Mój pierwszy raz. Paweł Mieszkowicz: Młodzieńczych błędów nie da

Transkrypt

Mój pierwszy raz. Paweł Mieszkowicz: Młodzieńczych błędów nie da
Mój
pierwszy
raz.
Paweł
Mieszkowicz:
Młodzieńczych
błędów nie da się cofnąć
[Foto]
Jeżeli ktoś mówi – Jarmark Tumski, od razu w głowie świta jego
nazwisko, natychmiast jest kojarzone z tą cykliczną płocką
imprezą. Poza tym znany jest płocczanom z charytatywnej pracy
na rzecz miasta. Dał się również poznać szerokiej rzeszy osób
jako kolekcjoner oraz prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Muzeum
Mazowieckiego w Płocku.
Pewnie już każdy z czytelników wie o kim piszę. Tak, to Paweł
Mieszkowicz, którego zaprosiłam dziś do rozmowy w naszym cyklu
„Mój pierwszy raz”. Pomimo wszechobecnej grypy, która dopadła
także pana Pawła, ze swoim łagodnym uśmiechem zgadza się na
rozmowę.
Żeglowanie z… poważnymi bohaterami
Tradycją w naszym cyklu staje się pytanie dotyczące czasów
dzieciństwa. Nie mogło być inaczej i dziś. Każdy w
dzieciństwie ma swojego idola, autorytet, który świeci
przykładem. Kto w życiu małego Pawła był pierwszym idolem? –
Nie lubię słowa ,,idol”. W latach mojego dzieciństwa szukało
się raczej wzorów do naśladowania. Od dziecka lubiłem książki
o tematyce marynistycznej i podróżniczej. Stąd podziw dla
takich ludzi jak Krzysztof Baranowski czy Thor Heyerdhal – bez
zastanowienia odpowiada bohater rozmowy.
Jak się okazuje, pan Paweł od zawsze lubił podróżowanie i miał
zacięcie do żeglarstwa, bo kiedy dorósł to swoje pierwsze
zarobione pieniądze również przeznaczył aby realizować jedną
ze swoich pasji. – Swoje pierwsze pieniądze zarobiłem na
wakacjach – uśmiecha się, wracając do czasów wczesnej
młodości.
– Kuzyn prowadził zakład naprawy wag. Przeznaczyłem te
pieniądze na kurs żeglarski w Centralnym Ośrodku Szkolenia
Żeglarskiego w Trzebieży nad Zalewem Szczecińskim. W
następnych latach sytuacja powtarzała się. Pracowałem
popołudniami i w dniach wolnych od szkoły, aby zarobić na
następne kursy i rejsy morskie. Do dziś wspominam rejsy na
,,Jurandzie”- bliźniaczym jachcie ,,Śmiałego”, później na
,,Chrobrym” – pięknym mahoniowym keczu, czy wreszcie na dość
dużej jednostce ,,Zewie Morza”, który kilka lat później
zatonął na Morzu Śródziemnym. Wielką radość sprawiały mi także
rejsy po Mazurach i spływ z Mazur Narwią, Bugiem przez Zalew
Zegrzyński do Płocka – opowiada mi o swoich pierwszych
wyprawach, które do dziś żyją w pamięci mojego rozmówcy.
Górnik ze…znaczkami
Jak pan Paweł wspomniał, jeden ze statków, na których pływał,
zatonął. W związku tym od razu rodzi się pytanie. – Kiedy
pierwszy raz się pan bał i czy było to związane z żeglarstwem?
– Żeglarstwo to duży wysiłek, czasami trochę ryzyka ale
jednocześnie wielka frajda. Bywały sytuacje ekstremalne, czy
nawet dramatyczne, ale tak naprawdę bałem się, nawet
codziennie, pracując w kopalni w Czechosłowacji jako górnik.
Pracując na poziomie 700 – 800 m pod powierzchnią ziemi zawsze
gdzieś w podświadomości jest myśl powodująca uczucie lęku, czy
wyjedzie się na powierzchnię? Moja kopalnia była kopalnią
metanową, co powodowało jeszcze większy stan zagrożenia –
wyznaje.
To było dawno temu. I czas w naszej rozmowie na teraźniejszość
i kolejną pasję pana Pawła Mieszkowicza. Generalnie bardzo
dużo osób wie, że prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Muzeum
Mazowieckiego jest kolekcjonerem wielu rzeczy. Ale co było
pierwszą rzeczą, od której zaczęła się ta niezwykła pasja? – W
latach mojej wczesnej młodości wszyscy chłopcy zbierali
znaczki. Wklejaliśmy je na tzw. podlepkach do zeszytów, a
prawdziwy klaser z paskami celuloidowymi był powodem do dumy.
Znaczki pozyskiwało się z bieżącej korespondencji, prosząc
rodzinę i znajomych o podarowanie niepotrzebnych listów i
kartek pocztowych z naklejonymi znaczkami – uśmiecha się pan
Paweł.
– Robiłem to bardzo intensywnie, pozyskując duże ilości
znaczków. Do dziś w moich zbiorach zostały koperty z miejscami
po wyciętych do odmoczenia znaczkach, przekazane mi np. przez
moją babcię. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że wycinając
znaczek z koperty, odmaczając go, susząc i wkładając do
klasera, psuję jednocześnie w sposób bezpowrotny tzw. ,,całość
pocztową”, która ma o wiele większą wartość i to ona ma
większe znaczenie dla pasji, której poświęciłem wiele lat, tj.
historii poczty. Młodzieńczych błędów nie da się cofnąć, ale
koperty wraz z listami po moich pradziadkach, te z wyciętymi
dziurami po znaczkach i tak stanowią dla mnie duże źródło
informacji o moich przodkach – tłumaczy.
– Pierwsze szlify kolekcjonerskie jako filatelista zdobywałem
w pierwszym kole młodzieżowym Polskiego Związku Filatelistów,
założonym przez Pana Janusza Sobieraja. Do koła tego wstąpiłem
w 1960 roku i członkiem PZF pozostaję do dziś – opowiada z
dumą w głosie.
Jaki artefakt zajmuje pierwsze miejsce w pańskich zbiorach ? –
Od lat zajmuję się tworzeniem zbioru dotyczącego historii
poczty płockiej. Jednakże pod pojęciem zbioru należy rozumieć
nie tylko zbiór znaczków, listów, stempli, nalepek, pieczęci
itp., ale przede wszystkim jest to zbiór wiedzy i informacji w
tym temacie – zdradza kulisy swojego hobby. – Często dużo
trudniej jest dotrzeć do informacji dotyczącej danego tematu z
historii niż zakupić jakiś walor. Osobiście bardziej cenię
sobie mój zasób wiedzy i informacji o źródłach niż same
artefakty, które są tylko ,,uzupełnieniem” badanego tematu.
Nawet drobna, dla innych kolekcjonerów bezwartościowa rzecz,
jaką może być np. nalepka polecenia, widokówka lub telegram, w
rozbudowanym zbiorze może stanowić bardzo ważny element,
trudny do oszacowania – uśmiecha się tajemniczo.
Jarmarki, których nie da się…zapomnieć
Pan Paweł znany jest jako społecznik i organizator Jarmarku
Tumskiego, nie mogło tego tematu zabraknąć w naszej rozmowie.
Zatem, czym dla Pana był pierwszy zorganizowany przez Pana
Jarmark Tumski? – Pierwszy Jarmark Tumski był dla mnie
spełnieniem marzeń moich i środowiska płockich kolekcjonerów.
Od dawna staraliśmy się o zgodę władz na zorganizowanie giełdy
kolekcjonerskiej w naszym mieście. Było to dla mnie również
wyróżnienie, że powierzono mi kierowanie tą imprezą – nie
ukrywa zadowolenia.
– Prawdziwą satysfakcję i zadowolenie przyniósł Drugi Jarmark.
Wielka ilość zgłoszeń do wzięcia udziału w Jarmarku
potwierdzała bardzo pozytywne opinie o naszym debiucie.
Nadaliśmy tej imprezie charakter o jakim marzyłem. Dużą
satysfakcję przyniosło również wydawanie Expresu Tumskiego
ponieważ wydawanie codziennie kilkunastostronicowego numeru to
nie jest prosta sprawa. Ale dzięki pomocy kilku osób udało się
– tłumaczy z dumą w głosie.
– A o archiwalne egzemplarze naszej gazety jestem proszony do
dziś. Duże zadowolenie przyniosły nam również publikacje
dotyczące znanej i nieznanej historii Płocka, jak np.
,,Leksykon ciekawostek o Płocku”. Organizatorzy ostatniej
edycji Jarmarku, w której zostaliśmy wyrzuceni poza nawias i
nie braliśmy udziału, zmienili niestety całkowicie jego
charakter. Dla laików był to Jarmark jak poprzednie, ale
kolekcjonerzy tak z Płocka, jak i z kraju odebrali go inaczej.
Trzy razy mniejsza ilość stoisk kolekcjonerskich i nieudane
naśladownictwo wydawnicze pt. ,,Kurier Tumski” są tego
najlepszym przykładem – nie ukrywał rozgoryczenia Paweł
Mieszkowicz.
Rodzina a potem…muzeum
W naszym cyklu, zadaję moim rozmówcom pytanie o marzenie,
które byłoby tym pierwszym i spełnionym. Kiedy zadałam to
pytanie, Pan Paweł uśmiechnął się, spojrzał na mnie swoim
łagodnym wzrokiem i pokiwał znacząco głową. – Jak każdy, w
różnych okresach życia miałem wiele marzeń tych wielkich, i
tych mniejszych. Część z nich się spełniła, część była ze
względu na swój ogrom nie do zrealizowania, ale obecnie u
schyłku życia moim największym marzeniem jest: proszę
posłuchać uważnie, bo nie będę powtarzać – lubię moje miasto,
w którym się urodziłem i w którym mam swoje korzenie –
podkreśla. – Kocham moje wnuki, których mam cztery sztuki –
żartuje w swoim stylu pan prezes.
– Pragnąłbym, aby moje kochane dzieciaki zostały w moim
mieście. Przeraża mnie fakt olbrzymiej emigracji młodych ludzi
do innych miejsc w Polsce lub za granicę. Patrząc z
perspektywy wielu lat widzę, że nie ma ważniejszej rzeczy niż
przyszłe pokolenia i wszyscy powinni zrobić wszystko, aby w
Płocku zatrzymać młodych ludzi – tłumaczy.
– Mam jeszcze drugie marzenie, raczej nie do zrealizowania, a
jest to stworzenie Muzeum Poczt Mazowsza, jako oddziału Muzeum
Mazowieckiego. W najstarszym zachowanym na Mazowszu budynku
starej poczty. Byłaby to jednocześnie siedziba płockich
kolekcjonerów. Jedenaście lat temu została podjęta w tym
przedmiocie uchwała Rady Miasta Płocka, gdzie beneficjentami
zostali Polski Związek Filatelistów Oddział Płock i Polskie
Towarzystwo Numizmatyczne Oddział Płock oraz kilka innych
organizacji kolekcjonerskich, które wreszcie znalazłyby swoje
miejsce.
Powiedziałem, że jest to nie do zrealizowani bo… miarka się
przebrała. Nie mam już siły na dalszą walkę z indolencją
urzędniczą, dla której nawet powieszenie tablicy pamiątkowej w
niewłaściwym miejscu nie robi żadnej różnicy – dodaje znany
społecznik.
Dziękuję serdecznie za rozmowę i z całego serca, życzę
spełnienia marzeń oraz dużo, dużo zdrowia.
Fot. Archiwum prywatne Pawła Miszkowicza.
Wiśniewski:
Jarmarkowi
Tumskiemu nic nie grozi
Zamiast porozumienia współorganizatorów jest awantura. Urząd
miasta chce wprowadzić zmiany, na które Stowarzyszenie
Przyjaciół Muzeum Mazowieckiego się nie zgadza. Czyżby Jarmark
Tumski stanął pod znakiem zapytania?
W zeszłym tygodniu odbyło się spotkanie współorganizatorów
Jarmarku Tumskiego, czyli przedstawicieli Stowarzyszenia
Przyjaciół Muzeum Mazowieckiego, Urzędu Miasta oraz Płockiego
Ośrodka Kultury i Sztuki – dotyczące organizacji imprezy,
która została zaplanowana na ostatni weekend maja. Zamiast
jednak do ustalenia szczegółów wydarzenia, którego w tym roku
odbędzie się już siódma edycja, doszło pomiędzy partnerami do
spięcia. Jak powiedział nam Artur Wiśniewski – dyrektor POKiSu – punktem spornym jest sposób realizacji Jarmarku Tumskiego.
Otóż urząd miasta, który w poprzedniej edycji wyłożył na
organizację wydarzenia 200 tys. zł domaga się, by w tym roku
utworzyć wspólny budżet imprezy. W latach poprzednich zarówno
SPMM jak i POKiS dysponowały oddzielnymi funduszami, których
rozliczenie przedstawiały po zakończeniu kulturalnego
przedsięwzięcia. W tym roku miasto chce, by na koncie POKiS-u
wydzielone zostało oddzielne subkonto, na które będą wpływały
chociażby opłaty za stoiska od wystawców. Artur Wiśniewski
zastrzega jednak, że wspólny budżet imprezy nie wiąże się z
żadnymi zmianami dotyczącymi kwestii merytorycznych. – Nadal
chcemy, by Stowarzyszenie zajmowało się realizacją Jarmarku
Tumskiego, tak jak to czyniło do tej pory – zapewnia dyrektor.
Czy POKiS ma wątpliwości dotyczące wydatków poczynionych przez
SPMM w poprzednich latach? Wiśniewski zapewnia, że pod adresem
Stowarzyszenia nie kieruje żadnych oskarżeń. – Wszystkie
wydatki w poprzedniej edycji zostały rozliczone. Nie mamy tu
wątpliwości. Wspólny budżet imprezy, poza tym, że ułatwi nam
pracę, jest efektem składanych przez radnych w poprzedniej
kadencji interpelacji, w których domagano się szczegółowych
informacji na temat finansowania Jarmarku – tłumaczy dyrektor
POKiS-u.
Przypomnijmy, w lipcu ubiegłego roku radny Maciej Wiącek zadał
szereg pytań dotyczących finansowania imprezy, uzasadniając,
iż do opinii publicznej docierają sprzeczne sygnały w tej
sprawie. Pytania radnego dotyczyły między innymi wynagrodzenia
dla współorganizatorów oraz przeznaczenia środków, które
wpływały na konto SPMM w postaci wpisowego od wystawców. O ile
fakt, iż opłaty pobierane od uczestników zostały przeznaczone
na organizację Jarmarku nikogo nie zdziwił, to podpisanie z
prezesem Stowarzyszenia umowy o dzieło, opiewającej na kwotę
10 tys. zł brutto wzbudził niemałe kontrowersje w mieście.
Jak jednak doniosła w sobotę płocka „Gazeta Wyborcza”,
prezesowi SPMM Pawłowi Mieszkowiczowi zaproponowane przez
urząd miasta w tym roku zmiany zdecydowanie nie przypadły do
gustu. Według relacji płockiej „Gazety”, Mieszkowicz bierze
nawet pod uwagę wycofanie udziału Stowarzyszenia z organizacji
Jarmarku.
Co wtedy? Czy siódma odsłona stanie pod znakiem zapytania? –
Jarmarkowi Tumskiemu nic nie grozi – uspokaja Artur
Wiśniewski. – Impreza odbędzie się w tym roku, tak jak została
zaplanowana, w ostatni weekend maja. Jeśli Stowarzyszenie się
wycofa wówczas Jarmark zostanie zrealizowany bez jego udziału
– mówi dyrektor POKiS i dodaje, że nazwa imprezy nie jest
zastrzeżona, więc pozostanie bez zmian. Jak jednak zdradził
Artur
Wiśniewski,
w
kwestii
porozumienia
między
współorganizatorami jest dobrej myśli.