HEGEL Amphion

Transkrypt

HEGEL Amphion
Test system
Co Norwegia oferuje światu?
Slogan reklamowy Hegla głosi, że nie tylko zorzę polarną.
Na myśl od razu przyszły mi:
ropa naftowa, gaz i łosoś norweski.
Maciej Stryjecki
Filozof
Hegel
H100/CDP2A mk2
58
Hi•Fi i Muzyka 11/11
Test system
dziedzinie turystyki ponoć też sporo, chociaż lepiej pamiętać, że to diabelnie drogi kraj. Być może dlatego zbyt
wielu naszych rodaków nie penetruje
tamtych okolic.
Za to nasz rynek okazuje się atrakcyjny dla norweskich producentów sprzętu hi-fi. Electrocompaniet w Polsce
jest obecny od zamierzchłych czasów.
Teraz przyszła pora na kolejną firmę –
Hegel.
Oferta Hegla obejmuje wyłącznie elektronikę, a opisywane urządzenia należą do najbardziej przystępnych cenowo. Mimo to trudno je nazwać budżetowymi. Konkurują z segmentem
„entry level” MBL-a czy Krella i w naszym kraju zapewne zostaną uznane
za wstęp do luksusowego hi-fi. Hegel
jednak konkurencji się nie boi, czego
dowodzą entuzjastyczne opinie w prasie i rekomendacje od producentów
kolumn z najwyższej półki, jak chociażby Wilson Audio, Magico czy Audio
Physic. Na wystawach zasilają je wzmacniacze Hegla i nikt nie narzeka na
rozbieżność cen elementów systemu.
Czyżbyśmy mieli do czynienia z okazją? Właściciel marki, Bent Holter,
podkreśla, że jego głównym założeniem było dostarczyć klientom sprzęt
o jakości hi-endu w rozsądnej cenie i w ten sposób
dotrzeć do bardziej pragmatycznej
grupy melomanów. Brzmi rozsądnie.
O ile oczywiście nie jest to kolejna czcza
gadanina z folderów reklamowych.
Budowa
Jeżeli porównamy klocki Hegla do
wspomnianych konkurentów, to idą łeb
w łeb. Jakość wykonania obudów nie odbiega od Krella czy MBL-a. Są zrobione
w całości z blachy aluminiowej, szczotkowanej z obu stron. Montaż jest staranny, co widać po równiutkich szczelinach i pewnym działaniu przycisków.
W estetyce postawiono na skromną elegancję i symetrię. Dzięki temu istnieje
duże prawdopodobieństwo, że urządzenia będą się ładnie starzeć.
Prostota jest przyjacielem ergonomii.
Na płytach czołowych pozostawiono
tylko niezbędne funkcje. Na aluminiowym pilocie też nie widać tłoku (identyczny dostajemy do odtwarzacza i do
wzmacniacza. Kupując komplet mamy
więc zapasowy. Jeżeli i ten zgubimy,
czeka nas wydatek 250 zł). Sterownik
jest solidny, a jedyną niedogodnością są
małe guziczki. Aby nauczyć się obsługi, nie potrzeba instrukcji. Warto tylko
wiedzieć, że szufladę zamykamy przez
przytrzymanie guzika „play”, a otwieramy „stopem”.
Klocki opierają się na trzech nóżkach.
W odtwarzaczu podniesiono je na gumowych podstawkach, aby poprawić
wentylację, gdy zechcemy używać wie-
ży Hegla. Niewykluczone, że mają także
zadanie pochłaniania drgań.
Wszystkie urządzenia norweskiej firmy są dostępne w dwóch wariantach
kolorystycznych: srebrnym i czarnym.
W obu aluminiowe fronty są piaskowane, a następnie anodowane.
Jeżeli chodzi o budowę wewnętrzną, szczegóły zamieszczamy w obszernej prezentacji w tym numerze. Warto
wspomnieć, że tor sygnałowy wzmacniacza i odtwarzacza jest symetryczny, dlatego producent poleca korzystać
z połączenia XLR. W H100 do dyspozycji mamy także cztery gniazda RCA
dla źródeł liniowych, trzy wyjścia z preampu i wejście kina domowego, które
można też traktować jako bezpośrednie podłączenie do końcówki mocy.
Ciekawostką jest USB, zintegrowane
z kartą dźwiękową Hegla. Współpracuje
ze wszystkimi systemami operacyjnymi.
Po zdjęciu pokrywy wzmacniacza
uwagę zwraca solidne zasilanie – potężny toroid i bateria kondensatorów o pojemności 60000 µF. Trudno się dziwić,
Odtwarzacz.
Zamiast rzędu przycisków
dwie niby-gałki. Wzornictwo
dopasowane do wzmacniacza.
skoro dostajemy solidne 120 W, a przy
4 omach moc się podwaja. W układzie
elektronicznym zastosowano kilka autorskich rozwiązań (szczegóły w prezentacji). Końcówkę mocy zbudowano
w oparciu o cztery pary tranzystorów
przykręconych do radiatora w centrum.
Producent chwali się, że H100 łączy zalety klasy A z mocą klasy AB.
Zasilanie w odtwarzaczu jest zaskakująco solidne i mogłoby wystarczyć dla całkiem mocnego wzmacniacza. Zastosowano m.in. indywidualne stabilizatory napięcia. Hegel zaznacza, że
wielką wagę przywiązano
do elektroniki obsługującej napęd. Ta, podobnie
jak zegar, wyjście i wielopoziomowy przetwornik
24 bity/192 kHz, jest własnym opracowaniem Norwegów.
Wzmacniacz.
Jedyny zbędny gadżet
to wyświetlacz, ale cóż
– ma pasować do odtwarzacza.
Hi•Fi i Muzyka 11/11
59
Test system
Zaawansowana technologia, autorskie rozwiązania, bardzo dobre komponenty i staranne wykonanie – to
wszystko z nawiązką uzasadnia cenę.
Hegel nie jest jeszcze znaną marką
w Polsce, ale wiele wskazuje na to,
że klienci docenią podejście Benta
Holtera.
gółów i przejrzysta. Najbardziej jednak
urzeka jej spójność z centrum pasma.
Elektroniczne „wokale” na japońskim
wydaniu „Cluthing At Straws” Marillion
zabrzmiały prawie jak żywe chórki. To
bardzo szlachetna i czysta górna śred-
Odtwarzacz.
W obudowie Hegla nie hula wiatr.
Wnętrze szczelnie wypełnione
elektroniką.
nica. Tam, gdzie wiele cyfrowych źródeł
cyka i szeleści, Hegel pokazuje klasę.
Słuchanie muzyki operowej to prawdziwa przyjemność – ze zrozumieniem
tekstu nie będzie mieć problemu nawet osoba o przytępionym słuchu.
A wszystko bez żadnych ekspozycji.
Przeciwnie – przy odczuciu aksamitności i wszechobecnej kulturze
brzmienia.
Basu jest dokładnie tyle, ile trzeba. Na pewno znajdziecie odtwarzacz
bardziej efekciarski, jednak ten utrzymuje kontrolę i precyzyjnie dozuje
wybrzmienia. Podstawa harmoniczna nie zdradza także tendencji do
zabarwiania reszty pasma. W ogóle,
pomimo bardzo dobrej przejrzystości dźwięk pozostaje spójny i stanowi
jednorodną, plastyczną całość. Jeżeli
już mielibyśmy określić jego temperaturę, to bliżej jej do ciepła niż
do chłodu. Ale to tylko minimalne
zabarwienie, dodające instrumentom
okrągłości. Zdarza się, że ta cecha
niesie ze sobą zamazanie konturów,
ale nie tutaj. Rodzi za to skojarzenie
z analogiem.
Filozoficzny wręcz spokój i dystans łączą się z rzadko spotykaną
prezentacją sceny. Najczęściej koncentrujemy się na pierwszym planie i to on decyduje o efektowności
i dynamice odtwarzanej muzyki.
Wiele firm dostrzega tę zależność i przybliża do nas obraz
Wrażenia odsłuchowe
Odtwarzacz
CDP2A mk2 to jeden z najbardziej „analogowych” odtwarzaczy, jakie słyszałem. W jego dźwięku panuje wszechobecny spokój. W pierwszej chwili myślałem, że gra ciszej
od Gamuta, ale wrażenie wynika
z charakteru prezentacji. Hegel po
prostu nigdy nie hałasuje. Nie ociera się o ostrość ani agresję. Trzeba
się do tego dźwięku przyzwyczaić,
aby dostrzec jego zalety. A tych jest
mnóstwo.
Wysokie tony w pierwszej chwili
wydają się lekkie i nie tak dosłowne jak w Gamucie, ale szybko docenimy
ich dźwięczność. Miotełki na talerzach
brzmią delikatnie, łagodnie, czasem
słodko, ale mają odpowiednią nośność
i wybrzmienie. Dokładniejsza obserwacja góry pasma prowadzi też do wniosku, że jest ona rozdzielcza, pełna szcze-
60
Hi•Fi i Muzyka 11/11
Wzmacniacz. Solidne zasilanie
obiecuje dużą dawkę prądu.
Test system
Jest za to jedna, zasadnicza różnica pomiędzy komponentami norweskiej wieży.
Integra ma kawał basu. Schodzącego
nisko i trzymanego w ryzach. Dzięki niemu system grający w całości nabiera masy
i potęgi, a zbudowanie ściany dźwięku
nie jest dla niego problemem. Jednak nie
jest to dynamika, która polega na błyskawicznym podążaniu za zmianami tempa,
a raczej spokojne oddanie wysokich natężeń głośności. W tym względzie czuć
spory zapas. W końcu rzetelne 120 watów to nie w kij dmuchał.
Na marginesie: na Waszym miejscu
spróbowałbym połączenia z kolumnami
ATC, opisywanymi w tym numerze. To
może być strzał w dziesiątkę!
nagrania. Hegel robi odwrotnie. Delikatnie oddala od słuchacza pierwszy
plan i buduje scenę za nim. Głębia jest
wręcz spektakularna i to chyba największa atrakcja norweskiego kompaktu.
Dźwięk, oderwany od głośników przesuwa tylną ścianę za linię horyzontu.
Najdalsze sygnały bądź pogłosy rysują
granicę, którą trudno dostrzec gołym
okiem.
Jeżeli miałbym znaleźć łyżkę dziegciu w beczce miodu, będzie nią dynamika. Konkurenci za podobne pieniądze
potrafią zagrać bardziej koncertowo,
z energią. W CDP2A mk2 znajdziecie za
to esencję muzykalności.
Wzmacniacz
H100 w zasadzie powtarza powyższe wrażenia. Bent Holter zaznacza, że
jego patenty wpływają głównie na brak
zakłóceń. Faktycznie, dźwięk jest aksaWedług producenta
używanie XLR-ów
jest obowiązkowe.
Obudowy na trzech nóżkach.
Na pilocie tylko to,
co niezbędne.
mitnie gładki i nie popada w ostrość. Czasem ten spokój i elegancja zdają się przesadne,
ale co z tego? Po dłuższym
zastanowieniu dochodzimy do wniosku, że podwyższają komfort odsłuchu.
Góra nie kłuje w uszy, choć
jest przejrzysta. Średnica niesie mnóstwo informacji, bez
nawet odrobiny chropowatości
czy kanciastości. Docenimy jednolitość
i spójność, tak jakby kolumny nie składały się z trzech odrębnych torów, tylko
jednego szerokopasmowego przetwornika. Przestrzeń w tej cenie jest chyba nie do powtórzenia, no może tylko
z dobrze skonstruowanej lampy. Mimo
to określenie „lampowy” do H100 nie
do końca pasuje, bo wzmacniacz jest
neutralny i nie ociepla średnicy. Jeżeli
już, to raczej robi to kompakt.
Konkluzja
Szukacie analogu i lampy, a jednocześnie się ich boicie? No to po strachu.
Hegel
H100/CDP2A mk2
Dystrybucja:
Ceny:
Hegel H100
Hegel CDP2A mk2
Hegel Polska
11000 zł
9500 zł
Dane techniczne:
Hegel H100
Moc:
Pasmo przenoszenia:
Zniekształcenia:
Sygnał/szum:
Wejścia liniowe:
Wejście phono:
Wyjścia:
Regulacja barwy:
Zdalne sterowanie:
Wymiary (w/s/g):
Masa:
120 W/8 Ω
19 Hz – 20 kHz
(+/- 0,1 dB)
0,005% (20Hz – 20kHz)
100 dB
4, main in (HT), USB
1 para, 2 x pre out
+
10/43/43 cm
16 kg
Ocena:
Neutralność:
Dynamika:
Stereofonia:
Przejrzystość:
Muzykalność:
Bas:
Brzmienie:
Jakość/cena:
§§§§§
§§§§§
§§§§§§
§§§§§
§§§§§§
§§§§§
§§§§§
§§§§§§
Hegel CDP2A mk2
Rodzaj przetwornika:
Pasmo przenoszenia:
Zniekształcenia:
Sygnał/szum:
Wyjście analogowe:
Wyjście cyfrowe:
Wyjście słuchawkowe:
Wymiary (w/s/g):
Masa:
24 bity/192 kHz
2Hz – 20kHz (+/- 0,1 dB)
0,002%
120 dB
XLR/RCA (2,3 V)
koaksjalne
8/43/29 cm
10 kg
Ocena:
Neutralność:
Dynamika:
Stereofonia:
Przejrzystość:
Muzykalność:
Bas:
Brzmienie:
Jakość/cena:
§§§§§
§§§§¨
§§§§§§
§§§§§
§§§§§§
§§§§§
§§§§§
§§§§§§
Hi•Fi i Muzyka 11/11
61
Test wzmacniacz 4000-8000 zł
Po
swojemu
Hegel H70
Tomasz Karasiński
Primare,
Electrocompaniet,
Densen, Copland
– te marki z mroźnej Północy
kojarzy większość osób
zainteresowanych hi-fi.
Niedawno do Polski
trafiła kolejna – Hegel.
20
Hi•Fi i Muzyka 5/12
Test wzmacniacz 4000-8000 zł
atalog skonstruowano tak, żeby nawet początkujący audiofil się w nim
nie pogubił. Jeśli chodzi o amplifikację, do wyboru mamy tylko trzy wzmacniacze zintegrowane: H70, H100 i H200.
Liczba w symbolu oznacza moc.
Budowa
Najtańsza norweska integra wygląda
jak wzór ascezy. Jedyne urozmaicenie to
wybrzuszenie w środkowej części frontu. Spasowanie elementów jest wzorowe.
Wzmacniacz waży swoje, ale obudowa
jest zwarta i sztywna. Wykonano ją z dosyć grubych blach stalowych, natomiast
przednia ścianka to aluminiowa płyta wykończona lakierem o chropowatej strukturze. Dostępne są wersje czarna i srebrna. Całość opiera się na trzech wysokich
nóżkach.
Dwa pokrętła służą do wyboru źródła
i regulacji głośności. O aktywności urządzenia informują niebieskie diody – jedna
nad włącznikiem; druga przy lewym pokrętle. Potencjometr jest analogowy, więc
teoretycznie można wyczuć jego pozycję,
ale jedna dioda w miejscu małego wgłębienia na pewno by nie zaszkodziła.
Brak trybu czuwania i umieszczenie
głównego włącznika na przedniej ściance
są albo ukłonem w stronę ekologów, dla
których zużycie energii rzędu 2 W to marnotrawstwo, albo sugestią, by zostawiać
wzmacniacz włączony przez cały czas.
Wygrzany H70 rzeczywiście gra nieco lepiej, ale nie przesadzajmy – w pierwszych
minutach brzmienie nie jest tak tragiczne,
żeby z tego powodu bezsensownie zużywać prąd dzień i noc. Szkoda, że po wyłączeniu urządzenie nie zapamiętuje ostatnio używanego źródła.
Z tyłu H70 prezentowałby się równie
skromnie, gdyby nie dodatek w postaci
trzech wejść cyfrowych: USB, koaksjalnego i optycznego. Należy je traktować
raczej jako miły bonus, niż przetwornik
z prawdziwego zdarzenia. Gniazdo komputerowe ograniczono do 16 bitów, a obsługiwane przez nie częstotliwości próbkowania to 32, 44,1 i 48 kHz. Koaksjalne
radzi sobie z sygnałami 24/192, ale mało
kto dysponuje komputerem z takim wyjściem lub konwerterem przyjmującym
24-bitowy sygnał z USB i podającym go
do cyfrowego wyjścia RCA. Dobra wiadomość jest taka, że DAC współpracuje
ze wszystkimi komputerami i systemami
operacyjnymi.
Poza tym na zapleczu znalazło się trójbolcowe gniazdo zasilające, pojedyncze
terminale głośnikowe wysokiej jakości
oraz trzy wejścia RCA i jedno XLR. H70
nie jest zbalansowany, a sygnał zaraz za
gniazdami jest desymetryzowany Przydałoby się wyjście analogowe. Właściciele
wzmacniaczy słuchawkowych na pewno
chcieliby je podłączyć do pętli magnetofonowej, tym bardziej, że H70 nie ma własnego gniazda dla nauszników. Zabrakło
też pre-outu.
Pilot ma postać cieniutkiej karty z membranowymi przyciskami i płaską baterią.
Oprócz wzmacniacza obsługuje odtwarzacz lub DAC. Do rozmieszczenia przycisków trzeba się przyzwyczaić. Sterownik jest odporny na zachlapanie. W razie
upadku z biurka nie powinna mu się stać
krzywda, bo jest tak lekki, że nie bałbym
się go zrzucić nawet z Pałacu Kultury.
Jest jednak inne niebezpieczeństwo. Jeśli
wpadnie za komodę albo między papiery,
prędzej kupicie nowy niż go znajdziecie.
Widok wnętrza nie rozczarowuje. Mamy
tu spory transformator toroidalny z trzema uzwojeniami wtórnymi – osobno dla
przedwzmacniacza i końcówek mocy prawego i lewego kanału. Potencjometr to
dobnie dodatkowe elementy zobaczymy
w droższym H100.
Czy wzmacniacz
może wyglądać skromniej?
Chyba nie.
gową integrę. H70 bardzo mi przypadł do
gustu.
Rozpracowanie jego charakteru było
o tyle trudne, że od początku nie miałem
ochoty analizować płynącego z kolumn
dźwięku. Zamiast tego oddawałem się
słuchaniu dla przyjemności. Zagrało znakomicie, a uszy nie musiały się do niczego
przyzwyczajać.
Sekretem norweskiej integry jest udane
połączenie typowo tranzystorowej dynamiki ze zróżnicowaną barwą. Nie wiem,
w jaki sposób konstruktorom udało się
wydobyć z tranzystorowego układu tak
przyjemną, naturalnie gęstą średnicę,
ale mogę się domyślać, że na tym m.in.
polega działanie układu Sound Engine.
Dotąd słyszałem coś podobnego jedynie
w wydaniu Electrocompanieta. H70 ma,
co prawda, więcej charakteru tranzystora,
ale estetyka podobna.
Jeżeli oczekujecie głębokiego basu, dynamiki zdolnej napędzić niemal dowol-
zmotoryzowany czarny Alps, umieszczony
tuż przy przedniej ściance. Główna płytka
z elektroniką znalazła się w tylnej części
obudowy, oddzielona od zasilania i sterowania aluminiowym radiatorem.
Przetwornik oparto na kości AKM
PCM1754. Najważniejsze rozwiązanie zastosowane w H70 to Sound Engine – system eliminacji zniekształceń opracowany
przez założyciela Hegla – Benta Holtera.
Chodzi o takie rozdzielenie poszczególnych sekcji wzmacniacza, żeby w każdej
z nich można było wykorzystać najlepsze
dla niej rozwiązania i elementy. Stopień
końcowy zbudowano w oparciu o tranzystory Toshiby. Co ciekawe, w radiatorze wywiercono otwory przygotowane do
montażu dwóch kolejnych par. Widać to
także na płytce drukowanej. Prawdopo-
Konfiguracja
H70 pracował z Audio Physicami Tempo VI ustawionymi w 18-metrowym
pokoju o dobrej akustyce. W roli źródła
wystąpił gramofon Pro-Ject Debut Esprit
z wkładką Sumiko Pearl, podłączony do
Creeka Desiny 2 z kartą Sequel 40. Drugim
źródłem był przetwornik Hegel HD11,
podłączony do netbooka HP Mini 210
z systemem Ubuntu 10.04. Prąd filtrował
Gigawatt PF-2 z trzema sieciówkami LC-2
mkII. Okablowanie stanowiły Audioquest
Forrest USB i Van den Hul The Orchid.
Brzmienie
Zanim norweski wzmacniacz dotarł do
testu, nasłuchałem się i naczytałem opinii,
że H70 to jeszcze nic wystrzałowego. Że
prawdziwa zabawa zaczyna się od wyższego modelu, a tu dostajemy jedynie przedsmak tamtych wrażeń. Jeżeli rzeczywiście
tak jest, to od jutra zaczynam namawiać
dystrybutora, żeby dostarczył do testu fla-
Hi•Fi i Muzyka 5/12
21
Test wzmacniacz 4000-8000 zł
ne kolumny i przejrzystości pozwalającej
wyławiać z nagrań detale, Hegel spełni
te wymagania. Jego największa zaleta
leży jednak gdzie indziej. Ten dźwięk jest
skończony i harmonijny. Wszystkie zakresy są na swoich miejscach i dobrze ze
sobą współpracują. Wzmacniacz potrafi
przekazać emocje. Szczególnie dobrze
wychodzi mu to, gdy na scenie pojawiają
się wokale. Są gęste i naturalnie ciepłe; po
prostu prawdziwe.
W czasie kilkudniowego testu traktowałem H70 różnorodnym materiałem.
Poradził sobie nawet z trudną do odtworzenia elektroniką. Bas chwilami zahaczał
o rejony subwooferowe. Sądziłem, że używany Creek daje w tym zakresie dużo, ale
Hegel pokazał, że można zejść ciut głębiej.
Wszystko na jednej płytce.
Płaski pilot obsłuży również
odtwarzacz lub przetwornik.
USB, trzeba zainwestować w DAC
pokroju DacMagica Plus albo
Hegla HD11.
Znak czasów
– cztery wejścia analogowe i dwa cyfrowe.
Zapas mocy jest odczuwalny także wtedy,
kiedy słuchamy ciszej.
Przeciążeniu i przegrzaniu prezentacji skutecznie zapobiegają wysokie tony.
W tym zakresie Hegel stara się nie dodawać nic od siebie, ale też woli pokazywać
blask i naturalną perlistość niż zgrzyt i jazgot. Jeżeli nagranie będzie słabe, wzmacniacz pokaże nam bolesną prawdę. Nie
zależy mu jednak na wyżywaniu się na
płytach. Niektórzy twierdzą, że nie istnieje
coś takiego, jak zbyt agresywna i rozdzielcza góra, bo to oznacza więcej prawdy
o muzyce. Nie zgadzam się z tym. Można
tę prawdę pokazać bez wwiercania się słuNa pokładzie przetwornik
z trzema wejściami. Między
koaksjalnym i optycznym
przełączamy małym hebelkiem.
chaczowi w głowę i takie
właśnie podejście prezentuje Hegel.
Na koniec przestrzeń. Odniosłem
wrażenie, że zamiast spychać dźwięki
do jednego wymiaru, Hegel oddziela od
siebie pierwszy plan i całą resztę. W niektórych nagraniach wokaliści wysuwali
się nieco przed linię łączącą kolumny,
a towarzyszące im instrumenty lądowały jakieś dwa metry za nimi i mogły być
rozstawiane bardzo szeroko. Gdyby takie
efekty serwował wzmacniacz dwukrotnie
droższy, wcale bym się nie dziwił, ale przy
cenie 6000 zł było to miłe zaskoczenie.
Zintegrowany przetwornik to miły
dodatek. Oferuje dźwięk zrównoważony
i uniwersalny, ale mało wciągający. Aby
uzyskać lepszą jakość brzmienia z gniazda
Konkluzja
H70 jest urządzeniem nietuzinkowym. Z jednej strony specyficznym,
z drugiej – nie bojącym się żadnego repertuaru. Szukałbym dla niego kolumn
o brzmieniu szybkim i zdecydowanym.
Z systemem wykorzystanym na potrzeby
recenzji Hegel zgrał się świetnie. Stosunek
ceny do jakości – świetny!
Hegel H70
Dystrybucja:
Cena:
Dane techniczne:
Moc:
Pasmo przenoszenia:
Stosunek sygnał/szum:
Zniekształcenia:
Wejścia liniowe:
Zdalne sterowanie:
Regulacja barwy:
Wymiary (w/s/g):
Hi•Fi i Muzyka 5/12
70 W/8 Ω
1 Hz – 100 kHz
> 100 dB
< 0,005 %
3 x RCA, 1 x XLR
+
8/43/41,5 cm
Ocena:
Neutralność:
Dynamika:
Stereofonia:
Przejrzystość:
Muzykalność:
Bas:
Brzmienie:
Jakość/cena:
22
Moje Audio
6390 zł
§§§§§
§§§§§
§§§§§§
§§§§¨
§§§§§§
§§§§§
§§§§§
§§§§§§
Test przetwornik c/a 4000-8000 zł
Z plikami
na poważnie
Hegel HD11
Tomasz Karasiński
Hegel należy
do producentów,
którzy poważnie
traktują segment
przetworników c/a.
Oprócz maleńkiego HD2
w katalogu znajdziemy
dwa droższe modele.
Do testu trafił właśnie HD11.
14
Hi•Fi i Muzyka 6/12
Test przetwornik c/a 4000-8000 zł
Budowa
Norwegowie zapowiadali, że nowy
DAC będzie zdecydowanie lepszy od poprzednika – HD10 – i zbliży się do topowego HD20. Zazwyczaj takie deklaracje
należy traktować z przymrużeniem oka,
ale kiedy pojawiły się pierwsze zdjęcia,
można było zauważyć, że z zewnątrz
urządzenia różniły się jedynie obecnością wyświetlacza. Ciekawość pobudzała
także informacja o cenie. Jeśli nowy model miał być lepszy od HD10, należało się
spodziewać inflacji. Ale nie – cena spadła
o 1000 zł.
HD11 wygląda skromnie i elegancko.
Pudełeczko o wymiarach 6/21/26 cm
zdobią jedynie białe napisy i cztery niebieskie diody, informujące o aktywnym
wejściu cyfrowym. Idealne urządzenie
dla ludzi, którzy nie lubią ociekających
złotem bibelotów albo chcą ukryć wydatek przed współmałżonkiem. Obudowa
opiera się na trzech gumowych nóżkach
i waży 3,5 kg.
W tylnej ściance wycięto kilka otworów wentylacyjnych, dzięki czemu nasuwana pokrywa pozostała nienaruszona.
Z prawej strony umieszczono trójbolcowe
gniazdo zasilające, włącznik i bezpiecznik. Dalej mamy cztery wejścia cyfrowe:
dwa koaksjalne, optyczne i USB typu B.
Sygnał analogowy można wyprowadzić
z gniazd XLR (Neutrik) lub RCA.
DAC powinien współpracować z dowolnym komputerem, co potwierdziło się w praktyce. Tym razem mogłem
przetestować go z aż trzema systemami
operacyjnymi: Windowsem 7, Ubuntu
10.04 i Arch Linuxem. Zaawansowani
użytkownicy mogą się bawić ustawieniami systemu i programu do odtwarzania
muzyki, ale większość pewnie wyjmie
Hegla z pudełka i po podłączeniu kabli
pozostanie przy standardowym zestawie.
Firma nie umieszcza na swojej stronie
żadnego dodatkowego oprogramowania, twierdząc że HD11 jest urządzeniem
plug&play, a użytkownik nie powinien
zawracać sobie głowy sterownikami.
Do obsługi służy cienki pilot z membranowymi przyciskami. Jego możliwo-
ści nie ograniczają się do wyboru wejścia.
Po podłączeniu DAC-a do komputera zyskujemy możliwość sterowania odtwarzaczem tak, jakbyśmy siedzieli przy
monitorze. Można ustawić głośność
lub przeskakiwać między ścieżkami na
playliście. Ja otrzymałem jeszcze jeden
prezent – okazało się, że na polecenia
z płaskiego pilota reaguje wzmacniacz,
więc duży pilot Creeka tym razem miał
wolne.
Po wyłączeniu i ponownym włączeniu
przetwornika automatycznie wybierane było ostatnio używane źródło. Tym
bardziej nie rozumiem, dlaczego testowany niedawno wzmacniacz H70 tego
nie potrafił. HD11 jest jednym z najwy-
Trzypunktowe podparcie
ogranicza przenoszenie
wibracji na obudowę,
ale przy podłączaniu kabli
trzeba uważać.
Cztery wejścia cyfrowe
i dwa standardy
wyjść analogowych.
godniejszych w obsłudze przetworników,
z jakimi do tej pory się spotkałem. Nie
ma regulacji głośności, zmiany stromości
filtra cyfrowego ani żadnych tego typu
zabawek.
Wewnątrz nie zobaczymy świeżego
powietrza ani transformatora wielkości
paczki zapałek. HD11 jest pierwszym
32-bitowym układem Hegla. Jego sercem
jest kość AK4399 oferująca 128-krotne
nadpróbkowanie, jednak graniczne parametry sygnału przesyłanego z komputera to 24 bity/96 kHz. Odbiornikiem jest
tu bowiem popularny Tenor TR7022L.
Sygnał z pozostałych wejść trafia do kości
AKM AK4115, dzięki czemu otrzymujemy wyższą częstotliwość próbkowania
– 192 kHz. Elektronikę upakowano na
jednej płytce. Pozostałą część zajmuje zasilacz, w którym zastosowano spory transformator toroidalny i dwa kondensatory
o pojemności 10000 µF każdy. Oprócz
wysokiej jakości podzespołów, w HD11
wykorzystano autorski system przetaktowywania sygnału, dzięki czemu mamy
uzyskać zadowalającą jakość brzmienia
nawet ze skompresowanych plików. Norwegowie uważają, że same elementy mają
mniejszy wpływ na brzmienie niż to, jak
zostaną zaaplikowane. Brzmi, jakby wiedzieli, co robią.
Konfiguracja
HD11 zagrał ze wzmacniaczem Creek Destiny 2 i kolumnami Audio Physic
Tempo VI ustawionymi w osiemnastometrowym pokoju o przyjaznej akustyce.
Hi•Fi i Muzyka 6/12
15
Test przetwornik c/a 4000-8000 zł
W czasie krytycznych odsłuchów źródłem sygnału był komputer z systemem
Arch Linux i odtwarzaczem DeaDBeeF.
Jeżeli tylko ktoś jest gotowy przebrnąć
przez procedurę instalacji, polecam to
rozwiązanie. Źródłem odniesienia był gramofon Pro-Ject
Debut Esprit z wkładką Sumiko Pearl, podłączony do wejścia phono we wzmacniaczu
(karta Sequel 40). System zasilała listwa Gigawatt PF-2 z kompletem sieciówek LC-2 mkII.
W roli interkonektu pracował
Albedo Beginning, a jako głośnikowych użyłem przewodów
Sevenrods ROD3. Do tego Audioquest Forrest z komputera
do przetwornika. Dodatkowym
źródłem do porównań była karta ESI Juli@ zamontowana w pececie i połączona ze wzmacniaczem QED Qunex 1.
Wzornictwo, jak zwykle
u Norwegów, dyskretne.
Gęstość upakowania
elementów przypomina
komputerowe płyty główne.
chwycić, ale im bardziej się starają, tym
bardziej im nie wychodzi. Przełom następuje dopiero, gdy zapomnimy
o wsłuchiwaniu się
w detale i porównywaniu Hegla z innymi przetwornikami.
Kiedy odpuściłem
sobie standardowe pliki testowe i włączyłem
ostatnio zmajstrowaną
listę z nagraniami Lamba, Hiatusa czy Emancipatora, na pierwszy plan
wybiły się perliste wysokie tony. Mówię
o wybiciu w sensie jakościowym, nie
ilościowym. Nareszcie coś zaczęło lśnić.
HD11 dysponuje nie tylko wysoką roz-
Wrażenia
odsłuchowe
Opisywanie brzmienia przetworników to niewdzięczne zajęcie. Zazwyczaj nie zdarzają się większe odstępstwa od
neutralności. Mało jest też cech
szczególnych, które na pierwszy rzut ucha wyróżniają dane
urządzenie na tle konkurencji. Testowałem wiele przetworników i prawie za każdym razem pierwsze sekundy odsłuchu wyglądają tak,
że w skupieniu wpatruję się
w przestrzeń między kolumnami i szukam czegoś,
na czym można by oprzeć
opis brzmienia. Jest poprawnie, równo, neutralnie, ale jakoś tak bez
wyrazu. Odtwarzacze CD
bardziej się od siebie różnią.
16
Hi•Fi i Muzyka 6/12
Cieniutki pilot pozwala
na zmianę wejść
i sterowanie odtwarzaczem
komputera – zmianę utworu,
regulację głośności itd.
HD11 nie jest wyjątkiem, jeżeli
chodzi o równowagę tonalną i poprawność prezentacji. Proporcje
między zakresami pasma są idealne,
a temperatura barw ustawiona na
zero. Początkowo trudno się więc
doszukać w jego brzmieniu czegoś,
co natychmiast przykułoby uwagę.
Uszy się wysilają, żeby taki element wy-
dzielczością, ale potrafi ukształtować górę pasma tak, aby dźwięki zyskały
właściwe wykończenie. Przy odpowiedniej jakości plikach można się nimi
wręcz rozkoszować. Różnego rodzaju
blachy, dzwoneczki i inne perkusyjne
przeszkadzajki potrafią zabrzmieć słodko i przyjemnie. Hegel zachowuje się
w tym względzie jak wybredny koneser
nagrań. Jeżeli podamy mu dźwiękowy
odpowiednik suchego schaboszczaka,
z grzeczności go spożyje, zrobi pokerową
minę, ale i tak będziemy wiedzieli, że mu
nie smakuje. Jeśli natomiast postaramy
się o odpowiednio przygotowaną przekąskę, będzie się nią delektował. Różnica
Test przetwornik c/a 4000-8000 zł
między dobrze i źle nagranymi albumami
jest tu większa, niż w innych DAC-ach.
Wiele tego typu urządzeń ma problemy
z rozdzielaniem warstw nagrań. Cała muzyka jest wówczas zbijana w jedną płaszczyznę, a my, wpatrując się w powietrze
między kolumnami, niby mamy wrażenie
głębi, ale bez prawidłowej gradacji planów. Jakby każdy instrument był głęboki
na metr lub dwa, ale brakowało powietrza
między nimi. HD11 ustawia instrumenty
jeden za drugim tak, żebyśmy wyraźnie to
słyszeli. Szczególnie dobrze wypada to na
samplerach (np. Naima), ale dobre efekty przestrzenne zauważyłem również na
płytach mało znanych zespołów (Zero 7,
Aydio czy Elsiane).
Przekonująca okazała się również
klasyka. Tam, gdzie HD2 produkował
dźwięk dobry, ale jeszcze mało przekonujący, HD11 pokazał więcej realizmu.
Zamiast patrzeć w miejsce, z którego dobiegał głos Cecilii Bartoli ze świadomością, że jest to tylko odtwarzany, sztuczny obraz, powoli zacząłem się nabierać,
że ona rzeczywiście tam jest. Jeszcze nie
do tego stopnia, żebym czuł się niekomfortowo, siedząc przed nią w nieupra-
sowanym podkoszulku, ale wrażenie
uczestnictwa w spektaklu było silniejsze
niż z HD2. Różnice między tymi dwoma urządzeniami mogą nie być oczywiste, jeżeli patrzymy na ilość niskich czy
wysokich tonów, ale trudno nie zauważyć wyższości HD11 w dziedzinie stereofonii, swobody dynamiki, przejrzystości
i realizmu brzmienia.
Pod koniec testu miałem okazję wypróbować ten przetwornik z hi-endową
łączówką Audioquest Niagara. Natychmiast dało się zauważyć, że Hegel docenia takie towarzystwo. Pewnie niewielu
audiofilów zdecyduje się podciągnąć
brzmienie DAC-a kablem droższym od
niego samego, ale na pewno inwestycja
w dobry interkonekt ma sens. Podobnie
z sieciówką. HD11 należy traktować jak
dobrej klasy odtwarzacz CD. Jeśli lubicie ulepszać system kablami lub platformami antywibracyjnymi, z Heglem będziecie mieli wiele zabawy. Nie mówiąc
już o zabawie oprogramowaniem.
Konkluzja
HD11 przekracza granicę nudy. To jeden z niewielu DAC-ów za uczciwe pie-
niądze, którego dźwięk jest przekonujący i obecny. Pliki mogą brzmieć jeszcze
lepiej, ale drenaż portfela będzie wówczas okrutny. HD11 prezentuje poziom,
na którym rozsądny audiofil (jeżeli taki
istnieje) może się zatrzymać. Polecam.
Hegel HD11
Dystrybucja:
Cena:
Hegel Polska
3990 zł
Dane techniczne:
Rodzaj przetwornika:
Pasmo przenoszenia:
Zniekształcenia:
Sygnał/szum:
Wejścia:
Wyjścia cyfrowe:
Wyjścia analogowe:
Wymiary (w/s/g):
Masa:
32-bitowy
0 Hz – 50 kHz
< 0,0007 %
140 dB
USB, 2 x koaksjalne,
optyczne
RCA, XLR
6/21/26 cm
3,5 kg
Ocena:
Neutralność:
Dynamika:
Stereofonia:
Przejrzystość:
Muzykalność:
Bas:
Brzmienie:
Jakość/cena:
§§§§§
§§§§§
§§§§§
§§§§§
§§§§§
§§§§§
§§§§§
§§§§§
Hi•Fi i Muzyka 6/12
17
Hi-end wzmacniacz
Nowy sezon zaczynamy od wysokiego „C”.
Do naszej redakcji – jako pierwszej na świecie
– trafił flagowy wzmacniacz Hegla.
W katalogu firmy założonej przez Benta Holtera
znajdziemy wzmacniacze,
przetworniki c/a
i odtwarzacze CD.
Tomasz Karasiński
Bez
kombinacji
40
Hi•Fi i Muzyka 9/12
Hegel H300
Hi-end wzmacniacz
eśli chodzi o amplifikację, do wyboru są obecnie cztery integry i kilka
konstrukcji dzielonych. Do niedawna różnica cen pomiędzy modelem H200
a najtańszą dzielonką wynosiła prawie
20000 zł. Inżynierowie Hegla postanowili zrobić kolejny krok. Nowy model miał
brzmieć niemal tak dobrze, jak dzielone, dysponować większą mocą niż H200,
a oprócz tego zawierać DAC z prawdziwego zdarzenia – porównywalny z HD11
i HD20.
A teraz niespodzianka: H200 kosztuje
15500 zł, a H300 – 19900 zł. Agresywna
polityka cenowa czy powiew normalności?
Wygląd i funkcjonalność
Hegel, jaki jest, każdy widzi. Obecnie
dostępny jest tylko w czerni. Gdyby nie
niebieski wyświetlacz, mógłbym postawić norweski flagowiec na stoliku i nawet
znajomi audiofile mogliby go przeoczyć.
Dwa pokrętła, włącznik i to wszystko. Nie
ma nawet trybu czuwania. Pokaźny przycisk robi „stuk” i tyle. W H70 przy każdym
włączeniu trzeba było od nowa ustawiać
źródło. Tutaj wyeliminowano tę
drobną niedogodność.
blemy, jak nierówności między kanałami
czy trzeszczenie, które po latach użytkowania pojawia się nawet w dobrych wzmacniaczach z konwencjonalnymi potencjometrami. Start od poziomu zero odbywa
się płynnie. Spodziewałem się, że przy wieczornym odsłuchu przeskok z 2 na 3 będzie przypominał zamianę wiatrówki na
AK-47, ale dotarłem do pozycji 15 i wciąż
nie byłem pewny, czy kolumny grają. Dopiero przy 30 coś się zaczęło dziać. To dobrze, bo dzięki temu zyskuje się komfort.
Tym większy, że nie musimy się bawić
w jakieś macanie i trącanie pokrętła, aby
zrobić ciut głośniej lub ciszej.
Pilot jest metalowy i niemal tak samo
prosty jak przednia ścianka wzmacniacza.
Obsłuży również firmowe źródło. Nie jest
przesadnie ciężki i dobrze leży w dłoni. Do
pełni szczęścia brakuje chyba tylko podświetlanych przycisków.
Z tyłu znajdziemy wszystko, co potrzebne: wejście XLR i trzy RCA, bezpośrednie wejście do końcówki mocy, wyjście
z przedwzmacniacza (RCA), pojedyncze
gniazda głośnikowe i trójbolcową sieciówkę. Wszystko rozmieszczone tak, że żaden
przewód nie przeszkadza innym. Część
Z takim zasilaczem
Heglowi nie zabraknie pary.
słuchawkowi również będą niepocieszeni,
ponieważ nie przewidziano dziurki dla
nauszników. Hegel najwyraźniej wyszedł
z założenia, że jeśli ktoś jest prawdziwym
winylowcem lub fanem słuchawek, to albo
ma już phono stage i oddzielny preamp
słuchawkowy, albo powinien się w nie zaopatrzyć osobno.
Budowa
Jako że wzmacniacz dotarł do mnie jeszcze przed oficjalnym wprowadzeniem go
do katalogu, ilość danych na jego temat
była ograniczona. W tej sytuacji postanowiłem zasięgnąć informacji u źródła,
w czym pomógł Anders Ertzeid, zajmujący
się eksportem i marketingiem.
H300 nie jest jedynie powiększoną
i mocniejszą wersją H200 z lepszym przetwornikiem. Projektowano go od podstaw,
posiłkując się pomysłami z integry H200
i końcówki mocy H20. Wewnątrz nie ma
jednak ani jednego modułu, który zostałby w całości przeniesiony z jakiegokolwiek
urządzenia Hegla.
Podobnie jak droższe końcówki mocy,
H300 wykorzystuje w stopniu prądowym
tranzystory dobierane ręcznie na podstawie pomiarów. Mówiąc obrazowo, jeżeli
w normalnym wzmacniaczu, w którym
pracują po dwa tranzystory na kanał, pojawią się między nimi drobne różnice, nic
złego się nie stanie. Jeżeli natomiast w każdym kanale będzie pracowało 8 tranzystorów, wszystkie drobne różnice mogą się na
siebie nałożyć, powodując duże zniekształcenia. Aby znaleźć jedną dopasowaną parę
tranzystorów, w Heglu muszą zmierzyć ich
100. Powiedzcie to ludziom, którzy sumują
ceny samych komponentów, a potem mówią, że hi-end to zdzierstwo.
Największym krokiem naprzód w stosunku do H200 ma być jednak sekcja
przedwzmacniacza, oparta na pomysłach
wykorzystanych wcześniej w modelu
P30. Nie jest taka sama, ale popraDAC w gąszczu innych układów
Jeżeli przed wyłączeniem korzystamy np.
z „An 2”
2”,, będziemy mogli nawet wyciągnąć
wtyczkę z gniazdka, a wzmacniacz zapamięta ostatnie źródło, z którego korzystaliśmy i automatycznie się na nie przełączy.
Kolejny detal to regulacja głośności
z cyfrową kontrolą. Eliminuje to takie pro-
cyfrowo-przetwornikowa obejmuje dwa
wejścia koaksjalne, dwa optyczne, jedno
USB (typu B), a do tego wyjście koaksjalne i małe gniazdo oznaczone jako „Ctrl
In”. Amatorzy winylu mogą narzekać na
brak przedwzmacniacza korekcyjnego czy
choćby opcji montażu karty. Audiofile
Hi•Fi i Muzyka 9/12
41
Hi-end wzmacniacz
wa w stosunku do przedwzmacniacza w
starszym flagowcu ma być zauważalna.
Anders Ertzeid zapewnia też, że DAC
w H300 to pełnowartościowe źródło. Można powiedzieć, że jest to układ tej samej
klasy, co HD11. W jednych dziedzinach
wypada lepiej, w innych gorzej, ale ogólny
poziom prezentacji ma być zbliżony.
Jedyne, z czym mam mały problem, to
rozwiązanie opisane jako „DAC-Loop”. Jako
że sekcja przetwornika jest dość rozbudowana, można podłączyć laptop do gniazda
USB we wzmacniaczu i wykorzystać go tylko jako element przekazujący sygnał z komputerowego wejścia do wyjścia koaksjalne-
10000 μF każdy. Jeśli nie liczyć płytek przy
tylnej ściance, panuje tu symetria. Końcówki mocy przymocowano do radiatorów
po bokach. H300 dysponuje mocą 250 W/
/8 Ω na kanał i aż 430 W/4 Ω. Dotąd
moc wyjściowa każdego ze wzmacniaczy Hegla idealnie pokrywała się z liczbą
w jego symbolu. Czemu więc opisywany
wzmacniacz nie nazywa się H250?
Płytka z przetwornikiem przypomina to,
co widzieliśmy w modelu HD11, ale to inny
układ, oznaczony jako PC1010A2. Całość
robi bardzo dobre wrażenie, zarówno jeśli
chodzi o stopień złożoności i dobór komponentów, jak i schludność montażu.
/96 kHz i – co dla mnie ważne – bezproblemowo współpracuje z Linuksami. W teście używałem laptopa z Ubuntu 12.04
i odtwarzaczem DeaDBeeF. Wystarczyło
przełączyć urządzenie wyjściowe i działało.
Z Windowsami również nie powinno być
problemu, natomiast producent otwarcie
informuje, że użytkownicy najnowszych
Mac OS-ów mogą napotkać trudności ze
sterownikami. Cóż, nawet kupując produkty elektronicznych gigantów, nie zawsze
mamy pewność, że wszystko będzie działało od razu, szczególnie jeśli zamawiamy
nowego MacBooka tydzień po premierze.
Hegel radzi swoim klientom, aby nie kupowali laptopów z pierwszych dostaw i poczekali aż trochę się „dotrą”. Można się
w tym doszukiwać usprawiedliwiania
własnych ograniczeń, ale też sporo
w tym racji.
Brzmienie
W prostocie siła. Włącznik,
dwie gałki i wyświetlacz.
go. To z kolei można podłączyć do innego
przetwornika, a stamtąd wyprowadzić sygnał analogowy do wejść we wzmacniaczu.
Początkowo było to dla mnie niezrozumiałe,
ale w Heglu twierdzą, że można w ten sposób znacznie ograniczyć jitter. Mamy więc
dwie opcje. Możemy albo wpiąć wzmacniacz bezpośrednio pomiędzy komputer
a kolumny, albo sięgnąć po zewnętrzny
DAC i użyć go we wspomnianej pętli.
Wnętrze
W nowym flagowcu zastosowano firmowe rozwiązanie o nazwie SoundEngine.
Opracował je założyciel firmy, Bent Holter.
SoundEngine to system eliminacji zniekształceń, polegający na odseparowaniu
od siebie poszczególnych sekcji wzmacniacza. Wówczas można projektować każdą
z nich niezależnie i wykorzystywać elementy optymalne dla danego układu bez
oglądania się na pozostałe parametry.
H300 wygląda niewinnie, ale to 25 kg żelastwa. Przenosząc go na stolik, wyczułem
na dole pokaźne pióra radiatorów. Wnętrze
jest gęsto zabudowane, a w centrum znajduje się ogromny transformator toroidalny
otoczony armią kondensatorów Nover, po
42
Hi•Fi i Muzyka 9/12
H300 wygląda jak połączenie nowoczesnego komputera
z czołgiem. Aluminiowa obudowa, dobre gniazda, porządne nóżki, metalowy pilot... Brak
możliwości wyłączenia pilotem
i iluminacja (Hegel świeci nie tylko na niebiesko – z przodu, ale też
na żółto – spod pokrywy) to jedyne,
i tak wymyślone na siłę, minusy.
Konfiguracja
Audio Physic Tempo VI, Hegel HD11,
Pro-Ject Debut Esprit, Albedo Geo, Sevenrods ROD3, Gigawatt PF-2, Gigawatt
LC-2 mkII, Creek Destiny 2, HP Pavillon
DM3, Audioquest Cinnamon. Całość zagrała w 18-metrowym pokoju o dobrej
akustyce. Tempo VI to dla pieca dysponującego mocą 250 W żadne wyzwanie,
ale używane przeze mnie okazjonalnie
Xaviany XN250 Evo przebywały akurat
na drugim końcu miasta, spakowane po
sesji fotograficznej. Podejrzewam jednak,
że takiej różnicy Hegel również nie zauważy, a żeby ujrzeć na jego przedniej ściance
choćby kropelkę potu, trzeba by sięgnąć
po elektrostaty, magnetostaty albo koszmarnie prądożerne zestawy dynamiczne.
Wbudowany DAC radzi sobie z sygnałami o granicznych parametrach 24 bity/
Tak się składa, że mocne
wzmacniacze z przewymiarowanymi zasilaczami grają zazwyczaj szybciej, konkretniej
i pewniej niż ich słabsi koledzy.
Poziom decybeli może być taki
sam, ale subiektywne wrażenie
swobody dynamicznej – zupełnie
inne. Tutaj właśnie wzmacniacze takie jak
H300 pokazują swoją wyższość. Pierwsze słowa, jakie zanotowałem w trakcie odsłuchu, to: dynamika, kontrola
i neutralność. Wszystko się kręci wokół mocy. To ona jest źródłem szybkości i fantastycznego panowania
nad dźwiękiem. Jeżeli ktoś potrafi
Metalowy pilot wygląda
równie prosto jak przednia
ścianka wzmacniacza.
podnieść 150-kg sztangę, to
z dwukilogramowymi hantlami
będzie robił, co mu się podoba.
Co kilka minut kręciłem gałką w prawo i przez bardzo długi czas nie robiło to
większego wrażenia ani na wzmacniaczu,
ani na kolumnach, ani nawet na moich
uszach. Zazwyczaj jeden z tych elementów
prędzej czy później daje za wygraną. Jeśli
to wzmacniacz się nie wyrabia, najczęściej
dźwięk się zniekształca. Tutaj nic podobnego się nie działo. Nawet przy ekstremalnie wysokim poziomie głośności przekaz
był zrównoważony i czysty. Doszło do tego,
że rytm muzyki czułem całym ciałem,
a uszy twierdziły, że wszystko jest w porządku. Nie pojawiły się symptomy jazgotu czy zapiaszczenia. Podobnych atrakcji
dostarczyły mi wcześniej chyba tylko
Hi-end wzmacniacz
McIntosh MA6600 i monobloki Electrocompanieta. Nie ulega wątpliwości, że flagowy Hegel to potwór. Wygląda niepozornie, ale jeśli będziecie bez refleksji kręcić
gałką w prawo, zamówcie sobie zawczasu
nowe głośniki. Paczka idzie kilka dni,
a życie bez muzyki to nieszczęście.
Zapas mocy norweskiego flagowca pozwala mu trzymać dźwięk żelazną ręką.
Najdosadniej słychać to w zakresie basu.
Dawno nie słyszałem tak głębokiego,
a jednocześnie kontrolowanego dołu.
W pierwszej chwili wrażenie może być
mylące. Po zmianie Creeka Destiny 2 na
H300 podstawa harmoniczna jakby zeszczuplała, zrzuciła trochę mięsa i misiowatej otoczki. Bas wydawał się mniej
efektowny i płytszy, do momentu, kiedy
na talerz (albo do playlisty) nie wrzuciłem naprawdę wymagających, gęstych
kawałków elektronicznych. Słuchając
Elsianne lub Diany Krall, pewnie bym tego
nie zauważył, ale płyty Lamba czy Aphex
Twina zyskały nowy wymiar. Hegel nie
pozwala sobie na przeciąganie wybrzmień
ani niedopowiedzenia. Zazwyczaj im niższe uderzenia, tym bardziej się rozlewają.
Tutaj nic podobnego się nie dzieje. Nawet
na granicy pasma H300 pozostaje zdecydowany.
Oprócz szybkości, dynamiki i fenomenalnego basu, flagowy Hegel nie stara się
przyciągnąć słuchacza niczym szczególnym. Jego dźwięk jest zrównoważony,
uniwersalny i neutralny pod względem
barwy. Z punktu widzenia potencjalnego
klienta jest to zaleta, szczególnie jeśli będzie to tak zwany klient osłuchany, wyrobiony i doświadczony. Ja jednak powinienem jeszcze coś napisać. Tylko co tu
wymyślić?
Komplet gniazd przetwornika.
Ten dźwięk jest liniowy i skomponowany ze znawstwem. Bez kombinacji. Czy to
oznacza, że Hegel nie ma własnej recepty
na dźwięk? Nie – jego recepta to właśnie
zbliżenie się do prawdziwego brzmienia
instrumentów. H300 został zaprojektowany tak, aby przekazać decyzję o jego charakterze artystom, realizatorom nagrań
i pozostałym elementom systemu.
Hegel gra tak, jak wygląda – normalnie,
kulturalnie i porządnie. Aby docenić ten
poziom neutralności, niestety, trzeba się
raz czy drugi przejechać na sprzęcie, który
grał po swojemu. Niektóre płyty odtwarzał ciekawie, a na innych się wykładał.
Hegel się nie wyłoży, a jeśli jego podejście
się komuś spodoba, to nie powinno mu
się znudzić. Jeśli cenicie rzetelność i muzyczny realizm, to H300 zostanie u Was
na długo.
Na koniec DAC. Rzeczywiście jest to poziom HD11, choć pewne różnice w brzmieniu występują. Przetwornik we wzmacniaczu grał nieco łagodniej i przyjemniej,
a HD11 stawiał na większą przejrzystość
i dynamikę. Jednak, biorąc pod uwagę
zdecydowany charakter integry, lepiej
słuchało mi się komputera podłączonego
bezpośrednio do H300. Ostatniego dnia
testu wypożyczyłem przewód cyfrowy
Tara Labs Air Digital 75 i wypróbowałem
DAC-Loop. I to było zdecydowanie najlepsze rozwiązanie. Poprawiła się dynamika i zwartość dźwięku, a instrumenty były
odrobinę lepiej osadzone w przestrzeni.
Tak jakby ktoś zbudował pod muzykami
stabilniejszą scenę.
Ale szczerze? Przetwornik w H300 jest
tak dobry, że mało kto będzie się starał go
poprawić. A jeśli już, radziłbym od razu
sięgnąć po najcięższe działo, czyli coś
w rodzaju HD20.
Konkluzja
Po skończonym teście włączam telewizor. Specjaliści ostrzegają, aktorzy grają,
analitycy prognozują… A pod telewizoLogiczne rozplanowanie zaplecza
i rozsądne odstępy między
gniazdami. Pełen komfort.
Opinia 2
Drugą opinię zarezerwowaliśmy
dla „Magazynu Hi-Fi” i staramy się
trzymać tej tradycji. Życie przynosi jednak czasem niespodzianki, a te
lubią chodzić parami. Pierwszą był
telefon od Tomka: „Wpadnij do mnie,
posłuchaj, bo grat naprawdę ciekawy”.
To mi się nie udało, ale Hegel przyjechał do mnie i wylądował pomiędzy odtwarzaczem Gamuta a Audio
Physicami Tempo VI. I tu przyszedł
czas na drugą niespodziankę. Po godzinie wiedziałem, że powinienem
jednak wtrącić swoje trzy grosze. Nie
odkryję nic nowego w stosunku do
poprzedniego opisu, ale…
Tak neutralnego, spójnego i kulturalnego brzmienia, nawet w tej cenie,
przyjdzie ze świecą szukać. Do tego
dochodzi moc, którą czujemy od
początku skali, a nie zauważamy,
gdy jest już za głośno. H300 wymaga
od odbiorcy osłuchania i doświadczenia, ale jedno jest pewne – pod wieloma względami to prawdziwy killer.
Maciej Stryjecki
rem, na granitowym stoliku stoi wzmacniacz i... wzmacnia. Dokładnie tak, jak
powinien. Kwieciste opisy są tu zbędne, bo wtajemniczonym hasło „drut ze
wzmocnieniem” mówi prawie wszystko.
Jakby tego było mało, w pakiecie dostajemy audiofilski przetwornik. Chciałbym
mieć taką maszynę, choćby do testowania
kolumn, źródeł i kabli. Miałbym pewność,
że wzmacniacz niczego nie psuje. Pakuję
go do pudełka, bo jeszcze przyjdzie mi do
głowy pomysł wzięcia pożyczki, a nie lubię mieć długów. A jeśli ktoś zapyta mnie
o wzmacniacz, który nie kombinuje i po
prostu wzmacnia, będę już wiedział, co
mu doradzić.
Hegel H300
Dystrybucja:
Cena:
Moje Audio
19900 zł
Dane techniczne:
Moc:
Pasmo przenoszenia:
Stosunek sygnał/szum:
Zniekształcenia:
Wejścia liniowe:
Zdalne sterowanie:
Regulacja barwy:
Wymiary (w/s/g):
250 W/8 Ω
5 Hz – 180 kHz (+/- 3 dB)
> 100 dB
< 0,005 %
3 x RCA, 1 x XLR
+
–
12/43/38 cm
Ocena:
Brzmienie:
Jakość/cena:
hi-end
–
Hi•Fi i Muzyka 9/12
43
TESTY SPRZĘTU Wzmacniacz zintegrowany Hegel H300
Nowy, mocny Hegel
Nowy H300 ma większą moc, wbudowany przetwornik i brzmi lepiej od
starszego H200. Formalnie niby go nie zastępuje, ale docelowo zapewne
zajmie jego miejsce w ofercie.
Tekst: Marek Lacki \ Zdjęcia: Moje Audio, Filip Kulpa
H
egel to młoda firma z siedzibą w Oslo. Urządzenia tej marki pojawiły się na naszym rynku
w ubiegłym roku i od razu zrobiło się o nich
głośno. Duża w tym zasługa zdeterminowanego dystrybutora, ale i same urządzenia są niczego
sobie, skoro ich obiór jest tak pozytywny. O Heglu pisaliśmy już kilkakrotnie przy okazji poprzednich testów
oraz reportażu z fabryki.
H300 formalnie nie jest następcą testowanego przez
nas modelu H200. Nieoficjalnie jednak wiadomo, że
docelowo zajmie jego miejsce w ofercie.
BUDOWA
Wnętrze H300 jest zdominowane przez centralnie
umieszczony, przepotężny, bo 1-kilowatowy, transformator toroidalny. Większy widziałem tylko w integrze
niemieckiej firmy BNC – tamten ma aż 2 kW, ale to całkowity ewenement. Drugą cechą, która zwraca uwagę,
jest symetria rozmieszczenia wszystkich podzespołów
związanych z przeciwległymi kanałami, co tworzy obraz
idealnego dual-mono. Jedynie przetwornik umieszczono
nieco z boku.
Transformator jest wspomagany pokaźnym bankiem
kondensatorów marki Nover do zastosowań audio,
rozmieszczonych w dwóch grupach po cztery sztuki,
tworząc łącznie 80 000 µF. To jednak nie jest całkowita
pojemność, gdyż w różnych miejscach wzmacniacza,
48
w tym na płytkach przedwzmacniacza, też można znaleźć kondensatory filtrujące, których suma
pojemności tworzy dodatkowe ok. 10 000 µF. Płytki
przedwzmacniacza są monofoniczne i rozmieszczone
po przeciwległych stronach obudowy, pionowo na
bocznych ściankach. Sygnał podąża do nich najkrótszą
drogą z układu wejść, gdzie jest transportowany za
pomocą krótkich kabli. Monofoniczne końcówki mocy
sąsiadują zarówno z płytkami przedwzmacniacza, jak
i monofonicznymi płytkami zasilacza, dzięki czemu
drogę sygnału skrócono do niezbędnego minimum. Ze
względu na szybkość układu, szczególnie istotna jest
bardzo mała odległość od kondensatorów w zasilaczu
do tranzystorów. Końcówki mocy zbudowano na bazie
tranzystorów bipolarnych 2SA1943/2SC5200. Stopnie
przedwzmocnienia bazują na elementach dyskretnych.
Stopnie końcowe są chłodzone radiatorami ukrytymi
pod górną pokrywą urządzenia. Z tyłu, za transformatorem toroidalnym na półokrągłej płytce znalazł się układ
z wyróżniającym się wielkim rezystorem Dale 22 Ω.
Kluczem konstrukcyjnym wzmacniacza jest firmowe
rozwiązanie szefa firmy i głównego konstruktora, Benta
Holtera, nazwane SoundEngine. W rozwiązaniu tym
wyeliminowano ujemne sprzężenie zwrotne na rzecz
techniki feed-forward, korygującej nieliniowości każdego stopnia wzmocnienia. Patent polega na lokalnej
detekcji błędów we wzmocnionym sygnale za pomocą
detektora progowego, czerpiącego sygnał spomiędzy
rezystorów podłączonych do wejścia i wyjścia danego
stopnia. Sygnał błędu jest podawany za pośrednictwem
inwertera do sumatora umieszczonego nie przed, a za
korygowanym stopniem. W klasycznej pętli sprzężenia
zwrotnego część sygnału wyjściowego jest „zawracana” do wejścia układu, a ponieważ stopnie wzmocnienia mają skończoną szybkość, to sygnał korekcji jest
zawsze lekko spóźniony w stosunku do korygowanego.
Odjęcie tego pierwszego powoduje nieuniknione
przesunięcia fazowe – znane jako zniekształcenia TIM
(Transient Intermodulation Distortion). Rozwiązanie
Benta Holtera w zasadzie eliminuje tę przypadłość. Jak
podaje twórca, okazuje się ono skuteczne w przypadku
różnych typów zniekształceń, w szczególności skrośnych (przejścia przez zero), charakterystycznych dla
wzmacniaczy pracujących w klasach B i AB.
Regulację głośności oparto na wzmacniaczach operacyjnych, w odróżnieniu od elementów przedwzmacniacza, gdzie korzystano wyłącznie z elementów dyskretnych, czyli oddzielnych rezystorów, kondensatorów czy
półprzewodników. Z informacji dostarczonych przez
producenta wynika, że najwięcej zmian w stosunku do
H200 zaszło właśnie w stopniu wzmocnienia napięciowego. Nie od dziś wiadomo, że właśnie najwięcej
zależy od przedwzmacniacza.
Spójrzmy na H300 od strony funkcjonalnej. W stosunku
do poprzednika zostały
znacznie powiększone
cyfry wyświetlacza,
które wcześniej były
\ŹRÓDŁO: Dell Studio
1555 + Linn Sneaky DS +
zbyt małe. Tym razem są
Naim DAC
wielkie i jasne. Występują
\PRZEDWZMACNIACZ
w bardzo nieprzyjemnym
REFERENCYJNY:
dla oka niebiesko-fioletoAudionet PRE I G3, Naim
NAC 202
wym kolorze, czyli o małej
\KOŃCÓWKA MOCY
długości fali, która nie
REFERENCYJNA:
sprzyja ostrości widzenia
Audionet AMP I V2, Naim
konturów. Jednak dzięki
NAP 200
\KOLUMNY: Equilibrium swej wielkości cyfry
Atmosphere 2012
i litery są czytelne, choć
\KABLE CYFROWE:
według mnie – zbyt
Alphard
\KABLE GŁOŚNIKOWE: natarczywe. Na szczęście
mamy możliwość regulacji
Equilibrium Equilight
Interkonekt: Equilibrium
jasności. Technologicznie
Turbine
wyświetlacz jest z po\KABLE ZASILAJĄCE:
przedniej epoki – takie
Enerr Holograph, Symbol,
same stosowano w XX
Furutech FP 314 Ag i inne
wieku. Litery i cyfry są
tworzone z prostych belek. Maksymalnie wyświetlają
się trzy znaki oraz poziom głośności, którego wartości
są przedstawiane w osiemdziesięciu pięciu krokach.
Może się i czepiam, ale we wzmacniaczu za 20 tysięcy
zł spodziewałbym się już czegoś lepszego.
Z poziomu przedniej ścianki można obsługiwać tylko
trzy funkcje: włączyć wzmacniacz, wybrać wejście
i wyregulować głośność. Dostarczony w zestawie
\SYSTEM
2'6’8&+2:<
Układ dual-mono został rozproszony na sporej liczbie płytek drukowanych. Sekcję cyfrową (prawy górny róg)
umieszczono asymetrycznie względem płytek przedwzmacniacza lewego i prawego. Wielki, kilowatowy toroid
obsługuje 80 tys. µF pojemności filtrującej.
Koniecznie posłuchaj z elektroniką
TESTY SPRZĘTU Wzmacniacz zintegrowany Hegel H300
Układ AKM AK4399 w roli przetwornika c/a (32 bity / 192 kHz), AK4127VE to przetwornik częstotliwości próbkowania (upsampler),
zaś AK4118 – odbiornik wejściowy. Wejście USB obsługuje układ Tenor Audio TE7022 (zdjęcie z prawej).
BRZMIENIE
Z jednej strony obudowy znajduje się kwartet
tranzystorów PNP Sanken 2SA1943, z drugiej –
komplementarne połówki NPN 2SC5200.
metalowy pilot pozwala na obsługę przeskoków między
utworami i korzystania z innych podstawowych funkcji
w programie komputerowym, jeśli korzystamy z wbudowanego przetwornika przez wejście USB.
Port USB jest jednym ze sposobów wykorzystania tego
przetwornika. Można też dostać się do niego przez aż
cztery wejścia S/PDIF – dwa elektryczne koaksjalne
i dwa optyczne. Pozwala to na obsługę pokaźnej
kolekcji urządzeń zewnętrznych, czyli np. telewizora czy
odtwarzacza Blu-ray, które można do Hegla podłączyć
i cieszyć się poprawą jakości dźwięku. Za obsługę wejścia USB odpowiada nie najmłodszy już scalak Tenor
Audio TE7022L. Resztę sekcji cyfrowej tworzą układy
AKM AK4399EQ (32-bitowy DAC), AKM AK4127VE
oraz AKM AK4118A (przetwornik częstotliwości próbkowania – tzw. upsampler).
Krótko o obudowie. Jest dość standardowa – ze stalowej
blachy, jednakże wzmocniona za pomocą grubej aluminiowej przedniej ścianki pomalowanej na czarno lub
srebrno strukturalną farbą półmatową. W stosunku do
poprzedniego modelu nic się w tej kwestii nie zmieniło,
zatem są również na wyposażeniu trzy twarde metalowe nóżki.
50
Pamiętam, że podczas pisania drugiej opinii o poprzedniku tego wzmacniacza – Heglu H200 – nie byłem tak
entuzjastycznie nastawiony, jak współrecenzujący
go razem ze mną redaktor naczelny. Prowadziliśmy
jednak odsłuchy w dwóch zupełnie różnych systemach.
Tamten test odbywał się z innymi kolumnami, w innym
pomieszczeniu, z innym źródłem, niemniej pozostały
jednak pewne punkty zaczepienia i na ich podstawie
mogę stwierdzić, że tym razem, oceniając model H300,
pozbyłem się wątpliwości, które miałem w przypadku
H200. Doceniłem starszy model za dynamikę, ale
skrytykowałem za niewystarczajco angażujące barwy.
W przypadku H300 nie mogłem sformułować podobnych zastrzeżeń, gdyż byłyby po prostu krzywdzące.
Jak zatem gra Hegel H300? Jeśli porównać go z moim
dzielonym Audionetem, co zresztą musiałem zrobić, to
są niektóre aspekty brzmienia, które mogą się nawet
bardziej spodobać. Hegel jest wzmacniaczem muzykalnym, traktującym nagrania w sposób atrakcyjny dla
słuchającego. Cóż to może oznaczać? H300 jest bardzo
szczegółowy, ma świetną górę pasma, podkreśloną
w niższym zakresie, ale i lekko złagodzoną. Średnie
tony mają pożądaną podbudowę, więc brzmienie jest
pełne, mimo że jasne, zaś bas – potężny, równy i bardzo
dobrze kontrolowany a także, jak w H200, ma niemal
nielimitowaną energię.
W stosunku do kompletu Audioneta góry jest więcej,
w związku z czym prezentacja przestrzeni jest bardzo
sugestywna. Scena jest bardzo szeroka i ogólnie
dowolnie wielka, z projekcją głębi. Pod tym względem
to absolutnie doskonały wzmacniacz. Efekty lokalizacji
obejmują zarówno wymiary lewo–prawo, przód–tył, jak
i wysokość. Nie twierdzę, że nie słyszałem jeszcze lepszych konstrukcji pod tym względem, ale na pewno nie
w przedziale do 20 tys. złotych. Basu jest również minimalnie więcej niż w Audionecie, a jest on co najmniej
równie dobrze kontrolowany. Pod względem szybkości
nie osiąga jeszcze poziomu dzielonych wzmacniaczy
Naima (NAC202/NAP200) czy zwłaszcza Primare (klasa
D), które wyznaczają w tej kategorii poziom referencyjny, jednak nadal jest on jednym z lepszych, z jakimi miałem do czynienia podczas testowania u siebie w domu.
Nie jest to bas idealny pod względem selektywności,
różnicowania, ilości informacji, ale summa summarum
wypada nieźle. Czy zatem warto kupować droższy
wzmacniacz? I tak, i nie. Jeśli się dysponuje nagraniami
o rozdzielczości nie wyższej niż płyta CD, a budżet
jest ograniczony, to dla 98% odbiorców może to być
ostatni wzmacniacz. Co więcej, dzięki swej muzykalności pliki o jakości CD brzmią nawet atrakcyjniej niż na
dwukrotnie droższym komplecie Audioneta. Sytuacja
zmienia się jednak w momencie, w którym włączymy nagrania wysokiej rozdzielczości. Hegel bardzo
dobrze pokazuje różnice w jakości między plikami
hi-resolution a CD – na tyle, że z CD „nie ma co zbierać”.
A jednak gdyby przepiąć się na komplet z Niemiec,
usłyszelibyśmy jeszcze więcej szczegółów, barwa
byłaby bardziej zróżnicowana itd. Wniosek zatem jest
taki, że w porównaniu z droższymi wzmacniaczami
Hegel bardziej ujednolica brzmienie, uatrakcyjniając
nagrania standardowej jakości, a nie pokazując pełni
możliwości nagrań wysokiej jakości. Niemniej nikt się
jednak nie zorientuje, że tak właśnie jest, bez bezpośredniego porównania.
PRZETWORNIK
Gdy odpiąłem przetwornik Naima i połączyłem
kablem koaksjalnym bezpośrednio Linna Sneaky DS
z Heglem, dźwięk stracił na jakości we wszystkich
aspektach – z wyjątkiem dynamiki. Barwa uległa
radykalnemu pogorszeniu, dźwięk zrobił się nerwowy,
a scena dźwiękowa nie tylko mocno się skurczyła, co
poszatkowała, nie dając wrażenia ciągłości. Głośne
odsłuchy nie były już przyjemne – przynajmniej
w moim systemie. Dźwięk należał raczej do kategorii
„C", obecność wokalu na scenie i wrażenie obcowania
z nim zupełnie zanikły.
Po przełączeniu na wejście USB, dało się najpierw
usłyszeć wyraźny wysokoczęstotliwościowy szum
zasilacza notebooka, co oznaczało brak izolacji galwanicznej przetwornika. Gdy odpiąłem kabel zasilający
od komputera, szum oczywiście ustąpił. Dźwięk, jaki
udało sie uzyskać z tego połączenia, był co najmniej
o klasę lepszy w stosunku do wejścia koncentrycznego, przywracając właściwą przestrzeń i emocje
OCENA
DYSTRYBUTOR Moje Audio, www.mojeaudio.pl
CENA 19 900 zł
Dostępne wykończenia: czarny
Główna różnica na tylnym panelu względem modelu H200 to dodanie wejść cyfrowych: dwóch
koncentrycznych, dwóch optycznych oraz USB. Jest nawet wyjście cyfrowe.
DANE TECHNICZNE
WEJŚCIA
3 x liniowe RCA, 1 x XLR,
1 x wej. na końc. mocy, 2 x koaksjalne spdif, 2 x toslink,
zawarte w barwie. Niemniej nadal nie było to jeszcze
to, co udało się uzyskać za pomocą zewnętrznego
przetwornika. Muzykalność względem zewnętrznego
przetwornika była wyraźnie gorsza, jednak względem
wejścia S/PDIF zauważyłem znaczący postęp. Scena
też nie była tak duża i tak uporządkowana jak z zewnętrznym przetwornikiem, jednak do satysfakcjonujących efektów niewiele brakowało, bo pojawił się wokal,
który zupełnie zanikł przy S/PDIF, choć nie tak wyraźnie
jak w referencyjnej konfiguracji.
NASZYM ZDANIEM
Doskonała dynamika, ogromny zapas mocy, który
wystarczy do każdego pomieszczenia i chyba każdych
kolumn, połączone ze wspaniałą przestrzenią
i niezłą muzykalnością, choć nie tak dobrą jak
z porównywalnego cenowo Naima NAC 202/
NAP 200, i nie z tak dobrą rytmicznością. Jednak
ogólny poziom jakości dźwięku to – wraz z wspomnianym Naimem – jeden z wzorców w tej klasie
cenowej. A na początku można nie mieć źródła, bo
DAC już jest na pokładzie. Gdyby jednak rozważać
na poważnie użycie Hegla wraz z wbudowanym
przetwornikiem, to tylko poprzez wejście USB,
ponieważ wejścia S/PDIF nie zapewniają jakości
adekwatnej do klasy wzmacniacza i mogą służyć
poprawie brzmienia dodatkowych źródeł w rodzaju
odtwarzacza Blu-ray. Q
Koniecznie posłuchaj z elektroniką
1 x USB 2.0, 1 x 3, 5 mm jack zdalnego ster.
WYJŚCIA
1 x głośnikowe, 1 x koaksjalne spdif, 1 x pre out
PASMO PRZENOSZENIA
MOC 8/4 1
5 Hz – 180 kHz (+-3dB)
2 x 250 W/2 x 430 W
ZNIEKSZTAŁCENIA THD
< 0, 005%
IMPEDANCJA WEJŚĆ ANALOG.
10 k1
WSPÓŁCZYNNIK TŁUMIENIA
> 1000
WYMIARY (SZER. X WYS. X GŁĘB.)
434 x 120 x 380 mm
(bez nóżek)
POBÓR MOCY
> 60 W
MASA
25 kg
KATEGORIA SPRZĘTU
A
Hegel H100
Ta norweska marka nie tak dawno wdarła się przebojem na
polski rynek, robiąc sporo zamieszania…
egel H100 jest wzmacniaczem ze środka oferty
i prawdopodobnie konstrukcją o najlepszym stosunku jakości do ceny w katalogu tego
norweskiego producenta. Może o tym
świadczyć wiele rozwiązań technicznych zaczerpniętych wprost z droższych
wzmacniaczy oraz to, jak bardzo funkcjonalna jest ta integra. H100 może
przyjmować i przetwarzać sygnał cyfrowy poprzez port USB (16-bit/48kHz),
może również współpracować jako
końcówka mocy z sygnałem wysłanym
z przedwzmacniacza kina domowego i zasilać np. kanały przednie lub
tylne. Możemy także połączyć Hegla
z lampowym przedwzmacniaczem
i poeksperymentować w ten sposób
H
z modelowaniem brzmienia. Ponadto
norweski wzmacniacz może wysłać
sterowany sygnał do niezależnych
końcówek mocy. Oprócz klasycznych
i powszechnie stosowanych gniazd
RCA sygnał z odtwarzacza CD lub innego źródła można dostarczyć poprzez
zbalansowane wejścia XLR.
Elektronika w detalach
Hegel H100 bazuje na opatentowanym firmowym układzie Sound
Engine, łączącym zalety wzmacniaczy
pracujących w czystej klasie A oraz
tych klasy AB. Układ ten charakteryzuje się tym, że między poszczególnymi
stopniami wzmacniającymi sygnał
nie ma sprzężenia zwrotnego, a to
wszystko po to, żeby utrzymać go w jak
www.hfc.com.pl
najczystszej, najbliższej pierwowzorowi
postaci. Naturalnie producent milczy
na temat rozwiązań elektronicznych
skrywanych w układzie Sound Engine.
Zaglądając do wnętrza wzmacniacza,
stwierdziłem, że jego konstrukcja jest
jedną z najsolidniejszych, jakie widziałem w podobnych urządzeniach z tego
przedziału cenowego. Świadczyć o tym
może chociażby fakt zastosowania
potężnego transformatora toroidalnego o mocy 630VA oraz baterii
kondensatorów zasilających o łącznej
pojemności 60.000µF, nie licząc innych
mniej ważnych układów zajmujących
się filtracją prądu dla obwodów
logiki i sterowania. Stopnie końcowe
lewego i prawego kanału są zasilane
z osobnych linii, również lewy i prawy
kanał przedwzmacniacza oparto na
odrębnych obwodach dostarczających
prąd, co świadczy o wielkiej dbałości
producenta w kwestii ograniczenia
przesłuchu między kanałami. Same
kondensatory są wysokiej jakości – te
w filtrze prądowym końcówek mocy to
NoVer (odpowiednik marki Kendeil),
natomiast mniejsze pojemności oparto
na produktach Rubycona oraz polipropylenach z logo Hegla; najmniejsze
scalak tej samej firmy PGA2311P,
współpracujący z wyprodukowanymi na
specjalne zamówienie Hegla walcowymi kondensatorami polipropylenowymi
marki SCR. Układ przełączania źródeł
bazuje na hermetycznych przekaźnikach, natomiast układ zabezpieczający
końcówki mocy przed przeciążeniem
termicznym oparto na bezinwazyjnym
czujniku temperatury współpracującym z przekaźnikiem odłączającym
zasilanie.
H100 odkrywa karty
poprzednich). Na osobno wydzielonej
płytce drukowanej z obwodami wejściowymi dla USB znalazł się przetwornik
Burr-Brown PCM2704, natomiast w aktywnym układzie sterowania głośnością
pojemności bocznikujące i sprzęgające
pochodzą od Wimy. W najnowszej
serii wzmacniaczy H100 zastosowano również udoskonalone moduły
Sound Engine (są dużo mniejsze od
Wcześniej miałem już okazję testować dla Państwa urządzenia marki
Hegel, m.in. wzmacniacz stojący niżej
w ofercie firmy, a mianowicie model
H70. Mam bardzo dobre wspomnienia
związane z tamtą konstrukcją, dlatego
byłem bardzo ciekaw różnic w brzmieniu między tymi modelami. Generalnie
H100 wydaje się być większym
osiłkiem w stosunku do H70, ale w tej
cenie oczekiwałem również poprawy
pod względem skali brzmienia, bo o to
tu głównie chodzi. Już na początku
sesji odsłuchowej H100 pokazał dosyć
duże różnice na plus w stosunku do
swojego tańszego brata. Mam tu na
myśli przede wszystkim możliwości
w zakresie dynamiki, ale też reprodukcji basu oraz przestrzeni. Zacznę
jednak od dynamiki, bo ten wzmacniacz zaprezentował ją w wyjątkowo
zjawiskowym stylu. Odsłuch najnowszej
płyty „Rockets + Swords” niemieckiego
duetu synthpopowego De/Vision
dostarczył silnych emocji, bo Hegel
w połączeniu z monitorami Chario
Delphinus z serii Constellation pokazał,
co znaczy mieć niespożyte pokłady
energii. Otwierający płytę niezwykle
ZŁĄCZA
5
4
1
bezpośrednie do
1 Wejście
końcówek mocy
2
czterech
2 Komplet
wejść analogowych
niezbalansowanych
3
analogowe
3 Wejścia
zbalansowane
6
pary wyjść z
4 Dwie
przedwzmacniacza
www.hfc.com.pl
wyjściowe
5 Terminale
lewego i prawego kanału
6 Wejście USB
UKRYTE TECHNOLOGIE
1
6
2
4
5
WARTO
WIEDZIEĆ
Największą konstrukcyjną różnicą między tańszym
modelem H70 a droższym H100 jest
wydajniejszy układ
zasilania (mocniejszy transformator),
a także same końcówki mocy. Wzmacniacz
dysponuje podwojoną ilością tranzystorów w stosunku do
modelu H70 i dzięki
temu generuje więcej
mocy, co bezpośrednio przekłada się na
potężniejsze brzmienie i możliwość współpracy z kolumnami
wymagającymi sporych dawek prądu.
3
630VA
1 Wydajny
transformator toroidalny
prostowników
2 Sekcja
układu zasilającego lewy i
dla sekcji
3 Kondensatory
wysokoprądowej stopni
scalony
4 Układ
odpowiedzialny za
hermetyczne
5 Przekaźniki
selektora źródeł
mniejszy moduł
6 Nowy,
układu Sound Engine
sterowanie głośnością
prawy kanał
końcowych
www.hfc.com.pl
motoryczny utwór „Boy Toy” okazał się
dla Hegla bułką z masłem, a przecież to bardzo wymagająca muzyka,
zwłaszcza pod względem dynamiki
i przestrzeni. Te syntetyczna brzmienia mają w sobie mnóstwo życia,
a poszczególne dźwięki bazują przede
wszystkim na kontraście dynamicznym,
zróżnicowanej, dosyć bogatej barwie
i przestrzeni. A jeśli ta jest traktowana przez wzmacniacz wyjątkowo
skrupulatnie, to muzyka może odkryć
przed słuchaczem zupełnie nowy świat
doznań. Jeszcze bardziej zróżnicowany utwór „Mystified”, przebogaty
w elektroniczne smaczki i synthpopowe
pejzaże przeplatane potężnym, bardzo
nisko schodzącym basem, potrafił
mocno wstrząsnąć kolumnami. H100
okazał się mistrzem pod względem
dokładności brzmienia, jego rozdzielczości oraz prawidłowego trzymania
rytmu. Doskonała kontrola potężnych
uderzeń basu oraz jego barwa odkryły
przede mną na nowo brzmienie tej
świeżutkiej płyty i pozwoliły jeszcze
bardziej wniknąć w istotę poszczególnych kompozycji. Prawdę mówiąc, mało
który wzmacniacz potrafi wykrzesać
tyle życia z tych włoskich piękności, co
Hegel H100. Kolumny Chario są bowiem specyficzne i bardzo wymagające
wobec wzmacniacza, o czym już nie raz
miałem okazję się przekonać. Ale jeśli
połączymy je z amplifikacją będącą
w stanie operować otwartą i swobodną
średnicą oraz dostarczać do przetwornika nisko-średniotonowego większe
dawki prądu, niż wynikałoby to z zapotrzebowania, to kolumny ożywają
zachwycając rozpiętością brzmienia
i przede wszystkim basem, który potrafi
solidnie wstrząsnąć pokojem odsłuchowym. Do tego dochodzi wyrafinowany
przekaz wysokich tonów, ale to głównie
zasługa wzmacniacza, bo H100 pod
tym względem wypada więcej niż
dobrze w porównaniu z innymi, podobnymi cenowo konstrukcjami. Najwyższy
zakres częstotliwości charakteryzował
się nieskazitelną czystością i bogatym zróżnicowaniem nie tylko pod
względem dynamicznym, zwłaszcza
w skali mikro, ale przede wszystkim
barwy – słuchając wybrzmień talerzy
perkusyjnych, nie odniosłem niedosytu
zarówno jeśli chodzi o odpowiedni
wyraz, jak i masę. Ten norweski wzmacniacz brzmi bardzo naturalnie i jest
doskonale wyważony pod względem
prezentacji barwy. Jej przekaz opiera
się tylko i wyłącznie na charakterystyce
poszczególnych instrumentów, a to
zwykle oznacza, że brzmią one zgodnie
z ich naturą. H100 obchodził się ze
skrzypcami Anne-Sophie Mutter w sposób szczególny, tak jakby za każdym
pociągnięciem smyczka po strunach
chciał pokazać, że nadinterpretacja
barwy nie jest w jego stylu. Hegel
bowiem nie ociepla brzmienia, ale też
nie schładza, zawsze stojąc pośrodku,
zachowując się godnie niczym wysokiej
klasy sędzia. Ale jest też coś w jego
brzmieniu, co poza naturalnością równie mocno mnie urzekło. Chodzi przede
wszystkim o niespotykaną gładkość,
wręcz taką atłasową i delikatną otoczkę, którą wzmacniacz dodaje od siebie,
sprawiając, że w połączeniu z jakimikolwiek kolumnami generuje dźwięk
niczym przepuszczony przez wysokiej
klasy kondycjoner, bez cienia zbędnej
agresji opartej na podbarwieniach.
Mały bonus od Hegla
Jak już wspomniałem na początku,
H100 posiada cyfrowe wejście USB,
akceptujące sygnały o rozdzielczości
16-bitów i częstotliwości 48kHz. Jest
to swego rodzaju ukłon właściciela
firmy, Benta Holtera, w kierunku osób
chcących korzystać m.in. z komputera
PC jako źródła odtwarzającego muzykę z plików. Rozwiązanie jest fajne
i przede wszystkim niezwykle proste
w użyciu, bo w przypadku większości
komputerów nie trzeba instalować żadnego dodatkowego oprogramowania
czy sterowników – wystarczy połączyć
wzmacniacz kablem USB i gotowe.
Jedynie niektóre komputery Mac mogą
wymagać wyboru urządzenia Hegela
dla wyjścia dźwięku w ustawieniach
systemowych. Jednak w większości
wypadków komputer sam wykryje kartę
DAC zainstalowaną w Heglu. Co do
samej jakości dźwięku miałbym trochę
zastrzeżeń, ale generalnie Hegel w roli
karty dźwiękowej spisuje się przyzwoicie. Jakość odtwarzanej muzyki
naturalnie w dużej mierze zależy od
odtwarzanych plików. Na przykład
różnice między utworami odtwarzanymi z MP3 190kb/s a plikami WAV
były dosść wyraźne. A to niewątpliwie
świadczy o tym, że Hegel wnosi do
tego sposobu odtwarzania wyższą
jakość, co właśnie pozwala docenić
brzmienie z plików lepszej jakości.
Wykorzystywanie Hegla H100 do
przetwarzania i wzmacniania sygnału
z komputera może być dla wielu osób
dużym atutem. Nie należy jednak traktować tej funkcjonalności jako sposobu
na osiągnięcie spektakularnej poprawy
jakości brzmienia zwłaszcza z plików
WAV, bo to zdecydowanie lepiej robią
wyspecjalizowane odtwarzacze plików
audio. Jednak wzbogacenie naszego
systemu audio o urządzenie posiadające hi-endową kartę dźwiękową jest
z pewnością atrakcyjną perspektywą.
Nie dość bowiem, że zyskujemy świetny
wzmacniacz, to otwieramy sobie drogę
DETALE
PRODUKT
Hegel H100
RODZAJ
Wzmacniacz
zintegrowany
CENA
11.000 zł
WAGA
16 kg
WYMIARY
(SxWxG)
430x100x425 mm
NAJWAŻNIEJSZE
CECHY
•Moc wyjściowa:
2x120W (8Ω);
2x220W (4Ω)
•Wejścia liniowe: 4
niezbalansowane
RCA; 1
zbalansowane XLR
•Wejścia cyfrowe: USB
•Zniekształcenia:
mniej niż 0,005%
przy 50W i 8Ω
•Pobór mocy: 30W
w stanie spoczynku
(wzmacniacz
włączony)
•Stopień wyjściowy:
8 tranzystorów
bipolarnych wysokiej
szybkości 15A, 150W
•1 para wejść
bezpośrednich do
końcówek mocy;
pętla do nagrywania;
2 wyjścia
z przedwzmacniacza
DYSTRYBUCJA
Hegel Polska
www.hegelpolska.pl
www.hfc.com.pl
do wejścia w świat cyfrowej muzyki
odtwarzanej z plików.
Na lata
Hegel H100 należy do urządzeń, które
warte są swojej ceny, co więcej, uważam, że wraz z upływem czasu będzie
utrzymywał swoją wartość. Urządzenia
Hegla są sprzedawane w krajach
skandynawskich (i nie tylko) od wielu
lat i cieszą się opinią bezawaryjnych,
więc kwestia ich długowieczności jest
oczywista, natomiast wysoka jakość
dźwięku i styl prezentacji muzyki też
na pewno nie zestarzeją się szybko.
Dlatego Hegel H100 to taki bezpieczny wybór, bo najprawdopodobniej
wcześniej wymienicie w swoim systemie
kolumny niż sam wzmacniacz. Hegel
sprawia wiele radości ze słuchania muzyki, właśnie dzięki wysokiej wierności,
naturalności prezentacji. Jego walory
docenią doświadczeni audiofile, ale do
jego odsłuchów zachęcam także osoby
mniej osłuchane, a ceniące wysokiej
klasy dźwięk. Być może za sprawą
Hegla połkniecie bakcyla i powiększycie
grono pozytywnie zakręconych na punkcie muzyki. Poznacie na nowo brzmienie
swoich ulubionych płyt i odkryjecie
nowe smaczki, o których istnieniu
wcześniej nie zdawaliście sobie sprawy.
Arkadiusz Ogrodnik
WERDYKT
JAKOŚĆ DŹWIĘKU
JAKOŚĆ/CENA
PLUSY: Neutralny przekaz bez
analitycznego chłodu czy ocieplania. Wysokiej próby przestrzeń, nisko schodzący, doskonale kontrolowany bas
MINUSY: Karta obsługująca
USB nie ma koaksjalnego wej-
JAKOŚĆ WYKONANIA ścia cyfrowego i nie obsługuje
sygnałów o wyższej rozdzielczości i częstotliwości
MOŻLIWOŚCI
OGÓŁEM: H100 wspina się na
wyżyny i wyraźnie podkreśla
swoje hi-endowe zapędy
OCENA OGÓLNA
Test Kolumny
Monitory
na podłogę
Amphion
Helium 520
Tomasz Karasiński
Skandynawia
to kraina zimna,
ale piękna.
Mimo wysokich
podatków, wszystkie
skandynawskie państwa
zajmują wysokie
pozycje w rankingach
miejsc, w których
dobrze się mieszka.
Ludzie są zazwyczaj
uprzejmi i skromni.
Nawet jeśli ktoś jest
rajdowym mistrzem świata
albo multimilionerem,
nie daje tego po sobie poznać.
50
Hi•Fi i Muzyka 7-8/12
Test kolumny 8000-15000 zł
echy te idealnie pasują do Amphiona. Z minimalizmem spotkamy się tu właściwie na każdym kroku. Pierwszy przykład – do
redakcji dotarły kolumny przywiezione
niemal prosto z fabryki, a w kartonie
oprócz nich znaleźliśmy tylko dwustronicową książeczkę z podstawowymi parametrami i wskazówkami dotyczącymi
ustawienia. Żadnych przechwałek ani
grubej księgi z firmowymi systemami,
technologiami i historiami à la „700 lat
w branży komputerowej”.
Amphion powstał w 1998 roku, a myślą przewodnią przedsięwzięcia było
opracowanie kolumn niewrażliwych na
akustykę pomieszczenia. Podobnie jak
u innego fińskiego specjalisty – Gradienta – kluczem do sukcesu miały być nietypowe rozwiązania akustyczne. Jednak
w odróżnieniu od zestawów z Porvoo,
Amphiony nie wyglądają jak skrzyżowanie statku kosmicznego z wizją szalonego
akustyka.
Firma jest związana z rynkiem profesjonalnym, ale niespecjalnie się tym
chwali. Jej kolumny pracują w studiach
nagraniowych, a pracownicy nierzadko biorą udział w procesie rejestracji
dźwięku, dzięki czemu wiedzą, jak wygląda muzyka po drugiej stronie szyby.
Wyobrażam sobie, że gdyby kolumny
innej audiofilskiej wytwórni wylądowały
w studiu nagraniowym, zdjęcia ze stołem
mikserskim od razu wykorzystano by
w materiałach promocyjnych. Tutaj do
takich informacji trzeba się dokopać.
Amphion należy do firm, które lubią
wytwarzać elementy kolumn we własnym
zakresie. Finowie mają własną stolarnię
i montownię, gdzie zatrudnieni są mieszkańcy okolicznych miejscowości. Lokalny patriotyzm łączy się z poszanowaniem
tradycji. Pracownicy odpowiedzialni za
przygotowanie obudów to w większości
stolarze z dziada pradziada. Umieli wyrzeźbić komplet figur szachowych, jeszcze zanim nauczyli się mówić „mami”
i liczyć do dwudziestu.
nie pomiędzy przetwornikami średnioniskotonowymi. Na pierwszy rzut oka
wszystko wygląda standardowo. Dopiero
po chwili zauważamy kilka nietypowych
rozwiązań.
Amphiony wyglądają ascetycznie, ale
jakość wykończenia zrobi wrażenie nawet
na właścicielach Xavianów. Te kolumny
mogłyby stanąć w salonie z luksusowymi
meblami. Kiedy dostałem je do recenzji,
przeszły już przez ręce naszego fotografa
i sekretarza redakcji. Usłyszałem, że dawno nie widzieli tak pięknych kolumn. To
oklepany zwrot, ale Amphiony naprawdę
wydają się jakby wyrzeźbione z jednolitych
bloczków drewna. A ponieważ projektant
unikał ekstrawaganckich kształtów, powinny się wpasować w każde wnętrze.
Budowa
W katalogu znajdziemy zaledwie 11 konstrukcji: 5 monitorów, 2 głośniki centralne
i 4 podłogówki. Wszystkie wyglądają podobnie, więc wybór będzie zależał od metrażu pokoju odsłuchowego i zasobności
portfela nabywcy.
Dostarczone do testu Helium 520 to
smukłe skrzynki wyposażone w trzy głośniki w układzie d’Appolito – kopułkę
wysokotonową umieszczono symetrycz-
Wykończenie – pierwsza klasa.
Hi•Fi i Muzyka 7-8/12
51
Test kolumny 8000-15000 zł
52
Przetworniki zabezpieczono przed
uszkodzeniem metalowymi siateczkami. Dla użytkownika oznacza to spokojniejsze życie, szczególnie jeśli w domu
grasują dzieci lub koty. Gniazda (pojedyncze, złocone i bardzo wygodne)
wystają wprost z obudowy, a tunele b-r
są trzy – wszystkie niewielkiej średnicy.
Jeden fabrycznie zamknięty gąbkową zatyczką.
W materiałach informacyjnych znajdziemy dwa ciekawe rozwiązania: falowody i technologię U/D/D. To skrót
od „Uniformly Directive Diffusion”, co
po polsku brzmiałoby: „równomiernie
kierunkowa dyfuzja”. Dalej czytamy:
„dzięki zapewnieniu równomiernej dyspersji fal dźwiękowych anomalie spowodowane odbiciami od ścian, podłogi
Skrzynki sklejono z grubego MDF-u
i wzmocniono poprzeczkami. Nie znajdziemy w nich pociętej kołdry ani gąbek
poprzyklejanych do ścianek. Najwyraźniej Amphion nie lubi wytłumiać obudów. Zwrotnicy nie przymocowano do
tylnej ścianki, ale z boku, mniej więcej
w połowie wysokości obudowy. To by
tłumaczyło umiejscowienie gniazd na
tym samym poziomie. Kupując kable,
trzeba mieć to na uwadze i doliczyć pół
metra z każdej strony.
W opakowaniu znajdziemy metalowe
kolce, które posiadacze grubych wykładzin i dywanów mogą wkręcić w nagwintowane tuleje w cokołach stabilizujących.
Dla właścicieli parkietów nie przewidziano niczego w rodzaju gumowych kuleczek, więc najbezpieczniejszą i najtańszą
opcją będzie przyklejenie filcowych podkładek lub – jeśli komuś zależy na wypoziomowaniu skrzynek – skorzystanie
z kolców. Same cokoły można przykręcić do kolumn bezpośrednio lub przez
cienkie podkładki. Jakie jest ich zadanie
– nie wiem, ponieważ nie znalazłem nic
na ten temat ani na stronie producenta
ani we wspomnianej wcześniej dwustronicowej książeczce, napisanej zresztą po
fińsku. Jako że nie jestem kompatybilny z językami, w których występuje 15
przypadków, odpuściłem. Dowiedziałem
się, że budowa i umiejscowienie podkładek mają swoje uzasadnienie akustyczne,
a całe rozwiązanie jest patentem Amphiona. Skoro kolumny dojechały do redakcji
w takiej postaci, niczego nie zmieniałem.
Wewnętrzne wzmocnienia to też
wsporniki dla bas-refleksów.
W wyfrezowaniach pod głośniki
dodatkowe otwory wypełnione
klejem. Co za czary – nie wiadomo.
Hi•Fi i Muzyka 7-8/12
Helium 520 to klasyczne zestawy dwudrożne. Częstotliwość podziału ustalono na 1600 Hz, czyli stosunkowo nisko.
Kopułka ma średnicę 25 mm i została
wykonana z tytanu. Membrany 16-cm
wooferów zrobiono z papieru. Z czteroomową impedancją nominalną i sku-
W wooferach metalowe kosze
i magnesy bez ekranowania.
Tweeter z napędem neodymowym.
i sufitu są minimalizowane. Pozwala
to usłyszeć więcej muzyki, a mniej pokoju odsłuchowego”. Jeżeli dobrze rozumiem, kluczowym elementem U/D/D
jest kołnierz wokół głośnika wysokotonowego, równie szeroki co kosze średnio-niskotonowców. Oprócz kontroli
kierunkowości tweetera, drugim plusem
rozwiązania jest cofnięcie kopułki względem dwóch pozostałych głośników,
co korzystnie wpływa na ich spójność
fazową.
tecznością na poziomie 90 dB Amphiony powinny być łatwym obciążeniem
dla wzmacniaczy. Producent deklaruje,
że można startować już z 10-watowym
piecykiem.
Konfiguracja
Amphiony zagrały z Creekiem Destiny 2
i przetwornikiem Hegel HD11 podłączonym przez kabel USB Audioquest Cinnamon do netbooka pracującego na systemie
Ubuntu 12.04. DAC ze wzmacniaczem
łączyło Albedo Geo, a sygnał do wzmacniacza prowadziły Sevenrods ROD3.
Zasilanie składało się z listwy PF-2 i sieciówek LC-2 mkII Gigawatta. Całość grała w 18-metrowym pokoju o przyjaznej
akustyce.
Test kolumny 8000-15000 zł
Brzmienie
Producenci sprzętu hi-fi zachwalają jego
walory brzmieniowe dziesiątkami określeń. W materiałach Amphiona przewija
się tylko jedno: czystość.
I rzeczywiście, w pierwszych sekundach odsłuchu moją uwagę zwróciła po-
nadprzeciętna rozdzielczość kolumienek.
W zakresie wysokich tonów brzmienie
było otwarte, dźwięczne i napowietrzone. Metalowe kopułki zwykle stawiają
na bezpośredniość i blask, a przetwornik
w Amphionach nie wyłamuje się z tego
schematu. Kiedy do akcji wkraczają perkusjonalia albo inne instrumenty mające
cokolwiek wspólnego z metalem (gitara,
fortepian, trąbki, trójkąt), obraz nabiera
jeszcze większego realizmu. Chwilami coś
zapiszczy albo ukłuje nas w ucho, ale niech
ktoś posłucha orkiestry dętej na żywo,
a potem powie, że w brzmieniu tych instrumentów nie ma ani grama agresji.
Jest to po prostu naturalne, a Amphiony
oddają prawdziwe brzmienie z jego plusami i minusami. Na pewno nie należą
do kolumn, które cokolwiek przed słuchaczem ukryją, aby uczynić jego życie
wygodniejszym. Mimo to, wszystko jest
w najlepszym porządku. Przejrzystość nie
jest uwypuklona kosztem równowagi tonalnej.
Skupiłem się na przejrzystości po
pierwsze dlatego, że jest ona jedną z najważniejszych zalet Amphionów, a po drugie, ponieważ żaden inny element prezentacji nie odciągał mojej uwagi od tego, co
się działo w zakresie średnich i wysokich
tonów. Odsłuch zacząłem w klasycznym
ustawieniu, a kolumny były wyjęte prosto
z pudełek w takiej formie, w jakiej przyjechały do redakcji – z dolnymi tunelami
rezonansowymi zatkanymi gąbkowymi
walcami. Niskie tony w takiej konfiguracji
były twarde i rewelacyjnie kontrolowane,
ale brakowało im wypełnienia. Średni bas
uderzał rytmicznie, ale poza tym niewiele się działo. Usunąłem więc zatyczki i od
razu prezentacja nabrała masy i gęstości.
Cokoły przykręcone
za pośrednictwem niewielkich
podkładek i czterech śrub
układających się w kształt litery T.
W komplecie kolce i dwie zatyczki
do bas-refleksów.
Pojedyncze gniazda
i środkowy tunel rezonansowy.
Co ciekawe, operacja ta nie miała wielkiego wpływu na szybkość reakcji i ucinania
basowych impulsów. Wraz z pogłębieniem basu nie następowało jego rozmycie.
Delikatnie odsunąłem kolumny od tylnej
ściany i resztę odsłuchu przeprowadziłem
z otwartymi bas-refleksami.
Całe rozwiązanie przypomina gumowe
grzybki, jakie widzieliśmy w Elakach FS248, ale pozwala dokładniej dopasować charakter basu
do akustyki pomieszczenia i naszych upodobań. Jeżeli chcecie kupić
kolumny podłogowe, ale obawiacie
się buczącego basu, Amphiony nie
powinny sprawić kłopotu.
Prezentacja jest konkretna i spójna.
Stoją przed nami wysokie skrzynki,
a słyszymy audiofilskie monitory. Bas
nie jest ani trochę wyeksponowany
– raczej dopełnia średnicę, niż ją pogrubia.
Przestrzeń jest idealnie dopasowana do charakteru głośników – swobodna i pełna powietrza. Priorytetem
jest ostra lokalizacja źródeł, przez co wskazanie pozycji instrumentów nie stanowi
problemu. Dźwięk chętnie opuszcza fizyczne granice obudów, wychodzi na boki
i przed linię łączącą kolumny. Helium 520
są dla tych, którzy lubią się wczuwać
w akcję i mieć wrażenie uczestnictwa
w muzycznych wydarzeniach. Leniwe granie na pół gwizdka? To nie dla nich.
Konkluzja
Amphionom nie bardzo można wytknąć niedociągnięcia. Grają jak rasowe
monitory studyjne i nie wyglądają jak
skrzynki na narzędzia. Cena też wydaje
się uczciwa. Jeżeli lubicie czysty, neutralny dźwięk, a nie macie ogromnego pokoju – odsłuch obowiązkowy.
Amphion Helium 520
Dystrybucja:
Moje Audio
Ceny:
8790 zł (biały lub czarny lakier)
9990 zł (naturalna brzoza, czereśnia lub orzech)
Dane techniczne:
Skuteczność:
Impedancja:
Pasmo przenoszenia:
Rekomendowana
moc wzm.:
Wymiary (w/s/g):
90 dB
4Ω
40 Hz – 30 kHz (+/- 3 dB)
10-150 W
104/16/21,5 cm
Ocena:
Neutralność:
Dynamika:
Stereofonia:
Przejrzystość:
Muzykalność:
Bas:
Brzmienie:
Jakość/cena:
§§§§§
§§§§§
§§§§§
§§§§§§
§§§§§
§§§§¨
§§§§§
§§§§§
Hi•Fi i Muzyka 7-8/12
53
Amphion
Helium 520
I nie jest to żadna „ściema”, bo kolumny
począwszy od projektu, a na produkcji kończąc powstają w ojczyźnie Nokii i Świętego
Mikołaja o czym mogę zaświadczyć, gdyż
widziałem to na własne oczy.
Naturalne brzmienie
Kolumny Helium 520 mogłyby łatwo „zniknąć” w pomieszczeniu
odsłuchowym, gdyby nie to, że swoim wyglądem przyciągają
wzrok. Pierwsze wrażenie jest świetne, ale w końcu od kolumn
oczekuje się przede wszystkim dobrego brzmienia, sprawdźmy
więc, czy dorównuje ono urodzie testowanego modelu
mphion Helium 520 to dość
wysokie, szczupłe, dwudrożne kolumny z głośnikami
w układzie D’Appolito, z charakterystycznym falowodem, w którym
osadzono głośnik wysokotonowy. Do testu
otrzymałem parę w niezwykle urodziwym
brzozowym fornirze, choć Amphiony
kojarzą mi się przede wszystkim z kolorem
białym, który chyba najlepiej pasuje do nowoczesnych wnętrz. Jak jednak pokazuje ta
para, każdy znajdzie coś dla siebie – także
tradycjonaliści, którzy oczekują kolumn
w naturalnym fornirze, w kolorze drewna
zbliżonym do koloru ich mebli.
Muszę przyznać, że fabryczka produkująca te obudowy dla Amphiona, którą
miałem okazję odwiedzić, w praktyce
potwierdza dobre wrażenie, które w czasie
owej wizyty na mnie zrobiła, bo wykonanie
i wykończenie testowanych głośników
jest po prostu znakomite. Oczywiście do
wrażeń organoleptycznych dokłada się
kwestia samego nowoczesnego designu,
który jest zasługą osób tworzących go
dla fińskiej firmy. Na tym także polega
rozsądne podejście do projektowania
i budowania kolumn, prezentowane przez
Amphiona niemal na każdym kroku – trzeba pozwolić specjalistom zająć się tym, na
czym się znają najlepiej. Dlatego projekt
plastyczny kolumn tworzą fachowcy,
wnętrzem również zajmuje się człowiek,
który zjadł na tym zęby, a w tworzeniu
ostatecznego brzmienia pomagają osoby
na co dzień związane w taki czy inny
sposób z muzyką, w tym także posiadający
własne studio nagraniowe i produkujący
znane mikrofony studyjne Martin Kantola.
Dopracowany, nowoczesny wygląd fińskich
kolumn sprawia, że za wygląd kochają je
nie tylko sami audiofile, ale i ich rodziny,
a z drugiej strony Amphiony są interesującymi „meblami”/elementami wystroju dla
architektów i dekoratorów wnętrz. Dużym
atutem tych kolumn jest fakt, że są one
„Made in Finland”, czyli naprawdę produkuje się je w Finlandii a nie np. w Chinach.
A
DETALE
PRODUKT
Amphion Helium
520
RODZAJ
Kolumny podłogowe
CENA
8.790/9.990 zł
(para)
WAGA
16 kg/szt.
WYMIARY
(SxWxG)
1040x160x215 mm
NAJWAŻNIEJSZE
CECHY
•Konstrukcja
dwudrożna
•Głośnik
wysokotonowy 1”
tytanowy
•Głośniki średnioniskotonowe 2x5,25”
•Częstotliwość
podziału 1,6kHz
•Impedancja 4Ω
•Skuteczność 90dB
•Pasmo przenoszenia
40Hz–30kHz
DYSTRYBUCJA
Moje Audio
www.mojeaudio.pl
Filozofię kolumn Amphiona można
najkrócej ująć jako: normalny, naturalny
dźwięk dla normalnych ludzi. Dźwięk ma
być maksymalnie naturalny, bo zdaniem
Anssiego Hyvönenena, właściciela firmy,
ten właśnie element brzmienia decyduje
o tym, że dobrze się czujemy, słuchając
muzyki, niezależnie od tego, czy się na
niej skupiamy, czy tylko towarzyszy nam
ona w wykonywaniu innych czynności.
Muzyka płynąca z Amphionów ma tworzyć
przyjazny dla użytkownika klimat, nastrój
w jego „domowych pieleszach”. Wystarczy
pojechać choć raz do Finlandii i wybrać się
poza samo centrum Helsinek, albo, jeśli
leci się tam samolotem, wyjrzeć przez okno
przed lądowaniem żeby zobaczyć piękną,
niepowtarzalną przyrodę. Lasy, tysiące
jezior, cisza, spokój – w takim właśnie
otoczeniu żyje większość Finów. Dlatego
gdy wracają do domu, kolumny Amphiona
mają pomóc stworzyć im równie przyjazny,
naturalny „klimat”. Miałem okazję słuchać
wielu modeli kolumn tego producenta, od
małych, desktopowych kolumienek przez
większe monitory po duże podłogówki i za
każdym razem moje pierwsze wrażenia
obracały się wokół takich określeń, jak:
spokojny, wyważony, naturalny, nieofensywny dźwięk. Co tylko dowodzi, że Anssi
jest konsekwentny w swoim wyborze
ogólnej sygnatury brzmienia. Mają to
także być kolumny dla „normalnych” ludzi,
czyli takich, którzy nie wydają majątku na
sprzęt audio. Finowie są narodem praktycznym, dlatego produkty skierowane do nich
powinny być rozsądnie wycenione oraz
wszechstronne. Tak właśnie skonstruowana
jest oferta Amphiona – niewygórowane
ceny oraz sposób prezentacji dźwięku,
który pozwala zarówno siedzieć i słuchać
muzyki w skupieniu, jak i traktować ją jak
tło codziennych zajęć.
Świetna stereofonia
Nie inaczej było w przypadku Helium 520,
choć tym razem w pierwszej chwili zaskoczył mnie całkiem spory, mocny i o dziwo
dość ofensywnie podany bas. Oczywiście
zawsze jest to w dużej mierze kwestia
ustawienia kolumn w pokoju i akustyki/
adaptacji akustycznej danego pomieszczenia – ja musiałem odjechać z kolumnami
od tylnej ściany na ponad metr, może
nawet nieco więcej, co zaprocentowało
lepszym, w zasadzie już bardzo dobrym
zrównoważeniem pasma. Drugą opcją
było zatkanie bas-refleksów dołączonymi
do kolumn gąbkami, ale to oznaczałoby
jednak wprowadzenie pewnych ograniczeń
pasma, a tego chciałem uniknąć. Nieco
www.hfc.com.pl
czasu zajęło mi poszukiwanie najlepszego
kąta dogięcia kolumn, a nie mogąc osiągnąć satysfakcjonującego mnie w 100%
efektu, przypomniałem sobie w końcu, że
właściwie wszędzie, gdzie kolumny ustawiał ich twórca, grały one ustawione na
wprost, bez żadnego albo tylko z minimalnym dogięciem. Podziałało! Ustawiłem je
niemal na wprost, z absolutnie minimal-
nym dogięciem do środka i w ten sposób
uzyskałem w końcu stereofonię – i to jaką!
Niewiele podłogówek potrafi budować
tak spójną, precyzyjną, głęboką scenę, jak
Helium 520, znikając przy tym z pomieszczenia. To domena przede wszystkim monitorów, kolumn z dipolowymi tweeterami,
tub etc., ale nie klasycznych dwudrożnych
podłogówek z bas-refleksem. Zważywszy
jednak, że podstawę produkcji Amphiona
stanowią monitory, można założyć, że to
od nich wywodzi się testowana konstrukcja – wzięto dobry monitor i dobudowano
do niego zintegrowaną podstawę, która
zwiększa objętość obudowy. Uzyskano
w ten sposób z jednej strony większy, niżej
schodzący bas, a z drugiej tę niezwykłą
stereofonię, będącą domeną kolumn
podstawkowych. To oczywiście duże
uproszczenie i wyłącznie moja teoria, ale
nie zdziwiłbym się, gdyby okazała się prawdziwa. Tak czy owak, twórcom tych kolumn
należy się ogromny szacunek za uzyskanie
tak dobrego efektu stereofonii. Scena nie
wychodzi specjalnie poza rozstaw kolumn,
ale ma imponującą głębię. Co ważne,
nie tylko pierwszy plan jest precyzyjny
i czytelny, ale także kolejne są bogate
w szczegóły i pokazane w uporządkowany
sposób. Dźwięk jest otwarty, pełno w nim
powietrza, płynie swobodnie w stronę
słuchacza nawet przy dość gęstej muzyce.
Testowane Amphiony może nie potrafią
aż tak precyzyjnie definiować trójwymiarowych brył poszczególnych instrumentów,
jak bardziej zaawansowane konstrukcje,
ale poprawnie oddają nie tylko umiejscowienie ich na scenie, ale także ich
wielkość. Oferują również wystarczającą
rozdzielczość i selektywność, by poradzić
sobie więcej niż poprawnie z dużą klasyką.
Z racji swojej wielkości Helium 520 nie
są w stanie zaoferować pełnej swobody
prezentacji wielkiej orkiestry symfonicznej,
ale unikają objawów wyraźniej kompresji
czy zlewania się dźwięków, jakie często
pojawiają się, gdy kolumny „nie dają rady”
zbyt gęstej muzyce. Wbrew nazwie (którą
można skojarzyć z helem) nie oferują
one bynajmniej eterycznego, lekkiego
brzmienia. Muzyka jest całkiem dobrze dociążona, ma „ciało” i to czasem większe, niż
można by się spodziewać po tak smukłych
kolumnach.
Podsumowanie
Brzmienie tych kolumn najłatwiej określić
mianem spokojnego, gładkiego, takiego,
którego łatwo, przyjemnie się słucha.
Osiągnięto to, dbając o bardzo udaną
prezentację średnicy, lekko ocieploną,
płynną, kolorową, którą uzupełniono
otwartą, żywą, ale nigdy ostrą górą
pasma oraz dość mocnym, nieźle
dociążonym basem. Dobrze wyważono
proporcje między średnicą, bez wątpienia
w prezentacji tych kolumn najważniejszą, a uzupełniającymi ją skrajami
pasma, których zadaniem jest właśnie
uzupełnianie środka pasma, a nie jego
zdominowanie. Oczywiście trzeba zadbać
o odpowiednie ustawienie kolumn, by
uniknąć nadmiaru basu, ale to w końcu
dotyczy większości konstrukcji.
Brzmienie tych kolumn początkowo
nie robi raczej na słuchaczach wielkiego
wrażenia – nawet przy poprawnym
WARTO
WIEDZIEĆ
Firma Amphion
powstała w 1998
r. w Kuopio, założona przez Anssiego
Hyvönenena, wcześniej
typowego „white collara” z wykształceniem
ekonomicznym, który
spędził sporo czasu
w Azji, by w końcu wrócić do domu i zająć się
produkcją kolumn głośnikowych. Od początku
przyświecała mu wiara
w to, że dobry dźwięk
jest wręcz prawem każdego człowieka i że nie
musi być wcale piekielnie drogi. Owszem,
w ofercie firmy są stosunkowo drogie, topowe kolumny o nazwie
Krypton3, stworzone
kiedyś, by pokazać, że
można. Ale jak przyznaje sam Anssi, dziś już by
takich kolumn nie zrobił. Obecnie Amphion
tworzy kolumny dostosowane z jednej strony do tendencji rynkowych (coraz więcej osób używa komputera i urządzeń przenośnych jako źródeł
sygnału), a z drugiej do
podstawowej koncepcji brzmienia tej firmy
– naturalnego dźwięku. Dlatego gros oferty to większe i mniejsze monitory, które
świetnie sprawdzą się
w desktopowym systemie i dlatego też
w przypadku każdego modelu najważniejsza jest średnica, czyli
ta część pasma, która
w największym stopniu za ową naturalność
brzmienia odpowiada. Warto także wspomnieć, że Amphion produkuje także monitory
stosowane w studiach
nagraniowych/masteringowych. Wpisuje
się to bardzo dobrze
w nieoficjalną „strategię” Anssiego, zgodnie z którą na każdym
etapie powstawania
muzyki, od samej kapeli
poprzez wszystkie etapy
produkcji po odsłuchy gotowych nagrań
w domu, powinno się
używać maksymalnie
naturalnie brzmiących
kolumn, by wszyscy słyszeli mniej więcej to
samo. Z punktu widzenia audiofila, który
chciałby, by wszystkie
nagrania były dobrej
jakości (a dziś jednak te
dobre są w mniejszości),
takie podejście wydaje się bardzo sensowne i pozostaje nam trzymać kciuki, by ta „strategia” przyniosła oczekiwane efekty.
www.hfc.com.pl
ustawieniu nic się w nim szczególnie
nie wyróżnia i nie przykuwa uwagi od
pierwszych taktów. Helium 520 nie grają
bowiem w sposób powszechnie rozumiany jako porywający. Dopiero z czasem
docenimy ich walory soniczne. Dlatego
wybierając kolumny do swojego systemu
nigdy nie wolno się spieszyć. Często okazuje się, że kolumny grające efektownie
okazują się, w ostatecznym rozrachunku,
męczące, gdyż owa efektowność oznacza
(najczęściej) brak zrównoważenia pasma,
co może robić na początku duże wrażenie,
ale wcale nie jest zaletą. Helium 520
to kolumny, które pozwalają cieszyć się
muzyką, smakować wiele subtelnych
detali, zrelaksować się przy ich równym,
spokojnym brzmieniu. W ich prezentacji
jest coś, co sprawia, że dobrze się ich
słucha nawet wykonując jakieś czynności
w pomieszczeniu gdzie grają, ale potem
można usiąść wygodnie i odpocząć po
ciężkim dniu, rozkoszując się bardzo
przyjemnie, a jednocześnie dobrze (w kategoriach hi-fi) zaprezentowaną muzyką.
Może to nieco warunkować repertuar, bo
to właśnie takie spokojnie, wyrafinowane
nagrania brzmią na tych kolumnach
najlepiej. Natomiast – jako że nie są one
mistrzami energetycznego, superszybkiego grania – raczej nie rekomendowałbym
ich do ostrego „łojenia”. Nie oznacza
to bynajmniej braków w dynamice, ale
raczej fizyczne ograniczenia wynikające
z wielkości przetworników i obudowy
– do ciężkiej, szybkiej muzyki tak czy
owak lepiej nadają się większe kolumny
z dużymi wooferami.
W moich 24m² Helium 520 prezentowały się naprawdę dobrze, wypełniając
cały pokój dźwiękiem, myślę jednak, że
można o nich myśleć już w przypadku
pomieszczeń rzędu 16–18m², gdzie
mogą być alternatywą dla kolumn
podstawkowych. Podobnie jak większość
Amphionów nie są to kolumny najłatwiejsze do wysterowania, ale przyzwoity
wzmacniacz tranzystorowy (choćby często
z nimi zestawiany Hegel H70 lub zrecenzowany w tym wydaniu H100) poradzi
sobie bez problemu. Marek Dyba
WERDYKT
JAKOŚĆ DŹWIĘKU
PLUSY: Piękne wykonanie
i muzykalne brzmienie ze
znakomitą stereofonią
JAKOŚĆ/CENA
MINUSY: Nie najłatwiejsze
w ustawieniu, bas mógłby
być odrobinę szybszy
JAKOŚĆ WYKONANIA
WYSTEROWANIE
OGÓŁEM: Wyglądają pięknie
i nowocześnie, a brzmią tak,
że muzyka może grać 24/7,
towarzysząc nam w pracy
i zapewniając relaks
OCENA OGÓLNA
LPMVNOZ
8QJFSXT[ZNTLPKBS[FOJVºBSHPO«
QS[ZXPE[JOBNZ½MTVCTUBODK‹DIFNJD[Oh¨
HB[T[MBDIFUOZCF[XPOOZCF[CBSXOZ
TL”BEOJLQPXJFUS[B&UZNPMPHJD[OJFºBSHPO«
XZXPE[JTJ‹[HSFDLJFHPT”PXB
BSHPTJ[OBD[ZUZMF
DPOJFBLUZXOZCF[D[ZOOZ
MFOJXZ#JPShDQPXZÔT[F
QPEVXBH‹OB[X‹
VXBÔBN[BOJFUSBµPOh
DIZCBÔFHFOF[BKFKQPXTUBOJBNJB”B[VQF”OJF
JOOFQPE”PÔF0NPOJUPSBDI"SHPONPÔOB
QPXJFE[JFmXJFMFBMFOBQFXOP
OJFNPÔOBJDIOB[XBmCF[CBSXOZNJ
CF[D[ZOOZNJBOJMFOJXZNJ
$
hyba że spojrzeć z innej strony
– argon nikomu nie wadzi; po
prostu jest i w żaden sposób
nie wpływa ujemnie na jakość życia żywego organizmu. Ba! Stanowi niezbędny
składnik atmosfery, niezbędny do prawidłowego funkcjonowania ekosystemu.
Argon 3 to przykład dobrej skandynawskiej szkoły minimalizmu i niewymuszonej elegancji połączonej z precyzją wykonania. Proste skrzynki z grubego
MDF-u, pokryte precyzyjnie białą okleiną z kontrastującym czarnym wykończeniem wokół i na głośnikach prezentują się czarująco. Amphion oferuje wykończenie w czerni, pełnej bieli
(białe elementy driverów), jak również
w naturalnych fornirach: czereśni, brzozie i orzechu.
W przeciwieństwie do recenzowanego w „HFiM 7-8/2012” modelu Helium
520, wnętrze Argonów wytłumiono gąbkową wytłoczką. Zwrotnicę umieszczono na tylnej ściance, tuż nad poprzeczką
stanowiącą nie tylko dodatkowe wzmocnienie, ale też wspornik bas-refleksu.
Z tyłu znajdują się: tabliczka znamionowa, otwór b-r i dwa wygodne, złocone gniazda umożliwiające zastosowanie
każdego rodzaju przewodów. Fronty
dodatkowo wyfrezowano, dzięki czemu
kołnierze głośników idealnie licują się
z powierzchnią obudowy.
Argon 3 to dwudrożna konstrukcja
8-Ω, bazująca na 25-mm tytanowym
tweeterze i 16,5-cm aluminiowym głośniku średnio-niskotonowym. Kopuka
jest lekko cofnięta względem niego,
a oba przetworniki otoczone wspomnianymi wcześniej kołnierzami, co bardzo
poprawia wygląd monitorów. Zamiast
maskownic użyto metalowych siateczek
chroniących membrany przed uszkodzeniem mechanicznym. Rozwiązanie
nader praktycznie i estetyczne – uniknięto tym samym szpetnych otworów
"NQIJPO"SHPO
%ZTUSZCVUPS
.PKF"VEJP
$FOZ
[”MBLJFSCJB”ZD[BSOZCJB”ZQF”OZ
[”GPSOJSCS[P[BD[FSF½OJBPS[FDI
%BOFUFDIOJD[OF
4LVUFD[OP½m
E#
*NQFEBODKB
Ω
1BTNPQS[FOPT[FOJB
)[¨L)[
E#
3FLPNNPDX[NBDOJBD[B
8
8ZNJBSZXTH
DN
.BTB
LH
NBHB[ZOIJGJ
LPMVNOZ
Amphion "SHPO
■"MFLTBOESB$IJMJžTLBJ"MFL3BDIXBME■
do montowania maskownic. Całość jest
spójna, efektowna i nieprzesadzona.
Podobnie jak we wszystkich modelach
Amphiona zastosowano falowód, czyli
kanał służący do prowadzenia fal akustycznych, a także rozwiązanie o nazwie
U/D/D (Uniformly Directive Diffusion),
które, jak informuje producent, zapewnienia równomierną dyspersję fal dźwiękowych, dzięki czemu anomalie spowodowane odbiciami od ścian, podłogi
i sufitu są minimalizowane. Na stronie
czytamy, że „pozwala to usłyszeć więcej
muzyki, a mniej zniekształceń wprowadzanych przez pomieszczenie odsłuchowe”.
Brzmi obiecująco, jednak zagadkowo, ponieważ producent nie wyjaśnia, dlaczego tak ma być.
Zakładam, że chodzi o sekrety kuchni.
Być może cofnięcie kopułki ma kluczowe
znaczenie, a kołnierze oprócz walorów
czysto estetycznych stabilizują przetworniki, niwelując mikrodrgania, a tym samym poprawiają jakość emitowanych
dźwięków? Tego nie wiemy.
„Usłysz więcej muzyki” – zachęca Amphion na swojej stronie. Nie pozostało
więc nic innego, niż spróbować usłyszeć.
Aleksandra Chilińska
0QJOJB
4ZTUFN
0EUXBS[BD[-JOO*LFNJ
8[NBDOJBD[4USVTT$IPQJO
ÓhD[wXLB"DSPMJOL/"**
1S[FXPEZH”P½OJLPXF7PWPY5FYUVSB
1S[FXPEZ[BTJMBKhDF7PWPY5FYUVSB
4UPMJL#BTF*7
"
rgony okazały się zaskakująco
czyste w brzmieniu. Nie był
to efekt wymuszony, pojawił
się jakby od niechcenia. Przyznam, że
trochę nie odrobiłam pracy domowej
i pierwotnie byłam przekonana, że mam
do czynienia z zestawami z segmentu
Dynaudio Special 25. Poprzeczka została
więc ustawiona wysoko.
Czystość pozostała ujmująca, jednak
od monitorów z tej półki cenowej można by oczekiwać ciut więcej przestrzeni. Jakież było moje zdziwienie, gdy się
okazało, że Argony są o połowę tańsze
od Dynaudio! Sam fakt postawienia ich na równi
z monitorami klasy Special Twenty
Five jest sporym
boki i nasycony. W uszy nie wkradały się
kłujące sybilanty. Wokal został pokazany
prawdziwie, bez zbędnych zaokrągleń
czy przekłamań. Podobnie głos Jorgosa
Skoliasa z płyty „Tales”, gdzie oprócz namacalnego wokalu wiernie został oddany również fortepian Bogdana Hołowni.
Jorgos śpiewał jak żywy, stojąc niemalże
na środku mojego pokoju. Monitory oddały barwę, artykulację i odgłosy towarzyszące fonacji.
Skoro mowa o Bogdanie Hołowni, to
w teście nie mogło zabraknąć kilku jego
płyt stanowiących doskonały przykład
kameralnych składów.
Efekt znów ten
sam – brzmienie
kompletne, wyważone, a zarazem wyjątkowo
szczegółowe.
wyróżnieniem, a to, że cena ledwie przekracza 9000 zł, mile zaskakuje. Jednak
odłóżmy na bok buchalterię i powróćmy
do dźwięku.
Poza wspomnianą czystością od razu
można docenić pełną i bogatą średnicę.
Wokale wypadają naturalnie i przejrzyście, bez wyszczuplenia czy nosowości.
Były wyważone i wyraziste. In-Grid
z płyty „Lounge Music” brzmiała zwiewnie, jednak nie na tyle lekko, by pominąć
jakiś szczegół prezentacji. Dźwięk był
plastyczny; dało się wychwycić mikroodgłosy, ale detaliczność nie przerodziła
się w rozjaśnienie. Głos artystki pozostał
takim, jakim być powinien, a wszystko
odbywało się w zupełnie niewymuszony
sposób.
Jacintha („Lush Life”) nie straciła niczego ze swej słodyczy. Jej głos był głę-
„Trio” w składzie Hołownia, Suchanek
i Wehinger stanowiło czystą przyjemność – w takim zestawieniu Argony pokazały również niezłą górę – dźwięczny
fortepian zachował blask, bez metalicznych naleciałości, flet koił zmysły, nie nastręczając zbędnej nerwowości, a całość
dopełniał delikatnie szarpany bas.
Argony stworzyły wspaniały klimat,
dając bogaty, uspokajający i przyjemny
dźwięk ze słyszalnie odtwarzanymi niuansami; pełen lekkości i swobody.
Kolumny pokazują nagrania, jakimi są. Niczego nie ukrywają i nie robią
z wrony kanarka. Ta cecha charakteryzuje dobre głośniki – prawdziwość
i wierność prezentacji. Nie da się odtworzyć płasko nagranej płyty w sposób
pełny czy wielowymiarowy. Płaskie pozostanie płaskim. Tak się dzieje w przyNBHB[ZOIJGJ
LPMVNOZ
padku praktycznie wszystkich płyt U2
wytworni Island, którym w moim mniemaniu zawsze brakuje głębi i przestrzeni, co zresztą fińskie monitory pokazały
z praktycznie pierwszymi dźwiękami
„War”. Nie oczekujcie, że stare nagrania
zabrzmią lepiej. Amphiony nie zmienią
wody w wino. Ich prawdziwość zaczęła
mnie przerażać.
Po odsłuchaniu różnorodnego repertuaru trafiłam w końcu na Pink Floyd
z płyty „Echoes”. I tak jak wierności
czy plastyczności Argonom odmówić
niepodobna, tak do przestrzeni i głębi
sceny miałam pewne zastrzeżenia. Nie
chodzi o stworzenie muzycznej wy-
dmuszki, tylko o pokazanie przestrzeni,
jeśli takowa w nagraniu istnieje; u Floydów jest jej czasem aż nadto. Scena nie
jest tak szeroka jak w Special Twenty
Five. Nie przekracza linii kolumn i kończy się nieznacznie za nimi, jednak to,
co się dzieje w jej obrębie, jest ekspresyjne i w zupełności rekompensuje jej
wymiary.
Tak, teraz zdecydowanie rozumiem
producenta, bo Amphiony w istocie są
jak ów argon – przejrzyste, transparentne, nienarzucające się, o szlachetnym
brzmieniu. Pełne prawdziwych emocji,
harmonii i muzyki, której praktycznie
można dotknąć. Należy jedynie uważać, żeby się nie skaleczyć o ostry kant
słabszej realizacji, bo Argony wszystko
wystawią na światło dzienne. Pokażą
piękno tam, gdzie ono jest, ale w żadnym wypadku nie ukryją brzydoty. Są
NBHB[ZOIJGJ
to najbardziej prawdomówne i uczciwe
monitory, jakich ostatnio miałam okazję posłuchać.
Aleksandra Chilińska
0QJOJB
4ZTUFN
8[NBDOJBD[4PVOE"SU+B[[
,PMVNOZ"WDPO"3.
(SBNPGPO5SBOTSPUPS;&5
SBNJ‹4.&
1IPOP3$.4FOTPS1SFMVEF
0EUXBS[BD[$%5FOU-BCTC%"$
-JOO,BSJL*
,BCFMDZGSPXZ4UFSFPWPY)%97
1S[FXPEZH”P½OJLPXF4USVTT
1S[FXPEZTZHOB”PXF;V8ZMJF3$"
,BCMF[BTJMBKhDF7PWPY*OJUJP
'JMUSTJFDJPXZ&OFSS
5
e kolumny to uwodzicielskie
połączenie równości z kuszącością. Brzmi okropnie po polsku?
Zatem
Zatem może: z jednej strony, Argony są
bardzo naturalne, organiczne w oddawaniu barw muzyki. Powoduje to, że chce
się ich słuchać chętniej, niż wielu innych
głośników. Z drugiej, ten pożądany efekt
osiągnięto bez zaburzenia pasma i nawet
niskie tony, mimo relatywnie niewielkich
rozmiarów skrzynki, są reprezentowane
dobrze i na swoim miejscu.
Biorąc to pod uwagę, Argony zaliczyłbym do zestawów, które od pierwszej
chwili zachęcają do dalszego słuchania,
ale biorą odbiorcy nie na efekt, ale na
przyjemność. Budzą pod tym względem
skojarzenia z ART Loudspeakers, które
miałem okazję parę razy recenzować.
Amphiony należą do raczej elitarnej gru-
py kolumn, które trzymałem włączone
do systemu przez cały czas trwania testu
i jeszcze trochę dłużej.
W porównaniu ARM-ami, których
używam na co dzień, cechował je mniejszy rozmach, ale to chyba zrozumiałe
wobec braku wielkiego przetwornika basowego. Ba, z rozkoszą ujrzałbym te głośniki w roli segmentu wysoko-średniotonowego pełnopasmowych zestawów.
Pełne pasmo z Amphiona to musiałoby
być przeżycie, biorąc pod uwagę to, co
Finowie osiągnęli z głośnika o średnicy
16 cm. Ano właśnie, co takiego konkretnie osiągnęli?
Zależnie od płyty, miałem ochotę określić te kolumny na przemian jako ciepłe
i jako analityczne. „Cztery pory roku”
Vivaldiego w interpretacji Carmignoli to
szczegółowość i dynamika. Jednak włączone następnie trio jazzowe albo płyta
Jacinthy momentalnie przenoszą system
w krainę ciepła i wartości organicznych.
Te zestawy okazują się całkiem analityczne, ale jednocześnie grają dosyć ciepłą,
namacalną średnicą. Stąd niekiedy zaskoczenie. Taka barwa bez jednoczesnej
utraty szczegółowości to duże osiągnięcie. Dobra detaliczność zwykle procentuje stereofonią powyżej przeciętnej
i tak było również w przypadku Argonów. Przy scenie może nawet nienatrętnie szerokiej, duże wrażenie robiła
głębokość i zróżnicowanie planów. Scena zaczyna się lekko za linią głośników
(i słusznie, w naturze rzadko dostajemy
muzyką prosto w zęby) i odsuwa się daleko od słuchacza, z uwzględnieniem
naturalnego malenia źródeł pozornych
z odległością. Taka prezentacja sprzyja
realizmowi odbioru muzyki.
Powracając do wysokich tonów: Argony są w nie zaopatrzone dość bogato,
ale bez fanatyzmu. Sopran nie wierci
uszu; jest gładki i harmonijny. Pozostaje
w zgodzie z resztą pasma. O średnich tonach już się wypowiedziałem, określając
je jako ponadprzeciętne, ciepłe i organiczne. Dzięki nim Amphiony sprawdzą
się w muzyce akustycznej, w tym wokalnej, ale również dobrze oddają cięższy
repertuar rozrywkowy, także ten zgrzytliwy i ambitny. Przekaz nie jest agresywny i suchy, tylko strawny i sugestywny.
Dzięki temu daje się na Argonach wysłuchać wszystkiego, poza może najbardziej
schrzanionymi realizacjami.
Gdy mowa o ciężkich brzmieniach
nie można pominąć basu. I tutaj nie ma
zawodu. Piszę to świadomie, jako zwolennik kolumn pełnopasmowych. Nie
LPMVNOZ
jestem fanatykiem i nawet mając na stałe
zestawy z basowcem wielkości garnka
wciąż potrafię odróżnić małe zestawy
typu pierdziawka od małych zestawów,
które mają coś do przekazania. Amphiony zdecydowanie należą do drugiej
kategorii. Ich niskie tony to w pewnym
sensie łgarstwo, ale łgarstwo sugestywne.
Tak bardzo, że w większości przypadków prawda nie jest niezbędna. Moim
zdaniem nie da się uzyskać lepszego basu
z obudów tej wielkości, przynajmniej
przy podobnym budżecie. Czytałem
o zestawach podobnych rozmiarów schodzących równo do 28 Hz, ale one kosztowały około 100000 złotych. Zgódźmy się,
że to nie ten przypadek. Pod względem
ilości i jakości basu z małych skrzynek
Argony przypominają dokonania firmy
RLS. Bardzo kunsztowna robota.
Z zamaszystym wzmacniaczem
SoundArtu i z przejrzystym, ale naturalnym przetwornikiem Tenta fińskie
kolumny zgrały się idealnie. Grały spięte
kablem głośnikowym Strussa (zaskoczenie!) i nie miałem wcale ochoty na jego
wymianę. Włączenie w system źródła
analogowego w postaci Transrotora
ZET1 z wkładką Air Tight PC-1 Supreme podniosło poprzeczkę jeszcze wyżej,
zwłaszcza pod względem mikrodynamiki, stereofonii i namacalności brzmienia. Było jeszcze prawdziwiej. Zastosowanie lepszego napędu analogowego
(o wkładce nie mówię, bo o lepszą trudno) przyniosłoby zapewne dalszą popra-
wę, którą Amphiony lojalnie by pokazały. Te kolumny nie mają kompleksów
wobec reszty toru.
Pisząc o szczegółach, myślałem jednocześnie o opisie ogółu. Małe Amphiony
są dobrze zintegrowane, nastawione
na wierny przekaz atmosfery nagrania.
Czuje się w nich subtelne drgania, a nie
tylko goły, nawet i wierny przekaz. Te
zestawy stoją na wyższym stopniu rozwoju – mają duszę i właśnie ta dusza jest
bardzo dobrym powodem, aby poważnie
zainteresować się pięknymi zestawami
z Finlandii.
Alek Rachwald
NBHB[ZOIJGJ
Test kolumny 8000-15000 zł
Dzisiejsze
czasy
są pełne
paradoksów.
Wszystko wokół
drożeje, a coraz
trudniej znaleźć
produkt wysokiej jakości.
Wiąże się to nie tylko z przenoszeniem produkcji do Chin
(Chińczyk też potrafi, ale trzeba mu godnie zapłacić),
ale też rozpaczliwym poszukiwaniem oszczędności na każdym kroku,
a z drugiej strony – bezlitosnym łojeniem.
Liczy się
całokształt
Maciej Stryjecki
Amphion Argon 3L
48
Hi•Fi i Muzyka 10/12
Test kolumny 8000-15000 zł
ządy szukają pieniędzy u obywateli, same napychając nimi
banki, księgowi audiofilskich
firm testują wytrzymałość portfeli
klientów, jednocześnie wykreślając z zamówień forniry i zastępując je foliami.
Francuzi są do tego przyzwyczajeni, bo
słyną ze skąpstwa. Okleina w kolumnach
za 10000 zł to dla Triangla czy Focala
norma. Ale nawet w niemieckich i amerykańskich skrzynkach coraz częściej
widujemy jakby gorsze materiały. Dlatego produkt przypominający stare, dobre
czasy wywołuje emocje. Czy przy cenie
niespełna 15000 zł ma to sens? Przecież,
przynajmniej teoretycznie, nikt nam łaski nie robi.
europejskiego, ale to na marginesie.
W każdym razie Amphion nadal robi
obudowy w Finlandii i to widać.
Niby to kawałek MDF-u oklejony fornirem, a jednak oczy cieszy perfekcja,
szlachetność materiału i rysunek słojów
drewna. Wrażenie potęgują klasyczne
proporcje – prostopadłościan z ostrymi
kantami na podstawce, dwa głośniki,
brak maskownicy, cokół i to wszystko.
Kwintesencja prostoty i klasyki. Osoby o rozwiniętym smaku, lubujące się
w ekskluzywnych przedmiotach, nie
będą miały trudności w ocenie jakości
wykonania i materiałów. Już za to dałbym w rubryce „ocena” siedem punktów,
ale ostateczny werdykt pozostawiam
bo na 1600 Hz. Przez to aluminiowy
stożek nie musi się wysilać i zajmuje się
tylko tym, co potrafi najlepiej. W przyrodzie panuje naturalna równowaga,
więc jeżeli dwóch niesie ciężką walizkę,
to któryś bardziej się zmacha; przeważnie ten wyższy. Tak też jest w przypadku
Argona.
Kopułka nie jest w żadnym calu niezwykła. To metalowa membrana, osłonięta siatką. Nietypowy jest za to jej
klientom. Solidną europejską robotę należy docenić tym bardziej, że być może
niebawem przejdzie do historii, razem
z systemem konserwatywnych wartości
moralnych, opartych na tradycji Starego
Kontynentu. A potem już tylko multikulti, kebab, sajgonki i na każdym kroku
plastik. Dlatego „śpieszmy się kochać
dobry sprzęt, bo szybko odchodzi”. Kto
wie zresztą, czy naszej pasji nie zgasi
jedna idiotyczna dyrektywa z Brukseli,
ale nie uprzedzajmy wypadków.
kołnierz, czyli potężna tuba wykładnicza, dodająca skrzyniom niezwykłej
urody. W materiałach promocyjnych
nazywa się go falowodem, a sam głośnik
– integratorem. Czyli pierwszy wodzi
fale, a drugi integruje. Oprócz „równomiernej, kierunkowej dyfuzji” i innych
przechwałek z katalogu warto poszukać
sedna rozwiązania we własnej głowie. Ta
„integracja” (nie znoszę tego słowa, bo
kojarzy mi się z polityczną propagandą)
jest z jednej strony słuszna – w najbardziej krytycznym dla ucha przedziale
częstotliwości pracuje jeden przetwornik, możemy więc liczyć na spójność;
z drugiej, pasmo, w którym kopułka
będzie się wysilać, jest na tyle szerokie,
że możemy się obawiać o jej zdrowie,
a przynajmniej o komfort pracy. Jedno
jest pewne. Te kolumny muszą grać inaczej, skoro zostały tak skonstruowane.
Wracając do śrubek, wypada wspomnieć, że obudowa jest wentylowana
dwoma tunelami bas-refleksu, z których
jeden zatkano gąbką. I chyba należy ją
tam pozostawić, bo basu nie brakuje,
Basowiec – może nieduży,
ale solidnie uzbrojony.
Układ dwudrożny. Kopułka pracuje
od 1600 Hz i być może
stąd nosi imię „integratora”.
Świat się jednak zmienia i na tle obecnej konkurencji Argon 3L wygląda jak
piękny łabędź w stadzie kaczek. Ale zacznijmy od początku.
Uroda
Po rozpakowaniu pudełek zadzwonił
do mnie fotograf. „Cykam zdjęcie na
okładkę – powiedział – bo tak eleganckich kolumn od dawna nie widziałem”.
Kiedy dotarły do mnie, zanim miały okazję zagrać, patrzyłem na nie jak na obrazek w kościele. Podobno skandynawscy
stolarze niechętnie się schylają po zamówienia producentów kolumn. Ten rynek
stał się dla nich mało atrakcyjny (ukłony
dla księgowych) i z tego powodu przenoszenie produkcji do Chin staje się już
nie oszczędnością, a koniecznością. Mistrzom hebla lepiej zrobić kilka gustownych kredensów i sekretarzyków, niż
wiercić dziury w kwadratowych skrzynkach. Podnieśli ceny, podobnie jak producenci tych drugich, a jednak nadal się
nie opłaca. Znów paradoks? Moim zdaniem raczej konsekwencja komunizmu
Budowa
Argon, przy swojej zewnętrznej urodzie, jest konstrukcją niezwykle prostą.
To dwudrożny układ, oparty na dwóch
przetwornikach. Nisko-średniotonowy
ma 6,5-calową membranę aluminiową,
zawieszoną na miękkim resorze i bardzo
solidny magnes. Ten głośnik ma produkować potężny bas, choć wydaje się
to mało prawdopodobne. Rzut oka na
tabelę danych technicznych wskazuje,
gdzie leży tajemnica. W częstotliwości
podziału, ustawionej wyjątkowo nisko,
Hi•Fi i Muzyka 10/12
49
Test kolumny 8000-15000 zł
za to może być za mało tempa i energii.
W każdym razie, ja wybrałem tę opcję,
pomimo 24 m2 na karku. Koniecznie
trzeba za to wkręcić szpikulce w podstawę z powodów przedstawionych powyżej. A kolumny odstawić od tylnej ściany nawet na metr. Lubią grać w wolnej
przestrzeni.
Drogocenne i złocone gniazda w ilości
jednej pary zamontowano wysoko, trochę poniżej kopułki. To dość ryzykowne, przynajmniej od strony użytkowej,
bo kable wiszą, ważą i ciągną do Ziemi.
Cóż, grawitacja. Ale może miało to sens
i chodziło o skrócenie połączenia od
zwrotnicy do styków? W każdym razie
kable instaluje się łatwo, bo nie trzeba
się schylać i krzyż nie boli.
Dostępne są wykończenia: czarne,
białe, pełne białe oraz naturalne forniry: wiśnia, brzoza i orzech. Podana cena
dotyczy tych drugich. Malowane obudowy są o 1200 zł tańsze.
Konfiguracja systemu
Efektywność wynosi zaledwie 86
dB, co zawęża wybór wzmacniaczy
do mocnych, wydajnych konstrukcji. Wprawdzie recenzenci piszą, że
Amphiony są świetne do lampy, ale
na pewno nie chodzi im o triody
i słabe integry na EL 34. Za to konfiguracja z 6550 powinna być udana,
a wzmacniacze takie, jak Jolida 503
pociągną 3L w najlepsze obszary.
Sprawa wygląda zresztą podobnie,
jak z Audio Physicami Tempo VI.
Pomimo innego charakteru te kolumny lubią się ze zbliżoną elektroniką. Aż się marzy 50-watowy Conrad Johnson.
Tranzystory są jednak bardziej
popularne, a te muskularne sprawdzą się jak przyjaciel w biedzie.
Mogą być, jak dla Amphiona, nawet
trochę ostre, bo to dźwiękowi nie
zaszkodzi. Aż mi się ciśnie na usta
polecenie, żeby spróbować ATC 150
SIA2. To powinno zagrać genialnie!
U mnie kolumny pracowały
z McIntoshem MA7000 i odtwarzaczem Gamut CD 3. Było to udane
zestawienie, ale czułem, że skrzynki
potrzebują bardziej zdecydowanej,
ostrzejszej i rytmiczniejszej prezentacji. Powinny całkiem dobrze zagrać
nawet z niezbyt drogimi wzmacniaczami Creeka. Kolejny pewniak
z trochę wyższej półki to MBL.
Wrażenia odsłuchowe
Amphion ma doświadczenia na
rynku profesjonalnym. Jego monitory stoją w studiach nagraniowych;
chętnie kupują je muzycy. Na chłopski rozum oznaczałoby to kolumny
wybitnie neutralne, ale praktyka
pokazuje, że Geneleki, ATC, profesjonalne Tannoye czy JBL-e też
„robią” swój dźwięk, a reżyserzy
wybierają je pod kątem indywidualnych upodobań. Różnice są na tyle
duże, że nie odbiegają od tych z rynTaka stolarka to dzisiaj jak ręcznie
nakładany lakier w Bentleyu.
50
Hi•Fi i Muzyka 10/12
Test kolumny 8000-15000 zł
ku amatorskiego. Bazując na własnych
doświadczeniach, jeżeli miałbym wybrać coś do własnego studia, którego nie
mam, postawiłbym na… Amphiony. Bo
są to kolumny stojące dokładnie pomiędzy jedną, a drugą estetyką i w dodatku
w obu walczące o pozycję na podium
w swoim przedziale cenowym.
Może nie jest to strzał snajpera w mój
gust, ale jak to bywa w przypadku produktów luksusowych, o ustalonej renomie, zaczynamy się do nich „dostrajać”.
Tempo VI polubiłem od pierwszego
dźwięku; w przypadku Amphionów potrzebowałem trzech tygodni, żeby dojść
do wniosku, że to ten sam poziom, tylko
inaczej.
Niski podział pasma i specyficzna konstrukcja toru wysokich tonów zaowocowały odmienną prezentacją przełomu
średnicy i góry. Tutaj przeważnie czujemy „szycie”, ekspozycje i naleciałości,
za mało. Że przydałoby się więcej hałasu, cykania i szeleszczenia. Ale z każdą
dobrze nagraną płytą zaczniecie nabierać szacunku do tego brzmienia, bo…
wszystko słychać. Każdy szelest miotełki
po talerzach, nabieranie oddechu przez
wokalistów, szarpnięcie struny czy kontakt z nią włosia smyczka. Aż się czuje
lepkość kalafonii i klasę warsztatu oboisty czy klarnecisty. Taki opis zawsze
przywołuje wyobrażenie ekspozycji
góry, a tu – nic z tego. Wszystko odbywa
się w romantycznej, ciepłej atmosferze
miękkości i aksamitu.
Kolejna zaleta fińskich podłogówek
to przestrzeń. Tak jak Tempo VI, bez
problemu giną w pokoju. Nie robią tego
tak efektownie, ale hektary powietrza są
wręcz obecne wokół fotela, za kolumnami (trudno zobaczyć koniec sceny,
bo ginie za horyzontem), aż chce się
oddychać.
muzyce tylko zaszkodzić, zniekształcić
ją lub napakować sterydami. Trzeba sobie tylko odpowiedzieć na pytanie: czy
jest nam to potrzebne. Jak widać, wielu
muzyków już to zrobiło, ale oni są najbardziej wyczuleni na hałas.
W dźwięku panuje porządek. Zarówno w charakterystyce pasma, jak
i w rysunku sceny. A to się studiu przydaje najbardziej, choć niewiele osób
szuka tego we własnym domu.
Na koniec bas. Zwolennicy szybkości
i precyzji powinni szukać raczej konstrukcji zamkniętych, bo Argon stawia
tu wyraźnie na inną estetykę: miękkość,
płynność, potęgę (choć nie stawiałbym
tych kolumn w pomieszczeniach większych niż 30 m2) i wypełnienie. Jeżeli
konstruktorzy gdzieś pozwolili sobie
na autograf czy „firmowe brzmienie”, to
właśnie tutaj. Miało być ładnie i jest.
Konkluzja
Długo się zastanawiałem nad ilością
kropek w tabelce. Tu można postawić
6, ale przecież są kolumny, które grają
bardziej efektownie. Tutaj też, ale znowu
– co to jest dynamika? Przecież są monstra, które kruszą mury. I znowu potrzebowałem trochę czasu, żeby dotrzeć
do prawdy, do której prostą drogą zmierza Amphion: liczy się całokształt. A ten
zasługuje na sygnaturkę „hi-end”, pomimo „zbyt niskiej” ceny. A cóż to jest ten
„hi-end”? W tym miejscu warto zacytować jednego z dziadków, układających
„hasła do netu” w doskonałym fragmencie filmu „Hi-way” kabaretu Mumio.
Pisz, niech kombinują. Ale czuję, że to
będzie hit.
Gąbkę grzecznie wtykamy
w górny otwór.
Chyba, że mieszkamy w lofcie.
o które niepodobna posądzić żadnego
instrumentu akustycznego. Tymczasem
w Argonach podobnych zjawisk nie ma.
Jest spójna całość podana tak szlachetnie,
że wypada tylko zdjąć kapelusz i zamieść
nim podłogę. Spokój, aksamitny charakter, płynność, lekkość, a jednocześnie
czytelność, naturalność i poczucie kultury dźwięku. To wszystko może egzystować obok siebie, nie wywołując konfliktów, które uznajemy za oczywiste.
W pierwszej chwili wpadniecie w pułapkę. Wyda Wam się, że góry jest ciut
Dynamika także wymaga poznania
jej innego oblicza. Z początku odnosimy wrażenie wszechobecnego spokoju.
Głośniki nigdy się nie wysilają i czasem można je posądzić o lenistwo. Ale
znowu, ukryty potencjał zaczynamy
dostrzegać wtedy, gdy otacza nas ściana dźwięku. Kontrasty są równie dobre
jak w najlepszych konstrukcjach z tego
segmentu cenowego, a że zauważamy
je po jakimś czasie, cóż… Amphiony
po prostu nie hałasują; nie narzucają
się. Wymagają od odbiorcy wyrobienia,
osłuchania i pójścia od czasu do czasu
na jakiś koncert muzyki akustycznej bez
nagłośnienia. Dopiero wtedy zauważamy, że jest tak samo albo prawie tak
samo, a „dopalenie” decybelami może
Amphion Argon 3L
Cena:
13490 zł
Dane techniczne:
Liczba dróg/głośników:
Skuteczność:
Impedancja:
Pasmo przenoszenia:
Rekom. moc
wzmacniacza:
Wymiary (w/s/g):
Masa:
2/2
86 dB
8Ω
31 Hz – 40 kHz
50 – 200 W
92,5/19/30,5 cm
22 kg (sztuka)
Ocena:
Brzmienie:
hi-end
Hi•Fi i Muzyka 10/12
51
TESTY SPRZĘTU Kolumny głośnikowe Amphion Argon 3
BUDOWA
Monitor
z potencjałem
Na pierwszym spotkaniu z fińskim Amphionem
testujemy jeden z ważniejszych modeli w ofercie
tej firmy: podstawkowe Argony3. To interesująca
i trochę nietypowa konstrukcja.
Tekst: Filip Kulpa \ Zdjęcia: Amphion, autor
Argony mają dwie cechy wyróżniające je na rynku dwudrożnych monitorów: tubę okalającą tweeter oraz małą częstotliwość podziału. Oba te elementy są oczywiście ze sobą
powiązane. Falowód, jak woli go określać producent, ma za
zadanie kontrolę rozpraszania fal dźwiękowych – to znaczy
takie ukształtowanie charakterystyk kierunkowych zestawu,
że mają one zbliżony kształt, opadając w górnym zakresie
tym silniej, im bardziej oddalamy się od osi akustycznej
zestawu. Do tego celu dąży zresztą większość producentów,
jednak mało który z nich sięga po dość radykalną metodę,
jaką jest budowa szerokiego i dość głębokiego falowodu.
Warto zauważyć, że tweeter jest wyraźnie cofnięty względem przedniej ścianki. W rzeczywistości jego cewka znajduje
się mniej więcej w płaszczyźnie pionowej wraz z cewką
woofera, dzięki czemu oba głośniki znajdują się mniej więcej
w równych odległościach od uszu – oczywiście przy założeniu, że te wypadają na osi akustycznej zestawów.
Zastosowanie tuby pozwoliło też poprawić efektywność
tweetera, jednak nie był to cel sam w sobie, ponieważ
Argony mają i tak przeciętną efektywność. Nie grają subiektywnie głośniej od KEF-ów LS50, których specyfikacja mówi
o 85 decybelach. Niemniej, Amphiony nie są elektrycznie
trudne do „napędzenia”. Impedancja nie spada poniżej 5
omów, utrzymując się w znacznej części pasma blisko znamionowej wartości 8 omów. Trzeba liczyć się z wymogiem, że
wzmacniacz powinien mieć moc przynajmniej 50 watów.
Obydwa użyte głośniki wykorzystują aluminiowe membrany
i pochodzą z katalogu norweskiego SEAS-a. 6,5-calowy
woofer jest „cięty” już powyżej 1600 Hz. Tweeter jest
jednocalową kopułką pochodzącą z serii Prestige. Chroni
go metalowa siateczka. To samo rozwiązanie zastosowano
w wooferze – z tym, że tę większą maskownicę można zdjąć.
Amphion oferuje szeroką paletę 6 wykończeń, wśród których
znajdziemy zarówno naturalne okleiny (brzoza, wiśnia,
orzech), jak i lakiery: czarny mat (dokładniej: bardzo ciemna
szarość) oraz biel. Są dwa białe wykończenia: tzw. „pełnej
bieli” (białe są także tuba i maskownica woofera) lub bieli
ścianek połączonej z kontrastującymi czarnymi głośnikami
(na zdjęciu obok).
Solidność wykonania kolumn nie podlega dyskusji. Jak na
swoje gabaryty, Argony są dość ciężkie (11 kg), jednak
o bocznych ściankach nie można powiedzieć, że są martwe
akustycznie.
Skrzynki z MDF-u są wentylowane. Port BR umieszczono
w dolnej części tylnej ścianki. Przewidziano możliwość jego
zatkania dołączonymi w komplecie piankami. To opcja dla
pomieszczeń silnie wspomagających bas, ale w większości
zastosowań będą raczej zbyteczne. Zresztą, ich użycie to tak
naprawdę ostateczność.
BRZMIENIE
A
mphion jest stosunkowo młodym producentem kolumn głośnikowych. Istnieje od 1998
roku i ma siedzibę w 90-tysięcznym Kuopio.
Nietypowe w dzisiejszych czasach jest to,
że produkcja kolumn odbywa się w kraju producenta.
Szef i założyciel firmy, wielce sympatyczny Anssi
Hyvönen, ma swoisty powód do dumy.
Argon3 jest formalnym następcą modelu Argon2
Anniversary, wypuszczonego z okazji 10-lecia założenia
22
firmy. Nietrudno się domyślić, że poprzedziła go
regularna „dwójka”, która zastąpiła oryginalnego
Argona. Oferowany dziś monitor Argon1 to dość podobna, choć nieco mniejsza konstrukcja (w stosunku
do testowanego Argona3).
Oferta firmy jest skromna. To 5 kolumn kompaktowych i tyle samo podłogówek. Są jeszcze dwa głośniki centralne, dwa subwoofery i dwa „poważne"
głośniki ścienne.
Słowo neutralność w odniesieniu do kolumn bywa często
nadużywane. Prawda jest taka, że tylko bardzo nieliczne zestawy głośnikowe są subiektywnie liniowe (liniowe w sensie
technicznym nie są żadne). Argonom do tej liniowości blisko,
chwilami wydaje się, że nawet bardzo blisko. Słuchając ich,
ma się wrażenie, że chcą być w jak największym stopniu
nieobecne, że usuwają się na bok, zostawiając słuchacza sam
na sam z odtwarzaną muzyką oraz, ewentualnie, sprzętem
towarzyszącym.
Nieobecność Argonów – bo to określenie jest według
mnie właściwsze niż neutralność – wynika z połączenia
trzech cech, będących jednocześnie wielkimi zaletami tych
kolumn. Po pierwsze, małe Amphiony są bardzo rozdzielcze.
\635=}7
72:$5=<6=k&<
\POMIESZCZENIE:
30 m2 zaadaptowane
akustycznie, kolumny
ustawione w wolnej
przestrzeni
\ŹRÓDŁO: Linn Sneaky
DS + Meitner MA-1 DAC
\KABLE CYFROWE:
AudioQuest Hawk Eye
1,0 m (S/PDIF)
\WZMACNIACZE:
Conrad-Johnson ET2/
Audionet AMPI V2,
Arcam A65 Plus
\KABLE SYGNAŁOWE:
Equilibrium Turbine (RCA/
XLR), Stereovox hdse
\KABLE
GŁOŚNIKOWE:
Equilibrium Equlight
\ZASILANIE:
dedykowany obwód 20 A,
listwa Furutech f-TP615E,
kable sieciowe Furutech,
Oyaide, Enerr Green
Terminale głośnikowe
pochodzą z WBT. Nic dodać,
nic ująć. Tunel jest wąski
i ciągnie się niemal przez
całą głębokość skrzynki. Jej
wzmocnienia znajdują się
tylko przy porcie BR. Ścianki
mają maksymalną grubość
jednego cala (front).
Woofer Seasa ma podwójny magnes i bardzo
ażurowe ramiona chassis. Bardzo skuteczna
wentylacja cewki.
Widok zwrotnicy nastraja pozytywnie. Kondensatory
MKP mają nawet nadruki Amphiona.
Doskonale wnikają w muzyczny miks, dając prawdziwe poczucie tego, że słyszymy wszystko lub prawie
wszystko, co zamierzył realizator, tudzież wykonawca.
Należy podkreślić to, że efekt ten jest uzyskiwany
całkowicie od niechcenia, jakby przy okazji, bez żadnego
wysiłku, w szczególności zaś bez ekspozycji góry. W dodatku brzmienie jest niezwykle gładkie, można wręcz
użyć określenia: wypolerowane. W przekazie nie pojawia się nawet najdrobniejsza nerwowość, tendencja do
wyostrzania dźwięku. Jeśli już jest – to zgoła odwrotna.
Trzecim elementem składowym owej „nieobecności”
jest nieprzeciętnie dobra reprodukcja barw, w szczególności zaś wokali. Są wyjątkowo naturalne, minimalnie
powiększone (zakres średnich tonów delikatnie góruje
nad sopranami) i po prostu – realistyczne. Kapitalnie została odtworzona gitara akustyczna z albumu „Beyond
Words” grupy Oregon (Chesky Records, HDtracks.com
download 24/96). Podkolorowania w obrębie średnicy
są doprawdy minimalne, choć pamiętam, że na którymś
z albumów wyczułem minimalne podkolorowanie
o specyfice... tubowej.
Rzadko spotyka się zestawy głośnikowe, które równie
plastycznie operują pierwszym planem. W niektórych nagraniach live (np. Dave Matthews Band &Tim
Reynolds – „Live at Luther College”) artyści wychodzą
przed bazę, pojawiając się nieomal w pomieszczeniu, zaś w bardziej konwencjonalnych produkcjach
studyjnych scena zaczyna się dopiero na linii bazy.
Obraz przestrzenny jest klarowny i bardzo dokładny,
z wyraźną gradacją planów, szerokością i głębią.
Czystość i spójność brzmienia Argonów są nie do
zakwestionowania. Trudno by także polemizować na
temat jakości wysokich tonów. Obiektywnie – są bardzo
dobre i gdyby nie obecność KEF-ów LS50, których miałem okazję słuchać na przemian z Amphionami, uznałbym, że wysokie tony fińskich kolumn są rewelacyjne
w odniesieniu do ceny. Ale i tak uważam, że są świetne.
Co do ich nasycenia, można polemizować. Uważam, że
góra jest lekko, ale jednak słyszalnie, utemperowana.
Dotyczy to wysokiego podzakresu – tam, gdzie powstaje wrażenie „blasku”, świetlistości. Nie, żeby Argony były
tego pozbawione, jednak zależnie od odtwarzanego
materiału, wrażenie lekkiego przygaszenia pojawia się
lub – o dziwo – nie występuje.
Zaskoczeniem, i to pozytywnym, jest bas. W 30-metrowym pomieszczeniu testowym, w ustawieniu
kolumn z dala od ścian, nie czułem niedosytu w kwestii
potęgi brzmienia. Oczywiście, nie była ona tak dobra
jak z większych kolumn pełnopasmowych, jednak liczy
się to, że Argony przekazują wszystko to, co istotne.
Fortepian był tylko trochę pomniejszony, natomiast
oddanie kontrabasu i gitary basowej nie budziło
niedosytu. Konstruktorzy osiągnęli właściwy balans
pomiędzy precyzją tego zakresu (której nie bardzo jest
co zarzucić) i natężeniem oraz rozciągnięciem niskich
tonów, które też jest całkiem dobre.
Muszę przyznać, że potencjał tych kolumn odkrywa się
z czasem. Początkowo Argony nie imponują, choć od
razu zwróciłem uwagę na wspomnianą już, precyzyjną
stereofonię. Brakowało mi natomiast pazura, większej
energetyczności, które ostatecznie nie pojawiły się
w stopniu, w jakim lubię, ale inne zalety tych kolumn
zrekompensowały pewien ich niedostatek. Z upływem
czasu mój szacunek do tych niepozornych monitorów
jednak systematycznie rósł. Po tygodniu okazało się,
OCENA +++++
Dystrybutor: Moje Audio, www.mojeaudio.pl
Cena (za parę): 9290 zł
Dostępne wykończenia: czarne, białe, pełne białe,
forniry: brzoza, wiśnia, orzech
DANE TECHNICZNE
KONSTRUKCJA
2-drożna, obudowa bas-refleks,
wentylowana do tyłu
GŁOŚNIKI 165-mm aluminiowy, kopułka tytanowa 25-mm
PODZIAŁ PASMA
1600 Hz
ZALECANA MOC WZMACNIACZA
20–150 W IMPEDANCJA ZNAMIONOWA
8Ω
EFEKTYWNOŚĆ
87 dB/2, 83 V/1 m
PASMO PRZENOSZENIA
35 Hz – 30 kHz (±3 dB)
WYMIARY
380 x 191 x 305 mm
MASA
1
11 kg
2
3
4
5
6
7
8
9
10
NEUTRALNOŚĆ
Niemal idealna, gdyby nie dyskretne utemperowanie wysokiej góry.
PRECYZJA
Bardzo dobre oddanie konturów i mikrodetali, absolutnie jednak niewiążące się
z ekspozycją czegokolwiek. Rozdzielczy monitor wysokiej klasy.
MUZYKALNOŚĆ
Jeden z niezaprzeczalnych atutów tych kolumn. Przyda się elektronika z dużym
wigorem, może nawet lekkim rozjaśnieniem (to samo dotyczy kabli).
STEREOFONIA
Bardzo precyzyjnie formowany obraz stereo, z dobrą głębią i odpowiednią
szerokością. Znakomite ogniskowanie.
DYNAMIKA
Najmniej imponujący element brzmienia.
Emocjonalnie trochę stonowany przekaz.
BAS
W relacji do gabarytów skrzynki i woofera nie powinno się oczekiwać więcej, choć
z drugiej strony cena też zobowiązuje.
OCENA
88%
KATEGORIA SPRZĘTU
B
że lubiłem zejść do pokoju odsłuchowego i po prostu
posłuchać muzyki. Są to kolumny niezwykle relaksujące,
a zarazem otwierające duże, czyste okno na nagranie
– a to prawdziwa rzadkość. Myślę, że Ci, którzy poszukują tego typu brzmienia – szlachetnego, gładkiego,
przestrzennego, barwnego – nie powinni zwlekać, tylko
umówić się na odsłuch. Pamiętajcie jednak, że trzeba
sobie zarezerwować więcej czasu niż zwykle.
NASZYM ZDANIEM
Nadzwyczaj przyjemnie brzmiące kolumny. Czar tych
monitorów polega na tym, że z jednej strony są bardzo
rozdzielcze, przejrzyste, dokładne, zaś z drugiej –
łagodne dla ucha i tolerancyjne dla większości nagrań.
Minimalne uspokojenie najwyższych rejestrów sprawiło,
że w przypadku większości repertuaru kolumny imponują kulturą brzmienia, nie zaciemniając jednocześnie
barw instrumentów. Osiągnięcie, bez dwóch zdań. Q
23
PODSTAWKOWE
TEST GRUPOWY KOLUMNY
5.000 - 9.000 ZŁ
Amphion
Argon 1 OK. 5.895 ZŁ
Niekonwencjonalne kolumny podstawkowe z Finlandii
DETALE
WAGA
8 kg
WYMIARY
(SxWxG)
160x310x265 mm
NAJWAŻNIEJSZE
CECHY
•Duży falowód
otaczający tweeter
•Metalowe membrany
obu przetworników
•Wykończenie
drewnianą okleiną
lub lakierem
•Tylny port bas-refleksu
z zatyczkami
•Bardzo wąska
przednia ścianka
DYSTRYBUCJA
Brak dystrybucji
w Polsce
www.amphion.fi
A
mphion to stosunkowo
młoda firma założona
w 1998 r., która zasłynęła za
sprawą stosowania nietypowych rozwiązań.
Najbardziej widocznym nowatorskim
rozwiązaniem w testowanym modelu
jest duży falowód otaczający tweeter,
którego średnica jest zbliżona do średnicy
przetwornika nisko-średniotonowego. Ma
to swoje konsekwencje. Przede wszystkim
pozwala kontrolować kierunkowość
wysokotonowca, dzięki czemu poszczególne części pasma są z sobą połączone
„bezszwowo”. Duże znaczenie ma też
doskonałe wyrównanie czasowe wynikające z umieszczenia tweetera głęboko
wewnątrz falowodu tak, że obie cewki
znajdują się w tej samej odległości od
słuchacza.
Kolumny te są szczuplejsze niż większość konkurencyjnych modeli; starannie
wykonane obudowy zachowują wszędzie
ostre kąty. Dostarczone egzemplarze były
wykończone stonowaną okleiną orzechową, ale dostępne są też dwa inne rodzaje
forniru i trzy rodzaje lakieru. Falowód
tweetera o rozmiarach zbliżonych do
jednostki głównej nadaje kolumnom miłą
dla oka symetrię.
Producent nie dostarcza w zestawie maskownic, ale oba przetworniki
wyposażone w metalowe membrany są
chronione przed ciekawskimi paluszkami
dyskretnymi siateczkami. Tweeter wykorzystuje typową 25mm kopułkę, podczas
gdy przetwornik nisko-średniotonowy
ma stosunkowo niewielką membranę
o średnicy 90mm. Skromny tylny port
zapewnia wspomaganie basu i może być
blokowany dostarczanymi w zestawie
zatyczkami, jeśli kolumny stoją blisko ściany. Sygnał jest podawany do pojedynczej
pary terminali.
Jakość dźwięku
Chociaż podczas ślepych odsłuchów
wynik głosowania nie był jednomyślny,
większość naszych ekspertów umieściła
Argony 1 na szczycie swojej listy.
OK, nie są to kolumny idealne, ale
przecież nie ma konstrukcji bez wad,
zwłaszcza wśród modeli o tak niewielkich rozmiarach. Na szczęście pomimo
spodziewanych niedostatków w zakresie
niskotonowym, wynikających z rozmiarów obudowy i głównego przetwornika,
monitory te oferują bas charakteryzujący
się dobrym timingiem, zachęcający do
przytupywania w rytm muzyki.
Nieco powściągliwa góra pasma
sprawiła, że jeden z ekspertów narzekał
na „ociężałość” wokali, co może stanowić
pewien problem. W tej części pasma faktycznie brakuje nieco powietrza i blasku,
chociaż naszym zdaniem jest to lepsze
niż nadmierne eksponowanie wysokich
tonów, szczególnie jeśli kolumny mają
współpracować ze stosunkowo skromną
elektroniką.
Największą zaletą tego modelu jest niezwykle spójna i wyrazista średnica. Utwór
chóralny brzmiał czysto i był pozbawiony
kompresji dźwięku zauważalnej podczas
odsłuchów innych kolumn. Scena stereo
ma dobrą głębokość, a dźwięk jest szybki,
żywy i komunikatywny.
Argon 1 to świetne kolumny prezentujące muzykę w bardziej przekonujący
sposób niż wiele modeli konkurencji. Ich
balans tonalny nie jest może idealny
(stonowana góra pasma), ale dobry timing, gładkość i spójność brzmienia robią
wrażenie, dzięki czemu kolumny te zajęły
pierwsze miejsce w naszym teście.
RAPORT Z LABORATORIUM
Skuteczność Argonów 1 to nieodbiegające
od średniej grupy 87dB, czyli o 1dB więcej niż
wartość podawana przez producenta. Kolumny
są przy tym bardzo łatwe do wysterowania –
impedancja nie spada poniżej 6Ω.
Port dostrojony jest do ok. 52Hz,
zatem rozciągnięcie basu jest w praktyce
ograniczone do 40Hz. Jednak podbicie
w okolicach 50Hz nie jest zbyt duże. Pomimo
drobnych różnic w zakresie niskotonowym
kolumny są nieźle sparowane.
Uśredniona odpowiedź częstotliwościowa
w polu dalekim jest znakomita w zakresie
powyżej 700Hz; przy 1,6kHz (punkt
podziału) następuje bardzo płynne przejście.
Kolumny obsługują zakres do 20kHz,
powyżej 5kHz widać łagodny spadek
wysokich tonów, a przy 10kHz jest już
zdecydowanie poniżej średniej grupy.
RZUT OKA NA WYNIKI
0%
+20%
+20%
+20%
ŚREDNIA GRUPY
Sk
ute
czn
oś
ć
Ro
zci
ą
g
ba nię
su ci
e
wy Łat
ste wo
row ść
an
ia
O
czę góln
sto y b
tliw alan
oś s
ci
G
od ładk
po oś
wie ć
dzi
-20%
WERDYKT
JAKOŚĆ DŹWIĘKU
PLUSY: Spójna średnica
i płynne przejście między
zakresami.
JAKOŚĆ/CENA
MINUSY: Nieco bezbarwna
góra pasma, podobnie jak
wykończenie testowanych
egzemplarzy
JAKOŚĆ WYKONANIA
WYSTEROWANIE
OGÓŁEM: Bardzo wyrównana
średnica plus melodyjny
i przyjemny dla ucha bas
OCENA OGÓLNA
98
HI-FI CHOICE
|
HOME CINEMA
PODSTAWKOWE
TEST GRUPOWY KOLUMNY
5.000 - 9.000 ZŁ
Podsumowanie testów laboratoryjnych
Sześć wybranych przez nas kolumn podstawkowych nie różni się specjalnie
danymi technicznymi, ale jeśli chodzi o jakość dźwięku, bez trudu można
wskazać mocne i słabe strony każdego modelu
GORĄCY
TEMAT
RAPORT Z LABORATORIUM
Podobna budowa przekłada się na zbliżone wyniki testów laboratoryjnych,
nic więc dziwnego, że zróżnicowanie
takich parametrów, jak skuteczność
czy rozciągnięcie basu okazało się
niewielkie.
Nawet wyraźnie większe modele
Dynaudio i Spendora mają tylko niewielką przewagę w tym bardzo skomplikowanym równaniu, uwzględniającym takie czynniki, jak rozciągnięcie
basu, skuteczność, dostrojenie portu
i obciążenie wzmacniacza.
Różnice w skuteczności wszystkich
kolumn nie przekroczyły 2dB, zresztą
należy je uznać za szacunkowe, gdyż
w praktyce efektywność może zmieniać
się w zależności od częstotliwości (dlatego wszystkie podawane wartości są
tylko przybliżone).
Dynaudio i Totem mają nieco większe
rozciągnięcie basu, ale wynika to z niższego dostrojenia portu bas-refleksu,
wynoszącego odpowiednio 40 i 38Hz.
Sparowanie kolumn było bardzo dobre,
jedynie Totemy wykazywały drobne
odchylenia w zakresie średnicy.
Pomijając podbicia w zakresie
basu i efekty modów pomieszczenia,
wszystkie kolumny charakteryzowały
się dobrym wyrównaniem odpowiedzi
częstotliwościowej, utrzymującym się
w granicach +/-3dB i +/-4dB w niemal
całym zakresie pasma. Najbardziej pła-
skie wykresy Dynaudio i Quadrala mogą
wynikać z zastosowania bardzo zaawansowanych rozwiązań, ale nie przekłada
się to bezpośrednio na subiektywną
ocenę brzmienia.
Głównym powodem przemawiającym
za wykonywaniem pomiarów odpowiedzi częstotliwościowej par stereo
w polu dalekim jest ustalenie optymalnej pozycji kolumn. Umieszczenie
ich blisko ściany powoduje podbicie
oktawy 50–100Hz o kilka decybeli.
Jednak ponieważ wszystkie testowane
przez nas kolumny wykazywały podbicie w okolicach 50Hz, ustawialiśmy je
z dala od ścian, co skutkowało wyraźnym odchudzeniem pasma 60–120Hz.
Częstotliwości
strojenia portów
bas-refleksu wszystkich modeli były bardzo
zbliżone do głównego
modu w naszym
pomieszczeniu odsłuchowym (ok. 52Hz).
Nawet umieszczając
kolumny z dala od
ścian, zaobserwowaliśmy wyraźne podbicie
w okolicach 50Hz, po
którym następował znaczący spadek siły basu.
Można by uniknąć
tego niepożądanego
zjawiska, odpowiednio
dostrajając porty
(kilku producentów
dało użytkownikom
taką możliwość, dodając do kolumn zatyczki
bas-refleksu).
RZUT OKA NA WYNIKI
Marka/model
Cena
Amphion
Argon 1
DALI
Mentor 1
Dynaudio
Excite X16
ok. 5.895 zł
5.998 zł
4.990 zł
Doskonała spójność
brzmienia plus dobrze
wyważony bas. Nieco
wycofana góra
Eleganckie okleiny
i atrakcyjny wygląd. Za
to brzmienie jest nieco
lekkie i krzykliwe
Quadral
Aurum Megan VIII
4.967 zł
Spendor
SP3/1R2
8.900 zł
Totem
Rainmaker
ok. 5.500 zł
Jakość dźwięku
Jakość/cena
Jakość wykonania
Wysterowanie
Ocena ogólna
,
,
Solidne kolumny oferujące mocny i głęboki
bas. Brzmieniu brakuje
nieco słodyczy, czasami
staje się zbyt agresywne
Świetna prezentacja
i solidna budowa. Nieco
podkolorowane brzmienie pomimo świetnego
balansu tonalnego
Klasyczna konstrukcja,
dobra równowaga tonalna i świetna spójność
brzmienia. Odrobina nosowości w wokalach
Dobra spójność brzmienia, chociaż równowaga
tonalna nie jest idealna
z uwagi na wyeksponowaną górę pasma
Najważniejsze cechy
Wymiary (SxWxG) w mm
160x310x265
160x320x240
205x350x290
194x357x290
220x400x280
173x355x230
Konfi. przetworników
2-drożna
2,5-drożna
2-drożna
2-drożna
2-drożna
2-drożna
Główny przetwornik
1x130mm
1x135mm
1x165mm
1x135mm
1x180mm
1x140mm
Podstawkowe
Podstawkowe
Podstawkowe
Podstawkowe
Podstawkowe
Podstawkowe
Drewniana okleina
Drewniana okleina
Czarny lakier
Drewniana okleina
Drewniana okleina
Drewniana okleina
Nie
Nie
Nie
Tak
Tak
Tak
Rodzaj
Wykończenie
Bi-wire?
Wyniki pomiarów Z = Znakomite | D = Bardzo dobre
Skuteczność
| P = Przeciętne | PP = Poniżej przeciętnej | S = Słabe
87dB P
87dB P
88dB B
88dB B
88dB B
86dB P
Rozciągnięcie basu
38Hz PP
38Hz PP
26Hz P
35Hz PP
40Hz PP
25Hz P
Łatwość wysterowania
+20% B
0% P
+10% B
0% P
+20% B
-30% S
Balans częstotliwości
+20% B
+10% P
+20% B
+20% B
0% P
+20% B
Gładkość odpowiedzi
+20% B
-10% PP
+20% B
+20% B
0% P
+20% B
100
HI-FI CHOICE
|
HOME CINEMA
KOLUMNY PODSTAWKOWE
5.000 - 9.000 ZŁ
TEST GRUPOWY
Wyniki ślepych testów
Nasi eksperci byli pod wrażeniem testowanych modeli, ale najbardziej
wszystkim przypadł do gustu ciekawy projekt z Finlandii
Chociaż słuchacze nie byli jednomyślni, to bez problemu ustalili hierarchię grupy.
Wszystkie testowane kolumny są do siebie
bardzo podobne, jeśli chodzi o średnicę
głównego przetwornika, objętość obudowy
i dostrojenie portu bas-refleksu, i dlatego
nasze pomiary nie wykazały znaczących
różnic poza równowagą tonalną.
Jakość brzmienia prezentowanych tu
modeli zależy od basu oraz od zintegrowania
przetworników w górnej średnicy. Na charakter kolumny ma również wpływ relacja
wysokich tonów do średnicy.
Tym, co zadecydowało o sukcesie modelu
Amphion Argon 1, jest wybitna spójność
dźwięku. Inną zaletą tych kolumn jest uporządkowany, czysty bas, dzięki któremu muzyka jest tak przekonująca. Natomiast wadą
modelu Argon 1 jest dość bezbarwna góra
pasma, co nie każdemu może przypaść do
gustu. W takim wypadku lepszym wyborem
będzie Totem Rainmaker – kolumny, które
zajęły drugie miejsce w naszym rankingu.
Oferują mocną górę, co może być jednak
wynikiem nieco wycofanej średnicy. Tak
czy inaczej, są to bardzo „komunikatywne”
kolumny, których brzmienie bywa jednak
czasami odrobinę nieuporządkowane.
Spendor zajął trzecie miejsce i również ma
wiele zalet, np. świetną spójność i dobrze wy-
GOTOWE
SYSTEMY
ważone wysokie tony. Jedynym powodem do
krytyki była odrobina nosowości w średnicy.
Są to największe kolumny w całej stawce, co
usprawiedliwia ich wyższą cenę.
Kolumny Quadrala i Dynaudio oferują
solidne i dobrze wyważone brzmienie,
chociaż miejscami nieco podkolorowane.
Dlatego nie zdobyły uznania w oczach
naszych ekspertów. Nieco zbyt lekkie
i krzykliwe brzmienie DALI również nie
zachwyciło słuchaczy.
A ZWYCIĘZCĄ ZOSTAŁ…
KOLUMNY AMPHION ARGON 1 nie tylko
wygrały w teście odsłuchowym, ale również
urzekły nas wyglądem. O ich atrakcyjności
wizualnej decyduje wąski przód oraz
symetria pomiędzy głównym przetwornikiem
i falowodem tweetera.
Co prawda orzechowa okleina nie wzbudziła
naszego zachwytu, ale na szczęście dostępne
są również inne opcje, z których najokazalej
prezentują się wersje
lakierowane na biało lub czarno.
Jeśli chodzi o brzmienie tego
modelu, to jego największą
zaletą jest nieprzeciętna
spójność wynikająca
z „bezszwowej” integracji
przetworników. Timing jest
bardzo dobry, zaś stereofoniczny
obraz sceny dźwiękowej
wyrazisty i stabilny. Jeśli
dodamy do tego zwarty, czysty
i sugestywny bas (któremu
co prawda brakuje nieco
ciężaru, ale za to jest wolny od
ociężałości), to otrzymujemy
bezdyskusyjnego zwycięzcę.
Aby zestawić udany system, wykorzystując najlepsze kolumny z naszego testu
grupowego, warto zainteresować się tymi produktami…
Roksan Radius 5.2 i ramię Nima
GRAMOFON
Rega Saturn
ODTWARZACZ CD
WZMACNIACZ
Stylowy i atrakcyjny wizualnie gramofon, który przez
lata był stale modernizowany. Najnowszy model
Radius 5.2 jest sprzedawany w komplecie z metalowoakrylowym ramieniem unipivot Nima. Chociaż brzmienie
nie jest całkowicie wolne od podkolorowań, to jakość
dźwięku jest znakomita: dostajemy doskonały rytm
i tempo oraz świetne stereo.
Ten stylowy top-loader jest wyposażony w niedawno
opracowany mechanizm napędu z większą niż
zwykle pamięcią, co pozwala w bardziej precyzyjny
sposób odczytywać dane. Efektem jest bardzo czyste
i wciągające brzmienie, pozbawione „cyfrowego”
charakteru.
Pod pewnymi względami NAIT XS można uznać
za „okrojoną” wersję SUPERNAITA, w której usunięto
cyfrowe wejście i DAC, ale która oferuje takie same
możliwości rozbudowy za pośrednictwem zewnętrznych
zasilaczy. NAIT XS oferuje nieco niższą moc, aczkolwiek
w zupełności wystarczającą w codziennym użytku, a do
tego zapewnia bardzo wyrafinowane i przekonujące
brzmienie.
Koniecznie posłuchaj z elektroniką
Naim NAIT XS
HOME CINEMA
|
HI-FI CHOICE
101
Harmonix CS-120
Improved-Version
Model CS-120 powraca na rynek po kilku latach nieobecności
W
ofercie uznanego
japońskiego producenta
kabli pojawił się model
CS-120. Ciekawostką
jest to, że kiedyś był on już w ofercie
Harmonixa, ale kilka lat temu został
wycofany ze sprzedaży. Okazało się
jednak, że nacisk ze strony klientów
był tak duży, iż kierownictwo firmy
postanowiło ponownie umieścić go
w katalogu. Obecnie CS-120 to nic
innego jak udoskonalona wersja
protoplasty sprzed lat. Zmiany są
niewielkie, a objęły przede wszystkim
takie elementy, jak konstrukcję
wiązki przewodników oraz materiały.
Najważniejsze jest to, że widełki
(kabel jest dostępny tylko z tym
rodzajem zakończeń) pokryto
podwójną warstwą złota i rodu. Ma
to uczynić je bardziej odpornymi na
ścieranie – ciągłe dociskanie przez
terminale kolumn czy wzmacniacza nie
powinno spowodować szybkiej utraty
powłoki poprawiającej przewodność,
zapewniającej efektywniejszy kontakt
z gniazdami.
Wyższa klasa
Harmonix traktuje kable jako swego
rodzaju układ naczyń krwionośnych
funkcjonujących w jednym organizmie
wraz z elektroniką. Od drożności
tych naczyń zależy jakość pracy
poszczególnych komponentów.
Zaawansowane procesy strojenia
rezonansów oraz dobór określonych
materiałów okazały się kluczem
do sukcesu. Nie ukrywam, że kiedy
po raz pierwszy zetknąłem się
z produktami marki Harmonix, od
razu wzbudziły we mnie uznanie
i szacunek do ich konstruktorów.
Miałem już okazję słuchać systemów
w całości okablowanych tymi
zacnymi przewodami i przyjrzeć się,
a raczej przysłuchać dokładnie wielu
modelom. Bez względu czy były to
kable sieciowe, sygnałowe, czy też
głośnikowe – zawsze odnosiłem
podobne wrażenie „odetkania
się” systemu. Czegoś w rodzaju
uwolnienia się muzyki w pełnym
paśmie częstotliwości. Dynamika, jaka
cechuje najnowszy model CS-120,
jest imponująca! Ale nie ten aspekt
dźwięku od razu przykuwa uwagę
słuchacza, a sposób, w jaki Harmonix
przekazuje barwę dźwięku. Słuchając
płyt Patricii Barber czy też ostrego
rockowego łojenia w wykonaniu
AC/DC, zawsze wyczuwałem
w przekazie delikatne lampowe ciepło
i ponadprzeciętną muzykalność.
Bez agresji w zakresie najwyższych
tonów, ale też ze zjawiskową
detalicznością. Instrumenty dęte,
jak trąbka Milesa Davisa, nabierały
DETALE
PRODUKT
Harmonix CS-120
Improved-Version
RODZAJ
Kabel głośnikowy
CENA
4.390 zł (2,5m)
4.790 zł (3m)
NAJWAŻNIEJSZE
CECHY
•Widełki z miedzi
wysokiej czystości,
pokryte podwójną
powłoką złota i rodu
•Trwała powłoka
z plecionki nylonowej
•Dostępne długości:
1m, 1,5m, 2m, 2,5m,
3m
DYSTRYBUCJA
Moje Audio
www.mojeaudio.pl
www.hfc.com.pl
blasku i niewymuszonej lekkości,
nie tracąc przy tym odpowiedniego
ciężaru. Model CS-120 w ulepszonej
wersji zachwyci przede wszystkim
miłośników muzyki wokalnej, bo dzięki
niemu ludzkie głosy brzmią niezwykle
naturalnie, wiernie i namacalnie.
Ten japoński kabel głośnikowy
jest moim zdaniem konstrukcją
otwierającą drzwi do prawdziwego
hi-endu za stosunkowo niewielkie
pieniądze. Jeśli już staniecie się
posiadaczami Harmonixa, możecie go
używać bez końca, zmieniając tylko
elektronikę, bo CS-120 absolutnie nie
będzie jej ograniczał.
Arkadiusz Ogrodnik
WERDYKT
JAKOŚĆ DŹWIĘKU
JAKOŚĆ/CENA
PLUSY: Swoboda w operowaniu każdym, nawet najbardziej mikroskopijnym dźwiękiem. Doskonała kontrola w paśmie niskich tonów, dokładna
przestrzeń. Są bardzo elastyczne.
MINUSY: Widełki nie są tak wygodne jak wtyki bananowe, a niektóre
JAKOŚĆ WYKONANIA wzmacniacze (zwłaszcza brytyjskie)
akceptują tylko banany
MOŻLIWOŚCI
OGÓŁEM: Niczym nieskrępowana
barwa i dynamika czynią z nich idealne uzupełnienie wysokiej klasy
systemów
OCENA OGÓLNA
CD 7, AP 7 AMPHION HELIUM 510
RECENZJA GOLDENOTE
ODTWARZACZ CD, WZMACNIACZ ZINTEGROWANY, KOLUMNY PODSTAWKOWE
Goldenote CD 7, AP 7
i Amphion Helium 510
Minimalistyczny system stereo do niewielkich
pomieszczeń zapewniający wspaniały dźwięk
tóż nie marzy o wykwintnym
minimalistycznym systemie
stereo w domu lub biurze,
a do tego prezentującym się
nieprzeciętnie i elegancko? Ten włosko-fiński zestaw może okazać się hitem, tym
bardziej że w USA kolumny marki Amphion
robią zawrotną karierę i sprzedają się jak
ciepłe bułeczki. Ze względu na design,
kompaktowe wymiary i fenomenalne
brzmienie wybierają je przede wszystkim
ludzie ceniący dobry dźwięk zarówno
w pracy, jak również w domowym zaciszu,
gdzie podczas codziennych obowiązków
można oddać się muzycznej kontemplacji.
K
76
HI-FI CHOICE
|
HOME CINEMA
Te fińskie monitory przypadły do gustu
zwłaszcza miłośnikom urządzeń firmy Apple
– czy to przypadek, że białe lub czarne
niewielkie kolumny z serii Helium (modele
410 i 510) doskonale pasują wzorniczo do
tych popularnych produktów?
Polski dystrybutor kolumn Amphiona,
chcąc zainteresować rodzimych miłośników dobrego brzmienia, gustujących
w kompaktowych zestawach hi-fi, przekazał
nam do testów oprócz wspomnianych
fińskich monitorów także system stereo
składający się z odtwarzacza Goldenote
CD 7 i wzmacniacza AP 7 tej samej firmy.
Osobiście bardzo lubię monitory bliskiego
pola, bo podczas pracy zwykle słucham
muzyki, dlatego byłem bardzo ciekawy, czy
włosko-fiński system będzie w stanie mnie
zadowolić.
Ujmujący design
Włosi chyba za punkt honoru postawili
sobie, że produkowane we Florencji
mikrosystemy mają nie tylko dobrze
wyglądać, co w ich wypadku jest naturalne,
ale też dobrze brzmieć. Mając styczność
z systemem składającym się z odtwarzacza i wzmacniacza, uświadomiłem sobie,
jak wielką wagę do detali przywiązują
designerzy z Goldenote. Fronty obydwu
urządzeń są bardzo atrakcyjne wzorniczo, a wykonano je ze szczotkowanego
aluminium. Odtwarzacz i wzmacniacz
mają charakterystyczne wąskie obudowy
GOLDENOTE CD 7, AP 7 AMPHION HELIUM 510
ODTWARZACZ CD, WZMACNIACZ ZINTEGROWANY, KOLUMNY PODSTAWKOWE
o niewielkich gabarytach. Przyozdobiono
je mikroskopijnymi, ale dobrze widocznymi
diodami kontrolnymi oraz przyciskami
sterującymi, co daje bardzo przyjemny efekt
wizualny. Włosi zdecydowali się na zastosowanie komponentów zajmujących niewiele
miejsca, ale nie odbiło się to negatywnie na
osiągach technicznych i jakości budowy.
AP 7 bazuje na końcówce mocy pracującej w klasie D, niewielkim transformatorze liniowym oraz klasycznym układzie
zasilającym na bazie odrębnych sekcji
z mostkami prostowniczymi oraz kondensatorami filtrującymi i magazynującymi prąd.
Minimalistyczny układ głośności zrealizowano na układzie PGA2311 Burr-Browna. Poza
tym dzięki montażowi powierzchniowemu
w technologii SMD cały tor sygnałowy wraz
ze wspomnianym układem i przedwzmacniaczami udało się ulokować na jednej
niewielkiej płytce drukowanej, natomiast
do niej pionowo zamocowano drugą płytkę
z końcówkami mocy. Chłodzenie wspomaga stale pracujący wentylator, czasem
dający o sobie znać nieznacznym szumem,
a selektor źródeł zrealizowano na sterowanych aktywnym układem, hermetycznych
przekaźnikach Axicom.
W CD 7 sporą część miejsca zajmuje
napęd CD. Zastosowano w nim mechanizm
szczelinowy. Pod transportem znajduje
się płytka sygnałowa wraz z cyfrowo-analogowym przetwornikiem Burr-Brown
PCM1796, natomiast elektronikę odpowiadającą za sterowanie pracą urządzenia
ulokowano na górnej płycie obudowy
napędu CD. Odtwarzacz bazuje na hybrydowym układzie zasilającym, gdzie sekcja
audio jest zasilana klasycznie (liniowo),
natomiast reszta obwodów z poziomu
układu impulsowego.
Skandynawskie monitory
Dystrybutor dostarczył do wyboru dwa
modele monitorów, a mianowicie Amphion
Helium 510 oraz 410. Podczas testu
częściej korzystałem z większych 510, ale
410 to również bardzo udana konstrukcja,
której poświęcimy odrębną recenzję w kolejnym numerze naszego magazynu.
Helium 510 pracują w konfiguracji
dwudrożnej, dysponują kompaktowymi
obudowami wentylowanymi tunelami
bas-refleksu ulokowanymi na tylnej
ściance. Zastosowano w nich głośniki
wysokotonowe z tytanowymi kopułkami – ukrytymi za metalowymi siatkami
ochronnymi – wspomagane przez falowody
zwiększające efektywność w zakresie wysokich tonów oraz poprawiające dyspersję
dźwięku. Fiński producent podkreśla, że
dzięki żmudnemu procesowi strojenia oraz
ZŁĄCZA - GOLDENOTE CD 7, AP 7
2
1
3
8
4
5
7
6
wyjściowe z
1 Terminale
końcówek mocy klasy D
2 Wejścia XLR
wejścia na
3 Analogowe
gniazdach RCA (trzy pary)
XLR do
4 Wyjścia
zbalansowanej transmisji
5 Wyjścia stereo RCA
6 Cyfrowe wyjście koaksjalne
sieciowe 230V
7 Gniazdo
wraz z łatwo dostępnym
wykonana ze
8 Obudowa
stali lakierowanej metodą
sygnału audio
bezpiecznikiem
proszkową
DETALE
PRODUKT
Goldenote CD 7
RODZAJ
Odtwarzacz CD
CENA
2.990 zł
WAGA
4 kg
WYMIARY
(SxWxG)
200x80x260 mm
NAJWAŻNIEJSZE
CECHY
•Opracowany przez
Goldenote układ
redukcji jittera –
Zero Clock
•Przetwornik
C/A Burr-Brown
PCM1796
•Hybrydowy zasilacz
(impulsowo-liniowy)
ze stabilizacją
temperatury
•THD (całkowite
zniekształcenia
harmoniczne):
0,001%
•Wyjścia analogowe
RCA stereo; wyjścia
analogowe XLR
•Wyjście cyfrowe
koaksjalne
•Stosunek sygnał/
szum: -115dB
•Sekcja sygnałowa
audio zasilana
z liniowego obwodu
zasilającego
•Pobór mocy: 15W
(max); 5W (Stand-by)
•Wersja srebrna
lub czarna
DYSTRYBUCJA
Moje Audio
www.mojeaudio.pl
DETALE
PRODUKT
Amphion
Helium 510
RODZAJ
Kolumny
podstawkowe
CENA
4.190-4.590 zł
WAGA
7 kg
WYMIARY
(SxWxG)
160x310x265 mm
NAJWAŻNIEJSZE
CECHY
•Pasmo przenoszenia:
47Hz–30kHz
(+/-3dB)
•Skuteczność/
impedancja:
86dB/8Ω
•Rekomendowana
moc wzmacniacza:
20–100W
•Maskownice
z metalowej siatki
na obydwa głośniki
DYSTRYBUCJA
Moje Audio
www.mojeaudio.pl;
www.amphion.fi/pl
RECENZJA
specyficznej konstrukcji przetworników
wysokotonowych kolumny z serii Helium
są w stanie dobrze zabrzmieć w różnych
warunkach akustycznych – nie omieszkałem tego sprawdzić. Amphion Helium
510 dysponuje papierowym stożkiem
obsługującym średnicę i bas. Tak więc nie
trudno się domyślić, że model ten adresowany jest do użytkowników słuchających
muzyki w większych pomieszczeniach niż
te, z myślą o jakich stworzono mniejsze
410-tki. Skrzynki, jak przystało na fińską
manufakturę, zachwycają stolarką i dokładnym spasowaniem poszczególnych
elementów – obudowy ujmują prostotą,
minimalizmem, ale jednocześnie patrząc
na nie, można odnieść wrażenie swego
rodzaju luksusu, co dla wielu osób może
mieć duże znaczenie. Testowane kolumny
zostały zaprojektowane i wyprodukowane
w Finlandii – proces produkcyjny skrzynek
odbywa się w stolarni leżącej nieopodal
głównej siedziby. Amphion kładzie nacisk
na jakość, a gwarantem tego ma być fakt,
że każda z kolumn od początku do końca
powstaje w Finlandii.
Znakomite!
Takich monitorów, jak Amphion w tej
cenie jeszcze nie słyszałem! Ich brzmienie
czaruje. W piękny sposób potrafią przekazać wszelkie muzyczne zawiłości towarzyszące konkretnym gatunkom muzycznym.
Zakres wysokich tonów prezentowany był
w wyjątkowo ujmującym stylu – idealna
kontrola, integracja ze średnicą i równowaga tonalna względem pozostałych,
niżej położonych częstotliwości. Słuchając
modelu Amphion 510, nie mogłem
oprzeć się wrażeniu, że kolumny te
stworzono na wzór studyjnych monitorów
pozwalających wnikać w każdy szczegół
muzycznej materii. Naturalnie praw fizyki
nie da się oszukać, więc kolumny o tak
niewielkich obudowach nie są w stanie
poruszyć tak dużych mas powietrza, jak
pełnowymiarowe podłogówki – dużych
pomieszczeń nimi nie nagłośnimy, ale są
za to idealne jako tzw. monitory bliskiego
pola. To właśnie z myślą o miłośnikach
dobrego dźwięku odtwarzanego z komputera czy też minimalistycznych systemów stereo, takich jak właśnie włoski
Goldenote, Amphion stworzył kolumny
Helium. Na dodatek są one łatwe do napędzania, o czym mogłem się przekonać,
słuchając ich nie tylko z oferowaną przez
wrocławskiego dystrybutora elektroniką,
ale też z kilkoma innymi wzmacniaczami,
w tym lampą o mocy nieprzekraczającej
15W na kanał. Wracając jednak do
brzmienia zaprezentowanego przez ten
włosko-fiński zestaw – idealnie sprawdzi
się on w biurze czy też w niewielkich
pomieszczeniach, zapewniając wysoką jakość dźwięku opartą na rzetelnie oddanej
średnicy, krystalicznych wysokich tonach
oraz zwinnym basie, pasującym do
HOME CINEMA
|
HI-FI CHOICE
77
CD 7, AP 7 AMPHION HELIUM 510
RECENZJA GOLDENOTE
ODTWARZACZ CD, WZMACNIACZ ZINTEGROWANY, KOLUMNY PODSTAWKOWE
Akustycznie odporne
SZCZEGÓŁY - AMPHION 510
1
2
6
5
4
3
kopułka wysokotonowa
1 Tytanowa
ukryta za siatką i półprzeźroczystą
wykonany
2 Starannie
tunel bas-refleks
pozłacane
3 Pojedyncze,
terminale akceptujące
odtwarzający bas i średnie
4 Stożek
tony posiada idealnie dopasowaną
metalową maskownicę
wykonane
5 Skrzynie
z dbałością o
najmniejsze detale
6 Charakterystyczny
firmowy falowód
soczewką akustyczną
ogólnej koncepcji dźwięku. Te niewielkie
kolumny ustawione w pomieszczeniach do
15 metrów kwadratowych są w stanie dobrze oddać kontrast dynamiczny – muzyka
synthpopowa w wykonaniu niemieckiego
duetu De/Vision brzmiała atrakcyjnie,
żywiołowo i z idealną równowagą tonalną.
Zresztą podobnie rzecz miała się z muzyką
jazzową czy klasyką. Wszystkie żywe
instrumenty zostały przekazane z poprawną barwą, neutralnie i z pożądanym
78
HI-FI CHOICE
|
HOME CINEMA
wtyki i widełki
nasyceniem w środkowym zakresie pasma
oraz rozłożystą przestrzenią, nawet jeśli
wraz z kolumnami tworzyłem równoboczny
trójkąt o boku nie większym niż jeden
metr. Naturalnie ograniczenia skrzynek
przełożą się na niedostatki w reprodukcji
dużych składów symfonicznych, chodzi mi
tu przede wszystkim o pożądane dociążenie w basie i jego obszerność. Ale i tak pod
tym względem Helium 510 poradziły sobie
bardzo dobrze.
WARTO
WIEDZIEĆ
Oferta minimalistycznych systemów Goldenote
wydaje się dosyć
bogata, bo oprócz
testowanych urządzeń
w katalogu znajdziemy wiele innych ciekawych konstrukcji,
np. przedwzmacniacz
gramofonowy PH 7,
wzmacniacz słuchawkowy HP 7 oraz monofoniczną końcówkę mocy M 7. Wśród
urządzeń cyfrowych
znalazł się również
przetwornik C/A DAC
7, a jak by tego było
mało, Włosi pokusili się również o skonstruowanie odtwarzacza CD uzupełniającego kompletną ofertę mikrosystemów
stereo.
Skoro już wspomniałem o przestrzeni, to
muszę przyznać, że te niewielkie kolumny wraz z włoską elektroniką stworzyły
świetny duet, radzący sobie w przeróżnych
warunkach odsłuchowych. Ze względu na
niewielkie wymiary i wagę wszystkich komponentów pozwoliłem sobie w ciągu dnia
zafundować kilka sesji odsłuchowych, nie
tylko w biurze, ale też w niewielkim pokoju
bez grama miękkich materiałów – dywanów czy zasłon, z wieloma powierzchniami
sprzyjającymi odbiciom. Niektóre kolumny
w takich warunkach od razu kapitulują,
kłując w uszy nieznośnie rozjaśnioną górą
pasma. Ale w przypadku włosko-fińskiego duetu nic takiego nie miało miejsca
– wysokotonowe kopułki wyposażone
w firmowe falowody brzmiały tak, jakby
słabo wytłumione pomieszczenie nie robiło
na nich wrażenia! Oczywiście dźwięk nabrał
nieco pazura i zwiększył się pogłos, ale dobra
równowaga tonalna pozostała, a wysokie
rejestry wciąż zachowywały stoicki spokój
i kulturę. Te piękne fińskie monitory wraz
z minimalistyczną elektroniką włoskiej marki
Goldenote stworzyły w biurowych warunkach niezapomniany spektakl, a ja poczułem
się, pracując przy komputerze, jak reżyser
dźwięku w studio. Szkoda tylko, że miałem
do dyspozycji niewiele czasu na zabawę
z dźwiękiem, bo może coś fajnego udałoby
mi się nagrać. Arkadiusz Ogrodnik
DETALE
PRODUKT
Goldenote AP 7
RODZAJ
Wzmacniacz
zintegrowany
CENA
2.900 zł
WAGA
5 kg
WYMIARY
(SxWxG)
200x80x260 mm
NAJWAŻNIEJSZE
CECHY
•Moc: 2x30W
•Zniekształcenia
harmoniczne: 0,5%
(20Hz–20kHz)
•Pasmo przenoszenia:
10Hz–50kHz
(+/-3dB)
•Wysokosprawny
wzmacniacz
pracujący w klasie D
•Liniowy układ
zasilający z 50VA
transformatorem
•Regulacja głośności
za pomocą
aktywnego układu
PGA2311
•Analogowe wejście
stereo RCA (trzy
pary); analogowe
wejścia XLR
•Wersja srebrna
lub czarna
•Pobór mocy: 100W
(max); 5W (min)
DYSTRYBUCJA
Moje Audio
www.mojeaudio.pl
WERDYKT
GOLDENOTE CD 7, AP 7
JAKOŚĆ DŹWIĘKU
JAKOŚĆ/CENA
PLUSY: Szybki, wydajny i zrównoważony brzmieniowo wzmacniacz.
Odtwarzacz ładnie pokazuje zjawiska
przestrzenne
MINUSY: Przy niskich poziomach głośności słychać szum wentylatora chło-
JAKOŚĆ WYKONANIA dzącego w AP 7. Niezbyt ergonomiczny przełącznik selektora źródeł
MOŻLIWOŚCI
OGÓŁEM: Świetnie brzmiący, atrakcyjny wizualnie, a jednocześnie minimalistyczny system stereo
OCENA OGÓLNA
WERDYKT
AMPHION HELIUM 510
JAKOŚĆ DŹWIĘKU
PLUSY: Niezwykle kulturalny przekaz,
jakiego zwykle można doświadczyć
za kilkukrotnie większe pieniądze
JAKOŚĆ/CENA
MINUSY: Naturalne ograniczenia w basie ze względu na niewielkie gabaryty
JAKOŚĆ WYKONANIA
WYSTEROWANIE
OGÓŁEM: Żywe i energiczne w charakterze kolumny, ujmujące znakomitą integracją przetworników, równowagą tonalną i średnicą o dojrzałości
typowej dla drogich zestawów
OCENA OGÓLNA
DAC 7
RECENZJA GOLDENOTE
PRZETWORNIK CYFROWO-ANALOGOWY
Mocny mikrus!
Zamknięty w niewielkiej obudowie, sprzedawany
w niewygórowanej cenie, oferuje ponadprzeciętne brzmienie
poprzednim numerze opisywałem moje wrażenia
z testu amplifikacji z serii
Micro włoskiej marki
Goldenote. Wspominałem także, że
w ofercie są kolejne urządzenia z tej
linii – wszystkie w tak samo niewielkich obudowach i umiarkowanych
cenach. Tak naprawdę przetwornik
cyfrowo-analogowy DAC7 otrzymałem
wraz z opisanymi już urządzeniami, ale
po skończeniu ich testu posłuchałem
go także we własnym systemie. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że jest to
urządzenie o nieco innym charakterze
brzmienia niż reszta rodziny.
W
50
HI-FI CHOICE
|
HOME CINEMA
Nowoczesny maluch
O ile w przypadku końcówek mocy
i przedwzmacniacza wielkość ich
obudów była nieco zaskakująca
(nawet jeśli nazwa serii – Micro – była
mocną sugestią), o tyle w przypadku
DAC-a można mówić o standardowej
wielkości. Większość przetworników,
nawet z wyższej półki cenowej, mieści
się spokojnie w niewielkich pudełkach i tylko nieliczne mają obudowy
„pełnogabarytowe”. W przypadku
Goldenote’a wykorzystanie takiej
samej obudowy dla wszystkich
urządzeń z tej serii z jednej strony
stanowiło zapewne wyzwanie dla
konstruktorów (DAC-a łatwo w takiej
obudowie „upchnąć”, ale przedwzmacniacz, końcówkę mocy czy odtwarzacz
CD już niekoniecznie), a z drugiej
pozwoliło w rozsądny, niewpływający
na jakość brzmienia sposób zmniejszyć
koszty produkcji. Ten pierwszy aspekt
to także znak czasów – coraz więcej
firm stara się zmniejszać koszty produkcji, z tym że w przeciwieństwie do
wcześniejszej tendencji rynkowej nie
odbywa się to kosztem jakości dźwięku,
ale poprzez sprytne oszczędzanie.
Włoski producent w pełni nadąża
za oczekiwaniami klientów/trendem
rynkowym, dzięki czemu kupujący
otrzymuje urządzenie będące w stanie
akceptować sygnał wysokiej rozdzielczości (do 24 bitów/192kHz) zarówno
na wejściu koaksjalnym (a mamy ich
dwa), optycznym, jak i USB (2.0, typ
B). Na tylnym panelu oprócz wymienionych gniazd wejść cyfrowych znajdują
się wyjścia analogowe (RCA i XLR),
gniazdo sieciowe oraz gniazdo pozwalające na podłączenie opcjonalnego,
zewnętrznego zasilacza. Obudowę
GOLDENOTE DAC 7
PRZETWORNIK CYFROWO-ANALOGOWY
DETALE
PRODUKT
Goldenote DAC7
RODZAJ
Przetwornik cyfrowoanalogowy
CENA
2.990 zł
WAGA
4 kg
WYMIARY
(SxWxG)
200x80x260 mm
NAJWAŻNIEJSZE
CECHY
•Asynchroniczny
przetwornik USB
DAC 24/192 USB
2.0
•Dostępne
częstotliwości
44,1/48/ 88,2/96/
176,4/192kHz
•Pasmo przenoszenia
20Hz–20kHz
(+/-0,3dB)
•Zniekształcenia
harmoniczne THD
0,001% max
•Stosunek sygnał/
szum -105dB
•Dynamika 125dB
•Wejścia cyfrowe: USB
2.0/RCA koaksjalne
x2/Toslink optyczne
•Wyjścia audio
analogowe RCA oraz
zbalansowane XLR
•Poziom wyjściowy
sygnału 2V RMS
•Pobór mocy 50W
DYSTRYBUCJA
Moje Audio
www.mojeaudio.pl
wykonano z aluminium, dostępne są
dwie wersje kolorystyczne wykończenia frontu urządzenia – czarne lub
srebrne. Na froncie znajduje się główny
włącznik oraz dwa przyciski pozwalające na przełączanie między wejściami
cyfrowymi. Powyżej umieszczono diody
wskazujące częstotliwość próbkowania
sygnału dostarczanego do DAC-a.
Wejście USB jest (oczywiście) asynchroniczne (oparte na odbiorniku SMSC
3318), natomiast sama kość przetwornika D/A pochodzi z firmy AKM – to
AK4113. Posiadacze komputerów
z systemem operacyjnym Windows,
którzy chcą go używać jako źródło
sygnału, wykorzystując kabel USB,
muszą pobrać ze strony producenta
i zainstalować stosowny sterownik.
Dla „makowców”, jak zwykle, jest to
urządzenie plug&play, niewymagające
instalowania żadnych dodatkowych
sterowników czy oprogramowania.
Zarówno w systemie Windows XP, jak
i Windows 7 Home Edition instalacja
sterownika przebiegła bezproblemowo,
a w czasie odsłuchów nie pojawiły się
żadne problemy przy jakiejkolwiek
rozdzielczości plików dostarczanych do
przetwornika.
Faktem jest, że nieco bardziej
podobało mi się jego brzmienie
przy dostarczaniu sygnału wejściem
koaksjalnym niż USB, ale to w zasadzie reguła, którą w moich uszach
złamał do tej pory jedynie DAC Calyx
24/192. W pozostałych wypadkach
RECENZJA
zastosowanie konwertera USB/coax
zawsze dawało lepsze rezultaty niż
podłączanie komputera bezpośrednio
do wejścia USB w DAC-u. Nie zmienia
to faktu, że dźwięk uzyskiwany przy
połączeniu bezpośrednim DAC-a7
z komputerem był dobrej, jak najbardziej akceptowalnej klasy, na którą
zupełnie nie narzekałbym, gdybym nie
spróbował konwertera USB/coax Stello
U3. Z konwerterem dźwięk wydaje
się nieco pełniejszy, zyskuje także na
dynamice i precyzji.
Twardo, szybko, muzykalnie
Jak już napisałem we wstępie, DAC7
zaskoczył mnie nieco swoim brzmieniem,
gdy w końcu podpiąłem go do własnego
systemu. Dla przypomnienia: zestaw
końcówek mocy M7 i przedwzmacniacza HP7 grał dźwiękiem bardzo
muzykalnym, przyjemnym dla ucha. Bas
był dość mocny, mięsisty, ale niekoniecznie konturowy, podobnie na górze
pasma można było usłyszeć niewielkie
zaokrąglenie, choć nie brakowało tam
ani dźwięczności, ani powietrza. To
bardzo dobry dźwięk w swojej klasie
cenowej, ale niewątpliwie nie wybiorą
go osoby oczekujące przede wszystkim
precyzyjnego, analitycznego dźwięku
z konturowym basem – one muszą
szukać gdzieś indziej. Tymczasem sam
DAC z moim systemem (ModWright
LS100 + KWA100SE) zagrał co prawda
nadal bardzo muzykalnie (to oczywiście
zdecydowany plus), ale dźwięk był
szybszy, twardszy, sprawiał wrażenie
bardziej dynamicznego i to wszystko bez
specjalnej utraty wypełnienia, dociążenia całego pasma. Faktem jest, że o ile
przedwzmacniacz czy końcówki mocy
kosztujące ok. 3.000zł są urządzeniami
budżetowymi, o tyle DAC w tej cenie
to już nie jest (na rynku) dolna półka,
ale raczej bliżej mu do średniej. Rzecz
w tym, że M7 i HP7 muszą się mierzyć
z konkurencją ze stosunkowo niskiej
półki cenowej i (moim zdaniem) nie
znajdują na niej zbyt wielu konkurentów (oferujących podobną klasę).
Przetworników natomiast w zbliżonej
cenie jest na rynku sporo, plus jest także
spora ilość tańszych urządzeń – konkurencja w tym sektorze rynku jest więc
znacznie większa. Dlatego też DAC-owi
7 trzeba stawiać wyższe wymagania
niż testowanym wcześniej urządzeniom.
Trudno mi oceniać, czy inżynierowie
Goldenote’a też tak do tego podeszli, czy
też stworzyli urządzenie, które uzupełnia/dopełnia brzmieniowo amplifikację
z serii Micro, a może połączyli jedno
z drugim. Niemniej to właśnie przetwornik jest elementem grającym szybko,
dynamicznie, oferującym stosunkowo
twardy, konturowy, nieźle różnicowany
i szybki bas. Średnica i góra pasma, choć
HOME CINEMA
|
HI-FI CHOICE
51
DAC 7
RECENZJA GOLDENOTE
PRZETWORNIK CYFROWO-ANALOGOWY
ZŁĄCZA
1
3
5
2
4
1 Wyjście analogowe XLR
2 Wyjście analogowe RCA
wejścia cyfrowe
3 Dwa
koaksjalne
4 Wejście USB
5 Wejście optyczne
do zewnętrznego
6 Złącze
zasilacza
nadal gładkie i kolorowe, wydają się
stawiać raczej na przejrzystość, szczegółowość, przestrzenność, a nieco mniej na
aspekt nasycenia dźwięku, który przez to
wydaje się nie być tak gęsty. Muzyka jest
prezentowana z dużą swobodą, budowana scena jest spora, dobrze poukładana,
z całkiem udanym definiowaniem przestrzennych brył oraz ze sporą ilością powietrza między instrumentami. Góra jest
dźwięczna i nawet jeśli wydaje się nieco
mniej dociążona niż w przypadku całego
systemu z serii Micro, to nie miałem
wrażenia rozjaśnienia, ani tym bardziej
wyostrzenia wysokich tonów. Wszystkie
te cechy bardzo dobrze uzupełniają
6
to, co zaprezentowały monobloki M7
z przedwzmacniaczem HP7 – razem
te urządzenia tworzą dźwięk, który
naprawdę przypadł mi do gustu, balansując między bardzo gęstym, dobrze
dociążonym, ale nieco zaokrąglonym
i niezbyt szybkim, a twardszym, bardziej
transparentnym i szczegółowym.
Element układanki
Trzeba pamiętać, że budując urządzenia budżetowe, producenci muszą iść
na pewne kompromisy konstrukcyjne,
a w efekcie brzmieniowe. Tworząc dość
oryginalną (ze względu na gabaryty)
linię Micro, Goldenote mógł zakładać,
WARTO
WIEDZIEĆ
Firma Goldenote
powstała w 1992
roku, choć de facto
na początku nazywała
się Blue Note, ale z tej
nazwy musiano zrezygnować, gdyż występował konflikt z istniejąca dłużej firmą
płytową o identycznej
nazwie. Na początku produkcja ograniczała się do akcesoriów i urządzeń wysokiej klasy. Zaledwie
dwa lata później
Włosi postawili na
projektowanie i rozwijanie autorskich rozwiązań. W 1997 roku
powstała Goldenote
- Industrie Audio Vox
(lub I.A.V.) oferująca
gramofony, ramiona
gramofonowe, odtwarzacze CD, wzmacniacze i kolumny głośnikowe, które spełniały założenia „doskonałego stosunku ceny
do jakości i atrakcyjnego, włoskiego
wyglądu”. Pod koniec
roku 2000 Goldenote
wprowadził na rynek
linię droższych, bardziej ambitnych produktów, nazwaną
Villa. Pozwoliło to na
ekspansję w Europie,
USA i na Dalekim
Wschodzie.
Obecnie Goldenote
współpracuje z lokalnymi dostawcami
dostarczającymi części robione na zamówienie, wykonującymi
montaż i pakowanie,
pozostając otwartą na
zmieniające się życzenia krajowych i zagranicznych klientów.
Prezesem firmy jest
Maurizio Aterini, który
studiował mechanikę oraz inżynierię tekstylną, posiada też
magisterium z marketingu. Dołączył do
Goldenote w momencie utworzenia jej
działu Hi-Fi w 1992
roku i awansował
na pozycję pezesa
w 1997, kiedy została
zakończona restrukturyzacja firmy.
że spora część klientów będzie kupować
kompletne systemy, dobierając potrzebne
im elementy. Stąd mógł sobie pozwolić
na pewną komplementarność cech
poszczególnych urządzeń. Jednocześnie
urządzenie, które najczęściej może
być kupowane osobno i które ma
największą konkurencję na rynku na
swoim poziomie cenowym (czyli DAC),
jest obiektywnie rzecz biorąc bardziej
kompletne, oferuje równiejszy, ergo
lepszy dźwięk. Ani na moment jednakże
Włosi z Goldenote’a nie stracili z oka
tego, co w ich urządzeniach jest chyba
najważniejsze – muzykalności. Dostajemy
w efekcie dźwięk, do którego trudno się
przyczepić – nie ma tu cech słabych/
słabszych. Oczywiście, że wszystko da
się także pokazać lepiej, czego dowodzą
droższe przetworniki, ale wybierając
konkretne urządzenie, dysponujemy
zazwyczaj ustalonym budżetem, a jeśli
jest on zbliżony do ceny DAC7, to na
pewno warto go posłuchać. Wielu osobom przypadnie do gustu to połączenie
muzykalności z otwartością, dynamiką
i brakiem cech, które zdecydowanie
wyróżniałyby się w dźwięku na plus lub
na minus. Tak więc jeśli szukacie Państwo
wzmacniacza dzielonego i wybór padnie
na parę monobloków M7 z przedwzmacniaczem/wzmacniaczem słuchawkowym
HP7, to warto z nimi posłuchać właśnie
DAC-a 7. Nie dość, że idealnie wpasuje
się w system wizualnie, to i sonicznie
uzupełni cechy wspomnianej amplifikacji.
Razem, w cenie poniżej 10.000zł (choć
oczywiście konieczne są jeszcze jakieś
kable i kolumny), tworzą one zestaw,
który naprawdę trudno będzie w tej cenie
pokonać. Jako źródło wystarczy komputer,
jako kolumny jakieś monitorki (Xaviany
jeśli to muzykalność jest najważniejsza,
albo np. Amphiony jeśli skłaniacie się
Państwo w stronę precyzyjniejszego
dźwięku) czy niewielkie podłogówki (tych
samych firm, a może np. rodzimej Audio
Academy), oczywiście niedrogie kable
i powstanie system za stosunkowo niewielkie pieniądze oferujący dobrą klasę
dźwięku. Marek Dyba
WERDYKT
JAKOŚĆ DŹWIĘKU
JAKOŚĆ/CENA
JAKOŚĆ WYKONANIA
MOŻLIWOŚCI
PLUSY: Szybkie, neutralne,
przestrzenne granie
z twardym, konturowym
basem i dźwięczną,
przestrzenną górą
MINUSY: Brak wejścia
AES/EBU
OGÓŁEM: Urządzenie,
które bez problemu może
konkurować z innymi ze
swojej półki cenowej,
oferując ponadprzeciętną
muzykalność
OCENA OGÓLNA
52
HI-FI CHOICE
|
HOME CINEMA
AHI-FI Gramofon
TEST
Włosi to zawsze mistrzowie stylu – co do tego panuje powszechny
konsensus. Nic więc dziwnego, że i w audio, a więc w dziedzinie,
która nas interesuje, włoskie marki są kojarzone najczęściej
z szykiem i elegancją...
Nie
zawsze
włoski projekt musi nam
przypaść do
gustu – to kwestia
różnic kulturowych,
indywidualnego smaku i konkretnego produktu. Nie każdy włoski
projekt jest genialny, ale
niemal każdy jest specjalny.
P
ojawienie się dwóch nowych gramofonów firmy Goldenote, wykończonych
naturalną skórą, było z jednej strony
zaskoczeniem, z drugiej – wcale nie
kłóciło się z charakterem włoskich pomysłów.
Testowany przez nas model, Valore Italian
Job (drugi to Bellavista Leather), został pokazany po raz pierwszy podczas wystawy High
End 2012 w Monachium, gdzie wzbudził duże
zainteresowanie – po prostu pięknie wyglądał.
A świadomość tego, że to absolutnie limitowana, numerowana edycja (ma być wyprodukowanych tylko 50 sztuk), podnieca niektórych
dodatkowo.
Od strony technicznej to dość prosty
gramofon, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Z paskiem napędowym, bez odsprzęganego
subchassis, z podstawą wykonaną z lekkiego,
wielowarstwowego kompozytu. Wykorzystano
tu włókna z naturalnych materiałów i, jak
czytamy w materiałach firmowych, materiał
podstawy został opracowany pod kątem
szybkiego wygaszania drgań, ale nie w dużej
masie, a dzięki specjalnej strukturze. Podstawa została obciągnięta ręcznie szytą skórą
– dostępne są cztery kolory: czerwony, biały,
czarny, zielony. Całość stoi na trzech nóżkach
– dwóch z przodu, jednej z tyłu. Odkręcane
stopy pozwalają na wyregulowanie poziomu.
Talerz wygląda jak zwykły mleczny akryl,
jednak właściciel Goldenote, pan Maurizio
Aterini, mówi, że akryl był tylko punktem
wyjścia. Materiał ten stosował w swoich wcześniejszych gramofonach i wciąż jest z niego
46
październik 2012
SKÓROPODNIECENIE
'OLDENOTE6!,/2%)4!,)!.*/""!"%,%
zadowolony, w tym konkretnym projekcie był
potrzebny jednak materiał twardszy i o większym ciężarze właściwym. Talerz nie jest
jednak gruby – ma tylko 20 mm. Oś talerza
wykonano z utwardzanej stali w opatentowanej przez Goldenote technice Split-Spindle
– trzpień składa się z dwóch skręcanych ze
sobą elementów, między którymi jest ściskany
talerz. Ma to zmniejszyć wibracje i „bicie”.
W punkcie, w którym trzpień dotyka spodu
łożyska, umieszczono specjalny, bardzo
twardy materiał o nazwie Arnite. To część rozwiązania, z którego Maurizio jest szczególnie
dumny – regulacji VTA właśnie w talerzu. VTA
można regulować także w ramieniu, ale jest to
bardziej skomplikowane.
Silnik synchroniczny umieszczono w ciężkim odlewie, z którym nie styka się jednak
bezpośrednio, a za pośrednictwem specjalnej
pianki tłumiącej drgania. Goldenote nazwało
to rozwiązanie HDM, czyli Highly Dampened
Motor. Na osi zamocowano kółko o dwóch
średnicach; zmiana prędkości obrotowej odbywa się ręcznie, jest jednak łatwa, bo trzpień
silnika znajduje się w widocznym miejscu.
Pasek o okrągłym przekroju wykonano ze
wzmacnianego poliwinylu. Warto dodać, że
przy położeniu 33 1/3 znajduje się on dość
blisko górnej krawędzi talerza, przez co
zdarzało mi się często go dotykać przy ściąganiu płyty – a to nie jest korzystne, ponieważ
pasek powinien być zawsze suchy, bez tłustych
zanieczyszczeń. Wyłącznik silnika umieszczono
w lewym przednim rogu podstawy.
Valore Italian Job to kompletny gramofon, tj.
z zamontowanym ramieniem i wkładką. Ramię
jest konstrukcją własną Goldenote – to 8-calowy
model B-5sc z zawieszeniem kardanowym,
aluminiową rurką i osobno wykonaną główką
ramienia. Przeciwwaga ma postać płaskiego
krążka z nawierconym niecentrycznie otworem.
Z tyłu, obniżając dodatkowo punkt ciężkości,
dokręcono mniejszy krążek. Taka konstrukcja
powoduje, że punkt ciężkości przeciwwagi
znajduje się nie na osi ramienia, a na wysokości
igły, co jest sytuacją pożądaną.
Przeciwwaga jest jedynym elementem, który
musi ustawić użytkownik. Żeby mu to ułatwić, na
rurce ramienia założono gumowy ring – trzeba
tylko dosunąć krążek przeciwwagi do tego miejsca, aby ustalić nacisk wkładki ok. 1,6 g, czyli
w punkcie wskazanym przez producenta.
Wkładka Babele MM (jest też w ofercie
wkładka Babele MC) to wersja konstrukcji Audio-Technica AT95E, a więc wkładki dość taniej,
o napięciu wyjściowym 3 mV.
Gramofon wyjmujemy z pudła niemal gotowy
do użycia – wystarczy nałożyć krążek przeciwwagi oraz żyłkę antyskatingu i gotowe. Tyle że
ani w materiałach firmowych, ani w instrukcji
o tym ostatnim nie ma ani słowa...
www.audio.com.pl
ODSŁUCH
www.audio.com.pl
Zmiana prędkości obrotowej – ręczna.
Ramię B-5sc – u dołu widać element, przez który
przewiesza się żyłkę antyskatingu, o czym musimy
pamiętać sami.
W komplecie dostajemy wkładkę Babele MM –
to produkowana na zamówienie Goldenote wersja
wkładki Audio-Technica AT95E.
2%+,!-!
Konstruktor tak poukładał wszystkie elementy, tak ustawił względem siebie wady i zalety, że dostajemy do ręki skończony, gotowy
produkt, w zasadzie zamknięty na usprawnienia. Teoretycznie można w nim to i owo
poprawić, jednak lepiej trzymać się blisko tego,
co wstępnie zostało „zaprogramowane”. Albo
w ogóle nic ruszać. Możemy bowiem wydać
sporo pieniędzy, a dostaniemy dźwięk gorszy
od wyjściowego.
Brzmienie tego „systemu” (gramofon +
ramię + wkładka) jest nastawione na średnicę.
To organiczny, pełny dźwięk o znakomitej
płynności i przenikaniu. Ciepło emanuje natychmiast, lecz nie wiąże się z zaciemnieniem,
z wyraźnym wycofaniem góry pasma. Sam
jego skraj jest ostatecznie przytłumiony, lecz
podstawowe dźwięki są czytelne. Kiedy uderza
blacha perkusji (szczególnie w nagraniach
Analogue Production 45 rpm), trójkąt w nagraniach firmy Esoteric (200 g), czy kiedy wreszcie
słyszę różne rodzaje szumu na starych nagraniach z lat 40. („The Voice” Franka Sinatry),
szumy z oryginałów szelakowych i szumy
z aktualnego tłoczenia, to wiem, że jest dobrze.
Jednak najpiękniej zabrzmiały nagrania
z wokalem. Również saksofon był wyjątkowo
smakowity. Valore gra stylowo i zarazem energetycznie, kreuje duże i żywe źródła pozorne,
dobrze różnicuje nagrania. A to już jest coś, co
wykracza poza ramy „ładnego” dźwięku. Valore nie wrzuca wszystkiego do jednego worka,
nie ujednolica barwy, chociaż różnicowanie
przeprowadza po swojemu, nadając każdemu
nagraniu swoiste „imprimatur”.
Gramofon Goldenote można ulepszyć,
trzeba to jednak robić wyjątkowo ostrożnie
i z wyczuciem. Możemy wymienić wkładkę, która jest obiektywnie najsłabszym elementem tej
układanki, chociaż dopasowano ją wyjątkowo
zgrabnie, minimalizując wpływ jej problemów.
W tym kontekście gra wciągająco, ma jednak
wciąż wyraźne ograniczenia – tylko dostateczną rozdzielczość, akcentowanie średniego
basu i stępienie najwyższych częstotliwości.
Bezpiecznym upgradem będą „wyższe” wkładki tego producenta.
Wykonałem też próbę z krążkiem dociskowym. Używam krążka niemieckiej firmy Pathe
Wings o masie 650 g (w ofercie jest też wersja
250 g). Przy gramofonach ze słabszymi silnikami dodatkowa masa niekoniecznie przekłada
się na lepszy dźwięk. Tutaj było lepiej (lepsza
kontrola i porządek), a silnik Goldenote dodatkowego obciążenia nawet „nie zauważył”.
Valore ze standardowym wyposażeniem gra
emocjonująco dzięki swobodzie, nawet pewnej
dezynwolturze... „Ulepszając”, czynimy brzmienie poprawniejszym, ale i trochę nudniejszym...
Dlatego nie jestem pewien, czy jest sens w to
brnąć. Wziąłbym go takim, jaki jest, ze wszystkimi jego zaletami i wadami, bo pozostają one
w symbiozie pozwalającej po prostu cieszyć
się muzyką. Jeżeli chcemy uzyskać brzmienie
zdecydowanie wyższej klasy, lepiej kupić...
zdecydowanie droższy gramofon.
Wojciech Pacuła
Nóżki są aluminiowe, a ich stopy wykręcane – w ten
sposób regulujemy poziom.
VALORE ITALIAN JOB
#%.!Z
$93429"54/2
-/*%!5$)/
$93429"54/2-/*%!5$)/
WWWMOJEAUDIOPL
79+/.!.)%
+LASYCZNAZASADNICZODOyÃPROSTAKONSTRUKCJA
ALEZKILKOMAZAAWANSOWANYMIELEMENTAMIZAPOœYCZO
NYMIZDROœSZYCHKONSTRUKCJI'OLDENOTEa/DJECHANEq
SKÐRZANEWYKOÎCZENIE
&5.+#*/.!,./i£
7YGODNACHOÃMANUALNAZMIANAPRÇDKOyCI
OBROTOWEJ/TRZYMUJEMYGRAMOFONWYREGULOWANY
ISKALIBROWANY
"2:-)%.)%
'ÇSTEORGANICZNEUMIARKOWANIEROZDZIELCZEALE
DOBRZERМNICUJ–CE.AJNIœSZYBASWYCOFANYLECZ
UDERZENIEWYœSZEGOsJUœENERGETYCZNE#IEPA
ANGAœUJ–CAyREDNICA
październik 2012
47
HP7 + M7
RECENZJA GOLDENOTE
PRZEDWZMACNIACZ + KOŃCÓWKA MOCY
82
HI-FI CHOICE
|
HOME CINEMA
GOLDENOTE HP7 + M7
PRZEDWZMACNIACZ + KOŃCÓWKA MOCY
Micro, ale
z powerem!
Śmiem przypuszczać, że nazwa Akamai niewiele
Państwu mówi. To włoska firma będąca
właścicielem marek Goldenote i Blacknote, które
goszczą na polskim rynku już od ładnych kilku lat.
Oferta tych marek jest bardzo szeroka
ym razem do testu otrzymaliśmy nowy przedwzmacniacz/
wzmacniacz słuchawkowy
i monobloki, których ceny
są zdecydowanie przyjazne dla klienta. Czy
dźwięk także?
T
Małe i sprytne
Włosi, choć mają w ofercie urządzenia z najwyższej półki, nie zapominają bynajmniej
o klientach z mniej zasobnymi kieszeniami,
czy też takich, którzy potrzebują dobrze
grającego, ale niewielkiego, zgrabnego
systemu za stosunkowo nieduże pieniądze.
Z myślą o nich powstała seria Micro-Line – to
z niej pochodzą testowane końcówki mocy
M7 oraz przedwzmacniacz/wzmacniacz
słuchawkowy HP7. Nazwa serii wzięła się niewątpliwie od niewielkich wymiarów obudów,
które mierzą zaledwie 200x80x260mm.
Wygląda na to, że wszystkie urządzenia
korzystają/będą korzystać z tej samej
obudowy. To po prostu rozsądny sposób na
ograniczenie kosztów – można wykorzystać
efekt skali, zamawiając setki czy tysiące
takich samych obudów. Do wyboru są dwie
wersje kolorystyczne aluminiowych frontów
(reszta obudowy jest zawsze czarna) – może
to być czarne szczotkowane aluminium albo
srebrne anodyzowane.
Rozsądny minimalizm
HP7 to liniowy przedwzmacniacz z wbudowanym wzmacniaczem słuchawkowym.
Do dyspozycji dostajemy dwa wejścia
analogowe – 1xRCA i 1xXLR, oraz po 2
wyjścia RCA i XLR w wersjach z regulowanym i stałym poziomem wyjściowym. Na
tylnym panelu oprócz wyżej wymienionych
znajdziemy także gniazdo sieciowe oraz
złącze, do którego można podłączyć dedykowany, zewnętrzny zasilacz. Wyposażenie
trudno nazwać przesadnie bogatym, ale
w większości kompaktowych systemów dwa
wejścia i dwa wyjścia powinny w zupełności
wystarczyć. Na froncie pośrodku znajduje się
główny włącznik, a po jego bokach przyciski
do regulacji głośności. Powyżej umieszczono
dwie diody sygnalizujące, czy korzystamy
z wejścia RCA czy XLR, a nad nimi niebieską
diodę sygnalizującą włączenie urządzenia
oraz czerwoną i zieloną, które pokazują, czy
zasilamy urządzenie z sieci, czy z dedykowanego zasilacza. Po lewej stronie znajduje się
niewielki wyświetlacz pokazujący ustawioną
głośność, a po prawej stronie znajduje się
gniazdo słuchawkowe (6,3mm, czyli tzw.
duży jack). W swoich produktach, w tym
w HP7, Goldenote stosuje zaawansowaną
regulację poziomu głośności. Aktywna
regulacja poziomu sygnału jest oparta na
najwyższej klasy rezystorach, co umożliwia
regulację głośności w 200 krokach co 0,5dB.
Zintegrowany w przedwzmacniaczu wzmacniacz słuchawkowy umożliwia stosowanie
słuchawek o impedancji od 20 do 1000Ω.
Urządzenie wyposażono w pilota zdalnego
sterowania.
M7 to zbalansowany monofoniczny
wzmacniacz mocy oddający do 100W przy
8Ω. Zmieszczono go w takiej samej obudowie, jak pozostałe urządzenia serii Micro. Na
froncie znajduje się główny włącznik, a po
bokach: przycisk pozwalający wybrać wejście
RCA lub XLR oraz „mute”, czyli wyciszenie.
Powyżej znajdują się diody informujące, czy
korzystamy z wejścia RCA czy XLR, a jeszcze
wyżej jest niebieska (sygnalizująca, że
wzmacniacz jest włączony) oraz czerwona
(informująca, że jest on zasilany bezpośrednio z sieci – nie ma tu opcji podłączenia
zewnętrznego zasilacza). Na tylnym panelu
znajdują się pozłacane gniazda głośnikowe oraz po jednym wejściu RCA i XLR,
i oczywiście gniazdo sieciowe. Zgodnie
z informacją producenta – końcówki mocy
M7 są w stanie napędzić większość kolumn
dostępnych na rynku.
DETALE
PRODUKT
Goldenote
HP7 + M7
RODZAJ
Prze/wzmacniacz
słuchawkowy;
Końcówki mocy
CENA
2.990 zł/szt.
5.980 zł (2 szt.)
WAGA
4 kg/szt.
5 kg/szt.
WYMIARY
(SxWxG)
200x80x260 mm
NAJWAŻNIEJSZE
CECHY
HP7
•Wzmacniacz
słuchawkowy
współpracujący
ze słuchawkami
o impednacji
20–1kΩ
•Pasmo przenoszenia
10Hz–50kHz
(+/-3dB)
•Dynamika >120dB
•Stosunek sygnał/
szum -105dB
•Wejścia audio RCA
i XLR
•Impedancja
wejściowa 47kΩ
•Wyjścia audio
pre-out RCA
i zbalansowane XLR
•Wyjścia audio
regulowane RCA
i zbalansowane XLR
•Pobór mocy 50W
M7
•Moc: 100W przy
20Hz–20kHz
•Pasmo przenoszenia:
20Hz–20kHz
(+/-3dB)
•Stosunek sygnał
szum: -90dB
•Dynamika: 120dB
•Współczynnik
tłumienia: >400
•Szybkość narastania:
13V/µs
DYSTRYBUCJA
Moje Audio
www.mojeaudio.pl
RECENZJA
serio. Oczywiście to nie pierwsza firma,
która robi urządzenia wielkości „pudełek po
butach” – np. ciesząca się sporym uznaniem
(nie tylko brytyjskich klientów) marka Cyrus
od początku swego istnienia ma w swojej
ofercie wyłącznie takie „maluchy”. Pozostało
mi więc odrzucić pierwsze wrażenie czy
uprzedzenia podpowiadające, że po takich
maluchach nie sposób spodziewać się czegoś
wielkiego, i skupić się na tym, co w końcu
jest główną funkcją urządzeń audio, czyli
na dźwięku, jaki reprodukują. W czasie gdy
odsłuchiwałem Goldenote’y, miałem w domu
trzy pary kolumn i nawet jeśli wszystkie
dość łatwe do napędzenia, to jednak różne
konstrukcyjnie. Odsłuchy zacząłem w zaufanymi JAF-ami Bombard, z których korzystam
w testach od kilku miesięcy. To bardzo
równo grające kolumny, z wstęgą na górze
i czterema szerokopasmowcami przetwarzającymi pozostałą część pasma, w obudowie
będącej oryginalnym rozwiązaniem JAF-a,
stanowiącej odpowiednik otwartej odgrody.
Dość wysoka skuteczność tych kolumn
sugeruje, że są raczej łatwe do napędzenia,
ale mój 8W wzmacniacz w układzie SET na
lampie 300B nie radzi sobie z nimi najlepiej,
a z dotychczasowych doświadczeń wynika, że
im lepszy wzmacniacz, tym więcej JAF-y potrafią pokazać. A jak było ze 100W włoskimi
końcówkami mocy? Ich charakter brzmienia
spasował się z JAF-ami naprawdę dobrze.
Zestaw HP7 i M7 gra jak większość urządzeń
Goldenote’a, które miałem okazję do tej
pory słyszeć, nieco ocieplonym, gładkim,
bardzo muzykalnym dźwiękiem z całkiem
niezłym poziomem dynamiki. Daje to efekt
namacalnej, otwartej średnicy, dzięki której
świetnie słuchało mi się np. damskich wokali.
Goldenote’y nie są mistrzami w superprecyzyjnym pokazywaniu skrajów pasma – zarówno na górze, jak i w basie słychać delikatne
zaokrąglenie. Bas można by wziąć bardziej
za lampowy niż tranzystorowy – dobrze
wypełniony, nisko schodzący, ale nie aż tak
szybki i konturowy, jak to potrafią pokazać
droższe konstrukcje solid-state. Na górze
pasma takie delikatne zaokrąglenie pozwala
Pozory mylą
Mówiąc zupełnie szczerze, to te „maluchy” nie robią wielkiego wrażenia swoim
wyglądem – i owszem są solidnie wykonane,
ale ich wielkość jest tak różna od tego,
do czego przywykliśmy w świecie hi-fi, że
trudno je na początku traktować całkiem
HOME CINEMA
|
HI-FI CHOICE
83
HP7 + M7
RECENZJA GOLDENOTE
PRZEDWZMACNIACZ + KOŃCÓWKA MOCY
ZŁĄCZA
1
5
3
liniowe
1 Wyjście
zbalansowane
2
Wyjście pre-out
3 Wejście
zbalansowane
6
2
4
7
9
4 Wejście
niezbalansowane
do
5 Gniazdo
podłączenia
zewnętrznego
zasilacza
8
7
6 Niezbalansowane
wyjście liniowe i
pre-out
7 Wejście
zbalansowane
8 Wejście
niezbalansowane
uniknąć, albo przynajmniej nieco „przytemperować” wyostrzenia, których nie brak na
wielu współczesnych nagraniach. Dzięki
temu de facto wielu takich nagrań można po
prostu słuchać z przyjemnością, podczas gdy
odechciewa się tego, gdy przychodzi owych
ostrości czy ziarnistości słuchać na sprzęcie
z wysokiej półki. Nie oznacza to bynajmnniej,
że nagle Patricia Barber czy wielki Louis
Armstrong zgubią gdzieś swoje sybilanty –
oczywiście, że nie. Sybilanty w nagraniach
często brzmią znacznie ostrzej niż w naturze,
gdzie są normalnym elementem wielu głosów. Można by się pokusić o stwierdzenie, że
Goldenote’y przywracają wiele wyostrzonych
nagrań do bardziej naturalnego brzmienia
– należę do osób, które słuchają muzyki
dla przyjemności, a nie po to, by usłyszeć
wszystkie błędy realizatorów nagrań, więc mi
Goldenote’owskie podejście od reprodukcji
muzyki zdecydowanie odpowiada. Faktem
także jest, że dzięki bardzo dobrej wstędze
pracującej w Bombardach owo zaokrąglenie
nie było aż tak bardzo zauważalne – blachy
perkusji nadal pięknie lśniły i dźwięczały,
a trójkąt długo, pięknie wybrzmiewał,
choć z drugiej strony był też pewien „koszt”
w postaci trąbek, którym brakowało chwilami
odrobiny ostrości/chropowatości, która jest
naturalnym elementem ich brzmienia. Cóż –
mamy tu urządzenia właściwie budżetowe,
trudno więc się spodziewać doskonałego
w każdym aspekcie dźwięku. Pewne kompromisy są więc oczywistością – te świadomie
84
HI-FI CHOICE
gniazdo
9 Solidne
głośnikowe
8
9
|
HOME CINEMA
wybrane przez włoskich konstruktorów
powinny być łatwe do zaakceptowania dla
większości osób, szukających urządzeń z tej,
a nawet nieco wyższej półki cenowej, ceniących przede wszystkim bardzo muzykalną
prezentację.
Rytm z powerem
Przy nieco „trudniejszej” muzyce, rocku czy
klasyce w dźwięku nie brakowało dynamiki,
czy tzw. „powera”. Co prawda dynamika
w skali makro jest nieco mocniejszą stroną
tych urządzeń niż w skali mikro, ale należy
pamiętać, z jakiej półki cenowej pochodzą te
urządzenia. Rytm za to jest ich mocną stroną
– gitary basowe, wyznaczające puls wielu nagrań rockowych, mając odpowiednią wagę,
intensywność, energię, doskonale spełniały
swoje zadanie. Uderzeniom pałeczek perkusji
także niewiele brakowało w zakresie mocy,
acz wspominane wcześniej zaokąglenie
niskich tonów powodowało, że brakowało mi
odrobinę tej niesamowitej natychmiastowości ataku, jaką Bombardy potrafią pokazać.
Potrafią pokazać ze wzmacniaczem kilka razy
droższym (ModWrightem KWA100SE)
– powinienem dodać.
Lampowo
Kolejne kolumny, z którymi zagrał testowany
wzmacniacz, to model TS firmy JAG, który
także dla Państwa recenzuję. To nieduża
dwudrożna podłogówka w obudowie
bas-refleks, zbudowana przez konstruktora
przede wszystkim do pracy z jego wzmacniaczami w układzie SET na lampie 300B.
Innymi słowy to także stosunkowo łatwe do
napędzenia kolumny, ale o odmiennej konstrukcji niż poprzednie. Tu bardzo ciekawie
wypadało porównanie z ArtAudio Symphony
II (moim SET-em na 300B). Cechy, za które
ja i wielu innych audiofilów kochamy triodę
300B, to niezwykła, organiczna, namacalna
prezentacja średnicy, ze wszystkimi detalami,
subtelnościami, z holograficzną wręcz sceną,
z „widocznym” powietrzem między instrumentami etc., etc. Maluchy Goldenote’a zaskoczyły mnie po raz kolejny, gdy zdałem
sobie sprawę, jak wiele tych ukochanych cech
300B mogę im także przypisać. W bardzo
udany sposób prezentowały stereofonię nagrań, przestrzeń na nich uchwyconą, potrafiły
pokazać bardzo namacalnie wokalistów/
wokalistki, całkiem dobrze akustykę sali,
w której dokonano nagrania. To wszystko
nie było aż tak organiczne, jak w wydaniu
mojego SET-a, ale wcale nie ustępowało
mu tak bardzo, jak wskazywałaby spora
różnica w cenie tych urządzeń. W połączeniu
z JAG-ami ciepła, gładka, spójna prezentacja
włoskich urządzeń przywodziła na myśl
brzmienie... wzmacniacza lampowego, może
nie klasy SET-a 300B, ale powiedzmy udanej
konstrukcji na EL34. Nie było aż tak organicznie, nie z aż tak niesamowitym wrażeniem
uczestnictwa w spektaklu muzycznym,
ale zdecydowanie lepiej niż w przypadku
niemal wszystkich porównywalnych cenowo
wzmacniaczy tranzystorowych, jakich miałem
okazję słuchać. Bo niestety wiele niedrogich tranzystorów oferuje rozjaśniony/
odchudzony dźwięk, który na dłuższą metę
bywa po prostu męczący. Goldenote, nawet
w najtańszej serii Micro, trzyma się swojej
filozofii dźwięku – delikatnie ocieplonego,
naturalnego, skupiającego się na jak najlepszym oddaniu średnicy i co najmniej dobrym
skrajów pasma (w wyższych modelach również skraje pasma są bardzo dobre, ale jak już
pisałem, w najtańszych urządzeniach pewne
kompromisy są koniecznością), a w efekcie
przede wszystkim muzykalnego dźwięku.
GOLDENOTE HP7 + M7
PRZEDWZMACNIACZ + KOŃCÓWKA MOCY
Czysta muzyka
Na koniec podłączyłem włoski system do
kolejnych kolumn, które dostałem do testu.
To niemieckie kolumny Bastanis Matterhorn
– tuby z 15-calowym szerokopasmowcem,
uzupełnione dipolowym tweeterem.
To ogromne kolumny (po 50kg sztuka)
przeznaczone do pracy zarówno z niskowatowymi wzmacniaczami lampowymi, jak
i mocnymi tranzystorami. I już po dotychczasowych odsłuchach mogę powiedzieć, że są
to jedne z najlepszych kolumn, we względnie rozsądnym przedziale cenowym (ok.
4.400 euro), jakie słyszałem. Oferują niesamowitą dynamikę, rozdzielczość, detaliczność – wszystko słychać tu jak na dłoni, czy
to słabości nagrań, czy sprzętu towarzyszącego. Wydawało się więc, że w końcu jakieś
wady niedrogich Goldenote’ów staną się
oczywiste, zaczną przeszkadzać w odbiorze
muzyki. Tymczasem... to połączenie okazało
się tak udane, tak wciągające, porywające
wręcz chwilami, że natychmiast zapomniałem o analizie, szukaniu tych słabości. Nowa
płyta Carlosa Santany porwała mnie swoimi
latynoskimi rytmami, zaskakując przy oka-
zji... całkiem dobrym dźwiękiem. Poprzednie
płyty Carlosa były mocno przebasowione, co
mocno utrudniało ich słuchanie, natomiast
„Shape Shifter” brzmi po prostu dobrze. Nie
jest to oczywiście audiofilskie wydanie, ale
to w końcu porządnie zrealizowana płyta.
Może w końcu doczekam się także dobrze
nagranej płyty U2? No, ale dość dygresji.
Przy tej płycie ponownie zwróciłem uwagę
na to, jak mocną stroną włoskich maluchów
jest rytm. M7 nie są na pewno najszybszymi końcówkami, jakie znam, ale potrafią
trzymać równy, mocny rytm. Świetny głośnik
wysokotonowy Matterhornów pokazał, że
rozdzielczość góry pasma także jest wcale
mocnym argumentem Goldenote’ów
– wysokie tony są otwarte, detaliczne,
dźwięczne, nieźle różnicowane, choć wspominane wcześniej delikatne zaokrąglenie
było oczywiście słyszalne. Ma się wrażenie,
że spora (przede wszystkim na szerokość,
choć i w głąb planów jest sporo) przestrzeń
pokazywana przez tak zestawiony system
jest wypełniona powietrzem otaczającym instrumenty i wokalistów, co daje imponujące
wrażenie namacalności tego, co się na scenie dzieje, obecności wykonawców w tym
samym pomieszczeniu, w którym słuchamy
muzyki. Jasne, że duża zasługa takiej prezentacji leży po stronie Matterhornów, ale
to tylko ostatni element systemu, zdolny do
pokazania jedynie tego, co przejdzie przez
wszystkie wcześniejsze ogniwa łańcucha,
którym wędruje dźwięk. Okazuje się więc,
że te na pozór „śmieszne” maluchy potrafią
całkiem wiele, włącznie z dotrzymaniem
kroku znacznie droższym kolumnom (w sensie umiejętności stworzenia z nimi bardzo
dobrego dźwięku, nawet jeśli to jeszcze nie
szczyt możliwości tych tub).
Test ostateczny w postaci symfonii
Beethovena czy opery Mozarta pokazał z jednej strony, że Goldenote’y potrafią zagrać
taką dużą muzykę swobodnie, z rozmachem,
nieźle radząc sobie z dynamiką i energetycznością orkiestry. Troszkę gorzej było z rozdzielczością i selektywnością dźwięku – nie dało
się z taką swobodą śledzić poszczególnych
grup instrumentów czy wręcz pojedyńczych
instrumentów, czy wokalistów poruszających się po scenie, jak z wzmacniaczami
ze znacznie wyższej półki cenowej. Trudno
było się jednakże spodziewać, że najtańsze
wzmacniacze w ofercie włoskiego producenta zagrają pod każdym względem równie
dobrze, jak znacznie droższe urządzenia – jaki
sens miałoby produkowanie tych droższych?
Tu orkiestra została odrobinę spłaszczona,
nie miała swojej normalnej głębi, ale już
na szerokość selektywność była naprawdę
dobra. Nie była to doskonała prezentacja
symfonii Beethovena czy „Wesela Figara”, ale
chyba najlepsza, jaką słyszałem z urządzeń
na podobnym poziomie cenowym. To znakomite zestawienie, choć na pozór zestawianie
amplifikacji z ponad dwukrotnie droższymi
kolumnami wydaje się pozbawione logiki.
Udane zestawienie
Na sam koniec przygody z Goldenote’ami
zostawiłem sobie krótką sesję słuchawkową
z moimi Ultrasone’ami PROLine 2500. To
słuchawki grające nieco rozjaśnionym, ale
detalicznym, transparetnym dźwiękiem,
z dobrym, szybkim, mocnym basem, którym
służą wzmacniacze słuchawkowe oferujące
dobrze wypełniony i dociążony dźwięk.
Dokładnie tak gra zintegrowany w HP7
wzmacniacz słuchawkowy – dźwięk jest
nieco ocieplony, z dobrym wypełnieniem,
szczegółowy, otwarty, z mocną średnicą. I to
właśnie jego najmocniejsza strona – średnica – doskonale przysłużyła się Utrasone’om,
wypełniając, dociążając ten zakres, sprawiając, że ich dźwięk był naturalny i niemęczący.
Nie był to tak szybki i tak precyzyjny dźwięk,
jak z Schiita Lyr, ale summa summarum HP7
lepiej pasował do Ultrasone’ów, bo dźwięk
miał teraz odpowiednią masę i nie pojawiały
się żadne wyostrzenia, które Lyr pokazywał
WARTO
WIEDZIEĆ
Micro-Line to nowa
seria produktów
dobrze znanej na polskim rynku, florenckiej
firmy Goldenote, skierowana do osób, które
chcą kupić cały system audio za rozsądną cenę, nie rezygnując przy tym z wysokiej klasy dźwięku.
Nabywcami mogą
być równie dobrze
osoby, które potrzebują niewielkiego
gabarytowo systemu.
Pierwszymi produktami z tej serii, które już
są dostępne, są testowane: przedwzmacniacz/wzmacniacz
słuchawkowy HP7,
monofoniczne końcówki mocy M7 oraz
przetwornik cyfrowo-analogowy DAC7
(test wkrótce). Z tych
urządzeń, po dodaniu kolumn, można
już złożyć kompletny system (zakładając, że mamy choćby
komputer, który może
służyć za źródło),
jako że DAC posiada
komplet wejść cyfrowych, z USB włącznie. Równie dobrze
można stworzyć jeszcze mniejszy system,
kupując HP7 i DAC7
i dodając do tego słuchawki – dzięki uniwersalności wbudowanego wzmacniacza słuchawkowego niemal dowolne. Ofertę uzupełniają, lub w niedalekiej
przyszłości uzupełnią, kolejne produkty: wzmacniacz zintegrowany AP-7 – oferujący co prawda mniejszą moc, ale większą
ilość wejść, odtwarzacz CD-7, phonostage PH-7 (dla wkładek
MM i MC) oraz dedykowany zewnętrzny zasilacz PSU-7.
Każdy klient będzie
więc mógł dobrać system zgodnie z własnymi potrzebami, mając
jednocześnie gwarancję dobrego dźwięku
i firmowej muzykalności niezależnie od
tego, które urządzenia
wybierze.
RECENZJA
jak na dłoni. Na przykładzie jednych słuchawek trudno się wypowiadać definitywnie,
ale wydaje mi się, że wzmacniacz słuchawkowy zintegrowany w HP7 najlepiej zgra się
właśnie z takimi słuchawkami jak PROLine
2500, czyli grającymi szybko, szczegółowo,
ale którym przyda się nieco wypełnienia,
dociążenia dźwięku przede wszystkim
w zakresie tonów średnich, a może i nieco
zaokrąglenia na górze pasma, które pozwoli
uniknąć ostrości, podkreslania sybilantów
etc. Mocna rekomendacja do Ultrasone’ów
i innych podobnie grających słuchawek.
Podsumowanie
Urządzenia serii Micro Line Goldenote’a może
nie wyglądają imponująco, ale gdy się ich
posłucha, a potem sprawdzi ich ceny, trudno
nie być pod wrażeniem tego, co włoskim
konstruktorom udało się osiagnąć w zakresie
klasy brzmienia. Spora moc pozwoli napędzić
większość kolumn, jakie posiadaczowi M7
przyjdzie do głowy z nimi zestawić. Co
ciekawe, testowany zestaw grał świetnie
z kolumnami tubowymi o skuteczności
100dB, co jest dość niezwykłe, bo jednak
takie kolumny zazwyczaj nie brzmią dobrze
z tranzystorami, są bowiem stworzone do
pracy z niskowatowymi wzmacniaczami
lampowymi. Goldenote’y oferują ciepły, naturalny dźwięk, z mocną, dobrze wypełnioną
średnią, mięsistym, energetycznym basem,
dobrym rytmem i delikatnie zaokragloną,
ale dźwięczną, pełną powietrza górą pasma.
Całkiem dobrze wypada dynamika w skali
makro, nieco, ale tylko nieco gorzej w skali
mikro. Dźwięk jest energetyczny, żywy, choć
także dość gładki. Goldenote’y wydają
się radzić sobie równie dobrze z małym
jazzowym składem, jak i kapelą rockową
czy nawet orkiestrą symfoniczną. Nie ma tu
charakterystycznych dla wielu niedrogich
tranzystorów rozjaśnień, wyostrzeń, braku
wypełnienia – bliżej temu dźwiekowi do
wzmacniacza lampowego w dobrym tego
słowa znaczeniu – jest bardzo muzykalnie
i naturalnie. Oczywiście to nie jest dźwięk
doskonały, ale też i nie ma tu jednoznacznie
słabych punktów. Brawa dla Włochów
z Goldenote’a za bardzo udane, rozsądnie
wycenione konstrukcje. Marek Dyba
WERDYKT
JAKOŚĆ DŹWIĘKU
JAKOŚĆ/CENA
JAKOŚĆ WYKONANIA
MOŻLIWOŚCI
PLUSY: Ciepłe, naturalne,
gładkie brzmienie,
moc wystarczająca do
napędzenia większości
kolumn
MINUSY: Więcej niż dwa
wejścia byłyby mile widziane
OGÓŁEM: Z pozoru małe, ale
wielkie sercem urządzenia,
które doskonale sprawdzą się
z niemal każdym rodzajem
kolumn, oferując naturalne,
ciepłe brzmienie
OCENA OGÓLNA
HOME CINEMA
|
HI-FI CHOICE
85
Test wzmacniacz dzielony 8000-15000 zł
Słysząc o włoskich
producentach sprzętu hi-fi,
wyobrażamy sobie grupę elegancko
ubranych dżentelmenów,
którzy w palącym słońcu
rzeźbią z drewna kolumny,
popijając pyszne chianti
i dyskutując o wyższości
Juventusu nad Interem.
Tomasz Karasiński
Trzyczęściowy drut
ze wzmocnieniem
Goldenote HP-7 + M-7
24
Hi•Fi i Muzyka 5/12
Test wzmacniacz dzielony 8000-15000 zł
djęcia zamieszczone na stronie Goldenote’a nijak się mają do tego obrazka. Profesjonalnie zorganizowana
fabryka daje do zrozumienia, że Włosi nie
myślą jedynie o fikuśnych butach i zbliżającym się obiedzie. Mimo że marka nie jest
tak dobrze rozpoznawalna, jak Sonus Faber
czy Unison Research, wystarczy rzut oka
na katalog, by pojąć skalę przedsięwzięcia.
Znajdziemy tu wzmacniacze, odtwarzacze
CD, przetworniki c/a, kolumny, gramofony, ramiona, wkładki, ustroje akustyczne,
akcesoria antywibracyjne, kable, listwy
sieciowe, przedwzmacniacze słuchawkowe
i korekcyjne oraz dedykowane zasilacze. Nie
przewidziano tylko foteli odsłuchowych.
Seria Micro Line pojawiła się niedawno,
ale obok odtwarzaczy plików jest jedną
z najszybciej rozwijających się grup produktów. Obecnie znajdziemy w niej przedwzmacniacz HP-7, monobloki M-7, phono
PH-7 i przetwornik DAC-7 z wejściem
USB. Wkrótce ma do nich dołączyć odtwarzacz CD-7, wzmacniacz zintegrowany
AP-7 i zasilacz PSU-7.
Budowa
Do redakcji dotarł przedwzmacniacz
wraz z parą monobloków. Wszystkie zamknięte w obudowach o takich samych
wymiarach: 8/20/26 cm (w/s/g). Czarne klocki budzą skojarzenia ze sprzętem
profesjonalnym. Projektantom chyba nie
zależało, aby wzrok klientów przyciągały
srebrne pokrętła czy bibeloty z egzotycznego drewna. Jedynymi elementami ozdobnymi, jeżeli w ogóle można to tak nazwać,
są przednie ścianki z 8-mm płatów anodo-
wanego na czarno aluminium. Pokrywy
z blach stalowych ponacinano tak, aby zapewnić minimalną wentylację. Z większej
odległości elementy są praktycznie nie do
odróżnienia.
Różnice między przedwzmacniaczem
a monoblokami są tylko trzy: wyświetlacz,
odbiornik podczerwieni i gniazdo słuchawkowe. Nic dziwnego – w końcu im większa
unifikacja, tym niższy koszt produkcji.
Ustawione obok siebie włoskie urządzenia wyglądają poważnie. Choć wzornictwo
jest nieco garażowe, system wzbudzi większe zainteresowanie niż niejedna droga integra. Jest też jedną z tańszych kombinacji
dzielonych na rynku. Przedwzmacniacz
i monobloki za 9000 zł to mniej więcej to
samo, co rower z ramą z włókna węglowego i hamulcami tarczowymi za 2000 zł.
Wygląda wręcz podejrzanie zachęcająco.
Przedwzmacniacz HP-7
Na podstawie opisu producenta można
by odnieść wrażenie, że HP-7 to dwa urządzenia – preamp liniowy i wzmacniacz
Wzornictwo skromne, ale
komplet wygląda poważnie.
słuchawkowy – zamknięte we wspólnej
obudowie. Ale bez przesady – wyposażenie
przedwzmacniacza w wyjście dla nauszników to nic nadzwyczajnego. Urządzenie
ma być elastyczne, jeżeli chodzi o impedancję słuchawek i wysterować wszystko od
20 do 1000 Ω. Poza tym firma oszczędnie
dawkuje informacje, chwaląc się jedynie
precyzyjnym potencjometrem. InstrukWyposażenie
nie rozpieszcza,
ale wystarczy.
cja obsługi może co najwyżej wprowadzić
użytkownika w błąd, bo już na pierwszy
rzut oka widać, że opis gniazd nijak się ma
do przedstawionego rysunku.
Główny włącznik umieszczono z przodu.
Pilot ma postać cienkiej karty z przyciskami
membranowymi. Kiedyś na takie atrakcje
można było liczyć tylko w integrach Krella.
Teraz obsługuje się nimi nawet przetworniki (np. Hegel HD11).
Nie przepadam za cyfrowymi potencjometrami, szczególnie wtedy, gdy zamiast
pokrętła na przedniej ściance widzę przyciski. Konwencjonalne tłumiki bywają jednak
krzywe na początku skali (niezrównoważenie kanałów), a z upływem czasu mogą zacząć trzeszczeć. Konstruktor HP-7 wybrał
układ Texas Instruments PGA2310/2320,
który umożliwia regulację głośności w 200
krokach (0,5 dB) i powinien oszczędzić
klientom podobnych niedogodności.
Wnętrze przedwzmacniacza na pierwszy
rzut oka wygląda skromnie, ale jest to efekt
gęstego upakowania elementów. Niemal
wszystkie zmieściły się na jednej płytce.
Tuż za nią znajduje się niewielki transformator toroidalny, dociśnięty metalową nakładką.
Ciekawiej wygląda tylna ścianka, obładowana gniazdami do ostatniego centymetra.
Nad trójbolcowym gniazdem IEC znalazło
się wielopinowe złącze do podłączenia zewnętrznego zasilacza. Czerwona dioda na
froncie powinna w takiej sytuacji zmienić
barwę na zieloną. Dalej mamy trzy pary
gniazd RCA i tyle samo XLR-ów. Pełnią
te same funkcje: line-in, line-out i pre-out.
Można to odczytać jako wyraźną zachętę
do korzystania z połączeń zbalansowanych
i taką też wskazówkę usłyszałem od polskiego dystrybutora Goldenote’a. Minusem jest
mała liczba wejść: dwa, przy czym każde
w innym standardzie. Trochę to niepraktyczne, bo jeśli nawet mamy dwa źródła z innymi wyjściami, to wprowadzenie do systemu
kolejnego będzie się wiązało z koniecznością
przepinania kabli. Myślę, że niejeden użytkownik oddałby jedno wyjście liniowe w zamian za dodatkowe wejście RCA.
Monobloki M-7
O wyposażeniu końcówek mocy zazwyczaj niewiele można napisać i tak jest
Hi•Fi i Muzyka 5/12
25
Test wzmacniacz dzielony 8000-15000 zł
Gdyby nie przypadek, nigdy bym się tego
nie domyślił.
Tylna ścianka M-7 wygląda standardowo: gniazdo sieciowe, dwa wejścia (XLR
i RCA) i pojedyncze terminale głośnikowe.
Przyjmą dowolny rodzaj końcówek, ale ponieważ umieszczono je nisko nad podstawą obudowy, najwygodniejszą opcją będą
banany.
Gęsto zabudowana płytka i solidne
zasilanie w przedwzmacniaczu.
W monoblokach także nie oszczędzano
na zasilaniu. Tranzystory gdzieś
w czeluściach aluminiowego
radiatora.
również w tym przypadku. Z przodu,
oprócz włącznika, znajdziemy dwa przyciski
– jeden do zmiany wejścia, a drugi do szybkiego wyciszenia. To akurat dość nietypowa
atrakcja jak na monobloki i chyba jedynym
wytłumaczeniem jej obecności jest brak
przycisku wyciszenia w przedwzmacniaczu.
Na pilocie jest to guzik oznaczony jako P2.
26
Hi•Fi i Muzyka 5/12
Test kolumny 8000-15000 zł
Xavian często gości
na naszych łamach,
więc stałym czytelnikom
nie trzeba go przedstawiać.
Przypomnę tylko, że
16 lat temu firmę założył
w Pradze Roberto Barletta,
rodowity Włoch, który trafił
nad Wełtawę za głosem serca.
Stąd też silne italskie
naleciałości wzornicze
oraz nazewnicze.
Mariusz Zwoliński
České
podlahové
reprosoustavy
Xavian XN Piccola
42
Hi•Fi i Muzyka 4/12
Test kolumny 8000-15000 zł
becnie manufaktura Barletty mieści się w niepozornym
budynku na przedmieściach
Kladna, malowniczego miasteczka oddalonego 25 km od stolicy Czech. Określenie „manufaktura” jest w pełni uzasadnione, bowiem razem z założycielem
pracuje tam „aż” osiem osób. Wszystkie
kolumny Xaviana powstają tak, jakby
okolicę ominęła rewolucja przemysłowa, a narzędzia używane do ich budowy
są w zasięgu każdego majsterkowicza
parającego się zbijaniem karmników
dla ptaków. Nawet najtańsze modele
wytwarza się ręcznie, a pojęcie „taśma
produkcyjna” wydaje się kompletnie
abstrakcyjne.
Obecnie w katalogu Xaviana można
znaleźć kilkanaście modeli monitorów
i podłogówek, zgrupowanych w czterech
seriach. Niemało, jeśli wziąć pod uwagę
moce przerobowe ekipy z Kladna. Potencjalnych nabywców nie odstrasza nawet
fakt, że nieraz muszą czekać na wymarzone głośniki kilka tygodni.
Xaviany XN Piccola miały premierę na Audio Show 2011. Zwabiony ich
pięknym wyglądem oraz przemiłym towarzystwem Barletty spędziłem z nimi
kilka kwadransów. Jak wiadomo, wystawa służy głównie do oglądania, toteż
wpisałem się na listę oczekujących i pod
koniec grudnia trafiła do mnie ta sama
para, która grała w Sobieskim.
Obudowy XN Piccola sklejono z 22-mm
płyt MDF o podwyższonej twardości. Do
wytłumienia wnętrza użyto trzech substancji: najpierw do wszystkich ścianek
przyklejono maty bitumiczne, do nich
1,5-cm płaty sprasowanej wełny, a pozostałą wolną przestrzeń wyłożono arkuszami gęstej gąbki. Wylot aluminiowego
tunelu bas-refleksu skierowano do tyłu,
zaś kilkanaście centymetrów pod nim
umieszczono przegrodę ograniczającą
pojemność komory akustycznej. Stano-
wi ona także dodatkowe wzmocnienie.
W dno kolumn powinno się wkręcić
dołączone w komplecie kolce i choć ich
rozstaw jest mniejszy niż obrys obudów,
Piccole są odporne na podmuchy biegających przedszkolaków.
Tuż nad podłogą znajdują się pojedyncze gniazda przyjmujące dowolne
końcówki kabli głośnikowych. Identyczne, tyle że złocone, mam w swoich
Budowa
Przez kilkanaście lat działalności Roberto Barletta zdążył już przyzwyczaić
nas do perfekcyjnego wykonania swoich produktów, a mimo to każdorazowy
kontakt z kolumnami Xaviana jest niecodziennym przeżyciem. Z odległości
kilku kroków obudowy sprawiają wrażenie wyciosanych z litych bloków drewna.
Przybliżenie nosa do spoin nic nie daje,
skrzynie są bowiem sklejone i wykończone z precyzją godną szwajcarskiego
zegarmistrza. Barletta opracował specjalny sposób łączenia krawędzi, trwały
i odporny na odkształcenia, którego profil doprowadzi do histerii niejednego fachowca od struga i dłuta.
Człowiek odpowiedzialny za oklejanie obudów fornirem mógłby prowadzić
mistrzowskie warsztaty dla najlepszych
stolarzy w tej części Drogi Mlecznej. Nie
sposób dostrzec miejsc łączenia, a finalne pociągnięcie kilkoma warstwami lakieru i zachowanie wyczuwalnej faktury
drewna świadczy o wyjątkowym kunszcie wykonawcy.
Odchylone przednie ścianki
poprawiają
zgodność czasową głośników.
Hi•Fi i Muzyka 4/12
43
Test kolumny 8000-15000 zł
XN125 i po kilkunastu latach podłączania do nich najróżniejszych drutów
mogę powiedzieć, że spisują się bardzo
dobrze.
Jedynym, co wzbudza moje mieszane
uczucia, są maskownice. To, że zakrywają cały front, nie jest złym pomysłem, ale
umieszczenie zwykłych, czarnych gniazd
na bolce mocujące odebrałem niemal
jak afront. Znacznie lepszym pomysłem
byłoby schowanie pod okleiną małych
magnesów, tak jak to robi kilka innych
firm. Na szczęście Piccole można zamówić bez maskownic.
Wyjątkową klasę czeskich kolumn
docenili nie tylko klienci, ale też ScanSpeak. Wprawdzie od zarania Xavian
korzystał z przetworników z Videbæk,
a niektóre były nawet modyfikowane na
jego potrzeby, jednak po raz pierwszy
właśnie w Piccolach znalazły się niskośredniotonowce wykonane od począt-
satory, oporniki ceramiczne oraz parę
cewek o niskiej rezystencji, nawiniętych
na rdzenie ze sproszkowanego metalu.
Wszystkie połączenia poprowadzono
kablami z miedzi OFC, a do lutowania
użyto cyny z domieszką srebra.
Wrażenia odsłuchowe
W nowych podłogówkach Xaviana zachwyciła mnie stereofonia. Po włączeniu
pierwszej płyty kolumny wyparowały
z pomieszczenia. Szeroka, obszerna
scena zaczynała się na linii głośników
i sięgała hen, pod ruską granicę. Jej ze-
ru, którego niepowtarzalny smak chodził później za mną przez lata. Gdybym
miał podjąć decyzję o kupnie najnowszych kolumn Barletty tylko na podstawie przesłuchania tego jednego albumu,
pewnie byłaby pozytywna, a czekały
mnie jeszcze inne atrakcje.
Jako druga do odtwarzacza trafiła płyta Zsigmonda Szathmáry’ego „J. S. Bach
Orgelwerke an der Schnitger-Orgel in
Barletta nie bawi się
w ekranowanie głośników
do stereo.
Zwrotnica prosta, ale bez
nieuzasadnionych oszczędności.
ku do końca według specyfikacji Barletty. Dedykowana Xavianowi konstrukcja
bazuje na 18-cm modelu 18W/8545.
Ma aluminiowy korektor fazy oraz celulozową membranę wzmacnianą włóknem węglowym – stąd charakterystyczne „blizny”. Pasmo powyżej 2,6 kHz
powierzono drugiemu Scan-Speakowi –
pierścieciowemu tweeterowi o średnicy
16 mm. Sygnał dla niego jest filtrowany
przez cewkę powietrzną, kondensator
polipropylenowy oraz dwa oporniki ceramiczne. W obwodzie nisko-średniotonowym zastosowano po dwa konden44
Hi•Fi i Muzyka 4/12
wnętrzne końce, wychodzące dobry metr
na boki, były lekko dogięte do środka,
a całość przybrała kształt zbliżony do grubego rogala. Nawet w nagrywanym techniką dalekiego pola „Mesjaszu” Händla
pod dyrekcją Paula McCreesha separacja
wykonawców pozostawała bez zarzutu.
To były pierwsze spostrzeżenia, bowiem
w miarę rozwoju akcji dosłownie zanurzyłem się w muzyce.
Piccole to bardzo muzykalne kolumny.
Słuchanie nawet znanych płyt sprawiało
mi niezwykłą przyjemność, jak podjadanie w dzieciństwie ulubionego dese-
Zwolle” i ponownie można było obserwować wyśmienitą przestrzeń. Bez trudu wyobraziłem sobie wnętrze kościoła,
w którym wykonano nagranie. Jednak nie
dla efektów stereofonicznych sięgnąłem
po ten krążek. Jego głównym smaczkiem
jest przepotężny organowy bas, który
w wydaniu Xavianów miał odpowiednią
moc, głębokość adekwatną do rozmiarów kolumn, a w najniższych rejestrach
potrafił zabulgotać jak wściekły doberman. Najniższe tony Piccoli nie były
tak spektakularne, jak w Ascendo C8.
Różnica pomiędzy basem z niemieckich
i czeskich kolumn była taka, jak pomiędzy Kościołem Mariackim a drewnianym
wiejskim kościółkiem. W pierwszym
przypadku byłem oszołomiony jego potęgą; w drugim – słuchałem w skupieniu,
doceniając barwę i precyzję.
Wraz z kolejnymi płytami lądującymi w odtwarzaczu przekonałem się, że
scena usadowiła się za kolumnami na
stałe. Zazwyczaj „Koncerty Brandenburskie” Bacha (Café Zimmermann)
czy „Dixit Dominus” Händla (Anne Sofie von Otter) wyraźnie przybliżały muzyków w porównaniu z „Mesjaszem”, ale
w przypadku Piccoli wykonawcy postanowili rozstawić instrumenty u sąsiada.
Część czytelników uzna to za odstęp-
Test kolumny 8000-15000 zł
stwo od neutralności; pozostali mogą
potraktować to jako względnie niedrogi sposób na powiększenie przestrzeni mieszkalnej, przynajmniej wirtualnie.
Dwukrotnie i w skupieniu przesłuchałem „Traveling Miles” Cassandry Wilson, bo choć wydawało mi się, że znam
tę płytę na pamięć, to Xaviany zaprezentowały ją zjawiskowo. Niespodziewanie
scena przybliżyła się do mnie o dwatrzy kroki, nie tracąc nic z szerokości.
Głos Cassandry został przekazany precyzyjnie, ze wszystkimi mlaśnięciami,
oddechami i odgłosami towarzyszącymi
śpiewaniu. Lokalizacja instrumentów
nie budziła wątpliwości, a plany pozostawały czytelne. Ring Radiatory ScanSpeaka wydobywały spomiędzy bitów
ciche świsty towarzyszące przesuwaniu
palców po strunach i roztaczając delikatną aurę wokół muzyków. Kolumny
Barletty pozwalały zogniskować uwagę
na dowolnym instrumencie, wyodrębnić go z pozostałych i śledzić jego partię
na tle reszty ansamblu bez uszczerbku dla odbioru całości. To była wielka
klasa.
W rocku Xaviany również nie straciły
rezonu. Co prawda, nie miałem śmiałości słuchać na nich Rammsteinu – jakoś
nie pasowały mi wizualnie do tanz metalu – ale bez problemów radziły sobie
z nagraniami Pink Floyd, Led Zeppelin,
Petera Gabriela i Joe Bonamassy. Zresztą,
długie solówki tego ostatniego na Piccolach zdawały się bardziej dopieszczone,
niż dotąd sądziłem.
Recenzowane kolumny
to w zasadzie finalna wersja
prototypu. Na skórzanej tabliczce
znamionowej nie wybito jeszcze
numeru seryjnego.
Konkluzja
Xaviany XN Piccola bez wątpienia
mają duszę, jak dawne instrumenty włoskich mistrzów czy niektóre legendarne
samochody. Ich elementy składowe nie
są niczym wyjątkowym, a złożone w całość przez jakiegoś innego projektanta
dałyby po prostu niezłe kolumny. Roberto Barletta z ekipą stworzyli jednak
głośniki wyjątkowe i właśnie tym różnią
się artyści od rzemieślników.
Xavian XN Piccola
Dystrybucja:
Cena:
Moje Audio
8790 zł
Dane techniczne:
Skuteczność:
Impedancja:
Pasmo przenoszenia:
Rek. moc. wzm.:
Wymiary (w/s/g):
Masa:
85 dB
8 omów
44 Hz – 30 kHz
30-120 W
90/19,6/32 cm
22 kg
Ocena:
Neutralność:
Dynamika:
Stereofonia:
Przejrzystość:
Muzykalność:
Bas:
Brzmienie:
Jakość/cena:
§§§§§
§§§§§
§§§§§
§§§§§
§§§§§§
§§§§§
§§§§§
§§§§§
Koniecznie posłuchaj z elektroniką
Hi•Fi i Muzyka 4/12
45
PODSTAWKOWE
RECENZJA KOLUMNY
XAVIAN XN 125 JUNIOR
58
HI-FI CHOICE
|
HOME CINEMA
KOLUMNY PODSTAWKOWE
XAVIAN XN 125 JUNIOR
Małe, wielkie
kolumny
Model XN 125 Junior wpisuje się w brzmieniowe
kanony czeskich monitorów
miany w katalogu produktów są charakterystyczne
przede wszystkim dla
tych firm, które nie chcą
stać w miejscu, a więc są pochodną ich
naturalnego rozwoju. W ofercie czeskiej
(z włoskimi korzeniami) marki Xavian
ostatnio niezbyt często pojawiały się nowe
modele, aczkolwiek progres dało się jednak
zauważyć, choćby dzięki takim kolumnom,
jak XN Piccola (recenzja w nr. 12/2012) czy
Preludio. Roberto Barletta, właściciel firmy,
zdecydował się też na gruntowne zmiany
konstrukcyjnie w modelach Primissima
(recenzja w nr. 1/2011) i Gran Colonna
(recenzja w nr. 4/2011), a oprócz tego
opracował podstawkowe XN 125 Junior,
będące bezpośrednim następcą testowanych przeze mnie trzy lata temu kolumn
XN 125 ES, które – jak mogło się wówczas
wydawać – na dłużej zastąpią oryginalne
XN 125 z 1998 r. Te niewielkie dwudrożne
monitory od kilkunastu lat stanowią więc
trzon oferty czeskiego producenta, co wcale
mnie nie dziwi, bo są jednymi z najbardziej
udanych projektów Włocha. Tymczasem
nie minęły trzy lata od ostatniej premiery
zmodyfikowanej wersji, a w katalogu
pojawiła się nowa konstrukcja, która wedle
zapewnień producenta brzmi jeszcze lepiej.
Przekonajmy się, czy rzeczywiście tak jest.
Z
Kwestia przetworników
Tak jak w przypadku modelu ES, tak i teraz
w odniesieniu do Juniorów Roberto Barletta
zdecydował się na zmianę głośników. O ile
celulozowy stożek Scan-Speaka jest znany
z poprzednich kolumn, o tyle tweeter jest
całkiem nowy. Miejsce lubianej przeze mnie
miękkiej kopułki Morela zajął pierścieniowy
głośnik marki Scan-Speak, której produkty
są obecnie podstawą niemal wszystkich
zespołów głośnikowych produkowanych
w tej czeskiej manufakturze. Taki stan
rzeczy napawa optymizmem, bo zwykle
długa i nieprzerwana współpraca dostawcy
przetworników i producenta kolumn
oznacza korzyści, np. lepiej dopracowane
strojenie przetworników dzięki zrozumieniu
ich właściwości brzmieniowych i cech
fizycznych. Poza tym przetworniki wykorzystane w XN 125 Junior zaprojektowano specjalnie dla Xaviana, dla linii XN, w związku
z czym różnią się one od standardowych
produktów skandynawskiego Scan-Speaka
przeznaczonych na rynek DIY. Pierścieniowa
kopułka posiada komorę wytłumiającą
i obniżającą rezonans, a także wiele innych
elementów wyprodukowanych specjalnie
z myślą o zastosowaniu w Juniorach.
Modyfikacje nie ominęły również stożka
z celulozową nasączaną membraną – nowy,
bardziej wytrzymały karkas oraz zmodyfikowany układ magnetyczny to tylko niektóre
zmiany. Ten duet głośnikowy współpracuje
z filtrami ulokowanymi na drukowanej
płytce przykręconej do tylnej ścianki, tuż
pod tunelem bas-refleksu. Głośnik przetwarzający zakres wysokich tonów wymusił na
konstruktorze zastosowanie innych filtrów,
o bardziej stromej charakterystyce niż to
miało miejsce w przypadku modelu XN 125
ES, gdzie miękka kopułka Morela stawiała
znacznie mniejsze wymagania co do filtracji
niż pierścieniowy Scan-Speak. Elementy
użyte zarówno w torze stożka, jak i pierścieniowego tweetera są bardzo dobrej jakości
i właściwie nawet na siłę nie ma się do
czego przyczepić. Podział między głośnikami
ustalono w punkcie 2,6kHz, a więc raczej
standardowo i bez zbytniego obciążania
mocą cewki tweetera. Ekstremum pod tym
względem prezentują chociażby kolumny
włoskiej marki Chario, gdzie często podział
między kopułką a stożkiem jest ustalany na
1,5kHz, a nawet niżej.
DETALE
PRODUKT
Xavian XN 125
Junior
RODZAJ
Kolumny
podstawkowe
CENA
4.390 zł (para)
WAGA
8 kg (szt.)
WYMIARY
(SxWxG)
180x285x275 mm
NAJWAŻNIEJSZE
CECHY
•Pasmo przenoszenia:
49Hz–30kHz (-3dB)
•Skuteczność/impedancja: 86dB/4Ω
•Zalecana moc
wzmacniacza:
30–120W
DYSTRYBUCJA
Moje Audio
www.xavian.com.pl
RECENZJA
Naturalnie w momencie wymontowania
głośników i dostania się do płytki z filtrami zwrotnicy miałem również na widoku
całe wnętrze skrzyni. Wyraźnie było widać
dbałość w zapewnieniu odpowiedniej
akustyki wewnętrznej komorze współpracującej z celulozowym stożkiem przetwarzającym bas i średnicę. W celu uzyskania
odpowiedniego rezonansu obudów i ich
tłumienia oraz barwy brzmienia Roberto
Barletta zdecydował się pójść w kierunku
trzech różnych materiałów – mat bitumicznych, gąbki oraz mat z prasowanych
włókien tekstylnych przypominających
nieco filc, jednak silnie tłumiących w zupełnie innym zakresie częstotliwości. Maty
bitumiczne znalazły się na najbardziej
narażonych na wibracje bocznych ściankach o największej powierzchni. Oprócz
tego do tych powierzchni przyklejono
także wspomniane prasowane włókna
tekstylne. Z kolei górną, dolną oraz tylną
ściankę pokryto płatami gąbki, przy czym
na tylnej użyto aż pięciu warstw o grubości 20mm każda. Naturalnie w celu
zapewnienia oddechu poprzez niezakłóconą cyrkulację powietrza pompowanego
do tunelu bas-refleksu od tylnej strony
membrany stożka zdecydowano się
nie zapychać pewnych miejsc gąbką.
Skoro już o tunelu mowa, to posiada on
pożądaną średnicę i długość oraz jest
wykony z polerowanego aluminium, co
ma nie tylko przełożenie na sztywność, ale
też świetny wygląd. Gniazda głośnikowe
są pojedyncze, znakomicie wykonane
i akceptują każdy rodzaj zakończeń kabli.
Perfekcyjne skrzynki
Xavian na przestrzeni lat dopracował swoją
stolarkę niemal do perfekcji i każde nowe kolumny wychodzące spod rąk wyspecjalizowanych rzemieślników trzymają bardzo wysoki
poziom wykonania. Tak samo jest w przypadku najnowszych XN 125 Junior – wykończenie naturalnym fornirem jest oczywiście
dostępne w kilku wariantach kolorystycznych,
więc każdy dobierze coś pasującego do wnętrza salonu. Do dyspozycji jest sześć oklein:
klon, wiśnia, orzech, czarny, biały oraz drzewo
różane. Krawędzie, ostateczny szlif forniru
czy też spasowanie poszczególnych listków
okleiny oraz ich lakierowanie wzbudzają tylko
pozytywne odczucia, które towarzyszyły mi
także podczas testowania innych modeli kolumn tego czeskiego producenta – w dwóch
słowach: dokładność i precyzja.
HOME CINEMA
|
HI-FI CHOICE
59
PODSTAWKOWE
RECENZJA KOLUMNY
XAVIAN XN 125 JUNIOR
Całości dopełnia rozciągający się od portu
rezonansowego aż do gniazd skórzany
pasek z wytłoczonym logo serii, numerem
i pełną nazwą modelu.
Łatwe w konfiguracji
Ze względu na cechy konstrukcyjne oraz
budowę XN 125 Junior są kolumnami
niesprawiającymi trudności ani w doborze
elektroniki, ani w znalezieniu wystarczającej ilości miejsca w pokoju. Składa się
na to kilka elementów, a jednym z nich są
niewielkie gabaryty skrzyń, dzięki którym
niekoniecznie musimy stosować podstawki,
bo kolumny mogą też wylądować w każdym innym miejscu o stabilnym podłożu,
jednak pod warunkiem że zapewnimy
im minimum 30–40cm odległości od
ściany za nimi oraz minimalny dystans
w okolicach 60cm od bocznych ścian
pomieszczenia. Chodzi o to, aby nie zakłó-
cać pracy w paśmie basu, ponieważ port
bas-refleksu znajduje się na tylnej ściance.
Z drugiej strony dzięki temu rozwiązaniu
można dostosować do własnych potrzeb
charakterystykę basu, z czasem korygując ją według indywidualnych potrzeb
poprzez dosuwanie lub odsuwanie kolumn
od ściany. XN 125 Junior nie sprawiają
też kłopotu przy doborze wzmacniacza.
Choć ich efektywność na poziomie 86dB
i oporność znamionowa o wartości 4Ω
mogłyby wzbudzać podejrzenia o potrzebę stosowania wydajnych wzmacniaczy,
to jednak w praktyce nie ma się czym
martwić. Celulozowy stożek Scan-Speaka,
co rzadko się zdarza, nie jest wymagający
pod względem ilości prądu potrzebnego
do jego pełnego wysterowania, więc nawet
współpraca z 40-watowym wzmacniaczem
Goldenote S1 okazała się bardzo udana.
Kultura i finezja
Nie ukrywam, że po kolumnach marki
Xavian właśnie takiego brzmienia się spodziewałem, ale przede wszystkim tak, jak
60
HI-FI CHOICE
|
HOME CINEMA
zapewne naszych Czytelników, również
i mnie interesowały zmiany w dźwięku,
jakie pojawiły się po zastosowaniu
zupełnie nowego głośnika wysokotonowego. Nigdy nie byłem wielkim fanem
Scan-Speaków, jednak te specjalnie
produkowane dla Xaviana na potrzeby
kolumn XN 125 Junior od razu przypadły
mi do gustu. Zwłaszcza pierścieniowy
tweeter, który w wielu konstrukcjach
innych producentów oraz amatorskich
DIY, jakie miałem okazję słyszeć, moim
zdaniem brzmiał momentami nieco zbyt
ostro i sucho. Jednak te cechy absolutnie
nie pojawiły się podczas odsłuchu testowanych przeze mnie kolumn. Wyraźnie
słychać, że te głośniki zostały znakomicie
dobrane i tak samo zestrojone, bo w średnicy nie pojawiają się żadne nieprzyjemne podbicia, a zwłaszcza w jej wyższym,
zwykle newralgicznym rejonie w punkcie
podziału z kopułką. Już od pierwszych
chwil odsłuchu moje uszy raczone były
słodkim, finezyjnym i kulturalnym przekazem. Aż trudno mi było uwierzyć, że
mało lubiany przeze mnie pierścieniowy
tweeter Scan-Speaka potrafi zabrzmieć
tak przyjemnie. Słuchając różnej maści
muzyki z plików FLAC oraz z płyt CD,
do moich uszu docierał homogeniczny
i dobrze poukładany dźwięk z dużą ilocią
detali w zakresie wysokich tonów i gładkim, ale niepozbawionym odpowiedniej
faktury przekazem w średnicy, zwłaszcza
wokali takich artystek, jak Sara K. oraz
Diana Krall. Miejsca podziału między
głośnikami po prostu nie słychać, co
świadczy o niemal perfekcyjnym ich zestrojeniu. A to przekłada się na niezaburzony technicznymi niuansami (podbicia
i zapadłości w charakterystyce), klarowny
i odpowiednio wyważony w proporcjach
przekaz. Te podstawkowe kolumny
Xaviana są wręcz stworzone do odsłuchu
muzyki kameralnej i wokalnej. Ale nawet
dosyć bogata w instrumentarium muzyka,
WARTO
WIEDZIEĆ
Model XN 125
Junior swój jednorodny, pełny i równy
przekaz, zwłaszcza
na przełomie średnicy i wysokich tonów,
zawdzięcza odpowiednio dobranemu tłumikowi z metalizowanych rezystorów.
Konstruktorowi zależało na tym, aby możliwie jak najdokładniej wyrównać pod
kątem efektywności tweeter względem
stożka przetwarzającego bas i średnicę, co
bezpośrednio przełożyło się na koherentny
i bardziej wyrafinowany styl odtwarzanej
muzyki, jednak bez
utraty cennych detali. Dzięki tym szczególnym cechom podstawkowe kolumny
marki Xavian polubią się nie tylko z tymi
droższymi, wymagającymi dobrych
kolumn wzmacniaczami, ale również z tańszymi amplifikacjami, które czasami są
zbyt rozkapryszone,
zwłaszcza w zakresie
wysokotonowym.
jak album „Hell Or High Water” Sary K.,
może zabrzmieć za ich pośrednictwem
imponująco, zwłaszcza jeśli chodzi o skalę
i rozmiar basu. To właśnie w tym aspekcie
najlepiej widać (a właściwie słychać) różnicę na plus nowych XN 125 w stosunku
do poprzedniej konstrukcji. Niskie tony zyskały nie tylko na plastyce, ale i przebiciu,
masie. Nadaje to odtwarzanej muzyce
więcej emocji i właściwego dociążenia
oraz rozciągnięcia takim instrumentom,
jak bębny, gitara basowa czy też kontrabas. Jeśli zaś chodzi o wysokie tony, to
sam w to nie mogę uwierzyć, ale brzmienie pierścieniowego tweetera bardziej
podoba mi się teraz niż poprzednio – przy
wykorzystaniu miękkiej kopułki Morela.
Wynika to przede wszystkim z tego, że
wysokie tony znacznie zyskały na precyzji
i rysunku przestrzennym, natomiast
miękkość, słodycz i finezja typowe dla
poprzednich konstrukcji pozostały. Pod
kątem stereofonii małe Xaviany zyskały,
bo poszczególne źródła pozorne kreślone
są z jeszcze większą ostrością. Odniosłem
wrażenie, że ich rozmiary są teraz
bardziej zbliżone do tych naturalnych niż
wcześniej. Po prostu zastosowane głośniki
są pod tym względem lepsze, co Roberto
Barletta wykorzystał w stu procentach.
Dźwięk dla koneserów
Muszę również podkreślić, że XN 125
Junior nie są wulkanami dynamiki,
ale pod kątem jej prezentacji w skali
mikro nie miałem żadnych zastrzeżeń.
Natomiast w skali makro takie konstrukcje podstawkowe, jak chociażby Klipsch
RB-61 II czy JBL Studio 530, są w stanie
popisać się większym rozmachem, choć
może im brakować „audiofilskiego
namaszczenia” wyznaczanego przez
bogatą barwę i finezję, charakterystycznego dla czeskich kolumn. Do kogo więc
adresowane są te wykwintne monitory ze
średniego przedziału cenowego? Przede
wszystkim do miłośników nasyconej
barwy, a także do tych, którzy poszukują
niewielkich kompaktowych kolumn, przy
odsłuchu których można się odprężać
godzinami. Arkadiusz Ogrodnik
WERDYKT
JAKOŚĆ DŹWIĘKU
JAKOŚĆ/CENA
PLUSY: Głębszy bas niż
w poprzednich modelach, kulturalny i dźwięczny przekaz
wysokich tonów, znakomita przestrzeń. Homogeniczne
brzmienie w całym paśmie
MINUSY: Mogłyby być bardziej
JAKOŚĆ WYKONANIA żywiołowe
WYSTEROWANIE
OGÓŁEM: Brzmienie o bogatej
barwie i wysokiej kulturze oraz
lampowej gładkości perfekcyjne wykonanie skrzynek
OCENA OGÓLNA
Test kolumny 4000-8000 zł
Na ubiegłorocznej wystawie Audio Show
w cieniu nowych podłogówek Xaviana XN Piccola
odbyła się światowa premiera kolejnej wersji
legendarnych monitorów XN 125, noszącej
przydomek „Junior”. W ciągu następnych
kilku miesięcy audiofilska prasa zajęła się
podłogówkami, zaś nowe maluchy
pozostały niezauważone.
Najwyższy czas
nadrobić to niedopatrzenie.
Mariusz Zwoliński
Koniec
wieńczy dzieło
Xavian XN 125 Junior
32
Hi•Fi i Muzyka 11/12
Test kolumny 4000-8000 zł
odstawkowe XN 125 są produkowane niemal od początku działalności Xaviana, a ich wkład w rozwój firmy trudno przecenić. W tym czasie
poddawano je modyfikacjom i obecna
wersja jest – według Roberto Barletty –
ukoronowaniem 15 lat pracy.
Budowa
Na temat jakości stolarki Xaviana napisano już chyba wszystko. Choć z czeskimi monitorami mam do czynienia na
co dzień, to każdorazowy kontakt z nową
konstrukcją Barletty budzi moje szczere
uznanie. Wprawdzie za efekt odpowiada
jeden z pracowników kladneńskiej manufaktury, ale czuć w nich rękę dawnych
włoskich mistrzów stolarskich.
Obudowy Juniorów wykonano z 22-mm
MDF-u. Dno pogrubiono do czterech
centymetrów i wpuszczono w nie nagwintowane tuleje, służące do ścisłego
zespolenia z firmowymi podstawkami.
Skrzynki oklejono naturalnym orzechowym fornirem i kilkakrotnie polakierowano, aby zachować wyczuwalną fakturę
drewna. Prawdziwe mistrzostwo. Wszystkie połączenia dopracowano z jubilerską
precyzją. Efekt jest powalający.
Nazwę producenta wyciśnięto na froncie pod koszem głośnika nisko-średniotonowego, choć osobiście wolałbym
widzieć w tym miejscu złotą tabliczkę
spotykaną w starszych wersjach. Na tym
etapie jedyne uwagi zgłaszam do sposobu
mocowania maskownicy. Zamiast plastikowych szpindli i nieładnych gniazd Barletta mógł zastosować magnesy i kawałki
metalu ukryte pod fornirem, tak jak to
robi kilku konkurentów. Przy najbliższej
okazji mu to zasugeruję.
Najnowsze XN 125 są konstrukcjami
wentylowanymi, z wylotem bas-refleksu
z tyłu. Tunel wykonano z grubej aluminiowej rury. Pod nim przyklejono pasek
naturalnej skóry z wytłoczoną nazwą
kolumn, numerem seryjnym oraz oznaczeniem biegunów. W Juniorach Barletta
zastosował sygnowane przez siebie zaciski przyjmujące każdy rodzaj zakończenia kabli.
Do wytłumienia wnętrza wykorzystano trzy rodzaje materiałów. Najpierw
wszystkie ścianki wyłożono matami bitumicznymi, następnie przyklejono do
nich grube płaty watoliny, a pozostałą
wolną przestrzeń wypełniono kawałkami
sztywnej gąbki.
Oba przetworniki w Juniorach pochodzą od Scan-Speaka. Górę przetwarza
Ring Radiator o średnicy 26 mm. Na dole
natomiast znalazł się papierowy 15W,
zmodyfikowany zgodnie z sugestiami
Barletty. Wprawdzie Scan-Speak nie stroni od realizacji specjalnych zamówień,
ale właściciel Xaviana jest szczególnie
dumny z faktu, iż jeden z największych
producentów na świecie docenił jego dotychczasowe dokonania i zgodził się na
indywidualną współpracę liczoną najwyżej w setkach egzemplarzy.
Okablowanie wewnętrzne poprowadzono grubymi przewodami z miedzi
OFC. Zwrotnicę 1. rzędu, ulokowaną
na drukowanej płytce, przytwierdzono
wprost do gniazd. Wśród elementów
można dostrzec kondensatory polipropylenowe, metalizowane oporniki oraz
cewki powietrzne. Pasmo jest dzielone
przy 2600 Hz.
W porównaniu z wcześniejszą wersją
Evoluzione Speciale cena Juniorów spadła
o 1300 złotych, zaś wykonanie pozostało
na niezmienionym poziomie. Dlatego
w ostatniej rubryce z ocenami znajdzie
się w pełni zasłużona szóstka.
Wrażenia odsłuchowe
Jako że półtora roku temu opisywałem
poprzednią wersję XN 125, odruchowo
porównywałem z nią Juniory. XN 125 ES
oferowały ponadprzeciętną przejrzystość
i neutralność, a ich celem było przekazanie prawdy o muzyce zapisanej na płytach. Tamte kolumienki doskonale się
dogadywały z każdym repertuarem. Najnowsze monitory Barletty nieco zawęziły specjalizację. Tym jednak, co je łączy
z wcześniejszym modelem, są neutralność i muzykalność.
Xavian nie ekranuje głośników
do stereo.
Zwrotnicę od obudowy
izoluje kawał watoliny.
Odsłuchy rozpocząłem od muzyki
barokowej. Pierwsze wrażenia zapisane
w notesie brzmiały: „Juniory grają miękko i czule jak dotyk matczynej dłoni”.
Słychać, że skonstruował je Włoch, zakochany w muzyce operowej. Bez względu na to, czy w odtwarzaczu lądował
„Mesjasz” prowadzony przez Paula
McCreesha, „Koncerty Brandenburskie”
czy np. „Muzyka na wodzie”, czeskie
monitorki roztaczały zniewalający urok,
który nie pozwalał nawet tknąć pilota,
by sprawdzić brzmienie na innym fragmencie płyty. Z przyjemnością czekałem
te kilka, kilkanaście minut, aż muzyka
dojdzie do pożądanego miejsca, a i później nie zrywałem się z fotela, by włożyć
do odtwarzacza następny krążek. Gładkie
wysokie tony brzmiały jak utkane z pajęczyny i choć detaliczne, nic nie raniło
uszu. Wokale brzmiały naturalnie, świeżo i czysto. Słychać było sporo odgłosów
towarzyszących śpiewaniu, obyło się
Hi•Fi i Muzyka 11/12
33
Test kolumny 4000-8000 zł
jednak bez podkreślania głosek szeleszczących. Natomiast spore zaskoczenie
czekało mnie na samym dole pasma.
Patrząc na gabaryty Juniorów, nie spodziewałem się po nich wstrząsających
doznań, ale małe Xaviany zaprezentowały wyjątkowo mocny bas. Czy to w partii kontrabasów, czy w ataku bębna w IX
symfonii Beethovena niskie tony pozo-
w ściany dźwięku, więc większość miłośników tego gatunku spokojnie może
wpisać Juniory na listę zakupów. Spośród
kilkunastu płyt jazzowych w pamięci
najbardziej utkwiła mi „Kind of Blue”
Davisa. Niewielkie monitory zagrały ją
z taką energią i świeżością, jakby materiał
zarejestrowano przed kilkoma dniami,
a nie ponad pół wieku temu.
Ostatnia część należała do rocka.
Wprawdzie ostre łojenie średnio pasuje do tych subtelnych zestawów, ale jak
mus, to mus. No i się nie rozczarowałem. Gęste aranżacje Dream Theater
i Rammsteinu, podobnie jak w przypadku symfoniki, miały problemy z pomieszczeniem się na scenie, lecz gdy
przyszła pora na spokojne ballady, nawet w wykonaniu tych ostatnich, czeskie monitory odegrały
je tak, jakby to miało
być ostatnie zadanie
w ich 15-letniej historii.
Konkluzja
stawały czytelne. Daleko im wprawdzie
było do poziomu kolumn podłogowych,
ale też nie musiałem się domyślać ich
istnienia. Jednak przy okazji testowania
basu natknąłem się na spore ograniczenie w brzmieniu Juniorów.
Scena budowana przez Xaviany wyraźnie lokowała się na linii kolumn i sięgała
głęboko za nie. Lokalizacja źródeł pozornych była precyzyjna, a plany wyraźne, lecz do czasu, gdy w odtwarzaczu
lądowała symfonika. Wtedy odnosiłem
wrażenie, jakby wykonawcom robiło się
za ciasno. W wyśmienicie nagranych
„Planetach” Holsta z von Karajanem muzycy jeszcze jakoś sobie radzili, ale już na
nieco gorzej zrealizowanych płytach siedzieli sobie wzajemnie na kolanach.
Po zmianie repertuaru na jazzowy
budowa sceny oraz ogólny charakter
brzmienia nie uległy zmianom. W audiofilskich realizacjach małe Xaviany dosłownie czarowały, a każda próba zmiany
krążka przed wybrzmieniem ostatnich
taktów kończyła się niepowodzeniem.
Na szczęście, akustyczny jazz nie obfituje
34
Hi•Fi i Muzyka 11/12
Małe Juniory już z daleka zdradzają
italskie konotacje.
Barletta miał rację, XN 125 Junior
to dzieło kompletne,
skończone. Zapewne można jeszcze to
i owo poprawić, ale
jeśli szukacie audiofilskich kolumienek
do słuchania jazzu,
klasyki czy spokojnego rocka, właśnie
je znaleźliście. Natomiast pod względem klasy wykonania
najmniejsze dziecię Xaviana
powinno stanąć w Sevres jako wzorzec audiofilskiego minimonitora, obok
metra, litra i kilograma.
Chromowane zaciski głośnikowe.
Najwyraźniej Xavian nie demonizuje
tego tematu.
Xavian XN 125 Junior
Cena:
4399 zł
Dane techniczne:
Liczba dróg/głośników:
Skuteczność:
Impedancja:
Pasmo przenoszenia:
Rekomendowana
moc wzmacniacza:
Bi-wiring:
Masa:
Wymiar (w/s/g):
2/2
86 dB
4 omy
49 Hz – 30 kHz
30 – 120 W
brak
8 kg
28,5/18/27,5 cm
Ocena:
Neutralność:
Dynamika:
Stereofonia:
Przejrzystość:
Muzykalność:
Bas:
Brzmienie:
Jakość/cena:
§§§§§
§§§§¨
§§§§§
§§§§§
§§§§§
§§§§¨
§§§§§
§§§§§§

Podobne dokumenty