Pobierz PDF - Koszalińska Biblioteka Publiczna
Transkrypt
Pobierz PDF - Koszalińska Biblioteka Publiczna
Koszalin 2016 Wydarzenia 1 Almanach kultury koszalińskiej wydany z inicjatywy Rady Kultury przy Prezydencie Miasta Koszalina Przewodniczący Rady Kultury: Edward Grzegorz Funke Kolegium redakcyjne: Piotr Pawłowski – przewodniczący Joanna Chojecka Anna Marcinek-Drozdalska Anna Popławska Izabela Rogowska Redaktor prowadząca: Anna Makochonik Korekta: Anna Marcinek-Drozdalska Fotografie i fotoedycja: Izabela Rogowska Wydawca: Koszalińska Biblioteka Publiczna dyrektor: Andrzej Ziemiński 75-415 Koszalin, Plac Polonii 1 tel. 94 348 15 40 Opracowanie graficzne: Piotr Witkowski Projekt okładki: Tomasz ’Cukin’ Żuk W Almanachu kultury koszalińskiej wykorzystane zostały fotografie z zasobów archiwalnych koszalińskich instytucji, placówek kulturalnych i prywatnych, udostępnione przez organizatorów imprez oraz fotografie prasowe ISSN 1879-5504 2 Almanach 2015 Szanowni Państwo Jest mi niezwykle miło, że Almanach kultury koszalińskiej po raz kolejny ujrzał światło dzienne. Założenia, które przyświecały jego tworzeniu, są wciąż aktualne. Koszalińska kultura jest niezwykle ważnym elementem życia miasta i jego mieszkańców, na tyle dużo się w niej dzieje, a jednocześnie jest na tyle ulotna, że warto przypominać jej osiągnięcia, by nie pokryła ich mgła zapomnienia. Coroczne – nie boję się tego tak nazwać – sukcesy koszalińskiej kultury utwierdzają mnie w przekonaniu, że każda złotówka wydana na sferę duchową naszego miasta jest wydatkowana nie tylko z sensem, ale także z perspektywą jej rozwoju. Mijający rok świadczy o tym wyraźnie. Wystarczy wspomnieć wysoki poziom Młodych i Film, Integracji Ty i Ja, Hanzy Jazz Festiwalu, m-teatru, sukcesy Wydawnictwa Kurtiak&Ley, piękny film 750 lat kobiet z okazji 750-lecia naszego miasta, a także liczne jubileusze ludzi kultury – że odnotuję Beatę Orlikowską, Marka Jóźkowa i Andrzeja Zborowskiego. Ale sukcesy koszalińskiej kultury to nie tylko „dorosła” kultura. W Koszalinie rodzi się wiele talentów, które później widać na krajowych scenach. Z myślą o najmłodszych mieszkańcach miasta przygotowywane są ciekawe zajęcia w Centrum Kultury 105 i Pałacu Młodzieży. Wierzę, że wśród nich znajdą się następcy Katarzyny Cerekwickiej, Beaty Pawlikowskiej, Yaro Płocicy, Kasi Sobczyk, Adama Sztaby i Arkadiusza Tomiaka. Kultura jest tą dziedziną naszego miasta, która w sposób widoczny je promuje. Jeśli ktoś ma co do tego wątpliwości, powinien przeczytać ten Almanach. Ewentualne obiekcje na pewno wówczas znikną. Piotr Jedliński Prezydent Miasta Koszalina Wydarzenia 3 Kultura wpisana w „niezaspokojoną pasję życia” Z radością oddajemy do rąk Państwa jedenasty już Almanach kultury koszalińskiej. Ta edycja dokumentuje najważniejsze wydarzenia kulturalne 2015 roku. Mam ogromną satysfakcję, że inicjatywa zapoczątkowana w 2005 roku przez Radę Kultury przy Prezydencie Miasta Koszalina wciąż rozwija się i z powodzeniem jest kontynuowana. Przez te lata zmieniła się mapa kulturalna naszego miasta. Przybyło nowych instytucji, imprez, inicjatyw i wydarzeń kulturalnych. Równocześnie zmieniały się środki i narzędzia przekazu informacji – z formy papierowej na multimedialną. Dynamiczny rozwój internetu spowodował bardzo łatwy dostęp do odbiorców bez konieczności drukowania. Po licznych dyskusjach, tak na forum Rady Kultury, jak i z czytelnikami Almanachu postanowiliśmy dokonać pewnych zmian w naszym wydawnictwie. Zmienił się format, zwiększyliśmy objętość, liczbę tekstów i ilustracji. Chcemy poszerzać zakres docierania do czytelników, zwłaszcza nowych, młodych, za pośrednictwem e-wydania, dostępnego do pobrania na wielu różnych stronach dotyczących kultury w Koszalinie. Mamy nowe kolegium redakcyjne, przesunęliśmy wydanie Almanachu na marzec, aby zdążyć z jego promocją na Galę Kultury Koszalińskiej. Jedenaste wydanie Almanachu przedstawia najważniejsze wydarzenia w poszczególnych dziedzinach ułożonych w układzie alfabetycznym. W rozdziale Zjawiska przedstawiamy szereg działań związanych z kulturą, lecz wychodzących poza instytucje samorządowe. W ostatnich latach możemy obserwować wzrost znaczący inicjatyw prowadzonych przez związki twórcze, kluby osiedlowe, galerie autorskie, teatry prywatne, puby, prywatne wydawnictwa artystyczne. Dlatego w najnowszym wydaniu poświęcamy tym działaniom dużo miejsca. Żadne słowa nie uczczą tych, których przyszło nam pożegnać. W obliczu śmierci żadne słowa nie oddadzą zasług dla koszalińskiej kultury: Marii Idziak, Kiki Lelicińskiej-Błochowiak, Jerzego Domina i Henryka Teplickiego. Ale jak mówił klasyk kina Federico Fellini: „Nie ma końca. Nie ma początku. Jest tylko niezaspokojona pasja życia”. Przez wspomnienia, które tej pasji zawdzięczają, będą żyć w naszej pamięci zawsze. Oddając do rąk Państwa Almanach kultury koszalińskiej 2015 jesteśmy przekonani, że utrwaliliśmy chociaż część z całej gamy doznań, jakie stały się naszym udziałem w ubiegłym roku. Twórcom życzymy weny, a Czytelnikom – interesującej lektury. Edward Grzegorz Funke Przewodniczący Rady Kultury przy Prezydencie Miasta Koszalina 4 Almanach 2015 WYDARZENIA Wydarzenia 5 Marcin Napierała Fotografowanie indywidualne i grupowe Od kilku lat w Koszalinie coraz prężniej rozwija się amatorski ruch miłośników fotografowania. Jedni zrzeszają się w nieformalne grupy, drudzy korzystają z rad profesjonalistów, jeszcze inni – działają sami. nia Przyjaciół Koszalina Józefa Macieja Sprutty) i współczesnych (autorstwa członków grupy). – Kilka godzin wystarczyło, by zgromadzeni zainteresowali się rozstawionymi sztalugami i historią ulicy Zwycięstwa, a dyskusje i wspomnienia były tym, co chcieliśmy osiągnąć projektem – mówi Cezary Żukowski. – Kontynuacją pomysłu jest wystawa Koszalin dawniej i dziś w styczniu 2016. F O T O G R A F I A Nieformalnie, w grupie Od 2013 roku działa Koszalińska Grupa Fotograficzna W obiektywie. – Została założona, by stworzyć ludziom zainteresowanym fotografią możliwość dzielenia się pasją tworzenia obrazu oraz poszerzania wiedzy w tym kierunku – tłumaczy Cezary Żukowski, członek grupy. – Zrzeszamy 20 osób, amatorów i profesjonalistów. W nasze szeregi może wejść każdy, kto chce czynnie brać udział w życiu grupy. Dla członków W obiektywie miniony rok zaczął się od styczniowej wystawy w Galerii ParkTe (mieszczącej się w Parku Technologicznym), zatytułowanej Koszalin Cztery Pory Roku. – Fotografie pokazywały przeróżne zakątki i charakterystyczne okolice Koszalina w czerech porach roku – mówi Cezary Żukowski. – Tym wydarzeniem zamykaliśmy projekt o nazwie Fotografujmy, który po sześciu miesiącach dobiegł końca, a jego celem było zachęcenie mieszkańców do fotografowania, dzielenia się zdjęciami i wspólnego zdobywania doświadczenia. Kolejnym przedsięwzięciem W obiektywie była zorganizowana w kwietniu piąta odsłona imprezy Wasza galeria w klubie Kawałek Podłogi. – To swoiste forum, wystawa, na której każdy chętny może przyjść i powiesić własne zdjęcia. Tym razem przybyło ponad 30 osób chcących pokazać swoje fotografie, a kolejne kilkadziesiąt pojawiło się na wernisażu. Wystawa trwała dwa tygodnie i była bardzo chętnie odwiedzana – cieszy się Cezary Żukowski. W maju, w ramach Dni Koszalina, odbyło się święto ulicy Zwycięstwa, zorganizowane przez Koszalińską Spółdzielnię Mieszkaniową Nasz Dom. Grupa W obiektywie przygotowała plenerową wystawę, na której przedstawiono zdjęcia głównej ulicy naszego miasta w kadrach sprzed lat (pochodziły ze zbiorów prezesa Stowarzysze- Zainteresować historią Stary aparat podarowany przez dziadka i kilka zdjęć starego Koszalina wystarczyło, by Paweł Trejgo stał się prawdziwym ambasadorem fotografii przedstawiających ujęcia naszego miasta sprzed dziesiątek lat. Nie tylko ich, bo i bardzo obszernej, solidnej wiedzy historycznej, którą dzieli się z każdym zainteresowanym poprzez portal społecznościowy Facebook. Założył tam stronę Stary Koszalin, gdzie publikuje nie tylko zdjęcia, które otrzymuje od internautów, ale także materiały i ciekawostki, które sam znajduje. Jak mówi, wiele godzin spędził w Urzędzie Miejskim, bibliotece czy Archiwum Państwowym. W działalności wspierają 31-latka inni pasjonaci historii naszego miasta, m.in. prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Koszalina, Józef Maciej Sprutta. Paweł Trejgo na swoim profilu zamieszcza zdjęcia przedwojenne, jak i te z czasów Polski Ludowej. Wielu koszalinian rozpoznaje się na zdjęciach, kontaktuje z autorem strony i dosyła kolejne fotografie, zgromadzone w domowych albumach. I tak strona od 2011 roku – wtedy została utworzona – się rozwija. Dziś w zbiorach Pawła jest około 10 tysięcy zdjęć. Marzy mu się kawiarnia, w której choć część z nich można by zaprezentować. Nieformalnie, indywidualnie W minionym roku nie brakowało też inicjatyw fotograficznych organizowanych nie przez grupy, stowarzyszenia czy galerie sztuki. Trzy warte odnotowania wydarzenia przygotowała w 2015 roku jedna osoba – Urszula Cienkowska, absolwentka Instytutu Wzornic- 6 Almanach 2015 cja trwała całe wakacje. – W sumie było pięć edycji – mówi Urszula Cienkowska. – Celem akcji fotograficznych było zachęcenie mieszkańców i nie tylko do robienia zdjęć w Koszalinie, uchwycenie tych najładniejszych momentów i pokazanie miasta w jak najlepszym świetle. Ponadto chciałam, aby fotografowie-amatorzy, ale także fotografowie-profesjonaliści mogli pokazać swoje prace na wystawie w prestiżowym miejscu. Młodzi fotografują cały rok Fot. Dorota Kościuszko-Cienkowska twa Politechniki Koszalińskiej: Koszalin z okien 2 (wernisaż w styczniu, w Galerii Region), Ulicami Koszalina (wernisaż w maju, w Galerii Ratusz) i Selfi Koszalin (wernisaż planowany na początek 2016 r.). – Pierwszy projekt polegał na tym, aby mieszkańcy i miłośnicy Koszalina zrobili zdjęcia z perspektywy swoich mieszkań czy miejsc pracy. Należało przesłać zdjęcie samego widoku wraz z ramą okna – wyjaśnia pomysłodawczyni. – W akcji Ulicami Koszalina były to zdjęcia ulic wykonane na środku jezdni – dróg, przy których mieszkają lub pracują autorzy albo po prostu, którymi akurat przechodzili lub które zdaniem fotografów-amatorów są najładniejsze. Selfi Koszalin to konkurs. Zadaniem jego uczestników było przesłanie tzw. selfi (od ang. „selfie”) – zdjęcia wykonanego przy pomocy obiektywu skierowanego na swoją twarz lub odbicie w np. lustrze. W tle miał znajdować się Koszalin. – Do zdobycia była nagroda publiczności, która głosowała poprzez polubienia na Facebooku, oraz nagroda jury. W jego skład wchodzili: fotografik Grzegorz Funke, sponsor nagród Mariusz Tomczyk i fotograf Sławomir Panek. AkWydarzenia 7 F O T O G R A F I A W lutym rozstrzygnięto XII edycję Konkursu Fotografii Dziecięcej, organizowanego przez Szkołę Podstawową nr 7. Na wystawie towarzyszącej wręczaniu nagród znalazły się 283 prace 94. autorów. W marcu w Pałacu Młodzieży odbył się wernisaż fotografii Anety Myśliwiec, ubiegłorocznej maturzystki I Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Dubois. Wystawę zatytułowano Podglądam. Prace pochodziły z kilku cykli – łączyło je przedstawianie ludzi w sytuacjach, w których wydawało im się, że nikt ich nie widział. Wilgotne kalosze i Pejzaż niecodzienny – to dwa cykle, jakie zaprezentował w Bałtyckiej Galerii Sztuki koszaliński fotografik, Tomasz Juszkiewicz. Pierwszy z nich dokumentuje z pokładu kutra i pomostu w Unieściu pracę tamtejszych rybaków. Drugi to zdjęcia pokazujące pejzaż piktorialny z elementami kreacji cyfrowej. We wrześniu w Muzeum w Koszalinie można było oglądać najlepsze prace nadesłane przez młodzież na XV Muzealne Spotkania z Fotografią. – Młodzi ludzie próbują na zdjęciach odwzorować na przykład XVII- czy XVIII-wieczne malarstwo – opowiadała Elena Subbota, przewodnicząca jury. – Konkurs niewątpliwie robi progres, przede wszystkim, jeśli chodzi o wyobraźnię autorów – ocenił Wojtek Szwey, fotografik, juror konkursu. Grudzień przyniósł IX Doroczną Wystawę Pracowni Fotograficznej Pałacu Młodzieży. Wzięło w niej udział 24. wychowanków placówki, każdy zaprezentował po trzy prace. Najlepszą fotografię wybrała publiczność zgromadzona na wernisażu. Młodzież uwiecznia to, co ją interesuje: krajobraz, przyrodę, sceny z życia i ludzi. – Mamy też akt, który fotografują licealiści, uczęszczający dłużej na zajęcia sekcji – mówi Monika Kalkowska, nauczycielka w Pałacu Młodzieży. – Rok 2015 był dla nas wspaniały. Aneta Myśliwiec i Nikola Gaszyńska dostały Nagrodę Prezydenta Miasta w dziedzinie kultury, a w międzynarodowym konkursie Zawsze zielono, zawsze niebiesko jedna z pięciu głównych nagród trafiła do Nikoli Gaszyńskiej. Wpłynęło tam ponad 20 tysięcy prac. Anna Makochonik F O T O G R A F I A Fotokonfrontacje. Spójrz na mnie! Fotokonfrontacje 2015 to jedno z najważniejszych wydarzeń towarzyszących 12. Europejskiemu Festwalowi Filmowemu Integracja Ty i Ja. Pierwszy etap – realizacja – miał miejsce w czerwcu 2015 roku. Wernisaż stanowił część inauguracji festiwalu. Założeniem projektu było zmierzenie się z tematem niepełnosprawności poprzez indywidualne spotkania nietuzinkowych modeli z niepełnosprawnościami ze znakomitymi fotografikami. Powstała rzecz wyjątkowa: kilkanaście wizji artystycznych układających się w fotograficzną opowieść o pięknie i sile ludzkiego ciała opowiadaną różnymi estetycznymi językami. Zaskakująca, odważna, oryginalna i zachwycająca. Za obiektywami aparatów stanęli członkowie Związku Polskich Artystów Fotografików – Oddziału Gdańskiego: Wojciech Szwej, Edward Grzegorz Funke, Robert Gauer, Stanisław Składanowski i Wojciech Felcyn, twórcy z wieloletnim doświadczeniem, nagradzani na licznych wystawach i konkursach w kraju i na świecie. W roli modeli wystąpili: Angelika Chrapkiewicz-Gądek – prezes Stowarzyszenia Nautica i podróżniczka, Izabela Sopalska – fotomodelka, prowadząca blog Kulawa Warszawa, zawodniczka Four Kings I, klubu sportowego działającego w ramach Warszawskiego Stowarzyszenia Rugby Na Wózkach Four Kings, Danuta Bujok – zawodniczka reprezentacji Polski kobiet w siatkówce na siedząco, Tomasz Karcz – stylista fryzur, projektant mody i Andrzej Szczęsny – narciarz alpejski, paraolimpijczyk, występujący w konkurencjach dla zawodników jeżdżących na stojąco. Fotografie powstawały w ramach indywidualnych sesji. Każdy z modeli spotkał się z każdym z fotografików. Najpierw, by omówić założenia, a przede wszystkim znaleźć wspólny, twórczy język, bez którego trudno byłoby osiągnąć tak piorunujący, jak się okazało, efekt. Przez kolejne dni duety wcielały ustalenia artystyczne w życie. Zdjęcia powstawały w gościnnych wnętrzach Hotelu Gromada, nad morzem i w Kołobrzegu. Projekt stał się rodzajem twórczego eksperymentu sumującego odmienne pomysły artystów i ich interpretacje festiwalowego hasła Wizerunek moją siłą. Narodziły się subtelne portrety, fotografie klasyczne, czarno-białe, kolorowe, minimalistyczne, studyjne i plenerowe, wizualne metafory, odrealnione grafizacje, multiplikacje, formy czyste i ekscentryczne. Oddające nie tylko styl fotografików, ale i osobowość modeli. Od początku zresztą daleko wykraczających poza rolę jedynie odtwórców powierzonych im ról, ale raczej współtwórców projektu, zaangażowanych w niego niemniej niż artyści stojący po drugiej stronie obiektywu. Bohaterowie zdjęć przyznawali, że udział w Fotokonfrontacjach był także konfrontacją osobistą, wyzwaniem, przełamaniem wewnętrznych barier. Być może dlatego, że praca nie polegała na ukryciu, maskowaniu czy braniu w nawias niepełnosprawności i ułomności ciała, ale wręcz przeciwnie – pokazaniu ich na pierwszym planie. Izabela Sopalska i Tomasz Karcz to fotomodele ze sporym doświadczeniem. Pozostała trójka z pozowaniem również miała wcześniej do czynienia, ale wszyscy przyznawali, że to doświadczenie było dla nich novum. Wystawa zawisła na ścianach Galerii Region Koszalińskiej Biblioteki Publicznej, prowadzącej wprost do sali kinowej, gdzie wyświetlane były festiwalowe filmy. Nie było widza, który w drodze na seans nie zwróciłby uwagi na wyraziste fotograficzne kadry i nie przyjrzał się ich bohaterom. I chyba to właśnie świadczy najlepiej o sile osobowości modeli Fotokonfrontacji 2015, ale i sile samej sztuki pozbawionej jakichkolwiek barier. 8 Almanach 2015 F O T O G R A F I A 9 Wydarzenia Piotr Pawłowski F O T O G R A F I A Świat fotografii Marka Jóźkowa Wystawą Świat przyrody, której wernisaż odbył się w marcu 2015 roku w Klubie Osiedlowym Bałtyk w Koszalinie, Marek Jóźków, fotograf i fotoreporter, świętował 50-lecie pracy twórczej. – Przyrodę dotychczas fotografowałem sporadycznie – wyjaśnia twórca. – Po doświadczeniu z chorobą ważne stało się, bym wyszedł z domu. Pierwsza wyprawa była okazją do zrobienia zdjęć, teraz dużo pracuję w plenerze. Cisza, spokój, zapach chwili, obecność zwierząt, innych żyjątek – w zdjęciach natury, w przebywaniu w jej otoczeniu, znalazłem swoistą formę terapii – dodaje. Marek Jóźków to legenda i autorytet fotografii. Opiekun pokoleń fotografów; wielu uznanych artystów powołuje się na jego wpływ artystyczny. Był długoletnim wykładowcą w pracowni fotografii w Państwowym Ognisku Kultury Plastycznej w Koszalinie i sekcji fotografii Koszalińskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Na Skarpie. Prace swoje wystawiał na wszystkich kontynentach. Laureat wielu nagród w kraju i za granicą, zdobywca prestiżowych odznaczeń organizacji fotograficznych. Długoletni prezes – znanego w kraju – Koszalińskiego, a w późniejszych latach Bałtyckiego Towarzystwa Fotograficznego. Pozostaje pomysłodawcą i kuratorem Przeglądu Fotografii Złota Muszla, który w 2016 roku ma szansę na przebudzenie. Był wydawcą Bałtyckiego Magazynu Fotograficznego, fotoreporterem prasowym, jurorem w konkursach krajowych i zagranicznych, dokumentalistą fotograficznym, poligrafem. – Całe życie, nie tylko pracę zawodową, związałem z fotografią – przyznaje Marek Jóźków. – W rodzinnym Działdowie, w klasie licealnej, uczyłem się rysunku. Po namalowaniu barwnej grupy górali, nauczyciel kazał mi przyjść z rodzicami, ale nie po reprymendę, lecz pochwałę i wskazówkę, bym jak najszybciej trafił do szkoły plastycznej. W internacie Państwowego Liceum Technik Plastycznych w Gdyni Orłowie – jak wspomina – spotykał mieszkających tam wówczas: Czesława Niemena i Seweryna Krajewskiego. Chłonął aurę towarzy- szącą ich próbom artystycznym. Wiedział, że poświęci się fotografii, zwłaszcza, że zamiłowanie do niej zrodziło się dużo wcześniej – w dzieciństwie. – W prezencie na pierwszą komunię dostałem nie zegarek, lecz aparat fotograficzny Druh – wspomina z uśmiechem. – Pierwsza sesja okazała się porażką. Na kliszy nic nie było widać, ponieważ gody żab sfotografowałem z odległości dwudziestu centymetrów. Robieniu zdjęć nigdy nie dopisywałem filozofii – dodaje. – Moje prace najpełniej oddają to, co czuję, fotografując. W 1965 roku przyjechał do Koszalina. Jako fotograf, pracował w kilku przedsiębiorstwach. Pod koniec 1988 roku został fotoreporterem jednej z pierwszych w kraju gazet prywatnych – Gońca Pomorskiego. 10 Almanach 2015 F O T O G R A F I A – Był to jeden z najciekawszych etapów mojej pracy zawodowej – przyznaje. – Świat zmieniał się na naszych oczach. Mieliśmy wyjątkową okazję dokumentowania transformacji ustrojowej i jej pierwszych skutków. W czterech województwach Polski północnej byliśmy wszędzie tam, gdzie działo się coś ważnego. Po likwidacji dziennika w połowie lat 90., do 2002 roku, kiedy przeszedł na emeryturę, był technikiem fotografem w Okręgowym Przedsiębiorstwie Geodezyjno-Kartograficznym w Koszalinie. Wydarzenia W tym okresie odkrył nową pasję – podróżowanie. Najchętniej odwiedzał kraje basenu Morza Śródziemnego, wiele razy wracał do Chorwacji. Z wyjazdów powstały tysiące zdjęć, które wciąż czekają na swoją osobną wystawę. – Idę w kierunku pejzażu morskiego – mówi Marek Jóźków. – Lubię te momenty, gdy trzeba pojechać nad morze także wtedy, kiedy nie ma nad nim słońca, jest zimno, pogoda zmienna, pada deszcz, niby szaro, ale za to chmury są piękne, wyraziste, groźne lub bajkowe. 11 Anna Rawska F O T O G R A F I A Wojciech Szwej – rysujący światłem Jubileusz pracy obliczamy biorąc z reguły za początek moment jej rozpoczęcia. U artysty fotografika Wojciecha Szweja jest inaczej. Przypadająca w 2015 r. trzydziesta rocznica pracy twórczej liczona jest od chwili otrzymania pierwszej ważnej nagrody za zdjęcie. A było to w 1985 r. w Gorzowie Wlkp. na Fotokonfrontacjach ’85. Zdjęcie Krzesło, na którym widać stojące w piwnicy stare krzesło w pięknie padającym na nie świetle, urzekło wielkiego mistrza fotografii Edwarda Hartwiga, który przyznał Wojtkowi nagrodę. Sztuka pojawiła się w życiu Wojtka dużo wcześniej. Ojciec, Jerzy Szwej, z wykształcenia historyk sztuki, przenosił do domu rozmowy o sztuce i kulturze. Syn nasiąkał wiedzą i był przez rozmowy i kontakty ze znajomymi ojca formowany. Razem jeździli na słynne plenery w Osiekach, gdzie mały Wojtek był świadkiem rozmów z Franciszkiem Starowieyskim, Arturem Sandauerem, Januszem Boguckim, happeningów Tadeusza Kantora czy Jerzego Beresia. W 1984 r. ukończył Liceum Sztuk Plastycznych w Koszalinie, które dało mu bardzo dobre przygotowanie teoretyczne, świetne podstawy malarstwa i rzeźby. Będąc w liceum, zajrzał kiedyś do Ogniska Plastycznego. Tam trafił na swojego pierwszego fotograficznego guru czyli Marka Jóźkowa. W ognisku była piękna ciemnia, a Jóźków potrafił młodego uwrażliwić na świat i ludzi; pokazał, jak fotografią można ten świat pięknie przedstawić. Wojtek dostał skrzydeł. Wtedy też po raz pierwszy jego zdjęcie ukazało się w prasie. Fotografię czarnych postaci w tunelu prowadzącym do koszalińskiego dworca PKP opublikował tygodnik Pobrzeże. Po maturze przyszło jednak niepowodzenie. Wojciech nie dostał się na wymarzony Wydział Grafiki PWSSP w Gdańsku. Aby nie trafić do wojska, „uciekł” do Studium Nauczycielskiego w Lęborku, po którym miał zostać nauczycielem przedmiotu praca – technika. Cały czas fotografował rosyjską Zorką 4, którą dostał od ojca. Ma ją do dziś i aparat ten wywołuje uśmiech na jego twarzy. Ma do Zorki duży sentyment. To sprzęt całkowicie manualny, posługując się nią trzeba było mieć pomysł na zdjęcie i pewnie to ta stara, ale wymagająca Zorka w sporym stopniu ukształtowała późniejszego mistrza. Dyplomu w Lęborku nie obronił, ponieważ wyjechał z pielgrzymką do Włoch. Wyjazd był po prostu ucieczką z kraju. Był rok 1986, perspektywy kiepskie, a Wojtek chciał robić porządną fotografię artystyczną. We Włoszech trafił do obozu dla emigrantów. Utrzymywał się z rysowania obrazków na ulicach, trochę sprzątał w kościele. Po półtora roku wyemigrował do Montrealu (Kanada). Ciągnęło go do sztuki, a najbardziej oczywiście do fotografii. Wojtek twierdzi, że zawsze miał szczęście do ludzi i to mu zwykle pomagało. W Montrealu poznał pewną Francuzkę prowadzącą zajęcia plastyczne, która zorientowała się, że Wojtek ma dobrą bazę (zdobytą w koszalińskim liceum plastycznym) i zachęciła go do zdawania na Universitè du Quèbec á Montrèal. Dostał się i po czterech latach otrzymał dyplom Wydziału Graphic Design za pracę o Salvadorze Dalim. Okres studiów w Montrealu był niezwykle ciekawy i twórczy. Razem z grafikiem, autorem plakatów i designerem, prof. Alfredem Hałasą, promowali za oceanem polską szkołę plakatu: na stałe zainstalowali na Uniwersytecie Montrealskim kolekcję polskiego plakatu, przygotowywali wystawy, zapraszali na wykłady czołowych polskich grafików – Starowieyskiego, Górowskiego, Duszka. Już po studiach dwa lata pracował jako grafik w L’Oreal, projektując reklamy do pism, m.in. Elle. W pewnym momencie poczuł zmęczenie pracą, był ciągle w biegu, stale pod presją czasu, a chciał od czasu do czasu zobaczyć zieloną trawę czy trochę lasu. Dostał się do agencji fotograficznej, zaczął też pracę na własny rachunek zakładając firmę Life&Art. Communication. Cały czas uprawiał fotografię artystyczną, osobistą, najlepiej czuł się w fotografii analogowej. Fotografował na zamówienia komercyjne, publikował fotoreportaże w prasie, przygotowywał katalogi. Zaczął próbować fotografii cyfrowej i pracy z komputerem. Zjeździł całą Amerykę. Robiąc fotoreportaż w Miami na Florydzie, zobaczył wspaniałe statki pasażerskie i zachwycił się nimi. Dostał się 12 Almanach 2015 do zespołu fotografów robiących na pokładzie statków zdjęcia portretowe, potem został managerem tego teamu. Wojtek szczególnie lubi portrety czarno-białe, ponieważ czerń i biel dają pewną tajemniczość. Na statkach pochłonęła go fotografia portretowa; zaczęła też przynosić niezłe dochody. W takie fotografowanie wsiąknął na 10 lat. W 2009 r. wrócił do Koszalina, tu mieszka z żoną i córką, ale co roku, na 3-4 miesiące leci na Dominikanę, gdzie w ekskluzywnym hotelu wykonuje równie ekskluzywne sesje zdjęciowe hotelowym gościom. Zaczął też fotografować wnętrza i współpracuje z pismem Czas na wnętrze. Trochę czasu pozostaje na przygotowywanie wystaw indywidualnych. – Udało mi się zgrać trzy linie – mówi Wojtek Szwej. – pracę połączoną z pasją, podróże, które uwielbiam i całkiem niezłe pieniądze. Skrzyżowanie tych zjawisk daje niebywałą satysfakcję. Podróże są dla mnie uniwersytetem życia, a dzięki fotografii poznałem fantastycznych ludzi. Zdanie „Pana zdjęcie jest najlepszym, jakie mi zrobiono” jest dla mnie największą zapłatą. Fotografia potrafi mieć fenomenalną siłę. Wielu robi zdjęcia, ale tylko zawodowcy wiedzą, że naciśnięcie migawki jest ostatnim elementem. Słowo „fotografia” wywodzi się z greckiego: photo – światło i graphein – pisać. Taki sposób na życie – rysowaniem światłem – wybrałem i na razie „idzie”. Wojciech Szwej jest członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików i Professional Photographers of Canada. F O T O G R A F I A Wydarzenia 13 Izabela Rogowska Przez sześć kontynentów po... Złoty Medal F O T O G R A F I A Edward Grzegorz Funke od wielu lat pozostaje jednym z najczęściej wystawiających twórców koszalińskich. W ubiegłym roku otrzymał wyjątkowe wyróżnienie od środowiska polskich fotografów. kilkunastu lat odwiedzili ponad 50 krajów na sześciu kontynentach. Ciekawość innych ludzi i kultur zaowocowała 20. wystawami tematycznymi i ponad 50. zbiorowymi. Fotograf od lat pozostaje jednym z najczęściej wystawiających twórców koszalińskich. – Za główny cel projektu uważam prezentację fotorelacji jak największej liczbie odbiorców – mówi fotograf. – Dlatego jeździmy z wystawami po całej Polsce. Innym elementem, na którym nam zależy, jest promocja świadomego podróżowania do miejsc wrażliwych, wymagających spojrzenia okiem dokumentalisty, zachowania integralności kulturowej miejscowych społeczności. W 2015 roku Edward Grzegorz Funke pokazał swoje prace między innymi w Muzeum Podróżników im Tony’ego Halika w Toruniu (wrzesień) oraz w Muzeum Okręgowym w Lesznie (październik). W obydwu miejscach przekazał darowizny twórcze, które zasiliły zbiory tych placówek. W Lesznie pozostawił dwie prace – z USA (2002) i Tanzanii (2004), natomiast w Toruniu aż 10 wielkoformatowych zdjęć oprawionych – z Etiopii (2013). – Dla każdego fotografa podróżnika muzeum toruńskie jest miejscem szczególnym – twierdzi Edward Grzegorz Funke. – Kuratorem wystawy, bardzo popularnej wśród zwiedzających, była doktor Magdalena Nierzwicka, kustosz muzeum, która specjalizuje się w tych samych rejonach Afryki. Wszystko to złożyło się na duże przeżycie twórcze. Wprost z Torunia ekspozycja pojechała do Leszna. Muzeum ma salę wystawową w budynku po dawnej synagodze. – Wyjątkowo piękne miejsce – przyznaje fotograf. – Wernisaż stał się okazją do spotkania ze środowiskiem fotografów, podróżników; wiele godzin opowiadaliśmy o zdjęciach i podróżach. To wspaniałe, gdy fotografie dają pretekst do spotkania z ludźmi, do rozmowy, wymiany poglądów. Obraz uzupełniony słowem staje się wtedy jeszcze bardziej wyrazisty. Edward Grzegorz Funke, koszaliński fotograf i podróżnik, na początku 2015 roku otrzymał tytuł honorowy i złoty medal „Zasłużonego dla fotografii polskiej”, prestiżowe wyróżnienia przyznawane przez Fotoklub Rzeczypospolitej Polskiej Stowarzyszenie Twórców (FRPST). Autor projektu Portret Świata jest 25. twórcą uhonorowanym w ten sposób przez FRPST od powstania stowarzyszenia w 1995 roku. Fotoklub RP, podobnie jak Związek Polskich Artystów Fotografików, nawiązuje do tradycji przedwojennego Fotoklubu Polskiego (1929-1939). Skupia i promuje artystów fotografów, którzy dbają o rozwój fotografii artystycznej. – To dla mnie ogromne wyróżnienie – przyznaje twórca. – Znalazłem się w gronie wybitnych artystów, wizjonerów wyznaczających nowe trendy, pionierów fotografii, klasyków uznanych w świecie. Złoty medal traktuję także jako podsumowanie mojej dotychczasowej pracy i dorobku. Edward Grzegorz Funke fotografuje od dziecka, a regularnie – od czasów studenckich (1965). Jest absolwentem Politechniki Gdańskiej i doktorem nauk technicznych. W 2014 roku świętował 50-lecie debiutu. Z tej okazji kołobrzeskie wydawnictwo Kamera opublikowało jego album Moja podróż – przez sześć kontynentów do Swisłoczy, o którym informowaliśmy w ubiegłorocznym wydaniu Almanachu. Wydawnictwu towarzyszyła wystawa przekrojowa pod tym samym tytułem, która była – jak tłumaczy sam twórca – „nostalgicznym bilansem i swoistą analizą mojego życia artystycznego”. W ramach autorskiego Portretu Świata, Edward Grzegorz Funke, wspólnie z żoną Krystyną, która dokumentuje ich wyprawy, w ciągu 14 Almanach 2015 F O T O G R A F I A 15 Wydarzenia Niemal 70 filmów obejrzeli widzowie 34. Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych (KFDF) Młodzi i Film 2015. Najmłodsi filmowcy pokazali kino różnorodne i pomysłowe, przy tym aktualne i bezkompromisowe. Konkurs główny wygrał film, który ma w sobie wszystko to, czego w polskim kinie przez lata brakowało: wściekłość, energię i bezpretensjonalność. Piotr Pawłowski Kino energii, poszukiwań, ryzyka F I L M 34. Koszaliński Festiwal Debiutów Filmowych Młodzi i Film, 22-27 czerwca 2015 Polskie gówno Grzegorza Jankowskiego, nietypowy jak na polskie kino musical, w dużej mierze wymyślony i napisany przez człowieka orkiestrę (dosłownie i w przenośni) Tymona Tymańskiego, który w brawurowo opowiedzianej historii pierwszej trasy koncertowej bandu Tranzystory z Pruszcza Gdańskiego, zawarł własne gorzkie doświadczenia, to bezsprzecznie W dwóch największych sekcjach, a więc konkursie pełnometrażowych debiutów fabularnych i konkursie krótkometrażowych debiutów filmowych, widzowie obejrzeli 11 fabuł pełnometrażowych, 29 fabuł krótkich, 15 filmów dokumentalnych i 14 animacji. Filmy pełnometrażowe oceniało jury w składzie: reżyser Łukasz Palkowski (przewodniczący), aktorka Agnieszka Wosińska, operator Arkadiusz Tomiak, pisarz Wojciech Kuczok oraz reżyser i scenarzysta Filip Marczewski. W składzie jury oceniającego filmy krótkometrażowe znaleźli się: reżyserka i wokalistka Maria Sadowska (przewodnicząca), pro- najlepszy film festiwalu. Kino dla myślących, które – jak w Rejsie – niewidzialnymi klapsami funduje idealistom lekcję polskiego realizmu, rozprawiając się ze wszystkimi naszymi mitami, kompleksami, lękami. W Polskim gównie, które mimo wielu niedociągnięć jest przykładem kina zrealizowanego z pasją (siedem lat pracy z budżetem domowym), na plan pierwszy wysuwa się to, czego wszyscy szukamy w sztuce współczesnej – prawda. Absurdalna rzeczywistość kraju, w którym ponad wszystko liczą się pozory, a nie działa sprawnie żaden z systemów, naszpikowana jest cwaniakami, pozerami, oszustami, dla których nie ma żadnych wartości i świętości. Widzowie wychodzili z filmu Janowskiego i Tymańskiego, o dziwo, uśmiechnięci, podniesieni na duchu. Mają świadomość, gdzie żyją, natomiast nie wiedzieli, jak wielu ludzi myśli i czuje podobnie jak oni. Polskie gówno wpisało się w atmosferę festiwalu, w którym od lat króluje bezkompromisowość przypisana nie tylko do młodości, lecz także do pierwszych uniesień artystycznych. 16 Almanach 2015 pokazania filmów przejmujących, klimatycznych, zajmujących osobne miejsce w kinie. W programie znalazła się retrospektywa filmów wybitnego twórcy, Grzegorza Królikiewicza (rocznik 1939), na którą złożyły się: Na wylot (na otwarcie), Idź, Przypadek Pekosińskiego, Zabicie ciotki i najnowszy film reżysera – Sąsiady. Festiwal koszaliński to jednak nie tylko projekcje filmowe; Metafory i symbole – uwielbiam posługiwać się nimi w twórczości. Chciałem połączyć kilka elementów składowych z genezy powstania festiwalu i cyklu kinematograficzno–demograficznego. Chodziło mi o to, żeby plakat oddawał proces wchodzenia w zawód filmowca i symbolizował cykl tworzenia. Artysta jest laureatem srebrnej statuetki Clio Key Art Awards 2015; to prestiżowe wyróżnienie skierowane do przedstawicieli branży reklamowej, rozrywkowej i artystycznej, akcentuje kreatywne i innowacyjne rozwiązania w komunikacji marketingowej i promocji. Wracając do filmów. Największym atutem zestawu debiutów pełnometrażowych było ich silne zróżnicowanie, od wizji teatralnych (Między nami dobrze jest, Noc Walpurgi), przez – popularne w kinie polskim – rozliczenia rodzinne (Piąte: nie odchodź!, Ojciec, Wołanie) i przaśne, naciągane komedie (Disco polo, Kebab i horoskop), aż po ducentka Andźka Wydra, autorka filmów Ewa Borysewicz, reżyser i fotograf Vahram Mkhitaryan oraz operator Michał Sobociński. Poza konkursem, w sekcji debiutów zagranicznych, widzowie zobaczyli Plemię Myrosława Słaboszpyckyja, Dzikie historie Damiána Szifróna, O koniach i ludziach Benedikta Erlingssona, Zaprzysiężona dziewica Laury Bispuri oraz Sugar Man Malika Bendjelloula. O tym zestawie debiutów zagranicznych Paweł Strojek, dyrektor festiwalu i Centrum Kultury 105 w Koszalinie, współorganizatora Młodych i Film, mówił: – Dawno nie gościliśmy tak zdecydowanych faworytów liczących się festiwali na świecie. Mamy przyjemność Wydarzenia 17 F I L M towarzyszą im koncerty (w tym roku: Mikołaj Trzaska, Gaba Kulka, Rebeka, Skubas i Jamaram), panele dyskusyjne i rozmowy publiczności z twórcami (dyskusje Szczerość za szczerość). Wydarzeniem była wystawa zdjęć Magdy Hueckel, współautorki nominowanego do Oscara filmu dokumentalnego Nasza klątwa. Wstęp na wszystkie seanse i imprezy jest bezpłatny. Główną nagrodą MiF jest Wielki Jantar dla najlepszego debiutu filmowego, z dodatkiem 20 tys. zł. Jurorzy mają do dyspozycji także statuetki za reżyserię (12 tys. zł), scenariusz (10 tys. zł), zdjęcia, kobiecą i męską rolę główną, odkrycie aktorskie i muzykę (po osiem tys. zł), dźwięk (cztery tys. zł), za fabułę krótkometrażową, dokument i animację (po pięć tys. zł). Jantary” przyznaje twórcom również publiczność, dziennikarze i jury młodzieżowe. Autorem posteru festiwalowego był Tomasz Opasiński, nagradzany plakacista, który mówił o swojej pracy: przypowieści zaangażowane społecznie (Mur, Arizona w mojej głowie) oraz filmy krytycznie portretujące wycinek rzeczywistości (Polskie gówno, Sprawiedliwy). Ten ostatni obraz, w reżyserii najstarszego debiutanta, Michała Szczerbica (rocznik 1944), producenta i scenarzysty, przeszedł w Koszalinie niemal bez echa (nagroda aktorska), a szkoda. Siłą wyrazu dorównuje innym filmowym rozliczeniom z trudną historią polsko-żydowską z ostatnich lat. Wśród filmów krótkometrażowych, co podkreślali jurorzy, dominowały i aspiracji – tłumaczył Paweł Strojek. – Kino energii, poszukiwań, ryzyka. Młodzi twórcy nie uciekają od trudnych treści w karkołomne formy, mają dobry przegląd kina światowego, sięgają po trendy i szukają inspiracji w innych dziedzinach sztuki. Nagrodzeni w Koszalinie reżyserzy nie kryli tym faktem zaskoczenia. Grzegorz Jankowski: – Totalny szok. Nie liczyliśmy na żadną nagrodę; nasz film nie pochodzi z głównego nurtu. Jest punkowy, subiektywny, męski. Tym bardziej dziękujemy jury za odwagę. Drugim z największych zwycięzców KFDF 2015 był film Marcina Bortkiewicza Noc Walpurgi, o którym twórca mówił: – Chciałem zrobić mocny film. Taki, który widz zapamięta, z którym wyjdzie później z kina, o którym będzie chciał dyskutować, o który, być może, chciałby się pokłócić. Przecież o to chodzi, żebyśmy potem o tych filmach rozmawiali. trudne relacje międzypokoleniowe. F I L M – Pokazywana przez twórców rzeczywistość to nie wydumany, obcy, wykreowany, świat, lecz świat ich problemów, marzeń, lęków 18 Almanach 2015 Konkurs pełnometrażowych debiutów fabularnych Arizona w mojej głowie, reż. Mathias Huser Disco polo, reż. Maciek Bochniak Kebab i horoskop, reż. Grzegorz Jaroszuk Między nami dobrze jest, reż. Grzegorz Jarzyna Mur, reż. Dariusz Glazer Noc Walpurgi, reż. Marcin Bortkiewicz Ojciec, reż. Artur Urbański Piąte: nie odchodź!, reż. Katarzyna Jungowska Polskie gówno, reż. Grzegorz Jankowski Sprawiedliwy, reż. Michał Szczerbic Wołanie, reż. Marcin Dudziak Jantar 2015 za muzykę: Tymon Tymański, Robert Brylewski, Arkadiusz Kraśniewski do filmu Polskie gówno (za: „rock’n roll”). Jantar 2015 za dźwięk (nagroda ufundowana przez Toya Studios): Maria Chilarecka, Michał Bagiński za film Ojciec („Za skonstruowanie dodatkowej warstwy narracyjnej, solidną postprodukcję, interesujący montaż efektów i muzyki, dobre, dynamiczne zgranie”). Nagroda dziennikarzy: Noc Walpurgi („Za brawurę, wizję i przywrócenie polskiemu kinu Małgorzaty Zajączkowskiej”). Nagroda Jury Młodzieżowego: Noc Walpurgi („Za magię, która pod urokiem sceny i genialnego aktorstwa promienieje z ekranu, za podjęcie ważkiego tematu, który w niebanalnej odsłonie nabiera nowych znaczeń i interpretacji i za duchy przeszłości, którym Goethe i Wagner przyglądają się z podziwem”). Laureaci 34. edycji KFDF Młodzi i Film Konkurs pełnometrażowych debiutów fabularnych Wielki Jantar 2015 dla najlepszego debiutu: Polskie gówno, reż. Grzegorz Jankowski („Za bezpretensjonalność, wściekłą szyderczość, spójność estetyczną, wytrwałość i niezwykły ładunek energii”). Nagroda Publiczności: Noc Walpurgi, reż. Marcin Bortkiewicz. Jantar 2015 im. Stanisława Różewicza za reżyserię: Między nami dobrze jest, reż. Grzegorz Jarzyna („Za mistrzowskie prowadzenie aktorów i zaskakujące przeniesienie języka teatru na ekran”). Jantar 2015 za krótkometrażowy film fabularny: Dzień babci, reż. Miłosz Sakowski („Za intensywną emocjonalnie podróż rozpiętą pomiędzy łzami a śmiechem. Za świetne kreacje aktorskie Anny Dymnej i Mateusza Nędzy oraz brawurową reżyserię, która pozwala nam całkowicie zanurzyć się w historii”). Jantar 2015 za najlepszy scenariusz: Marcin Bortkiewicz, Magdalena Gauer za Noc Walpurgi („Za trafione i literacko zmyślne użycie postpamięci do stworzenia bohatera tragicznego”). Jantar 2015 za główną rolę kobiecą: Małgorzata Zajączkowska w filmie Noc Walpurgi („Za brawurowe i bezgraniczne oddanie się roli w ramach ryzykownej konwencji”). Jantar 2015 za krótkometrażowy film dokumentalny: Mów do mnie, reż. Marta Prus („Za postawienie pytania o przekraczanie granic i odwagę w odsłanianiu warsztatu dokumentalisty”). Jantar 2015 za główną rolę męską: Adam Woronowicz w filmie Między nami dobrze jest („Za olśniewającą, wirtuozerską kreację w czterech ścianach”). Nagroda Specjalna Legalnej Kultury: Koniec świata, reż. Monika Pawluczuk. Jantar 2015 za odkrycie aktorskie: Katarzyna Dąbrowska w filmie Sprawiedliwy („Za charyzmę ekranową, dojrzałe, świadome i wyważone wykreowanie postaci”). Nagroda Dziennikarzy: Dzień babci („Za najbardziej zuchwały numer na wnuczka w polskim kinie”). Wyróżnienia: Ameryka, reż. Aleksandra Terpińska; Oczy mojego ojca, reż. Bartosz Blaschke; Jacek Podgórski za zdjęcia do filmu Moloch. Wyróżnienia pozaregulaminowe: Nikola Raczko za rolę w filmie Kroki; Tomasz Siwiński za rolę w filmie Niebieski pokój. Jantar 2015 za zdjęcia: Tomasz Naumiuk do filmu Disco polo („Za zbudowanie niebywale bogatej formy wizualnej, za świadome i odważne wykorzystanie narzędzi filmowych w kreowaniu nieistniejącego świata”). Wydarzenia 19 F I L M Konkurs krótkometrażowych debiutów filmowych Jantar 2015 za krótkometrażowy film animowany: Dokument, reż. Marcin Podolec („Za oszczędną i poruszającą opowieść o samotności i tęsknocie, na którą mimowolnie skazujemy naszych bliskich”). Anna Makochonik Siła jest w każdym z nas F I L M 12. Europejski Festiwal Filmowy Integracja Ty i Ja, 8-12 września 2015 2015 w tej kategorii otrzymał film Agnieszki Zwiefki Królowa ciszy, a wyróżnienie Casa Blanca w reżyserii Aleksandry Maciuszek. Filmów fabularnych w konkursie znalazło się jedynie osiem, ale były to tytuły bardzo mocne, na czele z filmem Plemię (Ukraina), chyba najbardziej kontrowersyjnym w dwunastoletniej historii festiwalu. Trudny i bezkompromisowy obraz poruszył temat tabu – przemocy w środowisku osób niepełnosprawnych. Nie zdobył uznania jury i podzielił publiczność. Cenne jest jednak – a Plemię jest tego przykładem – że twórcy coraz odważniej sięgają właśnie po tematy trudne, dostrzegając coraz więcej niuansów dotyczących osób niepełnosprawnych, ale też ich rodzin, otoczenia i opowiadając o tym oryginalnym językiem, z użyciem nowatorskich środków wyrazu. Jury przewodniczył reżyser, Ryszard Bugajski, a w składzie znaleźli się Monika Kuszyńska – wokalistka, Bodo Kox – reżyser (laureat Motyla 2013 za Dziewczynę z szafy) i Mariusz Trzeciakiewicz, prezes Fundacji Na Rzecz Rozwoju Audiodeskrypcji Katarynka. Werdykt – jak podkreślił przewodniczący w czasie gali wręczenia nagród – był jednomyślny. Statuetki Motyli osobiście odebrali twórcy-amatorzy: Mieczysław Krzel za film Nasza rozmowa, przedstawicielki DPS Legnickie Pole za animację Ogrodowy straszny rycerz (wyróżnienie) oraz laureaci nagrody publiczności za film To nie koniec drogi – ekipa motocyklistów, także uczestników festiwalowych spotkań: Robert Czyżewicz, Jarosław Frankowski, Sebastian Korczak. Tuż po zakończeniu 11. Europejskiego Festiwalu Filmowego Integracja Ty i Ja w 2014 roku zastanawialiśmy się, jaki temat, ideę, problem uczynić osią kolejnej edycji. O czym w kontekście niepełnosprawności mówi się mało albo wcale? Co wciąż jest tabu i jak o nim opowiedzieć? Pomyśleliśmy o ciele, fizyczności, zewnętrzności. „Jak nas widzą, tak nas piszą” – mówi przysłowie, o którego głębi i mądrości można by dyskutować. Jak interpretować je w przypadku osób niepełnosprawnych? Jesteśmy przekonani, że osobowość i charyzma odwracają uwagę od dysfunkcji ciała i jego ułomności, one same zaś – paradoksalnie – wyzwalają w osobach niepełnosprawnych pokłady samozaparcia, siły, życiowej pasji. Przekonaliśmy się o tym, wielokrotnie goszcząc na festiwalu ludzi o niesamowitych życiorysach i osiągnięciach. Hasło 12. EFF Integracja Ty i Ja – Wizerunek moją siłą – mógłby być podtytułem każdego wcześniejszego i przyszłego festiwalu, bo każda edycja w istocie właśnie tę myśl realizuje. Bohaterowie festiwalu od dwunastu lat opowiadają historie o wychodzeniu z cienia, tolerancji, determinacji życiowej, a filmowcy dokumentują tę walkę w konkursowych filmach. Słowo „integracja” w czasie tej edycji nabrało szczególnego znaczenia – akcentując nie tylko potrzebę integracji społecznej, ale także integracji z własnym „ja”, wbrew niedoskonałości i ograniczeniom fizycznym. Pesymizm kontra optymizm Jak nas widzą... Motyl 2015 w kategorii film fabularny poleciał aż do Libanu, kraju po raz pierwszy reprezentowanego w konkursie filmowym. Anioł Amina Dory zauroczył nie tylko jury, ale i publiczność optymistycznym, metafizycznym przesłaniem. Akcenty w 36. konkursowych produkcjach rozkładały się różnie. Obok filmów pełnych nadziei i optymizmu na ekranie kina Alternatywa wyświetlano też obrazy niełatwych zmagań z chorobą, starością, samotnością czy przemocą. Tak szeroki wachlarz zagadnień wciąż obecny jest przede wszystkim w dokumentach – w tym roku było ich aż 21. Motyla EFF Integracja Ty i Ja to festiwal przede wszystkim filmowy, ale jego program od lat jest zestawieniem różnych dziedzin sztuki: muzyki, fotografii, performance’u, w tym roku także mody. Motywem przewodnim stała się przemiana. Symboliczna, odzwierciedlana przez oprawę plastyczną i happeningi miejskie promujące festiwal, ale i dosłowna – realizowana we współpracy z Fundacją Jedyna Taka. Finałem kilku aktywności – warsztatów kreowania wizerunku, wizażu i stylizacji przeznaczonych dla pań z niepełno- 20 Almanach 2015 F I L M Preludium 12. EFF Integracja Ty i Ja stały się czerwcowe Fotokonfrontacje 2015, projekt fotograficzny, którego efektem była kolejna niezwykła wystawa. Pięciu znakomitych twórców zrzeszonych w ZPAF – Oddział Gdańsk spotkało się z pięcioma modelami z niepełnosprawnością, ludźmi niezwykłych talentów i osobowości: Danutą Bujok, Izabelą Sopalską, Angeliką Chrapkiewicz-Gądek, Andrzejem Szczęsnym i Tomaszem Karczem. Punktem wyjścia było hasło festiwalowe, a rezultat przerósł oczekiwania obu stron. Powstały piękne fotografie w różnych stylistykach od subtelnych portretów sprawnością była metamorfoza totalna, której poddała się Krystyna Hirowicz obdarowana przez fundację nowoczesnym wózkiem oraz integracyjny pokaz mody w Galerii Emka. Modelki pełnosprawne Image-Agencji Eventowej spotkały się na wybiegu z podopiecznymi Butterfly Agency Models, prowadzonej przez Jedyną Taką. W Koszalinie gościło dziewięć modelek agencji, w tym Miss Polski na Wózku 2015, Katarzyna Kozioł. Fundacja do Koszalina przywiozła też swoją wystawę Jedyna Taka Mama poświęconą macierzyństwu niepełnosprawnych kobiet. Wydarzenia 21 żyło na nazwę Dyskusja bez barier. Jurorka opowiadała nie tylko o swoim powrocie na scenę, ale też życiu po wypadku. – Jestem pogodzona z niepełnosprawnością. Nie traktuję jej jak ułomności, ale jak swoją immanentną cechę – mówiła. Monika Kuszyńska wspominała też poprzedni pobyt na EFF Integracja Ty i Ja, w 2009 r., kiedy po raz pierwszy od czasu wypadku pojawiła się na scenie. – To było moje być albo nie być – zaznaczyła. – Założyłam, że jeśli się uda, będę dalej śpiewać, ale wówczas nie byłam pewna tego, co się zdarzy, jak zostanę odebrana, jak publiczność zareaguje, widząc mnie na wózku. Sala była pełna po brzegi, ludzie płakali. Zdarzyło się wtedy coś niezwykłego. Wróciłam na scenę i dziś jestem w zupełnie innym punkcie życia. Wokalistka przyznała, że w tamtym czasie otrzymywała propozycje koncertów, ale konsekwentnie odmawiała występów. – Dostałam maila z zaproszeniem od Barbary Jaroszyk. Do przyjazdu do Koszalina skłoniło mnie zdanie, które się w nim znalazło: „Jest tu Pani bardzo potrzebna”. To mnie poruszyło, bo moją motywacją do robienia czegokolwiek – także teraz – jest świadomość bycia potrzebnym. Z publicznością spotkali się też jurorzy – Ryszard Bugajski, Bodo Kox, Katarzyna Kozioł, modele Fotokonfrontacji, przedstawiciele Ergo Hestii prezentujący specjalne programy osobom poszkodowanym w wypadkach i przywracających ich do życia zawodowego i społecznego, Kacper Hefta, autor niedawno wydanej książki Anderstend. W miasteczku festiwalowym przy Koszalińskiej Bibliotece Publicznej zaprojektowanym przez nieocenioną Beatę Jasionek miały miejsce warsztaty ruchu i alternatywnej motoryki, plenerowe happeningi teatralno-modowe, spektakl Efekt motyla Teatru Recepta i podopiecznych Pałacu Młodzieży oraz wiele innych integracyjnych działań. Część z nich odbyła się w przestrzeni miasta, na placu przed ratuszem i autobusach MZK w Koszalinie. po zdjęcia z pogranicza eksperymentów graficznych. Bohaterowie Fotokonfrontacji spotkali się ponownie w czasie wernisażu towarzyszącego inauguracji festiwalu, a przez kolejne dni uczestniczyli w dyskusjach z uczniami w koszalińskich szkołach i z publicznością festiwalową, opowiadając o swojej drodze do akceptacji siebie i rzeczywistości. F I L M Po pierwsze – osobowość Wystawa z pewnością była jednym z najważniejszych punktów programu Integracji 2015, ale te najbardziej poruszające należały do sfery muzycznej. Wydarzeniem muzycznym był koncert Jacka Barzyckiego dla wypełnionego po brzegi namiotu festiwalowego. Wokalista z zespołem Kwiaciarnia zagrał utwory z przeszłości – repertuaru zespołu Gdzie Cikwiaty, ale też nowsze. Inaugurację festiwalu uświetnił fantastyczny koncert innego wojownika – jak sam o sobie mówi – Tomasza ’ Kowala’ Kowalskiego z zespołem FBB. Muzyk-spadkobierca tradycji bluesowych spod znaku Ryszarda Riedla i Tadeusza Nalepy uległ poważnemu wypadkowi i porusza się na wózku. Na festiwalu pojawił się także w roli „ambasadora” egzoszkieletu, cudu techniki rehabilitacyjnej, która pozwala osobom niepełnosprawnym ruchowo dosłownie stanąć na nogi. W Koszalinie – dzięki organizatorowi prezentacji, Ergo Hestii – z możliwości wypróbowania sprzętu skorzystało kilkanaście osób. Na zakończenie festiwalu zaśpiewała Monika Kuszyńska. Wokalistka wcześniej była bohaterką spotkania, które wyjątkowo zasłu- Festiwal wszędzie Z roku na rok festiwal pęcznieje od wydarzeń, ale rozrasta się też o kolejne miejsca, nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Małe Festiwale Ty i Ja zorganizowało w tym roku 30. miejscowości, a każda z tych edycji – poza wspólnymi filmami – miała odrębne programy artystyczne przygotowywane przez lokalnych animatorów. Festiwalowe filmy pokazało 16 kin lokalnych i studyjnych w dużych miastach, np. Krakowie, Poznaniu, Warszawie. W ostatnim kwartale 2015 roku gościł w kilku miastach europejskich, m.in. w Brukseli (Parlament Europejski), Londynie, Madrycie, Chorwacji, na Litwie. 22 Almanach 2015 F I L M Werdykt jury: Wyróżnienie w kategorii film dokumentalny dla filmu Casa Blanca w reżyserii Aleksandry Maciuszek (Polska) Wyróżnienie w kategorii film amatorski dla filmu Ogrodowy straszny rycerz w reżyserii DPS Legnickie Pole Motyl 2015 za najlepszy film amatorski: Nasza rozmowa w reżyserii Mieczysława Krzela Motyl 2015 za najlepszy film dokumentalny: Królowa ciszy w reżyserii Agnieszki Zwiefki (Polska) Motyl 2015 za najlepszy film fabularny: Anioł w reżyserii Amina Dory (Liban) Nagroda publiczności: To nie koniec drogi w reżyserii Roberta Czyżewicza, Jarosława Frankowskiego oraz Sebastiana Korczaka Wydarzenia 23 Izabela Nowak Spotkanie z legendą F I L M XIII Międzynarodowy Festiwal Filmów Dokumentalnych o Włodzimierzu Wysockim Pasje według świętego Włodzimierza Od czternastu lat Koszalin jest miejscem, w którym spotykają się wielbiciele talentu i charyzmatycznej osobowości Włodzimierza Wysockiego. Przyciągają ich kolejne edycje Międzynarodowego Festiwalu Filmów Dokumentalnych poświęconych temu wielkiemu rosyjskiemu twórcy. Festiwal narodził się z artystycznych pasji Marleny Zimnej – wybitnej znawczyni życia i twórczości niezapomnianego rosyjskiego „Hamleta z gitarą”, autorki książek biograficznych poświęconych Wysockiemu oraz przekładów jego poezji, a także dyrektora i kustoszki powołanego przez siebie Muzeum oraz Instytutu Naukowego Włodzimierza Wysockiego. XIII Międzynarodowy Festiwal Filmów Dokumentalnych o Włodzimierzu Wysockim Pasje według świętego Włodzimierza odbył się w dniach 17-19 stycznia 2015 i zgromadził reżyserów filmowych, naukowców, pisarzy, piosenkarzy, aktorów, fotografików, malarzy i dziennikarzy z osiemnastu krajów – Albanii, Armenii, Białorusi, Bułgarii, Czech, Etiopii, Francji, Gruzji, Izraela, Japonii, Jordanii, Łotwy, Polski, Rosji, Turkmenii, Ukrainy, USA i z Wielkiej Brytanii. Wszystkich gości połączyła fascynacja Włodzimierzem Wysockim. z nich, bowiem jedynym festiwalowym jurorem jest publiczność. W ramach festiwalu odbywają się wystawy – fotograficzne i plastyczne, koncerty, spotkania z reżyserami i literatami, konkurs na najbarwniejszą osobowość festiwalu Najlepiej o Wołodii, projekcje unikatowych materiałów archiwalnych oraz wieczorne koncerty wieńczące festiwalowe dni. Przyznawana jest również Nagroda Specjalna dla reżyserów filmowych za całokształt twórczości, oczywiście ocenianej w kontekście filmów poświęconych Wysockiemu. Ubiegłoroczna edycja festiwalu wzbogaciła się o interesującą innowację – wręczenie Wysockich Nobli za najlepsze książki roku o Włodzimierzu Wysockim, tomy jego poezji i audiobooki. Te jedynie w świecie nagrody literackie zostały przyznane przez Instytut Włodzimierza Wysockiego w Koszalinie, powołany do życia w 2014 roku z okazji 20-lecia działalności muzeum poety. Kolejnym nowatorskim elementem było odsłonięcie wmurowanego na ulicy Bolesława Chrobrego medalu Vlad Vysotskij autorstwa łotewskiego rzeźbiarza-medaliera Jānisa Strupulisa. Unikatowy medal został ofiarowany miastu Koszalin przez Stowarzyszenie Miera Kauss z Rygi. Jest częścią projektu Atlas Wysockiego realizowanego przez łotewskich artystów tworzących tzw. Wysocką mapę świata, upamiętniającą miasta związane z rosyjskim artystą. W hołdzie Wysockiemu Koszaliński festiwal jest imprezą absolutnie unikalną w skali nie tylko Polski, ale i świata. Ma jednego bohatera – Włodzimierza Wysockiego. I chociaż od śmierci artysty niedawno minęło trzydzieści pięć lat, jego popularność nie słabnie. Przeciwnie, z roku na rok powiększa się grono ludzi zafascynowanych twórczością legendarnego Wołodii – poety, pieśniarza, aktora teatralnego i filmowego, kompozytora i scenarzysty. Na całym świecie powstają wciąż nowe filmy i książki – naukowe, popularno-naukowe, wspomnieniowe i beletrystyczne – prezentujące różnorodne aspekty artystycznej działalności niezapomnianego barda wolności. Wysocki jest także inspiracją dla wielu artystów – malarzy i fotografików. Zgodnie z wieloletnią tradycją uczestnicy festiwalu mieli okazję zobaczyć interesujące filmy dokumentalne i nagrodzić najlepsze W dokumencie Każdego roku do Koszalina nadsyłane są filmy dokumentalne z kilkudziesięciu krajów całego świata, poświęcone Włodzimierzowi Wysockiemu – historii jego życia, wieloaspektowej twórczości i wciąż żywej legendzie. W szeroko rozumianym pojęciu „dokumentu” znalazły się również animacje oraz filmowe zapisy wydarzeń związanych z rosyjskim bardem. W tegorocznym konkursie głównym rywalizowało dwanaście filmów z dziewięciu krajów – Estonii, Finlandii, Francji, Niemiec, Polski, Rosji, Szwecji, Ukrainy i Włoch. Najliczniej reprezentowana była kinematografia rosyjska. Zdecydowana większość konkursowych obra- 24 Almanach 2015 Fot. Ilona Łukjaniuk (3) F I L M Wydarzenia 25 F I L M zów powstała współcześnie, w latach 2010-2014. Jest jednak pewien wyjątek: – To polski film Pożegnanie z Wysockim w reżyserii Michała Wilczyńskiego zrealizowany w 1981 roku – powiedziała Marlena Zimna. – Ta szczególna realizacja wyróżnia się nie tylko rokiem produkcji, ale także charakterem. Otóż pełnymi zachwytu i uwielbienia wspomnieniami o Włodzimierzu Wysockim oraz refleksjami związanymi z postrzeganiem jego twórczości dzielą się w nim przedstawiciele polskich elit artystycznych. Wówczas od przedwczesnej i niespodziewanej śmieci artysty minął zaledwie rok, więc wstrząs spowodowany tym dramatem był jeszcze bardzo świeży. Jest jeszcze jeden aspekt związany z polską produkcją. Otóż przywracamy filmowi jego prawdziwy tytuł. W roku 1981 ukazał się bowiem pod zakamuflowanym, przedziwnym tytułem Pożegnanie z gitarą. Interesującym wspomnieniowym filmem była niemiecka produkcja Za młody, by umrzeć. Włodzimierz Wysocki: nadmiar życia w reżyserii Matthiasa Schmidta. – Wartością tego filmu jest sposób postrzegania Wysockiego z perspektywy zachodniego, pozbawionego słowiańskiej egzaltacji obserwatora – podkreśliła Marlena Zimna. – Ciekawy jest również tytuł nawiązujący do wypowiedzi, że „Wysocki umarł na życie”. To niezwykle trafne określenie. Rzeczywiście, przepełniała go niewyobrażalna wola życia, był człowiekiem dynamicznym, energicznym, zajętym tak wieloma sprawami. Jego działalnością artystyczną można by obdzielić wiele osób. Już jako pieśniarz i poeta był wielką postacią, a dochodzi jeszcze przecież aktorstwo filmowe i teatralne. Wśród filmów rywalizujących o festiwalowe nagrody znalazł się także niezwykle interesujący rosyjski obraz Władimir Wysocki. Nie zagrane... Nie zaśpiewane... reżyserowany przez Filippa Surkova sugestywnie ukazujący dramat wybitnie utalentowanego człowieka konsekwentnie eliminowanego z życia artystycznego przez nieprzychylne mu władze radzieckie. W tym przypadku niezwykle skutecznym narzędziem okazywały się… nożyczki cenzora. Kolejną ciekawostką był szwedzki film Vysotskij på kabaré w reżyserii Kaja Ahlgrena – niezwykły zapis kabaretowego wieczoru poświęconego Wysockiemu. Wśród konkursowych filmów znalazły się także dwie niezwykłe animacje: głęboko pacyfistyczny włoski obraz Polowanie na wilki reżyserowane przez Francesco Coccia i Vincenzo Costantino oraz ukraiński film Pamięci Włodzimierza Wysockiego w reżyserii Kseniyi Simonovej. W literaturze Ubiegłoroczny festiwal obfitował w literackie wydarzenia. W programie znalazły się prezentacje najnowszych, bardzo różnorodnych gatunkowo książek poświęconych Włodzimierzowi Wysockiemu oraz spotkania z ich autorami, którzy wielokrotnie zaznaczyli swoją obecność nie tylko w świecie literatury. Literacką gwiazdą trzynastej festiwalowej edycji okazał się Yves Gauthier – francuski pisarz, podróżnik i tłumacz, który w czasie festiwalu zaprezentował publiczności najnowszą biografię Włodzimierza Wysockiego zatytułowaną Włodzimierz Wysocki. Krzyk w rosyjskim niebie. Kolejną interesująca osobowością był gość z Albanii, Agron Tufa, jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy 26 Almanach 2015 albańskich, poeta, prozaik, eseista, tłumacz, redaktor naczelny opiniotwórczego pisma literackiego Fjala Review, a także wykładowca literatury na Uniwersytecie Tirańskim oraz autor książki Poezja Włodzimierza Wysockiego w języku albańskim. Kolejną literacką znakomitością był Ross Ufberg ze Stanów Zjednoczonych. Na co dzień wykłada literaturę na Columbia University w Nowym Jorku, jest również znakomitym translatorem, który przetłumaczył na język angielski powieść Włodzimierza Wysockiego Życie bez snu. – To wyjątkowy, groteskowy i surrealistyczny w swoim klimacie utwór, trochę „gombrowiczowski”, ale osadzony w rosyjskich realiach – komentuje Marlena Zimna. – Proza Wysockiego jest mało znana, a jako niezwykłe zjawisko literackie zasługuje na popularyzację. Literackimi znakomitościami byli także Kassae Nygusie Wolde Mikael z dalekiej Etiopii – poeta, tłumacz, politolog, profesor Uniwersytetu im. Patrice’a Lumumby, który przełożył poezję Włodzimierza Wysockiego na język amharski (oficjalny język urzędowy w Etiopii) oraz gość z Japonii – Reiko Suzuki, pisarka, organizatorka wielu wydarzeń artystycznych oraz autorka książki Uliczne muzeum: historia ukrytych moskiewskich pomników. Festiwalowa publiczność spotkała się również z wybitnym romskim poetą Valdemarem Kalininem, który przełożył wiersze Wysockiego na język romski oraz uczestniczył w promocji pierwszego w historii tomiku przekładów poezji Wysockiego na język maltański. W trakcie festiwalu zaprezentowano także zbiorek poetycki Do Włodzimierza Wysockiego z miłością autorstwa młodego Rosjanina, Ivana Obukhova. ludzi noszących mundury – żołnierzy i oficerów różnych armii. Interesującym plastycznym akcentem okazała się wystawa prac gruzińskich artystów Yulii Despotashvili i Michaela Despotashvili zatytułowana In memory of Vladimir Vysotsky. Od kilku lat festiwalową tradycją stały się wystawy jednego dzieła. W tym roku goście festiwalu obejrzeli obrazy rosyjskich artystów: Włodzimierz Wysocki autorstwa Ilyasa Bichurina oraz dzieło młodej plastyczki Aleny Rybinowej-Egorovej Pamięć... Władimir Wysocki. W ramach tego cyklu zaprezentowane również zostało dzieło wyjątkowe – unikatowa lalka wykonana przez znaną rosyjską artystkę o międzynarodowej sławie, Larisę Churkinę z Moskwy. – Oczywiście, było to dzieło sztuki lalkarskiej na najwyższym poziomie – mówi Marlena Zimna. – Zaprezentowaliśmy lalkę Władimir Wysocki – Gleb Żegłow – upamiętniającą rolę Wysockiego w serialu Gdzie jest Czarny Kot, w którym aktor wcielił się w rolę oficera milicji kryminalnej. Ta postać jest nieodwracalnie zakorzeniona w rosyjskiej świadomości. Nominacje do Nagrody Specjalnej W fotografii, malarstwie i… sztuce lalkarskiej Ważną częścią programu trzynastej edycji Pasji według świętego Włodzimierza były wystawy plastyczne i fotograficzne. Uroczystemu otwarciu festiwalu towarzyszył wernisaż Włodzimierz Wysocki w Sofii autorstwa Zafera Galibova – jednego z najbardziej znanych i cenionych bułgarskich fotografików. Cykl czarno-białych fotografii pochodzących z 1975 roku był dokumentacją triumfalnego tournée Teatru na Tagance w Sofii. Oczywiście niekwestionowaną gwiazdą tej moskiewskiej sceny był wówczas Włodzimierz Wysocki. Kolejna wystawa fotograficzna – Włodzimierz Wysocki w… mundurze – była eksponowana w Klubie Wojskowym 8. Koszalińskiego Pułku Przeciwlotniczego. Prezentowała zdjęcia rosyjskiego aktora pochodzące z różnych filmów, w których Wysocki wcielał się w role Wydarzenia 27 F I L M Festiwalową tradycją są Nagrody Specjalne dla reżyserów, którzy w sposób szczególny zaznaczyli swoją obecność podczas kolejnych edycji Pasji według świętego Włodzimierza. Nominację do tego prestiżowego wyróżnienia otrzymują laureaci festiwalu z lat ubiegłych, twórcy obrazów szczególnie interesujących i poruszających, które głęboko zapadły w pamięć wielbicieli wielkiego rosyjskiego artysty. W roku 2015 w gronie nominowanych znalazł się Jean-Denis Bonan z Francji, zwycięzca festiwalu w roku 2007. Wówczas jego film Vladimir Vysotski został uhonorowany Grand Prix. Kolejnym nominowanym był niemiecki reżyser Ulla Lachauer, znakomity twórca filmów dokumentalnych, dziennikarz i pisarz, twórca filmu Włodzimierz Wysocki: rosyjski pieśniarz, który wygrał festiwal w 2010 roku. W gronie nominowanych znalazł się również czarnogórski reżyser Veselin Ljumović, który w świadomości wielbicieli Wysockiego zapisał się filmem Vladimir Visocki zrealizowanym w Podgoricy w 1974 roku, a więc jeszcze za życia rosyjskiego barda. Grono nominowanych zamykał Igor Rakhmanov – młody moskiewski reżyser o olbrzymim twórczym dorobku, trzykrotny laureat festiwalu Pasje według świętego Włodzimierza. Na swoim artystycznym koncie ma aż trzydzieści sześć filmów poświęconych Włodzimierzowi Wysockiemu. Wiele z nich zrealizował wspólnie z Aleksandrem Kovanovskim. Ich dziełem jest między innymi po- ruszający obraz Odejdę tego lata opowiadający o przedwczesnej śmierci Włodzimierza Wysockiego i niezwykłym pogrzebie legendarnego artysty, który stał się pierwszą w Moskwie manifestacją przeciw władzy radzieckiej. o pięknym głosie i ujmującej osobowości, śpiewający na co dzień w chórze opery w Tel Avivie, jest również utalentowanym rysownikiem. Koncert galowy, który odbył się w Studiu Koncertowo-Nagraniowym im. Czesława Niemena Radia Koszalin, potwierdził nieprzemijającą popularność i siłę twórczości wielkiego Wołodii, która – zdaniem Wojciecha Młynarskiego – „łączy w sobie buntowniczą zadziorność z aktorską umiejętnością interpretacji, podwórkową swadę z językowym wyrafinowaniem zakorzenionym w tradycji wielkiej literatury rosyjskiej”. F I L M W pieśni i melodeklamacji Pełne wrażeń festiwalowe dni wieńczyły bardzo lubiane przez publiczność koncerty przypominające nieśmiertelne pieśni rosyjskiego barda. Bohaterem pierwszego z muzycznych wieczorów był Grzegorz Wiśniewski, aktor Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu występujący razem ze znakomitym muzykiem jazzowym, Andrzejem ‘Brunerem’ Gulczyńskim. W swoim recitalu Grzegorz Wiśniewski odszedł od tradycyjnych, powszechnie znanych interpretacji utworów Wysockiego. W jego wykonaniu każda pieśń stała się pełną emocji, wzruszającą i prowokującą do refleksji aktorską etiudą. Niezwykłym artystycznym wydarzeniem okazał się koncert galowy zatytułowany Śpiewasz na cały świat z udziałem wielu festiwalowych gości. Poruszające spotkanie z twórczością Włodzimierza Wysockiego, obejmujące zarówno pieśni jak wiersze rosyjskiego artysty, rozpoczął Denis Grintsevich z Rosji – aktor i wokalista, który porwał publiczność brawurową interpretacją najbardziej znanych utworów z repertuaru niezapomnianego „Hamleta z gitarą”. Równie poruszające okazały się prezentacje wokalne Walerego Aksenovicha z Sachalina, Akaki Gachechiladze z Gruzji oraz egzotycznego gościa z Jordanii Huseina Jamila El-Hassouna – pieśniarza, poety i muzyka, pierwszego w świecie arabskim wykonawcy utworów Włodzimierza Wysockiego, który swoje pieśni wzbogacił sekwencjami filmowymi. W tej mozaice muzycznych rytmów nie zabrakło również polskich akcentów – na scenie zaprezentowali się Andrzej Krawczyk z Legnicy oraz obdarzony operowym głosem Tomasz Fopke z Wejherowa, który zaprezentował światowe prawykonanie pieśni Wysockiego w języku kaszubskim.. W muzyczną materię widowiska została wpleciona melodeklamacja. W tej właśnie konwencji utwory Włodzimierza Wysockiego przedstawili Kassae Nygusie Wolde Mikael z Etiopii, Valdemar Kalinin z Wielkiej Brytanii, Agron Tufa z Albanii oraz Tatyana Iskandaryan z Armenii. Gwiazdą muzycznego wieczoru okazał Dani Amitai, który – występując w duecie z Igalem Amitai – zdobył ogromną sympatię publiczności. Warto dodać, że ten ekspresyjny młody artysta Galeria festiwalowych laureatów Tradycyjnie, w konkursie głównym nagrody przyznała festiwalowa publiczność, oddając swoje głosy na filmy, które wywarły na niej największe wrażenie. W 2015 roku Grand Prix widzowie uhonorowali polskiego reżysera Michała Wilczyńskiego, twórcę filmu Pożegnanie z Wysockim. II nagrodę otrzymał Matthias Schmidt (Niemcy) za film Za młody, by umrzeć. Włodzimierz Wysocki: nadmiar życia, a III nagroda trafiła do rąk Kseniyi Simonovej (Ukraina), która wyreżyserowała film Pamięci Włodzimierza Wysockiego. W czasie festiwalu wręczono również przyznane przez Instytut Włodzimierza Wysockiego w Koszalinie nagrody za wybitne osiągnięcia literackie dla autorów książek o Włodzimierzu Wysockim. W ten sposób wyróżniono Rossa Ufberga (USA) za książkę Życie bez snu, Agrona Tufę (Albania) za książkę Poezja Włodzimierza Wysockiego w języku albańskim oraz Yvesa Gauthiera (Francja) za książkę Włodzimierz Wysocki. Krzyk w rosyjskim niebie. Nagrodę specjalną za całokształt twórczości otrzymał rosyjski reżyser Igor Rakhmanov, twórca trzydziestu sześciu filmów dokumentalnych poświęconych Włodzimierzowi Wysockiemu i trzykrotny laureat Grand Prix festiwalu w latach 2008, 2010 i 2011. Ubiegłoroczną nowością była nagroda dla przyjaciela festiwalu, która trafiła do rąk Piotra Jedlińskiego, Prezydenta Miasta Koszalina. *** – Nieprzypadkowo na kolejne festiwalowe edycje zapraszamy mnóstwo nowych gości – podsumowała ubiegłoroczny festiwal Marlena Zimna. – Jednak w tym gronie znajdują się także nasi starzy przyjaciele, ponieważ ktoś musi przenieść tę atmosferę festiwalu z lat poprzednich. W ten sposób tworzy się wielka międzynarodowa rodzina ludzi noszących w sercu Włodzimierza Wysockiego. 28 Almanach 2015 Anna Popławska Pomerania – siedem tłustych lat Wydarzenia wojewódzki. Ostatecznie Fundusz ruszył 17 kwietnia 2009 roku. Dofinansowanie, w wysokości 700 tys. złotych, otrzymało wówczas osiem projektów. Dwa lata później kwota ta została zmniejszona o połowę, do 350 tys. złotych, ale kryteria dofinansowania pozostały niezmienione. Fundusz w ciągu siedmiu lat działania wsparł wiele projektów związanych z Koszalinem, jego historią i współczesnością. Wymienić należy na pewno dokument Koszalińska Solidarność w reżyserii Romana Barcikowskiego i Marka Pysza (2009), film Artyści z Koszalina w reżyserii Przemysława Młyńczyka (2010) i Antyterapię koszalińskiego reżysera Bartosza Brzeskota (2012). W 2013 roku ZFF przyznał środki na 13 projektów, w tym na plastelinową animację Sex dla opornych znakomitej koszalińskiej reżyserki, laureatki Srebrnego Niedźwiedzia, Izabeli Plucińskiej. W 2014 roku pieniądze na realizację projektu 750 lat kobiet otrzymał Bartosz Brzeskot. Poza filmami mocno osadzonymi w lokalności i znaczącymi z perspektywy regionu Zachodniopomorski Fundusz Filmowy dofinansował także kilka głośnych produkcji pełnometrażowych, między innymi nagrodzony Złotym Jantarem na 29. Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych Młodzi i Film Lincz Krzysztofa Łukaszewicza (2010). Kolejną głośną produkcją w reżyserii tego samego twórcy była Karbala, którą na otwarcie obejrzało 100 tysięcy widzów. Z kolei Anatomia zła Jacka Bromskiego (2014) została wyróżniona w 2015 roku w Gdyni Złotymi Lwami za najlepszą rolę męską dla Krzysztofa Stroińskiego. Koszalin ma swojego przedstawiciela w Radzie Programowej Zachodniopomorskiego Funduszu Filmowego. W kadencji 2009-2010 był nim Jacek Paprocki. Od 2011 roku w Radzie zasiada Paweł Strojek, obecny dyrektor Centrum Kultury 105. 29 F I L M Od plastelinowych animacji przez dokument o historii rock`n`rolla po film wojenny. W ciągu siedmiu lat istnienia Zachodniopomorski Fundusz Filmowy Pomerania Film (ZFF) na wspieranie regionalnej, choć nie tylko, kinematografii, wydał ponad 3 miliony złotych. Dzięki niemu powstało 66 produkcji filmowych. Część z nich przeszła bez echa. Część – zyskała uznanie zarówno krytyków jak i publiczności. Ten bilans pozwala na stwierdzenie, że dotychczasowe istnienie Zachodniopomorskiego Funduszu Filmowego to siedem lat tłustych, choć otwarte pozostaje pytanie, na ile Fundusz spełnia nadzieje, które stały się motorem jego powołania. Wśród zadań jakie pomysłodawcy postawili Zachodniopomorskiemu Funduszowi Filmowemu, było tworzenie i wspieranie środowiska filmowego i młodych twórców (pierwszy lub drugi film), promowanie Pomorza Środkowego, stymulowanie rozwoju gospodarczego regionu poprzez lokowanie tu produkcji filmowej. Z inicjatywą powołania Funduszu w Zachodniopomorskiem, podobnie jak w innych regionach, wyszedł Państwowy Instytut Sztuki Filmowej (PISF). Wzorem dla takiej formuły finansowania polskiej kinematografii było ponad sto funduszy działających w całej Europie. Pierwsza wezwania PISF-u posłuchała Łódź. Tu pierwszy konkurs w ramach Regionalnego Funduszu Filmowego odbył się w 2007 roku. W Zachodniopomorskiem list intencyjny w sprawie powołania Funduszu w 2008 roku podpisali Marszałek Województwa Zachodniopomorskiego oraz prezydenci Koszalina i Szczecina. Jak mówił wówczas prezydent Koszalina Mirosław Mikietyński, cel Funduszu to wzbogacenie oferty Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych Młodzi i Film filmem zrealizowanym w naszym regionie, który będzie potem pokazywany gdzie indziej. Z kolei wiceprezydent Szczecina podkreślał potrzebę powołania takiego ciała, gdyż miasto jest często indagowane o wspieranie produkcji filmowych. Zgodnie z zawartym porozumieniem trzy zaangażowane w projekt samorządy miały go współfinansować. Miasta miały przekazać po 200 tys. złotych. 400 tys. złotych do ZFF dołożyć miał samorząd Maja Ignasiak F I L M Miasto dzielnych kobiet Niebanalny Dzień Kobiet urządzili w 2015 roku twórcy projektu 750 lat kobiet. Projektu, bo trudno nazwać go filmem w prawdziwym tego słowa znaczeniu. 750 lat kobiet to raczej spokojny reportaż, czas na zamyślenie nad przemianami, jakim ulegał Koszalin. Nie przez 750 lat, lecz 70, bo tylu sięga pamięć bohaterek o mieście. A bohaterki to wyłącznie kobiety. Wszystkie mieszkające w Koszalinie przez przeważającą część życia, wszystkie opowiadające o nim z sympatią, zachwytem, wzruszeniem. Premierowa projekcja produkcji filmowej odbyła się w niedzielne przedpołudnie 8 marca w kinie Kryterium. Prawie wszystkie jej bohaterki były obecne na widowni. Reżyser, Bartosz Brzeskot, postawił przed sobą nie lada wyzwanie: suma wieku kobiet występujących w jego projekcie musiała wynosić 750 lat. Ani roku mniej, ani więcej. Doprawdy trudno było lepiej trafić z okolicznościowym prezentem do mieszkanek Koszalina, które lubią swoje miasto i utożsamiają się z nim. Tytuł filmu, 750 lat kobiet, nawiązywał naturalnie do zbliżającego się 750-lecia Koszalina. Większość spośród występujących w filmie kobiet przyjechała tu z rodzicami zaraz po wyzwoleniu. Najstarsza z nich, była nauczycielka i bibliotekarka Maria Hudyma pamięta, że ze swoim dzieckiem i całym powojennym dobytkiem zmieściła się w jednym gaziku. Czynna, energiczna, żądna działania Maria Hudyma dźwignęła obecną Koszalińską Bibliotekę Publiczną przy placu Polonii praktycznie z niczego. Krótko przed premierą 750 lat kobiet niezwykle uroczyście świętowała swoje setne urodziny. W filmie Bartosza Brzeskota mówi o tym, że Koszalin z każdym dniem staje się bardziej znaczącym miastem, zdobywa coraz więcej ciekawych ludzi. Marię Michalak, późniejszą założycielkę szpitala przeciwgruźliczego, przygnębiało pierze i papiery niesione wiatrem po ulicach. Takie szczegóły budują ponury obraz. Wieje z nich zimnem, pustką, beznadzieją. A jednak wśród tego wszystkiego Marię Michalak niosła chęć do pracy, pomagania, przynoszenia ulgi w cierpieniu. Nawet w filmie, pomimo wieku, dzielna koszalińska pio- nierka wciąż tryska energią. Wspomina czasy, w których, jakby na przekór zewnętrznemu otoczeniu, znajdowała wokół siebie ludzi, gotowych, podobnie jak ona, budować małą ojczyznę krok po kroku, cegła po cegle. Choćby poprzez wyszorowanie zapuszczonej podłogi, zdobycie materiałów budowlanych z tzw. odzysku. Pamięć kobieca ma to do siebie, że potrafi tkać wspomnienia ze szczegółów z pozoru mało istotnych. Jak się okazuje po upływie siedmiu dziesiątek lat, to właśnie one sugestywnie malują tamtą rzeczywistość. Współczesny widz zyskuje uzupełnienie starych widokówek dotykiem, zapachem, czasem też smakiem. Nawet pogoda wokół pracującej ile sił Marii Michalak zmieniała się na słoneczną, ciepłą. Maria Michalak z koleżankami szyły ubranka dla dzieci i jak dzieci patrzyły z radością na powstający wokół nowy świat. Dokładnie taki, jaki chciały widzieć: żłobki, przedszkola, szkoły, sklepy, urzędy. Urzędy były bardzo ważne. Ojczym Stefanii Tomaszewskiej za fundamentalne uznał założenie polskiej poczty w Koszalinie. Przeszedł pieszo z Polanowa lub Bobolic (dziś to już nie do ustalenia), by zorganizować pierwszą placówkę pocztową w opuszczonym budynku przy ulicy Dworcowej. Stefania Tomaszewska, dyskretna główna narratorka filmu 750 lat kobiet najlepiej jednak pamięta kozy. Ojczym musiał je gdzieś wyszabrować, by „mała Steniusia” codziennie miała świeże mleko. Dziewczynka ostatecznie mleka nie piła. Jak się okazało, na kozie mleko była uczulona. Za to poczciwe kozy wykarmiły całą gromadkę innych dzieci. – Nie wiem, co się z tymi zwierzętami stało – przyznaje Stefania Tomaszewska, znana w mieście głównie ze swych ról w Teatrze Propozycji Dialog, w którym gra od jego założenia do dziś. – Wiem, że pasły się przy bunkrach przeciwlotniczych koło dworca. Podróżni karmili je kanapkami… Stefania Tomaszewska porusza swoją autentycznością. Przy tej drobnej, zawsze eleganckiej i zawsze płomiennowłosej damie mogą się schować sowicie opłacani specjaliści od public relations. 30 Almanach 2015 Fot. Mariusz Czajkowski Wydarzenia i wciąż bała się Niemców. Spędziła w Koszalinie niemal całe życie, ale nie pokochała tego miasta. Uważa, że jest nudne. – Ludzie tutaj nie śpiewają, nie bawią się. To jest niedobre – mówi. Ekonomistka Jadwiga Bielińska zapamiętała na kolejne lata zimne, szare niebo. – To było miasto umarłych. Odcięte od świata – tak to określa. Dziewięć bohaterek filmu natknęło się przede wszystkim na kilometry gruzów w spustoszonym, wyludnionym mieście. Do dziś pamiętają, gdzie te gruzy się rozciągały. Z opowieści Ireny Kwaśniewskiej, Ireny Żurańskiej jawi się obraz budowanej pomału stabilizacji. Praca, mieszkanie, udział synka w Dożynkach Centralnych w 1975 roku... Najsłabiej pamięta powojenne czasy najmłodsza z bohaterek, sekretarka sześciu kolejnych prezydentów Koszalina (z obecnie urzędującym) Małgorzata Bałdys. Jako dziecko zamieszkała przy ówczesnej ulicy Armii Czerwonej (ob. Piłsudskiego), ślicznej, willowej, pełnej starych lip. – Ale i ja chodziłam na czyny społeczne – zaznacza. Ona jedna dostała brawa z widowni jeszcze w trakcie projekcji, gdy wyrażała zachwyt nad koszalińskimi parkami i urodą całego miasta. – Tu jest czym oddychać. Nigdzie bym się stąd nie wyprowadziła! Felicja Wanke-Lubotarska, była więźniarka obozu koncentracyjnego, zauważa, że wszyscy zachwycają się teraz zarówno miastem, jak i jego przedmieściami, Górą Chełmską. Przemysław Krzyżanowski, zastępca prezydenta Koszalina ds. oświaty, bezpośrednio po projekcji publicznie zapewnił, że 750 lat kobiet trafi do wszystkich koszalińskich szkół. 31 F I L M Bez egzaltacji, za to ze szczerym zachwytem opowiada o mieście, w którym przecież się nie urodziła. W którego powojennych sklepach do 1948 roku „było wszystko oprócz butów”. Wspomina „szwajcarską” kawiarnię w miejscu obecnego amfiteatru i restaurację Pod Białym Orłem. Owszem, jest prowincjonalne. Tak samo, jak jej rodzinne miasteczko w obecnym kujawsko-pomorskim. Czy jednak słowa „prowincjonalne” trzeba się wstydzić? – Proszę państwa, co to za miasto! Jedno z lepszych do życia w kraju – mówi Stefania Tomaszewska. – Proszę mi pokazać drugie takie, gdzie nad morze można dojechać w piętnaście minut, do lasu w pięć, a dookoła tyle jezior! Kto się może pochwalić takim parkiem, przecież to jest perełka. Tutaj mieszkają znakomici ludzie, szkoda tylko, że młodzież ucieka. – Wszystkie panie pięknie mówią, posługują się bogatym językiem, wspaniałą polszczyzną – mówi Bartosz Brzeskot, reżyser i scenarzysta filmu, powstałego pod szyldem Stoczni Filmowców. Rodowity koszalinian, były artysta kabaretowy związany m.in. z Grupą Rafała Kmity, znany z reżyserii takich filmów, jak Nie ma takiego numeru czy Antyterapia, przy najnowszej produkcji pozyskał do współpracy Mateusza Kwiatowskiego, operatora i montażystę w jednym. Skorzystali z bogatych archiwalnych zbiorów fotografii, zgromadzonych przez pasjonatów ziemi koszalińskiej: Lecha Fabiańczyka, Józefa Spruttę, Krzysztofa Urbanowicza, Piotra Polechońskiego. – Wszystko, co złe w tym filmie, sprawiły nasze ręce! Aktorka Ewa Nawrocka była córką powstańców warszawskich Roman Barcikowski F I L M Krótka historia filmowych produkcji CK 105 Ona i on. Pusta plaża. Niespodziewany pocałunek. Był taki film. Ostatni dzień lata Tadeusza Konwickiego zrealizowany latem 1957 roku w okolicach Wejherowa według receptury Jana Laskowskiego „Jak jest dobry scenariusz, a będzie dwóch-trzech aktorów, to można wziąć kamerę, wyjechać w plener i zrobić film praktycznie bez pieniędzy”. Do remake’u Ostatniego dnia lata przymierzał się swego czasu Maciej Dejczer, ale nic z niego nie wyszło. Śladami Konwickiego poszła koszalińska młodzież. Na zorganizowanych w Centrum Kultury 105 (CK 105) warsztatach filmowych powstał scenariusz o dziewczynie, chłopaku i pustej plaży. Paweł Strojek dyrektor CK 105 i producent filmu wyszedł z założenia, że debiutanci powinni pracować z najlepszymi. Wytypowano grupę aktorów młodego pokolenia i zaproszono na casting. Wybrano Karolinę Czarnecką i Bartłomieja Kotschendoffa, a opiekunami artystycznymi projektu zostali Maciej Sterło-Orlicki i Jakub Czerwieński. Dziewiątka młodych realizatorów przekonała się, że praca nad filmem to wiele godzin prób i przygotowań, nawet improwizacji i zaledwie kilka minut zarejestrowanego materiału. Efekt końcowy warsztatów, czyli film Berek odniósł duży sukces. Zdobywał nagrody na festiwalach, między innymi Grand Prix na 31. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Dozwolone do 21 w Warszawie. Pokazywano go też w Berlinie i Nowym Jorku. Berek fabularnie nawiązuje do Ostatniego dnia lata. Oczywiście, Karolina Czarnecka i Bartłomiej Kotschendoff nie są „zarażeni wojną”, a raczej orbitują wokół „hery, koki i haszu”, ale bohaterowie obu filmów marzą o miłości i chcą być kochani. Nie tylko uniwersalność przesłania sprawiła, że film odniósł tak duży sukces. Do czasu Berka w CK 105 powstawały produkcje cieszące jedynie twórców i ich znajomych. Premiery odbywały się w kinie Kryterium, natomiast Berek wyruszył w świat i festiwalowa podróż zaowocowała nagrodami. A przecież już w 2007 r. Jacek Paprocki, ówczesny dyrektor CK 105, „klepnął” utworzenie młodzieżowego klubu filmowego. Były ku temu sprzyjające warunki: dwie elektroniczne kamery, zestaw montażowy, mikrofony i oświetlenie. Uczniowie szkół średnich i studenci Politechniki Koszalińskiej dwa razy w tygodniu spotykali się na poddaszu budynku przy ul. Zwycięstwa 105. Swój klub nazwali Iluminacja, na cześć filmu Krzysztofa Zanussiego, który zdobył Grand Prix Wielkiego Jantara na pierwszym Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych Młodzi i Film w 1973 r. Prowadzeni przez Olafa Pysza, Arka Rymarczyka i Pawła Spisaka poznawali sprzęt filmowy, pisali scenariusze i realizowali etiudy. Przygotowywali się do wielkiej bitwy: realizacji codziennej kroniki Młodych i Film. O ich pracy w czasie kilku gorących festiwalowych dni opowiada film Patryka Hjoerdura O czym robić te filmy? Na DVD wydanym przez Stowarzyszenie Filmowców Polskich i TVP Szczecin wśród reportaży zrealizowanych na festiwalu w latach 2003-2007, między innymi przez Adriana Panka, Agnieszkę Smoczyńską i Bartka Konopkę jest także produkcja Hjoerdura. Po dwóch latach pracy – realizacji etiud, udziału w polsko-niemieckich warsztatach filmowych i kilkunastu premierach – Iluminacja zakończyła działalność. Większość członków klubu zdała maturę i wyjechała z Koszalina, ale o filmie w CK 105 nie zapomniano. Marcin Golik, który swoją przygodę z filmem zaczynał we wspomnianym klubie poprowadził dwie edycje autorskich Kreatywnych Warsztatów Filmowych. Przez dwa miesiące uczestnicy warsztatów poznawali podstawy pisania scenariusza, organizację planu zdjęciowego oraz montaż i postprodukcję. Teledysk Schizofrenia, reportaż Korytarz i etiudę fabularną Krwawa siekiera 4 można znaleźć w Internecie. Wszystkie produkowano według cytowanej na początku receptury Jana Laskowskiego, choć bywały wyjątki. W roku 2011 Patryk Jurek i Agata Rudniewska za najlepszy scenariusz nadesłany na konkurs zorganizowany przez Grolsch Film Works, partnera festiwalu Młodzi i Film otrzymali 50 tys. złotych na realizację swego projektu. Współproducentem filmu był Paweł Strojek, dyrektor 32 Almanach 2015 F I L M CK105. Premiera Vocuusa z Maciejem Stuhrem i Julią Wróblewską w rolach głównych odbyła się rok później w Koszalinie. Historia Pawła, który po śmierci żony próbuje w niekonwencjonalny sposób wychowywać córkę, była nagradzana na kilkunastu festiwalach filmowych, między innymi w Sopocie, Warszawie, Kazimierzu Dolnym i Charkowie. Sukcesy Vocuusa i Berka sprawiły, że kierownictwo CK105 zakupiło nowoczesny sprzęt filmowy i w maju 2014 roku utworzyło studio filmowe. Patryk Brzeskot, pracownik studia, rejestruje wydarzenia związane z życiem miasta m.in. otwarcie plaży miejskiej, Festiwal Pełnia Życia, 65-lecie II Liceum Ogólnokształcącego im. Wł. Broniewskiego, Sylwester 2014/2015. Realizuje spoty reklamowe i materiały promocyjne. Prowadzi lekWydarzenia cje filmowe w koszalińskich szkołach. Z nich właśnie rekrutują się uczestnicy corocznych warsztatów. Owocem ostatnich zorganizowanych przez CK 105 i Stowarzyszenie Filmowców Polskich latem 2015 r. była etiuda Skąpani. Sonia Mietielica gra tu dziewczynę, o której względy rywalizują dwaj przyjaciele. Tłem walki o przychylność atrakcyjnej brunetki jest pięknie filmowane jezioro Jamno. Czy Skąpani powtórzą sukces Berka? Czas pokaże. Nawet, jeżeli tak nie będzie, Skąpani wpisują się w konsekwentnie realizowaną przez CK 105 w Koszalinie politykę produkcji filmowej, dzięki której już dziś można mówić o najmłodszym kinie polskim. Więcej, o najmłodszym koszalińskim kinie polskim. 33 Andrzej Mielcarek L I T E R A T U R A Mix biznesu i sztuki Przez długie lata swymi pracami wystawianymi oraz sprzedawanymi w Polsce i poza granicami kraju promowali Koszalin, ale Koszalin zdawał się ich nie zauważać. Miniony rok przyniósł radykalną odmianę sytuacji. Urszula Kurtiak i Edward Ley zebrali szereg prestiżowych nagród. Jedną z nich był Laur Made in Koszalin 2015 w kategorii „biznes – produkty znane w kraju i na świecie”. I jak podkreślają, cenią ją nie mniej niż fakt znalezienia się z tytułem National Public Champion w ścisłym finale konkursu na najlepszą firmę Europy. nie było dla nas wcale oczywiste, bo Koszalin ma wiele firm, które są jego doskonałymi wizytówkami w kraju i za granicą. Tyle o nagrodach za osiągnięcia biznesowe, bo przecież Wydawnictwo Artystyczne Kurtiak i Ley to przede wszystkim sztuka. Sztuka pięknej książki, do której powstania konieczne jest połączenie kreatywności, ogromnej wiedzy na temat materiałów, tradycji drukarskich i introligatorskich, szlachetnego rzemiosła i rozlicznych technik plastycznych. W efekcie rodzą się przedmioty unikatowe: z użyciem wyjątkowego papieru, jedwabiu, szlachetnych skór, ręcznie składane, zdobione i oprawiane. Nawet jeśli dany tytuł wychodzi nie w jednym, ale w większej liczbie egzemplarzy, każdy z nich jest nieco inny. O ile wytwór materialny to jawny, naoczny ślad działalności konkretnego artysty, trudniejsze do uchwycenia jest to, co pozostaje w sferze niematerialnej. Na przykład przekazywanie w sztafecie pokoleniowej tradycji rzemiosła artystycznego. Dla odrodzenia się w Polsce introligatorstwa jako dziedziny artystycznej wydawnictwo Urszuli Kurtiak i Edwarda Leya ma ogromne zasługi. Kiedy startowało w 1989 roku, introligatorstwo było w Polsce utożsamiane wyłącznie z „usługami dla ludności”: oprawami prac dyplomowych, roczników czasopism na użytek bibliotek, czasami wtórnymi okładkami zniszczonych książek. Do tego byle jakie materiały, w większości sztuczne. Swoją aktywność zawodową kończyli wtedy ostatni przedwojenni mistrzowie fachu, pamiętający lepsze czasy, subtelniejsze materiały i bardziej złożone metody pracy. Młodsi nie mieli już tego kunsztu. Zawód introligatora (tak jak krawca czy szczotkarza) długo był traktowany jako narzędzie resocjalizacji pensjonariuszy zakładów karnych. Uczono ich absolutnych podstaw, by po odsiedzeniu wyroków mieli się jak życiowo zaczepić na wolności. Trudno się dziwić, że fach podupadł. W takiej rzeczywistości Urszula Kurtiak i Edward Ley założyli wydawnictwo, którego sukces zależał od powrotu do najlepszych tradycji introligatorstwa. Studiowali źródła, Zostać polskim reprezentantem w finale konkursu European Business Awards 2014/15 to ogromne osiągnięcie, ocenie podlegało bowiem prawie 24 tys. przedsiębiorstw zatrudniających łącznie 2,7 mln osób i z obrotami rocznymi 1 bln euro. Koszalińskie Wydawnictwo Artystyczne Kurtiak i Ley było najmniejszym z nich. Edward Ley komentuje: – Jest wiele konkursów, do których można się samemu zgłosić. Ale nie do tego! Organizatorzy mają grono sędziów, którzy myszkują po całej Europie i z kilkuset tysięcy firm wybierają 24 tysiące. Później spośród nich wybierają 700, a z tej liczby do finału po jednej z każdego państwa. W skali europejskiej nie wygraliśmy, ale miło było się znaleźć jak równy z równym wśród gigantów zatrudniających nawet po 40 tysięcy pracowników. Również do konkursu Made in Koszalin Wydawnictwo Artystyczne Kurtiak i Ley zostało zgłoszone bez wiedzy jego współwłaścicieli. Urszula Kurtiak mówi: – Byliśmy naprawdę zaskoczeni nominacją do nagrody, bo dotychczas mogliśmy służyć za żywą ilustrację powiedzenia, że najtrudniej być prorokiem we własnym kraju. „To Edward, a to Ula, wszyscy ich znamy, oni robią książki” – najwyżej tak o nas mówiono w Koszalinie. Mało kto miał świadomość, czym jest nasza praca i jakie książki opuszczają wydawnictwo. Dlatego Laur Made in Koszalin bardzo sobie cenimy. Świadczy o tym, że także lokalne środowisko nas docenia. To, że otrzymamy tę nagrodę 34 Almanach 2015 L I T E R A T U R A 35 Wydarzenia L I T E R A T U R A szukali inspiracji za granicą, eksperymentowali. Sami się uczyli i uczyli innych. W konsekwencji do rąk klientów zaczęły docierać z Koszalina książki, z których każda jest wyjątkowa. A wspólnicy coraz częściej wracali z targów z wyróżnieniami, dyplomami i medalami. Ile ich było dotąd – trudno zliczyć. W uznaniu artystycznego kunsztu Urszula Kurtiak i Edward Ley zostali w 2015 roku odznaczeni przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego medalem Gloria Artis. To najwyższe odznaczenie przyznawane w Polsce twórcom. – Dla nas to powód do dumy, ale również potwierdzenie, że to, co wypełniło nasze życie niemal całkowicie, miało sens – mówi pan Edward. Urszula Kurtiak dodaje: – Cały czas w naszej pracowni rodzą się nowe sposoby zdobienia. Codziennie jest kilka, kilkanaście zadań, takich, jakich nie było wczoraj i nie będzie jutro. Każda praca jest wyzwaniem. Każda wymaga kreatywności. W związku z tym rodzą się różne pomysły na oprawę i formę książki. W 2015 r. wymyśliliśmy sobie na przykład książkę rzeźbioną. Rzeźba w papierze! Żadnych mechanicznych narzędzi, gdyż papier by się natychmiast spalił. Wyłącznie delikatne dłutka i setki godzin benedyktyńskiej pracy artysty. Ta pierwsza na świecie książka rzeźbiona powstawała trzy miesiące. Inna ubiegłoroczna nowinka to książka-obraz, którą umieszcza się w specjalnej skrzyneczce – ramie stanowiącej rodzaj passe-partout. Można ją wyjąć, poczytać i włożyć z powrotem. Każdy z 48 egzemplarzy jest unikatowy, bo każdy ma inną kolorową oprawę. Osoba niezorientowana mogłaby się śmiało pomylić i wziąć tak „wystawioną” książkę po prostu za oryginalny w formie obraz. Urszula Kurtiak komentuje: – Znajdujemy nowe przestrzenie funkcjonowania książki. Poza aspektem luksusowym znajdujemy inne powody, dla których ludzie chcą książkę posiadać. I robimy to niejako w opozycji do książki cyfrowej, którą również cenimy, i której sami na co dzień używamy. Książka cyfrowa to coś właściwie niematerialnego. Można ją ściągnąć z Internetu, przeczytać i nie pozostaje po tym procesie żaden materialny ślad. Fascynujące jest to, że możemy obserwować zachodzącą na naszych oczach rewolucję technologiczną, lecz nasz świat to poszukiwania w obrębie książki tradycyjnej, także sięganie do jej korzeni. Na przykład po formę zwoju. Zanim jednak powstała w wydawnictwie taka książka, wcześniej były studia źródeł, długie przygotowania. Wszystko tu ma znaczenie – choćby kierunek układania się pasemek papirusu, który decyduje o tym, jak będzie się zwijał zwój. 36 Almanach 2015 Wydarzenia niezależnie od tego, kto jest odbiorcą, każda była jedyna w swoim rodzaju – mówi Edward Ley. Każda książka to ogromny wkład wysiłku i czasu. Jak później rozstać się z tak szczególnym przedmiotem? – Wszystkie prace dokumentujemy fotograficznie, zanim trafią do odbiorców. W wydawnictwie pozostaje więc ich dokładne dossier. Żona ma jednak takie miejsce w domu, gdzie gromadzi książki, z którymi nie chce się rozstać pod żadnym pretekstem. To coś na kształt domowej piwniczki szlachetnych win. Naruszamy ją rzadko i tylko z ważnych powodów. Sami, choć jesteśmy twórcami tych szlachetnych przedmiotów, ulegamy ich urokowi – mówi Edward Ley. Urszula Kurtiak kwituje: – Jesteśmy czasami pytani, czy naszym zdaniem książka jako taka przetrwa. Oczywiście, że przetrwa, ale będzie to książka artystyczna. To tak jak z wieloma technikami graficznymi: drzeworytem, litografią, stalorytem – kiedyś miały walor użytkowy, bo służyły na przykład do ilustrowania druków. Z czasem technologie się zmieniły i wyparły w drukarniach stare metody zdobienia. Ale one przetrwały, a wręcz się udoskonaliły. Wciąż się ich naucza oraz stosuje. Stały się wartościami samoistnymi. Wobec rewolucji informatycznej nie inaczej stanie się z książką. 37 L I T E R A T U R A Odbiorcami dzieł Wydawnictwa Artystycznego Kurtiak i Ley są koneserzy. Ludzie przy tym zamożni, gdyż produkt luksusowy, którego wytworzenie zajmuje setki godzin pracy i wymaga od twórcy przygotowania artystycznego, musi kosztować. Kosztowne jest również poszukiwanie nabywców, bo polega ono głównie na systematycznej obecności na rozmaitych specjalistycznych targach i prezentacjach. Jak obliczyli Urszula Kurtiak i Edward Ley, trzy miesiące każdego roku spędzają na wystawach, targach, pokazach. Bywały lata, że co roku odwiedzali wszystkie najważniejsze imprezy księgarskie na świecie: Warszawa, Frankfurt, Chicago, Göteborg, Chiny, Indie, Abu Dhabi, Buenos Aires, Francja, Hiszpania, Anglia… Obecność na nich nie oznacza automatycznie sprzedaży. Raczej zaznaczanie swego istnienia i swoiste edukowania rynku. Goście odwiedzający stoisko wydawnictwa częstokroć po raz pierwszy dowiadują się o tym, że w Polsce istnieje takie wyjątkowe wydawnictwo, i że istnieje takie miasto jak Koszalin. Zamówienia na książki albo unikatowe oprawy przychodzą zaś niespodziewanie i spod czasami zaskakujących adresów. – Wykonywaliśmy prace, które trafiały do rąk papieży, prezydenta Polski, innych dostojników. Ale Małgorzata Zychowicz L I T E R A T U R A Galopem, z pisarzami przez Koszalin Pozwoliłam sobie w tytule sparafrazować tytuł projektu, który był realizowany w lecie 2015 r. w Koszalińskiej Bibliotece Publicznej (KBP), bo ten dzień lipcowy był rzeczywiście niepodobny do innych i pozostawił niezapomniane wspomnienia. Biblioteka otrzymała propozycję włączenia się w realizację projektu Fundacji Zatrzymać Czas Język Polski Galopem – wakacje z ojczystym i 13 lipca zorganizować cykl spotkań z pisarzami, językoznawcami, maraton czytania i słuchania. I stało się: od rana do późnego wieczora w maratonie z językiem polskim uczestniczyli młodzi i starsi mieszkańcy Koszalina oraz turyści z nadmorskich miejscowości. Dzieci i młodzież doskonale bawiła się na zajęciach Agnieszki Frączek, Barbary Kosmowskiej i niekonwencjonalnych wykładach znanych językoznawców. W popołudniowej sesji tłumy wielbicieli przysłuchiwały się dyskusjom Jerzego Bralczyka, Michała Ogórka i Katarzyny Kosińskiej, którzy zabawnie i ze swadą udowadniali wyższość prawidłowej polszczyzny nad jej niechlujną odmianą. Kpili przy tym bezlitośnie ze zdrobnień typu „pieniążki”, „stoliczek”, „pokoik”. Rozbawioną publiczność czekały godziny pięknego czytania. W maratonie lektury wzięły udział piękne głosy: Zofia Kucówna i Krystyna Czubówna. Pierwsza przeczytała kilka fragmentów Pana Tadeusza, druga – Baśnie braci Grimm dla dorosłych w najnowszym opracowaniu Philipa Pullmana. Baśnie czytane zwykle przed zaśnięciem, okazały się mrożącymi krew w żyłach opowieściami, po których nikt nie zamierzał spać, a wręcz przeciwnie. Zamysł, aby uśpić przybyłych czytaniem bajek na dobranoc, zupełnie się nie powiódł. Publiczność długo nie chciała wypuścić lektorki i opuścić sali w bibliotece. I tak minął cudowny, letni dzień, jeden z wielu lipcowych a jednak niepodobny do żadnego. Święto literatury, języka polskiego, dobrego żartu, pięknego czytania, wartościowego spotkania. Inny charakter miało spotkanie z długo u nas wyczekiwaną Olgą Tokarczuk. Dwa lata KBP zabiegała o wizytę autorki (26 lutego). Pisarka przyjechała promować Księgi Jakubowe. Spotkanie z postacią tego formatu ma walor niezwykły i na zawsze zapada w pamięć. Z Olgą Tokarczuk wędrowaliśmy przez XVIII-wieczne Podole, odkrywaliśmy wielobarwne światy polskiego pogranicza, historia mieszała się z fikcją. Poznaliśmy tajemniczą postać Jakuba Franka i jego szalonych, owładniętych mistyką wyznawców, ubogiego księdza Chmielowskiego, którego niektórzy pamiętają ze sformułowania „koń jaki jest każdy widzi…”, obieżyświatów, szalonych arystokratów, ówczesną poetkę, świętych i nieświętych biskupów i wielu innych. Tamten świat był w nieustannej wędrówce. Niewielu rodziło się i umarło w tym samym miejscu, no może z wyjątkiem chłopów pańszczyźnianych. Rozmowa o tamtym świecie stała się pretekstem do rozważań pisarki o tolerancji, różnorodności, wielokulturowości, historii widzianej przez pryzmat życia ówczesnych ludzi, odkryciach jakie autorka poczyniła wczytując się w stare dokumenty, dzienniki z podróży, listy osób znanych i wówczas znaczących. W czasie spotkania Olga Tokarczuk tak pięknie opowiadała o swoich bohaterach, warsztacie pisarskim, mistyce zdarzeń, że zachęciła wiele osób do przeczytania Ksiąg Jakubowych a we wszystkich pozostawiła niezatarty ślad swej obecności. Kilka miesięcy później cieszyliśmy się z nagrody Nike, którą otrzymała za Księgi… właśnie. W stwierdzeniu, że Polska reportażem stoi, nie ma wiele przesady. Do najsłynniejszych współczesnych reporterów należą Hanna Krall i Ryszard Kapuściński. Jednak współzałożyciel Instytutu Reportażu Mariusz Szczygieł (sam świetny reportażysta) wydał już trzeci tom Antologii polskiego reportażu, w którym znalazły się takie znakomitości jak Bolesław Prus, Janusz Korczak, Kazimiera Iłłakowiczówna, Hanna Krall. Łatwiej można wymienić osoby, których tam nie ma. Koszalinianie bardzo sobie cenią książki reporterskie, więc miejska książnica z radością ich autorów zaprasza. W poprzednich latach biblioteka gościła wspomnianego już Mariusza Szczygła, Wojciecha Jagielskiego, Wojciecha Tochmana, Marcina Mellera. W grudniu 2015 r. w ramach Grudnia z reportażem KBP odwiedzili reportażyści: Ziemowit Szczerek i Filip Springer. Obaj są świetnymi pisarzami młodego pokolenia, zainteresowanymi sprawami polski- 38 Almanach 2015 Wydarzenia 39 L I T E R A T U R A mi, ale różni ich sposób przedstawienia tychże, co dało się zauważyć podczas obu spotkań. Ziemowit Szczerek poruszał drażliwe tematy dotyczące polskiej rzeczywistości, a jego konkluzje były smutne do tego stopnia, że został nawet lekko skarcony „za marudzenie” przez jednego ze słuchaczy. Jednak jego książki, jak choćby Siódemka, są nieco pogodniejsze w wymowie, Polacy spotykani po drodze choć oryginalni, są jednak obdarzeni wyrozumiałością dla przywar, a nawet sympatią narratora. Odwrotnie rzecz ma się z Filipem Springerem, którego spotkanie było pełne sarkazmu, ironii, lekkiej kpiny z rzeczywistości, szczególnie architektonicznej, budowlanej, a nawet bytowania... gołębi na Rynku Staromiejskim. Jednak tematy roztrząsane były w nieco lżejszym tonie. Książki Filipa Springera są przepełnione smutną i bolesną prawdą o tragicznej wręcz rzeczywistości, bezdomności, eksmisjach, miastach-widmach i ich mieszkańcach. Tu nie ma się z czego śmiać, a nawet lekko uśmiechnąć, no może z tytułowej wanny z kolumnadą… Oba spotkania z młodymi reportażystami pozostawiły ślad, jaki otrzymujemy w czasie kontaktu z ludźmi myślącymi, o ciekawych poglądach, spostrzeżeniach, świetnej, żywej narracji. Te dwa dni grudniowe byłym miłą odmianą w zalewającej nas zewsząd miałkości tematów i sądów. To oczywiście tylko wybrane z wielu spotkań autorskich, jakie dla mieszkańców Koszalina i okolic zorganizowała Koszalińska Biblioteka Publiczna. Wystarczy wspomnieć o wizytach takich znakomitości jak Maria Czubaszek, Marek Bieńczyk, Sławomir Koper, Szymon Hołownia, Andrzej M. Grabowski, Katarzyna Majgier, Tymon Tymański, Tomasz Trojanowski czy o spotkaniach z lokalnymi pisarzami i poetami promującymi swe książki w koszalińskiej książnicy: Katarzynie Nazaruk, poetach z Krajowego Bractwa Literackiego, Janie Wyrwasie, Grzegorzu Śliżewskim, Aleksandrze Łukaszewicz-Alcaraz, Eugeniuszu Misile, Rafale Podrazie i wielu innych. Łącznie w 2015 roku w Koszalińskiej Bibliotece Publicznej zorganizowano dwadzieścia trzy spotkania autorskie i promocje książek, w których uczestniczyło 2412 osób. Małgorzata Kołowska L I T E R A T U R A Król jest tylko jeden Jak opisać literacki rok w Almanachu, który czytelników wprowadza w nową dekadę swego istnienia? Dla kronikarza wydarzeń w tym obszarze kulturowej aktywności niewątpliwą trudność stanowi fakt, że zdominowane zostały przez działania, które z literaturą – zwłaszcza piękną – niewiele mają wspólnego w imię zasady, że nie tylko pisać, ale też wydawać książki każdy może. Po śmierci Anatola Ulmana w Koszalinie pozostał jeden tylko twórca bezdyskusyjnie należący do świata literackiego, poza i ponad wszelkimi lokalnymi układami i gustami. Mowa tu, oczywiście, o Andrzeju Turczyńskim. A że mamy do czynienia z sytuacją „Andrzej Turczyński, a potem długo, długo nic”, zacznijmy od tej wybitnej, choć trudnej w odbiorze, twórczości. zmysłowością i siłą obrazu (...). Jego opowiadania są dyskursem o Człowieku i Bogu, tworzeniu i burzeniu, pamięci i ucieczce od niej. To książka o desperackich próbach dotarcia do istoty rzeczy. I o wysokiej cenie, jaką się za nie płaci. Ale też o nadziei, którą owe próby rodzą”. W 2012 r. ukazały się Żywioły, o których kolejny recenzent, tym razem Piotr Krupiński, pisał: „Sięgając po najnowszą książkę Andrzeja Turczyńskiego, powinniśmy być gotowi do wyruszenia w podróż. Ekscytującą peregrynację w głąb czasów i kultur, do miejsca, gdzie Wschód i Zachód, Rosja i Europa, wzajemnie się przyglądają, dziwiąc się sobie. Meandryczny szlak, jaki wytycza autor, prowadzi nas jednak w jeszcze jednym kierunku – do wnętrza bibliotecznego labiryntu. To właśnie ów tekstowy gąszcz, wypełniony przez echa dzieł kanonicznych i tych zapoznanych, dzieł pisarzy i filozofów, teologów i mistyków, stanowi właściwy matecznik, monumentalne Muzeum Kultury, którego autor stara się nie opuszczać”. W 2014 r. ukazały się Bruliony starej ziemi, o których na łamach Almanachu Wojciech Konieczny pisał: „rzecz szczególna, nigdy wcześniej bowiem Turczyński tak mocno nie zagłębiał się w poetykę snu, którym spowite są wszystkie stronice – niekiedy tak mocno, że nawet uważny czytelnik nie jest w stanie odróżnić, co jest jawą, a co rzeczywistością już nie jest (...)”. Ta konstatacja pozostaje aktualna także w kontekście najnowszej książki Andrzeja Turczyńskiego, z jednej strony potwierdzając żelazną konsekwencję wydawcy w kreowaniu owej „kwadratowej” serii. Z drugiej strony Brzemię okazuje się kolejnym etapem oswajania tego, co Henryk Bereza, adresat pierwszego z trzech opowiadań z Brulionów Starej Ziemi, nazwał „snojawą”. Ten neologizm najlepiej określa rzeczywistość także i Brzemienia, którego bohater wędruje ku mitycznej krainie własnego dzieciństwa czy raczej szerzej – czasu minionego. Nie jest to jednak reminiscencja rozumiana jako sentymentalna podróż w przeszłość. Turczyńskiemu bliżej bowiem do Brunona Schulza czy Franza Kafki, Roberta Musila czy Thomasa Snojawy Każdego niemal roku Andrzej Turczyński gościł na łamach Almanachu, bowiem do rąk Czytelników regularnie trafiały jego powieści, opowiadania, eseje czy poetyckie zbiory; rzeczy nie do pominięcia. Wydane w 2015 r. Brzemię sytuuje się jako kolejna i pewnie (oby) nie ostatnia, książka Andrzeja Turczyńskiego ukazująca się w serii Kwadrat wydawniczej oficyny Forma. Wcześniejsze to np. Koncert muzyki dawnej, jak sam Turczyński napisał: „pełna muzyki fantastyczna opowieść (...) skonstruowana z elementów świata rzeczywistego, acz traktowanych swobodnie, może nawet z nonszalancją”. W tym samym roku ukazały się Zgorszenia, zbiór opowiadań, w których, jak pisał redagujący serię Artur D. Liskowacki: „metafizyka idzie w parze z sensualnością opisywanego świata, a poezja ze 40 Almanach 2015 gach – dalekich i bliskich – reporterka spotykała. O wartości tych książek decyduje przede wszystkim dobre dziennikarskie rzemiosło i życzliwość wobec bohaterów reportaży i wywiadów. Przekraczające granice to rozmowy z pięcioma niezwykłymi kobietami; wiele je dzieli, ale łączy jedno: każda na koniec rozmowy zapytana o to, co jest najważniejsze w życiu, mówi: miłość. Ale żadną miarą nie są to bohaterki opery mydlanej. Raczej świadome siebie, i dzięki temu otwarte na innych ludzi, wojowniczki. Teresa Olszewska-Bacewicz mając ponad sześćdziesiąt lat ruszyła w swoją pierwszą podróż autostopem, uciekając przed depresją do... Helsinek. Potem były kolejne podróże. Dziś ma 82 lat i planuje wyjazd do Korei, a słynny wydawca przewodników po świecie Pascal nazwał ją „królową autostopu”. Przemierza świat samotnie, jej orężem jest otwartość, odwaga i uczciwość w kontaktach z innymi. O sobie mówi, że jest zbyt stara, by oglądać stare rzeczy, więc od Starego Kontynentu, który już zjeździła wzdłuż i wszerz bardziej ją nęci Nowy Świat. Barbara Chwesiuk przebyła długą drogę z podlaskiej wsi do własnej dużej firmy odzieżowej. Będąc bizneswomen, nie zapomina jednak o korzeniach i nie traci potrzeby bycia wśród ludzi i dla ludzi. Rozmowę z nią wieńczy tekst piosenki, w którym zawarła swoje życiowe credo: „Wejdź na wysoką górę/w dół nie patrz lecz na chmury...” Dr Maria Rydzewska-Dudek jest lekarzem patologiem i w rozmowie z Magdą Omilianowicz mówi między innymi o tym, jak obcując ze śmiercią, nie oszaleć z rozpaczy. – Los rozgniata człowieka jak peta na trotuarze – mówi pani doktor. A jednak jej historia potwierdza słynne przesłanie Hemingway’a, że człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać. Wreszcie dwie koszalinianki, które mają odwagę mówić o swoim związku, własnym rozumieniu feminizmu, społecznej aktywności pod szyldem Klubu Krytyki Politycznej i trosce o naszych „mniejszych braci” – zwierzęta. Mają osiem własnych kotów i trzy psy, a bywają u nich też tzw. tymczasy. Obie marzą o hospicjum dla zwierząt. To rzadkie, doprawdy, marzenie... Pięć walecznych W dalszych rozważaniach musimy opuścić te wysokie rejony sztuki, nie zbliżają się do nich bowiem pozostałe książki, jakie ukazały się w 2015 roku. Są jednak inne powody, by ich nie pomijać. Zacznijmy od książki Magdy Omilianowicz Przekraczające granice. Autorka jest dziennikarką, która sama wielokrotnie przekraczała granice, głównie w ich wymiarze dosłownym, podróżniczym. W swoim dorobku ma dziesięć książek będących reportażami i zbiorami wywiadów. Sytuują się zatem w najbardziej realnej jawie, choć w różnych przestrzeniach geograficznych. Przede wszystkim jednak są to książki o ludziach, których na swych droWydarzenia Pełni vs niepełni Drugą pozycją wydawniczą, na którą z pozaartystycznych względów warto zwrócić uwagę, jest książka Kacpra Hefty Anderstend. Autor ukończył studia dziennikarskie w Instytucie Neofilologii i Komunikacji Społecznej (obecnie: Wydział Humanistyczny) Politechniki Koszalińskiej. Jest też jednym z „wybrańców losu”, jakkolwiek może to brzmieć okrutnie, jest bowiem jednym 41 L I T E R A T U R A Bernharda, aniżeli Pawła Huellego czy Stefana Chwina, by wspomnieć czołowych pisarzy współczesnych, poszukujących intelektualnych i emocjonalnych nici wiążących czas przeszły z teraźniejszym bez względu na resentymenty czy poprawność polityczną. Snojawa Andrzeja Turczyńskiego jest przestrzenią wolną od tego rodzaju uwikłań. Jest przestrzenią nieskrępowanej swobody intelektualnej, z której pisarz-erudyta korzysta w pełni, opisując podróż swego bohatera do miasteczka En i ludzi, których tam zastaje. Jak pisze Paweł Orzeł: „Rzeczywistość jest dla nich konglomeratem wspomnień, wizji, snów i przede wszystkim wrażeń dostarczanych przez rozchwiane zmysły. Taka konstrukcja jawi się jako przerażająca i fascynująca literacka Kunstkammer”. Ostatecznie recenzent konkluduje: „Sytuacją idealną byłoby czytanie takich książek w skupieniu równym temu, które towarzyszy pisarzom podczas pracy. Tylko w ten sposób czytelnik będzie w stanie rozeznać się w materii tekstu skonstruowanego gęsto z wielu zawiłości i aluzji. Z tej perspektywy fantastyczna historia przedstawiona w Brzemieniu staje się również metaforą lekcji czytania lub w ogóle obcowania z tekstem – książką. W tej sytuacji obecna jest zawsze pewna dwuznaczność, której istnienie powinno być oczywiste dla wszystkich świadomie sięgających po Literaturę. Biorąc więc do ręki Brzemię, należy o tym pamiętać, by nie stać się we własnym miasteczku En trybikiem mającym czelność myśleć, że żyje. Wtedy już nie sposób będzie dostrzec całej misterności i cudowności tej Literatury”. L I T E R A T U R A z dwudziestu Polaków dotkniętych ataksją Friedricha. Brzmi dobrze, jak sam przyznaje, ale jak potem wyjaśnia, choroba polega na stopniowym hamowaniu produkcji cząsteczek energii w organizmie. A więc w wielkim skrócie: wszelkie narządy nie dostają na tyle mocy, by normalnie działały. Książka Anderstend, oprócz tytułu będącego fonetycznym zapisem angielskiego słowa „understend” (zrozumieć), opatrzona jest też mottem: „Aby coś zmienić, trzeba najpierw to coś zrozumieć”. I autor pomaga nam zrozumieć nie tylko istotę swojej choroby, ale szerzej spojrzeć na to, co dzieje się na styku światów osób zdrowych i niepełnosprawnych. Kacper Hefta nazywa ich odpowiednio„pełnymi” i „niepełnymi”. Ta zmiana nomenklatury, która bywa kłopotliwa i każe zastanawiać się nad poprawnością polityczną (osoba niepełnosprawna czy z niepełnosprawnością, kaleka czy „sprawny inaczej” – oto niektóre z dylematów) pozwala też na zmianę sposobu wzajemnego postrzegania jednych i drugich. Że jest to kwestia irytująca autora, widać choćby po stosowanej przez niego, ostrej niekiedy, frazeologii. Dosadność nie dziwi jednak, kiedy mowa o rozlicznych barierach, na jakie trafia osoba na wózku czy o stereotypach, jakimi obciążone jest postrzeganie „niepełnych”. W ostatnim akapicie Kacper Hefta pisze: „Doskonale zdaję sobie sprawę, że słowa, które przeczytałeś/aś są być może proste, być może pokręcone, być może mocne i czasami pewnie gówno warte, ale zapamiętaj z tego co napisałem, choćby jedną rzecz. Chcę, aby na świecie pełnosprawność i niepełnosprawność przestała odgrywać jakąkolwiek rolę i liczyła się tylko ta jedna i podstawowa społeczność – ludzie. Zmieniaj ten świat, a zacznij od siebie”. Chyba nie literatura jest domeną Kacpra Hefty, ale szczęśliwie ma on wystarczająco wiele pasji, by będąc „niepełnym” doświadczać pełni życia. Czego mu serdecznie życzę. Milczące ogrody Kolejna książka jest typowym przykładem podróży do przeszłości, powrotu do utraconej arkadii dzieciństwa, by użyć frazesu tyle kwiecistego, co banalnego. Nie inaczej jest z książką Witolda 42 Danilkiewicza Koszalin mojej młodości. Zanim jednak o niej, warto wspomnieć wcześniejszą inicjatywę wydawniczą, mianowicie konkurs na wspomnienia koszalinian ogłoszony przez Stowarzyszenie APERTO. Owocem owego konkursu był wydany z udziałem Archiwum Państwowego w Koszalinie tom Koszalin 1945-2015. Historie z rodzinnych archiwów. Książka zawiera wspomnienia trzydzieściorga koszalinian, wśród nich Witolda Danilkiewicza, który nadesłał tekst stanowiący pierwszy rozdział publikacji. Czy nagroda i umieszczenie tekstu w pokonkursowym wydawnictwie dało asumpt do napisania ciągu dalszego wspomnień sięgających 1955 roku? Nie miałam okazji zapytać mieszkającego od 1980 roku zagranicą – najpierw w Niemczech, a obecnie w Szwecji – autora. Jego koszalińska opowieść obejmuje to właśnie, przedemigracyjne, ćwierćwiecze. Przywołane tu zostały miejsca hołubione w pamięci starszych koszalinian, jak dawne Delikatesy przy ul. Zwycięstwa czy ciastkarnia Poznańska, nieistniejące już kina Adria, Muza czy Kalinka, zakład Kazel, w którym pierwsze zawodowe doświadczenia autor zdobywał jako absolwent nowo utworzonego (Koszalin miał być „doliną krzemową” PRL) Technikum Telekomunikacyjnego. Później ukończył studia historyczne na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, ale to już temat na inną książkę, o ile taka powstanie. Witold Danilkiewicz przywołuje też różne aspekty życia w PRL: kartki żywnościowe, oczekiwanie transportu pomarańczy na Boże Narodzenie czy zakupy za bony Pekao w Peweksie. Książka Danilkiewicza to klasyczna podróż sentymentalna, z przywołaniem osób z różnych powodów ważnych dla podróżnika: rodziców, kolegów z podwórka i szkoły, nauczycieli, starego zegarmistrza czy instruktora filatelistyki. Jego ogrody – by znów przywołać gdańskiego pisarza – jednak nie śpiewają; są miejscem zwyczajnych dziecięcych zabaw i źródłem smakowitych, a pieczołowicie wymienianych przez autora owoców. Wisienka na torcie A skoro o owocach... przejdźmy do wisienki na tym jakże niejednorodnym torcie. Jest nią książka Mój cień z tekstem i ilustracjami Mélanie Rutten. Tekst z języka francuskiego na polski przełożył koszalinianin, Jacek Mulczyk-Skarżyński, który podstawy języka Moliera zdobył w I Liceum Ogólnokształcącym im. Dubois, widać silne, skoro był laureatem Ogólnopolskiego Przeglądu Teatrów Francuskojęzycznych, a potem ukończył romanistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Książkę wydała warszawska Wytwórnia, ofiAlmanach 2015 www.wytwornia.pl L I T E R A T U R A cyna w 2005 roku założona i prowadzona z sukcesem przez także koszaliniankę Magdalenę Kłos-Podsiadło. Wytwórnia specjalizuje się w książkach dla dzieci, a jej znakiem rozpoznawczym są znakomite teksty (klasyka, ale i literackie odkrycia), a nade wszystko oryginalna szata graficzna. Współpraca z młodymi artystami zaowocowała wieloma prestiżowymi nagrodami. Wśród nich jest Bologna Ragazzi Award zdobyta w 2008 r. W 2012 r. Magda Kłos-Podsiadło sama już była jedną z jurorek bolońskiego konkursu dla ilustratorów. Mój Cień opowiada o zmartwionym Jeleniu, Króliczku, który chciał dorosnąć, Żołnierzu, który stale prowadził wojnę, Kocie, któremu ciągle śniło się to samo, Książce, która lubiła wiedzieć wszystko, i o Cieniu. Jest to pełna uroku i ciepła opowiastka dla dzieci: o przyWydarzenia jaźni i świecie, który nie zawsze jest przyjazny, a niekiedy wystawia nas na próby. Zmartwienia Jelenia czy lęki Króliczka, który chce dorosnąć, mógłby rozwiewać ktoś w rodzaju Kubusia Puchatka, a wiemy już przecież, że książki A. A. Milnego to nie tylko zabawne opowieści o misiu o bardzo małym rozumku. Wszak z nich wywiedziono quasi filozoficzne powiastki Te Prosiaczka czy Tao Kubusia Puchatka. Czy z Mojego Cienia ktoś wyprowadzi traktat filozoficzny? Nie sądzę. Ale opowiastka ujmuje bezpretensjonalnością i poetycką kreacją świata przedstawionego. Jest to niewątpliwą zasługą tłumacza, że znalazł językowy ekwiwalent dla francuskiego oryginału. Tłumaczowi życzymy więc dalszych wyzwań translatorskich, a wydawczyni, jak Magda Kłos-Podsiadło siebie nazywa na stronie internetowej, życzymy dalszych nagród. 43 Ewa Marczak Fantastyczny kryminał L I T E R A T U R A Mimo alarmujących danych, że Polacy czytają coraz mniej książek, ze stanem czytelnictwa w Koszalinie nie jest jeszcze najgorzej. Po książkę dla przyjemności, rozwinięcia zainteresowań, ale i chęci powrotu do kraju lat młodości wciąż sięga wiele osób. stanowią młodzi dorośli. Jest ich około 300. Ponad 400 aktywnych użytkowników to osoby w średnim wieku i seniorzy, którzy mają więcej czasu na lekturę. – To bardzo wierni czytelnicy, którzy korzystali z naszych zbiorów jeszcze wtedy, gdy mieściliśmy się w siedzibie Zespołu Szkół nr 11 – zaznacza Danuta Rembowska, kierownik Filii nr 4 KBP. – Znamy ich na tyle dobrze, że gdy tylko pojawią się w naszych drzwiach, wiemy, jaką książkę im polecić. Ci najstarsi czytelnicy lubią powroty do czasów i miejsc swojej młodości. Wielu z czytelników filii pochodzi z dawnych Kresów Wschodnich Rzeczpospolitej, więc szukają książek, które ich dotyczą. Poza tym interesują ich publikacje przyrodnicze, o zwierzętach, ptakach, uprawie ogrodów, bo filia mieści się na osiedlu, na którym jest dużo domków jednorodzinnych, a więc i ogródków. Popularnością cieszą się także publikacje historyczne, literatura wspomnieniowa, zwłaszcza dotycząca drugiej wojny światowej. Ze względu na trapiące ich choroby, starsi czytelnicy szukają książek o metodach poprawy stanu zdrowia. – Mnie, jako bibliotekarkę, bardzo cieszą młodzi rodzice, którzy przychodzą do nas z dziećmi – dodaje Danuta Rembowska. – Szukają książki i dla siebie, i dla nich, ale najczęściej nie narzucają im własnych wyborów. Na szczęście nie brakuje na rynku pięknie wydanych książek dla najmłodszych czytelników. Dyrekcja Koszalińskiej Biblioteki Publicznej śledzi nowości i kupuje te najciekawsze, najładniej wydane. Są wśród nich publikacje wydające różne dźwięki, mające nietypowe kształty. Jednak – jak się okazuje – wśród dzieci umiejących czytać nadal popularne są książki takich klasyków literatury dziecięcej, jak Jan Brzechwa, Czesław Janczarski, Maria Kownacka czy Julian Tuwim. Chętnie sięgają też po książki współczesnych autorów, takich jak Agnieszka Frączek albo Grzegorz Kasdepke, z którymi mają okazję się spotkać właśnie w Koszalińskiej Bibliotece Publicznej. Gośćmi Filii nr 4 są często dzieci z Przedszkoli nr 22 i 34, które znajdują się na Rokosowie. Dzięki tym wizytom przekonują się, Koszalińska Biblioteka Publiczna (KBP) może pochwalić się stale rosnącą liczbą wolumenów, a także udostępnianiem zbiorów internetowych. W 2015 r. placówka kupiła 10,861 książek. To aż o 1002 więcej niż dwa lata temu. Czytelnicy nie mogą więc narzekać na brak interesujących lektur, zwłaszcza że część nowych książek to odpowiedź na ich zamówienia. Od grudnia zeszłego roku KBP umożliwia korzystanie z cyfrowej wypożyczalni międzybibliotecznej Academica. Z danych koszalińskiej książnicy wynika, że w minionym roku z jej zbiorów – zarówno w gmachu głównym, jak i w dziesięciu filiach – wypożyczono 464,536 egzemplarzy, w tym 322,542 książek, 33,315 zbiorów audiowizualnych. Placówka miała 19,846 zarejestrowanych czytelników. Najwięcej czytelników to osoby między 25. a 44. rokiem życia i starsi. Łącznie bibliotekę odwiedziły 286,492 osoby. To uczestnicy wystaw, spotkań autorskich i innych wydarzeń kulturalnych, organizowanych przez placówkę. Od kiedy funkcjonuje nowy zintegrowany biblioteczny system komputerowy Aleph, osoba która zapisze się do wypożyczalni głównej lub którejś z bibliotecznych filii, może korzystać ze wszystkich pozostałych. Rodzina w bibliotece Filia nr 4 przy ul. Ruszczyca na osiedlu Rokosowo ma w swoich zbiorach książki zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. W zeszłym roku aktywnych czytelników filii było ponad tysiąc, z czego ponad 250 osób to dzieci do lat 15, a 60 to uczniowie szkół ponadpodstawowych, co wynika z tego, że wypożyczają głównie lektury, które są dostępne w szkolnych bibliotekach. Sporą grupę czytelników tej filii 44 Almanach 2015 że placówka pełna książek, zabawek i… z piaskownicą to miejsce przyjemne, w którym nie można się nudzić, dlatego warto je często odwiedzać. Dorośli, zwłaszcza młodzi, nadal uwielbiają fantastykę. Nastolatki chętnie sięgają po wydawnictwa, które objaśnią im zagadnienia dojrzewania. Młodzi rodzice wybierają lekkie lektury, które czyta się łatwo, aby zrelaksować się przy niej po ciężkim dniu. Lektura nie może być zbyt ambitna Kryminały, fantasy, sensacja – Najmniejszym zainteresowaniem cieszy się poezja i stwierdzam to ze smutkiem – przyznaje Wanda Budnik. – Niezbyt dużym zainteresowaniem cieszą się reportaże i literatura faktu. Inne bibliotekarki potwierdzają, że koszalińscy czytelnicy najchętniej wybierają lekturę łatwą i przyjemną w odbiorze. Jeśli wśród przekazywanych dla filii nowości znajduje się literatura ambitniejsza, taka jak reportaże, słychać niezadowolenie ze strony bibliotekarek. One najlepiej wiedzą, że tego typu literatura będzie stać na półkach. A przecież książka ma „chodzić”, krążyć od czytelnika do czytelnika. Filia nr 8 mieści się w ścisłym centrum Koszalina. Jej zbiory (22 tysiące książek) przeznaczone są dla młodzieży i dorosłych. W 2015 r. miała ponad dwa tysiące aktywnych czytelników, z czego największą grupę stanowiły osoby w wieku powyżej 45 lat. Większość z nich to ludzie pracujący. Nie brakuje też młodych czytelników: uczniów i studentów. – Wracają do nas czytelnicy, którzy z różnych powodów mieli przerwy w czytaniu – przyznaje Wanda Budnik, kierownik Filii nr 8. – Większość z nich należała kiedyś do którejś z filii dziecięcych. Bardzo cieszy mnie widok przyszłych mam, które szukają u nas książek o przebiegu ciąży, opiece nad dzieckiem. Potem przyjeżdżają do nas z dziećmi w wózkach, aby wypożyczyć publikacje dotyczące wychowania albo… nauki korzystania z nocnika. W kolejnych latach zjawiają się z maluchami prowadzonymi za rękę. Wydarzenia 45 L I T E R A T U R A Zakres zainteresowań czytelników Filii nr 8, jeśli chodzi o literaturę piękną, jest niezmienny od lat i taki, jak czytelników innych filii dla dorosłych. Najpopularniejsze są książki z gatunku fantastyki, kryminału, sensacji i powieści obyczajowe. Wśród najczęściej wypożyczanych powieści fantasy są zarówno saga o Wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego, jak i Przędza Gennifer Albin, powieści z cyklu Księga wszystkich dusz Deborah Harkness, a także książki australijskiej pisarki Trudi Canavan. Niekwestionowanym hitem była powieść Gra o tron George’a Martina. Czytelnicy muszą ją rezerwować. – Popularna jest literatura angielska, głównie powieści obyczajowe, na przykład Dotyk Crossa Sylvi Day, albo powieść historyczna Medicus Noah Gordona – wylicza Wanda Budnik. – Nasi czytelnicy chętnie sięgali po literaturę skandynawską: kryminały Stiega Larssona, Jo Nesbo i Camilli Läckberg, Wciąż dużo osób czytało w zeszłym roku horrory i to te klasyczne, choćby książki Tess Gerritsen i Grahama Mastertona. Niesłabnącą popularnością cieszą się powieści obyczajowe polskich autorek: Moniki Szwai, Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, Katarzyny Michalak, Ingi Słoniewskiej. Jedno z głównych miejsc na liście czytelniczych zainteresowań koszalinian zajmują powieści sensacyjne. Należą do nich książki Katarzyny Bondy i Jamesa Pattersona. Dużym zainteresowanie cieszy się nadal literatura psychologiczna, zwłaszcza ta opisująca różnice między kobietami a mężczyznami. Dobrym przykładem jest książka Sherry Argov Dlaczego mężczyźni kochają zołzy. Dariusz Pawlikowski Jazz najlepszego sortu 11. Hanza Jazz Festiwal; 21-24 października 2015 M U Z Y K A Pianista Przemysław Raminiak w festiwalowych kuluarach powiedział, że po koncertach świetnie sprzedaje się jego najnowsza płyta. I to nie dlatego, że jest taka dobra, ale dlatego, że jeden z utworów Falling znalazł się na składance smoothjazzowej Marka Niedźwiedzkiego. Oto człowiek z dystansem do siebie i tego, co robi. Tacy są jazzmani. Wrażliwi, utalentowani, lubiący błyszczeć, ale i skromni oraz – jak się okazuje – dowcipni. zachęceni wcześniej zagranymi na scenie utworami, pragną często zabrać muzykę do domu, żeby przedłużyć sobie frajdę z obcowania ze sztuką. Stąd stają w kolejkach po płyty, proszą o autografy, robią wspólne fotografie i rozmawiają o muzyce. To dobry zwyczaj koszalińskiego jazzowego spotkania. Zapewne także muzycy są usatysfakcjonowani z takich niezobowiązujących spotkań. Celem Hanza Jazz Festiwal jest też „sprowokowanie dialogu między młodymi artystami oraz doskonalenie warsztatu muzycznego uczestników”. W 2015 roku na jedenastym festiwalu taki dialog był oczywiście prowadzony. Festiwal ewoluuje, więc warsztaty wokalne i instrumentalne były jednodniowe. Prowadzili je za darmo członkowie zespołu The Lions. Zajęcia przeprowadzono w trzech sekcjach. Natalia Lubrano poprowadziła laboratorium wokalne, Szymon Chudy zajął się strategiami efektywnego ćwiczenia na gitarze, czyli tym, jak szybko i łatwo realizować swoje muzyczne cele, a zajęcia z samplingu i beatmakingu, prowadził Adam Milwiw-Baron, który jako muzyk i producent wziął udział w nagraniu albumów różnych artystów, takich jak: Piotr Baron, Pink Freud, Maria Sadowska, Afromental, a także składanek Yugopolis i Męskiego Grania. Hanza Jazz Festiwal okazał się wielkim sukcesem dla raczkującej jazzowej młodzieży z Koszalina. W czasie finałowego koncertu zmagały się trzy „podmioty wykonawcze”, a jury z Pawłem Brodowskim na czele nagrodziło Bacewicz Jazz Quintet. Grupa z Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych nie ma wyboru i musi kontynuować tradycję szkoły! Także jazzową. Panowie Wasilewski, Kurkiewicz i Demydczuk pewnie są dumni, że dziewczęta i chłopcy chcą grać jazz a pedagodzy czują, że improwizowanie rozwija wrażliwość i budzi talenty. Dodajmy, że w konkursie startowały jeszcze Jazz Combo z Krasnegostawu i The Pineal z Poznania. Ich granie oraz muzyczne pozagatunkowe i nieortodoksyjne poszukiwania budzą nadzieję, że jeszcze się z nimi usłyszymy. Hanza Jazz Festiwal (HJF) ma szczęście do artystów najlepszego sortu. Kto tu nie grał? Tylko w ostatnich latach w Koszalinie pojawiali się Takuya Kuroda, Christoph Titz, Marcin Wasilewski Trio, Zbigniew Namysłowski, NSI Quartet, New Bone, Jan Ptaszyn Wróblewski, Maciej Sikała, Robert Majewski, Henryk Miśkiewicz, Wojciech Niedziela, Marcin Jahr, Krzesimir Dębski, The Globetrotters z Kubą Badachem, Paweł Tartanus, Adam Wendt i dziesiątki innych znakomitości, których teraz nie sposób wymienić. To znaczy, że miasto ma swoją markę, i że festiwal chętnie odwiedzają tuzy nie tylko krajowego jazzu. Jak zachęca organizator, Centrum Kultury 105 (CK 105): „Hanza Jazz Festiwal to wydarzenie adresowane przede wszystkim do młodych muzyków, a także do fanów muzyki jazzowej z całej Polski. To również miejsce wymiany doświadczeń muzycznych zarówno między uczestnikami, jak i wykładowcami; miejsce zabawy, nawiązywania kontaktów oraz pierwszych występów przed publicznością”. Faktycznie, także jedenasta Hanza pokazała, że impreza nie ma, nomen omen, zadęcia. Że jest miejscem muzycznego spotkania, wymiany nie tylko doświadczeń, ale też integracji i dobrej atmosfery. Korzystne fluidy dotarły zarówno do bohaterów wydarzenia, czyli muzyków, jak i do koszalińskiej, jazzowej publiczności. Atmosfera przed, w trakcie i już po koncertach bywała znakomita. Nawet przy trudniejszych dźwiękach wymagających więcej skupienia i uwagi, zakochani w jazzie melomani potrafili zatopić się w muzyce bez pamięci. Dobrym zwyczajem, nie wszędzie spotykanym, są też pokoncertowe spotkania artystów ze słuchaczami. Ci ostatni, 46 Almanach 2015 Wydarzenia 47 48 Almanach 2015 Wydarzenia już mają godnego następcę. Pochodzący z Gorzowa Adama Bałdych w wywiadzie dla Jazz Forum wyłożył swoją teorię ciszy: „Na koncertach próbuję oswajać słuchaczy z ciszą. Zaczynam od pewnego poziomu dźwięku, potem stopniowo schodzę w dół i nagle widzę, jak ludzie powoli zaczynają się do tej ciszy przyzwyczajać, jak zgrywają swój oddech z moim dźwiękiem. Mam wrażenie, że w stanie tego wyciszenia ich percepcja się wyostrza, słyszą moją muzykę w głębszy sposób, są w stanie wychwycić jej wszystkie niuanse”. Odnotujmy jeszcze formację The Lions. Wykładowcy i ich kilkoro kolegów w dziesiątkę sprawili, że w Clubie 105 mało kto siedział. Fani pokazali, że muzyka jazzowa okraszona reggae albo raczej reggae z domieszką jazzu, to rytmy w czasie których nogi same rwą się do tańca. Ortodoksyjni jazzfani mogli nie być do końca usatysfakcjonowani, ale z drugiej strony, Hanza Jazz Festiwal to poszukiwania i próby poszerzania form muzycznej zabawy. Na deser wystąpił wspomniany wyżej Przemysław Raminiak Quartet. Pianista przez blisko dekadę związany był z triem RGG. W Koszalinie zagrał utwory z najnowszej płyty Locomotive. Koncertowy kunszt, energia oraz nastrój sprawiły, że zapewne do tej pory rzadko z odtwarzaczy wyciągamy płytę z balladami Dawn, Conversation i Falling. Nawet jeśli ktoś ma pretensje, że Raminiak zbliża się do smooth jazzu, to i tak warto było przeżyć te emocje, a potem ukojonym udać się na kolację przy świecach. Z jednej strony żal, że jazz tylko okazyjnie gości w Koszalinie, ale z drugiej – może to czekanie do kolejnej jazzowej jesieni bardziej wyostrza nasz muzyczny apetyt? 49 M U Z Y K A A samo clou Hanzy? Powiedzmy śmiało – trwało pełne cztery dni. I nie było słabych momentów. Zaczęło się od inauguracji i suity Chord Nation wykonanej przez 22-osobową orkiestrę prowadzoną przez Nikolę Kołodziejczyka. Kompozytor powiedział w jednej z rozmów: „Muzyka na Chord Nation dlatego właśnie jest jazzowa, że blisko człowieka, który ją w danym momencie tworzy”. Recenzenci mówią o wielkiej kreatywności, wolności, humorze i umiejętnym czerpaniu z wielu gatunków. To muzyka niełatwa, intelektualna, ale wciągająca słuchaczy. I przede wszystkim: gdzie jeszcze dzisiaj można usłyszeć orkiestrę jazzową? Kolejne dni to popis syna wielkiego Włodzimierza. Muzycy Łukasz Pawlik Project udowodnili, że jabłko faktycznie spada blisko jabłoni. Lider, wszechstronnie wykształcony pianista, wiolonczelista, kompozytor i aranżer śmiało usytuował się już na wysokiej półce z napisem „improwizacja”. Koszalinianie mogą pamiętać jego popis sprzed kilku lat, gdy grał z Kattorną. Na ostatniej Hanzie Łukasz Pawlik zaproponował między innymi subtelną wyprawę w świat kojących dźwięków z ostatniej płyty Lonely Journey. Ten sam czwartkowy wieczór oszołomił jeszcze jedną gwiazdą. Adam Bałdych wyszedł na scenę razem z Helge Lion Trio. Nasz skrzypek i trójka Norwegów zagrali utwory z płyty Bridges. O Bałdychu mówi się, że „łamie bariery wiolinistyki i wyznacza dla niej nowe ścieżki, oraz że zaciera granice między jazzem, muzyką poważną i współczesnym światem dźwięków, który go otacza i inspiruje”. Uważa się go, nie bez racji, za jedną z największych światowych nadziei jazzowych skrzypiec. Zapowiada się, że Zbigniew Seifert i Stephane Grappelli Beata Górecka-Młyńczak M U Z Y K A Duet na cztery ręce i... Carnegie Hall • Masz dwie siostry skrzypaczki, w waszym domu zawsze brzmiała muzyka, zawsze ktoś musiał ćwiczyć, umawialiście się kto, kiedy i jak długo gra? WS: To było trudne – z reguły graliśmy wszyscy naraz, ponieważ tego wymagała sytuacja. Z Asią (bliźniaczką) byliśmy w tej samej klasie, Agata kończyła szkołę, dom był przepełniony muzyką i graliśmy w zasadzie cały czas. Bartosz Kołaczkowski i Wojciech Szymczewski pochodzą z muzycznych rodzin. Rodzice Wojciecha to nauczyciele fortepianu, mama Bartosza prowadzi wydział rytmiki w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych im. Grażyny Bacewicz w Koszalinie. Współpraca młodych pianistów, absolwentów ZPSM, rozpoczęła się w 2008 roku. Są oni absolwentami klasy kameralistyki Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku, prowadzonej przez prof. Annę Prabucką-Firlej oraz dr Bognę Czerwińską-Szymulę. Wojciech zakończył w tym roku swoją edukację, przed Bartoszem jeszcze recitale dyplomowe. W maju artyści, po wygraniu konkursu Bradshaw&Buono International Piano Competition (który organizują od 2003 roku amerykańscy pianiści Barry Alexander i Cosmo Buono), wystąpili w słynnej sali koncertowej Carnegie Hall. Aby się tam znaleźć, musieli pokonać ponad trzysta duetów z całego świata. To niejedyny sukces młodych muzyków: są laureatami konkursów w Polsce i zagranicą, a we wrześniu zostali finalistami Międzynarodowego Konkursu Duetów Fortepianowych w Białymstoku i otrzymali nagrody: za indywidualność konkursu oraz występ na Festiwalu w Pradze w 2016 r. • Czy ty, Bartoszu, od początku chciałeś grać na fortepianie, nie było innych pomysłów? Bartosz Kołaczkowski (BK): Nie było innych pomysłów muzycznych, za to ja szedłem za dziadkiem w stronę sportu, więc był inny konflikt, ale w końcu stanęło na fortepianie. • Jednak w pewnym momencie miałeś ochotę zrezygnować z grania? BK: Po szóstej klasie zastanawiałem się, co dalej, ale na szczęście mama za mnie zdecydowała. • Łączy was przyjaźń, także pozamuzyczna, kiedy zaczęliście razem grać? BK: Chyba jeszcze w liceum, rok albo dwa lata przed tym, jak Wojtek pojechał na studia do Gdańska. WS: Zawsze tworzyliśmy duet fortepianowy, byliśmy też w Gdyni na konkursie, skąd przywieźliśmy II nagrodę. Przygotowując się do tego koncertu, pianiści wystąpili w Salonie Muzycznym Radia Koszalin, w studiu im. Czesława Niemena. Rozmowę przy okazji koncertu przeprowadziła Beata Górecka-Młyńczak. Oto jej fragment: • Po maturze wyjechaliście na studia do Gdańska. Wybór uczelni z powodu profesora? WS: Tak. Profesora Waldemara Wojtala poznaliśmy już wcześniej, byliśmy na kilku konsultacjach, uczestniczyliśmy w prowadzonych przez niego warsztatach. Bardzo podobała nam się praca z panem profesorem, on jest wielką osobowością, cieszy się dużym autorytetem. • Czy to prawda, Wojtku, że miałeś grać na wiolonczeli? Wojciech Szymczewski (WS): Rzeczywiście różne były pomysły. O wyborze instrumentu zdecydował fakt, że tata gra na fortepianie, w związku z tym poszedłem za nim i był to trafny wybór. • Tata autorytet? WS: Tak. 50 Almanach 2015 M U Z Y K A fot. Archiwum muzyków 51 Wydarzenia M U Z Y K A 52 Almanach 2015 • W szybkim czasie trzeba było załatwić wizy, bilety, hotel, dużo różnych formalności, wyjazd nie obył się bez komplikacji, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło, tylko Wojtek podobno niemal „wjechał” na salę koncertową... WS: No tak, to były szalone dwa tygodnie, bo dowiedzieliśmy się, że wygraliśmy konkurs 3 maja, a dwa tygodnie później już był koncert w Nowym Jorku. Do końca nie było pewne, czy tam zagramy. • Kiedy wam się lepiej gra, gdy jesteście trochę „ściśnięci” i gracie na cztery ręce, czy gdy macie do dyspozycji całą klawiaturę, grając na dwa fortepiany? BK: Te dwa rodzaje pianistyki to zupełnie dwie różne specyfiki. Wyszliśmy od grania solowego, więc grając na dwa fortepiany mamy wrażenie większej kontroli. Grając na cztery ręce ktoś musi ustąpić, bo tylko jeden z nas może mieć pod stopą pedały.. WS: Ponadto każdy z nas ma inne zadania, grając na cztery ręce. • A jakie wrażenia towarzyszyły wam, gdy już byliście na sali? Mogliście jakoś ten moment przeżywać, mieliście na to czas? WS: Była druga w nocy, wysiadłem prosto z samolotu, Bartek będzie to lepiej pamiętał... BK: Udało nam się zagrać razem (śmiech). Dla mnie ten czas też był wyjątkowy. Dopiero teraz mogę to ocenić, przemyśleć. Wszystko działo się bardzo szybko, także na samej sali. Weszliśmy, mieliśmy kilka minut na jedną kompozycję, zagraliśmy i już. Graliśmy bez żadnej próby, bo w czasie na to przeznaczonym Wojtka jeszcze nie było w Nowym Jorku. Było trudno, bo zawsze mamy trochę czasu, żeby przetestować fortepian, zagrać kilka dźwięków, a tym razem byliśmy rzuceni na głęboką wodę. • Jesteście u progu kariery, a już udało wam się wystąpić w najbardziej prestiżowej sali koncertowej świata, Carnegie Hall. Każdy muzyk o tym marzy, nie każdemu się udaje, wy już możecie sobie ten koncert wpisać w biografię. Jak do niego doszło? BK: Koncert poprzedzał konkurs nagrań. Trzeba było zarejestrować video o długości 25 minut i wysłać do organizatorów konkursu w Nowym Jorku. Po miesiącu znane były wyniki. Okazało się, że zdobyliśmy pierwsze miejsce, mamy przylecieć i zagrać. Wydarzenia • Właściwie to dobrze, że dużo razem ćwiczycie, gracie wiele koncertów, bo bez tego „treningu” trudno byłoby zagrać w Carnegie Hall. Już sama nazwa robi wrażenie! WS: To prawda. Uratowało nas to, że po prostu wcześniej bardzo dużo graliśmy, że jesteśmy już zgrani, staramy się też siebie nie zaskakiwać. 53 M U Z Y K A • Na studiach zaczęliście też bardzo poważnie traktować wasz duet i muzykę kameralną. WS: Gramy na cztery ręce i dwa fortepiany, poszczęściło nam się, bo byliśmy w klasie profesor Anny Prabuckiej-Firlej oraz jej asystentki dr Bogny Czerwińskiej-Szymuli. To one opiekują się nami, doradzają w sprawach repertuaru, interpretacji i wyboru konkursów. Robert Kuliński M U Z Y K A Jubileuszowa Generacja... bez jubileuszu Festiwal Rockowy Generacja ma już 35 lat. Choć to doskonała okazja do podsumowań, ubiegłoroczna edycja przebiegła standardowo. Organizatorzy z Centrum Kultury 105, czyli Radosław Czerwiński i zespół impresariatu, któremu przewodzi, nie pokusili się o żadne wspominki ani próbę podkreślenia wyjątkowości festiwalu w 2015 roku. Określenie początku Generacji nie należy do łatwych zadań. Zagłębiając się w archiwa z lat 80., łatwo stracić rachubę. Festiwal figuruje jedynie w planach lub sprawozdaniach rocznych CK 105 (wówczas: Miejskiego Ośrodka Kultury). Próżno doszukiwać się jakichkolwiek dokumentów czy kopii werdyktów jury. Dodatkowo impreza przez lata figuruje pod różnymi nazwami, np. Festiwal Zespołów Instrumentalnych i Tanecznych. Sami pracownicy CK 105 nie są w stanie opisać i określić początków imprezy. Radosław Czerwiński podkreśla, że nie ma żadnych dokumentów, na które mógłby się powołać. Choć precyzyjne ustalenie „wieku” imprezy sprawia kłopoty, nie ma żadnych wątpliwości, że Generacja to jeden z najstarszych koszalińskich festiwali i jedno ze sztandarowych wydarzeń organizowanych rokrocznie przez CK105. W 2015 roku impreza odbyła się 7 i 8 listopada w Clubie 105 oraz Studenckim Klubie Kreślarnia. Tradycyjnie, pierwszy dzień upłynął na przesłuchaniach zespołów konkursowych. Nagrody przyznało jury oraz publiczność. Zmagania konkursowe formacji, jak kielecka Folya, warszawskie KOIOS i Mint, zwieńczył występ pierwszej gwiazdy imprezy – OCN. Drugiego dnia na finał zagrał Hunter. Koncerty uznanych zespołów to stały element programu. W ubiegłych latach można było podziwiać Pogodno, TSA czy Illusion. Warto przypomnieć, że dzięki Generacji w Koszalinie gościły także gwiazdy światowego formatu jak Vader czy Napalm Death. 35. edycja była nieco kontrowersyjna. Spośród pięciu formacji zakwalifikowanych do konkursu cztery można było zaliczyć do grona debiutantów. Natomiast jeden z zespołów ma całkiem spory dorobek – trzy oficjalne płyty i występy na jednej scenie z Franz Ferdinand czy Deep Purple. Mowa tu o grupie The Toobes, która zgarnęła nie tylko nagrodę główną, ale też nagrodę publiczności. Można mieć tym samym obiekcje co do wymiaru etycznego konkursu. Wiadomym jest, że debiutanci raczej nie zagrożą zaprawionym w bojach rock’n’rollowcom. Muzycy The Toobes najwyraźniej dopatrzyli się braku obostrzeń w regulaminie. Na stronie internetowej festiwalu czytamy: „Generacja ma na celu odkrywanie i promowanie młodych zespołów, głównie rockowych.” Brak jednak wyjaśnienia co oznacza „młody zespół”. Toobesi zdecydowali się na udział w nierównej konkurencji. Mogli być pewni, że w najgorszym wypadku zdobędą nagrodę publiczności, czyli tysiąc złotych – całkiem ładny zwrot kosztów dojazdu. – Zespół The Toobes ma wydawnictwa, ale nie są one sygnowane przez wytwórnie płytowe – wyjaśnia Radosław Czerwiński. – My Generation wydana jest przez Dzida Music, czyli agencję bookingowo-koncertową. The Toobes podczas kwalifikacji do finału był oceniany na równi z innymi zespołami. Selekcjonerzy brali pod uwagę wszelkie walory, które mogli usłyszeć w nagraniach. Ich zadaniem jest wyłuskać najlepsze zespoły spośród kilkudziesięciu. Czyni się to po to, by poziom konkursu Generacji utrzymywał się na wysokim pułapie. Z pewnością kryterium wyboru nie jest liczba zagranych koncertów przed gwiazdami. Nie widzę zatem potrzeby zmiany regulaminu – kwituje. Skoro organizator nie widzi w tej sytuacji nic kontrowersyjnego, możemy być spokojni. Poziom konkursu Generacji zapewne będzie coraz wyższy. Jak co roku zresztą. 54 Almanach 2015 M U Z Y K A Fot. Mariusz Czajkowski Wydarzenia 55 Mateusz Prus Siła muzyki z Koszalina Kaczeńce, który ponownie wydał Father And Son Records And Tapes. Das Komplex został wspomniany w wielu podsumowaniach roku. Wydaje się, że najlepsze dopiero przed nim. Marcin Łukaszewicz jest artystą formatu światowego. Oryginalny styl muzyki pozwala sądzić, że jeszcze wiele razy o nim usłyszymy. Wiadomo, że w roku 2016 ukaże się na winylu oficjalny remix quintetu Wojtka Mazolewskiego oraz nowa epka zatytułowana Pudding. Lokalna scena muzyczna ma się dobrze. Rok 2015 był udany dla wielu koszalińskich twórców. Ukazało się kilka interesujących płyt, które zdobyły rozgłos poza granicami Polski. Powstały nowe projekty, o których dopiero będzie głośno. A muzycy – co ważne – starają się siebie wspierać. M U Z Y K A Elektroniczny późny debiut Na coraz prężniej rozwijającej się polskiej scenie elektronicznej jednym z najbardziej chwalonych artystów był w ubiegłym roku Das Komplex. Pod tym kryptonimem kryje się Marcin Łukaszewicz, na co dzień architekt mieszkający i tworzący w Koszalinie. Mimo że komponuje wiele lat, to dopiero w ubiegłym roku postanowił upublicznić swoją twórczość na szerszą skalę. Szybko zwrócił na siebie uwagę wielu znawców i wydawców muzyki elektronicznej. Pierwszy wyciągnął do niego rękę Maciej Sienkiewicz – jeden z najdłuższych stażem dj’ów w Polsce, niezwykle szanowany krytyk, dziennikarz i promotor kultury klubowej, założyciel wytwórni muzycznej Father And Son Records And Tapes (FASRAP). Jako pierwszą pozycję w katalogu zdecydował się wydać winylową epkę Nowadays autorstwa Das Komplex. Na płycie znalazły się cztery utwory utrzymane w klimacie electronic disco. Rozbudowane i melodyjne kompozycje sprawiły, że cały nakład albumu szybko został wykupiony. Płyta była dystrybuowana przez jeden z największych europejskich sklepów muzycznych, brytyjski Juno. Okładkę zdobiła praca znanej artystki Aleksandry Waliszewskiej. Nowadays trafił na playlisty wielu audycji radiowych i selekcji didżejskich całego świata. Winyl można obecnie nabyć jedynie z drugiej ręki, a jego cena sięga ponad 40 funtów. Nic więc dziwnego, że artystą zainteresowały się kolejne labele. Drugą epkę Das Komplex, Universe, wydała wytwórnia Step stawiająca na młodych twórców elektroniki. Na wydanym w Niemczech winylu znalazły się cztery kompozycje. Trafiły one między innymi na antenę radia BBC1. Nakład ponownie został wyprzedany. Trzecie i ostatnie wydawnictwo Das Komplex to singiel Rock trzyma się mocno Muzyka gitarowa w Koszalinie zawsze miała mocną pozycję. Rok 2015 przyniósł kilka płyt, które wpiszą się na stałe do kanonu muzycznego miasta nad Dzierżęcinką. Najważniejszym wydarzeniem był powrót legendy death metalu – Betrayera. Fani grupy musieli czekać na nowy aż krążek 21 lat (!). Obaw było sporo. Z pierwotnego składu ostał się jedynie lider Berial czyli Piotr Kuzioła. Na szczęście o rozczarowaniu nie można mówić. Wydany 18 marca 2015 r. album Infernum in Terra to dawka bezkompromisowego, prawdziwego, Das Komplex 56 Almanach 2015 Betrayer / fot. Agata Kurczak Wydarzenia 57 M U Z Y K A Bacteryazz świetnego technicznie death metalu. Wydawcą krążka w Polsce został prężnie działający Mystic Production, natomiast dystrybucją światową zajął się Withing Hour. Zespół, który na początku lat 90. stawiany był w jednym szeregu z Vaderem jako towar eksportowy polskiego, mocnego brzmienia, wrócił z tarczą i pokazał, że nic nie stracił ze swojego pazura. Udany album zaowocował pozytywnymi recenzjami i wieloma koncertami. Muzycy zjechali niemal cały kraj, pokazując wysoką formę sceniczną. Inne zespoły z kręgu muzyki gitarowej nie wydały swoich płyt w wytwórniach, ale zrobiły to własnym sumptem. Tak było np. z duetem Oil Stains. Tworzący zespół gitarzysta Maciej Sztyma oraz Sebastian Strycharczuk grający na perkusji i udzielający się na wokalu już wcześniej dali się poznać jako niezwykle oryginalny brzmieniowo projekt. Wypracowany styl to wypadkowa bluesa i rocka z lat 60. i 70. XX wieku. Oil Stains dużo koncertują i budują swoją rzeszę fanów. Pozbawieni pomocy wytwórni, na własną rękę promują swoją 58 Almanach 2015 muzykę i należy przyznać, że wychodzi im to dobrze. Album Here Comes My Train ukazał się 31 maja 2015 r. Znalazło się na nim jedenaście autorskich numerów. Płyta jak na wydawnictwo niezależne jest bardzo dobrze wyprodukowana i brzmi jak klasyczny, amerykański rock. Ciekawostką jest fakt, że jeden z utworów Oil Stains zremiksował wspomniany na początku Das Komplex. To dowód nie tylko na przenikanie się gatunków muzycznych, ale i współpracę koszalińskich artystów. Kolejny zespołem, na którego album fani musieli czekać bardzo długo, jest Kaboom! Grupa istnieje już dziesięć lat, jednak aż do ubiegłego roku nie ukazała się ich płyta. Kaboom! mimo braku krążka, dzięki koncertom oraz występowi w jednym z telewizyjnych talent show mają spore grono fanów. Ci najwierniejsi byli już blisko rozpaczy, kiedy pod koniec 2013 roku zespół znalazł się na krawędzi rozpadu. Po odejściu perkusisty i basisty w składzie pozostał wokalista Radek Czerwiński i gitarzysta Leszek Jankowski. Grupa stanęła przed wielkim dylematem – co dalej? Na szczęście znalazł się Krzysztof Krentosz, który przeprowadził się do Koszalina z odległych Katowic w najlepszym dla Kaboom! momencie. Panowie szybko znaleźli wspólny język muzyczny. Za gitarę basową chwycił Radek Czerwiński i już nic nie mogło stanąć na drodze do wypuszczenia albumu. Pod koniec listopada ubiegłego roku ukazała się Dycha. Tytuł płyty nawiązuje zarówno do stażu zespołu jak i ilości numerów, które znalazły się na krążku. Zawartość płyty to dobrze zagrany rock nawiązujący do sceny grunge’owej lat 90. Album został wydany i dystrybuowany we własnym zakresie. Kolejnym zespołem, na którego płytę fani czekali długo (choć krócej niż w przypadku Kaboom!), i który nawiązuje do muzyki grunge, jest grupa Bacteryazz. Skład zespołu to: Henryk Rogoziński – bas, Mariusz Puszczewicz – wokal, Dariusz Bendyk – perkusja i Adrian Rozenkiewicz – gitara. Muzycy przy wydaniu swojego debiutanckiego materiału skorzystali z nowoczesnej formy zbierania środków pieniężnych jaką jest crowdfounding (publiczna zbiórka na określony cel – dop. red). Dzięki udanej akcji promocyjnej Bacteryazz zebrali kwotę potrzebną do nagrania i wydania krążka. Album Za drzwiami miał premierę w kwietniu 2015 r. Znalazło się na nim jedenaście piosenek autorskich i cover zespołu Republika. Bacteryazz dużo koncertują i powoli stają się coraz bardziej znanym i lubianym zespołem w całej Polsce. W 2015 roku ukazał się też debiutancki solowy album Marcina Zabrockiego. Mimo że artysta pochodzi z Polanowa i obecnie „Jazz, a wtedy padał deszcz” Powyższy cytat pochodzi z utworu Jazzburgercafe nagranego w połowie lat 90. ub. wieku przez koszaliński zespół New Da Wont. Jazzowi muzycy wywodzący się z Koszalina odnoszą coraz większe sukcesy. O trio Marcina Wasilewskiego napisano już bardzo dużo. W jego ślad idzie Kamil Piotrowicz. Absolwent Zespołu Szkół Muzycznych im. Grażyny Bacewicz wydał w 2015 roku ze swoim kwintetem debiutancką płytę Birth. Dla grupy 2015 rok był przełomowy. Kamil Piotrowicz w kwietniu odebrał główną nagrodę w kategorii „indywidualność jazzowa” w najbardziej prestiżowym konkursie jazzowym w Polsce, czyli konkursie w ramach wrocławskiego festiwalu Jazz Nad Odrą. W czerwcu muzycy ruszyli w trasę promującą swój album wydany w międzynarodowej wytwórni Hevhetia. Co ważne, pierwszy koncert tej trasy odbył się w Filharmonii Koszalińskiej. Album Birth znalazł się w wielu podsumowaniach roku w świecie jazzu. Portal jazzsoul.pl umieścił płytę w pierwszej dwudziestce najlepszych jazzowych albumów na świecie! Marcin Wasilewski Trio to już marka światowa, Kamil Piotrowicz Quintet to debiutanci zyskujący coraz wyższą pozycję w jazzowym świecie. Czy kolejni będą młodzi muzycy ze składu Bacewicz Jazz Quintet, którzy wygrali konkurs w ramach XI Hanza Jazz Festiwal? O tym pewnie w niedalekiej przyszłości się przekonamy. W klimacie jazzu porusza się również koszaliński gitarzysta Filip Fiebigier. W roku 2015 udało mu się samodzielnie wydać płytę As I Hear It. Na albumie znajduje się dziesięć standardów zagranych solo na gitarze. Artysta pokazuje na krążku swój znakomity warsztat. Mimo jednego instrumentu brzmienie wydaje się głębokie i wielowarstwowe. Bardzo ciekawy debiut doświadczonego już muzyka. Hip-hop na zakręcie Koszalin znany jest ze swoich tradycji hip-hopowych. Na przestrzeni lat ukazywało się wiele ciekawych albumów, powstawały składy i solowe projekty. W roku 2015 mieliśmy do czynienia 59 M U Z Y K A Wydarzenia nie mieszka w Koszalinie, właśnie w tym mieście skończył szkołę muzyczną i warto o nim wspomnieć. Artysta grał wcześniej m.in. z takimi zespołami jak Hey, Nosowska, Pogodno i Mr Z’oob. Wydany dzięki prężnej wytwórni Kayax solowy album 1+1=1 zawiera dużą dawkę smutku i melancholii, nie można mu jednak odmówić piękna. Płyta została ciepło przyjęta przez krytyków i publiczność. M U Z Y K A interesowanie numerami było na tyle duże, że Neile zdecydował się wydać je w formie płyty cd zatytułowanej Kicktape. Rękę do rapera wyciągnęła uznana SB Mafija. Neile stał się członkiem tej ekipy, co zaowocowało wieloma występami gościnnymi i serią koncertów w Polsce. Jednocześnie artysta nagrywał swój solowy album. Powidok 94 ukazał się w październiku. Nowoczesne podkłady, charakterystyczny, szorstki głos i mocne teksty zyskały pozytywne recenzje. Aktywność w 2015 roku wykazał również jeden z pionierów koszalińskiego rapu, czyli Voom. Mieszkający wiele lat w Anglii Bartek Dąbrowski nagrał album Nie ta płyta, który udostępniony został na serwisie YouTube. Artysta brzmieniem wrócił do korzeni, prezentując bardziej klasyczny hip-hop niż na poprzednich płytach. Produkcją muzyczną zajął się członek ekipy Most Blunted – Czez. Po wielu miesiącach od premiery Voom zapowiedział wydanie płyty własnym sumptem na krążku cd. 2015 rok to również przełom w karierze 4P. Przemysław Majewski to doświadczony raper, który po wydaniu kilku płyt zapowiedział odwieszenie mikrofonu na kołek. Nieoczekiwanie jednak w kwietniu ogłosił, że dołączył do zasłużonej warszawskiej ekipy Dill Gang, którą tworzą m.in. raperzy z Hemp Gru. Stylistycznie 4P zawsze tworzył podobnie do artystów z Dill Gangu, dlatego fakt połączenia sił nie powinien dziwić. Po kilku zrealizowanych teledyskach, raper szykuje się do wydania swojej płyty, której premierę przewidziano na bieżący rok. Na co jeszcze czekamy? Do wydania płyty szykuje się inny weteran koszalińskiej sceny hip-hop, Mroku. Album Błękit i biel zwiastuje singiel Iskra, do którego ukazał się teledysk. W 2015 roku miała również ukazać się płyta zespołu Dawne Dni tworzonego przez Mroka, Ema, Wonza i Dj Weedjeta. Prace niestety się opóźniły i premiera planowana jest dopiero po solowym albumie Mroka. W 2015 r. powstał zespół WhoIsWho, który wpuścił sporo świeżego powietrza na muzyczną scenę Koszalina. Po kilku entuzjastycznie przyjętych koncertach i wygraniu konkursu Łowcy talentów panowie Dominik Chłopecki, Filip Skaziński, Jakub Staniak i Aleksander Pelc nagrali płytę, która ukazała się na początku 2016 roku. Trzecią płytę szykują też metalowcy z Pampeluny. Uznany zespół z ugruntowaną pozycją na polskiej scenie powinien dostarczyć krążek z solidną dawką hardcorowego grania. Neile z pewnym przestojem. Młodzi twórcy nie wydali zauważonego szerzej krążka. Gdyby nie „stara gwardia”, moglibyśmy ten akapit pominąć. Dla tworzącego wiele lat, jednak znanego głównie lokalnie, Neilego czyli Łukasza Dudka, rok 2015 okazał się przełomowy. Artysta wdarł się do świadomości fanów rapu w całej Polsce dzięki wypuszczanym pojedynczo utworom na serwisie YouTube. Za- 60 Almanach 2015 Arkadiusz Wilman Ludzie to lubią, ludzie to kupią dychamy tym samym powietrzem – powiedział Gutek po zejściu ze sceny. W pierwszych trzech sezonach cyklu Unplugged występowały głównie lokalne kapele i projekty muzyczne. W tym roku po koncercie tak rozpoznawalnego zespołu jakim jest Indios Bravos można było ograniczyć działalność do regionalnego podwórka, ale poprzeczka została podniesiona. 19 marca o tym, że ma w sercu maj zaśpiewał na żywo Łukasz Zagrobelny. – Każdy koncert wywołuje inne emocje, większość z nich jest powodem do radości, ale obecność w naszym radiu tak rozpoznawalnych muzyków cieszy szczególnie. W czwartym sezonie pojawiły się prawdziwe gwiazdy – przyznaje Adrian Adamowicz. Kwiecień przyniósł słuchaczom garść dźwięków w zielono-żółto-czerwonych odcieniach. W połowie miesiąca zawitał do Radia Ras Luta, który wystąpił w towarzystwie swojego ośmioosobowego zespołu. Był urzekający damski chórek ubrany w orientalne sukienki, były bongosy, trzech gitarzystów i oczywiście wiele piosenek o najpiękniejszych uczuciach. W skrócie – Peace and Love and Radio Koszalin. 14 maja w kołobrzeskim Regionalnym Centrum Kultury o miłości zaśpiewała także Ania Dąbrowska. Był to pierwszy w historii koncert z cyklu Unplugged zorganizowany „na wyjeździe”. Okazją do tego stała się konferencja o przyszłości dziennikarstwa radiowego. Okazało się, że wielu stałych bywalców koszalińskich koncertów przyjechało specjalnie do Kołobrzegu, aby usłyszeć na żywo Charlie Charlie, Jeszcze ten jeden raz czy cover Bang Bang z repertuaru Nancy Sinatry. Gdyby był to koncert rockowy, pół żartem pół serio moglibyśmy mówić o zjawisku groupies. Na zakończenie czwartego sezonu akustycznego grania wysłaliśmy do wszystkich słuchaczy Muzyczne Depesze. Tak brzmiał tytuł finałowego koncertu, poświęconego w całości twórczości zespołu Depeche Mode. 25 czerwca na naszej scenie wystąpiło kilkunastu instrumentalistów z całego regionu. Na potrzeby projektu powstały dwa kompletne zespoły – jeden pod wodzą Rafała Mędlewskiego, W tym roku wszystko zaczęło się od wymiany na lepszy model. Realizatorzy i dziennikarze zachowali jednak status quo. Przynajmniej większość. Lepszy model to tytuł największego hitu Kasi Klich, która 18 stycznia wystąpiła w SKN w towarzystwie męża Jarosława `Yaro’ Płocicy. Para przyjechała do Koszalina z Warszawy, gdzie obecnie mieszka, tworzy i prowadzi własne studio nagraniowe. Nie tylko publiczność zachwalała rodzinną atmosferę, która wytworzyła się w trakcie wspólnego śpiewania największych hitów muzycznego małżeństwa. Zadomowiony w stolicy Yaro (rodowity koszalinianin) po koncercie przyznał, że stojąc na scenie przed swoimi rodzicami poczuł, że to właśnie przy ulicy Piłsudskiego jest naprawdę „u siebie”. 26 lutego to początek zaplanowanego końca Indios Bravos. Zespół tworzony przez m.in. Piotra Banacha i Piotra `Gutka’ Gutkowskiego zawiesił działalność na bliżej nieokreślony czas. Występ w Radiu Koszalin był jednym z pierwszych koncertów zorganizowanych w ramach pożegnalnej trasy Indiosów. Zamiast łez na policzkach i zapalniczek w dłoniach wiernych fanów w Studiu pojawiły się indiańskie okrzyki i próby tańca. – W takich kameralnych miejscach wytwarza się intymność. Tłum jest anonimowy. Cenię sobie granie w pomieszczeniach, w których wszyscy odWydarzenia 61 M U Z Y K A Zwłaszcza, gdy jedyną ceną tej przyjemności jest dobrowolne powierzenie nam 120 minut swojego życia. Najpiękniejsze rzeczy otrzymujemy za darmo. Radio Koszalin stara się udowodnić, że tak właśnie jest. W tym roku zakończył się czwarty sezon akustycznych koncertów w Studiu Koncertowo-Nagraniowym im. Czesława Niemena (SKN). Historia z kameralnym graniem bez prądu sięga końca 2011 roku. Dyrektor muzyczny stacji, Adrian Adamowicz stwierdził, że najwyższy czas, by zrobić duży i wyraźny krok do przodu. We wrześniu RK podwoiło stawkę – rozpoczęło piątą edycję cyklu Unplugged i coś nowego – koncerty w samo południe nocy, czyli O północy. M U Z Y K A Skubas We wrześniu ruszył także cykl koncertów O północy. Pod koniec miesiąca odwiedził nas Kortez, zdaniem wielu recenzentów muzyczne odkrycie 2015 roku. Kortez dwa dni przed premierą swojego debiutu Bumerang podzielił się ze słuchaczami Radia Koszalin całą zamkniętą na płycie intymnością, melancholią i refleksją. – Muzyka smakuje inaczej o każdej porze dnia i nocy. Są takie zespoły, tacy wykonawcy, których twórczość smakuje lepiej, gdy zgasną światła. Kortez zapoczątkował nową formę spotkań. Będziemy ją rozwijać – zapewnia Adrian Adamowicz. – Nasze radio żyje 24 godziny na dobę – dodaje. Niespełna miesiąc później słuchacze wesoło wybiegli z Radia Koszalin. Wszystko za sprawą Elektrycznych Gitar, których muzycy a drugi pod czujnym uchem Henryka Rogozińskiego. Do współpracy zaproszeni zostali wokaliści – m.in. Magdalena Łoś, Karolina Żuk, Wojciech Kucharski i Mariusz Puszczewicz. Blisko dwugodzinny koncert zakończył się dwukrotnym wykonaniem utworu Personal Jesus. Po wakacyjnej przerwie w piąty sezon Unplugged Radia Koszalin publiczność weszła z góralskim przytupem. 4 września z Zakopanego nad Bałtyk przyjechała Kapela Hanki Wójciak. W zaprezentowanych przez nią utworach pojawiły się polskie motywy ludowe, elementy muzyki klezmerskiej i orientalne skale. Koncert był dowodem na to, że prawdziwe góralki nie potrzebują prądu. To one przekazują energię innym. 62 Almanach 2015 kilkukrotnie bisowali. Październik upłynął pod znakiem występu znanego zespołu z Kubą Sienkiewiczem na czele. Elektryczne Gitary odwiedziły Koszalin 16 października w ramach trasy Prawie akustyczne Radio Tour. Nie można tego nazwać normalnym koncertem. Pod jego koniec część zespołu biegała w taboretach na głowach. Nawet najbardziej znany w kraju neurolog Kuba Sienkiewicz nie mógł nic z tym fantem zrobić. Pod koniec listopada wystąpił w Radiu Koszalin wokalista, gitarzysta i tekściarz Piotr Wróbel. Współtwórca zespołu Akurat promował u nas swoją debiutancką solową płytę Ty i Ja i Świat. – Mało rozgłośni regionalnych Polskiego Radia robi koncerty, a dodatkowo, na własną rękę, wyszukuje artystów, którzy chcieliby u nich wystąpić. Wasza publiczność? Fajna, dojrzała, słuchająca – tak Piotr Wróbel komentował swój występ kilka minut po zejściu ze sceny. Drugim po Kortezie nocnym wydarzeniem był występ nieznanej jeszcze szerszej publiczności formacji Henry Davids Gun. Przyjechali zaprezentować premierowo materiał ze swojej pierwszej płyty Over the fence and far away. Muzyka nagrywana w drewnianym wiejskim domku, w środku lasu i pobliżu jeziora. Trudno opisać magię połączonych dźwięków wokalu Wawrzyńca Dąbrowskiego, perkusji Macieja Rozwadowskiego i strunowych instrumentów Michała Sepioło. Rok 2015 zakończyliśmy Kołysanką i Rejsem od Skubasa. Popularny wokalista i gitarzysta, autor utworu Nie mam dla Ciebie miłości wystąpił w towarzystwie swojego czteroosobowego zespołu. Był to jeden z trzech koncertów, które Skubas zagrał w rozgłośniach radiowych. Muzyk odwiedził Gdańsk, Łódź i właśnie Koszalin. – Graliśmy trochę ciszej niż zazwyczaj i na dodatek na siedząco. Lubię takie występy. Być może część zarejestrowanych tutaj utworów trafi na płytę koncertową – mówił tuż po koncercie Skubas. W dużym zaokrągleniu – w 2015 roku Radio Koszalin zorganizowało 12 koncertów, wzięło w nich udział ponad 1600 osób, a na antenie radiowej w formie retransmisji pojawiło się 800 minut muzyki na żywo. To wszystko efekt zaangażowania pomysłodawcy cyklu Unplugged Adriana Adamowicza, publiczności, dziennikarzy i realizatorów Radia Koszalin. Ekipa nawet nie myśli o wypowiedzeniu ostatniego słowa. Dopiero się rozkręca. Drugie piętro w metalowo-szklanym budynku przy ulicy Piłsudskiego 41. Zapamiętajcie ten adres. Tu się fajnie gra. Wydarzenia Kapela Hanki Kortez Elektryczne Gitary Izabela Nowak M U Z Y K A Najnowsza odsłona tradycji polonijnej Polonijna Akademia Chóralna (PAC), która odbyła się w dniach 11-19 lipca 2015 roku i miała wyjątkowo uroczysty charakter. W programie spotkania podkreślono bowiem dwa znaczące jubileusze: 45 lat polonijnej tradycji w Koszalinie, która – przypomnijmy – rozpoczęła się w 1970 roku oraz XV już Światowy Festiwal Chórów Polonijnych. Oprócz jubileuszowego festiwalu w programie PAC znalazła się także sesja Studium Dyrygentów Chórów Polonijnych oraz organizowany po raz pierwszy Letni Kurs Dyrygentów Polonijnych. Po raz kolejny Koszalin stał się stolicą polonijnej chóralistyki, a nasze miasto gościło utalentowanych śpiewaków, którzy w tym roku przybyli z Białorusi, Czech, Rosji, Ukrainy i Stanów Zjednoczonych. – Do Koszalina przyjeżdżają ludzie, którzy z potrzeby serca pielęgnują polskość w tych krajach, do których rzucił ich los – powiedziała prof. Elżbieta Wtorkowska z Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, od dwudziestu trzech lat prowadząca z polonijnymi gośćmi zajęcia z emisji głosu i praktyki wokalnej. – Przyjeżdżają, aby pogłębiać i ugruntować swoją wiedzę, a jednocześnie poznawać polską literaturę muzyczną. Proponujemy naszym gościom nie tylko klasykę, ale dbamy również o to, by zapoznali się z tym, co najnowsze w polskiej muzyce. Poznane w Koszalinie pieśni mogą wprowadzać do repertuaru prowadzonych przez nich chórów lub zespołów, w których sami śpiewają. Znaczenie polonijnej tradycji podkreślił zastępca prezydenta Koszalina, Przemysław Krzyżanowski podczas uroczystej inauguracji tegorocznej Polonijnej Akademii Chóralnej: – Bardzo się cieszę, że od początku lat siedemdziesiątych Koszalin jest stolicą polskiej pieśni – powiedział. – To właśnie w naszym mieście już od czterdziestu pięciu lat spotykają się Polacy mieszkający poza granicami kraju. Gościliśmy już około dwudziestu trzech tysięcy rodaków. Początkowo byli to goście z Europy Zachodniej, później z wielką radością zapraszaliśmy Polaków ze Wschodu. Często były to podróże sentymentalne do miejsc, gdzie wszyscy tak naprawdę mają swoje korzenie. Koszalin jest miastem bardzo otwartym dla Polonii i bardzo się cieszę, że możemy gościć tutaj rodaków z całego świata. Coroczne spotkania rozśpiewanej Polonii na stale wpisały się w życie kulturalne Koszalina. Jednak kolejne festiwale to nie tylko wielkie muzyczne wydarzenia, ale także chwile autentycznych wzruszeń niesionych przez polskie pieśni tak sugestywnie interpretowane przez pełnych artystycznej pasji polonijnych gości. Połączył ich nie tylko wokalny talent, ale przede wszystkim szczera miłość do Polski, do polskiej tradycji, kultury i do ojczystego języka. Zespoły chóralne, niektóre o bardzo długiej historii, słuchacze Studium Dyrygentów Chórów Polonijnych i uczestnicy Letniego Kursu Dyrygentów Polonijnych – to właśnie oni zapisali kolejną kartę w koszalińskiej tradycji polonijnej. Galerię znamienitych polonijnych gości otwiera zespół o najdłuższej, 61-letniej historii – wspaniały Polski Zespół Śpiewaczy Hutnik z Trzyńca (Czechy) pod dyrekcją Cezarego Drzewieckiego, podbijający serca publiczności nie tylko na Zaolziu, w Polsce, ale także w wielu europejskich krajach. Spektakularne artystyczne sukcesy, koncerty, które stały się wielkimi artystycznymi wydarzeniami to efekt talentów wokalnych chórzystów oraz bogatego i zróżnicowanego repertuaru prezentowanego z niezrównanym mistrzostwem. Wysoki poziom artystyczny jest także wizytówką działającego już od siedemnastu lat Polskiego Amatorskiego Chóru Kameralnego im. Juliusza Zarębskiego z Żytomierza na Ukrainie pracującego pod kierownictwem Jana Krasowskiego. Jednak artystyczne sukcesy, które często stają się udziałem śpiewaków z Żytomierza, to jeszcze nie wszystko. Ten chór jest bowiem „zespołem z misją”: – W naszym zespole śpiewa dużo młodzieży – powiedział dyrygent chóru, Jan Krasowski. – Staramy się rozwijać w tych młodych …nasza dusza śpiewa po polsku… 64 Almanach 2015 Fot. Mariusz Czajkowski M U Z Y K A ludziach miłość do Polski, do polskiej kultury, do polskiej muzyki sakralnej, do polskich piosenek ludowych. Dla naszych młodych śpiewaków wielką nagrodą jest możliwość przyjazdu do Koszalina. To wielkie przeżycie nie tylko dla nich, ale także dla mnie. Nie tylko koszalińskie tradycje polonijne są mi drogie, ale nawet koszalińskie powietrze… Mam nadzieję, że Koszalin pozostanie tym szczególnym miastem, w którym spotyka się Polonia. Kolejnym znakomitym zespołem, który przyjechał do Koszalina z Ukrainy był Chór Kameralny Cantica Anima z Baru. Dyrygentką zespołu jest Ludmiła Chałabuda, dla której Koszalin także jest wyjątkowym miejscem: – W języku polskim nazwa naszego chóru to „śpiew duszy” – powiedziała. – Nasza dusza śpiewa po polsku… Dodam, że moja chóralna pasja rozpoczęła się w Koszalinie, gdzie z całego serca pokochałam polską pieśń. Pobyt w Koszalinie jest wyjątkowym przeżyciem dla naszego chóru. Teraz zrobimy wszystko, by śpiewać jeszcze lepiej i piękniej. Wydarzenia Najdłuższą drogę do Koszalina musieli pokonać śpiewacy ze Stanów Zjednoczonych tworzący Chór Reprezentujący Związek Polskich Śpiewaków w Ameryce kierowany przez dwie panie – Izabelę Kobus-Salkin i Yagę Chudy. To wyjątkowy zespół skupiający chórzystów pracujących na co dzień w wielu chórach – między innymi w Arii, Jutrzence, Hejnale i chórze im. Ogińskiego – towarzyszących życiu amerykańskiej Polonii. W tym składzie zespół nigdy nie koncertował, więc występy w Koszalinie były absolutnym debiutem. Dla dyrygentki, Izabeli Kobus-Salkin, absolwentki Studium Dyrygentów Chórów Polonijnych związanej od wielu lat z koszalińską polonijną tradycją, nasze miasto ma także wyjątkowe znaczenie: – Nie wyobrażam sobie życia bez koszalińskiego festiwalu – powiedziała. – To wielka motywacja, by uczyć się i dalej przekazać tę wiedzę. Ale jest to również wspaniały zastrzyk energii. Mam nadzieję, że dla mieszkańców Koszalina i regionu spotkania z Polonią są także znaczącymi wydarzeniami, okazją do spotkań nie tylko z muzyką, ale też i z drugim człowiekiem. 65 Chórzystom towarzyszyli kolejni goście – słuchacze Studium Dyrygentów Chórów Polonijnych i uczestnicy pierwszego w koszalińskiej tradycji Letniego Kursu Dyrygentów. Tę grupę tworzyli studenci i absolwenci uczelni muzycznych, nauczyciele, wokaliści występujący na profesjonalnych scenach. To właśnie oni – po odejściu od dyrygenckich pulpitów – tworzyli wspaniały, pracujący pod batutą prof. Elżbiety Wtorkowskiej chór Ojczyzna uznawany za „perłę polonijnej chóralistyki łączącej w polskości narody i kontynenty”. Polonijnym chórzystom towarzyszył śpiewający pod batutą Aleksandry Pałki Zespół Warsztatowy Repetitio złożony ze studentów Uniwersytetu Medycznego i Akademii Muzycznej w Poznaniu oraz Akademii Muzycznej w Bydgoszczy i Wrocławiu, Warto dodać, że chórzyści spotykają się tylko jeden raz w roku podczas koszalińskich imprez polonijnych, a mimo to zachwycają swoim brzmieniem i bogatym repertuarem. z prezentacją tegorocznych absolwentów Studium Dyrygentów Chórów Polonijnych. Porywającym finałem koncertu były występy połączonych chórów. Na wspólne wokalne prezentacje złożyły się: Ojczyzna, Psalm 136 Jeruzalem Feliksa Nowowiejskiego, Stabat Mater Andrzeja Koszewskiego, Moja Piosnka Józefa Świdra i towarzyszący wszystkim spotkaniom rozśpiewanej Polonii piękny Hymn Chórów Polonijnych Zbigniewa Kozuba. Za wielkie wzruszenia i niezapominane artystyczne przeżycia licznie zgromadzona publiczność podziękowała polonijnym artystom owacją na stojąco. I trudno się dziwić – brzmienie połączonych chórów zachwyciło z pewnością nawet najbardziej wymagających koneserów śpiewu chóralnego. – Program prezentacji połączonych chórów jest naszym hołdem złożonym wielkim polskim kompozytorom – powiedział prof. Przemysław Pałka, dyrektor artystyczny Polonijnej Akademii Chóralnej. – W przyszłym roku przypada 70. rocznica śmierci Feliksa Nowowiejskiego, wybitnego artysty i wielkiego patrioty. Przypominamy również twórczość Andrzeja Koszewskiego i Józefa Świdra, wspaniałych kompozytorów i pedagogów związanych z koszalińskimi imprezami polonijnymi, których niedawno pożegnaliśmy. Nie tylko radość wspólnego śpiewania wypełniała gorące lipcowe dni. Równie istotny był wymiar edukacyjny, czyli wspólne próby i zajęcia z dyrygentury, emisji głosu, nauki akompaniamentu z aranżacją oraz z praktyki wokalnej prowadzone przez wybitnych specjalistów z polskich akademii muzycznych. – To zdumiewające, że w tak krótkim czasie udało się osiągnąć znakomite artystyczne rezultaty – ocenił prof. Przemysław Pałka. – Ale mamy znakomitą kadrę, którą tworzą nie tylko świetni profesjonaliści, ale także ludzie, znajdujący wspólny język z rodakami. Staramy się prowadzić zajęcia w sposób przyjazny, a nasi słuchacze po prostu chłoną przekazywaną im wiedzę. I mimo, że mówią z różnymi akcentami, rozumiemy się doskonale. M U Z Y K A Z polonijną pieśnią i… nauką Przez dziewięć lipcowych dni w Koszalinie królowała polska pieśń chóralna – zarówno klasyczna, jak i współczesna. Wielkie polonijne święto rozpoczęły koncerty festiwalowe w wypełnionym po brzegi kościele pw. Ducha Świętego. Od wielu lat proboszcz tej koszalińskiej świątyni, ks. Kazimierz Bednarski, z otwartym sercem wita rozśpiewaną Polonię. Tak było i w tym roku. Polonijne chóry wzruszały i zachwycały swym wokalnym kunsztem, więc kolejne prezentacje nagradzano gorącymi brawami. Równie serdecznie i ciepło przyjmowano polonijnych gości podczas uroczystej mszy świętej w intencji Polonii, tradycyjnie celebrowanej w Kościele pw. Ducha Świętego. W programie Polonijnej Akademii Chóralnej nie zabrakło też ukłonu w stronę koszalińskiej tradycji – podobnie jak w latach ubiegłych przedstawiciele chórów uroczyście złożyli kwiaty pod pomnikiem Więzi Polonii z Macierzą. Wokalną maestrię polonijnych gości mieli okazję podziwiać także mieszkańcy Dygowa i Kołobrzegu. Artystyczne wizyty w tych miejscowościach przyniosły uczestnikom Polonijnej Akademii Chóralnej wiele atrakcji. Polonijni goście podejmowani byli również w koszalińskim ratuszu przez zastępcę prezydenta Koszalina, Przemysława Krzyżanowskiego, który podkreślił bezcenną wartość koszalińskiej tradycji polonijnej. Wspaniałym zwieńczeniem święta polskiej pieśni chóralnej był uroczysty koncert galowy w Filharmonii Koszalińskiej połączony Organizatorami wielkiego święta polonijnej pieśni było Stowarzyszenie Wspólnota Polska – Zarząd Krajowy w Warszawie i Koło Terenowe w Koszalinie kierowane przez Senatorów RP: Grażynę Annę Sztark i Piotra Zientarskiego. Dyrektorem artystycznym Polonijnej Akademii Chóralnej był prof. Przemysław Pałka z Akademii Muzycznej w Poznaniu. 66 Almanach 2015 Małgorzata Kołowska Na jednym oddechu gi. Jeżdżą z nami znakomici muzycy, instrumentaliści i wokaliści, choćby Wojciech Szymczewski, brat naszej Agaty, skrzypaczki. Nie jest łatwo ich pozyskać. W naszych trasach koncertowych mogą uczestniczyć tylko „artyści całodobowi”. Wśród wielkich są tacy, którzy pojadą, ale są i tacy, którzy mówią, że „rano nie żyją”, a nasza praca wymaga dyscypliny: o godzinie piątej pobudka, na drogę kanapki, termos z kawą. Musimy na czas dotrzeć niekiedy do kilku szkół w ciągu dnia, a bywa, że pierwszy koncert zaczynamy już o godzinie 7.30. • To prawdziwe poranki muzyczne! Jak jesteście państwo przyjmowani? Bardzo różnie. Są szkoły, w których nasz przyjazd jest świętem. Nauczyciele i uczniowie czekają na nas odświętnie ubrani, słuchają naszych programów z autentycznym zainteresowaniem. Tak jest na przykład w Koczale. Tam nauczyciele nie pilnują dzieci, ale razem z nimi słuchają muzyki. To bardzo ważne. • Jest pan wciąż zapracowanym człowiekiem, a przecież osiągnął piękny wiek, by zażywać lenistwa na zasłużonej emeryturze. W ubiegłym tygodniu w ciągu pięciu dni byliśmy w dwudziestu czterech szkołach w kilkunastu miejscowościach. Proszę zobaczyć (Andrzej Zborowski pokazuje gęsto zapisany harmonogram). Ten tydzień jest spokojniejszy: będziemy w Mieszałkach, Dargini, Rosnowie, Tychowie. Koncerty umuzykalniające kiedyś organizowała Filharmonia Koszalińska. Realizowałem wówczas także audycje umuzykalniające dla Polskiego Radia. Od dwudziestu lat, pod patronatem tejże Filharmonii, koncerty szkolne organizuje Agencja Kulturalno-Usługowa Artos Bogusława Iskrzyckiego. Docieramy do około 140 szkół i przedszkoli w miejscowościach dawnego województwa koszalińskiego oraz w Koczale i Miastku. Mamy dwa rodzaje programów: dla młodszych i dla starszych słuchaczy. Pierwszy planuje i przygotowuje Wojciech Bałdys, ja ten druWydarzenia • Wiele mówi się o tym, że dzisiejsze młode pokolenie, wychowane na internecie, jest zupełnie inne od wcześniejszych generacji. Czy i pan dostrzega te różnice? Oczywiście, tak. Musimy uwzględnić możliwości percepcyjne słuchaczy. Dzięki naszym audycjom zwłaszcza uczniowie małych, wiejskich szkół mają szansę poznać obszary sztuki w innym wypadku zupełnie im niedostępne. Wielu uczniów spoza Koszalina, którzy podejmują naukę w naszej szkole muzycznej, są to właśnie słuchacze naszych koncertów. • Koszalińscy melomani znają pana przede wszystkim jako konferansjera prowadzącego koncerty symfoniczne, a latem organowe. W Koszalinie i Słupsku od lat stale prowadzę koncerty. Robię to również w innych miastach w Polsce. Zwłaszcza w ostatnich la- 67 M U Z Y K A Kiedy dzwonię do Andrzeja Zborowskiego, śpiewaka, konferansjera, propagatora muzyki poważnej, aby umówić się na rozmowę do niniejszego wydania Almanachu, mój rozmówca sumituje się: Przecież – niedawno był o mnie artykuł, czy to wypada, aby znowu... – Mam takie zlecenie, a osiemdziesięciolecie urodzin to wystarczająco dobra okazja do powrotu na łamy... – negocjuję. Wreszcie słowa zaproszenia padają. Następna trudność: znalezienie terminu. – Jestem właśnie w trasie..., ale w przyszłym tygodniu możemy się spotkać. Oddycham z ulgą i wdzięcznością. Kilka dni później spotykamy się w mieszkaniu pana Andrzeja, przy cieście i doskonałej kawie. To trochę jak podróż w czasie: mieszkanie w bloku, urządzone skromnie, jak to u powojennej inteligencji. Na jednej ścianie olejny portret – sądząc po stroju widocznej na nim starszej kobiety i ujęcia tematu z końca XIX stulecia – na pozostałych stare fotografie. Na podłodze afisze koncertów Filharmonii Koszalińskiej, na półkach równe stosy nut, kaset magnetofonowych i płyt. 68 Almanach 2015 tach. W Szczecinie prowadziłem niedawne koncerty sylwestrowy i noworoczny, w ciągu ostatnich sezonów w Bydgoszczy kolejne gale operowe, zdarzają się także koncerty w Filharmonii Narodowej w Warszawie, Filharmonii Krakowskiej, auli Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, niedługo czekają mnie koncerty w Kielcach. prelegenta. W nocy dostałem z przejęcia 39-stopniowej gorączki, tuż przed koncertem z nerwów zaniemówiłem, ale ktoś mnie wypchnął na estradę. I jakoś poszło... • W świat muzyki wprowadziła pana opera, ale przeznaczeniem stała się kameralistyka. Pamiętam pana jako wykonawcę pieśni, arii operowych czy lżejszych arietek... Moje śpiewanie dawno minęło. Pamiętam jednak z dawnych czasów – to były jakieś lata 70. ub. wieku – jak zadzwonił do mnie ówczesny dyrektor Festiwalu Organowego Wacław Kubicki z propozycją, abym, też w nagłym zastępstwie, wykonał półrecital wokalny z jego towarzyszeniem na organach i po pół recitalu duńskiego organisty. Odparłem, że nie mam takiego repertuaru, a on mi na to, że nie ma problemu, bo ma nuty, a ja, stojąc na chórze, nie muszę przecież śpiewać z pamięci. Umówiliśmy się na próbę w katedrze, wziąłem ze sobą magnetofon, aby ją zarejestrować i w domu osłuchać się z tą muzyką. Mam to „historyczne” nagranie. Słychać na nim, jak na dole sprzątaczka szura wiadrami... • Pana związek z muzyką zaczął się od spotkania z operą. Czy pamięta pan tę pierwszą, obejrzaną na prawdziwej scenie? Po wojnie zamieszkałem z rodzicami w Bytomiu, gdzie chodziłem do szkoły powszechnej. Do Opery Bytomskiej, wówczas jednej z najznakomitszych w Polsce, zabrał nas nasz nauczyciel. To było przedstawienie złożone z dwóch polskich oper: Janka Władysława Żeleńskiego i Verbum nobile Stanisława Moniuszki. Wśród śpiewaków były takie znakomitości jak choćby Andrzej Hiolski. Nie mogłem zrozumieć, jak to możliwe, aby ludzki głos tak brzmiał. Wydarzenia Andrzej Zborowski włącza kasetę, z głośnika płynie aria Pieta, Signore z opery Stradella dziewiętnastowiecznego kompozytora Louisa Niedermayera. Szurania wiadrem nie słyszę. – O, proszę tu posłuchać, w tym miejscu, wszystko na jednym oddechu... – pan Andrzej zwraca moją uwagę na szczególnie ważny moment nagrania. Za chwilę posłuchamy jeszcze jednego, tym razem w jego wykonaniu pieśni Claude’a Debussy’ego, przenoszącej w kręgi muzycznego impresjonizmu początków XX wieku. – Nie ma pan racji mówiąc, że śpiewanie to była miłość bez wzajemności – muszę szczerze zaprzeczyć po tej dawce naprawdę dobrej wokalistyki, która staje się piękną i oczekiwaną puentą naszej rozmowy. Po powrocie do domu w internecie odszukuję arię Pieta, Signore w wykonaniu legendarnego tenora Mario del Monaco. Rozpoznaję to miejsce... Na jednym oddechu. 69 M U Z Y K A • Jak toczyła się droga pana kształcenia muzycznego? Po maturze zdawałem najpierw do krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, ale na szczęście się nie dostałem. Aby móc podjąć studia wokalne, musiałem zdobyć średnie wykształcenie muzyczne i tak trafiłem do słynnej szkoły braci Szafranków w Rybniku. Potem był Wydział Wokalny katowickiej PWSM. Śpiew okazał się dla mnie miłością bez wzajemności, jednak nie przypuszczałem wtedy, że zyskam w zamian tak wspaniały kapitał na przyszłość. Dzięki wtedy zdobytej, a później rozwijanej wiedzy, koncert siedmiu tenorów mogłem prowadzić bez większych przygotowań. Poradziłem sobie także wtedy, gdy tuż przed koncertem w Sławnie organistka Agnieszka Walczy zmieniła cały repertuar bo stwierdziła, że wcześniej zaplanowanych utworów na tamtejszych organach nie da się wykonać. A początki moich prelekcji to, jak często bywa, czysty przypadek. Dzień przed koncertem powiedziano mi, że mam nazajutrz zastąpić niedysponowanego Anna Załucka Pasja, harmonia i marzenia „Nie bój się dużego kroku. Nie pokonasz przepaści dwoma małymi.” David Lloyd George M U Z Y K A Rozmowa z Marzeną Diakun, dyrygentką • Skąd twoje zainteresowania muzyką i dyrygenturą? Pochodzę z rodziny o tradycjach muzycznych. Mama zawsze śpiewała w chórach, tata grał na skrzypcach i gitarze. Moi rodzice są chyba najwierniejszymi melomanami filharmoników koszalińskich i od dziecka zabierali mnie na koncerty w każdy piątek. Stąd zafascynowanie brzmieniem orkiestry symfonicznej. Od zawsze marzyłam o „graniu na orkiestrze”, a „czarowanie rękami do muzyki” było moją ulubioną zabawą jeszcze w przedszkolu. w trakcie. Dlatego, moim zdaniem, muzyka to najtrudniejsza i najbardziej wymagająca ze wszystkich sztuk pięknych. • Twój największy sukces życiowy… W moim życiu jest oczywiście kilka chwil, które wspominam ze szczególną radością. Na przykład moment wręczania mi Srebrnej Batuty na Konkursie Fitelberga i świadomość, że jeszcze żaden Polak nie dokonał tego, co ja. To czysto egoistyczna radość z tego, że cokolwiek przyjdzie po, osiągnęłam już coś, co zapisze się choćby małymi literami w historii muzyki polskiej. • Czym jest dla ciebie twój zawód? Jak w każdym zawodzie artystycznym, najważniejsza jest pasja. Totalne zaangażowanie, którego nie da się wyłączyć po ośmiu godzinach pracy, a czasem nie można go zamknąć w żadne ramy czasowe. Tej pasji trzeba oddać duszę i ciało. Muzyka jest ze mną, od kiedy pamiętam i przenika wszystkie dziedziny mojego życia. Sam koncert to tylko zwieńczenie długiego okresu przygotowywania partytur, szukania właściwej formy, odpowiedniego podejścia do zespołu muzyków, który za każdym razem jest inny i niepowtarzalny. Większość publiczności, jeśli nigdy nie miała bliższej styczności z nauką gry na jakimkolwiek instrumencie, nie potrafi zrozumieć ilości pracy, którą należy włożyć w przygotowanie utworu do wykonania publicznego. Nawet studenci dyrygentury przekonują się o tym na własnej skórze dopiero w momencie samodzielnego przygotowania utworów z zespołem instrumentalistów i zaprezentowania go w po brzegi wypełnionej sali. Wówczas uświadamiamy sobie, że nasze działania wystawione są w naszej obecności na widok publiczny. W muzyce ten jeden jedyny moment odtwarzania utworu przed publicznością będzie już na zawsze konkretną wizytówką naszego profesjonalizmu. Niczego nie da się powtórzyć, ulepszyć, nie można zmienić koncepcji • Jak dochodzi się do międzynarodowych sukcesów w zawodzie dyrygenta? Najwięcej prawdy jest w powiedzeniu, że aby odnieść sukces, potrzebna jest odrobina talentu, dużo determinacji, ciężka praca oraz odrobina szczęścia i szaleństwa. Dyrygentura to ciągłe wystawianie się na ocenę: muzyków w orkiestrze, publiczności podczas koncertów, rozmaitych jurorów podczas konkursów, przesłuchań itp. Nigdy nie unikałam takich konfrontacji. Zawsze starałam się podejmować jak największą ilość tego rodzaju prób, ponieważ dla mnie był to – i wciąż jest – jedyny sposób znajdowania osób odpowiedzialnych za następne zaproszenia do sal koncertowych. To trudna droga, nie można pozwolić sobie na najmniejszą chwilę słabości. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, bo efekty przychodzą czasem z wieloletnim opóźnieniem. Tym sposobem znalazłam się w 2015 roku wśród wybrańców Marin Alsop, obecnie najbardziej rozpoznawalnej kobiety w zawodzie dyrygenta. Miałam też okazję pracować z Boston Symphony Orchestra w ramach wyjątkowego Tanglewood Music Festival (USA), który współtworzony jest przez 70 Almanach 2015 rym czuje się wciąż obecność najznamienitszych artystów na świecie. I wreszcie, od września 2015 roku podjęłam stałą współpracę z czołową europejską orkiestrą, Philharmonique de Radio France w Paryżu. Kontrakt otrzymałam po pokonaniu ponad dwustu dyrygentów z całego świata. Paryż stał się dla mnie domem i bardzo ważnym etapem w muzycznej karierze. Pracując z wirtuozami, jestem zmuszona do ciągłego rozwoju, pokonywania własnych słabości i dążenia do doskonałości. Z tego miejsca zawrócić już nie sposób. M U Z Y K A Fot. Archiwum Marzeny Diakun/MENTION OBLIGATOIRE Radio France/Christophe Abramowitz największe wybitności dyrygentury. Przez wiele lat znałam tę nazwę tylko z podręczników historii muzyki: utwory Strawińskiego, Bartoka, Coplanda, Hindemitha... zamawiane były właśnie na ten festiwal, a wykonywali je najlepsi światowi dyrygenci: Kusewicki, Bernstein, Ozawa. Najwięksi soliści przewinęli się przez scenę Shed, czyli ponad pięciotysięcznego amfiteatru, wokół którego na koncertach gromadzi się dodatkowo jeszcze około 10 tysięcy ludzi. Przed taką publicznością miałam okazję występować, stojąc na miejscu, w któ- Marzena Diakun – dyrygentka, koszalinianka, absolwentka Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych im. Grażyny Bacewicz oraz I Liceum Ogólnokształcącego w Koszalinie. W 2005 roku ukończyła z wyróżnieniem dyrygenturę symfoniczno-operową w Akademii Muzycznej we Wrocławiu, a następnie podyplomowe studia dyrygenckie na Universität für Musik und darstellende Kunst w Wiedniu. Laureatka II nagrody Srebrnej Batuty na IX Międzynarodowym Konkursie im. G. Fitelberga w Katowicach (2012) oraz II nagrody na prestiżowym 59. Konkursie Dyrygenckim w ramach Festiwalu Praska Wiosna (2007). Zadebiutowała jeszcze jako studentka, prowadząc finałowy koncert XVII Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Perkusyjnej z orkiestrą Filharmonii Koszalińskiej (2002). Koncertowała z licznymi orkiestrami w kraju oraz w Niemczech, Szwajcarii, Danii, Hiszpanii, Portugalii, Czechach, Słowacji, Turcji, Chinach i Stanach Zjednoczonych. Od 2011 roku jest adiunktem w Akademii Muzycznej we Wrocławiu, a od września roku 2015 roku dyrygentem-asystentem w Orchestre Philharmonique de Radio France w Paryżu. Wydarzenia 71 Kazimierz Rozbicki M U Z Y K A Eksplozje muzyczne Filharmonii siebie ułożony i reżyserowany, zatytułowany Muzyka z filmów grozy, w duchu założonej przez siebie „poetyki”: fragmentów symfonicznych z odnośnych głośnych filmów tego rodzaju, we własnej adaptacji. Zrobił to wspaniale. Była to także znakomita prezentacja możliwości naszej orkiestry – chyba nigdy tak dobitnie i z takim sukcesem nie przedstawionych. A było to wyzwanie dla wszystkich jej grup, szczególnie zaś instrumentów dętych, perkusji. Ekspresję wykonań wzbogacała także projekcja filmowa na wielkim ekranie nad estradą. Szalała perkusja, cała grupa dęta, operatorzy świateł, a cały koncert był jednym wielkim szaleństwem – barwnym, niemal rozpasanym. Po wiejących grozą wieczorach estradę Filharmonii przejął (5, 6 i 7 lutego) szef koszalińskiej orkiestry, maestro Massimiliano Caldi, wprowadzając na nią głównie muzykę operetkową z jej klasycznego nurtu wiedeńskiego: Strauss, Zeller, Lehár. Pojawiło się także coś z innego: urzekająca aria Leandra z zarzueli Pablo Sorozábala: La Tabernera del Puerto, Uwertura bajkowa Federico Biscione, a także Czardasz Sylwii i duet Co się dzieje, oszaleję z Księżniczki czardasza Imre Kálmána i trochę niespodzianie, uwertura do opery Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego Monbar czyli Flibustierowie. Massimiliano Caldii prowadził znakomicie zarówno tę uwerturę, jak i cały program bogatego wieczoru. Śpiewała para artystów z najwyższej półki: Edyta Piasecka (sopran) oraz Adam Zdunikowski (tenor), artyści dysponujący głosami pięknymi, operujący sztuką cechowaną wielką kulturą muzyczną i smakiem. Jeszcze błąkały się po Filharmonii echa muzycznych uroków i rozrywkowych szaleństw karnawału, kiedy na kolejnych wieczorach słuchaczy czarowały poważne dzieła symfoniczne twórców polskich – oraz jedno samego Ryszarda Wagnera. Zaczęto ten „patriotyczny” ciąg Obrazami fantazyjnymi – z życia narodu Zygmunta Noskowskiego. Ta niezwykła manifestacja muzyczna zabrzmiała na naszej estradzie po raz pierwszy, dyrygowana przez prowadzącego wieczór Michała Kocimskiego – i zrobiła furorę, tak jak i sama wrażliwa praca Był to rok wyjątkowo bogaty – wręcz powiedzieć można by: wysmakowany. Zaczął się ostatniego, „sylwestrowego” dnia żegnanego roku tradycyjnym balem karnawałowym, zaś jego znakiem i motorem był Maciej Niesiołowski. Nie pierwszy raz ten wybitny muzyk ozdabia swym talentem coroczny filharmoniczny karnawał w Koszalinie, tym razem zaś od razu, od pierwszego koncertu wywindował go na poziom niebosiężny swym talentem – nie tylko muzycznym, ale i kulturą słowa, wysokiej miary dowcipem, osobistym urokiem i wdziękiem. Przedstawił na inaugurację tegorocznego karnawału program doskonale dobrany z arcydzieł muzyki lekkiej XIX i XX wieku, oczywiście tanecznej proweniencji (dużo Johanna Straussa). Cały program (wykonany 8, 9 i 10 stycznia) był także dla orkiestry dużym wyzwaniem – z jakiego wyszła nie zwycięsko, ale po prostu zachwycająco. Drugi karnawałowy program Filharmonii (17 stycznia) obdarowany został twórczym talentem, znakomitą pianistyką, a nade wszystko wyrafinowanym poczuciem humoru Waldemara Malickiego. Żeby pianista i orkiestra symfoniczna wyzwalali bogate przeżycia artystyczne naznaczone wysokiej próby dowcipem to rzecz rzadka, a takim właśnie wieczorem uraczył nas Waldemar Malicki – bogatym także w wykonania tyle popularnego, ile świetnego, lżejszego repertuaru symfonicznego. Nie szczędził swego wysokiej klasy „żartobliwego” słowa – a nade wszystko zaś zachwycał cudowną, wyrazistą i musującą barwami pianistyką. Miał przy tym świetnych partnerów – przede wszystkim dyrygenta. Bernard Chmielarz prowadził orkiestrę znakomicie zarówno w repertuarze orkiestrowym, jak i w akompaniamentach; w idealnej harmonii z nastrojem i charakterem przebiegu cechowanego kalejdoskopowymi zmianami. Przewrotny pomysł, by koncerty karnawałowe musujące beztroską pożegnać szczególnym rodzajem memento mori, unurzanym w „piekielnej poetyce” – należał do Krzysztofa Dobosiewicza, polskiego kompozytora, skrzypka i dyrygenta pracującego w Finlandii. Poprowadził on w Koszalinie (22, 23 i 24 stycznia) program przez 72 Almanach 2015 Wydarzenia 73 M U Z Y K A pięknie brzmiącej orkiestry. Ale dogłębnie „polską” manifestacją, na najwyższym artystycznym piętrze, było piękne, urzekające wykonanie przez Joannę Różewską-Kulasińską II koncertu fortepianowego e-moll Fryderyka Chopina. Nigdy nie słyszałem tego dzieła granego tak wrażliwie. Spod palców artystki płynął strumień najsubtelniejszej poezji – wyzwalany przy tym z pianistycznym zacięciem i młodzieńczym temperamentem. Do innego świata wprowadził słuchaczy poemat symfoniczny Mieczysława Karłowicza Odwieczne pieśni. Tu już panował modernistyczny klimat, powaga, nastroje sięgające głębokich pokładów psychiki – a także refleksyjność i głęboka ekspresja ciągu orkiestrowych myśli, brzmień, klimatów. Dwa tygodnie później, 6 marca zabrzmiało dzieło „polskie duchem, ale skomponowane przez Niemca”, uwertura Polonia. Ów repertuarowy, stylistyczny manewr w karnawale: od rozrywki – do historycznej refleksji, był zatem dość gwałtowny, ale i tym bardziej wymowny, doskonale wprowadzający do następnego wielkiego dzieła – już polskiego, o wydźwięku na wskroś patriotycznym: Symfonii F-dur Polonia Emila Młynarskiego. Autorem i motorem sprawczym był Frank Zacher, niemiecki dyrygent goszczący w Koszalinie po raz drugi. Prowadził owe obydwie Polonie znakomicie. Dzieła wielkie i wydarzenie wielkie. 20 marca przyniósł wspaniały koncert: dyrygujący tego wieczora Massimiliano Caldi wyczarował na estradzie radość, piękno, poczucie szczęśliwości, jakie – w zwariowanych i denerwujących obecnie czasach – może dać tylko muzyka. I nie bez kozery zaprzągł do tego muzykę niemiecką. Zatem program rozpoczynała Uwertura do opery Mozarta Czarodziejski flet – w przypadku tego kompozytora nie mogła to nie być muzyka czarodziejska; i ten jej serwitut zaznaczył się silnie także już w Uwerturze. Po ich wybrzmieniu na estradę wkroczyli bracia Natan i Maksym Dondalscy, by wykonać muzykę Louisa Spohra – w Polsce zapoznaną, w ojczystych Niemczech uwielbianą: zagrali jego piękny Koncert h-moll op. 88 na dwoje skrzypiec znakomicie, ze świetnym towarzyszeniem orkiestry. Po przerwie widok na wielką połać raju otwarła Ludwiga van Beethovena Symfonia F-dur Pastoralna op. 68, za wykonanie której Massimilano Caldi ma już tam załatwione honorowe miejsce. Pierwszy kwietniowy wieczór w Filharmonii (3 kwietnia) rozpoczął cykl koncertów o bardzo różnym charakterze. Zaszczyt otwarcia przypadł uwerturze Johannesa Brahmsa Tragicznej, utworowi osobistemu, smutnemu i stąd nie darzonemu większym zainteresowaniem dyrygentów oraz słuchaczy. U nas pod batutą Wojciecha Cze- piela choć nieco „przysmucała”, obiecująco rozpoczęła ten wieczór. Następujący po niej Koncert fortepianowy a-moll Roberta Schumanna nie zawiódł oczekiwań słuchaczy, znających jego inspiracje: Hubert Rutkowski z pianistyczną swobodą i swadą rozwijał ową piękną pianistyczną pamiątkę sławnego romansu Klary i Roberta Schumannów – choć emocjonalne echa tej sławnej, romantycznej historii, nie zaznaczyły się w Jego nienagannej interpretacji. Ale i sam występ pianisty był piękny, zaś akompaniament Wojciecha Czepiela – świetny. Ukoronowano wieczór dawno u nas nie wykonywaną IV symfonią f-moll Piotra Czajkowskiego. Dyrygent „gospodarnie” tę okoliczność wykorzystał, zaś w upajającym ciągu niezwykle barwnych obrazów symfonicznych dzieła ozdobą były pięknie grane partie solowe: oboju Iwony Przybysławskiej i fagotu Krzysztofa Rojka Piąta rocznica tragicznej katastrofy pod Smoleńskiem budziła spory i emocje, ale także głęboki smutek i żal – i do tych odczuć nawiązała Filharmonia Koszalińska, prezentując na swym piątkowym wieczorze (10 kwietnia) program w całości nasycony ekspresją smutku i żałoby. Tym razem równorzędnym partnerem Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Koszalińskiej były współpracujące z nią połączone chóry: Chór Canzona Centrum Kultury 105 prowadzony przez Radosława Wilkiewicza oraz Chór Akademii Sztuki w Szczecinie prowadzony przez Barbarę Halec. Partie solowe należały do Agnieszki Tomaszewskiej (sopran) i Grzegorza Piotra Kołodzieja (baryton). Wieczór otworzyła Muzyka żałobna na orkiestrę smyczkową Witolda Lutosławskiego. Radosław Wilkiewicz poprowadził jego wykonanie doskonale, tak też grały nasze smyczki. Po przerwie estrada zapełniła się całkowicie masą wykonawców: chóry, orkiestra symfoniczna, elektryczne organy, dwoje solistów: Agnieszka Tomaszewska (sopran) i Grzegorz Piotr Kołodziej (baryton) oraz chórmistrz Radosław Wilkiewicz na podium dyrygenta podjęli wielkie wyzwanie wykonania Mszy żałobnej: Messe de Requiem op. 48 na sopran, baryton, chór, organy i orkiestrę Gabriela Fauré. A ja, oczekując na wejście dyrygenta, patrzyłem na tę szczelnie zapełnioną estradę zdziwiony, a może raczej przerażony, gdyż z dziełem tym miałem przed laty własne doświadczenia… Po prostu Requiem Fauré’go trzykrotnie prowadziłem w świątyniach Koszalina, Darłowa i Kołobrzegu z najlepszym wówczas polskim – i nie tylko polskim – chórem: Akademii Medycznej w Gdańsku (jaki był dziełem niezapomnianego Ireneusza Łukaszewskiego). Wracając do omawianego koncertu: subtelna muzyka Fauré’go w zmasowanym wykonaniu przez dwa liczne chóry zatracała swą klarowną, niebiańską 74 Almanach 2015 M U Z Y K A przejrzystość i uduchowiony wyraz. Jednak maestrię oraz wysiłek wszystkich wykonawców tego dzieła oceniam bardzo wysoko. Wyraziste przystawki i uczta – tak jawił się ostatni koncert kwietniowy (24 kwietnia) prowadzony cudownie przez Massimiliano Caldiego. Rozpoczęła go uwertura do opery Gioacchino Rossiniego Cyrulik sewilski – a już dla tego tylko wykonania warto był nań przyjść. Ale Massimiliano Caldi zaprosił jeszcze do tego programu wspaniałego solistę: Klaudiusza Barana (akordeon, bandoneon), który brawurowo zagrał Koncert na akordeon i smyczki Marcina Błażewicza – kompozycję bardzo interesującą, nobilitowaną świetnym towarzyszeniem Maestro Caldiego – podobnie jak Trzy tanga na bandoneon i orkiestrę Astora Piazzoli; był to prawdziwy repertuarowy i wykonawczy rarytas. Po przerwie prawdziwa symfoniczna Wydarzenia uczta: IV symfonia e-moll op. 98 Johannesa Brahmsa. Wielka muzyka. I wielka sztuka Massimiliano Caldiego – nadająca jej życia, głębi i prawdy… Program pierwszego majowego koncertu symfonicznego (8 maja) zawierał dwa nazwiska wykonywanych twórców, każdy z nich otrzymał pół wieczoru. Pierwszym był Stanisław Moniuszko, przy czym inicjującą rolę miała oczywiście uwertura do jego Halki – niezawodna, niezawodnie poruszająca struny tak drogie każdej polskiej duszy. Bardzo ładnie grana pod batutą świetnie wyczuwającego ten ton Wojciecha Semerau-Siemianowskiego, skutecznie wprowadziła dwoje tak bliskich każdej polskiej duszy postaci, najpopularniejszych bohaterów polskiej opery: Halki i Jontka. Śpiewający arie z ich partii artyści: Joanna Tylkowska-Drożdż (sopran) oraz 75 76 Almanach 2015 Wydarzenia 77 M U Z Y K A Verdiego, Il signor Bruschino Rossiniego. Był to zatem wieczór niezwykle urokliwy, tak jak znakomita była praca Massimiliana Caldiego. Nie, nie tylko praca, ale nade wszystko urzekająca sztuka, magia, prawdziwy cud wrażliwości i artyzmu zupełnie fantastycznie oddziałujący na słuchaczy i także – jeszcze głębiej – na orkiestrę. Jubileuszowa inauguracja 60. sezonu koncertowego Filharmonii Koszalińskiej zalecała się interesującym, świetnie dobranym repertuarem. Otwierająca ten koncert uwertura do opery Piotr Medyceusz Józefa Michała Poniatowskiego. Maestro Massimiliano Caldi, dyrygujący tego wieczora, jak zwykle doskonale – nadał dziełu odpowiedniego wyrazu pogłębionego troską o efektowny przebieg. Podobnie zresztą było w przypadku dzieła wykonywanego następnie – raczej mało znanego, choć wyszło spod pióra samego Beethovena: zabrzmiał jego Koncert potrójny C-dur na fortepian, skrzypce, wiolonczelę i orkiestrę. Grali świetnie: Marcin Sikorski na fortepianie, Łukasz Błaszczyk na skrzypcach, Rafał Kwiatkowski na wiolonczeli. 25 września na podium dyrygenta stanął Wojciech Semerau-Siemianowski, aby poprowadzić dwa dzieła. Pierwszym była potężnych rozmiarów baśń-kantata na sopran i wielką orkiestrę symfoniczną do tekstu Jean-Louis Bauera Ptak Ugui, jaką wspaniale „umuzycznił” działający w Paryżu Piotr Moss, polski kompozytor, wychowanek warszawskiej uczelni muzycznej i legendarnej Nadii Boulanger w Konserwatorium Paryskim. Tekst tłumaczył Krzysztof Lipka. Wyrazy uznania dla śpiewaczki Katarzyny Stenzel za arcybogate wyrazowo „niuansowanie” tej wokalnej narracji, a także dla orkiestry za znakomite wykonanie jej niełatwej partii. Wojciech Semerau-Siemianowski był jakby wytwornym wytworem tego poetyckiego świata: długie i niełatwe dzieło jawiło się w całym bogactwie artystycznego zamysłu Piotra Mossa. Natomiast gorzej było z wykonaną po przerwie symfonią Praską Mozarta (KV 504): po prostu dzieło to, jedno z najpiękniejszych w jego symfonicznym dorobku Wolfganga, zagrane zostało bez śladu mozartowskiego wdzięku, bez smaku orkiestrowych „przypraw” tak lekkiego i wyjątkowo bogatego w nie dzieła. Październikową triadę koncertową rozpoczął wieczór powierzony batucie Marka Pijarowskiego. Usłyszeliśmy uwerturę do opery Wilhelm Tell. Muzyka na pewno zaskoczyła miłośników Rossiniego, znanego nam przede wszystkim z musujących humorem oper, tu wkradła się pachnąca dramatem epika. Marek Pijarowski dwoistość ową doskonale wychwycił, wzbogacając utrwalony, pogodny i na Tadeusz Szlenkier (tenor) znaleźli się tu idealnie. Po przerwie, przecząc chronologii przebiegu koncertu, zabrzmiała VIII symfonia F-dur op. 93 Ludwika van Beethovena, dzieło pół wieku starsze od utworów Moniuszki, ale swą rangą artystyczną wymykające się chronologii czasowej. Porządne, uczciwe wykonanie naszych filharmoników pod doskonałą batutą Wojciecha Semerau-Siemianowskiego zawisło jednak gdzieś w muzycznej przestrzeni nieokreślonej. To symfonia wyjątkowa: przejrzysta, wysmakowana, przepojona duchem pogody i pewnej taneczności. Oczywiście nawet grana bardzo „seriozno” zachowuje swoje pogodne walory – ale gubi lekkość, pogodę, taneczność. Tak też było w naszym wykonaniu, starannym, nieźle brzmiącym – ale jednak zbyt ociężale dosadnym. Koncert 29 maja zakończył poważny nurt 59. sezonu artystycznego Filharmonii Koszalińskiej prezentacją świetnej symfoniki dwóch wybitnych kompozytorów XIX jeszcze wieku: Valse Triste i Koncert skrzypcowy d-moll op. 47 Jeana Sibeliusa, oraz – po przerwie – VI symfonię D-dur op. 60 Antonína Dvořaka. Zatem na początku wieczoru wprowadzono słuchaczy do głębszych warstw wrażliwości przy pomocy owego „smutnego” walca oraz pięknej kantyleny skrzypiec. Świetnie wykonał to solista, Piotr Pławner, wprowadzając zarazem słuchaczy do regularnego już Koncertu skrzypcowego w d-moll – dzieła również w owym Triste (smutku) medytującego. W ogóle pierwsza część wieczoru należała do Piotra Pławnera – z racji świetnego gatunku wirtuozerii i względu na ciężar gatunkowy dzieł – ale miał tu również równorzędny udział dyrygent tego wieczoru, Wojciech Radek. A czekało nań, po przerwie, nie lada wyzwanie: VI symfonia Dvořaka. Ostatni koncert sezonu (12 czerwca) należał do maestra Massimiliana Caldiego, który ułożył program wieczoru z bardzo pogodnych pereł wokalnego i orkiestrowego repertuaru operowego, emanujących pogodą i czarami liryki. Owe wokalne aspekty podkreślał udział znakomitej solistki wieczoru – sopranistki Iwony Hossy. Artystka nie tylko dała smakować uroki swej mistrzowskiej, czarującej wokalistyki, ale nade wszystko bogactwa jej wyrazowych i stylistycznych niuansów w ariach Gounoda, Pucciniego, Charpentier’a. Zaś orkiestra pod batutą maestro Caldiego – znakomicie, wrażliwie towarzyszącego solistce – roztoczyła także smaki czysto orkiestrowe: świetnie dyrygowane, generowane i zagrane: Bachanalie z opery Saint-Saëns’a Samson i Dalila oraz równie świetnie dyrygowane, a zatem i świetnie brzmiące cztery uwertury – Karnawał Rzymski Berlioza – oraz do oper: Wesele Figara Mozarta, Nabucco ralnie, płynnie, racząc słuchaczy bogatymi jej pięknościami wyrazowymi i brzmieniowymi oraz możliwością podziwiania muzyków naszej orkiestry, którzy grali jak zaczarowani. Niezwykły koncert, niezwykłe przyjęcie. Wydarzenie. Afisz drugiego październikowego koncertu (23 października) ozdobiło nazwisko Massimiliana Caldiego. Artyście przypadło zaprezentowanie po raz pierwszy w Koszalinie Uwertury do baletu Beethovena Geschöpfe des Prometheus oraz bardzo interesujące Trio Concerto na klarnet, róg, fortepian i smyczki Mikołaja Góreckiego (syna Henryka Mikołaja Góreckiego). Owo Trio Concerto jawiło się jako muzyka świetnie napisana i brzmiąca. W czym, w niemałym stopniu, miała swój udział znakomita gra Tria Śląskiego: Joanna Domańska (fortepian), Roman Widaszek (klarnet), Tadeusz Tomaszew- M U Z Y K A ogół krotochwilny, „rossiniowski” obraz. Następne dzieło: I koncert na róg Es-dur Ryszarda Straussa świetnie znajdowało się po dziełku Rossiniego, nadal pozostawiając nas w muzyce może pozbawionej ambicji pobudzania do głębszych refleksji, duchowego wzbogacania – ale była to po prostu świetnie prezentująca estetyczne, brzmieniowe i inne walory tego niezwykłego szlachetnego, instrumentu. Bohaterem omawianego wieczoru był grający na rogu waltornista Wawrzyniec Szymański, który I Koncert na róg Ryszarda Straussa grał iście koncertowo. Wspaniale. To do przerwy. Po niej zaś „chleb powszedni” koncertu symfonicznego – i jego kulminacja – dzieło piękne: Symfonia D-dur Ludwiga van Beethovena. Tu dopiero mogliśmy podziwiać muzyczną i wykonawczą maestrię Marka Pijarowskiego: prowadził symfonię znakomicie – natu- 78 Almanach 2015 Wydarzenia naznaczone wszystkimi serwitutami programowości, a szczególnie wysokimi wymogami brzmieniowymi od orkiestry we wszelkich odcieniach dynamicznych jej gry. Uraczono słuchaczy m.in. występem siedmioletniej Joanny Mai Jasnowskiej, uczennicy II klasy muzycznej Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Warszawie. Co za nerw pianistyczny! Po przerwie zaś wydarzenie wielkiej miary – artystycznej i… czasowej: owa wspomniana Mieczysława Karłowicza Symfonia e-moll. Po wybrzmieniu jej ostatnich nut możemy powiedzieć sobie: byliśmy w niebie, niebie muzyki. 18 grudnia salę koncertową słuchacze wypełnili szczelnie spodziewając się smakowitej uczty muzycznej. I tak było była. Rozpoczęły ją dwa muzyczne fragmenty z Jeziora łabędziego Piotra Czajkowskiego (Scena, Walc), ewokujące wieczór niezwykły, wspominkowy, poświęcony trzem wielkim kompozytorom rosyjskim. A zatem Czajkowski, zaś po jego barwnych, baletowych frazach „wystawiono” – trochę „ni z gruszki, ni z pietruszki” – Sergiusza Prokofiewa Bajkę symfoniczną dla dzieci Piotruś i wilk. Wydawało się, że grane po przerwie Tańce symfoniczne op. 45 Sergiusza Rachmaninowa – jedyny utwór w drugiej części – to trochę za mało, aby zrównoważyć ją z bogatą pierwszą częścią wieczoru – okazało się jednak, że jest to muzyka znakomita, rozbudowana, uwierzytelniająca w swej charakterystyce zarazem pojęcie tańce – jak i symfoniczne. Znakomicie wyczuł to i uplastycznił dyrygujący tego wieczora Paweł Przytocki. Pod jego batutą wartki i jakże różnicowany przebieg tego dzieła – nic nie tracąc ani ze swego symfonicznego, ani tanecznego, ani folklorystycznego nadania – stał się czymś więcej: barwnym, zapamiętałym w swej taneczności hymnem na cześć tańca – z całą tego atrakcyjnością. Reasumując: kompozycja wyrazista, porywająca, świetnie napisana i instrumentowana. Wszystko to nasi muzycy znakomicie czuli, grali rewelacyjnie, rewelacyjnie dyrygował Paweł Przytocki. Wspaniale przybliżył to wszystko publiczności – jak przy wielu innych koncertach w 2015 roku – niezastąpiony Andrzej Zborowski. 79 M U Z Y K A ski (róg). Massimiliano Caldi prowadził je znakomicie. Zabrzmiała też I symfonia c-moll Johannesa Brahmsa. Zarówno rozmach brahmsowskiego dzieła, jak i cała jego tkanka, to już inny świat, inny wymiar – co w interpretacji Massimiliana Caldiego znalazło wyraz wspaniały. Reżyserował batutą ową metamorfozę znakomicie, nie zatracając w tej konfrontacji wielkości Brahmsa. 6 listopada do głosu doszli kompozytorzy, jakich przyniosły fale wzbierającego romantyzmu w krajach słowiańskich, a byli to: Bedřich Smetana, Fryderyk Chopin i Piotr Czajkowski. Na podium – dyrygent, Rafał Kłoczko. Artysta wrażliwy, o świetnie opanowanej sztuce dyrygenckiej. Nade wszystko ujmowała wysmakowana interpretacja wykonywanych dzieł – jakże przecież różnych. Adam Wodnicki, solista tego wieczora, grając przywrócił zarazem pamięć pięknych tradycji wykonawczych. Grał dzieło Chopina wspaniale, z wielką kulturą wysmakowanego dźwięku i z nadzwyczajnym wyczuciem cech romantycznej, a nade wszystko chopinowskiej frazy i narracji. Ten listopadowy rzut tak oryginalny, „buzujący” świetną muzyką i jej rewelacyjnymi wykonaniami musiał mieć godne, adekwatne do nich zakończenie. I takie miał na koncercie 20 listopada. W całości był projekcją temperamentu, upodobań Massimiliano Caldiego oraz jego świetnej znajomości literatury spoza dzieł ogranych. Były to same koszalińskie premiery, a zapewne i ogólnopolskie. Muzyka świetna, a przy tym rewelacyjnie dojrzała i prowadzona. Koszalińscy słuchacze zostali m.in. uraczeni… tańcami. Ale jakimi! Otóż rumuńskimi Beli Bartóka; żywioł – połączony z ludowymi wzorami. Kapitalne. Ale kończące wieczór Tańce połowieckie Aleksandra Borodina to czysta ludowa uczta muzyczna, prowadząca swym żywiołem do rzeczywistości pięknej i bliskiej. Niezwykły był koncert symfoniczny 4 grudnia, kiedy za pulpitem dyrygenta stanął Aleksander Gref, aby poprowadzić drogie polskim sercom dzieła. Zadanie trudne niezwykle. Zarówno bowiem Zygmunta Noskowskiego poemat symfoniczny Step, jaki i Mieczysława Karłowicza Symfonia e-moll Odrodzenie op. 7 to dzieła wielkie, Koszaliński, ale o zasięgu ogólnopolskim Festiwal Piosenki Aktorskiej Reflektor, na przestrzeni dwunastu lat, stał się jedną z najważniejszych imprez muzycznej sceny aktorskiej w kraju. Izabela Rogowska Piosenka aktorska w świetle Reflektora Gwiazdy, goście, laureaci XII edycja Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Aktorskiej Reflektor 2015, organizowanego przez Pałac Młodzieży (PM) w Koszalinie, z pewnością miała charakter wyjątkowy. Co najmniej z kilku powodów. Jury w tym składzie, w ciągu trzech dni trwania festiwalu, oceniło jego 40 uczestników, pochodzących z różnych stron Polski (między innymi z Warszawy, Poznania, Lublina), z różnych środowisk muzycznych i o zróżnicowanych umiejętnościach wokalnych. Pierwszego dnia, poza wspomnianym koncertem inauguracyjnym (orkiestrą koszalińską dyrygował Maciej Osada-Sobczyński, który był również autorem aranżacji oraz dyrektorem artystycznym Reflektora) odbyły się przesłuchania festiwalowe, drugiego – próby oraz przesłuchania w poszczególnych kategoriach, a trzeciego – spotkanie młodzieży z Moniką Węgiel oraz próba i koncert laureatów Reflektor w Studiu Koncertowo-Nagraniowym im. Czesława Niemena w Radiu Koszalin. Poza zwycięzcami, w koncercie zamykającym XII edycję festiwalu, wystąpiła także Agata Klimczak-Kołakowska, laureatka Grand Prix poprzedniej edycji, która zaśpiewała wybrane piosenki francuskie w przekładzie Romana Kołakowskiego. Ostatnią, ale zdaje się, że najistotniejszą i najbardziej widoczną, nowością festiwalu był jego profil muzyczny; uczestnicy mieli bowiem do przygotowania utwory pochodzące z bogatego w przeboje katalogu piosenki francuskiej. M U Z Y K A Concert de la chanson francaise Odbyła się nie jesienią, lecz wiosną – w kwietniu. W ocenie jurorów, organizatorów, a i samych wykonawców, którzy słuchali i obserwowali innych uczestników, stała na bardzo wysokim poziomie artystycznym. Do grona organizatorów (poza PM: Bałtycki Teatr Dramatyczny i Radio Koszalin) dołączyła w tym roku Filharmonia Koszalińska, gdzie odbył się koncert inauguracyjny zatytułowany Concert de la chanson francaise. Atrakcją pierwszego wieczoru był także gościnny występ wybitnego akordeonisty Marcina Krzyżanowskiego. Na początek wystąpiła jednak Monika Węgiel, aktorka teatralna i dubbingowa oraz piosenkarka, a w Koszalinie również przewodnicząca jury i jedna z gwiazd tej edycji festiwalu. Poza nią w jury zasiedli: Roman Kołakowski, kompozytor, poeta, tłumacz, reżyser, piosenkarz i gitarzysta, a w latach 1996-2005 dyrektor artystyczny Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu; Zdzisław Derebecki, aktor, dyrektor Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie; Robert Wasilewski, muzyk, dyrektor Filharmonii Koszalińskiej; Tomasz Bartos, muzyk, reżyser dźwięku, szef faktorii lektorskiej Mikrofonika; Sylwester Podgórski, kierownik redakcji muzycznej Radia Koszalin. Jak co roku, podsumowanie muzyczne imprezy znalazło się na wydanej przez Pałac Młodzieży, a nagranej w studiu Radia Koszalin, płycie z wybranymi 13 utworami w wykonaniu laureatów XII edycji Reflektora. 80 Almanach 2015 Laureaci XII edycji Reflektora 2015 Grand Prix Agata Grześkiewicz, Olsztyn – Iskry i łzy Kategoria I I miejsce – Dominika Dobrosielska, Ciechocinek – Piosenka o Walcu Domino II miejsce – Natalia Banaś, Oleśnica – Kochankowie dnia III miejsce – Katarzyna Kawałek, Warszawa – O Romeo Kategoria II Kategoria III I miejsce – Dominika Barabas, Lądek Zdrój – Piosenka dawnych kochanków II miejsce – nie przyznano III miejsce – Anna Miłek, Kielce – Dzielna Margot, Dorota Zygadło, Wrocław – Johnny (za wykonanie piosenki we własnym przekładzie) Wyróżnienie – Magdalena Daszkiewicz, Warszawa – Mein Jidische Mame Nagrody pozaregulaminowe: Mikrofoniki i Irish Clubu oraz Nagroda Specjalna Romana Kołakowskiego – wszystkie trzy dla Dominiki Barabas, Lądek Zdrój Fot. Mariusz Czajkowski Wydarzenia M U Z Y K A I miejsce – Kamila Lewicka, Słupsk – Nie dorosłem do swych lat II miejsce – Zuzanna Wiśniewska, Toruń – Legenda o miłości, Łukasz Gocławski, Łomnica – Dziewczynka III miejsce – nie przyznano Wyróżnienie – Karolina Woźniak, Brodnica – Ballada o Chmielnej, Marta Sołtys, Kraków – Senność taka Ryszard Ziarkiewicz P L A S T Y K A Zwierzę, Homo Politicus, Androgyn W listopadzie 2015 roku po raz trzeci Galeria Scena pokazała twórczość Tomasza Rogalińskiego – artysty urodzonego i pracującego w Koszalinie1. Jego pierwsza wystawa odbyła się w roku 2009, a druga w 2011. Artysta współpracował z galerią również podczas realizacji ulicznej w ramach projektu miejskiego TAK dla Deptaku w maju 2011. Pierwsza wystawa Tomasza Rogalińskiego w Scenie zatytułowana po prostu Rzeźba była jednocześnie debiutem artystycznym. Już wówczas zaskoczył indywidualnym stylem i tematyką, i – jak na początkującego twórcę – wyjątkową klarownością przekazu. Większość pierwszych prac została wykonana w glinie przedstawiała zminiaturyzowane ciała noworodków, postaci męskich, martwych zwierząt – szczeniaków i ptaków. Postaci ludzkie charakteryzowało rodinowskie napięcie i masywność, rozpoznawalny na pierwszy rzut oka dramatyzm i melancholia. Wszystkie prace cechował symboliczny naturalizm, który połączony z tematyką – narodzinami, śmiercią oraz erotyzmem – był sposobem na epicką opowieść o losie człowieka. Ten pierwszy okres twórczości jest jednocześnie pierwszą manifestacją poszukiwania własnej tożsamości i rodzaju seksualności, która nie jest jednoznacznie ani męska, ani żeńska. Zarówno ślimaki, które są obojnakami, jak i noworodki nie są ukształtowane, skończone, sformalizowane, jednoznaczne. Podobnie – sugeruje artysta – jest z tożsamością seksualną, którą kształtuje tyle natura, co oczekiwania społeczne i środowiskowe. Ten dylemat zarysowany w pierwszych pracach artysty będzie się rozwijał i zdominuje całą twórczość Rogalińskiego. W roku 2010 powstają w pełni dojrzałe prace artysty, do których trzeba zaliczyć Konflikty wewnętrzne, Powitanie ślimaka, Wieloryba i Hodowlę. Szukając powinowactw i źródeł twórczości Rogalińskiego można wskazać na twórczość polskich feministek takich jak Maria Pinińska-Bereś, Natalia LL, a z młodszych – Basia Bańda. Warto także zwrócić uwagę na inspirację i związki z twórczością Aliny Szapocznikow. Podstawowe cechy wspólne nie polegają na dosłownym zapożyczaniu, lecz wykorzystaniu uniwersalnych cech feministycznych we własnych kompozycjach. Najważniejszym elementem rozpoznawczym jest zastosowanie różu, dwuznaczny naturalizm, zaskakujące łączenie różnych materiałów. Jeśli jednak w twórczości feministek dominuje genderowe poczucie uzależnienia i przemocy, w sztuce naturalizowanego feministy Rogalińskiego dominuje uczucie zawstydzenia. Wystarczy tu przytoczyć różne prace pokazujące nagie męskie stopy (fotografie owłosionych nóg artysty) z pomalowanymi paznokciami. Po uważnym przyjrzeniu widać, że nogi należą do mężczyzny, a paznokcie są polakierowane dość topornie. Wstyd i samotność osoby o tożsamości zawieszonej „pomiędzy” płciami najlepiej ilustruje praca Wstyd (2009) przedstawiająca odcięte palce stopy z polakierowanymi na czerwono paznokciami. Rogaliński nie potrafi powstrzymać się od demonstracji inności, ale jednocześnie ze wstydu uwarunkowanego społecznie, odcina sobie palce. Ten immanentny Wstyd jest uczuciem pojawiającym się także w późniejszych fotograficznych autoportretach artysty pokazujących go jako wyrzutka, człowieka poza nawiasem społeczności – „narodu”. Również róż – wydawałoby się jednoznaczny i symboliczny kolor cielesnej przyjemności i pożądania – w sztuce Rogalińskiego występuje jako krytyczny kontrapunkt. Na wyidealizowane, różowe tło wpełzają plemniki, otaczając łono jak w grach wojennych (Kreacja, 2009). Pojawia się także jako tło wyszydełkowanych tekstów z pamiętnika dorastającej dziewczyny (Wieloryb, 2010). Tu niewinność i bezbronność przypisywana płci pięknej kontrastuje z brutalną szczerością tekstów. Rogaliński stara się pokazać za pomocą różu męskość. (…) Artysta poszukuje tego, co kobiece w mężczyźnie i pokazuje, jak tradycyjnie przypisywane płciom cechy wyznaczające wzorce kobiecości i męskości, ograniczają nie tylko kobiety, ale i mężczyzn.2 Ta dwuznaczność leży u podstaw dwóch innych znakomitych prac: Hodowli i Konfliktów wewnętrznych – prac, które z tupetem wpisują się w nowoczesną sztukę polską pierwszej dekady XXI 82 Almanach 2015 Wydarzenia 83 P L A S T Y K A wieku. Hodowla to zestaw kilku słoików, z których wyrasta czarne, sztuczne futro. Konflikty wewnętrzne to obiekt złożony z czerwonego swetra – złożonego jak na półce w szafie – w którym prześwituje kilka dziur wypełnionych guzowatymi naroślami kojarzącymi się z rakiem. Jeden ze słoików Hodowli jest także uszkodzony – pęknięty, rozsadzony przez hodowaną materię. Te prace traktują o konflikcie wewnętrznym i karze, jaką ponosi się za odstępstwa od normy. Są to dojrzałe manifestacje polityczne opowiadające się za otwartością przeciwko zamknięciu, jawnością przeciwko ukryciu, bólem przeciwko znieczuleniu. Epizod polityczny w sztuce Rogalińskiego ma także inne odsłony. Tu trzeba wspomnieć o niezrealizowanym projekcie instalacji flag gejowskich na głównej ulicy Koszalina w ramach I Festiwalu Sztuki w Przestrzeni Publicznej Koszart (2011) czy małych, ale ważnych pracach z cyklu szydełkowych granic Polski. Są to prace nad wyraz dojrzałe, nie należą jednak do głównego nurtu zainteresowań artysty. Znaczenie Rogalińskiego leży raczej w tym, że poszukując własnej tożsamości płciowej, wpasował się w nurt feministyczny polskiej sztuki. Wcisnął się niespodziewanie pomiędzy artystki, wtrącając swoje trzy grosze. Typowe motywy językowo-stylistyczne, do których od mniej więcej roku 2010 należy litera Y będąca symbolicznym obrazem kobiecych narządów rozrodczych, Rogaliński wykorzystuje również w monumentalnych realizacjach plenerowych. Coś wyrosło w parku miejskim, na rynku, asfalcie, coś dziwnego pojawiło się w dziurze na chodniku? – działania street artowe Rogalińskiego polegające na sadzeniu symbolicznych macic wykonanych z czerwonego materiału przypominających kwiaty są zaskakującym projektem o płodności w skrajnych warunkach dżungli miejskiej (akcja w ramach projektu TAK na Deptak, ulica Zwycięstwa, 28-29 maja 2011 r.). Oderwane od bezpośredniego kontekstu stają się manifestacją płodności, siły kreacji. Wspomniana akcja jest także zapowiedzią zmiany postawy artysty najpełniej zamanifestowanej podczas ostatniej wystawy w Galerii Scena w roku 2015. Zaakcentowana w tytule prezentacji litera Y (AndrogYnia moja miłość) nabiera nowych transcendentnych znaczeń. Staje się kluczem do ideologii twórczej Rogalińskiego, który szuka usprawiedliwienia i uzasadnie- 1 2 nia swojej innej tożsamości oraz inności swojej sztuki. Uzasadnienie to artysta znajduje w tradycji starożytnej i psychologii Junga. Y staje się znakiem dwoistości wynikającej z jedności. Rogaliński cytuje tu psychologię Junga, która tę dwoistość określała terminem androgynii, czyli współistnienia psychicznych cech kobiecych i męskich w obrębie jednego bytu, czego istotę „można pojąć jedynie symbolicznie, na przykład w symbolu krągłości, w symbolu róży, koła albo obrazie coniunctio Solis et Lunae (związku Słońca i Księżyca)”. Według pitagorejczyków litera Y symbolizowała „rozdroże”, „trudną ścieżkę ascezy” oraz „łatwą ścieżkę rozkoszy erotycznej”. Gdy pierwsza pozwalała osiągnąć cnotę, druga „osłabiała duchowo i cieleśnie”, prowadząc do „gnuśności i zniewieścienia” [J. Breczko]. Współcześnie w micie Androgyna podkreśla się tęsknotę do archetypicznej jedności, a przez próbę jego wcielenia rozumie się odrodzenie człowieka jako istoty boskiej i zapowiedź końca znanego nam dualistycznego świata. Tytuł wystawy – AndrogYnia moja miłość – sugeruje, że artysta osobiście jest Androgynem lub co najmniej się z nim utożsamia. Jest więc przedstawicielem nowej, doskonalszej rasy, co w praktyce oznacza, że jest artystą, który skleja rozbitą osobowość współczesnego człowieka. Na pierwszy rzut oka ta w gruncie rzeczy symboliczna sztuka, którą stylistycznie powinniśmy określić jako realizm symboliczny, sztuka, która zawsze odnosiła się do szerszego kontekstu społecznego i politycznego i była manifestacją tolerancji, zróżnicowania, wolności głoszenia i wizualizacji postawy i poglądów, w ostatnich realizacjach artysty zaczyna skupiać się na aspekcie kosmologiczno-filozoficznym, dystansując się od bezpośrednich wątków politycznych. Jednak idea reintegracji płci, do której namawiał już w XIX wieku Friedrich Schlegel, a którą dziś kontynuuje nowoczesna lewica i ruchy kobiece – to nadal polityka. Tomasz Rogaliński jest artystą wszechstronnym, a jego twórczość obejmuje niemal wszystkie techniki. Już pierwsze pokazy ujawniły jego ciekawą osobowość i nietuzinkowy talent. Jego niebanalna, odkrywcza, inspirująca do rewizji twórczość – często postrzegana jako kontrowersyjna – ciągle czeka na szersze uznanie krytyków i publiczności. Tomasz Rogaliński – AndrogYnia moja miłość, Galeria Scena/Centrum Kultury 105, City Box, Rynek Staromiejski 14 września-30 października 2015 Dorota Łagodzka, Organiczna estetyka Tomasza Rogalińskiego, [w:] Tomasz Rogaliński, Powitanie ślimaka, katalog wystawy Galeria Scena, Koszalin 2010 84 Almanach 2015 Maja Ignasiak Dziesiąta Fala uderzeniowa Wydarzenia nizatorów była Fala jubileuszowa. Udała się. Entuzjazm twórców, publiczności i krytyków powrócił do BGS. – Bardzo cenne jest dla mnie to, że dziesiąta Fala zawiera tyle odniesień do ostatnich wydarzeń i problemów, którymi żyje cały świat – mówiła po otwarciu wystawy Izabela Madajczyk. Odniesienia były tak świeże, że nie wszyscy zdążyli skończyć swoje dzieła przed oddaniem do druku katalogu wystawy. Należał do nich, na zasadzie szewca bez butów, Grzegorz Otulakowski. Związany z Falą od wielu edycji, dba także o to, by wystawa zaistniała w przestrzeni publicznej Koszalina. Z pracowni Grzegorza Otulakowskiego wychodzą bannery, zakrywające częściowo fronton Centrum Kultury 105. Jest on także autorem graficznej oprawy zaproszeń, plakatów i katalogu wystawy. Jego okładka została zaprojektowana z maksymalną prostotą przy użyciu tylko trzech podstawowych, niemieszanych barw. To krzyżyk i fala na kontrastującym tle. Krzyżyk może być rzymską dziesiątką. Fala – wiadomo. Twórczość samego Grzegorza Otulakowskiego reprezentuje wewnątrz katalogu jego praca z Fali z 2014 r., zatytułowana Pomarańczowi. W rzeczywistości wystawił on formatowo o połowę mniejszą pracę Sindbad. Z właściwym sobie rozmachem gabarytowo-kolorystycznym umieścił na niej postacie z kreskówek okresu swego dzieciństwa. Z dodanym szczegółem: bezmyślnie a serdecznie uśmiechnięty Sindbad ma na sobie ładunek wybuchowy. Autor nie kryje, że impuls do stworzenia tej pracy dały mu rzeźby Mirka Synaka. Synak – podobnie jak Otulakowski – koszalinianin i absolwent tutejszego liceum plastycznego, dostarczył na dziesiątą Falę kartonowe pudła oklejone gazetami. Gazety są niemieckie, dobrane nieprzypadkowo. Wszystkie traktują o imigrantach. W pudłach leżą manekiny – stały motyw w twórczości Mirka Synaka, jednego z najwierniejszych i najaktywniejszym uczestników Fali. Całość zatytułowana jest Temat. Temat imigrantów odżył teraz dla Mirka Synaka poprzez jego osobiste wspomnienia 85 P L A S T Y K A Na to doroczne, listopadowe spotkanie czeka całe koszalińskie środowisko artystyczne, nie tylko ze względu na premierę najnowszych dzieł kolegów. Wystawa Fala to również wytęsknione spotkanie, niekoniecznie stricte twórczej natury. Na jej oficjalne otwarcie w Bałtyckiej Galerii Sztuki (BGS) przy Centrum Kultury 105 (CK 105) przychodzą plastycy z Koszalina i ludzie, dla których bywanie na wystawach stanowi naturalny nawyk, taki, jak wymiana książek w bibliotece. Przyjeżdżają z całej Polski (a często także spoza jej granic) malarze, graficy, rzeźbiarze, performerzy związani z Koszalinem czy to za sprawą ukończenia tutejszego liceum plastycznego i/lub wydziału wzornictwa politechniki, czy też poprzez przyjaźnie z tutejszymi artystami. Mieszają się koncepcje i trendy, słowa zachwytu i krytyki. Nie ma rankingów ani nagród. – To właśnie jest cenne: uczestnicy Fali nierzadko dają z siebie wszystko nie dla nagród, tylko dla samego pokazania się z optymalnej strony na tej wystawie – mówi prowadząca BGS Izabela Madajczyk. Była kuratorem wszystkich dziesięciu edycji wystawy. Już podczas pierwszej, wówczas jeszcze nie pod hasłem Fala, lecz Rapsa i przyjaciele, razem z malarzem Krzysztofem Rapsą nabrali przekonania, że późna jesień w BGS oznaczać będzie prezentację najnowszych trendów w sztuce współczesnej. Pomiędzy kolejnymi edycjami wystawy Izabela Madajczyk kontaktuje się z artystami. Bada możliwości, terminy. Proponuje i przekonuje. Wyciąga z niepewności plastyków, którzy mają talent, ale za to nie mają dyplomu wyższej uczelni artystycznej. Pomaga im pokonać wątpliwości. To właśnie Fala zatarła sztuczne granice pomiędzy artystami dyplomowanymi i nie. Całkowicie zniosła ostracyzm wykształconych wobec formalnych amatorów, tak silny w poprzednim pokoleniu. Przed otwarciem dziewiątej z rzędu wystawy, w 2014 roku, Izabela Madajczyk żartowała, że zgodnie z terminologią ludzi morza, oczekiwać należałoby fali uderzeniowej. Tak się jednak nie stało. Krytycy wytykali dziewiątej Fali przypadkowość; pomyłki pomieszane z dziełami wysokiej artystycznej jakości. Tym większym wyzwaniem dla orga- 86 Almanach 2015 z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Sam przebywał wówczas w takim obozie w RFN. – Nic dziwnego, że obecne wydarzenia w Europie przeżywam bardzo mocno – tłumaczył rzeźbiarz podczas wernisażu. Frekwencja na wernisażach w BGS bywa różna. Czasem zawodzi, bo nie ta pora, dzień tygodnia czy konkurencja zbyt duża. Na otwarciu każdej Fali tłumy przez pierwszą godzinę uniemożliwiają oglądanie eksponatów. Panuje gwar, ścisk, rozgardiasz. Nieporządek miły, bo pełen powitań. Trudno jednak skupić się na przyswajaniu sztuki, gdy równocześnie z pojawianiem się kolejnych gości odbywa się projekcja filmowa albo performance. Na dziesiątej Fali były nim działania Mariusza Śmierzewskiego, który wkroczył do BGS z fragmentami poezji na rozrzuconych kartkach. W tej sposób mówił o delikatności. Delikatność od zawsze charakteryzuje prace Agnieszki Sieńkowskiej, kolejnej koszalinianki, aktywnej na zbiorowych wystawach tutejszego środowiska artystów plastyków. Na dziesiątej Fali zaprezentowała się dwoma obrazami ze swego ulubionego tworzywa – wycinanego papieru. Ponad nimi unosił się papierowy anioł. – Podobał się Marii Idziak. Zrobiłam go na ostatnim plenerze, jaki zorganizowała. Nie zdążyłam jej go podarować jej. Maria umarła tuż przed otwarciem wystawy – Agnieszka Sieńkowska na wernisażu była smutna, poruszona. – Trudno mi uwierzyć, że już jej nie ma. Ten anioł to taki hołd dla Marii. Niech sobie fruwa poza ramami... Agnieszka Sieńkowska przyjęła na siebie rolę orędowniczki twórczości swojej siostry Anny, nieobecnej na wernisażu. Anna Sieńkowska, jak zwykle ostra i przewrotna, przysłała na Falę niewielki formatowo Heksagram nr 8. Z klasycznej owalnej złotej rzeźbionej ramy spogląda nagi mężczyzna z uniesioną prawą ręką. Nie tylko nagi, ale jeszcze pokryty przezroczystą skórą, bo widać wszystkie jego mięśnie. Towarzysząca mu naga kobieta, o normalnej skórze, nie spogląda, bo twarz ma przysłoniętą maską kościotrupa. Za nimi ciemność, krzywizna (ziemi?) i grzyb atomowy. Parę edycji wcześniej ze swą twórczością zaistniały na Fali malarka Małgorzata Buca i rzeźbiarka Joanna Buczak, rówieśnice Anny Sieńkowskiej, absolwentki koszalińskiego liceum plastycznego (rok ukończenia 1986). Pierwsza osiadła w Szczecinie, gdzie zajmuje się również plakatem i grafiką. Druga skoncentrowała się na rzeźbie, a poza tym razem z Anną Sieńkowską promuje dobrą sztukę w galerii Centralne Oko w Poznaniu. Rzeźby Joanny Buczak co roku przyWydarzenia ciągają uwagę właściwie wszystkich odwiedzających Falę. Śmiałe, mocne, zawsze wokół człowieka. Wyzbyte ekshibicjonizmu, a pomimo to wstrząsające. Najnowszy ślad twórczej obecności byłej koszalinianki na Fali nosi tytuł Tancerki. Ekshibicjonizm, zapewne zamierzony, emanuje z bannera Hanny Karasińskiej-Eberrardt, zatytułowanego Ciśnienie II. Ludzkimi emocjami szarpią Napięcie Edyty Dzierż i No face no mask/blood is the truth Arkadiusza Świderskiego. Dobry okres twórczy przeżywa kolejna koszalinianka na emigracji, Katarzyna Gerlaczyńska. Na Fali pokazała Miłosne puzzle. Podobnie gorący, dobrą energię niosący klimat emanował z obrazu Spacer Magdaleny Jankowskiej. Młoda warszawska malarka środowisko koszalińskich plastyków poznała kilka miesięcy przez dziesiątą Falą, na plenerze Czas i miejsce dla sztuki w Osiekach. Trafiła tam przypadkiem, Zbigniew Murzyn odstąpił jej swoje miejsce. Środowisko uznała za swoje (lub przynajmniej swojskie). Wróciła z przyjacielem i psem. Nie tym, który przechadza się na rozsłonecznionym obrazie Spacer, ale bardzo do niego podobnym. Podobne słońce łatwo odnaleźć na obrazie Bliski wschód Magdaleny Tyczki. Obrazem zatytułowanym Red powróciła do BGS gdańska plastyczka Beata Cedrzyńska, mająca tu wcześniej swoją indywidualną wystawę. Po raz drugi pokazała na Fali pracę Beata Jasionek, etatowa plastyczka Bałtyckiego Teatru Dramatycznego, lubująca się ostatnio w tworzeniu rzeźb z surowców wtórnych. Uwagę zwiedzających przyciągała rzeźba na bazie starej żeliwnej wanienki, pełnej czerwonych baloników. Dziesiąta Fala była też drugą dla Cukina. Samozwańczy artysta uliczny, który do 2014 roku unikał ludzi, chowając się za swymi pracami, postanowił zaprezentować drobny wycinek swej nieokiełznanej twórczości w światłach miejskiej galerii. Ilustracje i komiksy Cukina uzupełnia inny artysta „niegrzeczny”, a mianowicie Tomasz Pławczyk. Na wystawę przysłał mały obraz Kurą w łep z adnotacją, że tytuł ma być podany właśnie z takim błędem, a ponadto jego dzieła nie wolno pozbawiać folii, w którą został zapakowany. Żądaniu Tomasza Pławczyka uczyniono zadość. Subtelnym rzeźbiarskim tryptykiem Zwierciadło dołożyła się do wachlarza dyscyplin Ewa Lepczyk, a tryptykiem Jednym słowem tkane – Agata Pełechaty. Monika Rak pokazała rzeźbę Przestrzeń kontemplacyjna (zbiór otwarty). Wśród nowej sztuki kobiecej szereg wyrazów uznania zaskarbiły swej autorce, Iwonie Ostrowskiej, Ranne ptaki. Od rozbawienia do zachwytu zwięzłością formy doprowadziła widzów Yauheniya Mi- 87 kołaevna Ahafonava swoją Dogmą, która ze względu na kształt była przez widzów nazywana zupełnie inaczej. Niestety, tylko przez tych, którzy zdążyli pochwycić katalog. Na samej wystawie artystka pokazała inną pracę, mniej zwięzłą i mniej dosłowną. Do grona wystawiających na jubileuszowej wystawie dołączył w 2015 roku Tomasz Majewski, znany dotychczas w koszalińskich środowiskach jako fotografik. Obraz Widmo światła białego tworzył specjalnie na Falę. Mało tego: pod presją czasu. – Dawno nosiłem się z zamiarem pokazania publicznie mojego malarstwa, ale dopiero wyznaczony termin zmotywował mnie – mówił na wernisażu Tomasz Majewski. – To pierwszy mój obraz na Fali, ale na pewno nie ostatni. Listę nowicjuszy Fali zamykają Dorota Popowicz-Majewska, Anna Cwojdzińska i Joanna Wydra-Sulińska. – Przyglądam się tej wysta- P L A S T Y K A wie od lat, tu pokazuje rysunki mój mąż (Jan Siekiera). Widać przyszedł czas i na mnie – śmieje się Joanna Wydra-Sulińska, na co dzień tworząca w Gdańsku. Niepodobna nie wspomnieć o grupie artystów, którzy na listopadową wystawę powracają co roku. Nie zaskakują, lecz bez nich z pewnością Fala byłaby niepełna. To malarki: Danuta Tworke-Wojsznis, Elżbieta Stankiewicz, Dorota Kęstowicz, Milena Szczepańska-Zakrzewska, malarze: Krzysztof Rapsa, Andrzej Słowik, Wal Jarosz, Piotr Żerdzicki, fotograficy: Wojtek Szwej, Grzegorz Funke, Marta Adamczak, elbląski rzeźbiarz Józef Siwilewicz. Wydawcy katalogu zadali sobie trud spisania wystawców z wszystkich dziesięciu edycji. Było ich dziewięćdziesięciu! Prawie połowa z nich pojawiła się na dziesiątej Fali z tym, co uznali za najbardziej reprezentacyjne dla siebie w 2015 roku. 88 Almanach 2015 Anna Makochonik Cukin: „Ścigam sam siebie” Cukin jest oryginalny jak jego ksywa. Momentami skromny i małomówny, długo zastanawia się, co powiedzieć. Za sekundę wyrzuca z siebie słowa z szybkością automatu i opowiada o pasji z dziecięcym entuzjazmem. Wesoły, za chwilę skupiony i poważny. – Nie wiem, ile mam jeszcze czasu, ale muszę go dobrze wykorzystać – stwierdza równie filozoficznie, co znienacka. Ma 26 lat, świadomość własnego talentu, ale nic z chwalipięty. Chce zostawiać po sobie ślady w mieście, by Koszalin wyglądał ładniej. Ma za sobą przełomowy rok. Przestrzeń miejska zna Cukina doskonale. Z graffiti, szablonów street artowych i oczu popatrujących na Koszalin z kamieni, drzew, budynków i najdziwniejszych perspektyw. Jest ich pomysłodawcą. Podobno. Nie potwierdza ;) Jeśli można mówić o koszalińskim undergroundzie, jest jego znaną postacią od wielu lat. Długo pozostawał artystą „nieoficjalnym”, co nie oznacza nieznanym. Na Cukin Art, pierwszą wystawę w Centrali Artystycznej w styczniu 2014 roku, przyszedł tłum. Pokazał wtedy prace z ostatnich pięciu lat twórczości. Część wypożyczył od osób, którym wcześniej je podarował. Nowe wyprzedał na pniu. Koty i Jurek Owsiak Mieszkanie nie pozostawia wątpliwości co do artystycznych preferencji lokatora. Osobna pracownia z gablotą pełną farb i sprejów plus prace na różnym etapie tworzenia. Na ścianach salonu autorska galeria, a na niej przegląd gatunków i stylów twórczości: portret graffiti Lenny’ego Kravitza, grafiki, ilustracje, obrazy. Starannie oprawione i wyeksponowane. Zmieniają się w rytm nieustającej produkcji. Najnowsze dzieło: pomalowana 15 minut wcześniej blacha. Częsty motyw: zwierzęta, głównie kot, nie tylko własny, ożywione w żartobliwy sposób przedmioty. Surrealizm, poczucie humoru, elementy fotografii. Pośród rozlicznych dzieł: fotografia Jurka Owsiaka z autoportretem. – Mam kolegę, często maluję mu coś na zamówienie – opowiada historię zdjęcia Cukin. – Któregoś razu poprosił o obraz dla Jurka Owsiaka. Wymyśliłem, że namaluję go jako supermana w pelerynie, który na kombinezonie zamiast wielkiego „S” będzie miał serce WOŚP. Pierwszy raz załączyłem do obrazu wizytówkę, licząc, że może ktoś go zobaczy i coś zamówi. Poleciał. Minęło trochę czasu, odbieram telefon: – Jest tysiąc metrów kwadratowych do pomalowania, słyszałem, że się tym zajmujesz, te wszystkie graffiti w Koszalinie to twoja robota? – Zależy, kto pyta – odpowiedziałem rezolutnie – ostatnio malowałem portret Jurka Owsiaka. – Tego złodzieja? Trója z plastyki Trudno nazwać go samoukiem, bo rysowania nigdy nie musiał się uczyć. Po prostu rysował. Od zawsze. – Podejrzewam, że zacząłem jeszcze w żłobku – wspomina Cukin. – Wszystkie dzieci rysują, ale niekoniecznie przypomina to cokolwiek. Ze mną było inaczej. Moje zwierzęta przypominały siebie. Rysowanie było moim ulubionym zajęciem i nic się w tej sprawie nie zmieniło. Nie skończył szkoły plastycznej, nie chodził na kółka zainteresowań, nie planował studiować sztuki. – Nie chciałem, żeby mi ktoś coś narzucał, ani mnie oceniał – mówi. – Robię wszystko po swojemu i siebie ścigam. Nie interesowałem się nauką ani czytaniem lektur. Moja półkula mózgowa odpowiedzialna za rysunek zdomiWydarzenia 89 P L A S T Y K A nowała drugą. Z plastyki miałem tróję, bo nie oddawałem prac. Wygrywałem za to wszystkie konkursy. Trochę się potem zraziłem, kiedy dostawałem nagrody w postaci ołówka albo paczki kredek. Ślady młodzieńczej twórczości przechowuje w specjalnym pudle. Wyciąga z niego komiksy, szkice powstałe na przykład z – silnej niegdyś – inspiracji zamachem na World Trade Center i zeszyty szkolne, w których próżno szukać notatek z lekcji. – Zapełniałem je od tyłu – wyjaśnia. Przechowuje też wycinki z reklam prasowych własnego autorstwa z czasów, gdy współpracował z HO:LO, koszalińską firmą produkującą torby z recyklingu, które także projektował. 90 P L A S T Y K A – pyta głos w słuchawce, z lekkim zająknięciem. Zorientowałem się, że dzwoni sam Owsiak. Podziękował, powiedział że obraz bardzo mu się podoba i wisi w gabinecie. Już podejrzliwy – nie uwierzyłem, więc zrobił zdjęcie i przysłał. Ucieszyłem się strasznie. Dostałem zaproszenie na Przystanek Woodstock i propozycję wystawy. Nie udało się, ale może w przyszłym roku? Już wiem, co bym zrobił. Zebrałbym śmieci, których na Woodstocku mnóstwo, pociąłbym je na kawałki i złożył z nich panoramę pola namiotowego. cięcych. Oprócz Puchatków we wszystkich konfiguracjach, na topie są dinozaury wyłażące ze ściany, żółwie ninja, pingwiny, koszykówka, piłka nożna. Dorośli zamawiają panoramy wielkich miast, tropikalne plaże z palmami, motywy kwiatowe, drogie samochody, romantyczne pejzaże i malowanie 3D. – Zdarzały się też prośby o portrety psów albo nieżyjącej babci – wymienia Cukin. – Ludzie czasem opowiadają mi swoje historie, które potem pojawiają się na ścianach. Ale portretów nie maluję, za duże ryzyko. Nie ukrywa, że to praca odtwórcza, ale ma „dziką satysfakcję”, gdy z podziękowaniami za spełnienie marzeń dzwonią dzieciaki. „Kubusie” maluje na żywo, bez szkicu. Czasem dwa dziennie. Zamówień ma lawinę. Od tego roku – wcześniej nie były tak liczne. Poza ścianami maluje... co się da. W czasie naszego spotkania dzwoni chętny z propozycją przemalowania lodówki. – Super! – cieszy się Cukin, tym bardziej, że dostaje wolną rękę przy wyborze motywu. Maszynka do malowania Rysuje non stop, wszędzie, codziennie. – Mogę malować cokolwiek na czymkolwiek, choćby keczupem na talerzu. Ciągle coś robię – mówi Cukin, pokazując gruby szkicownik z zaprojektowaną dzień wcześniej okładką. – Nie mogę przestać. Czuję się fatalnie nie rysując. Jakby połamany wewnętrznie. Może to jakaś choroba? Szkicownik ma raczej status gadżetu. Najczęściej rysuje w najprostszej aplikacji na tablecie. Tak powstają jego grafiki. Błyskotliwe, dowcipne, pomysłowe, część z ogromu prac, jakimi się zajmuje. Projektuje koszulki, które sam wytłacza (ponoć starym maglem!), czapki, plecaki, kubki, nalepki, magnesy (każdy z jego gości może sobie wybrać jeden z oblepionej nimi lodówki). Rzadko robi coś wyłącznie dla siebie, ma za to mnóstwo zamówień. – Niedawno przypomniałem sobie, że pierwsze miałem już w dzieciństwie. Malowałem za zabawki, głównie rówieśnikom. Jak już byłem starszy, kumplom na osiedlu „dziarałem” flamastrem tatuaże. Jego znakiem rozpoznawczym są przeróbki. Zdarzało mu się malować buty, tarcze zegarów, krzesła. – Do tej pory największą przyjemność sprawia mi, gdy ktoś kupuje ode mnie coś z recyklingu, takie zamówienie cieszy mnie bardziej, niż jakbym wygrał w totka. – przyznaje. – Długo nie miałem pieniędzy na farby i materiały, więc malowałem na byle czym i czym się dało. Pozostało mi to zamiłowanie. Szczególnie dużo przydatnych rzeczy znajdowałem przy śmietnikach: stare drzwiczki od mebli, kartony, części nie wiadomo czego. Przynosiłem wszystko do domu, przerabiałem i sprzedawałem za parę groszy. W dzieciństwie wszyscy byliśmy twórczy. Na podwórku mieliśmy ulubioną zabawę w robienie czegoś z niczego. Osiedle było mocno zdewastowane, więc o elementy do konstrukcji było łatwo. Wymyślaliśmy na przykład, że każdy w godzinę złoży wiertarkę. Wybieraliśmy tę najlepiej działającą. Na co dzień Cukin maluje ściany w prywatnych domach. Zamówienia nazywa „kubusiami”, bo najczęściej dotyczą pokojów dzie- Na fali 2015 rok jest – jak mówi Cukin – przełomowy. Mnóstwo zleceń, ale przede wszystkim możliwość legalnej pracy. W planie są murale na zamówienie miasta i możliwość nadania kilku ścianom w Kosza- 91 P L A S T Y K A Wydarzenia Skrzynka z łabędziami Dobra passa dla Cukina zaczęła się po łabędziach. Na trafostacji przy Filharmonii Koszalińskiej pojawiły się w sierpniu tego roku. Najpierw była propozycja pomalowania „skrzynek” w Darłowie jednak projekt w ramach tamtejszego budżetu obywatelskiego nie doszedł do skutku. – Niewiele myśląc, wybrałem się do naszego zakładu energetycznego z gotowymi projektami – mówi Cukin. – Przekonałem ich, zwłaszcza że koszty zakupu farb wziąłem na siebie (śmiech). Wybrałem motyw łabędzi, bo są apolityczne, uniwersalne i kojarzone z parkiem, a miejsce koło Filharmonii, bo chciałem zostawić swój ślad w ruchliwym miejscu. Mnóstwo osób tamtędy przechodzi. Wiedziałem, że malunek będzie zwracał uwagę. Już na etapie powstawania stawali przy mnie ludzie i obserwowali, co robię. Raz zatrzymał się nawet autokar z wycieczką. Najbardziej mnie rozśmieszyło, że nie robili zdjęć Filharmonii ani pobliskim pomnikom, ale łabędziom. W pewnym sensie postawiłem tam własny pomnik – śmieje się. – Kilka razy w tygodniu przejeżdżam obok skrzynki rowerem, czyszczę ją z brudów. Wszystkie skrzynki w mieście – teraz pomazane napisami – mogą być ładnie i legalnie pomalowane, gwarantuję, że nikt nie będzie ich wtedy sprejował. P L A S T Y K A linie nowej jakości (do realizacji dojdzie prawdopodobnie w przyszłym roku). – Spać nie mogę, gdy o tym myślę – śmieje się Cukin. – Wielkie płaszczyzny są wyzwaniem. Jestem przyzwyczajony do mniejszych ścian, przy których blisko stoję i widzę, co robię, a tu trzeba zastosować inną technikę. Ale sama perspektywa jest świetna. Projekty już ma. Pomysłów na ozdobienie wielu miejsc w mieście – mnóstwo. Trochę śladów już po sobie pozostawił. We wrześniu 2015 roku przemalował fragment elewacji Szkoły Muzycznej Yamaha. Pomalował budkę w WakeParku (Wodna Dolina). W listopadzie po raz drugi wziął udział w interdyscyplinarnej wystawie Fala w Bałtyckiej Galerii Sztuki (CK 105). Wewnątrz pokazał kilka swoich prac, przy bocznym wejściu do kina Kryterium namalował wymowne graffiti. Na początku grudnia odebrał Laur Made in Koszalin w kategorii „styl życia i inspiracje”. W czasie I Targów Sztuki i Dizajnu w City Boxie (11-13 grudnia 2015), na autorskim stanowisku (kategoria design/street art) pokazał swoje prace: rysunki, grafiki, obrazy. Sprzedał niemal wszystkie. W kalendarz ciężko mu wcisnąć szpilkę. Plany? Z właściwym sobie połączeniem skromności i ekscentryzmu mówi: – Chcę, by ludzie rozpoznawali mój styl. Cukin jest autorem okładki Almanachu kultury koszalińskiej 2015 Almanach 2015 Jubileusz 60-lecia Związku Polskich Artystów Plastyków Okręgu Koszalin-Słupsk Jupi Podlaszewski Pokora, integracja i swoboda działania Rozmowa z Ewą Miśkiewicz-Żebrowską P L A S T Y K A Ponad sto lat temu, w 1911 r., zarejestrowano w Krakowie Związek Powszechny Artystów Polskich, jeden z najstarszych polskich związków twórczych. Do odzyskania niepodległości przez Polskę 11 listopada 1918 r. było wówczas jeszcze daleko. Dziesięć lat później, w sierpniu 1921 r. Związek zmienił statut i nazwę na Związek Polskich Artystów Plastyków (ZPAP). 34 lata później, w październiku 1955 r. powstaje Oddział ZPAP w Koszalinie przypisany do Okręgu Szczecińskiego. Jego prezesem zostaje Jerzy Niesiołowski. W 1963 r. powstaje Okręg Koszaliński ZPAP z Oddziałem w Słupsku. W stanie wojennym, podobnie jak i inne, zostaje rozwiązany. Jego odbudowa i reaktywacja oraz ponowna fuzja Koszalin-Słupsk nastąpią dopiero po transformacji politycznej w 1989 r. Od roku 2010 funkcję prezesa, podobnie jak w latach 1996-2006, sprawuje artystka plastyk, dr habilitowana Ewa Miśkiewicz-Żebrowska. Nie jest źle. Podobnie jak w innych ośrodkach w Polsce, takich jak Radom, Rzeszów, Kielce, Częstochowa czy Zakopane, odnotowujemy wyraźny trend wstępowania do związku młodych artystów. Jest to niewątpliwy wpływ otwarcia Instytutu Wzornictwa na Politechnice Koszalińskiej, gdzie nasi absolwenci Liceum Plastycznego kontynuują naukę, a po otrzymaniu dyplomu magistra sztuki uzyskują możliwość wstąpienia do ZPAP. Inną możliwą ścieżką wiodącą do nabycia praw członkowskich jest prezentacja własnego dorobku i osiągnięć przed specjalną komisją związkową powoływaną dla nas w Okręgu Gdańskim i zdanie przed nią egzaminu. W przypadku Koszalina istotne znaczenie miały też migracje powojenne i późniejsze oraz napływ artystów pochodzących z różnych ośrodków akademickich, (dzięki czemu przewijają się tutaj wielorakie nurty), jak Akademia Krakowska, Warszawa, Łódź, Toruń czy Gdańsk. Pochodzimy z różnych tradycji, nieodcięci od reszty świata, wnosimy dzięki temu swoiste indywidualne wartości i treści. • Mija 60 lat istnienia Związku Polskich Artystów Plastyków Okręgu Koszalińsko-Słupskiego. Z twoją wieloletnią prezesurą mocno kojarzą się zwłaszcza dwie doroczne imprezy: Postawy Roku i Międzynarodowe Plenery Malarskie w Osiekach… Postawy Roku były formą prezentacji interdyscyplinarnej naszego okręgu przez szereg lat, od 1997 do 2012 r., by następnie przekształcić się w imprezę 6xSztuka, która odbywa się latem w Centrum Kultury 105. To wystawa, która inauguruje plener w Osiekach, a biorą w niej udział artyści z naszego okręgu reprezentujący malarstwo, rzeźbę, grafikę, rysunek, ceramikę i techniki własne. W prezentacji tej zawsze uczestniczy gość specjalny z innego okręgu, bądź uczestnik plenerów, które w tym roku będą miały swoją już dziewiętnastą edycję. • Koszalin od lat był postrzegany jako prężne i liczne środowisko artystyczne. Jak widzisz to z perspektywy lat? Jest dobrze? Wydarzenia 93 P L A S T Y K A • Ważnym akcentem jubileuszowych obchodów była ostatnia grudniowa wystawa w koszalińskim Muzeum. 3 grudnia 2015 r. otworzyliśmy wystawę In memoriam artystom, którzy z nami tworzyli, a których już z nami nie ma. To jest cała plejada twórców, którzy tu zaczynali. Jest Wojciech Sawilski w Białogardzie od 1945 r., Władysław Kurzawiński w Sianowie, też od 1945 r. Jest pierwszy prezes koszaliński, Jerzy Niesiołowski. To do nich później dołączali inni twórcy: Ryszard Siennicki, Irena Kozera, Ludmiła Popiel, Aleksandra Sieńkowska i następne pokolenia. Cieszę się, że udało się nam tę wystawę zorganizować. Jest naszym hołdem dla tych, których pamiętamy, twórców koszalińskich, kołobrzeskich, białogardzkich, sianowskich, sławieńskich. Sama nie wszystkich poznałam osobiście. Pamiętam Wojciecha Sawilskiego, Irenę Kozerę i Ewę Jędrzejewską-Drygas, oczywiście Jurka Ściesińskiego, Jerzego Niesiołowskiego i Witka Lubinieckiego z Ustki. To byli koledzy, którzy ze mną działali i byli bardzo aktywni na rzecz związku. na Sawicka, Mietek Łaźny, Andrzej Szulc, Krzysztof Ramocki, Darek Mazur, Zygmunt Jasnoch z Kołobrzegu, Kazimierz Babkiewicz ze Sławna. To osoby, które bardzo koleżeńsko podchodzą do naszych działań. Jest sporo osób młodych, które cieszą się z wystaw, chcą pomagać. Wśród nich Anna Głowala, Małgorzata Stąporek, Milena Szczepańska-Zakrzewska, Piotr Wasilewski. Wydaje się, że środowisko wyzbyło się małostkowych emocji i tak powinno być. • Wielkim nieobecnym jest też Melchior Zapolnik, który wyjechał i odszedł na obczyźnie, co było bardzo smutne, chociaż przecież odwiedzaliśmy go w Berlinie i zawsze były to wzruszające momenty. O, tak. Obecną siedzibę mamy u architektów w dawnym Biurze Wystaw Artystycznych. Stojąca przed pawilonem rzeźba Melchiora Zapolnika jest takim duchem-łącznikiem z tamtymi czasami. • W tamtym okresie artysta na Zachodzie mógł liczyć wyłącznie na siebie, nie miał pojęcia o postawie roszczeniowej. Kafka pracował w banku i pisał, nie narzekając. Wymagało około dekady, by po strąceniu artysty z piedestału w okresie transformacji systemowej nastąpiła transformacja mentalna. Wielu z nas obecnie, poza wykonywaniem własnej pracy artystycznej, pracuje w szkolnictwie różnego stopnia, od podstawowego po wyższe, jednocześnie ucząc się, zdobywając nowe doświadczenie i poszerzając horyzonty. Wychowankowie naszego liceum plastycznego wyjeżdżają na studia do innych ośrodków, część po studiach wraca, są też artyści np. z Poznania, Łodzi czy Olsztyna, którzy przenieśli się do naszego Okręgu. • Jak sądzisz, czy miała tutaj znaczenie zmiana kondycji artysty, który za PRL-u miał zgoła inną pozycję? Artysta miał bardzo dobrze. Koledzy, którzy odeszli: Stanisław Bekasenas, Rysiu Lech i wielu innych, którzy w tamtych czasach działali, Andrzej Słowik, wizytówka Związku też, mówią o tych czasach „super”. Artyści mieli zamówienia, pieniądze i mogli spokojnie pracować. To się bardzo zmieniło. Nabraliśmy pokory wobec tego, co nas otacza, naszej twórczości i nas samych. To także pomaga nam się integrować. • To ciekawe, co powiedziałaś o tym, że pamiętacie, nie zapominacie, hołubicie. Przypominam sobie przyjazd do Koszalina w 1974 r. i zetknięcie z waszym środowiskiem. Było o was głośno, jednak zaczęło mnie zastanawiać bardzo silne zróżnicowanie tego środowiska i równie silne wewnętrzne antagonizmy… Ale tak było. Kiedy zostałam prezesem ZPAP w Koszalinie, był 1996 rok. Byłam wówczas młoda i też widziałam, że jest dużo starć, szarpania między sobą, starałam się te animozje i pewne zapieczone zaszłości neutralizować. Mam nadzieję, że w dużym stopniu mi się udało. Ci, którym nie odpowiadało dalsze działanie w związku, usunęli się i realizują swoje twórcze pasje indywidualnie. Ci, którzy chcieli zostać, są w Związku nadal. Jest Bożena Giedych, Renata Łaba, Zofia Szreffel, Katarzyna Żerdzicka-Jasionek, Elżbieta Stankiewicz, Beata Orlikowska, Andrzej Słowik. Nie ma Jurka Ściesińskiego, Witka Lubinieckiego, ale jest Marian Zieliński ze Słupska, Jani- • Rozmawiamy w Klubie Osiedlowym Na Skarpie, gdzie niebawem odbędzie się kolejna impreza organizowana przez Związek, również związana z jubileuszem. Jubileusz obchodzimy już od minionego roku, ta wystawa miała być otwarta jeszcze w grudniu, Klub zaproponował nam termin styczniowy (2016 – dop. red.). Będzie ona zatem zwieńczeniem obchodów jubileuszowych i jednocześnie pretekstem do spotkania noworocznego, okazją do wręczenia Złotych Odznak ZPAP zasłużonym, legitymacji nowym członkom i momentem wejścia w następną dekadę. 94 Almanach 2015 • I tak do stu lat i dalej. Mam nadzieję, że znajdą się chętni, by przejąć po nas pałeczkę i młodzi ludzie gotowi włączyć się w pracę społeczną na rzecz ZPAP, bo dzięki temu właśnie mamy wystawy i dokumentację naszych dokonań. i wymianę myśli. To były inne czasy i my żyjemy w innych. To inne plenery. • Waszą sztandarową imprezą od momentu objęcia przez ciebie prezesury są plenery osieckie, przez część artystów ze środowiska koszalińskiego niejako kontestowane, jako nie „te” Osieki No, nie, nie, absolutnie nie! To jakieś dziwne podejście. Może tu też przeniosły się zaszłości peerelowskie. Nigdy nie mówiliśmy, że kontynuujemy tamtą tradycje. Kontynuujemy tradycję miejsca, nadając plenerom nowe hasło. • Czy oprócz kontynuacji Osiek macie coś jeszcze w zanadrzu? Tak. Od dwutysięcznego roku wspólnie z miastem stworzyliśmy Galerię Ratusz, w której na II piętrze odbywają się co roku organizowane przez nas wystawy, w większości twórców indywidualnych z naszego środowiska, a także gości z Polski. Pokazujemy też prace uczestników Osiek wystawiane po każdym plenerze. Spośród tych ostatnich wybieramy kolekcję Osobliwości Międzynarodowych Plenerów Malarskich w Osiekach. Ponadto w Starostwie Powiatowym wystawiamy prace w Galerii Ziemskiej, współdziałamy z Gminą i Miastem Sianów, którego Burmistrz jest sponsorem pleneru w Osiekach od początku. Bardzo udana jest nasza współpraca z Muzeum w Koszalinie, gdzie przechowywane są dzieła z „naszych” plenerów, co jest nie do przecenienia z uwagi na skromność naszej siedziby, i co umożliwia nam stały dostęp do prac i ich prezentacji poza Koszalinem – ostatnio w Słupsku, Polskiej Filharmonii Sinfonia Baltica podczas Festiwalu Pianistyki Polskiej, Instytucie Słowackim Warszawie, Rosyjskim Instytucie Kultury i Nauki w Gdańsku, Centrum Kultury i Spotkań Europejskich w Białogardzie, w galeriach w Szczecinie, Świnoujściu, Kołobrzegu, Sławnie. • A więc była to wówczas inicjatywa ZPAP? Jak najbardziej! Postanowiliśmy wrócić w to miejsce i rozpocząć w nowej formule Międzynarodowy Plener Malarski w Osiekach ph. Czas i miejsce dla sztuki. To moje autorskie hasło, które nadałam pierwszemu spotkaniu w Osiekach w 1998 roku. • Nie roszcząc pretensji, że to wy jesteście kontynuacją tamtej tradycji? Nie, tam jest wielka historia naszych plenerów, w pewnym sensie zamknięta. Do Osiek od 18 lat przyjeżdżają artyści z Polski, z zagranicy, miast partnerskich, najdalszych zakątków Europy. Punktem programu plenerów jest wizyta w Muzeum, tam oglądamy zbiory osieckie z lat 1963-1981, pamiętając, że Polska wówczas była za żelazną kurtyną, a tamten plener umożliwiał kontakty artystów Wydarzenia 95 P L A S T Y K A • Osieki nie są własnością jednej grupy? Plenery nie musiały czekać siedemnaście lat, by znów zaistnieć w tym miejscu. Były osoby, które mogły je powołać do życia wcześniej. W 1998 r. odbył się pierwszy plener zorganizowany przy wsparciu władz miasta i prezydenta, które sprawują patronat nad tym przedsięwzięciem już dziewiętnasty rok. • Nie zawłaszczające niczego z poprzedniej edycji? Absolutnie nie. Historycznie jesteśmy tamtym czasom oddani w sensie duchowym, a to, co się dzieje obecnie, to współczesność. Wielka swoboda działania. Zapraszamy kadrę akademicką z różnych ośrodków, profesorów, przyjeżdżają także uczestnicy „tamtych” Osiek, łącząc przeszłość z teraźniejszością. Wśród nich była m.in. Erna Rosenstein, Krzysztof Meissner, Aleksandra Jachtoma, Ireneusz Pierzgalski, Mieczysław Wiśniewski, Józef Wilkoń, Edward Dwurnik. Gościnnie była również Łódź Kaliska, robiąc happening na zakończenie pleneru. Obecne plenery na stałe wpisały się w kulturalny pejzaż naszego miasta i regionu, promując Koszalin i jego plastyczne środowisko w kraju i poza granicami. Anna Mosiewicz P L A S T Y K A Porcelanowe impresje Beaty Orlikowskiej Fot. Dawid Perz Ciężka praca przy rozżarzonym do temperatury 1400 st. C piecu to tylko jeden z elementów skomplikowanej i czasochłonnej technologii, którą trzeba poznać i nieustannie doskonalić, by z kaolinowej glinki powstały artystyczne wyroby. Jakie trudności stwarza praca twórcza, Beata Orlikowska mogła przekonać się po uzyskaniu w 1990 r. dyplomu Wydziału Ceramiki i Szkła Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Dyplom, wzmocniony aneksem z malarstwa, wsparty wiedzą i talentem, zapoczątkował działalność artystyczną w rodzinnym mieście. Beata zawsze marzyła o ceramice, zafascynowana od dzieciństwa chińską porcelaną. Kiedy marzenia spełniła, zaczęła pracować w nawiązaniu nie tylko do tradycyjnych środków wyrazu chińskich mistrzów z czasów dynastii Tang-Ming, ale także do ich skomplikowanej technologii tlenkowej, którą barwi się porcelanę przed drugim, ostrym wypałem. Praca przy wyrobach ceramicznych wymaga przestrzennego miejsca, w którym artysta nadaje tworzywu formy. Duża pracownia z piecem do wypalania to warunek sine qua non każdego ceramika. Przez wiele lat Beata wynajmowała pracownie, w których tworzyła projekty, a potem wiozła do Chodzieży, aby w zaprzyjaźnionej fabryce porcelany kolejno je wypalać. Rozmowa z artystką przybliża nieznany na ogół proces technologiczny, który jest nie tylko fizyczną realizacją czy też emanacją, ale też bardzo ważnym etapem każdego z jej licznych projektów. Po wykonaniu małych i dużych obrazów, często wzbogacanych elementami płaskorzeźby, następuje ich wygładzane, uzupełnianie i po uprzednim ich wysuszeniu – traktowanie tzw. wypałem biskwitowym w temperaturze od 600 do 800 st. C. Kolejnym etapem jest naniesienie pozyskiwanych ze specjalnych tlenków barw, których paleta jest zawężona do trzech kolorów – niebieskiego, zielonego i brązu, oczywiście mieszanych. Każdy kolor uzyskany w ten sposób daje po drugim wypale, odbywającym się w temperaturze 1400 st. C, inną barwę – nie ma zatem drugiego, identycznego obrazu. Trzecim etapem jest naniesienie błyszczących walorów, czyli złota i platyny oraz ostatni już wypał, powodujący także utrwalanie materiału. Ponieważ wielkość każdej ceramicznej płyty jest ograniczona nie tylko gabarytami paleniska, ale także powstawaniem naprężeń, większe prace muszą składać się z kilku części, co stwarza dodatkowe problemy technologiczne, zwłaszcza podczas montowania całości. Większość prac Beaty Orlikowskiej przypomina obrazy – są to ręcznie formowane, mające strukturę płaskorzeźby plakiety, których biała, porcelanowa biel stanowi nie tylko tło, kontrast, 96 Almanach 2015 Wydarzenia P L A S T Y K A ale i dodatkową barwę dla różnych odcieni brązów i ugrów, błękitów paryskich i granatów, zieleni szmaragdowej i seledynu oraz wszelkich odcieni, jakie mogą powstać przez łączenie poszczególnych tlenków. Uzupełnione delikatnymi wstęgami złota oraz platyny nawiązują w swym klimacie do starej, chińskiej porcelany. Plakiety, które od jakiegoś czasu projektuje i tworzy Beata, przypominają obrazy, są bardzo malarskie, a ich walorem umiejętnie pokazany nastrój, chwila, moment, impresja – dzięki oszczędnej plamie, dobranym barwom i delikatnym reliefom. Malarstwo jest dla artystycznego wizerunku Beaty Orlikowskiej bardzo ważne – kiedyś miała nawet, oprócz ceramicznej, odrębną pracownię, w której uprawiała malarstwo sztalugowe. Dzisiaj wszystkie jej projekty powstają na płótnie lub jedwabiu, a potem zostają przenoszone na mokrą jeszcze glinkę, aby po wielu zabiegach rzeźbiarskich, malarskich i kilku wypałach stać się ozdobą ściany i cieszyć oczy swymi barwami i blaskiem. Prace Beaty powstawały w cyklach; były zatem Tukany, w których wykorzystała dekoracyjne elementy zaczerpnięte z kultur Mezoameryki, z przeważającymi odcieniami granatu i błękitu, a potem Pejzaże i Dwory polskie, Mandala i Trawy, nawiązujące do starodruków Mapy i bardzo dekoracyjne, zdobione ażurami i wystającymi 97 P L A S T Y K A okapami Kamieniczki. W obrazach, tworzących te cykle, artystka stosowała zdecydowane barwy, zróżnicowane zdobienia i ażury, a każdy z nich był niepowtarzalny i miał inne barwy, co wynika ze zróżnicowanego efektu wypału poszczególnych tlenków. Kolejne cykle obrazów – Powidoki oraz Zapach zapamiętany stanowią nowy etap na artystycznej drodze koszalińskiej ceramiczki, ponieważ nie ukazują konkretnych rzeczy, przedmiotów, lecz odzwierciedlają emocje, impresje, są swego rodzaju skrótem myślowym. W wypowiedziach znanych, wybranych osób, Beata Orlikowska odnalazła inspirację do stworzenia swego ostatniego cyklu plakiet, w którym dokonała transpozycji jednego ze zmysłów na obraz. Zapach muśniętej wiatrem trawy, kropli deszczu na szybie, drzew za oknem, szklanki oranżady – te odczucia stały się barwnymi obrazami na porcelanie, a ich listopadowa ekspozycja w warszawskiej Ney Gallery stała się jednym z ważniejszych wydarzeń artystycznych. Z okazji 25-lecia twórczej pracy Beaty Orlikowskiej w maju 2015 r. w Bałtyckiej Galerii Sztuki CK 105 w Koszalinie zorganizowano jubileuszową, retrospektywną wystawę jej prac, które pokazały artystyczną drogę tej artystki. Dzięki pomysłom i realizacjom Beaty miasto ma od kilkunastu lat ciekawe souveniry w postaci ceramicznych obrazów z najważniejszymi i najpiękniejszymi obiektami Koszalina. Prezydent miasta wręcza jako nagrodę statuetkę Koszalińskie Orły, Izba Przemysłowo-Handlowa ma do dyspozycji Koszalińskiego Denara, dziełami tej artystki są Nagroda Radia Koszalin – Bursztynowy Mikrofon oraz Medal Politechniki Koszalińskiej. Beata Orlikowska była uczestniczką wielu wystaw w Polsce: we Wrocławiu, Kołobrzegu, Zakopanem, Warszawie i za granicą: w Niemczech, Włoszech i Luxemburgu. Miała liczne wystawy indywidualne w Warszawie, Chodzieży i Berlinie, brała udział w konkursach: warszawskim konkursie Polska Ceramika Współczesna Instytutu Wzornictwa Przemysłowego w1989 r., International Ceramics Festival Mino w Japonii w 1992 r., a w 1997 r. została laureatką Festiwalu Sztuki Otwartej w Luksemburgu. Dzieła Beaty Orlikowskiej znajdują się w zasobach muzealnych, m.in. w Muzeum Wikliniarstwa i Chmielnictwa w Nowym Tomyślu, a także w zbiorach prywatnych w kraju i za granicą. 98 Almanach 2015 Anna Rawska Szkoła osobowości Wydarzenia 99 P L A S T Y K A wszystkim: Zakłady Przemysłu Elektronicznego Kazel, Spółdzielnia Poligraficzno-Papiernicza i Rzemiosł Artystycznych Intropoloraz Prasowe Zakłady Graficzne. Zaczęła się normalna, codzienna, spokojna nauka. Pierwszą dużą wystawą prac uczniów była wystawa projektów elewacji budynków, wnętrz klatek schodowych i placów zabaw wykonanych w ramach prac dyplomowych dzięki umowie zawartej ze spółdzielniami mieszkaniowymi Nasz Dom i Przylesie. Pierwsi absolwenci opuścili mury „plastyka” w 1980 r. Uczniowie z Racławickiej to kolorowe, pełne fantazji ptaki, których na ulicach miasta można poznać nie tylko po charakterystycznych wielkich teczkach, ale też po oryginalnych strojach i fryzurach. W tej szkole nikt nie tłamsi indywidualności, której wyraz młodzież daje choćby właśnie wyglądem zewnętrznym. Pomysłowość i wyobraźnia zawsze znajdowały ujście na różnych szkolnych imprezach. Otrzęsiny klas pierwszych przypominające np. sabat czarownic lub średniowieczną egzekucję z katem roli głównej, zabawa andrzejkowa na ludowo, w której Żyd Szulc tańczył z Boryną, Dzień Nauczyciela w 1991 r. uczczony pokazem mody, a na wybiegu uczennice we własnoręcznie wykonanych kreacjach, wreszcie Prima Aprilis z wykładem prof. Jerzego Szweja o „recepcji percepcji koncepcji w aspektach sztuki”. Absolwenci miło wspominają szkolne wycieczki do Łodzi, Krakowa, Karpacza, Muzeum Narodowego w Warszawie, a po nawiązaniu kontaktów (m.in. dzięki staraniom nauczyciela języka francuskiego, Jana Kuriaty) także do Francji. Współpraca z Liceum w Valin, rozpoczęta przez dyrektorującą szkole w latach 19912001 Iwonę Wilkoszewską, przekształciła się w wieloletnie kontakty, wizyty uczniów z nauczycielami we Francji, a w 2004 r. młodzi Francuzi przyjechali do Koszalina. Przyszli artyści już w szkole biorą udział w plenerach. Uczniowie koszalińskiego „plastyka” wyjeżdżali na plenery do Gąsek (w 1977 r., a wiec zaledwie dwa lata po powstaniu szkoły), do Białego Boru (wspólnie z uczniami Liceum Plastycznego im. Antoniego Kenara), Tak naprawdę wszystko zaczęło się od Państwowego Ogniska Sztuk Plastycznych (PLSP). Rodzice przyprowadzali uzdolnione plastycznie dzieci na zajęcia, a środowisko koszalińskich plastyków dyskutowało o konieczności powołania w mieście szkoły typu artystycznego z prawdziwego zdarzenia. Marzenia te, po wielu perturbacjach, wreszcie się spełniły i rok szkolny 1975/76 był pierwszym rokiem pracy PLSP. Dyrektorem został Zbigniew Szulc – dotychczasowy dyrektor Ogniska. Liceum było pięcioletnią szkołą średnią. Aby zostać jej uczniem, trzeba było – jak określał regulamin szkoły, „wykazywać określone zainteresowania zawodowo-artystyczne i odpowiednie plastyczne, a także uzdolnienia manualne. Komisja weźmie pod uwagę zarówno odpowiedzi ucznia, jak i przedstawione przez niego prace: dwa rysunki, dwie prace malarskie i dwie płaskorzeźby”. Przyjęto 30 osób; po 15 na każdy kierunek kształcenia: formy użytkowe i dekoratorstwo. Tomasz Szrubka – kurator okręgu szkolnego zdecydował, że „plastyk” będzie się mieścił w budynku przy ul. Racławickiej. Jest to pierwsza i do dziś jedyna siedziba szkoły – niedawno pięknie odremontowana, zmodernizowana, obecnie czekająca jeszcze na remont piwnicy, w której ma się mieścić szkolna galeria. A w pierwszych latach też towarzyszyli uczniom budowlańcy. Trzeba było założyć nową kanalizację, centralne ogrzewanie, doprowadzić do stanu używalności toalety. Pomieszczenia klasowe też nie były dostosowane do prowadzenia zajęć plastycznych. Pracowała brygada remontowo-budowlana z Mielna, pomagali uczniowie. W piwnicach stała woda, a na I i II piętrze ćwiczyli grę na instrumentach uczniowie Szkoły Muzycznej, którą dokwaterowano do budynku przy ul. Racławickiej. Najtrudniej było do 1978 r., kiedy Szkoła Muzyczna przeniosła się do swojej siedziby i remont poszedł „pełną parą”. W 1982 r. powstał Społeczny Komitet Rozbudowy szkoły. Dzięki niemu dokończono remont i rozbudowę, a w 1985 r. PLSP otrzymało pozwolenie na budowę internatu. W wyposażeniu szkoły w odpowiedni sprzęt i pomoce naukowe pomogły przede 100 Almanach 2015 Wydarzenia sposób zaistnieli na szeroko rozumianym „rynku artystycznym”. W tym gronie jest absolwentka z 1996 r., Izabela Plucińska, która ukończyła studia na Wydziale Tkanin i Ubioru ASP w Łodzi oraz na Wydziale Operatorskim łódzkiej PWSFTViT, a także na Wydziale Animacji Hochschule für Film Und Fernsehen Konrad Wolf w Poczdamie. W filmach Plucińska rozwija i udoskonala metodę animacji w plastelinie. W tej pracochłonnej technice realizuje kolejne filmy: od pierwszego studenckiego Roszada, do Afternoon pokazywanego na 22. festiwalach filmowych na świecie. Jej Jam Session otrzymał Srebrnego Niedźwiedzia na Berlinale 2015! Magdalena Buchałow opuściła mury koszalińskiego „plastyka” dwa lata po Izabeli Plucińskiej. Jest uznaną projektantką mody łączącą w swoich kreacjach wygodę, elegancję i sportowy styl. Najważniejsze jednak są materiały: wyłącznie naturalne. Projektantka ukończyła ASP w Łodzi. Kolejna świetnie sobie radząca absolwentka to Anna Orska, która po maturze w Koszalinie ukończyła Wydział Architektury i Wzornictwa Przemysłowego ASP w Poznaniu. Projektuje biżuterię dla takich marek jak W. Kruk, Deni Cler, Svarowski Elements. Pokazywała swoje prace w Nowym Jorku, Mediolanie, Berlinie, wykłada na wyższych uczelniach. Jej biżuterię noszą Sharon Stone, Andie MacDowell, Grażyna Kulczyk. I jeszcze absolwenci płci męskiej: Błażej Teliński – także projektant mody, laureat OFF Fashion w Kielcach i Gryf Fashion Show. Oczywiście także Krzysztof Rapsa okrzyknięty „poetą koloru” – absolwent drugiego rocznika z 1981 r. Jego prace pokazywane były w Korei Południowej, Katarze, Rzymie, wielu galeriach Polski. Obrazy Rapsy zainspirowały włoskich poetów do napisania wierszy i udziału w międzynarodowym projekcie Rapsodia. Premiera albumu odbyła się 30 kwietnia 2015 r. w Mediolanie podczas indywidualnej wystawy Krzysztofa Rapsy otwierającej Expo Milano 2015 w Galerii Hernandez. W środowisku projektantów znany jest też Dawid Żebrowski – absolwent z 2005 r. Dawid ukończył potem studia na Wydziale Form Przemysłowych ASP w Krakowie i kontynuował je na Akademii ALUO w Ljubljanie. Specjalizuje się w projektowaniu produktu; świetne oceny zebrały jego projekty ssaków chirurgicznych, medycznego przełącznika nożnego, obudowy lasera chirurgicznego, a także niezwykle ergonomicznej i estetycznej torby listonosza. Nauczyciele i absolwenci koszalińskiego „plastyka” twierdzą zgodnie: to najlepsza szkoła na świecie, a wspomnienia z lat w niej spędzonych to wspomnienia najwspanialsze i najprzyjemniejsze. 101 P L A S T Y K A do Dźwirzyna i Jarosławca. Jeden z plenerów odbył się w Zakopanem. Podczas wizyty w Galerii Władysława Hasiora doszło do spotkania z mistrzem, który w 2004 r. został patronem szkoły. Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych istniało do 1999 r. Po reformie powstała sześcioletnia Ogólnokształcąca Szkoła Sztuk Pięknych oraz czteroletnie Liceum Plastyczne. Nowo utworzone szkoły kończą się egzaminem maturalnym i egzaminem dyplomowym nadającym tytuł plastyka. Od 2001 r. dyrektorem ZSP jest Marzena Jermak. Bogactwem szkoły są przede wszystkim jej absolwenci. W drugim roczniku znalazł się m.in. Tadeusz Walczak, który po ukończeniu PWSSP w Poznaniu wrócił do swojej dawnej szkoły i uczy tutaj rysunku i malarstwa. Całkowicie poświęcił się kształceniu młodego pokolenia i dlatego o prof. Walczaku mówi się, że „świat sztuki może na tym stracił, ale młodzież na pewno zyskuje”. Trudno zliczyć nagrody, które w różnych konkursach adresowanych do uczniów szkół plastycznych zdobywają wychowankowie profesora. Tylko od początku roku szkolnego 2015/16 jego czworo uczniów zostało laureatami stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. To najwyższe wyróżnienie dla uczniów średnich szkół plastycznych. Uczennica Tadeusza Walczaka, Anna Ignaczak w ubiegłym roku zapewniła sobie indeks dowolnej wyższej uczelni artystycznej w Polsce, ale o Annę zabiega Uniwersytet Artystyczno-Techniczny w Berlinie i wydaje się, że skutecznie. Dyrektor Marzena Jermak narzeka, że brakuje pieniędzy na wyjazdy po nagrody, które zdobywają uczniowie nie tylko Tadeusza Walczaka, ale i Agnieszki Sieńkowskiej, Marii Karpińskiej, Ewy Miśkiewicz-Żebrowskiej. Dyrektor Jermak dodaje, że takich zmartwień chciałaby mieć jak najwięcej. Uczniowie koszalińskiego „plastyka” regularnie biorą udział w Biennale Rysunku i Malarstwa Uczniów Średnich Szkół Plastycznych w Bielsku-Białej, w Ogólnopolskim Biennale Rysunku i Malarstwa Figury ciała w Poznaniu, w Biennale Autoportretu w Radomiu, a ostatnio „drużyna” koszalińskiego ZSP zanotowała wyjątkowy sukces – I miejsce w X edycji Ogólnopolskiego Przeglądu Średnich Szkół Plastycznych. To wszystko sprawia, że Zespół Szkół Plastycznych w Koszalinie należy do najlepszych tego typu szkół w Polsce. Wspólnie z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Centrum Edukacji Artystycznej jest też organizatorem Ogólnopolskiego Biennale Rysunku Klas Młodszych, które zawsze kończy się dużą wystawą prezentowaną w Bałtyckiej Galerii Sztuki CK 105. Szkoła może poszczycić się absolwentami, którzy w znakomity Mateusz Prus Sztuka na ulicach P L A S T Y K A Sztuka nie musi być zamknięta w murach galerii. Naturalnym miejscem jej ekspozycji jest ulica. To tu twórcy mogą liczyć na największą liczbę odbiorców, w tym osób, którym słowo „galeria” kojarzy się raczej z zakupami. Street art jest stary jak stara jest sztuka. Czym innym jeśli nie street artem były malunki naskalne? W czasach obecnych sztuka ulicy kojarzy się z nielegalnym graffiti. Tymczasem definicja jest o wiele szersza. Twórcy wychodzą z podziemia, a techniki twórcze są zróżnicowane. Sztuka ulicy od dawna jest obecna w przestrzeni wielkich miast. Najbardziej znanym artystą reprezentującym nurt jest Banksy, który tworzy głównie w Londynie. Jego szablony odnoszą się najczęściej do aktualnej sytuacji politycznej, a wydźwięk jego dzieł jest antykapitalistyczny i pacyfistyczny. Te wartości dominują w sztuce ulicy. To, co charakterystyczne dla tej formy, to właśnie przekaz. Prowokacja, zachęcanie do własnej interpretacji, szokowanie, ale także rozśmieszanie. Do realizacji tych zamierzeń wykorzystywane są różne techniki. Najczęściej spotykane to tzw. vlepki czyli samoprzylepne naklejki, odrysowywane kształty od przygotowanego wcześniej szablonu, graffiti oraz murale. Wspomniany Banksy tworzy głównie poprzez szablony. Technika była z powodzeniem realizowana w Polsce już od lat 80. Polityczny przekaz był wówczas szybko cenzurowany i pewnie dlatego nie było o zjawisku tak głośno. Graffiti to forma street artu polegająca na pozostawianiu w przestrzeni miejskiej – namalowanej farbą w sprayu – ksywki twórcy. Oglądający graffiti często uważają, że to tylko przypadkowe kolorowe kreski. Tymczasem graffiti to zawsze wyraz osobowości artysty. Można powiedzieć – nieco upraszczając – że im litery bardziej zawiłe i trudniejsze do odczytania, tym lepsza praca. Cechą tego rodzaju sztuki jest dotarcie do jak największej liczby odbiorców. To dlatego grafficiarze – sami wolą określenie „writerzy” – mimo niebezpieczeństw natury karnej, starają się malować pociągi. Taki skład z ksywką writera może odwiedzić wiele miast, wzbudzając szacunek środowiska. Cechą graffiti jest poza tym namalowanie pracy w jak najbardziej widocznym miejscu. Często są to centra miast, gdzie kręcą się piesi i policjanci. Adrenalina jest nieodłącznym elementem graffiti. Nie można za to zaliczać do tego nurtu haseł pisanych na murach (najczęściej piłkarskich). Writerzy z zasadami nie pomalują również zabytku. Za początek graffiti uznaje się koniec lat 70. w Nowym Jorku. To tam równolegle z muzyką rap stworzył się nurt będący jednym z elementów kultury hip-hop. Pomalowane wagony metra szybko stały się symbolem Nowego Jorku. Hip-hop i graffiti szybko rozprzestrzeniły się na kraje Europy Zachodniej, a z czasem (początek lat 90.) pojawiły się w Polsce. Za prekursora graffiti, ze względu na bliskość granicy niemieckiej, uznaje się Szczecin. Leżący nieopodal Koszalin szybko „podłapał” temat i stał się miastem znaczącym na mapie polskiego graffiti. Sztuka ta nie jest tworzona tylko nielegalnie. Z czasem pojawiły się ściany, które można było pomalować bez narażenia się na mandat. Sami grafficiarze często zostawali uznanymi grafikami. Tymczasem mural jest wielkoformatową grafiką na ścianie budynku. W Polsce w czasach PRL-u często reklamował państwowe zakłady i instytucje. Obecnie miasta prześcigają się w tworzeniu murali. W Łodzi, Wrocławiu i Bydgoszczy nie brakuje pomalowanych wieżowców przez najbardziej znanych twórców z całego świata. Monumentalne prace robią wrażenie i stają się wizytówką oraz reklamą miasta. W polskiej rzeczywistości przesłoniętej reklamami street art jest pozytywnym zjawiskiem, które zwraca uwagę na wykorzystanie przestrzeni publicznej. Zmusza do refleksji, szokuje i wywołuje dyskusje. Koszalin dożynkowy W 1975 roku miało miejsce jedno z najważniejszych wydarzeń powojennego Koszalina. W mieście zorganizowano krajowe dożynki. Impreza poprzedzona była rewolucją architektoniczną. Wyburzono kamienice, poszerzając ul. Zwycięstwa, wybudowano nowe 102 Almanach 2015 P L A S T Y K A 103 Wydarzenia P L A S T Y K A ulice i budynki takie jak amfiteatr i stadion Gwardii. Zmieniło się jeszcze coś. Na budynkach pojawiły się dziesiątki murali. Do wynajętego przez władze miasta ośrodka wczasowego w Mielnie zjechała się plejada artystów, którzy obmyślali, jak zagospodarować plastycznie szczyty kamienic odsłonięte po wyburzeniach przy poszerzaniu ul. Zwycięstwa. Zapewne dzięki pośpiechowi przed dożynkami i masą inwestycji do nadzorowania, władze dały artystom wolność twórczą. Koszalińskie murale, co było ewenementem w skali kraju, zostały pominięte przez cenzurę i stały się wolne od haseł wychwalających PRL. Artyści pracowali od wiosny do września. Tempo prac było ogromne. Kończyli jedną ścianę i przechodzili na kolejną. W czasach kiedy nie było farb w sprayu, stosowali najczęściej technikę grafiki. Nakładali kilka warstw kolorowego tynku, a potem wydrapywali je, tworząc kolorowe wzory. Koszalin był w tamtych czasach prawdziwą awangardą, jeżeli chodzi o murale. Sztuka wolna od jakichkolwiek nacisków i narzuconych motywów przewodnich może dziwić nawet dzisiaj. Nadal bowiem częstą praktyką jest zamawianie przez samorządy murali z zaplanowanym już motywem przewodnim (rocznica nadania praw miejskich, symbole miasta itp.) W Koszalinie na dożynki 1975 r. nawet nie żądano motywów rolniczych. Niestety, do dzisiaj zachowało się niewiele tych prac. Większość została przemalowana, pokryta ociepleniem lub zburzona. Ostatnie murale pękają i niszczeją. Możemy je jeszcze zobaczyć przy ulicy Kościuszki, Jana z Kolna czy Andersa na hali sportowej przy szkole. Interwencje miejskie Street art to sztuka ulotna, happeningowa. Artyści przeprowadzają interwencję artystyczną w przestrzeni miejskiej, wykorzystując odpowiedni moment. Efekt pracy jest często krótki, nawet chwilowy. Jak donosiła prasa, zimą 1973 roku koszalinian zbulwersował kolorowy śnieg, który spadł w pobliżu agencji wystaw artystycznych. W rzeczywistości było to działanie grupy Wiosna, którego członkowie specjalną farbą pomalowali połacie śniegu w okolicach ul. Piastowskiej. Grupa miała na koncie inne interwencje w przestrzeni miejskiej. Jeden z koszalińskich placów owinęła sznurkiem długości pięciu kilometrów, co przypominało w efekcie wielką pajęczynę. Powstała też kolorowa góra z pomalowanej hałdy piasku. Grupa Wiosna zaczęła z czasem ozdabiać małe miasteczka Pomorza. Były już to legalne zlecenia od miejscowych władz. Do idei upiększania miasta nawiązało po latach stowarzyszenie Warsztat Koszalin. Znani głównie z forsowania idei utworzenia deptaka w cen- trum miasta młodzi ludzie mieli również na koncie mniejsze działania. Często anonimowe. 6 grudnia 2011 roku idący do pracy i szkoły koszalinianie przecierali oczy ze zdumienia, gdyż na pomnikach pojawiły się kolorowe czapki z włóczki. Nakrycie głowy zyskały m.in. lwy przez byłym Urzędem Wojewódzkim i Cyprian Kamil Norwid w miejskim parku. Ta interwencja w przestrzeń miejską trwała tylko kilka godzin. Służby porządkowe szybko zdjęły czapki. W lipcu tego samego roku na placu przed ratuszem odbyła się akcja Megaszydełkowanie, której efektem było całkowite przykrycie kolorową włóczką jednej z ławek. Do interwencji miejskich nawiązywał Festiwal Sztuki w Przestrzeni Publicznej Koszart. Nieistniejąca już impreza skupiła się na instalacjach i happeningach. Chyba największe oburzenie i dyskusję wywołała akcja Roberta Knutha, który w 2011 roku wywiesił na pomniku Byliśmy-Jesteśmy-Będziemy kawałki zużytych bannerów. Celem akcji była dyskusja o tym, co pomnik upamiętnia i jak jest interpretowany. Niedługo potem władze Koszalina zdecydowały się przenieść pomnik w okolice amfiteatru. Skandalem związanym ze street artem była akcja artysty kryjącego się pod pseudonimem Peter Fuss. W styczniu 2007 roku reklamowy banner przy ulicy Akademickiej został zaklejony nielegalnym plakatem. Przedstawiał on twarze 50. znanych osób, pod którymi znalazł się napis Żydzi won z katolickiego kraju. Miejsce było nieprzypadkowe. Płot, na którym znajdował się banner, okala działkę należącą do kościoła. Prokuratura zamknęła siedzibę organizatora wystawy Galerię Scena i zaczęła szukać sprawcy, zarzucając mu promowanie antysemityzmu. Kuratorzy wystawy tłumaczyli, że nie wiedzą, kim jest Fuss, a wystawa została przywieziona do Koszalina przez młodą dziewczynę. Sam Peter Fuss tłumaczył prowokację jako nawiązanie do tzw. listy Żydów stworzonej w internecie. Problemem – jak przekonywał – jest fakt, że nikt nie zwraca uwagi na to, co wypisuje się w sieci, ale przełożenie tej samej treści na nośnik reklamowy powoduje reakcję prokuratury i wielką dyskusję. Mocna scena graffiti W Koszalinie mocno rozwijała się scena hip-hopowa. Poza znakomitymi tancerzami i raperami, największą siłą tej kultury było graffiti i to ona rozsławiła Koszalin na polskiej mapie hip-hopu. Jej prekursorem był artysta o pseudonimie Brysie. Około roku 1994 pomalował kilka murków przy śmietnikach na osiedlach w północnej części miasta. Prace przedstawiały np. delfina czy słońce, nie były to więc graffiti sensu stricto. Były za to wykonane sprayem i zupełną nowością w przestrzeni miasta. 104 Almanach 2015 Wydarzenia 105 P L A S T Y K A Na terenie Koszalina było kilka ścian nieustannie „bombardowanych” przez grafficiarzy. Wspomnieć należy Music Pub czyli boczną elewację Domku Kata, Szkołę Podstawowa nr 10, mur przy ul. Budowniczych i przede wszystkim – garaże przy ul. Chałubińskiego. To właśnie ta „miejscówka” jest najważniejszym miejscem koszalińskiego graffiti. Od 1999 roku zawsze w czasie długiego weekendu majowego odbywał się tam CNS Graffiti Jam. Wydarzenie organizowane oddolnie, bez wsparcia instytucjonalnego, stało się znane w Polsce. Do Koszalina zjeżdżała czołówka polskiego graffiti. Nie brakowało towarzyszących koncertów rapowych i break dance. W 2003 r. pojawiła się nawet relacja z imprezy w ogólnopolskiej telewizji muzycznej VIVA. Z powodu protestów kilku właścicieli garaży CNS Graffiti Jam musiał znaleźć sobie inne miejsce. Wybrano mury Centrum Kształcenia Ustawicznego przy ul. Jana Pawła II. Po kilku edycjach i stamtąd malarze musieli odejść. Po przerwie, dzięki zapałowi grupy aktywistów zrzeszonych pod nazwą Most Blunted, reanimowano imprezę na prywatnej ścianie równoległej do sklepu przy alei Monte Cassino. Impreza po kilku edycjach znowu nabrała prestiżu i sławy. W roku 2015 dzięki uprzejmości Miejskiej Energetyki Cieplnej, grupa Most Blunted zorganizowała kolejną edycję jamu na ścianie przy ulicy Słowiańskiej. Ponownie w Koszalinie pojawiła się czołówka polskiego graffiti i wiele wskazuje na to, że w kolejnych latach impreza będzie odbywała się w tym właśnie miejscu. Koszalińscy twórcy graffiti są uznani i szanowani w środowisku ogólnopolskim. Wiele mówią w nim takie ksywki jak Szejn, Cejn, Samer, Paskal, Kanser. Rozkwit graffiti w Koszalinie przypadł na lata 2000-2005. W tym czasie powstało najwięcej kolorowych prac legalnych i nielegalnych, tzw. chromów czyli konturów liter ze srebrnym wypełnieniem oraz malunków na wagonach. Obecnie powstaje mniej prac. Malarze są już dojrzałymi osobami, często pracującymi jako np. graficy czy tatuażyści. Młodych adeptów nie ma wielu. Co roku jednak na majowym CNS Graffiti Jam zjawia się duża liczba widzów, fanów i twórców. Próba powrotu do murali W latach 90. koszalińskie budynki przykryły pastelowe barwy, a murale z okresu dożynkowego zniknęły bezpowrotnie. Kilkukrotnie miasto zlecało artystom namalowanie muralu, jednak efekt był dość przyjęty chłodno. Przyczyną jest być może fakt, że artystom narzuca się temat pracy. Ich kreatywność jest wówczas mocno ograniczona, co skutkuje jakością. Przykładem może być mural vis a vis dworca PKP reklamujący hasło Koszalin – pełnia życia oraz charakterystyczne budynki Koszalina namalowane przy wyjściu z tunelu na ulicę Dworcową. Prób stworzenia murali w ostatnich latach było kilka. Bardziej lub mniej udanych. Zasługują one jednak na wzmiankę. Podczas drugiej edycji festiwalu Koszart, którego hasłem było pytanie Atomowy Koszalin?, nieopodal amfiteatru powstały antyatomowe malunki, które można podziwiać do dzisiaj. W roku 2013, podczas trzeciej edycji tej imprezy promowanej hasłem Punkty styku. Sztuka przeciw wykluczeniu, na ścianie Koszalińskiej Biblioteki Publicznej powstał szablon zatytułowany Niewykluczone. Przedstawia on postacie Janiny Ochojskiej i Marcina Kornaka. Praca została stworzona w ramach warsztatów pod przewodnictwem uznanego artysty i działacza społecznego Dariusza Paczkowskiego (Koszart odbywał się równolegle z EFF Integracja Ty i Ja poświęconego osobom niepełnosprawnym – dop. red.). Artysta wrócił do Koszalina w marcu 2015 roku. Dzięki współpracy stowarzyszenia Wioski Dziecięce SOS i Fundacji Klamra wraz z jej podopiecznymi stworzyli mural Dialog życia. Znajduje się on przy alei Monte Cassino, pod kładką dla pieszych. Przedstawia twarze wychowanków stowarzyszenia, seniorek i fragmenty rozmów, które zbudowały międzypokoleniowy most na linii życia. Przy malowaniu tej pracy pomogli również grafficiarze z grupy UPS Ciekawą akcją społeczną związaną z muralami było działanie Rokosowo na bajkowo stworzone przez Fundację Nauka dla Środowiska. Osiedle, które składa się głównie z domów jednorodzinnych, gdzie nie ma wiele rozrywek, nabrało kolorów. W 2011 roku na wielu ścianach, często ukrytych w bocznych uliczkach, powstały malunki przedstawiające postacie z kultowych filmów animowanych (Reksio, Pszczółka Maja, itp.) Akcja została przeprowadzona w ramach projektu Przestrzeń faktycznie publiczna. W 2015 roku zrealizowany został niezwykle ciekawy projekt: mural upamiętniający rapera Onila. Artysta zmarł w nie do końca jasnych okolicznościach w 2011 roku. Jego artystyczny partner i przyjaciel Przemysław Majewski czyli 4P postarał się o uzyskanie wszelkich pozwoleń, by na ścianie kamienicy przy ulicy Morskiej, gdzie mieszkał Onil, powstał mural z jego podobizną. Pracę wykonał pod koniec października znany trójmiejski grafficiarz Tuse. Street art ma na celu prowokowanie do dyskusji, często wręcz powinien być kontrowersyjny. Tak właśnie było ze słynnymi „oczkami”, które w ogromnej ilości pojawiły się w Koszalinie w 2013 roku. Prosty wzór ożywiał m.in. kamienie, stacje transformatorowe, po- 106 Almanach 2015 Wydarzenia ki talent i powierzyli Cukinowi zadania komercyjne, które jednak można zaliczyć do nurtu street art. Przykładem mogą być malunki w Wake Parku w Wodnej Dolinie. Cukin zajmuje się również szablonami. Powstało ich w mieście kilka. Przykładem może być człowiek prowadzący rower na jednym z budynków przy ul. Konstytucji 3 Maja. Nawiązuje wymową do miejsca, w którym się znajduje – to tzw. trójkąt, miejsce okryte złą sławą, a szablon idealnie wpisuje się w cały kontekst okolicy. Poligonem doświadczalnym Cukina, ale i wielu lokalnych grafficiarzy jest nieczynny szpital przy ul. Leśnej. Można tu zobaczyć mnóstwo szablonów i prac graffiti. Wstęp na teren obiektu oficjalnie jest jednak wzbroniony. Po pomalowaniu przez Cukina skrzynki transformatorowej przy Filharmonii Koszalińskiej, miasto zaproponowało mu stworzenie serii murali. Realizacje mają rozpocząć się w bieżącym roku. Jeżeli urzędnicy w treść prac nie będą specjalnie ingerować, Koszalin mógłby z powodzeniem nawiązać do chlubnej przeszłości murali z lat 70. Mamy co nadrabiać, gdyż w wielu miastach legalny street art jest czymś naturalnym i wrósł w tkankę miejską. Koszalin na nowo otwiera tę kartę. 107 P L A S T Y K A jemniki na piasek. Fanami „oczek” stały się głównie dzieci, których zabawą było szukanie ich w przestrzeni miejskiej. Straż Miejska bezskutecznie ścigała twórcę. Jak mówi Cukin, powstały one zupełnie spontanicznie. Kiedy został ożywiony pierwszy kamień, mieszkańcy okolicy zaczęli ten fakt komentować. Powstawały więc kolejne. Kiedy skończyły się kamienie, ożywiane były kolejne elementy miejskie. Co ciekawe, wiele „oczek” było malowanych przez innych, anonimowych twórców. Street art zaczął być kopiowany, co w pewnym sensie jest znakiem sukcesu twórcy. „Oczka” stały się znakiem rozpoznawczym Koszalina. Nawet lokalni przedsiębiorcy włączali ten element do swoich logotypów (np. zakłady fryzjerskie). Z czasem nowe „oczka” przestały się pojawiać i zaczęły powoli znikać z przestrzeni miejskiej. Cukin przez wiele lat był grafficiarzem. Jego pierwszą pracą nawiązującą do murali był szczur gryzący przewód na jednym z budynków przy ul. Morskiej. Powstały również inne prace w miejscach często niedostępnych, mało uczęszczanych. W większości istnieją do dzisiaj. Pierwszą legalną pracą Cukina był koń namalowany na prywatnym garażu przy ul. Rybackiej. Koneserzy sztuki w przestrzeni publicznej już wtedy zauważyli, że w Koszalinie pojawił się wiel- Maja Ignasiak T E A T R Beata tysiąca pomysłów Ma nieprzeciętne zdolności manualne, pomysły, wyobraźnię i rzadko spotykaną pracowitość. W liceum plastycznym siedziałyśmy w jednej ławce. Gdyby wtedy ktoś mi kazał określić Beatę jednym słowem, powiedziałabym: perfekcjonistka. Na klasówkach z matematyki odpisywałam od niej rozwiązania zadań. Wtedy postrzegałam ją przede wszystkim jako dokładną, precyzyjną i lubiącą doprowadzać wszystko do końca. Dziś te cechy są na dalszym planie, o ile w ogóle są. Dziś Beata kojarzy mi się z fantazją i brakiem granic. Granic w myśleniu i tworzeniu sztuki. Stwierdzenie „nie da się”, nie ma dla niej racji bytu. Nie ograniczają jej pieniądze czy raczej ich brak. Gdy scenografka ma wizję spektaklu, w którym rolę plaży nad oceanem spełniają złote kule, Beata tak długo obmyśla kuliste konstrukcje, aż da się na nich grać. Gdy teatr, który ją zatrudnia, przejmuje z Krakowa spektakl z Muminkami takimi samymi, jak w książce Tove Jansson, Beata w równym stopniu dba o to, by maski dobrze wyglądały, jak i o to, by aktorom było w nich wygodnie. Gdy ja otrząsam się na wspomnienie zimnego, nieprzyjaznego betonu gdzieś tam, Beata zachwyca się jego fakturą i oznajmia, że wśród surowego betonu spokojnie mogłaby mieszkać. Gdy ktoś skrytykował, że w jej salonie nie ma dywanu, namalowała go na podłodze. Przyjaciele Beaty Jasionek, etatowej plastyczki, modystki i scenografki Bałtyckiego Teatru Dramatycznego wiedzą, że jej skromność nie jest fałszywa. Skupia wszystkie cechy prawdziwej artystki z wyjątkiem jednej: nie znosi błyszczeć. Na pierwszą niedużą indywidualną wystawę musieli namawiać ją przez wiele lat. Zgodziła się w końcu, by jej prace zostały pokazane w Centrali Artystycznej. Wszystkie łączyło to, że na materiały do ich wytworzenia autorka nie wydała ani grosza. Przetwarzać surowce wtórne na pierwsze małe dzieła sztuki użytkowej zaczęła w połowie lat 80. Były to czasy, gdy bez wyjątku każdy przedmiot, od arkusza czystego brystolu do płótna na blejtram, trzeba było zdobywać. Uczniowie z klas o kierunku form użytkowych szyli gobeliny z odpadów z bobolickiej fabryki kap i ze starych ubrań. Beata Jasionek poszła o krok dalej: zaczęła gromadzić znoszone swetry, tzw. szetlandy. Cięła je na nieregularne części i z tych kawałków zszywała nowe, zaskakując doborem kolorów i faktur. Farbowała je, bo był to w tamtych czasach podstawowy sposób reanimacji starych ciuchów. Potem opracowała własną, tajemną metodę ich filcowania. Dziś z kolorowej, fakturowanej wełny robi wyłącznie poduszki, zdobne w rzeźby kwiatów. – Wtedy w moich swetrach chodziło pół „związkowca” – wspomina. Jej patchworkowa odzież stała się modna wśród pań z biur. W tym stylu zrobiła nawet pracę dyplomową w liceum. Złote ręce Beaty, jak sam je określał, odkrył dla koszalińskiego teatru w latach 90. jego ówczesny dyrektor Józef Skwark. Jej rola początkowo ograniczała się do „rozmalowywania” horyzontów, opracowywania rekwizytów, odtwarzania cudzych projektów. Zadanie często bardzo niewdzięczne: zrealizować czyjąś wizję, zawartą na kilku kartkach, by w wymiarze rzeczywistym była trwała i funkcjonalna. Pierwszą autorską scenografię zrobiła do Scen z życia smoków według powieści Beaty Krupskiej. – Byłam przerażona – wyznaje. – Niewiele wtedy wiedziałam. Ale koledzy wierzyli we mnie i zaufali mi. Podjęła wyzwanie i w efekcie powstały kolorowe, ekspresyjne kostiumy, które jeszcze po kilkunastu latach powracają na scenę przy różnych okazjach. Bo aż żal je trzymać w magazynie... To spod jej rąk wyszły kostiumy oraz oprawa sceniczna Smoczka Hieronima, Pippi Pończoszanki, Carskiego syna, Calineczki, Podróży Guliwera i Cykora – bojącej duszy w koszalińskim teatrze. Zaprojektowała kostiumy do Kartoteki oraz całą oprawę Zazdrości i Kali Babek. Uszyła głowy wszystkich zwierząt do Shreka w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Znana jest z dokładności i wysokiej jakości wykonania każdej, nawet najdrobniejszej pracy. Inwestuje w drogie, gatunkowe nici. Nie lubi, gdy ludzie przynoszą jej materiały, „bo może ci się przyda..”. – Ja muszę sama grzebać w lumpeksach, bo tylko ja wiem, czego potrzebuję – mówi. – Doceniam piękne przeszycie, szlachetność tkaniny. Tnę ją dla moich potrzeb, ale tamte wartości zostawiam, wręcz je uwypuklam. Ze starych marynarek powstała kotara, wyekspono- 108 Almanach 2015 T E A T R wana na półokrągłym drągu. Ten motyw powtarza się w gobelinach i... obiciach starych teatralnych foteli. Praktyczny sekretarzyk jest fragmentem bibliotecznego segregatora. Uchwyty do szufladek są ze stempli, a nóżki – z części maszyny rolniczej do robienia dołków w ziemi. W starych butach Beata posadziła żółte bratki (– Bratki się nie obraziły – zapewnia). Pluszowy czarny kruk – przytulanka ma oczy z zegarków. Jedno okrągłe, drugie kwadratowe. Klacz na metalowym szkielecie wygląda jak upleciona z dredów. – Chyba nie ma takiego materiału, którego nie lubię dotykać. No, może plastik... chociaż on też potrafi być fascynujący. Wydarzenia Pamięta, że trochę brzydziła się metalu, gdy jako dziecko pomagała ojcu w warsztacie zegarmistrzowskim. Teraz ciągnie on ją prawie tak samo jak filc, drewno czy... stare zdjęcia rentgenowskie, z których tak pięknie wycina się abażury. Pasję Beaty w największym stopniu przejął Bartosz, najstarszy z jej czterech synów. Wspólnym dziełem matki i jej pierworodnego jest kopulasta lampa, skomponowana ze znalezionych na śmietnikach części silników. – O recyclingu nie ma co się rozwodzić, bo on jest rzeczą oczywistą i w ogóle już retro – mówi Beata. – Dla mnie jest to temat niezmiennie bardzo przyjemny. 109 zamienić w czysty mosiądz, a główkę popsutej enerdowskiej lalki we fragment sakralnej rzeźby. Patrząc na urządzenia rolnicze czy przyrząd do skrobania świń, widzi ich części w swych przyszłych rzeźbach. Innym jej żywiołem jest sianowskie wysypisko śmieci ze względu m.in. na bogactwo starych drewnianych okien. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek widziała ją pyszniącą się skończonym dziełem czy choćby tylko zwyczajnie zadowoloną z końcowego efektu. Zawsze chce czegoś więcej, a wspaniałe zegarowe rzeźby sprzedaje za byle jakie pieniądze, „bo z czegoś trzeba żyć”. Zamiast tworzyć portfolia, Beata tworzy w głowie kolejne plany przybliżania sztuki do życia (a może życia do sztuki). Jeden z najnowszych to stowarzyszenie 12 małp. T E A T R Na swej drugiej indywidualnej wystawie zatytułowanej Czasem zabawa, Beata pokazała zegary, złożone z zabawek, aluminiowych puszek, artykułów gospodarstwa domowego. Termin wernisażu, 1 listopada, wybrała celowo: wystawa wyrażała pamięć o zmarłym ojcu. Potraktowała ją też jako własny obrachunek z czasem. Daleko uciekła od tkanin, którymi najczęściej para się w teatrze. Szlachetność starych drewnianych prawideł do butów miesza z gumowymi zabawkami. – Pewien pan na targu odkłada dla mnie goryle – wyjawia. Miejskie targowisko położone obok teatru to jej żywioł. Nadaje nowe życie przedmiotom starym, lecz nie zabytkowym. Uszkodzonym i z pozoru tandetnym. Tylko ona wie, jak plastikowy lejek wizualnie 110 Almanach 2015 Anna Popławska Straszne bajki i rozpustne mity Trawestując cytat z Żywotów kurtyzan „(…) sztuka polega nie na tym, żeby zdobywać widzów, ale na tym, żeby ich przy sobie zatrzymywać”. Rok, który zaczął się na deskach Bałtyckiego Teatru Dramatycznego od adaptacji XIV-wiecznych opowiadań Pietra Aretina, dla wielu teatromanów mógł być testem wierności. Bo choć zakończył się znakomitą propozycją dla najmłodszych, bajecznym nie można go nazwać. Na początek – alkowa i piekło „Moim marzeniem jest to, by teatr rozbudzał u widza wyobraźnię, by część obrazów była symboliczna, nie wprost. Mamy dać widzowi pretekst do jego własnej zabawy intelektualnej, zabawy ową Wydarzenia Edyp Cię kocha 111 T E A T R O tym, że jedyny repertuarowy teatr w mieście ma rolę szczególną, nie trzeba nikogo przekonywać. Ta rola polega na budowaniu możliwie szerokiej oferty, jaka trafi i do widza, którego fascynacja Melpomeną dopiero się budzi, i do tego, który w tej muzie jest już rozsmakowany. Pierwszego nie można znudzić, a drugi oczekuje, że teatr będzie zaspokajał jego rozbudzony apetyt propozycjami będącymi efektem oryginalnych poszukiwań twórczych. A do tego niezbędny jest ciągły dialog między aktorami i widownią. Nie chodzi tylko o zaspokajanie potrzeb estetycznych poprzez „budowanie świata z wyobraźni”, jak kiedyś powiedziała znakomita reżyserka Agnieszka Glińska, ale także zapraszanie do rozmowy o rzeczywistości czasem poprzez zaangażowany społecznie manifest. To o takim teatrze zwykliśmy mówić, że nie tylko stawia pytania, ale przede wszystkim skłania widzów do samodzielnego ich zadawania. Sobie i światu. I takiego teatru, po kilku udanych sezonach z dobrze skomponowanym repertuarem i znakomitymi przedstawieniami docenionymi nie tylko przez koszalińską publiczność, oczekiwali teatromani. Poprzeczkę dodatkowo podniosły dwie obchodzone rok po roku rocznice, czyli 60-lecie BTD i obchody Roku Polskiego Teatru Publicznego (w 250. rocznicę powołania polskiej sceny narodowej). wyobraźnią1.” Tak Zdzisław Derebecki, dyrektor Bałtyckiego Teatru Dramatycznego, a jednocześnie reżyser Rozpusty nakreślił motywy, jakie kierowały nim przy wyborze tekstów, na których oparł spektakl otwierający rok 2015 w koszalińskim teatrze2. Sceniczna kompilacja XVI-wiecznych Żywotów kurtyzan Pietra Aretina i Boskiej komedii Dantego Alighieri miała oczarować widza „poezją, piękną muzyką, tańcem i żartobliwymi, pikantnymi scenkami z życia kurtyzan…”. Jednak do połączenia z sukcesem tych dwóch tekstów i stworzenia lekkiego, a jednocześnie nie pozbawionego głębszej refleksji widowiska, godzącego renesansową poetykę z na wskroś współczesną wizualizacją ósmego kręgu piekła, niezbędny był sprawny dramaturg i dojrzały reżyser, sprawnie poruszający się w różnych konwencjach dzięki przemyślanej koncepcji inscenizacyjnej. W Rozpuście go zabrakło. Motyw wędrówki, który z alkowy kurtyzan miał widzów zaprowadzić wprost do dantejskiego piekła rozpustników okazał się zbyt słabą klamrą, a sama wędrówka okraszona pikantnymi dialogami nierządnic, była nomen omen drogą przez mękę tak dla widzów jak i – można odnieść wrażenie – aktorów. Nie uratował spektaklu ani gigantyczny koń, który ni stąd ni zowąd pojawił się Cykor – bojąca dusza 112 Almanach 2015 T E A T R Rozpusta w scenie niepokojąco podobnej do obrazu Szału uniesień Władysława Podkowińskiego, ani tym bardziej oryginalna w zamyśle, a niesmaczna w efekcie próba ukazania piekielnych dołów Maleparty. Mimo iż Rozpusta ani nie zawstydza, ani nie uwodzi, nie sposób nie pochwalić aktorów. Po raz kolejny kunszt pokazały znakomite Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska i Małgorzata Wiercioch jako kurtyzany Nanna i Antonia. Na brawa zasłużył także debiutujący na scenie BTD w Rozpuście, choć już znany koszalińskiej publiczności (między innymi jako laureat Grand Prix Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Aktorskiej Reflektor w 2009 r.), Leszek Andrzej Czerwiński. Jednak talent aktorów nie wystarczył i rozpusta po niespełna trzech miesiącach i kilkunastu wystawieniach „zeszła z afisza”. Mit uwspółcześniony Na spektakl Cezarego Ibera koszalińscy widzowie czekali z niecierpliwością i wielkimi nadziejami. Wszystko dzięki brawurowej, Wydarzenia zrealizowanej w wielkim rozmachem, a jednocześnie czytelnej w przekazie inscenizacji dramatu Toma Stopparda Rosenkrantz i Guildenstern nie żyją. Spektakl zrealizowany przez Ibera na deskach Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu podbił publiczność 5. Koszalińskich Konfrontacji Młodych m-teatr 2014. Efektem była stosowna nagroda dla młodego reżysera, a także propozycja pracy z koszalińskim zespołem. Cezary Iber postanowił na koszalińskiej scenie pokazać własną interpretację mitu o Edypie3. Skorzystał z dotąd niewystawianego w Polsce tekstu znakomitego irlandzkiego duetu dramatopisarzy Simona Doyle`a i Gavina Quinna Edyp cię kocha. To uwspółcześniona wersja klasycznej opowieści o sile fatum, której bohaterowie niczym uczestnicy telewizyjnego show opowiadają podczas grilla i zbiorowej psychoterapii wzorowanej na sesji terapii systemowej o lękach mających źródło w niepokojących rodzinnych zależnościach, tłumionych obawach i ukrytych traumach. Reżyser, chętnie korzystając z atrybutów nowoczesności, postanowił nie 113 T E A T R Allo, allo rezygnować z tego, co charakterystyczne dla klasycznej tragedii greckiej. Stąd umowna „amfiteatralna” scenografia i chór, którego rola nie sprowadza się jednak do komentowania wydarzeń z pozycji „wszechwiedzącego”. Chór Ibera to wyuzdane Mojry, prowadzące widzów i bohaterów do nieuchronnego, znanego z mitu o Edypie, finału. Mocnymi stronami spektaklu są scenografia i znakomite stroje autorstwa Agnieszki Stanasiuk. Po raz kolejny reżyser ten udowodnił, że potrafi tworzyć przedstawienia bardzo plastyczne. Niestety, przywiązanie do efektów i pomysłów inscenizacyjnych sprawiło, że nieczytelne stało się będące podstawą mitu i wielokrotnie w sztuce multiplikowane pytanie o siłę przeznaczenia. Choć przyznać trzeba, że z niezwykłą ekspresją stara się znaleźć na nie odpowiedź Beata Niedziela (Jokasta), która rolą w Edypie… dowodzi, że jest w dojrzałą, świadomą swojego wnętrza i ciała aktorką. Warto dodać, że rolę tę docenili także widzowie 6. edycji Koszalińskich Konfrontacji Młodych m-teatr, przyznając Beacie Niedzieli nagrodę dla najlepszej aktorki festiwalu. Ale na uwagę zasługują także inni aktorzy, w tym grająca gościnnie na koszalińskiej scenie Katarzyna Pośpiech (Antygona). Wojna z przymrużeniem oka „Moje pokolenie zostało wychowane na epatowaniu wojenną traumą. (…) Nie można jednak zapominać o tym, że także w tym czasie działo się wiele innych rzeczy. Ludzie żyli, przyjaźnili się, kochali, knuli intrygi i zdradzali. (…) Miejmy szacunek do wydarzeń historycznych, ale pozwólmy sobie na dystans. Wojna w spektaklu Allo, allo jest tylko tłem, bo to tak naprawdę to historia o ludziach4.” Tymi słowami Jan Tomaszewicz odpowiadał na ewentualny zarzut o zbanalizowanie tematu wojny na scenie. Ale zarzut taki się nie pojawił. Pojawiły się za to brawa i salwy śmiechu. Bo spektakl Allo, allo5, który Tomaszewicz (na co dzień dyrektor Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim) przygotował na koszalińskiej scenie, ma to, co dobra farsa mieć powinna. Są soczyści bohaterowie, jest historia pełna dynamicznych zwrotów akcji, są świetne gagi, jest gra „w punkt” i znakomity finał. Do tego jest doskonale znany kontekst historyczny, czyli okupacja Francji w czasie II wojny światowej, jednak potraktowany z przymrużeniem oka. Wyzwanie, z jakim musieli zmierzyć się i reżyser, i aktorzy, nie było proste. Choć sam Jan Tomaszewicz twierdził, że z kultowym serialem pod takim samym tytułem zapoznał się kilka tygodni przed 114 Almanach 2015 koszalińską premierą, serialowe pierwowzory takich bohaterów jak Rene, Leclerc, Herr Flick, Helga czy Crabtree były doskonale znane i pozostałym artystom, i publiczności. Jednak, choć w poszczególnych rolach pobrzmiewają echa postaci zapamiętanych z małego ekranu, to aktorom BTD udało się stworzyć własne, ciekawe kreacje. Znakomity Wojciech Rogowski jako Rene, właściciel kawiarni, która jest punktem kontaktowym dla członków ruchu oporu i ulubionym miejscem spotkań funkcjonariuszy gestapo, świetnie łączy w sobie angielską flegmę z francuską namiętnością. Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska jako Helga i Artur Paczesny jako Herr Flick bawią do łez, podobnie jak słynne „dziń dybry” w wykonaniu Leszka Andrzeja Czerwińskiego, który wciela się w postać Crabtree, angielskiego oficera wywiadu. Na pochwałę zasługują w zasadzie wszyscy, którzy pojawiają się na scenie, choć słabą stroną przedstawienia są niektóre partie wokalne. Z tych, bez szkody dla całości, reżyser mógł zrezygnować. Co ważne, że choć premiera Allo, allo odbyła się nietypowo, bo na początku lipca, to właśnie ten spektakl otworzył w BTD sezon artystyczny 2015/2016 6. Wydarzenia Kto nie wierzy niech uwierzy…. … że do bajek świat należy. Tak można najkrócej podsumować rok 2015 w koszalińskim teatrze. Po raz kolejny, bo tak ułożony jest od lat koszaliński kalendarz teatralny, ostatnią premierą roku w BTD był spektakl dla najmłodszych. Reżyserii podjął się doskonale znany widzom jako aktor Wojciech Rogowski, który po świetnie przyjętej Pippi Pończoszance przekonywał, że przygoda z reżyserią była przygodą jednorazową. Na szczęście słowa nie dotrzymał. Jego 115 „Jeśli dwoje ludzi rozmawia, a reszta słucha ich rozmowy – to już jest teatr”. To powiedzenie Gustawa Holoubka doskonale pasuje do Wariacji enigmatycznych Erica Emmanuela Schmitta, które po latach powróciły na deski BTD. Spektakl wyreżyserowany przez Bogusława Semotiuka przez kilka sezonów nie schodził z afisza. Po siedmiu latach od ostatniego przedstawienia, a po czternastu od premiery postanowili go koszalińskiej publiczności przypomnieć odtwórcy głównych ról – Wojciech Rogowski i Piotr Krótki10. Jak mówili przed premierą, powrócili do spektaklu, kiedy osiągnęli wiek swoich bohaterów. To swoiste „dopasowanie” widać na scenie, a kameralna, choć nie pozbawiona nagłych zwrotów akcji historia miłości opowiadana na dwa dojrzałe męskie głosy, została doskonale przyjęta przez publiczność. T E A T R Teatr nieoczywisty „Nie ukrywam, że to trudny temat, ale myślę, że sama sztuka nie będzie depresyjna. Przyjechałam do Koszalina ze swoją wizją, ale pozwoliłam też aktorom wpłynąć na kształt całości”7. To słowa reżyserki Barbary Wiśniewskiej. Koszalińska publiczność poznała ją podczas m-teatru 2014 za sprawą chłodno przyjętego spektaklu Baby Doll z repertuaru warszawskiego Teatru Studio. Jeden z recenzentów napisał o tym debiucie, że „trudno uznać go za artystyczne spełnienie”, a Barbara Wiśniewska „jeszcze nie znalazła swojego własnego tonu”. Słowa te można, niestety, odnieść także do sztuki, którą reżyserka przygotowała na koszalińskiej scenie. Barbara Wiśniewska postanowiła w BTD przedstawić zawiłą relację łączącą dwie dojrzałe, związane głęboką przyjaźnią kobiety i ich wkraczających w dorosłość synów. Toksyczny czworokąt, z którym konfrontowany jest widz, powstał dzięki inspiracji reżyserki powieścią Dwie kobiety noblistki Doris Lessing i Szerokim Morzem Sargassowym Jean Rhys. Na język teatru, w postaci Bezwietrznego lata8, przełożyła je dramaturg Dorota Wojtowicz. Według zapowiedzi jej tekst miał być jedynie „punktem odniesienia do improwizacji aktorskich i poszukiwań związków między różnymi tekstami kultury a uniwersalnymi problemami skomplikowanych relacji międzyludzkich”. Problem jednak w tym, że owego „skomplikowania” nie udało się autorkom przenieść na scenę. Nie padają z niej, choć miały w zamyśle paść, tak aktualne przecież pytania o to, jak daleko można się posunąć w poszukiwaniu szczęścia i czy poszukiwanie szczęścia za wszelką cenę nie oznacza w finale konieczności zapłacenia ceny zbyt wysokiej. Nie ma w Bezwietrznym lecie tak charakterystycznego dla twórczości Doris Lessing napięcia, także erotycznego. Nie ma głębokich i zawiłych relacji, buzujących emocjami wynikającymi ze świadomości niespełnienia i niemożności osiągnięcia spełnienia. Razi jednowymiarowość spektaklu Wiśniewskiej tak w czasie, jak i przestrzeni. Akcja tu się po prostu nie toczy, a nieprzemyślane i pozbawione uzasadnienia ruchy aktorów, przemieszczających się bez celu w skądinąd ciekawej scenografii, pogłębiają poczucie chaosu. W efekcie, w konfrontacji z zapowiedziami autorek, Bezwietrzne lato zawodzi jako niestrawny pseudointelektualny bełkot, który stanowić mógłby co najwyżej materiał na studencką wprawkę a stał się, chyba przez pomyłkę, spektaklem. Bezwietrzne lato 116 Almanach 2015 W roku 2015 koszalińscy aktorzy prezentowali się nie tylko koszalińskiej publiczności. Zagrali także kilkadziesiąt spektakli wyjazdowych, a Bałtycki Teatr Dramatyczny kolejny rok z rzędu dał się poznać jako miejsce ważne na teatralnej mapie Polski. Warto wspomnieć między innymi o udziale w Konkursie na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej Klasyka żywa zorganizowany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Instytut Teatralny imienia Z. Raszewskiego. W finale tego konkursu znalazła się koszalińska Zemsta w reżyserii Tomasza Grochoczyńskiego. Kolejne ważne wydarzenia to prezentacja spektaklu Kali Babki w reżyserii Michała Siegoczyńskiego na 13. Wałbrzyskich Fanaberiach Teatralnych oraz wystawienie spektaklu Wojna nie ma w sobie nic z kobiety Pawła Palcata podczas szczecińskiego Festiwalu Czytania. go Wojciech Rogowski wyczarował przedstawienie porywające i najmłodszych, i tych trochę starszych, widzów. To widowisko kompletne, nieprzegadane, urzekające klasyką, ale niebanalne. Widowisko, które powstało, by pokazać najmłodszym siłę teatru. Dzięki Wojciechowi Rogowskiemu po niezbyt udanym roku przypomnieliśmy sobie o niej wszyscy. 1 J. Krężelewska, Poruszymy wyobraźnię, „Głos Koszaliński”, nr 24, 30.01.2015, http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/196354.html, dostęp 29.12.2015 g. 22.17 Premiera spektaklu Rozpusta w reż. Zdzisława Derebeckiego odbyła się 7.02.2015 3 Premiera spektaklu Edyp cię kocha w reżyserii Cezarego Ibera odbyła się 2 maja 2015 4 R. Kuliński, Aby ktoś miał na kogoś haka, http://ekoszalin.pl/index.php/artykul/10631-Aby-ktos-mial-na-kogos-haka, dostęp 3 stycznia 16, g. 21.34 5 Premiera spektaklu Allo, allo w reżyserii Jana Tomaszewicza odbyła się 4 lipca 2015 6 Inauguracja sezonu 2015/2016 w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym odbyła się 19 września 2015 7 K. Chybowska, Bezwietrzne lato, czyli niejednoznaczny teatr, http://koszalin.naszemiasto.pl/artykul/bezwietrzne-lato-czyli-niejednoznaczny-teatr,3549684,art,t,id,tm.html, dostęp 3 stycznia 2016, g. 22.09 8 Premiera spektaklu Bezwietrzne lato odbyła się 24 października 2015 9 Premiera spektaklu Cykor – bojąca dusza w reżyserii Wojciecha Rogowskiego odbyła się 6 grudnia 2015 10 Premiera wznowieniowa Wariacji enigmatycznych w reżyserii Bogusława Symotiuka odbyła się 18 kwietnia 2015 2 Wydarzenia 117 T E A T R Cykor – bojąca dusza9 na podstawie tekstu Pala Bekesa to opowieść o mieszkańcach lasu otoczonego przez potwory i straszydła. Jednym z mieszkańców lasu, tym najmniej odważnym, jest Cykor (Artur Paczesny). Paradoksalnie to właśnie on musi zmierzyć się z potworami. Jego walka okazuje się jednak być walką nie tylko z potworami, ale przede wszystkim z własnymi lękami, kompleksami, wybieraniem drogi na skróty i zacieraniem granicy między dobrem a złem. Cykor… uczy, ale nie moralizuje. Wojciech Rogowski udowodnił swoim najnowszym spektaklem, że teatr ma narzędzia, by skutecznie konkurować z obrazkowym światem małego ekranu. Nie potrzebował do tego tak modnych ostatnio nowinek technicznych. Wykorzystał za to całe instrumentarium oferowane przez teatr klasyczny, sięgnął także do teatru lalkowego i plastycznego. Znakomicie wykorzystał potencjał aktorów, którzy po raz kolejny pokazali talent komediowy (tu bezkonkurencyjna była Katarzyna Ulicka-Pyda) i wokalny. Reżyser zadbał, by na scenie było kolorowo (fantastyczne stroje i arcykolorowa scenografia autorstwa Beaty Jasionek), a wartką akcję dodatkowo wzbogacił znakomitą muzyką (Maciej OsadaSobczyński) i piosenkami (Tomasz Ogonowski). Mądra fabuła, zabawne dialogi, wartka akcja z dynamicznymi zwrotami i prawdziwi, choć przecież bajkowi, bohaterowie – to przepis, z które- Anna Makochonik Młodzi reżyserzy: scenografie was nie obronią! 6. Koszalińskie Konfrontacje Młodych m-teatr; 9 -14 czerwca 2015 T E A T R Zrobiło się gorzko, kiedy Artur Daniel Liskowacki, juror 6. Koszalińskich Konfrontacji Młodych m-teatr, odczytał refleksję towarzyszącą werdyktowi, karcącą reżyserów za brak poszukiwań twórczych, a organizatora festiwalu za słabą selekcję konkursowych spektakli. Trudno się jednak z nią nie zgodzić, a na pewno warto przemyśleć. Jeśli m-teatr ma być przeglądem kierunków, w jakich biegną młodzi teatralni twórcy, to można się niepokoić – biegną w miejscu. Spektakl pierwszy: Balladyna, kwiaty Ciebie nie obronią w reż. Wojciecha Farugi (Teatr Dramatyczny im. J. Szaniawskiego w Wałbrzychu). Kurtyna w górę, oczom ukazuje się ekran wyświetlający twarz Mirosławy Żak, Balladyny. Monolog jest obiecujący, aktorka charyzmatyczna. Tło i sterylna przestrzeń psychiatryka (Balladyna to przecież wariatka) w końcu znika, pojawia się imponująca, bajeczna scenografia, która wraz z kostiumami okaże się najmocniejszym elementem widowiska. Jeszcze znakomita, zabawna scena spotkania Aliny i Balladyny z bełkoczącym, kulawym Kirkorem i zaczyna się tragedia. Zdaje się, że Wojciech Faruga nie lubi Balladyny i pragnie, by widz też ją znielubił. Tnie ją, miesza z innymi dziełami Juliusza Słowackiego, plącze wątki, przeciąga akcję, ośmiesza dzieło wieszcza, sugerując: nigdy nie byłaś i nigdy nie będziesz „polskim Szekspirem”, jesteś podróbką, Szekspirem dla plebsu, nie masz sensu, ładu ani składu i żadne nimfy, Goplany i łąkowe cuda nie sprawią, że będziesz dobrym utworem. Kwiaty ciebie nie obronią, Balladyno. Cóż, widzowie nie obronią długich godzin ze spektaklem. Zamysł reżysera mógłby rozbłysnąć w dyskusji z powszechnym użyciem tekstu Słowackiego, czyli dramatu o zbrodni, karze i władzy. Ukochanego zresztą przez polski teatr, czego dowodem jego długa biografia z kreacjami wielkich aktorów i reżyserią wybitnych twórców. Niestety, zamysł pozostaje nieczytelny bez znajomości kontekstu historyczno-literackiego tłumaczącego przewrotność inscenizacji Wojciecha Farugi. Reżyser może i miał dobry pomysł, 118 Almanach 2015 Balladyna, kwiaty Ciebie nie obronią ale go zmarnował, nasączył wszystkim, co mu przyszło do głowy, upstrzył, nieznośnie rozciągnął i uszył potworka. Szkoda. Można bowiem egzekucji na świętości scenicznej dokonać po mistrzowsku. W 2010 r., w czasie pierwszych KKM m-teatr, na scenie BTD zespół wałbrzyskiego teatru grał Zemstę Aleksandra Fredry w reżyserii Weroniki Szczawińskiej. Autorka zdekonstruowała klasyczne dzieło, pytając, czy staropolski humor jest jeszcze dla kogokolwiek strawny. Śmialiśmy się z tej inteligentnej parodii do rozpuku, interpretując zamiar artystki bezbłędnie. Podobne założenie pozostaje w przypadku Wojciecha Farugi domysłem, nadzieją. Odarta z autotematycznego kontekstu Balladyna jest po prostu miłym dla Wydarzenia oka, ale nudnym spektaklem, a szukanie w nim głębszych znaczeń to wyprawa donikąd. Chciałabym wierzyć, że jest odwrotnie, że – niezależnie od efektu – przynajmniej jeden z reżyserów postanowił wybrać się ze swoim przedstawieniem w podróż, coś przemyśleć, zbadać, wywrócić na lewą stronę, czymś zaryzykować. Mimo całego bagażu scenicznych niedorzeczności Balladyna na docenienie zasługuje za polemiczny rys, próbę dyskusji o teatrze i jego literackim spadku. Jedyną w konkursowym zestawie. Publicystyki, tak charakterystycznej dotąd dla młodego teatru, a sukcesywnie znikającej z jego pola widzenia – delikatnie dotknęła Spowiedź masochisty w reż. Aline Negra Silva (Teatr im. Fre- 119 grodę publiczności dla najlepszej aktorki), ale widownia przyjęła gnieźnieński spektakl dobrze. Znalazły się w konkursie rzeczy fatalne. Choćby Baby Doll w reż. Barbary Wiśniewskiej, „historia – jak czytamy w programie – o dojrzewaniu, odkrywaniu swojej seksualności i siły w patriarchalnym porządku. W spektaklu – zapowiada reżyserka – spróbujemy się zmierzyć z fantazmatem lolitki, nienaruszonej istoty w fazie przedseksualnej, będącej obsesją mężczyzn, którym mentalnie nie udało się wyjść z fazy chłopca”. Brzmi co najmniej feministycznie. Pretensjonalnie przy okazji, co jest bliższe klimatowi spekta- T E A T R dry z Gniezna). Lekko, bo to raczej banalna socjologia, poza tym – komedia. Wszyscy jesteśmy niewolnikami, a to pracy, a to szefa chama, a to własnych preferencji seksualnych i masochistami w świecie konsumpcyjnego wyścigu – twierdzi autor tekstu, Roman Sikora. Jest zabawnie, zdarzają się sceny znakomite, choć to humor pisany raczej grubą kreską i dość topornym zdaniem. Bliżej mi do bezkompromisowego humoru Wielkich innych: Jezusa, Gobrowicza, Osieckiej pokazywanych dzień wcześniej w ramach wydarzeń towarzyszących (w ubiegłym roku spektakl Jacka Kozłowskiego brał udział w konkursie, a Mirosława Żak zdobyła na- Świadkowie, czyli nasza mała stabilizacja 120 Almanach 2015 Spowiedź masochisty klu. Warto wspomnieć, że Baby Doll to jednoaktówka Tennessee Williamsa zekranizowana w 1956 r. przez Elli Kazana. Niełatwa, bo wymaga finezji adaptacyjnej, by nie pozostać ordynarną historią walki mężczyzn o ciało dziewicy. Spektakl Barbary Wiśniewskiej nie uzasadnia wyboru tekstu. Znów trudno oprzeć się wrażeniu, że zamiast go przemyśleć i odkryć rzeczywisty potencjał, reżyserka zaczęła od aranżacji przestrzeni – trzeba przyznać ładnej i intrygującej. Klaustrofobicznej, emocjonalnie i artystycznie – pustej. Grają w niej uznani aktorzy z Katarzyną Herman (świetną) i Maciejem Żurawskim na czele, miotając się w dialogach o niczym i histerycznych gestach jak z wenezuelskiej telenoweli, a ukryty za długimi frędzlami zespół muzyczny brzdąka akompaniament od czapy. Koncert live po mistrzowsku wykorzystał choćby Radosław Rychcik w Samotności pól bawełnianych. W Baby Doll zespół na scenie po prostu jest i pełni rolę ozdobnika nie ubogacającego odbioru dzieła. Muzyka i piosenka, śpiewana z różną jakością i czasem o wątpliwych walorach artystycznych, to element większości konkursowych spektakli m-teatru – od Balladyny począwszy, przez Jakobiego i Leidentala po Rewolucję balonową w reż. Aliny Moś-Kerger (Teatr im. J. Osterwy w Gorzowie Wlkp.), którą prześmieszne parodie hitów lat 80. i 90. ratują przed totalną katastrofą. Po tekst Julii Holewińskiej trzydziestoletni rówieśnicy reżyserki sięgają chyba z sentymentu za latami dzieciństwa i młodości przypadającymi na moment transformacji ustrojowej z całym jego peweksowskim asortymentem. Rewolucja... gościła w Koszalinie w 2012 roku jako monodram w wykonaniu Katarzyny Marii Zielińskiej, dla której rola została napisana (nagroda publiczności), reżyserował ją Stanisław Batyra. Bardziej udanie, choć o wartości tekstu można by dyskutować. Wersja Aliny Moś-Kerger wespół z Kamilą Pietrzak-Polakiewicz (rola główna) wyciąga z niego wszystkie banalne obserwacje i płycizny. To teatr niemal szkolny, infantylny w wykonaniu i śmieszny jedynie, gdy pojawia się trójka pozostałych aktorów we wspomnianych muzycznych skeczach. Chyba można o pokoleniu transformacji żującym gumę Donald powiedzieć dziś coś więcej niż to, że mu się nie udało. Dwie najprzyzwoitsze pozycje konkursowe 6. KKM to Jakobi i Leidental w reż. Marcina Hycnara (Teatr Powszechny im. Z. Hübnera w Warszawie) i Świadkowie, czyli nasza mała stabilizacja w reż. Katarzyny Szyngiery (Teatr Współczesny w Szczecinie). Oba na podstawie tekstów klasyków – odpowiednio: Hanocha Levina i Tadeusza Różewicza, kapitalnie zagrane w pomysłowej scenografii, zabawne, mądre i refleksyjne. Pierwszy w klimacie slapstickowej komedii, drugi z premedytacją przerysowany wizualnie i aktorsko. „Życie jest przewrotne” – mówi Levin, „Tkwimy w rutynie” – twierdzi Różewicz, i te prawdy powtarzają reżyserzy, nie stawiając im żadnego oporu. Czy to zarzut? Zależy, czego się od teatru oczekuje. Jeśli sprawnej inscenizacji bez zadęcia – nie. Młody teatr przyzwyczaił nas jednak raczej do zadawania pytań niż udzielania odpowiedzi. Wadzenie się ze sztuką teatralną owocowało już na koszalińskiej scenie żywiołem improwizacji, syntezą sztuk, oskarżeniami, próbami łamania czasoprzestrzeni, „stawaniem okoniem” Wydarzenia 121 T E A T R Jakobi i Leidental T E A T R wobec wszystkich, włącznie z widzem, a przynajmniej szukaniem oryginalnych form wyrazu. Podejmowaniem tematów trudnych i niewygodnych, grzebaniem w historii i pisaniem jej na nowo, socjologiczną obserwacją, rozważaniami o tożsamości zbiorowej i własnej. Dekonstrukcją gatunków. Nic z tego. Z ciekawych scenografii wiało pustką. Chyba, że „porządna robota” czy „pośmiałem się” jest dla młodych reżyserów recenzją wiążącą. Werdykt nie mógł być inny. Jury – Agnieszka Korytkowska-Mazur, Artur Daniel Liskowacki, Witold Mrozek – słusznie nagrodziło Świadków..., spektakl czysty w formie, koncepcyjny, zdyscyplinowany, a przy tym nowoczesny. Co prawda widzowie podczas dyskusji wytykali reżyserce, że nie uaktualniła tekstu Tadeusza Różewicza, ale czy on w ogóle mógł się zestarzeć? Nagrodę publiczności otrzymała Spowiedź masochisty w reż. Aline Negra Silvy (Teatr im. Fredry z Gniezna); widzowie uznali też Piotra Kaźmierczaka, w tytułowej roli najlepszym aktorem. Najlepszą aktorką wybrana została Beata Niedziela za rolę Jokasty w spektaklu BTD Edyp Cię kocha Cezarego Ibera (laureat nagrody publiczności z 2014 r.). Przedstawienie recenzuje na łamach Almanachu Anna Popławska, zatem dodam tylko, że choć pełen grzechów, na tle pozostałych spektakl wypadł dobrze i okazał się chyba najbardziej „m-teatralną” realizacją. Reżyserzy spektakli pierwszych edycji m-teatru zawiesili poprzeczkę bardzo wysoko i coraz trudniej z roku na rok doskakiwać do niej młodszym kolegom. Zawsze jednak zdarzało się kilka pozycji godnych uwagi. Tegoroczny festiwal nie miał artystycznego wydarzenia. Nie pojawiło się przedstawienie warte kłótni, które porwałoby publiczność, kazało jej się podzielić lub zmąciło ją wewnętrznie. Żadne nie pozostało w głowie na dłużej, nie mówiąc już o wyznaczaniu trendów zawartych w eksplikacji idei KKM. Publiczność m-teatru jest wymagająca i bezkompromisowa w krytyce, wyraża ją jednak w dobrej wierze, z poszanowania dla sztuki, którą tak kocha. Debiutantom i początkującym wiele wybacza. Daje handicap na błędy, potknięcia, niedociągnięcia, pod warunkiem, że w niedoskonałych projektach czuć pasję, intelekt, ambicję, i – przede wszystkim – chęć opowiedzenia widzom czegoś ważnego, pokazania, kim startujący reżyserzy są, co ich interesuje i gdzie pragną się znaleźć w przestrzeni teatralnej. Spektakle Eweliny Marciniak, Radosława Rychcika, Krzysztofa Garbaczewskiego, Weroniki Szczawińskiej, Macieja Podstawnego, Pawła Świątka czy Marty Górnickiej, uczestników KKM z poprzednich lat, bywały lep- sze, gorsze, czasem irytujące, ale noszą stempel ich osobowości. Jedynym spośród tegorocznych uczestników mającym szansę dołączyć do tego grona jest w moim przekonaniu Wojciech Faruga, twórca utalentowany, mówiący własnym językiem. Świadczy o tym nie tylko Balladyna, ale i świetne Betlejem polskie z konkursu 3. KKM. Czego dowiedzieliśmy się o reżyserach m-teatru 2015 r.? Tego, że zamiast tworzyć teatr, przetwarzają jego osiągnięcia raczej bezmyślnie. Kleją swoje dzieła z zapożyczeń. Wybierają kiepskie teksty, a niezłych nie potrafią czytać kreatywnie. Nie opuszczają tzw. strefy komfortu. Czy to droga do rozwoju w dziedzinie, w której „wszystko już było?” i od której wymaga się szczególnie dużo? Chyba nie. Selekcja spektakli konkursowych, zganiona przez jury, jest w przypadku m-teatru tematem złożonym. Panowie Piotr Ratajczak – dyrektor programowy i Zdzisław Derebecki – selektor regularnie wymieniają się rolami, a konkurs to wypadkowa ich wspólnych decyzji. Wyczucie, orientacja w ofercie, doświadczenie i obiektywizm ma tu znaczenie pierwszorzędne. Ograniczenia finansowe, z jakimi KKM borykają się od momentu powstania, na pewno wymuszają kompromis między tym, co warto, a co można na koszalińską scenę sprowadzić. Gdyby BTD mógł na festiwal zaprosić dowolne spektakle w dowolnej ilości, zyskalibyśmy perspektywę dość szeroką, by ocenić, czy słabszy był tylko konkurs, czy może rzeczywiście odzwierciedla on zastój twórczy młodszych reżyserów, odczuwalny już w ubiegłym roku, a może jednak kuleje selekcja. Tym niemniej dostaliśmy, co dostaliśmy, a poziom konkursu 6. KKM był po prostu kiepski. Najlepsze, paradoksalnie, okazały się spektakle towarzyszące, w tym finałowa Depresja komika Teatru Montownia z Warszawy. Niestety, słaby konkurs obnażył przy okazji introwertyczną formułę festiwalu. W przeciwieństwie do innych, m-teatr dzieje się tylko wieczorami: dwa spektakle plus dyskusje z widzami w foyer BTD. Zamknięte warsztaty krytyki teatralnej i warsztaty dla dzieci Teatranki w ciągu dnia, występy lokalnych grup teatralnych jako dodatek do wieczornych spotkań. Umowna inauguracja, surowy finał zwany na wyrost galą, brak plakatu. Tak ważny dla Koszalina i widzów festiwal aż prosi się o wzbogacenie sześciu dni wydarzeniami w ciągu dnia, oprawę godną rangi, jaką KKM mają w środowisku teatralnym. W dalszym ciągu to impreza wspaniała, cenna, organizowana bez zarzutu, sprawnie, w fantastycznej atmosferze. Najwyższy czas pomyśleć, jak ją rozwijać. 122 Almanach 2015 Grażyna Preder Więcej tańca! 3. Koszalińskie Ogólnopolskie Dni Monodramu – Debiuty Strzała Północy; 17-19 września 2015 Fot. Mariusz Czajkowski (2) Wydarzenia tego stopnia, że dla wielu widzów jego występ pozostanie najbardziej wyrazistym i indywidualnym przekazem tegorocznej imprezy. W dodatku czymś tak nowym i oryginalnym, jak nowym i oryginalnym ciągle jeszcze – i nie tylko w Koszalinie – jest taniec bez muzyki, rozgrywający się w całkowitej ciszy, a przecież buzujący od emocji, uczuć, skojarzeń, odniesień. Bardzo trudne zadanie, wymagające od tancerza znakomitego warsztatu świadomości ciała, osobowości scenicznej. I wszystko to pokazał Tomasz Pomersbach. Dominique to esej o kobiecym ciele, rodzaj manifestu feministycznego. Ciało zostało tu pokazane w kontekście społecznym i politycznym. Tancerz, jak w kalejdoskopie, przeistacza się na naszych oczach, bawi konwencjami, nawiązuje do różnych stylistyk damskich ubiorów, a także różnych epok. W sumie – spójny i przemyślany spektakl, który konsekwentnie, z dużym poczuciem humoru, analizuje pojęcie męskości i kobiecości, ich płynności i umowności. W Koszalinie Tomasz Pomersbach za rolę w Dominique uhonorowany został wyróżnieniem, choć, moim zdaniem, zasługiwał na więcej. Sam spektakl już w pierwotnej obsadzie, z Dominikiem Więckiem, zdobył wiele innych nagród, które stawiają choreografię Macieja Kuźmińskiego w czołówce europejskiej. Jego odważne i trudne dla tancerzy przedstawienia operują otwartymi symbolami, tworzą luźną konstrukcję, w ramach której widz może budować własne interpretacje. Na pewno nie raz jeszcze o nim usłyszymy. Dobrze, że koszaliński festiwal dał nam możliwość zetknięcia się z tak oryginalnym nurtem tańca współczesnego. Także pozostałe tegoroczne propozycje konkursowe, a było ich osiem, dowiodły, że dziś nie wystarczy tradycyjne aktorstwo i dobrze podany tekst. Dzisiejszy monodram wymaga od wykonawcy iście cyrkowej ekwilibrystyki, kondycji sportowca i umiejętności błyskawicznego przechodzenia z roli w rolę. I taka właśnie aktorska dojrzałość, mimo młodego wieku wykonawców, zadecydowała o sukcesie trzech przedstawień, nagrodzonych w tej odsłonie koszalińskiego festiwalu. Nawet nie tekst, bo przynajmniej w jednym 123 T E A T R Trzecia edycja Koszalińskich Ogólnopolskich Dni Monodramu – Debiuty Strzała Północy (KODM) udowodniła, jak dobrym pomysłem było poszerzenie formuły festiwalu o taniec nowoczesny. Poprzednia odsłona imprezy, wraz z obecnością Ewy Wycichowskiej, nieśmiało wprowadzała nas w nurt „choreomonodramu”, że posłużę się terminem wprowadzonym przez wieloletnią liderkę Polskiego Teatru Tańca. Tegoroczna dowiodła, że było warto, bo o ile publiczność koszalińska ma już stały kontakt z nowatorskimi propozycjami teatralnymi, filmowymi i muzycznymi, o tyle taniec nowoczesny pozostawał dla niej prawie niedostępny. Teraz jest szansa na regularną obecność choreomonodramów w ofercie KODM. Dni Monodramu 2015 rozbudziły apetyty i wprawiły widownię w zachwyt przedstawieniem, o którym później zrobiło się głośno w całej Polsce. Mam na myśli Dominique Tomasza Pomersbacha, w znakomitej choreografii Macieja Kuźmińskiego. Pierwszym wykonawcą tej tanecznej perełki był Dominik Więcek, który z powodu choroby nie mógł przyjechać do Koszalina. Zastąpił go w ostatniej chwili Tomasz Pomersbach. I zrobił to naprawdę znakomicie. Do T E A T R Fot. Mariusz Czajkowski przypadku była to raczej partytura niż scenariusz, a w dwóch pozostałych – jednoosobowe teatry z wieloma postaciami dramatu. Zacznijmy od nagrody jury, które pracowało pod przewodnictwem Wiesława Geresa, z udziałem Aleksandry Dziurosz, Marka Kołowskiego i Zdzisława Derebeckiego. O tym, że nie było łatwo dokonać wyboru, świadczy przyznanie nie jednej, ale dwóch nagród głównych. Statuetki Strzała Północy otrzymali dwaj debiutanci: Sebastian Ryś i Mateusz Deskiewicz. Pierwszy przyjechał do Koszalina z dwoma propozycjami: monodramem scenicznym Zupa rybna w Odessie i słuchowiskiem Blizny wolności. Bohaterem obu prezentacji jest Jan Karski, słynny „kurier z Warszawy”, informujący świat zachodni o dokonującej się z rozkazu Hitlera zagładzie Żydów. Warto znać kontekst takiego właśnie wyboru, dokonanego przez Sebastiana Rysia. Otóż jest on wnukiem Zbigniewa Rysia, żołnierza AK, pseudonim „Zbyszek”, dowódcy akcji, podczas której odbito Jana Karskiego z rąk gestapo. Niemały był w tym też udział siostry Zbigniewa, Zofii Rysiówny, później naszej znakomitej aktorki. Zupa rybna w Odessie nie jest jednak opowieścią o tej brawurowej akcji, ale napisaną przez Szymona Bogacza, a wyreży- serowaną przez Julię Mark alternatywną historią Jana Karskiego. Stanowi rodzaj rozprawy o tym, co by było, gdyby Karskiemu naprawdę się udało, gdyby uratował Żydów, ocalił świat przed dalszą eksterminacją. Czy byłby supermanem, bohaterem naszych czasów, celebrytą odcinającym kupony od niegdysiejszego bohaterstwa? Jak potoczyłyby się jego losy, ale też na czym opiera się dzisiejsza popkultura, łatwo kreująca swoich bohaterów i jeszcze łatwiej zrzucająca ich z piedestału? Przedstawienie ma kalejdoskopowe tempo, jest efektowne, choć rozgrywa się w oszczędnej scenerii. Jedno krzesło na scenie, rekwizyty wyjmowane z wielkiej, podróżnej torby... Sebastian Ryś wciela się w wiele ról, m.in. emerytowanego oficera gestapo, kochanki Roosevelta, nawet samego Hitlera. Gra nastrojem, emocjami, sarkazmem. Wspierają go projekcje multimedialne, chociażby dokumentalne migawki z warszawskiego getta. Spektakl pozostawia nas z pytaniami o to, czy i dziś dajemy wiarę w katastroficzne, ale niewygodne informacje o masowym ludobójstwie, czy wolimy udawać, że to się nie dzieje, przymykać oczy na czyjeś nieszczęście? Scenariusz przedstawienia powstał na podstawie książki Blizny 124 Almanach 2015 Wydarzenia poniekąd słupsko-koszaliński duet, chociaż powstały na południu Polski, w Bytomiu, w teatrze Rozbark, gdzie pracuje obecnie słupszczanka, Anna Piotrowska. Łukasz Pawłowski wywodzący się z Koszalina też już rzadko bywa w rodzinnym mieście, ale jego występ zgromadził całkiem liczne grono przyjaciół i znajomych. Na pewno nie zawiodła ich ciekawa forma spektaklu oraz brawurowe aktorstwo. Ten spektakl to hołd złożony Tadeuszowi Kantorowi, który bardzo często posługiwał się wymówką: „to nie jest postawa artystyczna!”. Autorzy spektaklu postanowili przyjrzeć się twórczości Kantora z punktu widzenia stosunku do aktora i jego obecności na scenie. Mamy więc Aktora i Reżysera (w obie te role wciela się Łukasz Pawłowski) w twórczym konflikcie o postawę artystyczną. Kiedy jest Kantorem, wystarczy jego zgięta w pół sylwetka z przyciśniętą do czoła ręką. Kiedy jest Aktorem, musi pokazać szersze spektrum możliwości, bo wciela się przy okazji w kilka kolejnych ról: samego siebie, swojej matki czy nawet samobójczyni z sąsiedztwa. Nie sposób opowiedzieć spektaklu słowami, bo jest to dzieło czysto teatralne. Jego forma, spójność i sens odsłania się tylko na scenie. Niezwykle oryginalna propozycja, doceniona i nagrodzona także na innych ogólnopolskich festiwalach! Dla porządku odnotujmy jeszcze występy „ucznia” i „mistrza”, czyli towarzyszące festiwalowi od początku pozakonkursowe występy debiutantów, uczniów sztuki monodramu i mistrzów, czyli najlepszych w tej dziedzinie artystów w kraju. Słowa uznania za dojrzałości i naturalność należą się Szymonowi Majchrzakowi za jego Pokuć, monodram zrealizowany na motywach powieści Aleksandra Jurewicza Lida. Nasza koszalińska realizacja powstała pod kierunkiem Ewy Czapik-Kowalewskiej. Dorosłym mistrzem był Krzysztof Gordon jako Śmieszny staruszek według Tadeusza Różewicza. O życiowej pustce i samotności, chociaż – zdaniem odtwórcy – także o wychowaniu przyszłych pokoleń. Znakomity, finezyjnie napisany i niejednoznaczny w wymowie tekst zmarłego niedawno autora, pozostanie na pewno wdzięcznym, ale i niełatwym zadaniem dla kolejnych artystów teatru jednego aktora. 125 T E A T R wolności, autorstwa Jacka Rysia, ojca aktora, podstawą dla słuchowiska również był ten tekst i przez niego został wyreżyserowany. Tutaj już całkowicie na serio poznajemy dylematy wewnętrzne Jana Karskiego, jego heroizm i cierpienie. Sebastian Ryś, płocki aktor, z przedstawieniem Zupa rybna w Odessie objechał już wiele miejsc i uświetnił wiele uroczystości dedykowanych pamięci ofiar Holokaustu. Nagroda w Koszalinie jest jednak pierwszą tak ważną w jego dorobku. Bardziej utytułowanym monodramem zgłoszonym na koszaliński festiwal okazał się spektakl Piotra Wyszomirskiego w wykonaniu Mateusza Deskiewicza Być jak Charlie Chaplin, zrealizowany w Teatrze Gdynia Główna. To brawurowa próba zmierzenia się z legendą najsłynniejszego komika kina niemego. Oryginalny scenariusz, napisany współczesnym językiem, konfrontuje postać i twórczość Chaplina z dzisiejszą sytuacją aktora. Porusza wiele tematów, nie stroni od krytycznego spojrzenia na rzeczywistość, daje szerokie pole do popisu Mateuszowi Deskiewiczowi. Tytułowy bohater w jego wykonaniu to wulkan energii: tańczy, śpiewa, wzrusza, bawi i prowokuje do refleksji. Procentuje tu doświadczenie aktora w dużych produkcjach Teatru Muzycznego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni, gdzie gra od 2004 roku, m.in. w Chłopach, Klubie kawalerów i Lalce. W przedstawieniu z jednej strony wybornie naśladuje Chaplina w rolach włóczęgi, dozorcy, marynarza, niańki czy boksera, ale też prowadzi z nim na scenie twórczy aktualny dialog. Rozlicza wielkiego komika z licznego potomstwa i perypetii rodzinnych. Konfrontuje też status materialny tamtej wielkiej legendy światowego ekranu z warunkami własnej pracy i życia. Gdy do tego dodamy lekkość, z jaką tańczy i śpiewa Mateusz Deskiewicz, pomysłowe zaaranżowane przestrzeni, wykorzystanie w spektaklu żywych obrazów i muzyczną pomysłowość Artura Guzy, to otrzymujemy rzeczywiście wciągającą, dobrą, ale i dającą do myślenia rozrywkę, wartą więcej, niż niektóre wieloosobowe przedstawienia. I wreszcie nagroda główna 3. KODM przyznana przez publiczność: trafiła do Anny Piotrowskiej i Łukasza Pawłowskiego, twórców spektaklu toniejestpostawaartystyczna! czyli premiery nie będzie! To Izabela Nowak T E A T R Nieustanne rozmowy z publicznością… Teatr Propozycji Dialog jest ewenementem na teatralnej mapie Polski. Rzadko się bowiem zdarza, by scena amatorska powołana dzięki pasjom i artystycznym fascynacjom kochających sztukę teatralną ludzi istniała ponad pięć dekad. Ale nie tylko rekordowo długa i bogata w artystyczne wydarzenia historia świadczy o wyjątkowości koszalińskiej sceny rapsodycznej. Równie istotna jest wierność tradycji rozpoczętej w 1959 roku przez Henrykę Rodkiewicz – legendarną założycielkę Dialogu. Ta utalentowana aktorka, reżyserka i poetka prowadziła – w myśl artystycznego testamentu Stefana Jaracza – „nieustanny dialog z publicznością na tematy najistotniejsze dla współczesnego człowieka”. Mijają lata, a rozmowy wciąż są kontynuowane. Tak było również w 2015 roku. Wówczas w koszalińskim Dialogu królowała przede wszystkim poezja i warto podkreślić, że poetyckie słowo niosące refleksję nad sensem życia, miłością i przemijaniem potwierdziło swą nieprzemijającą moc… Twórczość polskich poetów, zarówno wielkich klasyków, jak i twórców współczesnych – Cypriana Kamila Norwida, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Julii Hartwig, Jonasza Kofty, a także autorów związanych przed laty z koszalińskim Dialogiem – Henryki Rodkiewicz, Emilii Szczepańskiej i Mirosława Zalewskiego z pewnością warta była przypomnienia, zwłaszcza w interesujących odsłonach scenicznych. Należały do nich wyreżyserowane przez Marię Ulicką dwa odmienne w charakterze spektakle poetyckie: I cięgle jeszcze płyną Ciemnawki na podstawie poematu satyrycznego Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego Chryzostoma Bulwiecia podróż do Ciemnogrodu oraz Jak pięknie by mogło być… oparty na tekstach Jonasza Kofty. Na dialogowej scenie wielokrotnie już gościła twórczość Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Kochamy mistrza za jego liryczne wcielenie i przepiękne strofy o miłości, ale podziwiamy również Gałczyńskiego satyryka, niezapomnianego, pełnego dyskretnej iro- nii twórcę teatrzyku Zielona Gęś i galerii osobliwości odzwierciedlających wady i słabostki mieszkańców nadwiślańskiego kraju. W tym gronie znalazł się także zapalony podróżnik, bohater poematu satyrycznego Chryzostoma Bulwiecia podróż do Ciemnogrodu, inspirowanego traktatem Stanisława Kostki Potockiego Podróż do Ciemnogrodu. Satyryczne dzieło Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego z przymrużeniem oka przeniosła na dialogową scenę Maria Ulicka, tworząc spektakl nieodparcie zabawny, ale także niepokojąco aktualny. Bowiem nie można już mieć wątpliwości, że stworzony przez Stanisława Potockiego Ciemnogród wcale nie przeszedł do historii, podobnie zresztą jak synowie Ciemnogrodu „walczący z postępem co sił”… Zacznijmy więc od początku. Oto miłośnik podróży – niejaki Chryzostom Bulwieć – pewnej pięknej jesieni zamarzył o kolejnej peregrynacji. Tym razem celem kolejnej wyprawy jest Ciemnogród. Oj, wcale nie łatwo było tam dotrzeć! Ale po przebyciu „siedmiu gór i siedmiu rzek” nasz ciekawy świata wędrowiec znalazł się w mieście położonym nad toczącą mętne wody rzeką Ciemnawką. A czekało tam na niego wiele niespodzianek… Chociaż poemat Gałczyńskiego powstał w połowie ubiegłego wieku, wiele wyśmiewanych przez mistrza zjawisk społecznych, a także bardziej i mniej zabawnych wad mieszkańców Ciemnogrodu wydaje się znajoma. W lekkiej, żartobliwej formie poeta piętnuje bowiem konserwatyzm, zacofanie, umysłową ciasnotę, marazm, zakłamanie, egoizm, obłudę, przywiązane do nierealnych mrzonek, a przede wszystkim „wielką jak słoń siłę głupot”. Czy tylko mieszkańcy Ciemnogrodu – a są wśród nich „idiota z łotrem”, „pętak ze szpiegiem”, „mętniak z faszystą”, „okultysta z surrealistą” i „kociak przy bubku” – uosabiają te wszystkie, niezbyt sympatyczne cechy? Epilog nie nastraja optymistycznie, bo jak tu nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że zawsze „pod lodem Ciemnawka płynie”? Przewodniczkami po krainie absurdu, jakim okazał się Ciemnogród, były Bożena Kaczmarek i Maria Ulicka, które znakomicie wpi- 126 Almanach 2015 Fot. Ilona Łukjaniuk T E A T R I ciągle jeszcze płyną Ciemnawki sały się klimat poematu, oddając zarówno komizm, jak i prowokacyjną refleksyjność literackiego pierwowzoru. Swoje pełne temperamentu sceniczne wcielenia wzbogaciły odpowiednią dawką ironii, udowadniając, że przewrotny humor i groteska rodem z teatru absurdu wciąż inspirują, bawią i prowokują do przemyśleń. Kolejnym spotkaniem ze współczesną polską poezją był spektakl Jak pięknie by mogło być… oparty na twórczości Jonasza Kofty, znakomitego poety, jednego z najwybitniejszych twórców polskiej estrady, mistrza piosenki poetyckiej i satyryka o lirycznej duszy, a także twórcy niezliczonych przebojów. Tym razem Maria Ulicka wykreowała efektowne, wzbogacone muzyką poetyckie widowisko nasycone iskierką humoru, wzruszeniami, a także nutką subtelnej Wydarzenia ironii, tak charakterystycznej dla Kofty-satyryka. Wspaniała poezja rozpisana na trzy głosy dialogowych aktorów po raz kolejny królowała w Dialogu, zachwycając oryginalnością i szczerością poetyckiego spojrzenia, a także bogactwem i głębią emocji zamkniętych w pięknych strofach. Aktorzy Teatru Propozycji Dialog – Bożena Kaczmarek, Jerzy Bokiej i Jerzy Litwin, po raz kolejny udowodnili, jak bliska ich sercom jest piękna poezja, z jakim kunsztem potrafią oddać tak wspaniale uchwycone przez Jonasza Koftę emocje towarzyszące naszej wędrówce przez życie. Ich zbiorowa aktorska kreacja urzekała siłą pięknie podanego słowa i klimatem ciepłego liryzmu. Wiersze, tak dobrze znane, ale często zaskakująco interpretowane, stały się 127 w siłę wyobraźni. Wówczas można zachować „czułe serce”, nadzieję, a także poczucie zadziwienia i oczarowania nieprzemijającą urodą świata. W minionym roku znaczącym wydarzeniem artystycznym okazały się 3. Koszalińskie Ogólnopolskie Dni Monodramu – Debiuty – Strzała Północy 2015, prezentujące publiczności artystów – reżyserów, dramaturgów, aktorów i choreografów – debiutujących w monodramie, najtrudniejszym ze scenicznych gatunków (pisze o nich na łamach Almanachu Grażyna Preder – dop. red). W pro- T E A T R małymi spektaklami, w których można było odnaleźć nostalgię, zadumę, tęsknotę, euforię szczęśliwie zakochanych, ból rozstania, ale także wiarę w siłę marzeń i ważne życiowe prawdy, o których zawsze warto pamiętać. W świecie Jonasza Kofty, oprócz miłości portretowanej w różnych odsłonach, nie brakowało także smutku, samotności i refleksji, nie zawsze zabawnych. Ale przede wszystkim dominowała w nim Radość istnienia niosąca optymistyczne przesłanie, że warto pielęgnować w sobie dziecięce emocje, że trzeba wierzyć Fot. Ilona Łukjaniuk Od przodu do tyłu 128 Almanach 2015 Fot. Ilona Łukjaniuk T E A T R Opis obyczajów według Mikołaja Reja gramie Teatru Propozycji Dialog nie zabrakło także interesujących scenicznych adaptacji prozy. Z pewnością wydarzeniem artystycznym okazał się wyreżyserowany przez Krystynę Kuczewską-Chudzikiewicz spektakl Człowiek i Karzeł oparty na twórczości Pära Fabiana Lagerkvista, szwedzkiego prozaika, dramaturga, eseisty i krytyka, laureata literackiej Nagrody Nobla. Uniwersalny w swej wymowie spektakl podejmował tematykę odwiecznych dylematów etycznych stojących przed współczesnym człowiekiem. Odmienna w nastroju okazała się kolejna realizacja reżyserska Krystyny Kuczewskiej-Chudzikiewicz zatytułowana Siódemka i przybliżająca najnowszą powieść Ziemowita Szczerka, dziennikarza, pisarza i tłumacza, a także wybitnego znawcy Europy Środkowej i Wschodniej. Wśród adaptacji utworów prozatorskich nie zabrakło także wielkiej polskiej klasyki – swoją niekonwencjonalną i bardzo zabawną interpretację Żywota człowieka poczciwego Mikołaja Reja przedstawiła Marzena Wysmyk w oryginalnym spektaklu Opis obyczajów według Mikołaja Reja. Wydarzenia Oprócz teatralnych realizacji przygotowanych przez reżyserów i aktorów związanych z Dialogiem, na dialogowej scenie prezentowane były również spektakle gościnne. Niezwykle oryginalne, wyreżyserowane przez Krzysztofa Rau Metamorfozy zaprezentował Teatr Lalki Tęcza ze Słupska. Kolejnym interesującym spektaklem gościnnym był znakomity, wielokrotnie nagradzany monodram Od przodu do tyłu w wykonaniu Mateusza Nowaka. Spektakl, który okazał się ekscytującą podróżą w realia osiemnastowiecznej Polski, wyreżyserował słupski mistrz monodramu Stanisław Miedziewski. W ofercie programowej nie zabrakło również koncertów prezentowanych w ramach Sceny Muzycznej. Sympatycy starego dobrego jazzu mieli okazję spotkać się z Lechem Szprotem – znakomitym jazzmanem, liderem legendarnego już zespołu jazzu tradycyjnego Vistula River Brass Band. Miłośnicy poezji śpiewanej uczestniczyli natomiast w koncercie Ballady kolędowe krakowskiego barda, kompozytora i poety Pawła Orkisza, jednego z czołowych reprezentantów nurtu ambitnej piosenki literackiej. 129 Marcin Napierała Kocham teatr nieoczywisty Rozmowa z Beatą Niedzielą, aktorką Bałtyckiego Teatru Dramatycznego T E A T R • Pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z teatrem? W zakładzie pracy mojego taty, w Radomiu, organizowane były zabawy choinkowe. Przy ich okazji zapraszano nas na przedstawienia do domu kultury. Widziałam wtedy Pana Twardowskiego, Królową Śniegu… To było dla mnie fascynujące doświadczenie. A oprócz tego mój ojciec chrzestny zabierał mnie albo na poranki kinowe, albo na przedstawienia lalkowe. Już wtedy zrodziło się moje pozytywne myślenie na temat tej formy sztuki. • Kiedy pomyślałaś, że teatr to będzie twoja przyszłość? Jeszcze w podstawówce miałam bardzo ciekawy epizod. Pani polonistka wystawiła z nami parę bajek i nagle w dziecku, które się średnio uczy – nigdy nie byłam wzorowym uczniem – odkryła umiejętność pięknego pisania. Zleciła mi redagowanie krótkich przedstawień teatralnych dla dzieci, inspirowanych bajkami. Wtedy pierwszy raz poczułam, że ktoś bardzo mocno we mnie wierzy. Kiedy polonistka odeszła ze szkoły, zakochałam się w płytach analogowych dla dzieci. Moim marzeniem było, żeby w przyszłości nagrywać słuchowiska dla najmłodszych. To był teatr wyobraźni. Najchętniej w ogóle nie chodziłabym do szkoły, tylko słuchała tych bajek. Teraz znowu mam adapter i zamierzam bajki przywieźć, żeby zapoznać z nimi moje dzieci. Kolejne zetknięcie z teatrem to było kółko teatralne w domu kultury, w klasie maturalnej. Od tego momentu, bez jakichś wielkich ambicji, postanowiłam, że spróbuję dostać się do Policealnego Studium Aktorskiego przy Teatrze im. Jaracza w Olsztynie. Jednocześnie zdawałam też na pedagogikę i na chemię w Radomiu. Tak naprawdę to była decyzja podjęta w ostatniej chwili i ku zaskoczeniu całej rodziny. I tam spędziłam trzy lata. • Ale w teatrze pracowałaś tylko przez chwilę. Kolega z Radomia zadzwonił, że poszukują kogoś do Króla Leara. Skorzystałam z propozycji. Po trzech latach spędzonych w Olsztynie, gdzie miałam raczej dobre notowania miałam wrażenie, że do- szłam do ściany. Wydawało mi się, że nie ma rzeczy, której bym nie zrobiła, a ludzie by mi nie klaskali. Drażniło mnie, że za łatwo mi to wszystko przychodzi. Podjęłam więc decyzję – chociaż już następnego dnia tego żałowałam – o pożegnaniu się z teatrem i wybrałam studia polonistyczne. • Postanowiłaś zacząć od nowa? Tak już po prostu mam: co jakiś czas muszę zacząć od nowa. Czuję, że nadchodzi moment zmiany i czas na rewolucję w moim życiu. Wtedy na pięć lat zniknęłam w bibliotekach, miałam epizod z Polskim Radiem Lublin – bo w Lublinie studiowałam przez ostatnie dwa lata. To był czas realnych studiów, sumiennej pracy i rozwoju intelektualnego. • Tęsknisz za szkołą w Ciepielowie? Nie za szkołą, ale za całym Ciepielowem. To wieś pod Radomiem, gdzie mieszkałam i potem pracowałam w podstawówce. Jednak za samą szkołą nie tęsknię. Uważam, że nauczanie to zawód, do którego nie powinien trafić każdy. Studia polonistyczne traktowałam egocentrycznie – jako dążenie do samorozwoju, odkrywanie wiedzy. Nie myślałam jednak o tym, żeby zostać nauczycielką, a mimo to nią zostałam. To, podobnie jak aktorstwo, wyjątkowy zawód. Już po pół roku wiedziałam, że to nie będzie miejsce dla mnie. Miałam świetny kontakt z dziećmi, ale czułam, że ta praca energetycznie mnie wyczerpywała. A wychodzę z założenia, że powinna dawać energię i ładować akumulatory. • Decyzję o wyjeździe za granicę też podjęłaś pod wpływem impulsu? Tak! Miałam w Wielkiej Brytanii kuzynkę. Zapytała: długo jeszcze będziesz tak siedzieć w tym Radomiu? Ruszaj w świat! Od taty dostałam funta na drogę, którego trzymał jako pamiątkę z własnej wizyty na Wyspach. Wtedy zaczęła się moja kolejna wielka przygo- 130 Almanach 2015 da. Był to na pewno pierwszy krok ku mojej pełnej samodzielności. Wielu rzeczy musiałam się nauczyć: języka, nowej pracy, zaradności w typowych sytuacjach życiowych. To wszystko dawało mi wielką satysfakcję. Spotkałam się z niezwykłą serdecznością i wielkim wsparciem ludzi z Wysp. Przeżyłam tam blisko trzy szczęśliwe lata. • Mimo że musiałaś wykonywać ciężką fizyczną pracę? Ja się nigdy takiej pracy nie bałam. Wychowywałam się jedną nogą na wsi i zawsze było dla mnie wielką nagrodą, kiedy mogłam tacie czy dziadkowi pomagać na polu czy przerzucać węgiel. A po pracy w szkole, gdzie musiałam być autorytetem i zawsze przygotowana do zajęć, gdy trafiłam na zmywak, byłam przeszczęśliwa, bo wreszcie mogłam się wyżyć! Lubię różnorodność w życiu. Dopiero po półtora roku pracy w fabryce samochodów, gdzie dzień w dzień stałam przy taśmach z częściami, poczułam pustkę. Wtedy wiedziałam, że muszę zacząć coś robić ze swoim rozwojem intelektualnym. Zaczęłam przy tej taśmie pisać listy, wiersze i opowiadania. Miałam z tego powodu dużo kłopotów, bo tam trzeba pracować. Nie można przecież pakować spalonych części… • Pamiętasz, ile premier zrobiłaś przez tych siedem lat w Koszalinie? Nie liczę. Są dla mnie tytuły, które są dla mnie ważne, które lubię, które pamiętam. • Było ich dziewiętnaście. Któraś z tych ról też była kamieniem milowym w twoim życiu? W życiu każdego aktora są role, które powodują progres w świaWydarzenia T E A T R • Więc nadszedł czas kolejnych zmian w twoim życiu. Przy 30. urodzinach powiedziałaś sobie: teraz albo nigdy. Ale do Koszalina nie trafiłaś celowo, to nie był plan… To był wybór poczyniony przez życie. Zaczęłam pisać listy motywacyjne do dyrektorów teatrów. Tego nie można nawet nazwać CV, bo poza szkołą w Olsztynie i epizodem w Radomiu, nie miałam się czym pochwalić. Wysłałam około pięćdziesięciu listów i pierwszy odezwał się Zdzisław Derebecki z zaproszeniem na spotkanie. Od razu kupiłam bilet na samolot, bo wiedziałam, że to jest czas powrotu. Nawet nie miałam przygotowanego żadnego tekstu. Na scenie – wtedy BTD z powodu remontu mieścił się w Muzie – zaprezentowałam własny monolog, prosto z serca. I dostałam tę pracę! T E A T R domości. To się odbywa najczęściej wtedy, gdy trafiasz na dobrego reżysera, stawiającego przed tobą naprawdę duże wymagania i pracuje w sposób, w jaki nikt wcześniej nie pracował. Pierwszą taką osobą była dla mnie Ewelina Marciniak, która przyjechała tutaj z metodami, których wcześniej nie doświadczyłam, bazujących na ludzkich, bardzo traumatycznych, emocjach. Była to praca na granicy bezpieczeństwa. Jej fenomen na polskiej scenie teatralnej na pewno nie jest bezpodstawny. Bardzo ciężko pracowaliśmy przy Kobiecie z przeszłości, było dużo buntu w aktorach. Po raz pierwszy grałam kobietę dużo dojrzalszą niż jestem. Na początku wydawało mi się, że obsadzenie mnie w tej roli nie było dobrym wyborem. Potem rola ta okazała się sukcesem na XIII Spotkaniach Teatralnych Rzeczywistość przedstawiona w Zabrzu. • Pracę utrudniała nagość, której wymagała twoja rola? Musiałam się przełamać. Na pierwszych próbach graliśmy przy zgaszonym świetle. Nawet nie wiedziałam, że to jest takie trudne obnażyć się od pasa w górę. Przecież ludzkie ciało jest narzędziem w naszej pracy. A jednak miałam kłopot z tym, żeby je pokazać, wystawić na publiczny widok. Później nie miałam już problemu z nagością, na przykład w spektaklu Edyp Cię kocha. Od Kobiety z przeszłości wiele się we mnie zmieniło. • O pracy z Michałem Siegoczyńskim przy Kali Babkach powiedziałaś, że była jak łamanie kości. Michał był drugim reżyserem, którego dobrze zapamiętałam. To doskonały trener, mający duże oczekiwania, ale też obdarowujący aktora wielkim wsparciem. On ma plan, wie – nawet jeśli sam aktor tego nie wie – czego może od niego wymagać. I wymaga. On jako pierwszy uwierzył w to, że mogę być Kalibabką. Ja w to uwierzyłam jako ostatnia. Dobrego aktora tworzą dobrzy reżyserzy. I takich bym sobie zawsze życzyła. • Jacek Sieradzki, krytyk związany z miesięcznikiem Teatr, w sierpniu 2015 r. wyróżnił cię w swoim dorocznym, publikowanym od 23 lat, Subiektywnym spisie aktorów teatralnych. Zauważył twoją rolę w Kali Babkach i ocenił, że jesteś „na fali”, uprawiając „rzetelne aktorstwo”. Staram się tak właśnie wykonywać ten zawód, dlatego słowa Jacka Sieradzkiego uważam za wielki komplement. Zawsze mam świadomość, że pracuję z bardzo dobrymi aktorami, któ- rzy poważnie traktują swoje zajęcie. Uczciwość zawodowa jest podstawą wzajemnego zaufania w zespole. Nie traktując swojej pracy poważnie stalibyśmy się teatrem gorszej kategorii, a dzięki pracowitości i rzetelności tworzymy spektakle na wysokim poziomie. • 2015 rok to w twoim dorobku kolejne trzy role. Każda inna, i każda z dobrymi lub bardzo dobrymi recenzjami. Pierwsza była Jokasta w Edyp Cię kocha w reżyserii Cezarego Ibera. To jest spektakl, który bardzo kocham i żałuję, że w tym sezonie go nie gramy. Uważam, że został zepchnięty na margines bez szansy na rozwój i dyskusję. Nie jest moją rolą zmuszać widzów do oglądania spektaklu, którego formy nie rozumieją lub jest dla nich rażąca, ale zamiast od razu skreślać przedstawienie – porozmawiajmy o nim! Edyp… ma bardzo dobry scenariusz, opowiada o rodzinie, w której każdy ma swój dramat, a nitki wzajemnych zależności plączą się i zawiązują z każdą minutą coraz ciaśniej. Myślę, że takich destrukcyjnych relacji jest w naszym życiu naprawdę wiele. Męczymy się czasem latami uwikłani w rodzinne powiązania, nie zadając sobie pytania, czy tak musi być i jak przerwać tę fatalną więź. Jak odmienić fatum. A może ten fatalizm zaakceptować i wtedy utraci swoją moc? O tym jest dla mnie historia Edypa. Forma jest inwazyjna i mam wrażenie, że ludzie zaczęli się przed nią bronić, nie chcąc otworzyć się na sensy, jakie ten spektakl niesie. Liczę na to, że Edyp… doczeka się swojego powrotu na koszalińską scenę, może z poprzedzającą go prelekcją lub dyskusją na zakończenie. To doskonały spektakl dla młodzieży, a ani razu nie zagraliśmy go dla takiego widza. I tego mi żal. • Bardzo bronisz tego przedstawienia. Będę bronić go zawsze, bo kocham teatr nieoczywisty, wymagający od widza zaangażowania. Uważam, że są spektakle, które przy pierwszym kontakcie nam się nie spodobają, ale potem okazują się ważne. Tak jak oliwka przy pierwszym kontakcie może nam nie smakować, a później stajemy się fanami tego owocu. • Fanami Jokasty okazali się widzowie Koszalińskich Konfrontacji Młodych m-teatr, którzy uznali cię za najlepszą aktorkę ubiegłorocznego festiwalu. Nagrody są zwieńczeniem naszej pracy. Dziś, patrząc w przeszłość, mogę powiedzieć, że w dużej mierze tworzyłam tę postać 132 Almanach 2015 małe rólki mogą być umiłowane, bo one nie niosą ze sobą ciężaru wielkiej odpowiedzialności. Można sobie wtedy bardziej pofiglować. Ja właśnie odkrywam rewir ról drugo- i trzecioplanowych. Robię to z przyjemnością. W Allo, allo dostałam też śliczną piosenkę… Widocznie ludzie lubią takie zatrzymanie akcji i… francuskich sprzedawców papug. • Ostatnia z twoich ubiegłorocznych premier to Bezwietrzne lato, wyreżyserowane przez Barbarę Wiśniewską. Znowu zagrałaś kobietę po przejściach… Rzeczywiście Ann i Rose – grana przez Żanettę Gruszczyńską-Ogonowską – dwie dojrzałe kobiety zakochujące się w młodych chłopcach to psychologicznie bardzo ciekawe postaci, ale uczciwie rzecz biorąc, pogłębianie psychologiczne nie było celem Bezwietrznego lata. Nie pozwalała na to warstwa specyficznie skonstruowanego scenariusza. My, jako aktorzy, czuliśmy niedosyt, że nie musieliśmy dotykać dna dramatu. Reżyserka stawiała na to, żeby łagodnie i poetycko przedstawić historię. Idąc na ten spektakl, przygotowywałabym się na wrażenia artystyczne i delikatną rozmowę o miłości. W porównaniu z Kobietą z przeszłości – tu brutalizm życia podany jest w bardzo estetycznym opakowaniu. intuicyjnie. Początkowo uważałam, że to była ewidentna pomyłka obsadowa. Dopóki nie dostałam kostiumu, nie wierzyłam, że dam radę to zagrać. Teraz Jokasta jest mi bardzo bliska, kocham ją. Nagroda publiczności jest czymś ważnym, bo to oznacza, że pewna grupa ludzi zidentyfikowała się z tą postacią. I przeczy to też negowaniu tego spektaklu. • W 2015 roku zagrałaś też w Allo, allo w reżyserii Jana Tomaszewicza. I tu twoja postać – Leclerc – to właściwie niewielki epizod. A i tak to jeden z ulubionych bohaterów koszalińskiej publiczności. Jan Tomaszewski to reżyser, który kocha aktorów. Daje im ogromne pole do rozwoju, kibicuje. Poza tym, czasem tak się zdarza, że Wydarzenia • Czego ci życzyć po roku pełnym sukcesów? Tak zwyczajnie: kolejnych? Cały zespół BTD to jest przekrój wyjątkowych osobowości, z których można być dumnym na teatralnej mapie Polski. To się czuje zwłaszcza wtedy, gdy wyjeżdżamy na przeglądy teatralne i festiwale. Jako aktorka życzyłabym sobie, żebyśmy zawsze trafiali na dobrych i wymagających reżyserów, którzy będą tworzyć z nami wspaniałe przedsięwzięcia – będące powodami do dumy na tle teatralnej mapy Polski. Chciałabym, żeby koszalińska widownia była dumna z tego teatru. To jest miejsce z ogromnym potencjałem i moim marzeniem jest, żeby był on w stu procentach wykorzystany. 133 T E A T R Beata Niedziela (rocznik 1978), rodowita radomianka, absolwentka Policealnego Studium Aktorskiego przy Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie (2000), Uniwersytetu M. Curie-Skłodowskiej w Lublinie (2003). Z Bałtyckim Teatrem Dramatycznym związana od 2008 r. Debiutowała na scenie Teatru im. S. Jaracza w Olsztynie jeszcze podczas studiów postacią Betty w Czarownicach z Salem w reżyserii Janusza Kijowskiego (1999). W Koszalinie zagrała w kilkunastu spektaklach, m.in.: Exportowcy, Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku, Kobieta z przeszłości, Wojna nie ma w sobie nic z kobiety, Kali Babki, Edyp Cię kocha. Nagrodzona Srebrną Ostrogą dla Najbardziej Obiecującego Młodego Aktora Scen Zachodniopomorskich za rolę w Pippi Pończoszanka (2011); nagrodą na XIII Festiwalu Dramaturgii Współczesnej Rzeczywistość przedstawiona za rolę Claudii w Kobiecie z przeszłości (2013); nagrodą publiczności dla Najlepszej Aktorki VI Koszalińskich Konfrontacji Młodych m-teatr za rolę Jokasty w Edyp Cię kocha (2015), Umieszczona w 23. edycji Subiektywnego spisu aktorów Jacka Sieradzkiego w kategorii Na fali za rolę Janusza w spektaklu Kali Babki (2015). Aleksandra Barcikowska Teatry ludzi z pasją Są drzwiami do kariery, lekiem na samotność i sposobem na realizację marzeń. Działają jak magnes na młodych, starszych i tych w średnim wieku. Teatry amatorskie, bo o nich mowa, na stałe wpisały się w krajobraz Koszalina i nic nie wskazuje na to, żeby miały szybko z niego zniknąć. T E A T R Teatr czyli społeczność Jednym z najmłodszych teatrów jest prowadzony przez aktora Marcina Borchardta Teatr 105. Założony pod koniec 2014 roku niedawno świętował pierwsze urodziny. – Chcemy zagospodarować scenę Clubu 105 i stworzyć repertuar niezależny – mówi Marcin Borchardt. Na razie dorobek grupy jest skromny, bo zbudowanie zespołu zajęło kilka miesięcy. Na początku na próby przychodzili pojedynczy chętni. Dopiero po pół roku zebrała się grupa trzydziestu osób i można było zacząć pracę nad spektaklami. – Mamy pełen przekrój zawodowy i wiekowy, od osób kilkunastoletnich po ponad sześćdziesięcioletnie – wskazuje Marcin Borchardt i dodaje: – Dużo osób deklaruje, że przychodzi tu po to, żeby pobyć w grupie. Odreagować stres i porobić coś niezwykłego. Zrealizować wspólny projekt nie jest łatwo. Na drodze stają przede wszystkim zajęcia zawodowe i nieregularne godziny pracy członków Teatru 105. – Na razie mamy za sobą drobne pokazy. Oba na scenie kina Kryterium – zaznacza prowadzący grupę. – Pierwszy odbył się przed seansem z cyklu Szminka Movie, drugi w formie skeczów komediowych zaprezentowany został z okazji Dnia Matki. Teraz grupa wzięła się do pracy nad farsą Mayday. Scenariusz ma ponad 60 stron. W dodatku przedstawienie przygotowywane jest w kilku obsadach tak, żeby każdy mógł sprawdzić się na scenie. Marcinowi Borchardtowi nie marzy się jednak pokazywanie wyreżyserowanych przez siebie spektakli Teatru 105 na festiwalach. Ma inny cel. – Chcemy, żeby było wesoło i lekko – stwierdza i dodaje: – Jeżeli mogę mówić o swoich ambicjach, to życzyłbym sobie, żeby grupa rozwijała się sama. Chciałbym, żeby ludzie przychodzili na próby z tekstami, które znaleźli i które im się podobają i działali niezależnie, z niewielką pomocą z mojej strony. Teatr czyli konfrontacja Konkursy, festiwale, przeglądy, spektakle, koncerty – dla podopiecznych Studia Artystycznego im. Ziembińskich działającego przy CK 105 to chleb powszedni. Rok 2015 nie był wyjątkiem. Zaczął się od koncertu kolęd w Centrum Kultury 105. Młodzież ze studia wykonała między innymi pastorałkę z XVI wieku. Na początku lutego grupa wystawiła spektakl oparty na twórczości Wojciecha Markiewicza Życie spakowane do walizki. Premiera odbyła się na deskach klubu Kawałek Podłogi. Marzec to czas nagród dla twórców i animatorów kultury przyznawanych przez Urząd Miasta. W gronie osób, które odebrały wyróżnienia z rąk prezydenta Piotra Jedlińskiego była między innymi Maja Wolska. Na podopieczną Studia im. Ziembińskich spadł deszcz nagród za monodram Chodzenie po linie. Za spektakl opowiadający o kulisach pracy modelki Maja Wolska otrzymała, m.in. Grand Prix na 59. Ogólnopolskim Konkursie Recytatorskim, a także jedną z trzech nagród na 29. Toruńskich Spotkaniach Teatrów Jednego Aktora, na których swój monodram prezentował też Olgierd Łukaszewicz. – Na tym festiwalu spotkało się wielu krytyków teatralnych i nie ukrywam, że usłyszałyśmy bardzo dużo miłych słów – mówi Ewa Czapik-Kowalewska, która wyreżyserowała spektakl i dodaje: – Dosyć długo czekałyśmy, aż dostaniemy „kopa” za ten monodram, aż ktoś powie nam, że wiele rzeczy zrobiłyśmy nie tak, ale nic takiego się nie stało. Kolejny monodram pod okiem Ewy Czapik-Kowalewskiej zrealizował w studiu Szymon Majchrzak. Pokuć to opowieść o repatriacji. O Polakach, którzy zostali przesiedleni z terenów dawnej Polski, a obecnej Białorusi do Połczyna Zdroju. – Jest to poniekąd historia mojej rodziny i rodziny Szymona, więc podeszliśmy do tematu bardzo rzetelnie – zaznacza scenarzystka i reżyserka przedstawienia. 134 Almanach 2015 Wydarzenia 135 T E A T R Opłaciło się. Młody aktor otrzymał trzecią nagrodę na 60. Ogólnopolskim Konkursie Recytatorskim oraz dwa wyróżnienia pozaregulaminowe – nagrodę Dyrektora Słupskiego Ośrodka Kultury oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pokuć pokazany został także podczas Koszalińskich Ogólnopolskich Dni Monodramu – Debiuty Strzała Północy 2014, a Szymon Majchrzak otrzymał nagrodę Uwaga Nadzieja. Wśród nagród dla Pokucia jedną z najważniejszych jest wyróżnienie na Festiwalu Monodramów i Teatrów Małych Bamberka w Gorzowie Wielkopolskim. – Na jednej scenie spotykają się tam zawodowcy z teatrów off’owych, a amatorów jest tam niewielu – podkreśla Ewa Czapik-Kowalewska. Spektakl zbiegł się w czasie z ogólnopolską dyskusją o przyjęciu do Europy uchodźców z Syrii. Twórcy zaproszeni zostali na specjalny pokaz podczas konferencji naukowej zorganizowanej przez Akademię Pomorską w Słupsku. Przedstawienie było przyczynkiem do dyskusji o przesiedleniach i życiu na obczyźnie. Nie samymi monodramami żyje jednak studio. W czerwcu młodzi artyści zrealizowali Trans-Operę S.A.L.I.G.I.A, na którą złożyły się dwadzieścia trzy piosenki Przemysława Gintrowskiego. Premiera miała miejsce 4 czerwca 2015 r. z okazji rocznicy pierwszych wolnych wyborów. Publiczność nie zawiodła. Na każdym spektaklu potrzebne były dostawki. Studio im. Ziembińskich co roku wypuszcza spod swych skrzydeł kolejne talenty. W konkursach wokalnych niepokonany był Michał Słomka, który obecnie kształci się w Studium Wokalno-Aktorskim w Gdyni. W konkursach recy- tatorskich coraz więcej nagród i wyróżnień zdobywają Antoni Majewski i Alicja Pera. Teatr czyli rodzina na scenie Ubiegły rok był też wyjątkowy dla Teatru Rodzinnego z Centrum Kultury 105 w Koszalinie. Wyjątkowy, bo choć grupa istnieje od lat, po raz pierwszy pojechała na festiwal. Uczestnicy zajęć pod okiem Marzeny Wysmyk przygotowali spektakl oparty na Skąpcu Moliera. Z Przeglądu Amatorskich Zespołów Teatralnych w Świdwinie przywieźli wyróżnienie. – Uważam, że to duży sukces, bo startowaliśmy w najtrudniejszej kategorii i był to nasz debiut – podkreśla Marzena Wysmyk. W grudniu w Domku Kata Teatr Rodzinny wystawił Opowieść wigilijną według Dickensa. Publiczność nagrodziła aktorów-amatorów owacjami na stojąco. Na początku stycznia Teatr Rodzinny z przedstawieniem pojechał do Sianowa. W grupie występują między innymi rodzice z córką, małżeństwo, a jeszcze do niedawna była też babcia z wnuczką. Teatr czyli lek na samotność Najstarszego i najmłodszego członka Teatru Seniora Zwierciadło dzieli blisko trzydzieści lat. Różnica wieku nie ma jednak większego znaczenia, bo każdy w grupie działającej w CK 105 ma swoje miejsce. W ubiegłym roku teatr zrealizował spektakl na Boże Narodzenie oparty na tekście Tytusa Czyżewskiego. Teraz pracują nad spektaklem kabaretowym Pali się. To historia emerytów, którzy wpadli w pułapkę monotonnego życia, ale wydarzenia w centrum handlowym, do którego wybierają się na wyprzedaże, mogą wiele zmienić. Tekst napisała Marzena Wysmyk, która również reżyseruje spektakl. – Zrobiłam to na prośbę grupy, bo zależy im, żeby pojechać na festiwal organizowany w ramach Juwenaliów III Wieku w Warszawie – wskazuje autorka historii. Zwierciadło nie jest jednak tylko grupą teatralną, ale też miejscem spotkań i rozmów. – Ludzie przychodzą na próby po to, żeby wyjść z domu, spotkać się z innymi i porozmawiać. Teatr to w tym przypadku wartość dodana – wskazuje Marzena Wysmyk. Teatr czyli szkoła życia Marzena Wysmyk to polonistka w Zespole Szkół nr 2 w Koszalinie i to tam od 11 lat prowadzi teatr Na bosaka, w którym występują zarówno gimnazjaliści jak i licealiści. Teatr nie ma swojej 136 Almanach 2015 własnej sceny, a jego działalność finansują w dużej mierze rodzice. W ubiegłym roku młodzież przygotowała spektakl charytatywny dla chorego na nowotwór koszalinianina. Udało im się zebrać blisko 3 tys. złotych. Teatr Na bosaka pojechał też na festiwal do Wejherowa z przedstawieniem obrazującym historię Polski od czasów II wojny światowej po obrady Okrągłego Stołu. Uczniowie pod okiem Marzeny Wysmyk zrealizowali też spektakl antynarkotykowy Alfabet Życia, który był wynikiem złożonego w ratuszu projektu. Dzięki temu młodym aktorom udało się kupić mikroporty. Sztuka została pokazana podczas konfrontacji teatralnych w Sopocie. Wydarzenia Teatr czyli terapia Marzena Wysmyk prowadzi także teatr złożony z osób z zaburzeniami psychicznymi. W ubiegłym roku grupa przygotowała spektakl Coś za mną chodzi. – To była opowieść o sytuacji człowieka chorego w dzisiejszym świecie, który cały czas czuje coś lub kogoś za sobą – wyjaśnia reżyserka. W spektaklu pojawiły się fotografie aktorów, którzy stojąc na ich tle opowiadali o tym, co za nimi chodzi. Jeden z członków grupy mówił, że prześladują go spojrzenia ludzi, którzy patrzą na niego inaczej i postrzegają jako osobę chorą. – To był prawdziwy spektakl o ich emocjach i uczuciach – podkreśla Marzena Wysmyk. 137 Teatr czyli charyzma i pomysł jeszcze w Koszalinie nie było – wskazuje reżyser. – Chciałbym, żeby dzięki temu przedsięwzięciu mieszkańcy zauważyli, że teatr w mieście jest na dobrym poziomie i można go prezentować w różnych miejscach. Co przyciąga młodych ludzi do teatru amatorskiego? – Wydaje mi się, że osoba prowadząca zajęcia – mówi Wojciech Węglowski. – Musi być to ktoś, kto ma charyzmę i pomysł na aktorów, a jednocześnie nie jest tylko teoretykiem, a jednym z nich, co przekłada się na wspólne granie w spektaklach. Wolę mieć dwie osoby, które pójdą za mną w przysłowiowy ogień, niż tłumy które nic z zajęć nie wyniosą – podkreśla reżyser. Powyższe przykłady to zaledwie czubek góry lodowej, jeżeli chodzi o teatry amatorskie w Koszalinie. Grupy dziecięce i młodzieżowe działają również w szkołach, a także w klubach osiedlowych. T E A T R Blehblabla, Tchnienie, TerminA(k)TORZY i Czarni Martwi – to grupy teatralne prowadzone przez Wojciecha Węglowskiego w Pałacu Młodzieży. Tchnienie to grupa mieszana. W jej skład wchodzi młodzież i osoby dorosłe. Blehblabla to zespół dziewczyn, na co dzień uczących się w koszalińskich gimnazjach. Czarni Martwi to najmłodszy teatr tworzony przez uczniów szkół podstawowych, a TerminA(k)TORZY to dwójka zdolnych, niepełnosprawnych koszalinian. Ci ostatni mają na swoim koncie między innymi premiery Małego księcia i Siewców. Wojciech Węglowski wychodzi ze swoimi aktorami do ludzi. Spektakle prezentują w ramach koszalińskich festiwali Integracja Ty i Ja oraz m-teatr. Marzy mu się stworzenie kolejnych przedstawień, które można pokazać na zewnątrz. – Teatrów ulicznych 138 Almanach 2015 ZJAWISKA Wydarzenia 139 Andrzej Mielcarek HS99 – koszaliński towar eksportowy Z J A W I S K A Filip Springer, znany reporter pisujący o architekturze i przestrzeni publicznej przyznał kiedyś, że zanim pierwszy raz przyjechał do Koszalina, wiedział o naszym mieście tylko tyle, że działa w nim renomowana pracownia architektoniczna HS99. Jej ogólnopolską markę ugruntowała w ostatnich latach seria prestiżowych nagród. Paradoksalnie spowodowały one, że na działalność HS99 życzliwiej i z większym zainteresowaniem niż dotychczas zaczęło również patrzeć lokalne środowisko. Projektem, który przyniósł HS99 najważniejsze polskie nagrody w dziedzinie architektury było zrealizowane w Katowicach Centrum Informacji Naukowej i Biblioteka Akademicka (CINiBA). Wymieńmy w porządku chronologicznym: Bryła Roku (2011), Nagroda SARP za Najlepszy Budynek Wzniesiony ze Środków Publicznych (2011), Najlepszy Budynek Użyteczności Publicznej 2000-2012; Grand Prix Życie w Architekturze za Najlepszą Realizację 2000-2012; Nagroda Architektoniczna Polityki (2012); Budynek Roku (2012) oraz mnóstwo pomniejszych wyróżnień i nominacji. Jeśli dodać uznanie dla projektu Villa Moderna oraz Brick Award, czyli ubiegłoroczną nagrodę za najlepszy w kraju budynek zrealizowany z wykorzystaniem cegły dla wybudowanego w Koszalinie domu wielorodzinnego przy ulicy Zwycięstwa 109, dostajemy obraz pracowni architektonicznej z czołówki krajowej. Partnerzy HS99 – Dariusz Herman, Wojciech Subalski i Piotr Śmierzewski – mówią bez fałszywej skromności, że z powodzeniem mogliby prowadzić swoją pracownię w dowolnym polskim mieście, ale świadomie wybierają Koszalin. – Udowodniliśmy już, że nie miejsce jest ważne, a ludzie. Razem z naszymi współpracownikami tworzymy zespół dorównujący najlepszym w kraju. My to wiemy i ta świadomość nam wystarczy – mówią. – Funkcjonując w Koszalinie, jesteśmy nieco na uboczu, z daleka od branżowych ploteczek i animozji. Skupiamy się na pracy. Liczne wyróżnienia i nagrody, jakimi w ostatnim czasie obsypana została pracownia spowodowały, że zaczęła być ona inaczej odbierana w samym mieście – choćby przez środowisko samorządowe. Uznawane wcześniej za radykalne, postulaty partnerów HS99 – takie jak rozstrzyganie wszelkich istotnych kwestii dotyczących przestrzeni publicznej w drodze otwartych konkursów organizowanych według kryteriów i z udziałem przedstawicieli Stowarzyszenia Architektów Polskich (SARP) – przestały budzić opór. Dlatego na przykład w składzie komisji konkursowej mającej za zadanie wybrać najlepszą koncepcję zagospodarowania przestrzennego śródmieścia Koszalina znalazł się Piotr Śmierzewski. W prace przygotowawcze i dyskusje dotyczące kierunków tego zagospodarowania włączył się bardzo aktywnie Wojciech Subalski. Morze architektury W zgodnej opinii architektów wiedza przeciętnego Polaka na temat uprawianej przez nich dziedziny twórczości jest znikoma, a wręcz z pokolenia na pokolenie maleje. Duże znaczenie dla kształtowania współczesnego myślenia o architekturze w Polsce ma publicystyka wspomnianego już Filipa Springera. Dariusz Herman z HS99 mówi: – Ma umiejętność definiowania problemów i przekładania ich na ideę. Jego Zaczyn jest najważniejszą książką napisaną w języku polskim poświęconą architekturze współczesnej. To lektura dla specjalistów tematu, ale i szerzej – dla ludzi interesujących się kulturą, bo to mądra książka o architekturze. Autor dotyka między innymi takich zagadnień jak granica kompromisu, na jaki może zgodzić się w poczuciu odpowiedzialności architekt. To jedna z kluczowych spraw. Nie ma chyba architekta, który nie musiałby stawiać czoła kontrowersyjnym oczekiwaniom inwestorów. Kiedy mówimy o braku szerszej świadomości architektonicznej, książki takie jak Filipa Springera mają wielkie znaczenie, bo przełamują skostniałe wyobrażenia. My jako pracownia, jako trzej architekci, również chcemy mieć wpływ na poszerzanie wiedzy o architektu- 140 Almanach 2015 rze i kształtowanie pewnych wzorców. Dlatego Piotr Śmierzewski wszedł do lokalnego zarządu Stowarzyszenia Architektów Polskich, został wiceprezesem do spraw twórczości m.in. po to, żeby krzewić wiedzę o architekturze. Pomysłem Piotra Śmierzewskiego jest seria otwartych wykładów ułożonych w cykle, które będą realizowane przez najbliższe cztery lata i dzięki którym będzie się można w Koszalinie zetknąć na żywo z wybitnymi architektami, poznać współczesne tendencje w projektowaniu. Całość nazywa się Morze architektury, a pierwszy cykl Śląsk nad morzem (6 wykładów wybitnych architektów ze Śląska). PierwZjawiska szy wykład już się odbył, a prezentował go Stanisław Niemczyk, architekt – legenda. Kolejne spotkania zaplanowane są w każdy trzeci czwartek miesiąca w klubie Kawałek Podłogi. Wojciech Subalski: – I to jest jedna z odpowiedzi na pytanie, co się u nas, w HS99, zdarzyło w roku 2015. Zakładamy, że nie zabraknie w Koszalinie osób, które zamiast obejrzeć kolejny, ładny film na przykład o Wenecji, będą wolały przyjść i posłuchać na żywo o tym, jak powstaje architektura. Nazwiska, które mamy na liście zaplanowanych gości, to absolutna ekstraklasa. To tak jakby zaprosić do naszej filharmonii Pendereckiego albo Maksymiuka. 141 Z J A W I S K A W roli autorytetów Dariusz Herman i Piotr Śmierzewski prowadzą zajęcia dla studentów wzornictwa na Politechnice Koszalińskiej. Jak mówią, to też jest sposób oddziaływania na świadomość ludzi, którzy później będą decydowali o różnych aspektach estetycznych miejskiej czy prywatnej przestrzeni. – Cieszymy się, że w ogóle wzornictwo tutaj działa – zaznacza Dariusz Herman. – Ale martwimy się, że w tak małym stopniu jest przez miasto wykorzystywane, angażowane w różne procesy, gdzie ci młodzi ludzie mogliby znaleźć dla siebie przestrzeń. A można przecież stwarzać sytuacje, w jakich studenci nie będą ćwiczyć oderwanych od realiów życia tematów, tylko w ramach swojego kształcenia będą poszukiwać pomysłów rozwiązujących konkretne problemy. Przykład? Choćby taki: miasto przygotowuje co roku wielką liczbę plakatów zapowiadających rozmaite imprezy. Dlaczego nie mieliby ich przygotowywać studenci w ramach konkursów? – pytają architekci z HS99. – Tu nie chodzi o pieniądze, dla nich wystarczające jest, że mogą pokazać swoje prace, dostać pamiątkowy dyplom czy gratulacje. Korzyścią dla zamawiającego jest w takiej sytuacji różnorodność i kreatywne projekty. Potencjał jest naprawdę duży, trzeba tylko po niego sięgnąć. O tym, że partnerzy HS99 uzyskali już status mistrzów zaświadcza jeszcze jeden fakt. Otóż w wydanej w 2015 książce Ewy Mańkowskiej Architektura jest najważniejsza. Rozmowy są trzema z jedenastu rozmówców autorki. A wybrała ona – jak podkreśla – najciekawszych obecnie architektów w Polsce. Książka stała się głośna w środowisku. Dąży do zdefiniowania pozycji architekta. – Reprezentuje bardzo krakowski punkt widzenia, gdzie w architekcie widzi się artystę – mówi Piotr Śmierzewski. – My myślimy o naszej roli inaczej. Wojciech Subalski: – Pozycja architekta się zmienia. Upowszechnienie programów komputerowych odziera naszą pracę z pewnej aury wyjątkowości. Zdarzają się sytuacje, że ktoś mówi „co to za problem, włączy pan komputer i poprawi”. W takim ujęciu architekt sprowadzony zostaje do pozycji wyłącznie projektanta, a nawet producenta obrazków. Swobodzie twórczej nie służy również wysokie standaryzowanie na przykład w przypadku obiektów użyteczności publicznej, choćby biurowców. Obwarowania prawne, energetyczne i inne narzucają właściwie rozwiązania, nie pozostawiając dużego pola manewru. Dlatego architekci odwołują się do sprawdzonych rozwiązań gwarantujących bezproblemowe uzyskanie określonych parametrów budynków. I trudno się temu dziwić. Ale właśnie tu pojawia się jednocześnie duże niebezpieczeństwo unifikacji, a w odniesieniu do architektów – pewnego zdeprecjonowania zawodu jako zawodu twórczego. Część pracy, którą kiedyś wykonywał architekt samodzielnie, obecnie wykonują wyspecjalizowani fachowcy: konstruktorzy, instalatorzy, energetycy etc. I tu pojawia się pozorny paradoks: ktoś może stwierdzić – wasza rola jest coraz mniejsza, ale w rzeczywistości ona jest nadal ogromna i ważna. Architekt musi poskładać w całość szereg jednostek, elementów. I musi to zrobić tak, by z czystym sumieniem się pod tym podpisać. Projekty Działania prospołeczne to tylko cząstka aktywności Pracowni. Główna część to oczywiście kolejne projekty przygotowywane albo czekające na realizację budowlaną. Tak jak projekt sali koncertowej dla Szkoły Muzycznej w Rybniku, który znalazł się w zawieszeniu, bo ze względu na zmianę ekipy rządzącej (szkoły muzyczne podlegają Ministerstwu Kultury) dyrektor szkoły nie ma jeszcze pełnomocnictw do podpisania umowy z wykonawcą. Dariusz Herman: – Projekt rybnicki jest obecnie najważniejszą naszą pracą. Nie ze względu na zakres czy skalę projektu, ale ze względu na charakter, na funkcję obiektu. Każda sala koncertowa to zupełnie inne warunki, inne wymagania. Trzeba zachować maksymalną staranność i sięgnąć po mnóstwo wiedzy specjalistycznej. HS99 będąc małym, zatrudniającym dziesięciu pracowników biurem architektonicznym, do projektu rybnickiego używa wyników pracy około 70 osób. Takim „wojskiem” realizuje się specjalistyczne projekty. Tych 70 osób dodaje od siebie swoje „cząstki” do ogólnego efektu. Piotr Śmierzewski tłumaczy: – To kolejna sala koncertowa, jaką zaprojektowaliśmy. Większość wykonaliśmy, uczestnicząc w konkursach architektonicznych. Warto wymienić choćby słynną, obsypaną nagrodami Filharmonię Szczecińską; w konkursie na nią dostaliśmy wyróżnienie. Później projektowaliśmy Centrum Kultury im. Górników Wałbrzyskich, które jest de facto siedzibą Filharmonii Sudeckiej. Jedna sala na ponad 600, druga na 300 osób. Projekt dla Wałbrzycha, w którym przeszliśmy pełny proces projektowy (kompletna dokumentacja budowlana, kosztorysy, specyfikacje), czeka od roku gotowy na decyzje samorządu wojewódzkiego, bo i w tym przypadku istnieje konieczność zatwierdzenia jego realizacji w skomplikowanym 142 Almanach 2015 ciągu decyzyjnym. My na niego nie mamy żadnego wpływu; po prostu czekamy. Doświadczenie zdobyte przy okazji Wałbrzycha jest dla Pracowni HS99 bardzo cenne. Zaczęła wtedy współpracę z firmą akustyczną Müller-BBM GmbH z Berlina, jedną z najważniejszą w tej branży na świecie. Nie można zaprojektować właściwie sali koncertowej bez wsparcia specjalistów i bez – to konsekwencja – stosunkowo dużego budżetu na projekt. To wyjaśnia, dlaczego wiele z sal powstałych w ostatnim czasie „nie gra”. Nie spełniają oczekiwań pod względem akustycznym, bo zostały źle zaplanowane. – Czasami architektom wydaje się, że wiedzą wszystko i rezygnują ze wsparcia ekspertów. Skutek? Sale może i ładne, ale niespełniające najważniejszej funkcji, czyli nietworzące odpowiednich warunków akustycznych – podkreśla Piotr Śmierzewski. Za kulisami – Lubimy zadania, w których jest wyzwanie, problem do rozwiązania – mówi Wojciech Subalski. – Zbieramy dane, analizujemy i formułujemy możliwe do przyjęcia tezy. Ten etap, etap sformułowania problemu, który trzeba rozwiązać, jest kluczowy. Dariusz Herman dodaje: – Technologia powstawania projektu zakłada niezamykanie się na cudze poglądy, wymaga uważnego słuchania się nawzajem. Najpierw stawiamy diagnozę, później gromadzimy wszelkie pomysły, jeszcze później trzeba je przewartościować i wyłowić obiecujące. Nie ma to nic wspólnego z natchnieniem, wizją czy czymś w tym rodzaju. Oczywiście, „przebłyski” się zdarzają, ale zawsze muszą przejść pełną ścieżkę analizy i wartościowania. Wszystko musi być oparte na racjonalnych kryteriach. W naszej pracowni zawsze lepszy pomysł Z J A W I S K A Zjawiska 143 Z J A W I S K A wygrywał. Nigdy nie było żadnego stawiania na swoim za wszelką cenę. Piotr Śmierzewski: – Zawsze jest problem z nadmiarem pomysłów. Nigdy nie siadamy nad białą kartką. Czerpiemy z wcześniejszych doświadczeń, pożytkujemy rzeczy kiedyś już przemyślane, a nieużyte w jakichś projektach, nawet wnioski z wcześniejszych dyskusji. Nie przypadkiem w naszej pracowni na każdym kroku stoją modele budowane w związku z wcześniejszymi projektami. Każdy taki przedmiot może nasunąć pomysł wart rozważenia. Każdy zawiera jakąś ideę, która kiedyś tam mogła zostać odłożona na bok, ale obecnie może na powrót być użyteczna, inspirująca. My tymi ideami oddychamy w pracowni. Nie pracujemy na komputerze, gdzie wszystko zaklęte jest w czarnej skrzynce. Pracujemy z istniejącymi fizycznie modelami. One „są”. Zresztą wolimy mówić o ideach, a nie pomysłach, bo pomysły mają w sobie coś jednorazowego, doraźnego. Nam zaś chodzi o idee rozumiane jako coś, co ma swoje kontynuacje, warianty, coś, co może nie mieć początku i końca. I nas właśnie to najbardziej w architekturze interesuje. Realizacje i plany Miniony rok oznacza dla HS99 realizację niewielkiego, jeśli chodzi o skalę, ale bardzo wymagającego projektu – pierwszej części siedziby szpitala psychiatrycznego dla prywatnego inwestora. Piotr Śmierzewski: – Decydując się na ten projekt wiedzieliśmy, że nie będzie to żadna spektakularna praca, spektakularny projekt ultranowoczesnego szpitala. Jednocześnie był tam problem, który należało rozwiązać. Uznaliśmy to za ciekawe wyzwanie. Dariusz Herman: – W takich tematach, niskobudżetowych, kluczowa jest świadomość inwestora. To on wie, ile ma pieniędzy. Ogromne znaczenie ma jego otwartość na propozycje architekta, na jego kreatywność. Wojciech Subalski: – To nie był łatwy temat. Musiało zgodzić się nam wiele czynników. Udało się, bo mieliśmy do czynienia z bardzo otwartym i świadomym inwestorem, a z drugiej strony z wykonawcą, z którym również już realizowaliśmy budowę budynku mieszkalnego przy ulicy Zwycięstwa 109. I wspólnie osiągnęliśmy ogromny sukces. Kolejny lokalny projekt, jeszcze niezrealizowany, a powstały w 2014 roku, to nowy budynek przedszkola i szkoły w Mielnie. Znowu inny obszar, nowe wyzwanie, inny charakter pracy. – Podjęliśmy się tego zadania za chyba jedną trzecią zwykłej stawki, ale zadziałał tu czynnik niemerytoryczny – wyjaśnia Dariusz Herman. – To szkoła inna niż wszystkie. Są w niej dzieci od maleńkich do gimnazjalistów. Znów pojawiło się wyzwanie: znaleźć w jednym budynku sposób na takie przygotowanie przestrzeni, by bezkonfliktowo zaspokoić potrzeby różnych grup wiekowych. 144 Almanach 2015 Piotr Pawłowski „Ja jestem Stramik/moje żarty są jak dynamit” Rozmowa z Jackiem Stramikiem, komikiem, stand-uperem • Co to jest stand-up? Zaczynamy od podstaw, co? (uśmiech). Ok. Stand-up to jednoosobowa wypowiedź artystyczna, forma performance’u, z zachowaniem autentyczności, chociaż... (po zastanowieniu) nie zawsze, wielu komików bawi się stylami, na przykład uciekają od autentyczności, idąc w dziwność. Celem jest rozbawienie widza. W jaki sposób, to już każdy z nas sam sobie wybiera. • Chodzi o to, że lubimy pośmiać się z innych? Nie tyle z innych, co głównie z siebie. Gdy komik naśmiewa się sam z siebie – ten stand-up lubię najbardziej. Jesteśmy do siebie podobni, więc piętnując swoje cechy odnosimy się do cech widzów. Bezpieczniej jest pośmiać się z siebie, a nieco później z innych (uśmiech). • Jaki stand-up lubisz? Ze mną jest kłopot (uśmiech). Lubię stand-up, który nie jest wprost śmieszny, ale daje pole do myślenia, uruchamia wyobraźnię. Lubię także stand-up wprost śmieszny, który ma jeden cel – rozbawić widza. W sumie po prostu lubię stand-up, praktycznie w każdej z odmian. • Stand-up może być formą terapii? Stand-up powinien wskazywać bolączki, dawać publiczności szansę na oczyszczenie ze złych emocji, poruszać różne sprawy, również tabuizowane społecznie. Nie może służyć wyłącznie wykonawcy. Zjawiska 145 Z J A W I S K A • Wzorujecie się na amerykańskich stand-uperach? To są najlepsze wzorce. Kto nie inspiruje się Ameryką czy, w mniejszym stopniu, Wielką Brytanią, jest nie do wytrzymania na scenie. • Jaka była twoja droga do stand-upu? Jak wiele osób, które zajmują się stand-upem, pierwsze fragmenty występów amerykańskich komików zobaczyłem na You Tubie. Czułem, że mam coś do powiedzenia. Zorientowałem się, że w Warszawie jest grupa Stand-up Polska, a w Gdańsku scena Abelarda Gizy i Kacpra Rucińskiego. Obydwa miasta dawały możliwość występu amatorom w ramach open mica. Z J A W I S K A • Co to znaczy? Otwarty mikrofon (open mic), czyli szansa występu, z której korzystają debiutanci, amatorzy. W pierwszej kolejności wybrałem się do Gdańska. Zauważyłem, że Abelard i Kacper szukają nowych ludzi, chcą zaangażować się w rozwój rodzimej sceny stand-upowej. Postanowiłem również się zaangażować; to było pod koniec dwa tysiące dwunastego roku. • Jak wypadłeś? Strasznie (śmiech). Nie wiedziałem, co robić na scenie, w takiej formie przed publicznością byłem po raz pierwszy. Byłem zagubiony, rozwalony emocjonalnie. Z tego okresu pochodzi słynna komenda Kacpra, znana w środowisku stand-uperów: „Do brzegu, Jacku”. Podczas kolejnych występów chłopcy stwierdzili jednak, że jako stand-uper jestem ciekawy, mam coś do powiedzenia. • Czego nauczył cię ten pierwszy występ? Najwyraźniej niczego, bo pojechałem znowu (uśmiech). Zobaczyłem, że trzeba ubierać żarty w przemyślane konstrukcje, dołożyłem strukturę wypowiedzi. Drugi występ był dobry... (po namyśle) bardzo dobry. Abelard powiedział: „Przyjeżdżaj do nas jak często chcesz”. Trzeci występ był jeszcze lepszy, a później przytrafiła mi się seria gorszych (śmiech). • Czy można mówić o „koszalińskiej scenie”, skoro w Koszalinie stand-uperów jest dwóch – ty i Darek Gadowski? Jasne, weszliśmy w stand-up razem. Na tej samej, gdańskiej, scenie. Organizujemy tutaj od września 2013 roku cykl stand-upowy, który zdobywa coraz większą popularność, mamy stałych sympatyków i bywalców, z czego bardzo się cieszymy. Przyjeżdżają do nas czołowi artyści stand-upowi, warto w tych imprezach uczestniczyć. Wprawdzie w Koszalinie nie mieszkam od dwunastu lat, jestem zainstalowany w Poznaniu, ale z Koszalinem jestem kojarzony i używam frazy „jestem z Koszalina” w moich tekstach. • Dla stand-upu musiałeś z czegoś zrezygnować? Nie, chociaż... (namysł). Tak. Z dziewczyny, która chciała, żebym był pełnoprawnym, standardowym, pełnoetatowym obywatelem. Ale ok, nie za bardzo lubię ludzi, więc poradziłem sobie z tym, to znaczy lubię pojedyncze osoby, a dysponuję ogólną niechęcią do rodzaju ludzkiego (uśmiech). Pewnie przez pesymistyczną literaturę, której naczytałem się zanim zacząłem interesować się stand-upem. Odkryłem, że w tej niechęci mogę być również zabawny, a nie tylko zgorzkniały, ona przenosiła się na scenę, a to nie było dobre. Zanim to odkryłem miałem momenty rezygnacji, nawet kilka. • Dlaczego nie odpuściłeś? Nie znam odpowiedzi. W sposób nie do końca uświadomiony nie chciałem rezygnować. Na etapie załamania, w czerwcu 2013 roku, Darek zaproponował, żebyśmy pojechali na przegląd do Brzegu. Tam miałem świetny występ, no i nie odpuściłem. W drugiej połowie 2013 roku i przez cały 2014 nabierałem rozpędu. Nagranie z mojego supportu przed występem grupy Stand-up Bez Cenzury w Koszalinie trafiło do sieci i zdobyło popularność. Powoli moje nazwisko stawało się znane w środowisku, a później także wśród fanów stand-upu. • Stand-up to ciężka praca? Bardzo, do tego upór i konsekwencja, mimo nieprzychylnych głosów praktycznie zewsząd. Patrząc na przykłady karier komików z Zachodu: tak to powinno wyglądać, nie jest to droga usłana różami. Podobnie jest z naszą koszalińską sceną. Na początku po dwadzieścia-trzydzieści osób na sali, irytacja, a ostatnio mieliśmy sto dwadzieścia, towarzyszyła temu ogromna satysfakcja. Mam ambicję, żeby już nie schodzić poniżej setki. Chociaż bez wsparcia mediów i innych podmiotów może być trudno. Jednak nie liczę na nie, bo musiałbym zrezygnować z komfortu psychicznego, jaki zapewnia mi obrażanie ważnych ludzi (śmiech). • Na jakim etapie kariery jesteś teraz? Na początku jeździłem sam po klubach, co jest o tyle trudne, że część organizacyjna tej działalności też pochłania trochę nerwów i czasu (uśmiech). Ubiegły rok był dla mnie bardzo dobry, jak dotąd najważniejszy. Agencja artystyczna zajęła się mną i dba o moje występy, nie mam powodów do narzekania, skupiam się już tylko na sztuce. Organizowanie ograniczyło się do imprez koszalińskich. 146 Almanach 2015 Z J A W I S K A • Jak dużo występujesz? Listopad 2015 – szesnaście występów, grudzień – dziesięć, a w 2016 będzie podobnie. Średnio dziesięć występów miesięcznie. Jednak na mnie jeszcze cała sala nie przyjdzie, nie jestem popularny. Dlatego są różne kombinacje personalne, jeździ się w duetach, triach, grupowo... • „Duża publiczność” to jaka? Około setki osób. Dla mnie idealna liczba to siedemdziesiąt pięć, nie za dużo, wtedy nie ma cyrku i festyniarstwa i nie za mało – nie ma smutku. Chociaż w projekcie Stand-up Time, w osiem osób, gramy średnio dla pięciuset osobowej publiki. Będę się starał, żebyśmy przyjechali też do Koszalina. Wiesz, to się tak mówi, ale dzisiaj ludzie mają tyle ofert, że jeżeli potrafią wybierać, naprawdę trzeba się napracować, żeby kupili bilet na stand-upera. Zjawiska • Ile kosztują bilety na stand-up? Najpopularniejsi wykonawcy sprzedają pełne sale, po pięćset osób i więcej, na Gali Stand-upu w ubiegłym roku były cztery tysiące we wrocławskiej Hali Stulecia, na większe wydarzenia bilety mogą kosztować pięćdziesiąt-sześćdziesiąt złotych. Mniej popularni to kwestia piętnastu-dwudziestu złotych. Razy liczba widzów, no to jakoś tam wychodzi przyzwoicie. • Żyjesz ze stand-upu? Tak, już tak, spokojnie. Dużo mam pracy, bo występ to oczywiście zwieńczenie wymyślania i pisania, co jest najtrudniejsze. • Czujesz się aktorem? Nie, zupełnie nie, chociaż w występach są elementy gry, ale to raczej inscenizacja niż aktorstwo. 147 Z J A W I S K A • Chwycił stand-up w Polsce? Chwycił, pewnie dlatego, że jest prosty, ale nie prostacki, komunikatywny, przy tym szczery, ascetyczny. Obrany z niepotrzebnych elementów, typu: dekoracja, rekwizyt, przebranie, świetnie wypada nawet, gdy komik robi z siebie idiotę. Czasem mówię czy piszę, że stand-up to obecnie najbardziej szczera ze wszystkich form artystycznych. Najbardziej odważna. Dla mnie przebił pod tym względem literaturę, którą kiedyś tam również ukochałem. • Ile masz tekstów, jak je piszesz? Niektórzy komicy siadają do pracy jak do... pracy (uśmiech). Czyli: odtąd dotąd, muszę dzisiaj swoje wyrobić. Nie mam tak; piszę wszędzie, notuję albo – co lepsze, bo pozwala zachować ekspresję – zapamiętuję teksty. Lepię z nich programy, nie muszę jeździć solowo, więc mam od pół godziny do godziny, które zawsze mogę przykrócić. Najczęściej występ trwa do pół godziny, jeżeli jedziemy w duecie lub wykonujemy support. W Stand-up Time gramy około kwadransa, grupowe występy to właśnie około piętnastu minut. • Jak się wymyśla zabawne teksty? Trzeba mieć luz w głowie, bez zmartwień, wiesz, takich doraźnych głupot. Mam ten luz, nie muszę pracować, mogę myśleć tylko o stand-upie, którym – jak coraz więcej osób w branży – żyję na co dzień. Bawić może wszystko, od spraw obyczajowych, aż po politykę, którą, jeżeli już komentuję, to raczej na bieżąco, na facebooku. Jak wymyślam? Naturalnie, człowiek przestawia się na myślenie żartowe o rzeczywistości (uśmiech). I tak żyje. I tak, mam nadzieję, umrze. mówić rzeczy bezkompromisowe, występowałbym dla jednej osoby albo wcale. Na scenie bywam ekscentryczny, ludzie chyba trochę obawiają się, co się stanie, bo bywam nieprzewidywalny, ale tylko dla nich, sam wiem doskonale, co powiem, zrobię; to element wyreżyserowany. Najcenniejsze w stand-upie jest zaskoczenie – w tekstach i zachowaniu. • Istnieją tabu w stand-upie? Nie. Byle tekst nie był wieśniacki, żałosny, nieinteligentny. Wszystko inne, nawet trudne i hardcorowe, możne sprzedać w przystępnym opakowaniu. Jestem kojarzony z mocnymi tekstami, mocnym przekazem, chociaż uważam, że to, co mówię nie jest mocne. Przychodzą mi do głowy mocniejsze rzeczy (śmiech). • Ludzie obrażają się, wychodzą? Pewnie, obrażają się, ale także chcą się bratać. Należę do tych stand-uperów, którzy schodzą ze sceny i znikają. Uciekam, staram się uciekać. Nie siadam z ludźmi, nie gadam, nie lubię tego. Widzę, że starsi, bardziej doświadczeni koledzy robią tak samo. Z ludźmi wyrażającymi skrajną niechęć lub skrajne uwielbienie nie da się na dłuższą metę wytrzymać (uśmiech). • Przygotowujesz się do występów solowych? Tak, myślę, że w połowie 2016 roku już coś sam zrobię. Wiadomo, że do tego człowieka ciągnie. Mam materiał, który utrzyma uwagę widzów. W hierarchii stand-uperów jestem w tak zwanej „drugiej fali”, która napłynęła na scenę po grupie Stand-up Polska oraz Bez Cenzury, czyli: Abelardzie, Kacprze, Kaśce Piaseckiej. Nie wykluczam pisania tekstów dla innych. Gdyby trafiła się propozycja, na przykład pracy przy sitcomie, też nie odmówię. • Jesteś bezkompromisowy? Każdy z nas jest kompromisowy, a w gruncie rzeczy każdy ustępuje. Już wybór tekstów rodzi potrzebę kompromisu. Gdybym chciał 148 Tytuł jest zapożyczeniem z hasła promującego komika. Jacek Stramik – rocznik 1983. Zodiakalna Panna. Absolwent UAM w Poznaniu. Polonista, który mówi o sobie: „Magister, ale bez specjalizacji czy przygotowania pedagogicznego, chodziłem na specjalizację krytycznoliteracką, która mnie jednak znudziła; studia wybrałem z pasji, nie dla zawodu”. Pisał teksty reklamowe, był dziennikarzem i konsultantem infolinii sieci komórkowej, ale – jak mówi – został: „zwolniony z powodu niskiego poziomu satysfakcji klienta, a mówiąc po ludzku: obrażałem ludzi, klientów firmy, paradoksalnie – dla własnej satysfakcji”. W życiu kieruje się cytatem z rapera Wściekły Wilku Demon Zła: „Pier... lę system, w tym jestem mistrzem”. Almanach 2015 Kuba Grabski Sułtani stand-upu Zjawiska pamięta?). Cóż z tego wynika? Wynika to, że organizatorzy tego skądinąd świetnego wydarzenia nie wzięli pod uwagę granicy odporności na słowo. Ale znów być może dotyczy to osobników takich jak ja, którzy nadążają za trzynastozgłoskowcem Pana Tadeusza, a mają trudności ze zrozumieniem raperów, którzy mieszczą kilkaset słów w minucie. Cóż, pokolenia trochę się od siebie różnią. Choć nie można powiedzieć, że na widowni Ludzika zasiadali wyłącznie ludzie młodzi. Pomysł na Ludzika jest wynikiem szalonej wręcz ostatnio popularności gatunku zwanego stand-upem. Narodził się on w Wielkiej Brytanii, ale na najbardziej podatny grunt trafił w Stanach Zjednoczonych. Stało się to w latach 70-tych poprzedniego stulecia. W Polsce dopiero raczkuje, ale ogromna rzesza stand uperów aż prosiła się, żeby zorganizować im ogólnopolski festiwal. I tak właśnie doszło do drugiej już edycji Ludzika Mistrzostw Polski One Man Show. Organizatorzy założyli udział także innych form satyrycznych w wykonaniu jednego wykonawcy, np. iluzjonistów, ale ponownie scenę zdominowali wyznawcy stand upu. Nie jestem pewny, czy to zjawisko zostało w Polsce dostatecznie opisane, ale ten rodzaj monologu można podzielić na dwie grupy. Pierwsza nie dopuszcza używania słów powszechnie uważanych za wulgarne. Ten rodzaj zaprezentował nam tylko juror, Grzegorz Halama. Pozostali uczestnicy nie uznawali żadnych językowych ograniczeń, choć oczywiście mieścili się w granicach konwencji. Ja dodałbym jeszcze jeden wyznacznik – mikrofon można trzymać na statywie, w ręce lub mieć mikroport przylepiony do policzka plastrem. Jak się łatwo domyślić wiąże się to z temperamentem komika (w ramach Ludzika pokazują się także panie, ale nie podejmuję się użyć kobiecej wersji tego słowa), który chce mieć wolne lub wyposażone w rekwizyt ręce. Każdy z czternastu finalistów miał do dyspozycji piętnaście minut i tylko jeden z nich skończył przed czasem co znaczy, że młodzi komicy mają dużo do powiedzenia. Jak to Polacy w ogóle. Nie zawsze jednak duża ilość słów przekłada się na jakość, zgodnie ze starym 149 Z J A W I S K A XXI wiek jest czasem wielu paradoksów. Czytelne one są jednak głównie dla osób, które nadto dobrze pamiętają czasy przedinternetowe czy telefonów połączonych ze ścianą za pomocą kabla. Ludzie młodzi (załóżmy, że do 28 lat) żyją normalnie, bo innego świata osobiście nie poznali. Paradoksy najbardziej dotyczą wielkiej mnogości oferty tego świata, w tym kulturalnej. Trzeba poświęcić sporo czasu, żeby się w tym wszystkim nie pogubić, być może tyle samo, ile na samą konsumpcję muzyki czy książki. A przecież najważniejszą wymówką naszych czasów, żeby czegoś nie zrobić, jest właśnie brak czasu. Tak, wiem, trochę marudzę, bo przecież lepiej mieć możliwość wyboru niż być skazanym na rzeczy przeciętne. A jak to się ma do oferty koszalińskiej? Animatorzy i twórcy kultury twierdzą, że jest ona przyzwoita, przeciętny koszalinianin zaś uważa, że w jego mieście nic się nie dzieje. Zapewne dlatego, że pogubił się w dużej ilości mediów, które podają informacje o wydarzeniach. Choć przyznać trzeba, że umiejętność skutecznego selekcjonowania treści jest dzisiaj zadaniem trudnym nawet dla specjalistów. Od lat mamy w kulturze do czynienia z klęską urodzaju. Jak odróżnić artystę bardzo dobrego od znakomitego, a imprezę fantastyczną od wybitnej? Oczywiście w Koszalinie z tymi wybitnymi wydarzeniami wielkiego problemu nie ma, bo jest ich po prostu mało. Jednak niemal co roku powstają nowe, najczęściej w głowach ludzi niespokojnych jak deszcze z piosenki o czterech pancernych. I tak kilkanaście miesięcy temu związani z Koszalinem: Andrzej Talkowski – kabareciarz i Bartosz Brzeskot – kiedyś kabareciarz, obecnie reżyser filmowy i animator satyryczny, powołali do życia ludzika. A właściwie Ludzika. Czemu informację o nowym festiwalu poprzedził wstęp mówiący o mnogości zdarzeń i braku czasu na zapoznanie się z nimi? Bo „one man show” to typowe dziecko naszej współczesności. Gdyby ktoś zliczył ilość słów wypowiedzianych przez uczestników imprezy na scenie Teatru Variete Muza, mogłoby się okazać, że jest ich więcej, niż w dziesięciotomowej encyklopedii PWN (ktoś ją jeszcze Z J A W I S K A skeczem Leszka Malinowskiego – trzeba wreszcie przestać gadać i wziąć się do roboty. Tematyka poruszana w tej bodaj najtrudniejszej formie satyrycznej była dość rozległa. Od spraw męsko-damskich, przez politykę i obyczaje, aż do nieznośnej poprawności politycznej, która tak naprawdę mocno ograniczałaby ekspresję stand-uperów, gdyby nie to, że mieli ją w głębokim poważaniu. Finaliści Ludzika to ludzie bardzo młodzi, ale już uznani w branży, części z nich udaje się żyć z pracy na scenie. Poziom drugiej odsłony One man show był dość zadowalający, choć nagrodzeni przez jurorów (Andrzej Talkowski, Grzegorz Halama, Jacek Ziobro, Jarosław Barów, Karol Kopiec, ubiegłoroczny laureat i Bartosz Brzeskot), widownię i dziennikarzy tytułami Mistrzów Polski: Antoni Syrek-Dąbrowski i Patryk Czebańczuk, zdecydowanie nie pozwolą o sobie zapomnieć! Na koniec niech głos zabierze nie związana z branżą koszalinianka: „Cieszy mnie z pewnością akcja i reakcja mojego miasta na nowe zjawisko. Wszystko to wydaje się bez zbędnej komercji. Super, że koszalinianie znaleźli czas na to, aby zasiąść, zaryzykować, z szacunkiem i ciekawością obejrzeć każdy występ zwykłego niecelebryty, który na scenie przed publicznością staje się postacią z własnego scenariusza. Oceniam otwartość i przepływ energii jako zaproszenie do dalszych ciekawych wydarzeń w Koszalinie. Doświadczyłam odbioru bez zakłóceń – walorem była treść i konwencja. Oddaliłam natomiast punkty zaczepno-obronne, takie jak: polityka, seks, płeć, gej-niegej, obyczaje. Dla mnie wygrał intelekt i nuta dobrego smaku okraszona elegancją i humorem”. Czekamy na kolejne satyryczne dokonania Stoczni Filmowców Agnieszki i Bartosza Brzeskotów. 150 Almanach 2015 Robert Kuliński Był sobie City Box Kiedy autor niniejszego tekstu zasiadł do pisania, miał za zadanie podsumować ubiegły rok działalności City Boxu i przeanalizować, czy dobrze pełni rolę nowej przestrzeni kulturalnej. Niestety, lokal, który miał ożywić życie centrum miasta, po niespełna roku działalności został zamknięty, a autor tym samym zmuszony do pisania o City Boxie w czasie przeszłym. Zjawiska 151 Z J A W I S K A A miało być tak pięknie. City Box usytuowany na Rynku Staromiejskim to nowoczesny budynek dwukondygnacyjny podzielony na część restauracyjną oraz wystawienniczą, wyposażony w niewielką, zewnętrzną, scenę. Wszystkie elementy miały składać się na powstanie ważnej przestrzeni, która przyciągnie mieszkańców Koszalina do centrum. Restauracja nie była w stanie się utrzymać. Właściciel starał się ratować działalność, wiążąc się z siecią fast foodów, co wywołało falę krytyki: pojawiły się głosy, że wystawy nie powinny być okadzane zapachem smażonej frytury. Okazało się jednak, że zmiana menu nie wpłynęła ani na zmniejszenie zainteresowania ofertą kulturalną City Boxu, ani na budżet najemcy budynku. Koszt dzierżawy obiektu od miasta (23 tys. zł miesięcznie), okazał się zbyt wysoki i na początku stycznia 2016 roku firma Konsult złożyła wypowiedzenie umowy. City Box to teraz pusta bryła, a jej przyszłość – wielka niewiadoma. Lokal wystartował w marcu 2015 roku. Bez wielkiej fety. Jako nowość przyciągał początkowo klientów restauracji. Właściwa działalność kulturalna obiektu rozpoczęła się w czasie Dni Koszalina. Impreza była raczej przaśną rozrywką, niż istotnym i wartym odnotowania wydarzeniem, ale to wtedy koszalinianie mogli zobaczyć możliwości, jakie serwuje nowoczesny budynek. Malarski Teatr Mody i Karykatury przyciągnął tłumy. Kolejne imprezy cieszyły się bardzo dużym zainteresowaniem, nieważne, czy był to koncert kwartetu smyczkowego w ramach wakacyjnego cyklu Kamerynki, czy folkowych grajków z zespołu Zgagafari: rynek za każdym razem był pełen ludzi i to w różnym wieku. Działalność kulturalna lokalu rozwijała się przez cały rok. Wystawiennicza prowadzona była pod auspicjami Centrum Kultury 105 (CK 105) – nowoczesna i elegancka galeria idealnie nadawała się na np. na przedsięwzięcia bezdomnej obecnie Galerii Scena prowadzonej przez Ryszarda Ziarkiewicza. City Box stał się miejscem kilku jej inicjatyw. We współpracy z Klubem Krytyki Politycznej Scena przygotowała ekspozycje prac artystów, którzy nie należą do grona twórców pokornych i działających na polu tzw. sztuki bezpiecznej – preferowanej przez instytucje publiczne. Mieszkańcy Koszalina mieli okazję zobaczyć memy Marty Frej, rzeźby Tomasza Rogalińskiego czy fotografie i filmy Tomasa Rafy. Niestety, restaurator nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, czym jest działalność wystawiennicza, co skutkowało tym, że Tomasz Rogaliński wycofał swoje prace z galerii City Boxu. Podczas niezapowiedzianej wizyty autor wystawy AndrogYnia moja miłość zastał swoją ekspozycję w nieładzie i bałaganie. Sprawa została rozwiązana polubownie. Bardzo udanym wydarzeniem były też I Koszalińskie Targi Sztuki i Dizajnu, także zorganizowane przez Galerię Scena. Przez trzy dni lokal pękał szwach. Nie zabrakło także koncertów. City Box sprawdził się przede wszystkim latem, kiedy na scenie plenerowej prezentowały się zespoły kameralne z Filharmonii Koszalińskiej. Można było także usłyszeć poezję śpiewaną oraz folkowe dźwięki. Nie można pominąć pokazu mody, zorganizowanego przez studentki Politechniki Koszalińskiej z koła naukowego The North Fashion. Restauracja i galeria były także częstym miejscem spotkań w ramach różnego rodzaju warsztatów czy debat dotyczących miasta i polityki. Jako miejska atrakcja z całym wachlarzem letnich imprez City Box wypadł świetnie. Upłynęło jednak zbyt mało czasu, aby udało się w pełni wykorzystać potencjał lokalizacji i warunków budynku. Zabrakło pomysłu na rzeczywistą animację kulturalną miejsca poza sezonem wakacyjnym. Szkoda, bo program mógłby promować zdrowy snobizm na obcowanie z kulturą, a niekoniecznie rozrywką. Koncerty kameralne, wystawy Z J A W I S K A czy choćby spotkania i debaty z artystami, politykami, społecznikami itp. mogłyby stać się dobrą wizytówką City Boxu. Niestety, zarządca obiektu nie wykazał żadnej inicjatywy w celu wykreowania miejscu prawdziwie artystycznego klimatu. Zamiast zadbać o estetykę i renomę lokalu, skupił się na kuchennych rewolucjach – to nie mogło wypalić. Co dalej? Dyrektor CK 105 Paweł Strojek zapewnia, że galeria City Boxu jest wciąż pod jego opieką. – To świetna przestrzeń dla Galerii Scena, mamy nawet zabezpieczone środki na organizację kolejnych eventów, czekamy, kiedy znów drzwi lokalu zostaną otwarte. 152 Almanach 2015 Anna Popławska Uczenie (do) kultury Zjawiska uczestników Bezpiecznych Ferii i Bezpiecznych Wakacji). Mogły one rozwijać swoje zainteresowania w 98. bardzo różnorodnych grupach – tanecznych, plastycznych, muzycznych, fotograficznych i teatralnych. Pałac Młodzieży był także organizatorem wielu wydarzeń kulturalnych, skierowanych nie tylko do podopiecznych, ale otwartych także dla mieszkańców. Nie sposób nie wspomnieć choćby o 16. Konkursie Piosenki Ekologicznej, 16. Ogólnopolskim Konkursie Fotografii Dzieci i Młodzieży Człowiek, Świat, Przyroda, czy mającym wieloletnią tradycję Konkursie Malarstwa Ściennego Dzieci i Młodzieży (w roku 2015 odbyła się 44. edycja). Po raz 12. Pałac Młodzieży zorganizował także, we współpracy z Bałtyckim Teatrem Dramatycznym i Radiem Koszalin, Ogólnopolski Festiwal Piosenki Aktorskiej Reflektor. Co warte zauważenia, organizatorzy postanowili nieco Reflektor zreformować, co poskutkowało dobrze przyjętym przez widzów nowym „francuskim” repertuarem. Zmienił się także, na wiosenny, termin festiwalu. Rok 2015 to także wiele sukcesów podopiecznych Pałacu Młodzieży. Warto wspomnieć choćby o zdolnych młodych fotografach, docenionych podczas 18. Międzynarodowego Konkursie Twórczości Plastycznej Dzieci i Młodzieży Zawsze zielono, zawsze niebiesko w Toruniu czy w 14. Ogólnopolskim Konkursie Fotograficznym imienia Jana Bułhaka Pejzaże wokół mojego miasta. Laury zdobywali także młodzi recytatorzy, podopieczni pracowni malarskich i znakomici gitarzyści (między innymi podczas Międzynarodowego Festiwalu i Konkursu Gitarowego w Trzęsaczu i na 13. Ogólnopolskim Konkursie Gitarowym Gitary Klasycznej w Olsztynie). Warto zauważyć także nowe inicjatywy, które pojawiły się w Pałacu Młodzieży w 2015 roku. To między innymi Sobotnie poranki artystyczne – propozycja także dla dzieci, które nie uczęszczają na regularne zajęcia w PM. Drugą placówką aktywnie rozwijającą w Koszalinie amatorski ruch artystyczny jest Centrum Kultury 105 (CK 105). W 2015 roku w ponad 20. sekcjach swoje artystyczne zainteresowania rozwijało tu niemal 153 Z J A W I S K A „Kultura to narzędzie w rękach profesorów, służące im do produkcji profesorów, którzy – kiedy przyjdzie ich kolej – będą produkować profesorów”. Niezwykle lapidarnie, a jednocześnie wyjątkowo trafnie, funkcję edukacji kulturalnej opisała w ten sposób jedna z największych myślicielek XX w., Simone Weil. I choć dostęp do kultury jest obecnie znacznie łatwiejszy, to po kilkudziesięciu latach od powstania, zdanie to jest wciąż tak samo aktualne. Dlatego nie do przecenienia jest rola instytucji i organizacji, których celem jest „uczenie kultury” i „uczenie do kultury”. W Koszalinie w obszarze tym aktywne są głównie instytucje, dla których działania w ramach szeroko pojętej edukacji kulturalnej są statutowymi. To przede wszystkim szkoły o charakterze artystycznym, ale także placówki, których domeną jest rozwijanie amatorskiego ruchu artystycznego. Mowa oczywiście o Zespole Szkół Plastycznych im. Władysława Hasiora i Zespole Szkół Muzycznych im. Grażyny Bacewicz. Obie szkoły podlegają Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a kompetencje kulturalne w ramach realizowanych programów nauczania na poziomie podstawowym, gimnazjalnymi i ponadgimnazjalnym zdobywa tu kilkuset uczniów z całego regionu. Ze względu na kameralny charakter można tę formę kształcenia uznać po pierwsze za elitarną, po drugie – to w znacznej mierze kształcenie przyszłych profesjonalnych artystów plastyków i muzyków. Dla większości młodych Koszalinian szansą na realizowanie artystycznych pasji i rozwijanie talentów są więc placówki pozaszkolne, których organem prowadzącym jest koszaliński samorząd. Największą, nie tylko w Koszalinie, ale i w regionie, jest Pałac Młodzieży (PM), powołany, by zapewnić „wszechstronny rozwój, przygotowując dzieci i młodzież do świadomego i aktywnego udziału w życiu kulturalnym”. O rozmachu jego działalności świadczą nie tylko liczby, ale przede wszystkim osiągnięcia. Ale zacznijmy od statystyki. W roku szkolnym 2014/2015 w pałacowych salach i pracowniach twórczo czas spędzało 1337 dzieci (dane nie obejmują Z J A W I S K A 400 osób do 18 roku życia. Wśród aktywności artystycznych, jakie CK 105 zaproponowało najmłodszym podopiecznym, były głównie zajęcia plastyczne, taneczne i teatralno-recytatorskie. Rok 2015 był kolejnym rokiem działania wielu zespołów i sekcji mających już bardzo bogaty dorobek i tradycje, jak choćby Zespół Tańca Ludowego Bałtyk, Mini Studio Poezji i Piosenki czy Studio Artystyczne Poezji i Piosenki. Był to także rok licznych sukcesów podopiecznych Centrum Kultury 105, między innymi podczas Międzynarodowego Festiwalu Piosenki Super Mikrofon Radia Jard i Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Wschodami Gwiazd, a także na Festiwalu Piosenki Gdynia Open i Wojewódzkim Przeglądzie Prac Plastyków Nieprofesjonalnych. Co istotne, efekty pracy młodych artystów nie raz mogli podziwiać także koszalinianie w ramach licznych prezentacji i pokazów. Tu na szczególne wyróżnienie zasługuje powstała w ramach Studia Artystycznego im. Ziembińskich Trans-Opera S.A.L.I.G.I.A., znakomity spektakl muzyczny z piosenkami Przemysława Gintrowskiego w reżyserii Ewy Czapik-Kowalewskiej i pod kierownictwem muzycznym Rafała Kowalewskiego. Spektakl miał premierę 3 czerwca 2015 roku, był także wystawiany w ramach obchodów Dnia Niepodległości w Studiu Koncertowo-Nagraniowym im. Czesława Niemena w Radiu Koszalin. Poza amatorskim ruchem artystycznym, który w naturalny sposób rozbudza zainteresowanie kulturą wśród uczestników, ważną rolę w „uczeniu do kultury” odgrywają także działania Koszalińskiej Biblioteki Publicznej i Muzeum w Koszalinie. Pierwsza od lat realizuje nie tylko lekcje biblioteczne, ale także propaguje czytelnictwo poprzez takie akcje jak Noc w bibliotece czy udział w Bezpiecznych Feriach i Bezpiecznych Wakacjach. Podobne działania realizuje Muzeum. Tu, obok prowadzonych od lat lekcji muzealnych, po raz kolejny w 2015 roku realizowany był program Cztery pory tradycji, a po raz drugi – Gabinet osobowości, mający na celu ułatwienie odbioru sztuki i swoiste „oswojenie” ze sztuką gimnazjalistów i licealistów. Warto w tym akapicie wspomnieć także o edukacji filmowej. Po raz trzeci w roku 2015 działała w Koszalinie Filmowa Akademia Integracji. W jej ramach ponad 400 widzów (w tym młodzież szkolna) wzięło udział w 11. spotkaniach, podczas których obejrzeli takie obrazy jak między innymi Elling Pettera Naessa, Lot nad kukułczym gniazdem Milosa Formana czy Prostą historię Davida Lyncha. Każdy pokaz poprzedzony był wprowa- dzeniem prezentującym dzieło filmowe w, szerszym niż tylko kinowy, kontekście. Propozycja, obok działającej przy CK 105 Koszalińskiej Akademii Filmowej, to jeden ze sposobów budowania świadomej, zainteresowanej ambitnym kinem publiczności. To działanie nie do przecenienia zwłaszcza w mieście dwóch festiwali filmowych. Wszystkie wymienione wyżej formy rozwijania artystycznych pasji najmłodszych są bezcenne w kontekście danych dotyczących uczestnictwa Polaków w kulturze. Te od lat są równie niepokojące. Wystarczy wspomnieć, że jedna piąta Polaków powyżej 15. roku życia znajduje się poza kulturą pisma: nie tylko nie czytają regularnie dłuższych tekstów, ale także nie sięgają do książek ani gazet choćby raz do roku1. Z badania zleconego przez Bibliotekę Narodową wynika, że ponad połowa Polaków w roku 2014 (dane dotyczące roku 2015 jeszcze nie są dostępne) nie miała książki w rękach, a co czwarty Polak nie ma w domu ani jednej. Oznacza to, że jesteśmy pod względem czytelnictwa w ogonie Europy. Nielepiej jest, jeśli chodzi o zainteresowanie teatrem. W 2014 roku ani jednej sztuki nie obejrzało 84 proc. Polaków. Tylko co szósty miał okazję choć raz zobaczyć „na żywo” aktorów na scenie2. Niewielkie jest także zainteresowanie ofertą filharmonii, co potwierdzają dane Głównego Urzędu Statystycznego dotyczące wydatków na kulturę. W raporcie Kultura w 2014 r., opublikowanym w październiku 2015 roku możemy przeczytać, że „W 2014 r. w gospodarstwach domowych na bilety wstępu do teatrów, instytucji muzycznych i kina wydano przeciętnie na 1 osobę 24,60 zł (o 2,4 proc. mniej niż w 2013 r.), (…). Najbardziej powszechnym wśród tzw. artykułów użytku kulturalnego jest odbiornik telewizyjny”3. Z powyższych danych wyłania się obraz Polaka niezainteresowanego kulturą. Dlatego, zgodnie z powiedzeniem „czym skorupka za młodu nasiąknie…” warto w kolejnych latach położyć szczególny nacisk na tworzenie atrakcyjnej oferty kulturalnej z myślą o najmłodszych – nie tylko jako odbiorcach, ale i kreatorach zdarzeń. Powyższy obraz to także dowód, że w Koszalinie wciąż brak oferujących różnego rodzaju aktywności kulturalne organizacji pozarządowych i fundacji. Pozainstytucjonalne inicjatywy związane z edukacją artystyczną to w przestrzeni koszalińskiej nawet nie margines. Pytanie, czy w obecnym świecie propagowanie postaw „prokulturalnych” tylko w oparciu i poprzez instytucje samorządowe wystarczy. Izabela Koryś, Dominika Michalak, Roman Chymkowski, Stan czytelnictwa w Polsce w 2014 roku, http://bn.org.pl/download/document/1422018329.pdf, dostęp 1.02.2016 r., godz. 19.01 2 Czy Polacy chodzą do teatru?, TNS, http://www.tnsglobal.pl/wp-content/blogs.dir/9/files/2015/02/K.008_Teatr_O01a-15.pdf, dostęp 1.02.2016, godz. 21.00 3 Kultura w 2014 r., http://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/kultura-turystyka-sport/kultura/kultura-w-2014-r-,2,12.html, dostęp 1.02.2016 r., godz. 21.32 1 154 Almanach 2015 Weronika Teplicka Dobra sztuka, dobry dizajn I Koszalińskie Targi Sztuki i Dizajnu; 11-13 grudnia 2015 Przeglądając dziesiąty numer kwartalnika o sztuce Szum, natrafiłam na dodatek Mapa sztuki polskiej 2015. Autorzy umieścili na niej Koszalin i wyróżnili trzy miejsca: Fundację Moje Archiwum, Centralę Artystyczną i Galerię Scena. Może w następnym zestawieniu, za rok 2016, pojawi się dodatkowy znaczek symbolizujący Koszalińskie Targi Sztuki i Dizajnu? Między 11-13 grudnia 2015 odbyła się ich pierwsza edycja. Zjawiska 155 Z J A W I S K A Pomysłodawcą zorganizowania targów i autorem ich koncepcji jest kurator sztuki, redaktor naczelny Magazynu Sztuki, a obecnie kierownik Galerii Scena, Ryszard Ziarkiewicz. Do współpracy zaprosił Katarzynę Koperkiewicz, studentkę Instytutu Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej. Wcześniej mieli oni okazję współpracować podczas prowadzenia warsztatów ekologicznych Jednorazówka w Centrum Kultury 105 w 2014 roku. Intencją organizatorów targów nie było konkurowanie z najważniejszymi krajowymi przedsięwzięciami tego typu, lecz zagospodarowanie i wyeksponowanie potencjału tkwiącego w Koszalinie. Impreza stworzona została przede wszystkim z myślą o studentach Instytutu Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej, w celu pokazania ich twórczości w przestrzeni wystawienniczej i promocji na początku kariery artystycznej. Stworzenie miejsca sprzyjającego integracji i wymianie doświadczeń miało uaktywnić również doświadczonych koszalińskich artystów i rzemieślników. Organizatorzy chcieli skłonić mieszkańców Koszalina do zwrócenia uwagi – przy okazji nabywania gwiazdkowych prezentów – na sztukę użytkową, wykonywane ręcznie przedmioty unikatowe i na wyroby rodzimych twórców. Stąd też pewnie hasło przewodnie targów: Dobry prezent to sztuka. Ambicją organizatorów jest stworzenie – przy aprobacie władz Koszalina – imprezy cyklicznej. Do opieki nad oprawą wizualną zaproszona została pracownia projektowa Dobry Sztos, która stworzyła oryginalne, nowoczesne logo, plakat i materiały promujące wydarzenie. Rozreklamowanie targów na portalach społecznościowym przebiegało bardzo sprawnie, informacje o naborze wystawców trafiły w różne miejsca Polski, co zaowocowało zgłoszeniami również z Wrocławia i Gdańska. Ostateczną decyzję o wyborze wystawców podjęła powołana przez organizatorów komisja rekrutacyjna. Dbając o wysoki poziom prezentacji i zróżnicowaną ofertę, wyselekcjonowała ona dwudziestu sześciu twórców specjalizujących się w różnych dziedzinach. Na targach można było zatem zobaczyć: malarstwo, rzeźbę, fotografię, biżuterię, modę, elementy wystroju wnętrz, artystycznie oprawione książki i wyroby kaletnicze. Część uczestników opowiedziała o swojej twórczości podczas wykładów, warsztatów i paneli dyskusyjnych z widzami. Targom towarzyszyły ciekawe wydarzenia muzyczne, m.in. koncert Zabrockiego w JazzBurgerCafe. Targi zostały zainaugurowane przez wiceprezydenta Koszalina Przemysława Krzyżanowskiego, który, zachwycony inicjatywą, zapowiedział swoją pomoc przy organizowaniu kolejnych edycji. Galeria Scena działająca przy Centrum Kultury 105 reprezentowana była przez współpracujących z nią od lat artystów. Kurator Sceny Ryszard Ziarkiewicz przedstawił prezentację multimedialną o historii galerii i wystawie Niepoprawna sztuka peryferii. Goście mogli też osobiście spotkać się z artystami i porozmawiać o ich twórczości. Tomasz Rogaliński pokazał gipsowe rzeźby płodów ludzkich z cyklu Kto ty jesteś? i poduszki – z jednej strony biało-czerwone, z drugiej tęczowe. Twórczość Zdzisława Pacholskiego reprezentowały czarno-białe fotografie Koszalina z lat siedemdziesiątych XX wieku. Sebastian Krupiński przedstawił hiperrealistyczne obrazy olejne, a Stanisław Wolski konceptualne rysunki. Dopełnieniem prezentacji Sceny był wykład o działalności współpracującej z nią przy pierwszej edycji Festiwalu Sztuki w Przestrzeni Publicznej Koszart Fundacji Moje Archiwum, prowadzonej przez Andrzeja Ciesielskiego. Duży entuzjazm wśród widzów wywołało stoisko Cukina (o artyście piszemy w osobnym tekście – dop. red.). Jego realizacje w przestrzeni miejskiej znane są pewnie każdemu mieszkańcowi Koszalina. Cukin jest autorem kilku murali. Tym razem miłośnicy jego twórczości mogli nabyć obrazy i wykonane przez artystę gadżety (magnesy na lodówki, wlepki) oraz złożyć zamówienia na indywidualne realizacje. Podczas targów Cukin prezentował też dokumentację swoich działań. Maciej Mazurkiewicz, właściciel pracowni sitodruku Druklin, pokazał niebanalne wydruki na przedmiotach codziennego użytku, m.in. na kafelkach i kubkach. Obok jego stoiska można było nabyć ceramikę – autorka, wrocławianka Janina Myronowa, ze swojej pasji uczyniła sposób na życie. Pojawia się na targach w całej Polsce, prezentując ręcznie malowane naczynia użytkowe i ozdobne. Podczas wykładu opowiedziała widzom o technikach, jakie stosuje przy ozdabianiu komiksowymi rysunkami talerzyków i porcelanowych pojemników. Ciekawy projekt Koszmatki zaproponowała Marcelina Starzonek, absolwentka koszalińskiego „plastyka”. Jej unikatowe zabawki (króliki, maskotki) wykonywane są ręcznie, z ekologicznych materiałów, bez jakichkolwiek niebezpiecznych dodatków. To pierwsze kroki autorki w tym rzemiośle, więc udział w targach miał być dla niej sprawdzianem możliwości i umiejętności. Kolejnym wystawcą, tym razem doświadczonym, obchodzącym akurat dwudziestopięciolecie działalności, było Wydawnictwo Artystyczne Kurtiak i Ley. Firma, biorąca udział w targach sztuki w całej Europie, po raz pierwszy miała okazję pokazać swoje prace w ro- 156 Almanach 2015 Zjawiska wykorzystane przez nią do zilustrowania kalendarzy i książek. Innymi godnymi uwagi wystawcami byli: Pracownia Kaletnicza Mes; Rybokopki – duet projektowy Irminy Kopki i Mateusza Rybarczyka, specjalizujący się w wykonywaniu opakowań na prezenty; Miksownia, zajmująca się projektowaniem elementów wystroju wnętrz; P&S Consulting, prezentująca możliwości drukarki 3D, Anna Probe-Kreft projektująca wierzchnie okrycia. Podczas trzech dni targów mieszkańcy Koszalina mieli okazję obcować z dobrą sztuką i dizajnem, nie wyjeżdżając poza granice miasta. Może to doświadczenie skłoni ich do dalszych poszukiwań w dziedzinie kultury? Pierwsza edycja targów nie gwarantowała wystawcom spektakularnej sprzedaży ich dzieł, raczej miała służyć promocji ich twórczości i pomóc w nawiązywaniu nowych kontaktów. Była to też próba (wsparta przykładem innych miast w Polsce i na świecie) stworzenia rynku sztuki i wykreowania nowej publiczności. Organizatorzy liczą w przyszłości na aktywność władz Instytutu Wzornictwa i koszalińskich galerii. Wielu artystów po ukończeniu wzornictwa przemysłowego czy komunikacji wizualnej pozostaje w Koszalinie, otwiera filmy projektowe albo zajmuje się sztuką. Warto inwestować w ich promocję i tworzyć warunki sprzyjające pozostaniu w naszym mieście. Kto wie, może to jedno z pierwszych komercyjnych spotkań ze sztuką i dizajnem okaże się ważnym krokiem w rozwoju kulturalnym Koszalina, fundamentem pod budowę – jeżeli nie od razu Centrum Sztuki Nowoczesnej, to przynajmniej nowoczesnej przestrzeni wystawienniczej? 157 Z J A W I S K A dzinnym mieście. Ich książki – drukowane na czerpanym papierze, ręcznie oprawiane w skórę lub jedwab – to prawdziwe dzieła sztuki. Powstają w limitowanych edycjach, dlatego są tak cenne dla kolekcjonerów i wielbicieli bibliofilskich wydań; bywają też traktowane jako niezwykle ekskluzywne prezenty. Liczną grupę wystawców stanowili studenci związani z Kołem Naukowym The North Fashion, działającym przy Instytucie Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej. Zajmują się oni projektowaniem ubioru i biżuterii, a także wykonywaniem fotografii modowej. Swoje realizacje prezentowali już podczas FashionDay w Koszalinie i wystawy w szczecińskim Muzeum Techniki. Tym razem widzowie mogli obejrzeć ich produkty z bliska, umówić się na zakup czy przymiarkę. Sara Betkier pokazała ubrania i ekskluzywne skórzane torby, Joanna Haracewiat (projektantka marki Hajo) – biżuterię będącą połączeniem starego i nowego dizajnu, Natalia Rawska – biżuterię z perłami i kamieniami półszlachetnymi, zaś Agnieszka Żal – odblaskowe torby i plecaki oraz t-shirty z nadrukami. Artystki zachęcały gości do przyjęcia wizytówek oraz polubienia profilów na portalach społecznościowych i śledzenia – także tą drogą – ich artystycznego i zawodowego rozwoju. Gratką dla wielbicieli rzeźby było stoisko Szymona Stali, doktoranta Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Artysta wykonywał na żywo projekty rzeźb w plastelinie, opowiadał o realizacji swojej pracy dyplomowej Dafne. Można było obejrzeć portfolio dokumentujące jego działania. Na szczególna uwagę zasługiwały szkice węglem. Absolwentka Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, Anna Waluś przedstawiła gościom bardzo realistyczne rysunki zwierząt, Aleksandra Barcikowska Z J A W I S K A Scena – koszalińska galeria bezdomna Rok 2015 był rewolucyjny dla Galerii Scena. Z jednej strony brak własnej powierzchni wystawienniczej, z drugiej większe zainteresowanie widzów i niesłabnąca aktywność w zakresie organizowania wydarzeń artystycznych. Scena swój jubileuszowy, dziesiąty rok bytności na koszalińskim rynku zaczęła od straty lokum. Pod koniec 2014 roku okazało się, że musi opuścić swoją wieloletnią siedzibę w kotłowni Koszalińskiej Biblioteki Publicznej (KBP). – Zadecydowały względy bezpieczeństwa – tłumaczy Ryszard Ziarkiewicz, szef Sceny. – Galeria była w takim stanie, że bez przeprowadzenia tam remontu nie mogło być mowy o dalszej działalności. Scena przeniosła się więc do Centrum Kultury 105 (CK 105), pod auspicjami którego działa od lat. Przeniosła się jednak tylko umownie, bo stałego miejsca wciąż nie ma. – Szukaliśmy nowej siedziby, ale nie znaleźliśmy lokalu, który można by „wziąć” bez wykładania żadnych pieniędzy – mówi Ryszard Ziarkiewicz. Sytuacja nie była łatwa, ale zawieszenie działalności Sceny nie wchodziło w grę. – Dzięki Izie Madajczyk zrobiliśmy trzy wystawy w Bałtyckiej Galerii Sztuki, a kilka mniejszych działań w Clubie 105 – wyjaśnia Ryszard Ziarkiewicz. Sztuka współczesna pojawiła się też w budynku City Box na Rynku Staromiejskim. Jasna, przestronna antresola wydawała się być odpowiednim miejscem do organizacji wystaw. W lipcu odbył się tam wernisaż memów autorstwa Marty Frej. Mimo, że wakacje były na półmetku, zainteresowanych wydarzeniem nie brakowało. Szef Sceny uważa, że to także zasługa miejsca. – Kiedy galeria była w pomieszczeniach po kotłowni, na wernisaże przychodziło zdecydowanie mniej osób – podkreśla i dodaje. – Ludzie są zmęczeni off’em. W dawnej Scenie było mroczno. W powietrzu unosił się pył. Okna wylatywały, a schody były wąskie i niebezpieczne. Z tej piwnicy biła taka atmosfera, że niektóre osoby w ogóle nie chciały się tam pojawiać. Trzy miesiące po wernisażu Marty Frej swoje prace w City Box pokazał Tomasz Rogaliński, koszalinianin związany ze Sceną od 2009 roku. Na październikowym wernisażu zatytułowanym AndrogYnia moja miłość zaprezentował między innymi instalacje, rzeźby oraz filmy wideo. Pięć dni po otwarciu wystawy na portalu społecznościowym pojawił się wpis artysty, w którym ironicznie „dziękował” kierownictwu restauracji za: „twórcze urozmaicenie wystawy”. Pomiędzy eksponatami Rogalińskiego pojawiły się bowiem kanapy i lady chłodnicze. Po dwóch dniach zostały jednak usunięte, a wystawa była kontynuowana. – Brak odpowiedniego nadzoru to jeden z problemów antresoli – uważa Ryszard Ziarkiewicz. – Artyści przywiązani są do swoich prac, a te właściwie nie są tam w żaden sposób chronione. Nikt nie zwraca uwagi na to, kto wchodzi na górę i czy niczego nie niszczy albo po prostu nie kradnie. Organizacji wystaw nie ułatwia też fakt, że przestrzeń na piętrze obiektu jest miejscem publicznym. Korzystać z niej może i Urząd Miasta, i Centrum Kultury 105, i Galeria Scena, ale nikt na wyłączność. – Dziś Scena ma charakter performatywny, bo raz jest w Amfiteatrze, raz w City Box, a innym razem w CK105 – uważa Tomasz Rogaliński i dodaje: – Z jednej strony jest to w pewien sposób charakterystyczne, ale wynika wyłącznie z tego, że galeria nie ma stałego lokum. Brakuje przestrzeni, która mogłaby zapracować na miano miejsca z tradycjami wystawienniczymi. Podobnego zdania jest Zdzisław Pacholski, artysta fotografik, od lat związany ze Sceną. – Ryszard Ziarkiewicz jest kimś w rodzaju króla bez ziemi – wskazuje. – Korzysta z okazji, żeby przycupnąć w różnych miejscach, ale to jest zawstydzająca sytuacja. To jest taki stan zawieszenia, który jest mało komfortowy dla artystów i Ziarkiewicza. Przeszkody nie podcinają jednak skrzydeł szefowi koszalińskiej galerii. Grafik na przyszły rok jest już szczegółowo zaplanowany. Trzy wystawy odbędą się w Bałtyckiej Galerii Sztuki w CK 105, a pozostałych siedem najprawdopodobniej w City Box. O tym, że zapotrzebowanie na sztukę współczesną istnieje w Koszalinie świadczyć może chociażby ilość osób przychodząca na wydarzenia organizowane przez Scenę oraz zainteresowanie jej działalnością. 158 Almanach 2015 – Zdarza się, że podchodzą do mnie ludzie i pytają, gdzie odbędzie się kolejny wernisaż – mówi Ryszard Ziarkiewicz. – Mam też sygnały od osób, które były w naszej poprzedniej siedzibie w bibliotece i dzwonią zaniepokojone myśląc, że galeria już nie działa. Zdzisława Pacholskiego martwi taki stan rzeczy, bo jak podkreśla, utworzenie w Koszalinie galerii sztuki współczesnej to potrzeba cywilizacyjna, a nie widzimisię artystów. – W mieście jest jakaś niechęć w stosunku do nurtu związanego ze sztuką współczesną – wskazuje artysta. – To z kolei może doprowadzić do sytuacji, w której ludzie zatracą potrzebę uczestniczenia w sztuce współczesnej. Wydarzenia Miejsce, które nadawałoby się na galerię jest w zasięgu ręki, bo antresola w City Box podoba się zarówno artystom jak i mieszkańcom, a przestrzeń można zaaranżować na wiele sposobów, co udowodnili organizatorzy podczas I Koszalińskich Targów Sztuki i Dizajnu. Antresola pomieściła wtedy kilkanaście stoisk. Było też miejsce, gdzie można było usiąść, zorganizować warsztaty i spotkania z twórcami. – Antresola zaczyna coraz bardziej kojarzyć się ze Sceną – mówi Ryszard Ziarkiewicz. – Brakuje tylko formalnej zgody na to, żeby ta powierzchnia należała wyłącznie do galerii. 159 Joanna Wyrzykowska Z J A W I S K A Kultura na pięćdziesiąt+ Symboliczna liczba. Okrągła. Pół wieku to nie żarty. Człowiek staje się tą nobliwszą, poważniejszą wersją siebie. To wypada, tego nie wypada. To można, tego nie za bardzo. Kto na pięćdziesięciolatka nakłada kaganiec ograniczeń? I kto będzie z nich go rozliczał? A może przekroczenie pięćdziesiątki związane z totalną zmianą w życiu to tylko mit? Co robią w wolnym czasie ponadpięćdziesięcioletni koszalinianie? Jedni sporo, inni sobie odpuszczają. Ale jedno jest pewne – jeśli chcą, nie muszą się nudzić. Taki obrazek – oboje dobrze po sześćdziesiątce, oboje uśmiechnięci, wpatrzeni w siebie, szczęśliwi. Stoją na środku pięknej uliczki w malowniczym miasteczku, a do tego ubrani poza schematem – dzieci kwiaty, flower power. Przychodzą na myśl szalone w Ameryce lata 60., festiwal w Woodstock, czyli wolna miłość i wolna muzyka. W Polsce tak kolorowo nie było, ale do dziś ten czas nazywany jest szalonymi latami. Co się działo w kulturze? Sporo. W Krakowie Piwnica pod Baranami, w Opolu początki festiwalu, czyli rozkwit estrady. W Warszawie dom otwarty Kaliny Jędrusik i Stanisława Dygata przyciągał pisarzy, aktorów i obserwatorów. Patrząc na dwoje kolorowych, szczęśliwych ludzi z fotografii myślę – czy mogę być taka w ich wieku? I co będę robić? Tego nie wiem, bo nie wiem, jakie będą kulturalne trendy, ale mogę przyjrzeć się temu, co dzisiejsi seniorzy, a więc młodzież z lat 60., robią w wolnym czasie. Z pewnością większość z nich nie siedzi w domu, widać to po frekwencji na wernisażach, koncertach i imprezach organizowanych przez miasto. W filharmonii widownia zajęta jest zwykle do ostatniego miejsca, na premierach teatralnych seniorów nie brakuje, chodzą też do kina. A miasto dba o to, żeby chodzili, oferując im zniżki na imprezy związane z kulturą. Czego oczekują seniorzy? Wiadomo – oferty z prawdziwego zdarzenia. Nie kupią, nawet ze zniżką, byle jakich występów byle jakich „artystów”. Choć, a może właśnie dlatego, wychowani w dość siermiężnej rzeczywistości, doskonale wyczują fałsz i blichtr, pod którym kryje się miernota. Seniorów przyciągnie nazwisko Sławy Przybylskiej, bo lubią posłuchać muzyki z lat ich młodości, ale też zajrzą z chęcią do Domku Kata na festiwal o Włodzimierzu Wysockim. Tych, którzy lubią rozmawiać i chcą dowiedzieć się nieco o innych ludziach, przyciągnie Żywa Biblioteka organizowana przez Koszalińską Bibliotekę Publiczną. Różnie odbierane są filmy produkowane przez młode pokolenie, prezentowane w ramach festiwalu Młodzi i Film, ale są tacy, którzy lubią zmierzyć się z młodym spojrzeniem na świat. Swoich widzów, także wśród dojrzałych mieszkańców miasta, ma festiwal Integracja Ty i Ja. Sala biblioteki była przepełniona podczas wizyty w Koszalinie lubianej dziennikarki, satyryczki i pisarki Marii Czubaszek. Ci bardziej refleksyjni wybrali recital Edyty Geppert. Jest co robić, gdzie pójść, i z kim się spotkać. Od lat o koszalińskich seniorów dbają kluby osiedlowe. W prawie każdej części miasta znajdzie się dla dojrzałych osób coś interesującego. Spotkania Klubu Seniora organizowane przy klubie Przylesie KSM Przylesie to prawdziwie rodzinne imprezy. – Mamy bogatą ofertę – mówi Marek Sawicki, pracownik klubu. – Organizujemy wycieczki, spotkania z ciekawymi ludźmi, a także pogadanki o zdrowiu czy medycynie naturalnej, czyli tym, co najbardziej interesuje naszych bywalców. Żadna większa impreza nie miałaby tak doskonałej oprawy, gdyby nie Lidia Artiuch-Dzięcielska, która przez lata pracowała w klubie, a obecnie przewodniczy seniorom. To ona wykonuje przepiękne, bardzo oryginalne dekoracje, ona także już od lat zbiera kulinarne laury w konkursach gotowania. Jedni korzystają chętnie z miejskiej oferty, inni mniej aktywnie spędzają czas. – Rzadko gdzieś bywam, kiedyś chodziłam na zabawy, wszędzie jest obecny alkohol, którego nie toleruję, więc zrezygnowałam. Na imprezach jest za głośno, jeden z drugim wypije, przekrzykują się, potrafią pokłócić, to nie dla mnie – przyznaje Małgorzata. Lubi tańczyć, ale twierdzi, że w Koszalinie nie ma miejsc, w których osoby w jej wieku mogłyby się poruszać. Chodzi natomiast na koncerty. – Bardzo lubię muzyczne atrakcje, organi- 160 Almanach 2015 zowane w Radiu Koszalin. Staram się być na każdy koncercie. Doskonała muzyka, różnorodność, wygoda i idealne nagłośnienie. To coś dla mnie. Koszalinianie 50+ lubią działać społecznie. Teresa Tomczyk, pracująca w Radzie Osiedla Na Skarpie mówi: – Moje życie kulturalne jest z powodów finansowych bardzo skromne. W imprezach miejskich biorę udział okazjonalnie. Raczej skupiam się na imprezach organizowanych w osiedlu w klubie Na Skarpie. Są to wernisaże, festyny, konkursy dla przedszkolaków, uczniów szkół gimnazjalnych na temat wiedzy o Koszalinie w ramach obchodów 750-lecia, Zjawiska spotkania okolicznościowe (Dzień Kobiet, Dzień Seniora). W imieniu Rady Osiedla wspólnie z KSM Na Skarpie organizuję spotkania dla samotnych seniorów, popołudnie wielkanocne oraz wieczory wigilijne. Jako przedstawiciele Rady Osiedla uczestniczyliśmy w konkursie na najlepsze pierogi podczas Ulicy Smaków (zajęliśmy II miejsce). W ostatnim kwartale ubiegłego roku miałam przyjemność w imieniu przewodniczącej Rady Miejskiej obdarować część naszych seniorów biletami na występy Grupy No To Co i Sławy Przybylskiej, a z CK105 biletami na spotkanie wigilijne. Koncerty Sławy Przybylskiej i grupy No To Co to pomysł na pre- 161 Z J A W I S K A zent od fundacji Pokoloruj świat. Jej przedstawicielki zorganizowały charytatywną aukcję, z której sfinansowano te imprezy. Coś dla ciała, a przede wszystkim dla ducha proponuje seniorom Politechnika Koszalińska. Uniwersytet III Wieku działa tu prężnie od lat. To dowód na to, że seniorzy nie chcą siedzieć w domu. I nie siedzą, bo zajęć mają sporo: – Podróżujemy po Europie, byliśmy w Norwegii, we Włoszech, w Grecji i w Turcji. Oprócz podróży jest czas na naukę języków obcych. Osoby plus 50 uczą się chętnie angielskiego, francuskiego, niemieckiego czy włoskiego. Zajęcia na Uniwersytecie III Wieku to gratka też dla miłośników tańca. – Uczymy się i z tańcami wyjeżdżamy na juwenalia. Możemy się pochwalić sukcesami, z Warszawy przywieźliśmy nagrody i wyróżnienia – chwali się dokonaniami Irena Ciesielska, przewodnicząca Samorządu Słuchaczy Uniwersytetu III Wieku. – Działa też grupa malarska, są kursy fotografii cyfrowej, pomocy medycznej, a przede wszystkim wykłady z różnych dziedzin. – Warto podkreślić, że wspólnie z Archiwum Państwowym i muzeum zorganizowaliśmy cykl 12. wykładów z okazji 750. urodzin miasta. Centrum Kultury 105 też ma wiele propozycji dla seniorów. W placówce działa sekcja plastyczna, sekcja tańca dla pań 50+, zumba dla dorosłych, chóry Koszalin Canta, Frontowe Drogi, Canzona. Są zajęcia teatralne: Teatr Rodzinny i Teatr Seniora prowadzone przez Marzenę Wysmyk. – Chcą tym graniem się cieszyć. W repertuarze nie mamy smutnych tekstów. Nasze zajęcia to dla aktorów-amatorów możliwość wyjścia do ludzi. Jestem wymagająca, aktorzy muszą dawać wiele z siebie. Przełamują też swoje bariery – nasz teatr to teatr ruchu, trzeba pokonać tremę i lęk przed pokazaniem się. Podejmujemy się spektakli trudnych, z dużym tekstem, ale muszą być zabawne. Chcemy wyjść z naszymi przedstawieniami na zewnątrz, zastanawiamy się nad pokazaniem spektaklu poza Koszalinem, może w Warszawie na juwenaliach? Mamy bardzo dobre warunki, pracujemy w Domku Kata. Nasze spotkania to spotkania przyjaciół, często przy cieście, kawie, dla wielu zajęcia teatralne to lek na samotność – mówi Marzena Wysmyk. – Z seniorami pracuje się świetnie. Grupa jest dość zróżnicowana wiekowo – od 50 do 80 lat. Są bardzo aktywni. To w większości osoby, które prowadziły aktywny tryb życia i na emeryturze nie chcą tego zmienić. W Centrum Kultury 105 jest też zespół recytatorski Proscenium. Aktor Marcin Borchardt prowadzi także zajęcia teatralne, w których mogą uczestniczyć seniorzy – Karaoke, filcowanie, tworzenie biżuterii, zajęcia filmowe – wylicza dyrektor placówki Paweł Strojek. – Mamy powrót do źródeł, czyli klub twórców ludowych i rękodzieła artystycznego. Zawsze podkreślam, że jesteśmy w stanie dostosować się do kulturalnego zapotrzebowania, jesteśmy otwarci na propozycje nowych sekcji. Jeśli ktoś ma pomysł na ciekawe zajęcia, ma jakąś pasję, którą chce się podzielić – zapraszamy do Centrum Kultury 105. Seniorzy chcą być aktywni, realizować się przez kulturę, to dla nich ważne, a my staramy się zapewnić im komfort w poznawaniu nowych rzeczy – mówi dyrektor. – Dużym zainteresowaniem cieszy się angielski bez stresu – te zajęcia seniorzy bardzo sobie chwalą. Dojrzali koszalinianie lubią też kino, wielu bierze udział w spotkaniach w ramach Dyskusyjnego Klubu Filmowego. „Już szron na głowie, już nie to zdrowie, a w sercu ciągle maj” – śpiewali Starsi Panowie przed laty. Warto jednak pamiętać, że kiedy powstawał jeden z najbardziej kochanych przez Polaków kabaretów, jego założyciele – Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski – nie mieli jeszcze skończonej tej magicznej pięćdziesiątki. Ale wiedzieli doskonale, ile można z życia wziąć pod płaszczykiem pozornie statecznej dojrzałości. 162 Almanach 2015 Robert Kuliński Już kultura czy wciąż rozrywka? Koszalinianie mogą liczyć na ciekawe wydarzenia organizowane nie tylko przez instytucje publiczne. Miasto nad Dzierżęcinką może poszczycić się bardzo zróżnicowaną ofertą klubowych atrakcji. Miłośnicy muzyki granej na żywo, wystaw, stand-upu albo poezji mają w czym wybierać. Przyjrzyjmy się rodzimym lokalom. Pominęliśmy miejsca, których działalność opiera się wyłącznie na dyskotece, a klubami nazywane są nieco na wyrost. Centrala od lat Centrala Artystyczna Zjawiska Inferno wygasa Zupełnie inną ofertę proponuje Piotr `Berial’ Kuzioła, właściciel Inferno Cafe. Nazwa lokalu nie jest przypadkowa i trafnie oddaje charakter klubu. Fani siarczystego metalu niejednokrotnie mieli okazję usłyszeć w Inferno wykonawców spod znaku death, black i heavy. Klub, niestety, ma jedną wadę, która w ostatnim roku dała znać o sobie – Inferno znajduje się na samym końcu miasta, co skutkuje tym, że poza dużymi koncertami, świeci pustkami. Obecnie Piotr Kuzioła otwiera „bramy piekieł” tylko przy okazji występów prawdziwych gwiazd, typu Turbo. Koncert zespołu i jednocześnie ostatnie wydarzenie artystyczne miało miejsce w październiku 2015 r. Obok nietuzinkowych wykonawców jak Vader czy Antigama, na „piekielnej” scenie pojawiali się także mniej uznani, ale wartościowi muzycy. Warto odnotować amerykańskie formacje death metalowe, które będąc w trasie po Europie, zahaczyły o Inferno. Koncert Petera Hasselbracka występującego jako jednoosobowy zespół 163 Z J A W I S K A Centrala Artystyczna (CA) przy ul. Modrzejewskiej działa od ponad piętnastu lat. Można tu spotkać artystów parających się rozmaitymi dziedzinami sztuki – Centrala kojarzona jest właśnie z „artystowską” klientelą. Ma na to wpływ bliskie sąsiedztwo Bałtyckiego Teatru Dramatycznego, ale nie tylko. Violetta Świdroń, właścicielka klubokawiarni, dba o kontakty z uznanymi, jak i początkującymi twórcami z Koszalina i spoza miasta. Właśnie w Centrali podczas swojej „koszalińskiej przygody” rezydował Marek Dyjak. Dzięki pomocy Violetty Świdroń, Torsten Münchow, niemiecki aktor, postanowił otworzyć w Koszalinie własny teatr, a właścicielkę lokalu w jednym z wywiadów nazwał „dobrym aniołem”. Violetta Świdroń podkreśla, że twórcom, którzy chcą w Centrali podzielić się ze światem swoją sztuką, nie stawia żadnych warunków. Miniony rok pokazał, jak różnorodne bywają wydarzenia w klubokawiarni. Odbywały się cykliczne seanse ukulturalniające prowadzone przez członków fundacji Chłopaki znad morza. Wystąpił norweski zespół Pocket Corner, prowadzony przez trębacza Didrika Ingvaldsena – guru skandynawskiej sceny freejazzowej. Ponadto wybrzmiała poezja śpiewana Mateusza Nocka, alternatywny rock grupy Dolinainy oraz hipnotyczna twórczość zespołu Ultimate Collective, który zainaugurował całonocne jam session. Odbyło się też kilka wystaw malarskich i fotograficznych, m.in. Paris paris Agnieszki Lucyi, która zaprezentowała własną wizję Paryża. Bloodsoakced powinien przejść do historii. Rzadko w Koszalinie pojawiają się muzycy metalowi przełamujący konwencję. Wydarzenie ważne, jednak nie dla słynącej z ortodoksyjnego podejścia publiczności metalowej. Większa część słuchaczy zarzuciła artyście brak koncertowego show. W Inferno wybrzmiewał też blues, choćby podczas corocznych wieczorów w hołdzie Tadeuszowi Nalepie. Jednak klub przede wszystkim ukierunkowany jest na metal w rozmaitych odcieniach, a solidnie przygotowana sala koncertowa nieraz pękała w szwach. Niestety w 2015 Inferno zaczęło wygasać. Z J A W I S K A Jazzu, kawy i burgerów! Od roku na koszalińskim rynku prężnie działa JazzBurgerCafe. Oferta artystyczna serwowana przez Huberta Wysockiego zasługuje na wielkie uznanie. Pomimo krótkiego stażu lokal już może poszczycić się wydarzeniami, które zainteresowały i młodocianych hipsterów, i zaprawionych w bojach kulturożerców. Miłośników muzyki niezależnej zainteresował z pewnością fakt, że w lokalu wystąpił niejaki Kinior. To ważna postać polskiej sceny związanej z jazzem i brzmieniami etnicznymi. Występował z zespołami Izrael i Twinkle Brothers czy senegalskim wokalistą Mamodu JazzBurgerCafe Dioufem. Hubert Wysocki stara się zapraszać wykonawców niestandardowych, prezentujących cały wachlarz niebanalnych stylistyk. Oprócz wykonawców jazzowych można było w JazzBurgerCafe do tej pory usłyszeć grupy Kamp!, Gonsofus, Kirk, Materia, Pampeluna, Mahomut i Chłopcy Kontra Basia. Trzeba przyznać, że rozrzut jest szeroki, a całą tę miksturę uzupełniają występy wykonawców związanych z kulturą hip-hopu. To właśnie w JazzBurgerze odbyła się kolejna edycja festiwalu Good Vibe czy impreza charytatywna Koszaliński Hip-Hop Koszalińskim Dzieciakom. Wisienką na torcie dla miłośników rapu był występ Quebonafide. Warto nadmienić, że JazzBurgerCafe jest otwarty na inne dziedziny działalności artystycznej. Między innymi można było tu podziwiać wystawę sztuki komiksowej Wojciecha Stefańca, a w weekendy czas w lokalu upływa przy jazzie z czarnych płyt, jam sessions, czy imprezach z udziałem dj’ów. Koszaliński Kawałek Podłogi Kawałek Podłogi prowadzony przez Waldemara Miszczora to miejsce niezwykle eklektyczne. Trudno jednoznacznie określić linię programową klubu, gdzie wybrzmiewa rock, blues, pop, jazz, muzyka improwizowana i piosenka literacka. Nie sposób pominąć cyklicznych spotkań ze stand-upem, wieczorków filozoficznych czy cyklu Morze Architektury. Stałą propozycją kawałkowego parkietu są salsoteki, czyli weekendowe zabawy z tańcem towarzyskim. Oferta klubu jest szalenie bogata. Kawałek Podłogi zawdzięcza swoją nazwę słynnemu przebojowi formacji Mr Zoob, której współtwórcą jest właśnie Waldemar Miszczor. Lata minęły, zespół funkcjonuje jako koszalińska legenda, a klub dorobił się własnej mocnej marki. Oprócz koncertów gwiazd polskiej estrady jak Martyna Jakubowicz czy Chłopcy z Placu Broni scena muzyczna klubu jest otwarta na wszelkiego rodzaju niszę, także dla amatorów. Właściciel, by umożliwić młodym artystom pierwszy krok w kierunku zawodowej kariery, powołał Stowarzyszenie Rozwoju Talentów Akademia +. Korzystając z zaplecza, jakie daje klub przystosowany do wszelkiego rodzaju aktywności scenicznej, rozpoczął organizację przeglądu Łowcy Talentów. W minionym roku przedsięwzięcie odbyło się już po raz trzeci. Laureatem głównej nagrody, nagrania promocyjnego materiału w studiu Radia Koszalin, została grupa Whoiswho. Płyta ukazała się na początku 2016 roku i właśnie trwa jej promocja. To pierwszy tak namacalny sukces mecenatu Waldemara Miszczora, 164 Almanach 2015 Z J A W I S K A Kawałek Podłogi od kiedy funkcjonuje Kawałek Podłogi i związane z nim stowarzyszenie. Na scenie klubu niejednokrotnie występował Steve Wilkinson, amerykański pieśniarz bluesowy. By podkreślić międzynarodowy charakter lokalu warto wspomnieć, że już trzykrotnie w Kawałku gościł Sean Webster, blues rockowy gitarzysta i wokalista z dalekiej Australii. Ponadto w klubie przy ul. Piastowskiej doskonale czują się reprezentanci niezwykle niszowych gatunków, jak muzyka improwizowana czy alternatywa. Dwukrotnie w Kawałku występował zespół Olbrzym i Kurdupel oraz satelity tej bodajże najsłynniejszej w kraju formacji propagującej swobodną improwizację. Warto dodać, że basista OiK Marcin Bożek został wybrany przez czytelników Jazz Forum jednym z najlepszych basistów kraju. Niestety, jego solowy koncert w Kawałku Podłogi okazał się zbyt dużym wyzwaniem dla koszalińskiej publiczności, której... właściwie nie było. Zjawiska Waldemar Miszczor jednak się nie zniechęca i promuje inne brzmienia, serwując równocześnie solidnego rocka, jazz i wspomnianego bluesa. Wokół rozrywki żaków We wstępie zaznaczyłem, że skupię się na klubach propagujących wydarzenia kulturalne. Może zatem dziwić fakt, że na stronach Almanachu pojawia się Studencki Klub Kreślarnia. Zarządcy lokalu, działacze Millenium i Parlamentu Studentów Politechniki Koszalińskiej, niestety obniżyli loty. Kreślarnia boryka się z problemami natury finansowej i wizerunkowej. Do klubu przylgnęła etykietka dyskoteki. Nowo powołany zarząd pomału stara się zmienić niechlubną renomę „Kreski”, która niegdyś w rankingach pisma Dlaczego była uznawana za najlepszy klub studencki w kraju. Jeszcze kilka lat temu poza imprezami tanecznymi często można było w klubie natrafić 165 na koncerty wykonawców tzw. studenckiego rocka i alternatywy. W minionym roku w mediach regionalnych gruchnęła informacja, że „Kreska” zmienia profil na disco polo. W mieście zawrzało. Szybko powołano nowy zarząd i widmo polskiej dyskoteki dla studentów zostało zażegnane. Nowa oferta wciąż jest dopracowywana. Większą część weekendów wypełniają imprezy taneczne, co jakiś czas na scenie pojawiają się wykonawcy z kręgu hip-hopu oraz muzyki popularnej. Występy rapera Tede oraz formacji Enej przyciągnęły tłumy, ale trudno mówić tu o randze kulturalnej. Czysta komercja w niezbyt wyszukanym wydaniu. Trudno się jednak dziwić, skoro studenci chcą przede wszystkim zabawy i tylko nieliczni starają się działać na polu poetyckim czy dizajnerskim w zupełnie innych miejscach niż Kreślarnia. Lokal wydaje się być studencki tylko z nazwy, a smutna – niestety – prawda jest taka, że oferta Kreślarni faktycznie odpowiada potrzebom większości współczesnych żaków. Z J A W I S K A Punkyreggae Graal Pub Graal obecny jest na koszalińskim rynku od piętnastu lat. Przez ten czas dorobił się wyjątkowej marki. Oferta serwowana przez Wojciecha Mielczarka, właściciel przybytku, jest bardzo konkretna. Ukierunkowana przede wszystkim na młodzież, choć niegdysiejsi punkowcy i skinheadzi, obecnie już przed czterdziestką, także chętnie odwiedzają piwnicę przy ul. Piłsudskiego. Kto lubuje się w typowo klubowych luksusach jak kanapy, nastrojowe brzmienia i służalcza obsługa, zdecydowanie nie ma czego w Graalu szukać. Estetyka wystroju odwołuje się do siermiężnej atmosfery lat 90. Drewniane ławy, długi bar obstawiony hokerami oraz ceglane sklepienie nadaje miejscu klimat wyjątkowy. Graalowa scena kojarzona jest przede wszystkim z rockiem, ale tym o bardziej zadziornym charterze. Punkowe riffy wybrzmiewały w lokalu często, choćby za sprawą Karcera, The Analogs czy Farben Lehre. Nie brakuje ska i reggae. W minionym roku można było usłyszeć np. Raggafayę, Tabu czy Paxona. Także miłośnicy metalowych brzmień raz na jakiś czas mogą liczyć na koncerty. W maleńkiej sali koncertowej Graala kilka lat temu wystąpiła np. Anja Ortodox z Closterkellerem. Można było także usłyszeć legendę polskiej sceny – Mech. Graal przez pewien okres był także miejscem fermentu, bo z rzadka, ale jednak, pojawiali się na jego scenie wykonawcy prezentujący muzykę pogranicza jak np. Woody Alien czy niemieckie formacje Beach i Kamaz. Obecnie Graal skłania się ku rozrywce w klimacie woodstockowym. Festiwal Jurka Owsiaka nie pojawia się tutaj przy- padkowo. Wielokrotnie z powodu Przystanku Woodstock pub był nieczynny. Nie było dla kogo otwierać, gdyż klientela udawała się tłumnie do Kostrzyna nad Odrą. Beczka pełna jazzu Jednym z najbardziej wartościowych miejsc pod względem kulturalnym w Koszalinie jest Pub z Innej Beczki. Niewielki lokal sugerujący swoją nazwą oryginalne podejście do tzw. knajpowania otworzył dwa lata temu Jędrzej Raczyński. Pub oferuje prawdziwą ucztę dla miłośników wyrafinowanej muzyki. Brzmi to dość pretensjonalnie i sugeruje, że Beczka jest lokalem dla snobów, jednak w pubie nie obowiązuje sztywna etykieta. Lokal tętni atmosferą wręcz domową, a smaku dodaje właśnie niesamowita oferta muzyczna. Jędrzej Raczyński zdecydował się realizować swoje upodobania wierząc, że nie należy do grona wysublimowanej niszy i na koncerty, oprócz niego, przyjdzie ktoś jeszcze. Frekwencja oczywiście nie zawsze jest zachwycająca. Jazz w Koszalinie wydaje się – pomijając czas Hanza Jazz Festivalu – niezbyt popularny. A to właśnie jazzowe dźwięki najczęściej wypełniają przytulne wnętrze Beczki. W minionym roku odbyło się tu kilka wyjątkowych koncertów, z których jeden bez wątpienia można uznać za wydarzenie 2015. Mieszkańcy Koszalina usłyszeli trio o niebywałym poziomie muzycznym. Wośko, Tranberg i Kądziela – artyści, których nazwiska wywołują podziw nawet u najbardziej wybrednych fanów jazzu, zagrali przy ul. Langego. Nie tylko ten koncert był prawdziwą muzyczną gratką. Właściciel Beczki odważnie otwiera się nawet na twórców propagujących dźwięki abstrakcyjne jak Jacek Mazurkiewicz. Nie stroni od okolic world music z nieco cukierkowym, ale uznanym Grzechem Piotrowskim na czele, który w maleńkim pubiku wystąpił już kilkakrotnie. Warto również przywołać takie nazwiska jak Buhl, Jachna, Gille czy Jaskułke. W skrócie – jest w Koszalinie niewielkie miejsce, gdzie występują najwięksi. Kultura czy rozrywka? Mimo obfitej oferty koszalińskich klubów trzeba zaznaczyć, że kultura nie jest jej mocną stroną. W Koszalinie panuje maniera nazywania każdego koncertu czy wystawy mianem wydarzenia o walorach artystycznych. A trzeba zaznaczyć, że kultura bywa rozrywką – w drugą stronę to nie działa. Koncert rockowy czy reggae rzadko oferuje coś ponad zabawę. Zabawa to zaś pewny zarobek. 166 Almanach 2015 Pub z Innej Beczki Zagadnienie zysków i ambicji tworzenia miejsca o niebanalnej ofercie zna bardzo dobrze Waldemar Miszczor. Szef Kawałka Podłogi doskonale balansuje pomiędzy rozrywką a kulturą, dbając o przewagę tej drugiej. – Kultura nie jest sposobem na biznes – zaznacza. – Jeśli się nim staje, zmienia się w komercję. Kierując się zasadą zysku, należałoby organizować tylko takie wydarzenia, które są opłacalne. To może prowadzić do schlebiania niewybrednym gustom i w efekcie zaprzeczyć temu, co powinno się nazywać działalnością kulturalną. Z ekipą klubu szukamy ciekawych propozycji. Nie zawsze wykonawcy się bronią, ale uczestnicząc w imprezie możemy wyrobić sobie własne zdanie na ich temat. Chodzi o bliski kontakt z artystami, bo dopiero wtedy widać wartość ich propozycji. Oprócz Kawałka Podłogi także w Pubie z Innej Beczki słyszy się Zjawiska muzykę, która daleka jest od „schlebiania niewybrednym gustom”. – Organizacja imprez na wysokim poziomie nie jest łatwa – mówi Jędrzej Raczyński właściciel lokalu. – Trzeba znaleźć odpowiednich artystów, przekonać ich, aby zgodzili się wystąpić. Odpowiednio zaprezentować koncert klientom. Stworzyć montaż finansowy i na koniec wkomponować wydarzenie w ideę. Zdaniem Jędrzeja Raczyńskiego pub czy klub to jednakowo dobra przestrzeń dla kultury jak sale koncertowe i teatry. – Każde miejsce, w którym człowiek przebywa, spotyka się, wchodzi w interakcję z otoczeniem, nadaje się świetnie do działań kulturalnych – twierdzi. Natomiast na pytanie czy organizacja niszowych koncertów się opłaca, odpowiada cytatem z Jonasza Kofty: „Zawsze warto, żeby kiedyś nie mieć kaca, zrobić coś, co się być może nie opłaca.” 167 Joanna Chojecka Z J A W I S K A Kulturalnie, w nocy Są fenomeny i zjawiska, nad przyczynami powodzenia których niejeden połamał sobie głowę. Wśród nich umieścić można cykliczną Noc Muzeów1, wydarzenie znane i lubiane przez publiczność w całej Europie. Kolejne propozycje spędzania czasu w godzinach wieczornych zaproponowały takie instytucje jak biblioteki czy teatry, chcąc zaistnieć w przestrzeni kulturalnej, ale i dać możliwość poznania swojej działalności w nietypowej porze i w niekonwencjonalnej odsłonie, akcentując przy tym identyfikację z branżą i środowiskiem zawodowym. Stąd takie wydarzenia jak Noc w Bibliotece czy Dotknij Teatru w ramach Międzynarodowego Dnia Teatru. Te formy „odświętnego” uczestniczenia w kulturze spotkały się z dużym zainteresowaniem także w Koszalinie. Kultura dostępna Zanim o tym co w 2015 roku działo się „nocami” w koszalińskich instytucjach, warto poszukać odpowiedzi na podstawowe pytanie o pojęcie kultury i uczestniczenia w kulturze. Powszechnie przyjmuje się bowiem, że Polacy rozumieją termin „kultura” dość swobodnie i utożsamiają go z rozrywką rozumianą jako bycie z ludźmi w przestrzeniach, w których „coś się dzieje”2. Trudno odmówić racji takiemu rozumieniu kultury i chęci uczestniczenia w niej, obserwując frekwencję i zainteresowanie imprezami artystycznymi. Inna kwestia to ambiwalentne reakcje na formę wyjścia kultury „na zewnątrz” nie tylko wśród odbiorców tzw. wysokiej kultury, ale i części samych pracowników instytucji kulturalnych. Jasno i radykalnie formułowane oczekiwania tej grupy sprowadzają się zasadzie ku wzywaniu do pielęgnowania tradycyjnych form ekspozycji dziedzictwa kulturalnego i zarezerwowania kontaktu z kulturą tylko przygotowanemu odbiorcy. Co w takim razie z odbiorcą „masowym”? Czy i w tej aktywności należy wprowadzać kategorie lepszych i gorszych? Na pewno nie – kultura ma być dostępna dla wszystkich. Pozornie mamy coraz więcej wolnego czasu, ale faktycznie spędzamy w pracy po 50-60 godzin tygodniowo. Optymalne zagospodarowanie wypoczynku jest nie lada wyzwaniem. Atakowani zewsząd propozycjami uczestniczenia w rozmaitych wydarzeniach decydujemy się na udział w imprezach, w czasie których możemy jednocześnie „skonsumować” wiele form kulturalnych. Ten trend podchwyciły instytucje, przygotowując właśnie takie cykliczne już wydarzenia jak Noc Muzeów. Znana publiczności formuła gwarantuje, że nie tylko w muzeach, ale wielu innych instytucjach będzie można zajrzeć w przeróżne zakamarki, obejrzeć sztukę, pokaz mody, widowisko, wystawy, projekcje multimedialne, spotkać ciekawych ludzi, posłuchać koncertu, wziąć udział w warsztatach. Tej wyjątkowej nocy otwierają się miejsca niedostępne przez pozostałą część roku. Mało tego, instytucje i ludzie je tworzący przygotowują się specjalnie na bezinteresowne przyjęcie gości. Każdy jest oczekiwany i traktowany wyjątkowo. I tak, nie dość, że spędzamy czas „kulturalnie”, to zapewniamy sobie, rodzinie, przyjaciołom niecodzienną rozrywkę. Razem doświadczamy, przeżywamy, smakujemy, oglądamy, kolekcjonujemy i konsumujemy wszystkie atrakcje. Za darmo i bez biletów otrzymujemy kulturalny dar, oferując ze swojej strony tylko czas. Za otwarciem tych miejsc nie stoi żaden interes, nie przyświeca mu żadna sprawa, religijna czy polityczna. Nikt niczego nie promuje, nie sprzedaje ani nie kupuje. I może to kolejny dowód, że bezinteresowne inicjatywy dostarczają największej satysfakcji i zwyczajnie łączą ludzi. Ta bezinteresowność wydaje się prawdziwą przyczyną popularności kulturalnych nocy. Nie ma tu lepszych i gorszych, specjalnych zaproszeń, wyróżnień. Nocy Muzeów „udaje się” nie dlatego, że wszyscy przepadają za muzeami, ale dlatego, że każdy może tutaj poczuć się swobodnie, każdy jest oczekiwany, każdy znajdzie coś dla siebie. Nie tylko w muzeach. Noce Muzeów to istny karnawał i przegląd ofert instytucji. W Koszalinie można m.in. zwiedzać fabrykę zabawek pluszowych, kolejkę wąskotorową, Archiwum Państwowe, Radio Koszalin czy kościół św. Gertrudy. 168 Almanach 2015 Dotknij książki, dotknij teatru Wprawdzie wszystko tak naprawdę zaczęło się od Nocy Muzeów i to zjawisko „króluje” podczas kulturalnych nocy także w Koszalinie, warto jednak przybliżyć, co działo się w 2015 roku w Koszalinie z udziałem dwóch innych ważnych koszalińskich instytucji kultury, które w pojedynkę „odważyły się” zaproponować niezależne kulturalne wieczory i noce. Koszalińska Biblioteka Publiczna jest prekursorem Nocy w Bibliotece nie tylko w Koszalinie, ale i w Polsce. Odwołując się do Światowego Dnia Książki i Praw Autorskich (23 kwietnia), zorganizowała 169 Z J A W I S K A Zjawiska takie wydarzenie po raz pierwszy w 2010 r. Noce w KBP stały się inspiracją m.in. dla Książnicy Pomorskiej w Szczecinie oraz Książnicy Stargardzkiej. Z kolei ogólnopolską akcję pod nazwą Noc Bibliotek zainicjowano dopiero 30 maja 2015 roku. Pomysł na Noc w Bibliotece w KBP to efekt poszukiwań nowej formuły dotarcia do czytelników, a przede wszystkim metod upowszechniania i promocji czytelnictwa. Dzięki przygotowaniu tak dużej imprezy udało się pokazać bibliotekę, jej zbiory i pracę bibliotekarzy „od kuchni”. Cykliczna akcja co roku przygotowywana jest w konkretnym kontekście tematycznym i pod hasłem przewodnim. W 2015 r. brzmiało ono Co nam zostało z tych lat. Gościem Nocy (24 kwietnia), poświęconej klimatowi lat 20. i 30. XX wieku, był Sławomir Koper, historyk, autor wielu popularnych książek, w tym kilku poświęconych właśnie dwudziestoleciu międzywojennemu (Życie prywatne elit artystycznych Drugiej Rzeczpospolitej, Afery i skandale Drugiej Rzeczpospolitej czy Wpływowe kobiety Drugiej Rzeczpospolitej). Wśród szerokiej propozycji bibliotekarze przygotowali dla odwiedzających m.in. „przejażdżkę” Orient Expressem przez dwudziestolecie w oparciu o ekspozycję o takim właśnie tytule, czy też wystawę Jak drogie są wspomnienia o Koszalinie z dawnych lat. Nie zabrakło międzywojennej mody i polskich filmów z tego okresu. Chętni mogli sfotografować się w atelier, zaśpiewać piosenkę Ordonki, Zuli Pogorzelskiej czy Toli Mankiewiczówny oraz zaczytać się w międzywojennej poezji, w stworzonej na tę okoliczność poetyckiej kawiarence. Zadbano i o najmłodszych, zapewniając manualne zajęcia i interaktywne spotkania, a uczniowie Zespołu Szkół Plastycznych i pracownicy biblioteki w strojach z epoki wprowadzali uczestników Nocy w klimat lat 20. i 30. Imprezie towarzyszył koncert big bandu z Zespołu Państwowej Szkoły Muzycznej w Koszalinie. Szóstą noc w bibliotece spędziło ponad 1,5 tysiąca osób, wśród nich całe rodziny z Koszalina i regionu koszalińskiego. Najmłodszym dzieckiem kulturalnych „nocnych” zjawisk w Koszalinie jest propozycja Bałtyckiego Teatru Dramatycznego, Dotknij teatru. Po Koszalińskiej podróży po teatrach, zorganizowanej w 2013 r. we współpracy z Teatrem Propozycji Dialog oraz Teatrem Variete Muza oraz jubileuszu 60-lecia, BTD dołączył do ogólnopolskiego programu organizowanego przez Instytut Teatralny w Warszawie. Dzięki temu widzowie mają okazję zobaczyć teatr „od kuchni”, spotkać się z artystami, aktorami, pracownikami. To najszersza, interdyscyplinarna forma obchodów Dnia Teatru w kraju, a wybrana dla niej nazwa – Dotknij teatru – wskazuje jednocześnie Z J A W I S K A na wielość proponowanych form teatralnych, a jednocześnie bardzo szerokie grono odbiorców. Program oparty jest na współdziałaniu różnych grup wiekowych. Promuje i popularyzuje sztukę teatru i czyni ją dostępną w najróżniejszych przestrzeniach. W 2015 gra w teatr była magicznym labiryntem, do którego zabrała widzów tajemnicza postać – Duch Teatru, wspominający jego przeszłość. Podążając za nim, widzowie poznawali najbardziej skrywane zakamarki BTD. Podróż ta nie była jednak zwykłym spacerem. By pokonać kolejne etapy labiryntu, zwiedzający musieli wielokrotnie wykazać się wiedzą o teatrze, udowadniając, że wśród publiczności są jego prawdziwi miłośnicy. Muzeum wieczorową porą Noc Muzeów Koszalin poznał 19 maja 2007 roku. Wówczas po raz pierwszy zwiedzający mogli wejść do lokalnych muzeów nocą, za darmo i przekonać się, że w mieście oprócz znanego powszech- 170 Almanach 2015 Zjawiska 171 Z J A W I S K A nie Muzeum przy ul. Młyńskiej, są i inne placówki muzealne. Swoje podwoje dla zwiedzających tego wieczora otworzyło bowiem Muzeum 8. Dywizji Obrony Wybrzeża, Muzeum Obrony Przeciwlotniczej, Muzeum Wody oraz Sala Tradycji Polskich Formacji Granicznych. W kolejnych latach do popularnej imprezy dołączały kolejne instytucje, które niekoniecznie mają charakter muzealny, ale ich działalność i przygotowana na tę wyjątkową Noc oferta wywołuje zainteresowanie zwiedzających. I tak dziewiątą edycję w 2015 r., na zaproszenie Muzeum w Koszalinie współtworzyło 15 instytucji o przeróżnym charakterze. Tysiące zwiedzających krążyło w ten magiczny wieczór od godziny 18 do północy między wieloma miejscami, także bezpłatnymi, autobusami MZK. Program Nocy Muzeów każda z instytucji opracowuje jako własną koncepcję. Muzeum nawiązało do wystawy Pradzieje Pomorza, a główną atrakcją – oprócz bezpłatnego zwiedzania ekspozycji i możliwości spotkania z autorami wystaw – był festyn archeologiczny, podczas którego zaprezentowano słowiańskie zwyczaje, obrzędy, stroje i uzbrojenie i przypomniano brzmienie rzadko dziś używanych instrumentów wczesnośredniowiecznej muzyki. Najmłodsi mogli m.in. przekonać się, na czym polega praca archeologa – przy pomocy wykrywacza metali poszukiwali „skarbów” i przygotowywali ich dokumentację. Podobnie jak w poprzednich latach we wnętrzach muzeum znalazło się także miejsce dla kolekcjonerów oraz promocyjnej sprzedaży wydawnictw, a przewodnicy PTTK oprowadzali po zabytkach Koszalina. Stowarzyszenia Roweria zaproponowało rowerowy rajd szlakiem muzeów i galerii, które wzięły udział w Nocy Muzeów. Jednym z ulubionych miejsc zwiedzanych jest Muzeum Wody3, które w Nocy Muzeów bierze udział od pierwszej edycji. Jak się okazuje, co roku nie tylko nie brakuje gości zainteresowanych historią systemu wodociągowego w Koszalinie i działaniami na rzecz ochrony środowiska, ale też pomysłów i zaangażowania pracowników tej wyjątkowej placówki muzealnej, świętującej w 2015 r. jubileusz 10-lecia istnienia. Koszalińskie Archiwum Państwowe w swoich programach na Noc Muzeów zawsze proponuje podróż w przeszłość, zarówno tą bardzo odległą, jak i tą niedawną. Czerpiąc ze źródeł historycznych, na co dzień przechowywanych w murach instytucji, właśnie na Noc Muzeów przygotowywana jest w przystępnej formie opowieść historyczna. Całość powstaje przy udziale innych placówek i osób, które dzięki swojej pasji, zainteresowaniom, wiedzy, pięknie tę opowieść dopełniają. Po 2011 i 2012 roku z programem Zwiedzania, oglądania, smakowania, grania, słuchania, udziału w warsztatach i wielu, wielu innych atrakcji nie zabrakło tradycyjnie u miłośników w Lokomotywowni Koszalińskiej Kolei Wąskotorowej, Małym Muzeum – Fabryka Zabawek Pluszowych Kolor Plusz, a także w Muzeum 8. Dywizji Obrony Wybrzeża, Muzeum Aut Zabytkowych w Mścicach, Sali Tradycji Polskich Formacji Granicznych, Bałtyckiej Galerii Sztuki, Galerii Na Piętrze, Galerii Zbigniewa Murzyna, Izby Pamięci Komunikacji Miejskiej, Radiu Koszalin, Zespole Szkół Plastycznych i w kaplicy św. Gertrudy. Podsumowując, zarówno publiczność jak i organizatorzy mogą chyba podpisać się pod tytułem jednej z relacji prasowych: Muzealna noc miała jedną wadę: była o wiele za krótka. Nic straconego, przecież w przyszłym roku będzie kolejna Noc Muzeów, Noc w Bibliotece, a w BTD będzie można wieczorową porą dotknąć teatru… Z J A W I S K A średniowiecznego grodu Castrum Cossalin, Oświeconych mrokach średniowiecza w 2013 r., przewrotnym Ale wiocha, czyli wsi spokojna, wsi wesoła w koszalińskim Archiwum w 2014, w minionym 2015 roku archiwiści sięgnęli po historię z 1975 r., którą jeszcze wielu koszalinian pamięta. Na wydarzenie Plon, niesiemy plon, czyli dożynkowych wspomnień czar dotarł nawet sam Edward Gierek, w którego przekonująco wcielił się aktor BTD, Artur Czerwiński. Odwołując się do 40. rocznicy organizacji w Koszalinie ogólnopolskich dożynek, archiwiści przenieśli zwiedzającą publiczność do czasów tego ważnego w historii Koszalina wydarzenia. Zwiedzanie archiwum i wystaw oprawiły oraz ubarwiły chóry i zespoły śpiewacze, miłośnicy piosenki rajdowej i turystycznej, harcerze oraz miłośnicy historycznych aut i pojazdów ze Stowarzyszenia Klasyczny Koszalin. 1 Impreza kulturalna, która polega na udostępnianiu muzeów, galerii i instytucji kultury, w wybranym dniu, w godzinach wieczornych i nocnych. Głównym celem jest utworzenie płaszczyzny spotkania muzeów i prezentowanej przez nie sztuki oraz publiczności. Pierwsza Noc Muzeów (Lange Nacht der Museen) miała miejsce w Berlinie w 1997 r. Obecnie organizuje ją ponad 120 miast Europy. W Polsce pierwszą Noc Muzeów zorganizowano w 2003 r. w Muzeum Narodowym w Poznaniu. 2 R. Sankowski, Maszyna do dzielenia. Co wynika z festiwalizacji naszej kultury, Wyborcza.pl, 04.09.2014 3 http://www.e-czytelnia.abrys.pl/wodociagi-kanalizacja/2010-3-464/edukacja-4779/liczy-sie-kazdy-krok-11038 172 Almanach 2015 PODSUMOWANIA Wydarzenia 173 P O Ż E G N A N I A Prace Marii Idziak 174 Almanach 2015 Maria Idziak Podsumowania 175 P O Ż E G N A N I A W lipcu 2015 r. skończyła ledwie 62 lata. Powtarzając za Wisławą Szymborską: „…tego się nie robi rodzinie, przyjaciołom, wielbicielom talentu”. A jednak… Maria Idziak odeszła od nas 8 listopada 2015 r. Z chorobą walczyła długo i bardzo dzielnie. Nie robiła tajemnicy, że dopadł ją paskudny nowotwór, ale też nie skarżyła się, nie użalała nad sobą. Na początku rozmowy rzeczowo informowała, jaki jest aktualnie jej stan, jak się czuje, a potem przechodziła do spraw bieżących. Interesowała się, czy w KTSK wszystko w porządku, jak idą przygotowania do festiwalu Integracja Ty i Ja, co słychać u znajomych. Urodziła się w Gryfinie, tam skończyła szkołę średnią i choć rodzina widziała w niej przyszłego lekarza, Maria wybrała filologię polską na UAM w Poznaniu. Po ślubie z kolegą ze studiów Wacławem przepracowali rok w ośrodku kultury w Gryfinie, a w 1978 r. przyjechali do Koszalina. Na początku Maria pracowała w szkole, potem w Wydziale Kultury Urzędu Wojewódzkiego, ale praca urzędnicza była zupełnie nie dla niej. Maria lubiła działać, organizować, jeździć, a przede wszystkim odezwała się w niej na dobre pasja malarska. Jej dom rodzinny w Gryfinie był pełen obrazów babci – malarki po studiach we Lwowie. Maria zdobyła uprawnienia zawodowe i malowała dużo i z wielkim zaangażowaniem. Najpierw były to obrazy olejne i akwarele, potem nastał okres abstrakcjonizmu; zafascynowała się tzw. malarstwem gestu – łączyła różne techniki i faktury. Krytyk sztuki prof. Andrzej Guttfeld tak napisał o twórczości Marii: „Jej malarstwo to amalgamat temperamentu, spontanicznego gestu, logicznej konstrukcji, doświadczeń i przemyśleń, gdzie każda plama posiada swoje przeznaczenie, a każda linia konkretne znaczenie kompozycyjne i określoną wymowę emocjonalną”. W 1995 r. Maria została członkiem Stowarzyszenia Pastelistów Polskich. Miała ok. 40 wystaw indywidualnych i ponad 50 zbiorowych w Polsce i za granicą. Uwielbiała plenery malarskie i była ich niezrównaną organizatorką. Z Andrzejem Słowikiem, a potem Gretą Garbowską organizowała spotkania artystów z różnych środowisk. Były plenery w Górznie koło Torunia, w Karlinie, Połczynie Zdroju, Luboradzy, w Starej Wiśniewce koło Złotowa czyli na „Hawajach”, a artyści przyjeżdżali z całej Polski i z zagranicy. Była wieloletnim członkiem KTSK, a także jego prezesem. Z mężem Wacławem rozpropagowali w Polsce ideę wiosek tematycznych. Dzięki nim powstała wioska hobbitów w Sierakowie Sławieńskim, wioska labiryntów w Paprotach, wioska „końca świata” w Iwięcinie, wioska bajki i rowerów w Podgórkach. Idziakowie zakładali też wsie tematyczne na Kaszubach, w Wielkopolsce, na Opolszczyźnie. Aby ujrzeć potencjał tkwiący w często biednej i zapomnianej wsi potrzebna była wielka wyobraźnia i pomysłowość Marii i Wacława. Na koszalińskim Rokosowie stworzyli miejsce, w którym przyjaciele i znajomi spotykali się w ogrodzie, może nie do końca wypieszczonym i zadbanym, ale oryginalnym i niepowtarzalnym, jak jego właściciele. W domu Idziaków zawsze ktoś był, bo Maria miała wyjątkowy dar zjednywania sobie ludzi i przyciągania ich do siebie. Uwielbiała być w towarzystwie. Miała mnóstwo znajomych, ale kochała też tworzyć, będąc sam na sam ze swoimi pomysłami. Interesowała się kinem, teatrem, literaturą, ale też lubiła pitrasić, szczególnie potrawy z tzw. zdrowej kuchni. Lubiła podróże, ale ostatnio szczególnie pokochała maleńką Lanckoronę. Tam widziała swoją przystań na późniejsze lata, bo przecież to tak niedaleko Krakowa, w którym mieszka syn Piotr z synową Dagmarą i małą Anastazją. W listopadową, ale wyjątkowo słoneczną i barwną kolorami jak z Jej obrazów, sobotę żegnaliśmy Marię w Lanckoronie. Przy dźwiękach orkiestry dętej kondukt przeszedł z górującego na ryneczkiem kościoła na położony w dole cmentarz. Przyjechali przyjaciele ze Szczecina, Gdańska, Koszalina, podkoszalińskich wsi, Aleksandrowa Kujawskiego, Krakowa; żegnała Marię cała Lanckorona i wiele okolicznych miejscowości, bo chociaż mieszkała tam krótko, to zdążyła zaprzyjaźnić się z „tamtejszymi” i uruchomić drzemiącą w nich energię. Pozostały nam Jej obrazy, zdjęcia, a w uszach jej śmiech, bo uśmiechała się i śmiała niemal bez przerwy. Na mapie przybył jeszcze jeden punkcik do odwiedzania – mały, a tak ważny dla przyjaciół Marii, cmentarz w Lanckoronie. Anna Rawska Urodził się w Skarbcu na Białostocczyźnie. Absolwent koszalińskiej szkoły muzycznej i Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku (wydział wychowania muzycznego). Muzyka była jego największą pasją, jej poświęcił znaczną część życia. Oprócz niej miał jeszcze motoryzację, z którą związał życie zawodowe. Pracował wiele lat w koszalińskim PZMot. i Automobilklubie (dyrektor w latach 1992-2011). Brał udział w organizacji rajdów, konkursów i zlotów miłośników czterech i dwóch kółek. Ale najbardziej ukochał jazz i to nowoorleański oraz trąbkę, na której grał. W pamięci koszalinian pozostanie przede wszystkim jako twórca Grupy Jazzowej Dixieland, która działa od 1994 roku i brała udział w koncertach za granicą, w kraju i regionie. Żadne wydarzenie w Koszalinie nie obywa się bez udziału jazzmanów z Dixielandu – np. Noc Muzeów, festyny miejskie, premiery teatralne. Koronną imprezą są doroczne Zaduszki Jazzowe w Klubie KSM Na Pięterku, skupiające coraz większą liczbę miłośników jazzu. Dzięki Niemu jazz po latach zapomnienia jest cały czas obecny w Koszalinie. A zaczęło się podczas pracy w PKS, gdzie powstał pierwszy zespół, z którym grał na festiwalu jazzowym we Wrocławiu. Nim powstała Grupa, Henryk Teplicki w latach 1980-1996 był członkiem kapeli Zespołu Pieśni i Tańca Bałtyk (1980-1996), Kapeli Folklorystycznej Koszalin (1991-1996). Od 1985 był kierownikiem Zespołu Śpiewaczego Przepiórki z Sarbinowa i dyrygentem oraz prezesem Franciszkańskiej Orkiestry Dętej. Grywał również w różnych orkiestrach dętych w regionie. W tym roku podczas Gali Kultury otrzymał indywidualną Nagrodę Prezydenta Miasta za działalność w dziedzinie tworzenia, upowszechniania i ochrony kultury. Zapamiętamy Go jako człowieka pogodnego, zawsze uśmiechniętego, pełnego życzliwości dla ludzi, szybko nawiązującego kontakty i potrafiącego je podtrzymywać. I także zawsze, do ostatnich chwil życia zapracowanego. Henryk Teplicki spoczął 15 lipca 2015 roku na koszalińskim cmentarzu. Dana Jurszewicz Krystyna (Kika) Lelicińska-Błochowiak Fot. archiwum rodzinne P O Ż E G N A N I A Henryk Teplicki Scenograf, w latach 1965-1993 scenograf Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie, dokąd przyjechała z Krakowa z mężem Mieczysławem Błochowiakem, aktorem. Przez lata współpracowała również ze sceną bydgoską. Stworzyła oprawę plastyczną między innymi: Awansu Edwarda Redlińskiego, Kuchni Arnolda Weskera, Alfy Bety Edwarda Whiteheada, Wilków w nocy Tadeusza Rittnera, Daczy Ireneusza Iredyńskiego, Pod akacjami Jarosława Iwaszkiewicza, Na kolanach Tadeusza Różewcza, Caliguli Alberta Camus, Warszawianki Stanisława Wyspiańskiego, Upiorów Henryka Ibsena, Mostu Jerzego Szaniawskiego, Betlejem polskiego Lucjana Rydla. Wielokrotnie nagradzana i wyróżniana na festiwalach teatralnych. – Zawsze miałam szalenie rozbiegane zainteresowania – mówiła red. Edycie Wnuk z tekście Szalenie pociąga mnie życie (Gazeta Wyborcza, Szczecin, nr 301, 24-26.12.2004). – Pływałam, jeździłam na nartach, energia mnie rozpierała. Kto wie, jaką karierę miałam przed sobą, ale rozwaliłam się na treningu. Pęknięta śledziona, strzaskany kręgosłup, siedem żeber złamanych. Ale jakoś nie umarłam. Leżałam w małym szpitaliku w Bielsku-Białej i tam przyjechał do mnie Dunik. „Wiesz, jakbyś miała być sparaliżowana, to weź to” – mówi cicho i wkłada mi do ręki małą fiolkę. Pewnie z trucizną. Ani mi to było w głowie!. O Kice Lelicińskiej pisała w swojej książce Piwnica pod Baranami (Warszawa, 2003) Joanna Olczak-Ronikier: „Kika Lelicińska, rzeźbiarka, była energią w koncentracie. Zawsze czymś szalenie zaabsorbowana, zaangażowana we wszystko, co się gdziekolwiek działo, paplała szybko i chaotycznie o stu sprawach naraz, tańcowała jak fryga i przez chwilę nie mogła ustać w miejscu. Nim się zaczęła Piwnica, była narciarką kadry narodowej, cudem wyszła z życiem ze straszliwego wypadku na zawodach w Szczyrku, a o swoich przerażających kontuzjach opowiadała, pękając ze śmiechu i popijając winko, surowo zabronione przez lekarzy. Na szczęście nic nie mogło w niej zgasić radości życia, którą zachwycała, śpiewając i tańcując dla własnej przyjemności, bez najmniejszych zahamowań. Nie miała w sobie nic z Gwiazdy, nie szukała Sławy, choć zbierała zawsze ogromne oklaski (...)”. 176 Almanach 2015 Jerzy Domin Podsumowania 177 P O Ż E G N A N I A 14 lutego 2015 roku pożegnaliśmy na koszalińskim cmentarzu Jerzego Domina – człowieka, który znalazł się w piętnastce zapaleńców zakładających w 1959 roku Stowarzyszenie Teatr Propozycji Dialog. Jerzy z poezją zetknął się bardzo wcześnie – już w 1937 roku, jako sześciolatek, w rodzinnym Grodnie mówił z pamięci fragmenty Pana Tadeusza – książki, z której ojciec uczył go czytać. Po wojnie wraz z rodzicami i trzema braćmi znalazł się na krótko w Grajewie, a potem – przyjechał do Koszalina. Tutaj ukończył Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Dubois. – Miałem szczęście do nauczycieli – opowiadał mi – matematyką „zaraził” mnie w koszalińskim profesor Pikutowski, a literaturą – profesor Witczyńska. Lubił poezję, grał w szkolnych przedstawieniach, jednak po maturze wybrał się na studia techniczne. W 1956 roku ukończył je i powrócił do Koszalina, by już za rok zająć I miejsce w wojewódzkich eliminacjach konkursu recytatorskiego. W 1959 roku zdobył III miejsce w Polsce, pozostając nieco w tyle za młodszym bratem, Adolfem, który wówczas uzyskał II nagrodę. W 1961 i 1963 roku – był najlepszym recytatorem w kraju, a później – nie uczestniczył już w konkursowych zmaganiach. – Nie chciałem zabierać szans innym recytatorom – żartował – bo zaczęto szeptać, że zwyciężają tylko Dominowie (Adolf wygrał ogólnopolski konkurs w 1962 roku). Był współtwórcą Teatru Propozycji Dialog, brał udział w pierwszym spektaklu tego teatru – w Godzinie myśli, na którą złożyła się poezja i proza Słowackiego. Prawie dziesięć lat był prezesem STP Dialog, długie lata – członkiem Zarządu. Stworzył niezapomniane kreacje w około stu przedstawieniach. Również w XXI wieku występował w spektaklach z cyklu Teatr przy stoliku czy też Scena Poezji. Ostatni raz wystąpił w spektaklu Słowacki z okazji 50–lecia Dialogu (w 2009 roku). W grudniu 2011 roku Dialog zorganizował uroczystość z okazji 80– lecia urodzin Jerzego. Później ciężka i długotrwała choroba uniemożliwiła mu wychodzenie z domu. Zapytany o ulubioną rolę odpowiedział mi: – Lubię wszystkie swoje kreacje, wszystkie wspominam z ogromnym sentymentem. Nawet epizod w Japońskich rybakach, kiedy to, oprócz –wprowadzenia, miałem do powiedzenia trzykrotnie tylko jedno zdanie – „nie chciałbym umierać”. Dialog zajmował zawsze w jego życiu szczególnie ważne miejsce – tuż po pracy zawodowej, kosztem rodziny. – Gdybym miał inną żonę – uśmiechał się Jerzy – na pewno nie mógłbym tyle czasu poświęcić Dialogowi. To ona często wybierała mi teksty i była pierwszym życzliwym, ale bardzo surowym krytykiem. Oprócz udziału we wspólnych „dialogowych” spektaklach Jerzy zawsze miał swoje indywidualne programy, które przedstawiał zarówno na scenie Dialogu, jak i w innych, przeróżnych miejscach nauczycielom, lekarzom, robotnikom, wczasowiczom... Platon, Norwid, Leśmian, Gałczyński – to autorzy, których twórczość prezentował najczęściej swoim słuchaczom. A robił to wyjątkowo pięknie. Ponadto – wiele lat był instruktorem amatorskiego ruchu recytatorskiego, w latach sześćdziesiątych prowadził teatr poezji w szpitalu, przygotowywał koszalińską młodzież do konkursów recytatorskich, prowadził zespół żywego słowa w Miejskim Ośrodku Kultury. Lubił łowić ryby, to znaczy – siedzieć nad wodą z wędką i niekoniecznie wracać z obfitym połowem. – Łowienie – mówił – to „świetna okazja do rozmyślań. Jego hobby to również włóczęgi po lesie. – W ciągu ostatnich „lat – opowiadał mi kiedyś w przytulnej siedzibie Dialogu – takich wypraw zrobiłem z żonką ponad tysiąc, niezależnie od pogody. Absolutnego fioła miał też na punkcie swoich wnuczek – Kasi i Eli. – Obie są trochę „zbzikowane” – twierdził – bo tak jak dziadek uwielbiają się popisywać, pięknie śpiewają i są bardzo zaangażowane społecznie w piękną działalność harcerską. Autorytet Jerzego, jego wielka kultura osobista, pogoda ducha, spokój, życzliwość wobec kolegów, stałość przekonań i wierność w przyjaźni – pomagały członkom Dialogu przetrwać trudne chwile, które niejednokrotnie zdarzały się w ponad pięćdziesięcioletnim okresie działania tego wyjątkowego na teatralnej mapie Polski zespołu. Był wspaniałym człowiekiem i przyjacielem. Maria Ulicka Kalendarium wybranych wydarzeń kulturalnych w 2015 roku MUZYKA P O D S U M O W A N I A Filharmonia Koszalińska im. Stanisława Moniuszki 8-10 stycznia koncert karnawałowy Z batutą i humorem; Maciej Niesiołowski – dyrygent 17 stycznia koncert karnawałowy; Bernard Chmielarz – dyrygent, Waldemar Malicki – fortepian 22-24 stycznia koncert karnawałowy Muzyka z filmów grozy; Krzysztof Dobosiewicz – dyrygent 5-7 lutego koncert karnawałowy Co się dzieje, oszaleję!; Massimiliano Caldi – dyrygent, Edyta Piasecka – sopran, Adam Zdunikowski – tenor 12-14 lutego koncert karnawałowy Chcę z kimś zatańczyć…; Adam Banaszak – dyrygent, Hania Stach – śpiew 20 lutego koncert symfoniczny Nasze muzyczne klejnoty; Michał Kocimski – dyrygent, Joanna Różewska-Kulasińska – fortepian 6 marca koncert symfoniczny; Frank Zacher – dyrygent 8 marca Ale czad! czyli podróże Grupy MoCarta; Filip Jaślar i Michał Sikorski – skrzypce, Paweł Kowaluk – altówka, Bolek Błaszczyk – wiolonczela 20 marca koncert symfoniczny; Massimiliano Caldi – dyrygent, Natan Dondalski i Maksym Dondalski – skrzypce 27 marca koncert symfoniczny Mistrzowie batuty; Jerzy Swoboda – dyrygent, Cezary Sanecki – fortepian 3 kwietnia koncert symfoniczny Romantycznie, tragicznie…; Wojciech Czepiel – dyrygent, Hubert Rutkowski – fortepian 10 kwietnia koncert symfoniczny; Radosław Wilkiewicz – dyrygent, Agnieszka Tomaszewska – sopran, Grzegorz Piotr Kołodziej – baryton, Chór Canzona, Chór Akademii Sztuki (Szczecin) 17 kwietnia Najpiękniejsze francuskie piosenki: Concert de la chanson française w ramach 12. Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Ak- torskiej Reflektor; Monika Węgiel – śpiew, Maciej Osada-Sobczyński – dyrygent 24 kwietnia koncert symfoniczny Wielkie kreacje; Massimiliano Caldi – dyrygent, Klaudia Baran – akordeon, bandoneon 26 kwietnia koncert z okazji 25-lecia Caritas Polska; Tadeusz Wicherek – dyrygent, Zespół Muzyki Sakralnej Lumen 8 maja koncert symfoniczny W hołdzie Moniuszce; Wojciech Semerau-Siemianowski – dyrygent, Joanna Tylkowska-Drożdż – sopran, Tadeusz Szlenkier – tenor 9 maja IV Międzynarodowy Festiwal Tanga Argentyńskiego Arte Tango 2015; Szymon Morus – dyrygent, Paweł A. Nowak – akordeony, bandoneon, akordina 22 maja koncert symfoniczny; Rafał Kłoczko – dyrygent, uczniowie Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Koszalinie 29 maja koncert symfoniczny 150. rocznica urodzin Jeana Sibeliusa; Wojciech Rodek – dyrygent, Piotr Pławner – skrzypce 2 czerwca Tomasz Stańko Quartet: Tomasz Stańko – trąbka, Marcin Wasilewski – fortepian, Sławomir Kurkiewicz – kontrabas, Michał Miśkiewicz – perkusja 7 czerwca Familijny Park Sztuki Bajka-samograjka o dworze cesarza Mocarza 8 czerwca Kamil Piotrowicz Quintet: Kamil Piotrowicz – fortepian, Emil Miszk – trąbka, Piotr Chęcki – saksofon tenorowy, Sławek Koryzno – perkusja, Michał Bak - kontrabas 12 czerwca koncert symfoniczny; Massimiliano Caldi – dyrygent, Iwona Hossa – sopran 21 czerwca Familijny Park Sztuki Śpiewające fortepiany, czyli tralala, tralala 5 lipca Koszalińskie Kamerynki: zespół kameralny Con Brio 12 lipca Koszalińskie Kamerynki: zespół kameralny Triada 18 lipca koncert dedykowany Andrzejowi Zborowskiemu: Gala Accademia Teatro alla Scala; Alice Quintavalla – sopran, Valeria Tornatore – mezzosopran, Jaeheui Kwon – tenor, Piero Terranova – baryton, Massimiliano Caldi – dyrygent 178 Almanach 2015 Podsumowania 18 grudnia koncert symfoniczny Po rosyjsku; Paweł Przytocki – dyrygent 20 grudnia Familijny Park Sztuki Piotruś i Wilk – baśń muzyczna 49. Międzynarodowy Festiwal Organowy 3 lipca inauguracja; Taras Baginets (Rosja) – organy, Vicente Fortunato Moran (Filipiny-Tajwan) – tenor, Chór Koszalin Canta, Chór Dysonans, Eugeniusz Kus – dyrygent 10 lipca Bogdan Narloch – organy, Conrad Zwicky (Szwajcaria) – dyrygent 17 lipca Jan van Mol (Belgia) – organy, zespół smyczkowy Musica Viva, Chór żeński Frauenchor Spandau (Berlin), Karol Borsuk – dyrygent 24 lipca Jan Bokszczanin – organy, Krakowski Kwintet Dęty 31 lipca Józef Kotowicz – organy, kwartet wiolonczelowy Visegrad Cello Quartet 7 sierpnia Edmund Boric (Chorwacja) – organy, Państwowy Chór Ludowy im. M.K. Ogińskiego w Smargoniu (Białoruś), Aleksander Lach – dyrygent 14 sierpnia Szilveszter Rostetter (Węgry) – organy, Poznański Kwintet Puzonowy 21 sierpnia Piotr Rojek – organy, kwintet smyczkowo-wokalny Chia Ritta (Litwa) 28 sierpnia Daniel Oyarzabal (Hiszpania) – organy, Wojciech Dyngosz – baryton, Chór Canzona, Radosław Wilkiewicz – dyrygent Radio Koszalin 18 stycznia koncert Śpiewasz na cały świat 22 stycznia Unplugged Radia Koszalin: Kasia Klich & Yaro 26 lutego Unplugged Radia Koszalin: Indios Bravos 12 marca koncert zespołu Hanza 19 marca Unplugged Radia Koszalin: Łukasz Zagrobelny 16 kwietnia Unplugged Radia Koszalin: Ras Luta 19 kwietnia koncert laureatów 12. Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Aktorskiej „Reflektor” oraz recital Agaty Klimczak-Kołakowskiej 14 maja Unplugged Radia Koszalin: Ania Dąbrowska 26 czerwca Unplugged Radia Koszalin: Muzyczne depesze 3 września Unplugged Radia Koszalin: Kapela Hanki Wójciak 179 P O D S U M O W A N I A 19 lipca Koszalińskie Kamerynki: zespół kameralny La Donna e Mobile 26 lipca Koszalińskie Kamerynki: zespół kameralny Quartetto Giovane 2 sierpnia Koszalińskie Kamerynki: zespół kameralny Viva la Musica 9 sierpnia Koszalińskie Kamerynki: Wiltrud Weber&The Longum Mare Ensemble 11 września inauguracja 60. sezonu artystycznego 2015/2016; Massimiliano Caldi – dyrygent, Marcin Sikorski – fortepian, Łukasz Błaszczyk – skrzypce, Rafał Kwiatkowski – wiolonczela 13 września Familijny Park Sztuki Obrazki orkiestrą malowane 25 września koncert symfoniczny Baśniowy koncert; Wojciech Semerau-Siemianowski – dyrygent, Katarzyna Stenzel 27 września Familijny Park Sztuki Ptak Ugui – baśń muzyczna 2 października przeboje Franka Sinatry; Janusz Powolny – dyrygent, Jacek Borkowski – śpiew 9 października koncert symfoniczny Mistrzowie batuty; Marek Pijarowski – dyrygent, Wawrzyniec Szymański – waltornia 18 października Familijny Park Sztuki Superbohaterowie filmów i gier komputerowych. Kliknij! 22 października koncert dla seniora; zespół No To Co 23 października koncert symfoniczny Klasyka i współczesność; Massimiliano Caldi – dyrygent, Roman Widaszek – klarnet, Tadeusz Tomaszewski – róg, Joanna Domańska – fortepian 30 października koncert symfoniczny; Tomasz Tokarczyk – dyrygent, Karol Strzelecki, Maciej Strzelecki i Jakub Strzelecki – skrzypce 6 listopada koncert symfoniczny; Rafał Kłoczko – dyrygent, Adam Wodnicki – fortepian 13 listopada Dużo kobiet, bo aż trzy recital Artura Andrusa, Marii Czubaszek, Magdy Umer i Hanny Śleszyńskiej 15 listopada Familijny Park Sztuki Hej, zagrajcie siarczyście! 20 listopada koncert symfoniczny Orkiestra popisowo; Massimiliano Caldi – dyrygent 29 listopada Familijny Park Sztuki Bum, bum, bum, czyli zaczarowany świat perkusji 4 grudnia koncert symfoniczny Mały wielki talent; Aleksander Gref – dyrygent, Joanna Maja Jasnowska – fortepian 9 grudnia koncert kameralny; zespół La Donna e Mobile 12 grudnia koncert charytatywny Fundacji Zdążyć z Miłością; Halina Młynkova z zespołem 17 grudnia koncert dla seniora; Sława Przybylska – śpiew, Janusz Tylman – fortepian 23/24 września Koncert o północy: Kortez 15 października Unplugged Radia Koszalin: Elektryczne Gitary 26 listopada Unplugged Radia Koszalin: Piotr Wróbel 4/5 grudnia Koncert o północy: Henry David’s Gun 17 grudnia Unplugged Radia Koszalin: Skubas P O D S U M O W A N I A Kawałek Podłogi 24 stycznia koncert zespołów Charlie Monroe i Emerald Shadow 31 stycznia koncert zespołu Instytut 7 lutego Julia Vikman – ballady i romanse rosyjskie 14 lutego koncert Nataszy Ptakovej 19 lutego koncert CeZika Kameralny Akt Solowy 21 lutego koncert zespołu reggae Sielska 28 lutego koncert zespołu Omega Impact 7 marca koncert zespołu folkowego Kurna Chata 12 marca koncert Seana Webstera i zespołu The Dead Lines 21 marca koncerty zespołów Walfad, Art of Illusion i Quy 25 kwietnia koncert zespołu Kasa Chorych 30 kwietnia koncert Atmasfera Mantra Diving 2 maja koncert formacji Dyzmatronik 5 maja koncert Zapaska Duo 9 maja koncert 747, AntykWariat i Que Pasa 27 czerwca koncert zespołu Projekt Volodia 10 lipca koncert Andrzeja Poniedzielskiego Live? 17 lipca koncert zespołu Cheap Tobacco 4 sierpnia koncert Czesław Śpiewa Solo Act 14 sierpnia koncert zespołu Jackpot 20 sierpnia koncert zespołu Cotton Wing 12 września koncert zespołów Oil Stains i Rotator 26 września koncert zespołu Hanza 2 października koncert zespołów Spineless Back i Seth 3 października koncert zespołu Chorzy 9 października koncert Mike Parker’s Trio Theory 10 października koncert zespołów Hetman i Vierna 16 października koncert zespołów Apteka, Whoiswho i Black Balloon 17 października koncert zespołu Ann 21 października koncert zespołu Jesień 29 października koncert Piotra Woźniaka 11 listopada koncert Seana Webstera&The Dead Lines 13 listopada koncert zespołów The Black Hearts i We Still Have Paris 14 listopada koncert zespołu Sielska 19 listopada koncert Julii Vikman 26 listopada koncert Arka Zawilińskiego 28 listopada koncert Martyny Jakubowicz 4 grudnia koncert zespołów Underfate i aERO 10 grudnia koncert Marcina Bożka 12 grudnia Tarantellada Inne 3 stycznia Rewia Studio 54; Teatr Variete Muza 11 stycznia koncert Małgorzaty Ostrowskiej w ramach 23. Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy 11 stycznia Noworoczna Wielka Gala Opery i Operetki; HWS 12 stycznia wieczór kolęd Chór Frontowe Drogi i jego goście; Domek Kata 16 stycznia koncert zespołu wokalnego Forte oraz zespołu recytatorskiego Proscenium i Chóru Cantabile; Domek Kata 22 stycznia Bajkowa drużyna koncert Kasi Klich; Club 105 23 stycznia Śródmieście zaprasza: Zacisze; Domek Kata 24 stycznia koncert Minimal, czyli Pauliny Przybysz i Marka Pędziwiatra; Club 105 31 stycznia Blood Mantra Tour: Decapitated, Thy Disease, The Sixpounder, Materia; Club 105 7 lutego Projekt Grechuta koncert zespołu Plateau i Renaty Przemyk; CK105 15 lutego koncert zespołu Fair Weather Friends; Club 105 20 lutego Śródmieście zaprasza: zespół słowno-muzyczny Śródmieście; Domek Kata 20 lutego Galeria Scena: Michał Brzeziński Affective Cinema; Club 105 21 lutego koncert zespołu Baaba; Club 105 22 lutego Ciao Ciao Bambina Nicola Palladini; Teatr Variete Muza 23 lutego Scena Seniora: Ostrowianie; Domek Kata 2 marca Scena Seniora: Chór Frontowe Drogi i zespół śpiewaczy Szesnasty Południk; Domek Kata 6 marca koncert Happy Sad Jakby nie było jutra tour; Kreślarnia 6 marca koncert Raggafaya; Pub Graal 6-7 marca III Ogólnopolski Konkurs Gitarowy Hity na Gitarze 180 Almanach 2015 Podsumowania 24 maja koncert Kate Ryan; Amfiteatr 27 maja benefis Władysława Andrzeja Pitaka; KO Nasz Dom 30 maja 105% mocy: Komety; Club 105 1 czerwca koncert Dawida Kwiatkowskiego; Amfiteatr 6 czerwca koncert duetu Gonsofus; Jazzburgercafe 6 czerwca koncert Dominiki Barabas; Irish Club 12 czerwca koncert zespołów Mahomut, Pampeluna i Materia; Club 105 13 czerwca recital Edyty Geppert; CK105 15 czerwca 105% mocy: Pablopavo i Ludziki; Club 105 19 czerwca Śródmieście zaprasza: Złoty Łan; Domek Kata 19-20 czerwca 3. Good Vibe Festival 20-21 czerwca 40. Festiwal Ukraińskich Zespołów Dziecięcych; BTD 23 czerwca koncert Gaby Kulki; Minibrowar Kowal 24 czerwca koncert duetu Rebeka; Minibrowar Kowal 25 czerwca koncert Skubasa; Minibrowar Kowal 26 czerwca koncert oktetu Jamaram; Minibrowar Kowal 27 czerwca koncert Mikołaja Trzaski; Filharmonia Koszalińska 28 czerwca Bałtycki Konkurs Chórów Pomerania Cantat; Filharmonia Koszalińska 10 lipca koncert Kaliber 44; Amfiteatr 11 lipca Koszalińskie Kamerynki: Nad Porami Roku 18 lipca Koszalińskie Kamerynki: duet wokalno-instrumentalny Skarpety 19 lipca koncert galowy Polonijnej Akademii Chóralnej; Filharmonia Koszalińska 8 sierpnia Koszalińskie Kamerynki: Janek Samołyk 9 sierpnia koncert zespołu Perfect; Amfiteatr 15 sierpnia Koszalińskie Kamerynki: Kubryk 15 sierpnia 4. Prezentacje Piosenki Patriotycznej i Wojskowej 16 sierpnia Koszalińskie Kamerynki: Chwila Nieuwagi 16 sierpnia 2. Festiwal Muzyczny Na Fali; Amfiteatr 22 sierpnia Koszalińskie Kamerynki: Zgagafari 23 sierpnia koncert Agnieszki Chylińskiej; Amfiteatr 29 sierpnia koncert Koszalińskiej Orkiestry Akordeonowej Akord; Amfiteatr 5 września koncert Zakopower; Amfiteatr 8 września koncert Tomasza Kowalskiego i zespołu FBB w ramach 12. EFF Integracja Ty i Ja; KBP 12 września recital Moniki Kuszyńskiej w ramach 12. EFF Integracja Ty i Ja; KBP 181 P O D S U M O W A N I A 7 marca koncert zespołu Stare Dobre Małżeństwo; CK105 8 marca koncert z okazji jubileuszu 50-lecia Krzysztofa Krawczyka; HWS 13 marca Śródmieście zaprasza: Zalesianie; Domek Kata 21 marca koncert Czerwonych Gitar. HWS 21 marca koncert Zielona miłość zespołu Czarno na Biało; Pałac Młodzieży 21 marca koncert zespołu Besides; Club 105 27 marca koncert zespołu Plum; Club 105 9 kwietnia koncert duetu Xxanaxx; Jazzburgercafe 10 kwietnia koncert zespołu Ma; Club 105 11 kwietnia 8. koncert w hołdzie Tadeuszowi Nalepie; Klub Inferno 11 kwietnia Justyna Steczkowska: koncert 20-lecia Nie jestem tym, kim byłam; CK105 12 kwietnia koncert Bloodsoaked Devouring Europe 2015; Klub Inferno 17 kwietnia Śródmieście zaprasza: Manowskie Malwy; Domek Kata 18 kwietnia koncert zespołu Factor 8; Klub Inferno 19 kwietnia koncert KęKę; Club 105 22 kwietnia 105% mocy: Lao Che; Club 105 23 kwietnia koncert Tomek Makowiecki Maoizm Tour; Jazzburgercafe 25 kwietnia Sztigar Bońko czyli rap śląską gwarą; Jazzburgercafe 25 kwietnia koncert zespołu Lemon; Kreślarnia 1 maja Majówka: DJ Adamus&Paulla 2 maja Majówka: Future Folk 2 maja koncert Hadesa; Jazzburgercafe 3 maja koncert Zgredybilies; Club 105 7 maja koncert Lecha Szprota; STP Dialog 9 maja koncert Slutocasters; Jazzburgercafe 14 maja Herbatka u Jarka: Krzysztof Olkowicz Wieczór z Okudżawą; Teatr Variete Muza 15 maja koncert Noviki i Mr Lexa; Jazzburgercafe 18 maja Scena Seniora: Frontowe Drogi i Tetrico Akord; Domek Kata 19 maja koncerty zespołów Nat Osborn Band i Coma; Os. Akademickie 20 maja koncerty zespołów Mig, Extazy i Soleo; Os. Akademickie 21 maja koncerty zespołów Zeus, Paluch i Liroy + Lovesteam; Os. Akademickie 22 maja Scena Seniora: Wrzosy; Domek Kata 23 maja koncert Margaret; Amfiteatr P O D S U M O W A N I A 12 września koncert Don Vasyla Juniora i zespołu Ivona; plac przy Amfiteatrze 17 września Herbatka u Jarka: Alicja Żylińska Z jesienią jej do twarzy…; Teatr Variete Muza 18 września 25 lat Cantate Deo: Jerzy Salwarowski – dyrygent, Chór Cantate Deo; Kościół pw. Ducha Św. 24-27 września 15. Międzynarodowy Festiwal Zespołowej Muzyki Akordeonowej 25 września Pożegnanie lata: zespoły Śródmieście i Szczęśliwa Trzynastka; Domek Kata 2 października koncert zespołu Farben Lehre; Pub Graal 9 października koncert zespołu Organek, Club 105 10 października koncert tria Kamp!, Jazzburgercafe 11 października Orkiestra Adama Sztaby: jubileusz 10-lecia (Natalia Kukulska, Kuba Badach, Kasia Wilk, Piotr Cugowski) HWS 11 października koncert Acid Drinkers, Kreślarnia 15 października koncert z okazji 20-lecia pracy artystycznej ZoSi Karbowiak, Jazzburgercafe 17 października 15. Przegląd Zespołów Śpiewaczych i Folklorystycznych Złota Jesień; CK105 17 października 11. Koszaliński Hip-Hop Koszalińskim Dzieciakom, Jazzburgercafe 18 października koncert zespołu Domowe Melodie; CK105 21-24 października 11. Hanza Jazz Festiwal 23 października Powitanie jesieni: zespół śpiewaczy Podlotki; Domek Kata 24 października koncert Lady Pank; HWS 30 października koncert zespołu Kabanos, Club 105 2 listopada Zaduszki jazzowe, Teatr Variete Muza 6 listopada koncert Indios Bravos, Kreślarnia 7-8 listopada 35. Festiwal Rockowy Generacja 12 listopada Herbatka u Jarka: Waldemar Jarosz, Teatr Variete Muza 13 listopada koncert zespołu Enej, Kreślarnia 13 listopada 6-lecie Teatru Variete Muza Dancers of Koszalin 13 listopada koncert grupy Offensywa, Pub Graal 16 listopada Akademia Seniora: recital Bartosza Kołaczkowskiego, Park Caffe 20 listopada koncert zespołów Cuba de Zoo i Whoiswho; Club 105 20 listopada koncert duetu Gonsofus; Jazzburgercafe 20 listopada Scena Seniora: Złoty Łan i Śródmieście; Domek Kata 21-22 listopada 21. Koszaliński Konkurs Poezji i Piosenki Lwowskiej im. Mariana Hemara 22 listopada MEC Muza Jazz: Vocal Jazz Perception 22 listopada Opera Lwowska Vivat Operetta”; BTD 23 listopada Scena Seniora: Pieśń patriotyczna łączy pokolenia; Domek Kata 28 listopada Rockowe Andrzejki: Carnage, Kaboom!, Pampeluna; Club 105 28 listopada koncert duetu Sinusoidal; Jazzburgercafe 29 listopada Teatr Sabat Małgorzaty Potockiej Rewia Forever; HWS 4 grudnia MEC Muza Jazz: Karolina Śmietana Quintet 4 grudnia koncert zespołu Chłopcy kontra Basia; Jazzburgercafe 5 grudnia Mikołajkowa Gala Disco Polo; HWS 5-6 grudnia 26. Festiwal Pieśni Religijnej Cantate Domino im. św. Jana Pawła II 10 grudnia Ballady kolędowe koncert Pawła Orkisza, Aleksandra Rzepczyńskiego i Wiesława Wódkiewicza; STP Dialog 12 grudnia koncert Leszka Czerwińskiego i Rafała Kowalewskiego; Irish Pub 12 grudnia koncert Zabrocki 1+1=0; Jazzburgercafe 13 grudnia Danuta Błażejczyk i Zbigniew Lesień Witaj mała gwiazdko; CK105 18 grudnia Scena Seniora: Śródmieście i Jarzębiny Wieczór kolęd i pastorałek; Domek Kata 31 grudnia sylwestrowy koncert Raggafaya i K2 TEATR Bałtycki Teatr Dramatyczny 3 stycznia P. Pörtner Szalone nożyczki; reż. Andrzej Chichłowski 6-8 stycznia J. Wilkowski Cudowna lampa Aladyna; reż. Katarzyna Kawalec 9-10 stycznia H. James Plac Waszyngtona; reż. Maria Kwiecień 16 stycznia M. Siegoczyński Kali babki; reż. Michał Siegoczyński 17-18 stycznia R. Hawdon Wieczór kawalerski; reż. Zdzisław Derebecki 21-22 stycznia J. Rochowiak O kocie w butach; reż. Zbigniew Kulwicki – gościnnie Centrum Kultury Teatr z Grudziądza 23 stycznia M. Guśniowska Calineczka; reż. Małgorzata Wiercioch, Zdzisław Derebecki 24 stycznia J. Kofta Noc poety. Wiersze i piosenki Jonasza Kofty; reż. Zespół Bez Jacka + Alias 182 Almanach 2015 Podsumowania 12 października J. Janczarski Kocham pana, panie Sułku; reż. Janusz Kukuła – przedstawienie impresaryjne 15-17 października P. Rubik Złota kaczka; reż. Andrzej Ozga – gościnnie Teatr im. Juliusza Osterwy z Gorzowa Wielkopolskiego 18 października Amoroso; reż. Artur Barciś – gościnnie Teatr im. Juliusza Osterwy z Gorzowa Wielkopolskiego 24 października D. Wójtowicz Bezwietrzne lato; reż. Barbara Wiśniewska PREMIERA 10 listopada Cafe Sax. Piosenki Agnieszki Osieckiej; reż. Cezary Domagała 15 listopada M. Rębacz Dwie morgi utrapienia; reż. Marek Rębacz – przedstawienie impresaryjne 26-27 listopada F. Hodgson Burnett Tajemniczy ogród; reż. Cezary Domagała – gościnnie Teatr im. Aleksandra Sewruka z Elbląga 5 grudnia P. Békés Cykor – bojąca dusza; reż. Wojciech Rogowski PREMIERA 9-10 grudnia B. Szachnowska Doktor Dolittle i przyjaciele; reż. Konrad Szachnowski – gościnnie Nowy Teatr im. Witkacego ze Słupska Stowarzyszenie Teatr Propozycji Dialog 29 stycznia Człowiek i karzeł na podst. powieści Karzeł P. Lagerkvista; reż. Krystyna Kuczewska-Chudzikiewicz 26 lutego Jak pięknie by mogło być… spektakl oparty na tekstach J. Kofty; scen. i reż. Maria Ulicka 26 marca W. Myśliwski Traktat o łuskaniu fasoli; scen. i reż. Marek Kołowski 16 kwietnia Nie tylko dla siebie monodram oparty na tekstach Barbary Nativi; reż. Urszula Szydlik-Zielonka 23 kwietnia Ciągle jeszcze płyną ciemniawki na podst. poematu K.I. Gałczyńskiego Chryzostoma Bulwiecia podróż do Ciemnogrodu; scen. i reż. Maria Ulicka 28 maja Czytamy poezję – wiersze Julii Hartwig; przyg. Stefania Tomaszewska 18 czerwca Czytamy prozę – Siódemka – fragmenty nowej książki Ziemowita Szczerka; przyg. Krystyna Kuczewska-Chudzikiewicz 17-19 września 3. Koszalińskie Ogólnopolskie Dni Monodramu – Debiuty Strzała Północy BTD/Domek Kata 15 października Metamorfozy; reż. Krzysztof Rau – spektakl gościnny Państwowego Teatru Lalki Tęcza ze Słupska 22 października Od przodu do tyłu monodram inspirowany roz- 183 P O D S U M O W A N I A 25 stycznia Krótki(ego) zarys historii teatr-u; reż. Piotr Krótki 7 lutego P. Aretino Rozpusta; reż. Zdzisław Derebecki PREMIERA 10 lutego W. Shakespeare Poskromienie złośnicy; reż. K. Babicki – gościnnie Nowy Teatr im. Witkacego ze Słupska 11-12 lutego S. Aleksijewicz Wojna nie ma w sobie nic z kobiety; reż. Paweł Palcat 15 lutego F. Veber Co ja Panu zrobiłem, Pignon?; reż. Marek Siudym – gościnnie Nowy Teatr im. Witkacego ze Słupska 18-19 lutego A. Lindgren Pippi Pończoszanka – Pippi Langstrumpf; reż. Wojciech Rogowski 21-23 lutego Bajki Samograjki Przygody Sindbada Żeglarza; reż. Magdalena Muszyńska-Płaskowicz 26 lutego M. Siegoczyński Love Forever; reż. Michał Siegoczyński 4-5 marca H.Ch. Andersen Królowa Śniegu; reż. Jan Tomaszewicz – gościnnie Teatr im. Juliusza Osterwy z Gorzowa Wielkopolskiego 6 marca E. Pataki Edith&Marlene; reż. Andrzej Ozga – gościnnie Nowy Teatr im. Witkacego ze Słupska 14 marca Lunch o północy; reż. Jakub Przebindowski – gościnnie Teatr Capitol z Warszawy 19-21 kwietnia T. Różewicz Kartoteka; reż. Piotr Ratajczak 25 kwietnia R. Cooney Okno na parlament; reż. Ireneusz Kaskiewicz – gościnnie Nowy Teatr im. Witkacego ze Słupska 26 kwietnia J. Sánchez i P.A. Gómez Pół na pół; reż. Wojciech Malajkat – przedstawienie impresaryjne 2 maja S. Doyle i D. Quinn Edyp cię kocha; reż. Cezary Iber PREMIERA 9-10 maja E.E. Schmitt Wariacje enigmatyczne; reż. Bogusław Semotiuk 20-21 maja A. Fredro Zemsta; reż. Tomasz Grochoczyński 25-26 maja Internetowy porywacz; reż. Zbigniew Kulwicki – gościnnie Centrum Kultury Teatr z Grudziądza 27-28 maja Z. Kulwicki Zatruta studnia; reż. Zbigniew Kulwicki – gościnnie Centrum Kultury Teatr z Grudziądza 31 maja E. Szybista Wesele jamneńskie; reż. Marcin Borchardt 9-14 czerwca 6. Koszalińskie Konfrontacje Młodych m-teatr 4 lipca D. Croft i J. Lloyd Allo, allo; reż. Jan Tomaszewicz PREMIERA 4 października Tuwim lirycznie i nie tylko – spektakl charytatywny: Piotr Machalica i Piotr Borowski 7 października Desert; choreografia Paulina Wycichowska – gościnnie Polski Teatr Tańca z Poznania 10-11 października B. Cooke i J. Mortimer Kiedy kota nie ma…; reż. Andrzej Rozhin – gościnnie Teatr Capitol z Warszawy prawą doktorską Karola Zbyszewskiego Niemcewicz od przodu i tyłu; reż. Stanisław Miedziewski – spektakl gościnny Dzielnicowego Domu Kultury Węglin z Lublina i Teatru Rondo ze Słupska 5 listopada Zaduszki spektakl oparty na tekstach Emilii Szczepańskiej, Henryki Rodkiewicz i Mirosława Zalewskiego; przyg. Stefania Tomaszewska PREMIERA 26 listopada Opis obyczajów spektakl oparty na tekstach Mikołaja Reja i innych pisarzy staropolskich; przyg. Marzena Wysmyk PREMIERA P O D S U M O W A N I A LITERATURA 7 stycznia Koszalińska Scena Literacka: Ewa Pietrzak 26 stycznia Srebrną wstęgą malowane – wieczór poezji Krajowego Bractwa Literackiego 28 stycznia promocja książki Jaśminowy tomik Natalie Wieszczyckiej; Kawałek Podłogi 4 lutego Koszalińska Scena Literacka: Życie spakowane do walizki twórczość Wojciecha Markiewicza 5 lutego spotkanie autorskie z Katarzyną Nazaruk promujące tomik wierszy Szept i przestrzeń; KBP Filia 11 14 lutego I nie miłować ciężko, i miłować nędzna pociecha…; Domek Kata 18 lutego spotkanie z poezją Ryszarda Milczewskiego-Bruno; Kawałek Podłogi 23 lutego Liryczna odsłona lutego – wieczór poezji Krajowego Bractwa Literackiego 26 lutego promocja książki Olgi Tokarczuk Księgi jakubowe; KBP 4 marca Koszalińska Scena Literacka: Gdy szarość staje się kolorowa Stanisława Schreuder 9 marca Pieśń o życiu i śmierci Chopina Romana Brandstaettera; Domek Kata 10 marca promocja książki Aleksandry Łukaszewicz-Alcaraz Epistemologiczna rola obrazu fotograficznego; KBP Filia 8 12 marca promocja książki współautorstwa Grzegorza Śliżewskiego Mjr pil. Karol Pniak; KBP 23 marca Zaczarowana muzyka pierwiosnka – wieczór poezji Krajowego Bractwa Literackiego 25 marca promocja książki Dlaczego tak… Aleksandry Baltissen; Kawałek Podłogi 27 marca promocja trzeciego tomu almanachu Ze słonecznikiem w tle; KBP 8 kwietnia Koszalińska Scena Literacka: Karolina Kruk 15 kwietnia spotkanie autorskie z Andrzejem Markiem Grabowskim; KBP Filia 4 15 kwietnia 12. Powiatowa Dziecięca Sesja Naukowa Gracjan Bojar-Fijałkowski – bajarz pomorski; KBP 16 kwietnia promocja książki Rafała Podrazy Wieczór nad rzeką zdarzeń; KBP 24 kwietnia spotkanie autorskie ze Sławomirem Koperem; KBP 27 kwietnia W poetyckim rozkwicie – wieczór poezji Krajowego Bractwa Literackiego 28 kwietnia promocja książki Eugeniusza Misiło Akcja Wisła; KBP 8 maja finał konkursu Koszalińska Niezapominajka; KBP 11 maja spotkanie autorskie z Marią Czubaszek; KBP 13 maja finał Powiatowego Przeglądu Recytatorskiego dla Przedszkolaków Natalki; KBP 21 maja spotkanie autorskie ze Stanisławem Srokowskim. KBP 25 maja … a w głowie maj – wieczór poezji Krajowego Bractwa Literackiego 3 czerwca Koszalińska Scena Literacka: spotkanie autorskie z Hanną Szymborską; Kawałek Podłogi 8 czerwca finał 47. Regionalnego Konkursu Recytatorskiego Ptaki, ptaszki i ptaszęta polne. KBP 16 czerwca promocja publikacji Kultura koszalińska. Almanach 2014; KBP 13 lipca Język polski galopem: Agnieszka Frączek, Barbara Kosmowska, Aneta Załazińska, Jarosław Górski, Izabela Winiarska-Górska, Jerzy Bralczyk, Jan Miodek, Michał Ogórek, Katarzyna Kłosińska, Zofia Kucówna, Krystyna Czubówna, Iwona Tworek; KBP 29 lipca spotkanie autorskie z Wojciechem Cejrowskim; CK105 5 września Narodowe czytanie Lalki Bolesława Prusa; City Box 15-16 września spotkanie autorskie z Katarzyną Majgier w ramach projektu Nastolatki w bibliotece; KBP 17 września promocja książki Szymona Hołowni Jak robić dobrze; KBP 22 września promocja książki Witolda Danilkiewicza Koszalin mojej młodości; KBP 24 września promocja książki Janusza Kowalkowskiego Słowa zakazanych modlitw nazwane wierszami; KBP 6 października promocja książki Jana Wyrwasa Wieczór metafizyczny; KBP 13 października spotkanie z poetą kaszubskim Marianem Kwi- 184 Almanach 2015 SZTUKA Muzeum w Koszalinie do 28 lutego Święty i prezenty 15 stycznia-31 marca Wielka wojna – zwykłych ludzi (1914-1918) 6 lutego-15 marca wystawa prac Mirko Demattè 20 lutego-22 marca Era Art – projekty wybrane 19 marca-14 maja malarstwo Anny Bochenek Poza czasem 1 kwietnia-15 maja Paul Dahlen (1881-1954). Malarstwo, rysunek, grafika 18 kwietnia Dzień Wolnej Sztuki 14 maja-7 czerwca tkanina artystyczna Zyty Kalety 2 czerwca-30 sierpnia Skarby numizmatyczne ze zbiorów własnych Muzeum w Koszalinie 11 czerwca-20 lipca Spotkanie w realu 23 lipca-31 sierpnia Erazm Wojciech Felcyn Rosarium 3 września-5 października malarstwo Hanny Ewy Masojady Podróż Podsumowania 17 września-15 listopada wystawa pokonkursowa 15. Muzealnych Spotkań z Fotografią 8 października-30 listopada Poetyckie klimaty – wystawa grupy Paleta 3 grudnia-10 stycznia 2016 Związek Polskich Artystów Plastyków In memoriam artystom, którzy z nami tworzyli 10 grudnia-10 lutego 2016 Kolędować Małemu Bałtycka Galeria Sztuki 16-31 stycznia Galeria Scena: Grid system malarstwo Zbigniewa Romańczuka 5-28 lutego Szmat czasu tkaniny artystyczne uczniów Zespołu Szkół Plastycznych im. Władysława Hasiora 2-4 marca fotografie Lidii Popiel Energetyczni 50+ powered by Pharmaton Geriavit. Hol kina 6-23 marca Galeria Scena: fotografie Macieja Osiki Człowiek – dzieło sztuki 27 marca-4 maja fotografie Tomasza Juszkiewicza Wilgotne kalosze i Pejzaż niecodzienny 21-26 kwietnia wystawa akwareli dzieci duńskich Barwy Harfy. Hol kina 8 maja-1 czerwca Beata Maria Orlikowska Po-widoki 22-27 czerwca Magda Hueckel Autoportrety wyciszone 3 lipca-31 sierpnia jubileusz 60-lecia Związku Polskich Artystów Plastyków okręgu Koszalin-Słupsk 6xsztuka 13-28 sierpnia Galeria Scena: Myślę o sobie, kiedy myślę o sobie 4 września-4 listopada Wal Jarosz 60na60 11-25 września pokonkursowa wystawa plakatów Sierpień ’80 oczami młodych. Hol kina 21-27 września Dubois – multiperspektywa. Hol kina 2 października-1 listopada Jan Kanty Pawluśkiewicz Voyage. Hol kina 9 października-6 listopada wystawa pokonkursowa XII Ogólnopolskiego Biennale Rysunku i Malarstwa Klas Młodszych Szkół Plastycznych 20 listopada-4 stycznia 2016 10. edycja wystawy interdyscyplinarnej Fala 185 P O D S U M O W A N I A dzińskim z Białogardu i promocja tomiku wierszy W kòpùnce; Archig@leria 20 października promocja książki Marka Bieńczyka Jabłko Olgi, stopy Dawida; KBP 21 października spotkanie autorskie z Tomaszem Trojanowskim; KBP 22 października spotkanie z poezją koszalinian: Regina Adamowicz, Ludmiła Raźniak, Krystyna Pilecka i Jan Wiśniewski z oprawą muzyczną Stanisława Żabińskiego; KBP 24-25 października 10. Turniej Recytatorski Twórczości Religijnej; Domek Kata i Club 105 12 listopada promocja książki współautorstwa Grzegorza Śliżewskiego Generał pilot Stanisław Skalski; KBP 30 listopada Listopadowa symfonia – wieczór poezji Krajowego Bractwa Literackiego 5 grudnia Turniej Recytatorski im. Cypriana Kamila Norwida. STP Dialog 10 grudnia spotkanie autorskie z Ziemowitem Szczerkiem; KBP 14 grudnia Podążając za Gwiazdą – wieczór poezji Krajowego Bractwa Literackiego 17 grudnia spotkanie autorskie z Filipem Springerem; KBP Galeria Na Piętrze styczeń-luty Polska Sztuka Współczesna – malarstwo i grafika marzec malarstwo Rafała Podgórskiego Mityczna tożsamość architektury PRL kwiecień-maj Polska Sztuka Współczesna – malarstwo i grafika październik-listopad Rzeczywistość i iluzja grudzień prace Marii Idziak P O D S U M O W A N I A Galeria Ratusz 8 stycznia finisaż wystawy Anny Zaręby i Kamili Łukowskiej Anioły nicią i igłą malowane (I p.) 13 stycznia-6 lutego Ocalmy od zapomnienia wystawa fotografii nadesłanych na Miejski Konkurs Fotografii: Koszalin nasze miasto (I p.) 22 stycznia-16 lutego Wizerunki rysunki Katarzyny Żerdzickiej-Jasionek (II p.) 10-28 lutego Karty z kalendarza prace uczniów Zespołu Szkół Plastycznych im. Władysława Hasiora (I p.) 17 lutego-9 marca Kobieta i nie tylko… malarstwo Sylwii Olesiak (II p.) 10-31 marca malarstwo Reginy Siwko Taka jestem (I p.) 12-31 marca Todor Dimczewski Bułgarskie sny (II p.) 2 kwietnia-11 maja malarstwo Waldemara Jarosza W moim kurniku… (I p.) 12 maja-8 czerwca wystawa fotograficzna Ulicami Koszalina (I p.) 18 maja-19 czerwca Artyści miastu wystawa z okazji 60-lecia Związku Polskich Artystów Plastyków okręgu Koszalin-Słupsk (II p.) 9 czerwca-6 lipca wystawa członków koszalińskiego Zespołu Pracy Twórczej Plastyki (I p.) 22 czerwca-24 sierpnia malarstwo Marka Fornala Żaglowce (II p.) 7 lipca-31 sierpnia malarstwo Bolesława Rosińskiego (I p.) 21 września-26 października wystawa zbiorowa malarstwa, fotografii, tkaniny i rzeźby członków koszalińskiego oddziału Związku Plastyków Artystów Rzeczpospolitej Polskiej (I p.) październik-19 listopada wystawa poplenerowa prac z 18. Międzynarodowego Pleneru Malarskiego Osieki 2015 Czas i Miejsce dla Sztuki (II p.) 3-30 listopada wystawa zbiorowa członków koszalińskiego Zespołu Pracy Twórczej Plastyki Warsztaty malarskie 2014 (I p.) 23 listopada-styczeń 2016 Mikołaj Kobus Pejzaż i makro w fotografii (II p.) 1-31 grudnia Monika Jachimczuk Nicią malowane (I p.) Galeria Region 13 stycznia-10 lutego Koszalin z okien 2 12 lutego-16 marca Dwie damy polskiej poezji lirycznej Halina Poświatowska i Maria Pawlikowska-Jasnorzewska 19-31 marca wystawa plakatów w ramach projektu Żywa Biblioteka 1-20 kwietnia wystawa pokonkursowa prac dziecięcych Ilustrujemy legendy Gracjana Bojara-Fijałkowskiego 22 kwietnia-27 maja Orient Expressem przez dwudziestolecie 28 maja-18 czerwca Koszalin 1945-2015 we wspomnieniach i archiwach rodzinnych Koszalinian oraz Koszalin w przestrzeni – przestrzeń w Koszalinie – wystawy z okazji 750-lecia urodzin Miasta 7-31 sierpnia Tradycja i kultura Państwa Środka w rysunkach chińskich dzieci 8-20 września Fotokonfrontacje 2015 w ramach 12. EFF Integracja Ty i Ja 24 września-5 października Zabawy ze sztuką prace osób ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego z Koszalina 6-23 października Zofia Szreffel Gobeliny i batiki 30 października-16 listopada Jan Parandowski i jego Mitologia 17-30 listopada Żyć z niepełnosprawnością – wystawa fotografii Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym w Koszalinie 3 grudnia-14 stycznia 2016 Rozważna i romantyczna, wystawa z okazji 240. urodzin Jane Austen Inne 20 stycznia-17 lutego 13. Ogólnopolska Wystawa Marynistyczna w 110. rocznicę powstania Związku Nauczycielstwa Polskiego; Galeria N 6 lutego-15 marca fotografia Magdy Mlazgi; Pałac Młodzieży 4 marca-7 kwietnia fotografie Lidii Popiel Energetyczni 50+ powered by Pharmaton Geriavit; City Box 24 kwietnia-8 maja malarstwo Anny Waluś Chwile. City Box 12 czerwca 14. Ogólnopolski Konkurs Fotografii Dzieci i Młodzieży Człowiek, Świat, Przyroda 186 Almanach 2015 7 lipca-15 sierpnia Marta Frej Memy; City Box 11-30 września Ekspertki.org fotografie Wojtka Greli i Marcina Torbińskiego; City Box 8 października-1 listopada Galeria Scena: Tomasz Rogaliński AndrogYnia moja miłość; City Box 5-22 listopada Tomáš Rafa Nowy nacjonalizm w sercu Europy; City Box 10 listopada Co wiedzą lwy o Koszalinie i jego mieszkańcach. Sekrety z rodzinnych albumów; Delegatura ZUW FILM Podsumowania INNE WYDARZENIA 20 lutego Polska Noc Kabaretowa. HWS 12-14 marca 19. Festiwal Francuskojęzycznych Teatrów Szkół Średnich 20 marca 4. Żywa Biblioteka 28 marca 7. Gala Koszalińskiej Kultury 24 kwietnia 6. Noc w Bibliotece 16 maja 9. Noc Muzeów 4-5 lipca 2. Festiwal Pełnia Życia 25 lipca 21. Festiwal Kabaretu Koszalinwood 19 września 10. Spotkanie Czterech Kultur 3 października-6 listopada 23. Koszalińskie Dni Kultury Chrześcijańskiej 15-16 października 2. Mistrzostwa Polski One Man Show Ludzik 187 Oprac. Anna Kowal P O D S U M O W A N I A 16-22 stycznia 8. Festiwal Filmów Rosyjskich Sputnik nad Polską 17-19 stycznia 13. Międzynarodowy Festiwal Filmów Dokumentalnych o Włodzimierzu Wysockim Pasje według świętego Włodzimierza 8 marca premiera filmu 750 lat kobiet w reż. Bartosza Brzeskota 15-17 maja Galeria Scena: Weekend z Docs Against Gravity 22-27 czerwca 34. Koszaliński Festiwal Debiutów Filmowych Młodzi i Film 8-12 września 12. Europejski Festiwal Filmowy Integracja Ty i Ja Nagrody Prezydenta Koszalina P O D S U M O W A N I A w dziedzinie twórczości artystycznej, upowszechniania i ochrony kultury za rok 2015 Przyznająca w imieniu Prezydenta Koszalina, Piotra Jedlińskiego, nagrody w dziedzinie kultury Kapituła Nagrody Prezydenta Miasta obradowała w składzie: Jarosław Barów, Rada Kultury przy Prezydencie Miasta Krystyna Kościńska (przewodnicząca), Komisja Kultury Rady Miejskiej Mariusz Krajczyński, Komisja Kultury Rady Miejskiej Anna Mętlewicz, Komisja Kultury Rady Miejskiej Magdalena Muszyńska-Płaskowicz, Rada Kultury przy Prezydencie Miasta Leopold Ostrowski, Komisja Kultury Rady Miejskiej Dorota Pawłowska, dyrektor Wydziału Kultury i Spraw Społecznych Marzena Śmigielska, kierownik Referatu Kultury i Sportu Wydziału KS Rafał Wołyniak, Rada Kultury przy Prezydencie Miasta O przyznanie nagrody wpłynęło ogółem 140 wniosków, po odrzuceniu trzech zawierających błędy formalne, Kapituła rozpatrywała 137. Nagroda za szczególne osiągnięcia w skali światowej Duet – Bartosz Kołaczkowski, Wojciech Szymczewski – absolwenci Zespołu Szkół Muzycznych w Koszalinie, a obecnie: Bartosz Kołaczkowski – student II roku na Akademii Muzycznej w Gdańsku (kierunek instrumentalistyka, specjalność – fortepian), a Wojciech Szymczewski – absolwent Akademii Muzycznej w Gdańsku (kierunek instrumentalistyka, specjalność – fortepian); zdobywcy: I nagrody i nagrody specjalnej w Międzynarodowym Konkursie Bradshaw &Buono International Piano Competition 2015 w Nowym Yorku; II nagrody na X Międzynarodowym Konkursie Muzyki Kameralnej w Ruse (Bułgaria, 2015); nagrody specjalnej dla indywidualności muzycznej oraz nagrody Specjalnej (występu na festiwalu Young Prague 2016) podczas XI Międzynarodowego Konkursu Duetów Fortepianowych w Białymstoku. Nagrody za osiągnięcia w dziedzinie kultury (dorośli) Dorota Herbik–Słobodzian – wokalistka, instruktor muzyczny, od 15 lat prowadzi Studium Wokalne CK 105; laureatka Międzynarodowego Festiwalu Radia Jard w Białymstoku (I, I, i III miejsce) i nagrody specjalnej Międzynarodowego Festiwalu we Włoszech. Olga Wolska – wokalistka Studium Wokalnego CK 105; laureatka Międzynarodowego Festiwalu Złoty Mikrofon Radia Jard w Białymstoku (I miejsce i I w duecie); laureatka II miejsca Międzynarodowego Festiwalu Orpheus in Italy (II miejsce i nagroda specjalna za duet) we Włoszech. Rafał Kowalewski – pianista, wokalista, kompozytor, aranżer, tworzy muzykę do spektakli teatralnych; instruktor i akompaniator zespołu Studia Artystycznego im. Ziembińskich (CK 105); laureat nagrody specjalnej 60. Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego we Włocławku; laureat pierwszego nagrody 38. Ogólnopolskiego Turnieju Sztuki Recytatorskiej Wobec własnego czasu w Wałczu. 188 Almanach 2015 Kamil Kułak – tancerz Szkoły Tańca Top Toys; II Wicemistrz Europy w tańcu break dance, III miejsce – Mistrzostwa Europy IDO European Championship Organization w Kielcach; II Wicemistrz Polski w tańcu break dance, III miejsce – Krajowe Mistrzostwa International Dance Organization w Wałbrzychu. Maciej Orłowski – tancerz Szkoły Tańca Top Toys; I miejsce w kategorii break dance podczas Mistrzostw Europy IDO European Championship Organization w Kielcach; I miejsce podczas Krajowych Mistrzostw International Dance Organization w Wałbrzychu; II miejsce w kategorii break dance na Ogólnopolskich Zawodach Tanecznych Gorzów Funkowo w Gorzowie Wielkopolskim. Nagrody z okazji jubileuszu twórczego Beata Maria Orlikowska (25-lecie) – zajmuje się ceramiką unikatową i malarstwem sztalugowym, współpracuje z przemysłem ceramicznym; założycielka grupy twórczej Od dawna. Akademicki Klub Tańca Politechnika Koszalińska (20-lecie) – działa pod kierownictwem Romana Filusa. Zdobywca kilkudziesięciu tytułów Mistrzów Świata, Europy i Polski. Wiesława Kurowska (40-lecie) – zaczynała od haftowania gobelinów, a po nawiązaniu współpracy z Klubem Nauczycieli Plastyków Twórców specjalizuje się w malarstwie. Zofia Karbowiak (20-lecie) – kompozytorka, instrumentalistka, wokalistka, producent muzyczny; była w półfinale duńskiego X Factor, nagrała płytę, współpracowała z zespołem Chicago. Związek Polskich Artystów Plastyków (60-lecie) – skupia artystów, organizuje wystawy, również międzynarodowe, współpracuje z artystami z miast partnerskich. Małgorzata Kołowska (35-lecie) – dziennikarka, instruktor teatralny, animator kultury, nauczyciel akademicki; w latach 20052015 redaktor prowadząca Almanach. Kultura koszalińska. Nagrody za tworzenie, upowszechnianie i ochronę kultury Wojciech Bałdys, perkusista w Filharmonii Koszalińskiej (35-lecie pracy artystycznej) – muzyk, autor, pomysłodawca i wykonawca między innymi koncertów umuzykalniających dla dzieci przedszkolnych, szkolnych i młodzieży, a także całych rodzin; konferansjer; w dorobku ma koncerty solowe i kameralne, brał udział w światowych prawykonaniach dzieł perkusyjnych, uczestniczył w nagraniu sześciu płyt. Ewa Szereda, nauczyciel kształcenia słuchu (25-lecie pracy artystycznej) – założycielka, opiekun i dyrygent chóru Dysonans; dyryguje chórem Koszalin Canta (CK 105); koordynatorka Ogólnopolskiego Programu Rozwoju chórów Szkolnych Śpiewająca Polska; organizatorka koncertów; współpracuje z Filharmonią Koszalińską. Koszalińskie Stowarzyszenie Społecznych Ognisk Muzycznych (65-lecie) – dawniej jego celem było szkolenie instruktorów, dzisiaj ognisko daje 20-25 koncertów rocznie, a wychowankowie kontynuują naukę i zakładają własne zespoły. Wojciech Mielczarek, prowadzony przez niego pub Graal obchodzi 15-lecie – w tym czasie w pubie zorganizowano ponad 300 koncertów; to ważne na mapie Koszalina miejsce koncertowe, przyciągające widzów, otwarte zwłaszcza dla kapel koszalińskich, dla wielu z nich występ w pubie był pierwszą możliwością zaprezentowania się przed publicznością. Wojciech Przemysław Szwej (30-lecie) – fotograf, portrecista, grafik; laureat konkursów, uczestnik wystaw, autor publikacji fotograficznych, juror prestiżowych konkursów. Regina Adamowicz, poetka – do Koszalina przyjechała w 1946 roku, pracowała przy odgruzowaniu miasta, była założycielką teatrzyku objazdowego, zakładała biblioteki zakładowe; autorka Podsumowania 189 P O D S U M O W A N I A Grupa Top Toys/Szkoła Tańca Top Toys (opiekun artystyczny: Anna Dubrownik) – nagrody dla tancerzy podczas Krajowych Mistrzostw International Dance Organization Hip Hop, Hip Hop Battles, Electric Boogie, Break Dance w Wałbrzychu oraz podczas Mistrzostw Europy IDO European Championship Organization Hip Hop, Electric Boogie, Break Dance w Kielcach. Grażyna Mulczyk-Skarżyńska (35-lecie) – choreograf i instruktor tańca, jurorka w przeglądach tanecznych; pedagog; poetka, autorka kilku tomików wierszy. wierszy o tematyce patriotycznej, nawiązujących do historii Koszalina; działaczka Krajowego Bractwa Literackiego z siedzibą w Koszalinie; upowszechnia poezję w szkołach, przedszkolach; wydała sześć tomików wierszy; zdobyła 13 nagród poetyckich. P O D S U M O W A N I A Marcin Borchardt, aktor Bałtyckiego Teatru Dramatycznego, instruktor teatralny – reżyseruje spektakle charytatywne; wyreżyserował przedstawienie z młodzieżą z wioski dziecięcej S. O. S. Po sąsiedzku; w CK 105 prowadzi grupę teatralną, zróżnicowaną pod względem wieku i umiejętności; współpracuje z Muzeum w Koszalinie, prowadzi warsztaty lalkarskie; wspiera działania podejmowane przez klub Kiwanis i Fundację Pokoloruj świat. Zespół Bacteryazz – powstał w 2013 roku; w 2015 roku wydał debiutancki album Za drzwiami, wziął udział w 10. edycji programu telewizyjnego Must Be The Music i w koncercie Muzyczne Depesze (Radio Koszalin), zdobył nagrodę specjalną Stowarzyszenia Porozumienie na Plus w X Ogólnopolskim Konkursie Piosenek Grzegorza Ciechowskiego w Tczewie. Ludmiła Raźniak, maluje i pisze – członek ZPTP; działa w Krajowym Bractwie Literackim z siedzibą w Koszalinie, uczestniczy w spotkaniach autorskich, publikuje wiersze w różnych wydawnictwach i antologiach; uczestniczyła w projekcie historyczno–-literackim Wspomnienia Pionierów Koszalina 1945 – 2015. Historie z rodzinnych archiwów. Krystyna Rypniewska, historyk sztuki, publicystka, kustosz, od 25 lat kierownik Działu Sztuki Dawnej Muzeum w Koszalinie – autorka projektów: Sztuka dawna i rzemiosło od baroku do secesji, Galeria jednego obrazu, Wieczory czwartkowe ze sztuką, Niedziela w muzeum z moją babcią i dziadkiem, Klub M3. Młodzi Miłośnicy Muzeum; od 20 lat zajmuje się w muzeum współpracą polsko-niemiecką; pisze o zabytkach ziemi koszalińskiej na łamach Gazety Ziemskiej. Przemysław Majewski, 4P SOLO (4PMC), raper, właściciel studia tatuażu – na scenie hip-hopowej działa od 1999 roku, jako organizator imprez hip-hopowych, a od 2002 roku jako MC; współpracował z Onilem, zespołami: Niekret, Pampeluna; w 2015 roku po raz 11. zorganizował koncert charytatywny Hip-Hop – koszalińskim dzieciakom oraz I Festiwal Tatuażu KOSZALIink 2015. Hubert Wysocki, właściciel klubu Jazzburgercafe – działalność klubu jest kontynuacją tego, co także jako DJ Plastelinowy Joe robił od 2005 roku w klubie Plastelina; dzięki nieposzlakowanej opinii promotora na jego zaproszenie Koszalin odwiedziło wielu muzyków i producentów z czołówką muzyki elektronicznej włącznie; reprezentował Koszalin jako Plastelina Tent na największym festiwalu muzyki elektronicznej w Polsce – Audioriver w Płocku. Marzena Wysmyk, reżyser teatrów dzieci i młodzieży – prowadzi Teatr Rodzinny i Teatr Seniora przy CK 105 oraz Teatr Rozwiń skrzydła); przy Stowarzyszeniu Przystań, ale przede wszystkim od 11. lat szkolny teatr Na Bosaka, który miał 37 premier i 22 happeningi, wziął udział w 16. festiwalach i zdobył wiele nagród, a ponadto uczestniczył w Europejskim Festiwalu Filmowym Integracja Ty i Ja i zapewniał oprawę artystyczną festiwalowi m-teatr. Most Blunted, nieformalna grupa ludzi, których łączy kreatywność w różnych dziedzinach sztuki – pomysłodawcą jest Miłosz `Czez Wołkowicz’, raper i producent muzyczny, a współzałożycielem Piotr `WeDJet’ Sprutta, DJ; w 2015 roku grupa między innymi zorganizowała po raz piąty imprezę promującą sztukę graffiti – Most Blunted Graffiti Jam; Most Blunted organizuje koncerty, wspiera wydarzenia w mediach społecznościowych. Mikołaj Kobus, nauczyciel, instruktor fotografii, były wiceprezydent Koszalina – aktywnie działał w ruchu fotograficznym: organizował wystawy, prowadził zajęcia w Zespole Szkół Samochodowych i Klubie Nasz Dom; od 2010 roku współuczestniczy w kreowaniu programu klubowego dla mieszkańców i prowadzi imprezy; działa na rzecz społeczności lokalnej, ściśle współpracuje z Klubem Nasz Dom i Krajowym Bractwem Literackim z siedzibą w Koszalinie. Piotr Kuzioła, prowadzi klub Inferno Caf, frontman i lider zespołu Betrayer – działalność klubu opiera się na aktywności jego sceny muzycznej, na której organizowane są koncerty i imprezy z muzyką na żywo; w ciągu ostatnich czterech lat odbyło się 100 koncertów zespołów młodych, debiutujących, jak i tak znanych jak: Vader, Closterkeller, Hunter. Inferno Cafe jest też gospodarzem serii koncertów z cyklu W hołdzie Tadeuszowi Nalepie. 190 Almanach 2015 Katarzyna Koperkiewicz, studentka Instytut Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej (specjalność: ubiór i tkanina) – współorganizatorka I Koszalińskich Targów Sztuki i Dizajnu 2015; podczas 9. edycji ogólnopolskiego spotkania Reminiscencji Recyklingu Przetwory 2014 nominowana do tytułu Przetwórca Roku; prezentowała swoje prace podczas gal i pokazów mody. Tomasz `Cukin’ Żuk, lider street artu w Koszalinie – autor wielu realizacji w przestrzeni miejskiej, zawsze nawiązujących do charakteru miejsca i obiektu; jego prace wyróżniają się pomysłem i jakością wykonania; jako artysta niezawodowy od dwóch lat jest uczestnikiem wystawy interdyscyplinarnej Fala (CK 105); projektuje i wykonuje murale, zdobywca Lauru Forum Made in Koszalin w kategorii „styl życia i inspiracje”; projektant okładki do Almanachu kultury koszalińskiej 2015. Anna Ignaczak (Zespól Szkół Plastycznych, opiekun artystyczny: Tadeusz Walczak) – I miejsce w III etapie konkursu indywidualnego oraz I miejsce zespołowo dla reprezentantów szkoły podczas X Przeglądu Prac z Rysunku, Malarstwa i Rzeźby w Dłużewie. Rafał Krężołek (opiekun artystyczny: Danuta Kaluta-Jakubowska) – udział zakończony nagrodą między innymi w: VIII Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym w Austrii, IV Ogólnopolskim Konkursie Sonat klasy skrzypiec i altówki w Szczecinie, III PolskoNiemieckim Konkursie Smyczkowych i Fletowych Zespołów Kameralnych w Żarach. Julia Popławska (opiekun artystyczny: Olga Borowska) – udział zakończony nagrodą między innymi w: VIII Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym w Austrii i Ogólnopolskich Przesłuchaniach Uczniów Szkół Muzycznych I stopnia w Katowicach; uczestniczka programu mistrzowskiej edukacji artystycznej Lusławicka Orkiestra Talentów 2015/2016. Michał Kawecki (opiekun artystyczny: Izabela Jaskulska) – udział zakończony nagrodą między innymi w: XVI Ogólnopolskim Konkursie Kompozytorskim Uczniowskiego Forum Muzycznego w Warszawie, III Ogólnopolskim Konkursie Kompozytorskim Moja (mi)nuta i w VI Ogólnopolskim Konkursie Kompozytorskim Muzyki Współczesnej i Młodzieżowej Srebrna Szybka w Krakowie. Mikołaj Gajdzis (opiekun artystyczny: dr Piotr Pożakowski) – udział zakończony nagrodą między innymi w: XV Międzynarodowym Konkursie Muzycznym im. J. Zarębskiego w Warszawie, 10th International Interpretative Competition for Wind Instruments w czeskim Brnie, XXIII Poznańskim Konkursie Instrumentów Dętych Blaszanych. Nagrody drugiego stopnia za osiągnięcia w dziedzinie kultury (dzieci i młodzież) Michał Słomka (opiekunowie artystyczni: Rafał i Ewa Kowalewscy) – uzdolniony w wielu kierunkach: śpiew, teatr, recytacja, animator wydarzeń kulturalnych; jeden z założycieli młodzieżowej grupy KolorON; uczestnik i laureat wielu konkursów, festiwali, przeglądów muzycznych, recytatorskich, teatralnych. Amelia Dziedzic (opiekun artystyczny: Małgorzata Kobierska) – udział zakończony nagrodą między innymi w: 40. Ogólnopolskim Konkursie Bachowski im. Stanisława Hajzera w Zielonej Górze, Lubuskich Spotkaniach Skrzypcowych w Zielonej Górze, 11. Ogólnopolskim Forum Młodych Instrumentalistów im. Karola i Antoniego Szafranków w Rybniku. Szymon Majchrzak (opiekun artystyczny: Ewa Czapik-Kowalewska) – wykonawca między innymi monodramu Pokuć w reż. Ewy Czapik-Kowalewskiej (premiera: 14.03.2015), granego w Koszalinie, Gorzowie Wielkopolskim, Szczecinie, Ostrołęce, Słupsku; mono- Wiktor Dziedzic (opiekun artystyczny: Natan Dondalski) – udział zakończony nagrodą między innymi w: Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. J. Kociana w Usti nad Orlici w Czechach, Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym Młody Paganini w Legnicy. Podsumowania 191 P O D S U M O W A N I A Nagrody pierwszego stopnia za osiągnięcia w dziedzinie kultury (dzieci i młodzież) Maria Głowacka (II LO w Koszalinie, opiekun artystyczny: Dorota Herbik-Słobodzian) – I miejsce w kategorii duet XXII Międzynarodowego Festiwalu Super Mikrofon Radia Jard w Białymstoku; nagroda specjalna i nagroda specjalna w duecie Międzynarodowego Festiwalu Orpheus in Italy Lido di Jesolo we Włoszech. dram otrzymał nagrody i wyróżnienia na wielu festiwalach teatralnych w Polsce. Wiktor Kazubiński (opiekun artystyczny: Katarzyna Szymczewska) – udział zakończony nagrodą między innymi w: Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym Gorlitz/Zgorzelec, VI Chopinowskim Turnieju Pianistycznym im. H i L. Stefańskich w Krakowie, I Ogólnopolskim Konkursie Młodych Pianistów Chopin pod Wawelem w Krakowie. P O D S U M O W A N I A Marika Staszewska (opiekun artystyczny: Małgorzata Kobierska) – udział zakończony nagrodą między innymi w: VIII Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym w Austrii, XII Makroregionalnych spotkaniach zespołów w Gdańsku (w kwartecie smyczkowym), I Konkursie Duetów Instrumentalnych w Stargardzie Szczecińskim. Jakub Dominikowski (opiekun artystyczny: Tadeusz Walczak) – udział zakończony nagrodą między innymi w: XII Ogólnopolskim Biennale Rysunku i Malarstwa Klas Młodszych Szkół Plastycznych, Ogólnopolskim Konkursie Plastycznym Mój Świat w Olsztynie i X Przeglądzie Prac z Rysunku, Malarstwa i Rzeźby w Szczecinie. Zofia Iwaszkiewicz (opiekun artystyczny: Karolina Bracławiec) – udział zakończony nagrodą między innymi w: XVII Ogólnopolskiej Wystawie Fotografii Dzieci i Młodzieży w Białymstoku, VII Ogólnopolskim Konkursie Fotograficznym Fot On, V Ogólnopolskim Biennale Autoportretu w Rysunku Uczniów Szkół Plastycznych w Radomiu oraz w XIV Ogólnopolskim Konkursie Fotografii Dzieci i Młodzieży Człowiek, Świat, Przyroda w Koszalinie. Julia Murawska (opiekun artystyczny: Aleksander Murawski) – udział zakończony nagrodą między innymi w: Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym Gorlitz/Zgorzelec, X Międzynarodowym Forum Pianistycznym Bieszczady bez granic w Sanoku, Muzycznych Konfrontacjach Młodych – Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny w Koszalinie; stypendystka Muzycznej Polskiej Grupy Energetycznej. Patryk Dżaman (opiekun artystyczny: Zbigniew Dubiella) – udział zakończony nagrodą między innymi w: XIII Ogólnopolskim Konkursie Gitary Klasycznej w Olsztynie, XVII Rejonowym Przeglądzie Muzyki Gitarowej w Słupsku, XIII Ogólnopolskim Konkursie Gitarowym Hity na gitarze Pałacu Młodzieży w Koszalinie. Gabriela Murawska (opiekun artystyczny: Aleksander Murawski) – udział zakończony nagrodą między innymi w: Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym Gorlitz/Zgorzelec, X Międzynarodowym Forum Pianistycznym Bieszczady bez granic w Sanoku, Międzynarodowym Konkursie Młody wirtuoz, Polsko-Niemieckim Konkursie Pianistycznym Młode talenty w Szczecinie. Nicola Gaszyńska (opiekun artystyczny: Monika Kalkowska) – udział zakończony nagrodą między innymi w: XVIII Międzynarodowym Konkursie Twórczości Plastycznej Dzieci i Młodzieży Zawsze zielono, zawsze niebiesko w Toruniu, XVII Ogólnopolskiej Wystawie Fotografii Dzieci i Młodzieży w Białymstoku oraz w XIV Ogólnopolskim Konkursie Fotografii Dzieci i Młodzieży Człowiek, Świat, Przyroda w Koszalinie. Agata Bujnicka (opiekunowie artystyczni: Agnieszka Sieńkowska, Marcin Kuropatwa) – udział zakończony nagrodą między innymi w: X Przeglądzie Prac z Rysunku, Malarstwa i Rzeźby w Szczecinie, XXIII Ogólnopolskim Plenerze Rzeźbiarski Myślęcinek 2015, IV Międzynarodowym Konkursie Plastycznym Pamiętajcie o Ogrodach w Płocku. Mateusz Wilk (opiekun artystyczny: Monika Kalkowska) – udział zakończony nagrodą między innymi w: XIV Ogólnopolskim Konkursie Fotograficznym im. Jana Bułhaka Pejzaże wokół mojego miasta, VIII Ogólnopolskim Konkursie Fotograficznym Światło wieczorową porą, Miejskim Konkursie Fotografii Koszalin moje miasto. Ocalmy od zapomnienia. Karolina Majewska (opiekun artystyczny: Tadeusz Walczak) – udział zakończony nagrodą między innymi w: Ogólnopolskim Konkursie Plastycznym Wariacje na temat twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza w Częstochowie, XII Ogólnopolskim Biennale Rysunku i Malarstwa Klas Młodszych Szkół Plastycznych oraz w Ogólnopolskim Biennale Autoportretu w Rysunku Uczniów Szkół Plastycznych w Radomiu. Konrad Łyda i Aleksandra Staszak, para taneczna (opiekun artystyczny: Robert Rowiński) – para awansowała w 2015 roku – zdobyła klasę taneczną z D do B; udział zakończony nagrodą między innymi w: Pucharze Polski FTS klas B i A w Warszawie, Mistrzostwach Polski PTT w 10 tańcach w kategorii junior w Tarnowie Podgórnym, Międzynarodowym Turnieju Tańca Blackpool w Anglii oraz w British Junior Ballroom Championship. 192 Almanach 2015 Top Toys Young (opiekun artystyczny: Anna Dubrownik) – udział zakończony nagrodą między innymi w: Krajowych Mistrzostwach International Dance Organization Hip Hop, Hip Hop Battles, Electric Boogie, Break Dance w Wałbrzychu oraz w Mistrzostwach Europy IDO European Championship Organization Hip Hop, Electric Boogie, Break Dance w Kielcach. Michał Ilczyszyn (opiekun artystyczny: Anna Dubrownik) – udział zakończony nagrodą między innymi w: Krajowych Mistrzostwach International Dance Organization Hip Hop, Hip Hop Battles, Electric Boogie, Break Dance w Wałbrzychu oraz w Mistrzostwach Europy IDO European Championship Organization Hip Hop, Electric Boogie, Break Dance w Kielcach. Wydarzenie Kulturalne Roku 2015 (nagroda za realizację przedsięwzięcia artystycznego) Plon, niesiemy plon, czyli dożynkowych wspomnień czar w Koszalinie – impreza plenerowa zorganizowana w ramach Nocy Muzeów przez Archiwum Państwowe w Koszalinie. Koszalińskie Archiwum Państwowe po raz kolejny włączyło się do obchodów Nocy Muzeów, organizując imprezę plenerową z tradycyjnym obrządkiem dożynkowym, festynem z pokazami rzemieślniczymi, występami zespołów ludowych, konkursem na najlepszy chleb dożynkowy, zwiedzaniem magazynów archiwalnych i prezentacją unikatowych zbiorów. Goście zwiedzali wystawę 40 lat minęło... Centralne Dożynki Koszalin 1975 i wędrowali ścieżką edukacyjną Köslin – Koszalin. Miasto Pomorskie. P O D S U M O W A N I A Podsumowania 193 P O D S U M O W A N I A Jak prezydent zlecał nam uratowanie miasta od zapomnienia... Pomysł na krótki film promocyjny o Almanachu był dziełem przypadku. Kolegium redakcyjne wydawnictwa uznało, że nośnik informacji o publikacji powinien pozostawać w kontrze do powagi jej zawartości, a ponadto trzeba poszukać potencjalnych odbiorców wśród młodych ludzi, których do treści najlepiej przekonuje atrakcyjna forma. Wspólnie z wydawcą, Koszalińską Biblioteką Publiczną, reprezentowaną przez dyrektora Andrzeja Ziemińskiego, przedstawiciele kolegium: Anna Makochonik, redaktor prowadząca i Piotr Pawłowski, przewodniczący kolegium, zwrócili się o wsparcie w przygotowaniu materiału o Almanachu do pionu produkcji filmowej Centrum Kultury 105 (CK 105). Dawno temu w Koszalinie Po dwóch spotkaniach roboczych Katarzyna Lenarcik-Stenzel, aktorka pracująca w CK 105, podsunęła pomysł na scenariusz, który uzyskał akceptację. Oddajmy jej głos: – Wracamy do klasyki, kino sensacyjne, umowne „lata dwudzieste, lata trzydzieste” ubiegłego wieku. Wszystkie postaci w stylizacjach z epoki prohibicji. Prezydent [Piotr Jedliński] mówi do dwóch najemników [Andrzej Ziemiński, Piotr Pawłowski]: „Mam dla was zlecenie [sam prezydent uznał, że jednak wiarygodniej zabrzmi: „robotę” i tak powiedział]. Trzeba ocalić miasto od zapomnienia”. Najemnicy kiwają głowami, tak, przyjmują zlecenie. – Cięcie – kontynuuje Kasia. – Stylowe wnętrze, wokół okrągłego stołu siedzą przedstawiciele instytucji kultury. Najemnicy przyszli do nich po receptę na ocalenie. Każdy z dyrektorów przekazuje przybyłym teczkę z osiągnięciami swojej placówki. Cięcie i szybki montaż: z teczek wydobywają się ujęcia z najpopularniejszych wśród koszalinian imprez. Cięcie. Ferajna bez papierosów Na koniec – dopowiemy za Kasię – najemnicy krótko zdają prezy- dentowi relację ze śledztwa. Zadanie zostało wykonane. Najlepiej od zapomnienia kulturę ratuje rzecz jasna Almanach kultury koszalińskiej. Koniec. Pierwsze zdjęcia odbyły się w styczniu, w gabinecie prezydenta, który do zabawy włączył się z małym zastrzeżeniem, by na ekranie, inaczej niż w życiu, mógł pojawić się bez papierosa. Piotr Jedliński wystąpił zatem bez papierosa, za to w stylowym kapeluszu. Szkoda nawet – uznaliśmy – że tak nie nosi się na co dzień, bowiem samym wyglądem mógłby załatwić wiele problemów koszalinian, a i żaden inwestor nie śmiałby odmówić prezydentowi przeprowadzki do strefy. Nagranie zdania wypowiedzianego przez zleceniodawcę do najemników w holu ratuszowym przed gabinetem prezydenta, uwijającej się jak w ukropie ekipie filmowej z CK 105, zajęło trzy godziny, ale to standard. Pewien znany aktor polski powiedział, że gra w filmie jest jak strzelanie na poligonie wojskowym: pięć godzin czekania na dwie rakiety pozoracyjne. 194 Almanach 2015 P O D S U M O W A N I A 195 Podsumowania 196 Almanach 2015 P O D S U M O W A N I A Spis treści: WSTĘPY............................................................................................................................................ 3 WYDARZENIA ................................................................................................................................. 5 FOTOGRAFIA Marcin Napierała Fotografowanie indywidualne i grupowe .......................................... 6 Anna Makochonik Fotokonfrontacje. Spójrz na mnie! ........................................................ 8 Piotr Pawłowski Świat fotografii Marka Jóźkowa ............................................................... 10 Anna Rawska Wojciech Szwej – rysujący światłem ............................................................ 12 Izabela Rogowska Przez sześć kontynentów po... Złoty Medal ....................................... 14 FILM Piotr Pawłowski Kino energii, poszukiwań, ryzyka ............................................................. 16 Anna Makochonik Siła jest w każdym z nas* ........................................................................ 20 Izabela Nowak Spotkanie z legendą ........................................................................................ 24 Anna Popławska Pomerania – siedem tłustych lat ............................................................ 29 Maja Ignasiak Miasto dzielnych kobiet ................................................................................... 30 Roman Barcikowski Krótka historia produkcji filmowych CK 105 .................................. 32 LITERATURA Andrzej Mielcarek Mix biznesu i sztuki* ............................................................................... 34 Małgorzata Zychowicz Galopem, z pisarzami przez Koszalin ......................................... 38 Małgorzata Kołowska Król jest tylko jeden ............................................................................ 40 Ewa Marczak Fantastyczny kryminał ...................................................................................... 44 MUZYKA Dariusz Pawlikowski Jazz najlepszego sortu ........................................................................ 46 Beata Górecka-Młyńczak Duet na cztery ręce i... Carnegie Hall ...................................... 50 197 Robert Kuliński Jubileuszowa Generacja... bez jubileuszu ................................................ 54 Mateusz Prus Siła muzyki z Koszalina ..................................................................................... 56 Arkadiusz Wilman Ludzie to lubią, ludzie to kupią ............................................................. 61 Izabela Nowak Najnowsza odsłona tradycji polonijnej .................................................... 64 Małgorzata Kołowska Na jednym oddechu ......................................................................... 67 Anna Załucka Pasja, harmonia i marzenia ........................................................................... 70 Kazimierz Rozbicki Eksplozje muzyczne Filharmonii ......................................................... 72 Izabela Rogowska Piosenka aktorska w świetle Reflektora ............................................. 80 PLASTYKA Ryszard Ziarkiewicz Zwierzę, Homo Politicus, Androgyn .................................................. 82 Maja Ignasiak Dziesiąta Fala uderzeniowa ........................................................................... 85 Anna Makochonik Cukin: ścigam sam siebie* ..................................................................... 89 Jupi Podlaszewski Pokora, integracja i swoboda działania ............................................. 93 Anna Mosiewicz Porcelanowe impresje Beaty Orlikowskiej ............................................. 96 Anna Rawska Szkoła osobowości ............................................................................................. 99 Mateusz Prus Sztuka na ulicach ............................................................................................. 102 TEATR Maja Ignasiak Beata tysiąca pomysłów ............................................................................... 108 Anna Popławska Straszne bajki i rozpustne mity .............................................................. 111 Anna Makochonik Młodzi reżyserzy: scenografie was nie obronią* ........................... 118 Grażyna Preder Więcej tańca! ................................................................................................. 123 Izabela Nowak Nieustanne rozmowy z publicznością ..................................................... 126 Marcin Napierała Kocham teatr nieoczywisty ................................................................... 130 Aleksandra Barcikowska Teatry ludzi z pasją .................................................................... 134 198 Almanach 2015 ZJAWISKA .................................................................................................................................... 139 Andrzej Mielcarek HS99 – koszaliński towar eksportowy* ............................................ 140 Piotr Pawłowski Ja jestem Stramik/moje żarty są jak dynamit ..................................... 145 Kuba Grabski Sułtani stand-upu ............................................................................................ 149 Robert Kuliński Był sobie City Box ......................................................................................... 151 Anna Popławska Uczenie (do) kultury ................................................................................. 153 Weronika Teplicka Dobra sztuka, dobry dizajn ................................................................. 155 Aleksandra Barcikowska Scena – koszalińska galeria bezdomna ............................... 158 Joanna Wyrzykowska Kultura na pięćdziesiąt+ ............................................................... 160 Robert Kuliński Już kultura czy wciąż rozrywka? .............................................................. 163 Joanna Chojecka Kulturalnie, w nocy .................................................................................. 168 PODSUMOWANIA ................................................................................................................... 173 Pożegnania .................................................................................................................................. 175 Kalendarium wybranych wydarzeń kulturalnych w 2015 roku ................................ 178 Nagrody Prezydenta Koszalina w dziedzinie twórczości artystycznej, upowszechniania i ochrony kultury za rok 2015 ............................................................ 188 Jak prezydent zlecał nam uratowanie miasta od zapomnienia ............................... 194 * Teksty są przedrukami z Magazynu Koszalińskiego Prestiż i ukazały się na łamach pisma w 2015 roku 199 Autorzy Almanachu kultury koszalińskiej: Aleksandra Barcikowska: dziennikarka radiowa Roman Barcikowski: operator, reżyser Joanna Chojecka: dyrektor Archiwum Państwowego w Koszalinie Kuba Grabski: dziennikarza, publicysta Beata Górecka-Młyńczak: dziennikarka radiowa Maja Ignasiak: dziennikarka telewizyjna, publicystka Małgorzata Kołowska: publicystka, redaktor prowadząca Almanachu w latach 2005-2014 Anna Kowal: kustosz, bibliotekarz Robert Kuliński: dziennikarz, muzyk Anna Makochonik: dziennikarka, publicystka Ewa Marczak: dziennikarka Andrzej Mielcarek: dziennikarz, publicysta, wydawca Anna Mosiewicz: historyk sztuki, publicystka Marcin Napierała: dziennikarz, redaktor naczelny Tygodnika Koszalińskiego Miasto/Telewizji Kablowej Max Izabela Nowak: publicystka Dariusz Pawlikowski: dziennikarz radiowy Piotr Pawłowski: dziennikarz, publicysta, wydawca Jupi Podlaszewski: publicysta, twórca teatralny Anna Popławska: dziennikarka radiowa, publicystka Grażyna Preder: dziennikarka radiowa Mateusz Prus: animator kultury, aktywista społeczny Anna Rawska: dziennikarka radiowa Izabela Rogowska: fotografka Kazimierz Rozbicki: kompozytor, krytyk muzyczny Weronika Teplicka: artystka Arkadiusz Wilman: dziennikarz Joanna Wyrzykowska: dziennikarka telewizyjna, publicystka Anna Załucka: kierownik sekcji ogólnomuzycznej w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych w Koszalinie Ryszard Ziarkiewicz: krytyk sztuki Małgorzata Zychowicz: bibliotekarka 200 Almanach 2015