Małe dziecko wobec przyspieszenia
Transkrypt
Małe dziecko wobec przyspieszenia
Małe dziecko wobec przyspieszenia cywilizacyjnego Współczesne dzieci zbyt wiele czasu spędzają przed ekranem telewizora komputera, a za mało bawią się na dworze. Place zabaw w wielu przedszkolach są zabudowane plastikowymi konstrukcjami, że niewiele jest miejsca do zabawy „prawdziwej” ziemi. Mniej byłoby napięć i zachowań agresywnych, gdyby dzieci wybiegały. czy tak na się Sto lat temu dziecko rodziło się w domu, wśród bliskich osób. Swobodnie biegało na dworze na bosaka, wspinało się na drzewa, dotykało roślin, głaskało zwierzęta. Poznawało różne zapachy: siana, palącego się drewna, czy aromatów potraw. Było usypiane w kołysce lub na rękach bliskich. Słuchało szumu wiatru i drzew, śpiewu ptaków, ludzkich rozmów. Mogło tez swobodnie hałasować i krzyczeć (tylko w specjalnych okolicznościach zachowywało ciszę np. przy stole). Miało wielopokoleniową rodzinę, w której panowała hierarchia, ustalony porządek i rytuały, które stawały się znane, zrozumiałe i przewidywalne. Niemowlę i małe dziecko było w centrum zainteresowania wielu członków rodziny. Zawsze znalazł się ktoś, kto pomógł, zrozumiał, przytulił. Nie było rygorystycznie rozliczane z tego, czy już kontroluje potrzeby fizjologicznych, opanowało czytanie, nie musiało być czyściutkie. Rodzina posiadała kilkoro dzieci, które się nawzajem sobą opiekowały. Jedzenie było mało przetworzone, bez chemicznych dodatków, nie zawsze można było się najeść do syta. Słodycze były „od święta”. Dzieci znajdowały zaspokojenie swoich podstawowych potrzeb rozwojowych: ruchu, bogactwa doznań zmysłowych, kontaktów z ludźmi w różnym wieku, pełniących różnorodne funkcje społeczne, z przyrodą i zwierzętami. Doznawały bogactwa zdarzeń, ale na tle stabilizacji życia i jego rytuałów, przewidywalności tego, co może się im przytrafić. Był to świat, który mogły rozumieć .(Olechnowicz, 1999). Około czterdziestu lat temu w czasach, które wielu z nas pamięta, dzieci nawet w mieście mogły swobodnie biegać na dworze, wspinać się po drzewach, wykonywać ewolucje na trzepakach. Było dużo otwartej przestrzeni, która inspirowała je do twórczego korzystania ze środowiska naturalnego (gałęzi, kamieni, traw, kwiatów) i wspólnych zabaw w chowanego, berka, podchody. Dziewczynki grały w klasy, gumę, robiły „widoczki” z małych szkiełek i kwiatków. Można było ćwiczyć siłę, sprawność, zręczność i wykazać się dzielnością, gdy pojawiła się jakaś drobna kontuzja. Na podwórku bawiły się dzieci w różnym wieku, starsze opiekowały się młodszymi, a jak trzeba było, to stawały w ich obronie. W domu niejednokrotnie królowała babcia lub niepracująca mama, która czekała z posiłkiem na dziecko zmęczone zabawą. Przedszkole i szkoła stawiały wymagania, ale nie przeciążały dzieci nadmiarem obowiązków. Wakacyjne wyjazdy na wieś do dziadków lub krewnych dawały niezapomniane wspomnienia spania na sianie w stodole, wspólnych wypraw do lasu, kąpieli w jeziorze. Co się zmieniło na przestrzeni lat? Początek życia małego człowieka współcześnie zaczyna się od narodzin w szpitalu. Na szczęście, dzięki skutecznej akcji „Rodzić po ludzku” przywrócono w dużej mierze porodom humanitarny aspekt. Dziecko może godnie przyjść na świat, ale zaraz potem zaczyna się „cywilizowanie”. Jest za mało kołysane (kołyska – relikt przeszłości) i noszone (żeby się nie przyzwyczaiło). Matka, niejednokrotnie kilka miesięcy po narodzinach dziecka, wraca do pracy, zostawiając niemowlę pod opieką babci lub niani, oddaje je do żłobka, albo korzysta z modelu mieszanego - zajmują się nim różne osoby. Współcześnie dzieci przebywają w małych mieszkaniach. Nie lepiej jest w żłobkach i przedszkolach, gdzie swobodę blokują liczne ograniczenia. Zwłaszcza nie wolno biegać i hałasować. Zamiast korzystać ze zmysłów bliskich: dotyku, węchu, smaku, równowagi, czucia głębokiego ciała (priopriocepcja), dziecko często ćwiczy ponad miarę zmysły dalekie: wzrok i słuch. Bawi się plastikowymi zabawkami bez zróżnicowanej faktury, które wydają mechaniczne dźwięki. Mama nie śpiewa kołysanek, bo nie umie albo włącza bajkę na dobranoc. Maluch za mało przebywa na dworze, gdzie mógłby się wybiegać i doznać różnorodnych wrażeń. Nadmiar zabawek powoduje, że nie potrafi dokonać wyboru, nie wie czym ma się zająć. Jest świadkiem olbrzymiej liczby zdarzeń - ale w telewizji. Nie może ich zrozumieć, nadać im sensu. Natomiast zdarzeń rodzinnych jest niewiele. Pół życia rodziców przebiega w pracy. W domu „dzianie się” jest ograniczone do jedzenia, spania, telewizji, zabiegów higienicznych. (Olechnowicz, 1999) Współcześnie obserwuje się zbytnią koncentrację rodziców na dziecku, jego sukcesach, prawidłowościach/nieprawidłowościach rozwojowych, ilości spożywanego jedzenia oraz przesadną stymulację intelektualną. Występuje presja na udoskonalanie. Nie spuszcza się dziecka z oka, albo włącza się kamery w niektórych przedszkolach i żłobkach. Rozejrzyjmy się wokół, a okaże się, że dzieci już teraz są przedmiotem niepokoju i interwencji dorosłych bardziej niż kiedykolwiek dotąd w historii. (Honore, 2011) Wakacje dziecko często spędza z rodzicami na zagranicznych wczasach. W sztucznych i ucywilizowanych warunkach zaznaje zbyt wielu wrażeń: leci samolotem, spotyka w hotelu mnóstwo obcych osób, często pluska się w hotelowym basenie. Jakie są podstawowe potrzeby psychofizyczne dziecka? Dziecko potrzebuje: odpowiednio długiego czasu przy mamie, aby nabrać tzw. ufności podstawowej, niezbędnej do tworzenia więzi międzyludzkich i stawiania czoła przyszłym wyzwaniom, zdrowego pożywienia: nieprzetworzonego, nieprzesłodzonego, niesłonego i nietłustego, odpowiedniej ilości snu, aby mogło zregenerować układ nerwowy i „opracować” w podświadomości wydarzenia minionego dnia, zabaw na świeżym powietrzu, które dotleniają organizm uodparniając go na choroby, powiększają pojemność płuc, rozwijają sprawność, zwinność i uczą panowania nad ciałem. Potrzeby psychiczne i społeczne zaspokaja dorosły, który podąża za dzieckiem, udziela wsparcia, poświęca czas i uwagę, organizuje optymalne dla rozwoju środowisko. Starszemu dziecku i nastolatkowi potrzebny jest poszerzony krąg znajomych i osoba, która będzie przewodnikiem moralnym w coraz bardziej zawiłych meandrach życia. Przeciążenie rodziny Rodzice długo pracują nie tylko w miejscu do tego przeznaczonym, ale niejednokrotnie również w domu. Są pod presją zdobycia środków do życia. Czują się zmuszeni do nadążania za nowinkami współczesnego świata: zakupu nowych ubrań, różnych gadżetów, nowego sprzętu elektronicznego. Dorośli mają mało czasu na zaspokajanie wielu własnych potrzeb i często (z powodu zmęczenia i dla świętego spokoju zostawiają dzieci samopas. Zamiast do parku, idą do galerii/marketu po zakupy. Część rodziców, pozbawiona wsparcia ze strony starszego pokolenia, boryka się z wątpliwościami i trudnościami wychowawczymi. Czytają liczne poradniki, poszukują recepty, są coraz bardziej niepewni i zagubieni. Inni poszukują sposobów na to, jak najlepiej wykształcić dziecko. Skupiają się na wędrowaniu z jednych zajęć na drugie w stresie i zdenerwowaniu, żeby zdążyć na czas. Mniej zamożni martwią się, że ich niedoinwestowane i niedokształcone dzieci nie będą miały świetlanej przyszłości. Coraz więcej rozstających się rodziców przeżywa prawdziwe dramaty ustalając miejsce pobytu i charakter spotkań z tym z nich, z którym dziecko nie mieszka. W każdej z tych sytuacji występuje mniej lub bardziej uświadomiony lęk o to, by nie popełnić błędu (zaniedbania), który odbije się na wychowaniu i zachowaniu dziecka. Błędu, z którego rozliczają rodziców ich rodzice, opinia publiczna, a także ,np., nauczyciele. Dziecko pod presją. Dzięki współczesnym udogodnieniom (jednorazowe pieluchy, samochody, środki finansowe) rodzice są coraz bardziej mobilni. Kiedy organizują rodzinne rozrywki nie zawsze przestrzegają służącego dziecku harmonogramu dnia. Fundują doświadczenia, z którymi maluch sobie nie radzi. Oto przykłady: dwumiesięczne niemowlę było z mamą późnym wieczorem na spektakluUpiór w operze. Kilkugodzinny przelot samolotem do Hiszpanii doprowadził wrażliwe dziecko do odmowy jedzenia. Sześciotygodniowy pobyt w USA z atrakcjami w Legolandzie zakończył się dla 4 - latka silnymi uogólnionymi lękami. Rodzice boją się buntu i złości dziecka, interwencji dziadków bądź sąsiadów, chcą mieć spokój, albo czują się zagubieni. Nie wiedzą kiedy pozwolić, a kiedy zabronić. W efekcie dziecko musi podejmować niekorzystne dla własnego rozwoju decyzje. Samostanowienie u kilkulatka nie jest najlepszym pomysłem. Mamy coraz więcej dowodów, że stawianie dziecka na piedestale utrudnia mu podejmowanie ryzyka, eksperymentowanie, wytrwanie w trudnym zadaniu, wyciąganie wniosków z popełnianych błędów – a to dlatego, że wszystko, co pachnie niepowodzeniem rozczaruje rodziców i osłabi jego status dziecka-alfa. (Honore, 2011) Sen pozytywnie wpływa na wszystkie układy organizmu. Nie tylko dorośli „zarywają” teraz noce. Bardzo wiele dzieci kładzie się do łóżka w okolicach godziny 22.00, albo później. Nie budzą się dlatego, że się wyspały, tylko są budzone, bo muszą iść do przedszkola czy szkoły. Są chroniczne niewyspane, co objawia się drażliwością, rozkojarzeniem, pobudliwością. Prowadzi to w konsekwencji do zaburzeń pamięci i trudności w uczeniu się. O ile dorośli pozbawieni snu stają się apatyczni, o tyle niewyspane dzieci są tak pobudzone, że trudno je okiełznać. Obecnie dzieci śpią około 2 godziny mniej niż wymaga tego ich organizm. Zbyt długie oglądanie TV przez dziecko powoduje, że nie odróżnia ono prawdy od fikcji. Przeładowane bodźcami tłumi wewnętrzne pragnienia i nie wie, co jest dobre, a co złe. Dziecko do 3. roku życia nie powinno oglądać telewizji, a później może to robić w towarzystwie osoby dorosłej, jednak nie dłużej niż 30 – 40 minut dziennie. Dziecko otrzymuje zbyt dużo bodźców wzrokowo – słuchowych, a jego energia życiowa nie jest spożytkowana. Neurobiolog Michel Desmurget na stronach książki Teleogłupianie analizuje drobiazgowo zgubne oddziaływanie telewizji na człowieka. Młodym ludziom ekran telewizora ogranicza możliwości edukacyjne i prawidłowy rozwój psychoruchowy. Naraża ich na rozliczne nałogi oraz wyzwala skłonność do przemocy. Skraca sen, prowadzi do otyłości i innych zaburzeń w funkcjonowaniu. Ekspozycja na treści audiowizualne nie sprawia, że dzieci stają się widoczny sposób upośledzone, czy opóźnione. Nie ogłupia ich jawnie. Ogranicza jedynie pole ich doświadczeń i, de facto, uniwersum ich możliwości. ( Desmurget, 2012). Wszelkie gry elektroniczne, w których dominuje przemoc znieczulają na prawdziwe cierpienia człowieka, a u niezrównoważonych jednostek prowadzą do patologicznych zachowań. Dzieci są wręcz zasypywane zabawkami. Różne firmy prześcigają się w tym, aby ich produkt oddziaływał wielozmysłowo. Zabawki atakują jaskrawymi kolorami, kakofonią dźwięków i wabią prostą manipulacją: tu naciśniesz tam coś wyskoczy albo zagra. Rodzice i krewni też ulegają reklamom, presji dziecka lub swoim niezaspokojonym w dzieciństwie potrzebom i kupują, kupują, kupują. Maluch nim zdąży zapragnąć czegoś, już to ma. Nie uczy się czekania, wytrwałości, nie marzy, nie pragnie. Zamiast poświęconego mu czasu dostaje w zamian przedmiot (często zabawkę elektroniczną), aby sam się sobą zajął. Wszystko perfekcyjne, ale jednocześnie nie pozostawiające żadnej szansy dla fantazji i kreatywności. „Zmysł ciała” nie jest wykorzystywany w żaden sposób (…). Coraz większa ilość zabawek niemalże zmusza je (dziecko), by w swoim przepełnionym pokoju zaczynało wciąż nową zabawę (…). W takim wyszukiwaniu coraz to innych zabawek pozbawione pomocy dziecko staje się coraz bardziej dzikie i głośne, aż przypomni sobie w końcu, że niezbędnych bodźców może mu dostarczyć telewizor.(Prekop, Schweizer, 1997) W czasie swobodnych zabaw ruchowych dzieci doznają upojenia, euforii, aktywizuje się cały ich organizm. Nieczęsto mają taką możliwości, bo w ramach współczesnych rozrywek rodzinnych idą do hipermarketu albo bardziej eleganckiej galerii. Ilość bodźców, jaka zalewa tam człowieka jest nie do ogarnięcia. Można sobie wyobrazić odczucia malucha, który patrzy na świat z poziomu naszych kolan. Co słyszy? Co widzi? Zewsząd płynie muzyka, przechodzi koło niego różnobarwny tłum napiętych, podenerwowanych ludzi. Jest sztuczne światło, zbyt ciepłe powietrze i mnóstwo rzeczy, których nie można dotknąć. Taka wizyta często kończy się intensywnym płaczem zmęczonego dziecka, które nie znajduje tam ujścia dla swojej energii. Nie może przecież swobodnie pobiegać, aby się nie zgubić. Pokonywanie przestrzeni to jedno z uniwersalnych dążeń ludzi. Radość pierwszych kroków, potem nieporadny „kaczuszkowy” bieg, potem zabawy w berka, wyścigi. To zawsze jest związane z żywą radością, sprzyja bowiem rozwojowi – nie tylko ruchowemu. Dziecko lub dorosły „upojony szybkością” ma specyficzne poczucie mocy. (…) biegi, loty i zeskoki wzbogacają emocje dzieci i ich doświadczenia przestrzenne, wywierają korzystny wpływ na ich wydolność – także umysłową (…). Ruch powoduje, że nasz organizm wytwarza specjalne czynniki wzrostowe, które chronią komórki nerwowe przed zniszczeniem.” (Olechnowicz, 1999) Obecnie dzieci zaczyna się kształcić już w łonie matki (specjalna muzyka, czytanie, śpiewanie piosenek). Już od 3. miesiąca uczy się niemowlaka języka angielskiego (dostaje nawet płytę CD do odsłuchiwania w domu), zapisuje na grupowe zajęcia w basenie. Dwu-, trzylatki chodzą na tańce, plastykę. Bywają zajęcia ogólnorozwojowe, na których matki i dzieci spotykają się w celach towarzyskich. Taka forma służy socjalizacji dziecka, ale może być źródłem frustracji, gdy dziecko nie zachowuje się tak, jak rówieśnicy. W przedszkolu nie wystarczają zadania wynikające z programu, dzieciom dokłada się w tygodniu kilkugodzinny pakiet „zajęć fakultatywnych dla maluchów”: rytmikę, język obcy, tańce, religię. W wieku około 3 lat dziecko idzie do przedszkola, gdzie ma spędzać wiele godzin. To poważne wydarzenie w życiu rodziny i źródło wielu niepokojów. Od kilkunastu lat wprowadza się zajęcia adaptacyjne, dzięki którym większość maluchów nie przeżywa głębokiej traumy związanej z rozstaniem z bliskimi. Niestety, nie wszędzie idea adaptacji jest właściwie rozumiana albo wdrażana. Wtedy nadmierny stres hamuje rozwój psychoruchowy dziecka. Dni przeżyte w lęku, w nie znanym otoczeniu są bezpowrotnie stracone. Kiedy wchodzimy do przedszkola, zwracamy uwagę na klimat, jaki tam panuje. Co widzimy na pierwszy rzut oka? Dużo kolorowych zwierząt, okolicznościowych wycinanek, na oknach wiszą kolorowe firanki, na nich kolorowe cudeńka. Sufit też często ma swoje dekoracje. Oczywiście w regałach stoją kolorowe zabawki, na podłodze leży kolorowy dywan. Największe nasilenie pobudzającej czerwieni i innych bodźców obserwuje się w okresie Bożego Narodzenia. Dołączają się wtedy migające lampki, dzwoniący Mikołaj i często odtwarzane melodie kolęd. Wśród tego nadmiaru rzeczy trudno zobaczyć prace plastyczne dzieci. Wystrój wnętrza ma bez wątpienia olbrzymi wpływ na zachowanie dzieci. Jeśli półki są przeładowane zabawkami, jeśli jest ich zbyt wiele w zasięgu wzroku lub ręki, staje się to powodem nadmiaru bodźców, przed którymi dziecko nie potrafi się bronić. Opinia, że dzieci lubią kolorowe rzeczy jest dużą przesadą. Prawdą jest jednak, żedoświadczają one i przeżywają kolor i dlatego istotny jest jego dobór w otoczeniu (..). Można zrezygnować zupełnie z ozdób, dzieciom wystarczy tylko barwa. (…)Wystrój pomieszczenia, w którym przebywa dziecko, może przyczynić się do jego spokoju, bądź niepokoju. Jasność i przejrzystość uspokaja, natomiast ich brak wprowadza niepokój. (Prekop, Schweizer str. 1997) W czasie Konferencji Fundacji „Zielony Domy” w 2010 roku psychoanalityczka Donatella Caprioglio, powiedziała: „Przestrzeń żłobka, przedszkola to miejsce, gdzie się słucha dziecka. Zapełnianie nadmiarem rzeczy to wypełnianie pustki, to blokowanie postawy kreatywnej dziecka. To jest tak, jakby dorośli bali się, że ujawni się twórczość dzieci. Kiedy maluch robi narzucone mu, np., ”grzybki”, nie robi już niczego innego. Najlepiej byłoby powiesić kartony i pozwolić dzieciom je zapełniać. Powinniśmy zauważać kreatywność u dzieci. W poszukiwaniu czegoś jest moc pragnienia: uda się lub nie uda. To prototyp normalnego życia, w którym też coś się udaje lub nie udaje.” Hałas jest wszechobecny w domach, gdzie dźwięki wydawane są przez różne urządzenia techniczne. Na ulicy już nawet nie rejestrujemy decybeli, które docierają do naszego ucha. Chroniczny hałas wywołuje poirytowanie i zmęczenie. Ale małemu dziecku czasami jest potrzebny, aby obudzić energię ciała, pogłębić oddech, dotlenić organizm, zdjąć napięcie z mięśni i w konsekwencji odblokować uczucia, Hałas, zwłaszcza rytmiczny działa ogólnie pobudzająco na układ nerwowy. Głośna orkiestra wybijająca rytm marszowy zagrzewała wojsko do walki – Słuchaj Basiu, pono nasi biją w tarabany . Zabawy w hałasowanie i bębnienie nie powinny jednak trwać zbyt długo. W zamian tolerujemy hałas sprawiany przez dzieci krzyczące z radości, wydające ”indiańskie”, tryumfalne okrzyki. Jest to im potrzebne. (Olechnowicz, 1999) Przedszkole oferuje zajęcia, które same w sobie mogą być atrakcyjne, ale równocześnie nie pozwalają dzieciom dłużej „zanurzyć się” w zabawie z rówieśnikami. I tu tworzy się błędne koło. Chcemy, aby dzieci były skupione, a często rozpraszamy ich uwagę proponując coraz to inne czynności. Nauczyciel realizując program też „zakłóca” spontaniczną zabawę dziecka. Trzeba przecież jeść posiłki, ubrać się, aby wyjść na dwór, umyć ręce, zęby itp. To wszystko w dużej grupie trwa powoli. U dzieci, podobnie jak u dorosłych, zbyt dużo zajęć prowadzi do stresu Zupełnie jeszcze niepotrzebnego w tym wieku. Początek roku, to pasowanie na przedszkolaka. Ledwo maluch wszedł w nową społeczność, a już musi dzielnie znosić rycerski obyczaj, do którego nie dorósł. Dzień Babci i Dziadka, święto mamy i taty to okazje do występów. Są dzieci, które uwielbiają być na scenie i świetnie się czują w tej roli. Ale dla wielu jest to stres, który je paraliżuje. A co się dzieje z nauczycielkami? Oprócz codziennych zajęć, wypełniania stosów dokumentów, przez wiele godzin „ćwiczą z dziećmi”, w napięciu ścigają się z czasem. Im mniejsze dzieci, tym więcej kontaktu potrzebują z opiekunem - pomocy w czynnościach samoobsługowych i indywidualnego traktowania. A zwłaszcza tego, co powinno być wzorcem dobrego kontaktu interpersonalnego i do czego zachęcają psychoanalitycy - wysłuchiwania dziecka. Dziecko przynosi czasami do placówki zmartwienia i mogłoby o nich opowiedzieć, gdyby miało odpowiednie warunki. W dużej grupie nie zawsze jest okazja, aby je wysłuchać i nazwać trudne emocje. Niektóre dzieci przebywają w przedszkolu około 10 godzin. Kiedy nie wychodzą na dwór (a tak często się dzieje w chłodne dni), wtedy spędzają ten czas w jednym pomieszczeniu. Mogą być wtedy znudzone i zmęczone. Nie sposób nie zauważyć trudnej i odpowiedzialnej pracy nauczyciela, który też podlega rozlicznym presjom: ocenie dyrektora, oczekiwaniom rodziców, konieczności wypełniania licznych dokumentów, nieustannego szkolenia się. Sam również stawia sobie często ambitne wymagania, aby najlepiej wywiązać się z roli, jaką na siebie przyjął. Chciałby, aby powierzone mu dzieci wyszły z przedszkola z różnymi umiejętnościami i kompetencjami społecznymi. Nauczyciel wiele prac przynosi do domu i po prostu nie ma już czasu i cierpliwości dla swoich dzieci. Aby ulżyć nauczycielowi w jego trudnej roli i ułatwić mu pracę wskazane byłyby comiesięczne spotkania z psychologiem redukujące stres, mające charakter grupy wsparcia. Z badań i obserwacji specjalistów wynika, że ograniczenia środowiskowe, w jakich wychowuje się współczesne dziecko, niosą liczne zagrożenia dla młodego pokolenia. I tak: Rozwój fizyczny: Międzynarodowe Stowarzyszenie Badań nad Otyłością ocenia, że ta przypadłość w Europie dotyczy 38 procent dzieci poniżej 18. roku życia (Honore, str. 20011). Otyłość prowadzi do niesprawności, niezgrabności, słabej wydolności organizmu, chorób serca, miażdżycy, cukrzycy, nadciśnienia. W sferze psychicznej - do obniżenia samooceny. Rozwój emocjonalny. Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że do roku 2020 liczba zaburzeń neuropsychiatrycznych wzrośnie o 50% w porównaniu z innymi chorobami. Znajdą się wśród pięciu głównych przyczyn śmierci lub kalectwa wśród ludzi młodych. Dzieci cierpią na zaburzenia odżywiania (anoreksja, bulimia), mają stany lękowe, fobie społeczne, są apatyczne, nadpobudliwe, zachowują się agresywnie. Częściej rozpoznaje się dzieci ze spectrum autyzmu i z uzależnieniami (np. od TV i komputera). Wzrasta liczba samookaleczeń i samobójstw. Rozwój społeczny: Nie rozwinie się umiejętność współdziałania w grupie bez kontaktów interpersonalnych. W ogrodzonych domach dzieci nie mają do siebie swobodnego dostępu. Czasami na klatce schodowej bloku nie ma rówieśnika dla małego lokatora. Kiedy dzieci są małe mogą spotkać się na placu zabaw. Potem spędzają czas w domu, albo są na zajęciach dodatkowych. Rozwój intelektualny. Zbyt wczesna stymulacja tej sfery nie przynosi dziecku takich korzyści, jakie przypisuje jej ambitni rodzice. Rzeczywiście, bogata sieć połączeń neuronalnych w mózgu tworzy się intensywnie w pierwszych latach życia, ale nie sprzyja jej zorganizowana, przedwczesna nauka według modelu szkolnego, lecz swobodne zabawy w gronie rówieśników na łonie przyrody. Rola przedszkola Jaką rolę wobec cywilizacyjnego przyspieszenia mogą odgrywać placówki przedszkolne? W przedszkolu wszyscy pracownicy powinni działać na rzecz niwelowania negatywnych skutków przyspieszenia cywilizacyjnego promując zdrowy styl życia i wpływając na właściwe postawy rodzicielskie. Realizując zadania placówki należy myśleć o tym, ku czemu wychowujemy dzieci. Sue Palmer tę kwestię ujmuje tak: Przemiana od targanego napadami złości 2 – latka do ucywilizowanego w miarę dziesięcio- czy jedenastolatka zależy od wielu czynników, zasadniczo jednak powodzenie owej podróży ku dorosłości zależy przede wszystkim od tego, czy dziecko przyswoi sobie trzy podstawowe zasady, które w całej ludzkości stanowiły jądro cywilizacji. (Palmer,2007): Małe dziecko uczy się skupienia uwagi na budowaniu konstrukcji z klocków, oglądaniu książeczek, siedzeniu przy stole. Starsze powinno wytrzymać 45 minut na lekcji, chociaż nie każdy przedmiot jest równie dla niego interesujący. Dzięki skupieniu uwagi i wytrwałości można realizować cele indywidualne i zbiorowe. Dziecko w procesie wychowania uczy się, że nagroda za wykonanie nudnej, nieciekawej czynności nastąpi po pewnym czasie. Eksperyment przeprowadzony w latach sześćdziesiątych wśród czterolatków ilustruje skutki odsuniętej w czasie nagrody. Przed dzieckiem na talerzyku położono czekoladkę z informacją, że jak poczeka na powrót prowadzącego eksperyment, to dostanie cały talerzyk słodyczy. Niektóre dzieci zjadły natychmiast czekoladkę po wyjściu dorosłego, inne powstrzymały się od pokusy. Po dwudziestu latach przyjrzano się życiu uczestników eksperymentu i odkryto, że ci, którzy jako maluchy nie ulegli pokusie, wiodą szczęśliwsze i poukładane życie niż impulsywni w dzieciństwie koledzy. Najpierw dziecko uczy się w rodzinie współodczuwania. Zwłaszcza, gdy ma rodzeństwo i widzi, że nie wszystko jest dla niego. W grupie przedszkolnej i szkolnej uczy się kontrolowania impulsów dążąc do równowagi w obcowaniu z innymi (według starego, porzekadła nie rób drugiemu, co tobie niemiłe). Donatella Caprioglio podkreśla, że przedszkole powinno oferować dziecku „uważne ucho”. Taką rolę może odgrywać nauczyciel, ale i inni pracownicy, którzy wysłuchają tego, co dziecko chce powiedzieć bez oceny i krytyki. A jeśli zobaczą, że dziecko ma poważny problem, to spróbują nazwać to, co się dzieje i zapewnią o swoim współodczuwaniu. Tego potrzeba każdemu człowiekowi, gdy ma zmartwienie. Wszystkie wielkie teorie zapominają, że to, czego ludzie najbardziej teraz potrzebują to czuła obecność drugiej osoby. (This, 1996) Wizja przyszłego pokolenia nie wydaje się być tylko katastroficznym widzeniem tego, co nas czeka. Celowo przedstawiono cytaty z literatury przedmiotu, aby uwiarygodnić i nadać rangę poruszanym problemom. „Przesadziliśmy” w zatruwaniu środowiska naturalnego, więc dużo się o tym mówi i coraz więcej robi. Dobrze byłoby, abyśmy nie dopuszczali do „zatrucia” dzieci i uczyli się na błędach, które popełnili ci, którzy wcześniej wsiedli na rozpędzoną karuzelę cywilizacji. Każdy może już teraz sięgnąć po zasoby zdrowego rozsądku, przypomnieć sobie, co jemu sprawiało największą radość we wczesnym dzieciństwie, popatrzeć z uwagą na otoczenie dziecka i zmienić to, co się da zmienić. Pedagodzy, jako specjaliści od wychowania, mogą zadbać o prawo dziecka do spokoju, poczucia bezpieczeństwa i swobodnej zabawy gwarantującej prawidłowy rozwój psychofizyczny. Jeśli dziecko będzie miało mocne fundamenty, poradzi sobie w dalszym życiu. Maria Bielecka Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna nr 12 w Warszawie Bibliografia: 1. Cieśla Joanna, „Presja i depresja”, „Polityka” nr 38, 28-30.09.2012 2. Desmureget Michel, „Teleogłupianie”, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa, 2012 3. Honore Carl, „Pod presją ”, Drzewo Babel, Warszawa, 2011 4. Olechnowicz Hanna, „Jaskiniowcy zagubieni w XXI wieku”, WSiP, Warszawa 1999 5. Palmer Sue, „Toksyczne dzieciństwo”, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2007 6. Patzlaff Rainer, „Zastygłe spojrzenie. Fizjologiczne skutki patrzenia na ekran a rozwój dziecka”, Wydawnictwo „Impuls”, Kraków 2008 7. Prekop Jirina, Schweizer Christel, „Niespokojne dzieci”, Media Rodzina of Poznań, 1997 8. This Bernard, „Bezpieczeństwo podstawowe, przyjemność socjalizacji”, Materiały z seminarium „Zielone domy w Polsce: nowa perspektywa profilaktyki społecznej”, CEFFIC, Warszawa 1996.