\"Czy istnieje STWÓRCA, który się o ciebie troszczy ?\" -O pochodzeniu wszechświata ziemi i życia na niej, o historii zbawienia, o tym, jaką nadzieję Bóg daje udręczonej ludzkości (cała książka)

Transkrypt

\"Czy istnieje STWÓRCA, który się o ciebie troszczy ?\" -O pochodzeniu wszechświata ziemi i życia na niej, o historii zbawienia, o tym, jaką nadzieję Bóg daje udręczonej ludzkości (cała książka)
Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — WSTĘP
Czy istnieje STWÓRCA, który się o ciebie troszczy?
Mgławica Orzeł (M16) „Kolumny stwarzania”
Zdjęcie obok wykonano w roku 1995 za pomocą
teleskopu kosmicznego. Przedstawia ono obłoki gazu i
pyłu w mgławicy Orzeł. Zdaniem uczonych w obłokach
tych, nazywanych „Kolumnami stwarzania”, powstają
gwiazdy.
Niejednemu cisną się do głowy pytania: Czemu zawdzięcza
swe istnienie wszechświat, nasza planeta oraz życie na niej?
I jaki to ma związek z szukaniem sensu życia?
Wiele osób wierzy w istnienie Stwórcy, który uczynił
wszystko i który się o nas troszczy. Czy z odkryć wynika, iż
w obecnej erze nauki taka wiara jest rozsądna?
■ Jakie światło na tę ważną sprawę rzucają najnowsze
wyniki badań nad mózgiem czy też naszą umiejętnością
mówienia?
■ Dlaczego mnóstwo wykształconych ludzi zagląda do
Biblii i czy to, co ona mówi o Stwórcy, ma jakieś znaczenie
dla nas i dla naszych najbliższych?
Niniejsza książka podejmuje powyższe kwestie. Przekonasz
się, że udzielone w niej jasne odpowiedzi pomagają nadać
życiu głębszy sens i położyć fundament pod szczęśliwszą
przyszłość.
[Rozdziały:]
1. Co mogłoby nadać głębszy sens twemu życiu?
2. Kontrowersje wokół pochodzenia wszechświata
3. Skąd się wzięło życie?
4. Jesteś niepowtarzalny!
5. Czyje to dzieło?
6. Starożytna relacja o stwarzaniu — czy możesz na niej polegać?
7. Czego można o Stwórcy dowiedzieć się z książki?
8. Stwórca objawia siebie — dla naszego dobra!
9. Wielki nauczyciel przybliża nam Stwórcę
10. Jeżeli Stwórca się o nas troszczy, to dlaczego jest tyle cierpień?
11. Na zawsze nadaj swemu życiu głębszy sens
Jesli nie zaznaczono inaczej, wersety biblijne przytoczono z
Pisma Świętego w Przekładzie Nowego Świata
© 1998 — Watchtower Bible and Tract Society of
Pennsylvania
Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 1
Co mogłoby nadać głębszy sens twemu życiu?
CZY marzyłeś kiedyś o lepszym życiu — tam, gdzie mieszkasz, a może na jakiejś rajskiej wysepce
w tropikach? Większość z nas oddaje się czasami takim marzeniom.
W roku 1891, francuski malarz Paul Gauguin wyruszył w poszukiwaniu takiego życia na Polinezję
Francuską. Wkrótce jednak zderzył się z twardą rzeczywistością. Wskutek dawnej rozwiązłości
ściągnął na siebie i innych chorobę i cierpienia. Przeczuwając zbliżającą się śmierć, namalował
obraz, który określono jako „szczytowy przejaw sił twórczych artysty”. W jego biografii
powiedziano: „Zakres ludzkich doświadczeń, ukazanych na obrazie, obejmuje całe życie, od
narodzin po śmierć (…) Życie traktował jako wielką tajemnicę” (Paul Gauguin 1848-1903 —
The Primitiue Sophisticate).
Gauguin zatytułował ten obraz Skąd przybywamy? Kim jesteśmy? Dokąd zdążamy?* [D’où venonsnous? Que sommes-nous? Où allons-nous?]
Pytania te brzmią znajomo. Nurtują one wielu myślących ludzi. Zwróciwszy uwagę na ludzkie
osiągnięcia w nauce i technice, redaktor gazety The Wall Street Journal napisał: „Od zarania
dziejów zastanawiamy się nad sobą, nad swymi dylematami, nad swym miejscem we
wszechświecie, lecz nie posunęliśmy się zbytnio do przodu. Wciąż nie znamy odpowiedzi na
pytania, kim jesteśmy, po co żyjemy i dokąd zmierzamy”.
Nie dostrzegając żadnego innego celu w życiu, niektórzy poświęcają się bez reszty rodzinie,
zarabianiu na utrzymanie lub własnym zainteresowaniom, na przykład podróżom. Albert Einstein
powiedział kiedyś: „Człowiek, który uważa, że jego życie nie ma sensu, nie jest po prostu
nieszczęśliwy, jest raczej nie przystosowany do życia”. Pod wpływem podobnego rozumowania,
niejeden stara się nadać swemu życiu sens przez uprawianie sztuk pięknych, prowadzenie badań
naukowych lub działalność humanitarną, mającą na celu ulżenie ludzkiej niedoli. Czy znasz kogoś
takiego?
Stawianie owych podstawowych pytań o sens życia jest zupełnie zrozumiałe. Któż z rodziców
dziecka umierającego na malarię lub inne schorzenie nie zapyta: Dlaczego ono tak cierpi? Czy to
ma jakiś sens? Podobne pytania nasuwają się wielu młodym kobietom i mężczyznom na widok
ubóstwa, chorób i niesprawiedliwości. Także brutalne wojny często wzbudzają w ludziach
wątpliwości, czy życie naprawdę ma sens.
Nawet jeśli osobiście nie doświadczyłeś takich nieszczęść, zapewne zgodzisz się z wypowiedzią
profesora Freemana Dysona: „Znalazłem się w niezłym towarzystwie, zadając te same pytania,
co [biblijny] Hiob. Dlaczego cierpimy? Dlaczego świat jest tak niesprawiedliwy? Jaki sens
mają tragedie i ból?” Być może ty również szukasz na to odpowiedzi.
Znalezienie zadowalających odpowiedzi niewątpliwie bardzo dużo daje. Pewien profesor, który
przeżył koszmar obozu koncentracyjnego w Auschwitz, zauważył: „Nic tak skutecznie nie
pomaga w przetrwaniu nawet najgorszych warunków, jak świadomość, że się prowadzi
sensowne życie”. Jego zdaniem, nawet zdrowie psychiczne człowieka ma związek z
poszukiwaniem sensu życia.
W ciągu stuleci niejeden pragnął znaleźć odpowiedzi na te pytania z pomocą religii. Kiedy Gautama
(Budda) ujrzał człowieka chorego, starca i zmarłego, zaczął szukać oświecenia, a więc sensu życia,
w religii, ale nie wierzył w osobowego Boga. Inni podejmowali takie poszukiwania w swoich
kościołach.
A co z ludźmi współczesnymi? Wielu zwraca się ku nauce, uznając, że religia ani Bóg w niczym im
nie pomogą. W książce Religion and Atheism (Religia i ateizm) powiedziano: „Im bardziej
rozwija się nauka, tym mniej miejsca zdaje się pozostawać dla Boga. Bóg został skazany na
banicję”.
Dlaczego nie uznają Stwórcy?
Tendencja do odrzucania religii oraz Boga ma swe korzenie w poglądach filozoficznych ludzi,
którzy podkreślali konieczność kierowania się wyłącznie rozumem. Karol Darwin uważał, iż
pochodzenie świata istot żywych lepiej daje się wyjaśnić „doborem naturalnym” niż istnieniem
Stwórcy. Zygmunt Freud nauczał, iż Bóg to iluzja. Od czasów Fryderyka Nietzschego po dziś dzień
znajduje wyznawców pogląd, że „Bóg jest martwy”. Podobne idee występują też w filozofiach
Wschodu. Zdaniem nauczycieli buddyzmu w ogóle nie trzeba nic wiedzieć o Bogu. A jak oznajmił
profesor Tetsuo Yamaori, dla sintoistów „bogowie są jedynie ludźmi”.
Obraz Gauguina nasuwa pytania o sens życia
Czy to powszechne powątpiewanie w istnienie Stwórcy jest uzasadnione? Zapewne znasz niejeden
„fakt naukowy”, który głoszono w przeszłości, a który z czasem okazał się całkowicie błędny. Przez
całe stulecia uważano na przykład, że Ziemia jest płaska i że wokół niej obraca się cały
wszechświat, ale jak wiemy, jest zupełnie inaczej.
A co powiedzieć o późniejszych ideach naukowych? Na przykład, XVIII-wieczny filozof Dawid
Hume — który nie uznawał istnienia Stwórcy — nie potrafił w żaden sposób wytłumaczyć, skąd się
wzięły na Ziemi złożone konstrukcje biologiczne. Darwin swą teorią usiłował wyjaśnić, jak się
rozwinęły różne formy życia, ale nie podał wytłumaczenia, jak ono powstało ani jaki sens ma nasze
życie.
W rezultacie sporo naukowców oraz innych osób ma poczucie, że czegoś tu brakuje. Teorie
naukowe starają się odpowiedzieć na pytanie: jak?, a tymczasem podstawowe pytanie brzmi:
dlaczego? Ale ludzie, wychowani w środowiskach kultywujących wiarę w Stwórc, też nie są wolni
od rozterek. W Europie pewna młoda studentka historii oświadczyła: „Moim zdaniem Bóg jest
martwy. Gdyby naprawdę istniał, na świecie nie byłoby tak beznadziejnie: Niewinni ludzie
cierpią straszliwy głód; wymierają gatunki zwierząt (…) Koncepcja Stwórcy jest
niedorzeczna”. Obserwując panujące wszędzie warunki, wielu nie potrafi zrozumieć, dlaczego
Stwórca — jeśli istnieje — nie zmienia tego na lepsze.
Trzeba jednak przyznać, że niejeden odrzuca istnienie Stwórcy przede wszystkim dlatego, że nie
chce w Niego wierzyć. Pewien europejski przemysłowiec oświadczył w rozmowie ze swym
pracownikiem: „Nawet gdyby Bóg osobiście mi powiedział, bym zmienił swe życie, i tak bym
tego nie zrobił. Chcę żyć, jak mi się podoba”. Najwyraźniej niektórzy uważają, że uznawanie
władzy Stwórcy nie dałoby się pogodzić z ich wolnością osobistą lub stylem życia. Mogą więc
twierdzić: „Wierzę tylko w to, co widzę, a nie potrafię zobaczyć niewidzialnego Stwórcy”.
Pomijając kwestię, dlaczego poszczególne osoby nie uznają Stwórcy, w dalszym ciągu wymagają
odpowiedzi pytania, dotyczące życia i tego, jaki ono ma sens. Nazajutrz, po wylądowaniu ludzi na
Księżycu, zapytano teologa Karla Bartha, co sądzi o tym sukcesie techniki. Odparł wtedy: „Nie
rozwiązuje to żadnego z problemów, które spędzają mi sen z oczu”. Dzisiaj człowiek lata w
przestrzeń kosmiczną oraz śmiga po cyberprzestrzeni. Jednakże ludzie myślący dostrzegają, że
potrzebny jest jakiś głębszy cel, coś, co by ich życiu nadało sens.
Zapraszamy więc osoby o otwartym umyśle do zastanowienia się nad tą sprawą. W książce Belief
in God and Intellectual Honesty (Wiara w Boga a uczciwość intelektualna) zauważono, że człowiek
przejawiający „uczciwość intelektualną” jest „gotów zbadać to, co uznaje za prawdę”, i „z
dostateczną uwagą przyjrzeć się innym dostępnym argumentom”.
W poruszonej przez nas kwestii te „dostępne argumenty” pomogą nam przeanalizować, czy życie i
wszechświat są dziełem Stwórcy. A jeśli tak, to jaki On jest? Czy jest osobą i czy wywiera wpływ
na nasze życie? Dzięki rozważeniu tych spraw, lepiej zrozumiemy, w jaki sposób możemy nadać
głębszy sens naszemu życiu i uczynić je szczęśliwszym.
Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 2
Kontrowersje wokół pochodzenia wszechświata
Próby policzenia gwiazd
Szacuje się, że nasza galaktyka, Droga Mleczna, zawiera ponad 100 000 000 000 (100 miliardów)
gwiazd. Wyobraź sobie encyklopedię, w której każdej z nich poświęcono by jedną stronę — czyli
na jednej stronie musiałyby się zmieścić informacje dotyczące Słońca i reszty Układu Słonecznego.
Ile tomów wypełniłby opis gwiazd Drogi Mlecznej?
Zakładając rozsądną grubość tomów, nie zmieściłyby się one w Bibliotece Publicznej Nowego
Jorku, której półki mają łączną długość 412 kilometrów!
Ile czasu zajęłoby zapoznanie się z ich stronami? „Gdyby przeglądać po jednej stronie na
sekundę, praca ta zajęłaby dziesięć tysięcy lat” — podano w książce Corning of Age in the Milky
Way (Osiąganie pełnoletności w Drodze Mlecznej). A przecież gwiazdy tworzące naszą galaktykę
stanowią znikomą część gwiazd znajdujących się w jakichś 50 000 000 000 (50 miliardach)
galaktyk we wszechświecie. Gdyby każdej z tych gwiazd poświęcono jedną stronę encyklopedii,
nie dałoby się jej pomieścić na wszystkich półkach wszystkich bibliotek na ziemi. „Im więcej
wiemy o wszechświecie, tym lepiej zdajemy sobie sprawę, jak niewiele o nim wiemy” —
zauważono w owej książce.
Wypowiedź Jastrowa na temat początku
Robert Jastrow, profesor astronomii i geologii na Uniwersytecie Columbia, napisał: „Mało który z
astronomów mógł przypuszczać, że to wydarzenie — nagłe narodziny Wszechświata — stanie
się udowodnionym faktem naukowym, ale teleskopowe obserwacje nieba zmusiły ich do
wyciągnięcia takiego wniosku”.
Jastrow zwrócił też uwagę na konsekwencje tego odkrycia: „Astronomiczny dowód istnienia
Początku wprawił naukowców w zakłopotanie, gdyż wierzą oni, że każdy skutek ma
naturalną przyczynę (…) Brytyjski astronom E.A.Milne napisał: Nie potrafimy podać żadnej
hipotezy, jak wyglądał stan rzeczy [na początku]; Boskiego aktu stworzenia nie daje się
podpatrzyć” (The Enchanted Loom — Mind in the Universe).
Cztery podstawowe oddziaływania występujące w przyrodzie
1. Oddziaływanie grawitacyjne — bardzo słabe na poziomie atomów. Wywiera zaś ogromny wpływ
na wielkie obiekty: planety, gwiazdy i galaktyki.
2. Oddziaływanie elektromagnetyczne — powoduje wzajemne przyciąganie się elektronów i
protonów i umożliwia tworzenie się cząsteczek chemicznych. Jednym z dowodów jego potęgi są
pioruny.
3. Oddziaływanie silne — wiąże protony i neutrony w jądrach atomowych.
4. Oddziaływanie słabe — jest odpowiedzialne za niektóre rozpady pierwiastków
promieniotwórczych oraz wpływa na tempo przebiegu reakcji termojądrowych w Słońcu.
„Kombinacja zbiegów okoliczności”
„Gdyby oddziaływaniu słabemu przydać nieco siły, hel w ogóle by się nie utworzył; gdyby je
nieco osłabić, przekształciłby się w niego niemal cały wodór”.
„Jeśli wszechświat ma zawierać trochę helu i wybuchające supernowe, to dopuszczalny
przedział wartości jest bardzo wąski. Nasze istnienie zależy od tej kombinacji zbiegów
okoliczności i od jeszcze bardziej zdumiewającej koincydencji w poziomach energii jąder,
przewidzianej przez [astronoma Freda] Hoyle'a. W przeciwieństwie do poprzednich pokoleń
wiemy, jak się tutaj pojawiliśmy. Ale podobnie jak wszystkie poprzednie pokolenia w dalszym
ciągu nie wiemy, dlaczego” (New Scientist).
Czy wierzysz tylko w to, co widzisz?
Wielu racjonalnie myślących ludzi uznaje istnienie rzeczy, których nie można zobaczyć. W styczniu
1997 roku czasopismo Discover podało, że astronomowie wyśledzili — jak sądzą — kilkanaście
planet krążących wokół odległych gwiazd.
„Na razie te nowe planety znamy jedynie z tego, jak swym przyciąganiem grawitacyjnym
zaburzają ruch macierzystych gwiazd”. A zatem dostrzegalne efekty działania grawitacji dają
astronomom podstawę do wiary w istnienie niewidocznych ciał niebieskich.
Dowody pośrednie — gdy brak jest bezpośrednich obserwacji — stanowią dla uczonych
wystarczające przesłanki do uznania czegoś, czego nie można zobaczyć. Wiele osób wierzących w
Stwórcę uważa, iż ma podobne podstawy do uznawania tego, czego nie widzi.
KIEDY w iłuminatorze statku kosmicznego ukazuje się ogromna kula ziemska, astronauci z
zachwytem ją fotografują. „Jest to najwspanialszy moment lotu w kosmos” — wyznał jeden z
nich. A przecież nasza Ziemia wydaje się maleńka w porównaniu z całym Układem Słonecznym.
We wnętrzu Słońca zmieściłby się milion takich globów i jeszcze pozostałoby sporo miejsca! Ale
czy tego typu informacje o wszechświecie mogą mieć jakiś wpływ na twoje życie i nadać mu
głębszy sens?
Wybierzmy się w myślach na krótką wycieczkę w kosmos, by spojrzeć na Ziemię i Słońce z innej
perspektywy. Słońce to po prostu jedna z niezliczonych gwiazd w ramieniu spiralnym galaktyki
zwanej Drogą Mleczną,[*] która z kolei jest zaledwie drobną cząstką wszechświata. Gołym okiem
można dostrzec kilka plamek światła, będących w rzeczywistości innymi galaktykami, na przykład
piękną i ogromną Mgławicę Andromedy. Co więcej, Droga Mleczna, Mgławica Andromedy i ponad
20 innych galaktyk, powiązanych siłami grawitacyjnymi w małą gromadę galaktyk, to jedynie
nasze najbliższe otoczenie w olbrzymiej supergromadzie. Takich supergromad jest we
wszechświecie bez liku, a i to jeszcze nie koniec.
[*]
[Droga Mleczna zawiera przeszło 100 miliardów gwiazd i ma trylion — czyli 1000 000 000 000
000 000 — kilometrów średnicy! Na pokonanie takiej odległości światło potrzebuje 100 000 lat!]
Gromady galaktyk nie są rozmieszczone w przestrzeni kosmicznej równomiernie. W odpowiednio
dużej skali wyglądają jak cienkie ściany lub krawędzie wokół rozległych pustych przestrzeni.
Niektóre struktury są tak długie i szerokie, że przypominają wielkie mury. Może to budzić
zdziwienie tych, według których nasz wszechświat powstał w wyniku samorzutnej kosmicznej
eksplozji. Członek zespołu redakcyjnego czasopisma Scientific American doszedł do następującego
wniosku: „Im wyraźniej będziemy dostrzegać wszystkie fantastyczne szczegóły budowy
wszechświata, tym trudniej nam będzie wyjaśnić jego powstanie jedną prostą teorią”.
Nasze Słońce (w żółtym kwadraciku) jest znikomo małe w porównaniu
z Drogą Mleczną, podobną do ukazanej tu galaktyki spiralnej NGC 5236.
Droga Mleczna, zawierająca przeszło 100 miliardów gwiazd, jest tylko
jedną z ponad 50 miliardów galaktyk w znanym wszechświecie.
Dowody, że istniał początek
Każda gwiazda, którą możesz dojrzeć, należy do Drogi Mlecznej. Do lat dwudziestych XX wieku
sądzono, że jest to w ogóle jedyna galaktyka. Ale dzięki obserwacjom, prowadzonym za pomocą
większych teleskopów, wyszło na jaw coś zupełnie innego. We wszechświecie jest co najmniej 50
000 000 000 galaktyk. To nie pomyłka — nie chodzi o 50 miliardów gwiazd, lecz o 50 miliardów
galaktyk, z których każda zawiera miliardy gwiazd takich jak Słońce. Ale nie sama oszałamiająca
liczba ogromnych galaktyk wywołała w latach dwudziestych rewolucję w poglądach naukowych.
Uczonych najbardziej zdumiał ruch owych galaktyk.
Astronomowie odkryli znamienny fakt: Kiedy światło docierające z jakiejś galaktyki przepuści się
przez pryzmat, otrzymane widmo wskazuje na wydłużenie fal świetlnych, co świadczy o bardzo
szybkim ruchu źródła światła w przeciwnym nam kierunku. Im odleglejsza jest galaktyka, tym
szybciej zdaje się oddalać. A zatem wszechświat się rozszerza![*]
[*]
[W roku 1995 naukowcy zwrócili uwagę na nietypowe zachowanie najdalszej z odkrytych dotąd
gwiazd (SN 1995K), która wybuchła jako supernowa w swej galaktyce. Podobnie jak supernowe w
pobliskich galaktykach, stała się bardzo jasna, a następnie powoli zaczęła przygasać, ale wolniej,
niż to obserwowano dotychczas. W czasopiśmie New Scientist ukazano to na wykresie i opatrzono
komentarzem: „Kształt krzywej jasności (…) jest rozciągnięty wzdłuż osi czasu dokładnie w
takim stopniu, jakiego należało się spodziewać, jeśli galaktyka oddala się od nas z szybkością
bliską połowie prędkości światła”. Co z tego wynika? Jest to „najlepszy z istniejących
dowodów, że Wszechświat naprawdę się rozszerza”.]
Astronom Edwin Hubbie (1889-1953) uświadomił sobie, że przesunięcie widma odległych galaktyk
ku czerwieni dowodzi rozszerzania się wszechświata, a to wskazuje, iż miał on początek.
Nawet jeśli nie zajmujemy się astronomią zawodowo ani amatorsko, możemy dostrzec, że
wypływają stąd daleko idące wnioski co do naszej przeszłości — a być może też co do przyszłości
każdego z nas. Coś musiało ten proces zapoczątkować, musiała istnieć jakaś potężna siła,
wystarczająca do pokonania ogromnego przyciągania grawitacyjnego, pochodzącego od całej
materii we wszechświecie. Masz prawo zapytać: Co mogło być źródłem tak gigantycznej energii?
Większość uczonych w swych rozważaniach nad przeszłością wszechświata cofa się do chwili, gdy
ich zdaniem był on bardzo małym i gęstym punktem (osobliwością), my jednak nie możemy
pominąć kluczowej kwestii: „Jeżeli w którymś momencie przeszłości Wszechświat był bliski
stanu osobliwości o nieskończenie małych wymiarach i nieskończonej gęstości, to musimy
zapytać, co było wcześniej i co się znajdowało poza Wszechświatem. (…) Musimy zająć się
problemem Początku” (sir Bernard Lovell).
Chodzi przy tym nie tylko o źródło niezmiernej energii. Niezbędna była też inteligencja i zdolność
przewidywania, gdyż parametr określający tempo ekspansji wszechświata wygląda na precyzyjnie
dobrany. „Gdyby Wszechświat rozszerzał się o jedną bilionową szybciej”, oznajmił Lovell, „to
wszelka materia uległaby do dziś rozproszeniu. (…) A gdyby rozszerzał się o jedną bilionową
wolniej, to pod wpływem oddziaływania grawitacyjnego zapadłby się w ciągu pierwszego
miliarda lat istnienia. Również w takim wypadku nie powstałyby długo żyjące gwiazdy ani
żadna forma życia”.
Próby wyjaśnienia początku
Czy kosmolodzy potrafią wyjaśnić pochodzenie wszechświata? Wielu naukowców z niechęcią
odnosi się do koncepcji stworzenia go przez jakąś wyższą inteligencję i snuje różne teorie co do
tego, jakie mechanizmy mogłyby doprowadzić do samoistnego powstania wszechświata z niczego.
Czy to brzmi rozsądnie? W takich rozważaniach zazwyczaj wykorzystuje się jakąś wersję teorii
opracowanej w roku 1979 przez fizyka Alana Gutha (modelu inflacyjnego).[*] Niemniej sam dr
Guth przyznał później, że jego teoria „nie tłumaczy, jak wszechświat powstał z niczego”. Jeszcze
dobitniej wyraził się dr Andriej Linde w swym artykule zamieszczonym w Świecie Nauki:
„Wyjaśnienie tej początkowej osobliwości — gdzie i kiedy to wszystko się zaczęło — nadal
pozostaje najtrudniejszym do ugryzienia problemem współczesnej kosmologii”.
[*]
[Teoria inflacyjna dotyczy tego, co się działo w ciągu ułamka sekundy po narodzinach
wszechświata. Zdaniem jej zwolenników, wszechświat, nie mający w tym momencie nawet
mikroskopowych rozmiarów, zaczął się rozszerzać z szybkością przewyższającą prędkość światła,
ale takich twierdzeń nie da się sprawdzić w laboratorium. Teoria inflacyjna w dalszym ciągu jest
przedmiotem sporów.]
Skoro uczeni w gruncie rzeczy nie potrafią wytłumaczyć ani pochodzenia, ani początkowego etapu
rozwoju wszechświata, czy nie powinniśmy poszukać wyjaśnień gdzie indziej? Warto rozważyć
pewne fakty, na które wielu nie zwraca uwagi, a dzięki którym być może ujrzysz omawianą kwestię
w zupełnie nowym świetle. Fakty te dotyczą między innymi precyzji w doborze sił czterech
podstawowych oddziaływań, które decydują o wszelkich własnościach i przemianach materii.
Słysząc o tych oddziaływaniach, niejeden może zniechęcony pomyśleć: „Przecież to obchodzi tylko
fizyków”. Otóż nie tylko. Warto rozważyć najważniejsze fakty, gdyż dotyczą one również nas.
Precyzyjne dostrojenie
Cztery podstawowe oddziaływania odgrywają kluczową rolę zarówno w bezmiarze kosmosu, jak i
w niezwykle małych strukturach atomowych. W gruncie rzeczy mają wpływ na wszystko, co nas
otacza.
Gdyby siły tych czterech oddziaływań nie były dostrojone do siebie tak precyzyjnie, jak to się
uwidacznia we wszechświecie, to nie mogłyby istnieć pierwiastki, mające istotne znaczenie dla
naszego życia (w szczególności węgiel, tlen i żelazo). Wspomnieliśmy już o jednym z tych
oddziaływań, o grawitacji. Drugim jest oddziaływanie elektromagnetyczne. Gdyby było znacznie
słabsze, elektrony nie krążyłyby wokół jądra atomowego. Może zapytasz: A czy to miałoby jakieś
poważne konsekwencje? Owszem, gdyż atomy nie mogłyby się wówczas łączyć w cząsteczki.
Gdyby zaś owo oddziaływanie było znacznie silniejsze, elektrony byłyby na stałe związane z
jądrami atomowymi. Nie mogłyby więc zachodzić reakcje chemiczne między atomami — czyli nie
byłoby także życia. Już z tego wyraźnie widać, że życie istnieje dzięki precyzyjnie dobranej sile
oddziaływania elektromagnetycznego.
Spójrzmy jeszcze, do czego by doszło w skali kosmicznej: Niewielka zmiana siły oddziaływania
elektromagnetycznego miałaby wpływ na procesy zachodzące wewnątrz Słońca, a więc i na rodzaj
fal świetlnych docierających do Ziemi, co by utrudniło lub wręcz uniemożliwiło przebieg
fotosyntezy w roślinach. Poza tym woda straciłaby swe wyjątkowe właściwości, od których
uzależnione jest wszelkie życie. Ponownie więc się okazuje, że odpowiednia wielkość siły
oddziaływania elektromagnetycznego decyduje o naszym istnieniu.
Równie ważny jest stosunek siły oddziaływania elektromagnetycznego do pozostałych trzech
oddziaływań. Na przykład, zdaniem pewnych fizyków, można je uznać za 10 000 000 000 000 000
000 000 000 000 000 000 000 000 (1040) razy silniejsze od oddziaływania grawitacyjnego.
Mogłoby się wydawać, że dopisanie do tej liczby jeszcze jednego zera (1041) oznaczałoby
niewielką zmianę. W rzeczywistości siła grawitacyjna byłaby relatywnie słabsza, co przyniosłoby
skutki ukazane przez dra Reinharda Breuera: „Gdyby grawitacja była słabsza, to gwiazdy byłyby
mniejsze, a napór grawitacyjny na ich wnętrza nie spowodowałby wystarczającego wzrostu
temperatury, by zainicjować reakcje termojądrowe — czyli Słońce nie mogłoby świecić”.
Wyobraź sobie, co by to dla nas znaczyło!
Dzięki precyzyjnemu dostrojeniu siły oddziaływań, decydujących o przebiegu procesów wewnątrz
Słońca, warunki na Ziemi sprzyjają życiu
A gdyby oddziaływanie grawitacyjne było tyle samo razy silniejsze, tak iż wspomniana liczba
miałaby tylko 39 zer (1039)? Breuer wyjaśnia dalej: „Wskutek nawet tak niewielkiej zmiany,
długość życia gwiazdy podobnej do Słońca drastycznie by zmalała”. A zdaniem innych
naukowców, to dopasowanie siły grawitacyjnej do pozostałych oddziaływań jest jeszcze bardziej
precyzyjne.
Nasze Słońce i inne gwiazdy mają dwie znamienne cechy: przez długi czas świecą wydajnie i
równomiernie. Rozważmy prosty przykład. Jak wiadomo, aby silnik samochodowy dobrze działał,
paliwo musi być zmieszane z powietrzem w odpowiednich proporcjach, a w celu polepszenia
sprawności takiego silnika inżynierowie konstruują skomplikowane urządzenia oraz systemy
komputerowe. Skoro tak się rzecz przedstawia ze zwykłym silnikiem, to co powiedzieć o bardzo
wydajnym „spalaniu” w gwiazdach takich jak nasze Słońce? Główne oddziaływania, mające wpływ
na ten proces, zostały dobrane precyzyjnie, w sposób najbardziej sprzyjający życiu. Czy taka
precyzja to zwykły przypadek? Starożytnego męża imieniem Hiob zapytano: „Czy ogłosiłeś zasady
rządzące niebiosami lub ustaliłeś prawa natury na ziemi?” (Hioba 38:33, The New English
Bibie). Nie uczynił tego żaden człowiek. Skąd się zatem wzięła owa precyzja?
Oddziaływanie silne i słabe
O budowie wszechświata decyduje nie tylko precyzyjne dostrojenie oddziaływania grawitacyjnego i
elektromagnetycznego. Istotne znaczenie dla naszego życia mają także dwa inne oddziaływania.
Własności obu tych oddziaływań, występujących między składnikami jądra atomowego,
najwyraźniej zostały z góry zaplanowane. Rozważmy oddziaływanie silne — spajające protony i
neutrony w jądra atomowe. Dzięki temu wiązaniu mogą istnieć różne pierwiastki: lekkie (na
przykład hel i tlen) oraz ciężkie (takie jak złoto czy ołów). Przypuszcza się, że gdyby to wiązanie
było zaledwie o 2 procent słabsze, istniałby tylko wodór. Gdyby zaś było nieco silniejsze, istniałyby
wyłącznie pierwiastki cięższe od wodoru. Czy to odbiłoby się na naszym życiu? Owszem, we
wszechświecie pozbawionym tego pierwiastka Słońce nie miałoby paliwa, dzięki któremu
wypromieniowuje życiodajną energię. Rzecz jasna nie mielibyśmy też wody ani żywności, gdyż
wodór jest ich nieodzownym składnikiem.
Czwartym oddziaływaniem, które chcemy omówić, jest oddziaływanie słabe, odpowiedzialne za
niektóre promieniotwórcze przemiany jądrowe. Ma ono również wpływ na reakcje termojądrowe
zachodzące w naszym Słońcu. Być może zapytasz: Czy siła tego oddziaływania też została
precyzyjnie dobrana? Matematyk i fizyk, Freeman Dyson, wyjaśnia: „Oddziaływanie słabe jest
miliony razy słabsze niż siły jądrowe [oddziaływanie silne]. Jest odpowiednio słabe, by wodór
spalał się wewnątrz Słońca powoli i równomiernie. Gdyby było znacznie silniejsze lub
znacznie słabsze, wszelkie formy życia, które do istnienia potrzebują gwiazdy
przypominającej Słońce, znowu znalazłyby się w fatalnym położeniu”. Odpowiednie tempo
spalania wodoru rzeczywiście jest konieczne, by Ziemia była dobrze ogrzana — ale nie spopielona
— i byśmy mogli na niej żyć.
Poza tym naukowcy uważają, że oddziaływanie słabe odgrywa istotną rolę podczas wybuchów
supernowych, a właśnie tymi wybuchami tłumaczą istnienie i rozprzestrzenienie większości
pierwiastków. „Gdyby oddziaływanie silne oraz słabe były nieco inne niż w rzeczywistości,
gwiazdy nie wyprodukowałyby pierwiastków, z których ty i ja jesteśmy zbudowani” —
wyjaśnia fizyk John Polkinghorne.
Takie fakty można by jeszcze mnożyć, ale zapewne już teraz zgodzisz się z płynącym z nich
wnioskiem. Cztery podstawowe oddziaływania są ze sobą zdumiewająco zestrojone. „Wszystko
wokół nas zdaje się poświadczać, że natura zrobiła to tak, jak trzeba” — napisał profesor Paul
Davies. Istotnie, tylko dzięki precyzyjnemu dostrojeniu oddziaływań podstawowych mogą istnieć i
spełniać swe funkcje Słońce i nasza cudowna planeta, a na niej życiodajna woda, nieodzowna dla
życia atmosfera oraz mnóstwo cennych pierwiastków chemicznych. Zadaj sobie jednak pytanie:
Dlaczego te oddziaływania są tak dokładnie dostrojone i komu lub czemu należałoby to przypisać?
Idealne cechy Ziemi
Nasze istnienie jest też zależne od precyzyjnego doboru innych parametrów. Zastanówmy się nad
wielkością Ziemi i jej położeniem w stosunku do pozostałych ciał Układu Słonecznego. Biblijna
Księga Hioba zawiera pytania uświadamiające nam naszą znikomość: „Gdzieżeś był, gdy
zakładałem ziemię? (…) Kto ustanowił jej wymiary, jeśli to wiesz?” (Hioba 38:4-5). W naszych
czasach pytania te jeszcze pilniej domagają się odpowiedzi. Dlaczego? Ponieważ wyszły na jaw
zdumiewające fakty, dotyczące między innymi rozmiarów Ziemi oraz jej położenia w Układzie
Słonecznym.
Nigdzie we wszechświecie nie odkryto planety przypominającej Ziemię. Co prawda niektórzy
naukowcy przedstawiają pośrednie dowody, iż wokół pewnych gwiazd krążą obiekty setki razy od
niej większe. Ale Ziemia ma wielkość dokładnie taką, jaka jest konieczna dla naszego istnienia. Co
o tym świadczy? Gdyby była nieco większa, silniejsze byłoby też przyciąganie ziemskie i nie
pozwoliłoby na ucieczkę w przestrzeń kosmiczną lekkiego gazu, jakim jest wodór — gromadziłby
się on wtedy na naszej planecie. Atmosfera nie sprzyjałaby więc życiu. Gdyby zaś Ziemia była
nieco mniejsza, uciekłby z niej życiodajny tlen oraz wyparowałaby woda zgromadzona na jej
powierzchni. W obu wypadkach nie moglibyśmy tutaj żyć.
Innym istotnym czynnikiem, dzięki któremu warunki na Ziemi sprzyjają życiu, jest odpowiednia
odległość dzieląca ją od Słońca. Astronom John Barrow i matematyk Frank Tipler przeanalizowali
„stosunek promienia Ziemi do jej odległości od Słońca”. Doszli do wniosku, że „gdyby ten
stosunek różnił się nieco od obserwowanego w rzeczywistości”, życie ludzkie by nie istniało.
Profesor David L.Block zauważył: „Jak wynika z obliczeń, gdyby Ziemia znajdowała się
zaledwie o 5 procent bliżej Słońca, około 4 miliardów lat temu pojawiłby się straszliwy efekt
cieplarniany [powodujący przegrzanie Ziemi]. Natomiast gdyby krążyła tylko o 1 procent dalej,
około 2 miliardów lat temu nastąpiłoby potężne zlodowacenie [większą część naszego globu
pokryłyby ogromne masy lodu]” (Our Universe: Accident or Design?).
Do tych przykładów precyzji można dodać okoliczność, że Ziemia obraca się wokół swej osi raz na
dzień, czyli z prędkością zapobiegającą zbyt wielkim wahaniom temperatury. Obrót Wenus wokół
własnej osi trwa 243 dni. Pomyśl tylko, co by się działo, gdyby Ziemia obracała się równie wolno!
Nie przetrwalibyśmy skrajnych temperatur będących skutkiem bardzo długich dni i nocy.
Kolejną ważną sprawą jest kształt okołosłonecznej orbity Ziemi. Komety poruszają się po bardzo
wydłużonych elipsach. Na szczęście z Ziemią jest inaczej. Jej orbita jest prawie kołowa. To również
chroni nas przed zabójczymi wahaniami temperatur.
Nie bez znaczenia jest też usytuowanie naszego Układu Słonecznego. Gdyby znajdował się bliżej
centrum naszej galaktyki, Drogi Mlecznej, oddziaływanie grawitacyjne pobliskich gwiazd
zaburzałoby orbitę Ziemi. Gdyby natomiast mieścił się gdzieś na obrzeżach Galaktyki, nocne niebo
byłoby niemalże pozbawione gwiazd. Co prawda ich światło nie jest nam konieczne do życia, ale
czyż nie przydaje niezwykłego piękna nocnemu niebu? Poza tym na podstawie obecnych teorii
kosmologicznych naukowcy obliczyli, że na krańcach Drogi Mlecznej nie ma wystarczającej ilości
pierwiastków chemicznych niezbędnych do powstania układu planetarnego takiego jak nasz.*
[*]
[Naukowcy odkryli, że wśród pierwiastków daje się dostrzec zadziwiający porządek i harmonię.
Interesujące szczegóły przedstawiono w dodatku „Cegiełki wszechświata”]
„Szczególne warunki istniejące na Ziemi dzięki temu,
że ma ona idealną wielkość i skład pierwiastkowy oraz krąży
po niemal kołowej orbicie we właściwej odległości od długo
żyjącej gwiazdy, Słońca, sprawiły, iż na powierzchni naszej planety
mogła się nagromadzić woda” (Integrated Principles of Zoology,
wydanie 7). Bez wody życie na Ziemi nie byłoby możliwe.
Prawo i porządek
Z własnego doświadczenia zapewne wiesz, że wszystko samoistnie zmierza do coraz większego
nieuporządkowania. Jak zauważył chyba każdy właściciel domu, rzeczy pozostawione własnemu
losowi psują się i niszczeją. Skłonność tę naukowcy nazywają „drugą zasadą termodynamiki”.
Codziennie możemy dostrzec skutki jej działania. Nowy samochód czy rower, jeśli nie jest
konserwowany, po jakimś czasie nadaje się tylko na złom. Opuszczony budynek staje się ruiną. A
co ze wszechświatem? Do niego również odnosi się ta sama zasada. Można by więc sądzić, że
porządek istniejący we wszechświecie powinien się przerodzić w całkowity chaos.
Jednakże wszechświatowi daleko do chaosu, na co zwrócił uwagę profesor matematyki, Roger
Penrose, analizując stan nieuporządkowania (czyli entropię) wszechświata dostępnego obserwacji.
Wypływa z tego logiczny wniosek, że w chwili początkowej wszechświat był uporządkowany i w
dalszym ciągu panuje w nim bardzo duży porządek. Jak zauważył astrofizyk Alan Lightman,
naukowcy „uznają za rzecz niepojętą, iż wszechświat został stworzony w tak bardzo
uporządkowany sposób”. Następnie dodał, że „zadowalająca teoria kosmologiczna powinna
ostatecznie rozwiązać ten problem z entropią” — to znaczy wyjaśnić, dlaczego we
wszechświecie nie zapanował chaos.
W gruncie rzeczy nasze istnienie pozostaje w sprzeczności z tą uznawaną zasadą. Dzięki czemu
więc żyjemy na Ziemi? Jak już wspomnieliśmy, jest to podstawowe pytanie, toteż powinno nam
zależeć na znalezieniu właściwej odpowiedzi.
Sir Fred Hoyle wyjaśnia: „Kwestia stwarzania nie istniałaby
tylko wtedy, gdyby wszelka materia we Wszechświecie była
nieskończenie stara, ale taką być nie może. (…) Wodór stale
przekształca się w hel i inne pierwiastki (…) Dlaczego więc
Wszechświat składa się niemal wyłącznie z wodoru? Gdyby materia
była nieskończenie stara, byłoby to zupełnie niemożliwe. Skoro więc
Wszechświat jest taki, jakim go widzimy, kwestii stwarzania
po prostu nie da się pominąć” (The Naturę of the Universe).
„Cegiełki wszechświata”
Tak w pewnej encyklopedii nazwano pierwiastki chemiczne. Wśród pierwiastków spotykanych na
Ziemi istnieje ogromna różnorodność: jedne występują rzadko, inne bardzo często. Niektóre, takie
jak złoto, mogą przyciągać wzrok. Inne, na przykład azot i tlen, to niewidoczne dla nas gazy. Każdy
pierwiastek składa się z określonych atomów. Ich budowa oraz podobieństwa między nimi
świadczą o ekonomicznych rozwiązaniach i zdumiewającym porządku, dającym się ukazać za
pomocą tabeli.
Około 300 lat temu znano tylko 12 pierwiastków: antymon, arsen, bizmut, cynę, miedź, ołów,
rtęć, siarkę, srebro, węgiel, złoto i żelazo. Kiedy odkryto ich więcej, uczeni dostrzegli wśród nich
wyraźne przejawy porządku. Ponieważ w tym porządku występowały pewne luki, tacy uczeni, jak
Mendelejew, Ramsay, Moseley i Bohr, przewidzieli istnienie nie znanych pierwiastków oraz ich
właściwości. Pierwiastki takie zostały później odkryte. Dzięki czemu ci uczeni zdołali przewidzieć
istnienie form materii, których jeszcze nie znano?
Otóż pierwiastki można uszeregować w kolejności, wynikającej z budowy ich atomów. Jest to
niepodważalny fakt. Dzięki temu w podręcznikach szkolnych można znaleźć układ okresowy
pierwiastków, czyli tablicę, w której wodór, hel i pozostałe pierwiastki są umieszczone w
poziomych szeregach i pionowych kolumnach.
W dziele McGraw-Hill Encyclopedia of Science & Technology zauważono: „Mało która
systematyzacja w dziejach nauki może konkurować z koncepcją okresowości, jeśli chodzi o
zakres uwidocznionego dzięki niej uporządkowania fizycznego świata. (…) Bez względu na to,
jakie jeszcze pierwiastki zostaną w przyszłości odkryte, na pewno znajdą one swe miejsce w
układzie okresowym — będą pasować do istniejącego w nim porządku i mieć właściwości
charakterystyczne dla odpowiedniej grupy”.
Kiedy pierwiastki ułoży się w szeregach i kolumnach układu okresowego, pierwiastki z tej samej
kolumny wykazują zadziwiające podobieństwo. Na przykład w ostatniej kolumnie znajdują się hel
(nr 2) , neon (nr 10) , argon (nr 18) , krypton (nr 36) , ksenon (nr 54) i radon (nr 86). Są to gazy,
które pod wpływem wyładowania elektrycznego jasno świecą i dlatego są wykorzystywane w
lampach jarzeniowych. Poza tym w przeciwieństwie do innych gazów bardzo trudno wchodzą w
reakcje z różnymi pierwiastkami.
W całym wszechświecie — aż do atomów i cząstek elementarnych — rzeczywiście ujawnia się
zadziwiający porządek i harmonia. Czemu zawdzięczamy to uporządkowanie oraz różnorodność
wśród tych „cegiełek wszechświata”?
Czy porządek i
harmonia w układzie okresowym pierwiastków to czysty przypadek, czy efekt inteligentnego
zaprojektowania?
Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 3
Skąd się wzięło życie?
Ile przypadku jest w tym przypadku?
„Wszystko to — od bulionu pierwotnego do człowieka — sprawił przypadek i tylko
przypadek” — oświadczył laureat Nagrody Nobla, Christian de Duve, wypowiadając się na temat
pochodzenia życia. Czy jednak przypadek może służyć jako racjonalne wyjaśnienie przyczyny
pojawienia się życia?
Co to jest przypadek? Niektórzy, mówiąc o nim, mają na myśli zdarzenie losowe, do którego można
zastosować rachunek prawdopodobieństwa, jak to się dzieje przy rzucie monetą. Jednakże w
dyskusji o pochodzeniu życia wielu naukowców posługuje się tym słowem w innym znaczeniu.
Używają oni nieprecyzyjnego wyrazu „przypadek”, by nie określać dokładnie przyczyny, zwłaszcza
gdy jej nie znają.
„Jeżeli personifikuje się ‘przypadek’, mówiąc o nim jak o sile sprawczej, (…) to w sposób
nieusprawiedliwiony zamienia się pogląd naukowy w koncepcję na poły religijną,
mitologiczną” — zauważył biofizyk Donald M.MacKay. W podobnym duchu wypowiedział się
Robert C.Sproul: „Ponieważ nieznaną przyczynę już od dawna nazywa się ‘przypadkiem’,
ludzie zaczynają zapominać, że właśnie taki sens nadano temu słowu. (…) Dla wielu osób
założenie: ‘przypadek to nieznana przyczyna’, zamieniło się w przeświadczenie, że
‘przypadek jest przyczyną’”.
Takim rozumowaniem, utożsamiającym przypadek z przyczyną posłużył się między innymi laureat
Nagrody Nobla, Jacques L.Monod. Napisał on: „Czysty przypadek, jedynie przypadek,
całkowita, lecz ślepa wolność [znajduje się] u samego korzenia wspaniałej budowli ewolucji.
(…) Człowiek nareszcie wie, że jest sam w obojętnym ogromie Wszechświata, z którego
wyłonił się na skutek przypadku” (tłumaczył Jędrzej Bukowski). Zauważmy: „NA SKUTEK
przypadku”. Monod czyni to samo, co wielu innych — przypisuje przypadkowi rolę czynnika
stwórczego. Twierdzi, że to przypadek doprowadził do pojawienia się życia na Ziemi.
Według słowników „przypadek” to „zdarzenie, zjawisko, których się nie da przewidzieć na
podstawie znanych praw naukowych i doświadczenia”. Jeżeli więc ktoś oznajmia, że życie
powstało przez przypadek, to jego zdaniem istnieje ono dzięki jakiemuś nieznanemu czynnikowi
sprawczemu. Czy wobec tego niektórzy nie mają w istocie na myśli „Przypadku” pisanego dużą
literą — inaczej mówiąc Stwórcy?
Klasyczny, ale kwestionowany
Na dowód, że w przeszłości życie mogło powstać samorzutnie, często przytaczany jest
eksperyment, który Stanley Miller przeprowadził w roku 1953. Jednakże ma on jakąś wartość
wyłącznie przy założeniu, że pierwotna atmosfera Ziemi miała właściwości redukujące, co w
szczególności oznacza, iż zawierała tylko śladowe ilości wolnego tlenu (nie związanego z innymi
pierwiastkami). Dlaczego jest to istotne?
W książce The Mystery of Life's Origin: Reassessing Current Theories (Tajemnica pochodzenia
życia — rewizja współczesnych teorii) wyjaśniono, że gdyby w atmosferze znajdowało się dużo
wolnego tlenu, ‘żaden aminokwas nie mógłby nawet powstać, a gdyby w jakiś sposób się
pojawił, szybko uległby rozkładowi’.[*] Jak dalece uzasadnione były założenia Millera dotyczące
pierwotnej atmosfery?
W znanej pracy, opublikowanej dwa lata po owym eksperymencie, Miller napisał: „Są to rzecz
jasna przypuszczenia, gdyż nie wiemy, czy po uformowaniu się Ziemi istniała na niej
atmosfera redukująca. (…) Żadnych bezpośrednich dowodów na razie nie znaleziono”
(Journal of the American Chemical Society, 12 maja 1955 roku).
Czy kiedykolwiek je znaleziono? Około 25 lat później popularyzator nauki Robert C.Cowen
zauważył: „Naukowcy są zmuszeni na nowo przemyśleć niektóre ze swych założeń. (…) Prawie
żadne dowody nie przemawiają za atmosferą bogatą w wodór, silnie redukującą, są natomiast
pewne dowody świadczące przeciwko takiej hipotezie” (Technology Review, kwiecień 1981
roku).
A może coś znaleziono jeszcze później? W artykule opublikowanym w Świecie Nauki w roku 1991
John Horgan napisał: „W ostatnim dziesięcioleciu narosły wątpliwości co do założeń Ureya i
Millera, dotyczących składu atmosfery. Eksperymenty laboratoryjne oraz rekonstrukcje
komputerowe atmosfery (…) sugerują, że promieniowanie ultrafioletowe ze Słońca, obecnie
zablokowane przez ozon w atmosferze, zniszczyłoby cząsteczki związków bogatych w wodór
(…) Atmosfera tego typu [złożona z dwutlenku węgla i azotu] nie sprzyjałaby więc syntezie
aminokwasów i innych prekursorów życia”.
Dlaczego w takim razie wielu dalej utrzymuje, że dawna atmosfera Ziemi miała własności
redukujące, że nie było w niej większych ilości tlenu? W książce Molecular Evolution and the
Origin of Life (Ewolucja molekularna i podstawy życia) Sidney W.Fox i Klaus Dose udzielają takiej
odpowiedzi: Atmosfera musiała być pozbawiona tlenu między innymi dlatego, że „eksperymenty
laboratoryjne wskazują, iż ewolucja chemiczna (…) zostałaby niemal całkowicie zablokowana
przez tlen”, oraz dlatego, że takie związki, jak aminokwasy, „w obecności tlenu nie zdołałyby
przetrwać okresów geologicznych”.
Czyż nie jest to bardzo pokrętne rozumowanie? Twierdzi się, że pierwotna atmosfera posiadała
właściwości redukujące, gdyż w przeciwnym razie nie doszłoby do samoistnego powstania życia.
Ale w istocie nie ma żadnej pewności, iż miała właśnie taki skład.
Warto zwrócić uwagę na coś jeszcze: Jeżeli mieszanina gazów wyobrażała atmosferę, iskra
elektryczna zastępowała pioruny, a gotująca się woda była odpowiednikiem morza, to kogo lub co
zastępował naukowiec, który ten eksperyment przygotował i przeprowadził?
[*] Tlen
jest bardzo aktywny chemicznie. Na przykład łączy się z żelazem, tworząc rdzę, i z
wodorem, dając w efekcie wodę. Gdyby podczas powstawania aminokwasów w atmosferze była
znaczna ilość wolnego tlenu, szybko wchodziłby z nimi w reakcje i niszczył powstające cząsteczki
organiczne.
Prawoskrętne i lewoskrętne
Jak wiadomo, rękawiczka może być prawa albo lewa. Podobnie rzecz się ma z aminokwasami.
Spośród okoto 100 znanych aminokwasów, tylko 20 wchodzi w skład cząsteczek białka i wszystkie
są „lewe”, a mówiąc ściśle: lewoskrętne. Kiedy naukowcy wytwarzają imitację domniemanego
prebiotycznego bulionu w laboratoriach, wśród powstałych aminokwasów znajduje się tyle samo
prawoskrętnych, co lewoskrętnych. „Taki rozkład 50 na 50 (…) nie przypomina tego, co
spotykamy w organizmach żywych, w których mamy tylko aminokwasy lewoskrętne” —
donosi gazeta The New York Times. Pytanie, dlaczego żywe organizmy są zbudowane tylko z
aminokwasów lewoskrętnych, stanowi „wielką zagadkę”. Nawet wśród aminokwasów
znajdowanych w meteorytach „widać nadwyżkę form lewoskrętnych”. Doktor Jeffrey L.Bada,
zajmujący się problemami związanymi z pochodzeniem życia, jest zdania, iż „do tego, że
biologiczne aminokwasy są lewoskrętne, mógł się w pewnym stopniu przyczynić jakiś czynnik
pozaziemski”.
„Celowe, rozumne działanie”
Brytyjski astronom, sir Fred Hoyle, poświęcił dziesiątki lat na badanie wszechświata i znajdującego
się w nim życia, a nawet bronił poglądu, że życie dotarło na Ziemię z przestrzeni kosmicznej. W
trakcie wykładu, wygłoszonego w Kalifornijskim Instytucie Techniki, poruszył sprawę porządku
aminokwasów w białkach.
„Wielkim problemem biologii”, powiedział Hoyle, „nie jest sam oczywisty fakt, że białko to
łańcuch aminokwasów połączonych ze sobą w określony sposób, lecz raczej okoliczność, że ich
kolejność nadaje temu łańcuchowi szczególne właściwości (…) Gdyby aminokwasy zostały
połączone przypadkowo, rezultatem byłaby ogromna liczba kombinacji nieprzydatnych żywej
komórce. Kiedy się rozważy, że typowy enzym jest łańcuchem złożonym z jakichś 200 ogniw i
że dla każdego ogniwa istnieje 20 możliwości, to łatwo zauważyć, iż liczba bezużytecznych
kombinacji jest kolosalna, większa od liczby atomów we wszystkich galaktykach
dostrzegalnych przez największe teleskopy. Tak wygląda sytuacja w wypadku jednego
enzymu, a przecież jest ich przeszło 2000 i służą na ogół bardzo różnym celom. Jakim więc
sposobem wszystkie one zaistniały?”
Hoyle dodał też: „Zamiast akceptować znikomo małe prawdopodobieństwo pojawienia się
życia za sprawą ślepych sił natury, lepiej jest chyba założyć, że powstało ono w wyniku
celowego, rozumnego działania”.
NASZA Ziemia tętni życiem. Od zasypanej śniegiem Arktyki po amazoński las deszczowy, od
pustynnej Sahary po mokradła Everglades, od mrocznego dna oceanu po skąpane w słońcu szczyty
górskie — wszędzie roi się od żywych istot. I nieodmiennie wprawiają nas one w zdumienie.
Bogactwo ich form i rozmiarów oraz ich mnogość wprost oszałamia. Na naszej planecie bzyczy i
mrowi się milion gatunków owadów. W wodach pływa 20 tys. gatunków ryb — tak małych jak
ziarnko ryżu i tak długich jak samochód ciężarowy. Ziemię przyozdabia co najmniej 350 tys.
gatunków roślin — niektóre są dość osobliwe, a większość jest po prostu wspaniała. A pod niebem
fruwa ponad 9000 gatunków ptaków. Wszystkie te stworzenia, łącznie z człowiekiem, tworzą
harmonijną całość, symfonię zwaną życiem.
Ale jeszcze bardziej niż ta cudowna różnorodność zadziwia głęboko sięgająca jedność świata istot
żywych. Jak wyjaśniają biochemicy, którzy badają procesy życiowe od samych podstaw, życie
wszystkich ziemskich stworzeń — czy to ameby, czy człowieka — zależy od fascynującego
współdziałania kwasów nukleinowych (DNA i RNA) z białkami. Skomplikowane procesy z
udziałem tych cząsteczek zachodzą dosłownie w każdej komórce naszego ciała, podobnie jak w
komórkach kolibrów, lwów i wielorybów. Ten sam mechanizm współtworzy całą przepiękną
mozaikę żywych istot. Ale w jaki sposób on powstał? I w ogóle skąd się wzięło życie?
Z pewnością zgodzisz się z tym, że kiedyś życie na Ziemi nie istniało. Uznaje to zarówno nauka,
jak i większość religii. Niemniej jesteś zapewne świadom, iż te dwa źródła — nauka i religia — w
odmienny sposób wyjaśniają, jak ono się tu pojawiło.
Miliony ludzi o najróżniejszym poziomie wykształcenia wierzy, że życie na Ziemi to dzieło
inteligentnego Stwórcy, pierwszego Projektanta. Z drugiej strony wielu naukowców twierdzi, iż
przez zwykły przypadek wyłoniło się z materii nieożywionej w wyniku stopniowych przemian
chemicznych. Kto ma rację?
Nie powinniśmy sądzić, że sprawa ta ma niewielki związek z nami i z naszym pragnieniem nadania
głębszego sensu swemu życiu. Jak już zauważyliśmy, jedno z podstawowych pytań, na które ludzie
poszukują odpowiedzi, brzmi: Skąd się tu wzięliśmy?
Na ogół w wykładach naukowych mówi się głównie o przystosowywaniu się organizmów do
środowiska, zwiększającym ich szansę przeżycia, a znacznie mniej o kluczowej kwestii, jaką jest
samo pochodzenie życia. Być może spostrzegłeś, że próby jej wyjaśnienia zazwyczaj sprowadzają
się do ogólnikowych zapewnień w rodzaju: ‘Przez miliony lat cząsteczki chemiczne reagowały ze
sobą, aż jakimś sposobem pojawiło się życie’. Czy jednak naprawdę brzmi to przekonująco?
Zgodnie z tym tokiem rozumowania, pod wpływem energii pochodzącej ze Słońca, z piorunów lub
wulkanów jakaś nieożywiona materia przemieszczała się, tworzyła coraz bardziej zorganizowane
formy i w końcu zaczęła żyć, a wszystko to bez żadnej ukierunkowanej pomocy z zewnątrz. Jakiż
ogromny skok — od materii nieożywionej do żywego organizmu! Czy coś takiego mogło się
wydarzyć?
W średniowieczu koncepcja taka nie wywołałaby zapewne żadnych obiekcji, gdyż powszechnie
wierzono w samorództwo, czyli w samoistne powstawanie istot żywych z materii nieożywionej.
Jednakże w XVII wieku włoski lekarz, Francesco Redi, udowodnił, że larwy na zepsutym mięsie
pojawiają się tylko wtedy, gdy muchy złożyły na nim jajka, nie rozwijają się zaś na takim, do
którego muchy nie mają dostępu. A zatem zwierzęta wielkości muchy nie mogą się wyłonić
samorzutnie, ale co z drobnoustrojami, które pojawiają się nawet na przykrytym mięsie? Chociaż
późniejsze doświadczenia wskazywały, że owe drobnoustroje nie powstają w wyniku samorództwa,
kwestia ta dalej budziła kontrowersje. I wówczas zajął się nią Ludwik Pasteur.
Wiele osób wie o badaniach Pasteura dotyczących fermentacji i chorób zakaźnych. Ale
przeprowadził on także doświadczenia mające rozstrzygnąć, czy drobnoustroje mogą powstać
samorzutnie. Wykazał — o czym być może czytałeś — że nawet mikroskopijne bakterie nie
pojawiają się w wodzie, którą wyjałowiono i zabezpieczono przed skażeniem. W roku 1864 ogłosił:
„Ten prosty eksperyment zadał teorii samorództwa śmiertelny cios, po którym już nigdy się
nie odrodzi”. Twierdzenie to dalej jest zgodne z prawdą. Nigdy w żadnym doświadczeniu nie udało
się stworzyć życia z materii nieożywionej.
Wielu uczonych przyznaje obecnie, że skomplikowane cząsteczki niezbędne dla życia nie mogły
powstać samorzutnie w prebiotycznym bulionie
Skąd się zatem wzięło życie na Ziemi? Za pierwsze współczesne próby udzielenia odpowiedzi na to
pytanie można uznać prace rosyjskiego biochemika, Aleksandra I.Oparina, pochodzące z lat
dwudziestych XX stulecia. On, a później jeszcze inni naukowcy zaproponowali coś w rodzaju
scenariusza dramatu w trzech aktach, w którym ukazali, co ich zdaniem rozegrało się na planecie
Ziemi. W pierwszym akcie widzimy pierwiastki obecne na Ziemi, czyli surowce, które
przekształcają się w różne cząsteczki chemiczne. W kolejnym dochodzi do powstania większych
cząsteczek. A w ostatnim następuję przeskok do pierwszej żywej komórki. Ale czy naprawdę tak się
działo?
Punktem wyjścia w tym scenariuszu jest teza, iż pierwotna atmosfera ziemska znacznie różniła się
od dzisiejszej. Według pewnej teorii, była ona niemal całkowicie pozbawiona wolnego tlenu,
natomiast miały w niej występować pierwiastki: azot, wodór i węgiel w postaci związków:
amoniaku i metanu. Jak się przyjmuje, atmosferę złożoną z tych gazów oraz pary wodnej smagały
wyładowania elektryczne i promieniowanie ultrafioletowe, w wyniku czego powstawały cukry i
aminokwasy. Pamiętajmy jednak, że jest to tylko teoria.
Zgodnie z tym teoretycznym scenariuszem, cząsteczki owe dostawały się do oceanów i innych
zbiorników wodnych. Stężenie cukrów, aminokwasów i innych składników stopniowo w nich rosło,
aż powstał „prebiotyczny bulion”, w którym na przykład aminokwasy zaczęły się łączyć w białka.
Według rozwiniętej wersji tego hipotetycznego scenariusza, inne związki, zwane nukleotydami,
tworząc łańcuchy, przekształcały się w kwasy nukleinowe, takie jak DNA. Wszystko to miało
przygotować grunt do finałowego aktu w tym molekularnym dramacie.
Ten ostatni akt, nie potwierdzony żadnymi dowodami, można by nazwać historią miłosną.
Cząsteczki białka i DNA przypadkiem spotkały się ze sobą, rozpoznały i wzięły w objęcia.
Następnie, tuż przed opadnięciem kurtyny, narodziła się pierwsza żywa komórka. Po zapoznaniu się
z tym dramatem być może nasunęły ci się pytania: Czy to prawda, czy fikcja? Czy życie na Ziemi
mogło się rozwinąć w taki sposób?
Stworzenie życia w laboratorium?
Na początku lat pięćdziesiątych naukowcy postanowili zbadać teorię Aleksandra Oparina w sposób
doświadczalny. Co prawda znali udowodniony fakt, iż życie może pochodzić jedynie z życia,
niemniej snuli przypuszczenia, że jeśli w przeszłości warunki były inne niż obecnie, to mogło się
ono powoli rozwinąć z materii nieożywionej. Czy potrafili to wykazać? Naukowiec Stanley
L.Miller, pracujący w laboratorium Harolda Ureya, umieścił w szczelnej szklanej aparaturze wodór,
amoniak, metan i parę wodną (sądząc, że właśnie z nich składała się pierwotna atmosfera) oraz
wrzącą wodę (wyobrażającą ocean) i poddał tę mieszaninę gazów wyładowaniom elektrycznym
(imitującym pioruny). W ciągu tygodnia w wodzie pojawiły się drobiny czerwonawej mazi, która
jak stwierdził Miller po wykonaniu analiz, zawierała dużo aminokwasów — elementów
składowych białek. Bardzo możliwe, iż słyszałeś o tym eksperymencie, gdyż przez lata
powoływano się na niego w książkach naukowych i podręcznikach szkolnych, jak gdyby tłumaczył
pochodzenie życia na Ziemi. Ale czy naprawdę tłumaczył?
W gruncie rzeczy wartość eksperymentu Millera jest obecnie podawana w wątpliwość (patrz temat
w ramce obok: „Klasyczny, ale kwestionowany”). Niemniej, po tym iluzorycznym sukcesie
przeprowadzono inne eksperymenty, w których otrzymano też związki wchodzące w skład kwasów
nukleinowych (DNA i RNA). Naukowcy zajmujący się pochodzeniem życia (czyli tak zwaną
biogenezą) byli pełni optymizmu, gdyż na pozór powtórzyli pierwszy akt molekularnego dramatu. I
mogło się wydawać, że odtworzą w laboratorium również dwa pozostałe akty. Pewien profesor
chemii oznajmił: „Wyjaśnienie pochodzenia najprostszych żywych organizmów za pomocą
mechanizmów ewolucyjnych jest już w zasięgu ręki”. A jeden z popularyzatorów nauki
zauważył: „Wielu oczekiwało, że naukowcy, tacy jak dr Frankenstein, stworzony przez Mary
Shelley, wkrótce w swoich laboratoriach wyczarują żyjące istoty, demonstrując tym samym
szczegółowo przebieg Powstania [życia]”. Powszechnie sądzono, że tajemnica samorzutnego
pochodzenia życia została odkryta (patrz temat w ramce obok: „Prawoskrętne i lewoskrętne”).
„[Najmniejsza bakteria] o wiele bardziej przypomina ludzi
niż mieszaninę związków chemicznych, otrzymaną
przez Stanleya Millera, gdyż ma już owe właściwości
[biochemicznego] systemu. Toteż mniejsza odległość dzieli
bakterię od człowieka niż ową mieszaninę aminokwasów
od bakterii” (profesor biologii Lynn Margulis).
Optymizm zanika, problem pozostaje
Jednakże w następnych latach ów optymizm przygasł. Minęły dziesięciolecia, a tajemnica życia
pozostała niezgłębiona. Około 40 lat po tamtym eksperymencie profesor Miller powiedział na
łamach Świata Nauki (będącego tłumaczeniem czasopisma Scientific American) : „Problem
powstania życia okazał się znacznie trudniejszy niż ja oraz większość innych ludzi
przewidywaliśmy”. U innych uczonych też nastąpiła taka zmiana w nastrojach. Na przykład
profesor biologii Dean H.Kenyon był współautorem książki Biochemical Predestination
(Biochemiczne przeznaczenie), wydanej w roku 1969. Później jednak doszedł do wniosku, że jest to
„z gruntu nie do uwierzenia, by materia i energia bez żadnej pomocy zorganizowały się w
żywe układy”.
Nawet pobieżny wgląd w złożony świat i zawiłe funkcje każdej komórki naszego ciała nasuwa
pytanie: Jak to wszystko powstało?
Badania laboratoryjne potwierdzają ocenę wyrażoną przez profesora Kenyona, iż „wszystkie
obecne teorie, dotyczące chemicznego pochodzenia życia, mają pewną zasadniczą wadę”.
Kiedy Miller oraz inni otrzymali aminokwasy, naukowcy podjęli próby uzyskania białek i DNA,
które są konieczne do życia na Ziemi. Wykonano tysiące eksperymentów w tak zwanych
warunkach prebiotycznych i co się okazało? W książce The Mystery of Life's Origin: Reassessing
Current Theories zauważono: „Istnieje zdumiewający kontrast pomiędzy znacznym sukcesem
odniesionym podczas syntezy aminokwasów a ciągle nieudanymi próbami zsyntetyzowania
białek i DNA”. Próby te nazwano „całkowitą porażką”.
A przecież w celu rozwikłania owej tajemnicy nie wystarczy uporać się z pytaniem, jak powstały
pierwsze białka i kwasy nukleinowe (DNA lub RNA). Należałoby też odpowiedzieć, jak te
substancje zaczęły ze sobą współdziałać. „Dopiero współpraca tych dwóch rodzajów cząsteczek
umożliwia istnienie życia na Ziemi” — oznajmiono w The New Encyclopædia Britannica.
Tymczasem w dziele tym zaznaczono, że pytanie, jak ta współpraca została nawiązana, dalej jest
„kluczowym i nierozwikłanym problemem biogenezy”. Bardzo trafne spostrzeżenie.
W dodatku [A] na końcu tej strony, zatytułowanym „Życiodajna współpraca” podano
najważniejsze informacje, dotyczące fascynującego współdziałania w naszych komórkach białek i
kwasów nukleinowych. Już taki pobieżny wgląd w wewnętrzny świat komórek naszego ciała
wzbudza podziw dla pracy badających je naukowców. Odsłaniają oni tajniki niesamowicie
złożonych procesów, o których raczej się nie myśli, a które odgrywają kluczową rolę w każdej
chwili naszego życia. Ale jednocześnie ta oszałamiająca złożoność i nieodzowna precyzja znów
nasuwa pytanie: Skąd się to wszystko wzięło?
Może ci wiadomo, że naukowcy zajmujący się biogenezą nieprzerwanie próbują stworzyć możliwy
do przyjęcia scenariusz, który by opisywał pojawienie się życia. Jednakże ich nowe propozycje nie
okazały się przekonujące (patrz dodatek [B] na dole strony, zatytułowany: „Ze świata RNA lub z
innego świata?”. Na przykład Klaus Dose z Instytutu Biochemii w Moguncji zauważył: „Obecnie
wszelkie dyskusje o głównych teoriach i eksperymentach w tej dziedzinie albo utykają w
martwym punkcie, albo kończą się przyznaniem do niewiedzy”.
Żadnego rozwiązania nie znaleziono nawet na Międzynarodowej Konferencji w sprawie
Pochodzenia Życia. Jak podano w czasopiśmie Science, prawie 300 zgromadzonych tam
naukowców „borykało się z łamigłówką, jak po raz pierwszy pojawiły się (…) cząsteczki [DNA
i RNA] i jak przebiegała ich ewolucja aż do samoreplikujących się komórek”.
Aby zgłębić lub tylko zacząć badać to, co się dzieje w naszych komórkach na poziomie
molekularnym, potrzeba inteligencji i gruntownego wykształcenia. Czy zatem rozsądny jest pogląd,
że te skomplikowane procesy zaszły po raz pierwszy w „prebiotycznym bulionie” samorzutnie,
spontanicznie, przez przypadek? A może wchodził tu w grę jakiś inny czynnik?
„W eksperymentach tych (…) abiotyczną syntezą
nazywa się to, co w rzeczywistości zostało wytworzone
i zaprojektowane przez bardzo inteligentnego
i zdecydowanie biotycznego człowieka, usiłującego poprzeć
poglądy, do których jest ogromnie przywiązany”
(Origin and Development of Living Systems).
W czym tkwi problem?
Obecnie uczeni mają już za sobą niemal pół wieku stawiania najróżniejszych hipotez i tysiące prób
udowodnienia, że życie pojawiło się samoistnie. Kiedy się temu wszystkiemu przyjrzeć, trudno nie
przyznać racji laureatowi Nagrody Nobla, Francisowi Crickowi. Mówiąc o teoriach dotyczących
pochodzenia życia, zauważył on, iż „za dużo spekulacji opiera się na za małej liczbie faktów”.
Nic więc dziwnego, że po zbadaniu faktów niektórzy uczeni doszli do wniosku, iż żywy organizm
jest zdecydowanie zbyt skomplikowany, by mógł się wyłonić nawet w dobrze zorganizowanym
laboratorium, a cóż dopiero w nieuporządkowanym środowisku.
Skoro mimo rozwoju nauki nie udało się udowodnić, że życie może powstać samoistnie, to
dlaczego niektórzy naukowcy w dalszym ciągu popierają takie teorie? Kilkadziesiąt lat temu
profesor J.D.Bernal rzucił na tę sprawę sporo światła w książce The Origin of Life (Pochodzenie
życia): „Gdyby do tego zagadnienia [samoistnego powstania życia] ściśle zastosować reguły
metody naukowej, w kilku miejscach tej historii można byłoby w gruncie rzeczy wykazać, jak
życie powstać nie mogło — nieprawdopodobieństwo było zbyt wielkie, szansę pojawienia się
życia zbyt nikłe”. Następnie dodał: „To niestety prawda, ale przecież życie na Ziemi istnieje w
całym swym bogactwie form i przejawów aktywności, toteż trzeba nagiąć argumentację, by
poprzeć jego istnienie”. Dzisiaj sytuacja wcale nie wygląda lepiej.
Zauważmy, jaka myśl kryje się w tych słowach. Równie dobrze można by ją wyrazić tak: ‘Z
naukowego punktu widzenia poprawna jest teza, że życie nie mogło się pojawić samo z siebie.
Ale samoistne powstanie życia jest jedyną możliwością, którą bierzemy pod uwagę. Musimy
więc tak nagiąć argumentację, by poprzeć tę hipotezę’. Czy takie rozumowanie cię zadowala?
Czy nie wymaga zbyt częstego ‘naginania’ faktów?
Jednakże są też światli, szanowani uczeni, którzy nie widzą potrzeby naginania faktów, by
pasowały do obowiązujących poglądów na pochodzenie życia. Pozwalają raczej, by fakty
doprowadziły ich do rozsądnego wniosku. Jakie fakty i do jakiego wniosku prowadzą?
Informacja i inteligencja
W wywiadzie utrwalonym w pewnym filmie dokumentalnym profesor Maciej Giertych, znany
genetyk z Instytutu Dendrologii Polskiej Akademii Nauk, udzielił takiej odpowiedzi:
„Zrozumieliśmy, jaki ogrom informacji mieści się w genach. Nauka nie zna sposobu
powstawania tej informacji samorzutnie. To wymaga inteligencji. Taka informacja nie mogła
powstać przypadkowo. Przez wymieszanie liter nie otrzyma się poezji”. Następnie dodał: „Na
przykład bardzo skomplikowany system syntezy DNA, RNA i białek w komórce musiał być
idealny od samego początku. Inaczej żywy układ nie mógłby istnieć. Jedynym logicznym
wyjaśnieniem jest to, że ten ogrom informacji stanowi dzieło rozumu”.
Im więcej dowiadujemy się o cudowności życia, tym silniej nasuwa się wniosek: Życie musi
pochodzić ze źródła obdarzonego inteligencją. Z jakiego źródła?
Jak już wspomnieliśmy, miliony wykształconych osób uważa, że życie na Ziemi zostało
zaprojektowane i stworzone przez jakąś wyższą inteligencję. Po uczciwym zbadaniu sprawy uznali,
iż nawet w obecnym wieku nauki, rozsądek nakazuje przyznać rację biblijnemu poecie, który
niegdyś powiedział o Bogu: „U ciebie jest źródło życia” (Psalm 36:9).
Bez względu na to, czy ty również doszedłeś już do takiego stanowczego wniosku, zechciej się
teraz przyjrzeć razem z nami czemuś niezwykłemu, co dotyczy ciebie osobiście. Są to bardzo
ciekawe informacje, które mogą rzucić sporo światła na omawianą kwestię, mającą dla nas żywotne
znaczenie.
Profesor Michael J.Behe oświadczył:
„Kto nie uważa za konieczne szukać
wyjaśnienia jedynie wśród
nierozumnych czynników sprawczych,
łatwo dojdzie do wniosku, że wiele
systemów biochemicznych zostało
zaprojektowanych —
zaprojektowanych nie przez prawa
natury, nie przez przypadek i
konieczność, lecz zaplanowanych. (…)
Życie na ziemi na swym najbardziej
podstawowym poziomie, wszystkie
jego najważniejsze elementy, to wynik
rozumnej działalności”.
Życiodajna współpraca
Życie na Ziemi nie mogłoby istnieć, gdyby wewnątrz komórek nie współdziałały ze sobą białka i
kwasy nukleinowe (DNA i RNA). Przeanalizujmy niektóre szczegóły tej fascynującej molekularnej
współpracy, gdyż właśnie z ich powodu wielu osobom trudno jest uwierzyć, że żywe komórki
pojawiły się przez przypadek.
Zaglądając w głąb ludzkiego ciała aż do wnętrza mikroskopijnych komórek, stwierdzamy, iż
jesteśmy zbudowani przede wszystkim z cząsteczek białka. Większość z nich ma postać jakby
wstążek, złożonych z aminokwasów i poskręcanych w najróżniejsze struktury przestrzenne. Mogą
na przykład mieć kształt kulisty lub przypominać harmonijkę.
Niektóre białka razem ze związkami tłuszczopodobnymi tworzą błony komórkowe. Inne pomagają
rozprowadzać tlen z płuc po całym organizmie. Jeszcze inne to enzymy (katalizatory) , które trawią
nasze pożywienie, rozkładając zawarte w nim białka na aminokwasy. Wymieniliśmy zaledwie kilka
spośród tysięcy zadań wykonywanych przez białka. Można o nich powiedzieć, że są
wykwalifikowanymi pracownikami w służbie życia — bez nich w ogóle nie byłoby żywych
organizmów. Z kolei białka nie istniałyby bez pomocy DNA. Co to jest DNA i jak wygląda? Jaka
współzależność zachodzi między nim a białkami? Znakomici uczeni, którzy znaleźli odpowiedzi na
te pytania, zostali uhonorowani Nagrodą Nobla. Niemniej podstawowe fakty można zrozumieć bez
gruntownej znajomości biologii.
Wzorzec życia
Ponieważ komórki w dużej mierze zbudowane są z białek, więc ciągle potrzebują nowych
cząsteczek białka, by zastępować nimi zużyte, katalizować reakcje chemiczne i tworzyć nowe
komórki. Produkcja tych cząsteczek przebiega według instrukcji zawartych w DNA (kwasie
deoksyrybonukleinowym). Przyjrzyjmy się mu bliżej, by lepiej zrozumieć, jak powstają białka.
Cząsteczki DNA znajdują się w jądrach komórkowych. Ich zadaniem jest nie tylko udostępnianie
instrukcji niezbędnych do produkcji białek, ale też przechowywanie informacji genetycznych,
przekazywanych następnym pokoleniom komórek. Swym kształtem przypominają skręconą drabinę
sznurową (jest to tak zwana podwójna helisa). Każdy z dwóch „sznurów” składa się z ogromnej
liczby elementów zwanych nukleotydami, których są cztery rodzaje: adenina (A), guanina (G),
cytozyna (C) i tymina (T). Litery tego „alfabetu DNA” łączą się parami — A z T, G z C —
tworząc „szczeble” owej helikalnie skręconej drabiny. W sumie mieści ona tysiące genów, czyli
jednostek dziedziczności.
Pojedynczy gen zawiera informacje potrzebne do syntezy białka. O tym, jakie ono ma być,
decyduje sekwencja liter (nukleotydów) w genie, stanowiąca zakodowaną instrukcję, swego rodzaju
plan budowy. A zatem DNA, dzięki wszystkim swym podjednostkom, kryje w sobie wzorzec życia.
Bez tych zakodowanych informacji nie istniałyby rozmaite białka, a co za tym idzie nie byłoby
żywych organizmów.
Współpraca
Ponieważ jednak plan budowy białek jest przechowywany w jądrze komórkowym, a powstają one
na zewnątrz jądra, potrzebna jest dodatkowa pomoc, by te zakodowane instrukcje dostarczyć na
„plac budowy”. Pomoc taką zapewnia RNA (kwas rybonukleinowy) , mający podobną budowę
chemiczną jak DNA, a w realizacji całego zadania bierze udział kilka rodzajów tej substancji.
Przyjrzyjmy się bliżej tym niezwykle skomplikowanym procesom, podczas których przy
współudziale RNA powstają nieodzowne dla nas białka.
Operacja rozpoczyna się w jądrze komórkowym, gdzie fragment DNA ulega rozpleceniu — dwa
sznury owej drabiny zostają od siebie odsunięte. Dzięki temu odpowiednie litery RNA mogą się
przyłączać do odsłoniętych liter DNA, znajdujących się w jednym z tych sznurów, a pewien enzym
dołącza je do tworzącego się łańcucha RNA. W ten sposób informacja zawarta w DNA zostaje
przepisana na RNA w swoistym dialekcie języka DNA. Tak zbudowany łańcuch oddziela się od
cząsteczki DNA, a ona sama ponownie się splata.
Po dalszych modyfikacjach powstaje aktywna cząsteczka RNA zawierająca zakodowaną
informację. Następnie opuszcza jądro i dociera do miejsca produkcji białek, gdzie owa informacja
zostaje odkodowana. Każda trójka liter RNA tworzy „słowo”, któremu odpowiada ściśle określony
aminokwas. Inny typ RNA szuka właściwego aminokwasu, chwyta go, korzystając z pomocy
enzymu, i transportuje na „plac budowy”. Informacja zakodowana w RNA jest stopniowo
odczytywana i „tłumaczona”, dzięki czemu tworzy się coraz dłuższy łańcuch aminokwasów.
Łańcuch ten zwija się w niepowtarzalną strukturę i w efekcie powstaje jakiś rodzaj białka. A liczba
różnych jego rodzajów w naszym ciele prawdopodobnie przekracza 50 000.
Sam proces zwijania się białka także ma wielkie znaczenie. W roku 1996 uczeni z całego świata
„wyposażeni w najlepsze programy komputerowe usiłowali rozwiązać jeden z najbardziej
złożonych problemów w biologii: jak pojedyncze białko, będące początkowo długim
łańcuchem aminokwasów, zwija się w skomplikowaną strukturę, która decyduje o jego
funkcji w procesach życiowych. (…) Mówiąc krótko, wynik był taki: komputery przegrały,
białka wygrały. (…) Naukowcy oszacowali, że w wypadku średniej wielkości łańcucha,
zbudowanego ze 100 aminokwasów, rozwiązanie problemu zwijania się białka przez
sprawdzenie każdej możliwości zajęłoby 1027 (miliard miliardów miliardów!) lat” (The New
York Times).
Powyższy opis powstawania cząsteczki białka, choć bardzo pobieżny, daje pewne wyobrażenie, jak
niezwykle skomplikowany jest ten proces. A czy się domyślasz, ile czasu zabiera utworzenie
łańcucha 20 aminokwasów? Około jednej sekundy! Procesy te nieustannie przebiegają w
komórkach całego naszego ciała, od stóp do głów.
Jaki stąd wniosek? Współpraca ta, która umożliwia powstawanie i dalsze istnienie organizmów
żywych, a obejmuje jeszcze wiele innych czynników — zbyt wiele, by wszystkie je tu wymienić —
budzi nabożne zdumienie. Przy tym termin „współpraca” dość słabo oddaje to precyzyjne
współdziałanie, jakie jest nieodzowne, by — na podstawie informacji zawartych w DNA i przy
użyciu różnych form wyspecjalizowanych cząsteczek RNA — mogło powstać białko. Nie można
też nie wspomnieć o rozmaitych enzymach, z których każdy odgrywa swoistą i bardzo ważną rolę.
Kiedy w naszym ciele powstają nowe komórki — a dzieje się to bez udziału naszej świadomości
miliardy razy na dzień — potrzebne są im kopie wszystkich trzech rodzajów składników: DNA,
RNA i białek. Zrozumiałe więc, dlaczego w czasopiśmie New Scientist napisano: „Jeżeli usunie się
dowolną z tych trzech substancji, życie powoli zgaśnie”. Pójdźmy jednak o krok dalej: Bez tych
trzech elementów i bez współdziałania między nimi życie nie mogłoby powstać.
Czy rozsądne byłoby przypuszczenie, że każdy z tych trzech molekularnych współpracowników
pojawił się samoistnie w tym samym czasie i miejscu oraz był tak precyzyjnie dopasowany do
pozostałych, iż zaczęły wspólnie tworzyć opisane tu cuda?
Jednakże istnieje też inne wyjaśnienie kwestii, jak powstało życie na Ziemi. Wielu doszło do
przekonania, że życie to efekt starannej działalności Projektanta, dysponującego inteligencją
wyższego rzędu.
Ze „świata RNA” lub z innego świata?
Ponieważ wyjaśnienie pochodzenia zgranego zespołu DNA-RNA-białka nastręcza trudności,
niektórzy naukowcy stworzyli teorię „świata RNA”. Co to takiego? Twierdzą oni, że to nie DNA,
RNA i białka dały wspólnie początek życiu, lecz że pierwszą jego iskierkę stanowił sam RNA. Czy
taka teoria jest rozsądna?
W latach osiemdziesiątych badacze odkryli w swych laboratoriach, iż cząsteczki RNA mogą pełnić
funkcję swoich własnych enzymów, przecinając siebie na dwie części i łącząc się z powrotem.
Wysunięto więc przypuszczenie, że RNA mógł być pierwszą samopowielającą się cząsteczką. Z
czasem, jak głosi hipoteza, cząsteczki RNA nauczyły się budować błonę komórkową i w końcu ten
organizm oparty na RNA wytworzył DNA. „Apostołowie świata RNA uważają, że ich teoria
powinna być przyjmowana jeśli jeszcze nie jak ewangelia, to przynajmniej jako najbliższa
prawdy” — napisał Phil Cohen w czasopiśmie New Scientist.
Ale nie wszyscy naukowcy akceptują taki scenariusz. Jak zauważył Cohen, sceptycy
„argumentowali, że od wykazania, iż dwie cząsteczki RNA umieszczone w probówce biorą
udział w swego rodzaju samookaleczaniu, do udowodnienia, iż mogą one samodzielnie
tworzyć komórkę i dać początek życiu na Ziemi, droga jest bardzo daleka”.
Nie brak też innych trudności. Biolog Carl Woese twierdzi, że „teoria świata RNA (…) ma bardzo
poważną wadę, nie wyjaśnia bowiem, skąd pochodziła energia potrzebna do produkcji
pierwszych cząsteczek RNA”. A co więcej, badacze nie znaleźli dotąd cząsteczki RNA, która
potrafiłaby stworzyć od zera kopię samej siebie. Nie wiadomo także, gdzie RNA miałby się pojawić
po raz pierwszy. Chociaż teoria „świata RNA” trafiła już do wielu podręczników, to jak wyjaśnia
naukowiec Gary Olsen, zasadnicza jej część „ma charakter pobożnych życzeń”.
Według innej teorii, popieranej przez niektórych uczonych, zarodki życia dostały się na naszą
planetę z przestrzeni kosmicznej. Ale teoria ta w gruncie rzeczy nie daje odpowiedzi na pytanie, w
jaki sposób ono powstało. Jak zauważa popularyzator nauki, Boyce Rensberger, hipoteza, iż życie
przybyło z kosmosu, „po prostu umieszcza tajemnicę gdzie indziej”. Teoria owa nie wyjaśnia
genezy życia. Umiejscawiając jego powstanie w innym układzie planetarnym czy wręcz innej
galaktyce, odsuwa jedynie problem na bok, ale go nie rozwiązuje.
Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 4
Jesteś niepowtarzalny!
Mistrz szachowy kontra komputer
Kiedy nowoczesny komputer Deep Blue pokonał najlepszego szachistę na świecie, powstało
pytanie: „Czyżby należało wnioskować, że Deep Blue myśli?”
„Nie” — rozstrzygnął profesor David Gelernter z Uniwersytetu Yale'a. „Deep Blue to po prostu
maszyna. Nie ma więcej rozumu niż doniczka. (…) Zasadniczy wniosek jest taki: ludzie są
genialnymi konstruktorami maszyn”.
Profesor Gelernter zwrócił uwagę na istotną różnicę: „Mózg to organ, który umie stworzyć
własne ja. Umysł powołuje do istnienia całe światy, a komputer tego nie potrafi”.
Na koniec profesor oświadczył: „Przepaść między człowiekiem a (…) [komputerem] jest czymś
stałym, co nigdy nie zniknie. Maszyny dalej będą nam ułatwiać życie, czynić je zdrowszym,
bogatszym i bardziej interesującym. Ludzie zaś będą troszczyć się o to, co zawsze: o siebie
samych i o drugich, a wielu będzie obchodził również Bóg. W tych sprawach maszyny nic do
tej pory nie zmieniły. I nigdy nie zmienią”.
Superkomputer jak ślimak
„Pod względem zdolności widzenia, mówienia, poruszania się czy kierowania się zdrowym
rozsądkiem, dzisiejsze komputery nie mogą dorównać nawet czteroletniemu dziecku. Jedną z
przyczyn jest oczywiście sama moc obliczeniowa. Ocenia się, że najnowocześniejszy
superkomputer ma takie możliwości przetwarzania informacji jak układ nerwowy ślimaka, co
stanowi maleńką cząstkę mocy, którą dysponuje superkomputer ukryty w [naszej] czaszce”
(Steven Pinker, dyrektor Centrum Neurologicznego w Instytucie Techniki Stanu Massachusetts).
Od fizyki cząstek elementarnych do mózgu
Profesor Paul Davies tak się wypowiedział o zdolności mózgu do uprawiania abstrakcyjnej
matematyki: „Matematyka nie jest czymś, czego można dotknąć. Jest wytworem ludzkiego
umysłu. Niemniej okazuje się, że najlepsze zastosowanie znajduje na przykład w fizyce
cząstek elementarnych i astrofizyce — dziedzinach jakże odległych od codziennego życia”. Co
to oznacza? „Według mnie stanowi to dowód, iż nasza świadomość i zdolność zajmowania się
matematyką nie są zwykłym przypadkiem, trywialnym szczegółem, nieistotnym skutkiem
ubocznym ewolucji” (Are We Alone?)
Język a inteligencja
Dlaczego ludzie tak znacznie przewyższają inteligencją zwierzęta, na przykład małpy? Kluczową
rolę odgrywa tutaj łączenie dźwięków w słowa i tworzenie z nich zdań zgodnie z regułami składni.
Neurofizjolog teoretyk dr William H.Calvin wyjaśnia:
„Dzikie szympansy używają ponad 30 różnych wokalizacji, przekazując dzięki nim mniej
więcej tyle samo różnych znaczeń. Zdarza im się powtórzyć dźwięk dla podkreślenia jego
znaczenia, lecz nie łączą trzech dźwięków, by wzbogacić swój słownik nowym wyrazem”.
„My, ludzie, także używamy ponad 30 wokalizacji, zwanych fonemami. Wszelako tylko ich
połączenia mają wartość semantyczną: wiążemy dźwięki bez znaczenia w obdarzone
znaczeniem słowa” (tłumaczył Andrzej Bidziński). Doktor Calvin zauważył, że „nikt jeszcze nie
wyjaśnił”, w jaki sposób nastąpił przeskok od stosowanej przez zwierzęta zasady „jeden dźwięk
— jedno znaczenie” do wyrazów i zdań, którymi posługują się wyłącznie ludzie.
Potrafisz nie tylko bezmyślnie bazgrać
„Czy tylko człowiek, Homo sapiens, jest zdolny do porozumiewania się za pomocą języka?
Rzecz jasna odpowiedź zależy od tego, co rozumiemy przez ‘język’, gdyż wszystkie wyżej
rozwinięte zwierzęta bez wątpienia komunikują się ze sobą w najróżniejszy sposób, na
przykład gestami, zapachem, głosem, krzykiem, śpiewem, a pszczoły nawet tańcem. Niemniej
zwierzęta — w przeciwieństwie do ludzi — wydają się nie mieć języka opartego na związkach
składniowych. Nie bez znaczenia jest też fakt, że nie wyrażają niczego za pomocą rysunków.
W najlepszym razie potrafią tylko bezmyślnie bazgrać” (profesorowie D.H. i R.S. Foutsowie)
Każdy ma jakiś język
Od zarania dziejów ilekroć jakiś lud zetknął się z drugim, oba się przekonywały, że każdy z nich
mówi jakimś językiem. W książce The Language Instinct (Instynkt językowy) tak to
skomentowano: „Nigdy nie znaleziono żadnego niemego plemienia ani też regionu, który mógłby
być ‘kolebką’ mowy i z którego rozprzestrzeniłaby się ona wśród ludów wcześniej nie
posługujących się żadnym językiem. (…) Powszechne występowanie złożonych języków napełnia
lingwistów zdumieniem, a jednocześnie stanowi najważniejszą przesłankę świadczącą o tym, że
(…) są one wytworem typowo ludzkiego instynktu”.
„Obdarzeni” zdolnością zadawania pytań
Rozważając przyszłe losy wszechświata, fizyk Lawrence Krauss napisał: „Mamy śmiałość pytać o
coś, czego nigdy bezpośrednio nie widzieliśmy, ponieważ potrafimy zadawać pytania. Kiedyś
odpowiedzą na nie nasze dzieci bądź wnuki. Jesteśmy obdarzeni wyobraźnią”.
Po przodkach uciekających przed tygrysami szablozębnymi?
John Polkinghorne z uniwersytetu w Cambridge w Anglii zauważył:
„Fizyk teoretyk, Paul Dirac, rozwinął kwantową teorię pola, która w istotny sposób
przyczynia się do naszego pojmowania świata fizycznego. Nie wierzę, żeby zdolności Diraca
czy Einsteina, twórcy ogólnej teorii względności, miały swe źródło w doświadczeniach naszych
przodków, którzy musieli uciekać przed tygrysami szablozębnymi. W grę wchodzi coś
znacznie głębszego, znacznie bardziej zagadkowego. (…)”
„Kiedy przyjrzymy się uporządkowaniu i pięknu świata fizycznego, odkrytemu dzięki fizyce,
dostrzegamy kryjące się w nim wyraźne oznaki inteligencji. Dla człowieka religijnego będzie
to inteligencja Stwórcy, który właśnie w ten sposób daje się poznać” (Commonweal)
CZY rano przed rozpoczęciem codziennych zajęć masz zwyczaj przeglądać się w lustrze? Zapewne
brakuje ci wtedy czasu na snucie refleksji. Ale teraz możesz sobie pozwolić na chwilę zadumy nad
cudownością tego, co się wiąże z takim zwykłym spojrzeniem na własne odbicie.
Dzięki oczom widzisz siebie w kolorze, choć postrzeganie barw wcale nie jest konieczne do życia.
Uszy masz tak rozmieszczone, że słyszysz stereofonicznie, toteż potrafisz zlokalizować źródło
dźwięku, na przykład głos ukochanej osoby. Może skłonni jesteśmy traktować słuch jak coś
oczywistego, lecz w pewnej książce przeznaczonej dla akustyków podano: „Jeżeli się dokładnie
przyjrzeć ludzkiemu narządowi słuchu, to jego działanie i skomplikowana budowa nasuwają
nieodparty wniosek, że został zaprojektowany przez kogoś wyjątkowo życzliwego”.
O cudownym zaprojektowaniu świadczy również twój nos. Właśnie nim wciągasz powietrze, które
utrzymuje cię przy życiu. Poza tym w nosie mieści się miliony receptorów węchowych,
pozwalających ci rozróżnić około 10 000 zapachów. A gdy się posilasz, zaczyna działać jeszcze
jeden zmysł — tysiące kubków smakowych informuje cię o smaku spożywanej potrawy. Inne
receptory na języku pomagają ci ustalić, czy masz czyste zęby.
Zostałeś wyposażony w pięć zmysłów: wzrok, słuch, węch, smak i dotyk. Wszystkie one doskonale
się uzupełniają, więc choć niektóre zwierzęta wyraźniej widzą w nocy, mają czulszy węch bądź
lepiej słyszą, człowiek pod wieloma względami nad nimi góruje.
Zastanówmy się jednak, dzięki czemu możemy korzystać z wymienionych zdolności. Otóż
wszystko zawdzięczamy ważącemu niecałe półtora kilograma narządowi we wnętrzu głowy —
naszemu mózgowi. Mają go także zwierzęta. Nasz mózg to jednak organ jedyny w swoim rodzaju i
właśnie on decyduje o tym, że jesteśmy niepowtarzalni. Na czym polega ta wyjątkowość? I w jaki
sposób wiąże się z pragnieniem, by nasze życie miało głębszy sens i nie było tak ulotne?
Twój cudowny mózg
Przez wiele lat mózg ludzki przyrównywano do komputera, ale ostatnie odkrycia wskazują, że takie
porównanie jest bardzo nieadekwatne. „Jak uzmysłowić sobie działanie narządu, składającego
się z około 50 miliardów neuronów i biliarda synaps (połączeń między neuronami), przez
które przepływa ogółem 10 biliardów impulsów na sekundę?” — zapytał dr Richard M.Restak.
A co odpowiedział? „Możliwości nawet najnowocześniejszej komputerowej sieci neuronowej
(…) stanowią mniej więcej jedną dziesięciotysięczną zdolności umysłowych muchy domowej”.
Jak więc widzisz, komputer nie wytrzymuje porównania ze znacznie przewyższającym go mózgiem
ludzkim.
Czy komputer zbudowany przez człowieka może sam sobie tworzyć nowe programy, sam się
naprawiać albo z upływem czasu ulepszać? Jeżeli coś trzeba zmienić w jego oprogramowaniu,
programista musi napisać, a następnie wprowadzić do niego nowe zakodowane instrukcje. Mózg
wykonuje takie czynności automatycznie, zarówno we wczesnym okresie naszego życia, jak i w
starości. Nie będzie w tym przesady, gdy powiemy, że — w zestawieniu z mózgiem — komputery
najnowszej generacji są bardzo prymitywne. Uczeni nazywają go „najbardziej skomplikowaną ze
znanych konstrukcji” oraz „najbardziej złożonym obiektem we wszechświecie”. Zapoznaj się z
pewnymi odkryciami, które skłoniły wielu do wniosku, iż mózg ludzki jest tworem życzliwego
Stwórcy.
Nie używany „rdzewieje”
Możliwości pożytecznych wynalazków, takich jak samochody czy samoloty odrzutowe, są
zasadniczo ograniczone przez stałe mechanizmy czy instalacje elektryczne, zaprojektowane i
wmontowane przez człowieka. Tymczasem nasz mózg jest bez wątpienia niezwykle plastyczną
strukturą biologiczną. Ulega ciągłym przekształceniom zależnie od użytku, jaki z niego robimy —
dobrego lub złego. O jego rozwoju w ciągu naszego życia wydają się decydować głównie dwa
czynniki: to, co wprowadzamy do niego przez zmysły, oraz to, o czym myślimy.
Chociaż na sprawność umysłową mogą wpływać czynniki dziedziczne, to według współczesnych
badań, działanie naszego mózgu nie zostaje ustalone przez geny w momencie zapłodnienia. „Nikt
nie przypuszczał, że mózg zmienia się tak bardzo, jak to już obecnie nauce wiadomo” — pisze
Ronald Kotulak, laureat nagrody Pulitzera. Po przeprowadzeniu rozmów z przeszło 300 uczonymi
stwierdził: „Mózg nie jest narządem statycznym; jest to ciągle zmieniający się układ mnóstwa
połączeń między komórkami, na który ogromny wpływ wywiera doświadczenie” (Inside the
Brain).
Jednakże o rozwoju mózgu decydują nie tylko nasze przeżycia. Ważne jest również myślenie.
Zdaniem naukowców, mózg ludzi aktywnych umysłowo ma aż do 40 procent więcej połączeń
(synaps) między komórkami nerwowymi (neuronami) niż mózg osób leniwych intelektualnie.
Neurolodzy doszli do następującego wniosku: Z umysłu trzeba korzystać, bo w przeciwnym razie
„rdzewieje”— jego sprawność słabnie. Co wobec tego powiedzieć o osobach w podeszłym wieku?
Wydaje się, że w miarę upływu lat w jakimś stopniu następuje u nich zanik komórek nerwowych i
pogarsza się ich pamięć. Nie jest to jednak aż tak wielka zmiana, jak niegdyś sądzono. W artykule
na temat mózgu ludzkiego, opublikowanym na łamach czasopisma National Geographic,
powiedziano: „U ludzi starszych dzięki aktywności umysłowej w dalszym ciągu mogą się
tworzyć nowe połączenia i utrwalać już istniejące”.
Niedawne odkrycia dotyczące plastyczności mózgu harmonizują z radami biblijnymi. Ta mądra
księga zachęca czytelników, by ‘się przemieniali przez przeobrażanie swego umysłu’ oraz
‘odnawiali dzięki dokładnemu poznaniu’ — dokładnej wiedzy przyjmowanej do umysłu (Rzymian
12:2; Kolosan 3:10). Świadkowie Jehowy obserwują takie zmiany u osób studiujących Biblię i
wprowadzających w czyn jej rady. Dokonują tego tysiące ludzi ze wszystkich warstw społecznych i
o najróżniejszym wykształceniu. Zachowują właściwe sobie cechy charakteru, ale stają się
szczęśliwsi, bardziej zrównoważeni i przejawiają coś, co pewien pisarz żyjący w I wieku nazwał
„trzeźwością umysłu” (Dzieje 26:24-25). Takie pozytywne przeobrażenia są w dużej mierze
rezultatem robienia dobrego użytku z kory mózgowej, umiejscowionej w przedniej części głowy.
Płat czołowy
Większość neuronów w zewnętrznej warstwie mózgu, czyli korze mózgowej, nie ma bezpośrednich
połączeń z mięśniami i narządami zmysłów. Przykładem mogą być miliardy neuronów tworzących
płat czołowy (patrz rysunek poniżej). Zdjęcia tomograficzne mózgu dowodzą, że obszar ten
uaktywnią się wtedy, gdy myślisz o jakimś słowie lub przywołujesz wspomnienia. Właśnie ta część
mózgu w znacznej mierze decyduje o tym, jaki jesteś.
„Kora przedczołowa (…) w dużym stopniu wiąże się z powstawaniem myśli, inteligencją,
pobudkami i osobowością. Kojarzy ze sobą doświadczenia niezbędne do tworzenia pojęć
abstrakcyjnych, formułowania sądów, okazywania wytrwałości, planowania, troszczenia się o
innych i kierowania się sumieniem. (…) Rozwój właśnie tego rejonu mózgu stawią człowieka
ponad zwierzętami” (E. N. Marieb, Human Anatomy and Physiology). Niezbitych dowodów tej
wyższości dostarczają osiągnięcia ludzi w dziedzinie matematyki, filozofii i prawa, za które
odpowiada głównie kora przedczołowa.
Dlaczego kora przedczołowa, związana z wyższymi czynnościami psychicznymi, jest u człowieka
duża i plastyczna, a u zwierząt słabo rozwinięta albo wcale nie występuje? Owa różnica tak bardzo
rzuca się w oczy, że biolodzy opowiadający się za ewolucją mówią o „tajemniczym gwałtownym
wzroście wielkości mózgu”. Profesor biologii Richard F.Thompson, analizując niezwykłe
powiększenie się naszej kory mózgowej, przyznał: „Wciąż nie rozumiemy, dlaczego do tego
doszło”. Czy nie dlatego właśnie, że człowiek został stworzony z tą niezrównaną pojemnością
mózgu?
„Mózg ludzki składa się niemal wyłącznie z kory [mózgowej].
Wprawdzie mózg szympansa również pokrywa kora, ale ma ona
znacznie mniejszą powierzchnię. Kora pozwala nam myśleć,
pamiętać i uruchamiać wyobraźnię. Głównie dzięki korze jesteśmy ludźmi”
(Edoardo Boncinelli, prowadzący badania w dziedzinie biologii molekularnej w
Mediolanie we Włoszech).
Niespotykane umiejętności porozumiewania się
O naszej niepowtarzalności decydują też inne części mózgu. Za korą przedczołowa ciągnie się
przez głowę pas kory ruchowej. Tworzą ją miliardy neuronów mających połączenia z mięśniami.
Również ona przyczynia się do tego, że bardzo się różnimy od małp i innych zwierząt. Przede
wszystkim zawdzięczamy jej „1) szczególną umiejętność wykonywania najbardziej
precyzyjnych czynności manualnych za pomocą dłoni, kciuka i pozostałych palców oraz 2)
możliwość wykorzystywania jamy ustnej, warg, języka i mięśni twarzy do mówienia”
(A.Guyton, Textbook of Medical Physiology).
Zastanówmy się krótko nad związkiem kory ruchowej z mówieniem. Przeszło połowa tej kory
zawiaduje narządami mowy. Pomaga to zrozumieć, dlaczego ludzka zdolność porozumiewania się
nie ma sobie równej. Chociaż pewną rolę odgrywają w tym ręce (pisanie, naturalne gesty, język
migowy), zwykle najważniejsze zadanie spełniają narządy w obrębie jamy ustnej. Mowa ludzka —
od pierwszego słowa dziecka po wypowiedź staruszka — jest autentycznym cudem. Przy
wydawaniu niezliczonych dźwięków współpracuje jakieś 100 mięśni języka, warg, żuchwy, gardła i
klatki piersiowej. Zwróćmy uwagę na pewną różnicę: Jeden neuron wystarcza do sterowania 2000
włókien mięśnia brzuchatego łydki sportowca, ale poszczególne neurony odpowiedzialne za pracę
krtani często łączą się jedynie z dwoma lub trzema włóknami mięśniowymi. Czyż nie sugeruje to,
że nasz mózg został specjalnie tak przygotowany, byśmy mogli posługiwać się mową?
Kora mózgowa pokrywa powierzchnię mózgu i ma najsilniejszy związek z inteligencją. Gdyby
rozprostować korę człowieka, zajęłaby powierzchnię czterech kartek papieru maszynowego; kora
szympansa pokryłaby tylko jedną stronę, a szczura zmieściłaby się na znaczku pocztowym (Świat
Nauki).
Każde wypowiadane słowo ma własny schemat ruchów mięśni. Jego znaczenie może się zmieniać
w zależności od tego, z jaką siłą i w którym ułamku sekundy poruszą się poszczególne mięśnie.
„Bez pośpiechu wypowiadamy około 14 dźwięków na sekundę” — wyjaśnia dr William
H.Perkins. „Ruchy są wówczas dwa razy szybsze niż wtedy, gdy świadomie poruszamy
oddzielnie językiem, ustami, żuchwą i innymi narządami mowy. Ale kiedy współpracują one w
trakcie mówienia, przypominają palce sprawnej maszynistki lub koncertującego pianisty.
Poruszają się wszystkie naraz, niczym znakomicie zgrana orkiestra symfoniczna”.
Informacje potrzebne do wyartykułowania prostego pytania w rodzaju: „Jak się miewasz?”
zmagazynowane są w płacie czołowym w tak zwanym ośrodku Broca, uznawanym za ośrodek
mowy. Neurolog i laureat Nagrody Nobla, sir John Eccles, napisał: „U małp nie rozpoznano
żadnego obszaru, który odpowiadałby ośrodkowi Broca”. Nawet jeśli taki obszar się kiedyś
znajdzie, nie zmieni to faktu, że naukowcy nie potrafią nauczyć małp niczego więcej prócz kilku
najprostszych słów. Ty jednak możesz się posługiwać skomplikowaną mową. W tym celu składasz
słowa zgodnie z zasadami gramatyki swego języka. Pomaga ci w tym właśnie ośrodek Broca, i to
zarówno podczas mówienia, jak i pisania. Rzecz jasna nie mógłbyś korzystać z cudownego daru
mowy, gdybyś nie znał przynajmniej jednego języka i nie rozumiał znaczenia używanych w nim
słów. Niezbędna jest do tego inna część mózgu, zwana ośrodkiem Wernickego. Miliardy neuronów
w tym rejonie rozpoznają znaczenie słów mówionych lub zapisanych. Dzięki temu ośrodkowi
rozumiesz sens słyszanych i czytanych wypowiedzi, toteż możesz przyswajać sobie informacje i
rozsądnie na nie reagować.
Niemniej płynne mówienie wiąże się z czymś jeszcze. Wypowiadając zwykłe „dzień dobry”,
możesz przekazać mnóstwo różnych informacji. Ton twego głosu zdradza, czy (i jak bardzo) jesteś
szczęśliwy, podekscytowany, znudzony, smutny, przerażony albo czy się denerwujesz bądź
śpieszysz. Za odzwierciedlenie stanu emocjonalnego w mowie odpowiada kolejny obszar mózgu. A
zatem gdy rozmawiasz, uaktywnia się wiele różnych jego części.
Szympansy próbowano nauczyć uproszczonego języka migowego, ale posługiwały się nim tylko do
wyrażenia nieskomplikowanych próśb, na przykład o jedzenie. Doktor David Premack, który uczył
szympansy porozumiewania się za pomocą prostych znaków, wyciągnął następujący wniosek:
„Ludzka mowa stanowi nie lada wyzwanie dla teorii ewolucji, ponieważ ma znacznie większe
możliwości, niż da się to uzasadnić”.
Moglibyśmy się zastanawiać: „Dlaczego właśnie ludzie posiedli cudowną zdolność wyrażania
słowami myśli i uczuć, zadawania pytań i udzielania odpowiedzi?” Jak podaje dzieło The
Encyclopedia of Language and Linguistics, „mowa [ludzka] to coś szczególnego”, a
„poszukiwanie jej źródeł w porozumiewaniu się zwierząt niezbyt pomogło w stworzeniu
pomostu nad ogromną przepaścią dzielącą język i mowę od zachowań zwierząt”. Profesor
Ludwig Koehler tak się wypowiedział na temat tej różnicy: „Mowa ludzka jest tajemnicą; jest
darem Bożym, cudem”.
Między znakami migowymi małpy a złożonym językiem dziecka rzeczywiście istnieje bezdenna
przepaść. Sir John Eccles zwrócił uwagę na coś, co pewnie zaobserwowała większość z nas, a
mianowicie na zdolność „widoczną nawet u trzylatków, które zasypują wszystkich pytaniami,
wyrażającymi ich pragnienie poznania świata”. Następnie dodał: „Tymczasem małpy nie
pytają”. Istotnie, tylko ludzie formułują pytania, między innymi o sens życia.
Pamięć i nie tylko!
„W umyśle ludzkim znajdujemy struktury o zadziwiającej wręcz
złożoności” — mówi profesor A.Noam Chomsky. „Przykładem
jest język, ale nie tylko on. Wystarczy wziąć pod uwagę
zdolność do myślenia o abstrakcyjnych właściwościach liczb,
(…) [którą zdają się] przejawiać jedynie ludzie”.
Patrząc na siebie w lustrze, możesz się zastanawiać, jak wyglądałeś, gdy byłeś młodszy, jak się
zmienisz za parę lat albo jak się będziesz prezentować po zrobieniu makijażu. Takie myśli
pojawiają się niemal bez udziału woli, ale właśnie wtedy w grę wchodzi coś szczególnego, czego
nie doświadcza żadne zwierzę.
W przeciwieństwie do zwierząt, których życie obraca się głównie wokół bieżących potrzeb, ludzie
mogą wspominać przeszłość i snuć plany na przyszłość. Dzieje się tak, ponieważ mózg ma prawie
nieograniczone możliwości zapamiętywania. Zwierzęta też w pewnym stopniu korzystają z pamięci
i dlatego potrafią odszukać drogę do domu albo przypomnieć sobie miejsce, gdzie znalazły coś do
jedzenia. Jednakże pamięć ludzka jest nieporównywalnie lepsza. Pewien naukowiec ocenił, iż mózg
może pomieścić informacje, które „wypełniłyby jakieś 20 milionów tomów, a więc tyle, ile się
znajduje w największych bibliotekach świata”. Zdaniem niektórych neurologów człowiek w
ciągu średnio długiego życia wykorzystuje zaledwie jedną setną procenta (0,0001) możliwości
swego mózgu. Mógłbyś więc zapytać: Po co nam mózg z takimi możliwościami, skoro w
normalnym życiu robimy użytek zaledwie z ich ułamka?
Tylko ludzie formułują pytania. Niektóre z nich dotyczą sensu życia
Ponadto nasz mózg nie jest po prostu ogromnym magazynem informacji, przypominającym jakiś
superkomputer. Profesorowie biologii: Robert Ornstein i Richard F.Thompson napisali: „Zdolność
ludzkiego umysłu do uczenia się — magazynowania i odczytu informacji — jest w świecie biologii
zjawiskiem zupełnie niezwykłym. Z tej nadzwyczajnej zdolności wynika wszystko, co czyni nas
ludźmi — język, myślenie, wiedza i kultura”.
Co więcej, w twoim umyśle istnieje sfera świadomości. Może uznasz powyższe stwierdzenie za
oczywiste, ale właśnie ono wyjawia, dlaczego jesteś niepowtarzalny. Umysł opisuje się jako „coś
nieuchwytnego, w czym skupia się inteligencja, zdolność podejmowania decyzji, percepcja,
świadomość i poczucie własnego ja”. Jak strumienie i rzeki wpadają do morza, tak do naszego
umysłu nieustannie docierają obrazy i dźwięki, rodząc wspomnienia, myśli i uczucia. Według
pewnej definicji świadomość to „postrzeganie tego, co dzieje się we własnym umyśle”.
Dzisiejsi uczeni znacznie pogłębili wiedzę o anatomii mózgu oraz niektórych zachodzących w nim
procesach elektrochemicznych. Potrafią również wyjaśnić budowę i działanie nowoczesnego
komputera. Jednakże między nim a mózgiem istnieje kolosalna różnica. Dzięki mózgowi masz
świadomość własnej tożsamości, czego z pewnością nie da się powiedzieć o komputerze. Jak to
wytłumaczyć?
Szczerze mówiąc, zupełnie nie wiadomo, jak i dlaczego w wyniku procesów fizycznych
zachodzących w naszym mózgu powstaje świadomość. „Nie przypuszczam, żeby mogła to
wyjaśnić jakakolwiek dziedzina nauki” — oświadczył pewien neurobiolog. Potwierdził to także
profesor James Trefil: „Co to właściwie znaczy, że człowiek ma świadomość (…) oto jedyne
ważkie pytanie w nauce, które tak naprawdę nie wiadomo nawet, jak postawić”. Wśród
przyczyn tego stanu rzeczy można wymienić fakt, że uczeni usiłują poznać mózg za pomocą
własnych mózgów. A przestudiowanie fizjologii tego narządu może nie być wystarczające. Jak
zauważył dr David Chalmers, świadomość jest „jedną z najbardziej przepastnych tajemnic
bytu” i do jej zgłębienia „sama wiedza o funkcjonowaniu mózgu może (…) [naukowcom] nie
wystarczyć”.
W przeciwieństwie do zwierząt ludzie są świadomi własnego istnienia oraz myślą o przyszłości
Tak czy inaczej, każdy z nas ma świadomość. Na przykład żywe wspomnienia przeszłych wydarzeń
to nie tylko zebrane fakty, niczym informacje zmagazynowane w komputerze. Możemy przecież
rozmyślać o naszych przeżyciach, wyciągać z nich naukę i wykorzystywać je w przyszłości.
Potrafimy wyobrazić sobie kilka wersji wypadków i ocenić ich ewentualne skutki. Umiemy
analizować, tworzyć, podziwiać i kochać. Znajdujemy przyjemność w rozmowach o przeszłości,
teraźniejszości i przyszłości. Mamy zasady etyczne i uwzględniamy je przy podejmowaniu decyzji,
nawet jeśli nie mielibyśmy odnieść z tego bezpośrednich korzyści. Pociąga nas piękno wyrażone w
sztuce, jak również piękno moralne. Tworzymy i modyfikujemy różne pomysły, a także
przewidujemy reakcję otoczenia na ich realizację.
Wszystko to są przejawy świadomości, która odróżnia ludzi od innych form życia na Ziemi. Pies,
kot czy ptak spogląda w lustro i zachowuje się tak, jakby zobaczył innego przedstawiciela swego
gatunku. Ale gdy ty przyglądasz się swemu odbiciu, masz świadomość, że widzisz siebie — istotę
ze zdolnościami omówionymi powyżej. Możesz się zastanawiać na przykład nad takimi sprawami:
Dlaczego niektóre żółwie żyją 150 lat, drzewa przeszło 1000, a gdy obdarzony inteligencją
człowiek dożyje 100 lat, pisze się o nim w gazetach? Doktor Richard Restak twierdzi: „Mózg
ludzki, i tylko on jeden, ma zdolność przypominania sobie i analizowania własnych działań,
dzięki czemu osiąga pewien stopień transcendencji. Nasza zdolność rewidowania swych
zamierzeń oraz swego stosunku do świata wyraźnie odróżnia nas od wszystkich innych
stworzeń”.
Świadomość człowieka wprawia niektórych w zakłopotanie. Autorzy pewnego dzieła,
opowiadający się za zwykłym biologicznym wyjaśnieniem jej istnienia, przyznali: „Ogarnia nas
konsternacja, gdy pada pytanie, jak w wyniku procesu [ewolucji] przypominającego grę
hazardową, w której przegrywający są skazani na śmierć, mogły pojawić się takie cechy, jak
współczucie, umiłowanie piękna, prawdy i wolności, a przede wszystkim oszałamiające
bogactwo ludzkiego ducha. Im dłużej rozmyślamy nad naszymi właściwościami duchowymi,
tym bardziej wzrasta w nas zdumienie” (Life Ascending). To prawda. Uzupełnijmy więc nasze
rozważania dotyczące niepowtarzalności człowieka, analizując kilka przejawów naszej
świadomości, które skłoniły wielu ludzi do uznania, że istnieje inteligentny Projektant, troskliwy
Stwórca.
Sztuka i piękno
Ze wszystkich stworzeń, tylko człowiek wrażliwy jest na piękno i sztukę
„Dlaczego ludzie tak pasjonują się sztuką?” — zapytał profesor Michael Leyton w książce
Symmetry, Causality, Mind (Symetria, przyczynowość, umysł). Jak wskazał, zdaniem niektórych
działalność umysłowa, na przykład w dziedzinie matematyki, przynosi człowiekowi namacalne
korzyści. Ale cóż mu daje sztuka? Profesor Leyton przypomniał, że ludzie pokonują wielkie
odległości, by przybyć na wystawę lub jakiś koncert. Co się może za tym kryć? Poza tym ściany
swych mieszkań i biur na całym świecie zdobią pięknymi obrazami. Pomyślmy też o muzyce.
Mnóstwo osób z upodobaniem słucha jej w domu lub samochodzie. Dlaczego? Z pewnością nie
dlatego, iż kiedyś muzyka przyczyniła się do przeżycia osobników najlepiej przystosowanych.
„Sztuka jest chyba najtrudniejszym do wyjaśnienia fenomenem rodzaju ludzkiego” — mówi
profesor Leyton.
Niemniej wszyscy wiemy, że podziw dla sztuki i piękna należy do tych naszych cech, dzięki którym
czujemy się ludźmi. Zwierzę może ze szczytu wzgórza spoglądać na kolory nieba, ale czy pociąga
je piękno samo w sobie? Tymczasem gdy my przyglądamy się górskiemu potokowi lśniącemu w
blasku słońca, imponującej różnorodności roślin i zwierząt w dżungli, plaży porośniętej palmami
albo aksamitnemu sklepieniu roziskrzonemu gwiazdami, czyż często nie budzi to w nas podziwu i
zachwytu? Piękno tego rodzaju ujmuje nas za serce i poprawia nam nastrój. Dlaczego tak się
dzieje?
Czemu jakaś wewnętrzna siła pcha nas ku rzeczom, które nie wywierają żadnego istotnego wpływu
na nasze przetrwanie? Skąd się biorą nasze doznania estetyczne? Jeżeli odrzucimy istnienie
Stwórcy, który powołując nas do życia, wszczepił nam zdolność do takich odczuć, nie znajdziemy
satysfakcjonującej odpowiedzi na te pytania. Odnosi się to również do piękna zasad moralnych.
Zasady moralne
Zdaniem wielu osób najwyższą formą piękna są dobre czyny. Poczucie moralności podpowiada
myślącym ludziom na całym świecie, że właściwe jest na przykład obstawanie przy zasadach w
obliczu prześladowań, niesamolubne niesienie drugim ulgi w cierpieniu czy przebaczenie komuś,
kto nas zranił. O takim pięknie mówią starożytne przysłowia biblijne: „Wnikliwość człowieka
powściąga jego gniew i jest rzeczą piękną, gdy przechodzi on do porządku nad występkiem”
oraz „Rzeczą pożądaną u ziemskiego człowieka jest jego lojalna życzliwość” (Przysłów 19: 11,
22).
Wszyscy wiemy, że jednostki, a nawet całe grupy, lekceważą lub depczą wysokie zasady moralne,
większość jednak tego nie czyni. Skąd pochodzą owe zasady, uznawane właściwie wszędzie i
zawsze? Gdyby nie było Źródła moralności, Stwórcy, czy społeczeństwo ludzkie samo potrafiłoby
wyrobić w sobie poczucie dobra i zła? Zastanówmy się nad pewnym przykładem. Otóż mnóstwo
osób oraz społeczności uważa morderstwo za złe. Ale można by zapytać: Złe według jakiego
kryterium? Najwyraźniej ogół ludzi przejawia pewną zdolność oceny moralnej swych czynów, co
znajduje odzwierciedlenie w kodeksach prawnych wielu krajów.
Skąd się wzięły te normy etyczne? Czy nie pochodzą od inteligentnego Stwórcy, który sam się ich
trzyma, a ludziom wszczepił sumienie, czyli poczucie moralności? (Porównaj Rzymian 2:14-15).
Jeżeli wszechświat i nasze istnienie są dziełem przypadku,
życie nie ma prawdziwego sensu. Jeśli jednak i nasze istnienie,
i wszechświat zaprojektowano, życie musi mieć głębszy sens.
Możesz rozmyślać o przyszłości i snuć plany
Innym aspektem ludzkiej świadomości jest zdolność myślenia o przyszłych wydarzeniach. Profesor
Richard Dawkins przyznał, że ludzie istotnie mają niepowtarzalne cechy odróżniające ich od
zwierząt. Wspomniał o „umiejętności planowania i wykorzystywaniu do tego wyobraźni oraz
świadomego przewidywania”, po czym dodał: „W toku ewolucji liczył się tylko
natychmiastowy pożytek; przyszłe korzyści nigdy nie miały znaczenia. Nie zdarzyło się, by w
wyniku ewolucji wykształciła się cecha, która bezpośrednio zagrażałaby pomyślności danego
osobnika. Dopiero ludzie, a przynajmniej niektórzy z nich, umieją powiedzieć: ‘Zapomnijmy,
że wycięcie tego lasu może nam przynieść natychmiastowe zyski, a zastanówmy się, czy da to
jakieś korzyści w przyszłości’. Według mnie jest to coś zupełnie nowego i niepowtarzalnego”.
Tylko ludzie podziwiają piękno, myślą o przyszłości i lgną do Stwórcy
Inni naukowcy przyznają, że ludzka zdolność snucia celowych, dalekosiężnych planów nie ma
nigdzie swego odpowiednika. Neurofizjolog William H.Calvin zauważył: „Zachowanie zwierząt
nie dostarcza zbyt wielu dowodów na to, że potrafią one planować na czas dłuższy niż kilka
najbliższych minut, jeśli nie liczyć hormonalnie uruchamianych przygotowań do zimy czy
rozmnażania”. Wprawdzie gromadzą żywność na okres chłodów, ale nie analizują tego ani nie
planują. Natomiast ludzie biorą pod uwagę przyszłość, nawet odległą. Przedmiotem rozważań
niektórych uczonych jest los wszechświata za miliardy lat. Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego
człowiek — w przeciwieństwie do zwierząt — jest w stanie myśleć o przyszłości i snuć plany?
Biblia mówi o ludziach: „[Stwórca] nawet czas niezmierzony włożył w ich serce”. W innym
przekładzie werset ten oddano tak: „Wieczność włożył w umysł człowieka” (Kaznodziei 3:11,
Reuised Standard Version). Ta właściwa tylko nam cecha ujawnia się codziennie, na przykład
podczas zwykłego przeglądania się w lustrze, gdy zastanawiamy się, jak będziemy wyglądać za 10
czy 20 lat. A kiedy choćby przelotnie pomyślimy o nieskończoności czasu i przestrzeni,
potwierdzamy prawdziwość słów zanotowanych w Księdze Kaznodziei 3:11. Okoliczność, iż
potrafimy rozmyślać o tych sprawach, harmonizuje z wypowiedzią, że Stwórca ‘włożył w umysł
człowieka wieczność’.
Lgniemy do Stwórcy
Jednakże wielu ludzi nie zadowala się podziwianiem piękna, wyświadczaniem drugim dobra i
rozmyślaniem nad przyszłością. „Co dziwne”, zauważa profesor C.Stephen Evans, „nawet w
najszczęśliwszych, najcenniejszych dla nas chwilach, kiedy czujemy się kochani, często
odczuwamy niedosyt. Okazuje się, że chcemy czegoś więcej, ale nie wiemy czego”. Ludzie
obdarzeni świadomością — w przeciwieństwie do zwierząt, z którymi zamieszkują tę samą planetę
— istotnie mają jeszcze jedną potrzebę.
„W naturze wszystkich ludzi, bez względu na ich status finansowy czy wykształcenie, głęboko
tkwi religia”. W ten sposób profesor Alister Hardy podsumował wyniki swych badań, opisanych w
książce The Spiritual Nature of Man (Duchowa natura człowieka). Stanowi to potwierdzenie
wyników licznych innych badań — człowiek ma wrodzoną świadomość istnienia Boga. Wprawdzie
zdarzają się ateiści, lecz nie są nimi całe narody. W książce Is God the Only Reality? (Czy Bóg jest
jedyną Rzeczywistością?) zauważono: „Od zarania dziejów w każdej epoce i kulturze ludzie w
poszukiwaniu sensu życia (…) sięgali do religii”.
Skąd pochodzi ta — jak się wydaje — wrodzona świadomość istnienia Boga? Jeżeli człowiek jest
jedynie przypadkowym zlepkiem kwasu nukleinowego i cząsteczek białka, to dlaczego rozwinął w
sobie umiłowanie sztuki i piękna, stał się religijny i rozmyśla o wieczności?
Sir John Eccles doszedł do wniosku, że jeśli chodzi o wyjaśnienie pochodzenia człowieka, ewolucja
„zawodzi pod bardzo istotnym względem. Nie można nią wytłumaczyć pojawienia się każdego
z nas jako niepowtarzalnej jednostki, świadomej własnego istnienia”. Im więcej wiemy o
działaniu naszego mózgu i umysłu, tym łatwiej nam zrozumieć miliony osób przekonanych, że nasz
świadomy byt jest dowodem istnienia troskliwego Stwórcy.
Z następnego rozdziału dowiemy się, dlaczego ludzie pochodzący ze wszystkich warstw
społecznych uznali ten rozsądny wniosek za klucz do znalezienia zadowalających odpowiedzi na
istotne pytania w rodzaju: Po co tu jesteśmy i dokąd zmierzamy?
Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 5
Czyje to dzieło?
JAK wykazano w poprzednich rozdziałach, współczesne odkrycia naukowe dostarczają mnóstwa
przekonujących dowodów na to, że wszechświat oraz życie na Ziemi miały początek. Ale komu lub
czemu przypisać ich powstanie?
Po wnikliwej analizie dostępnych informacji, sporo ludzi dochodzi do wniosku, iż musi istnieć
jakaś Praprzyczyna. Mimo to wzdragają się przed przypisaniem jej cech osobowych. Taką niechęć
do mówienia o Stwórcy widać u części naukowców.
Na przykład Albert Einstein był przekonany, iż wszechświat miał początek, pragnął też ‘wiedzieć,
jak Bóg stworzył świat’. Nie wyznawał jednak wiary w osobowego Boga; mówił raczej o
kosmicznym „uczuciu religijnym, które nie zna dogmatów ani Boga wymyślonego na obraz
człowieka”. Chemik Kenichi Fukui, laureat Nagrody Nobla, wierzy w istnienie fundamentalnego
czynnika spajającego poszczególne elementy wszechświata. Jego zdaniem „to wielkie ogniwo, ów
porządkujący czynnik, można określić mianem Absolutu lub Boga”. Sam jednak woli mówić o
„osobliwej właściwości natury”.
Czy wiesz, że taka wiara w bezosobową przyczynę ma sporo wspólnego z pojęciami religii
Wschodu ? Według wielu mieszkańców Azji, przyroda powstała samorzutnie. Pogląd ten znalazł
odzwierciedlenie nawet w piśmie chińskim — symbole graficzne przedstawiające naturę znaczą
dosłownie „powstaje sam z siebie” lub „samoistny”. Einstein był przekonany, iż jego „kosmiczną
religijność” trafnie wyraża buddyzm. Zdaniem Buddy nie jest ważne, czy do powstania
wszechświata i ludzi przyczynił się jakiś Stwórca. Również sintoizm nie wyjaśnia, jak powstała
natura, a jego wyznawcy wierzą, że bogowie to duchy zmarłych, mogące się z nią zespalać.
Wielu mieszkańców Wschodu wierzy, że natura powstała sama z siebie
Na tym wzgórzu w pobliżu Akropolu Paweł wygłosił pobudzające do myślenia przemówienie o
Bogu
Co ciekawe, myśl ta nie różni się zbytnio od poglądów popularnych w starożytnej Grecji. Filozof
Epikur (341-270 p.n.e.) miał twierdzić, iż ‘bogowie są zbyt daleko, by ci uczynić cokolwiek złego
lub dobrego’. Człowieka uważał za dzieło natury, będące prawdopodobnie wynikiem samorództwa
i naturalnej selekcji osobników najlepiej przystosowanych. Jak widać, głoszone dziś analogiczne
koncepcje bynajmniej nie są nowe.
Współcześnie z epikurejczykami żyli stoicy, nadający przyrodzie rangę boską. Snuli
przypuszczenia, że w chwili śmierci uwalnia się z ludzi bezosobowa energia, która wraca do
energetycznego oceanu, utożsamianego z Bogiem. Głosili, iż najwyższe dobro polega na życiu
zgodnym z naturą. Czy w naszych czasach nie zetknąłeś się z podobnymi poglądami?
Spór o osobowego Boga
Nie wszystko jednak, co powiedziano w starożytnej Grecji, zasługuje na miano zwykłej ciekawostki
historycznej. W I wieku n.e. pewien znany nauczyciel wygłosił do ludzi wyznających takie poglądy
jedno z najdonioślejszych przemówień w historii. Lekarz i historyk Łukasz zapisał je w 17
rozdziale Księgi Dziejów Apostolskich. Pomoże nam ono bliżej, poznać wspomnianą Praprzyczynę
i zastanowić się nad pozycją, jaką wobec niej zajmujemy. Ale jakie znaczenie dla szczerych ludzi,
poszukujących sensu życia, może mieć dziś mowa wygłoszona 1900 lat temu?
Ów słynny nauczyciel, Paweł, miał okazję przemówić do ateńskiego sądu najwyższego. Spotkał się
wtedy z epikurejczykami i stoikami, odrzucającymi wiarę w osobowego Boga. Na wstępie
wspomniał, że widział w ich mieście ołtarz poświęcony „Nieznanemu Bogu” (po grecku: Agnòstoi
Theoi). Co ciekawe, podobno właśnie do tego nawiązał biolog Thomas H.Huxley (1825-1895) ,
twórca terminu „agnostyk”. Określał nim ludzi, według których „praprzyczyna (Bóg) oraz sama
istota wszechrzeczy są nieznane i niepoznawalne”. Ale czy osoby głoszące, iż Stwórca jest
‘niepoznawalny’, naprawdę mają rację?
Szczerze mówiąc, takie zastosowanie wypowiedzi Pawła jest błędne i niezgodne z jego intencją.
Apostoł bynajmniej nie twierdził, jakoby Stwórca był niepoznawalny; oświadczył jedynie, że nie
jest On znany Ateńczykom. Nie dysponował tyloma co my dzisiaj naukowymi dowodami istnienia
Stwórcy. Nie wątpił jednak w istnienie osobowego, rozumnego Projektanta, którego przymioty
powinny nas pociągać. Zwróćmy uwagę na dalsze słowa Pawła: „Co więc — nie znając —
traktujecie ze zbożnym oddaniem, to wam ogłaszam. Bóg, który uczynił świat i wszystko, co
na nim, ten, będąc Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach ręką zbudowanych ani nie
jest obsługiwany rękami ludzkimi, jak gdyby czegoś potrzebował, ponieważ on sam daje
wszystkim życie i dech, i wszystko. On też z jednego człowieka uczynił wszystkie narody
ludzkie, żeby zamieszkiwały na całej powierzchni ziemi” (Dzieje 17:23-26). Ciekawe
rozumowanie, prawda?
A zatem Paweł wcale nie sugerował, że Bóg jest niepoznawalny; podkreślił raczej, iż zarówno
twórcy owego ołtarza w Atenach, jak i liczni słuchacze obecni na Areopagu jeszcze Go nie znali.
Następnie zachęcił ich — a także wszystkich, którzy później mieli czytać jego przemówienie — by
starali się poznać Stwórcę, gdyż „nie jest on daleko od nikogo z nas” (Dzieje 17:27). Jak widać,
Paweł taktownie zwrócił uwagę na to, iż dowodów istnienia Stwórcy wszechrzeczy dostarcza
obserwowanie Jego dzieł. Pozwala ono zarazem dostrzec wiele Jego przymiotów.
Przeanalizowaliśmy już niektóre dowody świadczące o istnieniu Stwórcy. Pierwszy z nich stanowi
gigantyczny, rozumnie urządzony wszechświat, który najwyraźniej miał początek. Drugim jest
życie na Ziemi, a zwłaszcza dowody zaprojektowania widoczne w komórkach naszego ciała. Trzeci
zaś to nasz mózg, któremu zawdzięczamy świadomość istnienia i możliwość interesowania się
przyszłością. Przyjrzyjmy się jeszcze dwom dziełom Stwórcy, oddziałującym codziennie na nasze
życie. Zechciej przy tym zadać sobie pytanie: Czego się z nich dowiaduję o osobowości Tego, który
je obmyślił i stworzył?
Uczenie się z Jego dzieł
Już samo obserwowanie dzieł Stwórcy wiele o Nim mówi. Przy pewnej okazji Paweł powołał się na
to, oznajmiając rzeszy słuchaczy w Azji Mniejszej: „Za minionych pokoleń pozwalał on
[Stwórca] wszystkim narodom, by chodziły własnymi drogami, choć przecież nie pozostał bez
świadectwa, gdyż czynił dobro, dając wam deszcze z nieba oraz pory urodzajne, napełniając
wasze serca pokarmem i weselem” (Dzieje 14:16-17). Zauważmy, iż według Pawła, Stwórca
przez dostarczanie ludziom pokarmu dawał świadectwo o swej osobowości.
W niektórych krajach obfitość żywności może dziś uchodzić za coś oczywistego. Gdzie indziej
wielu ludzi z trudem zdobywa pożywienie. Wszędzie jednak już sama możliwość zapewnienia
sobie pokarmu, niezbędnego do życia, jest wyrazem mądrości i dobroci naszego Stwórcy.
Żywność dla ludzi i zwierząt powstaje dzięki współdziałaniu skomplikowanych obiegów — między
innymi wody, węgla, fosforu i azotu. Wiadomo, że w niezwykle ważnym procesie fotosyntezy
rośliny, czerpiąc energię ze światła słonecznego, wykorzystują dwutlenek węgla i wodę jako
surowce do produkcji cukrów. Rzecz ciekawa, przy okazji wydzielają tlen. Czy możemy go nazwać
zbędnym odpadem? W żadnym wypadku. Wdychany przez nas tlen jest nam absolutnie niezbędny
do przetwarzania spożytego pokarmu. Wydychamy powstający przy tym dwutlenek węgla, który
potem rośliny ponownie wykorzystują podczas fotosyntezy. Być może uczyliśmy się o niej w
szkole, lecz nie zmienia to faktu, że ów życiodajny proces jest wręcz cudowny. A przecież to
dopiero jeden przykład.
W komórkach ludzi i zwierząt ważną rolę w przenoszeniu energii odgrywa fosfor. Skąd pobieramy
ten pierwiastek? Też z roślin. Wchłaniają one z gleby nieorganiczne fosforany i przekształcają je w
organiczne związki fosforu. Kiedy zjadamy rośliny zawierające te związki, występujący w nich
fosfor jest wykorzystywany do ważnych dla życia procesów. Następnie wraz z odchodami wraca do
ziemi, z której może być znowu wchłaniany przez rośliny.
Rozsądny wniosek
Ogół uczonych zgadza się co do tego, iż wszechświat miał początek. Większość przyznaje też, że
przed owym początkiem musiało istnieć coś realnego. Niektórzy naukowcy mówią o wiecznie
istniejącej energii. Inni formułują tezę o poprzedzającym wszystko pierwotnym chaosie.
Niezależnie od używanych określeń większość zakłada, iż od bezkresnej przeszłości istnieje coś, co
nie miało początku.
A zatem problem sprowadza się do tego, czy zakładamy wieczne istnienie czegoś, czy kogoś. Która
z tych dwóch możliwości wydaje ci się bardziej rozsądna w świetle tego, co o pochodzeniu i
naturze wszechświata oraz życia ma do powiedzenia nauka?
Potrzebujemy również azotu, będącego składnikiem wszystkich białek i cząsteczek DNA w naszym
ciele. Skąd bierzemy ten nieodzowny dla życia pierwiastek? Wprawdzie stanowi on jakieś 78
procent otaczającego nas powietrza, lecz rośliny i zwierzęta nie mogą asymilować azotu
bezpośrednio z atmosfery. Musi on więc przejść w inną postać i dopiero wtedy jest pobierany przez
rośliny, a potem wykorzystywany przez ludzi i zwierzęta. Jak odbywa się takie wiązanie azotu?
Różnie. Umożliwiają je na przykład wyładowania atmosferyczne.[*] Wiązać azot potrafią też
bakterie żyjące w brodawkach korzeniowych roślin motylkowatych, na przykład grochu, soi czy
lucerny. Bakterie te wiążą azot atmosferyczny i przekształcają go w postać przyswajalną przez
rośliny. Dzięki temu gdy jesz warzywa, przyjmujesz azot potrzebny twemu organizmowi do
wytwarzania białek. Rzecz zdumiewająca, różne gatunki roślin motylkowatych występują w
wilgotnych lasach równikowych, na pustyniach i nawet w tundrach. A na terenach zniszczonych
przez pożary z reguły pierwsze pojawiają się właśnie motylkowate.
* [W wyniku wyładowań atmosferycznych azot tworzy przyswajalne związki, które spadają z
deszczem na ziemię. Rośliny wykorzystują je jako naturalne nawozy. Ludzie i zwierzęta zjadają
rośliny i spożytkowują zawarty w nich azot, który następnie trafia do gleby w postaci związków
amonowych, a część w końcu uwalnia się jako gaz.]
Cóż to za cudowne obiegi substancji! W każdym zostają wykorzystane produkty uboczne innych
procesów. Niezbędna energia pochodzi głównie ze Słońca — czystego, niewyczerpanego i
niezawodnego źródła. Jakże kontrastuje to z ludzkimi próbami wielokrotnego wykorzystywania
posiadanych zasobów! Opracowane przez ludzi systemy utylizacji odpadów są tak złożone, że
nawet wyroby rzekomo nieszkodliwe dla środowiska nie zawsze sprzyjają ochronie czystości naszej
planety. Jak wykazano w czasopiśmie U.S.News & World Report, należałoby je projektować tak, by
ich cenne składniki dało się łatwo odzyskać. Czyż nie widać tego we wspomnianych wyżej
naturalnych procesach? Czego więc dowiadujemy się z nich o dalekowzroczności i mądrości
Stwórcy?
„Każdy niezbędny dla życia pierwiastek — węgiel, azot, siarka —
jest przez bakterie przekształcany z postaci nieorganicznej,
gazowej, w formę dającą się przyswoić przez rośliny i zwierzęta”
(Jhe New Encyclopædia Britannica).
Bezstronny i sprawiedliwy
Aby lepiej dostrzec niektóre przymioty Stwórcy, poznajmy bliżej jeszcze jedno Jego dzieło —
układ odpornościowy, funkcjonujący w naszych ciałach. On też ma związek z bakteriami.
Bóg wyposażył każdego z nas w układ odpornościowy, przewyższający wszystko, co może
zaoferować nowoczesna medycyna
„Chociaż człowiek często interesuje się bakteriami głównie ze względu na wyrządzane przez
nie szkody”, zauważa The New Encyclopsedia Britannica, „większość tych mikroorganizmów nie
stwarza zagrożenia dla ludzi, a wiele jest wręcz pożytecznych”. W gruncie rzeczy są niezbędne
do życia. Odgrywają kluczową rolę w obiegu azotu, węgla i innych pierwiastków. Ponadto
potrzebujemy bakterii żyjących w naszym przewodzie pokarmowym. W samym jelicie grubym jest
ich około 400 gatunków; uczestniczą one w syntezie witaminy K i przetwarzaniu wydalanych
substancji. Dzięki innym pożytecznym bakteriom krowy mogą niejako przerabiać trawę na mleko.
A jeszcze inne umożliwiają proces fermentacji, wykorzystywany na przykład przy produkcji sera i
jogurtu oraz kiszeniu ogórków lub kapusty. Ale co wtedy, gdy bakterie dostają się tam, gdzie nie
powinny?
Wówczas krwinki białe, których liczba w naszym ciele może sięgać dwóch bilionów, przystępują
do walki z groźnymi drobnoustrojami. Daniel E.Koshland junior, redaktor czasopisma Science,
wyjaśnia: „Układ immunologiczny jest tak zaprojektowany, że potrafi rozpoznać intruzów. W
tym celu wytwarza około 1011 [100 000 000 000] różnych receptorów, toteż bez względu na
kształt lub postać intruza zawsze znajdzie się odpowiadający mu receptor, który go rozpozna i
umożliwi jego unicestwienie”.
Niebezpieczne drobnoustroje są zwalczane między innymi przez makrofagi. Nazwa „makrofag”
znaczy „wielki żarłok” i jest całkiem stosowna, gdyż komórki te pożerają obce ciała trafiające do
naszej krwi. Na przykład po wchłonięciu wirusa makrofag go rozkłada, po czym prezentuje
charakterystyczne fragmenty jego białka. Stanowią one dla naszego układu odpornościowego
sygnał alarmowy, informujący o obecności obcych organizmów. Jeżeli inna komórka układu
odpornościowego, zwana pomocniczą komórką T, rozpozna białko wirusa, następuje wymiana
sygnałów chemicznych między nią a makrofagiem. Nośnikami tych sygnałów są niezwykłe białka,
które spełniają mnóstwo funkcji, polegających na regulowaniu i wspomaganiu odpowiedzi
immunologicznej na inwazję intruzów. W rezultacie dochodzi do zmasowanego ataku na dany typ
wirusa. Dzięki temu zazwyczaj potrafimy przezwyciężyć infekcję.
W rzeczywistości sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana, ale nawet ten krótki opis ukazuje
złożoność naszego układu odpornościowego. Skąd mamy tak precyzyjny mechanizm?
Otrzymujemy go za darmo, niezależnie od finansowej lub społecznej pozycji naszej rodziny. Dla
porównania rozważmy, jak niesprawiedliwie rozłożone są możliwości korzystania z opieki
zdrowotnej przez większość ludzi. Doktor Hiroshi Nakąjima, dyrektor generalny Światowej
Organizacji Zdrowia (WHO) , oświadczył: „Dla WHO ta narastająca niesprawiedliwość jest
dosłownie kwestią życia i śmierci, gdyż ubodzy płacą za nierówność społeczną własnym
zdrowiem”. Nietrudno zrozumieć skargę pewnej mieszkanki slumsów w Sao Paulo: „Dobra
opieka zdrowotna jest dla nas jak rzecz na wystawie w luksusowym centrum handlowym.
Możemy ją sobie pooglądać, ale nas na nią nie stać”. Podobnego zdania są miliony ludzi na
całym globie.
Widząc te nierówności, Albert Schweitzer postanowił udać się do Afryki, by zapewnić biednym
opiekę medyczną, i za swe wysiłki został uhonorowany Nagrodą Nobla. Jakie zalety przypisałbyś
mężczyznom i kobietom wyświadczającym takie dobre uczynki? Zapewne dostrzegłbyś, że kierują
się miłością do ludzi oraz poczuciem sprawiedliwości, są bowiem przekonani, iż mieszkańcy
krajów rozwijających się też mają prawo do opieki medycznej. Cóż więc powiedzieć o Tym, który
nie zważając na naszą pozycję finansową lub społeczną, wyposażył nas w cudowny układ
odpornościowy? Czyż nie jest to o wiele wymowniejszy dowód miłości, bezstronności i
sprawiedliwości Stwórcy?
Poznawanie Stwórcy
Omówiliśmy zaledwie kilka dzieł Stwórcy, czy jednak nie wynika z nich, iż jest On rzeczywistą,
rozumną osobą, pociągającą nas swymi przymiotami i metodami postępowania? Moglibyśmy
rozważyć mnóstwo innych przykładów. Niemniej z życia codziennego wiemy, że samo
obserwowanie czyichś dzieł może nie wystarczyć do lepszego poznania ich twórcy. Co gorsza,
gdybyśmy nie uzyskali pełnego obrazu jego osoby, moglibyśmy nawet źle go zrozumieć! A jeśli
został oczerniony lub przedstawiony w fałszywym świetle, czy nie byłoby dobrze spotkać się z nim
i wysłuchać jego racji? Rozmowa taka pozwoliłaby nam się przekonać, jak on reaguje w różnych
sytuacjach i jakie przejawia przymioty.
Rzecz jasna nie możemy porozmawiać twarzą w twarz z potężnym Stwórcą wszechświata. Na
szczęście podał On wiele szczegółów o sobie jako realnej istocie, a uczynił to w księdze, która w
całości lub częściowo jest dostępna w przeszło 2000 języków, również w twoim. Księga ta —
Biblia — zachęca nas do bliższego poznania Stwórcy i nawiązania z Nim ścisłej więzi. Nawołuje:
„Zbliżcie się do Boga, a on zbliży się do was”. Wyjaśnia też, jak można zostać Jego przyjacielem
(Jakuba 2:23; 4:8). Czy nie chciałbyś zadzierzgnąć z Nim takiej więzi?
Jeśli tak, to zapraszamy cię do rozważenia podanej przez Stwórcę wiarogodnej, fascynującej relacji
o Jego działalności stwórczej.
Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 6
Starożytna relacja o stwarzaniu — czy możesz na niej
polegać?
„KTÓŻ może powiedzieć, skąd się wszystko wzięło i jak wyglądało stwarzanie?” Pytanie to
postawiono ponad 3000 lat temu w „Hymnie o stwarzaniu” — ułożonym w sanskrycie i
wchodzącym w skład Rygwedy, świętej księgi hinduzimu. Poeta powątpiewał, czy nawet liczni
bogowie hinduscy wiedzieli, „jak wyglądało stwarzanie”, gdyż „sami bogowie powstali później
niż dzieło stwórcze”.
Takie dyski pytowe, jak ten w galaktyce NGC 4261, stanowią dowód istnienia potężnych czarnych
dziur, których nie można zobaczyć. Biblia wyjawia, że w innej dziedzinie istnieją stworzenia
bardzo potężne, choć niewidzialne
Podobne mity o narodzinach bogów w istniejącym już wszechświecie zawierają utwory babilońskie
i egipskie. Ale jest rzeczą znamienną, iż podania te nie wyjaśniają, skąd się wziął ów pierwotny
wszechświat. Jak się jednak przekonasz, istnieje zupełnie inna relacja o stwarzaniu. Została
utrwalona w Biblii, a jej pierwsze słowa brzmią: „Na początku Bóg stworzył niebiosa i ziemię”
(Rodzaju 1:1).
To proste, lecz treściwe zdanie napisał Mojżesz jakieś 3500 lat temu. Kieruje ono uwagę na
Stwórcę, Boga, który góruje nad materialnym wszechświatem, ponieważ go stworzył, sam zaś
istniał już wcześniej. Księga ta uczy, że „Bóg jest Duchem”, co oznacza, że bytuje w postaci
niedostępnej dla naszych oczu (Jana 4:24). Dzisiaj chyba łatwiej to sobie wyobrazić, gdyż uczeni
opisali potężne gwiazdy neutronowe oraz czarne dziury — niewidzialne obiekty, których istnienie
można wykryć dzięki wywoływanym przez nie efektom.
Co ciekawe, Biblia oznajmia: „Są ciała niebieskie i ciała ziemskie; ale chwała ciał niebieskich
jest odmienna i ciał ziemskich jest odmienna” (1 Koryntian 15:40, 44). Wzmianka ta nie dotyczy
niedostępnych dla oka, materialnych obiektów kosmicznych, badanych przez astronomów.
Wspomnianymi tu „ciałami niebieskimi” są rozumne istoty duchowe. A któż oprócz Stwórcy ma
ciało duchowe? — zapytasz.
Niewidzialne stworzenia niebiańskie
Jak podaje Biblia, świat widzialny bynajmniej nie jest pierwszym dziełem stwórczym Boga. Ta
starożytna kronika informuje, iż najpierw powołał On do istnienia pewien byt duchowy,
pierworodnego Syna. Jest on „pierworodnym wszelkiego stworzenia”, „początkiem stworzenia
Bożego” (Kolosan 1:15; Objawienie 3:14). To pierwsze stworzenie jest kimś szczególnym.
Ów Syn to jedyna istota stworzona bezpośrednio przez Boga. Obdarzony jest wielką mądrością.
Pewien żyjący znacznie później pisarz — król, który sam zasłynął z mądrości — nazwał go
„mistrzowskim wykonawcą”, uczestniczącym w stwarzaniu wszystkich następnych dzieł
(Przysłów 8:22, 30; zobacz też Hebrajczyków 1:1-2). W I wieku n.e. nauczyciel imieniem Paweł
napisał o nim: „Za jego pośrednictwem zostało stworzone wszystko inne w niebiosach i na
ziemi, co widzialne i co niewidzialne” (Kolosan 1:16; porównaj Jana 1:1-3).
Jakież to niewidzialne niebiańskie byty Stwórca powołał do istnienia za pośrednictwem swego
Syna? Wprawdzie astronomowie mówią o miliardach gwiazd i o niewidzialnych czarnych dziurach,
lecz Biblia nawiązuje tu do setek milionów stworzeń mających ciała duchowe. Ktoś mógłby
zapytać: W jakim celu zostały stworzone takie niewidzialne istoty rozumne?
Poznawanie wszechświata pomaga znaleźć odpowiedzi na niektóre pytania dotyczące jego Twórcy i
podobnie wnikliwa analiza Biblii pozwala uzyskać ważne informacje o jej Autorze. Księga ta
wyjawia na przykład, że jest On „szczęśliwym Bogiem”, a Jego zamysły i czyny są nacechowane
miłością (1 Tymoteusza 1:11; 1 Jana 4:8). Nasuwa się zatem logiczny wniosek, iż Bóg postanowił
otoczyć się innymi rozumnymi istotami duchowymi, aby też mogły się cieszyć życiem. Każda z
nich miała z pożytkiem dla drugich wykonywać satysfakcjonującą pracę i przyczyniać się do
realizacji zamierzenia Stwórcy.
Nic nie wskazuje na to, by te duchowe stworzenia miały w swym posłuszeństwie wobec Boga
przypominać roboty. Wprost przeciwnie, zostały przez Niego obdarzone rozumem i wolną wolą.
Jak wynika z Pisma Świętego, Bóg zachęca je do korzystania z wolności myśli i działania, jest
bowiem pewny, że swobody te nie stwarzają żadnego trwałego zagrożenia dla pokoju i harmonii we
wszechświecie. Używając osobistego imienia Stwórcy, znanego już z hebrajskiej części Biblii,
apostoł Paweł napisał: „Jehowa zaś jest Duchem; a gdzie duch Jehowy, tam wolność” (2
Koryntian 3:17).
To, co widzialne w niebiosach
A jakie widzialne dzieła stworzył Bóg za pośrednictwem swego pierworodnego Syna? Należą do
nich Słońce i miliardy innych gwiazd oraz materia, z której jest zbudowany wszechświat. Czy
Biblia daje nam jakieś wyobrażenie, jak Bóg stworzył to wszystko z niczego? Aby znaleźć
odpowiedź, przyjrzyjmy się tej Księdze w świetle nowoczesnej nauki.
W XVIII wieku uczony Antoine Laurent Lavoisier zajmował się wagą materii. Spostrzegł, że po
reakcji chemicznej masa produktów jest równa łącznej masie substancji wyjściowych. Na przykład
jeśli się spali w tlenie papier, to powstanie popiół i produkty gazowe, ważące w sumie tyle, ile
ważył papier i dostarczony tlen. Lavoisier sformułował więc ‘zasadę zachowania masy, czyli
materii’. Encyclopædia Britannica z roku 1910 wyjaśniała: „Materii nie można stworzyć ani
zniszczyć”. Wydawało się to rozsądne, przynajmniej w tamtych latach.
Jednakże w roku 1945 wybuch bomby atomowej nad Hirosimą ujawnił nieścisłość zasady podanej
przez Lavoisiera. W wyniku eksplozji uranu o masie większej od krytycznej powstają inne
produkty, ale ich sumaryczna masa jest mniejsza od masy zużytego uranu. Jak wytłumaczyć ten
ubytek? Otóż część masy zamienia się w energię, wyzwalaną podczas straszliwego wybuchu.
Doświadczenia potwierdziły teorię naukową, według której masę można zamienić w energię, a
energię w masę
Innym dowodem nieścisłości sformułowanej przez Lavoisiera zasady zachowania masy był wybuch
bomby wodorowej w roku 1952. W czasie tego procesu jądra wodoru połączyły się, tworząc jądra
helu. Ale masa powstałego helu była mniejsza od masy zużytego wodoru. Część masy wodoru
zamieniła się w energię, powodując eksplozję znacznie bardziej niszczycielską niż wybuch nad
Hirosimą.
Eksplozje te dowiodły, że nawet niewielkiej ilości materii odpowiada kolosalna energia. Związek
masy z energią wyjaśnia, skąd się bierze energia wysyłana przez Słońce i podtrzymująca nasze
życie. Jak wygląda owa zależność? Około 40 lat wcześniej, w roku 1905, Einstein przewidział
związek masy z energią, wyrażony znanym równaniem E=mc2 [Energia równa jest masie
pomnożonej przez prędkość światła podniesioną do kwadratu]. Po sformułowaniu przez niego tej
zależności, inni uczeni mogli już wyjaśnić, dlaczego Słońce świeci od miliardów lat. W jego
wnętrzu bezustannie zachodzą reakcje termojądrowe. W ich wyniku co sekunda około 564
milionów ton wodoru zamienia się w 560 milionów ton helu. A zatem jakieś 4 miliony ton materii
zamienia się w tym czasie w energię słoneczną, której ułamek dociera do Ziemi i podtrzymuje tu
życie.
Rzecz znamienna, możliwy jest też proces odwrotny. Jak podaje The World Book Encyclopedia,
„energia zamienia się w materię, gdy podczas zderzeń rozpędzonych cząstek elementarnych
powstają nowe, cięższe cząstki”. Naukowcy dokonują tego na niedużą skalę za pomocą
olbrzymich urządzeń zwanych akceleratorami. Cząstki elementarne rozpędzone do
niewyobrażalnych prędkości zderzają się w nich ze sobą i wytwarzają materię. Fizyk Carlo Rubbia,
laureat Nagrody Nobla, wyjaśnia: „Powtarzamy jeden z cudów wszechświata — przekształcanie
energii w materię”.
Ktoś może jednak powie: „No dobrze, ale co to ma wspólnego z biblijną relacją o stwarzaniu?”
Wprawdzie Biblia nie jest podręcznikiem naukowym, niemniej zawiera aktualne informacje,
zgodne z faktami stwierdzonymi przez naukę. Od pierwszych do ostatnich stron wskazuje na
największego Uczonego — na Tego, który stworzył całą materię wszechświata (Nehemiasza 9:6;
Dzieje 4:24; Objawienie 4:11). Wyraźnie też ukazuje związek energii z materią.
Na przykład Księga ta kieruje do czytelników następujące zaproszenie: „Podnieście oczy ku górze
i popatrzcie. Kto stworzył te rzeczy? Ten, który ich zastęp wyprowadza według liczby,
wszystkie je woła po imieniu. Dzięki obfitości dynamicznej energii — jako że jest również
pełen werwy w swej mocy — ani jednej z nich nie brak” (Izajasza 40:26). A zatem z Biblii
wynika, iż materia wszechświata jest dziełem Stwórcy, będącego źródłem kolosalnej energii. Jest to
najzupełniej zgodne z nowoczesną nauką. Już choćby z tego powodu biblijna relacja o stwarzaniu
zasługuje na głęboki szacunek.
Powoławszy do istnienia niebiańskie byty niewidzialne i widzialne, Stwórca i Jego jednorodzony
Syn skoncentrowali uwagę na Ziemi. Skąd się wzięła nasza planeta? Wchodzące w jej skład
najrozmaitsze pierwiastki chemiczne mogły powstać w wyniku bezpośredniej zamiany części
niewyczerpanej energii Boga w materię. Zdaniem dzisiejszych fizyków proces taki jest wykonalny.
Możliwe też, że — jak sądzi wielu uczonych — nasz glob został ukształtowany z materii
wyrzuconej podczas wybuchu supernowej. A może w grę wchodziła kombinacja kilku metod,
zarówno wyżej wspomnianych, jak i jeszcze nie odkrytych przez naukowców? Bez względu na to,
jak powstały pierwiastki wchodzące w skład naszej planety, w tym także wszelkie substancje
niezbędne dla podtrzymania naszego życia, ich potężnym Źródłem był Stwórca.
Nietrudno zrozumieć, że przy stwarzaniu Ziemi trzeba było uwzględnić więcej niż tylko
dostarczenie niezbędnych materiałów w odpowiednich proporcjach. Właściwie dobrane musiały też
być — i rzeczywiście są — inne czynniki, takie jak wielkość planety, jej ruch obrotowy, odległość
od Słońca, a także nachylenie osi obrotu oraz kształt orbity, niemal kołowy. Ponadto Stwórca
uruchomił w przyrodzie obiegi rozmaitych substancji, dzięki czemu nasz glob może być siedliskiem
najprzeróżniejszych form życia. Wszystko to słusznie wprawia nas w zachwyt. Ale spróbujmy sobie
wyobrazić reakcję niebiańskich, duchowych synów Bożych, obserwujących tworzenie Ziemi i życia
na niej! Jak czytamy w jednej z ksiąg biblijnych, ‘wespół radośnie wołali’ i „zaczęli z uznaniem
wykrzykiwać” (Hioba 38:4, 7).
Jak rozumieć pierwszy rozdział Księgi Rodzaju
Pierwszy rozdział Biblii opisuje niektóre ważne kroki poczynione przez Boga w ramach
przygotowywania Ziemi na miłe dla człowieka miejsce pobytu. Nie zawiera wszystkich
szczegółów; czytając go, nie powinniśmy czuć się zniechęceni, jeśli pomija sprawy, których
starożytni czytelnicy i tak nie potrafiliby pojąć. Na przykład Mojżesz nic nie wspomniał o roli
mikroskopijnych glonów czy bakterii. Ludzie po raz pierwszy ujrzeli te żywe organizmy w XVI
wieku, po wynalezieniu mikroskopu. Mojżesz nie opisywał też dinozaurów, o których istnieniu
dowiedziano się w XIX wieku dzięki badaniu skamieniałości. Pod wpływem natchnienia używał
natomiast określeń zrozumiałych dla współczesnych mu ludzi, a zarazem dokładnych we
wszystkim, co dotyczyło stworzenia Ziemi.
Czytając rozdział 1 Księgi Rodzaju, począwszy od wersetu 3, zauważysz podział na sześć „dni”
stwarzania. Niektórzy utrzymują, że były to zwykłe 24-godzinne doby i że cały wszechświat oraz
życie na Ziemi zostały stworzone w ciągu niespełna tygodnia! Bez trudu jednak stwierdzisz, że
Biblia niczego takiego nie uczy. Księga Rodzaju została napisana po hebrajsku. W języku tym
„dzień” oznacza jakiś okres. Może on odpowiadać 24-godzinnej dobie, ale może też być dłuższy.
Nawet w samej Księdze Rodzaju nazwano wszystkie sześć „dni” jednym długim ‘dniem, w którym
Jehowa uczynił ziemię i niebo’ (Rodzaju 2:4; porównaj 2 Piotra 3:8). Z Biblii wynika, iż „dni”,
czyli okresy stwarzania, trwały tysiące lat.
Do wniosku takiego prowadzą zawarte w niej informacje o siódmym „dniu”. Opis każdego z
pierwszych sześciu „dni” kończy się wzmianką: ‘I nastał wieczór i ranek — dzień pierwszy’ i tak
dalej. Nie znajdziemy jednak takiego zdania po opisie siódmego „dnia”. A jakieś 4000 lat później,
w I wieku n.e., wspomniano w Biblii, iż ów siódmy „dzień” odpoczynku wciąż trwa (Hebrajczyków
4:4-6). Siódmy „dzień” obejmował więc tysiące lat i taki sam wniosek wydaje się logiczny w
odniesieniu do pierwszych sześciu „dni”.
„Dzień” pierwszy i czwarty
Umieszczenie Ziemi na orbicie wokół Słońca oraz pokrycie naszego globu wodami nastąpiło chyba
jeszcze przed rozpoczęciem się owych sześciu „dni”, czyli sześciu okresów szczególnej działalności
stwórczej. „Ciemność panowała na powierzchni głębiny wodnej” (Rodzaju 1:2). W owych
pradawnych czasach jakaś przeszkoda — prawdopodobnie mieszanina pary wodnej, innych gazów i
pyłu wulkanicznego — musiała uniemożliwiać promieniom słonecznym docieranie do powierzchni
Ziemi. Biblia tak opisuje pierwszy z tych etapów stwarzania: „Bóg przemówił: ‘Niech się stanie
światło’; i stopniowo stało się światło”, czyli zaczęło docierać do powierzchni naszej planety
(Rodzaju 1:3, przekład J.W.Wattsa).
Zwrot „stopniowo stało się” wiernie oddaje formę czasownika użytego w tekście hebrajskim,
opisującego czynność, która jest w toku i której wykonanie trwa jakiś czas. Osoby znające język
hebrajski mogą znaleźć w pierwszym rozdziale Księgi Rodzaju około 40 przykładów tej formy,
stanowiącej klucz do zrozumienia jego treści. To, co Bóg zaczynał w symboliczny wieczór danego
okresu stwarzania, stopniowo stawało się jasne, widoczne, z nadejściem poranka owego „dnia”.*
[Hebrajczycy liczyli dzień od wieczora do następnego zachodu słońca.] A działanie rozpoczęte w
jednym okresie nie musiało być całkowicie zakończone przed nastaniem drugiego. Na przykład
światło zaczęło być widoczne w pierwszym „dniu”, ale dopiero w czwartym okresie stwarzania
można było dostrzec Słońce, Księżyc i gwiazdy (Rodzaju 1:14-19).
„Dzień” drugi i trzeci
W trzecim „dniu” za sprawą Stwórcy ukazał się suchy ląd, ale przedtem uniosła się część wód. W
ten sposób powstała otulająca Ziemię warstwa pary wodnej.[*] Starożytna relacja biblijna nie
wyjaśnia — i bynajmniej nie musi wyjaśniać — jak to przebiegało. Wyraźnie wspomina natomiast
o przestworzu między wodami, znajdującymi się u góry a wodami na powierzchni. Przestworze to
nazywa niebiosami. Do dziś ludzie określają tak atmosferę, w której latają ptaki i samoloty. W
stosownym czasie Bóg sprawił, że te niebiosa, czyli atmosfera, napełniły się mieszaniną gazów
niezbędnych dla życia.
* [Stwórca mógł wykorzystać naturalne procesy, by unieść te wody na odpowiednią wysokość i je
tam utrzymywać. Opadły one dopiero za dni Noego (Rodzaju 1:6-8; 2 Piotra 2:5; 3:5-6).
Antropolodzy potwierdzają, iż to wydarzenie historyczne wywarło trwały wpływ na ocalałych ludzi
i ich potomstwo. O potopie wspominają opowieści ludów we wszystkich zakątkach świata.]
Dzieła stwórcze dokonane w ciągu pierwszych trzech „dni” umożliwiły pojawienie się
oszałamiająco różnorodnej roślinności
W czasie owych „dni” stwarzania poziom wód na powierzchni Ziemi się obniżył, dzięki czemu
ukazały się lądy. Bóg prawdopodobnie posłużył się siłami geologicznymi, które w dalszym ciągu
przesuwają płyty skorupy ziemskiej, i spowodował wypiętrzenie się dna oceanów, tak iż pojawiły
się kontynenty. W rezultacie powstały lądy, wystające nad powierzchnię wód, oraz głębie
oceaniczne, zlokalizowane i intensywnie badane przez oceanografów (porównaj Psalm 104:8-9). Po
ukształtowaniu się suchego lądu nastąpił kolejny cud. W Biblii czytamy: „I przemówił Bóg:
‘Niech ziemia porośnie trawą, roślinami wydającymi nasienie, drzewami owocowymi
rodzącymi według rodzaju swego owoc, w którym jest jego nasienie — na ziemi’. I tak się
stało” (Rodzaju 1:11).
Jak podkreślono w poprzednim rozdziale, zatytułowanym „Czyje to dzieło?”, rośliny zielone żyją
dzięki fotosyntezie. Ich komórki zawierają mniejsze elementy zwane chloroplastami,
wykorzystujące energię światła słonecznego. Książka Planet Earth (Planeta Ziemia) wyjaśnia: „Te
mikroskopijne fabryki wytwarzają cukry i skrobię (…) Żadnemu człowiekowi nie udało się
zaprojektować fabryki, która przewyższałaby chloroplasty wydajnością lub produkowałaby
potrzebniejsze wyroby”.
Istotnie, od chloroplastów miało później zależeć życie zwierząt. Ponadto, bez roślin zielonych
atmosfera ziemska zawierałaby za dużo dwutlenku węgla, a zbyt wysoka temperatura oraz brak
tlenu uniemożliwiałyby życie ludziom. Tymczasem niektórzy badacze głoszą zdumiewające teorie
powstania form życia zależnych od fotosyntezy. Twierdzą na przykład, że gdy organizmom
jednokomórkowym żyjącym w wodzie zaczęło brakować pokarmu, „niektóre pionierskie komórki
znalazły w końcu rozwiązanie. Odkryły fotosyntezę”. Ale czy mogło tak być naprawdę?
Fotosynteza jest procesem niezmiernie złożonym i naukowcy w dalszym ciągu trudzą się nad
zgłębieniem jego tajemnic. Czy według ciebie, zdolne do reprodukcji organizmy żywe
wykorzystujące fotosyntezę, pojawiły się w sposób niewytłumaczalny, i to samorzutnie? A może
rozsądniej jest wierzyć, że powstały w wyniku rozumnej, celowej działalności stwórczej, jak o tym
donosi Księga Rodzaju?
Tworzenie nowych form życia roślinnego nie musiało się zakończyć w trzecim „dniu”. Mogło trwać
aż do szóstego „dnia”, kiedy to Stwórca „zasadził ogród w Edenie” i „sprawił, że wyrosło z ziemi
wszelkie drzewo ponętne dla wzroku i dobre, by mieć z niego pokarm” (Rodzaju 2:8-9). A jak
już wspomniano, w czwartym „dniu” musiała się oczyścić atmosfera Ziemi, dzięki czemu do
powierzchni naszej planety mogło docierać więcej światła ze Słońca i innych ciał niebieskich.
„Dzień” piąty i szósty
W piątym „dniu” Stwórca zaczął napełniać oceany i niebiosa atmosferyczne nowymi, odmiennymi
od roślin formami życia — duszami żyjącymi. Rzecz ciekawa, biolodzy mówią między innymi o
królestwie roślin i królestwie zwierząt i dzielą je na mniejsze grupy. Hebrajski odpowiednik słowa
„dusza” (‫ )נפש‬znaczy „oddychający”. Biblia mówi też, że „dusze żyjące” mają krew. Możemy
zatem wysnuć wniosek, że w piątym okresie stwórczym zaczęli się pojawiać oddychający
mieszkańcy mórz i niebios — posiadający układ oddechowy i krwionośny (Rodzaju 1:20; 9:3-4).
W szóstym „dniu” Bóg poświęcił więcej uwagi lądom. Stworzył zwierzęta „domowe” i „dzikie”;
sporządzając swe sprawozdanie, Mojżesz użył tych określeń, gdyż były zrozumiałe dla
współczesnych mu ludzi (Rodzaju 1:24). Tak więc w szóstym okresie stwórczym pojawiły się ssaki.
A jak wyglądała sprawa z ludźmi?
Biblia wiernie, choć prosto, opisuje kolejność pojawiania się na Ziemi poszczególnych form życia
Owa starożytna kronika informuje nas, że w końcu Bóg postanowił stworzyć na Ziemi zupełnie
wyjątkową formę życia. Do swego niebiańskiego Syna rzekł: „Uczyńmy człowieka na nasz obraz,
na nasze podobieństwo, i niech im będą podporządkowane ryby morskie i latające stworzenia
niebios oraz zwierzęta domowe i cała ziemia, jak również wszelkie inne poruszające się
zwierzę, które się porusza po ziemi” (Rodzaju 1:26). Człowiek miał zatem być obrazem
duchowych cech swego Twórcy, odzwierciedlającym Jego przymioty. Miał też być zdolny do
przyswajania sobie olbrzymich ilości informacji. Dzięki temu w swych poczynaniach mógł
posługiwać się inteligencją przewyższającą wszystkie zwierzęta. Ponadto w przeciwieństwie do
nich mógł się kierować wolną wolą, a nie głównie instynktem.
W ostatnich latach naukowcy dokładnie badali geny ludzkie. Porównując genotypy mieszkańców
różnych rejonów świata, znaleźli niezbite dowody na to, że cała ludzkość ma wspólnego przodka,
że nasz DNA i DNA każdego człowieka, który kiedykolwiek żył, pochodzi ze wspólnego źródła. W
roku 1988 czasopismo Newsweek opublikowało te odkrycia w artykule pod tytułem „Poszukiwanie
Adama i Ewy”. Badania dotyczyły pewnego typu mitochondrialnego DNA, materiału genetycznego
przekazywanego wyłącznie przez kobiety. Wyniki badań nad DNA mężczyzn, opublikowane w
roku 1995, prowadzą do identycznego wniosku, tak oto ujętego w tygodniku Time: „Istniał kiedyś
wspólny przodek, ‘Adam’, którego materiał genetyczny zawarty w chromosomie [Y] posiada
dziś każdy mężczyzna na ziemi”. Bez względu na to, czy odkrycia te są w każdym szczególe
ścisłe, potwierdzają one, że sprawozdanie historyczne z Księgi Rodzaju jest ze wszech miar
wiarogodne, pochodzi bowiem od Kogoś, kto był uczestnikiem opisanych w niej wydarzeń.
Cóż to była za niezwykła chwila, gdy Bóg zebrał różne pierwiastki wchodzące w skład ziemi i
ukształtował swego pierwszego człowieczego syna, któremu dał na imię Adam! (Łukasza 3:38).
Omawiane sprawozdanie historyczne informuje, że Stwórca naszej planety i wszelkiego życia na
niej umieścił Adama w rajskim ogrodzie, „aby go uprawiał i o niego dbał” (Rodzaju 2:15). Bóg
mógł wtedy jeszcze stwarzać nowe rodzaje zwierząt. Biblia mówi, że „kształtował z ziemi wszelkie
dzikie zwierzę polne i wszelkie latające stworzenie niebios i zaczął przyprowadzać je do człowieka,
żeby zobaczyć, jak nazwie każde z nich; i jak ją człowiek nazwał — każdą duszę żyjącą — tak się
nazywała” (Rodzaju 2:19). Księga ta bynajmniej nie sugeruje, jakoby pierwszy człowiek, Adam,
był postacią mityczną. Wprost przeciwnie, był realną osobą — myślącą, czującą i zdolną do
czerpania radości z pracy w swym rajskim domu. Codziennie dowiadywał się czegoś nowego o
dziełach swego Stwórcy i o Nim samym — o Jego przymiotach i osobowości.
Po upływie bliżej nie sprecyzowanego okresu Bóg stworzył pierwszą kobietę i dał ją Adamowi za
żonę. Ponadto wskazał na głębszy sens ich życia, zlecił im bowiem następujące doniosłe zadanie:
„Bądźcie płodni i stańcie się liczni oraz napełnijcie ziemię i opanujcie ją, a także
podporządkujcie sobie ryby morskie i latające stworzenia niebios, i wszelkie żywe stworzenie,
które się porusza po ziemi” (Rodzaju 1:27-28). Nic nie zdoła zmienić objawionego w ten sposób
zamierzenia Stwórcy: cała ziemia ma zostać przekształcona w raj, zamieszkany przez szczęśliwych
ludzi, którzy będą żyli w pokoju ze sobą nawzajem i ze zwierzętami.
‘Jako geolog nie mógłbym zrobić nic lepszego, jak tylko przytoczyć w możliwie dosłownym
brzmieniu treść pierwszego rozdziału Księgi Rodzaju’ (Wallace Pratt)
Materialny wszechświat, włącznie z naszą planetą i życiem na niej, wymownie świadczy o
mądrości Boga. Dzięki niej mógł On zawczasu wziąć pod uwagę ewentualność, że niektórzy ludzie
postanowią działać niezależnie, buntowniczo, nie licząc się z Jego pozycją Stwórcy i Życiodawcy.
Taki bunt mógłby przeszkodzić w realizacji wspaniałego zamierzenia, którego celem jest
stworzenie ogólnoziemskiego raju. Biblia informuje, iż Bóg poddał Adama i Ewę prostej próbie,
mającej im przypominać o konieczności okazywania Mu posłuszeństwa. Zapowiedział też, że
konsekwencją nieposłuszeństwa będzie utrata życia, którym ich obdarzył. Kierując się szczerą
troską, ostrzegł naszych praprzodków przed obraniem niewłaściwego postępowania, wskutek
którego ucierpiałby cały ród ludzki (Rodzaju 2:16-17).
Przed upływem szóstego „dnia” Stwórca uczynił wszystko, co było niezbędne dla realizacji Jego
zamierzenia. Słusznie więc mógł uznać całe swe dzieło za „bardzo dobre” (Rodzaju 1:31). Od tego
momentu Biblia informuje o następnym ważnym okresie — mówi, że Bóg „w siódmym dniu
zaczął odpoczywać od wszelkiego swego dzieła, którego dokonał” (Rodzaju 2:2). Skoro
„Stwórca (…) się nie męczy ani nie nuży”, dlaczego wspomniano o Jego odpoczynku? (Izajasza
40:28). Wzmianka ta oznacza, iż przestał powoływać do istnienia fizyczne dzieła stwórcze; ponadto
może odpoczywać, gdyż wie, że nic — nawet bunt w niebie czy na ziem i— nie zdoła zniweczyć
Jego wspaniałego zamierzenia. Bóg z ufną pewnością pobłogosławił siódmy „dzień”. Toteż Jego
lojalne stworzenia rozumne — ludzie i niewidzialne istoty duchowe — mogą być przekonane, iż
zanim się skończy ów siódmy „dzień”, w całym wszechświecie zapanuje pokój i szczęście.
Czy Księga Rodzaju zasfuguje na wiarę?
Ale czy naprawdę można wierzyć tej relacji o stwarzaniu oraz perspektywom, które przed nami
otwiera? Jak już wspomnieliśmy, wnioski wypływające z nowoczesnych badań w dziedzinie
genetyki pokrywają się z tym, co od dawna mówi Biblia. Ponadto niektórzy uczeni zwrócili uwagę
na kolejność zdarzeń opisanych w Księdze Rodzaju. Na przykład znany geolog Wallace Pratt
oświadczył: „Gdyby mnie, jako geologa, poproszono o krótkie przedstawienie prostym ludom
pasterskim — takim jak plemiona, do których była skierowana Księga Rodzaju — naszych
współczesnych poglądów na powstanie Ziemi i rozwój życia na niej, nie mógłbym zrobić nic
lepszego, jak tylko przytoczyć w możliwie dosłownym brzmieniu treść pierwszego rozdziału
Księgi Rodzaju”. Geolog ten wspomniał też, że przedstawione w niej następstwo zdarzeń — od
powstania oceanów i wyłonienia się lądów aż do pojawienia się zwierząt wodnych, ptaków i
ssaków — w zasadzie odpowiada kolejności podstawowych okresów geologicznych.
Pomyśl: Skąd Mojżesz tysiące lat temu mógłby znać rzeczywistą kolejność, gdyby nie czerpał
informacji od samego Stwórcy i Projektodawcy?
Biblia wyjaśnia: „Dzięki wierze poznajemy, że wszechświat został ukształtowany słowem Boga,
tak iż to, co widzialne, powstało z tego, co niewidzialne” (Hebrajczyków 11:3, The New English
Bible). Sporo ludzi nie jest skłonnych uznać tego za fakt i woli wierzyć, że wszechświat i życie są
dziełem przypadku albo nie kontrolowanych przez nikogo procesów. [Zob. książkę: Jak powstało
życie? Przez ewolucję czy przez stwarzanie?] Jak jednak widzieliśmy, istnieje mnóstwo różnych
powodów, by wierzyć, iż wszechświat oraz życie na Ziemi — w tym także nasze życie — pochodzi
od rozumnej Praprzyczyny, od Stwórcy, czyli Boga.
Biblia otwarcie przyznaje, że ‘nie wszyscy mają wiarę’ (2 Tesaloniczan 3:2). Ale wiary nie należy
mylić z łatwowiernością. Prawdziwa wiara jest oparta na realnych podstawach. W następnym
rozdziale rozważymy dalsze istotne i przekonujące powody, pozwalające ufać Biblii i Wspaniałemu
Stwórcy, który troszczy się o każdego z nas.
Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 7
Czego można o Stwórcy dowiedzieć się z książki?
ZAPEWNE zgodzisz się z poglądem, że interesująca, pouczająca książka ma dużą wartość. Biblia
jest właśnie taką książką. Można w niej znaleźć fascynujące opisy autentycznych zdarzeń,
uwypuklające wysokie mierniki moralne. Napotkasz w niej także barwne unaocznienia ważnych
prawd. Jeden z jej pisarzy, słynny z mądrości, wyznał, że „starał się znaleźć miłe słowa i napisać
właściwe słowa prawdy” (Kaznodziei 12:10).
Księga, którą nazywamy Biblią, to w gruncie rzeczy zbiór 66 mniejszych ksiąg; spisywanie ich
trwało ponad 1500 lat. Na przykład, między rokiem 1513 a 1473 p.n.e. Mojżesz zredagował
pierwsze pięć ksiąg, poczynając od Księgi Rodzaju. Ostatnim pisarzem biblijnym był Jan, jeden z
apostołów Jezusa. Przedstawił dzieje jego życia (w Ewangelii według Jana), jak również napisał
krótkie listy oraz Objawienie, które na ogół można znaleźć na końcu Biblii.
W ciągu 1500 lat, dzielących Mojżesza od Jana, w spisywaniu Biblii uczestniczyło około 40 osób.
Byli to szczerzy, oddani Bogu ludzie, którzy pragnęli dopomóc drugim w poznaniu Stwórcy. Dzięki
ich pismom dużo się dowiadujemy o Jego osobowości i o tym, jak sobie zjednać Jego upodobanie.
Ponadto Biblia pozwala nam zrozumieć,dlaczego panoszy się niegodziwość i jak zostanie jej
położony kres. Pisarze biblijni wskazali, że nadejdzie czas, gdy Bóg będzie bardziej bezpośrednio
sprawował władzę nad ludzkością, i opisali w zarysie wspaniałe warunki, jakie wówczas nastaną
(Psalm 37:10-11; Izajasza 2:2-4; 65:17-25; Objawienie 21:3-5).
Zapewne zdajesz sobie sprawę, iż niejeden traktuje Biblię po prostu jako starożytny zbiór mądrości
ludzkiej. Niemniej miliony ludzi żywi przekonanie, że jej prawdziwym Autorem jest Bóg i że to On
kierował myślami jej pisarzy (2 Piotra 1:20-21). Jak można ustalić, czy ich pisma rzeczywiście
pochodzą od Boga?
Otóż istnieje kilka godnych rozpatrzenia grup dowodów, prowadzących do takiego samego
wniosku. Dzięki temu wiele osób przekonało się, że Biblia to coś więcej niż zwykła książka
napisana przez człowieka, że pochodzi ona z ponadludzkiego źródła. Zilustrujmy to choćby jedną
grupą dowodów. Tym samym dowiemy się więcej o Stworzycielu wszechświata, który zarazem jest
Źródłem życia ludzkiego.
Przepowiednie, które się sprawdziły
Sporo pisarzy biblijnych zanotowało proroctwa dotyczące przyszłych wydarzeń. Niemniej
umiejętności przepowiadania ich nie przypisywali sobie, lecz Stwórcy. Na przykład Izajasz nazwał
Boga „Tym, który od początku oznajmia zakończenie” (Izajasza 1:1; 42:8-9; 46:8-11). Zdolność
przewidzenia tego, co zdarzy się dziesiątki lub nawet setki lat później, zdecydowanie odróżnia
Boga, wspomnianego przez Izajasza, od zwykłych bożków, jakie czcili i dalej czczą ludzie.
Proroctwa wymownie świadczą o tym, że Biblia nie jest autorstwa ludzkiego. Zobaczmy, jak to
potwierdza Księga Izajasza.
Potężny Babilon po dziś dzień jest opuszczonym zwaliskiem gruzów, w jakie zamienił się kilkaset
lat po zapowiedzi zanotowanej w Biblii
Zestawienie treści tej księgi z danymi historycznymi pokazuje, że została napisana około roku 732
p.n.e. Izajasz przepowiedział, iż na mieszkańców Jerozolimy i Judy spadnie klęska, ponieważ
obciążyli się winą za rozlew krwi oraz bałwochwalstwo. Kraj miał ulec spustoszeniu, Jerozolima
wraz ze świątynią miała być zburzona, a pozostali przy życiu mieszkańcy zabrani do niewoli w
Babilonie. Ale Izajasz prorokował również, że Bóg nie zapomni o swym uwięzionym narodzie.
Zapowiedział, iż cudzoziemski król imieniem Cyrus pokona Babilon i pozwoli oswobodzonym
Żydom wrócić do ojczyzny. Napisał wręcz, że Bóg mówi „o Cyrusie: ‘On jest moim pasterzem i
wszystko, w czym mam upodobanie, całkowicie wykona’ — to, co powiedziałem o Jerozolimie:
‘Zostanie odbudowana’, a o świątyni: ‘Twój fundament zostanie położony’” (Izajasza 2:8; 24:1;
39:5-7; 43:14; 44:24-28; 45:1).
Za dni Izajasza, w VIII wieku p.n.e., tego rodzaju przepowiednie mogły sprawiać wrażenie
niewiarogodnych. W tym czasie Babilon nawet nie był liczącą się potęgą militarną. Podlegał
imperium asyryjskiemu, które wówczas było prawdziwym mocarstwem światowym. Równie
dziwna mogła się wydawać myśl, iż podbity lud, uprowadzony do dalekiego kraju, miałby zostać
wyswobodzony i odzyskać swoją ziemię. „Kto słyszał coś takiego?” — pytał Izajasz (Izajasza
66:8).
Jak jednak wyglądała sytuacja dwa stulecia później? Dzieje starożytnych Żydów dowiodły, że
proroctwo Izajasza spełniło się w każdym szczególe. Babilon istotnie wzrósł w potęgę i zburzył
Jerozolimę. Imię króla perskiego (Cyrus), jego podbój Babilonu oraz powrót Żydów — wszystko to
są uznane fakty historyczne. Owe proroczo zapowiedziane okoliczności sprawdziły się tak
dokładnie, że w XIX stuleciu krytycy zaczęli wysuwać twierdzenie, jakoby Księga Izajasza była
falsyfikatem. ‘Być może Izajasz napisał pierwsze rozdziały’, sugerowali, ‘ale jakiś późniejszy
pisarz w czasach króla Cyrusa tak opracował resztę tej księgi, by wyglądała na proroctwo’. Czy
tego rodzaju lekceważące wypowiedzi znajdują pokrycie w faktach?
Czy rzeczywiście były to przepowiednie?
Przepowiednie, zawarte w Księdze Izajasza, dotyczą nie tylko zdarzeń związanych z Cyrusem i
żydowskimi wygnańcami. Izajasz zapowiedział również ostateczny los Babilonu i podał w swej
księdze mnóstwo szczegółów o przyszłym Mesjaszu, czyli Wyzwolicielu, który miał cierpieć, a
potem zostać okryty chwałą. Czy da się ustalić, że owe informacje były spisane dużo wcześniej i
wobec tego istotnie stanowiły proroctwa czekające na spełnienie?
Przyjrzyjmy się temu bliżej. Izajasz tak opisał los Babilonu: „Babilon, ozdoba królestw, piękno
dumy Chaldejczyków, stanie się jak Sodoma i Gomora, gdy Bóg je zniszczył. Nigdy nie będzie
zamieszkany ani nie będzie istnieć przez pokolenie za pokoleniem” (Izajasza 13:19-20; rozdział
47). A jak w rzeczywistości potoczyły się wydarzenia?
Otóż byt Babilonu przez długi czas opierał się na skomplikowanym systemie nawadniania, który
składał się z tam i kanałów, biegnących między rzekami Eufrat i Tygrys. Prawdopodobnie około
roku 140 p.n.e., w okresie niszczycielskiego podboju dokonanego przez Partów, system ten uległ
poważnemu uszkodzeniu i w zasadzie się załamał. Jakie były tego następstwa? The Encyclopedia
Americana wyjaśnia: „Gleba została przesycona solami mineralnymi, a na powierzchni
utworzyła się alkaliczna skorupa, co uniemożliwiło użytkowanie rolnicze”. Dwieście lat później
Babilon wciąż jeszcze był ludnym miastem, ale to już nie potrwało długo (porównaj 1 Piotra 5:13).
W III wieku n.e. dziejopisarz Kasjusz Dion (około 150-235 n.e.) wspomniał, że pewien człowiek
zwiedzający Babilon zastał tam jedynie „rumowiska i kamienie, i ruiny” (LXVIII, 30). Co ważne,
w tym czasie Izajasz od dawna już nie żył, a cała jego księga od stuleci była w obiegu. Gdyby ktoś
dzisiaj chciał zwiedzić Babilon, również ujrzałby tylko gruzy tej niegdyś wspaniałej metropolii.
Inne starożytne miasta, na przykład Rzym, Jerozolima czy Ateny, dotrwały do naszych czasów, lecz
Babilon jest spustoszoną, bezludną ruiną — dokładnie tak, jak prorokował Izajasz. Przepowiednia
się sprawdziła.
Zwróćmy teraz uwagę na to, w jaki sposób Izajasz opisał przyszłego Mesjasza. Według Księgi
Izajasza 52:13, ten specjalny sługa Boży miał w końcu ‘zająć wysokie stanowisko i zostać bardzo
wywyższony’. Jednakże następny rozdział (Izajasza 53) proroczo zapowiadał, że przed
wywyższeniem czeka Mesjasza zaskakująco odmienne przeżycie. W owym rozdziale, powszechnie
uznawanym za proroctwo mesjańskie, przedstawiono szczegóły, które mogą cię zdziwić.
Przeczytasz tam, że Mesjasz miał doznać wzgardy ze strony swych rodaków. Mocno przekonany, iż
tak będzie, Izajasz wypowiedział się, jak gdyby to już nastąpiło: „Był wzgardzony i unikany przez
ludzi” (werset 3). Takie poniżanie Mesjasza miało być całkiem nieuzasadnione, ponieważ miał on
wyświadczać ludziom dużo dobrego. „On dźwigał nasze choroby” — napisał Izajasz o
dokonywanych przez niego uzdrowieniach (werset 4). Mimo to Mesjasz miał zostać osądzony i
niesłusznie skazany, a sam zachować milczenie przed swymi oskarżycielami (wersety 7 i 8). Miał
pozwolić, by go wydano na śmierć razem z przestępcami, a podczas wykonania wyroku jego ciało
miało zostać przebite (wersety 5 i 12). Stracony niczym złoczyńca, miał być jednak pochowany jak
bogacz (werset 9). Izajasz parokrotnie też podkreślił, że niesprawiedliwa śmierć Mesjasza będzie
mieć moc przebłagalną, że zakryje grzechy innych ludzi (wersety 5, 8, 11 i 12).
Wszystko to się sprawdziło. Dzieje Jezusa opisane przez jego współczesnych — Mateusza, Marka,
Łukasza i Jana — w pełni potwierdzają, że wypadki rzeczywiście potoczyły się tak, jak
przepowiedział Izajasz. Niektóre rozegrały się po śmierci Jezusa, a więc absolutnie nie mógł on
pokierować ich rozwojem (Mateusza 8:16-17; 26:67; 27:14, 39-44, 57-60; Jana 19:1, 34).
Gruntowne spełnienie się mesjańskiego proroctwa Izajasza od stuleci wywiera ogromne wrażenie
na szczerych czytelnikach Biblii, również tych, którzy wcześniej nie uznawali Jezusa. Hebraista
William Urwick nadmienił: „Wielu Żydów, którzy zdecydowali się ująć na piśmie powód swego
przejścia na chrystianizm, przyznawało, że właśnie uważne wniknięcie w treść tego rozdziału
[Izajasza 53] poderwało ich zaufanie do starej wiary i dotychczasowych nauczycieli” (The
Servant of Jehovah).*[Porównaj z tym Dzieje Apostolskie 8:26-38, gdzie przytoczono Księgę
Izajasza 53:7-8]
Urwick wypowiedział się w powyższy sposób pod koniec XIX wieku, gdy jeszcze niektórzy mogli
powątpiewać, czy 53 rozdział Księgi Izajasza faktycznie spisano setki lat przed narodzeniem
Jezusa. Jednakże odkrycia dokonane od tego czasu w istotnej mierze rozwiały wątpliwości. W roku
1947 pewien beduiński pasterz znalazł w pobliżu Morza Martwego bardzo stary zwój zawierający
całą Księgę Izajasza. Znawcy starożytnego pisma orzekli, iż zwój ten powstał w latach 125-100
p.n.e. W roku 1990 przeprowadzono analizę zawartości węgla C-14, która wskazała na okres
między 202 a 107 rokiem p.n.e. Tak więc, gdy Jezus się urodził, słynny zwój z Księgą Izajasza był
już dość stary. Co ujawnia porównanie go z naszymi współczesnymi wydaniami Biblii?
Zwiedzający Jerozolimę mogą obejrzeć fragmenty Zwojów znad Morza Martwego i posłuchać z
taśmy następującego wyjaśnienia archeologa, profesora Yigaela Yadina: „Między wypowiedzeniem
słów Izajasza a sporządzeniem ich odpisu na tym zwoju w II wieku p.n.e. upłynęło nie więcej niż
pięć lub sześć stuleci. Rzecz doprawdy zdumiewająca, że choć oryginalny zwój przechowywany w
muzeum ma ponad 2000 lat, jest on niezmiernie bliski Biblii, którą czytamy dzisiaj po hebrajsku
albo w przekładach dokonanych z oryginału”.
Ten zwój z Księgą Izajasza, przepisany w II wieku p.n.e., odkryto w jaskini nad Morzem Martwym.
Szczegółowo zapowiedziano w nim wydarzenia, które się rozegrały setki lat później
_____________
Widoczny fragment zwoju sześć razy zawiera Tetragram imienia Bożego, zapisany pismem
starohebrajskim
Informacja ta niewątpliwie daje dużo do myślenia. Dlaczego? Otóż powinna rozproszyć wszelkie
wątpliwości krytyków, sugerujących, iż Księga Izajasza jest jedynie proroctwem spisanym po
fakcie. Istnieją dziś naukowe dowody na to, że jej odpis sporządzono sporo ponad sto lat przed
narodzinami Jezusa i na długo przed wyludnieniem Babilonu. Jakże zatem można wątpić, czy
pisma Izajasza przepowiedziały ostateczny los Babilonu oraz niesprawiedliwe cierpienia, rodzaj
śmierci i w ogóle sposób potraktowania Mesjasza? Świadectwa, potwierdzone przez historię,
eliminują też jakąkolwiek podstawę do kwestionowania trafnej zapowiedzi Izajasza, dotyczącej
niewoli Żydów i ich wyjścia z Babilonu. Takie spełnione proroctwa stanowią zaledwie jedną z
wielu grup dowodów potwierdzających, że rzeczywistym Autorem Biblii jest Stwórca, że jest ona
‘natchniona przez Boga’ (2 Tymoteusza 3:16).
Za Boskim autorstwem Biblii przemawia jeszcze mnóstwo innych argumentów, takich jak: ścisłość
zawartych w niej wzmianek z dziedziny astronomii, geologii i medycyny; wewnętrzna harmonia jej
ksiąg, pisanych przez dziesiątki ludzi w ciągu wielu setek lat; jej zgodność z licznymi faktami
ustalonymi przez historię świecką i archeologię; wyłuszczone w niej zasady moralne, górujące nad
normami przyjętymi podówczas przez okoliczne ludy i po dziś dzień uznawane za nie mające sobie
równych. Te i inne dowody przekonały niezliczone rzesze wnikliwych i uczciwych ludzi, że
Autorem Biblii naprawdę jest nasz Stwórca. [Dalsze szczegóły na temat powstania Biblii można
znaleźć w książce Biblia - Słowo Boże czy ludzkie]
Wszystko to może nam też pomóc w wyprowadzeniu pewnych ważnych wniosków co do samego
Stwórcy — mianowicie w dostrzeżeniu Jego przymiotów. Czyż Jego zdolność spoglądania w
przyszłość nie świadczy o tym, że ma możliwości poznawcze, które niepomiernie górują nad
naszymi? Ludzie nie wiedzą, co się zdarzy w odległej przyszłości, ani nie potrafią tym pokierować.
Stwórca potrafi. Może zarówno ją przewidzieć, jak i nadać wypadkom taki bieg, by spełniła się
Jego wola. Toteż słusznie Izajasz nazywa Stwórcę „Tym, który od początku oznajmia
zakończenie i od dawna — to, czego jeszcze nie uczyniono; Tym, który mówi: ‘Mój zamiar się
ostoi i uczynię wszystko, w czym mam upodobanie’” (Izajasza 46:10; 55:11).
Dokładniejsze poznanie Autora
Chcąc kogoś poznać, trzeba z nim rozmawiać i obserwować, jak się zachowuje w różnych
okolicznościach. Jedno i drugie jest możliwe w kontaktach z ludźmi, ale jak poznać Stwórcę? Nie
mamy możliwości prowadzenia z Nim bezpośrednich rozmów. Niemniej, jak już ustaliliśmy, dużo
wyjawia On o sobie w Biblii — zarówno przez swe wypowiedzi, jak i czyny. Ponadto, ta
niezrównana księga w gruncie rzeczy zaprasza nas do zadzierzgnięcia więzi ze Stwórcą. Usilnie
zachęca: „Zbliżcie się do Boga, a on zbliży się do was” (Jakuba 2:23; 4:8).
Zastanówmy się nad pierwszym krokiem: Jeżeli chcemy się z kimś zaprzyjaźnić, na pewno
poznamy jego imię. A jakie imię nosi Stwórca i co to imię o Nim wyjawia?
Hebrajskiej części Biblii (często nazywana Starym Testamentem) przedstawia nam niepowtarzalne
imię Stwórcy. W starożytnych manuskryptach reprezentują je cztery hebrajskie spółgłoski ‫יהוה‬,
które bywają transkrybowane jako JHWH. Imię Stwórcy pojawia się tam około 7000 razy, znacznie
częściej niż takie tytuły, jak Bóg lub Pan. Przez szereg stuleci ludzie czytający Biblię hebrajską
posługiwali się tym osobistym imieniem. Jednakże z biegiem czasu wielu Żydów popadło w
zabobonny lęk przed wypowiadaniem imienia Bożego, wskutek czego jego wymowa się nie
zachowała.
W pewnym żydowskim komentarzu do Księgi Wyjścia nadmieniono: „Pierwotna wymowa z
czasem zaginęła; nowożytne próby jej odtworzenia opierają się na domniemaniach”. Trzeba
przyznać, że nie mamy pewności, jak Mojżesz wymawiał imię Boże, które można znaleźć w
Księdze Wyjścia 3:16 i 6:3. Ale któż dzisiaj czułby się w obowiązku podejmować próby
wymawiania imion Mojżesza lub Jezusa ściśle w tym brzmieniu i z taką intonacją, jak to robiono
wówczas, gdy oni chodzili po ziemi? A jednak nie wzbraniamy się używać imienia Mojżesza i
Jezusa. Zamiast skrupulatnie dociekać, w jaki sposób starożytny lud mówiący innym językiem
wymawiał imię Boże, czy nie lepiej jest po prostu posługiwać się formą przyjętą w naszym języku?
Na przykład, w języku polskim od przeszło 400 lat jest w użyciu brzmienie 'Jehowa”, w dalszym
ciągu powszechnie uznawane za imię Stwórcy.
W każdym razie, szczegóły dotyczące wymowy nie są tak ważne, jak znaczenie tego imienia. W
języku hebrajskim jest ono kauzatywną formą (wyrażającą powodowanie czynności) czasownika
hawáh (‫)הוה‬, który znaczy „zostać” lub „stać się” (Rodzaju 27:29). Słownik wiedzy biblijnej pod
redakcją Bruce'a M.Metz-gera i Michaela D.Coogana podaje taki jego sens: „‘sprawia’ albo
‘sprawi bycie’”. Można więc powiedzieć, iż osobiste imię Stwórcy dosłownie oznacza: „On
powoduje, że się staje”. Zauważmy, że w przeciwieństwie do tego, co być może mają na myśli
używający określenia „Praprzyczyna”, nacisk nie jest tu położony na Jego działalność w odległej
przeszłości. Dlaczego?
Otóż imię Boże wiąże się z tym, co Stwórca zamierza uczynić. W języku hebrajskim czasowniki
mają w zasadzie dwa aspekty, a ten, w którym występuje imię Stwórcy, „wskazuje na czynność w
trakcie rozwoju. Nie wyraża jedynie ciągłości działania (…), lecz jego rozwój, zmierzający od
zapoczątkowania ku dokończeniu” (A Short Account of the Hebrew Tenses). A zatem sam
Jehowa wyjawia przez swe imię, że urzeczywistnia zamierzone cele, że nieustannie staje się Tym,
który spełnia obietnice. Wiedząc o tym, iż Stwórca zawsze realizuje swoje zamierzenia, niejeden
czuje się pokrzepiony i uspokojony.
Jego zamierzenie a cel twego życia
Podczas gdy imię Boże świadczy o zmierzaniu do celu, mnóstwo ludzi nie potrafi dostrzec
celowości, czyli głębszego sensu we własnym istnieniu. Obserwują, jak ludzkość ustawicznie
nękają różne nieszczęścia — wojny, klęski żywiołowe, epidemie, ubóstwo czy przestępczość.
Nawet nieliczni szczęśliwcy, których te utrapienia jakimś sposobem omijają, częstokroć przyznają,
że dręczy ich niepewność co do przyszłości i brak poczucia sensu życia.
Biblia tak to komentuje: „Świat fizyczny popadł w żałosny stan nie z własnej chęci, lecz z woli
Stwórcy, który tak uczyniwszy, dał mu nadzieję, że pewnego dnia zostanie wyzwolony (…) i
otrzyma udział w chwalebnej wolności dzieci Bożych” (Rzymian 8:20-21, J.W.C.Wand, The New
Testament Letters). Księga Rodzaju ukazuje, iż swego czasu ludzie żyli w pokoju ze Stwórcą. Ale
gdy obrali złą drogę, Bóg słusznie pozwolił, by popadli w żałosny stan. Zobaczmy, jak do tego
doszło, czego dowiadujemy się stąd o Stwórcy i czego możemy się spodziewać na przyszłość.
Jak donosi wspomniana relacja historyczna, której wiarogodność potwierdziła się wielokrotnie,
pierwsi stworzeni ludzie mieli na imię Adam i Ewa. Nie musieli oni po omacku szukać celu życia
ani zastanawiać się, co jest wolą Boga. Stwórca udzielił im praktycznych pouczeń, co zresztą
uczyniłby dla swego potomstwa każdy kochający i troskliwy człowieczy ojciec. Rzekł do nich:
„Bądźcie płodni i stańcie się liczni oraz napełnijcie ziemię i opanujcie ją, a także
podporządkujcie sobie ryby morskie i latające stworzenia niebios, i wszelkie żywe stworzenie,
które się porusza po ziemi” (Rodzaju 1:28).
Na tej glinianej skorupie, odkopanej w Lachisz, napisano list w starożytnej hebrajszczyżnie. Dwa
razy występuje w nim imię Boże (patrz obramowanie ze strzałkami), co wskazuje, że było ono
znane i powszechnie używane
Pierwsi ludzie otrzymali zatem sensowne zadanie życiowe. Mieli się troszczyć o swe naturalne
środowisko i zaludnić ziemię odpowiedzialnymi mieszkańcami (porównaj Izajasza 11:9). Nikt nie
ma prawa obciążać Stwórcy winą za obecny stan naszej zanieczyszczonej planety ani zarzucać Mu,
że pozwolił ludziom doprowadzić ją do ruiny. Słowo „opanujcie” bynajmniej nie stanowiło zgody
na gospodarkę rabunkową. Mieli oni uprawiać i pielęgnować planetę powierzoną ich pieczy
(Rodzaju 2:15). A to niezwykle sensowne zadanie mogli realizować przez bezkresną przyszłość.
Nie musieli umierać, z czym harmonizuje fakt, że możliwości mózgu ludzkiego nie da się w pełni
spożytkować w ciągu życia trwającego 70, 80 bądź nawet 100 lat. Mózg został tak zaprojektowany,
by nam służył przez czas nieograniczony.
Jehowa Bóg, który przedsięwziął dzieło stwarzania i nim pokierował, pozostawił człowiekowi dużo
swobody, jeśli chodzi o sposób realizacji Jego zamierzenia co do ziemi i ludzkości. Nie nałożył
nadmiernych wymagań ani przesadnych ograniczeń. Adamowi na przykład przydzielił zajęcie, które
zachwyciłoby zoologa: miał bliżej poznać i ponazywać zwierzęta. Bacznie więc je obserwował i
nadawał im nazwy, często o charakterze opisowym (Rodzaju 2:19). To zaledwie jeden przykład
ilustrujący, jak ludzie mogli używać swych zdolności i umiejętności w sposób harmonizujący z
zamierzeniem Bożym.
Rozumiesz chyba, że mądry Stwórca całego wszechświata bez trudu mógł opanować każdą sytuację
na ziemi — nawet gdyby ludzie obrali postępowanie nierozsądne lub szkodliwe. Doniesienie
historyczne informuje nas, iż Bóg nałożył na Adama tylko jedno ograniczenie: „Z każdego drzewa
ogrodu możesz jeść do syta. Ale co do drzewa poznania dobra i zła — z niego nie wolno ci jeść,
bo w dniu, w którym z niego zjesz, z całą pewnością umrzesz” (Rodzaju 2:16-17).
Wynikało stąd, że ludzie musieli uznać, iż Bóg ma prawo oczekiwać od nich posłuszeństwa. Od dni
Adama aż do naszych czasów każdy człowiek musi zaakceptować prawo powszechnego ciążenia i
zgodnie z nim układać swe życie; nieliczenie się z nim byłoby głupie i szkodliwe. Dlaczego w
takim razie ktoś miałby się uchylać od dostosowania życia do innego prawa, czyli nakazu
dobrotliwego Stwórcy? Jasno przedstawił On konsekwencje odrzucenia tego prawa, dał jednak
Adamowi i Ewie możność dobrowolnego okazania Mu posłuszeństwa. Kronika najdawniejszych
dziejów człowieka wyraźnie ukazuje, że Stwórca obdarzył ludzi wolnością wyboru. Niemniej
pragnie On, by Jego stworzenia cieszyły się pełnią szczęścia, a to bywa naturalnym rezultatem
przestrzegania nadanych przez Niego dobrych praw.
Izaak Newton sformułował prawo powszechnego ciążenia. Prawa Stwórcy są rozsądne, a
przestrzeganie ich wychodzi nam na dobre
Z poprzedniego rozdziału dowiedzieliśmy się, że bóg powołał do życia rozumne stworzenia,
których nie możemy widzieć — stworzenia duchowe. Historia początków ludzkości wyjawia, iż
jednego z tych duchów opanowała myśl o przywłaszczeniu sobie pozycji Boga (porównaj Ezechiela
28:13-15). Nadużył użyczonej mu swobody wyboru i podstępnie nakłonił pierwszych ludzi do
działania, które trzeba nazwać otwartym buntem. Prowokacyjnym aktem jawnego nieposłuszeństwa
— zjedzeniem owocu z „drzewa poznania dobra i zła” — ci pierwsi ludzie zademonstrowali swą
niezależność od rządów Bożych. Co więcej, postępkiem swym pokazali, że popierają twierdzenie,
jakoby Bóg odmawiał człowiekowi czegoś dobrego. Tym samym uzurpowali sobie prawo do
samodzielnego decydowania, co jest dobre, a co złe — bez oglądania się na zdanie swego Twórcy.
Jakże nierozsądnie zachowaliby się mężczyźni i kobiety, którzy by orzekli, że nie podoba im się
prawo ciążenia i nie będą się z nim liczyć! Tak samo irracjonalnie postąpili Adam i Ewa, odrzucając
mierniki moralne ustalone przez Stwórcę. Ludzie siłą rzeczy powinni się spodziewać, że złamanie
Jego podstawowego prawa, nakazującego okazywanie Mu posłuszeństwa, będzie miało fatalne
skutki, tak samo zresztą jak zlekceważenie prawa ciążenia.
Historia donosi, iż wówczas Jehowa przystąpił do działania. „W dniu”, w którym Adam i Ewa
odrzucili wolę Bożą, zaczęli się staczać po równi pochyłej, zmierzając ku śmierci, tak jak
zapowiedział Bóg (porównaj 2 Piotra 3:8). Odsłania to nam kolejną cechę osobowości Stwórcy. Jest
Bogiem sprawiedliwym i nie ma zamiaru bezsilnie tolerować skandalicznego nieposłuszeństwa.
Ustalił mądre i słuszne mierniki, przy których obstaje.
Kierując się innym niezrównanym przymiotem, miłosierdziem, Bóg nie unicestwił natychmiast
życia ludzkiego. Dlaczego? Ze względu na potomstwo Adama i Ewy, które nawet nie zostało
jeszcze poczęte i nie było bezpośrednio odpowiedzialne za grzeszne poczynania swych przodków.
Troska o nie istniejące jeszcze życie wiele nam mówi o Stwórcy. Nie jest to srogi sędzia,
pozbawiony wszelkich uczuć. Przeciwnie, postępuje uczciwie, chce każdemu dać szansę, a ponadto
szanuje świętość życia ludzkiego.
Nie znaczy to wcale, jakoby następne pokolenia miały żyć w tych samych wspaniałych warunkach,
co dwoje pierwszych ludzi. Kiedy Stwórca pozwolił Adamowi wydać potomstwo, „świat fizyczny
popadł w żałosny stan”. Nie było to jednak położenie rozpaczliwe, beznadziejne. Przypomnijmy
sobie słowa z Listu do Rzymian 8:20-21; powiedziano tam także, iż Stwórca „dał mu [światu]
nadzieję, że pewnego dnia zostanie wyzwolony”. Warto dowiedzieć się więcej na ten temat.
Czy potrafisz Go znaleźć?
Nieprzyjaciel, który nakłonił pierwszą parę ludzką do buntu, jest w Biblii nazywany Szatanem
Diabłem, to znaczy „Przeciwnikiem” i „Oszczercą”. Wydając wyrok na tego głównego podżegacza
do buntu, Bóg napiętnował go jako wroga, lecz zarazem dał późniejszym ludziom podstawę do
nadziei. Powiedział: „Wprowadzę nieprzyjaźń między ciebie [Szatana] a niewiastę i między
twoje potomstwo a jej potomstwo. On rozgniecie ci głowę, a ty rozgnieciesz mu piętę”
(Rodzaju 3:15). Rzecz jasna posłużył się tu mową obrazową, językiem symboli. Jak więc rozumieć
słowa zapowiadające pojawienie się „potomstwa”?
Inne fragmenty Biblii rzucają snop światła na ten intrygujący werset. Wskazują, że wiąże się on z
działaniami Jehowy, odpowiadającymi znaczeniu Jego imienia — Bóg ‘stawał się’ tym, kto był
potrzebny do realizacji Jego zamierzenia co do mieszkańców ziemi. W trakcie tych działań
posługiwał się w starożytności pewnym szczególnym narodem, a historia ich wzajemnych
stosunków wypełnia znaczną część Biblii. Zapoznajmy się pokrótce z tą ważną relacją. Pozwoli
nam to dowiedzieć się jeszcze więcej o zaletach naszego Stwórcy. Dzięki poznawaniu Biblii —
księgi, którą przygotował dla ludzkości — możemy istotnie zdobyć o Nim wiele cennych
informacji.
Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 8
Stwórca objawia siebie — dla naszego dobra!
U PODNÓŻA wysokiej góry na półwyspie Synaj, pośród grzmotów i błyskawic, stało około trzech
milionów ludzi. Górę Synaj spowijały chmury, a ziemia drżała. W takich to pamiętnych
okolicznościach Mojżesz wprowadził starożytnego Izraela w oficjalny związek ze Stwórcą nieba i
ziemi (Wyjścia, rozdział 19; Izajasza 45:18).
Ale dlaczego Stwórca wszechświata miałby objawiać siebie w szczególny sposób jednemu, w
dodatku stosunkowo małemu narodowi? Mojżesz wyjaśnił to tak: „Ponieważ Jehowa was miłuje i
dochowuje przysięgi, którą przysiągł waszym praojcom” (Powtórzonego Prawa 7:6-8).
Z oświadczenia tego wynika, że Biblia zawiera nie tylko wiadomości dotyczące początków
wszechświata i życia na Ziemi. Ma dużo do powiedzenia o stosunkach między Stwórcą a ludźmi w
przeszłości, obecnie oraz na przyszłość. Jest najpoczytniejszą i najbardziej rozpowszechnioną
książką na świecie, toteż każdy, kto ceni sobie wykształcenie, powinien być z nią zapoznany.
Zróbmy więc ogólny przegląd jej treści, koncentrując się najpierw na części nazywanej często
Starym Testamentem . Dzięki temu uzyskamy również wiele cennych wskazówek co do
osobowości Stwórcy wszechświata i Autora Biblii.
Rozdział szósty tej książki, zatytułowany „Starożytna relacja o stwarzaniu — czy możesz na niej
polegać?” wykazał, że biblijny opis stwarzania zawiera niedostępne nigdzie indziej informacje o
naszych najwcześniejszych przodkach, o naszym pochodzeniu. Ale z tej pierwszej księgi biblijnej
można zaczerpnąć znacznie więcej wiadomości. Jakich?
Mitologia grecka i inne, opisują czasy, gdy bogowie i półbogowie obcowali z ludźmi. Poza tym
antropolodzy donoszą, że w każdej stronie świata spotyka się legendy o pradawnym potopie, który
unicestwił niemal całą ludzkość. Zupełnie słusznie możesz nie traktować takich opowieści
poważnie. Ale czy wiedziałeś, że jedynie Księga Rodzaju odsłania przed nami fakty historyczne,
które znajdują odbicie w tego rodzaju mitach i legendach? (Rodzaju, rozdziały 6 i 7).
W Księdze Rodzaju możemy też przeczytać o mężczyznach i kobietach — normalnych ludziach,
takich jak my — którzy byli świadomi tego, że Stwórca istnieje, i w swym życiu uwzględniali Jego
wolę. Warto dowiedzieć się czegoś o wspomnianych przez Mojżesza „praojcach”, na przykład o
Abrahamie, Izaaku i Jakubie. Stwórca poznał bliżej Abrahama i nazwał go ‘swym przyjacielem’
(Izajasza 41:8; Rodzaju 18:18-19). Dlaczego? Jehowa obserwował go i nabrał do niego zaufania
jako do męża wiary (Hebrajczyków 11:8-10, 17-19; Jakuba 2:23). Przeżycia Abrahama pokazują, że
Boga wyróżnia przystępność. Co prawda, Jego potęga i możliwości budzą respekt, ale nie jest On
tylko jakąś bezosobową siłą bądź przyczyną. Jest realną osobą, z którą ludzie tacy jak my mogą
utrzymywać nacechowane szacunkiem stosunki — dla własnego trwałego dobra.
Jehowa obiecał Abrahamowi: „Poprzez twoje potomstwo na pewno będą sobie błogosławić
wszystkie narody ziemi — dlatego że posłuchałeś mego głosu” (Rodzaju 22:18). Słowa te
nawiązują do obietnicy dotyczącej „potomstwa”, danej za czasów Adama, a zarazem ją
rozbudowują (Rodzaju 3:15). Potwierdziły nadzieję, że z czasem pojawi się ktoś — Potomek — kto
zapewni błogosławieństwo wszystkim narodom. Przekonasz się, iż stanowi to główny wątek całej
Biblii, co dodatkowo przemawia za tym, że nie jest ona jedynie zbiorem pism różnych ludzi.
Zapoznanie się z tematem tej Księgi pomoże ci zrozumieć, iż Bóg posługiwał się jednym
starożytnym ludem, mając na uwadze błogosławienie wszystkim narodom (Psalm 147:19-20).
Okoliczność, że Jehowa właśnie w takim celu obcował z Izraelem, wskazuje, iż „nie jest
stronniczy” (Dzieje 10:34; Galatów 3:14). Ponadto nawet wtedy, gdy kontaktował się przede
wszystkim z potomkami Abrahama, także ludzie z innych narodów mogli śmiało przyjść i Mu
służyć (1 Królów 8:41-43). A jak się jeszcze przekonamy, dzięki takiej bezstronności Boga dzisiaj
każdy z nas — bez względu na pochodzenie narodowe lub etniczne — może Go poznać i zaskarbić
sobie Jego upodobanie.
Historia narodu, z którym przez całe stulecia Stwórca utrzymywał stosunki, może nas dużo
nauczyć. Podzielmy ją na trzy części. Przy rozpatrywaniu ich zwróćmy uwagę na to, jak Jehowa
działał stosownie do znaczenia swego imienia: „On powoduje, że się staje” i jak w traktowaniu
konkretnych ludzi odzwierciedlała się Jego osobowość.
Część I —naród poddany rządom Stwórcy
Potomkowie Abrahama stali się niewolnikami w Egipcie. W końcu Bóg powołał Mojżesza, który w
roku 1513 p.n.e. wyprowadził ich na wolność. Kiedy Izrael został narodem, jego władcą był Bóg.
Ale w roku 1117 p.n.e. naród ten zażądał króla człowieczego.
Stwórca wyswobodził pewien zniewolony lud i posłużył się nim do zrealizowania swego
zamierzenia
Jak doszło do tego, że Izraelici z Mojżeszem na czele znaleźli się u stóp góry Synaj? Wydarzenia te
przedstawia biblijna Księga Rodzaju. Kiedy Jakub (nazwany także Izraelem) mieszkał na północny
wschód od Egiptu, cały znany wówczas świat dotknęła klęska głodu. W Egipcie nagromadzono
spore zapasy ziarna, toteż w trosce o rodzinę Jakub sprowadził stamtąd żywność. Jak się okazało,
aprowizacją zarządzał tam jego syn, Józef, którego od lat uważał za zmarłego. Jakub razem z
rodziną przybył do tego kraju i otrzymał zaproszenie do osiedlenia się w nim (Rodzaju 45:25 do
46:5; 47:5-12). Jednakże po śmierci Józefa nowy faraon przydzielił potomków Jakuba do prac
przymusowych. Egipcjanie „uprzykrzali im życie ciężką niewolniczą pracą przy zaprawie
glinianej i cegłach” (Wyjścia 1:8-14). Żywy opis tych i wielu innych wydarzeń można przeczytać
w drugiej księdze biblijnej, w Księdze Wyjścia.
Izraelici przez dziesiątki lat cierpieli szykany, „a ich wołanie o pomoc (…) wciąż wznosiło się do
prawdziwego Boga”. Zwrócenie się do Jehowy było rozsądnym krokiem. Interesował się On
potomkami Abrahama i był zdecydowany zrealizować swe zamierzenie co do błogosławienia w
przyszłości wszystkim ludziom. Jehowa ‘usłyszał jęki Izraela i zwrócił uwagę’, co dowodzi, że
współczuje ludziom przytłoczonym i cierpiącym (Wyjścia 2:23-25). Wybrał Mojżesza, by
wyprowadził Izraelitów z niewoli. Ale gdy Mojżesz ze swym bratem, Aaronem, stanęli przed
faraonem i zażądali wypuszczenia tego uciskanego ludu, władca Egiptu odparł wyzywająco: „Któż
to jest Jehowa, żebym miał usłuchać jego głosu i odprawić Izraela?” (Wyjścia 5:2).
Czy potrafisz sobie wyobrazić, by Stwórca wszechświata dał się zastraszyć takim wyzwaniem,
nawet jeśli rzucił je władca największej ówczesnej potęgi militarnej? Bóg zesłał na faraona i
Egipcjan cały szereg plag. W końcu, po dziesiątej pladze faraon zgodził się wypuścić Izraelitów
(Wyjścia 12:29-32). Tym sposobem potomkowie Abrahama poznali Jehowę jako realną osobę —
jako kogoś, kto w ustalonym przez siebie czasie zapewnia wolność. Zgodnie ze znaczeniem swego
imienia, Jehowa w przejmujący sposób spełnił swoje obietnice (Wyjścia 6:3). Jednakże zarówno
faraon, jak Izraelici mieli dowiedzieć się jeszcze więcej na temat owego imienia.
Czy potrafisz uwierzyć w cuda?
„Nie można posługiwać się światłem elektrycznym i radiofonią ani korzystać z osiągnięć
nowoczesnej medycyny i chirurgii, a jednocześnie wierzyć w nowotestamentowy świat duchów
i cudów”. Te słowa niemieckiego teologa, Rudolfa Bultmanna, ukazują, co dzisiaj wielu ludzi sądzi
o cudach. Czy i ty masz taki stosunek do cudów, opisanych w Biblii, na przykład do rozdzielenia
Bożą mocą Morza Czerwonego?
Słownik języka polskiego (pod redakcją Mieczysława Szymczaka) definiuje „cud” jako „zjawisko,
które według wierzeń religijnych nie wynika z praw przyrody, lecz daje się wytłumaczyć tylko
interwencją Boga”. Okoliczność, iż tego rodzaju nadzwyczajne zdarzenie wymaga naruszenia
naturalnego porządku rzeczy, skłania wielu do powątpiewania o cudach. Bywa jednak tak, że co
wygląda na pogwałcenie prawa przyrody, daje się łatwo wytłumaczyć w świetle innych jej praw,
działających w danym wypadku.
Oto przykład: Według czasopisma New Scientist dwaj fizycy z Uniwersytetu Tokijskiego
wytworzyli niezwykle silne pole magnetyczne wokół poziomej rury częściowo wypełnionej wodą.
Woda gwałtownie przemieściła się do obu końców rury, opróżniając jej środek. Zjawisko to zostało
odkryte w roku 1994. Jego istota tkwi w tym, że woda jest słabym diamagnetykiem, co sprawia, iż
magnes ją odpycha. Dlatego, jak wielokrotnie potwierdzono, silne pole magnetyczne przemieszcza
wodę tam, gdzie jego oddziaływanie jest słabsze; efekt ten nazwano „zjawiskiem Mojżesza”. New
Scientist zaznacza: „Wodę łatwo da się przesuwać w różne strony — wystarczy mieć
dostatecznie duży magnes. A jeśli się taki ma, możliwe jest niemal wszystko”.
Oczywiście nikt nie potrafi powiedzieć z całkowitą pewnością, jakim procesem posłużył się Bóg,
gdy rozdzielił Morze Czerwone dla Izraelitów. Ale Stwórca najdokładniej zna wszystkie prawa
natury. Łatwo mógł wpłynąć na działanie któregoś z tych praw, posłużywszy się innymi prawami,
również ustanowionymi przez siebie. W oczach ludzi wynik mógł się wydać czymś cudownym,
zwłaszcza jeśli nie w pełni pojmowali wchodzące w grę prawa.
Akira Yamada, emerytowany profesor uniwersytetu w japońskim mieście Kioto, tak się wyraził na
temat cudów opisanych w Biblii: „Wprawdzie ktoś może słusznie powiedzieć, że uprawiana
przez niego dziedzina nauki (albo teraźniejszy stan wiedzy) nie pozwala w chwili obecnej tego
[cudu] wyjaśnić, ale wniosek, jakoby nic takiego nie mogło się zdarzyć, oparty po prostu na
autorytecie współczesnej fizyki lub biblistyki, jest błędny. Za dziesięć lat aktualne osiągnięcia
nauki będą przestarzałe. Im szybsze postępy robi nauka, tym większe jest
prawdopodobieństwo, że o dzisiejszych naukowcach będzie się żartować: .Dziesięć lat temu
uczeni poważnie sądzili, iż...” (Kagakujidai no Kamigami [Bogowie w erze nauki]).
Będąc Stwórcą, Jehowa potrafi koordynować wszystkie prawa przyrody i używać swej mocy do
dokonywania cudów.
Stało się tak dlatego, że faraon wkrótce zmienił zdanie. Na czele swego wojska puścił się w
gorączkową pogoń za uchodzącymi niewolnikami i dopadł ich w pobliżu Morza Czerwonego.
Izraelici znaleźli się w potrzasku między morzem a armią egipską. Wtedy w sprawę wtrącił się
Jehowa, otwierając im drogę przez Morze Czerwone. Faraon powinien był rozpoznać w tym pokaz
niezwyciężonej mocy Bożej; on jednak na oślep poprowadził swe siły zbrojne w ślad za Izraelitami,
a gdy Bóg pozwolił morzu wrócić na zwykłe miejsce, prześladowcy potonęli. Sprawozdanie z
Księgi Wyjścia nie wyjaśnia szczegółowo, jak Bóg dokonał tych potężnych czynów. Słusznie
można je nazywać cudami, gdyż żaden człowiek nie mógł mieć wpływu na ich przebieg ani na czas
ich wystąpienia. Z pewnością jednak nie przekraczały one możliwości Tego, który stworzył
wszechświat i wszystkie rządzące nim prawa (Wyjścia 14:1-31).
Powyższe wydarzenie pokazało Izraelitom — i powinno uprzytomnić również nam — że Jehowa
jest Wybawicielem, który działa odpowiednio do swego imienia. Z doniesienia tego powinniśmy też
wynieść więcej wiedzy o metodach postępowania Boga. Na przykład: wymierzył On
sprawiedliwość narodowi ciemięzców, natomiast okazał lojalną życzliwość swojemu ludowi, w
którym miał się pojawić Potomek. Ze względu na to ostatnie, treść Księgi Wyjścia jest rzecz jasna
czymś znacznie głębszym niż tylko starożytną relacją historyczną; ma związek z zamierzeniem
Bożym co do obdarzenia błogosławieństwem wszystkich ludzi.
W drodze do Ziemi Obiecanej
Po opuszczeniu Egiptu, Mojżesz poprowadził lud przez pustynię do góry Synaj. Rozegrały się tam
wypadki, które na długie stulecia ukształtowały stosunki między Stwórcą a owym narodem. Tam
ogłosił On swe prawa. Oczywiście niezliczone wieki wcześniej sformułował prawa rządzące
materią we wszechświecie, które obowiązują do dnia dzisiejszego. Ale przy górze Synaj posłużył
się Mojżeszem do nadania praw regulujących życie narodu. Relację o tych wydarzeniach, jak
również sam zbiór ustanowionych przez Niego praw przedstawiono w Księdze Wyjścia, a także w
trzech następnych księgach — Kapłańskiej, Liczb i Powtórzonego Prawa. Bibliści są zdania, że
Mojżesz napisał też Księgę Hioba. Niektóre ważne szczegóły z jej treści rozpatrzymy w rozdziale
10.
Jeszcze dzisiaj miliony ludzi na całym świecie zna Dziesięcioro Przykazań, stanowiących trzon
dyrektyw moralnych owego zbioru praw, i stara się do nich stosować. Ale kodeks ten obejmuje też
liczne inne wskazania, których trafność jest godna podziwu. Rzecz zrozumiała, wiele przepisów
dotyczy ówczesnych warunków życia Izraelitów, na przykład troski o zdrowie i higienę bądź
postępowania w chorobie. Przepisy te, choć pierwotnie dane starożytnemu ludowi, odzwierciedlają
znajomość faktów naukowych, które uczeni poznali dopiero niedawno, głównie w ostatnim stuleciu
(Kapłańska 13:46, 52; 15:4-13; Liczb 19:11-20; Powtórzonego Prawa 23:12-13). Słusznie ktoś
może zapytać: Jak to możliwe, by w prawach starożytnego Izraela znajdowała odbicie wiedza i
mądrość daleko przewyższająca to, o czym wiedziały ówczesne narody? Rozsądna odpowiedź
brzmi: Prawa te pochodziły od Stwórcy.
Poza tym, owe prawa ułatwiały zachowanie linii rodowych i wyszczególniały powinności religijne
Izraelitów aż do pojawienia się Potomka. Jeżeliby zaakceptowali wszystkie wymagania Boże,
wyrażone w Prawie, to wzięliby na siebie odpowiedzialność za wprowadzanie ich w czyn
(Powtórzonego Prawa 27:26; 30:17-20). Oczywiście nie byli w stanie trzymać się ich w sposób
doskonały. Ale nawet ten fakt posłużył dobremu celowi. Późniejszy znawca zagadnień prawnych
wyjaśnił, że Prawo ‘ujawniało występki, dopóki nie przyszło potomstwo, któremu dano obietnicę’
(Galatów 3:19, 24). Tak więc Prawo wyodrębniało ich spośród innych narodów, przypominało im,
jak potrzebny jest Potomek, czyli Mesjasz, i przygotowywało ich na jego przyjęcie.
U podnóża góry Synaj starożytny naród izraelski wszedł w przymierze ze Stwórcą
Izraelici zgromadzeni pod górą Synaj zgodzili się przestrzegać Bożego kodeksu Prawa. Tym samym
przystąpili do umowy, którą Biblia nazywa przymierzem. Było to przymierze między owym
narodem a Bogiem. Mimo że zawarli je dobrowolnie, okazali się ludźmi krnąbrnymi. Na przykład
wykonali złotego cielca, mającego im przedstawiać Boga. W ten sposób popełnili grzech, bo kult
wizerunków był jawnym pogwałceniem Dziesięciorga Przykazań (Wyjścia 20:4-6). Prócz tego
narzekali na zaopatrzenie, buntowali się przeciwko zamianowanemu przez Boga przywódcy
(Mojżeszowi) i wdali się w niemoralne stosunki z cudzoziemkami, czcicielkami bożków. Ale
dlaczego miałoby to interesować nas, żyjących tyle wieków po czasach Mojżesza?
I tym razem nie chodzi po prostu o starożytne dzieje. Biblijne doniesienia o niewdzięczności
Izraelitów i o tym, jak Bóg na nią reagował, dowodzą, iż naprawdę się troszczył o ludzi. Jak
powiada Biblia, Izraelici „raz po raz” wystawiali Boga na próbę, czym Go „zasmucali” i
„sprawiali [Mu] ból” (Psalm 78:40-41). Możemy więc być pewni, że Stwórca żywi uczucia i że
przejmuje się tym, co robią ludzie.
Patrząc z naszego punktu widzenia, można by sądzić, iż karygodne wyczyny Izraela skłonią Boga
do zerwania z nim przymierza i ewentualnie do wybrania innego narodu w celu spełnienia złożonej
obietnicy. On jednak postąpił inaczej. Wprawdzie jawni złoczyńcy ponieśli karę, lecz ten niesforny
naród jako całość skorzystał z Jego miłosierdzia. Bóg pozostał więc lojalny wobec obietnicy danej
wiernemu przyjacielowi Abrahamowi.
Trzymanie się niezrównanych praw Stwórcy pomogło Jego ludowi radować się Ziemią Obiecaną
Wkrótce potem Izrael dotarł do granic Kanaanu, który Biblia nazywa Ziemią Obiecaną. Mieszkały
tam potężne ludy, pogrążone w niemoralnych, upadlających praktykach. Przez 400 lat Stwórca w to
nie ingerował, teraz jednak słusznie postanowił przekazać tę ziemię starożytnemu Izraelowi
(Rodzaju 15:16; zobacz też obok ramkę: „W jakim sensie Bóg jest zazdrosny?”). W ramach
przygotowań do objęcia owej krainy, Mojżesz posłał do niej 12 zwiadowców. U dziesięciu z nich
zabrakło wiary w zbawczą moc Jehowy, a pod wpływem ich opowieści ludzie zaczęli szemrać
przeciw Bogu i zmawiać się, że powrócą do Egiptu. Dlatego Bóg skazał ich na 40-letnią wędrówkę
po pustkowiu (Liczb 14:1-4, 26-34).
Co wyniknęło z owego wyroku? Mojżesz przed śmiercią napomniał synów Izraela, by pamiętali o
tych latach, w ciągu których Jehowa uczył ich pokory. Rzekł do nich: „Dobrze wiesz w swoim
sercu, że jak mężczyzna koryguje swego syna, tak ciebie korygował Jehowa, twój Bóg”
(Powtórzonego Prawa 8:1-5). Chociaż zachowywali się wobec Niego obraźliwie, zapewniał im
utrzymanie, pokazując, iż są od Niego zależni. Pozostawali przy życiu między innymi dlatego, że
zaopatrywał cały naród w mannę, jadalną substancję o smaku placków z miodem. Przeżycia na
pustkowiu najwyraźniej miały ich wiele nauczyć. Miały im uprzytomnić, jak ważne jest
posłuszeństwo wobec ich miłosiernego Boga oraz poleganie na Nim (Wyjścia 16:13-16, 31; 34:67).
Po śmierci Mojżesza przewodnictwo nad Izraelem Bóg powierzył Jozuemu. Ten dzielny i lojalny
mąż wprowadził naród do Kanaanu, odważnie też przystąpił do podboju kraju. W krótkim czasie
pokonał 31 królów i zajął większą część Ziemi Obiecanej. Pasjonujący opis tych wydarzeń można
znaleźć w Księdze Jozuego.
Rządy sprawowane bez człowieczego króla
Podczas wędrówki po pustkowiu i w pierwszych latach pobytu w Ziemi Obiecanej na czele narodu
stał Mojżesz, a potem Jozue. Izraelici nie potrzebowali króla spośród ludzi, bo ich zwierzchnim
Władcą był Jehowa. Zgodnie z Jego postanowieniem kwestie natury prawnej rozpatrywali w
bramach miejskich zamianowani starsi. Dbali oni o porządek i wspierali lud pod względem
duchowym (Powtórzonego Prawa 16:18; 21:18-20). Bardzo ciekawą wzmiankę o tym, jak tacy
starsi rozstrzygnęli pewne zagadnienie prawne na podstawie przepisu z Księgi Powtórzonego Prawa
25:7-9, znajdujemy w Księdze Rut.
W jakim sensie Bóg jest zazdrosny?
„Jehowa, który ma na imię Zazdrosny, jest Bogiem zazdrosnym”. Taką wypowiedź można
znaleźć w Księdze Wyjścia 34:14, ale jakie jest jej znaczenie?
Hebrajski wyraz tłumaczony na „zazdrosny” może znaczyć „wymagający wyłącznego oddania, nie
tolerujący rywalizacji”. W sensie pozytywnym, korzystnym dla stworzeń, Jehowa zazdrośnie
strzeże swego dobrego imienia i swojej czci (Ezechiela 39:25). Z zazdrosną gorliwością postępuje
zgodnie ze znaczeniem tego imienia, co stanowi rękojmię, iż urzeczywistni swe zamierzenie wobec
ludzkości.
Zastanówmy się na przykład nad wyrokiem, jaki wykonał na mieszkańcach ziemi Kanaan. Pewien
uczony podaje taki oto wstrząsający opis: „Kult Baala, Asztarte i innych bogów kananejskich
wiązał się z najwyuzdańszymi orgiami; świątynie te były siedliskami rozpusty. (…) Kult
praktykowany przez Kananejczyków polegał na tym, że (…) pławili się w rozpuście, (…)
ponadto mordowali pierworodnych, składając ich w ofierze tym samym bóstwom”.
Archeolodzy odkryli dzbany, zawierające szczątki ofiarowanych dzieci. Chociaż Bóg dostrzegał
występki Kananejczyków już za dni Abrahama, okazywał im cierpliwość jeszcze przez 400 lat; dał
im dosyć czasu na zmianę postępowania (Rodzaju 15:16).
Czy Kananejczycy zdawali sobie sprawę z wagi swego grzechu? Jak wszyscy ludzie mieli oni
sumienie, które prawnicy uznają za uniwersalny fundament moralności i sprawiedliwości (Rzymian
2:12-15). Mimo to, uporczywie trwali przy ohydnym składaniu ofiar z dzieci i upadlających
praktykach seksualnych.
Jehowa, który ma zrównoważone poczucie sprawiedliwości, orzekł, iż ziemia owa musi być
oczyszczona. Nie było to ludobójstwo. Ci Kananejczycy, którzy dobrowolnie przyjęli wysokie
mierniki moralne, ustalone przez Boga, ocaleli — a były to nie tylko poszczególne osoby, takie jak
Rachab, ale też całe grupy, na przykład Gibeonici (Jozuego 6:25; 9:3-15). Rachab stała się ogniwem
w królewskim rodowodzie prowadzącym do Mesjasza, a potomkowie Gibeonitów dostąpili
przywileju usługiwania przy świątyni Jehowy (Jozuego 9:27; Ezdrasza 8:20; Mateusza 1:1, 5-16).
Kiedy więc ktoś stara się uzyskać jasny i pełny oraz oparty na faktach obraz sytuacji, łatwiej mu
dostrzec, że Jehowa to Bóg godny podziwu i sprawiedliwy, zazdrosny w sensie pozytywnym,
korzystnym dla Jego wiernych stworzeń
Lata płynęły, a naród ów niejednokrotnie popadał w niełaskę u Boga, gdyż raz po raz wypowiadał
Mu posłuszeństwo i zwracał się ku bogom kananejskim. Mimo to, gdy w ciężkich tarapatach wołał
do Jehowy o pomoc, On o nim pamiętał. Powoływał sędziów, którzy doprowadzali do wyzwolenia
Izraela z jarzma ludów ościennych. Dokonania 12 takich odważnych mężczyzn barwnie
przedstawia Księga Sędziów (Sędziów 2:11-19; Nehemiasza 9:27).
Sprawozdanie donosi: „W owych dniach nie było króla w Izraelu. Każdy zwykł czynić to, co w
jego własnych oczach było słuszne” (Sędziów 21:25). Ponieważ Prawo nakreślało mierniki
postępowania, więc z pomocą starszych i na podstawie wskazówek, otrzymywanych od kapłanów,
ludzie mogli, ‘czyniąc to, co było słuszne w ich oczach’, podejmować trafne decyzje. Ponadto
kodeks Prawa przewidywał funkcjonowanie przybytku, czyli przenośnej świątyni, gdzie składano
ofiary; tam koncentrowało się prawdziwe wielbienie Stwórcy, które w tym okresie jednoczyło
naród.
Część II — dobrobyt pod władzą królów
Kiedy sędzią w Izraelu był Samuel, lud zażądał
człowieczego króla. Trzej pierwsi królowie — Saul,
Dawid i Salomon — panowali po 40 lat, od 1117 do 997
roku p.n.e. W tym czasie Izrael osiągnął szczyty
bogactwa i chwały, a Stwórca poczynił ważne kroki w
ramach przygotowań do królowania przyszłego Potomka.
Samuel, sędzia i prorok, należycie dbał o duchową pomyślność Izraela, ale jego synowie byli inni.
W końcu lud zażądał: „Ustanów nam więc króla, aby nas sądził, jak to jest u wszystkich
narodów”. Jehowa wyjaśnił Samuelowi rzeczywisty sens tego żądania: „Wysłuchaj głosu ludu
(…); bo nie ciebie odrzucili, lecz to mnie odrzucili, bym nie był królem nad nimi”. Jehowa
przewidział smutne następstwa takiego rozwoju wypadków (1 Samuela 8:1-9). Mimo wszystko,
stosownie do wysuniętego żądania, wyznaczył na króla nad Izraelem skromnego człowieka
imieniem Saul. Wbrew obiecującym początkom, Saul, zostawszy królem, zaczął postępować
samowolnie i przekraczać nakazy Boga. Prorok Boży zapowiedział, że władza królewska będzie
przekazana człowiekowi miłemu Jehowie. Powinno to nam uzmysłowić, jak bardzo Stwórca ceni
posłuszeństwo płynące z serca (1 Samuela 15:22-23).
Dawid, który miał zostać następnym królem Izraela, był najmłodszym synem w pewnej rodzinie z
plemienia Judy. W związku z tym zaskakującym wyborem Bóg powiedział Samuelowi: „Człowiek
widzi to, co się jawi oczom, lecz Jehowa widzi, jakie jest serce” (1 Samuela 16:7). Czyż nie
dodaje otuchy świadomość, że Stwórca nie ocenia nas z pozorów, lecz patrzy na nasze wnętrze?
Tymczasem Saul miał własne plany. Odkąd Jehowa wybrał Dawida na przyszłego króla, Saula
opętała myśl, by go usunąć. Ale Jehowa do tego nie dopuścił, aż w końcu Saul i jego synowie
zginęli w bitwie z wojowniczym ludem, zwanym Filistynami.
Dawid sprawował władzę królewską z miasta Hebron. Później zdobył Jerozolimę i tam przeniósł
swą stolicę. Poza tym rozszerzył terytorium Izraela na cały obszar, który Bóg przyobiecał
potomkom Abrahama. O tym okresie (i dziejach kolejnych królów) możesz poczytać w sześciu
księgach historycznych Biblii (1 Samuela, 2 Samuela, 1 Królów, 2 Królów, 1 Kronik i 2
Kronik). Ukazują one, iż życie Dawida nie było wolne od kłopotów. Uległ na przykład ludzkiej
żądzy i dopuścił się cudzołóstwa z piękną Batszebą, a potem popełnił dalsze złe czyny, aby
zatuszować swój grzech. Jehowa, będąc Bogiem sprawiedliwym, nie mógł po prostu puścić płazem
tych występków. Wprawdzie, ze względu na serdeczną skruchę Dawida, nie zażądał
rygorystycznego wymierzenia mu kary przewidzianej w Prawie, niemniej w następstwie swych
grzechów musiał się on borykać z licznymi problemami rodzinnymi.
Na południe od muru jerozolimskiego można dziś zwiedzać miejsce, na którym niegdyś wznosiła
się stolica króla Dawida
Wszystkie te trudne sytuacje sprawiły, że Dawid poznał Jehowę jako osobę żywiącą uczucia.
Napisał: „Jehowa jest blisko wszystkich, którzy go wzywają, (…) a ich wołanie o pomoc
usłyszy” (Psalm 145:18-20). Szczerość i pobożność Dawida znajdują wspaniały wyraz w
ułożonych przez niego pięknych pieśniach, stanowiących mniej więcej połowę Księgi Psalmów. Z
poezji tej dotąd czerpią pociechę i otuchę miliony ludzi. Na przykład Psalm 139:1-4 ukazuje, jak
bliski Boga czuł się Dawid: „Jehowo, przebadałeś mnie na wskroś i mnie znasz. Tyś poznał
moje siadanie i moje wstawanie. Tyś z daleka rozważył moją myśl. (…) Bo nie ma jeszcze
słowa na moim języku, a oto ty, Jehowo, już znasz je całe”.
Dawid przekonany był zwłaszcza o zbawczej mocy Boga (Psalm 20:6; 28:9; 34:7, 9; 37:39). Za
każdym razem, gdy jej na sobie doświadczył, rosło jego zaufanie do Jehowy. Dowodem na to mogą
być wersety: Psalm 30:5; 62:8 i 103:9. Przeczytaj też Psalm 51, który Dawid skomponował po
otrzymaniu nagany za grzech z Batszebą. Jakże pokrzepia świadomość, że możemy śmiało
wypowiadać się przed Stwórcą, będąc pewni, iż nie jest wyniosły, lecz jest gotów pokornie
wysłuchać! (Psalm 18:35; 69:33; 86:1-8). Dawid doszedł do takiego przekonania nie tylko na
podstawie własnych przeżyć. Napisał: „Rozmyślałem o całym twym działaniu; chętnie
zajmowałem się dziełem twych rąk” (Psalm 63:6; 143:5).
Jehowa zawarł z Dawidem specjalne przymierze co do wiecznotrwałego królestwa. Dawid
prawdopodobnie nie uświadamiał sobie w pełni wagi tego przymierza, jednak szczegóły, zapisane
później w Biblii, pozwalają nam się zorientować, że w ten sposób Bóg wskazał, iż w rodzie Dawida
pojawi się obiecany Potomek (2 Samuela 7:16).
Mądry król Salomon a sens życia
Salomon, syn Dawida, zasłynął z mądrości, a my możemy z niej skorzystać, czytając niezwykle
użyteczne księgi: Przysłów i Kaznodziei (1 Królów 10: 23-25).[Salomon napisał także Pieśń nad
pieśniami — poemat miłosny, opiewający lojalność młodej kobiety względem prostego pasterza.]
Druga z nich jest szczególnie pomocna dla ludzi, którzy — tak jak mądry król Salomon — szukają
sensu życia. Ten pierwszy władca izraelski urodzony w rodzinie królewskiej miał rozległe
możliwości. Realizował ogromne przedsięwzięcia budowlane, na jego stół podawano zadziwiającą
rozmaitość potraw, napawał uszy muzyką i przebywał w otoczeniu wybitnych ludzi. Mimo to
napisał: „Zwróciłem się ku wszelkim moim dziełom, których dokonały moje ręce, i ku trudowi,
którym się trudziłem, by to wykonać, a oto wszystko było marnością” (Kaznodziei 2:3-9, 11).
Jaki stąd wniosek?
Oto wypowiedź Salomona: „Konkluzja sprawy, po wysłuchaniu wszystkiego, jest następująca:
Bój się prawdziwego Boga i przestrzegaj jego przykazań. Na tym bowiem polega cała
powinność człowieka. Bo prawdziwy Bóg podda wszelki uczynek osądzeniu w związku z
każdą ukrytą rzeczą, czy to dobrą, czy złą” (Kaznodziei 12:13-14). Stosownie do tego
zaangażował się na siedem lat w budowę wspaniałej świątyni, w której ludzie mogli oddawać cześć
Bogu (1 Królów, rozdział 6).
Przez długie lata cechą wyróżniającą panowanie Salomona był pokój i dostatek (1 Królów 4:20-25).
A jednak jego serce nie było tak niepodzielnie oddane Jehowie, jak przedtem serce Dawida. Wziął
sobie za żony mnóstwo cudzoziemek i pozwolił, by go skłoniły ku swym bóstwom. W końcu
Jehowa oznajmił: „Niechybnie oderwę od ciebie królestwo (…) . Jedno plemię dam twemu
synowi ze względu na Dawida, mego sługę, i ze względu na Jerozolimę” (1 Królów 11:4, 11-13).
Część III — królestwo podzielone
W roku 997 p.n.e., po śmierci Salomona, dziesięć północnych plemion oderwało się od jego
państwa. Utworzyły królestwo Izraela, które w roku 740 p.n.e. podbili Asyryjczycy. Królowie
panujący w Jerozolimie rządzili dwoma plemionami. To królestwo, Juda, przetrwało do roku 607
p.n.e., gdy Babilończycy zdobyli Jerozolimę i uprowadzili mieszkańców w niewolę. Juda
opustoszała na 70 lat.
Kiedy Salomon zmarł, władzę objął jego syn Rechoboam, który potraktował lud bardzo surowo. W
wyniku tego doszło do buntu i oderwania się dziesięciu plemion, tworzących odtąd królestwo
Izraela (1 Królów 12:1-4,16-20). To północne królestwo opuściło prawdziwego Boga. Ludzie
kłaniali się bożkom w kształcie złotego cielca albo przejmowali inne formy fałszywego kultu.
Niektórzy królowie zginęli zamordowani, a ich dynastie obalali uzurpatorzy. Jehowa okazywał
temu narodowi wielką wyrozumiałość i wielokrotnie posyłał do niego proroków z ostrzeżeniem, że
trwanie w odstępstwie doprowadzi do tragedii. Księgi: Ozeasza i Amosa spisali prorocy, których
orędzia dotyczyły głównie tego północnego królestwa. Wreszcie w roku 740 p.n.e. Asyryjczycy
sprowadzili zapowiedziane przez proroków Bożych nieszczęście.
Na południu, w Judzie, do roku 607 p.n.e. kolejno władało 19 królów z rodu Dawida. Królowie
Asa, Jehoszafat, Ezechiasz i Jozjasz wzorowali się na rządach swego praojca Dawida, toteż zjednali
sobie łaskę Jehowy (1 Królów 15:9-11; 2 Królów 18:1-7; 22:1-2; 2 Kronik 17:1-6). Za ich
panowania naród zaznawał Jego błogosławieństwa. W pewnej encyklopedii biblijnej nadmieniono:
„Wspaniałym spoiwem zachowawczym były dla J[udy]: świątynia oficjalnie poświęcona przez
Boga, kapłaństwo, spisane prawo oraz uznawanie jedynego prawdziwego Boga, Jehowy, za
rzeczywistego teokratycznego króla. (…) To trzymanie się prawa (…) umożliwiło ciągłość
sukcesji w dynastii królewskiej, która wydała szereg mądrych i dobrych monarchów (…) .
Dlatego J[uda] przeżyła swoją ludniejszą północną siostrzycę” (The Englishman's Critical and
Expository Bibie Cyclopædia). Dobrych królów było o wiele mniej niż tych, którzy nie kroczyli
śladami Dawida. Jehowa tak jednak kierował wypadkami, by ‘Dawid, Jego sługa, zawsze miał
przed Nim lampę w Jerozolimie, mieście, które sobie Bóg wybrał, by tam umieścić swoje imię’ (1
Królów 11:36).
Zmierzanie ku zgubie
Do królów judzkich, którzy porzucili prawdziwe wielbienie Boga, należał Manasses. „Swego syna
przeprowadził przez ogień, a także uprawiał magię i wypatrywał znaków wróżebnych, i
ustanowił media spirytystyczne oraz tych, którzy się trudnią przepowiadaniem wydarzeń. Na
wielką skalę czynił to, co złe w oczach Jehowy, obrażając go” (2 Królów 21:6, 16). Doprowadził
do tego, że jego poddani „postępowali gorzej niż narody, które Jehowa usunął”. Po
wielokrotnym ostrzeżeniu Manassesa i jego ludu Jehowa oświadczył: „Po prostu wytrę
Jerozolimę do czysta, tak jak się wyciera czaszę” (2 Kronik 33:9-10; 2 Królów 21:10-13).
Na początek Jehowa pozwolił Asyryjczykom pojmać Manassesa i uprowadzić go w miedzianych
kajdanach do niewoli (2 Kronik 33:11). Tam król oprzytomniał i „wielce się korzył przez wzgląd
na Boga swych praojców”. Jak Jehowa to przyjął? „Wysłuchał jego prośby o łaskę i przywrócił
go do władzy królewskiej w Jerozolimie; i Manasses poznał, że Jehowa jest prawdziwym
Bogiem”. Król Manasses, a także jego wnuk Jozjasz, przeprowadzili konieczne reformy. Mimo to
naród nie wydźwignął się na stałe ze swego moralnego i religijnego upodlenia (2 Kronik 33:1-20;
34:1 do 35:25; 2 Królów, rozdział 22).
Warto zaznaczyć, że Jehowa posyłał gorliwych proroków, by oznajmiali Jego pogląd na to, co się
działo.[*] Jeremiasz zanotował słowa Jehowy: „Od dnia, gdy wasi praojcowie wyszli z ziemi
egipskiej, aż po dziś dzień (…) posyłałem wszystkich swoich sług, proroków, co dzień wcześnie
wstając i posyłając ich”. Ale ludzie nie słuchali Boga. Zachowywali się gorzej od swych
praojców! (Jeremiasza 7:25-26). Stwórca ostrzegał ich po wielekroć, „żywił bowiem współczucie
dla swego ludu”, który jednak na to nie reagował. Dlatego w roku 607 p.n.e. Bóg pozwolił
Babilończykom zburzyć Jerozolimę i spustoszyć kraj, który potem 70 lat leżał odłogiem (2 Kronik
36:15-16; Jeremiasza 25:4-11).
* [Tego rodzaju natchnione orędzia prorockie zawierają takie księgi, jak: Izajasza, Jeremiasza,
Lamentacje, Ezechiela, Joela, Micheasza, Habakuka i Sofoniasza. Księgi: Abdiasza, Jonasza i
Nahuma skupiają uwagę na okolicznych narodach, których postępowanie wywierało wpływ na lud
Boży.]
Ten krótki przegląd poczynań Jehowy niewątpliwie pomaga nam dostrzec Jego troskliwość i
sprawiedliwe traktowanie swego narodu. Nie ograniczył się do obserwowania z boku, co zrobią
Jego słudzy, jak gdyby ich postępowanie było Mu obojętne. Energicznie starał się im dopomóc.
Dzięki temu potrafimy zrozumieć, dlaczego Izajasz napisał: „Jehowo, tyś naszym Ojcem (…)
wszyscy jesteśmy dziełem twej ręki” (Izajasza 64:8). Stosownie do tego niejeden i dziś nazywa
Stwórcę swym „Ojcem”, gdyż reaguje On niczym kochający, zaangażowany człowieczy ojciec.
Zarazem jednak uznaje, że musimy ponosić odpowiedzialność za swe czyny i ich następstwa.
Kiedy 70 lat niewoli w Babilonie dobiegło końca, Jehowa Bóg spełnił swe proroctwo co do
podniesienia Jerozolimy z gruzów. Jego słudzy zostali uwolnieni i pozwolono im wrócić do
ojczyzny, by ‘odbudowali dom Jehowy — dom, który był w Jerozolimie’ (Ezdrasza 1:1-4; Izajasza
44:24 do 45:7). Sprawę tego powrotu, odbudowy świątyni czy też późniejszych wydarzeń omawia
kilka ksiąg biblijnych.[*] Jedna z nich, Księga Daniela, jest szczególnie ciekawa, bo zawiera
dokładne proroctwo o tym, kiedy miał się pojawić Potomek, czyli Mesjasz; przepowiada też rozwój
sytuacji na świecie w naszych czasach.
* [Do tych ksiąg proroczych i historycznych należą: Ezdrasza, Nehemiasza, Estery, Aggeusza,
Zachariasza oraz Malachiasza.]
Świątynię w końcu odbudowano, lecz Jerozolima pozostawała w żałosnym stanie; jej mury i bramy
leżały w gruzach. Toteż Bóg pobudził Nehemiasza oraz innych mężów, by zachęcili i należycie
zorganizowali Żydów. Pewna modlitwa, którą możemy przeczytać w 9 rozdziale Księgi
Nehemiasza, trafnie streszcza postępowanie Jehowy z Izraelitami. Wykazuje, iż Jehowa to „Bóg
aktów przebaczania, łaskawy i miłosierny, nieskory do gniewu i obfitujący w lojalną
życzliwość”. Modlitwa ta dowodzi również, że działania Jehowy są zharmonizowane z Jego
doskonałym miernikiem sprawiedliwości. Nawet gdy ma uzasadniony powód do użycia swej mocy
w celu wykonania wyroku, jest gotów złagodzić sprawiedliwość miłością. Dokonuje tego w sposób
zrównoważony i wzbudzający szacunek, co wymaga mądrości. Postępowanie Stwórcy z narodem
izraelskim niewątpliwie pociąga nas ku Niemu i skłania do zainteresowania się spełnianiem Jego
woli.
Ostatnie księgi tej części Biblii (Starego Testamentu) spisano w czasach, gdy Juda — wraz ze
świątynią jerozolimską — podniosła się z gruzów, lecz podlegała władzy pogan. Jak zatem mogło
się urzeczywistnić przymierze Boga z Dawidem co do „potomstwa” mającego panować „na
zawsze”? (Psalm 89:3-4; 132:11-12). Żydzi w dalszym ciągu wypatrywali pojawienia się „Mesjasza
Wodza”, który by wyswobodził lud Boży i ustanowił tu na ziemi królestwo teokratyczne
(zarządzane przez Boga) (Daniela 9:24-25). Czy jednak takie było zamierzenie Jehowy? Jeżeli nie,
to w jaki sposób obiecany Mesjasz miał zapewnić wyzwolenie? I w jakiej mierze dotyczy to nas,
żyjących w dobie dzisiejszej? Te ważne kwestie zostaną rozpatrzone w następnym rozdziale.
Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 9
Wielki nauczyciel przybliża nam Stwórcę
Naukowcy dokonują zapłodnienia pozaustrojowego; Stwórca przeniósł życie swego Syna, aby się
stał człowiekiem
LUD zamieszkujący Palestynę w I wieku n.e. „trwał w oczekiwaniu”. Na co? Na pojawienie się
„Chrystusa”, czyli „Mesjasza”, zapowiedzianego setki lat wcześniej przez proroków Bożych.
Ludzie ufnie wierzyli, że Biblia została spisana pod kierownictwem Boga i zawiera informacje
dotyczące przyszłości. Na przykład Księga Daniela wskazała, iż Mesjasz miał wystąpić w pierwszej
połowie owego stulecia (Łukasza 3:15; Daniela 9:24-26).
Potrzebna jednak była ostrożność, bo mieli się też pojawiać samozwańczy mesjasze (Mateusza
24:5). Niektórych wymienia żydowski historyk Józef Flawiusz: Niejaki Teudas zaprowadził swych
zwolenników nad Jordan i twierdził, że jego wody się rozstąpią; człowiek przybyły z Egiptu
wywiódł ludzi na Górę Oliwną, zapewniając, iż na jego polecenie padną mury Jerozolimy; za
namiestnika Festusa pewien szalbierz obiecywał uwolnienie od nieszczęść (porównaj Dzieje 5:36;
21:38).
W przeciwieństwie do takich obałamuconych osób, inna grupa ludzi, których zaczęto nazywać
„chrześcijanami”, rozpoznała wielkiego nauczyciela i prawdziwego Mesjasza w Jezusie z Nazaretu
(Dzieje 11:26; Marka 10:47). Jezus nie był fałszywym mesjaszem; wiarogodność jego misji
dobitnie potwierdzają cztery księgi historyczne zwane Ewangeliami.[*] Żydzi wiedzieli na przykład,
iż Mesjasz miał się urodzić w Betlejem, wywodzić z rodu Dawida i dokonywać cudownych dzieł.
Jezus spełnił te wszystkie warunki, co poświadczali nawet jego przeciwnicy. Odpowiadał zatem
wymaganiom stawianym biblijnemu Mesjaszowi (Mateusza 2:3-6; 22:41-45; Jana 7:31, 42).
* Ewangelie według Mateusza, Marka i Jana spisali naoczni świadkowie. Ewangelia według
Łukasza to wynik fachowej analizy dokumentów i dowodów, pochodzących z pierwszej ręki.
Ewangelie noszą wszelkie znamiona sprawozdań dokładnych, rzetelnych i godnych zaufania.]
Rzesze ludzi, którzy się stykali z Jezusem i mogli obserwować jego niezwykłe dzieła, słuchać jego
nad wyraz mądrych wypowiedzi i poznać jego zdolność przewidywania przyszłości, utwierdzały się
w przekonaniu, że jest on Mesjaszem. W trakcie jego służby publicznej (29-33 n.e.) nagromadziło
się mnóstwo dowodów przemawiających za jego mesjańskim posłannictwem. Okazał się zresztą nie
tylko Mesjaszem. Pewien jego uczeń, obeznany z faktami, doszedł do wniosku, że „Jezus jest
Chrystusem, Synem Bożym” (Jana 20:31).[*]
* [Koran powiada: „Imię [jego] Mesjasz, Jezus, syn Marii. On będzie wspaniały na tym świecie
i w życiu ostatecznym” (sura 3:45, tłumaczył Józef Bielawski). Jezus jako człowiek był synem
Marii. Ale kto był jego ojcem? Koran nadmienia: „Zaprawdę, Jezus jest u Boga jak Adam” (sura
3:59). Pismo Święte nazywa Adama „synem Bożym” (Łukasza 3:23, 38). Ani Adam, ani Jezus nie
mieli ojca człowieczego; nie powstali w wyniku stosunku cielesnego mężczyzny i kobiety. Toteż
jak Adam był synem Bożym, tak był nim również Jezus.]
Skoro Jezus był tak blisko związany z Bogiem, mógł Go objawić i wyjaśnić, jaki jest nasz Stwórca
(Łukasza 10:22; Jana 1:18). Sam też poświadczył, że jego bliskość z Ojcem rozpoczęła się w niebie,
gdzie współpracował z Nim przy powoływaniu do istnienia wszystkich innych tworów, ożywionych
i nieożywionych (Jana 3:13; 6:38; 8:23, 42; 13:3; Kolosan 1:15-16).
Jak donosi Biblia, ów Syn został przeniesiony z dziedziny duchowej i „stał się podobny do ludzi”
(Filipian 2:5-8). Zdarzenie takie nie jest czymś naturalnym, ale czy w ogóle jest możliwe?
Naukowcy wiedzą, że pierwiastki chemiczne, na przykład uran, można przekształcić w inne, a
nawet obliczają rezultaty przekształcenia materii w energię (E=mc2). Dlaczego więc mielibyśmy
wątpić w biblijną informację, iż pewne stworzenie duchowe zostało przeobrażone, by żyć jako
człowiek?
Rzecz można zobrazować jeszcze w inny sposób: Niektórzy lekarze dokonują zapłodnienia
pozaustrojowego. Kobieta rodzi niemowlę, którego życie rozpoczęło się w probówce i było
przeniesione do łona matki. Biblia zapewnia, że życie Jezusa zostało „mocą Najwyższego”
przeniesione do łona dziewicy imieniem Maria. Pochodziła ona z rodu Dawida, toteż Jezus mógł się
stać nieprzemijającym dziedzicem mesjańskiego Królestwa przyobiecanego Dawidowi (Łukasza
1:26-38; 3:23-38; Mateusza 1:23).
Zażyła więź ze Stwórcą i podobieństwo do Niego pozwoliły Jezusowi oznajmić: „Kto mnie ujrzał,
ujrzał też Ojca” (Jana 14:9). Ponadto oświadczył: „Nikt nie wie, kim jest Ojciec, tylko Syn oraz
ten, komu Syn zechce go objawić” (Łukasza 10:22). A zatem dzięki poznaniu tego, co Jezus czynił
na ziemi i czego nauczał, możemy dowiedzieć się więcej o osobowości Stwórcy. Przekonajmy się o
tym na podstawie osobistych przeżyć kobiet i mężczyzn, którzy się zetknęli z Jezusem.
Samarytanka
„Czy to czasem nie jest Chrystus?” — zastanawiała się pewna Samarytanka po krótkiej rozmowie
z Jezusem (Jana 4:29). Zachęciła nawet innych mieszkańców pobliskiego miasteczka Sychar, by też
się z nim spotkali. Co takiego pobudziło ją do uznania Jezusa za Mesjasza?
Słuchając Jezusa i obserwując, jak się obchodzi z ludźmi, wielu lepiej poznało jego Ojca
Kobieta owa napotkała Jezusa, gdy odpoczywał, mając za sobą pół dnia wędrówki po zapylonych
drogach wśród wzgórz Samarii. Mimo zmęczenia nawiązał z nią rozmowę. Dostrzegłszy u niej
szczere zainteresowanie sprawami duchowymi, przedstawił jej głębokie prawdy, których głównym
wątkiem była potrzeba ‘oddawania czci Ojcu duchem i prawdą’. Później wyjawił jej, iż naprawdę
jest Chrystusem, choć do owego czasu jeszcze nigdy nie mówił tego publicznie (Jana 4:3-26).
Samarytanka uznała spotkanie z Jezusem za niezwykle ważne. Dotąd jej życie religijne obracało się
wokół kultu uprawianego na górze Garizim i opierało się zaledwie na pierwszych pięciu księgach
Biblii. Ponieważ znaczną część Samarytan stanowiła ludność mieszana, pochodząca od dziesięciu
plemion Izraela i innych ludów, Żydzi od nich stronili. Jakże odmienna była postawa Jezusa!
Chętnie pouczał tę Samarytankę, chociaż został posłany do „zaginionych owiec z domu Izraela”
(Mateusza 15:24). W ten sposób odzwierciedlił gotowość Jehowy do akceptowania szczerych ludzi
ze wszystkich narodów (1 Królów 8:41-43). A zatem ani Jezus, ani Jehowa nie zniżają się do
małostkowych uprzedzeń religijnych, którymi przepojony jest dzisiejszy świat. Świadomość tego
powinna pociągać nas ku Stwórcy i Jego Synowi.
Chętnym udzieleniem pouczeń Samarytance, Jezus dał nam jeszcze inną lekcję. Kobieta owa żyła
wtedy z mężczyzną, który nie był jej mężem (Jana 4:16-19). Nie powstrzymało to wszakże Jezusa
od nawiązania z nią rozmowy. Na pewno ceniła sobie, iż potraktował ją z szacunkiem. A Jezus
odnosił się tak nie tylko do niej. Kiedy pewni przywódcy żydowscy (faryzeusze) skrytykowali go
za spożywanie posiłku ze skruszonymi grzesznikami, oświadczył: „Zdrowi nie potrzebują
lekarza, tylko niedomagający. Idźcie więc i nauczcie się, co to znaczy: ‘Miłosierdzia chcę, a nie
ofiary’. Bo nie przyszedłem wezwać prawych, tylko grzeszników” (Mateusza 9:10-13). Jezus
śpieszył z pomocą ludziom uginającym się pod ciężarem swych grzechów — postępków
naruszających prawa lub mierniki Boże. Ileż otuchy wlewa w serce wiadomość, że Bóg i Jego Syn
są gotowi wspierać tych, którzy przeżywają kłopoty wynikające z ich dawniejszych poczynań!
(Mateusza 11:28-30).[*]
* [Postawa Jezusa harmonizuje z postępowaniem Jehowy opisanym w Psalmie 103 i w Księdze
Izajasza 1:18-20.]
Najdonioślejsze kazanie na świecie
Hinduski przywódca Mohandas Gandhi miał powiedzieć, że gdyby trzymano się nauk zawartych w
tym kazaniu, „zostałyby rozwiązane problemy (…) całego świata”. Znany antropolog, Ashley
Montagu, pisał, iż współczesne odkrycia dowodzące psychologicznego znaczenia miłości stanowią
po prostu „świadectwo prawdziwości” tego kazania.
Obaj mieli na myśli Kazanie na Górze, wygłoszone przez Jezusa. Gandhi oświadczył również, że
„nauka, zawarta w Kazaniu, była przeznaczona dla każdego z nas”. Profesor Hans Dieter Betz
nadmienił niedawno: „Wpływ Kazania na Górze sięga daleko poza granice judaizmu i
chrześcijaństwa, a nawet kultury Zachodu”. Dodał jeszcze, iż kazanie to ma „nader
uniwersalistyczny wydźwięk”.
Dlaczego nie miałbyś przeczytać tego stosunkowo krótkiego, lecz fascynującego przemówienia?
Znajdziesz je w Ewangelii według Mateusza, w rozdziałach od 5 do 7, i w Ewangelii według
Łukasza 6:20-49. A oto niektóre cenne myśli poruszone w tym najwspanialszym kazaniu:
■ Jak osiągnąć szczęście
— Mateusza 5:3-12; Łukasza 6:20-23
■ Jak zachować szacunek dla samego siebie
— Mateusza 5:14-16, 37; 6:2-4,16-18; Łukasza 6:43-45
■ Jak poprawić stosunki z innymi
— Mateusza 5:22-26, 38-48; 7:1-5,12; Łukasza 6:27-38, 41-42
■ Jak niwelować problemy małżeńskie
— Mateusza 5:27-32
■ Jak się uwolnić od niepokoju
— Mateusza 6:25-34
■ Jak rozpoznać oszustwo religijne
— Mateusza 6:5-8,16-18; 7:15-23
■ Jak znaleźć sens życia
— Mateusza 6:9-13, 19-24, 33; 7:7-11, 13-14, 24-27; Łukasza 6:46-49
Godne uwagi jest także to, że wówczas w Samarii Jezus życzliwie i pokrzepiająco rozmawiał z
kobietą. Co w tym szczególnego? W tamtych czasach Żydów uczono, że w miejscu publicznym
mężczyźni powinni unikać rozmów z kobietami, nawet z własnymi żonami. Rabini żydowscy
uważali, iż kobiety mają „lekki umysł” i nie potrafią pojąć głębokich spraw duchowych. Niektórzy
mówili: „Lepiej słowa prawa spalić, niż przekazać kobietom”. Uczniowie Jezusa zostali
wychowani w takiej atmosferze, toteż gdy powrócili, „zaczęli się zdumiewać, że mówi z
niewiastą” (Jana 4:27). Doniesienie to — jedno z wielu — ukazuje, że Jezus odzwierciedlał
przymioty swego Ojca, który stworzył oraz obdarzył godnością zarówno mężczyznę, jak i kobietę
(Rodzaju 2:18).
Później owa Samarytanka przekonała innych mieszkańców swego miasta, by też posłuchali Jezusa.
Wielu przeanalizowało fakty, uwierzyło w niego i zaczęło mówić: „Wiemy, że ten człowiek
naprawdę jest wybawcą świata” (Jana 4:39-42). Ponieważ należymy do „świata” ludzkiego, od
Jezusa zależy również nasza przyszłość.
W oczach rybaka
Spróbujmy teraz spojrzeć na Jezusa oczyma dwóch jego bliskich współtowarzyszy — Piotra, a
potem Jana. Ci zwyczajni rybacy znaleźli się wśród jego pierwszych naśladowców (Mateusza 4:1322; Jana 1:35-42). Faryzeusze mieli ich za „ludzi niewykształconych i prostych”, za
przedstawicieli ludu ziemi (’am-ha’árec) , na których patrzono z góry, bo nie kształcili się na
rabinów (Dzieje 4:13; Jana 7:49). Mnóstwo takich ludzi, ‘którzy się mozolili i byli obciążeni’
jarzmem nałożonym przez orędowników tradycji religijnych, tęskniło za duchowym oświeceniem.
Charles Guignebert, profesor Sorbony, wyraził się, że „całym sercem byli oni przy Jahwe
[Jehowie]”. Jezus nie faworyzował majętnych, bądź wpływowych, kosztem osób pokornych.
Przeciwnie, swymi naukami i poczynaniami objawił im Ojca (Mateusza 11:25-28).
Piotr miał okazję bezpośrednio zetknąć się z troskliwością Jezusa. Wkrótce po tym, jak zaczął wraz
z nim uczestniczyć w służbie publicznej, jego teściową złożyła gorączka. Przybywszy do jego
domu, Jezus wziął ją za rękę i gorączka ustąpiła! Nie znamy dokładnie przebiegu tego uzdrowienia,
podobnie jak dzisiejsi lekarze nie potrafią całkowicie wyjaśnić niektórych wypadków powrotu do
zdrowia, ale owa kobieta przestała gorączkować. Ważniejsze od poznania metody leczenia użytej
przez Jezusa jest uprzytomnienie sobie, iż uzdrawianie chorych i cierpiących świadczy o jego
współczuciu dla nich. Naprawdę chciał pomagać ludziom i tego samego chce jego Ojciec (Marka
1:29-31, 40-43; 6:34). Własne przeżycia u boku Jezusa upewniły Piotra, że w ocenie Stwórcy każdy
zasługuje na uwagę i troskę (1 Piotra 5:7).
Jakiś czas później Jezus znalazł się w świątyni jerozolimskiej na Dziedzińcu Niewiast. Obserwował
ludzi wrzucających do skarbon datki. Bogaci dawali mnóstwo monet. Przyglądając się pilnie, Jezus
dostrzegł ubogą wdowę, która ofiarowała dwa pieniążki znikomej wartości. Rzekł do Piotra, Jana i
innych: „Zaprawdę wam mówię, że ta biedna wdowa wrzuciła więcej niż ci wszyscy
wrzucający pieniądze do skarbon; bo oni wszyscy wrzucili ze swojego nadmiaru, ale ona ze
swej nędzy wrzuciła wszystko, co miała” (Marka 12:41-44).
Widać stąd, że Jezus dopatrywał się w ludziach dobra i potrafił docenić czyjeś starania. Jak twoim
zdaniem wpłynęło to na Piotra i innych apostołów? Uświadomiwszy sobie na przykładzie Jezusa,
jaki jest Jehowa, Piotr zacytował później jeden z psalmów: „Oczy Jehowy są zwrócone ku
ludziom prawym, a jego uszy ku ich błaganiu” (1 Piotra 3:12; Psalm 34:15-16). Czy to, że
Stwórca i Jego Syn doszukują się u ciebie dobra i są gotowi wysłuchać twoich błagań, nie pociąga
cię ku Nim?
Piotr, mniej więcej dwa lata po przyłączeniu się do Jezusa, był już pewien, że to jest Mesjasz.
Pewnego razu Jezus zadał uczniom pytanie: „Jak ludzie mówią, kim jestem?” Uzyskał różne
odpowiedzi. Następnie zapytał ich: „A wy jak mówicie, kim jestem?” Piotr odparł mocno
przekonany: „Tyś jest Chrystus”. Zapewne zaskoczy cię to, jak wtedy postąpił Jezus. „Stanowczo
im przykazał, aby nikomu (…) [o tym] nie mówili” (Marka 8:27-30; 9:30; Mateusza 12:16).
Dlaczego? Otóż nie chciał, by ludzie opierali swoje wnioski tylko na pogłoskach, skoro był
osobiście obecny wśród nich. Czyż nie jest to logiczne? (Jana 10:24-26). Podobnie nasz Stwórca
pragnie, byśmy Go poznawali dzięki samodzielnej analizie solidnych dowodów. Oczekuje, że swe
przekonania będziemy opierać na faktach (Dzieje 17:27).
Jak sobie łatwo wyobrazić, mimo licznych dowodów na to, że Jezus cieszy się poparciem Stwórcy,
część rodaków nie chciała go uznać. Wielu interesowała przede wszystkim własna pozycja albo
własne cele polityczne, więc ten szczery, pokorny Mesjasz wcale im się nie spodobał. Kiedy służba
publiczna Jezusa zbliżała się ku końcowi, powiedział on: „Jerozolimo, zabijająca proroków i
kamienująca tych, którzy zostali do niej posłani — jakże często chciałem zebrać twoje dzieci
(…)! Ale wyście tego nie chcieli. Oto wasz dom jest wam pozostawiony” (Mateusza 23:37-38).
Zmiana sytuacji tego narodu stanowiła istotny krok na drodze do realizacji zamierzenia Bożego
dotyczącego błogosławienia wszystkim narodom.
Wkrótce potem Piotr i trzej inni apostołowie usłyszeli szczegółowe proroctwo Jezusa o
„zakończeniu systemu rzeczy”.[*] Pierwotne spełnienie tej przepowiedni osiągnęło punkt
kulminacyjny w latach 66-70 n.e., gdy Rzymianie oblegli Jerozolimę i w końcu ją zburzyli. Historia
więc potwierdza, że proroctwo Jezusa się urzeczywistniło. Piotr na własne oczy ujrzał wiele
zapowiedzianych wydarzeń, co znajduje odbicie w dwóch księgach, których jest pisarzem — w
listach 1 i 2 Piotra (1 Piotra 1:13; 4:7; 5:7-8; 2 Piotra 3:1-3,11-12).
* [Proroctwo to zanotowano w 24 rozdziale Ewangelii według Mateusza, w 13 rozdziale Ewangelii
według Marka i w 21 rozdziale Ewangelii według Łukasza.]
Jezus podczas swej służby publicznej był cierpliwy i życzliwy wobec otaczających go Żydów. Bez
wahania jednak potępiał niegodziwość. Podobnie jak Piotr, możemy dzięki temu lepiej zrozumieć
naszego Stwórcę. Apostoł ten oglądał spełnianie się kolejnych szczegółów z proroctwa Jezusa o
„dniach ostatnich”, toteż napisał, by chrześcijanie mieli „wyraźnie w pamięci obecność dnia
Jehowy”. Wyjaśnił ponadto: „Jehowa nie jest powolny w sprawie swej obietnicy, jak to
niektórzy uważają za powolność, lecz jest cierpliwy względem was, ponieważ nie pragnie, żeby
ktokolwiek został zgładzony, ale pragnie, żeby wszyscy doszli do skruchy”. Następnie dodał
słowa otuchy, wspominając o ‘nowych niebiosach i nowej ziemi, w których zamieszka prawość’ (2
Piotra 3:3-13). Czy tak jak Piotr cenimy sobie przymioty Boga, które odzwierciedlał Jezus, i czy
mamy zaufanie do Jego obietnic dotyczących przyszłości?
Być może zaciekawi cię porównanie równoległych doniesień
o uzdrowieniu przez Jezusa teściowej Piotra (Mateusza 8:14-17;
Marka 1:29-31; Łukasza 4:38-39). Łukasz, z zawodu lekarz,
uwzględnił szczegół medyczny: „dręczyła [ją] wysoka gorączka”.
Co pozwoliło Jezusowi uzdrowić tę i inne osoby?
Łukasz potwierdził, że „była z nim moc Jehowy,
by mógł uzdrawiać” (Łukasza 5:17; 6:19; 9:43).
Jezus obmył apostołom stopy, czym ustanowił wzór pokory, którą wysoko ceni Stwórca
Program komputerowy można uwolnić od wirusa; ludzkości potrzebny jest okup złożony przez
Jezusa, aby się wyzbyła odziedziczonej niedoskonałości
Dlaczego Jezus poniósł śmierć?
W ostatni wieczór spędzony z apostołami Jezus spożył razem z nimi specjalny posiłek. Według
zwyczaju przyjętego u Żydów, gospodarz przy takiej okazji dawał wyraz swej gościnności,
obmywając stopy gościom, którzy niejednokrotnie szli w sandałach po zapylonych drogach. Nikt
jednak nie zaproponował czegoś takiego Jezusowi. Dlatego on sam pokornie wstał, wziął ręcznik i
misę, po czym zaczął obmywać stopy apostołom. Kiedy doszedł do Piotra, ten wstydził się przyjąć
od Jezusa tego rodzaju posługę i powiedział: „Przenigdy nie będziesz mi umywał nóg”. Jezus
odparł: „Jeżeli cię nie umyję, nie będziesz miał ze mną żadnego działu”. Wiedział, że wkrótce
ma umrzeć, i dlatego dodał: „Jeżeli więc ja, chociaż jestem Panem i Nauczycielem, umyłem
wam nogi, to wy też powinniście umywać nogi jeden drugiemu. Bo dałem wam wzór, żebyście
i wy czynili tak, jak ja wam uczyniłem” (Jana 13:5-17).
Kilkadziesiąt lat później Piotr wezwał chrześcijan do wzorowania się na Jezusie — nie przez
rytualne obmywanie nóg, ale przez pokorne usługiwanie drugim, bez ‘panoszenia się wśród nich’.
Przykład dany przez Jezusa uświadomił mu również, że „Bóg przeciwstawia się wyniosłym, lecz
pokornych obdarza niezasłużoną życzliwością” (1 Piotra 5:1-5; Psalm 18:35). Nauczył się zresztą
jeszcze więcej.
Po wspomnianej ostatniej wieczerzy Judasz Iskariot, który był apostołem, lecz został złodziejem,
sprowadził gromadę uzbrojonych ludzi, żeby pojmali Jezusa. Piotr nie mógł patrzeć na to
bezczynnie. Dobył miecza i zranił kogoś z tłumu. Jezus napomniał Piotra: „Włóż swój miecz z
powrotem na jego miejsce, bo wszyscy, którzy chwytają za miecz, od miecza zginą”. Potem na
jego oczach dotknął owego człowieka i go uzdrowił (Mateusza 26:47-52; Łukasza 22:49-51). Jasno
stąd wynika, iż stosował się do własnej nauki, by ‘miłować nieprzyjaciół’, a wzorował się w tym na
Ojcu, który „sprawia, że jego słońce wschodzi nad niegodziwymi i dobrymi, on też sprawia, że
deszcz pada na prawych i nieprawych” (Mateusza 5:44-45).
W ciągu owej ciężkiej nocy, żydowski sąd najwyższy pośpiesznie przesłuchał Jezusa. Fałszywie
oskarżono go o bluźnierstwo, stawiono przed namiestnikiem rzymskim, a potem z pogwałceniem
sprawiedliwości skazano na stracenie. Szydzili z niego zarówno Żydzi, jak i Rzymianie. Brutalnie
znęcano się nad nim, a w końcu przybito go do pala. To okrutne traktowanie stanowiło spełnienie
wielu proroctw, zapisanych setki lat wcześniej. Nawet żołnierze, przypatrujący się Jezusowi na palu
męki, przyznali: „Ten na pewno był Synem Bożym” (Mateusza 26:57 do 27:54; Jana 18:12 do
19:37).
Taki rozwój wypadków wręcz narzucał Piotrowi i innym pytanie: Dlaczego Chrystus musiał
umrzeć? Zrozumieli to dopiero później. Przede wszystkim wydarzenia te spełniły proroctwo,
zanotowane w 53 rozdziale Księgi Izajasza, gdzie wskazano, że Chrystus miał udostępnić
wyzwolenie nie tylko Żydom, lecz całej ludzkości. Piotr napisał: „Sam we własnym ciele zaniósł
nasze grzechy na pal, abyśmy skończywszy z grzechami, żyli dla prawości. I ‘Jego pręgami
zostaliście uzdrowieni’” (1 Piotra 2:21-25). Pojął sens pewnej prawdy, którą przedstawił Jezus:
„Syn Człowieczy nie przyszedł po to, by mu usługiwano, lecz by usługiwać i dać swoją duszę
jako okup w zamian za wielu” (Mateusza 20:28). Jezus zatem musiał zrzec się swego prawa do
życia w charakterze doskonałego człowieka, aby tym sposobem wykupić ludzkość z grzesznego
stanu odziedziczonego po Adamie. Na tym polega jedna z podstawowych nauk biblijnych — nauka
o okupie.
Człowiek czynu
Jezus Chrystus nie był biernym odludkiem, lecz zdecydowanym człowiekiem czynu. „Wędrował
wokoło, obchodząc wioski i nauczając”, aby pomagać rzeszom ludzkim, które były „złupione i
porzucone niczym owce bez pasterza” (Marka 6:6; Mateusza 9:36; Łukasza 8:1). W
przeciwieństwie do wielu dzisiejszych majętnych przywódców religijnych, nie gromadził bogactw;
nawet nie miał „gdzie złożyć głowy” (Mateusza 8:20).
Wprawdzie Jezus koncentrował się przede wszystkim na uzdrawianiu i karmieniu pod względem
duchowym, ale nie pomijał też fizycznych potrzeb ludzi. Przywracał zdrowie chorym, kalekim i
opętanym przez demony (Marka 1:32-34). Przy dwóch okazjach nakarmił tysiące pilnych
słuchaczy, gdyż litował się nad nimi (Marka 6:35-44; 8:1-8). Do dokonywania cudów pobudzała go
troska o człowieka (Marka 1:40-42).
Jezus działał zdecydowanie, gdy wypędzał ze świątyni chciwych przekupniów. Obserwatorom
przypomniało to słowa psalmisty: „Gorliwość o twój dom mnie pożre” (Jana 2:14-17). Nie
przebierał w słowach, gdy potępiał obłudnych przywódców religijnych (Mateusza 23:1-39). Nie
ulegał też presji ludzi, mających wpływy polityczne(Mateusza 26:59-64; Jana 18:33-37).
Sam się przekonaj, jak pasjonujące są opisy niestrudzonej służby publicznej Jezusa. Wielu
zasiadających po raz pierwszy do tej lektury zaczyna od krótkiego, lecz dynamicznego
sprawozdania Marka o tym człowieku czynu.
O jaki okup tu chodzi? Spróbujmy ująć to tak: Załóżmy, że masz komputer, ale do któregoś z
zawartych w nim plików ktoś wprowadził wirusa, uszkadzając doskonały skądinąd program.
Obrazuje to, do czego doprowadził Adam, gdy rozmyślnie wypowiedział Bogu posłuszeństwo, czyli
zgrzeszył. Co w naszym przykładzie może się dziać dalej? Wszelkie kopie wspomnianego pliku
będą wadliwe. Jednakże nie wszystko musi być stracone. Za pomocą specjalnego programu możesz
wykryć to groźne uszkodzenie i usunąć je ze swych plików oraz z komputera. Podobnie Adam i
Ewa przekazali ludzkości „wirusa”, czyli grzech, a do wymazania go potrzebna jest nam pomoc z
zewnątrz (Rzymian 5:12). Według Biblii takie oczyszczenie przygotował Bóg przez śmierć Jezusa.
Zrobił to z miłości i dla pożytku każdego z nas (1 Koryntian 15:22).
Docenianie wszystkiego, co uczynił Jezus, pobudziło Piotra do tego, „aby przez resztę swego
czasu w ciele żyć już nie dla pragnień ludzkich, lecz dla woli Bożej”. Dla niego oznaczało to
wystrzeganie się zepsutych obyczajów i niemoralnego trybu życia; podobnie powinno być w
naszym wypadku. Wprawdzie drudzy nieraz próbują rzucać kłody pod nogi temu, kto stara się
spełniać „wolę Bożą”; niemniej przekona się on, że jego życie staje się bogatsze, nabiera sensu (1
Piotra 4:1-3, 7-10, 15-16). Było tak z Piotrem i tak samo może być z nami, jeśli ‘polecimy swą
duszę (a więc swe życie) wiernemu Stwórcy, czyniąc to, co dobre’ (1 Piotra 4:19).
Uczeń, który poznał miłość
Innym uczniem, którego łączyły bliskie stosunki z Jezusem i który dzięki temu może nam pomóc
lepiej poznać Stwórcę, był apostoł Jan. Napisał on Ewangelię oraz trzy listy (1,2 i 3 Jana). W
jednym z nich znajdujemy następującą informację: „Wiemy, że Syn Boży przyszedł i obdarzył
nas zdolnością umysłu, żebyśmy mogli poznać prawdziwego [Stwórcę]. I jesteśmy w jedności z
tym prawdziwym poprzez jego Syna, Jezusa Chrystusa. To jest prawdziwy Bóg i życie
wieczne” (1 Jana 5:20).
Nabycie wiedzy o „prawdziwym” wymagało od Jana zaangażowania „zdolności umysłu”. Czego
dowiedział się o przymiotach Stwórcy? Napisał: „Bóg jest miłością, a kto pozostaje w miłości,
ten pozostaje w jedności z Bogiem”. Dlaczego mógł być tego pewien? „Miłość nie w tym się
przejawia, że my umiłowaliśmy Boga, lecz że on nas umiłował i posłał swego Syna”, aby złożył
za nas ofiarę okupu (1 Jana 4:10,16). Podobnie jak to było u Piotra, również Jana poruszyła miłość
Boża, której wyrazem było przysłanie Syna, by oddał za nas życie.
Przebywając bardzo blisko Jezusa, Jan mógł w pełni poznać jego uczucia. Duże wrażenie wywarło
na nim pewne zdarzenie w Betanii koło Jerozolimy. Jezus nieco wcześniej otrzymał wiadomość o
ciężkiej chorobie swego przyjaciela Łazarza, toteż wybrał się w drogę do Betanii. Kiedy jednak
wraz z apostołami przybył na miejsce, Łazarz co najmniej od czterech dni już nie żył. Jan wiedział,
iż Jezus jest wspierany przez Stwórcę, będącego Źródłem życia ludzkiego. Czy potrafi wskrzesić
Łazarza? (Łukasza 7:11-17; 8:41, 42, 49-56). Do Marty, siostry Łazarza, Jezus rzekł: „Twój brat
wstanie” (Jana 11:1-23).
Potem Jan zobaczył, że na spotkanie Jezusa wyszła druga siostra Łazarza, Maria. Jak zachował się
Jezus? „Westchnął w duchu i się strapił”. Opisując reakcję Jezusa, Jan użył greckiego słowa
(oddanego po polsku przez „westchnął”), które oznacza żałosny głos wyrywający się ze ściśniętego
serca. Zobaczył też, że Jezus się „strapił”, czyli ogromnie zmartwił i zasmucił. Mocno to przeżywał
i nie próbował tego ukrywać; nawet „począł ronić łzy” (Jana 11:30-37). Jak widać, Jezus żywił
głębokie i delikatne uczucia, co pomogło Janowi poznać uczucia Stwórcy. Powinno to pomóc
również nam.
Ponadto Jan wiedział, że uczucia pobudzały Jezusa do konkretnego działania, słyszał go przecież
wołającego: „Łazarzu, wyjdź!” I tak się stało — Łazarz ożył i wyszedł z grobowca. Ileż radości
musiało to sprawić jego siostrom i innym obserwatorom! Wielu z nich uwierzyło wtedy w Jezusa.
Nieprzyjaciele nie mogli zaprzeczyć wskrzeszeniu człowieka, ale gdy wieść o tym zaczęła się
szerzyć, „naradzali się, żeby zabić [Jezusa, a] także Łazarza” (Jana 11:43; 12:9-11).
Jezus pobudził ich do działania
Dzieje Apostolskie zawierają historyczne doniesienie o tym, jak Piotr, Jan i inni dawali świadectwo
o zmartwychwstaniu Jezusa. Sporą część tej księgi wypełniają relacje z wydarzeń, w których
uczestniczył zdolny badacz prawa imieniem Saul, zwany też Pawłem, początkowo gwałtownie
zwalczający chrystianizm. Ukazał mu się zmartwychwstały Jezus (Dzieje 9:1-16). Uzyskawszy
niezaprzeczalny dowód, że Jezus żyje w niebie, Paweł gorliwie świadczył o tym Żydom i nieŻydom, nawet filozofom i ludziom dysponującym władzą. Jego wystąpienia przed takimi
wykształconymi, wpływowymi osobistościami wywierają na czytelniku duże wrażenie (Dzieje
17:1-3,16-34; 26:1-29).
W okresie kilkudziesięciu lat Paweł napisał cały szereg ksiąg, wchodzących w skład tak zwanego
Nowego Testamentu, czyli Chrześcijańskich Pism Greckich. Większość wydań Biblii zawiera spis
treści, a więc wykaz ksiąg, z których czternaście napisał sam Paweł: od Listu do Rzymian aż po
List do Hebrajczyków. Zamieścił w nich mądre wskazówki dla ówczesnych chrześcijan i
przedstawił im pewne głębokie prawdy. Jeszcze cenniejsze są one dla nas, nie mających
bezpośredniego kontaktu z apostołami ani innymi świadkami tego, jak Jezus nauczał, działał oraz
zmartwychwstał. Przekonasz się, że pisma Pawła mogą ci pomóc w życiu rodzinnym, stosunkach ze
współpracownikami bądź sąsiadami oraz w takim ułożeniu sobie życia, by nabrało rzeczywistego
sensu i dawało ci zadowolenie.
Biblia poświadcza, iż Jezus jest ‘dokładnym wyobrażeniem samej istoty Stwórcy’ (Hebrajczyków
1:3). Jego służba publiczna dostarcza mnóstwa dowodów na to, że razem z Ojcem gorąco pragną
naprawić szkody powstałe wskutek chorób i śmierci. A wiąże się to ze wskrzeszeniem nie tylko
tych kilku osób, o których donosi Biblia. Jan zresztą na własne uszy słyszał zapowiedź Jezusa, że
„nadchodzi godzina, w której wszyscy w grobowcach pamięci usłyszą jego głos i wyjdą” (Jana
5:28-29). Zauważmy, iż zamiast użyć zwykłego słowa określającego grób, Jan posłużył się tutaj
wyrazem, przetłumaczonym na „grobowce pamięci”. Dlaczego?
Otóż w grę wchodzi pamięć Boża. Stwórca ogromnego wszechświata z pewnością potrafi zachować
w pamięci wszystkie szczegóły każdego z naszych zmarłych bliskich, łącznie z ich cechami
odziedziczonymi i nabytymi (porównaj Izajasza 40:26). Co więcej, On nie tylko może zapamiętać.
Obaj z Synem chcą tego. W związku ze wspaniałą perspektywą zmartwychwstania wierny Hiob
rzekł o Bogu: „Jeśli krzepki mąż umrze, czyż może znowu żyć? (…) Ty [Jehowo] zawołasz, a ja
ci odpowiem. Zatęsknisz za dziełem swych rąk” (Hioba 14:14-15; Marka 1:40-42). Nasz
cudowny Stwórca jest naprawdę godzien tego, by Mu oddawać cześć!
Zmartwychwstały Jezus toruje drogę do życia mającego sens
Umiłowany uczeń Jezusa, Jan, obserwował go z bliska aż do jego śmierci. Co więcej, opisał
najważniejsze zmartwychwstanie wszech czasów, które stanowi mocną podstawę naszych nadziei
na sensowne i nieprzemijające życie.
Wrogowie Jezusa doprowadzili do tego, że został stracony; przybito go do pala jak pospolitego
przestępcę. Obserwatorzy, a byli wśród nich przywódcy religijni, szydzili z niego, gdy przez długie
godziny cierpiał. Mimo śmiertelnej udręki dostrzegł swoją matkę i mając na myśli Jana, oznajmił:
„Niewiasto, oto twój syn!” Do tego czasu Maria widocznie już owdowiała, a inne jej dzieci jeszcze
nie były uczniami Jezusa.[*] Dlatego powierzył on opiekę nad starzejącą się matką swemu uczniowi
Janowi. Również to było odbiciem sposobu myślenia Stwórcy, który zachęca do dbania o wdowy i
sieroty (Jana 7:5; 19:12-30; Marka 15:16-39; Jakuba 1:27).
[Przynajmniej dwóch jej synów przyłączyło się później do uczniów Jezusa; pozostały po nich
zachęcające listy zachowane w Biblii—Jakuba i Judy.]
Jakże jednak zmarły Jezus miał się wywiązać z roli przewidzianej dla „potomstwa”, za którego
pośrednictwem „na pewno będą sobie błogosławić wszystkie narody ziemi”? (Rodzaju 22:18).
Owego kwietniowego popołudnia 33 roku n.e. Jezus oddał swoje życie, aby stanowiło podstawę
okupu. Jego czuły Ojciec musiał ogromnie cierpieć, przypatrując się męczarniom niewinnego Syna.
Niemniej w ten sposób przygotowany został okup, potrzebny do uwolnienia ludzkości z więzów
grzechu i śmierci (Jana 3:16; 1 Jana 1:7). Utorowano drogę wspaniałemu finałowi.
Ponieważ Jezus Chrystus odgrywa pierwszoplanową rolę w realizacji zamierzeń Bożych, musiał
powrócić do życia. Tak też się stało, a Jan mógł to poświadczyć. Na trzeci dzień po śmierci i
pochowaniu Jezusa niektórzy uczniowie wczesnym rankiem udali się do grobowca. Był pusty.
Zaskoczyło ich to, ale już wkrótce Jezus ukazał się różnym osobom. Maria Magdalena
opowiedziała uczniom: „Widziałam Pana!” Świadectwo jej nie trafiło im do przekonania. Później
zebrali się oni w pewnym zamkniętym pomieszczeniu i Jezus ukazał się ponownie, a nawet z nimi
rozmawiał. W ciągu następnych dni ponad 500 mężczyzn i kobiet stało się naocznymi świadkami
tego, że Jezus naprawdę żyje. Jeżeli ktoś w tamtych czasach miał wątpliwości, mógł wypytać tych
wiarogodnych świadków, a także sprawdzić ich relacje. Chrześcijanie mogli być pewni, że Jezus
został wskrzeszony i żyje jako stworzenie duchowe, podobne do Stwórcy. Dowodów na to było tak
dużo i były tak mocne, iż wielu wolało raczej umrzeć, niż zaprzeczyć zmartwychwstaniu Jezusa
(Jana 20:1-29; Łukasza 24:46-48; 1 Koryntian 15:3-8).
Naoczni świadkowie widzieli, że Jezusa złożono w grobowcu podobnym do tego) i że trzeciego
dnia został wskrzeszony
* [Pewien wysokiej rangi oficer rzymski usłyszał następujące zeznanie Piotra jako naocznego
świadka: „Wiecie, o czym mówiono po całej Judei (…). Jego to wskrzesił Bóg na trzeci dzień i dał,
by on się ujawnił (…). Rozkazał nam też głosić ludowi i dawać dokładne świadectwo, że to on jest
ustanowionym przez Boga sędzią żywych i umarłych” (Dzieje 2:32; 3:15; 10:34-42).]
Apostoł Jan także cierpiał prześladowania za dawanie świadectwa o zmartwychwstaniu Jezusa
(Objawienie 1:9). Ale będąc na zesłaniu, otrzymał niezwykłą nagrodę. Jezus ukazał mu serię wizji,
które jeszcze bardziej przybliżyły nam Stwórcę i za pomocą licznych symboli wyjawiły, co
przyniesie przyszłość. Opis ich można znaleźć w Księdze Objawienia. Jezus Chrystus jest tam
przedstawiony jako zwycięski Król, który wkrótce całkowicie pokona swych nieprzyjaciół. Należy
do nich między innymi śmierć (w istocie wróg każdego z nas) oraz upadłe stworzenie duchowe
zwane Szatanem (Objawienie 6:1-2; 12:7-9; 19:19 do 20:3, 13-14).
Pod koniec tego apokaliptycznego przekazu Jan ujrzał w wizji czasy, gdy ziemia stanie się rajem.
Jakiś głos tak opisywał mające wtedy panować stosunki: „Będzie z nimi [z ludźmi] sam Bóg. I
otrze z ich oczu wszelką łzę, i śmierci już nie będzie ani żałości, ani krzyku, ani bólu już nie
będzie. To, co poprzednie, przeminęło” (Objawienie 21:3-4). W ten sposób, w ramach realizacji
zamierzenia Bożego, zostanie spełniona obietnica, którą Bóg dał Abrahamowi (Rodzaju 12:3;
18:18).
Ludzie będą się wtedy cieszyć „rzeczywistym życiem”, takim, jakie stało otworem przed Adamem,
gdy go stworzono (1 Tymoteusza 6:19). Nie będą już szukać po omacku swego Stwórcy ani
zgadywać, co ich z Nim łączy. Słusznie mógłbyś jednak zapytać: Kiedy do tego dojdzie? I dlaczego
nasz troskliwy Stwórca pozwala, by do tej pory panoszyło się zło i cierpienie? Pytania te będą
przedmiotem naszych następnych rozważań.
Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 10
Jeżeli Stwórca się o nas troszczy, to dlaczego jest tyle cierpień?
ZANIM twój zegarek odmierzy 60 sekund, ponad 30 osób umrze na choroby zakaźne, 11 przegra
walkę z rakiem, a 9 uśmiercą choroby serca. Co gorsza, są to tylko niektóre plagi trapiące ludzi.
Wielu cierpi i rozstaje się z życiem z innych powodów.
W roku 1996, zegar umieszczony w holu nowojorskiej siedziby ONZ każdym tyknięciem
sygnalizował narodziny dziecka w jakiejś ubogiej rodzinie — tykał 47 razy na minutę. Oto inne
unaocznienie: co wieczór, w miarę jak Ziemia obraca się wokół własnej osi, aż 20 procent jej
mieszkańców idzie spać głodnych. A jak wygląda w twojej okolicy statystyka przestępstw?
Musimy spojrzeć faktom w oczy — w otaczającym nas świecie cierpienia są wszechobecne.
Niestety, jak oświadczył były funkcjonariusz policji, „serce wielu z nas nie reaguje na widoczne
wokół przejawy niesprawiedliwości”. Ale wrażenie, że sprawy te nas nie dotyczą, może trwać
najwyżej do chwili, gdy w grę zacznie wchodzić życie nas samych lub kogoś z naszych bliskich. Na
przykład, wczuj się w położenie Masako, która opiekowała się rodzicami chorymi na raka. Tracili
na wadze i jęczeli z bólu, a ją ogarniało poczucie całkowitej bezradności. Pomyśl też o rozpaczliwej
sytuacji Sharady, młodziutkiej Azjatki, która miała zaledwie dziewięć lat, gdy ojciec sprzedał ją za
14 dolarów. Zabrano ją z rodzinnej wioski do jakiegoś miasta za granicą i zmuszano do świadczenia
usług seksualnych sześciu mężczyznom dziennie.
Dlaczego jest tyle cierpień? I dlaczego Stwórca nie kładzie im kresu? Z ich powodu wiele osób
odwraca się od Boga. Podobnie zareagował wspomniany eks-policjant, gdy jego matka padła ofiarą
psychopaty: „Nigdy nie była mi bardziej obca myśl o wszechwładnym, kochającym Bogu,
panującym nad wszechświatem”. Być może i ciebie dręczy pytanie: „Dlaczego?” No właśnie,
dlaczego istnieją cierpienia? Co jest ich przyczyną i czy Stwórca w ogóle się tym interesuje?
Czy przyczyną cierpień jest poprzednie życie?
Miliony mieszkańców naszego globu wierzy, że człowiek cierpi za swą przeszłość — że
teraźniejsze udręki stanowią karę za uczynki popełnione w poprzednim życiu. „Ludzie cierpią,
gdyż podlegają karmanowi, wszyscy bowiem od chwili narodzin dźwigamy ciężkie brzemię
poprzedniego karmanu”.* Pogląd taki głosił Daisetz T.Suzuki, filozof, który na Zachodzie
spopularyzował zen. Usiłując dojść przyczyny ludzkich cierpień, mędrcy hinduscy sformułowali
„prawo karmanu”. Ale czy ich wyjaśnienia są rozsądne i naprawdę zadowalające?
* [Karman to domniemany „wpływ dawniejszych uczynków człowieka na jego przyszłe istnienia,
czyli wcielenia”.]
Wielu wierzy w cykl narodzin i śmierci, podlegający prawu karmanu
Pewna buddyjka wyznała: „Konieczność cierpienia za coś, z czym się urodziłam, ale o czym nic
nie wiem, wydała mi się nonsensem. Musiałam to przyjmować jako swoje przeznaczenie”.
Takie wyjaśnienie przyczyny cierpień wcale jej nie zadowalało. Niewykluczone, że podzielasz
odczucia tej kobiety. Być może w twoim kraju nie wierzy się w reinkarnację, niemniej u podstaw
owej nauki leży pogląd, wyznawany w całym chrześcijaństwie i innych religiach —
przeświadczenie, iż człowiek ma nieśmiertelną duszę, która żyje nawet po śmierci ciała. Właśnie ta
„dusza” ma doznawać cierpień — albo w życiu doczesnym, albo w bycie pośmiertnym.
Poglądy te są bardzo rozpowszechnione, ale czy cokolwiek potwierdza ich prawdziwość? Czy w tak
ważnych kwestiach nie jest mądrzej kierować się tym, co mówi nasz Stwórca? Jak się już
przekonaliśmy, ludzkie wyobrażenia i wierzenia mogą być błędne, natomiast wypowiedzi Boga
zasługują na wiarę.
W poprzednim rozdziale wykazano, iż przyczyną największej z ludzkich tragedii — śmierci — jest
grzech naszych prarodziców. Stwórca ostrzegł Adama: „W dniu, w którym (…) [okażesz
nieposłuszeństwo, czyli zgrzeszysz], z całą pewnością umrzesz” (Rodzaju 2:17; 3:19). Wcale nie
sugerował, jakoby Adam miał nieśmiertelną duszę — był on przecież człowiekiem, czyli mówiąc
językiem biblijnym, był duszą. Gdy więc umarł, umarła dusza zwana Adamem. W tym momencie
utracił wszelką świadomość oraz możliwość doznawania cierpień.
Nasz Stwórca nie krzewi ani nie popiera nauk o karmanie, reinkarnacji czy nieśmiertelnej duszy,
która może doznawać udręk w następnym wcieleniu. Jeśli jednak poznamy konsekwencje grzechu
Adama, to lepiej zrozumiemy, dlaczego istnieją cierpienia.
Nie ma duszy nieśmiertelnej
Biblia uczy, że każdy człowiek jest duszą; w chwili jego śmierci umiera też dusza. W Księdze
Ezechiela 18:4 czytamy: „Dusza, która grzeszy, ta umrze”. Umarli nie mają świadomości i
nigdzie nie żyją. Salomon napisał: „Umarli nie są świadomi niczego” (Kaznodziei 9:5, 10). Ani
Żydzi, ani pierwsi chrześcijanie nie uczyli o nieśmiertelności duszy.
„W S[tarym] T[estamencie] słowo dusza nie oznacza cząstki człowieka, lecz całego człowieka —
człowieka jako żywą istotę. Podobnie w N[owym] T[estamencie] określa ono życie ludzkie (…)
Biblia nie mówi o pośmiertnym bycie niematerialnej duszy” (New Catholic Encyclopedia).
„Nauka o nieśmiertelności duszy i wiara w zmartwychwstanie (…) to dwie zupełnie różne
koncepcje” (teolog Philippe H.Menoud, Dopo la morte: immortalità o resurrezione?).
„Ponieważ człowiek, pojmowany jako całość, jest grzesznikiem, więc w chwili śmierci umiera
całkowicie z ciałem i duszą (całkowita śmierć) (…) Między śmiercią a zmartwychwstaniem
istnieje przepaść” (Evangelischer Erwachsenenkatechismus, Ewagelicki Katechizm dla
dorosłych).
Skąd się wzięły cierpienia?
Trudno jest ogarnąć myślą bezmiar ludzkich udręk, ale w ustaleniu ich źródła może pomóc użycie
właściwego narzędzia. Tak jak dzięki lornetce wyraźniej widzimy odległe przedmioty, tak też dzięki
Biblii możemy dostrzec przyczynę cierpień.
Księga ta przypomina, iż wszystkich ludzi dosięga „czas i nieprzewidziane zdarzenie”
(Kaznodziei 9:11). Na przykład Jezus nawiązał kiedyś do wiadomości o śmierci 18 ludzi, na
których runęła wieża. Zaznaczył, że nie byli oni gorszymi grzesznikami niż inni ludzie (Łukasza
13:1-5). Ucierpieli, gdyż w niewłaściwym czasie znaleźli się w niewłaściwym miejscu. Ale Biblia
nie poprzestaje na tym wyjaśnieniu, podaje bowiem wiarogodne informacje na temat podstawowej
przyczyny cierpień. Czego się z niej dowiadujemy?
Kiedy pierwsi ludzie zgrzeszyli, Boski Sędzia, Jehowa, orzekł, iż utracili prawo do dalszego życia.
Po latach Adam i Ewa rzeczywiście pomarli, a wcześniej doznali wielu udręk. Skutki starzenia się i
chorób, zdobywanie w pocie czoła środków do życia, pełne boleści obserwowanie, jak ich rodzinę
rozbija zazdrość i przemoc — wszystkie te nieszczęścia ściągnęli na siebie sami (Rodzaju 3:16-19;
4:1-12). Warto dobrze zapamiętać, kto przede wszystkim ponosi odpowiedzialność za te cierpienia.
Nasi prarodzice sami je na siebie sprowadzili. Ale dlaczego trwają one po dziś dzień?
Wiele osób nie zgodziłoby się, żeby je uważano za grzeszników, lecz Biblia pomaga ujrzeć tę
sprawę we właściwym świetle, oznajmia bowiem: „Przez jednego człowieka grzech wszedł na
świat, a przez grzech — śmierć, i w taki sposób śmierć rozprzestrzeniła się na wszystkich
ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli” (Rzymian 5:12). Pierwsza para ludzka poniosła
konsekwencje swego szkodliwego postępowania, ale ucierpiało również jej potomstwo (Galatów
6:7). Odziedziczyło niedoskonałość, prowadzącą do śmierci. Niektórym łatwiej jest to zrozumieć,
gdy wezmą pod uwagę naukowo potwierdzony fakt, że dzieci mogą dziedziczyć po rodzicach różne
choroby i wady. Jest tak w wypadku hemofilii, talasemii (niedokrwistości śródziemnomorskiej),
pewnego rodzaju cukrzycy, a nawet choroby wieńcowej i raka piersi. Same dzieci nie są niczemu
winne, mogą jednak cierpieć wskutek odziedziczonej wady.
Nasi genetyczni przodkowie, Adam i Ewa, postanowili odrzucić obraną przez Jehowę formę
sprawowania władzy nad ludzkością.[*] Z historii wiadomo, że w dążeniu do panowania nad
światem ludzie wypróbowali wszelkiego rodzaju ustroje. Niektórzy kierowali się przy tym
szczerymi pobudkami. Ale jak oceniasz wynik rządów człowieka? Czy ulżyły one ludziom w ich
cierpieniach? W znikomym stopniu. Wiele systemów politycznych oraz wojen, wręcz przyczyniło
udręk. Jakieś 3000 lat temu pewien mądry władca oświadczył: „Człowiek panuje nad
człowiekiem ku jego szkodzie” (Kaznodziei 8:9).
* W Księdze Rodzaju 2:17 czytamy, iż Bóg zabronił Adamowi spożywać z drzewa poznania dobra i
zła. W przypisie do tego wersetu w The New Jerusalem Bible (1985) wyjaśniono, że owo poznanie
jest „zdolnością do samodzielnego decydowania o tym, co dobre, a co złe, i odpowiedniego
postępowania, a więc jest to roszczenie sobie prawa do całkowitej niezależności moralnej, na
mocy której człowiek odmawia uznania, iż ma status istoty stworzonej, zob. Iz[ajasza] 5:20.
Pierwszy grzech był atakiem na suwerenną władzę Boga”.
Czy twoim zdaniem dziś sytuacja jest zupełnie inna, lepsza? Większość odpowiedziałaby
przecząco. Mnóstwo mężczyzn, kobiet i dzieci cierpi nie tylko wskutek odziedziczonego grzechu i
niedoskonałości, lecz także z powodu tego, co zrobili oni sami albo inni ludzie. Pomyśl o
przykładach fatalnego obchodzenia się z ziemią, nierzadko podyktowanego chciwością. Ludzie
ponoszą odpowiedzialność za zanieczyszczenie środowiska i ubóstwo, przyczyniają się też do głodu
i epidemii. Nawet niektóre klęski żywiołowe, zwane przez wielu dopustem Bożym, są w
rzeczywistości wynikiem działalności człowieka. Ale istnieje jeszcze inna przyczyna cierpień,
zwykle przeoczana.
Główny sprawca cierpień
Pewna księga biblijna szczególnie wnikliwie wyjaśnia, co jest główną przyczyną cierpień i
dlaczego troskliwy Stwórca do nich dopuszcza. Księga Hioba, bo o niej tu mowa, pomaga usunąć
wszelkie niejasności w tej sprawie. Daje wgląd w dziedzinę niewidzialną, w której się rozegrały
znamienne wydarzenia.
Aleksiej, syn cara Mikołaja II i Aleksandry Fiodorowny, cierpiał na chorobę dziedziczną, jaką jest
hemofilia. Wszyscy odziedziczyliśmy po naszym praojcu, Adamie, niedoskonałość.
Jakieś 3500 lat temu, krótko przed spisaniem przez Mojżesza pierwszych ksiąg biblijnych, na
terenie Półwyspu Arabskiego żył mężczyzna imieniem Hiob. Z Biblii wynika, że był człowiekiem
prostolinijnym i życzliwym i że cieszył się powszechnym szacunkiem. Posiadał ogromny dobytek
w postaci licznych trzód i uchodził za „najzamożniejszego ze wszystkich mieszkańców
Wschodu”. Miał też szczęśliwą rodzinę — żonę, siedmiu synów i trzy córki (Hioba 1:1-3; 29:7-9,
12-16). Pewnego dnia przybiegł doń posłaniec i powiedział, że oddział najeźdźców uprowadził jego
bydło. Po chwili inny doniósł o stracie owiec. Potem Chaldejczycy zabrali mu 3000 wielbłądów i
zabili wszystkich sług z wyjątkiem jednego. W końcu przyszła najgorsza wiadomość: niezwykle
silny wiatr zburzył dom jego pierworodnego syna i uśmiercił zebrane tam wszystkie dzieci Hioba.
Czy w obliczu takich cierpień zaczął obwiniać Boga? Jak byś się czuł na jego miejscu? (Hioba
1:13-19).
Niestety, Hioba czekały jeszcze inne nieszczęścia. Zapadł na jakąś straszną chorobę, w wyniku
której został obsypany złośliwymi wrzodami.[*] W końcu był już w tak ciężkim stanie i budził taką
odrazę, że jego żona zaczęła winić Boga. Rzekła: „Przeklnij Boga i umrzyj!” Hiob nie wiedział,
dlaczego cierpi, ale nie zamierzał oskarżać o to Boga. Biblia oznajmia: „W tym wszystkim Hiob
nie zgrzeszył swymi wargami” (Hioba 2:6-10).
* [Inne wersety uzupełniają obraz cierpień Hioba: na jego ciele pojawiły się robaki, skóra pokryła
się strupami, a oddech stał się wstrętny. Hiob czuł dotkliwy ból; skóra mu sczerniała i zaczęła
odpadać (Hioba 7:5; 19:17; 30:17, 30).]
Usłyszawszy o udrękach Hioba, przybyło do niego trzech znajomych. „Gdzież to zostali wytępieni
prostolinijni?” — zapytał Elifaz, wychodząc z założenia, że Hiob musiał się dopuścić jakiejś
niegodziwości (Hioba, rozdziały 4 i 5). Oskarżył go o skryte grzechy, a nawet o to, że odmówił
chleba potrzebującym i że uciskał wdowy oraz sieroty (Hioba, rozdziały 15 i 22). Dwóch innych
obłudnych pocieszycieli też strofowało Hioba, jak gdyby ponosił odpowiedzialność za swe udręki.
Czy mieli rację? Nic podobnego.
Księga Hioba pomaga nam rozpoznać podstawową przyczynę jego cierpień i zrozumieć, dlaczego
Bóg do nich dopuścił. Rozdziały 1 i 2 wyjawiają, co krótko przedtem wydarzyło się w
niewidzialnych niebiosach, w dziedzinie duchowej. Zbuntowane stworzenie zwane Szatanem*
stanęło wraz z innymi duchami przed obliczem Boga. Reagując na wzmiankę o nienagannej
postawie Hioba, Szatan rzucił wyzwanie: „Czyż za nic Hiob boi się Boga? (…) Dla odmiany
wyciągnij, proszę, swą rękę i dotknij wszystkiego, co ma, i zobacz, czy nie będzie cię przeklinał
prosto w twarz” (Hioba 1:9-12).
* [Rolę Szatana Diabła w grzechu Adama i Ewy omówiono w rozdziale siódmym]
Innymi słowy, Szatan zarzucił Bogu przekupywanie Hioba. Ten zuchwały duch twierdził, że gdyby
Hiob został pozbawiony bogactwa i zdrowia, przekląłby Jehowę. W gruncie rzeczy Szatan
utrzymywał, iż w obliczu cierpień żaden człowiek nie wytrwałby w miłości i lojalności wobec
Boga. Wyzwanie to objęło wszystkich i miało trwałe następstwa. Kwestie podniesione przez
Szatana wymagały rozstrzygnięcia. Bóg pozwolił mu więc wystąpić przeciwko Hiobowi i Szatan
sprowadził na niego najróżniejsze cierpienia.
Czy to naprawdę tak długo?
Ktoś mógłby powiedzieć, iż 1600 lat cierpień od czasów Hioba do Jezusa to bardzo długo.
Człowiekowi nawet 100 lat czekania na położenie kresu udrękom ciągnęłoby się w nieskończoność.
Musimy jednak zdać sobie sprawę, że podstawowe kwestie podniesione przez Szatana naraziły na
szwank dobre imię Stwórcy. Z punktu widzenia Boga, dopuszczone przezeń cierpienia i zło trwają
stosunkowo krótko. Dla Niego, „Króla Wieczności”, ‘tysiąc lat jest zaledwie jak dzień wczorajszy,
który przeminął’ (1 Tymoteusza 1:17; Psalm 90:4). Ludzie nagrodzeni wiecznotrwałym życiem też
uznają, że okres dziejów, w którym istniały cierpienia, był stosunkowo krótki.
Punkt zwrotny w dziejach
„Gdy się spojrzy z dzisiejszej perspektywy, widać wyraźnie, że wybuch I wojny światowej
zapoczątkował dwudziestowieczny ‘czas udręki’ — jak to nazwał obrazowo brytyjski historyk
Arnold Toynbee — z którego nasza cywilizacja ciągle jeszcze się nie wydźwignęła” (Edmond
Taylor, The Fall of the Dynasties).
„Właśnie rok 1914, a nie rok Hirosimy, stanowi w naszych czasach punkt zwrotny, gdyż teraz
już widać, że (…) I wojna światowa rozpoczęła erę burzliwej transformacji, którą z trudem
przechodzimy” (dr René Albrecht-Carrie, Barnard College).
„W roku 1914 świat utracił spójność i już nigdy nie zdołał jej odzyskać. (…) Są to czasy
niezwykłego zamętu i gwałtu, zarówno w poszczególnych krajach, jak i na arenie
międzynarodowej” (The Economist).
Rzecz jasna Hiob nie wiedział — i nie mógł wiedzieć — o wszechświatowej kwestii spornej
podniesionej w niebiosach. A Szatan tak manewrował sprawami, by Hiob odniósł wrażenie, że to
Bóg zsyła na niego nieszczęścia. Na przykład gdy piorun uśmiercił jego owce, ocalały sługa
oświadczył, iż dokonał tego „ogień Boży”. Chociaż Hiob nie wiedział, dlaczego to wszystko się
dzieje, nie przeklął Jehowy Boga ani się od Niego nie odwrócił (Hioba 1:16, 19, 21).
Analiza okoliczności, związanych z przeżyciami Hioba, pomaga dostrzec kwestię sporną: Czy,
mimo doznawanych cierpień, ludzie będą służyć Jehowie z miłości? Hiob przyczynił się do
udzielenia odpowiedzi na to pytanie. Jedynie prawdziwa miłość do Jehowy mogła skłonić
człowieka do zachowania wierności wobec Niego i Hiob właśnie to uczynił. Cóż za wymowne
świadectwo przeciwko fałszywym zarzutom Szatana! Ale cała sprawa nie zaczęła się ani nie
skończyła na Hiobie; rozciągnęła się na wiele stuleci. Dotyczy przy tym każdego z nas.
Jak reaguje wiele osób, widząc lub przeżywając cierpienia — bez względu na ich przyczynę?
Ludzie tacy mogą nie być świadomi kwestii podniesionych za dni Hioba, a nawet nie wierzyć w
istnienie Szatana. Często więc wątpią, czy istnieje Stwórca, albo obwiniają Go o te udręki. A jakie
jest twoje zdanie? Czy na podstawie tego, co już o Nim wiesz, nie zgodziłbyś się z wypowiedzią
pisarza biblijnego, Jakuba? Mimo istnienia cierpień dał on wyraz następującemu przekonaniu:
„Niech nikt, kto jest doświadczany, nie mówi: ‘Przez Boga jestem doświadczany’. Bóg bowiem
nie może być doświadczany przez coś złego ani sam nikogo nie doświadcza” (Jakuba 1:13).
W wyrobieniu sobie właściwego poglądu na tę sprawę pomoże nam rozważenie przykładu Jezusa.
Jak wiadomo, zaskarbił on sobie szacunek swą wnikliwością, wiedzą i umiejętnością nauczania. Co
sądził o Szatanie i o cierpieniach? Był pewien, że ktoś taki istnieje i potrafi sprowadzać udręki.
Szatan, który próbował podkopać nieskazitelną lojalność Hioba, jawnie usiłował osiągnąć ten cel
również w wypadku Jezusa. Świadczy to nie tylko o tym, iż jest kimś realnym, lecz także o tym, iż
zarzut podniesiony przez niego za dni Hioba nic nie stracił na aktualności. Jezus, podobnie jak
Hiob, dowiódł swej wierności wobec Stwórcy, wyrzekając się bogactw i władzy oraz godząc się na
fizyczne cierpienia i śmierć na palu męki. Jak wynika z jego przykładu, Bóg w dalszym ciągu dawał
ludziom sposobność wykazywania, iż mimo przeżywanych trudności pozostaną wobec Niego
lojalni (Łukasza 4:1-13; 8:27-34; 11:14-22; Jana 19:1-30).
Dlaczego musiało minąć tyle czasu
Aby zrozumieć, dlaczego ludzie doznają cierpień, musimy sobie uświadomić, że ich przyczyną
bywają wypadki, nasze grzeszne skłonności, niewłaściwe obchodzenie się człowieka z ziemią czy
wreszcie sam Szatan Diabeł. Nie wystarczy jednak znać te powody. Osoba przeżywająca udręki
może poczuć się tak, jak starożytny prorok Habakuk, który rzekł: „Jak długo, Jehowo, mam
wzywać pomocy, a ty nie wysłuchujesz? Jak długo będę wołać do ciebie o wsparcie wobec
przemocy, a ty nie wybawiasz? Czemuż to ukazujesz mi krzywdę i patrzysz na niedolę? I
dlaczego jest przede mną złupienie oraz przemoc i dochodzi do kłótni, i toczy się spór?”
(Habakuka 1:2-3). No właśnie, dlaczego Jehowa ‘patrzy na niedolę’, lecz nie podejmuje
widocznych działań? Jest przecież Bogiem Wszechmocnym i miłuje sprawiedliwość, może zatem
położyć kres cierpieniom. Kiedy więc tego dokona?
Jak już wspomniano, gdy pierwsza para ludzka postanowiła się całkowicie uniezależnić, Stwórca
był pewien, że część jej potomstwa obierze inną drogę. Jehowa mądrze pozwolił, by minęło sporo
czasu. Dlaczego? Otóż pragnął wykazać, że rządzenie się bez uwzględniania Stwórcy prowadzi
tylko do niedoli, natomiast życie w zgodzie z Nim jest słuszne i zapewnia szczęście.
Przez cały ten czas Bóg dbał o to, by ziemia była całkiem przyjemnym mieszkaniem. Apostoł
Paweł wyjaśnił: „Za minionych pokoleń pozwalał on wszystkim narodom, by chodziły
własnymi drogami, choć przecież nie pozostał bez świadectwa, gdyż czynił dobro, dając wam
deszcze z nieba oraz pory urodzajne, napełniając wasze serca pokarmem i weselem” (Dzieje
14:16-17). A zatem Stwórca nie sprowadza cierpień, lecz tylko do nich dopuszcza, by rozstrzygnąć
kwestie o doniosłym znaczeniu.
Wprawdzie Stwórca dopuszcza cierpienia, zarazem jednak daje ludziom wiele powodów do radości
Kiedy nadejdzie ulga?
Wzmaganie się cierpień stanowi w gruncie rzeczy sygnał, że zbliża się ich kres. Dlaczego można
tak powiedzieć? Biblia wyjawia, co się za dni Hioba wydarzyło w dziedzinie niewidzialnej, i podaje
podobne informacje dotyczące naszych czasów. Ostatnia jej księga, Objawienie, kieruje uwagę na
bitwę stoczoną w niebiosach. Jaki był jej wynik? Szatan wraz z hordami demonów ‘został zrzucony
na ziemię’. W dalszej części tej relacji czytamy: „Dlatego weselcie się niebiosa i wy, którzy w
nich przebywacie! Biada ziemi i morzu, ponieważ zstąpił do was Diabeł, pałając wielkim
gniewem, bo wie, że mało ma czasu” (Objawienie 12:7-12).
Wnikliwa analiza proroctw biblijnych prowadzi do wniosku, iż wydarzenie to rozegrało się w XX
stuleciu. Jak ci zapewne wiadomo, wybitni historycy przyznają, że rok 1914, w którym wybuchła I
wojna światowa, stanowił punkt zwrotny w dziejach. Od tamtej pory nasilają się cierpienia i
nieszczęścia. Na ten sam okres wskazał Jezus, gdy najbliżsi uczniowie zapytali go o ‘znak jego
obecności oraz zakończenia systemu rzeczy’. Odpowiedział im: „Powstanie naród przeciw
narodowi i królestwo przeciw królestwu; będą też wielkie trzęsienia ziemi, a w jednym
miejscu po drugim zarazy i niedobory żywności; i będą straszne widoki, a z nieba wielkie
znaki” (Mateusza 24:3-14; Łukasza 21:5-19). Słowa te, zwiastujące ogromne udręki, spełniają się
w pełnym zakresie po raz pierwszy w historii.*
* [Omówienie tego proroctwa zawiera rozdział 11 książki Wiedza, która prowadzi do życia
wiecznego, wydanej przez Towarzystwo Strażnica.]
Czy możliwe jest wskrzeszenie osoby?
Neurolog Richard M.Restak wypowiedział się na temat mózgu ludzkiego i neuronów. „Całe nasze
jestestwo oraz wszystko, czego dokonaliśmy, mógłby odczytać obserwator zdolny do
rozszyfrowania połączeń i obwodów, które się wytworzyły pomiędzy 50 miliardami naszych
komórek nerwowych”. Skoro tak, to czy nasz kochający Stwórca nie zdoła odtworzyć dowolnej
osoby na podstawie posiadanych o niej informacji?
Twoje synapsy są policzone
Jezus oświadczył: „Nawet wasze włosy na głowie wszystkie są policzone” (Mateusza 10:29-31).
A co wiadomo o korze mózgowej? Tworzące ją komórki nerwowe (neurony) są tak małe, że można
je obserwować tylko pod silnym mikroskopem. Wyobraźmy więc sobie, jak trudno jest policzyć nie
same neurony, lecz znacznie mniejsze styki między nimi (synapsy) — niektóre neurony mają ich do
250 000.
Doktor Peter Huttenlocher, korzystając z mikroskopu elektronowego, pierwszy określił liczbę
synaps w próbkach pobranych z ciał płodów, a także zmarłych niemowląt oraz osób w podeszłym
wieku. Co ciekawe, wszystkie te próbki, wielkości główki od szpilki, zawierały mniej więcej tyle
samo neuronów — około 70 000.
Następnie dr Huttenlocher zaczął liczyć styki między neuronami w tak maleńkich próbkach. Płód
miał 124 miliony synaps, noworodek 253 miliony, a ośmiomiesięczne dziecko — aż 572 miliony.
Doktor Huttenlocher stwierdził, że u starszych dzieci liczba synaps stopniowo spadała.
Wyniki te zasługują na uwagę ze względu na to, co Biblia mówi o zmartwychwstaniu (Jana 5:2829). W całym mózgu dorosłego człowieka jest około biliarda (1 z 15 zerami) synaps. Czy Stwórca
potrafi nie tylko je policzyć, ale też odtworzyć?
Jak podaje The World Book Encyclopedia, liczba gwiazd we wszechświecie przekracza 200
trylionów, czyli 2 z 20 zerami. Stwórca wie, jak się nazywa każda z nich (Izajasza 40:26). Bez trudu
więc może sobie przypomnieć i odtworzyć połączenia neuronalne, związane ze wspomnieniami i
uczuciami ludzi, których postanowi wskrzesić.
Biblia zapowiada, iż wspomniane wydarzenia poprzedzą „wielki ucisk, jakiego nie było od
początku świata aż dotąd i już nigdy więcej nie będzie” (Mateusza 24:21). Wtedy Bóg
ostatecznie zaingeruje w sprawy człowieka. Położy kres niegodziwemu systemowi rzeczy, który od
stuleci przyczyniał ludziom cierpień. Nie chodzi jednak o „koniec świata”, o nuklearny holocaust
oznaczający zagładę ludzkości. Słowo Boże zapewnia nas, że niektórzy ludzie ocaleją z tego
ucisku. Przeżyje go „wielka rzesza (…) ze wszystkich narodów i plemion, i ludów, i języków”
(Objawienie 7:9-15).
Dla uzyskania pełnego obrazu sprawy, rozważmy, co według Biblii wydarzy się później:
Przywrócony zostanie raj, w którym zgodnie z pierwotnym zamierzeniem Bożym ma mieszkać
rodzaj ludzki (Łukasza 23:43). Nie zobaczysz tam bezdomnych. Izajasz napisał: „‘I pobudują
domy, i będą w nich mieszkać; zasadzą winnice i będą spożywać ich owoce. (…) Bo dni mego
ludu będą jak dni drzewa; i moi wybrani będą w pełni korzystać z dzieła swoich rąk. Nie będą
się mozolić na darmo ani rodzić na niepokój, gdyż są potomstwem złożonym z
błogosławionych przez Jehowę, a wraz z nimi ich potomkowie. (…) Wilk i jagnię będą się paść
razem, a lew będzie jadł słomę tak jak byk (…). Nie będą wyrządzać szkody ani rujnować na
całej mojej świętej górze’ — powiedział Jehowa” (Izajasza 65:21-25).
A co z cierpieniami pojedynczych osób? Nie będzie wojen, przemocy ani przestępczości (Psalm
46:8-9; Przysłów 2:22; Iząjasza 2:4). Dzięki naszemu Twórcy i Życiodawcy, posłuszni ludzie będą
się cieszyć doskonałym zdrowiem (Iząjasza 25:8; 33:24). Skończą się klęski głodu, gdyż ziemią
odzyska równowagę ekologiczną i zapewni obfitość pożywienia (Psalm 72:16). Istniejące dziś
przyczyny cierpień będą należały do przeszłości (Iząjasza 14:7).
Z całą pewnością jest to najlepsza ze wszystkich nowin. Ale niektórzy mogliby jeszcze wskazywać
na dwie ciemne chmury. Po pierwsze, radość ze wspomnianych błogosławieństw nie byłaby pełna,
gdyby człowiek musiał się spodziewać nieuchronnej śmierci po przeżyciu zaledwie 70 czy 80 lat. A
po drugie, czy nie odczuwałby smutku na myśl o najbliższych, którzy zmarli, zanim Stwórca
położył kres ludzkim cierpieniom? Jak to zostanie rozwiązane?
Usunięcie największego cierpienia
Stwórca wie, jak temu zaradzić. To On uczynił wszechświat i stworzył ludzi na Ziemi. Potrafi
dokonać rzeczy, które zupełnie przerastają nasze możliwości, jak również takich, które człowiek
dopiero zaczyna uważać zą możliwe. Rozważmy chociaż dwa przykłady.
■ Drzemie w nas możliwość życia wiecznego.
Biblia wyraźnie mówi, że Bóg obiecuje nam życie wieczne (Jana 3:16; 17:3). Zdaniem dra
Michaela Fossela, który badał geny komórek ludzkich, jakość męskich komórek rozrodczych nie
pogarsza się z wiekiem, toteż „posiadane przez nas geny, prawidłowo odczytywane, mogłyby
zapobiec starzeniu się naszych komórek”. Harmonizuje to z faktem podkreślonym w rozdział 4
— obecnie w ciągu całego życia jedynie w niewielkim stopniu wykorzystujemy zdolności naszego
mózgu, który najwyraźniej został zaprojektowany z myślą o bezkresnym funkcjonowaniu. Są to
oczywiście tylko dodatkowe argumenty, wspierające bezpośrednią zapowiedź podaną w Biblii:
Jehowa umożliwi nam życie wieczne, wolne od cierpień. W ostatniej księdze biblijnej obiecał, iż
„otrze z ich oczu wszelką łzę, i śmierci już nie będzie ani żałości, ani krzyku, ani bólu już nie
będzie” (Objawienie 21:4).
■ Stwórca potrafi pomóc komuś, kto cierpiał i zmarł — może go wskrzesić, czyli przywrócić
do życia.
Jednym ze zmartwychwstałych był Łazarz (Jana 11:17-45; patrz rozdział 9). Profesor Donald
MacKay posłużył się przykładem komputera. Jak wyjaśnił, zniszczenie komputera nie musi
oznaczać ostatecznego końca programu, który w nim działał. Te same instrukcje i równania można
wpisać do nowego komputera i uruchomić na nim ten sam program — „jeśli matematyk będzie
sobie tego życzył”. Następnie profesor oświadczył: „Wydaje się, że mechanistyczna teoria
funkcjonowania mózgu miałaby równie mało zastrzeżeń co do [biblijnej] nadziei na życie
wieczne, (…) uwypuklającej znaczenie zmartwychwstania”. Po śmierci człowieka Stwórca
mógłby później przywrócić mu życie, jak to uczynił z Jezusem, a Jezus z Łazarzem. Profesor
MacKay wysnuł wniosek, iż śmierć nie stanowi przeszkody, uniemożliwiającej przywrócenie
człowieka do życia w nowym ciele, „jeśli Stwórca będzie sobie tego życzył”.
Ostateczne rozwiązanie omawianego problemu spoczywa zatem w rękach Stwórcy. Jedynie On
potrafi całkowicie usunąć cierpienia, zniweczyć skutki grzechu i pokonać śmierć. Jezus Chrystus
powiedział swym uczniom, jakie niezwykłe wydarzenie przyniesie przyszłość: „Nadchodzi
godzina, w której wszyscy w grobowcach pamięci usłyszą jego glos i wyjdą” (Jana 5:28-29).
Pomyśl tylko: Najwyższy Władca wszechświata chce i potrafi przywrócić do życia tych, których
ma w swej pamięci! Da im sposobność wykazania, iż są godni otrzymania „rzeczywistego życia” (1
Tymoteusza 6:19; Dzieje 24:15).
Czy jednak, oczekując ostatecznego usunięcia ludzkich cierpień, nie powinniśmy już teraz czegoś
czynić? I czy nasze życie nie nabrałoby dzięki temu głębszego sensu? Zbadajmy to bliżej.
Czy istnieje Stwórca, który się o ciebie troszczy? — rozdział 11
Na zawsze nadaj swemu życiu głębszy sens
BEZ WZGLĘDU na to, gdzie przyszło nam mieszkać, słyszymy o odkryciach naukowych. Różni
uczeni, na przykład biolodzy czy oceanografowie, ciągle pogłębiają wiedzę człowieka o naszej
planecie i o istniejącym na niej życiu. Astronomowie i fizycy sięgają w drugą stronę i coraz więcej
dowiadują się o Układzie Słonecznym, gwiazdach, a nawet dalekich galaktykach. Do jakiego
wniosku prowadzą te informacje?
Wiele trzeźwo myślących osób zgadza się ze słowami starożytnego króla Dawida: „Niebiosa
oznajmiają chwałę Boga, a o dziele jego rąk opowiada przestworze” (Psalm 19:1). Niektórzy
mogą co prawda zaoponować lub powiedzieć, iż nie mają co do tego pewności. Czy jednak po
rozważeniu dowodów, przedstawionych w niniejszej książce, nie dostrzegasz wystarczającej
podstawy do wiary w istnienie Stwórcy — Praprzyczyny wszechświata i naszego życia?
Bóg — w jakim znaczeniu?
„Uczeni i inni często posługują się słowem ‘Bóg’ na oznaczenie czegoś tak abstrakcyjnego i
oddalonego od naszych spraw, że trudno takiego Boga odróżnić od praw natury” — nadmienił
Steven Weinberg, uhonorowany Nagrodą Nobla za badanie oddziaływań między cząstkami
elementarnymi. Powiedział też:
„Wydaje mi się, że jeśli słowo ‘Bóg’ ma pozostać użyteczne, powinno oznaczać Boga
zaangażowanego, twórcę i prawodawcę, który ustanowił nie tylko prawa natury, ale również
kryteria dobra i zła, pewną osobowość, która jest zainteresowana naszymi działaniami, a
mówiąc krótko, kogoś, kogo możemy wielbić. To właśnie taki Bóg miał dla ludzi znaczenie w
całej historii” (Sen o teorii ostatecznej, tłumaczył Piotr Amsterdamski).
Apostoł Paweł oświadczył: „Ludzie nie mogą twierdzić, że nie wiedzą o Bogu. Od początku
świata mogli widzieć, jaki jest Bóg, na podstawie wszystkiego, co uczynił. Stanowi to przejaw
Jego mocy, która trwa wiecznie. Ukazuje, że On jest Bogiem” (Rzymian 1:20, Holy Bible —
New Life Version). Dzięki faktom, omówionym w rozdziałach o stwarzaniu, możemy „widzieć,
jaki jest Bóg”, czyli pojąć „jego niewidzialne przymioty” (Przekład Nowego Świata). Niemniej
uznanie, iż świat materialny dowodzi istnienia Stwórcy, nie powinno być celem samym w sobie.
Dlaczego?
Wielu uczonych z zapałem bada wszechświat, lecz mimo to odczuwa pustkę, brak trwałego celu.
Na przykład fizyk Steven Weinberg napisał: „Im bardziej Wszechświat wydaje się zrozumiały,
tym bardziej wydaje się pozbawiony celu” (tłumaczył Aleksander Blum). A w czasopiśmie
Science tak przedstawiono poglądy astronoma Alana Dresslera: „Gdy uczeni mówią, że
kosmologia odsłania przed nami ‘umysł’ lub ‘pismo’ Boga, wiążą Bóstwo z czymś, co w
rzeczywistości może stanowić mniej ważny aspekt wszechświata — z jego budową fizyczną”.
Dressler zaznaczył, że o wiele ważniejszy jest sens istnienia człowieka. „Ludzie odrzucili
odwieczną wiarę w to, iż człowiek znajduje się w fizycznym centrum [fizycznego]
wszechświata, muszą jednak wrócić do wiary w to, iż jesteśmy najważniejsi”.
Rzeczywiście, każdy z nas powinien być żywo zainteresowany sensem naszej egzystencji. Samo
przyznawanie, że Stwórca, Mistrzowski Projektant, istnieje i że jesteśmy od Niego zależni, nie
uczyni naszego życia bardziej sensownym — zwłaszcza iż wydaje się ono tak krótkie. Wielu
podziela pogląd, wyrażony przez króla Makbeta w jednej ze sztuk Williama Szekspira:
„Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
Nędznym aktorem, który swoją rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie
W nicość przepada — powieścią idioty,
Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą”
(Makbet, akt V, scena V, tłumaczył J.Paszkowski).
Ludzie we wszystkich zakątkach świata mogą się zgadzać z tymi słowami, kiedy jednak sami stają
w obliczu jakiegoś niebezpieczeństwa, nierzadko błagają Boga o pomoc. Dawno temu mądry
człowiek imieniem Elihu rzekł: „Wskutek mnóstwa ucisków wołają o pomoc; wołają o pomoc
(…) Nikt jednak nie powiedział: ‘Gdzie jest Bóg, mój Wspaniały Twórca?’ (…) On uczy nas
więcej niż zwierzęta ziemi i czyni nas mędrszymi od latających stworzeń niebios” (Hioba 35:911).
Ze słów Elihu wynika, że my, ludzie, nie jesteśmy najważniejsi. Najważniejszy jest nasz Wspaniały
Stwórca, toteż prawdziwy sens naszego istnienia ma ścisły związek właśnie z Nim i od Niego jest
zależny. Aby znaleźć ów sens i płynącą zeń głęboką satysfakcję, musimy poznać Stwórcę i
dostosować swe życie do Jego woli.
Trzeba się zwrócić do Stwórcy
Mojżesz rozumiał, że bez względu na to, jak długo żyjemy, prawdziwy sens życia ma ścisły
związek ze Stwórcą
Postąpił tak Mojżesz, który realistycznie przyznał: „Samych w sobie dni naszych lat jest lat
siedemdziesiąt; a jeśli dzięki szczególnej sile jest lat osiemdziesiąt, i tak zmierzają do niedoli
oraz rzeczy szkodliwych”. Świadomość tego nie pogrążyła go w otchłani smutku i pesymizmu;
pomogła mu raczej docenić wartość zwrócenia się do Stwórcy. Mojżesz prosił w modlitwie: „Pokaż
nam, jak liczyć nasze dni w taki sposób, byśmy mogli uzyskać serce mądre. Nasyć nas z rana
swą lojalną życzliwością, abyśmy wykrzykiwali radośnie i weselili się przez wszystkie swoje
dni. Niech też spoczywa na nas to, co jest rozkoszą Jehowy, naszego Boga” (Psalm 90:10, 12,
14, 17).
‘Nasyceni z rana’. ‘Weselący się przez wszystkie swoje dni’. ‘Spoczywa na nas to, co jest rozkoszą
Boga’. Czy takie sformułowania nie nasuwają myśli o znalezieniu sensu życia — sensu, który
umyka ogółowi ludzi?
Uczynimy wielki krok w tym kierunku, jeśli uzmysłowimy sobie naszą pozycję względem Stwórcy.
Do pewnego stopnia może nam w tym pomóc pogłębiająca się wiedza o wszechświecie. Dawid
pytał: „Gdy widzę twe niebiosa, dzieła twoich palców, księżyc i gwiazdy, któreś ty przygotował,
czymże jest śmiertelnik, że o nim pamiętasz, i syn ziemskiego człowieka, że się o niego
troszczysz?” (Psalm 8:3-4).
Nie wystarczy przyznać, że Jehowa stworzył Słońce, Księżyc i gwiazdy, a potem napełnił Ziemię
obfitością form ożywionych i wyposażył ją we wszystko, co niezbędne do życia (Nehemiasza 9:6;
Psalm 24:2; Izajasza 40:26; Jeremiasza 10:10, 12). Jak to już wcześniej wyjaśniono, Jego
niezrównane imię wskazuje, iż jest On Bogiem podejmującym zamierzenia, jedynym, który potrafi
całkowicie urzeczywistnić swą wolę.
Izajasz napisał: „On, prawdziwy Bóg, Ten, który ukształtował ziemię i który ją uczynił, który
ją mocno ugruntował, który nie stworzył jej po prostu na nic, który ukształtował ją po to,
żeby była zamieszkana”. Następnie przytoczył słowa samego Jehowy: „Jam jest Jehowa i nie ma
nikogo innego” (Izajasza 45:18). A Paweł rzekł później o współchrześcijanach: „Jesteśmy bowiem
jego dziełem, stworzeni w jedności z Chrystusem Jezusem do dobrych uczynków”.
Najważniejszym z tych „dobrych uczynków” jest oznajmianie „wielce różnorodnej mądrości
Boga, zgodnie z [Jego] wiekuistym zamierzeniem” (Efezjan 2:10; 3:8-11). Możemy więc i
powinniśmy utrzymywać więź ze Stwórcą oraz poznawać i popierać Jego zamierzenie (Psalm 95:36).
Świadomość istnienia kochającego, troskliwego Stwórcy powinna pobudzać nas do działania.
Rozważmy na przykład jej związek ze sposobem, w jaki traktujemy drugich. „Kto oszukuje
maluczkiego, znieważa jego Twórcę, lecz wychwala Go ten, kto okazuje łaskę biednemu”.
„Czyż nie stworzył nas jeden Bóg? Czemuż to wobec siebie nawzajem postępujemy
zdradziecko?” (Przysłów 14:31; Malachiasza 2:10). A zatem świadomość, że istnieje troskliwy
Stwórca, powinna nas skłaniać do okazywania większej troski o inne Jego stworzenia.
Nie jesteśmy w tej sprawie zdani na własne siły. Możemy liczyć na pomoc Stwórcy. Wprawdzie
Jehowa nie powołuje teraz do istnienia nowych ziemskich stworzeń, można jednak powiedzieć, iż
w dalszym ciągu tworzy pod innym względem. Aktywnie i skutecznie pomaga ludziom
zabiegającym o Jego kierownictwo. Gdy Dawid popełnił grzech, prosił: „Serce czyste stwórz we
mnie, Boże, i w moim wnętrzu umieść ducha nowego, niezłomnego” (Psalm 51:10; 124:8).
Biblia każe chrześcijanom „odrzucić starą osobowość”, ukształtowaną przez otaczający ich świat,
i „przyoblec się w nową osobowość, stworzoną według woli Bożej” (Efezjan 4:22-24). A zatem
Jehowa może stworzyć w ludziach nowe symboliczne serce, pomagając im ukształtować
osobowość odzwierciedlającą Jego przymioty.
Ale to dopiero pierwsze kroki. Musimy pójść dalej. Paweł oświadczył wykształconym Ateńczykom:
„Bóg, który uczynił świat i wszystko, co na nim, (…) ustanowił wyznaczone czasy (…) , aby
[ludzie] poszukiwali Boga, czy by nie mogli go niejako namacać i rzeczywiście znaleźć, choć
właściwie nie jest on daleko od nikogo z nas” (Dzieje 17:24-27).
Sens życia ma ścisły związek z wiedzą
Z naszych rozważań wyraźnie wynika, że Stwórca szczodrze udziela informacji za pośrednictwem
swych materialnych dzieł oraz swego natchnionego Słowa, Biblii. Zachęca nas do nabywania
wiedzy i wnikliwości, a nawet zapowiada nadejście czasu, gdy „ziemia będzie napełniona
poznaniem Jehowy, tak jak wody pokrywają morze” (Izajasza 11:9; 40:13-14).
Znalezienie trwałego sensu życia otwiera wspaniale perspektywy
Nie jest wolą Stwórcy, byśmy swą umiejętność uczenia się i robienia postępów wykorzystywali w
życiu trwającym zaledwie 70-80 lat. Dowodzi tego jedna z najsłynniejszych wypowiedzi Jezusa:
„Bóg tak bardzo umiłował świat, że dał swego jednorodzonego Syna, aby nikt, kto w niego
wierzy, nie został zgładzony, lecz miał życie wieczne” (Jana 3:16).
„Życie wieczne”. To wcale nie jest mrzonka. Koncepcja nie kończącego się istnienia harmonizuje z
tym, co Stwórca zaoferował naszym prarodzicom, Adamowi i Ewie. Odpowiada odkrytym przez
naukę faktom, dotyczącym budowy i możliwości naszego mózgu. Pozostaje też w zgodzie z
orędziem głoszonym przez Jezusa Chrystusa. Jedną z najważniejszych jego nauk było właśnie życie
wieczne człowieka. Ostatniego wieczora, który spędził na ziemi w gronie swych apostołów, rzekł:
„To znaczy życie wieczne: ich poznawanie ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz tego,
któregoś posłał, Jezusa Chrystusa” (Jana 17:3).
Jak wspomniano w poprzednim rozdziale, podana przez Jezusa obietnica życia wiecznego ziści się
tu na ziemi, dla dobra milionów ludzi. Perspektywa ta może oczywiście niezmiernie pogłębić sens
życia. Wymaga jednak zacieśnienia więzi ze Stwórcą. Więź ta już teraz stanowi fundament nadziei
na nie kończące się życie. Pomyśl, ile wtedy będziesz mógł się nauczyć, zbadać i przeżyć — i to
bez granic zakreślanych dziś przez choroby i śmierć (porównaj Izajaszą 40:28). Jak mógłbyś lub
chciałbyś korzystać z takiego życia? Sam najlepiej znasz swoje zainteresowania, talenty, które
pragnąłbyś rozwinąć, oraz pytania, na które poszukujesz odpowiedzi. Możliwość zajęcia się nimi
nada twemu życiu jeszcze głębszy sens!
Apostoł Paweł miał istotne powody, by oczekiwać czasu, gdy „stworzenie zostanie uwolnione z
niewoli skażenia i dostąpi chwalebnej wolności dzieci Bożych” (Rzymian 8:21). Kto dąży do tej
wolności, ten zarówno teraz, jak i po wieczne czasy będzie się radował prawdziwym sensem życia
— ku chwale Boga (Objawienie 4:11).
Świadkowie Jehowy we wszystkich zakątkach świata zbadali tę sprawę. Są przekonani, że Stwórca
istnieje i że troszczy się o nich — a także o ciebie. Z radością pomagają drugim znaleźć rzeczywisty
sens życia. Zapraszamy cię do wspólnego przeanalizowania tych zagadnień. Dzięki temu na zawsze
nadasz swemu życiu głębszy sens!

Podobne dokumenty