więcej - ISP Modzelewski
Transkrypt
więcej - ISP Modzelewski
instytut studiów podatkowych Dlaczego spadają wpływy z podatków? Prof. Witold Modzelewski Uniwersytet Warszawski, prezes Instytutu Studiów Podatkowych Już nawet oficjele przyznają, że z finansami publicznymi jest bardzo źle, a będzie w najbliższych latach jeszcze gorzej. Na razie ratujemy się emisją pieniędzy pod pretekstem „wpłat z zysku” NBP. Od zawsze wiadomo, że jedyne istotne „zyski” tego podmiotu tworzą różnice w złotowej wycenie wartości rezerw dewizowych, które na koniec roku, w związku z deprecjacją złotego, mają z reguły wyższą wartość niż na początku, a także oprocentowanie jak najbardziej emisyjnych kredytów udzielanych przez ten specyficzny bank (innych nie udziela). Zresztą wbrew panującej u nas ortodoksji - nie ma w tym nic złego. Słabnie jednak efektywność wszystkich podatków, w tym tych najważniejszych - podatku od towarów i usług, akcyzy i podatku dochodowego od osób fizycznych. Podatek dochodowy od osób prawnych od lat dogorywa; jest już na coraz słabszym ostatnim miejscu. Od jesieni zeszłego roku wiadomo, że prognoza dochodów podatkowych na ten rok jest zawyżona o ponad 20 mld zł, lecz ten błąd nie ma bynajmniej makroekonomicznego uzasadnienia. Wręcz odwrotnie: stan gospodarki od pięciu lat w niczym nie tłumaczy globalnego spadku efektywności fiskalnej sy- „Nasz Dziennik” - 31.07.2012 r. stemu podatkowego. Na pytanie, co jest jedną z najważniejszych przyczyn destrukcji tego systemu, odpowiedzią jest dość zaskakujące słowo: „prywatyzacja”. Nie idzie tu oczywiście o prawne znaczenie tego pojęcia, lecz przenośne - jako przehandlowanie zarówno sensu, jak i treści podatków w politycznej i administracyjnej praktyce w sposób sprzeczny z interesem publicznym. A tak konkretnie, to ów prywatyzacyjny rak niszczy ten system co najmniej w trzech płaszczyznach: doradczej, jurysdykcyjnej i legislacyjnej. W płaszczyźnie pierwszej polega na tym, że politycy promują określone firmy doradcze, których usługi narzucają zwłaszcza spółkom Skarbu Państwa i innym podmiotom sektora publicznego. Zacytowana w prasie rozmowa między jednym z szefów tego rodzaju spółki a ministrem skarbu, którego podwładni kazali zawrzeć umowę z jedną z tego rodzaju firm, jest przykładem zjawiska powszechnie znanego od wielu lat. Łatwo sprawdzić, kto od lat ma faktyczny monopol na obsługę tego sektora: jest to tylko kilka firm używających skromnie pod własnym adresem określeń „renomowany” i „międzynarodowy”. Co to oznacza dla obciążenia podatkowego tych firm i wpływów Materia³y prasowe budżetowych? Tylko i aż tyle, że taki naznaczony doradca musi mieć „sukcesy”, więc dzięki swoim mocodawcom zapewnia obsługiwanym firmom nie tylko „optymalizację obciążeń podatkowych”, ale musi jej zapewnić skuteczną ochronę tych działań w organach administracji rządowej. W końcu to „nasi” doradzają i ich renomowana działalność musi być efektywna co fachowcy, to fachowcy. Nieraz słyszałem prywatnie od urzędników skarbowych, że na rzetelne skontrolowanie tej czy innej firmy podatkowej lub nawet związku sportowego są „za krótcy”. A wiemy również, że to właśnie spółki Skarbu Państwa i sektora publicznego są w naszym kraju jednym z najważniejszych donatorów budżetu, więc jest z czego schodzić. Jeżeli ktoś to zjawisko chce nazwać łagodnie np. klientelizmem - proszę bardzo. Czy jednak nie jest to głównie rodzaj prywatyzacji problematyki podatkowej? Zjawisko to pojawia się również w procesie stosowania prawa podatkowego przez organy podatkowe. Formalnie władza ministra finansów i podległych mu organów jest tu ogromna. Mogą wszystko lub nawet więcej. W każdej sprawie jeżeli chcą - mogą wydać tzw. ogólną interpretację urzędową i instytut studiów podatkowych pieniądze same wpłyną do kasy, bo większość podatników, którzy mają coś za uszami, sama zapłaci zaległości podatkowe, nie czekając na spór, który z istoty będzie przegrany. Dlaczego tak się jednak nie dzieje, skoro świetnie wiemy, gdzie są „konfitury”? Przede wszystkim dlatego, że w przedpokojach i właściwych gabinetach kręci się aż nadto dużo lobbystów i innych ekspertów, którzy potrafią wiele „uzgodnić”, tak aby nikt potem nie sięgał z Warszawy po należne pieniądze od ustosunkowanych podatników. Wielokrotnie można było zaobserwować tego rodzaju działania, gdy np. osoba kierująca departamentem odpowiedzialnym za jeden z najważniejszych podatków uzgadniała działania władz z biznesem (nie tylko podatkowym), który skutecznie „przetłumaczył”, że zainteresowany podmiot lub branża może zapłacić tylko tyle, ile chce. Czy po takim dictum podskoczy ktoś w tzw. terenie? Oczywiście nie. Bo tak naprawdę to ci wielcy płacą tylko tyle podatków, ile chcą, a bardzo często nie mają takiej potrzeby. Trzecia płaszczyzna jest do perfekcji opanowana przez biznes podatkowy: żadna istotna ustawa podatkowa lub jej nowelizacja nie ma szans wyłonić się z niekontrolowanego źródła, czyli od działających w interesie publicznym urzędników czy od polityków kierujących się tym interesem. Wszystkie istotne projekty ustaw podatkowych piszą od lat „eksperci”, którzy świetnie rozumieją „interesy branż”, a zwłaszcza ich chęć, a raczej brak chęci płacenia podatków. Tu zwłaszcza „społeczni doradcy” stoją na straży dokonań legislacyjnych. Należy przecież tworzyć wyłącznie przepisy „korzystne dla podatników”, szczególnie tych, „Nasz Dziennik” - 31.07.2012 r. których stać na lobbing, poparcie medialne i ekspertów. Dzięki temu wszyscy są zadowoleni, a minister finansów jest chwalony przez liberalną prasę. Wiadomo, że ich zdaniem - im gorzej z podatkami, tym lepiej. Tym językiem mówi zwłaszcza minister finansów i sądzę, że jest na swój sposób szczery: po co ma „sięgać do kieszeni podatników”, szczególnie tym, którzy popierają obecną większość polityczną? Nie po to przecież zdobywa się władzę, aby w sposób „nieobliczalny” prowadzić politykę podatkową, a największym grzechem „odpowiedzialnej polityki” jest przecież „podwyższanie podatków”. Ciekawe, które pokolenie spłaci rosnący w wyniku tej polityki dług publiczny. Materia³y prasowe