Hieroglify wiary
Transkrypt
Hieroglify wiary
Radosław Romaniuk Hieroglify wiary Krakowski malarz i teoretyk sztuki Tadeusz Boruta na łamach „Tygodnika Powszechnego” publikował krótkie szkice poświęcone analizie dzieł malarstwa religijnego, aż znana z „Tygodnika” Szkoła patrzenia zyskała postać złożonej z 33 esejów książki. Zasadą porządkującą zbioru jest kalendarz, rytm świąt kościelnych, poświęconych wydarzeniom, które stawały się inspiracją omawianych fresków i obrazów. Sugeruje to służebną, ilustracyjną rolę malarstwa, którego zadaniem jest unaocznienie wiernym ewangelicznych fabuł bądź postaci świętych. I pewnie by tak było, gdyby nie fakt, że wybrane przez autora obrazy są arcydziełami, że płaszczyzna malarska niesie w nich istotne teologiczne i filozoficzne treści. Boruta przedstawia więc tyleż dzieła sztuki, co malarskie traktaty na temat historii zbawienia. Obraz religijny - wie o tym autor Szkoły patrzenia - odnajduje pełen sens dopiero wraz ze słowem. Niekwestionowaną zaletą pisania o sztuce Tadeusza Boruty jest więc bogaty kontekst egzegetyczny. Autor sięga do Starego Testamentu, symboliki chrześcijańskiej, do obecnych stale tu tekstów Ewangelii, do chrześcijańskich apokryfów, pism ojców kościoła, współczesnych analizowanym dziełom traktatów z zakresu teorii sztuki, w końcu do obszernej biblioteki dzieł poświęconych samym malarzom. Dzięki temu stajemy się świadkami dialogu biblijnego tekstu, teologicznej wykładni i wizji artysty. Genialne dzieło jest w stanie odkryć nie wyrażone przez teologię strony chrześcijańskiego objawienia, pogłębiające i urealniające treść dogmatów. Przykładem mogą tu być omawiane przez autora wizerunki Chrystusa. Oblicze Zbawiciela, namalowane przez holenderskiego mistrza Dirka Boutsa w jego „Ostatniej wieczerzy” - daleka od kanonu piękna twarz „głupca Bożego”, „obnażona” (pisze Boruta), „zdana na szyderstwo” - mówi coś więcej o Jego ofierze i boskim wybraniu ponad dogmat o Bogoczłowieczeństwie i zbawczej misji. Podobnie Chrystus Zmartwychwstały Pierra della Francesca, o którym Adam Zagajewski napisał w znakomitym wierszu, iż „prawie obłąkany, wynurza się z grobu, zmartwychwstały, wolny”. I wstrząsający Ukrzyżowany Grunewalda z ołtarza kaplicy przy szpitalu dla chorych wenerycznie w Isenheim. Średniowieczny przodek „Ukrzyżowań” Francisa Bacona, 1 naznaczony tym samym przerażeniem etycznym i estetycznym dramatem rozkładu ciała. Związek obrazu ze słowem przenosi się na płaszczyznę konstrukcyjną szkiców. Zwykle rozpoczynają się one cytatem ewangelicznym, potem zostaje omówiony kanon prezentowanego motywu (często wprowadzony sakramentalnym zdaniem, że motyw ten przedstawiano wielokrotnie), potem następuje analiza samego obrazu, gdy trzeba wzbogacona o biogram malarza. Solidność ta zatrąca niekiedy o schematyzm. Jeśli jakiś wymiar tej książki może budzić wątpliwości, to jest to jej ascetyczna strona literacka i wynikająca z założenia (odkrycie malarskiego wyrazu dogmatycznych prawd Kościoła) tendencja, zatrącająca niekiedy o nie zamierzone chyba katechetyczne zadęcie. I nawet fakt, że uwielbienie dla artystów autor Szkoły patrzenia wyraża przyznając ich dziełu walory, które sam w malarstwie uznaje za najwyższe (Caravaggio jest dlań na przykład „największym teologiem wśród malarzy”), choć więcej to mówi o nim samym niż o omawianych twórcach, przełamuje chłód profesjonalizmu i ascezę wykładu. Boruta nie usuwa się w cień omawianych dzieł, wciąż prowadzi nas jego uwaga, znawstwo warsztatowe, erudycja i w końcu gust. Jeśli zaś o upodobania chodzi, krakowski malarz potrafi znaleźć dzieła podziwiane i godne podziwu w tak różnych nurtach malarstwa, jak ikonografia średniowiecza, alegoryczne malarstwo renesansu, ekspresyjna i psychologizująca twórczość barokowych mistrzów. Potrafi w sposób świeży spojrzeć na arcydzieła („Pokłon trzech króli” Leonarda da Vinci, „Złożenie do grobu” Caravaggia, „Kazanie do ptaków” Giotta) i zachwycić się obrazami mniej znanymi (jak „Sen św. Józefa” Bernarda Cavallino, „Wniebowzięcie” Andreasa del Castagno, „Męczeństwo św. Andrzeja” Jusepe de Ribery). Z wyraźnym upodobaniem wdaje się w meandry scholastycznej wykładni, by w sąsiednim szkicu skupić się na zmysłowej warstwie symbolicznej obrazu, odkrywając na przykład w tle „Świętej Rodziny” Michała Anioła alegorie miłości i zazdrości, a w średniowiecznym ołtarzu podróżnym ikonę ojcostwa i macierzyństwa, przemieniające wizerunek religijny w symboliczny wzór dany ziemskiej miłości. Szkoła patrzenia udziela lekcji uwagi i pietyzmu dla szczegółu. Uczy znaczenia kompozycji, barw, tła, kształtów, wielkości obrazu. Pokazuje wagę ideowych kontekstów dla czytania sztuki. Uczy jednak również czegoś więcej niż oglądania dzieł i ich historii. Sięga do źródeł duchowości, ukrytych w soterycznej wizji sztuki, która przyświecała 2 artystom minionych stuleci. Naucza o obecności tego, co transcendentne w tym, co zmysłowe i fizyczne, o obecności stałego w przemijającym. Wszak mistrzowie zmaterializowanego patrzenia byli w stanie zawiesić podział na świat ludzi i świat Boga, na ziemskie i transcendentne. Zwyciężyli naturalną przemijalność, utrwalając swe dzieła w wiecznym teraz. Patrzenie wraz z Tadeuszem Borutą staje się - jak mawia eseista „inwestycją w historię naszego oka”. I nie tylko. 3