Craft BIKE TransAlp - relacje
Transkrypt
Craft BIKE TransAlp - relacje
Velmar Team Craft BIKE TransAlp - relacje Autor: Filip Tyszka 19.07.2014. Zmieniony 03.12.2014. Wyniki, relacje, zdjęcia i wrażenia chłopaków ze startu w Craft BIKE Transalp 2014. CZYTAJ WIĘCEJ Galeria zdjęć Dzień przed etap I etap II etap III etap IV etap V etap VI etap VII Klasyfikacja generalna Craft BIKE TransAlp 2014 CST Velmar Pruszyński Team 1 z czasem 41:01.20,3 zajął 115 miejsce w kategorii. CST Velmar Pruszyński Team 2 z czasem 48:48.59,0 zajął 92 miejsce w kategorii. 26/07/2014 Etap VII Trento - Riva del Garda poziom trudności 4/5, dystans: 62,74 km, przewyższenia: 2325 m Wyniki: http://velmar.pl/team Kreator PDF Utworzono 8 March, 2017, 22:46 Velmar Team CST Velmar Pruszyński Team 1 z czasem 4:37.38,4 zajął 100 miejsce w kategorii. CST Velmar Pruszyński Team 2 z czasem 5:40.56,4 zajął 80 miejsce w kategorii. Relacja Grześka z VII etapu: Mieliśmy nadzieję na nieco łatwiejszy etap. Mniej podjazdów i dosyć krótki. Od rana mocno padało i już wiedzieliśmy, że znowu będzie"mortal combat". Wystartowaliśmy w strugach deszczu, żeby wykonać ostatnie na tym wyścigu zadanie. Po krótkim zjeździe w otoczeniu 1000 zawodników zaczęła się ścianka, zrobił się korek, wszyscy pchali rowery. Następne 3 km to stromy podjazd, na którym udało mi się otrzymać za wyprzedzającym wszystkich Piotrkiem. Następne 10 km było już mniej stromo i sporo po błocie więc mijaliśmy kolejnych rywali. W głowie zaświtała mi przyjemna myśl, że chyba wreszcie, na koniec wyścigu narodziłem się jako góral... jak się potem okazało, była to myśl z gruntu fałszywa. W dzisiejszym etapie było ogromnie dużo jazdy w błocie, szkoda, że organizatorzy nie przewidzieli czarnej koszuli błotnego lidera, bo jedynymi którzy liczyli by się w takiej klasyfikacji byli byśmy my, Polacy. Ostatni stromy podjazd przypomniał mi, że jednak nie zaliczam się do górali, ale każdego wyprzedzającego mnie w pocie czoła zawodnika dobrze sobie zapamiętałem, rozliczymy się na zjeździe po błocie. I tak się stało. Po co było się pocić, niczym Chadles Bronson w " Życzeniu śmierci" wyklarowaliśmy z Piotrkiem sytuację. Zostało jeszcze 7 km zjazdu po asfalcie i wreszcie dostałem zezwolenie od kapitana na finish. Pochylony nad kierownicą gnałem jak Tony Martin a Piotrek nie odpuszczał koła na milimetr. I w końcu dojechaliśmy do ostatniego finishu unosząc ręce w geście zwycięstwa. Wymagało to dużo dyscypliny i wyrzeczeń ... ale warto było. Dużo się nauczyłem podczas tegorocznego Trans Alp: takie pojęcia jak strategia długoterminowa, przygotowanie, praca zespołowa, wytrwałość w dążeniu do celu , realizacja marzeń nabrały teraz nowego wymiaru. Ostatecznie zajęliśmy 90 miejsce w kategorii pnąc się w górę z etapu na etap. Jestem dumny z Piotrka i z siebie no i oczywiście z Marka i Tomka , którzy dzisiaj przedarli się do serki w kategorii , wszyscy dostaliśmy w pełni zasłużone Złote medale !!!! Relacja Marka z VII etapu: No nadszedł czas na 7 etap. Wielkie emocje i wielkie nadzieje. Nerwy by rower nie zawiódł, by pech nie przeszkodził ukończyć. pogoda nie dopisała, już w nocy zaczęło padać a godzinę przed startem to już lać. Postanowiłem ze skoro etap zaczyna się bardzo ostrym podjazdem od 3 km to muszę się porządnie rozgrzać. I jako nieliczny jeździłem 40 min po deszczu by noga nie zawiodła już po starcie. Kiedy ruszyliśmy czułem się bardzo dobrze. Nogi coraz lepiej znosiły podjazdy i cały czas czułem że z każdym kilometrem jest coraz lepiej. Zaczęliśmy wyprzedzać i wyprzedzać. Szkoda tylko że startowaliśmy z 3 sektora bo jak zrobił się zator to znów straciliśmy mnóstwo czasu. Ale do samego szczytu ok 20 km poprawiliśmy się o kilkadziesiąt pozycji. Potem trudne i śliskie zjazdy. Było bardzo niebezpiecznie bo ziemia namiękła i kola uślizgiwaly się na wąskich ścieżkach. Bardzo trudno się tu zjeżdża bo kiedy się widzi jak głęboko można spaść to aż głowa boli. W pewnych momentach to ludzie tak słabli że wyprzedzaliśmy cale grupki. Momentami miałem wrażenie że wręcz przelatujemy po tym błocie. Ma się te doświadczenia nabyte w Mazovii :) Ostatnia góra, 7 km. No tu już było ciężko, zacząłem odczuwać trudy dzisiejszej szarzy, nawet Tomek zaczynał męczyć. W końcu dotrwaliśmy na szczyt. Został tylko odcinek enduro. Strach w oczach, ale daliśmy rade. Miejscami schodziliśmy, szczególnie od momentu gdy zobaczyłem gościa niosącego rower bez tylnej opony. Stalo się jasne że najważniejsze to ukończyć. W końcu asfalt i 7 km ostrego zaginania do mety. Już tylko w dól i plaskawy odcinek nad Garde. Dopadamy grupki zawodników i atakujemy. Jedni odpowiadają atakiem. Doskakujemy i trzymamy się dzielnie. Mamy w nogach 7 etapów ale instynkt zagłusza ból nóg i myślimy o sprincie. Kolesie tak zaginają że na liczniku 42 km/h, z tylu kilka zespołów goni. Czekamy na kole. Niesamowite jak koncentrujemy się na końcówce. Tomek siedzi na kole a ja za nim. Wpadamy na ostatni kilometr. Wjeżdżamy w bardzo wąską ścieżkę. Wyskakuje na prowadzenie i oglądam się za Tomkiem. Zostawiamy kolesi z tylu. Ostatnie 500 m i wpadamy na zespól Włoszek które zajęły 3 m w generalce i klepały nam niemiłosiernie mnóstwo czasu na każdym etapie. Jestem mistrzem końcówek wiec zaciskam zęby i jestem na przodzie. Tomek doskakuje do mnie i wpadamy na upragniona metę. Najlepsze nasze miejsce. Marzyliśmy o pierwszej setce i stało się . Zajmujemy 100 miejsce. Stalo się to o czym marzyliśmy od 1 etapu. Dotrwać w zdrowiu i pokonać problemy. Zapomnieliśmy już o bólu, wielu trudnych godzinach i zimnie jakie nam towarzyszyło. Łatwo się jedzie jak jest moc. Dużo trudniej gdy zdążają się trudne dni. Osobiście przeżyłem takie 2 i doceniam tych którzy dojeżdżali gdy my byliśmy już w hotelach. Nie wiedziałem jak zniosę tak długi wysiłek i tak trudny teren. W życiu nie jeździłem po tak wysokich górach i nie ćwiczyłem takich niebezpiecznych zjazdów enduro. Mimo że lubię tylko krótkie wyścigi mega przełamałem się i jestem szczęśliwy że http://velmar.pl/team Kreator PDF Utworzono 8 March, 2017, 22:46 Velmar Team wytrzymywałem te 6-7 godz w siodle. Tomku, dziękuje za wsparcie i wspaniałą, ekscytującą walkę. Zgodnym i technicznym podejściem pokonaliśmy dużo mocniejszych rywali. Te 3 ostatnie etapy to była prawdziwa przyjemność. Wielkie gratulacje dla teamu 2. Świetnie dotrwali do samego końca. Nie jest to takie oczywiste jak wszystko boli a trzeba jechać. Wiem, bo osobiście się o tym przekonałem :) _ 24/07/2014 Etap VI Kaltern - Trento poziom trudności 5/5, dystans: 98,25 km, przewyższenia: 2894 m Wyniki VI etapu: CST Velmar Pruszyński Team 1 z czasem 6:08.35,5 zajął 118 miejsce w kategorii. CST Velmar Pruszyński Team 2 z czasem 7:12.20,8 zajął 96 miejsce w kategorii. Relacja Marka z VI etapu: Dzisiaj zaczęliśmy 15 km dojazdem po płaskim. Potem 17 km pod górę, lekki zjazd i kolejne 14 km o nachyleniu miejscami do 20%. Było ciepło i słonecznie. Na początku jechało mi się dosyć ciężko, ale jak zobaczyłem zawodników na trasie którzy się wycofali od razu poczułem moc. Od 50 km było już dyzo lepiej i zaczęliśmy ostro dawać. Trasa była bardzo ładna, wśród winnic i sadów. Niestety bardzo wąskie drogi nie pozwalały oglądać się na widoki. Dzisiaj znowu były niebezpieczne zjazdy po kamieniach. Niestety na jednym zboczu było bardzo ślisko i zaliczyłem wywrotkę. Nic się cale szczęście nie stało, ale widziałem kilku zawodników z bandażami na rekach i głowach. Po 80 km zaczął się ciężki podjazd po asfalcie, a ostatnie km już po lesie. Musieliśmy kilka razy wdrapywać się po tak stromym kamienistym wzniesieniu ze ledwo pedałowałem 4 km/h. Ale udało się i w końcu zaczął się zjazd. A tam wiadomo nie oglądamy się na innych i znowu daliśmy rade. Miejsce 118. Nie wiem czy damy jeszcze rade być bliżej. Oni tu są tak mocni że na prawdę musimy się nawyginać na technicznych odcinkach by się nie dawać. Ten etap był bardzo ładny, choć długi i ciężki. Nogi nabite, uśmiech na twarzy. Wierzymy ze będzie dobrze. Grzegorz miał racje ze widok słabnącego rywala motywuje do jazdy. Mimo ze osiągnąłem stan "Zombi'' postaram się jutro pojechać jeszcze lepiej. Tomek czuje się dobrze wiec zagniemy się, a może się uda. Najwazniejsze ze jazda sprawia wielka radość, a gdy po 7 godz wpadasz na mete- bezcenne. Dzisiaj meta była w pięknym Trentino. Zjedliśmy obiad na starówce a potem do hotelu. Jutro ostatni etap :) Relacja Grześka z VI etapu: Dzisiaj wystartowaliśmy z samego końca stawki. Na początek ok 15km zjazdu po asfalcie gdzie udało nam się przedrzeć do należnego miejsca w peletonie, wśród naszych starych , dobrze znanych i lubianych rywali Pierwszy podjazd miał w miarę małe nachylenie, więc wyprzedzaliy kolejne ekipy przedzierając się do przodu.Jak tylko nachylenie się zwiększało , miałem kłopot i rywale kontratakowali. Tak czy owak zapowiadało się na udany etap , trasa skrojona pod nas i świetna pogoda, słońce i ok. 20 stopni.Po asfaltowym częściowo leśnym zjeżdzie stromy podjazd na którym lekko stracimy, ale potem teren typu Góry Świętokrzyskie- mocno interwałowy, który jednak w kontekście Trans Alp nazywamy "płaskaczem" Tutaj wszyscy poprzedni mozolni wyprzedzacze ujrzeli nasze plecy po raz ostatni na tym etapie. Gnaliśmy jak lokomotywa w wierszu Juliana Tuwima , energia mnie rozpierała. Oczywiście nie muszę dodawaać, ża na bufecie spotkaliśmy tych samych co zwykle rywali : Przeznaczenia nie oszukasz :) Po bardzo stromym podjeździe na deser i niebezpiecznym, technicznie zjeździe dotarliśmy spokojnie na metę w uroczym miasteczku TRENTO. Piotrek jak zwykle nie pozwolił mi wykonać efektownego finiszu i zyskać kilka sekund, za to Marek i Tomek wpadli na metę jak dwa zadowolone ogary :) Jutro ostatni etap, jedziemy ostrożnie, żeby nie stracić naszego miejsca w setce :) http://velmar.pl/team Kreator PDF Utworzono 8 March, 2017, 22:46 Velmar Team 24/07/2014 Etap V Sarntal - Kaltern poziom trudności 5/5, dystans: 67,42 km, przewyższenia: 2785 m Wyniki V etapu: CST Velmar Pruszyński Team 1 z czasem 5:30.16,3 zajął 128 miejsce w kategorii. CST Velmar Pruszyński Team 2 z czasem 6:43.08,2 zajął 107 miejsce w kategorii. Wrażenia Grześka z V etapu: Dzisiaj były dwa duże podjazdy i trochę terenu XC. Wystartowaliśmy przezornie z samego końca, żeby oszczędzić sobie widoku sapiących, wyprzedzających nas rywali. Tym razem od wyprzedzania byliśmy my. Piotrek miarowo naciskał na pedały a ja jechałem dosłownie 10 cm za nim wyobrażając sobie, że jestem przywiązany linką do jego siodełka. W ten sposób pokonaliśmy połowę z 1000 metrów podjazdu ... i wtedy przyszła kara za zuchwałość, totalnie obsiadłem i objechało mnie ok. 100 osób. Na szczycie spotkałem Piotrka, który zdążył już lekko zmarznąć. Przed nami zjazd okrzyknięty jako najtrudniejszy w całym wyścigu, jako "wytrawny" downhilowiec, cieszyłem się w duchu ile nadrobimy nad rywalami, którzy zwykle zjeżdżają znaczenie gorzej. Pierwsze ostrzeżenie przyszło na samym początku, fiknąłem kozła przez kierownice i po około 2 metrowym locie wylądowałem miękko w trawie . Pierwsze co mi przyszyło do głowy, to że będę miał fajna scenę do filmu który kręcę kamerą zamontowaną na kierownicy.. Ale prawdziwy upadek przyszedł później podczas próby wyprzedzenia kilku osób z boku ścieżki, wjechałem w głębokie siodło i znowu lot przez kierownicę, tym razem stłukłem sobie nadgarstek i od tej pory jechałem już z dużym respektem i co za tym idzie znacznie wolniej. Cóż..mistrzostwo wykuwa się w bólu.. Po krótkim postoju na bufecie ruszyliśmy znowu pod górę. Jakimś dziwnym sposobem znowu pojawili się w okolicy wszyscy rywale z poprzednich etapów. Ci sami ludzie potrafią wyprzedzać po 5 razy w ciągu jednego etapu w jakiś cudowny sposób, sami nie będąc wyprzedzani.. chyba chowają się w lesie i wtedy ich mijamy. Piotrek jest niezawodnym wspinaczem pod strome ścianki, włącza bieg i rytmicznie pedałuję, aż podjazd się skończy, niezależnie od jego długości. Ja jestem bardziej sprinterem szosowym i każdy podjazd dużo mnie kosztuje. Marek i Tomek jadą coraz lepiej z etapu na etap .. a zwłaszcza na finiszach walczą jak lwy o cenne sekundy. Ja też mam zawsze ochotę na finisz, ale Kapitan Piotrek nigdy mi nie pozwala i każe zbierać siły na kolejny etap. Mamy 99 miejsce w kategorii, ale za nami czai się kilka zespołów. Będziemy walczyć, a najlepszym sposobem na utrzymanie się w setce jest styl Bruca Lee z Wejścia Smoka " fighting without fighting" Innymi słowy, żaden zryw czy bezzasadne przyśpieszanie nie uchodzi bezkarnie, za wszystko potem góra wystawi rachunek. Już się nauczyłem, że nieliczne płaskie odcinki są do odpoczywania a nie do atakowania.. nie wszyscy to wiedzą i milo patrzeć jak harcownicy padają jak muchy po kilkunastu minutach po zrywie. Nasmarowałem rękę maścią i jesteśmy gotowi na następny etap. Piotrek też szczyci się odniesioną dzisiaj raną : uderzył się pedałem w nogę podczas prowadzenie roweru :) Jutro kolejny ciężki etap, musimy pokonać zmęczenie i ból, żeby było o czym napisać... Relacja Marka 5 etap rozpoczął się od 10 km pod podjazdu o nachyleniu 10%. Na szczyt 2000 m npm wjeżdżaliśmy prawie 1,5 h. Jechaliśmy spokojnym tempem, a ponieważ ze szczytu mieliśmy zjechać na 250 m npm czyli 1800 m w pionie za jednym razem, to na końcówce Tomcio przyspieszył by zacząć zjazd przede mną. Dzisiaj miały być najtrudniejsze zjazdy w całym wyścigu wiec baliśmy się tego etapu. Po paru km zjeżdżania jechaliśmy znów razem. Zaliczyłem 1 niebezpieczną sytuacje i przeleciałem przez kierownice, Tomek tez się potem nie wyrobił i poobijał. Ale jesteśmy cali wiec ok. Niebo było dziś lekko zachmurzone i minimalnie kropił deszcz ale nie było zapowiadanej burzy. Niestety zjazdy były w błocie wiec rowery znowu musieliśmy myc. http://velmar.pl/team Kreator PDF Utworzono 8 March, 2017, 22:46 Velmar Team Na 33 km zaczęliśmy drugi ciężki podjazd który ciągnął się do 48 km. Pod koniec podjazdu w końcu mnie puściło i zaczęliśmy gnać na maxa. Odrobiliśmy dożo miejsc i ostatnie 20 km szło jak z nut. Ostre zjazdy i bardzo sztywne podjazdy. Dzisiaj czułem smród z klocków hamulcowych ale wytrzymały do mety. Potem je wymieniłem. Na 5 km do końca dogoniliśmy większa grupkę zawodników. Oczywiście zwyciężył instynkt i zapaliliśmy co sił. Niestety trochę się oszukaliśmy bo myślałem, że jak widzę miasteczko do wpadniemy i meta. Niestety, przejechaliśmy przez miasto i do końca trzeba było dojechać parę km przez sady owocowe. Bardzo malowniczo tylko końcówka niestety pod gore. Niemcy już nas prawie nachodzili, gięliśmy jednak do końca. Ostatnie 200 m było bardzo sztywne i nogi tak piekły, że myślałem że nie dojadę. Udało się Jeszcze Polska nie zginęła... Nogi dzisiaj bardzo pieką, ale dla tych ostatnich 20 km było warto:) Miejsce 128. Calikiem satysfakcjonujące. Lepiej dzisiaj nie dało rady... Jutro 100 km i mnóstwo podjazdów, może boleć. _ 23/07/2014 Etap IV Naturns - Sarntal poziom trudności 5/5, dystans: 73,20 km, przewyższenia: 2646 m Wyniki: CST Velmar Pruszyński Team 1 z czasem 5:38.45,8 zajął 118 miejsce w kategorii. CST Velmar Pruszyński Team 2 z czasem 6:52.16,7 zajął 91 miejsce w kategorii. IV etap - relacja Marka Na 4 etap organizatorzy przygotowali nam kilka km. rozgrzewki po płaskim, potem 2 góry, bardzo szybki odcinek asfaltowy i od 33 km długi prawie 27 km podjazd z 300 m npm na ponad 2000 m npm. Dzisiaj była piękna pogoda, ponad 25 st.C i piękne widoki. Noga dzisiaj dużo lepsza, jechało mi się naprawdę dobrze i dawaliśmy z Tomkiem ile sił. Po wczorajszym błędzie kiedy straciliśmy wiele minut odezwała się u mnie sportowa złość. Dzisiaj pojechaliśmy najmocniej jak potrafiliśmy na 100 % możliwości. Cały czas wyprzedzaliśmy i ta największa góra mimo, że zabrała nam ok. 3 godz dała wiele satysfakcji. W trakcie podjazdu spotkaliśmy Polaków z BDC którzy wycofali się z wyścigu. Daje to trochę motywacji że trzeba cały czas jechać swoje i że warto. Nogi bolą a jutro na dzień dobry ponad 10 km w górę... Piotr z Grzegorzem dają rade. Piotr jedzie dobrze pod górę i czeka na Grzegorza, zaś Grzegorz jest mistrzem płaskich asfaltów. Z tym ze tu płaskiego prawie w ogóle nie ma:) Dzisiaj spotkaliśmy się na trasie bo chłopaki wbili się do 2 sektora i ruszyli 9 min przed nami. Dogoniliśmy ich dopiero na początku sławetnego podjazdu. Miło się jedzie we czterech na takiej etapówce, jest raźniej i motywujemy się przed każdym etapem. Dzisiaj pierwszy raz jak nie miałem problemow po starcie. Wczoraj po etapie zrobiłem 10 km przejażdżkę bo strasznie bolały mnie nogi. Razem w sumie wyszło mi wczoraj prawie 120 km i ponad 3500 przewyższeń. Dzisiaj rano, przed startem zrobiłem 40 min. rozgrzewkę i potem było super. Jutro zrobię tak samo bo start na zimnych nogach po prostu mnie wykończył. Oby było już tylko lepiej. Dzisiaj skończyliśmy etap na 118 m z czasem 5 godz:38 min. i był to jeden z najwspanialszych wyścigów w moim życiu. Piękny i w końcu mocniejsza noga IV etap słowami Grześka ało brakowało a byśmy jechali bez śniadania. Musieliśmy się o nie dopominać w hotelu energicznie pukając do drzwi. Nie wiem po co autobus odbiera nas zwykle o 7 rano, a potem kwitniemy na miejscu niewyspani przez 1,5 godziny do startu ? Pogoda była wymarzona do ścigania. Trasa, jak zwykle bardzo ciężka, z praktycznie tylko jednym podjazdem ciągnącym się przez pól etapu, nie moja specjalność... Ruszyliśmy żwawo i czułem, że noga dobrze podaje... nie to co wczoraj. W połowie gigantycznego podjazdu zorientowałem się że znowu jedziemy wśród tych samych rywali jak co dzień ... my ich , oni nas http://velmar.pl/team Kreator PDF Utworzono 8 March, 2017, 22:46 Velmar Team ..itd. Cóż, to podawanie nogi jest chyba bardziej w głowie niż w mięśniach. Kiedy w końcu dotarliśmy na szczyt, oczom naszym ukazał się przepiękny widok na Sellaronde. Skąpana w słońcu, nie sądziłem, że przy takim zmęczeniu widoki mogą zrobić jakiekolwiek wrażenie, że ta cześć mózgu jest odłączona. Następnie zjazd w tej malowniczej scenerii i w końcu strome i niebezpieczne enduro po kamieniach, po którym teraz bolą ręce. Udało nam się ukończyć ten etap w pierwszej setce w kategorii i podskoczyć trochę w generalce. Zmęczenie jest coraz większe, ale ponad polowa już za nami. _ 22/07/2014 Etap III Nauders - Naturns poziom trudności 5/5, dystans: 100,23 km, przewyższenia: 3365 m Najdłuższy etap tegorocznego Craft BIKE Transalpa, 100 km i 3365 m przewyższeń. Obie ekipy notują coraz lepszy wyniki. CST Velmar Pruszyński Team 1 z czasem 7:38.34,2 zajął 258 miejsce w Open, 136 w kategorii. CST Velmar Pruszyński Team 2 z czasem 8:42.37,4 zajął 343 miejsce Open, 106 w kategorii. III etap oczami Marka 3 etap. Zaczęliśmy w lekkim deszczu i temp poniżej 10 st. Od startu 3 km podjazd 16 %. Nogi od razu protestowały. W nocy mało spaliśmy ( trzeba było wszystko wyprać i wysuszyć suszarkami do włosów) a 2 etap w zimnie i deszczu był bardzo wyczerpujący. Dzisiaj znowu zimno, założyliśmy dodatkowe cieple ubrania i ochraniacze. Jak wjechaliśmy do Włoch zrobiło się dużo cieplej, wiec powoli się rozebraliśmy. Dzisiejszy etap był bardzo ciężki, ponad 3400 m w góre i dystans 100 km. Niestety na 75 km pomyliłem się na zjeździe i zjechałem o 3 km za daleko. Zawróciłem i musiałem wspinać się z powrotem. Traumatyczne przezycie jeśli jest się zmęczonym. Nie będę okrywał ze dziś było bardzo ciężko. Ostatnią górkę wjeżdżaliśmy ok 2 godz. Myślałem że się nigdy nie skończy. A na deser zjazd ok 15 km. Urywało ręce. Na zjazdach jest bardzo niebezpiecznie. szczególnie na wąskich ścieżkach przy zboczach. Dzisiaj jeden koleś wypadł przed nami i pomagaliśmy mu wdrapać się na drogę. Nogi pieką, żartów to tutaj nie ma. Za to widoki mamy rewelacyjne. Piękne szczyty i doliny. Dziś znowu byliśmy ponad chmurami:) Jutro tylko i aż 70 km. Niezawodnie Grzegorz z trasy III etapu donosi: Dzisiaj był etap prawdy. 3400 metrów w pionie i 100 km w poziomie.Pogoda zapowiadała się podobnie jak wczoraj, na starcie padał deszcz. Nie zdążyliśmy jednak zmarznąć, pierwszy długi i stromy podjazd zaczął się praktycznie od razu.Niestety boleśnie przekonałem się na własnej skórze o słuszności starej kolarskiej zasady: Kto czym nabija nogę ten potem właśnie to odbiera. Moja noga została nabita podczas treningów na asfalcie, a tu... podjazdy... Piotrek, stary góral, musiał się na mnie dzisiaj sporo naczekać...ale za to na nielicznych płaskich odcinkach zmieniałem się w bestię, za co zresztą później zostałem skarcony przez towarzyszy niedoli, "oszczędzaj siły, a nie ma czym szastać". Gdyby nie te piekielne podjazdy to zapamiętałbym ten etap jako wspaniały maraton w uroczej scenerii, z kilkoma świetnymi singlami i zjazdami, w tym ostatni 1000 m w pionie po korzeniach i kamieniach. A tak etap przechodzi do historii jako studium męki i walki ze sobą przez prawie prawie 9 godzin. Do tej pory nie mogę uwierzyć, ze pomimo to zajęliśmy lepsze miejsce niż wczoraj. Jutro kolejny etap ... ma być upał ... _ http://velmar.pl/team Kreator PDF Utworzono 8 March, 2017, 22:46 Velmar Team 21/07/2014 Etap II Imst - Nauders poziom trudności 5/5, dystans: 87,42 km, przewyższenia: 2917m Pogoda dziś nie dopisała startującym, ale pomimo trudnych warunków i niskiej temperatury oba teamy stawiły się na mecie w komplecie. CST Velmar Pruszyński Team 1 z czasem 6:13.45,1 zajął 133 miejsce w kategorii. CST Velmar Pruszyński Team 2 z czasem 7:10.14.3 zajął 109 miejsce w kategorii. Wrażenia Grzegorza z zimnego etapu na gorąco Niepotrzebnie smarowaliśmy się dzisiaj rano kremem z filtrem, cały etap jechaliśmy w strugach deszczu. Czekaliśmy do samego startu po dachem i ledwo zdążyliśmy się ustawić, jak się potem okazało w 1 sektorze. Po krótkiej, 3 kilometrowej rozgrzewce na asfalcie rozpoczął się jeden z trzech dzisiejszych podjazdów. Po około godzince dogonił nas team 1, zobaczyć miny kolegów, którzy myśleli, że są daleko przed nami : BEZCENNE Po osiągnięciu szczytu zaczął się długi asfaltowy zjazd, temperatura spadła do 8 stopni i pomimo kurtek z gore texu było nam po prostu bardzo zimno. Ale prawdziwa gehenna zaczęła się przy specjalnie zaprojektowanym przez organizatorów zjeździe "enduro". Z powodu extra błotnistej i śliskiej nawierzchni spędziliśmy tam 25 minut czekając w kolejce, żeby zejść po dwóch schodkach i móc pojechać dalej. Zawodnicy w większości wyglądali jak przemoczone, trzęsące się kury i wykonywali przedziwne tańce, żeby utrzymać temperaturę ciała. W końcu ruszyliśmy i mknęliśmy asfaltem i szutrem w dół w temperaturze lekko powyżej zera, modląc się w myślach, żeby nie przytrafił się jakiś defekt. Drugi, bardzo stromy i długi podjazd dał nam popalić, cały czas sprawdzałem, czy na pewno mam wrzucone najbardziej miękkie przełożenie, a za każdym zakrętem wypatrywałem wypłaszczenia , które zdawało się, że nie nadejdzie już nigdy. W kóncu nadeszło i zaczął się długi zjazd bo bardzo śliskim błocie. Może nie jesteśmy królami podjazdów, ale myślę, że na pewno królami błotnych zjazdów !!! stara szkoła Polskich maratonów Udało nam się dzisiaj awansować o 53 miejsca we generalce, jutro najtrudniejszy etap i znowu zapowiadają deszcz. I jeszcze parę słów do Marka Dziś przeżyliśmy koszmar. Od startu straszna ulewa. 90 km w 6 godzin w deszczu. Temperatura spadła do 10 st. Umęczyło nas i wyziębiło. A w hotelu nie było ciepłej wody. Zaliczyłem wywrotkę na zjeździe. Było straszne błoto. Ciuchy są do wyrzucenia Nigdy nie wjeżdżałem tak długich i stromych podjazdów. Ale dajemy radę. _ 20/07/2014 Etap I Oberammergau - Imst poziom trudności 4/5, dystans: 97,80 km, przewyższenia: 2215 m Cała 4 zawodników CST Velmar Pruszyński Team zameldowała się na mecie dzisiejszego etapu. Chłopaki pokonali dystans ponad 97 km z sumą przewyższeń 2215 m. http://velmar.pl/team Kreator PDF Utworzono 8 March, 2017, 22:46 Velmar Team CST Velmar Pruszyński Team 1 z czasem 5:13.45,0 zajął 228 miejsce w Open, 130 w kategorii. CST Velmar Pruszyński Team 2 z czasem 6:27.25,2 zajął 410 miejsce Open, 175 w kategorii. Relacja Marka z I etapu Dzisiaj 1 etap. 99 km Na starcie ponad 500 zespołów. Ruszyliśmy w strasznie dużym peletonie. Pierwsze 25 km to szosa. Od startu prędkość wynosiła miejscami 40 km/h. Powyprzedzaliśmy słabszych i wpasowaliśmy się do przyjemnej grupki. Niestety kiedy zaczął się singiel trak wszystko stanęło w wielominutowym korku i musieliśmy czekać na swoja kolej by pokonać powalone drzewo i jechać dalej. Pogoda dopisała. Ponad 20 st. Upał zelżał dziś rano i nawet lekko popadało na trasie. Tomek się dziś nie spełniał i musiałem go strofować by przestał szaleć. Dziś było wiele krótkich podjazdów ale jeden dał bam w kość. Miejscami stromizna miała ponad 20 % i bolało. Ogólnie na podjazdach tylko wyprzedzaliśmy. Mam nadzieje że będzie tylko lepiej. Dzisiaj mijaliśmy wielu wariatów, zaczęli bardzo szybko a potem siedzieli na drodze bo nie mogli jechać. Musimy bardzo mądrze jechać, najtrudniejsze dopiero przed nami.Dzisiaj mieliśmy piękne widoki, góry i jeziorka. Fantastycznie. Drogi tez są twarde i szybkie. Gorzej jest tylko pod górę... Noga nabita, czas wymasować i spać:) Relacja Grzegorza z I, pełnego wrażeń etapu Niewiele brakowało a byłby to dla nas ostatni etap Trans Alp. Na początku nic nie zapowiadało kłopotów. Pierwsze 25 km po asfalcie i prawie po płaskim. Ruszyliśmy i razem z 1000 zawodników gnaliśmy w jednym peletonie, który rozciągał się na 3 kilometrach, Czuliśmy moc i radość. Nawet nie zauważyliśmy kiedy asfalt się skończył i ...... skończyła się jazda. Na single tracku z powodu nieuprzątniętego drzewa spędziliśmy w korku 15 minut , podziwiając widoki, robiąc sweet focie i dyskutując z innymi zespołami. W końcu zaczęła się jazda i można było przyspieszyć. Mijaliśmy na podjazdach inne zespoły i zacząłem podejrzewać, że idealnie utrafiłem z formą, nareszcie rewanż za zajęcie ostatniego miejsca na maratonie w Łącznej dwa tygodnie temu... Po chwili jednak, jako człowiek podejrzliwy z natury zacząłem się martwić na zapas, jak się potem okazało słusznie.. Około 50 km na pięknym technicznym zjeździe wystrzeliła mi bezdętkowa opona. Błyskawicznie zabraliśmy się z Piotrkiem do roboty, najpierw próba nabicia nabojem, potem spray PIT STOP i drugi nabój jak krew w piach. Super rozwiązaniem wydawało się założenie dętki, ale zaworek do opon bezdętkowych okazał się niemożliwy do odkręcenia żadnym sposobem, nawet MacGyver byłby bezradny bez kombinerek. Błagałem kolejne. mijające nas zespoły o pomoc i muszę przyznać, że sporo ludzi zatrzymywało się ... ale kombinerek nie mieli. W końcu zapadła decyzja, że znosimy rower do najbliższej wioski i chyba na to czekał los bo dokładnie w tym samym momencie pojawiło się dwóch wyposażonych ( w kombinerki) zawodników. THANK YOU ... Szybka naprawa i po stracie 40 minut jedziemy dalej. Okazało się potem, że w tym momencie za nami było już tylko 20 zespołów. Dając z siebie wszystko wyprzedziliśmy ok 60 zespołów i ostatecznie zajęliśmy 410 miejsce na 505 zespołów, Nie jest to powód do dumy, jutro ciężki etap, spróbujemy się odegrać... _ 19/07/2014 Dzień przed startem przejażdżkę do Garmisch. Jesteśmy na miejscu. Dzisiaj odebraliśmy torby i zrobiliśmy małą Jest straszny upał. Jemy co chwila Wiener Schnitzle z frytkami, gulasze i bardzo dużo ciasta z obawy przed tym co ma nastąpić. Nie odmawiamy sobie również browarka, to już ostatnie miłe chwile na tym wyjeździe. Wieczorem byliśmy na pasta party ( wyjątkowo chałowe), zaczęła się nam udzielać startowa atmosfera. Jutrzejszy etap to prawie 100 km. wydaje się dosyć łatwy, chociaż jest kilka ciężkich podjazdów, szczególnie jeden na 70 km z nachyleniem 10-14%. TO BĘDZIE BOLAŁO. http://velmar.pl/team Kreator PDF Utworzono 8 March, 2017, 22:46 Velmar Team TRZYMAJCIE KCIUKI. TRZYMAMY SIĘ DEWIZY PIOTRA - "NIE KAŻDY BÓL JEST ISTOTNY'' http://velmar.pl/team Kreator PDF Utworzono 8 March, 2017, 22:46