Pobierz PDF
Transkrypt
Pobierz PDF
BR AM A numer 1 warszawa śródmieście marzec 2016 2 | Brama numer 1 | marzec 2016 DRU CZEMU GA ZAJMUJEMY FALA PUSTOSTANY? Kolektyw Syrena jest drugą falą dzikich lokatorów – pierwsza, masowa fala po wojnie, zimą 1945 roku złamała wojskowy zakaz wstępu na lewy brzeg miasta i zasiedliła ruiny wielu domów, w tym pozostałość po kamienicy na Wilczej 30. Warunki życia były tragiczne – wokół same gruzy. Poza zrujnowanym terenem getta warszawskiego, Śródmieście ucierpiało przez wojnę najbardziej – ubyło tu 65 proc. kubatury: prawie siedem mieszkań na dziesięć znikło zupełnie. Straty dzielnicy szacuje się na 6,631 mld zł (wg raportu z 2004 r.). Na podstawie inwentaryzacji stanu naszego kwartału między Wilczą, Hożą, Kruczą i Marszałkowską, BOS ocenił w 1945 ubytek niemal połowy kubatury kamienic [dokładnie, ze 132,000 m3 ubyło 56,540 czyli 43 proc]. Wartość zniszczeń oszacowano na 8.311.380 zł. W naszej pierzei na Wilczej (nry parzyste) m. Kruczą a Marszałkowską na 10 kamienic cztery i pól zniszczono doszczętnie, żadna nie ocalała w pełni. Kamienicę Syreny – Wilczą 30 (hipoteka 1697A) – przeznaczono pierwotnie do rozbiórki ze wzg. na opłakany stan (połowa zrównana z ziemią, zrujnowane klatki i poważnie uszkodzony front). Jednak już w 1945 r. kamienicę na dziko zasiedliło 50 osób, które zaczęły ją remontować. Nie dało się ich wyrzucić, stąd budynek ocalał. Warunki mieszkania i odbudowy były niezwykle trudne, brakowało właściwie wszystkiego poza drewnem na opał. Jak donosi Życie Warszawy 22. lipca 1945 roku, po drugiej stronie ulicy doszło do jednej z największych i zapomnianej dziś katastrofy: zawaliła się mocno uszkodzona kamienica przy Wilczej 29, grzebiąc w ruinach pięćdziesiąt osób… Tymczasem w pierwszym roku odbudowy mieszkań formalne środki przeznaczane były przede wszystkim na lokale dla urzędników i pracowników ministerstw w nowej-starej Stolicy. Na przełomie 1945/1946 na większą skalę ruszył koncesjonowany remont mieszkań dla wszystkich za pieniądze z budżetu. Wraz z dekretem o komunalizacji gruntów powstało mieszkalnictwo komunalne (pierwszy raz w historii miasta, którego domy przed wojną w 97 proc. należało do prywatnych kamieniczników). Zalegalizowano też pobyt ‚dzikich lokatorów’, którzy mieszkali i sami remontowali swoje domy. Syrena to autonomiczna przestrzeń inicjatyw, mieszcząca się w odzyskanej kamienicy przy Wilczej 30 w Warszawie. Przestrzeń funkcjonuje jako miejsce działań niekomercyjnych oraz wsparcia lokalnych inicjatyw i mieszkanek_ńców. Kolektyw Syrena używa przestrzeni jako źródła bezpośrednich interwencji i konfrontacji z polityką miasta oraz prywatnych inwestorów, którzy zgodnie z priorytetem zysku wspólnie negują prawa mieszkanek_ńców do miasta. Odzyskujemy miasto na różnych polach: od akcji bezpośrednich, takich jak blokady częstych i bezprawnych eksmisji, wspieranie imigrantek_ ów i pracowniczek_ów zatrudnianych na umowach śmieciowych, mieszkanek_ńców broniących przestrzeni publicznych oraz wszystkich osób dyskryminowanych przez wymiar sprawiedliwości i władze. kontakt: [email protected] // www.syrena.tk 1. Bo nie chcemy utonąć w długach Czy zastanawiała/eś się czemu mieszkanie w Warszawie wciąż jest droższe niż w Berlinie, Wiedniu, Kopenhadze, Lizbonie, mimo że zarabiamy tu nawet cztery razy mniej? Zgodnie z danymi Głównego Urzędu Statystycznego, przeciętna osoba w tym kraju, gdyby zdecydowała się przeznaczyć całą swoją pensję na zakup mieszkania, mogłaby kupić niecałe pół metra kwadratowego – prawie dwa razy mniej niż dziesięć lat temu. W istocie, w wielu okresach w ciągu ostatnich siedmiu lat ceny mieszkań prywatnych i czynsze w lokalach komunalnych wzrastały niemal dwukrotnie. Tymczasem, średnie płace wzrosły zaledwie o jedną trzecią – wg danych GUS. Jak widać, w parze za wysokim kredytem na trzydzieści lat nie idą wysokie zarobki ze stałą umową o pracę. W efekcie, zadłużamy się po uszy, chwytając się każdej roboty, choćby za półdarmo i na tymczasowych umowach – tzw. „śmieciówkach”. Według raportu NIK na temat zobowiązań władz w polityce mieszkaniowej, aż 6,5 miliona osób w Polsce mieszka w warunkach „nędzy mieszkaniowej” – w sporym przeludnieniu, ciasnych klitkach, uwłaczających godności. To jednak tylko pół prawdy. 2. Bo puste domy to zyski kosztem ludzi Nawet połowa budowanych dziś mieszkań stoi pusta i jest przeznaczona wyłącznie na spekulację: jak szacuje Instytut Ekonomiczny NBP, w latach 2009-2010 liczba pustych nowych lokali w stolicy wynosiła niezmiennie 25 tysięcy. W dodatku właściciele 7,5 spośród 15 tysięcy mieszkań sprzedanych w 2008 roku to nie mieszkańcy szukający dachu nad głową, a firmy kupujące nawet po kilkanaście lokali, żeby po latach odsprzedać je potrzebującym, z większym zyskiem. Na całym świecie można zauważyć ścisły związek pomiędzy wysoką ceną mieszkań, a liczbą pustostanów. Tysiące lokali nie świecą pustką na marne: utrzymywanie takiego stanu – przy powszechnie palącej potrzebie zapewnienia dachu nad głową – zabezpiecza zyski branży nieruchomości. Wobec braku alternatywy w postaci wystarczającej liczby dostępnych mieszkań komunalnych, ceny prywatnych mieszkań są dyktowane tylko tym, ile można z nas wycisnąć, jak mocno możemy się zadłużyć. Rośnie bańka spekulacyjna a wraz z nią – liczba ludzi zadłużonych po uszy i mieszkań, których nie da się spłacić, a także – liczba pustostanów oraz ludzi bez dachu nad głową. Polityka mieszkaniowa nie ma nic wspólnego z demokracją – de facto tworzą ją banki, deweloperzy i sympatyzujący z nimi urzędnicy. 3. Bo władze łamią nasze prawa i tworzą głód mieszkaniowy Powiedzieć, że ani rząd ani samorządy lokalne nie są zainteresowane by zmniejszyć bańkę spekulacyjną, to mało. Władze zarządzają nami jak prywatna firma i tworzą te same patologie: domy bez ludzi i ludzi bez domów. Dziś w Warszawie pięć tysięcy niezamożnych rodzin (ponad 12 tys. osób) nawet dziesięć lat czeka na liście na mieszkanie czynszowe. Połowa z nich dysponuje wyrokiem sądowym na natychmiastowy przydział lokalu komunalnego. Jednocześnie, miasto posiadało w 2011 roku sześć i pół tysiąca pustych lokali; dwa tysiące z nich zdążyło już popaść w ruinę i nie nadaje się do mieszkania. Kolejny tysiąc ma nam zostać odebrany za darmo w ramach dzikiej reprywatyzacji, mimo że to ludzie własnym wysiłkiem wynieśli Warszawę z powojennych gruzów. Warszawski ZGN to nic innego niż Zarząd Głodem Mieszkaniowym, który w dodatku nie remontuje swoich kamienic, przejadając pieniądze płacone mu przez najemców. Władze lokalne i krajowe ignorują swój konstytucyjny obowiązek ochrony naszego prawa do dachu nad głową, walki z głodem mieszkaniowym i bańką spekulacyjną. Brakuje im woli, by sięgnąć po rozwiązania, które stosują inne kraje dotknięte kryzysem mieszkaniowym. Wiedeń aktywnie zmaga się ze spekulacją poszerzając zasób mieszkań komunalnych – niemal jedna trzecia lokali należy do miasta. W Warszawie jest odwrotnie – zasób mieszkań miejskich się planowo kurczy. Już dziś lokale komunalne stanowią marne dziesięć procent ogółu, a przyjęty przez ratusz wieloletni program mieszkaniowy zakłada dalszą redukcję liczby miejskich lokali o 4,8 tys. w ciągu najbliższych 4 lat, głównie za sprawą dzikiej reprywatyzacji. Kolejne rządy krajowe, od prawa do lewa, zupełnie ignorują potrzebę budowy mieszkań komunalnych – w ostatnim roku władze wydały na to pół procent budżetu państwa – równowartość budowy ćwierci Stadionu Narodowego… 4. Bo okupując stawiamy opór Największe kryzysy ostatnich lat – od USA po Hiszpanię – zaczęły się właśnie od tragedii mieszkańców miast i masowych eksmisji. Bańki spekulacyjne pękają, wysokich kredytów nie da się spłacać. To nie przypadek, że najczęstszym obrazkiem upadających miast są ulice wypełnione pustymi domami. W odpowiedzi na kryzysy wywołane przez wieloletnią, nieodpowiedzialną politykę władz, coraz więcej miast postanawia przejmować w zarząd i zasiedlać długo marniejące, opuszczone budynki i mieszkania. Nierzadko sami mieszkańcy zajmują opuszczone rudery, by je wyremontować własnym wysiłkiem i zamieszkać. W Polsce, popadające w ruinę pustostany są dobitnym obrazem marniejącej kondycji życia wielu mieszkańców miast, którzy stoją przed dylematem „wziąć kredyt, wyjechać, czy strzelić sobie w łeb?”. Czy coś nam jeszcze zostało? Wcielamy w życie i proponujemy inną drogę – broń się, przejmij inicjatywę, weź swój los we własne ręce, wymów służbę, zajmuj pustostany, okupuj, stawiaj opór! Brama numer 1 | marzec 2016 | 3 JOLANTA BRZESKA LOKATORKA I OBYWA TELKA WYKLĘTA Jola Brzeska walczyła do końca, walczyła nie tylko o siebie, ale także o innych lokatorów reprywatyzowanych stołecznych kamienic. Istnieje nagranie z dnia 22 stycznia 2009 roku dostępne na portalu YouTube. Właściciel sklepu „Bazarnik” przy ul. Nowy Świat 66 po przejęciu kamienicy, chciał dokonać eksmisji czteroosobowej rodziny do hotelu robotniczego, jako miejsca ich tymczasowego pobytu. Prawo zakazuje wykonywania tej czynności od 1.11 do 31.3. Wśród osób blokujących eksmisję była Jola Brzeska i to z tego wydarzenia pochodzi jej znane zdjęcie, gdzie stoi na balkonie w czarnym płaszczu. Eksmisja się nie udała. Wówczas Jola Brzeska już od trzech prawie lat walczyła z właścicielem kamienicy, w której mieszkała wraz z mężem Kazimierzem Brzeskim. Kamienica przy Nabielaka 9, jest jedną z wielu warszawskich kamienic, które były elementem dzikiej reprywatyzacji w stolicy. W ubiegłym roku elewacja budynku została odnowiona, samą kamienicę nie zamieszkują już starzy lokatorzy, sąsiedzi Brzeskich. Zostali zmuszeni do wyprowadzki. Ta niesprawiedliwość, jaka ich spotkała, jest symbolem tragedii powojennej stolicy. Ojciec Jolanty Brzeskiej, Franciszek Krulikowski, odbudowywał tą właśnie kamienicę, która po wojnie była jedynie wypaloną skorupą. Zamieszkał tam po odbudowie wraz z żoną i córkami. Takie osoby, jak pan Franciszek, które odbudowywały miasto z gruzów, zostały kompletnie zapomniane. Ich trud, ich wysiłek zostaje zniweczony, kiedy ich dzieci oraz wnuki są wyrzucane z własnych mieszkań przez tzw. spadkobierców, ludzi najczęściej niemających nic wspólnego z przedwojennymi właścicielami budynków. Tak było w i w tym przypadku. Pojawienie się nowego właściciela, opisuje przyjaciółka Joli: „Po 60 latach mieszkania w tym samym domu w pewne sobotnie popołudnie 2006 r., podczas rodzinnego obiadu, do mieszkania państwa Brzeskich wtargnął tłum obcych ludzi. Radośnie oświadczyli, że właśnie odzyskali nieruchomość. Brzescy kończyli jeść zupę. Gościnna zazwyczaj Jola nie podzieliła się z nimi obiadem. Nie zaproponowała nawet herbaty. Jakby przeczuwała kłopoty. Oszołomiona patrzyła, jak obcy myszkują po jej kątach i bawią się we wspominki z dzieciństwa. Nikt z nich nie zbliżał się jeszcze do emerytury, więc nie mogli mieć wspomnień z tego mieszkania. Tylko jeden, brzuchaty, nic nie wspominał. Rozparty w fotelu w salonie wgapiał się łakomie w talerze z zupą“. I rozpoczęła się gehenna Joli i Kazimierza Brzeskich z Mossakowskim i Massalskim. W następnym roku poznali ich metody działania, którego celem było zastraszenie i wykurzenie z Nabielaka wszystkich lokatorów. Następne lata Jola Brzeska musiała spędzać w sądach, na procesach wytaczanych jej przez właściciela. 14 grudnia 2007 roku umarł Kazimierz Brzeski. W tym samym roku powstało WSL – Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów. Jola nie była już sama w walce z ratuszem i urzędnikami miejskimi oraz kamienicznikiem, który nie przestawał jej dręczyć. „Dorota Chróścikowska, zarządca budynku częściowo przejętego przez Mossakowskiego, wiedząc, że przez trzy lata nie odprowadził on ani jednej złotówki z czynszów pobieranych od lokatorów za wodę czy wywóz śmieci, podjęła ryzyko popełnienia przestępstwa. Wydrukowała rozliczenie mediów w mieszkaniu Brzeskich za 2006 r. i wręczyła je Joli. Rzeczywista kwota wynosiła 1445,11 zł“ – opisuje Ewa Andruszkiewicz. Jola nie mogła liczyć na wsparcie urzędników czy policji. Działano przeciwko niej, poprzez bierność i zaniechanie działań względem właściciela kamienicy. Jola była obywatelką oraz lokatorką wyklętą. Urzędnicy miejscy oraz sama pani prezydent Warszawy, bagatelizowali rozmiary reprywatyzacji w mieście. Radni nie byli zadowoleni, gdy podczas sesji zjawiali się działacze KOL oraz WSL i psuli im dobre samopoczucie. Sprawa reprywatyzacji była spychana na dalszy plan i zamiatana pod dywan. Jola Brzeska była tuż przed swoją tragiczną śmiercią prawdopodobnie o krok od rozpracowania mafii, która przejmuje nieruchomości hurtowo. Być może to sprawiło, że Joli Brzeskiej już nie ma. Za dużo wiedziała i mogła swoją wiedzą przeszkodzić w intratnym interesie. Ewa Andruszkiewicz o Joli oraz WSL: „Nie było tygodnia, żeby nie napływały kolejne dramaty, cała lawina nieszczęść. Eksmisja na bruk Anki z trójką dzieci w środku zimy. Samobójstwo lokatora na Wspólnej, który nie wytrzymał presji firmy deweloperskiej i z rozpaczy, że nie zapewnił rodzinie dachu nad głową powiesił się. Zawał serca emerytowanego mistrza jeździeckiego trzy miesiące po tym, jak nowy właściciel wyrzucił go z mieszkania do piwnicy. Serce nie wytrzymało upodlenia. A dla kontrastu właściciel mieszkania Brzeskiej, rozparty na skórzanej tapicerce luksusowego bmw, wożony przez osobistego kierowcę, właściciel 60. odzyskanych nieruchomości, z których żadna nigdy nie należała do jego przodków. Jemu miasto przydzieliło komunalne mieszkanie na Krakowskim Przedmieściu z widokiem na Zamek Królewski. Dla niej, dla mistrza jeździectwa i tego biedaka ze Wspólnej nie mieli nawet psiej budy“. Nie zważano na tych, którzy potrzebowali pomocy. Nie byli traktowani jak partnerzy do rozmów dla warszawskich urzędników. Dnia 1 marca 2011 roku w Lesie Kabackim znaleziono zwęglone ciało Jolanty Brzeskiej. Nawet po tym makabrycznym odkryciu była ona traktowana przez nich z lekceważeniem. Ewa Andruszkiewicz o tym, co działo sie ze sprawą Joli Brzeskiej po odnalezieniu jej zwłok: „Laboratoria kryminalistyczne wykonują badanie DNA w ciągu dwóch tygodni. Rodzina Jolanty Brzeskiej czekała dwa miesiące na potwierdzenie identyfikacji zwłok. Dokładnie pół roku prokuratura mokotowska zwlekała z zezwoleniem na wydanie aktu zgonu. Przez następne cztery miesiące nie można było uzyskać zgody na pochówek. Przez dziesięć miesięcy spalone ciało Jolanty Brzeskiej leżało w lodówce zakładu medycyny sądowej z przyczepioną do nogi kartką NN. Za życia była traktowana jak Nic Nieznaczący śmieć. Z takim samym szacunkiem odniesiono się do jej zmasakrowanych zwłok. Absurdalna pierwotna teza o samobójstwie przy użyciu oleju napędowego, używanego wyłącznie przez gangsterów do skutecznego likwidowania wszelkich śladów biologicznych w miejscu zbrodni, na wiele miesięcy zwolniła organa dochodzeniowe z obowiązku zabezpieczenia dowodów morderstwa: nie przeszukano mieszkania, nie przesłuchano sąsiadów, którzy widzieli moment uprowadzenia. Dopiero po manifestacji przed Prokuraturą Generalną, jaką zorganizował Komitet Obrony Lokatorów pół roku po zabójstwie Brzeskiej, policja zadała kilka pytań obu pełnomocnikom Barbary Zdrenki. Nic nie widzieli, nic nie słyszeli i ponieśli same straty…“. Ta sytuacja dobitnie pokazuje, że sprawie próbowano nadać inny bieg, skierować go w stronę teorii samobójstwa. W pierwszych dniach po śmierci Joli Brzeskiej prokuratura oraz policja nie bardzo przejmowały się dowodami mogącymi świadczyć inaczej. Po pięciu latach powstało jeszcze więcej pytań, na które odpowiedzi wciąż brak. Dzika reprywatyzacja dalej hula po stołecznych kamienicach. 1 marca jest Dniem Żołnierzy Wyklętych, dla mnie jest Dniem Obywatelki oraz Lokatorki Wyklętej, bo taką była Jola Brzeska. Przez te pięć lat musiała walczyć z władzami o chwilę uwagi dla siebie i innych lokatorów, dręczonych przez kamieniczników - tak jak ona sama. Ostatnie słowo niech należą do przyjaciela Joli z WSL, Andrzeja Smosarskiego: „Jola była założycielką Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, od samego początku pomagała innym ludziom zrozumieć meandry sytuacji prawnych związanych z terrorem wobec najemców mieszkań. Miała niesamowity instynkt prawny, potrafiła szybko i bezbłędnie identyfikować wszystkie składniki bardzo skomplikowanych sytuacji prawnych. Pełna godności, samodzielna, solidarności wobec innych, towarzyska, zawsze obecna na akcjach WSL, jedna z tych kobiet które są dla mnie o wiele bardziej symbolem codziennej walki z wyzyskiem i okrucieństwem niż wszelkie rozreklamowane celebrytki. Sama była obiektem agresji znanego warszawskiego specjalisty od przejmowania budynków i wyrzucania ludzi, niestety sądy i władze miasta do końca były odwrócone od jej problemu z kamienicznikiem. Nie wiemy, czy jej śmierć była związana z konfliktem mieszkaniowym – zaginięcie nastąpiło kilka dni przed kolejnym zapowiedzianym przez kamienicznika i komornika drastycznym uderzeniem w dorobek jej życia. Kilka lat temu zmarł mąż Joli, także aktywny działacz lokatorski, bardzo to przeżyła, ale zacisnęła zęby walcząc dalej o swoje i nie tylko swoje: godność, mieszkanie, zmianę polityki mieszkaniowej władz stolicy. Bardzo kochała swoją córkę i wnuka, o których często opowiadała. Siedziałem wczoraj wiele godzin rozmawiając z córką Joli. Podobnie – twarda dzielna kobieta, która nie poddaje się w sytuacjach opresji”. 4 | Brama numer 1 | marzec 2016 OCALIĆ SZKOŁY, POWSTRZYMAĆ WIEŻOWCE! Śródmieście Warszawy znajduje się pod ogromnym naciskiem „postępowych” polityków i polityczek, dla których postęp oznacza jedynie rozwój prywatnego kapitału. Potrzeby mieszkańców i mieszkanek Śródmieścia są mniej istotne. Dba się o przestrzeń dla banków, inwestycji oraz firm, zamiast o przestrzeń dla rodziców, pieszych, lokatorów i lokatorek. Dobrym przykładem anty społecznej polityki władz miasta jest los zespołu szkół przy ul. Emilii Plater. Władze miasta – mimo protestów rodziców, grup lokatorskich i artystów – wystawiły na sprzedaż działkę po dawnym zespole szkół im K. Hoffmanowej. W ratuszu trwa gorączkowe przeliczanie pieniędzy, które można będzie uzyskać ze sprzedaży tej działki. Brak przestrzeni przeznaczonych na szkolnictwo zdaje się w tych obliczeniach nie przeszkadzać. Nie przeszkadza również fakt iż, zgodnie z szacunkami, ponad sto kolejnych szkół leży na terenach objętych roszczeniami i zagrożonych reprywatyzacją. Z jednej strony w Warszawie jest ponad 660 tys. m2 pustej biurowej przestrzeni (drapacze chmur świecą pustkami), z drugiej strony uczniowie i uczennice przeniesieni ze zlikwidowanych szkół im. K. Hoffmanowej dosłownie mdleją z braku powietrza w budynku na ul. Hożej, gdzie dołączono liceum im. K. Hoffmanowej do Gimnazjum nr 43, tworząc zespół szkół. Siedziba zespołu na Hożej nie wystarcza na zaspokojenie obecnych potrzeb edukacyjnych śródmiejskiej młodzieży. Brak placówek oświatowych to nie jedyny problem stolicy. Od lat dramatycznie spada liczba lokali mieszkalnych na wynajem, czynsze rosną, a w mieście szaleją spekulanci wyłudzający działki (w imię reprywatyzacji „utraconego majątku”). Przez takie praktyki Warszawa stopniowo traci szkoły, mieszkania, parki, a wraz z nimi swój społeczny charakter. Teren dawnego zespołu szkół im K. Hoffmanowej nie jest objęty roszczeniami, działce tej nie groziła również reprywatyzacja. Mimo tego szkołę zamknięto, przeznaczając w pełni użyteczny budynek do zburzenia, a teren, na którym stoi został wystawiony na sprzedaż. W planie zagospodarowania tej przestrzeni ratusz przeznaczył działkę na ul. Emilii Plater pod wysoką zabudowę. W miejsce starej szkoły mają powstać wieżowce i przestrzenie biurowe. Nie ma miejsca na realizację potrzeb mieszkańców – to oczywiste w logice miasta-firmy. Przy tym tempie prywatyzacji i wyprzedaży miejskich nieruchomości Śródmieście stanie się niedługo folwarkiem kilku najbogatszych krętaczy i biznesmenów, a poziom usług publicznych i dostępu do przestrzeni wspólnych będzie zależał od ich dobrej woli. Przecież nie ma się co łudzić, że miasto przeznaczy którykolwiek z planowanych biurowców np. na publiczną szkołę. Taką samą polityką kieruje się również kardynał prezbiter Kazimierz Nycz. Na terenie parafii św. Barbary przy ul. Emilii Plater ma powstać 170-me- trowy wieżowiec „Roma Tower”, przeznaczony na biura oraz przestrzenie handlowe. Do zrealizowania inwestycji została powołana spółka składająca się z dwóch podmiotów: BBI Development oraz archidiecezji warszawskiej. Władze kościoła wniosą do spółki 10 tys. złotych w gotówce oraz grunt; deweloper zaś 19 mln złotych. Po ukończeniu budowy kościół pobierać będzie 55% zysków związanych z przyszłym biurowcem, a BBI Development 45%. Kardynał Nycz od lat szlifuje swój biznesowy „know-how” w zaprzyjaźnionym „Business Centre Club”, największym w kraju klubie przedsiębiorców. Najwyraźniej potrzeby mieszkalne warszawiaków i warszawianek nie są tak istotne, jak potrzeby materialne archidiecezji. W efekcie powstał w Warszawie nowy Triumwirat: ślepa na potrzeby mieszkańców władza samorządowa, międzynarodowy kapitał oraz Kościół. Deweloperzy zdają sobie sprawę, że mogą dyktować miastu swoje warunki – ekipy rządzących ustalają wszystko pod dyktando biznesmenów, począwszy od przyszłego charakteru miasta (ustalanie planów zabudowy), jak i oddając w prywatne ręce to, co obecnie należy do miasta (reprywatyzacja). Rażąca niegospodarność urzędników z ratusza przestała już dziwić – ślepa wiara w prywatyzację usprawiedliwia w Polsce AD 2015 każdy absurd. Założenie, że „prywatne jest zawsze lepsze niż publiczne” w praktyce oznacza właśnie biurowce zamiast szkół, banki zamiast barów mlecznych, centra handlowe zamiast parków i parkingi zamiast placów zabaw. Miasto, które przestaje służyć ludziom, a zaczyna służyć zyskom. Stopniowe prywatyzowanie kamienic i kolejnych miejskich działek zostawia ludzi na łasce lub niełasce deweloperów i kamieniczników – powraca koszmar przedwojennej Warszawy, gdzie ceny za wynajem przekraczały możliwości większości MIESZKAMY PO SĄSIEDZKU JUŻ PIĘĆ LAT! CZAS NA PODSUMOWANIE. Kolektyw Syrena wprowadził się na Wilczą 30 na wiosnę 2011. Z tej okazji, w dniach 2-3 IV, chcielbyśmy zaprosić na podsumowanie tego okresu, i rozmowę na temat wspólnej przyszłości w Śródmieściu. W planach mamy projekcje filmów, oraz dysuksje. Kolektyw Przychodnia równiez powstał na wiosnę, rok później. W dniach 1-2 IV na Przychodni (ul. Skorupki) odbędą się warsztaty, dyskusje, koncerty i spotkania. Pełen plan wydarzeń na stronach syrena.tk oraz facebook.com/przychodniasquat/ ZAPRASZAMY! pracujących, a podstawowe usługi publiczne były luksusem. Oczywiście ten stan rzeczy nie dotknie miejskich radnych i ich biznesowych partnerów, których stać na życie w zamkniętym osiedlu – ich postawa rabowania tonącego okrętu ma osobiste uzasadnienie. Nie zgadzamy się na prywatyzację miejskiej działki i żądamy przywrócenia zespołu im. K. Hoffmanowej na teren przy ul. Emilii Plater. Władze i kościół inwestują w drapacze chmur by mnożyć własny kapitał, jednak te pieniądze nigdy do zwykłych ludzi nie „skapną”. Walczymy o miasto dla ludzi, nie dla zysku. Inwestujemy we wspólną przyszłość mieszkańców i mieszkanek Warszawy: stawiamy na organizowanie się w obronie mieszkań komunalnych i szkół publicznych dla naszych dzieci. Nie chcemy stolicy, w której uczyć się można tylko w prywatnych szkołach, leczyć tylko w prywatnych klinikach, mieszkać tylko w mieszkaniu wynajętym prywatnie za ¾ pensji. Nie stać nas na dalszą politykę grabieży miasta, finansowanie deweloperów oraz banków z pieniędzy publicznych. Nie dopuścimy do ustalenia planu zabudowy opartego na zysku i sprzyjaniu deweloperom. Jakie są kolejne losy działki przy ul. Emilii Plater? Opinia Rady Śródmieścia (negatywnie odnosząca się do wysokiej zabudowy w tym rejonie) nie jest wiążąca dla radnych Warszawy, którzy/które mają ostateczne słowo. Sprawa zabudowania terenu wieżowcami będzie prawdopodobnie rozpatrywana na kolejnej sesji rady miasta. Zapraszamy do wspólnej obrony miejskich działek!