Pobierz PDF

Transkrypt

Pobierz PDF
7. 2 0 14 | P A Ź D Z I E R N I K
Chcieliśmy robić teatr
Rasizm
nas poraził
W punktach. Spis treści
Jakub Halcewicz-Pleskaczewski
A n n a Ko n c z e w s k a
Od redakcji str. 4
Kto rządzi w miastach?
Z R a fa ł e m G aw ł e m r o z m aw i a J a k u b
Halcewicz-Pleskaczewski
R a fa ł T o m a ń s k i
Chcieliśmy robić teatr.
Rasizm nas poraził str. 6
E m i l i a Ko l i n ko
Ponad połowa polskich miast ma bezpartyjnego prezydenta
rządzącego co najmniej drugą kadencję str. 41
Startują Wietnamczycy
Jedna z największych zagranicznych społeczności
w naszym kraju nie ma przedstawicieli w polityce str. 45
A t o ta k a i n n a P o l s k a w ł a ś n i e
Książki miesiąca str. 17
Czyli fajny kraj
fajnych ludzi str. 49
D o m i n i k a Byc h aw s k a - S i n i a r s k a
A n n a T ry l i ń s k a
Wygodna autocenzura
Jak nie pomóc Syryjczykom
Jerzy Kisielewski
M a c i e j M o s k wa
Twórcy muszą się wykazać niezwykłą determinacją
i znajomością prawa, żeby tworzyć i wystawiać
kontrowersyjne dzieła str. 23
Państwa Unii niechętnie podchodzą do otwarcia granic.
Na co mogą liczyć Syryjczycy w Polsce? str. 57
Wychowanie według Kisiela
Umarłe miasta
P i o tr T e i s s e y r e
J a r o s ł aw M a r c z u k
Uwielbiał prowokować, i to prowokować właściwie niewinnie.
Według ojca dzieci miały być bystre, a nie grzeczne str. 28
Na kulturę kasa w gminie
Pod względem wydatków na kulturę różnice między
poszczególnymi samorządami są ogromne str. 37
Fotoreportaż str. 63
Nieodrobiona lekcja
z Gruzji
Jakie błędy popełniliśmy wspierając rozwój społeczeństwa
obywatelskiego na Ukrainie? str. 75
W punktach. Spis treści
Paw e ł S m o l e ń s k i
Chr i s L o w n e y
Facet, z którym nie pije się
drinków
Przywódca
kontrkulturowy
Tomasz Ponikło
M a r c i n Kr ó l
Współczuję politykom, bo w kontrakcie o pracę mają zapisane
kontakty z kimś takim, jak Putin str. 80
Papież kwestionuje nie tylko zwyczaje panujące w jego własnym
Kościele – fragment książki „Lider. Papież Franciszek” str. 110
Po happy endzie
zapraszam na sequel
Machiavelli opacznie
rozumiany
Mariusz Sieniewicz
M i ł a d a J ę dry s i k
Cóż jeszcze miałoby mnie zajmować, skoro przestali
ginąć ludzie? str. 83
On nigdy nie twierdził, że „cel uświęca środki” w przypadku działania dla
korzyści własnej władcy – fragment książki „Wielcy władcy” str. 119
Nasz mocz jest
biało-czerwony
Polska członek
Z F e d e r i k i e m G a r z ą C a r va j a l e m r o z m aw i a
Maciej Okraszewski
T o m a s z J ę dr z e j e w s k i
Przypominamy pijaka, który zapomniał, że dał sobie wszyć esperal,
i teraz gorzko tego żałuje – fragment „Walizek hipochondryka” str. 90
Niebezpieczne związki
Odnaleziono najstarsze w Europie dokumenty sądowe
z procesu karnego przeciwko lesbijkom str. 96
Ag ata D z i e k a n
Ściągaj do kuchni
Aplikacje miesiąca str. 104
O l g i e rd Ś w i d a
Budowanie zespołu
Polak-patriota to dobry team player – marzy mi się,
że kiedyś tak będzie str. 105
Bitwa o żeńskie końcówki bardzo mnie śmieszy. Ale tylko wtedy,
kiedy mnie nie wkurza str. 125
Bez Miłosza, z Miłoszem
Jeśli Miłosza nie widać i nie słychać, to nie znaczy,
że go nie ma str. 130
Anna Maziuk
Życie przepoczwarzone
Zdaje się, że zapomnieliśmy, że my również jesteśmy
niezbędnym elementem łańcucha pokarmowego Ziemi
str. 134
M a gd a G r a b o w s k a , A l e k s a n dr a
Litorowicz
Warszawa przyszłości
Projekty z tegorocznej edycji Futuwawy diagnozują problemy
współczesnego miasta str. 139
Jakub Halcewicz-Pleskaczewski,
„W P u n k t ”
Od redakcji
T
wórcy Teatru TrzyRzecze i Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich
i Ksenofobicznych w Białymstoku poinformowali niedawno Rzecznika Praw
Dziecka o sytuacjach, które przez ostatnie lata
były normą, choć nie powinny. Rafał Gaweł
i Konrad Dulkowski przekazują, że działacze
skrajnej prawicy dają w technikach i liceach
„lekcje historii”, podczas których opowiadają
uczniom o faktach historycznych – ale też o teorii ras. To nie wszystko. Narodowcy chodzą do
szpitala i oddają krew – jakże piękna inicjatywa
– za co otrzymują czekoladę, z którą biegną potem do domu dziecka. Wraz z czekoladą goście
serwują podopiecznym „lekcje patriotyzmu”. Są
zapisy, zdjęcia, świadkowie.
Niektórych oburzyło to, że Gaweł i Dulkowski zaprotestowali przeciwko rozdawaniu w domach dziecka linijek patriotycznych przez Obóz
Narodowo-Radykalny, Narodowe Odrodzenie
Polski i Młodzież Wszechpolską. Tytułem wyjaśnienia: linijka patriotyczna ma polskie barwy
i napis „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Protestujący
przyznają jednak, że nie są przeciwko propagowaniu postawy patriotycznej. O co więc zamieszanie? O to, że do domów dziecka trafiają
dzieci różnych narodowości, różnych przekonań
i różnych wyznań. Dlatego skandaliczne jest,
kiedy do takiego domu wchodzą ludzie skrajnej
prawicy, rozdaj linijki i opowiadają o swojej wizji świata.
Gaweł i Dulkowski opowiadają nam, jak to
się stało, że z pasji do teatru porzucili dotychczasowe zajęcia i wyjechali do Białegostoku. I jak
to się stało, że oprócz działalności artystycznej
zajęli się buntem przeciwko mowie nienawiści
w tej – według danych policji – najbezpieczniejszej metropolii w Polsce.
Szybko zostali docenieni. Ich pierwsza społeczna akcja „Zamaluj zło” dostała nominację do
Nagrody Obywatelskiej Prezydenta RP. •
Magazyn „W Punkt”
na Facebooku.
Dołącz do nas!
[ Pr zeciwnienawiści]
Rafał Gaweł prezes
Stowarzyszenia
Teatralnego Dom
na Młynowej, dyrektor
Teatru TrzyRzecze
w Białymstoku
Chcieliśmy robić teatr.
Rasizm nas poraził
Jeżeli ktoś namaluje swastykę, ale nie zostanie złapany
i osądzony, to następnym jego krokiem będzie pobicie
za inny kolor skóry. A potem morderstwo
z
R a fa ł e m G aw ł e m
Jakub Halcewicz-Pleskaczewski:
rozmawia
Co się teraz
Jakub Halcewicz-Pleskaczewski
dzieje w Białymstoku?
Rafał Gaweł: Z przestrzeni publicznej zniknęło półtora tysiąca haseł, rysunków i znaków graficznych, które były szeroko rozumianą mową
nienawiści. Od stricte faszystowskich, jak swastyka, po hasła typu „Ruscy won”. To wynik
naszej akcji „Zamaluj zło”. Niedawno uruchomiliśmy instytucję badawczą Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i KsenofobiczPrzeciw nienawiści
nych. Na podstawie badań prowadzimy działania
„operacyjne”. Dzięki nim Białystok się zmienił.
Czyli co robicie?
– Przeciwdziałamy. Przez trzy miesiące pracy Ośrodka wykryliśmy dwieście przestępstw
wynikających z ksenofobii: od nawoływania do
nienawiści w sieci, przez użycie macew ze starego cmentarza żydowskiego do budowy kanału, po wywieszenie na drzwiach sklepu napisu
2 / 11
„white power” czy nadanie ogłoszenia wynajmu To już jest mowa nienawiści?
– Naszym zdaniem celtyk jest ekwiwalentmieszkania z prośbą, aby – dla własnego bezpieczeństwa – nie zgłaszali się Murzyni.
ny swastyce. Zresztą nie tylko naszym, tak samo
uważa niemiecki Urząd Ochrony Konstytucji,
który go zdelegalizował. Używanie celtyka jest
Będzie tego więcej?
– Dotąd rocznie ujawniano piętnaście, trzy- uznawane za propagowanie ustroju totalitarnedzieści przestępstw. Jeśli tempo naszej pracy nie go. Niestety u nas brakuje możliwości reakcji na
spadnie, możliwe, że w tym roku wykryjemy ich obnoszenie się z tym symbolem neonazistów.
od pół tysiąca do tysiąca. Postawiliśmy sobie za
cel wykazanie ich prawdziwej liczby. Dobieramy Mówisz w liczbie mnogiej. Kim są „my”?
się do skóry tym, którzy popełniają przestępstwa
– Konrad Dulkowski i ja. Znamy się od lispowodowane nienawiścią w trzech przestrze- ceum. Studiowaliśmy w Instytucie Stosowanych
niach: internetu, publicznej – czyli na ulicach, Nauk Społecznych na Uniwersytecie Warszaww szkołach – oraz imprez masowych, w tym wy- skim. Potem nasze drogi się rozeszły. Konrad
skończył Laboratorium Dramatu Tadeusza Słodarzeń religijnych.
bodzianka, ja przeszedłem przez dwa kursy kulturoznawstwa. Pewnego dnia spotkaliśmy się
Mszy?
i postanowiliśmy, że koniec pisania do szuflady
– Raczej procesji.
– zakładamy teatr. Sprzedaliśmy mieszkania, saCo się podczas nich działo?
mochody i pojechaliśmy do Białegostoku.
– Niedawno wiceprezydent Białegostoku
Adam Poliński szedł na czele procesji i fotografo- Kiedy to było?
– Cztery lata temu. Konrad pracował wtedy
wał się z osobami, które niosły krzyże celtyckie.
Przeciw nienawiści
3 / 11
w jednym z największych koncernów medial- mało kto wie, a miasto Białystok nie chce się
nych. Wcześniej miał własny program w Trójce, tym specjalnie chwalić. Białystok także tworzypracował dla Axla i kilku innych wydawnictw – ły kultury polska, białoruska i żydowska. Nazwa
dziennikarz z pięciocyfrową wypłatą.
TrzyRzecza jest świetną alegorią –
Ja zaciągnąłem się do pracy w koncerprzecież to, co najlepsze, wynika
z miksu. Od roku obok działalności
nach farmaceutycznych. Pomagałem
artystycznej prowadzimy akcje spoamerykańskim firmom zrozumieć
specyfikę polskiego rynku i wprowałeczne.
dzać nowe produkty. Gdy rzucałem
tę pracę, kierowałem oddziałem duAkcja „Zamaluj zło” nie
polegała na malowaniu,
żej hurtowni farmaceutycznej.
o co chodziło?
– Istnieją dwa duże problemy
Otworzyliście Teatr TrzyRzecze.
Plakat do
związane z zachowaniami rasi– Nazwa wzięła się od miejscoprzedstawienia
„Dziesiona”
wości, którą mijaliśmy po drodze do
stowskimi i ksenofobicznymi. Po
w reżyserii Konrada
Suwałk, gdzie mieszkaliśmy przez
pierwsze statystyki policji i wymiaDulkowskiego,
Teatr TrzyRzecze
pewien czas. Mają w niej źródła trzy
ru sprawiedliwości są zafałszowastrumienie wpadające do Biebrzy.
ne, więc nie odzwierciedlają skali
Wieś zamieszkiwali Białorusini, Poprzestępstw. Po drugie ludzie nie
wierzą w skuteczność własnych relacy i Żydzi. Nasz teatr znajduje się
u zbiegu trzech ulic w starej dzielnicy żydow- akcji na te przestępstwa. Dlatego ostatnią rzeczą,
skiej Chanajki, w miejscu, z którego wywodzi którą powinniśmy robić, jest bieganie z farbą.
się Teatr Narodowy Izraela – Habima, o czym Potrzebne są działania systemowe. Każdą swaPrzeciw nienawiści
4 / 11
stykę, napis „Żydzi do gazu” i inne zaczęliśmy na początku był oporna, nie chciała reagować.
zgłaszać jako odrębne przestępstwa nawoływania do nienawiści i propagowania ustroju totali- Dlaczego?
– Uważała, że to trywialne. Odmawiała
tarnego, także komunistycznego.
wszczęcia postępowań, twierdząc, że przestępstwa mają znikomą szkodliwość społeczną. Nie
Jak znaleźliście ich półtora tysiąca?
– Zaczęli je zgłaszać mieszkańcy. Trafiały do bardzo wiedzieliśmy, jak na to zareagować. Wynas informacje, na przykład o swastyce na trans- szliśmy z założenia, że jeżeli ktoś namaluje swaformatorze przy ulicy Zagórnej. Wysyłaliśmy stykę, ale nie zostanie złapany i osądzony, to
wolontariusza, który robił zdjęcia, dokumento- następnym jego krokiem będzie pobicie za inny
wał sytuację, pisaliśmy do prokuratury o popeł- kolor skóry. Jeśli znów nie zostanie złapany i osąnieniu przestępstwa, wysyłaliśmy informację do dzony, to spali mieszkanie pełne ludzi, będzie
Urzędu Miasta oraz do Straży Miejskiej. Wszyst- zmierzał do morderstwa. Bezkarność deprawuje.
ko robiliśmy drogą oficjalną – urzędnik wysyłał Krokiem milowym była afera spowodowasprawę do wydziału architektury, ten powiada- na przez jednego prokuratora, który tak bardzo
miał odpowiednią komórkę, przyjeżdżano, za- chciał okazać lekceważenie, że w oficjalnej odmalowywano.
mowie wszczęcia postępowania napisał, posiłkując się Wikipedią, że swastyka jest hinduskim
znakiem szczęśliwości. Przekazaliśmy ten kurioSzybko?
– Nawet w dwa dni. Akcja okazała się sku- zalny opis dziennikarzowi „Gazety Wyborczej”,
teczna, więc momentalnie zyskaliśmy wiarygod- a on wrzucił to na pierwszą stronę lokalnego
ność. Mieszkańcy zaczęli nam masowo wysyłać wydania. Wywołało to tak wielkie poruszenie,
informacje. Zasypana zgłoszeniami prokuratura że na drugi dzień znalazło się na jedynce „GazePrzeciw nienawiści
5 / 11
ty” na cały kraj. Tego samego dnia mieliśmy pod wali się w latach dziewięćdziesiątych, ze skrajną
teatrem osiem wozów transmisyjnych polskich prawicą.
i zagranicznych telewizji.
Skąd to się wzięło w Białymstoku?
co się stało?
– Od wielu lat panowało przyzwolenie na tego
– Prokurator generalny doprowadził do typu zachowania. Młodzi neofaszyści werbowali
zwolnień w Prokuraturze Okręgowej i Rejo- w szkołach i domach dziecka. W Białymstoku jest
nowej, zostały wszczęte wszystkie odrzuco- normą, że osoby, które przyznają się do przekonań
ne wcześniej postępowania. Zaczęliśmy się rasistowskich, rozmawiają z podopiecznymi w docieszyć sympatią różnych grup politycznych. mach dziecka, „uczą dzieci patriotyzmu” – tak to
Kiedy w końcu służby zajęły się swastyką, któ- się u nas nazywa. Rasizm nie jest w Białymstoku
ra miała być „symbolem szczęśliwości”, pewien domeną zwykłych ludzi. To szef palestry wypostaruszek podszedł do policjanta i powiedział, że wiadał się do prasy, mówiąc, że jest przeciwny
lepiej późno niż wcale. Okazało się, że widnia- imigrantom. To prezydent, kibic piłkarski, odwrała ona na tym transformatorze przez dwanaście cał głowę, gdy słyszał antysemickie przyśpiewki,
lat. Całe pokolenie dzieciaków wychowywało się zamiast przerwać mecz i powiadomić wojewodę.
pod tą metrowej wielkości swastyką, bawili się Dawał się fotografować z osobami, których ugruobok w piaskownicy, chodzili tamtędy do szkoły. powania teraz delegalizuje prokuratura.
Dla nich ten znak jest naturalny. Tak samo pobliskie napisy „Żydzi do gazu”, „biała siła”. To A jaka jest tego głębsza przyczyna?
elementy otoczenia, które odcyfrowują, gdy uczą
– Podczas drugiej wojny światowej w Białymsię liter. Jak głębokie ma to konsekwencje, po- stoku i wokół niego doszło do potwornych morkazuje obecny flirt młodych, którzy wychowy- dów, porównywalnych do tych, które działy się
Przeciw nienawiści
6 / 11
w Srebrenicy czy Ruandzie, gdzie sąsiedzi mordowali sąsiadów. Starsze osoby pamiętają sytuacje, gdy na rynek spędzano wszystkich Żydów
z miasteczka, byli bici, poniżani, mordowano ich
na miejscu albo poza miasteczkiem. Pewna kobieta opowiadała nam, jak jej rodzice zaanektowali budynek obok ich domu. Należał do sklepikarki, u której jako mała dziewczynka kupowała
codziennie dwa, trzy cukierki, pamiętała jej zapach, wygląd. Nagle zobaczyła ją mordowaną
przez wujka na środku miasteczka. Tej samej
nocy kazano jej spać w pościeli, która pachniała jeszcze sklepikarką. Nie mogła tego znieść.
Wizna, Tykocin, Knyszyn, Białystok. Były dziesiątki sytuacji, w których dochodziło do potwornych mordów. W miejscowości Bzury grupa polskich chłopców wypożyczyła z pobliskiego getta
piętnasto-, dwudziestoletnie dziewczynki. Zabrali
je do prac polowych, po czym zamiast odprowadzić do getta, wzięli je do lasu, zbiorowo zgwałcili i zatłukli kijami od wideł, konarami. Przestępcy,
którzy popełnili te zbrodnie – a są ich tysiące – nigdy nie ponieśli konsekwencji.
Przeciw nienawiści
Co się z nimi potem działo?
– Wyobraźmy sobie człowieka, który brał
udział w mordowaniu żydowskich rówieśników,
znajomych. Jednym z psychologicznych mechanizmów poradzenia sobie z taką sytuacją jest silne wyparcie i uzasadnienie tej sytuacji jako koniecznej: tak, mordowałem Żydów, ale to nie byli
ludzie, oni zasługiwali na takie zachowanie. Ten
mechanizm anomii był przekazywany dzieciom,
a potem ich dzieciom. Białystok miał przepiękną starą dzielnicę żydowską, która mogłaby być
znana jak krakowska. Co zrobili włodarze Białegostoku w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat?
Niszczyli każdy przejaw tego, że miasto było kiedyś żydowskie. Osoby, które czasami przychodzą
protestować pod nasz teatr, wykrzykują „Spalcie
te żydowskie budy!”. Kilka tygodni temu zastępczyni wojewódzkiego konserwatora zabytków Zofia Cybulko pozwoliła sobie przejść przez kordon
policyjny, używając swojej pozycji, a później wykrzykiwała o żydowskich budach do tłumu. Jedna
z telewizji nagrała jej wypowiedź. Była medialna
burza, Cybulko straciła stanowisko.
7 / 11
Jak w walce z ksenofobią sprawdza się
polskie prawo?
– Jest odpowiednie, tylko nie było egzekwowane. W Białymstoku doprowadziliśmy do sytuacji, w której jeśli ktoś napisze na forum, że
wszystkich tatarów należy wymordować, a meczet spalić, bo to są islamiści, może być pewien,
że za kilka dni policja wejdzie do jego domu,
zabierze wszystkie komórki, laptopy itd., ustali, kto dokonał wpisu, a potem ta osoba zostanie
skazana. Sądy przestały być pobłażliwe i skazują za tego typu przestępstwa na kary więzienia
w zawieszeniu. Wszyscy zdają sobie sprawę, że
sytuacja zaszła za daleko.
Zdarzyło się, że ktoś rzucił butelką w okno, a za
chwilę leżał na ziemi. Nie spodziewał się, że para
starszych państwa w samochodzie obok niego
to policjanci, którzy skują go w jedną sekundę.
Osoby, które robią to, co my w innych miastach,
mają więcej kłopotów. Natomiast jesteśmy napiętnowani, zostałem okrzyknięty największym
lewakiem Polski, mój prywatny numer telefonu
i inne informacje są przekazywane publicznie.
Wliczamy w koszty, że jesteśmy obrażani. Jednak
wszystkie groźby karalne zgłaszamy do prokuratury, a ich sprawcy dostają poważne kary i mogą
pójść za kratki.
Masz wsparcie rodziny?
Medialna burza i protesty to jest cena, którą
– Pełne, taką mamy tradycję. Pradziadek był
płacicie za swoje zaangażowanie?
ułanem w 17 pułku ułanów grochowieckich, a dzia– Jesteśmy też pod stałą ochroną policji.
dek służył w AK. Ideały niezgody na niesprawiedliwość odziedziczyłem po babci, której najlepszą
Co to znaczy?
przyjaciółką ze szkolnej ławki była Żydówka. Na– Koło naszego teatru przy Młynowej 19 przez sza rodzina miała duży młyn motorowy i piekarnię
całą dobę stoją policjanci, którzy pilnują, by nikt w Koninie. I kiedy Żydzi byli wywożeni do obozu
nas nie spalił i nie zamordował. Są skuteczni. zagłady, babcia pobiegła do tego młyna i przynioPrzeciw nienawiści
8 / 11
Z drugiej strony liczba osób, które chciały zobaczyć „Golgotę Picnic”, była tak duża, że rezerwacje skończyliśmy w kilka godzin. Prezydent miasta Tadeusz Truskolaski powiedział, że niestety
ten teatr nie jest miejską instytucją kultury i nie
może zabronić pokazywania „Golgoty Picnic”.
I chciałby od razu zastrzec, że nie ma z tym teatrem nic wspólnego, jest prywatny, finansowany samodzielnie i miasto nie ma w nim żadnych
udziałów. Opublikowaliśmy to oświadczenie.
Pokazujemy współczesną dramaturgię, reżyserujemy, często realizujemy spektakle według własnych tekstów. Zajmujemy się mało popularną
tematyką, od „Blackbirda” Davida Harrowera,
czyli od pedofilii, poprzez spektakle opowiadające
o „słoikach” i świecie z punktu widzenia dziewczyn, które przyjeżdżają do Warszawy z miasteTak samo niepokorny jest wasz teatr?
– Jest niezależny. Najzabawniejszą sytuację czek, kończąc na męskich lękach przed ośmieszeprzeżyliśmy podczas naszego protestu przeciwko niem się i byciem niekonsekwentnym.
zakazowi wystawiania „Golgoty Picnic”. W naszym teatrze odbywało się odczytywanie sztuki, Niepopularnie – żeby się narażać?
wokół zgromadziło się kilkaset osób, które odma– To nas intryguje. Nie przejmujemy się tym,
wiały różaniec, nawoływały do spalenia nas itd. czy komuś to się będzie podobało, czy uzna te tesła koleżance worek chleba. Podała go pod lufami
SS-manów. Miała dwanaście, trzynaście lat. Następnego dnia poszła z rodzicami do kościoła. Pochodziła z bogatej rodziny, więc siedziała w pierwszych ławkach. Kiedy ksiądz zaczął mówić, że
Hitler jest, jaki jest, ale dobrze, że wywozi Żydów,
bo zabili Pana Jezusa, babcia podeszła do ołtarza, popatrzyła księdzu w oczy – w całym kościele zapadła cisza – po czym odwróciła się, wyszła
i trzasnęła drzwiami. Powiedziała, że nigdy więcej
nie pójdzie do kościoła. Kiedy umierała, wezwała
mnie do szpitala i powiedziała, że jak zobaczy na
pogrzebie księdza, to będzie nas straszyła do końca życia. Miała umiejętność podejmowania niepopularnych decyzji i chodzenia pod prąd.
Przeciw nienawiści
9 / 11
maty za obrazoburcze. Zależy nam, by podobało
się naszym widzom. Zapłaciliśmy za to cenę. Kiedyś robiliśmy warsztaty dla młodzieży, zgłosiło
się do nas mnóstwo osób. Sami mieli wymyślić
tematy jednoaktówek, które będą realizować, daliśmy im wolną rękę. Jakie tematy wybrali? Jak
być gejem w Białymstoku i przeżyć, jak być ateistą we współczesnym świecie, o agresji dziewcząt i o współczesnych narkotykach, czyli dopalaczach kupowanych w Czechach. Następnego dnia
ukazał się artykuł „Geje w TrzyRzeczu” i Urząd
Miasta dał nam do zrozumienia, że jeżeli jeszcze
raz pojawi się tego typu tematyka, to nigdy więcej
nie dostaniemy pieniędzy z kasy miasta. W dużym
skrócie Urząd Miasta spełnił swoje groźby.
Jednak nie autocenzurujecie się, to znaczy,
że macie źródła finansowania.
– Stworzyliśmy mechanizm finansowania,
który nie był dotąd stosowany w Polsce. Nasz
teatr założył spółkę z o.o., która zajmuje się produkcją opatentowanego przeze mnie preparatu przeciwgrzybicznego Butosept – dostępnePrzeciw nienawiści
go w prawie każdej aptece. Sto procent zysków
z jego sprzedaży przeznaczamy na działalność
statutową teatru. Wymyśliłem trzy nowe preparaty. Jak wszystko dobrze pójdzie, to za kilka lat
stworzymy pierwszy w Polsce teatr kompletnie
niezależny od zewnętrznych źródeł finansowania.
Dlaczego od robienia teatru przeszliście do
monitorowania nienawiści?
– Szliśmy raz z Konradem przez Rynek Kościuszki, centralny plac w Białymstoku, był
wieczór, ciepło, przy stolikach siedzieli młodzi
ludzie, dzieci klasy średniej. Kiedy zobaczyli
dwie czarnoskóre studentki, zaczęli pogwizdywać i pokrzykiwać. Były bardzo ładne, najpierw
pomyśleliśmy, chłopcy próbują sposobów na
siermiężny podryw. Jednak ci uczniowie najlepszych liceów w Białymstoku zaczęli wydawać małpie odgłosy, udawać, że jedzą banany, wykrzykiwać rasistowskie hasła. One szły,
a przez plac przetaczały się te odgłosy. To nas
poraziło. To przeciwstawienie: pogodny wie10 / 11
czór, miła atmosfera i taka sytuacja. Staliśmy
jak wryci, nie wiedzieliśmy, jak się zachować.
Zaczęliśmy się rozglądać. W największej galerii handlowej w Białymstoku pobito czarnoskórą
studentkę. Na przystanku został pobity chłopiec
z Indii. W klubach w Białymstoku była selekcja,
a jej podstawowe kryterium stanowił kolor skóry. Na bramkach stali neofaszyści, którzy stworzyli nieźle prosperujący gang rozbity niedawno
przez CBŚ. Napakowani sterydami, oszalali na
punkcie siły. Jeden z nich zamordował chłopaka
jednym uderzeniem pięści. Nie udzielił mu pomocy, tylko patrzył jak umiera na chodniku. To
wzbudziło nasz protest i postanowiliśmy: jeżeli
nikt nie potrafi się za to zabrać, to pokażemy, że
my potrafimy. •
Przeciw nienawiści
[[
Rafał Gaweł – prezes Stowarzyszenia
Teatralnego Dom na Młynowej, dyrektor
Teatru TrzyRzecze w Białymstoku. Wieloletni
specjalista PR w koncernach farmaceutycznych,
m.in. Glaxo SmithKline, Bristol-Myers Squibb,
Libella. Nominowany do Nagrody Artystycznej
Prezydenta Miasta Białystok 2011 w kategorii
organizatorskiej oraz w 2012 r. wspólnie
z Konradem Dulkowskim w plebiscycie
Złote Klucze Kuriera Porannego
11 / 11
[ książkirecenzje ]
recenzuje emilia kolinko
[[
Emilia Kolinko
– redaktorka
„W Punkt”,
absolwentka
filologii polskiej
na Uniwersytecie
Warszawskim
KRONIKI
Bob Dylan
Czarne, Wołowiec 2014, tłum. Marcin Szuster
Drugie polskie tłumaczenie pierwszego tomu „Chronicles” Dylana, który ukazał się dokładnie przed dziesięcioma laty. I na razie nic pewnego, co z kolejnymi dwiema częściami (o pracy nad drugim tomem
mówił na łamach „Rolling Stone” jeszcze w 2012
roku). Tymczasem w jedynce Dylan opisuje przyjazd
do Nowego Jorku i tamtejszą scenę folkową w latach
sześćdziesiątych, wspomnieniami wraca do dzieciństwa spędzonego w Minnesocie, także do prac nad
albumami „New Morning” i „Oh Mercy”.
KSIĄŻKI
2/6
DZIENNIK 1944–1949. NIEWIELKIE
POMIESZANIE KLEPEK
ks. Józef Tischner
Znak, Kraków 2014
Nieczęsto zdarza się, by publikowano osobiste dzienniki nastolatków-przyszłych pisarzy, intelektualistów,
polityków. Bo trzeba odwagi, żeby odtajnić zapiski
kształtującej się dopiero młodzieńczej tożsamości,
prywatne notatki o czasach, środowisku, ale i niepozbawione egzaltowanych deklaracji. Dziennik kilkunastoletniego Tischnera w niewielkiej części przypada na lata drugiej wojny, w większej – na pierwsze
lata powojenne, w prywatnej biografii autora – lata
szkolnych doświadczeń, pierwszych miłości, decyzji
o poświęceniu się kapłaństwu.
KSIĄŻKI
3/6
WSZYSTKO, CO LŚNI
Eleanor Catton
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014,
tłum. Maciej Świerkocki
Duża, porządna fabuła, pełna komplikacji, z astrologicznym kluczem. Nowa Zelandia drugiej połowy
dziewiętnastego wieku, czas złotej gorączki. Cała
historia z jej sensacyjnymi i kryminalnymi wątkami
powstała po dwóch latach solidnej lektury tekstów
z epoki i nauki odczytywania treści z kart do tarota.
KSIĄŻKI
4/6
DZIENNIKI 1951
Agnieszka Osiecka
Prószyński i S-ka, Warszawa 2014
Październik sprzyja polskiej diarystyce, i to diarystyce młodzieńczej. Drugi tom dziennych zapisków
Agnieszki Osieckiej daje blisko pół tysiąca stron
o jednym tylko roku 1951. Diarystka Agnieszka O.,
już niemal piętnastoletnia, angażuje się w działalność
ZMP, ale i zakochuje, uczy, trenuje pływanie. I pewnie wielu się będzie zastanawiało, po co publikować
te niedoskonałe zapiski. Jak gdyby istniała lepsza
forma świadczenia o czasach i sobie!
KSIĄŻKI
5/6
POD ZNAKIEM SATURNA
Susan Sontag
Karakter, Kraków 2014, tłum. Dariusz Żukowski
Wydanie jej dzienników intymnych pozostanie przedmiotem – rzadko zresztą przywoływanych – kontrowersji ze względu na skróty i decyzje edytorskie Davida Rieffa, jej syna. Zresztą historia literatury ma
dwuznaczny pożytek z tych wszystkich biografii czy
ogłaszanych pośmiertnie prywatnych pism, przygotowywanych przez potomków. Dlatego Susan Sontag warto czytać w tekstach, które sama miała okazję
skontrolować, kiedy się ukazywały. Jak zbiór esejów
„Pod znakiem Saturna”, dedykowany dla Brodskiego, ogłoszony w 1981 roku. A w nim siedem tekstów,
w tym o Paulu Goodmanie, Antoninie Artaud, Rolandzie Barthesie i Eliasie Canettim.
KSIĄŻKI
6/6
[ wolnośćartystyczna]
wygodna autocenzura
Twórcy muszą się wykazać niezwykłą determinacją
i znajomością prawa, żeby tworzyć i wystawiać
kontrowersyjne dzieła
D o m i n i k a Byc h aw s k a - S i n i a r s k a
Dominika
Bychawska-Siniarska
– koordynatorka „Europy
Praw Człowieka”, dyrektorka
„Obserwatorium wolności
mediów” Helsińskiej Fundacji
Praw Człowieka
T
eoretycznie wolność artystyczna i twórcza
chroniona jest przez konstytucję (artykuł
73), międzynarodowe konwencje (art. 10
Europejskiej Konwencji Praw Człowieka,
art. 19 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka
oraz Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych) oraz przez bogate orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Wolność ta polega na możliwości upubliczniania i rozpowszechniania rezultatów działalności twórczej i artystycznej. Umożliwia swoWolność artystyczna
bodne eksponowanie efektów pracy twórczej
i jest niezbędną przesłanką realizacji wolności
twórczości artystycznej. Twórcy mają prawo do
decydowania o sposobie, formie i miejscu prezentacji dzieł. W związku z tym to na organach
władzy publicznej i instytucjach publicznych
spoczywa obowiązek stworzenia systemu, który
w najbardziej skuteczny sposób ochroni wolność
twórczości i umożliwi rozpowszechnianie efektów tej działalności bez ograniczeń i w formie
wybranej przez twórcę. Tyle teorii.
2/5
protest czy bojkot stanoMimo konstytucyjnych i międzynarodowi naturalną reakcję na
nadmierne emocje, któwych gwarancji swobody
działalności twórczej zdare budzi kontrowersyjna
sztuka. Znacznie trudniej
rza się, że sztuka w Polsce
zaakceptować
jednak
podlega ograniczeniom
ingerencję w swobodę
ze względu na ochronę
artystyczną wyrażającą
innych wartości, takich „Prosty przyrząd do czynienia znaku krzyża” Tomasza
się poprzez wytaczanie
jak uczucia religijne, mo- Opani (z lewej) i „Adoracja Chrystusa” Jacka Markiewicza
twórcom spraw karnych.
ralność publiczna i seksuNajgłośniejsze proalność, ochrona symboli
narodowych czy reputacja jednostki lub korpo- cesy związane z wolnością artystyczną dotyczyły
racji. Najnowszymi przykładami są wstrzymanie w ostatnich latach przepisów o obrazie uczuć reprzedstawienia „Golgota Picnic” i zakaz ustawie- ligijnych. Podstawę oskarżania artystów stanowi
nia na lublińskiej starówce instalacji „Prosty przy- sławny już art. 196 Kodeksu karnego. Artykuł ten
umożliwia skazanie na karę pozbawienia wolności
rząd do czynienia znaku krzyża”.
Coraz częściej kontrowersyjna sztuka wy- osób, które obrażają czyjeś uczucia religijne, zniewołuje protesty w gmachach wystaw czy przed ważając publicznie przedmiot czci religijnej lub
nimi. Przykładem może być wystawa „Adoracja miejsce przeznaczone do publicznego wykonywaChrystusa” Jacka Markiewicza, która po koniec nia obrzędów religijnych. Jego ofiarą padła między
2013 roku wywołała szeroką medialną debatę innymi Dorota Nieznalska (za instalację „Pasja”),
i protesty przed Centrum Sztuki Współczesnej Dorota Doda Rabczewska (za „naprutych winem
w Warszawie. Można z łatwością przyznać, że i palących jakieś zioło”), czy też Adam Nergal DarWolność artystyczna
3/5
dwa lata łagrów za chuligański (za podarcie Biblii w trakW Europie
cie koncertu). Sprawa Dody
stwo motywowane nienawi„kary za
znalazła swój finał w Trybunaścią religijną.
bluźnierstwo”
Do ingerencji w wolność
le Konstytucyjnym, który bęprzyjęto
artystyczną dochodzi jednak
dzie musiał wypowiedzieć się
w siedmiu krajach,
nie tylko na skutek spraw sądoco do zgodności z konstytucją
jednak od lat
przepisów penalizujących obwych. Może mieć ona również
nie wydano
charakter
„autocenzury”
razę uczuć religijnych.
na ich podstawie
stosowanej przez instytucje
W Europie „kary za bluźkultury, często zależne finannierstwo” przyjęto w siedmiu
żadnych wyroków
krajach: w Niemczech, Dasowo lub organizacyjnie od
władzy publicznej. Unikają
nii, Włoszech, Grecji i Irlandii
oraz na Cyprze i Malcie. Niemniej jednak przepisy one prezentowania sztuki, która mogłaby wzbuobowiązujące w tych krajach można uznać za mar- dzić jakiekolwiek kontrowersje wśród odbiorców.
twe – od lat nie wydano na ich podstawie żadnych Kilka lat temu przekonał się o tym Rafał Jakubowyroków. Polska w tym zakresie zdaje się raczej wicz, którego praca „Arbeitsdisziplin”, nawiązuprzypominać swoich, niekoniecznie demokratycz- jąca do podpoznańskiej fabryki Volkswagena, zonych, wschodnich sąsiadów. Najgłośniejszą spra- stała ocenzurowana (zdjęta) w Galerii Miejskiej
wą o naruszenie uczuć religijnych ostatnich lat jest w Poznaniu. Instalacja pokazywała ogrodzoną
niewątpliwie skazanie członkiń zespołu Pussy Riot. drutem kolczastym fabrykę z wieżyczką strażniW związku z politycznym występem w Soborze czą, na której umieszczono wykonany charakteChrystusa Zbawiciela, podczas którego śpiewały rystyczną czcionką napis, nawiązujący do bramy
„Bogurodzico przegoń Putina”, zostały skazane na obozu zagłady w Auschwitz. Decyzję o zdjęciu
Wolność artystyczna
4/5
pracy argumentowano stwierdzeniem, że Volkswagen był największym pracodawcą w mieście.
Rozdział środków publicznych na poszczególne
segmenty kultury często dokonywany jest w sposób
arbitralny i upolityczniony. Jest to szczególnie
widoczne na poziomie lokalnym. Zgodnie ze standardami międzynarodowymi selekcja działań artystycznych i podmiotów otrzymujących wsparcie
ze środków publicznych powinna opierać się na
przejrzystych zasadach, tak aby beneficjentami nie
były tylko podmioty reprezentujące poglądy bliskie
osobom sprawującym aktualnie władzę. Niezbędna wydaje się zmiana istniejącego modelu „polityki kulturalnej” realizowanego przez samorządy
w celu skuteczniejszego gospodarowania środkami publicznymi przeznaczonymi na kulturę, które
poprawiłyby warunki korzystania z konstytucyjnej
wolności twórczości artystycznej i wolności dostępu do dóbr kultury.
Te wszystkie ograniczenia mają niewątpliwie
negatywny wpływ na twórcę, który musi wykazać się niezwykłą determinacją i znajomością
prawa, żeby tworzyć i wystawiać kontrowerWolność artystyczna
syjne dzieła. Nierzadko twórcy oraz pracownicy ośrodków kultury są bezradni wobec represji
i ograniczeń, które ich spotykają. „Autocenzura” staje się najwygodniejszą formą przetrwania
w tak nieprzyjaznym artyście środowisku.
Pobierz PDF
Więcej o regulacjach
prawnych dotyczących
swobody artystycznej,
procesów wytaczanych
twórcom oraz
przypadków
autocenzury w sztuce można znaleźć w publikacji
„Swoboda wypowiedzi w działalności artystycznej”
pod redakcją Dominiki Bychawskiej-Siniarskiej
i Doroty Głowackiej wydanej przez Helsińską Fundację
Praw Człowieka.
5/5
[ Stefan
kisielewski
]
Wychowanie
według Kisiela
Uwielbiał prowokować, i to prowokować właściwie niewinnie.
Według ojca dzieci miały być bystre, a nie grzeczne
tekst
W
jerzy kisielewski
Fragment książki
„pierwsza woda po kisielu”
ielu było przekonanych, że w naszym domu najbardziej niesfornym dzieckiem jest ojciec.
Stosował wobec nas niekonwencjonalny
typ chowu. Jak na liberała przystało, dawał nam
wolną rękę. Ani nie sprawdzał zeszytów, ani nie
pytał, dokąd idziemy i z kim się zadajemy. Uważał, że dziecko ma prawo do popełniania błędów.
Nie okazywał przesadnych czułości tatusia. Byliśmy dla niego partnerami do rozmów i wspólnych
stefan kisielewski
wędrówek, górskich bądź rowerowych. Dlatego
lepszy kontakt nawiązał z nami, gdy już podrośliśmy i mogliśmy z nim dyskutować. Mniejsze
dziecko bywało dla niego rodzajem eksperymentu. Zgodnie z ukutą przez siebie zasadą: „Rób zawsze drugiemu, co tobie niemiło, aby wypróbować, jak się na to reaguje, jak duże są przy tym
straty i jak można samemu tego uniknąć”. (Stefan
Kisielewski, „Przysłowia są mądrością narodów.
Myśli nieco cyniczne” w: „Felietony tom 1. Rze2/9
czy małe”, Prószyński i S-ka
2013).
Dzieci nie kłamią
Próbował na przykład sprawdzić, ile dziecko wytrzyma
i jak długo się nie obrazi. Zawsze herbatę czy neskę pił
w szklance i lubił, żeby było
nalane po krawędź. Wszyscy mówili, że to nieelegancko, ale tak lubił i już. Potem mieszał w tej
szklance, mieszał i mieszał… No i nagle potrafił
wyjąć gorącą łyżeczkę i przyłożyć niespodziewanie dziecku do ręki. By zobaczyć, jak zareaguje. Obrazi się czy nie? Zrobiłem tak kiedyś
synowi. I nagle zdałem sobie sprawę, jak silne są
te mechanizmy instynktownego zapamiętywania
z dzieciństwa i powielania.
Okrutniejszy eksperyment „na drugim człowieku” zapamiętała [moja siostra] Krystyna.
Wybrała się raz z ojcem z Jastrzębiej Góry na
wycieczkę do Pucka. Kiedy chcieli wracać, okazało się, że ostatni autobus odjechał. Ojciec zdestefan kisielewski
cydował, że wrócą piechotą,
a była to odległość ponad
dwudziestu kilometrów. Szli
wzdłuż drogi i nagle około
północy zaczął padać deszcz,
po czym wyrosło jak spod
ziemi dwóch zakapturzonych
harcerzy w pelerynach. Zasalutowali i oznajmili, że zostali wyznaczeni do pilnowania drogi – by nikt
tam nie wpadł w wertepy, bo przejazd jest w remoncie. Ruszyli razem, we czworo, i w pewnej
chwili zamigotały z daleka światła nadjeżdżającego samochodu. Ojciec nagle chwycił jednego
z harcerzy za kark i ryknął mu do ucha:
– A ja teraz wrzucę cię pod samochód!…
Zmiatali chłopcy, ile sił w nogach. A ojciec
zaśmiewał się w głos, że takich to odważnych
harcerzy mamy…
Bo on uwielbiał prowokować, i to prowokować właściwie niewinnie. Lubił nas uczyć brzydkich słów. Potem przeszło to na wnuki. Opowiadała o tym swego czasu córka Krysi, Ania, że
Zapytałem mamę:
Dlaczego
wszyscy mają
normalnych
ojców, tylko
my takiego
dupowatego?
3/9
łapał ją za rękę i ściskał. Kiedy buzia robiła się
jej w podkówkę, mówił:
– Powiedz „dupa”, to puszczę.
Takie były z tego konsekwencje: Ania już
jako uczennica szkoły muzycznej została z klasą
zaprowadzona na Powązki, aby odwiedzić groby kompozytorów. Kiedy doszli do grobu Kisielewskiego, pani poprosiła ją, aby opowiedziała
coś na temat dziadka. No to opowiedziała, jak
ją uczył brzydkich słów. No cóż, dzieci nie kłamią…
Oczywiście dla mamy i cioci stanowiło to
poważny problem.
Baran, baran, buc!
Uczył jeszcze innych rzeczy. Jest taka, dosyć
już teraz legendarna historia dotycząca pewnego żartu. I tu zdania są podzielone, kto to zrobił.
Ja twierdzę, że Krystyna, ale przykleiło się do
mnie. Jeździliśmy na wakacje do Poronina, do
willi słynnej malarki pani Zofii Stryjeńskiej na
Galicowej Grapie. Przyjeżdżała tam również
pewna katolicka pisarka, samotna, nosząca dłustefan kisielewski
gie suknie. Nobliwa pani. Szczególnie zapadło
mi w pamięć, że w upalne dni, kiedy słońce było
ostre, zakładała sobie majtki na głowę, świeżo
uprane, takie prosto ze sznurka, żeby nie dostać
udaru. Praktyczne, choć dziwne, szczególnie
dla dziecka.
Historia działa się w kuchni. Tam wszyscy
trzymali swoje naczynia i wiktuały. Także nasza
ciocia, bo to ona zwykle zajmowała się nami na
tych wyjazdach. Mama z ojcem przyjeżdżali albo
dojeżdżali później i na krócej. Ojciec zawsze
był gdzieś tam przesunięty, bo coś go trzymało w Krakowie lub Warszawie. W naszej rodzinie od zawsze była popularna zabawa z dziećmi
w barana, zresztą kontynuowana do dzisiaj. To
największa frajda dla dzieci, kiedy mogą się trykać głowami z dorosłymi: baran, baran, buc! No
i w tej kuchni poronińskiej panie przygotowywały obiad, każda sobie i swoim bliskim. Ciocia też
coś tam pichciła, kiedy do kuchni wpadła Kryśka. Kolejno podbiegała do każdego i robiła mu
baran, baran, buc! – w brzuch, w pupę, w zależności, kto jak stał, odwrócony w danym momen4/9
Bo wiedziała doskocie frontem bądź tyłem.
Zrobiła też barana owej
nale, że pomysłodawcą
niemłodej już, nobliwej
jest ojciec, który rozbapani i krzyknęła: „Fuj, jak
wiony zerkał zza drzwi.
pani dupa śmierdzi!”. No
W tej wersji mama naji znowu dramat. Ciocia
pierw chciała paść truz pretensjami do ojca:
pem ze wstydu, a póź– Stefan, przez cieniej poszła oczywiście
z pretensjami do ojca.
bie już nie mogę się w tej
Tak to zapamiętał i opikuchni pokazać, bo przeLegitymacja Związku Literatów Polskich
cież taki wstyd!
sał Tadeusz KwiatkowNa co ojciec: – Przecież dzieci nie kłamią. ski w książce o Krupniczej, pod świetnym tytuA może jej naprawdę śmierdzi…
łem „Niedyskretny urok pamięci”.
Druga wersja tej historii jest taka, że ojciec
mnie namówił, abym coś takiego powiedział Zrobimy z tego ślizgawkę
pani hrabinie (nie pisarce). Zrobiłem to chętnie. Byliśmy z wizytą u znajomych, państwa GołoSiedziała w kuchni przy stoliku z moją mamą. górskich, mieszkających przy ulicy Wenecja. PaPodszedłem od tyłu, objąłem ją w pasie i powie- miętam, że mieli samochód, aparat fotograficzdziałem:
ny z dużą lampą błyskową, w której po każdym
– Ale pani dupa śmierdzi…
zdjęciu trzeba było wymieniać żarówkę, i parę
Na co hrabina, całkowicie niezbita z tropu, nowoczesnych urządzeń, które pan domu dezwróciła się do mamy z pytaniem:
monstrował, budząc nasz podziw. U nas w tym
– Czy nie należałoby bardziej dosolić mięsa? czasie były w domu rowery i fortepian. Kiedy
stefan kisielewski
5/9
wróciliśmy, zapytałem mamę:
– Dlaczego wszyscy mają normalnych ojców,
tylko my takiego dupowatego?
Kar cielesnych ojciec nigdy nie stosował.
Tylko raz dostałem po łapach. W domu nie było
agresji. Brzydkie słowa stanowiły formę zabawy.
Z tamtych czasów został mi w pamięci pewien
Wierszyk, podobno przedwojenny, choć nietracący na aktualności:
Na Wiśle pod filarami
Rozbił się galar z jabłkami
Płyną sobie jabłka równo
A pomiędzy nimi gó..o
Co to płynie? – pyta babka
Na to gó..o: TO MY JABŁKA!!
Dlatego szczególnie wbiła mi się w pamięć
sytuacja zaprzyjaźnionej z rodzicami od zawsze
rodziny. Tradycyjny dom. Na stole stara srebrna cukiernica, ale w ciągu dnia nie wolno było
z niej wziąć kostki cukru, bo groziło za to lanie pasem. Dyscyplina obejmowała wszystko,
stefan kisielewski
w tradycyjnym stylu tak zwanego porządnego
domu dziecko należało podporządkować reżimowi kindersztuby. Spędzaliśmy razem wakacje
w Jastrzębiej Górze. Pewnej niedzieli szliśmy
do kościoła, a ich syn był odświętnie wystrojony
w białą koszulę i czarne krótkie spodnie. Gdzieś
tam po drodze stała beczka ze smołą. We dwóch
zaczęliśmy w niej grzebać patykami. Nie sposób
było uniknąć przy tej zabawie wysmarowania się
płynną smołą. Przyszedł jego ojciec, kazał mu
wyjąć pasek ze spodni i podać. Ja nie miałem
paska przy spodniach, bo byłem na to za mały.
A teraz mogłem zobaczyć, po co się go nosi…
Po to, by w takich sytuacjach go zdejmować, podawać ojcu, aby ten lał po tyłku, i to własnym
paskiem! Nie mogłem tego pojąć. Takie poniżenie! I do tego na oczach kolegi.
Kiedyś usłyszałem rozmowę rodziców z jego
rodzicami. Dziwili się:
– Wy swoich dzieci nie wychowujecie, a robią
wrażenie wychowanych. A my robimy wszystko,
co się da, i nic to nie pomaga.
To bodaj w Collegium Maius nad wejściem
6/9
Warszawa, Stefan Kisielewski przy obiedzie z nieodłącznymi gazetami
stefan kisielewski
7/9
jest wyryte zdanie „Plus ratio quam vis” (łac.
więcej znaczy rozum niż siła). Ważna maksyma,
a przydatna także przy dzieciach…
Krystyna miała chorobę lokomocyjną, co
było problemem, bo w tych autobusach do Poronina czy Zakopanego śmierdziało spalinami
i było duszno. Dlatego podróż zawsze musiała
się skończyć tak samo – że Krystyna wymiotowała. Raz na mnie… dość to było przykre doznanie. Tym bardziej że funkcjonował zwyczaj, aby
w podróży być porządnie ubranym. Kiedyś zdarzyło jej się puścić pawia w pociągu, z przedziału
na korytarz. Wszyscy przejęci, wpadli w panikę,
co tu zrobić. A ojciec całkiem spokojnie mówi:
– Nic, zrobimy z tego ślizgawkę…
I przejechał się po korytarzu na butach. Tak
kilka razy, no i to rozjechał…
Ciiii! Stefan pisze felieton
Mam w pamięci jeden dzień, kiedy zostałem
z ojcem sam w domu. Chyba wrócił co dopiero
z jakiegoś przyjęcia, bo był w świetnym nastroju
(na rauszu?), i usiadł do pianina. A zawsze, kiestefan kisielewski
Pierwsza woda po Kisielu.
Historie rodzinne
Jerzy Kisielewski
Czerwone i Czarne, Warszawa 2014
Maska błazna, którą
często zakładał
Stefan Kisielewski,
była przykrywką.
– Kiedyś profesor
Adolf Józwenko,
dyrektor Ossolineum,
opowiedział mi
o odczycie, na
którym ojciec mówił
otwartym tekstem o Katyniu i innych niewygodnych
dla ówczesnych władz sprawach. Gdy profesor się go
zapytał, jak on to robi, że się nie boi, Kisiel poradził
mu, że jest na to sposób: trzeba udawać wariata…
– powiedział Jerzy Kisielewski w wywiadzie dla
Programu II Polskiego Radia.
8/9
dy miał dobry nastrój, grał przeróżne stare melodie, „Na sopkach Mandżurii”, „Titinę”, „Tango milonga”… Uwielbiał. To był jego sposób
na relaks. Tego dniach również grał, a ja stałem
przy pianinie i zacząłem robić basy, by pasowały
do jego akordów. Sprawiało mi to wielką frajdę.
Gram z ojcem!
Na co dzień raczej nie miał dla nas czasu.
Jednak nie ilość spędzonego czasu, ale intensywność bycia z dzieckiem się liczy. Zapamiętuje się emocje. A brak intensywności trudno by
ojcu zarzucić. No i szczególnej presji nie było.
Oprócz wtorków! Ciiii!! Stefan pisze felieton.
Ojciec siadał w swoim pokoju, wśród książek
i gazet. Mama, która potem była pierwszą czytelniczką felietonów, przynosiła mu szklankę
mocnej herbaty. Wtedy musiało być parę godzin
ciszy. A miał takie ucho, że słyszał każdy szmer
za drzwiami. Jak dzwonił telefon, odpowiadaliśmy uprzejmie: „Ojca nie ma”. Już w Warszawie, kiedy babcia Kisielewska, mocno starsza
pani, a przy tym niezwykle systematyczna, nie
mogąc z powodu pogody wyjść na spacer, trenostefan kisielewski
wała równomierne chodzenie po domowym korytarzu. Kiedy zdarzało się to w „felietonowy”
wtorek, ojciec wychylał się ze swojego pokoju,
pytając z irytacją w głosie:
– Matka, nie możesz szybciej???!! •
Tytuł i śródtytuły od redakcji
[[
Jerzy Kisielewski – syn Stefana Kisielewskiego,
dziennikarz. Przez kilkanaście lat współpracował
z prasą zagraniczną: francuską agencją prasową
AFP, włoską ANSA, jest korespondentem
paryskiego dziennika „La Croix”; prowadzący
i wydawca porannego programu „Kawa czy
herbata”, współpracownik Programu II Polskiego
Radia oraz TVP Info
9/9
[ budżet
Przy współpracy
i MojaPolis.pl
kultury
]
Na kulturę
kasa w gminie
Od 2010 roku nie ma w Polsce gminy, która nie dawałaby na kulturę
choćby złotówki. Pod względem tych wydatków różnice między
poszczególnymi samorządami są ogromne
tekst
W
ydatki
samorządów
P i o tr T e i s s e y r e
gminnych
na kulturę wyniosły w ubiegłym
roku łącznie pięć i pół miliarda
złotych.
Przeciętna gmina w Polsce przeznacza na kulturę cztery procent swojego budżetu. W dłuższej perspektywie widać, że
kultura w gminach liczy się coraz bardziej: przed
dekadą przeznaczały one na kulturę tylko dwa
i pół procent budżetu.
Różnice między poszczególnymi samorządabudżet kultury
mi są ogromne. Rok temu rekordowe wydatki na
kulturę osiągnęła gmina wiejska Kleszczów nieopodal Bełchatowa – 2,6 tysiąca złotych w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Niewiele mniej
wydaje Nowe Warpno nad Zalewem Szczecińskim. Jeszcze tylko dwie inne gminy – Mielnik i Korycin, obie na Podlasiu – przeznaczają
na kulturę kwoty wyższe niż tysiąc złotych na
mieszkańca. Nakłady na kulturę w połowie gmin
w Polsce nie przekraczają 95 złotych na osobę.
2/4
w przeliczeniu na mieszkańRanking zamyka gmina
Nakłady
Wąsewo w pobliżu Ostrowii
ca, największą instytucją
na kulturę
Mazowieckiej. Tam samorząd
kultury jest Gminny Ośrow połowie gmin
przeznaczył na kulturę tylko
dek Sportu, Kultury i Rekrew
Polsce
cztery złote w przeliczeniu na
acji. Do zadań tej instytucji,
nie przekraczają
jednego mieszkańca. Szczęślioprócz krzewienia kultury,
95 zł na osobę
należy utrzymanie komplekwie od 2010 roku nie ma w Polsce gminy, która nie dawałaby
su sportowego z boiskami
na kulturę choćby złotówki.
do różnych dyscyplin oraz
Środki z budżetu gminy zasilają zazwyczaj ośrodka wypoczynkowego.
działalność domów kultury (łącznie 1,9 mld zł),
Dyskusyjnym odbiorcą środków przeznaczabibliotek (1 mld zł), teatrów (380 mln zł) i mu- nych na kulturę w gminie są gazety samorządozeów (336 mln zł). Część środków przeznaczana we. W wielu przypadkach stają się w równym
jest na ochronę zabytków (257 mln zł).
stopniu medium kultury w gminie, co tubą proNie ma wątpliwości, że dla rozwoju kul- pagandową lokalnych władz.
Jak wynika z badań Jerzego Bartkowskiego,
tury liczy się pieniądz. Dane liczbowe o kwotach przekazywanych przez gminę nie dają jed- socjologa z Uniwersytetu Warszawskiego, miejnak pełnego obrazu funkcjonowania kultury na sce zamieszkania jest, obok wykształcenia i doszczeblu lokalnym. Okazuje się, że pod szyldem chodu, najistotniejszym czynnikiem decydująwspierania kultury kryją się nieraz środki, które cym o udziale Polaków w kulturze. Dobrze, by
nie mają z nią wiele wspólnego – chyba że z kul- dzielenie pieniędzy zacierało różnice w nierówturą fizyczną. We wspomnianej gminie Mielnik, nym dostępie do kultury. Analiza budżetów gmin
która na kulturę przeznaczyła 1,2 tysiąca złotych wskazuje, że niestety nie zawsze tak się dzieje. •
budżet kultury
3/4
Komentuje „W Punkt”
Beata Chmiel, menedżerka kultury
Pieniądze to nie wszystko. Politycy nauczyli się
już wprawdzie używać słów „edukacja” czy „partycypacja”, jednak nie stoją za tym – zwłaszcza na
szczeblu lokalnym – znaczące działania systemowe ani programy na rzecz tejże edukacji i uczestnictwa w kulturze. Ruch Obywatele Kultury podejmując pracę nad Paktem dla Kultury, podpisanym
przez premiera i prezydentów największych miast,
czy nad paktami lokalnymi, dążył do stworzenia
polityk i praktyk na rzecz trwałego pobudzania
obywatelskiej aktywności i wzmacniania inicjatyw
społecznych na peryferiach i w centrum, w lokalnych
sąsiedztwach i narodowych instytucjach. Tylko
taka polityka kulturalna – a w zasadzie w szerokim
sensie tego słowa społeczna – będzie bowiem
zasadna i instytucjonalnie sprawna, a prowadzące ją
podmioty władzy publicznej będą przygotowane do
partnerstwa i współzarządzania dobrem wspólnym.
Wpisana w Konstytucję Rzeczypospolitej zasada pomocniczości wciąż jest jednak mimo mody
na budżety partycypacyjne i konsultacje słabo pojbudżet kultury
mowana i marnie praktykowana – i to mimo rosnących nakładów na kulturę. Tworzeniu dobrych
praktyk służą więc programy wynikające z Paktu
dla Kultury: Domy Kultury+Inicjatywy Lokalne,
Partnerstwo Publiczno-Społeczne na rzecz bibliotek, czy będący wciąż w fazie uzgodnień projekt
programu Aktywność Obywatelska, których celem
jest stwarzanie możliwości wyrównywania szans
i otwieranie lokalnych instytucji kultury, przekraczanie podziałów między widzami i aktorami,
twórcami i odbiorcami, uczestnikami i producentami wydarzeń kulturalnych. Gdyby to się udało,
byłby to wielki przełom w pragmatyce zarządzania
nie tylko kulturą.
W listopadzie wszyscy dostaniemy do ręki narzędzie władzy, jakim jest kartka wyborcza. Warto więc pamiętać, że liczy się nie tylko „ile”, ale
i „jak” samorządy wydają trzy czwarte publicznych
nakładów na kulturę. •
[[
Piotr Teisseyre – socjolog związany ze
Stowarzyszeniem Klon/Jawor, autor serwisu
Mojapolis.pl; pisze doktorat w Instytucie
Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego
4/4
[ wybory
Przy współpracy
mamprawowiedziec.pl
samorządowe
]
kto rządzi
w miastach?
Ponad połowa polskich miast ma bezpartyjnego prezydenta rządzącego
co najmniej drugą kadencję. Spośród największych partii najwięcej ludzi
na tym stanowisku obsadziła PO
tekst
W
Polsce
jest
denckich.
107
a n n a ko n c z e w s k a
miast prezy-
Prezydentów
w wy-
borach bezpośrednich wybiera-
2002 roku, ich kadencja
trwa cztery lata. Obecnie władzę sprawuje
106 prezydentów wybranych przez obywateli.
Nietypowa sytuacja zdarzyła się w Oświęcimiu
– obowiązki prezydenta sprawuje mianowany
przez premiera w 2011 roku Janusz Chwierut.
W wyborach z 2010 roku na prezydenta Oświęmy od
wybory samorządowe
cimia wybrano Jacka Grossera, który nie złożył
ślubowania z powodu złego stanu zdrowia.
Przeciętny prezydent miasta to wykształcony mężczyzna w średnim wieku. Urząd prezydenta miasta sprawuje 100 mężczyzn i 7 kobiet.
Ich średnia wieku wynosi 55 lat. Najmłodszym
prezydentem jest 33-letni Łukasz Komoniewski,
prezydent śląskiego miasta Będzin. Najstarszym
– Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa (74 lata).
Prawie wszyscy obecni prezydenci mają wyższe
2/4
Sylwester Kwiecień w Starawykształcenie. Wyjątkami
Prezydentami
są Adam Fudali, prezydent
chowicach oraz Roman Szemiast jest
Rybnika, oraz Adam Rams,
łemej w Wałbrzychu).
100 mężczyzn
prezydent Knurowa – obaj
Ponad połowa (60) obeci 7 kobiet.
z wykształceniem średnim.
nych prezydentów miast to
Ich średnia wieku
Dziewięć lat – tyle średpolitycy niezależni. 24 fotele
to 55 lat
prezydenckie obsadziła PO,
nio urzęduje prezydent polz SLD wywodzi się 17 preskiego miasta. Ponad 70 procent obecnych prezydentów
zydentów, do PiS należy szepełni obowiązki dwie albo ponad dwie kadencje. ściu. PSL i TR nie mają żadnego prezydenta.
30 prezydentów rządzi po raz trzeci (między inW siedmiu największych miastach Polski (ponymi Rafał Dutkiewicz we Wrocławiu, Wojciech wyżej 400 tysięcy mieszkańców) rządzą prezyLubawski w Kielcach, Michał Zaleski w Toruniu denci z PO (między innymi Hanna Gronkiewicz
czy Jacek Majchrowski w Krakowie). Najdłużej -Waltz w Warszawie, Hanna Zdanowska w Łodzi,
władzę sprawuje Zygmunt Frankiewicz, prezy- Paweł Adamowicz w Gdańsku, Piotr Krzystek
dent Gliwic – od 21 lat, drugi jest Janusz Grobel, w Szczecinie). Trzej są niezależni (Jacek Majod 20 lat prezydent Puław. Obaj zostali wybrani chrowski w Krakowie, Rafał Dutkiewicz we Wrow latach 90., jeszcze przez miejskie rady.
cławiu, Ryszard Grobelny w Poznaniu). Podob27 pełni urząd pierwszą kadencję (między in- nie jest w kolejnych dziewięciu dużych miastach
nymi Rafał Bruski w Bydgoszczy i Hanna Zda- (200–400 tysięcy mieszkańców). Trzej prezydenci
nowska w Łodzi). Pięciu z nich zostało wybra- są niezależni, a trzej są z PO. Prezydent Radomia,
nych w trakcie kadencji, w przedterminowych Andrzej Kosztowniak, jest z PiS. Do SLD należy
wyborach (między innymi w maju 2014 roku prezydent Sosnowca, Kazimierz Górski.
wybory samorządowe
3/4
W 23 średnich miastach (do 200 tysięcy
mieszkańców) rządzi 12 niezależnych prezydentów. Pięciu należy do PO, pięciu do SLD. Do PiS
należy jeden prezydent – Jerzy Wilk w Elblągu.
PiS przejęło władzę w Elblągu w lipcu 2013
roku. Wilk pokonał poprzednika, Grzegorza Nowaczyka z PO, w przedterminowych wyborach
po odwołaniu prezydenta w referendum.
Spośród 68 małych miast (do 100 tysięcy
mieszkańców) 40 jest rządzonych przez polityków niezależnych. 13 włodarzy jest członkami
PO, a 10 należy do SLD.
Prezydenci miast to najczęściej niezależni politycy, którzy budują pozycję w mieście na lata.
W małych miastach władzę sprawują prezydenci
z poparciem lokalnych środowisk i ugrupowań.
Polem dla rozgrywek partyjnych są przede wszystkim duże ośrodki. W nadchodzących wyborach to
w nich skupią się partyjne kampanie wyborcze. •
[[
Anna Konczewska
– autorka MamPrawoWiedziec.pl
wybory samorządowe
4/4
[ wybory
Targowisko „Jarmark
Europa” na terenie
dawnego Stadionu
Dziesięciolecia
w Warszawie. Obecnie
w tym miejscu stoi
Stadion Narodowy
samorządowe
]
startują
wietnamczycy
W historii polskich wyborów samorządowych
jeszcze nigdy Wietnamczycy nie stawali
do walki o sprawy własnej społeczności
tekst
D
r a fa ł T o m a ń s k i
datów do samorządu z wietnamskiej społeczności
niezwykłe wydarzenie. W LiLi, jednej w Warszawie.
z większych wietnamskich restauracji
w Warszawie, wietnamska społeczność Kandydat nr 1
obchodziła ważne święto. 60 lat temu wyzwolo- Na ich czele La Duc Trung. Imię wymawia się
no Hanoi, stolicę kraju. Była okazja do spróbo- „czung”. Urodził się w Wietnamie, ale od 40 lat
wania potraw, których nie można znaleźć w in- mieszka w Polsce i ma polskie obywatelstwo. Jest
nych miejscach z wietnamską kuchnią, szansa na doktorem nauk ekonomicznych. Od 1980 roku prawysłuchanie muzycznego występu pracowników cuje w Polsce, a od 1995 roku w Warszawie. Od
ambasady Wietnamu, a także na poznanie kandy- trzydziestu lat działa jako przewodniczący Wietruga sobota października przyniosła
budżet kultury
2/4
La Duc Trung zdecydonamskiej Szkoły Sztuk Walki
Jedna
Vo Quyen i prawie tyle samo
wał się startować w wyboz największych
czasu jest zastępcą przewodnirach, bo po latach działalności
zagranicznych
społecznej chce wykorzyczącego Towarzystwa Społeczspołeczności
no-Kulturalnego Wietnamczystać doświadczenie w Raw naszym kraju
ków w Polsce. Emocjonalnie
dzie Dzielnicy – ma być donie ma
i terytorialnie jest związany
brze i skutecznie. Obecność
przedstawicieli
z Ochotą. Chce działać na rzecz
społeczności wietnamskiej
w polityce
integracji
obcokrajowców
w Polsce to już 60 lat histoz Polakami – dlatego startuje
rii. Brakuje oficjalnych daw wyborach samorządowych.
nych o liczebności tej grupy.
Wśród jego celów: owocna współpraca Polaków, Szacuje się ją na ponad 30 tysięcy osób. Są to
Wietnamczyków oraz innych imigrantów w róż- przedsiębiorcy, studenci, pracownicy naukowi,
nych dziedzinach życia. La Duc Trung od lat ak- osoby, które założyły w Polsce mieszane rodziny.
tywnie działa w IOM – Międzynarodowej Organi- To jedna z największych zagranicznych społeczzacji do spraw Migracji. Był współtwórcą Instytutu ności w naszym kraju. Mimo to Wietnamczycy
Nauki i Kultury Wietnamskiej w Szkole Wyższej nie mają przedstawicieli w polskiej polityce.
Almamer w Warszawie i jest pierwszym zastępcą przewodniczącej rady programowej instytutu. Problemy ze statusem
Uważa, że w dobie wielokulturowości, integracja Według prawa Wietnamczycy nie mogą na razie
różnych środowisk może przynieść wielostronne liczyć na pozycję mniejszości narodowej. Aby
korzyści. Jego hasłem jest głosowanie na integrację było to możliwe, pierwsi obywatele Wietnamu
oraz równe szanse dla wszystkich.
musieliby przyjechać do Polski co najmniej sto
budżet kultury
3/4
lat temu. A tak się nie stało.
Na razie więc La Duc Trung stawia na integrację społeczności wietnamskiej z Polską w dzielnicy Ochota, głównie w sferach życia gospodarczego
i kulturalnego. Chce pracować nad rozwojem tego,
co społeczność wietnamska może zaoferować Polakom najlepszego: salony piękności, usługi medyczne, opieka zdrowotna, usługi gastronomiczne,
produkcja artykułów żywnościowych. Większość
działalności Wietnamczyków w Polsce to firmy
rodzinne, małe i średnie przedsiębiorstwa. Zajmują się sprzedażą odzieży, obuwia, gastronomią
i innymi usługami jak księgowość, nieruchomości, usługi prawnicze.
Historyczna reprezentacja
La Duc Trung startuje z list SLD, jednak nie należy do partii. Po zapoznaniu się z innymi członkami
Sojuszu, przedstawiłem swój cel i wiem, że mogę
startować razem z nimi. – Obok mnie są ludzie
chętni do pomocy i do dzielenia się doświadczeniem – mówi. Trzyma kciuki za pozostałych kandydatów z Wietnamu w zbliżających się wyborach
budżet kultury
samorządowych. Oprócz niego z listy SLD startują
Nguyen Tuan Son do rady dzielnicy Włochy oraz
Truong Anh Tuan do rady miasta Śródmieście.
Troje kandydatów z listy Warszawskiej Wspólnoty
Samorządowej: Ngo Van Tuong – rada miasta, Ton
Van Anh – rada dzielnicy śródmieście, Phan Vien
Nga – rada dzielnicy Ochota oraz jeden kandydat
z listy komitetu wyborczego wyborców Wspólnota
Patriotyzm Solidarność – Ngo Van Vy do sejmiku
wojewódzkiego.
Jest to ewenement – po raz pierwszy od przeszło 60 lat istnienia społeczności wietnamskiej
w Polsce reprezentacja wietnamska chce zaistnieć na polskiej scenie politycznej i to jeszcze
w tak licznym składzie. •
[[
Rafał Tomański - dziennikarz, japonista.
Jego pierwsza książka o Japonii „Tatami kontra
krzesła” stała się bestsellerem. We wrześniu
2013 r. premierę miała druga książka
zatytułowana „Made in Japan”. Na co dzień
pisze m.in. do „Rzeczpospolitej” o innowacjach,
startupach i biznesie. Prowadził autorski
„Progr@m” o nowych technologiach w TVN
CNBC oraz audycję w radiu Chilli ZET
4/4
[ zobacz
więcej
]
A to taka inna
Polska właśnie
Czyli fajny kraj fajnych ludzi. W tej rubryce zbieramy
inicjatywy, które warto znać
Nowy Targ,
luty 2014 r.
Nowotarskie
Zawody Balonowe
Mniej biurokracji
w dobroczynności
Gdyby ktoś chciał zobaczyć lepszą twarz
naszego kraju, niech zajrzy na portal Zbiórki.gov.pl. Fakt, że rządowy – ale treść całkowicie obywatelska. Ludziom się chce!
Od lipca na prowadzenie akcji charytatywnych nie potrzeba urzędowych zgód, wystarczy zgłosić zbiórkę na tym portalu. I co tam
mamy? „Bezdomne podhalany”, „Zeszyt dla
ucznia”, „Ekspedycja naukowo-techniczna”,
„Zbiórka na świetlicę”, „Pomoc Ukrainie”.
Zbiórki.gov.pl
Gwiazdka dla obywateli
No dobrze, a jeśli nie zbiórka? Jak wybudować
boisko na terenie szkoły? Choćby z funduszu
sołeckiego. To taki fundusz, który dzielą sami
mieszkańcy sołectwa, a państwo jeszcze dopłaca. Idą wybory samorządowe, na płotach
i drzewach w zaprzyjaźnionej miejscowości
zobacz więcej
pojawiły się ogłoszenia „Zebranie wiejskie”,
„Fundusz sołecki”. Jak miło – wybory to taka
Gwiazdka dla obywateli.
FunduszeSołeckie.pl
Biblioteki z wizją
Wstrząsająca wiadomość z wiosny: wypożyczamy więcej książek z bibliotek publicznych.
Jak to możliwe? Zajrzyjcie do broszury dla
bibliotekarzy (z przykładami fantastycznych
pomysłów i działań). Małe miejscowości, zajęcia dla maluchów, cyfryzacja ze starszymi,
wspólne rozmowy o tym, kto jest na starym
zdjęciu. Książki, płyty, gry. To wszystko instytucje samorządowe i zapaleńcy.
Biblioteka-z-wizja.biblioteki.org
Dla starszaków
A tu Latarnicy Polski Cyfrowej. Też można
ich spotkać w bibliotekach: pomysł jest prosty
2/3
– robić zajęcia dla tak zwanych starszaków.
Właściwie starszaczek, bo do zdobywania
tych umiejętności najwyraźniej bardziej garną się kobiety. Na razie chwalą się przeszkoleniem 200 tysięcy osób – pytanie, czy zaczną
pomagać także tym, którzy już coś umieją, ale
uważają, że „Fejsbuk to nie są prawdziwe relacje”…
nie działa to bez zgrzytów, trzeba pomarudzić.
Z tego na pewno będzie raport. •
AJ
Stocznia.org.pl
Latarnicy.pl
Konsultacje? Już nie
w mediach, osobiście
Jeszcze jeden fenomen ostatnich lat. Konsultacje publiczne – nie takie faksem do urzędu,
na zaproszenie z rozdzielnika, ale takie dla
każdego. Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego jest coraz mniej merytorycznych dyskusji nad różnymi projektami w mediach? Myślę, że z powodu pojawienia się alternatywy:
można w miarę wcześnie zgłosić własną opinię przygotowującym zmianę. Ale oczywiście
zobacz więcej
3/3
Każdy jeździ dobrze,
wszystko zależy od tego,
z kim się porównuje
2100 km w jedną stronę pokonanych przez sześciu motoblogerów
pięcioma autami. To krótki bilans podróży do Mikołajek na długo
oczekiwane spotkanie, które w weekend 27–28 września zamieniły się
w miejsce intensywnej dyskusji o bezpieczeństwie na polskich drogach
C
zy jest bezpiecznie? Z tym bywa różnie. Poziom bezpieczeństwa często
maleje proporcjonalnie do wzrostu subiektywnego poczucia kierowcy… że
potrafi jeździć bezbłędnie.
Dlaczego? Bo ten, któremu się wydaje, że
doskonale panuje nad autem i jest nieomylny,
zwyczajnie nie ma racji. Uważasz, że w twoim przypadku jest inaczej? Oto jak komentuje
to Michał – autor AutomotiveBlog.pl: – Mimo
iż jeżdżę już ponad 10 lat i dotychczas uważaartykuł sponsorowany
łem się za doświadczonego kierowcę, to po spotkaniu w Mikołajkach uświadomiłem sobie, że
moja umiejętność prowadzenia samochodu to
jedynie jakaś jedna trzecia wiedzy, którą każdy kierowca powinien posiadać. Dlatego nadal
trzeba włączyć myślenie w tryb #postępyRobię
i poszerzać umiejętności panowania nad samochodem, zwłaszcza w trudnych warunkach lub
niebezpiecznych sytuacjach na drodze.
Uświadomienie sobie, że zawsze jest nad
czym pracować, nie jest łatwe. Jak pomóc w tym
2/5
Spotkanie w Mikołajkach, 27–28 września
artykuł sponsorowany
3/5
polskim kierowcom? O tym właśnie rozmawiali
blogerzy i specjaliści z ERGO Hestii wraz z Michałem Kościuszką i dziennikarzami motoryzacyjnymi.
Jednak zanim wszyscy rozpoczęli dzielenie się
wiedzą, sprawdzili swoje umiejętności na torze.
Po co? Aby na własnej skórze przekonać się, czy
doskonalenie umiejętności jest potrzebne, szczególnie doświadczonym kierowcom, którzy potrafią
na przestrzeni lat nieco stracić kontakt z otaczającą
ich na drodze rzeczywistością. Pomógł w tym team
ze Szkoły Jazdy Michała Kościuszki z samym rajdowcem na czele.
Mimo dość wyczerpującego piątku (niektórzy
jechali aż ze Śląska!) wszyscy bez problemu następnego dnia zjawili się na torze w Mikołajkach,
gdzie Michał wraz z instruktorami SJMK zadbał
o dostarczenie uczestnikom zastrzyku emocji i potężnej dawki wiedzy praktycznej. Blogerów czekał wyścig na czas, który nawet dla takich zapaleńców motoryzacji nie był łatwy, choć uśmiech
nie schodził z ich twarzy.
Czym jeździli?
artykuł sponsorowany
To Peugeoty 206 2.0. przystosowane do jazdy rajdowej.
Zanim jednak ruszyli, Michał wyjaśnił, co może
ich zaskoczyć na torze i jak się zachować, aby nie
stracić panowania nad autem. Wszak jazda po szutrze
wcale do łatwych nie należy.
Kto słuchał Michała uważnie? To pokazały
już pierwsze okrążenia.
W trakcie wyścigu Michał podpowiadał, co
robić, aby jeździć efektywniej… i efektowniej.
Ostatecznie zwycięzców mogło być tylko
trzech. Kto okazał się najlepszy? Pierwsze miejsce
zajął Tommy (Prentki-blog.pl), tuż za nim uplasował się Bartek (Just Well Driven), natomiast trzecie miejsce zajął Michał (AutomotiveBlog.pl).
I choć ekipa Michała wyłoniła najlepszych, to
wszyscy wynieśli z wyścigu bardzo dużo wiedzy
o swoim stylu jazdy i elementach, które warto
ćwiczyć. Jak blogerzy oceniają spotkanie zorganizowane przez ERGO Hestię?
– Próbowaliśmy jazdy rajdowej, współzawodniczyliśmy ze sobą. Z każdym kolejnym
okrążeniem szło nam lepiej, mimo że popełnia4/5
liśmy mnóstwo błędów. A potem przyszedł Michał Kościuszko i pokazał nam, że nie potrafimy
tego, co on nawet w jednym procencie – opowiada Bartek – Just Well Driven.
– Weekend z #postępyRobię to była cenna
lekcja. Odebranie plastiku zwanego prawem jazdy nie oznacza wcale, że potrafimy jeździć. Prawo jazdy potwierdza jedynie to, że pewnie znamy
przepisy i jakoś tam jeździmy. ,,Prawko” to przepustka do dalszej nauki na drodze, tyle że już bez
instruktora obok. Mówi się, że człowiek uczy się
na błędach, jednak kierowca powinien być świadomy swojej jazdy i możliwie jak najwięcej przewidywać na drodze zanim będzie za późno. Na torze wydawało mi się, że po pierwszym okrążeniu
dałem z siebie wszystko, że lepiej się już nie da.
Po wskazówkach od instruktorów każdy kolejny
przejazd to był postęp. Po przejażdżce z Michałem Kościuszką uświadomiłem sobie, że przede
mną sporo nauki… – opowiada Albin, autor bloga
Strefa Kulturalnej Jazdy.
Sami blogerzy zaznaczyli, że to doświadczenie, którym będą się dzielić z czytelnikami. Także
artykuł sponsorowany
w ramach „Niecodziennego Poradnika Codziennej Jazdy”.
Praktyka na torze otworzyła umysły całemu
teamowi. Kiedy zasiedli do wspólnej dyskusji
nad tym, jak pokazać kierowcom, że warto jeździć świadomie, pomysłom nie było końca! Każdy z nich ma inne doświadczenia, inne spojrzenie
na motoryzację, ale we wszystkim znajdują oni
wspólny mianownik – dobra i efektywna jazda
to ciągła praca nad sobą. W tym na pewno pomoże „Niecodzienny Poradnik Codziennej Jazdy”, którego premiera już niebawem. •
O tym, co w ramach akcji #postępyRobię
wymyślili jeszcze dla Was blogerzy,
będziecie dowiadywać się przez
najbliższych kilka miesięcy na naszym blogu. Będzie się działo, zatem bądźcie czujni.
5/5
[ fala
uchodźców
]
Prowincja Idlib,
Shensharah, marzec
2013 r. Mały chłopiec
w tymczasowym
mieszkaniu-krypcie
Przy współpracy
ze Stowarzyszeniem
Interwencji
Prawnej
jak nie pomóc
syryjczykom
Narody Zjednoczone zalecają wydawanie wiz humanitarnych
Syryjczykom. Jednak państwa Unii niechętnie podchodzą
do otwarcia granic. Na co mogą liczyć Syryjczycy w Polsce?
tekst
P
A n n a T ry l i ń s k a
oczątki wojny domowej w Syrii sięga-
Trudno oszacować
ją 2011 roku, gdy doszło do pierwsze- liczbę ofiar
go powstania przeciwko siłom prezydenta Baszszara al-Asada. Był to okres
Arabskiej Wiosny, podczas której obalono między innymi reżimy panujące w Libii i w Egipcie.
Syryjczycy tłumnie wyjeżdżali w poszukiwaniu
pomocy w Europie lub państwach ościennych. Sytuację w ich kraju uznano za konflikt wewnętrzny
dopiero pod koniec 2012 roku. Trwa on do dziś.
fala uchodźców
W lipcu 2013 roku rzecznik Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Praw
Człowieka (UNHCHR) oświadczył, że ONZ zaprzestaje aktualizacji liczby ofiar śmiertelnych
w Syrii, ponieważ nie ma możliwości oceny sytuacji na miejscu ani weryfikacji napływających
informacji. Według nieoficjalnych statystyk zabitych może być nawet 220 tysięcy.
2/6
statusu uchodźcy zostanie
Liczba uchodźców z SyWizyty
złożony w Polsce, to włarii przyjętych przez europejw urzędach
skie kraje jest bardzo niska
śnie nasz kraj staje się odpopracy to
w porównaniu do skali prowiedzialny za rozpatrzenie
formalność,
sprawy i wydanie decyzji.
blemu. Zgodnie z raportem
bo ofert brakuje.
W ubiegłym roku było w PolAmnesty International kraje
Urzędnicy bezradnie
Unii przyjęły zaledwie pół
sce ponad 15 tysięcy takich
rozkładają ręce
procenta uciekinierów. Powniosków. To rekord. Tylko
i mówią, że pracy
niewielki procent złożyli Synad dwa miliony Syryjczyków pozostało w sąsiednich,
ryjczycy. Ich sprawy w więknie mają także Polacy
dużo biedniejszych krajach,
szości kończą się decyzją
na przykład w Jordanii, Liprzyznającą ochronę.
banie czy Turcji. Polska nie zaoferowała im ani
jednego miejsca. Syryjczycy, którym udało się tu Pomoc niewystarczająca,
dotrzeć, organizowali swój wyjazd w mniej lub pracy brakuje
bardziej oficjalny sposób – zazwyczaj albo drogą Cudzoziemcy w trakcie postępowania o nadapowietrzną albo poprzez przekroczenie tak zwa- nie statusu uchodźcy mogą liczyć na pomoc ze
nej zielonej granicy. Trafiają do Polski, będąc strony państwa. Po złożeniu wniosku Syryjczyw drodze do innych państw Unii Europejskiej. cy zostają objęci opieką medyczną oraz socjalIch celem zazwyczaj są Niemcy oraz Szwecja, ną. Ośrodki dla cudzoziemców działają w pięciu
gdzie mają dalszych członków rodziny.
województwach, najwięcej jest ich w lubelskim
Zgodnie z europejskimi regulacjami (rozpo- oraz mazowieckim. W czasie pobytu w ośrodku
rządzenie Dublin III) jeżeli wniosek o nadanie cudzoziemcy mają zapewniony nocleg oraz wyfala uchodźców
3/6
żywienie. Ci, którzy decydują się na mieszkanie
poza ośrodkiem, otrzymują drobne świadczenia.
Nie wystarczą one na pokrycie kosztów utrzymania.
W praktyce cudzoziemcy zamieszkują w wieloosobowych pokojach i podejmują się słabo
płatnych zajęć. Często padają ofiarą nadużyć ze
strony pracodawców. Po zakończeniu postępowania i otrzymaniu jednej z form ochrony międzynarodowej (statusu uchodźcy lub ochrony
uzupełniającej) przysługuje im pomoc integracyjna. Obejmuje ona między innymi opłacanie
składki zdrowotnej czy poradnictwo socjalne.
Przyznawana jest maksymalnie na rok. Po tym
okresie cudzoziemiec powinien być już przygotowany do samodzielnego życia w polskim społeczeństwie.
Rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Jeszcze w czasie starania się o otrzymanie ochrony
międzynarodowej lub pomoc integracyjną cudzoziemcy zwracają uwagę, że środki finansowe, którymi dysponują, są niezwykle skromne
i pozwalają jedynie na przeżycie. Syryjczycy akfala uchodźców
tywnie szukają zatrudnienia. Zwracają się o pomoc do urzędów i organizacji pozarządowych.
Jak sami twierdzą, wizyty w urzędach pracy to
formalność, bo ofert brakuje. Urzędnicy bezradnie rozkładają ręce i mówią, że pracy nie mają
także Polacy.
Sytuacja cudzoziemców pogarsza się, kiedy
pomoc się kończy. Zdani sami na siebie nierzadko podejmują decyzję o wyjeździe z Polski i poszukiwaniu pracy w innych krajach Unii. Stało
się tak w przypadku pana Walida, który wraz
żoną oraz dwójką małych dzieci przygotowuje
się do wyjazdu do Niemiec. Znalazł tam pracę,
która umożliwia mu utrzymanie czteroosobowej
rodziny bez konieczności korzystania z pomocy
społecznej. Nad wyjazdem zastanawiają się także znajomi pana Walida przebywający w Polsce
z rodzinami. Pomoc, którą otrzymują, jest niewystarczająca, a pracy brakuje.
Wąska luka dla rodziny
Nadanie statusu uchodźcy lub otrzymanie ochrony uzupełniającej jest początkiem nowego życia
4/6
– w odmiennym kulturowo kraju. To niełatwe,
zwłaszcza dla tych, którzy pozostawili rodziny
w rejonach ogarniętych konfliktem.
Niektórzy z Syryjczyków, którzy otrzymali
w Polsce ochronę międzynarodową, przybyli tu
sami, pozostawiając członków rodziny w Syrii
lub w krajach ościennych. Mają oni prawo do
sprowadzenia rodzin do Polski w ramach instytucji łączenia rodzin. Ponadto przez pierwsze
sześć miesięcy od otrzymania ochrony międzynarodowej cudzoziemiec jest zwolniony z konieczności przedstawienia środków finansowych
wystarczających na pokrycie kosztów utrzymania członków rodziny.
Przy próbie złożenia wniosku o udzielenie zezwolenia na pobyt czasowy dla członka rodziny
pojawiają się jednakże inne problemy. Pierwszym
z nich jest konieczność uzyskania dokumentów
podróży przez członków rodziny cudzoziemca
przebywających w Syrii lub w krajach sąsiadujących. Wobec niefunkcjonowania państwa syryjskiego wyrobienie dokumentu graniczy z cudem.
Bez niego niemożliwe jest zarówno opuszczenie
fala uchodźców
kraju, jak i staranie się o wizę, na przykład w celu
połączenia z rodziną. Kiedy Syryjczycy słyszą
o potrzebie przedstawienia dokumentów podróży nie dowierzają. – Jak możliwe jest uzyskanie
dokumentów, kiedy wszystko zostało zniszczone? – mówią. Skąd ich żony oraz dzieci przebywające w obozach dla uchodźców mają zdobyć
takie dokumenty?
Jeżeli członkowie rodziny posiadają wspomniane dokumenty, muszą pokonać kolejną barierę. To kwestie finansowe związane z uzyskaniem wizy lub zezwolenia na pobyt czasowy czy
z kosztami usług konsularnych. Innego rodzaju
problemem pozostaje określenie, kogo możemy
zakwalifikować jako członka rodziny i jaka jest
definicja rodziny. Polskie prawo rozumie ją jako
małżonków i ich małoletnie dzieci. Wobec tego
sprowadzenie członka rodziny w dużo szerszym
rozumieniu tego słowa (rodzice czy pełnoletnie
dzieci) staje się niezwykle trudne.
W takiej sytuacji jest pan Mustafa, który
przyjechał do Polski sam. W Syrii zostawił żonę
oraz dwie córki – studentki handlu międzyna5/6
rodowego. Żona mogłaby przyjechać do Polski
w ramach wcześniej wspomnianej instytucji łączenia rodzin. Córki jako osoby pełnoletnie nie
mogą skorzystać z tej możliwości. Pan Mustafa
tego nie rozumie. – Jeżeli córki nie mają mężów,
wciąż są pod moją opieką, są moimi dziećmi.
Nie mogą zostać same – mówi.
Żona obawia się zostawić je same. Nie dostały wizy do Polski, wciąż są w Syrii.
Wiza humanitarna
W przypadku Syryjczyków nie znajduje zastosowania wiza humanitarna. Wydaje się ją ze względów humanitarnych, z uwagi na interes państwa
lub zobowiązania międzynarodowe, a Polska takowych nie posiada. Korespondencja z polskimi
placówkami konsularnymi nie pozwala uzyskać
dodatkowych informacji. „Każda sprawa będzie indywidualnie badana. Ale należy pamiętać
o dużym zagrożeniu migracyjnym” – taka odpowiedź pada najczęściej. Co to znaczy? „Duże zagrożenie migracyjne” można rozumieć jako obawę przed napływem cudzoziemców.
fala uchodźców
Syryjczycy napotykają trudności nie do przezwyciężenia, gdy myślą o wizie studenckiej lub
w celu wykonywania pracy. Wydawanie im
wizy humanitarnej jest obecnie zalecane przez
UNHCR, jednak państwa członkowskie Unii
niechętnie podchodzą do otwarcia granic. Tylko niektóre z nich wyraziły chęć przyjęcia Syryjczyków. Wśród nich są Niemcy (pięć tysięcy
miejsc) oraz Austria (500 miejsc). Do wydawania
wiz humanitarnych zachęcała europejska komisarz do spraw wewnętrznych Cecile Malmström.
Jej zdaniem może to pomóc ograniczyć śmiertelność wśród osób, które próbują dostać się do Europy, by ubiegać się o międzynarodową ochronę.
Problem pozostaje nierozwiązany. •
Imiona osób opisanych w tekście zostały zmienione
[[
Anna Trylińska
– prawniczka w Stowarzyszeniu Interwencji
Prawnej, zajmuje się udzielaniem bezpłatnych
porad cudzoziemcom
6/6
[ fotoreporta ż ]
Umarłe miasta
zdjęcia
m a c i e j m o s k wa
W 2012 roku, podczas wojny domowej w Syrii, ponad milion
mieszkańców było zmuszonych do porzucenia domów
i szukania bezpiecznego schronienia. Dotarli do miejsca,
gdzie starożytni chowali zmarłych. „Umarłe miasta”
to pozostałości po osadach rzymskich i bizantyjskich w północnozachodniej Syrii. W miejscach takich jak Shansharah, Robia
czy Serjilla żyjący współegzystują z umarłymi w ruinach
oraz podziemnych grobowcach. Są narażeni na zimno, wilgoć,
głód i choroby. Wielu z nich nie było w stanie zabrać ze sobą
najpotrzebniejszych rzeczy. Ich najcięższym bagażem są głowy
wypełnione obrazami, dźwiękami i zapachami wojny. Chociaż
żyją w ukryciu, niebezpieczeństwo towarzyszy im każdego
dnia – jeżeli nie głodu, to ostrzału. Ryzyko zachorowania
na gruźlicę czy leiszmaniozę jest tu codziennością.
wina zachodu
[[
Maciej Moskwa – założyciel kolektywu fotografów dokumentalistów Testigo
Documentary, laureat konkursu Zdjęcie Roku BZ WBK Press Foto 2014
1 / 12
[ fotoreporta ż ]
wina zachodu
Prowincja Idlib, Madaia, marzec 2013 r. Uchodźcy w tymczasowym podziemnym schronieniu
2 / 12
fot. maciej moskwa / testigo
[ fotoreporta ż ]
wina zachodu
Prowincja Idlib, Shensharah, luty 2013 r. Uchodźcy znaleźli nowy dom w starożytnym grobowcu
3 / 12
fot. maciej moskwa / testigo
[ fotoreporta ż ]
wina zachodu
Shensharah, marzec 2013 r. Dziesiątki rodzin, które opuściły domy w Kafr Roma i Has,
przybyły do starożytnych ruin w poszukiwaniu schronienia fot. maciej moskwa / testigo
4 / 12
[ fotoreporta ż ]
wina zachodu
Om Alsayr, marzec 2013 r. Kobieta wewnątrz jaskini, która stała się jej nowym domem
5 / 12
fot. maciej moskwa / testigo
[ fotoreporta ż ]
wina zachodu
Roubia, marzec 2013 r. Niemowlę w ruinach starożytnego rzymskiego miasta, gdzie nie ma dostępu
do opieki medycznej oraz odpowiedniego pokarmu fot. maciej moskwa / testigo
6 / 12
[ fotoreporta ż ]
wina zachodu
Prowincja Idlib, marzec 2013 r. Ojciec trzymający syna. Ludzie żyjący w jaskiniach
są nieustannie narażeni na bombardowanie fot. maciej moskwa / testigo
7 / 12
[ fotoreporta ż ]
wina zachodu
Prowincja Idlib, Shensharah, marzec 2013 r. Amina ze swoim nowonarodzonym dzieckiem.
Ekstremalnie wykończona kobieta nie jest w stanie wyprodukować pokarmu dla dziecka fot. maciej moskwa / testigo
8 / 12
[ fotoreporta ż ]
wina zachodu
Prowincja Idlib, Shensharah. Kobieta przygotowująca posiłek.
Gałązki używane są do stworzenia prostego rusztu fot. maciej moskwa / testigo
9 / 12
[ fotoreporta ż ]
wina zachodu
Prowincja Idlib, Shensharah, marzec 2013 r. Rodziny w starożytnych ruinach,
gdzie szukają schronienia przed działaniami wojennymi fot. maciej moskwa / testigo
10 / 12
[ fotoreporta ż ]
wina zachodu
11 / 12
Om Alsayr, marzec 2013 r. Kobieta wznosząca swe ręce do Allaha
fot. maciej moskwa / testigo
[ fotoreporta ż ]
wina zachodu
Prowincja Idlib, Roubia. Matka żyjąca w starożytnym grobowcu ze swoim niemowlęciem
12 / 12
fot. maciej moskwa / testigo
[ wina z achodu]
Mariupol, 23 września
2014 r. Szycie mundurów
dla żołnierzy sił
ukraińskich w więzieniu
dla kobiet
Przy współpracy
ze Stowarzyszeniem
Interwencji
Prawnej
nieodrobiona
lekcja z gruzji
Zachód, a przede wszystkim Polska, od lat wspiera rozwój
społeczeństwa obywatelskiego na Ukrainie. Niestety, w tym procesie
popełniliśmy poważne błędy
tekst
W
j a r o s ł aw m a r c z u k
Mariupolu plaże pełne są ludzi.
Wylegują się w słońcu, kąpią
w Morzu Czarnym, piją piwo, w
skrócie – relaksują się. Pod wieloma względami byłoby to zwyczajne, niedzielne
popołudnie, gdyby nie drobny fakt. Siły separatystyczne Donieckiej Republiki Narodowej (DNR),
a tak naprawdę rosyjska armia, od tygodni grożą
wydarciem Mariupola z ukraińskich rąk.
Mieszkańcy miasta starają się w tym czasie
wina zachodu
żyć normalnie. Ogłoszone zostaje zawieszenie
broni. Chociaż doprowadza ono do jako takiego uspokojenia sytuacji na froncie (wciąż docierają doniesienia o powtarzających się walkach
o lotnisko w Doniecku), nie musi wcale oznaczać zapanowania spokoju w ludzkich głowach.
– Ta wojna została sztucznie wywołana. Zachód
– Amerykanie i Unia Europejska – spowodował,
że walczymy ze sobą – mówi Andriej, 34-letni
kierowca taksówki z Mariupola.
2/5
Andriej, po trochu Rosjanin, Czech, Ukrainiec i Polak,
wcale nie popiera separatystów. Jego opinie są typowe dla
mieszkańców Mariupola: – Nie
wiem, komu ufać, więc nie opowiadam się za żadną ze stron.
Z czego wynikają
podobne postawy?
Czy to efekt rosyjskiej propagandy? W dużej mierze zapewne tak. Rzecz w tym,
że nawet w największym kłamstwie często kryje
się ziarno prawdy. A co nią jest? Fakt nierzadko
przemilczany w medialnej zawierusze rozpętanej
przez wojnę na Ukrainie: nie chcemy przyznać, że
Zachód w dużej mierze ponosi odpowiedzialność
za wybuch konfliktu we wschodniej Europie.
Wojna na Ukrainie ma wiele wymiarów: odnowienie rywalizacji politycznej między Wschodem
a Zachodem, kolejny etap rozpadu rosyjskiego
imperium, starcie systemów politycznych i kulturowych opartych na innych wartościach. Z perwina zachodu
spektywy Kremla Rosja w tej
grze przegrywa. I to całkiem
od dawna, co widać w jej politycznych posunięciach na
przestrzeni ostatnich lat.
Wystarczy popatrzeć na
mapę. Dopóki istniał, Związek Radziecki przytłaczał rozmiarem. Jego rozpad oznaczał
dla Rosjan nie tylko porażkę
w zimnowojennej rywalizacji – zapoczątkował także długi okres upokorzeń.
Tak przynajmniej odbiera się lata rządów prezydenta Jelcyna, nieudaną transformację ustrojową
i głęboki kryzys gospodarczy oraz polityczny,
jaki za sobą pociągnęła. Ten stan słabości Zachód
dobrze wykorzystał. NATO i Unia rozszerzyły się
aż po wschodnie granice Polski i republik nadbałtyckich. Jednak Moskwa nigdy nie postrzegała
tego procesu jako rezultatu świadomych i wolnych wyborów dokonanych przez obywateli niepodległych państw. Kreml myśli w kategoriach
imperialistycznych: wykorzystując słabość strony
W Moskwie
nie sądzi się, że
to ona jest
agresorem,
lecz że Zachód
znów podstępem
zbliżył się do
rosyjskich bram
3/5
Jednak wspieranie ruchów obywatelskich czy
rosyjskiej, Imperium Zachodu poszerzyło granice i wpływy jej kosztem. A ostatecznym celem nakładanie sankcji często sprowadza cierpienia
NATO i Unii jest wedle tego toku rozumowania na społeczeństwa państw niedemokratycznych.
Celem jest nie tylko wywołanie zmiany postępozmiana władzy oraz ustroju politycznego Rosji.
wania władz dotkniętych sankcjami, lecz także
sprowokowanie społecznego buntu. Swoją strateWyzwolić jednostkę
z katorgi
gię Zachód usprawiedliwia tak: te społeczeństwa
Trudno się z tym nie zgodzić. Pierwszą cechą za- i tak cierpią z powodu represji aparatu państwowechodniego modelu demokracji jest założenie, że go, a nasz cel jest szczytny – wyzwolić jednostkę
naród (obywatele) stanowi źródło władzy. Drugą, z katorgi, dzięki czemu wyzwolonym będzie się
czego często nie zauważamy, jest jego agresyw- żyło lepiej, a świat stanie się bezpieczniejszy.
W myśl tej zasady Zachód, a przede wszystność i brak tolerancji dla innych ustrojów politycznych, w których wolność jednostki nie stanowi kim Polska, od lat wspiera rozwój społeczeństwa
nadrzędnej wartości. Ta agresywność wyraża się obywatelskiego na Ukrainie. I biorąc pod uwagę
chociażby w wykorzystywaniu narzędzi z zakresu wyznawane przez nas wartości (które z góry uwasoft power, by szerzyć własną ideologię. To prze- żamy za lepsze od tych promowanych przez inne
cież specjalność Zachodu, który celuje we wspie- systemy polityczne), czynimy słusznie. Niestety,
raniu ruchów obywatelskich, organizacji pozarzą- w tym procesie popełniliśmy poważne błędy.
dowych, a gdy trzeba nakłada sankcje. Te metody
wywoływania zmian ustrojowych wyróżniają się Przeliczyliśmy się
humanitaryzmem, ale przede wszystkim w odnie- Zachód nie odrobił lekcji z Gruzji. Wówczas
sieniu do obywateli państwa będącego źródłem świat mógł zobaczyć, że Rosja jest gotowa do
użycia siły zbrojnej, by bronić własnych interenacisku (nie posyłamy żołnierzy na wojnę).
wina zachodu
4/5
sów i przekonań. Nie doceniliśmy faktu, że to,
co nam i wielu Ukraińcom wydało się zwrotem
we właściwą stronę (poprzez Euromajdan, zmianę władzy w Kijowie i podpisanie porozumienia
przez Unię Europejską), Kreml odczytał nie tyle
jako zamach na własnego satelitę, ile na fundamenty rosyjskiego państwa. W Moskwie nie sądzi się, że to ona jest agresorem, lecz że Zachód
znów podstępem zbliżył się do rosyjskich bram.
W tym sensie należało oczekiwać stanowczej
i mocnej odpowiedzi Kremla. Jeśli przeoczyliśmy ten fakt, to tylko przez własną głupotę, arogancję, a może hipokryzję. Zwłaszcza, że przed
sześcioma laty Rosjanie udowodnili, jak daleko
są w stanie posunąć się po tym, co traktują jako
agresję ideologiczną, a my nazywamy szerzeniem się demokracji na wschód Europy.
Ostatnia wojna na Kaukazie Południowym
pokazała, że Unia Europejska ani NATO nie są
gotowe zdecydowanie stanąć w obronie państw
niestowarzyszonych (a więc takich, jak Gruzja
czy Ukraina). Z kolei my ulegliśmy iluzjom – że
zawsze znajdzie się drugi Sarkozy, który w porę
wina zachodu
dogada się z Putinem i Miedwiediewem, armia
rosyjska stale będzie cierpiała z powodu przestarzałego sprzętu, braków paliwa i fatalnej komunikacji, przez co nigdy nie ośmieli się pokusić
na nic większego niż czteroipółmilionowe kaukaskie państewko. Przeliczyliśmy się.
Co gorsza okazało się, że w obliczu przemocy ze strony Rosji Zachodowi zabrakło nie tyle
środków nacisku, ile chęci i determinacji do ich
użycia. I to powoduje, że częściowo ponosimy
winę za dramatyczne wydarzenia rozgrywające
się na Ukrainie. Zwiedliśmy Ukraińców wizją
lepszego życia, a tymczasem zrobiliśmy tak niewiele, gdy nasi wschodni sąsiedzi postanowili ją
urzeczywistnić. •
[[
Jarosław Marczuk – niezależny dziennikarz,
z wykształcenia antropolog kulturowy.
Pisze o tym, jak nowe technologie
zmieniają świat, podróżuje i zgłębia wiedzę
o Rosji i Kaukazie. Publikował między innymi
w „Polityce”, „Bloomberg Businessweek
Polska”, Wirtualnej Polsce
5/5
[ felie t onświat]
Facet, z którym
nie pije się drinków
Współczuję politykom, bo w kontrakcie o pracę mają
zapisane kontakty z kimś takim, jak Putin
paw e ł s m o l e ń s k i
Paweł Smoleński – reporter,
publicysta, od 1989 r. dziennikarz
„Gazety Wyborczej”, wcześniej
współpracownik pism drugiego
obiegu; autor książek, m.in. „Pokolenie
kryzysu”, „Salon patriotów”, „Irak.
Piekło w raju”, „Bedzies wisioł
za cosik. Godki podhalańskie”,
„Pochówek dla rezuna”, „Izrael już
nie frunie”, „Oczy zasypane piaskiem”
W
2007 roku Władimir Putin spotkał się
z Angelą Merkel w swojej rezydencji
na Krymie. O spotkaniu, zresztą mało
udanym, rychło by zapomniano, gdyby nie incydent z psem gospodarza. Putin wiedział,
najpewniej z bezpieczniackich źródeł, że kanclerz
Merkel, kiedyś dotkliwie pogryziona, panicznie boi
się psów. No i co zrobił nasz ulubiony moskiewski
żartowniś? W pewnym momencie wpuścił do pokoju swojego czarnego labradora, który ułożył się
obok fotela zmartwiałej ze strachu pani kanclerz.
felieton świat
Po co wspominać takie wydarzenie sprzed
lat? Ano po to tylko, by pamiętać, z kim mamy
do czynienia, a więc – jakim człowiekiem jest
prezydent Rosji.
Jest więc Putin człowiekiem szczególnym.
Umie straszyć zaproszonego przez siebie
gościa w sposób nadzwyczaj perfidny. Kłamie
w żywe oczy, jak to w przypadku zielonych ludzików anektujących Krym lub dzisiejszej inwazji na
wschodnią Ukrainę, z którą – gotów przysiąc – nie
ma nic wspólnego. Kryje zbrodniarzy, bo przecież
2/3
tych, którzy zestrzelili malezyjski samolot pasażerski inaczej nazwać nie można. Na dodatek fotografuje się z nagim torsem, żeby wszyscy zainteresowani mogli dostrzec, jaki jest umięśniony.
Ponoć dał miliardy rubli na badania nad długowiecznością, bo na dodatek chce być nieśmiertelny.
Jeśli do tego dodamy nader mikry wzrost,
otrzymamy charakterystykę człowieka, w którym
mania wielkości, wynikająca z przewodzenia upadającemu mocarstwu i z edukacji w sowieckim
bezpieczeństwie, miesza się z workiem kompleksów. Niech ma nawet najpiękniejszą willę w Soczi, a i tak nie warto do niego przyjeżdżać. Ani,
tym bardziej, zapraszać do siebie, co było udziałem Brazylii podczas mundialu.
Tymczasem, mimo przygody z labradorem,
Angela Merkel dzwoni do Putina, kupując, bez
publicznych komentarzy, opowieści o zielonych
ludzikach. Inni europejscy politycy jękną od czasu do czasu, że Putin ich nie słucha. Paru europejskich (ale też polskich) pajaców namawia, by rozumieć putinowską Rosję i uszanować jej interesy.
Zdaje się, iż nie ma znaczenia, że w innych okofelieton świat
Nowa książka Pawła
Smoleńskiego „Szcze
ne wmerła i nie umrze.
Rozmowa z Jurijem
Andruchowyczem”
ukaże się 21 listopada
nakładem Wydawnictwa
Czarne
licznościach przyrody nie zaprosiliby go nawet na
lunch, gdyż – jak na zdjęciach – mógłby zacząć
się obnażać. Albo – zamiast smacznych anegdot
– opowiadałby swoje megalomańskie kłamstwa.
Współczuję politykom, bo w kontrakcie o pracę mają zapisane kontakty z kimś takim, jak Putin. Ale może wreszcie ktoś z nich odważyłby się
powiedzieć na głos, że Rosja – Rosją, ambicje –
ambicjami, tęsknota za mocarstwowością – tęsknotą, lecz Putin to po prostu karykaturalny, nadęty
kłamca i facet, z którym nie pije się drinków. Ucieszą się nie tylko Ukraińcy, ale też wielu Rosjan. •
3/3
[ felietonwiara]
Po happy endzie
zapraszam na sequel
Cóż jeszcze miałoby mnie zajmować, skoro
przestali ginąć ludzie?
tomasz ponikło
Tomasz Ponikło – zastępca
redaktora naczelnego
Wydawnictwa WAM, autor
książek; ostatnio opublikował
wywiad rzekę z bp. Andrzejem
Czają „Szczerze
o Kościele” (2014)
W
Irackim Mosulu, gdzie dekadę temu
żyło sto tysięcy chrześcijan, dzisiaj
nie ma ich wcale. Prześladowania,
wysiedlenia, masakry. Oczywiście,
że chcemy temu przeciwdziałać. Ale jeśli się uda, to
kres dramatu będzie też kresem naszego wsparcia.
I przyjdzie codzienność. Pozostaną oprawcy i ofiary.
Kiedy cztery lata temu przez Irak przelała się
fala okrutnych zbrodni dokonywanych na chrześcijanach, prosiłem chaldejsko-katolickiego arcybiskupa Louisa Sako o krótką medytację (dla „Tygodnika Powszechnego”) nad pytaniem, dlaczego
felieton wiara
do wcielenia Boga doszło na obszarze wstrząsanym
konfliktami i przemocą, a nie w jakimś spokojnym
zakątku globu. Uderzająca była wtedy ufność arcybiskupa, który odwoływał się do tego, że w duchowości chaldejskiej Boga nazywa się „Mdabrana”, czyli „Tym, który pieczołowicie troszczy się
o wszystko”.
Minęły cztery lata, przelało się morze krwi, sytuacja się pogorszyła. Arcybiskup Sako wystosował
teraz apel o każdą możliwą formę pomocy.
Nie stawiam pytań Bogu, ale sobie. Wówczas,
cztery lata temu, problem prześladowań w Iraku nie2/4
co się uspokoił. A skoro przeprzemocy. Na Ukrainie bez
Rwanda 1994
domu jest 330 tysięcy osób,
stali ginąć ludzie, to cóż jesz– wybuch
w Sudanie Południowym cztecze miałoby mnie zajmować?
bratobójczych
Fakt. To trochę jak oglądary miliony osób są zagrożone
walk. Rwanda
głodem, w Strefie Gazy półtora
nie filmu w oczekiwaniu na hap2014 – ta sama ziemia,
miliona ludzi ma ograniczony
py end. Obserwowany dramat
ci sami ludzie. Nowe
dostęp do wody pitnej. W Syrii
jest tak trudny do udźwigniępokolenie rośnie na
brak opieki medycznej, więc
cia, że już samo jego zakończegruncie nasiąkłym
szerzą się choroby, a w Somanie jest sukcesem, a dla widza
rodzinną krwią
ulgą. Historia się domknęła.
lii z tych samych względów
Kto ma jeszcze siłę, żeby od
co osiemnasta kobieta umiera
razu obejrzeć sequel wyczerpuw połogu.
Pamiętajmy też o Iraku. Masowo mordowani
jącego obrazu? Tymczasem koniec dramatu jest początkiem codzienności. Codzienność po dramacie są ludzie, także dzieci, na których okrutna śmierć
jest trudna. W filmie są napisy końcowe, w życiu przychodzi według fanatycznego klucza oprawców.
płyta uparcie przeskakuje wstecz: powracają obra- Niektórzy z prześladowanych, nawet gdy zdążą
zy, emocje, uczucia. „Zagraj to jeszcze raz, Sam” uciec przed kulą, nie znajdą potem wody i pożywie– podszeptuje pamięć, wzbudzając traumę. Nie ma nia, a jeśli im się to uda – gdzie i kiedy będą mogli
wolności od przeszłości. Codzienność staje się wy- wrócić? Jesteśmy setki kilometrów stamtąd i szczezwaniem, historia nieraz przekleństwem.
rze marzymy o końcu tej przemocy. A jednocześnie
Liczby podawane przez PAH nie pozostawia- wolelibyśmy nie stawiać pytania: co po zbrodni?
Poruszmy wyobraźnię. Rwanda 1994 – wybuch
ją złudzeń: aktualnie 51 milionów osób na całym
świecie zostało wysiedlonych w wyniku rosnącej bratobójczych walk. Rwanda 2014 – ta sama ziemia,
felieton wiara
3/4
ci sami ludzie, do tego – po 20 latach – jedno nowe
pokolenie, a przed nim przyszłość na gruncie nasiąkłym rodzinną krwią. Celem interwencji i pomocy
w 1994 roku było zaprzestanie ludobójstwu? To tylko akcja ratunkowa. Celem od wtedy do dziś i też jutro jest zbudowanie przyszłości. Nie ma wolności od
przeszłości – jest pamięć, trauma, ból przekazywany
na nowe pokolenie. Jaką przyjąć perspektywę?
W całej ostrości poczułem tę trudność, czytając
ostatnio komentarz biskupa Jana Pietraszki, nieżyjącego od wielu lat mistrza Józefa Tischnera, nauczyciela Karola Wojtyły i Adama Bonieckiego.
„Tak bardzo nieraz trudno powiedzieć: Panie, nie
wiedzą, co czynią – bo nieraz wszystko zdaje się
mówić, że wiedzą, że doskonale wiedzą” – mówił
Pietraszko. – „W układach tutejszych, doczesnych,
chyba nieraz wiedzą, ale w całościowej perspektywie naszego doczesnego i wiecznego życia nie
wiedzą, ponieważ skreślili cały świat Boży i świat
ludzkiej nieśmiertelności albo przynajmniej nie biorą tego wszystkiego aktualnie pod uwagę. To się po
prostu nie liczy w ich praktycznym rozrachunku życiowym. Z tego oczywiście nie wynika, że przy łafelieton wiara
sce Bożej nie zaczną się z tym liczyć w przyszłości.
Dlatego wbrew mądrości tego świata musimy się
jednak zdobyć na tę jedną jedyną metodę Szczepanową i mimo cisnących się na usta słów mściwości,
nienawiści i chęci odwetu powtórzyć po prostu za
Chrystusem i św. Szczepanem: Ojcze, nie poczytaj
im tego grzechu, oni nie wiedzą, co czynią. Trzeba mieć nad nimi miłosierdzie, bo Chrystus, który
zaczął tę przedziwną sprawę jednania wszystkich
w Bogu, ma jeszcze ciągle ten sam zamiar: przeprowadzenia ich wszystkich na jedną stronę – do swojej owczarni, do której i my pragniemy się dostać”.
To nie są słowa człowieka naiwnego, ale świadka II wojny światowej, okupacji, stalinizmu i PRL.
A więc aż taka perspektywa… Życie po zbrodni.
Codzienność, wieczność. A nasza pomoc? •
Wpłać dowolną kwotę na konto Pomocy
Kościołowi w Potrzebie:
31 1050 1025 1000 0022 8674 7759 z dopiskiem „Irak”
Wpłać dowolną kwotę na konto Polskiej Akcji Humanitarnej:
91 1060 0076 0000 3310 0015 4960 z dopiskiem
„Pomoc cywilom”
4/4
[ Audiotekapoleca ]
Z ziemi na księżyc
Czerwone i czarne
Norwegian Wood
Powieść jest pierwszym w dziejach
ludzkości opisem przygotowań do
wyprawy kosmicznej zaprojektowanej
z naukową precyzją, która ziściła się
dopiero po przeszło stu latach. Po dziś
dzień, mimo pewnych uchybień, budzi
ona podziw i zdziwienie
Adaptacja powieści Stendhala
zrealizowana przez Polskie Radio.
Powieść psychologiczno-obyczajowa
okresu francuskiej Restauracji. Młody,
ambitny i inteligentny, acz pochodzący
z biednej rodziny bohater bezwzględnie
i z wyrachowaniem dąży do osiągnięcia
kariery. Czyta Krzysztof Gosztyła. .
Opublikowana w 1987 powieść
przyniosła Harukiemu Murakamiemu
ogromny rozgłos. Napisaną w Grecji
i we Włoszech książkę przeczytał
w Japonii każdy. Sam autor mówi, że
było to dla niego wyzwanie: „Nigdy nie
napisałem tego typu prostej powieści
i chciałem się sprawdzić”.
Juliusz Verne
Stendhal
Haruki Murakami
[ Audiotekapoleca ]
Przyszłem
Janusz Głowacki
Czarny humor miesza się w tej
opowieści z czarną rzeczywistością,
tragedia z groteską, prawda z fikcją,
a PRL z wolną Polską. Mieszanka
piorunująca. Warto porównać
z filmem.
Zbrodniarz
i dziewczyna
Gargantua i
Pantagruel
Czyta sam autor! „Zbroniarz
i dziewczyna” nie jest typowym
kryminałem – to proza olśniewająco
dygresyjna, pełna osobliwego
humoru, zaskakujących obserwacji,
niespodziewanych puent.
Renesansowa powieść o losach olbrzyma Pantagruela oraz jego ukochanej
o imieniu Gargantua. Opisane w prosty
sposób wędrówki i bitwy toczone przez
olbrzyma, a także uczty i hulanki, mają
jednak swego rodzaju głębszy wydźwięk,
przedkładając prostotę i radość życia nad
zawiłością „uczonych” filozofii. Autor
w sposób prześmiewczy podchodzi do
tradycyjnie pojmowanej religii i obyczajów.
M i c h a ł W i t k o w sk i
François Rabelais
[ Audiotekapoleca ]
Dziewięćdziesiąte
Wojna i pokój
Zbiór opowiadań, których
spójnikiem tematycznym są lata
90., a opracowania literackiego tego
okresu w wykonaniu autora „Zwału”
nie można porównać z niczym, co
dotychczas w polskiej literaturze się
zdarzyło. Klasyka! Wielowątkowa epopeja
ukazująca Rosję w latach 1805-1820 i naród rosyjski biorący udział
w wojnach napoleońskich. Tworząc
niezwykle sugestywne portrety
psychologiczne głównych bohaterów
i rysując kilkaset dalszych barwnych
postaci, Lew Tołstoj szuka odpowiedzi
na fundamentalne pytania o sens
życia i miłość.
Sławomir Shuty
Lew Tołstoj
Kochanie zabiłam
nasze koty
D o r o ta M a s ł o w sk a
Jak to zwykle bywa z powieściami,
jest to wypadkowa przejęcia
się losem ludzkości i różnych
osobistych udręk. Dorota Masłowska
w świetnej formie.
[ biografie
pokoleń
]
Nasz mocz jest
biało-czerwony
Jaśniejąca latarenko, która rozpraszasz egipskie ciemności mojej
hipochondrii! Dałem się skusić – połknąłem tabletkę. Śniłem wyłącznie
czerń, choć w wielu możliwych obrazach
tekst
mariusz sieniewicz
Fragment powieści
„Walizki hipochondryka”
W
działem kiedyś w kościele obraz,
który przedstawiał Jezusa z raną
otwartą
w
klatce
piersiowej.
W środku pulsowało serce – czerwone jak… jak… – i tu wkradały się podszepty języka
– „wino”? Nie, bardziej. Jak „majtki maturzystki”?
Nie, o nieco innym odcieniu. Czerwone jak „malina”? Ależ skąd! Mocniejsze, bardziej soczyste.
Język bawił się ze mną w kotka i myszkę, aż znubiografie pokoleń
dzony kolejnymi porównaniami podsuwał „maki
pod Monte Cassino”. W lewej dłoni Jezus trzymał
pastorał, prawą wskazywał znak zwycięstwa. Na
jego ramieniu siedział gołąb. W tle, u góry – aniołowie z trąbkami, u dołu – stado owiec. Niby coś
religijnie oczywistego, jednak kontemplacja nigdy
nie była moją mocną stroną, przynosiła zazwyczaj
opłakane skutki. Bo im dłużej patrzyłem w obraz,
im bardziej pragnąłem przeniknąć jego duchowy
2/6
i robił to, z czego słyną wszystsens, zaraz mi się zdawało, że
Przypominamy
Jezus to nic innego, tylko skókie gołębie. Nie umiałem opapijaka, który
ra ściągnięta z Adriena Bronować zdradzieckich asocjacji,
zapomniał,
gotów nawet przeprosić Boga
dy! A Jezusowe serce? Skoro
że dał sobie
za moją niemożność duchoczerwone jak maki pod Monte
wszyć esperal,
Cassino, to musiało pompowego skupienia. Tylko po co,
i teraz gorzko
skoro wskazujący palec Adriewać krew… czyją? Polskich
tego żałuje
żołnierzy? Bingo! Dalej już
na-Jezusa-Brody – przysięgam,
szło jak krew z nosa. Ale jaką
widziałem, widziałem dokładkrew? – dociekałem heretycnie! – powolutku dołączał do
ko. Rh+ czy Rh–? I dalej: gdyby zlać całą krew, reszty palców. Zostawał tylko palec duży. Dłoń obktórą przelano za Polskę, to co by powstało? Jezio- racała się o sto osiemdziesiąt stopni i Jezus-Adrien
-Chrystus zamiast znaku „V”, pokazywał mi fuck
ro większe niż Śniardwy, czy może Bałtyk?
Natręctwo bezsensownych domysłów było sil- you. Przypominał, że nic się nie zmieniło od czaniejsze od pragnienia poważnej, skupionej refleksji. sów młodości, gdy wodziłem pijanym wzrokiem za
Kontemplacja zmieniała się zawsze w głupawą per- dwiema renetami kelnerki z Casablanki. Ze zbawiecepcję. Nie było dla mnie żadnej nadziei: owiecz- niem miałem, mam i będę miał problem. Na wieki
ki szczerzyły zębiska, przywodząc na myśl oscypki wieków, fuck you! Bóg zapłać za takie kontemplai termometry z ciupagą. Aniołowie spluwali siarczy- cje. Nie chcę, nie umiem, nie jestem zdolny do poście, po czym chwytali trąbki, nadymając policzki. wagi metafizycznych uniesień.
A ja zachodziłem w głowę, czy wolą wygrywać hejnał mariacki czy może coś w stylu Tomasza Stańki.
Dzisiaj pije się nowocześnie. Półgębkiem, reGołąb dreptał po ramieniu Jezusa jak po parapecie kreacyjnie, na modłę zachodniej middle class. I też
biografie pokoleń
3/6
– nie gołdę sauté albo pod śledzia, tylko winko, to Walizki hipochondryka
z wyższej półki lub z Lidla, pod winogronko i dłu- Mariusz Sieniewicz
go dojrzewający ser. Ale wiesz... mam poważne Znak, Kraków 2014
wątpliwości. Przecież przed osiemdziesiątym dzie„Gdyby nie lęk przed
wielkimi słowami,
wiątym wóda podbijała całe miasta i wioski. Szkło
można by powiedzieć,
brzdąkało od Bałtyku po Tatry, od Bugu po Odrę
że oto jest książka,
rozlegał się śpiew „Cała Polska polewa!”, a kto nie
na którą czekaliśmy.
chwiał się na nogach, ten musiał być zagranicznym
Z bohaterem swoich
turystą. Normy były ruchome, rekordy odnotowyczasów w roli głównej,
wane przez prasę – zdumiewające i w odwiecznej
40-latkiem próbującym
rywalizacji z Rosjanami nie staliśmy na straconej
wpasować swoje
pozycji. Polska była narodem wybranym, pod warunkiem rzecz jasna, że Jezus był pijakiem, a MatCV w polski kontekst
historyczny, polityczny oraz obyczajowy”
ka Boska Częstochowska – alkoholiczką.
Mógłbym nawet uznać, że przesadzam, że – napisał Zdzisław Pietrasik w „Polityce”. „Autor
jako dziecko wyolbrzymiałem rozmiary pijań- zdobył się na odwagę, by o swoim doświadczeniu
stwa. Okej, tylko pokaż mi takiego badacza i jed- życiowym i artystycznym mówić jak
nocześnie uczestnika historii ubiegłego stulecia, o pomyłce. Mam nadzieję, że tylko kokietuje”
który nie byłby w tamtym czasie na fleku. Ja sam – recenzował w „Gazecie Wyborczej”
musiałem być pijanym dzieciakiem. Przecież Dariusz Nowacki. – „Powieści tej za nic nie
nieświadomie oddychałem przesyconym wódą nazwałbym zabawną. Od początku do końca ma
powietrzem. Obiektywizm odpada. Pijacy mogą charakter rozrachunkowy i wymowę raczej
mieć albo pijaną historię, albo gorzką opowieść przykrą” – dodał.
biografie pokoleń
4/6
trzeźwienia. Każda będzie przesadzona, bo odurzone gorzałą narody mają skłonność do emfazy.
Podobno Norman Davies swoje Boże igrzysko
przypłacił wielomiesięcznym kacem.
Galaktyczny piecyku, pijemy jak dawniej, choć
udajemy trzeźwych jak szpadel. Nie ma nic bardziej groteskowego niż najebany naród, bełkocący
coś o abstynencji. Przypominamy pijaka, który zapomniał, że dał sobie wszyć esperal, i teraz gorzko tego żałuje. Nie wierzysz? Spójrz, co dzieje się
chociażby Jedenastego Listopada. To ledwie mały
fragment biało-czerwonej libacji. Upijamy się samogonem narodowych spraw, duszkiem, do dna,
wychylamy bełta jednej historii, uwalamy się tanią
gorzałą jednej rasy, jednego języka. Polskość buzuje w nas jak testosteron na dyskotece w remizie strażackiej. No i wiadomo, w pijackim amoku zaczyna nas nosić. Trzeba natychmiast komuś przyjebać
z bańki albo pociągnąć sztachetą po jajach. A co, nie
wolno?! Przecież ten kraj, kurwa, jebana mać, należy do nas! Każdy kościół jest jak melina, a każdy
pomnik, miejsce pamięci i dawnej kaźni – niczym
meta albo całodobowy sklep. Szczamy na ulicach
biografie pokoleń
i placach, a nasz mocz jest… Jaki? Biało-czerwony! Nawet rzygamy… czym?… Bielą i czerwienią! Wyrywamy drzewa z korzeniami, jak małpy
skaczemy po latarniach i autach – taką mamy fantazję! Nakręca nas mesjanistyczny rozpierdol. Kto
nie jest z nami, ten jest w czarnej dupie, bo naszą
drogę rozświetlają płonące pochodnie. A jak rykniemy Mazurka, to aż szyby lecą w oknach i różni popierdoleńcy chowają się po kątach. Możemy
chlać całymi tygodniami. Od innych narodów odróżnia nas kompletny brak kaca, który podpowiedziałby: halo, trzeba zwolnić, wystarczy, pas!
Cudowna kapłanko, gdy tylko pomyślę o tym
pijanym narodzie, skacze mi ciśnienie. Jaki zakątek
świata lepszy jest dla nadciśnieniowców? Nepal?
Wyspy Owcze? Nowa Zelandia? Nie ma dnia, żebym nie wyjeżdżał z Polski. Jestem jednym z kilku
milionów potencjalnych emigrantów: wyjeżdżam
i nie mogę wyjechać, choć regularnie sprawdzam,
czy paszport nie stracił ważności. Może dlatego
sójka jest ptakiem, którego nie lubię.
Obok, łóżko w łóżko, leżały pacjentki (…). Ko5/6
biety były przekonane, że wciąż więcej je łączy, niż
dzieli ze światem na zewnątrz, że muszą niebawem
opuścić szpital, bo w świecie na zewnątrz mają jeszcze wiele do zrobienia. Od obiadów dla kulinarnie
nierozgarniętych mężów i synów, po rozpoczęte kursy samokształceniowe, pracę na kilku etatach i walkę
w small biznesie, której reguły przypominały te, jakimi rządzą się walki w kisielu. Kobiet przedsiębiorczych, kobiet o kilku głowach i kilku parach rąk jest
coraz więcej – pokusiłem się o uwagę natury emancypacyjnej. Zaczesywały starannie włosy, wiązały
gumkami, upinały w koki. Ich twarze zachowywały
jasność. Siedziały prosto na dokładnie zaścielonych
łóżkach, coś notowały w małych kalendarzykach.
Na szafkach panował idealny porządek: poukładana
równiutko kolorowa prasa, chusteczki higieniczne,
gdzieniegdzie nawet kwiatek w butelce. Brakowało jeszcze kawy i ciasta, może i kieliszeczka czegoś
mocniejszego, by jako tako udomowić przestrzeń.
Wychodząc z sali, poprawiały makijaż i zawiązywały dokładnie szlafrok. Niektóre sięgały do kieszeni.
Pojawiał się flakonik perfum i palec serdeczny rozcierał za uchem kilka kropel. Świadomość bycia perbiografie pokoleń
manentnie obserwowaną – i wąchaną?! – nie opuszczała ich nawet tutaj. A spotykając moje spojrzenie,
pewnie się w niej utwierdzały. Podobną świadomość
permanentnej inwigilacji wykorzystują budowniczowie panoptykonów.
Jaśniejąca latarenko, niezły ze mnie Gustaw
Flaubert, co? Poczynam sobie, jakbym na kobiecości zjadł zęby. Nie obraź się za ten jawny
rasizm płci i rodzaju, ale wasze ciała umierają
bardziej widocznie i żyć chcą o wiele intensywniej. Wasze ciała są bezbronnie nagie, cierpienie
zlizuje z nich życie aż do mięsa. Jesteście otwartymi ranami, na które śmierć sypie sól. •
[[
Mariusz Sieniewicz – prozaik i felietonista,
autor powieści „Prababka”, „Czwarte niebo”,
„Rebelia”, „Miasto Szklanych Słoni”, „Spowiedź
Śpiącej Królewny” oraz zbioru opowiadań
„Żydówek nie obsługujemy”. Nominowany do
Paszportu „Polityki” i Nagrody Literackiej Nike,
wyróżniony Trójkowym Znakiem Jakości Programu
III Polskiego Radia i Nagrodą Literacką Warmii
i Mazur za rok 2010
6/6
[ historia
lesbijek
]
Ameryka, 1594 r.
Hiszpański odkrywca,
gubernator i konkwistador
Vasco Núñez de
Balboa karze Indian
za popełnienie grzechu
sodomii na śmierć przez
rozszarpanie żywcem
przez psy. Théodore de
Bry ( flamandzki kartograf,
złotnik, rysownik
i rytownik, 1528–1598)
Niebezpieczne
związki
Wzmianki o prześladowaniu lesbijek w nowożytności pojawiają
się w źródłach literackich, ale twardych dokumentów sądowych nie
odnaleziono nigdzie w Europie. Aż do teraz
z
dr . F e d e r i k i e m G a r z ą C a r va j a l e m
rozmawia
Maciej Okraszewski
Publiczne biczowanie?
Federico Garza Carvajal: Od 300 do 500 razów.
Potem skazanego wieszano, żeby „zmarł śmiercią
naturalną”, a na koniec jego ciało palono na stosie, bo ogień miał oczyszczać grzechy. W dodatku
ofiary musiały płacić za własną kaźń, z reguły po
prostu rekwirowano im dobytek na poczet wyroku.
Maciej Okraszewski:
nano ją ze zdradą i herezją, najpoważniejszymi
zbrodniami w kodeksie karnym. Za przestępstwo
mniejszej wagi uważano nawet morderstwo.
Sodomia rozumiana jako analna penetracja?
– Nie tylko. Dla ówczesnych teologów seks
analny był odrażający, ale prawdziwym występkiem nie była sama kopulacja, tylko strata nasieTo kara za homoseksualizm?
nia. Uważali, że ejakulacja, która nie służy roz– Za sodomię. W nowożytnej Hiszpanii zrów- mnażaniu, to jawna obraza Boga. Dlatego jako
historia lesbijek
2/8
sodomitów sądzono też przyłapanych na masturbacji, choć wymierzano im niższe kary, z reguły
chłostę i więzienie. W 1587 roku nastoletni chłopiec z Sewilli został za onanizm zesłany na kilka
lat na galery.
lację od swojego ostatniego wyroku: żeby król
mógł dokonać rewizji, niezbędne były kopie akt
z wszystkich postępowań przeciw obu kobietom i to właśnie te duplikaty przetrwały po cichu
w innym archiwum w Simancas, niecałe 15 kilometrów od Valladolid. Prawdziwy ukryty skarb.
Wzmianki o prześladowaniu lesbijek w nowoA lesbijki?
– Seks pomiędzy kobietami był oczywiście żytności pojawiają się w źródłach literackich, ale
przestępstwem, ale uważano go za „sodomię twardych dokumentów sądowych nie odnalezioułomną”, bo przecież nie marnują żadnej sper- no nigdzie w Europie. Aż do teraz.
my. Taka dodatkowa dyskryminacja paradoksalnie ratowała lesbijkom skórę, bo sądy oddawały Co wiemy o ich bohaterkach?
ich sprawy w ręce miejscowych proboszczów
– Inés de Santa Cruz należała do wpływowealbo w ogóle je ignorowały.
go rodu w Valladolid, jej kuzyni i wujkowie służyli na dworze królewskim, który w tym czasie
przeniesiono tam z Madrytu. Przez jakiś czas była
„Trzcinki” sądzono jednak aż trzykrotnie.
– I tylko dzięki temu zachowała się jakakol- zakonnicą w Toledo, ale opuściła go i wróciła
wiek historia tych kobiet. W XIX wieku archiwi- w rodzime strony. Mimo to lubiła o sobie mówić
ści urządzili czystkę w Kancelarii Królewskiej „błogosławiona”, wciąż nosiła habit i pracowała
w Valladolid, chcieli wymazać wstydliwe wspo- nawet w zakonie augustianek w centrum miasta.
mnienia przeszłości, więc z dymem poszedł Charytatywnie, bo była zamożna, miała ziemię
ogrom dokumentów z procesów karnych. Ale i kilka domów. W jednym z nich, tuż koło katedwa wieki wcześniej „Trzcinki” złożyły ape- dry, prowadziła przytułek dla kobiet na zakręcie,
historia lesbijek
3/8
roku. Ktoś doniósł – choć
z dokumentów nie wyniTam poznała
ka jednoznacznie kto, bo
w archiwum brakuje kopii akt
swoją kochankę.
z tego postępowania, znajdu– W 1601 roku władze
skierowały do przytułku Catalijemy jedynie odniesienia do
nę de Ledesma. Niepiśmienna
niego w późniejszych spradziewczyna urodzona w ubogiej
wach sądowych. Wiemy na
rodzinie pod Salamanką została
pewno, że obie zostały uznaporzucona przez męża, więc próbowała szukać ne winnymi lesbianizmu i skazane na chłostę
szczęścia w Valladolid. Raczej bez sukcesów, bo (Catalina, jako młodsza, dostała mniej uderzeń)
do schroniska trafiła najprawdopodobniej jako oraz wygnane z Valladolid.
bezdomna. Z późniejszych zeznań świadków
wiemy, że była bardzo atrakcyjną 19-latką, toteż Nie kazano im się rozdzielić?
od razu zwróciła uwagę dobiegającej czterdziestki
– Nie, więc po prostu wspólnie przeprowaInés. W domu brakowało wolnych prycz, więc dziły się do Salamanki. Na krótko zamieszkały
zakonnica zaproponowała nowej, żeby dzieliła u ojca Cataliny, a potem wynajęły własne lokum
jej łoże.
na mieście i dla sąsiadów błyskawicznie stały się
„Trzcinkami”.
Gładkie zagranie.
– I skuteczne: przed sądem zeznawały, że ko- Dlaczego?
chankami zostały niemal natychmiast. A pierw– Bo wszyscy wiedzieli nie tylko, że są lesszy proces wytoczono im jeszcze w tym samym bijkami, lecz także jakich używają akcesoriów
prostytutek, żebraczek.
historia lesbijek
Dla większości
historyków
lesbianizm
to temat wciąż
marginalny. Albo
wręcz wstydliwy
4/8
erotycznych. Chodziły nad rzekę zbierać trzcinę, którą mocowały wstążkami i obwijały kozimi albo owczymi skórami. Sztuczne członki
do masturbacji to zresztą nic nowego, są znane
od tysięcy lat. Przezwisko przylgnęło, chociaż
Hiszpanki zeznały w procesie, że praktycznie
przestały używać tych akcesoriów, bo trzcinowo-skórzana konstrukcja była zbyt bolesna
w użyciu.
Tym razem też donos?
– Albo coraz głośniejsze plotki, bo magistraci
wszczęli śledztwo z własnej inicjatywy. W 1603
roku zrobili rewizję u podejrzanych i bez trudu
znaleźli różne sztuczne penisy, które wystarczyły do powtórnego posadzeni ich na ławie oskarżonych.
Protokół jest groteskowy.
– Służąca zeznaje, jak podsłuchiwała pod
drzwiami i słyszała, że oskarżone dyszały, jakby
były zmęczone, czasami pojękując „Aj! Aj! Aj!”.
I protokolant to skrupulatnie zapisuje. W innym
historia lesbijek
miejscu znajdujemy opis, jak Inés rozwiera Catalinie waginę, dopóki ta nie wytryśnie. Skrybami byli przecież wyłącznie mężczyźni, więc
inna forma orgazmu pewnie nie mieściła im się
w głowach. W ogóle bardzo skupiają się tu na
sączących się cieczach, to wyjątkowo obrazowe
deskrypcje. Ten protokół to w dużej mierze ich
wyobrażenia na temat kobiecego współżycia.
W rzeczywistości nie było jednak tak
zabawnie, jak na papierze?
– Obie kobiety torturowano, a w końcu jako
recydywistki skazano na śmierć: uduszenie garotą i spalenie na stosie. Ale Inés wybłagała ratunek
u swojej wciąż wpływowej rodziny i w ostatniej
chwili wyrok zmieniono. Znowu je wychłostano
i tym razem kazano się rozdzielić. Dla pewności Inés skazano na banicję w całym królestwie
Hiszpanii, a Catalinie polecono odnaleźć męża.
Ten najwyraźniej zapadł się jednak pod ziemię,
bo lata poszukiwań okazały się bezowocne.
W 1606 roku młodsza „Trzcinka” wróciła więc
do Valladolid, gdzie... znowu zamieszkała z Inés.
5/8
Była mniszka oszukała wymiar sprawiedliwości, strat przyjmujący skargę ją bagatelizuje i każe
nigdy nie wyjechała z kraju, a dzięki wujkowi, się dziewczynie uspokoić. Żadne śledztwo nie
księdzu z dobrymi kontaktami, znów pracowała zostaje wszczęte.
u augustianek, choć pod pseudonimem.
Wpływy mniszki znowu dają o sobie znać?
Zmieniła nie tylko personalia,
– Przypuszczalnie. Ale nadchodzącego skanale i charakter.
dalu nie zdołają już przykryć. Catalina siedzi
– Catalina zaczyna być zmęczona dotych- w kościele, rozmawia z jakimś mężczyzną. Naczasowym związkiem, szuka innej pary, tym gle spod ziemi wyrasta Inés i z nożem w ręku
razem wśród mężczyzn. Inés źle to znosi, staje krzyczy na całą świątynię: „Ty jebana dziwko,
się zaborcza i agresywna, wywołuje kłótnie, co- zabiję was oboje!”. Przy świadkach! Ganiają się
raz częściej bije swoją kochankę, brutalnie, do po ulicach, wśród najgorszych wyzwisk. W końkrwi. Powtarza, że nie da jej odejść. Klasycz- cu młodszej udaje się gdzieś ukryć na całą noc,
ne fatalne zauroczenie. Młodsza „Trzcinka” a następnego dnia z samego rana sąd postanawia
nie ma zresztą jak się uwolnić, jest utrzymanką wreszcie wszcząć śledztwo. Pierwsza zostaje
starszej, nie ma żadnych pieniędzy. Próbuje co aresztowana Catalina.
prawda pracować jako służąca, ale nigdzie nie
zagrzewa miejsca, bo Inés nachodzi jej praco- To chyba żarty?
dawców, opowiada im, że jest dziwką i uprawia
– Ten sam wujek, który pomógł jej po ostatseks w spiżarni. A ciągłe sińce i zadrapania nie nim wyroku, tym razem ostrzega mniszkę jeszdodają wiarygodności Cataliny. Któregoś razu cze przed aresztowaniem: „Uciekaj, idą po ciezostaje tak ciężko pobita, że daje się namówić bie”. Inés zostaje pojmana dopiero po jakimś
koleżance na złożenie doniesienia. Ale magi- czasie w Madrycie i siłą doprowadzona do Vallahistoria lesbijek
6/8
dolid. W listopadzie 1606 roku zapada już ostatni wyrok w sprawie „Trzcinek”. Znowu zostają
wychłostane, a starsza nie ma się już jak wymigać od banicji, upokorzony wcześniej wymiar
sprawiedliwości dopilnowuje, żeby naprawdę
udała się na wygnanie. Choć stara się trzymać
tak blisko domu, jak może, osiedla się w portugalskim miasteczku Miranda do Douro, na samej hiszpańskiej granicy. Z innych dokumentów
dotyczących sporu o pewną nieruchomość wiemy, że… Catalina mieszka dosłownie po drugiej
stronie rzeki.
Wciąż są razem? Mimo wszystkiego,
co się stało?
– Prawdopodobnie, bo na to wskazuje epilog
historii. W 1625 roku stojąca na progu śmierci
Inés pisze list do monarchy, w którym prosi o rewizję wyroków jej i kochanki. A Filip IV się godzi i dostają królewskie ułaskawienie!
Trzeba przyznać, że mniszka miała jaja
nawet na starość.
historia lesbijek
– To niezwykła historia. Nie tylko dlatego,
że obie kobiety przeżyły, chociaż miały już orzeczoną karę śmierci. Przeszły aż trzy procesy i na
końcu dostały jeszcze oficjalny pardon. Gejom
szczęście z reguły wyczerpywało się od razu na
pierwszym procesie, apelacja od wyroku była
nie do pomyślenia. Bez wątpienia wpływy Inés
na dworze okazały się kluczowe dla przetrwania
„Trzcinek”, ale trudno nie mieć wrażenia, że potraktowano je łagodniej, bo były lesbijkami.
Dziś kobiecy homoseksualizm też traktowany
jest po macoszemu.
– Są bardzo wartościowe prace, na przykład
autorstwa Marie-Jo Bonnet, Judith Brown albo
Valerie Traub, ale dla większości historyków lesbianizm to temat wciąż marginalny. Albo wręcz
wstydliwy. Kiedy odnalazłem akta „Trzcinek”,
chciałem zrobić habilitację na ten temat właśnie
tu, gdzie wszystko się działo, w Valladolid. Ale
szefowa wydziału historycznego na miejscowym
uniwersytecie, kobieta!, odmówiła mi, twierdząc, że takie treści to pornografia.
7/8
Zamiast habilitacji mamy więc książkę.
Akurat dla pana jej pisanie musiało być
doświadczeniem bardzo osobistym?
– Pochodzę z rodziny sefardyjskich Żydów. Moi przodkowie najpierw musieli przejść
na chrześcijaństwo, a później szukać szczęścia
w Nowym Świecie. Ale dawna ojczyzna i jej kultura były zawsze silnie obecne w naszym domu.
Między sobą rozmawialiśmy po hiszpańsku.
Chociaż urodziłem się w Teksasie, angielskiego
nauczyłem się dopiero, gdy poszedłem do szkoły podstawowej. Wszystkie dokumenty w sprawie „Trzcinek” kończą się charakterystycznym
rysunkiem: to zakamuflowana Gwiazda Dawida,
bo skrybowie byli żydowskimi konwertytami.
Przywracając ich pracę współczesności, czułem, że tak jak Inés w końcu wróciła do ojczyzny, tak moja rodzina symbolicznie znowu była
w domu. •
historia lesbijek
[[
Dr Federico Garza Carvajal
– amerykańskich historyk hiszpańskiego
pochodzenia, specjalizuje się w badaniach
tożsamości seksualnej na terenie dawnego
Imperium Hiszpańskiego. W 2003 r. wydał
„Butterflies Will Burn. Prosecuting Sodomites
in Early Modern Spain and Mexico” („Motyle
spłoną. Ściganie sodomitów w nowożytnej
Hiszpanii i Meksyku”). W zeszłym roku ukazała
się jego najnowsza książka „Las cañitas.
Un proceso por lesbianismo a principios
del siglo XVII” („Trzcinki. Proces przeciwko
lesbianizmowi na początku XVII wieku”)
[[
Maciej Okraszewski – publikował między innymi
w „Newsweek Polska”, „Wprost”, „National
Geographic” i „Le Monde diplomatique”.
Współpracuje z tygodnikiem „Polityka”
8/8
[ WybórAPLIKACJi ]
w y b i e r a i o c e n i a ag ata dz i e k a n
Escoffier
Cook’s
Companion
Aplikacja darmowa
Auguste Escoffier był jednym
z najważniejszych propagatorów klasycznej kuchni francuskiej na przełomie XIX i XX
wieku. Nosząca jego nazwisko
aplikacja jest rajem dla tych, którzy do nauki gotowania podchodzą precyzyjnie i metodologicznie. Aspirujących master chefów
zachwycą narzędzia takie jak
konwerter jednostek, minutnik, kompendium składników
i sprzętu oraz słowniczek terminów kulinarnych.
Allthecooks
Recipes!
Paprika Recipe
Manager
restaurant
story
Aplikacja darmowa
Aplikacja darmowa
Aplikacja darmowa
Jeśli jesteś w stanie znieść kolejny serwis społecznościowy
i lubisz gotować, All the Cooks
jest stworzone dla ciebie! Dobrze przemyślana aplikacja pozwala na wymianę przepisów
z wybranymi grupami użytkowników, wgrywanie zdjęć,
komentowanie, dodawanie do
ulubionych, szukanie zamienników (na przykład pod kątem
alergii) oraz komponowanie posiłków z kilku dań.
Istnieją niezliczone aplikacje
do zarządzania przepisami, to
prawda. Ale Paprika podbiła
nasze serce tym, że po prostu
dobrze działa. Wyszukiwanie i importowanie przepisów
z wielu źródeł, synchronizacja
między różnymi urządzeniami,
możliwość interakcji z przepisem podczas gotowania (na
przykład odznaczanie składników albo etapów gotowania
z listy) oraz narzędzie do planowania listy zakupów i menu na
najbliższy tydzień lub miesiąc.
Gra dla wszystkich, którzy
marzą o własnej restauracji,
przyciągnęła już ponad 50 milionów użytkowników! Zaprojektuj wnętrze lokalu, kartę dań,
zaproś znajomych, wymieniaj
się przepisami i dbaj o poziom
zadowolenia klientów. Gra jest
nieustannie rozwijana – nowe
treści pojawiają się co tydzień,
[[
Agata Dziekan – miłośniczka technologii
i sztuki, współzałożycielka Artspresso
(www.artspresso.com)
[ biznesfelieton]
Budowanie zespołu
Polak-patriota to dobry team player
– marzy mi się, że kiedyś tak będzie
O l g i e rd Ś w i d a
Olgierd Świda – trener biznesowy, członek
redakcji magazynu „W Punkt”. W latach 90.
pracował dla Microsoftu w Niemczech i USA.
Zdefiniował polskie słownictwo w Windowsie.
Współwynalazca Open License. W latach
2006–2007 odpowiadał za produkcję newsów
w TVP. Senior Leader w ramach organizacji
Anthony’ego Robbinsa, legendarnego
pioniera coachingu i motywacji. Prowadzi
firmę Tools 2 Lead
Z
eszłoroczna wyprawa polskich himalaistów na Broad Peak zakończyła się tragedią. Okazało się, że nie istniał zespół,
a jedynie lider i jego pomocnicy. Lider
osiągnął cele i pozostawił pomocników w tyle.
Jeden nie doszedł do obozu. Zamarzł. Zespół to
dużo więcej niż grupa kilku osób i wspólny cel.
Tylko jak się tego nauczyć?
Wyjazdy integracyjne były już w czasach
PRL. Teoretycznie miały pomagać integrować
pracowników zakładu pracy, by tworzyli zwarty
felieton świat
i zgrany zespół. Zazwyczaj jednak sprowadzały się do towarzyskiej imprezy intensywnie zakrapianej alkoholem i spoufalania się z osobami
z innych działów. I tyle. Wtedy myślano, że na
tym polega budowanie zespołu.
Tworzenie zespołu to najważniejsze zadanie
lidera. Lider nie musi się na wszystkim znać, ale
musi umieć dobrać sobie odpowiednich ludzi do
stojącego przed nim zadania. Umiejętność znalezienia współpracowników to duża sztuka. Umiejętność zgrania ich w jedną całość i inspiracja do
2/5
działania w konkretnym kiebędzie oceniał. Uczniowie
Gdy przeglądam
musieli sami zdecydować,
runku to sztuka jeszcze więkpolskie CV, bawi
kto przejmie jaką rolę w zesza. Często zespół składający
mnie sekcja
się z wielu gwiazd wcale nie
spole. Byli zobligowani do
„hobby”. W USA
osiąga oczekiwanego zwytego, by wspomagać się nanależy mieć
cięstwa. Najwyraźniej widać
wzajem, aby każdy wykonał
kategorię
to w piłce nożnej.
swoje zadania. Wszystko muo wolontariacie
W Polsce team work jest
siało się spiąć w postaci końtematem stosunkowo nocowego raportu. Była jedna
– pokazać, że się
i ta sama ocena dla wszystwym. Nie mamy żadnego
poświęca na rzecz
bohatera narodowego, który
kich członków zespołu. Lijakiejś sprawy
byłby protoplastą team playczył się wynik zespołowy,
a nie indywidualny wkład.
era. Większość to wojownicy o niepodległość ojczyzny. Chwała im za to, Ciekawy koncept dla 12–13-latków. Oczywiście
ale nadal brak współczesnym Polakom postaci mój 12-letni wtedy syn starał się mnie przekonać,
inspirujących do pracy zespołowej. Nie istnieją że jemu należała się dużo wyższa ocena, ale ktoś
inny w zespole nawalił i dlatego ocena była tylko
w naszych tradycjach.
W Stanach Zjednoczonych dzieci uczą się dostateczna. Co za pech. Cieszyłem się jednak,
team worku w szkole. Mój syn był chyba w szó- że miał to doświadczenie w tak młodym wieku.
stej klasie, gdy na lekcji fizyki nauczyciel po- Z tego, co rozumiem, polskie szkoły i uczelnie
dzielił klasę na zespoły 4–5-osobowe i zadał ignorują ideę pracy zespołowej i koncentrują się
przeprowadzenie kilku eksperymentów. Określił na nagradzaniu osiągnięć jednostek. A szkoda.
dokładnie outcome, czyli format raportu, który Do zderzenia z nowoczesnym światem, w któfelieton świat
3/5
rym niedoceniana umiejętność zapewnia sukces,
dochodzi wiele lat później w pracy.
Obserwuję różne grupy i zespoły w Warszawie i mam wrażenie, że większość członków jest
zainteresowana własną korzyścią („co ja z tego
będę miał”) niż sukcesem całego zespołu. Pamiętam czasy, kiedy polska telewizja publiczna
była podzielona według klucza partyjnego między PiS, LPR i Samoobronę. Każde z ugrupowań wprowadzało swoich ludzi w kontrolowane
przez siebie piony. Smutne było, że większość
uwagi poświęcano na wewnętrzne sojusze i rozgrywki między ugrupowaniami, a nie na sukces
całej firmy.
Amerykanka Robyn Benicasa dziś inspiruje
firmy do pracy zespołowej, opowiadając o swoim udziale w zawodach Eco-Challenge. Mordercze zawody, w których 4–5- osobowe zespoły
mają przebyć 500 kilometrów górzystego terenu w 24 godziny przy pomocy rowerów, kajaków, koni i wspinaczki. Każdy niesie plecak.
Wszyscy mają swoje kryzysy, które przychodzą
w różnych momentach. Osoba przechodząca
felieton świat
chwilowe załamanie przekazuje na czas kryzysu
plecak silniejszemu. Później role się odwracają.
Członkowie zespołu doskonale się rozumieją,
znają mocne i słabe strony każdego z zawodników. Wszyscy wspierają się nawzajem i optymalizują siły na rzecz wyniku całego zespołu. Lider
tylko monitoruje grupę. Wkracza, gdy pojawia
się konflikt. Wygrywa zespół, który pierwszy
doprowadzi wszystkich swoich zawodników na
metę. Nie ma zwycięstwa indywidualnego.
Patrick Lencioni w swojej sztandarowej
książce „Pięć dysfunkcji pracy zespołowej”
zwraca szczególną uwagę na zbudowanie zaufania między członkami zespołu jako fundament
do kreatywnej polemiki, budowania zaangażowania, przejmowania odpowiedzialności i dbania o wyniki. Budowanie zaufania odbywa się
dzięki pokazaniu własnego vulnerability, czyli obnażeniu przed zespołem własnych słabości
i podatności na zranienie. Zaufanie osiąga taki
poziom, w którym każdy z członków wie, że nikt
w zespole ich nie zrani ani nie będzie chciał odnieść osobistej korzyści, wykorzystując vulnera4/5
bility drugiego. Dopiero w takim zespole można będzie można organizować prawdziwe wyjazdy
robić burze mózgów i gorąco dyskutować o naj- integracyjne i nawet mogłyby one być zakrapialepszym rozwiązaniu dla firmy i nie obawiać się ne alkoholem. •
negatywnych konsekwencji.
Co Cię uwiera w polskim biznesie, a co
Gdy przeglądam polskie CV, bawi mnie sekinspiruje? Napisz do mnie: [email protected]
cja „hobby”. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego
miałoby to mi dać jakąkolwiek relewantną informację o kandydacie. Na pewno nie wywnioskuję dzięki temu, jak będzie pracował w zespole.
W amerykańskich CV z kolei należy mieć kategorię o wolontariacie. Należy pokazać, że się
bezinteresownie poświęca własny czas na rzecz
jakiejś sprawy. Taka osoba w firmie prędzej wesprze kolegę, będzie lepszym team playerem.
Budowanie zespołu to wielka sztuka. W Polsce potrzeba pozytywnych przykładów, postaci
w serialach, bohaterów narodowych, którzy są
wzorami team playerów. Wręcz powinien powstać polski odpowiednik tego pojęcia. Pracy
w zespole należy uczyć w szkołach tak, aby było
to częścią wychowania obywatelskiego i postawy
patriotycznej. Polak-patriota to dobry team player – marzy mi się, że kiedyś tak będzie. Wtedy
[[
felieton świat
5/5
[ papież
franciszek
]
Przywódca
kontrkulturowy
Franciszek kwestionuje nie tylko zwyczaje
panujące w jego własnym Kościele; poddaje
krytyce całe obowiązujące w naszej
kulturze podejście do przywództwa
tekst
Chr i s L o w n e y
Fragment książki „Lider.
Papież Franciszek”
W
Hernána Paredesa
utrwalił się obraz ojca Bergoglia w butach, które z pewnością
nie kojarzą się z papieżem – w plastikowych gumiakach. Paredes studiował w prowadzonym przez jezuitów Colegio Máximo San
José. Proces formacji trwa w tym zakonie bardzo
długo. Z tego względu jego instytucje formacyjne liczą nieraz bardzo wielu uczniów i studentów.
W połowie lat osiemdziesiątych dwudziestego
wieku Hernán był jednym z ponad siedemdziesięciu probantów pobierających nauki w kipiącym życiem kompleksie seminaryjnym w Buenos
pamięci ojca
papież franciszek
Aires, w którym jedni studiowali filozofię, inni
oddawali się studiom humanistycznym, a jeszcze
inni zgłębiali teologię.
Ich szefem był ojciec Bergoglio, który po zakończeniu kadencji prowincjała argentyńskich
jezuitów w roku 1979 został rektorem kolegium.
Nim przejdziemy do obuwia, jakie nosił ojciec
Bergoglio, warto wspomnieć o tym, jak został
rektorem, gdyż sposób, w jaki znalazł się na tym
stanowisku, dowodzi, że instynkt organizacyjny,
którym wykazał się Ignacy Loyola podczas tworzenia swojego zakonu, kwestionuje mechanizmy
obowiązujące w dzisiejszym, niezwykle nowo2/9
czesnym jakoby życiu korporacyjnym. Bergoglio był szefem wszystkich argentyńskich
jezuitów, a gdy jego sześcioletnia kadencja dobiegła końca, jego następca przydzielił
mu nowe zadanie: miał odtąd
zająć się szkoleniem tłumu
nowicjuszy i probantów.
Niewolnicy ego
Ustąpił ze stanowiska, schodząc na niższy szczebel, a jego następca przydzielił mu nową pracę. Pomyślmy, w jaki sposób we
współczesnych firmach odbywa się zmiana stanowisk. Szczycimy się wyrafinowanymi metodami
zarządzania karierami menadżerów wysokiego
szczebla, rzadko jednak stosujemy je w praktyce;
większość przedstawicieli tej grupy przestaje pełnić swe funkcje raczej w wyniku odsunięcia od
władzy czy usunięcia ze stanowiska niż autentycznej sukcesji. Czasem usuwa się kogoś elegancko,
częściej jednak dotychczasowi wielcy szefowie
papież franciszek
odchodzą w poniżeniu i niesławie. Nie ustępują ze stanowiska, jak Bergoglio; częściej
ich następcy zastają rozpaczliwe ślady ich paznokci na dywanach, których się czepiali,
wyrzucani ze stanowisk, niekiedy spadając z nich na złotych spadochronach, wartych
wiele milionów dolarów.
Ignacy Loyola powiedziałby, że źle zarządzamy
rotacją menadżerów, gdyż jesteśmy niewolnikami statusu, ego i dążenia do zapewnienia sobie
osobistego bezpieczeństwa. Żaden menadżer,
przestawszy pełnić jakąś prestiżową funkcję, nie
zgodzi się na przykład zejść na niższy szczebel
służbowej hierarchii – byłoby to poniżej jego
(lub jej) godności. Żaden nowy menadżer wysokiego szczebla nie będzie też tolerować w bliskim otoczeniu obecności swojego poprzednika.
Poczytując sobie za cel nadrzędny wyciśnięcie
osobistego piętna na organizacji, którą kieruje,
Konstytucje
Towarzystwa
Jezusowego
uznają
wybujałą
ambicję za „matkę
wszelkiego
zła w każdym
państwie lub
w społeczności”
3/9
i paranoicznie lękając się, że poprzednik mógłby Lider. Papież Franciszek
podważyć jego autorytet i spiskować przeciwko Chris Lowney
niemu, by wrócić do władzy, nowy szef nie tylko WAM, Kraków 2014, tłum. Marek Chojnacki
skazuje poprzednika na zapomnienie, lecz także
Autor pisze we wstępie:
na wszelki wypadek usuwa jego protegowanych,
„Nasza kultura staje
umieszczając na ich miejscu własną, lojalną
się coraz bardziej
gwardię pałacową (lojalną dopóty, dopóki jeden
pochłonięta sobą
z jego zauszników nie wykorzysta nadarzającej
i zafascynowana
się okazji i nie zdetronizuje króla).
powierzchownymi
Ignacy Loyola obawiał się, że niepohamowacelami; on zaś chce,
byśmy skierowali swoją
ne ambicje mogą zniszczyć jego zakon. Wiadouwagę poza siebie,
mo, że jeśli zbierzemy ludzi utalentowanych, to
byśmy skupili się na
będą z sobą rywalizować, chodzi więc o to, aby
odpowiednio skanalizować ich ambicje i energię, walce o prawa naszych najbardziej potrzebujących
odwracając je od walki i kierując ku misji. Cel braci i sióstr na całym świecie. Patrząc na niego,
ten przyświecał mu, gdy tworzył zręby swojej zadaję sobie pytanie, czy ten nieprawdopodobny
organizacji. Zbiór obowiązujących w niej zasad wybór papieża, inspirując zmianę w jego Kościele,
– Konstytucje Towarzystwa Jezusowego – uzna- może stać się zarzewiem od dawna oczekiwanej
je wybujałą ambicję za „matkę wszelkiego zła globalnej debaty o przywództwie”.
w każdym państwie lub w społeczności” i nakazuje jezuitom informować przełożonych o kolegach, których podejrzewają o dążenie do wysokich stanowisk. Ponadto święty Ignacy narzucił
papież franciszek
4/9
ograniczenia długości kadencji prawie wszystkich kierowniczych funkcji w swoim zakonie,
z wyjątkiem funkcji generała, upewniając się
w ten sposób, że każda prestiżowa praca, wiążąca się z kierowaniem innymi, pozostanie zwykłym zajęciem i niczym więcej. Nikt nie musiał
usuwać Bergoglia, gdyż on sam musiał usunąć
się ze stanowiska, gdy jego kadencja dobiegła
końca. Nie zabrał się też natychmiast do szukania innej podobnej posady ani nie domagał się
złotego spadochronu, gdyż decyzja o przydzieleniu następnej pracy należała do jego następcy.
Dla jezuity, który trochę za bardzo przyzwyczaił
się do bycia szefem, takie oczekiwanie na nowy
przydział może stanowić zimny prysznic pomagający w odzyskaniu pokory.
Koniec kariery?
Fakt, że Bergoglio otrzymał zadanie dbania
o formację młodych jezuitów, świadczy o innym
prowokacyjnym aspekcie filozofii organizacyjnej jezuitów. W korporacji podobną decyzję oceniono by następująco: „Ten człowiek w wieku
papież franciszek
trzydziestu dziewięciu lat został jednym z dwustu najważniejszych szefów firmy, a teraz będzie
nadzorował szkolenia? Ups! To koniec jego kariery”. Ignacy spojrzałby na tę sytuację inaczej:
sukces można odnieść, jedynie dbając o to, by
w firmie pracowali oddani, wysoko wykwalifikowani profesjonaliści, a stanie się tak jedynie
wówczas, gdy młodzi pracownicy kształtowani
będą przez oddanych liderów o wysokich kwalifikacjach. Formację nowicjuszy i probantów
zazwyczaj powierza się więc w jego zakonie
nie zaufanym, choć niekoniecznie wybitnym nauczycielom, lecz osobom, które mogą stanowić
wzorzec do naśladowania i stać się źródłem inspiracji.
Taka droga kariery – nie mówiąc już o wyjątkowo długim procesie formacji zakonnej –
może wydawać się osobliwa i przestarzała. Odniesiemy takie wrażenie, jeśli zapomnieliśmy,
co A.G. Lafley, legendarny szef firmy Procter &
Gamble, nazwał swoją „najbardziej niezmienną
rolą”. Chodzi o „kształtowanie liderów, którzy
nie tylko potrafią przewodzić i sami inspirować
5/9
zmiany, lecz, co ważniejsze, umieją formować innych liderów (...). Żadne z moich zadań
w długofalowej perspektywie nie ma bardziej
istotnego wpływu na zdrowie [firmy]”. To samo
dotyczy rodziny, szkoły i każdej innej organizacji. Formacja liderów wymaga jednak wiele
czasu i wysiłku. Zbyt rzadko chcemy go podjąć; o wiele łatwiej jest nauczyć kogoś kilku
podstawowych umiejętności zawodowych, niż
podjąć się tak poważnego zadania, jakim jest
kształcenie liderów.
Idziemy więc na skróty, niepomni oczywistego faktu, że papież Franciszek nie mógłby zostać
takim przywódcą, jakim jest dzisiaj, bez długotrwałej, intensywnej formacji w swoim zakonie.
Jezuici wciąż zadają sobie trud żmudnego kształtowania współbraci i dlatego droga kariery ojca
Bergoglia, od szefa do osoby odpowiedzialnej za
formację młodych, jest w ich rozumieniu całkowicie poprawna i zrozumiała.
wiczom. Co więcej, zwrócił się do nich bezpośrednio. Uczynił to podczas wizyty w Papieskiej
Akademii Kościelnej, instytucji kształcącej
księży dyplomatów, którzy w przyszłości będą
spędzać czas na rautach z ambasadorami i, jak
to często bywa, sami awansują w hierarchii
kościelnej, zostając biskupami i kardynałami. Papież ostrzegł ich, aby nie pozwolili, by
to prestiżowe zajęcie uderzyło im do głowy:
„Karierowiczostwo jest trądem, jest trądem” –
podkreślił. Księża mają pracować jedynie dla
„sprawy Ewangelii i wypełniania misji”, nigdy
zaś dla publicznego uznania.
Nie znaczy to, że zorientowany na realizację
misji lider ma być zawsze zachwycony zleconymi mu zadaniami. John Fitzgibbons, członek
zarządu dwóch uniwersytetów, który został mistrzem nowicjatu, powiedział mi otwarcie: „Naprawdę nie chciałem być mistrzem nowicjatu,
wiem jednak, że Towarzystwo miało prawo powołać mnie do tej służby”.
Potem spojrzał na tę sytuację z szerszej perKarierowiczostwo jest trądem
Papież miałby wiele do powiedzenia kariero- spektywy. Gdy jego przełożony zakonny przypapież franciszek
6/9
dzielił mu pracę z nowicjuszami, „szczerze pomyślałem, że praca formacyjna jest zaszczytem
i przywilejem, nawet jeśli do niej nie nawykłem.
Był to też dla mnie akt posłuszeństwa: przyjąłem
z ufnością, że była to wola Boga i że nawet jeśli
w głębi serca nie pragnąłem pełnić tej służby (tj.
odpowiadać za formację jezuitów), jest to święte dzieło”.
Jak się okazało, kilka lat później, po spełnieniu kolejnych zadań, Fitzgibbons, niegdyś
mistrz dwudziestu nowicjuszy, został rektorem
Regis University, uczelni kształcącej około piętnastu tysięcy studentów w systemie stacjonarnym i na kursach internetowych, jednego z największych uniwersytetów prowadzonych przez
jezuitów. Ten rodzaj ścieżki kariery, w życiu
korporacyjnym niemal nie do pomyślenia, staje się możliwy, gdy członkowie zespołu gotowi
są przywiązywać większą wagę do misji niż do
statusu: dawni szefowie są wówczas w stanie
dobrowolnie ustąpić ze stanowiska, przenosząc
się ze sztabu z powrotem na pole walki, i działają przy tym skuteczniej dzięki swojemu dopapież franciszek
świadczeniu menadżerskiemu, które również
korzysta na tej odmianie.
Paradoks przywództwa
Jeśli chodzi o ojca Bergoglia, to, jak obecnie
wszyscy wiemy, jego „degradacja” do roli rektora seminarium bynajmniej nie przeszkodziła w rozwoju dalszej kariery. Natomiast styl
przywództwa, jakim wykazał się w kierowanym przez siebie kolegium, to dobitny przykład
paradoksu przywództwa: dobry lider wchodzi
w świat życia codziennego, a zarazem się z niego wycofuje. Jest człowiekiem myślącym, który
dystansuje się od otaczającej go rzeczywistości,
starając się odnaleźć pogodę ducha, równowagę i ujrzeć wszystko w szerszej perspektywie,
jak zobaczymy w następnym rozdziale. Niestrudzenie uczestniczy w codziennych zmaganiach,
a mimo to wykracza poza codzienność; choć
w pełni uczestniczy w sprawach świata, nie jest
całkowicie „ze” świata: jest zarazem człowiekiem świeckim i duchowym.
Seminarzyści argentyńscy studiowali pilnie
7/9
myśl Arystotelesa i Tomasza z Akwinu, ojciec
Bergoglio jednak pilnował, by stąpali twardo po
ziemi. Chodziło zresztą o ziemię w znaczeniu
całkiem konkretnym: w skład kompleksu akademickiego Colegio Máximo wchodziło też gospodarstwo rolne. Produkowana w nim żywność
wspomagała dość skąpy budżet tamtejszej wspólnoty jezuitów. Spytałem Hernána Paredesa, jakie
zwierzęta tam hodowano, a szczegółowa odpowiedź, której udzielił mi mimo upływu od tamtych wydarzeń dwudziestu pięciu lat, przekonała
mnie, że mogę polegać na jego pamięci. Zaczął
wyliczać kolejne pozycje inwentarza: „Mieliśmy
tam sto dwadzieścia świń, pięćdziesiąt trzy owce,
sto osiemdziesiąt królików; mieliśmy też krowy,
które zaopatrywały nas w mleko”. Spytałem go,
kto pracował w tym gospodarstwie. „Było kilku
jezuitów – odpowiedział – którzy wyspecjalizowali się w zarządzaniu farmą, i było to ich główne
zajęcie. Poza tym jednak wszyscy w jakiś sposób
tam pracowaliśmy, jedni mniej, drudzy więcej.
Także Bergoglio”. „On też tam pracował – dodał.
– Pamiętam, jak pewnego popołudnia, wracając
papież franciszek
z parafii, w której pomagałem, zobaczyłem go tam
w plastikowych gumiakach, jak karmił świnie”.
Lider, który zakłada gumiaki, zdaje się mówić: nie wydam polecenia, którego sam bym nie
spełnił.
Life coaching na farmie
Brudne zajęcia, których imał się ojciec Bergoglio, mają jeszcze inny, głębszy sens. Pomoże
nam go zrozumieć siostra María Soledad Albisú.
Przyjeżdżała wówczas do niego, bo był jej kierownikiem duchowym; mówiąc popularnym dziś
językiem, celem tych wizyt był zaawansowany
life coaching. Ignacy Loyola wymagał, by każdy
jezuita regularnie zasięgał rady kierownika duchowego, a ojciec Bergoglio najwidoczniej był
w tej roli popularny; Paredes powiedział mi, że
prowadził w ten sposób kilkudziesięciu adeptów
życia zakonnego.
Święty Ignacy uważał za istotną tę formę relacji. Ludzie mają skłonność do niedostrzegania
własnych błędów i słabości; potrafią także sprytnie racjonalizować nawet najbardziej niewłaści8/9
we zachowania. Zaufany mentor może pomóc
nam dostrzec owe racjonalizacje i rozprawić się
z nimi. Wszyscy musimy też podejmować ważne decyzje życiowe. Rozeznawanie, która droga
jest dla nas najlepsza, bywa frustrujące – nieraz
długo szamoczemy się z racjami przemawiającymi za i przeciw każdej z opcji, nie potrafiąc
rozstrzygnąć, która z nich jest właściwa. Mądry
człowiek może pomóc nam ułożyć nasze nieuporządkowane motywy w zrozumiały schemat,
dzięki czemu możemy z większą odpowiedzialnością dochować wierności wyznawanym przez
siebie wartościom.
Ojciec Bergoglio był kierownikiem duchowym Soledad Albisú, która, wówczas jako osoba świecka, zastanawiała się nad swoim powołaniem do życia zakonnego. W trakcie ich
nieformalnych rozmów, prowadzonych między
sesjami, Bergoglio dzielił się z nią także przemyśleniami na temat przywództwa, nie nazywając tego zresztą w ten sposób. W swoich refleksjach, opublikowanych w piśmie „The Tablet”,
Albisú wspomina, jak pokazywał jej farmę. „Zapapież franciszek
brał mnie na farmę za kampusem, w której jezuici hodowali owce i świnie. Powiedział mi, że
to dobre miejsce na modlitwę; przypomina nam,
że Boga znaleźć można pośród rzeczy najmniej
chwalebnych”. •
Skrót, tytuł i śródtytuły od redakcji
[[
Chris Lowney – amerykański ekonomista i pisarz,
przez siedem lat był w zakonie jezuitów, później
pracował na stanowiskach kierowniczych w banku
J.P. Morgan&Co., od 2013 r. jest prezesem zarządu
Catholic Health Initiatives, drugiej co do wielkości
amerykańskiej organizacji non profit zajmującej się
opieką zdrowotną
9/9
[ moralność
polityki
]
Machiavelli opacznie
rozumiany
Był pierwszym, który wyraźnie odróżnił interes osobisty od racji stanu.
Nigdy nie twierdził, że „cel uświęca środki” w przypadku działania dla
korzyści własnej władcy
tekst
W
marcin król
Fragment książki
„Wielcy władcy”
ielcy politycy nie muszą czytać
wielkich
tycznych.
myślicieli
poli-
Czasem może to być
im przydatne, czasem nawet szkodliwe. Jednak istnieje pewna symbioza między
jednymi i drugimi – wielkości i umiejętności nazywania rzeczy po imieniu. Ponadto myśliciele
polityczni tworzą atmosferę duchową (tworzyli,
moralność polityki
bo ich obecnie brak), w której bardzo inteligentni ludzie często intuicyjnie odnajdują swoje polityczne cele i sposoby działania.
Niccolo Machiavelli (1469–1527) jest niewątpliwie – do dzisiaj – najczęściej cytowanym
i najbardziej opacznie rozumianym myślicielem
politycznym. Idea racji stanu (nie używał jeszcze tego pojęcia) stanowiła dla niego sens poli2/6
i w tym świecie trzeba działać
możliwie skutecznie, a zatem
dla osiągnięcia celów państwa
wolno sięgać po wszystkie niezbędne środki. Niezbędne, to
znaczy nie należy ani nadużywać siły, ani oszustwa czy intrygi, o ile nie jest to konieczne.
Dla realizacji wspomnianych
Machiavelli
celów polityka musi całkowistawiał
cie zrezygnować z ograniczeń
dramatyczne
i norm moralnych, a poniepytanie: jak
waż wynikają one najczęściej
postępować
z przekonań religijnych, poZrezygnować
w polityce, jeżeli
z ograniczeń
lityka nie może uwzględniać
nie istnieją zasady
racji religijnych. Zwróćmy
Każde państwo, zdaniem Mamoralne?
uwagę: Machiavelli mówi
chiavellego, powoduje się
o moralności publicznej, a nie
w swojej polityce prostymi ceprywatnej. W sferze prywatnej
lami: pozyskaniem siły, bezpieczeństwa, pokoju i pomyślnością poddanych. zasady moralne w pełni obowiązują. Odróżnienie
Machiavelli, w przeciwieństwie do – na przykład – sfery publicznej od prywatnej jest dla MachiavelleTukidydesa, nie sądzi, że świat stosunków między- go bardzo ważne, a wiemy, że do dzisiaj nie jest to
narodowych jest zasadniczo zły. Jest taki, jaki jest proste do przeprowadzenia.
tyki czy też raczej istotę polityczności. Wiedział również
doskonale, chociaż wówczas
było to tylko marzenie, że
najważniejsza dla niego jest
racja stanu bardzo konkretnego państwa – państwa włoskiego, o którym wzruszająco pisał w ostatnim rozdziale
„Księcia” i które powstało
dopiero ponad trzysta lat po
jego śmierci.
moralność polityki
3/6
Odrzucenie religii jako podstawy norma- Wielcy władcy
tywnej dla działań politycznych, i to odrzuce- Marcin Król
nie jawne oraz bezwzględne, stało się przyczyną Czerwone i Czarne, Warszawa 2014
wpisania dzieł Machiavellego na indeks kościelAutor zachęca we
wstępie: „Co to jest
ny i zakazu ich rozpowszechniania przez ponad
wielka polityka i kim
czterysta lat. Ponadto ukuto przymiotnik „masą wielcy politycy? Czy
kiaweliczny”, który miał oznaczać postępowanie
wielka polityka jest
wyjątkowo przewrotne i podłe. Uznano zasadę
możliwa w Europie
Machiavellego głoszącą, że „cel uświęca środw czasach nowożytnych
ki”, za mającą zastosowanie we wszystkich okai jakich wymaga
zjach, także w życiu prywatnym, co było kompolityków? Czy wielcy
pletnym nonsensem.
politycy mają podobne
W XX wieku Machiavelli doczekał się podwójnej rehabilitacji. Po pierwsze zrozumia- umiejętności, talenty, zasady działania? Pytania te
no, że tylko opisywał świat, jaki widział – cza- zadałem sobie znużony nieco zarówno dominacją
sy Borgiów – a po drugie zrozumiano, że bez przeciętności, jaką obserwujemy w naszych czasach,
jego dzieł trudniej byłoby sformułować wciąż jak i narzekaniem na tę przeciętność, bo z narzekania
obowiązującą ideę racji stanu. Wreszcie, już nic nie wynika. Postanowiłem więc dokładniej
w okresie Rewolucji Amerykańskiej, pojęto, że przypatrzyć się osiągnięciom i sposobowi działania
rozdział polityki od moralności dotyczy sytuacji wielkich polityków”.
zaiste rzadkich i że Machiavelli nie zajmuje się
potępieniem moralności, a jedynie wskazaniem
reguł skutecznego działania politycznego, które
moralność polityki
4/6
powinno być działaniem dla dobra ogółu (republika stanowiła dla Machiavellego realizację dobrego państwa).
Machiavelli, z punktu widzenia historyka
idei, jest pierwszym, który pokazał, że minęły
czasy dominacji teokratycznej wizji państwa, że
władza nie pochodzi od Boga, lecz od ludzi i ma
ludziom służyć. Machiavelli, z punktu widzenia
historii polityki, był pierwszym, który wyraźnie odróżnił interes osobisty czy dynastyczny od
racji stanu. Nigdy zatem nie twierdził, że „cel
uświęca środki” w przypadku działania dla korzyści osobistej władcy. Dopiero wprowadzenie
tego rozróżnienia na publiczne i prywatne umożliwiło zbudowanie nowoczesnego państwa, czego dokonał – jako pierwszy – Richelieu.
Bez celów polityka
nie istnieje
Porady zawarte w „Księciu” może zastosować
wprawdzie władca egoistyczny i autokratyczny,
ale Machiavelli wiedział doskonale, że takich
książąt nie brakuje i dlatego nie oni stanowili
moralność polityki
przedmiot jego zainteresowania. Stawiał pytanie
o wiele bardziej dramatyczne i zasadnicze, z którym – w istocie – do dzisiaj nie potrafimy sobie
poradzić: jak postępować w polityce, jeżeli nie
istnieją zasady moralne, które pomagają określić
zarówno cele polityki, jak i środki stosowane dla
realizacji tych celów?
Machiavelli wypowiadał się na ten temat
wprost: „I tak olbrzymia większość rozczytujących się w pracach dziejopisów ludzi poprzestaje
na samej przyjemności, którą im sprawia różnorodność opisanych tam wydarzeń. Nie myślą oni
bynajmniej o naśladowaniu podanych przykładów,
uważając, że byłoby to nie tylko trudne, lecz wręcz
niemożliwe – jak gdyby niebo i słońce, ludzie i żywioły zmienili swój porządek, swe ruchy i swą moc,
stając się odmiennymi od tego, czym były w przeszłości”. I do dzisiaj czasem zdumiewamy się, że
albo filozofowie polityczni odmawiają wyciągania
wniosków z przeszłości, albo ci, którzy podejmują decyzje polityczne, nie chcą słuchać filozofów,
którzy wnioski takie wyciągnęli.
Machiavelli w „Historiach florenckich” doda5/6
wał, że „Żadna też lekcja nie może być bardziej
pożyteczna dla obywateli rządzących republiką
nad tę, która pokazuje źródła nienawiści i konfliktów wewnątrz państwa; zawarta w niej nauka,
płynąca z cudzych doświadczeń, sprawi, że staną się mądrymi i zachowają jedność. Jeśli przykład jakiegokolwiek państwa wywiera pewien
wpływ, to o wiele bardziej skuteczne i użyteczne
są przykłady, o których czyta się w historii własnego państwa”.
Wyjątkowy charakter myśli Machiavellego
polega więc na tym także, iż nie oddziela on celów i środków. We współczesnej nam zbanalizowanej wersji myśli realistycznej dotyczącej
spraw międzynarodowych pojawia się często pogląd, że przy ocenie działania politycznego liczą
się tylko środki. Skuteczność to umiejętne stosowanie środków. Cele natomiast mają charakter ogólnikowy, a podstawowym jest utrzymanie
równowagi, czyli spokoju. Dla Machiavellego,
jak dla wszystkich wielkich myślicieli politycznych, najważniejsze są cele, a dobór środków
świadczy tylko o talentach polityka. Jednak wymoralność polityki
bitny polityk realizuje przede wszystkim cele,
jakie sobie postawił.
Bez sformułowania celów, ideałów, a nawet
umiarkowanej formy utopii – polityka nie istnieje. Ten pogląd Machiavellego stosowali wszyscy wybitni politycy. I dlatego warto, oceniając
politykę, rozpoczynać od oceny celów czy ideałów. Gdyby w ten sposób od początku opisywano i oceniono politykę totalitarną, wiedzielibyśmy, dokąd ona nas prowadzi i wiedzielibyśmy,
jakie będą musiały być zastosowane środki. Byli
myśliciele, którzy to rozumieli, i nawet nieliczni
politycy, ale nie znaleźli oni przecież poważnego
politycznego poparcia. •
Tytuł i śródtytuły od redakcji
[[
Marcin Król – filozof i historyki idei, publicysta.
W latach 70. pracował w Polskiej Akademii Nauk.
Założył podziemne czasopismo „Res Publica”, pisał
do paryskiej „Kultury”. Związał się z Instytutem
Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu
Warszawskiego, w latach 1996–2002 był dziekanem
Wydziału Stosowanych Nauk Społecznych
i Resocjalizacji. W 1989 r. uczestniczył w obradach
6/6
[ wojnaideologiczna]
Polska członek
Bitwa o żeńskie końcówki bardzo mnie śmieszy.
Ale tylko wtedy, kiedy mnie nie wkurza
M i ł a d a J ę dr y s i k
Miłada Jędrysik – dziennikarka
i publicystka, redaktorka
magazynu „W Punkt”; przez
20 lat była związana z „Gazetą
Wyborczą”, korespondentka
podczas konfliktów na Bałkanach
(Bośnia, Serbia, Kosowo)
i w Iraku
Ś
mieszy mnie, kiedy czytam w Wikipedii o „polskiej fizyk” i „polskiej naukowiec”, a już boki zrywam na widok „polskiej członek”. A potem się wkurzam, że
polskie środowiska feministyczne przegrały wojnę edycyjną na Wikipedii, podczas której – jak
łatwo można się domyślić – dowodziły stronnictwem żeńskich końcówek. Jeśli ktoś twierdzi, że
„polska naukowiec” brzmi naturalniej niż „polska
naukowczyni”, nie mówiąc o „uczonej”, to ja zupełnie nie rozumiem, dlaczego mu się tak wydaje.
wojna ideologiczna
Chyba że wytłumaczenie jest bardzo proste:
żeńskie końcówki stały się elementem wojny ideologicznej, a każda ze stron trwa w swoich okopach do końca, nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi. Ten konflikt ma dwie przyczyny – rosnący
udział kobiet w tradycyjnie męskich zawodach
i przebicie się do mainstreamu feministycznych
postulatów. A feministyczne postulaty, jak wiadomo, powodują backlash.
Ukoronowana językowymi potworkami wikipedystów (Większość z nich to mężczyźni.
2/5
Przypadek? Nie sądzę) tenszy o prawie stulecie fragOstrożni
dencja do używania i nadużyment z książki profesora Jana
językoznawcy
Miodka „O języku do kamewania męskich form nazw
odradzają
zawodów nie przyjęła się od
ry” (KAW, Rzeszów, 1992).
stosowania
razu, w momencie debiutu
Z listu telewidza z Lublina:
żeńskich
końcówek
kobiet na rynku „męskiej”
„Jak pan ocenia nowinkę jęw przypadku
pracy. Nieocenieni internauci
zyka sejmowego, gdzie zagozawodów o
znaleźli protest czytelników
ściła forma nieodmiennych
wysokim prestiżu
„Poradnika
Językowego”
tytułów męskich wobec koz 1903 roku:
biet? Oto posłowie zwracają
„Protestujemy uroczyście
się do kobiety »pani marszaprzeciwko gwałceniu języka polskiego i łączeniu łek«. Słyszy się też konstrukcje typu »proszę to
z nazwiskami żeńskiemi tytułu Dr. (Doktor) za- panią minister«”.
Profesor odpowiada: „Zacząć wypada od
miast Drka (Doktorka). Jak autor-autorka, lektor
-lektorka, profesor-profesorka, lekarz-lekarka, twierdzenia, że nasila się we współczesnej
nauczyciel-nauczycielka itp. Tak samo nie moż- polszczyźnie tendencja do posługiwania się
na kobiety nazywać doktorem, lecz tylko doktor- w stosunku do kobiet męskimi tytułami i naką. Potępiamy tedy stanowczo zwroty w »Cza- zwami wykonawców zawodów. Jeszcze w mosie« (nr 285. z d. 14 grudnia br. str. 3): »…pod ich szkolnych czasach – 30 lat temu – nikomu
opieką dwóch lekarzy (!) Dłuskich, albo raczej by nawet do głowy nie przyszło, by do nauczy(!) dwojga: Dra Dłuskiego i Dra Dłuskiej«. Gro- cielek szkół średnich zwracać się inaczej jak
tylko „pani profesorka”! Była też „pani dyrekno czytelników »Poradnika«”
Z czeluści internetu wychynął też ten później- torka” (i wołacz „dyrektorko”).
wojna ideologiczna
3/5
Widać, że opór wobec żeńskich końcówek
ma długą tradycję. Czyżby więc niedobre feministki próbowały żywej tkance języka nałożyć
dyby inżynierii społecznej i należy ich wysiłki
potępić? Może warto zadać sobie pytanie, dlaczego żeńskie końcówki przegrały – czy dlatego,
że w większości brzmią nienaturalnie? A może
dlatego, że przez lata jeszcze w tych zawodach
mężczyźni stanowili większość tak znaczącą, że
na końcówkowy pluralizm po prostu nie było
miejsca? W zawodach zdominowanych przez
kobiety żeńskie końcówki nikogo nie rażą, nawet
taki językowy łamaniec jak „konsjerżka” brzmi
dla naszego ucha całkiem naturalnie.
Inaczej jednak brzmi męska nazwa zawodu,
jeśli dodamy do niej „pani”, a inaczej, kiedy „panią” opuszczamy, co coraz częściej się zdarza.
„Polska naukowiec” wydaje się być prawie tak
samo koślawa jak, dajmy na to, „polski przedszkolanka”. Pan przedszkolanka razi bardziej?
No cóż, może dlatego, że wydaje się nam większą herezją przypisywanie przymiotnika rodzaju
męskiego do nazwy zawodu, w którym tak mało
wojna ideologiczna
się zarabia.
Język na szczęście ma to do siebie, że przyswaja wyrażenia, które na początku wydają mu
się niezręczne. Jeszcze parę lat używania żeńskich końcówek w mainstreamowych mediach,
które robią to coraz częściej, i najwięksi językowi „puryści” przestaną się na nie oburzać.
Najbardziej jednak w całej tej historii wkurza mnie to, że ostrożni językoznawcy odradzają stosowania żeńskich końcówek w przypadku
zawodów o wysokim prestiżu. „Formy »profesorka i »dyrektorka« zdecydowanie odradzam:
kojarzą się one wciąż ze stanowiskami niższego
szczebla niż odpowiednie formy męskie: »profesor« i »dyrektor«” – pisze na stronie poradni
językowej PWN Marek Łaziński z Uniwersytetu
Warszawskiego. Jeśli coś w języku zasługuje na
to, żeby to odgórnie zmieniać, to chyba właśnie
ta reguła. Niech wreszcie „profesorki”, „dyrektorki”, „prezeski” staną się czymś normalnym,
tak jak powoli stają się czymś normalnym kobiety na tych stanowiskach. I niech upowszechnią
się przedszkolankowie, w języku i w życiu.
4/5
To mówiłam ja, Miłada Jędrysik, publicystka, redaktorka i historyczka sztuki.
P.S. Zagadka: jak po polsku powinna się nazywać kobieta z kurdyjskich oddziałów peszmergów? O nich zapewne jeszcze usłyszymy, bo
Kurdyjki mają długą tradycję walki zbrojnej. Towarzyszyły już Saladynowi w jego podbojach,
a teraz w Iraku szykują się do walki z groźnym
Państwem Islamskim. •
wojna ideologiczna
5/5
[ f e l ie t onk ult ur a l n y]
Bez Miłosza, z Miłoszem
Jeśli Miłosza nie widać i nie słychać, to nie znaczy,
że go nie ma
T o m a s z J ę dr z e j e w s k i
Tomasz Jędrzejewski
– pracownik Wydziału
Polonistyki Uniwersytetu
Warszawskiego i portalu
Niewinni-Czarodzieje.pl,
autor książki „Strony rodzinne
Czesława Miłosza. 7 spacerów”,
obrońca w Reprezentacji
Polskich Pisarzy w piłce nożnej
C
o myśmy zrobili? My, czterdziestolatki
i starsi, którzyśmy przeprowadzali polską transformację. Jak doprowadziliśmy do tego, że tak wielu młodych chce
w życiu liczyć tylko na siebie? Wielu z nich nie
martwi nawet to, że jeśli nie pomogą innym, to
prawdopodobnie i im nikt nie pomoże.
Niedawno Marian Stala napisał dla „Gazety Wyborczej” tekst „Bez Miłosza” (na dziesiątą
rocznicę śmierci poety). Miłosz jest zapominany,
ale wystarczy otworzyć dowolną jego książkę na
felieton kulturalny
dowód, że to właśnie dzieło się nie przeterminowało. Dotyczy to religii, polityki, przemian cywilizacyjnych – najogólniej mówiąc – Rzeczywistości. Tak wskazuje krytyk.
Ktokolwiek czyta i lubi Miłosza, przyzna
chyba, że Marian Stala broni słusznej sprawy.
Bez Miłosza gorzej niż z Miłoszem. Pytanie jednak, co jest probierzem obecności Miłosza i w
jakiej roli chcemy Miłosza widzieć.
Mam pewne przeczucie i jako takie – a nie
jako tezę – chciałbym je wyrazić. Mam wra2/4
żenie, że i dawniej – odkąd
stać z myśli ideowej MiłoJeśli Miłosz
pamiętam – i dzisiaj twórsza, niech korzysta. Byłoby
poeta stoi obok
dobrze, gdyby w dyskusjach
czość Miłosza opatrywano
Kochanowskiego
o wielkich sprawach pojawysoce inteligenckim adrei Mickiewicza,
sem. Znaczy to, że pojawiał
wiały się nazwiska wybitto stoi na swoim
się głównie w dyskusjach
nych myślicieli. Ale byłoby
miejscu
o polskości, religii, idei Euteż niedobrze, gdyby twórropy. Może takie są uroki tak
czość Miłosza traktowano inzwanej debaty publicznej,
strumentalnie.
która lepiej wchłania wielce doniosłe tematy
Pod dwoma względami byłbym bardziej
społeczne niż tematy par excellance literac- optymistyczny niż Marian Stala. Primo: Jeśli
kie. Zmniejszony udział Miłosza w tej deba- Miłosza nie widać i nie słychać (bo chyba fakcie nasuwa więc wniosek (pochopny, uważam) tycznie rzadziej przywołuje się go jako autoryo stopniowym zapominaniu czy odrzuceniu tet w kwestiach doniosłych), to nie znaczy, że
tekstów Miłosza w ogóle.
go nie ma. Nie przypuszczam, żeby przestał być
Głos Miłosza w debacie publicznej i odbiór częścią żywej tradycji literackiej. Przypuszczam
twórczości Miłosza jako poety czy pisarza – to natomiast, że jest teraz – i może według jego żyróżne sprawy. Oczywiście gorliwie podpisałbym czenia – właśnie na półce z dostojnymi, jak Kosię pod życzeniem Mariana Stali, żeby odwoły- chanowski i Mickiewicz. Zapewne, jak sugeruje
wano się do Miłosza w eseistyce i publicysty- krytyk, niewiele osób go czyta. Ale powszechnie
ce. Tylko że, jak zauważa krytyk: „W dzisiejszej i z własnej woli nie czyta się żadnego poety. Sekulturze, przy obecnych standardach czytelni- cundo: większość moich przyjaciół (pozwalam
czych, Miłosz jest zbyt trudny”. Kto umie korzy- sobie na osobisty ton, tak jak Marian Stala) czyta
felieton kulturalny
3/4
i lubi Miłosza. Urodzili się w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Oni nie zabierają
publicznie głosu na Festiwalu Miłosza, nie toczą w prasie wielkich sporów ideowych. Co więcej – z przyczyn oczywistych częściej pożyczają książki, niż kupują. Tych odbiorców Miłosza
nie widać, a statystyki czytelnictwa też nie muszą o nich wiedzieć. Innymi słowy – może twórczość Miłosza ma dzisiaj inny adres niż dawniej?
I może zamiast w roli autorytetu Miłosz częściej
występuje w roli poety?
Zgadzam się, że nazwisko i idee Miłosza jako
komentatora Rzeczywistości powinny być żywe
i obecne (rozumiane) w społeczeństwie. Ale myślę też, że główne zajęcie, jakie sobie Miłosz
wybrał, to jest poezja, stawia pewne ograniczenia co do zasięgu społecznego oddziaływania.
Wydaje mi się, że jeśli Miłosz poeta stoi obok
Kochanowskiego i Mickiewicza, to stoi na swoim miejscu. •
felieton kulturalny
4/4
[ maziukpoleca]
Życie
przepoczwarzone
Zdaje się, że zapomnieliśmy, że my również jesteśmy
niezbędnym elementem łańcucha pokarmowego Ziemi
Anna Maziuk
Anna Maziuk – dziennikarka
niezależna, pisze o sztukach
wizualnych i kulturze. Publikuje m.in.
w „Zwierciadle”, DziennikOpinii.pl,
„Sukcesie”, „Wysokich Obcasach”,
„Foto”, „Fragile”. Współpracowała
z „Życiem Warszawy”.
Zainteresowana perspektywą
feministyczną, animalistyczną
i gender w kulturze
N
ajbardziej lubią martwe ciała myszy
i niewielkich ptaków. Kiedy samiec
żyjącego w północnej części Stanów
Zjednoczonych chrząszcza nazywanego grabarzem napotka na swojej drodze odpowiednią padlinę, „staje na głowie” i z gruczołu
na końcu odwłoka wypuszcza substancję zapachową. Niesiona z wiatrem woń wabi samicę.
Powstała w ten sposób para chrząszczy wspólnymi siłami pogrzebie znalezione zwłoki. Zanim
to zrobią, zazwyczaj zmuszeni są przetranspormaziukpoleca
tować ciało w odpowiednie miejsce, gdzie bez
problemu będą w stanie zakopać zdobycz. Ów
szczególny pochówek czyniony przez chrząszcze jest częścią rytuału parzenia się i rozmnażania, a pogrzebany zewłok – źródłem pokarmu
dla larw.
Szczególnie fascynujący jest etap przemieszczania zwłok – chrząszcze wpełzają pod nie
i leżąc na plecach, poruszają nogami nad sobą,
w ten sposób wprawiając unoszone truchło
w ruch. Później zakopują je na kilka centyme2/5
trów w głąb ziemi, spryskują zabijającą bakterie
i grzyby substancją, wreszcie samica składa jaja
w pobliżu padliny.
Choć nie jest to rytuał mający upamiętnić
grzebaną mysz czy inne zwierzę, ciągłość życia zostaje zachowana. Martwe ciało pozostaje
„w obiegu”, pozwala przetrwać kolejnym organizmom. W pewnym sensie dalej istnieje, współtworząc ekosystem – w naturze nic się nie marnuje.
Nic, poza nami samymi. Gatunek homo sapiens bowiem od wieków systematycznie odcina się od swej natury. A to, co robimy z naszymi zwłokami po śmierci, doskonale to obrazuje.
Właśnie problem grzebania ludzkich ciał skłonił amerykańskiego biologa, autora wielu książek z zakresu zoologii, ekologii i ewolucji Bernda Heinricha do napisania fascynującego eseju
„Wieczne życie. O zwierzęcej formie śmierci”.
Źródłem impulsu był list od umierającego przyjaciela, który zapytał, czy Heinrich nie wyprawiłby mu zielonego pogrzebu na terenie swojej
posiadłości w lasach Maine w Nowej Anglii.
maziukpoleca
Przyjaciel, „jak na porządnego ekologa przystało”, uważał śmierć za przemianę w inne rodzaje
życia, „szalone święto odrodzenia”, podczas którego gospodarzem przyjmującym biesiadników
jest nasze ciało. „Tradycyjny” pogrzeb usługowy nie ma z tym nic wspólnego.
Śmierć to w cywilizacji technologicznej tabu,
a martwe ciało – problem. Stworzyliśmy więc
cały system usług, który ma pomóc nam usunąć
je sprzed oczu. Kiedy firma pogrzebowa zabiera
zmarłego, jego nagie zwłoki trafiają na zimny,
stalowy stół, gdzie zostają poddawane różnym
zabiegom „upiększającym”, a coraz częściej także balsamowaniu, które polega na spuszczeniu
krwi i wstrzyknięciu w żyły trującej substancji
– zapobiegającego rozkładowi formaldehydu.
Następnie ciało trafia do szczelnie zamykanej
trumny. W Stanach Zjednoczonych często jest
ona metalowa.
Dalej to „coś” w nieprzepuszczalnej skrzynce
trafia pośród miliony innych, pochłaniających co
roku nowe grunty, z których w dodatku usuwa się
większość roślin okrytonasiennych. Heinrich in3/5
formuje, że tylko w USA każdego
roku wykorzystuje się więcej niż
siedemdziesiąt tysięcy metrów sześciennych drewna, ponad sto tysięcy ton stali, milion sześćset tysięcy
ton zbrojonego betonu i przeszło
trzy tysiące metrów sześciennych
roztworu balsamującego. Niestety,
nie lepiej wychodzimy na kremacji.
Spalanie stanowiło dawniej piękny
obrzęd pożegnania z najbliższymi,
dziś przypomina raczej usuwanie
śmieci. Przy tym, jak podaje Heinrich, nowoczesne spalarnie odpowiadają za 0,2 procent światowej emisji szkodliwych związków
chemicznych, przez co są drugim
w Europie najpoważniejszym źródłem skażenia powietrza związkami rtęci. Dalej biolog przelicza
jeszcze, że ilość paliw kopalnianych, która rokrocznie w Ameryce
zużywana jest do spalania zmarmaziukpoleca
Wieczne
życie.
O zwierzęcej
formie
śmierci
Bernd Heinrich
Wydawnictwo Czarne,
Wołowiec 2014,
tłumaczenie Michał
Szczubiałka
łych, wystarczyłaby na odbycie
samochodem ośmiu podróży tam
i z powrotem na Księżyc (ponad
6 mln km).
Dlatego coraz większą popularnością cieszą się tak zwane zielone, czyli naturalne czy ekologiczne pogrzeby. Zmarłych ubiera
się i chowa w przyjaznych dla środowiska „elementach”. Niestety,
w Polsce pewnie długo jeszcze
przyjdzie nam poczekać na upowszechnienie takich rozwiązań.
Zdaje się, że zapomnieliśmy, że
my również jesteśmy niezbędnym
elementem łańcucha pokarmowego Ziemi. Chociaż sami zjadamy
miliardy zwierząt, wiele z nich
pozbawiamy warunków do życia,
jeszcze więcej skazujemy na bytowanie w niewoli i męczarniach,
odmawiamy innym zjadania nas
samych, nawet po śmierci.
4/5
Heinrich pokazuje, że w przyrodzie nie marnują się ani odchody słonia, ani padła antylopa
czy drzewo, które, chociaż wciąż stoi w lesie,
dawno już obumarło (co nie znaczy, że nie jest
„domem” i pożywieniem dla tysięcy istnień). Nie
marnują się liście, które spadają z drzew, a które
my z uporem zmiatamy z chodników i grabimy
z trawników, nie pozostawiając nic przyrodzie.
Liście, które w innym wypadku, rozmiękłe po zimie, zostałyby wykorzystane na przykład przez
dżdżownice, które wciągnęłyby je do swoich
podziemnych jam i dzięki temu mogły wykarmić
dużą ilość potomstwa. Nie tylko zgromadzone
w ziemi liście, ale i ciała dżdżownic po śmierci
użyźniają i spulchniają glebę, część z nich – za
życia i po – staje się pożywieniem dla ptactwa.
I tak dalej. To niekończący się łańcuch zależności i współistnienia.
Jak pisze Heinrich, „jesteśmy maleńkimi drobinami w bajecznym systemie, cząstkami czegoś
wielkiego i wspaniałego. Jesteśmy częścią tego,
czego życie od czasu swego poczęcia na ziemi
»się nauczyło« i co zapisało w DNA, które bęmaziukpoleca
dzie przekazywane, póki wschodzi słońce”. Czy
musimy naszą planetę pozbawiać padliny, jaką
sami się któregoś dnia staniemy? Padliny, która jest budulcem, częścią kontinuum, tego, co
w różnej formie stanowi o ciągłości życia. •
5/5
[ futuwawa ]
Joanna Rżysko, „Most
warszawawa
przyszłości
Projekty zgromadzone w tegorocznej
edycji Futuwawy diagnozują problemy
współczesnego miasta
M a gd a G r a b o w s k a ,
A l e k s a n dr a L i t o r o w i c z
tekst
pieszy z wbudowaną
funkcją Muzeum
Sztuki Nowoczesnej”
J
ak to by było przejść się pod wodospadem utworzonym na Wiśle? Czy możliwe jest wychylenie kieliszka
dla Jima Jarmuscha w barze na moście Poniatowskiego?
Albo przemierzenie pasażu Wiecha pierwszą linią wyciągu krzesełkowego? Takie i inne pomysły dla stolicy znajdziemy w Futuwawie, portalu o Warszawie przyszłości. Do tej pory
artyści, architekci, projektanci, studenci i amatorzy podzielili
się prawie 500 propozycjami z zakresu architektury, urbanistyki
i sztuki w przestrzeni publicznej.
Właśnie skończyła się III edycja Międzynarodowego Konkursu Futuwawa na najlepszy projekt dla Warszawy przyszłości. Internauci oraz jury oceniali ponad 77 projektów. Na pierwszy rzut
oka to zupełnie futurystyczne wizje, jednak stanowią odpowiedź
na aktualne wyzwania i bolączki miasta. Projekty można było nadsyłać od 15 maja do 15 lipca. Zwycięzcami Nagrody Internautów
(2000 zł) zostali Kama Wybieralska i Mikołaj Molenda za „Kładkę Rowerową Mostu Poniatowskiego”. Oto nagrodzeni przez jury:
Kama Wybieralska, Mikołaj Molenda („Kładka”), Kaja Abdank,
Wojciech Kacperski („Ból fantomowy Ściany Wschodniej”), Dorota Ślązakowska („Tarchomin. Pejzaże pomiędzy architekturą”),
Kama Wybieralska („urban garden”), Martyna Baran („Biennale nieużytków”).
futuwawa
2 / 14
Tomasz Rychlewski, „Wyciąg_Anię”
Stołeczny waterfront przeżywa swoją materialną i symboliczną
odnowę już od kilku lat. Zainteresowanie okołowiślanymi tematami
odzwierciedlają liczne projekty dotyczące połączenia brzegów Wisły
i ich zagospodarowania, wprowadzania na nabrzeża sztuki, edukacji i miejsc relaksu. Tegoroczne propozycje potwierdzają tę tendencję i kładą szczególny nacisk na usprawnienie komunikacji między
prawo- i lewobrzeżną Warszawą. Kładki i mosty o różnorodnych
funkcjach i formach mają przede wszystkim umożliwić transport
pieszy i rowerowy, odbierając tym samym prymat samochodom. Te
architektoniczne „łączniki” pełnią jednocześnie szereg funkcji – są
pawilonami sztuki dostępnej demokratycznie dla mieszkańców obu
futuwawa
3 / 14
brzegów, potrafią przybrać formę basenu czy amfiteatru, a nawet
mieszkań czy punktów usługowych. Możemy zaobserwować, że
twórcy włączają w miasto przestrzeń rzeki, a więc sferę dotychczas
prawie niezagospodarowaną.
Jakub Woźny „Wodospad Wiślany”
Z drugiej strony pojawia się tendencja odwrotna – propozycje mające za zadanie odciąć człowieka od wielkomiejskiego
zgiełku i pośpiechu. Coraz więcej projektantów stara się wprowadzać w miasto funkcje, których – wraz z jego rozwojem –
szukamy poza terenami zurbanizowanymi. Te projekty tworzą
i oddają człowiekowi przestrzeń izolacji, spokoju i wyciszenia,
której możemy zaznać na przykład w amfiteatralnym ogrodzie
futuwawa
4 / 14
miejskim, kokonach z tkanin 3D zawieszonych pod mostem
czy pustelni w Puszczy Kampinoskiej. Nieodłączną częścią
tych stref relaksu jest ich nawiązywanie do natury – pozwalają
mieszczuchom na bezpośredni kontakt z zielenią, wodą i… samymi sobą.
Anton Sahler, „Wisła – BeachDrops – wpadnij – wyluzuj się”
Nasze potrzeby atawistyczne – kontaktu z naturą i współżycia z nią – starają także zaspokajać proponowane w konkursie
rozwiązania ekologiczne. W mieście przyszłości moglibyśmy
więc wytwarzać własne jedzenie w osiedlowej szklarni, zaczerpnąć wody z miejskiego wodopoju czy korzystać ze zdrowotnych właściwości powietrza ulowego.
futuwawa
5 / 14
Weronika Anna Siwiec, Kama Wybieralska „Szklarnia”
Emblematyczne dla architektury przyszłości są od zawsze
wysokie budynki, dominanty – stają się charakterystycznym
punktem krajobrazu rozwiniętych miast i metropolii. Tak dzieje
się także w Warszawie, gdzie stale powstają wysokie landmarki
przede wszystkim śródmiejskiego, lecz także wolskiego krajobrazu. Nie może ich też zabraknąć w projekcjach przyszłości
– architekci zaproponowali nowe wysokościowce przy ulicy
Złotej, w okolicy ulic Grzybowskiej i Wroniej, a także Towarowej i Prostej oraz w Porcie Praskim. Zgodnie z dzisiejszymi
tendencjami w projektowaniu takich budynków, czyli prymatu
zielonej architektury – mogą być one samowystarczalne, posiafutuwawa
6 / 14
dać zielone ogrody na dachu, pozwalać na uprawę ekologicznej żywności, a nawet, tak jak wieżowiec bioniczny, pozostać
w symbiozie z organizmem człowieka.
Marcin Gromczewski,
„Projekt koncepcyjny
wysokościowca bionicznego
u zbiegu ulic Towarowej
i Prostej”
Przyszłość i rozwój,
na równi z pięciem się
ku górze, związane są
z nowymi technologiami. W zaproponowanych
projektach technologia
w mieście idzie w sukurs
rozwiązaniom architektonicznym, urbanistycznym i artystycznym
i służy mieszkańcom.
Wychodząc z założenia,
że przestrzeń publiczna
futuwawa
7 / 14
Kama Wybieralska,
Mikołaj Molenda,
„Kładka Rowerowa
Mostu Poniatowskiego”
futuwawa
8 / 14
jest nie tylko przestrzenią fizyczną, lecz także symboliczną, twórcy skupili się przede wszystkim na aspekcie szeroko pojętej komunikacji. Wprowadzają do miasta różnego rodzaju platformy multimedialne, mające na celu nadawanie i odbieranie komunikatów
o wydźwięku osobistym, jak i społecznym.
Rafał Przybyła, Damian Przybyła „Przestrzenie wielowymiarowe”
Nowe pomysły pojawiają się także w dziedzinie najbliższego otoczenia człowieka – nie tylko przestrzeni publicznej, lecz
także prywatnej – a więc miejsca zamieszkania i codziennej pracy. Proponowane obiekty tworzą przyjazne środowisko wychodzące naprzeciw potrzebom mieszkańców współczesnych miast
– ciszy, pracy zdalnej czy zbliżenia się do środowiska. Warto zafutuwawa
9 / 14
znaczyć, że jedna z propozycji definiuje tak ważną kwestię, jak
architektura w służbie wykluczonym i proponuje wielofunkcyjne, tanie w produkcji jednostki mieszkalne, wierząc, że „miarą
ludzkości jest miara poziomu życia najsłabszych”.
Paweł Słupski, „Barka mieszkalna na Wiśle, Port Czerniakowski”
Odnoszą się do tego zresztą także inne projekty i przypominają nam, że dobre miasto to miasto zaprojektowane dla wszystkich. W interdyscyplinarnych przedsięwzięciach łączących architekturę, resocjalizację i socjologię pojawiają się rozwiązania
dla dotychczas rugowanych ze sfery publicznej problematycznych kwestii. Projekty oddają miejsce (nawet w centrum miasta) wykluczonym poprzez rozbudowane i nowoczesne systefutuwawa
10 / 14
my penitencjarne lub sprzyjające wychodzeniu z bezdomności
w „miękki”, rozłożony na etapy sposób.
Katarzyna Świderska, „Ośrodek pomocy osobom bezdomnym”
Aktualnym tematem jest szeroko pojęta rewitalizacja. Większość zaproponowanych rozwiązań odnosi się do wizytówek
miasta lub aktualnie najszerzej dyskutowanych miejsc wymagających działań rewitalizacyjnych. Mamy więc Rotundę i plac
Defilad, domki fińskie na Jazdowie, Hale Mirowskie i teren
Osiedla Za Żelazną Bramą. Rewitalizacja opiera się nie tylko
na odnowie tkanki architektonicznej, ale przede wszystkim na
dodaniu nowych funkcji, a co za tym idzie – także zmianie postrzegania dobrze znanych miejsc.
futuwawa
11 / 14
Kaja Abdank, Wojciech Kacperski, „Ból fantomowy Ściany Wschodniej”
To właśnie wielość funkcji wydaje się wiodącą tendencją
tegorocznych projektów. Wielofunkcyjne są mosty, budynki, pawilony, a nawet instalacje artystyczne. Twórcy zdają się
wychodzić z założenia, że miasto i jego mieszkańcy nie mają
jednej twarzy. Tym samym miasto musi być gotowe na zaspokajanie różnorodnych potrzeb wielu grup z niego korzystających. Sprawi to, że przestrzenie publiczne, wspólnie użytkowane budynki i obiekty będą zapełniały się życiem, a więc
staną się miejscami przystosowanymi do ludzkiej skali. Dlatego most nie jest tylko mostem, lecz także siedzibą instytucji
kultury, a miejskie mobilne pawilony, oprócz tego, że stanowią
futuwawa
12 / 14
miejsce spotkań, są także azylem, schronieniem i sposobem na
rewitalizację danego terenu, zaś Oceanarium służy nie tylko
edukacji, lecz także rozrywce – właśnie poprzez architekturę.
Konkursowe projekty najczęściej dedykowane są konkretnym
przestrzeniom i wynikają z potrzeb danego miejsca. Część z nich
stawia sobie ambitny cel zamiany pustych, nieprzyjaznych miejskich nieużytków w atrakcyjne przestrzenie publiczne. Autorzy
zamieniają pustki w okolicach osiedli (często zamkniętych),
węzłów komunikacyjnych czy porzuconych obszarów między
płotami na tereny zielone, miejsca ekspozycji sztuki publicznej,
a także punkty aktywności i inicjatywy mieszkańców.
Dorota Ślązakowska „Tarchomin. Pejzaże pomiędzy architekturą”
futuwawa
13 / 14
Projekty zgromadzone w tegorocznej edycji Futuwawy diagnozują problemy współczesnego miasta i wychodzą naprzeciw
dylematom przyszłości. Warto przyglądać się tym propozycjom,
nawet jeśli pozostaną tylko wizjonerskimi, futurystycznymi,
nierealnymi impresjami czy intelektualną zabawą. Tocząca się
wokół nich dyskusja już udowodniła, że nie tylko architekci,
urbaniści, projektanci czy artyści, lecz także mieszkańcy miasta chcą mieć realny i coraz wyraźniejszy wpływ na przyszłość
swojego otoczenia. •
futuwawa
14 / 14
Wydawca: Masa Prasy Jakub Halcewicz-Pleskaczewski
ul. Komorska 4 lok. 25, 04-161 Warszawa
tel. +48 604 447 298, [email protected]
ISSN 2353-5857
Dołącz do nas na Facebooku i Twitterze
Redaktor naczelny: Jakub Halcewicz-Pleskaczewski
Zespół: Sebastian Duda, Rafał Hetman, Miłada Jędrysik,
Emil Górecki, Emilia Kolinko, Jarosław Marczuk, Anna
Mateja, Maciej Okraszewski, Joanna Podsadecka, Ewa
Rżysko, Barbara Szelewa, Olgierd Świda, Wojciech Załuska.
Współpraca: Justyna Kot
Opracowanie graficzne: Michał Przeździecki
Korekta: Ewelina Pędzich
Fotoedycja: Dagmara Staga
Wersja na czytniki e-booków i strona internetowa:
Rafał Hetman, tel. +48 600 897 220
Reklama: Atmedia, [email protected],
tel: +48 22 24 16 950,
http://atmedia.pl/oferta/reklama-online/mobile.html,
ul. Bonifraterska 17, 00-203 Warszawa
Magazyn „W Punkt”
powstaje w Pracowni Duży Pokój
Wykorzystane zdjęcia i ilustracje:Okładka: CODYody/CC Flickr;
felietony: Jakub Halcewicz-Pleskaczewski, Miłada Jędrysik,
Olgierd Świda (fot. Kinga Kenig), Dominika Bychawska-Siniarska, Anna Maziuk, Tomasz Ponikło (fot. archiwum
prywatne), Tomasz Jędrzejewski, Paweł Smoleński (fot. Dagmara
Staga); „Chcieliśmy robić teatr. Rasizm nas poraził” (fot. Jędrzej
Wojnar/Agencja Gazeta), „Wychowanie według Kisiela” (fot.
materiały promocyjne wydawcy), „Na kulturę kasa w gminie”
(fot. Milosz1/CC Flickr), „Kto rządzi w miastach?” (fot. Platforma
Obywatelska RP/CC Flickr), „Startują Wietnamczycy” (fot. Kuba
Bozanowski/CC Flickr), „A to taka inna Polska właśnie” (Ministry
of Foreign Affairs of the Republic of Poland/CC Flickr), „Jak nie
pomóc Syryjczykom” (fot. Maciej Moskwa), „Nieodrobiona lekcja
z Gruzji” (fot. Alexander Khudoteply/AFP/East News), „Nasz mocz
jest biało-czerwony” (il. Ben K Adams/CC Flickr), „Niebezpieczne
związki” (il. University of Houston Digital Library/CC Flickr),
„Ściągaj do kuchni” (fot. Picjumbo.com; Apple, the Apple logo and
iPhone are trademarks of Apple Inc., registered in the U.S. and
other countries), „Przywódca kontrkulturowy” (fot. Alessandra
Benedetti/Corbis-Fotochannels/materiały promocyjne
wydawcy), „Machiavelli opacznie rozumiany”
(fot. 1. Mariamichelle/Pixabay, fot. 2. Wikipedia)

Podobne dokumenty