BP PIOTR REF LUMEN FIDEI

Transkrypt

BP PIOTR REF LUMEN FIDEI
WYKŁAD NA TEMAT ENCYKLIKI „LUMEN FIDEI”
PŁOŃSK - ŚW. MAKSYMILIAN – 20 IX 2013 R.
Pozwólcie Państwo, ze rozpocznę swoją refleksję od modlitwy –
biskup zawsze, nawet gdy prowadzi wykład, głosi referat czy
prelekcję, wciąż pozostaje pasterzem. A „pierwszym słowem”,
niejako pierwotnym, najbardziej właściwym pasterza, jest modlitwa.
To w niej wierni najpewniej, najlepiej poznają Jego głos. Ta, od
której chcę dzisiaj rozpocząć, to brewiarzowy hymn z jutrzni II
soboty. Wydaje mi się, że właśnie on najlepiej tłumaczy tytuł Lumen
fidei – „Światło wiary”.
Gdy dzień odzyskał światło słońca,
Śpiewajmy Bogu pieśń radosną,
A hołd składając Najwyższemu,
Wyznajmy łaskę Chrystusową.
Przez Niego bowiem Stwórca świata
Uczynił dzień i porę nocy,
A one wciąż na Jego rozkaz
Zmieniają czas swojego trwania.
Tyś sam jest, Panie, światłem wiernych
I nie podlegasz wiecznym prawom:
Gdy mrok ogarnia całą ziemię,
Jaśniejesz blaskiem nieśmiertelnym.
Skoro Bóg „uczynił dzień i porę nocy”, skoro On sam jest
„światłem wiernych”, skoro tylko On jaśnieje „blaskiem
nieśmiertelnym”, to wiara w Niego, podążanie za Nim, trwanie w
Nim jest „światłem”, w którym wierzący patrzy na wszystko,
postrzega całą rzeczywistość. Stąd właśnie tytuł encykliki: „Lumen
fidei” – „Światło wiary”.
Punkt pierwszy. Kilka uwag wstępnych
Zanim przejdę do właściwej treści mojego wykładu, przypomnę
jeszcze kilka podstawowych spraw, związanych z tą encykliką.
Została ona oczywiście opublikowana w związku z obchodzonym
1
wciąż jeszcze Rokiem Wiary, ogłoszonym przez Benedykta XVI w
50-lecie rozpoczęcia II Soboru Watykańskiego. Została podpisana
przez Papieża Franciszka 29 czerwca, a więc w uroczystość
Apostołów Piotra i Pawła i data ta nie jest przypadkowa uroczystość Apostołów Piotra i Pawła jest świętem patronalnym
rzymskiej Stolicy Apostolskiej. Dalej, papież Franciszek zachęca,
żeby „Lumen fidei” przyjąć jako ostatnią część trylogii,
zaplanowanej papieża Benedykta XVI („Deus Caritas est” - „Spe
salvi” - Lumen fidei”).
„Te refleksje na temat wiary – wyznaje na początku
Franciszek – pragnę dołączyć do tego, co Benedykt XVI napisał w
encyklikach o miłości i nadziei. Prawie skończył on pracę nad
pierwszym szkicem encykliki o wierze. Jestem mu za to głęboko
wdzięczny i w duchu Chrystusowego braterstwa przejmuję jego
cenne dzieło, dodając do tekstu kilka przemyśleń”.
Papież ujawnia więc wprost, że współautorem, a może nawet
głównym autorem tej encykliki jest Benedykt XVI. Jest to pierwszy
taki przypadek w historii. Chociaż bowiem w tworzeniu
najważniejszych pism papieskich często współuczestniczą wybitni
myśliciele – teologowie, filozofowie czy kanoniści – to nigdy nie
ujawnia się ich imion. Więcej, powiedzmy jasno: tak naprawdę
encyklika nie jest nigdy osobistym dziełem danego papieża. Jest
raczej potwierdzonym jego autorytetem nauczaniem Kościoła na
dany temat. Papież wymienia jednak Benedykta XVI, po pierwsze
po to, aby wyrazić mu wdzięczność za jego decydujący wkład w
powstanie tego tekstu; po drugie dlatego, że pragnie podkreślić
wyjątkowość chwili - nigdy w historii współautorem encykliki nie
był papież, który ustąpił z urzędu następcy św. Piotra.
I ostatnia uwaga wstępna: „Lumen fidei” składa się z czterech
rozdziałów. Ich tytuły to właściwie cytaty biblijne, głęboko i pięknie
dobrane:
- rozdział pierwszy: „Myśmy uwierzyli miłości” (1 J 4,16)
koncentruje się na wierze Abrahama i Izraela oraz pełni zbawczej
wiary w Chrystusa, przeżywanej w Kościele;
- rozdział drugi: „Jeżeli nie uwierzycie, nie zrozumiecie” (Iz
7,9) opowiada o związku wiary z prawdą, z miłością, ze słuchaniem i
widzeniem, z rozumem (tu: piękna historia drogi do wiary i drogi
wiary św. Augustyna), z poszukiwaniem Boga i z teologią (teologia
2
chrześcijańska rodzi się z pragnienia, aby lepiej poznać to, co
kochamy, 36);
- rozdział trzeci: „Przekazuję wam to, co przejąłem” (1 Kor
15,3) dotyczy przekazywania wiary w Kościele („nie można wierzyć
samemu”, 39; „Kościół jest Matką uczącą nas mówić językiem
wiary”, 38; „można powiedzieć [...] <wierzę>” tylko dlatego, że
należy się wielkiej wspólnoty, która mówi „wierzemy”, 39) ;
- rozdział czwarty: „Bóg przysposabia im miasto” (Hbr 11,16)
mówi o znaczeniu wiary w relacjach międzyludzkich, w życiu
rodzinnym i społecznym, w obliczu cierpienia i śmierci.
Kiedy pisałem swój wykład, 11 września we włoskim
dzienniku „La Repubblica”, wcale nie katolickim, wcale nie
katolickim, ukazał się list papieża Franciszka, w którym odniósł się
on do pytań na temat encykliki „Lumen fidei”, zadanych mu na
łamach tej gazety przez Eugenio Scalfariego, niewierzącego nestora
włoskich dziennikarzy. Dla mnie ta odpowiedź jest ważna dlatego,
że Papież jakby daje w niej wykład encykliki, streszcza ją, a nawet
uzupełnia.
Pisze do Scalfariego: „Lei si definisce «un non credente da
molti anni interessato e affascinato dalla predicazione di Gesů di
Nazareth». [...] Penso vi siano, in particolare, due circostanze che
rendono oggi doveroso e prezioso [il nostro] dialogo”. [Pan się
określa jako niewierzący, od wielu lat zainteresowany i
zafascynowany nauczaniem Jezusa z Nazaretu. Myślę, że właśnie to
sformułowanie zawiera dwie przesłanki, które czynią dziś nasz
dialog cennym i koniecznym ]
Pierwsza racja/przesłanka – kontynuuje Papież - wiara
chrześcijańska, której symbolem jest światło, jest często
przedstawiana jako „mroki przesądów” sprzeczne ze światłem
rozumu. „W ten sposób między Kościołem i kulturą o
chrześcijańskiej inspiracji z jednej strony, a kulturą nowoczesną
o oświeceniowym rodowodzie z drugiej doszło do sytuacji
niezrozumienia”. Nadszedł czas, który zainicjował II Sobór
Watykański, aby rozpocząć dialog – dialog autentyczny, dialog bez
przesądów i przed-sądów (tak mówią współcześni myśliciele z nurtu
filozofii hermeneutycznej). „Jeśli – Ojciec Święty cytuje w tym
miejscu nr 34 encykliki - prawda jest prawdą miłości, jeśli jest
3
prawdą otwierającą się w osobowym spotkaniu z Innym i z
innymi, zostaje wyzwolona z zamknięcia jednostki i może
stanowić część dobra wspólnego. Jako prawda miłości nie jest
prawdą narzucaną przemocą, nie jest prawdą miażdżącą
jednostkę. Rodząc się z miłości, może dotrzeć do serca, do
osobowego centrum każdego człowieka. Wynika stąd jasno, że
wiara nie jest bezwzględna, lecz wzrasta we współżyciu, w
poszanowaniu drugiego człowieka. Wierzący nie jest arogancki;
przeciwnie, prawda daje mu pokorę, bo wie on, że to nie my ją
posiadamy, ale to ona nas bierze w posiadanie”.
Dalej Papież odpowiada na pytanie Scalfariego o to, co jest
niejako podstawą naszej wiary, a mianowicie, co wywoływało wiarę
w Jezusa dwa tysiące lat temu, gdy szedł przez galilejskie wioski i
miasteczka. Pierwszą reakcją, mówi Franciszek, było przeżycie
czegoś, co Ewangelista Marek, który pisał po grecku, oddał
dziwnym słowem exousia. Dosłownie oznacza ono to, „kim się jest
ze swej istoty” – ex–ousia, jakiś „autorytet”, płynący nie z
pełnionej funkcji, nie z jakiegoś przymusu wywieranego na innych.
Jezus – nauczając, uzdrawiając, przebaczając grzechy, wzywając
uczniów do bezwarunkowego pójścia za Nim, pokazywał, że
pozostaje w niezwykłej, synowskiej więzi z Ojcem. Przekonywał
zatem, budził wiarę na podstawie tego, kim jest w relacji z Ojcem.
Szedł w tym daleko, bardzo daleko, aż po niezrozumienie, zdradę,
skazanie na śmierć, przybicie do krzyża w stanie totalnego
odrzucenia. I właśnie w tym momencie – jak zawoła setnik stojący
przy Jego krzyżu - całkowicie paradoksalnie objawia się jako Syn
Boży! Syn Boży, który pragnie, aby każdy człowiek odkrył, kim
naprawdę jest i żył on jako prawdziwy syn, córka. Wszystko to
zostało uprawomocnione przez fakt Zmartwychwstania. Jezus
zmartwychwstaje nie po to, żeby odnieść triumf, pokazać swoją moc,
zdeptać przeciwników – to wszystko przecież odrzucił - ale żeby
zaświadczyć, że miłość Boga jest mocniejsza niż śmierć; że
przebaczenie jest mocniejsze niż grzech i że warto oddać własne
życie, aby zaświadczyć o tym wielkim darze.
Punkt drugi. O tym, jak światło wiary przedstawia się dzisiaj
jako ciemność
4
Całość encykliki poprzedza Wstęp, w którym znalazł się
intrygujący fragment:
„kiedy mówimy o [...] świetle wiary, możemy spotkać się z
zastrzeżeniem ze strony współczesnych nam ludzi. W nowożytnej
epoce uznano, że takie światło mogło wystarczyć starożytnym
społeczeństwom, ale nie jest potrzebne w nowych czasach, kiedy
człowiek stał się dojrzały, szczyci się swoim rozumem, pragnie w
nowy sposób badać przyszłość. W tym sensie wiara jawiła się
jako światło iluzoryczne, przeszkadzające człowiekowi w
odważnym zdobywaniu wiedzy. Młody Nietzsche zachęcał swoją
siostrę Elżbietę, by podjęła ryzyko, przemierzając «nowe drogi
[...] w niepewności autonomicznego posuwania się naprzód». I
dodawał: «W tym punkcie rozchodzą się drogi ludzkości: jeśli
chcesz osiągnąć pokój duszy i szczęście, to wierz, ale jeśli chcesz
być uczniem prawdy, wówczas badaj»
Wierzenie rzekomo przeciwstawia się poszukiwaniu.
Wychodząc z tego założenia, Nietzsche będzie krytykował
chrześcijaństwo za to, że pomniejszyło zasięg ludzkiej
egzystencji, pozbawiając życie nowości i przygody. Wiara
stanowiłaby więc iluzję światła, utrudniającą nam, ludziom
wolnym, drogę ku przyszłości” (LF nr 2)
Filozofowie współcześni, tacy jak na przykład Paul Ricouer,
opisują nasze czasy jako czasy „konfliktu interpretacji”. To bardzo
delikatne wyrażenie Ricoeura, zbyt delikatne. Dzisiaj dokonuje się
gwałtowany atak na chrześcijańską interpretację świata, którą już od
czasów oświecenia uznano za „ciemność”. Skrytykowano więc
średniowiecze, mówiąc o „ciemnym średniowieczu”, jakby żadne
światło nie płynęło z gotyckich witraży czy z Sumy św. Tomasza z
Akwinu, ze skryptorium benedyktyńskiego w Płocku czy ze
strzelistych wież katedry w Kolonii. Potem zaczęto przeciwstawiać
nauki matematyczno-przyrodnicze religii i wierze, rozdymając
sprawę potępienia Galileusza, którego cała pokuta polegała na
odmawianiu w tygodniu trzech psalmów pokutnych; gloryfikując
postęp, który dokonuje się za sprawą nauk matematycznoprzyrodniczych i traktując jako wartościowe tylko ich osiągnięcia.
W naszych dniach zaczęło do tego dochodzić coś, co już w 2000
roku kardynał Ratzinger opisał jako „dyktaturę relatywizmu”
(czyli wszystko jest względne). Współczesna tzw. „nowa lewica”
5
poczuła się do tego stopnia mocna, że porzuciła grę pozorów i
uderza zdecydowanie, brutalnie w same podstawy cywilizacji,
ukształtowanej
na chrześcijaństwie. Przeprowadza swoje
„projekty”, nie licząc się z masowymi protestami społeczeństwa czy
referendami (zob. wielomilionowe marsze we Francji przeciwko
„małżeństwu dla wszystkich”). Jej protagoniści:
- nienawiść do Kościoła, niechęć do wiary i nieznajomość
chrześcijaństwa „wyssali z piersi matki” [Adam Michnik,
Agnieszka Holland, Magdalena Środa, Jan Hartman, Jan Woleński];
- wciąż widzą w religii tylko: opium, klerykalizm, ciemnogród i
antysemityzm;
- negują naturalne korzenie ludzkiej płciowości (przy
równoczesnym podkreślaniu związków ludzi ze zwierzętami i
czynieniu z ekologii centralnej wartości);
- rozwijają niepojętą dla zdrowego rozumu koncepcję
„małżeństwa jednopłciowego”;
- legalizują związki partnerskie przy jednoczesnym rozwijaniu
wizji rodziny jako zjawiska „toksycznego”;
- są rzecznikami możliwie najwcześniejszego wyprowadzania
dzieci ze środowiska normalnej rodziny do środowiska szkolnego i
krzewienia tam swojej ideologii;
- propagują „pluralizm kulturowy”, ideę „multikulti”,
połączoną z ostrą krytyką „kulturowego eurocentryzmu” (vide:
chrześcijańskiej wizji człowieka, małżeństwa, sztuki itp.), z
otwieraniem granic dla milionów wyznawców islamu czy
buddyzmu, z przyzwoleniem na korzystanie przez nich z
euroatlantyckich zdobyczy kulturowych i wolności, z równoczesnym
tolerowaniem - w imię szacunku dla inności - zachowań sprzecznych
z tymi zdobyczami;
- odrzucają mądrą kontrolę społeczną nad mediami i
wykorzystują ogromną liczby kanałów telewizyjnych, internetu,
portali społecznościowych, tzw. nowych mediów do szerzenia wyżej
przedstawionych idei, antypostaw (Ojciec Raniero Cantalamessa:
„najbardziej zsekularyzowanym segmentem naszego i tak
potężnie już zsekularyzowanego świata są media”);
Jan Paweł II, ks. Zieja czy abbé Pierre są to dla nich tylko
wyjątki potwierdzające regułę; święci – to przypadki kliniczne albo
6
ludzie uwikłani w podobną „protagonistom” niewiarę (zob. szeroko
dyskutowany casus „wątpienia” Matki Teresy z Kalkuty);działania
charytatywne Kościoła – to prozelityzm; „Sąd Ostateczny” Michała
Anioła czy „Requiem” Mozarta – dzieła rozbitych, zbuntowanych
artystów homoseksualistów lub masonów. Wciąż narzucają debacie
publicznej tematy takie, jak rzekome bogactwo Kościoła,
„wtrącanie się” duchownych do polityki i nienadążanie za duchem
czasów w kwestiach kontroli urodzin i bioetyki; chętnie dzielą
Kościół; swoimi stronnikami czynią księży porzucających
kapłaństwo albo balansujących na granicy posłuszeństwa.
To wszystko układa się w jakąś „zaprogramowaną” całość.
Oczywiście, napędzają ją profity ekonomiczne – z opisanych wyżej
zjawisk, procesów korzystają na przykład potężne dziś „przemysły”:
handlowy (to się „sprzedaje”), farmaceutyczny, turystyczny,
medialny itp. Dochodzą do tego jednak także rozmaite lobby grup,
odwołujących się do przemyślanych działań.
Jan Paweł II wiedział zatem, o czym mówi, gdy w
„Przekroczyć próg nadziei” tak diagnozował stan współczesnej
ewangelizacji:
„Wciąż na nowo Kościół podejmuje zmaganie się z duchem
tego świata, co nie jest niczym innym jak zmaganiem się o duszę
tego świata. Jeśli bowiem z jednej strony jest w nim obecna
Ewangelia i ewangelizacja, to z drugiej strony jest w nim także
obecna potężna anty-ewangelizacja, która ma też swoje środki
oraz swoje programy i z całą determinacją przeciwstawia się
Ewangelii i ewangelizacji”1.
I to jest moment, w którym nie mogę nie zacytować niemal
całego 3. i 4. punktu Encykliki. W myśleniu takich ludzi „wiara
została [...] skojarzona z ciemnością. Uznano, że można ją
zachować, znaleźć dla niej przestrzeń, aby mogła współistnieć ze
światłem rozumu. Przestrzeń dla wiary otwierała się tam, gdzie
rozum nie mógł oświecić, gdzie człowiek już nie mógł mieć
pewności. Pojęto więc wiarę jako ucieczkę spowodowaną przez
brak światła, pod wpływem ślepego uczucia, albo jako
subiektywne światło, zdolne być może rozpalić serce, dostarczyć
prywatnej pociechy, ale którego nie można zaproponować innym
jako obiektywne, wspólne światło oświecające drogę. Stopniowo
1
Lublin 1994, s. 96.
7
dostrzegano jednak, że światło autonomicznego rozumu nie
potrafi wystarczająco rozjaśnić przyszłości; w końcu kryje się
ona w mroku i pozostawia człowieka z lękiem przed nieznanym.
I tak człowiek zrezygnował z poszukiwania wielkiego światła, by
zadowolić się małymi światełkami, które oświecają krótką
chwilę, ale są niezdolne do otwarcia drogi. Gdy brakuje światła,
wszystko staje się niejasne, nie można odróżnić dobra od zła,
drogi prowadzącej do celu od drogi, na której błądzimy bez
kierunku.
Dlatego – rozpoczyna Papież punkt 4 - pilne staje się
odzyskanie światła, które jest właściwą cechą wiary, bo kiedy
gaśnie jej płomień, wszystkie inne światła tracą w końcu swój
blask. Światło wiary ma bowiem szczególny charakter, ponieważ
jest zdolne oświetlić całe życie człowieka. Żeby zaś światło było
tak potężne, nie może pochodzić od nas samych, musi pochodzić
z bardziej pierwotnego źródła, musi ostatecznie pochodzić od
Boga. Wiara rodzi się w spotkaniu z Bogiem żywym, który nas
wzywa i ukazuje nam swoją miłość, miłość nas uprzedzającą, na
której możemy się oprzeć, by trwać niezłomnie i budować życie.
Przemienieni przez tę miłość, otrzymujemy nowe oczy,
doświadczamy, że jest w niej zawarta wielka obietnica pełni i
kierujemy spojrzenie w przyszłość”.
Punkt trzeci. Na czym polega życie z wiary?
Gdy czytałem po raz pierwszy „Lumen fidei”, to aż cisnęło mi
się na usta, że papieżowi chodzi w niej przede wszystkim o nasze
życie z wiary. Wiara – pisze Papież - nie tylko patrzy na Jezusa,
ale patrzy z punktu widzenia Jezusa, Jego oczami: jest
uczestniczeniem w Jego sposobie istnienia, w Jego sposobie
patrzenia. W wielu dziedzinach życia zawierzamy innym osobom mamy zaufanie do architekta, który buduje nasz dom, do farmaceuty,
który podaje nam lekarstwo, do adwokata broniącego nas w sądzie.
Potrzebujemy również kogoś, kto byłby wiarygodnym ekspertem w
sprawach Boga. Życie Chrystusa, Jego sposób poznania Ojca, życie
całkowicie w relacji z Nim, otwiera przed naszym życiem nową
przestrzeń, w którą możemy wejść. Wiara, to nie tylko światopogląd,
to nie tylko zbiór idei - przyjmując dar wiary, otrzymujemy nowe
8
istnienie, istnienie synowskie. «Abba – Ojciec» jest najbardziej
charakterystycznym słowem doświadczenia Jezusa, które staje się
centrum doświadczenia chrześcijańskiego (por. Rz 8, 15). Życie w
wierze, jako życie synowskie, jest uznaniem pierwotnego i
radykalnego daru, będącego u podstaw egzystencji człowieka.
Można je wyrazić w zdaniu św. Pawła, skierowanym do Koryntian:
«Cóż masz, czego byś nie otrzymał?» (1 Kor 4, 7). To właśnie
stanowi kontekst polemiki św. Pawła z faryzeuszami, dyskusji na
temat zbawienia przez wiarę albo przez uczynki prawa. Apostoł
odrzuca postawę człowieka pragnącego usprawiedliwić samego
siebie przed Bogiem poprzez własne uczynki. Taki człowiek, nawet
jeśli zachowuje przykazania, nawet jeśli pełni dobre uczynki, stawia
w centrum siebie i nie uznaje, że źródłem dobra jest Bóg. Św.
Augustyn tak to wyraża: „Ab eo qui fecit te noli deficere nec ad te”
– „od Tego, który cię uczynił, nie oddalaj się, nawet zmierzając
do siebie”.
To dlatego tak mocno Papież podkreśla, że wierzyć to znaczy
powierzyć się miłosiernej Miłości, która przyjmuje i przebacza,
wspiera i ukierunkowuje życie... Zwracając się nieustannie do Pana,
człowiek znajduje stałą drogę, co uwalnia go od chaotycznych
ruchów, do jakich przyzywają go bożki. Bożek jest pretekstem do
tego, by postawić samych siebie w centrum rzeczywistości.
Bałwochwalstwo nie wskazuje wszelako jednej drogi, lecz wiele
szlaków, które nie prowadzą do wyraźnego celu, a raczej tworzą
labirynt....
Widziany w tej optyce Dekalog także nie jest zbiorem zakazów,
ale zawiera konkretne wskazania, pozwalające wyjść z pustyni
zamkniętego w sobie „ja”, z pustyni panowania bożków i
nawiązać dialog z Bogiem, dać się ogarnąć Jego miłosierdziu.
Dzięki wierze także - naszej wierze, świat pojął i przyjął
niepowtarzalną godność każdej osoby; godność, która nie była wcale
oczywista w świecie starożytnym. W drugim wieku poganin Celsus
zarzucał chrześcijanom to, co wydawało mu się iluzją i oszustwem:
sądzenie, że Bóg stworzył świat dla człowieka, stawiając go na
szczycie całego kosmosu. «Jeśliby kto patrzył z nieba na ziemię,
czy mógłby zauważyć, że nasze czyny różnią się w czymkolwiek
od czynności mrówek i pszczół?» - pytał.
9
W centrum wiary biblijnej jest miłość Boga, Jego konkretna
troska o każdą osobę, Jego plan zbawienia, który obejmuje całą
ludzkość i całe stworzenie. Kiedy ta rzeczywistość jest zaciemniana,
brakuje wówczas kryterium pozwalającego wyróżnić to, co czyni
życie człowieka cennym i niepowtarzalnym. Traci on swoje miejsce
we wszechświecie, gubi się w naturze, rezygnując z własnej
odpowiedzialności moralnej, albo rości sobie prawo do bycia
absolutnym władcą, przypisując sobie władzę manipulacji bez
ograniczeń.
Ale oczywiście wiara, ukazując nam miłość Boga Stwórcy,
skłania nas również do większego szanowania natury, sprawia, że
uznajemy w niej zapisaną przez Niego „gramatykę” i powierzone
nam mieszkanie, abyśmy ją doglądali i strzegli; pomaga nam znaleźć
wzorce rozwoju, nie opierające się tylko na użyteczności i zysku, ale
uwzględniające to, że stworzenie jest darem, którego wszyscy
jesteśmy dłużnikami.
Wiara uczy nas także znajdowania sprawiedliwych form
rządów, uznania, że władza pochodzi od Boga, by służyła dobru
wspólnemu. Wiara potwierdza również możliwość przebaczenia,
które jest możliwe, jeśli odkrywamy, że dobro jest zawsze bardziej
pierwotne i silniejsze niż zło.
Wreszcie, chrześcijanin wie, że nie da się wyeliminować
cierpienia, ale może ono nabrać sensu, może stać się aktem miłości,
powierzeniem się w ręce Boga, który nas nie opuszcza, i tym samym
być etapem wzrostu wiary i miłości. Cierpiącemu człowiekowi Bóg
nie daje wyjaśniającej wszystko argumentacji, ale swoją odpowiedź
ofiaruje w formie obecności, która towarzyszy historii dobra,
łączącej się z każdą historią cierpienia, by rozjaśnił ją promień
światła. W Chrystusie Bóg zechciał dzielić z nami tę drogę i dlatego
Chrystus «nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala » (Hbr 12,
2).
Punkt czwarty. Modlitwa do Tej, która pierwsza uwierzyła.
Rozpocząłem ten wykład od modlitwy i modlitwą chciałbym
zakończyć. Encyklikę zamyka bowiem przepiękna modlitwa do
Maryi, Matki Kościoła i Matki naszej wiary. Włączmy się w nią teraz
swoimi myślami i sercami:
10
„Matko, wspomóż naszą wiarę! Otwórz nas na słuchanie
Słowa, byśmy rozpoznali głos Boga i Jego wezwanie. Obudź w nas
pragnienie, by iść za Nim, wychodząc z naszej ziemi i przyjmując
Jego obietnicę. Pomóż nam, abyśmy pozwolili dotknąć się przez
Jego miłość, byśmy mogli dotknąć Go wiarą. Pomóż nam w pełni
Mu się zawierzyć, wierzyć w Jego miłość, zwłaszcza w chwilach
zgryzoty i krzyża, gdy nasza wiara wezwana jest do dojrzewania.
Zasiewaj w naszej wierze radość Zmartwychwstałego.
Przypominaj nam, że ten, kto wierzy, nie jest nigdy sam. Naucz
nas patrzeć oczami Jezusa, aby On był światłem na naszej drodze.
Niech to światło wiary wzrasta w nas coraz bardziej, aż nadejdzie
ten dzień bez zmierzchu, którym jest sam Chrystus, Twój Syn,
nasz Pan!”. Amen.
11

Podobne dokumenty