Pellety - zaniedbane możliwości
Transkrypt
Pellety - zaniedbane możliwości
Pellety - zaniedbane możliwości Przypominam sobie, jak przed sześcioma laty, podczas wizyty w regionie Szwabii, w wiodącej w technice pellet firmie, właścicielka - Pani Christiane Wodtke powiedziała mi: "Proszę pamiętać panie Kurkowski, że źle wprowadzone do sprzedaży pellety, będą potrzebować wielu lat, aby wreszcie zyskać uznanie". Porównując z tym, co jest za tzw. "miedzą" w Niemczech, Austrii, Szwajcarii, czy choćby w Skandynawii, myślę, że były to prorocze słowa. Po poddaniu naszego rynku gruntownej analizie, z przykrością stwierdzam, że u nas pellety będą cierpiały latami. W swych rozważaniach o biomasie i odnawialnych źródłach energii poddaję własnemu oglądowi możliwości rozwoju branży oraz mechanizmy hamujące. W oparciu o to spróbuję odpowiedzieć na nurtujące mnie pytanie. komu się to opłaca? Odpowiedź niestety nie zawiera się w krótkiej wypowiedzi, bo tak naprawdę wszyscy chcą dobrze, ale nikt nie ma ochoty (kompetencji czy pomysłu) zrobić nic konkretnego. Rozmawiając z producentami pellet, niezmiennie słyszę te same biadolące głosy. Każdy, ze znanych mi producentów, narzeka na brak systemowych rozwiązań, prostych regulacji i mnogość kłód rzucanych im pod nogi w tym biznesie. Nieustannie zmieniają się ministrowie, likwidowane są ministerstwa, a kasa na ochronę środowiska i rozwój zielonej energii idzie na nowe auta, wyjazdy, drobne wydatki, a nie na przyszłościowe i mądre posunięcia. W kręgach rządowych od wielu lat mówi się, że Polska musi stworzyć systemowe rozwiązania w zakresie funduszy, przeznaczonych na rozwój odnawialnych źródeł energii. Nawet teraz, gdy dotyka nas kryzys gospodarczy i baczniej przyglądamy się bezpieczeństwu energetycznemu kraju, niewielu podnosi pod rozwagę zmianę polityki na proekologiczną. Wiemy, że bezzwłocznie powinniśmy podjąć takie działania lecz z niewiadomych nikomu przyczyn, nic się w tym kierunku nie robi. Mam tu na myśli konkretne działania, a nie pojedyncze ruchy. Oczywiście niektóre gminy wprowadzają różne rozwiązania lecz uważam, że są one jedynie doraźne, a nie perspektywiczne. Wielu powie, że niepotrzebnie się czepiam. Przecież jest dobrze, bo w końcu "Kowalski wymienił stary piec węglowy na kotłownię pelletową i dostał dwa tysiące złotych od gminy". Ale czy o to chodzi? Oczywiście nie, dotyczyć to powinno nie tylko jednego Kowalskiego i do tego w jednej czy dwóch gminach w kraju.Żeby ten cały system dotacji dla Kowalskiego zaczął działać, potrzebujemy, w ślad za rozwiązaniami funkcjonującymi w starych krajach Unii, stworzyć u nas jasne i czytelne zasady finansowania małych inwestycji w odnawialne źródła energii. Nieważne w takiej sytuacji powinno być czy ktoś zbuduje przydomową elektrownię wodną lub wiatrową czy zainwestuje w kominek przyjazny środowisku czy też wymieni kotłownię na pelletową. Ważne, aby z tego tytułu mógł automatycznie otrzymać dofinansowanie lub odliczyć tę inwestycję od podatku. Z powyższego przykładu wynika, że ten brakujący system dotacji nie dotyczy jedynie pellet, ale całego sektora odnawialnych źródeł energii, zapewne połączonych finansowo z funduszami przeznaczonymi na ochronę środowiska.Nie cieszy mnie, a pewnie i innych nie uraduje, informacja, że środki na inwestycje w ochronę środowiska w latach 2004 - 2006 w kwocie 705 milionów zł zostały skierowane na cele Sektorowego Programu Operacyjnego "Wzrost Konkurencyjności Przedsiębiorstw". Wszystko po to, aby firmy dostosowały się do wymogów unijnych. Rodzi się więc pytanie - czy w tej zabawie dotacyjnej chodzi o środowisko? Zapewniam że tak, jednak patrząc na to z boku, zastanawiam się, w czyim interesie leży żeby zapłacić mniej za energię? Czy rachunki za prąd leżą w gestii przedsiębiorcy czy Ministerstwa Ochrony Środowiska? Jeśli po stronie przedsiębiorcy, to dlaczego tak olbrzymie środki inwestuje się w przedsiębiorstwa, zamiast przeznaczyć je na dofinansowanie inwestycji np. 100 000 Kowalskich? Dlaczego funduje się dużym koncernom bezzwrotne dotacje, obniżające im ich własne koszty produkcji, transportu i magazynowania, nazywając je Programem Operacyjnym Innowacyjna Gospodarka? Na ten właśnie cel przeznaczono na lata 2007 - 2013 niebagatelną kwotę 200 mln euro! A gdzie kasa dla Kowalskiego u licha! Czy nie warto z nim wspólnie zainwestować w ekologiczny pelletowy kominek i zadbać o czyste powietrze w podmiejskim osiedlu domów jednorodzinnych? A może to się nie opłaca, bo to tylko ochrona środowiska? Pewnie, lepiej pochwalić się w kręgach finansowych mówiąc, że to dzięki naszym dotacjom bank X wymienił neonowe oświetlenie na lampy diodowe i zaoszczędził pieniądze. Analizując takie działania odnoszę wrażenie, że zapomniano, iż na drabinę należy wchodzić od pierwszego, a nie od ostatniego szczebla. W tym miejscu mojej energo-ekologiczno-pelletowej gdybanki nasuwa mi się jedno pytanie. Skoro dla wszystkich jest jasne, że właściwe skierowanie środków jest możliwe jedynie wtedy, gdy będą proste przepisy i jasne regulacje prawne, to dlaczego przez tyle lat żaden minister w Ministerstwie Ochrony Środowiska nie wydał stosownego rozporządzenia lub dlaczego żaden z dotychczasowych rządów nie uchwalił odpowiedniej ustawy? Czyżby ochrona środowiska, odnawialne źródła energii i bezpieczeństwo energetyczne kraju były tylko tematami przedwyborczymi, a fundusze podzielone dla wybranych i tych, którzy wydadzą kilka tysięcy złotych na audyt? Czy o czystej energii i technikach pellet powinniśmy myśleć jedynie wtedy, gdy nasi wschodni sąsiedzi zakręcą kurki z gazem? Myślę, że na te pytania, jak i na wiele innych szybko nie znajdziemy prostej odpowiedzi. Pamiętajmy jednak, że dopóki będziemy wybierać do rządzenia naszym krajem partie, a nie ludzi, których wprost można o wszystko zapytać, to nigdy nie uzyskamy odpowiedzi na to jedno dzisiaj nurtujące nas pytanie: komu się to opłaca? Z pełną premedytacją zadaję je po raz drugi. Chcę zwrócić Państwa uwagę na fakt, że dzisiaj podziałem środków przeznaczonych na odnawialne źródła energii i ochronę środowiska, zajmuje się urzędnik. Ten sam, który spowodował, że ze sklepów zginęły torebki plastikowe rozkładające się tyle samo lat ile rozkładają się te nowe, które właśnie się pojawiły. Różnica w nich jest jedna, te nowe kosztują nasze pieniądze. Ten urzędnik decyduje indywidualnie w każdej sprawie, rozpatrując czy nasz pomysł się jemu podoba czy nie. Nieważne, że korzysta z narzuconych unijnych formularzy, on decyduje po obejrzeniu kompletu dokumentów. Jak więc firma działająca w branży może na tym zarobić? Nie może, bo w Polsce nie ma systemu motywacyjnego dla inwestorów. W wielu miejscach Europy refundacja dla Pana Schmidta, z tytułu inwestycji w odnawialne źródła energii, w tym w instalacje pellet, wynosi od dwóch do trzech tysięcy euro. Wystarczy popatrzeć jak to robi Bawaria, Szwabia czy Nadrenia. Środki trafiają bez trudu do rąk inwestora, a podstawą ubiegania się o zwrot, jest faktura i wypełniony jednostronicowy wniosek. Dla przykładu podam, że w Niemczech i we Włoszech sprzedaje się rocznie około 20 000 takich urządzeń. Oznacza to pracę dla regionalnych firm kominkowych, zakładów zduńskich, firm kominiarskich, zajęcie dla dostawców i handlowców paliwa oraz miejsca pracy u producentów pellet. U nas Ministerstwo Ochrony Środowiska inwestuje w lampki energetyczne dla banku i zielone ogródki na dachach firm, a targi Pellets Expo w Bydgoszczy wyglądają jak zapomniana oaza. Cóż więc z naszymi pelletami? Na dziś mają się dobrze, ale na emigracji i jeśli wrócą do kraju, to w dobrze zapakowanych torbach z napisem "made in ...". Według mojej wiedzy, w Polsce sprzedaje się około 500 sztuk kominkowych urządzeń na pellety z "zachęcającym" 22% podatkiem VAT, zarówno na urządzenia jak i na paliwo. Niestety w końcowym bilansie jest to dla nas wszystkich wielką porażką. Traci środowisko, nikt nie zarabia pieniędzy, nie przybywa miejsc pracy, przedsiębiorcy nie kupują nowych samochodów, targi wyglądają jak wiemy, a wszystko dlatego, że brak prawdziwego gospodarza. Takiego, który się schyli i podniesie pieniądze leżące na ziemi i wykorzysta zaniedbane możliwości. Dzisiaj zamiast niego są lobbyści i układy parlamentarne. Natomiast Kowalskiemu pozostaje zazdrościć Schmidtowi, że mieszka w innej części Unii Europejskiej. Na koniec pozwolę sobie raz jeszcze przypomnieć Państwu słowa Pani Christiane Wodtke : "...źle wprowadzone do sprzedaży pellety, będą potrzebować wielu lat, aby wreszcie zyskać uznanie." Pytania i listy proszę kierować na adres e-mail redakcji. Postaram się odpowiedzieć indywidualnie lub w kolejnym artykule. Autor: Krzysztof Kurkowski Źródło: http://kominek.org.pl