pobierz magazyn wojskowy ARMIA - 49. Baza Lotnicza :: Aktualności
Transkrypt
pobierz magazyn wojskowy ARMIA - 49. Baza Lotnicza :: Aktualności
POLECAMY Organizacje proobronne w systemie bezpieczeństwa 10 czerwca 2015 roku Koło Naukowe Bezpieczeństwa „Justycjariusze” zorganizowało Ogólnopolską Konferencję Naukową „Miejsce i rola organizacji proobronnych w systemie bezpieczeństwa”. Patronat honorowy nad wydarzeniem objęli Minister Obrony Narodowej oraz Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. 12 W NUMERZE: Karolina Dłuska .................................................................................. 28 wywiady Pokaz AW149 w Polsce Czerwiec to czas SELEKCJI .................................................... 6 21–22 maja, przez dwa dni, najpierw w Warszawie, a następnie w Świdniku, można było oglądać egzemplarz śmigłowca AW149 w seryjnej konfiguracji. Śmigłowca odrzuconego przez MON na rzecz H225M. Prezentację AW149 połączono z konferencjami prasowymi, na których Prezes Zarządu i Dyrektor Zarządzający PZL-Świdnik Krzysztof Krystowski odniósł się do publicznie rozpowszechnianych przez kierownictwo MON zarzutów wobec oferty PZL-Świdnik i konstrukcji samego AW149. Wojsko polskie Rozpoczęcie szkolenia ........................................................ 10 Ministrowie obrony wśród„Zawiszaków” ................................. 10 Dowódca 15. Brygady skontrolował szkolenie pododdziałów ................................................................... 11 Adam M. Maciejewski ................................................................. 46 Natarcie na Bucierzy .......................................................... 12 US Army wysłało do Europy śmigłowce UH-60M Natarcie z pokonaniem przeszkody wodnej ........................ 12 Około 3000 członków personelu wraz ze sprzętem (w tym ze śmigłowcami!) z 3rd Infantry Division bazującej na stałe w Fort Stewart w Georgii przybyło do Europy, gdzie będą szkolić się wraz z wojskami krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Obecność wojsk amerykańskich w Europie stanowi kolejną rotację sił USA w ramach operacji Atlantic Resolve mającej na celu wsparcie sojusznicze krajów obawiających się narastającego zagrożenia ze strony Rosji. Tak duża demonstracja siły i pokaz możliwości przerzucenia w krótkim czasie dużych ilości sprzętu i ludzi wskazuje, że deklarowana przez Amerykanów chęć wsparcia wschodnioeuropejskich krajów NATO nie jest tylko czczą obietnicą. pod polskim dowództwem ................................................. 13 Rozpoczęcie części ogniowej .............................................. 17 Joost van der Burgt, Marijn van der Burgt ............. 54 Borsuk wystartował .......................................................... 21 Międzynarodowa Puma-15 ............................................... 13 Puma-15 rozpoczęta .......................................................... 14 Ruszyła część główna ćwiczenia pk. Puma-15 ..................... 16 Dzień Dostojnych Gości ...................................................... 17 Święto Oddziału Specjalnego ŻW w Warszawie ................... 19 Borsuk-15 ......................................................................... 20 Borsuk-15 na finiszu .......................................................... 21 Polskie Korpusy Kadetów wzorowymi placówkami oświaty II Rzeczypospolitej Gotowi do działania ........................................................... 22 komentarze Projekty powołania do życia szkół kadeckich krystalizowały się jeszcze w toku walk o niepodległość kraju. Kwestią tą interesowali się ludzie, którzy utrwalenie niepodległego bytu państwa upatrywali w dobrze zorganizowanym kształceniu i wychowaniu młodego pokolenia oraz silnej i skonsolidowanej armii. Niemcy wybierają MEADS .................................................. 24 Adam M. Maciejewski Witold Lisowski .................................................................................. 78 Na okładce: BALTOPS 2015 – zdjęcie z ćwiczebnej operacji desantowej przeprowadzonej na plażach poligonu w okolicach Ustki [Fot. Michał Wajnchold] 54 www.armia24.pl Adres Redakcji i Wydawnictwa 20-258 Lublin, ul. Akacjowa 100, Turka, os. Borek tel./faks 81 501 21 05 [email protected] • www.kagero.pl RadA Programowa 38 46 Wiesław Barnat – przewodniczący, Hubert Marcin Królikowski, Krzysztof Kosiuczenko, Przemysław Kupidura, Sławomir Augustyn, Przemysław Simiński, Mirosław A. Michalski, Norbert Wójtowicz redaktor naczelnY wydarzenia Damian Majsak We Wrocławiu zaatakowali terroryści ................................. 26 redaktor prowadzący Adam M. Maciejewski tel. 605-233-805 redakTor działu Historia Militaris Kamil Stopiński Redakcja Adam M. Maciejewski str. 24 Berolinum locutum, causa finita. 8 czerwca resort obrony Republiki Federalnej Niemiec ogłosił, że MEADS został wybrany jako podstawa dla przyszłego niemieckiego systemu obrony powietrznej TLVS. Trudno napisać, że jest to wybór zaskakujący. Organizacje proobronne w systemie bezpieczeństwa .......... 28 Karolina Dłuska BALTOPS 2015 – sojusznicze ćwiczenia na Bałtyku ............. 30 Na Lądzie Bartłomiej Kucharski, Jerzy Garstka, Maciej Ługowski, Tomasz Nowak, Gian Carlo Vecchi Korekta Adam M. Maciejewski, Karolina Kaźmierska Dyrektor Marketingu Joanna Majsak [email protected] Biuro Reklamy Kamil Stopiński, Maciej Łacina Pływalność i wykrywalność bojowych wozów piechoty ....... 38 [email protected] [email protected] tel. 609-326-009 Jerzy Garstka W powietrzu sekretarz redakcji Kamil Stopiński Pokaz AW149 w Polsce ....................................................... 46 [email protected], tel. 601 602 056 Adam M. Maciejewski DTP Marcin Wachowicz, Łukasz Maj KAGERO STUDIO – [email protected] US Army wysłało do Europy śmigłowce UH-60M .................. 54 Joost van der Burgt, Marijn van der Burgt Na morzu Jerzy Garstka �������������� str. 38 „Big Stick” przybywa ......................................................... 60 Bojowe wozy piechoty (bwp), zarówno te na podwoziu kołowym, jak i gąsienicowym, stanowią obok czołgów główną siłę uderzeniową wojsk lądowych. Jako niezastąpione na współczesnym polu walki są wciąż modernizowane, nie mówiąc już o ich nowych konstrukcjach, spełniających wymagania … Marijn van der Burgt, Joost van der Burgt Historia Militaris Odrzutowe silniki lotnicze II wojny światowej ..................... 68 Maciej Ługowski Polskie Korpusy Kadetów wzorowymi placówkami oświaty II Rzeczypospolitej ................................................ 78 Kolportaż Sprzedaż i prenumerata redakcyjna, prenumerata RUCH, KOLPORTER, sprzedaż sieć Empik, salony prasowe: RUCH i KOLPORTER, INMedio, wybrane księgarnie, podczas pokazów lotniczych, rekonstrukcji historycznych, targów, konferencji i wystaw przemysłu obronnego Wydawca Oficyna Wydawnicza KAGERO ul. Akacjowa 100, Turka, 20-258 Lublin 62 www.kagero.pl Prezes zarządu Witold Lisowski Damian Majsak [email protected] Sekretariat wydawnictwa Kamil Stopiński Tel. 601 602 056 Współpraca Maciej Ługowski ��������������� 60 str. 68 Pierwszymi i przez długi czas jedynymi napędami lotniczymi były te, w których zastosowano spalinowe silniki tłokowe. Używano ich w różnych układach: rzędowych, w układzie V lub przeciwbieżnych jedno- i wielopiętrowych. Bardzo powszechne, zwłaszcza w czasie I wojny światowej, były silniki gwiazdowe z ruchomym wałem lub rotacyjne. ISSN 1898-1496 Wszystkie materiały są objęte prawem autorskim. Przedruki i wykorzystanie materiałów wyłącznie za zgodą redakcji. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania tekstów i zmiany tytułów nadesłanych tekstów. Opinie zawarte w artykułach są wyłącznie opiniami sygnowanych autorów. Redakcja nie odpowiada za treść reklam, materiałów promocyjnych. Wydawca Ilustrowanego Magazynu Wojskowego ARMIA ostrzega P.T. Sprzedawców, że sprzedaż aktualnych i archiwalnych numerów czasopisma po innej cenie niż wydrukowana na okładce jest działaniem na szkodę Wydawcy i skutkuje odpowiedzialnością karną. wywiady 18. urodziny Selekcji – Rozmowy AKTYWNYCH rezerwistów Czerwiec to czas SELEKCJI Z majorem Arkadiuszem Kupsem, bezpośrednio przed etapem wstępnym kolejnej Selekcji, której strzeliła „osiemnastka”, rozmawia Sławomir Abczyński. P oprzednie nasze spotkanie z majorem Arkadiuszem Kupsem zbiegło się w czasie z intensywnymi przygotowaniami do XVII edycji Selekcji. Gdy ucichła wrzawa na drawskim poligonie, nadszedł czas refleksji i podsumowań. Finaliści XVII edycji mogli z dumą i radością wspominać te kilka bardzo długich dni i prawie bezsennych nocy. Organizator i mózg całego przedsięwzięcia mjr Kups jak zawsze, gdy gratulował tym, którzy dotarli do mety najtrudniejszej imprezy tego typu w Polsce, wybiegał już myślami w przyszłość, w kolejny rok. Czy zdołamy przygotować Selekcję po raz osiemnasty? – to była chyba najbardziej natrętna myśl, jaka zaprzątała jego uwagę. Sławomir Abczyński: Wielkimi krokami zbliża się termin realizacji XVIII Selekcji. Jak z perspektywy tylu lat oceniasz zmiany, jakie nastąpiły w imprezie? Arkadiusz Kups: To, że imprezie „strzeliło” już tyle lat, jest dla mnie całkowitym zaskoczeniem. Czas biegnie niesamowicie, wydaje się, że dopiero co zakończyliśmy pierwszą edycję Selekcji. Nigdy nie myślałem, że uda się poprowadzić taką imprezę przez tyle lat. Miałem momenty wahań po zakończeniu dziesiątej i piętnastej imprezy, kiedy ogłaszałem koniec Selekcji. Potem pod wpływem listów, e-maili, sms-ów i głosów ludzi z najbliższego otoczenia wracałem na plan gry. Zapewne sukcesem Selekcji jest to, że udało się zachować jej specyficzny charakter i to czego zazdroszczą nam inni, przecierając oczy ze zdumienia: Selekcja cały czas jest imprezą, gdzie uczestnik nie musi ponosić 6 żadnych kosztów z tytułu startu – w tej imprezie nie ma wpisowego. Od piątej edycji Selekcja rozpoczyna się etapem eliminacji, tzw. Preselekcją, i ten warunek utrzymujemy do dziś. Preselekcje realizowaliśmy w Tomaszowie Mazowieckim, Pucku, Bydgoszczy, a w ostatnich latach w Warszawie na obiektach Wojskowej Akademii Technicznej. Zmiany są praktycznie w każdym roku, bo jakoś trzeba zaskoczyć uczestników. Zmieniają się konkurencje, sposób manipulacji i budowania napięcia, sposób rozbudzania emocji, jak i testy realizowane w czasie różnych konkurencji. Jedna rzecz nie zmienia się od początku – zasada wymagalności. Nieważne kim jesteś, co robiłeś, liczy się tylko to, co uzyskasz na testach, a anonimowość zapewnia ci numer na opasce. S.A.: Korzenie imprezy wywodzą się z klimatów wojskowych z tradycji 56. Kompanii Specjalnej, a jej celem w momencie powstawania w 1998 roku było stworzenie ścieżki dla kandydatów zasadniczej służby wojskowej do elitarnych jednostek wojskowych. Dziś mamy armię zawodową i czy w obecnym systemie jest miejsce dla takiej formy poszukiwań? A.K.: Selekcja zawsze była blisko wojska i jej powód powstania związany jest z ideą armii profesjonalnej, z nowoczesnym sposobem werbunku i rekrutacji. W 1998 roku w 25. Dywizji Kawalerii Powietrznej zajmowałem się szkoleniem, wtedy to dywizja dowodzona przez generała Mieczysława Bieńka, a potem generała Jana Kemparę nabierała rumieńców, zaczęło się szkolenie spadochronowe, zgrywanie komponentów lotniczych ze szturmanami. W tym czasie ruszyła pierwsza Selekcja www.armia24.pl szukająca alternatywy dla tych wszystkich młodych ludzi, którym marzyła się służba w jednostkach specjalnych, desantowych czy aeromobilnych. Nie było nowoczesnego systemu doboru kandydatów do jednostek elitarnych pomimo sygnałów, jakie wysyłano z jednostek. WKU nie spełniały w tym zakresie swojej roli i nawet z tamtego okresu pamiętam, jak do kawalerii powietrznej trafiali ludzie, którzy nigdy tam nie powinni być. S.A.: Selekcja od początku miała wojskowy charakter, choć w pewnym okresie zaczęła dość mocno odchodzić w stronę sportów ekstremalnych. A.K.: Widoczne to było najbardziej w okresie pomiędzy 2002 a 2004 rokiem, kiedy zniknął z rynku miesięcznik Żołnierz Polski, który w sposób naturalny jako stały patron, a wcześniej jako organizator, nadawał klimat imprezie. Kolejnym powodem odejścia od charakteru militarnego był brak zainteresowania imprezą ze strony Ministerstwa Obrony Narodowej. Nikt nie zamierzał wykorzystywać mocy drzemiącej w przedsięwzięciu ani tego, że na etap wstępny przyjeżdżało nawet do 800 uczestników. Patrząc na poziom przygotowania tych młodych ludzi, żal się robi, że nie wszyscy trafiają tam, gdzie powinni. Selekcja nie jest przepustką – gwarancją wstępu do elitarnych jednostek, ale jest miejscem, gdzie przez pięć dni i nocy można określić, czy dany człowiek ma tyle samozaparcia i woli, by do tego etapu dojść w przyszłości. S.A.: Ta impreza przez tyle lat dorobiła się swoich metod, testów i chyba też pewnej legendy. A.K.: Tak, ale to młoda armia zawodowa, armia, którą raz za razem obejmują modyfikacje, zmiany strukturalne, nowe pomysły szkoleniowe itp. Ten mechanizm dość ciężko się kręci, ale wynika to z prostej zależności: Niemcy wprowadzali program armii zawodowej przez 10 lat, my zrobiliśmy to w rok. Teraz co jakiś czas wychodzą problemy i ciągłe zmiany. Problemem są i będą w przyszłości rezerwy. Patrząc na historię, trzeba jednoznacznie powiedzieć: wojny wygrywają rezerwiści i dlatego trzeba je mieć i przygotowywać. To, że współczesne środki prowadzenia walki są bardzo skomplikowane, tym bardziej wymaga rzetelnego przygotowania rezerw. A.K.: Tej imprezy nie ukończy ktoś, kto nie ma odpowiedniej determinacji, kwalifikacji i potencjału i tym wszystkim absolwentom należy pomóc w tym, by skierować ich na właściwe tory procesu rekrutacji. Inaczej marnujemy ogromny potencjał. Czekanie 3–4 lata na możliwość zaliczenia NSR, a potem kolejne oczekiwanie na etat jest marnowaniem ludzi. Ludzie z kursami wspinaczkowymi, spadochronowymi, walki wręcz, ostrzelani na kursach i strzelnicach bezskutecznie dopychają się do wojska i często rezygnują przy braku perspektyw. Jak to się ma do ogólnej sytuacji? Nawet nie uwzględniając tego, co dzieje się na wschodzie Ukrainy. W tym wszystkim jest Selekcja, jako produkt gotowy do racjonalnego wykorzystania. S.A.: W Polsce mamy niesamowite tradycje, rzesze ludzi, którym leży na sercu obronność, patriotyzm, dlaczego tego nie można optymalnie wykorzystać? S.A.: Jak przygotować się do Selekcji? Jakich rad możesz udzielić tym wszystkim, którzy szykują się do tego, by 22 czerwca wystartować w imprezie? S.A.: Ale dzisiaj mamy armię zawodową. A.K.: Mamy setki młodych ludzi, którzy chcą założyć mundur, w tej grupie są ludzie ponadprzeciętnie przygotowani motorycznie, mentalnie i szkoleniowo, ale giną w kolejce oczekiwania na NSR, a potem czekają na wolny etat. Bycie żołnierzem to nie tylko zawód, to pasja, a w pewnym momencie i obowiązek. A.K.: Do imprezy można spróbować podejść z „marszu”, ale szanse na jej przejście są niewielkie. Zaczyna się od Preselekcji, eliminacji, gdzie liczy się każdy zdobyty punkt. Z reguły na tym etapie uczestnik musi zaliczyć złożony test wysiłkowy oparty na treningu obwodowym. Najczęściej to 7 do 9 ćwiczeń realizowanych w jednym ciągu. Każde ćwiczenie realizuje się przez 1 minutę, potem 30 sekund przerwy na przejście do kolejnego i tak dalej. Po 9 ćwiczeniach uczestnik wygląda jak po wyjściu z magla. S.A.: Tętno szaleje… Często pogoda nie pomaga. A.K.: Ćwiczenia nie wymagają umiejętności technicznych, ale kolejność ćwiczeń często sprawia ogromne problemy, bo zaangażowane grupy mięśniowe pokrywają się w kolejności, np. po skłonach w przód w leżeniu (czyli popularne „brzuszki” – S.A.) następują wznosy nóg w leżeniu. W takich konfiguracjach mięśnie brzucha są bombardowane bez przerwy. S.A.: Czyli nie dość, że cały układ krążeniowooddechowy jest maksymalnie obciążony, to jeszcze na kolejnych „stacjach” podczas ćwiczeń powtarzany jest wysiłek na tych samych partiach. A.K.: Dla nas taka kombinacja jest bardzo wiarygodna i praktyczna, bo przy 18 instruktorach ustawionych szeregowo i centralnym odmierzaniu czasu, w ciągu godziny oceniamy wydolność blisko 100 ludzi. Często wplatamy w ciąg ćwiczeń test z wiedzy o wojsku i historii Polski. Na każdym można zdobyć maksymalnie 20 punktów, ale zmęczenie i powstały już dług tlenowy często nie pozwalają na koncentrację i poprawne wskazanie odpowiedzi na planszy. Zresztą z doświadczenia mogę powiedzieć, że te testy nie mają dużego znaczenia dla ogólnego wyniku. Z reguły uczestnicy nie zdobywają więcej niż 10 punktów i ten „myślowy” przerywnik raczej ma na celu minutową przerwę na dojście do siebie i uspokojenie tętna i oddechu. ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 7 wywiady Oceniamy bardzo szeroko. Ktoś, kto nie jest wszechstronny, nie uzyska na Preselekcji dobrych wyników. S.A.: Czyli przygotowane na Preselekcję ćwiczenia i testy sprawnościowe promują wytrzymałość siłową, skoczność i dynamikę. A.K.: To wszystko przekłada się później na to, co dzieje się na poligonie. Dodatkową komplikacją jest to, że nigdy nie podajemy pełnego zestawu konkurencji, jakie zostaną zrealizowane na etapie wstępnym. To dodatkowo motywuje uczestników do przygotowań. Tak jak w latach poprzednich i tym razem nie mogę zdradzić, jakie konkurencje będą w tym roku, ale mogę w czasie naszych kolejnych spotkań podpowiadać, jak się przygotować do następnej Selekcji i to już w najbliższym odcinku. S.A.: Brzmi to trochę jak straszenie, że to impreza dla supermanów. A.K.: Absolutnie nie. „Sterydowcy” puchną i odpadają już na etapie Preselekcji. Oczywiście trudno dostać się do finału, po prostu wstając zza biurka czy od komputera. Trzeba mieć dobrą kondycję, być aktywnym, wysportowanym człowiekiem. Tych, którzy nie wiedzą, czy warto spróbować, namawiam na prosty test. Wystarczy odszukać na stronach internetowych MON normy sprawności fizycznej dla żołnierzy i po prostu sprawdzić się w tych konkurencjach, jakie są tam opisane. Jeśli ktoś jest w stanie zdać przed samym sobą wojskowy egzamin z WF na piątkę i powtórzyć to przez kolejne trzy dni, może śmiało przyjeżdżać na Preselekcję. Selekcja to jest przedsięwzięcie dla tych, którzy wiedzą, co chcą robić w życiu – i nie chodzi tu tylko o młodzież w wieku poborowym. Najstarsi z finalistów, którzy ukończyli Selekcję, mieli ponad pięćdziesiątkę na karku. Prawdziwa siła drzemie nie w mięśniach, ale w głowie, w determinacji, uporze, dążeniu do celu i wytrwałości. S.A.: Na koniec jeszcze jedno pytanie – kto może wziąć udział w Selekcji? Dodatkowo realizujemy sprawdzian podciągania na drążku nachwytem i uginanie ramion na poręczach. Obie te konkurencje wykonywane są siłowo, tzn. bez wahań, balansu itp. i realizowane są niezależnie od pozostałego 8 testu, który odbywa się w jednym ciągu. Tu liczy się tylko siła. Na drążku najlepsi podciągają się ponad 30 razy, a na poręczach wykonują średnio ponad 20 ugięć. Rekord z poprzednich lat to 75 ugięć siłowych na poręczach. A.K.: Każdy, kto ukończył 18. rok życia, posiada zaświadczenie lekarskie z adnotacją „ZDROWY, BRAK PRZECIWSKAZAŃ DO WYSIŁKU FIZYCZNEGO” i wysłał zgłoszenie na nasz adres podany na stronie www.combat56.pl. Nabór zaczynaliśmy 1 maja, ci którzy zdecydowali się, mieli więc sporo czasu na trening i przygotowania. S.A.: Dziękuję za rozmowę. n Zdjęcia pochodzą z Selekcji 2015 www.armia24.pl PATRIOT SKUTECZNY DZIŚ. GOTOWY NA WYZWANIA JUTRA. System Patriot nowej generacji firmy Raytheon zapewnia 360-stopniowe pole obserwacji; elastyczne systemy dowodzenia i kierowania o otwartej architekturze, która optymalizuje wydajność oraz integrację niskokosztowego pocisku przechwytującego (LCI). Patriot ewoluuje podążając za zmieniającymi się zagrożeniami, zapewniając bezpieczeństwo państwom, redukując koszty i oferując najnowocześniejszą na świecie obronę przeciwlotniczą i przeciwrakietową. Zapraszamy do nawiązania współpracy z liderem branży i przystąpienia do globalnego sojuszu użytkowników systemu Patriot. Więcej informacji na stronie Raytheon.com/POLAND Połącz się z nami: © 2015 Raytheon Company. All rights reserved. “Customer Success Is Our Mission” is a registered trademark of Raytheon Company. Wojsko polskie Puma-15 Rozpoczęcie szkolenia Na poligonie w Drawsku Pomorskim 15. Giżycka Brygada Zmechanizowana rozpoczęła szkolenie poligonowe. 11 maja o godz. 09.00 w Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Drawsku Pomorskim rozpoczęło się wspólne szkolenie żołnierzy 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej oraz przydzielonych komponentów USA i Francji. Na czas szkolenia dowódca 2. batalionu zmechanizowanego ppłk Marek Pieniak otrzymał w podporządkowanie amerykańską kompanię czołgów Abrams oraz amerykański pluton rozpoznawczy i francuską kompanię czołgów Leclerc, z którymi wspólnie będzie realizował ćwiczenie pk. Puma-15. Rozpoczynając wspólne szkolenie, zastępca dowódcy 15. Brygady płk Piotr Bieniek powiedział, że wspólne szkolenie oraz realizacja ćwiczenia batalionowego w wymiarze międzynarodowym to wielkie wyzwanie i wydarzenie bez precedensu nie tylko w działalności brygady, ale również Wojsk Lądowych. Ćwiczenie taktyczne z wojskami pk. Puma-15 rozpoczęły się 24 maja. Jego Kierownikiem został dowódca 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej gen. bryg. Sławomir Kowalski. n Tekst mjr Marcin Warda, kpt. Dariusz Guzenda Zdjęcia mjr Tomasz Andrzejczak, arch. 15 GBZ Ministrowie obrony wśród „Zawiszaków” 7 maja na poligonie w Drawsku Pomorskim przebywali Minister Obrony Narodowej Tomasz Siemoniak i Minister Obrony Francji Jean-Yves le Drian. M inister Obrony Narodowej Tomasz Siemoniak i Minister Obrony Francji Jean-Yves le Drian przebywali w Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Drawsku Pomorskim. Podczas pobytu na drawskim poligonie spotkali się z żołnierzami francuskimi z 12. Pułku Kirasjerów oraz „Zawiszakami” z 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej, którzy już wkrótce wzięli udział w ćwiczeniu z wojskami pk. Puma-15. Ministrom obu krajów towarzyszyli Dowódca Generalny Rodzajów 10 Sił Zbrojnych gen. broni. pil. Lech Majewski, dowódca 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej gen. dyw. dr Leszek Surawski oraz dowódca 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej gen. bryg. Sławomir Kowalski. Niech kryptonim ćwiczeń Puma będzie bardzo znaczącym odstraszeniem dla naszych potencjalnych przeciwników. Razem ćwiczymy w NATO, razem mamy ważne kwestie do przeprowadzenia przed szczytem w Warszawie. Dla nas ważna jest stała obecność wojsk sojuszu w naszym kraju – powiedział podczas spotkania szef polskiego resortu obrony. Minister Jean-Yves le Drian w swoim wystąpieniu także podkreślał znaczenie ćwiczeń sojuszniczych. Dzisiaj, kiedy Europa staje w obliczu zagrożenia, ważnym jest, aby nasze kraje pokazały, że są www.armia24.pl zjednoczone. Sytuacja na Ukrainie skłania nas, abyśmy tę solidarność pokazali. Uruchomiliśmy siły wsparcia dla naszych sojuszników, w szczególności dla Polski. (…). Nasz kontyngent wpisuje się w ciągłość. Wcześniej nasi lotnicy wspólnie z polskimi lotnikami wykonywali zadania w ramach misji Air Policing – powiedział szef francuskiego resortu obrony podczas spotkania. Na poligon w Drawsku Pomorskim przybyło około 300 żołnierzy francuskich z 12. Pułku Kirasjerów. Przez kilka tygodni ćwiczyli współdziałanie kompanii czołgów Leclerc i pododdziałów zabezpieczenia, a następnie zaczęli trening z żołnierzami 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej, który zakończył się wspólnym ćwiczeniem pk. Puma-15. Celem ćwiczenia było zdobycie doświadczenia w prowadzeniu wspólnych operacji. W skład francuskiego komponentu (French Detachment) wchodziło między innymi 15 czołgów Leclerc, 4 opancerzone wozy bojowe piechoty VBCI, 3 opancerzone pojazdy rozpoznawcze VAB oraz jeden opancerzony pojazd saperski EBG. n Tekst kpt. Dariusz Guzenda Zdjęcia arch. 16 PDZ Dowódca 15. Brygady skontrolował szkolenie pododdziałów Na poligonie w Drawsku Pomorskim rozpoczął się kolejny tydzień szkoleniowy żołnierzy 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej. 18 maja na rozprowadzeniu niedaleko obozowiska na Konotopie stanęli żołnierze 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej. Tego dnia dowódca brygady gen. bryg. Sławomir Kowalski rozpoczął kolejny tydzień szkoleniowy na poligonie. Po zakończeniu zbiórki generał Kowalski wizytował obiekty poligonowe, na których szkolili się „Zawiszacy”. Rozmawiał również z dowódcami pododdziałów amerykańskich i francuskich, którzy wraz z „Zawiszakami” szkolili się w ramach Taktycznej Grupy Bojowej organizowanej na bazie 2. batalionu zmechanizowanego. Wspólne szkolenie „Zawiszaków” z żołnierzami 12. Pułku Kirasjerów z Francji oraz amerykańskiej Grupy Bojowej 1. Brygady Pancernej rozpoczęło się 11 maja. Zakończyło je ćwiczenie taktyczne z wojskami pk. Puma-15, które oceniło zdolność 2. batalionu zmechanizowanego do działania zgodnie z przeznaczeniem. n Tekst kpt. Dariusz Guzenda Zdjęcia arch. 15 GBZ ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 11 Wojsko polskie Puma-15 Natarcie na Bucierzy 19 maja na poligonie w Drawsku Pomorskim trwało szkolenie żołnierzy 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej z kolegami z Francji i Stanów Zjednoczonych. B ył to kolejny dzień intensywnego szkolenia żołnierzy 2. batalionu zmechanizowanego 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej oraz francuskiego 12. Pułku Kirasjerów i Grupy Bojowej 1. Brygady Pancernej ze Stanów Zjednoczonych. Tym razem żołnierze ćwiczyli na Pasie Ćwiczeń Taktycznych Bucierz. Działając w składzie Taktycznej Grupy Bojowej (TGB) pod dowództwem dowódcy 2. batalionu ppłk. Marka Pieniaka, żołnierze doskonalili umiejętności prowadzenia obrony oraz wykonywania kontrataku. Tego dnia był jeszcze czas na doskonalenie swoich umiejętności i współdziałania między biorącymi udział w szkoleniu koalicjantami. Już nazajutrz działanie żołnierzy TGB zostało sprawdzone podczas zajęć na temat: „Batalion w natarciu z pokonaniem (forsowaniem) przeszkód wodnych”. n Tekst kpt. Dariusz Guzenda Zdjęcia arch. 15 GBZ Natarcie z pokonaniem przeszkody wodnej 20 maja żołnierze 2. batalionowego zgrupowania taktycznego 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej realizowali zajęcia taktyczne zakończone forsowaniem przeszkody wodnej. 11 maja rozpoczęło się szkolenie poligonowe pododdziałów 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej w Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Drawsku Pomorskim. Na poligonie „Zawiszacy” szkolili się wraz z francuskim 12. Pułkiem Kirasjerów i Grupą Bojową 1. Brygady Pancernej ze Stanów Zjednoczonych. Francuzi i Amerykanie, wraz z żołnierzami 2. batalionu zmechanizowanego giżyckiej brygady, tworzyli batalionowe zgrupowanie taktyczne, które wzięło udział w ćwiczeniu z wojskami pk. „Puma-15”. Od rozpoczęcia szkolenia poligonowego żołnierze doskonalili już umiejętności prowadzenia działań obronnych i zaczepnych, pokonywali również przeszkodę wodną na Złym Łęgu. 20 maja ich umiejętności zostały poddane sprawdzeniu podczas zajęć na temat „Batalion w natarciu z pokonaniem (forsowaniem) przeszkód wod- 12 www.armia24.pl nych”. Działanie żołnierzy obserwował dowódca 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej gen. bryg. Sławomir Kowalski. W części wstępnej zajęć pododdziały wyszły do rejonu wyjściowego, gdzie żołnierze przygotowywali się do dalszych działań. Część główną rozpoczęło natarcie na Pasie Ćwiczeń Taktycznych Bucierz. Natarcie prowadzili żołnierze amerykańskiej kompanii czołgów i zmechanizowana oraz francuska kompania czołgów. Po zajęciu obiektu „Czerwony Mur” dowódca 2. batalionu zmechanizowanego ppłk Marek Pieniak wprowadził do walki kolejne pododdziały i kontynuował natarcie. Po drodze żołnierze 2. batalionu zmechanizowanego, we współdziałaniu z 15. Mazurskim Batalionem Saperów, pokonali przeszkodę wodną na Złym Łęgu i opanowali Górę Hetmańską, gdzie przeszli do obrony. W godzinach popołudniowych przeciwnik użył broni chemicznej. Skażone pododdziały musiały opuścić zajmowany rejon i przystąpić do likwidacji skażeń, którą przeprowadzili żołnierze drużyny likwidacji skażeń plutonu chemicznego. Jeszcze tylko odtwarzanie zdolności bojowej i żołnierze mogli odpocząć. A już następnego dnia doskonalili umiejętności strzeleckie podczas ćwiczeń w kierowaniu ogniem w obronie w dzień i w nocy. n Tekst kpt. Dariusz Guzenda Zdjęcia arch. 15 GBZ Międzynarodowa Puma-15 pod polskim dowództwem 25 maja na poligonie w Drawsku Pomorskim rozpoczęło się międzynarodowe ćwiczenie z wojskami pod kryptonimem Puma-15. P uma-15 to ćwiczenie z wojskami mające na celu „certyfikację” 2. batalionu zmechanizowanego. Kierownikiem ćwiczenia był dowódca 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej gen. bryg. Sławomir Kowalski. Przez kilka kolejnych dni, od 25 do 29 maja, żołnierze batalionowego zgrupowania taktycznego wykonywali zadania taktyczne i ogniowe, których realizacja podlegała ocenie. Scenariusz ćwiczenia zakładał wiele epizodów taktycznych, w których wzięła udział para samolotów myśliwsko-bombowych Su-22 oraz śmigłowce bojowe Mi-24. W skład ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 13 Wojsko polskie Puma-15 zgrupowania weszły trzy kompanie zmechanizowane i inne etatowe pododdziały batalionu. Dodatkowo batalion został wzmocniony kompanią czołgów, baterią przeciwlotniczą, plutonem saperów, czołówką materiałowo-techniczną, plutonem wysuniętych obserwatorów z dywizjonu artylerii samobieżnej oraz sekcją mini-BSR-ów (bezzałogowych samolotów rozpoznawczych). W skład zgrupowania wchodziły również kompanie czołgów ze Stanów Zjednoczonych i Francji wyposażone w czołgi Abrams i Leclerc. Przeciwnikiem ćwiczących wojsk byli żoł- nierze batalionu czołgów, plutonu zmechanizowanego oraz plutonu rozpoznawczego. Oprócz batalionowego zgrupowania taktycznego, w ćwiczeniu udział również wzięli żołnierze dywizjonu artylerii samobieżnej, którzy jako drugoplanowi ćwiczący wspierali działanie walczących pododdziałów. Ogółem w ćwiczeniu wzięło udział około 2000 żołnierzy i ponad 200 egzemplarzy zasadniczego sprzętu bojowego. n Tekst kpt. Dariusz Guzenda Zdjęcia st. szer. Michał Chudziński Puma-15 rozpoczęta Od 11 maja na drawskim poligonie trwało szkolenie pododdziałów 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej, wchodzącej w skład 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej. Żołnierze 2. batalionu zmechanizowanego szkolili się wraz z żołnierzami francuskimi z 12. Pułku Kirasjerów i amerykańskimi z Grupy Bojowej 1. Brygady Pancernej, wspólnie tworząc batalionowe zgrupowanie taktyczne, dowodzone przez dowódcę 2. batalionu, ppłk. Marka Pieniaka. 23 maja szkolenie weszło w kulminacyjną fazę – rozpoczęło się ćwiczenie z wojskami Puma-15. Na uroczystej zbiórce stanęła Kompania Honorowa wystawiona przez żołnierzy batalionu dowodzenia 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej z pocztem sztandarowym oraz pocztami flagowymi Polski, Francji i USA. Swoje miejsca w szyku zajęły także ćwiczące sztaby i pododdziały. Meldunek o gotowości wojsk do ćwiczenia, Dowódcy 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej, gen. dyw. dr Leszkowi Surawskiemu, złożył szef szkolenia 15. giżyckiej Brygady ppłk Jan Wojno. Po przeglądzie pododdziałów i powitaniu, na maszty zostały podniesione – przy dźwiękach Hymnów Państwowych – flagi Polski, Francji i USA. Gości i ćwiczące wojska powitał gen. bryg. Sławomir Kowalski, który w swoim wystąpieniu scharakteryzował ćwiczenie jego specyfikę oraz wspominał o sojuszniczym współdziałaniu w trakcie szkolenia żołnierzy trzech armii. Następnie do żołnierzy 14 www.armia24.pl zwrócił się Dowódca 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej, gen. dyw. dr Leszek Surawski, który powiedział m.in.: Wspólnie realizujemy nasze sojusznicze porozumienia, doskonaląc współdziałanie, procedury, zespołowe działanie… Tylko profesjonalne i perfekcyjne wykonanie stawianych zadań świadczy o wyszkoleniu, dyscyplinie i karności podległych wojsk. Życzę wszystkim powodzenia, sukcesów i żołnierskiego szczęścia. Zbiórkę zakończyło szkolenie stanu osobowego ćwiczących wojsk m.in. w zakresie przestrzegania warunków bezpieczeństwa oraz ochrony przeciwpożarowej. Tego dnia, po zakończeniu uroczystości, przeprowadzone zostało szkolenie Kierownictwa Ćwiczenia oraz tzw. „minićwiczenie”, podczas którego sprawdzono system łączności i gotowość do realizacji części głównej ćwiczenia. Część taktyczno-ogniowa ćwiczenia Puma-15 rozpoczęła się 25 maja. n Tekst mjr Zbigniew Tuszyński, kpt. Dariusz Guzenda Zdjęcia st. szer. Michał Chudziński, arch. 15 GBZ ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 15 Wojsko polskie Puma-15 Ruszyła część główna ćwiczenia pk. Puma-15 Poranne przekazanie zmiany rozpoczęło część główną ćwiczenia pk. Puma-15. 25 maja to dzień, w którym rozpoczęła się część główna ćwiczenia. Przez kilka kolejnych dni żołnierze batalionowego zgrupowania taktycznego, w skład którego wchodziły pododdziały 2. batalionu zmechanizowanego oraz francuskiego 12. Pułku Kirasjerów i amerykańskiej Grupy Bojowej 1. Brygady Pancernej, zdawali egzamin z umiejętności praktycznego działania. Działanie żołnierzy 2. batalionu wspierała kompania czołgów, bateria przeciwlotnicza, pluton saperów, czołówka materiałowo-techniczna oraz pluton wysuniętych obserwatorów z dywizjonu artylerii samobieżnej. W epizodach taktycznych udział wzięła również para samolotów myśliwsko-bombowych Su-22 oraz śmigłowce bojowe Mi-24. Kierownikiem ćwiczenia był dowódca 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej gen. bryg. Sławomir Kowalski, którego wspierało dwóch zastępców do spraw koalicyjnych – ppłk Henri Le Losq z Francji i mjr John Womack ze Stanów Zjednoczonych. Rozpoczęcie ćwiczenia poprzedziła krótka zbiórka Kierownictwa Ćwiczenia z okazji Memorial Day – święta poświęconego obywatelom amerykańskim, którzy zginęli w trakcie służby wojskowej. Zbiórkę zakończyła minuta ciszy. n Tekst kpt. Dariusz Guzenda Zdjęcia st. szer. Michał Chudziński 16 www.armia24.pl Rozpoczęcie części ogniowej 27 maja na poligonie w Drawsku Pomorskim rozpoczęła się część ogniowa ćwiczenia pk. Puma-15. Ć wiczenie pk. Puma-15 wkroczyło w decydującą fazę. 27 maja zakończyła się część taktyczna ćwiczenia. 28 maja pododdziały zdawały sprawdzian z umiejętności wykonywania zadań ogniowych podczas kierowania ogniem w obronie. n Tekst kpt. Dariusz Guzenda Zdjęcia arch. 15 GBZ, st. szer. Michał Chudziński Dzień Dostojnych Gości Zakończenie ćwiczenia pk. Puma-15 obserwowali zaproszeni goście. 29 maja na Pasie Ćwiczeń Taktycznych Bucierz trwał wzmożony ruch. Tego dnia, biorące udział w ćwiczeniu pk. Puma15 pododdziały 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej, francuskiego 12. Pułku Kirasjerów oraz amerykańskiej Grupy Bojowej 1. Brygady Pancernej realizowały ostatnie zadanie w ramach ćwiczenia – kierowanie ogniem w natarciu w dzień. Wejście do walki nacierających pododdziałów zabezpieczali żołnierze 5. kompanii zmechanizowanej 2. batalionu zmechanizowanego wyposażeni w BWP-1 oraz ich francuscy koledzy na czołgach Leclerc. Do natarcia ruszała 7. kompania zmechanizowana oraz amerykanie na czołgach Abrams. Natarcie pododdziałów wspierały samoloty Su-22, śmigłowce Mi-24 oraz ogień drugoplanowego ćwiczącego – dywizjonu artylerii samobieżnej giżyckiej brygady. Działanie żołnierzy obserwowali m.in. ambasador Francji Pierre Buhler, zastępca ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 17 Wojsko polskie Puma-15 dowódcy francuskich wojsk lądowych gen. broni Joel Rivault, Inspektor Wojsk Lądowych Rodzajów Sił Zbrojnych gen. dyw. Janusz Bronowicz oraz dowódca 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej gen. dyw. dr Leszek Surawski, goście oraz uczestnicy szkolenia Metodyk-15. Po części dynamicznej, uczestnicy Dnia Dostojnych Gości spotkali się z przedstawicielami ćwiczących wojsk z Polski, Francji i USA. Żołnierzom podziękowali i wręczyli upominki – Dowódca 16 PDZ, gen. dyw. dr Leszek Surawski oraz Kierownik Ćwiczenia Puma15 – Dowódca 15 BZ, gen. bryg. Sławomir Kowalski. Po wspólnej fotografii i żołnierskim posiłku, goście i żołnierze obserwowali defiladę wydzielonych Sił Sojuszniczych, biorących udział w ćwiczeniu taktycznym z wojskami Puma-15. Tego samego dnia w godzinach popołudniowych, odbyła się uroczystość zakończenia ćwiczenia. Podczas uroczystej zbiórki, Dowódca 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej, gen. bryg. Sławomir Kowalski wręczył ćwiczącym dowódcom certyfikaty potwierdzające gotowość ich pododdziałów do prowadzenia działań zgodnie z ich przeznaczeniem. Podsumowując ćwiczenie, generał Kowalski powiedział – Dziękuję Wam wszystkim za ogromne zaangażowanie i wysiłek, jaki włożyliście w wykonanie stojących przed Wami zadań. Było dla mnie zaszczytem, że mogłem podczas ćwiczenia dowodzić takimi żołnierzami jak Wy. Jednocześnie jestem dumny, że żołnierze trzech nacji współdziałali ze sobą jak jeden organizm. Puma-15 dobiegła końca, lecz dla 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej jak i żołnierzy innych jednostek 16 PDZ nie oznaczała zakończenia szkolenia na drawskim poligonie. Już od 9 czerwca zaczął się dla nich kolejny sprawdzian – ćwiczenie pk. Saber Strike 15. *** Ćwiczenia pod kryptonimem Puma to cyklicznie realizowane w 15. Giżyckiej Brygadzie Zmechanizowanej ćwiczenia z wojskami, które mają na celu sprawdzenie gotowości do działania batalionów ogólnowojskowych, znajdujących się w końcowym okresie szkolenia. W tym roku egzamin zdawali żołnierze 2. batalionu zmechanizowanego. Tegoroczne ćwiczenie nabrało też nowego wymiaru ze względu na udział w nim żołnierzy z Francji i Stanów Zjednoczonych. Kierownikiem ćwiczenia był dowódca 15. Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej. n Tekst mjr Zbigniew Tuszyński, kpt. Dariusz Guzenda Zdjęcia st. chor. Sławomir Tessar, mjr Tomasz Andrzejczak 18 www.armia24.pl Aktualności Święto Oddziału Specjalnego ŻW w Warszawie Z tej okazji 18 maja na placu Krasińskich przy Pomniku Powstania Warszawskiego 1944 w Warszawie odbył się uroczysty apel. U roczystość poprzedziła msza święta w Katedrze Polowej Wojska Polskiego celebrowana przez ks. płk. Januarego Wątrobę, wikariusza generalnego biskupa polowego. Głównymi gośćmi uroczystego apelu byli sekretarz stanu w MON Czesław Mroczek i komendant główny Żandarmerii Wojskowej gen. dyw. dr Mirosław Rozmus. Na święcie nie zabrakło licznie przybyłych Przyjaciół oddziału, reprezentujących kierownictwo MON, Biuro Ochrony Rządu, Policję, Straż Graniczną, Państwową Straż Pożarną i jednostki wojskowe. Gościliśmy również przedstawicieli instytucji państwowych odpowiedzialnych za bezpieczeństwo kraju, organizacji samorządowych oraz mieszkańców stolicy. Uroczysta zbiórka była nie tylko sposobnością do podziękowań za codzienny trud, wysiłek i zaangażowanie w działalność służbową, ale także okazją do wręczenia medali resortowych przyznanych przez ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka oraz odznaczeń i wyróżnień od komendanta głównego Żandarmerii Wojskowej gen. dyw. dr. Mirosława Rozmusa i komendanta Oddziału Specjalnego Żandarmerii Wojskowej w Warszawie płk. Tomasza Połucha. W swoim przemówieniu komendant Oddziału Specjalnego Żandarmerii Wojskowej w Warszawie podziękował wszystkim za przybycie oraz nawiązał do historii oddziału. – Jest to chwila, kiedy wspominamy historię powstania oddziału oraz Tych, którzy uwzględniając tamte czasy, stali się twórcami jedynej tego rodzaju jednostki Żandarmerii Wojskowej. Z tego miejsca chcę podziękować pierwszemu komendantowi warszawskiego OS-u pułkownikowi Włodzimierzowi Baranowskiemu, który stawił czoła wyzwaniom nowych czasów – zagrożeniu światowym terroryzmem i rozpoczął budowanie i funkcjonowanie naszej jednostki o charakterze wojskowo-policyjnym, której głównym zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa wewnętrznego państwa. Pułkownik Połuch nawiązując do tradycji, przypomniał o służbie Polsce jako najwyższym zaszczycie. – Każdy obywatel jest do tej służby powołany, budując jego siłę i wzmacniając bezpieczeństwo. Jednak żołnierze Sił Zbrojnych RP pełnią służbę szczególną. Wpisana jest w nią gotowość do poświęcenia dla Ojczyzny własnego życia. Służąc Ojczyźnie, nawiązujemy do najlepszych polskich tradycji – także do tradycji powstania warszawskiego i walczących w nim heroicznych powstańców. OSŻW w Warszawie kultywuje dziedzictwo tradycji Oddziału Dyspozycyjnego „A” Kedywu Okręgu Warszawa Armii Krajowej na podstawie Decyzji Nr 148/MON Ministra Obrony Narodowej z dnia 23 kwietnia 2014 r. Uroczystość zakończyła defilada pododdziałów. Święto Oddziału Specjalnego Żandarmerii Wojskowej w Warszawie ustanowione jest na podstawie Decyzji Nr 159/MON Ministra Obrony Narodowej z dnia 29 kwietnia 2014 r. n Tekst: st. chor. sztab. Jarosław Kilichowski Zdjęcia: Sylwia Guzowska ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 19 Wojsko polskie aktualności Borsuk-15 Prawie 2000 żołnierzy, ponad 500 jednostek sprzętu, w tym wozów i transporterów bojowych, czołgów, armato-haubic i wyrzutni rakiet oraz innego uzbrojenia zaangażowano w ćwiczenie taktyczne z wojskami 11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej (11LDKPanc). Ć wiczenie Borsuk-15, bo taki kryptonim miały manewry na poligonach w Świętoszowie i Żaganiu, trwały od 21 do 28 maja. Kierownikiem ćwiczenia był generał dywizji Jarosław Mika, dowódca Czarnej Dywizji. Głównym celem ćwiczenia było sprawdzenie zdolności i przygotowania 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej (17WBZ) do realizacji zadań zgodnie z wojennym przeznaczeniem. Żołnierze musieli poradzić sobie m.in. z przemieszczeniem się brygady z rejonu Międzyrzecza, Wędrzyna i Krosna Odrzańskiego w rejon przeprowadzenia ćwiczenia do Żagania i Świętoszowa. Ponadto byli zobowiązani wykazać się umiejętnościami i zdolnością do planowania, organizowania i prowadzenia działań bojowych oraz wykonywania zadań taktycznych i ogniowych w dzień i w nocy. Ważnym elementem podlegającym sprawdzeniu była również umiejętność wykonywania zadań przeciwdywersyjnych, walka z taktycznym desantem powietrznym, pokonanie przeszkody wodnej oraz planowanie, organizowanie i prowadzenie obrony oraz natarcia. Podczas ćwiczenia żołnierze współdziałali z jednostkami układu pozamilitarnego, 20 takimi jak: policja, straż pożarna, czy władze samorządowe. Działania na ziemi będą wspierały bezzałogowe środki rozpoznawcze. Przyjęta sytuacja operacyjna podczas ćwiczenia „Czarnej Dywizji” nie odzwierciedlała żadnego realnego państwa i nie odnosiła się do jakichkolwiek rzeczywistych uwarunkowań politycznych lub militarnych. Z dnia na dzień żołnierze zostali przeniesieni w sam środek hipotetycznego konfliktu zbrojnego, który wybuchł na skutek walk mniejszości narodowych o zyskanie większych praw, a także sporów o wpływy na terenach bogatych w złoża gazu, miedzi oraz ropy. Ćwiczenie Borsuk-15 stanowiło kontynuacje trzyletniego cyklu ćwiczeń z wojskami realizowanego w Czarnej Dywizji. Zostało poprzedzone ćwiczeniem dowódczo-sztabowym wspomaganym komputerowo pk. Borsuk-14 w październiku 2014 r. Ważnym aspektem ćwiczenia było sprawdzenie przygotowania 17WBZ do udziału w ćwiczeniu taktycznym z wojskami pk. Dragon-15, które odbędzie się jesienią tego roku. Podczas ćwiczenia zrealizowano szereg strzelań i zadań ogniowych zarówno w obronie, jak i natarciu oraz w dzień jak i w nocy. Do ich wykonania przystąpią między innymi pododdziały zmotoryzowane i pancerne oraz pododdziały wsparcia artylerii i przeciwlotnicy z 17WBZ, 10. Brygady Kawalerii Pancernej i 23. Śląskiego pułku artylerii. Borsuk-15 był doskonałą okazją do tego, aby przećwiczyć współdziałanie wielu jednostek wojskowych, różnych rodzajów sprzętu, uzbrojenia oraz systemów wspomagających dowodzenie. n Tekst: mjr Artur Pinkowski, zdjęcia: chor. Rafał Mniedło www.armia24.pl Borsuk wystartował Działania przeciwdywersyjne, zwalczanie desantów, pokonanie przeszkody wodnej czy kierowanie ogniem to tylko część wyzwań postawionych przed ćwiczącymi pododdziałami „Czarnej Dywizji”. Ruszyło taktyczne ćwiczenie z wojskami pod kryptonimem Borsuk-15. N a zbiórce, rozpoczynającej ćwiczenie, stanęli żołnierze z 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej, jego główni uczestnicy. Prócz nich w przedsięwzięciu wzięli udział także oficerowie i podoficerowie dowództwa dywizji, występujący w roli kierownictwa ćwiczenia oraz wydzielone siły z jednostek wojskowych dywizji i jednostek wspierających to szkoleniowe przedsięwzięcie. Ćwiczenie przeprowadzono na poligonach w Żaganiu i Świętoszowie, a jego praktyczna część rozpoczęła się 21 maja i trwała do 28 maja. Ćwiczenie, które właśnie rozpoczynamy, jest elementem doskonalenia oraz sprawdzenia umiejętności 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej do realizacji zadań zgodnie z przeznaczeniem. Efektem tego szkolenia poligonowego będzie określona ocena. Realizowane ćwiczenie stanowi ostateczny sprawdzian przed kolejnymi wyzwaniami stojącymi przed żołnierzami Czarnej Dywizji, w tym 17. brygady. – zauważył dowódca 11. Lubuskiej Dywizji kawalerii Pancernej generał dywizji Jarosław Mika. Zaangażowanie sił i środków w realizację zadań było niemałe, bowiem w ćwiczeniu udział wzięło bez mała dwa tysiące żołnierzy lubuskiego związku taktycznego oraz kilkaset jednostek sprzętu. Z tego względu, prócz stawianych zadań, priorytetowo traktowane były warunki bezpieczeństwa zarówno w odniesieniu do obchodzenia się z bronią, środkami pozoracji pola walki, jak i prowadzeniem pojazdów mechanicznych. n Tekst: ppor. Krzysztof Gonera Zdjęcia: chor. Rafał Mniedło Borsuk-15 na finiszu Żołnierze Czarnej Dywizji zakończyli na poligonach w Świętoszowie i Żaganiu ćwiczenie taktyczne z wojskami pk. Borsuk-15. W manewrach brało udział prawie 2000 żołnierzy, ponad 500 jednostek sprzętu, w tym wozów i transporterów bojowych, czołgów, armato-haubic i wyrzutni rakiet oraz innego uzbrojenia. Ć wiczenie zakończyła imponująca defilada na sprzęcie, przyjęta przez kierownika ćwiczenia gen. dyw. Jarosława Mikę, dowódcę 11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej (11LDKPanc). Jednak zanim do niej doszło, ćwiczący żołnierze niemal przez tydzień musieli wykazać się umiejętnościami i zdolnościami do planowania, organizowania i prowadzenia działań bojowych oraz wykonywania zadań taktycznych i ogniowych w dzień i w nocy. Przyjęta sytuacja operacyjna podczas ćwiczenia nie odzwierciedlała żadnego realnego państwa i nie odnosiła się do jakichkolwiek rzeczywistych uwarunkowań politycznych lub militarnych. Jednakże stała się doskonałą okazja do tego, aby sprawdzić i przećwiczyć w realnych poligonowych warunkach współdziałanie wielu jednostek wojskowych, różnych rodzajów sprzętu, uzbrojenia oraz systemów wspomagających dowodzenie. – tłumaczył ppłk Marek Burda, pełniący obowiązki zastępcy szefa sztabu ds. operacyjnych. Ćwiczenie Borsuk-15 dla ćwiczących to wciąż zmienna sytuacja taktyczna, liczne zadania i problemy do rozwiązania, między innymi pokonywanie dużych odległości połączone z przekraczaniem przeszkody wodnej oraz terenu skażonego, walka z grupami dywersyjnymi, obrona manewrowa, kontrnatarcie oraz do wykonania szeregu strzelań i zadań ogniowych zarówno w obronie, jak i natarciu, w dzień jak i w nocy. Głównym ćwiczącym były pododdziały 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej, których bataliony zmotoryzowane zostały ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 21 Wojsko polskie aktualności wzmocnione i w operacji militarnej działały jako batalionowe zgrupowania taktyczne. Wspierały je przede wszystkim plutony czołgów Leopard 2A4 z 10 Brygady Kawalerii Pancernej ze Świętoszowa, artylerzyści z 23. Śląskiego pułku artylerii z Bolesławca oraz poddziały wsparcia. Na wezwanie walczących żołnierzy wspomagały powietrzne środki rażenia. W decydującej fazie bitwy zmotoryzowanych wspomagały dwie pary samolotów myśliwsko-bombowych Su-22 i dwie pary ciężkich śmigłowców bojowych Mi-24. – informował mjr Piotr Gałwa, starszy oficer pionu szkolenia dowództwa 11LDKPanc. Ćwiczenie Borsuk-15 stanowi kontynuację trzyletniego cyklu ćwiczeń z wojskami realizowanego w Czarnej Dywizji. Zostało poprzedzone ćwiczeniem dowódczo-sztabowym wspomaganym komputerowo pk. Borsuk-14 w październiku 2014 r. Ważnym aspektem ćwiczenia będzie sprawdzenie przygotowania 17WBZ do udziału w ćwiczeniu taktycznym z wojskami pk. Dragon-15, które odbędzie się jesienią. n Tekst: mjr Artur Pinkowski Zdjęcia: ppor. Krzysztof Gonera, chor. Rafał Mniedło Gotowi do działania W dniach 11–22 maja w Ośrodku Szkolenia Poligonowego Wojsk Lądowych w Orzyszu ponad 300 żołnierzy realizowało Szkolenie Poligonowe Wydzielonych Sił Żandarmerii Wojskowej. T rzon ćwiczących pododdziałów stanowiło 180 żołnierzy 1. batalionu manewrowego, 40 żołnierzy kompanii logistycznej i kompanii dowodzenia z Oddziału Specjalnego ŻW w Mińsku Mazowieckim, ponadto pododdziały wydzieliły Mazowiecki Oddział ŻW oraz Oddział ŻW w Elblągu. Dodatkowo w ramach przygotowania do realizacji zobowiązań międzynarodowych sekcje dochodzeniowo-śledcze z Oddziału ŻW w Krakowie i Oddziału ŻW w Szczecinie. Dowódcą Zgrupowania Poligonowego był dowódca 1. batalionu manewrowego ppłk Mateusz Dadał, natomiast jego zastępcą mjr Jarosław Piętka, na co dzień zastępca dowódcy – szef sztabu batalionu. Celem dwutygodniowego szkolenia było doskonalenie żołnierzy w realizacji wielorakich zadań. Doskonalono dowódców wszystkich szczebli w planowaniu działań i dowodzeniu, natomiast wszystkich żołnierzy w prowadzeniu celnego ognia z etatowego uzbrojenia, posługiwania się posiadanym sprzętem specjalistycznym oraz działania w różnych warunkach w dzień i w nocy. Bardzo ważnym elementem było doskonalenie taktyki współdziałania ze śmigłowcem. Żołnierze 1. batalionu manewrowego w ramach zajęć taktycznych doskonalili 22 zjazdy na linie szybkiej ze śmigłowca, naprowadzanie śmigłowca, zabezpieczenie rejonu lądowania oraz procedury MEDEVAC. Istotnym elementem w trakcie szkolenia poligonowego było szkolenie ogniowe poszczególnych grup szkoleniowych. Żołnierze 1. batalionu odbyli szereg strzelań przygotowawczych, sytuacyjnych i bojowych, wykonali rzut granatem bojowym, a także wykonali szereg norm i zagadnień z zakresu szkolenia ogniowego. Elementem kończącym szkolenie było ćwiczenie taktyczno-specjalne mające na celu ocenić poziom wyszkolenia (certyfikację) sił wydzielonych do Wielonarodowego Batalionu Policji Wojskowej NATO (kompania manewrowa oraz CSE MNMPBAT), a także Grupy Bojowej UE do prowadzenia działań zgodnie z przeznaczeniem. Zespołowi certyfikującemu przewodniczył szef szkolenia Komendy Głównej Żandarmerii Wojskowej płk Andrzej Iseman. Zespół certyfikujący miał okazję ocenić m.in. prowadzenie działań zapewniających kontrolę nad tłumem – Crowd and Riot Control (CRC), realizację zadań związanych z ochroną i obroną bazy w ramach Force Protection, realizację zabezpieczenia ważnych obszarów, obiektów, linii komunikacyjnych oraz przedsięwzięcia związane ochroną ważnych osób. Ponadto ocenie podlegało prowadzenie działań przeciwpartyzanckich, przeciwdywersyjnych, przeciwdziałanie grupom i osobom prowadzącym działalność przestępczą oraz wywiadowczą, a także przeciwdziałanie zagrożeniom związanym z użyciem broni masowego rażenia (BMR) lub toksycznych środków przemysłowych, realizacji zadań w ramach QRF. www.armia24.pl Sekcje dochodzeniowo-śledcze realizowały zadania związane z zabezpieczeniem miejsc zdarzeń w trakcie realizacji zadań przez pododdziały. Element CSE zapewnił funkcjonowanie rejonu bazy pod względem logistycznym jak i systemów dowodzenia. Jeden z epizodów polegający na przeprowadzeniu operacji przeszukania obiektu (cordon and serach) realizowany był wspólnie z żołnierzami batalionu zmechanizowanego z 1. Brygady Pancernej im. Tadeusza Kościuszki, którzy w tym czasie brali udział w ćwiczeniu brygadowym. Różnorodność form i zadań dwutygodniowego zgrupowania poligonowego potwierdziły wysoki poziom wyszkolenia żołnierzy Żandarmerii Wojskowej, utrwaliły posiadane umiejętności i pozwoliły nabyć nowych doświadczeń. n Tekst: kpt. Zbigniew Dobrzyński Zdjęcia: st. chor. Maciej Wrotniak, arch. ŻW r e k l a m a ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 23 komentarze między Wisłą a Narwią Niemcy wybierają MEADS Stanowisko dowodzenia systemu MEADS oraz wyrzutnia pocisków MSE w położeniu bojowym w niemieckiej konfiguracji i na niemieckich nośnikach RMMV [Fot. MBDA Deutschland] Berolinum locutum, causa finita. 8 czerwca resort obrony Republiki Federalnej Niemiec ogłosił, że MEADS został wybrany jako podstawa dla przyszłego niemieckiego systemu obrony powietrznej TLVS. Trudno napisać, że jest to wybór zaskakujący. Jednak niosący określone skutki także dla polskiego programu Wisła. Adam M. Maciejewski P rzecieki w niemieckich mediach o tym, że kierowane przez Ursulę von der Leyen ministerstwo ostatecznie postawiło na MEADS, pojawiły się jeszcze pod koniec maja. Na formalne ogłoszenie tej decyzji przyszło poczekać parę tygodni dłużej, jednak od dawna było raczej jasne, że Niemcy wybiorą MEADS (Zawracanie kijem Wisły, ARMIA 04/2015) jako podstawę dla swojego nowego systemu obrony powietrznej zwanego TLVS (niem. Taktischen Luftverteidigungssystem), który docelowo ma zastąpić eksploatowane obecnie 14 baterii systemu Patriot PAC-3, których wycofanie z linii zaplanowano w 2025 r. Pierwsza poważna decyzja Niemiecka prasa komentując całą sprawę, zwracała uwagę, że mamy do czynienia z pierwszą samodzielną decyzją dotyczącą zakupu nowego sprzętu urzędującej od 1,5 roku minister. Druga, równolegle ogłoszona, dotyczy budowy czterech fregat wielozadaniowych typu Mehrzweckkampfschiff 180 24 – MKS 180. Dotąd przez ponad rok minister von der Leyen borykała się z programami zaczętymi jeszcze przez jej poprzedników. A jak pokazał ogłoszony przez nową minister audyt, w wielu przypadkach sprzęt, który od dawna powinien być w pełni operacyjny, mimo wydania miliardów euro, nadal nie spełnia oczekiwań. Dotyczy to przede wszystkim uzbrojenia lotniczego (śmigłowce NH90, transportowce A400M, myśliwce Eurofighter). Były też zupełne porażki, jak program zakupu w Stanach Zjednoczonych bezzałogowców Euro Hawk (czyli Northrop Grumman RQ-4B Global Hawk Block 20 doposażony w systemy rozpoznawcze niemieckiej produkcji), który pochłonął 600 mln EUR. Okazało się, że odpowiednia współpraca z Waszyngtonem nad transferem kluczowych technologii, by Global Hawk stał się Euro Hawkiem, pozostawia wiele do życzenia. Również program rozwoju MEADS miał swój punkt krytyczny, gdy władze Stanów Zjednoczonych jednostronnie wycofały się z oryginalnie trójstronnej międzyrządowej umowy. I tak od paru lat Berlin i Rzym za jedynego partnera po stronie amerykańskiej miały koncern Lockhe- ed Martin, który do końca realizował swoje zobowiązania. Jak łatwo zgadnąć, przedstawiciele Lockheed Martin z zadowoleniem przyjęli niemiecką decyzję. Podobnej reakcji można było spodziewać się w Rzymie. Konkurencja, czyli koncern Raytheon, liczyła, że wycofanie się amerykańskich władz z umowy otwiera drogę do przekonania Berlina, by też zrezygnował z MEADS i kupił, czy raczej zainwestował w przyszłą modernizację systemu Patriot, czyli promowanego w Polsce Patriota Next Generation, który w RFN promowano jako Evolved Patriot. Jednak wybór propozycji Raytehona oznaczałaby zaprzepaszczenie dotychczasowych nakładów na prace badawczo-rozwojowe MEADS, które dotąd kosztowały niemieckiego podatnika ponad 1,1 mld EUR (ok. 25% z łącznej zakontraktowanej sumy 4 mld EUR). Choć pełne dokończenie programu będzie wymagało kolejnych nakładów. Stąd zapowiedź niemieckiego ministerstwa obrony, że odpowiedni sztab prawników i księgowych będzie nadzorował dalszy przebieg prac. Ostateczna decyzja zapadnie w połowie 2016 r., więc Raytheon ma jeszcze szanse na powrót do gry, ale tylko teoretyczne. www.armia24.pl Dlaczego MEADS Decyzję o wyborze MEADS uzasadniała sekretarz stanu ds. uzbrojenia Katrin Suder (doktor fizyki, zarazem zaufana minister von der Leyen) oraz Generalny Inspektor Bundeswehry gen. Volker Wieker. I czego można było się dowiedzieć? Otóż przede wszystkim MEADS spełnia wymóg zapewnienia symultanicznego zwalczania wielu celów balistycznych i aerodynamicznych w zakresie 360°. Otwarta architektura elektroniczna systemu pozwala na swobodę eksploatacji, a więc samodzielny dobór kolejnych sensorów i pocisków rakietowych (jak IRIS-T SL), co oznacza udział i kontrolę nad technologią MEADS – czego nie dawał Patriot – w konsekwencji zaangażowanie niemieckiego przemysłu w fazę B+R. W ocenie ministerstwa koszty zakupu i 30-letniej eksploatacji systemu MEADS wyniosą ok. 10 mld EUR, podczas gdy w przypadku zmodernizowanego Patriota byłaby to suma o ok. ⅓ wyższa. Trudno powiedzieć, ile MEADS będzie ostatecznie kosztował naszych zachodnich sąsiadów. Obecnie niemiecki resort obrony ogłosił, że na zakup MEADS oraz fregat MKS 180 wyłoży ok. 8 mld EUR w proporcji mniej więcej 50/50 (by widzieć to w pewnym kontekście, dotąd na program A400M Berlin wydał już 9,7 mld EUR, a na NH90 ponad 5,2 mld). Według spekulacji chodzi o zakup ośmiu baterii, przynajmniej na początek. Z oczywistych względów wiceminister Suder o tym nie mówiła, ale cała sprawa ma jeszcze wymiar polityczny. MBDA Deutschland zatrudnia 1300 osób, większość w zakładach w bawarskim Schrobenhausen. Ich zawodowa przyszłość jest związana także z losami MEADS/TLVS. A znane z Polski hasło: co to za producent, co po jednym prze granym przetargu... nie przypadłoby do gustu politykom CSU. Zresztą, co zrozumiałe, eksperci CSU z entuzjazmem odnieśli się do ogłoszonej decyzji. Wiceminister Suder ograniczyła się jedynie do ogólnej refleksji, że dla ministerstwa niemiecki przemysł zbrojeniowy nie jest ani przyjacielem, ani wrogiem. Decyzja o zakupie MEADS nie spotkała się z większym sprzeciwem ze strony niemieckich sił politycznych, poza krytyką ze strony polityków Zielonych, którzy stwierdzili, że zamiast nowego uzbrojenia, potrzebna jest nowa polityka bezpieczeństwa. Mimo unikania odzwierzęcego cholesterolu Zieloni cierpią najwyraźniej na sklerozę, bo to oni, będąc w koalicyjnym rządzie z SPD, podpisali w 2004 r. umowę na opracowanie MEADS. Tymczasem nad Wisłą Decyzja niemieckiego ministerstwa obrony nie pozostaje bez wpływu na dalsze losy programu Wisła. Warto przypomnieć, że Żołnierz Bundeswehry przy konsoli służącej do rozstawiania i włączania wielofunkcyjnej stacji kierowania ogniem MFCR systemu MEADS [Fot. MBDA Deutschland] podczas wizyty w Warszawie pod koniec lutego, prezes Raytheon Integrated Defense Systems Dan Crowley, zapytany, kto sfinansuje nowy potencjalnie trójantenowy radiolokator z AESA, odpowiedział, że m.in. Turcja, Polska i Niemcy (Raythe on finiszuje na ostatniej prostej programu Wisła, ARMIA 03/2015). Teraz już wiemy, że Niemcy można z tej listy wykreślić. Nie wiadomo, jaką decyzję ostatecznie podejmie Turcja, ale nadal realna jest groźba, że Polska wskazując na Patriota, wybrała system, który będzie eksploatowany w dłuższej perspektywie przez nasze państwo, a kolejni najbliżsi geograficznie użytkownicy będą nad Zatoką Perską. Jeżeli w 2017 r. Pentagon nie wybierze koncernu Raytheon, jako dostawcy nowej stacji dla zastąpienia AN/ MPQ-65, to znaczy, że Polska kupiła system eksportowy, nieeksploatowany w kraju producenta, do którego technologii nie ma dostępu i który w NATO będzie zanikał. Gdyż bądźmy szczerzy, niemiecka decyzja otwiera drogę na dołączenie Holandii do MEADS/TLVS, o ile Amsterdam w ogóle zdecyduje się na zakup następcy swoich Patriotów. W związku z decyzją Berlina, warto postawić inne pytanie. Czy kierownictwo MON, zwłaszcza wicepremier Siemoniak, nie poznało wcześniej niemieckich planów dotyczących MEADS, choćby w trakcie paru ostatnich spotkań z minister von der Leyen? Choć raczej nie należy spodziewać się jakiegokolwiek komentarza ze strony władz MON przekonanych o swojej omnin potencji. Adam M. Maciejewski Publicystyka dotycząca głównie uzbrojenia wojsk lądowych oraz przemysłu obronnego. Zainteresowania obejmują też rolę czynnika militarnego w stosunkach międzynarodowych i teorii komunikowania masowego. ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 25 WYDARZENIA ćwiczenia Tactical Prison Rescue 2015 We Wrocławiu zaatakowali terroryści Ponad stu mundurowych odpierało atak terrorystyczny i udzielało pomocy rannym w stolicy Dolnego Śląska. Tak wyglądał scenariusz nocnych ćwiczeń Tactical Prison Rescue 2015, które odbyły się nocą z 20 na 21 maja. Celem była koordynacja działań na rzecz bezpieczeństwa i pomocy cywilom. W ćwiczeniach uczestniczyły m.in. ekipy Grup Interwencyjnych Służby Więziennej, Straży Granicznej, Straży Pożarnej i Pogotowia Ratunkowego. Scenariusz działań zakładał przyjazd na Stadion Wrocław 10-osobowego zespołu przygotowującego wystąpienie ważnego polityka. W czasie prac jedną z tych osób nakryto na próbie podłożenia bomby. Doszło do wymiany ognia. Na miejsce zostały wezwane służby, których zadaniem było zneutralizowanie zagrożenia, przeszukanie i zabezpieczenie obiektu oraz udzielenie niezbędnej pomocy poszkodowanym. - Udało się osiągnąć cel, za który obraliśmy sprawdzian wyszkolenia i współdziałania służby więziennej, policji i jednostek anty terrorystycznych ze służbami ratowniczymi – mówi kpt. Leszek Kołtun, koordynator ds. wyszkolenia Grup Interwencyjnych Służby Więziennej. – Ćwiczenia trwały dwa dni. Epizod nocny miał też przetestować zdolność funkcjonariuszy do sprawnego i efektywnego 26 www.armia24.pl Komentarz eksperta Kpt. Leszek Kołtun, koordynator ds. wyszkolenia Grup Interwencyjnych Służby Więziennej. - W Polsce to policyjne jednostki antyterrorystyczne, a w wyjątkowych przypadkach również wojskowe, wykonują najniebezpieczniejsze i najgroźniejsze zadania, których celem jest neutralizacja zagrożenia związanego z terroryzmem. Trzeba jednak zauważyć, że powodzenie całej takiej akcji zależy od sprawnej współpracy grup wspierających, czyli między innymi Grup Interwencyjnych Służby Więziennej, ale też jednostek Pogotowia Ratunkowego. To właśnie sprawdzian tego współdziałania był głównym celem ćwiczeń Tactical Prison Rescue 2015. Na miejscu pojawiła się też Straż Pożarna, która zabezpieczała miejsce akcji. Ochrona bezpieczeństwa i zdrowia cywili to zaraz za szybkim wyeliminowaniem zagrożenia najważniejsze zadanie służb mundurowych. Wrocławskie ćwiczenia pokazały, że polskie jednostki są dobrze przygotowane na ewentualność ataku na obiekty publiczne. działania w warunkach ograniczonej widocz ności oraz zmęczenia. Na miejscu pojawiło się piętnastu pozorantów. Z biegiem czasu osoby te były w różnym stanie fizycznym i psychicznym. Symulowali strach, panikę oraz poważne obrażenia ciała. To oczywiście pozwoliło zwiększyć realizm ćwiczeń, a tym samym przetestować zdolność funkcjonariuszy i ratowników do pomocy ofiarom ataku. – Prawidłowa współpraca ma kluczowe znaczenie z punktu widzenia zarówno bez pieczeństwa osób postronnych, jak i skutecz ności prowadzenia akcji antyterrorystycznej. Podczas Tactical Prison Rescue 2015 szybkość eliminacji zagrożenia była jednym z kluczo wych elementów ćwiczeń – tłumaczy kpt. Leszek Kołtun. Obiekt wrocławskiego stadionu co chwila rozbrzmiewał odgłosami wybuchów i wystrzałów. Mimo trudnych warunków prowadzenia działań nocnych funkcjonariusze mogli liczyć na wsparcie w postaci przenośnych najaśnic LED dużej mocy, latarek na broń i czołowych. – Zaletą przenośnych systemów oświetleniowych jest to, że korzy stające z nich służby uzyskują szybki dostęp do niezawodnego i wydajnego źródła świa tła – mówi Andrzej Wojtusik z wrocławskiej firmy Mactronic, partnera akcji, który udostępnił oświetlenie na potrzeby Tactical Prison Rescue 2015. – Ma to spore znaczenie taktyczne, a prawidłowe oświetlenie miejsca akcji jest niezbędne, kiedy mowa o zabezpie czeniu obiektu będącego celem ataku. Uczestnicy ćwiczeń mówią, że zakończyły się one powodzeniem. Jak kpt. Leszek Kołtun ocenia przygotowanie służb do wydarzeń opisanych w scenariuszu? – To było zagrożenie niekonwencjonalne, a skut ki te ciężko przewidzieć. Same ćwiczenia są dowodem tego, że nawet takie scenariusze brane są pod uwagę. Ciężko odpowiadać mi w imieniu jednostek antyterrorystycznych, ale wierzę, że są one przygotowane na podobne scenariusze – mówi. Ćwiczenia Tactical Prison Rescue odbywają się raz w roku. Akcja nocna na Stadionie Wrocław trwała około trzech godzin. n Tekst: Redakcja Zdjęcia: Tomasz Hołod/Mariusz Dejneka ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 27 WYDARZENIA o społecznym wymiarze obronności na UKSW Organizacje proobronne w systemie bezpieczeństwa 10 czerwca 2015 roku Koło Naukowe Bezpieczeństwa „Justycjariusze” zorganizowało Ogólnopolską Konferencję Naukową „Miejsce i rola organizacji proobronnych w systemie bezpieczeństwa”. Patronat honorowy nad wydarzeniem objęli Minister Obrony Narodowej oraz Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Gen. prof. dr hab. Bogusław Pacek podczas wystąpienia Karolina Dłuska N a przestrzeni ostatnich miesięcy mo żemy zaobserwować zdecydowany wzrost aktywności organizacji i sto warzyszeń o charakterze proobronnym, a także wzrost zainteresowania tematem zarówno samych organizacji i ich funkcjo nowania, jak również tego jak mogą wpisać się w cały system obronności państwa polskie go – zaznaczyła Karolina Dłuska, Prezes Koła, mówiąc o motywach zorganizowania konferencji. Konferencję oficjalnie otworzył, wskazując na wyrazy uznania dla podjętej inicjatywy – ks. prof. dr hab. Maciej Bała – Prorektor ds. Studenckich i Kształcenia. Gościem honorowym konferencji był gen. dyw. w st. spocz. prof. dr hab. Bogusław Pacek – Pełnomocnik Ministra ON ds. Społecznych Inicjatyw Proobronnych 28 i jednocześnie Prezes Federacji Organizacji Proobronnych. W Polsce ponad 35 tys. osób zrzeszonych jest w grupach i stowarzyszeniach związanych z obronnością Polski. Pełnomocnik Ministra podkreślił, że warto ten potencjał włączyć w system wspierający obronność kraju. Pierwszym krokiem ku konsolidacji tych grup było powołanie przed trzema miesiącami Federacji Organizacji Proobronnych. Działalność wychowawcza, edukacja obronna, udział w systemie zarządzania kryzysowego w czasie pokoju oraz obrona terytorialna podczas wojny – to główne cele Federacji, na które wskazał jej Prezes. Dodał, że Federacja jest otwarta na współpracę z innymi organizacjami. Podjęte zostały rozmowy m.in. z Ligą Obrony Kraju oraz Związkiem Strzelectwa Sportowego. Trzy lata – tyle według gen. Packa potrzeba na włączenie organizacji o charakterze proobronnym w system obronności państwa. W konferencji udział wzięli liczni przedstawiciele organizacji proobronnych zarówno rządowych, jak i pozarządowych, którzy wskazali m.in. na swoją działalność, a także wspólne obszary współpracy. Wśród gości znaleźli się nadkom. Zbigniew Bartosiak – Zastępca Naczelnika Wydziału Historii Policji i Edukacji Społecznej Gabinetu Komendanta Głównego Policji, Zbigniew Kaliszyk – Członek Zarządu Głównego Związku OSP RP, Ewa Waligóra – Zastępca Naczelnika Wydziału Koordynacji Działań Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej, st. sierż. ZS Marek Klasa – Szef Wydziału Naukowo-Badawczego KG ZS „Strzelec” OSW, st. kpr. L.A. Przemysław Fronc – Zastępca Dowódcy – Stowarzyszenie Instruktorów Legia Akademicka w Lublinie oraz kol. Stanisław Drosio – ObronaNarodowa.pl, przedstawiciele Stowarzyszenia Propagowania Wiedzy i Działań Antyterrorystycznych BOA Warszawa, członkowie Koła Naukowego Bezpieczeństwa „Justycjariusze”, pracownicy naukowi oraz studenci z całej Polski, w tym m.in. z Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Katowic i Olsztyna. Przemysław Fronc, zastępca dowódcy Stowarzyszenia Instruktorów Legia Akademicka w Lublinie podkreślił, że pomimo faktu działania Federacji dopiero trzy miesiące stara się ona nawiązywać kolejne kontakty, podejmować współpracę z kolejnymi organizacjami. Dodał, że ma nadzieję, iż będzie to początek nowoczesnej obrony terytorialnej. Należy jednak pamiętać, że Federacja nie ma na celu wyręczenia armii, a jedynie wsparcie jej działań. Dzięki członkostwu w Federacji, stowarzyszenia i organizacje zyskują duże wsparcie dla swoich działań ze strony MON – zaznaczył Marek Klasa ze ZS „Strzelec” OSW. Na potrzebę konsolidacji organizacji i grup proobronnych wskazywał również płk Witold Gniecki, który podczas dyskusji www.armia24.pl mówił o potrzebie ciężkiej pracy i zaangażowania. Konsolidacja to lata pracy, a każda z organizacji ma swój światopogląd. Próba wspólnego opracowania standardów wymaga podejścia do sprawy od podstaw. Policja, Ochotnicza Straż Pożarna, Straż Graniczna to przykłady organizacji podzielających zdanie o potrzebie konsolidacji. Należy jednak pamiętać o wypracowaniu ram prawnych w tej kwestii – podkreślał nadkom. Zbigniew Bartosiak. Z kolei na potrzebę częstszych spotkań, w celu wzajemnego poznania siebie i podjęcia konsolidacji, która obecnie jest bardzo trudna – wskazała Ewa Waligóra z Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej. Podstawa to konsolidacja i unifikacja – dodał kol. Stanisław Drosio z ObronaNarodowa.pl, mówiąc o potrzebie ujednolicenia szkoleń, które pozwolą na działalność i powstanie krajowego systemu obrony narodowej. Podczas konferencji miał miejsce również pokaz dynamiczny 2. Mazowieckiego Pułku Saperów, w tym pokaz tresury psów służbowych i wskazania na ich umiejętności. Ponadto w konferencji uczestniczyło wielu studentów z polskich uczelni. W swoich wystąpieniach poruszyli tematy dotyczące m.in. uwarunkowań przy tworzeniu obrony terytorialnej w Polsce czy znaczenia organizacji proobronnych w zarządzaniu kryzysowym. Konferencja miała na celu wymianę spostrzeżeń oraz doświadczeń pomiędzy przedstawicielami: rządu, resortu obrony narodowej, spraw wewnętrznych, służb mundurowych, ale przede wszystkim przedstawicieli organizacji proobronnych Panel dyskusyjny, od lewej: Zbigniew Kaliszczyk (ZG ZOSP RP), nadkom. Zbigniew Bartosiak (KGP), st. sierż. ZS Marek Klasa (KG ZS „Strzelec” OSW), płk Witold Gniecki, kol. Stanisław Drosio (ObronaNarodowa.pl), nadkom. dr Zbigniew Mikołajczyk (UKSW) oraz Anna Gardzińska i Mateusz Misiak (KNB „Justycjariusze”) zarówno rządowych, jak i pozarządowych – podkreślała na początku Karolina Dłuska. W podsumowaniu nadkom. dr Zbigniew Mikołajczyk – moderator całej konferencji i opiekun Koła – jednoznacznie stwierdził, że cel ten został osiągnięty. Jednak dyskusja nadal pozostaje otwarta. Potrzebne jest prowadzenie inicjatyw naukowych w zakresie wykorzystania organizacji proobronnych przez państwo, niezbędnym jest również zaangażowanie w proces integracji władz samorządowych i rządowych. Moderator konferencji wskazał także na scentralizowanie i skoordynowanie działań organizacyjnych, planistycznych i szkoleniowych. Działalność organizacji proobronnych nie jest w pełni wykorzystywana w całym swym potenjale przez system bezpieczeństwa państwa, co należy obrać jako kierunek działań, także w przestrzeni naukowej – dodał w podsumowaniu obrad nadkom. dr Zbigniew Mikołajczyk. *** Koło Naukowe Bezpieczeństwa „Justycjariusze” jeszcze raz pragnie serdecznie podziękować patronom honorowym konferencji: Ministrowi Obrony Narodowej oraz Szefowi Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Podziękowania kierujemy również dla wszystkich wspierających nas zarówno merytorycznie, jak i organizacyjnie w przygotowaniu konferencji. W szczególności pracownikom Ministerstwa Obrony Narodowej, Burmistrzowi Dzielnicy Bielany, ks. prof. UKSW dr. hab. Maciejowi Bale – Prorektorowi ds. Studenckich i Kształcenia UKSW, dr. hab. Tadeuszowi Kamińskiemu – Dziekanowi Wydziału Nauk Historycznych i Społecznych oraz prof. dr. hab. Radosławowi Zenderowskiemu – Dyrektorowi Instytutu Politologii UKSW. n O przyjęcie podziękowań za przybycie prosimy również wszystkich prelegentów, patronów medialnych oraz pracowników naukowych i studentów. Fot. Sylwia Lacek, KNB „Justycjariusze” Karolina Dłuska Pokaz przygotowany przez 2. Mazowiecki Pułk Saperów Prezes Koła Naukowego Bezpieczeństwa„Justycjariusze”, studentka II stopnia Politologii ze specjalizacją marketing polityczny i socjologia polityki na UKSW. W 2013 r. jedna z członków założycieli Koła. W latach 2013–2014 wiceprezes Koła, od marca 2014 r. prezes. Inicjatorka i koordynatorka Ogólnokrajowej Konferencji Naukowej „Kobiety w mundurach rola kobiet w instytucjach bezpieczeństwa” (26.05.2014). Ukończyła praktykę w MSW oraz wolontariat w grupie „Horyzont – przeciw karze śmierci” przy Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 29 WYDARZENIA czterdziesty trzeci raz na bałtyckiej fali BALTOPS 2015 sojusznicze ćwiczenia na Bałtyku Między 5 a 20 lipca, wody i plaże Bałtyku stały się areną ćwiczeń BALTOPS, w których wzięło udział 50 jednostek pływających, wpieranych przez 61 statków powietrznych z 17 państw, w tym trzech spoza NATO. W ten sposób Sojusz Północnoatlantycki pokazał swoją determinację i gotowość do obrony państw członkowskich położonych nad basenem Morza Bałtyckiego. Poniżej prezentujemy założenia i scenariusze tegorocznej edycji BALTOPS-u wraz z fotorelacją z ćwiczebnej operacji desantowej przeprowadzonej na plażach poligonu w okolicach Ustki. 4 czerwca okręty uczestniczące w międzynarodowym ćwiczeniu BALTOPS 2015 weszły do portu w Gdyni. Przy nabrzeżach Portu Wojennego, Handlowego oraz w centrum Gdyni zacumowało ponad 40 jednostek. Część z nich udostępniono do zwiedzania. Ćwiczenie BALTOPS 2015 podzielono na trzy etapy: – faza portowa: 04–07.06.2015 r. (Gdynia); – faza zasadnicza: 08–19.06.2015 r. (działania morskie na poligonach Bałtyku południowego, morsko-lądowa część na Centralnym Poligonie Sił Powietrznych w Ustce oraz w przestrzeni powietrznej południowego Bałtyku); 30 www.armia24.pl – faza końcowa: 20–21.06.2015 r. (omówienie ćwiczenia w Kilonii, Niemcy). Po raz pierwszy w historii do portu w Gdyni weszły dwa stałe Zespoły NATO – „drugi” zespół fregat i niszczycieli – SNMG2 i zespół przeciwminowy SNMCMG1, w którego składzie od lutego operuje polski niszczyciel min ORP „Mewa”. Ogólne informacje o ćwiczeniu Największe w tym roku międzynarodowe ćwiczenie na Bałtyku rozpoczęło się w Gdyni. Armada ponad 40 okrętów weszła do portu w Gdyni 4 i 5 czerwca, a w całym ćwiczeniu brało udział około 4500 żołnierzy z 17 państw. 8 czerwca okręty rozpoczęły praktyczne manewry na morzu. Uczestnicy organizowanych w ramach programu Partnerstwo dla Pokoju manewrów BALTOPS 2015 przećwiczyli prowadzenie międzynarodowej operacji pokojowej w sytuacji narastającego kryzysu. 6–7 lipca w Gdyni załogi wzięły udział w ostatecznych odprawach przed rozpoczęciem działań, a wybrane okręty udostępniono do zwiedzania. Trwająca dwa tygodnie faza morska zakończyła się 20 czerwca w niemieckim porcie w Kilonii. W trakcie ćwiczenia na morzu operowało 47 okrętów, w tym dwa Stałe Zespoły NATO. Komponent lotniczy stanowiło 49 samolotów i śmigłowców, w tym między innymi amerykańskie bombowce strategiczne B-52, samoloty AWACS, morskie samoloty patrolowe, samoloty odrzutowe i śmigłowce. Polskie siły morskie w ćwiczeniu Polska Marynarka Wojenna wzięła udział w ćwiczeniu BALTOPS już po raz dwudziesty trzeci i w tym roku reprezentowali ją okręt podwodny OPR „Kondor”, pięć trałowców: ORP „Resko”, ORP „Bukowo”, ORP „Dąbie”, ORP „Mamry”, ORP „Wigry”, dwa okręty transportowo-minowe ORP „Gniezno” i ORP „Lublin” oraz niszczyciel min ORP „Mewa”, który operuje obecnie w składzie Stałego Zespołu Sił Obrony Przeciwminowej NATO Grupa 1. Lotnictwo morskie natomiast wydzieliło do ćwiczenia dwa śmigłowce zwalczania okrętów podwodnych Mi-14 PŁ, samolot patrolowo-rozpoznawczy „Bryza” oraz śmigłowiec ratowniczy i śmigłowiec pokładowy SH-2G „Super Seasprite”. Oprócz załóg okrętów, samolotów i śmigłowców, w ćwiczeniu na różnych szczeblach dowodzenia udział wzięło 11 oficerów Centrum Operacji Morskich – Dowództwa Komponentu Morskiego, a komandor Zbigniew Górniak pełnił obowiązki zastępcy kierownika ćwiczenia. W sumie w tegorocznej edycji ćwiczenia uczestniczyło 17 państw: ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 31 WYDARZENIA Belgia, Dania, Estonia, Finlandia, Francja, Gruzja, Holandia, Kanada, Litwa, Łotwa, Niemcy, Norwegia, Polska, Szwecja, Turcja, USA i Wielka Brytania. Wzięły w nich udział także Stałe Zespoły NATO: SNMG2 (zespół niszczycieli i fregat) i SNMCMG1 (zespół okrętów przeciwminowych) z polskim niszczycielem min ORP „Mewa”. Scenariusz ćwiczenia BALTOPS 2015 to wieloetapowe ćwiczenie, którego głównymi założeniami były koordynacja wszystkich sił na szczeblu operacyjnym oraz osiągnięcie założeń niższego szczebla – taktycznego. W pierwszej fazie operacji morskiej okręty prowadziły manewry zgrywające się na południowym Bałtyku. W drugim tygodniu rozpoczęła się zasadnicza faza operacji na morzu i lądzie, prowadzona zgodnie z założeniami scenariusza i adekwatnie do rozwijającej się w nim sytuacji. Siły powietrzne wspólnie z siłami lądowymi i morskimi prowadziły zintegrowaną operację usankcjonowaną przez rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ, wynikiem której miało być przywrócenie pokoju i stabilizacji w regionie. Wokół spornych terenów ustanowiono wyłączną strefę bezpieczeństwa, niedostępną dla żeglugi, a siły ONZ zostały upoważnione do podjęcia odpowiednich działań. W tym czasie przeprowadzono między innymi operację desantową na plażach w okolicach Ustki, a także operacje embarga i blokad morskich w rejonach objętych kryzysem, akcje wymuszania pokoju, przeciwdziałanie aktom piractwa i terroryzmu oraz niedopuszczenie do transferu nielegalnych dostaw broni, jak również obrona wybrzeża przed wojskami desantu przeciwnika. Okręty ćwiczyły operacje przeciwminowe zmierzające do wytyczenia bezpiecznych torów wodnych oraz kontrolę żeglugi w wyłącznej strefie bezpieczeństwa. W trakcie manewrów okręty przećwiczyły tym samym wszystkie elementy typowych operacji pokojowych. 32 www.armia24.pl INSTYTUT TECHNICZNY WOJSK LOTNICZYCH ul. Księcia Bolesława 6, 01-494 Warszawa, skr. poczt. 96 tel.: 261 851 300; tel./faks: 261 851 313 www.itwl.pl e-mail: [email protected] WYDARZENIA Scenariusz manewrów nawiązywał do potencjalnych kryzysów na świecie. Dowództwo ćwiczenia Ćwiczenie zorganizowało mieszące się w Portugalii Dowództwo Morskich Sił Uderzeniowych i Wsparcia NATO (STRIKFORNATO), a merytoryczny nadzór nad nim sprawował Naczelny Dowódca Sił Sojuszniczych w Europie (SACEUR) gen. Philip M. Breedlove. Całość sił biorących udział w ćwiczeniu dowodzona była z morza z pokładu jednostki desantowej USS „San Antonio” o numerze burtowym LPD-17. W Marynarce Wojennej Stanów Zjednoczonych służy ona od 2006 roku i pełni funkcję stałej bazy dla wojskowych pojazdów wodno-lądowych oraz statków powietrznych i piechoty morskiej. Jest pierwszą jednostką serii okrętów desantowo-transportowych (Amphibious Transport Dock) typu San Antonio. W dowództwie ćwiczenia polskie siły morskie reprezentował komandor Zbigniew Górniak z Centrum Operacji Morskich – Dowództwa Komponentu Morskiego, który pełnił obowiązki zastępcy kierownika ćwiczenia fazy morskiej. 34 Krótka historia Manewry morskie Baltops organizowane są od 1972 roku na Morzu Bałtyckim. Początkowo było to ćwiczenie, w którym brały udział tylko siły Sojuszu Północnoatlantyckiego i było przeciwwagą dla manewrów organizowanych przez państwa byłego Układu Warszawskiego. Od 1993 roku do udziału w manewrach zostały zaproszone nowe państwa z byłego bloku wschodniego, w tym Polska. Od tamtej pory ćwiczenie Baltops jest organizowane w ramach programu Partnerstwa dla Pokoju. Dla naszego kraju był to już 23. udział w tych największych na Morzu Bałtyckim manewrach. Ćwiczenia serii Allied Shield Ćwiczenie BALTOPS 2015 jest jednym z serii czterech ćwiczeń odbywających się w czerwcu w ramach grupy ćwiczeń Sojuszu i państw partnerskich pod wspólnym kryptonimem Allied Shield. Pozostałe ćwiczenia serii Allied Shield to: • SABER STRIKE – wielonarodowe ćwiczenie, które odbyło się od 1 do 19 czerwca równocześnie w Polsce, na Litwie, Łotwie i w Estonii. Oprócz przedstawicieli Sił Zbrojnych RP wzięli w nim udział wojskowi z USA, Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii, a polska część manewrów odbyła się w Drawsku Pomorskim; • NOBLE JUMP – czyli dalsze testy i zgrywanie tzw. Szpicy NATO, która była głównym efektem zeszłorocznego szczytu NATO w Newport. VJTF, czyli Very High Readiness Joint Task Force, tym razem ćwiczyło w Żaganiu od 9 do 19 czerwca; • TRIDENT JOUST – prowadzone w Rumunii ćwiczenie dla kadry kwatery Sojuszniczego Dowództwa Sił Połączonych (JFC) w Neapolu, które w tym roku dowodzi siłami odpowiedzi NATO. Cała ta seria ćwiczeń jest wstępem do największego ćwiczenia Sojuszu w tym roku – TRIDENT JUNCTURE 2015, które odbędzie się jesienią w Portugalii, Hiszpanii, we Włoszech oraz w przestrzeni powietrznej i na akwenach Morza Śródziemnego i wschodniego Atlantyku. Okręty które wzięły udział w BALTOPOS 2015 • Fregata HDMS „Niels Juel” typu Iver Huitfeldt, numer burtowy F363, Dania www.armia24.pl BALTOPS 2015 – sojusznicze ćwiczenia na Bałtyku • Fregata HDMS „Peter Willemoes” typu Iver Huitfeldt, numer burtowy F362, Dania • Okręt wsparcia HDMS „Absalon” typu Absalon, numer burtowy L16, Dania • Transportowiec HDMS „Sleipner” typu AKS, numer burtowy A559, Dania • Okręt wsparcia MV „Blue Capella”, numer burtowy BLUE CAPELLA, Dania • Niszczyciel min-dron HDMS „HirshoIm” typu Holm, numer burtowy MSD 5, Dania • Niszczyciel min-dron HDMS MSF-1 typu Holm, numer burtowy MSF 1, Dania • Niszczyciel min ENS „Sakala” typu Sandown, numer burtowy M 314, Estonia • Niszczyciel min-platforma nurkowa ENS „Tasuja” typu Lindoren, numer burtowy A432, Estonia • Stawiacz min FNS „Hämeenmaa” typu Hämeenmaa, numer burtowy 02, Finlandia • Okręt wsparcia i dowodzenia FS „Somme” typu Durance, numer burtowy A631, Francja • Niszczyciel min FS „Eridan” typu Tripartite, numer burtowy M641, Francja ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 35 WYDARZENIA • Niszczyciel min HNLMS „Makkum” typu Tripartite (Alkmaar), numer burtowy M 857, Holandia • Niszczyciel min HNLMS „Urk” typu Tripartite (Alkmaar), numer burtowy M 861, Holandia • Niszczyciel min HNLMS „Willemstad” typu Tripartite (Alkmaar), numer burtowy M 864, Holandia • Niszczyciel min HNLMS „Zierikzee” typu Tripartite (Alkmaar), numer burtowy M 862, Holandia • Okręt hydrograficzny HNLMS „Luymes” typu Snellius, numer burtowy A 803, Holandia • Fregata HMCS „Fredericton” typu Halifax, numer burtowy 337, Kanada • Niszczyciel min LNS „Kuršis” typu Hunt, numer burtowy M 54, Litwa • Niszczyciel min LNS „Skalvis” typu Hunt, numer burtowy M 53, Litwa • Okręt patrolowy LNS „Žemaitis” typu Flyvefisken (Standard Flex 300), numer burtowy P 11, Litwa • Okręt wsparcia i dowodzenia LVNS „Virsaitis” typu Vidar, numer burtowy A 53, Łotwa • Niszczyciel min FGS „Auerbach” typu Ensdorf (352), numer burtowy M1093, Niemcy • Okręt zaopatrzeniowy FGS „Donau” typu 404, numer burtowy A516, Niemcy • Mały okręt rakietowy FGS „Hermelin” typu 143A – Gepart, numer burtowy P6123, Niemcy • Fregata FGS „Lübeck” typu Bremen (122), numer burtowy F214, Niemcy • Korweta rakietowa FGS „Braunshweig” typu K130, numer burtowy F260, Niemcy 36 • Okręt wsparcia-holownik FGS „Fehmarn” typu Helgoland (typ: 720 B), numer burtowy A1458, Niemcy • Mały okręt rakietowy FGS „Wiesel” typu 143A – Gepart, numer burtowy P6129, Niemcy • Mały okręt rakietowy FGS „Hyanev typu 143A – Gepart, numer burtowy P6130, Niemcy • Niszczyciel min HNOMS „Otra” typu Alta, numer burtowy M 351, Norwegia • Niszczyciel min HNOMS „Rauma” typu Alta, numer burtowy M 352, Norwegia • Okręt podwodny ORP „Kondor” typu Kobben, numer burtowy 297, Polska • Niszczyciel min ORP „Mewa” typu 206 FM, numer burtowy 623, Polska • Okręt transportowo-minowy ORP „Gniezno” typu 767 (Lublin), numer burtowy 822, Polska • Okręt transportowo-minowy ORP „Lublin” typu 767 (Lublin), numer burtowy 821, Polska • Trałowiec ORP „Bukowo” typu 207P, numer burtowy 632, Polska • Trałowiec ORP „Drużno” typu 207P, numer burtowy 641, Polska • Trałowiec ORP „Mamry” typu 207M, numer burtowy 643, Polska • Trałowiec ORP „Resko” typu 207P, numer burtowy 637, Polska • Trałowiec ORP „Wigry” typu 207M, numer burtowy 644, Polska • Mały okręt rakietowy HSWMS „Malmö” typu Stockholm, numer burtowy K12, Szwecja • Fregata rakietowa TCG „Göksu” typu Oliver Hazard Perry, numer burtowy F 497, Turcja • Okręt desantowy USS „San Antonio” typu San Antonio, numer burtowy 17, USA • Krążownik rakietowy USS „Vicksburg” typu Ticonderoga (332), numer burtowy 69, USA • Niszczyciel rakietowy USS „Jason Dunham” typu Arleigh Burke (Flight IIA), numer burtowy 109, USA • Fregata HMS „Iron Duke” typu Duke (23), numer burtowy F234, Wielka Brytania • Śmigłowcowiec HMS „Ocean” typu Ocean, numer burtowy L12, Wielka Brytania • Niszczyciel min HMS „Quorn” typu Hunt, numer burtowy M41, Wielka Brytania. n Zdjęcia: Michał Wajnchold Materiały: Centrum Operacji Morskich – Dowództwo Komponentu Morskiego www.armia24.pl BALTOPS 2015 – sojusznicze ćwiczenia na Bałtyku www.wb.com.pl ul. Poznańska 129/133, 05-850 Ożarów Mazowiecki, tel.: +48 22 731 25 00, fax: +48 22 731 25 01, e-mail: [email protected] na lądzie pojazdy bojowe Pływalność i wykrywalność bojowych wozów piechoty Bojowe wozy piechoty (bwp), zarówno te na podwoziu kołowym, jak i gąsienicowym, stanowią obok czołgów główną siłę uderzeniową wojsk lądowych. Jako niezastąpione na współczesnym polu walki są wciąż modernizowane, nie mówiąc już o ich nowych konstrukcjach, spełniających wymagania sieciocentrycznego pola walki. Jerzy Garstka P rzyszłość nowych bojowych wozów piechoty uzależniona jest od kompleksowego podejścia do problemu ich żywotności na lądowym polu walki. Problemy te można, zdaniem specjalistów, rozwiązać m.in. poprzez połączenie modułowych pancerzy zasadniczych (lekkich i ciężkich) z ochroną przed oddziaływaniem improwizowanych urządzeń wybuchowych (IED) i systemami aktywnej osłony oraz wprowadzenie etatowych środków maskujących III i IV generacji. O wartości bwp decyduje nie tylko osłona i uzbrojenie, ale także zdolności tych pojazdów do pływania. Pływalność wymusza wiele kompromisów, zwłaszcza w odniesieniu do kształtu i pojemności wnętrza kadłuba, 38 masy, liczy osób desantu oraz bazowego poziomu osłony balistycznej. Jak ciężko jest pogodzić wiele sprzecznych wymagań dotyczących nowych bwp (np. pływalności z ochroną pojazdu i bogatym uzbrojeniem), wiedzą tylko konstruktorzy tych maszyn bojowych. Pływalność bwp – wymóg czy zachcianka? Od dłuższego czasu w naszych siłach zbrojnych toczone są spory na temat samodzielnego pokonywania przeszkód wodnych przez wozy bojowe i pojazdy oparte na ich konstrukcji. Związane są one z przyjętymi przez Ministerstwo Obrony Narodowej RP założeniami do uruchomienia programu (krypt. Borsuk) pozyskania nowego gąsienicowego bwp i szeregu pojazdów opartych na jego konstrukcji. Argumentów za i przeciw ▲ Pandur II 8×8 podczas pływania, widoczny rozłożony falochron. W wersji Pandur II 8×8 CZ, jako KBVP, jest eksploatowany w czeskiej armii [Fot. GDELS] pływalności jest bardzo dużo, a ich merytoryczne uzasadnienia nie zawsze są w pełni przekonujące. Warto jest jednak wziąć pod uwagę fakt, że przeszkody wodne o szerokości ponad 10 m występują w Polsce co 6–7 km. Z tej właśnie przyczyny nie zawsze przyszłe trendy zachodnie w budowie bwp mogą być przeniesione bezkrytycznie na nasz grunt. Użytkownicy pływających bwp Użycie pływających bwp ściśle związane jest z rodzajem prowadzonych działań. Wiele państw zakłada na swym terytorium prowadzenie tylko działań obronnych, co powoduje, że działania ofensywne (natarwww.armia24.pl cie) połączone z pokonywaniem przeszkód wodnych z marszu prowadzone będą doraźnie i w ograniczonym zakresie. Do niewielu państw, w których obwiązuje dla bwp wymóg pokonywania przeszkód wodnych pływaniem, należy Polska (program Borsuk) i Rosja (program Kurganiec-25). Dziś tylko nowoczesny południowokoreański bwp K21 jest zdolny do pływania, zaś pływalność uzyskana dzięki pływakom burtowym okupiono znacznymi opóźnieniami programu i wieloma usterkami technicznymi. Wymóg pływalności dla K21 był ściśle związany z planami desantowania dużych sił na nieprzyjacielskim wybrzeżu. Podobnym celem kierowały się Chiny (działania amfibijne przeciw Tajwanowi), wprowadzając pływające bwp ZBD-97/ZBD-04 i ZBD2000/ZBD-05. Indie zakładające w swej doktrynie działania taktyczne i operacyjne z prowadzeniem forsowania przeszkód wodnych w ramach projektu FICV (Futuristic Infantry Combat Vihicle) przewidują zastąpienie dotychczasowych BMP-2 nowym pływającym bwp. Stany Zjednoczone dla swych marines (korpus USMC) zakładają wprowadzenie nowych pływających gąsienicowych i kołowych transporterów amfibijnych (wcześniejsze prace konstrukcyjno-badawcze z poprzednikiem nie napawają optymizmem). Pływające transportery w SZRP Będące w wyposażeniu naszych wojsk lądowych wozy pływające to BWP-1 i Rosomak oraz pojazdy specjalistyczne (np. Transporter Rozpoznania Inżynieryjnego Hors bazujący na pływającym transporterze opancerzonym MT-LB). Poza Rosomakiem są to pojazdy przestarzałe, których dalsza modernizacja jest już nieopłacalna. BWP-1 (inaczej BMP-1), mimo że upłynęło ponad 40 lat, nie doczekał się modernizacji ani swojego następcy. Występuje w dwóch wariantach: BWP-1D – wozu dowódczego, różniącego się od wersji podstawowej tylko dodatkową radiostacją, oraz BWR-1 – bojowego wozu rozpoznawczego. Pływalność zapewnia odpowiednia wyporność oraz trzy pompy odprowadzające wodę, która dostaje się do wnętrza pojazdu na skutek jego nieszczelności. Dzielność pływania zwiększa podniesiony falochron oraz wysoki wlot powietrza, co uniemożliwia przedostanie się wody do silnika. Od lat 90. XX w. pojazdy BWP-1 pokonują przeszkody wodne bez desantu (zarówno na morzu, jak i wodach śródlądowych). Najgroźniejsze dla nich jest bowiem zatrzymanie pracy silnika (tym samym pomp wypompowujących wodę z jego wnętrza), co może doprowadzić do zatopienia pojaz- Południowokoreański bwp K21 – widok z tyłu. Pływalność pojazdu uzyskano dzięki nadmuchiwanym pływakom (pontonom) burtowym [Fot. Internet] du. Także zbyt szybki i gwałtowny wjazd do wody powoduje zalanie eżektora i żaluzji. Z powyższego wynika, że BWP-1 nie przedstawia dużej wartości jako środek walki. Strategia obrony naszego państwa opiera się na obronie integralności terytorium kraju i należy przypuszczać, że w tych działaniach ofensywne formy walki (natarcie) nie będą odgrywać dominującej roli. Decyzja o zaniechaniu dalszej modernizacji BWP-1 jest więc słuszna i przemyślana. W przypadku pływającego bwp Rosomak jest zapytanie, czy pojazd ten można traktować jako bwp dla całych wojsk lądowych. Dzisiaj w ten typ wozu planuje się przezbroić tylko trzy brygady zmechanizowane, gdy tymczasem zgodnie z etatem Wojsko Polskie ma trzy brygady pancerne i osiem brygad zmechanizowanych, wśród nich jest brygada zmechanizowana określana jako pan- Południowokoreański bwp K21 wyjeżdża na brzeg po pokonaniu przeszkody wodnej wpław, widać wciąż rozłożony falochron oraz dodatkową kurtynę częściowo chroniącą przed zalaniem układ wydechowy [Fot. Internet] Napędzany podczas pływania przez pędniki strugowodne chiński bwp ZBD-04 wynurza się z wody. Widać lekko opancerzony kadłub o dużej wyporności, snorkel, duży falochron i linie dopuszczalnego załadunku na boku kadłuba – cechy wozu amfibijnego [Fot. Internet] ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 39 na lądzie BMP-3F to wersja pływającego BMP-3 zoptymalizowana do desantu z morza. Na zdjęciu wozy BMP-3F indonezyjskiej piechoty morskiej (Korps Marinir) podczas ćwiczeń [Fot. Tentara Nasional Indonesia] Najnowszy rosyjski amfibijny bwp, czyli Kurganiec-25, w którym możliwie wysoki stopień ochrony połączono z pływalnością [Fot. Соколрус] BWP-1 z 7 BOW podczas pływania poligonowego w Bałtyku [Fot. st. chor. Marcin Lasoń/7 BOW] cerna, jedna górska i jedna brygada obrony wybrzeża. Dwie trzecie z istniejących dziś związków taktycznych nie będzie więc odbiorcą bwp z programu Rosomak. W programie na lata 2013–2022 znalazło się 14 priorytetowych dziedzin, w tym zadanie „modernizacji wojsk pancernych i zmechanizowanych”. Celem programu jest zastąpienie w pierwszej kolejności wysłużonych BWP-1 i czołgów rodziny T-72 nowymi opancerzonymi pojazdami bojowymi zbudowanymi na bazie uniwersalnej modułowej platformy gąsienicowej (UMPG), Dużym zagrożeniem dla pływającego BWP-1 jest jego gwałtowny wjazd do wody i zalanie eżektora i żaluzji [Fot. por. Lidia Tobolska/7 BOW] 40 która będzie również bazą dla pojazdów specjalistycznych. Koszt programu do 2022 r. wynosi 8,648 mld złotych. Na bazie UMPG mają powstać dwie odmiany pojazdu: lżejszy (bwp) o kryptonimie Borsuk oraz cięższy (czołg lekki) o kryptonimie Gepard. 3 września 2014 r. Narodowe Centrum badań i Rozwoju (NCBiR) wspierane finansowo przez MON ogłosiło rozstrzygnięcie konkursu na opracowanie nowego pływającego bwp. Po kilku korektach jesienią 2014 r. podpisano umowę na opracowanie i przebadanie bwp o krypt. Borsuk w terminie do 60 miesięcy. NCBiR przekazał konsorcjum HSW S.A. 75 mln złotych. Prototyp powinien się pojawić jesienią 2017 r. i przez kolejne dwa lata przejść wszystkie niezbędne badania. W 2019 r. ma być sprawdzony wyrób gotowy do produkcji seryjnej. Z doświadczeń własnego przemysłu i koncernów zachodnich wątpliwe jest, aby do 2022 r. Wojsko Polskie doczekało się seryjnych bwp Borsuk. W tym czasie wiek najmłodszych BWP-1 przekroczy już 40 lat. Obok HSW S.A. w opracowaniu Borsuka będą uczestniczyć: Ośrodek BadawczoRozwojowy Urządzeń Mechanicznych „OBRUM”, Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne S.A., Wojskowe Zakłady Elektroniczne S.A., Wojskowe Zakłady Inżynieryjne S.A., Wojskowy Instytut Techniki Pancernej i Samochodowej, Wojskowa Akademia Techniczna, Akademia Obrony Narodowej, Politechnika Warszawska i Rosomak S.A. Krótko o Borsuku Borsuk o masie własnej około 25 t będzie pływał, ale jednocześnie dysponował ochroną bierną, w tym przed minami, improwizowanymi urządzeniami wybuchowymi czy granatnikami przeciwpancernymi. Ma być odporny od czoła na ogień armat kalibru 30 mm. Przed przeciwpancernymi pociskami kierowanymi (ppk) natomiast będą go chronić aktywne systemy samoobrony. Wóz zostanie wyposażony w zaawansowany system obserwacji dziennej i nocnej oraz uzbrojony w 30-milimetrową armatę szybkostrzelną, sprzężony z nią karabin maszynowy, a także zestaw ppk Spike-LR do samoobrony przed czołgami. Bezzałogowa wieża mieszcząca to całe uzbrojenie ma zostać opracowana przez Hutę Stalowa Wola S.A. i WB Electronics (będzie również przeznaczone do Rosomaków; jej makietę pokazano na zeszłorocznym MSPO, szerzej – ARMIA 12/2014). Sercem Borsuka powinien być nowoczesny silnik dużej mocy (700–800 KM), zblokowany z automatyczną skrzynią biegów, zawieszenie zaś będzie najpewniej hydropneumatyczne. Wóz powinien przewozić co najmniej sześciu żołnierzy desantu, każdy www.armia24.pl Jerzy Garstka Pływalność i wykrywalność bojowych wozów piechoty z wyposażeniem osobistym i systemem walki indywidualnej Tytan. Potencjał modernizacyjny, w tym otwarta architektura systemów elektronicznych, powinien być znaczny. Jak na razie szczegółowe wymagania dla Borsuka nie są jawne. Jednak te już upublicznione wzbudzają kontrowersje. Najwięcej z nich dotyczy wymogu pływalności; bowiem dzisiaj nie ma żadnego nowoczesnego bwp, który pogodziłby dobrą ochronę z pływalnością oraz ogólną masą pojazdu (z uzbrojeniem, wyposażeniem i desantem). Być może poprawę zdolności pływania dla bwp można uzyskać, stosując dodatkowe pływaki. Właśnie w takie pływaki wyposażono już model funkcjonalny Ciężkiego Pływającego Kołowego Transportera 8×8 (CPKTO 8×8) Hipopotam mający stanowić bazę dla polskiego transportera rozpoznania inżynieryjnego (TRI). Użyte tu miały być dodatkowe pompowane (szerzej – ARMIA 9/2013) moduły mocowane do kadłuba transportera za pomocą szybkozłącz (zapewne panele opracowane przez WAT oraz Lubawę i prezentowane na MSPO 2010). Moduły te w postaci kaset zawierają elastyczne powłoki napełniane gazem, o długości dostosowanej do potrzeb (umieszczone symetrycznie po dwóch stronach pojazdu). W czasie przemieszczania się pojazdu mogą one stanowić dodatkową osłonę zwiększającą odporność balistyczną pojazdu przed skutkami ostrzału, fali uderzeniowej i odłamków spowodowanych eksplozją materiału wybuchowego, detonacją min czy improwizowanych ładunków IED. Tego typu rozwiązanie znalazło już zastosowanie w południowokoreańskim bwp K21. KTO Rosomak podczas pokonywania przeszkody wodnej (pojazd w konfiguracji zasadniczej). Wysokość wolnej burty jest bardzo mała. Dodatkowe dociążenie spowoduje utratę pływalności [Fot. 12 BZ] Stosowanie elastycznych nadmuchiwanych pontonów lub pontonów dodatkowych odrzucanych (jednorazowych) zwiększa gabaryty pojazdów, utrudniających manewrowość i mobilność. Nie zawsze też dysponowanie pojazdami pływającymi pozwala na pokonanie przeszkody wodnej w dowolnie wybranym miejscu. Ograniczeniem są tu właściwości fizyczno-geograficzne i hydrotechniczne (szerokość, głębokość, prędkość prądu rzeki, wiry, strome brzegi, rodzaj dna i jego stan, skały itp.), a także warunki meteorologiczne: wiatry, intensywne opady (szczególnie w ostatnich latach), które zdolność pływania znacznie ograniczą. Pośrednim rozwiązaniem może być przystosowanie pojazdów do głębokiego brodzenia (przez większą część roku – głębokość 80% rzek nie przekracza 1,5 m). Zdaniem przeciwników wymogu pływalności, zdolność do pływania może mieć pewne uzasadnienie w przypadku pojazdów rozpoznawczych, chociaż wobec coraz dynamiczniejszego rozwoju innych systemów rozpoznania opartych na bezzałogowych powietrznych i lądowych urządzeniach, rola załogowych pojazdów rozpoznania będzie maleć. Czy tak się stanie, pokaże niedaleka przyszłość. Co zyskamy, rezygnując z wymogu pływalności? Rezygnacja z wymogu pływalności będzie mieć zasadniczy wpływ na: parametry techniczno-konstrukcyjne bwp, zwiększenie przeżywalności na polu walki i rozpoznania załogi w sytuacji bojowej, uzyskanie zdolności przystosowawczych w przypadku nowych zagrożeń, większą zdolność modernizacyjną pojazdów, a także znaczne zmniejszenie kosztów związanych z ich eksploatacją. Z pływalności zrezygnowano w najnowszych europejskich konstrukcjach bwp, a także w brytyjskim pojeździe rozpoznawczym Scout SV (czyli nowej wersji bwp ASCOD). Pływalność w obcych armiach Prototyp nowego tureckiego bwp Tulpar bez zdolności pływania. Nacisk położono na wysoką odporność balistyczną w połączeniu z uniwersalnością [Fot. Karaahmet] W armiach państw zachodnich zauważalny jest wyraźny odwrót od wymogu pływalności. Dotyczy to szczególnie nowych i wdrażanych do wojsk pojazdów bojowych. Pojazdy pływające osiągnęły swoje apogeum w okresie zimnej wojny, a były nimi: BMP-1 i BMP 2 ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 41 na lądzie (ZSRR), AMX-10P (Francja) i M2 (Stanach Zjednoczonych). Wyraźna rezygnacja z koncepcji pokonywania przeszkód wodnych z marszu uwidoczniła się z początkiem lat 80. ubiegłego wieku. Zrezygnowano z niej podczas modernizacji już istniejących pojazdów (M2), jak i nowo projektowanych, np. Warior, Ulan/Pizzaro (ASCOD), CV90, Dardo czy Marder 2. Zachowanie pływalności kolidowało ze skutecznością osłony załogi i desantu, a zatem ze wzrostem masy pancerza, uzbrojenia i wyposażenia. W krajach skandynawskich, a także RFN, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Hiszpanii, Austrii, Turcji i Włoszech zrezygnowano z pływalności na rzecz coraz mocniejszego pancerza i uzbrojenia. Spowodował to brak zgody społeczeństw państw zachodnioeuropejskich wobec wzrastających strat własnych (głównie na misjach bojowych) i charakter toczonych konfliktów. Wykrywalność bojowych wozów piechoty O wykrywalności pojazdów bojowych na polu walki w znaczącej mierze decydują posiadane środki maskowania. W naszych wojskach lądowych maskowanie nie doczekało się jeszcze kompleksowych rozwiązań systemowych. W przypadku BWP-1 sytuacja jest wręcz tragiczna. Pojazd nie jest wyposażony w żadną siatkę maskującą ani wykonane z niej pokrycie, za to zaleca się wykorzystywanie dostęp- Wizualizacja zasadniczej wersji nowego brytyjskiego pojazdu rozpoznawczego Scout SV (na bazie 35-tonowej wersji bwp ASCOD), uzbrojonej w bezzałogową wieżę z armatą CT40 kal. 40 mm [Fot. GDELS UK] nej roślinności. To tradycyjne i stosowane od lat maskowanie jest w polskim klimacie możliwe tylko przez kilka miesięcy i jest nieskuteczne wobec nowoczesnych środków obserwacji jak systemy optoelektroniczne czy radiolokacyjne. Także tradycyjne pokrycia maskujące nie rozwiązują problemu wielospektralnego maskowania. Czasami są udoskonalane lokalnie przez żołnierzy w jednostkach, jak w przypadku Rosomaków z 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej (17WBZ). Scout SV, tutaj w wersji PMRS, został zbudowany jako wóz niepływający. Cechuje się natomiast wysokim poziomem odporności balistycznej i manewrowości [Fot. HM Armed Forces/© Crown copyright 2015] 42 Niewątpliwą zaletą BWP-1 jest jego niski profil ułatwiający maskowanie, ale nie jest przystosowany do przewożenia siatki (pokrycia) maskującego, gdy ta zostanie czasowo przydzielona. Przyjęto rozwiązanie polegające na układaniu jej złożonej na pancerzu bwp za wieżą, co jednak uniemożliwia obrót wieży o kąt pełny (360°) oraz swobodne otwieranie włazów górnych przedziału desantowego. BWP-1 jest łatwy do wykrycia i identyfikacji przez urządzenia termowizyjne w czasie działań, bowiem większość jego systemów pokładowych podczas pracy i walki wymaga pracy silnika, który nagrzewa pojazd. Także wydzielane spaliny, towarzyszące uruchamianiu silnika i przy nagłym zwiększeniu obrotów silnika przy ruszaniu, skutecznie demaskują bwp przed obserwacją wzrokową. Nasze wojska lądowe dysponują środkami maskowania statycznego starszej generacji. Są to m.in. maski poliamidowe dla czołgów MCz-P, artylerii MA-P, samochodów MS-R, moździerzy MM-P i piechoty MP-P. Nowa jakość maskowania uwidoczniła się po wprowadzeniu wielozakresowego pokrycia maskującego Berberys (pokrycie III generacji, szerzej ARMIA 1-2/2013), które jest dobre zarówno do maskowania obiektów stałych, jak i pojazdów. W polskich bwp pokrycie maskujące Berberys wykorzystywane jest już na KTO Rosomak. Te pojazdy są szczególnie przydatne w misjach stabilizacyjnych i pokojowych oraz konfliktach lokalnych. Działają w różnym terenie (lesisto-jeziornym, zurbanizowanym, pustynnym itp.) i przy zmiennej pogodzie. Właśnie w takich warunkach pola walki żywotność tych bwp zależy od czynników demaskujących na polu walki. Maskowanie mobilne pojazdu powinno uniemożliwiać jego wykrycie w ruchu i na postoju. Przy zbieżności maskowania z otaczającą szatą terenu i z porą roku można przyjąć, że pojazd nie będzie wykryty przez przeciwnika w odległości od 3 km do 1 km. Próby w tym zakresie prowadzono na Rosomakach z 7. Batalionu Strzelców Konnych Wielkopolskich (7bskw), co pozwoliło na określenie wymagań taktyczno-technicznych dla maskowania mobilnego. Opracowane pokrycie Berberys pozwala na maskowanie przy jego użyciu pojazdów w zakresie widzialnym i bliskiej podczerwww.armia24.pl Jerzy Garstka Pływalność i wykrywalność bojowych wozów piechoty wieni w przedziale długości fal λ=0,38×106÷1,2×10 -6 m, termalnym w przedziale λ=0,30×10-6÷14×10-6 m i radiolokacyjnym w przedziale λ=3×10-3÷1,2×10-1 m. W przypadku Rosomaków zastosowanie znalazło pokrycie maskujące Berberys z zestawu „D” o wymiarach 12×15 m. Widmo widzialne maskowane jest poprzez odpowiednie dobranie charakterystyk wybarwionego materiału, czemu służy odpowiednia kolorystyka siatki w kilku wersjach kamuflażu, przeznaczonych do stosowania zarówno na obszarach porośniętych roślinnością, jak i pustynnych. Zakup Berberysów dla WP odbywa się cyklicznie: pierwsze 140 egzemplarzy zakupiono w 2008 r., dalsze 300 w 2011 r. itd., jednak potrzeby naszych wojsk lądowych są znacząco większe. Połączenie technik maskowania 2 i 3D zapewni zmianę charakterystyk (deformację sylwetek) pojazdów bojowych. Ze względu na niemożliwość pełnego zamaskowania wszystkich elementów pojazdów należy się skupić na zmianie ich charakterystyki termicznej dzięki zastosowaniu ekranów izolujących i maksymalnym ograniczeniu emisji energii cieplnej bądź jej rozproszeniu. W planach rozwojowych przewiduje się wdrożenie systemu aktywnego kamuflażu (inna nazwa – kamuflaż adaptacyjny), który pod kryptonimem Kameleon opracowywany jest w Wojskowym Instytucie Techniki Inżynieryjnej (WITI). Ten typ kamuflażu (znany też jako system cyfrowego zarządzania barwą – SCZB) ma być następcą Berberysa i zaliczany jest do IV Kolumna polskich BWP-1, częściowo zamaskowanych przy użyciu dostępnej roślinności. Ich pozycję demaskują kłęby spalin [Fot. 12 SDZ] generacji. Wykorzystuje on elementy elektrochromowe, dzięki którym wraz ze zmianą charakteru otoczenia będzie zmieniało maskowanie. Mózgiem systemu Kameleon jest komputer umieszczony na pokładzie pojazdu, zaś oczami kamera cyfrowa, którą nagrywa się barwy otoczenia (szerzej – ARMIA 11/2014). Analiza prac rozwojowych nad kamuflażem IV generacji (kamuflażem adaptacyjnym) pozwala sądzić, że można się go spodziewać nie wcześniej niż za 10 lat. Oprócz Kameleona obiecująco zapowiada się system Adaptiv firmy BAE Systems. Tutaj kamery zamontowane na kadłubie rejestrują obraz otoczenia i wyświetlają go w podczerwieni ma pojeździe. Rozwiązanie takie pozwala wtopić się w otoczenie nawet pojazdowi poruszającemu się z dużą prędkością. Konstruktorzy z BAE Systems połączyli (podobnie jak w Kameleonie) technologie pikseli (wzorów) ukazujących się w panelach (oknach elektrochromowych) z innymi technologiami, uzyskując zarazem kamuflaż w innych pasmach promieniowania widzialnego. Opracowanie takiego systemu aktywnego Rosomaki z 17 WBZ z różnymi wzorami siatek maskujących w paśmie widzialnym. Pasiasty kamuflaż to autorski pomysł kpt. Grzegorza Otockiego [Fot. 17 WBZ] ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 43 na lądzie kamuflażu pozwoli na to, że pojazdy bojowe nie będą musiały już posiadać kamuflażu pasywnego (pokrycia maskujące i farby do malowania maskującego, głównie deformującego). Problemy, jakie czekają naukowców w trakcie opracowania kamuflażu adaptacyjnego, nie dają podstawy do stwierdzenia, że wojska lądowe (nie tylko nasze) mogą szybko zrezygnować z kamuflażu pasywnego. n Jerzy Garstka Rosomak zamaskowany wielozakresowym pokryciem Berberys, na zdjęciu akurat w niezbyt mobilnej konfiguracji [Fot. 17 WBZ] Dr inż., ppłk w stanie spoczynku, absolwent WAT w Warszawie. Pracę doktorską obronił w 1978 r. na Wydziale Mechanicznym Politechniki Wrocławskiej. Był szefem służb technicznych 21. batalionu saperów oraz kierownikiem pracowni minowania i Ośrodka Naukowej Informacji Wojskowej w Wojskowym Instytucie Techniki Inżynieryjnej. Laureat Buzdyganów 2007 w kategorii „Publicysta Roku”. Dla porównania Rosomak wyposażony w analogiczny kamuflaż mobilny (3D) [Fot. Lubawa S.A.] Zbliżenie na Rosomaka w wielozakresowym maskowaniu mobilnym, widoczny ekran termalny dla osłony lufy armaty [Fot. Lubawa S.A.] 44 www.armia24.pl Jesteśmy liderem w dziedzinie elektroniki profesjonalnej w Polsce. Od kilkudziesięciu lat realizujemy prace z zakresu systemów obrony powietrznej, w tym radiolokacji, radioelektronicznych systemów rozpoznania, systemów automatyzacji i wspomagania dowodzenia oraz systemów uzbrojenia. PIT-RADWAR Spółka Akcyjna tel. centrala 22 540 22 00 ul. Poligonowa 30, 04-051 Warszawa [email protected], www.pitradwar.com w powietrzu Śmigłowiec PZL-Świdnik a wymogi przetargu AW149 w locie, dobrze widoczny kształt kadłuba, w który zgrabnie wkomponowano szeroką kabinę ładunkową o dużej pojemności. Biały element na wysięgniku to reflektor-szperacz [Fot. Albert Osiński] Pokaz AW149 w Polsce 21–22 maja, przez dwa dni, najpierw w Warszawie, a następnie w Świdniku, można było oglądać egzemplarz śmigłowca AW149 w seryjnej konfiguracji. Śmigłowca odrzuconego przez MON na rzecz H225M. Prezentację AW149 połączono z konferencjami prasowymi, na których Prezes Zarządu i Dyrektor Zarządzający PZL-Świdnik Krzysztof Krystowski odniósł się do publicznie rozpowszechnianych przez kierownictwo MON zarzutów wobec oferty PZL-Świdnik i konstrukcji samego AW149. Adam M. Maciejewski W majowym numerze ARMII znalazł się zarówno wywiad z Prezesem Krystowskim (Zaoferowaliśmy śmigłowiec, który spełniał wymagania MON, ARMIA 5/2015), jak i artykuł autorstwa Macieja Ługowskiego podsumowujący przetarg na śmigłowce wielozadaniowe (Wielki przetarg na śmigłowce dla polskiej armii rozstrzygnięty?, ARMIA 5/2015). Oba teksty powstały jednak przed ostatnią prezentacją AW149 i przedstawionymi wówczas faktami. Dlatego opis pokazu AW149 będzie dobrą okazją do uzupełnienia informacji na temat śmigłowca zaoferowanego przez PZL-Świdnik, biorąc 46 pod uwagę narosłe kontrowersje wokół wartości i jakości oferty świdnickiej spółki oraz konstrukcji samego AW149, który – można dodać to od razu – był jedynym śmigłowcem rywalizującym o zamówienie, zaprojektowanym jako maszyna nowej generacji i niewywodzącym się z maszyn znanych i eksploatowanych od paru dekad. Choć, w zależności od punktu widzenia, może być to i zaletą, i wadą dla kupującego. Prawdziwa wartość oferty PZL-Świdnik Kierownictwo MON od chwili ogłoszenia wyników przetargu, co uczynił ustępujący Prezydent RP Bronisław Komorowski, stosuje nieuczciwą wobec opinii publicznej, ergo podatników finansujących zakupy dla wojska, taktykę informacyjną, która polega na sączeniu aluzji lub insynuacji podawanych jako rzekome fakty, ale zawsze bez nakreślenia pełnego kontekstu. MON powołuje się na embargo informacyjne związane z tajnością postępowania przetargowego. Jednym z takich zabiegów manipulacyjnych było podanie tzw. rankingu punktów, który niby ma odzwierciedlać wartości ofert każdego z trzech startujących podmiotów. Wedle przedstawionej punktacji na 105 punktów możliwych do zdobycia, Airbus Helicopters miał otrzymać 71 punktów, PZL Mielec 50, a PZL-Świdnik 41. MON nie był już jednak skłonny przedstawić metodologii liczenia tych punktów. Arkadiusz Bąk, podwww.armia24.pl Adam M. Maciejewski Pokaz AW149 w Polsce sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki odpowiedzialny za offset, powiedział w trakcie swojego wystąpienia w Sejmie, że wszystkie trzy oferty offsetowe spełniły zarówno wymagania przetargu, jak i wymagania prawa. Z tym, że zarówno oferta Mielca, jak i oferta Świdnika były ofertami korzystnymi dla Łodzi, Dęblina, Radomia i Bydgoszczy, ale oprócz tego bardzo mocno wspierającymi swoje regiony, podkarpacie i lubelskie, podczas gdy trzecia oferta była skoncentrowana na Łodzi i Dęblinie, ale nie Radomiu, gdyż nie ma tego w zobowiązaniach offsetowych. Zresztą to samo powiedział Prezes Airbus Helicopters Guillaume Faury, który wyraźnie podzielił przyszłe inwestycje na związane ze zobowiązaniami przetargowymi i te będące oddzielną inicjatywą Airbus Helicopters (Co daje wybór Caracala przez MON?, ARMIA 5/2015) Wiceminister Bąk powiedział też, że nie było żadnego rankingu, gdyż ustawa nie pozwala na taki ranking. MON wymagał np. takich inwestycji jak lakiernia albo montaż ostateczny podwozia. Z oczywistych względów zarówno PZLŚwidnik, jak i PZL Mielec takowe zdolności produkcyjne już od dawna posiadają, gdyż działają w Polsce od lat i trudno, aby oferowały zdublowanie takich kompetencji. Biorąc pod uwagę zapisy ustawy offsetowej, to jej wytyczne są w gruncie rzeczy bez znaczenia, gdyż PZL-Świdnik jako polską spółkę offset nie obowiązuje. Na dodatek, zgodnie z obowiązującą ustawą, startujący podmiot można pominąć te wymagania, a i tak przedstawić interesujące ekonomicznie programy offsetowe. W przypadku oferty PZL-Świdnik i tych tzw. 41 punktów, to łączyły się one z transferem technologii i transferem pracy do WZL1 (Łódź i Dęblin), WZL-2, Fabryki Broni w Radomiu (dzięki nowoczesnemu wyposażeniu produkcyjnemu, czyli centrom obróbczym CNC – ARMIA 3/2014 – FB może produkować komponenty lotnicze). Jednak łączna wartość oferty offsetowej Świdnika wynosiła prawie 4 mld EUR. Pakiet ten zawierał też przekazanie kodów źródłowych do swobodnej eksploatacji (w tym awioniki) AW149. Zagłębiając się w finansowe szczegóły oferty PZL-Świdnik, widać kwoty inwestycji, jakie przypadły spółkom, które nawiązałyby współpracę. Wśród wybranych projektów był transfer technologii remontów i serwisów do: WZL-1 w Łodzi i Dęblinie (wartość offsetu ponad 720 mln EUR), WZL-2 w Bydgoszczy (ok. 100 mln EUR), Wojskowych Zakładów Elektronicznych w Zielonce (ok. 270 mln EUR), ITWL (ponad 60 mln EUR). Kolejny projekt zakładał produkcję komponentów lotniczych w FB Z tego ujęcia widać charakterystyczny kształt tylnej części kadłuba AW149, w tym przesunięte ku tyłowi gondole silników, które znajdują się poza obrysem kabiny ładunkowej [Fot. Albert Osiński] Radom (ok. 45 mln EUR). Inny proponował utworzenie Funduszu Rozwoju Przemysłu Lotniczego w Polsce razem z Agencją Rozwoju Przemysłu (ok. 50 mln EUR). Ostatnia z ujawnionych propozycji obejmowała transfer technologii serwisu i utrzymania systemów uzbrojenia strzeleckiego do ZM Tarnów (ponad 40 mln EUR). Ulokowanie w Polsce centrum produkcji AW149 oznaczałoby inwestycje bezpośrednie warte ok. 1 mld PLN oraz powyższy transfer technologii w ramach offsetu warty 1 mld EUR. W samym PZL-Świdnik stwo- rzyłoby to 500 nowych miejsc pracy, związanych m.in. z przeniesieniem produkcji kadłubów AW169 i AW189 oraz rozpoczęciem w Polsce produkcji najnowszego śmigłowca AW109 Trekker. Na podstawie własnych danych technologicznych PZL-Świdnik szacuje, że produkcja 70 sztuk śmigłowców, w przypadku tylko montażu końcowego, jak będzie to miało miejsce w przypadku H225M Caracal, zajmie ok. 5000 roboczogodzin, co przełoży się na ok. 120–150 bezpośrednich miejsc pracy rocznie przy tempie montażu ok. 10 maszyn Lądujący w Świdniku AW149. Rozkład światłocieni dobrze podkreśla kształt kadłuba z linią dzielącą kadłub na dwie powierzchnie – cecha śmigłowców ostatnich generacji zmniejszająca opory aerodynamiczne i skuteczną powierzchnię odbicia radiolokacyjnego [Fot. arch. red.] ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 47 w powietrzu Pracujące wyświetlacze w szklanej kabinie AW149 – przekazanie kodów źródłowych do awioniki było częścią oferty PZL-Świdnik [Fot. arch. red.] rocznie przez kolejne pięć lat. Prezes Faury w tym kontekście mówił o 300 miejscach pracy. Natomiast w przypadku produkcji AW149 w Świdniku byłoby to 25 000 roboczogodzin, które przekładałaby się na 600–700 miejsc pracy rocznie przez cały okres trwania programu. Wielkość dalszego eksportu AW149 była szacowana na ok. 10 mln roboczogodzin, co oznaczałoby do 2000 nowych miejsc pracy przy produkcji i remontach AW149. O tym, jakie benefity dałoby to Lubelszczyźnie i jakie wymierne straty ten region będzie notował z powodu decyzji MON, opisaliśmy w kwietniowym numerze (Lubelski Klaster Zaawansowanych Technologii Lotniczych rozpoczął działalność, ARMIA 4/2015). Sugestie MON, że PZL-Świdnik, jako część AgustaWestland, nie jest tak naprawdę polską firmą, są poniżej krytyki. AgustaWestland jak dotąd zostawił w Polsce ponad 1 mld PLN (ponad 600 mln PLN inwestycji oraz ponad 400 mln PLN podatków zapłaconych w ciągu czterech ostatnich lat). Od momentu prywatyzacji przychody PZL-Świdnik zwiększyły się 2,5-krotnie, w 2014 r. było to prawie 900 mln PLN przychodów, co stawia świdnickie zakłady obok WSK „PZL-Rzeszów” w rzędzie dwóch największych firm lotniczych w Polsce. PZL-Świdnik posiada zdolności: projektowe, badawczo-rozwojowe, testowe by od podstaw projektować, wdrażać do produkcji, produkować, a następnie remontować i modernizować śmigłowce. W końcu PZL-Świdnik zatrudnia ok. 3500 pracowników (w tym 650 inżynierów), więc jest drugim największym zakładem lotniczym po WSK „PZL-Rzeszów”. A sieć kooperantów Świdnika stanowi 900 firm. Świdnik razem z WSK „PZL-Rzeszów” i PZL Mielec jest też w pierwszej trójce największych eksporterów branży lotniczej w Polsce. MON po ogłoszeniu wyników informował też, że do zmniejszenia zamówienia o 20 płatowców doszłoby bez względu na to, który śmigłowiec zostałby kupiony. PZLŚwidnik twierdzi, że wybór AW149 kosztowałby polskiego podatnika ok. 1,5 mld PLN mniej, jeżeli chodzi o cenę samych płatowców. Do tego dochodzi o 3 mld PLN niższy koszt życia produktu. Wpływy z VAT (ze względu na skalę produkcji i jej polonizacji) byłyby o 1 mld wyższe, a w przypadku wpływów z tytułu CIT, PIT i ZUS doszedłby kolejny miliard złotych. Dlatego PZL-Świdnik uważa, że wybór AW149 dałby polskiemu budżetowi łącznie 6,5 mld PLN więcej wpływów i oszczędności niż w przypadku konkurencyjnej oferty. Kończąc wątek ekonomiczny, trzeba dodać, że wyznaczniki oceny, którymi rzeczywiście kierował się MON, zakładały, że 50% kryterium wyboru stanowi cena, 20% koszty eksploatacji rozłożone w czasie, a 30% parametry techniczne. Przejdźmy więc do kwestii technicznych. AW149 jako śmigłowiec wojskowy Szczegóły konstrukcji głowic obu wirników AW149. Obrys i profil kompozytowych łopat dobrano pod kątem jak najlepszej aerodynamiki podczas wytwarzania siły nośnej, odporności i trwałości oraz obniżenia generowanego hałasu [Fot. Albert Osiński] 48 Jednym z aluzyjnych zarzutów stawianych AW149 przez MON jest jakoby jego cywilny rodowód wywodzący się z konstrukcji AW189. Jest to pokraczny tok myślenia, biorąc pod uwagę, że projektowanie AW149 rozpoczęło się w 2007 r. i od początku był on konstruowany jako maszyna wojskowa. Jego oblot miał miejsce w 2011 r., a w ubiegłym roku AW149 uzyskał certyfikację wojskową według najnowszych standardów NATO. Tymczasem prace projektowe nad AW189 zaczęły się cztery lata po rozpoczęciu konstruowania AW149. Jednak o tym, czy dany śmigłowiec jest wojskowy, nie decyduje jego historia, tylko konstrukcja i parametry. www.armia24.pl Adam M. Maciejewski Pokaz AW149 w Polsce Podstawowy zarzut wobec AW149 to jego mniejsze wymiary niż Mi-8/17, które miał zastąpić. AW149 jest również lżejszy od H225M (więcej w Wielki przetarg na śmigłowce dla polskiej armii rozstrzygnięty?, ARMIA 5/2015). Jednak mniejsza ładowność AW149 wynika z jego zamierzonej wielozadaniowości. AgustaWestland podążył tutaj ścieżką standardu, jaki ustanowił konkurencyjny Sikorsky S-70, gdy w latach 70. XX w. US Army zaczęła szukać następcy śmigłowców rodziny UH-1 Huey. I tak śmigłowiec wielozadaniowy miał przerzucić na pole walki drużynę piechoty (można tutaj ostrożnie nakreślić paralelę z możliwościami transportowymi bojowych wozów piechoty), możliwie jak najszybciej, by nie wystawiać się zbyt długo na ostrzał nieprzyjaciela. Dotyczy to także szybkości opuszczania przez żołnierzy pokładu śmigłowca. Większe zdolności transportowe Mi-17 okupione są dłuższym czasem desantowania piechoty z jego wnętrza (w tym przez rampę, o ile mówimy o modelu posiadającym takową, jak np. Mi-17W-5 nieużywany w WP). W przypadku AW149 mamy śmigłowiec z łatwym do dowolnej konfiguracji wnętrzem kabiny ładunkowej, do której prowadzą szerokie odsuwane drzwi (śmigłowca nie trzeba opuszczać „gęsiego”). Próg kabiny jest nisko, co ułatwia szybkie wsiadanie i wysiadanie bez ryzyka przypadkowej kontuzji. To wszystko powoduje, że AW149 przebywa bardzo krótko w strefie lądowania. A czas ma tu kluczowe znaczenie, np. czy wroga artyleria zdąży ostrzelać lądowiska zanim odlecą nasze śmigłowce. Tutaj istotnym parametrem jest prędkość wznoszenia. Przy maksymalnej masie startowej (na poziomie morza, atmosfera wzorcowa, temp. 15°C) współczynnik ten dla AW149 wynosi 10 m/s (w przypadku H225M jest to 5,4 m/s). Drugą kwestią jest nie tylko sam transport pewnej liczby żołnierzy, ale transport w maszynie zapewniającej maksymalną zdolność przetrwania w przypadku awaryjnego lądowania, np. na skutek zestrzelenia lub błędu w pilotażu, co na wojnie ma przecież miejsce. AW149 zabiera na pokład 18 ludzi w indywidualnych fotelach pochłaniających energię gwałtownego przyziemienia w przypadku uderzenia w ziemię z przeciążeniem pionowym do 20 g. Jest to właśnie wynik spełniania przez AW149 najnowszych norm bezpieczeństwa. Zresztą dużą rolę w zapewnieniu przeżywalności ludzi na pokładzie ma cała konstrukcja AW149, czyli kompozytowy kadłub z nisko położonym środkiem ciężkości, nowoczesna przekładnia lekkiej konstrukcji i lekkie nowoczesne silniki przesunięte ku tyłowi kadłuba i rozsunięte na jego obrzeża – dzięki temu nie zachodzi zjawisko kompresji ka- AW149 ma przestronną kabinę ładunkową o niskim progu i szerokich drzwiach ułatwiających wsiadanie i wysiadanie. W miejscu wypukłego okna ułatwiającego obserwację, np. morza, może być stanowisko strzelca pokładowego [Fot. arch. red.] Tylny rząd siedzeń, u góry widoczny rozłożony wyświetlacz, a na siedziskach przenośna klawiatura i kontroler głowicy FLIR Star Saphire 380-HDc [Fot. Albert Osiński] dłuba przez silniki i przekładnię „wpadające” do wnętrza kabiny przy silnym uderzeniu w ziemię (cecha śmigłowców transportowych konstruowanych w latach 60. i 70., które mają powyższe podzespoły zamontowane bezpośrednio nad kabiną). Także podwozie, gdy wysunięte, przejmuje część energii zderzenia. Kompozytowy kadłub powinien do pewnego stopnia chronić też przed pociskami ręcznej broni małokalibrowej, choć temat „opancerzania” śmigłowców nie powinien być fetyszyzowany. Mimo wszystko mówimy o statku powietrznym a nie pojeździe pancernym (wystarczy przypomnieć sobie epopeję z odchudzaniem do pływania, a następnie dopancerzaniem na wojnę Rosomaków). Zbiorniki paliwa AW149 są samouszczelniające się, kompozytowe łopaty wirników nie ulegają zniszczeniu nawet po przestrzeleniu, natomiast przekładania główna może pracować po utracie oleju jeszcze przez 50 minut (dotąd standardem i to spełnianym tylko przez młodsze generacyjnie śmigłowce było 30 minut). Zresztą te 50 minut to nie jest ostatnie słowo AgustaWestland w tej kwestii, gdyż w marcu tego roku przeprowadzono udane próby naziemne przekładni głównej modelu AW139 (czyli tej samej generacyjnej rodziny, co AW149), która pracowała ponad 60 minut po utracie smarowania, co pokazuje potencjał rozwojowy najnowszych śmigłowców AgustaWestland i plusy, jakie daje ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 49 w powietrzu W wersji desantowej byłoby to stanowisko strzelca pokładowego, widoczne kontrolery zdwojonej wyciągarki [Fot. autor] Zbliżenie na głowicę FLIR Star Saphire 380-HDc [Fot. autor] 50 inwestycja w zupełnie nową konstrukcję. Zdolność do kontynuowania lotu bez oleju w przekładni głównej podnosi bezpieczeństwo, zwłaszcza przy działaniu nad wodą. Dodatkowe 20 minut może stanowić o przeżyciu ludzi na pokładzie i ocaleniu drogiej maszyny (są to możliwości bardzo poszukiwane też w przemyśle wydobywczym, który musi stawiać platformy wiertnicze coraz dalej od brzegu – stąd nisza dla nowej generacji maszyn, jak AW189, H175 i Bell 525). Warto zwrócić też uwagę na takie parametry AW149, jak pułap przy jednym niesprawnym silniku i maksymalnej masie startowej, który wynosi 2436 m oraz zawis bez wpływu ziemi przy maksymalnej masie startowej wynoszący 1981 m (w przypadku H225M jest to tylko 792 m). Inną kwestią jest zasięg, który dla AW149 wynosi 1200 km (śmigłowiec bez ładunku) i ponad 800 km przy standardowej masie startowej bez rezerwy paliwa. Jego zużycie w AW149 wynosi 500 kg/h, co jest też istotne z punktu widzenia kosztów eksploatacji. Rzadko który producent śmigłowców podaje ten parametr. Natomiast przewagą obu konkurencyjnych śmigłowców jest przystosowanie ich konstrukcji do instalacji sondy do tankowania w powietrzu. Inną sprawą jest praktyczne wykorzystanie takiego atutu w polskich warunkach. Cechą podnoszącą bezpieczeństwo eksploatacji jest odporność AW149 na silny wiatr boczny i tylny, zwłaszcza przy starcie i lądowaniu, czemu sprzyja odpowiednie wyprofilowanie kadłuba. I tak AW149 przy starcie jest odporny na wiatr boczny o prędkości 45 węzłów (ponad 23 m/s) i wiatr tylny o prędkości 40 węzłów (ponad 20,5 m/s). Mniejszy, lżejszy i przez to bardziej manewrowy śmigłowiec to także bardziej odpowiednia platforma dla różnych systemów uzbrojenia, a takie też oczekiwania wobec następcy Mi-17 formułuje MON. Wprawdzie, jak pokazuje historia rozwoju śmigłowca Mi-8/17, jego też można dość solidnie uzbroić, ale w faktycznych działaniach zbrojnych zadania szturmowe przejmują dedykowane do takich celów maszyny, podczas gdy Mi-8/17 skupiają się na transporcie. Innym zagadnieniem, uniwersalnie istotnym bez względu na to, jaki śmigłowiec kupuje MON, jest odpowiedni system samoobrony śmigłowca. Obecnie skuteczny system musi składać się z czujników ostrzegających przed opromieniowaniem radarowym i wiązką laserową oraz wykrywających zbliżający się pocisk rakietowy (plot. lub pow.-pow.). W przypadku obrony przed pociskami naprowadzanymi termolokacyjnie, konieczna jest instalacja oślepiających kierunkowych laserowych promienników (określanych w języku angielskim przeważnie jako Directional www.armia24.pl Adam M. Maciejewski Pokaz AW149 w Polsce w powietrzu Podwójna wyciągarka w zbliżeniu [Fot. autor] Infrared Counter Measures – DIRCM). Tego typu system to na dzisiejszym polu walki konieczność. Ewentualne urządzenia obniżające temperaturę spalin montowane na dyszach wylotowych silników (AW149 na razie ich nie ma) oraz wyrzutnie flar (i dipoli) są jedynie uzupełnieniem o bardzo ograniczonej lub znikomej skuteczności wobec współczesnych pocisków. Wyposażenie AW149 w system DIRCM nie powinno stanowić problemu technicznego, biorąc pod uwagę, że awionika AW149 zbudowana jest wokół cyfrowej szyny wymiany danych MIL-STD 1553B. Poza tym jest to awionika o otwartej architekturze, do której AgustaWestland chciał przekazać kody źródłowe, co bardzo ułatwia integrację dowolnego wyposażenia zadaniowego. AW149 na żywo Bardzo dobrą okazją do zapoznania się z konstrukcją AW149 był pokaz seryjnego egzemplarza, który przyleciał z Włoch, skąd został wypożyczony przez włoskie służby odpowiedzialne za patrolowanie granic, wypożyczony niechętnie z powodu kryzysu z uchodźcami z Afryki na Morzu Śródziemnym. Stąd też AgustaWestland dostarczył ten egzemplarz w „ekstraordynaryjnym” trybie, by mógł zasilić włoskie siły patrolujące wody przybrzeżne. Lot tego AW149 potwierdził też deklarowany zasięg i długotrwałość lotu, gdyż śmigłowiec przeleciał bez międzylądowania nad Alpami z Włoch do Krakowa. A następnie z dawnej polskiej stolicy do obecnej, gdzie dopiero na Lotnisku Warszawa-Babice załoga wyładowała swoje bagaże. Przebieg prezentacji AW149 nad lotniskiem w Bemowie dał dobre wyobrażenie 52 o zwrotności i innych właściwościach lotnych śmigłowca. AW149, gdy pojawił się nad lotniskiem, wykonał krótką wiązankę podniebnych manewrów na wyższym pułapie i z dużą prędkością. Następnie piloci udowodnili, jak zwrotny i stabilny jest AW149 w manewrowaniu tuż nad ziemią i w zawisie, jak precyzyjnie reaguje na stery i jak jest odporny na boczny wiatr. A 21 maja wiało naprawdę mocno. AW149 płynnie przechodził z jednego manewru w drugi oraz bardzo łatwo nabierał prędkości i wysokości po chwili bezruchu w zawisie. Dawało to wyobrażenie o możliwości układu napędowego AW149, a także jak szybko może ewakuować żołnierzy z pola walki, w tym spod ostrzału. Podczas obserwowania wszystkich popisów pilotów AW149, można było być zaskoczonym niskim poziomem hałasu generowanego przez AW149 przelatujący zaledwie kilkadziesiąt metrów od zgromadzonej publiczności. Pod tym względem stanowił miłą odmianę od operujących po drugiej stronie lotniska śmigłowców Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Podczas lądowania AW149 można było jeszcze dostrzec inny detal. Miejsce montażu i płaszczyzny pracy wirnika głównego i ogonowego nie stwarzały zagrożenia przypadkową dekapitacją dla osób będących blisko śmigłowca z pracującymi wirnikami. Maszyna, którą można było zobaczyć, była wyposażona w pełni funkcjonalne wyposażenie zadaniowe, na które składała się zdwojona wyciągarka ratunkowa, głowica optoelektroniczna najnowszej generacji FLIR Star Saphire 380-HDc (ARMIA 12/2014) oraz zdalnie sterowany reflektor. Co prawda zakup tego czy innego śmigłowca nie oznacza automatycznie zakupu konkretnej głowicy optoelektronicznej, jednak FLIR Star Saphire 380-HDc posiada wyraźnie lepsze parametry, jak np. rozdzielczość kamer termowizyjnych, niż takie czujniki montowane na Caracalach (Thales Chlio albo Sagem Euroflir 350). Przybyli na pokaz mogli przekonać się o możliwościach transportowych obszernej kabiny, w której zamontowane było 13 absorbujących energię uderzenia foteli ustawionych w 4 rzędach. Obustronne odsuwane drzwi oraz niski „próg” dolnej krawędzi kadłuba bardzo ułatwiają szybkie wsiadanie i wysiadanie. Nawet tak nieskoordynowane, jak w przypadku fotoreporterów i operatorów kotłujących się w środku, by uchwycić np. szklaną kabinę z ciekłokrystalicznymi wyświetlaczami. Wśród detali przykuwających uwagę było zamontowane w kabinie ładunkowej stanowisko (czy raczej interface z przenośnymi kontrolerami), pozwalające na kontrolę pracy głowicy Star Saphire 380HDc z kabiny ładunkowej. Składało się ono z ciekłokrystalicznego wyświetlacza przymocowanego do sufitu kabiny oraz przenośnego kontrolera i takiej też klawiatury. Jest to bez wątpienia duża zaleta, jeśli żołnierze desantu też mają podgląd obrazów z takiego sensora. W śmigłowcu nie było natomiast zamontowanych stanowisk strzelców pokładowych, co jest zrozumiałe, biorąc pod uwagę użytkownika tego konkretnego egzemplarza. Garść refleksji Prezes Krystowski mówiąc o zaletach AW149, wskazał na trzy obszary korzyści, jakie niosłaby ze sobą wygrana AW149, czyli osiągi, bezpieczeństwo i aspekty technologiczne. Patrząc na te argumenty na chłodno, trzeba przyznać, że największa zaleta AW149 leży w młodości tej konstrukcji i jej technologii. Zaprojektowany całkowicie od podstaw, o kompozytowym kadłubie, AW149 byłby całkowitą generacyjną zmianą w parku śmigłowców Wojska Polskiego. Zaproponowany transfer technologii i umieszczenie centrum produkcji AW149 w PZL-Świdnik dawało wojsku swobodę w kształtowaniu rozwoju technicznego tego śmigłowca wedle własnych potrzeb. Trudno wyrokować, jak wyglądałyby koszty wieloletniej eksploatacji AW149, jednak prawdopodobnie byłyby one źródłem wymiernych oszczędności dla MON ze względu np. technologię kadłuba czy układu napędowego, w tym nowoczesnych silników General Electric. MON uchyla się od szczerej odpowiedzi, ile będzie kosztował zakup 50 H225M, jednak w końcu prawdziwa wartość transakcji będzie znana, a na „nieszczęwww.armia24.pl Adam M. Maciejewski Pokaz AW149 w Polsce Detale podwozia AW149. Jedną z różnic między wojskowym AW149 a cywilnym AW189 jest wytrzymałość podwozia przy awaryjnym przyziemieniu [Fot. autor] ście” obecnego kierownictwa MON, niemal w tym samym czasie dokładnie 50 Caracali kupił Meksyk, co będzie stanowić doskonały punkt odniesienia do oceny polskiej decyzji. Oczywiście, tak młoda konstrukcja wymaga integracji wielu systemów, które już są obecne na śmigłowcach konkurencji. Jednak do końca nie wiadomo, jak duże w tej kwestii są oczekiwania Wojska Polskiego. Najbardziej enigmatyczna jest wersja CSAR – czy MON oczekuje śmigłowców tak bogato wyposażonych, jak francuskie Caracale z EH 01.067 (ARMIA 5/2015) albo HH-60G eksploatowane w USAF (ARMIA 4/2015). Z drugiej strony wersją AW149 dla sił specjalnych jest zainteresowane włoskie wojsko, dlatego jeden z AW149 testowany przez 17° Stormo Incursori (skrzydło włoskiego lotnictwa wspierające działania sił specjalnych) latał z oznaczeniami tej jednostki. Znakiem zapytania w przypadku AW149 jest nieistniejąca wersja morska, choć nawet nie tyle czas jej powstania, co koszty budowy tak wyspecjalizowanego śmigłowca. Naprawdę trudno powiedzieć, dlaczego MON twardo stał na stanowisku, aby kupić „jedną platformę” do wszystkich zadań, w tym pokładową wersję wielozadaniową. Podczas gdy na całym świecie tak wyspecjalizowane śmigłowce powstają jako dedykowane maszyny, co najwyżej konstrukcyjnie wywodzące się z „lądowych” maszyn transportowych (np. S-70B, NH-90 NFH, AW159). Zupełnie inną kwestią jest decyzja o kupowaniu pokładowego śmigłowca do zwalczania okrętów podwodnych w całkowitym oderwaniu od okrętu, z którego przecież taki śmigłowiec pokładowy operuje. Same osiągi (zasięg, długotrwałość lotu, udźwig) i pojemność AW149 czynią z niego poten- cjalnie bardziej skuteczny śmigłowiec pokładowy od mniejszego AW159. Natomiast, czy AW149 to faktycznie byłby odpowiedni następca Mi-17, to już zależy od przyjętej koncepcji organizacji floty śmigłowców. W US Army zasadnicze zadania transportowe podzielone są między średnie UH-60 i ciężkie CH-47. We Włoszech są to NH90 TTH (zastępujące stare AB.205) i ICH-47 w lotnictwie armijnym w zadaniach transportowych, podczas gdy siły powietrzne zajmują się głównie misjami SAR/CSAR i do tej roli kupują AW139M i AW101 w miejsce starych HH-3F i AB.212. W Wielkiej Brytanii RAF zadania transportowe realizuje na starych Pumach (wciąż) oraz na nowych AW101 i CH-47, do tego dochodzą lżejsze armijne Lynxy AH7 i AH9A, te pierwsze zastępowane przez AW159. We Francji do zadań transportowych w Aviation Légère de l’Armée de Terre (lotnictwo wląd.) przewidziane są głównie NH90 TTH zastępujące stare Pumy, wspierane przez Cougary i Caracale, podczas gdy w Armée de l’Air w misjach SAR/CSAR Caracale wypierają Pumy. Nigdzie nikt nie zdecydował się na jedną platformę. W Rosji podstawową maszyną transportowo-desantową są ostatnie modele Mi-8, w tym m.in. najnowszy „arktyczny” Mi-8AMTSz-WA, (obok lekkich Ka-226 i Ansatów oraz ciężkich Mi-26). Jednak to, co łączy wszystkie wymienione państwa, to wybór maszyn rodzimych lub lokalnie produkowanych. Inaczej niż w Polsce. n Adam M. Maciejewski Publicystyka dotycząca głównie uzbrojenia wojsk lądowych oraz przemysłu obronnego. Zainteresowania obejmują też rolę czynnika militarnego w stosunkach międzynarodowych i teorii komunikowania masowego. ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 53 w powietrzu morska droga Black Hawków US Army wysłało do Europy śmigłowce UH-60M Około 3000 członków personelu wraz ze sprzętem (w tym ze śmigłowcami!) z 3rd Infantry Division bazującej na stałe w Fort Stewart w Georgii przybyło do Europy, gdzie będą szkolić się wraz z wojskami krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Obecność wojsk amerykańskich w Europie stanowi kolejną rotację sił USA w ramach operacji Atlantic Resolve mającej na celu wsparcie sojusznicze krajów obawiających się narastającego zagrożenia ze strony Rosji. Tak duża demonstracja siły i pokaz możliwości przerzucenia w krótkim czasie dużych ilości sprzętu i ludzi wskazuje, że deklarowana przez Amerykanów chęć wsparcia wschodnioeuropejskich krajów NATO nie jest tylko czczą obietnicą. Joost van der Burgt, Marijn van der Burgt Operacja logistyczna Do transportu sprzętu do Europy użyto statku ro-ro MV „Liberty Promise”, który został wyczarterowany od firmy Liberty Global Logistics. W ciągu dwóch ostatnich tygodni lutego 2015 roku cały przerzucany sprzęt zgromadzono w Charleston w Południowej Karolinie, a śmigłowce Black Hawk przebazowano do tamtejszego portu. Na statek załadowano około 700 sztuk różnego rodzaju sprzętu, w tym czołgi M1A2 Abrams, bojowe wozy piechoty M2A3 Bradley i śmi- 54 głowce. Statek wypłynął w morze tuż przed końcem lutego. Personel i pozostałą część sprzętu 3rd Infantry Division przerzucono do Europy drogą powietrzną. 9 marca 2015 roku MV „Liberty Promise” zawinął do portu w Rydze i jeszcze tego samego dnia około 100 pojazdów zjechało na nabrzeże w obecności łotewskiego ministra obrony Raymonda Vejonisa i gen. Johna O’Connera. Następnie MS „Liberty Promise” wyruszył w drogę do Bremerhaven w Niemczech, gdzie dotarł wieczorem 12 marca. W ciągu kolejnych dwóch dni z pokładu statku rozładowano cały sprzęt, w tym śmigłowce. Po zakończeniu rozładunku statek (dysponujący pięcioma pozio- ▲ W grudniu 2007 roku Pentagon i dowództwo US Army wydały zgodę na uruchomienie pełnej produkcji śmigłowców UH-60M w liczbie 1227 egzemplarzy. Setny śmigłowiec UH-60M został dostarczony US Army na początku 2009 roku, zaś w połowie 2010 roku na stanie wojska było już 200 maszyn tego typu. Umowy na dostawy śmigłowców w ramach programu FMS zostały podpisane ze Szwecją, Jordanią i Meksykiem. Zakupem UH-60M są także zainteresowane rządy Iraku, ZEA, Kataru, Bahrajnu, Egiptu, Taiwanu, Słowacji i Austrii mami ładowni, w tym kilkoma z możliwością regulacji wysokości ładowni) wyruszył w dalszą podróż, tym razem z ładunkiem cywilnym. Za wszystkie formalności związane z dostawą sprzętu (wyczarterowanie www.armia24.pl Joost van der Burgt, Marijn van der Burgt US Army wysłało do Europy śmigłowce UH-60M w powietrzu Black Hawki były ustawione bardzo ciasno w ładowni statku MV „Liberty Promise”. Pozostałe ładownie wypełniały czołgi i kontenery ze sprzętem o zwiększonej trwałości montowaną także w maszynach UH-60L. Poza tym UH-60M posiadają kompozytowe łopaty wirnika nośnego o szerokiej cięciwie, „glass cockpit” z czterema wyświetlaczami wielofunkcyjnymi, zaawansowany komputer sterowania lotem, wzmocniony kadłub, ulepszone rozwiązania ograniczania sygnatury cieplnej (nowa geometria wylotów spalin) i składany do góry stabilizator poziomy. Dzięki tym rozwiązaniom śmigłowce UH-60M przystosowane są do wymogów cyfrowego pola walki, zapewniając jednocześnie załogom lepszą świadomość sytuacyjną, większy udźwig i zwiększone możliwości przetrwania w warunkach bojowych. HH-60M to specjalistyczna wersja ewakuacji medycznej śmigłowca UH-60M przystosowana do transportu maksimum sześciu pacjentów w klimatyzowanej kabinie. Śmigłowiec wyposażony jest w wyciągarkę i wieżyczkę z systemem FLIR montowaną na dziobie. Na pokładzie znajduje się specjalistyczna aparatura medyczna i wytwornica tlenu. Co ciekawe, Amerykanie musieli wystąpić o specjalną zgodę władz niemieckich na poruszanie się w przestrzeni powietrznej kraju przy użyciu wojskowych kodów na stałe przypisanych do transponderów IFF ADS-B AN/APX-123. Przygotowania do lotu Rozładunek śmigłowców odbywał się pod czujnym okiem techników. Szczególnej uwagi wymagał rozładunek maszyn w wersji HH-60M, ponieważ wieżyczka FLIR pod dziobem niemal ocierała się o nabrzeże po wytoczeniu śmigłowca z ramy załadunkowej statku statku, zapewnienie personelu do rozładunku, przygotowanie odprawy celnej i zabezpieczenie miejsca rozładunku) odpowiedzialny był personel Transport Company, 838 Transportation Battalion, 598th Transportation Brigade podległy Surface Deployment and Distribution Command (SDDC) z Bremerhaven i Sembach. Dla żołnierzy 598th Transportation Brigade było to rutynowe, choć większe niż zwykle, zadanie. Na co dzień odpowiadają bowiem za transport sprzętu do portów całej Europy i Afryki! Śmigłowce Black Hawk Na pokładzie MV „Liberty Promise” przybyło do Europy 26 śmigłowców Black Hawk należących do 4th Assault Helicopter Battalion (AHB) „Brawlers” z 3rd Aviation 56 Regiment, który stanowi część 3rd Combat Aviation Brigade (CAB). Wśród 26 maszyn znalazło się 20 UH-60M z kompanii A i B i sześć HH-60 należących do (Air Ambulance) C Company. Modele HH-60 pochodziły zapewne z C/2-3rd General Support Aviation Battalion (GSAB) i zostały przydzielone na czas operacji do C/4-3rd AHB. Kompanie 3rd CAB stacjonują na stałe w bazie Hunter Army Airfield w Fort Stewart w stanie Georgia. Wszystkie śmigłowce były niemal nowe. Niektóre egzemplarze miały mniej niż rok i nie zdążyły jeszcze przejść przeglądu Phase I. Była to pierwsza wizyta Black Hawków w wersji M w Europie. Śmigłowce w tej wersji wyposażone są w silniki General Electric T700-GE-701C i w przekładnie główną Po rozładunku ze statku śmigłowce i pojazdy zostały zgromadzone w specjalnie wyznaczonej strefie portu ogrodzonej kontenerami. Następnie wszystkie czołgi, pojazdy i kontenery ze sprzętem zostały załadowane na platformy kolejowe i ciężarówki należące do 21st Theater Sustainment Command (TSC), zaś śmigłowce przejęła organizacja Theater Aviation Sustainment Manager – OCONUS (OCONUS, czyli Outside Continental United States, oznacza obszar poza kontynentalną częścią Stanów Zjednoczonych), która jest odpowiedzialna za przygotowanie śmigłowców do lotu. Do zadań TASM-O należy obsługa sprzętu lotniczego, a także wykonywanie remontów statków powietrznych w ramach programu Foreign Military Sales (FMS). Tak było chociażby w przypadku egipskich i niemieckich śmigłowców Chinook czy remontów głównych holenderskich AH-64. W Bremerhaven personel TASM-O wspierany był przez członków 412th Aviation Support Battalion stacjonujących na stałe w bazie Illesheim/ Ansbach i przez kontraktorów z firmy DynCorp International. Przygotowanie jednego śmigłowca do lotu próbnego zajmowało sześcioosobowemu zespołowi około dwóch – trzech godzin pracy (wchodziło w to również przygotowww.armia24.pl Joost van der Burgt, Marijn van der Burgt US Army wysłało do Europy śmigłowce UH-60M W specjalnej strefie montażu mogło pomieścić się jednorazowo dziesięć maszyn, a pozostałe oczekiwały na swoją kolej zaparkowane tuż obok. Cały „tymczasowy teren wojskowy” został ogrodzony kontenerami dla zachowania bezpieczeństwa wanie pełnej dokumentacji). Po wykonaniu lotów próbnych nad morzem (ze względów bezpieczeństwa władze niemieckie zezwoliły załogom Black Hawków na loty wyłącznie nad wodą), śmigłowce udały się do Nordholz w celu uzupełnienia paliwa, a następnie do Illesheim z międzylądowaniem w Fritzlar. W Illesheim załogi miały wykonać loty zapoznawcze w celu zaznajomienia się z zasadami poruszania się w europejskiej przestrzeni powietrznej pod okiem kolegów z 12th CAB. Przebazowanie do Illesheim odbyło się w eskorcie śmigłowców UH-60A z Wiesbaden. Po zakończeniu serii lotów zapoznawczych i szkolnych w Illesheim część śmigłowców z 4-3rd AHB uda się w drogę dalej na wschód, gdzie ich załogi uczestniczyć będą w ćwiczeniach z wojskami państw Europy Wschodniej. W trakcie ćwiczeń kontyngent podlegać będzie dowództwu 12th CAB z US Army Europe. US Army Europe Wszystkie jednostki lotnicze US Army operujące w Europie podporządkowane są dowództwu 12th Combat Aviation Brigade (CAB). W bieżącym roku Brygadę czekają pewne zmiany będące konsekwencją restrukturyzacji wszystkich struktur lotniczych US Army. Dla przykładu, jednostka ewakuacji medycznej z Landstuhl została przeniesiona do Grafenwohr i straciła niemal połowę swych Blackhawków. Kilka dni przed przybyciem do Europy statku MV „Liberty Promise” około 17 śmigłowców UH-60A (w tym część maszyn służących dotychczas ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 57 w powietrzu Personel obsługi z TASM-O i z 412th Aviation Support Battalion rozpoczął przygotowania Black Hawków do lotów próbnych 14 marca. Pierwsze dwa śmigłowce (jeden UH-60M i jeden HH-60M) wzbiły się w powietrze dwa dni później w Landstuhl) zostało wycofanych do Stanów Zjednoczonych. Zmian zapewne będzie więcej, choć brak jeszcze ich oficjalnego potwierdzenia. Oto kilka przykładów: W bazie w Illesheim (Strock Barracks) stacjonowały dwa bataliony śmigłowców szturmowych mających na stanie po 24 egzemplarze śmigłowca AH-24D Apache. Jeden z nich, 3-159th Assault Reconnaissance Battalion (ARB), uczestniczy obecnie w operacjach bojowych i po ich zakończeniu nie wróci już do Europy, lecz na Alaskę. Dzięki temu w bazie znalazło się miejsce dla kontyngentu Black Hawków z 4-3rd AHB. Drugi z batalionów Apache stacjonujących w Illesheim (2-159th ARB) ma pod koniec tego roku zostać przeniesiony do Ansbach (Katterbach). Z kolei 3-158th Assault Helicopter Battalion (AHB) z Ansbach straci użytkowane obecnie śmigłowce UH-60L i zostanie przeniesiony w inne miejsce (do Stanów Zjednoczonych?) lub rozwiązany. Krążą również wieści o rychłym rozwiązaniu G Company z 52nd Aviation Regiment (Theater Aviation Battalion), która obecnie użytkuje śmigłowce UH-60A stacjonujące w Wiesbaden. Pobyt w Europie Śmigłowce UH/HH-60M pozostaną w Europie przez około dziewięć miesięcy. Jak dotąd nie ma pewności, czy po tym czasie 4-3rd AHB zostanie zastąpiony przez inny batalion ani czy po zakończeniu misji śmigłowce pozostaną w Europie, czy powrócą do USA. Czas pokaże, co będzie dalej... n Zdjęcia: Joost van der Burgt i Marijn van der Burgt HH-60M jest specjalistyczną odmianą śmigłowca UH-60M przystosowaną do zadań MEDEVAC. Wersję tę można łatwo rozpoznać po dużym czerwonym krzyżu na białym tle i po wieżyczce FLIR zainstalowanej pod dziobem maszyny. HH-60M użytkowane są przez wyspecjalizowane kompanie ewakuacji medycznej (Air Ambulance Companies) 58 www.armia24.pl Joost van der Burgt, Marijn van der Burgt US Army wysłało do Europy śmigłowce UH-60M WERSJA WIELOZADANIOWO TRANSPORTOWA / WSPARCIA BOJOWEGO WERSJA SAR WERSJA MORSKA AFGANISTAN 3400 MISJI WOJENNYCH WARUNKI: 6000 STÓP, 40°C, STAŁE ZAGROŻENIE ! ŁADOWNOŚĆ: 20 W PEŁNI WYPOSAŻONYCH ŻOŁNIERZY, PONAD 4OOO KG ŁADUNKU ZASIĘG: 900 KM TYP ŚMIGŁOWCA EC725 CARACAL Uzbrojony w najnowsze osiągnięcia techniki wojskowej. Zdolny do działań w każdych warunkach atmosferycznych. Niedościgniony w najtrudniejszym środowisku, sprawdzony w boju. Gotowy do operacji specjalnych z najdalszych lokalizacji i okrętów. EC725 – do akcji wyślij to, co najlepsze. Important to you. Essential to us. Zdjęcie: © A. Jeuland / Francuskie Siły Powietrzne A J S I M NANA O WYK na morzu 100 000 ton dyplomacji „Big Stick” przybywa W ostatnim tygodniu marca amerykański lotniskowiec USS „Theodore Roosevelt” zawinął do Wielkiej Brytanii. Minęło sporo czasu, kiedy ten lotniskowiec odwiedził Europę po raz ostatni. 29 sierpnia 2013 r. USS „Theodore Roosevelt” przypłynął do bazy morskiej Norfolk Naval Station w stanie Virginia, by zakończyć cykl prób morskich po trwającym cztery lata remoncie generalnym, połączonym z modernizacją, co przeprowadzono w połowie przewidzianego eksploatacyjnego życia okrętu. Teraz prawdopodobnie lotniskowiec ten odwiedził Europę po raz ostatni, gdyż w przewidywalnej przyszłości będzie służył we Flocie Pacyfiku, do której za jakiś czas dołączy. 60 www.armia24.pl To zdjęcie pozwala oszacować rozmiary lotniskowca USS „Theodore Roosevelt” USS „Theodore Roosevelt” na redzie portu w Portsmouth. Widoczne zmiany w wyglądzie nadbudówki oraz nowy maszt – zmiany wprowadzone podczas remontu kapitalnego Marijn van der Burgt, Joost van der Burgt Grupa uderzeniowa lotniskowca USS „Theodore Roosevelt” Lotniskowiec USS „Theodore Roosevelt” (CVN-71), nazywany także „Big Stick”, w nawiązaniu do doktryny polityki zagranicznej prezydenta Stanów Zjednoczonych Theodore’a Roosevelta, która brzmiała: Prze mawiajcie łagodnie i noście ze sobą duży kij (tzw. doktryna grubej pałki), pierwotnie miał wypłynąć ze swojego macierzytego portu w Norfolk 9 marca. Jednak ostatecznie termin wypłynięcia opóźnił się do 11 marca, ponieważ rury instalacji wody zaburtowej zostały zatkane przez rozrost drobnych organizmów morskich. „Big Stick” jest okrętem flagowym Carrier Strike Group 12 (CSG-12 – 12. Lotniskowcowa Grupa Uderzeniowa), która 16 marca dołączyła do 6. Floty (6th Fleet) operującej na wodach okalających Europę. Oficjalnym zadaniem grupy uderzeniowej jest zabezpieczenie narodowych interesów, w tym bezpieczeństwa, Stanów Zjednoczonych w Europie i współdziałanie z siłami państw sojusznicych i partnerskich. USS „Theodore Roosevelt” kontynuował swój rejs rutynową trasą poprzez Kanał Sueski i dotarwszy na Bliski Wschód, 6 kwietnia wpłynął na obszar operacyjny 5. Floty (5th Fleet). Ostatcznie lotniskowiec zakończy swoją podróż po osiągnięciu obszaru operacyjnego 7. Floty (7th Fleet) na Oceanie Spokojnym. Po swoim rejsie dookoła świata USS „Theodore Roosevelt” zawinie ostatecznie do swojej nowej macierzystej bazy w San Diego w Kalifornii na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Zmiana miejsca stałego stacjonowania jest częścią większej zmiany obejmującej przebazowanie trzech lotniskowców, czyli prócz bohatera naszego artykułu, także lotniskowców USS „Ronald Reagan” (CVN-76) i USS „George ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 61 na morzu Washington” (CVN-73). Pozostałe jednostki i większość załogi lotniskowca powróci do Norfolk. 12. Lotniskowcowa Grupa Uderzeniowa – inaczej Grupa Uderzeniowa TR (od Theodor Roosevelt Strike Group, TR Strike Group), składa się z 1. Skrzydła Lotnictwa Pokładowego (Carrier Air Wing 1) bazującego na pokładzie USS „Theodore Roosevelt”, krążownika rakietowego USS „Normandy” (CG-60) i niszczycieli rakietowych USS „Farragut” (DDG99), USS „Forrest Sherman” (DGG-98) i USS „Winston S. Churchill” (DDG-81). Bardzo prawdopodobne, że CSG-12 płynie w asyście jednego lub więce okrętów podwodnych US Navy. Fragment pokładu lotniczego z szeregowo zaparkowanymi myśliwcami Wizyta w Portsmouth USS „Theodore Roosevelt” gościł z oficjalną wizytą w Portsmouth od 22 do 27 marca. Lotniskowiec zakotwiczył w zatoce Stokes Bay na redzie portu w Portsmouth, gdyż był po prostu za duży, aby wejść do portu. Podczas odwiedzin, do wojskowej części portu w brytyjskim Portsmouth wszedł natomiast niszczyciel USS „Winston S. Churchill”, podczas gdy pozostałe okrety eskorty opływały w tym czasie różne zakątki europejskiego wybrzeża. I tak niszczyciel USS „Farragut” odwiedzał wówczas Lizbonę, niszczyciel USS „Forrest Sherman” cumował w porcie we włoskiej La Spezia, a krążownik USS „Normandy” dotarł wówczas do Korfu. Śmigłowiec do wykrywania i zwalczania okrętów podwodnych SH-60F. Wersja ta bazuje tylko na lotniskowcach 62 www.armia24.pl Marijn van der Burgt,Joost van der Burgt „Big Stick” przybywa Najnowszy E-2D Advanced Hawkeye należący do eskadry VAW-125 Tigertails F/A-18C Hornet Operacje powietrzne z pokładu lotniskowca trwały aż do godzin popołudniowych 22 marca, kiedy okręt był jeszcze na pełnym morzu. Działania myśliwców były prowadzone w czasie, gdy pobliskie Yeovilton było otworzone jako zapasowe lotnisko. Przynajmniej jeden śmigłowiec typu Seahawk przeleciał nad portem, zanim przybył lotniskowiec, z którego pokałdu w tę i we w tę latały transporotwe C-2 Greyhound, wożąc załogi, VIP-ów oraz ładunki do i z lotnisk London-Stansted Myśliwiec pokładowy F/A-18C Hornet w barwach eskadry VMFA-251 Thunderbolts ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 63 na morzu Dwumiejscowy F/A-18F Super Hornet z rozłożoną sondą do tankowania w powietrzu i francuskiego Lann-Bihoué. Podczas pobytu w Portsmouth przerwano operacje lotnicze, ale nie zaniechano czynności obsługowych przy samolotach, co znaczyło też częste transportowanie maszyn za pomocą wind do i z hangarów pod pokładem lotniczym lotniskowca. W hangarze można było także zobaczyć śmigłowiec Seahawk na co dzień zaokrętowany na niszczycielu USS „Winston S. Churchill”. Śmigłowiec ten trafił na lotniskowiec właśnie na czas prac serwisowych. Podczas wizyty w Wielkiej Brytanii na pokładzie lotniskowca USS „Theodore Roosevelt” zaokrętowane było 1. Skrzydło SH-60F nie był tak rozpowszechniony w US Navy jak jego rówieśnik SH-60B. Wersję F łatwo poznać po braku okrągłej owiewki pod kadłubem na wysokości podwozia głównego mieszczącej stację radiolokacyjną. SH-60F przenosi natomiast opuszczaną stację hydroakustyczną, której nie ma SH-60B 64 www.armia24.pl Marijn van der Burgt,Joost van der Burgt „Big Stick” przybywa Lotnictwa Pokładowego (Carrier Air Wing 1, CVW-1). W jego skład wchodziły wówczas następujące eskadry dysponujące wymienionym poniżej sprzętem: VFA-11 Red Rippers – F/A-18F • 166628/AB-100, 166634/AB-101, 166624/ AB-102, 166625/AB-103, 166629/AB104, 166610/AB-105, • 166631/AB-106, 166633/AB-107, 166623/ AB-110, 166626/AB-111, 166627/AB-112 VFA-211 Checkmates – F/A-18F • 166797/AB-200, 166799/AB-201, 166805/ AB-202, 166807/AB-203, 166808/AB204, 166809/AB-205, • 166812/AB-206, 166813/AB-207, 166814/ AB-210, 166815/AB-211, 166816/AB-212 VFA-136 Knighthawks – F/A-18E • 166820/AB-300, 166821/AB-301, 166822/ AB-302, 166823/AB-303, 166824/AB304, 166825/AB-305, • 166826/AB-306, 166827/AB-307, 166828/ AB-310, 166829/AB-311, 166818/AB312, 166817/AB-313 VMFA-251 Thunderbolts – F/A-18C • 164902/AB-400, 164892/AB-401, 164958/ AB-402, 164975/AB-403, 164900/AB404, 164980/AB-405, • 164964/AB-406, 164952/AB-410, 164909/ AB-411, 164973/AB-412 VAQ-137 Rooks – EA-18G • 168266/AB-500, 168267/AB-501, 168269/ AB-502, 168270/AB-503, 168274/AB-504 VAW-125 Tigertails – E-2D • 168592/AB-600, 168593/AB-601, 168594/ AB-602, 168595/AB-603, 168321/AB-604 HS-11 Dragon Slayers – SH-60F • 164800/AB-610, 164801/AB-611, 164615/ AB-612 HH-60H • 165115/AB-614, 163795/AB-615, 165120/ AB-616, 165256/AB-617 HSM-46 Grandmasters – MH-60R • 167038/HQ-466 Obecny na lotniskowcu śmigłowiec MH60R pochodził z niszczyciela USS „Winston S. Churchill”, z którego przyleciał na prace Samolot walki radioelektronicznej EA-18G Growler z eskadry VAQ-137 Rooks ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 65 na morzu F/A-18F Super Hornet z podwieszonym zasobnikiem celowniczym AN/ASQ-228 ATFLIR zamocowanym przy lewym wlocie powietrza do silnika serwisowe. Dwa samoloty transportowe C-2A (o numerach bocznych 162176/41 and 162143/44) z eskadry VRC-40 Rawhides nie były obecne podczas wizyty w Portsmouth, ponieważ poleciały do Lann-Bihoué, a następnie dalej w głąb Europy. Perełki na pokładzie Wyjątkową cechą skrzydła CVW-1 jest fakt, że jest to pierwsza jednostka lotnicza wyposażona w eskadrę nowych samolotów wczesnego wykrywania i dowodzenia E-2D. Chodzi o VAW-125 Tigertails, pierwszą eskadrę, która została skierowana do działań operacyjnych poza granicami Stanów Zjednoczonych, będąc w całości wyposażona w E-2D. Nowy model samolotu wczesnego ostrzegania i dowodzenia E-2, czasami nazywany Advanced Hawkeye, przenosi całkowicie nową awionikę, wliczając w to nową stację radiolokacyjną z anteną z aktywnym elektronicznym skanowaniem fazowym (AESA) typu AN/APY-9. Poza tym wymieniono sprzęt łączności, komputery misji, zintegrowaną łączność satelitarną, kabina pilotów jest teraz w standardzie glass cockpit (tzw. szklana kabina), zamontowano nowe systemy zarządzania lotem, a także udoskonalone silniki. E-2D powinien być także zdolny do naprowadzania zasadniczego uzbrojenia do zwalczania celów powietrznych, jakim dysponuje US Navy. Chodzi o pociski pow.-pow. AIM-120 AMRAAM myśliwców F/A-18 oraz odpalane 66 z wyrzutni okrętowych niszczycieli i krążowników pociski plot. SM-6. E-2D może naprowadzać je na cele znajdujące się poza zasięgiem środków obserwacji platform bojowych, które odpaliły pociski. US Navy planuje łącznie zakup 50 sztuk E-2D. Ostatni rejs „Big Stick” był wyjątkowy jeszcze z jednego powodu. Był to ostatni raz, kiedy lotniskowiec na swym pokładzie przenosił śmigłowce SH-60F Seahawk. Prawie wszystkie eksploatowane na lotniskowcach śmigłowce SH-60F przeznaczone do wykrywania i zwalczania okrętów podwodnych oraz poszukiwawczo-ratownicze śmigłowce HH-60H, pełniące także zadania maszyn sił specjalnych marynarki oraz dostosowane do zwalczania niewielkich celów powierzchniowych, zostaną wkrótce zupełnie zastąpione przez bardziej nowoczesne wersje MH-60R i MH-60S. Model MH-60R zastępuje SH-60B/F w roli śmigłowca do wykrywania i zwalczania okrętów podwodnych i nawodnych i jest wyposażony w głowicę optoelektroniczną z kanałem termowizyjnym, lotnicze zestawy do przetrwania w trudnych warunkach, zaawansowany lotniczy system wymiany danych o informacji taktycznej stosowany w ramach floty, nowocześniejszą opuszczaną aktywną stację hydrolokacyjną, kabinę w standardzie glass cockpit, a wśród nowego uzbrojenia znalazły się torpedy do zwalczania okrętów podwodnych Mk-54 oraz kierowane pociski rakietowe Hellfire. Konstrukcja MH-60S nie tylko jest oparta na Seahawku z jego zdwojonym kółkiem ogonowym i obustronnymi odsuwanymi drzwiami kabiny ładunkowej, jak w modelu UH-60 dla wojsk lądowych. MH-60S zastępuje śmigłowce HH-60H, UH-3H i CH-46D i w związku z tym zestaw przenoszonego przez niego uzbrojenia składa się z pokładowych karabinów maszynowych, pocisków rakietowych Hellfire, systemu Airborne Laser Mine Detection System do wykrywania min morskich, głowicy optoelektronicznej z kanałem termowizyjnym oraz urządzeń zakłócających termolokacyjne głowice naprowadzania pocisków plot. Zadania przewidziane dla MH-60S obejmują zaopatrywanie okrętów i statków z powietrza, ewakuację medyczną, ratownictwo bojowe (CSAR), zwalczanie celów powierzchniowych – w tym niewielkich pływających, wsparcie ogniowe oddziałów naziemnych, wsparcie działań sił specjalnych oraz działania wywiadowcze, nadzorujące i rozpoznawcze. Jak tylko eskadra HS11 otrzyma nowe zaawansowane MH-60S, również oznaczenie eskadry HS (Helicopter Anti-submarine Squadron – śmigłowcowa eskadra przeciwpodwodna) ulegnie zmianie na HSC-11 (Helicopter Sea Combat Squadron – śmigłowcowa eskadra walki morskiej). Choć jeśli chodzi o śmigłowce HH-60, to te pozostaną w służbie jeszcze przez pewien czas. n Zdjęcia Marijn van der Burgt www.armia24.pl Marijn van der Burgt,Joost van der Burgt „Big Stick” przybywa thalesgroup.com/naval Rozwiązania dla sektora morskiego Wypełniamy wszystkie ważne zadania MISJE HUMANITARNE Koordynacja pomocy dla obszarów objętych katastrofami i klęskami żywiołowymi, procedury ewakuacji, poszukiwań i akcji ratunkowych. OPERACJE MILITARNE Wspieranie operacji specjalnych i lądowych, obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej. KONTROLOWANIE SYTUACJI NA MORZU Utrzymywanie spójności terytorialnej oraz świadomości sytuacyjnej na odpowiednim poziomie. WYZWANIA STOJĄCE PRZED SŁUŻBAMI CELNYMI I STRAŻĄ GRANICZNĄ Zwalczanie przemytu narkotyków, operacje antyterrorystyczne, zagrożenia związane z nielegalną imigracją, zwalczanie kontrabandy. Bezpieczeństwo na morzu wymaga codziennego podejmowania tysięcy kluczowych decyzji. Firma Thales znajduje się w ich centrum. Nasze radary i sonary, systemy przeciwpożarowe, rozwiązania C4ISR, programy integracji dużych systemów i modernizacji okrętów wojennych wyposażone są w inteligentne, zintegrowane technologie – jedne z najlepszych na świecie. Ufają im i korzystają z nich marynarki wojenne z ponad 50 krajów. Oferowane przez nas informacje i kontrola umożliwiają podejmowanie decyzji odnośnie najbardziej skutecznego reagowania w środowiskach mających znaczenie krytyczne. Wszędzie, wspólnie z naszymi klientami zmieniamy świat na lepsze. Historia Militaris Napędy lotnicze Odrzutowe silniki lotnicze II wojny światowej Pierwszymi i przez długi czas jedynymi napędami lotniczymi były te, w których zastosowano spalinowe silniki tłokowe. Używano ich w różnych układach: rzędowych, w układzie V lub przeciwbieżnych jedno- i wielopiętrowych. Bardzo powszechne, zwłaszcza w czasie I wojny światowej, były silniki gwiazdowe z ruchomym wałem lub rotacyjne. Okres największego rozwoju tych silników przypada na czas II wojny światowej. Wówczas powstały konstrukcje lotniczych silników tłokowych o wysokiej mocy, w tym silników turbodoładowanych. Niektórzy przewidujący konstruktorzy widzieli w perspektywie kilkuletniej granicę, poza którą rozwój lotniczych silników tłokowych byłby już niemożliwy. Oni to właśnie skierowali się w stronę nowego napędu – silników odrzutowych. Prześledźmy zmagania konstruktorów lotniczych tamtego okresu. Przed jakimi problemami stawali i jak je rozwiązywali oraz jakie przełomowe konstrukcje z tym napędem powstały w czasie całej II wojny światowej. Maciej Ługowski Pierwszy lotniczy silnik odrzutowy – Coanda 1 Nim przejdziemy do tematu odrzutowych silników konstruowanych i stosowanych w czasie II wojny światowej, trzeba krótko poznać historię powstania pierwszego lotniczego silnika odrzutowego. Oficjalnie często podaje się, że konstruktorem pierwszego lotniczego silnika turboodrzutowego był Frank Whittle, który opatentował swoją konstrukcję w 1930 roku. Nie jest to do końca zgodne z prawdą. 20 lat przed nim lotniczy silnik turboodrzutowy skonstruował i zbudował rumuński oficer i jednocześnie konstruktor lotniczy pracujący we Francji – Henry Coanda. Był on zdolnym i dalekowzrocznym inżynierem, studiującym na wyższej uczelni technicznej w Paryżu. Tam też dokonał swoistego przełomu w konstrukcji nowego napędu lotniczego. Zrealizował on pomysł takiego silnika na bazie rzędowego silnika tłokowego. Połączył spalinowy silnik tłokowy (był to silnik Clerget o mocy 50 KM) z kompresorem w postaci sprężarki odśrodkowej. Do tak powstałego układu dołączył komorę spalania. Stworzył w ten sposób pierwszy lotniczy silnik odrzutowy typu motorjet (silnik – ang. motor, odrzut – ang. jet). Silnik tłokowy napędzał sprężarkę, która tłoczyła powietrze do komory spala- 68 Silnik Argus As-14 [Fot. Deuthes Museum Monachium] nia. Tam dodawane było paliwo, następował zapłon i gorące gazy wydostające się przez dyszę wylotową na zewnątrz wytwarzały odrzut. Ten pierwszy silnik odrzutowy miał ciąg rzędu 2,64 kN (ok. 220 kG). W 1910 roku pierwszy samolot konstrukcji Henry’ego Coand’y z napędem odrzutowym był gotowy do oblotu. Oblot miał miejsce na podparyskim lotnisku Issy-Les- Molineaux 16 grudnia 1910 roku i był bardzo dramatyczny. Sam konstruktor wsiadł do kabiny i uruchomił silnik tłokowy. Kiedy sprężarka osiągnęła wymagane 4000 obr./ min i zaczęła tłoczyć sprężone powietrze do komór spalania pod wymaganym ciśnieniem, nastąpił zapłon. Gorące gazy wystrzeliły z dyszy, podmuch odrzutu ogarnął kabinę samolotu, w którym siedział Henry, www.armia24.pl a ten zdał sobie sprawę, że temperatura i siła strumienia są znacznie większe, niż się spodziewał. Zaczął się mocno obawiać, że samolot zaraz się zapali. Pochylił się nad dźwigniami i skupił nad wyregulowaniem siły odrzutu. Nie zauważył wówczas, że samolot ruszył z miejsca i zaczął gwałtownie nabierać prędkości. Kiedy poczuł drgania, wyjrzał znad przyrządów i zobaczył z przerażeniem pędzące ku niemu zabudowania. Zdał sobie sprawę, że nie zdąży wyhamować i jest praktycznie bez wyjścia – musi wystartować. Nagle rozpędzony samolot oderwał się od ziemi, zaczął się ostro wspinać, po czym obniżył lot i twardo wylądował. Niestety w czasie lądowania przechylił się i uderzył lewym skrzydłem w ziemię, a zaraz potem kadłub przełamał się i zarył w grunt, stając w płomieniach. Na szczęście pilot nie był przypięty pasem i został wyrzucony z kabiny. To uratowało mu prawdopodobnie życie. Mając tylko lekkie rany na rękach i twarzy, Henry Coanda patrzył, jak płonie jego dzieło. Idea lotniczego napędu odrzutowego, choć zapoczątkowana, jeszcze się nie zaczęła. Przez następne lata konstruowano odrzutowe silniki lotnicze, ale były to tylko silniki rodzaju motorjet w prototypach. Dopiero trzy dekady później wzbił się w powietrze kolejny samolot z napędem turboodrzutowym – Heinkel He-178. Odrzutowe silniki lotnicze Generacji Pierwszej Silniki odrzutowe rozwijane w okresie międzywojennym i w czasie II wojny światowej klasyfikować można jako silniki odrzutowe Generacji Pierwszej. Mimo że bardzo odmienne konstrukcyjnie klasyfikuje się je razem ze względu na okres powstania, sposobu użytkowania oraz zastosowanych do budowy materiałów konstrukcyjnych. W czasie II wojny światowej rozwijano trzy typy silników odrzutowych do napędu samolotów bojowych: turboodrzutowe, pulsacyjne i rakietowe. Jak były zbudowane, użytkowane i jakie były ich ograniczenia oraz jak radzili sobie z ich ograniczeniami konstruktorzy i inżynierowie? W kilkanaście lat po pierwszym locie samolotu z silnikiem turboodrzutowym Henry’ego Coandy przełomu w konstrukcji tych silników dokonał angielski inżynier Frank Whittle. Zamiast silnika tłokowego wykorzystał on turbinę gazową zblokowaną ze sprężarką odśrodkową. Tym samym stworzył nową ideę silnika turboodrzutowego. W 1930 roku opatentował swój projekt, jednak nadal pozostawał on w sferze idei, ponieważ ówczesna technologia metalurgiczna nie pozwalała na zbudowanie turbiny gazowej, która mogłaby pracować Silnik BMW 003-1-2 Sturm [Fot. archiwum autora] SILNIKI ODRZUTOWE DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ KRAJ PRODUCENTA SILNIKA OSIĄGALNY CIĄG MAKSYMALNY PIERWSZE URUCHOMIENIE SILNIKA Odśrodkowa Odśrodkowa Bezprężarkowy Osiowa Bezprężarkowy, przepływowy Bezsprężarkowy Bezsprężarkowy przepływowy Wielka Brytania Niemcy Niemcy Niemcy 9 kN 4,4 kN 4 kN 8,8 kN 1937 1938 1938 1940 1940 Turboodrzutowy NAZWA SILNIKA TYP SILNIKA TYP SPRĘŻARKI W-2 He S3B Walter R I-203 Junkers Jumo 004 Turboodrzutowy Turboodrzutowy Rakietowy Turboodrzutowy Argus As-104 Pulsacyjny Walter R II-203 Rakietowy Argus As-014 Pulsacyjny Junkers Jumo 109 004A BMW 109-003E-1/2 Sturm General Electric J31-GE-3 Rolls-Royce Goblin II VK-107R VK-107R TSU-11 Niemcy 2,7 kN Niemcy 7,5 kN 1940 Niemcy 2,7 kN 1940 Osiowa Niemcy 8,24 kN 1940 Turboodrzutowy Osiowa Niemcy 7,83 kN 1940 Turboodrzutowy Odśrodkowa USA 9 kN 1940 Turboodrzutowy Odśrodkowa Wielka Brytania 13,3 kN 1941 Motorjet Motorjet Motorjet Odśrodkowa Odśrodkowa Odśrodkowa ZSRR ZSRR Japonia 3 kN 3 kN 4,5 kN 1944 1945 1945 w wysokiej temperaturze gazów wylotowych. Dopiero znaczne postępy w metalurgii pozwalające na produkcję stopów żaroodpornych i żarowytrzymałych pozwoliły Wittle’owi na zrealizowanie swojego projektu. W 1937 zbudował on prototyp silnika turboodrzutowego W1 ze sprężarką odśrodkową, komorami spalania typu dzbanowego i turbiną gazową napędzającą sprężarkę. Silnik W1 miał ciąg rzędu 4 kN. Dwa lata później, 15 maja 1941 roku, odbył się lot samolotu Gloster Meteor B28/39 napędzanego silnikiem turboodrzutowym Franka Whittle’a. W 1938 roku, niemiecki inżynier Hans von Ohain, który również zajmował się problematyką lotniczego napędu odrzutowego i w 1935 opatentował swój projekt silnika odrzutowego z turbiną gazową, zbudował prototyp silnika odrzu- towego HeS-3B. Silnik powstał w wytwórni Ernsta Heinkla, którego bardzo zainteresowały prace Ohaina. Silnik HeS-3B osiągał ciąg 4,4 kN i został zamontowany na eksperymentalnym płatowcu, tworząc samolot Heinkel He-178, który 27 sierpnia 1939 roku wykonał pomyślnie próbny lot trwający 12 minut. Był to pierwszy lot samolotu o przeznaczeniu bojowym, napędzanego silnikiem turboodrzutowym. Czym konstrukcyjnie charakteryzowały się turboodrzutowe silniki lotnicze Generacji Pierwszej II wojny światowej? Elementów jest kilka. Przede wszystkim zastosowana była w nich sprężarka odśrodkowa (a nie osiowa, jak we współczesnych silnikach turboodrzutowych). Sprężarka odśrodkowa technologicznie jest prostsza w budowie i zastosowaniu niż sprężarka ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 69 Historia Militaris General Electric J31-GE-3 [Fot. General Electric] osiowa. Generalnie rzecz biorąc, sprężarka odśrodkowa (inaczej promieniowa) to taka, w której przepływ sprężanego powietrza następuje prostopadle do osi obrotu sprężarki. Sprężanie dynamiczne gazu następuje poprzez odrzucanie go na zewnątrz (na obwód) przez łopatki (promienie) na skutek działającej siły odśrodkowej (stąd nazwa „sprężarka promieniowa” lub „odśrodkowa”). Stopień sprężania nie przekracza 3, jest to najczęściej ok. 2–2,5. Zazwyczaj są to sprężarki jednostopniowe, ponieważ ze względów konstrukcyjnych i aerodynamicznych jest to układ najbardziej optymalny. Próbowano stosować w silnikach układy wielostopniowe tych sprężarek, ale nie zdało to egzaminu (największą ilością stopni były 3, ale powodowało to takie komplikacje konstrukcyjne, że projekt zarzucono). Znaleziono kompromisowe rozwiązanie: stopień sprężarki (dysk) miał promienie po obu stronach, więc wydajność masowa, czyli objętość tłoczonego powietrza w przeliczeniu na jego masę, była dwukrotnie więk- Silnik rakietowy HWK 109-509-A-Walter R II-203 [Fot. Deuthes Museum Monachium] 70 sza. Ze względu na zastosowanie tego typu sprężarki, również budowa wlotu powietrza była inna niż ta, którą znamy obecnie w silnikach turboodrzutowych. Mógłby to być wlot centralny albo boczny, który stosowano na początku. Wówczas powietrze było zasysane nie od czoła silnika, tylko przez perforowane pierścienie otaczające sprężarkę. W przypadku, gdy stosowano sprężarkę dwustronną, wlot był również podwójny, a powietrze było zasysane na łopatki po obu stronach dysku sprężarki. Następnie oba strumienie wędrowały jednym kanałem do komór spalania. Sprężarki odśrodkowe, pomimo prostoty konstrukcyjnej, miały swoje niewątpliwe wady. Główną niedogodnością była duża średnica, co wpływało generalnie na gabaryty silnika (był krótki i „pękaty”), i brak możliwości sprzęgnięcia ich w agregaty wielostopniowe, co skutkowało mocno ograniczonym stopniem sprężania. Można by sobie zadać pytanie, dlaczego od razu nie zastosowano sprężarek osiowych. Odpowiedź jest prosta – ograniczenia technologiczne lat 40. Sprężarka osiowa ma niższą zdolność sprężu na pojedynczym stopniu niż sprężarka promieniowa, ale można ją zestawiać w agregaty wielostopniowe. Jednak gdy taka wielostopniowa sprężarka osiowa rozkręcała się do wysokich obrotów roboczych (a masę miała sporą), pojawiały się problemy z jej wyważeniem. Powstałe drgania bardzo szybko wybijały łożyska, aż do ich zniszczenia włącznie. Efekt był taki, że pierwsze silniki ze sprężarkami promieniowymi miały żywotność rzędu kilkudziesięciu godzin, a gdy próbowano zastosować sprężarkę osiową, silnik miał co prawda wyższy ciąg, ale jego żywotność sięgała zaledwie kilku godzin. Długo nie radzono sobie z problemem wyważenia wielostopniowych sprężarek osiowych. Dopiero firma Junkers, tworząc silnik Junkers Jumo 004 z 8-stopniową sprężarką osiową, napędzający myśliwiec Me-262, częściowo poradziła sobie z tym problemem. Jednak i tak żywotność tego silnika była niższa niż stosowanych wówczas silników ze sprężarką odśrodkową. Kolejnym elementem budowy były komory spalania. Każdy silnik zawierał ich kilka: od 8 aż po 16. I nie były to komory spalania powszechne we współczesnych lotniczych silnikach turboodrzutowych (czyli pierścieniowe). Zarówno Frank Whittle, jak i Hans Ohain oraz pozostali konstruktorzy budujący ówczesne silniki bazowali na tzw. układzie wielokomorowym (multi-combuston chamber). Podstawową jednostką tego układu jest tzw. can flame, czyli komora spalania typu dzbanowego. Są to pojedyncze, podłużne, autonomiczne komory o kształwww.armia24.pl Historia Militaris Silnik Junkers Jumo 004. Widoczna odkryta sekcja sprężania z 8-stopniową sprężarką [Fot. archiwum autora] Silnik tłokowy VK-107R stanowiący napęd silnika motorjet WRDK [Fot. archiwum autora] Motorjet konstrukcji Franka Whittle’a. A – turbina, B – silnik tłokowy, C – sprężarka odśrodkowa [Rys. Maciej Ługowski] 72 cie cylindrycznym, z których każda posiada własny wtryskiwacz paliwa, układ inicjacji zapłonu zamknięty w niezależnej obudowie. Komory rozmieszczone są promieniście wokół centralnej części silnika, tuż za sprężarką, a gazy spalinowe powstałe w każdej z komór trafiają na turbinę. Przy tej okazji warto wspomnieć również o polskim wkładzie w rozwój tego typu silników. W 1937 roku trzej polscy inżynierowie: Jan Oerfeld, Józef Sachs i Władysław Bernadzikiewicz skonstruowali i zbudowali pierwszy polski silniki turboodrzutowy Generacji 1. Co prawda był to tylko prototyp, którego maksymalny czas pracy ciągłej wyniósł nieco ponad 60 minut na hamowni, ale w polskich warunkach, jak na owe czasy, było to spore osiągnięcie. Rozwój silników turboodrzutowych Generacji Pierwszej następował coraz szybciej, choć nadal ich słabą stroną był stosunkowo niski ciąg oraz gabaryty, a konkretnie owa ich „pękatość” (wyjątek stanowił tu silnik Junkers Jumo dzięki sprężarce osiowej, choć należy go również zaliczyć do tej samej generacji ze względu na zbliżone własności użytkowe). Aby nieco polepszyć sytuację, firma Rolls-Royce, której ostatecznie zlecono produkcję silników konstrukcji Whittle’a (pierwszą firmą, która otrzymała oficjalne zlecenie na produkcję seryjną silników Whitttle’a w 1941 roku była firma Rover, z główną fabryką silników w Barnoldswick) zmodyfikowała ten układ. Po podpisaniu w 1941 roku przez firmę De Havilland umowy na skonstruowanie i produkcję nowych myśliwców o napędzie odrzutowym, na zlecenie De Havillanda, inżynier silników lotniczych Rolls-Royce’a Frank Halford, na bazie pierwotnej konstrukcji Whittle’a skonstruował silnik Rolls-Royce RR Goblin. Różnica polegała na nieco innym ułożeniu dzbanowych komór spalania, dzięki czemu silnik zyskał mniejszą średnicę, stał się smuklejszy oraz wzrosła znacząco jego sprawność i wartość ciągu. Posiadał on sprężarkę odśrodkową, jednostronną i dwa centralne przednie wloty powietrza odchylone na zewnątrz od osi silnika. Wyposażono go aż w 16 dzbanowych komór spalania. Testy gotowego prototypu rozpoczęto 13 kwietnia 1942 roku i do września tego samego roku przepracował on 200 godzin na hamowni. W locie przetestowany został 3 maja 1943 roku na myśliwcu Gloster Meteor. Zmodernizowana wersja RR Goblin II służyła jako napęd takich myśliwców, jak DH Vampire i Lockheed XP 80, a wersja produkowana w Szwecji przez zakłady Volvo Aero pod nazwą RM-1 napędzała pierwszy szwedzki myśliwiec odrzutowy SAAB J21-R. W 1940 roku powstała jeszcze jedna odmiana silnika odrzutowego – silnik pulsawww.armia24.pl Maciej Ługowski Odrzutowe silniki lotnicze II wojny światowej Samoloty bojowe II wojny światowej i zastosowane w nich silniki odrzutowe Pierwszym silnikiem, który skonstruowano i który wszedł do służby jako odrzutowy napęd samolotów bojowych, był silnik W-1 (występujący także pod nazwą Whittle W-1). Był klasycznym silnikiem odrzutowym pierwszej generacji. Silnik W-1 napędzał pierwszy brytyjski odrzutowy samolot bojowy typu Gloster Meteor B28/39. Oblot tego samolotu z nowym napędem miał miejsce 15 maja 1941 roku. W-1 bardzo szybko udoskonalono do wersji W-2, a później do wersji W2B/23, której nadano nazwę Welland. Aby nieco polepszyć osiągi i sprawność nowego silnika, firma Rolls-Royce, której ostatecznie zlecono produkcję silników tej konstrukcji, zmodyfikowała układ. Tak więc silnik W-1 zapoczątkował długą serię użytkowych lotniczych silników turboodrzutowych Pierwszej Generacji. Z czasem dwukrotnie i trzykrotnie wzrosła wartość ich ciągu oraz sprawność. Zbudowane były z odśrodkowej obustronnej sprężarki, a wloty powietrza były boczne i podwójne (na każdą stronę sprężarki). Dzbanowe komory spalania ułożone zostały wokół rdzenia silnika. Trzeba pamiętać, że w wersji pierwotnej Frank Whittle zastosował takie ustawienie komór spalania, że wytwarzane gazy spalinowe miały tzw. wsteczny przepływ. Oznacza to, że nie trafiały bezpośrednio na turbinę, tylko poprzez krótki kanał wylotowy, skręcony pod ostrym kątem. Powodowało to dość istotną utratę ciągu, silnik natomiast był krótki i o dużej średnicy zewnętrznej. Taki sam układ utrzymano w silniku Royce W2B/23 Welland, którego prototyp przetestowano i oblatano w 1942 roku. Jego podstawowa specyfikacja była następująca: Rozwój silnika turboodrzutowego Generacji Pierwszej [Rys. Maciej Ługowski] cyjny. Był to Argus 190-014 i posłużył do napędu samolotu-pocisku Fieseler Fi-103 (V1). Jedynymi jego ruchomymi elementami były specjalne zawory, które otwierały się, wpuszczając powietrze do komory spalania i zamykały pod wpływem zapłonu, odcinając dopływ powietrza. Gorące gazy specjalnie ukształtowaną i odpowiednio długą dyszą wylatywały do atmosfery, wytwarzając ciąg rzędu 3 kN. Silnik pracował w cyklu szybko następujących po sobie eksplozji z częstotliwością kilkudziesięciu pulsów na sekundę. Jego wadą był fakt, że aby go uruchomić, trzeba go było najpierw rozpędzić, aby wymusić przepływ powie- trza, a dodatkowo nie było możliwości sterowania ciągiem. Niemcy bardzo intensywnie rozwijały również napęd rakietowy, adoptując go do napędu samolotów. Przodowały tu zakłady Walter HWK zlokalizowane w Kiel, założone w 1935 roku przez inżyniera, konstruktora i przemysłowca Hellmuth’a Waltera. Budowały one seryjną rodzinę silników rakietowych Walter HWK, z których najważniejszymi były Walter R I-203 o ciągu 7,5 kN oraz HWK 109-509 o ciągu 17 kN. Pierwszy napędzał prototyp samolotu rakietowego DFS 194, z którego wyłonił się samolot rakietowy Me-163 napędzany przez silnik HWK 109-506. Średnica zewnętrzna: Masa suchego silnika: Sprężarka: Turbina: Paliwo: Ciąg maksymalny: 1098 mm 386 kg odśrodkowa, dwustronna osiowa, jednostopniowa kerozyna 1% (nafta lotnicza) 7,7 kN Welland wszedł do częściowej produkcji i montowano go w pierwszych wersjach myśliwca Gloster Meteor, jednak bardzo szybko pojawiła się idea znaczącej modyfikacji wyjściowej. Zrealizowano ją w silniku Rolls-Royce Derwent. Był to drugi seryjnie projektowany przez przemysł lotniczy Wielkiej Brytanii silnik turboodrzutowy w czasie II wojny światowej. Posiadał on również dwustronną sprężarkę odśrodkową, dwustronne wloty powietrza i jednostopniową turbinę osiową z 54 łopatkami. Inne natomiast było ułożenie komór spalania. Zrezygnowano bowiem z przepływu ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 73 Historia Militaris Silnik W2 – rozwinięcie silnika W1 Franka Whittle’a [Fot. Gary Brossett] wstecznego i zastosowano układ przelotowy. Dzbanowe komory spalania ułożono promieniście wokół rdzenia silnika, nachylono pod kątem, a ich wyloty zbiegały się w jeden krótki kanał, który nie był załamany. Gazy wylotowe trafiały więc bezpośrednio na turbinę. Uprościło to przepływ gazów, zmniejszyło straty ciągu a przede wszystkim zwiększyło niezawodność i żywotność silnika. Choć Derwent był dłuższy od Wellanda i jego zabudowa na dalszych wersjach Gloster Meteora wymagała przebudowy gondoli silnikowych, to jego zalety spowodowały, że został on wybrany do napędu nie tylko tego samolotu, ale i innych brytyjskich bojowych samolotów odrzutowych po II wojnie światowej. Silnik Derwent Mk. I wzór 26 posiadał także powiększone wloty powietrza, co zwiększało przepływ masowy gazów oraz rozbudowany system zasilana paliwem. Stworzono i wyprodukowano aż pięć wersji rozwojowych tego silnika: – Derwent I – pierwsza wersja produkcyjna o ciągu 8,9 kN – Derwent II – wersja o ciągu zwiększonym do 9,8 kN – Derwent III – rozwojowa wersja eksperymentalna (prototyp) – Derwent IV – wersja o ciągu zwiększonym do 10,7 kN – Derwent V – wersja o zmniejszonych wymiarach i zwiększonym ciągu do 15,6 kN – Derwent V Nene – wersja o zmniejszonych wymiarach i zwiększonym ciągu do 22,2 kN. Ostatnia wersja silnika Rolls-Royce Derwent posiadała ciąg 22,2 kN, więc dwuipółkrotnie większy niż pierwotna wersja Mk. I. 7 listopada 1945 roku Gloster Meteor napędzany właśnie tą wersją ustanowił świa- 74 towy rekord prędkości, osiągając 975 km/h. I to właśnie ten silnik został udostępniony przez brytyjski rząd, zdominowany wówczas przez Labour Party (Partię Pracy) Związkowi Radzieckiemu, który w dużym stopniu kopiując go (acz nie do końca), stworzył silnik Klimow RD-45, który posłużył do napędu myśliwca MiG-15. Podstawowa specyfikacja silnika turboodrzutowego Rolls-Royce Derwent Mk. I jest następująca: Długość: 2135 mm Średnica zewnętrzna 1055 mm Masa suchego silnika 443 kg Sprężarka: jednostopniowa, odśrodkowa dwustronna z podwójnym wlotem powietrza Komory spalania: typu dzbanowego, 10 komór, zapłonowy układ rozruchowy w komorze 3 i 10 Turbina: jednostopniowa z 51 łopatkami Paliwo: kerozyna 1% (nafta lotnicza) Układ olejowy: zbiornik oleju o pojemności 12,5 litra, wydajność pompy oleju 976 l/min, zapewnia maksymalny czas lotu odwróconego – 15 sekund Osiągi: Ciąg: – ciąg na biegu jałowym przy prędkości obroto0,5 kN wej 6000 obr./min – ciąg startowy przy 16 500 obr./min 8,9 kN – ciąg przy 15 000 obr./ min i prędkości przelotowej 6,9 kN Ogólny Stopień Sprężu (Overall Pressure ratio OPR) 3,9 Zużycie paliwa: – na biegu jałowym 215 kg/h – przy ciągu podróżnym 830 kg/h – przy ciągu maksymalnym 1070 kg/h Zużycie oleju: 0,57 l/h Trzeba powiedzieć, że krajem, w którym powstawało najwięcej konstrukcji silników odrzutowych wprowadzonych do eksploatacji, były Niemcy. Niemcy bardzo wcześnie rozpoczęli konstruowanie i wprowadzanie do napędu samolotów bojowych silników rakietowych. Najważniejszymi silnikami tego typu konstruowanymi dla lotnictwa bojowego była rodzina silników rakietowych „Walter”. Pierwszym silnikiem tej rodziny był silnik Walter R I-203. Napędzany był mieszaniną nadtlenku wodoru (T-Stoff) i nadmanganianu potasu (Z-Stoff), a jego pierwsze uruchomienie miało miejsce w roku 1940. Silnik był ciągle modyfikowany. Stanowił on napęd samolotu Henkel 176. Silnik ten miał stały ciąg równy 4 kN. Następny silnik, Walter R II-203, miał ciąg regulowany w granicach 1,5–7,5 kN i został użyty do napędu myśliwca przechwytującego Me 163A. Dalszą ewolucję stanowiły silniki rakietowe serii HWK109509 (HWK to nazwa wytwórni, 109 to oznaczenie silników rakietowych wg kodu RLM, 509 to kolejny numer konstrukcji) na paliwo dwuskładnikowe: T-Stoff (jako utleniacz – mieszanka 80% nadtlenku wodoru + 20% wody) i C-Stoff (30% hydratu hydrazyny + 57% metanolu). Prototypowy egzemplarz nowego silnika rakietowego serii HWK 109-509-1 o ciągu regulowanym w zakresie 3–15 kN ukończono jesienią 1942 roku, a następnie zamontowano na samolocie Me163 V3. Przedprodukcyjne egzemplarze Me 163B otrzymały w większości silniki Walter R II-211 serii HWK 109-509-1, a egzemplarze seryjne – HWK 109-509 A-2. Silniki te miały regulowany ciąg od 1 kN na biegu jałowym do 17 kN w locie. Masa silnika wynosiła 170 kg. Silnik dzielił się zasadniczo na dwa zespoły. Przedni stanowiła rama z umieszczonymi na niej agregatami takimi jak turbina napędzająca pompy paliwowe i rozrusznik elektryczny. Zespół przedni połączony był za pomocą cylindrycznej rury nośnej z tylnym, gdzie mieściła się komora spalania i dysza wylotowa. Jeszcze przed rozpoczęciem II wojny światowej, w roku 1938 w zakładach Heinkla powstał samolot z napędem rakietowym napędzany, jak już wspomniano, silnikiem Walter R I-203. Samolot, oznaczony jako Heinkel He 176, oblatany był 20 czerwca 1939 roku. Był to niewielki, prosty w konstrukcji i montażu samolot, do którego budowy wykorzystano głównie drewno. Samolotem typowo bojowym, jak już wspomniano, który wszedł do eksploatacji, napędzanym jednym silnikiem z rodziny silników Walter R I był Messerschmitt Me 163 Komet. Napędzał go silnik Walter HWK 109-509A-1/2 o ciągu 16,67 kN. Samolot był www.armia24.pl Motorjet Campini Caproni. A – gwiazdowy silnik tłokowy, B – trójstopniowa sprężarka, C – układ zapłonowy, D – gazy wylotowe. Napęd ten był jednym z najbardziej udanych konstrukcji silnika typu motorjet [Rys. Maciej Ługowski] jednomiejscowym myśliwcem przechwytującym, a jego bojową wartość ograniczał napęd. Zastosowany silnik rakietowy miał co prawda dużą moc, zwłaszcza w stosunku do masy samolotu, ale pracował bardzo krótko – maksymalnie 8 minut, więc promień działania samolotu wynosił zaledwie 35 kilometrów. Po zgaśnięciu silnika samolot, po wykonaniu ataku, schodził do lądowania lotem ślizgowym. Samolot nie posiadał klasycznego podwozia. Startował przy użyciu oddzielającego się po starcie dwukołowego wózka, a lądował przy użyciu specjalnie wysuwanej podkadłubowej płozy. Samolot wszedł do służby bojowej w maju 1944 roku. Wyprodukowano około 300 maszyn. Dodatkowym problemem w eksploatacji była łatwość wybuchu silnika w czasie napełniania zbiorników na paliwo, a w czasie lądownia wybuch resztek lub oparów paliwa. Prędkość maksymalna wynosiła 955 km/h, a czas wznoszenia na wysokość 9145 m – 2 min 36 sek. Pułap praktyczny – 12 000 m. Me 163 Komet miał masę własną 1908 kg i maksymalną startową 4310 kg. Nie był duży – rozpiętość skośnych skrzydeł to 9,33 m, długość 5,85 m, a wysokość na wózku startowym 2,7 m. Miał natomiast mocne Silnik Junkers Jumo 004 [Fot. archiwum autora] uzbrojenia – dwa działka kal. 30 lub 20 mm w nasadach skrzydeł. W roku 1940 w Niemczech miało miejsce pierwsze uruchomienie najlepszego konstrukcyjnie silnika turboodrzutowego w II wojnie światowej – Junkers Jumo 004. Niemieckim konstruktorom udało się odejść od użycia klasycznej sprężarki odśrodkowej, a na jej miejsce zastosowano sprężarkę osiową. Rozwiązali więc problem, którego innym konstruktorom tego okresu rozwiązać się nie udało. Silnik ten wykorzystano jako napęd w niemieckim myśliwcu odrzutowym Messerschmitt Me-262. Silnik miał długość 3,86 m, średnicę maksymalną 81 cm i wagę suchego silnika 719 kg. System napędowy składał się z ośmiostopniowej sprężarki osiowej, sześciu dzbanowych komór spalania i jednostopniowej turbiny. Ciąg maksymalny wahał się w granicach, zależnie od wersji, od 8,8 kN do 10 kN przy obrotach 8700 na minutę. Stopień sprężania wynosił 1,25. Początki konstrukcji silnika były trudne i żmudne. W pierwszych uruchomieniach silnik szybko się przegrzewał, a czasami zapalał. Początkowy czas pracy ciągłej nie dochodził nawet do godziny, ponieważ ciągle borykano się z problemem wyważenia sprężarki osiowej. Na skutek złego wyważenia i wysokiej temperatury łożyska szybko się zużywały (przegrzewały i zacierały). Jednak z czasem pokonano te problemy i silnik mógł wejść do produkcji seryjnej i eksploatacji. Najbardziej znanymi samolotami, które napędzał Junkers Jumo, był bombowo-rozpoznawczy Arado Ar 234B Blitz oraz myśliwski Messerschmitt Me 262. Pierwszy z nich oblatano w 1940 roku, natomiast drugi w 1942. Pierwsze uruchomienie silnika Junkers Jumo nastąpiło w roku 1940. Arado Ar 234B Blitz miał trójpodporowe podwozie z kołem przednim. W wersji rozpoznawczej miał podwieszane dodatkowe zbiorniki z paliwem, natomiast w wersji bombowej miał podskrzydłowe zawieszenia dla bomb. Maszyny weszły do służby bojowej we wrześniu 1944 roku. Napęd stanowiły dwa silniki Junkers Jumo wersja 109-004A-0 Orkan o ciągu 8,825 kN oraz instalację do montażu dwóch rakietowych silników startowych Walter HWK 109-500 (R I-200) o ciągu 4,9 kN każdy. Bombowiec osiągał prędkość maksymalną 724 km/h, a czas wznoszenia na wysokość 6000 m wynosił 12 min 48 sek., zasięg 1630 km. Pułap praktyczny to 10 000 m. Masa własna 5200 kg, maksymalna startowa 9850 kg. Uzbrojony był w dwa działka w dolnej części kadłuba i 1500 kg bomb na podwieszeniach zewnętrznych. Najbardziej znanym samolotem który napędzały silniki Junkers Jumo był myśliwsko-bombowy Messerschmitt Me 262. Zastosowano w nim dwa silniki wersji Junkers Jumo 004B o ciągu 8,825 kN zamontowane w gondolach pod skrzydłami. Na uzbrojenie samolotu składały się cztery działka 30 mm w dziobie oraz ładunek 500 kg bomb na zewnętrznych węzłach podwieszeń. Samolot miał masę własną 4420 kg i maksymalną startową 7130 kg. Ze względu na masę i konieczność dobrego przyśpieszenia i innych osiągów początkowo borykano się ze zbyt małym ciągiem napędu. Zastosowane pierwsze silniki Junkers Jumo ciągle były zbyt słabe, ażeby samolot miał oczekiwane osiągi. Aby napęd zapewniał odpowiednie osiągi bojowe, silniki musiały cały czas podczas startu i całego lotu pracować na maksymalnych obrotach i maksymalnym ciągu. Powodowało to szybkie zużywanie się silników, a czasem silniki nie wytrzymały nawet startu maszyny i ulegały zatarciu łożysk. Dopiero wersje Junkers Jumo 004B-1/2/3 o ciągu 8,825 kN spełniły oczekiwania co do napędu. Samolot osiągał prędkość maksymalną 870 km/h, czas wznoszenia na wysokość 6000 metrów 6 min 48 sek., pułap praktyczny 11 450 m i zasięg 1050 km. Me 262 został oblatany w 1942 ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 75 Historia Militaris Silnik W 1 Franka Whittle’a [Fot. Gary Brossett] roku, a do służby z pełnym wyposażeniem wszedł w lipcu 1944. Jeszcze na początku II wojny światowej, w roku 1940 powstał lotniczy silnik odrzutowy całkiem odmiennego typu niż jego poprzednicy. Był to silnik pulsacyjny, czyli bezsprężarkowy, przepływowy. Otrzymał nazwę Argus AS-014 i był pierwszym tego typu silnikiem produkowanym seryjnie. Produkowały go zakłady Argus Motoren oraz zakłady Hugo Junkersa. Jedynymi częściami ruchomymi w tym silniku były jednostronne zawory wlotowe, które znajdowały się w komorze spalania i ustawione były w ten sposób, że otwierały się w kierunku do komory spalania, wpuszczając do niej powietrze. Jednocześnie następował wtrysk paliwa do komory spalania i następował wybuch. Gazy wylotowe powstałe na skutek wybuchu wylatywały przez długą dyszę wylotową, rozpędzając się i wytwarzając ciąg. Jednocześnie w komorze spalania tworzyło się podciśnienie, na skutek czego otwierały się zawory, a do komory spalania zasysana była kolejna partia powietrza. Ponownie wtryskiwano paliwo i następował wybuch, na skutek którego powstawały gazy wylotowe rozpędzające się w długiej dyszy wylotowej, wytwarzając ciąg. Cykl powtarzał się z częstotliwością kilkudziesięciu wybuchów na sekundę. As-014 był silnikiem nieskomplikowanym, prostym w produkcji i tanim. Jego wadą, poza niską sprawnością, był fakt, że aby silnik rozpoczął pracę, musiał być najpierw rozpędzony do prędkości ponad 300 km/h. Poza tym ciąg takiego silnika był stały i nie było możliwości regulacji mocy za pomocą przepustnicy, ponieważ systemu 76 kontroli mocy konstrukcyjnie nie było, gdyż nie było możliwości jego dodania. Ze względu na charakter pracy silnik generował mocne wibracje. Przenosiły się one w dużym stopniu na konstrukcję statku powietrznego. Pierwsza wersja silnika Argus, czyli Argus AS-104, uruchomiona została po raz pierwszy w 1940 roku i dysponowała ciągiem rzędu 2,7 kN. Kolejna wersja, AS-014, miała swoje pierwsze uruchomienie w 1940 roku i dysponowała ciągiem 3,3 kN. Paliwem do silnika była benzyna. Łącznie zbudowano aż 31 100 silników tego typu. Służył on w zasadzie tylko do napędu latającej bomby Fiesler Fi-103 (znanej również pod oznaczeniem V1). Aby rozpędzić Fieselera 103 do prędkości, w której zaczynał pracę silnik pulsacyjny, startował on ze specjalnej wyrzutni za pomocą katapulty parowej. Silnik próbowano zastosować również do napędu samolotu. Powstał w ten sposób myśliwiec przechwytujący Messerschmitt Me 328. Napędzały go dwa silniki pulsacyjne Argus wersji AS-104 podwieszone pod skrzydłami. Aby rozpędzić Me 328 do prędkości pracy silnika pulsacyjnego, podwieszano go do samolotu – nosiciela, który wynosił go w powietrze i tam rozpędzał. Oddzielenie myśliwca od nosiciela następowało po osiągnięciu odpowiedniej prędkości i rozpoczęcia pracy przez silniki pulsacyjne. Po odbyciu lotu samolot lądował już lotem ślizgowym. Oblot Me 328 miał miejsce w roku 1944, jednak projekt ten zarzucono. Przyczyną były zbyt duże drgania przenoszone z napędu na konstrukcję płatowca. Ponieważ każdy silniki pracował w innym rytmie pulsów, generowane drgania, przenosząc się na kon- strukcję, sumowały się, co przy dłuższym locie powodowało krytyczne zmęczenie elementów płatowca. Tak więc Argus AS014 i Argus AS-104 można było stosować tylko do napędu V-1, którego konstrukcja była prosta, zwarta a sam samolot-pocisk nie musiał wykonywać żadnych manewrów. Jeszcze jednym silnikiem II wojny światowej ze sprężarką osiową, a nie odśrodkową, był silnik produkowany w zakładach BMW: BMW 109-003E Sturm wersja 1 i 2. Jego pierwsze uruchomienie nastąpiło w roku 1940. Silnik BMW miał długość 3,62 m, średnicę w najszerszym miejscu 0,69 m i ważył 623,7 kg. Zastosowano ośmiostopniową sprężarkę osiową i jednostopniową turbinę. Nowością było zastosowanie pierścieniowej komory spalania, co znacznie zwiększyło żywotność silnika. Paliwo do BMW 109-003 stanowił olej napędowy J-2 lub benzyna. Ciśnienie w układzie olejowym wynosiło 586 kPa (85 psi). Maksymalny ciąg wynosił 7,83 kN przy 9500 obrotach na minutę, a ogólny stopień sprężania 3,1:1. 8-stopniowa sprężarka była bardzo wydajna i przy obrotach 9500 obr./min miała wydajność 19,28 kg tłoczonego powietrza. Temperatura na wlocie do turbiny wynosiła 770°C, co zapewniało kompromis pomiędzy odpowiednio dużym ciągiem a żywotnością turbiny, a co za tym idzie żywotności całego silnika. Zużycie paliwa SFC (specific fuel comsumption) wynosiło 142,7 kg/kN/hr (kilograma na kiloniuton ciągu na godzinę). Wyprodukowano łącznie 500 silników BMW 109 wszystkich wersji. Silnik ten posłużył do napędu głównie dość nietypowego, jednomiejscowego myśliwca przechwytującego Heinkel He 162 Salamander. Samolot oblatano w roku 1944, a jego cechą charakterystyczną było umiejscowienie silnika na grzbiecie samolotu. Samolot powstał niezwykle szybko, ponieważ zaledwie 69 dni dzieliło rozpoczęcie programu He 162 od oblotu jednego z 30 wyprodukowanych prototypów. Konstrukcja myśliwca oparta była głównie na materiale konstrukcyjnym, jaki stanowiło drewno. Z tego względu elementy jego kadłuba mogły produkować nawet niespecjalizujące się w produkcji lotniczej warsztaty, rozrzucone po całych Niemczech, aby uniknąć nalotów bombowych aliantów. Zbudowano łącznie 240 samolotów He 162A (choć planowano pierwotnie produkcję 4000 miesięcznie), jednak jednostka bojowa w nie wyposażona sformowana została zaledwie cztery dni przed zakończeniem wojny. Na konstrukcji He 162 nie można było polegać ze względu na zastosowanie nie najlepszych materiałów, zwłaszcza jeśli chodzi o klejenie elementów drewnianych kadłuba, skrzydeł i usterzenia ogonowego. Samolot był stosunkowo szybki – jego prędkość maksymalna www.armia24.pl Maciej Ługowski Odrzutowe silniki lotnicze II wojny światowej Samolot MoG-13 (I 250). A – silnik tłokowy, B – kanał powietrzny,C – wał napędowy sprężarki, D-przekadnia napędu sprężarki, E – Sprężarka odśrodkowa, F – układ zapłonu, G – komora spalania, H – dysza wylotowa [Rys. Maciej Ługowski] wynosiła 905 km/h, a prędkość wznoszenia 594 m/min. Pułap praktyczny sięgał 12 000 m a zasięg 975 km. Myśliwiec uzbrojony był w dwa działka u dołu dziobu po bokach. Rok 1940 obfitował w powstanie nowych odrzutowych silników lotniczych. Możemy wyliczyć aż sześć typów, które miały w 1940 roku swoje pierwsze uruchomienia. Były to Junkers Jumo 004, Walter R II-203, Argus AS-104, Junkers Jumo 109-004A-0, BMW 109-003E1. Wszystkie są konstrukcjami niemieckimi, nie należy jednak zapominać, że pierwszy był brytyjski W-1, którego pierwsze uruchomienie miało miejsce w roku 1937. Ale w 1940 powstała, i miało miejsce jej pierwsze uruchomienie, jeszcze jedna konstrukcja. Był to amerykański silnik turboodrzutowy General Electric J31-GE-3. Powstał on jako kopia silnika turboodrzutowego Whittla – W-1, więc układ był podobny – sprężarka odśrodkowa, dwustronna, komory spalania typu dzbanowego w liczbie dziesięć i jednostopniowa turbina osiowa. Silnik pracował na dwóch paliwach: kerozyna (AN-F32) lub benzyna 100/130. Maksymalny ciąg, jaki generował silnik wynosił 7,33 kN a ogólny stopień sprężania to 3,8:1. Silnik był stosunkowo wydajny – przepływ masowy powietrza wynosił 15 kg na sekundę przy 16 000 obr./min, zużycie paliwa (SFC) 0,1223 kg/kN/hr), temperatura gazów we wlocie na turbinę nie była stosunkowo wysoka i wynosiła 660°C, co z kolei ograniczało moc silnika. Wymiary silnika były następujące: długość 183 cm, średnica 105 cm. Masa suchego silnika to 386 kg. Zlecenia na produkcję seryjną silnika otrzymała firma General Electric ze względu na jej doświadczenia w produkcji turbosprężarek i był to pierwszy, seryjnie produkowany silnik turboodrzutowy w USA. Produkcję rozpoczęto w roku 1943 i przez cały okres produkcji do roku 1945 wyprodukowano 241 egzemplarzy. Wszystkie wersje rozwojowe tego silnika napędzały samolot Bell P-59 Aircomet. Aircomet był pierwszym bojowym samolotem o napędzie odrzutowym konstrukcji i produkcji amerykańskiej. Od samego początku samolot ten, który w założeniach miał być jednomiejscowym samolotem myśliwskim i myśliwsko-bombowym, zaprojektowany był dla napędu odrzutowego. Pierwszy prototyp XP-59A oblatany został w październiku 1942 roku. Napędzała go pierwsza wersja silnika odrzutowego General Electric – mianowicie Electric I-A. Bell P-59 Aircomet był samolotem dwusilnikowym, a silniki zainstalowano w gondolach podskrzydłowych. Po oblataniu pierwszych prototypów, powstało 13 nowych samolotów doświadczalnych YP 16 o podwyższonych osiągach, a następne dwie wersje produkcyjne otrzymały silnik turboodrzutowy General Electric J31-GE-3. W 20 maszynach seryjnych, które weszły do użytkowania na jesieni 1944 roku, zainstalowano najnowszą wersję silnika – J31-GE-5. Niestety, pomimo zastosowania nowoczesnego napędu, sam samolot miał mierne osiągi. Po testach armia amerykańska doszła do wniosku, że niestety samolot ten nadaje się tylko do wykorzystania jako myśliwiec szkolno-treningowy. Bell P-59 Aircomet w wersji ostatecznej uzyskiwał prędkość 664,5 km/h, czas wznoszenia na wysokość 6095 m – 7 min 24 sek., pułap praktyczny 14 080 m i zasięg 837 km. Jego masa własna to 3704 kg i maksymalna startowa 6214 kg. Uzbrojenie było dobre – działko kal. 37 mm, trzy karabiny maszynowe kal. 12,5 mm w części dziobowej oraz ładunek 907 kg bomb i pocisków rakietowych na podwieszeniach zewnętrznych. Niestety nie przyszło tej konstrukcji sprawdzić się w boju. W czasie trwania II wojny światowej i co ciekawe pod jej koniec niejako przypomniano sobie o pierwszym konstrukcyjnie silniku odrzutowym, a mianowicie o silniku motorjet. Ten turboodrzutowy silnik, o ile używany w konstrukcjach samolotów bojowych w czasie I wojny światowej (prym wówczas w konstrukcji samolotów napędzanych motorjetem wiedli Włosi), w czasie II wojny światowej wydawał się być całkowicie zapomniany. W 1944 roku przypomnieli sobie o nim konstruktorzy radzieccy. Postanowili oni mianowicie stworzyć samolot bojowy o podwójnym napędzie. W ten sposób powstał myśliwiec MiG-13 (I-250). Zastosowano w nim podwójny napęd – śmigłowo-odrzutowy. Sercem napędu był spalinowy, tłokowy silnik rzędowy o mocy 1650 KM. Napędzał on śmigło ciągnące, a część mocy przekazywana była na odśrodkową sprężarkę silnika motorjet WRDK. Motorjet generował ciąg i napędzał samolot od tyłu przez dyszę wylotową. Całościowa moc takiego hybrydowego napędu wynosiła 2560 kG. Zastosowanym silnikiem tłokowym był 12-cylindrowy, turbodoładowany VK-107R o pojemności 35,08 litra. Skok cylindra wynosił 170 mm a średnica cylindra 148 mm. Suchy silnik ważył 765 kg. Silnik posiadał cztery zawory na cylinder: dwa wlotowe dla mieszanki paliwowej i dwa wylotowe dla spalin. Doładowująca sprężarka była jednostopniowa, dwubiegowa, napędzana przez przekładnie od silnika. Motorjet WDRK wyposażony był w jednostopniową i jednostronną sprężarkę osiową, która tłoczyła powietrze do komory spalania. Napęd miał specjalny wlot i kanał powietrzny dla dodatkowego powietrza wlotowego bezpośrednio do sprężarki motorjeta. Pierwsze uruchomienie tak rozbudowanego hybrydowego napędu nastąpiło w 1944 roku. Tak napędzany myśliwski MiG-13 oblatany 3 marca 1945 roku osiągał prędkość maksymalną 825 km/h i zasięg 790 km. Nie okazał się jednak konstrukcją rozwojową, choć pracowano nad nim do roku 1946. O silniku motorjet przypomnieli sobie również Japończycy. Skonstruowali oni motorjet TSU-11. Tłokową jednostką napędową był czterocylindrowy silnik Hitachi Hatsukaze. Napędzał on jednostronną sprężarkę odśrodkową, która tłoczyła powietrze do komory spalania. Silnik ten skonstruowano dla latającej bomby typu Ohka. Latająca bomba, napędzana motorjetem miała oznaczenie „Ohka 22”. Pierwotnie Ohka napędzana była przez trzy silniki rakietowe typ 4-1 model 20, jednak krótki czas pracy silników rakietowych bardzo ograniczał jej zasięg. Ohka z silnikiem motorjet oblatana została w roku 1945, tuż przed zakończeniem wojny i podpisaniem kapitulacji przez Japonię, więc nie odegrała dużej n roli w wojnie. Maciej Ługowski Ekspert z dziedziny historii, budowy i technologii statków powietrznych cywilnych i wojskowych. Napisz do autora: [email protected] ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 77 Historia Militaris SZKOLnictwo wojskowe w II RP Polskie Korpusy Kadetów wzorowymi placówkami oświaty II Rzeczypospolitej Część 2 Projekty powołania do życia szkół kadeckich krystalizowały się jeszcze w toku walk o niepodległość kraju. Kwestią tą interesowali się ludzie, którzy utrwalenie niepodległego bytu państwa upatrywali w dobrze zorganizowanym kształceniu i wychowaniu młodego pokolenia oraz silnej i skonsolidowanej armii. Witold Lisowski W roku szkolnym 1934/1935 szkoły kadeckie, podobnie jak całe szkolnictwo polskie, przeżywały etap kolejnej zmiany ustroju szkolnego. Nowy program w miejsce 5-letniego wprowadził gimnazjum 4-letnie oraz 2-letnie liceum ogólnokształcące. W 1935 r. nastąpiła również zmiana w wojskowym podporządkowaniu szkół kadeckich. Podlegały one dotąd szefowi Departamentu Piechoty, obecnie zostały podporządkowane szefowi Wojskowego Instytutu Naukowo-Oświatowego MSWojsk. W okresie dwudziestu lat istnienia, w szkołach kadeckich pobierało naukę ponad sześć tysięcy młodzieży. Praca nad jej wychowaniem i kształceniem była najbardziej przekonywającym dowodem, że podjęty ogrom pracy i wysiłku materialnego państwa nie poszedł na marne. Korpus Kadetów jako instytucja wojskowo-wychowawcza spełnił swoje zadanie. Przez okres 20 lat zasilał kadrę oficerską materiałem zdrowym, zarówno pod względem fizycznym i moralnym, jak też intelektualnym. Młodzież kadecka wdrożona od najwcześniejszych lat do służby wojskowej, wybranemu zawodowi poświęciła się z pełnym oddaniem. 78 Kompania honorowa Modlińskiego Korpusu Kadetów oddaje honory Prezydentowi RP Ignacemu Mościckiemu – Krakowskie Przedmieście, Warszawa. O wartościach wychowawczych każdego zakładu zdecydować mieli ludzie w praktycznym egzaminie dojrzałości obywatelskiej. W przypadku wychowanków szkoły kadeckiej egzaminem takim miała być naj okrutniejsza z wojen. Nadchodził bowiem czas zmagań z hitlerowskim najeźdźcą, czas walki o wolność i honor narodu Polskiego. W obliczu wojny wychowankowie korpusów kadetów okryli szkołę kadecką zasłu żoną sławą, licznymi przejawami bohaterstwa i gorącego patriotyzmu. Walczyli oni wszędzie, pod różnymi szerokościami geograficznymi i w różnych ugrupowaniach politycznych. Tam jednak, gdzie rzucił ich los, pozostali wierni Polsce, ideałom patriotyzmu i gotowości do naj wyższych ofiar. Swoją postawą obywatelską, odwagą, na polu walki zjednywali sobie szacunek i sympatię żołnierzy. Tych, których losy wojenne rzuciły na Zachód, byli inicjatorami rychłego powrotu do kraju. Na polu walki i na polu odbudowy kraju dobrze zapisali się Polsce, wystawiając szkołom kadeckim okresu międzywojennego najlepsze świadectwo. Wielu z nich zachowało żywe wspomnienia z okresu swej kadeckiej młodości. Mówią o niej z nieukrywanym wzruszeniem: ,,to była dobra szkoła”, ,,tu nauczono nas umiłowania kraju , „tu zaszczepiono nam prawdziwy hart i koleżeństwo”. Wyniki pedagogiczne osiągnięte w korpusach kadetów z okresu międzywojennego wysoko ocenione zostały przez ówczesne czynniki oficjalne oraz prasę. Pisały o nich wówczas m.in. „Polska Zbrojna” (War szawa), „Polska Zachodnia” (Katowice), „Gazeta Polska” (Warszawa), „Dziennik Poznański” (Poznań), „Gazeta Poranna” (Lwów), „Polonia” (Katowice), „Ilustrowany Kurier Codzienny” (Kraków), „Goniec Nad wiślański (Grudziądz), „Kurier Zachodni” (Sosnowiec), „Dziennik Wileński (Wilno) i wiele innych1. Z wielu publikacji prasowych istniejących na ten temat warto zapoznać się z wyjątkami artykułów najbardziej charakterystycznych: www.armia24.pl „Dziennik Lwowski” z 9.06.1930 r.: Duch w Korpusie panuje zdrowy i pełen tężyzny. Dyscyplina i karność hartują wolę, wyrabia ją sprężystość i siłę moralną. Uświadomienie państwowe, oparte o przykłady, czerpie nie tylko z ogólnych dziejów kraju, lecz z dziejów, jak to widzimy, samego Korpusu, a przykład bohaterów, krwią swą okupujących wolność Górnego Śląska sprawia, że spokojnie może my patrzeć w przyszłość tej młodzieży2. Najwyżej oceniony został patriotyczny zryw kadetów w walkach na Górnym Śląsku. Oficjalna opinia kadeckiego wysiłku wystawiona przez szefa Sztabu Naczelnej Komendy Wojsk Powstańczych płk. dr. Lubieńca-Roztworowskiego jest wymownym tego przykładem: Kadeci odznaczali się wybitnym męstwem w wielu bitwach naj więcej w walkach o Górę Św. Anny. W 8 pp. kpt. Rataja, swoją postawą powstrzymali oni ogólną ucieczkę i popłoch. Ich męstwo miało oprócz wojskowego, także i moralne znacze nie, albowiem Ślązacy, którzy dotąd nieufnie odnosili się do rodaków zza kordonu, nabrali do nich dużego zaufania i przekonania3. Inny dowódca powstania, ppłk Antoni Łukasiewicz podkreślił: Kadeci zachowa niem się w ogóle, a wobec nieprzyjaciela w szczególności, przynieśli zaszczyt szkołom, z których pochodzą4. Jak świadczą rozkazy pochwalne i raporty ówczesnych dowódców, kadeci zawsze byli w pierwszym szeregu, młodocianym zapałem i nieustraszonym męstwem dawali przykład innym i wywierali wpływ na resztę uczest ników. W momentach groźnych pogardą niebezpieczeństw tak zapalali serca, że im się wyraźnie przyznaje niejedno zwycięstwo i niejedno uniknięcie klęski5. Oni nie z wyra chowania, nie w wyniku jakichś politycznych dysput, ale w porywie iście młodzieńczego patriotyzmu poszli na nierówną walkę ze świetnie uzbrojoną armią niemiecką6. Na temat udziału kadetów lwowskich i modlińskich w III powstaniu śląskim pisało 35 czasopism krajowych, m.in. „Kurier Wileński ’ z dnia 17.06.1930 r.: Szkoła kadec ka bowiem jest to szkoła, która pod wzglę dem swego programu naukowego odpowiada gimnazjum o typie matematyczno-przyrod niczym, ale mając za zadanie dać uczniów szkołom fachowo-wojskowym, do strony czy sto umysłowej nie ogranicza się, lecz w silnym stopniu dba o wychowanie fizyczne i wyszko lenie wojskowe swej młodzieży. Prawdziwie pocieszającym jest fakt, iż uczelnia ta nie tyl ko pod względem programu stoi dość wysoko, lecz też w ciągu 12 lat swego istnienia zdołała zdobyć już piękne tradycje bojowe7. „Wiek Nowy” z dnia 19.05.1931 r.: Praca wychowawcza w korpusie opiera się na sil nie ugruntowanym patriotyzmie. Dlatego Oficerowie i profesorowie Rawickiego Korpusu Kadetów w latach 30. też warto zwrócić uwagę społeczeństwa na tę instytucję, której żywotność i konieczność istnienia jest niezaprzeczalna8. „Słowo” z dnia 19.07.1931 r.: Czy to są echa tradycji rycerskiej, czy sprawia to tęsk nota za szkołą, do której – można by było mieć bezwzględne zaufanie, czy też oddzia ływa tylko niepowszedniość zjawiska – ale faktem jest, że Korpusy Kadetów w Polsce cieszą się wielką sympatią społeczeństwa. Organizacja, ideologia, wysoki poziom na ukowy, zapał i pogoda, cechujące tę szkołę, sprawiają, iż można się po niej spodziewać wielkich czynów w dziele wychowania żołnie rzy–obywateli: Szkoła średnia cywilna, oglą dająca młodzież tylko w ciągu kilku godzin lekcyjnych i nie mająca żadnych wpływów na wychowanie i naukę młodzieży poza lekcjami oraz nierozporządzająca wyłącznie własnym personelem nauczycielskim, bo ciężkie wa runki materialne zmuszają nauczycieli do nauczania w kilku szkołach i szukania za robku poza pracą pedagogiczną – szkoła ta nie może rywalizować z Korpusem. I dlatego rodzice tak chętnie myślą o oddaniu chłopców do Korpusu, gdzie mogą otrzymać wykształ cenie i należyte wychowanie9. Bogactwo treści o życiu szkół kadeckich okresu międzywojennego znajdujemy również w opracowaniu zbiorowym Towarzystwa Przyjaciół Polskich Szkół Kadeckich pt. Polskie Korpusy Kadetów. W opracowaniu tym czytamy m.in.: Celem szkoły jest wychowanie materiału na do brych obywateli kraju. Dla osiągnięcia tego celu szkoła przede wszystkim stara się bronić młodzież przed złymi nałogami, zaszcze piać w niej niczym nie zachwianą miłość do Ojczyzny, nieustraszoną odwagę, zupełne uznanie dyscypliny wojskowej, tężyznę ducha i ciała, miłość rodziny, szacunek dla cudzych przekonań, poczucie odpowiedzialności za Oficerowie i podoficerowie zawodowi Korpusu Kadetów nr 2, maj 1930 ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 79 Historia Militaris słowa i czyny, obowiązkowość oraz czystość i rycerskość w słowie, czynie i obyczajach10. Najwyżej jednak zasługi szkół kadeckich ocenili jej wychowankowie, zachowując w swych sercach szczerą wdzięczność i przywiązanie do macierzystych korpusów, do ich tradycji i obyczaju kadeckiego. A oto, co pisał na lamach „Kadeta” kadet Julian Oszczakiewicz: Korpus Kadetów – jest na szym domem rodzinnym. Jesteśmy braćmi wielkiej jednej rodziny wychowawczej ży jącej w blasku kadeckiego słońca. Korpus Kadetów jest przede wszystkim szkołą cha rakterów, najlepszym zakładem wychowaw czym w państwie11. W albumie jednego z numerów ,,Kadeta” znajdujemy również wiele wierszy, których autorami są kadeci. A oto, co jeden z nich pisał o szkole: Tędy gdziekolwiek będziesz przyjacielu, wspomnij na słońca kadeckiego blaski, na bujną młodość, szczytnych haseł wielu – i stłumisz wtedy w duszy swej niesnaski i znowu w cudnej szczęścia aureoli wspomnienie chwil tych czyn duchem zespoli12. W albumie poświęconym Korpusowi Kadetów nr 2 absolwent tego zakładu Mieczysław Widawski pisał: Nadeszła chwila pożegnania Korpusu na zawsze. Wspomnienia z pięcioletniego okresu „twar dej szkoły” tworzą w mojej wyobraźni krainę pełną najmilszych wspomnień13. Rokrocznie mury Korpusu opuszcza kil kudziesięciu młodych i świadomych swego obowiązku obywatelskiego ludzi, wyrosłych w tej samej atmosferze patriotycznej, co i bohaterowie narodowi Niemcewicz i Koś ciuszko. Idą w świat z ufnością we własne siły, wyrosłe dzięki staraniom wychowawców. Idą po sławę przy pracy na ojczystym zagonie14. A oto, co o korpusie mówią obecnie jego wychowankowie z perspektywy 40 i więcej lat: Była to szkoła prawdziwych charakterów. Wyrabiała cechy potrzebne żołnierzowi dowódcy. Poziomem swoim przewyższała wszystkie inne szkoły średnie. Kształtowała takie cechy pozytywne, jak: przywiązanie do munduru i zawodu żołnierza, młodzieńczy entuzjazm dla służby wojskowej i pracy dla Ojczyzny, zdyscyplinowanie i bezwzględne posłuszeństwo rozkazom, trwałe braterstwo i przewodnictwo starszych nad młodszymi, umiłowanie honoru, odwagi i twardości w służbie, fason i duch żołnierski. Świadectwem realizacji wyniesionych z Korpusu nauk była wojna. Nie znam przy kładu, aby wychowanek Korpusu Kadetów był dekownikiem lub tchórzem. Nie było wśród nas ludzi bezczynnych. Wychowan kowie Korpusu Kadetów walczyli na wszyst kich frontach świata. Wszystkich nas wiązała i wiąże niepisana przysięga dbałości o honor i dobre imię Korpusu. Pamiętamy i pamiętać 80 Ppłk Witold Czachowski, Komendant Korpusu Kadetów nr 3 w latach 1928–1930 będziemy do końca, »że mieliśmy honor być kadetami«15. Tu nauczono nas umiłowania dla kraju i munduru żołnierskiego, tu ukazano nam cały smak zawodu oficerskiego, tu wreszcie dano nam solidne przygotowanie ogólne i wojskowe16. Każdy z wychowanków Korpusu Kadetów był dumny z faktu, że miał honor być kade tem. Ta duma przenoszona była na dalsze lata oficerskiej służby. Fakt, że się było wy chowankiem szkoły kadeckiej zobowiązywał do przodowania17. Z okresu pięciu lat nauki w Korpusie Kadetów odbywającej się w trudnych wa runkach lokalowych zachowałem najlepsze wspomnienia o tej wspaniałej szkole kiero wanej przez doskonałych wykładowców i wy chowawców18. Z tego środowiska wyrastała młodzież świetnie przygotowana do zawodu żołnie rza. Po opuszczeniu murów uczelni jej wychowankowie byli przodującymi podchorążymi, oficerami, dowódcami, a nawet chlubą armii. Jak wynika z powyższych faktów, ocena procesu wychowawczego polskich szkół kadeckich okresu międzywojennego jest bardzo wnikliwa i wszechstronna. Poważny wpływ na dobór treści, kształtowanie się form i metod pracy wychowawczej wywarła tu postępowa tradycja polskich szkół kadeckich oraz wpływ postępowej opinii publicznej, zmuszającej ówczesne władze do wcielenia w życie wielu demokratycznych idei. Polskie Korpusy Kadetów okresu międzywojennego były spadkobiercami i godnymi kontynuatorami tradycji wychowawczej szkół kadeckich. Rozwijały się one w niezmiernie trudnych warunkach historycznych, po latach wiekowej niewoli władzę. System wychowania młodzieży kadeckiej zmierzał do wychowania jednostki, przy gotowanej do życia zbiorowego, ofiarnej, dynamicznej, pełnej inicjatywy i heroizmu. Treścią wychowania było szerokie uspołecznienie młodzieży, dla której korpus kadetów miał być wspólnotą pracy, małym doświadczalnym organizmem społecznym, uczącym karności, odpowiedzialności i samodzielności. U podstaw systemu szkolenia i wychowania legła idea przygotowania dzielnych obywateli, przenikniętych duchem rycerskim, miłujących tradycje Wojska Polskiego, przejętych ważnością służby dla Ojczyzny, reprezentujących prawdziwy honor, wyrobiony hart oraz poczucie obowiązku. W miarę upływu lat w szkołach kadeckich wytworzyła się jedna rodzina łącząca dwa pokolenia wojskowe: dorosłych i młodzieży. Wyrabiane były cnoty, niezbędne do życia zbiorowego oraz zdolności do współpracy, współzawodnictwa, solidarności i posłuszeństwa. Charakteryzując liczny zastęp dowódców i wychowawców, należy stwierdzić, że reprezentowali oni wysoki poziom wiedzy teoretyczno-fachowej oraz wyrobienie społeczno-polityczne. W okresie dwudziestu lat istnienia Korpusów Kadetów w murach tych szkół wychowano liczny zastęp młodzieży, która w latach zmagań narodu polskiego z hitlerowskim najeźdźcą ugruntowała dobrą opinię swoich zakładów, rozsławiając imię żołnierza polskiego. Jak wykazała wieloletnia praktyka wychowawcza, absolwenci szkół kadeckich byli wojskowymi z zamiłowania. W toku trwania nauki kadet miał wystarczająco długi okres czasu do obserwacji i namysłu, eliminujący wszystkie pomyłki oraz dający możliwość świadomego wyboru zawodu. Słuszne wydaje się być twierdzenie, że miarą wartości każdej szkoły są jej wychowankowie. Kadeci w sposób najdobitniejszy potwierdzają tę tezę. Byli wzorem poświęcenia, gdy Polska żądała od każdego z nich ceny najwyższej, byli przykładem w służbie dla kraju, gdy trzeba było Polskę podnosić z gruzów, po dziś dzień czują się jej dłużnikami, choć dali z siebie tak wiele. Tradycja polskich Korpusów Kadetów okresu międzywojennego nie uległa zapomnieniu. Przejęły ją z całym powodzeniem i wykorzystały jej dorobek polskie szkoły kadeckie powstałe w czasie II wojny światowej, a mianowicie – Junacka Szkoła Kadetów zorganizowana na obczyźnie oraz w kraju – Kompania Małoletnich, która dała www.armia24.pl Witold Lisowski Polskie Korpusy Kadetów wzorowymi placówkami oświaty II Rzeczypospolitej początek Korpusowi Kadetów im. gen. broni Karola Świerczewskiego. Silny organizm, jasny umysł, szlachetne ideały (z doświadczeń wychowawczych polskich szkół kadeckich) W latach 1918–1939 posiadała Polska trzy Korpusy Kadetów. Były one kontynuacją tradycji wychowawczej, którą zapoczątkowała Szkoła Rycerska. W okresie dwudziestu lat swego istnienia Korpusy Kadetów w latach międzywojennych stały się przodującymi placówkami oświatowymi, spełniającymi poważną rolę w rozwoju życia umysłowego nie tylko wojska, ale i całego szkolnictwa. Dzięki wysokiemu poziomowi nauczania, wzorowo zorganizowanej pracy pozalekcyjnej i dyscyplinie szkoły te uznano powszechnie za najlepsze w kraju. Dewizą Korpusów Kadeckich było danie Ojczyźnie dobrych obywateli, społeczeństwu prawych ludzi, armii zahartowanych żołnierzy. Przy tworzeniu szkół kadeckich znów nabrały szczególnego znaczenia słowa Andrzeja Zamoyskiego, który nawoływał stany Rzeczypospolitej do zajęcia się sprawą młodzieży jako pierwszorzędną kwestią polityki wewnętrznej. Nie dość na tym ustanowić rządy, ustanowić prawa, trzeba jeszcze uformować ludzi, żeby umieli kochać i bronić Ojczyznę, prawa stanowić i być posłusznymi. Trzeba uformować serce, ufor mować umysł... przyzwoitą nauką do rządów Rzeczypospolitej w czasie wojny i w czasie pokoju. Takie Rzeczypospolite będą jakie jej młodzieży chowanie. Wezwanie Andrzeja Zamoyskiego określiło potrzebę tworzenia nie tylko Szkoły Rycerskiej i nie tylko istnienia szkół kadeckich, ale całego procesu kształcenia młodzieży polskiej. Uczelnie kadeckie, które miały być wzorem dla innych, uczyły poszanowania dla władzy i państwa, aktywizowały młodzież do ofiarności na cele państwowe i ogólnonarodowe, rozwijały troskę nad zabytkami kultury narodowej i przyrody ojczystej, pomnikami i grobami bohaterów, podtrzymywały łączność z młodzieżą polską za granicą /przede wszystkim w Niemczech, Prusach Wschodnich i Czechosłowacji/. W wychowaniu kadetów zmierzano do maksymalnego rozbudzenia ambicji grupy do tego stopnia, że miała ona górować nad potrzebami osobistymi. Baczną uwagę zwracano również na stosunek kadeta do rodziny, otoczenia i władzy zwierzchniej. Wdrażano do karności, ładu i poszanowania obowiązków. Największą jednak wartością, podobnie jak w Szkole Rycerskiej, był honor osobisty, a jego poniżenie największym przewinieniem. Jak wspomina wychowanek Rawickiego Korpusu Kadetów gen. dyw. pil. Roman Paszkowski, młodzież kadecka ożywiona ide ałami postępu i racjonalizmu, wychowywa na była w duchu szacunku i uwielbienia dla postępowych tradycji oręża polskiego, dumy z udziału kadetów lwowskich i modlińskich w III powstaniu śląskim. Młodzieńcza mi łość do munduru rozbudzała w nas zapał do przodowania w naukach. W Szkole naszej panował zawsze nastrój radosnego podnie cenia, odpowiedzialności za swoje postępki, umiłowania prawdy i honoru. Ojczyźnie oddanych obywateli Pierwowzorem dla tworzenia zasad moralnych szkoły był katechizm rycerski. Wracano do niego, gdy opracowywano regulaminy i statuty szkolne, obejmujące etykę życia kadeckiego. Do niego odwoływano się, gdy mówiono o zasadach koleżeństwa, solidarności, obowiązku, a także nauki, wypoczynku i rozrywki. „Miłość Ojczyzny, jej dobro, jej sława” – oto główne hasło przewijające się przez proces wychowania moralnego kadetów. Aby podołać wzniosłym ideałom, wprowadzono niezwykle surową selekcję kandydatów, mającą przede wszystkim na uwadze ich wartości moralne, umysłowe i fizyczne. We wszystkich korpusach wprowadzono Uroczyste przekazanie sztandaru Korpusu Kadetów nr 1 przez najstarszy rocznik swoim następcom ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 81 Historia Militaris jednakowo wysokie kryteria oceny i wymagalności, zapewniono wymianę doświadczeń dowódców i pedagogów, wypracowano wspólną linię działania. Na kadrze oficerskiej i pedagogicznej spoczywał obowiązek wszechstronnego poznania charakterów swych wychowanków, ich ambicji i upodobań, zwalczania negatywnych cech, przeciwdziałania objawom pesymizmu, unikania jakiegokolwiek faworyzowania, ukazywanie kadetom zobowiązań jakie zaciągnęli wobec Ojczyzny. Zgodnie z dawną tradycją kadecką wszystkie uroczystości korpusowe przepojono silnymi akcentami emocjonalnymi. Najwyższą czcią otaczano symbole narodowe i sztandar Korpusu Kadetów. Przed nim najmłodsi składali ślubowanie, a najstarsi przysięgę wojskową. Odchodzący do szkół oficerskich absolwenci mieli zasz czyt ucałowania biało-czerwonej wstęgi sztandarowej. Wszystkie uroczystości kadeckie odbywały się w obecności władz państwowych i wojskowych, jednostek danego garnizonu, sztandarów i społeczeń stwa cywilnego. Każdy kadet miał zasłużyć na zaszczyt usłyszenia słów zachęty z ust Prezydenta Rzeczypospolitej. W uroczystym ślubowaniu kadet wychodzący z nowicjatu przyrzekał uroczyście, że będzie posłuszny swoim przełożonym, że usil nie dbał. będzie o rozwój umysłu i ciała, jako też o wyrobienie swego charakteru, że niczego nie popełni, co mogłoby mundur okryć hań bą. W ogóle chcę żyć jak prawy kadet polski. System wychowania moralnego, wszechstronnie skorelowany z procesem kształcenia ogólnego i wychowania wojskowego przyniósł pożądane rezultaty. Szkolenie wojskowe zapewniło racjonalny rozwój fizyczny wychowanków i przygotowało młode organizmy do znoszenia trudów życia wojskowego. Ukierunkowało zainteresowania Rawicki Korpus Kadetów nr 2 na uroczystej zbiórce 82 Naramiennik Korpusu nr 2 im. Marszałka Śmigłego Rydza młodzieży w zakresie studiów w szkołach oficerskich, ukształtowało wolę, obowiązkowość i karność. Armii dzielnych żołnierzy i dobrych dowódców U podstaw szkolenia i wychowania wojskowego w szkołach kadeckich leżała idea przygotowania dzielnych obywateli, przenik niętych duchem rycerskim, miłujących trady cje Wojska Polskiego, przejętych ważnością służby dla Ojczyzny, reprezentujących praw dziwy honor, hart ducha oraz poczucie obo wiązku i odpowiedzialnej samodzielności. Program szkolenia wojskowego obejmował następujące przedmioty: musztrę, wyszkolenie bojowe, wyszkolenie strzeleckie, naukę o broni, służbę wewnętrzną, wyszkolenie grenadierskie, walkę na bagnety, wyszkolenie w służbie rozpoznania i obserwacji, służbę łączności, służbę pionierską, naukę o broni chemicznej i obronie przeciwgazowej, wyszkolenie artyleryjskie, terenoznawstwo, historię wojskowości, geografię wojskowości i higieny. Przedmioty wojskowe przygotowywały kadetów do przyszłej roli instruktorów i dowódców drużyn w szkołach oficerskich. Wyniki tzw. „matury wojskowej” miały istotny wpływ na pomyślne ukończenie szkoły, otrzymanie stopnia wojskowego „kaprala podchorążego” czy „starszego szeregowca podchorążego”, warunkowały również, czy absolwent Korpusu Kadetów odbędzie pełny czy skrócony o jeden rok kurs Szkoły Podchorążych. Jednym z najważniejszych elementów wychowania było w szkole kadeckiej poczucie karności i obowiązkowości. Dla utrzymania dyscypliny nie nadużywano jednak stosowania kar i zakazów. Starannie opracowane regulaminy i przepisy w formie bardzo czytelnej ukazywały zakres powinności kadeta. Kary i wyróżnienia zawarte w regulaminie miały swoją gradację i były stosowane tylko indywidualnie. Najsurowiej piętnowane były wykroczenia godzące w honor kadeta i dobre imię Korpusu, wybryki czynione na lekcjach oraz wszelkie przejawy niesubordynacji wobec przełożonych (krnąbrność, arogancja, lenistwo, podłość). Panował jednak jednolity pogląd, że karność wyrobiona wyłącznie za pomocą kar i strofowania nie jest prawdziwą karnością, do której należy dążyć. Twierdzono przy tym, że dyscyplina wynikająca ze strachu nie daje dobrych wyników wychowawczych. Stąd najwyżej ceniono samowychowanie, przykład i perswazję, choć wymagały one wielkiego nakładu pracy i cierpliwości. Młodzież kadecka wyrastająca w zdrowych warunkach wychowawczych szczególnym szacunkiem otaczała tych wychowawców, którzy potrafili utrzymać porządek bez uciekania się do kar. System ciągłego karania i strofowania był uważany za dowód słabości. Arsenał środków wychowawczych (kar i nagród) stosowano niezwykle ostrożnie, aby zbyt szybko nie został wyczerpany. Wychowawca nie mógł pozostać bezbronny wobec jednostek upartych i krnąbrnych. Prawdą jest, że w Korpusie Kadetów nie mogło być miejsca dla młodzieży, która nie żywiła ambicji wyróżniania się w naukach i zdyscyplinowaniu. Regulamin wewnętrzny ustanawiał normy postępowania i powstrzymywał od wykroczeń przeciw karności. W arsenale środków wychowawczych były między innymi: upomnienie poufne, nagana poufna, dodatkowe zajęcia, nagana w obecności dwóch kadetów, nagana przed frontem plutonu, nagana przy raporcie służbowym, nagana w rozkazie dziennym, zakaz opuszczania rejonu szkoły na okres dwóch tygodni, areszt od 1 godziny do 3 dni świątecznych, wydalenie z Korpusu na podstawie uchwały Rady Pedagogicznej19. www.armia24.pl Witold Lisowski Polskie Korpusy Kadetów wzorowymi placówkami oświaty II Rzeczypospolitej Wyżej przytoczony wykaz kar uwzględniał młody wiek wychowanków, stał na straży ich godności, ambicji i honoru. Zakładano, że zbłądzić może każdy, ale błądzący powinien umieć naprawić swój błąd. Kto nie ma ambicji naprawy swych błędów, musi być wydalony z Korpusu. Jednakże Korpus nie może karać ustawicznie, nie jest on prze cież zakładem karnym i nie ma na to czasu. Oficer stosujący karę miał obowiązek brania pod uwagę nie tylko wielkości wykroczenia, ale przede wszystkim osobę, która się go dopuściła. Zasada indywidualizowania kary była w szkole kadeckiej bezwzględnie przestrzegana. Niedopuszczalne było karanie w gniewie, bez wnikliwego zbadania przyczyny przewinienia. Najlepszą drogę do wyrobienia karności upatrywano w zdyscyplinowaniu kolektywnym (drużyny, plutonu, kompanii, klasy). Ważnym zadaniem wychowawcy było wówczas pozyskanie zaufania „przywódcy” grupy i umiejętne wciągnięcie go do pracy wychowawczej w pożądanym kierunku. Uczniom niesfornym, posiadającym nadmiar energii życiowej, powierzano najczęściej różne odpowiedzialne stanowiska porządkowe. Wyrobienie wysokiego poczucia dyscypliny wojskowej było ważną częścią wychowania społecznego. Wychowawcom zależało na tym, aby młodzież kadecka uznała istniejące normy postępowania za własne, aby nauczyła się żyć i pracować w tej atmosferze bez skrępowania. Najskuteczniejszą metodą prowadzącą do celu było bezwzględne przestrzeganie porządku dziennego przez wszystkie dni roku, wzorowego wyglądu zewnętrznego, dbałości o higienę ciała, unormowanie stosunków koleżeńskich, umiejętności w układaniu życia towarzyskiego. Kadet miał obowiązek stałej dbałości o czystość ubrania, bielizny, obuwia, książek, zeszytów, słowem całego otoczenia. Cechę tę z biegiem lat pobytu w Korpusie doprowadzono nawet do doskonałości. Piękna doszukiwano się wszędzie: w ubiorze, w zachowaniu się, w formach ogłady towarzyskiej. Skromność, czystość i elegancja były najwytworniejszym strojem kadeta, wizytówką jego kultury i aspiracji. Do najcięższych przewinień zaliczano natomiast: samowolne oddalanie się z koszar, używanie alkoholu, palenie tytoniu i niew ykonanie rozkazu. Tego rodzaju przewinienia były rozpatrywane przez Radę Pedagogiczną oraz na odprawach z udziałem kadry oficerskiej. Poważnym naruszeniem obowiązków było opuszczenie się w nauce. Kadet, który podczas rocznej oceny postępów otrzymał stopień niedostateczny z trzech przedmiotów, musiał opuścić Kor pus. Ci zaś, którzy otrzymali stopień niedostateczny z jednego lub dwóch przedmiotów, mogli za zgodą Rady Pedagogicznej zdać po feriach egzamin poprawkowy. Z promocji warunkowej kadet mógł skorzystać tylko jeden raz, podobnie jak tylko jeden raz mógł powtarzać daną klasę. Postulat ten był w szkołach kadeckich konsekwentnie przestrzegany. Najbardziej rozpowszechnioną formą działalności wychowawczej, wpływającej decydująco na utrzymanie wysokiego poziomu dyscypliny i karności wojskowej, były nagrody i wyróżnienia. Do nich należały między innymi: pochwała ustna, pochwała w rozkazie, podziękowanie i wyróżnienie za pracę społeczną (w postaci nagród indywidualnych i zbiorowych, żetonów, pucharów, dyplomów, książek), zezwolenie na wyjście do kina, teatru, przepustka krótko- i długoterminowa, odznaka korpusowa, awans. Stopnie celujące i wzorowe zachowanie się upoważniały kadeta do ubiegania się o przyznanie określonego stypendium. Urlopy wakacyjne i świąteczne traktowane były również jako nagroda i mogły być cofnięte za poważne wykroczenia dyscyplinarne (nieposłuszeństwo, złe wyniki w nauce). Dyscyplina wojskowa obowiązywała kadetów również na urlopach. Wzorową postawą wydawać mieli pozytywne świadectwo szkole w oczach społeczeństwa. Dyscyplinę i autorytet szkoły podnosił walnie mundur kadecki, który zbliżał wychowanków do roli żołnierza. Mundur ten, jak głosiły ‘Powinności uczniów Korpusu Kadetów’, dany został Wam na kredyt, bez żadnej zasługi w przekonaniu, że oceni cie ten zaszczyt i staniecie się go godnymi. Pamiętajcie, że mundur ten nakłada na Was obowiązki, które bezwzględnie przestrzegać należy. Mundur był przedmiotem dumy kadetów i zazdrości setek i tysięcy tych, dla których możliwość kształcenia w Korpusie pozostawała tylko w sferze marzeń. Kadra szkoły pamiętała zawsze, aby zbytnia wymagalność i rygor nie stały się negatywne w skutkach i nie wpłynęły źle na at mosferę wychowawczą. Często podkreślano znaną przestrogę pedagogiczną: jeżeli kadet wyrobi sobie o cnocie wyobrażenie ponure, gdy wolność i swawola pojawi się w postaci przyjemnej, wówczas wszystko stracone20. Dlatego też z działalności wychowawczej eliminowano wszelką przesadę, szorstkie czy ostre odnoszenie się do kadetów, preferując kontakty oparte o zasadę serdeczności, wzajemnego zrozumienia, dostrzegania osobowości i indywidualnych cech wychowanka. Wieloletnie doświadczenia wychowawcze szkół kadeckich wykazały, że młodzież tu kształcona, przepojona chęcią wyróżniania się, nie powinna być skazana na udręczenia i kary. Oschłość, nuda i „silna ręka” ustąpić musiały kulturze, taktowi i perswazji. Społeczeństwu zdrowych ludzi Wielki wpływ na karność kadetów miało wychowanie w poczuciu zdrowia i siły fizycznej. W Korpusie nie było miejsca dla niedołęgów umysłowych i fizycznych. Nasz oficer – głosiły Wytyczne – musi być dla szeregowca żywym przykładem spraw ności i zwinności fizycznej. Hartujcie zatem nieustannie ciało, unikajcie wszystkie go, co może podkopać przedwcześnie zdrowie. Tyl ko pełnia sprawności fizycznej uzdolni was później do wysiłków, jakich wymagać od was będzie zawód oficera, tylko ona zachowa w duszach waszych tę młodzieńczość, która jest źródłem tylu poświęceń i czynów21. Pierwszą zasadą wychowania fizycznego i sportu w Korpusie była powszechność, a drugą – skuteczność. Celem zaś – wyrobienie etyki współżycia, rycerskość wobec 3. kompania kadetów z Rawickiego Korpusu dowodzona przez kapitana Fojkesa – czerwiec 1939 ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 83 Historia Militaris przeciwnika, karność wobec swych przewodników i umiejętności poświęcenia siebie dla dobra ogółu. Sport i wychowanie fizyczne chronić miały przed wynaturzeniami cywilizacji, przyciągać kadetów do atrakcyjnych form wypoczynku oraz ambitnego i solidarnego współzawodnictwa. Kultura fizyczna w korpusach miała jeszcze drugi, nie mniej ważny cel, polegający na kształtowaniu pięknej sylwetki ciała, wzorowej postawy i elegancji ruchów. Ponadto pogłębiać miała ścisły kontakt z przyrodą, uczyć nie znikłych jeszcze tradycyjnie polskich zabaw i gier ruchowych m.in. szermierki, jazdy konnej, palanta, gimnastyki, pływania, wioślarstwa itp. Gry i zabawy cieszyły się popularnością wśród kadetów. Sprawiały im dużą przyjemność, a nawet radość, wpływały korzystnie na samopoczucie, wesoły nastrój, potęgowały szlachetne popędy. Dzięki kulturze fizycznej i sportom szkoła kadecka zrealizować mogła swą główną maksymę: silny orga nizm, jasny umysł, szlachetne ideały. Gry i zabawy oraz ćwiczenia cielesne – wspomina gen. dyw. Czesław CzubrytBorkowski, wychowanek Lwowskiego Korpusu Kadetów – wprowadzające w ruch cały system nerwowy i mięśniowy organi zmu, dostarczały nam świeżości, wesołości i radości, regenerowały zdrowie i siłę, wywie rały dodatni wpływ na moralność kadetów. Dawały również mnóstwo okazji do odnosze nia małych zwycięstw nad sobą. Na boisku, sali gimnastycznej, hipodromie było najwię cej okazji do samodzielnego przezwycięża nia słabości. Nie było tu kary, obowiązku, przymusu, a jednak każdy z nas z własnej woli walczył ze strachem, lenistwem i pychą. Znam wiele takich przypadków, że w czasie pobytu w Korpusie młodzieniec przesadnie wrażliwy lub tzw. maminsynek przeistaczał się w Jednostkę zdyscyplinowaną, śmiałą i odważną. Szczególnie doceniana była rola gier i zabaw drużynowych, które kształtowały uczucia społeczne, zasady życia zbiorowego i solidarności. W kolektywie kadeckim było miejsce dla ujawniania osobistych skłonności i aspiracji, ale tłumiono i wykorzeniano ciasne osobiste zachcianki. Własne interesy i korzyści ustępowały jednak miejsca potrzebom ogółu. Solidarna opinia zespołu, wytwarzająca się drogą naturalną, bez przymusu działała niezwykle sugestywnie. Karność dobrowolnie przyjęta w grach i zabawach była przenoszona na codzienne życie kadeckie, rozwijając nawet u wychowanków z natury krnąbrnych świadomość potrzeby bezwzględnego jej przestrzegania. 84 Kadet Karol Chodkiewicz – z Lwowskiego KK, poległ w III powstaniu śląskim, odznaczony Krzyżem Virtuti Militari W kolektywie kadeckim nic tak nie jątrzyło atmosfery, jak niesprawiedliwe postępowanie dowódców i wychowawców. Opinia kadecka, surowo potępiająca wszelkie odstępstwa od reguł, zmuszała do wnikliwej oceny zjawisk. Surowość ocen kadeckich powodowała, że jednostki niepoprawne, samolubne, nieuczciwe były zwykle usuwane z grona współzawodniczących i tylko szczera skrucha mogła przywrócić im miejsce w kolektywie. Wszystko zaś, co zakłócało harmonię, stawało się niemiłe i wywoływało niezadowolenie. Najlepsze warunki dla rozwoju życia sportowego i zabaw ruchowych stwarzały Kadet Zygmunt Kuczyński – z Modlińskiego KK, poległ pod Kędzierzynem w III powstaniu śląskim, odznaczony Krzyżem Virtuti Militari wspomniane już obozy letnie. Urządzano je zwykle w różnych częściach kraju nad większymi rzekami, jeziorami, nad morzem, gdzie kadeci mogli uprawiać sporty wodne – pływanie, skoki do wody, ratownictwo, kajakarstwo czy żeglarstwo. Codzienne przebywanie na świeżym powietrzu w bezpośrednim kontakcie z przyrodą stawało się dla kadetów nowym źródłem siły, hartu fizycznego i dyscypliny. W okresie ferii świątecznych urządzane były również dziesięciodniowe obozy zimowe w górach, wykorzystywane do nauki jazdy na nartach i turystyki górskiej. Obok korzyści zdrowotnych obozy ka deckie pogłębiały więzy koleżeńskiej przyjaźni, współżycia w zespole, znoszenia niewygód w warunkach polowych. Podczas różnego rodzaju ćwiczeń wojskowo-obronnych i sprawnościowych umacniało się poczucie solidarności, samowystarczalności, zaradności i samopomocy. Obozy kadeckie były zawsze przedmiotem ich marzeń, gdyż ożywiały jednostajność życia koszarowego, wnosząc atmosferę przygód. O honor szkoły i dobre imię kadeta Centralną postacią procesu wychowawczego w szkołach kadeckich był oficer (wychowawca), który spełniać miał następujące cechy moralne i intelektualne; gruntowne przygotowanie w zakresie swojej specjalności, przywiązanie do zawodu, umiejętność pracy z młodzieżą, opanowanie, skromność, poczucie samokrytycyzmu, chęć całkowitego poświęcenia się szkole. Ponadto wychowawca kadetów miał być dla nich wzorem cnót, wyrobienia politycznego, społecznego, tężyzny fizycznej i dobrego wychowania. Wiek młodzieży kadeckiej przypadał na tzw. trudny okres dojrzewania fizjologicznego i seksualnego. Pod wpływem zmian rozwojowych bardzo często występowały wśród młodzieży zjawiska niekorzystne, takie jak: ospałość, zmęczenie, nadmierny wstyd, brak szczerości, wzmożona pobudliwość, wybuchowość, brak zaufania do starszych oraz skłonność do przeżyć erotycznych. W tych wszystkich kłopotach wychowawcy kadetów okazywali im jak największą wyrozumiałość i delikatność. Ważną rzeczą było w tym okresie rozbudzanie zainteresowań w celu opanowania popędu seksualnego. W dziedzinie wychowania płciowego panowała tu jasna sytuacja. Na lekcjach higieny i przyrodoznawstwa wtajemniczano kadetów w sprawy życia płciowego bez żadnej osłony. Główną rolę spełniali tu lekarze i psycholodzy. Dla złagodzenia napięć, które potęgowała szkoła męska typu internatowego, dbano, aby kadeci za pośrednictwem różnych imprez, spotkań, wycieczek, www.armia24.pl Witold Lisowski Polskie Korpusy Kadetów wzorowymi placówkami oświaty II Rzeczypospolitej wieczorków tanecznych utrzymywali stałe kontakty z młodzieżą żeńską szkół średnich. Pomimo wielu ciekawych rozwiązań pedagogicznych, wiek dojrzewania w szkołach kadeckich sprawiał wychowawcom niemało kłopotów. Wzmożona drażliwość, pobudliwość, wybuchowość i arogancja były nierzadko odczytywane jako wyraźny brak niesubordynacji. W tej sytuacji ukarany czuł się często samotny i pokrzywdzony. Wobec tych wszystkich przejawów złośliwości natury najlepszym środkiem wychowawczym był spokój i opanowanie. Młodzież kadecka dobrze wyrobiona społecznie, chętnie oddawała się pod wpływ swoich dowódców i wychowawców, jeżeli reprezentowali wiedzę, doświadczenie i takt, jeżeli byli sprawiedliwi i umieli opanować wybuchy złości i irytacji oraz jeśli cechował ich humor, dowcip i pogoda ducha. Wychowawca kadetów występować miał w roli przewodnika młodzieży, doradcy, a nawet przyjaciela. Jego zadaniem było pogłębianie przeżyć społecznych, rozszerzenie zdolności i zainteresowań. Aby sprostać tym zadaniom dowódcy i profesorowie kadetów byli starannie dobierani pod względem wartości moralnych, zawodowych i pedagogicznych. Z uwagi na ścisłą korelację w nauczaniu było pożądane, aby oficer (profesor) miał odpowiednie wykształcenie uniwersyteckie przynajmniej w zakresie dwóch przedmiotów pokrewnych. Praca kadry oficerskiej i pedagogicznej nie kończyła się na terenie klas czy pododdziałów, ale obejmowała również teren świetlic, klubu kadeckiego, kół zainteresowań naukowych, kulturalnych, sportowych, społecznych i rozrywkowych. Dzięki tak zorganizowanemu systemowi nauczania i wychowania szkoła kadecka cieszyła się ogromną popularnością. Czy to echa tradycji rycerskiej – czytamy w „Słowie” z dn.19 lipca 1931 r. – czy sprawia to tęsknota za szkołą, do której można było mieć bezwzględne zaufa nie... Organizacja, ideologia, wysoki poziom naukowy, zapał i pogoda, cechujące tę szkołę sprawiają, iż można się po niej spodziewać wielkich czynów w dziele wychowania żołnie rzy-obywateli. Szkoła średnia cywilna, oglą dająca młodzież tylko w ciągu kilku godzin lekcyjnych i nie mająca żadnego wpływu na młodzież poza lekcjami, nie może rywalizo wać z Korpusem Kadetów. Dlatego rodzice tak chętnie myślą o oddaniu chłopców do Korpusu, gdzie mogą otrzymać wykształcenie i należyte wychowanie22. Istotnie szkoły kadeckie były najlepiej zorganizowanymi placówkami oświatowy- mi, przewyższającymi inne szkoły średnie. Ze szkół tych wyszło liczne pokolenie doskonałych dowódców, uczonych pilotów wojskowych i organizatorów walki Polski podziemnej. Obok wspomnianych już gen. dyw. Czesława Borkowskiego i gen. dyw. pil. Romana Paszkowskiego, wychowankami Korpusów Kadetów tego okre su byli m.in. gen. bryg. prof. dr hab. med. Władysław Barcikowski – były szef służby zdrowia Wojska Polskiego, prof. dr hab. Jerzy Schoeder i prof. dr hab. Marian Suski – pracownicy naukowi Politechniki Warszawskiej, kontradmirał Bolesław Grzenia-Romanowski – zastępca dowódcy Marynarki Wojennej do spraw politycznych, por. Marek Szymański – następca „Hubala”, ppłk Emil Kumor i mjr Roman Kniżny – organizatorzy „Akcji 500 milionów” – słynnego napadu w czasie okupacji na Komunalną Kasę Oszczędności, ppłk Wacław Zdyb – dowódca krakowskiego obwodu Armii Krajowej, por. Konstanty Kempa – organizator podziemnej siatki informacyjnej, dzięki której do światowej opinii publicznej dotarła prawda o potwornościach obozu oświęcimskiego, ppłk Zenon Zerbst – dowódca artylerii jednej z dywizji w bitwie pod Monte Cassino, mjr pl. Wacław Łapkowski – dowódca dywizjo- Warta honorowa przed pomnikiem ku czci kadetów lwowskich poległych w III powstaniu śląskim ARMIA • 6 (80) czerwiec 2015 85 Historia Militaris Komandor podporucznik Jan Grudziński, dowódca ORP „Orzeł” nu 303, mjr pil. Jerzy Jankiewicz – dowódca angielskiego dywizjonu lotniczego, lept. pil. Piotr Łozyra – dowódca dywizjonu 317, mjr pil. Marian Pisarek – dowódca dywizjonu 308, kpt. pil. Kazimierz Konopasek – dowódca dywizjonu 305, płk pil. Marian Duriasz – dowódca dywizjonu 302 oraz III Polskiego Skrzydła Myśliwskiego, gen. bryg. pil. Witold Urbanowicz – dowódca dywizjonów 303 i 306, dowódca I Polskiego Skrzydła Myśliwskiego, mjr pil. Eugeniusz Horbaczewski – dowódca 43 brytyjskiego dywizjonu myśliwskiego oraz 315 dywizjonu polskiego, komandor Jan Grudziński – dowódca „Orła”, wsławił się brawurową ucieczką z Tallina, prof. zw. dr hab. Jerzy Herse – dziekan Wydziału Rolnego SGGW, odznaczony Krzyżem Virtuti Militari, płk Edward Przybyłowicz – dowódca oddziału partyzanckiego, wsławionego pod Gilową Górą w obwodzie Jasło, kpt. Konstanty Adamski – bohaterski obrońca Warszawy w 1939 r., Komandor Alfred Jougan – obrońca Jastarni i Helu w 1939 r. Nie sposób wymienić wszystkich nazwisk wychowanków Korpusu Kadetów, gdyż jest ich kilkuset. Walczyli oni na wszystkich frontach II wojny światowej i wszędzie tam, gdzie rzucił ich los, pozostali wierni Polsce. Swoją żołnierską postawą dodali blasku szkołom, które ich wychowały. 86 Jak wykazała praktyka, absolwenci szkół kadeckich byli wojskowymi z zamiłowania. W toku trwania nauki w Korpusie mieli wystarczająco długi okres do obserwacji i namysłu, eliminujący wszystkie pomyłki oraz dający możliwość świadomego wyboru zawodu. W najtrudniejszych latach naszej historii wychowankowie szkół kadeckich byli wzorem poświęcenia, gdy Polska żądała od nich ceny najwyższej, byli przykładem w służbie dla kraju, gdy trzeba było podnosić go z gruzów, po dziś dzień czują się jej dłużnikami, choć dali z siebie tak wiele. Wszyscy oni zachowali żywe wspomnienia z okresu swej kadeckiej młodości. Mówią zawsze o swoich szkołach z nieukrywanym wzruszeniem: „to była dobra szkoła”, „tu nauczono nas umiłowania kraju”, „tu zaszczepiono nam miłość do munduru, prawdziwy hart i koleżeństwo”. Tradycja polskich Korpusów Kadetów okresu międzywojennego nie uległa zapomnieniu. Przyjęły ją z całym powodzeniem w czasie II wojny światowej: Junacka Szkoła Kadetów zorganizowana na obczyźnie przy II Korpusie Wojska Polskiego na Zachodzie, a w kraju Kompania Małoletnich, która dała początek Korpusowi Kadetów im. generała Karola Świerczewskiego. Dzisiaj, gdy coraz śmielej sięgamy po wzorce w dziele wychowania młodego po- kolenia Polaków, nie wolno nam zrezygnować z dorobku Korpusów Kadetów. Szkoły to bowiem przez dwieście lat swojej historii były kuźnią ideałów patriotycznych, wnosząc do ogólnopolskiego dorobku oświatowego wartości bezcenne. Będąc wzorem na polu krzewienia ideałów moralnych i obywatelskich, zasłużyły sobie na godne miejsce w teorii i praktyce n polskiego szkolnictwa wojskowego. Przypisy 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 Ibidem. Sprawozdanie szkolne za rok 1930/31, s. 84. Sprawozdanie za lata 1930/32, s. 80. Ibidem. „Gazeta poranna”, Lwów 7.06.1930 r. Sprawozdanie szkolne za rok 1930/31, s. 84. Ibidem, s. 85. Ibidem, s. 85. Ibidem. Polskie Korpusy Kadetów, s. 59. „Kadet”, 1927, nr 3. Ibidem. Korpus Kadetów nr 2, Chełmno 1930, s. 254. „Kadet”, 1927, nr 2. Wyjątki z wypowiedzi gen. dyw. pil. Romana Paszkowskiego. Wyjątki z wypowiedzi gen. dyw. Czubryta – Borkowskiego. Wyjątki z wypowiedzi płk. pil. Mariana Duriasza. Ze wspomnień Michała Standziaka zawartych w książce Modlin, obrona twierdzy 1939, s. 38. O powinnościach i prawach uczniów Korpusu Kadetów, Warszawa 1920, s. 15. Księga Pamiątkowa XX-lecia Korpusu Kadetów. Lwów 1939, s. 44. Sprawozdanie szkolne Korpusu Kadetów nr 1 za rok 1926/27, Lwów 1927, s. 50. Sprawozdanie Szkolne Korpusu Kadetów nr 1 za rok 1930– 1931, Lwów 1931, s. 85. www.armia24.pl Witold Lisowski Polskie Korpusy Kadetów wzorowymi placówkami oświaty II Rzeczypospolitej MIĘDZYNARODOWE POKAZY LOTNICZE
Podobne dokumenty
pobierz magazyn wojskowy ARMIA - MAJ 2015
Zaoferowaliśmy śmigłowiec,
który spełniał wymagania MON
Po ogłoszeniu wyników przetargu na nowy śmigłowiec wielozadaniowy, przedstawiciele MON
oraz wojska bronią podjętej decyzji. Jednak przeważnie...