Str. 4 - Informedia
Transkrypt
Str. 4 - Informedia
1 RO • poniedziałek 24.02.2014 niezależny dwutygodnik rozdawany bezpłatnie • nr 322 • poniedziałek 24.02.2014 • nakład 26,5 tys. egzemplarzy • ISSN 1509-4731 Zagraj z nami w słowa. Wygraj iPhone 4S. Szczegóły: Rozmaitosci.com Str. 2 Str. 10 Knurowiec – węzeł... cieplny Liberał Donald Tusk w Ostrołęce Lokalni politycy pochwalili się swoją aktywnością w sprawie ocalenia przed likwidacją kluczowego dla Ostrołęki i regionu węzła Knurowiec na planowanej ekspresówce S8. Problem w tym, że z zapewnień drogowców, jakoby mieliby nie likwidować węzła niewiele wynika. Był i spotkał się z mieszkańcami. Dokładnie dwadzieścia lat temu, jako jeden z liderów niewielkiej wówczas partii – Kongresu Liberalno –Demokratycznego. Głosił idee liberalizmu i swobody gospodarczej, a dziś stoi na czele opiekuńczego a jednocześnie opresyjnego państwa. Str. 14 Coraz bardziej sieć handlowa Jedna z międzynarodowych firm handlowych znacząco ograniczyła powierzchnię handlową w Ostrołęce, zdając sobie sprawę, że do sklepu ludzie przychodzą tylko oglądać i wypróbowywać towary. Konkretne zaś zakupy z upodobaniem robią w Internecie. Str. 7 Dobre i parę groszy na winko Str. 4 Pieczątka ważniejsza niż pacjent FOT. T. LENDO Absurd nad absurdy! Narodowy Fundusz Zdrowia zmusza pacjentów z chorymi narządami ruchu do bezsensownych wycieczek do swoich oddziałów. Tylko po to, żeby otrzymali pieczątkę na zleceniu na sprzęt rehabilitacyjny. Ledwie mogą się ruszać, a muszą podróżować. tel: 29 760 91 92 2 RO • poniedziałek 24.02.2014 Knurowiec – węzeł ... cieplny WJAZD OD STRONY OSTROŁĘKI NA KRAJOWĄ ÓSEMKĘ W KNUROWCU - WIDOK OBECNY. FOT. INFORMEDIA Obserwując zamieszanie związane z rezygnacją przez drogowców z budowy węzła w Knurowcu, można odnieść wrażenie, że wcale nie jest to obiekt drogowy, a węzeł... cieplny. Pozwolił ogrzać się naszym lokalnym politykom w gorącej atmosferze społecznego niezadowolenia wynikającego z faktu, że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad postanowiła odciąć wjazd na planowaną ekspresówkę do Warszawy podróżnym z regionu ostrołęckiego. A jednocześnie pozostawić bezkolizyjne powiązanie drogi szybkiego ruchu S8 ze ślepą uliczką w podwyszkowskiej wsi Trzcianka. Mieszkańcom Ostrołęki i okolic, którzy nieczęsto jeżdżą do Warszawy, a jeżeli już, to tylko uświęconym wiekową tradycją traktem przez Pułtusk i most Gdański wyjaśnijmy, że odkąd podwyszkowski Tiurzyn z przedmieściami Warszawy łączy dwujezdniowa ekspresówka, wielu kierowców decyduje się na niewygody ostrych zakrętów na drodze przez Długosiodło, by w Turzynie wyjechać na starą krajową ósemkę, która dosłownie za chwilę zmienia się w jasną, dość długą i prostą drogę do Warszawy, jakościowo znacznie lepszą niż np. dolnośląski odcinek autostrady A4. Ta świetna ekspresówka ma wkrótce zostać przedłużona w kierunku Ostrowi. Kiedy – dokładnie nie wiadomo. Bo konkretna budowa kosztuje konkretne pieniądze, a i napracować przy tym się trzeba. Drogowcy, urzędnicy i politycy od lat pogrążeni są więc w podróżach palcem po mapie i kreśleniu kolejnych wizji przebiegu planowanego przedłużenia ekspresówki warszawsko –białostockiej. Wizji tych była cała masa. Łącznie z taką proekologiczną, omijającą Puszczę Białą szerokim łukiem – zahaczającym niemal o przedmieścia Goworowa. Ten proekologiczny wariant drogowcy prędziutko jednak zamknęli w szafie jako nieopłacalny ekonomicznie. A szkoda – bo i Puszcza Biała by odetchnęła, a i my mielibyśmy w pobliżu Ostrołęki dobrą drogę do Warszawy, do której nasi samorządowcy mogliby dobudować prosty drogowy wysięgnik za stosunkowo niewielkie pieniądze. I mielibyśmy trasę prosto do Europy. Nie tylko do Warszawy. Ale śmiałe plany poszły do kosza. Pozostał wariant budowy ekspresówki po śladzie starej ósemki – między Wyszkowem a Ostrowią. Na tych planach zaznaczono, że z nowej ekspresówki będzie zjazd do Długosiodła i dalej do Ostrołęki. Zjazd właśnie w miejscowości Knurowiec. W grudniu ubiegłego roku ktoś przytomny w Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad nagle jednak zauważył, że „panowie, ale te węzły za Wyszkowem to za gęsto są zaplanowane”. Dyrekcja postanowiła więc, że zlikwiduje się ten najruchliwszy węzeł – właśnie w Knurowcu, a pozostawi się (na prawach węzłów drogi ekspresowej!) zjazdy do wiosek Poręba i Trzcianka, które poza tymi oboma uroczymi miejscowościami tak naprawdę donikąd nie prowadzą. W powiecie wyszkowskim powstał więc społeczny bunt. W powiecie ostrołęckim panowała na ten temat zagadkowa cisza dopóki pod koniec stycznia „Rozmaitości Ostrołęckie” nie ujawniły tych szkodliwych społecznie planów Generalnej Dyrekcji. Szum zrobił się więc również w Ostrołęce. Poseł Arkadiusz Czartoryski zainicjował spotkanie w sprawie węzła w Knurowcu w ostrołęckim ratuszu. Poseł Andrzej Kania zainicjował spotkanie w tej sprawie z wiceministrem transportu i złożył interpelację poselską. Poseł Bartłomiej Bodio zaś zainicjował swą interwencję w Generalnej Dyrekcji, gdzie podobno upoważniono go do przekazania informacji, że węzeł w Knurowcu zostaje. Z formalnego punktu widzenia ta radosna nowina oznacza tylko tyle, że pozwolenie na budowę tego węzła przedłużono o dwa lata. W tym czasie ekspresówka między Ostrowią a Wyszkowem na pewno nie powstanie. Nie jest jeszcze nawet zabudżetowana, a nie mając pieniędzy Generalna Dyrekcja nie ogłosi przetargu na modernizację tej drogi. Za dwa lata pozwolenie na budowę węzła w Knurowcu wygaśnie. Wtedy drogowcy będą mogli spokojnie wykreślić go z planów już bez konsultacji społecznych. I oby było to nieuprawnione proroctwo... ■ (WKB) Zmarł Henryk Maćkowiak Społecznik, pedagog i regionalista, dr Henryk Maćkowiak zmarł 16 lutego w wieku 91 lat. Pracę nauczyciela zaczął jeszcze przed drugą wojną światową. W czasie wojny był żołnierzem AK. W Ostrołęce zaczął pracować w 1963 roku – w Zespole Szkół Zawodowych nr 2. Aktywny zawodowo również po przejściu na emeryturę w 1983 roku. Był współzałożycielem i pierwszym dyrektorem pierwszej niepublicznej szkoły, jaka powstała w Ostrołęce po przełomie demokratycznym 1989 roku – Społecznego Liceum Ogólnokształcącego katolickiego stowarzyszenia Pokój i Dobro. Do FOT. ARCHIWUM SZKOŁY ZSZ NR 2 W OSTROŁĘCE 2003 roku uczył również w drugim Społecznym Liceum Ogólnokształcącym im. Toniego Halika. Był aktywnym działaczem wielu organizacji społecznych i naukowych – między innymi Ostrołęckiego Towarzystwa Naukowego. Wydał dwanaście publikacji popularnonaukowych poświęconych oświacie, tradycjom niepodległościowym i wychowaniu patriotycznemu. Dr Henryk Maćkowiak został pochowany na cmentarzu komunalnym w Ostrołęce 18 lutego. (Biogram Zmarłego na podstawie: Stanisław Pajka, Słownik biograficzny Kurpiowszczyzny XX wieku, Kadzidło 2008). ■ 3 RO • poniedziałek 24.02.2014 Graj w słowa wygraj iPhona Konkurs dla Czytelników Rozmaitosci.com Zapraszamy Czytelników do udziału w naszym konkursie. Życzymy sukcesów. I nagród! Zadanie konkursowe jest tylko nieco trudniejsze niż audiotele czy pytania z wyskakujących okienek, typu: „Ile widzisz słoni?”. Nie na tyle jednak trudne, by nie poradził sobie z nim przeciętny gimnazjalista. Startujemy w poniedziałek 24 lutego. Żeby wziąć udział w konkursie należy codziennie śledzić serwis internetowy Rozmaitosci.com. Każdego dnia w jednym z nowo dodawanych artykułów będzie można znaleźć słowo-klucz do rozwiązania konkursu. Będzie ono wyraźnie oznaczone wewnątrz artykułu. Kto nie zdąży wyśledzić pierwsze- go słowa kluczowego 24 lutego, nic nie stracił. Słowa-klucze pozostaną w serwisie aż do zakończenia konkursu. Spóźnialscy będą musieli jedynie włożyć więcej pracy w poszukiwania. Wyśledzone słowa należy zapisywać i gromadzić. Po tygodniu da się z nich ułożyć myśl znanego francuskiego pisarza. Myśl ta przyświeca nam codziennie przy tworzeniu serwisu Rozmaitosci.com. Hasło, będące myślą pisarza, jest rozwiązaniem konkursu. Należy je dokładnie i bez błędów zapisać na kuponie, który znajduje się poniżej. POMOC GOTÓWKOWA pożyczki bez zbędnych zaświadczeń POŻYCZKI DO 10.000 PLN konsolidacja “chwilówek” zamiana rat tygodniowych na miesięczne Kupon należy wysłać pocztą lub przynieść osobiście do redakcji. Adres: ul. Hallera 13, 07-410 Ostrołęka. Na kupony czekamy do 10 marca. Szczegółowy regulamin znajduje się w serwisie Rozmaitosci.com. Główną nagrodą w naszej grze w słowa jest iPhone 4s o wartości 2000zł. Podatek od nagrody pokrywa organizator konkursu - wydawnictwo Informedia. Przewidzieliśmy też nagrodę dodatkową - tablet. Otrzyma go osoba, która w trakcie trwania konkursu skomentuje dowolny artykuł w serwisie rozmaitosci.com. Każdy komentarz bierze udział w losowaniu tabletu. Będzie też dziesięć nagród pocieszenia - niespodzianek. A zatem do dzieła! Odwiedzajcie Rozmaitosci.com. Śledźcie artykuły w poszukiwaniu kluczy do rozwiązania. Czytajcie je też dlatego, bo zwyczajnie są ciekawe! 4 RO • poniedziałek 24.02.2014 Grzebią w śmietnikach, bo piją, nie mają pracy ani domu, albo bo… emerytura nie starcza na życie, ale nie uprawnia do zasiłku z opieki społecznej Dobre i parę groszy na winko Ich aktywność zaczyna się wtedy, gdy inni kładą się spać albo zaraz będą wstawać. Pod osłoną nocy wyruszają na łowy, okryci nie tylko ciemnością, ale i starymi łachmanami. Kamuflaż jest konieczny, bo choć są biedni, nadal mają poczucie wstydu. Grzebią w śmieciach nie dla przyjemności. To ich sposób na przetrwanie kolejnego dnia. „Nędza staje się znakiem rozpoznawczym polskiej prowincji” – stwierdziła w jednym z telewizyjnych programów prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog związana z Uniwersytetem Warszawskim. Kiedy rozmawia się w Ostrołęce z tak zwanymi normalnymi ludźmi, którzy przez pięć dni chodzą do pracy, a w weekend celebrują mieszczańskie życie w małym mieście, żaden nie wierzy, że w ich miejscowości są tacy, którzy grzebią w śmietnikach. „No może co najwyżej pijacy, którzy poszukują puszek z aluminium” – po krótkim zastanowieniu taka odpowiedź pada najczęściej. Być może dzieje się tak, bo nasza świadomość i wiedza o otaczającym świecie są niewielkie? A może wolimy nie widzieć żebraków? Albo są oni dla nas niewidoczni? cami. Wie pan, jakby nie było to wstyd powiedzieć, że człowiek sobie nie radzi. Że się na stare lata wylądowało na śmietniku, wybiera się resztki jedzenia, wygrzebuje puszki. To nie jest powód do dumy, a przecież nikt nie pomoże. To po co o tym opowiadać? Z emerytury w wysokości 970 złotych pani Krystyna płaci czynsz i rachunki: za wodę, energię elektryczną, abonament radiowo –telewizyjny, podatek za psa. Z dumą mówi, że z zapłatą nigdy się nie spóźniła. Co dwa miesiące wpłaca też pięćdziesiąt złotych na Radio Maryja. – To jest moje podziękowania za to, że to radio trzyma go nie jest osobą biedną i powinno starczać jej na wszystko. – Muszę już iść. Rower i torby chcę schować w piwnicy zanim sąsiedzi do pracy zaczną wychodzić – kończy rozmowę. Są noce, że człowiek wraca z niczym – Ja jestem pijak i dobrze mi z tym – bezceremonialnie stwierdza pan Henio. – Ja już co dobrego miałem przeżyć, to przeżyłem. I żonę miałem i dzieci mam, a i trochę człowiek popracował na państwówce, a to trochę u prywaciarza. I za granicą byłem. Mnie już nic dobrego nie czeka. Jak się nie wynika, że nie ma zbyt wygórowanych oczekiwań od życia. Do siebie i innych podchodzi z dystansem. Ma świadomość swojego uzależnienia, ale nie widzi potrzeby, żeby cokolwiek z tym robić. – Po co ja mam się na stare lata zmieniać. Lubię się napić i już. Jakby pan miał przez dwadzieścia lat taką francę, jak ja, to też by się pan stoczył. Mamusia jej całe życie doradzała no i na koniec doradziła, żeby mnie z domu wyrzucić. Nie powiem, za kołnierz się nie wylewało, ale ręki nigdy na nią nie podniosłem. Dzieci w nią poszły. Synowi ostatni grosz na studia człowiek oddawał, a dzisiaj nawet się za oj- Bieda ma twarz kobiety Pani Krystyna jest osobą w jesieni życia. Niewielka wzrostem, trochę przygarbiona, szczupła. Twarz cienista, cera niezdrowa, skóra mocno pomarszczona. Usta sine od mrozu. Mieszka w kawalerce na osiedlu Jaracza. Od zawsze była sama. Nigdy nie wyszła za mąż, a jej jedyną rozrywką – jak sama twierdzi – jest niedzielna msza święta i słuchanie Radia Maryja. Ma skromną emeryturę, którą wypracowała jako sprzątaczka, związana przez całe życie zawodowe z jednym zakładem pracy. W swojej okolicy nigdy nie grzebie w śmietnikach. Prowadząc zdezelowany rower, z zawieszonymi po obu stronach steru reklamówkami, co drugi dzień udaje się na osiedle Centrum, gdzie jest mniejsze ryzyko rozpoznania. Jest osobą nieufną, cichą i skrytą. Chwila rozmowy z nią, o piątej nad ranem przy kontenerze z napisem „Odpady biodegradowalne”, kosztuje dziesięć złotych. Za tyle jest w stanie zrezygnować z anonimowości, bo tyle to jej całotygodniowy dochód ze sprzedaży znalezionych puszek aluminiowych. – Miałam cztery siostry, ale byłam z nich najbrzydsza. Mieszkaliśmy na wsi, bieda wychodziła ze wszystkich kątów. Nie było szans na wykształcenie, ledwo do gęby było co włożyć. Nie to co teraz, młodzież ma zapewniony start w życie. Siostry wyszły dobrze za mąż i dzisiaj mają łatwiej. A ja? Sama, z jednej emerytury… Zostało mi tylko po śmietnikach chodzić – opowiada niechętnie. – Jestem bardzo religijna, tłumaczę sobie, że taki los zaplanował dla mnie Bóg. Modlitwa mi pomaga, ale strach przed tym, że mnie ktoś zauważy, jest i chyba nigdy się go nie pozbędę. Mam kilka koleżanek, ale żadna z nich nie wie, co robię no- FOT. T. LENDO 365.OSTROLEKA.PL mnie przy życiu – przyznaje. Na leki nie wydaje dużo, bo cierpi tylko na nadciśnienie. – Żadnych innych chorób, dzięki Bogu, u mnie nie wykryli – mówi. – Na razie jestem zdrowa i mam siłę, bo grzebanie w śmieciach wymaga krzepy. Mam specjalny pręt do odgarniania, rękawiczek już nie zakładam tak jak na początku, bo z nimi czy bez nich, ręce i tak śmierdzą. Szukam głównie puszek aluminiowych, ale jak wpadnie w ręce jakieś jedzenie, to też zabieram. Oglądałam w telewizji taki program o ludziach, którzy żywią się tylko resztkami ze śmietnika. W głowie mi się nie mieści, jak można z własnego wyboru żyć w ten sposób. Chociaż co prawda to prawda, ludzie marnują jedzenie, wyrzucają dobre produkty. Nikt się nie zastanawia i nie pomyśli, że można to zostawić w torbie przy śmietniku – opowiada. Kobieta grzebie w jedenastu śmietnikach. Zajmuje się tym od czterech lat, odkąd przeszła na emeryturę. Wcześniej starała się o wsparcie w ośrodku pomocy społecznej, ale przepisy są nieubłagane – jej dochód przekracza minimum socjalne, więc nic się nie należy. Według norm państwa polskie- ma marzeń i planów, to człowiek z nudów zaczyna pić. Jak się ma za co, to i koledzy się znajdą i jest wesoło, czas jakoś płynie do przodu. A tak to człowiek byłby sam, o suchym pysku – dodaje. Latem pan Henio najmuje się do drobnych robót w okolicznych wsiach. Ale zimą nie ma zarobku, więc trzeba sobie inaczej radzić. Zbiera więc puszki, ale – jak przyznaje – nie jest na nie zawzięty. – Mam niewielkie potrzeby. Wystarczy mi kilkanaście złotych utargu z tego biznesu. Na wino muszę mieć, kawałek chleba i konserwę. Papierosów nie palę, to mi wydatek odchodzi. Czasami dostanę paczkę z żywnością z Caritasu, to wtedy mogę wszystko na wino wydać. A wie pan jakie cuda ludzie wyrzucają? Całe mieszkanie mam wymeblowane rzeczami ze śmietnika: dywany, meble, lampy, kołdry też mam, nawet dwie, bo jak się koledze zachce spać, no to trzeba jakoś po ludzku położyć. Całkiem dobre rzeczy, jak nówki. Jedzenia to ja nie biorę, bo się kiedyś przytrułem rybą z puszki. Lepiej nie ryzykować – mówi. Pan Henio sprawia wrażenie człowieka pogodnego i pogodzonego ze swoim losem. Z rozmowy cem nie obejrzy. A córeczka wykapana mamusia! Identyko charakterek. Żadne o ojcu nie pomyśli, żeby na święta zaprosić albo jakoś wspomóc. Pan Henio martwi się, że coraz trudniej uzbierać kilka puszek. Żali się, że spółdzielnie zamykają śmietniki na klucz. Niby przed psami, ale to chyba nas za tych psów uważają – komentuje. Według jego szacunków, grzebaniem w śmieciach w Ostrołęce zajmuje się około trzydziestu osób. On sam czasami wyrusza na łowy z dwoma kolegami. Bo raźniej, bezpieczniej i łatwiej coś większego zabrać. – Są noce, że człowiek wraca z niczym. Za duża konkurencja. Kilka lat temu było nas mniej, to się dzieliliśmy śmietnikami i nikt sobie w drogę nie wchodził. A dziś panie to wolna amerykanka – kto pierwszy, ten lepszy. Nawet w dzień potrafią wyjść i powyjmować co lepsze. Ale jak już mówiłem, dla mnie dobre i parę groszy na winko. Do widzenia. Pijakowi nie warto pomóc – To zabrzmi okrutnie, ale w powszechnej świadomości Polaków pokutuje przekonanie, że kloszard, żebrak czy biedak to musi być pijak – tłumaczy Konrad Zieliński, psycholog społeczny. – Z wszelkich danych i statystyk wynika, że nasi rodacy są niechętni udzielaniu pomocy osobom zmagającym się z problemem alkoholowym. Niewielu z nas rozumie, że to jest choroba, a nie wolny wybór człowieka. Wrzucając wszystkich do jednego worka, pozbywamy się wyrzutów sumienia. Łatwiej nam bowiem zaakceptować obojętność wobec pijaka, niż wobec staruszki czy samotnej matki zmagającej się z biedą. Grzebiący w śmieciach ludzie są w społecznym odbiorze pijakami, a więc brak reakcji na ich dolę jest usprawiedliwiony. Jest też tak, że wolimy nie wiedzieć o pewnych sprawach. Każdy ma swoje życie, lepsze lub gorsze, każdy jest w większym czy mniejszym stopniu zmęczony trudami codzienności. Zainteresowanie takimi brudnymi sprawami jak los biednych to już by było za dużo. Na odczepne łatwiej jest wrzucić złotówkę żebrakowi pod kościołem, niż wykazać się realnym działaniem wspomagającym kogoś z najbliższego otoczenia – tłumaczy. Spostrzeżenia Konrada Zielińskiego potwierdza Dagmara Kowalczyk, wolontariuszka, współpracowniczka Polskiej Akcji Humanitarnej, dziewczyna pochodząca z Ostrołęki. – Bieda jest tematem niepopularnym. Widząc osobę grzebiącą w śmietniku niewielu wie, jak ma się zachować lub raczej – jak powinien się zachować. Zazwyczaj spuszczamy wzrok i udajemy, że nic się nie dzieje. To jest pewnego rodzaju objaw znieczulicy społecznej, braku empatii, ale też cecha charakterologiczna Polaków, bo jako obywatele na dorobku lubimy czuć się lepsi od innych. A skoro obiektywnie nie jest nam lepiej, bo sami żyjemy od pierwszego do pierwszego i w żaden sposób nie możemy się porównać do bogatych społeczeństw zachodnich, to naszą skalą odniesienia stają się ofiary systemu, które mają jeszcze gorzej. Proszę zwrócić uwagę, jakie akcje związane z pomaganiem najbiedniejszym mają u nas powodzenie: zbiórka żywności w sklepach, robienie paczek biednym dzieciom i wspieranie programu stypendialnego dla dzieci z ubogich rodzin. Działania w tych obszarach nie wymagają od nas bezpośredniej styczności z brudnym, cuchnącym światem biedaków. Minie jeszcze wiele lat, zanim Polacy, podobnie jak Belgowie, Anglicy czy Amerykanie, zaczną rozdawać na ulicach gorące posiłki. Na razie robi to za nas państwo poprzez różne organizacje pozarządowe i wydaje się, że wszystkim to odpowiada. Ale to nie jest objaw solidaryzmu – tłumaczy Dagmara Kowalczyk. Ostatnie słowo należy do pani Krystyny z osiedla Jaracza: – Kiedyś w śmietnikach grzebali bezdomni. Dziś grzebią różni ludzie. Spotykam i młodych i starych, pijaków i biedaków, takich jak ja. Najciężej jest się pogodzić z tym, że człowiek stopniowo traci swoją godność.. ■ PAWEŁ TRZEMKOWSKI 5 RO • poniedziałek 24.02.2014 Bucha dym z komina! Zamglone dni to coraz częściej wcale nie wina pogody ale dymu jaki unosi się nad miastem. Nie z elektrowni ani zakładów przemysłowych ale dzięki nam samym. Palimy czym popadnie. W polskich domach nic się nie marnuje. Odpady? Do pieca! Plastikowe butelki? Do pieca! Nawet opony potrafimy tam zmieścić. Sami tego nie czujemy, bo w domu dymu nie ma, na podwórku także nie. A przynajmniej nie na naszym. Sąsiadów nie pytamy. Problem zadymienia dotyczy zwłaszcza tych, którzy mieszkają w domach jednorodzinnych i starych kamienicach, gdzie system ogrzewania opiera się na piecach centralnych bądź kaflowych. W ramach pozor- nej oszczędności zamiast w koszu nasze śmieci lądują w piecu. Niektórzy zbierają materiał przez cały rok. Są też tacy, którzy chcą oszukać system i nie podpisują umów na wywóz śmieci. Niestety w ten sposób nie zaoszczędzimy na opale. Odpady są niskokaloryczne i nie dają wystarczającej ilości energii, by ogrzać dom. Często wydaje się nam, że dużo większe zanieczyszczenie powodują zakłady przemysłowe i wytwarzane przez nie dymy. To jednak nie do końca prawda. – Emisja przemysłowa to można powiedzieć emisja wysoka – mówi Stanisław Giżycki z Pracowni Projektowej i Ochrony Środowiska. – Zanieczyszczenia pyło- we i gazowe wyrzucane są do atmosfery na ogół przez znacznie wyższe kominy niż paleniska domowe. Do tego dochodzi prędkość wyrzutu co powoduje, że praktycznie zaczynają się rozprzestrzeniać na już znaczącej wysokości. To powoduje, że zanim dotrą do powierzchni ziemi, ulegną rozrzedzeniu poprzez procesy dyfuzyjne. Od stężenia zanieczyszczeń zależy właśnie siła oddziaływania na organizmy w tym i na człowieka. W piecu centralnym temperatura utrzymuje się na poziomie od 200 do 500 stopni C. Jest ona niewystarczająca, by pozbyć się szkodliwych substancji, które wraz z dymem dostają się do naszej atmosfery. – Instalacje prymitywne i źle eksploatowane powodują niepełne spalanie typowych paliw w wyniku czego powstaje cała gama substancji chemicznych (np. węglowodory pierścieniowe czyli aromatyczne), które działać mogą szkodliwie na drogi oddechowe. – mówi Stanisław Giżycki. Odpady można spalać jedynie w specjalnie skonstruowanych spalarniach, gdzie piece rozgrzewają się do 1150 stopni C. Spalanie śmieci w spalarni, w przeciwieństwie do domowego sposobu, zakłada wieloetapowy proces najpierw selekcjonowania tego co idzie do spalenia, a potem oczyszczania spalin dzięki użyciu rozbudowanego systemu filtrów i innych zabezpieczeń technicznych. Rozkładają i redukują one substancje powstające podczas spalania. Ciągły monitoring procesu spalania pozwala na jego pełną kontrolę. W Europie działa obecnie ponad 400 takich instalacji. Spalanie odpadów w domowych warunkach jest nielegalne. Trudno jednak złapać sprawców na gorącym uczynku. Jeśli mamy podejrzenie, że dym powstał w wyniku spalania odpadów, a nie węgla czy drewna, możemy to zgłosić Straży Miejskiej. W Polsce niestety to wciaż rzadkość, by sąsiad zgłosił naruszenie przepisów, których dopuszcza się drugi sąsiad. Jeśli to zrobi, jest oskarżany o donosicielstwo. Niewiele osób zauważa, że jest to działanie na rzecz wspólnego dobra. – Funkcjonariusz Straży Miejskiej ma prawo wejść na posesję i sprawdzić piec centralnego ogrzewania – mówi Piotr Liżewski, komendant Straży Miejskiej w Ostrołęce. – Jeśli znajdziemy dowody, że piec opalany jest odpadami wówczas właściciel otrzymuje mandat w wysokości do 500 złotych. W tym roku takich zgłoszeń było kilka. We wszystkich jednak przypadkach wezwania okazały się nieuzasadnione. Nieuzasadnione mogły okazać się dlatego, że by komuś udowodnić takie działanie, musimy znaleźć w pobliżu jego pieca rzeczy, których palić nie można, np. plastikowe butelki. Straż miejska ma też prawo przyjrzeć się umowie na wywóz śmieci. PALENIE ODPADAMI MOŻE PRZYSPORZYĆ NAM WIĘCEJ WYDATKÓW NIŻ OSZCZĘDNOŚCI! Temat nielegalnego spalania powraca w każdym sezonie grzewczym. Nic się nie zmieni w naszej mentalności, dopóki nie zrozumiemy, że w ten sposób sami sobie szkodzimy. Dym z naszych kominów prowadzi do licznych chorób układu oddechowego oraz alergii. Zawarte w nim trujące substancje nie od razu działają na nas szkodliwie, jednak toksyny odkładają się w naszym organizmie. Zwiększa to zachorowanie na nowotwory. Spalanie odpadów może również spowodować szybsze zwiększenie wydatków jeśli np. uszkodzimy przewody. Wówczas czeka nas kosztowna wymiana pieca i instalacji. – Często widzimy na osiedlach jak dymy z kominów domowych przy określonej pogodzie snują się nad ziemią i wpadają bezpośrednio w okna sąsiadów – zauważa Stanisław Giżycki współpracownik Pracowni Projektowej i Ochrony Środowiska. – Oddziaływanie takiej niskiej emisji może być setki czy tysiące razy większe od emisji przemysłowej. Emisja przemysłowa podlega restrykcyjnym przepisom co spowodowało jej wielkie zmniejszenie w ostatnich dziesięcioleciach. ■ ANNA SIUDAK 6 RO • poniedziałek 24.02.2014 W naszej katolickiej Polsce dopuszczamy się swoistej eutanazji społecznej na ludziach, których wcześniej wycisnęliśmy jak cytrynę. STAROŚĆ to nie wyszła Panu Bogu Jest jedna rzecz, która Bogu nie wyszła – starość. Te słowa usłyszałem kiedyś z ust pewnego sędziwego mężczyzny, który z bólu na twarzy wypowiadał je podczas ciężkiej choroby. Taką smutną konstatację z pewnością potwierdzi coraz liczniejsza grupa seniorów. Opuszczeni, samotni, schorowani, często z rozgoryczeniem wspominają lata dawnej swej świetności. Rozliczają się z przeszłością, rozpatrują popełnione błędy i pogrzebane nadzieje. Niejednokrotnie klepią biedę, oszczędzają na wszystkim, żyją z dnia na dzień. Wszystkie ich dni są do siebie bliźniaczo podobne, bez uśmiechu, bez radości, bez nadziei. W małej miejscowości, położonej malowniczo pomiędzy lasami i polami, stoi mały drewniany dom. Wchodzę przez starą skrzypiącą furtkę na zaniedbaną posesję. Potem pukam do drzwi głośno i długo, bo dzwonek nie działa. Drzwi otwiera mi starszy mężczyzna i zaprasza na herbatę do środka. W domu panuje względny porządek. Stare, ale dobrze zachowane meble, zdobią salon. Wysłużony dywan zakrywa spróchniałą drewnianą podłogę, częściowo już bez farby. W powietrzu unosi się specyficzny zapach. Zapach starości. Pan Eugeniusz zgodził się ze mną porozmawiać i opowiedzieć swoją historię. Kiedyś byłem kawał chłopa – mówi mi lekko przygarbiony i wychudzony mężczyzna. kilometrów stąd. Poszedłem do syna i poprosiłem, żeby mnie zawiózł. Na paliwo nawet chciałem mu dać. To mi powiedział, że samochód ma niesprawny. Tym autem codziennie do miasta jeździ, ale starego ojca nie było komu zawieźć. Przez trzy tygodnie na te maszyny jeździłem rowerem. Miałem wtedy jakieś 79 lat. Byłem trochę młodszy. Teraz myślę, że za wcześnie te majątki podzieliliśmy. Wszystko oddaliśmy, a sami żyjemy bardzo skromnie. Dzieciom chcieliśmy pomóc, żeby im lepiej było niż nam. To tak nam podziękowali. Nawet nie ma komu podłogi naprawić je ze złością. – Co tu począć, takie się chciwe ulęgły. Ale ja to sobie tak rozumuję, że kiedyś na nich przyjdzie pora, bo oni też dzieci mają i one im to wszystko tak samo wynagrodzą. Żadne z dzieci się mną nie zajmuje. Teraz ciężko choruję i jestem po operacji. Załatwiam się pozaustrojowo, do takiego woreczka, który trzeba wymieniać raz na jakiś czas, jak się zapełni, a czasami to i szybciej. Sama nie daję rady, więc wnuczek mi pomaga. Dzieci mi się nie udały, ale wnuka mam wspaniałego. Te drobiazgi to on za swoje kupuje i mi przynosi. Jak mu dałam 200 zł to po- i firanki zawiesić. Czuję się wykorzystany i niedobrze mi z tym. Drugim razem bym tak nie zrobił. Może by się dzieci jakoś bardziej starały. szedł i mi zakupy zrobił. „Nie po to przychodzę” powiedział. Te woreczki to też on mi wymienia. Cała rodzina nie może, bo się brzydzi, albo czasu nie ma. Tylko on jeden ma czas i się nie brzydzi. Nie brzydzi się mnie – dodaje wiekowa kobieta ze łzami w oczach. – Bez niego nie wiem jakby to było. Jedyny problem polega na tym, że ja tak długo żyję Na kolejną rozmowę udaję się do pana Czesława, którego spotkałem w sklepie spożywczym i poprosiłem o rozmowę. Idziemy do jego mieszkania, blisko położonego od małego sklepiku osiedlowego. Wchodząc, zauważam mężczyznę w średnim wieku. Mówię dzień dobry, ale nie odpowiada. – To mój kuzyn – oznajmia pan Czesław. Teraz pan jest jego wrogiem, bo przyszedł pan do mnie – mówi z wielką powagą na twarzy. – Ja praktycznie nie mam rodziny, drogi panie. Nigdy nie mieliśmy z żoną dzieci. Cały majątek to wielkie mieszkanie i samochód, który stoi w garażu już kilka lat nieużywany. Raz do roku może się nim przejadę, a może i nie. Ten tam „dobrze wychowany młodzieniec” to mój kuzyn. Po śmierci żony byłem bardzo przybity, a ten się tak zakręcił i mnie namówił na przepisanie tego mieszkania. Wtedy uważałem, że to dobry pomysł, wydawało mi się, że jestem już stary i przyda mi się pomocna dłoń. A tego przecież ze sobą nie wezmę. Ten, tam był najbliżej i czasami nas odwiedzał. Po przepisaniu mieszkania sytuacja się zmieniła. Może na początku nie było tak. Pomagał mi i się dogadywaliśmy. Po kilku latach kuzyn poznał jakąś panią. To rozwódka z dwójką dzieci i tak mu w głowie namieszała, że mnie na początku Syn marnotrawny – Kiedyś pracowałem na kolei, było bardzo ciężko, ale na wszystko wystarczało. Miałem troje dzieci i kochającą żonę. Było ciężko, bo i czasy takie były, ale jakoś ciągnęliśmy. Czasami myślę, że to ta rodzina wszystko trzymała. Chciało się pracować i do domu wracać. Ciężką pracą zarobiliśmy z żoną na ziemię i pobudowaliśmy dom. O tam, zobaczy pan – wskazuje na murowany dom w oddali. – W tym domu mieszkaliśmy na samym początku, potem postawiliśmy tamten. Jak dzieci dorosły, zaczęliśmy z żoną dzielić majątki. Podzieliliśmy chyba za wcześnie – dodaje. – Na stare lata zostawiliśmy sobie tylko ten dom i kawałek sadu, bo co mi więcej potrzeba w tym wieku? Niestety, rozczarowanie dziećmi przyszło bardzo szybko. Po przepisaniu działek i domu nikt nas nie odwiedza. Nasz syn, któremu oddaliśmy tamten dom, nawet na święta nie przyjdzie opłatkiem się podzielić. Tak sobie myślę, że jak bym tu umarł, to po kilku latach by mnie znaleźli, bo praktycznie żadne z dzieci nas nie odwiedza. Czasami tu zajrzy córka, ale ona jest w mieście, nie ma samochodu, żeby dojechać to i jest rzadko. Do lekarza rowerem – Kiedyś, jeszcze jak byłem trochę bardziej na chodzie, mój lekarz przepisał mi rehabilitację na biodro – kontynuuje wiekowy pan Eugeniusz. – Ten punkt rehabilitacyjny był kilka Dzieci mi nie wyszły, ale wnuczki mam udane! Na kolejną rozmowę wybieram się na Stację, która leży w granicach administracyjnych Ostrołęki. Pani Rozalia mieszka samotnie w niewielkim murowanym domu. Tu również wszystko jest stare, ale widać też jakieś nowe elementy. Małe drobiazgi ozdabiają dom. Pani Rozalia ma 82 lata, jest wdową i ma czwórkę dzieci. – Nie mam męża – mówi. – Zmarł kilka lat temu, a dzieci się porozchodziły jak kociaki po świecie. Jedna córka za granicą siedzi, druga przeprowadziła się do Ostrowi Mazowieckiej. Za chłopem poszła. Dwóch synów mam pod bokiem. Do domu starców mnie chcieli oddać. Jeden do mnie przychodził codziennie. Dobrze wtedy było, ale on tylko o ziemi mówił. Chciał, żebym mu przepisała, bo mam tu niecały hektar. Drugi przychodził tylko po emeryturę. Nie powiem, bo mi pomagał i drzewa urąbał, i szafki pomył, ale prawie całą emeryturę mi zabierał. Jak przestawałam mu dawać, to przestał przychodzić. Łachudra jedna – doda- Do domu starców – marsz! – Kiedyś, jak byłam po tej operacji, to trzeba było się mną więcej zajmować – opowiada pani Rozalia. – Wnuczek to i lekcje ma, i szkołę, to nie mógł tak cały czas przy mnie siedzieć. Wtedy synowie trochę pomagali, ale oni niedobre są. Po dwóch tygodniach takiej dość intensywnej opieki obaj mnie chcieli do domu starców oddać. Wnuczek szkołę zarywał, a mnie nie oddał. Zresztą z tego oddania to im nic nie wyszło, bo się okazało, że mam za małą emeryturę i trzeba by dopłacić. To się i nie zgodziły, chciwe cholery. Teraz jest dobrze, bo wnuk mi pomaga. Czasami to i księdza mi przywiezie na spowiedź i taką moją koleżankę raz na pół roku mi przywiezie. Ona trochę młodsza i bardziej na chodzie, to dlatego ona do mnie przyjeżdża – śmieje się. wyrzucić stąd chcieli. Jak się okazało, że nie mogą, on mi tu piekło na ziemi zrobił. Tej młodej damie nie pozwoliłem się tu wprowadzić z nieślubnymi dziećmi. Ona w grzechu żyje! Jak tak pod jednym dachem ze mną? Nigdy! Od tamtej pory zaczął się koszmar. Najpierw było proszenie, potem groźby. Teraz są wyzwiska, zaczepki i ciągłe dokuczanie. Bardzo często jak już śpię, on głośno puszcza muzykę, tak abym nie spał. Raz sąsiedzi na niego policję wezwali, ale miał wtedy minę – śmieje się staruszek. – Czasami jak widzi, że się zbieram do łazienki, to mi zajmuje i siedzi długo. Kiedyś pukałem i prosiłem, aby wyszedł, bo mi już pęcherz nie wytrzymuje, a on wie jakie mam problemy – to się w ogóle nie odzywał do mnie. W końcu nasikałem do umywalki. I niech sprząta, jak jest głupi. Starszy człowiek spogląda daleko w okno i mówi jakby w letargu i mówi, że czasami ma wrażenie, że jedyny problem polega na tym, że ja tak długo żyje. – Niestety długość mojego życia zależy od woli Boga, a ja się bardzo dobrze czuje – śmieje się staruszek. Ale to chyba śmiech przez łzy. Staruszek, żegna mnie z uśmiechem na twarzy i zaprasza do siebie na kolejną pogawędkę. Przyjdę. Opiekuję się mamą, bo tak trzeba! Na koniec udaję się do domu w którym mieszka wielopokoleniowa rodzina. Takich domów wciąż jest u nas wiele, chociaż systematycznie ich ubywa. W domu spotykam pięćdziesięcioletnią panią Irenę, która wraz z mężem zajmuje się swoją ponad osiemdziesięcioletnią mamą. W domu jest mnóstwo ludzi. Prócz pani Ireny, jej męża i mamy mieszkają tu dwie córki z rodzinami. Przy starszej pani siedzi jej ulubiona prawnuczka. Rozmawiają ze sobą. Ta rozmowa jest bardzo ciekawa, bo dziecko za bardzo nie rozumie, co mówi babcia, a babcia nie dosłyszy, co odpowiada dziecko. Jest bardzo wiele śmiechu z dziecka i babci. Starsza pani Zofia – bardzo zadbana staruszka po kolejnej salwie śmiechu, zwraca się do mnie i mówi – „widzi pan jak mnie pozbadli” z szerokim uśmiechem na twarzy i bardzo kokieteryjnym tonem głosu. Po starszej pani nie widać wieku. Mam wrażenie, jakby była o dwadzieścia lat młodsza. Jest bardzo energiczna, wesoła i często żartuje. Przy tym jestem pod głębokim wrażeniem sprawności umysłowej. Pani Irena jest przy mamie praktycznie od zawsze. – To jest mój obowiązek – mówi. – Kiedyś mama zajmowała się mną, pomagała mi jeść, chodzić, ubierać się. Teraz ja jej w tym pomagam. Czasami jest ciężko, bo pomimo ogólnie dobrego wrażenia, mama ma bardzo wiele chorób i czasami ciężko jest jej się nawet podnieść. Na szczęście ogólnie nie jest źle. Przeważnie wygląda to tak jak teraz, spotykamy się w centralnym punkcie domu i sobie żartujemy, często przy okazji innej pracy lub opieki nad maluchami. Jest wesoło, wzajemnie sobie tu pomagamy i tak żyjemy w zgodzie. Wiadomo, że jak wszędzie, czasami mamy jakieś scysje. Babci się coś nie podoba lub młodziakom, ale ogólnie w domu jest zgoda i dobra atmosfera. Rozmowę podejmuje ze mną również Magda, wnuczka pani Zofii. My naprawdę chętnie opiekujemy się babcią. Ona nas wychowała i nam wiele pomagała, a teraz my jej pomagamy. Ogólnie zobaczy pan, jak tu jest fajnie. My niedługo mamy się stąd wyprowadzić, bo pobudowaliśmy tu w pobliżu dom, ale będzie ciężko. Bo już pewnie nie będzie tak samo. Myślę, że będziemy tu co dziennie wracali do mamy i babci. Jest to pierwszy dom, który opuszczam z tak pozytywnymi odczuciami Kraj starych ludzi Wszystkie dane statystyczne, jak też własne proste obserwacje wskazują, że starszych osób przybywa w całym kraju, również w Ostrołęce i najbliższych okolicach. Są tuż obok, a sprawiają wrażenie przezroczystych, niezauważalnych. Nie widzimy ich udręczonych oczu, rozedrganych dłoni, niepewnych gestów. Oburzamy się, słysząc o eutanazji w Belgii czy Holandii, ale w naszej katolickiej Polsce dopuszczamy się swoistej eutanazji społecznej na ludziach, których wcześniej wycisnęliśmy jak cytrynę. Nie możemy znieść ich obecności, kiedy już oddali nam wszystko i nie mają nic do zaoferowania. Stają się wyrzutem sumienia, balastem, jarzmem, od którego chcemy się uwolnić za wszelką cenę, nawet jeśli przekraczamy przy tym granicę człowieczeństwa. Pani Zofia, mimo że nie potrafi samodzielnie się umyć i ubrać, jest szczęśliwa, bo otaczają ją ludzie pełni miłości. Ma swój dom i swoje miejsce na ziemi. Dla wielu innych przeznaczone jest miejsce na oddziale paliatywnym, samotność i pełne udręki oczekiwanie na śmierć. ■ BARTOSZ PODOLAK 7 RO • poniedziałek 24.02.2014 Co tam twoja niepełnosprawność? Ważniejsza jest nasza pieczątka! Narodowy Fundusz Zdrowia zmusza pacjentów, którym potrzebne są wózki inwalidzkie czy kule, do wielokilometrowych podróży. Wszystko po to, żeby urzędnik mógł z satysfakcją przystawić pieczęć: jesteś ubezpieczony. Tak to w Polsce jest, że pacjenci muszą walczyć nie tylko z chorobą, ale też z Narodowym Funduszem Zdrowia. Wymogi jakie trzeba spełnić, by uzyskać sprzęt rehabilitacyjny bądź taki, który poprawia jakość życia chorego, są dla pacjentów trudne do spełnienia. Jednym z takich absurdów jest wymóg posiadania na zleceniu pieczątki NFZ. Z wizytą w szpitalu Szpital Specjalistyczny w Ostrołęce. Parter. Przed pokojem nr 9, w którym wydawany jest sprzęt dla niepełnosprawnych i przyrządy rehabilitacyjne, utworzyła się kolejka. Trzy czwarte z oczekujących to osoby starsze. Ale jest też nastolatka z mamą. Czeka na stabilizator – łagodniejsze niż gips urządzenie stabilizujące osłabioną kończynę. Niestety, matka z córką, nie mają pieczątki z NFZ. Postanawiają zapłacić 150 złotych za niewielki pakunek i nie błądzić po urzędniczych gabinetach. Jest też starszy pan ze zwichniętym stawem biodrowym. On również nie ma pieczątki i dziś sprzętu nie otrzyma. Sam nie jest w stanie dostać się do delegatury NFZ w Ostrołęce. Uszkodzone biodro sprawia ból przy każdym najmniejszym ruchu. Nadludzkim wysiłkiem jest przemieszczenie się do łazienki za potrzebą. A dotarcie do ciepłych i eleganckich gabinetów enefzetowskich urzędników to dla człowieka z niesprawnym biodrem niemal jak lot w kosmos paralotnią. Z gabinetu wychodzi wiekowa kobieta. Skarży się, że już przymierzyła stabilizator na dłoń. Niestety nie może go odebrać, dopóki wnuczka nie przywiezie potwierdzonego zlecenia z Kościuszki 45 – z dumnej siedziby delegatury mazowieckiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Patrząc na architekturę tego budynku, od razu widać kto rządzi w mieście. Do urzędu miejskiego wchodzi się jakby chyłkiem, po kryjomu od podwórza. A do NFZ głównym wejściem od ulicy. Ale wróćmy na szpitalny korytarz. Z całej kolejki do pokoju nr 9 tylko jedna osoba ma podstemplowane zlecenie. Ona już odbyła swoją wycieczkę. Najpierw zlecenie Dla wielu osób posiadanie sprzętu rehabilitacyjnego jest niezbędne do normalnego funkcjonowania. No bo jak obejść się bez wózka inwalidzkiego albo kul? Dla ludzi z dolegliwościami narządu ruchu refundacja wózka, kul czy stabilizatora powinna być tak oczywista, jak aspiryna dla chorego na anginę. Niestety, aby uzyskać dofinansowanie lub zwrot kosztów, trzeba odbyć obowiązkową wycieczkę krajo –biuro –gabinetoznawczą. Zlecenie na zaopatrzenie w wyrób medyczny, będący przedmiotem ortopedycznym lub środkiem pomocniczym jest zleceniem tylko z nazwy. W rzeczywistości lekarz, np. ortopeda, tak naprawdę nic nie zleca, tylko upoważnia pacjenta by uniżenie poprosił w eleganckim budynku na Kościuszki 45 o pieczęć zaświadczającą, że zasługuje na coś, co mu się tak naprawdę zwyczajnie należy. Doktor w swoim naiwnym przekonaniu zleca kule, wózek, albo stabilizator? Zlecać to on sobie może – brzmi w domyśle logika NFZ. Pacjent dostanie swój sprzęt ortopedyczny za minimalną dopłatą, jeśli przystawimy na tym zleceniu swoją pieczęć. „Jak miło z poza bariery być władzą dla klienta”. Dobrze, że Tuwim – bezlitośnie niegdyś szydzący z przedwojennej biurokracji – nie dożył choroby w czasach rządów NFZ. Jak czytamy na stronie NFZ, specjalista najpierw musi stwierdzić, że dany sprzęt jest pacjentowi rzeczywiście niezbędny. Zlecenie może być wystawio- ne maksymalnie na trzy miesiące. Zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia refundacja danego środka czy przedmiotu przysługuje na konkretny okres i dopiero po jego upływie możliwe jest wystawienie przez lekarza kolejnego wniosku na następny wyrób medyczny. Potem pieczątka Kiedy pacjentowi uda się już zdobyć zlecenie, musi udać się do oddziału NFZ, by je potwierdzić. Ostrołęcki wojewódzki szpital specjalistyczny dzieli od NFZ cztery kilometry. Ale ostrołęcki oddział NFZ obsługuje pacjentów przychodzących do przyszpitalnych przychodni również w Ostrowi Mazowieckiej lub w Makowie. Im dalej pacjent mieszka od siedziby delegatury NFZ, tym dłuższa czeka go wyprawa. Bezsensowny wymóg posiadania pieczątki od urzędnika NFZ nie wiadomo co ma potwierdzać. Fakt, że jesteśmy ubezpieczeni? Przecież NFZ regularnie chwali się systemami eWUŚ i ZIP, w których po wpisanu numeru PESEL wyświetla się czy jesteśmy ubezpieczeni i czy w związku z tym przysługuje nam prawo do refundacji sprzętu rehabilitacyjnego. Problem dotyka w szczególności osoby, które sprzętu potrzebują do codziennego funkcjonowania przez dłuższy czas niż tylko dochodzenie do zdrowia po prostym złamaniu. Przewlekle niesprawni pacjenci regularnie muszą się udawać do NFZ, by potwierdzić, że wciąż muszą jeździć na wózku inwalidzkim. Wyraźnie pogodzony z prymatem biurokracji nad dobrem pacjenta Jerzy Omiotek z Zakładów Ortopedycznych w Warszawie, które mają swoją filię w Ostrołęce mówi nam, że fundusz w ten sposób kontroluje ile pieniędzy jest przeznaczonych na refundację. – Jeśli te środki się kończą, wówczas potwierdzenia są blokowane. Kontrolowany jest też czas użytkowania danego sprzętu przez jedną osobę – referuje Omiotek. Wreszcie po odbiór Kiedyś pacjentom było mimo wszystko lepiej. Przed zmianą przepisów zamówienia trafiały do zakładów ortopedycznych. I to one potwierdzały je w NFZ. Innymi słowy, odpowiedzialność za dopełnienie biurokratycznych procedur nie była przerzucana na pacjenta. Pacjenci nie byli zmuszani do morderczych wypraw. – Kiedy wprowadzono w 2004 roku zmiany i trzeba było zlecenia potwierdzać w NFZ, w Ciechanowie ludzie się zbuntowali – opowiada właściciel Zakładów Ortopedycznych. – Rodzice niepełnosprawnych dzieci okupowali siedzibę przychodni. Przyjechała nawet telewizja i zrobiła o tym materiał. Niestety na tym się skończyło. Wygląda więc na to, że z upływem czasu pacjenci i lekarze pogodzili się z dyktatem biurokratów z NFZ. Po co ta pieczątka? Grażyna Duszak, kierownik delegatury NFZ w Ostrołęce, nie zgadza się na rozmowę o zmuszaniu pacjentów do przekraczających ich siły wizyt w siedzibie funduszu. Żąda przysłania pytań na piśmie. Z odesłanej pisemnej odpowiedzi, w szczegółowy sposób opisującej obowiązujący stan prawny, dla pacjentów tak naprawdę niewiele wynika. Pisze między innymi dyrektor Duszak, że urzędnik sprawdza prawidłowość wystawienia zlecenia przez lekarza. Dlaczego jednak schorowany pacjent ma być listonoszem między lekarzem a urzędnikiem – pani dyrektor już nie tłumaczy. A szkoda, bo przecież to nie pacjenta sprawa czy urzędnik znajdzie jakieś potknięcie w lekarskim formularzu. To sprawa między urzędnikiem, a lekarzem! Gdy wezwaliśmy dyrektor Duszak, aby konkretnie odpowiedziała na nasze pytania, a nie uciekała do kazuistycznych opisów obowiązującego stanu prawnego... odesłała nas do rzecznika prasowego wojewódzkiego oddziału NFZ na Mazowszu. Agnieszki Gołąbek, która podobnie jak dyrektor Duszak, schowała się za bezpieczną fortecą poczty elektronicznej, również nie było stać na odważne zmierzenie się z problemami schorowanych pacjentów. Jej kuriozalna odpowiedź również okazała się żargonowym urzędniczym opisem świata ministerialnych rozporządzeń, zarządzeń i okólników. „Zlecenie na zaopatrzenie w refundowane wyroby medyczne powinno być potwierdzone przez NFZ, który określa (na odwrocie druku) wysokość refundacji, kwotę limitu ceny, liczbę sztuk (np. w wypadku zaopatrzenia w środki comiesięczne takie jak pieluchomajtki, cewniki) oraz okres użytkowania dla konkretnej osoby w danej sytuacji zdrowotnej”. Dalej maila od rzeczniczki Gołąbek cytować nie warto, bo zawiera on streszczenie aktów prawnych, które każdy może sam sobie znaleźć w internecie. Nie potrzeba do tego opłacanego przez podatników rzecznika prasowego oddziału NFZ. Ponieważ ta odpowiedź również nas nie zadowoliła udaliśmy się wyżej – do rzecznika prasowego centrali NFZ. Tam również nie udało nam się ustalić dlaczego właściwie pacjenci muszą odbywać długie wycieczki po pieczątki i czy NFZ zamierza to zmienić i wprowadzić np. elektroniczne potwierdzenia. Pacjenci muszą jeździć, bo takie jest rozporządzenie i już. Nie ma tu czego dociekać i dopytywać – usłyszeliśmy od trzech kolejnych osób. Bezsensowne przepisy próbowano wielokrotnie zmienić. Do NFZ wpływały pisma, w których pacjenci, lekarze i zakłady ortopedyczne udowadniali, że przepis obciąża przede wszystkim pacjentów. Ludzi chorych, połamanych, dla których już przybycie do szpitala jest trudne. Dotychczas nie udało się nic zrobić. Do sprawy wkrótce wrócimy. ■ ANNA SIUDAK 8 RO • poniedziałek 24.02.2014 Czas na zmiany w ratuszu W tym roku, 16 listopada, wybierzemy prezydenta Ostrołęki i radę miasta. W moim przekonaniu to najwyższa pora, aby porządnie przewietrzyć ratusz. Czy jednak czekają nas zmiany? Wszystko w rękach ostrołęczan. Przed ostatecznym wyborem, kiedy będziemy mamieni kolejnymi obietnicami, warto przypomnieć kilka faktów. Maciej Kleczkowski Dług miasta Przez minionych pięć lat dług miasta wzrósł aż o 90 mln zł (2009 rok – 24,5 mln zł, 2010 rok – 46,8 mln zł, 2011 rok – 58,4 mln zł, 2012 rok – 79,8 mln zł, 2013 rok – 81,5 mln zł i 2014 rok – 114,5 mln zł). Miasto w bieżącej kadencji nie ma czym się chwalić. Jedyną flagową inwestycją obecnego prezydenta jest aquapark, ale to bodajże jedyny taki obiekt w Polsce wybudowany bez środków zewnętrznych. Co prawda praktycznie dzięki sprzedaży OPEC –u, po którym rada miasta nie ma już najmniejszego wpływu na rosnące co chwilę ceny ciepła. Wspomniane 90 mln zł zostało po prostu przejedzone. Nie powstała jakakolwiek większa inwestycja, a łatanie dziur w jezdni to po prostu obowiązek miasta. Muzeum Żołnierzy Wyklętych Kompletnie niepotrzebne i niechciane przez zdecydowaną większość ostrołęczan. W założeniach ma być „istotnym ośrodkiem życia kulturalnego w Polsce”. Nie od dziś wiadomo, że takowym nigdy nie będzie. W ostatnich dniach Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego odrzuciło wniosek miasta o przyznanie dotacji w wysokości 32 mln zł na budo- wę Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce uznając za zerową (!) „potrzebę realizacji projektu, ważność projektu z punktu widzenia polityki kulturalnej państwa” i także na zero (!) oceniono „aspekt społeczny”. Budowa nie została poprzedzona, po przekazaniu miastu budynku przy ul. Traugutta, jakąkolwiek dyskusją. Nie zaproponowano alternatywnego rozwiązania. Muzeum zostało po prostu narzucone mieszkańcom. W Ostrołęce jest wiele pilniejszych spraw. Chociażby przebudowa skrzyżowania ul. Goworowskiej, ul. Żebrowskiego i ul. Pomian, gdzie tworzą się spore korki, trzeci etap budowy ul. Witosa tj. od wysokości ul. Targowej do ul. 11 Listopada czy remont ul. Krańcowej, która prowadzi do cmentarza komunalnego. Kto się boi Jacka Stronga ? Film autorstwa Władysława Pasikowskiego 7 lutego wszedł na ekrany polskich kin, a w chwili, gdy będą Państwo czytać ten felieton, od kilku dni będzie także dostępny w naszym mieście. Większość recenzji twierdzi, że czuć rękę mistrza i film ma szansę zostać hitem kasowym. Nie chcę zatem rozwijać dalej tego wątku, pozostawiając ocenę i przeżycia każdemu widzowi. Dziś bardziej o kruszeniu rzeczywistości. Wojciech Dorobiński Bo może okazać się, że zrealizowany sprawnie film sensacyjny uzupełni w świadomości Polaków, a zwłaszcza młodego pokolenia, luki w interpretacji historii, świadomie kształtowane przez ostatnie dwadzieścia lat. Że wywołana nim narodowa dyskusja na temat postaw, wyborów, ryzyka, bohaterstwa i tchórzostwa wreszcie wyciągnie na światło dzienne i jasno określi to, co dobre i to złe. I odetnie zdecydowanie ostatnie argumenty apologetom stanu wojennego, suwerenności PRL i post okrągłostołowego zglajszlachtowania stron przemian. Bo wydawałoby się, że spełniona i zaspokojona nomenklatura Polski Ludowej, z funkcjonariuszami armii i służb specjalnych, już na tyle się wybieliła, że nie musi się niczego obawiać. Wyszkoleni na zachodzie generałowie spadli albo z Casą, albo z Tupo- lewem i do godności wrócili ci przysięgający na sojusz z Armią Radziecką. Czyli sytuacja wróciła do normy. I to wszystko nagle zaczyna rozwalać niepozorny film, którego akcja dzieje się przeszło 30 lat temu. Znowu padają pytania o uczciwość, honor, miłość do Ojczyzny. I nic już nie jest takie proste, jak jeszcze niedawno. Nagle z szaf wychodzą trupy, byli agenci wystawiają cenzurę bohaterowi, mówiąc „w naszych kategoriach zawsze będzie zdrajcą”. Panowie – w kategoriach narodu nigdy nie przestaliście nimi być. Od pierwszego podpisu w UB, SB, WSI – wszę- Przesilenie w Ostrołęce, problemy w powiecie. Zauważyłem, że ostatnio w mediach dominują tak ciężkie i kontrowersyjne tematy, iż można odnieść wrażenie że my, Polacy, jesteśmy nieszczęśliwą nacją. W kółko jakieś afery, pedofile, gender i inne „trudne sprawy”, i jak człowiek obcuje z tym wszystkim na co dzień, to trzeba się bardzo starać, żeby nie popaść w depresję. Do tego pogoda, która nas nie rozpieszcza, ale już niedługo wiosna, więc bądźmy dobrej myśli. Łukasz Kulik W mieście sezon ogórkowy, tzn. wszyscy szykują się na eurowybory. SLD nie wystawiło żadnego kandydata z Ostrołęki, bo ma listę pełną dobrych nazwisk. Koledzy z innych partii nie mogli powstrzymać się od komentarza, ale ja poczekam na ich listy, zobaczymy czym zabłysną. Swoją drogą krytykuje się nas za obecność Pani Weroniki Marczuk czy Anny Kalaty, ale jak patrzę na życiorysy, to naprawdę nie ma się czego wstydzić. Pierwsza z nich jest radcą prawnym i celebrytką. To rzeczywiście argument na NIE, że ktoś jest popularny. Druga natomiast była ministrem w rządzie Prezesa Kaczyńskiego, obecnie jest wiceprzewodniczącą polsko –indyjskiej izby handlowej. Myślę że nie ma się czego wstydzić, a że była w Samoobronie … no cóż …. poglądy ta partia miała bardzo socjalne, tylko że z Prezesa zrobili wariata (chociaż dziś już oficjalnie wiadomo, że ktoś tych talibów na Mazurach jednak widział). W mieście też jakoś tak bez energii. Kolejny numer Prezydenckiej Trybuny dotarł do naszych skrzynek, a tam znów o reklamówce i znów te same dziwne tłumaczenia. Coś jest na rzeczy, bo jak mówi powiedzenie, tylko winni się tłumaczą. Do sprawy wrócimy niedługo, ale póki co dziwi nadgorliwość rządzących w wybielaniu swojego wizerunku. W międzyczasie czytam Afera reklamówkowa W wydawanej za publiczne pieniądze „Ostrołęce Samorządowej” prezydent naszego miasta tłumaczy się z tzw. afery reklamówkowej. Tłumaczenia są wyjątkowo pokrętne. Czy ktoś o zdrowych zmysłach wierzy, że blisko 50 tys. zł zamiast w banku trzyma się w reklamówce? O sprawie pisały media krajowe. Wstyd na całą Polskę. Prezydent Janusz Kotowski mówi: „Kilka lat temu kupiłem dom do remontu, wcześniej sprzedałem mieszkanie, zaciągnąłem kredyt. Pracuję i żyję oszczędnie. Zgromadziłem gotówkę, żeby spłacić część pożyczki. Chciałem też kupić trochę sprzętu do domu, m.in. nowy telewizor (...) Mój błąd polegał na tym, że przez jakiś czas trzymałem pieniądze w awaryjnym mieszkaniu, z którego miałem możność korzystania, zwłaszcza w czasie remontu”. Skoro prezydent pisze, że „pracuje i żyje oszczędnie” to warto wziąć pod uwagę to, że „Ostrołęka Samorządowa” kosztuje mieszkańców każdego miesiąca około 7,6 tys. zł. Jak się ma do tego wylewanie żalów za publiczne pieniądze, zostawiam ocenie Czytelników. Fatalne wykorzystanie środków unijnych i ogromne wydatki na administrację Niezmiennie Ostrołęka okupuje ostatnie miejsca w różnego rodzaju klasyfikacjach. W rankingu pisma samorządowego „Wspólnota” z października ub. roku, który obejmuje dane za lata 2009 –2012, jesteśmy na szarym końcu. Sklasyfikowanych zostało 47 miast na prawach powiatu (miasta wojewódzkie zostały ujęte w innym rankingu). Na 47 miast zajęliśmy 47 miejsce. Przedostatnie Piekary Śląskie mają blisko dwukrotnie większe wykorzystanie środków. Dane w rankingu odnoszą się ściśle do środków uzyskanych z budżetu UE na lata 2007 –2013. Wydatki ratusza na administrację mamy ogromne w porównaniu z innymi miastami. We wspomnianym piśmie „Wspólnota” w ostatnim zestawieniu wydatków samorządów na administrację zajmujemy 40 miejsce. Z pewnością mieszkańcy mają swoje racje za lub przeciw obecnej ekipie rządzącej Ostrołęką. Przekonanych nie przekonam, ale całe szczęście, że w demokracji decyduje większośći. ■ dzie tam, gdzie kończyła się suwerenność Ojczyzny, a zaczynała służba najeźdźcy. Nieliczni się buntowali, a pułkownik Kukliński postawił na szalę wszystko – w obliczu grożącej Polsce zagłady. I dziś, gdy historia przyznaje mu rację, jakoś głupio pozostać po stronie tych, którzy myśleli jedynie o spokojnej karierze i kolejnym awansie. Więc stąd ten popłoch w mediach, głównie tych przez służby zakładanych. Stąd nagłe pisarskie kariery „superagentów”. Za późno, przegapiliście jedną rzecz, historii nie da się oszukać. Prędzej czy później wyjdzie na jaw. Choćby z „Jackiem Strongiem”. Ot taki mały niepozorny kamyk, który uruchamia lawinę. Czy Jacka Stronga boją się ci, którzy boją się Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Ostrołęce? W dużej mierze tak, bo Wyklęci czy Niezłomni niosą za sobą ten sam etos poświęcenia i jednoznaczne umiłowanie Ojczyzny. Cechy charakteru, które przecież postmodernistyczna, liberalna ideologia zastąpiłaby najchętniej korporacyjnym podporzadkowa- niem, indywidulana karierą i tumiwisizmem. Byleby mnie było dobrze – oto w skrócie najważniejsze credo tych czasów. I, na szczęście, coraz bardziej niesprawdzające się i niezyskujące poklasku w oczach młodych Polaków. Takich, jak uczniowie i nauczyciele jednej z płockich szkół. W 72 rocznicę powstania Armii Krajowej wszyscy – założyli białe koszulki z portretem Inki, czyli Danuty Siedzikówny, 17 –letniej sanitariuszki skazanej na śmierć przez rozstrzelanie. W Płocku, a nie w Ostrołęce, gdzie niby tylko martyrologia i nic więcej. Bo historia determinuje naszą przyszłość i o tym warto pamiętać. A szacunek Ostrołęki i jej mieszkańców dla historii jest widziany w całej Polsce, co ostatnio widać w mediach, może nie tych rozrywkowych, ale w tych, które stawiają poważne pytania o przyszłość kraju. Dlatego już dziś zapraszam od 1 marca na obchody Dni Żołnierzy Wyklętych, w tym na piękny koncert poświęcony dziewczynom z tamtych lat. Bo chociaż pamięć jesteśmy im winni…■ negatywne komentarze środowiska Prezydenta na temat manifestacji na rzecz budowy obwodnicy Ostrołęki, i trochę mnie to dziwi. Przecież my w ten sposób pomagamy również obecnym władzom w skutecznym lobbowaniu za tym projektem. Pisanie listów nie wystarczy, a tak w mediach już mówią że w tej Ostrołęce ludzie się zaangażowali i walczą o swoje. Jak by ktoś chciał posłuchać, to proponuję nie krytykować, a się przyłączyć, pytanie tylko, czy Władzę stać na taki gest. O wiele ciekawiej dzieje się natomiast w powiecie, a konkretnie w gminie Lelis. Po początkowych zachwytach nad informacją o budowie lini wysokiego napięcia powstał problem. To że linia iść musi, to już wiedzą wszyscy, ale gdzie będzie przebiegać, to się dowiedzieli ostatnio. Dla tych którzy pobudowali tam swoje domy, linia wysokiego napięcia przebiegająca zaraz za oknem na pewno będzie uciążliwa. W całej sytuacji problem ma również Wójt Subda, bo jakiejkolwiek decyzji nie podejmie, to i tak się komuś narazi, a rok wyborczy … W całej sprawie mieszkańcy czują się pominięci, i tu trzeba przy- znać im rację. Firma Aldesa, która odpowiada za ten projekt, skutecznie podgrzewa konflikty, gdyż dla niej obecny wariant jest najlepszy, bo… najtańszy. Dochodzimy więc do sytuacji, w której ważymy na szali koszt inwestycji i koszt społeczny. Ja zawsze z ludźmi, więc dla mnie ważniejszy jest koszt społeczny, ale wiadomo, w firmach jest inaczej. Więc mieszkańcy prosili, apelowali, proponowali, aż w końcu cierpliwość im się skończyła i zaczęli walczyć o swoje. I teraz ganiają ich z planami. Wójt odsyła do Aldesy, Aldesa do Wójta, i na zamęczenie. W całej sprawie wypowiedzą się jeszcze radni gminy Lelis, ale mam wrażenie że z nimi firma Aldesa też się nie będzie liczyć. Sam zarząd przyjął bardzo wygodną dla nich pozycję, ze będzie tak i koniec, a jak się radnym nie spodoba, to ich sprawa. Nie wiem czy tak zakończy się ta sprawa, ale mam nadzieję, że kurpiowski charakter jednak nie zginął, i całą linię zaprojektują od nowa, tym razem z udziałem mieszkańców i radnych. Poza tym, czy nam się tak spieszy, żeby ten prąd ciągnąć ze wschodu ? ■ 9 RO • poniedziałek 24.02.2014 Polityczno-prawnicza zaraza Mirosław Augustyniak Polskie prawo stanowi, że nieznajomość prawa nie zwalnia z obowiązku jego przestrzegania. Choćby było niewiadomo jak zawiłe, niezrozumiałe i wewnętrznie sprzeczne, to mamy go przestrzegać. Jeśli nie, to odpowiadamy za to przed różnymi osobami i instytucjami, także cywilnie lub karnie. Tymczasem za stanowienie złego prawa nikt w Polsce odpowiedzialności nie ponosi i nie słyszałem, żeby poniósł kiedykolwiek w przeszłości. Szczytem kuriozalności, i to wysokości Mont Everestu, jest sytuacja gdy Trybunał Konstytucyjny orzeka o tym, że prawo jest niezgodne z konstytucją i jednocześnie dopuszcza jego funkcjonowanie jeszcze przez rok czy półtora aby ci poli- tyczno –prawni nieudacznicy mogli je naprawić. W tym czasie szary obywatel musi przestrzegać tego prawa mimo, że wiadomo już, że jest niezgodne z Ustawą Zasadniczą. Czy to jest jeszcze prawo czy polityczno –prawnicza zaraza? Gdy tak niechlujnie się je stanowi może dojść nawet do tego, że niewinnemu przypisuje się winę, albo że niewinny musi udowadniać niewinność. Ale nie wobec wszystkich prawo jest takie bezwzględne i surowe. Na wolność wyszedł Mariusz T. skazany czterokrotnie na karę śmierci za bestialskie zamordowanie czterech chłopców, na wolność wyjdzie też kilku innych seryjnych morderców. Gdyby zasądzone w latach osiemdziesiątych kary wykonano, nie byłoby teraz problemu. Ale odnowiciele Rzeczypospolitej okazali się ludźmi o wielkim sercu i mordercom zamienili kary śmierci na 25 lat więzienia. Kolejni prezydenci, premierzy, ministrowie i posłowie z Komisji Sprawiedliwości sprawą się nie zajmowali, a przynajmniej nie zajmowali się należycie. Teraz my mamy za to płacić: strachem o nasze dzieci i finansując z podatków pilnowanie lub izolację przestępców, po 20 tysięcy za każdego zamkniętego w komfortowym ośrodku w Gostyninie. No, bo Mariusz T. i inni zbrodniarze mają prawa, których nie można naruszać. Jakie prawa mieli ci których zamordowali? Jakie prawa mają i ich bliscy, którzy będą przez to cierpieć do końca życia? Tak, przyznaję jestem za karą śmierci, gdy wina mordercy jest udowodniona ponad wszelką wątpliwość. A jeśli są jakieś okoliczności łagodzące – to dożywocie, bez możliwości wyjścia. Dziś, żeby było sprawiedliwie, za izolację przestępców w Gostyninie lub pilnowanie ich na wolności powinni solidarnie zapłacić posłowie i senatorowie, którzy zmienili im kiedyś karę śmierci na 25 lat więzienia, oraz wszyscy dotychczasowi ministrowie sprawiedliwości i posłowie z Komisji Sprawiedliwości Europa Plus Twój Ruch, lokalnie i w kraju Tadeusz Chabudziński Kraj. Debata „Europa na progu zmiany” Celem debaty była refleksja nad najbliższymi pięcioma latami w Europie i jej otoczeniu. Jakich zmian potrzebujemy, by wspólnie wyjść z kryzysu? Jakie zmiany nastąpią, jeśli nie będziemy działać? Paneliści: –Aleksander Kwaśniewski, wymiar geopolityczny –Andrzej Olechowski, wymiar ekonomiczny (wymiar globalny) –Janusz Palikot, wymiar ekonomiczny (industrializacja) –Genowefa Grabowska, wymiar polityczno –instytucjonalny –Wanda Nowicka, wymiar społeczny Z uwagi na pojemność rubryki zachęcam Państwa do korzystania ze stron Twojego Ruchu, gdzie publikowana jest debata w całości. Dziś ograniczę się do publikacji stanowisk dwóch politycznych liderów. Prezydenta Aleksandra G ra o s³ w wa Kwaśniewskiego i Janusza Palikota. Prezydent Aleksander Kwaśniewski w swoim przemówieniu skupił się na zmianach geopolitycznych, do których Europa musi się obecnie dostosować. Współczesny świat ma charakter wielowektorowy: z jednej strony mamy tradycyjne centra wpływów (USA, UE), z drugiej na sile przybierają nowe potęgi: Chiny, Indie, Rosja, Ameryka Łacińska, a także kontynent afrykański. Jako że jest to proces nieodwracalny, Europa musi wyciągnąć z niego wnioski: 1) należy włączyć się do walki o silną pozycję w globalnej gospodarce, w globalnej polityce, poprzez pogłębienie integracji: potrzeba nie tylko wspólnej polityki energetycznej czy bezpieczeństwa, ale i wspólnej polityki zagranicznej. 2) znaleźć rozwiązania instytucjonalne dla tego co jest słabością: długości i trudności w procesie podejmowania decyzji, osiągania konsensusu. Należy zbudować więcej sprawnych form podejmowania decyzji. 3) kwestia rozszerzenia UE: dotyczy regionów, które są trudne, wrażliwe, negocjacje cały czas trwają. Chodzi o Turcję, Bałkany i Ukrainę. Mamy tutaj dwie drogi: al- bo dalej się integrować, albo Europę renacjonalizować, zwiększać rolę państw narodowych, zmniejszać rolę wspólnych polityk. Jak powiedział prezydent Kwaśniewski, „Europa powinna być mądra w tej kwestii, dlatego że ma najtragiczniejsze z możliwych doświadczeń, cały XX wiek to jest doświadczenie nacjonalizmów, egoizmów, nieumiejętność rozwiązywania metod wspólnie, a używanie metod siłowych. Mądrzejsi więc o takie doświadczenie, przy dylemacie – integrować się czy renacjonalizować – Europa Plus i Twój Ruch powinny zdecydowanym głosem, jednoznacznie powiedzieć: integrować głębiej aniżeli do tej pory, a przeciwstawiać się renacjonalizacji”, podkreślił też wagę potencjału, którym Unia Europejska dysponuje już dziś – ponad 500 mln ludzi, potęga przemysłowa, eksportowa, sprawne systemy edukacyjne, polityka społeczna, systemy ochrony zdrowia, „dzięki którym życie Europejczyka może być odpowiednio długie, zdrowe, efektywne, może być przykładem czy powodem do zazdrości w innych miejscach świata.” „Moje wyznanie wiary jest proste: ja wierzę w Europę, wierzę w Unię Europejską. Mamy wystarczająco dużo atutów – nie lekceważąc, nie bagatelizując słabości – aby te naj- – obciążanie tylko obecnych ministrów i posłów byłoby skrajnie niesprawiedliwe. Jeśli ktoś z wymienionych nie żyje lub umrze powinno się tym „spadkiem” obciążyć jego bliskich. Skoro prawo obciąża dziewięcioletniego chłopca długami dziadka to dlaczego nie miałoby obciążać dzieci posła, senatora i ministra za ich głupie i nieodpowiedzialne decyzje. Jak z przeciętnym Kowalskim można tak postępować to dlaczego nie można z elitą? Specjalną ofertę mam też dla pana Ryszarda Kalisza, który przekonuje nas do praw jakie ma Mariusz T. Otóż szanowny panie Kalisz, jeśli nie mamy prawa izolować Mariusza T. za domniemanie, że może popełnić zbrodnię niech go pan zatrudni jako niańkę do opieki nad swoim synkiem Ignacym. Za dach nad głową, całodzienne wyżywienie i małe kieszonkowe na pewno na taką pracę się zgodzi, bo z rysowania się przecież nie utrzyma (do Kossaka mu daleko). Taką samą propozycję kieruję do pani Profesor Moniki Płatek oraz Pana Adama Bodnara z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Zajmijcie się lepiej tymi, którym konstytucja gwarantuje bezpłatne lecze- nie a NFZ nie chce na nie dawać pieniędzy. Zajmijcie się matkami, które żyją z dziećmi w warunkach urągających godności człowieka. One chętnie przeprowadzą się do komfortowego ośrodka w Gostyninie. Nasze państwo nie radzi sobie z resztą z o wiele prostszymi rzeczami, jak np. płacenie abonamentu RTV. Kiedyś premier Tusk ogłosił żeby go nie płacić i niektórzy się go posłuchali. Teraz przychodzą do nich wezwania do wpłacenia zaległości wraz z odsetkami. Mimo tego, że większość z nas korzysta z platform cyfrowych albo z sieci kablowych, to abonamentu nie można doliczyć do opłat za te usługi, co byłoby naturalne i dla każdego oczywiste. Firmy pobierające te opłaty rozliczyłyby się następnie z nich z Krajową Radą Radiofonii i Telewizji. Zamiast tego funkcjonuje kuriozalne prawo nakazujące obywatelowi bieganie z opłatami na pocztę. Skoro tak, to stwórzmy w Polsce jeszcze ministerstwo do spraw upraw pomarańczy. Zapytacie Państwo: po co, skoro u nas nie ma upraw pomarańczy? Sprawiedliwości też nie ma, a ministerstwo jest. ■ bliższe lata były nie trwaniem w kryzysie, bo on już się kończy, ale w najgroźniejszym stanie, który grozi Europie, czyli swoistym marazmie. Marazm byłby dla Europy katastrofą: my potrzebujemy mądrego, rozsądnego, nie nerwowego ale zdecydowanego kroku naprzód”, podsumował były prezydent. Janusz Palikot naświetlił natomiast ekonomiczny wymiar integracji europejskiej: „Jeśli nie chcemy być marginalni, musimy coś przedsięwziąć. Po raz pierwszy Europa staje przed możliwością bycia skolonizowaną, przez cały swój rozwój kolonizowała, dziś już przestała pełnić swą rolę.” Europa bardzo drogo się finansuje, gdyż jest zdezintegrowana . Jeżeli bylibyśmy w stanie zrobić wspólne obligacje, wspólne finansowanie długu publicznego w Europie, to możemy mówić o oszczędzaniu setek miliardów euro rocznie. Pieniądze na unię bankową, na wprowadzenie euro, są – one natychmiast wyjdą z tej relacji do rynków finansowych, będziemy po prostu mniej płacili za finansowanie własnego rozwoju. Zaoszczędzone miliardy można przełożyć na nową politykę społeczną. Europa powinna narzucić światu standard: chcesz partycypować w wolnym handlu, musisz gwarantować jakieś minimum praw pracowniczych, bo tylko wtedy ta konkurencja jest uczciwa. Przewodniczący Twojego Ruchu zwrócił też uwagę na ogromną nadzieję, jaką pokładamy w najbliższych wyborach do Parlamentu Eu- ropejskiego: „Taki parlament może się urodzić bardziej teraz niż kiedykolwiek indziej – nawet niewielki narastający sceptycyzm może zapłodnić Parlament Europejski do prawdziwej zmiany, i oby tak się stało.” Lokalnie. Wśród sterty ulotek w mojej skrzynce pocztowej znalazłem kolejne wydanie bzdurnika znanego pod roboczą nazwą Ostrołęka Samorządowa. Bzdurnik wydawany w nakładzie 18000 egzemplarzy to generalnie radosna twórczość rzecznika z ratusza, czyli Wojciecha Dorobińskiego. Bzdurnik sam w sobie również radosny, może nie tak jak widok głupiego z gruchawką, ale podobnie zawsze zadowolony. Na okładce najistotniejsze wydarzenie w mieście czyli parada z udziałem murzyna, wielbłąda i replik wyklętych, których ostatnio więcej w mieście niż policji, ale widać każdy ma takie ORMO na jakie zasługuje. Zwieńczeniem nowego wydania bzdurnika jest oczywiście wywiad z Jaśkiem z Rozóg, obecnie prezydentem Ostrołęki. Ze wzruszeniem czytałem o tym jaki Jasiek jest uczciwy, sumienny i dobrotliwy. Z uwagą też analizowałem wywód na temat wyższości gruzińskiej torby z kasą pod zlewem na melinie nad lokatą bankową. No cóż jego pieniądze jego sprawa, mnie bynajmniej nie przekonał. Ponadto standard. Jest pięknie, cudnie, smacznie i uroczo. Sielankę zakłócają nieprzyjazne media, opozycja i zdziczałe baby roznoszące niepochlebne ulotki po blokach. ■ wygraj Szczegó³y na 10 RO • poniedziałek 24.02.2014 Fotowspomnienia Sławomira Olzackiego Wkrótce upłynie 20 lat od wizyty Donalda Tuska w Galerii Ostrołęka. Odbyła się ona 25 lutego 1994 roku. Tusk był wtedy przewodniczącym Kongresu Liberalno –Demokratycznego, władzę w Polsce sprawował rząd koalicji SLD –PSL, a premierem był ludowiec Waldemar Pawlak. Spotkanie w Ostrołęce prowadził Bogdan Cichoń, dziennikarz Radia Oko. Kiedy teraz czytamy słowa „wizyta Donalda Tuska” wyobrażamy sobie kawalkadę limuzyn, ochroniarzy i w ogóle wielkie zamieszanie. Dwadzieścia lat temu Tusk był przewodniczącym stosunkowo niewielkiego ugrupowania, które na dodatek znajdowało się w opozycji. Myślę że mało kto przypuszczał, że Tusk zostanie kiedyś premierem i to – jak dotychczas – aż na dwie kadencje. Od objęcia tego stanowiska dzieliło go wtedy 13 lat i siedmiu premierów – Józef Oleksy (337 dni), Włodzimierz Cimoszewicz (632 dni), Jerzy Buzek (1449 dni), Leszek Miller (926 dni), Marek Belka (547 dni), Kazimierz Marcinkiewicz (267 dni) i Jarosław Kaczyński (490 dni). Na marginesie warto może zauważyć, że absolutnym rekordzistą, pod względem czasu piastowania urzędu premiera w Polsce, był Józef Cyrankiewicz, który stał na czele gabinetów RP i PRL przez 8238 dni. Wynik ten wydaje się bardzo trudny do pobicia. Patrzę na zdjęcia sprzed dwudziestu lat i myślę jak czas zmienia ludzi. Nie tylko pod względem wyglądu. Ze spotkania w Galerii Ostrołęka najlepiej zapamiętałem żywą wiarę Donalda Tuska w zasady liberalizmu, wolnego rynku i ograniczonej roli państwa. – Im mniej państwa w życiu publicznym – mówił – tym lepiej. Za Adamem Smithem powtarzał, że państwo powinno być rodzajem nocnego stróża, który zapewnia obywatelom ład i porządek oraz obronę granic, nie wtrąca się jednak do gospodarki. Jeśli trzymać się tego porównania, to dzisiejszy nocny stróż nie tylko jest świetnie ubrany i wynagradzany, ale i ma znacznie szerszy zakres zadań i wtrąca się w prawie każdą dziedzinę naszego życia. ■ Donald Tusk, Galeria Ostrołęka 1994 r. Galerii Ostrołęka Donald Tusk w 11 RO • poniedziałek 24.02.2014 Historia Kurpiowskie prządki Zofia Stryjeńska (1891 –1976) to malarka o niezwykle barwnej osobowości. Ciekawa świata kobieta o niezwykłym temperamencie. Jej życie prywatne, które trudno nazwać szczęśliwym, było burzliwe, pełne awantur i ekscesów obficie wypełniających towarzyską przestrzeń artystycznej Warszawy okresu międzywojennego. Stryjeńska wyrastała ponad schematy cyganerii warszawskiej, choć i przedstawicielom tej ostatniej nie brakowało indywiduów. Nie tym jednak warto zaprzątać głowę czytelników, gdy mamy do czynienia z artystką wiodącą swego czasu prym w świecie sztuki, nie dzięki towarzyskim skandalom, ale nade wszystko dzięki talentowi niezwykłemu, którego efekty dały o sobie znać w wielu estetycznych przestrzeniach. Należała do najpopularniejszych artystów międzywojennej Polski. Jej nietuzinkowa twórczość, nieporównywalna w Polsce do żadnej innej, różnorodna i ogromna, jeśli weźmiemy pod uwagę wielość stworzonych prac, budzi zdumienie, a rozmach kompozycji i kolorystyka – podziw. Stryjeńskiej malowanie Ciężko jest ogarnąć w całość jej twórczość. Dzisiaj jest nam łatwiej, gdyż bogatsi jesteśmy o efekty monograficznej wystawy, zorganizowanej kilka lat temu w Muzeum Narodowym w Krakowie (znalazły się na niej również dwie prace ze zbiorów Muzeum Kultury Kurpiowskiej w Ostrołęce. Jedna z nich to żeniec z kosą, na której znajduje się postać kosiarza personifikującego sierpień, stanowiąca fragment jednego z sześciu ogromnych panneaux, czyli obrazów do zdobienia pomieszczeń, z uwzględnieniem ich architektury, często o charakterze oficjalnym, pt. „Pory roku”, które Stryjeńska wykonała do wystroju pawilonu polskiego, w 1925 roku, z okazji Międzynarodowej Wystawy Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu. Druga to rysunek – portret Alojzy z Gemenów). Oprócz panneaux, które przyniosły jej ogromny sukces, znamy Stryjeńską z wielkoformatowych płócien zawierających wątki mitologiczne, przechowywanych w największych polskich muzeach, z cyklu poświęconego bożkom słowiańskim czy z dekoracji wnętrzarskich dla polskich transatlantyków „Piłsudski” oraz „Batory”. Ale znana jest również Stryjeńska jako freskantka zdobiąca budowle Krakowa i kamienice Warszawy, jako plakacistka, ilustratorka czasopism i książek, projektantka papierów wartościowych, znaczków pocztowych, gobelinów, zabawek, szachów, reklamowych opakowań, ceramiki – ćmielowskich talerzy, którą zdobiła przedstawieniami tańców polskich, projektantka pocztówek, które również spopularyzowały jej twórczość w sposób niezwykły, scenografka przedstawień teatralnych i aranżerka wnętrz, wielka dekoratorka. Jednym słowem fenomenalna, barwna, rozmalowana, spontaniczna, aż trudno wskazać artystkę względem której możnabyłoby sklasyfikować Stryjeńską. Wszystkie takie próby nie wytrzymują porównania w odniesieniu do malarek pierwszej połowy XX wieku w całej Europie. Zofię Stryjeńską znamy również jako artystkę propagującą polski folklor oraz Słowiańczczyznę z jej mitami. Jej prezentacje biły na głowę prace kolegów oryginalnością tematów, eksplozją kolorów, żywiołowością przedstawień, witalnością i zmysłowością malowanych postaci. Zauroczenie Stryjeńskiej ludowością nie było obojętne również innym artystom tworzącym w odradzającej się po czasach niewoli Polsce. Inni też rozumieli wagę poruszania tematów wiejskich, ludowych. Dziedziczyli przecież zupełnie niedawne tradycje młodopolskich fascynatów, czerpali też z Norwida i jemu podobnych. Jednak nie tyle do ujęcia tematu w sposób, jaki czyniła to Stryjeńska było im daleko, lecz do zastosowanych środków wyrazu i efektów. Rozmach z jakim malowała Stryjeńska, barwność i ta charakterystyczna dla niej stylizacja są wyjątkowe. To na nią spoglądano jako na tę, która w sposób najbardziej oryginalny mówiła o polskich zwyczajach, wpisując się znakomicie w tworzenie narodowego stylu. Artystka przetwarzała na swój sposób ludową plastykę, nadawała ornamentom własny rozpoznawalny styl, wzorem wiejskich twórców używała czystych podstawowych kolorów, łamiąc jednak zasady tradycyjnych ludowych przedstawień w sferze kompozycji czy statyczności. Wieś Stryjeńskiej to korowód barwnych, rytmicznych, wesołych dziewcząt i dziarskich, rumianych chłopaków. Nie ma w niej miejsca na szarzyznę dnia powszedniego polskiej wsi pogrążonej w biedzie. Sama artystka przyznawała, że ów „fioł etnograficzny” męczył ją samą z powodu nadmiaru, uniemożliwiając „przyjęcie jakichkolwiek wrażeń”. Niewinne Kurpianki Na potrzeby niniejszego artykułu pozwolę sobie na kilka uwag o kurpiowskich ilustracjach, które wyszły z pod jej ręki. Na początek uwaga generalna – dumni jesteśmy, że tak wielka artystka dostrzegła urodę kurpiowskiego stroju, czemu dziwić się nota bene nie wypada. Zasygnalizuję problem na przykładzie trzech przedstawień – Kurpianki w wrzecionem (il. 1), przedstawienia „W chacie kurpiowskiej” (il. 2) oraz Kurpianki, która uchodzi za dziewczynę sznurującą trzewik (il. 3). Pierwsza i trzecia pochodzą z cyklu „polskie typy ludowe. Kurpie”. Przedstawienia prezentują nie tylko piękno kurpiowskiego stroju, powabność dziewcząt, ich beztroskę. Zwracamy też uwagę na wrzeciono, nakrycie głowy i orionek w pasiastej spódnicy z całym bagażem znaczeń. W mniejszym może stopniu dajemy uwieść się idylli mieszkańców kurpiowskiej wsi, która jawi nam się na ilustracji 2., gdzie młoda kurpiowska nad oseskiem przędzie na kołowrotku w towarzystwie młodego wieśniaka wyrabiającego masło. Wesołość tryska z ich oblicz, jasne wnętrze izby napawa optymizmem, praca wre, aż fur- czy, a może inaczej – jakaś swoista muzyka wypełnia wnętrze chaty. Na ilustracji 1., o najbardziej statycznym przedstawieniu spośród trzech tu omawianych, widzimy Kurpiankę trzymającą wrzeciono. Wszak trudno się dziwić takiemu ujęciu. Powiat ostrołęcki przemysłem tkackim stał, a tkactwo dawało szansę na lepsze jutro wielu kurpiowskim rodzinom. Najbardziej miła oku jest jednak Kurpianka sznurująca trzewik. Młoda, piękna, strojna, godna, beztroska, zwinna, powabna, sznurująca bucik, tak przynajmniej sugeruje układ ciała, gestykulacja. Eksportowy wizerunek kurpiowskiej panny. Mimo że owa krasna dziewczyna wodzi na manowce nasze myśli, to ona skierowała moją uwagę na zupełnie inne tory postrzegania tych kurpiowskich ilustracji. Nieprzypadkowo je zestawiam. Każda funkcjonuje osobno, żyje osobnym życiem. Razem jednak dają nam głębszą treść, rozwiązuja zagadkę. Z. STRYJEŃSKA, POLSKIE TYPY LUDOWE, KURPIE. ILUSTRACJA ZE ZBIORÓW MUZEUM KULTURY KURPIOWSKIEJ. Gorsze córy Zeusa Wydaje się, że wszyscy rozumiemy Stryjeńską. Bo i cóż tu do rozumienia. Jest przystępna, bawi nas swoją twórczością, czyni rzecz miłą oku, napawa optymizmem. Jednak do czasu. Gdy zestawimy powyżej wspomniane ilustracje razem i chwilę zastanowimy, rodzi się coś więcej. Beztroskie obrazy witalnych Kurpianek ustępują miejsca fundamentalnym pytaniom o ludzkie istnienie, o przeznaczenie. Wszystkie trzy jawią się nam niczym Mojry, trzy z sześciu córek Zeusa i Temidy, albo córki Nocy, której przypisywano śmierć. Mojry personifikowały przeznaczenie człowieka, przędły nić jego życia. Nawet bogowie Olimpu wierzyli, że istnieje coś, jak Przeznaczenie i nie mają na nie wpływu. Bo oto Kurpianka na ilustracji 1. to Kloto, jedna z sióstr, trzyma wrzeciono niezbędne, by prząść nić ludzkiego żywota. W chacie kurpiowskiej natomiast jej siostra Lachezis nad niemowlęciem przepowiada mu przyszłość, tocząc puszczoną w ruch kołowrotka nitkę. Najbardziej okrutna z sióstr – Atropos – najbardziej zwodząca – nie sznuruje bucika, który jest bez zarzutu. Teraz wyraźnie widzimy, że nitka ma początek i koniec, tak jak ludzkie życie. To wiotka pełna harmonii Atropos rwie nić, decydując o śmierci. Po tej uwadze trudno spoglądać na Kurpianki Stryjeńskiej inaczej jak na prządki naszego przeznaczenia, troiste boginie, triadę panien przędących welon żywota. Warstwa znaczeniowa, nie jedyna przecież w egzemplifikowanych tu ilustracjach, powoduje, że Stryjeńską postrzegamy zupełnie inaczej. Przedzierając się przez ów „fioł etnograficzny”, który przeszkadzał artystce, a udzielił się też odbiorcom jej twórczości, dostrzegamy rzeczy znacznie ważniejsze. Twórczość Zofii Stryjeńskiej może pozostawać poza modą, może nie odpowiadać współczesnym gustom, ale jest ponadczasowa dzięki ukrytej treści, do poszukiwań której najgoręcej zachęcam. ■ BARBARA KALINOWSKA Z. STRYJEŃSKA, W CHACIE KURPIOWSKIEJ. ILUSTRACJA ZE ZBIORÓW B. KIELAKA. Z. STRYJEŃSKA, POLSKIE TYPY LUDOWE, KURPIE. ILUSTRACJA ZE ZBIORÓW MUZEUM KULTURY KURPIOWSKIEJ. 12 RO • poniedziałek 24.02.2014 13 RO • poniedziałek 24.02.2014 Co słychać u Elizy Łosiewicz-Kowalczyk Dżepetto z ostrołęckiej starówki Przez wiele lat dzieliła się z ostrołęczanami swoim talentem, prowadząc galerię AUtoPORTRET. Oddając na płótnie i papierze swe natchnienia zyskała sympatię i uznanie w oczach mieszkańców miasta. Eliza Łosiewicz –Kowalczyk dziś tworzy w Gostyninie. Nie zapomniała jednak o Kurpiowszczyźnie. Mimo, że pracownię przeniosła do innego miasta, nadal współpracuje z artystami z regionu. Całkiem niedawno prezentowała plakaty Zenona Kowalczyka, wcześniej prace twórczyni ludowej Wiesławy Bogdańskiej z Kadzidła. – Ostrołęka, to wieloletni, na trwałe zapisany etap w moim życiu – podkreśla artystka. – Zostawiłam tu kawał serca, poznałam wiele wartościowych osób, dużo się nauczyłam. Co kilka miesięcy odwiedzam stare kąty. Niezwykle miłe jest, że i „Ostrołęka nadal mnie pamięta”, wciąż zamawiają u mnie klienci z Kurpi. Potrzebne informacje znajdują na mojej stronie www. autoportret.net, a portrety lub karykatury wysyłam kurierem. To już trzeci rok od czasu gdy Galeria Sztuki AUtoPORTRET została przeniesiona z ostrołęckiej starówki do Gostynina. Właścicielka marzyła, by prezentować tam również twórczość artystów z naszego regionu. – Na przełomie lutego i marca ubiegłego roku zorganizowałam wystawę wycinanek pani Wiesławy Bogdańskiej. Znana i wybitna twórczyni ludowa z Kadzidła zrobiła pokaz warsztatowy. Goście byli pod wrażeniem jej kunsztu i talentu, a w ramach poczęstunku skosztowali regionalnych specjałów: piwa kozicowego, swojskiego chleba ze smalcem i fafernuchów. To był niezwykły powiew sztuki kurpiowskiej na drugim skraju Mazowsza – podkreśla Eliza. – Czuję się też zaszczycona, ponieważ z mojego zaproszenia skorzysta wybitny artysta Zenon Kowalczyk. Jego plakaty prezentowałam w listopadzie. Śmiało można powiedzieć, że Eliza wprowadziła do Ostrołęki nowe spojrzenie na sztukę. Wcześniej mało popularne, a po jej przybyciu robią- Więcej informacji pod numerem 693 113 060 ce furorę portrety, karykatury zdobią ściany wielu mieszkań. Stały się symbolem jej pracy twórczej. Ostatnio do swojej kolekcji dołączyła kilka kukiełek, marionetek, które własnoręcznie wykonała. – Niewiele osób na świecie się tym zajmuje – zauważa. – Natknęłam się w internecie na zdjęcie marionetki portretowej. To był impuls, by odżyły pragnienia sprzed lat – lalkarstwo i animacja w jednym. Niewiele myśląc powiedziałam sobie: „Start!”. Autoportretowa marionetka powstała jako wersja demo. Czy byłam bardziej wymagająca? Hmm… Rzeczywiście jestem w stosunku do siebie wymagająca, niezależnie czy tworzę na zlecenie, czy do szuflady. Wykonując tę portretową lalkę byłam mocno skupiona i podekscytowana. Metodą prób i błędów testowałam różne rozwiązania techniczne. Teraz oprócz małej Elizy na półce z marionetkami zasiada m.in. Zbigniew Wodecki. – Wykonuję lalki na indywidualne zamówienia, jest to świetny pomysł na ekskluzywny prezent. Re- akcję osoby „zminiaturyzowanej” do gabarytów marionetki mogę opisać tak: zachwyt, brak oddechu, radość, zaduma. Mówiąc ogólnie, pozytywny szok. AUtoPORTRET to przede wszystkim pracownia portretu i karykatury, ale ekspozycja to również rękodzieło artystyczne: rzeźba ludowa, wyroby ceramiczne, batik rodem z Ostrołęki, ręcznie szyte pluszowe koty, biżuteria itp. Praca artysty daje Elizie duży komfort wewnętrzny i spełnienie. Najbardziej kocha to, że jej twory wywołują emocje. – To prawda, że tworząc na zamówienia najczęściej nie mogę uwolnić stu procent potencjału, który we mnie drzemie. Niemniej kocham wyzwania, przed jakimi niekiedy staję podejmując się zleceń niestandardowych, np. wykonania scenografii, malowidła wielkoformatowego, renowacji ramy lub obrazu. To bardzo rozwojowe – komentuje „Dżepetto z ostrołęckiej starówki”. ■ TEKST. MM. FOT. ARCH. ARTYSTKI. 14 RO • poniedziałek 24.02.2014 Wbrew powszechnemu przekonaniu liczba oszustw przy transakcjach internetowych wcale nie jest większa niż w handlu tradycyjnym Kupuj taniej w Internecie Nieznajomość zasad rynku szkodzi, podobnie jak nieznajomość prawa, tyle że skutki tych szkód są znacznie bardziej doraźne i nieprzyjemne, a polegają na gwałtownym zmniejszaniu się kwoty gotówki w naszych portfelach. Wiedzą o tym dobrze przedstawiciele wielkich korporacji, których zysk powstaje przede wszystkim dzięki naszej przyrodzonej cesze – wrodzonemu lenistwu i niechęci do nowości. W naszych budżetach domowych znajduje się grupa wydatków, które przyprawiają nas co miesiąc o zawrót głowy. Są wśród nich takie, których znaczne obniżenie nie jest możliwe, jak na przykład żywność, energia elektryczna, bieżąca woda czy śmieci. Niektóre inne można jednak obniżyć i to znacznie. Wystarczy trochę zachodu i sprytu oraz przełamanie własnego strachu przed nowościami. Oto jak sobie z nimi radzić. AGD w Internecie Kupowania przez Internet boją się ci wszyscy, którzy nigdy w ten sposób z niego nie korzystali. Ich strach jest podsycany doniesieniami o kradzieży pieniędzy z kart kredytowych i nieuczciwych sprzedawcach nieprzysyłających zakupionych towarów. Dodatkowym problemem jest to, że w sklepie internetowym towar widzimy co najwyżej na obrazku. Jeśli to obuwie albo ubranie, dużą wadą jest to że nie można go dotknąć i nie wiadomo jaki dokładnie ma odcień koloru. Jeśli to sprzęt AGD, nie można ocenić czy jest solidnie wykonany. Tymczasem, gdy chodzi o bezpieczeństwo finansowych transakcji internetowych, nie jest ono wcale mniejsze niż tych wykonywanych „analogowo” czyli gdy płacimy żywą gotówką w sklepie. Jeśli zaś chodzi o wyłudzenie pieniędzy z kart kredytowych lub płatniczych, to praktycznie zawsze są one skutkiem nierozważnego korzystania z nich w Internecie. W zasadzie wystarczy pamiętać, że połączenie z portalem obsługującym kadry kredytowe musi być połączeniem szyfrowanym (którego adres zaczyna się od „https”) oraz że żaden bank nigdy nie prosi nas o podanie przez Internet pinu do naszej karty bankomatowej, ani z zasady nie wysyła maili z prośbą o zalogowanie się na stronę banku. Jeśli ktoś mimo to boi się stracić pieniądze płacąc przez Internet, może skorzystać z kart kredytowych oferowanych przez niektóre banki. Weryfikacja transakcji przeprowadzanych tymi kartami wymaga dodatkowej autoryzacji, na przykład za pomocą smsa wysłanego z konkretnego (waszego) numeru telefonu. Podobnie ma się sprawa z zakupami w internetowych sklepach. Ewentualni, nieuczciwi sprzedawcy mogą się oczywiście pojawiać w sieci, jednak ogromna większość ich ofiar dała się oszukać w ten sposób, że zwyczajnie połaszczyli się na ofertę niewspółmiernie niską w stosunku do rynkowej ceny produktu. Jeśli ktoś widzi w portalu Allegro telefon komórkowy za jedną dwudziestą jego ceny rynkowej, to trzeba się wykazać zwyczajną w takich sprawach podejrzliwością i nie płacić za niego z góry, ale wybrać opcję przesyłki za zaliczeniem pocztowym. W sumie czy bezpiecznie jest kupować przez Internet? Sam kupiłem przez Internet setki rzeczy i nigdy nie zostałem oszukany. Nie znam też nikogo, kto na takich zakupach dał się oszukać. Znam natomiast wielu, którzy dali się oszukać kupując różne rzeczy za gotówkę, na ostrołęckim ryneczku… Najbardziej opłaca się kupowanie w sieci towarów AGD, ubrań, butów i książek. W przypadku tych ostatnich prawdopodobieństwo, że kupimy coś co nie spełnia naszych oczekiwań jest naprawdę niewielkie zwłaszcza jeśli kupujemy książki nowe. A co z artykułami AGD, ubraniami i obuwiem? Tu radzimy sobie tak, że idziemy do sklepu obejrzeć towar, przymierzyć go, sprawdzić który wzór koloru i rozmiar nam odpowiada. Trzeba te dane zapamiętać i zamówić następnie dokładnie ten sam artykuł przez Internet. Cena, liczona razem z kosztem przesyłki, jest wtedy zazwyczaj niższa nawet o 20 – 40 procent. W przypadku jakichś niewiel- kich i mało wartościowych przedmiotów nie warto sobie oczywiście zawracać głowy internetowym zakupem. Ale w przypadku telewizora, pralki, lodówki, zmywarki, zimowej kurtki czy butów – oszczędność może wynosić nawet kilkaset złotych. Z istnienia procederu polegającego na tym, że do sklepu idziemy tylko obejrzeć towar a kupimy go w Internecie zaczęli zdawać sobie już sprawę właściciele dużych sieci sklepowych. Jedna z nich znacznie zmniejszyła właśnie powierzchnię, która zamierzała wynająć w nowobudowanej galerii handlowej w Ostrołęce. Jako argument podano, że potrzebna jest im tylko powierzchnia wystawowa, żeby klient mógł przyjść i zobaczyć jak towar wygląda. Sprzedaż i tak w większości wypadków odbywa się przez Internet – argumentowano. Dzwoń przez Internet „Telefon kup w sieci komórkowej, ale dzwoń nim przez Internet”. Tak brzmi nowa zasada stosowana głównie przez młodych ludzi. Nowoczesny telefon komórkowy, czyli smartfon, stał się dla pokolenia dwudziestolatków swoistym centrum do kontaktowania się przez sieć. Za pomocą takiego telefonu piszą oni maile i robią wpisy na facebooku albo twitterze. Służy on także do nagrywania filmów, robienia zdjęć, jest latarką, kalkulatorem, odbiornikiem GPS i czym tylko dusza zapragnie, bo możliwe jest zainstalowanie na nim tysięcy dodatkowych (także darmowych) programów umożliwiających korzystanie z najróżniejszych danych znajdujących się w sieci. Od jakiegoś czasu popularny jest program Viber, umożliwiający rozmowy telefoniczne przez Internet. Tam, gdzie można korzystać z darmowego dostępu do Internetu (czyli tam gdzie mamy dostęp do jakiejś sieci Wi –Fi) te rozmowy rzeczywiście są darmowe. Po za zasięgiem sieci Wi –Fi trzeba korzystać z transferu internetowego zakupionego od swojego dostawcy GSM. Ale ponieważ wiele osób w pracy i w domu ma dostęp do lokalnej sieci Wi –Fi gadanie przez tele- Erynie pilnują Jonathan Littel II wojnę światową zna z dwóch źródeł. Jak francuskojęzyczny Amerykanin po czterdziestce nie mógł jej oczywiście przeżyć, ale skorzystał z archiwów. Przekopał się przez tony dokumentów, raportów, meldunków, zdjęć, ocalałych z czasu Zagłady. Skupił się na tropieniu odpowiedzi na pytanie: skąd zło? Jak to się stało, że ktoś najpierw wymiotował, gdy musiał zastrzelić mężczyznę bez broni, żeby za tydzień pchać się na ochotnika do zabijania matek z niemowlakami na rękach i fotografować egzekucje? Drugie źródło wiedzy pisarza o wojnie pochodziło z samej wojny. Pojechał z misją do Czeczenii. Zatem nie miał złudzeń, jakie miewa reszta ludzkości: że zbrodnie hitlerowskie to był epizod, nieszczęsna pomyłka, do której już nikt nigdy nie wróci… Zanim powstała 1000 –stronicowa powieść „Łaskawe”, pisarz szperał w dokumentacji kilka lat. Jego wiedza jest imponująca i spowalnia proces czytania. Trzeba się zatrzymywać, zaglądać do słownika, zamieszczonego na końcu. Przykład: w świadomości Polaków, przecież nieźle zaznajomionych z realiami II wojny światowej, istnieje kilka głównych formacji hitlerowskich: Gestapo, SS –Waffen, Wehrmacht, kojarzymy niemieckie nazwy stopni wojskowych. Jednak na kartach „Łaskawych” występuje ich kilkadziesiąt. Nie da rady spamiętać, trzeba korzystać ze ściągi. Warto też mieć pod ręka mapy, bo akcja dzieje się w kilku krajach. Czytelnik może mieć kłopot z pewnym zabiegiem stylistycznym, znanym acz niechętnie stosowanym. Powieść to ciąg myślowy bohatera. Nie ma dialogów. Wszystkie wypowiedzi są cytowane, w cudzysłowie. Czytelnik otwiera książkę a tam zbita masa słów, bez odrobiny powietrza, wprowadzane- go zwykle przez dialogi i rozdziały. Zatem, nie ma litości. Temat trudny, forma wymagająca. Nikt nie może się czuć dobrze, czytając tę książkę. W pewnej reklamie w dosadny sposób pokazano rozmaite formy bólu. Tępy, kąsający, rwący. Pulsujący zgadza się z moim wyobrażeniem: ktoś stoi obok i tyka mi głowę paluchem. Tyk, tyk, tyk. Mijają minuty i dalej jest tyk, tyk. W tempie dyktowanym przez krążącą w żyłach krew. Ból może być nawet słaby, ale przez swoją nieustępliwość i nieuchronność zwiększa poczucie dyskomfortu. Właśnie brak możliwości ucieczki jest tu największym problemem. Tak było z nazistami, opisanymi w „Łaskawych”. Bohater, doktor Aue, czę- fon, i to z całym światem, wychodzi naprawdę tanio. Apteka w Internecie Oferty handlowa tradycyjnych aptek składają się – wbrew powszechnemu mniemaniu – nie tylko z leków. Oprócz nich można w aptekach kupić także kosmetyki i suplementy diety. Polska jest w Europie jednym z najlepszych rynków farmaceutycznych, najlepszych oczywiście dla farmaceutycznych koncernów. Jest to skutkiem wyjątkowej ochoty Polaków do korzystania z leków sprzedawanych bez recepty oraz suplementów diety. Te ostatnie są przez nas notorycznie mylone z „prawdziwymi” lekami. Suplementami diety są różnego rodzaju substancje: witaminy, mikroelementy, pierwiastki, związki chemiczne, których niedobory mogą wywoływać u człowieka różnego rodzaju objawy i sprzyjać powstawaniu różnych schorzeń i niedomagań. Lecznicze działanie części z suplementów w ogóle nie jest udowodnione. W przypadku wielu innych nie jest do końca znany mechanizm ich działania. Ale wiele osób twierdzi że suplementy te usuwają u nich pewne dolegliwości albo zapobiegają jakimś potencjalnym schorzeniom. No i niech tak jest – mówi część środowiska medycznego – skoro przyjmowanie jakiegoś suplementu pomaga ci, czujesz się po nim lepiej, masz lepsze samopoczucie, uważasz, że chorowałeś krócej, albo twoja choroba przebiegła łagodniej, to bierz ten suplement, zwłaszcza jeśli jego przedawkowanie jest nieszkodliwe, albo niemożliwe. Problem z tym, że suplementy te, aby działały powinny być zazwyczaj przyjmowane przez kilka miesięcy a są horrendalnie drogie. Weźmy na przykład suplement diety, którego składnik ma poprawić ostrość widzenia, albo uzupełnić niedobory witamin i mikroelementów, albo poprawić samopoczucie kobiecie przyjmującej doustne środki antykoncepcyjna, albo zapobiec przerostowi gruczołu krokowego u mężczyzny. Opakowanie markowego suplemen- ściej jest zniesmaczony, niż zrozpaczony. Z ulgą przyjmuje nowy system eksterminacji Żydów, który nie wymaga rozstrzeliwania ludzi. Nawet po doprowadzeniu poprzedniej metody do perfekcji (np. ludzie musieli kłaść się na zwłokach poprzedników w rowach, bo po zabiciu na stojąco ich ciała wpadały do środka chaotycznie i zajmowały więcej miejsca), pozostawała brudna i czasochłonna. Tymczasem komory gazowe były szybkie, ekonomiczne i szczelnie zamknięte, zatem nie patrzyło się w oczy pewnej urodziwej dziewczynie z przestrzelonym płucem i nie trzeba było opróżniać magazynka, żeby ją dobić. Czyli eliminacja elementów niepożądanych, choćby były niemowlętami tu z każdej z tych grup do przyjmowania przez miesiąc, to koszt około 50 –80 złotych, czasem nawet więcej. W ten sposób, dla grupy osób powyżej czterdziestego roku życia najdroższą grupą wydatków łatwo może się stać zakup w aptekach leków, a właściwie suplementów diety. To dlatego w Ostrołęce nie ma większej ulicy, na której nie byłoby 2 –3 aptek. Tymczasem w Polsce, bez trudu można znaleźć apteki oferujące takie preparaty po znacznie niższych cenach. Jest osobną sprawą odpowiedź na pytanie dlaczego preparat kosztujący w ostrołęckich apteka np. ok 75 złotych za opakowanie może w niektórych warszawskich aptekach kosztować 21 złotych. Tu wystarczy stwierdzenie że tak po prostu jest oraz to, że wysokie ceny wielu suplementów diety w naszych aptekach to skutek całkowicie lichwiarskiej marży doliczanej przez cały łańcuszek pośredników hurtowych i na końcu przez zachłannego detalistę. Trudno oczywiście jeździć do Warszawy po leki przeciw przeziębieniu albo witaminy, ale wiele tanich aptek ma przecież swoje sklepy także w Internecie i tam należy szukać ich taniej oferty. W przypadku drogich suplementów diety wystarczy wpisać w wyszukiwarce google nazwę suplementu i dodać zwrot „apteka internetowa”. Można też skorzystać z licznych porównywarek cenowych. Kiedy już znajdziecie tanią internetową aptekę okaże się, że zakup suplementów diety i leków przeciwprzeziębieniowych na zimę dla całej waszej rodziny to wraz z kosztem przesyłki zaledwie 20 –30 procent tego co dotąd płaciliście w aptece na swojej ulicy. W gotówce oszczędność można liczyć w setkach złotych. Oczywiście masowe korzystanie z internetowych aptek, sklepów AGD czy odzieżowych to zabójstwo dla naszych, rodzimych sklepów, zwłaszcza małych. Ale to zabójstwo i tak im przecież grozi. Lada chwila otworzy się w Ostrołęce duża galeria handlowa i uruchomią sprzedaż dwa duże hipermarkety, a to otwiera drogę do powstania następnych. Rodzimi przedsiębiorcy i tak nie wytrzymają konkurencji na rynku i będą musieli zmienić swoją handlową ofertę. Możliwości jest przecież wiele. ■ TED – nie ma pytań. Sposób jej przeprowadzenia – owszem, pokombinujmy, zracjonalizujmy. Jest na kartach powieści parę osób, o których wiadomo, że nie wytrzymały, musiały odejść do papierkowej roboty. Ktoś zaczął strzelać do kolegów i zabił paru, zanim sam dostał serię, ktoś się niemal zapił na śmierć. Jednak pozostali wykonywali swoją robotę. Zupełnie, jakby budowali dom albo strzygli owce. Nawet nie chodzi tu o jakąś nienawiść czy pogardę dla Żydów, Cyganów, Polaków, komunistów, inteligentów czy psychicznie chorych: strzela się również do rannych żołnierzy niemieckich, jeśli spowalniają marsz. Doktor Aue po wojnie zakamuflował się i dożył starości. Nie czuje się dobrze. Zawsze oglądał się za siebie, czy nie dopadły go tytułowe Łaskawe, czyli Erynie. Boginie zemsty i słusznej kary, personifikacja wyroków sprawiedliwości. Doktor jest wielbicielem starożytnych, stąd taka forma głosu sumienia. Wbrew nazwie, nie udzielą łaski. Świat wróci na swoje tory a my, czytelnicy, znów uwierzymy, że „nigdy więcej wojny” jest realne.. ■ ANNA WOŁOSZ 15 RO • poniedziałek 24.02.2014 „Stary Żyd”, olejna praca Picassa, powstała na początku minionego stulecia. To niebieskie płótno, przechowywane w moskiewskim Muzeum im. Puszkina, jest ascetyczną opowieścią o ludzkim losie, być może jest także artystyczną przepowiednią, przeczuciem kresu, przesuniętym w czasie podzwonnym dla europejskich Żydów. Za czterdzieści lat Niemcy dokonają dzieła zniszczenia. Holocaust, pozostający tryumfem najciemniejszych sił, podważy fundamenty naszej cywilizacji, przypięty diaboliczną nicią do bolszewickiego terroru, odejmie wielu myślicielom wolę formowania świata wedle tradycyjnych wartości. Po Auschwitz i Katyniu wszystko musiało wydać się wątłe, zaś sama sztuka nazbyt pretensjonalna i pozbawiona jakiegokolwiek znaczenia. Sam obraz nie jest jednoznaczny. Wspomniany tytuł wywraca pozornie, to, co zdajemy się widzieć. Być może za równoważnego bohatera uznać możemy samo tło, domknięte wprawdzie, ale przez swą sterylną niebieskość dosyć niesforne, gotowe uciekać głębiej i głębiej, aż do jakiegoś metafizycznego przemieszania z bezkresnym Kosmosem. Postacią centralną jest wprawdzie stary człowiek, znużony, odrętwiały, źle ubrany, z nienaturalnie wychudzonymi stopami, z tępym, bezrefleksyjnym spojrzeniem, zaniedbaną brodą i dosyć tajemniczą chustą na głowie. Słowem: stary Żyd. Żałosne są te postrzępione nogawki, krótkie, z nienaturalnie cienkiego materiału, podkreślające doskonale tak niedoskonałe kolana, zdeformowane starością, może głodem, zgodą na śmierć i ostateczny rozpad. Ale Picasso utrwalił jeszcze jedną postać, którą tytuł pracy pomija. Tuż obok przysiadł żydowski chłopiec, szczelnie okryty jakąś szatą (przychodzi mi na myśl całun). Chłopiec ma wielkie, czarne oczy, grube brwi, w lewej dłoni trzyma jabłko, albo pomarańczę, próbuje zjeść ten owoc, ale jakaś kapryśna stop –klatka, udaremnia tę prostą czynność. Głowę chłopca zdobi beret, szyję owija chusta, bardziej bogata od swej tekstylnej kuzynki, którą stary Żyd przewiązał swą starą głowę, chroniąc ją pewnie przed słońcem, a może upartym wiatrem, wiejącym zapewne od Sahary. Mam wrażenie, chociaż mogę się mylić, nie są łatwe inter- pretacje, szczególnie, gdy dni pędzą za dniami, a mnogość spraw, nie pozwala na wnikliwsze patrzenie, mam zatem wrażenie, że i starzec, i młodzian, to jedna i ta sama osoba. Picasso namalował alegorię naszego życia, a ta nieszczęsna żydowskość, przeklęta i niemal przeznaczona na śmierć, nieodwracalną Zagładę, musi, przy odrobinie odwagi, przemienić się w jeszcze jedną Księgę, jedynie przez nieuwagę, oddaloną od Kanonu. Cisza i bezruch wypełniają tę wczesną, niebieską twórczość genialnego malarza. Możemy pójść nieco dalej i pomówić o inercji, bolesnej obojętności, tej z Auschwitz, gdy tak zwani Może warto porozmawiać, by łuski spadły z oczu i zmarłego poetę nie osaczały demony naszej narodowej małości. Ukazał się właśnie kolejny tom rozmów z Czesławem Miłoszem. Na ponad czterystu stronach rozmawiają z poetą eseiści, krytycy, poeci, tłumacze, dziennikarze, uczeni, badacze, studenci, Amerykanie, Rosjanie, Polacy, Serbowie, Albańczycy, Estończycy, Francuzi, Austriacy, Włosi, Węgrzy, Karelowie, Duńczycy, Słoweńcy, także uparty piewca Karaibów, obywatel egzotycznej wyspy Saint Lucia, którą znajdziesz, rzetelny czytelniku, w archipelagu Wysp Nawietrz- nika „Tikkun”. To lewicowe pismo ukazuje się w Nowym Jorku, w którym tak często mówi się o polskim antysemityzmie i polskich obozach koncentracyjnych. Miłosz daje w tej rozmowie odpór wielu uproszczeniom. Dosyć niespodziewanie, bo przecież nie należał do chwalców przedwojennej Polski, kreśli intensywne życie Żydów w międzywojniu, dotyka bolesnych ran w stosunkach polsko –żydowskich, ale emocje trzyma wyraźnie w karbach, zbija nie raz zbyt płytkie tropy swoich rozmówców i jest niezwykle uważny na każde słowo definiujące problem. Pyta dziennikarz nowojorski: „Czy zatem te czynni- O Miłoszu, lichych prześladowcach i litewskim genomie „muzułmanie” tracili okruchy woli, wyzbywali się resztek nadziei, dogorywali na oczach innych, pozbawieni jakiegokolwiek ludzkiego temperamentu. Gdybyśmy bardziej cenili artystów bylibyśmy nieco odporniejsi na szaleństwa historii i skarlałą politykę, próbującą sprowadzić wszystko do biologicznego instynktu panowania nad bliźnim i objedzenia go ze wszelkich walorów, także ze wszelkich zwyczajności przypisanych człowiekowi. Rzecz w swego rodzaju uważności, także odwadze, wiedzy oraz intelektualnej dyscyplinie. Oglądając wspomniany obraz pomyślałem niepostrzeżenie o Czesławie Miłoszu. Napisał jakiś troglodyta na portalu, że antypolski z Niego pisarz, na domiar złego antykatolicki, co zdaje się być, dla znacznej części rodaków, jedynym kryterium przydatności każdego z nas, dla wspólnoty narodowej (państwo jakby na marginesie, któż tam upominałby się o państwowców, instynkt państwowy, powinności wobec państwa). Zatem poszukajmy, poczytajmy, pomyślmy chwilę. nych. Wszyscy ci Miłoszowi rozmówcy, czegoś dociekali, byli ciekawi świata i zjawisk, dostrzegli w Miłoszu niesłychanie intrygującego rozmówcę, zgadzali się z Nim, czasami nie zgadzali, zaznaczali zdania odrębne, dopowiadali, milkli, wpadali w złość i zniecierpliwienie. Słowem: toczyła się ważna rozmowa, na którą nie mamy zazwyczaj czasu. Lepiej zbyć rozmówcę niźli się czegoś dowiedzieć. Stereotypy nie potrzebują wiedzy. Biorą się z zasłyszanych opinii i nigdy konfrontowanych z czymkolwiek uproszczeń. Rozmowy zredagowało pysznie Wydawnictwo Literackie. W Komitecie Naukowym „Dzieł zebranych” Miłosza zasiada, między innymi, Andrzej Franaszek, goszczący niedawno w Kadzidle oraz w Wachu (dojechał z Krakowa, przez Wrocław, gdzie zbierał skrupulatnie materiały do swej nowej książki, podróż długa, spotkanie krótkie, dziękujemy!!) . Ale powróćmy do naszych rozmyślań. Odnalazłem w tym ceglanym tomie niezwykłą rozmowę. Przepytywali Miłosza redaktorzy kwartal- ki (polski antysemityzm) przygotowały odpowiedni grunt pod przyszłą kolaborację Polaków z Niemcami w kwestii żydowskiej”? Noblista odpowiada: „Nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że naziści usytuowali obozy koncentracyjne w Polsce ze względu na obecność w tym kraju antysemityzmu. Nie zgadzam się z taką tezą. Stało się tak dlatego, że to właśnie w Polsce żyło najwięcej Żydów”. Gdy niedouczony i przewrażliwiony dziennikarz zabrnął raz jeszcze w bezmyślne dywagacje o kolaboracji, Miłosz pozostał konsekwentny: „Polacy nie kolaborowali z nazistami. Nie było mowy o takiej kolaboracji. Trzeba to powiedzieć wyraźnie. Podczas okupacji nazistowskiej nie funkcjonował żaden fasadowy polski rząd. Ludności polskiej groziła zagłada w następnej kolejności”. Gdy redaktorzy próbują budować swoje wypowiedzi wedle utartego schematu Żydzi pokrzywdzeni – Polacy krzywdzący, Miłosz ironizuje: „Wie pan, odnoszę wrażenie, że jest pan w tej sprawie zwolennikiem drobiazgowej buchalterii – je- żeli tak rzeczywiście jest, zastanawiam się, jak może pan jeździć do Niemiec”. Te niespodziewane tonacje kierują rozmowę na inne tory. Padają pytania o polskie zarzuty wobec Żydów. Miłosz nie unika odpowiedzi. Nie podpiera się jakąś koślawą polityką poprawności. Podnosi argumenty, które nawet dzisiaj wielu komentatorów, o politykach nie wspominając, przechowuje w skarbczyku kwestii nie do wypowiedzenia. Posłuchajmy Miłosza, oskarżanego z taką bezmyślną łatwością o grzechy śmiertelne wobec narodowych cnót: „Młode pokolenie Żydów przychylnie podchodziło do Związku Sowieckiego i kiedy bezpośrednio po podpisaniu paktu przez Stalina i Hitlera Armia Czerwona zajęła wschodnią Polskę, młodzi Żydzi witali ją entuzjastycznie”. I dalej, o sytuacji Żydów, wracających, tuż po wojnie, do Polski: „Drugą kategorię stanowili ci, którzy chcieli zostać: komuniści. Objęli oni wszystkie wysokie urzędy w Polsce, zasilili też szeregi niezwykle brutalnych służb bezpieczeństwa”. Może jeszcze słowo o dziennikarskich próbach łączenia antysemityzmu z chrześcijaństwem: „To absurd, ponieważ antysemityzm nie narodził się wraz z chrześcijaństwem. Jest dużo starszy. Ostatnio pracowałem nad przekładem z greki Księgi Mądrości. Napisał ją Żyd z Aleksandrii, miasta, w którym istniały ogromne napięcia pomiędzy Grekami a w pełni zasymilowanymi Żydami, mówiącymi po grecku. Starajmy się zatem patrzeć na te sprawy z właściwej perspektywy (…). Zupełnie się z tym nie zgadzam. Nie sposób mówić tu o stopniowym rozwoju. Holokaust stanowił przeskok jakościowy, do którego doprowadził pogański ruch nazistowski. Nazizm nie miał w żadnym wypadku charakteru chrześcijańskiego”. Miłosz jak nikt poznał słabości ludzkiej natury. Kochał whisky, piękno kobiecego ciała, przyrodę, barok i metafizykę. Bał się podszewki świata i nigdy nie uległ złotemu jarzmu ortodoksji. Nie raz, drastycznie zaznaczał, że nie lubi Lechitów, ich swarliwości, skłonności do anarchii, tego „dojutrkowania”, czyli odkładania spraw pilnych na zawsze. Litewskim genomem drażnił, nie dawał spokoju tym wszystkim, DOKOŃCZENIE NA STR. 16 Najlepsza siłownia w Ostrołęce Centrum Kulturystyczne Genetic ul. Piłsudskiego 40 / Ostrołęka TRENINGI PERSONALNE PORADY DIETETYCZNE SKLEP tel: 515 919 440 16 RO • poniedziałek 24.02.2014 O Miłoszu, lichych prześladowcach i litewskim genomie DOKOŃCZENIE ZE STR. 15 którym sen o potędze od morza do morza, zdawał się fragmentem rzeczywistego świata. Błądził i podpisał bolesny cyrograf z czerwonym carem podbitej Polski. Obsesyjnie bał się wschodu i Moskwy. Gardził polskim kołtunem i antysemityzmem. Haniebne praktyki oenerowskiej młodzieży, ale także ideologiczne wygłupy piłsudczykowskiej elity, wprowadzenie numerus clausus i getta ławkowego, na zawsze odsunęły Miłosza od prawicy. Może stąd bezmyślne oskarżenia wobec noblisty, wytaczane w wolnej Polsce, deformowanej politycznym jazgotem i nonszalancją elit. Jest Miłosz autorem dwóch wstrząsających wierszy rozliczeniowych: „Campo di Fiori” i „Biedny chrześcijanin patrzy na getto”. Oddaje w nich hołd Żydom, właściwie ich samotnej, heroicznej śmierci. Karuzela obok murów getta pozostanie naszym polskim wyrzutem sumienia. Ale tę bolesną wiwisekcję przeprowadza poeta bez histerii, podobnie jak bez histerii edukuje żydowskich dziennikarzy z pisma „Tikkun” i bez histerii unieważnia ich stereotypowe pytania. Moglibyśmy dostrzec w tej wewnętrznej uczciwości przebrzmiały już dzisiaj etos inteligencki, obsesyjną niezgodę na trumf żołdactwa. We wspomnianej rozmowie Miłosz podejmuje i ten wątek. Pisze szczerze: „Kiedy jestem wśród Żydów, bronię Polaków, a kiedy jestem wśród Polaków, bronię Żydów. Staram się być sprawiedliwy”. Chwilę potem raczy nas odważną konstatacją, której dzisiaj nie wypowiedzieliby najradykalniejsi politycy partii prawicowych, samozwańczy obrońcy wartości, przestraszeni politycy, wyznawcy poprawności, będącej, co najwyżej, mieszanką ignorancji i konformizmu: „Odnoszę wrażenie, że Żydzi nie dążą do poważnej refleksji nad nazizmem. Z tego właśnie powodu przedstawiają Holokaust jako konsekwencję i ostateczny efekt kolejnych stuleci chrześcijańskiego antysemityzmu. Paradoksy, paradoksy, paradoksy”. Na obrazie Picassa stary Żyd jest samotny. Obywa się bez złudzeń. Przed nim już tylko kres. Andrzej Franaszek wspominał, że Miłoszowi towarzyszyło nieustannie, chroniczne, paraliżujące poczucie grzeszności. Na jednym z ostatnich zdjęć stary Miłosz jest także samotny. Patrzy nigdzie, gdziekolwiek, i nie dowierza sobie, własnej sławie, swojemu życiu, zebranym nagrodom, poklaskowi. Wyzbył się wszystkich, niezbędnych przecież, uważności, i czeka już tylko na śmierć. Poeta wysokiego sumienia i wysokiej odwagi, poeta nazwanych lęków, zaprzepaszczonych i wykorzystanych szans, poraniony mocno w życiu osobistym, wywyższony ponad swych lichych, cynicznych, prymitywnych prześladowców, zapisany dostojnie w kruchych, z czego zdawał sobie sprawę (O tak, nie cały zginę, zostanie po mnie Wzmianka w XIV tomie encyklopedii, W pobliżu setki Mille- rów i Mickey Mouse), annałach poezji . Niestety, odwaga dzisiaj staniała. Więcej chamstwa i bezczelności niźli sensu. Stary Żyd. Stary Miłosz. Stary ja. Stary ty. Stara Matka, która już zmarła. Stary Ojciec, który także umrze. Doprawdy, wnikliwe, fascynujące, owocne, bywają duchowe, intelektualne korespondencje, tak odległe od pompatycznego bredzenia, politycznych harców, które nie wiedzieć z jakiego, niejasnego powodu, nazywamy pompatycznie debatą, polemiką, orędziem. Lubię opowieść o starym Miłoszu, bardzo już chorym, gasnącym, który prosił, by zawieźć go do otwartego akurat akwaparku. Z chciwością dziecka patrzył na radosne zabawy, figle, dziewczęco –chłopięce trele morele, bezwstydnie odsłonięte brzuchy i nogi, całą tę szczerą werwę, młodzieńcze szaleństwa, podróże w kolorowych tunelach, kończone wielkim pluskiem. Wszystko to, na przekór trupiobladej Historii i postępującej starości, poza którą już tylko niepewna podszewka świata, bardziej intuicyjna niźli potwierdzona empirycznym muśnięciem. Pamiętajmy o przenikliwym Miłoszu. Polska nie była dla Niego biblijnym cielcem. I chwała Bogu. Stanowiła jednak wyraźny punkt odniesienia dla wszelkiej aktywności, także całego życia, wszystkich przedsięwzięć udanych i gorzkich klęsk. To niezwykle ważne dziedzictwo. ■ DARIUSZ ŁUKASZEWSKI Kopia obrazu „Stary Żyd i chłopiec” Autor obrazu - Pablo Picasso 17 RO • poniedziałek 24.02.2014 Modna kocha poligamię Od kilku sezonów w modzie królują printy. Pokochały je domy mody, blogerki i zwykłe kobiety. W sezonie wiosna – lato 2014 będziemy mieć ich prawdziwe bogactwo. Od kwiatów, pasków po etniczne kalejdoskopy i nieśmiertelną pepitkę. Modę na printy zapoczatkowała blogerka Susie Lau. Zaczęła pokazywać się we wzorzystych kompozycjach Mary Katrantzou, spódnicach Marni i żakietach od Stelli McCartney. Za jej przykładem ruszyła reszta. Dziś możemy nosić właściwie wszystko, byle rzucało się w oczy. Miłośniczka sztuki nowoczesnej Jednym z najmodniejszych printów w tym sezonie będą nadruki obrazów. Duże, kolorowe. Znajdziemy je na koszulach, topach, tunikach i sukienkach. Inspiracji szukajmy na pokazach Chanel. Tam królował pop art w najlepszym wydaniu. Na wybiegach dom mody postawił na total look. Taki zestaw jest jednak zarezerwowany jedynie dla dziewczyn szczupłych i wysokich, których to nie przytłoczy. Jeśli masz inny typ figury postaw na jeden akcent, np. tunika z obrazem Picasso. Coś w ten deseń Opuszczamy Saint-Tropez i wędrujemy na dziką sawannę ale na- dal nosimy paski. Brązowo-beżowe pasy (także w wersji XL) pojawiają się na eleganckich żakietach i garsonkach oraz na szyfonowych bluzkach. Nachodzące na siebie pasy to idealna propozycja dla dziewczyn, które chcą ukryć niedoskonałości sylwetki. Pamiętajmy, żeby pasy były podłużne, wówczas optycznie się wydłużymy. Kwiaty nie tylko we włosach W wiosennych kolekcjach królują kwiaty. Tkaniny nimi upstrzone mogłyśmy podziwiać na najważniejszych tygodniach mody - w Paryżu, Nowym Jorku, Mediolanie i Londynie. Zachwycone będą nie tylko te z nas, które kochają rozmantyczne stylizacje. Dla pozostałych też się coś znajdzie. Jeśli masz niebieskie oczy i różową cerę inspiracji szukaj w kolekcji Oscara de la Renty. Lubisz eksperymenty – sięgnij po kwiaty w wersji z atlasów do botaniki. Chcesz zrobić furorę na ulicy? Spraw sobie marynarkę z nadrukiem wielkich, egzotycznych roślin. Pepitka powraca Pepitka jest w modzie już od stu lat. To ukochany wzór królowej stylu i elegancji - Coco Chanel, która uczyniła z niego swój znak rozpoznawczy. Wraca regularnie co kilka lat, a nic w tym dziwnego, bo pasuje prawie każdemu. Możesz ją nosić w stylu rodem z lat 60. - na słodko i geometrycznie, możesz uzupełniać nią rockowe stylizacje, (spodnie w pepitkę założone do parki i trampek wyglądają wręcz punkowo) albo wybrać klasyczną stylizację. GABINET REHABILITACYJNY MASAŻE I ZAJĘCIA RUCHOWE DLA KAŻDEGO mgr Tomasz Perzanowski tel. 606886631 Postaw na detale Nie fascynują Cię printy, a chcesz wyglądać modnie tej wiosny? Postaw na dodatki. Modna będzie duża, przyciągająca wzrok biżuteria. Kup sobie naszyjnik, podobny do tego jaki nosili szamani, albo pasek z klamrą jak wielka moneta. Nie lubisz etno? Modna kocha poligamię i nie jest wierna jednemu wzorowi. Połącz modernistyczne printy z plastikową biżuterią. Może np. kolczyki w kształcie kostki rubika, jak z wybiegu Chanel? ■ ANNA SIUDAK BADANIA PSYCHOLOGICZNE KIEROWCÓW Bartosz Podolak Wykładowca prawa Pytania prawne prosimy przesyłać na adres: [email protected] Kilka lat temu przeprowadziliśmy się razem z rodziną do naszego wymarzonego domu. Niestety trafił nam się bardzo uciążliwy sąsiad. Jednym z problemów, jaki nas trapi, jest dym. Sąsiad regularnie rozpala ogniska wprost pod naszymi oknami. Często zdarza się, że jest to zaraz po umyciu okien – co uważam za czystą złośliwość. Czasami ognisko zadymia całą okolicę do tego stopnia, że nie tylko nie można uchylić okna, ale w ogóle wyjść na zewnątrz. Niestety rozmowy z sąsiadem nie pomagają. Sąsiad twierdzi, że są przepisy mówiące, że na swojej posesji może palić ogniska i nikt nie jest w stanie mu nic zrobić. Proszę mi napisać czy to prawda? Sąsiad ma rację, ale tylko częściowo. Jako właściciel posesji, na podstawie art. 140 Kodeksu cywilnego, może korzystać z rzeczy zgodnie ze społeczno –gospodarczym przeznaczeniem swego prawa. Mniej czy więcej oznacza to tyle, że sąsiad może palić ognisko, jednakże w granicach określonych przez ustawy i zasady współżycia społecznego. Jednocześnie sąsiad ma obowiązek przestrzegać przepisów art. 144 Kodeksu cywilnego zgodnie z którym „właściciel nieruchomości powinien przy wykonywaniu swego prawa (prawa Między nami, sąsiadami do palenia ogniska) powstrzymać się od działań, które by zakłócały korzystanie z nieruchomości sąsiednich ponad przeciętną miarę”. Oba powyższe przepisy, nie wyznaczają tu ostrych granic dotyczących tego, co wolno, a czego nie, korzystając ze swojej własności. Czasami sposób używania nieruchomości precyzują przepisy miejscowe, które wprost zakazują spalania odpadów ulegających biodegradacji. W niektórych miastach właściciele nieruchomości posiadający odpady biodegradalne, są zobowiązani przekazywać je do kompostowni lub samodzielnie dokonywać kompostowania. Niestety nie w każdej miejscowości takie przepisy są. Podsumowując, sąsiad może palić ogniska co stanowi jego prawo do korzystania z rzeczy (działki), której jest właścicielem. Jednak palenie wilgotnych roślin, które powodują nadmierne zadymienie okolicy do tego stopnia, że sąsiedzi nie mogą korzystać ze swojej nieruchomości, bo fizycznie nie mogą na nią wyjść, stając się równocześnie więźniami w swoim domu, to w moim przekonaniu przekroczenie swojego prawa. Jak zawsze apeluję o rozwagę, na swoich posesjach można rozpalać ogniska i w ten sposób utylizować odpady naturalne (np. trawa, gałęzie etc.) jednak należy robić to z rozwagą i zawsze postawić się z roli swojego sąsiada, czasami uwięzionego we własnym domu, czasami zmuszanego do ponownego mycia okien, czasami podtruwanego palonymi substancjami szkodliwymi. Myślę, że rozwaga pozwoli uniknąć sytuacji kłopotliwych, a takimi może być wezwanie służb mundurowych. ■ We wspólnocie mieszkaniowej jeden z właścicieli lokalu wynajął go pewnemu panu. Ten lokator wyrządził szkody w kwocie ok. 3 tysięcy złotych w mieniu wspólnym. Niestety lokator nie jest wypłacalny. Proszę mi napisać czy w takim wypadku koszty remontu powinien pokryć właściciel? Jeżeli szkoda jest deliktowa (np. najemca pomazał klatkę schodową, wybił szyby, powyginał barierki), co do zasady odpowiada ten, kto ze swojej winy ową szkodę wyrządził. Jeżeli jednak szkoda spowodowana została np. niewłaściwym stanem urządzeń w lokalu, odpowiada ten, kto wedle treści umowy najmu jest odpowiedzialny za ich stan. ■ Ostrołęka, ul. Kościuszki 18 tel. 662 007 521 [email protected] psychotestymodus.pl 18 SPORT RO • poniedziałek 24.02.2014 Szykują się do wiosennych batalii Narew Ostrołęka i Korona HiD Ostrołęka, to dwa kluby z naszego miasta, których drużyny seniorów występują w rozgrywkach IV ligi mazowieckiej – grupie północ. Wiosną oba zespoły czeka walka o utrzymanie i szansa na budowę silniejszej drużyny. Zainteresowanie futbolem w naszym regionie wciąż jest duże, chociaż znacznie spadła frekwencja na stadionach. Spowodowane jest to kilkoma czynnikami, w tym zdecydowanie słabszym poziomem sportowym, jakie prezentują zespoły na czwartoligowym poziomie. Mimo to kibice wierzą, że w Ostrołęce uda się jeszcze zbudować drużynę, która w kolejnych latach wywalczy awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Na razie zadanie wydaje się być wyjątkowo trudne. Zarówno w Narwi, jak i Koronie HiD ponownie zakończyła się już dyskusja na temat połączenia klubu, a działacze Narwi w liście nadesłanym do naszej redakcji, pod którym nikt nie chciał się podpisać, udowadniają swoją wyższość nad lokalnym rywalem. Prawda jest taka, że drużyny seniorów ostrołęckiej Narwi i Korony HiD prezentują bardzo zbliżony poziom. Pokazało to również spotkanie derbowe, które zakończyło się na stadionie przy ulicy Witosa bezbramkowym remisem. Słabnący poziom sportowy ma również odzwierciedlenie w dotacjach dla obu klubów. W tym roku prezydent Janusz Kotowski przeznaczył na ich działalność po 130.000 zł. Z pewnością nie jest to duża kwota, jeśli myśli się o budowie drużyny na miarę chociażby III ligi. Korona HiD Ostrołęka ma łatwiej, bo prezesem jest zapalony miłośnik piłki nożnej, były piłkarz, a obecnie przedsiębiorca Roman Szkopek. Ile pieniędzy zainwestował już w drużynę seniorów? Tego dokładnie nie wiadomo, ale z pewnością w ciągu ponad dziesięciu lat działalności klubu jest grubo ponad milion złotych. Takich możliwości z pewnością nie mają działacze ostrołęckiej Narwi. Po odejściu poważnego sponsora, jakim był Roman Wargulewski, drużynie z Witosa ciężko stanąć na nogi. Kolejni prezesi, Rafał Kamionowski, Dariusz Maciak i obecnie urzędujący Robert Bartkowski nie potrafili zbudować solidnej drużyny, walczącej o awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Do tego klub wciąż ma duże problemy finansowe, z których nie widać możliwości szybkiego wyjścia. Słabnące poparcie prezydenta i lokalnych firm może ten problem tylko pogłębić. Piłkarze robią jednak swoje i chcą jak najlepiej przygotować się do rundy wiosennej rozgrywek IV ligi. Zarówno Narew, jak i Korona HiD czeka walka o utrzymanie, bo dorobek po rundzie jesiennej jest dość mizerny. Narwianie w osiemnastu spotkaniach zdobyli 22 punkty, co okazało się wynikiem zbyt słabym, aby posadę trenera utrzymał trener Marcin Roman. Po spotkaniu z prezesem Robertem Bartkowskim, doszło do rozwiązania umowy, a dotychczasowy szkoleniowiec niebiesko –czerwonych zajął się pracą z młodzieżą. Od kilku lat Marcin Roman z powodzeniem prowadzi Akademię Piłki Nożnej, a jego młodzi podopieczni osiągają coraz lepsze wyniki. Nowym szkoleniowcem Narwi został z kolei 41–letni Dariusz Narolewski, który pracował wcześniej w kilku klubach w naszym regionie, a ostatnio skupił się głównie na prowadzeniu grup młodzieżowych ŁKS Łomża. Obecny szkoleniowiec Narwi pełni obecnie również funkcję trenera Podlaskiego Związku Piłki Nożnej, a wcześniej pracował m.in. Sokole Aleksandrów Łódzki, ŁKS Łomża, MKS Małkinia, czy Orle Kolno. Przed trenerem Dariuszem Narolewskim trudne zadanie budowy silnego zespołu, który najpierw powalczy o spokojne utrzymanie w rozgrywkach IV ligi, a w przyszłym sezonie o zdecydowanie bardziej ambitne cele. Początek pracy szkoleniowca jest obiecujący, bo Narwianie po raz kolejny wygrali prestiżowy w naszym regionie turniej o puchar wójta gminy Rzekuń, w którym w finale pokonali również czwartoligowy MKS Przasnysz 2:0. Nowy szkoleniowiec Narwi na starcie przygotowań potrafił również zmobilizować grupę ponad dwudziestu zawodników do regularnych treningów, bez których trudno solidnie przygotować się do szesnastu spotkań czekających zespołów w rozgrywkach IV ligi. Pod wodzą trenera Dariusza Narolewskiego Narew w okresie przy- gotowawczym rozegrała już cztery sparingi. W pierwszym z nich niebiesko –czerwoni zremisowali na boisku ze sztuczną nawierzchnią w Ostrołęce z Makowianką Maków Mazowiecki 2:2. Na listę strzelców w tym starciu wpisali się Dominik Dzwonkowski i Mateusz Sowa. W kolejnym starciu rozegranym w Łomży, ostrołęccy piłkarze wygrali z miejscowym ŁKSem 2:1. Bramki dla podopiecznych trenera Dariusza Narolewskiego tym razem strzelili Piotr Strzeżysz i Piotr Kubat. Kolejne sparingowe starcie Narew rozegrała w Warszawie, tym razem korzystając z zaproszenia drugiego zespołu Legii. Narwianie dobrze radzili sobie do przerwy i prowadzili po trafieniu Dominika Dzwonkowskiego. W drugiej odsłonie meczu Legia dysponowała silniejszym zespołem, ale licznie dokonane zmiany w naszej ekipie sprawiły, że inicjatywę zdecydowanie przejęli gospodarze. Trzy bramki strzelone przez Bartłomieja Czarneckiego, oraz trafienia Patryka Sokołowskiego i Rafała Parobczyka, sprawiły, że to gospodarze wygrali wysoko 5:1. Narew miała także w sparingu spotkać się z GKP Targówek oraz WKS Rząśnik, ale te mecze z różnych przyczyn nie doszły do skutku. Dobrą dyspozycję strzelecką niebiesko –czerwoni udowodnili z kolei w starciu z Iskrą Krasne. Narew wygrała starcie z zespołem występują- cym w lidze okręgowej 6:1, a cztery bramki na swoim koncie zapisał powracający do wysokiej dyspozycji Tomasz Niedźwiecki. Podopieczni trenera Dariusza Narolewskiego w planach mają rozegranie jeszcze czterech sparingów. Ich rywalami będą zespoły: KS Śniadowo, Wissa Szczuczyn, ŁKS Łomża oraz Jagiellonia II Białystok. Zmiana w sztabie szkoleniowym nastąpiła również w ostrołęckiej Koronie HiD. Jeszcze w trakcie rundy jesiennej z roli drugiego trenera zrezygnował Robert Sokół, który z przyczyn zawodowych wziął rozbrat z piłką. Po zakończeniu pierwszej części sezonu, władze klubu doszły do wniosku, że trzeba dać szanse występów zdolnej młodzieży z roczników 1994 –1995. W efekcie seniorzy trenują wraz z juniorami, a zespół poprowadzą wspólnie dotychczasowy szkoleniowiec pierwszej drużyny Tomasz Słowik i trener grup młodzieżowych Mariusz Szymczyk. To połączenie może dać ciekawe efekty podczas rundy wiosennej, bo w ekipie żółto –niebieskich jest kilku naprawdę solidnie prezentujących się zawodników. W pierwszych sparingach Korona HiD prezentowała się naprawdę nieźle, chociaż nie ustrzegła się również wpadek. Na starcie przygotowań podopieczni trenera Tomasza Słowika i Mariusza Szymczyka pokonali Orzyc Chorzele 5:0. Dwukrotnie do siatki ry- wali w tej konfrontacji trafiali Kamil Orzoł i Paweł Kuzia, a jedną bramkę dołożył Piotr Kamionowski. W kolejnym sparingowym starciu Korona HiD pokonała KS Śniadowo 3:0, a tym razem do bramki rywali trafiali: Piotr Karczewski, Krzysztof Majewski i Paweł Trojnar. Ostatni z wymienionych zawodników był testowany i być może wiosną zobaczymy go na ligowych boiskach. Do tej po pory Paweł Trojnar występował jedynie w amatorskich rozgrywkach, ale widać, że to zawodnik, który poradziłby sobie na czwartoligowych boiskach. Ciężkie treningi dały się we znaki piłkarzom ostrołęckiej Korony HiD w starciu z Omulwią Wielbark. Podopieczni trenera Tomasza Słowika i Mariusza Szymczyka przegrali nieoczekiwanie 1:3. Jedyną bramkę dla żółto –niebieskich zdobył Krzysztof Majewski. Niepowodzenie piłkarze Korony HiD odbili sobie na kolejnym rywalu. Tym razem podopieczni trenerów Tomasza Słowika i Mariusza Szymczyka pokonali wysoko na boisku ze sztuczną nawierzchnią ŁKS Łochów 5:2. Po dwie bramki dla żółto –niebieskich strzelili tym razem Paweł Dzbeński i Krzysztof Majewski. Jedno trafienie dołożył Karol Kamionowski. Korona HiD ma zaplanowane jeszcze pięć sparingów. Kolejnymi rywalami będą: Orzeł Sypniewo, Nadnarwianka Pułtusk, Iskra Krasne, KS CK Troszyn i KS Wąsewo. Drużynę prowadzoną przez trenerów Tomasza Słowika i Mariusza Szymczyka wiosną w rozgrywkach IV ligi czeka trudne zadanie. Korona HiD Ostrołęka musi wydostać się ze strefy spadkowej. Obecnie żółto –niebiescy mają zaledwie jeden punkt mniej od Narwi, która w tabeli plasuje się trzy lokaty wyżej. Niezwykle ciekawie zapowiada się również walka o awans do III ligi. Na czele grupy północnej IV ligi mazowieckiej znajduje się Bug Wyszków – 43 pkt., który wyprzedza MKS Ciechanów – 41 pkt. i Polonię Warszawa – 38 pkt. To właśnie pomiędzy tymi trzema zespołami powinna się rozstrzygnąć batalia o wymarzony awans. Jedno jest pewne. Emocji na piłkarskich boiskach wiosną nie zabraknie! ■ ARKADIUSZ DOBKOWSKI 17-LETNI KRZYSZTOF MAJEWSKI TO NAJWIĘKSZY OBECNIE TALENT W OSTROŁĘCKIEJ KORONIE HID 19 RO • poniedziałek 24.02.2014 Konkurs Rozmaitości Ostrołęckich Pod lupą Zapraszamy do wzięcia udziału w konkursie Rozmaitości Ostrołęckich "Pod lupą". Nasza zabawa polega na wskazaniu pięciu różnic w zamieszczonych obok fotografiach. Odpowiedzi należy przesłać do środy 05.03.2014 r. na adres mailowy: [email protected] w tytule wpisując hasło "pod lupą" oraz imię i nazwisko, adres zamieszkania i nr kontaktowy. Wśród wszystkich Czytelników, którzy nadeślą prawidłowe odpowiedzi wylosujemy podwójne zaproszenie do kina "Jantar". Nagrodę wylosowała: Katarzyna Prosińska z Ostrołęki FOT. ADAM WOŁOSZ KĄCIK DOWCIPY poetycki Przedstawiamy kolejne wiersze naszych Czytelników. Jeżeli chcą Państwo pochwalić się dotąd nigdzie niepublikowanymi utworami, prosimy o kontakt z redakcją lub przesłanie ich na adres: [email protected]. Dla Kochanej Wioli Nim zgaśnie noc nim wróci dzień posłuchaj mnie co powiem Ci Nim powiesz - nie zastanów się kto bardziej niż ja będzie kochał Cię ? Kto gwiazdkę z nieba Ci da ? gdy zapragniesz jej kto zakazany zerwie kwiat ? Gdy daleko będziesz gdy pójdziesz sobie w świat kto bardziej tęsknił za Tobą będzie niż ja ? Kto Cię będzie do piersi tulić ? kto od mrozu Twe dłonie ogrzewać ? Kto od wiatru będzie Cię chronić ? kto o miłości będzie Ci śpiewać ? Kto o Tobie będzie myślał tak godzinami dniami nocami ? że przejdzie za Tobą drogi szmat byśmy wreszcie mogli być razem mogli być sami ? Kto MIŁOŚĆ Ci da ? i to co SZCZĘŚCIEM się zwie ? Zastanów się proszę KOCHANA nim powiesz mi – nie ANDRZEJ KRYSIAK Żona miała problem z mężem, gdyż ten zawsze zasypiał na niedzielnej mszy. Postanowiła więc temu zaradzić i na kolejną mszę zabrała długą szpilkę od kapelusza, którą to postanowiła dźgnąć męża, jak tylko ten zaśnie. Gdy ksiądz, mówiąc kazanie, doszedł do słów: „... i któż jest naszym największym Zbawcą?”, mąż właśnie przysnął. Żona dźgnęła go z całej siły w pośladek. Ten zerwał się z krzykiem: – Jeeezuuu! – Właśnie tak, mój synu – odpowiedział ksiądz i kontynuował kazanie. Mąż, zły na żonę i nieco zawstydzony, skulił się i po chwili znów zapadł w drzemkę. Gdy ksiądz rzekł: „... i któż umarł za nas na krzyżu? – Jeeezuuu Chryste! – podskoczył i wrzasnął, znów dźgnięty szpilką mąż. – Właśnie tak, mój synu – odpowiedział ksiądz i dalej ciągnął mszę. Mąż usiadł spokojnie i udawał, że śpi ale tym razem uważnie obserwował żonę. Żona zamierzyła się szpilką, gdy ksiądz właśnie mówił: „... i cóż Ewa rzekła Adamowi, gdy poczęła mu drugiego syna?”. – Jak mnie jeszcze raz, kolniesz, to ci tak przyłożę, że nie wstaniesz! – wrzasnął mąż. *** Biedny, samotny Żyd, mieszkający w kwaterunkowym mieszkaniu ze swoją niewidomą matką, w swoich codziennych modlitwach błagał Boga o poprawę swego losu. W końcu Bóg postanowił odpowiedzieć na jego modlitwy. Objawił się Żydowi i powiedział, że spełni jedno jego życzenie. Ten zamyślił się i powiedział: – Boże, chciałbym, żeby moja matka zobaczyła, jak moja żona wiesza na szyi mojej córki wart dwadzieścia milionów dolarów brylantowy naszyjnik w czasie, gdy siedzimy w naszym Mercedesie 600 zaparkowanym obok basenu zaraz obok naszej rezydencji w Beverly Hills. Bóg (do siebie) – Muszę się jeszcze od tych Żydów wiele nauczyć... *** Ancelotti wybrał się do Barcelony, aby podejrzeć metody treningowe Gerardo Martino. – Jak ty to robisz, że oni tak świetnie grają? – Zadaję im pytanie na myślenie, a to pomaga – mówi Martino, po czym woła do siebie Messiego. – Messi, kto to jest: syn twojego ojca, ale nie twój brat? – Eee, proste! To przecież ja! Ancelotti zastanowił się chwilę i wrócił na swój stadion. Zwołał wszystkich zawodników i objaśnił im cudowną metodę Barcelony. – Dobra kolego – zwrócił się do Cristiano Ronaldo. – Kto to jest syn twego ojca, ale nie twój brat? – Trenerze, zaskoczył mnie pan! To niesprawiedliwe! Proszę o czas do namysłu. – OK. Masz czas do jutra. Po treningu Ronaldo podchodzi do Garetha Bale’a i pyta się go: – Kto to jest syn twego ojca, ale nie twój brat? – Nie wiesz? To przecież ja! Następnego dnia Ancelotti woła do siebie Ronaldo i pyta: – Zastanowiłeś się? – Tak! Chodziło o Bale’a! – odpowiada pewny siebie Ronaldo. Ancelotti wściekł się i mówi: – Ty głąbie! To przecież Messi! *** Premier przechadza się po Warszawie wraz ze swoją żoną. Oglądając wystawy sklepowe mówi do żony: – Popatrz! Spodnie 50zł, koszulka 40zł, futro 150zł. Nie wiem o co ludziom chodzi, że jest tak źle, jest dość tanio. Wszyscy mówią, że nikogo na nic nie stać. Żona popatrzyła na męża z ogromną czułością, jak tylko kobieta potrafi i mówi: – Kochanie. To jest pralnia. 20 Og³oszenia sms w Rozmaitoœciach Ostro³êckich – gazecie o najwiêkszym nak³adzie w powiecie – kosztuj¹ ju¿ od 3 z³otych netto Wyœlij sms na jeden z numerów. P³acisz tylko za tyle znaków ile chcesz wykorzystaæ! Jeœli chcesz zleciæ og³oszenie drobne to wyœlij sms na jeden z numerów: nr tel. 73480 – Og³oszenia SMS – za 3,69 z³ netto do 35 znaków (1 linia) nr tel. 75480 – Og³oszenia SMS – za 6,15 z³ netto do 70 znaków (2 linie) nr tel. 79480 – Og³oszenia SMS – za 11,07 z³ netto do 150 znaków (4 linie) nr tel. 91900 – Og³oszenie SMS – za 23,37 z³ netto do 70 znaków (2 linie, og³oszenie wyró¿nione) Wpisz w telefonie komórkowym SMS z treœci¹ og³oszenia. Pamiêtaj o podaniu prefiksu naszej gazety MPLR0 i numeru rubryki, w której ma siê znaleŸæ og³oszenie, np. 01, a dalej – po spacji – jego treœæ np. sprzedam M3 w centrum miasta, tel. 1234567. Treœæ SMS powinna wygl¹daæ tak: MPLR0.01 sprzedam M3 w centrum miasta. Tel. 1234567 Wyœlij SMS z treœci¹ og³oszenia na jeden z trzech podanych numerów. Otrzymasz potwierdzenie przyjêcia og³oszenia, które sprawdzi czy jest ono zgodne z zasadami okreœlonymi w regulaminie przyjmowania og³oszeñ. Twoje og³oszenie znajdzie siê w najbli¿szym wydaniu Rozmaitoœci, jeœli wyœlesz sms do wtorku 04.02.2014 r., do godz. 12.00. Prefiksy z numerami rubryk: nieruchomoœci MPLR0.01 budownictwo MPLR0.02 finanse MPLR0.03 gastronomia MPLR0.04 komisy, lombardy MPLR0.05 komunikaty MPLR0.06 komputery MPLR0.07 maszyny, urz¹dzenia MPLR0.08 matrymonialne MPLR0.09 meble MPLR0.10 motoryzacja MPLR0.11 naprawa, serwis MPLR0.12 nauka MPLR0.13 agd/rtv MPLR0.14 ogrodnictwo MPLR0.15 poligrafia/reklama MPLR0.16 praca MPLR0.17 rozrywka MPLR0.20 ró¿ne MPLR0.21 transport MPLR0.22 turystyka MPLR0.23 ubezpieczenia MPLR0.24 uroczystoœci MPLR0.25 uroda MPLR0.26 weterynaria MPLR0.27 zabawki MPLR0.28 zdrowie MPLR0.29 zguby MPLR0.30 RO • poniedziałek 24.02.2014 OGŁOSZENIA drobne UWAGA! Wszelkie reklamacje są przyjmowane w ciągu 14 dni od ukazania się numeru wyłącznie w siedzibie redakcji.Adres: Ostrołęka, ul. Hallera 13, tel. 029 760 91 92 PRACA – dam Zmień zawód - kosmetyka za darmo. Tel. 660 459 369. Zmień swój zawód w rok - opiekun medyczny. Tel. 660 459 369. Zatrudnię kierowcę C + E z doświadczeniem minimum rok na trasie Niemcy-PL-Rosja. Tel. 600 946 391. Diagnostę na OSKP. Tel. 602 301 498. Zatrudnię murarza. Tel. 698 626 478. Szukam opiekunki do 7miesięcznego dziecka. Praca od 9.00 do 17.00, okolice Rzekunia i Troszyna. Tel. 790-468-600, proszę o kontakt po 18.00 Grafik komputerowy – staż z możliwością zatrudnienia zapraszamy młode, kreatywne i uzdolnione plastycznie osoby do składania aplikacji na adres [email protected]. Mile widziane portfolio. Z językiem słowackim lub czeskim. Tel. 606 588 666. www.szamba24.pl Zatrudnię tokarza frezera metalowca CNC. Łomża. Tel. 606 416 991. PRACA – szukam Zaopiekuję się dzieckiem. Tel. 536 371 446. Technik budowlany z uprawnieniami szuka pracy. Tel. 513 023 196. Podejmę pracy dozorcy. Tel. 694 890 549. NAPRAWA/SERWIS Montaż anten satelitarnych i telewizji naziemnej cyfrowej. Tel. 504 875 401. NAUKA Język niemiecki - doświadczona nauczycielka pomoże w nauce - 30 zł/60 min. Tłumaczenia zwykłe, pomoc w pisaniu prac. Tel. 509 057 990. NIERUCHOMOŚCI Zamienię dom w stanie surowym w Ostrołęce na gospodarstwo rolne. Tel. 693 113 060. Administrowanie nieruchomości: wspólnot, spółdzielni i innych. Tel. 510 370 041. www.zador.pl. Świadectwa energetyczne, audyty. Tel. 510 370 041, www.zador.pl. Świadectwa energetyczne. Pomiary elektryczne. Tel. 509 961 824. NIERUCHOMOŚCI – kupię Kupię działkę w Dzbeninie, tel. 693 113 060 Kupię gospodarstwo lub dom pod Ostrołęką. W rozliczeniu mieszkanie po remoncie, I piętro 60 m2. Tel. 693 113 060. Kupię gospodarstwo rolne. Możliwa zamiana na mieszkanie po remoncie 1 piętro. Tel. 693 113 060. NIERUCHOMOŚCI – sprzedam Sprzedam działkę budowlaną w Łęgu Przedmiejskim, 10 arów, pięknie położoną przy lasku na nowo powstającym osiedlu domów jednorodzinnych, na początku ulicy Ostrołęckiej, jadąc od Ostrołęki. Działka uzbrojona, równy prostokąt idealna pod budowę domu. Cena - 49 tys. zł. do małej negocjacji. Tel. 606 922 540. Idealnie położone, 3-pokojowe mieszkanie 69 m2 na ul. H. Sawickiej, 3 piętro. Mieszkanie bardzo ustawne. Kuchnia w pełnej zabudowie wraz ze sprzętem AGD. W przedpokoju obszerna szafa Komandor, na podłogach parkiet dębowy, w kuchni marmur. Antywłamaniowe drzwi wejściowe Gerda. Ocieplany budynek z pustaka. Tylko 10 mieszkań w pionie klatkowym, dwa mieszkania na piętrze. Rewelacyjna lokalizacja. Centrum miasta ale w spokojnej okolicy, wszędzie blisko. W pobliżu pełna infrastruktura. Cena za m2 - 3900 zł. do małej negocjacji. Tel. 600 069 952. Sprzedam mieszkanie 39,02 m2. Tel. 536 371 446. Sprzedam dom piętrowy, wykończony w Olszewie-Borkach. Tel. 788 486 301. Mieszkanie, 3 pokoje, po remoncie, II p. - ul. Dzieci Polskich. Tel. 696 700 414. Sprzedam piękną działkę w Białobrzegu Dalszym, tel. 693 113 060 Sprzedam działkę budowlaną 2100 m2 na podborzu. Wszystkie media. Tel. 884 100 496. Sprzedam działkę budowlaną 1800m, okolice Tłuszcza. Tel. 664 744 051. Sprzedam mieszkanie 53 m2, Ostrów, 2 piętro. Tel. 602 605 028. Sprzedam las żwirowy z koncesją. Tel. 510 539 985. Mieszkanie, 3 pokoje. Tel. 694 453 229. Dom drewniany- Ostrów Centrum. Tel. 602 518 898. Sprzedam działki budowlane, Rzekuń. Tel. 600 993 715 Sprzedam dom 280 m2 w Ostrołęce, doskonała lokalizacja, Śródmieście, zielony zakątek, stan surowy. Tel. 693 866 200 Piętro domu z oddzielnym wejściem, działka 3 ary + garaż, śródmieście, dobra lokalizacja. Tel. 530 909 409. Sprzedam działki budowlane, 12-arowe, obrzeża Ostrołęki, wszystkie media, tel. 535 405 105 Sprzedam ziemię żwirową 2 ha z koncesją gm. Szumowo woj. podlaskie. Tel. 662 577 476. Sprzedam dom 100 m2 w Ostrowi, wszystkie media 18 arów. Tel. 662 188 273. Sprzedam wyposażenie lokalu gastronomicznego, Ostrów. Tel. 602 253 045. Sprzedam atrakcyjną działkę budowlaną w okolicach Ostrowi. Tel. 692 787 133. Sprzedam działkę zagospodarowaną, wszystkie media 17 arów. Tel. 512 146 799. Sprzedam działkę 13 arów, uzbrojona w Olszewo-Borkach, w zacisznym miejscu - okazyjna cena. Tel. 515 719 555. Działka budowlana 0,9797 ha, Grabownica Stara. Tel. 22-215-10-82. NIERUCHOMOŚCI – wynajem Do wynajęcia kawalerka w centrum Ostrowi. Tel. 884 100 496. Wynajmę lub zamienię mieszkanie na mniejsze do 50 m2. Tel. 884 100 496. Do wynajęcia mieszkanie 50 m2 w bloku w centrum Ostrowi o wysokim standardzie i kawalerka 22 m2 po remoncie oraz wynajmę lub sprzedam mieszkanie 62 m2 na ul. Lipowej. Tel. 884 100 496. Wynajmę lokal usługowy o pow. 50 m2 przy ul. Gen. S. Grota - Roweckiego 7/1 na Os. Centrum w Ostrołęce. Tel. 503 367 947. Niemiec pod adres. Tel. 693 369 159. Transport - bus. Tel. 503 499 176. Usługi transportowe, ziemia, drewno, piasek itp. Tel. 608 615 268. Wyjazdy Polska Niemcy Holandia. Tel. 506 076 147. AGD / RTV BUDOWNICTWO Kuźnia – Pracownia kowalstwa artystycznego Steel-Art, Tel. 506 187 560. Promocja-kupując okna rolety gratis. Tel. 668 502 456. Kominki, glazura, terakota, wykończenia wnętrz. Tel. 696 437 286. Kowal – kute balustrady schodowe, balkonowe, bramy wjazdowe, kominki, elementy dekoracyjne. Tel. 506 187 560. Elektryk. Tel. 503 163 260. Czarnoziem, piach, ziemia, żwir, transport. Tel. 29 761 30 07. Świadectwa energetyczne. Tel. 503 163 260. Cekol, malowanie, fachowo. Tel. 698 951 851. Odkurzacze centralne. Tel. 503 163 260 Usługi remontowo-budowlane. Tel. 667 331 105. MEBLE Meble na wymiar. tel. 29 764 76 08/ 600 243 919. meblekobalczyk.com. Sprzedam meble biurowe i ekspozytory telefonów komórkowych. tel. 693 866 202 Sprzedam pralko-suszarkę Ariston, do zabudowy, w bardzo dobrym stanie. Tel. 600 836 313. Złom AGD, RTV odbiór. Tel. 503 499 176 KOMPUTERY Internet bezprzewodowy, korzystne ceny dla firm. Tel. 516 224 222. „NET – PLANET” Ostrołęka, ul. Gomulickiego 22, Tel. 609 504 307. e-mail: [email protected] „ALTERINFO” Serwis i sklep komputerowy, ul. Sikorskiego 27. Tel. 698 398 308. MASZYNY/URZĄDZENIA Sprzedam części z prasy WELGER AP 40. Tel. 787 893 082. Sprzedam pilarko-frezarko-wiertarkę Jaroma. Tel. 504 411 635. Tokarka pociągowa TSS-150, uniwersalna. Tel. 29 746 28 75. Sprzedam kombajn zbożowy bizon 79 r., cena do uzgodnienia. Tel. 668 407 316. POLIGRAFIA, REKLAMA MOTORYZACJA – sprzedam Sprzedam Seata Toledo rok 1994, w gazie, sprowadzony, cena 1300 zł. Tel. 507 677 383. Peugeot 407, I wł. Tel. 602 106 776. Sprzedam Opel Astra 1,6 benzyna + gaz, 94 r. Tanio. Tel. 660 147 385. Volkswagen Transporter, 1.9, D, 1996, 3-osobowy. Tel. 600 601 711. Renault Twingo 1997, benzyna, złoty, 2400 do negocjacji. Tel. 609 522 196. Sprzedam Golf II, 1990, 2000 zł., gaz, hak, dzwonić po 17. Tel. 692 970 735. MOTORYZACJA – różne Awaryjne otwieranie drzwi (mieszkania oraz samochody) RYGIELEK – tel.: 29 767 40 75, 503 010 174. Autoholowanie tel. 603 125 886. Przyczepy kempingowe wypożyczalnia. Tel. 29 764 96 10, 603 125 886. Skup katalizatorów. Tel. 503 499 176. MOTORYZACJA – kupię Kupię każde AUTO. Stan techniczny bez znaczenia. Starsze i nowsze. Przyjazd i odbiór własnym transportem. Gotówka i umowa od ręki. Tel. 533 730 695 TRANSPORT Busy 9-cio osobowe. Wynajemprzewozy po kraju i do Druk zaproszeń, ulotek, wizytówek, folderów, plakatów, projekty graficzne i wiele innych. www.informedia.pl, Ostrołęka, ul. Hallera 13. Tel. 29 760 91 92 KOMISY/LOMBARDY Zapraszamy wszystkich do nowo powstałego Lombardu. Oferujemy m.in. skup złota i srebra oraz pożyczki pod zastaw. Okazyjne ceny! Ostrołęka, ul. Głowackiego 27. Te. 602 221 671. Lombard Dukat, pożyczki pod zastaw, skup, sprzedaż, złoto, srebro, tel. kom. ul. Kilińskiego 34, tel.29 764 61 68, ul. Bogusławskiego 32. Tel. 29 694 30 30. FINANSE Kredyty - oferta wielu banków. Tel. 29 764 63 82. Windykacja długów. Tel. 504 257 386. Atrakcyjne kredyty hipoteczne na zakup mieszkania, domu, działki, oferta wielu banków. Tel. 504 257 386. Chwilówka na dowód. Tel. 504 257 386. Windykacja- odzyskam Twoje pieniądze skutecznie! Tel. 668 195 439. KREDYT HIPOTECZNY Z GWARANCJĄ NISKIEJ RATY! Długi okres kredytowania, minimum formalności. Akceptacja wszystkich źródeł dochodowych - nawet z zagranicy! Oferty wielu banków. Ostrołęka, ul. Kilińskiego 29, II p. (nad salonem Orange). Tel. 29 764 26 00, kom. 609 504 502 21 RO • poniedziałek 24.02.2014 Wiele banków w jednym miejscu. Kredyty gotówkowe i konsolidacyjne. Ostrów Mazowiecka ul. 3 go Maja 15. Tel. 694 485 989, Ostrołęka ul. Kopernika 6. Tel. 784 989 943. RÓŻNE Sprzedam maszyny do szycia z gwarancją, tel. 606 924 053 Oddam 2 suczki kundel. Tel. 509 564 706. Sprzedam kucyki. Tel. 692 304 423. Firma sprzątająca Clean-Service oferuje tanie, profesjonalne i szybkie sprzątanie. Wystawiamy faktury VAT. Ostrołęka, ul. Szpitalna 19A. Tel. 795 660 683. GASTRONOMIA SMAKOSZ zaprasza na zestawy obiadowe – każdy TYLKO 10 zł!! Dowóz do klienta – catering dla osób indywidualnych i firm, wynajem sali na imprezy okolicznościowe. Benzol, ul. Graniczna 7, codziennie 11.0019.00, tel. 516 729 716 OGRODNICTWO Meble ogrodowe, altany, huśtawki, sztachety itp. Tel. 608 615 268. Zakładanie Ogrodów. Tel. 793 100 422. UBEZPIECZENIA Ubezpieczenia komunikacyjne OC i AC promocje. Tel. 29 764 63 82. Autoryzowany Agent Ubezpieczeniowy Antoni Krupka, 4-krotny zwycięzca konkursu na najlepszego agenta Warty w kraju. Ostrołęka ul. Papiernicza 7/8. Tel. 29 766 60 31, 502 054 120, ubezp. OC, AC, NW, majątkowe, mieszkania, domy jednorodzinne, 15 firm ubezp. do wyboru. Możliwość uzyskania największych promocji. Przedłużanie paznokci. Zapraszam. Tel. 788 919 657. Firma branży elektroenergetycznej poszukuje osób do odbycia stażu w Ostrołęce na stanowisku: asystent projektanta ROLNICTWO Zakres obowiązków: -udział w wykonywaniu projektów sieci elektroenergetycznych, -uzgadnianie przebiegu projektowanych linii elektroenergetycznych, -kompletowanie dokumentacji projektowej, Wymagania: - znajomość oprogramowania typu CAD, -prawo jazdy kat. B, - komunikatywność, SPRZEDAM SIANOKISZONKI, KOMBAJN ZIEMNIACZANY - ANNA, TEL. 29 767 17 30, 721 596 066 Sprzedam 2 krowy, jałówkę, wysokocielne. Tel. 608 635 751 Zainteresowane osoby prosimy o przesłanie aplikacji (CV+ list motywacyjny ) na adres: [email protected] ZDROWIE ROZRYWKA www.zespolskarabeusz.pl Tel. 603 050 564. UROCZYSTOŚCI Zawiozę do ślubu Peugeot 508. Tel. 608 341 184. Auta do ślubu. Tel. 606 249 729. Fotografia ślubna. Tel. 506 950 173. Fotografia okolicznościowa, tanio. Tel. 501 157 482. Foto Expres „Kupiec”, ul. Kopernika 7 lokal 10 zaprasza na zdjęcia do dokumentów. Najtaniej w mieście!!! DJ - Tel. 604 219 103. WETERYNARIA URODA Tel. 606 450 212. ul. Goworowska 5. Tel. 29 764 21 77. Codziennie 9 - 19, sobota 9-14. www.kameleon-wet.pl Gabinet weterynaryjny Kameleon Wet. lek. wet. Jacek Antoszewski: Tel. 606 609 095. lek. wet. Joanna Komuda - Pruszko: Badania psychologiczne kierowców, psycholog transportu Andrzej Zalewski, Modus, ul. Kościuszki 18, Ostrołęka. Tel. 662 007 521. Alkoholizm - leczenie, odtruwanie detoks, esperal. Profesjonalnie. www.deto24.pl. Tel. 606 501 591. Gabinet stomatologiczny Remigiusz Makowiecki, ul. Kurpiowska 5. Tel.: 29 760 81 32, 29 764 29 72, kom. 600 815 380. Medycyna naturalna - różne dolegliwości, biomasaż, dojazd. Tel. 603 291 770. Masaż - różne rodzaje, rehabilitacja, zabiegi fizykalne, wizyty domowe. Tel. 603 291 770 Gabinet Stomatologiczny Witold Białobrzeski, Ostrołęka, ul. Kołłątaja 13. Tel. 502 537 486, 29 766 71 69. Badania psychologiczne - kierowcy, operatorzy, broń, ochrona, odszkodowania, renty. Wsparcie psychologiczne, porady mgr Agata Demska. Ostrołęka, ul. Cicha 10. Tel. 603 251 801. Grafika komputerowego Oczekujemy znajomości obsługi programów graficznych: - Photoshop, - Illustrator, - Corel, - InDesign, - Flash. Aplikację (CV wraz z listem motywacyjnym) prosimy przesłać na adres: [email protected] OSIEDLE WOJCIECHOWICE OSIEDLE TRAUGUTTA OSIEDLE ŁAZEK BEMOWO PODRĘŻEWO OSIEDLE LEŚNE GRABOWO OSIEDLE PARKOWE OSIEDLE WITOSA OSIEDLE OSIEDLE DZIECI POLSKICH ŚRÓDMIEŚCIE I OSIEDLE STARE MIASTO OSIEDLE ŁĘCZYSK OSIEDLE ŚRÓDMIEŚCIE II OSIEDLE SIENKIE- OSIEDLE WICZA BURSZTYNOWE OSIEDLE CENTRUM OSIEDLE KWIATOWE OSIEDLE POMIAN Tu nas znajdziesz! Biuro ogłoszeń Rozmaitości Ostrołęckich: ul. Hallera 13, tel. 29 760 91 92, [email protected] OSIEDLE STACJA 22 RO • poniedziałek 24.02.2014 Ludzie Boga Film 24.02, godz. 19.00 (Klub Kina Niezależnego) Francja, reż. Xavier Beauvois, dramat Film jest historią mnichów, którzy musieli zdecydować czy opuszczą miejsce, które zajmowali od wieków czy zostaną w pogrążonym w chaosie kraju. Mnisi mieszkają u podnóża gór Atlas w algierskim Tibhirinie. Do czasu konfliktu z islamskimi ekstremistami żyją w zgodzie z ludnością muzułmańską, nie próbując ich nawracać a jedynie pomagając w codziennym życiu. Kiedy sytuacja ulega zaognieniu i coraz częściej władze szukają rozwiązań siłowych mnisi zostają postawieni przed wyborem – odejść czy zostać. Film zdobył Grand Prix na tegorocznym Festiwalu w Cannes. Pawe Trzemkowski Dziennikarz, historyk literatury, amator kina. Piłkarzyki rozrabiają Facet (nie)potrzebny od zaraz 25.02- 27.02, godz. 16.00 Argentyna, reż. Juan Jose Campanella, animowany 25.02-27.02. godz. 18.00 Polska, komedia, Reżyseria: Weronika Migoń Jest to bajka z tych bajek, gdzie bohaterem może zostać każdy, nawet piłkarzyki z ulubionej gry. Tymek to niepozorny chłopiec, który kocha piłkę nożną. Kiedy jego miastu zagraża inwazja okropnego Kosmosa postanawia stanąć do walki. O dziwo do pomocy zgłaszają się jego ulubione piłkarzyki z gry. Ożywają i tworzą drużynę, która pokona wszystko. W między czasie Tymek poznaje co to przyjaźń i współpraca. Zosia rozstaje się z chłopakiem po tym, jak nakrywa go w swoim mieszkaniu z inną dziewczyną. Zdradzona, staje przed koniecznością ułożenia sobie życia na nowo. Dodatkowo sytuację świeżo upieczonej singielki komplikuje stary zakład, zgodnie z którym Zosia, uważana za typową kandydatkę na „starą pannę”, nie może przyjść samotnie na ślub Anny – koleżanki z lat szkolnych. Za namową przyjaciółki – Patrycji, postanawia odszukać facetów, którzy byli kiedyś ważni w jej życiu i sprawdzić, czy gdzieś po drodze nie przegapiła wielkiej miłości i czy któryś z „byłych” nie jest tym jedynym. Jack Strong 25.02-27.02, godz. 20.00; 28.02., godz. 18.00 Polska, dramat, Reżyseria: Władysław Pasikowski Prawdziwa historia pułkownika Ryszarda Kuklińskiego – człowieka, który, tkwiąc w środku systemu, podejmuje współpracę z CIA i staje się kluczowym (choć niewidocznym) aktorem czasu zimnej wojny. Ryszard Kukliński (pseud. Jack Strong) był oficerem Ludowego Wojska Polskiego. Uprzedził Amerykanów o zamiarze wprowadzenia w Polsce stanu wojennego, przekazał im plany tej operacji oraz inne tajemnice Układu Warszawskiego. Kukliński został przerzucony do USA, gdzie żył pod zmienionym nazwiskiem. W 1984 r. sąd w PRL wydał na niego wyrok śmierci, który w 1995 r. uchylono. Kukliński zmarł 11 lutego 2004 r. w Tampie na Florydzie. Rodzinka nie z tej ziemi 28.02. godz. 16.00; 1.03, godz. 14.00 i 16.00; 04- 06.03. godz. 16.00 Kanada, USA, reż.Callan Brunker, animowany Astronauta Scorch Supernova uchodzi za bohatera narodowego populacji planety Baab. Podczas kolejnej kosmicznej wyprawy jego celem staje się Ziemia, z której odebrano tajemniczy sygnał S.O.S.. Międzyplanetarny podróżnik nie zdaje sobie sprawy, że jej mieszkańcy nie zareagują przyjaźnie na widok przybysza z innej planety. Tkwiącemu po uszy w tarapatach bohaterowi przychodzi z pomocą brat Gary, a gdy on również wpadnie w pułapkę Ziemian, na ratunek ruszy cała rodzinna flotylla Supernovych, która udowodni, że w rodzinie nieziemska wręcz siła! Zniewolony. 12 years a slave. 28.02, godz. 20.15; 01.03, godz. 20.15; 04-06.03, godz. 20.15 USA, reż. Steve McQueen, dramat biograficzny Jest rok 1841. Mieszkający w Waszyngtonie Salomon Northup – wolny i wykształcony człowiek, ojciec dwojga dzieci, szczęśliwy mąż i szanowany obywatel – zostaje podstępem porwany i sprzedany handlarzom niewolników. Tak rozpoczyna się trwająca 12 lat dramatyczna i niezwykła odyseja człowieka, który wbrew otaczającej go brutalnej rzeczywistości próbuje przetrwać i nigdy nie stracić nadziei na wolność. Człowiek raz wolny, pozostanie nim na zawsze. — 1 –3 marca 2014 Kultura O Żołnierzach Wyklętych Z racji tego, że pierwszego marca przypada Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, w Ostrołęce przygotowano program trzydniowych obchodów tego święta. Na początek Marsz. Ruszy on pierwszego marca o godzinie 18.30. Drugiego marca obchody przeniosą się do OCK, gdzie o 18.00 rozpocznie się koncert Panien Wyklętych. Na koniec, trzeciego marca w ramach Klubu Kina Niezależnego mieszkańcy Ostrołęki zobaczą film poświęcony Żołnierzom Wyklętym i posłychają wykładu Leszka Żebrowskiego. Organizatorem akcji w Ostrołęce jest ostrołęckie stowarzyszenie Historyczne Czwartacy, wspólnie z Muzeum Żołnierzy Wyklętych. Do akcji włączyli się wolontariusze współpracujący ze Stowarzyszeniem Mazowieckie Inicjatywy Społeczne Stowarzyszenie Historii Ziemi Ostrołęckiej im.A.Bednarczyka, radni i osoby prywatne. — 28 lutego 2014 18.00 — 8 marca 2014 Ostrołęcka Scena Autorska przygotowała dwie jednoaktówki w reżyserii Wojciecha Kraszewskiego , traktujące o problemie manipulacji drugim człowiekiem. Pierwsza: „Filip wielki pan nad sobą” Henryka Bardijewskiego. Obsada: Aleksandra Cichowska, Martyna Gniewska, Ania Kamińska, Klaudia Kołodziejczyk, Mateusz Młynarczyk, Klaudia Witkoś, Ewa Wnuk. Druga: „RIO” Marka Kochana. Obsada: Karolina Wojsz, Piotr Puch. Scenografia: Grażyna Kulesik, Marek Suski. Światło i dźwięk: Tomasz Bednarczyk. Klub Oczko, godz. 18, wstęp wolny Ostrołęckie Centrum Kultury postawiło sobie wysoko poprzeczkę jeśli chodzi o koncerty w ramach akcji Nastroje we dwoje. Grupa Lemon na polskiej scenie muzycznej pojawiła się po udziale w programie rozrywkowym emitowanym w telewizji Polsat. Tam zostali zauważeni i docenieni. Nie było w tym nic dziwnego, gdyż zespół gra na naprawdę wysokim poziomie. Założycielem jest Igor Herbut – wokalista i jego kuzyn Adam Horoszczak, który gra na gitarze. Kluczem do sukcesu stał się charakterystyczny głos frontmana i niebanalne teksty. Ich muzyka to połączenie balladowych piosenek pop i rockowych gitar. Sala widowiskowa OCK, godz. 17.00. Bilety do nabycia od 15 lutego w cenie 25 zł. Premiery teatralne Koncert zespołu Lemon Niewiele polskich filmów w ostatnich latach wzbudziło tak szerokie zainteresowanie i lawinę komentarzy, jak „Jack Strong” Władysława Pasikowskiego – reżysera, który dzięki „Psom” na trwałe wpisał się w historię polskiej kinematografii. Niewielu ostrołęczan też wie, że przy produkcji filmu o współpracy pułkownika Kukllińskiego z amerykańskim wywiadem pracowała nasza krajanka, Magdalena Dorobińska, od czasu do czasu będąca gościem Dyskusyjnego Klubu Filmowego „Rejs”. Są więc co najmniej dwa powody, dla których warto wybrać się do Kina „Jantar”: po pierwsze jest to jedna z bardziej udanych propozycji filmowych, z wartką akcją, historią trzymającą w napięciu do ostatnich minut i doskonałą grą aktorską. Po drugie – „Jack Strong” to wydarzenie kulturalne tej zimy, dyskutowane w różnych kręgach, więc warto mieć na jego temat własne zdanie. W Klubie „Oczko” trwają przygotowania do nowej premiery teatralnej. W piątek, 28 lutego br. o godz. 18.00 będzie można obejrzeć dwie jednoaktówki: „Filip wielki pan nad sobą” Henryka Bardijewskiego i „RIO” Marka Kochana, przygotowane przez młodych artystów z Ostrołęckiej Sceny Autorskiej. Zdaje się, że słusznie postąpił reżyser Wojciech Kraszewski sięgając po repertuar nie przynależący do ścisłego kanonu dramatycznego, bo ten – zazwyczaj zgrany już przez różne zespoły w całym kraju – wymaga i większego profesjonalizmu i większych nakładów pracy, finansów, zaplecza technicznego. Ostrołęcka Scena Autorska ma szansę na sukces jako lokalny zespół teatralny dzięki utworom scenicznym, które są albo zapomniane, albo gdzie indziej niedoceniane i niewystawiane. Droga nieprofesjonalnego teatru prowadząca do zdobycia uznania widowni i doskonalenia się w warsztacie nie powinna – moim zdaniem – prowadzić przez Mrożka, Zapolską czy Głowackiego. O inscenizacjach obu jednoaktówek i postępach Ostrołęckiej Sceny Autorskiej przeczytacie Państwo w kolejnych “Rozmaitościach”. ■ W. Pasikowski (fot. East News) 23 RO • poniedziałek 24.02.2014 W wesołym PeGeErze (239) Niektórzy twierdzą, że Lenin nie jest żywy. Są i tacy, którzy uważają, że nie ma już PeGeErów. O święta naiwności! PeGeEry są i mają się świetnie. Tylko, że – tak jak krasnoludków – często ich nie zauważamy. Redakcja przybliży Czytelnikom życie jednego z nich. Podobieństwo do znanych osób, miejsc i faktów jest zamierzone i zupełnie nieprzypadkowe. Proszę napisać w protokole, że ja głosowałem najwyżej a na dodatek pięcioma palcyma ! Śliczna Pani Joasia stała przy oknie i z lękiem wyglądała na zewnątrz. Mimo tego lęku nie mogła oderwać wzroku od nowej armaty, którą Jasio ustawił niedawno na najważniejszym placu PeGeeRu. Armata skierowana była wprost w okna gabinetu Stasia Wiaderki, którego Jasio nie darzył wielkim szacunkiem. Może dlatego, że Wiaderko zrobił doktorat, a Jasio, tuż przed ich zakończeniem, rzucił studia. A może dlatego, że od pewnego czasu zaczęły po PeGeeRze chodzić słuchy, że Wiaderko knuje jakby tu zamienić swój gabinet na gabinet Jasia. Mniejsza zresztą o to, z jakich powodów Jasio nie przepadał za Wiaderkiem, jakie by one nie było, to jeszcze nie powód, żeby celować w jego okna z nowiutkiej armaty. Tak mniej więcej myślała sobie Śliczna Pani Joasia, kiedy z tego zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi. – Proszę – powiedziała bez namysłu Śliczna Pani Joasia. I dopiero wtedy uświadomiła sobie, cóż to było za pukanie! Tak pukać mógł tylko on! – Proszę, proszę, proszę!!! – wykrzyknęła Pani Joasi najserdeczniej i najczulej jak umiała, chcąc w ten sposób zatrzeć wrażenie jakie musiała zrobić na nim tym pierwszym, zwykłym, banalnym „proszę”. I chyba zatarła, bo wszedł do gabinetu uśmiechnięty. – Witam cię – rzucił z właściwym sobie czarem od drzwi. Pani Joasia nie odpowiedziała. On, prawdę powiedziawszy, odpowiedzi się nawet nie spodziewał. Wiedział jakie robi wrażenie na kobietach i zdawał sobie sprawę, że te muszą za każdym razem dochodzić do siebie przez dłuższą chwilę. Dżentelmeńsko dał Ślicznej Pani Joasi taką właśnie dłuższą chwilę, by po niej, przejść do rzeczy. – Ja do Jasia – zakomunikował oficjalnie, niemal oschle, Aruś Diabelski, bo on to był właśnie w gabinecie we własnej osobie. – Przecież wiem, że nie do mnie! – okazało się, że dłuższa chwila była jednak za krótką, żeby dziewczyna całkiem doszła do siebie. Wyraźnie jeszcze nie panowała nad sobą, na co wskazywał choćby ton jej głosu, niebezpiecznie zbliżający się do histerycznego. – Ty nigdy nie przyjedziesz do mnie!!! Tylko Jasio i Polska! Polska i Jasio! A ja? A moje uczucia?! Aruś Diabelski uśmiechnął się tylko. Nie za bardzo jednak, żeby dziewczyna przypadkiem nie zrozumiała tego opacznie. – Nie zapominaj o prezesie! – niemal ją skarcił. Śliczna Pani Joasia, która przed chwilą wyrzuciła z siebie całą złość i ból, była już tak pusta w środku, że tylko machnęła ręką. W gabinecie zapanowała kłopotliwa cisza. Na szczęście nie na długo, bo w tej właśnie chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich Jasio Pieski. – No jesteś wreszcie! – wykrzyknął na widok swojego najlepszego przyjaciela. – No mów szybko! Załatwiłeś? – Załatwiłem – Aruś Diabelski uśmiechnął się jakby właśnie wrócił z wygranej potyczki z Moskalami. – Wszystko, o co prosiłem? – Prawie wszystko... – Wiedziałem! Wiedziałem! – Jasio nieoczekiwanie wybuchł płaczem. – Nawet na prezesa nie można liczyć! Znikąd pomocy! A ja tu sobie żyły wypruwam, a ja tu... – Uspokój się – wszedł mu w słowo Aruś Diabelski. – Przecież mówię, że prawie wszystko załatwiłem! Czy ty sobie wyobrażasz, że prezes jest wszechmocny i może wysłuchać Adres redakcji: ul. Hallera 13, 07-410 Ostrołęka tel./fax: 29 760 91 92 e-mail: [email protected] Rozmaitości Ostrołęckie – niezależny dwutygodnik rozdawany bezpłatnie, wydawany w Ostrołęce. Nakład: 26,5 tys. egzemplarzy. Wydawca: Agencja Informedia. Redaktor naczelny: Tomasz Decyk, tel. 609 609 019. Współpracownicy: Sławomir Olzacki, Kinga Sawicka, Paweł Trzemkowski, Adam Wołosz, Anna Siudak, Arkadiusz Dobkowski, Mirosław Dylewski, Justyna Fiedorczyk, Barbara Kalinowska, Wojciech Kulas-Boćkowski, Małgorzata Laskowska, Marta Mierzejewska, Anna Wołosz, Adam Zadrożny. Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo ich redagowania i skracania. Korespondencję, rozwiązania konkursów prosimy kierować na adres redakcji lub e-mailem: [email protected]. Redakcja nie odpowiada za treść reklam i ogłoszeń. Reklamacje przyjmowane są w ciągu 14 dni od ukazania się numeru. Biuro ogłoszeń: [email protected] Pobierz aktualne wydanie Rozmaitości Ostrołęckich – www.rozmaitosci.com każdego i każdego prośby spełnić? – Tak właśnie myślę! – Jasio spojrzał swojemu przyjacielowi prosto w twarz. – Tak właśnie myślę i w to wierzę, i w tej wierze nie ustanę! – wypowiedział uroczyście. By po chwili zastanowienia, dodać z nabożeństwem i z największą pokorą na jaką go było stać: – Ale jako ten Hiob zaiste przyjmę każdy wyrok prezesa, choćby z mojego, człowieczego i grzesznego punktu widzenia był niesprawiedliwy. Bo wiem, że dla Polski będzie dobry! – zaakcentował. – Mów, czego ci się nie udało załatwić. – Prezes nie zgodził się, żeby rząd, po naszym oczywistym i spodziewanym zwycięstwie sfinansował budowę kościoła na osiedlu Kwiatowym – Aruś wiedział, że trzeba ten konieczny cios zadać Jasiowi szybko, żeby jak najmniej bolało. Bolało jednak bardzo, bo Jasio aż się skurczył. – Ojej, ale dlaczego – wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie przyjął tego jednak z pokorą. – Dlaczego? Dlaczego? Nie wiem! Może prezes uznał, że jego rząd nie będzie budował kościołów. – Jak nie będzie?! – Jasio był bardzo daleki od pokory. – Przecież nawet ten rząd, niech będzie przeklęty, dał na świątynię opatrzności. – No i może właśnie dlatego, następny nie będzie. Nie wiem zresztą. Poza tym to może byś się w końcu uspokoił i raczył wysłuchać co załatwiłem. – No może i tak – zgodził się Jasio. – Zresztą nic straconego. Basen sam wybudowałem to i kościół wybuduję. Mów co prezes obiecał. – Da pieniądze na muzuem! – Aruś ogłosił triumfalnie. I żeby znów nie dopuścić do jakiegoś porozumienia, szybko mówił dalej. – Ale stawia jeden warunek. – Jaki? – Do czasu oczywistej i spodziewanej zmiany rządu musisz robić tak, żeby niczego nie było. Bo na razie wszystko idzie na konto tego rządu... – Niech będzie przeklęty! – wtrącił Jasio. – Niech będzie! – przytaknął Diabelski. – Czyli mówiąc krótko, nic nie rób i niczego nie buduj. – Wydaje mi się, że to się da zrobić – Jasio podrapał się w głowę. – I to nawet nie zmieniając przywyczajeń... ■ 24 RO • poniedziałek 24.02.2014