Trzydziestolecie współpracy z Uniwersytetem Justusa Liebiga w

Transkrypt

Trzydziestolecie współpracy z Uniwersytetem Justusa Liebiga w
Trzydziestolecie współpracy z Uniwersytetem Justusa Liebiga w Giessen
Profesor Dieter Arendt
Z początkiem lat osiemdziesiątych łódzka germanistyka zaczęła nawiązywać
bliŜsze kontakty z kolegami z Republiki Federalnej Niemiec. Wprawdzie
sporadycznie wielu z nas bywało na stypendiach lub pobytach studyjnych
w róŜnych uniwersytetach
partnerskich
relacji
nad Renem, ale nie miało to charakteru stałych,
naukowych,
podbudowanych
wieloletnimi
umowami
uczelnianymi, zapewniającymi ciągłość w opracowywaniu dwustronnych tematów
badawczych.
x
x
x
Filologia germańska Uniwersytetu Justusa Liebiga w Giessen od dawna cieszyła
się dobrą renomą, znaliśmy nazwiska cenionych uczonych niemieckich, czytaliśmy ich
ksiąŜki. Gdy Uniwersytet Łódzki nawiązał z tą uczelnią kontakty i z czasem rozszerzył
współpracę takŜe na germanistykę, było to zapowiedzią cennych dla nas spotkań
i kwerend bibliotecznych. Wśród pierwszych naszych partnerów byli m.in. prof. prof.
Dieter Arendt, Erwin Leibfried, Ulrich Karthaus, Otfried Ehrismann, Wolfhard Kluge,
Günter Oesterle, Hans Ramge, Helga Schwenk, Conrad Wiedemann, Gisela
Wilkending, Gerhard Kurz.
Większość z nich gościliśmy w Łodzi, bądź to na naszych łódzkich konferencjach,
bądź podczas indywidualnych wizyt. Wiele korzystaliśmy my pracownicy uczelni, jak
i nasi studenci. Nierzadko dla tych młodych ludzi był to pierwszy kontakt z germanistami
RFN.
Myślę, Ŝe część naszych niemieckich gości traktowała przyjazdy do Łodzi jako
rodzaj posłannictwa naukowego. Sami chyba nie zyskiwali – w sensie badawczym –
zbyt duŜo, choć niejedną godzinę spędzali czasem w czytelni Biblioteki Uniwersytetu
Łódzkiego, chwaląc nasze zbiory.
Szczególnie pamiętne były wizyty gości z Giessen w stanie wojennym, gdy
brakowało u nas benzyny, zwłaszcza bezołowiowej, na której Niemcy juŜ wówczas
jeździli. Wówczas to jeden z nich przyjechał do Łodzi wioząc bagaŜnik pełen kanistrów
z etyliną. Przyjaciele z partnerskiej uczelni niemieckiej ze zgrozą patrzyli na puste
sklepy, na długie, szare kolejki na ulicach...
1
Nasze
kilku- lub parunastodniowe wyjazdy do Giessen pozwalały zapomnieć
o szarej rzeczywistości, chociaŜ na chwilę dawały moŜność „zanurzyć” się w nauce,
w której nasi gospodarze wówczas nas przewyŜszali. Zawsze byliśmy tam bardzo
serdecznie podejmowani. Być moŜe, Ŝe pewien wpływ na dwustronne kontakty miała
okoliczność, iŜ część naszych niemieckich kolegów była powiązana wieloma nićmi
z dawnymi terenami na wschodzie, które po roku 1945 znalazły się w granicach Polski.
Czasem było to miejsce urodzenia któregoś z profesorów, lub ich małŜonek, czasem ich
rodziców. Były to tereny dawnych Prus Wschodnich, Pomorza i Dolnego Śląska.
Bywało, Ŝe nasi przyjaciele po kilku pracowitych dniach w Łodzi jechali później na krótki
jeszcze czas w odwiedziny terenów swojej młodości. Te nostalgiczne podróŜe
z pewnością powodowały częste wizyty w Łodzi.
Z sympatią i wzruszeniem wielu łódzkich germanistów starszego i średniego
pokolenia wspomina lata 80. i 90., kiedy to Giessen było głównym naszym naukowym
partnerem. To wówczas nawiązywały się przyjaźnie, które nierzadko przetrwały do dziś.
Serdeczną pamięcią sięgamy do wielu niemieckich kolegów i koleŜanek, wertujemy
kolejny raz ich ksiąŜki, czytamy dawne listy, oglądamy wspólne fotografie. Na wielu
z nich
widnieje
postać
prof.
Dietera
Arendta,
wielkiego
przyjaciela
łódzkich
germanistów, szczerego sympatyka Polski i Polaków.
Urodził się w 1922 r. w małej wiosce, wchłoniętej z czasem przez Gdańsk. To
miasto podaje on zresztą jako swoje miejsce urodzenia. W latach 1928-1939
uczęszczał do tamtejszych szkół, zaś po roku 1939, z powodu braku nauczycieli
wcielonych wówczas do wojska, sam podjął nauczanie młodzieŜy w szkole
powszechnej. W 1941 r. rozpoczął słuŜbę na froncie, był m.in. w Afryce, Jugosławii
i w Polsce, gdzie koło Kłodawy został cięŜko ranny. Kolejne lata po roku 1945 to studia
teologiczne i następnie germanistyczne w Marburgu, dokąd go zawiodły powojenne
losy. Od 1954 r. powraca do zawodu nauczycielskiego, podejmując pracę w jednym
z gimnazjów. Od roku 1961 rozpoczyna karierę na Uniwersytecie w Marburgu, zaś od
1970 w Giessen, na którym osiąga wybitne sukcesy zawodowe.
W Giessen powstają jego najwaŜniejsze, głośne prace z zakresu literatury
niemieckiej, m.in. o poetyckim nihilizmie w okresie romantyzmu, czy – ceniona
szczególnie wysoko – ksiąŜka o motywie łotrzykowskim w literaturze europejskiej.
W kolejnych latach jest dziekanem wydziału germanistyki, osiąga najwyŜsze godności
profesorskie (tzw. C4).
2
Uroczyste obchody 65-lecia jego urodzin, a w kilka lat później odejście na
emeryturę, zgromadziły w murach Uniwersytetu w Giessen bardzo wielu gości
z niemieckich i zagranicznych uczelni. To jednoznacznie świadczyło o
wielkim
szacunku i sympatii dla nestora germanistyki niemieckiej.
W czasie wieloletnich kontaktów z prof. Dieterem Arendtem zapisało się w mojej
pamięci wiele charakterystycznych sytuacji. Pamiętam np. z relacji jedną z pierwszych
wypraw Profesora w połowie lat osiemdziesiątych do rodzinnych stron, do Gdańska.
Trasa wiodła przez Toruń, gdzie młody Dieter Arendt nierzadko zaglądał przed wojną.
Dało się zauwaŜyć wzruszenie towarzyszące tej podróŜy, nasilające się w miarę
zbliŜania do Gdańska. A potem objazd samochodem róŜnych punktów w mieście,
zapamiętanych sprzed
lat. I spacer po Starówce, tak pięknie zrekonstruowanej po
wojennych zniszczeniach. To była prawdziwa podróŜ do młodości. Tę wyprawę
Profesor wspominał wielokrotnie w dalszych latach.
Profesor był (a właściwie ciągle jeszcze jest, gdyŜ mimo wieku utrzymuje z Łodzią
stałe kontakty) od początku niezmiennie nam Ŝyczliwy. Potrafił to osiągnąć przy pomocy
wielu
gestów,
np.
podczas
przyjacielskich
„hospitacji’
na
naszych
zajęciach
dydaktycznych , po których delikatnie ale stanowczo zwracał uwagę na ewentualne
niedociągnięcia, co z kolei – z uwagi na jego naukową pozycję i prestiŜ – było
przyjmowane przez nas jak najbardziej naturalnie. Nasze skromne wówczas biblioteki,
zarówno tę oficjalną przy Katedrze, jak i prywatne, wzbogacił niejedną ksiąŜką czy
nadbitką interesującego artykułu.
Zresztą Profesor drukował takŜe w łódzkich zeszytach germanistycznych, np.
o postaci polskiej dziewczyny w literaturze niemieckiej, czy o Günterze Grassie, swoim
– jak był zwykł mawiać – rodaku z Gdańska.
Profesor Dieter Arendt jest
postacią niezwykle charakterystyczną, chodzi co
prawda z laską, ale niezwykle szparkim krokiem. Zawsze w czarnym marynarkoŜakiecie, w białej koszuli z chustką wokół szyi zamiast krawata (podobnie, jak to czynił
Jerzy Giedroyć).
Miał swój rytm dnia, np. po kilku godzinach zajęć lubił przespać się godzinkę na
kanapce, która stała w jego obszernym, uniwersyteckim gabinecie.
Profesor jest autorem nie tylko powaŜnych rozpraw naukowych, ale takŜe duŜej
ilości artykułów w prasie oraz – co cenił sobie szczególnie – literackich audycji
radiowych, m.in. na falach tak znanych stacji jak Südwestfunk, Radio Bremen
czy
Deutschlandfunk. Nie raz byłem świadkiem w jego domu, gdy po audycji radiowej
3
rozdzwaniał się telefon z gratulacjami od przyjaciół i znajomych. Nie były to tylko
zdawkowe gratulacje, jako Ŝe Profesor rzeczywiście potrafił zainteresować słuchacza,
posiadał dar ciekawego, pełnego
radiowej dramaturgii wykładu. Wachlarz jego
radiowych esejów był rozległy, były to teksty np. o bajkach i mitach w literaturze,
o współczesnych autorach niemieckich, o znanych postaciach, jak Barbarossa czy
Jacob Grimm. Nie brakło teŜ audycji literackich o motywach polskich…
Liczni goście w obszernym mieszkaniu profesora Dietera Arendta czuli się zawsze
doskonale. Jest ono połoŜone na I piętrze ładnego domu w jednej z wiejskich dzielnic
Marburga. Z gabinetu Profesora, spełniającego jednocześnie funkcję salonu, przez
olbrzymie, szerokie niemal na całą ścianę okno, rozciąga się wspaniały widok za
zalesione pagórki.
O atmosferę serdeczności i ciepła dba teŜ małŜonka Profesora, Johanna. To
właśnie jej Profesor od wielu lat zawdzięcza niezwykły klimat tego domu.
Pamiętam, jak kiedyś Dieter (jestem chyba jedynym z licznego grona
uniwersyteckich znajomych Profesora, który dostąpił zaszczytu mówienia po imieniu)
opowiadał, Ŝe odwiedzając z Janne
- jak zdrabnia imię Ŝony - jej strony rodzinne
w Schwarzwaldzie, nic niemal nie rozumie z tamtejszego dialektu szwabskiego.
Wśród niemieckich i austriackich uczonych, których było mi dane poznać na
przestrzeni wielu lat, właśnie profesor Dieter Arendt naleŜy do tych postaci, które
szanuję i cenię szczególnie wysoko. Wiem od moich koleŜanek i kolegów germanistów
nie tylko łódzkich, Ŝe wszyscy podzielamy te uczucia.
W dialogu niemiecko-polskim, który od wielu lat przebiega pomyślnie, kontakty na
szczeblu uniwersyteckim odgrywają duŜą rolę. Bierze w nich udział elita intelektualna
obu krajów, mająca wpływ na rozwój świadomości społeczno-politycznej rzeszy
młodzieŜy oraz czytającej publiczności. Postacie, jak profesor Dieter Arendt
z Uniwersytetu w Giessen, zaświadczają o moŜliwości i potrzebie tego rodzaju
kontaktów. A Ŝe Profesor dodawał od siebie jeszcze ogromną porcję Ŝyczliwości
i serdeczności, jego rola i misja w kontaktach między Uniwersytetem im. Justusa
Liebiga a Uniwersytetem Łódzkim są nie do przecenienia. To właśnie m.in. jemu
zawdzięczamy, Ŝe Niemcy jako społeczeństwo stają się nam coraz bliŜsze i bardziej
zrozumiałe. Dziękujemy Ci Profesorze za wiele lat przyjaźni i pomocnej dłoni. Tego się
nie zapomina…
Krzysztof A. Kuczyński
4