p-pdf - Retro Futbol
Transkrypt
p-pdf - Retro Futbol
RetroFutbol Nr 3 2014 m a g a z y n pierwszy w polsce magazyn o historii piłki nożnej | www.rfbl.pl Piłka nożna na „Ziemi Niczyjej” temat numeru FC Santa Claus retro extra Czarna strona futbolu retro extra Ho! Ho! Ho! Czy wszyscy dostaliście już prezenty? W trzecim numerze Retro Futbol my także dla Was coś mamy! Szukajcie konkursu, w którym do wygrania będzie fenomenalna książka Pawła Gaszyńskiego – „Zanim powstała liga” . Piłka nożna na „Ziemii Niczyjej” temat numeru str 31 Ostatni taki sezon retro finale str 7 Ciekawy przypadek Briana Clough biografia str 13 „Cuju” oraz „Kemari” - witamy w Azji klasyk str 21 Na drodze do Budapesztu polska str 27 Anatomia cudu taktycznie str 40 Czarna strona futbolu retro extra str 45 Węzeł gordyjski retro str 50 FC Santa Rozpacz Brazyli - Mundial 1950 retrospekcja str 60 Claus RetroFutbol magazyn | str 2 retro extra str 4 Upadki wielkich klubów - czyli łza za przeszłością retro extra str 65 W tym numerze przeczytacie między innymi o rozejmie, który sprawił, że dwie wrogie armie porzuciły na chwilę swoją nienawiść i przekonania, aby... zagrać w piłkę. Dowiecie się również, jak rodziła się piłka nożna w Azji oraz jak przebiegał najsłynniejszy mecz w historii naszej piłki nożnej. Skoro jest najsłynniejszy, to wypadałoby jakoś zacząć, więc mamy tekst o pierwszym meczu naszej reprezentacji. Fani Premier League również znajdą coś dla siebie w tekście o charyzmatycznym Brianie Clough. Na koniec przedstawię Wam dwa smaczki: wiedzieliście, że w Finlandii powstał klub o nazwie FC Santa Claus? Zachęcam do ciekawej lektury! Warto również zapoznać się z historią Murzynów w futbolu; niestety, ich droga na szczyt nie była usłana różami. Jako że mamy czas świąteczny, chciałbym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia: wszelkiej pomyślności oraz powodzenia w życiu zawodowym i prywatnym, zarówno w kończącym się już roku, jak i w nowym 2015! I oczywiście kolejnych numerów Retro Futbol - tego życzymy Wam i sobie... Damian Bednarz redaktor naczelny str 3 | RetroFutbol magazyn retro extra fc Santa Claus Co roku o zbliżonej porze rodzice zastanawiają się, czy powiedzieć swoim pociechom, że Świętego Mikołaja nie ma. Dla czekających z utęsknieniem na ten jeden dzień w roku szkrabów może to być zburzenie całej dotychczasowej życiowej ideologii. Jak to nie ma? A kto przynosi prezenty pod choinkę? Może zamiast psuć dzieciom zabawę, warto zastosować pewien manewr i powiedzieć, że Święty Mikołaj już nie roznosi prezentów. Stworzył klub piłkarski i teraz jest pochłonięty od rana do wieczora, przez 365 dni w roku, wyłącznie futbolem. RetroFutbol magazyn | str 4 M yślicie pewnie, że znajdą się tacy, którzy w tę bajeczkę uwierzą. Ale zaraz, zaraz, jaką bajeczkę? Klub piłkarski Świętego Mikołaja to nie jest wytwór czyjejś wyobraźni. Klub FC Santa Claus istnieje naprawdę i ma się całkiem dobrze! Zgodnie z legendą jego siedziba mieści się w Laponii, a dokładnie w mieście Rovaniemi. Obecnie klub występuje na czwartym poziomie rozgrywek w Finlandii. W samym Rovaniemi Santa Claus ma dość silną konkurencję. Dominuje w tym mieście RoPS, czyli Rovaniemi Palloseura, który dawniej osiągał duże sukcesy w tamtejszym futbolu. W III lidze, określanej mianem Kakkonen - oprócz FC Santa Claus - występuje także klub o nazwie Lynx. Ciekawostką jest fakt, że wszystkie kluby rozgrywają mecze na stadionie Keskunketta, który może po- mieścić około 2,5 tysiąca kibiców. Skąd w ogóle wziął się klub Santa Claus? Powstał on w 1993 roku w wyniku połączenia Reipas Rovaniemi i Rovaniemen Lappi. Nowy twór od początku balansował na krawędzi III i IV ligi fińskiej, choć był moment, że mógł awansować na bezpośrednie zaplecze tamtejszej ekstraklasy. W 2010 roku „Mikołaje” wygrali swoją grupę w III lidze, lecz przegrali baraż o awans do wyższej klasy rozgrywkowej. W tym roku święta będą w klubie Santa Claus wyjątkowo udane, bowiem prezentem będzie upragniony powrót do III ligi. Sami piłkarze podchodzą do gry w tym klubie bardzo poważnie. Nie rozdają prezentów w postaci punktów, walczą tak, jak przystało na prawdziwych pasjonatów futbolu. Pasjonatów, bo Santa Claus jest klubem amatorskim. Zawodnicy na co dzień zajmują się nauką lub pracą zarobkową. Władze klubu też znają swoje miejsce w szeregu, ich celem jest odkrywanie i szlifowanie utalentowanych piłkarzy. – FC Santa Claus to poważny klub, który gra na wysokim poziomie i wyszukuje w okolicy utalentowanych zawodników, którzy mogliby w przyszłości grać w RoPS czy w innych czołowych klubach – mówi trener klubu z Laponii, Matti Hiukka. A więc jednak Santa Claus w pewnym sensie pełni rolę Mikołaja, przynosząc czasem w worku młodego, zdolnego piłkarza. str 5 | RetroFutbol magazyn Działacze i piłkarze rozumieją, że nazwa klubu zobowiązuje do robienia pewnego spektaklu. Czasem zdarza się, iż klub zorganizuje jakąś akcję marketingową lub na boisko z zawodnikami wyjdzie sam Święty Mikołaj. Takie show przyciąga na stadion najmłodszych kibiców, którzy chłoną futbol pełną piersią. FC Santa Claus pełni więc ciekawą rolę wśród mieszkańców Rovaniemi. Z tym klubem można się dobrze bawić nie tylko poprzez sport, ale także innego typu rozrywkę, kierowaną zarówno do dorosłych, jak i do najmłodszych mieszkańców miasta. Piłkarze w przebraniu elfów czy zapasy w śniegu ze Świętym Mikołajem to tylko część atrakcji, jakie można napotkać RetroFutbol magazyn | str 6 w klubie. Zdarza się nawet, że zimą odbywają się mecze futbolowe na zamarzniętej rzece. To dodatkowa atrakcja dla turystów, którzy w okresie zimowym chętnie przyjeżdżają do Rovaniemi. Jednak FC Santa Claus odgrywa nie tylko ważną rolę w lokalnym społeczeństwie. Klub znacząco wspiera też UNICEF. W ostatnich latach większość dochodu ze sprzedaży koszulek przekazano właśnie Funduszowi Narodów Zjednoczonych na Rzecz Dzieci. Może więc FC Santa Claus nie jest futbolowym potentatem i zapewne nigdy nim nie będzie. Ten klub ma coś, czego może pozazdrościć wiele mocniejszych ekip - jest wyjątkowy, oryginalny, a do futbolu podchodzi z ogromnym uśmiechem. rertro finale Ostatni taki sezon Jedna polska drużyna w finale Pucharu Zdobywców Pucharów, druga w półfinale Pucharu Europy (dzisiejszej Ligi Mistrzów). Trudno nam sobie wyobrazić, że nie jest to FIFA ani Football Manager. To ten prawdziwy świat. Legia została wyeliminowana przez Feyenoord, którego trenerem był legendarny Austriak – Ernst Happel, Górnik zaś dopiero w finale uległ Manchesterowi City, tocząc zacięty bój do samego końca. 1969/1970 to do dziś najlepszy polski sezon w europejskich pucharach. Możemy sobie zadać pytanie, czy dożyjemy chwili, kiedy uda się ten rekord poprawić. Grzegorz Ignatowski Fanatyk historii futbolu i związanych z nim ciekawostek. Pochłania wszystko od meczów ligi argentyńskiej Primera Division aż do ligi kostarykańskiej, o ile czas pozwala. Twierdzi, że oddycha futbolem i coś w tym jest, bo dzień bez piłki działa na niego jak brak świeżego powietrza. ElGreguito str 7 | RetroFutbol magazyn Trójmecz z AS Romą i rzut monetą na stadionie w Strasburgu przeszedł na stałe do historii polskiej piłki. Najśmieszniejsze jest to, że w kwestii rzutów karnych Europa była cywilizacyjnie za nami. Już w latach ’60 dochodziło w naszym kraju do serii jedenastek wyłaniających zwycięzcę. W 1964 roku PZPN postanowił uchwałą wprowadzić serię rzutów karnych w Pucharze Polski, w przypadku gdy dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia. A pierwsze przypadki serii jedenastek to rok 1965. Historyczni zwycięzcy: Urania Ruda Śląska, Star Starachowice oraz Unia Oświęcim. Jak zwykle dumni i przemądrzali Anglicy stwierdzili oczywiście, że to oni pierwsi zastosowali wariant z rzutami karnymi, w sierpniu 1970 roku, w meczu Manchesteru United z Hull City. Bo przecież 1970 był przed 1965. W europejskich pucharach te zasady nie obowiązywały. W spotkaniu wyjazdowym Górnik zremisował 1:1, przeciwstawiając się cattenacio trenera Helenio Herrery. Tylko w pierwszym meczu na listę strzelców nie wpisali się Włodzimierz Lubański i Fabio Capello. U siebie również po regulaminowym czasie na tablicy widniał taki wynik. Klęska była jednak wtedy blisko. Obrońca gości w końcówce spotkania w bezmyślny sposób sfaulował Gorgonia, a karnego z zimną krwią wykorzystał Lubański. Następnie, już w dogrywce, po golu Lubańskiego z ostrego RetroFutbol magazyn | str 8 kąta, Górnik wyszedł na prowadzenie. Jednak to nie był koniec. Francesco Scaratti w ostatniej minucie dogrywki strzałem zza pola karnego dał Romie wyrównanie, czym zapracował sobie na notkę w angielskiej Wikipedii. Wszyscy byli przekonani, że to koniec pięknej przygody. Trybuny w jednym momencie ucichły, zawodnicy Górnika się załamali. Sędziowie jednak podjęli decyzję, uszczęśliwiającą gospodarzy: - Bramki zdobyte w dogrywce się podwójnie nie liczą! - nastąpił nieoczekiwany wybuch radości i czekanie na trzecią batalię, na neutralnym gruncie – w Strasburgu. Najbardziej zadziwił mnie konkurs Przeglądu Sportowego, w którym do wygrania był wyjazd na imprezę sportową. Konkurs polegał na wytypowaniu czterech wyników – dwóch meczów Legii i dwóch Górnika. 23 kupony zawierały po 3 punkty, wobec czego zarządzono… losowanie. Niebywałe. Przecież kilka dni później to właśnie losowanie z pięćdziesięcioprocentową szansą zwycięstwa dało Górnikowi awans. W Strasburgu również wydarzyła się rzecz, którą dziadkowie do dziś opowiadają wnukom. Dwukrotna awaria oświetlenia omal nie sprawiła, że mecz został anulowany. Pierwsza awaria była krótka, ale druga trwała już prawie pół godziny. – Długa centra, Lubański i kto wie czy nie padła tam bramka, znów proszę państwa światło gaśnie. – komentator Ciszewski nadmiernie nadużywał sformułowania „proszę państwa”. Sprawdźcie to, gdy będziecie mieli okazję oglądać jakieś stare spotkanie. Weźcie długopis i spróbujcie liczyć. Po pięknej akcji Lubańskiego i kontrowersyjnym karnym dla Romy spotkanie w regulaminowym czasie znów zakończyło się wynikiem 1:1. Dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia i oto ostatni raz w historii europejskich pucharów o wejściu do kolejnej fazy decydował rzut monetą. – Orzeł czy reszka? – pytał komentator Ciszewski, który z nerwów zapomniał, że moneta miała kolor zielony i czerwony. Kapitan Oślizło wybrał stronę zieloną, nie dając szansy Capello na podjęcie decyzji, ponieważ, jak powiedział: – Czerwony mi się źle kojarzy – i dobrze zrobił. Kolor nadziei zapewnił Górnikom historyczny, jedyny polski finał. – Polska, Górnik! Brawo! Brawo! Proszę państwa, sprawiedliwości stało się zadość. Kochani chłopcy, macie jednak szczęście! – słysząc te słowa po dziś dzień przechodzą mnie ciarki, chociaż mecz znam jedynie z odtworzenia. „Po 330 minutach walki Górnik Zabrze w finale PZP” – to tytuł pierwszej strony Przeglądu Sportowego po dramatycznym spotkaniu w Strasburgu. Stefan Rzeszot pisał o sukcesie polskiego piłkarstwa pod względem propagandowym. kę treningową, wymieniając między sobą swobodnie piłkę. Mieli tylko problem w 1/4 z portugalską Academicą, jednak gol rezerwowego Tony’ego Towersa w 120. minucie pogrzebał nadzieje przyjezdnych. To czasy legendarnego trenera The Citizens – Joe Mercera, który do dzisiaj pozostaje najbardziej utytułowanym menadżerem w historii angielskiego klubu. Awansował do pierwszej dywizji, w której także zdobył mistrzostwo w sezonie 1967/68. Mistrzostwo to pozostawało ostatnim zdobytym przez Anglików, aż do czasów Roberto Manciniego i niebywałej końcówki spotkania z Queens Park Rangers, o którym to pewnie w przyszłym numerze Retro Futbol będą pisać nasi synowie. Joe Mercer zdobył też kilka innych trofeów, ale najcenniejszym jest właśnie to europejskie. A wpływ na wynik miało kilka istotnych czynników. Po pierwsze: Górnicy się rozluźnili. – Mówiono nam, że wszyscy są z nas dumni, więc nawet jeśli przegramy, to nic się nie stanie. No i trochę uszło z nas powietrze – tak Jan Banaś opowiadał w materiale Rzeczpospolitej. Po drugie: Obecność ukochanych. Na finał pozwolono pojechać żonom i narzeczonym. Wiedeń, zakupy z ukochaną, dekoncentracja – wiadomo. Inny świat, kraj nieskażony komunizmem, więc panie były wniebowzięte. Po trzecie: Łatwiejsza droga Czas regeneracji. Manchester City skończył ligowe zmagania 22 kwietnia, czyli w dniu, To Manchester City miał mniej wymaga- kiedy Górnik walczył o życie z Romą w trzejących przeciwników w drodze do finału. cim spotkaniu w Strasburgu. W półfinale rozprawił się gładko z Schalke, wygrywając 5:2 w dwumeczu. Na Maine Joe Mercer dał odpocząć swoim gwiazdom. Road: Alan Oakes, Colin Bell, Neil Young Nie grał Corrigan, Francis Lee i Colin Bell. czy Francis Lee zdawali się bawić w gier- Obywatele skupili się głównie na europejskiej str 9 | RetroFutbol magazyn arenie. Górnik miał jeszcze zaległe spotkania ligowe, ponieważ toczył boje z Romą, a liga w Polsce trwała prawie do końca czerwca. Tyle że w Anglii nie istniała w ogóle przerwa zimowa, a u nas trwała… cztery miesiące. W First Division grały aż 22 zespoły, w polskiej I lidze zaledwie 14. Według mnie to wszystko miało pośredni wpływ. Anglicy mogli „wypruć się” do końca, bo ligę mieli z głowy. Po czwarte: Angielska pogoda w trakcie meczu. Deszcz zimny jak lód – Niebiosa nam sprzyjały. To była nasza codzienna pogoda – przypominał sobie Tony Book, ówczesny kapitan. Hubert Kostka z kolei był wyraźnie niezadowolony. W kilku wywiadach wspominał o tym zimnym deszczu, który odebrał mu chęć do gry. – Nie chciało mi się nawet krzyczeć na kolegów, nie byłem w stanie kierować obrońcami. Anglicy posiadali swój sposób: – Mieliśmy w szatni Brandy, a kilku poszło w przerwie na papierosa – zdradził tajniki Tony Book w materiale do Rzeczpospolitej na czterdziestolecie finału. Po piąte: Zmiana szkoleniowca. Od meczu z Romą Górnik trenował Michał Matyas, który zastąpił na stanowisku Gezę Kalocsaya. Węgierski menadżer kochał piłkę, ale i piękne kobiety, co było zwiastunem nieszczęścia. W dzisiejszym świecie mediów określilibyśmy to nawet „seks aferą”. W każdym razie Matyas przestraszył się Anglików i w pierwszej połowie zdecydował się na taktykę defensywną, co przedstawiłem chociażby w porównaniu zachowań bocznych obrońców obu drużyn. A tak Górnik nie był przyzwyczajony grać. Oślizło upomniał się o zmianę taktyki dopiero po przerwie. Po szóste: Premie. Anglicy za wygraną mieli obiecane spore wynagrodzenie pieniężne. RetroFutbol magazyn | str 10 Oślizło natomiast usłyszał w gabinecie słowa: „Jak wygrocie to krzywdy wom się nie zrobimy”. Te zapewnienia raczej dodatkowo nie zmotywowały drużyny. Rozczarowanie frekwencją. Górnik pokonany W relacji Przeglądu Sportowego czytamy, że podczas lotu Kostka niezwykle spokojny czytał książkę, Szaryński wcinał jabłka, myśląc o tym, jak przechytrzyć Joe Corrigana, Gorgoń upodobał sobie kabinę pilotów, Lubański pół żartem, pół serio narzekał na ból ręki z racji rozdania ogromnej ilości autografów, natomiast Szołtysik opowiadał o swoim rytualnym goleniu brody co kilka dni. „Ponad 15 stacji telewizyjnych i ponad 100 dziennikarzy sportowych relacjonować będzie finał z Wiednia” – to tytuł zapowiadający walkę o puchar. Frekwencja miała sięgnąć 30 tysięcy. Nastąpiło jednak spore rozczarowanie, bo przez pogodę na trybunach zasiadło jedynie niecałe 8 tysięcy widzów. Żeby zagrzewać Górników do walki powstała nawet piosenka, którą wylansowali Skaldowie. Górnicy przylecieli szybciej i sporządzili swój szczegółowy plan treningowy. W całej Polsce, a głównie w Zabrzu, odbiorniki telewizyjne i radiowe były w pełnej gotowości. Po ulicach kręcili się tylko ci zupełnie niezainteresowani. A takich było niewielu. Wszyscy żyli finałowym meczem, a Jan Ciszewski mógł wyrabiać markę swojego nazwiska między innymi na sukcesach Górnika. Założenia taktyczne: Olek i Florenski (zawodnik, który jako pierwszy w Polsce stale wykonywał wślizgi) mieli indywidualnie przykryć Lee i Younga. Francis Lee jednak już w 12. minucie pokazał, że upilnować go nie jest łatwo. „Jesteśmy z wami, chłopcy Górnicy z Zabrza, żeby was śpiewem, chłopcy do boju zagrzać […] By Lubański miał na bramkę zryw szatański, żeby Kostka najtrudniejszym strzałom sprostał, by Latocha wiedział, za co się go kocha. Żeby Olek był bożyszczem wszystkich Polek, by z Oślizłą każdy atak się rozgryzło.” Uciekł Olkowi, złamał z lewej strony do środka i silnym strzałem zaskoczył Kostkę. Bramkarz Górnika zdołał „wypluć” piłkę przed siebie, a tam dopadł do niej Neil Young, który z kolei uciekł… Stefanowi Florenskiemu. Tony Book i Glyn Pardoe jako boczni obrońcy włączali się do akcji ofensywnych zdecydowanie częściej niż obrońcy Górnika. To stwarzało przewagę liczebną i pozwoliło Alanowi Oakesowi na swobodne rozgrywanie i większą możliwość wyboru. Tego dnia Oakes był bardzo dobrze dysponowany. Po straconej bramce Górnik ruszył do większej ofensywy, jednak, cytując Przegląd Sportowy: „Wszystko kończyło się na Wilczku. Rozgrywał akcje bezproduktywne i kręcił się wokół własnej osi, a nawet osłabienie przeciwnika nie przegnało z niego skłonności do kunktatorstwa”. Powiem szczerze, że taka bura w kierunku jednego zawodnika jest według mnie nieuzasadniona. Nie zauważyłem, żeby Wilczek był w tym meczu nadzwyczaj fatalny, a jeśli już w gazecie codziennej ludzie przeczytali takie słowa, to byli skłonni całą winę zrzucić na biednego Erwina. Nie każdy jest bowiem wnikliwym obserwatorem. Dzisiaj z opinią komentatora możemy się nie zgodzić. Łatwo jest znaleźć kontrargumenty. Wystarczy wyszukać statystyki z whoscored lub fourfourtwo. Kiedyś takich luksusów nie było; wiedza tłumu opierała się na sprawozdaniach dziennikarzy. Stwierdzenie „kręcił się wokół własnej osi” niepodparte żadnymi argumentami dzisiaj by nie przeszło. I dobrze, bo szkoda Wilczka. W 42. minucie fatalny, dziecinny błąd popełnił kapitan Zabrzan – Stanisław Oślizło. Francis Lee odebrał mu piłkę, wychodząc sam na sam z Hubertem Kostką. Bramkarz Górnika był zmuszony faulować napastnika The Citizens i z impetem zagrodził mu drogę. Dziś w tej sytuacji otrzymałby ewidentną czerwoną kartkę. Wtedy takie zasady nie obowiązywały i Polak miał szansę rehabilitacji, próbując obronić karnego. Tak się jednak nie stało. Śliska piłka niefortunnie przedarła się pomiędzy nogami Kostki i wpadła do bramki. 2 do 0. „Doskonale grający do tej pory Oślizło” też jest pewną manipulacją. Bo przecież popełnił tylko jeden błąd, a taki był „doskonały”. Tym barstr 11 | RetroFutbol magazyn dziej żal Wilczka, który został tym sprawozdaniem zmieszany z błotem. Oślizło jednak poniekąd odkupił swoje winy, wyręczając własnych napastników w 68. minucie, dając Górnikom nadzieję na korzystny rezultat. Na tablicy mieliśmy wynik 2:1. Zryw podopiecznych trenera Michała Matyasa nie dał wyrównania. Anglicy zaprezentowali chłodne głowy i, wykorzystując ówcześnie panujące przepisy, podawali do Corrigana najczęściej jak się dało. Puchar Zdobywców Pucharów trafił w ręce kapitana City, Tony’ego Booka, który niedługo objął posadę szkoleniową Manchesteru City. Tony Book uniósł w górę puchar, będąc ochranianym w tym momencie przez… parasolkę. Zupełnie tak, jakby rozpadało się dopiero w tym momencie. To właśnie Book, będąc trenerem, skreślił Kazimierza Deynę. I w 1976 roku, już jako trener, wygrał Puchar Ligi, czyli trofeum, na którym na dobre zakończyły się czasy panowania Manchesteru City. Wszystko trwało ponad 30 lat. W 2011 roku za Górnik zemścił się poznański Lech, który sensacyjnie rozprawił Bardzo miły jubileusz się z Anglikami w Lidze Europy, wygrywając 3:1 przy Bułgarskiej. Z okazji czterdziestolecia finału, w kwietniu 2010 roku, Górnik Zabrze zorganizował bankiet. Ze Szwajcarii przyjechał Jerzy Gorgoń, z Niemiec Zygfryd Szołtysik i Stefan Florenski, z Francji zaś Erwin Wilczek. Zapewniono nocleg i wyżywienie, a przed meczem ze Zniczem Pruszków odbyła się prezentacja legendarnych finalistów. Manchester City odpowiedział na zaproszenie i wysłał w delegację dwie legendy klubu – Mike’a Sumerbee, obecnego ambasadora RetroFutbol magazyn | str 12 Manchesteru City, który w finale nie wystąpił z powodu urazu, i Tony’ego Booka, czyli kapitana w spotkaniu z 1970 roku, szefa klubu kibica Manchesteru City. Na oficjalnej stronie Manchesteru City pojawił się wówczas filmik, na którym dwaj Anglicy zwiedzają miasto, degustują polskie jedzenie i oglądają spotkanie Górnika. Trudno mi uwierzyć, że było to 4 lata temu, bo doskonale pamiętam mini-relację ze spotkania czterdziestolecia finału w Zabrzu. Dziś niestety nie potrafię odnaleźć tego filmiku, a oficjalny YT zawiera najstarsze materiały sprzed 3 lat. Przed jubileuszem Stanisław Oślizło powiedział dla oficjalnej strony Górnika Zabrze takie słowa: - Zapamiętałem święcące pustkami trybuny. Austriaków ten mecz nie interesował, przyjechało tylko trochę Anglików i dwa autokary z Zabrza z naszymi żonami oraz kilkoma działaczami partyjnymi. Kiedy teraz oglądam mecze Ligi Mistrzów, to zazdroszczę obecnym piłkarzom tych tłumów na trybunach. Frekwencja ostatniego spotkania z pewnością była frustrująca. Aż nie chce się wierzyć, że na stadionie w Chorzowie rewanż z Romą oglądało aż 90 000 widzów – czyli ponad 10 razy więcej niż w Wiedniu. Może trzeba było u nas zrobić finał? Patryk Idasiak Student trzeciego roku dziennikarstwa w Szczecinie. Wierny, ale obiektywny kibic Manchesteru City, zakochany w pieniądzach Szejka Mansoura. Czasami napisze coś do portalu czasfutbolu.pl. PatrykIdasiak biografia Ciekawy przypadek Briana Clougha Drogi Czytelniku „Retro Futbol”, na wstępie poproszę Cię o to, abyś wyobraził sobie pewną sytuację. Jesteś trenerem i szukasz angażu w jednym z angielskich klubów. Twoje CV jest ubogie, chociaż ludzie jeszcze pamiętają Cię z czasów, kiedy w miarę dobrze kopałeś w piłkę. Z racji tego, że rodzinę trzeba za coś wyżywić, a innych ofert nie ma, przyjmujesz posadę w klubie z dolnej części tabeli Championship (II liga) — niech będzie to na przykład Rotherham. W ciągu kilku sezonów wchodzisz ze swoimi zawodnikami na szczyt Premier League. Następnie bierzesz w opiekę inny klub z drugiej ligi, po raz kolejny tworzysz z niego jeden z najlepszych w Anglii i do klubowej gabloty z pucharami dokładasz jeszcze dwa puchary Ligi Mistrzów. Piękne marzenie, prawda? str 13 | RetroFutbol magazyn W dzisiejszych czasach taka historia nie miałaby racji bytu. W angielskim futbolu, przesiąkniętym już na dobre petrodolarami, liczą się gwiazdy, umowy sponsorskie i to, że jakiemuś piłkarzowi nie złożono życzeń z okazji urodzin i jest mu z tego powodu bardzo źle. Na dobrą sprawę jedyna okazja do tego, żeby napisać podobną opowieść o piłkarskim Kopciuszku, który wchodzi na szczyt, to spędzenie kilku wieczorów z grą z serii „Football Manager”. Choć dziś takie marzenie jest praktycznie nie do spełnienia, to w latach 70. ubiegłego wieku żył człowiek, który znalazł się we właściwym miejscu i we właściwym czasie. W ciągu dekady dokonał tego, co dziś możemy włożyć między bajki. Z drużynami, które prowadził, osiągał to, o czym dzisiaj marzą prawdopodobnie wszystkie zawodowe, półzawodowe i amatorskie kluby w Europie. Brian Clough — jeden z najlepszych angielskich szkoleniowców w historii. Cyniczny, kontrowersyjny i piekielnie inteligentny — Jose Mourinho czy Louis van Gaal mogliby brać u niego korepetycje. „Piłkarz, menedżer, ekspert, celebryta, dobry mąż i ojciec, psycholog” — takimi słowami zaczyna się historia Briana Clougha w jednym z filmów dokumentalnych poświęconych jego osobie. Sam siebie określił kiedyś słowami: Nie powiedziałbym, że byłem najlepszym menedżerem w historii. Ale byłem w czołowej jedynce. Człowiek, który, jak każdy, miał wzloty i upadki. W dzisiejszych czasach nieco zapomniany. Pamięta się o nim głównie w dzień, w którym przypada rocznica jego śmierci. Jedna z postaci w historii piłki nożnej, którą każdy szanujący się kibic powinien znać. RetroFutbol magazyn | str 14 Piłkarskie początki Briana Clougha Urodził się w Middlesbrough w 1935 roku. Przez większość swojej kariery piłkarskiej Brian Clough związany był właśnie z lokalnym zespołem. Najpierw w latach 19511953 grał w drużynach juniorskich, a w okresie 1955-1961 w kadrze seniorów. Był niezwykle bramkostrzelnym napastnikiem i w ciągu sześciu lat zdobył dla „Boro” 197 goli w 213 meczach. W 1961 roku przeszedł do Sunderlandu, a trzy lata później, w wieku 29 lat, zmuszony był przerwać karierę piłkarską wskutek kontuzji kolana. Jak na ironię, najlepszy okres jego życia zaczął się właśnie w tym momencie, kiedy to poświęcił się bez reszty pracy szkoleniowca. „Nie od razu Rzym zbudowano. Ale to nie ja otrzymałem tamtą robotę.” W 1965 roku został trenerem Hartlepool. Tam poznał swojego najlepszego przyjaciela i współpracownika — Petera Taylora. Ze swoim pierwszym w karierze trenerskiej klubem nie osiągnął jednak za wiele i w dwa lata później znalazł się na stanowisku głównodowodzącego zespołem Derby County. „Barany” okupowały w tamtym czasie drugą ligę dziesiąty sezon z rzędu i w momencie objęcia posady menedżera przez Clougha, nic nie zapowiadało jeszcze zmiany na lepsze. Jednak ku zdziwieniu wszystkich, sezon 1968/69 zakończył się dla Derby County dwudziestoma dwoma meczami bez porażki i awansem do angielskiej ekstraklasy. W pierwszym sezonie, w od dawna upragnionym First Division (obecnie Premier League), „Barany” pod wodzą Briana Clougha od razu przypuściły szturm na mistrzostwo, jednak beniaminek zakończył rozgrywki „dopiero” na czwartym miejscu. Kolejny sezon przyniósł miejsce dziewiąte, a w następnym, 1971/72, stała się rzecz nieprawdopodobna. Derby County, do niedawna jeszcze prowincjonalna drużyna tułająca się po dolnej części drugoligowej tabeli, zdobyła tytuł Mistrza Anglii, zostawiając za sobą ówczesne potęgi Leeds i Liverpool! Choć w kolejnych sezonach piłkarze z Derby nie powtórzyli już tego sukcesu, Clough dotarł z nimi do półfinału Pucharu Europy (1972/73, obecnie Liga Mistrzów), gdzie ulegli dopiero Juventusowi Turyn. „Rozmawialiśmy o tym przez 20 minut, a następnie decydowaliśmy, że to ja mam rację.” Powyższy cytat, pochodzący oczywiście z ust Briana Clougha, świetnie obrazuje jego podejście do innych. Był cyniczny i pewny tego, co robi. Nie potrzebował porad od innych i nie zadowalał się półśrodkami. str 15 | RetroFutbol magazyn foto RetroFutbol magazyn | str 16 1988 rok. Mecz pomiędzy Wimbledonem i Newcastle w Pucharze Anglii. Legendarne zdjęcie, w którym największy boiskowy brutal w historii piłki nożnej – Vinnie Jones z premedytacją ściska Paula Gascoigne’a w jego wyjątkowe miejsce prywatności. Wykonane przez Monte Fresco - wybitnego fotografa Daily Mirror, związanego str 17 | RetroFutbol magazyn z tą gazetą od 1958 roku. Od przegranego półfinału z włoską drużyną zaczął się burzliwy okres jednego z najlepszych angielskich menedżerów. W 1973 roku mocno krytykował włodarzy „Baranów”, Angielską Federację i trenerów innych drużyn. Clough i jego asystent Peter Taylor złożyli ostatecznie rezygnację z funkcji szkoleniowców Derby w październiku 1973 roku. W tym samym miesiącu Brian dał się poznać kibicom w Polsce, jednak z bardzo nieprzyjemnej strony. 17 października, przy okazji meczu Polski z Anglią na Wembley, był on gościem jednej z brytyjskich telewizji. Po spotkaniu nazwał bohatera tego meczu, Jana Tomaszewskiego, „clownem”. W następnym dniu była to trzecia najszerzej komentowana przez polską prasę sprawa w związku ze „zwycięskim remisem” — zaraz po samym wyniku i niewyemitowaniu przez realizatora powtórki sytuacji, w której sędzia podyktował rzut karny dla Anglików. Między innymi Paweł Hęciak z londyńskiego „Tygodnia Polskiego” napisał o nim: Cóż, możemy tylko stwierdzić, że Brian Clough już nigdy nie odzyska zaufania wśród polskiej publiczności. Myślę, że jego niejednokrotnie prowokacyjne wypowiedzi nie ułatwią mu zajęcia miejsca po Ramseyu [ówczesnym szkoleniowcu reprezentacji Anglii]. I faktycznie w tamtym czasie Brian Clough był przymierzany do objęcia posady selekcjonera „Synów Albionu”, jednak być może właśnie ten gorszy okres w jego karierze zadecydował o tym, że angaż dostał jego rywal - Don Revie z Leeds United. Clough natomiast, dopiero po wielu latach, został przez RetroFutbol magazyn | str 18 sporą część ekspertów i kibiców uznany „najlepszym menedżerem, którego reprezentacja Anglii nigdy nie miała”. „A imię jego będzie czterdzieści i cztery.” — A. Mickiewicz Po odejściu z Derby County Brian Clough na krótko został trenerem Brighton, a następnie na jeszcze krócej w utytułowanym klubie Leeds United. Jego przygoda z „The Whites” trwała zaledwie 44 dni. Clough chciał wprowadzić zespół Leeds w nową erę, przyćmiewając tym samym ponad dekadę pełną sukcesów pod wodzą poprzednika, wspomnianego już Don Revie, który otrzymał angaż na stanowisku selekcjonera reprezentacji Anglii. Wychodząc na pierwszy trening, przywitał ówczesne gwiazdy angielskiej ekstraklasy słowami: Możecie wyrzucić wszystkie swoje medale, bo nie były zdobyte uczciwie. Ta sentencja z pewnością oddaje styl pracy Clougha z piłkarzami, dla których Revie był niejako ojcem. O tych nieszczęsnych czterdziestu czterech dniach opowiada jeden z najlepszych filmów o tematyce sportowej — „The Damned United”. W tym momencie chciałbym gorąco zachęcić do obejrzenia go tym pasjonatom piłki nożnej, którzy jeszcze go nie widzieli. Próżne tu moje rozpisywanie się, skoro obraz wyrazi więcej niż tysiąc słów. Film nawiązuje również do pracy Clougha w zespole Derby County i stanowi niejako biografię, choć niepełną, jednego z najlepszych angielskich menedżerów. Piłkarskie Himalaje Po niezwykle krótkiej przygodzie w Leeds Brian Clough przyjął posadę menedżera Nottingham Forest w styczniu 1975 roku. Na dobrą sprawę powtórzył historię z czasów pracy w Derby i dodatkowo poszerzył ją o nowe rozdziały. Wyciągnął „Tricky Trees” z drugiej ligi na salony i już w pierwszym sezonie po awansie, 1977/78, jego drużyna wygrała zarówno ligę, jak i Puchar Ligi. W kolejnym, mimo iż ekipa z Nottingham zajęła drugie miejsce w lidze za Liverpoolem, Brian Clough przebił swój wyczyn z czasów pracy w Derby. Nie tylko dotarł do półfinału Pucharu Europy, ale i jego drużyna sięgnęła po tytuł, pokonując w finale Malmo 1:0. A co zrobiła rok później (sezon 1979/80)? Obroniła tytuł najlepszej drużyny w Europie, w finale ogrywając Hamburger SV 1:0. Clough dokonał czegoś nieprawdopodobnego, a zarówno dla kibiców z Nottingham, jak i piłkarzy oraz włodarzy klubu, to było jak sen. Marzenie każdej drużyny w Europie spełniło się właśnie im i to dwukrotnie, a architektami sukcesu byli Clough oraz jego najlepszy przyjaciel i asystent, Peter Taylor, o którym ten pierwszy powiedział kiedyś: Jestem szybą w witrynie sklepowej, a Taylor jest towarami, które za nią stoją. „Nie wysyłajcie mi kwiatów, kiedy umrę. Jeśli mnie lubicie, wyślijcie je teraz, gdy żyję.” Brian Clough pracował w klubie aż do 1993 roku i choć nie odniósł po zdobyciu drugiego Pucharu Europy tak wielkich sukcesów jak przedtem, to i tak zapisał się na kartach historii angielskiej piłki jako człowiek od zadań niemożliwych. Jako menedżer, który wyciągał zespoły z kryzysów i doprowadzał je na sam szczyt. Po zakończeniu kariery trenerskiej często pełnił rolę eksperta w telewizji, a także pisał dla brytyjskich gazet. Zmarł we wrześniu 2004 roku w Derby po długiej walce z rakiem. Co ciekawe, syn Briana, Nigel, był piłkarzem „Tricky Trees” str 19 | RetroFutbol magazyn klasyk za panowania swojego ojca w klubie. Przez fakt, że może i nie stworzyli nigdy drużyny cztery lata z rzędu, w latach 2009-2013, był złożonej z gwiazd, które byłyby hegemonem na kilka sezonów z rzędu, ale mimo to menedżerem Derby County. potrafili osiągać sukcesy tak w Anglii jak „Kiedy odejdę, Bóg będzie mu- i w Europie, dzięki własnej wizji zespołów, siał zwolnić swoje ulubione które prowadzili. krzesło.” O Brianie Cloughu nakręcono film, postawiono mu pomniki w Middlesbrough, Derby i Nottingham, a drogę łączącą dwa ostatnie wymienione miasta nazwano „Brian Clough Way”. Jego osobie poświęcono niejedną już książkę i film dokumentalny. Człowiek-legenda. Można go było lubić lub nienawidzić, jednak nie można było przejść obok niego obojętnie. Historia Briana Clougha pokazuje, że bardzo ważną osobą był Peter Taylor, który najczęściej pozostawał w cieniu charyzmatycznego przywódcy. Nie pracowali oni zawsze razem (np. w Leeds) i zwykle wtedy Clough nie do końca potrafił sobie poradzić. Tym, co trzeba przyznać temu duetowi to RetroFutbol magazyn | str 20 Paweł Wilamowski Dumny z bycia humanistą. Z wykształcenia nauczyciel i badacz dziejów minionych, z pasji historyk sportu, ze szczególnym uwzględnieniem piłki nożnej. Nie istnieje dla niego temat, którego by nie podjął. Jego wymarzone miejsce do życia? Odległe Wyspy Owcze lub włoska Toskania. „Cuju” oraz „Kemari” - witamy w Azji Kultura azjatycka i jej spuścizna jest jedną z najbardziej fascynujących rzeczy ówczesnego świata. W tym momencie można by wymieniać po kolei każdy aspekt sztuki, filozofii, religii kończąc na aspektach turystycznych. Awangardowy Pekin, niezależny Hongkong, życie w chmurach Szanghaju. Wielu Azja pochłania bez reszty. Buddyzm, który mówi nam, jak cieszyć się każdą sekundą życia, starożytne Carpe Diem. Jest to miejsce na świecie, które potrafi omamić swoim pięknem, potrafi ukraść nasze serce, jednak jednocześnie potrafi szokować, przerazić. Mówi się, że jeśli czegoś nie wynaleziono, to na pewno wymyślili to już Chińczycy, Japończycy bądź inni mieszkańcy azjatyckiego zakątka świata. Piłka Nożna? Ależ oczywiście. Witam w świecie „Cuju” i „Kemari”. P Wilu Franta Maier (z prawej strony z piłką) str 21 | RetroFutbol magazyn P iłka Nożna dla większości wydaje się nieodległym wynalazkiem, jednak czy ktoś by pomyślał, że w zalążki tej dyscypliny grano już na przełomie 3 i 2 wieku przed naszą era? Wątpię, przyznam się szczerze, że nie miałem o tym bladego pojęcia. Pierwsze wzmianki o „Cuju” mają swoje miejsce podczas tak zwanego „Okresu Walczących Królestw”, a zostały one zawarte w „Zhanguo Ce („Intrygi Państw Walczących”)”, to jest w zbiorze opowieści o wydarzeniach tegoż okresu, dotyczącego państwa „Qi” (obecnie prowincja Szantung). Czym początkowo była ta gra? Miała ona służyć doskonaleniu wytrzymałości wojowników, mówiąc w uogólnieniu „Cuju” było częścią intensywnych zajęć fitness dla oddziałów zbrojnych. Ciekawostką jest również to, iż odmian tejże gry było tyle, ile w ówczesnych czasach było większych miejscowości, jedną z nich było Linzi. Prawdziwa eksplozja popularności „gry dla wojskowych” nastąpiła podczas panowania dynastii Han, a miało to miejsce w latach 206 r.p.n.e. do 220 r.n.e. Wtedy to w „Cuju” zaczęły grać elity, dodatkowo gra zyskała niesamowitą popularność wśród niższych klas społecznych. Mówi się, że władca z dynastii Han, mam tu na myśli Wu Di kochał sport, to głównie dzięki jego osobie zasady tejże gry zostały sformalizowane. Zwyczajowo mecze odbywały się, co ciekawe w pałacu cesarskim. Na tę okazję specjalnie tworzono boiska zwane „Ju chang”. Boisko zawierało w sobie aż sześć bramek w kształcie półksiężyca na każdym rogu. Gra stawała się coraz bardziej popularna. Zyskiwała uznanie wśród uczonych i intelektualistów. Zaczęto również selekcjonować zawodników, jeśli ktoś nie posiadał odpowiednich kwalifikacji, mógł w przyszłości zostać co najwyżej arbitrem. Kolejnym świetlanym okresem dla gry były lata 960-1279 naszej ery. W okresie gwałtownego rozkwitu gospodarki, poprawy życia społecznego oraz wzrostu znaczenia państwa gra stawała się coraz popularniejsza. Po raz pierwszy w historii została uznana jako swego rodzaju rozrywka narodowa, do której dostęp miała każda klasa społeczna. Coraz częściej wiele osób traktowało „Cuju”, jako środek dochodowy oraz świetne miejZ czasem gra stawała się coraz popular- sce na dodatkowe zarobienie waluty. W tym niejsza. Podczas panowania dynastii Tang, okresie zaczęto również traktować grę jako w stolicy większość pól przekształcano na arena handlowa. place do gry w „Cuju”. Praktycznie każde podwórko większej rezydencji posiadało co Zmiany nie ominęły również zawodnik ponajmniej jeden plac do gry. Często spotyka- siadających miano profesjonalisty. Ci byli nym obrazkiem były również boiska w pała- szkoleni od początku na dworze cesarskim, cach cesarskich. Czy jednak gra wymiera- dopiero po ukończeniu treningu, sportowiec ła? Nie było takiej możliwości, od początku mógł wystąpić w spotkaniu. Zespoły skłapowstania „Cuju” było tradycją wojskową. dały się wtedy z jednego profesjonalnego Żołnierze, którzy należeli do armii cesar- zawodnika oraz reszty. W tym okresie rówskiej bardzo często tworzyły zespoły do gry, nież zdecydowano z wszelkiej ilości bramek, pozostawiono jeden cel na środku boiska. a same występy służyły uciesze władcy. Sport ten był stale rozwijany. Kolejną ekspansję rozgrywek odnotowano w latach 618-907 n.e. Jednak wtedy nastąpiły również istotne zmiany. Piłkę wypełnianą zwierzęcym pierzem zastąpiono piłką, zawierającą w sobie powietrze, natomiast wytwarzana ona najczęściej było ze grubej skóry zwierzęcej, tudzież z dwuwarstwowego drewna. Wprowadzono również pewne zmiany dotyczące bramek. Pierwszym typem była bramka złożona z dwóch słupków i sieci między nimi. Natomiast druga bramka była nieco dziwniejsza, ponieważ znajdowała się na środku boiska z jednym celem pomiędzy słupkami. Gra była coraz popularniejsza również w środowisku kobiet, które do tej pory rzadko angażowały się we wszelkie wydarzenia publiczne. Jak również wiadomo, każda historia ma swoją legendę, nie inaczej było w przypadku „Cuju”. Wedle zapisków w połowie dziesiątego wieku naszej ery 17-letnia zawodnicza, sama ograła zespół złożony z praktycznie najlepszych wojskowych. RetroFutbol magazyn | str 22 Przyszła kolej chyba na to, co wszyscy chcieli by wiedzieć, czyli z czym jadła się gra w „Cuju”. Wedle podań historycznych istniały dwie główne odmiany: „zhuqiu” oraz „baida”. Pierwsza odmiana miała głównie miejsce podczas obrzędów świąt państwowych, z okazji urodzin cesarza bądź podczas wydarzeń dyplomatycznych. W tej odmianie na przeciwko siebie stawały dwa zespoły złostr 23 | RetroFutbol magazyn żone z 12 bądź 16 zawodników każda. punktów. „Baida” stała się natomiast dominującym stylem podczas panowania dynastii „Song”. W tymże stylu łączono ogromną wagę umiejętności indywidualnych, co zapewne wielu zdziwi, zdobywanie bramek spadło tutaj na drugi plan. Piłkę rozgrywano pomiędzy zawodnikami biorącymi udział w grze, pole gry było zamknięte, to jest było otoczone swego rodzaju nicią, której nie wolno było przekroczyć. Następnie piłkę podawano wedle wcześniej ustalonych limitów. Jednak jak wiadomo, nic nie trwa wiecznie. „Cuju” na znaczeniu zaczęła tracić w czasie panowania dynastii „Ming”, czyli w latach 1368-1644. Z czasem grę coraz bardziej zaniedbywano, tak ponad 2000-letnia tradycja umierała. Zapewne wiele osób zapyta siebie czy istniały profesjonalne zespołu „Cuju”, bądź czy tworzono swego rodzaju ligi. Oczywiście, że tak. W dziesiątym wieku istniała między innymi liga „Qi Yun She (齐云社)”, która zrzeszała zespoły z największych chińskich miast. Lokalnymi członkami „Cuju” byli zwykli miłośnicy bądź profesjonalni zawodnicy tejże dyscypliny. Dla zainteresowanych, którzy chcieli zajmować się w życiu głównie „Cuju” tworzono specjalne ośrodki treningowe oraz instruktorów, których oczywiście trzeba było opłacić. Proces ten niejako przypomina współczesne Akademie bądź ośrodki treningowe. Korzyści odnosiły wszystkie strony. Takie zasady nie panowały jedynie podczas panowania dynastii „Tang”. „Qi Yun She” była odpowiedzialna również za organizowanie corocznych mistrzostw kraju, znanych jako „Shan Yue Zheng Sai - 山岳 正 赛”, to znaczy igrzyska obowiązkowe. 齐 云 社 O zwycięstwie decydował tutaj kolejny, dla wielu dziwny aspekt, o zwycięzcy decydowała liczba fauli. Przykładowo, jeśli piłka nie została podana na odpowiednią odległość, aby mógł do niej dotrzeć kompan z zespołu, tej drużynie był odejmowany punkt. Jeśli piłka została wybita zbyt daleko, skutkowało to znacznym odjęciem punktów, co bardzo często skazywało zespól na porażkę. Jak jeszcze można było stracić punkty? Kopiąc piłkę zbyt nisko, poprzez obrót w nieodpowiednim momencie. Może się to wydawać skomplikowane i owszem w rzeczywistości odmiana „Baida” było jedną z najtrudniejszych gier ówczesnego świata. Gracze natomiast mogli grać używając dowolnej części ciała, poza rękoma. O zwycię- Przy okazji omawiani „Cuju” nie wolno zastwie tym samym, reasumując wcześniejsze pomnieć o japońskim „Kemari”. Był to sweprzykłądy decydowała jak najwyższa liczba go rodzaju uroczysty sport wprowadzony RetroFutbol magazyn | str 24 w życie ponad 1400 lat temu i jest on zakorzeniony głęboko w „Cuju”, jednak przez lata ewoluował. Dla zobrazowania jak mogło wyglądać „Kemari” przytoczę zapis z 20 marca 905 roku, gdzie w Kioto odbywały się uroczyste zawody. Odnotowano tam podbijanie piłki 206 razy bez przerwy. Więc „Kemari” łączyło w sobie nie tylko tradycyjne pojęcie gry w piłkę nożną, lecz również elementy współczesnego freestylu. Gra odbywała się na płaskim placu, najczęściej na placu urzędu o nazwie „Mari-Nawa”. Na każdym rogu były osadzone cztery drzewa, które miały po około siedmiu metrów wysokości. Tradycyjne drzewa mogły być również zastąpione przez krzewy bambusowe, które osiągają znaczne rozmiary. W rozgrywce formalnie uczestniczyło osiem osób, a o samym wyglądzie „Kemari” decydowało wiele przepisów i oby- czajów. Przykładowo gra powinna być prowadzona na jak najniższym poziomie, mówiąc dosadnie na styku z podłożem, prowadząc piłkę, uwaga, tylko prawym palcem u lewej stopy i symetrycznie, lewym palcem i prawej stopy. Piłki nie wolno było odbijać żadną inną partią tejże części ciała. „Kemari” niosła także za sobą aspekt spirytualny. Swoisty „Duch Kemari”, nazywany „Kiku-Dou, przedstawiał wartości, jakie każdy powinien wynosić z gry. Głównym założeniem było, iż nie ma ani przegranych, ani wygranych, celem jest tej doktryny było utrzymanie piłki w powietrzu tak długo, jak to było możliwe. Tylko prawdziwie uzdolnieni mogli być w pewien sposób stworzeni do tej gry, przywiązywano im pewien pierwiastek boskości, który pozwalał im wznosić się na wyżyny swoich możliwości. Jednak „Kemari” w przeciwieństwie do „Cuju” nie doczekała się swoistej formalizacji. Ta dyscyplina str 25 | RetroFutbol magazyn polska była akceptowaną uroczystością, tudzież sporadyczną rozrywką w wielu okresach, w wielu klasach społecznych, starano się rozprzestrzenić „Kemari” na całą Japonię, jednak to się nie udało. Po 1860 pojawiło się widmo całkowitego zaniknięcia tradycji „Kemari” związane z „Restauracją Meiji”. Był to przełom w ustroju władzy, który dokonał się w Cesarstwie Japońskim w 1868 roku, kiedy to ówczesny Cesarz Mutsuhito uzyskał pełnię władzy w państwie. 6 kwietnia 1868 r. Mutsuhito ogłosił tak zwaną przysięgę cesarską. Zapowiedział w niej przeprowadzenie w kraju głębokich reform. Jednocześnie przeniósł stolicę z Kioto do Edo, któremu nadał nową nazwę Tokio. Tyle w kwestiach historycznych. Tym samym „Kemari” stała się sportem niechcianym, którzy w pewnym stopniu uważano za uwłaczający, głównie wobec wpływów wschodnich. Jednak, ku szczęściu tradycji japońskiej „Kemari” udało się uratować, Cesarz Meiji (Mutsuhito) powołał w 1907 roku powołał do życia pierwszą skonsolidowaną organizację „Kemari”, ciekawostką jest również, iż o ile wcześniej wpływy wschodnie nie zniszczyły tej tradycji, o tyle tym razem RetroFutbol magazyn | str 26 Na drodze do budapesztu ją uratowały. Zgłębianie się w kulturę azjatycką jest niezwykłą przygodą, a odkrywanie tychże tradycji może doprowadzić do wspaniałych odkryć, dokładnie tak jak w moim przypadku. Nigdy wcześniej nie spotkał się z tymi dwiema dyscyplinami, wiele osób tkwi tak naprawdę w schemacie europejskim. Mówi się, że jeśli czegoś jeszcze nie wynaleziono, to z całą pewnością wymyślili to Chińczycy. Nic bardziej mylnego. Pisząc ten tekst chciałem przybliżyć czytelnikowi historię „Cuju” i „Kemari”. Nie będę robił z siebie jakiegoś eksperta w tej dziedzinie, a jeśli takowy przeczyta ten tekst, mam nadzieję, że nie rzuci się na mnie z siekierą. Warto odkrywać, warto mówiąc swojsko pakować nos wszędzie, gdzie można wywęszyć coś ciekawego. Paweł Klama Niepokorny kibic Manchesteru United, student Prawa. Nie boi się ostrego słowa i surowej krytyki. Miłośnik angielskiej piłki, archeolog historii, krnąbrny brodacz. Nie unika ciężkich tematów, kocha dyskusje. Klamecki MUFC R eprezentacja Polski obecnie uchodzi wręcz za dobro narodowe i bezdyskusyjnie od dziesięcioleci przyciąga największą uwagę z każdej strony - zwykłych kibiców, dziennikarzy i ważnych decydentów, którzy potrafią przy okazji sportowych uniesień zbijać swój polityczny kapitał. kacji. Rozegrano wówczas wiele spotkań między poszczególnymi klubami w ramach II Mistrzostw Polski, a zwieńczeniem tego początkowego etapu rozwoju futbolu w ciągle nowym państwie na mapie Europy powinna być wówczas kadra złożona z najlepszych piłkarzy w kraju. W tym wszystkim pewną komplikację stanowiła sytuacja, w której Polski Związek Piłki Nożnej dopiero starał się o przyjęcie w poczet członków FIFA, a w świetle prawa narodowe związki należące do międzynaMiała być Austria, rodowej federacji nie mogły rywalizować z krajami są Węgry niezrzeszonymi. Dodatkowo polski futbol nie posiadał jeszcze na arenie europejskiej na tyle odpoZbudowanie piłkarskiej reprezentacji wiedniej renomy, która pozwalałaby na zwrócenie nie było łatwym przedsięwzięciem po- uwagi ze strony krajów lepszych przede wszystmimo faktu, iż w 1921 roku rozgrywki kim pod względem sportowym. o mistrzostwo Polski po raz pierwszy przebiegły bez większych kompliMało kto dziś pamięta, jak trudna była droga do tego, by w ogóle sformować reprezentacją narodową, która byłaby w stanie rozegrać jakiekolwiek zawody o międzynarodowym charakterze. Ostatecznie po długiej drodze udało się to w 1921 roku, zwieńczając przy okazji w piękny sposób przełomowy rok dla polskiego futbolu. str 27 | RetroFutbol magazyn Najbardziej doświadczeni piłkarscy działacze wywodzili się z Krakowa i Lwowa, stąd w pierwszej kolejności zwrócono uwagę na Austrię, która stanowiła pewien wzór dla Polski, a informacje o austriackim sporcie często występowały w naszej prasie. Wiadomo, że już w 1920 roku, podczas wizyty Cracovii Kraków w Wiedniu, prezes austriackiego związku piłkarskiego utrzymywał, że w niedługim czasie reprezentacja Austrii pojawi się w Polsce. O tym, że nie były to tylko kurtuazyjne gesty ze strony Austriaków, świadczy fakt, że ustalono konkretny termin i miejsce rozegrania meczu pomiędzy Polską a Austrią, mianowicie 3 lipca 1921 roku w Krakowie. Niestety, do spotkania jednak nie doszło. Według słów Tadeusza Synowca z Cracovii prezes austriackiej federacji, zachowując się dość lekceważąco wobec polskiej strony, w maju cofnął swoją decyzję i debiut polskiej reprezentacji siłą rzeczy musiał się przesunąć. Będąc ciągle świeżym państwowym tworem, nie mającym żadnych piłkarskich tradycji i nie cieszącym się dużym szacunkiem, Polacy byli skazani głównie na dobrą wolę ze strony państw o ugruntowanej już marce. Ta dobra wola nadeszła z Budapesztu. Jeszcze przed rezygnacją ze strony Austriaków PZPN otrzymał propozycję Węgrów. Tamtejsza federacja zaproponowała mecz międzypaństwowy obu krajów na Boże Narodzenie, a wszystko miałoby się odbywać w stolicy Madziarów. Wiadomo, że termin grudniowy niezbyt spodobał się PZPN, który wystosował komunikat z prośbą skierowaną do Węgrów o rozegranie meczu w listopadzie lub dopiero na wiosnę 1922 roku. Dla- RetroFutbol magazyn | str 28 czego pierwotnie grudzień 1921 był aż tak newralgicznym terminem? Całkiem trzeźwo zauważano, że jeśli piłkarski sezon kończy się w listopadzie, to miesiąc później polska drużyna nie będzie w stanie zaprezentować się w najwyższej formie i zamiast promocji polskiej piłki, można byłoby zobaczyć wszystkie jej słabości, których przecież nie brakowało. Cracovia motorem napędowym Ostatecznie po różnych ustaleniach w lipcu uzgodniono w końcu termin, który jest jednym z najważniejszych w historii polskiego sportu. 18 grudnia w Budapszecie miała wyjść na boisko po raz pierwszy reprezentacja Polski. Od ostatecznych ustaleń co do terminu rozpoczął się jeszcze trudniejszy proces - zebranie wszystkich najlepszych piłkarzy i stworzenie z różnych miast i klubów, z różnych nawet wcześniej zaborów, jednej drużyny. Wiadomo było, że trzon kadry będzie oparty na piłkarzach najmocniejszej wówczas w kraju Cracovii, którzy już w Budapeszcie Imre Pozsonyi, pełniący jednocześnie podobną funkcję w Cracovii. Piłkarze spotkali się jednak jeszcze zanim Pozsonyi objął funkcję trenera. Pięć dni wcześniej na stadionie Cracovii rozegrano mecz „team A” - „team B”, a wszystko po to, aby udało się wyselekcjonować możliwie najmocniejszą kadrę drużyny. Pierwszy zespół był wyraźnie lepszy, w dwóch spotkaniach pewnie wygrał 4:1 i 5:1, ale nie ma co się temu dziwić. „Team A” to była jedenastka, z której poza Frischerem z Makkabi Kraków wszyscy znaleźli się w kadrze na dwa miesiące przed historycznym meczem mecz z Węgrami. Z tej słabszej drużyny taki kadry z bardzo dobrej strony zaprezentowali zaszczyt spotkał tylko Stefana Lotha. się węgierskiej publiczności, kiedy w Budapeszcie 1 i 2 października przegrali z FTC 1:0 Terminy goniły nieubłaganie i po kolejnym oraz zremisowali z MTK 0:0. Te wyniki przy- spotkaniu dwóch zespołów A i B Zarząd jęto w kraju bardzo entuzjastycznie, rezulta- PZPN 28 listopada ostatecznie ustalił całą ty uzyskane przez krakowian uznano wręcz kadrę, która miała reprezentować Polskę za największy sukces Cracovii od początku w Budapeszcie. W zatwierdzonym przez istnienia tego klubu, a zarazem mówiono związek składzie znalazło się trzynastu piło triumfie całego środowiska piłkarskiego karzy - siedmiu reprezentowało Cracovię (Ludwik Gintel, Zdzisław Styczeń, Staniw Polsce. sław Cikowski, Tadeusz Synowiec, StaniDotychczasowy problem wynikający z bra- sław Mielech, Józef Kałuża i Leon Sperling), ku członkostwa PZPN w strukturze FIFA trzech Polonię Warszawa (Jan Loth II, Artur i w związku z tym niemożnością rozgrywa- Marczewski i Stefan Loth I), dwóch Pogoń nia spotkań międzynarodowych został roz- Lwów (Wacław Kuchar i Mieczysław Batwiązany wcześniej, ponieważ na tymczaso- sch), a skład uzupełniał najlepszy zawodwą prośbę polskiego związku FIFA pozwoliła nik poznańskiej Warty - Marian Einbacher. polskim klubom rozgrywać spotkania z dru- W skład delegacji wybierającej się do Bużynami węgierskimi. Ten fakt oraz ustalo- dapesztu znaleźli się również oczywiście ny grudniowy termin dały w końcu zielone trener Pozsonyi oraz dr Edward Cetnarowświatło na budowanie składu reprezenta- ski jako kierownik i prof. Jan Wyessenhoff cji. W tym celu 18 listopada na posiedzeniu pełniący funkcję członka Zarządu i WydziaZarządu PZPN zajmowano się szczegółami łu Gier PZPN. Nie pojechał natomiast Józef wyjazdu na Węgry i jednocześnie ustalono, Szkolnikowski, jedna z najciekawszych poże pierwszym trenerem zostanie urodzony staci historii meczu z Węgrami. To właśnie str 29 | RetroFutbol magazyn ten wiceprezes PZPN kierował wszelkimi przygotowaniami do meczu oraz pełnił też rolę selekcjonera. Dlaczego akurat on? Był w tamtym czasie szefem Wydziału Gier PZPN, a to ten organ miał za zadanie ustalenie składu reprezentacji. Zanim jednak nastąpiła podróż do węgierskiej stolicy, polscy piłkarze mieli małe przetarcie w kraju, gdzie pewnie na początku grudnia pokonali jeszcze reprezentację Bielska 3:1, Lwowa 9:1 i Krakowa 7:1. To w tych spotkaniach, choć oczywiście nieoficjalnych, drużyna zadebiutowała jako reprezentacja Polski, ale ten prawdziwy debiut, na który wszyscy tak bardzo czekali, miał dopiero nadejść 18 grudnia. Polsce, a i w Europie zostało zauważone, że nowe państwo pojawiło się nie tylko na politycznej, ale także futbolowej mapie Europy. Aby do tego mogło dojść, musiał nastąpić szczęśliwy zbieg okoliczności - większa stabilizacja polityczna w kraju, zgoda FIFA na występy międzypaństwowe oraz przede wszystkim ogromna chęć do pracy prekursorów i działaczy-pasjonatów, którzy - choć dysponowali bardzo skromnymi środkami dokonywali rzeczy wielkich. Do takich należy w pierwszym rzędzie zaliczać utworzenie piłkarskiej reprezentacji Polski. Stworzenie od podstaw reprezentacji Polski i jej debiut na międzynarodowej arenie kończył szczególny rok w polskiej piłce nożnej. Wyłonienie w jednym roku pierwszego mistrza kraju i rozegranie pierwszego meczu międzypaństwowego stanowiło milowy krok dla popularyzacji sportu piłkarskiego w Piotr Grabowski Z wykształcenia historyk z wyboru pasjonat sportu pod każdą postacią, szczególnie koszykówki i piłki nożnej. Obecnie redaktor portalu Ofens.Co, historią futbolu zajmował się m.in. w swoich pracach naukowych. PiotrPGR Redakcja Redaktor naczelny: Damian Bednarz Zespół redakcyjny: Korekta: Karolina Królak Jakub Budny | Andrzej Gomołysek | Piotr Grabowski Patryk Idasiak | Grzegorz Ignatowski | Mariusz Jaroń Kamil Kijanka | Pawel Klama | Jakub Machownia Kamil Rogólski | Paweł Wilamowski Kontakt: [email protected] Skład i łamanie tekstu: Lorem Ipsum Design www.facebook.com/loremipsumdesign RetroFutbol magazyn | str 30 www.rfbl.pl facebook.com/futbolwretro twitter.com/retro_magazyn temat numeru Piłka nożna na „ziemi niczyjej” Paolo Rossi, Alan Sunderland, Archie Gemmill, Ricardo Villa. Zwykle pamiętamy nazwiska zawodników stawiających kropkę nad „i” w zaciętych meczach, kończących się ekscytującym 3:2. Do tej listy nazwisk niemieccy kibice dodaliby zapewne Helmuta Rahna, który ustalił wynik w meczu znanym jako „Cud w Bernie” w 1954 roku, czy Gerda Mullera, odpowiedzialnego za wyeliminowanie Anglii z Mistrzostw Świata w Meksyku w roku 1970. B ył w historii piłki nożnej jeszcze inny mecz pomiędzy reprezentantami Niemiec i Anglii, zakończony takim samym wynikiem, o którym wiadomo niewiele. Nie zachowały się żadne zdjęcia, nieznane na zawsze pozostaną nazwiska strzelców bramek, a relacje z tego wydarzenia są bardzo szczątkowe. „Użyliśmy hełmów w charakterze słupków”, napisał jeden z uczestników. „Szybko wybraliśmy składy, mecz rozegrany na zamarzniętym na kamień bło- cie szkopy wygrały 3:2”. Mimo że od tego wydarzenia upłynęło dokładnie sto lat, w trakcie których odbyło się wiele legendarnych spotkań piłkarskich, mecz rozegrany podczas Rozejmu Bożonarodzeniowego w 1914 roku pozostaje najbardziej niezwykłym 3:2 w historii futbolu. Ta deklaracja jedności w jednej z najczarniejszych godzin w dziejach naszej planety zainspirowała podobne wydarzenia, które str 31 | RetroFutbol magazyn miały miejsce tego samego dnia, a w latach późniejszych wzmiankowana była w całej masie książek, filmów czy utworów muzycznych. I choć zapewne nigdy nie poznamy wszystkich szczegółów tego spotkania, dziewięćdziesiąt osiem lat później możemy powiedzieć gdzie miało miejsce, jak do niego doszło i dlaczego dowódcy po obydwu stronach frontu zrobili wszystko co w ich mocy, aby nie dopuścić do jego powtórzenia. Wielka Brytania włączyła się do – jak wtedy o niej mówiono – Wielkiej Wojny 4 sierpnia 1914 roku, w celu zatrzymania niemieckiej ofensywy w Belgii. Do końca miesiąca do armii wstąpiło milion mężczyzn, w tym 2000 z 5000 zarejestrowanych na Wyspach Brytyjskich zawodowych piłkarzy. Wielu z nich zabrało ze sobą futbolówki, wielu wierzyło w zapewnienia dowódców o zakończeniu działań wojennych przed świętami Bożego Narodzenia. Jednak konflikt, który zapisał się w historii sztuki wojennej między innymi śmiercionośnymi innowacjami technologicznymi, takimi jak czołgi czy gazy bojowe, wsławił się także użytymi po raz pierwszy na podobną skalę umocnieniami i okopami, które sprawiły, że wrogie armie zwarły się w morderczym klinczu na długie miesiące. Do grudnia 1914 roku wojska Niemiec i Wielkiej Brytanii okopane były na odcinku około 700 kilometrów, ciągnącym się od Morza Północnego do granicy francusko-szwajcarskiej, oddzielone od siebie pasem „ziemi niczyjej”, miejscami szerokiej na niecałe 30 metrów. Najbardziej deszczowa od 70 lat zima sprawiła, że warunki w okopach z nieznośnych zmieniły się na nieludzkie. Nawet najlepiej przygotowane umocnienia zale- RetroFutbol magazyn | str 32 wała woda, więc żołnierze spali, stojąc po kostki w wodzie i podpierając się nawzajem. Miliony szczurów pożerały skąpe wojskowe racje żywnościowe, nie gardząc także zalegającymi wszędzie zwłokami poległych. Święta przyniosły spadek temperatury i „ziemia niczyja” pokryła się warstwą lodu i szronu. Jednakowo okrutne warunki po obydwu stronach frontu doprowadziły do spontanicznych aktów swoistej wojennej życzliwości. Na niektórych odcinkach linii frontowej wymiana ognia przerywana była na czas podwieczorku, w innych miejscach żołnierze wrogich armii wymieniali między sobą prasę, przerzucając ją pomiędzy okopami w pustych puszkach po wojskowych konserwach. Kiedy tuż przed świętami na niemieckich umocnieniach pojawiły się przyozdobione choinki, Brytyjczycy powitali je brawami. Wszystko zaczęło się około godziny 4 po południu 24 grudnia; jak zanotował w liście do matki kapral RS Coulson z Londyńskiego Pułku Strzelców: „Byliśmy na wysuniętym właśnie tam, o zmierzchu 25 grudnia 1914 roku, kapitan Robert Hamilton, wraz z dowódcą 134. Pułku Saksońskiego, uzgodnił ważne lokalnie, 48-godzinne zawieszenie broni. „O ile wiem ogień został wstrzymany na dość długim odcinku frontu, zarówno na północ, jak i na południe od naszych pozycji” - napisał w swoim pamiętniku Hamilton o wydarzeniu, które wkrótce objęło około 2/3 linii frontu. „Żołnierze spotykali się w dużych grupach, wymieniając życzenia świąteczne Kapitan Robert Hamilton, służący w 1. Ba- i prezenty. Bez żadnej przesady z mojej strotalionie Królewskiego Pułku Warwickshire, ny mogę nazwać ten dzień najbardziej nieznajdował się w tym czasie w umocnieniach zwykłym w historii świata.” na skraju lasu Ploegstreet, przy belgijskiej granicy. Jemu też udzieliła się świąteczna Kapral Henderson z jednostek inżynieryjatmosfera, podniecana dochodzącymi ze nych Jego Królewskiej Mości wspominał: wszystkich stron śpiewami i podgrzewana „Około 8:30 rano dwóch nieuzbrojonych nieświecami zdobiącymi malutkie świerki, któ- mieckich żołnierzy podeszło na odległość rymi przybrane były wrogie linie obronne. mniej więcej 50 metrów od naszych linii. Jeden z jego podwładnych rozpoczął spacer Dwóch naszych wyszło im na przeciw. Kiedy w poprzek pasa „ziemi niczyjej” i po chwili, się spotkali, nastąpiła wymiana uprzejmości ku zdziwieniu towarzyszy, powrócił, dzier- i uścisk dłoni. Wtedy z niemieckich okopów żąc w ręce niemieckie cygara i zaproszenie wychynęło trzech oficerów z papierosami na spotkanie z dowódcą wojsk niemieckich, i cygarami, i także wymienili uściski dłoni okopanych kilkadziesiąt metrów dalej. To z naszymi towarzyszami i poczęstowali ich alkoholem. Jeden z naszych zawahał się na chwilę, więc niemiecki oficer pociągnął potężnego łyka z butelki jako pierwszy.” posterunku, czekaliśmy właśnie na zmianę warty, kiedy usłyszeliśmy śpiewy i radosne krzyki, dochodzące z niemieckich okopów. Zaczęliśmy śpiewać razem z nimi, śpiewaliśmy każdą kolędę, jaka przyszła nam do głowy. Ktoś rozpalił wielkie ognisko i ludzie zaczęli zbierać się wokół niego jak na pikniku. Gdzieś zza linii okopów słyszeliśmy niemiecką orkiestrę grającą God Save The King i Onward Christian Soliders”. Po wymianie uprzejmości obydwie strony rozpoczęły wypełniać najważniejsze w tamtej chwili zadanie – pochowanie zabitych na „ziemi niczyjej”. „Po śniadaniu zagraliśmy mecz piłkarski na tyle naszych umocnień” – można przeczytać w jednym listów z tamtego okresu. „Kilku Niemców przyszło przyjrzeć się, jak gramy. Wysłali także niewielki oddział, który pochował snajpera zastr 33 | RetroFutbol magazyn strzelonego około 100 metrów od naszych W pewnym momencie, jak zanotował Kurt linii obronnych. Kilku naszych pomogło ko- Zehmisch ze 134. Pułku Saksońskiego: „Anglicy przynieśli ze swoich okopów futbolówpać mogiłę”. kę i dość szybko rozpoczął się zacięty mecz. Kiedy zakończono ponure formalności, Jakże wspaniałe, a jednocześnie dziwne prawie cały front zachodni opanowały roz- wydarzenie. Angielscy oficerowie myśleli mowy, których tematem była piłka nożna. podobnie. Tak więc Boże Narodzenie, święRSM Beck, z Królewskiego Regimentu War- to miłości, choć na chwilę zbliżyło do siewickshire, już w Wigilijnym wpisie w swoim bie śmiertelnych wrogów.” Jeden z listów dzienniku zanotował: „Niemcy zachęcali przesłanych z frontu do redakcji Timesa ponas okrzykami do rozegrania meczu. Usta- twierdza to wydarzenie. „Po tym, jak Saksoni liliśmy, że obydwie strony wstrzymają na odśpiewali God Save The King dla naszych czas jego trwania ogień”. Kiedy obydwie żołnierzy, jeden z moich podwładnych otrzydrużyny spotkały się pomiędzy okopami, mał butelkę wina, aby mógł wznieść toast jeden z niemieckich żołnierzy przedstawił za zdrowie Króla. Później rozegrany został się jako były kelner z zachodniej części Lon- mecz piłki nożnej, który Niemcy wygrali 3:2.” dynu. „Jak Fulham radzi sobie w pucharze Mecz wspomniany został także w oficjalAnglii?” – padło z jego ust pytanie. „Przed nym dzienniku 134. Pułku. Jest w nim mowa wojną mieszkałem na Alexander Road” – o tym, jak zabawa w polowanie na króliki powiedział inny. „Chciałbym zobaczyć mecz przerodziła się w regularny mecz piłkarski, Woolwich Arsenal – Tottenham, który roze- w którym słupki bramek zastąpiono hełmagrany zostanie jutro.” Następnie żołnierze mi. Tutaj także wspomniany został wynik: obydwu armii podzielili się na grupy i rozpo- 3:2 dla armii cesarskiej. częło się drużynowe uganianie za zającami. RetroFutbol magazyn | str 34 Wydarzenie to sprowokowało całą serię mniej oficjalnych pojedynków wzdłuż linii frontu, o których wspominali między innymi żołnierze 1/6. Pułku Cheshire, 2. Batalionu Strzelców Walijskich czy Strzelców Lancashire, którzy w spotkaniu rozegranym na północ od Le Touquet pokonali swoich przeciwników 3:2. Tutaj piłkę zastąpił związany sznurkiem worek po piasku. W niektórych rejonach liczba zawodników dochodziła do 200, mecze przeradzały się w bezładną kopaninę, a ostatnią rzeczą, jaką uczestnicy byli zainteresowani, było liczenie strzelonych bramek. Zamiast piłek używano pustych puszek czy słomy związanej sznurkiem, w niektórych miejscach za słupki posłużyły charakterystyczne szpiczaste hełmy armii niemieckiej. Były też miejsca, w których ze względu na brak dogodnych warunków i odpowiedniego sprzętu, mecze nie mogły się odbyć. „Słyszałem, że w Boże Narodzenie w niektórych miejscach wzdłuż linii okopów nasze chłopaki grały mecze piłki nożnej przeciwko Niemcom. Nasi lokalni wrogowie też wyrazili ochotę na rozegranie spotkania, ale ponieważ teren wokół to same kikuty drzew i rowy, oraz dlatego, że nie posiadaliśmy żadnej piłki, musieliśmy całą zabawę odwołać” – wspominał jeden z uczestników tamtych wydarzeń. Inni spragnieni rozrywki żołnierze podejmowali nawet próby równania terenu i zasypywania lejów po pociskach, aby przygotować odpowiedni skrawek ziemi. Świat zaczął wracać do ponurej wojennej normy po południu, zwłaszcza w tych miejscach, w których nie zawarto formalnego rozejmu. Członek Czarnej Wahty, Alfred Anderson, zmarły w 2005 roku ostatni uczestnik wydarzeń Rozejmu Bożonarodzeniowego, wspominał: „Pamiętam ciszę, głuchą ciszę. Skończyła się wczesnym popołudniem i znów rozpoczęło się zabijanie.” W niektórych miejscach nieoficjalny rozejm trwał jednak nadal; czasem, jak nieopodal Ploegstreet, aż do lutego. Za sprawą publikacji listu w The Times, a także relacji innych dzien- str 35 | RetroFutbol magazyn który zorganizował wstrzymanie ognia, dzięki któremu odbył się jeden z najsłynniejszych meczów piłki nożnej, został odesłany do domu. Komisja lekarska ustaliła, że częściowa utrata słuchu czyni go niezdolnym do dalszej służby wojskowej. W kwietniu tegoż roku żołnierze batalionu, który opuścił, stali się jednymi z pierwszych ofiar gazów bojowych w Bitwie pod Ypres. Pośród poległych mogli być oficerowie i szeregowi, którzy brali udział w bożonarodzeniowym meczu piłki nożnej. Dowództwo wyciągnęło wnioski z wydarzeń roku poprzedniego i na okres świąteczny 1915 zostały wydane rozkazy mające na celu uniemożliwienie nawiązania jakiegokolwiek kontaktu z wrogiem. Całe święta trwały ataki na linie niemieckie, przeplatane zaporowym ostrzałem artyleryjskim. Jednak nawet widmo sądu polowego nie powstrzymało niektórych przed próbami powtórzenia wydarzeń roku ubiegłego. „Kilku Niemców wyszło z okopów i zaczęli iść w naszą stronę. Pamiętam, że całą grupą wstaliśmy i poszliśmy się z nimi przywitać. Było to bardzo spontaniczne” – wspominał Bertie Felstead z Pułku Strzelców Walijskich. „Było też trochę czegoś, co można nazwać futbolem. Ktoś zaproponował mecz, ktoś inny przyniósł piłkę. Nie było to normalne spotkanie piłkarskie, raczej bezładna kopanina każdy na każdego. Po obydwu stronach grających mogło być około pięćdziesięciu. Na początku 1915 roku kapitan Hamilton, Sam grałem, bo lubię piłkę nożną. Trwało to ników zawierających miedzy innymi zdjęcia żołnierzy obydwu armii uczestniczących ramię w ramię w pogrzebach swoich kolegów, mieszkańcy Wysp Brytyjskich szybko dowiedzieli się o wydarzeniach na froncie. Sir Arthur Conan Doyle nazwał Rozejm Bożonarodzeniowy „zadziwiającym spektaklem... jedynym ludzkim epizodem wśród całego okrucieństwa, który na zawsze pozostanie częścią historii wojennej.” Całym wydarzeniem mniej zachwycone było dowództwo wojsk brytyjskich. Sir John French – oficer głównodowodzący Armii Jego Królewskiej Mości – który stwierdził, że rozejm był niczym innym, jak tylko „nieważnym wybrykiem, wynikiem warunków pogodowych panujących na froncie”; napisał w liście do swoich podwładnych: „z wielkim obrzydzeniem przeczytałem informacje o nieautoryzowanych spotkaniach z naszym wrogiem. Każdy, kto pozwolił na nawiązanie komunikacji z Niemcami, zostanie pociągnięty do odpowiedzialności.” Niemieccy oficerowie również mieli dość nieoficjalnego rozejmu. Gustav Riebensahm z 2. Pułku Westfalijskiego w swoim pamiętniku zanotował: „Anglicy są bardzo zadowoleni z wstrzymania ognia, bo znów mogą grać w piłkę. Cała sytuacja staje się śmieszna i musimy położyć temu kres. Wieczorem poinformuję moich ludzi, że kończymy z uprzejmościami.” Historyk, dr Thomas Weber, wyjaśnia: „Rozejm był zawstydzający dla dowództwa zarówno angielskiego, jak i niemieckiego. Mógł sugerować, że nie panują nad swoimi wojskami i dlatego zależało im na jak najszybszym zakończeniu ciszy na froncie.” RetroFutbol magazyn | str 36 wszystko może pół godziny i nikt nie liczył strzelonych bramek.” Mecz został przerwany, kiedy wściekły major wyskoczył z okopów, krzycząc do Felsteada, że powinien zabijać szkopów, a nie bratać się z nimi. Także w kolejnym roku w niektórych miejscach zorganizowano świąteczne wstrzymanie ognia. Kanadyjski szeregowy, Ronald Mackinnon, w liście do rodziny pisał: „Miałem całkiem udane święta, pomimo spędzenia ich na linii frontu. Nasi niemieccy koledzy byli dość przyjaźni. Przyszli do nas z życzeniami i wymieniliśmy trochę konserw na papierosy.” Pomimo gróźb i zakazów nieoficjalne rozejmy, a nawet mecze piłkarskie, sporadycznie przerywały działania wojenne. „Pamiętam ciszę, głuchą ciszę. Skończyła się wczesnym popołudniem i znów rozpoczęło się zabijanie.” 1 lipca 1916 roku wojska alianckie podjęły próbę przełamania linii wroga i dotarcia do rzeki Somme. Pośród wojsk pierwszej linii stanęli żołnierze 8. Batalionu z Pułku Wschodniego Surrey, którzy zajmowali pozycję w Montauban. Tuż przed „godziną zero” kapitan „Billie” Nevill przygotował dwie piłki. Pierwsza nosiła napis: „ Wielki Finał Pucharu Europy: Wschodnie Surrey kontra Bawaria. Rozpoczęcie godzina zero.” Na drugiej napisane było: „Brak sędziego”, co generalnie miało sugerować, że wszystkie są chwyty dozwolone. Daily Telegraph o wydarzeniu tym napisał: „Kiedy żołnierze opuścili okopy i przygotowali się do ataku, dowódcy plutonów wykopali piłki w kierunku linii obronnych przeciwnika i rozpoczął się mecz ze Śmiercią. Dostojny kapitan padł jako jeden z pierwszych, reszta jego żołnierzy z trudem postępowała naprzód, przyciskana do ziemi ogniem karabinów maszynowych. Wciąż jednak zachęcani dopingiem kolegów kopali piłki naprzód w kierunku wroga, aż zniknęli w gęstym dymie pola walki.” Jedna z piłek została odzyskana i odesłana na Wyspy. Było to jednak niewielkie, nic nieznaczące osiągnięcie. Nevill padł martwy pośród 62000 brytyjskich żołnierzy, którzy zginęli pierwszego dnia ofensywy. Do końca listopada 1916 roku wojska brytyjskie przesunęły linię frontu o trzy kilometry, za cenę 420000 istnień ludzkich. Koszt ofensywy po obydwu stronach frontu szacowany był na około milion zabitych i rannych. Po tym wydarzeniu na piłkę nożną nikt nie miał już ochoty. Jakub Budny Niedoszły magister kulturoznawstwa, z zamiłowania historyk, zainteresowany zwłaszcza dziejami futbolu brytyjskiego. Od 2006 roku mieszka na Wyspach, właściciel całkiem pokaźnej i wciąż rosnącej kolekcji książek i magazynów o futbolu. Pisze także dla zzapolowy.com. kbudny25 Artykuł ukazał się w magazynie FourFourTwo w styczniu 2012 roku Autor: Steve Anglesey Tłum.: Jakub Budny str 37 | RetroFutbol magazyn RetroFutbol magazyn | str 38 str 39 | RetroFutbol magazyn taktycznie Anatomia cudu Grzegorz Lato, tam w środku mamy dwóch zawodników! McFarland... Ucieka teraz Gadocha... Domarski... Gol! Gol! Proszę Państwa! Sensacja na Wembley! S łowa znane każdemu Polakowi, nawet temu, któremu nie do końca po drodze z piłką. Moment historyczny, z kontekstem już niemal mistycznym, moment narodzin najlepszej drużyny w historii rodzimego futbolu. O awans na swoje drugie (i jakże udane) Mistrzostwa Świata Polacy walczyli jednak od ostatnich sekund spotkania z Anglią. Co zatem działo się przez pozostałych 89 minut, które na ekranach goszczą znacznie rzadziej? Okoliczności są powszechnie znane. Po dwóch zwycięstwach u siebie Polakom wystarczał remis. W Anglii, zwłaszcza po zdemolowaniu w poprzednim spotkaniu Austrii 7:0, nikt nie wyobrażał sobie innego rezultatu niż przekonujące zwycięstwo gospodarzy. Biało-czerwoni byli aktualnymi Mistrzami Olimpijskimi, jednak wtedy był to turniej drugiej kategorii, gdzie zawodowe reprezentacje wysyłały tylko państwa bloku wschodniego. Na występ na mundialu czekaliśmy ponad 30 lat. Anglicy z kolei 7 lat wcześniej triumfowali na mistrzostwach, zaś gdy już startowali w eliminacjach – zawsze się przez nie przeprawiali. Skład Polaków nie był żadnym zaskoczeniem. Nasi zawodnicy w identycznym zestawieniu grali poprzednie mecze z Walią i Holandią. Ustawieniem zespołu było płynne 4-3-3, z bardzo ruchliwymi napastnikami, często zamieniającymi się pozycjami i schodzącymi w głąb pola. Anglicy ułożyli swoich zawodników w identyczną formację. Tu cechami charakterystycznymi było nieco większe przywiązanie do pozycji i operowanie dłuższymi piłkami. Anglia, która zdobyła Mistrzostwo Świata, była określana mianem „wingless wonders”. Aż do końca kadencji Alfa Ramseya się to nie zmie- RetroFutbol magazyn | str 40 niło – w ofensywie piłkarze z Wysp Brytyjskich grali wąsko, rzadko szukając rozciągania gry na flanki. Głównym zadaniem Polaków było jak najdłuższe utrzymywanie się przy piłce. Jan Tomaszewski, przytaczając później założenia na ten mecz, wspomniał słowa Kazimierza Górskiego z odprawy: „Tak długo, jak długo my mamy piłkę, tak długo nie mają jej oni”. Nasi zawodnicy wzięli to sobie do serca. Na początku Tomaszewski starał się wyprowadzać piłkę krótkimi podaniami do boku, na schodzących bardzo szeroko bocznych obrońców. Anglicy jednak szybko połapali się w tym schemacie i podchodzili wysoko. I Szymanowski i Musiał dostawali pierwsze piłki blisko linii bocznej, mając niewielkie pole manewru – strata zaś groziła przejęciem piłki bezpośrednio w okolicy pola karnego. Nie chcąc ryzykować, już po kilkunastu minutach Polacy rozpoczynali akcje od bramki dłuższymi zagraniami. Anglicy sami zresztą to wymuszali – w momencie, kiedy Tomaszewski wybijał piłkę z piątki, napastnicy rywala pochodzili nieomal pod linię pola karnego. Jednak i Anglikom zdarzały się wpadki przy próbach pressingu oraz błędy w ustawieniu przy kontrach Polaków. Ciężar gry w większości momentów brał na siebie Deyna, który prezentował się jako zawodnik potrafiący wytrzymać atak rywala i utrzymać się przy piłce oraz nieco ją podholować, czym stwarzał sobie szansę na podania atakujące. Znaczna większość prób ataku pozycyjnego Polaków przechodziła przez niego, do czego zresztą on sam zmierzał, bardzo często schodząc po piłkę głęboko, tak, aby obrońcy mieli możliwość str 41 | RetroFutbol magazyn zagrać mu prostsze i bezpieczniejsze podania. od Shiltona do obrońców, którzy natychmiast przerzucali ją w strefę zagrożenia – na naszą Innym sposobem na grę Polaków były szyb- połowę, na wprost od bramki Tomaszewskiekie akcje skrzydłami. Szymanowski i Musiał go. byli zwykle mniej naciskani przez rywali, którzy z pressingiem skupiali się na środkowych Anglicy szukali starć bezpośrednich. Dyspostrefach. Mieli oni możliwość nowali przewagą w pojedynprzebiec z piłką kilkanaście kach zarówno w powietrzu, metrów i dostarczyć ją dalej jak i na ziemi. Dla Polaków wzdłuż skrzydła. groźne były dośrodkowania – napastnicy rywali dochodzili Z tego brała się wyraźna asydzięki nim do sytuacji strzemetria w poczynaniach bialeckich. Także przy akcjach ło-czerwonych. Ćmikiewicz na murawie Anglicy okazywali pełnił w dużej części funkcje się lepsi technicznie i skuteczasekuracyjne, trzymając się niejsi w podaniach na małej blisko środka, zaś Kasperczak przestrzeni. Polacy nadrabiachętnie przemieszczał się wyli pracowitością, starając się żej i bardziej do boku. Dzięki tworzyć przewagi liczebne w temu prawoskrzydłowy mógł defensywie. Nawet napastnicy grać znacznie bliżej środka. schodzili w okolice pola karneZ kolei po stronie Ćmikiewicza go, by powstrzymać nawałnicę Gadocha schodził głębiej. Anglików, która trwała przez ostatnich naście minut pierwW efekcie nominalne 4-3-3 szej połowy. Nasi zawodnicy Polaków często przechodziło ograniczali się już tylko do bardziej w 4-4-2. Ciekawostwybijania piłek jak najdalej od ką było to, że Lato, grający zwykle na prawej bramki. Tak udało się dotrwać do przerwy. stronie, bardzo często ustawiał się centralnie, starając się wykorzystać to, ze Gadocha był W przerwie Kazimierz Górski położył nacisk na bardziej cofnięty. Na opuszczaną przez kolegę uspokojenie podopiecznych. Ostatni kwadrans ze Stali Mielec flankę przenosił się Domarski. był w naszym wykonaniu fatalny, ale w początkowej fazie gry nasi zawodnicy grali bardzo Jak wspomniano – ustawienie Anglików było stabilnie, byli w stanie wyprowadzać akcje, bez mniej płynne. Zawodnicy ofensywni byli usta- ograniczania się do przeszkadzania. Duga powieni wąsko. Boczni obrońcy gospodarzy byli łowa zaczęła się w podobnym stylu; nasi wróznacznie bardziej aktywni przy wyprowadza- cili do gry, a napór Anglików zelżał. Ponownie niu piłki, jednak sytuacje, kiedy zapewniali sze- byliśmy w stanie utrzymywać się dłużej przy rokość, były rzadkie. Modelowe wyprowadza- piłce. nie akcji od bramki polegało na krótkiej piłce Tomaszewski Bulzacki Gorgoń Musiał Ćmikiewicz Deyna Szyanowski Gadocha Kasperczak Lato Domarski RetroFutbol magazyn | str 42 W 57. minucie dało znać o sobie to, co wkrót- Polacy jednak, mimo tego naporu, byli w stanie ce stanie się symbolem reprezentacji – bły- konstruować ataki. Deyna do spółki z Ćmikieskawiczne przejście z ataku do obrony i wy- wiczem utrzymywali się przy piłce, zaś Doprowadzenie akcji. Mocno stojący na nogach marski z niezłymi wynikami walczył w powiei skuteczny w pojedynkach na małej prze- trzu o wybijane przez obrońców piłki. Brylował strzeni Lato zaatakował Huntera, zbierają- zwłaszcza Lato, który przy cofniętych dwóch cego wybitą przez naszych obrońców piłkę. pozostałych napastnikach czekał na szpicy W typowym dla siebie stylu wypuścił ją daleko na dalekie zagrania. Samodzielnie udawało przed siebie, szybko odstawiając angielskiego mu się też konstruować akcje. Nie błyszczał obrońcę. Domarski doskonale zapewnił szero- w tym spotkaniu techniką, jednak był w stakość do rozegrania, a Jan nie mijać rywali prostymi Ciszewski mógł wykrzyśrodkami. Przy wysokiej Shilton czeć zdania, od których obronie Anglików wystarzaczął się ten tekst. czało, że wypuszczał piłkę McFarland Hunter na wolne pole i doganiał Madeley Hughes Z prowadzenia nie cieją sprintem, wyprzedzając Lato szyliśmy się zbyt długo. rywala. Dzięki tego typu Domarski W stosunkowo niegroźmanewrom Polacy mieli Gadocha nej sytuacji Musiał starł w końcówce dwie dobre Bell się z Petersem na granicy okazje na strzelenie zwyCurrie Peters Kasperczak pola karnego, zaś arbiter cięskiej bramki. Przy jedDeyna dał Anglikom szansę na nej z tych akcji Lato wywyrównanie poprzez rzut Chiveres chodził sam na sam, zaś Ćmikiewicz karny. Od tego momentu Anglików utrzymał w grze Channon Szymanowski Clarke gra pod wieloma względaMcFarland, rzucając się Musiał mi zaczęła przypominać na naszego napastnika Bulzacki Gorgoń tę z końcówki pierwszej w stylu zawodnika rugby. połowy. Anglicy nadal Ówczesne przepisy nie Tomaszewski kierowali piłkę w okolice przewidywały za to usunaszego pola karnego – my tworzyliśmy prze- nięcia z boiska. wagę liczebną w obronie, rozpaczliwie ich blokując. Alf Ramsey zwlekał ze zmianami, co później często mu wytykano. Na finałowe 5 minut na Niezależnie od obronionych strzałów, na uzna- boisku pojawił się Kevin Hector, zmieniając nie w tym momencie zasługiwał Tomaszewski, Chiversa. Niewiele brakowało, a zmieniłby też który – widząc problemy naszych obrońców bieg historii. Nie poprawił on gry Anglików, – starał się w powietrzu wypiąstkować do- która w ostatnich minutach była już bardzo środkowania; mniej lub bardziej umiejętnie, ale chaotyczna, jednak przy rzucie rożnym znamimo wszystko skutecznie. lazł się niepilnowany w polu karnym na piątym str 43 | RetroFutbol magazyn Czarna retro extra metrze. Jego strzał trafił jednak prosto w stojącego na linii obrońcę, dobitka minęła bramkę. Polacy obronili tym samym piłkę meczową. Była to ostatnia akcja Anglików. Chwilę po niej z ust Jana Ciszewskiego padały kolejne znane wszem i wobec frazy. Wielokrotnie określało się ten mecz mianem „Cudu na Wembley”. Owszem, Anglicy mieli mnóstwo szans i mogli wysoko wygrać. Polacy jednak także stworzyli sobie okazje na strzelenie kolejnego gola w tym spotkaniu. Poza ofiarnością i odrobiną szczęścia widoczny był dobry plan na grę, który mimo wszystko ograniczał liczbę sytuacji gospodarzy i nie pozwalał im na atakowanie większą liczbą graczy. Biało-czerwoni odgryzali się szybkimi atakami, pokazując dużo wzajemnego zrozumienia i kreatywności. Te cechy przyniosły świetnie wyniki kilka miesięcy później na Mistrzostwach Świata. strona futbolu Roger Milla, Didier Drogba lub Samuel Eto’o. Niekwestionowane gwiazdy ostatniego dwudziestolecia. Wszyscy Ci wielcy piłkarze mają jeden wspólny mianownik – ciemny kolor skóry. To, co dzisiaj jest rzeczą normalną i z reguły akceptowaną, niegdyś było mrzonką utalentowanych graczy, a ich pochodzenie rasowe stanowiło mur graniczny, który uniemożliwiał grania w piłkę na większą skalę. W dawnych czasach mówiono wprost, murzyn, brudas, szkodnik, złodziej bądź gwałciciel. Obecnie większość spraw w tejże kwestii się unormowało. Poziom tolerancji do drugiego człowieka spowodował zatarcie się głęboko zakorzenionej nienawiści. Nie oznacza to jednak, że do końca zakończył się ten problem. Polacy już wcześniej grali znakomite spotkania (u siebie z Anglią i Walią), potwierdzając tym samym, że zbliżają się do światowego topu. Z uwagi na swoją dramaturgię i mimo wszystko sensacyjny wynik, to ten mecz zapisał się na stałe w zbiorowej pamięci. Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że nawet w wypadku porażki dla polskiej piłki nadeszłyby złote czasy. Andrzej Gomołysek Ojciec chrzestny pisania o taktyce piłkarskiej, założyciel taktycznie. net i analityk InStat Football. O taktyce nudzi też w wielu innych miejscach. Fan historii futbolu, starszej i nowszej. taktycznie RetroFutbol magazyn | str 44 Jan Domarski - strzelec gola na Wembley str 45 | RetroFutbol magazyn N a samym początku należy nakreślić problem nienawiści rasowej w świecie piłkarskim. Kiedy na myśl przychodzi nam sytuacja osób czarnoskórych, na pierwszy plan wysuwa nam się Ku Klux Klan, czyli organizacja rasistowska, utworzona w Stanach Zjednoczonych, aby utrzymać w ryzach supremację białej rasy. Tym samym należało ograniczyć prawa innych grup rasowych, to jest Afroamerykanów, Żydów czy Katolików jako grupy wyznaniowej. Jednak w sporcie problem ten był o wiele wiele bardziej złożony. Akty nienawiści płynące z trybun? Tutaj można podać przykład kibica Villarrealu, który rzucił bananem w Daniego Alvesa. Rasizm w dzisiejszych czasach jest to zjawiskiem aktualnym, kolejne przykłady? Nienawiść na boisku. Każdy zna historię waśni pomiędzy Patricem Evrą, Luisem Suarezem, każdy zna ataki na Rio Ferdinanda i innych „czarnych” zawodników. Każda jednostka walczy o swoją wolność, o swoje prawa, oto jak wyglądała droga najbardziej prześladowanej grupy rasowej na świecie do wyzwolenia się w świecie piłki nożnej. Kiedy w 1848 roku Cambridge Rules ostatecznie oddzieliły futbol od rugby, nastąpił niesłychany rozkwit tej dyscypliny sportu. Dziewięć lat później w Sheffield, powstał najstarszy klub piłkarski świata - Sheffield F.C. Piłka nożna zdobywała coraz więcej zwolenników na Wyspach Brytyjskich, a nieco później i na całym świecie. Jednak nie była ona dostępna dla każdego. Tak jak wiele rzeczy w ówczesnym świecie, tak i futbol uprawiać mogli tylko ludzie z wyższych sfer. RetroFutbol magazyn | str 46 Arthur Wharton O „kopaniu gały” przez Murzynów nie było Kolejnym ciemnoskórym piłkarzem grającym w piłkę był Arthur Wharton. Pochodząnawet mowy. cy z Ghany sportowiec, przeniósł się do ojSytuacja odwróciła się dopiero w drugiej czyzny futbolu w roku 1882. Był niezwykle połowie XIX wieku. Pierwszym czarnoskó- utalentowany. Cztery lata po przeprowadzrym zawodnikiem, który grał na najwyższym ce, ustanowił rekord świata w sprincie na światowym poziomie był Andrew Watson. 100 jardów wynikiem 10 sekund. Jednak Urodził się on w Gujanie Brytyjskiej, jego oj- jest on zapamiętany ze względu na swocem był bogaty plantator trzciny cukrowej, je występy na zielonej murawie. Pomimo matką zaś lokalna kobieta. Był rok 1857. swojej wielkiej szybkości, zdecydował się W tym czasie we Wronkach powstała jedna grać na bramce. Był częścią zespołu Prez najstarszych w Polsce Ochotniczych Stra- ston North End, który osiągnął półfinał Pucharu Anglii. W 1889 roku w moży Pożarnych, a w Królestwie Polmencie podpisania kontraktu skim założono Towarzystwo z Rotherham Town, stał się Rolnicze. pierwszym profesjonalnym piłkarzem – MuOjciec wysłał go na narzynem, w dziejach uki do Londynu, gdzie futbolu. jako młody chłopiec oprócz filozofii przyKilka lat później przerody i inżynierii, zaniósł się do Shefczął chłonąć futbol. field United, gdzie był Mając 23 lata wstąpił zmiennikiem słynącego do Queen’s Park, który ze swej niesłychanej tuszy uważany był za jeden z najWilliama Foulke. Karierę zalepszych klubów na Wyspach kończył nie będąc powołanym niBrytyjskich. Rok później zadebiutował w barwach reprezentacji Szkocji w to- gdy do drużyny narodowej, mimo to w 2003 warzyskim spotkaniu przeciwko Anglii. Jego roku, został wprowadzony do futbolowej drużyna spotkanie zwyciężyła 6:1, a Watson Galerii Sław w Anglii. Zmagając się z prozostał pierwszym Murzynem, który zagrał blemami alkoholowymi zmarł w roku 1930. w barwach narodowych. Warto odnotować, Pochowano go niczym zwykłego nędzarza. że już wtedy był kapitanem zespołu. Pod- Dwa lata temu do ekspozycji FIFA trafił jego czas swojej kariery stał się też prymarnym mały pomnik. graczem spoza kraju nad Tamizą, który został powołany do słynnego klubu Corinthia- Na początku XX wieku w Brazylii, swoją kans. Po zakończonej karierze wyemigrował rierę zaczynał syn niemieckiego osadnika i Mulatki – Arthur Friedenreich. Wyróżniał do Bombaju, gdzie zmarł w 1902 roku. się on znacząco na tle białych zawodników, Arthur Friedenreich - pierwsza brazylijska gwiazda futbolu str 47 | RetroFutbol magazyn więc aby niejako „obejść” niepisane prawo i dopuścić zielonookiego Murzyna do gry, nakazywano mu przed każdym meczem smarować twarz pudrem ryżowym. Był on wybitnym zawodnikiem. Według nieoficjalnych źródeł zdobył 1329 bramek, co czyniłoby go najskuteczniejszym graczem w historii futbolu! Wraz z reprezentacją Brazylii dwukrotnie tryumfował w Copa America (1919 i 1922). W barwach Canarinhos rozegrał 23 spotkania i strzelił 10 bramek. Na pierwszy w historii Puchar Świata nie został powołany ze względu na olbrzymie nieporozumienia w krajowej federacji. Jak wielkim problemem w ówczesnej piłce był rasizm, może świadczyć fakt, że podczas rozgrywek o mistrzostwo Ameryki Południowej w roku 1916, dziennikarze oraz działacze federacji Chile złożyli wniosek o unieważnienie przegranego 4:0 meczu z Urugwajem z powodu… występu w drużynie przeciwnej dwóch ciemnoskórych zawodników. Na szczęście ten dziwaczny protest odrzucono. niu skóry, dwukrotnie zdobył mistrzostwo stanu Rio i walnie przyczynił się do zapatrywania się na kolorowych, jako ważnych elementów drużyny. Kontynuując podróż po dziejach Murzynów w historii piłki nożnej, warto wrócić do Europy, gdzie podczas Igrzysk Olimpijskich w Paryżu (1924 rok), mieszkańcy Starego Kontynentu odkryli „Czarny Cud” – Andrade. Ten piłkarz reprezentacji Urugwaju, jako pierwszy ciemnoskóry zyskał światową sławę. Powszechnie uznano go za najlepszego gracza tej imprezy, a jego drużyna bezsprzecznie zdobyła złoto. Zresztą w barwach La Celeste, wygrał Copa America 1923 i 1926, kolejny najcenniejszy medal na Igrzyskach (1928) oraz premierowe Mistrzostwo Świata (1930). W opublikowanym w 2000 roku rankingu na 100 najlepszych piłkarzy XX wieku, umieszczono go na 29 pozycji. Zawodnicy Ci, byli prekursorami, jeżeli chodzi o granie Murzynów w piłkę na świecie. Jednakże, jak łatwo się domyślić, nie wszystko było idealne. Najlepszym tego potwierdzeniem będzie fakt,że pierwszym Pierwszym zespołem, który na dobre zerwał czarnoskórym, który zasmakował reprez rasizmem było Vasco da Gama w roku zentacyjnej piłki, był Viv Anderson, w roku 1923. Wystawiając graczy o różnym odcie- 1978... Paweł Klama Damian Bednarz Niepokorny kibic Manchesteru United, student Prawa. Nie boi się ostrego słowa i surowej krytyki. Miłośnik angielskiej piłki, archeolog historii, krnąbrny brodacz. Nie unika ciężkich tematów, kocha dyskusje. Były sędzia piłkarski, a obecnie redaktor naczelny Retro Futbol. Wielki pasjonat historii futbolu i Manchesteru United. Jak sam twierdzi – w Football Managerze wygrałby nawet z Alexem Fergusonem. Klamecki MUFC RetroFutbol magazyn | str 48 d bednarz Viv Anderson- debiut podczas meczu z Czechami str 49 | RetroFutbol magazyn W retro szystko to nie wydarzyłoby się jednak, gdyby nie wydarzenia z 15 kwietnia 1989 roku, których 26. rocznicę obchodzić będziemy w przyszłym roku. Mowa oczywiście o tragedii na Hillsborough – zdarzeniu, które do dziś jest cierniem wbitym w serce nie tylko angielskiego futbolu, ale całej krainy dumnych synów Albionu. Węzeł gordyjski „Derby Anglii w chlaniu” opowiadają przede wszystkim losy herosów murawy, ale nie można pisać o angielskiej piłce jedynie przez pryzmat kielicha, zabawy i włosów „Na Beatlesa”. Lata 80-te w futbolu wyspiarskim to apogeum zła i przemocy, dlatego warto pochylić się nad tym, w jaki sposób uzdrowiono piłkę w kraju, gdzie złamana kość w stopie Davida Beckhama była problemem całego kraju. Rok 2013 przyniósł smutną wiadomość. We wtorek, ósmego kwietnia w wieku 88 lat zmarła Margaret Thatcher. Jak doszło zatem do przecięcia węzła gordyjskiego, będącego spiralą zła i gangreną toczącą angielską ziemię? “Żelazna Dama” była postacią tak kontrowersyjną, że zdania o niej do dziś są podzielone w społeczeństwie angielskim. Pani premier nie była za to na pewno lubiana w środowisku piłkarskim, ale śmiało można rzec, że sama sobie była winna. Nienawidziła futbolu tak bardzo, że chcąc go zniszczyć, paradoksalnie uzdrowiła go. RetroFutbol magazyn | str 50 Prolog Feralna druga połowa lat 80. zaczęła się dokładnie pod koniec sezonu 1984/1985, kiedy na stadionie Valley Parade w Bradford doszło do wybuchu pożaru. Zginęło 56 kibiców, a ponad 250 zostało ciężko poparzonych. Fatalna infrastruktura, brak gaśnic na stadionie (!) doprowadziły do tragedii, która właściwie zaczyna opowieść o tym, jak angielska piłka zamieniła rynsztok na salony. tacie dlaczego, przecież na Valley Parade zginęło więcej ludzi? Tragedia w Bradford była wynikiem złej organizacji stadionu i niedopatrzeń, Heysel to natomiast eskalacja nienawiści i co tu dużo mówić – barbarzyństwa. Wydarzenia z Belgii do dziś pozostają tematem tabu. Jest to kwestia, którą lepiej przemilczeć w rozmowach z wieloma osobami, a zarazem fakt, który zdaje się być negowany i konsekwentnie zacierany w pamięci ludzkiej. Ten swoisty proces wyparcia to nic innego jak reperkusje zdarzeń, które zamieniły festiwal radości, jakim powinien być futbol, w masową mogiłę. Obrazy ludzkich ciał ustawianych w stosy bliższe są raczej relacjom z wojen bałkańskich niż opisowi meczu. Najważniejsze spotkanie w roku, finał Pucharu Europy pomiędzy Juventusem, a Liverpoolem, zamienione zostało w totalną katastrofę. Piłkarze przed spotkaniem byli niespokojni, w ich głowach kiełkowała myśl, że coś jest nie tak, z boiska do szatni dochodziły bowiem sprzeczne komunikaty. Angielscy kibice byli nabuzowani, najgorzej było w sektorze Z. Włoskich tiffosi i kibiców “The Reds” oddzielała jedynie policyjna strefa buforowa, która była… pusta. Anglicy ruszyli na Włochów, rzucając w nich czym się dało. Włoscy kibice zaczęli uciekać, wspinając się na mur, który pod ich ciężarem się zawalił. 39 istnień ludzkich odeszło na zawsze z powodu tak błahego jak futbol. Zapomnijcie o Shanklym, który mawiał, iż „piłka nożna nie jest ważniejsza od kwestii Bradford było jednak tylko wstępem, wszyst- życia i śmierci”. Nie jest - to tylko atrakcyjny ko to ginie w cieniu tragedii na Heysel. Spy- bon mot, mile łechczący ego ludzi zajmująBilet na mecz z Jugosławią Żelazna Dama - reformatorka futbolu str 51 | RetroFutbol magazyn cych się futbolem. Heysel to grobowiec, symbol śmierci. Śmierci, która będzie musiała jeszcze raz powrócić, aby tchnąć iskrę życia w angielski futbol. Post factum Francuski filozof Jean Baudrillard, tropiący multikulturalizm, globalne zacieranie się granic oraz niszczący wpływ konsumpcjonizmu, w swojej książce “Przejrzystość zła” odniósł się właśnie do feralnych wydarzeń na Heysel. Jego zdaniem masakra ta wydarzyła się, ponieważ w człowieku tkwi głęboko zakorzeniona chęć stania się czynnym aktorem pewnego wydarzenia, hipnotyzującego swą siłą – będącego wręcz pewnego rodzaju plemiennym aktem. Po tragedii w Brukseli angielska prasa wrzała. Lata 80. były czasem, kiedy Anglię bynajmniej nie określały dzisiejsze atrybuty wielkości, vide prosperity, dobrobyt, zadowolenie. Szeroko rozumiany kryzys dopadł dzisiaj oczywiście wszystkich – w mniejszym lub większym stopniu – jednak nie okłamujmy się, Anglia to wciąż kraina mlekiem i miodem płynąca. 30 lat temu było jednak inaczej, a Heysel było zapalnikiem, katalizatorem zmian nie tylko w angielskiej piłce, ale i w społeczeństwie. Premier Margaret Thatcher była stanowcza, tak samo jak prasa, która nie zostawiła suchej nitki na kibicach angielskich, ochrzczonych w Europie mianem “The Animals”. Angielski kibol pustoszył Europę niczym czarna ospa, zostawiając za sobą jedynie RetroFutbol magazyn | str 52 zniszczenie, pijaństwo i nieślubne dzieci. Prasa oraz brytyjska inteligencja o taki stan rzeczy oskarżyły totalną kulturową zapaść, jaka stała się udziałem Anglii w latach 80. Przeciętny Anglik w swoim mniemaniu nadal był panem świata, mogącym folgować własnym potrzebom w każdym zakątku. Kula ziemska w mentalności obywatela kraju królowej Elżbiety II nadal była kolonią, a wszystko poza Anglią jedynie perłą w koronie Imperium Brytyjskiego. Czasy się jednak zmieniły. Anglią nie rządziła już Królowa Wiktoria, Kompania Wschodnioindyjska była jedynie reliktem przeszłości, ale nadal pokutowało kolonialne myślenie. Panowie Europy – podsyceni piłkarską kulturą robotniczą – utworzyli pejoratywny ideał piłkarskiego chuligana. Thatcher powiedziała dość, i słusznie. Dlaczego zatem z IRA. Dwukrotnie próbowano ją zabić, ale pozostała nieugięta. Członkowie IRA próbowali nawet głodówek (świetny film Steve’a Margaret Thatcher stała na czele rządu Jej McQueena “Głód”), a jeden z nich, Bobby Królewskiej Mości od roku 1979 aż do 1990. Sands, zmarł. Wsławiła się rządami twardej ręki, zwłaszcza w opozycji do strajkujących robotników Margaret Thatcher stała jednak niewzruoraz klasy pracującej (czytaj w większości szona przy swoim. O zmarłych nie wypada kibiców piłkarskich). Thatcher wywodzi- źle mówić, jednak dzisiaj postać Thatcher ła się z Partii Konserwatystów (torysów), bardziej dzieli, niż łączy. Nienawidziły jej stojących w przeciwwadze do laburzystów, środowiska lewicowe, a czołowy brytyjski czyli Partii Pracy. Jej stanowczość oraz bard Morrissey śpiewał nawet “Margaret na specyficzna polityka zostały ochrzczone gilotynę”. Pani premier była nieugięta, przez mianem „Thatcheryzmu”. Polegał on na co silnie krytykowana. Niemiecki “Die Zeit” ograniczaniu roli państwa dobrobytu (tzw. pisał o niej: “Przyjaciółka Boga, a wróg cawelfare state), prywatyzowaniu państwo- łego świata”. Wojowała także z futbolem. wych przedsiębiorstw oraz wprowadzeniu Dlaczego? wolnego rynku tak, aby wydobyć kraj z zapaści gospodarczej. Państwo szybko dźwignęło się z niebytu, Izolacjonizm jednak efektem ubocznym okazały się galopujące bezrobocie i wzrost stóp procen- Z prostej przyczyny – nie rozumiała jej. Dla towych. Nie przysporzyło to oczywiście Margaret Thatcher futbol był miejscem kaźsamej pani premier popularności. Thatcher ni, a na stadionach rozgrywały się dantejskie stawiała na zwiększenie konkurencyjności, sceny, trybuny były epicentrum zła. Może i wzrost liczby prywatnych spółek i przed- było w tym ziarnko prawdy, jednak “Żelazna siębiorstw, a także na innowacyjność, która Dama” nienawidziła kibiców, którzy umówrozwija przecież przemysł. my się – mieli swoje za uszami, jednak to nie oni byli największym problemem. Przy całej swojej miłości do wolnego ryn- Prawdziwym utrapieniem były przestarzała ku “Żelazna Dama” (ochrzczona tak przez infrastruktura, stadiony pamiętające II wojRadio Moskwa) była czołowym euroscep- nę światową i płonące łatwo niczym zapałka tykiem, jeśli chodziło o model integracji po- – jak ten z Bradford. Trybuny stojące, brak nadnarodowy, czyli federacyjny. To ona wy- identyfikacji kibiców – to wszystko było powiedziała słynne słowa: “Give my money problemem, który trudno sobie wyobrazić, back”, sprzeciwiając się wpłacaniu wielkich oglądając dzisiejsze obrazki z Premier Lesum oraz rozwijającego się wpływu insty- ague – piękne niczym widokówki z Malibu. tucji europejskich. Wspierała Ronalda Re- Thatcher natychmiast po wydarzeniach w agana w jego walce z ZSRR, walczyła także Belgii wycofała angielskie kluby z europejpiłkarski świat tak bardzo jej nienawidzi? “The Iron Lady” str 53 | RetroFutbol magazyn skich pucharów. Uderzyło to jednak przede raczej politykę wypierania tego faktu, aniżeli wszystkim w samą Anglię, przynosząc od- kultywowania go w pamięci ludzkiej. Nie dziwi taki fakt u Anglików, którzy byli wrotne skutki. prowodyrami, ale niespecjalnie przypomina Po pierwsze. Poziom sportowy drużyn w się go również u Włochów, a także w BelAnglii zwyczajnie się obniżył. Życie nie znosi gii. Na samym stadionie Heysel (nazwanym pustki i aby być dobrym, utrzymywać stały tak od nazwy dzielnicy Brukseli, w której się poziom, kluby piłkarskie muszą rywalizować znajduje) widnieje jedynie mała tabliczka z innymi. Izolacjonizm drużyn doprowadził pamiątkowa i nic więcej. Czy wydarzenia te do braku jakichkolwiek kontaktów z klubami zostawiły tak głęboko zakorzenioną w serz kontynentu, a co za tym idzie braku dostę- cu zadrę, iż ludzie nie chcą ich pamiętać, pu do nowinek technicznych, innych sposo- czy może cała ta sprawa ma jakieś drugie bów gry, rewolucji taktycznych. Pomiędzy dno, niesprecyzowane, błąkające się gdzieś rokiem 1977 a 1984 angielskie drużyny cał- na granicy sfery kulturalnej, historycznej, kowicie zdominowały rozgrywki europejskie, to były złote lata futbolu brytyjskiego (paradoksalnie). Po wykluczeniu miało minąć aż 14 lat, zanim następny angielski klub zawojuje Puchar Europy (Manchester United w 1999 roku). Taki stan rzeczy spowodował odpływ pieniędzy i sportowej jakości znad Tamizy. Po drugie. Ci, którzy mieli odpowiedzieć za tragedię, nie ponieśli większej winy. Oczywiście Liverpool wykluczono z rozgrywek, ale co z tego. Sankcje poniosły wszystkie kluby, a w Europie utrwalono stereotyp prostaka z Wysp, szukającego jedynie rozrywek przypisanych plebsowi rodem z czasów wiktoriańskiej Anglii, w opozycji do Europejczyka, odkrywającego dumę ze swojej tożsamości i przynależności do kontynentu, który rozpoczynał starania o zjednoczenie w ramach zalążków UE. Inna sprawa, że Anglicy nigdy nie zabiegali o integracje z kontynentem, ale izolacja sportowa jedynie pogłębiła taki stan rzeczy. Zastanawiające jest także to, że do dziś Heysel jest tematem tabu i stosuje się RetroFutbol magazyn | str 54 wreszcie politycznej? Po trzecie. Izolacjonizm doprowadził do rosnącej fali niepokojów w samej Anglii. Margaret Thatcher trzymała rządy żelaznej ręki, dzięki czemu – jak wcześniej pisałem – doczekała się tytułu “Żelaznej Damy”. Będąc na czele partii torysów, stała w opozycji do całej robotniczej Anglii, wspierającej front laburzystów. Retoryka laburzystów była bliższa także sercom i umysłom środowisk piłkarskich w Anglii, które tak jak same kluby wywodziły się przede wszystkim ze związków zawodowych i wielkich zakładów robotniczych schyłku XIX wieku. Thatcher wojowała natomiast ze związkami zawodowymi, górnikami. Nie rozumiała robotniczego etosu, stojącego za sukcesem futbolu. katastrofą, to to, co zdarzyło się cztery lata później w Sheffield, urosło do rangi pandemonium. Justice for the 96 15 kwietnia 1989 roku doszło do półfinałowego spotkania w ramach pucharu Anglii, pomiędzy tym samym Liverpoolem, którego fani wywołali zamieszki na Heysel, a Notthingham Forest. To był kolejny z tych meLudzie zmęczeni byli jej rządami i mimo iż czów, które zamiast świętem stały się mazrobiła wiele dobrego, różnie ocenia się lata sowym pogrzebem. W 6. minucie spotkania jej panowania na brytyjskiej scenie poli- – w wyniku fatalnej wręcz organizacji meczu oraz złego zachowania policji – fani Liverpoolu z powodu zbyt małej liczby miejsc zaczęli tratować się nawzajem, przygnieceni do metalowego płotu. tycznej. Odgórne ograniczenie związków zawodowych niemalże rozsierdziło lewicująca klasę pracującą. Lata 60. to apogeum chuligaństwa w Anglii, jednak dekada lat 80. przyniosła więcej ofiar. Czara goryczy przelała się 15 kwietnia 1989 roku w Sheffield na stadionie Hillsborough. Jeśli zawalenie się trybuny i śmierć 39 osób w Belgii było Jęki umierających ludzi opanowały stadion, powodując panikę. Mecz przerwano. Zginęło aż 96 kibiców Liverpoolu. Najmłodszy z nich, Jon Paul Gilhooley, miał jedynie dziesięć lat. Był kuzynem obecnego kapitana oraz legendy “The Reds”, Stevena Gerarrda. Do dzisiaj świadkom tamtych wydarzeń cisną się na twarz łzy, gdy próbują o tym mówić. Rodziny ofiar oraz sam klub przez laty starały się dociec, dlaczego umorzono śledztwo oraz dlaczego policja nie przyznała się do ewidentnych, kardynalnych wręcz błędów. Dopiero w 2012 roku rząd Davida Camerona oznajmił, iż specjaliści przyjrzą się jeszcze raz tragedii w Sheffield. Wyniki były zaskakujące dla opinii publicznej, oczywiste natomiast, a zarazem przyjęte z ulgą przez środowisko piłkarskie oraz to związane z samym miastem Liverpool i klubem. str 55 | RetroFutbol magazyn Raport wykazał, że do tragedii doszło wskutek niefrasobliwości oraz uchybień, jakich dopuścili się przedstawiciele angielskiej policji. Przez lata popularna była akcja “Justice for the 96″, w której ludzie domagali się zadośćuczynienia dla 96 ofiar tamtych zdarzeń, których rodziny musiały czekać aż 23 lata, aby sprawiedliwości stało się zadość i przywrócono należną cześć i dobre imię ich zmarłym krewnym. i dopuszczała pewne nadużycia względem nich oraz akceptowała nieoficjalne środki stosowane przez policję. Sprawy te nie zostały do końca wyjaśnione i nie wiadomo, czy sama Thatcher nie została wprowadzona w błąd przez policję i ochronę. Summa summarum, zamieciono pod dywan całe dochodzenie w sprawie Hillsborough. impuls do zmian, tak potrzebny ludziom w Anglii. Margaret Thatcher zleciła opracowanie raportu tamtych zdarzeń. Wydarzenia te, mimo fatalnego zachowania zarówno rządu, jak i policji (w czasie meczu Jest to jedna z ciemnych kart rządów Mar- i po nim), doprowadziły do poważnych regaret Thatcher, ponieważ do dziś mówi się, perkusji, które raz na zawsze miały zmienić iż jej polityka gardziła środowiskiem kibiców oblicze angielskiej piłki nożnej, a także dać Peter Taylor, ówczesny minister sprawiedliwości, na polecenie “Żelaznej Damy” opublikował 188 stron raportu, w którym zawarł przyczyny tragedii na Hillsborough. Nie to było jednak najważniejsze. Lord Taylor dał wskazówki, jak w przyszłości unikać tego typu wypadków. Jego praca była pewnego rodzaju drogowskazem, jaką ścieżkę należy obrać, aby naprawić całą sytuację, uleczyć toczony gangreną przez dekady organizm. Swój raport opublikował on w sierpniu 1989 roku, a jego finalna wersja ujrzała światło dzienne w styczniu 1990 roku. Raport lorda Taylora Raport obnażył wręcz stadionowe zwyczaje, ubogą infrastrukturę klubów, fatalną organizację meczów na stadionach oraz całych rozgrywek piłkarskich w Anglii. Był to powiew świe- RetroFutbol magazyn | str 56 “Żelazna Dama” nie chciała zbawić angielskiej piłki, chciała ją zniszczyć. Futbol był dla niej zabawą dla mas, dla plebsu. Nie rozumiała piłki nożnej i robotniczego etosu napędzającego futbol. Wszystkie jej decyzje, wycelowane w piłkę, w jakiś sposób jednak uzdrowiły ją. żości w hermetycznym, skostniałym piłkarskim półświatku, głos rozsądku w pomieszczeniu pełnym bezsensownych krzyków. Raport Taylora doskonale uchwycił całe zło w angielskiej piłce nożnej. Na skutek raportu całkowicie zrezygnowano z trybun stojących. Od tej pory kibice mogli zajmować miejsca wyłącznie siedzące, w dodatku numerowane. Spowodowało to łatwiejszą identyfikację kibiców po miejscach, z czasem wprowadzono bowiem także unikalne karty kibica, sygnowane nazwiskiem. Wywołało to oczywiście falę protestów, zarzucano nawet ograniczenie swobód obywatelskich. Poprawiono jednak organizację meczów, wprowadzono monitoring oraz zatrudniono specjalistów od ochrony. Wzrosły za to ceny biletów. Odstraszyło to najmłodszych oraz najbiedniejszych, którzy przeważnie tworzyli trzon chuligańskich grup kibiców. W latach 80. można było wejść na stadion już za pięć funtów, dzisiaj te ceny wahają str 57 | RetroFutbol magazyn się od 40 do nawet 120. To spowodowało wzrost zainteresowania futbolem wśród całych rodzin, dotąd wykluczonych ze struktur kibicowskich, kojarzących się wcześniej z subkulturą ludzi młodych, przeważnie z nizin społecznych. Piłka nożna zaczynała wchodzić na salony, rósł poziom ligi. Za gigantyczne pieniądze przebudowano stadiony, które dzisiaj przypominają luksusowe obiekty, a nie mordownie sprzed 30 i 20 lat. Ortodoksyjni fani twierdzą, iż futbol umarł wraz z reformą ligi, mecze straciły bowiem swój dawny klimat, stając się miejscem dla pracowników korporacji, a nie prawdziwych kibiców. Jest w tym trochę racji, ale lepszy taki stan rzeczy aniżeli lata 80. pełne krwi, przemocy i śmierci. Rodziny zmarłych na Hillsborough przez lata domagały się zadośćuczynienia, bezskutecznie. “Żelazna Dama” nie chciała zbawić angielskiej piłki, chciała ją zniszczyć. Futbol był dla niej zabawą dla mas, dla plebsu. Nie rozumiała piłki nożnej i robotniczego etosu napędzającego futbol. Wszystkie jej decyzje, wycelowane w piłkę, w jakiś sposób jednak uzdrowiły ją. Wolny rynek doprowadził do powstania telewizji Sky Sports, która zainwestowała w futbol i w ten sposób rozwinęła samą ligę. Czy bez traumatycznych zdarzeń na Heysel bądź Hillsborough oglądalibyśmy Premier League w takim wydaniu jak dziś? Śmiem wątpić. A sama Margaret Thatcher? Cóż, to nie ona odpowiedzialna jest za rozkwit Premier League, jednak bez jej decyzji nie byłoby dzisiaj ligi, którą znamy i kochamy. CiekaZmienił się także profil samego kibica na wy paradoks. stadionie w Anglii. To nie są już wyłącznie chuligani, ale ludzie wywodzący się ze wszystkich grup społecznych, zarówno pod kątem pochodzenia, jak i materialnym. To Jakub Machowina znów ma drugą stronę medalu, ponieważ dzisiaj krytykuje się znowu zbytnią elitarWyborny bramkarz, miłośnik ność Premier League. Futbol w Anglii staje West Hamu, angielskiego futbolu i wszystkiego, co pochodzi z kraju się coraz bardziej niedostępny dla biedniejkrólowej Elżbiety i prawej stopy szej klasy pracującej, opanowali go za to Davida Beckhama pracownicy korporacji, nazwani pogardliwie „krewetkożercami”. KubaMachowina Epilog Angielskie kluby po śmierci Margaret Thatcher w większości odmówiły uczczenia minutą ciszy zmarłej pani premier. Świat składał kondolencje, Premier League nie. RetroFutbol magazyn | str 58 str 59 | RetroFutbol magazyn retrospekcja Rozpacz Brazylii Mundial 1950 W 1950 roku pierwszy raz Mundial odbył się w Kraju Kawy. Co ciekawe, nie było typowego meczu finałowego. Po zakończeniu rywalizacji w fazie grupowej najlepsze drużyny trafiały do tzw. grupy mistrzowskiej, z której wyłaniano zwycięzcę turnieju. Były to pierwsze piłkarskie mistrzostwa świata po 12 latach przerwy związanej z działaniami wojennymi i II wojną światową. RetroFutbol magazyn | str 60 Ś wiat budził się do życia, także w sferze sportowej. Nie było to jednak łatwe zadanie. Na skutek problemów finansowych wycofały się drużyny, które zapewniły sobie udział w turnieju - reprezentacja Szkocji i Turcji - oraz Indie po niedawnym odzyskaniu niepodległości. Zaproszone w ich miejsce Portugalia i Francja odmówiły przyjazdu do odległej Brazylii. Niespodziewane komplikacje związane z uczestnikami sprawiły, że w grupach rywalizowała nierówna liczba drużyn. Za każde zwycięstwo zespół otrzymywał 2 punkty, remis nagradzano 1 punktem, porażka nie była punktowana. Warto również nadmienić, iż pierwszy raz piłkarze występowali z numerami na koszulkach. Murowanym faworytem do zdobycia tytułu wydawał się zespół gospodarzy. Drużyna Brazylii przez całe mistrzostwa szła jak burza. Rozgromiła m.in. Hiszpanię 6:1 i Szwecję 7:1. W zespole z Półwyspu Iberyjskiego występował wówczas Telmo Zarra, który jest legendą Athletic Bilbao i do niedawna najlepszym strzelcem w historii Primera Division (jego rekord został pobity w ostatnich dniach przez Leo Messiego – przyp.red.). Pierwszy raz w historii piłkarskich mistrzostw świata mieli okazję zaprezentować się Anglicy. To oni, według tamtejszej opinii publicznej, jako jedyni mogli zagrozić gospodarzom w ostatecznym triumfie. Obfitujący w bogatą tradycję piłkarską Synowie Albionu zawiedli jednak na całej linii. Stali się sprawcami jednej z największych sensacji w historii futbolu, niestety w tym negatywnym znaczeniu. „Tylko dwa narody nie potrafią grać w piłkę nożną – Eskimosi i Amerykanie” - napisał Daily Herold przed spotkaniem Anglia – USA. Nazajutrz ten sam brytyjski dziennik zamieścił na pierwszej stronie… nekrolog o treści: „Zawiadamia się wszystkich pogrążonych w żałobie kibiców, że dnia 29 czerwca 1950 roku umarł futbol angielski”. Anglicy przegrali z USA 0:1. Bramkę strzelił Haitańczyk Joe Gaetjens, który nie miał nawet amerykańskiego obywatelstwa; miał bowiem wystąpić o nie dopiero po powrocie do Stanów Zjednoczonych. Należy pamiętać, że były to czasy, w których FIFA pozwalała na pewne ustępstwa i nie było tak restrykcyjnych przepisów jak dzisiaj. Ostatecznie historia sprawcy jednej str 61 | RetroFutbol magazyn z największych sensacji piłkarskich mistrzostw świata również nie miała happy endu. Joe Gaetjens po zakończeniu studiów wrócił na rodzinne Haiti, gdzie prowadził pralnię. Pewnego dnia został uprowadzony przez tamtejszą milicję i słuch po nim zaginął. W rozwiązanie tej zagadki włączył się m.in. Clive Troye – człowiek, który ściągnął Pelego do zespołu New York Cosmos. Po kilku latach śledztwa wyszła na jaw prawda o zamordowaniu piłkarza. Bohater USA został rozstrzelany przez podwładnych ówczesnego dyktatora wyspy – Francoisa Duvaliera. Sam zawodnik nigdy nie zajmował się polityką, ale miał to być akt zemsty wobec ojca piłkarza, zamieszanego w spisek przeciwko Duvalierowi… Do ostatecznego zwycięstwa Brazylijczykom potrzebny był już tylko remis w ostatnim meczu z Urugwajem. Gospodarze mieli w swoich szeregach takich piłkarzy, jak Ademir, Jair i Zizinho. Po drugiej stronie, w ekipie Urugwaju, grali tacy zawodnicy, jak Alcides Ghiggia, Juan Alberto Schiaffino i kapitan Obdulio Varela. Pomimo imponującej siły rażenia nie potrafili udokumentować swojej przewagi na boisku podczas wcześniejszych spotkań. W “grupie mistrzowskiej” zremisowali z Hiszpanami 2:2 i wygrali po zaciętym boju ze Szwedami 3:2. Brazylijska prasa obwieszczała zwycięstwo swoich piłkarzy jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Nieopodal Maracany, na której rozegrano ostatnie spotkanie decydujące o mistrzostwie, stały nagrody dla zwycięzców - sportowe samochody. Niemal wszystkie nagłówki najważniejszych brazylijskich gazet nazywały już swoich piłkarzy mistrzami świata. Jeżeli wie- RetroFutbol magazyn | str 62 rzyć ówczesnym zapiskom, finał zgromadził na stadionie ponad 174 tysiące widzów! Inne dane mówią nawet o ponad 200-tysięcznej publiczności. Trudno to sobie wyobrazić, nawet 60 lat później. Do historii przeszła reakcja kapitana Urugwaju przed „finałem”. Varela, kiedy zobaczył tytuły tamtejszej prasy, kupił kilkanaście egzemplarzy i wraz z kolegami z drużyny postanowił… oddać na nie mocz. Dziwny rytuał najwyraźniej zadziałał, gdyż nieoczekiwanie to Urugwaj wygrał 2:1 z reprezentacją gospodarzy i zdobył mistrzostwo świata. Stadion był pogrążony w głębokim milczeniu, kiedy Obdulio Varela odbierał statuetkę Złotej Nike. Dwóch kibiców umarło na stadionie, a dwóch kolejnych miało popełnić samobójstwo. Jeden z bohaterów tamtego spotkania - Alcides Ghiggia - miał powiedzieć po latach: „Tylko trzy osoby jednym gestem potrafiły uciszyć Maracanę – Sinatra, Jan Paweł II i ja”. Strzelec decydującej bramki na pewno wiedział, co mówi. O tym, jak Brazylia przeżyła tamtą porażkę, dobitnie przekonuje historia Moacira Barbosy, bramkarza, który stał się głównym winowajcą utraty tytułu mistrzowskiego. W 2000 roku, na krótko przed śmiercią, wspominał: „Maksymalna kara w Brazylii to 30 lat więzienia. Ja za coś, czego nie popełniłem, płacę już od 50 lat”. Ciekawy jest również fakt, iż po tych dramatycznych wydarzeniach zrezygnowano z występów w białych trykotach, które przypominały kibicom o tym wielkim rozgoryczeniu po nieudanym Mundialu. To właśnie po tych mistrzostwach pojawiły się żółte koszulki, skąd wzięła się popularna nazwa reprezentacji Brazylii, czyli „Canarinhos”. str 63 | RetroFutbol magazyn Bez wątpienia Mundial z 1950 roku był jednym z najbardziej dramatycznych w całej historii piłkarskich mistrzostw świata. Mówi się, że dumna Brazylia nigdy nie zapomniała o tej druzgocącej klęsce. Gospodarzom na osłodę przypadł jedynie tytuł króla strzelców dla Ademira. Kraj Kawy pogrążony był w żałobie, Brazylijczycy płakali rzewnymi łzami. Jednym z kibiców opłakujących porażkę ukochanej drużyny narodowej był Dondinho, były piłkarz Fluminense i Atletico Mineiro. Kiedy jego niespełna 10-letni syn zobaczył zrozpaczonego ojca, obiecał zdobyć dla niego Puchar Świata. Słowa dotrzymał 8 lat później, a cały świat poznał go jako przyszłego najlepszego piłkarza w całej historii futbolu. Nazywał się Edson Arantes do Nascimento – znany wszystkim jako Pele. Upadki retro extra znanych klubów czyli łzy za przeszłością Kamil Kijanka Jestem wielkim pasjonatem (historii) futbolu. Kocham radio i sport – myślę, że to bardzo kompatybilny zestaw. Pierwszy praktykant u Pana Tomasza Zimocha w redakcji sportowej Polskiego Radia od wielu lat. Współzałożyciel Piłkarskich Konfrontacji (fb) oraz wiceprezes Koła Dziennikarstwa Sportowego w Łodzi. KamilKijanka RetroFutbol magazyn | str 64 Podobno nie ma bardziej chwytliwego tematu niż czyjś upadek. Dzisiaj ci na szczycie są pod presją, żeby się na nim utrzymać, a zdegradowani stamtąd budzą politowanie, bo jak to możliwe? Jak to możliwe, że gloria zwycięzców jest dzisiaj tylko elementem historii, a zdobyte niegdyś trofea coraz bardziej zaczynają ciążyć, niszczejąc w klubowych gablotach? Poniżej przedstawione historie to autentyk. Historia w przypadku tych klubów to jedyny odnośnik do wielkości i moment na chwilę refleksji. Życie nie wybacza błędów, a po ich popełnieniu nie ma szans na naprawę sytuacji – jak to w życiu. Bo przecież futbol to nic innego jak chichot losu, życiowa analogia… str 65 | RetroFutbol magazyn J esienny wieczór. Opustoszała klubowa siedziba, wszędzie ciemno. Za wyjątkiem jednego pomieszczenia, w którym siedzi starszy Pan ubrany w garnitur, noszący okulary. Wnętrze sprawia wrażenie nowoczesnego, a jednak da się odczuć dziwną atmosferę – niektórzy nazwaliby to oddechem historii. Na ścianie wisi czarno -biała fotografia, na którym widnieje kilku radujących się młodzieńców, dzierżących w rękach jakieś trofeum. Musieli być ważni. Ważny musiał być ten klub. Starszy Pan spogląda na to, drapie się po głowie, na jego twarzy rysuje się zaduma, łza kręci się w oku. Kilkanaście sekund absolutnej ciszy przerywa telefon: vo Alaves z kilkoma gwiazdkami w swoim kameralnym zespole mierzyło się na Westfalenstadion w Dortmundzie ze słynnym Liverpoolem. Finaliści z Hiszpanii, mający w składzie m.in. Javi’ego Moreno, Cosmina Contrę i Jordiego Cruyffa, wyrównali stan szalonego meczu na 4:4 w 88. minucie gry. Niestety całe spotkanie przegrali 4:5 po samobójczym trafieniu Delfiego Geli. To był ostatni raz, kiedy świat usłyszał o malutkim klubie z wielkim potencjałem. Jego dalsze losy potoczyły się analogiczne do meczu z Anglikami. Otóż wyeliminowali się ze świata wielkiego futbolu z ogromnym hukiem, niezwykle spektakularnie. Po sezonie takim jak 2000/2001 w wyko- Gdzie są pieniądze? Od kilku miesięcy nie naniu Alaves pojawia się problem. Jak zapewnić kontynuację? Jakie podjąć dostaliśmy nic. kroki? Trochę przypomina to dzisiejszy problem Borussii - Cóż, w III lidze nie dostaje Dortmund. Nie ten kaliber się kokosów. Aha, trzeba – powiecie. Ale sytuacja załatwić autokar, bo trzeba bliźniacza – odpowiem. jakoś przebyć osiemdzieOdeszły gwiazdy: Consiąt kilometrów na najtra i Moreno. Zarobione bliższy mecz i spróbować pieniądze powierzono go jakoś wygrać. nowym zawodnikom w nieodpowiedzialny sposób, To fikcja. Ale czy do takiej bez wcześniejszego planu. sceny nie doszło w Vitorii, LipŚciągnięci z Barcelony Abelardo i sku, Magdeburgu? Ręki sobie uciąć Richard Dutruel w najmniejszym stopniu nie dam. nie spełnili oczekiwań. Podobnie Adrian Ilje z Valencii CF. Klub pogrążył się w przeDroga bez powrotu ciętności. Finału europejskiego pucharu nie W 2001 roku w finale Pucharu UEFA miał dało się przekuć w sukces, stworzyć grunmiejsce jeden z najlepszych meczów w hi- tu pod nowe, lepsze czasy. Wybrano drogę storii europejskich pucharów, jeśli nie fut- na skróty, przyjmując pomoc szemranego bolu ogólnie. Szerzej anonimowe Deporti- biznesmena – Davida Pitermana. Urodzo- RetroFutbol magazyn | str 66 ny w Odessie (ukraińska SR), ale z obywatelstwem Stanów Zjednoczonych przedsiębiorca wykupił 51% udziałów w klubie. Jakież to naiwne, jakie prozaiczne. Zaślepieni włodarze Deportivo Alaves bez refleksji oddali dzieło poprzedników w ręce człowieka przychodzącego nie wiadomo skąd. Znak nowej epoki w europejskiej piłce. Kiedyś w finałach europejskich pucharów, dzisiaj poza Ekstraklasą ANGLIA Fulham F.C. Wolverhampton Zbrodnia na futbolu Ipswich Town Leeds United Pod rządami Pitermana wcze- Nottingham Forest śniej znajdował się Racing Middlesbrough Santander i aż dziwne, że lu- Birmingham City dziom odpowiedzialnym za sprzedaż Deportivo nie zapaliła się czerwona lampka. W Kantabrii ten ekscentryk zasłynął z kontrowersyjnych decyzji, charakterystycznych dla autorytarnego futbolu wschodniego. Przykładowo nie mógł pogodzić się z faktem, że on – osoba w jego mniemaniu najważniejsza na świecie – nie może siedzieć na ławce rezerwowych SWOJEGO klubu. Z opresji wyciągnęła go fałszywa akredytacja prasowa. W Alaves wpadł na inny pomysł. Zatrudnił się jako magazynier i siadał sobie obok trenera. Milioner wyłożył fundusze na BELGIA Royal Antwerp NIEMCY 1.FC Magdeburg TSV Monachium Carl Zeiss Jena Lokomotive Lipsk Fortuna Dusseldorf SZKOCJA Glasgow Rangers HISZPANIA Real Saragossa Deportivo Alaves Real Mallorca AUSTRIA Austria Salzburg kilka znaczących wzmocnień i klub awansował znowu do Primera Division. Trenerem był Juan Carlos Oliva – wydawało się, że wszystko zmierza ku dobremu. Byłoby tak, gdyby nie despotyczne tendencje w działaniach Pitermana. Ten żądał, aby jego pracownik zajmujący etat klubowego trenera zmienił taktykę z 4-4-2 na efektowne 4-3-3. W ostrej rozmowie Oliva nie dał się zastraszyć. Zdobyte dziesięć punktów w ostatnich pięciu meczach i wydostanie się ze strefy spadkowej sprawiło, że szkoleniowiec najzwyczajniej w świecie czuł się mocny. Jeszcze tamtego wieczora Juan Carlos Oliva udzielił wywiadu, w którym pewnie oświadczył, że to on jest człowiekiem odpowiedzialnym za decyzje i nikt nie może podważać jego kompetencji. Piterman wyrzucił go następnego dnia. Despota potrzebował teraz kogoś słabego, kim będzie mógł kręcić do woli, łechcąc swoją próżność milionera. Trafiło na Mario Lunę. Zwołana konferencja prasowa zwabiła mnóstwo dziennikarzy. Wiadomo było, dlaczego zwolniono Olivę. Czy Luna str 67 | RetroFutbol magazyn sobie poradzi? Czy się przeciwstawi? - Dziennikarz: Jak się czuje trener, który nie ma żadnej władzy? zniszczył nawet wprowadzony przed laty zarząd komisaryczny. Uwikłani mimo woli - Trener: Coś się Panu pomyliło, bo to ja będę Royal Antwerp – nieoczekiwany finalista tutaj podejmował decyzje. PZP z 1993 roku. Dzisiaj ledwo radzi sobie w drugiej lidze belgijskiej i nie pomaga tu- Właściciel: To tobie się coś pomyliło, Ma- taj renoma w kraju i za granicą, współpraca rio. To ja podejmuję decyzje, a trener jest od z Manchesterem United… Royal Antwerp poprowadzenia zajęć, nie od ustalania taktyki dobnie jak Deportivo Alaves nie miał szczęczy przeprowadzania zmian. Jest zwykłym ścia do właściciela. Mimo awansu do finału pracownikiem klubu. Pucharu Zdobywców Pucharów klub nie był jakoś specjalnie warKoniec, światła zgasły tościowy, nawet w belgij(w tle odgłos świerszskich warunkach. Spadek cza). Nokaut totalz ligi zdziwił niewielu, ny, podważenie aua finał najmniej prestitorytetu… Zwykłe, żowego europejskieludzkie upokorzenie go pucharu bardziej w oczach opinii putraktowano jako fajną blicznej. A Piterman? przygodę, ciekawostMarny strateg. Klub spadł kę z przeszłości. Spadek z ligi i zaczął się pogrążać z ligi przyszedł niespow kryzysie. Klub pozostał dziewanie, ale potem było już bez właściciela w Segunjuż tylko gorzej ze względu na da Division z długiem wynoszącym 23 szemrane interesy głównego sponsora mln euro. Jeśli zestawimy to z długiem – Alberta Pansa. Głównymi zarzutami było przed erą Pitermana – wynoszącym jedy- łapówkarstwo oraz pranie brudnych pienie 3 mln euro – wyłania nam się pełny ob- niędzy. Royal Antwerp został we wszystko raz katastrofalnych rządów. Jakimś cudem wmieszany, gdyż jako działalność sportoudało się zostać w Segunda Division (gol wa klub piłkarski połączony został z jedną w ostatniej sekundzie ostatniego meczu z firm działających niezgodnie z prawem. sezonu z Realem Sociedad 3:2). Rok póź- W Antwerpii grał m.in. były napastnik Manniej już nie dało się oszukać przeznaczenia. chesteru United, później skreślony w LeDzisiaj Deportivo Alaves zajmuje miejsce gii Warszawa – Chińczyk Dong Fangzhuo. w dolnej części tabeli na drugim pozio- Uczył się tam grać w piłkę także słynny John mie rozgrywek, jednak osiągnięta z trudem O’Shea. Od 1999 Royal FC egzystuje w belstabilizacja jest tutaj kluczowa. Klubu nie gijskiej drugiej lidze bez jakichkolwiek szans RetroFutbol magazyn | str 68 na poprawę położenia. Podobna sytuacja w słynnym Glasgow Rangers. Finalista Pucharu UEFA z 2008 roku, od 1890 roku grający na najwyższym poziomie w Szkocji. Wskutek podatkowych przestępstw ten wyjątkowy klub został zdegradowany aż do czwartej ligi. Urząd skarbowy upominał się aż o 134 mln funtów; to zawrotna suma nawet w futbolu. W przypadku zdobywcy PZP z 1972 roku podziw budzi kwestia zainteresowania kibiców nawet (a może zwłaszcza) podczas gry na prowincjach na szczeblu, nie oszukujmy się, amatorskim. Wędrówkę klubu do Scottish Championship na Rangers Park oglądało średnio 45 tysięcy widzów! Dzisiaj wiele wskazuje na to, że w sezonie 2015/2016 znowu będziemy cieszyć się The Old Firm Derby. Z Rangersami zostali najwierniejsi – to wielki kapitał. czasie Widzew Łódź balansuje na granicy upadku. I czy chodzić teraz oglądać gwiazdy RB Łódź na ich nowoczesnym obiekcie, czy chodzić na stary, dobry RTS? Co prawda upadający, ale przecież na Widzewa chodził pradziadek, dziadek i ojciec…. Z takim dylematem mają do czynienia w Lipsku. Jeśli popatrzymy na piłkarską mapę Niemiec, zauważymy wielki podział. Kluby z byłego RFN przeżywają rozkwit albo przynajmniej stale unoszą się na piedestale tamtejszego futbolu. Tymczasem dawne potęgi NRD dzisiaj często w Oberlidze zapominają już o piłce nożnej na wyższym poziomie. Lokomotive Lipsk, 1.FC Magdeburg i Carl Zeiss Jena – niegdyś finaliści europejskich pucharów. Upadł komunizm, a te kluby bez wsparcia państwa nie mogły sobie poradzić w gospodarce wolnorynkowej, co zmusiło ich do radykalnego cięcia kosztów. W latach 90. Lokomotive Lipsk zmieniło nazwę na przedwojenną – VfB Lipsk. Awans do Bundesligi, potem spadek, Red Bull rządzi w Lipsku równia pochyła. Klub popadł w ogromne Komercjalizacja rozprzestrzenia się w futbo- długi i w 2004 roku został rozwiązany. Kibilu – i to już nie jest żaden wymysł, tylko fakt. ce w mieście chcieli kontynuować tradycję. Wyobraźcie sobie taki scenariusz: do Łodzi trafia koncern Red Bulla i chce zrobić w mie- Nowy klub został zarejestrowany jako Loście klub Red Bull Łódź. Budżet 35 mln euro komotive Lipsk, a prezesem został Stefan przewiduje w przyszłości Ligę Mistrzów, pił- Kubald – wcześniej przywódca chuliganów karze grający na biało-niebiesko robią fu- VfB. Drużyna przejęła herb i klubowe barwy, rorę i powoli zagarniają polskie środowisko ale musiała zacząć grę od 11. (!) ligi. Awans piłkarskie. Fajnie. Tylko że w tym samym na skróty do 7. ligi przyszedł po fuzji z SSV str 69 | RetroFutbol magazyn Torgau i przejęciu licencji tego klubu. Wracając – w 11. lidze kibice Lokomotive ustanowili światowy rekord. W najniższej klasie rozgrywkowej w kraju ich mecz oglądało 12 421 osób. Drużyna pewnie wspinała się w hierarchii niemieckiego futbolu; aż do 4. ligi, gdzie utknęli na pięć sezonów. Kubald odszedł. W 4. lidze przybył konkurent zza miedzy. Sponsorowany przez potężny koncern napojów energetycznych RB Lipsk już na czwartym poziomie rozgrywek miał budżet, z którym mógłby spokojnie utrzymać się w Bundeslidze. Idea stworzenia potęgi w mieście wzbudziła kontrowersje choćby tym, że klub dostał się do 5. ligi, przejmując po fuzji licencję SSV Markrandstadt. Wszystko po to, aby móc chociaż w połowie wypełnić nowoczesny Zentralstadion – powstały na mistrzostwa świata w Niemczech 2006. Podczas wspólnej gry w 4. lidze mieliśmy do czynienia z ogromnym dysonansem. Lokomotive broniło się rozpaczliwie przed spadkiem, potrzebowało 200 tysięcy euro, aby chociaż dokończyć sezon. Red Bull z tego samego miasta płacił piłkarzom po 20 tysięcy euro miesięcznie, czyli dużo więcej niż niektóre gwiazdy T-Mobile Ekstraklasy. Dla porównania piłkarze Lokomotive zarabiali w porywach do 2000 tysięcy euro. Zawodnicy grali półamatorsko, bo musieli się jeszcze gdzieś zatrudniać. Finalista PZP z 1987 roku przeżywał upokorzenia. Starsi chodzili na Lokomotive w liczbie nieprzekraczającej 3 tysiący, a młodsi woleli naszpikowanego gwiazdami Red Bulla – w liczbie dochodzącej nawet do 10 tysięcy. W sezonie 2013/2014 Lokomotive Lipsk spadł do 5. ligi. W tym samym czasie Red Bull wpadł jak burza do 2. Bundesligi. W Polsce pojawiły się plotki o zakusach drugoligowca na duet Kownacki & Teodorczyk z Lecha Poznań. Klub jest w trakcie walki o Bundesligę i nie jest bez szans. Transfery za 5-6 mln euro? Bez problemu. W całej sprawie nie chodzi o domaganie się uznania w obliczu znamienitej historii. O czymś takim nie może być mowy. Jednak tradycja w futbolu to rzecz święta, a inicjatywy kibiców rozpaczliwie ratujących swoją opokę – coś genialnego. Historii nie da się kupić za żadne pieniądze. Kamil Rogólski Kiedy ludzie pytają mnie, kim jestem - jestem pasjonatą odpowiadam. Dziennikarstwo to tylko narzędzie, dzięki któremu mogę być blisko tego, co tak naprawdę kocham. Mogę być blisko futbolu K_Rogolski RetroFutbol magazyn | str 70 str 71 | RetroFutbol magazyn RetroFutbol m a g a z y n RetroFutbol magazyn | str 72