Reformacja w Polsce 1-2/2009 Kwartalnik poświęcony teologii stosowanej

Transkrypt

Reformacja w Polsce 1-2/2009 Kwartalnik poświęcony teologii stosowanej
Reformacja w Polsce 1-2/2009
ISSN 1730-0347
1-2/2009
Reformacja w Polsce
Kwartalnik poświęcony teologii stosowanej
Ukazuje się od 1997 roku
2 Reformacja w Polsce 1-2/2009
Reformację w Polsce wydaje:
Ewangeliczny Kościół Reformowany we Wrocławiu
przy współpracy z Ewangelicznym Zborem Reformowanym w Poznaniu.
Adres do korespondencji:
Reformacja w Polsce, ul. Woźnicza 37, 54-313 Wrocław.
Zespół redakcyjny:
Paweł Bartosik, Gniewomir Giec, Bogumił Jarmulak (red. naczelny),
Marek Kmieć, Andrzej Polaszek, Sebastian Smolarz.
reformacja.pl
Reformacja w Polsce 1-2/2009 3
Spis treści
Dlaczego Jezus umarł na rzymskim krzyżu Sebastian Smolarz
5
Ofiara pochwalna
Rich Bledsoe
10
Kim jest kapłan
Peter J. Leithart
21
Kapłan, król, prorok
Bogumił Jarmulak
26
Nabożeństwo jako odnowienie przymierza James B. Jordan
32
Modlitwa Pańska, cz. 2
Ralph A. Smith
39
Ewangelia Judasza
Sebastian Smolarz
49
Integralność stworzenia
John M. Frame
57
Debata na progu wieczności
Marek Kmieć
64
Inteligentny projekt według M. Behe
Marek Kmieć
71
Tezy Heidelberskie
Marcin Luter
79
4 Reformacja w Polsce 1-2/2009
Reformacja w Polsce 1-2/2009 5
Dlaczego Jezus umarł na rzymskim krzyżu?
Dr Sebastian Smolarz
Dlaczego Chrystus umarł na krzyżu? Pytanie brzmi z pozoru banalnie, bo wszyscy mają na nie słuszną odpowiedź. Ale zdaje się,
że gdyby udać się za nim dalej, wielu ludziom ciężko byłoby wytłumaczyć w perspektywie historycznej, dlaczego Jezus cierpiał i
umarł na sposób przeznaczony dla wrogów publicznych Cesarstwa Rzymskiego – śmiercią polityczną.
Wielu chrześcijan żyje dzisiaj w przekonaniu, że Jezus był po
prostu nauczycielem wzniosłych prawd o uniwersalnym przesłaniu. Począwszy od Oświecenia zaczęto obdzierać służbę Jezusa z
politycznego aspektu. Dziś często uważa się, że religia i polityka
nie mają ze sobą nic wspólnego. Jednak trudność odpowiedzi w
tym wypadku wzrasta: jak moralizator i nauczyciel czystej
„duchowej” religii mógł umrzeć śmiercią wroga stanu zadaną z
rąk namiestników Imperium Rzymskiego?
Popularną odpowiedzią jest: „Jezus umarł z powodu naszych
win”. To dobre wyjaśnienie na podstawowym poziomie interpretacji międzybiblijnej, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę Izajasza 53. Jezus jest ofiarą świątynną – nowym Barankiem Paschalnym. Ale ono również nie tłumaczy, dlaczego Jezus zginął z
ręki przedstawicieli Imperium Rzymskiego, a nie na ołtarzu świątyni w Jerozolimie.
Gdyby (może nie daj Boże) okazało się, że jesteśmy trochę
bardziej liberalnymi czytelnikami Ewangelii, odpowiedź by
brzmiała – Jezus był żydowskim wojownikiem o wolność, który
cierpiał tak, jak cierpiał każdy insurekcjonista występujący przeciwko Rzymowi. Niektórzy komentatorzy tak to właśnie tłumaczą. Jednak Nowy Testament nie daje żadnych powodów, by myśleć, że Jezus namawiał ludzi do powstania przeciwko Rzymowi.
Wręcz przeciwnie – zachęcał, by oddać cesarzowi, co jego i by iść
drugą milę z legionistą Cesarza, a w razie potrzeby nadstawić mu
drugi policzek. Poza tym trudno zgadnąć, w jaki sposób śmierć
buntownika mogłaby się stać śmiercią odkupieńczą? Apostoł Pa-
6 Reformacja w Polsce 1-2/2009
weł napisał: Syn Boży „mnie umiłował i wydał samego siebie za
mnie” (Gal 2,20).
Zatem jaki jest związek między życiem i służbą Jezusa pośród
Izraela a jego śmiercią z rąk Rzymian? Jak historycznie wytłumaczyć ten fakt? Trzeba by sięgnąć do kontekstu tego wydarzenia i
spróbować je zrozumieć w oparciu o Ewangelie.
Przed ujawnieniem się Jezusa Żydzi żyli pod okupacją kolejno
Grecji i Rzymu. Będąc „ludźmi wiary”, z gorliwością oczekiwali, że
Bóg zacznie na nowo działać w szczególny sposób, dając im króla
i wodza, który wyzwoli ich z niedoli. Wierzyli, że usłyszy ich wołania, jak usłyszał wołania ich ojców uciskanych w Egipcie - 2 M
2,24: „I usłyszał Bóg ich narzekanie. I wspomniał Bóg na swoje
przymierze z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem”. Liczyli na cud: że
nadejdzie Mesjasz, który pociągnie ich do zbrojnego zrywu przeciwko okupantowi, podobnego, lecz większego od Machabeuszy.
Upraszczając, mniej więcej tak wyglądały eschatologiczne nadzieje wielu przywódców żydowskich za czasów Jezusa.
Co na to Jezus? Pierwsze trzy Ewangelie zaczynają opis służby
Jezusa nie od niego samego, ale od Jana Chrzciciela. Jan zwiastował sąd nie nad Rzymem, ale nad uciskanym Izraelem: „Już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona”. Jan wskazywał, że to z
nimi coś było nie tak. Głosił, że pośród sądu nad ludem Bożym, a
nie Rzymem, miało się wyłonić Królestwo Boże - nowe panowanie Boga. Czytając dalej Ewangelie, staje się jasne, że nauczanie
Jezusa nie różni się zasadniczo od Janowego. Jezus też zwiastuje
nadejście sądu, nastanie Dnia Pana i w jego kontekście inaugurację nowych rządów Bożych. Podobnie jak z ust Jana, z ust Jezusa
daje się słyszeć echo słów proroka Amosa: „Biada wam, którzy z
utęsknieniem oczekujecie dnia Pana! Na cóż wam ten dzień Pana?
Wszak jest on ciemnością, a nie światłością”. Niemalże wszystkie
przypowieści o Królestwie uczą tego samego – z nastaniem Królestwa Bożego jest inaczej niż tego oczekiwali przywódcy religijni
w Jerozolimie. To sieć pełna ryb – dobrych i złych – trzeba oddzielić jedne od drugich. To rola obsiana pszenicą, ale i kąkolem.
Królestwo nadchodzi przez sąd - źli szafarze w winnicy nie odziedziczą go. Jezus ostrzega przywódców, że tak jak w przeszłości
Asyria i Babilon były narzędziami sądu, tak teraz Rzym, chyba że
Reformacja w Polsce 1-2/2009 7
się nawrócą pod wpływem zwiastowania nowego Proroka. Jezus
porównuje się z Jonaszem, z tym że sąd ciąży teraz nie nad Niniwą, lecz Jerozolimą (Mt 12,41; 24,1-2). Pozostaje 40 lat. Jonasz
początkowo liczył na sąd Boży nad Niniwą; Jezus od początku
pragnie, by nie zginęli. Ostrzega przywódców, by nie brali sprawy
we własne ręce i nie walczyli zbrojnie z Rzymem (będącym narzędziem Bożego sądu), lecz zwrócili się ku wierności prorockiemu słowu: „Jeśli rzymski żołnierz przymusza cię, idź z nim i dwie
mile”. Podobnie Jeremiasz wzywał przywódców Jerozolimy do
uległości względem Babilończyków biorących Judejczyków w
niewolę – zob. Jer 27,9-12. Bóg musiał się najpierw rozprawić z
tym, co działo się „w domu Bożym”. Potem zamierzał się zająć
tym, co na zewnątrz. Wierność wewnątrz zmieniłaby z czasem
sytuację na zewnątrz.
Przede wszystkim zdaje się, że zaprzepaścili swoje powołanie.
Izrael miał być błogosławieństwem dla wszystkich narodów ziemi (por. 1 M 12,3c). Tymczasem u schyłku starego przymierza
przepisy oddzielenia od innych definiowały całą ich służbę. Faryzeusze kurczowo trzymali się swoich „kategorii świętości”. To
one definiowały całą ich postawę społeczną. Musieli być oddzieleni od wszystkiego, od całej ludzkości – pogan, trądu, pijaków,
prostytutek i celników. Jezus zaś przypomniał o miłosierdziu:
nakarm wrogów, idź z nimi kolejną milę, przyjmij poświęcenie za
innych, ofiaruj miłość, zasiądź do stołu z grzesznikami. Na tym
m.in. według Jezusa polega gościnność Królestwa i służenie narodom.
Nie dziwi więc, że w przeciągu krótkiego czasu Jezus stał się
niewygodny dla przywódców narodu, jak wcześniej znani ze
swych ciężkich słów prorocy: Eliasz, Jeremiasz i Jan Chrzciciel. W
Mt 16,14 można przeczytać: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego? A uczniowie rzekli: Jedni za Jana Chrzciciela, inni za
Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków”.
W zasadzie przywódcy narodu mieli o tych prorokach niezbyt
dobre zdanie. Król Achab następująco ocenił Eliasza w 1 Krl
18,17: „Gdy Achab zobaczył Eliasza, rzekł Achab do niego: Czy to
ty jesteś, sprawco nieszczęść w Izraelu?”. Prawdziwi prorocy byli
niewygodni dla głównego nurtu narodowego – wołali, że naród
8 Reformacja w Polsce 1-2/2009
zboczył z kursu i że Bóg go osądzi. W odpowiedzi byli znienawidzeni, więzieni i zabijani.
Jezus jest nowym Prorokiem, ale nie tylko – jest Mesjaszem,
prawdziwym Królem, reprezentantem całego narodu, ujmującym
się za poddanymi. Oferuje Izraelowi również coś więcej niż tylko
słowa sądu. Utożsamia się z ich grzechami. Widać to od początku
jego służby, gdy utożsamia się z ich nieczystościami ceremonialnymi. Wchodzi w kontakt z trędowatymi, ze zmarłymi, dotyka
ludzi z fizycznymi defektami i upławami. Utożsamia się z grzesznikami: je z Mateuszem i Zacheuszem, pociesza nierządnicę Marię Magdalenę, bierze na siebie ich nieczystości, ich grzechy i
niszczy ich moc. Dotyk w Biblii nierzadko oznacza reprezentację.
Jezus dotyka wszystkich, używając pewnej hiperboli, aby ich
uzdrowić. Wydawać by się mogło, że zanieczyści się przez dotyk,
kontakt z nimi, ale nic mu się nie dzieje - raczej wchłania ich grzechy i niszczy ich moc. Jest szczególny. Uzdrawiając ułomnych,
przywraca ich do pełnego członkostwa w ludzie przymierza.
Chce odnowić naród, stworzyć na nowo Boży lud, wziąć ich pod
swe skrzydła jak kokosz. Lecz przywódcy nie takiego Mesjasza
oczekiwali. Oni stawiali na zbrojne wyzwolenie, które by zachowało obrany przez nich nacjonalizm, ksenofobię, granice separacji i podziałów. Nie mówili o tym zbyt głośno, ale liczyli, że mieczem przepędzą Rzymian z Palestyny. Dlaczego więc Jezus, a nie
oni, umiera na rzymskim krzyżu śmiercią wroga stanu?
Myślę, że uzasadnienie wyroku, który Rada Najwyższa wydała
na Jezusa, dużo wyjaśnia. W Ewangelii Łukasza 23,2 odnaleźć
można uzasadnienie wyroku Sanhedrynu przed Piłatem:
„Stwierdziliśmy, że ten podburza nasz lud i wstrzymuje go od
płacenia podatków cesarzowi, i powiada, że jest królem - oto ten,
który występuje przeciwko pax Romana, porządkowi Rzymu”.
Oczywiście 41. werset w tym samym rozdziale wskazuje, że wyrok jest niesprawiedliwy, a oskarżenie fałszywe. Jednak Jezus
przyjmuje wyrok dla tych, którzy buntują się i namawiają do
zbrojnego powstania przeciwko Rzymowi. Umiera dokładnie za
to, czego winni byli przywódcy, kapłani, starsi i faryzeusze. Na
krzyżu Jezus utożsamia się z zelotami, jest zaliczony w poczet
wywrotowców, poczet buntowników, wrogów stanu, wrogów
Reformacja w Polsce 1-2/2009 9
wyroków Boskich. Tak jak utożsamił się z nieczystością, dotykając trędowatego, albo z grzechem, zasiadając u stołu Zacheusza,
tak też na krzyżu utożsamił się (jakby przez kolejny dotyk) z buntem przeciwko Bożemu działaniu poprzez Rzym i chorym nacjonalizmem Izraela. Wziął na siebie gniew Rzymu, gniew Boży, aby
lud mógł wejść do Królestwa, póki jest jeszcze czas, póki Jerozolima stoi. Nawet tu pasuje schemat Jonasza: pozostaje czterdzieści
dni do zburzenia Niniwy, a czterdzieści lat do zburzenia Jerozolimy. Po śmierci Jezusa ostrzeżenie nadal będzie wybrzmiewać –
por. Łk 13,1-5. Od dnia Zielonych Świąt Duch działał wśród Izraela i przekonywał o grzechu aż po rok 70. W Dziejach Apostolskich widać, że apostołowie ostrzegali Żydów przed tym samym,
co Jan i Jezus. I wielu z nich istotnie się nawróciło i odziedziczyło
Królestwo (5,14; 14,1; 21,20 – wiele tysięcy). Stali się też pierwocinami nawróconych buntowników z całego świata. Z kolei zatwardziali buntownicy odziedziczyli gniew Rzymu i gniew Boga
w roku 70. Dopiero w dalszej perspektywie historii Bóg rozprawił się z niewiernym Rzymem, podobnie jak wcześniej z Asyrią i
Babilonem.
Czego uczy krzyż Chrystusa – rzymski krzyż? W związku z powyższym choćby tego, że krzyż jest nie tylko religijny, ale też polityczny i społeczny. Krzyż to nie śmierć za jakiś abstrakcyjny
grzech, ale za bunt ludzi wobec wyroków Bożych, za ksenofobię,
za chełpliwe zagarnianie przywilejów łaski dla siebie. Przy czym
Izrael reprezentuje wszystkie narody w ich buncie – skoro naród
wybrany był buntownikiem, tym bardziej inne. Taka zasada wyłania się z całości historii biblijnej. Chrystus umarł na krzyżu, by
każdy naród mógł przez wiarę i utożsamienie się z Nim uniknąć
kary za bunt. W krzyżu jest zbawienie.
Przywódcy Izraela czasów Jezusa pozostają dla współczesnych ludzi i narodów lustrem, w którym wszyscy powinni się
przeglądać. Krzyż natomiast pozostaje jedynym długofalowym
ratunkiem dla każdego z osobna i całych narodów.
Autor jest pastorem Ewangelicznego Kościoła Reformowanego we Wrocławiu.
10 Reformacja w Polsce 1-2/2009
Ofiara pochwalna
Rich Bledsoe
I.
Cierpienie i niedola stanowią nowy problem dla współczesnego
świata. Spośród wszystkich argumentów przeciwko istnieniu Boga tylko problem zła ma jakiekolwiek znaczenie. Dla człowieka
Zachodu jest on głównym źródłem egzystencjalnego bólu. Wątpię, by przeciętny zjadacz chleba zaprzątał sobie głowę technicznymi zastrzeżeniami do argumentu kosmologicznego Kalama.
Prawdopodobnie argument ten w ogóle go nie interesuje. Jednak
problem zła jak najbardziej go niepokoi. Widać to wyraźnie po
reakcjach na tsunami sprzed kilku lat. Wielu dziennikarzy powtarzało jedno pytanie: Jeśli Bóg istnieje, to jak mógł do tego dopuścić?! Jednak to pytanie zaczęto zadawać stosunkowo niedawno.
Przez większą część historii ludzkość uważała, że nie ma co tu
zbytnio dociekać – cierpienie nigdy nie jest niesprawiedliwe. Kto
cierpi, ten po prostu na to zasłużył. Również Księga Hioba nie
była odpowiedzią na współczesne pytanie o „niezasłużone cierpienie”. Nie była nią też wypowiedź Jezusa na temat ludzi, którzy
zginęli pod zawaloną wieżą w Syloe (por. Łk 13,1-5). W obu przypadkach pytający byli pewni, że posiadają właściwą odpowiedź. Z
tego samego powodu tsunami nie stanowiło problemu dla islamskich fundamentalistów – Indonezja została dotknięta karą za
niestosowanie przepisów Szariatu.
Wątpię, by „problem cierpienia” był jakąś szczególną intelektualną przeszkodą na drodze do Boga aż do czasów Woltera. To
Wolter w Kandydzie poddał surowej krytyce twierdzenie Leibniza o „najlepszym z możliwych światów” po tym, jak śmierć zabrała tysiące istnień w czasie wielkiego trzęsienia ziemi w Lizbonie
w 1755 roku [1]. To był moment przełomowy w ewolucji ludzkiej
świadomości. Myślę, że uprzednio niemal wszyscy po prostu zakładali, że są godni potępienia i zasługują na cierpienie, które ich
dotyka. Pytanie średniowiecznych brzmiało więc: Jak Bóg może
przebaczyć tak wielkiemu grzesznikowi jak ja? Podobnie pytał
Reformacja w Polsce 1-2/2009 11
Luter: Jak sprawiedliwy Bóg może usprawiedliwić takiego
grzesznika jak ja? Jednak Wolter zapoczątkował nową epokę. Od
jego czasów ludzie pytają: Jak Bóg może dopuścić, by cierpiał
ktoś taki jak ja? Z czasem to pytanie stało się pytaniem o samo
istnienie Boga.
Księga Hioba – nazwana przez G. K. Chestertona „wielką tajemnicą Hebrajczyków” – spowodowała niezamierzone konsekwencje. Według niej cierpienie jest niepoznawalną tajemnicą.
Przyczyny cierpienia nie zawsze kryją się w nieprawości ofiary.
Bóg ma swoje powody, by pozwolić na cierpienie, jednak nie
uznał za właściwe w pełni je nam objawić. Niestety, zwłaszcza
mieszkańcy Zachodu wyciągnęli z tego zbyt pochopny wniosek,
że wszelkie cierpienie jest nie tylko niezasłużone, lecz wręcz niesprawiedliwe. Jest to dowód a-priori na Bożą niesprawiedliwość,
a nawet na Jego nieistnienie. Każde cierpienie stało się dla nas
okazją do resentymentu i gniewu.
Odpowiedź Hioba na cierpienie była trojaka. Po pierwsze,
chwalił Boga, mówiąc: „Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam
wrócę. Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione! W tym wszystkim Hiob nie zgrzeszył i nie przypisał Bogu
nieprawości” (Hi 1,21-22).
Po drugie, centralna i najdłuższa część księgi opisuje walkę
Hioba z tymi, których często nazywa się „pocieszycielami”, a którzy w rzeczywistości byli jego prześladowcami [2]. W tej części
Hiob niemalże oskarża Boga o niesprawiedliwość ze względu na
to, co go spotkało. Dlatego Bóg nie tylko wykazuje winę prześladowców Hioba, ale też napomina Hioba i broni swoich decyzji:
„Naprawdę chcesz złamać me prawa? Wykażesz Mi zło? Jesteś
czysty?” (Hi 40,8). Następnie Bóg konfrontuje Hioba z serią pytań, na które ani on, ani nikt inny nie jest w stanie udzielić odpowiedzi. Bóg jest niepojęty, ale też dobry.
Wreszcie, księga kończy się opisem błogosławieństwa udzielonego Hiobowi przez Boga – Bóg w dwójnasób oddaje Hiobowi
to, co wcześniej zabrał mu szatan, i ustanawia Hioba kapłanem
dla jego prześladowców. Prześladowcy Hioba muszą udać się do
niego z ofiarami i liczyć na jego modlitwę. Jak wykazał René Girard, stanowi to całkowite odwrócenie wszelkich pogańskich mi-
12 Reformacja w Polsce 1-2/2009
tów. W pogańskich mitach osoba cierpiąca dostępuje pewnego
rodzaju rytualnej egzekucji, ponieważ jej cierpienie stanowi dowód jej winy. Dopiero potem kraj lub miasto mogą liczyć na błogosławieństwo, które jest rezultatem ukarania winnego obrazy
bogów [3].
Na konfrontację z Bogiem Hiob jeszcze raz odpowiedział uniżeniem i uwielbieniem: „Hiob na to odpowiedział Panu, i
rzekł: Wiem, że Ty wszystko możesz, co zamyślasz, potrafisz
uczynić. Kto przesłania zamiar nierozumnie? O rzeczach wzniosłych mówiłem. To zbyt cudowne. Ja nie rozumiem. Posłuchaj,
proszę. Pozwól mi mówić! Chcę spytać. Racz odpowiedzieć! Dotąd Cię znałem ze słyszenia, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem, stąd
odwołuję, co powiedziałem, kajam się w prochu i w popiele” (Hi
42,1-6).
II.
Współczesny mieszkaniec Zachodu żyje w niespotykanym dotychczas bogactwie i luksusie, a jednocześnie jest nękany poczuciem lęku, wyobcowania i psychicznej udręki. Staje się to szczególnie widoczne, gdy zestawimy go z mieszkańcami tak zwanego
„trzeciego świata” – często to ludzie biedniejsi okazują większą
radość i zadowolenie z życia. Ale dlaczego?
Zachód zafałszował historię Hioba. Kto dziś cierpi, ten często
rości sobie prawo do prześladowania innych. Uważa, że jego cierpienie jest zawinione przez Boga i bliźnich. Jestem usprawiedliwiony po prostu dlatego, że jestem sobą – to parodia luterskiej
doktryny o usprawiedliwieniu przez wiarę. Resentyment, czyli
poczucie urazy i żalu na wspomnienie rzeczywistych lub rzekomych krzywd, stał się zasadą kontrolującą naszą psychikę. Jego
paliwem jest wyobcowanie, narcystyczny egotyzm i zawiedzione
nadzieje. Mam prawo być nieszczęśliwy, ponieważ mam prawo
do niczym nieograniczonego szczęścia, a moje poczucie nieszczęścia budzi we mnie „sprawiedliwy” gniew. Jak powiedział Louis
Auchincloss, staliśmy się „kolekcjonerami krzywd” [4].
Apostoł Paweł miał jednak czelność napisać: „Lecz Bogu niech
będą dzięki, który nam zawsze daje zwycięstwo w Chrystusie…” (2Kor 2,14). Nie jest to przejaw sztucznego lub naiwnego
Reformacja w Polsce 1-2/2009 13
tryumfalizmu. Dla Pawła bowiem zwycięstwo to między innymi
doświadczenie cierpienia, dzięki któremu ma udział w cierpieniach Chrystusa (por. Flp 1,24). Już chrzest oznacza udział w pasji i śmierci Jezusa, a tym samym również w Jego zwycięstwie.
Dla chrześcijanina cierpienie nigdy nie jest czymś, co jest mu narzucone z zewnątrz, lecz wynika ze zjednoczenia ze Zbawicielem.
Cierpienie jest dla Pawła jedyną drogą do chwały (por. 2Tm 2,1113). Tak było w życiu Chrystusa, więc tak musi być i w naszym.
Jesteśmy bowiem Jego naśladowcami. To znaczy, że w życiu
chrześcijanina cierpienie jest zintensyfikowane – w szczególny
sposób odczuwamy skutki Upadku, ale też możemy doświadczyć
wyjątkowej pociechy Ducha Świętego (por. 2Kor 1,5). Z tych powodów cierpienie jest okazją do dziękczynienia i chwalenia Boga.
Dlatego Paweł wielokrotnie powtarza: „Zawsze się radujcie. Bez
przystanku się módlcie. Za wszystko dziękujcie” (1Tes 5,16-18).
Współczesne doświadczenie frustracji, neurozy i resentymentu jest owocem rosnącej samoświadomości, co z kolei jest rezultatem głoszenia Ewangelii, która rozbudziła nasze życie wewnętrzne. Niestety cierpienie stało się dla nas kamieniem obrazy,
ponieważ nie przyjęliśmy wszystkich ewangelicznych darów. Już
nie jesteśmy dziećmi, lecz jeszcze nie jesteśmy dorośli.
III.
Bóg nieraz posługuje się tym, co małe i proste, by osądzić to, co
wyszukane i wyniosłe. XX wiek ukazał nam wiele takich sytuacji.
Jedną z nich było tak zwane Przebudzenie na Azusa Street, które
dało początek współczesnemu ruchowi zielonoświątkowemu.
Po stu latach wyraźnie widać, że charyzmatyczne skrzydło
Kościoła jest najszybciej rozwijającym się jego elementem. Tradycyjne kościoły w Ameryce przekonały się o tym zwłaszcza podczas drugiej fali przebudzenia zielonoświątkowego w latach
sześćdziesiątych. Jak wszystkie przebudzenia również to ma swoje mocne i słabe strony. Jest w nim wiele zanieczyszczeń, co nie
znaczy, że nie kryje się pod nimi złoto. Jednym z wielkich darów
tego przebudzenia był powrót do entuzjastycznego uwielbienia
rozumianego jako „ofiara pochwalna” (por. Hbr 13,15). Niczego
bardziej nie potrzebuje współczesny świat – zwłaszcza w świetle
14 Reformacja w Polsce 1-2/2009
naszych problemów z cierpieniem.
Dwie publikacje na ten temat zasługują na szczególną uwagę.
Pierwsza to Prison to Praise (Od więzienia do wielbienia) autorstwa Merlina Carothersa. To praca autobiograficzna byłego kapelana wojskowego, który będąc młodym chłopcem, stracił ojca i
doświadczył wielu problemów typowych dla takich sytuacji. Służąc w wojsku, trafił do aresztu za nieusprawiedliwione oddalenie
się z miejsca służby, co było kulminacją wielu jego pomyłek spowodowanych niedojrzałością i słabością charakteru. Po jakimś
czasie nawrócił się na chrześcijaństwo. W wyniku splotu dziwnych wypadków jego wojskowa kartoteka została wyczyszczona i
mógł ponownie zaciągnąć się do armii jako kapelan. Szybko odkrył jednak, jak bardzo był bezsilny wobec wyzwań, jakie spotykał w swojej posłudze. W tym czasie zbliżył się do ruchu charyzmatycznego i doświadczył „chrztu w Duchu” i wewnętrznej
przemiany, ale największe odkrycie wciąż na niego czekało.
Kiedy wrócił z Wietnamu, przeszedł przez okres wielkiego
zniechęcenia. Czytając Biblię, co raz znajdował słowa o radości.
Chrystus przyszedł, by dać nam radość. Jak jednak mamy doświadczyć tej radości? Potem przeczytał w Ew. Łukasza, że mamy
dosłownie „skakać z radości” (Łk 6,23; wg greckiego tekstu), kiedy ludzie okazują nam nienawiść i odrzucają ze względu na Chrystusa. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi, lecz teraz tym bardziej
poruszył go ten tekst. Później znalazł słowa Pawła: „Mam upodobanie w słabościach, w zniewagach, w potrzebach, w prześladowaniach, w uciskach dla Chrystusa” (2Kor 12,10). Również na nie
nie zwracał dotychczas uwagi.
„Raz za razem znajdowałem w Biblii słowa: Radujcie się! Za
wszystko dziękujcie Bogu! Psalmiści w kółko mówili o radości
pośród utrapień: »Zmieniłeś skargę moją w taniec« (Ps 30,12).
Też tego pragnąłem. Ale jak? Pewnego wieczoru na spotkaniu
modlitewnym zacząłem się śmiać. Śmiałem się przez piętnaście
minut i słyszałem, jak Bóg powiedział do mnie: »Czy cieszysz się,
że Jezus umarł za twoje grzechy?«. »Tak, Panie. Ogromnie się cieszę!«. »Czy myśl o Jego śmierci za twoje grzechy napełnia cię radością?«. »Tak, Panie – wielką radością«. »Czy wciąż musisz przymuszać się do radowania się Jego śmiercią?«. »Nie, Panie. Jestem
Reformacja w Polsce 1-2/2009 15
przepełniony radością«.
„Wiedziałem, że Bóg chce mi pokazać, jak łatwo jest cieszyć się
tym, że Chrystus umarł za moje grzechy. Mogłem śmiać się, klaskać, skakać i śpiewać z wdzięczności za to, co dla mnie uczynił.
Nic nie mogło dać mi większej radości. Nic nie mogło przyćmić
tego faktu.
„Wciąż się śmiałem, lecz we wnętrzu poczułem wielki spokój.
Wydawało mi się, że oto Bóg chce nauczyć mnie czegoś nowego.
Bóg powiedział: »Widzę, że naprawdę cieszysz się, że wbiłeś
gwoździe w ręce mego Syna. Czyż nie? Naprawdę cieszysz się, że
wbiłeś gwoździe w stopy mego Syna. Naprawdę cieszysz się, że
przebiłeś Jego bok, z którego wypłynęła krew i wsiąkła w ziemię.
Naprawdę wielce się radujesz, że to wszystko przydarzyło się
mojemu Synowi. Czyż nie?«.
„Wtedy wszystko umilkło. Nie wiedziałem, co powiedzieć.
»Cieszysz się, że to wszystko przydarzyło się mojemu Synowi?«.
W końcu wykrztusiłem z siebie: »Tak, Panie. Nie rozumiem tego,
ale cieszę się«. Przez chwilę zastanawiałem się, czy udzieliłem
właściwej odpowiedzi. Czy dobrze odczytałem intencje Boga? I
wtedy, ku mojej wielkiej radości, usłyszałem Jego odpowiedź:
»To dobrze, mój synu. Chcę, byś się cieszył«.
„Znów się śmiałem, a moja radość była tym większa, im lepiej
rozumiałem to, że Bóg chce, abym się cieszył. Potem znów się
uciszyłem i zrozumiałem, że Bóg ma dla mnie jeszcze jedną lekcję. »Teraz posłuchaj, mój synu. Chcę, byś do końca swego życia –
kiedykolwiek spotka cię coś choćby odrobinę lżejszego niż to, co
spotkało mego Syna – radował się tak, jak radowałeś się, kiedy
pierwszy raz zadałem ci pytanie, czy cieszysz się z powodu Jego
śmierci«. Odpowiedziałem: »Tak, Panie. Rozumiem. Do końca życia będę wdzięczny, będę Cię chwalił, będę cieszył się i śpiewał.
Będę radował się wszystkim, co sprowadzisz do mego życia«” [5].
Dalej Carothers opisuje, jak próbował wprowadzić w życie to,
co obiecał, a także to, jak powyższa lekcja stała się fundamentem
jest posługi duszpasterskiej. Podaje liczne przykłady tego, jak
zmieniło się życie osób, które zaczęły żyć według tej zasady. Zwykle ludzie reagowali zdziwieniem, gdy słyszeli, że mają cieszyć się
wszystkim, co im się przydarza. Kiedy jednak zaczęli tak postępo-
16 Reformacja w Polsce 1-2/2009
wać, często miało to nieoczekiwane konsekwencje. I tak ludzie
zaczęli dziękować Bogu za to, że trafili do więzienia, że ich mężowie zostali wysłani do Wietnamu, że ich dzieci uciekły z domu, że
ojciec jest alkoholikiem, że dorastająca córka zaczyna się buntować.
W tym samym czasie niezależnie od Carothersa do podobnych
wniosków doszła również Catherine Marshall, autorka literatury
pobożnościowej. Co więcej, tak się stało, że ktoś przysłał jej
książkę Carothersa, co było dla niej znakiem, że nie myliła się w
swoich konkluzjach. Poświęciła temu tematowi dwa pierwsze
rozdziały swojego bestsellera pod tytułem Something More (Coś
więcej). W jej przypadku na pewnym etapie życia coś zaczęło się
psuć. Chodziło o wielkie i małe sprawy, w tym między innymi o
śmierć wnuka. Bóg sprawił, że musiała zmierzyć się z Jego suwerennością. Przez lata unikała jednego z rozdziałów w książce
swego mentora, Hanny Whitehall Smith, pod tytułem God Is In
Everything (Bóg jest we wszystkim). Opisana była w nim wizja
pewnej kobiety ze wspólnoty kwakrów, dzięki której zrozumiała,
że dłoń Boża jest we wszystkim – dobrym i złym – co spotyka nas
w życiu, tak że nic nie może się nam przydarzyć, o ile Bóg na to
nie zezwoli.
„W końcu dla tej kobiety (a w konsekwencji również dla Hanny Smith) został rozwiązany jeden z najbardziej drażliwych problemów – Bóg jest we wszystkim. Wszystko, co spotyka nas w
życiu, pochodzi z Jego dłoni, niezależnie od tego, jak bardzo złe są
przyczyny wtórne, przez które dotyka nas nieszczęście. Zdaniem
Hanny Smith tylko akceptacja tego twierdzenia pozwala zgodzić
się z tak często spotykanym w Biblii wezwaniem: »Za wszystko
dziękujcie; taka jest bowiem wola Boża w Chrystusie Jezusie
względem was«. Przy czym »wszystko« rzeczywiście oznacza
wszystko – zarówno dobre, jak i złe” [6].
W zielonoświątkowych i charyzmatycznych kręgach często
używa się dwóch historii biblijnych dla zilustrowania tej zasady.
Pierwsza opowiada o królu Jehoszafacie, który musiał stawić czoła przytłaczającym siłom Ammonitów. Jehoszafat postanowił wysłać naprzeciw wrogiej armii zastępy śpiewaków, którzy chwalili
Boga, a Bóg w odpowiedzi dał królowi zwycięstwo (por. 2Krn
Reformacja w Polsce 1-2/2009 17
20,20-23). Druga historia opisana jest w szesnastym rozdziale
Dziejów Apostolskich. Kiedy Paweł i Sylas zostali najpierw wychłostani, a potem wrzuceni do więzienia, to mimo wszystko
śpiewem chwalili Boga, a wtedy zatrzęsła się ziemi, ich kajdany
opadły i otworzyły się drzwi celi. Obie historie przedstawiają
„moc uwielbienia” oraz cuda, jakie są jego owocem.
Catherine Marshall podaje trafną definicję „ofiary pochwalnej”: „Fakt, że Pismo mówi tu o ofierze, wskazuje na to, że kiedy
chwalimy Boga za nasze kłopoty i nieszczęścia, rzeczywiście z
czegoś rezygnujemy. Ofiara jest bowiem »zniszczeniem lub rezygnacją z tego, co cenne lub pożądane, ze względu na to, co uważamy za cenniejsze lub bardziej godne pożądania«. W tym przypadku rezygnujemy z prawa do błogosławieństwa, które – jak sądzimy – nam się należy” [7].
Mogę tylko dodać moje świadectwo do dwóch powyższych.
Kiedy pierwszy raz spotkałem się z takim myśleniem, było to dla
mnie napomnieniem. Ale zauważyłem też, że kiedy chwaliłem
Boga za sprawy, które napełniały mnie lękiem i pozbawiały nadziei, wtedy coś zaczęło się zmieniać. Częściowo chodziło o zmianę w mojej psychice. Lęk ustępował, co pozwalało mi w bardziej
rozumny sposób zmierzyć się z sytuacją. To jednak nie wszystko.
Wyglądało na to, że Bóg rzeczywiście zaczynał działać w nowy
sposób i zmieniać pewne okoliczności. Ja sam musiałem jednak
zrezygnować z szukania pocieszenia w użalaniu się nad sobą i w
rozpamiętywaniu doznanych krzywd. Odkryłem, że przyjemność
płynąca z resentymentu i beznadziei jest nie do pogodzenia z
chwaleniem Boga.
Co więcej, okazało się, że byłem w stanie znaleźć rozwiązanie
pewnych trudnych problemów duszpasterskich, wobec których
wcześniej musiałem skapitulować. Zwykle były to przypadki radosnego niszczenia własnego życia w reakcji na jakiś zawód życiowy. Najczęściej ludzie nie czynią tego świadomie. Dla wielu z
nich – chronicznych malkontentów i frustratów – chwalenie Boga
rzeczywiście było rewolucyjnym rozwiązaniem.
Zasada działa nie tylko na poziomie indywidualnym. Cały Kościół wezwany jest do składania „ofiary pochwalnej”. Dlatego nabożeństwo rozumiane jako duchowa walka jest jedną z najważ-
18 Reformacja w Polsce 1-2/2009
niejszych rzeczy, jakimi powinniśmy się zająć. Nie widzę, co innego mogłoby dokonać przemiany naszej świadomości.
Kiedy poczuwam się do obowiązku chwalenia Boga i składania Mu dziękczynienia w każdych, nawet najtrudniejszych okolicznościach, to moja relacja z otoczeniem ulega przemianie. Cierpienie nie jawi się już jako coś niesprawiedliwego, co jakoś trzeba
przeczekać, lecz staje się przesłaniem od Boga. Bóg używa
wszystkich okoliczności dla mojego dobra i dla dobra Kościoła.
Jeśli tak jest, to znaczy, że zostałem wyzwolony z tego, co Owen
Barfield nazwał „grzechem literalności”, który sprawia, że w
gruncie rzeczy postrzegam świat jako obiektywnie istniejącą maszynę. Świat jest jednak domem danym mi przez Boga oraz sceną,
na której Stwórca objawia swoją chwałę.
Naszym problemem jest zbytnio rozbudzona świadomość.
Choć z drugiej strony nasza świadomość jest niedorozwinięta.
Kiedy na cierpienie odpowiadamy uwielbieniem i dziękczynieniem, wtedy wzrasta nasza świadomość. Jako kapłani Nowego
Przymierza musimy przyjąć świat do naszej świadomości i przemienić go przez „ofiarę pochwalną”. Nie jest to możliwe, jeśli tylko szukamy ulgi dla siebie samych. Cierpienie i niedola zmuszają
nas do wyjścia z wygodnego kokonu egoizmu i do życia w realnym świecie.
IV.
Często to proste rzeczy zmieniają świat. Myślę tu o bracie Lawrence’ie i jego praktyce obecności Bożej; o św. Franciszku, którego
prostota na pewno miała transformujący wpływ na świat; o Teresie z Lisieux i jej prostodusznej miłości do wszystkiego. Spośród
protestantów warto wymienić George’a Mullera, który zwykł o
wszystko prosić Boga z dziecinną prostolinijnością. Nie należy też
zapominać o pierwszych kwakrach, a w szczególności o George’u
Foxie, podobnie jak o prostocie wielu przebudzeniowców takich
jak Dwight L. Moody. W każdym z tych przypadków prostota
zmieniła świat.
Ponad sto lat temu Teresa z Lisieux, zwana też Małym Kwiatkiem, zaproponowała nową formę prostodusznej pobożności.
Być może tylko nowa Mała Teresa jest w stanie uratować zbłąka-
Reformacja w Polsce 1-2/2009 19
ną Europę i Amerykę. Mała Terasa, czyli ludzie, których służba
polega w gruncie rzeczy na jednym – na ofiarowaniu Bogu dziękczynienia za wszystkie rzeczy. Ilu takich osób potrzeba, by zmienić atmosferę Francji lub Belgii? Oba te narody posunęły się bardzo daleko w oskarżaniu Boga i zaprzeczaniu Jego istnienia. Ich
uszy są głuche na Ewangelię. Lecz nie tylko tam ludzie kochają
użalać się nad sobą i rozpamiętywać krzywdy. Czy indywidualne
oraz wspólnotowe chwalenie Boga może tu cokolwiek zmienić?
Myślę, że tak.
Ludzie wysublimowani często śmieją się z kogoś takiego jak
Carothers. „Naiwny charyzmatyk”. Sam kiedyś tak myślałem, ale
teraz wydaje mi się, że jest on lepszym chrześcijaninem niż niejeden wyrafinowany wyznawca Chrystusa. Również Catherine
Marshall nie proponuje nic ponad najwyższą formę praktycznego
chrześcijaństwa. Bóg posługuje się prostymi ludźmi, by zawstydzić to, co wyniosłe. Nasze społeczeństwa toną w oceanie narcyzmu, resentymentu i bałwochwalczego egotyzmu. Myślę, że proste chwalenie Boga może być lekarstwem na nasze bolączki. Nic
innego nie stanowi takiego wyzwania dla chorobliwej introspekcji jak dziękowanie Bogu za wszystko i we wszystkich okolicznościach. Oznacza to, że mamy dziękować Bogu nawet za wszechobecny narcyzm, resentyment i egotyzm. Nie dlatego że są dobre
same w sobie, lecz dlatego że na ich tle Bóg objawia swoją chwałę
w odkupieniu grzeszników. Ja potrzebuję tego, czego potrzebuje
moje miasto. I w znacznej mierze uczymy się tego z prostoty ruchu zielonoświątkowego, a nie od wyrafinowanych i utytułowanych naukowców.
Przypisy
1. Twierdzenie Leibniza o najlepszym z możliwych światów jest przykładem
zsekularyzowanej doktryny chrześcijańskiej, a dokładnie nauczania Pawła z
Rz 8,28: „Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga
miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani”. Kiedy oddzielimy chrześcijańską nadzieję od Boga objawionego w Biblii, wtedy
pozostanie nam tylko naiwny, a nawet bezmyślny optymizm. Dlatego Wolter bez większego problemu mógł wyśmiać Leibniza po katastroficznym
trzęsieniu ziemi.
2. „Pocieszyciele” Hioba oskarżają go m.in. o okradanie wdów i sierot, o
przyjmowanie łapówek, o bogacenie się kosztem biednych i o religijną hipokryzję.
20 Reformacja w Polsce 1-2/2009
3. René Girard, Dawna droga, którą kroczyli ludzie niegodziwi, tłum. M.
Goszczyńska, Warszawa 1992.
4. Louis Auchincloss, The Injustice Collectors, New York 1950.
5. Merlin Carothers, Prison to Praise, Plainfield 1970, s. 70-71.
6. Catherine Marshall, Something More, New York 1974, s. 8.
7. Tamże, s. 21.
Artykuł ukazał się na blogu Richa Bledsoe, wpis z 24.11.2007. Tłumaczył
Bogumił Jarmulak.
Autor jest kapelanem szpitalnym w Boulder, Colorado.
Reformacja w Polsce 1-2/2009 21
Kim jest kapłan?
Dr Peter J. Leithart
Kapłani w Starym Testamencie wykonywali kilka pozornie
sprzecznych obowiązków. Wszyscy wiedzą, że kapłani nadzorowali ofiarowanie podczas zgromadzeń i tylko oni mogli kropić
krwią na ołtarz i wnosić ją do świątyni. Tylko oni mogli wnieść
mięso ofiar na ołtarz, by zamienić je w dym. Jednak wraz z Lewitami mieli też strzec przybytku (4 M 18,3). Mieli być również nauczycielami Prawa (5 M 33,10; Ml 2,7) oraz sędziami (5 M 17,9).
Powinni byli być ekspertami w rozróżnianiu czystego od nieczystego, świętego od pospolitego (3 M 10,10). Mieli ofiarować kadzidło, symbol ich wstawiennictwa za potomstwo Izraela (Joel
2,17). Nawet szaty arcykapłana symbolizowały, że reprezentuje
ludzi wobec Boga. Kapłani zarządzali ofiarami ludzi dla Pana (3
M 27; 4 M 18).
Co łączyło te różne obowiązki? Czy cokolwiek je zespalało?
Istnieje kilka propozycji. Klasycznie to pośrednictwo było brane
za podstawowy obowiązek kapłana: kapłani mówili Boże słowa
do ludzi oraz reprezentowali ludzi przed obliczem Boga. Wiele w
tym prawdy. Jednak w tym wyjaśnieniu nie mieści się rola kapłana jako strażnika przybytku.
Niektórzy doszli do wniosku, że pilnowanie było główną funkcją kapłana. James Jordan zasugerował, że rola kapłanów polegała na ustanawianiu i pilnowaniu granic (Through New Eyes, s. 136). „Pilnowanie jest sednem powołania kapłańskiego” (s. 134).
Taką obserwację potwierdzili Meredith Kline, Jacob Milgrom i
inni. Jednak nie do końca jest jasne, jak inne obowiązki kapłana
podporządkowują się tej głównej roli. Tłumaczenie Jordana, jakoby kapłani „strzegli Bożego tronu, prowadząc lud w nabożeństwie”, gdyż „ludzie, którzy prawdziwie wielbią Boga, nie okażą
się nieposłuszni”, wydaje się naciągane. Oczywiście z pewnej perspektywy możemy traktować nabożeństwo jako rodzaj pilnowania. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że chodzi tu o dwie różne
rzeczy. Ezechiela 44,16 zakłada, że są to dwie różne funkcje – sy-
22 Reformacja w Polsce 1-2/2009
nowie Sadoka dostaną pozwolenie, by „wchodzić do mojej świątyni i zbliżać się do mojego stołu, aby mi służyć; i będą pilnować
służby dla mnie [pełnić służbę pilnowania, hebr. shamru ‘etmishmarti]” (na podstawie tego fragmentu można by jednak dowodzić, że pilnowanie wiąże się ze służbą stołu).
Jeśli pilnowanie jest główną funkcją kapłanów, wówczas trudno wytłumaczyć brak wzmianki o pilnowaniu we fragmentach,
które opisują podstawowe funkcje kapłanów Lewickich. W 3 M
21,21-23 Bóg wyłącza potomków Aarona, którzy mają fizyczne
skazy, z uczestnictwa w „składaniu ofiar ogniowych. Jest ułomny,
nie będzie więc przystępował, aby składać w ofierze pokarm
swojemu Bogu” (w. 21). Ludzie ze skazami nie mogli przekraczać
zasłony i zbliżać się do ołtarza (w. 23). Prawo to ograniczało
służbę kapłańską potomków Aarona z wadami, lecz nigdzie nie
podaje się pilnowania jako aspektu tej służby. 5 M 33,8-11 wymienia obowiązki Lewitów: używanie Tummim i Urim, uczenie
Prawa i ofiarowanie kadzidła i całopaleń (por. 1 Krn 6,49). Teksty te pokazują, że Biblia niekoniecznie włącza pilnowanie w listę
przywilejów i obowiązków kapłańskich.
(W dodatku, chociaż pilnowanie pojawia się w kontekście
buntu Koracha w 4 M 16-18, główną kwestią sporną między Korachem i Aaronem nie była sprawa pilnowania, ale zbliżania się –
4 M 16,5).
Wydaje się, że inne użycie słowa „kapłan” (hebr. kohen) w Starym Testamencie – pozbawione kontekstu kultycznego – pomaga
w zrozumieniu definicji kapłana i jego roli jako strażnika. Lista
administracji Salomona w 1 Krl 4 wspomina o „Zebudzie, synu
Natana, kapłanie, [który był] przyjacielem króla” (w. 5). Nie jest
jasne, czy to Zabud, czy Natan nazwany jest kapłanem. Co ciekawe, poprzedni werset wymienia Sadoka i Ebiatara jako kapłanów
Aaronowych (w. 4; por. 1 Krl 2,35; 1 Krn 6,12). W dodatku w rodowodach pokolenia Lewiego nie ma żadnej wzmianki o Zabudzie czy Natanie. Nie byli więc potomkami Aarona, a jednak byli
„kapłanami”. Warto zastanowić się nad powiązaniem między
„kapłanem” a „przyjacielem króla”.
W podobny sposób 2 Samuela 8,17 stwierdza, że synowie Dawida byli „kapłanami”. (Możliwe, że Natan z 1 Krl 4,5 był synem
Reformacja w Polsce 1-2/2009 23
Dawida; por. 1 Krn 3,5). Nie byli oni w żadnym razie kapłanami z
Lewitów, gdyż Dawid wywodził się z plemienia Judy. Dodatkowo
2 Sm 8,17 utożsamia Sadoka i Achimeleka z linią Aarona. 2 Sm
20,26 stwierdza zaś, że Ira Jairyta był kapłanem Dawida – możliwe, że był potomkiem Jaira, który osiedlił się w Zajordanii (por. 4
M 32,41; 5 M 3,14), lecz na pewno nie potomkiem Aarona. Ostatecznie 1 Kronik 18,16-17 wymienia dostojników Dawida,
stwierdzając, że synowie Dawida byli dosłownie „pierwszymi u
boku króla”.
J. Barton Payne omówił kilka z tych odnośników w Theological
Wordbook of the Old Testament, t. 1, s. 431. Słowo „kapłan” nie
pojawia się w tekście Septuaginty w 2 Sm 8,17 i nawet hebrajski
tekst jest tu zniekształcony. W przypadku 2 Sm 20,26 i 1 Krl 4,5
Payne sugeruje, że Ira i Zabud byli osobistymi kapłanami Dawida
i Salomona. Nawet gdyby tak rzeczywiście było, nie rozwiązuje to
rażącej sprzeczności z kapłaństwem Aaronowym. Jakie byłyby
zadania takich kapłanów nie pochodzących od Aarona? Nie mogli
zbliżać się do świątyni, więc jaka była ich rola? Jeśli byli kapłanami bez liturgicznych i ofiarniczych obowiązków, wówczas ich
urząd trudno nazwać urzędem kapłańskim.
Moim zdaniem lepszym wytłumaczeniem jest to, które odnosi
hebrajskie słowo kohen w świeckim kontekście do wysokiego
stanowiska na królewskim dworze. Użycie tego słowa w odniesieniu do Zabuda i synów Dawida wskazuje na jego mocne powiązanie z urzędem „przyjaciela króla”. Przynajmniej ma konotację sługi czy ministra królewskiego.
Świecki kontekst przydaje się do określenia charakteru kapłaństwa świątynnego. Tak jak świecki „kapłan”, kapłan Aaronowy był sługą w domu Króla, a w związku z tym również Jego bliskim doradcą i powiernikiem. Wydaje się, że to jest najlepsza definicja kapłana. Kilka Psalmów określa kapłanów mianem „sług
Pana”, którzy „służą nocą w domu Pana” (Ps 134,1) oraz „stają w
Jego domu” (Ps 135,2; BT). Nazwanie Mojżesza „sługą w domu” (Hbr 3,5) mogło odnosić się do jego kapłańskiej funkcji (por.
Ps 99,6). Popularne twierdzenie, że kapłan był poświęcony, aby
„zbliżać się”, również pasuje do opisu kapłaństwa jako służby w
królewskim domu. Podobnie jak sługa do domu, kapłan miał pra-
24 Reformacja w Polsce 1-2/2009
wo wejść do pałacu Króla, co nie było przywilejem każdego. I podobnie jak sługa w domu, kapłan miał pozwolenie, by wejść do
domu króla, by mu służyć (por. Ez 44,16).
Ponadto, różnorodne zadania kapłanów Aaronowych mogą
być zsumowane w tej ogólnej kategorii. Podobnie jak słudzy na
dworze króla, tak i kapłani strzegli wrót pałacu; mieli też wyznaczać i zachowywać granice między tym, co święte, a tym co pospolite. Ale to nie jedyne obowiązki sług w domu. Są oni też odpowiedzialni za czyszczenie sprzętów w domu: podobnie wyświęceni kapłani mogli kropić krwią zanieczyszczony przybytek. Kapłani jako słudzy w domu służyli także przy stole Króla, zbliżając się,
by podać Mu pokarm – ofiary ogniowe (3 M 21,21; Ez 44,16). Na
starożytnym Bliskim Wschodzie słudzy byli kimś więcej niż pomocą domową. Byli zaufanymi ludźmi, którzy doradzali królowi:
przykładem jest podczaszy Nehemiasz, który miał wpływy na
dworze królewskim w Susie. Analogicznie kapłani mieli przywilej
doradzania Królowi, przedstawiania Mu próśb w dymie kadzidła.
Jako słudzy domu kapłani mieli również obowiązek zarządzania
daninami składanymi Królowi przez lud (3 M 27; 4 M 18). Pokrótce, gdyby w gazecie ogłaszano nabór na stanowisko kapłana,
nagłówek brzmiałby następująco: „Poszukiwany zarządca Królewskiego Domu”.
Inne obowiązki związane z pracą kapłanów (uczenie, sądzenie) również pasują do ogólnej kategorii zarządcy królewskiego.
Przecież prawdziwym mieszkaniem Bożym są ludzie. Służba w
świątyni była symbolem służby wśród ludzi. Jako słudzy domu
Pana składającego się z ludzi, kapłani byli odpowiedzialni za
ustanawianie i wdrażanie granic moralności, czyli nauczanie Prawa i rozsądzanie spraw. Krew kropiona w świątyni nie tylko
oczyszczała jej sprzęty, lecz również żywe narzędzia, żywe kamienie tworzące mieszkanie Boże. Ostatecznie „głód” Króla nie
był zaspokojony mięsem kozłów i cielców (Ps 50,7-13), lecz
przez ofiarowanie dziękczynienia (ww. 14-15). „Ofiarą miłą Panu
jest skruszone i zgnębione serce” (Ps 51,16-19). Boży głód i pragnienie są zaspokojone przez żywe ofiary (Rz 12,1-2), skoro
„posłuszeństwo jest lepsze niż ofiara” (1 Sm 15,22). Zatem kapłański obowiązek „karmienia” Króla i „służenia u Jego stołu” był
Reformacja w Polsce 1-2/2009 25
spełniony przez prowadzenie ludu Bożego do składania siebie w
ofierze Panu. Na końcu, jako słudzy domu kapłani składali prośby
w imieniu domowników wiary.
Rozszerzając zrozumienie domu Pana z przybytku na lud, zaczynamy rozumieć, w jaki sposób nasze powołanie do bycia kapłanami Nowego Przymierza znajduje wypełnienie. Kapłani Starego Przymierza reprezentowali cały święty lud i w swoich zadaniach wypełniali powołanie złożone na Izraela. Ich obowiązki i
przywileje zapowiadały to, co w Chrystusie wszyscy otrzymaliśmy.
Artykuł ukazał się w Biblical Horizons nr 33 (Styczeń 1992) pt. What is a
Priest?. www.biblicalhorizons.com. Tłumaczył Sebastian Smolarz.
Autor jest pastorem Trinity Church (CREC) oraz wykładowcą New Saint
Andrews College w Moscow, Idaho.
26 Reformacja w Polsce 1-2/2009
Kapłan, król, prorok
Bogumił Jarmulak
Salomon w Przypowieściach stwierdza, że siwizna jest koroną
chwały (Prz 16,31). Siwizna jest obiektem czci ponieważ jest
symbolem dojrzałej mądrości. Dlatego Salomon znów w Przypowieściach powtarza: „Chwałą młodzieńca jest siła, lecz chwałą
starca jest siwizna” (Prz 20:29), a Mojżesz nakazuje: „Przed siwą
głową wstaniesz i uszanujesz starca – tak okażesz bojaźń przed
Panem” (3Mj/Kpł 19,32).
Oczywiście, nie siwe włosy czynią mądrym, one symbolizują
mądrość. Siwe włosy wskazują na przejścia i doświadczenia, które prowadzą do doskonałości. Chodzi o to, że pewnej mądrości
nie nabędziemy, jeśli ograniczymy się do studiowania mądrych
ksiąg, lecz nabędziemy ją tylko przez połączenie wiedzy z doświadczeniem. Jak napisał ks. Tischner, „są prawdy i prawdy —
prawdy, do których można dojść przez czytanie książek, i prawdy, do których dochodzi się przez pracę przy pługu, przez modlitwę u stóp krzyża, przez cichy płacz w chwili zupełnej bezradności. Kto posiadł taką prawdę, ma prawo sądzić wedle niej świat,
nie wyłączając siebie samego” (O sumieniu romantycznym słów
kilka, w: Cyprian Norwid, Sumienie słowa, Wrocław 2004, s. 13).
Dlatego Bóg poradził Mojżeszowi wybrać sobie do pomocy
„mądrych, roztropnych i doświadczonych mężów” na naczelników w Izraelu” (5Mj/Pwt 1,13). Podobnie o Lewitach powiedział
Mojżesz, że od 20 do 30 roku życia mają się szkolić do wykonywania swoich powinności w świątyni, ale po ukończeniu 50 roku
życia mają być zwolnieni z wykonywania zwykłych czynności i
być raczej przełożonymi i doradcami dla młodszych. To z kolei
odbija się echem w słowach Pawła, który zaleca, aby starsze kobiety w kościele służyły radą młodszym, by te „miłowały mężów i
dzieci, były wstrzemięźliwe, czyste, gospodarne, dobre i mężom
uległe” (Ty 2,3-5).
Co z tego wynika? To, że ludzie starsi, którzy przez doświadczenia nabrali praktycznej mądrości, mają służyć młodszym
Reformacja w Polsce 1-2/2009 27
przez pouczenie, zachętę i przykład. Pismo przestrzega przed
odrzucaniem rady starszych na rzecz rady młodych. Kiedy umarł
Salomon, królem miał zostać jego syn, Rechabeam. Wtedy przyszli do niego książęta izraelscy z prośbą o obniżenie podatków.
Najpierw Rechabeam zasięgnął rady starszych, którzy powiedzieli, żeby przychylił się do prośby i obniżył podatki. On jednak odrzucił tę radę i przychylił się do butnej rady młodzieńców, którzy
namówili go, by okazał twardą rękę i jeszcze bardziej podniósł
podatki. Wiemy, jak to się skończyło (1Krl12).
W Liście do Hebrajczyków czytamy, że wstydem dla dorosłej
osoby jest dziecinne myślenie i zachowanie. Osoba dorosła winna
być dojrzała, a do dojrzałości dochodzi się przez długie używanie
i ćwiczenie władz poznawczych po to, by stać się zdolnym do rozróżniania dobra i zła (Hbr 5,14). Nie rodzimy się z tą zdolnością.
Nabywamy jej przez doświadczenie. Dlatego właśnie Salomon w
Księdze Kaznodziei przestrzega: „Biada krajowi, którego królem
jest chłopiec” (Kzn/Koh 10,16). Nie dlatego, że jest coś złego w
byciu chłopcem. Ale dlatego, że tron nie jest właściwym miejscem
dla chłopca. Jeśli więc jakaś partia polityczna szuka ratunku w 25
-letnim chłopcu, to znaczy, że jest bliska upadku. To znaczy, że jej
starsi, 50-letni członkowie nie nabyli zdolności rozróżniania dobra i zła i choć na zewnątrz wyglądają jak ludzie leciwi, to jednak
ich serce wciąż żywi się mlekiem.
Zasada dojrzewania przez doświadczenie znajduje swoje odbicie w tradycyjnym nabożeństwie. Na ogólnym poziomie nabożeństwo ma służyć m.in. pouczeniu nas przez Boga, choćby w czasie
kazania. Lecz nie tylko to, ponieważ trzy główne elementy nabożeństwa odpowiadają trzem fazom rozwoju człowieka, czyli fazom dojrzewania w mądrości.
1. Kapłan
Najpierw przychodzi oczyszczenie z grzechów. A kto w Biblii ma
najwięcej do czynienia z wyznawaniem grzechów i ogłaszaniem
pojednania? Oczywiście kapłani. Ich zadanie polegało przede
wszystkim na zbadaniu przyniesionej ofiary, czy nie ma na niej
jakiejś skazy, a następnie na poćwiartowaniu jej i spaleniu w całości lub w części. Choć dla nas cały starotestamentowy system
28 Reformacja w Polsce 1-2/2009
ofiarniczy jawi się jak wielka niewiadoma, to jednak w gruncie
rzeczy jest on bardzo prosty. Nie wymaga wielkiej mądrości, tylko opanowania kilku prostych zasad. To samo można powiedzieć
o stwierdzaniu trądu. Bardzo prosta sprawa: albo na skórze była
biała plama, albo jej nie było. Tak więc od kapłana nie wymagano
szczególnej mądrości, lecz raczej posłuszeństwa prostym zasadom – rozróżniania między słusznym i niesłusznym, prawym i
bezprawnym, czystym i nieczystym, świętym i pospolitym, białym i czarnym.
W ten sposób wygląda też nasze życie, a dokładniej jego początek. Podobnie jak początkiem Izraela było nadanie Prawa i
ustanowienie przybytku z jego porządkiem ofiarniczym. Przez
kolejne 400 lat Izrael miał do czynienia głównie z Przybytkiem i
Torą, czyli Prawem. Nie miał innych części Pisma Świętego. Tylko
pierwsze sześć ksiąg. Izrael był dzieckiem. Dlatego Bóg zbyt wiele
od niego nie wymagał i nie oczekiwał. Izrael miał, jak dziecko,
nauczyć się przede wszystkim zaufania i posłuszeństwa Ojcu. Tego samego oczekujemy od naszych dzieci: znajomości podstawowych zasad postępowania, a przede wszystkim posłuszeństwa.
Nie baw się jedzeniem. Spuszczaj po sobie wodę w toalecie. Pisz
wyraźnie. Nie przerywaj starszym. Nie kradnij. Nie kłam. Podobnie od stażysty oczekujemy, że zaznajomi się z podstawami działania firmy i swoim stanowiskiem pracy.
Pierwsza część nabożeństwa, czyli oczyszczenie, przypomina
nam, że początkiem mądrości jest bojaźń Pana; że początkiem
wolności jest zachowanie Prawa; że Bóg obdarza chwałą tych,
którzy są prawego serca; że nie możemy być twórczy, jeśli nie
przestrzegamy zasad.
2. Król
Po oczyszczeniu przychodzi czas na uświęcenie Słowem Bożym, a
więc na pouczenie. I znów zadajmy sobie pytanie, kto w Biblii
najbardziej kojarzy się z mądrością? Kto jest największym nauczycielem mądrości? Król Salomon. Ten, który z powodu młodego wieku (miał 20 lat, kiedy wstąpił na tron) prosił Boga o mądrość, aby umiał sądzić lud i rozróżniać między dobrem a złem,
aby być posłusznym Prawu; o którym Bóg powiedział: „Oto daję
Reformacja w Polsce 1-2/2009 29
ci serce mądre i rozumne, że takiego jak ty jeszcze nie było i takiego jak ty również po tobie nie będzie”. Zaraz potem czytamy o
pierwszym wyroku Salomona. Dwie nierządnice przyszły do niego, gdyż w nocy zmarło dziecko jednej z nich. Każda twierdziła,
że dziecko pozostałe przy życiu jest jej dzieckiem. Wtedy Salomon polecił rozciąć żywe dziecko i dać każdej z kobiet połowę.
Natychmiast okazało się, która z nich kłamała. Kiedy ludzie dowiedzieli się o tym, to, jak czytamy, „nabrali szacunku dla króla,
wiedzieli bowiem, że jest w nim mądrość Boża do wymierzania
sprawiedliwości” (1Krl 3,28).
To kolejny etap naszego życia. Również kolejny etap w historii
Izraela. Samuel rozpoczął okres królów. Po czterystu latach studiowania Prawa pod okiem kapłanów, Izrael otrzymał literaturę
mądrościową, która zajmuje się przede wszystkim jednym tematem: Jak być królem. Jak mądrze stosować Prawo w trudnych,
niejednoznacznych sytuacjach, kiedy ścierają się różne racje. Jak
prowadzić naród według Bożego Prawa. Ta królewska mądrość
nie podejmuje już prostych pytań o białe i czarne, ale rozważa je
w kontekście czasów i sytuacji. To dlatego Kohelet (księga mądrościowa napisana przez króla) mówi, że wszystko ma swój
czas. Kapłan postępuje według danego mu kalendarza. Król musi
wiedzieć, kiedy jest czas na to, by mówić, a kiedy jest czas na milczenie. Co więcej, król musi czasami rozstrzygać w sytuacjach, w
których każdy wybór jawi się jako zły.
Oczywiście, król musi wpierw poznać Prawo, by podejmować
słuszne decyzje w trudnych sytuacjach. Dlatego zanim staniemy
się królami i będziemy rozsądzać między ludźmi, wpierw musimy
stać się kapłanami, by nauczyć się Prawa. Dlatego od dzieci wymagamy posłuszeństwa zasadom. Od dorosłych zaś wymagamy
podejmowania trudnych decyzji w oparciu o wcześniej wyuczone
zasady: wziąć kredyt czy nie; kupić dom czy wynająć mieszkanie;
zwolnić się z pracy czy zacisnąć zęby; z kim się ożenić; ile mieć
dzieci etc.
I tak przez kolejne 200 lat Izrael musiał nauczyć się, co to znaczy być królem. Studiował więc Prawo, a oprócz tego Psalmy i
księgi mądrościowe.
Zatem druga część nabożeństwa, czyli pouczenie, wyposaża
30 Reformacja w Polsce 1-2/2009
nas w mądrość potrzebną do poszerzenia zakresu panowania,
czyli odpowiedzialności. Dlatego skupia się na kazaniu, które pokazuje, jak stosować Boże zasady w różnych sytuacjach.
3. Prorok
Po pouczeniu przychodzi dziękczynienie, czyli pokrzepienie. Bóg
zaprasza nas do swojego stołu. Jezus już nie nazywa nas dziećmi,
ale przyjaciółmi. Co to jednak znaczy, być nazwanym przyjacielem Boga? W Starym Testamencie dwie osoby są nazwane przyjaciółmi Boga: Abraham (2Krn 20,7; Iz 41,8) i Mojżesz (2Mj/Wyj
33,11). Obaj są też nazwani prorokami (1Mj/Rdz 20,7; 5Mj/Pwt
34,10). Obaj są więc doradcami Boga i zasiadają w Bożej radzie
(widać to choćby na przykładzie rozmowy Boga z Abrahamem w
sprawie Sodomy). Również Przypowieści utożsamiają przyjaciela
z doradcą (Prz 27,9). Trzej przyjaciele Hioba byli doradcami na
jego dworze. Prorok, czyli przyjaciel/doradca Boga, to człowiek,
który nosi w sobie dojrzały obraz Boga. Owszem, każdy człowiek
nosi w sobie obraz Boga, ale nie w każdym ten obraz jest równie
dojrzały.
Zatem bycie prorokiem to trzecia faza naszego życia. To też
trzecia faza historii Izraela. Stajemy się prorokiem, kiedy nauczyliśmy się nie tylko Prawa, ale i mądrości. Kiedy ta mądrość dojrzała w nas przez lata doświadczeń, dzięki czemu staliśmy się na
tyle dorośli, by nie tylko stosować Prawo we własnym życiu, a
potem w życiu innych ludzi, jak czyni to król, ale również by
przekazać zarówno Prawo, jak i mądrość tym, co przychodzą po
nas. Stanie się tak, kiedy nauczymy się modlić, czyli zasiadać w
radzie Boga. To dlatego List do Hebrajczyków stwierdza, że Jezus
stał się naszym orędownikiem (tzn. tym, kto wstawia się za nami
przed Bogiem, tak jak Abraham wstawiał się przed Bogiem za
Sodomą) po tym, jak przez cierpienie, czyli doświadczenie, osiągnął pełnię doskonałości (Hbr 5,8-9).
Cechą kapłana jest więc posłuszeństwo przykazaniom. Cechą
króla jest mądre rozsądzanie. Cechą proroka jest kreślenie wizji i
przekazywanie mądrości następnym pokoleniom. Każda z tych
funkcji związana jest z dokonywaniem osądów. Kapłan dokonuje
Reformacja w Polsce 1-2/2009 31
oceny w sprawach ceremonialnej czystości. Król wydaje wyroki
w sporach między ludźmi, podejmuje decyzje dotyczące życia
narodu. Prorok zaś sprowadza sąd na całe cywilizacje. To dlatego
prorok pojawia się w Biblii nie tylko na końcu pewnej epoki, ale
również inicjuje nową. Przekładając to na biografię człowieka,
możemy powiedzieć, że chłopiec i młodzieniec uczą się posłuszeństwa zasadom; mężczyzna przyjmuje odpowiedzialność za
rodzinę; starzec przekazuje rodzinne dziedzictwo, czyli materialny i duchowy dorobek przeszłych pokoleń, następnym pokoleniom.
Na początku Adam chciał być królem, nie będąc kapłanem.
Chciał być sędzią w cudzych sprawach, samemu nie przestrzegając Prawa. Chciał pouczać innych, podczas gdy sam uciekł ze
szkoły. Wymagał posłuszeństwa, choć sam nigdy nikogo nie słuchał. To musiało się źle skończyć. To zawsze źle się kończy. To
przestroga dla nas. Inaczej rzecz się miała z Jezusem. Jemu z czasem przybywało nie tylko lat, ale i mądrości oraz łaski u Boga i u
ludzi. W wieku 12 lat widzimy Go w świątyni rozmawiającego z
kapłanami. Przez 30 lat uczył się, zanim otworzył usta, by nauczać. Dlatego potem był posłuszny aż do śmierci. Mając 33 lat
został ogłoszony królem. I jako dobry król umarł za swój lud. Jego
życie zostało w połowie przerwane. Lecz kiedy zmartwychwstał,
wstąpił do nieba i zasiadł jako prorok po prawicy Ojca, gdzie poddani mu zostali aniołowie i zwierzchności. Jak czytamy w Objawieniu (Ap) 1,14, Jego włosy są teraz śnieżnobiałe jak wełna. Siwizna stała się koroną Jego chwały. Przez doświadczenia stał się
doskonały. Dlatego nie bójmy się siwizny. Jeśli nie nasze głowy,
to niech przynajmniej nasze serca posiwieją. Bo kiedy się postarzejemy, zabraknie nam siły, którą moglibyśmy się chlubić. Wtedy jedyną chlubą pozostanie mądre serce.
Autor jest pastorem Ewangelicznego Kościoła Reformowanego we Wrocławiu.
32 Reformacja w Polsce 1-2/2009
Nabożeństwo jako odnowienie przymierza
Dr James B. Jordan
Dzień Pański to dzień, w którym Bóg odnawia przymierze ze
swoim ludem. Czyni to przy pomocy ofiary, dlatego poznanie starotestamentowego porządku ofiarniczego pozwala lepiej zrozumieć naturę i porządek nabożeństwa.
Bóg stworzył człowieka po to, by trwał z Nim w więzi, którą
określamy mianem przymierza. Nie będę teraz rozwijał tego tematu, zwrócę tylko uwagę na to, że przymierze stanowi kontekst
ludzkiego życia i wyznacza jego tok. Dlatego też zorganizowanie
nabożeństwa w zgodzie z przymierzowymi schematami jest jak
najbardziej uzasadnione i pożądane.
Na odnowienie przymierza możemy patrzeć z różnych perspektyw. Już sama ofiara wstępująca (całopalna) stanowi odnowienie przymierza, gdyż zawiera wszystkie jego elementy. Po
pierwsze, Bóg nas przyzywa. Następnie ofiara, która symbolizuje
człowieka, umiera za grzech, ale potem zostaje obmyta i przygotowana do spalenia na ołtarzu. Dalej, Bóg uświęca ofiarę, kiedy
przyjmuje ją do swej ognistej obecności. Po czwarte, ofiarę uważa
się za „pokarm dla Pana”, dlatego wraz z nią składa się w ofierze
chleb, oliwę i kadzidło – owoce ludzkiej pracy. W końcu, ofiarodawca opuszcza Przybytek jako nowy człowiek.
Ten sam schemat powtarza się w trzech podstawowych ofiarach składających się na ryt odnowienia przymierza w Starym
Testamencie: w ofierze za grzech, ofierze wstępującej i ofierze
pokoju.
Badania nad schematem odnowienia przymierza objawionym
w Biblii wskazują na jego pięć podstawowych etapów: (1) Bóg
oznajmia, kim jest; (2) Bóg przypomina, że wyprowadził swój lud
z ciemności na światłość, z niewoli do wolności; (3) Bóg przedstawia prawa, jakimi ma rządzić się Jego lud; (4) Bóg obiecuje
błogosławieństwo za posłuszeństwo i grozi karą za bunt, dając
przy tym sakramentalne znaki przymierza; (5) Bóg wzywa swój
lud do wprowadzenia w życie postanowień przymierza.
Reformacja w Polsce 1-2/2009 33
Ten pięcioetapowy schemat odnowienia przymierza jest wielce pomocny w liturgii. Każdy etap odpowiada kolejnym punktom
nabożeństwa, które możemy nazwać: powołaniem, pojednaniem,
poświęceniem, posileniem i posłaniem:
1. Bóg wzywa nas, byśmy zbliżyli się do Niego; inaczej nie mielibyśmy odwagi, by to uczynić.
2. Bóg otacza nas chwałą; pierwszoplanową postacią jest tu
Ojciec, którego Obraz w sobie nosimy.
3. Bóg poucza nas; pierwszoplanową postacią jest tu Syn, którego Słowo słyszymy.
4. Bóg karmi nas; pierwszoplanową postacią jest tu Duch, który obdarza nas Życiem.
5. Bóg rozsyła nas; polem misyjnym jest świat.
1. Powołanie – Bóg wzywa nas na spotkanie
Ponieważ nabożeństwo jest dialogiem, w którym odpowiadamy
„amen” na każde słowo lub działanie Boga, dlatego także Powołanie domaga się odpowiedzi. Myślę, że na tym miejscu pastor powinien przypomnieć zborowi o powadze nabożeństwa; o tym, że
sam Bóg spotyka się z nami, by działać w naszym życiu; a także o
tym, że wymaga to od nas odpowiedniej reakcji i postawy. Bóg
chce odnowić z nami przymierze. To nie my odnawiamy przymierze z Bogiem. Właściwą odpowiedzą na Powołanie jest psalm
uwielbienia.
Myślę, że jest to też właściwe miejsce na inne „powołania”.
Jeśli akurat kościół ma ogłosić ekskomunikę, niech uczyni to teraz. Podobnie ma się sprawa z chrztem. Dopiero potem niech pastor wezwie lud na nabożeństwo.
Powołanie jest aktem władzy. Bóg rzeczywiście wzywa nas na
spotkanie. Jeśli je zignorujemy, będzie to miało dla nas złe konsekwencje. Jeśli jednak Go posłuchamy, Bóg będzie nam błogosławił. Powołanie jest aktem Boga, który naprawdę nas zmienia.
2. Pojednanie – Bóg otacza nas chwałą
Grzech pozbawia nas chwały (por. Rz 3,23), Bóg jednak obdarza
chwałą tych, których usprawiedliwia (por. Rz 8,30). Tylko uwiel-
34 Reformacja w Polsce 1-2/2009
bieni ludzie mogą chwalić Boga, ale nasza chwała zbladła na skutek odstępstw, jakich dopuściliśmy się w minionym tygodniu.
Dlatego pastor musi teraz wezwać lud do wyznania grzechów, do
czego może posłużyć się fragmentem Pisma. Zbór winien odpowiedzieć wspólnym wyznaniem win. Należy przy tym zwrócić
uwagę na to, że ta publiczna spowiedź nie jest aktem introspekcji,
która bardziej niż do nabożeństwa pasuje do prywatnej modlitwy. Wyznanie grzechów jest jak wyznanie wiary i powinno przypominać recytację lub śpiewanie Credo. Wyznajemy w nim, że
jesteśmy grzesznikami niezależnie od tego, jak się akurat czujemy.
Po wyznaniu grzechów następuje zapewnienie o przebaczeniu
win i pojednaniu z Bogiem, czyli absolucja. Z nadania Bożego pastor ma prawo ją ogłosić.
Także absolucja jest aktem Boga, a tym samym aktem władzy.
Z tego powodu słowa pastora mają brzmieć głośno i przekonująco. Jak każde Słowo Boże również absolucja ma dwa ostrza. Jeśli
więc ktoś obłudnie wyznaje grzechy, Bóg to widzi i odpowiednio
potraktuje takiego hipokrytę.
Również w tym miejscu można udzielić chrztu. Jak Jezus obmył nasze stopy, byśmy mogli uczestniczyć w nabożeństwie, tak
osoba chrzczona zostaje całkowicie obmyta w tym samym celu
(por. Jn 13). Osobiście jednak uważam, że lepiej jest umieścić
chrzest przed Powołaniem, ponieważ nie jest ono tym samym co
ogólne wezwanie do wiary Ewangelii, a spowiedź zboru nie jest
tym samy co wyznanie grzechów nawracającego się grzesznika.
Jak już pisałem, nabożeństwo jest odnowieniem przymierza, a nie
jego zawarciem. Umieszczenie zaś chrztu w drugiej części nabożeństwa sugeruje, że Powołanie jest ogólnym wezwaniem do
wiary Ewangelii skierowanym do wszystkich ludzi, a nie zaproszeniem rodziny Bożej na spotkanie z Ojcem. To z kolei zamazuje
naturę nabożeństwa.
Kiedy już Bóg na nowo otoczył nas chwałą, jesteśmy gotowi,
by jeszcze bardziej się do Niego zbliżyć z uwielbieniem na naszych ustach.
Reformacja w Polsce 1-2/2009 35
3. Poświęcenie – Bóg nas poucza
W tradycyjnej liturgii po absolucji następuje tzw. psalm wejścia,
czyli introit, który prowadzi do kolejnych psalmów uwielbienia i
modlitw (np. do Kyrie, Gloria in Excelsis lub Te Deum). Myślę, że
jest to uzasadnione i w zgodzie z biblijnymi schematami.
Po pochwalnym śpiewie, który jest naszym „amen” na otrzymaną absolucję, przychodzi czas na zwiastowanie Słowa. Zgodnie
z tradycją podzielone jest ono na dwie części. Po pierwsze, czytane są kolejne lekcje z Pisma Świętego jako ogólne zwiastowanie
Słowa. Po tym następuje ogólna odpowiedź w postaci jednego z
wyznań wiary Kościoła. Jest to też dobre miejsce na ogólną modlitwę za Kościół powszechny zakończoną Modlitwą Pańską.
Później pastor zwiastuje konkretne Słowo dla konkretnego
zboru, wskazując na konkretne zastosowanie ogólnych zasad Pisma w konkretnej sytuacji. Odpowiedź zboru na to zwiastowanie
również ma dwa aspekty. Po pierwsze, zbieramy ofiarę, co symbolizuje nasze poświęcenie się Bogu w odpowiedzi na Jego Słowo. Dobrze jest przy tym zaśpiewać psalm lub hymn, jednak
niech nie będzie to doksologia, która jako wezwanie do chwalenia Boga bardziej pasuje na rozpoczęcie nabożeństwa. Po drugie,
po kazaniu zwracamy się do Boga w modlitwie.
Chciałbym zwrócić uwagę na to, że w systemie ofiarniczym na
tym etapie odnowienia przymierza widzimy trzy elementy. Po
pierwsze, składana była ofiara całopalna, czyli wstępująca, symbolizująca człowieka zbliżającego się do Boga. Po drugie, na ofierze wstępującej kładziono ofiarę z pokarmów, czyli daninę, symbolizującą owoce pracy przyniesione do Domu Bożego. Po trzecie, wraz z ofiarą wstępującą i daniną spalano kadzidło symbolizujące modlitwy wiernych.
4. Posilenie – Bóg nas karmi
Ponieważ na nabożeństwie zwykle są obecni tylko chrześcijanie
(jak wspomniałem, jest to spotkanie rodzinne), nie ma potrzeby
wdawać się w rozbudowane wyjaśnienia na temat tego, kto ma
prawo przystępować do komunii. Z gośćmi należy porozmawiać
o tym przed nabożeństwem.
Po zaproszeniu do Stołu Pańskiego dobrze jest zaśpiewać
36 Reformacja w Polsce 1-2/2009
dziękczynne psalmy lub hymny, ofiarować Bogu modlitwy dziękczynne oraz wystosować słowo zachęty dla zboru.
Zgodnie z zasadą dialogu po spożyciu pokarmu przygotowanego dla nas przez Boga powinniśmy znów odpowiedzieć dziękczynieniem.
5. Posłanie – Bóg wysyła nas na pole misyjne
Na tym etapie nabożeństwa dzieją się dwie rzeczy. Po pierwsze,
pastor wzywa zbór do budowania Królestwa Bożego w świecie.
Oczywiście, Wielkie Posłannictwo jak najbardziej tu pasuje. Podobnie jak oddelegowanie do konkretnych zadań. Teraz zatem
można dokonać ordynacji pastora lub diakona, skierować słowo
zachęty dla osób rozpoczynających studia lub służbę wojskową, a
także dla nowożeńców i osób rozpoczynających nową pracę. Właściwą odpowiedzią na Posłanie jest na przykład hymn Nunc Dimitis, czyli pieśń Symeona, oraz błogosławieństwo końcowe.
Błogosławieństwo nie jest modlitwą ani chwaleniem Boga.
Błogosławieństwo jest zapewnieniem o Bożej przychylności. Najlepiej jest używać Błogosławieństwa Aarona (por. 4Mj/Lb 6,2426). Trudno je ulepszyć, więc dlaczego go nie użyć? Zbór powinien odpowiedzieć na błogosławieństwo psalmem lub hymnem.
Nabożeństwo rozpoczyna się napięciem i prowadzi do odpoczynku. Rozpoczynamy z obawą i dlatego Bóg musi nas wezwać na
spotkanie. Następnie Bóg nas odnawia, poucza, zaprasza do stołu
i karmi. Wtedy już nie chcemy odchodzić od Niego i dlatego Bóg
musi nas rozesłać z powrotem do naszych domów i codziennych
zajęć.
To wszystko można, a nawet trzeba, udramatyzować. Warto
przyklęknąć do wyznania grzechów, powstać do wysłuchania
Słowa i usiąść przy Stole Pańskim.
W końcu, dla uzupełnienia obrazu chciałbym wskazać na to, że
schemat odnowienia przymierza znajdujemy już w opisie stworzenia świata.
1. Dzień pierwszy koncentruje się na inicjacji. W nabożeństwie
odpowiada temu Powołanie, czyli wezwanie na nabożeństwo. W
3. Mojżeszowej (Kpł) 23 dniem pierwszym jest szabat, co znaczy,
Reformacja w Polsce 1-2/2009 37
że ostatni dzień tygodnia jest jednocześnie jego pierwszym
dniem (pierwszym dniem dla człowieka).
2. Dzień drugi koncentruje się na przejściu i oddzieleniu. Bóg
oddziela rzeczy niebieskie od ziemskich (wody pod sklepieniem
od wód nad sklepieniem). W nabożeństwie odpowiada temu wyznanie grzechów i przejście z królestwa ciemności do Królestwa
Światłości. W 3. Mojżeszowej (Kpł) 23 odpowiada temu święto
Paschy – przejście od starego do nowego.
3. Dzień trzeci koncentruje się na gwarancjach i zaopatrzeniu.
W Starym Testamencie przymierze z Bogiem poświadczone było
darem ziemi, a właśnie trzeciego dnia suchy ląd wyłonił się z
wód. W nabożeństwie odpowiada temu absolucja, której towarzyszą pieśni chwalące Boga za Jego wierność i łaskawość. W 3.
Mojżeszowej (Kpł) 23 odpowiada temu święto Pierwocin przypominające o Bożej hojności i trosce.
4. Dzień czwarty koncentruje się na warunkach i regulacjach,
gdyż wtedy właśnie Bóg stworzył ciała niebieskie, by oznaczały
(dosł. rządziły) pory i lata. W nabożeństwie odpowiada temu czytanie Pisma i kazanie. W 3. Mojżeszowej (Kpł) 23 odpowiadają
temu Zielone Święta przypominające o nadaniu Prawa.
5. Dzień piąty koncentruje się na porządkowaniu i grupowaniu, gdyż wtedy Bóg stworzył i podzielił zwierzęta na zbiory odpowiadające zastępom wokół Jego tronu. W nabożeństwie odpowiada temu zebranie ofiary oraz modlitwa, czyli wonne kadziło
wznoszące się do Bożego tronu. W 3. Mojżeszowej (Kpł) 23 odpowiada temu Święto Trąb, które ponownie wzywają lud do zbliżenia się do Boga.
6. Dzień szósty koncentruje się na afirmacji, gdyż tego dnia
Bóg stworzył człowieka. W nabożeństwie odpowiada temu komunia, dzięki której mamy udział w nowej ludzkości przez spożywanie ciała i krwi Chrystusa. W 3. Mojżeszowej (Kpł) 23 odpowiada temu Dzień Pojednania.
7. Dzień siódmy koncentruje się na władzy, gdyż tego dnia Bóg
odpoczął, zasiadając na tronie nad swoim stworzeniem. W Chrystusie również my zasiadamy na tronach. To jednak nie wszystko…
38 Reformacja w Polsce 1-2/2009
8. ...gdyż jest jeszcze dzień ósmy, ponieważ po tym, jak Bóg odpoczął siódmego dnia (był to pierwszy dzień dla człowieka), rozesłał nas do różnych zadań. W nabożeństwie odpowiada temu Posłanie, czyli oddelegowanie. W 3. Mojżeszowej (Kpł) 23 odpowiadają temu dwa fragmenty mówiące o Święcie Szałasów: pierwszy
podkreśla odpoczynek (w. 33-36), a drugi – misję (w. 39-44). Co
ciekawe, Święto Szałasów trwało osiem dni, w czasie których
składano w ofierze 70 byków symbolizujących 70 narodów świata, w czym również odnajdujemy bardzo mocny misyjny akcent.
Z tego nieco krótkiego opracowania wynikają moim zdaniem dwa
podstawowe wnioski: (1) nabożeństwo jest odnowieniem przymierza, (2) studia nad ceremoniami odnowienia przymierza są
bardzo przydatne w liturgice.
Fragment książki pt. Theses on Worship. Notes Toward the Reformation of
Worship, Niceville 1998, s. 88-95. Tłumaczył Bogumił Jarmulak.
Autor jest dyrektorem Biblical Horizons.
Reformacja w Polsce 1-2/2009 39
Modlitwa Pańska, cz. 2
Ralph A. Smith
Święć się imię Twoje
Pierwsza z sześciu próśb Modlitwy Pańskiej jest najbardziej podstawowa i ogólna. Prosimy w niej, by imię Boże było traktowane
w podobny sposób, jak traktuje się imię wielkich ludzi. Na przykład o Einsteinie zwykle mówi się z szacunkiem i podziwem, a
zacytowanie Einsteina to jak powołanie się na niepodważalny
autorytet. „Jak powiedział Einstein…” to dla wielu współczesnych
ludzi odpowiednik chrześcijańskiego „Jak powiada Pismo…”.
Obecnie jednak imię Chrystusa nie jest traktowane w ten sposób
nawet przez narody, które jeszcze do niedawna wyznawały
chrześcijaństwo. Co więcej, na ulicy i w filmach często funkcjonuje ono jako przekleństwo i wyraz gniewu. Przede wszystkim więc
widzimy potrzebę modlitwy o poszanowanie Bożego imienia w
tym najprostszym i dosłownym wymiarze, choć oczywiście nie
wyczerpuje to znaczenia pierwszej prośby Ojcze nasz.
Elementy prośby
Dosłowne tłumaczenie pierwszej prośby Modlitwy Pańskiej jest
następujące: „Niech Twe imię będzie uświęcone”. Greckie słowo
przetłumaczone jako „uświęcone” to to samo słowo, które znajdujemy w Ew. Jana 17,17: „Poświęć ich w prawdzie Twojej”. Co to
jednak znaczy „uświęcić imię Boga”? Nie znaczy to, że w jakiś
sposób to my czynimy imię Boga świętym. Chodzi raczej o rozpoznanie, że Jego imię jest święte, oraz o odpowiednie jego traktowanie. Innymi słowy, uświęcenie Bożego imienia to traktowanie
go w szczególny sposób („uświęcić” to znaczy „oddzielić”).
Musimy też pamiętać o tym, że mówiąc o Bożym imieniu, nie
mamy na myśli tylko słowa używanego do zidentyfikowania Boga. Jego imię wyraża bowiem Jego charakter – reprezentuje Go.
Zatem to, jak traktujemy imię Boga, objawia to, jak odnosimy się
do Niego samego. Szacunek okazany imieniu Boga, to cześć okazana samemu Bogu.
40 Reformacja w Polsce 1-2/2009
Z powyższego wynika, że modlitwa o uświęcenie imienia Bożego to modlitwa o uwielbienie Boga. Widać to wyraźnie na przykładzie synów Aarona, których Bóg zabił, ponieważ nie okazali
szacunku należnego Jego imieniu. Jak czytamy w 3. Mojżeszowej
(Kapłańskiej) 10,3, świętość Boga to to samo co Jego chwała: „I
rzekł Mojżesz do Aarona: Oto, co Pan rzekł: Na bliskich moich
okazuje się świętość moja, a wobec całego ludu chwała moja”.
Dlatego też aniołowie wielbiący Boga przed Jego tronem nieustannie wołają: „Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów! Pełna jest wszystka ziemia chwały jego” (Iz 6,3; por. Obj/Ap 4,8).
Założenia wstępne
Pierwsza prośba Ojcze nasz wynika z dwóch fundamentalnych
przesłanek chrześcijańskiej wiary. Po pierwsze, imię Boga godne
jest czci i chwały. Bóg jest bowiem Stwórcą i Królem całego świata. Dlatego też jakieś pomniejsze honory po prostu do Niego nie
pasują, a nawet stanowią obrazę Jego majestatu. Zatem w pierwszej prośbie zabiegamy o to, co Bogu jak najbardziej się należy ze
względu na to, kim jest.
Po drugie, niestety wielu ludzi nie oddaje Bogu tego, co Mu jak
najbardziej się należy, a więc czci i chwały. Kiedy Paweł pisał o
ludzkiej grzeszności, wyraził to następująco: „Wszyscy zgrzeszyli
i brak im chwały Bożej” (Rz 2,23). Innymi słowy, żaden człowiek
nie wywiązuje się z przyrodzonego obowiązku chwalenia swego
Stwórcy. Zamiast okazywać miłość i prawość grzeszne serce skłania się ku występkowi i wrogości wobec Boga i bliźniego.
Zatem zbliżamy się do Boga i modlimy, by Jego imię było
czczone, ponieważ wiemy, że Bogu należy się chwała, a także jesteśmy zasmuceni, kiedy imię Boga wystawiane jest na pośmiewisko. Jeśli kochamy Boga, to prośba ta wyraża nasze najgłębsze
pragnienia.
O co zabiegamy
To, o co zabiegamy w pierwszej prośbie, wyrażone zostało w
pierwszych trzech Przykazaniach. Po pierwsze, modlimy się, by
wszyscy ludzie uwierzyli w Boga, ponieważ nikt nie może prawowiernie czcić imienia Boga, o ile Mu nie ufa. Mówi o tym Izajasz:
Reformacja w Polsce 1-2/2009 41
„Tylko Pana Zastępów miejcie za Świętego, niech On będzie waszą bojaźnią i On waszym lękiem” (Iz 8,13). Pierwsze Przykazanie
mówi, żebyśmy nie mieli innych bogów oprócz prawdziwego Boga. To znaczy, że szczerze i gorliwie mamy zabiegać o to, byśmy
wraz z całą ludzkością kochali i czcili Boga, bez którego zmiłowania musielibyśmy zginąć z powodu naszych grzechów.
Po drugie, modlimy się o to, by wszyscy ludzie czcili Boga we
właściwy sposób. Dotyczy to szczególnie nabożeństwa. Kiedy Malachiasz napominał Żydów z powodu braku zaangażowania w
nabożeństwo – co wyrażało się w ofiarowaniu Bogu tego, co chore i kulawe – przypomniał im, że pewnego dnia poganie zwrócą
się do Boga: „Gdyż od wschodu słońca aż do jego zachodu wielkie
jest moje imię wśród narodów i na wszystkich miejscach spala
się kadzidła i składa się czyste ofiary na cześć mojego imienia, bo
moje imię jest wielkie wśród narodów - mówi Pan Zastępów” (Mal 1,11).
Nabożeństwo jest naszym najwyższym przywilejem i obowiązkiem. Nie ma w naszym życiu ważniejszej rzeczy niż wysławianie Boga śpiewem i modlitwą. Nie tylko jest to naszym podstawowym zadaniem, ale też posiada moc przemieniania nas na
Boże podobieństwo. Odmowa wielbienia Boga lub ofiarowanie
Mu „kulawego” uwielbienia stanowi największą porażkę w ludzkim życiu i pozbawia nas istotnego elementu człowieczeństwa.
Co więcej, nawet jeśli ufamy Bogu, to wciąż musimy prosić Go o
pomoc, byśmy mogli wielbić Go tak, jak Mu to miłe.
Po trzecie, modlimy się, by imię Boga zostało uwielbione w
naszych codziennych zajęciach. Aaron miał błogosławić Izrael w
następujący sposób: „Niech ci błogosławi Pan i niechaj cię strzeże; niech rozjaśni Pan oblicze swoje nad tobą i niech ci miłościw
będzie; niech obróci Pan twarz swoją ku tobie i niech ci da pokój” (4Mj/Kpł 6,24-26). Dalej zaś czytamy: „Tak będą wzywać
imienia mojego nad synami izraelskimi, a Ja będę im błogosławił” (w. 27). Kiedy więc kapłani błogosławili dzieci Izraela, wtedy
dosłownie „wkładali” na nie imię Boga. Innymi słowy, poprzez
udział w kulcie Izrael był rozpoznany jako lud Boży, przez co
„nosił” imię Boga, dokądkolwiek się udał i w cokolwiek się angażował. To znaczy, że właściwe użycie imienia Boga obejmowało
42 Reformacja w Polsce 1-2/2009
nie tylko dziedzinę mowy, lecz także myśli i czyny. Jako chrześcijanie nosimy imię naszego Zbawiciela i dlatego w pierwszej prośbie Modlitwy Pańskiej błagamy Go, by uzdolnił nas do właściwego reprezentowania Go wobec świata.
Przymierzowa wspólnota
To jednak nie wyczerpuje tematu, ponieważ Bóg stworzył człowieka, aby miał udział w przymierzonej wspólnocie z Trójjedynym Bogiem. Ojciec, Syn i Duch nieustannie zabiegają o chwałę
dla siebie nawzajem. Wiele pisał o tym ewangelista Jan (por. Jn
7,18; 8,50.54; 11,4; 14,13; 16,14; 17,4.5.10.22.24). Kiedy więc
modlimy się, by Bóg uzdolnił nas do szanowania Jego imienia, to
tym samym modlimy się, byśmy mogli mieć udział we wspólnocie miłości, jaką od wieczności jest Ojciec, Syn i Duch. Ponieważ
jest to wspólnota miłości, dlatego każda Boska Osoba zarówno
zabiega o chwałę pozostałych, ale i odwzajemnia cześć okazaną
jej przez inne Osoby Trójcy. To znaczy, że jeśli – motywowani
miłością – zabiegamy o chwałę Boga, to również Bóg zabiega o
naszą chwałę (por. 1Kor 4,5)!
Przyjdź Królestwo Twoje
Druga prośba Modlitwy Pańskiej uzupełnia pierwszą. Nadejście
Królestwa objawia chwałę Boga i wywyższa Jego imię. Czym jednak jest Królestwo Boże? O co właściwie prosimy w tej części Ojcze nasz?
Ustanowienie Królestwa
Cały stworzony świat stanowi Królestwo Boga, o czym mówi
m.in. Psalm 93: „Pan jest królem. Oblekł się w dostojność; Pan
oblekł się i przepasał mocą, utwierdził okrąg świata, tak że się nie
zachwieje. Mocno stoi Twój tron od dawna, Tyś jest od wieczności” (Ps 93,1-2), i Psalm 145: „Królestwo twoje jest królestwem
wiecznym, a panowanie twoje trwa przez wszystkie pokolenia” (Ps 145,13; por. Ps 96; Ps 97; Ps 99; Ps 103).
Zgodnie z Biblią całe stworzenie jest Królestwem, nad którym
niepodzielnie panuje Bóg. Jednak kiedy modlimy się o nadejście
Królestwa, to nie mamy na myśli opatrznościowych rządów Boga
Reformacja w Polsce 1-2/2009 43
nad stworzeniem, bo są one aktualną rzeczywistością. Niemniej
jednak panowanie Boga nad stworzeniem stanowi podstawę dla
modlitwy o nadejście Królestwa Bożego.
Zrujnowane Królestwo
Królestwo ustanowione przez Boga wraz ze stworzeniem świata
było Królestwem przymierzonym, nad którym panowanie Bóg
zlecił człowiekowi stworzonemu na Jego obraz. Człowiek będący
obrazem Boga miał, podobnie jak Bóg, być królem. Jego panowanie nad stworzeniem miało być rzeczywistym panowaniem. Gdyby Bóg stworzył człowieka jako marionetkę, to człowiek nie
mógłby objawiać chwały osobowego i wolnego Boga miłości.
Tym samym Adam otrzymał bardzo realną, choć pochodną, władzę nad światem.
Kiedy szatan skusił Adama do wypowiedzenia wierności Bogu,
wzbudził tym samym bunt przeciwko Jego władzy. Adam i Ewa
stanęli pod stronie kusiciela w opozycji do Boga, co w rzeczywistości oznaczało poddaństwo szatanowi, którego moc niezmiernie przewyższała moc człowieka. Upadek oznaczał zrujnowanie
Królestwa Boga i utratę przez człowieka roli wicekróla w tym
Królestwie. Bóg jednak nie wrzucił Adama wraz z szatanem do
wiecznego ognia i nie zaczął wszystkiego od początku, lecz zainicjował plan zbawienia, którzy przewidywał między innymi odbudowę Królestwa Bożego.
Ponieważ władza ma naturę przymierzową, dlatego kiedy
grzeszni władcy narodów naśladowali w swych rządach zbuntowanego Adama, wtedy władzę nad światem sprawował de facto
szatan. Dlatego diabeł mógł powiedzieć do Jezusa: „To wszystko
[tj. wszystkie królestwa świata] dam ci, jeśli upadniesz i złożysz
mi pokłon” (Mt 4,9). Jednak choć szatan kontrolował królestwa
świata, to czynił to w granicach ustalonych przez Boga. Władza
człowieka, a tym samym szatana, była realna, ponieważ człowiek
i szatan są stworzeniami podejmującymi własne wybory, a nie
jedynie marionetkami, co nie znaczy, że wolność człowieka i szatana w jakikolwiek sposób ograniczała wolność Boga. Choć dłoń
Boga jest niewidzialna, to przecież Jego władza jest niepodważalna.
44 Reformacja w Polsce 1-2/2009
Odzyskane Królestwo
Potrzeba było nowej głowy przymierza, nowego Adama, który w
posłuszeństwie Bogu sprawowałby sprawiedliwe rządy. Dlatego
druga Osoba Trójcy Świętej stała się człowiekiem i podjęła dzieło
zbawienia. W drugiej prośbie Ojcze nasz modlimy się o dokończenie dzieła zbawienia, które obejmuje nie tylko zgubione dusze,
lecz całe stworzenie. Jezus przyszedł zatem po to, by całkowicie
naprawić zniszczenia dokonane przez Adama oraz w pełni zrealizować Królestwo Boga.
Modląc się „przyjdź Królestwo Twoje”, spoglądamy wstecz na
pierwotne stworzenie i rządy Boga sprzed Upadku oraz prosimy
o to, by świat przestał buntować się przeciwko Stwórcy. To jednak nie wszystko, ponieważ pierwotne stworzenie było pod każdym względem niedojrzałe. Nadejście Królestwa Bożego oznacza
więc nie tylko powrót do pierwotnej niewinności, lecz także dojrzałość. By to osiągnąć, potrzebna jest nowa ludzkość w Jezusie
Chrystusie, która napełni świat chwałą Bożą i tym samym wypełni Mandat Kulturowy (1Mj/Rz 1,26-28).
Zbawienie jednostki i zbawienie świata postępują według tego
samego planu. Zwykle opisujemy zbawienie jednostki przy pomocy dość skomplikowanych terminów. Po pierwsze, nasze zbawienie dokonało się w przeszłości – zostaliśmy zbawieni, kiedy
zawierzyliśmy Chrystusowi (Rz 5,1). Po drugie, nasze zbawienie
wciąż się dokonuje – Duch Święty przemienia nas na podobieństwo Chrystusa (2Kor 3,18). Po trzecie, nasze zbawienie to wciąż
przyszła rzeczywistość – dopiero w dniu zmartwychwstania
otrzymamy nowe, uwielbione ciało, by jako nowa ludzkość żyć w
doskonałym świecie (Rz 8,17-23).
Zbawienie świata odbywa się w podobny sposób. Po pierwsze,
Jezus zbawił świat, kiedy umarł na krzyżu (Kol 1,19-20; 2,15) –
Jego śmierć była sądem nas światem i szatanem (Jn 12,31; 16,11).
Po zmartwychwstaniu Chrystus zasiadł na tronie jako Król królów (Obj/Ap 5,9-14). Jednak nie był to jeszcze koniec dzieła zbawienie. Szatan wciąż działa na świecie (2Kor 4,4), mimo że jego
moc została uszczuplona (Mt 12,28; Łk 10,17-18; Dz 26,18; Obj/
Ap 12,9). To znaczy, że teraźniejszy aspekt zbawiania świata
przejawia się w walce Kościoła z szatanem i jego królestwem (Mt
Reformacja w Polsce 1-2/2009 45
16,18; Ef 6,10-20). Po trzecie, świat wciąż oczekuje pełni zbawienia – rosnące Królestwo Chrystusa w końcu napełni cały świat
(Dn 2,44).
„Albowiem dziecię narodziło się nam, syn jest nam dany i spocznie władza na jego ramieniu, i nazwą go: Cudowny Doradca,
Bóg Mocny, Ojciec Odwieczny, Książę Pokoju. Potężna będzie
władza i pokój bez końca na tronie Dawida i w Jego królestwie,
gdyż utrwali ją i oprze na prawie i sprawiedliwości, odtąd aż na
wieki. Dokona tego żarliwość Pana Zastępów” (Iz 9,5-7).
Nasza modlitwa
Modlimy się zatem o wzrost Królestwa Bożego, o nawrócenie narodów, a także o to, byśmy sami wzrastali w posłuszeństwie
przykazaniom Chrystusa. Innymi słowy, modlimy się o historyczną manifestację rządów Bożych objawionych w pobożnych rządach człowieka stworzonego na obraz Chrystusa. Im większy i
dojrzalszy jest Kościół – rozumiany jako lud Boży – w wolności,
miłości, poznaniu, mocy i panowaniu, tym pełniej przejawia się w
świecie chwała Boża. Świat napełnia się poznaniem Boga i Jego
chwałą, dzięki codziennemu życiu chrześcijan w miłości i posłuszeństwie Chrystusowi. Nawet jeśli na co dzień nie zauważamy
żadnej zmiany, to możemy być pewni, że Bóg – po trochu – spełnia nasze modlitwy.
Bądź wola Twoja
Boża chwała nie napełni ziemi ani Jego Królestwo nie nadejdzie,
jeśli człowiek nie będzie czynił woli Boga na ziemi, tak jak dzieje
się Jego wola w niebie. Taka jest logika Modlitwy Pańskiej, co
znaczy, że trzecia prośba dopełnia dwie pierwsze. Objawienie
chwały Bożej w świecie wymaga odnowienia Królestwa Bożego, a
odnowienie Królestwa wymaga pełnienia woli Bożej. O to modlimy się w trzeciej prośbie Ojcze nasz.
Bądź wola Twoja – przez nas
Ponieważ nawet będąc usprawiedliwieni w Chrystusie, wciąż jesteśmy grzesznikami, dlatego musimy codziennie prosić Boga o
pomoc w czynieniu Jego woli. To jest podstawowe znaczenie
46 Reformacja w Polsce 1-2/2009
trzeciej prośby. Choć zostaliśmy pojednani z Bogiem, to wciąż
musimy codziennie staczać walkę z grzechem. Przez całe życie
staczamy walkę opisaną przez Pawła w Liście do Rzymian 7,1425. Najważniejszym orężem w tej walce jest modlitwa.
Kiedy więc modlimy się, by wola Boga działa się na ziemi tak,
jak dzieje się w niebie, to w pierwszej kolejności modlimy się o
siebie, byśmy wzrastali w Chrystusie i tym samym coraz pełniej i
pilniej pełnili Jego wolę w codziennym życiu. Ponieważ jednak
Modlitwa Pańska rozpoczyna się od słów „Ojcze nasz”, dlatego
modlimy się również za innych chrześcijan, za bliskich i znajomych, za członków naszego kościoła oraz ogólnie za wszystkich
chrześcijan.
Wola Boża
Jednak skąd wiemy, co jest wolą Boga? Przede wszystkim, są to
Jego przykazania, jak nauczał Jezus: „A On mu powiedział: Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej
duszy swojej, i z całej myśli swojej. To jest największe i pierwsze
przykazanie. A drugie podobne temu: Będziesz miłował bliźniego
swego jak siebie samego” (Mt 22,37-39). Istotą Bożego Prawa jest
więc miłość Boga i bliźniego. Zatem w trzeciej prośbie Ojcze nasz
modlimy się, byśmy wraz z innymi chrześcijanami okazywali miłość należną Bogu oraz bliźniemu.
O miłości mówi wiele religii, a nawet ateistycznych filozofów,
jednak brak im właściwej definicji miłości oraz mocy Ducha
uzdalniającej człowieka do przezwyciężenia grzechu. Jako chrześcijanie mamy zarówno pouczenia Boże, jak i moc Ducha, jednak
nie znaczy to, że możemy przestać modlić się o miłość, gdyż dla
grzesznika nie ma nic bardziej nienaturalnego niż miłość.
Miłość Boża wyrażona jest także w Dekalogu. Dwa przykazania, o których mówił Jezus, stanowią podsumowanie Dziesięciu
Przykazań, które z kolei wyjaśniają znaczenie dwóch przykazań
Jezusa. Wiele osób niewierzących akceptuje przynajmniej pięć
ostatnich przykazań Dekalogu, jednak neguje ich głębsze znaczenie, a także twierdzenie, że człowiek może odrzucić drogę morderstwa, cudzołóstwa, rabunku i kłamstwa tylko wtedy, gdy ufa i
służy Bogu.
Reformacja w Polsce 1-2/2009 47
Musimy pamiętać o tym, że posłuszeństwo woli Boga ma swój
początek w miłości wobec Boga wyrażonej w nabożeństwie. Poważne traktowanie pierwszych dwóch przykazań Dekalogu oznacza respekt dla imienia Boga oraz troskę o to, by było ono właściwie czczone i chwalone. To znaczy, że jeśli miłujemy Boga, to pragniemy wielbić Go w Kościele oraz żyć dla Niego w świecie.
Posłuszeństwo woli i budowanie Królestwa
Podstawowym obowiązkiem budowniczych Królestwa jest szczere i wierne czynienie woli Boga. Bóg zbawił nas nie po to, by nasze życie cechował „religijny fanatyzm”, lecz po to, by je uleczyć i
by uzdolnić nas do miłowania Stwórcy i stworzenia oraz do wyrażania tej miłości w pierwszej kolejności w Kościele, ale także w
świecie. Dlatego nie porzucamy świata i nie praktykujemy ascezy.
Nie ograniczamy też pobożności do kilku rytualnych czynności,
lecz raczej pragniemy wyrażać ją w codziennym życiu. Naszym
powołaniem jest manifestowanie chwały Boga w domu, pracy,
szkole, sąsiedztwie etc. (1Kor 10,31).
Główną troską Kościoła jest więc ewangelizacja. Jezus wezwał
nas do głoszenia Ewangelii wszystkim narodom (Mt 28,18-20;
Mk 16,15-16; Łk 24,48-49). Nie myślmy jednak, że ewangelizacja
dzieje się w oderwaniu od codziennego życia i ma miejsce tylko
na specjalnych spotkaniach. Składanie ewangelicznego świadectwa to przede wszystkim codzienne pełnienie woli Bożej.
Mówi o tym Jezus w Ew. Jana: „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest winogrodnikiem (…) Ja jestem
krzewem winnym, wy jesteście latoroślami. Kto trwa we mnie, a
Ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze mnie nic uczynić nie
możecie (…) Jeśli we mnie trwać będziecie i słowa moje w was
trwać będą, proście o cokolwiek byście chcieli, stanie się
wam. Przez to uwielbiony będzie Ojciec mój, jeśli obfity owoc wydacie i staniecie się moimi uczniami. Jak mnie umiłował Ojciec,
tak i Ja was umiłowałem; trwajcie w miłości mojej. Jeśli przykazań moich przestrzegać będziecie, trwać będziecie w miłości mojej, jak i Ja przestrzegałem przykazań Ojca mego i trwam w miłości jego” (Jn 15,1-10).
Wydajemy owoc tylko wtedy, gdy trwamy w Jezusie, zachowu-
48 Reformacja w Polsce 1-2/2009
jąc Jego przykazania, czyli trwając w Jego miłości. Jeśli więc zależy nam na Królestwie Bożym, to w pierwszej kolejności musimy
dochować wierności Chrystusowi. I nie chodzi tu o niezwykłe
czyny wymagające niesamowitej odwagi i poświęcenia, lecz o
szczere posłuszeństwo okazywane Jezusowi w codziennych zajęciach. Nasze posłuszeństwo Bogu zostanie przez Niego wykorzystane do tego, by skłonić też innych ludzi do czynienia Jego woli:
„A w ostatnim, wielkim dniu święta stanął Jezus i głośno zawołał:
Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije. Kto wierzy we
mnie, jak powiada Pismo, z wnętrza jego popłyną rzeki wody żywej. A to mówił o Duchu, którego mieli otrzymać ci, którzy w niego uwierzyli; albowiem Duch Święty nie był jeszcze dany, gdyż
Jezus nie był jeszcze uwielbiony” (Jn 7,37-39).
Kiedy lud Boży bierze sobie do serca przykazania Boże i postępuje w miłości bliźniego, wtedy wpływa na otaczający go
świat i przekształca go na chwałę Stwórcy. Kiedy Kościół modli
się do Boga o wzrost Królestwa, Bóg odpowiada i spełnia jego
prośby. Szukanie Królestwa Bożego jest zatem cudownym powołaniem oraz prostą drogą miłości, bo cóż trudnego w miłowaniu
Boga i bliźniego? Niestety, z powodu grzechu to, co powinno być
proste i łatwe, staje się niezwykle trudne. To kolejny powód, by
modlić się o spełnienie woli Boga w naszym życiu. Prośmy Go o
to bez powątpiewania, gdyż Bóg chętnie odpowiada na takie modlitwy ze względu na swego Syna, Jezusa Chrystusa. CDN.
Artykuł ukazał się na portalu berith.org pt. The Lord’s Prayer. Tłumaczył
Bogumił Jarmulak.
Autor jest pastorem Mitaka Evangelical Church (CREC) w Tokio, Japonia.
Reformacja w Polsce 1-2/2009 49
Ewangelia Judasza
Zaawansowane nauki chrześcijańskie?
Dr Sebastian Smolarz
Wstęp
Od przeszło dwóch lat głośno bywa w świecie Zachodu na temat
zrekonstruowanej niedawno Ewangelii Judasza. Dzięki wysiłkowi
naukowców współpracujących z National Geographic Society,
Maecenas Foundation for Ancient Art oraz Waitt Institute for Historical Discovery udało się odtworzyć w 85 procentach ten zaginiony przez ponad 1700 lat tekst, zapisany w języku koptyjskim
(zmodyfikowany grecki alfabet, który wyraża staroegipski język).
Kanał telewizyjny National Geographic w Polsce wyemitował
jakiś czas temu blisko półtoragodzinny program dotyczący historii odkrycia, rekonstrukcji i treści Ewangelii Judasza. Ewangelia
ta znana była dotychczas jedynie ze wzmianek pojawiających się
u Ireneusza, biskupa Lyonu ok. 180 roku. Jej tekst jednak pozostawał nieznany aż do niedawna, po tym jak odkryto ją przypadkiem w jednej z jaskiń Egiptu w 1978 r., następnie dwa razy
sprzedano i raz ukradziono. Uległa ona procesowi rozkładu,
przeleżawszy 16 lat w skrytce depozytowej na Long Island w stanie Nowy Jork, dopóki nie została odkupiona od egipskiego handlarza antykami w kwietniu 2000 r. Pięć lat trwała rekonstrukcja
rozpadającego się dokumentu, aż wreszcie udało się poskładać i
odczytać poszczególne kawałki układanki. Wśród osób komentujących tekst tej ewangelii w programie „Ewangelia Judasza” wyemitowanym przez National Geographic znaleźli się znani religioznawcy, teologowie i naukowcy, tacy jak profesor Elaine Pagels z
Princeton University, profesor Craig Evans z Acadia Divinity College w Kanadzie oraz profesor William Klassen z University of
Waterloo w Kanadzie.
Treść ewangelii Judasza
Dzięki uprzejmości National Geographic Society angielskie tłumaczenie ewangelii Judasza jest dostępne w Internecie. Dodatko-
50 Reformacja w Polsce 1-2/2009
wo komentarze do tekstu zostały zamieszczone w wymienionym
już programie. Według inskrypcji na początku dokumentu, całość
dotyczy tajemnej rozmowy Jezusa z Judaszem, która miała miejsce na trzy dni przed Świętem Paschy. Ewangelia zdaje się rehabilitować postać Judasza, przedstawiając go jako heroicznego i
pobożnego ucznia, pierwszego pośród dwunastu, który wydał
Jezusa jedynie ze względu na Jego własne polecenie, aby uwolnić
swego Mistrza od zniewalającego ciała. Judasz staje się bohaterem, podczas gdy Jezus sam doprowadza do własnej egzekucji.
Pierwsza główna scena opisuje uczniów jedzących quasieucharystyczny posiłek, dziękujących bogu za chleb. Wtem wchodzi Jezus i śmieje się z ich pobożności, ponieważ modlą się oni do
boga, który stworzył świat, a który nie jest prawdziwym Bogiem.
Uczniowie popadają w gniew, w wyniku czego Jezus rzuca im wyzwanie, by pokazali mu moc swojej pobożności, swoją prawdziwą
duchowość. Choć wszyscy twierdzą, że są w stanie to zrobić, jedynie Judasz w pokorze staje na wysokości zadania. To on otrzymuje obietnicę objawienia mu nieskończonego królestwa, którego
nie widział żaden anioł i dotąd nikt nie pojął.
W drugiej scenie Jezus śmieje się z niezrozumienia uczniów
dotyczącego świętego pokolenia, które nie może pochodzić ze
współczesnego im eonu. Dyskutują też kwestię świątyni, ofiar i
skorumpowanego kapłaństwa, które na końcu okryje się wstydem, oraz kultu, który wprowadza ludzi w błąd. Jedynie Judaszowi Jezus tłumaczy kwestię oddzielenia ducha od zepsutego ciała i
życia nieskażonego ducha w górze, w raju.
W trzeciej odsłonie Judasz dzieli się z Jezusem wizją, jaką
miał: według niej inni uczniowie ukamienują Judasza. Jezus śmieje się z niego i tłumaczy mu, że będzie wyklętym apostołem, i że
to blask jego gwiazdy przyćmi w przyszłości innych – Judasz będzie wielki i będzie nad nimi panował. Następnie Jezus przechodzi do wyjaśnienia mu kosmologii, nauczając o aniołach, gwiazdach, eonach, pokoleniu współczesnych – potępionych, chaosie i
świecie w dole. Objaśnia też powstanie człowieka z decyzji Saklasa – jednego z 12 wielkich aniołów oraz kwestię „wypożyczenia”
duchów ziemskim ciałom.
Pod koniec ewangelii Jezus przepowiada, że Judasz przewyż-
Reformacja w Polsce 1-2/2009 51
szy pozostałych uczniów, ponieważ wyda na ofiarę człowieka,
który Jezusa „przyodziewa”, tzn. cieleśnie reprezentuje. Zatem
Mistrz sam zachęca swojego ucznia do wydania Go. Treść kończy
się wydaniem Jezusa przez oświeconego Judasza.
Treść ewangelii Judasza a tradycyjne chrześcijaństwo
W programie wyemitowanym przez kanał National Geographic
kilkakrotnie pojawia się uwaga na temat tego, że chrześcijaństwo
oparte na czterech kanonicznych Ewangeliach zdemonizowało
postać Judasza, aby usprawiedliwić swoje zerwanie z judaizmem,
mniej więcej od czasów Wojen Żydowskich w roku 66. Imię
„Judasz” może oznaczać Żyda. Zatem celowo autorzy tych Ewangelii przedstawili go w złym świetle, usprawiedliwiając tym samym istniejące we wczesnym chrześcijaństwie tendencje. Profesor Klassen tłumaczy, że w samych czterech Ewangeliach widać
rozwój podejścia do osoby Judasza pomiędzy pierwszą – Markiem, który nie oczernia Judasza, a raczej wskazuje na intymną
relację Jezusa ze wszystkimi uczniami w Komnacie na Górze, Mateuszem, który już nie ma wątpliwości, kto wyda Pana, a Janem,
który określa Judasza mianem zła wcielonego, od początku
ukształtowanym złoczyńcą. W dodatku Jan wspomina kilkakrotnie, że Żydzi chcieli zabić Jezusa, co uwypukla omawiany problem
rozdziału chrześcijaństwa i żydostwa. Judasz staje się w tradycji
chrześcijańskiej najgorszym łajdakiem i taki obraz rozpowszechnia się i utrwala.
W związku z tym komentarze współtwórców programu skłaniają się też ku stwierdzeniu, iż biblijny portret Judasza przyczynił się do późniejszego rozpowszechnienia antysemityzmu na
świecie. Widowiska Pasyjne odgrywane corocznie na przestrzeni
ponad tysiąca lat przedstawiające Judasza-Żyda jako zdrajcę mogły nasilać antysemickie nastawienie wielu chrześcijańskich społeczeństw, a także znaleźć swój tragiczny wyraz w Holokauście
zgotowanym przez nazistów. W tym kontekście Ewangelia Judasza jest poważną próbą rehabilitacji tego znienawidzonego
ucznia-Żyda.
W programie „Ewangelia Judasza” padają też kilkakrotnie krytyczne uwagi pod adresem Ireneusza oraz innych (nienazwanych
52 Reformacja w Polsce 1-2/2009
tam) Ojców Kościoła, którzy nie wiadomo do końca w jaki sposób
wybrali cztery Ewangelie spośród ponad trzydziestu będących w
obiegu pod koniec II wieku. Dlaczego Ireneusz wybrał akurat te
cztery spośród całej gamy dostępnych? Naukowcy przypuszczają,
że chodziło albo o nie do końca zrozumiały, arbitralny z dzisiejszej perspektywy wybór biskupów, albo o największą popularność wśród wierzących bądź o łatwiejszą treść albo też o pełniejsze przedstawienie postaci Jezusa: jego chrztu, ukrzyżowania i
śmierci. Faktem pozostaje, że ważnym kryterium Ireneusza była
chrystocentryczność ewangelii i argumenty symboliczne (cztery
strony ziemi, cztery wiatry). Faktem pozostaje również, że Ireneusz odrzucił ewangelię Judasza jako herezję.
Teologiczna ocena treści ewangelii Judasza
Program „Ewangelia Judasza” wyemitowany przez kanał National
Geographic, choć prezentuje kilka punktów widzenia różnych
naukowców, kończy się wnioskami wypływającymi głównie z
wypowiedzi profesor Elaine Pagels, która dostrzega w ewangelii
„zaawansowane nauki” chrześcijańskie, które nie pełniły takiej
samej funkcji, co cztery kanoniczne Ewangelie. Występowanie w
obiegu wielu ewangelii pod koniec II wieku po Chrystusie sugeruje, że chrześcijaństwo od początku swego istnienia było różnorodne, że istniało wiele rodzajów chrześcijaństwa. Ewangelia Judasza dodatkowo uświadamia tę różnorodność chrześcijaństwa i
ukazuje, że ludzie od zawsze wierzyli w Boga na różne sposoby.
W tym mocnym końcowym akcencie nieco wytłumionymi wydają się poprzedzające go uwagi profesora Craiga Evansa, który
postrzega ewangelię Judasza jako ważny historyczny wkład do
zrozumienia gnostycyzmu. Nie przyznaje jej jednak prawa dokumentu opisującego historycznego Jezusa czy Judasza. Ewangelia
Judasza jest jedynie kolejnym oknem na gnostyczne pojmowanie
Jezusa i jego uczniów.
Uwaga ta jest o tyle istotna, że trafia w sedno tego, do czego
nawiązał w jednym ze swoich wystąpień biskup anglikański i biblista światowej sławy N. T. Wright (zob. http://
www.signposts.org.au/2006/04/17/nt-wright-on-gospel-ofjudas [dostęp 17.03.2009r.]). Z jednej strony należy doceniać
Reformacja w Polsce 1-2/2009 53
wszelkie odkrycia archeologiczne, które mogą przybliżyć dzisiejszym badaczom świat przeszłości. Jednak jeśli chodzi o ewangelię
Judasza, to treści w niej zawarte nie są historycznie wiarygodne.
„Nie mówi ona nic o prawdziwym Jezusie ani nic o prawdziwym
Judaszu”. Jej przesłanie jest zupełnie inne od przesłania dokumentów, które wyrosły z kultury Palestyny I wieku. Wright przyrównuje to do znalezienia dokumentu roszczącego sobie prawo
do bycia opisem debaty między Napoleonem i jego szefami sztabów, a tak naprawdę wypowiadającym się na temat nuklearnych
łodzi podwodnych i nowoczesnych bombowców dalekiego zasięgu.
Ewangelia Judasza pozostaje co najwyżej kolejną odsłoną
wczesnego gnostycyzmu, który głosił drogę tajemnej wiedzy jako
drogę zbawienia, gardził stworzoną materią i zachęcał do wyzwolenia boskiej iskry z więzienia ciała. To dlatego Jezus w tej
ewangelii zachęca Judasza, aby wydając go, pomógł mu się wyzwolić z tego ziemskiego „okrycia” i stać się czystym duchem. To
dlatego uwieńczeniem ewangelii jest wydanie na śmierć ciała –
bez żadnej wzmianki i nadziei na odrodzenie i zmartwychwstanie materii. Nic dziwnego, skoro materia jest materią jakiegoś
„mniejszego boga” niż Bóg Niewyobrażalny gnostyków. To dlatego Jezus śmieje się z apostołów modlących się do boga stwórcy
świata podczas spożywania chleba – wyraża to wspomnianą pogardę gnostyków dla materii. Wreszcie z powodu gnostyckiej
doktryny najwyższą cnotą stawiającą Judasza ponad innymi
uczniami jest jego szczególne wtajemniczenie, co też rażąco godzi
w postawę służby chwaloną przez Jezusa w opisie Synoptyków
(Mk 10,42-45 i par.). Ewangelia Judasza popiera ucieczkę, a w
doczesności co najwyżej wpatrywanie się w siebie, aby odkryć,
kim się jest, podczas gdy Ewangelie kanoniczne sławią aktywne
życie w świecie i poświęcenie innym jako drogę do nieśmiertelności i chwały.
Biblia judeochrześcijańska od początku po koniec wyraża wiarę w Boga, który stworzył materialny świat i stworzył go dobrym.
Nawet, gdy ludzie pogrążyli się w grzechu, Bóg nadal tak mocno
kocha ten świat, że zaangażował się w jego zbawienie: powstrzymał skutecznie Złego i rozpoczął realizację projektu nowego
54 Reformacja w Polsce 1-2/2009
stworzenia, które rodzi się pośród bólów starego stworzenia. To
dlatego w centrum kanonicznych Ewangelii (i pism apostolskich)
znajdują się krzyż i zmartwychwstanie jako główne wydarzenie
historii, ale i droga dla nowego stworzenia (por. np. 1 Kor 15,14.17-22.35-44; 2 Kor 5,16-19). W dodatku Bóg, którego odnajdujemy na kartach kanonicznych ksiąg, jest Bogiem objawionym w
ciele, przez materię, a nie niewyobrażalnym bytem rządzącym nieobjawionym nigdy nikomu królestwem.
Ponadto, jak zauważył N. T. Wright, nawet gdyby ewangelii
Judasza udało się wybielić postać Judasza-Żyda, jej wydźwięk i
tak pozostałby anty-żydowski. Wright nie wspomina, o który
fragment tekstu konkretnie mu chodzi, ale przypuszczam, że jednym z najmocniejszych „antyżydowskich” fragmentów jest ten,
który dyskutuje kwestie świątyni, kapłanów i ofiar. Pomijając
wzmianki o korupcji i niemoralności kapłanów, tekst ten zupełnie przekreśla kult jako drogę błędu, którą uczniowie nie powinni kroczyć. W ocenie Jezusa z ewangelii Judasza składanie ofiar ze
zwierząt było służeniem mniejszemu bogu, bogu materii i z tego
powodu należy z nimi skończyć. Z drugiej strony księgi kanoniczne również zapowiadają oddzielenie kościoła od świątyni i kultu
w Jerozolimie, jednak inaczej traktują materialną ofiarę – głoszą,
że fizyczny akt zmienia rzeczywistość duchową oraz że wszystkie
ofiary ze starotestamentowej świątyni wypełniły się w doskonałej ofierze Chrystusa (por. Hbr 9,11-28). Przy czym ewangelijne
wzmianki o oddzieleniu się chrześcijaństwa od Żydów nie oznaczają automatycznie przyzwolenia dla antysemityzmu wywoływanego w historii przez pewnych ślepo gorliwych ludzi. Ewangelia Jana wypomina niewierność przywódcom żydowskim i nie
jest zwrócona przeciwko całemu narodowi żydowskiemu. Przypomina tym niejedną księgę prorocką Starego Testamentu.
Wright rzuca też konkretne wyzwanie zwolennikom linii
ewangelii Judasza. Doktryna gnostycka zachęca jedynie do pozostawania na uboczu względem istotnych spraw tego świata. Gnostyk nie musi stać naprzeciw władców tego świata, mówiąc
prawdę o królestwie i jego programie. Gnostyk nie musi martwić
się o dzieła miłosierdzia względem biednych, chorych i osamotnionych. To raczej chrześcijanie czytający Mateusza, Marka, Łu-
Reformacja w Polsce 1-2/2009 55
kasza i Jana, zaangażowani w losy tego świata, musieli ginąć za
królestwo Boże na rzymskich arenach. To u nich potrzebujący
znajdowali pomoc. Z kolei można zaobserwować w historii, że
„władcy tego świata pozostawali niewzruszeni, gdy jakaś mała
grupa ludzi wynalazła sobie nową formę prywatnej duchowości”.
To dlatego ewangelie Tomasza czy Judasza nie stanowiły wyzwania dla cesarzy, tak jak Ewangelie kanoniczne, które mówią o Bożej drodze do panowania i chwały – przez służbę innym i cierpienie (jeszcze raz Mk 10,42-45). Doktryna gnostycka nie uznaje, że
prawdziwą duchowością jest spożywanie chleba, wierne wypełnianie powołania i służba uzdrawiania innych. Gnostycy nie chcą
karmić tego świata, lecz jedynie swoją wewnętrzną prywatną
„duchowość”.
Czy wobec powyższego prawdą jest, że Ireneusz i Ojcowie Kościoła wybrali arbitralnie akurat te cztery Ewangelie? Czy rzeczywiście przyświecała im chęć wzmocnienia i utrzymania pewnej
politycznej linii kościelnej władzy? Wydaje się, że „linia” ta w
tamtych czasach prowadziła częściej do męczeństwa niż do władzy. Wyznawcy „drogi Chrystusa” nierzadko kończyli przedwczesną śmiercią z rąk tych, którzy władzę wówczas dzierżyli. Czy
uznając tylko cztery Ewangelie za natchnione, Ojcowie chcieli
zabić różnorodność chrześcijaństwa? Wydaje się, że nie, zważywszy na różnorodność perspektyw prezentowanych przez Ewangelistów. Zdaje się, że program „Ewangelia Judasza” pominął inne
bardzo ważne kryteria „wyboru” Ewangelii, jak na przykład łączność z treścią Starego Testamentu – Biblią pierwotnego Kościoła.
W zasadzie należałoby stwierdzić, że Ojcowie właściwie rozpoznali pisma, które prezentowały szczególną naukę Jezusa w oparciu o Stary Testament oraz naukę apostolską podążającą za metodą Jezusa (metoda ta została omówiona w XX w. szczególnie
przez C.H. Dodd, According to the Scriptures. The Substructure of
New Testament Theology, Londyn 1953). Rozpoznali pisma, które
rzeczywiście były dalszym rozwojem i objawieniem historii Bożej
zawartej w kanonie hebrajskim. Zważywszy na ilość współczesnych badań naukowych potwierdzających zależność teologii i
motywów Nowego Testamentu od nauk Starego Testamentu,
trudno byłoby przyznać ewangelii Judasza prawo do bycia wyra-
56 Reformacja w Polsce 1-2/2009
zem biblijnego chrześcijaństwa. Ona ani w żaden sposób nie odzwierciedla przesłania Starego Testamentu, ani go też nie rozwija
w oparciu o nauki historycznego Jezusa.
Konkluzja
Ewangelia Judasza pozostaje cennym odkryciem archeologicznym. Dzięki wysiłkowi fachowców w dziedzinie odnawiania manuskryptów oraz tłumaczy z języka koptyjskiego świat dysponuje
dzisiaj kolejnym dokumentem przedstawiającym wierzenia gnostyków. Myślę, że wielu ludzi jest i będzie wdzięcznych za nakłady i środki poświęcone przez towarzystwo National Geographic,
Maecenas Foundation for Ancient Art oraz Waitt Institute for Historical Discovery na ustalenie autentyczności manuskryptu oraz
wszelkie dalsze badania.
Czy jednak sam wiek i autentyczność tego dokumentu upoważnia go do podważenia dowodzonej przez wieki prawdziwości
przekazu Ewangelii kanonicznych zakorzenionych w Biblii hebrajskiej? Wydaje się, że przy najlepszych chęciach nie można mu
udzielić takiego prawa. Jest to dokument, który nie tyle dowodzi
różnorodności chrześcijaństwa w pierwszych wiekach czy większego zaawansowania nauki chrześcijańskiej w II wieku, co raczej
wskazuje, że pewne nie biblijne nauki próbowały wykorzystać
znane chrześcijanom przekazy, aby osiągnąć własne cele – możliwe, żeby zyskać kolejnych zwolenników dla swoich twierdzeń.
Bo czy możliwe jest, aby biblijne chrześcijaństwo rozdzieliło materię i ducha, zostawiając tą pierwszą jakiemuś mniejszemu bogu i
przeznaczając na unicestwienie?
Autor jest pastorem Ewangelicznego Kościoła Reformowanego we Wrocławiu.
Reformacja w Polsce 1-2/2009 57
Integralność stworzenia
Dr John M. Frame
Bóg tworzy rzeczy, które nie są Bogiem. Stworzenie świata dało
początek nieboskiej odmienności – zaistniały rzeczy nie będące
Bogiem. Oczywiście, istnieje też boska odmienność – każda Osoba
Trójcy posiada własną tożsamość. Jednak stworzenie świata powołało do istnienia rzeczy, które są różne od Boga. Te stworzone
istoty są dziełem Boga, zostały przez Niego zaplanowane, w pełni
od Niego zależą i znajdują się pod Jego całkowitą kontrolą, ale ani
nie są Bogiem, ani nie stanowią przedłużenia Jego natury.
Odmienność świata wiąże się z wieloma tajemnicami chrześcijaństwa, a także z licznymi kontrowersjami. Oto kilka przykładów:
1. Skąd bierze się odmienność świata? Świat nie jest ani emanacją Boga, ani czymś wiecznie istniejącym obok Boga. Pismo
Święte naucza, że wszystko, co nie jest Bogiem, zostało przez Niego stworzone. Dlatego Kościół mówi, że Bóg stworzył świat z niczego. Jednak każdy filozof zna zasadę: Z niczego nic nie powstaje. Najwyraźniej Bóg nie musi się jej trzymać. Boska energia może
powołać do istnienia coś nowego. To, co niemożliwe dla człowieka, nie jest problemem dla Boga. To jednak znaczy, że stworzenie
jest cudem wymykającym się naszym możliwościom poznania.
2. Jak mamy rozumieć integralność stworzenia? Kiedy mówię
o „integralności”, to mam na myśli zdolność do istnienia i funkcjonowania na własnych zasadach jako osobna jednostka realizująca własne cele. Oczywiście, integralność świata i zamieszkujących go stworzeń nie jest tożsama z integralnością Stwórcy, choć
zależą one od Boga w swoim istnieniu i funkcjonowaniu. Bóg bowiem postanowił, by stworzenia nie były Bogiem, lecz osobnymi
istotami.
Na przykład, kiedy umiera człowiek, to nie dzieje się tak, ponieważ umiera Bóg, lecz dlatego, że taki jest plan Boga dla tego
konkretnego istnienia. Człowiek umiera, bo takie jest jego indywidualne przeznaczenie, które nie jest tym samym co ogólny plan
58 Reformacja w Polsce 1-2/2009
Boga dla całego świata.
Każdy element stworzenia pełni określoną rolę w mądrym
planie Boga. Istnieje tak długo, aż spełni przypisany mu cel.
Dlatego gdyby słowa „niezależność” i „autonomia” nie były
powszechnie kojarzone z nie biblijnymi przesłankami, to uzasadnione byłoby ich użycie dla opisania integralności świata i stworzeń. Twoje życie ma własne znaczenie i doniosłość, z pewnością
określone przez Boga, a jednak różne od Jego znaczenia i doniosłości i w tym sensie „niezależne” od Niego. Z drugiej strony, twoje życie zależy od Bożego planu dla całego świata oraz od Jego
opatrznościowych rządów nad światem. Po określeniu planu dla
świata i stworzeniu go przez Boga każdy człowiek otrzymał indywidualną rolę do spełnienia w historii. Jednak ta rola nie jest rolą
Boga, a nawet może być w opozycji do Niego. Kiedy zaś Bóg już
raz przypisał każdemu jego rolę, to nie zmienia zdania, bo to
oznaczałoby zmianę Jego planu.
Jeśli Bóg postanowił, że Bill będzie żył 80 lat, to nie odbierze
mu życia, kiedy Bill osiągnie sześćdziesiątkę. Boży plan jest
wieczny i niezmienny. Jest też spójny. Bóg nie tylko dotrzymuje
obietnic, ale i pilnuje, by Jego cele zostały zrealizowane. Bóg zarówno w tym, co planuje, jak i w tym, co nakazuje pozostaje wierny swoim wyborom.
3. Czy to znaczy, że Bóg ograniczył swoją suwerenność? Tak i
nie. Nie, ponieważ integralność stworzenia jest częścią Jego planu
i woli. W żadnym miejscu ani chwili Bóg nie przestaje kontrolować tego, co dzieje się na świecie.
Jednak Boży plan nie jest absurdalny lub niespójny. W tym
sensie, jak powtarzają reformowani teolodzy, Bóg nie może
wszystkiego zrobić. Nie może uczynić tego, co sprzeciwia się Jego
naturze. Nie może też umieścić w swoim planie dwóch wzajemnie wykluczających się elementów. Można zatem stwierdzić, że
Bóg jest ograniczony w tym, co może uczynić.
To ograniczenie wiąże się z naturą stworzenia. Jeśli Bóg jest
konsekwentny w swoich planach, to musi być konsekwentny
również wobec Billa. Bóg wie, że wedle Jego planu Bill umrze w
wieku 80 lat. To jest fakt dotyczący Jego planu oraz fakt wynikający z Jego wiedzy uprzedniej o Billu. To znaczy, że wszystkie po-
Reformacja w Polsce 1-2/2009 59
zostałe elementy planu Boga wobec Billa muszą uwzględniać ten
fakt.
Można zatem powiedzieć, że plan Boga wobec Billa ograniczony jest tym, co Bóg wie na jego temat. Przeznaczenie uwarunkowane jest wiedzą uprzednią. Z drugiej strony można stwierdzić,
że jeden element planu Boga wyznacza granice dla pozostałych
elementów.
Arminianie twierdzą, że Bóg określa przeznaczenie ludzi w
oparciu o wiedzę uprzednią na ich temat. Kalwiniści nie przeczą
temu, lecz dodają, że wiedza uprzednia Boga oparta jest na przeznaczeniu, jakie ustalił dla świata i wszystkich jego elementów.
Zatem boska wiedza uprzednia i przeznaczenie wzajemnie się
warunkują. Żadne z nich nie jest w prosty sposób pierwotne wobec drugiego. Boska wiedza uprzednia oparta jest na przeznaczeniu, jednak przeznaczenie nie jest ślepym aktem woli. Plan Boga
jest mądry i oparty na Jego wiedzy.
Można zatem mówić, choć z ostrożnością, o wiedzy pośredniej. Boża wiedza pośrednia to znajomość tego, jakie przyczyny
rodzą jakie skutki. Boża wiedza konieczna obejmuje wszystko, co
możliwe, zaś wiedza wolna – wszystko, co aktualne. Wiedza pośrednia to z kolei wiedza na temat hipotetycznych wydarzeń oraz
ich skutków. Zdaniem Ludwika de Moliny wiedza pośrednia nie
opiera się na naturze lub planie Boga, lecz na podstawie oglądu
niezależnych (w złym znaczeniu tego słowa!) działań stworzeń.
Oczywiście, reformowana teologia przeczy takiemu twierdzeniu,
nie przeczy jednak, że Bóg posiada wiedzę hipotetyczną. Bóg wie,
co się wydarzy, „jeśli Dawid pójdzie do Keili”, i co się wydarzy,
„jeśli Dawid nie pójdzie do Keili”.
Bóg zatem wie, że jeśli Bill zginie w wypadku w wieku 60 lat,
to nie dożyje 80 lat. Dlatego jednym z elementów ogólnego planu
Bożego jest niedopuszczenie do tego, by Bill zginął w swoje
sześćdziesiąte urodziny. Boża wola określona jest w zgodzie z
Jego poznaniem, w tym z wiedzą uprzednią dotyczącą przyszłych
wydarzeń. Z drugiej strony, Jego poznanie zależy również od Jego
woli i decyzji.
Bóg nie ogranicza swej suwerenności, lecz w swym odwiecznym planie uwzględnia integralność stworzeń. Bóg nie chce
60 Reformacja w Polsce 1-2/2009
stworzeń pobawionych integralności. Stworzył więc istoty zdolne
do realizacji własnych celów, a Jego plan obejmuje również tę
zdolność.
Choć przedstawione tu stanowisko jest reformowane, a nie
arminiańskie, to jednak zawiera pewne wspólne elementy dla
obu stanowisk. Kiedy arminianie argumentują za wolną wolą
człowieka i ograniczoną suwerennością Boga, to zwykle chodzi
im o obronę odmienności i integralności stworzenia.
Kiedy mówimy, że Bóg uwzględnia ludzką naturę, kiedy formułuje swój odwieczny plan, to przedstawiamy sprawę tylko z
jednej perspektywy. Patrząc na nią z innej perspektywy, musimy
stwierdzić, że poznanie ludzkiej natury opiera się na Bożym planie, zgodnie z którym zostaliśmy stworzeni w ten, a nie inny sposób. Wiedza Boga opiera się na Jego woli, a Jego wola – na Jego
wiedzy. W ostatecznym rozrachunku wszystkie atrybuty Boga, w
tym wola i wiedza, są tożsame ze względu na boską niezłożoność.
Z drugiej strony, o różnych atrybutach Boga mówimy, kiedy patrzymy na Jego naturę i plan z różnych perspektyw. Zatem problem z arminianizmem nie wynika z tego, co utrzymuje, lecz z
tego, czemu przeczy. W związku z tym moglibyśmy go nazwać
monoperspektywizmem.
4. Dlaczego Bóg stworzył świat? Bóg nie stworzył świata, ponieważ czuł się samotny lub nieszczęśliwy. Nie uczynił tego, bo
czegoś Mu brakowało.
Tomasz z Akwinu mówił, że miłość jest gotowością do ofiarowania siebie, a ponieważ Bóg jest miłością, dlatego również On
chce się komuś ofiarować. Stworzył więc świat, by zaspokoić to
pragnienie. Tu pojawia się jednak problem, bo czy stworzenie
świata było konieczne do zaspokojenia Bożego pragnienia? Innymi słowy, moglibyśmy powiedzieć, że natura Boga przymusiła Go
do stworzenia świata. Gdyby tak było, to być może przed stworzeniem Bóg nie był w pełni Bogiem.
Tradycyjna reformowana odpowiedź na ten problem stwierdza, że Bóg stworzył świat dla własnej chwały. Co jednak nie znaczy, że przed stworzeniem świata Bóg był mniej chwalebny, bowiem cokolwiek Bóg czyni, czyni to na swoją chwałę. Innymi słowy, niestworzenie świata objawiłoby chwałę Boga równie dobrze
Reformacja w Polsce 1-2/2009 61
jak jego stworzenie.
Tu można ponowić pytanie: W takim razie, dlaczego Bóg stworzył świat? Czy stwarzając świat, Bóg osiągnął coś, czego by nie
osiągnął, gdyby go nie stworzył?
Być może nigdy nie znajdziemy odpowiedzi na to pytanie. Możemy oczywiście stwierdzić, że Bóg miał swoje powody, ponieważ Bóg wszystko czyni mądrze i zgodnie ze swym planem. Nie
znaczy to jednak, że powody, którymi kierował się Bóg, zmusiły
Go do tego, co zrobił.
Van Til nazwał to „problemem pełnego wiadra”. Bóg jest pełen
chwały i całkowicie samowystarczalny, a jednak stworzył świat
na swoją chwałę. Nie stworzył go, by zaspokoić jakąś potrzebę
lub uzupełnić jakiś brak. Jeśli jednak nie było żadnej potrzeby ani
braku, to Jego decyzja wydaje się być irracjonalna. Van Til uważa,
że właśnie tu dochodzimy do nieprzekraczalnej granicy między
myślami Boga a myślami człowieka. Ludzki umysł po prostu nie
jest w stanie tego pojąć. Osobiście uważam, że powinniśmy być
ostrożniejsi z orzekaniem, co ludzki umysł jest w stanie pojąć.
Kto wie, co czeka nas w przyszłości? Takie twierdzenia niezwykle
trudno udowodnić. Co nie znaczy, że znam rozwiązanie
„problemu pełnego wiadra”.
Możemy jednak pozwolić sobie na odrobinę spekulacji.
Ostrożnej spekulacji, by nie wyjść poza ramy sola Scriptura. Czasami spekulacja jest pożyteczna, na przykład wtedy gdy rozważamy różne możliwości i hipotezy, nie wiedząc, czy są prawdziwe.
Są jednak prawdopodobne, o ile zgadzają się z ogólnym nauczaniem Biblii na temat Boga i świata. Zaś znajomość Pisma Świętego oznacza między innymi znajomość tego, co jest możliwe w Bożym świecie. Można zatem mówić o biblijnie uzasadnionej spekulacji.
Moim zdaniem Bóg stworzył świat dlatego, że lubi dramat historii. Oczywiście, to wszystkiego nie rozwiązuje, bo od razu zapytamy, dlaczego tak jest. Na razie więc musi nam wystarczyć
częściowa odpowiedź.
Wiele problemów teologicznych dotyczy relacji między Bogiem a historią i czasem. Na przykład, problem zła intensyfikuje
się wraz z upływem czasu. Gdyby ludzkie cierpienie nie trwało
62 Reformacja w Polsce 1-2/2009
dłużej niż trzy sekundy, wtedy moglibyśmy powiedzieć, że nie
jest tak źle. Jednak zwykle cierpienie trwa dużo dłużej, a na ogólnoludzką skalę trwa przez całe tysiąclecia. Dlaczego Hiob wcześniej nie wyzdrowiał?
I dlaczego Jezus wciąż zwleka z powrotem? Piotr tłumaczy, że
czyni to, by dać czas wybranym do nawrócenia (por. 2Pt 3). Lecz
dlaczego to tak długo trwa?
W odpowiedzi możemy stwierdzić, że trwa to tak długo, ponieważ Bóg postanowił, by Ewangelia dotarła do narodów przez
zwiastowanie, a to z kolei wymaga czasu. Dlaczego jednak zwiastowanie? Dlaczego nie dać każdemu bezpośrednio osobistego
objawienia?
Czy problem byłby mniejszy, gdyby dramat historii skrócić do,
powiedzmy, tygodnia lub nawet do kilku minut bądź sekund?
Jednak czas jest relatywny. Dzień z Panem jest jak tysiąc lat i vice
versa. Ponadto, gdyby wszystko skrócić, wtedy pewnie i ludzka
cierpliwość stałaby się mniejsza. Trzy sekundy cierpienia w ciągu
sześciosekundowego życia też byłyby źródłem wielkiej frustracji.
Zdaje się więc, że rzeczywiście problem wynika z istnienia samej historii. Kiedy Bóg zdecydował się zainicjować dramat historii, miało to swoje konsekwencje.
Jednak istnienie historii też wiele wyjaśnia. Kiedy Bóg postanowił uczynić coś w czasie, w stworzonym świecie, a nie w kontekście wewnątrztrynitarnych relacji, to pociągnęło to za sobą
istnienie różnych od Boga, a jednocześnie integralnych istot. Ponadto istoty te muszą być odpowiedzialne, by w sensowny i na
swój sposób uczestniczyć w dramacie historii. Kiedy zaś zło
wkroczyło na scenę, to również ono musiało istnieć w czasie, co z
kolei oznaczało obecność bólu i cierpienia w ludzkim życiu.
I choć Bóg jest „autorem” tego dramatu, to nie znaczy, że jest
też „autorem grzechu”, jest bowiem doskonale święty. Grzech i
zło są częścią tajemnicy ludzkiej odpowiedzialności, jako że integralność stworzenia jest rzeczywista, a nie iluzoryczna.
Dlaczego Bóg lubi dramat historii? Może dlatego, że archetypem historycznych wydarzeń są wewnątrztrynitarne relacje zradzania i pochodzenia, jakie widzimy między Ojcem, Synem i Duchem. A dlaczego na scenie dramatu musiało pojawić się zło? Te-
Reformacja w Polsce 1-2/2009 63
go może nigdy się nie dowiemy, ale wiemy, że Bóg wykorzystuje
nawet zło dla osiągnięcia tego, co dobre i chwalebne (por. Rz
9,17).
5. Może to, że Bóg lubi dramat historii, wiąże się z tym, że według Biblii moc Boża doskonali się w słabości. Jak słusznie zwrócił na to uwagę Paul Helm w The Providence of God (Opatrzność
Boża), Bóg nie realizuje swych celów momentalnie i na siłę, choć
często właśnie tak wyobrażamy sobie Jego wszechmoc. Bóg realizuje swoje cele w długim i pracowitym procesie, który obejmuje
nie tylko wiele lat, ale też wiele wydarzeń, które jawią się jako
Jego porażki. Bóg zwykle nie narzuca się ludziom. Bóg pracuje z
ludźmi. I w końcu, Syn Boży dokonał zbawienia w przedziwny
sposób poprzez swoją śmierć.
Tu właśnie pojawia się woda na młyn arminian. Wydaje się, że
w wielu punktach historii Bóg zdany jest na pomoc człowieka.
Również teologia procesu i teologia słabości Boga – przeczące
wszechmocy Bożej w celu rozwiązania problemu zła – często się
na to powołują (oczywiście, nie podpisuję się pod żadną z nich).
Jednak fakt, że Bóg posługuje się słabymi narzędziami dla realizacji swych celów, nie znaczy, że sam Bóg jest słaby. Pismo wskazuje na coś przeciwnego – Bóg jest wielki, skoro osiąga tak wiele
przy pomocy tak mizernych środków. Największe cele w historii
realizowane są nie dzięki sile mięśni lub atomu, lecz dzięki temu,
że większy usługuje mniejszemu (por. Mt 20).
Jeśli więc moc Boga „doskonali się w słabości”, to zrozumiałe
jest, dlaczego stworzenie obejmuje również czas i historię. Generalnie rzecz biorąc, moc-w-słabości nie działa momentalnie. Choć
oczywiście Bóg może i czasami czyni rzeczy w mgnieniu oka.
Dlatego też, na przykład, choć Bóg udzielił państwu władzy
miecza, to jednak odmówił jej Kościołowi. Uczynił tak, by moc
Kościoła przewyższała władzę państwa. Błędem jest więc sięganie przez Kościół po władzę polityczną, bo to go tylko osłabia. Co
oczywiście nie znaczy, że Kościół ma stronić od polityki.
Artykuł ukazał się na portalu www.frame-poythress.org pt. The Mystery of
Creaturely Otherness. Tłumaczył Bogumił Jarmulak.
Autor jest wykładowcą w Reformed Theological Seminary w Orlando, Florida.
64 Reformacja w Polsce 1-2/2009
Debata na progu wieczności
Marek Kmieć
Dnia 13 lutego 2009 roku, z okazji 200. rocznicy urodzin Karola
Darwina (i 150. rocznicy publikacji O powstawaniu gatunków),
miała miejsce debata pomiędzy panem Andrzejem Koraszewskim
a mną. Pan Koraszewski, ewolucjonista i ateista, reprezentował
Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów, podczas gdy ja – Biblijne
Towarzystwo Kreacjonistyczne. Debata, bardzo dobrze zorganizowana przez młodzież, odbyła się w auli liceum w Grudziądzu w
obecności zaskakująco dużej liczby słuchaczy.
Tuż przed rozpoczęciem miałem okazję poznać mojego oponenta. Wykorzystałem ten czas, aby podziękować panu Koraszewskiemu za jego pracę w Sekcji Polskiej BBC w Londynie w
czasach komunizmu w Polsce, co wtedy było dla mnie źródłem
wielkiej otuchy. Obaj uznaliśmy za rzecz dość zabawną, iż na moim stoliku leżała kopia Boga urojonego Richarda Dawkinsa, podczas gdy na jego spoczywała Biblia. Chwilę później debata ruszyła.
Od samego początku stało się rzeczą oczywistą, iż pan Koraszewski nie dostrzega, jak wielkie wyzwania stoją przed jego ateizmem czy ewolucjonizmem. Można było odnieść wyraźne wrażenie, że ateista nie poczuwał się, iż musi czegoś dowodzić.
„Wiadomo” przecież, że cały ciężar udowodnienia swoich racji
spoczywa na przedstawicielu religii. Jego zachowanie można
przyrównać do kogoś, kto odkrył jaskinię pełną drogocennych
klejnotów i różnego rodzaju skarbów. Następnie beztrosko chwyta w swe dłonie wszystkie te kosztowności, brylanty i złotą biżuterię – podrzuca je do góry, cieszy się nimi. Zachowuje się tak,
jakby był właścicielem tego bogactwa, jakby do wszystkiego miał
prawo i nikogo nie musiał o nic pytać. Problem w tym, że nieopodal stoi prawdziwy Właściciel i przygląda mu się z zaciekawieniem... Co też ateista wyprawia... Chwyta rękami różne dobra jak
np. „ludzka świadomość”, „moralność”, „prawa logiki”, „prawa
przyrody” itp. i wydaje mu się, że wszystko to w naturalny spo-
Reformacja w Polsce 1-2/2009 65
sób przynależy do jego ateistycznego światopoglądu.
Ale to nie koniec porównania. Ktoś mógłby powiedzieć, że ateista przypadkiem odnalazł ten wielki skarb w jaskini. Dlatego
przynajmniej ma coś na swoje usprawiedliwienie (choćby ignorancję). Może więc przypuszczać, że wszystko jest jego (albo
przynajmniej 10% „znaleźnego”). Nic z tych rzeczy. Według biblijnego scenariusza ateista nie ma nic na usprawiedliwienie
swojej beztroski. Bowiem na każdym brylancie, na każdej drogocennej rzeczy widnieje jasno wypisane imię właściciela: „Pan panów i Król królów”. Nawet najtwardszy diament ma to właśnie
imię wyryte na sobie. Nie sposób go zatrzeć, choć niejeden próbował. Teraz nieco inaczej wygląda zachowanie ateisty – jego radość, pewność i beztroska – jawią się teraz tak jak powinny. Nie
ma w tym nic z obiektywizmu, nic z neutralności czy wreszcie –
nic z niewinności. I w rzeczy samej, pan Koraszewski nie znosi
Boga, obraził się na niego i nawet z nim nie rozmawia. Udaje, że
go nie ma. Ale przecież „Pańska jest ziemia i to co ją napełnia”,
oraz jego imię jest wypisane wszędzie tak jasno, iż „nic nie mają
na swoją obronę”. Ateista zachowuje się więc jak złodziej i pasożyt w Bożym świecie. Nie może inaczej, jak tylko uznać praktycznie, iż świat jest tym, czym Bóg mówi, że jest - aby następnie jemu się sprzeciwiać. Potrzebuje Boga i świata, który on stworzył,
jako koniecznego fundamentu, na którym może osadzić swoje
armaty, by następnie próbować rozwalić tenże sam fundament. A
już nawet samo strzelanie z armat nie miałoby żadnego sensu,
gdyby nie to, że wpierw istnieje jakikolwiek sens gdziekolwiek.
Podczas debaty pan Koraszewski uciekał się do oryginalnych
ilustracji. W pewnym momencie otworzył tajemnicze pudełko po
butach na swoim stoliku i wydobył z niego okazałą bryłę węgla.
Podszedł do mnie energicznym krokiem, polecił mi ją dotknąć, a
potem zapytał, co to jest. W słabym oświetleniu auli trudno było
dokładnie określić tożsamość tego, co trzymał w ręku, ale udało
mi się udzielić właściwej odpowiedzi. Następnie padło pytanie o
wiek owej bryły węgla. Odpowiedziałem: ok. 7 tys. lat. Na co mój
oponent roześmiał się, po czym dodał kilkaset milionów do mojej
odpowiedzi. Ktoś mógłby powiedzieć, że w zasadzie nie była to
żadna argumentacja ze strony ateisty. I miałby rację. Jak zwykle
66 Reformacja w Polsce 1-2/2009
w podobnych okolicznościach mamy jeden „wycinek rzeczywistości”, który interpretujemy w odmienny sposób. Niestety jednak tego typu obrazowa lekcja przemawia do wielu. Pewnie wielu pomyślało: Oto namacalne dowody! Jak można jeszcze poważnie traktować wiarę w Boga! W naszym kraju praktycznie już nikt
nie wierzy w 6 dni stworzenia. Nie tylko niewierzący, ale też Katolicy jak i Protestanci stali się wyznawcami ewolucji. I do takich
ludzi dowód „bryły węgla” jak najbardziej przemawia. Co prawda, bryła nie nosi na sobie tabliczki z datą lub opisem sposobu
powstania, ale wiadomo przecież, że musi być baaaardzo stara.
Nikt na chwilę nawet nie zastanowi się, czy aby katastrofa potopu
za czasów Noego, kiedy to ogromne masy zielone zostały szybko
nagromadzone, a następnie przykryte, nie zasługuje na rozważenie.
Pan Koraszewski napisał dwa artykuły, które nawiązywały do
debaty z 13 lutego. Pierwszy zatytułowany „Gra w pomidora” i
drugi „Czy racjonalizm ma szansę?”. Gra w pomidora, jeśli ktoś
nie wie, polega na tym, iż na wszystko należy odpowiedzieć
„pomidor” - przy czym nie wolno się śmiać. Przegrywa ten, kto
pierwszy się zaśmieje. Rzeczywiście - na założeniach ateisty wszelka debata i dyskusja musi przypominać grę w pomidora. W
świecie takim, o którym mówi ateista (materia w ruchu) nie możemy liczyć na żadne rozstrzygnięcia jakiegokolwiek sporu. Gdyż
w takim świecie nie ma żadnego uzasadnienia dla prawdy, dla
praw logiki (niematerialnych, uniwersalnych, abstrakcyjnych
itp.), dla etyki (dlaczego powinniśmy wybierać prawdę) czy też
praw przyrody (skąd bierze się przewidywalność „jednostajność” w przyrodzie, jak ją nazywał B. Russell). Pozostaje jedynie gra w pomidora. Prawda nie ma znaczenia. Tak więc
pan Koraszewski musi najpierw „pożyczyć” mój światopogląd, by
nawet był w stanie argumentować przeciwko niemu.
Biblia nie jest przeciwna nauce. Wręcz odwrotnie - stanowi jej
podwaliny. Oczywiście pan Koraszewski tego nie przyjmuje, ale
jedyna rzecz na jaką go stać, to seria prześmiewczych uwag i własnych odczuć. Dobrze by było jednak usłyszeć coś, co przynajmniej zacznie wyglądać jak próba uzasadnienia powyższych kwestii, a nie jedynie emocjonalne egzaltacje. Dość interesująca jest
Reformacja w Polsce 1-2/2009 67
relacja pana Koraszewskiego z debaty - nie sądzę, że jakieś przekłamania dostały się tam intencjonalnie. Przypisuję je raczej temu, iż częstokroć słyszymy to, co chcemy usłyszeć (lub to, czego
oczekujemy, że usłyszymy). I tak, bynajmniej chrześcijański światopogląd nie przeciwstawia nauki wierze ani wiary nauce. (Choć
z ubolewaniem przyznaję, iż takie „przeciwstawianie” to nader
częsty przypadek u „noszących koloratkę”). Nauka jednak może
się rozwijać jedynie w oparciu o biblijne założenia. Co nie oznacza bynajmniej, iż ateiści nie mogą być dobrymi naukowcami.
Czasami są lepszymi niż wierzący, ale wbrew swojemu światopoglądowi. Gdyby świat był tym, czym oni mówią, że jest, nie mieliby żadnych osiągnięć.
Co więcej, dobrze by było usłyszeć z ust ateisty nawet próbę
opisania teoretycznego modelu powstania DNA czy nieredukowalnych w swojej złożoności organów. Jak na razie jedynym ich
„pocieszeniem” jest zasada antropiczna i UFO... (Zasada antropiczna mówi, iż w kosmosie musiały zaistnieć warunki do powstania życia w naturalny sposób, gdyż... życie istnieje). Inna
kwestia, w której mój oponent zachował niewzruszoną naiwność,
to choćby skamieliny. Obaj zgodziliśmy się, że mamy dostępne
skamieliny. Jest jednak różnica pomiędzy skamieliną, a formą
przejściową - której brak („Zapis kopalny przypomina pouczający, ale rwany film o ewolucji, w którym 999 z każdego tysiąca
klatek zaginęło w montażowni”, National Geographic, listopad
2004, s. 23; oraz Antoni Hoffman, Wokół ewolucji, PIW, 1997, s.
170, itp.). Nic więc dziwnego, że Gould szuka schronienia w teorii
nagłych zmian. Już nie trzeba tłumaczyć braku form przejściowych... Tyle tylko, że niewiele zostaje wtedy z samej teorii ewolucji (jak i z dowodów na jej poparcie).
Nie lada rozczarowanie ewolucjoniście sprawiło renomowane
czasopismo „New Scientist”, które z okazji podwójnego święta
darwinistów opublikowało numer z okładką krzyczącą: „Darwin
was Wrong" („Darwin się mylił”). Oczywiście New Scientist daleki jest od formalnego odtrąbienia końca teorii ewolucji. Ewolucja
to religia, która nie umiera łatwo. Choćby dlatego, że alternatywa
jest zbyt przerażająca. Niemniej doniosłe jest to, że jedno z głównych założeń ewolucji - drzewo życia - padło. Teraz przyjdzie się
68 Reformacja w Polsce 1-2/2009
jeszcze bardziej natrudzić, żeby pokazać naturalistyczną drogę
powstania gatunków. Był to ciężki cios zadany ewolucjonistom.
Nie dało rady trwać w uporze, trzeba było przyznać, iż „król jest
nagi”.
Tak więc, naprawdę ani debata, ani życie nie jest grą w pomidora. Prawda jest - i jest ona poznawalna. Gdyby jej nie było, całe
nasze życie stałoby się niemożliwe. Problem jednak w tym, jak
„coś” takiego jak „prawda” w ogóle ma rację bytu w świecie ateisty (świat pędzących i zderzających się atomów). Jak ateista uzasadni istnienie bytów abstrakcyjnych, niematerialnych, uniwersalnych i koniecznych? Chętnie posłuchalibyśmy nawet prób
udzielenia odpowiedzi. Przecież na założeniach ateisty jesteśmy
jedynie (ja i pan Koraszewski) dwoma bezwolnie rosnącymi
„chwastami”. Nie można rozsądzać między nami. W ogóle nie
można się spierać. Ja mam określone reakcje elektrochemiczne
zachodzące w mózgu, podobnie jak mój oponent. Jak można rozsądzać reakcje chemiczne przy pomocy takiego „dziwactwa” jak
pojęcie „prawdy”. Te dwie rzeczy nijak nie pasują do siebie w
światopoglądzie ateisty.
A co na przykład z naszą świadomością? Kolejna rzecz, którą
pan Koraszewski beztrosko chwytał w ręce jakby swoją własną!
Jednak na jego fundamencie mamy do czynienia wyłącznie z atomami na tym świecie. Nic innego nie istnieje. Jedynie atomy w
taki czy inny sposób ułożone i poruszające się. Ale to rodzi potężny problem, z którego ateista wydaje się nie zdawać sobie sprawy. Jeśli wszystko, co jest, trzeba tłumaczyć atomami, to co na
przykład dzieje się z naszą wolnością? A co ze wspomnianą już
prawdą? Już starożytni próbowali tych sztuczek: wszystko jest
ogniem, ruchem, powietrzem itp. Rzeczywiście, w jednym mieli
rację - nasz światopogląd potrzebuje spójni, która nam wszystko
połączy. A tutaj z kolei pan Koraszewski twierdzi, że wszystko to
atomy – mniejsze cegły. Tylko jeśli człowiek to cegła (czyli: zbiór
bezdusznych, tj. „pozbawionych ducha”, bezwolnych, bez świadomości czy moralności atomów), jak można z niej następnie wyprowadzić świadomość? W rzeczy samej, iście dziecinna nadzieja
jest potrzebna, żeby uwierzyć, że jakaś szczególna konfiguracja
tych atomów nagle zacznie być świadoma, moralna, współczująca
Reformacja w Polsce 1-2/2009 69
itp. To nie tylko jest nierealne (nie do udowodnienia). To jest nielogiczne. Bez względu na to, na ile sposobów będziemy przekładać cegły i układać je w różne ciekawe sterty i struktury, nigdy
nie osiągniemy „myślącej kupy cegieł”. Kolejna rzecz nie do pogodzenia w świecie bez Boga.
To jednak nie zniechęca ateisty. Beztrosko twierdzi, że ma
prawo do takich rzeczy jak prawda, prawa przyrody, logika, etyka, świadomość, wolność itp. Dobrze by usłyszeć, na jakiej podstawie? Na pewno nie własnego światopoglądu. Ale skąd indziej
(jak gdyby bezwiednie) nabiera pełnymi garściami wszelkich
dóbr, by zaraz potem przy ich pomocy argumentować przeciwko
Bogu.
Na założeniach ateisty nie ma co się nawet poważnie zajmować tym „abrakadabra” o Bogu i życiu pozagrobowym. W pewnym momencie pan Koraszewski nawet stwierdził, iż Bóg „to byt
z definicji niepoznawalny”. Chyba nikt z czytelników nie oczekuje, że w ten sposób będziemy dyskutować. Bo wtedy ja też mógłbym powiedzieć: „Bóg z definicji istnieje”. Tyle, że nie jest to argumentacja (przynajmniej wysokich lotów). Mamy jednak argumentować. Tak więc, należy zapytać, co pan Koraszewski miał na
myśli pisząc, iż Bóg jest niepoznawalny? Mam nadzieję, że jednak
nie to, że nie możemy go odkryć w laboratorium (jak to sam
zresztą stwierdził). A jeśli jednak tak, to trzeba teraz zapytać, jak
pan Koraszewski stwierdziłby obecność np. praw logiki przy pomocy probówki? Oczywiście prawa logiki nie należą do tego rodzaju „bytów”, które wyrosłyby nam w ogródku lub zapukały do
naszych drzwi. Niemniej są bardzo realne. Chciałbym zapytać, jak
to możliwe na założeniach ateisty (materia w ruchu)?
W swoim artykule pan Koraszewski napisał, iż Bóg „lubuje się
w okrucieństwie”. Ciekawy zarzut. Modny zarzut w ustach ateisty. Richard Dawkins namiętnie się do niego ucieka. Zupełnie
jednak nie pasuje do ateizmu. Żadna „misyjność” nie może w nim
znaleźć swego utrzymania. Otóż ateista najpierw potrzebuje Boga
Biblii, żeby w ogóle mieć coś takiego jak „okrucieństwo”, aby następnie używać je przeciwko Bogu. (Wciąż czekam na uzasadnienie dla Pańskiego oburzenia na ludzi negujących Auschwitz czy
nawet okrucieństw, które tam miały miejsce). Dla ateisty tego, co
70 Reformacja w Polsce 1-2/2009
jedna „kupa białka” zrobiła drugiej „kupie białka”, nie można rozsądzać w kategoriach etycznych. Po prostu – jedna cegła rąbnęła
drugą – i tyle! Etyka tutaj nie pasuje! Zdaję sobie jednak sprawę,
że ateiści oburzają się, kochają, rozumują logicznie, zajmują nauką itd., czynią to jednak wbrew swojemu światopoglądowi, a na
podstawie chrześcijańskiego.
Kto wygrał w debacie? Każdy ze słuchaczy pewnie odszedł z
jakimś przeświadczeniem. Niestety nie ma i nie może być neutralności w tej kwestii. Naturalnie zarówno ja, jak i mój szanowny
oponent przekonani jesteśmy o własnych racjach. Tylko, że na
założeniach chrześcijańskiego światopoglądu nawet samo pojęcie „debaty” - jako wymiany zmierzającej do odkrycia prawdy ma sens. Chciałbym zapytać, jaki sens ma ona na założeniach ateisty? Czy prawda jest materialna? Czy można ją połknąć? Dotknąć
może? Jeśli nie... jakiej więc jest natury? I wreszcie... jak w takim
razie można ją wpasować w ateistyczny świat? Wydaje mi się, że
tego typu pytania już teraz są w stanie rozsądzić w konflikcie
światopoglądów - ale i Bóg w Dniu Sądu to uczyni.
W debacie nie chodziło jedynie o intelektualną wymianę. Zarówno ja, jak i mój oponent argumentowaliśmy w obliczu wieczności. Debata była kolejną rzeczą, w której i poprzez którą wypracowywał się Boży plan – pełen chwały. Sytuacja niewierzącego może przypominać Golluma z Władcy pierścieni, który wreszcie pochwycił cenny pierścień i może się nim „radować” podczas
kilku sekund spadając w otchłań.
Na koniec, pan Koraszewski był przejęty „rozmnożeniem pizzy i piwa” po debacie - jeden z nas (z Poznania... :) za wszystko
zapłacił. Mam nadzieję, że pan Andrzej przyjmie to jednak jako
wyraz naszej szczerej życzliwości oraz kolejne dobro (oprócz logiki, etyki, przewidywalności przyrody itd.) spływające do niego
z góry od dobrego i cierpliwego Stworzyciela.
Autor jest pastorem Ewangelicznego Kościoła Reformowanego we Wrocławiu.
Reformacja w Polsce 1-2/2009 71
Inteligentny projekt według Michaela Behe
Marek Kmieć
Ostatnio wiele słyszy się na temat inteligentnego projektu (z ang.
intelligent design – ID). Oczywiście podobną argumentację w
obronie wiary widzieliśmy już w przeszłości, w bardziej filozoficznej formie. Obecne podejście inteligentnego projektu koncentruje się na naukowym argumentowaniu, że pewne systemy biologiczne na molekularnym poziomie wyglądają jakby zostały zaprojektowane. Inteligentny projekt kładzie nacisk na nieredukowalnie złożone organy lub procesy chemiczne w żywych organizmach. Chodzi po prostu o to, że w przypadku wielu organów,
organizmów, a nawet procesów chemicznych w komórce nie
można wymyślić nawet teoretycznej drogi ich ewolucji. Nie można nawet w teorii pokazać, w jaki sposób dany organ mógłby
stopniowo się pojawić. Oczywiście mamy prawo domagać się od
naukowców dowodów doświadczalnych, wziętych ze świata wokół nas, niemniej jak na razie nikt nie zaproponował nawet teoretycznej drogi ewolucyjnego rozwoju np. oka.
Jednak są pewne aspekty tego podejścia (przynajmniej w wersji przedstawionej przez Michaela Behe), nad którymi należałoby
się zastanowić. Nie ulega wątpliwości, iż przy pomocy podejścia
inteligentnego projektu można osiągnąć wiele dobrych rezultatów, co nie oznacza, że pewne jego aspekty nie powinny budzić
obaw, jeśli chodzi o konsekwentne wypracowanie chrześcijańskiego światopoglądu. Michael J. Behe stwierdza, co następuje:
„Lecz w biologii naukowy argument na rzecz projektu nie sięga
tak daleko. Dlatego, gdy argumentuję na rzecz projektu, kwestia
tożsamości projektanta pozostaje otwarta”, po czym dodaje:
„Możliwymi kandydatami do roli projektanta są: Bóg chrześcijański, anioł - upadły lub nie, platoński Demiurg, pewna mistyczna
moc new age, kosmici z Alfa Centauri, podróżnicy w czasie lub
całkowicie nieznana inteligentna istota”.
Behe wskazuje, że jego argumentacja nie ma na celu udowodnienia życzliwego Boga (jak w przypadku słynnej argumentacji
72 Reformacja w Polsce 1-2/2009
Williama Paleya), ale jedynie „projektanta w ogólności”. Zaraz
jednak szybko dodaje, iż filozofia i teologia powinny zająć się jego
ukonkretnieniem.
Ale Behe idzie nawet dalej. Według niego inteligentny projekt
nie wymaga wszechmocnego lub szczególnie sprawnego projektanta. Może projektant zaprojektował jedynie niektóre cechy,
podczas gdy inne wykształciły się już same? Behe dodaje, iż projektant mógł być równie dobry, co zły, zainteresowany nami albo
nie.
Już na samym początku należy się spodziewać, iż Michael Behe napotka podobne problemy, z jakimi borykał się św. Tomasz z
Akwinu w swoich dowodach na istnienie Boga. Nie będzie prosto
odpowiedzieć na wyzwania, iż oprócz harmonii i projektu widzimy choroby, śmierć i inne rzeczy, które niekoniecznie działają
tak, jak należy. Tak więc oprócz porządku i projektu występuje
coś co sugeruje chaos i przypadek. Co więcej, każdy z dowodów
św. Tomasza, w tym „z uporządkowania”, w najlepszym przypadku może jedynie dowieść istnienia skończonego boga. Boga, który
jest częścią tego świata. Może on być „największym naukowcem”,
„najsilniejszą istotą” - ale pozostaje tak samo częścią tej rzeczywistości jak ja i ty. Tyle..., że to nie jest Bóg objawiony w Biblii...
Gdy patrzymy na prezentację inteligentnego projektu według
Michela Behe, pojawia się cała seria pytań. Czy naprawdę możemy argumentować na rzecz projektanta bez jednoczesnego mówienia, o jakiego projektanta chodzi? Czy uzasadnione jest ostre
„porozdzielanie” rzeczywistości (jakby np. nauka nie miała niczego wspólnego z filozofią)? Czy takie podejście w jakikolwiek sposób pomaga nam w głoszeniu ewangelii? Czy rzeczywiście coś
osiągniemy, jeśli spotkamy się z naukowcem w „połowie drogi”?
Czy osiągniemy coś, jeśli ten wreszcie przyzna nam rację, iż w
rzeczy samej organizmy żywe zostały zaprojektowane? Czy możliwe jest (i słuszne), by spotkać się z niewierzącym na rzekomo
neutralnym gruncie nauki? I wreszcie, czy według Biblii usprawiedliwionym jest twierdzenie, że stworzenie wskazuje jedynie
na bliżej nieokreślonego projektanta?
Wygląda na to, że Behe prezentuje całkiem naiwne podejście
w kwestiach światopoglądowych. Dość powszechna jest niestety
Reformacja w Polsce 1-2/2009 73
wiara w jakieś neutralne, obiektywne terytorium, gdzie można
się udać i rozstrzygać w sprawach życia i śmierci. Niestety już
dawno porzuciliśmy Jana Kalwina, Augustyna i przede wszystkim
Pawła Apostoła w naszym podejściu do życia. Ochoczo zgadzamy
się, że niewierzący jest grzesznikiem, buntownikiem i zmierza na
zatracenie, o ile się nie nawróci. Jednak jeśli chodzi o jego myślenie i rozumowanie – jest ono mniej więcej poprawne. Wierzący
czy niewierzący – wszyscy w zasadzie zachowali zdolność poprawnego myślenia, która może poprowadzić ich do pobożnych
konkluzji...
Nic bardziej błędnego. Biblia naucza, iż człowiek upadł i
grzech zniekształcił każdą sferę jego istnienia. Człowiek (w raju
przed upadkiem, a potem jeszcze bardziej) rozpaczliwie potrzebuje objawienia z góry, od Boga. Bez niego nie posiądzie żadnej
mądrości, nie osiągnie niczego.
Ale Behe wydaje się mieć o wiele bardziej optymistyczną perspektywę ludzkiego rozumowania. Stwierdza: „Argument mój nie
bazuje na żadnej doktrynie jakiejkolwiek konkretnej wiary ani
nie jest argumentem dedukowanym z pierwszych zasad. Polega
on zasadniczo na świadectwie fizycznym znajdowanym w przyrodzie”. Naiwnym jest myślenie, że „świadectwo fizyczne” może
stać na własnych nogach. Co wskazuje na kolejne pojęcie, nad
którym warto się przez chwilę zastanowić, tj. pojęcie nagiego faktu. Tak jak nie istnieje żadne neutralne terytorium, gdyż „Pańska
jest ziemia i to co ją napełnia”, podobnie nie ma „nagich”, czyli
obiektywnych i niezinterpretowanych faktów. Wszystkie fakty
zostały zinterpretowane przez Boga – rzeczy są, czym są, ze
względu na miejsce, jakie zajmują w Bożym planie. Następnie
człowiek poddaje Boże fakty swojej (wtórnej) interpretacji. Jeśli
zgodzi się ona z Bożą – człowiek odkrywa prawdę, jeśli nie – błądzi. Tak więc, nie ma czegoś takiego jak „niezinterpretowany
fakt”, czyli fakt bez już narzuconego znaczenia. Fakt i jego interpretacja są nierozłączne.
Dlatego nie wydaje się, iż Behe będzie w stanie odwołać się do
świadectwa fizycznego i coś wymiernego osiągnąć. Bowiem świadectwo fizyczne nigdy nie występuje w pojedynkę, ale zawsze jest
częścią szerszego światopoglądu, który nadaje mu znaczenie,
74 Reformacja w Polsce 1-2/2009
przydziela ściśle określone miejsce. Behe jakby tego nie rozumiał.
Jeśli zaczniemy na „naturalistycznej” drodze wyjaśnień bez
Trójjedynego Boga, nic nie uchroni nas przed skończeniem z bogiem, który jest częścią tego świata. Nie możemy nagle zmienić
ton, zasady dyskusji i zacząć mówić o „nadprzyrodzonym”, skoro
już wcześniej przyjęliśmy „obiektywne i neutralne” terytorium
niewierzącego za wiarygodne. Biblia wyraźnie przestrzega przed
tym (Prz 26,4-5).
Dość kłopotliwie brzmi w uszach wielu prawdziwe skądinąd
stwierdzenie, iż „wszyscy mamy swoje uprzedzenia”. Wydaje
nam się, że jeśli coś takiego stwierdzimy, porzucimy wszelką nadzieję na jakiekolwiek rozstrzygnięcia. Behe za wszelką cenę próbuje przypodobać się świeckim naukowcom, odżegnując się od
wszelkiej religii. Przeprasza nawet za religijne skojarzenia, kiedy
mówi o „projekcie”. Prawda jest jednak nieubłagana. Każdy z nas
wyznaje jakiś światopogląd (świadomie lub nie, bardziej lub
mniej konsekwentnie). Światopogląd działa jak maszynka do
mięsa: każdy fakt, który dociera do wierzącego, niewierzącego
lub poganina zostaje natychmiast przemielony według jego założeń wstępnych.
Tak więc, czy można rozstrzygnąć pomiędzy różnymi światopoglądami? Oczywiście, że tak. Ponieważ to jest Boży świat, każdy obcy światopogląd z konieczności musi doprowadzić do własnej zagłady. W skrócie: konsekwentny np. ateizm jest swoim
największym wrogiem. I tak się dzieje. Ateiści oskarżają Boga o
okrucieństwo, podczas gdy potrzebują Go, żeby w ogóle móc mówić o okrucieństwie, które następnie rzucają w twarz Bogu jako
dowód, że Go nie ma.
Wydaje się, że Behe jest świadom uprzedzeń, jakie niosą darwiniści. Jasno mówi o tym, kiedy porusza problem falsyfikowalności swojego podejścia. Wydaje się rozumieć, że ewolucjoniści
nie porzucą swoich poglądów przy pierwszym niepowodzeniu.
Podobnie kreacjoniści tego nie uczynią. Behe powinien wiedzieć,
że coś takiego jak „otwarty umysł” nie istnieje. Żadnego z założeń
wstępnych nie sposób sfalsyfikować przy pomocy dowodów. Dlaczego? Bo to właśnie założenia wstępne (uprzedzenia) określają,
jak postrzegamy fakty... Jak słoneczne okulary – sprawiają, że
Reformacja w Polsce 1-2/2009 75
wszystko widzimy w określonych barwach. Podczas gdy (o zgrozo!) Behe usiłuje wręcz pomóc ateistycznym naukowcom, wymyślając pseudosposoby złagodzenia konfliktu pomiędzy założeniami teorii ewolucji a dowodami na ich poparcie. Proponuje przeredagowanie słynnego cytatu z Darwina: „Jeśliby można było wykazać, że istnieje jakikolwiek narząd złożony, który nie mógłby być
utworzony na drodze licznych, następujących po sobie, drobnych
przekształceń – teoria moja musiałaby absolutnie upaść” (O powstawaniu gatunków, s. 200, Warszawa 2001 r., Ediciones Altaya
Polska) na następującą wersję: „Jeśli istnieje złożony narząd, co
do którego wydaje się bardzo nieprawdopodobne, że został wytworzony przez liczne, następujące po sobie, drobne przekształcenia i jeśli żadne eksperymenty nie pokazały, że on lub porównywalna z nim struktura mogą się w ten sposób utworzyć, to może idziemy fałszywym tropem”. Behe wyświadcza im „wilczą
przysługę”. Pociesza ich, zamiast jak dobry lekarz zalecać radykalną kurację. Behe wydaje się nie rozumieć, iż przyczyna żarliwości oddania ewolucji nie znajduje się w dowodach, ale w sercach ewolucjonistów – wrogich Bogu.
Trudno więc zrozumieć, dlaczego Behe wypiera się własnych
uprzedzeń, jakby się ich wstydził. Jego oponenci nie mają takich
skrupułów. Cytowany przez Behe Christian De Duve stwierdza:
„Ostrzeżenie: przez całą książkę starałem się dostosować do nadrzędnej reguły, by życie traktować jako proces naturalny, że jego
pochodzenie, ewolucja i manifestacje, włącznie z gatunkiem ludzkim, rządzą się takimi samymi prawami jak procesy nieożywione” (w książce Vital Dust). Ciekawe, na jakiej podstawie Duve
przyjął ten fundament (doświadczenia czy eksperymentu może?!). Czy może jest to jednak w ogóle nieuzasadniony (na jego
własnych założeniach) objaw jego uprzedzeń – iście religijnych
zresztą? Ale tego oczywiście nie można nazwać oddaniem religijnym (choć spełnia wszystkie jego warunki), bo przecież wypowiada to naukowiec...
Behe wygląda, jakby usiłował przypodobać się Duve... W pewnym momencie oświadcza wręcz, iż wniosek o inteligentnym
projekcie jest „całkowicie empiryczny”. Trudno zrozumieć, co
dokładnie miał na myśli. Ale pewnie nie to, że zaobserwował In-
76 Reformacja w Polsce 1-2/2009
teligentnego Projektanta w trakcie jego pracy – przy konstruowaniu nieredukowalnych mechanizmów, narządów i procesów. To
raczej nie miało miejsca... Z czego wynika więc ta empiria? Jedyna
odpowiedź to chyba jednak to, iż zamiast słowa „empiryczny”
należało użyć: „oczywisty” lub „niewytłumaczalny w inny sposób
niż przez istnienie projektanta”. Jednak wydaje się, że Behe celowo nie chciał tego powiedzieć. Ogłasza natomiast, iż współczesna
teoria inteligentnego projektu „jest minimalistycznym argumentem na rzecz samego projektu, a nie na istnienie Boga”. Jakby
można było coś powiedzieć o „projekcie” bez jednoczesnego
wspominania słowem o „projektancie”.
Przydałoby nam się bardziej biblijne spojrzenie na świat. Byśmy posiedli mądre serce, które rozumie, że i naukowcy mają
swoje uprzedzenia, z których koronnym jest właśnie wykluczenie
nadprzyrodzonych wyjaśnień - z góry – przed udaniem się do
dowodów. Jednak już samo to założenie nie jest niczym innym
jak tylko ślepym, bezpodstawnym uprzedzeniem, które kłóci się z
„wyznaniem” ateisty, iż źródłem całej wiedzy jest doświadczenie!
Głosząc Ewangelię, powinniśmy rozumieć, iż Bóg kocha prawdę,
przyznaje się do niej – jest Prawdą. Dlatego powinniśmy mówić
prawdę niewierzącemu, opowiadać mu o jego buncie, grzesznej
ignorancji, potrzebie nawrócenia. Wskazywać na dowody, których dostarcza nam nauka, jak i na to, co on następnie robi z tymi
dowodami - w całkowitej sprzeczności z własnym światopoglądem.
Dlatego Michael Behe powinien sobie przypomnieć o tym, co
przeczytał w Biblii. Nie ma neutralności w Bożym świecie. Nie
można jej znaleźć ani w ludzkim umyśle, ani w „logice”, ani w zewnętrznym świecie. Wszystko to (włączając grzeszny bunt ludzki) zostało już zinterpretowane przez Boga i jednoznacznie objawia Trójjedynego Boga Biblii (a nie bóstwo w ogólności). Oczywiście, wiele z tego, co Behe napisał w cytowanym wystąpieniu, jest
jak najbardziej przydatne. Istotny problem stanowi jednak cały
szereg założeń wstępnych, od których autor rozpoczyna. Są one
po prostu nieprawdziwe, co więcej prowadzą donikąd.
Wielu naukowców już wierzy, że życie zostało zaprojektowane. Antoni Hoffman, Richard Dawkins (w niektórych momentach)
Reformacja w Polsce 1-2/2009 77
i wielu innych. Nie oznacza to jednak, iż stali się wierzącymi. Jedni wierzą w UFO, inni w Matkę Naturę, inni wreszcie w naukę – że
kiedyś dowiemy się, jak to się stało. I cóż Behe osiągnął? Co teraz
mu pozostaje? Chyba jedynie ubranie „religijnego garnituru” i w
oderwaniu od nauki „duchowe głoszenie Ewangelii”. Tylko, że
naukowiec mu odpowie, że taki bóg, którego mu teraz głosi, nie
ma nic wspólnego z realnym światem – co najwyżej jest jakąś
abstrakcyjną zasadą, ale na pewno nie Bogiem, który zesłał realne, namacalne krople deszczu za dni Noego i który wzbudził Łazarza z martwych.
Otóż prawda jest taka, że nieredukowalne procesy chemiczne
w komórce, o których tak ciekawie i mądrze pisze Behe, w jednoznaczny sposób wskazują na Stwórcę. Nie ma ucieczki przed tą
oczywistością – ani logicznie, ani empirycznie nie ma mowy o
udowodnieniu czegoś przeciwnego. Nieprawdą jest, iż istnieją
inne, równie wiarygodne opcje. Mamy prawo domagać się empirycznego dowodu, ale nikt nie jest w stanie zaprezentować nawet
teoretycznego modelu, który by wyjaśniał nieredukowalne organy. Behe ma rację. Ale nieprawdą jest, że nasz kochający Stwórca
jest najprawdopodobniejszy wśród innych wyjaśnień. Obrażamy
Boga, kiedy stwierdzamy takie rzeczy. Trójjedyny Bóg jasno objawił swoją chwałę wszędzie na ziemi – tak, że ci, którzy go odrzucają, nic nie mają na swoją obronę.
Jakże często wstydzimy się Boga i Jego Syna! Wydaje nam się,
że istnieje obiektywizm w oderwaniu od interpretacji, którą dał
nam Bóg. Zakładając poprawność naszych konkluzji, nie czynimy
nic innego niż nasi pierwsi rodzice, którzy odrzucili Bożą wypowiedź dotyczącą drzewa – a w zamian postanowili samodzielnie
je zinterpretować: „Zobaczyła, że owoce były dobre do jedzenia”.
Myśleli, że są w stanie to uczynić...
Krytyka pewnych istotnych aspektów apologetyki Michaela
Behe jest przyjacielską krytyką. Jego książki i inny dorobek w
obronie wiary są nie do przecenienia. Dzięki ludziom takim jak
on możemy fachowo odpowiedzieć tym, którzy sprzeciwiają się
poznaniu Boga. Jednym z zadań kościoła jest wzajemne zachęcanie się do wzrostu we wszelkiej pobożności, by nasze wyznanie i
nasze życie stawały się coraz bardziej zgodne. Stąd ten artykuł.
78 Reformacja w Polsce 1-2/2009
Podążajmy więc z ufnością za Słowem naszego Pana. Pismo
poucza nas, iż „niebiosa opowiadają chwałę Boga, a firmament
głosi dzieło rąk jego” (Ps 19,2). Nie mamy powodów, aby bać się
dowodów naukowych lub samych naukowców. Powinniśmy z
wdzięcznością przyjmować owoce ich trudu. Niemniej powinniśmy również rozumieć, że nie są oni niezależnymi „wyroczniami”
- jak starożytni kapłani, tyle że w białych fartuchach. Nauka jest
„ślepa” bez wiary. Potrzebuje Trójjedynego Boga – choćby jako
niechcianego założenia, żeby w ogóle mogła wystartować, a następnie budować. To nie jest świat ateistycznych naukowców ani
neutralnych praw przyrody, ale Boży świat!
Na podstawie referatu M. Behe wygłoszonego 28 maja 2000 r. pt. „Teologia
naturalna: problemy i prospekty” w University of Aberdeen, Szkocja. Michaele Behe, Na początku, lipiec-sierpień 2004.
Autor jest pastorem Ewangelicznego Kościoła Reformowanego we Wrocławiu.
Reformacja w Polsce 1-2/2009 79
Tezy Heidelberskie
Dr Marcin Luter
W kwietniu 1518 roku Marcin Luter wziął udział w Dyspucie
Heidelberskiej, na której przedstawiciele zakonu augustiańskiego rozmawiali o teologii scholastycznej. Tez Heidelberskich jest w sumie 40, lecz tylko pierwsze 28 dotyczy teologii, pozostałe zaś omawiają kwestie filozoficzne. Zdaniem
wielu teologów Tezy Heidelberskie mają o wiele większe
znaczenie niż słynne 95 Tez przybitych w wigilię Wszystkich
Świętych 1517 roku do drzwi wittenberskiego kościoła, w
nich bowiem znajdujemy praktycznie cały lutrowy program
reformy teologii w pigułce.
Teza 1: Prawo Boże, choć jest najświętszą nauką życia, nie
może doprowadzić człowieka do sprawiedliwości, lecz raczej stoi
temu na przeszkodzie.
Komentarz: Wyraźnie mówi o tym apostoł w Liście do Rzymian 3,21: „Ale teraz niezależnie od zakonu [prawa] objawiona
została sprawiedliwość Boża”, co św. Augustyn w dziele pod tytułem O duchu i literze (De Spiritu et Littera) wyjaśnia następująco:
,,Niezależnie od prawa, czyli bez jego wsparcia”. Z kolei w Liście
do Rzymian 7,9 apostoł dodaje: ,,Gdy przyszło przykazanie,
grzech ożył”. Z tego powodu w Liście do Rzymian 8,2 nazywa zakon prawem śmierci i prawem grzechu, a w 2. Koryntian 3,6 mówi nawet, że ,,litera zabija”. Jak czytamy w O duchu i literze, zdaniem św. Augustyna odnosi się to do każdego, nawet najświętszego przykazania Boga.
Teza 2: Jeszcze mniej przydatne są uczynki człowieka, choćby
z pomocą naturalnego rozumu były ciągle powtarzane.
Komentarz: Ponieważ Prawo Boże jest święte, czyste, prawdziwe, sprawiedliwe etc. i zostało dane człowiekowi jako pomoc
przewyższająca jego naturalną moc, by go oświecić i poruszyć do
czynienia tego, co dobre, a mimo to skutek był przeciwny, zaś
człowiek tym bardziej skłonił się ku temu, co złe, to jak - pozosta-
80 Reformacja w Polsce 1-2/2009
wiony własnym siłom i bez takiego wsparcia - może zwrócić się
ku temu, co dobre? Skoro z cudzą pomocą nie czyni dobra, to tym
bardziej nie będzie go czynił sam z siebie. Dlatego też apostoł w
Liście do Rzymian 3,10-12 nazywa wszystkich ludzi zepsutymi i
na nic nieprzydatnymi: ,,Nie masz, kto by rozumiał, nie masz, kto
by szukał Boga”.
Teza 3: Choć uczynki człowieka zawsze dobrze i atrakcyjnie
wyglądają, to jednak są śmiertelnymi grzechami.
Komentarz: Choć ludzkie uczynki pięknie wyglądają, to jednak
we wnętrzu pełne są brudu, jak powiedział Jezus o faryzeuszach
w Ew. Mateusza 23,27. W naszych oczach jawią się jako dobre i
zacne, jednak Bóg nie sądzi po pozorach, lecz bada serce i nerki
(Ps 7,10). Zaś bez łaski i wiary nie sposób mieć czyste serce: „…
oczyściwszy przez wiarę ich serca” (Dz 15,9).
Uzasadnienie powyższej tezy jest następujące: Jeśli, jak powiada 7. Teza, uczynki człowieka sprawiedliwego są grzeszne, to tym
bardziej grzeszne są uczynki człowieka nieprawego, a przecież
sprawiedliwi mówią o swoich uczynkach: „Nie pozywaj na sąd
sługi swego, gdyż nikt z żyjących nie okaże się sprawiedliwym
przed Tobą!” (Ps 143,2). Podobnie wypowiada się apostoł:
„Wszyscy, którzy polegają na uczynkach zakonu, są pod przekleństwem” (Ga 3,10). Jednak uczynki człowieka są uczynkami Prawa,
a skoro przekleństwo nie spada za grzechy powszednie, zatem są
to grzechy śmiertelne. Ponadto w Liście do Rzymian czytamy:
„Który głosisz, żeby nie kradziono, kradniesz?” (Rz 2,21), co św.
Augustyn tak komentuje: Nawet jeśli ktoś publicznie potępia kradzież, to jednak zgodnie z wyrzutami sumienia sam pozostaje
złodziejem.
Teza 4: Choć uczynki Boga wyglądają zawsze źle i nieatrakcyjnie, to jednak są nieśmiertelnymi zasługami.
Komentarz: To, że Boże uczynki wyglądają nieatrakcyjnie, wynika ze słów Izajasza: „Nie miał postawy ani urody” (Iz 53,2),
oraz Samuela: „Pan zadaje śmierć, ale i przywraca do życia; strąca
do krainy umarłych, ale i wyprowadza” (1 Sm 2,6). To znaczy, że
Bóg wzbudza w nas strach i upokarza przy pomocy Prawa i przez
ukazanie nam naszych grzechów, tak że w oczach bliźnich oraz w
swoich własnych uchodzimy za nic nie wartych grzeszników i
Reformacja w Polsce 1-2/2009 81
głupców; i nie tylko tak wyglądamy, ale w rzeczy samej tacy właśnie jesteśmy. Jeśli to uznajemy i wyznajemy, to choć nie posiadamy „postawy ani urody”, nasze życie ukryte jest w Bogu (tzn. w
nagim zaufaniu w Jego miłosierdzie) i nie znajdujemy w sobie
samych nic oprócz grzechu, głupoty, śmierci i piekła, jak napisał
apostoł w 2. Koryntian 6,9: „Jako nieznani, a jednak znani, jako
umierający, a oto żyjemy”. To właśnie Izajasz 28,21 nazywa obcym dziełem Boga, które Bóg czyni, aby dokonało się Jego właściwe dzieło (tzn. Bóg upokarza nas w naszych oczach, pozbawia
złudnej nadziei opartej na nas samych, a czyni to po to, by nas
podnieść przez miłosierdzie i natchnąć nadzieją), jak czytamy u
proroka Habakuka 3,2: „W gniewie pomnij na miłosierdzie!”. Taki
człowiek nie jest już dłużej zadowolony z własnych uczynków,
nie widzi w nich nic pięknego, lecz samą brzydotę, i nawet na zewnątrz (tzn. w świecie) czyni to, co jawi się jako głupie i odpychające.
Ta brzydota pojawia się wtedy, gdy Bóg nas karci lub kiedy
osądzamy sami siebie, jak czytamy w 1. Koryntian 11,31: „Bo
gdybyśmy sami siebie osądzali, nie podlegalibyśmy sądowi” Bożemu. Podobnie stwierdza 5. Mojżeszowa [Powtórzonego Prawa]
32,36: „Sądzić będzie Pan lud swój, a sług swoich użali się” [Biblia
Gdańska]. Zatem „nieatrakcyjne” dzieło, jakie Bóg w nas czyni, w
strachu i uniżeniu, jest prawdziwie nieprzemijające, gdyż całą
naszą zasługą są pokora i bojaźń Boża.
Teza 5: Nie w tym sensie uczynki człowieka są śmiertelnymi
grzechami (mówimy o uczynkach pozornie dobrych), że są przestępstwami.
Komentarz: Przestępstwami nazywamy takie uczynki, które są
potępiane także przez ludzi, jak np.: zdradza małżeńska, kradzież,
mord, oszczerstwo etc. Z kolei grzechami śmiertelnymi nazywamy te uczynki, które noszą pozory dobra, lecz wyrastają ze złego
korzenia i są owocami złego drzewa (mówi o tym Augustyn w
czwartej księdze Przeciw Julianowi).
Teza 6: Nie w tym sensie uczynki Boga (mówimy o uczynkach,
które Bóg czyni przez człowieka) są zasługami, że nie są jednocześnie grzechami.
Komentarz: W Księdze Kaznodziei Salomona [Koheleta] 7,20
82 Reformacja w Polsce 1-2/2009
czytamy: „Zaiste nie masz człowieka sprawiedliwego na ziemi,
który by czynił dobrze, a nie grzeszył” [Biblia Gdańska]. Mimo to
niektórzy twierdzą, że człowiek sprawiedliwy co prawda grzeszy,
lecz nie wtedy, kiedy czyni to, co dobre. Na co odpowiadam: Gdyby Pismo to właśnie chciało powiedzieć, to po co te wszystkie
słowa? Czy też może Duch Święty lubi pustą paplaninę? Wystarczyłoby przecież powiedzieć: Nie ma na ziemi człowieka sprawiedliwego, który by nie grzeszył. Dlaczego jednak autor dodaje
„czynił dobrze”, jakby sprawiedliwym czyniącym zło była inna
osoba? Przecież tylko sprawiedliwy czyni to, co dobre. Na innym
miejscu Pismo wyraża się następująco o grzechu niezwiązanym z
dobrymi uczynkami: „Choć sprawiedliwy siedem razy upadnie…” (Prz 24,16). Nie mówi tu: Sprawiedliwy upada siedem razy
dziennie, kiedy czyni to, co dobre.
Niech przykład pomoże w wyjaśnieniu całej sprawy: Kiedy
ktoś pracuje przy pomocy zardzewiałej i poszczerbionej siekiery,
to nawet jeśli jest dobrym rzemieślnikiem, siekiera pozostawia
poszarpane i niedokładne cięcia. Dokładnie tak jest, kiedy Bóg
działa przez nas.
Teza 7: Uczynki sprawiedliwego byłyby grzechami śmiertelnymi, gdyby sprawiedliwy w bojaźni Bożej nie obawiał się, że są
śmiertelne.
Komentarz: Powyższa teza wynika z Tezy 4. Poleganie na własnych uczynkach, co powinno napełniać nas lękiem, oznacza
przypisanie sobie chwały i pozbawienie jej Boga, któremu winni
jesteśmy bojaźń w każdym uczynku. W tym właśnie tkwi sedno
problemu, że staramy się podobać sami sobie, że lubujemy się we
własnych dokonaniach, że otaczamy się czcią, jakbyśmy byli bogami. Tak jednak postępuje człowiek pewny siebie i niebojący się
Boga. Gdyby bowiem bał się Boga, to nie byłby pewny siebie i nie
byłby zadowolony sam z siebie, lecz szukałby Boga.
Po drugie, Psalm 143,2 wyraźnie stwierdza: „Nie pozywaj na
sąd sługi swego”, a Psalm 32,5 dodaje: „Rzekłem: Wyznam występki moje Panu…”. To, że nie chodzi tu o grzechy powszednie,
wynika z poglądu scholastyków, zdaniem których grzechy powszednie niekoniecznie trzeba wyznawać i za nie pokutować.
Jeśli więc psalmista mówi o grzechach śmiertelnych, które wy-
Reformacja w Polsce 1-2/2009 83
znaje „każdy święty” [Biblia Gdańska], jak czytamy w wierszu 6,
to znaczy, że uczynki świętych są grzechami śmiertelnymi. Zatem
uczynki świętych są dobre i stanowią zasługę tylko dzięki bojaźni, która uwidacznia się w pokornym wyznawaniu grzechów.
Po trzecie, mamy też słowa z Modlitwy Pańskiej: „Odpuść nam
nasze winy” (Mt 6,12). Tak modlą się święci, z czego wynika, że
grzechy, o których mowa, są ich dobrymi uczynkami. Co więcej,
są to grzechy śmiertelne, jako że zaraz potem czytamy: „A jeśli
nie odpuścicie ludziom i Ojciec wasz nie odpuści wam przewinień
waszych” (Mt 6,15). Zauważmy, że bez przebaczenia grzechów, o
których mowa, święci skazani są na potępienie, o ile nie modlą
się szczerze Modlitwą Pańską i nie przebaczają innym ich grzechów.
Po czwarte, w Objawieniu [Apokalipsie] 21,27 czytamy: „I nie
wejdzie do niego nic nieczystego”, a przecież każdy grzech, który
przeszkadza w wejściu do Królestwa Niebieskiego, jest grzechem
śmiertelnym (chyba że inaczej zdefiniujemy grzech śmiertelny).
A przecież również grzech powszedni nie pozwala wejść do Królestwa, ponieważ zanieczyszcza duszę i nie ma dla niego miejsca
w Królestwie Niebieskim, jest więc grzechem śmiertelnym.
Teza 8: Uczynki człowieka są więc śmiertelnymi grzechami, o
ile człowiek czyni je bez bojaźni Bożej, a za to w złej pewności
siebie.
Komentarz: Teza 8. w sposób konieczny wynika z tego, co dotychczas powiedziano. Gdzie bowiem nie ma bojaźni Bożej, tam
nie ma pokory, lecz jest pycha oraz gniew i sąd Boży, „gdyż Bóg
pysznym się sprzeciwia” (1 Pt 5,5). W rzeczy samej, gdyby nie
pycha, nie byłoby grzechu.
Teza 9: Twierdzenie, że uczynki dokonane bez Chrystusa są
co prawda martwe, lecz nie są śmiertelne, jest wyrzeczeniem się
bojaźni Bożej.
Komentarz: Twierdzenie powyższe prowadzi do poczucia bezpieczeństwa, które skutkuje wyniosłością, ta zaś jest niebezpieczna. W ten bowiem sposób człowiek pozbawia Boga należnej Mu
chwały i przypisuje ją sobie, a przecież człowiek powinien z całej
siły zabiegać o chwałę Boga. Dlatego też Pismo radzi: „Nie zwlekaj z nawróceniem do Pana” (Syr 5,7; Biblia Tysiąclecia). Jeśli bo-
84 Reformacja w Polsce 1-2/2009
wiem nieprzyzwoicie jest niesłusznie pozbawiać kogoś chwały,
to tym gorsze jest czynić to stale i z premedytacją, a przecież wiadome jest, że ten, kto nie jest w Chrystusie lub kto od Niego odstępuje, pozbawia Go chwały.
Teza 10: W rzeczy samej, bardzo trudno jest pojąć, jak uczynek może być martwy, nie będąc jednocześnie szkodliwym i
śmiercionośnym grzechem.
Komentarz: Powyższą tezę udowodnię następująco: Po pierwsze, Pismo nie mówi o śmierci w ten sposób, jakby to, co martwe,
nie było śmiertelne. Również gramatyka nie pozwala stwierdzić,
że „martwy” jest stopniem wyższym od „śmiertelnego”. Nawet
scholastycy uważają, że „śmiertelnym jest ten uczynek, który zabija”, a śmiertelnym uczynkiem nie jest uczynek, który wpierw
został uśmiercony, lecz taki, który od początku był martwy. Bogu
zaś nie podoba się to, co martwe, jak czytamy w Przypowieściach
[Przysłowiach] 15,8: „Ofiara występnych obrzydła dla Pana”.
Po drugie, w martwym uczynku zawsze obecna jest także wola
- przez miłość lub przez nienawiść. Jednak wola nie może nienawidzić martwego uczynku, gdyż sama jest zła, a zatem kocha
martwy uczynek. W ten sposób wola nakłania samą siebie do czynienia zła przeciwko Bogu, którego przecież w tym i każdym innym uczynku powinna kochać i czcić.
Teza 11: Unikać złej oceny siebie oraz żywić prawdziwą nadzieję można tylko wtedy, gdy każdemu uczynkowi towarzyszy
strach przed potępieniem.
Komentarz: To wynika z Tezy 4. Nie można bowiem ufać Bogu,
nie wyzbywszy się zaufania do wszelkiego stworzenia i nie wiedząc, że tylko Bóg może pomóc. Ponieważ jednak nikt nie posiada
tej czystej ufności i wszyscy często polegamy na stworzeniu, to
oczywiste jest, że z powodu tej nieczystości wszyscy musimy
obawiać się sądu Bożego. Dlatego też musimy unikać zadufania i
to nie tylko w uczynkach, lecz także w nastawieniu. Innymi słowy, nie możemy znajdować zadowolenia w poleganiu na stworzeniu.
Teza 12: Grzechy są w oczach Boga wybaczalne, kiedy człowiek obawia się, że są śmiertelne.
Komentarz: To też w oczywisty sposób wynika w tego, co już
Reformacja w Polsce 1-2/2009 85
powiedziano - Bóg usprawiedliwia nas na tyle, na ile sami siebie
obwiniamy - zgodnie z tym, co czytamy: „Wyznaj swoje winy,
abyś został usprawiedliwiony” (Iz 43,26; wg tłum. Lutra), oraz:
„Nie dopuść, aby serce moje skłaniało się do złego, abym popełniał czyny niegodziwe” (Ps 141,4).
Teza 13: Wolna wola po Upadku jest wolna tylko z nazwy i
dopóki czyni to, do czego jest zdolna, dopóty śmiertelnie grzeszy.
Komentarz: Dowodem pierwszego twierdzenia jest to, iż ludzka wola jest więźniem i sługą grzechu. Nie mówię przy tym, że
ludzka wola nie istnieje, lecz że nie jest wolna, chyba że do czynienia złego. W Ew. Jana 8, 34 i 36 napisano: „Jezus im odpowiedział: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, każdy, kto grzeszy,
jest niewolnikiem grzechu”, i: „Jeśli więc Syn was wyswobodzi,
prawdziwie wolnymi będziecie”. Dlatego też święty Augustyn
powiedział w dziele O Duchu i literze: „Bez łaski wolna wola zdolna jest tylko do złego”. Zaś w drugiej księdze Przeciw Julianowi:
„Nazywacie wolną wolę, która jest zniewolona etc.”. Można by tu
przytoczyć również inne wypowiedzi. Uzasadnieniem zaś drugiego twierdzenia są ponadto słowa z Księgi Ozeasza 13,9:
„Zginienie twoje z ciebie, o Izraelu! ale ze mnie wspomożenie
twoje etc.” [Biblia Gdańska].
Teza 14: Po Upadku wolność wyboru dobra jest już tylko
utraconą zdolnością, lecz do czynienia zła wola jest gotowa w
każdej chwili.
Komentarz: O życiu człowieka martwego można mówić tylko
ze względu na pierwotną, lecz utraconą, możliwość życia, zaś o
śmierci żyjącego - jako o wciąż aktualnej możliwości. Wolna wola
jest aktualnie martwa, czego znakiem - jak mówią święci nauczyciele - są dla nas zmarli wzbudzeni przez Pana. Prawdziwość tej
tezy wykazał też święty Augustyn w wielu pismach przeciw pelagianom.
Teza 15: Również w stanie niewinności wolna wola nie była
zdolna wytrwać, a tym mniej robić postępy w czynieniu dobra,
inaczej jak tylko ze względu na pierwotną zdolność.
Komentarz: Mistrz Sentencji [tzn. Piotr Lombard], cytując Augustyna, stwierdza w księdze II, dystynkcji 24: „Na podstawie
tych świadectw staje się jasne, że przy stworzeniu człowiek
86 Reformacja w Polsce 1-2/2009
otrzymał prawą naturę i dobrą wolę oraz pomoc, dzięki której
mógł wytrwać (w tym, co dobre). Gdyby było inaczej, to mogłoby
się zdawać, że nie upadł z własnej winy”. Mówi przy tym o własnej mocy człowieka, co jednak nie zgadza się z tym, co napisał
Augustyn w dziele pod tytułem De Correptione et Gratia:
„Człowiek otrzymał zdolność czynienia tego, co chce, brakowało
mu jednak woli działania”. Gdy mówi o „zdolności czynienia”, to
ma na myśli pierwotną zdolność, zaś mówiąc o „woli działania”,
ma na myśli zdolność działania o własnej mocy.
Druga część tezy wystarczająco jasno wynika ze słów Mistrz w
tej samej dystynkcji.
Teza 16: Kto uważa, że może zyskać łaskę, czyniąc to, co w
jego mocy, ten do starego grzechu dodaje nowy, przez co staje się
podwójnie winny.
Komentarz: Na podstawie powyższego jasne jest, co następuje:
Kiedy człowiek czyni to, co w jego mocy, wtedy grzeszy i szuka
swego. Jeśli zaś sądzi, że grzesząc, może zasłużyć na łaskę lub
przygotować się na jej przyjęcie, to do swego grzechu dodaje
jeszcze butną arogancję, nie uznając grzechu za grzech ani zła za
zło, co jest wielkim grzechem. Dlatego Jeremiasz napisał: „Mój
lud popełnił dwojakie zło: Mnie, źródło wód żywych, opuścili, a
wykopali sobie cysterny, cysterny dziurawe, które wody zatrzymać nie mogą” (Jer 2,13). To znaczy, że choć z powodu grzechu
oddalili się od Boga, to jednak wciąż chcieli czynić dobro we własnej mocy.
Zapytasz teraz: Co zatem mamy czynić? Czy mamy z obojętnością żyć jak dotychczas, skoro nie możemy nie grzeszyć? Bynajmniej! Lecz, usłyszawszy to, padnij na kolana, módl się o łaskę i całkowicie zdaj się na Chrystusa, w którym jest nasze zbawienie,
życie i zmartwychwstanie. To dlatego Prawo uświadamia nam
naszą grzeszność, abyśmy szukali łaski i ją przyjęli. Bóg bowiem
„pokornym łaskę daje” (1 Pt 5,5), a „kto się będzie poniżał, będzie
wywyższony” (Mt 23,12). Prawo poniża, lecz łaska wywyższa.
Prawo skutkuje lękiem i gniewem, lecz łaska przynosi nadzieję i
zmiłowanie. „Przez zakon jest poznanie grzechu” (Rz 3,20), zaś
przez poznanie grzechu - pokora, a przez pokorę - łaska. Tym
sposobem obce dzieło Boga prowadzi do Jego właściwego dzieła -
Reformacja w Polsce 1-2/2009 87
Bóg czyni człowieka grzesznikiem, by go usprawiedliwić.
Teza 17: To, co powiedziano, nie ma jednak prowadzić do stanu beznadziejności, lecz do pokornego szukania łaski Chrystusa.
Komentarz: To jasno wynika z powyższego, jako że Królestwo
Niebieskie należy do dzieci i do pokornych - takich kocha Chrystus. Pokorny nie jest jednak ten, kto nie uznaje, że jest godnym
potępienia i wstrętnym grzesznikiem. Grzech zaś poznaje się tylko przez Prawo. Zatem kto mówi, że jesteśmy grzesznikami, nie
pozbawia nas nadziei, lecz ją nam ogłasza. To zwiastowanie grzechu, a dokładniej rozpoznanie grzechu, oraz wiara w to przesłanie przygotowuje na przyjęcie łaski. Gdzie jest bowiem poznanie
grzechu, tam też pojawia się pragnienie łaski. Chory szuka lekarstwa, kiedy rozpoznaje powagę swego stanu. Kto więc informuje
chorego o stanie jego zdrowia, ten nie prowadzi go do beznadziei
ani do śmierci, lecz raczej zachęca do tym usilniejszego zabiegania o lekarstwo. Podobnie, gdy mówimy, że jesteśmy niczym i
stale grzeszymy, kiedy czynimy to, co w naszej mocy, to nie prowadzimy ludzi do rozpaczy (chyba że jesteśmy głupcami), lecz
raczej zachęcamy ich, by zabiegali o łaskę naszego Pana Jezusa
Chrystusa.
Teza 18: Pewne jest to, że człowiek musi całkowicie zwątpić
w siebie, by przygotować się na przyjęcie łaski Chrystusa.
Komentarz: Prawo dąży zatem do tego, by człowiek przestał
liczyć sam na siebie, dlatego „strąca do krainy umarłych” i
„zubaża” (1 Sm 2,6-7), i pokazuje, że człowiek jest grzesznikiem
we wszystkich swoich dziełach. Pisał o tym apostoł w drugim i
trzecim rozdziale Listu do Rzymian, gdzie czytamy, że „wszyscy
są pod wpływem grzechu” (Rz 3,9). Jeśli więc ktoś czyni, co w
jego mocy, i wierzy, że dobrze czyni, ten nie uważa siebie za nic
ani nie wątpi we własne siły, lecz jest tak pewny siebie, że zabiega o łaskę o własnych siłach.
Teza 19: Nie ten jest godzien miana teologa, kto niewidzialną
istotę Boga ogląda w dziełach i poznaje umysłem (Rz 1,20).
Komentarz: To jasno widać na przykładzie tych, którzy nazywają się teologami, choć apostoł w Liście do Rzymian 1,22 nazywa ich głupcami. Ponadto, niewidzialną istotą Boga jest: moc, boskość, mądrość, sprawiedliwość, dobroć etc. Rozpoznanie tych
88 Reformacja w Polsce 1-2/2009
rzeczy nie czyni człowieka godnym pochwały ani mądrym.
Teza 20: Ten tylko godzien jest miana teologa, kto widzialną i
objawioną człowiekowi istotę Boga postrzega przez krzyż i cierpienie.
Komentarz: Zwrócona do człowieka i widzialna istota Boga,
czyli Jego człowieczeństwo, słabość i głupstwo, stanowi przeciwieństwo Jego niewidzialnej istoty. Dlatego w 1. Koryntian 1,25
czytamy o głupstwie i o słabości Bożej. Skoro bowiem ludzie zrobili niewłaściwy użytek z poznania Boga w Jego dziełach, dlatego
Bóg dał się poznać w cierpieniu oraz potępił mądrość opartą na
tym, co niewidzialne, przy pomocy mądrości opartej na tym, co
widzialne, aby ci, którzy nie uwielbili Boga objawionego w Jego
dziełach, uwielbili Boga ukrytego w cierpieniu, jak czytamy w 1.
Koryntian 1,21: „Skoro bowiem świat przez mądrość swoją nie
poznał Boga w jego Bożej mądrości, przeto upodobało się Bogu
zbawić wierzących przez głupie zwiastowanie”. Nie wystarczy
więc ani na nic się nie przyda poznanie Boga w Jego chwale i majestacie, o ile jednocześnie nie pozna się Go także w uniżeniu i
hańbie krzyża. Dlatego Bóg mówi: „Wniwecz obrócę mądrość mądrych” (1 Kor 1,19), a Izajasz stwierdza: „Zaprawdę, jesteś Bogiem ukrytym” (Iz 45,15). Dlatego kiedy Filip zgodnie z teologią
chwały prosił: „Pokaż nam Ojca” (Jn 14,8), Chrystus natychmiast
powstrzymał górnolotne myśli ucznia i skierował je ku sobie, mówiąc: „Kto mnie widział, widział Ojca” (Jn 14,9). Zatem prawdziwa teologia i poznanie Boga kryją się w ukrzyżowanym Chrystusie, jak czytamy w Ew. Jana: „Ja jestem droga i prawda, i żywot,
nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie” (Jn 14,6; por. Jn
10,9).
Teza 21: Teolog szukający nieukrytej chwały Boga nazywa zło
dobrem a dobro złem. Teolog krzyża nazywa rzeczy po imieniu.
Komentarz: To oczywiste, bo kto nie zna Chrystusa, ten nie zna
Boga ukrytego w cierpieniu i dlatego przedkłada uczynki nad
cierpienie, chwałę nad krzyż, moc nad słabość, mądrość nad
głupstwo i w ogóle to, co dobre, nad to, co złe. Takich ludzi apostoł nazywa „wrogami krzyża Chrystusowego” (Flp 3,18), nienawidzą bowiem krzyża i cierpienia, a kochają uczynki i ich chwałę,
nazywają też dobro krzyża złem, a zło uczynków - dobrem. Jed-
Reformacja w Polsce 1-2/2009 89
nak, jak już stwierdzono, Boga znaleźć można tylko w cierpieniu i
w krzyżu. Dlatego przyjaciele krzyża mówią, że krzyż jest dobry,
a uczynki złe, ponieważ krzyż, na którym zawisł stary Adam
szczególnie uformowany przez uczynki, niszczy uczynki. Niemożliwe jest bowiem, by człowiek nie pysznił się swoimi dobrymi
uczynkami, jeśli cierpienie i nieszczęście nie uczyniły go całkowicie pustym i biednym, przez co poznał, że sam w sobie jest niczym, a jego uczynki nie pochodzą od niego samego, lecz od Boga.
Teza 22: Mądrość, która postrzega niewidzialną istotę Boga w
tym, co stworzone, nadyma, zaślepia i zatwardza serce.
Komentarz: Była już o tym mowa - kto nie zna i nienawidzi
krzyża, ten z konieczności kocha jego przeciwieństwo, czyli mądrość, chwałę, moc etc. Taka zaś miłość czyni jeszcze bardziej
ślepym i zatwardziałym. Pożądanie nie znika bowiem wraz z nabyciem tego, co pożądane. Jak umiłowanie pieniędzy rośnie wraz
ze wzrostem bogactwa, tak spragniona dusza - im więcej pije,
tym bardziej pragnie - jak powiedział poeta: „Im więcej piją wody, tym bardziej jej pragną”. To samo czytamy w Księdze Kaznodziei [Koheleta] 1,8: „Oko nie nasyci się widzeniem, a ucho nie
zadowoli się słyszeniem”. Dotyczy to wszelkich pragnień.
Zatem również pragnienie wiedzy nie mija wraz z poznaniem,
lecz tym bardziej jest przez nie pobudzane. Podobnie jest z pragnieniem chwały, które nie mija wraz z jej zdobyciem. Także zdobycie władzy nie gasi pragnienia panowania ani zdobycie uznania
nie gasi pragnienia sławy. Mówi o tym Jezus w Ew. Jana 4,13:
„Każdy, kto pije tę wodę, znowu pragnąć będzie”. Jedynym więc
lekarstwem na pragnienie nie jest jego zaspokojenie, lecz ugaszenie. Innymi słowy, kto prawdziwie szuka mądrości, ten nie szuka
mądrości w ciągłym postępie i rozwoju, lecz staje się głupcem i
szuka głupstwa w ciągłej regresji. Kto zaś prawdziwie szuka władzy, sławy, przyjemności i nasycenia we wszystkim, ten musi raczej uciekać od tych rzeczy niż o nie zabiegać. Oto mądrość, która
jest głupstwem w oczach świata.
Teza 23: Również Prawo sprowadza gniew Boży - uśmierca,
przeklina, oskarża i potępia wszystko, co nie jest w Chrystusie.
Komentarz: W Liście do Galacjan czytamy: „Chrystus wykupił
nas od przekleństwa zakonu” (Ga 3,13), oraz: „Wszyscy, którzy
90 Reformacja w Polsce 1-2/2009
polegają na uczynkach zakonu, są pod przekleństwem” (Ga 3,10),
zaś w Liście do Rzymian: „Zakon pociąga za sobą gniew” (Rz
4,15), oraz: „Przykazanie, które miało mi być ku żywotowi, było
ku śmierci” (7,10), i: „Ci, którzy w zakonie zgrzeszyli, przez zakon
sądzeni będą” (2,12). Kto zatem szczyci się, że jest mądry i uczony w Prawie, ten szczyci się hańbą, przekleństwem, gniewem Bożym i śmiercią, jak czytamy w Liście do Rzymian 2,23: „Który się
chlubisz zakonem…”.
Teza 24: Taka mądrość co prawda nie jest zła ani nie należy
przed Prawem uciekać, jednak bez teologii krzyża człowiek w
najgorszy sposób nadużywa nawet najlepsze rzeczy.
Komentarz: „Zakon jest święty” (Rz 7,12), a wszelki dar od Boga jest dobry (Jk 1,17) i „wszystko, co stworzył Bóg, jest dobre” (1
Tm 4,4; por. 1 Mj/Rdz 1,31). Jednak, jak już powiedziano, kogo
krzyż i cierpienie nie uniżyły i nie uczyniły niczym, ten sobie, a
nie Bogu, przypisuje zasługi i mądrość, a tym samym nadużywa i
kala dary Boże.
Kogo zaś cierpienie uczyniło niczym, ten sam nic nie czyni,
lecz wie, że Bóg w nim działa i wszystko czyni. Nie ma więc znaczenia, czy człowiek coś robi, czy też nie - nie przypisuje sobie
chwały, kiedy Bóg w nim działa, ani nie wstydzi się, kiedy Bóg nic
przez niego nie robi. Wie bowiem, że wystarczy, jeśli przez krzyż
cierpi i jest uniżony, by coraz bardziej stawać się niczym. Mówi o
tym Chrystus w Ew. Jana 3,7: „Musicie się na nowo narodzić”. Aby
się na nowo narodzić, wpierw trzeba umrzeć i zostać wzbudzonym z martwych wraz z Synem Człowieczym. Umrzeć, to znaczy
odczuwać stałą obecność śmierci.
Teza 25: Nie ten jest sprawiedliwy, kto wiele czyni, lecz ten,
kto bez uczynków żarliwie wierzy w Chrystusa.
Komentarz: Sprawiedliwości Bożej nie zdobywa się dzięki stale powtarzanym czynnościom, jak nauczał Arystoteles, lecz zostaje ona wlana przez wiarę. „Sprawiedliwy z wiary żyć będzie” (Rz
1,17). „Sercem wierzy się ku usprawiedliwieniu” (Rz 10,10). Dlatego słowa „bez uczynków” należy rozumieć następująco: Nie
chodzi o to, że człowiek sprawiedliwy nic nie robi, ale o to, że
choć sprawiedliwość popycha go do działania, to jednak nie
uczynki czynią go sprawiedliwym. Wiara i łaska zostają wlane
Reformacja w Polsce 1-2/2009 91
bez współudziału człowieka, natychmiast jednak podążają za nimi uczynki. Czytamy o tym w Liście do Rzymian: „Z uczynków
zakonu nie będzie usprawiedliwiony przed nim żaden człowiek” (Rz 3,20), oraz: „Człowiek bywa usprawiedliwiony przez
wiarę, niezależnie od uczynków zakonu” (Rz 3,28). To znaczy, że
uczynki nic nie dodają do usprawiedliwienia. Dlatego człowiek,
który wie, że uczynki wiary nie są jego własnymi uczynkami, lecz
Boga, nie szuka własnej chwały ani sprawiedliwości, lecz szuka
Boga - Boża sprawiedliwość pochodząca z wiary w Chrystusa całkowicie mu wystarcza. Innymi słowy, jak czytamy w 1. Koryntian
1,30, jego mądrością, sprawiedliwością etc. jest Chrystus, on zaś
jest Jego dziełem i narzędziem.
Teza 26: Prawo mówi: „Czyń to”, lecz nic się nie dzieje. Łaska
mówi: „Uwierz”, a już wszystko jest uczynione.
Komentarz: Pierwsze zdanie jasno wynika z wielu wypowiedzi
apostoła [Pawła] i jego komentatora, Augustyna. Wiele też powiedziano o tym, że Prawo skutkuje gniewem i wszystkich trzyma pod przekleństwem. Również drugie zdanie wynika z tego
samego, jak czytamy u Augustyna: „Prawo wymaga tego, co wiara
osiąga”. Przez wiarę bowiem Chrystus jest w nas, a nawet jest z
nami zjednoczony. Dlatego przez Niego spełniamy wszystkie żądania Prawa, ponieważ przez wiarę Chrystus należy do nas.
Teza 27: Dlatego można powiedzieć, że to, co czyni Chrystus,
jest siłą sprawczą, zaś to, co my czynimy, jest tym, co spowodowane. Zatem to, co spowodowane, podoba się Bogu ze względu
na działanie Chrystusa.
Komentarz: Przez wiarę Chrystus żyje w nas i porusza nas do
udziału w Jego dziele. Bowiem dzieła, które On czyni, są wypełnieniem przykazań Bożych, my zaś otrzymujemy je przez wiarę, a
kiedy je widzimy, jesteśmy poruszeni, by je naśladować. Dlatego
apostoł mówi: „Bądźcie więc naśladowcami Boga jako dzieci umiłowane” (Ef 5,1). Zatem uczynki, przez które Chrystus nas zbawił,
pobudzają nas do uczynków miłosierdzia, jak powiedział św.
Grzegorz: „Każdy czyn Chrystusa jest dla nas pouczeniem, a nawet bodźcem”. Kiedy więc jest w nas Jego działanie, wtedy żyje
przez wiarę i jest niepohamowane, jak czytamy w Pieśni nad Pieśniami 1,4: „Pociągnij mnie, a pobiegniemy za wonią twoich olej-
92 Reformacja w Polsce 1-2/2009
ków” [wg tłum. Lutra], tzn. za twoimi dziełami.
Teza 28: Miłość Boga nie odkrywa tego, co na nią zasługuje,
lecz tworzy obiekt swego zainteresowania. Miłość człowieka pojawia się w odpowiedzi na to, co ją pociąga.
Komentarz: Druga część powyższego twierdzenia jest oczywista i zgadzają się z nią wszyscy filozofowie i teologowie, a mianowicie że obiekt miłości jest jej przyczyną. Mówił o tym już Arystoteles, że władza duszy jest pasywna i materialna, aktywna zaś jest
tylko w przyjmowaniu. To z kolei ukazuje, że filozofia Arystotelesa jest sprzeczna z teologią, ponieważ we wszystkim szuka swego
i raczej przyjmuje niż daje to, co dobre.
Pierwsza część tezy jest jasna, bo przecież miłość Boża działająca w człowieku kocha człowieka grzesznego, złego, głupiego i
słabego, aby uczynić go prawym, dobrym, mądrym i silnym. Miłość Boża nie szuka swego, lecz zwraca się ku innym i obdarza ich
dobrem. I tak grzesznicy są piękni, ponieważ są kochani, nie zaś są kochani, ponieważ są piękni. Ludzka miłość ucieka od grzeszników, ponieważ są źli. Chrystus zaś mówi: „Nie przyszedłem
szukać sprawiedliwych, lecz grzeszników” (Mt 9,13). Taka jest
miłość zrodzona na krzyżu, która nie zwraca się ku dobru, by
użyć go dla własnej korzyści, lecz zwraca się ku ludziom złym i
biednym, by obdarzyć ich dobrem. Jak powiedział apostoł:
„Bardziej błogosławioną rzeczą jest dawać aniżeli brać” (Dz
20,35). Dlatego też czytamy w Psalmie: „Błogosławiony ten, który
zważa na biednego” (Ps 41,2). Jednak rozum z natury nie jest w
stanie pojąć tego, co nie istnieje, czyli biednych i potrzebujących,
lecz tylko to, co istnieje, co jest prawdziwe i dobre. Dlatego rozum osądza na podstawie pozorów, ze względu na osobę (por. Rz
2,11) i to, co widoczne dla oka.
Tłumaczył Bogumił Jarmulak na podstawie: Martin Luther, Gesammelte
Werke, Berlin 2002.

Podobne dokumenty