Nowy numer Naszego Regionu

Transkrypt

Nowy numer Naszego Regionu
NASZ REGION
D
O
L
N
O
Ś
L
Ą
S
K
I
Nakład 10 000
nr 10 - GRUDZIEŃ 2009
WAŁBRZYCH/ŚWIDNICA
ŚWIEBODZICE / SZCZAWNO ZDRÓJ
R
E
K
L
A
M
A
Nie daj się naciągnąć
marketom
str. 2
Patent na spokojne
Święta
str. 4
Z pamiętnika
internowanych
wałbrzyszan
str. 10
Wałbrzych 2010
-Budżet jak bagno
str. 13
02
Nasz Region Dolnośląski
GRUDZIEŃ
Nie daj się naciągać
w supermarketach!
W przedświątecznej pogoni za zakupami gnamy do wielkich sklepów, bo tam
proponują nam mnóstwo promocji i nadzwyczajne oferty. Wydajemy ciężko
zarobione pieniądze i cieszymy się, że udało nam się zaoszczędzić. Tymczasem nie
zdajemy sobie sprawy, że z tą oszczędnością to wierutna bzdura.
tak, że na początku są małe stoiska,
a pod koniec długie. Najpotrzebniejsze rzeczy najczęściej są przy końcu
drogi. Gdyby było na odwrót większość klientów opuszczała by całe
partie sklepu i szybciej także sklep.
Wielkość koszyków - Zastanawiające jest, że pomimo iż są kasy „do
10 artykułów“, to nie ma koszyków
„do 10 artykułów“. Koszyk jest zawsze wielki i głęboki. W takim koszyku głupio wygląda jedno zawiniątko kiełbasy i paczka herbaty. Koszyki na rękę są mało poręczne
i męczące przy dłuższym chodzeniu.
W hipermarketach budowlanych zaburzane są w ten sposób proporcje
wielkości, co powoduje np. zakup za
dużych doniczek - w efekcie klient
wydaje więcej pieniędzy, a po
mniejszą doniczkę i tak trzeba przyjechać drugi raz.
Na zachętę gazetka reklamowa
z promocjami artykułów, a na krawędzi kartki drobnym druczkiem, że
promocja ważna jest od - do lub do
wyczerpania zapasów. A promocja dla
wielu ludzi znaczy tyle co okazja.
Chwytając „okazje” nie zastanawiamy się czy naprawdę oszczędzamy,
a tym samym tracimy czujność.
Gazeta Wyborcza: Towar w promocji kosztuje więcej niż przed
nią.
Np. za dołączoną do herbaty darmową szklankę trzeba zapłacić 1,74 zł.
Takie oszustwa wykrywa Inspekcja
Handlowa. Na ponad 4 tysiące zbadanych towarów, w co czwartym była
jakaś nieprawidłowość - niewłaściwa
cena, waga. Inspektorów przeraziły
zwłaszcza fałszywe promocje. Okazało
się, że w 241 sprzedawanych w promocji produktach wyższe przekreślone ceny nigdy nie obowiązywały lub
obowiązywały dużo wcześniej.
Markety często brały je z sufitu,
żeby zachęcić klientów do zakupów.
Ceny 57 towarów były identyczne jak
przed promocją, a ceny 15 były nawet
wyższe! Kolejne oszustwo to inna cena
towaru na półce i w kasie, np. cena polędwicy sopockiej w kasie wynosiła
24,35 zł za kg, na półce - 13,99 zł,
a w gazetce promocyjnej - 15,99 zł.
Gazeta Pomorska: Okazja w sklepach tylko dla bogaczy.
Kozaczki dla żony, czyli włoska jakość za polską cenę. Obok przekreślonej ceny 339,95 zł mamy nową,
znacznie niższą - 159 zł. Z ustaleń
urzędników wynika jednak, że cena
339,95 zł obowiązywała wcześniej
przez... jeden dzień. W rzeczywistości kozaczki kosztowały 99 złotych. Zamiast 180 zł oszczędności mamy 60
zł „w plecy”. Nauczyć dziecko angielskiego - bezcenne. Na dodatek do
programu „Angielski dla dzieci euro
+” za 69,90 zł dodawana jest bezpłatnie gra edukacyjna o języku polskim.
Za program bez „gratisu”, zapłacilibyśmy 19,90 zł. Łatwo obliczyć, że
„prezent”
kosztowałby
nas
50 zł. Podczas świąt warto też coś
przegryźć. Smażona rybka? A jakże.
Filet z ryby - cena przed promocją:
7,89 zł, cena w promocji: 7,99 zł.
Usmażymy go na oleju - cena przed
promocją 4,29 zł, cena promocyjna
4,49. Smacznego. UOKiK dowodzi, że
świąteczne okazje to mistyfikacja.
Ceny w marketach są zawyżane,
fikcyjne, sugerują większą niż w rzeczywistości opłacalność.
Efakty.pl: -W supermarkecie czyha
na nas mnóstwo pułapek.
Powodują one, że pakujemy do koszyka więcej produktów niż zaplanowaliśmy. Piękne zapachy, nastrojowa muzyka, wyraziste kolory i karteczki z napisami „tylko dzisiaj taka
promocja“ to nie uroczy, przedświąteczny klimat, tylko skrupulatnie zaplanowany przez handlowców
kant, który ma sprawić byśmy zostawili u nich górę pieniędzy kupując
górę niepotrzebnych nam rzeczy!
eioba.pl : Manipulacja.
Biorąc koszyk nie zastanawiamy
się jak bardzo jesteśmy manipulowani. Gorzej - nie chcemy nie być manipulowani. Ale może dobrze jest
poznać techniki oraz efekty społeczne rodzą się przez to, że masy takich
jak my dają się manipulować.
Efekty - 53% zakupów to rzeczy,
na które decydujemy się w trakcie wizyty w sklepie. 11% to rzeczy, które
mieliśmy kupić, ale bez konkretnie
zaplanowanej marki, czy jakości.
Tylko 1/3 to rzeczy, które chcieliśmy
kupić. Widać więc, że manipulacja
- nazywana ładnie „wpływem na
klienta“ lub „merchandisingiem“ pozwala zwiększyć obroty o 300%,
a można wykazać, że jeszcze więcej.
Ułożenie stoisk - Sztuka polega na
tym, aby w sklepie klient spędził jak
najdłuższy czas. Jednak w miarę
upływu czasu maleje chęć do wchodzenia w alejki, za to już po wejściu,
zwiększa się chęć na przejście całych
alejek. Trasa jest więc zaplanowana
Wiadomości24: Karty lojalnościowe zapewniają nam dodatkowe
korzyści, m.in. rabaty.
Często są to korzyści pozorne.
Karty tak naprawdę służą sklepom
do monitorowania klientów. Na podstawie naszych zakupów tworzona
jest baza danych, dzięki której przygotowywane są zindywidualizowane
oferty, skierowane do konkretnego
klienta. Nietrudno się domyślić, czemu to wszystko służy: żebyśmy
w sklepowej kasie zostawiali więcej
pieniędzy.
Jakie nowe zasadzki czekają na
nas w najbliższych latach?
Powstają centra handlowe, już
trzeciej i czwartej generacji, które
charakteryzują się nowymi funkcjami, inną aranżacją przestrzeni. Handlowe promocje przestały być już magnesem dla kupujących, powstają więc
miejsca, których zadaniem jest zatrzymanie klientów na cały dzień. Goście mogą iść do kina, do restauracji,
zwiedzić wystawę, zrobić zakupy, pospacerować. A wszystko po to, aby jak
najwięcej wydali. Takim centrum jest
Manufaktura w Łodzi – typowa przestrzeń wielofunkcyjna. Liczy się także
atmosfera miejsca. Przed taką
atrakcją trudniej się bronić.
Czy dojdzie do tego, że będziemy
wobec tych manipulacji bezbronni?
Właściciele olbrzymich obiektów
handlowych jeszcze uczą się zarządzania nimi. Polska staje się poligonem, na którym testuje się różne
rozwiązania. Skala projektów jest nawet większa niż we Francji. Pewne jest
jedno: mamy do czynienia z triumfem
kultury masowej, która opiera się na
haśle: „przeżyjmy to razem”.
Opracowanie - Dariusz Gustab.
Tekst powstał na podstawie fragmentów
materiałów z Gazety Wyborczej, Gazety Pomorskiej, oraz portali: eFakty.pl, eioba.pl,
Wiadomości24
Czy to jeszcze
pamiętasz?
Barbórka. 20 lat temu w Wałbrzychu feta i zadęcie.
Premie, czternaste pensje i karczmy piwne. 15 lat
temu - górnicze marsze przez centrum miasta
z trumną w roli głównej, czyli dramatyczne próby
ratowania godności i miejsc pracy ludzi, co po kilkanaście lat fedrowali węgiel. A potem ogólny
zachwyt, że kopalniane dymy nie trują nas
i środowiska naturalnego, że - o dziwo - można
zobaczyć górę Chełmiec. I tak z roku na rok coraz
szybciej odzwyczajaliśmy się od tego, że górnictwo
kiedyś tu było.
Co nam zostało z kilkuset
lat górnictwa w rejonie
Wałbrzycha? Kilka cudem
obronionych przed złomowaniem szybów kopalnianych, a było ich ponad 50.
Pomnik górnictwa, który
wprawdzie został postawiony
w znacznej części ze składek
społecznych, ale kiedy już
stanął, społeczeństwo się
skrzywiło, nie co zasady
i idei, ale co do formy i miejsca postawienia go.
A pamięć? Ta jest ulotna.
Kto dziś pamięta daty wypadków pod ziemią i ofiary
- oprócz tych, których nieszczęście dotknęło?
Agonia wałbrzyskiego górnictwa była długa, a zaczęła
się - paradoksalnie - dzięki,
a może raczej przez „Solidarność“, działaczy związku
lokalnych i zakotwiczonych
już wtedy w Warszawie.
Pierwsza fala zwolnień
nastąpiła w roku 1991, krótko po rozpoczęciu likwidacji
wałbrzyskich kopalń. Bez
osłon socjalnych odeszło
wówczas z pracy ponad
4 tys. górników.
W grudniu 1993 roku, po
długiej okupacji Urzędu Wojewódzkiego w Wałbrzychu,
„wystrajkowano“ tzw. pakiet
osłon socjalnych, z którego,
jak wówczas szacowano,
skorzystało około 10 tys.
górników. Około 5 tys. górników dopracowało do emerytur górniczych dzięki zastosowaniu urlopów górniczych wynikających z pakietu i prawie drugie tyle skorzystało z możliwości pobierania 65 proc. płacy przez
2 lata.
Potem jeszcze jednorazowe odprawy otrzymało 700
górników zwolnionych z Antracytu.
*
Czas płynął. Jedni się
przebranżowili, inni pojechali szukać pracy na obczyźnie,
w kopalniach czeskich, niemieckich, zagłębia legnickiego, drążyć tunele na Islandii, itd.
A jeszcze inni wzięli sprawy w swoje ręce i zorganizowali wydobycie sposobem
gospodarczym. Biedaszyby.
Dawały wprawdzie pracę,
chleb, ale w zamian zabierały
ofiary. Biedaszyby to plama
na honorze ekip rządzących
Polską i miastem.
*
I tak odszedł w niebyt
gwarkowy specyficzny świat,
kipiący poczuciem wartości,
hardy. Za PRL górnikom
żyło się lepiej niż innym zawodom. Książeczki górnicze
były synonimem pożądania,
pozwalały kupić takie luksusowe towary jak pralki, lodówki, odkurzacze, telewizory, meble, węgiel, a czasem nawet eleganckie koronkowe majtki.
Odchodzi też w zapomnienie Karczma Piwna, taka
klasyczna, co to baby na nią
się nie wpuszcza, bo pecha
przyniesie, a królują sążniste, męskie dowcipy. Nie ma
skoków przez skórę, co oznaczało dopuszczenie do grona gwarków, bo nie ma adeptów szkół górniczych,
a i szeregi tych, którzy przez
lata bawili kolegów pieśnią
i humorem też już są mocno
przetrzebione, już oni u Świętego Piotra.
Na jednej z ostatnich wielkich
wspólnych zabaw odgrażali
się:
„Zastawimy do lombardu
swe medale, żeby znowu
za rok zrobić Galę,
zastawimy też mundury
oraz szpady, jak inaczej
Gali zrobić nie da rady,
zastawimy złote zęby,
sztuczne szczęki,
żeby zrobić Galę
Górniczej Piosenki“.
Już nikt jej nie zrobi tak jak
oni, gdy byli w komplecie.
*
No więc co zostało
w Wałbrzychu z kopalnianej
przeszłości? Nawet Muzeum Techniki na terenie szybu
„Julia“ przemianowane zostało na Park Wielokulturowy
z dodatkiem, owszem, „Stara Kopalnia“, tyle, że ma tam
być hotel, knajpki, sale imprezowe. Lisia Sztolnia,
mająca być atrakcją turystyczną miasta spokojnie się
zalała i tyle z tego. Dzielnie
nadal dymi hałda koło wysypiska odpadów niebezpiecznych. I na cmentarzu na
Sobięcinie ocalał pomnik
ofiar wielkiej przedwojennej
katastrofy górniczej.
Anna Skunka
KIEDY NARODZIŁ SIĘ
JEZUS CHRYSTUS?
I oto mamy kolejne święta Bożego Narodzenia. Jak zwykle przy tej okazji
odżywają spory na temat prawdziwej daty narodzin Jezusa Chrystusa.
Nie ma wątpliwości co do jednego: że jest to data symboliczna. Przed nastaniem
ery chrześcijańskiej lata były liczone od założenia Rzymu (ab urbe condita),
czyli od 754 roku p.n.e., albo od wyboru imperatora. Z chwilą gdy utrwaliło się
chrześcijaństwo, zaczęto je liczyć od narodzenia Chrystusa.
KŁOPOTY
Z KALENDARZEM
Jako pierwszy datę tę
obliczył mnich Dionizy
Mały w VI wieku licząc wydarzenia od 754 roku. Stąd
powstał obowiązujący do
dziś kalendarz chrześcijański ustalający tę datę
o 6-7 lat później niż to
miało miejsce. W ten sposób chrześcijanie chcieli
przeciwstawić pogańskiemu świętu narodzin boga
Słońca narodzenie BogaCzłowieka, nazywanego
Słońcem.
Również dzień 25 grudnia ma znaczenie symboliczne. We wczesnym
chrześcijaństwie łączono
go z okresem zimowego
przesilenia dnia z nocą
w celu podkreślenia jego
związku z przyjściem na
świat Boga-Człowieka czyli światła oświecającego doczesną rzeczywistość. W tej
formie Boże Narodzenie
wprowadzone zostało stosunkowo późno, bo w IV
wieku.
Boże Narodzenie najpierw wprowadzono na
dworze cesarza Konstantyna Wielkiego, któremu przypisuje się wydany w 313
roku w Mediolanie edykt
gwarantujący chrześcijanom swobodę wyznania.
Grudzień był w Rzymie
miesiącem szczególnym.
Dnia 17-tego tego miesiąca
przypadało święto boga zasiewów jesiennych - Saturna, łączone ze świętem
greckiego Kronosa - boga
dostatku, równości i swobody. Święto to trwało do
1 stycznia, kiedy to rozpoczynał się rzymski Nowy
Rok (Calendae Januarie
- Kalendy Styczniowe
- dzień życzeń, darów,
wróżb).
Najwięcej danych na temat narodzin Jezusa odnaleźć można w Ewange-
liach. Nie są to księgi stricte historyczne, nie taki cel
przyświecał ich autorom,
niemniej jest tam kilka
wzmianek pozwalających
na bliższe osadzenie w czasie opisywanych wydarzeń.
Tym też się teraz zajmiemy.
KRÓL HEROD
Święty Mateusz ewangelista pisze: ,,A kiedy Jezus przyszedł na świat za
czasów króla Heroda /.../"
(Mt 2,1) i dalej: "Tymczasem
Herod widząc, że został
zwiedziony przez Mędrców
popadł w straszliwą złość
i rozkazał pozabijać w Betlejem i w okolicy wszystkie
dzieci nie mające jeszcze
dwu lat..." (Mt 2,16). Te
dwie informacje nieco konkretyzują nasze poszukiwania. Przyjrzyjmy się sylwetce tego króla. Żył w latach 73 - 4 p.n.e. (unikam
zwrotu: przed narodzeniem
Chrystusa, gdyż o ustalenie
tej daty tutaj właśnie chodzi) jako syn - drugi - Antypatra
Idumejczyka
i księżniczki nabatejskiej
Kypros. Wychowywał się
na dworze arcykapłana Hirkama II, gdzie jego ojciec
był rządcą. Tak więc Herod,
późniejszy król żydowski,
sam nie był Żydem. Fakt
ten będzie miał doniosłe
znaczenie dla opisywanych
wydarzeń.
Pierwszym znaczącym
krokiem na drodze politycznej Heroda była jego
nominacja na stanowisko
namiestnika wojska i zarządcy Galilei. W tym czasie nie istniało państwo
żydowskie. Wraz ze zburzeniem Jerozolimy w 586
roku p.n.e. i wygnaniem do
Babilonu, starożytny naród
żydowski stracił niezależność polityczną. Palestyna znajdowała się kolejno pod panowaniem Persów, Macedończyków i Rzy-
mian. Herod dobrze służył
imperium rzymskiemu.
Rozprawiwszy się z buntami żydowskimi otrzymał
władzę królewską od Marka Antoniusza, potwierdzoną potem przez Oktawiana Augusta. Wkrótce
poszerzył granice państwa.
Miał własne wojsko,
nakładał podatki, a nawet
bił własną, miedzianą, monetę. Cesarz Oktawian miał
jedynie zarezerwowane wyroki śmierci na rodzinie
królewskiej.
Wraz ze śmiercią Heroda
jego państwo podzielone
zostało pomiędzy jego synów, a niektóre prowincje
dostały się pod bezpośredni zarząd Rzymu. Ponieważ
wspomniana rzeź niewiniątek nie ma historycznych
źródeł,
należy
zakładać, że narodziny Jezusa z Nazaretu musiały
przypaść najpóźniej na
6 rok p.n.e., a więc na dwa
lata przed śmiercią Heroda.
Najpóźniej - ale dokładnie
kiedy?
i nadawali im swoisty sens.
Otwarte natomiast pozostaje pytanie, co widzieli
magowie? Nie mogła to być
kometa, co się niekiedy sugeruje, gdyż kometom nadawano
znaczenie
złowróżbne. Komety były
uważane za zwiastun nieszczęść. Musiało to być jednak zjawisko nietypowe,
a nawet niezwykłe. Takim
była potrójna koniunkcja
Jowisza i Saturna. Zjawisko to polega na trzykrotnym ,,połączeniu" się na
niebie planet, co w przypadku tych dwóch następuje co 794 lat. W interesującym nas okresie wystąpiło w 7 roku p.n.e.
w gwiazdozbiorze Ryb.
Gwiazdom i planetom
przypisywano w starożytności, tak jak w dzisiejszej
astrologii, konkretne znaczenie, jakiś odpowiednik
na ziemi. Jowisz był uznawany za gwiazdę królewską,
Saturn
za
gwiazdę
GWIAZDA
BETLEJEMSKA
Św. Mateusz pisze: ,,Gdy
zaś Jezus narodził się
w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda oto
Mędrcy ze Wschodu przybyli
do Jerozolimy i pytali: ,,gdzie
jest nowo narodzony król
żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na
Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon" /.../ Wtedy
Herod przywołał potajemnie
Mędrców i wypytał ich
dokładnie o czas ukazania
się gwiazdy" (Mt 2,1-7).
Historycy są zgodni, że
owi mędrcy to najprawdopodobniej kapłani perscy
lub babilońscy, specjaliści
w astrologii i - jakbyśmy
dziś powiedzieli - w naukach przyrodniczych. Znali więc znaczenie zjawisk
żydowską, zaś gwiazdozbiór
Ryb oznaczał czasy ostateczne. Dla ludzi Wschodu
takie zjawisko mogło mieć
następujący sens: w Izraelu
narodzi się król żydowski,
który stanie się władcą czasów ostatecznych. Według
tej informacji narodzenie
Jezusa miałoby przypaść
na 7 rok p.n.e.
SPIS POWSZECHNY
"W owym czasie wyszło
rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić
spis ludności w całym
państwie. Pierwszy ten
spis odbył się wówczas,
gdy wielkorządcą Syrii był
Kwiryniusz. Wybierali się
więc wszyscy, aby się dać
zapisać, każdy do swojego
miasta. Udał się więc Józef
z Galilei, z miasta Nazaret,
do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził
z domu i rodu Dawida,
żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją,
która była brzemienna" pisze św. Łukasz (2,1-7).
Zgodnie ze wschodnim
obyczajem, na spis należało się udać do miejs-
cowości, z której pochodzili
przodkowie danej osoby.
Niestety, nie wyjaśnia to,
o który spis chodzi. Oktawian August, cesarz
dbający o porządek i regularny spływ podatków, trzykrotnie organizował spisy
powszechne: w 28 roku
p.n.e., na przełomie 9/8
roku p.n.e. oraz w 13 roku
n.e. Pierwszą i ostatnią datę
można odrzucić i wtedy pozostałby przełom 9/8 roku.
Ale i tu pojawiają się komplikacje. Ewangelista wyraźnie wymienia z nazwiska legata Syrii, który za spis
był odpowiedzialny. Wiadomo jednak, że w tym okresie Sulpicjusz Kwiryniusz,
bo o niego tu chodzi, jeszcze legatem nie był. Został
nim dopiero w roku następnym i rzeczywiście zorganizował dodatkowy spis
ludności, który jednak nigdy nie był przypisywany
Oktawianowi, a św. Łukasz
wymienia obydwie te postacie. Gdyby więc chodziło
o spis Kwiryniusza byłby to
6 rok p.n.e.
Termin ten najlepiej pasuje do zjawiska koniunkcji
Jowisza i Saturna i wydaje
się najbardziej prawdopodobny. Tak w każdym razie
uważają bibliści. Według
tych przesłanek Jezus narodził się na przełomie 7/6
r. p.n.e. O miesiącu trudno
cokolwiek bliższego powiedzieć. Czy zresztą ma to
znaczenie? Grudzień, śnieg,
choinka, opłatek i prezenty
na trwałe weszły do naszej
tradycji. Podobnie jak datowanie lat.
Marek Mróz
Nasz Region Dolnośląski
Siedziba: ul. Niepodległości 114, 58- 303 Wałbrzych
Redaktor naczelny: Dariusz Gustab *** Biuro Ogłoszeń: tel. 604 05 86 85 e-mail [email protected],
[email protected] *** Redaguje zespół: Marek Mróz, Anna Skunka (współpraca), Mirosław
Lubiński, Bartłomiej Mazur *** Skład: TPNET Tomasz Pawęzka *** Druk: Drukarnia Polska Presse
Bielany Wrocławskie - Wrocław *** Kontakt z redakcją: [email protected]
Redakcja nie odpowiada za treść reklam
04
Nasz Region Dolnośląski
GRUDZIEŃ
Święta, każde, to okres szczególnie wytężonej pracy kilku grup zawodowych: pracowników
pogotowia ratunkowego, strażaków, policjantów i złodziei. I bywa, że najlepiej mają ci ostatni.
Patent na spokojne święta
Niby oczywiste. Spędzić je razem z najbliższymi, radośnie, szczęśliwie, zdrowo. Nie przejadać się - wtedy pogotowie ratunkowe ma spokój. Nie palić świeczek na choince obrzuconej watą i anielskimi włosami - wtedy
spokój ma straż pożarna. Nie awanturować się i nie bić - wtedy policjanci nie muszą przy skrawku świątecznego stołu spisywać protokołów. A złodzieje? No, im w tym okresie po prostu nie pozwalamy przejść obok
nas obojętnie.
- Przyzwyczailiśmy się, że świąt
nie spędzamy z rodziną, jesteśmy
przecież po to, żeby mieszkańcy
czuli się bezpieczniej. Taka
służba. A jednak dyżur w Wigilię
Bożego Narodzenia to najtrudniejszy dla nas dzień - mówi
nadkomisarz Jerzy Rzymek, oficer prasowy Komendy Miejskiej
Policji w Wałbrzychu. - I nie dlatego, że pracy jest więcej, że więcej policjantów musi tego dnia
mieć dyżury. Gdy na niebie pojawia się pierwsza gwiazdka,
a patrolując ulicę widzimy, że ludzie zasiadają do stołów i słyszymy kolędy, coś ściska za serce.
Najczęściej więc w przeddzień
prawdziwej Wigilii zbierają się
w swoim zawodowym gronie, zapraszają władze samorządowe
i ks. biskupa Ignacego Deca,
dzielą się opłatkiem, śpiewają
kolędy. A potem do roboty.
Zejść z obłoków
Święta to czas, w którym ludzie myślą o zakupach, prezentach, gdzie najlepiej, gdzie najtaniej. Biegają po marketach, a za
nimi spokojnie, bez zakupowego
obłędu w oczach idą złodzieje.
I uważnie obserwują.
- Człowiek odchodzi od kasy,
jeszcze się dobrze nie spakował,
jeszcze trzyma portfel, a tu dzwoni telefon. Mamy odruch - położyć
na boku to co przeszkadza i po-
gadać. Wystarczy chwila nieuwagi, odwrócenie wzroku
i portfel znika bezpowrotnie. Roztargniony człowiek to łatwy cel.
Jeśli w sklepie, na ulicy, w autobusie, gdziekolwiek nagle wokół
ciebie robi się tłok - uważaj.
W dniach wzmożonych zakupów
kieszonkowcy robią sztuczny tłok,
bo wtedy najłatwiej „upolować“
upatrzoną ofiarę.
- Będą mili, serdeczni, przyjacielscy, zechcą pomóc, przepuszczą przodem, a przy okazji
pozbawią nas dokumentów, pieniędzy.
Nie prowokuj
Kobiety robiąc zakupy w marketach często zdejmują płaszcze, kurtki, bo jest za ciepło,
a wiedzą, że spędzą w sklepie
długi czas. Wkładają je z torbą do
koszyka i zajmują się przeglądaniem półek. Na torbę nie zwracają
uwagi, przecież same ją zakryły.
Świetna okazja dla złodzieja.
Fakt, że torba zniknęła, właścicielka odkryje dopiero przy kasie.
- A już plagą są torby na
długich paskach noszone z tyłu.
W dodatku często są pootwierane, widać co jest w środku. Gdy
zwróciłem uwagę takiej pani, nakrzyczała, że co mnie obchodzi
jak ona torbę nosi. No obchodzi,
ze względu na jej dobro - mówi
nadkomisarz.
Torby podczas zakupów najlepiej nosić z przodu, jak listonosz.
Pamiętaj
- auto ma bagażnik
Ludzie mają manię zostawiania cennych rzeczy na tylnych siedzeniach samochodów, jakby się
chcieli pochwalić nimi.
- Przez szybę wszystko widać,
a szyba nie jest trudna do sforsowania. Zakupy trzeba włożyć do
bagażnika od razu. Klienci
dużych sklepów często wrzucają
je byle jak do środka auta, potem
jadą do innego sklepu, i dopiero tam przenoszą do bagażnika,
i idą na kolejne długie zakupy.
Oni się przepakowywali, a złodziej
obserwował.
Sąsiad - najlepszy
przyjaciel człowieka
Wigilia, święta, Sylwester
- dużo ludzi wyjeżdża. Nawet pozamykane mieszkanie na 10 piętrze nie jest twierdzą. Jeśli złodziej
zechce, to wejdzie. Metody są
różne.
W blokach są domofony, ale
wystarczy, że ktoś powie, że poczta lub że roznosi reklamy
i każdy go wpuści. A powinno się
sprawdzić kogo wpuściliśmy do
budynku.
- Sąsiad jest naturalną przeszkodą dla złodzieja. Trzeba informować sąsiadów, że się wy-
Pamiętaj o zwierzętach
Spójrz w te ufne psie oczy.
Mówią „kocham cię" człowieku
za opiekę jakę mi dajesz i dlatego, że już tak mnie ukształtował
Bóg, bym był ci wierny, nawet
wtedy, gdy wszyscy cię opuszczą.
Ten sam Bóg, który sprawił, że
dzieciątko Jezus, Boży Syn, narodziło się w szopie. Matka
położyła Go na sianie w żłobie
dla zwierząt. Pierwszymi stworzeniami, które złożyły Mu
pokłon były zwierzęta, w tym
pies, potem pasterze.
Kłapouszek, psina na zdjęciu,
znalazła kochających ją ludzi.
Ale ile psów nie znajduje?
Zbliżają się święta i zima. Pamiętaj o zwierzętach domowych
i bezpańskich:
- nie zamykaj okienek piwnicznych, pozwól aby bezdomne
koty mogły schronić się do piwnic przed zimnem,
- dokarmiaj ptaki, bo gdy jest
mróz i dużo śniegu, nie poradzą
sobie bez pomocy ludzi,
- trzeba zadbać o psy w Syl-
westra, bo niektóre panicznie
boją się petard; nie wolno
spuszczać ich w tym czasie ze
smyczy,
będą
uciekać
w popłochu narażając na niebezpieczeństwo siebie i ludzi;
zrób im w domu legowisko w takim miejscu, żeby huk petard
był najmniej słyszalny,
- na spacer wybierz się do
Schroniska dla Zwierząt, niech
jego pracownicy wiedzą, że przyglądamy się czy podczas świąt
wywiązują się ze swoich obowiązków.
I na koniec - choć to radosne
święta i powinno się mówić
o miłych rzeczach, to jednak
wszystkim tym, którzy dręczą
zwierzęta przypominamy.
Sądy polskie wreszcie poważnie zaczęły traktować problem znęcania się nad zwierzętami. Wałbrzyszanin Wojciech O.
za wyrzucenie psa z balkonu
z czwartego piętra został skazany na 6 miesięcy więzienia
bez zawieszenia wyroku. Pies
oczywiście nie przeżył, tydzień
konał w męczarniach. Zasądzono też 1.000 zł nawiązki na
rzecz Straży dla Zwierząt
w Wałbrzychu.
(ask)
jeżdża, to zainteresują się, gdy
ktoś obcy będzie się kręcić w pobliżu. Można też zgłosić dzielnicowemu i wtedy policjanci podczas doraźnych patroli zwrócą
uwagę, sprawdzą czy wszystko
jest w porządku.
Dobrze też, gdy ktoś od czasu
do czasu włączy światło, wyjmie
listy ze skrzynki i pozbiera reklamy z wycieraczki. Bezruch to
sygnał dla złodziei, że właścicieli nie ma.
Piłeś - nie jedź!
Ludzie siadają za kierownicę
po pijanemu codziennie, choć
w święta małe i duże: Boże Narodzenie, Wielkanoc, Andrzejki,
Dzień Zakochanych i inne, znacznie więcej aut jeździ wężykiem.
Pijani kierowcy to w przeważającej
liczbie mężczyźni, ale kobiety
wsiadają z pijanymi mężami i pozwalają, żeby wiózł ich i dzieci facet, który ledwo trzyma się na nogach. Wygodnictwo często ma
tragiczne skutki.
- Jeśli ktoś zabiera ci kluczyki i nie pozwala wsiąść do auta,
nie złość się, to jest właśnie przyjaciel. Nie musisz iść pieszo, choć
spacer jest zdrowy. W Wałbrzychu
są podobno jedne z tańszych
taksówek.
Jeśli w domu są małe dzieci,
ktoś musi być trzeźwy, aby się
nimi zajmować.
A można jeszcze inaczej. Przyjechałeś do rodziny na święta, popiliście, odpocząłeś, chcesz wracać do domu, a nie masz pewności czy wytrzeźwiałeś, to przyjdź na komendę i przebadaj się
alkomatem. Będziesz wiedział czy
alkohol wywietrzał z ciebie.
- Sprawdzisz bez konsekwencji - zapewnia nadkomisarz.
- To jest nasz ukłon do społeczeństwa, by ustrzec mieszkańców
i gości przed konsekwencjami
jazdy po pijanemu.
To tylko kilka przestróg. Jednak pomysłowość złodziei i ludzka głupota nie mają granic. Przestępczość w Wałbrzychu spadła
i tendencja się utrzymuje. Ale
życie płata figle, bądźmy czujni.
Nie wolno kusić ani losu, ani
złodzieja.
Anna Skunka
Polskie specjały
na niemieckim jarmarku
Kiełbasa krakowska, makowce,
cukierki ze „Śnieżki“ i oczywiście
ręcznie robione pierniki ze Świebodzic zagościły na Jarmarku
Bożonarodzeniowym w Waldbröl,
partnerskim mieście Świebodzic.
Nasza delegacja wzięła udział
w świątecznym kiermaszu, który
odbywał się w dniach 27 do 29
listopada. Na jarmark wyjechali
członkowie Świebodzickiego Stowarzyszenia Partnerstwa Miast
oraz kierownik Wydziału Promocji, Informacji i Współpracy Zagranicznej UM Marzena KoronaKruk.
- Na naszym stoisku można
było zakupić wyroby wędliniarskie:
kiełbasę krakowską, kabanosy,
także nasze makowce ze świebodzickich cukierni, „Michałki“ ze
„Śnieżki“, i wspaniałe pierniki od
sióstr zakonnych z naszego DPS,
ale także miody, obrusy lniane wymienia Marzena Korona-Kruk.
- Stoisko cieszyło się dużym zainteresowaniem, a odwiedzający
chętnie kupowali polskie specjały.
Tymczasem nasi niemieccy
partnerzy ze swoimi smakołykami przyjadą na świebodzicki kiermasz, który odbędzie się w ten
weekend, 12 i 13 grudnia. Będą
sprzedawać tradycyjne wino grzane (Glühwein), keksy, gofry i pierniki. Serdecznie zapraszamy na
Jarmark.
źródło: Urząd Miasta Świebodzice
Nasz Region Dolnośląski
GRUDZIEŃ
05
Pan Jezus
urodził się w biedzie
Poznałam w Hiszpanii
księdza Mariusza Berko.
W homiliach zawsze przytaczał historie ludzi naprawdę biednych, których
życiowa mądrość zaskakiwała słuchaczy. Przekazywał je parafianom ku zastanowieniu, a może jako
przestrogę. To nie były opowiadania z książek, on ich
znał, znał też dobrze tę biedę, bo kilka lat był kapłanem
w brazylijskich favelach,
dzielnicach najnędzniejszch
z nędznych. Np. opowiadał
o kobiecie z Casa Azul, czymś na kształt domu starców dla biedoty. Trafiła tam,
bo córka zostawiła ją na
schodach przed kościołem,
z kartką o treści „Za dużo
jadła“. Jak można z tym
żyć?
Stał ten dom w walącej
się części miasta. W obskurnej ruderze prowadzonej przez dwie wolontariuszki było kilkadziesiąt
schorowanych i porzuconych osób. Spali na podłodze lub w barłogach, łóżek
tam nie było.
I właśnie w tym miejscu
spotkał kobietę, która na
jego widok uśmiechnęła
się promiennie i powiedziała: A ja myślałam, że
Pana Jezusa spotkam dopiero w niebie.
- Jestem księdzem, nie
Panem Jezusem - bronił
się zaskoczony.
- Ależ ojcze, ja mówię
o Panu Jezusie, którego
nosisz w rękach. Nie widzisz go? - zapytała, a on
się zawstydził.
Za kilka dni święta
Bożego
Narodzenia.
Mówimy, że nadchodzi
Dobra Nadzieja. Tylko czy
rozumiemy sens tych
świąt? Zapytałam o to ks.
prałata
Wenancjusza
Roga, wieloletniego proboszcza parafii pw. Niepokalanego Poczęcia NMP
w Wałbrzychu, teraz księdza-seniora. Odpowiedział:
„Pan Jezus przyszedł
na ziemię jako Bóg
i człowiek, po to aby zbawić człowieka dobrej
woli. Trzeba się na jego
łaskę otwierać, zaufać
Mu. To jest najważniejsze przesłanie świąt
Bożego Narodzenia.
Reszta - zakupy, upominki, wszystko co ludzi
w tym czasie pochłania
najbardziej - jest bez znaczenia.“
Idźmy więc do ludzi
z rękami pełnymi Pana
Jezusa.
(ask)
06
Nasz Region Dolnośląski
GRUDZIEŃ
czynne:
poniedziałek - piątek
8.30 - 17.30
Nasz Region Dolnośląski
GRUDZIEŃ
07
Chcę tam kości złożyć
Bogdan Moroz mówi, że dawne polskie ziemie ukrainne pokochał przypadkiem. Owszem, wiedział, że Zbaraż wiele znaczył podczas wojen
Polskiej Korony z wojskami Chmielnickiego, wiedział też, że właśnie stamtąd pochodzi jego rodzina, związana z tym rejonem od 300 lat, ale
sprawy własne i życie codzienne pochłaniały go na tyle, że przeszłością, korzeniami rodzinnymi się nie interesował. Ojciec tęsknił,
ale nigdy do swojej ojcowizny nie pojechał, bał się tego co może zobaczyć. Może właśnie ta tęsknota przepełniona smutkiem utraconych miejsc
dzieciństwa dodatkowo zniechęcała pana Bogdana do zagłębienia się we wspomnienia rodziców. Aż któregoś dnia....
- Z dziesięć lat temu kuzynka zapaliła się do sporządzenia
drzewa genealogicznego rodziny.
Dziadkowie już nie żyli, nie
miała kogo przepytać. Przyjechała do mnie, zawróciła mi
w głowie i wkrótce przestała się
tym intersować. A ja już nie
umiałem przestać. To mnie po
prostu porwało, pochłonęło,
a kiedy pojechałem na Ukrainę,
kiedy zobaczyłem miejsca
związane z dziejami moich
przodków, kiedy poznałem ludzi
i przyrodę to już wiedziałem, że
z tej miłości się nie wyleczę do
końca życia - mówi.
I tak od dziesięciu lat przy-
nie potrafili porzucić ziemi, na
której się urodzili, innych władze sowieckie przerzuciły w ramach akcji depolonizacji, rozkułaczania, deportacji, resocjalizacji i wszelkich innych o jednym wspólnym celu - odhumanizowania życia.
- Zrobiła się taka moda w Polsce, żeby tak pojechać na Ukrainę i dalej, jak na pielgrzymkę.
A tam nie pielgrzymki są potrzebne, tylko pomoc - opowiada. - Różna pomoc. Materialna
i duchowa. Polakom, którzy tam
mieszkają nadal często brakuje
dostępu do polskości. Kapłani
polscy są zastępowani ukraiń-
Szkoła w Pleszy
Uczniowie szkoły w Pleszy
najmniej raz w roku Bogdan
Moroz wyjeżdża na Ukrainę.
Poznaje naszych rodaków, których przodkowie i oni sami pozostali tam po obu wojnach
światowych, gdy odradzało się
Państwo Polskie i gdy przesuwały się granice, i którzy trwali wiernie przez okres leninizmu,
stalinizmu, i do dziś. Poznaje ich
i ich losy, w które wpisany jest
m.in. strach przed czekistami
i NKWD, przed wojną, Niemcami, i Wielki Głód na Ukrainie,
podczas którego umarło według
różnych szacunków od 6 do
8 mln ludzi. Jedni pozostali, bo
skimi, jest przecież seminarium
we Lwowie. Brakuje nauczycieli do nauki języka polskiego.
Najczęściej uczą księża w soboty i niedziele.
Postanowił włączyć się do
akcji pomocy Polakom mieszkającym na Ukrainie.
- Po roku od pierwszego mojego pobytu na Ukrainie
założyłem fundację o nazwie
,,Pomoc Polaków dla Podola
i Wołynia“. Ale z czasem, im bardziej poznawałem ludzi i realia,
zrozumiałem, że pomocą trzeba
objąć większy obszar i teraz
w nazwie fundacji pojawiły się
dodatkowo Pokucie i Bukowina.
I właśnie Bukowiną w pasie
nadgranicznym ukraińsko-rumuńskim zajmuje się teraz najbardziej.
- Jest tam wieś, w której
mieszkają sami Polacy - Plesza.
Została założona w połowie XIX
wieku. Leży 5 kilometrów od
bardziej znanej w Polsce wsi
o nazwie Pojana Mikuli. Ale o ile
w Pojanie mieszkało przed
wojną po 50% Polaków i Niemców, w miejsce których potem
osiedlili się Rumuni, o tyle Plesza - jak wspomniałem - jest
w całości wsią polską. To są górale czadeccy. Za Nicolae
Ceauşescu Plesza miała być
zrównana z ziemią, chciał ich
przenieść w dół, do blokowisk,
ale szczęśliwie uniknęli tego.
Jako górale są charakterni, żyją
mizernie, biednie, ale z godnością. Są fachowcami: drwalami, bednarzami. Niektórzy
pracę znajdują aż w Norwegii.
Droga do nich jest kamienista,
ale w domach porządek.
W Pleszy jest sześcioro dzieci uczęszczających do tamtejszej
Tablica szkoły w Pleszy
Wyposażenie łazienki w szkole w Pleszy
4-klasowej szkoły - troje chodzi
do II klasy, troje do IV. Zajmuje
się nimi jedna nauczycielka.
Od klasy V uczą się już w szkole w Pojanie. Ufundował ją i doposażył polski Senat.
- W Pleszy w tym budynku co
szkoła, jest jeszcze przedszkole
i w przedszkolu też jest trochę
dzieciaków. Straszne warunki.
W łazience mają tylko miskę,
wiadro. I teraz chcą im tę szkołę
zlikidować, właśnie m.in.
ze względu na warunki, a oni się
bronią. Tam naprawdę niewiele
potrzeba, ze 20 tys. zł na kafelki, umywalkę, sedes, pomalowanie pomieszczeń.
Poradził ludziom z Pleszy,
żeby napisali prośbę do MEN
o wsparcie finansowe.
- Okazało się, że oni nie potrafią pisać po polsku. Mówić,
mówią, ale pisać nie umieją.
Pojadę do Warszawy, może MEN
to sfinansuje? - zamyśla się. Już minister wcześniej dał specjalne podręczniki, alfabet magnetyczny i inne pomoce naukowe.
Głównym celem fundacji Bogdana Moroza jest dbałość
o dobra dziedzictwa narodowego, cmentarze, ale też socjal.
- Tam nie jest dobrze z rozdawaniem darów. Każdy sobie
rzepkę skrobie, nie ma
współpracy. Potworzyły się jakieś mafie czy co, rozdrapują co
mogą, dziwnie przebiega to rozdawnictwo. Najlepiej dostarczyć
samemu na konkretne miejsce.
Zawożę co dają dobrzy ludzie.
Dobre rzeczy, nieużywane. Do
tej pory jakoś sobie radziłem,
największy kłopot miałem z samochodami potrzebnymi żeby
przewieźć dary. Dopiero w tym
roku złożyłem wniosek o nadanie numeru i jak go dostaniemy,
to będziemy już organizacją
pożytku publicznego i może coś
zbierzemy z 1 proc. podatku
- opowiada.
Zbaraż, kolebka rodziny nie
podoba się panu Bogdanowi.
- W niewielkiej wsi koło
Złoczowa jest proboszczówka,
tam zamieszkam. Chcę na tych
ziemiach złożyć kości. Wiosną
wyjadę tam na stałe. Planuję to
od 5 lat. Moje córki są dorosłe,
zrozumieją. Podobno nie ma
przypadków, są znaki. Ja odczytałem dany mi znak.
Anna Skunka
fot. z archiwum
Bogdana Moroza
08
Nasz Region Dolnośląski
GRUDZIEŃ
Świdnica
askakują
niczanie z
id
w
ś
e
ż
jest,
w dodatku
mo jak to
mi, które
ła
s
Nie wiado
y
tak jest.
m
o
p
i
domo, że
ia
w
ciekawym
le
a
,
ać
ś fajnego.
ię realizow
ażdego co
k
la
D
?
u
chce im s
rok
lili w tym
Co wymyś
Lubisz fotografować?
Weź udział w konkursie „Świąteczny Uśmiech”, w którym właśnie uśmiech ma być obiektem fotografowania. Wszystkie jego odmiany: radosny małego dziecka, szczęśliwy nowożeńców,
smutny człowieka odartego ze złudzeń. Każdy. Ale warunek - w konkursie organizowanym
przez Świdnicki Ośrodek Kultury mogą brać udział tylko te zdjęcia, które zostaną zrobione
w Rynku podczas tegorocznej „Świdnickiej Kolędy”!
Odbitki (od 3 do 5) w formacie 15x21 lub plików elektronicznych (rozdzielczość 1795 x 2480)
należy do 19 grudnia do godz. 18 dostarczyć do Galerii Fotografii w Rynku lub przesłać
mailem ([email protected]) do godz. 24.00. Oczywiście trzeba je podpisać i co ważne - załączyć
oświadczenia, że fotografowane osoby zgodziły się by zrobione im zdjęcie mogło być umieszczane na wystawie pokonkursowej.
A najlepsza fotografia przyniesie choinkowy prezent autorowi - 1.000 zł.
Lubisz baśniowy świat?
Weź udział w konkursie
na najładniej przystrojony
i oświetlony dom w czasie
świątecznym. A do przystra
jania domów zachęca Prezyd
ent Miasta Świdnicy, chcąc
by Świdnica zajaśniała bar
wami i cieszyła oczy w okre
sie Świąt Bożego Narodzenia
i Nowego Roku. Co trzeba
zrobić? Przeczytać i zaakce
ptować regulamin, oraz do
grudnia zgłosić chęć uczestn
16
ictwa - pisemnie, elektroniczn
ie ([email protected].), telefonicznie (074 856
-28-98) lub osobiście - w pok
. 318 rzędu Miejskiego.
Potem zgłoszone obiekty obe
jrzy komisja konkursowa, wyb
ierze najciekawsze, najpiękniejsze, najbardziej intry
gujące i porobi im fotki, któr
e będzie można obejrzeć na
wystawie. Wyniki zostaną
ogłoszone 23 grudnia po
godz. 17 w Galerii Fotograf
ii.
Lubisz bajki o rozbójniku
Rumcajsie?
Od 15 grudnia w Teatrze Mie
jskim ekspozycja zdjęć z Fes
tiwalu Bajki w Jičínie, który odbył się we wrześniu,
jak zawsze od 1991 roku. Mia
sto Jičín leży około 120 km
od Świdnicy, mieszka w nim
17 tysięcy ludzi. Jest adminis
tracyjnym, kulturalno-historycznym i turystycznym cen
trum regionu. Gdy trwa fest
iwal można spotkać rozbójni
ka Rumcajsa z żoną Hanką
oraz inne postacie bajkowe
, lub wziąć udział w różnego
rodzaju warsztatach plastycz
nych, obejrzeć występy zes
połów muzycznych oraz grup
teatralnych.
Lubisz magię świąteczne
go stołu?
Przyjdź na Festiwal Aranża
cji Stołów Bożonarodzenio
wych organizowany coroczn
przez miejscowy Zespół Szk
ie
ół Hotelarsko-Turystycznych
im. Tony Halika. Uczniowie
przygotowują aranżację nak
ryć stołu bożonarodzenio
wego pod zaproponowane
menu. Oceniana jest kompoz
ycja nakrycia wraz z dekorac
ją, kartą menu i wypowiedź prezentująca wykonanie
aranżacji stołu. Najlepsze stoł
y zostaną zaprezentowane
18 grudnia w Teatrze Miejskim
.
A 16 grudnia o godz. 17 Stu
dio Florystyczne „Stokrotka”
pokaże jak stworzyć stroiki świąteczne i jak udekoro
wać stół wigilijny zgodnie z
najnowszymi trendami mod
y.
uzdolnieni
ór czyli wokalnie
zych Gospel Ch
Lubisz kolędy?
br
tariusze
ał
W
lon
a
wo
iew
i
śp
śc
dz. 18 za
unowie i chórzy
iek
op
ich
i,
18 grudnia o go
CHÓR.
lsk
EL
Po
KRAKÓW GOSP
wokaliści z całej
niepełnosprawni
twem
- dyrygent i solistka
z
nic
au
Kr
row
ka
kie
sz
d
nie
ryguje Ag
nalni muzycy po
sjo
ofe
pr
rałki
z Wałbrzycha. Dy
A,
sto
LIK
pa
i
znane kolędy
- zespół SYMBOL
LĘDY” złożą się
KO
Akompaniament
E
AT
DL
ZY
KR
koncert „S
Karoliny Tuz. Na
MA VOCE”
idnicy Chór „PRY
cjach.
ża
an
ar
ch
wy
no
w
u Miejskiego w Św
atr
Te
niejsze koie
ęk
en
jpi
sc
na
a
na
dz. 18
ch Nr III wyśpiew
cy
cą
tał
A 19 grudnia o go
sz
ok
óln
Zespołu Szkół Og
ze świdnickiego
e.
i pieśni świąteczn
i
łk
ra
lędy, pasto
rl „Och Emil” o ba
kiego na spektak
ejs
Mi
u
Lubisz teatr?
atr
Te
do
nia o godz. 15
ę
To przyjdź 19 grud
dziecku.
zną czeską sztuk
ch i pomysłowym
ica
dz
ro
h
e” czyli XIX-wiec
yc
dc
iaz
ą
łn
gw
dzo zajęt
o
pe
,
ię
va
ed
tno
godz. 17 na „Kom
pę teatralną z Tru
I 20 grudnia o
.
ez amatorską gru
iat
prz
św
ną
na
wa
sa
oto
zu
yg
niu, prz
kiego Pana Je
o Bożym Narodze
o przyjściu malut
. Dickensa, czyie opowiadającą
eść wigilijną” Ch
wi
po
„O
yć
cz
humoru, dowcipn
ba
zo
by
,
a, że Boże Na.17
aż
dz
uw
go
nia o
oistycznego, który
eg
i
o
I jeszcze 22 grud
eg
zn
us
zd
.
, człowieka be
eni go moc świąt
li historię Scrooga
A jednak przemi
u.
as
cz
ata
str
to
rodzenie
lnego
gap okazji wspó
i dom, i nie prze
ie
en
Lubisz zabawę?
odych
mi
mł
su
iej
dla
j,
śn
sprzątaj wcze
ygotowano więce
To koniecznie po
y Ronku. Bo atrakcji prz
tat
Ry
sz
ar
im
W
ick
.
idn
np
św
jak
ości na
trzeba być razem,
h
idświętowania w rad
ryc
Św
h
któ
kic
na
st
ie,
zkańców. I tak
lub „Wigilia wszy
i starszych mies
i władnia o godz. 11,
m
ud
co
gr
ań
15
zk
a
es
ctw
mi
ą
Kupie
przekaż
dzinne w Muzeum
zas której harcerze
tkiem składać
o godz. 18, podc
e dzieląc się opła
lni
pó
ws
tem
niczan” 23 grudnia
po
by
,
jem
tle
Be
z
.
ełko
„Jubilat“
zom miasta świat
ować z zespołem
życzenia i pokolęd
sobie nawzajem
?
grudnia.
A gdzie szopka
u. Od 18 do 27
świdnickim Rynk
Na
?
zie
gd
to
No jak
opr. (ask)
Nasz Region Dolnośląski
GRUDZIEŃ
09
Wałbrzych XXI wychodzi z cienia
Mówią, że mają dość partii i partyjniactwa. Chcą powrotu do zasad społeczeństwa obywatelskiego. Zasad znanych z pierwszych
kadencji samorządów po przemianach Polski w roku 1989, kiedy radni reprezentowali wyborców, a nie partie polityczne i ich
interesy. Stowarzyszenie Wałbrzych XXI na swojej pierwszej konferencji prasowej ogłosiło, że jest i że jego celem jest rozwój
aktywności obywatelskiej w samorządzie, współpraca między samorządami lokalnymi, i zachęcenie młodych ludzi do czynnego udziału w życiu publicznym. A także, że w najbliższych wyborach samorządowych wystawi listy do rad miasta i powiatu, do sejmiku i że powalczy o prezydenturę w mieście.
O konkretnych nazwiskach
Ryszard Skorupski, przewodniczący Stowarzyszenia, mówić
jeszcze nie chciał.
- Ofertę programową kierujemy do ludzi niezależnych, gotowych podejmować trudne cele
dla dobra mieszkańców. Polityka nas nie interesuje, stajemy
w opozycji wobec polityki jałowej
i pełnej konfliktów. W Wałbrzychu upartyjniono właściwie
wszystkie dziedziny życia publicznego: naukę, kulturę, edukację, nawet dostawy wody i odbiór ścieków, komunikację
miejską i zarządzanie drogami
- wyliczał. - To musi się zmienić.
Zdaniem Dariusza Gustaba,
radnego, efektem rządów partyjnych jest, że w Wałbrzychu zamarło życie obywatelskie, że prezydent i jego urzędnicy oddalili
się od ludzi.
- Problemy próbuje się rozwiązywać dopiero wtedy, gdy ludzie już protestują pod ratuszem. My chcemy uczciwie roz-
mawiać ze społeczeństwem, a nie
nocami zasypywać biedaszyby
udając, że ich nie ma.
Radny Michel Nykiel, „kandydat na kandydata“ na prezydenta miasta z ramienia Stowarzyszenia mówił o trudnej i niestety pogarszającej się sytuacji
ekonomicznej Wałbrzycha.
Jednym z pomysłów na pokonanie partii rządzących
Wałbrzychem ma być alians
różnych stowarzyszeń, tych które już mają przedstawicieli w Radzie Miasta i tych, które jeszcze
nie mają. Czy pomysł przekują
w czyn? To może być trudne, ale
- jak uważa Andrzej Gniatkowski
- nie niemożliwe. Aby mieć większość w radzie trzeba do niej
wprowadzić 13 osób.
Stowarzyszenie jest zwolennikiem jednomandatowych okręgów wyborczych.
Na razie należy do niego
11 członków.
(ask)
10
Nasz Region Dolnośląski
GRUDZIEŃ
.
Z pamiętnika
internowanych wałbrzyszan
Elżbieta
Kwiatkowska-Wyrwisz
przewodnicząca NSZZ
,,Solidarność" w ówczesnej
Wojewódzkiej Bibliotece
Publicznej w Wałbrzychu
Dzień 13 grudnia 1981 roku
zaskoczył mnie w domu. Udało
mi się jednak uniknąć aresztowania. Przez tydzień ukrywałam
się u różnych osób, a także w jednej parafii. A potem... okazało się,
że już nie mogę sie ukrywać, bo...
tam gdzie się udawałam nikt nie
chciał już mnie ukrywać.
Owszem, chętnie nakarmili, pozwolili kilka godzin odpocząć,
porozmawiali, ale odmawiali
udzielenie dalszego dłuższego
schronienia. No więc w końcu
wróciłam do domu, a tam już
czekało na mnie wezwanie na
Mazowiecką. Grozili w nim, że jak
się nie zgłoszę, to wezmą moich
rodziców. I wiem, że tak rzeczywiście czasem robili, jeśli nie
mogli
zatrzymać
jednego
z małżonków, to brali drugiego.
Taki szantaż psychiczny.
Internowano mnie 19 grudnia.
Po przesłuchaniach i bardzo
szczegółowej rewizji osobistej trafiłam na tzw. dołek. Chyba do
22 grudnia byłam na dołku
sama. Tuż przed świętami Bożego
Narodzenia wywieziono mnie na
ul. Kleczkowską do Wrocławia.
Zostałam zakwaterowana do celi,
w której były już trzy osoby, jak
wtedy dowiedziałam się - wszystkie z Wrocławia. Zapytałam klawiszkę czy może mnie dać do koleżanek z Wałbrzycha, na co
w odpowiedzi usłyszałam, że to
nie sanatorium ani hotel. Tych
osób z celi nie znałam wcześniej.
Chyba w drugiej połowie stycznia 1982 roku przewieziono
wszystkie internowane dwoma
autokarami pod ścisłą eskortą do
obozu dla kobiet w Gołdapi. Nie
wiedziałyśmy dokąd jedziemy,
tylko tyle, że ciągle na wschód.
Miałyśmy najgorsze przeczucia
- czy nie wywiozą nas z kraju?
Przez pierwsze dni w Gołdapi
trudno nam było się oswoić
z miejscem i z celami. Jednak
z czasem to jakoś się ułożyło,
życie samo dostosowało nas do
nowych warunków. Zorganizowałyśmy sobie zajęcia - naukę języków obcych, wykłady z psychologii, historii i literatury; ćwiczenia fizyczne i rehabilitacyjne,
najpierw tylko w budynku, bo początkowo nie wolno było wychodzić z budynku nawet na taras,
a od wiosny już także na tarasie.
Ukazywała się ręcznie pisana
gazetka ,,Internowanka“.
Zorganizowałyśmy chór. No
i co ważne - były msze święte.
Ale to tylko jedna strona. Druga to przesłuchania, rewizje,
a nawet wywózka do komisariatu w Gołdapi na przesłuchanie.
M.in. ja również byłam tam
przesłuchiwana. Takie dodatkowe szykany.
Organizowałyśmy też akademie, na przykład z okazji 3 Maja
była szczególna. Milicja próbowała ściągnąć polską flagę z kirem wywieszoną na zewnątrz
przez koleżanki. Broniłyśmy do-
stępu do niej. Wtedy przyjechały
,,posiłki“ dla przywrócenia spokoju w ośrodku. To było w holu
na pierwszym piętrze. Tam często dziewczyny dziergały robótki
na drutach lub szydełku, rozmyślały, rozmawiały. I gdy - nie
wiem dokładnie kto to był, milicjanci? ZOMO? - chcieli zdjąć tę
flagę z kirem, a dziewczyny nie
dopuszczały do niej, usłyszałyśmy żałosną prośbę: no niech
mnie pani nie kłuje tym drutem.
***
12 grudnia br. kobiety zaangażowane w walkę o niepodległą
Polskę i internowane w stanie wojennym spotkały się na Zamku
Królewskim w Warszawie na zaproszenie minister Elżbiety Radziszewskiej (Pełnomocnika
Rządu d/s Równego Traktowania) oraz Instytutu Pamięci Narodowej. Spotkanie było dwudniowe, zaplanowano seminaria, konferencje, wystawy, koncerty. I ciekawostka. Zakwaterowane zostały z hotelu o - nomen
omen - znaczącej nazwie ,,Etap“.
Józef Zalas
były sekretarz
KZ NSZZ „Solidarność“
DZG Wałbrzycha
Moje internowanie nastąpiło
dnia 15.12.1981 r. Zostałem
aresztowany w zakładzie pracy.
Byłem zatrudniony w Dolnośląskim Zakładzie Graficznym
w Wałbrzychu. Po kilku godzinach przesłuchania i próbie namówienia mnie na współpracę
zostałem osadzony w areszcie
KW Milicji Obywatelskiej na tzw.
dołku. !7.17.1981 r. zostałem
przewieziony do Świdnicy do
aresztu śledczego przy Sądzie
Okręgowym gdzie przebywałem
do 06.01.1982 r. W tym dniu
oraz następnym, 7 stycznia, cała
grupa działaczy z wałbrzyskiego
została przewieziona do Kamiennej Góry do ośrodka resocjalizacyjnego młodych przestępców, a dawniejszej filii obozu
koncentracyjnego Gross Rosen ze
Strzegomia. Bloki w których przebywaliśmy były nieczynne aż do
roku 1981. Nie były one przystosowane do zamieszkania, nie
były opalane, brakowało szyb
w oknach. W Kamiennej Górze
przebywałem do 6 kwietnia 1982 r.
kiedy to przetransportowano nas
do Głogowa i tam przebywałem
w ośrodku więziennym do 15
czerwca 1981r. Kilka miesięcy po
wyjściu z internowania włączyłem
się w działalność pomocy dla internowanych i więzionych
związkowców oraz ich rodzin.
Byłem członkiem Komitetu Pomocy przy kardynale Henryku
Gulbinowiczu we Wrocławiu.
Jerzy Szulc
były wiceprzewodniczący
NSZZ „Solidarność“ Zarządu
Regionu Dolny Śląsk
12 XII 81 r. wróciłem do domu
o 23.30. Przyjechał do mnie kierowca z Zarządu Regionu, przekazał informacje, które napływały
z całego kraju. Podobno wojsko
jechało na Warszawę, telefony
i faksy były wyłączone. Przekazałem mu informacje, aby koledzy z Komisji Zakładowych wybierali pieniądze z kont bankowych. Gdy włączyłem telewizor
o godz. 24 zobaczyłem na ekranie tylko „śnieg”. Wyszedłem
z domu do kolegi z „S” (blok obok)
do Staszka Isańskiego, aby powiedzieć, że zbieramy się na kopalni. Kiedy wracałem do domu
przed moim budynkiem stały
już dwa radiowozy milicji, a przez
radiostacje milicyjną usłyszałem
„przystąpić do zatrzymania”. Kiedy to usłyszałem, zrozumiałem że
chodzi o mnie, wtedy schowałem
się do zsypu na śmieci i tam
w temperaturze minus 20 st.
siedziałem ok. 2 godzin. Następnie ukryłem się u koleżanki ze
związku, przebywałem tam 2 lub
3 dni. Nawiązałem kontakt
z przewodniczącym kopalni
i umówiliśmy się, że wejdę na
fałszywą przepustkę do kopalni
i zjedziemy pod ziemię, a tam zorganizujemy strajk. Do mieszkania, gdzie się ukrywałem, zaraz
po przyjściu przewodniczącego
związku z kopalni wkroczyli milicjanci. Zostaliśmy rzuceni na
podłogę i skuci kajdankami.
Przewieziono nas na Komendę
Milicji, a tam dowiedziałem się, że
jestem internowany. Przez pierwsze siedemnaście dni trzymano
mnie samotnie w celi, gdzie spędziłem święta i Nowy Rok. Następnie, 2 stycznia 1982 r. przewieźli mnie do Aresztu Śledczego w Świdnicy. Później przewożono mnie do Kamiennej Góry
(były obóz faszystowski dla więźniów Gross Rosen), dalej
Głogów, Grotków, Uherce Mineralne w Bieszczadach. W internowaniu ogólnie przesiedziałem
rok czasu. Wszystkie te ośrodki
były to miejsca, gdzie trzymano
więźniów kryminalnych, a nie ośrodki internowania, jak podawała
propaganda komunistyczna. Nawet za grubymi murami starego
pruskiego więzienia podjęliśmy
walkę o namiastkę wolności. Podzieliliśmy się na dwie grupy, jedna chodziła po korytarzach
i śpiewała pieśni patriotyczne,
a druga w tym czasie zdemontowała wszystkie zamki w celach.
Szybko jednak je naprawiono.
Nasze rodziny miały chyba jeszcze trudniejszą sytuacją, bo nam
już było wszystko jedno, ale baliśmy się o nie, bo jednak SB nękała naszych bliskich, dokonując
rewizji i przesłuchań oraz wielu
szykan.
wspomnienia zebrali: (ask), (DG)
Nasz Region Dolnośląski
GRUDZIEŃ
Bal jesienny
W naszym przedszkolu, jeszcze przed spotkaniem ze
Św. Mikołajem odbył się Wielki Bal Jesienny. Bawiły się
na nim wszystkie nasze przedszkolaki. Obowiązywał
oczywiście odpowiedni jesienny strój. Mieliśmy więc
okazję podziwiać kilka ciekawych jesiennych kreacji.
Do balu przygotowywali się wszyscy bardzo starannie:
musieliśmy wyczarować dekoracje, rodzice oczywiście
ciekawe kostiumy, a panie nauczycielki pracowały intensywnie nad konkursami, nagrodami i odpowiednią
oprawą muzyczną. Nie zapomnieliśmy także o słodyczach. Wreszcie nadszedł ten dzień i rozpoczęła się zabawa, tańce, konkursy o różnej tematyce, wymagające
od dzieci szerokiej wiedzy i dobrej sprawności fizycznej. Ponieważ dzieciom nie brakuje wiedzy, a sprawność mają też bardzo dobrą, konkursy wzbudziły wielkie zainteresowanie i trwały aż do wyczerpania nagród.
A było ich dużo. Jak na każdym szanującym się balu,
wybraliśmy oczywiście Królową i Króla Balu. Komisję
konkursową wybrano spośród dzieci wszystkich grup
przedszkolnych. Miała ona bardzo trudne zadanie i po
burzliwych obradach królewska para została wybrana.
Nie zabrakło u nas loterii fantowej, a pieniążki zostały
przekazane na rzecz akcji charytatywnej pt.: Góra grosza. W ostatniej części naszego balu, dla wyciszenia
emocji spowodowanych udaną zabawą, dzieci miały
możliwość popróbować swoich sił w tworzeniu wspólnej bajki pt. „Dobry wilk i Małgosia w przedszkolu“. Wymyślanie zabawnych przygód bohaterów, dało dzieciom
wiele okazji do żartów i szczerego śmiechu. Na zakończenie obiecaliśmy sobie wszyscy, że musimy spotkać
się już za rok na Wielkim Balu Jesiennym.
Niech nadchodzące
święta Bożego Narodzenia
przyniosą Wam
szczęście i pomyślność,
a moc Nocy Betlejemskiej
niech doda siły
w zmaganiu się z codziennością!
11
12
GRUDZIEŃ
Nasz Region Dolnośląski
Nasz Region Dolnośląski
GRUDZIEŃ
13
Jaki będzie wałbrzych w 2010 roku?
Budżet jak bagno
Rozmowa z Michelem Nykielem, radnym Rady Miasta Wałbrzycha, przewodniczącym
komisji budżetu i finansów, byłym członkiem komisji rewizyjnej WZWiK.
- Czy naprawdę sytuacja
finansowa Wałbrzycha jest zła?
MN: Jest bardzo zła, bo
zadłużenie doszło już do 174,5
mln zł, tj. osiągnęło około 53%
wysokości dochodów. Po osiągnięciu 60% zawieszone zostaną
władze gminy i wejdzie zarząd komisaryczny. W 2010 roku, gdy
planowany deficyt wyniesie ok.
37 mln zł, na funkcjonowanie
gminy zaciągnięty zostanie kredyt
długoterminowy sięgający 57,6
mln. Gdyby pojawiły się nowe
projekty, a wraz z nimi konieczność sięgnięcia po środki unijne,
może nie wystarczyć pieniędzy na
wkład własny. I taki prezent szykuje obecnie rządząca Wałbrzychem ekipa swoim ewentualnym następcom.
- Oprócz tego miasto poręczyło
kilka
kredytów,
w tym ostatnio na budowę
aqua-parku.
MN: Tak, to prawda. To są bardzo
wysokie poręczenia, a spłata kredytów potrwa prawie 30 lat.
Spółce Aqua-Zdrój, w której
miasto ma 100% udziałów, poręczyliśmy około 145 mln zł,
a Wałbrzyskiemu Związkowi
Wodociągów i Kanalizacji prawie
82,5 mln zł. Dochodzi do tego
dług dla Wałbrzyskiej Specjalnej
Strefy Ekonomicznej w wysokości kilku milionów złotych z odsetkami.
- Ile wynosić będzie w najbliższych
latach
spłata
zadłużenia?
MN: Obsługa zadłużenia wyniesie w 2010 r. ponad 45 mln zł,
w 2011 – około 51 mln zł,
a w 2012 aż 57 mln zł.
- „Budżet wzrostu czy upadku”
głosi
tytuł
artykułu
o budżecie Wałbrzycha na 2010
rok w jednej z lokalnych gazet.
A dalej w tekście wyczytać
można, że inwestycje miejskie
pochłoną około 100 mln zł,
czyli niewiele mniej niż 1/3
planowanych
wydatków.
W czym „tkwi haczyk”?
MN: Każdy budżet składa się
z planowanych wydatków i dochodów. Gdy dochody przewyższają wydatki mamy nadwyżkę. Ale gdy wydatki przewyższają dochody mamy deficyt,
który trzeba będzie pokryć, na
przykład właśnie biorąc kredyt.
W przypadku Wałbrzycha wydatki to 365,4 mln zł, a dochody
328,6 mln zł. Przy tak dużym dochodzie miasto przeznacza na inwestycje tylko 31,5 mln zł własnego wkładu, a nie 100 mln zł
jak podaje prezydent. Inwestycje
łącznie, razem ze środkami pozyskanymi z zewnątrz to wydatek
55,6 mln zł.
- Skąd zatem te 100 milionów?
MN: Pan Prezydent do wspólnego worka zwanego inwestycjami
wrzucił wszystko, nawet to, co robią spółki miejskie jak MZB,
MZUK, MZWiK itd.
- Prezydent chwali się, że
najwięcej pieniędzy pódzie na
drogi.
MN: Najwyższy czas, skoro przez
7 lat urzędowania niewiele zrobiono. Tak naprawdę wydatki
ogółem na drogi wyniosą ok.
31,4 mln zł, w tym wkład własny gminy to ok. 14,1 mln zł. Poza
tym, temat dróg pojawia się zawsze przed wyborami. Przed
ostatnimi na przykład Zarząd
Dróg i Komunikacji wydał ulotkę pn. „Wałbrzych mapa bałaganu w zarządzaniu drogami”
z hasłem „Klniesz na dziurach?
Prezydent Wałbrzycha klnie razem z tobą! Prezydent nie ma
żadnego wpływu na stan 38 strategicznych dróg miasta”.
- Zatem jak to się dzieje np.
w Świdnicy, gdzie prezydent
nie narzeka na dziury?
MN: W Świdnicy władza doszła
do porozumienia ze wszystkimi
zarządcami dróg i remonty wykonywane są na bieżąco. Prezydent Kruczkowski nie umiał się
dogadać.
- Czy w budżecie miasta przewidziane są środki na obwodnicę?
MN: Nie, pieniędzy na obwodnicę w budżecie nie zapisano. Prezydent Kruczkowski jest szefem
lokalnej Platformy Obywatelskiej,
która rządzi w Wałbrzychu, w powiecie, w województwie, w sejmiku i w kraju, czyli wszędzie,
a obwodnicy jak nie było, tak nie
będzie.
- Co z tak szumnie zapowiadaną gospodarką mieszkaniową, a zwłaszcza lokalami socjalnymi?
MN: Tu miasto, ze środków własnych wyda tylko ok. 1,5 mln zł,
z czego na przystosowanie lokali socjalnych przy ul. Drzymały
- 200 tys. zł na 36 mieszkań,
przy ul. Rolniczej - 100 tys. zł na
12 mieszkań. To trochę dziwne,
bo 7 mieszkań tzw. kryzysowych
na ul. Kasztelańskiej kosztować
ma gminę 826 tys. zł.
- A ile kosztuje utrzymanie administracji miejskiej?
MN: Wydatki Urzędu Miejskiego
w Wałbrzychu to 23,6 mln zł,
w tym na obsługę radnych
601 tys. zł. a na promocję
miasta - 870 tys. zł.
- Niedawno Prezydent Kruczkowski chwalił się projektem
„Stara Kopalnia”, czyli obiektami dawnej kopalni Thorez”,
który podobno zrobił furorę
w Brukseli...
MN: Może i zrobił, ale pieniędzy
unijnych na ten projekt
w przyszłym roku w budżecie nie
ma. Miasto wyda z własnych
środków 5,7 mln zł.
- A co z odzyskaniem przez
Wałbrzych grodzkości, o którą
Prezydent walczy przed każdymi wyborami?
MN:
Jeden z radnych na
sesji stwierdził, powołując się na
słowa piosenki Skaldów, „że nie
o to chodzi, by złapać króliczka,
ale by gonić go”. Dobre tłumaczenie wyborcze: co można by
zrobić, gdybyśmy mieli grodzkość. Ale nie mamy i nie wiadomo, czy będziemy mieli, ponieważ powiat i miasto są mocno
zadłużone. Gdy krajem rządziło
Prawo i Sprawiedliwość prezydent Kruczkowski twierdził, że
grodzkość odzyskać można jednym podpisem. To dlaczego teraz, gdy Platforma rządzi wszystkim, Wałbrzych nie ma praw powiatu?
- Co się dzieje w Wałbrzychu,
że liczba mieszkańców stale
maleje? Obecnie miasto liczy
ok. 122 tysięcy mieszkańców,
a było prawie 145 tysięcy.
MN: Być może jest to spowodowane wysokim bezrobociem sięgającym w powiecie prawie 17%,
bardzo niskimi zarobkami, a
także brakiem perspektyw dla
młodych. To, co miało być ratunkiem dla miasta w miejsce
zlikwidowanych kopalń, czyli specjalna strefa ekonomiczna, zaczyna się kurczyć, a w perspektywie może przestać istnieć.
- Przyjąwszy więc średnio
50 mln zł na spłatę roczną
kredytów przy założeniu 120
tysięcy mieszkańców, to na
głowę mieszkańca, wliczając
niemowlęta, wychodzi 416 zł
rocznie. Nasuwa się porównanie do sytuacji Żarowa, który został zadłużony w podobnej skali przez Zbigniewa
Chlebowskiego i Lillę Gruntkowską. Krótko mówiąc, projekt budżetu Wałbrzycha na
przyszły rok nie jest ani
budżetem wzrostu, ani upadku, tylko jak bagno wciąga nas
w pułapkę zadłużenia.
MN: Wiele na to wskazuje,
ale pożyjemy, zobaczymy.
- Dziękuję za rozmowę
Rozmawiał Marek Mróz
Podatek Belki,
czyli belkowanie polskiego kapitalizmu
Wojciech Rudny
Ostatnie reklamy Banku
ING sugerują, że w USA zauważono, iż Polacy to oszczędny naród. Polacy oszczędzają.
Oczywiście, w przeciwieństwie
do Amerykanów, którzy żyją
na kredyt i w rezultacie więcej
wydają, niż zarabiają. Nikt
jakoś nie zauważył, że w Polsce oszczędzanie jest w ogóle
nieopłacalne. Kolejne bowiem
ekipy rządzące w wielce przemyślnym poszukiwaniu pieniędzy dla siebie, swoich
urzędników i licznych wydatków budżetowych (w tym wojny w Afganistanie „za demokrację waszą i naszą”), zapędziły się aż do naszych kont
oszczędnościowych i lokat
(póki co skarpety są jeszcze
w Polsce bezpieczne, ale przy
całej tej inflacji i kryzysie to
naprawdę kiepski interes).
Już siedem lat temu rząd
Leszka Millera, który twierdził, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak
zaczyna, ale jak kończy (sam
oczywiście skończył marnie),
w swojej „wrażliwej społecznie” i antykapitalistycznej
(w odniesieniu do rodzimego,
polskiego kapitalizmu) polityce zapoczątkował opodatkowywanie naszych oszczędności.
Oczywiście, ludzie rządu,
prominenci to nie my. My to
my, a oni to oni. Oni mają
swoich ludzi nawet w bankach
szwajcarskich (vide: Piotr Filipczyński, Filipkowski vel Peter Vogel „bankier lewicy”),
gdzie pompowane są miliardy
euro z całej Unii Europejskiej, by mogły tam pracować
dyskretnie, niezmordowanie
i bezpiecznie (oczywiście bez
złodziejskiego podwójnego
opodatkowania, jak w unijnej
Polsce)…
Przeciwko rodzimemu
kapitałowi
Lewica jednak odeszła. Jej
miejsce zajęła najpierw tromtadracka prawica niepodległościowo-patriotyczna,
a potem prawica europejskoliberalna mocno usadowiona
na swojej platformie, która,
choć często tonie, to jednak
z założenia ma nie zatonąć…
Zmieniły się twarze, wypłynęły
nowe afery… Jedno tylko, co
się nie zmieniło, to polityka
państwa polskiego wobec obywateli, którzy chcieliby we
własnym kraju zostać, drobnymi choćby, kapitalistami.
Bo przecież człowiek, który zaoszczędzi jakieś pieniądze
i pozwoli im pracować, de facto jest kapitalistą. Ma przecież,
choćby najmniejszy, ale własny, kapitał, który mógłby dla
niego i bliskich pracować…
Liberałowie, którzy wydawałoby się, że powinni sprzyjać
polskiemu kapitalizmowi, są
wobec niego niemal tacy sami,
jak ekipy niegdyś Polską
rządzące – zarówno postkomunistyczno-lewicowe, jak
i tzw. patriotyczno-niepodległościowe. Podobnie jak owi
„wrażliwi społecznie ludzie lewicy” czy nawołujący do wojny
z Rosją za wielką Gruzję ludzie
prawicy „niepodległościowej”,
także liberałowie z Platformy
Obywatelskiej wciąż kultywują
podatkową politykę… postkomunisty i człowieka lewicy,
ministra Marka Belki.
Za Opcja na Prawo
Nr 12/96, grudzień 2009
14
Nasz Region Dolnośląski
GRUDZIEŃ
Nawóz niezgody
Kobiety wychodzące z wałbrzyskiego Urzędu Miejskiego nie chciały rozmawiać o konkretach. Przynajmniej imiennie. Mówiły tylko, że za dużo szumu
gazety robią wokół ich sprawy. A przecież to właśnie one go wywołały protestując przeciwko kompostownikowi pod ich oknami.
Widać go pomiędzy dwoma
budynkami oznaczonymi numerami 56 i 58 przy ulicy
Wrocławskiej. A jeszcze lepiej widać go z drogi wiodącej na stadion Czarnych. Sporny plac
znajduje się jakieś 30 metrów
z drugiej strony wspomnianych
budynków.
Na rozprawę przyszli prawie
wszyscy zainteresowani. Prawie,
bo zabrakło przedstawicieli Miejskiego Zakładu Usług Komunalnych, który był sprawcą
całego zamieszania. Od lat
MZUK składował na swoim terenie przy ul. Wrocławskiej odpady roślinne z prowadzonej
przez siebie działalności. Przeszło rok temu złożył wniosek
o wydanie decyzji środowiskowej
w sprawie przekształcenia wysypiska w kompostownik. Postępowanie administracyjne
biegło powoli. Dopiero w październiku tego roku MZUK
sporządził stosowny raport
i wtedy nastąpić miały uzgodnienia stron zainteresowanych,
w tym wypowiedzi okolicznych
mieszkańców i wspólnot samorządowych.
Ci, gdy się o planach MZUK
dowiedzieli, zaczęli protestować.
Główne argumenty sprowadzały
się do tego, że kompostownik będzie uciążliwy z powodu wydobywającego się smrodu.
– Już teraz, zwłaszcza w dni
upalne smród jest nie do wytrzymania, a będzie jeszcze gorzej – mówili mieszkańcy.
– Co gorsza, rozwinie się robactwo, no i gryzonie. Taka lokalizacja sprawi, że spadnie wartość naszych nieruchomości, najbardziej tych położonych przy
Wrocławskiej 56 i 58.
To samo dotyczy nieruchomości przy ul. Odlewniczej 8–16,
których przedstawiciele również
protestowali w urzędzie, a także
odległego o pół kilometra Osiedla Słonecznego.
Protest poparł WAMAG, który
decyzją prezydenta Wałbrzycha
został niejako zmuszony do zagospodarowania przyległych do
wysypiska terenów jako rekreacyjnych. Jego przedstawiciel
– Wiesław Achtel, twierdził, że
technologia wybrana przez
MZUK jest najprostsza. Zauważył też, że wspomniany raport opracowywał Adam Rybak
– pracownik MZUK. Co prawda,
nie jest to niezgodne z prawem,
ale na pewno nie wpływa na bezstronność.
Ze stanowiskiem wstrzymała
się przedstawicielka Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska Halina Zaremba, bowiem uznała, że zbyt wiele
w dokumentacji MZUK jest braków i sprzeczności. Nie wskazano nawet, czy kompostownik
jest zgodny z planem przestrzennego zagospodarowania
terenu.
Z wyjaśnień Roberta Szyma-
Depresja jesienno – zimowa
Mirosław Lubiński
Każdy z nas w jakiś sposób
odczuwa wpływ pogody na
swoje
samopoczucie.
Nasze samopoczucie jest
o wiele lepsze podczas
słonecznej pogody, niż
w pochmurne i szare jesienne dni. Szybko nadchodzący zmierzch ma
niekorzystny wpływ na
naszą równowagę psychiczną. Łatwo denerwujemy się. Coraz trudniej jest
się zrelaksować. Śpimy
dłużej, ale po obudzeniu
nie jesteśmy wyspani.
Ponieważ większość z nas
to przeżywa rodzi się pytanie, czy to choroba,
którą należy leczyć, czy po
prostu mamy tylko „gorsze
dni”?
Długotrwała depresja jesienno – zimowa z nasilonymi objawami jest chorobą, choć nie aż
tak powszechnie występującą.
Choruje ok. 5 procent ludzi.
Jeżeli nie ma klasycznych objawów depresji, to o rozpoznaniu
choroby nie ma mowy. U 70%
chorych występuje wzmożony
apetyt, szczególnie na słodycze,
prowadzący do tycia. Ponadto
typowymi objawami są: apatia
i zniechęcenie, zaburzenia snu,
stałe rozdrażnienie, obniżenie
popędu seksualnego, a u kobiet
wzmożenie dyskomfortu stanów
li, pracownika Urzędu Miasta
prowadzącego rozprawę okazało
się, że całkiem niedawno MZUK
złożył wniosek o zawieszenie postępowania do czasu znalezienia
nowej lokalizacji.
– To po co w takim razie ta
rozprawa się toczy? – zauważył
zarządca budynków przy Odlewniczej – Marian Sidor.
– I dlaczego wniosek MZUK,
spółki która jest w stu procentach własnością gminy, rozpatruje urząd tejże gminy?
Ostatecznie rozprawa zakończyła się bez konkretnych uzgodnień, bo za takie trudno uznać
zapewnienie, że urząd zwróci
się do MZUK o wyjaśnienie, czego tak naprawdę chce.
– Nie ma co wyjaśniać
– powiedziano mi w MZUK. – Dla
nas sprawa jest zamknięta. Będziemy szukać nowego miejsca.
Niby dobrze, ale całego tego
zamieszania
można
było
uniknąć. W Wałbrzychu nie brak
miejsc nadających się na kompostownik. Prawdę mówiąc, jest
ich nawet za dużo.
w pomieszczeniu emituje światło
o natężeniu zaledwie 500 luksów. Oczywiście nie zalecam
jako leczenia włączenia dwustu
żarówek jednocześnie w pokoju.
Do terapii służą specjalne
lampy. Lecznicze światło z lamp
do fototerapii ma natężenie od
2,5 do 10 tysięcy luksów. Po
odpowiedniej dla pacjenta dawce światła objawy mogą ustąpić
po niecałym tygodniu. Rzadko
wymagana jest terapia 3 – 4 tygodniowa. Fototerapia jest
skuteczna w 60-80 procentach.
U osób, które nie zareagowały
na pierwszy cykl, poprawa
następuje zwykle po dopasowaniu odpowiedniego natężenia
lub zmianie pory i czasu trwania naświetlania. Jednak u niektórych osób leczenie światłem
nie przynosi efektu. Jeśli objawy
depresyjne nie ustępują lub
wręcz nasilają się, niezbędna
jest pomoc psychiatry, który
zaleci leki przeciwdepresyjne.
R
przedmiesiączkowych. Zresztą
kobiety zapadają na tę odmianę
depresji czterokrotnie częściej
niż mężczyźni. Przeciętny czas
trwania depresji sezonowej to
kilka miesięcy. Choroba często
ustępuje sama. Niepokój powinno budzić utrzymywanie się
złego samopoczucia powyżej
dwóch tygodni. Wtedy należy zasięgnąć porady specjalisty.
Zdarza się bowiem, że taki
gorszy nastrój może przerodzić
się w depresję kliniczną, która
nie leczona może dosłownie zrujnować dotychczasowe życie.
Depresja kliniczna to nie tylko
złe samopoczucie i odczuwanie
smutku. To zobojętnienie, uczucie pustki, poczucie braku włas-
nej wartości, utrata przyjemności z wykonywania codziennych zajęć, a w końcu brak sił
do wyjścia z domu, czy własnego
łóżka. Na szczęście większość
przypadków depresji jesienno–
zimowych nie przechodzi w depresję kliniczną, ale nie należy
jej lekceważyć.
Chorującym na depresję sezonową zaleca się spacery na
świeżym powietrzu, szczególnie
w słoneczne dni. Co jednak robić, jeżeli na naszej szerokości
geograficznej jesienią i zimą
słońca jest, nomen omen, jak na
lekarstwo? Jest na to sposób
– fototerapia. Światło słoneczne
ma natężenie 100 tysięcy luksów.
Przeciętna
lampa
E
K
Marek Mróz
PS. Kompostownik to miejsce,
w którym z odpadów organicznych, w tym i z odchodów
zwierząt, wymieszanych z wapnem, przy dostępie powietrza,
bakterii i grzybów powstaje kompost, czyli nawóz. Czynnikiem
niezbędnym jest samozgrzewanie się tych produktów.
L
A
M
A
Nasz Region Dolnośląski
GRUDZIEŃ
15
Między interfejsem
a oligarchą
Jerzy Przystawa
Poseł Mirosław Sekuła, przewodniczący nowej komisji śledczej, to zaprawiony w partyjnych
bojach prominentny działacz
polityczny, który nieprzerwanie
od 1990 roku pełni wysokie
funkcje publiczne, najpierw jako
wiceprezydent Zabrza, potem
poseł, potem prezes Najwyższej
Izby Kontroli, potem znowu poseł. Jako poseł nieustannie wybierany jest na najróżniejsze
poważne funkcje, przewodniczy
lub współprzewodniczy wielu
komisjom sejmowym, a lista
jest długa: Komisja Finansów
Publicznych, Komisja Samorządu Terytorialnego i Polityki
Regionalnej, Komisja ds. Kontroli Państwowej, Komisja Nadzwyczajna „Przyjazne Państwo”.
Wynika z tego, że cieszy się on
zaufaniem władz kolejnych partii politycznych i kto jak kto, ale
Mirosław Sekuła powinien mieć
wyjątkowo mało powodów, żeby
uważać posłów na Sejm RP za
marionetki. Tymczasem to w jego
usta włożyła publicystka „Rzeczpospolitej” („Rz.” z 3.11.2009)
dowcipną wypowiedź: Kim jest
poseł? Interfejsem między ściągą
klubową (instruującą jak głosować) a przyciskiem.
Można by tę wypowiedź tak
wybitnego parlamentarzysty potraktować jako żart, ale dziennikarka „Rzepy” zaraz cytuje
innego polityka tej samej partii:
Jestem jedną z szabel, na które
liczy szef klubu. Dostaję klubową ściągę, z esesmesów dowiaduję się, co mówić na dany
temat. To wszystko jest bardzo
frustrujące.
Prezydent Gliwic, Zygmunt
Frankiewicz, uzupełnia ten opis
losu posła Rzeczypospolitej następującymi uwagami: Wielu
posłów jest sfrustrowanych, bo
przestaje cokolwiek znaczyć. Dochodzi do takich patologii, że
sekretarka znaczy czasem więcej niż poseł, bo to ona decyduje, z kim jej szef się spotka...
Zdolność do samodzielnego myślenia nie jest pożądana. Szefom
partii zależy na karnych członkach. Udaje im się utrzymać
dyscyplinę dzięki systemowi,
jaki sobie zafundowaliśmy. Ordynacja wyborcza pozwala szefowi partii jednym pociągnięciem pióra decydować o kształcie
list partyjnych.
Ani dziennikarka „Rzeczpospolitej”, ani jej rozmówcy nie odważają się nazwać po imieniu
przyczyny, w której tkwi to zin-
terfejsowanie posłów, które zamienia demokrację i demokratyczne wybory w fikcję i farsę.
Nikt nie ośmiela się powiedzieć,
że to ordynacja wyborcza jest
tym instrumentem, który
z posłów czyni to, co nazwał
w swoim słynnym tekście „O demokracji” Karl Popper: maszynkę do głosowania, a nie
myślącego i czującego człowieka
(„The Economist”, kwiecień
1988). Ponad 20 lat temu filozof
brytyjski widział to wszystko, zanim jeszcze powstała III Rzeczpospolita i weszli na scenę polityczną Sekuła, Brudziński,
Kaczyński i wszyscy inni. Nie
uważał, że to odarcie posłów
z odpowiedzialności, ich zamiana w interfejsy jest cechą jakichś podludzi, jakichś niedorosłych do demokracji polskich
barbarzyńców, tylko, że jest to
specyfika mechanizmu, przed
którym każda szanująca się
społeczność demokratyczna powinna się strzec i uciekać jak
najdalej.
Posłowie nam tego nie mówią,
bo wiedzą, jakie jest zdanie partyjnych oligarchów, którzy ich
ubezwłasnowolnili i dla których
partyjna ordynacja i głosowanie
na listy partyjne stanowi fundament egzystencji i politycznego istnienia. Posłowie zamierzają więc kandydować na stanowiska prezydentów miast, bo
wiedzą, że wybrani w jednomandatowych okręgach wyborczych prezydenci, burmistrzowie
i wójtowie gmin posiadają mandaty społeczne i obywatelskie,
a więc pozapartyjne i niezależne od widzimisię partyjnych
wodzów. W pierwszych bezpośrednich wyborach 2002 roku aż
75% wójtów, burmistrzów i prezydentów miast zostało wybranych poza partiami politycznymi, a w 2006 roku liczba ta
wzrosła do 82%! Nie jest więc
wójt, burmistrz czy prezydent
wydmuszką, kukiełką poruszaną partyjnymi sznurkami,
nie jest pseudoobywatelem, zdegradowanym do roli maszynki
do głosowania, i tego im zazdroszczą Sekuła, Brudziński,
Wikiński, Girzyński e tutti quanti. Bo wprawdzie to miło i przyjemnie, kiedy się dostaje pieniądze za samo pozowanie w roli
polityka, ale upokarzające dla
ludzi, którzy mają ambicję i honor być czymś więcej.
Perspektywa wprowadzenia
ordynacji wyborczej, w której
posłowie nie byliby interfejsami,
lecz prawdziwymi reprezentantami swoich wyborców, jak koszmar senny trapi partyjnych oligarchów i każe im poszukiwać
gróźb, za pomocą których da się
utrzymać w ryzach obywateli
i zniechęcić ich do domagania
się przynależnych im praw:
straszą nas inwazją sejmową
jakichś innych, jeszcze gorszych
oligarchów!
opowiadają byli partyjniacy spod
znaku „lewicy”, to samo, na
tym samym Salonie 24, opowiada Jarosław Gowin. Ten
ostatni, przypadkowo, jest eksponentem partii, która w swoim programie zapisała jednomandatowe okręgi wyborcze,
ale od tej pory czyni wszystko,
co tylko jest możliwe, aby do takiej zmiany nie dopuścić.
Na internetowym Salonie24
wypowiada się Jarosław Kaczyński: Powiem krótko. W takich warunkach, jakie dzisiaj
są w Polsce, jednomandatowe
okręgi wyborcze oznaczają, że
wpływy Rychów i Zdzichów
byłyby jeszcze dużo większe,
niż są. Taki jest po prostu mechanizm. W tych wyborach
ogromną rolę odgrywałyby pieniądze. Dzisiaj przecież każdy
wie, że w trakcie kampanii wyborczej znaczna część pieniędzy idzie bokiem tzn. indywidualnie kandydaci na posłów, ze
względu na te krzyżyki przy nazwiskach, sobie załatwiają.
A w okręgach jednomandatowych w ogóle nie byłoby żadnej
możliwości zbadania tego (...).
I różnego rodzaju miejscowe establishmenty chciałyby mieć
swojego posła. I bardzo często by
go miały. Tak jak, niestety, bardzo często mają władzę samorządową mocno zintegrowaną
z innymi tworami władzy.
I tworzą taki system, w którym
normalny obywatel w gruncie
rzeczy jest całkowicie bezradny.
Ja jestem przekonany, że taki
byłby tego efekt.
Jeszcze bardziej kawa na
ławę wyłożyła to Julia Tymoszenko – uroczy ukraiński archetyp oligarchy partyjnego. Cóż
to jest system większościowy? To
znaczy, że oligarchowie rozstawią swoich ludzi po okręgach
wyborczych, zapłacą za każdy
okręg po dwa miliony dolarów,
po prostu zainwestują jak w biznes, a potem dostaną w ręce cały
kraj jak łup.
Krótko mówiąc, wódz PiS-u
rzuca w twarz wójtom, burmistrzom i prezydentom miast,
którzy uzyskali w bezpośrednich
wyborach mandaty większością głosów, że ta przeszło pięć
razy większa od Sejmu społeczność gospodarzy gmin (gmin
mamy ok. 2,5 tysiąca, a posłów
tylko 460!), to nic innego jak
zbieranina Rychów i Zdzichów,
którzy za jakieś wielkie pieniądze, w powiązaniu z jakimiś
„miejscowymi establishmentami”, pozdobywali stanowiska
i teraz rządzą polską samorządową. Że jedyny nasz ratunek przed tymi niedobrymi zjawiskami leży w kontroli partyjnej, kierowanej przez światłych
przywódców.
Jarosław Kaczyński nie jest
w tym stanowisku odosobniony.
To samo opowiada Waldemar
Pawlak, to samo od wieków
Dodać tu wypada, że Julia
Tymoszenko nie broni swoich rodaków przed brytyjskim systemem wyborczym! Ona broni
Ukrainy przed system „otwartych list wyborczych”, na których głosujący mogliby znaleźć
nazwiska kandydatów na
posłów, jak to ma miejsce w Polsce! U Tymoszenko nawet taki
system to już jest „większościowy”, bo na Ukrainie postęp,
w krótszym czasie poszedł
znacznie dalej i tam są „zakryte spiski”, na których nie ma nazwisk, i to jest dopiero demokracja!
Taką oto „prawdę” o systemie
wyborczym, który od ponad
200 lat działa w Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i w dziesiątkach innych krajów, przedstawiają swoim wyborcom nasze paniska
i pańcie!
Przysłowie powiada: Po czym
poznać, że polityk kłamie? Trzeba patrzeć, czy porusza ustami!.
Czasem w tym mijaniu się
z prawdą polityk bierze zbyt ostry
wiraż i wpada do rowu. Taka
przygoda przytrafiła się Jarosławowi Kaczyńskiemu, gdy
w gronie blogerów Salonu24
skręcił za bardzo i w swoich
opowieściach o szkodliwości brytyjskiego systemu wyborczego
powołał się na słowa, jakoby
z nim zaprzyjaźnionego, członka
Brytyjskiej Izby Gmin Daniela
Kawczyńskiego. Daniel Kawczyński jest młodym parlamentarzystą z okręgu Shrewsbury
& Atcham, mandat swój sprawuje dopiero od 2005 roku, ale
jak możemy się dowiedzieć, zaglądając na jego stronę internetową http://www.daniel4shrewsbury.co.uk/committees.php,
jest w szczególny sposób zaangażowany w promocję brytyjskiego systemu wyborczego
i sprawuje w Izbie Gmin funkcję
przewodniczącego APPG – All
Party Parlamentary Group „First
Past the Post”, której celem jest
budowanie forum dyskusji i promocji stabilności i uczciwości wyborczej w ramach brytyjskiego
systemu wyborczego! Daniel
Kawczyński, zapytany wprost
przez jednego z blogerów S24 o tę
wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, stanowczo zaprzeczył.
Kiedy
takie
„mijanki
z prawdą” uprawiają partyjne
tuzy, których codziennie pełno
we wszystkich telewizjach,
radiach i gazetach, to dojść do
prawdy nie jest rzeczą prostą.
Oni podobno toczą między sobą
jakąś walkę polityczną i przypinają sobie nawzajem różne łatki. Jakoś nie słyszeliśmy, żeby
przeciwnicy polityczni Jarosława
Kaczyńskiego mieli mu za złe to
„mijanie się” i żeby ktoś z tzw.
poważnych dziennikarzy miał
do niego o to pretensję! Podobnie zresztą jak z Donaldem Tuskiem, który nas zapewnił, że
nie spocznie dopóki nie wprowadzi JOW w wyborach parlamentarnych, nawet postulat taki
wpisał do programu swojej partii, zebrał prawie milion podpisów pod wnioskiem o referendum w tej sprawie, podpisy
wsadził do kosza i jakoś nie
słyszymy, żeby jego przeciwnicy
polityczni mieli mu to za złe!
Wszyscy mamy okazję się
przekonać, czy dwukrotnie już
wybierani w JOW wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast to
armia oligarchów, którzy przekupili ciemny motłoch wyborczy
i kupili sobie w ten sposób stanowiska? To spora armia: dwa
i pół tysiąca ludzi! Nic nie słyszymy, żeby CBA, CBŚ i im podobne, miały wśród nich jakieś
nadzwyczajne używanie. Raczej
coraz to słyszymy o takich dochodzeniach w prześwietnym
Sejmie! No a teraz szereg posłów
deklaruje zamiar przejścia na
gospodarowanie gminą! Wprost
w łapy prokuratora i antykorupcyjnych śledczych? Z interfejsu pod klucz (więzienny)?
Za Opcja na Prawo
Nr 12/96, grudzień 2009
16
R
Nasz Region Dolnośląski
GRUDZIEŃ
E
K
L
A
M
A

Podobne dokumenty