Pobierz PDF - Koszalińska Biblioteka Publiczna

Transkrypt

Pobierz PDF - Koszalińska Biblioteka Publiczna
Koszalin 2016
Wydarzenia
1
Almanach kultury koszalińskiej
wydany z inicjatywy Rady Kultury przy Prezydencie Miasta Koszalina
Przewodniczący Rady Kultury:
Edward Grzegorz Funke
Kolegium redakcyjne:
Piotr Pawłowski – przewodniczący
Joanna Chojecka
Anna Marcinek-Drozdalska
Anna Popławska
Izabela Rogowska
Redaktor prowadząca:
Anna Makochonik
Korekta:
Anna Marcinek-Drozdalska
Fotografie i fotoedycja:
Izabela Rogowska
Wydawca:
Koszalińska Biblioteka Publiczna
dyrektor: Andrzej Ziemiński
75-415 Koszalin, Plac Polonii 1
tel. 94 348 15 40
Opracowanie graficzne:
Piotr Witkowski
Projekt okładki:
Tomasz ’Cukin’ Żuk
W Almanachu kultury koszalińskiej wykorzystane zostały fotografie z zasobów archiwalnych koszalińskich
instytucji, placówek kulturalnych i prywatnych, udostępnione przez organizatorów imprez oraz fotografie prasowe
ISSN 1879-5504
2
Almanach 2015
Szanowni Państwo
Jest mi niezwykle miło, że Almanach kultury koszalińskiej po raz kolejny ujrzał światło dzienne. Założenia, które przyświecały jego tworzeniu, są wciąż
aktualne. Koszalińska kultura jest niezwykle ważnym elementem życia miasta
i jego mieszkańców, na tyle dużo się w niej dzieje, a jednocześnie jest na tyle
ulotna, że warto przypominać jej osiągnięcia, by nie pokryła ich mgła zapomnienia.
Coroczne – nie boję się tego tak nazwać – sukcesy koszalińskiej kultury utwierdzają mnie
w przekonaniu, że każda złotówka wydana na sferę duchową naszego miasta jest wydatkowana
nie tylko z sensem, ale także z perspektywą jej rozwoju. Mijający rok świadczy o tym wyraźnie. Wystarczy wspomnieć wysoki poziom Młodych i Film, Integracji Ty i Ja, Hanzy Jazz Festiwalu, m-teatru,
sukcesy Wydawnictwa Kurtiak&Ley, piękny film 750 lat kobiet z okazji 750-lecia naszego miasta,
a także liczne jubileusze ludzi kultury – że odnotuję Beatę Orlikowską, Marka Jóźkowa i Andrzeja
Zborowskiego.
Ale sukcesy koszalińskiej kultury to nie tylko „dorosła” kultura. W Koszalinie rodzi się wiele talentów, które później widać na krajowych scenach. Z myślą o najmłodszych mieszkańcach miasta przygotowywane są ciekawe zajęcia w Centrum Kultury 105 i Pałacu Młodzieży. Wierzę, że wśród nich
znajdą się następcy Katarzyny Cerekwickiej, Beaty Pawlikowskiej, Yaro Płocicy, Kasi Sobczyk, Adama
Sztaby i Arkadiusza Tomiaka.
Kultura jest tą dziedziną naszego miasta, która w sposób widoczny je promuje. Jeśli ktoś ma co
do tego wątpliwości, powinien przeczytać ten Almanach. Ewentualne obiekcje na pewno wówczas znikną.
Piotr Jedliński
Prezydent Miasta Koszalina
Wydarzenia
3
Kultura wpisana w „niezaspokojoną pasję życia”
Z radością oddajemy do rąk Państwa jedenasty już Almanach kultury koszalińskiej. Ta edycja dokumentuje najważniejsze wydarzenia kulturalne 2015 roku.
Mam ogromną satysfakcję, że inicjatywa zapoczątkowana w 2005 roku przez
Radę Kultury przy Prezydencie Miasta Koszalina wciąż rozwija się i z powodzeniem jest kontynuowana.
Przez te lata zmieniła się mapa kulturalna naszego miasta. Przybyło nowych
instytucji, imprez, inicjatyw i wydarzeń kulturalnych. Równocześnie zmieniały się środki i narzędzia
przekazu informacji – z formy papierowej na multimedialną. Dynamiczny rozwój internetu spowodował bardzo łatwy dostęp do odbiorców bez konieczności drukowania.
Po licznych dyskusjach, tak na forum Rady Kultury, jak i z czytelnikami Almanachu postanowiliśmy dokonać pewnych zmian w naszym wydawnictwie. Zmienił się format, zwiększyliśmy objętość,
liczbę tekstów i ilustracji. Chcemy poszerzać zakres docierania do czytelników, zwłaszcza nowych,
młodych, za pośrednictwem e-wydania, dostępnego do pobrania na wielu różnych stronach dotyczących kultury w Koszalinie.
Mamy nowe kolegium redakcyjne, przesunęliśmy wydanie Almanachu na marzec, aby zdążyć
z jego promocją na Galę Kultury Koszalińskiej.
Jedenaste wydanie Almanachu przedstawia najważniejsze wydarzenia w poszczególnych dziedzinach ułożonych w układzie alfabetycznym. W rozdziale Zjawiska przedstawiamy szereg działań
związanych z kulturą, lecz wychodzących poza instytucje samorządowe. W ostatnich latach możemy obserwować wzrost znaczący inicjatyw prowadzonych przez związki twórcze, kluby osiedlowe,
galerie autorskie, teatry prywatne, puby, prywatne wydawnictwa artystyczne. Dlatego w najnowszym wydaniu poświęcamy tym działaniom dużo miejsca.
Żadne słowa nie uczczą tych, których przyszło nam pożegnać. W obliczu śmierci żadne słowa nie
oddadzą zasług dla koszalińskiej kultury: Marii Idziak, Kiki Lelicińskiej-Błochowiak, Jerzego Domina
i Henryka Teplickiego.
Ale jak mówił klasyk kina Federico Fellini: „Nie ma końca. Nie ma początku. Jest tylko niezaspokojona pasja życia”. Przez wspomnienia, które tej pasji zawdzięczają, będą żyć w naszej pamięci zawsze.
Oddając do rąk Państwa Almanach kultury koszalińskiej 2015 jesteśmy przekonani, że utrwaliliśmy
chociaż część z całej gamy doznań, jakie stały się naszym udziałem w ubiegłym roku. Twórcom życzymy weny, a Czytelnikom – interesującej lektury.
Edward Grzegorz Funke
Przewodniczący Rady Kultury przy Prezydencie Miasta Koszalina
4
Almanach 2015
WYDARZENIA
Wydarzenia
5
Marcin Napierała
Fotografowanie indywidualne i grupowe
Od kilku lat w Koszalinie coraz prężniej rozwija się amatorski ruch
miłośników fotografowania. Jedni zrzeszają się w nieformalne grupy,
drudzy korzystają z rad profesjonalistów, jeszcze inni – działają sami.
nia Przyjaciół Koszalina Józefa Macieja Sprutty) i współczesnych
(autorstwa członków grupy). – Kilka godzin wystarczyło, by zgromadzeni zainteresowali się rozstawionymi sztalugami i historią ulicy Zwycięstwa, a dyskusje i wspomnienia były tym, co chcieliśmy
osiągnąć projektem – mówi Cezary Żukowski. – Kontynuacją pomysłu jest wystawa Koszalin dawniej i dziś w styczniu 2016.
F O T O G R A F I A
Nieformalnie, w grupie
Od 2013 roku działa Koszalińska Grupa Fotograficzna W obiektywie. – Została założona, by stworzyć ludziom zainteresowanym
fotografią możliwość dzielenia się pasją tworzenia obrazu oraz
poszerzania wiedzy w tym kierunku – tłumaczy Cezary Żukowski,
członek grupy. – Zrzeszamy 20 osób, amatorów i profesjonalistów.
W nasze szeregi może wejść każdy, kto chce czynnie brać udział
w życiu grupy.
Dla członków W obiektywie miniony rok zaczął się od styczniowej
wystawy w Galerii ParkTe (mieszczącej się w Parku Technologicznym), zatytułowanej Koszalin Cztery Pory Roku. – Fotografie pokazywały przeróżne zakątki i charakterystyczne okolice Koszalina
w czerech porach roku – mówi Cezary Żukowski. – Tym wydarzeniem zamykaliśmy projekt o nazwie Fotografujmy, który po sześciu
miesiącach dobiegł końca, a jego celem było zachęcenie mieszkańców do fotografowania, dzielenia się zdjęciami i wspólnego zdobywania doświadczenia.
Kolejnym przedsięwzięciem W obiektywie była zorganizowana
w kwietniu piąta odsłona imprezy Wasza galeria w klubie Kawałek Podłogi. – To swoiste forum, wystawa, na której każdy chętny
może przyjść i powiesić własne zdjęcia. Tym razem przybyło ponad
30 osób chcących pokazać swoje fotografie, a kolejne kilkadziesiąt
pojawiło się na wernisażu. Wystawa trwała dwa tygodnie i była bardzo chętnie odwiedzana – cieszy się Cezary Żukowski.
W maju, w ramach Dni Koszalina, odbyło się święto ulicy Zwycięstwa, zorganizowane przez Koszalińską Spółdzielnię Mieszkaniową
Nasz Dom. Grupa W obiektywie przygotowała plenerową wystawę, na której przedstawiono zdjęcia głównej ulicy naszego miasta
w kadrach sprzed lat (pochodziły ze zbiorów prezesa Stowarzysze-
Zainteresować historią
Stary aparat podarowany przez dziadka i kilka zdjęć starego Koszalina wystarczyło, by Paweł Trejgo stał się prawdziwym ambasadorem
fotografii przedstawiających ujęcia naszego miasta sprzed dziesiątek
lat. Nie tylko ich, bo i bardzo obszernej, solidnej wiedzy historycznej,
którą dzieli się z każdym zainteresowanym poprzez portal społecznościowy Facebook. Założył tam stronę Stary Koszalin, gdzie publikuje
nie tylko zdjęcia, które otrzymuje od internautów, ale także materiały i ciekawostki, które sam znajduje. Jak mówi, wiele godzin spędził
w Urzędzie Miejskim, bibliotece czy Archiwum Państwowym. W działalności wspierają 31-latka inni pasjonaci historii naszego miasta,
m.in. prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Koszalina, Józef Maciej Sprutta.
Paweł Trejgo na swoim profilu zamieszcza zdjęcia przedwojenne,
jak i te z czasów Polski Ludowej. Wielu koszalinian rozpoznaje się na
zdjęciach, kontaktuje z autorem strony i dosyła kolejne fotografie,
zgromadzone w domowych albumach. I tak strona od 2011 roku –
wtedy została utworzona – się rozwija. Dziś w zbiorach Pawła jest
około 10 tysięcy zdjęć. Marzy mu się kawiarnia, w której choć część
z nich można by zaprezentować.
Nieformalnie, indywidualnie
W minionym roku nie brakowało też inicjatyw fotograficznych
organizowanych nie przez grupy, stowarzyszenia czy galerie sztuki. Trzy warte odnotowania wydarzenia przygotowała w 2015 roku
jedna osoba – Urszula Cienkowska, absolwentka Instytutu Wzornic-
6
Almanach 2015
cja trwała całe wakacje. – W sumie było pięć edycji – mówi Urszula
Cienkowska. – Celem akcji fotograficznych było zachęcenie mieszkańców i nie tylko do robienia zdjęć w Koszalinie, uchwycenie tych
najładniejszych momentów i pokazanie miasta w jak najlepszym
świetle. Ponadto chciałam, aby fotografowie-amatorzy, ale także fotografowie-profesjonaliści mogli pokazać swoje prace na wystawie
w prestiżowym miejscu.
Młodzi fotografują cały rok
Fot. Dorota Kościuszko-Cienkowska
twa Politechniki Koszalińskiej: Koszalin z okien 2 (wernisaż w styczniu, w Galerii Region), Ulicami Koszalina (wernisaż w maju, w Galerii
Ratusz) i Selfi Koszalin (wernisaż planowany na początek 2016 r.).
– Pierwszy projekt polegał na tym, aby mieszkańcy i miłośnicy
Koszalina zrobili zdjęcia z perspektywy swoich mieszkań czy miejsc
pracy. Należało przesłać zdjęcie samego widoku wraz z ramą okna –
wyjaśnia pomysłodawczyni. – W akcji Ulicami Koszalina były to zdjęcia ulic wykonane na środku jezdni – dróg, przy których mieszkają
lub pracują autorzy albo po prostu, którymi akurat przechodzili lub
które zdaniem fotografów-amatorów są najładniejsze.
Selfi Koszalin to konkurs. Zadaniem jego uczestników było przesłanie tzw. selfi (od ang. „selfie”) – zdjęcia wykonanego przy pomocy
obiektywu skierowanego na swoją twarz lub odbicie w np. lustrze.
W tle miał znajdować się Koszalin. – Do zdobycia była nagroda publiczności, która głosowała poprzez polubienia na Facebooku, oraz
nagroda jury. W jego skład wchodzili: fotografik Grzegorz Funke,
sponsor nagród Mariusz Tomczyk i fotograf Sławomir Panek. AkWydarzenia
7
F O T O G R A F I A
W lutym rozstrzygnięto XII edycję Konkursu Fotografii Dziecięcej,
organizowanego przez Szkołę Podstawową nr 7. Na wystawie towarzyszącej wręczaniu nagród znalazły się 283 prace 94. autorów.
W marcu w Pałacu Młodzieży odbył się wernisaż fotografii Anety
Myśliwiec, ubiegłorocznej maturzystki I Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Dubois. Wystawę zatytułowano Podglądam. Prace pochodziły z kilku cykli – łączyło je przedstawianie ludzi w sytuacjach, w których wydawało im się, że nikt ich nie widział. Wilgotne
kalosze i Pejzaż niecodzienny – to dwa cykle, jakie zaprezentował
w Bałtyckiej Galerii Sztuki koszaliński fotografik, Tomasz Juszkiewicz. Pierwszy z nich dokumentuje z pokładu kutra i pomostu
w Unieściu pracę tamtejszych rybaków. Drugi to zdjęcia pokazujące
pejzaż piktorialny z elementami kreacji cyfrowej.
We wrześniu w Muzeum w Koszalinie można było oglądać najlepsze prace nadesłane przez młodzież na XV Muzealne Spotkania
z Fotografią. – Młodzi ludzie próbują na zdjęciach odwzorować na
przykład XVII- czy XVIII-wieczne malarstwo – opowiadała Elena
Subbota, przewodnicząca jury. – Konkurs niewątpliwie robi progres, przede wszystkim, jeśli chodzi o wyobraźnię autorów – ocenił
Wojtek Szwey, fotografik, juror konkursu.
Grudzień przyniósł IX Doroczną Wystawę Pracowni Fotograficznej Pałacu Młodzieży. Wzięło w niej udział 24. wychowanków placówki, każdy zaprezentował po trzy prace. Najlepszą fotografię wybrała publiczność zgromadzona na wernisażu. Młodzież uwiecznia
to, co ją interesuje: krajobraz, przyrodę, sceny z życia i ludzi. – Mamy
też akt, który fotografują licealiści, uczęszczający dłużej na zajęcia
sekcji – mówi Monika Kalkowska, nauczycielka w Pałacu Młodzieży. – Rok 2015 był dla nas wspaniały. Aneta Myśliwiec i Nikola Gaszyńska dostały Nagrodę Prezydenta Miasta w dziedzinie kultury,
a w międzynarodowym konkursie Zawsze zielono, zawsze niebiesko
jedna z pięciu głównych nagród trafiła do Nikoli Gaszyńskiej. Wpłynęło tam ponad 20 tysięcy prac.
Anna Makochonik
F O T O G R A F I A
Fotokonfrontacje. Spójrz na mnie!
Fotokonfrontacje 2015 to jedno z najważniejszych wydarzeń
towarzyszących 12. Europejskiemu Festwalowi Filmowemu Integracja Ty i Ja. Pierwszy etap – realizacja – miał miejsce w czerwcu
2015 roku. Wernisaż stanowił część inauguracji festiwalu. Założeniem projektu było zmierzenie się z tematem niepełnosprawności
poprzez indywidualne spotkania nietuzinkowych modeli z niepełnosprawnościami ze znakomitymi fotografikami. Powstała rzecz
wyjątkowa: kilkanaście wizji artystycznych układających się w fotograficzną opowieść o pięknie i sile ludzkiego ciała opowiadaną
różnymi estetycznymi językami. Zaskakująca, odważna, oryginalna
i zachwycająca.
Za obiektywami aparatów stanęli członkowie Związku Polskich Artystów Fotografików – Oddziału Gdańskiego: Wojciech Szwej, Edward
Grzegorz Funke, Robert Gauer, Stanisław Składanowski i Wojciech Felcyn, twórcy z wieloletnim doświadczeniem, nagradzani na licznych
wystawach i konkursach w kraju i na świecie. W roli modeli wystąpili:
Angelika Chrapkiewicz-Gądek – prezes Stowarzyszenia Nautica i podróżniczka, Izabela Sopalska – fotomodelka, prowadząca blog Kulawa
Warszawa, zawodniczka Four Kings I, klubu sportowego działającego
w ramach Warszawskiego Stowarzyszenia Rugby Na Wózkach Four
Kings, Danuta Bujok – zawodniczka reprezentacji Polski kobiet w siatkówce na siedząco, Tomasz Karcz – stylista fryzur, projektant mody
i Andrzej Szczęsny – narciarz alpejski, paraolimpijczyk, występujący
w konkurencjach dla zawodników jeżdżących na stojąco.
Fotografie powstawały w ramach indywidualnych sesji. Każdy
z modeli spotkał się z każdym z fotografików. Najpierw, by omówić
założenia, a przede wszystkim znaleźć wspólny, twórczy język, bez
którego trudno byłoby osiągnąć tak piorunujący, jak się okazało,
efekt. Przez kolejne dni duety wcielały ustalenia artystyczne w życie. Zdjęcia powstawały w gościnnych wnętrzach Hotelu Gromada,
nad morzem i w Kołobrzegu. Projekt stał się rodzajem twórczego
eksperymentu sumującego odmienne pomysły artystów i ich interpretacje festiwalowego hasła Wizerunek moją siłą. Narodziły się subtelne portrety, fotografie klasyczne, czarno-białe, kolorowe, minimalistyczne, studyjne i plenerowe, wizualne metafory, odrealnione
grafizacje, multiplikacje, formy czyste i ekscentryczne. Oddające nie
tylko styl fotografików, ale i osobowość modeli. Od początku zresztą daleko wykraczających poza rolę jedynie odtwórców powierzonych im ról, ale raczej współtwórców projektu, zaangażowanych w
niego niemniej niż artyści stojący po drugiej stronie obiektywu.
Bohaterowie zdjęć przyznawali, że udział w Fotokonfrontacjach
był także konfrontacją osobistą, wyzwaniem, przełamaniem wewnętrznych barier. Być może dlatego, że praca nie polegała na ukryciu, maskowaniu czy braniu w nawias niepełnosprawności i ułomności ciała, ale wręcz przeciwnie – pokazaniu ich na pierwszym
planie. Izabela Sopalska i Tomasz Karcz to fotomodele ze sporym
doświadczeniem. Pozostała trójka z pozowaniem również miała
wcześniej do czynienia, ale wszyscy przyznawali, że to doświadczenie było dla nich novum.
Wystawa zawisła na ścianach Galerii Region Koszalińskiej Biblioteki Publicznej, prowadzącej wprost do sali kinowej, gdzie wyświetlane były festiwalowe filmy. Nie było widza, który w drodze na
seans nie zwróciłby uwagi na wyraziste fotograficzne kadry i nie
przyjrzał się ich bohaterom. I chyba to właśnie świadczy najlepiej
o sile osobowości modeli Fotokonfrontacji 2015, ale i sile samej sztuki pozbawionej jakichkolwiek barier.
8
Almanach 2015
F O T O G R A F I A
9
Wydarzenia
Piotr Pawłowski
F O T O G R A F I A
Świat fotografii Marka Jóźkowa
Wystawą Świat przyrody, której wernisaż odbył się w marcu 2015
roku w Klubie Osiedlowym Bałtyk w Koszalinie, Marek Jóźków, fotograf i fotoreporter, świętował 50-lecie pracy twórczej.
– Przyrodę dotychczas fotografowałem sporadycznie – wyjaśnia
twórca. – Po doświadczeniu z chorobą ważne stało się, bym wyszedł z domu. Pierwsza wyprawa była okazją do zrobienia zdjęć,
teraz dużo pracuję w plenerze. Cisza, spokój, zapach chwili, obecność zwierząt, innych żyjątek – w zdjęciach natury, w przebywaniu w jej otoczeniu, znalazłem swoistą formę terapii – dodaje.
Marek Jóźków to legenda i autorytet fotografii. Opiekun pokoleń
fotografów; wielu uznanych artystów powołuje się na jego wpływ
artystyczny. Był długoletnim wykładowcą w pracowni fotografii
w Państwowym Ognisku Kultury Plastycznej w Koszalinie i sekcji
fotografii Koszalińskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Na Skarpie. Prace
swoje wystawiał na wszystkich kontynentach. Laureat wielu nagród
w kraju i za granicą, zdobywca prestiżowych odznaczeń organizacji
fotograficznych.
Długoletni prezes – znanego w kraju – Koszalińskiego, a w późniejszych latach Bałtyckiego Towarzystwa Fotograficznego. Pozostaje pomysłodawcą i kuratorem Przeglądu Fotografii Złota Muszla,
który w 2016 roku ma szansę na przebudzenie. Był wydawcą Bałtyckiego Magazynu Fotograficznego, fotoreporterem prasowym,
jurorem w konkursach krajowych i zagranicznych, dokumentalistą
fotograficznym, poligrafem.
– Całe życie, nie tylko pracę zawodową, związałem z fotografią –
przyznaje Marek Jóźków. – W rodzinnym Działdowie, w klasie licealnej, uczyłem się rysunku. Po namalowaniu barwnej grupy górali,
nauczyciel kazał mi przyjść z rodzicami, ale nie po reprymendę,
lecz pochwałę i wskazówkę, bym jak najszybciej trafił do szkoły
plastycznej.
W internacie Państwowego Liceum Technik Plastycznych w Gdyni Orłowie – jak wspomina – spotykał mieszkających tam wówczas:
Czesława Niemena i Seweryna Krajewskiego. Chłonął aurę towarzy-
szącą ich próbom artystycznym. Wiedział, że poświęci się fotografii,
zwłaszcza, że zamiłowanie do niej zrodziło się dużo wcześniej –
w dzieciństwie.
– W prezencie na pierwszą komunię dostałem nie zegarek, lecz
aparat fotograficzny Druh – wspomina z uśmiechem. – Pierwsza sesja okazała się porażką. Na kliszy nic nie było widać, ponieważ gody
żab sfotografowałem z odległości dwudziestu centymetrów. Robieniu zdjęć nigdy nie dopisywałem filozofii – dodaje. – Moje prace
najpełniej oddają to, co czuję, fotografując.
W 1965 roku przyjechał do Koszalina. Jako fotograf, pracował
w kilku przedsiębiorstwach. Pod koniec 1988 roku został fotoreporterem jednej z pierwszych w kraju gazet prywatnych – Gońca
Pomorskiego.
10
Almanach 2015
F O T O G R A F I A
– Był to jeden z najciekawszych etapów mojej pracy zawodowej – przyznaje. – Świat zmieniał się na naszych oczach. Mieliśmy
wyjątkową okazję dokumentowania transformacji ustrojowej i jej
pierwszych skutków. W czterech województwach Polski północnej
byliśmy wszędzie tam, gdzie działo się coś ważnego.
Po likwidacji dziennika w połowie lat 90., do 2002 roku, kiedy
przeszedł na emeryturę, był technikiem fotografem w Okręgowym Przedsiębiorstwie Geodezyjno-Kartograficznym w Koszalinie.
Wydarzenia
W tym okresie odkrył nową pasję – podróżowanie. Najchętniej odwiedzał kraje basenu Morza Śródziemnego, wiele razy wracał do
Chorwacji. Z wyjazdów powstały tysiące zdjęć, które wciąż czekają
na swoją osobną wystawę.
– Idę w kierunku pejzażu morskiego – mówi Marek Jóźków. – Lubię
te momenty, gdy trzeba pojechać nad morze także wtedy, kiedy nie
ma nad nim słońca, jest zimno, pogoda zmienna, pada deszcz, niby
szaro, ale za to chmury są piękne, wyraziste, groźne lub bajkowe.
11
Anna Rawska
F O T O G R A F I A
Wojciech Szwej – rysujący światłem
Jubileusz pracy obliczamy biorąc z reguły za początek moment
jej rozpoczęcia. U artysty fotografika Wojciecha Szweja jest inaczej.
Przypadająca w 2015 r. trzydziesta rocznica pracy twórczej liczona jest od chwili otrzymania pierwszej ważnej nagrody za zdjęcie.
A było to w 1985 r. w Gorzowie Wlkp. na Fotokonfrontacjach ’85.
Zdjęcie Krzesło, na którym widać stojące w piwnicy stare krzesło
w pięknie padającym na nie świetle, urzekło wielkiego mistrza fotografii Edwarda Hartwiga, który przyznał Wojtkowi nagrodę.
Sztuka pojawiła się w życiu Wojtka dużo wcześniej. Ojciec, Jerzy
Szwej, z wykształcenia historyk sztuki, przenosił do domu rozmowy o sztuce i kulturze. Syn nasiąkał wiedzą i był przez rozmowy
i kontakty ze znajomymi ojca formowany. Razem jeździli na słynne plenery w Osiekach, gdzie mały Wojtek był świadkiem rozmów
z Franciszkiem Starowieyskim, Arturem Sandauerem, Januszem Boguckim, happeningów Tadeusza Kantora czy Jerzego Beresia.
W 1984 r. ukończył Liceum Sztuk Plastycznych w Koszalinie, które
dało mu bardzo dobre przygotowanie teoretyczne, świetne podstawy malarstwa i rzeźby. Będąc w liceum, zajrzał kiedyś do Ogniska
Plastycznego. Tam trafił na swojego pierwszego fotograficznego
guru czyli Marka Jóźkowa. W ognisku była piękna ciemnia, a Jóźków
potrafił młodego uwrażliwić na świat i ludzi; pokazał, jak fotografią
można ten świat pięknie przedstawić. Wojtek dostał skrzydeł. Wtedy też po raz pierwszy jego zdjęcie ukazało się w prasie. Fotografię
czarnych postaci w tunelu prowadzącym do koszalińskiego dworca
PKP opublikował tygodnik Pobrzeże.
Po maturze przyszło jednak niepowodzenie. Wojciech nie dostał się na wymarzony Wydział Grafiki PWSSP w Gdańsku. Aby nie
trafić do wojska, „uciekł” do Studium Nauczycielskiego w Lęborku,
po którym miał zostać nauczycielem przedmiotu praca – technika.
Cały czas fotografował rosyjską Zorką 4, którą dostał od ojca. Ma
ją do dziś i aparat ten wywołuje uśmiech na jego twarzy. Ma do
Zorki duży sentyment. To sprzęt całkowicie manualny, posługując
się nią trzeba było mieć pomysł na zdjęcie i pewnie to ta stara, ale
wymagająca Zorka w sporym stopniu ukształtowała późniejszego
mistrza.
Dyplomu w Lęborku nie obronił, ponieważ wyjechał z pielgrzymką do Włoch. Wyjazd był po prostu ucieczką z kraju. Był rok 1986,
perspektywy kiepskie, a Wojtek chciał robić porządną fotografię
artystyczną. We Włoszech trafił do obozu dla emigrantów. Utrzymywał się z rysowania obrazków na ulicach, trochę sprzątał w kościele.
Po półtora roku wyemigrował do Montrealu (Kanada). Ciągnęło go
do sztuki, a najbardziej oczywiście do fotografii. Wojtek twierdzi, że
zawsze miał szczęście do ludzi i to mu zwykle pomagało. W Montrealu poznał pewną Francuzkę prowadzącą zajęcia plastyczne, która
zorientowała się, że Wojtek ma dobrą bazę (zdobytą w koszalińskim
liceum plastycznym) i zachęciła go do zdawania na Universitè du
Quèbec á Montrèal. Dostał się i po czterech latach otrzymał dyplom Wydziału Graphic Design za pracę o Salvadorze Dalim. Okres
studiów w Montrealu był niezwykle ciekawy i twórczy. Razem
z grafikiem, autorem plakatów i designerem, prof. Alfredem Hałasą,
promowali za oceanem polską szkołę plakatu: na stałe zainstalowali
na Uniwersytecie Montrealskim kolekcję polskiego plakatu, przygotowywali wystawy, zapraszali na wykłady czołowych polskich grafików – Starowieyskiego, Górowskiego, Duszka.
Już po studiach dwa lata pracował jako grafik w L’Oreal, projektując reklamy do pism, m.in. Elle. W pewnym momencie poczuł zmęczenie pracą, był ciągle w biegu, stale pod presją czasu, a chciał od
czasu do czasu zobaczyć zieloną trawę czy trochę lasu. Dostał się do
agencji fotograficznej, zaczął też pracę na własny rachunek zakładając firmę Life&Art. Communication. Cały czas uprawiał fotografię
artystyczną, osobistą, najlepiej czuł się w fotografii analogowej. Fotografował na zamówienia komercyjne, publikował fotoreportaże
w prasie, przygotowywał katalogi. Zaczął próbować fotografii cyfrowej i pracy z komputerem.
Zjeździł całą Amerykę. Robiąc fotoreportaż w Miami na Florydzie,
zobaczył wspaniałe statki pasażerskie i zachwycił się nimi. Dostał się
12
Almanach 2015
do zespołu fotografów robiących na pokładzie statków zdjęcia portretowe, potem został managerem tego teamu. Wojtek szczególnie
lubi portrety czarno-białe, ponieważ czerń i biel dają pewną tajemniczość. Na statkach pochłonęła go fotografia portretowa; zaczęła też
przynosić niezłe dochody. W takie fotografowanie wsiąknął na 10 lat.
W 2009 r. wrócił do Koszalina, tu mieszka z żoną i córką, ale co roku,
na 3-4 miesiące leci na Dominikanę, gdzie w ekskluzywnym hotelu
wykonuje równie ekskluzywne sesje zdjęciowe hotelowym gościom.
Zaczął też fotografować wnętrza i współpracuje z pismem Czas na
wnętrze. Trochę czasu pozostaje na przygotowywanie wystaw indywidualnych. – Udało mi się zgrać trzy linie – mówi Wojtek Szwej.
– pracę połączoną z pasją, podróże, które uwielbiam i całkiem niezłe
pieniądze. Skrzyżowanie tych zjawisk daje niebywałą satysfakcję. Podróże są dla mnie uniwersytetem życia, a dzięki fotografii poznałem
fantastycznych ludzi. Zdanie „Pana zdjęcie jest najlepszym, jakie mi
zrobiono” jest dla mnie największą zapłatą. Fotografia potrafi mieć
fenomenalną siłę. Wielu robi zdjęcia, ale tylko zawodowcy wiedzą, że
naciśnięcie migawki jest ostatnim elementem. Słowo „fotografia” wywodzi się z greckiego: photo – światło i graphein – pisać. Taki sposób
na życie – rysowaniem światłem – wybrałem i na razie „idzie”.
Wojciech Szwej jest członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików i Professional Photographers of Canada.
F O T O G R A F I A
Wydarzenia
13
Izabela Rogowska
Przez sześć kontynentów po... Złoty Medal
F O T O G R A F I A
Edward Grzegorz Funke od wielu lat pozostaje jednym
z najczęściej wystawiających twórców koszalińskich. W ubiegłym roku otrzymał wyjątkowe wyróżnienie od środowiska
polskich fotografów.
kilkunastu lat odwiedzili ponad 50 krajów na sześciu kontynentach.
Ciekawość innych ludzi i kultur zaowocowała 20. wystawami tematycznymi i ponad 50. zbiorowymi. Fotograf od lat pozostaje jednym
z najczęściej wystawiających twórców koszalińskich.
– Za główny cel projektu uważam prezentację fotorelacji jak
największej liczbie odbiorców – mówi fotograf. – Dlatego jeździmy z wystawami po całej Polsce. Innym elementem, na którym nam zależy, jest promocja świadomego podróżowania do
miejsc wrażliwych, wymagających spojrzenia okiem dokumentalisty, zachowania integralności kulturowej miejscowych społeczności.
W 2015 roku Edward Grzegorz Funke pokazał swoje prace między innymi w Muzeum Podróżników im Tony’ego Halika w Toruniu
(wrzesień) oraz w Muzeum Okręgowym w Lesznie (październik).
W obydwu miejscach przekazał darowizny twórcze, które zasiliły
zbiory tych placówek.
W Lesznie pozostawił dwie prace – z USA (2002) i Tanzanii (2004),
natomiast w Toruniu aż 10 wielkoformatowych zdjęć oprawionych
– z Etiopii (2013).
– Dla każdego fotografa podróżnika muzeum toruńskie jest miejscem szczególnym – twierdzi Edward Grzegorz Funke. – Kuratorem
wystawy, bardzo popularnej wśród zwiedzających, była doktor
Magdalena Nierzwicka, kustosz muzeum, która specjalizuje się
w tych samych rejonach Afryki. Wszystko to złożyło się na duże
przeżycie twórcze.
Wprost z Torunia ekspozycja pojechała do Leszna. Muzeum ma
salę wystawową w budynku po dawnej synagodze.
– Wyjątkowo piękne miejsce – przyznaje fotograf. – Wernisaż stał
się okazją do spotkania ze środowiskiem fotografów, podróżników;
wiele godzin opowiadaliśmy o zdjęciach i podróżach. To wspaniałe,
gdy fotografie dają pretekst do spotkania z ludźmi, do rozmowy,
wymiany poglądów. Obraz uzupełniony słowem staje się wtedy
jeszcze bardziej wyrazisty.
Edward Grzegorz Funke, koszaliński fotograf i podróżnik, na początku 2015 roku otrzymał tytuł honorowy i złoty medal „Zasłużonego dla fotografii polskiej”, prestiżowe wyróżnienia przyznawane
przez Fotoklub Rzeczypospolitej Polskiej Stowarzyszenie Twórców
(FRPST). Autor projektu Portret Świata jest 25. twórcą uhonorowanym w ten sposób przez FRPST od powstania stowarzyszenia
w 1995 roku.
Fotoklub RP, podobnie jak Związek Polskich Artystów Fotografików, nawiązuje do tradycji przedwojennego Fotoklubu Polskiego
(1929-1939). Skupia i promuje artystów fotografów, którzy dbają
o rozwój fotografii artystycznej.
– To dla mnie ogromne wyróżnienie – przyznaje twórca. – Znalazłem się w gronie wybitnych artystów, wizjonerów wyznaczających
nowe trendy, pionierów fotografii, klasyków uznanych w świecie.
Złoty medal traktuję także jako podsumowanie mojej dotychczasowej pracy i dorobku.
Edward Grzegorz Funke fotografuje od dziecka, a regularnie
– od czasów studenckich (1965). Jest absolwentem Politechniki
Gdańskiej i doktorem nauk technicznych. W 2014 roku świętował
50-lecie debiutu. Z tej okazji kołobrzeskie wydawnictwo Kamera
opublikowało jego album Moja podróż – przez sześć kontynentów do Swisłoczy, o którym informowaliśmy w ubiegłorocznym
wydaniu Almanachu. Wydawnictwu towarzyszyła wystawa przekrojowa pod tym samym tytułem, która była – jak tłumaczy sam
twórca – „nostalgicznym bilansem i swoistą analizą mojego życia
artystycznego”.
W ramach autorskiego Portretu Świata, Edward Grzegorz Funke,
wspólnie z żoną Krystyną, która dokumentuje ich wyprawy, w ciągu
14
Almanach 2015
F O T O G R A F I A
15
Wydarzenia
Niemal 70 filmów obejrzeli widzowie 34. Koszalińskiego Festiwalu Debiutów Filmowych (KFDF) Młodzi i Film
2015. Najmłodsi filmowcy pokazali kino różnorodne i pomysłowe, przy tym aktualne i bezkompromisowe. Konkurs główny wygrał film, który ma w sobie wszystko to, czego w polskim kinie przez lata brakowało: wściekłość,
energię i bezpretensjonalność.
Piotr Pawłowski
Kino energii, poszukiwań, ryzyka
F I L M
34. Koszaliński Festiwal Debiutów Filmowych Młodzi i Film, 22-27 czerwca 2015
Polskie gówno Grzegorza Jankowskiego, nietypowy jak na polskie
kino musical, w dużej mierze wymyślony i napisany przez człowieka orkiestrę (dosłownie i w przenośni) Tymona Tymańskiego, który
w brawurowo opowiedzianej historii pierwszej trasy koncertowej
bandu Tranzystory z Pruszcza Gdańskiego, zawarł własne gorzkie
doświadczenia, to bezsprzecznie
W dwóch największych sekcjach, a więc konkursie pełnometrażowych debiutów fabularnych i konkursie krótkometrażowych debiutów filmowych, widzowie obejrzeli 11 fabuł pełnometrażowych, 29
fabuł krótkich, 15 filmów dokumentalnych i 14 animacji.
Filmy pełnometrażowe oceniało jury w składzie: reżyser Łukasz
Palkowski (przewodniczący), aktorka Agnieszka Wosińska, operator
Arkadiusz Tomiak, pisarz Wojciech Kuczok oraz reżyser i scenarzysta
Filip Marczewski.
W składzie jury oceniającego filmy krótkometrażowe znaleźli
się: reżyserka i wokalistka Maria Sadowska (przewodnicząca), pro-
najlepszy film festiwalu.
Kino dla myślących, które – jak w Rejsie – niewidzialnymi klapsami funduje idealistom lekcję polskiego realizmu, rozprawiając się ze
wszystkimi naszymi mitami, kompleksami, lękami.
W Polskim gównie, które mimo wielu niedociągnięć jest przykładem kina zrealizowanego z pasją (siedem lat pracy z budżetem domowym), na plan pierwszy wysuwa się to, czego wszyscy szukamy
w sztuce współczesnej – prawda. Absurdalna rzeczywistość kraju,
w którym ponad wszystko liczą się pozory, a nie działa sprawnie
żaden z systemów, naszpikowana jest cwaniakami, pozerami, oszustami, dla których nie ma żadnych wartości i świętości.
Widzowie wychodzili z filmu Janowskiego i Tymańskiego, o dziwo,
uśmiechnięci, podniesieni na duchu. Mają świadomość, gdzie żyją,
natomiast nie wiedzieli, jak wielu ludzi myśli i czuje podobnie jak oni.
Polskie gówno wpisało się w atmosferę festiwalu, w którym od lat
króluje bezkompromisowość
przypisana nie tylko do młodości, lecz także do pierwszych uniesień artystycznych.
16
Almanach 2015
pokazania filmów przejmujących, klimatycznych, zajmujących
osobne miejsce w kinie.
W programie znalazła się retrospektywa filmów wybitnego twórcy, Grzegorza Królikiewicza (rocznik 1939), na którą złożyły się: Na
wylot (na otwarcie), Idź, Przypadek Pekosińskiego, Zabicie ciotki i najnowszy film reżysera – Sąsiady.
Festiwal koszaliński to jednak
nie tylko projekcje filmowe;
Metafory i symbole
– uwielbiam posługiwać się nimi w twórczości. Chciałem połączyć kilka elementów składowych z genezy powstania festiwalu
i cyklu kinematograficzno–demograficznego. Chodziło mi o to,
żeby plakat oddawał proces wchodzenia w zawód filmowca i symbolizował cykl tworzenia.
Artysta jest laureatem srebrnej statuetki Clio Key Art Awards
2015; to prestiżowe wyróżnienie skierowane do przedstawicieli
branży reklamowej, rozrywkowej i artystycznej, akcentuje kreatywne i innowacyjne rozwiązania w komunikacji marketingowej
i promocji.
Wracając do filmów. Największym atutem zestawu debiutów pełnometrażowych było ich silne zróżnicowanie, od wizji teatralnych
(Między nami dobrze jest, Noc Walpurgi), przez – popularne w kinie
polskim – rozliczenia rodzinne (Piąte: nie odchodź!, Ojciec, Wołanie)
i przaśne, naciągane komedie (Disco polo, Kebab i horoskop), aż po
ducentka Andźka Wydra, autorka filmów Ewa Borysewicz, reżyser
i fotograf Vahram Mkhitaryan oraz operator Michał Sobociński.
Poza konkursem, w sekcji debiutów zagranicznych, widzowie
zobaczyli Plemię Myrosława Słaboszpyckyja, Dzikie historie Damiána Szifróna, O koniach i ludziach Benedikta Erlingssona, Zaprzysiężona dziewica Laury Bispuri oraz Sugar Man Malika Bendjelloula.
O tym zestawie debiutów zagranicznych Paweł Strojek, dyrektor
festiwalu i Centrum Kultury 105 w Koszalinie, współorganizatora
Młodych i Film, mówił: – Dawno nie gościliśmy tak zdecydowanych
faworytów liczących się festiwali na świecie. Mamy przyjemność
Wydarzenia
17
F I L M
towarzyszą im koncerty (w tym roku: Mikołaj Trzaska, Gaba Kulka,
Rebeka, Skubas i Jamaram), panele dyskusyjne i rozmowy publiczności z twórcami (dyskusje Szczerość za szczerość). Wydarzeniem
była wystawa zdjęć Magdy Hueckel, współautorki nominowanego
do Oscara filmu dokumentalnego Nasza klątwa. Wstęp na wszystkie
seanse i imprezy jest bezpłatny.
Główną nagrodą MiF jest Wielki Jantar dla najlepszego debiutu
filmowego, z dodatkiem 20 tys. zł. Jurorzy mają do dyspozycji także
statuetki za reżyserię (12 tys. zł), scenariusz (10 tys. zł), zdjęcia, kobiecą i męską rolę główną, odkrycie aktorskie i muzykę (po osiem
tys. zł), dźwięk (cztery tys. zł), za fabułę krótkometrażową, dokument i animację (po pięć tys. zł). Jantary” przyznaje twórcom również publiczność, dziennikarze i jury młodzieżowe.
Autorem posteru festiwalowego był Tomasz Opasiński, nagradzany plakacista, który mówił o swojej pracy:
przypowieści zaangażowane społecznie (Mur, Arizona w mojej głowie) oraz filmy krytycznie portretujące wycinek rzeczywistości (Polskie gówno, Sprawiedliwy).
Ten ostatni obraz, w reżyserii najstarszego debiutanta, Michała
Szczerbica (rocznik 1944), producenta i scenarzysty, przeszedł w Koszalinie niemal bez echa (nagroda aktorska), a szkoda. Siłą wyrazu
dorównuje innym filmowym rozliczeniom z trudną historią polsko-żydowską z ostatnich lat.
Wśród filmów krótkometrażowych, co podkreślali jurorzy, dominowały
i aspiracji – tłumaczył Paweł Strojek. – Kino energii, poszukiwań, ryzyka. Młodzi twórcy nie uciekają od trudnych treści w karkołomne
formy, mają dobry przegląd kina światowego, sięgają po trendy
i szukają inspiracji w innych dziedzinach sztuki.
Nagrodzeni w Koszalinie reżyserzy nie kryli tym faktem zaskoczenia. Grzegorz Jankowski: – Totalny szok. Nie liczyliśmy na żadną
nagrodę; nasz film nie pochodzi z głównego nurtu. Jest punkowy,
subiektywny, męski. Tym bardziej dziękujemy jury za odwagę.
Drugim z największych zwycięzców KFDF 2015 był film Marcina
Bortkiewicza Noc Walpurgi, o którym twórca mówił: – Chciałem zrobić mocny film. Taki, który widz zapamięta, z którym wyjdzie później z kina, o którym będzie chciał dyskutować, o który, być może,
chciałby się pokłócić. Przecież o to chodzi, żebyśmy potem o tych
filmach rozmawiali.
trudne relacje międzypokoleniowe.
F I L M
– Pokazywana przez twórców rzeczywistość to nie wydumany,
obcy, wykreowany, świat, lecz świat ich problemów, marzeń, lęków
18
Almanach 2015
Konkurs pełnometrażowych debiutów fabularnych
Arizona w mojej głowie, reż. Mathias Huser
Disco polo, reż. Maciek Bochniak
Kebab i horoskop, reż. Grzegorz Jaroszuk
Między nami dobrze jest, reż. Grzegorz Jarzyna
Mur, reż. Dariusz Glazer
Noc Walpurgi, reż. Marcin Bortkiewicz
Ojciec, reż. Artur Urbański
Piąte: nie odchodź!, reż. Katarzyna Jungowska
Polskie gówno, reż. Grzegorz Jankowski
Sprawiedliwy, reż. Michał Szczerbic
Wołanie, reż. Marcin Dudziak
Jantar 2015 za muzykę: Tymon Tymański, Robert Brylewski, Arkadiusz Kraśniewski do filmu Polskie gówno (za: „rock’n roll”).
Jantar 2015 za dźwięk (nagroda ufundowana przez Toya Studios):
Maria Chilarecka, Michał Bagiński za film Ojciec („Za skonstruowanie dodatkowej warstwy narracyjnej, solidną postprodukcję, interesujący montaż efektów i muzyki, dobre, dynamiczne zgranie”).
Nagroda dziennikarzy: Noc Walpurgi („Za brawurę, wizję i przywrócenie polskiemu kinu Małgorzaty Zajączkowskiej”).
Nagroda Jury Młodzieżowego: Noc Walpurgi („Za magię, która
pod urokiem sceny i genialnego aktorstwa promienieje z ekranu,
za podjęcie ważkiego tematu, który w niebanalnej odsłonie nabiera
nowych znaczeń i interpretacji i za duchy przeszłości, którym Goethe i Wagner przyglądają się z podziwem”).
Laureaci 34. edycji KFDF Młodzi i Film
Konkurs pełnometrażowych debiutów fabularnych
Wielki Jantar 2015 dla najlepszego debiutu: Polskie gówno,
reż. Grzegorz Jankowski („Za bezpretensjonalność, wściekłą szyderczość, spójność estetyczną, wytrwałość i niezwykły ładunek
energii”).
Nagroda Publiczności: Noc Walpurgi, reż. Marcin Bortkiewicz.
Jantar 2015 im. Stanisława Różewicza za reżyserię: Między nami
dobrze jest, reż. Grzegorz Jarzyna („Za mistrzowskie prowadzenie
aktorów i zaskakujące przeniesienie języka teatru na ekran”).
Jantar 2015 za krótkometrażowy film fabularny: Dzień babci, reż.
Miłosz Sakowski („Za intensywną emocjonalnie podróż rozpiętą pomiędzy łzami a śmiechem. Za świetne kreacje aktorskie Anny Dymnej i Mateusza Nędzy oraz brawurową reżyserię, która pozwala nam
całkowicie zanurzyć się w historii”).
Jantar 2015 za najlepszy scenariusz: Marcin Bortkiewicz, Magdalena Gauer za Noc Walpurgi („Za trafione i literacko zmyślne użycie
postpamięci do stworzenia bohatera tragicznego”).
Jantar 2015 za główną rolę kobiecą: Małgorzata Zajączkowska
w filmie Noc Walpurgi („Za brawurowe i bezgraniczne oddanie się
roli w ramach ryzykownej konwencji”).
Jantar 2015 za krótkometrażowy film dokumentalny: Mów do
mnie, reż. Marta Prus („Za postawienie pytania o przekraczanie granic i odwagę w odsłanianiu warsztatu dokumentalisty”).
Jantar 2015 za główną rolę męską: Adam Woronowicz w filmie
Między nami dobrze jest („Za olśniewającą, wirtuozerską kreację
w czterech ścianach”).
Nagroda Specjalna Legalnej Kultury: Koniec świata, reż. Monika
Pawluczuk.
Jantar 2015 za odkrycie aktorskie: Katarzyna Dąbrowska w filmie
Sprawiedliwy („Za charyzmę ekranową, dojrzałe, świadome i wyważone wykreowanie postaci”).
Nagroda Dziennikarzy: Dzień babci („Za najbardziej zuchwały numer na wnuczka w polskim kinie”).
Wyróżnienia: Ameryka, reż. Aleksandra Terpińska; Oczy mojego
ojca, reż. Bartosz Blaschke; Jacek Podgórski za zdjęcia do filmu Moloch. Wyróżnienia pozaregulaminowe: Nikola Raczko za rolę w filmie Kroki; Tomasz Siwiński za rolę w filmie Niebieski pokój.
Jantar 2015 za zdjęcia: Tomasz Naumiuk do filmu Disco polo („Za
zbudowanie niebywale bogatej formy wizualnej, za świadome i odważne wykorzystanie narzędzi filmowych w kreowaniu nieistniejącego świata”).
Wydarzenia
19
F I L M
Konkurs krótkometrażowych debiutów filmowych
Jantar 2015 za krótkometrażowy film animowany: Dokument, reż.
Marcin Podolec („Za oszczędną i poruszającą opowieść o samotności i tęsknocie, na którą mimowolnie skazujemy naszych bliskich”).
Anna Makochonik
Siła jest w każdym z nas
F I L M
12. Europejski Festiwal Filmowy Integracja Ty i Ja, 8-12 września 2015
2015 w tej kategorii otrzymał film Agnieszki Zwiefki Królowa ciszy,
a wyróżnienie Casa Blanca w reżyserii Aleksandry Maciuszek. Filmów fabularnych w konkursie znalazło się jedynie osiem, ale były
to tytuły bardzo mocne, na czele z filmem Plemię (Ukraina), chyba
najbardziej kontrowersyjnym w dwunastoletniej historii festiwalu.
Trudny i bezkompromisowy obraz poruszył temat tabu – przemocy
w środowisku osób niepełnosprawnych. Nie zdobył uznania jury i
podzielił publiczność. Cenne jest jednak – a Plemię jest tego przykładem – że twórcy coraz odważniej sięgają właśnie po tematy
trudne, dostrzegając coraz więcej niuansów dotyczących osób niepełnosprawnych, ale też ich rodzin, otoczenia i opowiadając o tym
oryginalnym językiem, z użyciem nowatorskich środków wyrazu.
Jury przewodniczył reżyser, Ryszard Bugajski, a w składzie znaleźli się Monika Kuszyńska – wokalistka, Bodo Kox – reżyser (laureat
Motyla 2013 za Dziewczynę z szafy) i Mariusz Trzeciakiewicz, prezes
Fundacji Na Rzecz Rozwoju Audiodeskrypcji Katarynka. Werdykt –
jak podkreślił przewodniczący w czasie gali wręczenia nagród – był
jednomyślny. Statuetki Motyli osobiście odebrali twórcy-amatorzy:
Mieczysław Krzel za film Nasza rozmowa, przedstawicielki DPS Legnickie Pole za animację Ogrodowy straszny rycerz (wyróżnienie)
oraz laureaci nagrody publiczności za film To nie koniec drogi – ekipa
motocyklistów, także uczestników festiwalowych spotkań: Robert
Czyżewicz, Jarosław Frankowski, Sebastian Korczak.
Tuż po zakończeniu 11. Europejskiego Festiwalu Filmowego Integracja Ty i Ja w 2014 roku zastanawialiśmy się, jaki temat, ideę,
problem uczynić osią kolejnej edycji. O czym w kontekście niepełnosprawności mówi się mało albo wcale? Co wciąż jest tabu i jak
o nim opowiedzieć? Pomyśleliśmy o ciele, fizyczności, zewnętrzności. „Jak nas widzą, tak nas piszą” – mówi przysłowie, o którego głębi
i mądrości można by dyskutować. Jak interpretować je w przypadku osób niepełnosprawnych? Jesteśmy przekonani, że osobowość
i charyzma odwracają uwagę od dysfunkcji ciała i jego ułomności,
one same zaś – paradoksalnie – wyzwalają w osobach niepełnosprawnych pokłady samozaparcia, siły, życiowej pasji. Przekonaliśmy się o tym, wielokrotnie goszcząc na festiwalu ludzi o niesamowitych życiorysach i osiągnięciach.
Hasło 12. EFF Integracja Ty i Ja – Wizerunek moją siłą – mógłby
być podtytułem każdego wcześniejszego i przyszłego festiwalu, bo
każda edycja w istocie właśnie tę myśl realizuje. Bohaterowie festiwalu od dwunastu lat opowiadają historie o wychodzeniu z cienia,
tolerancji, determinacji życiowej, a filmowcy dokumentują tę walkę
w konkursowych filmach. Słowo „integracja” w czasie tej edycji nabrało szczególnego znaczenia – akcentując nie tylko potrzebę integracji
społecznej, ale także integracji z własnym „ja”, wbrew niedoskonałości
i ograniczeniom fizycznym.
Pesymizm kontra optymizm
Jak nas widzą...
Motyl 2015 w kategorii film fabularny poleciał aż do Libanu, kraju
po raz pierwszy reprezentowanego w konkursie filmowym. Anioł
Amina Dory zauroczył nie tylko jury, ale i publiczność optymistycznym, metafizycznym przesłaniem. Akcenty w 36. konkursowych
produkcjach rozkładały się różnie. Obok filmów pełnych nadziei
i optymizmu na ekranie kina Alternatywa wyświetlano też obrazy
niełatwych zmagań z chorobą, starością, samotnością czy przemocą. Tak szeroki wachlarz zagadnień wciąż obecny jest przede
wszystkim w dokumentach – w tym roku było ich aż 21. Motyla
EFF Integracja Ty i Ja to festiwal przede wszystkim filmowy, ale
jego program od lat jest zestawieniem różnych dziedzin sztuki:
muzyki, fotografii, performance’u, w tym roku także mody. Motywem przewodnim stała się przemiana. Symboliczna, odzwierciedlana przez oprawę plastyczną i happeningi miejskie promujące
festiwal, ale i dosłowna – realizowana we współpracy z Fundacją
Jedyna Taka. Finałem kilku aktywności – warsztatów kreowania
wizerunku, wizażu i stylizacji przeznaczonych dla pań z niepełno-
20
Almanach 2015
F I L M
Preludium 12. EFF Integracja Ty i Ja stały się czerwcowe Fotokonfrontacje 2015, projekt fotograficzny, którego efektem była kolejna niezwykła wystawa. Pięciu znakomitych twórców zrzeszonych
w ZPAF – Oddział Gdańsk spotkało się z pięcioma modelami z niepełnosprawnością, ludźmi niezwykłych talentów i osobowości:
Danutą Bujok, Izabelą Sopalską, Angeliką Chrapkiewicz-Gądek, Andrzejem Szczęsnym i Tomaszem Karczem. Punktem wyjścia było hasło festiwalowe, a rezultat przerósł oczekiwania obu stron. Powstały
piękne fotografie w różnych stylistykach od subtelnych portretów
sprawnością była metamorfoza totalna, której poddała się Krystyna
Hirowicz obdarowana przez fundację nowoczesnym wózkiem oraz
integracyjny pokaz mody w Galerii Emka. Modelki pełnosprawne
Image-Agencji Eventowej spotkały się na wybiegu z podopiecznymi Butterfly Agency Models, prowadzonej przez Jedyną Taką. W
Koszalinie gościło dziewięć modelek agencji, w tym Miss Polski na
Wózku 2015, Katarzyna Kozioł. Fundacja do Koszalina przywiozła
też swoją wystawę Jedyna Taka Mama poświęconą macierzyństwu
niepełnosprawnych kobiet.
Wydarzenia
21
żyło na nazwę Dyskusja bez barier. Jurorka opowiadała nie tylko
o swoim powrocie na scenę, ale też życiu po wypadku. – Jestem
pogodzona z niepełnosprawnością. Nie traktuję jej jak ułomności, ale jak swoją immanentną cechę – mówiła. Monika Kuszyńska
wspominała też poprzedni pobyt na EFF Integracja Ty i Ja, w 2009
r., kiedy po raz pierwszy od czasu wypadku pojawiła się na scenie.
– To było moje być albo nie być – zaznaczyła. – Założyłam, że jeśli
się uda, będę dalej śpiewać, ale wówczas nie byłam pewna tego,
co się zdarzy, jak zostanę odebrana, jak publiczność zareaguje, widząc mnie na wózku. Sala była pełna po brzegi, ludzie płakali. Zdarzyło się wtedy coś niezwykłego. Wróciłam na scenę i dziś jestem
w zupełnie innym punkcie życia. Wokalistka przyznała, że w tamtym czasie otrzymywała propozycje koncertów, ale konsekwentnie
odmawiała występów. – Dostałam maila z zaproszeniem od Barbary
Jaroszyk. Do przyjazdu do Koszalina skłoniło mnie zdanie, które się
w nim znalazło: „Jest tu Pani bardzo potrzebna”. To mnie poruszyło,
bo moją motywacją do robienia czegokolwiek – także teraz – jest
świadomość bycia potrzebnym.
Z publicznością spotkali się też jurorzy – Ryszard Bugajski, Bodo
Kox, Katarzyna Kozioł, modele Fotokonfrontacji, przedstawiciele
Ergo Hestii prezentujący specjalne programy osobom poszkodowanym w wypadkach i przywracających ich do życia zawodowego i
społecznego, Kacper Hefta, autor niedawno wydanej książki Anderstend. W miasteczku festiwalowym przy Koszalińskiej Bibliotece Publicznej zaprojektowanym przez nieocenioną Beatę Jasionek miały
miejsce warsztaty ruchu i alternatywnej motoryki, plenerowe happeningi teatralno-modowe, spektakl Efekt motyla Teatru Recepta i
podopiecznych Pałacu Młodzieży oraz wiele innych integracyjnych
działań. Część z nich odbyła się w przestrzeni miasta, na placu przed
ratuszem i autobusach MZK w Koszalinie.
po zdjęcia z pogranicza eksperymentów graficznych. Bohaterowie
Fotokonfrontacji spotkali się ponownie w czasie wernisażu towarzyszącego inauguracji festiwalu, a przez kolejne dni uczestniczyli
w dyskusjach z uczniami w koszalińskich szkołach i z publicznością
festiwalową, opowiadając o swojej drodze do akceptacji siebie i rzeczywistości.
F I L M
Po pierwsze – osobowość
Wystawa z pewnością była jednym z najważniejszych punktów
programu Integracji 2015, ale te najbardziej poruszające należały
do sfery muzycznej. Wydarzeniem muzycznym był koncert Jacka
Barzyckiego dla wypełnionego po brzegi namiotu festiwalowego.
Wokalista z zespołem Kwiaciarnia zagrał utwory z przeszłości – repertuaru zespołu Gdzie Cikwiaty, ale też nowsze. Inaugurację festiwalu uświetnił fantastyczny koncert innego wojownika – jak sam
o sobie mówi – Tomasza ’ Kowala’ Kowalskiego z zespołem FBB. Muzyk-spadkobierca tradycji bluesowych spod znaku Ryszarda Riedla
i Tadeusza Nalepy uległ poważnemu wypadkowi i porusza się na
wózku. Na festiwalu pojawił się także w roli „ambasadora” egzoszkieletu, cudu techniki rehabilitacyjnej, która pozwala osobom niepełnosprawnym ruchowo dosłownie stanąć na nogi. W Koszalinie
– dzięki organizatorowi prezentacji, Ergo Hestii – z możliwości wypróbowania sprzętu skorzystało kilkanaście osób.
Na zakończenie festiwalu zaśpiewała Monika Kuszyńska. Wokalistka wcześniej była bohaterką spotkania, które wyjątkowo zasłu-
Festiwal wszędzie
Z roku na rok festiwal pęcznieje od wydarzeń, ale rozrasta się też
o kolejne miejsca, nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Małe Festiwale Ty i Ja zorganizowało w tym roku 30. miejscowości, a każda
z tych edycji – poza wspólnymi filmami – miała odrębne programy artystyczne przygotowywane przez lokalnych animatorów. Festiwalowe filmy pokazało 16 kin lokalnych i studyjnych w dużych
miastach, np. Krakowie, Poznaniu, Warszawie. W ostatnim kwartale
2015 roku gościł w kilku miastach europejskich, m.in. w Brukseli
(Parlament Europejski), Londynie, Madrycie, Chorwacji, na Litwie.
22
Almanach 2015
F I L M
Werdykt jury:
Wyróżnienie w kategorii film dokumentalny dla filmu Casa Blanca
w reżyserii Aleksandry Maciuszek (Polska)
Wyróżnienie w kategorii film amatorski dla filmu Ogrodowy straszny rycerz w reżyserii DPS Legnickie Pole
Motyl 2015 za najlepszy film amatorski: Nasza rozmowa w reżyserii
Mieczysława Krzela
Motyl 2015 za najlepszy film dokumentalny: Królowa ciszy w reżyserii Agnieszki Zwiefki (Polska)
Motyl 2015 za najlepszy film fabularny: Anioł w reżyserii Amina
Dory (Liban)
Nagroda publiczności: To nie koniec drogi w reżyserii Roberta Czyżewicza, Jarosława Frankowskiego oraz Sebastiana Korczaka
Wydarzenia
23
Izabela Nowak
Spotkanie z legendą
F I L M
XIII Międzynarodowy Festiwal Filmów Dokumentalnych o Włodzimierzu Wysockim Pasje według świętego Włodzimierza
Od czternastu lat Koszalin jest miejscem, w którym spotykają się
wielbiciele talentu i charyzmatycznej osobowości Włodzimierza
Wysockiego. Przyciągają ich kolejne edycje Międzynarodowego
Festiwalu Filmów Dokumentalnych poświęconych temu wielkiemu
rosyjskiemu twórcy. Festiwal narodził się z artystycznych pasji Marleny Zimnej – wybitnej znawczyni życia i twórczości niezapomnianego rosyjskiego „Hamleta z gitarą”, autorki książek biograficznych
poświęconych Wysockiemu oraz przekładów jego poezji, a także
dyrektora i kustoszki powołanego przez siebie Muzeum oraz Instytutu Naukowego Włodzimierza Wysockiego.
XIII Międzynarodowy Festiwal Filmów Dokumentalnych o Włodzimierzu Wysockim Pasje według świętego Włodzimierza odbył się
w dniach 17-19 stycznia 2015 i zgromadził reżyserów filmowych,
naukowców, pisarzy, piosenkarzy, aktorów, fotografików, malarzy
i dziennikarzy z osiemnastu krajów – Albanii, Armenii, Białorusi, Bułgarii, Czech, Etiopii, Francji, Gruzji, Izraela, Japonii, Jordanii, Łotwy,
Polski, Rosji, Turkmenii, Ukrainy, USA i z Wielkiej Brytanii. Wszystkich
gości połączyła fascynacja Włodzimierzem Wysockim.
z nich, bowiem jedynym festiwalowym jurorem jest publiczność.
W ramach festiwalu odbywają się wystawy – fotograficzne i plastyczne, koncerty, spotkania z reżyserami i literatami, konkurs na
najbarwniejszą osobowość festiwalu Najlepiej o Wołodii, projekcje
unikatowych materiałów archiwalnych oraz wieczorne koncerty
wieńczące festiwalowe dni. Przyznawana jest również Nagroda
Specjalna dla reżyserów filmowych za całokształt twórczości, oczywiście ocenianej w kontekście filmów poświęconych Wysockiemu. Ubiegłoroczna edycja festiwalu wzbogaciła się o interesującą
innowację – wręczenie Wysockich Nobli za najlepsze książki roku
o Włodzimierzu Wysockim, tomy jego poezji i audiobooki. Te jedynie w świecie nagrody literackie zostały przyznane przez Instytut
Włodzimierza Wysockiego w Koszalinie, powołany do życia w 2014
roku z okazji 20-lecia działalności muzeum poety.
Kolejnym nowatorskim elementem było odsłonięcie wmurowanego na ulicy Bolesława Chrobrego medalu Vlad Vysotskij autorstwa łotewskiego rzeźbiarza-medaliera Jānisa Strupulisa. Unikatowy medal został ofiarowany miastu Koszalin przez Stowarzyszenie
Miera Kauss z Rygi. Jest częścią projektu Atlas Wysockiego realizowanego przez łotewskich artystów tworzących tzw. Wysocką mapę
świata, upamiętniającą miasta związane z rosyjskim artystą.
W hołdzie Wysockiemu
Koszaliński festiwal jest imprezą absolutnie unikalną w skali nie
tylko Polski, ale i świata. Ma jednego bohatera – Włodzimierza Wysockiego. I chociaż od śmierci artysty niedawno minęło trzydzieści
pięć lat, jego popularność nie słabnie. Przeciwnie, z roku na rok
powiększa się grono ludzi zafascynowanych twórczością legendarnego Wołodii – poety, pieśniarza, aktora teatralnego i filmowego,
kompozytora i scenarzysty. Na całym świecie powstają wciąż nowe
filmy i książki – naukowe, popularno-naukowe, wspomnieniowe
i beletrystyczne – prezentujące różnorodne aspekty artystycznej
działalności niezapomnianego barda wolności. Wysocki jest także
inspiracją dla wielu artystów – malarzy i fotografików.
Zgodnie z wieloletnią tradycją uczestnicy festiwalu mieli okazję
zobaczyć interesujące filmy dokumentalne i nagrodzić najlepsze
W dokumencie
Każdego roku do Koszalina nadsyłane są filmy dokumentalne
z kilkudziesięciu krajów całego świata, poświęcone Włodzimierzowi Wysockiemu – historii jego życia, wieloaspektowej twórczości
i wciąż żywej legendzie. W szeroko rozumianym pojęciu „dokumentu” znalazły się również animacje oraz filmowe zapisy wydarzeń
związanych z rosyjskim bardem.
W tegorocznym konkursie głównym rywalizowało dwanaście filmów z dziewięciu krajów – Estonii, Finlandii, Francji, Niemiec, Polski,
Rosji, Szwecji, Ukrainy i Włoch. Najliczniej reprezentowana była kinematografia rosyjska. Zdecydowana większość konkursowych obra-
24
Almanach 2015
Fot. Ilona Łukjaniuk (3)
F I L M
Wydarzenia
25
F I L M
zów powstała współcześnie, w latach 2010-2014. Jest jednak pewien
wyjątek:
– To polski film Pożegnanie z Wysockim w reżyserii Michała Wilczyńskiego zrealizowany w 1981 roku – powiedziała Marlena Zimna. – Ta
szczególna realizacja wyróżnia się nie tylko rokiem produkcji, ale także charakterem. Otóż pełnymi zachwytu i uwielbienia wspomnieniami o Włodzimierzu Wysockim oraz refleksjami związanymi z postrzeganiem jego twórczości dzielą się w nim przedstawiciele polskich elit
artystycznych. Wówczas od przedwczesnej i niespodziewanej śmieci
artysty minął zaledwie rok, więc wstrząs spowodowany tym dramatem był jeszcze bardzo świeży. Jest jeszcze jeden aspekt związany
z polską produkcją. Otóż przywracamy filmowi jego prawdziwy tytuł.
W roku 1981 ukazał się bowiem pod zakamuflowanym, przedziwnym
tytułem Pożegnanie z gitarą.
Interesującym wspomnieniowym filmem była niemiecka produkcja Za młody, by umrzeć. Włodzimierz Wysocki: nadmiar życia
w reżyserii Matthiasa Schmidta.
– Wartością tego filmu jest sposób postrzegania Wysockiego z
perspektywy zachodniego, pozbawionego słowiańskiej egzaltacji
obserwatora – podkreśliła Marlena Zimna. – Ciekawy jest również
tytuł nawiązujący do wypowiedzi, że „Wysocki umarł na życie”. To
niezwykle trafne określenie. Rzeczywiście, przepełniała go niewyobrażalna wola życia, był człowiekiem dynamicznym, energicznym,
zajętym tak wieloma sprawami. Jego działalnością artystyczną
można by obdzielić wiele osób. Już jako pieśniarz i poeta był wielką
postacią, a dochodzi jeszcze przecież aktorstwo filmowe i teatralne.
Wśród filmów rywalizujących o festiwalowe nagrody znalazł
się także niezwykle interesujący rosyjski obraz Władimir Wysocki.
Nie zagrane... Nie zaśpiewane... reżyserowany przez Filippa Surkova sugestywnie ukazujący dramat wybitnie utalentowanego
człowieka konsekwentnie eliminowanego z życia artystycznego
przez nieprzychylne mu władze radzieckie. W tym przypadku
niezwykle skutecznym narzędziem okazywały się… nożyczki
cenzora.
Kolejną ciekawostką był szwedzki film Vysotskij på kabaré w reżyserii Kaja Ahlgrena – niezwykły zapis kabaretowego wieczoru poświęconego Wysockiemu. Wśród konkursowych filmów znalazły się
także dwie niezwykłe animacje: głęboko pacyfistyczny włoski obraz
Polowanie na wilki reżyserowane przez Francesco Coccia i Vincenzo Costantino oraz ukraiński film Pamięci Włodzimierza Wysockiego
w reżyserii Kseniyi Simonovej.
W literaturze
Ubiegłoroczny festiwal obfitował w literackie wydarzenia. W programie znalazły się prezentacje najnowszych, bardzo różnorodnych
gatunkowo książek poświęconych Włodzimierzowi Wysockiemu
oraz spotkania z ich autorami, którzy wielokrotnie zaznaczyli swoją
obecność nie tylko w świecie literatury.
Literacką gwiazdą trzynastej festiwalowej edycji okazał się Yves
Gauthier – francuski pisarz, podróżnik i tłumacz, który w czasie
festiwalu zaprezentował publiczności najnowszą biografię Włodzimierza Wysockiego zatytułowaną Włodzimierz Wysocki. Krzyk
w rosyjskim niebie. Kolejną interesująca osobowością był gość z Albanii, Agron Tufa, jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy
26
Almanach 2015
albańskich, poeta, prozaik, eseista, tłumacz, redaktor naczelny opiniotwórczego pisma literackiego Fjala Review, a także wykładowca
literatury na Uniwersytecie Tirańskim oraz autor książki Poezja Włodzimierza Wysockiego w języku albańskim.
Kolejną literacką znakomitością był Ross Ufberg ze Stanów Zjednoczonych. Na co dzień wykłada literaturę na Columbia University
w Nowym Jorku, jest również znakomitym translatorem, który przetłumaczył na język angielski powieść Włodzimierza Wysockiego Życie bez snu.
– To wyjątkowy, groteskowy i surrealistyczny w swoim klimacie
utwór, trochę „gombrowiczowski”, ale osadzony w rosyjskich realiach – komentuje Marlena Zimna. – Proza Wysockiego jest mało
znana, a jako niezwykłe zjawisko literackie zasługuje na popularyzację.
Literackimi znakomitościami byli także Kassae Nygusie Wolde Mikael z dalekiej Etiopii – poeta, tłumacz, politolog, profesor Uniwersytetu im. Patrice’a Lumumby, który przełożył poezję Włodzimierza
Wysockiego na język amharski (oficjalny język urzędowy w Etiopii)
oraz gość z Japonii – Reiko Suzuki, pisarka, organizatorka wielu wydarzeń artystycznych oraz autorka książki Uliczne muzeum: historia
ukrytych moskiewskich pomników. Festiwalowa publiczność spotkała się również z wybitnym romskim poetą Valdemarem Kalininem,
który przełożył wiersze Wysockiego na język romski oraz uczestniczył w promocji pierwszego w historii tomiku przekładów poezji
Wysockiego na język maltański. W trakcie festiwalu zaprezentowano także zbiorek poetycki Do Włodzimierza Wysockiego z miłością
autorstwa młodego Rosjanina, Ivana Obukhova.
ludzi noszących mundury – żołnierzy i oficerów różnych armii. Interesującym plastycznym akcentem okazała się wystawa prac gruzińskich artystów Yulii Despotashvili i Michaela Despotashvili zatytułowana In memory of Vladimir Vysotsky.
Od kilku lat festiwalową tradycją stały się wystawy jednego dzieła. W tym roku goście festiwalu obejrzeli obrazy rosyjskich artystów:
Włodzimierz Wysocki autorstwa Ilyasa Bichurina oraz dzieło młodej
plastyczki Aleny Rybinowej-Egorovej Pamięć... Władimir Wysocki.
W ramach tego cyklu zaprezentowane również zostało dzieło wyjątkowe – unikatowa lalka wykonana przez znaną rosyjską artystkę
o międzynarodowej sławie, Larisę Churkinę z Moskwy.
– Oczywiście, było to dzieło sztuki lalkarskiej na najwyższym poziomie – mówi Marlena Zimna. – Zaprezentowaliśmy lalkę Władimir
Wysocki – Gleb Żegłow – upamiętniającą rolę Wysockiego w serialu
Gdzie jest Czarny Kot, w którym aktor wcielił się w rolę oficera milicji
kryminalnej. Ta postać jest nieodwracalnie zakorzeniona w rosyjskiej świadomości.
Nominacje do Nagrody Specjalnej
W fotografii, malarstwie i… sztuce lalkarskiej
Ważną częścią programu trzynastej edycji Pasji według świętego
Włodzimierza były wystawy plastyczne i fotograficzne. Uroczystemu otwarciu festiwalu towarzyszył wernisaż Włodzimierz Wysocki
w Sofii autorstwa Zafera Galibova – jednego z najbardziej znanych
i cenionych bułgarskich fotografików. Cykl czarno-białych fotografii
pochodzących z 1975 roku był dokumentacją triumfalnego tournée
Teatru na Tagance w Sofii. Oczywiście niekwestionowaną gwiazdą
tej moskiewskiej sceny był wówczas Włodzimierz Wysocki.
Kolejna wystawa fotograficzna – Włodzimierz Wysocki w… mundurze – była eksponowana w Klubie Wojskowym 8. Koszalińskiego
Pułku Przeciwlotniczego. Prezentowała zdjęcia rosyjskiego aktora
pochodzące z różnych filmów, w których Wysocki wcielał się w role
Wydarzenia
27
F I L M
Festiwalową tradycją są Nagrody Specjalne dla reżyserów, którzy
w sposób szczególny zaznaczyli swoją obecność podczas kolejnych
edycji Pasji według świętego Włodzimierza. Nominację do tego prestiżowego wyróżnienia otrzymują laureaci festiwalu z lat ubiegłych,
twórcy obrazów szczególnie interesujących i poruszających, które
głęboko zapadły w pamięć wielbicieli wielkiego rosyjskiego artysty.
W roku 2015 w gronie nominowanych znalazł się Jean-Denis Bonan z Francji, zwycięzca festiwalu w roku 2007. Wówczas jego film
Vladimir Vysotski został uhonorowany Grand Prix. Kolejnym nominowanym był niemiecki reżyser Ulla Lachauer, znakomity twórca
filmów dokumentalnych, dziennikarz i pisarz, twórca filmu Włodzimierz Wysocki: rosyjski pieśniarz, który wygrał festiwal w 2010 roku.
W gronie nominowanych znalazł się również czarnogórski reżyser
Veselin Ljumović, który w świadomości wielbicieli Wysockiego zapisał się filmem Vladimir Visocki zrealizowanym w Podgoricy w 1974
roku, a więc jeszcze za życia rosyjskiego barda.
Grono nominowanych zamykał Igor Rakhmanov – młody moskiewski reżyser o olbrzymim twórczym dorobku, trzykrotny laureat festiwalu Pasje według świętego Włodzimierza. Na swoim artystycznym koncie ma aż trzydzieści sześć filmów poświęconych
Włodzimierzowi Wysockiemu. Wiele z nich zrealizował wspólnie
z Aleksandrem Kovanovskim. Ich dziełem jest między innymi po-
ruszający obraz Odejdę tego lata opowiadający o przedwczesnej
śmierci Włodzimierza Wysockiego i niezwykłym pogrzebie legendarnego artysty, który stał się pierwszą w Moskwie manifestacją
przeciw władzy radzieckiej.
o pięknym głosie i ujmującej osobowości, śpiewający na co dzień
w chórze opery w Tel Avivie, jest również utalentowanym rysownikiem.
Koncert galowy, który odbył się w Studiu Koncertowo-Nagraniowym im. Czesława Niemena Radia Koszalin, potwierdził nieprzemijającą popularność i siłę twórczości wielkiego Wołodii, która
– zdaniem Wojciecha Młynarskiego – „łączy w sobie buntowniczą
zadziorność z aktorską umiejętnością interpretacji, podwórkową
swadę z językowym wyrafinowaniem zakorzenionym w tradycji
wielkiej literatury rosyjskiej”.
F I L M
W pieśni i melodeklamacji
Pełne wrażeń festiwalowe dni wieńczyły bardzo lubiane przez
publiczność koncerty przypominające nieśmiertelne pieśni rosyjskiego barda. Bohaterem pierwszego z muzycznych wieczorów
był Grzegorz Wiśniewski, aktor Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu występujący razem ze znakomitym muzykiem jazzowym,
Andrzejem ‘Brunerem’ Gulczyńskim. W swoim recitalu Grzegorz
Wiśniewski odszedł od tradycyjnych, powszechnie znanych interpretacji utworów Wysockiego. W jego wykonaniu każda pieśń
stała się pełną emocji, wzruszającą i prowokującą do refleksji aktorską etiudą.
Niezwykłym artystycznym wydarzeniem okazał się koncert galowy zatytułowany Śpiewasz na cały świat z udziałem wielu festiwalowych gości. Poruszające spotkanie z twórczością Włodzimierza
Wysockiego, obejmujące zarówno pieśni jak wiersze rosyjskiego
artysty, rozpoczął Denis Grintsevich z Rosji – aktor i wokalista, który
porwał publiczność brawurową interpretacją najbardziej znanych
utworów z repertuaru niezapomnianego „Hamleta z gitarą”. Równie
poruszające okazały się prezentacje wokalne Walerego Aksenovicha z Sachalina, Akaki Gachechiladze z Gruzji oraz egzotycznego
gościa z Jordanii Huseina Jamila El-Hassouna – pieśniarza, poety
i muzyka, pierwszego w świecie arabskim wykonawcy utworów
Włodzimierza Wysockiego, który swoje pieśni wzbogacił sekwencjami filmowymi. W tej mozaice muzycznych rytmów nie zabrakło
również polskich akcentów – na scenie zaprezentowali się Andrzej
Krawczyk z Legnicy oraz obdarzony operowym głosem Tomasz
Fopke z Wejherowa, który zaprezentował światowe prawykonanie
pieśni Wysockiego w języku kaszubskim..
W muzyczną materię widowiska została wpleciona melodeklamacja. W tej właśnie konwencji utwory Włodzimierza Wysockiego
przedstawili Kassae Nygusie Wolde Mikael z Etiopii, Valdemar Kalinin z Wielkiej Brytanii, Agron Tufa z Albanii oraz Tatyana Iskandaryan z Armenii.
Gwiazdą muzycznego wieczoru okazał Dani Amitai, który – występując w duecie z Igalem Amitai – zdobył ogromną sympatię publiczności. Warto dodać, że ten ekspresyjny młody artysta
Galeria festiwalowych laureatów
Tradycyjnie, w konkursie głównym nagrody przyznała festiwalowa publiczność, oddając swoje głosy na filmy, które wywarły na niej
największe wrażenie. W 2015 roku Grand Prix widzowie uhonorowali polskiego reżysera Michała Wilczyńskiego, twórcę filmu Pożegnanie z Wysockim. II nagrodę otrzymał Matthias Schmidt (Niemcy)
za film Za młody, by umrzeć. Włodzimierz Wysocki: nadmiar życia, a III
nagroda trafiła do rąk Kseniyi Simonovej (Ukraina), która wyreżyserowała film Pamięci Włodzimierza Wysockiego.
W czasie festiwalu wręczono również przyznane przez Instytut
Włodzimierza Wysockiego w Koszalinie nagrody za wybitne osiągnięcia literackie dla autorów książek o Włodzimierzu Wysockim.
W ten sposób wyróżniono Rossa Ufberga (USA) za książkę Życie bez
snu, Agrona Tufę (Albania) za książkę Poezja Włodzimierza Wysockiego w języku albańskim oraz Yvesa Gauthiera (Francja) za książkę
Włodzimierz Wysocki. Krzyk w rosyjskim niebie.
Nagrodę specjalną za całokształt twórczości otrzymał rosyjski
reżyser Igor Rakhmanov, twórca trzydziestu sześciu filmów dokumentalnych poświęconych Włodzimierzowi Wysockiemu i trzykrotny laureat Grand Prix festiwalu w latach 2008, 2010 i 2011.
Ubiegłoroczną nowością była nagroda dla przyjaciela festiwalu,
która trafiła do rąk Piotra Jedlińskiego, Prezydenta Miasta Koszalina.
***
– Nieprzypadkowo na kolejne festiwalowe edycje zapraszamy
mnóstwo nowych gości – podsumowała ubiegłoroczny festiwal
Marlena Zimna. – Jednak w tym gronie znajdują się także nasi starzy
przyjaciele, ponieważ ktoś musi przenieść tę atmosferę festiwalu
z lat poprzednich. W ten sposób tworzy się wielka międzynarodowa
rodzina ludzi noszących w sercu Włodzimierza Wysockiego.
28
Almanach 2015
Anna Popławska
Pomerania – siedem tłustych lat
Wydarzenia
wojewódzki. Ostatecznie Fundusz ruszył 17 kwietnia 2009 roku.
Dofinansowanie, w wysokości 700 tys. złotych, otrzymało wówczas
osiem projektów. Dwa lata później kwota ta została zmniejszona
o połowę, do 350 tys. złotych, ale kryteria dofinansowania pozostały niezmienione.
Fundusz w ciągu siedmiu lat działania wsparł wiele projektów
związanych z Koszalinem, jego historią i współczesnością. Wymienić należy na pewno dokument Koszalińska Solidarność w reżyserii
Romana Barcikowskiego i Marka Pysza (2009), film Artyści z Koszalina w reżyserii Przemysława Młyńczyka (2010) i Antyterapię koszalińskiego reżysera Bartosza Brzeskota (2012). W 2013 roku ZFF
przyznał środki na 13 projektów, w tym na plastelinową animację
Sex dla opornych znakomitej koszalińskiej reżyserki, laureatki Srebrnego Niedźwiedzia, Izabeli Plucińskiej. W 2014 roku pieniądze na
realizację projektu 750 lat kobiet otrzymał Bartosz Brzeskot.
Poza filmami mocno osadzonymi w lokalności i znaczącymi z perspektywy regionu Zachodniopomorski Fundusz Filmowy dofinansował także kilka głośnych produkcji pełnometrażowych, między
innymi nagrodzony Złotym Jantarem na 29. Koszalińskim Festiwalu
Debiutów Filmowych Młodzi i Film Lincz Krzysztofa Łukaszewicza
(2010). Kolejną głośną produkcją w reżyserii tego samego twórcy była Karbala, którą na otwarcie obejrzało 100 tysięcy widzów.
Z kolei Anatomia zła Jacka Bromskiego (2014) została wyróżniona
w 2015 roku w Gdyni Złotymi Lwami za najlepszą rolę męską dla
Krzysztofa Stroińskiego.
Koszalin ma swojego przedstawiciela w Radzie Programowej Zachodniopomorskiego Funduszu Filmowego. W kadencji 2009-2010
był nim Jacek Paprocki. Od 2011 roku w Radzie zasiada Paweł Strojek, obecny dyrektor Centrum Kultury 105.
29
F I L M
Od plastelinowych animacji przez dokument o historii rock`n`rolla po film wojenny. W ciągu siedmiu lat istnienia Zachodniopomorski Fundusz Filmowy Pomerania Film (ZFF) na wspieranie regionalnej, choć nie tylko, kinematografii, wydał ponad 3 miliony złotych.
Dzięki niemu powstało 66 produkcji filmowych. Część z nich przeszła bez echa. Część – zyskała uznanie zarówno krytyków jak i publiczności. Ten bilans pozwala na stwierdzenie, że dotychczasowe
istnienie Zachodniopomorskiego Funduszu Filmowego to siedem
lat tłustych, choć otwarte pozostaje pytanie, na ile Fundusz spełnia
nadzieje, które stały się motorem jego powołania.
Wśród zadań jakie pomysłodawcy postawili Zachodniopomorskiemu Funduszowi Filmowemu, było tworzenie i wspieranie środowiska filmowego i młodych twórców (pierwszy lub drugi film),
promowanie Pomorza Środkowego, stymulowanie rozwoju gospodarczego regionu poprzez lokowanie tu produkcji filmowej. Z inicjatywą powołania Funduszu w Zachodniopomorskiem, podobnie
jak w innych regionach, wyszedł Państwowy Instytut Sztuki Filmowej (PISF). Wzorem dla takiej formuły finansowania polskiej kinematografii było ponad sto funduszy działających w całej Europie.
Pierwsza wezwania PISF-u posłuchała Łódź. Tu pierwszy konkurs
w ramach Regionalnego Funduszu Filmowego odbył się w 2007
roku. W Zachodniopomorskiem list intencyjny w sprawie powołania Funduszu w 2008 roku podpisali Marszałek Województwa Zachodniopomorskiego oraz prezydenci Koszalina i Szczecina. Jak
mówił wówczas prezydent Koszalina Mirosław Mikietyński, cel Funduszu to wzbogacenie oferty Koszalińskiego Festiwalu Debiutów
Filmowych Młodzi i Film filmem zrealizowanym w naszym regionie,
który będzie potem pokazywany gdzie indziej. Z kolei wiceprezydent Szczecina podkreślał potrzebę powołania takiego ciała, gdyż
miasto jest często indagowane o wspieranie produkcji filmowych.
Zgodnie z zawartym porozumieniem trzy zaangażowane w projekt samorządy miały go współfinansować. Miasta miały przekazać
po 200 tys. złotych. 400 tys. złotych do ZFF dołożyć miał samorząd
Maja Ignasiak
F I L M
Miasto dzielnych kobiet
Niebanalny Dzień Kobiet urządzili w 2015 roku twórcy projektu
750 lat kobiet. Projektu, bo trudno nazwać go filmem w prawdziwym tego słowa znaczeniu. 750 lat kobiet to raczej spokojny reportaż, czas na zamyślenie nad przemianami, jakim ulegał Koszalin. Nie
przez 750 lat, lecz 70, bo tylu sięga pamięć bohaterek o mieście.
A bohaterki to wyłącznie kobiety. Wszystkie mieszkające w Koszalinie przez przeważającą część życia, wszystkie opowiadające o nim
z sympatią, zachwytem, wzruszeniem. Premierowa projekcja produkcji filmowej odbyła się w niedzielne przedpołudnie 8 marca
w kinie Kryterium. Prawie wszystkie jej bohaterki były obecne na
widowni. Reżyser, Bartosz Brzeskot, postawił przed sobą nie lada
wyzwanie: suma wieku kobiet występujących w jego projekcie musiała wynosić 750 lat. Ani roku mniej, ani więcej.
Doprawdy trudno było lepiej trafić z okolicznościowym prezentem do mieszkanek Koszalina, które lubią swoje miasto i utożsamiają się z nim. Tytuł filmu, 750 lat kobiet, nawiązywał naturalnie do
zbliżającego się 750-lecia Koszalina.
Większość spośród występujących w filmie kobiet przyjechała tu
z rodzicami zaraz po wyzwoleniu. Najstarsza z nich, była nauczycielka i bibliotekarka Maria Hudyma pamięta, że ze swoim dzieckiem i
całym powojennym dobytkiem zmieściła się w jednym gaziku. Czynna, energiczna, żądna działania Maria Hudyma dźwignęła obecną
Koszalińską Bibliotekę Publiczną przy placu Polonii praktycznie
z niczego. Krótko przed premierą 750 lat kobiet niezwykle uroczyście świętowała swoje setne urodziny. W filmie Bartosza Brzeskota
mówi o tym, że Koszalin z każdym dniem staje się bardziej znaczącym miastem, zdobywa coraz więcej ciekawych ludzi.
Marię Michalak, późniejszą założycielkę szpitala przeciwgruźliczego, przygnębiało pierze i papiery niesione wiatrem po ulicach.
Takie szczegóły budują ponury obraz. Wieje z nich zimnem, pustką, beznadzieją. A jednak wśród tego wszystkiego Marię Michalak niosła chęć do pracy, pomagania, przynoszenia ulgi w cierpieniu. Nawet w filmie, pomimo wieku, dzielna koszalińska pio-
nierka wciąż tryska energią. Wspomina czasy, w których, jakby na
przekór zewnętrznemu otoczeniu, znajdowała wokół siebie ludzi,
gotowych, podobnie jak ona, budować małą ojczyznę krok po
kroku, cegła po cegle. Choćby poprzez wyszorowanie zapuszczonej podłogi, zdobycie materiałów budowlanych z tzw. odzysku.
Pamięć kobieca ma to do siebie, że potrafi tkać wspomnienia ze
szczegółów z pozoru mało istotnych. Jak się okazuje po upływie
siedmiu dziesiątek lat, to właśnie one sugestywnie malują tamtą
rzeczywistość. Współczesny widz zyskuje uzupełnienie starych
widokówek dotykiem, zapachem, czasem też smakiem. Nawet
pogoda wokół pracującej ile sił Marii Michalak zmieniała się na
słoneczną, ciepłą. Maria Michalak z koleżankami szyły ubranka
dla dzieci i jak dzieci patrzyły z radością na powstający wokół
nowy świat. Dokładnie taki, jaki chciały widzieć: żłobki, przedszkola, szkoły, sklepy, urzędy.
Urzędy były bardzo ważne. Ojczym Stefanii Tomaszewskiej za
fundamentalne uznał założenie polskiej poczty w Koszalinie. Przeszedł pieszo z Polanowa lub Bobolic (dziś to już nie do ustalenia),
by zorganizować pierwszą placówkę pocztową w opuszczonym
budynku przy ulicy Dworcowej. Stefania Tomaszewska, dyskretna
główna narratorka filmu 750 lat kobiet najlepiej jednak pamięta
kozy. Ojczym musiał je gdzieś wyszabrować, by „mała Steniusia” codziennie miała świeże mleko. Dziewczynka ostatecznie mleka nie
piła. Jak się okazało, na kozie mleko była uczulona. Za to poczciwe kozy wykarmiły całą gromadkę innych dzieci. – Nie wiem, co się
z tymi zwierzętami stało – przyznaje Stefania Tomaszewska, znana
w mieście głównie ze swych ról w Teatrze Propozycji Dialog, w którym gra od jego założenia do dziś. – Wiem, że pasły się przy bunkrach przeciwlotniczych koło dworca. Podróżni karmili je kanapkami…
Stefania Tomaszewska porusza swoją autentycznością. Przy tej
drobnej, zawsze eleganckiej i zawsze płomiennowłosej damie
mogą się schować sowicie opłacani specjaliści od public relations.
30
Almanach 2015
Fot. Mariusz Czajkowski
Wydarzenia
i wciąż bała się Niemców. Spędziła w Koszalinie niemal całe życie, ale nie pokochała tego miasta. Uważa, że jest nudne. – Ludzie
tutaj nie śpiewają, nie bawią się. To jest niedobre – mówi. Ekonomistka Jadwiga Bielińska zapamiętała na kolejne lata zimne, szare niebo. – To było miasto umarłych. Odcięte od świata – tak to
określa. Dziewięć bohaterek filmu natknęło się przede wszystkim
na kilometry gruzów w spustoszonym, wyludnionym mieście. Do
dziś pamiętają, gdzie te gruzy się rozciągały. Z opowieści Ireny
Kwaśniewskiej, Ireny Żurańskiej jawi się obraz budowanej pomału
stabilizacji. Praca, mieszkanie, udział synka w Dożynkach Centralnych w 1975 roku...
Najsłabiej pamięta powojenne czasy najmłodsza z bohaterek, sekretarka sześciu kolejnych prezydentów Koszalina (z obecnie urzędującym) Małgorzata Bałdys. Jako dziecko zamieszkała przy ówczesnej ulicy Armii Czerwonej (ob. Piłsudskiego), ślicznej, willowej, pełnej starych lip. – Ale i ja chodziłam na czyny społeczne – zaznacza.
Ona jedna dostała brawa z widowni jeszcze w trakcie projekcji, gdy
wyrażała zachwyt nad koszalińskimi parkami i urodą całego miasta.
– Tu jest czym oddychać. Nigdzie bym się stąd nie wyprowadziła!
Felicja Wanke-Lubotarska, była więźniarka obozu koncentracyjnego, zauważa, że wszyscy zachwycają się teraz zarówno miastem,
jak i jego przedmieściami, Górą Chełmską.
Przemysław Krzyżanowski, zastępca prezydenta Koszalina
ds. oświaty, bezpośrednio po projekcji publicznie zapewnił, że
750 lat kobiet trafi do wszystkich koszalińskich szkół.
31
F I L M
Bez egzaltacji, za to ze szczerym zachwytem opowiada o mieście,
w którym przecież się nie urodziła. W którego powojennych sklepach do 1948 roku „było wszystko oprócz butów”. Wspomina
„szwajcarską” kawiarnię w miejscu obecnego amfiteatru i restaurację Pod Białym Orłem. Owszem, jest prowincjonalne. Tak samo, jak
jej rodzinne miasteczko w obecnym kujawsko-pomorskim. Czy jednak słowa „prowincjonalne” trzeba się wstydzić? – Proszę państwa,
co to za miasto! Jedno z lepszych do życia w kraju – mówi Stefania
Tomaszewska. – Proszę mi pokazać drugie takie, gdzie nad morze
można dojechać w piętnaście minut, do lasu w pięć, a dookoła tyle
jezior! Kto się może pochwalić takim parkiem, przecież to jest perełka. Tutaj mieszkają znakomici ludzie, szkoda tylko, że młodzież
ucieka.
– Wszystkie panie pięknie mówią, posługują się bogatym językiem, wspaniałą polszczyzną – mówi Bartosz Brzeskot, reżyser
i scenarzysta filmu, powstałego pod szyldem Stoczni Filmowców.
Rodowity koszalinian, były artysta kabaretowy związany m.in.
z Grupą Rafała Kmity, znany z reżyserii takich filmów, jak Nie ma takiego numeru czy Antyterapia, przy najnowszej produkcji pozyskał
do współpracy Mateusza Kwiatowskiego, operatora i montażystę
w jednym. Skorzystali z bogatych archiwalnych zbiorów fotografii, zgromadzonych przez pasjonatów ziemi koszalińskiej: Lecha
Fabiańczyka, Józefa Spruttę, Krzysztofa Urbanowicza, Piotra Polechońskiego. – Wszystko, co złe w tym filmie, sprawiły nasze ręce!
Aktorka Ewa Nawrocka była córką powstańców warszawskich
Roman Barcikowski
F I L M
Krótka historia filmowych produkcji CK 105
Ona i on. Pusta plaża. Niespodziewany pocałunek. Był taki film.
Ostatni dzień lata Tadeusza Konwickiego zrealizowany latem 1957
roku w okolicach Wejherowa według receptury Jana Laskowskiego
„Jak jest dobry scenariusz, a będzie dwóch-trzech aktorów, to można wziąć kamerę, wyjechać w plener i zrobić film praktycznie bez
pieniędzy”.
Do remake’u Ostatniego dnia lata przymierzał się swego czasu
Maciej Dejczer, ale nic z niego nie wyszło. Śladami Konwickiego poszła koszalińska młodzież. Na zorganizowanych w Centrum Kultury
105 (CK 105) warsztatach filmowych powstał scenariusz o dziewczynie, chłopaku i pustej plaży. Paweł Strojek dyrektor CK 105 i producent filmu wyszedł z założenia, że debiutanci powinni pracować
z najlepszymi. Wytypowano grupę aktorów młodego pokolenia
i zaproszono na casting. Wybrano Karolinę Czarnecką i Bartłomieja
Kotschendoffa, a opiekunami artystycznymi projektu zostali Maciej
Sterło-Orlicki i Jakub Czerwieński. Dziewiątka młodych realizatorów
przekonała się, że praca nad filmem to wiele godzin prób i przygotowań, nawet improwizacji i zaledwie kilka minut zarejestrowanego
materiału.
Efekt końcowy warsztatów, czyli film Berek odniósł duży sukces.
Zdobywał nagrody na festiwalach, między innymi Grand Prix na 31.
Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Dozwolone do 21 w Warszawie. Pokazywano go też w Berlinie i Nowym Jorku.
Berek fabularnie nawiązuje do Ostatniego dnia lata. Oczywiście,
Karolina Czarnecka i Bartłomiej Kotschendoff nie są „zarażeni wojną”, a raczej orbitują wokół „hery, koki i haszu”, ale bohaterowie obu
filmów marzą o miłości i chcą być kochani. Nie tylko uniwersalność
przesłania sprawiła, że film odniósł tak duży sukces. Do czasu Berka w CK 105 powstawały produkcje cieszące jedynie twórców i ich
znajomych. Premiery odbywały się w kinie Kryterium, natomiast
Berek wyruszył w świat i festiwalowa podróż zaowocowała nagrodami. A przecież już w 2007 r. Jacek Paprocki, ówczesny dyrektor
CK 105, „klepnął” utworzenie młodzieżowego klubu filmowego.
Były ku temu sprzyjające warunki: dwie elektroniczne kamery, zestaw montażowy, mikrofony i oświetlenie. Uczniowie szkół średnich
i studenci Politechniki Koszalińskiej dwa razy w tygodniu spotykali
się na poddaszu budynku przy ul. Zwycięstwa 105. Swój klub nazwali Iluminacja, na cześć filmu Krzysztofa Zanussiego, który zdobył
Grand Prix Wielkiego Jantara na pierwszym Koszalińskim Festiwalu
Debiutów Filmowych Młodzi i Film w 1973 r. Prowadzeni przez Olafa
Pysza, Arka Rymarczyka i Pawła Spisaka poznawali sprzęt filmowy,
pisali scenariusze i realizowali etiudy. Przygotowywali się do wielkiej bitwy: realizacji codziennej kroniki Młodych i Film. O ich pracy
w czasie kilku gorących festiwalowych dni opowiada film Patryka
Hjoerdura O czym robić te filmy? Na DVD wydanym przez Stowarzyszenie Filmowców Polskich i TVP Szczecin wśród reportaży zrealizowanych na festiwalu w latach 2003-2007, między innymi przez
Adriana Panka, Agnieszkę Smoczyńską i Bartka Konopkę jest także
produkcja Hjoerdura.
Po dwóch latach pracy – realizacji etiud, udziału w polsko-niemieckich warsztatach filmowych i kilkunastu premierach – Iluminacja zakończyła działalność. Większość członków klubu zdała maturę i wyjechała z Koszalina, ale o filmie w CK 105 nie zapomniano.
Marcin Golik, który swoją przygodę z filmem zaczynał we wspomnianym klubie poprowadził dwie edycje autorskich Kreatywnych
Warsztatów Filmowych. Przez dwa miesiące uczestnicy warsztatów
poznawali podstawy pisania scenariusza, organizację planu zdjęciowego oraz montaż i postprodukcję. Teledysk Schizofrenia, reportaż Korytarz i etiudę fabularną Krwawa siekiera 4 można znaleźć
w Internecie.
Wszystkie produkowano według cytowanej na początku receptury Jana Laskowskiego, choć bywały wyjątki. W roku 2011 Patryk
Jurek i Agata Rudniewska za najlepszy scenariusz nadesłany na
konkurs zorganizowany przez Grolsch Film Works, partnera festiwalu Młodzi i Film otrzymali 50 tys. złotych na realizację swego
projektu. Współproducentem filmu był Paweł Strojek, dyrektor
32
Almanach 2015
F I L M
CK105. Premiera Vocuusa z Maciejem Stuhrem i Julią Wróblewską
w rolach głównych odbyła się rok później w Koszalinie. Historia
Pawła, który po śmierci żony próbuje w niekonwencjonalny sposób wychowywać córkę, była nagradzana na kilkunastu festiwalach filmowych, między innymi w Sopocie, Warszawie, Kazimierzu Dolnym i Charkowie. Sukcesy Vocuusa i Berka sprawiły, że kierownictwo CK105 zakupiło nowoczesny sprzęt filmowy i w maju
2014 roku utworzyło studio filmowe. Patryk Brzeskot, pracownik
studia, rejestruje wydarzenia związane z życiem miasta m.in.
otwarcie plaży miejskiej, Festiwal Pełnia Życia, 65-lecie II Liceum
Ogólnokształcącego im. Wł. Broniewskiego, Sylwester 2014/2015.
Realizuje spoty reklamowe i materiały promocyjne. Prowadzi lekWydarzenia
cje filmowe w koszalińskich szkołach. Z nich właśnie rekrutują się
uczestnicy corocznych warsztatów. Owocem ostatnich zorganizowanych przez CK 105 i Stowarzyszenie Filmowców Polskich latem
2015 r. była etiuda Skąpani. Sonia Mietielica gra tu dziewczynę,
o której względy rywalizują dwaj przyjaciele. Tłem walki o przychylność atrakcyjnej brunetki jest pięknie filmowane jezioro
Jamno.
Czy Skąpani powtórzą sukces Berka? Czas pokaże. Nawet, jeżeli
tak nie będzie, Skąpani wpisują się w konsekwentnie realizowaną
przez CK 105 w Koszalinie politykę produkcji filmowej, dzięki której już dziś można mówić o najmłodszym kinie polskim. Więcej,
o najmłodszym koszalińskim kinie polskim.
33
Andrzej Mielcarek
L I T E R A T U R A
Mix biznesu i sztuki
Przez długie lata swymi pracami wystawianymi oraz sprzedawanymi w Polsce i poza granicami kraju promowali Koszalin,
ale Koszalin zdawał się ich nie zauważać. Miniony rok przyniósł
radykalną odmianę sytuacji. Urszula Kurtiak i Edward Ley zebrali szereg prestiżowych nagród. Jedną z nich był Laur Made
in Koszalin 2015 w kategorii „biznes – produkty znane w kraju
i na świecie”. I jak podkreślają, cenią ją nie mniej niż fakt znalezienia się z tytułem National Public Champion w ścisłym finale
konkursu na najlepszą firmę Europy.
nie było dla nas wcale oczywiste, bo Koszalin ma wiele firm, które są
jego doskonałymi wizytówkami w kraju i za granicą.
Tyle o nagrodach za osiągnięcia biznesowe, bo przecież Wydawnictwo Artystyczne Kurtiak i Ley to przede wszystkim sztuka.
Sztuka pięknej książki, do której powstania konieczne jest połączenie kreatywności, ogromnej wiedzy na temat materiałów, tradycji
drukarskich i introligatorskich, szlachetnego rzemiosła i rozlicznych
technik plastycznych. W efekcie rodzą się przedmioty unikatowe:
z użyciem wyjątkowego papieru, jedwabiu, szlachetnych skór, ręcznie składane, zdobione i oprawiane. Nawet jeśli dany tytuł wychodzi nie w jednym, ale w większej liczbie egzemplarzy, każdy z nich
jest nieco inny.
O ile wytwór materialny to jawny, naoczny ślad działalności
konkretnego artysty, trudniejsze do uchwycenia jest to, co pozostaje w sferze niematerialnej. Na przykład przekazywanie w sztafecie pokoleniowej tradycji rzemiosła artystycznego. Dla odrodzenia się w Polsce introligatorstwa jako dziedziny artystycznej
wydawnictwo Urszuli Kurtiak i Edwarda Leya ma ogromne zasługi. Kiedy startowało w 1989 roku, introligatorstwo było w Polsce utożsamiane wyłącznie z „usługami dla ludności”: oprawami
prac dyplomowych, roczników czasopism na użytek bibliotek,
czasami wtórnymi okładkami zniszczonych książek. Do tego byle
jakie materiały, w większości sztuczne. Swoją aktywność zawodową kończyli wtedy ostatni przedwojenni mistrzowie fachu,
pamiętający lepsze czasy, subtelniejsze materiały i bardziej złożone metody pracy. Młodsi nie mieli już tego kunsztu. Zawód introligatora (tak jak krawca czy szczotkarza) długo był traktowany
jako narzędzie resocjalizacji pensjonariuszy zakładów karnych.
Uczono ich absolutnych podstaw, by po odsiedzeniu wyroków
mieli się jak życiowo zaczepić na wolności. Trudno się dziwić, że
fach podupadł. W takiej rzeczywistości Urszula Kurtiak i Edward
Ley założyli wydawnictwo, którego sukces zależał od powrotu do najlepszych tradycji introligatorstwa. Studiowali źródła,
Zostać polskim reprezentantem w finale konkursu European
Business Awards 2014/15 to ogromne osiągnięcie, ocenie podlegało bowiem prawie 24 tys. przedsiębiorstw zatrudniających
łącznie 2,7 mln osób i z obrotami rocznymi 1 bln euro. Koszalińskie
Wydawnictwo Artystyczne Kurtiak i Ley było najmniejszym z nich.
Edward Ley komentuje: – Jest wiele konkursów, do których można się samemu zgłosić. Ale nie do tego! Organizatorzy mają grono sędziów, którzy myszkują po całej Europie i z kilkuset tysięcy
firm wybierają 24 tysiące. Później spośród nich wybierają 700,
a z tej liczby do finału po jednej z każdego państwa. W skali europejskiej nie wygraliśmy, ale miło było się znaleźć jak równy
z równym wśród gigantów zatrudniających nawet po 40 tysięcy
pracowników.
Również do konkursu Made in Koszalin Wydawnictwo Artystyczne Kurtiak i Ley zostało zgłoszone bez wiedzy jego współwłaścicieli.
Urszula Kurtiak mówi: – Byliśmy naprawdę zaskoczeni nominacją
do nagrody, bo dotychczas mogliśmy służyć za żywą ilustrację
powiedzenia, że najtrudniej być prorokiem we własnym kraju. „To
Edward, a to Ula, wszyscy ich znamy, oni robią książki” – najwyżej
tak o nas mówiono w Koszalinie. Mało kto miał świadomość, czym
jest nasza praca i jakie książki opuszczają wydawnictwo. Dlatego
Laur Made in Koszalin bardzo sobie cenimy. Świadczy o tym, że także lokalne środowisko nas docenia. To, że otrzymamy tę nagrodę
34
Almanach 2015
L I T E R A T U R A
35
Wydarzenia
L I T E R A T U R A
szukali inspiracji za granicą, eksperymentowali. Sami się uczyli
i uczyli innych. W konsekwencji do rąk klientów zaczęły docierać
z Koszalina książki, z których każda jest wyjątkowa. A wspólnicy coraz częściej wracali z targów z wyróżnieniami, dyplomami
i medalami. Ile ich było dotąd – trudno zliczyć.
W uznaniu artystycznego kunsztu Urszula Kurtiak i Edward Ley
zostali w 2015 roku odznaczeni przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego medalem Gloria Artis. To najwyższe odznaczenie przyznawane w Polsce twórcom. – Dla nas to powód do
dumy, ale również potwierdzenie, że to, co wypełniło nasze życie
niemal całkowicie, miało sens – mówi pan Edward. Urszula Kurtiak
dodaje: – Cały czas w naszej pracowni rodzą się nowe sposoby zdobienia. Codziennie jest kilka, kilkanaście zadań, takich, jakich nie
było wczoraj i nie będzie jutro. Każda praca jest wyzwaniem. Każda
wymaga kreatywności. W związku z tym rodzą się różne pomysły
na oprawę i formę książki. W 2015 r. wymyśliliśmy sobie na przykład
książkę rzeźbioną. Rzeźba w papierze! Żadnych mechanicznych narzędzi, gdyż papier by się natychmiast spalił. Wyłącznie delikatne
dłutka i setki godzin benedyktyńskiej pracy artysty. Ta pierwsza na
świecie książka rzeźbiona powstawała trzy miesiące.
Inna ubiegłoroczna nowinka to książka-obraz, którą umieszcza
się w specjalnej skrzyneczce – ramie stanowiącej rodzaj passe-partout. Można ją wyjąć, poczytać i włożyć z powrotem. Każdy
z 48 egzemplarzy jest unikatowy, bo każdy ma inną kolorową oprawę. Osoba niezorientowana mogłaby się śmiało pomylić i wziąć tak
„wystawioną” książkę po prostu za oryginalny w formie obraz.
Urszula Kurtiak komentuje: – Znajdujemy nowe przestrzenie
funkcjonowania książki. Poza aspektem luksusowym znajdujemy
inne powody, dla których ludzie chcą książkę posiadać. I robimy
to niejako w opozycji do książki cyfrowej, którą również cenimy,
i której sami na co dzień używamy. Książka cyfrowa to coś właściwie niematerialnego. Można ją ściągnąć z Internetu, przeczytać
i nie pozostaje po tym procesie żaden materialny ślad. Fascynujące jest to, że możemy obserwować zachodzącą na naszych oczach
rewolucję technologiczną, lecz nasz świat to poszukiwania w obrębie książki tradycyjnej, także sięganie do jej korzeni. Na przykład po
formę zwoju. Zanim jednak powstała w wydawnictwie taka książka,
wcześniej były studia źródeł, długie przygotowania. Wszystko tu ma
znaczenie – choćby kierunek układania się pasemek papirusu, który
decyduje o tym, jak będzie się zwijał zwój.
36
Almanach 2015
Wydarzenia
niezależnie od tego, kto jest odbiorcą, każda była jedyna w swoim rodzaju – mówi Edward Ley.
Każda książka to ogromny wkład wysiłku i czasu. Jak później rozstać się z tak szczególnym przedmiotem? – Wszystkie prace dokumentujemy fotograficznie, zanim trafią do odbiorców. W wydawnictwie pozostaje więc ich dokładne dossier. Żona ma jednak takie
miejsce w domu, gdzie gromadzi książki, z którymi nie chce się rozstać pod żadnym pretekstem. To coś na kształt domowej piwniczki
szlachetnych win. Naruszamy ją rzadko i tylko z ważnych powodów.
Sami, choć jesteśmy twórcami tych szlachetnych przedmiotów, ulegamy ich urokowi – mówi Edward Ley.
Urszula Kurtiak kwituje: – Jesteśmy czasami pytani, czy naszym
zdaniem książka jako taka przetrwa. Oczywiście, że przetrwa, ale
będzie to książka artystyczna. To tak jak z wieloma technikami graficznymi: drzeworytem, litografią, stalorytem – kiedyś miały walor
użytkowy, bo służyły na przykład do ilustrowania druków. Z czasem
technologie się zmieniły i wyparły w drukarniach stare metody zdobienia. Ale one przetrwały, a wręcz się udoskonaliły. Wciąż się ich
naucza oraz stosuje. Stały się wartościami samoistnymi. Wobec rewolucji informatycznej nie inaczej stanie się z książką.
37
L I T E R A T U R A
Odbiorcami dzieł Wydawnictwa Artystycznego Kurtiak i Ley są
koneserzy. Ludzie przy tym zamożni, gdyż produkt luksusowy,
którego wytworzenie zajmuje setki godzin pracy i wymaga od
twórcy przygotowania artystycznego, musi kosztować. Kosztowne jest również poszukiwanie nabywców, bo polega ono
głównie na systematycznej obecności na rozmaitych specjalistycznych targach i prezentacjach. Jak obliczyli Urszula Kurtiak
i Edward Ley, trzy miesiące każdego roku spędzają na wystawach, targach, pokazach. Bywały lata, że co roku odwiedzali
wszystkie najważniejsze imprezy księgarskie na świecie: Warszawa, Frankfurt, Chicago, Göteborg, Chiny, Indie, Abu Dhabi,
Buenos Aires, Francja, Hiszpania, Anglia… Obecność na nich
nie oznacza automatycznie sprzedaży. Raczej zaznaczanie swego istnienia i swoiste edukowania rynku. Goście odwiedzający
stoisko wydawnictwa częstokroć po raz pierwszy dowiadują się
o tym, że w Polsce istnieje takie wyjątkowe wydawnictwo, i że
istnieje takie miasto jak Koszalin. Zamówienia na książki albo
unikatowe oprawy przychodzą zaś niespodziewanie i spod czasami zaskakujących adresów. – Wykonywaliśmy prace, które trafiały do rąk papieży, prezydenta Polski, innych dostojników. Ale
Małgorzata Zychowicz
L I T E R A T U R A
Galopem, z pisarzami przez Koszalin
Pozwoliłam sobie w tytule sparafrazować tytuł projektu, który
był realizowany w lecie 2015 r. w Koszalińskiej Bibliotece Publicznej
(KBP), bo ten dzień lipcowy był rzeczywiście niepodobny do innych
i pozostawił niezapomniane wspomnienia. Biblioteka otrzymała
propozycję włączenia się w realizację projektu Fundacji Zatrzymać
Czas Język Polski Galopem – wakacje z ojczystym i 13 lipca zorganizować cykl spotkań z pisarzami, językoznawcami, maraton czytania
i słuchania. I stało się: od rana do późnego wieczora w maratonie
z językiem polskim uczestniczyli młodzi i starsi mieszkańcy Koszalina oraz turyści z nadmorskich miejscowości. Dzieci i młodzież doskonale bawiła się na zajęciach Agnieszki Frączek, Barbary Kosmowskiej i niekonwencjonalnych wykładach znanych językoznawców.
W popołudniowej sesji tłumy wielbicieli przysłuchiwały się dyskusjom Jerzego Bralczyka, Michała Ogórka i Katarzyny Kosińskiej,
którzy zabawnie i ze swadą udowadniali wyższość prawidłowej polszczyzny nad jej niechlujną odmianą. Kpili przy tym bezlitośnie ze
zdrobnień typu „pieniążki”, „stoliczek”, „pokoik”.
Rozbawioną publiczność czekały godziny pięknego czytania.
W maratonie lektury wzięły udział piękne głosy: Zofia Kucówna
i Krystyna Czubówna. Pierwsza przeczytała kilka fragmentów Pana
Tadeusza, druga – Baśnie braci Grimm dla dorosłych w najnowszym
opracowaniu Philipa Pullmana. Baśnie czytane zwykle przed zaśnięciem, okazały się mrożącymi krew w żyłach opowieściami, po których nikt nie zamierzał spać, a wręcz przeciwnie. Zamysł, aby uśpić
przybyłych czytaniem bajek na dobranoc, zupełnie się nie powiódł.
Publiczność długo nie chciała wypuścić lektorki i opuścić sali w bibliotece. I tak minął cudowny, letni dzień, jeden z wielu lipcowych
a jednak niepodobny do żadnego. Święto literatury, języka polskiego, dobrego żartu, pięknego czytania, wartościowego spotkania.
Inny charakter miało spotkanie z długo u nas wyczekiwaną Olgą
Tokarczuk. Dwa lata KBP zabiegała o wizytę autorki (26 lutego). Pisarka przyjechała promować Księgi Jakubowe. Spotkanie z postacią
tego formatu ma walor niezwykły i na zawsze zapada w pamięć.
Z Olgą Tokarczuk wędrowaliśmy przez XVIII-wieczne Podole, odkrywaliśmy wielobarwne światy polskiego pogranicza, historia mieszała się z fikcją. Poznaliśmy tajemniczą postać Jakuba Franka i jego
szalonych, owładniętych mistyką wyznawców, ubogiego księdza
Chmielowskiego, którego niektórzy pamiętają ze sformułowania
„koń jaki jest każdy widzi…”, obieżyświatów, szalonych arystokratów, ówczesną poetkę, świętych i nieświętych biskupów i wielu innych. Tamten świat był w nieustannej wędrówce. Niewielu rodziło
się i umarło w tym samym miejscu, no może z wyjątkiem chłopów
pańszczyźnianych. Rozmowa o tamtym świecie stała się pretekstem
do rozważań pisarki o tolerancji, różnorodności, wielokulturowości,
historii widzianej przez pryzmat życia ówczesnych ludzi, odkryciach
jakie autorka poczyniła wczytując się w stare dokumenty, dzienniki
z podróży, listy osób znanych i wówczas znaczących. W czasie spotkania Olga Tokarczuk tak pięknie opowiadała o swoich bohaterach,
warsztacie pisarskim, mistyce zdarzeń, że zachęciła wiele osób do
przeczytania Ksiąg Jakubowych a we wszystkich pozostawiła niezatarty ślad swej obecności. Kilka miesięcy później cieszyliśmy się
z nagrody Nike, którą otrzymała za Księgi… właśnie.
W stwierdzeniu, że Polska reportażem stoi, nie ma wiele przesady. Do najsłynniejszych współczesnych reporterów należą Hanna
Krall i Ryszard Kapuściński. Jednak współzałożyciel Instytutu Reportażu Mariusz Szczygieł (sam świetny reportażysta) wydał już
trzeci tom Antologii polskiego reportażu, w którym znalazły się takie
znakomitości jak Bolesław Prus, Janusz Korczak, Kazimiera Iłłakowiczówna, Hanna Krall. Łatwiej można wymienić osoby, których tam
nie ma. Koszalinianie bardzo sobie cenią książki reporterskie, więc
miejska książnica z radością ich autorów zaprasza. W poprzednich
latach biblioteka gościła wspomnianego już Mariusza Szczygła,
Wojciecha Jagielskiego, Wojciecha Tochmana, Marcina Mellera.
W grudniu 2015 r. w ramach Grudnia z reportażem KBP odwiedzili
reportażyści: Ziemowit Szczerek i Filip Springer. Obaj są świetnymi
pisarzami młodego pokolenia, zainteresowanymi sprawami polski-
38
Almanach 2015
Wydarzenia
39
L I T E R A T U R A
mi, ale różni ich sposób przedstawienia tychże, co dało się zauważyć
podczas obu spotkań. Ziemowit Szczerek poruszał drażliwe tematy
dotyczące polskiej rzeczywistości, a jego konkluzje były smutne do
tego stopnia, że został nawet lekko skarcony „za marudzenie” przez
jednego ze słuchaczy. Jednak jego książki, jak choćby Siódemka, są
nieco pogodniejsze w wymowie, Polacy spotykani po drodze choć
oryginalni, są jednak obdarzeni wyrozumiałością dla przywar, a nawet sympatią narratora.
Odwrotnie rzecz ma się z Filipem Springerem, którego spotkanie
było pełne sarkazmu, ironii, lekkiej kpiny z rzeczywistości, szczególnie architektonicznej, budowlanej, a nawet bytowania... gołębi
na Rynku Staromiejskim. Jednak tematy roztrząsane były w nieco
lżejszym tonie. Książki Filipa Springera są przepełnione smutną
i bolesną prawdą o tragicznej wręcz rzeczywistości, bezdomności,
eksmisjach, miastach-widmach i ich mieszkańcach. Tu nie ma się
z czego śmiać, a nawet lekko uśmiechnąć, no może z tytułowej
wanny z kolumnadą…
Oba spotkania z młodymi reportażystami pozostawiły ślad, jaki
otrzymujemy w czasie kontaktu z ludźmi myślącymi, o ciekawych
poglądach, spostrzeżeniach, świetnej, żywej narracji. Te dwa dni
grudniowe byłym miłą odmianą w zalewającej nas zewsząd miałkości tematów i sądów.
To oczywiście tylko wybrane z wielu spotkań autorskich, jakie dla
mieszkańców Koszalina i okolic zorganizowała Koszalińska Biblioteka Publiczna. Wystarczy wspomnieć o wizytach takich znakomitości jak Maria Czubaszek, Marek Bieńczyk, Sławomir Koper, Szymon
Hołownia, Andrzej M. Grabowski, Katarzyna Majgier, Tymon Tymański, Tomasz Trojanowski czy o spotkaniach z lokalnymi pisarzami
i poetami promującymi swe książki w koszalińskiej książnicy: Katarzynie Nazaruk, poetach z Krajowego Bractwa Literackiego, Janie
Wyrwasie, Grzegorzu Śliżewskim, Aleksandrze Łukaszewicz-Alcaraz,
Eugeniuszu Misile, Rafale Podrazie i wielu innych.
Łącznie w 2015 roku w Koszalińskiej Bibliotece Publicznej zorganizowano dwadzieścia trzy spotkania autorskie i promocje książek,
w których uczestniczyło 2412 osób.
Małgorzata Kołowska
L I T E R A T U R A
Król jest tylko jeden
Jak opisać literacki rok w Almanachu, który czytelników wprowadza w nową dekadę swego istnienia? Dla kronikarza wydarzeń
w tym obszarze kulturowej aktywności niewątpliwą trudność stanowi fakt, że zdominowane zostały przez działania, które z literaturą – zwłaszcza piękną – niewiele mają wspólnego w imię zasady,
że nie tylko pisać, ale też wydawać książki każdy może. Po śmierci
Anatola Ulmana w Koszalinie pozostał jeden tylko twórca bezdyskusyjnie należący do świata literackiego, poza i ponad wszelkimi
lokalnymi układami i gustami. Mowa tu, oczywiście, o Andrzeju Turczyńskim. A że mamy do czynienia z sytuacją „Andrzej Turczyński,
a potem długo, długo nic”, zacznijmy od tej wybitnej, choć trudnej
w odbiorze, twórczości.
zmysłowością i siłą obrazu (...). Jego opowiadania są dyskursem
o Człowieku i Bogu, tworzeniu i burzeniu, pamięci i ucieczce od niej.
To książka o desperackich próbach dotarcia do istoty rzeczy. I o wysokiej cenie, jaką się za nie płaci. Ale też o nadziei, którą owe próby
rodzą”.
W 2012 r. ukazały się Żywioły, o których kolejny recenzent, tym razem Piotr Krupiński, pisał: „Sięgając po najnowszą książkę Andrzeja
Turczyńskiego, powinniśmy być gotowi do wyruszenia w podróż.
Ekscytującą peregrynację w głąb czasów i kultur, do miejsca, gdzie
Wschód i Zachód, Rosja i Europa, wzajemnie się przyglądają, dziwiąc się sobie. Meandryczny szlak, jaki wytycza autor, prowadzi nas
jednak w jeszcze jednym kierunku – do wnętrza bibliotecznego
labiryntu. To właśnie ów tekstowy gąszcz, wypełniony przez echa
dzieł kanonicznych i tych zapoznanych, dzieł pisarzy i filozofów,
teologów i mistyków, stanowi właściwy matecznik, monumentalne
Muzeum Kultury, którego autor stara się nie opuszczać”.
W 2014 r. ukazały się Bruliony starej ziemi, o których na łamach Almanachu Wojciech Konieczny pisał: „rzecz szczególna, nigdy wcześniej bowiem Turczyński tak mocno nie zagłębiał się w poetykę snu,
którym spowite są wszystkie stronice – niekiedy tak mocno, że nawet uważny czytelnik nie jest w stanie odróżnić, co jest jawą, a co
rzeczywistością już nie jest (...)”.
Ta konstatacja pozostaje aktualna także w kontekście najnowszej książki Andrzeja Turczyńskiego, z jednej strony potwierdzając
żelazną konsekwencję wydawcy w kreowaniu owej „kwadratowej”
serii. Z drugiej strony Brzemię okazuje się kolejnym etapem oswajania tego, co Henryk Bereza, adresat pierwszego z trzech opowiadań
z Brulionów Starej Ziemi, nazwał „snojawą”. Ten neologizm najlepiej
określa rzeczywistość także i Brzemienia, którego bohater wędruje ku mitycznej krainie własnego dzieciństwa czy raczej szerzej –
czasu minionego. Nie jest to jednak reminiscencja rozumiana jako
sentymentalna podróż w przeszłość. Turczyńskiemu bliżej bowiem
do Brunona Schulza czy Franza Kafki, Roberta Musila czy Thomasa
Snojawy
Każdego niemal roku Andrzej Turczyński gościł na łamach Almanachu, bowiem do rąk Czytelników regularnie trafiały jego powieści,
opowiadania, eseje czy poetyckie zbiory; rzeczy nie do pominięcia.
Wydane w 2015 r. Brzemię sytuuje się jako kolejna i pewnie (oby) nie
ostatnia, książka Andrzeja Turczyńskiego ukazująca się w serii Kwadrat wydawniczej oficyny Forma. Wcześniejsze to np. Koncert muzyki dawnej, jak sam Turczyński napisał: „pełna muzyki fantastyczna
opowieść (...) skonstruowana
z elementów świata rzeczywistego, acz traktowanych
swobodnie, może nawet
z nonszalancją”. W tym samym roku ukazały się Zgorszenia, zbiór opowiadań,
w których, jak pisał redagujący serię Artur D. Liskowacki:
„metafizyka idzie w parze
z sensualnością opisywanego świata, a poezja ze
40
Almanach 2015
gach – dalekich i bliskich – reporterka spotykała. O wartości tych
książek decyduje przede wszystkim dobre dziennikarskie rzemiosło
i życzliwość wobec bohaterów reportaży i wywiadów.
Przekraczające granice to rozmowy z pięcioma niezwykłymi kobietami; wiele je dzieli, ale łączy jedno: każda na koniec rozmowy
zapytana o to, co jest najważniejsze w życiu, mówi: miłość. Ale
żadną miarą nie są to bohaterki opery mydlanej. Raczej świadome
siebie, i dzięki temu otwarte na innych ludzi, wojowniczki. Teresa
Olszewska-Bacewicz mając ponad sześćdziesiąt lat ruszyła w swoją
pierwszą podróż autostopem, uciekając przed depresją do... Helsinek. Potem były kolejne podróże. Dziś ma 82 lat i planuje wyjazd
do Korei, a słynny wydawca przewodników po świecie Pascal nazwał ją „królową autostopu”. Przemierza świat samotnie, jej orężem
jest otwartość, odwaga i uczciwość w kontaktach z innymi. O sobie
mówi, że jest zbyt stara, by oglądać stare rzeczy, więc od Starego
Kontynentu, który już zjeździła wzdłuż i wszerz bardziej ją nęci
Nowy Świat. Barbara Chwesiuk przebyła długą drogę z podlaskiej
wsi do własnej dużej firmy odzieżowej. Będąc bizneswomen, nie zapomina jednak o korzeniach i nie traci potrzeby bycia wśród ludzi
i dla ludzi. Rozmowę z nią wieńczy tekst piosenki, w którym zawarła
swoje życiowe credo: „Wejdź na wysoką górę/w dół nie patrz lecz
na chmury...”
Dr Maria Rydzewska-Dudek jest lekarzem patologiem i w rozmowie z Magdą Omilianowicz mówi między innymi o tym, jak obcując
ze śmiercią, nie oszaleć z rozpaczy. – Los rozgniata człowieka jak
peta na trotuarze – mówi pani doktor. A jednak jej historia potwierdza słynne przesłanie Hemingway’a, że człowieka można zniszczyć,
ale nie pokonać. Wreszcie dwie koszalinianki, które mają odwagę
mówić o swoim związku, własnym rozumieniu feminizmu, społecznej aktywności pod szyldem Klubu Krytyki Politycznej i trosce o naszych „mniejszych braci” – zwierzęta. Mają osiem własnych kotów
i trzy psy, a bywają u nich też tzw. tymczasy. Obie marzą o hospicjum dla zwierząt. To rzadkie, doprawdy, marzenie...
Pięć walecznych
W dalszych rozważaniach musimy
opuścić te wysokie rejony sztuki, nie
zbliżają się do nich bowiem pozostałe
książki, jakie ukazały się w 2015 roku.
Są jednak inne powody, by ich nie
pomijać. Zacznijmy od książki Magdy
Omilianowicz Przekraczające granice.
Autorka jest dziennikarką, która sama
wielokrotnie przekraczała granice,
głównie w ich wymiarze dosłownym,
podróżniczym. W swoim dorobku ma
dziesięć książek będących reportażami i zbiorami wywiadów. Sytuują się zatem w najbardziej realnej jawie, choć w różnych przestrzeniach geograficznych. Przede
wszystkim jednak są to książki o ludziach, których na swych droWydarzenia
Pełni vs niepełni
Drugą pozycją wydawniczą, na którą z pozaartystycznych
względów warto zwrócić uwagę, jest książka Kacpra Hefty Anderstend. Autor ukończył studia dziennikarskie w Instytucie
Neofilologii i Komunikacji Społecznej (obecnie: Wydział Humanistyczny) Politechniki Koszalińskiej. Jest też jednym z „wybrańców
losu”, jakkolwiek może to brzmieć okrutnie, jest bowiem jednym
41
L I T E R A T U R A
Bernharda, aniżeli Pawła Huellego czy Stefana Chwina, by wspomnieć czołowych pisarzy współczesnych, poszukujących intelektualnych i emocjonalnych nici wiążących czas przeszły z teraźniejszym bez względu na resentymenty czy poprawność polityczną.
Snojawa Andrzeja Turczyńskiego jest przestrzenią wolną od tego
rodzaju uwikłań. Jest przestrzenią nieskrępowanej swobody intelektualnej, z której pisarz-erudyta korzysta w pełni, opisując podróż
swego bohatera do miasteczka En i ludzi, których tam zastaje. Jak
pisze Paweł Orzeł: „Rzeczywistość jest dla nich konglomeratem
wspomnień, wizji, snów i przede wszystkim wrażeń dostarczanych
przez rozchwiane zmysły. Taka konstrukcja jawi się jako przerażająca
i fascynująca literacka Kunstkammer”. Ostatecznie recenzent konkluduje: „Sytuacją idealną byłoby czytanie takich książek w skupieniu równym temu, które towarzyszy pisarzom podczas pracy. Tylko
w ten sposób czytelnik będzie w stanie rozeznać się w materii tekstu
skonstruowanego gęsto z wielu zawiłości i aluzji. Z tej perspektywy
fantastyczna historia przedstawiona w Brzemieniu staje się również
metaforą lekcji czytania lub w ogóle obcowania z tekstem – książką. W tej sytuacji obecna jest zawsze pewna dwuznaczność, której
istnienie powinno być oczywiste dla wszystkich świadomie sięgających po Literaturę. Biorąc więc do ręki Brzemię, należy o tym pamiętać, by nie stać się we własnym miasteczku En trybikiem mającym
czelność myśleć, że żyje. Wtedy już nie sposób będzie dostrzec całej
misterności i cudowności tej Literatury”.
L I T E R A T U R A
z dwudziestu Polaków dotkniętych ataksją Friedricha. Brzmi dobrze, jak sam przyznaje, ale jak
potem wyjaśnia, choroba polega
na stopniowym hamowaniu produkcji cząsteczek energii w organizmie. A więc w wielkim skrócie:
wszelkie narządy nie dostają na
tyle mocy, by normalnie działały.
Książka Anderstend, oprócz tytułu
będącego fonetycznym zapisem
angielskiego słowa „understend”
(zrozumieć), opatrzona jest też
mottem: „Aby coś zmienić, trzeba
najpierw to coś zrozumieć”. I autor pomaga nam zrozumieć nie
tylko istotę swojej choroby, ale szerzej spojrzeć na to, co dzieje
się na styku światów osób zdrowych i niepełnosprawnych. Kacper
Hefta nazywa ich odpowiednio„pełnymi” i „niepełnymi”. Ta zmiana
nomenklatury, która bywa kłopotliwa i każe zastanawiać się nad
poprawnością polityczną (osoba niepełnosprawna czy z niepełnosprawnością, kaleka czy „sprawny inaczej” – oto niektóre z dylematów) pozwala też na zmianę sposobu wzajemnego postrzegania jednych i drugich. Że jest to kwestia irytująca autora, widać
choćby po stosowanej przez niego, ostrej niekiedy, frazeologii. Dosadność nie dziwi jednak, kiedy mowa o rozlicznych barierach, na
jakie trafia osoba na wózku czy o stereotypach, jakimi obciążone
jest postrzeganie „niepełnych”. W ostatnim akapicie Kacper Hefta
pisze: „Doskonale zdaję sobie sprawę, że słowa, które przeczytałeś/aś są być może proste, być może pokręcone, być może mocne
i czasami pewnie gówno warte, ale zapamiętaj z tego co napisałem, choćby jedną rzecz. Chcę, aby na świecie pełnosprawność
i niepełnosprawność przestała odgrywać jakąkolwiek rolę i liczyła
się tylko ta jedna i podstawowa społeczność – ludzie. Zmieniaj ten
świat, a zacznij od siebie”. Chyba nie literatura jest domeną Kacpra
Hefty, ale szczęśliwie ma on wystarczająco wiele pasji, by będąc
„niepełnym” doświadczać pełni życia. Czego mu serdecznie życzę.
Milczące ogrody
Kolejna książka jest typowym przykładem podróży do przeszłości, powrotu do utraconej arkadii dzieciństwa, by użyć frazesu
tyle kwiecistego, co banalnego. Nie inaczej jest z książką Witolda
42
Danilkiewicza Koszalin mojej młodości. Zanim jednak o niej, warto
wspomnieć wcześniejszą inicjatywę wydawniczą, mianowicie konkurs na wspomnienia koszalinian ogłoszony przez Stowarzyszenie
APERTO. Owocem owego konkursu był wydany z udziałem Archiwum Państwowego w Koszalinie tom Koszalin 1945-2015. Historie
z rodzinnych archiwów. Książka zawiera wspomnienia trzydzieściorga koszalinian, wśród nich Witolda Danilkiewicza, który nadesłał
tekst stanowiący pierwszy rozdział publikacji. Czy nagroda i umieszczenie tekstu w pokonkursowym wydawnictwie dało asumpt do
napisania ciągu dalszego wspomnień sięgających 1955 roku? Nie
miałam okazji zapytać mieszkającego od 1980 roku zagranicą – najpierw w Niemczech, a obecnie w Szwecji – autora. Jego koszalińska
opowieść obejmuje to właśnie, przedemigracyjne, ćwierćwiecze.
Przywołane tu zostały miejsca hołubione w pamięci starszych koszalinian, jak dawne Delikatesy przy ul. Zwycięstwa czy ciastkarnia
Poznańska, nieistniejące już kina Adria, Muza czy Kalinka, zakład
Kazel, w którym pierwsze zawodowe doświadczenia autor zdobywał jako absolwent nowo utworzonego (Koszalin miał być „doliną
krzemową” PRL) Technikum Telekomunikacyjnego. Później ukończył studia historyczne na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza
w Poznaniu, ale to już temat na inną książkę, o ile taka powstanie.
Witold Danilkiewicz przywołuje też różne aspekty życia w PRL:
kartki żywnościowe, oczekiwanie transportu pomarańczy na Boże
Narodzenie czy zakupy za bony Pekao w Peweksie. Książka Danilkiewicza to klasyczna podróż sentymentalna, z przywołaniem
osób z różnych powodów ważnych dla podróżnika: rodziców, kolegów z podwórka i szkoły, nauczycieli, starego zegarmistrza czy
instruktora filatelistyki. Jego ogrody – by znów przywołać gdańskiego pisarza – jednak nie śpiewają; są miejscem zwyczajnych
dziecięcych zabaw i źródłem smakowitych, a pieczołowicie wymienianych przez autora owoców.
Wisienka na torcie
A skoro o owocach... przejdźmy do wisienki na tym jakże niejednorodnym torcie. Jest nią książka Mój cień z tekstem i ilustracjami
Mélanie Rutten. Tekst z języka francuskiego na polski przełożył
koszalinianin, Jacek Mulczyk-Skarżyński, który podstawy języka
Moliera zdobył w I Liceum Ogólnokształcącym im. Dubois, widać
silne, skoro był laureatem Ogólnopolskiego Przeglądu Teatrów
Francuskojęzycznych, a potem ukończył romanistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Książkę wydała warszawska Wytwórnia, ofiAlmanach 2015
www.wytwornia.pl
L I T E R A T U R A
cyna w 2005 roku założona i prowadzona z sukcesem przez także
koszaliniankę Magdalenę Kłos-Podsiadło. Wytwórnia specjalizuje
się w książkach dla dzieci, a jej znakiem rozpoznawczym są znakomite teksty (klasyka, ale i literackie odkrycia), a nade wszystko
oryginalna szata graficzna. Współpraca z młodymi artystami zaowocowała wieloma prestiżowymi nagrodami. Wśród nich jest
Bologna Ragazzi Award zdobyta w 2008 r. W 2012 r. Magda Kłos-Podsiadło sama już była jedną z jurorek bolońskiego konkursu
dla ilustratorów.
Mój Cień opowiada o zmartwionym Jeleniu, Króliczku, który chciał
dorosnąć, Żołnierzu, który stale prowadził wojnę, Kocie, któremu
ciągle śniło się to samo, Książce, która lubiła wiedzieć wszystko,
i o Cieniu. Jest to pełna uroku i ciepła opowiastka dla dzieci: o przyWydarzenia
jaźni i świecie, który nie zawsze jest przyjazny, a niekiedy wystawia
nas na próby. Zmartwienia Jelenia czy lęki Króliczka, który chce
dorosnąć, mógłby rozwiewać ktoś w rodzaju Kubusia Puchatka,
a wiemy już przecież, że książki A. A. Milnego to nie tylko zabawne
opowieści o misiu o bardzo małym rozumku. Wszak z nich wywiedziono quasi filozoficzne powiastki Te Prosiaczka czy Tao Kubusia
Puchatka. Czy z Mojego Cienia ktoś wyprowadzi traktat filozoficzny?
Nie sądzę. Ale opowiastka ujmuje bezpretensjonalnością i poetycką kreacją świata przedstawionego. Jest to niewątpliwą zasługą
tłumacza, że znalazł językowy ekwiwalent dla francuskiego oryginału. Tłumaczowi życzymy więc dalszych wyzwań translatorskich,
a wydawczyni, jak Magda Kłos-Podsiadło siebie nazywa na stronie
internetowej, życzymy dalszych nagród.
43
Ewa Marczak
Fantastyczny kryminał
L I T E R A T U R A
Mimo alarmujących danych, że Polacy czytają coraz mniej
książek, ze stanem czytelnictwa w Koszalinie nie jest jeszcze
najgorzej. Po książkę dla przyjemności, rozwinięcia zainteresowań, ale i chęci powrotu do kraju lat młodości wciąż sięga
wiele osób.
stanowią młodzi dorośli. Jest ich około 300. Ponad 400 aktywnych
użytkowników to osoby w średnim wieku i seniorzy, którzy mają
więcej czasu na lekturę. – To bardzo wierni czytelnicy, którzy korzystali z naszych zbiorów jeszcze wtedy, gdy mieściliśmy się w siedzibie Zespołu Szkół nr 11 – zaznacza Danuta Rembowska, kierownik
Filii nr 4 KBP. – Znamy ich na tyle dobrze, że gdy tylko pojawią się
w naszych drzwiach, wiemy, jaką książkę im polecić. Ci najstarsi czytelnicy lubią powroty do czasów i miejsc swojej młodości.
Wielu z czytelników filii pochodzi z dawnych Kresów Wschodnich Rzeczpospolitej, więc szukają książek, które ich dotyczą. Poza
tym interesują ich publikacje przyrodnicze, o zwierzętach, ptakach,
uprawie ogrodów, bo filia mieści się na osiedlu, na którym jest dużo
domków jednorodzinnych, a więc i ogródków. Popularnością cieszą
się także publikacje historyczne, literatura wspomnieniowa, zwłaszcza dotycząca drugiej wojny światowej. Ze względu na trapiące ich
choroby, starsi czytelnicy szukają książek o metodach poprawy stanu zdrowia.
– Mnie, jako bibliotekarkę, bardzo cieszą młodzi rodzice, którzy
przychodzą do nas z dziećmi – dodaje Danuta Rembowska. – Szukają książki i dla siebie, i dla nich, ale najczęściej nie narzucają im
własnych wyborów. Na szczęście nie brakuje na rynku pięknie wydanych książek dla najmłodszych czytelników.
Dyrekcja Koszalińskiej Biblioteki Publicznej śledzi nowości i kupuje te najciekawsze, najładniej wydane. Są wśród nich publikacje
wydające różne dźwięki, mające nietypowe kształty. Jednak – jak
się okazuje – wśród dzieci umiejących czytać nadal popularne są
książki takich klasyków literatury dziecięcej, jak Jan Brzechwa, Czesław Janczarski, Maria Kownacka czy Julian Tuwim. Chętnie sięgają
też po książki współczesnych autorów, takich jak Agnieszka Frączek
albo Grzegorz Kasdepke, z którymi mają okazję się spotkać właśnie
w Koszalińskiej Bibliotece Publicznej.
Gośćmi Filii nr 4 są często dzieci z Przedszkoli nr 22 i 34, które
znajdują się na Rokosowie. Dzięki tym wizytom przekonują się,
Koszalińska Biblioteka Publiczna (KBP) może pochwalić się stale rosnącą liczbą wolumenów, a także udostępnianiem zbiorów
internetowych. W 2015 r. placówka kupiła 10,861 książek. To aż
o 1002 więcej niż dwa lata temu. Czytelnicy nie mogą więc narzekać
na brak interesujących lektur, zwłaszcza że część nowych książek
to odpowiedź na ich zamówienia. Od grudnia zeszłego roku KBP
umożliwia korzystanie z cyfrowej wypożyczalni międzybibliotecznej Academica. Z danych koszalińskiej książnicy wynika, że w minionym roku
z jej zbiorów – zarówno w gmachu głównym, jak i w dziesięciu filiach – wypożyczono 464,536 egzemplarzy, w tym 322,542 książek,
33,315 zbiorów audiowizualnych. Placówka miała 19,846 zarejestrowanych czytelników. Najwięcej czytelników to osoby między
25. a 44. rokiem życia i starsi. Łącznie bibliotekę odwiedziły 286,492
osoby. To uczestnicy wystaw, spotkań autorskich i innych wydarzeń
kulturalnych, organizowanych przez placówkę. Od kiedy funkcjonuje nowy zintegrowany biblioteczny system komputerowy Aleph,
osoba która zapisze się do wypożyczalni głównej lub którejś z bibliotecznych filii, może korzystać ze wszystkich pozostałych.
Rodzina w bibliotece
Filia nr 4 przy ul. Ruszczyca na osiedlu Rokosowo ma w swoich
zbiorach książki zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. W zeszłym
roku aktywnych czytelników filii było ponad tysiąc, z czego ponad
250 osób to dzieci do lat 15, a 60 to uczniowie szkół ponadpodstawowych, co wynika z tego, że wypożyczają głównie lektury, które są
dostępne w szkolnych bibliotekach. Sporą grupę czytelników tej filii
44
Almanach 2015
że placówka pełna książek, zabawek i… z piaskownicą to miejsce
przyjemne, w którym nie można się nudzić, dlatego warto je często odwiedzać.
Dorośli, zwłaszcza młodzi, nadal uwielbiają fantastykę. Nastolatki chętnie sięgają po wydawnictwa, które objaśnią im zagadnienia
dojrzewania. Młodzi rodzice wybierają lekkie lektury, które czyta się
łatwo, aby zrelaksować się przy niej po ciężkim dniu.
Lektura nie może być zbyt ambitna
Kryminały, fantasy, sensacja
– Najmniejszym zainteresowaniem cieszy się poezja i stwierdzam
to ze smutkiem – przyznaje Wanda Budnik. – Niezbyt dużym zainteresowaniem cieszą się reportaże i literatura faktu.
Inne bibliotekarki potwierdzają, że koszalińscy czytelnicy najchętniej wybierają lekturę łatwą i przyjemną w odbiorze. Jeśli
wśród przekazywanych dla filii nowości znajduje się literatura ambitniejsza, taka jak reportaże, słychać niezadowolenie ze strony
bibliotekarek. One najlepiej wiedzą, że tego typu literatura będzie
stać na półkach. A przecież książka ma „chodzić”, krążyć od czytelnika do czytelnika.
Filia nr 8 mieści się w ścisłym centrum Koszalina. Jej zbiory (22 tysiące książek) przeznaczone są dla młodzieży i dorosłych. W 2015 r. miała
ponad dwa tysiące aktywnych czytelników, z czego największą grupę
stanowiły osoby w wieku powyżej 45 lat. Większość z nich to ludzie
pracujący. Nie brakuje też młodych czytelników: uczniów i studentów.
– Wracają do nas czytelnicy, którzy z różnych powodów mieli
przerwy w czytaniu – przyznaje Wanda Budnik, kierownik Filii nr 8.
– Większość z nich należała kiedyś do którejś z filii dziecięcych. Bardzo cieszy mnie widok przyszłych mam, które szukają u nas książek
o przebiegu ciąży, opiece nad dzieckiem. Potem przyjeżdżają do
nas z dziećmi w wózkach, aby wypożyczyć publikacje dotyczące
wychowania albo… nauki korzystania z nocnika. W kolejnych latach zjawiają się z maluchami prowadzonymi za rękę.
Wydarzenia
45
L I T E R A T U R A
Zakres zainteresowań czytelników Filii nr 8, jeśli chodzi o literaturę piękną, jest niezmienny od lat i taki, jak czytelników innych
filii dla dorosłych. Najpopularniejsze są książki z gatunku fantastyki, kryminału, sensacji i powieści obyczajowe. Wśród najczęściej
wypożyczanych powieści fantasy są zarówno saga o Wiedźminie
Andrzeja Sapkowskiego, jak i Przędza Gennifer Albin, powieści z cyklu Księga wszystkich dusz Deborah Harkness, a także książki australijskiej pisarki Trudi Canavan. Niekwestionowanym hitem była powieść Gra o tron George’a Martina. Czytelnicy muszą ją rezerwować.
– Popularna jest literatura angielska, głównie powieści obyczajowe, na przykład Dotyk Crossa Sylvi Day, albo powieść historyczna Medicus Noah Gordona – wylicza Wanda Budnik. – Nasi czytelnicy chętnie sięgali po literaturę skandynawską: kryminały Stiega
Larssona, Jo Nesbo i Camilli Läckberg, Wciąż dużo osób czytało
w zeszłym roku horrory i to te klasyczne, choćby książki Tess Gerritsen i Grahama Mastertona.
Niesłabnącą popularnością cieszą się powieści obyczajowe polskich autorek: Moniki Szwai, Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk,
Katarzyny Michalak, Ingi Słoniewskiej. Jedno z głównych miejsc
na liście czytelniczych zainteresowań koszalinian zajmują powieści
sensacyjne. Należą do nich książki Katarzyny Bondy i Jamesa Pattersona. Dużym zainteresowanie cieszy się nadal literatura psychologiczna, zwłaszcza ta opisująca różnice między kobietami a mężczyznami. Dobrym przykładem jest książka Sherry Argov Dlaczego
mężczyźni kochają zołzy.
Dariusz Pawlikowski
Jazz najlepszego sortu
11. Hanza Jazz Festiwal; 21-24 października 2015
M U Z Y K A
Pianista Przemysław Raminiak w festiwalowych kuluarach
powiedział, że po koncertach świetnie sprzedaje się jego najnowsza płyta. I to nie dlatego, że jest taka dobra, ale dlatego, że
jeden z utworów Falling znalazł się na składance smoothjazzowej Marka Niedźwiedzkiego. Oto człowiek z dystansem do siebie i tego, co robi. Tacy są jazzmani. Wrażliwi, utalentowani, lubiący błyszczeć, ale i skromni oraz – jak się okazuje – dowcipni.
zachęceni wcześniej zagranymi na scenie utworami, pragną często
zabrać muzykę do domu, żeby przedłużyć sobie frajdę z obcowania
ze sztuką. Stąd stają w kolejkach po płyty, proszą o autografy, robią
wspólne fotografie i rozmawiają o muzyce. To dobry zwyczaj koszalińskiego jazzowego spotkania. Zapewne także muzycy są usatysfakcjonowani z takich niezobowiązujących spotkań.
Celem Hanza Jazz Festiwal jest też „sprowokowanie dialogu
między młodymi artystami oraz doskonalenie warsztatu muzycznego uczestników”. W 2015 roku na jedenastym festiwalu taki
dialog był oczywiście prowadzony. Festiwal ewoluuje, więc warsztaty wokalne i instrumentalne były jednodniowe. Prowadzili je za
darmo członkowie zespołu The Lions. Zajęcia przeprowadzono
w trzech sekcjach. Natalia Lubrano poprowadziła laboratorium
wokalne, Szymon Chudy zajął się strategiami efektywnego ćwiczenia na gitarze, czyli tym, jak szybko i łatwo realizować swoje
muzyczne cele, a zajęcia z samplingu i beatmakingu, prowadził
Adam Milwiw-Baron, który jako muzyk i producent wziął udział
w nagraniu albumów różnych artystów, takich jak: Piotr Baron, Pink
Freud, Maria Sadowska, Afromental, a także składanek Yugopolis
i Męskiego Grania.
Hanza Jazz Festiwal okazał się wielkim sukcesem dla raczkującej
jazzowej młodzieży z Koszalina. W czasie finałowego koncertu zmagały się trzy „podmioty wykonawcze”, a jury z Pawłem Brodowskim
na czele nagrodziło Bacewicz Jazz Quintet. Grupa z Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych nie ma wyboru i musi kontynuować
tradycję szkoły! Także jazzową. Panowie Wasilewski, Kurkiewicz
i Demydczuk pewnie są dumni, że dziewczęta i chłopcy chcą grać
jazz a pedagodzy czują, że improwizowanie rozwija wrażliwość
i budzi talenty.
Dodajmy, że w konkursie startowały jeszcze Jazz Combo
z Krasnegostawu i The Pineal z Poznania. Ich granie oraz muzyczne
pozagatunkowe i nieortodoksyjne poszukiwania budzą nadzieję, że
jeszcze się z nimi usłyszymy.
Hanza Jazz Festiwal (HJF) ma szczęście do artystów najlepszego
sortu. Kto tu nie grał? Tylko w ostatnich latach w Koszalinie pojawiali
się Takuya Kuroda, Christoph Titz, Marcin Wasilewski Trio, Zbigniew
Namysłowski, NSI Quartet, New Bone, Jan Ptaszyn Wróblewski, Maciej Sikała, Robert Majewski, Henryk Miśkiewicz, Wojciech Niedziela,
Marcin Jahr, Krzesimir Dębski, The Globetrotters z Kubą Badachem,
Paweł Tartanus, Adam Wendt i dziesiątki innych znakomitości, których teraz nie sposób wymienić. To znaczy, że miasto ma swoją markę, i że festiwal chętnie odwiedzają tuzy nie tylko krajowego jazzu.
Jak zachęca organizator, Centrum Kultury 105 (CK 105): „Hanza
Jazz Festiwal to wydarzenie adresowane przede wszystkim do młodych muzyków, a także do fanów muzyki jazzowej z całej Polski. To
również miejsce wymiany doświadczeń muzycznych zarówno między uczestnikami, jak i wykładowcami; miejsce zabawy, nawiązywania kontaktów oraz pierwszych występów przed publicznością”.
Faktycznie, także jedenasta Hanza pokazała, że impreza nie ma, nomen omen, zadęcia. Że jest miejscem muzycznego spotkania, wymiany nie tylko doświadczeń, ale też integracji i dobrej atmosfery.
Korzystne fluidy dotarły zarówno do bohaterów wydarzenia, czyli muzyków, jak i do koszalińskiej, jazzowej publiczności. Atmosfera przed, w trakcie i już po koncertach bywała znakomita. Nawet
przy trudniejszych dźwiękach wymagających więcej skupienia
i uwagi, zakochani w jazzie melomani potrafili zatopić się w muzyce bez pamięci. Dobrym zwyczajem, nie wszędzie spotykanym, są
też pokoncertowe spotkania artystów ze słuchaczami. Ci ostatni,
46
Almanach 2015
Wydarzenia
47
48
Almanach 2015
Wydarzenia
już mają godnego następcę. Pochodzący z Gorzowa Adama Bałdych w wywiadzie dla Jazz Forum wyłożył swoją teorię ciszy: „Na
koncertach próbuję oswajać słuchaczy z ciszą. Zaczynam od pewnego poziomu dźwięku, potem stopniowo schodzę w dół i nagle
widzę, jak ludzie powoli zaczynają się do tej ciszy przyzwyczajać, jak
zgrywają swój oddech z moim dźwiękiem. Mam wrażenie, że w stanie tego wyciszenia ich percepcja się wyostrza, słyszą moją muzykę
w głębszy sposób, są w stanie wychwycić jej wszystkie niuanse”.
Odnotujmy jeszcze formację The Lions. Wykładowcy i ich kilkoro
kolegów w dziesiątkę sprawili, że w Clubie 105 mało kto siedział.
Fani pokazali, że muzyka jazzowa okraszona reggae albo raczej
reggae z domieszką jazzu, to rytmy w czasie których nogi same rwą
się do tańca. Ortodoksyjni jazzfani mogli nie być do końca usatysfakcjonowani, ale z drugiej strony, Hanza Jazz Festiwal to poszukiwania i próby poszerzania form muzycznej zabawy.
Na deser wystąpił wspomniany wyżej Przemysław Raminiak Quartet. Pianista przez blisko dekadę związany był z triem RGG. W Koszalinie zagrał utwory z najnowszej płyty Locomotive. Koncertowy
kunszt, energia oraz nastrój sprawiły, że zapewne do tej pory rzadko z odtwarzaczy wyciągamy płytę z balladami Dawn, Conversation
i Falling. Nawet jeśli ktoś ma pretensje, że Raminiak zbliża się do
smooth jazzu, to i tak warto było przeżyć te emocje, a potem ukojonym udać się na kolację przy świecach.
Z jednej strony żal, że jazz tylko okazyjnie gości w Koszalinie, ale
z drugiej – może to czekanie do kolejnej jazzowej jesieni bardziej
wyostrza nasz muzyczny apetyt?
49
M U Z Y K A
A samo clou Hanzy? Powiedzmy śmiało – trwało pełne cztery
dni. I nie było słabych momentów. Zaczęło się od inauguracji i suity
Chord Nation wykonanej przez 22-osobową orkiestrę prowadzoną przez Nikolę Kołodziejczyka. Kompozytor powiedział w jednej
z rozmów: „Muzyka na Chord Nation dlatego właśnie jest jazzowa,
że blisko człowieka, który ją w danym momencie tworzy”. Recenzenci mówią o wielkiej kreatywności, wolności, humorze i umiejętnym czerpaniu z wielu gatunków. To muzyka niełatwa, intelektualna, ale wciągająca słuchaczy. I przede wszystkim: gdzie jeszcze
dzisiaj można usłyszeć orkiestrę jazzową?
Kolejne dni to popis syna wielkiego Włodzimierza. Muzycy Łukasz Pawlik Project udowodnili, że jabłko faktycznie spada blisko jabłoni. Lider, wszechstronnie wykształcony pianista, wiolonczelista,
kompozytor i aranżer śmiało usytuował się już na wysokiej półce
z napisem „improwizacja”. Koszalinianie mogą pamiętać jego popis sprzed kilku lat, gdy grał z Kattorną. Na ostatniej Hanzie Łukasz
Pawlik zaproponował między innymi subtelną wyprawę w świat kojących dźwięków z ostatniej płyty Lonely Journey. Ten sam czwartkowy wieczór oszołomił jeszcze jedną gwiazdą. Adam Bałdych
wyszedł na scenę razem z Helge Lion Trio. Nasz skrzypek i trójka
Norwegów zagrali utwory z płyty Bridges. O Bałdychu mówi się, że
„łamie bariery wiolinistyki i wyznacza dla niej nowe ścieżki, oraz że
zaciera granice między jazzem, muzyką poważną i współczesnym
światem dźwięków, który go otacza i inspiruje”. Uważa się go, nie
bez racji, za jedną z największych światowych nadziei jazzowych
skrzypiec. Zapowiada się, że Zbigniew Seifert i Stephane Grappelli
Beata Górecka-Młyńczak
M U Z Y K A
Duet na cztery ręce i... Carnegie Hall
• Masz dwie siostry skrzypaczki, w waszym domu zawsze
brzmiała muzyka, zawsze ktoś musiał ćwiczyć, umawialiście się
kto, kiedy i jak długo gra?
WS: To było trudne – z reguły graliśmy wszyscy naraz, ponieważ
tego wymagała sytuacja. Z Asią (bliźniaczką) byliśmy w tej samej
klasie, Agata kończyła szkołę, dom był przepełniony muzyką i graliśmy w zasadzie cały czas.
Bartosz Kołaczkowski i Wojciech Szymczewski pochodzą z muzycznych rodzin. Rodzice Wojciecha to nauczyciele fortepianu,
mama Bartosza prowadzi wydział rytmiki w Zespole Państwowych
Szkół Muzycznych im. Grażyny Bacewicz w Koszalinie. Współpraca młodych pianistów, absolwentów ZPSM, rozpoczęła się w 2008
roku. Są oni absolwentami klasy kameralistyki Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku, prowadzonej przez prof.
Annę Prabucką-Firlej oraz dr Bognę Czerwińską-Szymulę. Wojciech
zakończył w tym roku swoją edukację, przed Bartoszem jeszcze recitale dyplomowe.
W maju artyści, po wygraniu konkursu Bradshaw&Buono International Piano Competition (który organizują od 2003 roku amerykańscy pianiści Barry Alexander i Cosmo Buono), wystąpili w słynnej sali
koncertowej Carnegie Hall. Aby się tam znaleźć, musieli pokonać
ponad trzysta duetów z całego świata.
To niejedyny sukces młodych muzyków: są laureatami konkursów w Polsce i zagranicą, a we wrześniu zostali finalistami Międzynarodowego Konkursu Duetów Fortepianowych w Białymstoku
i otrzymali nagrody: za indywidualność konkursu oraz występ na
Festiwalu w Pradze w 2016 r.
• Czy ty, Bartoszu, od początku chciałeś grać na fortepianie, nie
było innych pomysłów?
Bartosz Kołaczkowski (BK): Nie było innych pomysłów muzycznych, za to ja szedłem za dziadkiem w stronę sportu, więc był inny
konflikt, ale w końcu stanęło na fortepianie.
• Jednak w pewnym momencie miałeś ochotę zrezygnować z grania?
BK: Po szóstej klasie zastanawiałem się, co dalej, ale na szczęście
mama za mnie zdecydowała.
• Łączy was przyjaźń, także pozamuzyczna, kiedy zaczęliście
razem grać?
BK: Chyba jeszcze w liceum, rok albo dwa lata przed tym, jak Wojtek pojechał na studia do Gdańska.
WS: Zawsze tworzyliśmy duet fortepianowy, byliśmy też w Gdyni
na konkursie, skąd przywieźliśmy II nagrodę.
Przygotowując się do tego koncertu, pianiści wystąpili w Salonie
Muzycznym Radia Koszalin, w studiu im. Czesława Niemena. Rozmowę przy okazji koncertu przeprowadziła Beata Górecka-Młyńczak. Oto jej fragment:
• Po maturze wyjechaliście na studia do Gdańska. Wybór uczelni z powodu profesora?
WS: Tak. Profesora Waldemara Wojtala poznaliśmy już wcześniej,
byliśmy na kilku konsultacjach, uczestniczyliśmy w prowadzonych
przez niego warsztatach. Bardzo podobała nam się praca z panem
profesorem, on jest wielką osobowością, cieszy się dużym autorytetem.
• Czy to prawda, Wojtku, że miałeś grać na wiolonczeli?
Wojciech Szymczewski (WS): Rzeczywiście różne były pomysły.
O wyborze instrumentu zdecydował fakt, że tata gra na fortepianie,
w związku z tym poszedłem za nim i był to trafny wybór.
• Tata autorytet?
WS: Tak.
50
Almanach 2015
M U Z Y K A
fot. Archiwum muzyków
51
Wydarzenia
M U Z Y K A
52
Almanach 2015
• W szybkim czasie trzeba było załatwić wizy, bilety, hotel, dużo
różnych formalności, wyjazd nie obył się bez komplikacji, ale
na szczęście wszystko dobrze się skończyło, tylko Wojtek podobno niemal „wjechał” na salę koncertową...
WS: No tak, to były szalone dwa tygodnie, bo dowiedzieliśmy się,
że wygraliśmy konkurs 3 maja, a dwa tygodnie później już był koncert w Nowym Jorku. Do końca nie było pewne, czy tam zagramy.
• Kiedy wam się lepiej gra, gdy jesteście trochę „ściśnięci” i gracie na cztery ręce, czy gdy macie do dyspozycji całą klawiaturę,
grając na dwa fortepiany?
BK: Te dwa rodzaje pianistyki to zupełnie dwie różne specyfiki. Wyszliśmy od grania solowego, więc grając na dwa fortepiany
mamy wrażenie większej kontroli. Grając na cztery ręce ktoś musi
ustąpić, bo tylko jeden z nas może mieć pod stopą pedały..
WS: Ponadto każdy z nas ma inne zadania, grając na cztery ręce.
• A jakie wrażenia towarzyszyły wam, gdy już byliście na sali?
Mogliście jakoś ten moment przeżywać, mieliście na to czas?
WS: Była druga w nocy, wysiadłem prosto z samolotu, Bartek będzie to lepiej pamiętał...
BK: Udało nam się zagrać razem (śmiech). Dla mnie ten czas też był wyjątkowy. Dopiero teraz mogę to ocenić, przemyśleć. Wszystko działo się
bardzo szybko, także na samej sali. Weszliśmy, mieliśmy kilka minut na
jedną kompozycję, zagraliśmy i już. Graliśmy bez żadnej próby, bo w czasie na to przeznaczonym Wojtka jeszcze nie było w Nowym Jorku. Było
trudno, bo zawsze mamy trochę czasu, żeby przetestować fortepian,
zagrać kilka dźwięków, a tym razem byliśmy rzuceni na głęboką wodę.
• Jesteście u progu kariery, a już udało wam się wystąpić w najbardziej prestiżowej sali koncertowej świata, Carnegie Hall.
Każdy muzyk o tym marzy, nie każdemu się udaje, wy już możecie sobie ten koncert wpisać w biografię. Jak do niego doszło?
BK: Koncert poprzedzał konkurs nagrań. Trzeba było zarejestrować video o długości 25 minut i wysłać do organizatorów konkursu
w Nowym Jorku. Po miesiącu znane były wyniki. Okazało się, że zdobyliśmy pierwsze miejsce, mamy przylecieć i zagrać.
Wydarzenia
• Właściwie to dobrze, że dużo razem ćwiczycie, gracie wiele
koncertów, bo bez tego „treningu” trudno byłoby zagrać w Carnegie Hall. Już sama nazwa robi wrażenie!
WS: To prawda. Uratowało nas to, że po prostu wcześniej bardzo dużo
graliśmy, że jesteśmy już zgrani, staramy się też siebie nie zaskakiwać.
53
M U Z Y K A
• Na studiach zaczęliście też bardzo poważnie traktować wasz
duet i muzykę kameralną.
WS: Gramy na cztery ręce i dwa fortepiany, poszczęściło nam
się, bo byliśmy w klasie profesor Anny Prabuckiej-Firlej oraz jej
asystentki dr Bogny Czerwińskiej-Szymuli. To one opiekują się
nami, doradzają w sprawach repertuaru, interpretacji i wyboru
konkursów.
Robert Kuliński
M U Z Y K A
Jubileuszowa Generacja... bez jubileuszu
Festiwal Rockowy Generacja ma już 35 lat. Choć to doskonała
okazja do podsumowań, ubiegłoroczna edycja przebiegła standardowo. Organizatorzy z Centrum Kultury 105, czyli Radosław
Czerwiński i zespół impresariatu, któremu przewodzi, nie pokusili
się o żadne wspominki ani próbę podkreślenia wyjątkowości festiwalu w 2015 roku.
Określenie początku Generacji nie należy do łatwych zadań.
Zagłębiając się w archiwa z lat 80., łatwo stracić rachubę. Festiwal figuruje jedynie w planach lub sprawozdaniach rocznych CK
105 (wówczas: Miejskiego Ośrodka Kultury). Próżno doszukiwać
się jakichkolwiek dokumentów czy kopii werdyktów jury. Dodatkowo impreza przez lata figuruje pod różnymi nazwami, np. Festiwal Zespołów Instrumentalnych i Tanecznych. Sami pracownicy
CK 105 nie są w stanie opisać i określić początków imprezy. Radosław Czerwiński podkreśla, że nie ma żadnych dokumentów, na
które mógłby się powołać.
Choć precyzyjne ustalenie „wieku” imprezy sprawia kłopoty, nie
ma żadnych wątpliwości, że Generacja to jeden z najstarszych koszalińskich festiwali i jedno ze sztandarowych wydarzeń organizowanych rokrocznie przez CK105.
W 2015 roku impreza odbyła się 7 i 8 listopada w Clubie 105
oraz Studenckim Klubie Kreślarnia. Tradycyjnie, pierwszy dzień
upłynął na przesłuchaniach zespołów konkursowych. Nagrody
przyznało jury oraz publiczność. Zmagania konkursowe formacji, jak kielecka Folya, warszawskie KOIOS i Mint, zwieńczył występ pierwszej gwiazdy imprezy – OCN. Drugiego dnia na finał
zagrał Hunter. Koncerty uznanych zespołów to stały element
programu. W ubiegłych latach można było podziwiać Pogodno,
TSA czy Illusion. Warto przypomnieć, że dzięki Generacji w Koszalinie gościły także gwiazdy światowego formatu jak Vader czy
Napalm Death.
35. edycja była nieco kontrowersyjna. Spośród pięciu formacji zakwalifikowanych do konkursu cztery można było zaliczyć do grona
debiutantów. Natomiast jeden z zespołów ma całkiem spory dorobek – trzy oficjalne płyty i występy na jednej scenie z Franz Ferdinand czy Deep Purple. Mowa tu o grupie The Toobes, która zgarnęła nie tylko nagrodę główną, ale też nagrodę publiczności. Można
mieć tym samym obiekcje co do wymiaru etycznego konkursu.
Wiadomym jest, że debiutanci raczej nie zagrożą zaprawionym
w bojach rock’n’rollowcom. Muzycy The Toobes najwyraźniej dopatrzyli się braku obostrzeń w regulaminie. Na stronie internetowej
festiwalu czytamy: „Generacja ma na celu odkrywanie i promowanie młodych zespołów, głównie rockowych.” Brak jednak wyjaśnienia co oznacza „młody zespół”. Toobesi zdecydowali się na udział
w nierównej konkurencji. Mogli być pewni, że w najgorszym wypadku zdobędą nagrodę publiczności, czyli tysiąc złotych – całkiem
ładny zwrot kosztów dojazdu.
– Zespół The Toobes ma wydawnictwa, ale nie są one sygnowane przez wytwórnie płytowe – wyjaśnia Radosław Czerwiński. – My
Generation wydana jest przez Dzida Music, czyli agencję bookingowo-koncertową. The Toobes podczas kwalifikacji do finału był oceniany na równi z innymi zespołami. Selekcjonerzy brali pod uwagę
wszelkie walory, które mogli usłyszeć w nagraniach. Ich zadaniem
jest wyłuskać najlepsze zespoły spośród kilkudziesięciu. Czyni się
to po to, by poziom konkursu Generacji utrzymywał się na wysokim
pułapie. Z pewnością kryterium wyboru nie jest liczba zagranych
koncertów przed gwiazdami. Nie widzę zatem potrzeby zmiany regulaminu – kwituje.
Skoro organizator nie widzi w tej sytuacji nic kontrowersyjnego,
możemy być spokojni. Poziom konkursu Generacji zapewne będzie
coraz wyższy. Jak co roku zresztą.
54
Almanach 2015
M U Z Y K A
Fot. Mariusz Czajkowski
Wydarzenia
55
Mateusz Prus
Siła muzyki z Koszalina
Kaczeńce, który ponownie wydał Father And Son Records And Tapes. Das Komplex został wspomniany w wielu podsumowaniach
roku. Wydaje się, że najlepsze dopiero przed nim. Marcin Łukaszewicz jest artystą formatu światowego. Oryginalny styl muzyki pozwala sądzić, że jeszcze wiele razy o nim usłyszymy. Wiadomo, że
w roku 2016 ukaże się na winylu oficjalny remix quintetu Wojtka
Mazolewskiego oraz nowa epka zatytułowana Pudding.
Lokalna scena muzyczna ma się dobrze. Rok 2015 był udany dla
wielu koszalińskich twórców. Ukazało się kilka interesujących płyt,
które zdobyły rozgłos poza granicami Polski. Powstały nowe projekty, o których dopiero będzie głośno. A muzycy – co ważne – starają
się siebie wspierać.
M U Z Y K A
Elektroniczny późny debiut
Na coraz prężniej rozwijającej się polskiej scenie elektronicznej
jednym z najbardziej chwalonych artystów był w ubiegłym roku
Das Komplex. Pod tym kryptonimem kryje się Marcin Łukaszewicz,
na co dzień architekt mieszkający i tworzący w Koszalinie. Mimo że
komponuje wiele lat, to dopiero w ubiegłym roku postanowił upublicznić swoją twórczość na szerszą skalę. Szybko zwrócił na siebie
uwagę wielu znawców i wydawców muzyki elektronicznej. Pierwszy wyciągnął do niego rękę Maciej Sienkiewicz – jeden z najdłuższych stażem dj’ów w Polsce, niezwykle szanowany krytyk, dziennikarz i promotor kultury klubowej, założyciel wytwórni muzycznej
Father And Son Records And Tapes (FASRAP). Jako pierwszą pozycję
w katalogu zdecydował się wydać winylową epkę Nowadays autorstwa Das Komplex. Na płycie znalazły się cztery utwory utrzymane
w klimacie electronic disco. Rozbudowane i melodyjne kompozycje
sprawiły, że cały nakład albumu szybko został wykupiony. Płyta była
dystrybuowana przez jeden z największych europejskich sklepów
muzycznych, brytyjski Juno. Okładkę zdobiła praca znanej artystki
Aleksandry Waliszewskiej. Nowadays trafił na playlisty wielu audycji
radiowych i selekcji didżejskich całego świata. Winyl można obecnie nabyć jedynie z drugiej ręki, a jego cena sięga ponad 40 funtów.
Nic więc dziwnego, że artystą zainteresowały się kolejne labele.
Drugą epkę Das Komplex, Universe, wydała wytwórnia Step stawiająca na młodych twórców elektroniki. Na wydanym w Niemczech winylu znalazły się cztery kompozycje. Trafiły one między
innymi na antenę radia BBC1. Nakład ponownie został wyprzedany. Trzecie i ostatnie wydawnictwo Das Komplex to singiel
Rock trzyma się mocno
Muzyka gitarowa w Koszalinie zawsze miała mocną pozycję. Rok
2015 przyniósł kilka płyt, które wpiszą się na stałe do kanonu muzycznego miasta nad Dzierżęcinką. Najważniejszym wydarzeniem
był powrót legendy death metalu – Betrayera. Fani grupy musieli
czekać na nowy aż krążek 21 lat (!). Obaw było sporo. Z pierwotnego
składu ostał się jedynie lider Berial czyli Piotr Kuzioła. Na szczęście
o rozczarowaniu nie można mówić. Wydany 18 marca 2015 r. album
Infernum in Terra to dawka bezkompromisowego, prawdziwego,
Das Komplex
56
Almanach 2015
Betrayer / fot. Agata Kurczak
Wydarzenia
57
M U Z Y K A
Bacteryazz
świetnego technicznie death metalu. Wydawcą krążka w Polsce
został prężnie działający Mystic Production, natomiast dystrybucją
światową zajął się Withing Hour. Zespół, który na początku lat 90.
stawiany był w jednym szeregu z Vaderem jako towar eksportowy
polskiego, mocnego brzmienia, wrócił z tarczą i pokazał, że nic nie
stracił ze swojego pazura. Udany album zaowocował pozytywnymi
recenzjami i wieloma koncertami. Muzycy zjechali niemal cały kraj,
pokazując wysoką formę sceniczną.
Inne zespoły z kręgu muzyki gitarowej nie wydały swoich płyt
w wytwórniach, ale zrobiły to własnym sumptem. Tak było np. z duetem Oil Stains. Tworzący zespół gitarzysta Maciej Sztyma oraz Sebastian Strycharczuk grający na perkusji i udzielający się na wokalu
już wcześniej dali się poznać jako niezwykle oryginalny brzmieniowo projekt. Wypracowany styl to wypadkowa bluesa i rocka z lat 60.
i 70. XX wieku. Oil Stains dużo koncertują i budują swoją rzeszę fanów. Pozbawieni pomocy wytwórni, na własną rękę promują swoją
58
Almanach 2015
muzykę i należy przyznać, że wychodzi im to dobrze. Album Here
Comes My Train ukazał się 31 maja 2015 r. Znalazło się na nim jedenaście autorskich numerów. Płyta jak na wydawnictwo niezależne
jest bardzo dobrze wyprodukowana i brzmi jak klasyczny, amerykański rock. Ciekawostką jest fakt, że jeden z utworów Oil Stains
zremiksował wspomniany na początku Das Komplex. To dowód nie
tylko na przenikanie się gatunków muzycznych, ale i współpracę
koszalińskich artystów.
Kolejny zespołem, na którego album fani musieli czekać bardzo długo, jest Kaboom! Grupa istnieje już dziesięć lat, jednak aż
do ubiegłego roku nie ukazała się ich płyta. Kaboom! mimo braku
krążka, dzięki koncertom oraz występowi w jednym z telewizyjnych
talent show mają spore grono fanów. Ci najwierniejsi byli już blisko
rozpaczy, kiedy pod koniec 2013 roku zespół znalazł się na krawędzi rozpadu. Po odejściu perkusisty i basisty w składzie pozostał
wokalista Radek Czerwiński i gitarzysta Leszek Jankowski. Grupa
stanęła przed wielkim dylematem – co dalej? Na szczęście znalazł
się Krzysztof Krentosz, który przeprowadził się do Koszalina z odległych Katowic w najlepszym dla Kaboom! momencie. Panowie
szybko znaleźli wspólny język muzyczny. Za gitarę basową chwycił
Radek Czerwiński i już nic nie mogło stanąć na drodze do wypuszczenia albumu. Pod koniec listopada ubiegłego roku ukazała się
Dycha. Tytuł płyty nawiązuje zarówno do stażu zespołu jak i ilości
numerów, które znalazły się na krążku. Zawartość płyty to dobrze
zagrany rock nawiązujący do sceny grunge’owej lat 90. Album został wydany i dystrybuowany we własnym zakresie.
Kolejnym zespołem, na którego płytę fani czekali długo (choć
krócej niż w przypadku Kaboom!), i który nawiązuje do muzyki
grunge, jest grupa Bacteryazz. Skład zespołu to: Henryk Rogoziński – bas, Mariusz Puszczewicz – wokal, Dariusz Bendyk – perkusja
i Adrian Rozenkiewicz – gitara. Muzycy przy wydaniu swojego debiutanckiego materiału skorzystali z nowoczesnej formy zbierania
środków pieniężnych jaką jest crowdfounding (publiczna zbiórka
na określony cel – dop. red). Dzięki udanej akcji promocyjnej Bacteryazz zebrali kwotę potrzebną do nagrania i wydania krążka. Album
Za drzwiami miał premierę w kwietniu 2015 r. Znalazło się na nim jedenaście piosenek autorskich i cover zespołu Republika. Bacteryazz
dużo koncertują i powoli stają się coraz bardziej znanym i lubianym
zespołem w całej Polsce.
W 2015 roku ukazał się też debiutancki solowy album Marcina Zabrockiego. Mimo że artysta pochodzi z Polanowa i obecnie
„Jazz, a wtedy padał deszcz”
Powyższy cytat pochodzi z utworu Jazzburgercafe nagranego
w połowie lat 90. ub. wieku przez koszaliński zespół New Da Wont.
Jazzowi muzycy wywodzący się z Koszalina odnoszą coraz większe
sukcesy. O trio Marcina Wasilewskiego napisano już bardzo dużo.
W jego ślad idzie Kamil Piotrowicz. Absolwent Zespołu Szkół Muzycznych im. Grażyny Bacewicz wydał w 2015 roku ze swoim kwintetem debiutancką płytę Birth. Dla grupy 2015 rok był przełomowy.
Kamil Piotrowicz w kwietniu odebrał główną nagrodę w kategorii
„indywidualność jazzowa” w najbardziej prestiżowym konkursie jazzowym w Polsce, czyli konkursie w ramach wrocławskiego festiwalu Jazz Nad Odrą. W czerwcu muzycy ruszyli w trasę promującą swój
album wydany w międzynarodowej wytwórni Hevhetia. Co ważne,
pierwszy koncert tej trasy odbył się w Filharmonii Koszalińskiej.
Album Birth znalazł się w wielu podsumowaniach roku w świecie
jazzu. Portal jazzsoul.pl umieścił płytę w pierwszej dwudziestce najlepszych jazzowych albumów na świecie!
Marcin Wasilewski Trio to już marka światowa, Kamil Piotrowicz
Quintet to debiutanci zyskujący coraz wyższą pozycję w jazzowym świecie. Czy kolejni będą młodzi muzycy ze składu Bacewicz
Jazz Quintet, którzy wygrali konkurs w ramach XI Hanza Jazz Festiwal? O tym pewnie w niedalekiej przyszłości się przekonamy.
W klimacie jazzu porusza się również koszaliński gitarzysta Filip
Fiebigier. W roku 2015 udało mu się samodzielnie wydać płytę
As I Hear It. Na albumie znajduje się dziesięć standardów zagranych solo na gitarze. Artysta pokazuje na krążku swój znakomity
warsztat. Mimo jednego instrumentu brzmienie wydaje się głębokie i wielowarstwowe. Bardzo ciekawy debiut doświadczonego
już muzyka.
Hip-hop na zakręcie
Koszalin znany jest ze swoich tradycji hip-hopowych. Na przestrzeni lat ukazywało się wiele ciekawych albumów, powstawały składy i solowe projekty. W roku 2015 mieliśmy do czynienia
59
M U Z Y K A
Wydarzenia
nie mieszka w Koszalinie, właśnie w tym mieście skończył szkołę
muzyczną i warto o nim wspomnieć. Artysta grał wcześniej m.in.
z takimi zespołami jak Hey, Nosowska, Pogodno i Mr Z’oob. Wydany
dzięki prężnej wytwórni Kayax solowy album 1+1=1 zawiera dużą
dawkę smutku i melancholii, nie można mu jednak odmówić piękna. Płyta została ciepło przyjęta przez krytyków i publiczność.
M U Z Y K A
interesowanie numerami było na tyle duże, że Neile zdecydował
się wydać je w formie płyty cd zatytułowanej Kicktape. Rękę do
rapera wyciągnęła uznana SB Mafija. Neile stał się członkiem tej
ekipy, co zaowocowało wieloma występami gościnnymi i serią
koncertów w Polsce. Jednocześnie artysta nagrywał swój solowy album. Powidok 94 ukazał się w październiku. Nowoczesne
podkłady, charakterystyczny, szorstki głos i mocne teksty zyskały
pozytywne recenzje.
Aktywność w 2015 roku wykazał również jeden z pionierów koszalińskiego rapu, czyli Voom. Mieszkający wiele lat w Anglii Bartek
Dąbrowski nagrał album Nie ta płyta, który udostępniony został na
serwisie YouTube. Artysta brzmieniem wrócił do korzeni, prezentując bardziej klasyczny hip-hop niż na poprzednich płytach. Produkcją muzyczną zajął się członek ekipy Most Blunted – Czez. Po
wielu miesiącach od premiery Voom zapowiedział wydanie płyty
własnym sumptem na krążku cd.
2015 rok to również przełom w karierze 4P. Przemysław Majewski
to doświadczony raper, który po wydaniu kilku płyt zapowiedział
odwieszenie mikrofonu na kołek. Nieoczekiwanie jednak w kwietniu ogłosił, że dołączył do zasłużonej warszawskiej ekipy Dill Gang,
którą tworzą m.in. raperzy z Hemp Gru. Stylistycznie 4P zawsze
tworzył podobnie do artystów z Dill Gangu, dlatego fakt połączenia
sił nie powinien dziwić. Po kilku zrealizowanych teledyskach, raper
szykuje się do wydania swojej płyty, której premierę przewidziano
na bieżący rok.
Na co jeszcze czekamy?
Do wydania płyty szykuje się inny weteran koszalińskiej sceny
hip-hop, Mroku. Album Błękit i biel zwiastuje singiel Iskra, do którego ukazał się teledysk. W 2015 roku miała również ukazać się
płyta zespołu Dawne Dni tworzonego przez Mroka, Ema, Wonza
i Dj Weedjeta. Prace niestety się opóźniły i premiera planowana
jest dopiero po solowym albumie Mroka. W 2015 r. powstał zespół
WhoIsWho, który wpuścił sporo świeżego powietrza na muzyczną
scenę Koszalina. Po kilku entuzjastycznie przyjętych koncertach
i wygraniu konkursu Łowcy talentów panowie Dominik Chłopecki,
Filip Skaziński, Jakub Staniak i Aleksander Pelc nagrali płytę, która
ukazała się na początku 2016 roku. Trzecią płytę szykują też metalowcy z Pampeluny. Uznany zespół z ugruntowaną pozycją na
polskiej scenie powinien dostarczyć krążek z solidną dawką hardcorowego grania.
Neile
z pewnym przestojem. Młodzi twórcy nie wydali zauważonego szerzej krążka. Gdyby nie „stara gwardia”, moglibyśmy ten akapit
pominąć.
Dla tworzącego wiele lat, jednak znanego głównie lokalnie,
Neilego czyli Łukasza Dudka, rok 2015 okazał się przełomowy.
Artysta wdarł się do świadomości fanów rapu w całej Polsce dzięki wypuszczanym pojedynczo utworom na serwisie YouTube. Za-
60
Almanach 2015
Arkadiusz Wilman
Ludzie to lubią, ludzie to kupią
dychamy tym samym powietrzem – powiedział Gutek po zejściu
ze sceny.
W pierwszych trzech sezonach cyklu Unplugged występowały
głównie lokalne kapele i projekty muzyczne. W tym roku po koncercie tak rozpoznawalnego zespołu jakim jest Indios Bravos można było ograniczyć działalność do regionalnego podwórka, ale
poprzeczka została podniesiona. 19 marca o tym, że ma w sercu
maj zaśpiewał na żywo Łukasz Zagrobelny. – Każdy koncert wywołuje inne emocje, większość z nich jest powodem do radości, ale
obecność w naszym radiu tak rozpoznawalnych muzyków cieszy
szczególnie. W czwartym sezonie pojawiły się prawdziwe gwiazdy
– przyznaje Adrian Adamowicz.
Kwiecień przyniósł słuchaczom garść dźwięków w zielono-żółto-czerwonych odcieniach. W połowie miesiąca zawitał do Radia Ras
Luta, który wystąpił w towarzystwie swojego ośmioosobowego zespołu. Był urzekający damski chórek ubrany w orientalne sukienki, były
bongosy, trzech gitarzystów i oczywiście wiele piosenek o najpiękniejszych uczuciach. W skrócie – Peace and Love and Radio Koszalin.
14 maja w kołobrzeskim Regionalnym Centrum Kultury o miłości
zaśpiewała także Ania Dąbrowska. Był to pierwszy w historii koncert z cyklu Unplugged zorganizowany „na wyjeździe”. Okazją do
tego stała się konferencja o przyszłości dziennikarstwa radiowego.
Okazało się, że wielu stałych bywalców koszalińskich koncertów
przyjechało specjalnie do Kołobrzegu, aby usłyszeć na żywo Charlie Charlie, Jeszcze ten jeden raz czy cover Bang Bang z repertuaru
Nancy Sinatry. Gdyby był to koncert rockowy, pół żartem pół serio
moglibyśmy mówić o zjawisku groupies.
Na zakończenie czwartego sezonu akustycznego grania wysłaliśmy do wszystkich słuchaczy Muzyczne Depesze. Tak brzmiał tytuł
finałowego koncertu, poświęconego w całości twórczości zespołu
Depeche Mode. 25 czerwca na naszej scenie wystąpiło kilkunastu
instrumentalistów z całego regionu. Na potrzeby projektu powstały
dwa kompletne zespoły – jeden pod wodzą Rafała Mędlewskiego,
W tym roku wszystko zaczęło się od wymiany na lepszy model.
Realizatorzy i dziennikarze zachowali jednak status quo. Przynajmniej większość. Lepszy model to tytuł największego hitu Kasi Klich,
która 18 stycznia wystąpiła w SKN w towarzystwie męża Jarosława `Yaro’ Płocicy. Para przyjechała do Koszalina z Warszawy, gdzie
obecnie mieszka, tworzy i prowadzi własne studio nagraniowe. Nie
tylko publiczność zachwalała rodzinną atmosferę, która wytworzyła
się w trakcie wspólnego śpiewania największych hitów muzycznego małżeństwa. Zadomowiony w stolicy Yaro (rodowity koszalinianin) po koncercie przyznał, że stojąc na scenie przed swoimi rodzicami poczuł, że to właśnie przy ulicy Piłsudskiego jest naprawdę
„u siebie”.
26 lutego to początek zaplanowanego końca Indios Bravos.
Zespół tworzony przez m.in. Piotra Banacha i Piotra `Gutka’ Gutkowskiego zawiesił działalność na bliżej nieokreślony czas. Występ w Radiu Koszalin był jednym z pierwszych koncertów zorganizowanych w ramach pożegnalnej trasy Indiosów. Zamiast łez
na policzkach i zapalniczek w dłoniach wiernych fanów w Studiu
pojawiły się indiańskie okrzyki i próby tańca. – W takich kameralnych miejscach wytwarza się intymność. Tłum jest anonimowy.
Cenię sobie granie w pomieszczeniach, w których wszyscy odWydarzenia
61
M U Z Y K A
Zwłaszcza, gdy jedyną ceną tej przyjemności jest dobrowolne powierzenie nam 120 minut swojego życia. Najpiękniejsze
rzeczy otrzymujemy za darmo. Radio Koszalin stara się udowodnić, że tak właśnie jest. W tym roku zakończył się czwarty
sezon akustycznych koncertów w Studiu Koncertowo-Nagraniowym im. Czesława Niemena (SKN). Historia z kameralnym
graniem bez prądu sięga końca 2011 roku. Dyrektor muzyczny
stacji, Adrian Adamowicz stwierdził, że najwyższy czas, by zrobić duży i wyraźny krok do przodu. We wrześniu RK podwoiło
stawkę – rozpoczęło piątą edycję cyklu Unplugged i coś nowego – koncerty w samo południe nocy, czyli O północy.
M U Z Y K A
Skubas
We wrześniu ruszył także cykl koncertów O północy. Pod koniec miesiąca odwiedził nas Kortez, zdaniem wielu recenzentów muzyczne odkrycie 2015 roku. Kortez dwa dni przed premierą swojego debiutu Bumerang podzielił się ze słuchaczami Radia Koszalin całą zamkniętą na
płycie intymnością, melancholią i refleksją. – Muzyka smakuje inaczej
o każdej porze dnia i nocy. Są takie zespoły, tacy wykonawcy, których
twórczość smakuje lepiej, gdy zgasną światła. Kortez zapoczątkował
nową formę spotkań. Będziemy ją rozwijać – zapewnia Adrian Adamowicz. – Nasze radio żyje 24 godziny na dobę – dodaje.
Niespełna miesiąc później słuchacze wesoło wybiegli z Radia
Koszalin. Wszystko za sprawą Elektrycznych Gitar, których muzycy
a drugi pod czujnym uchem Henryka Rogozińskiego. Do współpracy
zaproszeni zostali wokaliści – m.in. Magdalena Łoś, Karolina Żuk, Wojciech Kucharski i Mariusz Puszczewicz. Blisko dwugodzinny koncert
zakończył się dwukrotnym wykonaniem utworu Personal Jesus.
Po wakacyjnej przerwie w piąty sezon Unplugged Radia Koszalin
publiczność weszła z góralskim przytupem. 4 września z Zakopanego nad Bałtyk przyjechała Kapela Hanki Wójciak. W zaprezentowanych przez nią utworach pojawiły się polskie motywy ludowe,
elementy muzyki klezmerskiej i orientalne skale. Koncert był dowodem na to, że prawdziwe góralki nie potrzebują prądu. To one
przekazują energię innym.
62
Almanach 2015
kilkukrotnie bisowali. Październik upłynął pod znakiem występu
znanego zespołu z Kubą Sienkiewiczem na czele. Elektryczne Gitary odwiedziły Koszalin 16 października w ramach trasy Prawie akustyczne Radio Tour. Nie można tego nazwać normalnym koncertem.
Pod jego koniec część zespołu biegała w taboretach na głowach.
Nawet najbardziej znany w kraju neurolog Kuba Sienkiewicz nie
mógł nic z tym fantem zrobić.
Pod koniec listopada wystąpił w Radiu Koszalin wokalista,
gitarzysta i tekściarz Piotr Wróbel. Współtwórca zespołu Akurat
promował u nas swoją debiutancką solową płytę Ty i Ja i Świat.
– Mało rozgłośni regionalnych Polskiego Radia robi koncerty,
a dodatkowo, na własną rękę, wyszukuje artystów, którzy chcieliby u nich wystąpić. Wasza publiczność? Fajna, dojrzała, słuchająca – tak Piotr Wróbel komentował swój występ kilka minut po
zejściu ze sceny.
Drugim po Kortezie nocnym wydarzeniem był występ nieznanej
jeszcze szerszej publiczności formacji Henry Davids Gun. Przyjechali zaprezentować premierowo materiał ze swojej pierwszej płyty Over the fence and far away. Muzyka nagrywana w drewnianym
wiejskim domku, w środku lasu i pobliżu jeziora. Trudno opisać
magię połączonych dźwięków wokalu Wawrzyńca Dąbrowskiego,
perkusji Macieja Rozwadowskiego i strunowych instrumentów Michała Sepioło.
Rok 2015 zakończyliśmy Kołysanką i Rejsem od Skubasa. Popularny wokalista i gitarzysta, autor utworu Nie mam dla Ciebie miłości wystąpił w towarzystwie swojego czteroosobowego zespołu. Był to jeden z trzech koncertów, które Skubas zagrał w rozgłośniach radiowych. Muzyk odwiedził Gdańsk, Łódź i właśnie
Koszalin. – Graliśmy trochę ciszej niż zazwyczaj i na dodatek na
siedząco. Lubię takie występy. Być może część zarejestrowanych
tutaj utworów trafi na płytę koncertową – mówił tuż po koncercie Skubas.
W dużym zaokrągleniu – w 2015 roku Radio Koszalin zorganizowało 12 koncertów, wzięło w nich udział ponad 1600 osób, a na antenie radiowej w formie retransmisji pojawiło się 800 minut muzyki
na żywo. To wszystko efekt zaangażowania pomysłodawcy cyklu
Unplugged Adriana Adamowicza, publiczności, dziennikarzy i realizatorów Radia Koszalin. Ekipa nawet nie myśli o wypowiedzeniu
ostatniego słowa. Dopiero się rozkręca. Drugie piętro w metalowo-szklanym budynku przy ulicy Piłsudskiego 41. Zapamiętajcie ten
adres. Tu się fajnie gra.
Wydarzenia
Kapela Hanki
Kortez
Elektryczne Gitary
Izabela Nowak
M U Z Y K A
Najnowsza odsłona tradycji polonijnej
Polonijna Akademia Chóralna (PAC), która odbyła się w dniach
11-19 lipca 2015 roku i miała wyjątkowo uroczysty charakter.
W programie spotkania podkreślono bowiem dwa znaczące jubileusze: 45 lat polonijnej tradycji w Koszalinie, która – przypomnijmy – rozpoczęła się w 1970 roku oraz XV już Światowy Festiwal Chórów Polonijnych. Oprócz jubileuszowego festiwalu
w programie PAC znalazła się także sesja Studium Dyrygentów
Chórów Polonijnych oraz organizowany po raz pierwszy Letni
Kurs Dyrygentów Polonijnych. Po raz kolejny Koszalin stał się
stolicą polonijnej chóralistyki, a nasze miasto gościło utalentowanych śpiewaków, którzy w tym roku przybyli z Białorusi,
Czech, Rosji, Ukrainy i Stanów Zjednoczonych.
– Do Koszalina przyjeżdżają ludzie, którzy z potrzeby serca pielęgnują polskość w tych krajach, do których rzucił ich los – powiedziała prof. Elżbieta Wtorkowska z Akademii Muzycznej w Bydgoszczy,
od dwudziestu trzech lat prowadząca z polonijnymi gośćmi zajęcia
z emisji głosu i praktyki wokalnej. – Przyjeżdżają, aby pogłębiać
i ugruntować swoją wiedzę, a jednocześnie poznawać polską literaturę muzyczną. Proponujemy naszym gościom nie tylko klasykę, ale
dbamy również o to, by zapoznali się z tym, co najnowsze w polskiej
muzyce. Poznane w Koszalinie pieśni mogą wprowadzać do repertuaru prowadzonych przez nich chórów lub zespołów, w których
sami śpiewają.
Znaczenie polonijnej tradycji podkreślił zastępca prezydenta Koszalina, Przemysław Krzyżanowski podczas uroczystej inauguracji
tegorocznej Polonijnej Akademii Chóralnej:
– Bardzo się cieszę, że od początku lat siedemdziesiątych Koszalin
jest stolicą polskiej pieśni – powiedział. – To właśnie w naszym mieście już od czterdziestu pięciu lat spotykają się Polacy mieszkający
poza granicami kraju. Gościliśmy już około dwudziestu trzech tysięcy rodaków. Początkowo byli to goście z Europy Zachodniej, później
z wielką radością zapraszaliśmy Polaków ze Wschodu. Często były
to podróże sentymentalne do miejsc, gdzie wszyscy tak naprawdę
mają swoje korzenie. Koszalin jest miastem bardzo otwartym dla
Polonii i bardzo się cieszę, że możemy gościć tutaj rodaków z całego świata.
Coroczne spotkania rozśpiewanej Polonii na stale wpisały się
w życie kulturalne Koszalina. Jednak kolejne festiwale to nie tylko wielkie muzyczne wydarzenia, ale także chwile autentycznych
wzruszeń niesionych przez polskie pieśni tak sugestywnie interpretowane przez pełnych artystycznej pasji polonijnych gości. Połączył ich nie tylko wokalny talent, ale przede wszystkim szczera
miłość do Polski, do polskiej tradycji, kultury i do ojczystego języka.
Zespoły chóralne, niektóre o bardzo długiej historii, słuchacze
Studium Dyrygentów Chórów Polonijnych i uczestnicy Letniego
Kursu Dyrygentów Polonijnych – to właśnie oni zapisali kolejną kartę w koszalińskiej tradycji polonijnej.
Galerię znamienitych polonijnych gości otwiera zespół o najdłuższej, 61-letniej historii – wspaniały Polski Zespół Śpiewaczy Hutnik
z Trzyńca (Czechy) pod dyrekcją Cezarego Drzewieckiego, podbijający serca publiczności nie tylko na Zaolziu, w Polsce, ale także
w wielu europejskich krajach. Spektakularne artystyczne sukcesy,
koncerty, które stały się wielkimi artystycznymi wydarzeniami to
efekt talentów wokalnych chórzystów oraz bogatego i zróżnicowanego repertuaru prezentowanego z niezrównanym mistrzostwem.
Wysoki poziom artystyczny jest także wizytówką działającego już
od siedemnastu lat Polskiego Amatorskiego Chóru Kameralnego
im. Juliusza Zarębskiego z Żytomierza na Ukrainie pracującego pod
kierownictwem Jana Krasowskiego. Jednak artystyczne sukcesy,
które często stają się udziałem śpiewaków z Żytomierza, to jeszcze
nie wszystko. Ten chór jest bowiem „zespołem z misją”:
– W naszym zespole śpiewa dużo młodzieży – powiedział dyrygent chóru, Jan Krasowski. – Staramy się rozwijać w tych młodych
…nasza dusza śpiewa po polsku…
64
Almanach 2015
Fot. Mariusz Czajkowski
M U Z Y K A
ludziach miłość do Polski, do polskiej kultury, do polskiej muzyki
sakralnej, do polskich piosenek ludowych. Dla naszych młodych
śpiewaków wielką nagrodą jest możliwość przyjazdu do Koszalina.
To wielkie przeżycie nie tylko dla nich, ale także dla mnie. Nie tylko
koszalińskie tradycje polonijne są mi drogie, ale nawet koszalińskie
powietrze… Mam nadzieję, że Koszalin pozostanie tym szczególnym miastem, w którym spotyka się Polonia.
Kolejnym znakomitym zespołem, który przyjechał do Koszalina
z Ukrainy był Chór Kameralny Cantica Anima z Baru. Dyrygentką
zespołu jest Ludmiła Chałabuda, dla której Koszalin także jest wyjątkowym miejscem:
– W języku polskim nazwa naszego chóru to „śpiew duszy” –
powiedziała. – Nasza dusza śpiewa po polsku… Dodam, że moja
chóralna pasja rozpoczęła się w Koszalinie, gdzie z całego serca
pokochałam polską pieśń. Pobyt w Koszalinie jest wyjątkowym
przeżyciem dla naszego chóru. Teraz zrobimy wszystko, by śpiewać
jeszcze lepiej i piękniej.
Wydarzenia
Najdłuższą drogę do Koszalina musieli pokonać śpiewacy ze Stanów Zjednoczonych tworzący Chór Reprezentujący Związek Polskich Śpiewaków w Ameryce kierowany przez dwie panie – Izabelę
Kobus-Salkin i Yagę Chudy. To wyjątkowy zespół skupiający chórzystów pracujących na co dzień w wielu chórach – między innymi
w Arii, Jutrzence, Hejnale i chórze im. Ogińskiego – towarzyszących
życiu amerykańskiej Polonii. W tym składzie zespół nigdy nie koncertował, więc występy w Koszalinie były absolutnym debiutem.
Dla dyrygentki, Izabeli Kobus-Salkin, absolwentki Studium Dyrygentów Chórów Polonijnych związanej od wielu lat z koszalińską
polonijną tradycją, nasze miasto ma także wyjątkowe znaczenie:
– Nie wyobrażam sobie życia bez koszalińskiego festiwalu – powiedziała. – To wielka motywacja, by uczyć się i dalej przekazać tę
wiedzę. Ale jest to również wspaniały zastrzyk energii. Mam nadzieję, że dla mieszkańców Koszalina i regionu spotkania z Polonią są
także znaczącymi wydarzeniami, okazją do spotkań nie tylko z muzyką, ale też i z drugim człowiekiem.
65
Chórzystom towarzyszyli kolejni goście – słuchacze Studium
Dyrygentów Chórów Polonijnych i uczestnicy pierwszego w koszalińskiej tradycji Letniego Kursu Dyrygentów. Tę grupę tworzyli
studenci i absolwenci uczelni muzycznych, nauczyciele, wokaliści
występujący na profesjonalnych scenach. To właśnie oni – po odejściu od dyrygenckich pulpitów – tworzyli wspaniały, pracujący pod
batutą prof. Elżbiety Wtorkowskiej chór Ojczyzna uznawany za „perłę polonijnej chóralistyki łączącej w polskości narody i kontynenty”.
Polonijnym chórzystom towarzyszył śpiewający pod batutą
Aleksandry Pałki Zespół Warsztatowy Repetitio złożony ze studentów Uniwersytetu Medycznego i Akademii Muzycznej w Poznaniu
oraz Akademii Muzycznej w Bydgoszczy i Wrocławiu, Warto dodać,
że chórzyści spotykają się tylko jeden raz w roku podczas koszalińskich imprez polonijnych, a mimo to zachwycają swoim brzmieniem i bogatym repertuarem.
z prezentacją tegorocznych absolwentów Studium Dyrygentów
Chórów Polonijnych. Porywającym finałem koncertu były występy połączonych chórów. Na wspólne wokalne prezentacje złożyły się: Ojczyzna, Psalm 136 Jeruzalem Feliksa Nowowiejskiego,
Stabat Mater Andrzeja Koszewskiego, Moja Piosnka Józefa Świdra
i towarzyszący wszystkim spotkaniom rozśpiewanej Polonii
piękny Hymn Chórów Polonijnych Zbigniewa Kozuba. Za wielkie
wzruszenia i niezapominane artystyczne przeżycia licznie zgromadzona publiczność podziękowała polonijnym artystom owacją
na stojąco. I trudno się dziwić – brzmienie połączonych chórów
zachwyciło z pewnością nawet najbardziej wymagających koneserów śpiewu chóralnego.
– Program prezentacji połączonych chórów jest naszym hołdem złożonym wielkim polskim kompozytorom – powiedział
prof. Przemysław Pałka, dyrektor artystyczny Polonijnej Akademii Chóralnej. – W przyszłym roku przypada 70. rocznica śmierci
Feliksa Nowowiejskiego, wybitnego artysty i wielkiego patrioty.
Przypominamy również twórczość Andrzeja Koszewskiego i Józefa Świdra, wspaniałych kompozytorów i pedagogów związanych
z koszalińskimi imprezami polonijnymi, których niedawno pożegnaliśmy.
Nie tylko radość wspólnego śpiewania wypełniała gorące lipcowe dni. Równie istotny był wymiar edukacyjny, czyli wspólne próby
i zajęcia z dyrygentury, emisji głosu, nauki akompaniamentu z aranżacją oraz z praktyki wokalnej prowadzone przez wybitnych specjalistów z polskich akademii muzycznych.
– To zdumiewające, że w tak krótkim czasie udało się osiągnąć
znakomite artystyczne rezultaty – ocenił prof. Przemysław Pałka.
– Ale mamy znakomitą kadrę, którą tworzą nie tylko świetni profesjonaliści, ale także ludzie, znajdujący wspólny język z rodakami.
Staramy się prowadzić zajęcia w sposób przyjazny, a nasi słuchacze
po prostu chłoną przekazywaną im wiedzę. I mimo, że mówią z różnymi akcentami, rozumiemy się doskonale.
M U Z Y K A
Z polonijną pieśnią i… nauką
Przez dziewięć lipcowych dni w Koszalinie królowała polska
pieśń chóralna – zarówno klasyczna, jak i współczesna. Wielkie
polonijne święto rozpoczęły koncerty festiwalowe w wypełnionym po brzegi kościele pw. Ducha Świętego. Od wielu lat
proboszcz tej koszalińskiej świątyni, ks. Kazimierz Bednarski,
z otwartym sercem wita rozśpiewaną Polonię. Tak było i w tym
roku. Polonijne chóry wzruszały i zachwycały swym wokalnym
kunsztem, więc kolejne prezentacje nagradzano gorącymi brawami. Równie serdecznie i ciepło przyjmowano polonijnych gości podczas uroczystej mszy świętej w intencji Polonii, tradycyjnie celebrowanej w Kościele pw. Ducha Świętego. W programie
Polonijnej Akademii Chóralnej nie zabrakło też ukłonu w stronę
koszalińskiej tradycji – podobnie jak w latach ubiegłych przedstawiciele chórów uroczyście złożyli kwiaty pod pomnikiem Więzi Polonii z Macierzą.
Wokalną maestrię polonijnych gości mieli okazję podziwiać także mieszkańcy Dygowa i Kołobrzegu. Artystyczne wizyty w tych
miejscowościach przyniosły uczestnikom Polonijnej Akademii Chóralnej wiele atrakcji. Polonijni goście podejmowani byli również
w koszalińskim ratuszu przez zastępcę prezydenta Koszalina, Przemysława Krzyżanowskiego, który podkreślił bezcenną wartość koszalińskiej tradycji polonijnej.
Wspaniałym zwieńczeniem święta polskiej pieśni chóralnej był
uroczysty koncert galowy w Filharmonii Koszalińskiej połączony
Organizatorami wielkiego święta polonijnej pieśni było Stowarzyszenie Wspólnota Polska – Zarząd Krajowy w Warszawie i Koło
Terenowe w Koszalinie kierowane przez Senatorów RP: Grażynę
Annę Sztark i Piotra Zientarskiego. Dyrektorem artystycznym Polonijnej Akademii Chóralnej był prof. Przemysław Pałka z Akademii
Muzycznej w Poznaniu.
66
Almanach 2015
Małgorzata Kołowska
Na jednym oddechu
gi. Jeżdżą z nami znakomici muzycy, instrumentaliści i wokaliści,
choćby Wojciech Szymczewski, brat naszej Agaty, skrzypaczki. Nie
jest łatwo ich pozyskać. W naszych trasach koncertowych mogą
uczestniczyć tylko „artyści całodobowi”. Wśród wielkich są tacy,
którzy pojadą, ale są i tacy, którzy mówią, że „rano nie żyją”, a nasza
praca wymaga dyscypliny: o godzinie piątej pobudka, na drogę
kanapki, termos z kawą. Musimy na czas dotrzeć niekiedy do kilku
szkół w ciągu dnia, a bywa, że pierwszy koncert zaczynamy już
o godzinie 7.30.
• To prawdziwe poranki muzyczne! Jak jesteście państwo przyjmowani?
Bardzo różnie. Są szkoły, w których nasz przyjazd jest świętem.
Nauczyciele i uczniowie czekają na nas odświętnie ubrani, słuchają
naszych programów z autentycznym zainteresowaniem. Tak jest na
przykład w Koczale. Tam nauczyciele nie pilnują dzieci, ale razem
z nimi słuchają muzyki. To bardzo ważne.
• Jest pan wciąż zapracowanym człowiekiem, a przecież osiągnął piękny wiek, by zażywać lenistwa na zasłużonej emeryturze.
W ubiegłym tygodniu w ciągu pięciu dni byliśmy w dwudziestu
czterech szkołach w kilkunastu miejscowościach. Proszę zobaczyć
(Andrzej Zborowski pokazuje gęsto zapisany harmonogram). Ten
tydzień jest spokojniejszy: będziemy w Mieszałkach, Dargini, Rosnowie, Tychowie. Koncerty umuzykalniające kiedyś organizowała Filharmonia Koszalińska. Realizowałem wówczas także audycje
umuzykalniające dla Polskiego Radia. Od dwudziestu lat, pod patronatem tejże Filharmonii, koncerty szkolne organizuje Agencja
Kulturalno-Usługowa Artos Bogusława Iskrzyckiego. Docieramy
do około 140 szkół i przedszkoli w miejscowościach dawnego
województwa koszalińskiego oraz w Koczale i Miastku. Mamy
dwa rodzaje programów: dla młodszych i dla starszych słuchaczy. Pierwszy planuje i przygotowuje Wojciech Bałdys, ja ten druWydarzenia
• Wiele mówi się o tym, że dzisiejsze młode pokolenie, wychowane na internecie, jest zupełnie inne od wcześniejszych generacji. Czy i pan dostrzega te różnice?
Oczywiście, tak. Musimy uwzględnić możliwości percepcyjne
słuchaczy. Dzięki naszym audycjom zwłaszcza uczniowie małych,
wiejskich szkół mają szansę poznać obszary sztuki w innym wypadku zupełnie im niedostępne. Wielu uczniów spoza Koszalina, którzy
podejmują naukę w naszej szkole muzycznej, są to właśnie słuchacze naszych koncertów.
• Koszalińscy melomani znają pana przede wszystkim jako
konferansjera prowadzącego koncerty symfoniczne, a latem
organowe.
W Koszalinie i Słupsku od lat stale prowadzę koncerty. Robię to
również w innych miastach w Polsce. Zwłaszcza w ostatnich la-
67
M U Z Y K A
Kiedy dzwonię do Andrzeja Zborowskiego, śpiewaka, konferansjera, propagatora muzyki poważnej, aby umówić się na rozmowę
do niniejszego wydania Almanachu, mój rozmówca sumituje się:
Przecież – niedawno był o mnie artykuł, czy to wypada, aby znowu...
– Mam takie zlecenie, a osiemdziesięciolecie urodzin to wystarczająco dobra okazja do powrotu na łamy... – negocjuję. Wreszcie słowa zaproszenia padają. Następna trudność: znalezienie terminu.
– Jestem właśnie w trasie..., ale w przyszłym tygodniu możemy się
spotkać. Oddycham z ulgą i wdzięcznością. Kilka dni później spotykamy się w mieszkaniu pana Andrzeja, przy cieście i doskonałej kawie. To trochę jak podróż w czasie: mieszkanie w bloku, urządzone
skromnie, jak to u powojennej inteligencji. Na jednej ścianie olejny
portret – sądząc po stroju widocznej na nim starszej kobiety i ujęcia
tematu z końca XIX stulecia – na pozostałych stare fotografie. Na
podłodze afisze koncertów Filharmonii Koszalińskiej, na półkach
równe stosy nut, kaset magnetofonowych i płyt.
68
Almanach 2015
tach. W Szczecinie prowadziłem niedawne koncerty sylwestrowy
i noworoczny, w ciągu ostatnich sezonów w Bydgoszczy kolejne
gale operowe, zdarzają się także koncerty w Filharmonii Narodowej w Warszawie, Filharmonii Krakowskiej, auli Uniwersytetu
im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, niedługo czekają mnie koncerty w Kielcach.
prelegenta. W nocy dostałem z przejęcia 39-stopniowej gorączki,
tuż przed koncertem z nerwów zaniemówiłem, ale ktoś mnie wypchnął na estradę. I jakoś poszło...
• W świat muzyki wprowadziła pana opera, ale przeznaczeniem
stała się kameralistyka. Pamiętam pana jako wykonawcę pieśni, arii operowych czy lżejszych arietek...
Moje śpiewanie dawno minęło. Pamiętam jednak z dawnych
czasów – to były jakieś lata 70. ub. wieku – jak zadzwonił do mnie
ówczesny dyrektor Festiwalu Organowego Wacław Kubicki z propozycją, abym, też w nagłym zastępstwie, wykonał półrecital wokalny
z jego towarzyszeniem na organach i po pół recitalu duńskiego organisty. Odparłem, że nie mam takiego repertuaru, a on mi na to, że
nie ma problemu, bo ma nuty, a ja, stojąc na chórze, nie muszę przecież śpiewać z pamięci. Umówiliśmy się na próbę w katedrze, wziąłem ze sobą magnetofon, aby ją zarejestrować i w domu osłuchać
się z tą muzyką. Mam to „historyczne” nagranie. Słychać na nim, jak
na dole sprzątaczka szura wiadrami...
• Pana związek z muzyką zaczął się od spotkania z operą. Czy
pamięta pan tę pierwszą, obejrzaną na prawdziwej scenie?
Po wojnie zamieszkałem z rodzicami w Bytomiu, gdzie chodziłem do szkoły powszechnej. Do Opery Bytomskiej, wówczas
jednej z najznakomitszych w Polsce, zabrał nas nasz nauczyciel.
To było przedstawienie złożone z dwóch polskich oper: Janka
Władysława Żeleńskiego i Verbum nobile Stanisława Moniuszki.
Wśród śpiewaków były takie znakomitości jak choćby Andrzej
Hiolski. Nie mogłem zrozumieć, jak to możliwe, aby ludzki głos
tak brzmiał.
Wydarzenia
Andrzej Zborowski włącza kasetę, z głośnika płynie aria Pieta,
Signore z opery Stradella dziewiętnastowiecznego kompozytora
Louisa Niedermayera. Szurania wiadrem nie słyszę. – O, proszę tu
posłuchać, w tym miejscu, wszystko na jednym oddechu... – pan
Andrzej zwraca moją uwagę na szczególnie ważny moment nagrania. Za chwilę posłuchamy jeszcze jednego, tym razem w jego
wykonaniu pieśni Claude’a Debussy’ego, przenoszącej w kręgi
muzycznego impresjonizmu początków XX wieku. – Nie ma pan
racji mówiąc, że śpiewanie to była miłość bez wzajemności – muszę szczerze zaprzeczyć po tej dawce naprawdę dobrej wokalistyki, która staje się piękną i oczekiwaną puentą naszej rozmowy.
Po powrocie do domu w internecie odszukuję arię Pieta, Signore
w wykonaniu legendarnego tenora Mario del Monaco. Rozpoznaję to miejsce... Na jednym oddechu.
69
M U Z Y K A
• Jak toczyła się droga pana kształcenia muzycznego?
Po maturze zdawałem najpierw do krakowskiej Państwowej
Wyższej Szkoły Teatralnej, ale na szczęście się nie dostałem. Aby
móc podjąć studia wokalne, musiałem zdobyć średnie wykształcenie muzyczne i tak trafiłem do słynnej szkoły braci Szafranków
w Rybniku. Potem był Wydział Wokalny katowickiej PWSM. Śpiew
okazał się dla mnie miłością bez wzajemności, jednak nie przypuszczałem wtedy, że zyskam w zamian tak wspaniały kapitał na
przyszłość. Dzięki wtedy zdobytej, a później rozwijanej wiedzy,
koncert siedmiu tenorów mogłem prowadzić bez większych przygotowań. Poradziłem sobie także wtedy, gdy tuż przed koncertem
w Sławnie organistka Agnieszka Walczy zmieniła cały repertuar
bo stwierdziła, że wcześniej zaplanowanych utworów na tamtejszych organach nie da się wykonać. A początki moich prelekcji
to, jak często bywa, czysty przypadek. Dzień przed koncertem
powiedziano mi, że mam nazajutrz zastąpić niedysponowanego
­Anna Załucka
Pasja, harmonia i marzenia
„Nie bój się dużego kroku. Nie pokonasz przepaści dwoma małymi.”
David Lloyd George
M U Z Y K A
Rozmowa z Marzeną Diakun, dyrygentką
• Skąd twoje zainteresowania muzyką i dyrygenturą?
Pochodzę z rodziny o tradycjach muzycznych. Mama zawsze
śpiewała w chórach, tata grał na skrzypcach i gitarze. Moi rodzice są
chyba najwierniejszymi melomanami filharmoników koszalińskich
i od dziecka zabierali mnie na koncerty w każdy piątek. Stąd zafascynowanie brzmieniem orkiestry symfonicznej. Od zawsze marzyłam o „graniu na orkiestrze”, a „czarowanie rękami do muzyki” było
moją ulubioną zabawą jeszcze w przedszkolu.
w trakcie. Dlatego, moim zdaniem, muzyka to najtrudniejsza i najbardziej wymagająca ze wszystkich sztuk pięknych.
• Twój największy sukces życiowy…
W moim życiu jest oczywiście kilka chwil, które wspominam ze
szczególną radością. Na przykład moment wręczania mi Srebrnej
Batuty na Konkursie Fitelberga i świadomość, że jeszcze żaden Polak nie dokonał tego, co ja. To czysto egoistyczna radość z tego, że
cokolwiek przyjdzie po, osiągnęłam już coś, co zapisze się choćby
małymi literami w historii muzyki polskiej.
• Czym jest dla ciebie twój zawód?
Jak w każdym zawodzie artystycznym, najważniejsza jest pasja.
Totalne zaangażowanie, którego nie da się wyłączyć po ośmiu godzinach pracy, a czasem nie można go zamknąć w żadne ramy czasowe. Tej pasji trzeba oddać duszę i ciało. Muzyka jest ze mną, od kiedy
pamiętam i przenika wszystkie dziedziny mojego życia. Sam koncert
to tylko zwieńczenie długiego okresu przygotowywania partytur,
szukania właściwej formy, odpowiedniego podejścia do zespołu muzyków, który za każdym razem jest inny i niepowtarzalny. Większość
publiczności, jeśli nigdy nie miała bliższej styczności z nauką gry na
jakimkolwiek instrumencie, nie potrafi zrozumieć ilości pracy, którą
należy włożyć w przygotowanie utworu do wykonania publicznego.
Nawet studenci dyrygentury przekonują się o tym na własnej skórze dopiero w momencie samodzielnego przygotowania utworów
z zespołem instrumentalistów i zaprezentowania go w po brzegi
wypełnionej sali. Wówczas uświadamiamy sobie, że nasze działania
wystawione są w naszej obecności na widok publiczny. W muzyce
ten jeden jedyny moment odtwarzania utworu przed publicznością
będzie już na zawsze konkretną wizytówką naszego profesjonalizmu.
Niczego nie da się powtórzyć, ulepszyć, nie można zmienić koncepcji
• Jak dochodzi się do międzynarodowych sukcesów w zawodzie
dyrygenta?
Najwięcej prawdy jest w powiedzeniu, że aby odnieść sukces,
potrzebna jest odrobina talentu, dużo determinacji, ciężka praca
oraz odrobina szczęścia i szaleństwa. Dyrygentura to ciągłe wystawianie się na ocenę: muzyków w orkiestrze, publiczności podczas
koncertów, rozmaitych jurorów podczas konkursów, przesłuchań
itp. Nigdy nie unikałam takich konfrontacji. Zawsze starałam się
podejmować jak największą ilość tego rodzaju prób, ponieważ dla
mnie był to – i wciąż jest – jedyny sposób znajdowania osób odpowiedzialnych za następne zaproszenia do sal koncertowych.
To trudna droga, nie można pozwolić sobie na najmniejszą chwilę słabości. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, bo efekty przychodzą
czasem z wieloletnim opóźnieniem. Tym sposobem znalazłam się
w 2015 roku wśród wybrańców Marin Alsop, obecnie najbardziej
rozpoznawalnej kobiety w zawodzie dyrygenta. Miałam też okazję
pracować z Boston Symphony Orchestra w ramach wyjątkowego
Tanglewood Music Festival (USA), który współtworzony jest przez
70
Almanach 2015
rym czuje się wciąż obecność najznamienitszych artystów na świecie.
I wreszcie, od września 2015 roku podjęłam stałą współpracę z czołową europejską orkiestrą, Philharmonique de Radio France w Paryżu.
Kontrakt otrzymałam po pokonaniu ponad dwustu dyrygentów z całego świata. Paryż stał się dla mnie domem i bardzo ważnym etapem
w muzycznej karierze. Pracując z wirtuozami, jestem zmuszona do
ciągłego rozwoju, pokonywania własnych słabości i dążenia do doskonałości. Z tego miejsca zawrócić już nie sposób.
M U Z Y K A
Fot. Archiwum Marzeny Diakun/MENTION OBLIGATOIRE Radio France/Christophe Abramowitz
największe wybitności dyrygentury. Przez wiele lat znałam tę nazwę
tylko z podręczników historii muzyki: utwory Strawińskiego, Bartoka, Coplanda, Hindemitha... zamawiane były właśnie na ten festiwal,
a wykonywali je najlepsi światowi dyrygenci: Kusewicki, Bernstein,
Ozawa. Najwięksi soliści przewinęli się przez scenę Shed, czyli ponad pięciotysięcznego amfiteatru, wokół którego na koncertach
gromadzi się dodatkowo jeszcze około 10 tysięcy ludzi. Przed taką
publicznością miałam okazję występować, stojąc na miejscu, w któ-
Marzena Diakun – dyrygentka, koszalinianka, absolwentka Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych im. Grażyny Bacewicz oraz I Liceum
Ogólnokształcącego w Koszalinie. W 2005 roku ukończyła z wyróżnieniem dyrygenturę symfoniczno-operową w Akademii Muzycznej we Wrocławiu, a następnie podyplomowe studia dyrygenckie na Universität für Musik und darstellende Kunst w Wiedniu. Laureatka II nagrody Srebrnej
Batuty na IX Międzynarodowym Konkursie im. G. Fitelberga w Katowicach (2012) oraz II nagrody na prestiżowym 59. Konkursie Dyrygenckim
w ramach Festiwalu Praska Wiosna (2007). Zadebiutowała jeszcze jako studentka, prowadząc finałowy koncert XVII Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Perkusyjnej z orkiestrą Filharmonii Koszalińskiej (2002). Koncertowała z licznymi orkiestrami w kraju oraz w Niemczech, Szwajcarii,
Danii, Hiszpanii, Portugalii, Czechach, Słowacji, Turcji, Chinach i Stanach Zjednoczonych. Od 2011 roku jest adiunktem w Akademii Muzycznej we
Wrocławiu, a od września roku 2015 roku dyrygentem-asystentem w Orchestre Philharmonique de Radio France w Paryżu.
Wydarzenia
71
Kazimierz Rozbicki
M U Z Y K A
Eksplozje muzyczne Filharmonii
siebie ułożony i reżyserowany, zatytułowany Muzyka z filmów grozy, w duchu założonej przez siebie „poetyki”: fragmentów symfonicznych z odnośnych głośnych filmów tego rodzaju, we własnej
adaptacji. Zrobił to wspaniale. Była to także znakomita prezentacja
możliwości naszej orkiestry – chyba nigdy tak dobitnie i z takim
sukcesem nie przedstawionych. A było to wyzwanie dla wszystkich
jej grup, szczególnie zaś instrumentów dętych, perkusji. Ekspresję
wykonań wzbogacała także projekcja filmowa na wielkim ekranie
nad estradą. Szalała perkusja, cała grupa dęta, operatorzy świateł,
a cały koncert był jednym wielkim szaleństwem – barwnym, niemal
rozpasanym.
Po wiejących grozą wieczorach estradę Filharmonii przejął (5, 6
i 7 lutego) szef koszalińskiej orkiestry, maestro Massimiliano Caldi,
wprowadzając na nią głównie muzykę operetkową z jej klasycznego nurtu wiedeńskiego: Strauss, Zeller, Lehár. Pojawiło się także
coś z innego: urzekająca aria Leandra z zarzueli Pablo Sorozábala:
La Tabernera del Puerto, Uwertura bajkowa Federico Biscione, a także
Czardasz Sylwii i duet Co się dzieje, oszaleję z Księżniczki czardasza
Imre Kálmána i trochę niespodzianie, uwertura do opery Ignacego
Feliksa Dobrzyńskiego Monbar czyli Flibustierowie. Massimiliano
Caldii prowadził znakomicie zarówno tę uwerturę, jak i cały program bogatego wieczoru. Śpiewała para artystów z najwyższej półki: Edyta Piasecka (sopran) oraz Adam Zdunikowski (tenor), artyści
dysponujący głosami pięknymi, operujący sztuką cechowaną wielką kulturą muzyczną i smakiem.
Jeszcze błąkały się po Filharmonii echa muzycznych uroków i rozrywkowych szaleństw karnawału, kiedy na kolejnych wieczorach
słuchaczy czarowały poważne dzieła symfoniczne twórców polskich
– oraz jedno samego Ryszarda Wagnera. Zaczęto ten „patriotyczny”
ciąg Obrazami fantazyjnymi – z życia narodu Zygmunta Noskowskiego. Ta niezwykła manifestacja muzyczna zabrzmiała na naszej estradzie po raz pierwszy, dyrygowana przez prowadzącego wieczór
Michała Kocimskiego – i zrobiła furorę, tak jak i sama wrażliwa praca
Był to rok wyjątkowo bogaty – wręcz powiedzieć można by: wysmakowany. Zaczął się ostatniego, „sylwestrowego” dnia żegnanego roku tradycyjnym balem karnawałowym, zaś jego znakiem
i motorem był Maciej Niesiołowski. Nie pierwszy raz ten wybitny
muzyk ozdabia swym talentem coroczny filharmoniczny karnawał
w Koszalinie, tym razem zaś od razu, od pierwszego koncertu wywindował go na poziom niebosiężny swym talentem – nie tylko muzycznym, ale i kulturą słowa, wysokiej miary dowcipem, osobistym
urokiem i wdziękiem. Przedstawił na inaugurację tegorocznego
karnawału program doskonale dobrany z arcydzieł muzyki lekkiej
XIX i XX wieku, oczywiście tanecznej proweniencji (dużo Johanna
Straussa). Cały program (wykonany 8, 9 i 10 stycznia) był także dla
orkiestry dużym wyzwaniem – z jakiego wyszła nie zwycięsko, ale
po prostu zachwycająco.
Drugi karnawałowy program Filharmonii (17 stycznia) obdarowany został twórczym talentem, znakomitą pianistyką, a nade wszystko wyrafinowanym poczuciem humoru Waldemara Malickiego.
Żeby pianista i orkiestra symfoniczna wyzwalali bogate przeżycia
artystyczne naznaczone wysokiej próby dowcipem to rzecz rzadka,
a takim właśnie wieczorem uraczył nas Waldemar Malicki – bogatym także w wykonania tyle popularnego, ile świetnego, lżejszego
repertuaru symfonicznego. Nie szczędził swego wysokiej klasy „żartobliwego” słowa – a nade wszystko zaś zachwycał cudowną, wyrazistą i musującą barwami pianistyką. Miał przy tym świetnych partnerów – przede wszystkim dyrygenta. Bernard Chmielarz prowadził
orkiestrę znakomicie zarówno w repertuarze orkiestrowym, jak
i w akompaniamentach; w idealnej harmonii z nastrojem i charakterem przebiegu cechowanego kalejdoskopowymi zmianami.
Przewrotny pomysł, by koncerty karnawałowe musujące beztroską pożegnać szczególnym rodzajem memento mori, unurzanym
w „piekielnej poetyce” – należał do Krzysztofa Dobosiewicza, polskiego kompozytora, skrzypka i dyrygenta pracującego w Finlandii.
Poprowadził on w Koszalinie (22, 23 i 24 stycznia) program przez
72
Almanach 2015
Wydarzenia
73
M U Z Y K A
pięknie brzmiącej orkiestry. Ale dogłębnie „polską” manifestacją, na
najwyższym artystycznym piętrze, było piękne, urzekające wykonanie przez Joannę Różewską-Kulasińską II koncertu fortepianowego
e-moll Fryderyka Chopina. Nigdy nie słyszałem tego dzieła granego
tak wrażliwie. Spod palców artystki płynął strumień najsubtelniejszej poezji – wyzwalany przy tym z pianistycznym zacięciem i młodzieńczym temperamentem. Do innego świata wprowadził słuchaczy poemat symfoniczny Mieczysława Karłowicza Odwieczne pieśni.
Tu już panował modernistyczny klimat, powaga, nastroje sięgające
głębokich pokładów psychiki – a także refleksyjność i głęboka ekspresja ciągu orkiestrowych myśli, brzmień, klimatów.
Dwa tygodnie później, 6 marca zabrzmiało dzieło „polskie duchem, ale skomponowane przez Niemca”, uwertura Polonia.
Ów repertuarowy, stylistyczny manewr w karnawale: od rozrywki
– do historycznej refleksji, był zatem dość gwałtowny, ale i tym bardziej wymowny, doskonale wprowadzający do następnego wielkiego dzieła – już polskiego, o wydźwięku na wskroś patriotycznym:
Symfonii F-dur Polonia Emila Młynarskiego. Autorem i motorem
sprawczym był Frank Zacher, niemiecki dyrygent goszczący w Koszalinie po raz drugi. Prowadził owe obydwie Polonie znakomicie.
Dzieła wielkie i wydarzenie wielkie.
20 marca przyniósł wspaniały koncert: dyrygujący tego wieczora
Massimiliano Caldi wyczarował na estradzie radość, piękno, poczucie szczęśliwości, jakie – w zwariowanych i denerwujących obecnie czasach – może dać tylko muzyka. I nie bez kozery zaprzągł do
tego muzykę niemiecką. Zatem program rozpoczynała Uwertura
do opery Mozarta Czarodziejski flet – w przypadku tego kompozytora nie mogła to nie być muzyka czarodziejska; i ten jej serwitut
zaznaczył się silnie także już w Uwerturze. Po ich wybrzmieniu na
estradę wkroczyli bracia Natan i Maksym Dondalscy, by wykonać
muzykę Louisa Spohra – w Polsce zapoznaną, w ojczystych Niemczech uwielbianą: zagrali jego piękny Koncert h-moll op. 88 na
dwoje skrzypiec znakomicie, ze świetnym towarzyszeniem orkiestry. Po przerwie widok na wielką połać raju otwarła Ludwiga van
Beethovena Symfonia F-dur Pastoralna op. 68, za wykonanie której
Massimilano Caldi ma już tam załatwione honorowe miejsce.
Pierwszy kwietniowy wieczór w Filharmonii (3 kwietnia) rozpoczął cykl koncertów o bardzo różnym charakterze. Zaszczyt otwarcia
przypadł uwerturze Johannesa Brahmsa Tragicznej, utworowi osobistemu, smutnemu i stąd nie darzonemu większym zainteresowaniem dyrygentów oraz słuchaczy. U nas pod batutą Wojciecha Cze-
piela choć nieco „przysmucała”, obiecująco rozpoczęła ten wieczór.
Następujący po niej Koncert fortepianowy a-moll Roberta Schumanna nie zawiódł oczekiwań słuchaczy, znających jego inspiracje:
Hubert Rutkowski z pianistyczną swobodą i swadą rozwijał ową
piękną pianistyczną pamiątkę sławnego romansu Klary i Roberta
Schumannów – choć emocjonalne echa tej sławnej, romantycznej
historii, nie zaznaczyły się w Jego nienagannej interpretacji. Ale i sam
występ pianisty był piękny, zaś akompaniament Wojciecha Czepiela – świetny. Ukoronowano wieczór dawno u nas nie wykonywaną
IV symfonią f-moll Piotra Czajkowskiego. Dyrygent „gospodarnie” tę
okoliczność wykorzystał, zaś w upajającym ciągu niezwykle barwnych obrazów symfonicznych dzieła ozdobą były pięknie grane partie solowe: oboju Iwony Przybysławskiej i fagotu Krzysztofa Rojka
Piąta rocznica tragicznej katastrofy pod Smoleńskiem budziła
spory i emocje, ale także głęboki smutek i żal – i do tych odczuć
nawiązała Filharmonia Koszalińska, prezentując na swym piątkowym wieczorze (10 kwietnia) program w całości nasycony ekspresją smutku i żałoby. Tym razem równorzędnym partnerem Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Koszalińskiej były współpracujące
z nią połączone chóry: Chór Canzona Centrum Kultury 105 prowadzony przez Radosława Wilkiewicza oraz Chór Akademii Sztuki
w Szczecinie prowadzony przez Barbarę Halec. Partie solowe należały do Agnieszki Tomaszewskiej (sopran) i Grzegorza Piotra Kołodzieja (baryton). Wieczór otworzyła Muzyka żałobna na orkiestrę
smyczkową Witolda Lutosławskiego. Radosław Wilkiewicz poprowadził jego wykonanie doskonale, tak też grały nasze smyczki. Po przerwie estrada zapełniła się całkowicie masą wykonawców: chóry, orkiestra symfoniczna, elektryczne organy, dwoje solistów: Agnieszka
Tomaszewska (sopran) i Grzegorz Piotr Kołodziej (baryton) oraz
chórmistrz Radosław Wilkiewicz na podium dyrygenta podjęli wielkie wyzwanie wykonania Mszy żałobnej: Messe de Requiem op. 48
na sopran, baryton, chór, organy i orkiestrę Gabriela Fauré. A ja,
oczekując na wejście dyrygenta, patrzyłem na tę szczelnie zapełnioną estradę zdziwiony, a może raczej przerażony, gdyż z dziełem
tym miałem przed laty własne doświadczenia… Po prostu Requiem
Fauré’go trzykrotnie prowadziłem w świątyniach Koszalina, Darłowa i Kołobrzegu z najlepszym wówczas polskim – i nie tylko polskim – chórem: Akademii Medycznej w Gdańsku (jaki był dziełem
niezapomnianego Ireneusza Łukaszewskiego). Wracając do omawianego koncertu: subtelna muzyka Fauré’go w zmasowanym wykonaniu przez dwa liczne chóry zatracała swą klarowną, niebiańską
74
Almanach 2015
M U Z Y K A
przejrzystość i uduchowiony wyraz. Jednak maestrię oraz wysiłek
wszystkich wykonawców tego dzieła oceniam bardzo wysoko.
Wyraziste przystawki i uczta – tak jawił się ostatni koncert kwietniowy (24 kwietnia) prowadzony cudownie przez Massimiliano
Caldiego. Rozpoczęła go uwertura do opery Gioacchino Rossiniego Cyrulik sewilski – a już dla tego tylko wykonania warto był nań
przyjść. Ale Massimiliano Caldi zaprosił jeszcze do tego programu
wspaniałego solistę: Klaudiusza Barana (akordeon, bandoneon),
który brawurowo zagrał Koncert na akordeon i smyczki Marcina
Błażewicza – kompozycję bardzo interesującą, nobilitowaną świetnym towarzyszeniem Maestro Caldiego – podobnie jak Trzy tanga
na bandoneon i orkiestrę Astora Piazzoli; był to prawdziwy repertuarowy i wykonawczy rarytas. Po przerwie prawdziwa symfoniczna
Wydarzenia
uczta: IV symfonia e-moll op. 98 Johannesa Brahmsa. Wielka muzyka. I wielka sztuka Massimiliano Caldiego – nadająca jej życia, głębi
i prawdy…
Program pierwszego majowego koncertu symfonicznego
(8 maja) zawierał dwa nazwiska wykonywanych twórców, każdy
z nich otrzymał pół wieczoru. Pierwszym był Stanisław Moniuszko,
przy czym inicjującą rolę miała oczywiście uwertura do jego Halki
– niezawodna, niezawodnie poruszająca struny tak drogie każdej
polskiej duszy. Bardzo ładnie grana pod batutą świetnie wyczuwającego ten ton Wojciecha Semerau-Siemianowskiego, skutecznie
wprowadziła dwoje tak bliskich każdej polskiej duszy postaci, najpopularniejszych bohaterów polskiej opery: Halki i Jontka. Śpiewający arie z ich partii artyści: Joanna Tylkowska-Drożdż (sopran) oraz
75
76
Almanach 2015
Wydarzenia
77
M U Z Y K A
Verdiego, Il signor Bruschino Rossiniego. Był to zatem wieczór niezwykle urokliwy, tak jak znakomita była praca Massimiliana Caldiego. Nie, nie tylko praca, ale nade wszystko urzekająca sztuka, magia, prawdziwy cud wrażliwości i artyzmu zupełnie fantastycznie
oddziałujący na słuchaczy i także – jeszcze głębiej – na orkiestrę.
Jubileuszowa inauguracja 60. sezonu koncertowego Filharmonii
Koszalińskiej zalecała się interesującym, świetnie dobranym repertuarem. Otwierająca ten koncert uwertura do opery Piotr Medyceusz Józefa Michała Poniatowskiego. Maestro Massimiliano Caldi,
dyrygujący tego wieczora, jak zwykle doskonale – nadał dziełu
odpowiedniego wyrazu pogłębionego troską o efektowny przebieg. Podobnie zresztą było w przypadku dzieła wykonywanego
następnie – raczej mało znanego, choć wyszło spod pióra samego
Beethovena: zabrzmiał jego Koncert potrójny C-dur na fortepian,
skrzypce, wiolonczelę i orkiestrę. Grali świetnie: Marcin Sikorski na
fortepianie, Łukasz Błaszczyk na skrzypcach, Rafał Kwiatkowski na
wiolonczeli.
25 września na podium dyrygenta stanął Wojciech Semerau-Siemianowski, aby poprowadzić dwa dzieła. Pierwszym była potężnych
rozmiarów baśń-kantata na sopran i wielką orkiestrę symfoniczną
do tekstu Jean-Louis Bauera Ptak Ugui, jaką wspaniale „umuzycznił” działający w Paryżu Piotr Moss, polski kompozytor, wychowanek warszawskiej uczelni muzycznej i legendarnej Nadii Boulanger
w Konserwatorium Paryskim. Tekst tłumaczył Krzysztof Lipka. Wyrazy uznania dla śpiewaczki Katarzyny Stenzel za arcybogate wyrazowo „niuansowanie” tej wokalnej narracji, a także dla orkiestry
za znakomite wykonanie jej niełatwej partii. Wojciech Semerau-Siemianowski był jakby wytwornym wytworem tego poetyckiego
świata: długie i niełatwe dzieło jawiło się w całym bogactwie artystycznego zamysłu Piotra Mossa. Natomiast gorzej było z wykonaną
po przerwie symfonią Praską Mozarta (KV 504): po prostu dzieło to,
jedno z najpiękniejszych w jego symfonicznym dorobku Wolfganga, zagrane zostało bez śladu mozartowskiego wdzięku, bez smaku
orkiestrowych „przypraw” tak lekkiego i wyjątkowo bogatego w nie
dzieła.
Październikową triadę koncertową rozpoczął wieczór powierzony batucie Marka Pijarowskiego. Usłyszeliśmy uwerturę do opery
Wilhelm Tell. Muzyka na pewno zaskoczyła miłośników Rossiniego,
znanego nam przede wszystkim z musujących humorem oper, tu
wkradła się pachnąca dramatem epika. Marek Pijarowski dwoistość
ową doskonale wychwycił, wzbogacając utrwalony, pogodny i na
Tadeusz Szlenkier (tenor) znaleźli się tu idealnie. Po przerwie, przecząc chronologii przebiegu koncertu, zabrzmiała VIII symfonia F-dur
op. 93 Ludwika van Beethovena, dzieło pół wieku starsze od utworów Moniuszki, ale swą rangą artystyczną wymykające się chronologii czasowej. Porządne, uczciwe wykonanie naszych filharmoników pod doskonałą batutą Wojciecha Semerau-Siemianowskiego
zawisło jednak gdzieś w muzycznej przestrzeni nieokreślonej. To
symfonia wyjątkowa: przejrzysta, wysmakowana, przepojona duchem pogody i pewnej taneczności. Oczywiście nawet grana bardzo „seriozno” zachowuje swoje pogodne walory – ale gubi lekkość,
pogodę, taneczność. Tak też było w naszym wykonaniu, starannym,
nieźle brzmiącym – ale jednak zbyt ociężale dosadnym.
Koncert 29 maja zakończył poważny nurt 59. sezonu artystycznego Filharmonii Koszalińskiej prezentacją świetnej symfoniki dwóch
wybitnych kompozytorów XIX jeszcze wieku: Valse Triste i Koncert
skrzypcowy d-moll op. 47 Jeana Sibeliusa, oraz – po przerwie –
VI symfonię D-dur op. 60 Antonína Dvořaka. Zatem na początku
wieczoru wprowadzono słuchaczy do głębszych warstw wrażliwości przy pomocy owego „smutnego” walca oraz pięknej kantyleny
skrzypiec. Świetnie wykonał to solista, Piotr Pławner, wprowadzając zarazem słuchaczy do regularnego już Koncertu skrzypcowego
w d-moll – dzieła również w owym Triste (smutku) medytującego.
W ogóle pierwsza część wieczoru należała do Piotra Pławnera –
z racji świetnego gatunku wirtuozerii i względu na ciężar gatunkowy dzieł – ale miał tu również równorzędny udział dyrygent tego
wieczoru, Wojciech Radek.
A czekało nań, po przerwie, nie lada wyzwanie: VI symfonia
Dvořaka. Ostatni koncert sezonu (12 czerwca) należał do maestra
Massimiliana Caldiego, który ułożył program wieczoru z bardzo
pogodnych pereł wokalnego i orkiestrowego repertuaru operowego, emanujących pogodą i czarami liryki. Owe wokalne aspekty
podkreślał udział znakomitej solistki wieczoru – sopranistki Iwony
Hossy. Artystka nie tylko dała smakować uroki swej mistrzowskiej,
czarującej wokalistyki, ale nade wszystko bogactwa jej wyrazowych
i stylistycznych niuansów w ariach Gounoda, Pucciniego, Charpentier’a. Zaś orkiestra pod batutą maestro Caldiego – znakomicie,
wrażliwie towarzyszącego solistce – roztoczyła także smaki czysto
orkiestrowe: świetnie dyrygowane, generowane i zagrane: Bachanalie z opery Saint-Saëns’a Samson i Dalila oraz równie świetnie dyrygowane, a zatem i świetnie brzmiące cztery uwertury – Karnawał
Rzymski Berlioza – oraz do oper: Wesele Figara Mozarta, Nabucco
ralnie, płynnie, racząc słuchaczy bogatymi jej pięknościami wyrazowymi i brzmieniowymi oraz możliwością podziwiania muzyków
naszej orkiestry, którzy grali jak zaczarowani. Niezwykły koncert,
niezwykłe przyjęcie. Wydarzenie.
Afisz drugiego październikowego koncertu (23 października)
ozdobiło nazwisko Massimiliana Caldiego. Artyście przypadło zaprezentowanie po raz pierwszy w Koszalinie Uwertury do baletu
Beethovena Geschöpfe des Prometheus oraz bardzo interesujące Trio
Concerto na klarnet, róg, fortepian i smyczki Mikołaja Góreckiego
(syna Henryka Mikołaja Góreckiego). Owo Trio Concerto jawiło się
jako muzyka świetnie napisana i brzmiąca. W czym, w niemałym
stopniu, miała swój udział znakomita gra Tria Śląskiego: Joanna Domańska (fortepian), Roman Widaszek (klarnet), Tadeusz Tomaszew-
M U Z Y K A
ogół krotochwilny, „rossiniowski” obraz. Następne dzieło: I koncert
na róg Es-dur Ryszarda Straussa świetnie znajdowało się po dziełku
Rossiniego, nadal pozostawiając nas w muzyce może pozbawionej ambicji pobudzania do głębszych refleksji, duchowego wzbogacania – ale była to po prostu świetnie prezentująca estetyczne,
brzmieniowe i inne walory tego niezwykłego szlachetnego, instrumentu. Bohaterem omawianego wieczoru był grający na rogu
waltornista Wawrzyniec Szymański, który I Koncert na róg Ryszarda
Straussa grał iście koncertowo. Wspaniale. To do przerwy.
Po niej zaś „chleb powszedni” koncertu symfonicznego – i jego
kulminacja – dzieło piękne: Symfonia D-dur Ludwiga van Beethovena. Tu dopiero mogliśmy podziwiać muzyczną i wykonawczą maestrię Marka Pijarowskiego: prowadził symfonię znakomicie – natu-
78
Almanach 2015
Wydarzenia
naznaczone wszystkimi serwitutami programowości, a szczególnie
wysokimi wymogami brzmieniowymi od orkiestry we wszelkich
odcieniach dynamicznych jej gry. Uraczono słuchaczy m.in. występem siedmioletniej Joanny Mai Jasnowskiej, uczennicy II klasy
muzycznej Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Warszawie.
Co za nerw pianistyczny! Po przerwie zaś wydarzenie wielkiej miary
– artystycznej i… czasowej: owa wspomniana Mieczysława Karłowicza Symfonia e-moll. Po wybrzmieniu jej ostatnich nut możemy
powiedzieć sobie: byliśmy w niebie, niebie muzyki.
18 grudnia salę koncertową słuchacze wypełnili szczelnie spodziewając się smakowitej uczty muzycznej. I tak było była. Rozpoczęły ją dwa muzyczne fragmenty z Jeziora łabędziego Piotra Czajkowskiego (Scena, Walc), ewokujące wieczór niezwykły, wspominkowy, poświęcony trzem wielkim kompozytorom rosyjskim.
A zatem Czajkowski, zaś po jego barwnych, baletowych frazach
„wystawiono” – trochę „ni z gruszki, ni z pietruszki” – Sergiusza Prokofiewa Bajkę symfoniczną dla dzieci Piotruś i wilk.
Wydawało się, że grane po przerwie Tańce symfoniczne op. 45
Sergiusza Rachmaninowa – jedyny utwór w drugiej części – to trochę za mało, aby zrównoważyć ją z bogatą pierwszą częścią wieczoru – okazało się jednak, że jest to muzyka znakomita, rozbudowana, uwierzytelniająca w swej charakterystyce zarazem pojęcie
tańce – jak i symfoniczne. Znakomicie wyczuł to i uplastycznił dyrygujący tego wieczora Paweł Przytocki. Pod jego batutą wartki
i jakże różnicowany przebieg tego dzieła – nic nie tracąc ani ze
swego symfonicznego, ani tanecznego, ani folklorystycznego
nadania – stał się czymś więcej: barwnym, zapamiętałym w swej
taneczności hymnem na cześć tańca – z całą tego atrakcyjnością.
Reasumując: kompozycja wyrazista, porywająca, świetnie napisana i instrumentowana. Wszystko to nasi muzycy znakomicie
czuli, grali rewelacyjnie, rewelacyjnie dyrygował Paweł Przytocki.
Wspaniale przybliżył to wszystko publiczności – jak przy wielu
innych koncertach w 2015 roku – niezastąpiony Andrzej Zborowski.
79
M U Z Y K A
ski (róg). Massimiliano Caldi prowadził je znakomicie. Zabrzmiała
też I symfonia c-moll Johannesa Brahmsa. Zarówno rozmach brahmsowskiego dzieła, jak i cała jego tkanka, to już inny świat, inny
wymiar – co w interpretacji Massimiliana Caldiego znalazło wyraz
wspaniały. Reżyserował batutą ową metamorfozę znakomicie, nie
zatracając w tej konfrontacji wielkości Brahmsa.
6 listopada do głosu doszli kompozytorzy, jakich przyniosły
fale wzbierającego romantyzmu w krajach słowiańskich, a byli to:
Bedřich Smetana, Fryderyk Chopin i Piotr Czajkowski. Na podium
– dyrygent, Rafał Kłoczko. Artysta wrażliwy, o świetnie opanowanej sztuce dyrygenckiej. Nade wszystko ujmowała wysmakowana
interpretacja wykonywanych dzieł – jakże przecież różnych. Adam
Wodnicki, solista tego wieczora, grając przywrócił zarazem pamięć
pięknych tradycji wykonawczych. Grał dzieło Chopina wspaniale,
z wielką kulturą wysmakowanego dźwięku i z nadzwyczajnym wyczuciem cech romantycznej, a nade wszystko chopinowskiej frazy
i narracji.
Ten listopadowy rzut tak oryginalny, „buzujący” świetną muzyką
i jej rewelacyjnymi wykonaniami musiał mieć godne, adekwatne
do nich zakończenie. I takie miał na koncercie 20 listopada. W całości był projekcją temperamentu, upodobań Massimiliano Caldiego
oraz jego świetnej znajomości literatury spoza dzieł ogranych. Były
to same koszalińskie premiery, a zapewne i ogólnopolskie. Muzyka świetna, a przy tym rewelacyjnie dojrzała i prowadzona. Koszalińscy słuchacze zostali m.in. uraczeni… tańcami. Ale jakimi! Otóż
rumuńskimi Beli Bartóka; żywioł – połączony z ludowymi wzorami.
Kapitalne. Ale kończące wieczór Tańce połowieckie Aleksandra Borodina to czysta ludowa uczta muzyczna, prowadząca swym żywiołem do rzeczywistości pięknej i bliskiej.
Niezwykły był koncert symfoniczny 4 grudnia, kiedy za pulpitem
dyrygenta stanął Aleksander Gref, aby poprowadzić drogie polskim
sercom dzieła. Zadanie trudne niezwykle. Zarówno bowiem Zygmunta Noskowskiego poemat symfoniczny Step, jaki i Mieczysława Karłowicza Symfonia e-moll Odrodzenie op. 7 to dzieła wielkie,
Koszaliński, ale o zasięgu ogólnopolskim Festiwal Piosenki Aktorskiej Reflektor, na przestrzeni dwunastu lat,
stał się jedną z najważniejszych imprez muzycznej sceny aktorskiej w kraju.
Izabela Rogowska
Piosenka aktorska w świetle Reflektora
Gwiazdy, goście, laureaci
XII edycja Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Aktorskiej Reflektor 2015, organizowanego przez Pałac Młodzieży (PM) w Koszalinie, z pewnością miała charakter wyjątkowy. Co najmniej
z kilku powodów.
Jury w tym składzie, w ciągu trzech dni trwania festiwalu, oceniło
jego 40 uczestników, pochodzących z różnych stron Polski (między
innymi z Warszawy, Poznania, Lublina), z różnych środowisk muzycznych i o zróżnicowanych umiejętnościach wokalnych.
Pierwszego dnia, poza wspomnianym koncertem inauguracyjnym (orkiestrą koszalińską dyrygował Maciej Osada-Sobczyński,
który był również autorem aranżacji oraz dyrektorem artystycznym
Reflektora) odbyły się przesłuchania festiwalowe, drugiego – próby oraz przesłuchania w poszczególnych kategoriach, a trzeciego
– spotkanie młodzieży z Moniką Węgiel oraz próba i koncert laureatów Reflektor w Studiu Koncertowo-Nagraniowym im. Czesława
Niemena w Radiu Koszalin.
Poza zwycięzcami, w koncercie zamykającym XII edycję festiwalu,
wystąpiła także Agata Klimczak-Kołakowska, laureatka Grand Prix
poprzedniej edycji, która zaśpiewała wybrane piosenki francuskie
w przekładzie Romana Kołakowskiego.
Ostatnią, ale zdaje się, że najistotniejszą i najbardziej widoczną,
nowością festiwalu był jego profil muzyczny; uczestnicy mieli bowiem do przygotowania utwory pochodzące z bogatego w przeboje katalogu piosenki francuskiej.
M U Z Y K A
Concert de la chanson francaise
Odbyła się nie jesienią, lecz wiosną – w kwietniu. W ocenie jurorów, organizatorów, a i samych wykonawców, którzy słuchali i obserwowali innych uczestników, stała na bardzo wysokim poziomie
artystycznym.
Do grona organizatorów (poza PM: Bałtycki Teatr Dramatyczny
i Radio Koszalin) dołączyła w tym roku Filharmonia Koszalińska,
gdzie odbył się koncert inauguracyjny zatytułowany Concert de la
chanson francaise. Atrakcją pierwszego wieczoru był także gościnny
występ wybitnego akordeonisty Marcina Krzyżanowskiego.
Na początek wystąpiła jednak Monika Węgiel, aktorka teatralna
i dubbingowa oraz piosenkarka, a w Koszalinie również przewodnicząca jury i jedna z gwiazd tej edycji festiwalu.
Poza nią w jury zasiedli: Roman Kołakowski, kompozytor, poeta,
tłumacz, reżyser, piosenkarz i gitarzysta, a w latach 1996-2005 dyrektor artystyczny Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu;
Zdzisław Derebecki, aktor, dyrektor Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie; Robert Wasilewski, muzyk, dyrektor Filharmonii
Koszalińskiej; Tomasz Bartos, muzyk, reżyser dźwięku, szef faktorii
lektorskiej Mikrofonika; Sylwester Podgórski, kierownik redakcji
muzycznej Radia Koszalin.
Jak co roku, podsumowanie muzyczne imprezy znalazło się na
wydanej przez Pałac Młodzieży, a nagranej w studiu Radia Koszalin,
płycie z wybranymi 13 utworami w wykonaniu laureatów XII edycji
Reflektora.
80
Almanach 2015
Laureaci XII edycji Reflektora 2015
Grand Prix
Agata Grześkiewicz, Olsztyn – Iskry i łzy
Kategoria I
I miejsce – Dominika Dobrosielska, Ciechocinek
– Piosenka o Walcu Domino
II miejsce – Natalia Banaś, Oleśnica – Kochankowie dnia
III miejsce – Katarzyna Kawałek, Warszawa – O Romeo
Kategoria II
Kategoria III
I miejsce – Dominika Barabas, Lądek Zdrój – Piosenka dawnych
kochanków
II miejsce – nie przyznano
III miejsce – Anna Miłek, Kielce – Dzielna Margot, Dorota Zygadło,
Wrocław – Johnny (za wykonanie piosenki we własnym przekładzie)
Wyróżnienie – Magdalena Daszkiewicz, Warszawa – Mein Jidische
Mame
Nagrody pozaregulaminowe:
Mikrofoniki i Irish Clubu oraz Nagroda Specjalna Romana Kołakowskiego – wszystkie trzy dla Dominiki Barabas, Lądek Zdrój
Fot. Mariusz Czajkowski
Wydarzenia
M U Z Y K A
I miejsce – Kamila Lewicka, Słupsk – Nie dorosłem do swych lat
II miejsce – Zuzanna Wiśniewska, Toruń – Legenda o miłości,
Łukasz Gocławski, Łomnica – Dziewczynka
III miejsce – nie przyznano
Wyróżnienie – Karolina Woźniak, Brodnica – Ballada o Chmielnej,
Marta Sołtys, Kraków – Senność taka
Ryszard Ziarkiewicz
P L A S T Y K A
Zwierzę, Homo Politicus, Androgyn
W listopadzie 2015 roku po raz trzeci Galeria Scena pokazała
twórczość Tomasza Rogalińskiego – artysty urodzonego i pracującego w Koszalinie1. Jego pierwsza wystawa odbyła się w roku 2009,
a druga w 2011. Artysta współpracował z galerią również podczas
realizacji ulicznej w ramach projektu miejskiego TAK dla Deptaku
w maju 2011.
Pierwsza wystawa Tomasza Rogalińskiego w Scenie zatytułowana po prostu Rzeźba była jednocześnie debiutem artystycznym.
Już wówczas zaskoczył indywidualnym stylem i tematyką, i – jak na
początkującego twórcę – wyjątkową klarownością przekazu. Większość pierwszych prac została wykonana w glinie przedstawiała
zminiaturyzowane ciała noworodków, postaci męskich, martwych
zwierząt – szczeniaków i ptaków. Postaci ludzkie charakteryzowało rodinowskie napięcie i masywność, rozpoznawalny na pierwszy rzut oka dramatyzm i melancholia. Wszystkie prace cechował
symboliczny naturalizm, który połączony z tematyką – narodzinami, śmiercią oraz erotyzmem – był sposobem na epicką opowieść
o losie człowieka. Ten pierwszy okres twórczości jest jednocześnie
pierwszą manifestacją poszukiwania własnej tożsamości i rodzaju seksualności, która nie jest jednoznacznie ani męska, ani żeńska. Zarówno ślimaki, które są obojnakami, jak i noworodki nie są
ukształtowane, skończone, sformalizowane, jednoznaczne. Podobnie – sugeruje artysta – jest z tożsamością seksualną, którą kształtuje tyle natura, co oczekiwania społeczne i środowiskowe. Ten dylemat zarysowany w pierwszych pracach artysty będzie się rozwijał
i zdominuje całą twórczość Rogalińskiego.
W roku 2010 powstają w pełni dojrzałe prace artysty, do których
trzeba zaliczyć Konflikty wewnętrzne, Powitanie ślimaka, Wieloryba
i Hodowlę. Szukając powinowactw i źródeł twórczości Rogalińskiego można wskazać na twórczość polskich feministek takich
jak Maria Pinińska-Bereś, Natalia LL, a z młodszych – Basia Bańda.
Warto także zwrócić uwagę na inspirację i związki z twórczością
Aliny Szapocznikow. Podstawowe cechy wspólne nie polegają na
dosłownym zapożyczaniu, lecz wykorzystaniu uniwersalnych cech
feministycznych we własnych kompozycjach. Najważniejszym
elementem rozpoznawczym jest zastosowanie różu, dwuznaczny
naturalizm, zaskakujące łączenie różnych materiałów. Jeśli jednak
w twórczości feministek dominuje genderowe poczucie uzależnienia i przemocy, w sztuce naturalizowanego feministy Rogalińskiego dominuje uczucie zawstydzenia. Wystarczy tu przytoczyć różne
prace pokazujące nagie męskie stopy (fotografie owłosionych nóg
artysty) z pomalowanymi paznokciami. Po uważnym przyjrzeniu
widać, że nogi należą do mężczyzny, a paznokcie są polakierowane
dość topornie. Wstyd i samotność osoby o tożsamości zawieszonej
„pomiędzy” płciami najlepiej ilustruje praca Wstyd (2009) przedstawiająca odcięte palce stopy z polakierowanymi na czerwono paznokciami. Rogaliński nie potrafi powstrzymać się od demonstracji
inności, ale jednocześnie ze wstydu uwarunkowanego społecznie,
odcina sobie palce. Ten immanentny Wstyd jest uczuciem pojawiającym się także w późniejszych fotograficznych autoportretach
artysty pokazujących go jako wyrzutka, człowieka poza nawiasem
społeczności – „narodu”.
Również róż – wydawałoby się jednoznaczny i symboliczny kolor
cielesnej przyjemności i pożądania – w sztuce Rogalińskiego występuje jako krytyczny kontrapunkt. Na wyidealizowane, różowe tło
wpełzają plemniki, otaczając łono jak w grach wojennych (Kreacja,
2009). Pojawia się także jako tło wyszydełkowanych tekstów z pamiętnika dorastającej dziewczyny (Wieloryb, 2010). Tu niewinność
i bezbronność przypisywana płci pięknej kontrastuje z brutalną
szczerością tekstów. Rogaliński stara się pokazać za pomocą różu
męskość. (…) Artysta poszukuje tego, co kobiece w mężczyźnie i pokazuje, jak tradycyjnie przypisywane płciom cechy wyznaczające wzorce
kobiecości i męskości, ograniczają nie tylko kobiety, ale i mężczyzn.2
Ta dwuznaczność leży u podstaw dwóch innych znakomitych
prac: Hodowli i Konfliktów wewnętrznych – prac, które z tupetem
wpisują się w nowoczesną sztukę polską pierwszej dekady XXI
82
Almanach 2015
Wydarzenia
83
P L A S T Y K A
wieku. Hodowla to zestaw kilku słoików, z których wyrasta czarne,
sztuczne futro. Konflikty wewnętrzne to obiekt złożony z czerwonego swetra – złożonego jak na półce w szafie – w którym prześwituje
kilka dziur wypełnionych guzowatymi naroślami kojarzącymi się
z rakiem. Jeden ze słoików Hodowli jest także uszkodzony – pęknięty, rozsadzony przez hodowaną materię. Te prace traktują o konflikcie wewnętrznym i karze, jaką ponosi się za odstępstwa od normy.
Są to dojrzałe manifestacje polityczne opowiadające się za otwartością przeciwko zamknięciu, jawnością przeciwko ukryciu, bólem
przeciwko znieczuleniu. Epizod polityczny w sztuce Rogalińskiego
ma także inne odsłony. Tu trzeba wspomnieć o niezrealizowanym
projekcie instalacji flag gejowskich na głównej ulicy Koszalina w ramach I Festiwalu Sztuki w Przestrzeni Publicznej Koszart (2011) czy
małych, ale ważnych pracach z cyklu szydełkowych granic Polski. Są
to prace nad wyraz dojrzałe, nie należą jednak do głównego nurtu
zainteresowań artysty. Znaczenie Rogalińskiego leży raczej w tym,
że poszukując własnej tożsamości płciowej, wpasował się w nurt feministyczny polskiej sztuki. Wcisnął się niespodziewanie pomiędzy
artystki, wtrącając swoje trzy grosze.
Typowe motywy językowo-stylistyczne, do których od mniej
więcej roku 2010 należy litera Y będąca symbolicznym obrazem
kobiecych narządów rozrodczych, Rogaliński wykorzystuje również
w monumentalnych realizacjach plenerowych. Coś wyrosło w parku miejskim, na rynku, asfalcie, coś dziwnego pojawiło się w dziurze na chodniku? – działania street artowe Rogalińskiego polegające na sadzeniu symbolicznych macic wykonanych z czerwonego
materiału przypominających kwiaty są zaskakującym projektem
o płodności w skrajnych warunkach dżungli miejskiej (akcja w ramach projektu TAK na Deptak, ulica Zwycięstwa, 28-29 maja 2011
r.). Oderwane od bezpośredniego kontekstu stają się manifestacją
płodności, siły kreacji. Wspomniana akcja jest także zapowiedzią
zmiany postawy artysty najpełniej zamanifestowanej podczas
ostatniej wystawy w Galerii Scena w roku 2015. Zaakcentowana
w tytule prezentacji litera Y (AndrogYnia moja miłość) nabiera nowych transcendentnych znaczeń. Staje się kluczem do ideologii
twórczej Rogalińskiego, który szuka usprawiedliwienia i uzasadnie-
1
2
nia swojej innej tożsamości oraz inności swojej sztuki. Uzasadnienie to artysta znajduje w tradycji starożytnej i psychologii Junga.
Y staje się znakiem dwoistości wynikającej z jedności. Rogaliński
cytuje tu psychologię Junga, która tę dwoistość określała terminem androgynii, czyli współistnienia psychicznych cech kobiecych
i męskich w obrębie jednego bytu, czego istotę „można pojąć jedynie symbolicznie, na przykład w symbolu krągłości, w symbolu
róży, koła albo obrazie coniunctio Solis et Lunae (związku Słońca
i Księżyca)”. Według pitagorejczyków litera Y symbolizowała „rozdroże”, „trudną ścieżkę ascezy” oraz „łatwą ścieżkę rozkoszy erotycznej”. Gdy pierwsza pozwalała osiągnąć cnotę, druga „osłabiała
duchowo i cieleśnie”, prowadząc do „gnuśności i zniewieścienia”
[J. Breczko]. Współcześnie w micie Androgyna podkreśla się tęsknotę do archetypicznej jedności, a przez próbę jego wcielenia rozumie się odrodzenie człowieka jako istoty boskiej i zapowiedź końca
znanego nam dualistycznego świata. Tytuł wystawy – AndrogYnia
moja miłość – sugeruje, że artysta osobiście jest Androgynem lub
co najmniej się z nim utożsamia. Jest więc przedstawicielem nowej,
doskonalszej rasy, co w praktyce oznacza, że jest artystą, który skleja rozbitą osobowość współczesnego człowieka.
Na pierwszy rzut oka ta w gruncie rzeczy symboliczna sztuka,
którą stylistycznie powinniśmy określić jako realizm symboliczny,
sztuka, która zawsze odnosiła się do szerszego kontekstu społecznego i politycznego i była manifestacją tolerancji, zróżnicowania,
wolności głoszenia i wizualizacji postawy i poglądów, w ostatnich
realizacjach artysty zaczyna skupiać się na aspekcie kosmologiczno-filozoficznym, dystansując się od bezpośrednich wątków politycznych. Jednak idea reintegracji płci, do której namawiał już
w XIX wieku Friedrich Schlegel, a którą dziś kontynuuje nowoczesna lewica i ruchy kobiece – to nadal polityka.
Tomasz Rogaliński jest artystą wszechstronnym, a jego twórczość
obejmuje niemal wszystkie techniki. Już pierwsze pokazy ujawniły
jego ciekawą osobowość i nietuzinkowy talent. Jego niebanalna,
odkrywcza, inspirująca do rewizji twórczość – często postrzegana
jako kontrowersyjna – ciągle czeka na szersze uznanie krytyków
i publiczności.
Tomasz Rogaliński – AndrogYnia moja miłość, Galeria Scena/Centrum Kultury 105, City Box, Rynek Staromiejski 14 września-30 października 2015
Dorota Łagodzka, Organiczna estetyka Tomasza Rogalińskiego, [w:] Tomasz Rogaliński, Powitanie ślimaka, katalog wystawy Galeria Scena, Koszalin 2010
84
Almanach 2015
Maja Ignasiak
Dziesiąta Fala uderzeniowa
Wydarzenia
nizatorów była Fala jubileuszowa. Udała się. Entuzjazm twórców,
publiczności i krytyków powrócił do BGS. – Bardzo cenne jest dla
mnie to, że dziesiąta Fala zawiera tyle odniesień do ostatnich wydarzeń i problemów, którymi żyje cały świat – mówiła po otwarciu
wystawy Izabela Madajczyk.
Odniesienia były tak świeże, że nie wszyscy zdążyli skończyć
swoje dzieła przed oddaniem do druku katalogu wystawy. Należał do nich, na zasadzie szewca bez butów, Grzegorz Otulakowski.
Związany z Falą od wielu edycji, dba także o to, by wystawa zaistniała w przestrzeni publicznej Koszalina. Z pracowni Grzegorza
Otulakowskiego wychodzą bannery, zakrywające częściowo fronton Centrum Kultury 105. Jest on także autorem graficznej oprawy zaproszeń, plakatów i katalogu wystawy. Jego okładka została
zaprojektowana z maksymalną prostotą przy użyciu tylko trzech
podstawowych, niemieszanych barw. To krzyżyk i fala na kontrastującym tle. Krzyżyk może być rzymską dziesiątką. Fala – wiadomo. Twórczość samego Grzegorza Otulakowskiego reprezentuje
wewnątrz katalogu jego praca z Fali z 2014 r., zatytułowana Pomarańczowi.
W rzeczywistości wystawił on formatowo o połowę mniejszą
pracę Sindbad. Z właściwym sobie rozmachem gabarytowo-kolorystycznym umieścił na niej postacie z kreskówek okresu swego
dzieciństwa. Z dodanym szczegółem: bezmyślnie a serdecznie
uśmiechnięty Sindbad ma na sobie ładunek wybuchowy. Autor
nie kryje, że impuls do stworzenia tej pracy dały mu rzeźby Mirka
Synaka. Synak – podobnie jak Otulakowski – koszalinianin i absolwent tutejszego liceum plastycznego, dostarczył na dziesiątą
Falę kartonowe pudła oklejone gazetami. Gazety są niemieckie,
dobrane nieprzypadkowo. Wszystkie traktują o imigrantach.
W pudłach leżą manekiny – stały motyw w twórczości Mirka Synaka, jednego z najwierniejszych i najaktywniejszym uczestników Fali. Całość zatytułowana jest Temat. Temat imigrantów odżył teraz dla Mirka Synaka poprzez jego osobiste wspomnienia
85
P L A S T Y K A
Na to doroczne, listopadowe spotkanie czeka całe koszalińskie
środowisko artystyczne, nie tylko ze względu na premierę najnowszych dzieł kolegów. Wystawa Fala to również wytęsknione spotkanie, niekoniecznie stricte twórczej natury. Na jej oficjalne otwarcie
w Bałtyckiej Galerii Sztuki (BGS) przy Centrum Kultury 105 (CK 105)
przychodzą plastycy z Koszalina i ludzie, dla których bywanie na
wystawach stanowi naturalny nawyk, taki, jak wymiana książek
w bibliotece. Przyjeżdżają z całej Polski (a często także spoza jej granic) malarze, graficy, rzeźbiarze, performerzy związani z Koszalinem
czy to za sprawą ukończenia tutejszego liceum plastycznego i/lub
wydziału wzornictwa politechniki, czy też poprzez przyjaźnie z tutejszymi artystami. Mieszają się koncepcje i trendy, słowa zachwytu
i krytyki. Nie ma rankingów ani nagród.
– To właśnie jest cenne: uczestnicy Fali nierzadko dają z siebie
wszystko nie dla nagród, tylko dla samego pokazania się z optymalnej strony na tej wystawie – mówi prowadząca BGS Izabela
Madajczyk. Była kuratorem wszystkich dziesięciu edycji wystawy.
Już podczas pierwszej, wówczas jeszcze nie pod hasłem Fala, lecz
Rapsa i przyjaciele, razem z malarzem Krzysztofem Rapsą nabrali
przekonania, że późna jesień w BGS oznaczać będzie prezentację
najnowszych trendów w sztuce współczesnej. Pomiędzy kolejnymi
edycjami wystawy Izabela Madajczyk kontaktuje się z artystami.
Bada możliwości, terminy. Proponuje i przekonuje. Wyciąga z niepewności plastyków, którzy mają talent, ale za to nie mają dyplomu
wyższej uczelni artystycznej. Pomaga im pokonać wątpliwości. To
właśnie Fala zatarła sztuczne granice pomiędzy artystami dyplomowanymi i nie. Całkowicie zniosła ostracyzm wykształconych wobec
formalnych amatorów, tak silny w poprzednim pokoleniu. Przed
otwarciem dziewiątej z rzędu wystawy, w 2014 roku, Izabela Madajczyk żartowała, że zgodnie z terminologią ludzi morza, oczekiwać
należałoby fali uderzeniowej. Tak się jednak nie stało. Krytycy wytykali dziewiątej Fali przypadkowość; pomyłki pomieszane z dziełami
wysokiej artystycznej jakości. Tym większym wyzwaniem dla orga-
86
Almanach 2015
z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Sam przebywał wówczas w takim obozie w RFN. – Nic dziwnego, że obecne wydarzenia w Europie przeżywam bardzo mocno – tłumaczył rzeźbiarz
podczas wernisażu.
Frekwencja na wernisażach w BGS bywa różna. Czasem zawodzi,
bo nie ta pora, dzień tygodnia czy konkurencja zbyt duża. Na otwarciu każdej Fali tłumy przez pierwszą godzinę uniemożliwiają oglądanie eksponatów. Panuje gwar, ścisk, rozgardiasz. Nieporządek
miły, bo pełen powitań. Trudno jednak skupić się na przyswajaniu
sztuki, gdy równocześnie z pojawianiem się kolejnych gości odbywa się projekcja filmowa albo performance. Na dziesiątej Fali były
nim działania Mariusza Śmierzewskiego, który wkroczył do BGS
z fragmentami poezji na rozrzuconych kartkach. W tej sposób mówił o delikatności.
Delikatność od zawsze charakteryzuje prace Agnieszki Sieńkowskiej, kolejnej koszalinianki, aktywnej na zbiorowych wystawach tutejszego środowiska artystów plastyków. Na dziesiątej
Fali zaprezentowała się dwoma obrazami ze swego ulubionego
tworzywa – wycinanego papieru. Ponad nimi unosił się papierowy anioł. – Podobał się Marii Idziak. Zrobiłam go na ostatnim
plenerze, jaki zorganizowała. Nie zdążyłam jej go podarować jej.
Maria umarła tuż przed otwarciem wystawy – Agnieszka Sieńkowska na wernisażu była smutna, poruszona. – Trudno mi uwierzyć, że już jej nie ma. Ten anioł to taki hołd dla Marii. Niech sobie
fruwa poza ramami...
Agnieszka Sieńkowska przyjęła na siebie rolę orędowniczki twórczości swojej siostry Anny, nieobecnej na wernisażu. Anna Sieńkowska, jak zwykle ostra i przewrotna, przysłała na Falę niewielki
formatowo Heksagram nr 8. Z klasycznej owalnej złotej rzeźbionej
ramy spogląda nagi mężczyzna z uniesioną prawą ręką. Nie tylko
nagi, ale jeszcze pokryty przezroczystą skórą, bo widać wszystkie
jego mięśnie. Towarzysząca mu naga kobieta, o normalnej skórze,
nie spogląda, bo twarz ma przysłoniętą maską kościotrupa. Za nimi
ciemność, krzywizna (ziemi?) i grzyb atomowy.
Parę edycji wcześniej ze swą twórczością zaistniały na Fali malarka Małgorzata Buca i rzeźbiarka Joanna Buczak, rówieśnice Anny
Sieńkowskiej, absolwentki koszalińskiego liceum plastycznego (rok
ukończenia 1986). Pierwsza osiadła w Szczecinie, gdzie zajmuje się
również plakatem i grafiką. Druga skoncentrowała się na rzeźbie,
a poza tym razem z Anną Sieńkowską promuje dobrą sztukę w galerii Centralne Oko w Poznaniu. Rzeźby Joanny Buczak co roku przyWydarzenia
ciągają uwagę właściwie wszystkich odwiedzających Falę. Śmiałe,
mocne, zawsze wokół człowieka. Wyzbyte ekshibicjonizmu, a pomimo to wstrząsające. Najnowszy ślad twórczej obecności byłej koszalinianki na Fali nosi tytuł Tancerki.
Ekshibicjonizm, zapewne zamierzony, emanuje z bannera Hanny
Karasińskiej-Eberrardt, zatytułowanego Ciśnienie II. Ludzkimi emocjami szarpią Napięcie Edyty Dzierż i No face no mask/blood is the
truth Arkadiusza Świderskiego.
Dobry okres twórczy przeżywa kolejna koszalinianka na emigracji, Katarzyna Gerlaczyńska. Na Fali pokazała Miłosne puzzle.
Podobnie gorący, dobrą energię niosący klimat emanował z obrazu Spacer Magdaleny Jankowskiej. Młoda warszawska malarka
środowisko koszalińskich plastyków poznała kilka miesięcy przez
dziesiątą Falą, na plenerze Czas i miejsce dla sztuki w Osiekach. Trafiła tam przypadkiem, Zbigniew Murzyn odstąpił jej swoje miejsce.
Środowisko uznała za swoje (lub przynajmniej swojskie). Wróciła
z przyjacielem i psem. Nie tym, który przechadza się na rozsłonecznionym obrazie Spacer, ale bardzo do niego podobnym. Podobne słońce łatwo odnaleźć na obrazie Bliski wschód Magdaleny
Tyczki. Obrazem zatytułowanym Red powróciła do BGS gdańska
plastyczka Beata Cedrzyńska, mająca tu wcześniej swoją indywidualną wystawę. Po raz drugi pokazała na Fali pracę Beata Jasionek, etatowa plastyczka Bałtyckiego Teatru Dramatycznego, lubująca się ostatnio w tworzeniu rzeźb z surowców wtórnych. Uwagę
zwiedzających przyciągała rzeźba na bazie starej żeliwnej wanienki, pełnej czerwonych baloników.
Dziesiąta Fala była też drugą dla Cukina. Samozwańczy artysta
uliczny, który do 2014 roku unikał ludzi, chowając się za swymi
pracami, postanowił zaprezentować drobny wycinek swej nieokiełznanej twórczości w światłach miejskiej galerii. Ilustracje i komiksy
Cukina uzupełnia inny artysta „niegrzeczny”, a mianowicie Tomasz
Pławczyk. Na wystawę przysłał mały obraz Kurą w łep z adnotacją,
że tytuł ma być podany właśnie z takim błędem, a ponadto jego
dzieła nie wolno pozbawiać folii, w którą został zapakowany. Żądaniu Tomasza Pławczyka uczyniono zadość. Subtelnym rzeźbiarskim
tryptykiem Zwierciadło dołożyła się do wachlarza dyscyplin Ewa
Lepczyk, a tryptykiem Jednym słowem tkane – Agata Pełechaty. Monika Rak pokazała rzeźbę Przestrzeń kontemplacyjna (zbiór otwarty).
Wśród nowej sztuki kobiecej szereg wyrazów uznania zaskarbiły
swej autorce, Iwonie Ostrowskiej, Ranne ptaki. Od rozbawienia do
zachwytu zwięzłością formy doprowadziła widzów Yauheniya Mi-
87
kołaevna Ahafonava swoją Dogmą, która ze względu na kształt była
przez widzów nazywana zupełnie inaczej. Niestety, tylko przez tych,
którzy zdążyli pochwycić katalog. Na samej wystawie artystka pokazała inną pracę, mniej zwięzłą i mniej dosłowną.
Do grona wystawiających na jubileuszowej wystawie dołączył
w 2015 roku Tomasz Majewski, znany dotychczas w koszalińskich
środowiskach jako fotografik. Obraz Widmo światła białego tworzył
specjalnie na Falę. Mało tego: pod presją czasu. – Dawno nosiłem
się z zamiarem pokazania publicznie mojego malarstwa, ale dopiero wyznaczony termin zmotywował mnie – mówił na wernisażu
Tomasz Majewski. – To pierwszy mój obraz na Fali, ale na pewno
nie ostatni.
Listę nowicjuszy Fali zamykają Dorota Popowicz-Majewska, Anna
Cwojdzińska i Joanna Wydra-Sulińska. – Przyglądam się tej wysta-
P L A S T Y K A
wie od lat, tu pokazuje rysunki mój mąż (Jan Siekiera). Widać przyszedł czas i na mnie – śmieje się Joanna Wydra-Sulińska, na co dzień
tworząca w Gdańsku.
Niepodobna nie wspomnieć o grupie artystów, którzy na listopadową wystawę powracają co roku. Nie zaskakują, lecz bez nich
z pewnością Fala byłaby niepełna. To malarki: Danuta Tworke-Wojsznis, Elżbieta Stankiewicz, Dorota Kęstowicz, Milena Szczepańska-Zakrzewska, malarze: Krzysztof Rapsa, Andrzej Słowik, Wal Jarosz,
Piotr Żerdzicki, fotograficy: Wojtek Szwej, Grzegorz Funke, Marta
Adamczak, elbląski rzeźbiarz Józef Siwilewicz. Wydawcy katalogu
zadali sobie trud spisania wystawców z wszystkich dziesięciu edycji. Było ich dziewięćdziesięciu! Prawie połowa z nich pojawiła się
na dziesiątej Fali z tym, co uznali za najbardziej reprezentacyjne dla
siebie w 2015 roku.
88
Almanach 2015
Anna Makochonik
Cukin: „Ścigam sam siebie”
Cukin jest oryginalny jak jego ksywa. Momentami skromny
i małomówny, długo zastanawia się, co powiedzieć. Za sekundę
wyrzuca z siebie słowa z szybkością automatu i opowiada o pasji z dziecięcym entuzjazmem. Wesoły, za chwilę skupiony i poważny. – Nie wiem, ile mam jeszcze czasu, ale muszę go dobrze
wykorzystać – stwierdza równie filozoficznie, co znienacka.
Ma 26 lat, świadomość własnego talentu, ale nic z chwalipięty.
Chce zostawiać po sobie ślady w mieście, by Koszalin wyglądał
ładniej. Ma za sobą przełomowy rok.
Przestrzeń miejska zna Cukina doskonale. Z graffiti, szablonów
street artowych i oczu popatrujących na Koszalin z kamieni, drzew,
budynków i najdziwniejszych perspektyw. Jest ich pomysłodawcą.
Podobno. Nie potwierdza ;) Jeśli można mówić o koszalińskim undergroundzie, jest jego znaną postacią od wielu lat. Długo pozostawał artystą „nieoficjalnym”, co nie oznacza nieznanym. Na Cukin
Art, pierwszą wystawę w Centrali Artystycznej w styczniu 2014 roku,
przyszedł tłum. Pokazał wtedy prace z ostatnich pięciu lat twórczości. Część wypożyczył od osób, którym wcześniej je podarował.
Nowe wyprzedał na pniu.
Koty i Jurek Owsiak
Mieszkanie nie pozostawia wątpliwości co do artystycznych preferencji lokatora. Osobna pracownia z gablotą pełną farb i sprejów
plus prace na różnym etapie tworzenia. Na ścianach salonu autorska galeria, a na niej przegląd gatunków i stylów twórczości: portret
graffiti Lenny’ego Kravitza, grafiki, ilustracje, obrazy. Starannie oprawione i wyeksponowane. Zmieniają się w rytm nieustającej produkcji. Najnowsze dzieło: pomalowana 15 minut wcześniej blacha.
Częsty motyw: zwierzęta, głównie kot, nie tylko własny, ożywione
w żartobliwy sposób przedmioty. Surrealizm, poczucie humoru,
elementy fotografii.
Pośród rozlicznych dzieł: fotografia Jurka Owsiaka z autoportretem. – Mam kolegę, często maluję mu coś na zamówienie – opowiada historię zdjęcia Cukin. – Któregoś razu poprosił o obraz dla Jurka
Owsiaka. Wymyśliłem, że namaluję go jako supermana w pelerynie, który na kombinezonie zamiast wielkiego „S” będzie miał serce WOŚP. Pierwszy raz załączyłem do obrazu wizytówkę, licząc, że
może ktoś go zobaczy i coś zamówi. Poleciał. Minęło trochę czasu,
odbieram telefon: – Jest tysiąc metrów kwadratowych do pomalowania, słyszałem, że się tym zajmujesz, te wszystkie graffiti w Koszalinie to twoja robota? – Zależy, kto pyta – odpowiedziałem rezolutnie – ostatnio malowałem portret Jurka Owsiaka. – Tego złodzieja?
Trója z plastyki
Trudno nazwać go samoukiem, bo rysowania nigdy nie musiał się
uczyć. Po prostu rysował. Od zawsze. – Podejrzewam, że zacząłem
jeszcze w żłobku – wspomina Cukin. – Wszystkie dzieci rysują, ale
niekoniecznie przypomina to cokolwiek. Ze mną było inaczej. Moje
zwierzęta przypominały siebie. Rysowanie było moim ulubionym
zajęciem i nic się w tej sprawie nie zmieniło.
Nie skończył szkoły plastycznej, nie chodził na kółka zainteresowań, nie planował studiować sztuki. – Nie chciałem, żeby mi ktoś
coś narzucał, ani mnie oceniał – mówi. – Robię wszystko po swojemu i siebie ścigam. Nie interesowałem się nauką ani czytaniem
lektur. Moja półkula mózgowa odpowiedzialna za rysunek zdomiWydarzenia
89
P L A S T Y K A
nowała drugą. Z plastyki miałem tróję, bo nie oddawałem prac.
Wygrywałem za to wszystkie konkursy. Trochę się potem zraziłem,
kiedy dostawałem nagrody w postaci ołówka albo paczki kredek.
Ślady młodzieńczej twórczości przechowuje w specjalnym pudle.
Wyciąga z niego komiksy, szkice powstałe na przykład z – silnej niegdyś – inspiracji zamachem na World Trade Center i zeszyty szkolne,
w których próżno szukać notatek z lekcji. – Zapełniałem je od tyłu
– wyjaśnia. Przechowuje też wycinki z reklam prasowych własnego
autorstwa z czasów, gdy współpracował z HO:LO, koszalińską firmą
produkującą torby z recyklingu, które także projektował.
90
P L A S T Y K A
– pyta głos w słuchawce, z lekkim zająknięciem. Zorientowałem się,
że dzwoni sam Owsiak. Podziękował, powiedział że obraz bardzo
mu się podoba i wisi w gabinecie. Już podejrzliwy – nie uwierzyłem, więc zrobił zdjęcie i przysłał. Ucieszyłem się strasznie. Dostałem zaproszenie na Przystanek Woodstock i propozycję wystawy.
Nie udało się, ale może w przyszłym roku? Już wiem, co bym zrobił.
Zebrałbym śmieci, których na Woodstocku mnóstwo, pociąłbym je
na kawałki i złożył z nich panoramę pola namiotowego.
cięcych. Oprócz Puchatków we wszystkich konfiguracjach, na topie
są dinozaury wyłażące ze ściany, żółwie ninja, pingwiny, koszykówka, piłka nożna. Dorośli zamawiają panoramy wielkich miast,
tropikalne plaże z palmami, motywy kwiatowe, drogie samochody, romantyczne pejzaże i malowanie 3D. – Zdarzały się też prośby
o portrety psów albo nieżyjącej babci – wymienia Cukin. – Ludzie
czasem opowiadają mi swoje historie, które potem pojawiają się na
ścianach. Ale portretów nie maluję, za duże ryzyko.
Nie ukrywa, że to praca odtwórcza, ale ma „dziką satysfakcję”, gdy
z podziękowaniami za spełnienie marzeń dzwonią dzieciaki. „Kubusie” maluje na żywo, bez szkicu. Czasem dwa dziennie. Zamówień
ma lawinę. Od tego roku – wcześniej nie były tak liczne. Poza ścianami maluje... co się da. W czasie naszego spotkania dzwoni chętny
z propozycją przemalowania lodówki. – Super! – cieszy się Cukin,
tym bardziej, że dostaje wolną rękę przy wyborze motywu.
Maszynka do malowania
Rysuje non stop, wszędzie, codziennie. – Mogę malować cokolwiek na czymkolwiek, choćby keczupem na talerzu. Ciągle coś robię
– mówi Cukin, pokazując gruby szkicownik z zaprojektowaną dzień
wcześniej okładką. – Nie mogę przestać. Czuję się fatalnie nie rysując. Jakby połamany wewnętrznie. Może to jakaś choroba?
Szkicownik ma raczej status gadżetu. Najczęściej rysuje w najprostszej aplikacji na tablecie. Tak powstają jego grafiki. Błyskotliwe,
dowcipne, pomysłowe, część z ogromu prac, jakimi się zajmuje. Projektuje koszulki, które sam wytłacza (ponoć starym maglem!), czapki, plecaki, kubki, nalepki, magnesy (każdy z jego gości może sobie
wybrać jeden z oblepionej nimi lodówki). Rzadko robi coś wyłącznie dla siebie, ma za to mnóstwo zamówień. – Niedawno przypomniałem sobie, że pierwsze miałem już w dzieciństwie. Malowałem
za zabawki, głównie rówieśnikom. Jak już byłem starszy, kumplom
na osiedlu „dziarałem” flamastrem tatuaże.
Jego znakiem rozpoznawczym są przeróbki. Zdarzało mu się malować buty, tarcze zegarów, krzesła. – Do tej pory największą przyjemność sprawia mi, gdy ktoś kupuje ode mnie coś z recyklingu,
takie zamówienie cieszy mnie bardziej, niż jakbym wygrał w totka.
– przyznaje. – Długo nie miałem pieniędzy na farby i materiały, więc
malowałem na byle czym i czym się dało. Pozostało mi to zamiłowanie. Szczególnie dużo przydatnych rzeczy znajdowałem przy
śmietnikach: stare drzwiczki od mebli, kartony, części nie wiadomo
czego. Przynosiłem wszystko do domu, przerabiałem i sprzedawałem za parę groszy. W dzieciństwie wszyscy byliśmy twórczy. Na
podwórku mieliśmy ulubioną zabawę w robienie czegoś z niczego.
Osiedle było mocno zdewastowane, więc o elementy do konstrukcji było łatwo. Wymyślaliśmy na przykład, że każdy w godzinę złoży
wiertarkę. Wybieraliśmy tę najlepiej działającą.
Na co dzień Cukin maluje ściany w prywatnych domach. Zamówienia nazywa „kubusiami”, bo najczęściej dotyczą pokojów dzie-
Na fali
2015 rok jest – jak mówi Cukin – przełomowy. Mnóstwo zleceń,
ale przede wszystkim możliwość legalnej pracy. W planie są murale
na zamówienie miasta i możliwość nadania kilku ścianom w Kosza-
91
P L A S T Y K A
Wydarzenia
Skrzynka z łabędziami
Dobra passa dla Cukina zaczęła się po łabędziach. Na trafostacji
przy Filharmonii Koszalińskiej pojawiły się w sierpniu tego roku.
Najpierw była propozycja pomalowania „skrzynek” w Darłowie jednak projekt w ramach tamtejszego budżetu obywatelskiego nie
doszedł do skutku. – Niewiele myśląc, wybrałem się do naszego
zakładu energetycznego z gotowymi projektami – mówi Cukin. –
Przekonałem ich, zwłaszcza że koszty zakupu farb wziąłem na siebie
(śmiech). Wybrałem motyw łabędzi, bo są apolityczne, uniwersalne i kojarzone z parkiem, a miejsce koło Filharmonii, bo chciałem
zostawić swój ślad w ruchliwym miejscu. Mnóstwo osób tamtędy
przechodzi. Wiedziałem, że malunek będzie zwracał uwagę. Już na
etapie powstawania stawali przy mnie ludzie i obserwowali, co robię. Raz zatrzymał się nawet autokar z wycieczką. Najbardziej mnie
rozśmieszyło, że nie robili zdjęć Filharmonii ani pobliskim pomnikom, ale łabędziom. W pewnym sensie postawiłem tam własny pomnik – śmieje się. – Kilka razy w tygodniu przejeżdżam obok skrzynki rowerem, czyszczę ją z brudów. Wszystkie skrzynki w mieście – teraz pomazane napisami – mogą być ładnie i legalnie pomalowane,
gwarantuję, że nikt nie będzie ich wtedy sprejował.
P L A S T Y K A
linie nowej jakości (do realizacji dojdzie prawdopodobnie w przyszłym roku).
– Spać nie mogę, gdy o tym myślę – śmieje się Cukin. – Wielkie
płaszczyzny są wyzwaniem. Jestem przyzwyczajony do mniejszych
ścian, przy których blisko stoję i widzę, co robię, a tu trzeba zastosować inną technikę. Ale sama perspektywa jest świetna.
Projekty już ma. Pomysłów na ozdobienie wielu miejsc w mieście – mnóstwo. Trochę śladów już po sobie pozostawił. We wrześniu 2015 roku przemalował fragment elewacji Szkoły Muzycznej
Yamaha. Pomalował budkę w WakeParku (Wodna Dolina). W listopadzie po raz drugi wziął udział w interdyscyplinarnej wystawie
Fala w Bałtyckiej Galerii Sztuki (CK 105). Wewnątrz pokazał kilka
swoich prac, przy bocznym wejściu do kina Kryterium namalował
wymowne graffiti.
Na początku grudnia odebrał Laur Made in Koszalin w kategorii „styl życia i inspiracje”. W czasie I Targów Sztuki i Dizajnu w City
Boxie (11-13 grudnia 2015), na autorskim stanowisku (kategoria design/street art) pokazał swoje prace: rysunki, grafiki, obrazy. Sprzedał niemal wszystkie.
W kalendarz ciężko mu wcisnąć szpilkę. Plany? Z właściwym sobie połączeniem skromności i ekscentryzmu mówi: – Chcę, by ludzie rozpoznawali mój styl.
Cukin jest autorem okładki Almanachu kultury koszalińskiej 2015
Almanach 2015
Jubileusz 60-lecia Związku Polskich Artystów Plastyków Okręgu Koszalin-Słupsk
Jupi Podlaszewski
Pokora, integracja i swoboda działania
Rozmowa z Ewą Miśkiewicz-Żebrowską
P L A S T Y K A
Ponad sto lat temu, w 1911 r., zarejestrowano w Krakowie Związek Powszechny Artystów Polskich, jeden z najstarszych polskich
związków twórczych. Do odzyskania niepodległości przez Polskę
11 listopada 1918 r. było wówczas jeszcze daleko. Dziesięć lat później, w sierpniu 1921 r. Związek zmienił statut i nazwę na Związek
Polskich Artystów Plastyków (ZPAP). 34 lata później, w październiku
1955 r. powstaje Oddział ZPAP w Koszalinie przypisany do Okręgu
Szczecińskiego. Jego prezesem zostaje Jerzy Niesiołowski. W 1963 r.
powstaje Okręg Koszaliński ZPAP z Oddziałem w Słupsku. W stanie
wojennym, podobnie jak i inne, zostaje rozwiązany. Jego odbudowa i reaktywacja oraz ponowna fuzja Koszalin-Słupsk nastąpią dopiero po transformacji politycznej w 1989 r. Od roku 2010 funkcję
prezesa, podobnie jak w latach 1996-2006, sprawuje artystka plastyk, dr habilitowana Ewa Miśkiewicz-Żebrowska.
Nie jest źle. Podobnie jak w innych ośrodkach w Polsce, takich jak
Radom, Rzeszów, Kielce, Częstochowa czy Zakopane, odnotowujemy wyraźny trend wstępowania do związku młodych artystów. Jest
to niewątpliwy wpływ otwarcia Instytutu Wzornictwa na Politechnice Koszalińskiej, gdzie nasi absolwenci Liceum Plastycznego kontynuują naukę, a po otrzymaniu dyplomu magistra sztuki uzyskują
możliwość wstąpienia do ZPAP. Inną możliwą ścieżką wiodącą do
nabycia praw członkowskich jest prezentacja własnego dorobku
i osiągnięć przed specjalną komisją związkową powoływaną dla
nas w Okręgu Gdańskim i zdanie przed nią egzaminu. W przypadku
Koszalina istotne znaczenie miały też migracje powojenne i późniejsze oraz napływ artystów pochodzących z różnych ośrodków
akademickich, (dzięki czemu przewijają się tutaj wielorakie nurty),
jak Akademia Krakowska, Warszawa, Łódź, Toruń czy Gdańsk. Pochodzimy z różnych tradycji, nieodcięci od reszty świata, wnosimy
dzięki temu swoiste indywidualne wartości i treści.
• Mija 60 lat istnienia Związku Polskich Artystów Plastyków
Okręgu Koszalińsko-Słupskiego. Z twoją wieloletnią prezesurą
mocno kojarzą się zwłaszcza dwie doroczne imprezy: Postawy
Roku i Międzynarodowe Plenery Malarskie w Osiekach…
Postawy Roku były formą prezentacji interdyscyplinarnej naszego
okręgu przez szereg lat, od 1997 do 2012 r., by następnie przekształcić się w imprezę 6xSztuka, która odbywa się latem w Centrum Kultury 105. To wystawa, która inauguruje plener w Osiekach, a biorą
w niej udział artyści z naszego okręgu reprezentujący malarstwo,
rzeźbę, grafikę, rysunek, ceramikę i techniki własne. W prezentacji tej
zawsze uczestniczy gość specjalny z innego okręgu, bądź uczestnik
plenerów, które w tym roku będą miały swoją już dziewiętnastą edycję.
• Koszalin od lat był postrzegany jako prężne i liczne środowisko artystyczne. Jak widzisz to z perspektywy lat? Jest dobrze?
Wydarzenia
93
P L A S T Y K A
• Ważnym akcentem jubileuszowych obchodów była ostatnia
grudniowa wystawa w koszalińskim Muzeum.
3 grudnia 2015 r. otworzyliśmy wystawę In memoriam artystom,
którzy z nami tworzyli, a których już z nami nie ma. To jest cała plejada twórców, którzy tu zaczynali. Jest Wojciech Sawilski w Białogardzie od 1945 r., Władysław Kurzawiński w Sianowie, też od
1945 r. Jest pierwszy prezes koszaliński, Jerzy Niesiołowski. To do
nich później dołączali inni twórcy: Ryszard Siennicki, Irena Kozera,
Ludmiła Popiel, Aleksandra Sieńkowska i następne pokolenia. Cieszę się, że udało się nam tę wystawę zorganizować. Jest naszym
hołdem dla tych, których pamiętamy, twórców koszalińskich, kołobrzeskich, białogardzkich, sianowskich, sławieńskich. Sama nie
wszystkich poznałam osobiście. Pamiętam Wojciecha Sawilskiego,
Irenę Kozerę i Ewę Jędrzejewską-Drygas, oczywiście Jurka Ściesińskiego, Jerzego Niesiołowskiego i Witka Lubinieckiego z Ustki.
To byli koledzy, którzy ze mną działali i byli bardzo aktywni na
rzecz związku.
na Sawicka, Mietek Łaźny, Andrzej Szulc, Krzysztof Ramocki, Darek
Mazur, Zygmunt Jasnoch z Kołobrzegu, Kazimierz Babkiewicz ze
Sławna. To osoby, które bardzo koleżeńsko podchodzą do naszych
działań. Jest sporo osób młodych, które cieszą się z wystaw, chcą
pomagać. Wśród nich Anna Głowala, Małgorzata Stąporek, Milena
Szczepańska-Zakrzewska, Piotr Wasilewski. Wydaje się, że środowisko wyzbyło się małostkowych emocji i tak powinno być.
• Wielkim nieobecnym jest też Melchior Zapolnik, który wyjechał i odszedł na obczyźnie, co było bardzo smutne, chociaż
przecież odwiedzaliśmy go w Berlinie i zawsze były to wzruszające momenty.
O, tak. Obecną siedzibę mamy u architektów w dawnym Biurze
Wystaw Artystycznych. Stojąca przed pawilonem rzeźba Melchiora
Zapolnika jest takim duchem-łącznikiem z tamtymi czasami.
• W tamtym okresie artysta na Zachodzie mógł liczyć wyłącznie
na siebie, nie miał pojęcia o postawie roszczeniowej. Kafka pracował w banku i pisał, nie narzekając. Wymagało około dekady,
by po strąceniu artysty z piedestału w okresie transformacji
systemowej nastąpiła transformacja mentalna.
Wielu z nas obecnie, poza wykonywaniem własnej pracy artystycznej, pracuje w szkolnictwie różnego stopnia, od podstawowego po wyższe, jednocześnie ucząc się, zdobywając nowe doświadczenie i poszerzając horyzonty. Wychowankowie naszego liceum
plastycznego wyjeżdżają na studia do innych ośrodków, część po
studiach wraca, są też artyści np. z Poznania, Łodzi czy Olsztyna,
którzy przenieśli się do naszego Okręgu.
• Jak sądzisz, czy miała tutaj znaczenie zmiana kondycji artysty,
który za PRL-u miał zgoła inną pozycję?
Artysta miał bardzo dobrze. Koledzy, którzy odeszli: Stanisław Bekasenas, Rysiu Lech i wielu innych, którzy w tamtych czasach działali, Andrzej Słowik, wizytówka Związku też, mówią o tych czasach
„super”. Artyści mieli zamówienia, pieniądze i mogli spokojnie pracować. To się bardzo zmieniło. Nabraliśmy pokory wobec tego, co
nas otacza, naszej twórczości i nas samych. To także pomaga nam
się integrować.
• To ciekawe, co powiedziałaś o tym, że pamiętacie, nie zapominacie, hołubicie. Przypominam sobie przyjazd do Koszalina
w 1974 r. i zetknięcie z waszym środowiskiem. Było o was głośno, jednak zaczęło mnie zastanawiać bardzo silne zróżnicowanie tego środowiska i równie silne wewnętrzne antagonizmy…
Ale tak było. Kiedy zostałam prezesem ZPAP w Koszalinie, był
1996 rok. Byłam wówczas młoda i też widziałam, że jest dużo starć,
szarpania między sobą, starałam się te animozje i pewne zapieczone zaszłości neutralizować. Mam nadzieję, że w dużym stopniu mi
się udało. Ci, którym nie odpowiadało dalsze działanie w związku,
usunęli się i realizują swoje twórcze pasje indywidualnie. Ci, którzy
chcieli zostać, są w Związku nadal. Jest Bożena Giedych, Renata
Łaba, Zofia Szreffel, Katarzyna Żerdzicka-Jasionek, Elżbieta Stankiewicz, Beata Orlikowska, Andrzej Słowik. Nie ma Jurka Ściesińskiego, Witka Lubinieckiego, ale jest Marian Zieliński ze Słupska, Jani-
• Rozmawiamy w Klubie Osiedlowym Na Skarpie, gdzie niebawem odbędzie się kolejna impreza organizowana przez Związek, również związana z jubileuszem.
Jubileusz obchodzimy już od minionego roku, ta wystawa miała być otwarta jeszcze w grudniu, Klub zaproponował nam termin
styczniowy (2016 – dop. red.). Będzie ona zatem zwieńczeniem obchodów jubileuszowych i jednocześnie pretekstem do spotkania
noworocznego, okazją do wręczenia Złotych Odznak ZPAP zasłużonym, legitymacji nowym członkom i momentem wejścia w następną dekadę.
94
Almanach 2015
• I tak do stu lat i dalej.
Mam nadzieję, że znajdą się chętni, by przejąć po nas pałeczkę
i młodzi ludzie gotowi włączyć się w pracę społeczną na rzecz ZPAP,
bo dzięki temu właśnie mamy wystawy i dokumentację naszych
dokonań.
i wymianę myśli. To były inne czasy i my żyjemy w innych. To inne
plenery.
• Waszą sztandarową imprezą od momentu objęcia przez ciebie prezesury są plenery osieckie, przez część artystów ze środowiska koszalińskiego niejako kontestowane, jako nie „te”
Osieki
No, nie, nie, absolutnie nie! To jakieś dziwne podejście. Może tu
też przeniosły się zaszłości peerelowskie. Nigdy nie mówiliśmy, że
kontynuujemy tamtą tradycje. Kontynuujemy tradycję miejsca, nadając plenerom nowe hasło.
• Czy oprócz kontynuacji Osiek macie coś jeszcze w zanadrzu?
Tak. Od dwutysięcznego roku wspólnie z miastem stworzyliśmy
Galerię Ratusz, w której na II piętrze odbywają się co roku organizowane przez nas wystawy, w większości twórców indywidualnych
z naszego środowiska, a także gości z Polski. Pokazujemy też prace
uczestników Osiek wystawiane po każdym plenerze. Spośród tych
ostatnich wybieramy kolekcję Osobliwości Międzynarodowych Plenerów Malarskich w Osiekach. Ponadto w Starostwie Powiatowym
wystawiamy prace w Galerii Ziemskiej, współdziałamy z Gminą
i Miastem Sianów, którego Burmistrz jest sponsorem pleneru
w Osiekach od początku. Bardzo udana jest nasza współpraca
z Muzeum w Koszalinie, gdzie przechowywane są dzieła z „naszych”
plenerów, co jest nie do przecenienia z uwagi na skromność naszej
siedziby, i co umożliwia nam stały dostęp do prac i ich prezentacji
poza Koszalinem – ostatnio w Słupsku, Polskiej Filharmonii Sinfonia
Baltica podczas Festiwalu Pianistyki Polskiej, Instytucie Słowackim
Warszawie, Rosyjskim Instytucie Kultury i Nauki w Gdańsku, Centrum Kultury i Spotkań Europejskich w Białogardzie, w galeriach
w Szczecinie, Świnoujściu, Kołobrzegu, Sławnie.
• A więc była to wówczas inicjatywa ZPAP?
Jak najbardziej! Postanowiliśmy wrócić w to miejsce i rozpocząć
w nowej formule Międzynarodowy Plener Malarski w Osiekach ph.
Czas i miejsce dla sztuki. To moje autorskie hasło, które nadałam
pierwszemu spotkaniu w Osiekach w 1998 roku.
• Nie roszcząc pretensji, że to wy jesteście kontynuacją tamtej
tradycji?
Nie, tam jest wielka historia naszych plenerów, w pewnym sensie
zamknięta. Do Osiek od 18 lat przyjeżdżają artyści z Polski, z zagranicy, miast partnerskich, najdalszych zakątków Europy. Punktem
programu plenerów jest wizyta w Muzeum, tam oglądamy zbiory
osieckie z lat 1963-1981, pamiętając, że Polska wówczas była za
żelazną kurtyną, a tamten plener umożliwiał kontakty artystów
Wydarzenia
95
P L A S T Y K A
• Osieki nie są własnością jednej grupy?
Plenery nie musiały czekać siedemnaście lat, by znów zaistnieć w
tym miejscu. Były osoby, które mogły je powołać do życia wcześniej.
W 1998 r. odbył się pierwszy plener zorganizowany przy wsparciu
władz miasta i prezydenta, które sprawują patronat nad tym przedsięwzięciem już dziewiętnasty rok.
• Nie zawłaszczające niczego z poprzedniej edycji?
Absolutnie nie. Historycznie jesteśmy tamtym czasom oddani w sensie duchowym, a to, co się dzieje obecnie, to współczesność. Wielka swoboda działania. Zapraszamy kadrę akademicką
z różnych ośrodków, profesorów, przyjeżdżają także uczestnicy
„tamtych” Osiek, łącząc przeszłość z teraźniejszością. Wśród
nich była m.in. Erna Rosenstein, Krzysztof Meissner, Aleksandra
Jachtoma, Ireneusz Pierzgalski, Mieczysław Wiśniewski, Józef
Wilkoń, Edward Dwurnik. Gościnnie była również Łódź Kaliska,
robiąc happening na zakończenie pleneru. Obecne plenery na
stałe wpisały się w kulturalny pejzaż naszego miasta i regionu,
promując Koszalin i jego plastyczne środowisko w kraju i poza
granicami.
Anna Mosiewicz
P L A S T Y K A
Porcelanowe impresje Beaty Orlikowskiej
Fot. Dawid Perz
Ciężka praca przy rozżarzonym do temperatury 1400 st. C piecu
to tylko jeden z elementów skomplikowanej i czasochłonnej technologii, którą trzeba poznać i nieustannie doskonalić, by z kaolinowej glinki powstały artystyczne wyroby. Jakie trudności stwarza
praca twórcza, Beata Orlikowska mogła przekonać się po uzyskaniu
w 1990 r. dyplomu Wydziału Ceramiki i Szkła Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Dyplom, wzmocniony aneksem z malarstwa,
wsparty wiedzą i talentem, zapoczątkował działalność artystyczną
w rodzinnym mieście.
Beata zawsze marzyła o ceramice, zafascynowana od dzieciństwa chińską porcelaną. Kiedy marzenia spełniła, zaczęła pracować
w nawiązaniu nie tylko do tradycyjnych środków wyrazu chińskich
mistrzów z czasów dynastii Tang-Ming, ale także do ich skomplikowanej technologii tlenkowej, którą barwi się porcelanę przed drugim, ostrym wypałem. Praca przy wyrobach ceramicznych wymaga
przestrzennego miejsca, w którym artysta nadaje tworzywu formy.
Duża pracownia z piecem do wypalania to warunek sine qua non
każdego ceramika. Przez wiele lat Beata wynajmowała pracownie,
w których tworzyła projekty, a potem wiozła do Chodzieży, aby
w zaprzyjaźnionej fabryce porcelany kolejno je wypalać.
Rozmowa z artystką przybliża nieznany na ogół proces technologiczny, który jest nie tylko fizyczną realizacją czy też emanacją,
ale też bardzo ważnym etapem każdego z jej licznych projektów.
Po wykonaniu małych i dużych obrazów, często wzbogacanych
elementami płaskorzeźby, następuje ich wygładzane, uzupełnianie
i po uprzednim ich wysuszeniu – traktowanie tzw. wypałem biskwitowym w temperaturze od 600 do 800 st. C. Kolejnym etapem jest
naniesienie pozyskiwanych ze specjalnych tlenków barw, których
paleta jest zawężona do trzech kolorów – niebieskiego, zielonego
i brązu, oczywiście mieszanych. Każdy kolor uzyskany w ten sposób daje po drugim wypale, odbywającym się w temperaturze 1400
st. C, inną barwę – nie ma zatem drugiego, identycznego obrazu.
Trzecim etapem jest naniesienie błyszczących walorów, czyli złota
i platyny oraz ostatni już wypał, powodujący także utrwalanie materiału. Ponieważ wielkość każdej ceramicznej płyty jest ograniczona
nie tylko gabarytami paleniska, ale także powstawaniem naprężeń,
większe prace muszą składać się z kilku części, co stwarza dodatkowe problemy technologiczne, zwłaszcza podczas montowania
całości.
Większość prac Beaty Orlikowskiej przypomina obrazy – są
to ręcznie formowane, mające strukturę płaskorzeźby plakiety,
których biała, porcelanowa biel stanowi nie tylko tło, kontrast,
96
Almanach 2015
Wydarzenia
P L A S T Y K A
ale i dodatkową barwę dla różnych odcieni brązów i ugrów, błękitów paryskich i granatów, zieleni szmaragdowej i seledynu
oraz wszelkich odcieni, jakie mogą powstać przez łączenie poszczególnych tlenków. Uzupełnione delikatnymi wstęgami złota oraz platyny nawiązują w swym klimacie do starej, chińskiej
porcelany.
Plakiety, które od jakiegoś czasu projektuje i tworzy Beata, przypominają obrazy, są bardzo malarskie, a ich walorem umiejętnie
pokazany nastrój, chwila, moment, impresja – dzięki oszczędnej
plamie, dobranym barwom i delikatnym reliefom. Malarstwo jest
dla artystycznego wizerunku Beaty Orlikowskiej bardzo ważne
– kiedyś miała nawet, oprócz ceramicznej, odrębną pracownię,
w której uprawiała malarstwo sztalugowe. Dzisiaj wszystkie jej
projekty powstają na płótnie lub jedwabiu, a potem zostają przenoszone na mokrą jeszcze glinkę, aby po wielu zabiegach rzeźbiarskich, malarskich i kilku wypałach stać się ozdobą ściany i cieszyć oczy swymi barwami i blaskiem.
Prace Beaty powstawały w cyklach; były zatem Tukany, w których
wykorzystała dekoracyjne elementy zaczerpnięte z kultur Mezoameryki, z przeważającymi odcieniami granatu i błękitu, a potem
Pejzaże i Dwory polskie, Mandala i Trawy, nawiązujące do starodruków Mapy i bardzo dekoracyjne, zdobione ażurami i wystającymi
97
P L A S T Y K A
okapami Kamieniczki. W obrazach, tworzących te cykle, artystka
stosowała zdecydowane barwy, zróżnicowane zdobienia i ażury,
a każdy z nich był niepowtarzalny i miał inne barwy, co wynika ze
zróżnicowanego efektu wypału poszczególnych tlenków.
Kolejne cykle obrazów – Powidoki oraz Zapach zapamiętany stanowią nowy etap na artystycznej drodze koszalińskiej ceramiczki, ponieważ nie ukazują konkretnych rzeczy, przedmiotów, lecz odzwierciedlają emocje, impresje, są swego rodzaju skrótem myślowym.
W wypowiedziach znanych, wybranych osób, Beata Orlikowska
odnalazła inspirację do stworzenia swego ostatniego cyklu plakiet,
w którym dokonała transpozycji jednego ze zmysłów na obraz. Zapach muśniętej wiatrem trawy, kropli deszczu na szybie, drzew za
oknem, szklanki oranżady – te odczucia stały się barwnymi obrazami na porcelanie, a ich listopadowa ekspozycja w warszawskiej Ney
Gallery stała się jednym z ważniejszych wydarzeń artystycznych.
Z okazji 25-lecia twórczej pracy Beaty Orlikowskiej w maju 2015
r. w Bałtyckiej Galerii Sztuki CK 105 w Koszalinie zorganizowano jubileuszową, retrospektywną wystawę jej prac, które pokazały artystyczną drogę tej artystki. Dzięki pomysłom i realizacjom Beaty miasto ma od kilkunastu lat ciekawe souveniry w postaci ceramicznych
obrazów z najważniejszymi i najpiękniejszymi obiektami Koszalina.
Prezydent miasta wręcza jako nagrodę statuetkę Koszalińskie Orły,
Izba Przemysłowo-Handlowa ma do dyspozycji Koszalińskiego Denara, dziełami tej artystki są Nagroda Radia Koszalin – Bursztynowy
Mikrofon oraz Medal Politechniki Koszalińskiej.
Beata Orlikowska była uczestniczką wielu wystaw w Polsce: we
Wrocławiu, Kołobrzegu, Zakopanem, Warszawie i za granicą: w Niemczech, Włoszech i Luxemburgu. Miała liczne wystawy indywidualne w
Warszawie, Chodzieży i Berlinie, brała udział w konkursach: warszawskim konkursie Polska Ceramika Współczesna Instytutu Wzornictwa
Przemysłowego w1989 r., International Ceramics Festival Mino w Japonii w 1992 r., a w 1997 r. została laureatką Festiwalu Sztuki Otwartej
w Luksemburgu. Dzieła Beaty Orlikowskiej znajdują się w zasobach
muzealnych, m.in. w Muzeum Wikliniarstwa i Chmielnictwa w Nowym Tomyślu, a także w zbiorach prywatnych w kraju i za granicą.
98
Almanach 2015
Anna Rawska
Szkoła osobowości
Wydarzenia
99
P L A S T Y K A
wszystkim: Zakłady Przemysłu Elektronicznego Kazel, Spółdzielnia
Poligraficzno-Papiernicza i Rzemiosł Artystycznych Intropoloraz
Prasowe Zakłady Graficzne. Zaczęła się normalna, codzienna, spokojna nauka.
Pierwszą dużą wystawą prac uczniów była wystawa projektów
elewacji budynków, wnętrz klatek schodowych i placów zabaw wykonanych w ramach prac dyplomowych dzięki umowie zawartej ze
spółdzielniami mieszkaniowymi Nasz Dom i Przylesie.
Pierwsi absolwenci opuścili mury „plastyka” w 1980 r. Uczniowie
z Racławickiej to kolorowe, pełne fantazji ptaki, których na ulicach
miasta można poznać nie tylko po charakterystycznych wielkich
teczkach, ale też po oryginalnych strojach i fryzurach. W tej szkole
nikt nie tłamsi indywidualności, której wyraz młodzież daje choćby właśnie wyglądem zewnętrznym. Pomysłowość i wyobraźnia
zawsze znajdowały ujście na różnych szkolnych imprezach. Otrzęsiny klas pierwszych przypominające np. sabat czarownic lub średniowieczną egzekucję z katem roli głównej, zabawa andrzejkowa
na ludowo, w której Żyd Szulc tańczył z Boryną, Dzień Nauczyciela
w 1991 r. uczczony pokazem mody, a na wybiegu uczennice we
własnoręcznie wykonanych kreacjach, wreszcie Prima Aprilis
z wykładem prof. Jerzego Szweja o „recepcji percepcji koncepcji
w aspektach sztuki”. Absolwenci miło wspominają szkolne wycieczki do Łodzi, Krakowa, Karpacza, Muzeum Narodowego w Warszawie, a po nawiązaniu kontaktów (m.in. dzięki staraniom nauczyciela
języka francuskiego, Jana Kuriaty) także do Francji. Współpraca z Liceum w Valin, rozpoczęta przez dyrektorującą szkole w latach 19912001 Iwonę Wilkoszewską, przekształciła się w wieloletnie kontakty,
wizyty uczniów z nauczycielami we Francji, a w 2004 r. młodzi Francuzi przyjechali do Koszalina.
Przyszli artyści już w szkole biorą udział w plenerach. Uczniowie
koszalińskiego „plastyka” wyjeżdżali na plenery do Gąsek (w 1977
r., a wiec zaledwie dwa lata po powstaniu szkoły), do Białego Boru
(wspólnie z uczniami Liceum Plastycznego im. Antoniego Kenara),
Tak naprawdę wszystko zaczęło się od Państwowego Ogniska
Sztuk Plastycznych (PLSP). Rodzice przyprowadzali uzdolnione
plastycznie dzieci na zajęcia, a środowisko koszalińskich plastyków
dyskutowało o konieczności powołania w mieście szkoły typu artystycznego z prawdziwego zdarzenia. Marzenia te, po wielu perturbacjach, wreszcie się spełniły i rok szkolny 1975/76 był pierwszym
rokiem pracy PLSP. Dyrektorem został Zbigniew Szulc – dotychczasowy dyrektor Ogniska. Liceum było pięcioletnią szkołą średnią.
Aby zostać jej uczniem, trzeba było – jak określał regulamin szkoły, „wykazywać określone zainteresowania zawodowo-artystyczne
i odpowiednie plastyczne, a także uzdolnienia manualne. Komisja
weźmie pod uwagę zarówno odpowiedzi ucznia, jak i przedstawione przez niego prace: dwa rysunki, dwie prace malarskie i dwie płaskorzeźby”. Przyjęto 30 osób; po 15 na każdy kierunek kształcenia:
formy użytkowe i dekoratorstwo. Tomasz Szrubka – kurator okręgu
szkolnego zdecydował, że „plastyk” będzie się mieścił w budynku
przy ul. Racławickiej. Jest to pierwsza i do dziś jedyna siedziba szkoły – niedawno pięknie odremontowana, zmodernizowana, obecnie
czekająca jeszcze na remont piwnicy, w której ma się mieścić szkolna galeria.
A w pierwszych latach też towarzyszyli uczniom budowlańcy.
Trzeba było założyć nową kanalizację, centralne ogrzewanie, doprowadzić do stanu używalności toalety. Pomieszczenia klasowe
też nie były dostosowane do prowadzenia zajęć plastycznych.
Pracowała brygada remontowo-budowlana z Mielna, pomagali
uczniowie. W piwnicach stała woda, a na I i II piętrze ćwiczyli grę na
instrumentach uczniowie Szkoły Muzycznej, którą dokwaterowano
do budynku przy ul. Racławickiej. Najtrudniej było do 1978 r., kiedy Szkoła Muzyczna przeniosła się do swojej siedziby i remont poszedł „pełną parą”. W 1982 r. powstał Społeczny Komitet Rozbudowy
szkoły. Dzięki niemu dokończono remont i rozbudowę, a w 1985 r.
PLSP otrzymało pozwolenie na budowę internatu. W wyposażeniu
szkoły w odpowiedni sprzęt i pomoce naukowe pomogły przede
100
Almanach 2015
Wydarzenia
sposób zaistnieli na szeroko rozumianym „rynku artystycznym”.
W tym gronie jest absolwentka z 1996 r., Izabela Plucińska, która
ukończyła studia na Wydziale Tkanin i Ubioru ASP w Łodzi oraz na
Wydziale Operatorskim łódzkiej PWSFTViT, a także na Wydziale Animacji Hochschule für Film Und Fernsehen Konrad Wolf w Poczdamie.
W filmach Plucińska rozwija i udoskonala metodę animacji w plastelinie. W tej pracochłonnej technice realizuje kolejne filmy: od
pierwszego studenckiego Roszada, do Afternoon pokazywanego
na 22. festiwalach filmowych na świecie. Jej Jam Session otrzymał
Srebrnego Niedźwiedzia na Berlinale 2015! Magdalena Buchałow opuściła mury koszalińskiego „plastyka”
dwa lata po Izabeli Plucińskiej. Jest uznaną projektantką mody łączącą w swoich kreacjach wygodę, elegancję i sportowy styl. Najważniejsze jednak są materiały: wyłącznie naturalne. Projektantka
ukończyła ASP w Łodzi. Kolejna świetnie sobie radząca absolwentka to Anna Orska, która po maturze w Koszalinie ukończyła Wydział
Architektury i Wzornictwa Przemysłowego ASP w Poznaniu. Projektuje biżuterię dla takich marek jak W. Kruk, Deni Cler, Svarowski Elements. Pokazywała swoje prace w Nowym Jorku, Mediolanie, Berlinie, wykłada na wyższych uczelniach. Jej biżuterię noszą Sharon
Stone, Andie MacDowell, Grażyna Kulczyk.
I jeszcze absolwenci płci męskiej: Błażej Teliński – także projektant mody, laureat OFF Fashion w Kielcach i Gryf Fashion Show.
Oczywiście także Krzysztof Rapsa okrzyknięty „poetą koloru” – absolwent drugiego rocznika z 1981 r. Jego prace pokazywane były
w Korei Południowej, Katarze, Rzymie, wielu galeriach Polski. Obrazy Rapsy zainspirowały włoskich poetów do napisania wierszy
i udziału w międzynarodowym projekcie Rapsodia. Premiera albumu odbyła się 30 kwietnia 2015 r. w Mediolanie podczas indywidualnej wystawy Krzysztofa Rapsy otwierającej Expo Milano 2015
w Galerii Hernandez. W środowisku projektantów znany jest też Dawid Żebrowski – absolwent z 2005 r. Dawid ukończył potem studia
na Wydziale Form Przemysłowych ASP w Krakowie i kontynuował
je na Akademii ALUO w Ljubljanie. Specjalizuje się w projektowaniu produktu; świetne oceny zebrały jego projekty ssaków chirurgicznych, medycznego przełącznika nożnego, obudowy lasera chirurgicznego, a także niezwykle ergonomicznej i estetycznej torby
listonosza.
Nauczyciele i absolwenci koszalińskiego „plastyka” twierdzą
zgodnie: to najlepsza szkoła na świecie, a wspomnienia z lat w niej
spędzonych to wspomnienia najwspanialsze i najprzyjemniejsze.
101
P L A S T Y K A
do Dźwirzyna i Jarosławca. Jeden z plenerów odbył się w Zakopanem. Podczas wizyty w Galerii Władysława Hasiora doszło do spotkania z mistrzem, który w 2004 r. został patronem szkoły.
Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych istniało do 1999 r. Po
reformie powstała sześcioletnia Ogólnokształcąca Szkoła Sztuk
Pięknych oraz czteroletnie Liceum Plastyczne. Nowo utworzone
szkoły kończą się egzaminem maturalnym i egzaminem dyplomowym nadającym tytuł plastyka. Od 2001 r. dyrektorem ZSP jest
Marzena Jermak.
Bogactwem szkoły są przede wszystkim jej absolwenci. W drugim roczniku znalazł się m.in. Tadeusz Walczak, który po ukończeniu PWSSP w Poznaniu wrócił do swojej dawnej szkoły i uczy tutaj
rysunku i malarstwa. Całkowicie poświęcił się kształceniu młodego pokolenia i dlatego o prof. Walczaku mówi się, że „świat sztuki
może na tym stracił, ale młodzież na pewno zyskuje”. Trudno zliczyć
nagrody, które w różnych konkursach adresowanych do uczniów
szkół plastycznych zdobywają wychowankowie profesora. Tylko
od początku roku szkolnego 2015/16 jego czworo uczniów zostało
laureatami stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. To najwyższe wyróżnienie dla uczniów średnich szkół plastycznych. Uczennica Tadeusza Walczaka, Anna Ignaczak w ubiegłym
roku zapewniła sobie indeks dowolnej wyższej uczelni artystycznej
w Polsce, ale o Annę zabiega Uniwersytet Artystyczno-Techniczny
w Berlinie i wydaje się, że skutecznie. Dyrektor Marzena Jermak
narzeka, że brakuje pieniędzy na wyjazdy po nagrody, które zdobywają uczniowie nie tylko Tadeusza Walczaka, ale i Agnieszki Sieńkowskiej, Marii Karpińskiej, Ewy Miśkiewicz-Żebrowskiej. Dyrektor
Jermak dodaje, że takich zmartwień chciałaby mieć jak najwięcej.
Uczniowie koszalińskiego „plastyka” regularnie biorą udział
w Biennale Rysunku i Malarstwa Uczniów Średnich Szkół Plastycznych w Bielsku-Białej, w Ogólnopolskim Biennale Rysunku i Malarstwa Figury ciała w Poznaniu, w Biennale Autoportretu w Radomiu,
a ostatnio „drużyna” koszalińskiego ZSP zanotowała wyjątkowy
sukces – I miejsce w X edycji Ogólnopolskiego Przeglądu Średnich
Szkół Plastycznych. To wszystko sprawia, że Zespół Szkół Plastycznych w Koszalinie należy do najlepszych tego typu szkół w Polsce.
Wspólnie z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz
Centrum Edukacji Artystycznej jest też organizatorem Ogólnopolskiego Biennale Rysunku Klas Młodszych, które zawsze kończy się
dużą wystawą prezentowaną w Bałtyckiej Galerii Sztuki CK 105.
Szkoła może poszczycić się absolwentami, którzy w znakomity
Mateusz Prus
Sztuka na ulicach
P L A S T Y K A
Sztuka nie musi być zamknięta w murach galerii. Naturalnym
miejscem jej ekspozycji jest ulica. To tu twórcy mogą liczyć na
największą liczbę odbiorców, w tym osób, którym słowo „galeria” kojarzy się raczej z zakupami. Street art jest stary jak stara
jest sztuka. Czym innym jeśli nie street artem były malunki naskalne? W czasach obecnych sztuka ulicy kojarzy się z nielegalnym graffiti. Tymczasem definicja jest o wiele szersza. Twórcy
wychodzą z podziemia, a techniki twórcze są zróżnicowane.
Sztuka ulicy od dawna jest obecna w przestrzeni wielkich miast.
Najbardziej znanym artystą reprezentującym nurt jest Banksy, który
tworzy głównie w Londynie. Jego szablony odnoszą się najczęściej
do aktualnej sytuacji politycznej, a wydźwięk jego dzieł jest antykapitalistyczny i pacyfistyczny. Te wartości dominują w sztuce ulicy.
To, co charakterystyczne dla tej formy, to właśnie przekaz. Prowokacja, zachęcanie do własnej interpretacji, szokowanie, ale także rozśmieszanie. Do realizacji tych zamierzeń wykorzystywane są różne
techniki. Najczęściej spotykane to tzw. vlepki czyli samoprzylepne
naklejki, odrysowywane kształty od przygotowanego wcześniej
szablonu, graffiti oraz murale.
Wspomniany Banksy tworzy głównie poprzez szablony. Technika
była z powodzeniem realizowana w Polsce już od lat 80. Polityczny przekaz był wówczas szybko cenzurowany i pewnie dlatego nie
było o zjawisku tak głośno. Graffiti to forma street artu polegająca na pozostawianiu w przestrzeni miejskiej – namalowanej farbą
w sprayu – ksywki twórcy. Oglądający graffiti często uważają, że to
tylko przypadkowe kolorowe kreski. Tymczasem graffiti to zawsze
wyraz osobowości artysty. Można powiedzieć – nieco upraszczając
– że im litery bardziej zawiłe i trudniejsze do odczytania, tym lepsza praca. Cechą tego rodzaju sztuki jest dotarcie do jak największej liczby odbiorców. To dlatego grafficiarze – sami wolą określenie
„writerzy” – mimo niebezpieczeństw natury karnej, starają się malować pociągi. Taki skład z ksywką writera może odwiedzić wiele
miast, wzbudzając szacunek środowiska. Cechą graffiti jest poza
tym namalowanie pracy w jak najbardziej widocznym miejscu. Często są to centra miast, gdzie kręcą się piesi i policjanci. Adrenalina
jest nieodłącznym elementem graffiti. Nie można za to zaliczać do
tego nurtu haseł pisanych na murach (najczęściej piłkarskich). Writerzy z zasadami nie pomalują również zabytku.
Za początek graffiti uznaje się koniec lat 70. w Nowym Jorku. To
tam równolegle z muzyką rap stworzył się nurt będący jednym
z elementów kultury hip-hop. Pomalowane wagony metra szybko
stały się symbolem Nowego Jorku. Hip-hop i graffiti szybko rozprzestrzeniły się na kraje Europy Zachodniej, a z czasem (początek lat 90.)
pojawiły się w Polsce. Za prekursora graffiti, ze względu na bliskość
granicy niemieckiej, uznaje się Szczecin. Leżący nieopodal Koszalin
szybko „podłapał” temat i stał się miastem znaczącym na mapie polskiego graffiti. Sztuka ta nie jest tworzona tylko nielegalnie. Z czasem
pojawiły się ściany, które można było pomalować bez narażenia się
na mandat. Sami grafficiarze często zostawali uznanymi grafikami.
Tymczasem mural jest wielkoformatową grafiką na ścianie budynku. W Polsce w czasach PRL-u często reklamował państwowe
zakłady i instytucje. Obecnie miasta prześcigają się w tworzeniu
murali. W Łodzi, Wrocławiu i Bydgoszczy nie brakuje pomalowanych wieżowców przez najbardziej znanych twórców z całego świata. Monumentalne prace robią wrażenie i stają się wizytówką oraz
reklamą miasta. W polskiej rzeczywistości przesłoniętej reklamami
street art jest pozytywnym zjawiskiem, które zwraca uwagę na
wykorzystanie przestrzeni publicznej. Zmusza do refleksji, szokuje
i wywołuje dyskusje.
Koszalin dożynkowy
W 1975 roku miało miejsce jedno z najważniejszych wydarzeń
powojennego Koszalina. W mieście zorganizowano krajowe dożynki. Impreza poprzedzona była rewolucją architektoniczną. Wyburzono kamienice, poszerzając ul. Zwycięstwa, wybudowano nowe
102
Almanach 2015
P L A S T Y K A
103
Wydarzenia
P L A S T Y K A
ulice i budynki takie jak amfiteatr i stadion Gwardii. Zmieniło się
jeszcze coś. Na budynkach pojawiły się dziesiątki murali.
Do wynajętego przez władze miasta ośrodka wczasowego w Mielnie zjechała się plejada artystów, którzy obmyślali, jak zagospodarować plastycznie szczyty kamienic odsłonięte po wyburzeniach przy
poszerzaniu ul. Zwycięstwa. Zapewne dzięki pośpiechowi przed dożynkami i masą inwestycji do nadzorowania, władze dały artystom
wolność twórczą. Koszalińskie murale, co było ewenementem w skali
kraju, zostały pominięte przez cenzurę i stały się wolne od haseł wychwalających PRL. Artyści pracowali od wiosny do września. Tempo
prac było ogromne. Kończyli jedną ścianę i przechodzili na kolejną.
W czasach kiedy nie było farb w sprayu, stosowali najczęściej technikę grafiki. Nakładali kilka warstw kolorowego tynku, a potem wydrapywali je, tworząc kolorowe wzory. Koszalin był w tamtych czasach
prawdziwą awangardą, jeżeli chodzi o murale. Sztuka wolna od jakichkolwiek nacisków i narzuconych motywów przewodnich może
dziwić nawet dzisiaj. Nadal bowiem częstą praktyką jest zamawianie
przez samorządy murali z zaplanowanym już motywem przewodnim
(rocznica nadania praw miejskich, symbole miasta itp.) W Koszalinie
na dożynki 1975 r. nawet nie żądano motywów rolniczych. Niestety, do dzisiaj zachowało się niewiele tych prac. Większość została
przemalowana, pokryta ociepleniem lub zburzona. Ostatnie murale
pękają i niszczeją. Możemy je jeszcze zobaczyć przy ulicy Kościuszki,
Jana z Kolna czy Andersa na hali sportowej przy szkole.
Interwencje miejskie
Street art to sztuka ulotna, happeningowa. Artyści przeprowadzają interwencję artystyczną w przestrzeni miejskiej, wykorzystując odpowiedni moment. Efekt pracy jest często krótki, nawet
chwilowy. Jak donosiła prasa, zimą 1973 roku koszalinian zbulwersował kolorowy śnieg, który spadł w pobliżu agencji wystaw
artystycznych. W rzeczywistości było to działanie grupy Wiosna,
którego członkowie specjalną farbą pomalowali połacie śniegu w
okolicach ul. Piastowskiej. Grupa miała na koncie inne interwencje w przestrzeni miejskiej. Jeden z koszalińskich placów owinęła
sznurkiem długości pięciu kilometrów, co przypominało w efekcie
wielką pajęczynę. Powstała też kolorowa góra z pomalowanej hałdy
piasku. Grupa Wiosna zaczęła z czasem ozdabiać małe miasteczka
Pomorza. Były już to legalne zlecenia od miejscowych władz.
Do idei upiększania miasta nawiązało po latach stowarzyszenie Warsztat Koszalin. Znani głównie z forsowania idei utworzenia deptaka w cen-
trum miasta młodzi ludzie mieli również na koncie mniejsze działania.
Często anonimowe. 6 grudnia 2011 roku idący do pracy i szkoły koszalinianie przecierali oczy ze zdumienia, gdyż na pomnikach pojawiły się
kolorowe czapki z włóczki. Nakrycie głowy zyskały m.in. lwy przez byłym Urzędem Wojewódzkim i Cyprian Kamil Norwid w miejskim parku.
Ta interwencja w przestrzeń miejską trwała tylko kilka godzin. Służby
porządkowe szybko zdjęły czapki. W lipcu tego samego roku na placu
przed ratuszem odbyła się akcja Megaszydełkowanie, której efektem było
całkowite przykrycie kolorową włóczką jednej z ławek.
Do interwencji miejskich nawiązywał Festiwal Sztuki w Przestrzeni
Publicznej Koszart. Nieistniejąca już impreza skupiła się na instalacjach i happeningach. Chyba największe oburzenie i dyskusję wywołała akcja Roberta Knutha, który w 2011 roku wywiesił na pomniku
Byliśmy-Jesteśmy-Będziemy kawałki zużytych bannerów. Celem akcji
była dyskusja o tym, co pomnik upamiętnia i jak jest interpretowany.
Niedługo potem władze Koszalina zdecydowały się przenieść pomnik w okolice amfiteatru.
Skandalem związanym ze street artem była akcja artysty kryjącego się
pod pseudonimem Peter Fuss. W styczniu 2007 roku reklamowy banner
przy ulicy Akademickiej został zaklejony nielegalnym plakatem. Przedstawiał on twarze 50. znanych osób, pod którymi znalazł się napis Żydzi
won z katolickiego kraju. Miejsce było nieprzypadkowe. Płot, na którym
znajdował się banner, okala działkę należącą do kościoła. Prokuratura
zamknęła siedzibę organizatora wystawy Galerię Scena i zaczęła szukać
sprawcy, zarzucając mu promowanie antysemityzmu. Kuratorzy wystawy tłumaczyli, że nie wiedzą, kim jest Fuss, a wystawa została przywieziona do Koszalina przez młodą dziewczynę. Sam Peter Fuss tłumaczył
prowokację jako nawiązanie do tzw. listy Żydów stworzonej w internecie. Problemem – jak przekonywał – jest fakt, że nikt nie zwraca uwagi
na to, co wypisuje się w sieci, ale przełożenie tej samej treści na nośnik
reklamowy powoduje reakcję prokuratury i wielką dyskusję.
Mocna scena graffiti
W Koszalinie mocno rozwijała się scena hip-hopowa. Poza znakomitymi tancerzami i raperami, największą siłą tej kultury było
graffiti i to ona rozsławiła Koszalin na polskiej mapie hip-hopu. Jej
prekursorem był artysta o pseudonimie Brysie. Około roku 1994 pomalował kilka murków przy śmietnikach na osiedlach w północnej
części miasta. Prace przedstawiały np. delfina czy słońce, nie były to
więc graffiti sensu stricto. Były za to wykonane sprayem i zupełną
nowością w przestrzeni miasta.
104
Almanach 2015
Wydarzenia
105
P L A S T Y K A
Na terenie Koszalina było kilka ścian nieustannie „bombardowanych” przez grafficiarzy. Wspomnieć należy Music Pub czyli boczną
elewację Domku Kata, Szkołę Podstawowa nr 10, mur przy ul. Budowniczych i przede wszystkim – garaże przy ul. Chałubińskiego.
To właśnie ta „miejscówka” jest najważniejszym miejscem koszalińskiego graffiti. Od 1999 roku zawsze w czasie długiego weekendu
majowego odbywał się tam CNS Graffiti Jam. Wydarzenie organizowane oddolnie, bez wsparcia instytucjonalnego, stało się znane
w Polsce. Do Koszalina zjeżdżała czołówka polskiego graffiti. Nie
brakowało towarzyszących koncertów rapowych i break dance.
W 2003 r. pojawiła się nawet relacja z imprezy w ogólnopolskiej
telewizji muzycznej VIVA. Z powodu protestów kilku właścicieli garaży CNS Graffiti Jam musiał znaleźć sobie inne miejsce. Wybrano
mury Centrum Kształcenia Ustawicznego przy ul. Jana Pawła II. Po
kilku edycjach i stamtąd malarze musieli odejść. Po przerwie, dzięki
zapałowi grupy aktywistów zrzeszonych pod nazwą Most Blunted,
reanimowano imprezę na prywatnej ścianie równoległej do sklepu
przy alei Monte Cassino. Impreza po kilku edycjach znowu nabrała
prestiżu i sławy. W roku 2015 dzięki uprzejmości Miejskiej Energetyki Cieplnej, grupa Most Blunted zorganizowała kolejną edycję jamu
na ścianie przy ulicy Słowiańskiej. Ponownie w Koszalinie pojawiła
się czołówka polskiego graffiti i wiele wskazuje na to, że w kolejnych latach impreza będzie odbywała się w tym właśnie miejscu.
Koszalińscy twórcy graffiti są uznani i szanowani w środowisku
ogólnopolskim. Wiele mówią w nim takie ksywki jak Szejn, Cejn, Samer, Paskal, Kanser. Rozkwit graffiti w Koszalinie przypadł na lata
2000-2005. W tym czasie powstało najwięcej kolorowych prac legalnych i nielegalnych, tzw. chromów czyli konturów liter ze srebrnym wypełnieniem oraz malunków na wagonach. Obecnie powstaje mniej prac. Malarze są już dojrzałymi osobami, często pracującymi jako np. graficy czy tatuażyści. Młodych adeptów nie ma wielu.
Co roku jednak na majowym CNS Graffiti Jam zjawia się duża liczba
widzów, fanów i twórców.
Próba powrotu do murali
W latach 90. koszalińskie budynki przykryły pastelowe barwy,
a murale z okresu dożynkowego zniknęły bezpowrotnie. Kilkukrotnie miasto zlecało artystom namalowanie muralu, jednak efekt był
dość przyjęty chłodno. Przyczyną jest być może fakt, że artystom
narzuca się temat pracy. Ich kreatywność jest wówczas mocno
ograniczona, co skutkuje jakością. Przykładem może być mural vis
a vis dworca PKP reklamujący hasło Koszalin – pełnia życia oraz charakterystyczne budynki Koszalina namalowane przy wyjściu z tunelu na ulicę Dworcową.
Prób stworzenia murali w ostatnich latach było kilka. Bardziej lub
mniej udanych. Zasługują one jednak na wzmiankę. Podczas drugiej edycji festiwalu Koszart, którego hasłem było pytanie Atomowy
Koszalin?, nieopodal amfiteatru powstały antyatomowe malunki,
które można podziwiać do dzisiaj. W roku 2013, podczas trzeciej
edycji tej imprezy promowanej hasłem Punkty styku. Sztuka przeciw
wykluczeniu, na ścianie Koszalińskiej Biblioteki Publicznej powstał
szablon zatytułowany Niewykluczone. Przedstawia on postacie Janiny Ochojskiej i Marcina Kornaka. Praca została stworzona w ramach
warsztatów pod przewodnictwem uznanego artysty i działacza
społecznego Dariusza Paczkowskiego (Koszart odbywał się równolegle z EFF Integracja Ty i Ja poświęconego osobom niepełnosprawnym – dop. red.). Artysta wrócił do Koszalina w marcu 2015 roku.
Dzięki współpracy stowarzyszenia Wioski Dziecięce SOS i Fundacji
Klamra wraz z jej podopiecznymi stworzyli mural Dialog życia. Znajduje się on przy alei Monte Cassino, pod kładką dla pieszych. Przedstawia twarze wychowanków stowarzyszenia, seniorek i fragmenty
rozmów, które zbudowały międzypokoleniowy most na linii życia.
Przy malowaniu tej pracy pomogli również grafficiarze z grupy UPS
Ciekawą akcją społeczną związaną z muralami było działanie
Rokosowo na bajkowo stworzone przez Fundację Nauka dla Środowiska. Osiedle, które składa się głównie z domów jednorodzinnych, gdzie nie ma wiele rozrywek, nabrało kolorów. W 2011 roku
na wielu ścianach, często ukrytych w bocznych uliczkach, powstały
malunki przedstawiające postacie z kultowych filmów animowanych (Reksio, Pszczółka Maja, itp.) Akcja została przeprowadzona
w ramach projektu Przestrzeń faktycznie publiczna.
W 2015 roku zrealizowany został niezwykle ciekawy projekt: mural upamiętniający rapera Onila. Artysta zmarł w nie do końca jasnych okolicznościach w 2011 roku. Jego artystyczny partner i przyjaciel Przemysław Majewski czyli 4P postarał się o uzyskanie wszelkich pozwoleń, by na ścianie kamienicy przy ulicy Morskiej, gdzie
mieszkał Onil, powstał mural z jego podobizną. Pracę wykonał pod
koniec października znany trójmiejski grafficiarz Tuse.
Street art ma na celu prowokowanie do dyskusji, często wręcz
powinien być kontrowersyjny. Tak właśnie było ze słynnymi „oczkami”, które w ogromnej ilości pojawiły się w Koszalinie w 2013 roku.
Prosty wzór ożywiał m.in. kamienie, stacje transformatorowe, po-
106
Almanach 2015
Wydarzenia
ki talent i powierzyli Cukinowi zadania komercyjne, które jednak
można zaliczyć do nurtu street art. Przykładem mogą być malunki
w Wake Parku w Wodnej Dolinie. Cukin zajmuje się również szablonami. Powstało ich w mieście kilka. Przykładem może być człowiek
prowadzący rower na jednym z budynków przy ul. Konstytucji
3 Maja. Nawiązuje wymową do miejsca, w którym się znajduje – to
tzw. trójkąt, miejsce okryte złą sławą, a szablon idealnie wpisuje się
w cały kontekst okolicy.
Poligonem doświadczalnym Cukina, ale i wielu lokalnych grafficiarzy jest nieczynny szpital przy ul. Leśnej. Można tu zobaczyć
mnóstwo szablonów i prac graffiti. Wstęp na teren obiektu oficjalnie jest jednak wzbroniony.
Po pomalowaniu przez Cukina skrzynki transformatorowej przy
Filharmonii Koszalińskiej, miasto zaproponowało mu stworzenie
serii murali. Realizacje mają rozpocząć się w bieżącym roku. Jeżeli urzędnicy w treść prac nie będą specjalnie ingerować, Koszalin
mógłby z powodzeniem nawiązać do chlubnej przeszłości murali
z lat 70. Mamy co nadrabiać, gdyż w wielu miastach legalny street art jest czymś naturalnym i wrósł w tkankę miejską. Koszalin na
nowo otwiera tę kartę.
107
P L A S T Y K A
jemniki na piasek. Fanami „oczek” stały się głównie dzieci, których
zabawą było szukanie ich w przestrzeni miejskiej. Straż Miejska bezskutecznie ścigała twórcę. Jak mówi Cukin, powstały one zupełnie
spontanicznie. Kiedy został ożywiony pierwszy kamień, mieszkańcy okolicy zaczęli ten fakt komentować. Powstawały więc kolejne.
Kiedy skończyły się kamienie, ożywiane były kolejne elementy
miejskie. Co ciekawe, wiele „oczek” było malowanych przez innych,
anonimowych twórców. Street art zaczął być kopiowany, co w pewnym sensie jest znakiem sukcesu twórcy. „Oczka” stały się znakiem
rozpoznawczym Koszalina. Nawet lokalni przedsiębiorcy włączali
ten element do swoich logotypów (np. zakłady fryzjerskie). Z czasem nowe „oczka” przestały się pojawiać i zaczęły powoli znikać
z przestrzeni miejskiej.
Cukin przez wiele lat był grafficiarzem. Jego pierwszą pracą nawiązującą do murali był szczur gryzący przewód na jednym z budynków przy ul. Morskiej. Powstały również inne prace w miejscach
często niedostępnych, mało uczęszczanych. W większości istnieją
do dzisiaj. Pierwszą legalną pracą Cukina był koń namalowany na
prywatnym garażu przy ul. Rybackiej. Koneserzy sztuki w przestrzeni publicznej już wtedy zauważyli, że w Koszalinie pojawił się wiel-
Maja Ignasiak
T E A T R
Beata tysiąca pomysłów
Ma nieprzeciętne zdolności manualne, pomysły, wyobraźnię
i rzadko spotykaną pracowitość. W liceum plastycznym siedziałyśmy w jednej ławce. Gdyby wtedy ktoś mi kazał określić Beatę
jednym słowem, powiedziałabym: perfekcjonistka. Na klasówkach
z matematyki odpisywałam od niej rozwiązania zadań. Wtedy postrzegałam ją przede wszystkim jako dokładną, precyzyjną i lubiącą
doprowadzać wszystko do końca. Dziś te cechy są na dalszym planie, o ile w ogóle są. Dziś Beata kojarzy mi się z fantazją i brakiem
granic. Granic w myśleniu i tworzeniu sztuki. Stwierdzenie „nie da
się”, nie ma dla niej racji bytu. Nie ograniczają jej pieniądze czy raczej ich brak. Gdy scenografka ma wizję spektaklu, w którym rolę
plaży nad oceanem spełniają złote kule, Beata tak długo obmyśla
kuliste konstrukcje, aż da się na nich grać. Gdy teatr, który ją zatrudnia, przejmuje z Krakowa spektakl z Muminkami takimi samymi, jak
w książce Tove Jansson, Beata w równym stopniu dba o to, by maski
dobrze wyglądały, jak i o to, by aktorom było w nich wygodnie. Gdy
ja otrząsam się na wspomnienie zimnego, nieprzyjaznego betonu
gdzieś tam, Beata zachwyca się jego fakturą i oznajmia, że wśród
surowego betonu spokojnie mogłaby mieszkać. Gdy ktoś skrytykował, że w jej salonie nie ma dywanu, namalowała go na podłodze.
Przyjaciele Beaty Jasionek, etatowej plastyczki, modystki i scenografki Bałtyckiego Teatru Dramatycznego wiedzą, że jej skromność nie jest fałszywa. Skupia wszystkie cechy prawdziwej artystki
z wyjątkiem jednej: nie znosi błyszczeć. Na pierwszą niedużą indywidualną wystawę musieli namawiać ją przez wiele lat. Zgodziła się
w końcu, by jej prace zostały pokazane w Centrali Artystycznej.
Wszystkie łączyło to, że na materiały do ich wytworzenia autorka
nie wydała ani grosza. Przetwarzać surowce wtórne na pierwsze
małe dzieła sztuki użytkowej zaczęła w połowie lat 80. Były to czasy, gdy bez wyjątku każdy przedmiot, od arkusza czystego brystolu do płótna na blejtram, trzeba było zdobywać. Uczniowie z klas
o kierunku form użytkowych szyli gobeliny z odpadów z bobolickiej
fabryki kap i ze starych ubrań. Beata Jasionek poszła o krok dalej:
zaczęła gromadzić znoszone swetry, tzw. szetlandy. Cięła je na nieregularne części i z tych kawałków zszywała nowe, zaskakując doborem kolorów i faktur. Farbowała je, bo był to w tamtych czasach
podstawowy sposób reanimacji starych ciuchów. Potem opracowała własną, tajemną metodę ich filcowania. Dziś z kolorowej, fakturowanej wełny robi wyłącznie poduszki, zdobne w rzeźby kwiatów.
– Wtedy w moich swetrach chodziło pół „związkowca” – wspomina.
Jej patchworkowa odzież stała się modna wśród pań z biur. W tym
stylu zrobiła nawet pracę dyplomową w liceum.
Złote ręce Beaty, jak sam je określał, odkrył dla koszalińskiego teatru w latach 90. jego ówczesny dyrektor Józef Skwark. Jej rola początkowo ograniczała się do „rozmalowywania” horyzontów, opracowywania rekwizytów, odtwarzania cudzych projektów. Zadanie
często bardzo niewdzięczne: zrealizować czyjąś wizję, zawartą na
kilku kartkach, by w wymiarze rzeczywistym była trwała i funkcjonalna. Pierwszą autorską scenografię zrobiła do Scen z życia smoków
według powieści Beaty Krupskiej. – Byłam przerażona – wyznaje. –
Niewiele wtedy wiedziałam. Ale koledzy wierzyli we mnie i zaufali
mi. Podjęła wyzwanie i w efekcie powstały kolorowe, ekspresyjne
kostiumy, które jeszcze po kilkunastu latach powracają na scenę
przy różnych okazjach. Bo aż żal je trzymać w magazynie... To spod
jej rąk wyszły kostiumy oraz oprawa sceniczna Smoczka Hieronima,
Pippi Pończoszanki, Carskiego syna, Calineczki, Podróży Guliwera i Cykora – bojącej duszy w koszalińskim teatrze. Zaprojektowała kostiumy do Kartoteki oraz całą oprawę Zazdrości i Kali Babek. Uszyła głowy wszystkich zwierząt do Shreka w Teatrze Muzycznym w Gdyni.
Znana jest z dokładności i wysokiej jakości wykonania każdej,
nawet najdrobniejszej pracy. Inwestuje w drogie, gatunkowe nici.
Nie lubi, gdy ludzie przynoszą jej materiały, „bo może ci się przyda..”.
– Ja muszę sama grzebać w lumpeksach, bo tylko ja wiem, czego potrzebuję – mówi. – Doceniam piękne przeszycie, szlachetność tkaniny. Tnę ją dla moich potrzeb, ale tamte wartości zostawiam, wręcz
je uwypuklam. Ze starych marynarek powstała kotara, wyekspono-
108
Almanach 2015
T E A T R
wana na półokrągłym drągu. Ten motyw powtarza się w gobelinach
i... obiciach starych teatralnych foteli. Praktyczny sekretarzyk jest
fragmentem bibliotecznego segregatora. Uchwyty do szufladek są
ze stempli, a nóżki – z części maszyny rolniczej do robienia dołków
w ziemi. W starych butach Beata posadziła żółte bratki (– Bratki się
nie obraziły – zapewnia). Pluszowy czarny kruk – przytulanka ma
oczy z zegarków. Jedno okrągłe, drugie kwadratowe. Klacz na metalowym szkielecie wygląda jak upleciona z dredów. – Chyba nie
ma takiego materiału, którego nie lubię dotykać. No, może plastik...
chociaż on też potrafi być fascynujący.
Wydarzenia
Pamięta, że trochę brzydziła się metalu, gdy jako dziecko pomagała ojcu w warsztacie zegarmistrzowskim. Teraz ciągnie on ją
prawie tak samo jak filc, drewno czy... stare zdjęcia rentgenowskie,
z których tak pięknie wycina się abażury. Pasję Beaty w największym
stopniu przejął Bartosz, najstarszy z jej czterech synów. Wspólnym
dziełem matki i jej pierworodnego jest kopulasta lampa, skomponowana ze znalezionych na śmietnikach części silników. – O recyclingu nie ma co się rozwodzić, bo on jest rzeczą oczywistą i w ogóle
już retro – mówi Beata. – Dla mnie jest to temat niezmiennie bardzo
przyjemny.
109
zamienić w czysty mosiądz, a główkę popsutej enerdowskiej lalki we
fragment sakralnej rzeźby. Patrząc na urządzenia rolnicze czy przyrząd do skrobania świń, widzi ich części w swych przyszłych rzeźbach.
Innym jej żywiołem jest sianowskie wysypisko śmieci ze względu
m.in. na bogactwo starych drewnianych okien. Nie pamiętam, bym
kiedykolwiek widziała ją pyszniącą się skończonym dziełem czy choćby tylko zwyczajnie zadowoloną z końcowego efektu. Zawsze chce
czegoś więcej, a wspaniałe zegarowe rzeźby sprzedaje za byle jakie
pieniądze, „bo z czegoś trzeba żyć”. Zamiast tworzyć portfolia, Beata
tworzy w głowie kolejne plany przybliżania sztuki do życia (a może
życia do sztuki). Jeden z najnowszych to stowarzyszenie 12 małp.
T E A T R
Na swej drugiej indywidualnej wystawie zatytułowanej Czasem
zabawa, Beata pokazała zegary, złożone z zabawek, aluminiowych
puszek, artykułów gospodarstwa domowego. Termin wernisażu,
1 listopada, wybrała celowo: wystawa wyrażała pamięć o zmarłym
ojcu. Potraktowała ją też jako własny obrachunek z czasem. Daleko
uciekła od tkanin, którymi najczęściej para się w teatrze. Szlachetność
starych drewnianych prawideł do butów miesza z gumowymi zabawkami. – Pewien pan na targu odkłada dla mnie goryle – wyjawia.
Miejskie targowisko położone obok teatru to jej żywioł. Nadaje nowe
życie przedmiotom starym, lecz nie zabytkowym. Uszkodzonym
i z pozoru tandetnym. Tylko ona wie, jak plastikowy lejek wizualnie
110
Almanach 2015
Anna Popławska
Straszne bajki i rozpustne mity
Trawestując cytat z Żywotów kurtyzan „(…) sztuka polega nie
na tym, żeby zdobywać widzów, ale na tym, żeby ich przy sobie zatrzymywać”. Rok, który zaczął się na deskach Bałtyckiego
Teatru Dramatycznego od adaptacji XIV-wiecznych opowiadań
Pietra Aretina, dla wielu teatromanów mógł być testem wierności. Bo choć zakończył się znakomitą propozycją dla najmłodszych, bajecznym nie można go nazwać.
Na początek – alkowa i piekło
„Moim marzeniem jest to, by teatr rozbudzał u widza wyobraźnię, by część obrazów była symboliczna, nie wprost. Mamy dać widzowi pretekst do jego własnej zabawy intelektualnej, zabawy ową
Wydarzenia
Edyp Cię kocha
111
T E A T R
O tym, że jedyny repertuarowy teatr w mieście ma rolę szczególną,
nie trzeba nikogo przekonywać. Ta rola polega na budowaniu możliwie szerokiej oferty, jaka trafi i do widza, którego fascynacja Melpomeną dopiero się budzi, i do tego, który w tej muzie jest już rozsmakowany. Pierwszego nie można znudzić, a drugi oczekuje, że teatr
będzie zaspokajał jego rozbudzony apetyt propozycjami będącymi
efektem oryginalnych poszukiwań twórczych. A do tego niezbędny jest ciągły dialog między aktorami i widownią. Nie chodzi tylko
o zaspokajanie potrzeb estetycznych poprzez „budowanie świata
z wyobraźni”, jak kiedyś powiedziała znakomita reżyserka Agnieszka Glińska, ale także zapraszanie do rozmowy o rzeczywistości czasem poprzez zaangażowany społecznie manifest. To o takim teatrze
zwykliśmy mówić, że nie tylko stawia pytania, ale przede wszystkim
skłania widzów do samodzielnego ich zadawania. Sobie i światu. I takiego teatru, po kilku udanych sezonach z dobrze skomponowanym
repertuarem i znakomitymi przedstawieniami docenionymi nie tylko
przez koszalińską publiczność, oczekiwali teatromani. Poprzeczkę
dodatkowo podniosły dwie obchodzone rok po roku rocznice, czyli
60-lecie BTD i obchody Roku Polskiego Teatru Publicznego (w 250.
rocznicę powołania polskiej sceny narodowej).
wyobraźnią1.” Tak Zdzisław Derebecki, dyrektor Bałtyckiego Teatru
Dramatycznego, a jednocześnie reżyser Rozpusty nakreślił motywy,
jakie kierowały nim przy wyborze tekstów, na których oparł spektakl
otwierający rok 2015 w koszalińskim teatrze2. Sceniczna kompilacja
XVI-wiecznych Żywotów kurtyzan Pietra Aretina i Boskiej komedii
Dantego Alighieri miała oczarować widza „poezją, piękną muzyką,
tańcem i żartobliwymi, pikantnymi scenkami z życia kurtyzan…”.
Jednak do połączenia z sukcesem tych dwóch tekstów i stworzenia lekkiego, a jednocześnie nie pozbawionego głębszej refleksji
widowiska, godzącego renesansową poetykę z na wskroś współczesną wizualizacją ósmego kręgu piekła, niezbędny był sprawny
dramaturg i dojrzały reżyser, sprawnie poruszający się w różnych
konwencjach dzięki przemyślanej koncepcji inscenizacyjnej. W Rozpuście go zabrakło. Motyw wędrówki, który z alkowy kurtyzan miał
widzów zaprowadzić wprost do dantejskiego piekła rozpustników
okazał się zbyt słabą klamrą, a sama wędrówka okraszona pikantnymi dialogami nierządnic, była nomen omen drogą przez mękę tak
dla widzów jak i – można odnieść wrażenie – aktorów. Nie uratował
spektaklu ani gigantyczny koń, który ni stąd ni zowąd pojawił się
Cykor – bojąca dusza
112
Almanach 2015
T E A T R
Rozpusta
w scenie niepokojąco podobnej do obrazu Szału uniesień Władysława Podkowińskiego, ani tym bardziej oryginalna w zamyśle, a niesmaczna w efekcie próba ukazania piekielnych dołów Maleparty.
Mimo iż Rozpusta ani nie zawstydza, ani nie uwodzi, nie sposób
nie pochwalić aktorów. Po raz kolejny kunszt pokazały znakomite
Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska i Małgorzata Wiercioch jako
kurtyzany Nanna i Antonia. Na brawa zasłużył także debiutujący
na scenie BTD w Rozpuście, choć już znany koszalińskiej publiczności (między innymi jako laureat Grand Prix Ogólnopolskiego
Festiwalu Piosenki Aktorskiej Reflektor w 2009 r.), Leszek Andrzej
Czerwiński. Jednak talent aktorów nie wystarczył i rozpusta po
niespełna trzech miesiącach i kilkunastu wystawieniach „zeszła
z afisza”.
Mit uwspółcześniony
Na spektakl Cezarego Ibera koszalińscy widzowie czekali z niecierpliwością i wielkimi nadziejami. Wszystko dzięki brawurowej,
Wydarzenia
zrealizowanej w wielkim rozmachem, a jednocześnie czytelnej
w przekazie inscenizacji dramatu Toma Stopparda Rosenkrantz
i Guildenstern nie żyją. Spektakl zrealizowany przez Ibera na deskach
Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu podbił publiczność 5. Koszalińskich Konfrontacji Młodych m-teatr 2014. Efektem była stosowna
nagroda dla młodego reżysera, a także propozycja pracy z koszalińskim zespołem.
Cezary Iber postanowił na koszalińskiej scenie pokazać własną
interpretację mitu o Edypie3. Skorzystał z dotąd niewystawianego
w Polsce tekstu znakomitego irlandzkiego duetu dramatopisarzy
Simona Doyle`a i Gavina Quinna Edyp cię kocha. To uwspółcześniona wersja klasycznej opowieści o sile fatum, której bohaterowie niczym uczestnicy telewizyjnego show opowiadają podczas
grilla i zbiorowej psychoterapii wzorowanej na sesji terapii systemowej o lękach mających źródło w niepokojących rodzinnych
zależnościach, tłumionych obawach i ukrytych traumach. Reżyser,
chętnie korzystając z atrybutów nowoczesności, postanowił nie
113
T E A T R
Allo, allo
rezygnować z tego, co charakterystyczne dla klasycznej tragedii
greckiej. Stąd umowna „amfiteatralna” scenografia i chór, którego rola nie sprowadza się jednak do komentowania wydarzeń z
pozycji „wszechwiedzącego”. Chór Ibera to wyuzdane Mojry, prowadzące widzów i bohaterów do nieuchronnego, znanego z mitu
o Edypie, finału.
Mocnymi stronami spektaklu są scenografia i znakomite stroje
autorstwa Agnieszki Stanasiuk. Po raz kolejny reżyser ten udowodnił, że potrafi tworzyć przedstawienia bardzo plastyczne.
Niestety, przywiązanie do efektów i pomysłów inscenizacyjnych
sprawiło, że nieczytelne stało się będące podstawą mitu i wielokrotnie w sztuce multiplikowane pytanie o siłę przeznaczenia.
Choć przyznać trzeba, że z niezwykłą ekspresją stara się znaleźć
na nie odpowiedź Beata Niedziela (Jokasta), która rolą w Edypie…
dowodzi, że jest w dojrzałą, świadomą swojego wnętrza i ciała aktorką. Warto dodać, że rolę tę docenili także widzowie 6. edycji
Koszalińskich Konfrontacji Młodych m-teatr, przyznając Beacie
Niedzieli nagrodę dla najlepszej aktorki festiwalu. Ale na uwagę
zasługują także inni aktorzy, w tym grająca gościnnie na koszalińskiej scenie Katarzyna Pośpiech (Antygona).
Wojna z przymrużeniem oka
„Moje pokolenie zostało wychowane na epatowaniu wojenną
traumą. (…) Nie można jednak zapominać o tym, że także w tym
czasie działo się wiele innych rzeczy. Ludzie żyli, przyjaźnili się, kochali, knuli intrygi i zdradzali. (…) Miejmy szacunek do wydarzeń
historycznych, ale pozwólmy sobie na dystans. Wojna w spektaklu
Allo, allo jest tylko tłem, bo to tak naprawdę to historia o ludziach4.”
Tymi słowami Jan Tomaszewicz odpowiadał na ewentualny zarzut
o zbanalizowanie tematu wojny na scenie. Ale zarzut taki się nie
pojawił. Pojawiły się za to brawa i salwy śmiechu. Bo spektakl Allo,
allo5, który Tomaszewicz (na co dzień dyrektor Teatru im. Juliusza
Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim) przygotował na koszalińskiej
scenie, ma to, co dobra farsa mieć powinna. Są soczyści bohaterowie, jest historia pełna dynamicznych zwrotów akcji, są świetne
gagi, jest gra „w punkt” i znakomity finał. Do tego jest doskonale
znany kontekst historyczny, czyli okupacja Francji w czasie II wojny
światowej, jednak potraktowany z przymrużeniem oka.
Wyzwanie, z jakim musieli zmierzyć się i reżyser, i aktorzy, nie
było proste. Choć sam Jan Tomaszewicz twierdził, że z kultowym serialem pod takim samym tytułem zapoznał się kilka tygodni przed
114
Almanach 2015
koszalińską premierą, serialowe pierwowzory takich bohaterów jak
Rene, Leclerc, Herr Flick, Helga czy Crabtree były doskonale znane
i pozostałym artystom, i publiczności. Jednak, choć w poszczególnych rolach pobrzmiewają echa postaci zapamiętanych z małego
ekranu, to aktorom BTD udało się stworzyć własne, ciekawe kreacje.
Znakomity Wojciech Rogowski jako Rene, właściciel kawiarni, która
jest punktem kontaktowym dla członków ruchu oporu i ulubionym
miejscem spotkań funkcjonariuszy gestapo, świetnie łączy w sobie
angielską flegmę z francuską namiętnością. Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska jako Helga i Artur Paczesny jako Herr Flick bawią do
łez, podobnie jak słynne „dziń dybry” w wykonaniu Leszka Andrzeja
Czerwińskiego, który wciela się w postać Crabtree, angielskiego oficera wywiadu. Na pochwałę zasługują w zasadzie wszyscy, którzy
pojawiają się na scenie, choć słabą stroną przedstawienia są niektóre partie wokalne. Z tych, bez szkody dla całości, reżyser mógł
zrezygnować. Co ważne, że choć premiera Allo, allo odbyła się nietypowo, bo na początku lipca, to właśnie ten spektakl otworzył w BTD
sezon artystyczny 2015/2016 6.
Wydarzenia
Kto nie wierzy niech uwierzy….
… że do bajek świat należy. Tak można najkrócej podsumować
rok 2015 w koszalińskim teatrze. Po raz kolejny, bo tak ułożony
jest od lat koszaliński kalendarz teatralny, ostatnią premierą roku
w BTD był spektakl dla najmłodszych. Reżyserii podjął się doskonale znany widzom jako aktor Wojciech Rogowski, który po świetnie
przyjętej Pippi Pończoszance przekonywał, że przygoda z reżyserią
była przygodą jednorazową. Na szczęście słowa nie dotrzymał. Jego
115
„Jeśli dwoje ludzi rozmawia, a reszta słucha ich rozmowy
– to już jest teatr”. To powiedzenie Gustawa Holoubka doskonale pasuje do Wariacji enigmatycznych Erica Emmanuela
Schmitta, które po latach powróciły na deski BTD. Spektakl
wyreżyserowany przez Bogusława Semotiuka przez kilka sezonów nie schodził z afisza. Po siedmiu latach od ostatniego
przedstawienia, a po czternastu od premiery postanowili go
koszalińskiej publiczności przypomnieć odtwórcy głównych
ról – Wojciech Rogowski i Piotr Krótki10. Jak mówili przed premierą, powrócili do spektaklu, kiedy osiągnęli wiek swoich
bohaterów. To swoiste „dopasowanie” widać na scenie, a kameralna, choć nie pozbawiona nagłych zwrotów akcji historia
miłości opowiadana na dwa dojrzałe męskie głosy, została
doskonale przyjęta przez publiczność.
T E A T R
Teatr nieoczywisty
„Nie ukrywam, że to trudny temat, ale myślę, że sama sztuka nie
będzie depresyjna. Przyjechałam do Koszalina ze swoją wizją, ale pozwoliłam też aktorom wpłynąć na kształt całości”7. To słowa reżyserki
Barbary Wiśniewskiej. Koszalińska publiczność poznała ją podczas
m-teatru 2014 za sprawą chłodno przyjętego spektaklu Baby Doll z repertuaru warszawskiego Teatru Studio. Jeden z recenzentów napisał
o tym debiucie, że „trudno uznać go za artystyczne spełnienie”, a Barbara Wiśniewska „jeszcze nie znalazła swojego własnego tonu”. Słowa
te można, niestety, odnieść także do sztuki, którą reżyserka przygotowała na koszalińskiej scenie. Barbara Wiśniewska postanowiła w BTD
przedstawić zawiłą relację łączącą dwie dojrzałe, związane głęboką
przyjaźnią kobiety i ich wkraczających w dorosłość synów. Toksyczny czworokąt, z którym konfrontowany jest widz, powstał dzięki
inspiracji reżyserki powieścią Dwie kobiety noblistki Doris Lessing
i Szerokim Morzem Sargassowym Jean Rhys. Na język teatru, w postaci
Bezwietrznego lata8, przełożyła je dramaturg Dorota Wojtowicz. Według zapowiedzi jej tekst miał być jedynie „punktem odniesienia do
improwizacji aktorskich i poszukiwań związków między różnymi tekstami kultury a uniwersalnymi problemami skomplikowanych relacji
międzyludzkich”.
Problem jednak w tym, że owego „skomplikowania” nie udało się
autorkom przenieść na scenę. Nie padają z niej, choć miały w zamyśle paść, tak aktualne przecież pytania o to, jak daleko można
się posunąć w poszukiwaniu szczęścia i czy poszukiwanie szczęścia
za wszelką cenę nie oznacza w finale konieczności zapłacenia ceny
zbyt wysokiej. Nie ma w Bezwietrznym lecie tak charakterystycznego
dla twórczości Doris Lessing napięcia, także erotycznego. Nie ma
głębokich i zawiłych relacji, buzujących emocjami wynikającymi ze
świadomości niespełnienia i niemożności osiągnięcia spełnienia.
Razi jednowymiarowość spektaklu Wiśniewskiej tak w czasie, jak
i przestrzeni. Akcja tu się po prostu nie toczy, a nieprzemyślane
i pozbawione uzasadnienia ruchy aktorów, przemieszczających się
bez celu w skądinąd ciekawej scenografii, pogłębiają poczucie chaosu. W efekcie, w konfrontacji z zapowiedziami autorek, Bezwietrzne lato zawodzi jako niestrawny pseudointelektualny bełkot, który
stanowić mógłby co najwyżej materiał na studencką wprawkę a stał
się, chyba przez pomyłkę, spektaklem.
Bezwietrzne lato
116
Almanach 2015
W roku 2015 koszalińscy aktorzy prezentowali się nie tylko
koszalińskiej publiczności. Zagrali także kilkadziesiąt spektakli wyjazdowych, a Bałtycki Teatr Dramatyczny kolejny rok
z rzędu dał się poznać jako miejsce ważne na teatralnej mapie
Polski. Warto wspomnieć między innymi o udziale w Konkursie na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej Klasyka
żywa zorganizowany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Instytut Teatralny imienia Z. Raszewskiego.
W finale tego konkursu znalazła się koszalińska Zemsta w reżyserii Tomasza Grochoczyńskiego. Kolejne ważne wydarzenia
to prezentacja spektaklu Kali Babki w reżyserii Michała Siegoczyńskiego na 13. Wałbrzyskich Fanaberiach Teatralnych oraz
wystawienie spektaklu Wojna nie ma w sobie nic z kobiety Pawła
Palcata podczas szczecińskiego Festiwalu Czytania.
go Wojciech Rogowski wyczarował przedstawienie porywające
i najmłodszych, i tych trochę starszych, widzów. To widowisko
kompletne, nieprzegadane, urzekające klasyką, ale niebanalne.
Widowisko, które powstało, by pokazać najmłodszym siłę teatru. Dzięki Wojciechowi Rogowskiemu po niezbyt udanym roku
przypomnieliśmy sobie o niej wszyscy.
1
J. Krężelewska, Poruszymy wyobraźnię, „Głos Koszaliński”, nr 24, 30.01.2015, http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/196354.html, dostęp 29.12.2015 g. 22.17
Premiera spektaklu Rozpusta w reż. Zdzisława Derebeckiego odbyła się 7.02.2015
3
Premiera spektaklu Edyp cię kocha w reżyserii Cezarego Ibera odbyła się 2 maja 2015
4
R. Kuliński, Aby ktoś miał na kogoś haka, http://ekoszalin.pl/index.php/artykul/10631-Aby-ktos-mial-na-kogos-haka, dostęp 3 stycznia 16, g. 21.34
5
Premiera spektaklu Allo, allo w reżyserii Jana Tomaszewicza odbyła się 4 lipca 2015
6
Inauguracja sezonu 2015/2016 w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym odbyła się 19 września 2015
7
K. Chybowska, Bezwietrzne lato, czyli niejednoznaczny teatr,
http://koszalin.naszemiasto.pl/artykul/bezwietrzne-lato-czyli-niejednoznaczny-teatr,3549684,art,t,id,tm.html, dostęp 3 stycznia 2016, g. 22.09
8
Premiera spektaklu Bezwietrzne lato odbyła się 24 października 2015
9
Premiera spektaklu Cykor – bojąca dusza w reżyserii Wojciecha Rogowskiego odbyła się 6 grudnia 2015
10
Premiera wznowieniowa Wariacji enigmatycznych w reżyserii Bogusława Symotiuka odbyła się 18 kwietnia 2015
2
Wydarzenia
117
T E A T R
Cykor – bojąca dusza9 na podstawie tekstu Pala Bekesa to opowieść
o mieszkańcach lasu otoczonego przez potwory i straszydła. Jednym z mieszkańców lasu, tym najmniej odważnym, jest Cykor
(Artur Paczesny). Paradoksalnie to właśnie on musi zmierzyć się
z potworami. Jego walka okazuje się jednak być walką nie tylko z
potworami, ale przede wszystkim z własnymi lękami, kompleksami,
wybieraniem drogi na skróty i zacieraniem granicy między dobrem
a złem. Cykor… uczy, ale nie moralizuje.
Wojciech Rogowski udowodnił swoim najnowszym spektaklem, że teatr ma narzędzia, by skutecznie konkurować z obrazkowym światem małego ekranu. Nie potrzebował do tego tak
modnych ostatnio nowinek technicznych. Wykorzystał za to całe
instrumentarium oferowane przez teatr klasyczny, sięgnął także
do teatru lalkowego i plastycznego. Znakomicie wykorzystał potencjał aktorów, którzy po raz kolejny pokazali talent komediowy (tu bezkonkurencyjna była Katarzyna Ulicka-Pyda) i wokalny.
Reżyser zadbał, by na scenie było kolorowo (fantastyczne stroje
i arcykolorowa scenografia autorstwa Beaty Jasionek), a wartką
akcję dodatkowo wzbogacił znakomitą muzyką (Maciej OsadaSobczyński) i piosenkami (Tomasz Ogonowski). Mądra fabuła,
zabawne dialogi, wartka akcja z dynamicznymi zwrotami i prawdziwi, choć przecież bajkowi, bohaterowie – to przepis, z które-
Anna Makochonik
Młodzi reżyserzy: scenografie was nie obronią!
6. Koszalińskie Konfrontacje Młodych m-teatr; 9 -14 czerwca 2015
T E A T R
Zrobiło się gorzko, kiedy Artur Daniel Liskowacki, juror
6. Koszalińskich Konfrontacji Młodych m-teatr, odczytał refleksję towarzyszącą werdyktowi, karcącą reżyserów za brak poszukiwań twórczych, a organizatora festiwalu za słabą selekcję
konkursowych spektakli. Trudno się jednak z nią nie zgodzić,
a na pewno warto przemyśleć. Jeśli m-teatr ma być przeglądem
kierunków, w jakich biegną młodzi teatralni twórcy, to można
się niepokoić – biegną w miejscu.
Spektakl pierwszy: Balladyna, kwiaty Ciebie nie obronią w reż.
Wojciecha Farugi (Teatr Dramatyczny im. J. Szaniawskiego w Wałbrzychu). Kurtyna w górę, oczom ukazuje się ekran wyświetlający
twarz Mirosławy Żak, Balladyny. Monolog jest obiecujący, aktorka
charyzmatyczna. Tło i sterylna przestrzeń psychiatryka (Balladyna
to przecież wariatka) w końcu znika, pojawia się imponująca, bajeczna scenografia, która wraz z kostiumami okaże się najmocniejszym elementem widowiska. Jeszcze znakomita, zabawna scena
spotkania Aliny i Balladyny z bełkoczącym, kulawym Kirkorem i zaczyna się tragedia.
Zdaje się, że Wojciech Faruga nie lubi Balladyny i pragnie, by
widz też ją znielubił. Tnie ją, miesza z innymi dziełami Juliusza Słowackiego, plącze wątki, przeciąga akcję, ośmiesza dzieło wieszcza,
sugerując: nigdy nie byłaś i nigdy nie będziesz „polskim Szekspirem”, jesteś podróbką, Szekspirem dla plebsu, nie masz sensu,
ładu ani składu i żadne nimfy, Goplany i łąkowe cuda nie sprawią,
że będziesz dobrym utworem. Kwiaty ciebie nie obronią, Balladyno. Cóż, widzowie nie obronią długich godzin ze spektaklem.
Zamysł reżysera mógłby rozbłysnąć w dyskusji z powszechnym
użyciem tekstu Słowackiego, czyli dramatu o zbrodni, karze i władzy. Ukochanego zresztą przez polski teatr, czego dowodem jego
długa biografia z kreacjami wielkich aktorów i reżyserią wybitnych
twórców. Niestety, zamysł pozostaje nieczytelny bez znajomości
kontekstu historyczno-literackiego tłumaczącego przewrotność
inscenizacji Wojciecha Farugi. Reżyser może i miał dobry pomysł,
118
Almanach 2015
Balladyna, kwiaty Ciebie nie obronią
ale go zmarnował, nasączył wszystkim, co mu przyszło do głowy,
upstrzył, nieznośnie rozciągnął i uszył potworka. Szkoda. Można
bowiem egzekucji na świętości scenicznej dokonać po mistrzowsku. W 2010 r., w czasie pierwszych KKM m-teatr, na scenie BTD zespół wałbrzyskiego teatru grał Zemstę Aleksandra Fredry w reżyserii Weroniki Szczawińskiej. Autorka zdekonstruowała klasyczne
dzieło, pytając, czy staropolski humor jest jeszcze dla kogokolwiek
strawny. Śmialiśmy się z tej inteligentnej parodii do rozpuku, interpretując zamiar artystki bezbłędnie. Podobne założenie pozostaje w przypadku Wojciecha Farugi domysłem, nadzieją. Odarta
z autotematycznego kontekstu Balladyna jest po prostu miłym dla
Wydarzenia
oka, ale nudnym spektaklem, a szukanie w nim głębszych znaczeń
to wyprawa donikąd. Chciałabym wierzyć, że jest odwrotnie, że
– niezależnie od efektu – przynajmniej jeden z reżyserów postanowił wybrać się ze swoim przedstawieniem w podróż, coś przemyśleć, zbadać, wywrócić na lewą stronę, czymś zaryzykować.
Mimo całego bagażu scenicznych niedorzeczności Balladyna na
docenienie zasługuje za polemiczny rys, próbę dyskusji o teatrze
i jego literackim spadku. Jedyną w konkursowym zestawie.
Publicystyki, tak charakterystycznej dotąd dla młodego teatru,
a sukcesywnie znikającej z jego pola widzenia – delikatnie dotknęła Spowiedź masochisty w reż. Aline Negra Silva (Teatr im. Fre-
119
grodę publiczności dla najlepszej aktorki), ale widownia przyjęła
gnieźnieński spektakl dobrze.
Znalazły się w konkursie rzeczy fatalne. Choćby Baby Doll
w reż. Barbary Wiśniewskiej, „historia – jak czytamy w programie
– o dojrzewaniu, odkrywaniu swojej seksualności i siły w patriarchalnym porządku. W spektaklu – zapowiada reżyserka – spróbujemy się zmierzyć z fantazmatem lolitki, nienaruszonej istoty w fazie przedseksualnej, będącej obsesją mężczyzn, którym mentalnie
nie udało się wyjść z fazy chłopca”. Brzmi co najmniej feministycznie. Pretensjonalnie przy okazji, co jest bliższe klimatowi spekta-
T E A T R
dry z Gniezna). Lekko, bo to raczej banalna socjologia, poza tym
– komedia. Wszyscy jesteśmy niewolnikami, a to pracy, a to szefa chama, a to własnych preferencji seksualnych i masochistami
w świecie konsumpcyjnego wyścigu – twierdzi autor tekstu, Roman Sikora. Jest zabawnie, zdarzają się sceny znakomite, choć to
humor pisany raczej grubą kreską i dość topornym zdaniem. Bliżej mi do bezkompromisowego humoru Wielkich innych: Jezusa,
Gobrowicza, Osieckiej pokazywanych dzień wcześniej w ramach
wydarzeń towarzyszących (w ubiegłym roku spektakl Jacka Kozłowskiego brał udział w konkursie, a Mirosława Żak zdobyła na-
Świadkowie, czyli nasza mała stabilizacja
120
Almanach 2015
Spowiedź masochisty
klu. Warto wspomnieć, że Baby Doll to jednoaktówka Tennessee
Williamsa zekranizowana w 1956 r. przez Elli Kazana. Niełatwa, bo
wymaga finezji adaptacyjnej, by nie pozostać ordynarną historią
walki mężczyzn o ciało dziewicy. Spektakl Barbary Wiśniewskiej
nie uzasadnia wyboru tekstu. Znów trudno oprzeć się wrażeniu,
że zamiast go przemyśleć i odkryć rzeczywisty potencjał, reżyserka zaczęła od aranżacji przestrzeni – trzeba przyznać ładnej
i intrygującej. Klaustrofobicznej, emocjonalnie i artystycznie –
pustej. Grają w niej uznani aktorzy z Katarzyną Herman (świetną)
i Maciejem Żurawskim na czele, miotając się w dialogach o niczym
i histerycznych gestach jak z wenezuelskiej telenoweli, a ukryty
za długimi frędzlami zespół muzyczny brzdąka akompaniament
od czapy. Koncert live po mistrzowsku wykorzystał choćby Radosław Rychcik w Samotności pól bawełnianych. W Baby Doll zespół
na scenie po prostu jest i pełni rolę ozdobnika nie ubogacającego
odbioru dzieła.
Muzyka i piosenka, śpiewana z różną jakością i czasem o wątpliwych walorach artystycznych, to element większości konkursowych spektakli m-teatru – od Balladyny począwszy, przez Jakobiego i Leidentala po Rewolucję balonową w reż. Aliny Moś-Kerger
(Teatr im. J. Osterwy w Gorzowie Wlkp.), którą prześmieszne parodie hitów lat 80. i 90. ratują przed totalną katastrofą. Po tekst Julii
Holewińskiej trzydziestoletni rówieśnicy reżyserki sięgają chyba
z sentymentu za latami dzieciństwa i młodości przypadającymi
na moment transformacji ustrojowej z całym jego peweksowskim
asortymentem. Rewolucja... gościła w Koszalinie w 2012 roku jako
monodram w wykonaniu Katarzyny Marii Zielińskiej, dla której
rola została napisana (nagroda publiczności), reżyserował ją Stanisław Batyra. Bardziej udanie, choć o wartości tekstu można by dyskutować. Wersja Aliny Moś-Kerger wespół z Kamilą Pietrzak-Polakiewicz (rola główna) wyciąga z niego wszystkie banalne obserwacje i płycizny. To teatr niemal szkolny, infantylny w wykonaniu
i śmieszny jedynie, gdy pojawia się trójka pozostałych aktorów we
wspomnianych muzycznych skeczach. Chyba można o pokoleniu
transformacji żującym gumę Donald powiedzieć dziś coś więcej
niż to, że mu się nie udało.
Dwie najprzyzwoitsze pozycje konkursowe 6. KKM to Jakobi
i Leidental w reż. Marcina Hycnara (Teatr Powszechny im. Z. Hübnera w Warszawie) i Świadkowie, czyli nasza mała stabilizacja
w reż. Katarzyny Szyngiery (Teatr Współczesny w Szczecinie). Oba
na podstawie tekstów klasyków – odpowiednio: Hanocha Levina
i Tadeusza Różewicza, kapitalnie zagrane w pomysłowej scenografii, zabawne, mądre i refleksyjne. Pierwszy w klimacie slapstickowej komedii, drugi z premedytacją przerysowany wizualnie
i aktorsko. „Życie jest przewrotne” – mówi Levin, „Tkwimy w rutynie” – twierdzi Różewicz, i te prawdy powtarzają reżyserzy, nie stawiając im żadnego oporu. Czy to zarzut? Zależy, czego się od teatru
oczekuje. Jeśli sprawnej inscenizacji bez zadęcia – nie. Młody teatr
przyzwyczaił nas jednak raczej do zadawania pytań niż udzielania
odpowiedzi. Wadzenie się ze sztuką teatralną owocowało już na
koszalińskiej scenie żywiołem improwizacji, syntezą sztuk, oskarżeniami, próbami łamania czasoprzestrzeni, „stawaniem okoniem”
Wydarzenia
121
T E A T R
Jakobi i Leidental
T E A T R
wobec wszystkich, włącznie z widzem, a przynajmniej szukaniem
oryginalnych form wyrazu. Podejmowaniem tematów trudnych
i niewygodnych, grzebaniem w historii i pisaniem jej na nowo,
socjologiczną obserwacją, rozważaniami o tożsamości zbiorowej
i własnej. Dekonstrukcją gatunków. Nic z tego. Z ciekawych scenografii wiało pustką. Chyba, że „porządna robota” czy „pośmiałem
się” jest dla młodych reżyserów recenzją wiążącą.
Werdykt nie mógł być inny. Jury – Agnieszka Korytkowska-Mazur, Artur Daniel Liskowacki, Witold Mrozek – słusznie nagrodziło
Świadków..., spektakl czysty w formie, koncepcyjny, zdyscyplinowany, a przy tym nowoczesny. Co prawda widzowie podczas dyskusji wytykali reżyserce, że nie uaktualniła tekstu Tadeusza Różewicza, ale czy on w ogóle mógł się zestarzeć? Nagrodę publiczności otrzymała Spowiedź masochisty w reż. Aline Negra Silvy (Teatr
im. Fredry z Gniezna); widzowie uznali też Piotra Kaźmierczaka,
w tytułowej roli najlepszym aktorem. Najlepszą aktorką wybrana została Beata Niedziela za rolę Jokasty w spektaklu BTD Edyp
Cię kocha Cezarego Ibera (laureat nagrody publiczności z 2014 r.).
Przedstawienie recenzuje na łamach Almanachu Anna Popławska,
zatem dodam tylko, że choć pełen grzechów, na tle pozostałych
spektakl wypadł dobrze i okazał się chyba najbardziej „m-teatralną” realizacją.
Reżyserzy spektakli pierwszych edycji m-teatru zawiesili poprzeczkę bardzo wysoko i coraz trudniej z roku na rok doskakiwać
do niej młodszym kolegom. Zawsze jednak zdarzało się kilka pozycji godnych uwagi. Tegoroczny festiwal nie miał artystycznego
wydarzenia. Nie pojawiło się przedstawienie warte kłótni, które
porwałoby publiczność, kazało jej się podzielić lub zmąciło ją wewnętrznie. Żadne nie pozostało w głowie na dłużej, nie mówiąc
już o wyznaczaniu trendów zawartych w eksplikacji idei KKM. Publiczność m-teatru jest wymagająca i bezkompromisowa w krytyce, wyraża ją jednak w dobrej wierze, z poszanowania dla sztuki,
którą tak kocha. Debiutantom i początkującym wiele wybacza.
Daje handicap na błędy, potknięcia, niedociągnięcia, pod warunkiem, że w niedoskonałych projektach czuć pasję, intelekt, ambicję, i – przede wszystkim – chęć opowiedzenia widzom czegoś
ważnego, pokazania, kim startujący reżyserzy są, co ich interesuje
i gdzie pragną się znaleźć w przestrzeni teatralnej. Spektakle Eweliny Marciniak, Radosława Rychcika, Krzysztofa Garbaczewskiego,
Weroniki Szczawińskiej, Macieja Podstawnego, Pawła Świątka czy
Marty Górnickiej, uczestników KKM z poprzednich lat, bywały lep-
sze, gorsze, czasem irytujące, ale noszą stempel ich osobowości.
Jedynym spośród tegorocznych uczestników mającym szansę
dołączyć do tego grona jest w moim przekonaniu Wojciech Faruga, twórca utalentowany, mówiący własnym językiem. Świadczy
o tym nie tylko Balladyna, ale i świetne Betlejem polskie z konkursu
3. KKM. Czego dowiedzieliśmy się o reżyserach m-teatru 2015 r.?
Tego, że zamiast tworzyć teatr, przetwarzają jego osiągnięcia raczej bezmyślnie. Kleją swoje dzieła z zapożyczeń. Wybierają kiepskie teksty, a niezłych nie potrafią czytać kreatywnie. Nie opuszczają tzw. strefy komfortu. Czy to droga do rozwoju w dziedzinie,
w której „wszystko już było?” i od której wymaga się szczególnie
dużo? Chyba nie.
Selekcja spektakli konkursowych, zganiona przez jury, jest
w przypadku m-teatru tematem złożonym. Panowie Piotr Ratajczak – dyrektor programowy i Zdzisław Derebecki – selektor
regularnie wymieniają się rolami, a konkurs to wypadkowa ich
wspólnych decyzji. Wyczucie, orientacja w ofercie, doświadczenie
i obiektywizm ma tu znaczenie pierwszorzędne. Ograniczenia finansowe, z jakimi KKM borykają się od momentu powstania, na
pewno wymuszają kompromis między tym, co warto, a co można na koszalińską scenę sprowadzić. Gdyby BTD mógł na festiwal
zaprosić dowolne spektakle w dowolnej ilości, zyskalibyśmy perspektywę dość szeroką, by ocenić, czy słabszy był tylko konkurs,
czy może rzeczywiście odzwierciedla on zastój twórczy młodszych reżyserów, odczuwalny już w ubiegłym roku, a może jednak
kuleje selekcja. Tym niemniej dostaliśmy, co dostaliśmy, a poziom
konkursu 6. KKM był po prostu kiepski. Najlepsze, paradoksalnie,
okazały się spektakle towarzyszące, w tym finałowa Depresja komika Teatru Montownia z Warszawy. Niestety, słaby konkurs obnażył
przy okazji introwertyczną formułę festiwalu. W przeciwieństwie
do innych, m-teatr dzieje się tylko wieczorami: dwa spektakle plus
dyskusje z widzami w foyer BTD. Zamknięte warsztaty krytyki teatralnej i warsztaty dla dzieci Teatranki w ciągu dnia, występy lokalnych grup teatralnych jako dodatek do wieczornych spotkań.
Umowna inauguracja, surowy finał zwany na wyrost galą, brak
plakatu. Tak ważny dla Koszalina i widzów festiwal aż prosi się
o wzbogacenie sześciu dni wydarzeniami w ciągu dnia, oprawę
godną rangi, jaką KKM mają w środowisku teatralnym.
W dalszym ciągu to impreza wspaniała, cenna, organizowana bez
zarzutu, sprawnie, w fantastycznej atmosferze. Najwyższy czas pomyśleć, jak ją rozwijać.
122
Almanach 2015
Grażyna Preder
Więcej tańca!
3. Koszalińskie Ogólnopolskie Dni Monodramu – Debiuty Strzała Północy; 17-19 września 2015
Fot. Mariusz Czajkowski (2)
Wydarzenia
tego stopnia, że dla wielu widzów jego występ pozostanie najbardziej wyrazistym i indywidualnym przekazem tegorocznej imprezy.
W dodatku czymś tak nowym i oryginalnym, jak nowym i oryginalnym ciągle jeszcze – i nie tylko w Koszalinie – jest taniec bez muzyki,
rozgrywający się w całkowitej ciszy, a przecież buzujący od emocji,
uczuć, skojarzeń, odniesień. Bardzo trudne zadanie, wymagające
od tancerza znakomitego warsztatu świadomości ciała, osobowości
scenicznej. I wszystko to pokazał Tomasz Pomersbach. Dominique
to esej o kobiecym ciele, rodzaj manifestu feministycznego. Ciało
zostało tu pokazane w kontekście społecznym i politycznym. Tancerz, jak w kalejdoskopie, przeistacza się na naszych oczach, bawi
konwencjami, nawiązuje do różnych stylistyk damskich ubiorów,
a także różnych epok. W sumie – spójny i przemyślany spektakl, który konsekwentnie, z dużym poczuciem humoru, analizuje pojęcie
męskości i kobiecości, ich płynności i umowności.
W Koszalinie Tomasz Pomersbach za rolę w Dominique uhonorowany został wyróżnieniem, choć, moim zdaniem, zasługiwał na
więcej. Sam spektakl już w pierwotnej obsadzie, z Dominikiem
Więckiem, zdobył wiele innych nagród, które stawiają choreografię Macieja Kuźmińskiego w czołówce europejskiej. Jego odważne
i trudne dla tancerzy przedstawienia operują otwartymi symbolami, tworzą luźną konstrukcję, w ramach której widz może budować
własne interpretacje. Na pewno nie raz jeszcze o nim usłyszymy.
Dobrze, że koszaliński festiwal dał nam możliwość zetknięcia się
z tak oryginalnym nurtem tańca współczesnego.
Także pozostałe tegoroczne propozycje konkursowe, a było ich
osiem, dowiodły, że dziś nie wystarczy tradycyjne aktorstwo i dobrze podany tekst. Dzisiejszy monodram wymaga od wykonawcy
iście cyrkowej ekwilibrystyki, kondycji sportowca i umiejętności
błyskawicznego przechodzenia z roli w rolę. I taka właśnie aktorska dojrzałość, mimo młodego wieku wykonawców, zadecydowała
o sukcesie trzech przedstawień, nagrodzonych w tej odsłonie koszalińskiego festiwalu. Nawet nie tekst, bo przynajmniej w jednym
123
T E A T R
Trzecia edycja Koszalińskich Ogólnopolskich Dni Monodramu
– Debiuty Strzała Północy (KODM) udowodniła, jak dobrym pomysłem było poszerzenie formuły festiwalu o taniec nowoczesny. Poprzednia odsłona imprezy, wraz z obecnością Ewy Wycichowskiej,
nieśmiało wprowadzała nas w nurt „choreomonodramu”, że posłużę
się terminem wprowadzonym przez wieloletnią liderkę Polskiego
Teatru Tańca. Tegoroczna dowiodła, że było warto, bo o ile publiczność koszalińska ma już stały kontakt z nowatorskimi propozycjami
teatralnymi, filmowymi i muzycznymi, o tyle taniec nowoczesny pozostawał dla niej prawie niedostępny. Teraz jest szansa na regularną
obecność choreomonodramów w ofercie KODM.
Dni Monodramu 2015 rozbudziły apetyty i wprawiły widownię
w zachwyt przedstawieniem, o którym później zrobiło się głośno
w całej Polsce. Mam na myśli Dominique Tomasza Pomersbacha,
w znakomitej choreografii Macieja Kuźmińskiego. Pierwszym wykonawcą tej tanecznej perełki był Dominik Więcek, który z powodu
choroby nie mógł przyjechać do Koszalina. Zastąpił go w ostatniej
chwili Tomasz Pomersbach. I zrobił to naprawdę znakomicie. Do
T E A T R
Fot. Mariusz Czajkowski
przypadku była to raczej partytura niż scenariusz, a w dwóch pozostałych – jednoosobowe teatry z wieloma postaciami dramatu.
Zacznijmy od nagrody jury, które pracowało pod przewodnictwem Wiesława Geresa, z udziałem Aleksandry Dziurosz, Marka
Kołowskiego i Zdzisława Derebeckiego. O tym, że nie było łatwo
dokonać wyboru, świadczy przyznanie nie jednej, ale dwóch
nagród głównych. Statuetki Strzała Północy otrzymali dwaj debiutanci: Sebastian Ryś i Mateusz Deskiewicz. Pierwszy przyjechał
do Koszalina z dwoma propozycjami: monodramem scenicznym
Zupa rybna w Odessie i słuchowiskiem Blizny wolności. Bohaterem
obu prezentacji jest Jan Karski, słynny „kurier z Warszawy”, informujący świat zachodni o dokonującej się z rozkazu Hitlera zagładzie Żydów. Warto znać kontekst takiego właśnie wyboru, dokonanego przez Sebastiana Rysia. Otóż jest on wnukiem Zbigniewa
Rysia, żołnierza AK, pseudonim „Zbyszek”, dowódcy akcji, podczas
której odbito Jana Karskiego z rąk gestapo. Niemały był w tym też
udział siostry Zbigniewa, Zofii Rysiówny, później naszej znakomitej aktorki. Zupa rybna w Odessie nie jest jednak opowieścią o tej
brawurowej akcji, ale napisaną przez Szymona Bogacza, a wyreży-
serowaną przez Julię Mark alternatywną historią Jana Karskiego.
Stanowi rodzaj rozprawy o tym, co by było, gdyby Karskiemu naprawdę się udało, gdyby uratował Żydów, ocalił świat przed dalszą eksterminacją. Czy byłby supermanem, bohaterem naszych
czasów, celebrytą odcinającym kupony od niegdysiejszego bohaterstwa? Jak potoczyłyby się jego losy, ale też na czym opiera się
dzisiejsza popkultura, łatwo kreująca swoich bohaterów i jeszcze
łatwiej zrzucająca ich z piedestału?
Przedstawienie ma kalejdoskopowe tempo, jest efektowne, choć
rozgrywa się w oszczędnej scenerii. Jedno krzesło na scenie, rekwizyty wyjmowane z wielkiej, podróżnej torby... Sebastian Ryś wciela się w wiele ról, m.in. emerytowanego oficera gestapo, kochanki
Roosevelta, nawet samego Hitlera. Gra nastrojem, emocjami, sarkazmem. Wspierają go projekcje multimedialne, chociażby dokumentalne migawki z warszawskiego getta. Spektakl pozostawia nas
z pytaniami o to, czy i dziś dajemy wiarę w katastroficzne, ale niewygodne informacje o masowym ludobójstwie, czy wolimy udawać,
że to się nie dzieje, przymykać oczy na czyjeś nieszczęście?
Scenariusz przedstawienia powstał na podstawie książki Blizny
124
Almanach 2015
Wydarzenia
poniekąd słupsko-koszaliński duet, chociaż powstały na południu
Polski, w Bytomiu, w teatrze Rozbark, gdzie pracuje obecnie słupszczanka, Anna Piotrowska. Łukasz Pawłowski wywodzący się z Koszalina też już rzadko bywa w rodzinnym mieście, ale jego występ
zgromadził całkiem liczne grono przyjaciół i znajomych. Na pewno
nie zawiodła ich ciekawa forma spektaklu oraz brawurowe aktorstwo. Ten spektakl to hołd złożony Tadeuszowi Kantorowi, który
bardzo często posługiwał się wymówką: „to nie jest postawa artystyczna!”. Autorzy spektaklu postanowili przyjrzeć się twórczości
Kantora z punktu widzenia stosunku do aktora i jego obecności
na scenie. Mamy więc Aktora i Reżysera (w obie te role wciela się
Łukasz Pawłowski) w twórczym konflikcie o postawę artystyczną.
Kiedy jest Kantorem, wystarczy jego zgięta w pół sylwetka z przyciśniętą do czoła ręką. Kiedy jest Aktorem, musi pokazać szersze
spektrum możliwości, bo wciela się przy okazji w kilka kolejnych ról:
samego siebie, swojej matki czy nawet samobójczyni z sąsiedztwa.
Nie sposób opowiedzieć spektaklu słowami, bo jest to dzieło czysto
teatralne. Jego forma, spójność i sens odsłania się tylko na scenie.
Niezwykle oryginalna propozycja, doceniona i nagrodzona także na
innych ogólnopolskich festiwalach!
Dla porządku odnotujmy jeszcze występy „ucznia” i „mistrza”, czyli towarzyszące festiwalowi od początku pozakonkursowe występy
debiutantów, uczniów sztuki monodramu i mistrzów, czyli najlepszych w tej dziedzinie artystów w kraju. Słowa uznania za dojrzałości i naturalność należą się Szymonowi Majchrzakowi za jego
Pokuć, monodram zrealizowany na motywach powieści Aleksandra
Jurewicza Lida. Nasza koszalińska realizacja powstała pod kierunkiem Ewy Czapik-Kowalewskiej. Dorosłym mistrzem był Krzysztof Gordon jako Śmieszny staruszek według Tadeusza Różewicza.
O życiowej pustce i samotności, chociaż – zdaniem odtwórcy – także o wychowaniu przyszłych pokoleń. Znakomity, finezyjnie napisany i niejednoznaczny w wymowie tekst zmarłego niedawno autora,
pozostanie na pewno wdzięcznym, ale i niełatwym zadaniem dla
kolejnych artystów teatru jednego aktora.
125
T E A T R
wolności, autorstwa Jacka Rysia, ojca aktora, podstawą dla słuchowiska również był ten tekst i przez niego został wyreżyserowany.
Tutaj już całkowicie na serio poznajemy dylematy wewnętrzne
Jana Karskiego, jego heroizm i cierpienie. Sebastian Ryś, płocki
aktor, z przedstawieniem Zupa rybna w Odessie objechał już wiele
miejsc i uświetnił wiele uroczystości dedykowanych pamięci ofiar
Holokaustu. Nagroda w Koszalinie jest jednak pierwszą tak ważną
w jego dorobku.
Bardziej utytułowanym monodramem zgłoszonym na koszaliński festiwal okazał się spektakl Piotra Wyszomirskiego w wykonaniu Mateusza Deskiewicza Być jak Charlie Chaplin, zrealizowany
w Teatrze Gdynia Główna. To brawurowa próba zmierzenia się
z legendą najsłynniejszego komika kina niemego. Oryginalny scenariusz, napisany współczesnym językiem, konfrontuje postać
i twórczość Chaplina z dzisiejszą sytuacją aktora. Porusza wiele tematów, nie stroni od krytycznego spojrzenia na rzeczywistość, daje
szerokie pole do popisu Mateuszowi Deskiewiczowi. Tytułowy bohater w jego wykonaniu to wulkan energii: tańczy, śpiewa, wzrusza,
bawi i prowokuje do refleksji. Procentuje tu doświadczenie aktora
w dużych produkcjach Teatru Muzycznego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni, gdzie gra od 2004 roku, m.in. w Chłopach, Klubie
kawalerów i Lalce. W przedstawieniu z jednej strony wybornie naśladuje Chaplina w rolach włóczęgi, dozorcy, marynarza, niańki czy
boksera, ale też prowadzi z nim na scenie twórczy aktualny dialog.
Rozlicza wielkiego komika z licznego potomstwa i perypetii rodzinnych. Konfrontuje też status materialny tamtej wielkiej legendy światowego ekranu z warunkami własnej pracy i życia. Gdy do
tego dodamy lekkość, z jaką tańczy i śpiewa Mateusz Deskiewicz,
pomysłowe zaaranżowane przestrzeni, wykorzystanie w spektaklu
żywych obrazów i muzyczną pomysłowość Artura Guzy, to otrzymujemy rzeczywiście wciągającą, dobrą, ale i dającą do myślenia
rozrywkę, wartą więcej, niż niektóre wieloosobowe przedstawienia.
I wreszcie nagroda główna 3. KODM przyznana przez publiczność: trafiła do Anny Piotrowskiej i Łukasza Pawłowskiego, twórców
spektaklu toniejestpostawaartystyczna! czyli premiery nie będzie! To
Izabela Nowak
T E A T R
Nieustanne rozmowy z publicznością…
Teatr Propozycji Dialog jest ewenementem na teatralnej mapie Polski. Rzadko się bowiem zdarza, by scena amatorska powołana dzięki pasjom i artystycznym fascynacjom kochających
sztukę teatralną ludzi istniała ponad pięć dekad. Ale nie tylko
rekordowo długa i bogata w artystyczne wydarzenia historia
świadczy o wyjątkowości koszalińskiej sceny rapsodycznej.
Równie istotna jest wierność tradycji rozpoczętej w 1959 roku
przez Henrykę Rodkiewicz – legendarną założycielkę Dialogu. Ta utalentowana aktorka, reżyserka i poetka prowadziła –
w myśl artystycznego testamentu Stefana Jaracza – „nieustanny dialog z publicznością na tematy najistotniejsze dla współczesnego człowieka”. Mijają lata, a rozmowy wciąż są kontynuowane. Tak było również w 2015 roku. Wówczas w koszalińskim
Dialogu królowała przede wszystkim poezja i warto podkreślić,
że poetyckie słowo niosące refleksję nad sensem życia, miłością i przemijaniem potwierdziło swą nieprzemijającą moc…
Twórczość polskich poetów, zarówno wielkich klasyków, jak
i twórców współczesnych – Cypriana Kamila Norwida, Konstantego
Ildefonsa Gałczyńskiego, Julii Hartwig, Jonasza Kofty, a także autorów związanych przed laty z koszalińskim Dialogiem – Henryki Rodkiewicz, Emilii Szczepańskiej i Mirosława Zalewskiego z pewnością
warta była przypomnienia, zwłaszcza w interesujących odsłonach
scenicznych. Należały do nich wyreżyserowane przez Marię Ulicką
dwa odmienne w charakterze spektakle poetyckie: I cięgle jeszcze
płyną Ciemnawki na podstawie poematu satyrycznego Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego Chryzostoma Bulwiecia podróż do Ciemnogrodu oraz Jak pięknie by mogło być… oparty na tekstach Jonasza
Kofty.
Na dialogowej scenie wielokrotnie już gościła twórczość Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Kochamy mistrza za jego liryczne wcielenie i przepiękne strofy o miłości, ale podziwiamy również
Gałczyńskiego satyryka, niezapomnianego, pełnego dyskretnej iro-
nii twórcę teatrzyku Zielona Gęś i galerii osobliwości odzwierciedlających wady i słabostki mieszkańców nadwiślańskiego kraju.
W tym gronie znalazł się także zapalony podróżnik, bohater poematu satyrycznego Chryzostoma Bulwiecia podróż do Ciemnogrodu, inspirowanego traktatem Stanisława Kostki Potockiego Podróż
do Ciemnogrodu. Satyryczne dzieło Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego z przymrużeniem oka przeniosła na dialogową scenę Maria
Ulicka, tworząc spektakl nieodparcie zabawny, ale także niepokojąco aktualny. Bowiem nie można już mieć wątpliwości, że stworzony
przez Stanisława Potockiego Ciemnogród wcale nie przeszedł do
historii, podobnie zresztą jak synowie Ciemnogrodu „walczący z postępem co sił”…
Zacznijmy więc od początku. Oto miłośnik podróży – niejaki
Chryzostom Bulwieć – pewnej pięknej jesieni zamarzył o kolejnej
peregrynacji. Tym razem celem kolejnej wyprawy jest Ciemnogród.
Oj, wcale nie łatwo było tam dotrzeć! Ale po przebyciu „siedmiu gór
i siedmiu rzek” nasz ciekawy świata wędrowiec znalazł się w mieście
położonym nad toczącą mętne wody rzeką Ciemnawką. A czekało
tam na niego wiele niespodzianek…
Chociaż poemat Gałczyńskiego powstał w połowie ubiegłego
wieku, wiele wyśmiewanych przez mistrza zjawisk społecznych,
a także bardziej i mniej zabawnych wad mieszkańców Ciemnogrodu wydaje się znajoma. W lekkiej, żartobliwej formie poeta piętnuje
bowiem konserwatyzm, zacofanie, umysłową ciasnotę, marazm,
zakłamanie, egoizm, obłudę, przywiązane do nierealnych mrzonek,
a przede wszystkim „wielką jak słoń siłę głupot”. Czy tylko mieszkańcy Ciemnogrodu – a są wśród nich „idiota z łotrem”, „pętak ze
szpiegiem”, „mętniak z faszystą”, „okultysta z surrealistą” i „kociak
przy bubku” – uosabiają te wszystkie, niezbyt sympatyczne cechy?
Epilog nie nastraja optymistycznie, bo jak tu nie zgodzić się ze
stwierdzeniem, że zawsze „pod lodem Ciemnawka płynie”?
Przewodniczkami po krainie absurdu, jakim okazał się Ciemnogród, były Bożena Kaczmarek i Maria Ulicka, które znakomicie wpi-
126
Almanach 2015
Fot. Ilona Łukjaniuk
T E A T R
I ciągle jeszcze płyną Ciemnawki
sały się klimat poematu, oddając zarówno komizm, jak i prowokacyjną refleksyjność literackiego pierwowzoru. Swoje pełne temperamentu sceniczne wcielenia wzbogaciły odpowiednią dawką ironii, udowadniając, że przewrotny humor i groteska rodem z teatru
absurdu wciąż inspirują, bawią i prowokują do przemyśleń.
Kolejnym spotkaniem ze współczesną polską poezją był spektakl Jak pięknie by mogło być… oparty na twórczości Jonasza Kofty,
znakomitego poety, jednego z najwybitniejszych twórców polskiej
estrady, mistrza piosenki poetyckiej i satyryka o lirycznej duszy,
a także twórcy niezliczonych przebojów. Tym razem Maria Ulicka
wykreowała efektowne, wzbogacone muzyką poetyckie widowisko
nasycone iskierką humoru, wzruszeniami, a także nutką subtelnej
Wydarzenia
ironii, tak charakterystycznej dla Kofty-satyryka. Wspaniała poezja
rozpisana na trzy głosy dialogowych aktorów po raz kolejny królowała w Dialogu, zachwycając oryginalnością i szczerością poetyckiego spojrzenia, a także bogactwem i głębią emocji zamkniętych
w pięknych strofach.
Aktorzy Teatru Propozycji Dialog – Bożena Kaczmarek, Jerzy Bokiej i Jerzy Litwin, po raz kolejny udowodnili, jak bliska ich sercom
jest piękna poezja, z jakim kunsztem potrafią oddać tak wspaniale uchwycone przez Jonasza Koftę emocje towarzyszące naszej
wędrówce przez życie. Ich zbiorowa aktorska kreacja urzekała siłą
pięknie podanego słowa i klimatem ciepłego liryzmu. Wiersze, tak
dobrze znane, ale często zaskakująco interpretowane, stały się
127
w siłę wyobraźni. Wówczas można zachować „czułe serce”, nadzieję, a także poczucie zadziwienia i oczarowania nieprzemijającą urodą świata.
W minionym roku znaczącym wydarzeniem artystycznym okazały się 3. Koszalińskie Ogólnopolskie Dni Monodramu – Debiuty
– Strzała Północy 2015, prezentujące publiczności artystów – reżyserów, dramaturgów, aktorów i choreografów – debiutujących
w monodramie, najtrudniejszym ze scenicznych gatunków (pisze
o nich na łamach Almanachu Grażyna Preder – dop. red). W pro-
T E A T R
małymi spektaklami, w których można było odnaleźć nostalgię,
zadumę, tęsknotę, euforię szczęśliwie zakochanych, ból rozstania,
ale także wiarę w siłę marzeń i ważne życiowe prawdy, o których
zawsze warto pamiętać.
W świecie Jonasza Kofty, oprócz miłości portretowanej w różnych odsłonach, nie brakowało także smutku, samotności i refleksji, nie zawsze zabawnych. Ale przede wszystkim dominowała
w nim Radość istnienia niosąca optymistyczne przesłanie, że
warto pielęgnować w sobie dziecięce emocje, że trzeba wierzyć
Fot. Ilona Łukjaniuk
Od przodu do tyłu
128
Almanach 2015
Fot. Ilona Łukjaniuk
T E A T R
Opis obyczajów według Mikołaja Reja
gramie Teatru Propozycji Dialog nie zabrakło także interesujących
scenicznych adaptacji prozy. Z pewnością wydarzeniem artystycznym okazał się wyreżyserowany przez Krystynę Kuczewską-Chudzikiewicz spektakl Człowiek i Karzeł oparty na twórczości Pära Fabiana
Lagerkvista, szwedzkiego prozaika, dramaturga, eseisty i krytyka,
laureata literackiej Nagrody Nobla. Uniwersalny w swej wymowie
spektakl podejmował tematykę odwiecznych dylematów etycznych stojących przed współczesnym człowiekiem.
Odmienna w nastroju okazała się kolejna realizacja reżyserska
Krystyny Kuczewskiej-Chudzikiewicz zatytułowana Siódemka i przybliżająca najnowszą powieść Ziemowita Szczerka, dziennikarza,
pisarza i tłumacza, a także wybitnego znawcy Europy Środkowej
i Wschodniej. Wśród adaptacji utworów prozatorskich nie zabrakło
także wielkiej polskiej klasyki – swoją niekonwencjonalną i bardzo
zabawną interpretację Żywota człowieka poczciwego Mikołaja Reja
przedstawiła Marzena Wysmyk w oryginalnym spektaklu Opis obyczajów według Mikołaja Reja.
Wydarzenia
Oprócz teatralnych realizacji przygotowanych przez reżyserów
i aktorów związanych z Dialogiem, na dialogowej scenie prezentowane były również spektakle gościnne. Niezwykle oryginalne,
wyreżyserowane przez Krzysztofa Rau Metamorfozy zaprezentował
Teatr Lalki Tęcza ze Słupska. Kolejnym interesującym spektaklem
gościnnym był znakomity, wielokrotnie nagradzany monodram
Od przodu do tyłu w wykonaniu Mateusza Nowaka. Spektakl, który
okazał się ekscytującą podróżą w realia osiemnastowiecznej Polski,
wyreżyserował słupski mistrz monodramu Stanisław Miedziewski.
W ofercie programowej nie zabrakło również koncertów prezentowanych w ramach Sceny Muzycznej. Sympatycy starego dobrego
jazzu mieli okazję spotkać się z Lechem Szprotem – znakomitym
jazzmanem, liderem legendarnego już zespołu jazzu tradycyjnego
Vistula River Brass Band. Miłośnicy poezji śpiewanej uczestniczyli
natomiast w koncercie Ballady kolędowe krakowskiego barda, kompozytora i poety Pawła Orkisza, jednego z czołowych reprezentantów nurtu ambitnej piosenki literackiej.
129
Marcin Napierała
Kocham teatr nieoczywisty
Rozmowa z Beatą Niedzielą, aktorką Bałtyckiego Teatru Dramatycznego
T E A T R
• Pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z teatrem?
W zakładzie pracy mojego taty, w Radomiu, organizowane były
zabawy choinkowe. Przy ich okazji zapraszano nas na przedstawienia do domu kultury. Widziałam wtedy Pana Twardowskiego, Królową Śniegu… To było dla mnie fascynujące doświadczenie. A oprócz
tego mój ojciec chrzestny zabierał mnie albo na poranki kinowe,
albo na przedstawienia lalkowe. Już wtedy zrodziło się moje pozytywne myślenie na temat tej formy sztuki.
• Kiedy pomyślałaś, że teatr to będzie twoja przyszłość?
Jeszcze w podstawówce miałam bardzo ciekawy epizod. Pani
polonistka wystawiła z nami parę bajek i nagle w dziecku, które
się średnio uczy – nigdy nie byłam wzorowym uczniem – odkryła umiejętność pięknego pisania. Zleciła mi redagowanie krótkich
przedstawień teatralnych dla dzieci, inspirowanych bajkami. Wtedy pierwszy raz poczułam, że ktoś bardzo mocno we mnie wierzy.
Kiedy polonistka odeszła ze szkoły, zakochałam się w płytach analogowych dla dzieci. Moim marzeniem było, żeby w przyszłości
nagrywać słuchowiska dla najmłodszych. To był teatr wyobraźni.
Najchętniej w ogóle nie chodziłabym do szkoły, tylko słuchała tych
bajek. Teraz znowu mam adapter i zamierzam bajki przywieźć, żeby
zapoznać z nimi moje dzieci. Kolejne zetknięcie z teatrem to było
kółko teatralne w domu kultury, w klasie maturalnej. Od tego momentu, bez jakichś wielkich ambicji, postanowiłam, że spróbuję
dostać się do Policealnego Studium Aktorskiego przy Teatrze im.
Jaracza w Olsztynie. Jednocześnie zdawałam też na pedagogikę i na
chemię w Radomiu. Tak naprawdę to była decyzja podjęta w ostatniej chwili i ku zaskoczeniu całej rodziny. I tam spędziłam trzy lata.
• Ale w teatrze pracowałaś tylko przez chwilę.
Kolega z Radomia zadzwonił, że poszukują kogoś do Króla Leara.
Skorzystałam z propozycji. Po trzech latach spędzonych w Olsztynie, gdzie miałam raczej dobre notowania miałam wrażenie, że do-
szłam do ściany. Wydawało mi się, że nie ma rzeczy, której bym nie
zrobiła, a ludzie by mi nie klaskali. Drażniło mnie, że za łatwo mi to
wszystko przychodzi. Podjęłam więc decyzję – chociaż już następnego dnia tego żałowałam – o pożegnaniu się z teatrem i wybrałam
studia polonistyczne.
• Postanowiłaś zacząć od nowa?
Tak już po prostu mam: co jakiś czas muszę zacząć od nowa.
Czuję, że nadchodzi moment zmiany i czas na rewolucję w moim
życiu. Wtedy na pięć lat zniknęłam w bibliotekach, miałam epizod
z Polskim Radiem Lublin – bo w Lublinie studiowałam przez ostatnie dwa lata. To był czas realnych studiów, sumiennej pracy i rozwoju intelektualnego.
• Tęsknisz za szkołą w Ciepielowie?
Nie za szkołą, ale za całym Ciepielowem. To wieś pod Radomiem,
gdzie mieszkałam i potem pracowałam w podstawówce. Jednak za
samą szkołą nie tęsknię. Uważam, że nauczanie to zawód, do którego nie powinien trafić każdy. Studia polonistyczne traktowałam
egocentrycznie – jako dążenie do samorozwoju, odkrywanie wiedzy. Nie myślałam jednak o tym, żeby zostać nauczycielką, a mimo
to nią zostałam. To, podobnie jak aktorstwo, wyjątkowy zawód. Już
po pół roku wiedziałam, że to nie będzie miejsce dla mnie. Miałam
świetny kontakt z dziećmi, ale czułam, że ta praca energetycznie
mnie wyczerpywała. A wychodzę z założenia, że powinna dawać
energię i ładować akumulatory.
• Decyzję o wyjeździe za granicę też podjęłaś pod wpływem impulsu?
Tak! Miałam w Wielkiej Brytanii kuzynkę. Zapytała: długo jeszcze będziesz tak siedzieć w tym Radomiu? Ruszaj w świat! Od taty
dostałam funta na drogę, którego trzymał jako pamiątkę z własnej
wizyty na Wyspach. Wtedy zaczęła się moja kolejna wielka przygo-
130
Almanach 2015
da. Był to na pewno pierwszy krok ku mojej pełnej samodzielności.
Wielu rzeczy musiałam się nauczyć: języka, nowej pracy, zaradności
w typowych sytuacjach życiowych. To wszystko dawało mi wielką satysfakcję. Spotkałam się z niezwykłą serdecznością i wielkim
wsparciem ludzi z Wysp. Przeżyłam tam blisko trzy szczęśliwe lata.
• Mimo że musiałaś wykonywać ciężką fizyczną pracę?
Ja się nigdy takiej pracy nie bałam. Wychowywałam się jedną
nogą na wsi i zawsze było dla mnie wielką nagrodą, kiedy mogłam
tacie czy dziadkowi pomagać na polu czy przerzucać węgiel. A po
pracy w szkole, gdzie musiałam być autorytetem i zawsze przygotowana do zajęć, gdy trafiłam na zmywak, byłam przeszczęśliwa, bo
wreszcie mogłam się wyżyć! Lubię różnorodność w życiu. Dopiero
po półtora roku pracy w fabryce samochodów, gdzie dzień w dzień
stałam przy taśmach z częściami, poczułam pustkę. Wtedy wiedziałam, że muszę zacząć coś robić ze swoim rozwojem intelektualnym.
Zaczęłam przy tej taśmie pisać listy, wiersze i opowiadania. Miałam
z tego powodu dużo kłopotów, bo tam trzeba pracować. Nie można
przecież pakować spalonych części…
• Pamiętasz, ile premier zrobiłaś przez tych siedem lat w Koszalinie?
Nie liczę. Są dla mnie tytuły, które są dla mnie ważne, które lubię,
które pamiętam.
• Było ich dziewiętnaście. Któraś z tych ról też była kamieniem
milowym w twoim życiu?
W życiu każdego aktora są role, które powodują progres w świaWydarzenia
T E A T R
• Więc nadszedł czas kolejnych zmian w twoim życiu. Przy 30.
urodzinach powiedziałaś sobie: teraz albo nigdy. Ale do Koszalina nie trafiłaś celowo, to nie był plan…
To był wybór poczyniony przez życie. Zaczęłam pisać listy motywacyjne do dyrektorów teatrów. Tego nie można nawet nazwać
CV, bo poza szkołą w Olsztynie i epizodem w Radomiu, nie miałam
się czym pochwalić. Wysłałam około pięćdziesięciu listów i pierwszy odezwał się Zdzisław Derebecki z zaproszeniem na spotkanie.
Od razu kupiłam bilet na samolot, bo wiedziałam, że to jest czas
powrotu. Nawet nie miałam przygotowanego żadnego tekstu. Na
scenie – wtedy BTD z powodu remontu mieścił się w Muzie – zaprezentowałam własny monolog, prosto z serca. I dostałam tę pracę!
T E A T R
domości. To się odbywa najczęściej wtedy, gdy trafiasz na dobrego reżysera, stawiającego przed tobą naprawdę duże wymagania
i pracuje w sposób, w jaki nikt wcześniej nie pracował. Pierwszą
taką osobą była dla mnie Ewelina Marciniak, która przyjechała tutaj
z metodami, których wcześniej nie doświadczyłam, bazujących na
ludzkich, bardzo traumatycznych, emocjach. Była to praca na granicy bezpieczeństwa. Jej fenomen na polskiej scenie teatralnej na
pewno nie jest bezpodstawny. Bardzo ciężko pracowaliśmy przy
Kobiecie z przeszłości, było dużo buntu w aktorach. Po raz pierwszy
grałam kobietę dużo dojrzalszą niż jestem. Na początku wydawało
mi się, że obsadzenie mnie w tej roli nie było dobrym wyborem.
Potem rola ta okazała się sukcesem na XIII Spotkaniach Teatralnych
Rzeczywistość przedstawiona w Zabrzu.
• Pracę utrudniała nagość, której wymagała twoja rola?
Musiałam się przełamać. Na pierwszych próbach graliśmy przy
zgaszonym świetle. Nawet nie wiedziałam, że to jest takie trudne
obnażyć się od pasa w górę. Przecież ludzkie ciało jest narzędziem
w naszej pracy. A jednak miałam kłopot z tym, żeby je pokazać,
wystawić na publiczny widok. Później nie miałam już problemu
z nagością, na przykład w spektaklu Edyp Cię kocha. Od Kobiety
z przeszłości wiele się we mnie zmieniło.
• O pracy z Michałem Siegoczyńskim przy Kali Babkach powiedziałaś, że była jak łamanie kości.
Michał był drugim reżyserem, którego dobrze zapamiętałam. To
doskonały trener, mający duże oczekiwania, ale też obdarowujący
aktora wielkim wsparciem. On ma plan, wie – nawet jeśli sam aktor
tego nie wie – czego może od niego wymagać. I wymaga. On jako
pierwszy uwierzył w to, że mogę być Kalibabką. Ja w to uwierzyłam
jako ostatnia. Dobrego aktora tworzą dobrzy reżyserzy. I takich bym
sobie zawsze życzyła.
• Jacek Sieradzki, krytyk związany z miesięcznikiem Teatr,
w sierpniu 2015 r. wyróżnił cię w swoim dorocznym, publikowanym od 23 lat, Subiektywnym spisie aktorów teatralnych.
Zauważył twoją rolę w Kali Babkach i ocenił, że jesteś „na fali”,
uprawiając „rzetelne aktorstwo”.
Staram się tak właśnie wykonywać ten zawód, dlatego słowa Jacka Sieradzkiego uważam za wielki komplement. Zawsze
mam świadomość, że pracuję z bardzo dobrymi aktorami, któ-
rzy poważnie traktują swoje zajęcie. Uczciwość zawodowa jest
podstawą wzajemnego zaufania w zespole. Nie traktując swojej
pracy poważnie stalibyśmy się teatrem gorszej kategorii, a dzięki
pracowitości i rzetelności tworzymy spektakle na wysokim poziomie.
• 2015 rok to w twoim dorobku kolejne trzy role. Każda inna,
i każda z dobrymi lub bardzo dobrymi recenzjami. Pierwsza
była Jokasta w Edyp Cię kocha w reżyserii Cezarego Ibera.
To jest spektakl, który bardzo kocham i żałuję, że w tym sezonie go nie gramy. Uważam, że został zepchnięty na margines bez
szansy na rozwój i dyskusję. Nie jest moją rolą zmuszać widzów do
oglądania spektaklu, którego formy nie rozumieją lub jest dla nich
rażąca, ale zamiast od razu skreślać przedstawienie – porozmawiajmy o nim! Edyp… ma bardzo dobry scenariusz, opowiada o rodzinie, w której każdy ma swój dramat, a nitki wzajemnych zależności
plączą się i zawiązują z każdą minutą coraz ciaśniej. Myślę, że takich
destrukcyjnych relacji jest w naszym życiu naprawdę wiele. Męczymy się czasem latami uwikłani w rodzinne powiązania, nie zadając
sobie pytania, czy tak musi być i jak przerwać tę fatalną więź. Jak
odmienić fatum. A może ten fatalizm zaakceptować i wtedy utraci
swoją moc? O tym jest dla mnie historia Edypa. Forma jest inwazyjna i mam wrażenie, że ludzie zaczęli się przed nią bronić, nie
chcąc otworzyć się na sensy, jakie ten spektakl niesie. Liczę na to, że
Edyp… doczeka się swojego powrotu na koszalińską scenę, może
z poprzedzającą go prelekcją lub dyskusją na zakończenie. To doskonały spektakl dla młodzieży, a ani razu nie zagraliśmy go dla takiego widza. I tego mi żal.
• Bardzo bronisz tego przedstawienia.
Będę bronić go zawsze, bo kocham teatr nieoczywisty, wymagający od widza zaangażowania. Uważam, że są spektakle, które przy
pierwszym kontakcie nam się nie spodobają, ale potem okazują
się ważne. Tak jak oliwka przy pierwszym kontakcie może nam nie
smakować, a później stajemy się fanami tego owocu.
• Fanami Jokasty okazali się widzowie Koszalińskich Konfrontacji Młodych m-teatr, którzy uznali cię za najlepszą aktorkę
ubiegłorocznego festiwalu.
Nagrody są zwieńczeniem naszej pracy. Dziś, patrząc w przeszłość, mogę powiedzieć, że w dużej mierze tworzyłam tę postać
132
Almanach 2015
małe rólki mogą być umiłowane, bo one nie niosą ze sobą ciężaru
wielkiej odpowiedzialności. Można sobie wtedy bardziej pofiglować. Ja właśnie odkrywam rewir ról drugo- i trzecioplanowych.
Robię to z przyjemnością. W Allo, allo dostałam też śliczną piosenkę… Widocznie ludzie lubią takie zatrzymanie akcji i… francuskich
sprzedawców papug.
• Ostatnia z twoich ubiegłorocznych premier to Bezwietrzne
lato, wyreżyserowane przez Barbarę Wiśniewską. Znowu zagrałaś kobietę po przejściach…
Rzeczywiście Ann i Rose – grana przez Żanettę Gruszczyńską-Ogonowską – dwie dojrzałe kobiety zakochujące się w młodych
chłopcach to psychologicznie bardzo ciekawe postaci, ale uczciwie rzecz biorąc, pogłębianie psychologiczne nie było celem
Bezwietrznego lata. Nie pozwalała na to warstwa specyficznie
skonstruowanego scenariusza. My, jako aktorzy, czuliśmy niedosyt, że nie musieliśmy dotykać dna dramatu. Reżyserka stawiała na to, żeby łagodnie i poetycko przedstawić historię. Idąc na
ten spektakl, przygotowywałabym się na wrażenia artystyczne
i delikatną rozmowę o miłości. W porównaniu z Kobietą z przeszłości – tu brutalizm życia podany jest w bardzo estetycznym
opakowaniu.
intuicyjnie. Początkowo uważałam, że to była ewidentna pomyłka
obsadowa. Dopóki nie dostałam kostiumu, nie wierzyłam, że dam
radę to zagrać. Teraz Jokasta jest mi bardzo bliska, kocham ją. Nagroda publiczności jest czymś ważnym, bo to oznacza, że pewna
grupa ludzi zidentyfikowała się z tą postacią. I przeczy to też negowaniu tego spektaklu.
• W 2015 roku zagrałaś też w Allo, allo w reżyserii Jana Tomaszewicza. I tu twoja postać – Leclerc – to właściwie niewielki
epizod. A i tak to jeden z ulubionych bohaterów koszalińskiej
publiczności.
Jan Tomaszewski to reżyser, który kocha aktorów. Daje im ogromne pole do rozwoju, kibicuje. Poza tym, czasem tak się zdarza, że
Wydarzenia
• Czego ci życzyć po roku pełnym sukcesów? Tak zwyczajnie:
kolejnych?
Cały zespół BTD to jest przekrój wyjątkowych osobowości, z
których można być dumnym na teatralnej mapie Polski. To się
czuje zwłaszcza wtedy, gdy wyjeżdżamy na przeglądy teatralne
i festiwale. Jako aktorka życzyłabym sobie, żebyśmy zawsze trafiali na dobrych i wymagających reżyserów, którzy będą tworzyć
z nami wspaniałe przedsięwzięcia – będące powodami do dumy
na tle teatralnej mapy Polski. Chciałabym, żeby koszalińska widownia była dumna z tego teatru. To jest miejsce z ogromnym potencjałem i moim marzeniem jest, żeby był on w stu procentach
wykorzystany.
133
T E A T R
Beata Niedziela (rocznik 1978), rodowita radomianka, absolwentka Policealnego Studium Aktorskiego przy Teatrze
im. Stefana Jaracza w Olsztynie (2000), Uniwersytetu M. Curie-Skłodowskiej w Lublinie (2003). Z Bałtyckim Teatrem Dramatycznym związana od 2008 r. Debiutowała na scenie Teatru
im. S. Jaracza w Olsztynie jeszcze podczas studiów postacią
Betty w Czarownicach z Salem w reżyserii Janusza Kijowskiego (1999). W Koszalinie zagrała w kilkunastu spektaklach,
m.in.: Exportowcy, Dwoje biednych Rumunów mówiących po
polsku, Kobieta z przeszłości, Wojna nie ma w sobie nic z kobiety,
Kali Babki, Edyp Cię kocha. Nagrodzona Srebrną Ostrogą dla
Najbardziej Obiecującego Młodego Aktora Scen Zachodniopomorskich za rolę w Pippi Pończoszanka (2011); nagrodą
na XIII Festiwalu Dramaturgii Współczesnej Rzeczywistość
przedstawiona za rolę Claudii w Kobiecie z przeszłości (2013);
nagrodą publiczności dla Najlepszej Aktorki VI Koszalińskich
Konfrontacji Młodych m-teatr za rolę Jokasty w Edyp Cię kocha (2015), Umieszczona w 23. edycji Subiektywnego spisu
aktorów Jacka Sieradzkiego w kategorii Na fali za rolę Janusza
w spektaklu Kali Babki (2015).
Aleksandra Barcikowska
Teatry ludzi z pasją
Są drzwiami do kariery, lekiem na samotność i sposobem na
realizację marzeń. Działają jak magnes na młodych, starszych
i tych w średnim wieku. Teatry amatorskie, bo o nich mowa, na
stałe wpisały się w krajobraz Koszalina i nic nie wskazuje na to,
żeby miały szybko z niego zniknąć.
T E A T R
Teatr czyli społeczność
Jednym z najmłodszych teatrów jest prowadzony przez aktora
Marcina Borchardta Teatr 105. Założony pod koniec 2014 roku niedawno świętował pierwsze urodziny. – Chcemy zagospodarować
scenę Clubu 105 i stworzyć repertuar niezależny – mówi Marcin
Borchardt.
Na razie dorobek grupy jest skromny, bo zbudowanie zespołu
zajęło kilka miesięcy. Na początku na próby przychodzili pojedynczy chętni. Dopiero po pół roku zebrała się grupa trzydziestu osób
i można było zacząć pracę nad spektaklami. – Mamy pełen przekrój
zawodowy i wiekowy, od osób kilkunastoletnich po ponad sześćdziesięcioletnie – wskazuje Marcin Borchardt i dodaje: – Dużo osób
deklaruje, że przychodzi tu po to, żeby pobyć w grupie. Odreagować stres i porobić coś niezwykłego.
Zrealizować wspólny projekt nie jest łatwo. Na drodze stają
przede wszystkim zajęcia zawodowe i nieregularne godziny pracy
członków Teatru 105. – Na razie mamy za sobą drobne pokazy. Oba
na scenie kina Kryterium – zaznacza prowadzący grupę. – Pierwszy odbył się przed seansem z cyklu Szminka Movie, drugi w formie
skeczów komediowych zaprezentowany został z okazji Dnia Matki.
Teraz grupa wzięła się do pracy nad farsą Mayday. Scenariusz ma
ponad 60 stron. W dodatku przedstawienie przygotowywane jest
w kilku obsadach tak, żeby każdy mógł sprawdzić się na scenie. Marcinowi Borchardtowi nie marzy się jednak pokazywanie wyreżyserowanych przez siebie spektakli Teatru 105 na festiwalach. Ma inny
cel. – Chcemy, żeby było wesoło i lekko – stwierdza i dodaje: – Jeżeli
mogę mówić o swoich ambicjach, to życzyłbym sobie, żeby grupa
rozwijała się sama. Chciałbym, żeby ludzie przychodzili na próby
z tekstami, które znaleźli i które im się podobają i działali niezależnie, z niewielką pomocą z mojej strony.
Teatr czyli konfrontacja
Konkursy, festiwale, przeglądy, spektakle, koncerty – dla podopiecznych Studia Artystycznego im. Ziembińskich działającego
przy CK 105 to chleb powszedni. Rok 2015 nie był wyjątkiem. Zaczął się od koncertu kolęd w Centrum Kultury 105. Młodzież ze studia wykonała między innymi pastorałkę z XVI wieku. Na początku
lutego grupa wystawiła spektakl oparty na twórczości Wojciecha
Markiewicza Życie spakowane do walizki. Premiera odbyła się na deskach klubu Kawałek Podłogi. Marzec to czas nagród dla twórców
i animatorów kultury przyznawanych przez Urząd Miasta. W gronie
osób, które odebrały wyróżnienia z rąk prezydenta Piotra Jedlińskiego była między innymi Maja Wolska. Na podopieczną Studia
im. Ziembińskich spadł deszcz nagród za monodram Chodzenie
po linie. Za spektakl opowiadający o kulisach pracy modelki Maja
Wolska otrzymała, m.in. Grand Prix na 59. Ogólnopolskim Konkursie
Recytatorskim, a także jedną z trzech nagród na 29. Toruńskich Spotkaniach Teatrów Jednego Aktora, na których swój monodram prezentował też Olgierd Łukaszewicz. – Na tym festiwalu spotkało się
wielu krytyków teatralnych i nie ukrywam, że usłyszałyśmy bardzo
dużo miłych słów – mówi Ewa Czapik-Kowalewska, która wyreżyserowała spektakl i dodaje: – Dosyć długo czekałyśmy, aż dostaniemy
„kopa” za ten monodram, aż ktoś powie nam, że wiele rzeczy zrobiłyśmy nie tak, ale nic takiego się nie stało.
Kolejny monodram pod okiem Ewy Czapik-Kowalewskiej zrealizował w studiu Szymon Majchrzak. Pokuć to opowieść o repatriacji. O Polakach, którzy zostali przesiedleni z terenów dawnej Polski,
a obecnej Białorusi do Połczyna Zdroju. – Jest to poniekąd historia
mojej rodziny i rodziny Szymona, więc podeszliśmy do tematu bardzo rzetelnie – zaznacza scenarzystka i reżyserka przedstawienia.
134
Almanach 2015
Wydarzenia
135
T E A T R
Opłaciło się. Młody aktor otrzymał trzecią nagrodę na 60. Ogólnopolskim Konkursie Recytatorskim oraz dwa wyróżnienia pozaregulaminowe – nagrodę Dyrektora Słupskiego Ośrodka Kultury oraz
Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pokuć pokazany
został także podczas Koszalińskich Ogólnopolskich Dni Monodramu – Debiuty Strzała Północy 2014, a Szymon Majchrzak otrzymał
nagrodę Uwaga Nadzieja. Wśród nagród dla Pokucia jedną z najważniejszych jest wyróżnienie na Festiwalu Monodramów i Teatrów
Małych Bamberka w Gorzowie Wielkopolskim. – Na jednej scenie
spotykają się tam zawodowcy z teatrów off’owych, a amatorów jest
tam niewielu – podkreśla Ewa Czapik-Kowalewska.
Spektakl zbiegł się w czasie z ogólnopolską dyskusją o przyjęciu do Europy uchodźców z Syrii. Twórcy zaproszeni zostali na
specjalny pokaz podczas konferencji naukowej zorganizowanej
przez Akademię Pomorską w Słupsku. Przedstawienie było przyczynkiem do dyskusji o przesiedleniach i życiu na obczyźnie. Nie
samymi monodramami żyje jednak studio. W czerwcu młodzi
artyści zrealizowali Trans-Operę S.A.L.I.G.I.A, na którą złożyły się
dwadzieścia trzy piosenki Przemysława Gintrowskiego. Premiera
miała miejsce 4 czerwca 2015 r. z okazji rocznicy pierwszych wolnych wyborów. Publiczność nie zawiodła. Na każdym spektaklu
potrzebne były dostawki. Studio im. Ziembińskich co roku wypuszcza spod swych skrzydeł kolejne talenty. W konkursach wokalnych niepokonany był Michał Słomka, który obecnie kształci
się w Studium Wokalno-Aktorskim w Gdyni. W konkursach recy-
tatorskich coraz więcej nagród i wyróżnień zdobywają Antoni
Majewski i Alicja Pera.
Teatr czyli rodzina na scenie
Ubiegły rok był też wyjątkowy dla Teatru Rodzinnego z Centrum
Kultury 105 w Koszalinie. Wyjątkowy, bo choć grupa istnieje od lat,
po raz pierwszy pojechała na festiwal. Uczestnicy zajęć pod okiem
Marzeny Wysmyk przygotowali spektakl oparty na Skąpcu Moliera.
Z Przeglądu Amatorskich Zespołów Teatralnych w Świdwinie przywieźli wyróżnienie. – Uważam, że to duży sukces, bo startowaliśmy
w najtrudniejszej kategorii i był to nasz debiut – podkreśla Marzena
Wysmyk.
W grudniu w Domku Kata Teatr Rodzinny wystawił Opowieść
wigilijną według Dickensa. Publiczność nagrodziła aktorów-amatorów owacjami na stojąco. Na początku stycznia Teatr Rodzinny
z przedstawieniem pojechał do Sianowa. W grupie występują między innymi rodzice z córką, małżeństwo, a jeszcze do niedawna była
też babcia z wnuczką.
Teatr czyli lek na samotność
Najstarszego i najmłodszego członka Teatru Seniora Zwierciadło
dzieli blisko trzydzieści lat. Różnica wieku nie ma jednak większego znaczenia, bo każdy w grupie działającej w CK 105 ma swoje
miejsce. W ubiegłym roku teatr zrealizował spektakl na Boże Narodzenie oparty na tekście Tytusa Czyżewskiego. Teraz pracują nad
spektaklem kabaretowym Pali się. To historia emerytów, którzy
wpadli w pułapkę monotonnego życia, ale wydarzenia w centrum
handlowym, do którego wybierają się na wyprzedaże, mogą wiele
zmienić. Tekst napisała Marzena Wysmyk, która również reżyseruje
spektakl. – Zrobiłam to na prośbę grupy, bo zależy im, żeby pojechać na festiwal organizowany w ramach Juwenaliów III Wieku
w Warszawie – wskazuje autorka historii. Zwierciadło nie jest jednak
tylko grupą teatralną, ale też miejscem spotkań i rozmów. – Ludzie
przychodzą na próby po to, żeby wyjść z domu, spotkać się z innymi
i porozmawiać. Teatr to w tym przypadku wartość dodana – wskazuje Marzena Wysmyk.
Teatr czyli szkoła życia
Marzena Wysmyk to polonistka w Zespole Szkół nr 2 w Koszalinie i to tam od 11 lat prowadzi teatr Na bosaka, w którym występują zarówno gimnazjaliści jak i licealiści. Teatr nie ma swojej
136
Almanach 2015
własnej sceny, a jego działalność finansują w dużej mierze rodzice. W ubiegłym roku młodzież przygotowała spektakl charytatywny dla chorego na nowotwór koszalinianina. Udało im
się zebrać blisko 3 tys. złotych. Teatr Na bosaka pojechał też na
festiwal do Wejherowa z przedstawieniem obrazującym historię
Polski od czasów II wojny światowej po obrady Okrągłego Stołu.
Uczniowie pod okiem Marzeny Wysmyk zrealizowali też spektakl
antynarkotykowy Alfabet Życia, który był wynikiem złożonego
w ratuszu projektu. Dzięki temu młodym aktorom udało się kupić mikroporty. Sztuka została pokazana podczas konfrontacji
teatralnych w Sopocie.
Wydarzenia
Teatr czyli terapia
Marzena Wysmyk prowadzi także teatr złożony z osób z zaburzeniami psychicznymi. W ubiegłym roku grupa przygotowała spektakl
Coś za mną chodzi. – To była opowieść o sytuacji człowieka chorego
w dzisiejszym świecie, który cały czas czuje coś lub kogoś za sobą
– wyjaśnia reżyserka. W spektaklu pojawiły się fotografie aktorów,
którzy stojąc na ich tle opowiadali o tym, co za nimi chodzi. Jeden
z członków grupy mówił, że prześladują go spojrzenia ludzi, którzy patrzą na niego inaczej i postrzegają jako osobę chorą. – To był
prawdziwy spektakl o ich emocjach i uczuciach – podkreśla Marzena Wysmyk.
137
Teatr czyli charyzma i pomysł
jeszcze w Koszalinie nie było – wskazuje reżyser. – Chciałbym,
żeby dzięki temu przedsięwzięciu mieszkańcy zauważyli, że teatr w mieście jest na dobrym poziomie i można go prezentować
w różnych miejscach.
Co przyciąga młodych ludzi do teatru amatorskiego? – Wydaje
mi się, że osoba prowadząca zajęcia – mówi Wojciech Węglowski.
– Musi być to ktoś, kto ma charyzmę i pomysł na aktorów, a jednocześnie nie jest tylko teoretykiem, a jednym z nich, co przekłada
się na wspólne granie w spektaklach. Wolę mieć dwie osoby, które
pójdą za mną w przysłowiowy ogień, niż tłumy które nic z zajęć nie
wyniosą – podkreśla reżyser.
Powyższe przykłady to zaledwie czubek góry lodowej, jeżeli chodzi o teatry amatorskie w Koszalinie. Grupy dziecięce i młodzieżowe
działają również w szkołach, a także w klubach osiedlowych.
T E A T R
Blehblabla, Tchnienie, TerminA(k)TORZY i Czarni Martwi – to
grupy teatralne prowadzone przez Wojciecha Węglowskiego w
Pałacu Młodzieży. Tchnienie to grupa mieszana. W jej skład wchodzi młodzież i osoby dorosłe. Blehblabla to zespół dziewczyn, na
co dzień uczących się w koszalińskich gimnazjach. Czarni Martwi
to najmłodszy teatr tworzony przez uczniów szkół podstawowych,
a TerminA(k)TORZY to dwójka zdolnych, niepełnosprawnych koszalinian. Ci ostatni mają na swoim koncie między innymi premiery
Małego księcia i Siewców.
Wojciech Węglowski wychodzi ze swoimi aktorami do ludzi.
Spektakle prezentują w ramach koszalińskich festiwali Integracja
Ty i Ja oraz m-teatr. Marzy mu się stworzenie kolejnych przedstawień, które można pokazać na zewnątrz. – Teatrów ulicznych
138
Almanach 2015
ZJAWISKA
Wydarzenia
139
Andrzej Mielcarek
HS99 – koszaliński towar eksportowy
Z J A W I S K A
Filip Springer, znany reporter pisujący o architekturze
i przestrzeni publicznej przyznał kiedyś, że zanim pierwszy
raz przyjechał do Koszalina, wiedział o naszym mieście tylko
tyle, że działa w nim renomowana pracownia architektoniczna HS99. Jej ogólnopolską markę ugruntowała w ostatnich latach seria prestiżowych nagród. Paradoksalnie spowodowały
one, że na działalność HS99 życzliwiej i z większym zainteresowaniem niż dotychczas zaczęło również patrzeć lokalne
środowisko.
Projektem, który przyniósł HS99 najważniejsze polskie nagrody
w dziedzinie architektury było zrealizowane w Katowicach Centrum
Informacji Naukowej i Biblioteka Akademicka (CINiBA). Wymieńmy
w porządku chronologicznym: Bryła Roku (2011), Nagroda SARP za
Najlepszy Budynek Wzniesiony ze Środków Publicznych (2011), Najlepszy Budynek Użyteczności Publicznej 2000-2012; Grand Prix Życie w Architekturze za Najlepszą Realizację 2000-2012; Nagroda Architektoniczna Polityki (2012); Budynek Roku (2012) oraz mnóstwo
pomniejszych wyróżnień i nominacji. Jeśli dodać uznanie dla projektu Villa Moderna oraz Brick Award, czyli ubiegłoroczną nagrodę
za najlepszy w kraju budynek zrealizowany z wykorzystaniem cegły
dla wybudowanego w Koszalinie domu wielorodzinnego przy ulicy Zwycięstwa 109, dostajemy obraz pracowni architektonicznej
z czołówki krajowej.
Partnerzy HS99 – Dariusz Herman, Wojciech Subalski i Piotr Śmierzewski – mówią bez fałszywej skromności, że z powodzeniem mogliby prowadzić swoją pracownię w dowolnym polskim mieście, ale
świadomie wybierają Koszalin. – Udowodniliśmy już, że nie miejsce
jest ważne, a ludzie. Razem z naszymi współpracownikami tworzymy zespół dorównujący najlepszym w kraju. My to wiemy i ta
świadomość nam wystarczy – mówią. – Funkcjonując w Koszalinie,
jesteśmy nieco na uboczu, z daleka od branżowych ploteczek i animozji. Skupiamy się na pracy.
Liczne wyróżnienia i nagrody, jakimi w ostatnim czasie obsypana
została pracownia spowodowały, że zaczęła być ona inaczej odbierana w samym mieście – choćby przez środowisko samorządowe.
Uznawane wcześniej za radykalne, postulaty partnerów HS99 – takie jak rozstrzyganie wszelkich istotnych kwestii dotyczących przestrzeni publicznej w drodze otwartych konkursów organizowanych
według kryteriów i z udziałem przedstawicieli Stowarzyszenia Architektów Polskich (SARP) – przestały budzić opór. Dlatego na przykład w składzie komisji konkursowej mającej za zadanie wybrać najlepszą koncepcję zagospodarowania przestrzennego śródmieścia
Koszalina znalazł się Piotr Śmierzewski. W prace przygotowawcze
i dyskusje dotyczące kierunków tego zagospodarowania włączył się
bardzo aktywnie Wojciech Subalski.
Morze architektury
W zgodnej opinii architektów wiedza przeciętnego Polaka na
temat uprawianej przez nich dziedziny twórczości jest znikoma,
a wręcz z pokolenia na pokolenie maleje. Duże znaczenie dla kształtowania współczesnego myślenia o architekturze w Polsce ma
publicystyka wspomnianego już Filipa Springera. Dariusz Herman
z HS99 mówi: – Ma umiejętność definiowania problemów i przekładania ich na ideę. Jego Zaczyn jest najważniejszą książką napisaną w języku polskim poświęconą architekturze współczesnej. To
lektura dla specjalistów tematu, ale i szerzej – dla ludzi interesujących się kulturą, bo to mądra książka o architekturze. Autor dotyka
między innymi takich zagadnień jak granica kompromisu, na jaki
może zgodzić się w poczuciu odpowiedzialności architekt. To jedna
z kluczowych spraw. Nie ma chyba architekta, który nie musiałby
stawiać czoła kontrowersyjnym oczekiwaniom inwestorów. Kiedy
mówimy o braku szerszej świadomości architektonicznej, książki
takie jak Filipa Springera mają wielkie znaczenie, bo przełamują
skostniałe wyobrażenia. My jako pracownia, jako trzej architekci,
również chcemy mieć wpływ na poszerzanie wiedzy o architektu-
140
Almanach 2015
rze i kształtowanie pewnych wzorców. Dlatego Piotr Śmierzewski
wszedł do lokalnego zarządu Stowarzyszenia Architektów Polskich,
został wiceprezesem do spraw twórczości m.in. po to, żeby krzewić
wiedzę o architekturze.
Pomysłem Piotra Śmierzewskiego jest seria otwartych wykładów
ułożonych w cykle, które będą realizowane przez najbliższe cztery
lata i dzięki którym będzie się można w Koszalinie zetknąć na żywo
z wybitnymi architektami, poznać współczesne tendencje w projektowaniu. Całość nazywa się Morze architektury, a pierwszy cykl Śląsk
nad morzem (6 wykładów wybitnych architektów ze Śląska). PierwZjawiska
szy wykład już się odbył, a prezentował go Stanisław Niemczyk, architekt – legenda. Kolejne spotkania zaplanowane są w każdy trzeci
czwartek miesiąca w klubie Kawałek Podłogi.
Wojciech Subalski: – I to jest jedna z odpowiedzi na pytanie, co się
u nas, w HS99, zdarzyło w roku 2015. Zakładamy, że nie zabraknie
w Koszalinie osób, które zamiast obejrzeć kolejny, ładny film na
przykład o Wenecji, będą wolały przyjść i posłuchać na żywo o tym,
jak powstaje architektura. Nazwiska, które mamy na liście zaplanowanych gości, to absolutna ekstraklasa. To tak jakby zaprosić do naszej filharmonii Pendereckiego albo Maksymiuka.
141
Z J A W I S K A
W roli autorytetów
Dariusz Herman i Piotr Śmierzewski prowadzą zajęcia dla studentów wzornictwa na Politechnice Koszalińskiej. Jak mówią, to
też jest sposób oddziaływania na świadomość ludzi, którzy później będą decydowali o różnych aspektach estetycznych miejskiej
czy prywatnej przestrzeni. – Cieszymy się, że w ogóle wzornictwo
tutaj działa – zaznacza Dariusz Herman. – Ale martwimy się, że
w tak małym stopniu jest przez miasto wykorzystywane, angażowane w różne procesy, gdzie ci młodzi ludzie mogliby znaleźć dla
siebie przestrzeń. A można przecież stwarzać sytuacje, w jakich
studenci nie będą ćwiczyć oderwanych od realiów życia tematów,
tylko w ramach swojego kształcenia będą poszukiwać pomysłów
rozwiązujących konkretne problemy.
Przykład? Choćby taki: miasto przygotowuje co roku wielką liczbę plakatów zapowiadających rozmaite imprezy. Dlaczego nie mieliby ich przygotowywać studenci w ramach konkursów? – pytają architekci z HS99. – Tu nie chodzi o pieniądze, dla nich wystarczające
jest, że mogą pokazać swoje prace, dostać pamiątkowy dyplom czy
gratulacje. Korzyścią dla zamawiającego jest w takiej sytuacji różnorodność i kreatywne projekty. Potencjał jest naprawdę duży, trzeba
tylko po niego sięgnąć.
O tym, że partnerzy HS99 uzyskali już status mistrzów zaświadcza
jeszcze jeden fakt. Otóż w wydanej w 2015 książce Ewy Mańkowskiej Architektura jest najważniejsza. Rozmowy są trzema z jedenastu
rozmówców autorki. A wybrała ona – jak podkreśla – najciekawszych obecnie architektów w Polsce. Książka stała się głośna w środowisku. Dąży do zdefiniowania pozycji architekta. – Reprezentuje
bardzo krakowski punkt widzenia, gdzie w architekcie widzi się artystę – mówi Piotr Śmierzewski. – My myślimy o naszej roli inaczej.
Wojciech Subalski: – Pozycja architekta się zmienia. Upowszechnienie programów komputerowych odziera naszą pracę z pewnej
aury wyjątkowości. Zdarzają się sytuacje, że ktoś mówi „co to za
problem, włączy pan komputer i poprawi”. W takim ujęciu architekt sprowadzony zostaje do pozycji wyłącznie projektanta, a nawet producenta obrazków. Swobodzie twórczej nie służy również
wysokie standaryzowanie na przykład w przypadku obiektów użyteczności publicznej, choćby biurowców. Obwarowania prawne,
energetyczne i inne narzucają właściwie rozwiązania, nie pozostawiając dużego pola manewru. Dlatego architekci odwołują się do
sprawdzonych rozwiązań gwarantujących bezproblemowe uzyskanie określonych parametrów budynków. I trudno się temu dziwić.
Ale właśnie tu pojawia się jednocześnie duże niebezpieczeństwo
unifikacji, a w odniesieniu do architektów – pewnego zdeprecjonowania zawodu jako zawodu twórczego. Część pracy, którą kiedyś
wykonywał architekt samodzielnie, obecnie wykonują wyspecjalizowani fachowcy: konstruktorzy, instalatorzy, energetycy etc. I tu
pojawia się pozorny paradoks: ktoś może stwierdzić – wasza rola
jest coraz mniejsza, ale w rzeczywistości ona jest nadal ogromna
i ważna. Architekt musi poskładać w całość szereg jednostek, elementów. I musi to zrobić tak, by z czystym sumieniem się pod tym
podpisać.
Projekty
Działania prospołeczne to tylko cząstka aktywności Pracowni.
Główna część to oczywiście kolejne projekty przygotowywane albo
czekające na realizację budowlaną. Tak jak projekt sali koncertowej
dla Szkoły Muzycznej w Rybniku, który znalazł się w zawieszeniu, bo
ze względu na zmianę ekipy rządzącej (szkoły muzyczne podlegają
Ministerstwu Kultury) dyrektor szkoły nie ma jeszcze pełnomocnictw do podpisania umowy z wykonawcą.
Dariusz Herman: – Projekt rybnicki jest obecnie najważniejszą
naszą pracą. Nie ze względu na zakres czy skalę projektu, ale ze
względu na charakter, na funkcję obiektu. Każda sala koncertowa
to zupełnie inne warunki, inne wymagania. Trzeba zachować maksymalną staranność i sięgnąć po mnóstwo wiedzy specjalistycznej.
HS99 będąc małym, zatrudniającym dziesięciu pracowników
biurem architektonicznym, do projektu rybnickiego używa wyników pracy około 70 osób. Takim „wojskiem” realizuje się specjalistyczne projekty. Tych 70 osób dodaje od siebie swoje „cząstki”
do ogólnego efektu.
Piotr Śmierzewski tłumaczy: – To kolejna sala koncertowa,
jaką zaprojektowaliśmy. Większość wykonaliśmy, uczestnicząc
w konkursach architektonicznych. Warto wymienić choćby
słynną, obsypaną nagrodami Filharmonię Szczecińską; w konkursie na nią dostaliśmy wyróżnienie. Później projektowaliśmy
Centrum Kultury im. Górników Wałbrzyskich, które jest de facto
siedzibą Filharmonii Sudeckiej. Jedna sala na ponad 600, druga na 300 osób. Projekt dla Wałbrzycha, w którym przeszliśmy
pełny proces projektowy (kompletna dokumentacja budowlana, kosztorysy, specyfikacje), czeka od roku gotowy na decyzje samorządu wojewódzkiego, bo i w tym przypadku istnieje
konieczność zatwierdzenia jego realizacji w skomplikowanym
142
Almanach 2015
ciągu decyzyjnym. My na niego nie mamy żadnego wpływu; po
prostu czekamy.
Doświadczenie zdobyte przy okazji Wałbrzycha jest dla Pracowni
HS99 bardzo cenne. Zaczęła wtedy współpracę z firmą akustyczną
Müller-BBM GmbH z Berlina, jedną z najważniejszą w tej branży na
świecie. Nie można zaprojektować właściwie sali koncertowej bez
wsparcia specjalistów i bez – to konsekwencja – stosunkowo dużego budżetu na projekt. To wyjaśnia, dlaczego wiele z sal powstałych
w ostatnim czasie „nie gra”. Nie spełniają oczekiwań pod względem
akustycznym, bo zostały źle zaplanowane. – Czasami architektom
wydaje się, że wiedzą wszystko i rezygnują ze wsparcia ekspertów.
Skutek? Sale może i ładne, ale niespełniające najważniejszej funkcji,
czyli nietworzące odpowiednich warunków akustycznych – podkreśla Piotr Śmierzewski.
Za kulisami
– Lubimy zadania, w których jest wyzwanie, problem do rozwiązania – mówi Wojciech Subalski. – Zbieramy dane, analizujemy i formułujemy możliwe do przyjęcia tezy. Ten etap, etap sformułowania
problemu, który trzeba rozwiązać, jest kluczowy.
Dariusz Herman dodaje: – Technologia powstawania projektu
zakłada niezamykanie się na cudze poglądy, wymaga uważnego
słuchania się nawzajem. Najpierw stawiamy diagnozę, później
gromadzimy wszelkie pomysły, jeszcze później trzeba je przewartościować i wyłowić obiecujące. Nie ma to nic wspólnego
z natchnieniem, wizją czy czymś w tym rodzaju. Oczywiście,
„przebłyski” się zdarzają, ale zawsze muszą przejść pełną ścieżkę analizy i wartościowania. Wszystko musi być oparte na racjonalnych kryteriach. W naszej pracowni zawsze lepszy pomysł
Z J A W I S K A
Zjawiska
143
Z J A W I S K A
wygrywał. Nigdy nie było żadnego stawiania na swoim za wszelką cenę.
Piotr Śmierzewski: – Zawsze jest problem z nadmiarem pomysłów. Nigdy nie siadamy nad białą kartką. Czerpiemy z wcześniejszych doświadczeń, pożytkujemy rzeczy kiedyś już przemyślane,
a nieużyte w jakichś projektach, nawet wnioski z wcześniejszych
dyskusji. Nie przypadkiem w naszej pracowni na każdym kroku
stoją modele budowane w związku z wcześniejszymi projektami.
Każdy taki przedmiot może nasunąć pomysł wart rozważenia.
Każdy zawiera jakąś ideę, która kiedyś tam mogła zostać odłożona na bok, ale obecnie może na powrót być użyteczna, inspirująca. My tymi ideami oddychamy w pracowni. Nie pracujemy
na komputerze, gdzie wszystko zaklęte jest w czarnej skrzynce.
Pracujemy z istniejącymi fizycznie modelami. One „są”. Zresztą
wolimy mówić o ideach, a nie pomysłach, bo pomysły mają w
sobie coś jednorazowego, doraźnego. Nam zaś chodzi o idee
rozumiane jako coś, co ma swoje kontynuacje, warianty, coś, co
może nie mieć początku i końca. I nas właśnie to najbardziej
w architekturze interesuje.
Realizacje i plany
Miniony rok oznacza dla HS99 realizację niewielkiego, jeśli chodzi o skalę, ale bardzo wymagającego projektu – pierwszej części
siedziby szpitala psychiatrycznego dla prywatnego inwestora. Piotr
Śmierzewski: – Decydując się na ten projekt wiedzieliśmy, że nie będzie to żadna spektakularna praca, spektakularny projekt ultranowoczesnego szpitala. Jednocześnie był tam problem, który należało
rozwiązać. Uznaliśmy to za ciekawe wyzwanie.
Dariusz Herman: – W takich tematach, niskobudżetowych, kluczowa jest świadomość inwestora. To on wie, ile ma pieniędzy.
Ogromne znaczenie ma jego otwartość na propozycje architekta,
na jego kreatywność.
Wojciech Subalski: – To nie był łatwy temat. Musiało zgodzić się
nam wiele czynników. Udało się, bo mieliśmy do czynienia z bardzo
otwartym i świadomym inwestorem, a z drugiej strony z wykonawcą, z którym również już realizowaliśmy budowę budynku mieszkalnego przy ulicy Zwycięstwa 109. I wspólnie osiągnęliśmy ogromny
sukces.
Kolejny lokalny projekt, jeszcze niezrealizowany, a powstały
w 2014 roku, to nowy budynek przedszkola i szkoły w Mielnie. Znowu inny obszar, nowe wyzwanie, inny charakter pracy.
– Podjęliśmy się tego zadania za chyba jedną trzecią zwykłej
stawki, ale zadziałał tu czynnik niemerytoryczny – wyjaśnia Dariusz Herman. – To szkoła inna niż wszystkie. Są w niej dzieci od
maleńkich do gimnazjalistów. Znów pojawiło się wyzwanie: znaleźć w jednym budynku sposób na takie przygotowanie przestrzeni, by bezkonfliktowo zaspokoić potrzeby różnych grup wiekowych.
144
Almanach 2015
Piotr Pawłowski
„Ja jestem Stramik/moje żarty są jak dynamit”
Rozmowa z Jackiem Stramikiem, komikiem, stand-uperem
• Co to jest stand-up?
Zaczynamy od podstaw, co? (uśmiech). Ok. Stand-up to jednoosobowa wypowiedź artystyczna, forma performance’u, z zachowaniem autentyczności, chociaż... (po zastanowieniu) nie zawsze,
wielu komików bawi się stylami, na przykład uciekają od autentyczności, idąc w dziwność. Celem jest rozbawienie widza. W jaki sposób, to już każdy z nas sam sobie wybiera.
• Chodzi o to, że lubimy pośmiać się z innych?
Nie tyle z innych, co głównie z siebie. Gdy komik naśmiewa się
sam z siebie – ten stand-up lubię najbardziej. Jesteśmy do siebie
podobni, więc piętnując swoje cechy odnosimy się do cech widzów. Bezpieczniej jest pośmiać się z siebie, a nieco później z innych
(uśmiech).
• Jaki stand-up lubisz?
Ze mną jest kłopot (uśmiech). Lubię stand-up, który nie jest
wprost śmieszny, ale daje pole do myślenia, uruchamia wyobraźnię.
Lubię także stand-up wprost śmieszny, który ma jeden cel – rozbawić widza. W sumie po prostu lubię stand-up, praktycznie w każdej
z odmian.
• Stand-up może być formą terapii?
Stand-up powinien wskazywać bolączki, dawać publiczności szansę na oczyszczenie ze złych emocji, poruszać różne sprawy, również
tabuizowane społecznie. Nie może służyć wyłącznie wykonawcy.
Zjawiska
145
Z J A W I S K A
• Wzorujecie się na amerykańskich stand-uperach?
To są najlepsze wzorce. Kto nie inspiruje się Ameryką czy,
w mniejszym stopniu, Wielką Brytanią, jest nie do wytrzymania na
scenie.
• Jaka była twoja droga do stand-upu?
Jak wiele osób, które zajmują się stand-upem, pierwsze fragmenty występów amerykańskich komików zobaczyłem na You Tubie.
Czułem, że mam coś do powiedzenia. Zorientowałem się, że w Warszawie jest grupa Stand-up Polska, a w Gdańsku scena Abelarda
Gizy i Kacpra Rucińskiego. Obydwa miasta dawały możliwość występu amatorom w ramach open mica.
Z J A W I S K A
• Co to znaczy?
Otwarty mikrofon (open mic), czyli szansa występu, z której korzystają debiutanci, amatorzy. W pierwszej kolejności wybrałem się
do Gdańska. Zauważyłem, że Abelard i Kacper szukają nowych ludzi, chcą zaangażować się w rozwój rodzimej sceny stand-upowej.
Postanowiłem również się zaangażować; to było pod koniec dwa
tysiące dwunastego roku.
• Jak wypadłeś?
Strasznie (śmiech). Nie wiedziałem, co robić na scenie, w takiej
formie przed publicznością byłem po raz pierwszy. Byłem zagubiony, rozwalony emocjonalnie. Z tego okresu pochodzi słynna
komenda Kacpra, znana w środowisku stand-uperów: „Do brzegu,
Jacku”. Podczas kolejnych występów chłopcy stwierdzili jednak, że
jako stand-uper jestem ciekawy, mam coś do powiedzenia.
• Czego nauczył cię ten pierwszy występ?
Najwyraźniej niczego, bo pojechałem znowu (uśmiech). Zobaczyłem,
że trzeba ubierać żarty w przemyślane konstrukcje, dołożyłem strukturę
wypowiedzi. Drugi występ był dobry... (po namyśle) bardzo dobry. Abelard powiedział: „Przyjeżdżaj do nas jak często chcesz”. Trzeci występ był
jeszcze lepszy, a później przytrafiła mi się seria gorszych (śmiech).
• Czy można mówić o „koszalińskiej scenie”, skoro w Koszalinie
stand-uperów jest dwóch – ty i Darek Gadowski?
Jasne, weszliśmy w stand-up razem. Na tej samej, gdańskiej, scenie. Organizujemy tutaj od września 2013 roku cykl stand-upowy,
który zdobywa coraz większą popularność, mamy stałych sympatyków i bywalców, z czego bardzo się cieszymy. Przyjeżdżają do nas
czołowi artyści stand-upowi, warto w tych imprezach uczestniczyć.
Wprawdzie w Koszalinie nie mieszkam od dwunastu lat, jestem zainstalowany w Poznaniu, ale z Koszalinem jestem kojarzony i używam frazy „jestem z Koszalina” w moich tekstach.
• Dla stand-upu musiałeś z czegoś zrezygnować?
Nie, chociaż... (namysł). Tak. Z dziewczyny, która chciała, żebym
był pełnoprawnym, standardowym, pełnoetatowym obywatelem.
Ale ok, nie za bardzo lubię ludzi, więc poradziłem sobie z tym, to
znaczy lubię pojedyncze osoby, a dysponuję ogólną niechęcią do
rodzaju ludzkiego (uśmiech). Pewnie przez pesymistyczną literaturę, której naczytałem się zanim zacząłem interesować się stand-upem. Odkryłem, że w tej niechęci mogę być również zabawny, a nie
tylko zgorzkniały, ona przenosiła się na scenę, a to nie było dobre.
Zanim to odkryłem miałem momenty rezygnacji, nawet kilka.
• Dlaczego nie odpuściłeś?
Nie znam odpowiedzi. W sposób nie do końca uświadomiony nie
chciałem rezygnować. Na etapie załamania, w czerwcu 2013 roku,
Darek zaproponował, żebyśmy pojechali na przegląd do Brzegu.
Tam miałem świetny występ, no i nie odpuściłem. W drugiej połowie 2013 roku i przez cały 2014 nabierałem rozpędu. Nagranie
z mojego supportu przed występem grupy Stand-up Bez Cenzury w Koszalinie trafiło do sieci i zdobyło popularność. Powoli moje
nazwisko stawało się znane w środowisku, a później także wśród
fanów stand-upu.
• Stand-up to ciężka praca?
Bardzo, do tego upór i konsekwencja, mimo nieprzychylnych
głosów praktycznie zewsząd. Patrząc na przykłady karier komików z
Zachodu: tak to powinno wyglądać, nie jest to droga usłana różami.
Podobnie jest z naszą koszalińską sceną. Na początku po dwadzieścia-trzydzieści osób na sali, irytacja, a ostatnio mieliśmy sto dwadzieścia, towarzyszyła temu ogromna satysfakcja. Mam ambicję,
żeby już nie schodzić poniżej setki. Chociaż bez wsparcia mediów
i innych podmiotów może być trudno. Jednak nie liczę na nie, bo
musiałbym zrezygnować z komfortu psychicznego, jaki zapewnia
mi obrażanie ważnych ludzi (śmiech).
• Na jakim etapie kariery jesteś teraz?
Na początku jeździłem sam po klubach, co jest o tyle trudne, że
część organizacyjna tej działalności też pochłania trochę nerwów
i czasu (uśmiech). Ubiegły rok był dla mnie bardzo dobry, jak dotąd
najważniejszy. Agencja artystyczna zajęła się mną i dba o moje występy, nie mam powodów do narzekania, skupiam się już tylko na
sztuce. Organizowanie ograniczyło się do imprez koszalińskich.
146
Almanach 2015
Z J A W I S K A
• Jak dużo występujesz?
Listopad 2015 – szesnaście występów, grudzień – dziesięć,
a w 2016 będzie podobnie. Średnio dziesięć występów miesięcznie.
Jednak na mnie jeszcze cała sala nie przyjdzie, nie jestem popularny. Dlatego są różne kombinacje personalne, jeździ się w duetach,
triach, grupowo...
• „Duża publiczność” to jaka?
Około setki osób. Dla mnie idealna liczba to siedemdziesiąt pięć,
nie za dużo, wtedy nie ma cyrku i festyniarstwa i nie za mało – nie
ma smutku. Chociaż w projekcie Stand-up Time, w osiem osób, gramy średnio dla pięciuset osobowej publiki. Będę się starał, żebyśmy
przyjechali też do Koszalina. Wiesz, to się tak mówi, ale dzisiaj ludzie
mają tyle ofert, że jeżeli potrafią wybierać, naprawdę trzeba się napracować, żeby kupili bilet na stand-upera.
Zjawiska
• Ile kosztują bilety na stand-up?
Najpopularniejsi wykonawcy sprzedają pełne sale, po pięćset
osób i więcej, na Gali Stand-upu w ubiegłym roku były cztery tysiące we wrocławskiej Hali Stulecia, na większe wydarzenia bilety
mogą kosztować pięćdziesiąt-sześćdziesiąt złotych. Mniej popularni to kwestia piętnastu-dwudziestu złotych. Razy liczba widzów, no
to jakoś tam wychodzi przyzwoicie.
• Żyjesz ze stand-upu?
Tak, już tak, spokojnie. Dużo mam pracy, bo występ to oczywiście
zwieńczenie wymyślania i pisania, co jest najtrudniejsze.
• Czujesz się aktorem?
Nie, zupełnie nie, chociaż w występach są elementy gry, ale to
raczej inscenizacja niż aktorstwo.
147
Z J A W I S K A
• Chwycił stand-up w Polsce?
Chwycił, pewnie dlatego, że jest prosty, ale nie prostacki, komunikatywny, przy tym szczery, ascetyczny. Obrany z niepotrzebnych
elementów, typu: dekoracja, rekwizyt, przebranie, świetnie wypada
nawet, gdy komik robi z siebie idiotę. Czasem mówię czy piszę, że
stand-up to obecnie najbardziej szczera ze wszystkich form artystycznych. Najbardziej odważna. Dla mnie przebił pod tym względem literaturę, którą kiedyś tam również ukochałem.
• Ile masz tekstów, jak je piszesz?
Niektórzy komicy siadają do pracy jak do... pracy (uśmiech). Czyli: odtąd dotąd, muszę dzisiaj swoje wyrobić. Nie mam tak; piszę
wszędzie, notuję albo – co lepsze, bo pozwala zachować ekspresję – zapamiętuję teksty. Lepię z nich programy, nie muszę jeździć
solowo, więc mam od pół godziny do godziny, które zawsze mogę
przykrócić. Najczęściej występ trwa do pół godziny, jeżeli jedziemy
w duecie lub wykonujemy support. W Stand-up Time gramy około
kwadransa, grupowe występy to właśnie około piętnastu minut.
• Jak się wymyśla zabawne teksty?
Trzeba mieć luz w głowie, bez zmartwień, wiesz, takich doraźnych głupot. Mam ten luz, nie muszę pracować, mogę myśleć tylko
o stand-upie, którym – jak coraz więcej osób w branży – żyję na co
dzień. Bawić może wszystko, od spraw obyczajowych, aż po politykę, którą, jeżeli już komentuję, to raczej na bieżąco, na facebooku.
Jak wymyślam? Naturalnie, człowiek przestawia się na myślenie
żartowe o rzeczywistości (uśmiech). I tak żyje. I tak, mam nadzieję,
umrze.
mówić rzeczy bezkompromisowe, występowałbym dla jednej osoby albo wcale. Na scenie bywam ekscentryczny, ludzie chyba trochę obawiają się, co się stanie, bo bywam nieprzewidywalny, ale
tylko dla nich, sam wiem doskonale, co powiem, zrobię; to element
wyreżyserowany. Najcenniejsze w stand-upie jest zaskoczenie –
w tekstach i zachowaniu.
• Istnieją tabu w stand-upie?
Nie. Byle tekst nie był wieśniacki, żałosny, nieinteligentny.
Wszystko inne, nawet trudne i hardcorowe, możne sprzedać
w przystępnym opakowaniu. Jestem kojarzony z mocnymi tekstami, mocnym przekazem, chociaż uważam, że to, co mówię nie jest
mocne. Przychodzą mi do głowy mocniejsze rzeczy (śmiech).
• Ludzie obrażają się, wychodzą?
Pewnie, obrażają się, ale także chcą się bratać. Należę do tych
stand-uperów, którzy schodzą ze sceny i znikają. Uciekam, staram
się uciekać. Nie siadam z ludźmi, nie gadam, nie lubię tego. Widzę,
że starsi, bardziej doświadczeni koledzy robią tak samo. Z ludźmi
wyrażającymi skrajną niechęć lub skrajne uwielbienie nie da się na
dłuższą metę wytrzymać (uśmiech).
• Przygotowujesz się do występów solowych?
Tak, myślę, że w połowie 2016 roku już coś sam zrobię. Wiadomo,
że do tego człowieka ciągnie. Mam materiał, który utrzyma uwagę
widzów. W hierarchii stand-uperów jestem w tak zwanej „drugiej
fali”, która napłynęła na scenę po grupie Stand-up Polska oraz Bez
Cenzury, czyli: Abelardzie, Kacprze, Kaśce Piaseckiej. Nie wykluczam
pisania tekstów dla innych. Gdyby trafiła się propozycja, na przykład pracy przy sitcomie, też nie odmówię.
• Jesteś bezkompromisowy?
Każdy z nas jest kompromisowy, a w gruncie rzeczy każdy ustępuje. Już wybór tekstów rodzi potrzebę kompromisu. Gdybym chciał
148
Tytuł jest zapożyczeniem z hasła promującego komika.
Jacek Stramik – rocznik 1983. Zodiakalna Panna. Absolwent
UAM w Poznaniu. Polonista, który mówi o sobie: „Magister, ale
bez specjalizacji czy przygotowania pedagogicznego, chodziłem na specjalizację krytycznoliteracką, która mnie jednak
znudziła; studia wybrałem z pasji, nie dla zawodu”. Pisał teksty
reklamowe, był dziennikarzem i konsultantem infolinii sieci komórkowej, ale – jak mówi – został: „zwolniony z powodu niskiego poziomu satysfakcji klienta, a mówiąc po ludzku: obrażałem
ludzi, klientów firmy, paradoksalnie – dla własnej satysfakcji”.
W życiu kieruje się cytatem z rapera Wściekły Wilku Demon Zła:
„Pier... lę system, w tym jestem mistrzem”.
Almanach 2015
Kuba Grabski
Sułtani stand-upu
Zjawiska
pamięta?). Cóż z tego wynika? Wynika to, że organizatorzy tego skądinąd świetnego wydarzenia nie wzięli pod uwagę granicy odporności na słowo. Ale znów być może dotyczy to osobników takich
jak ja, którzy nadążają za trzynastozgłoskowcem Pana Tadeusza,
a mają trudności ze zrozumieniem raperów, którzy mieszczą kilkaset słów w minucie. Cóż, pokolenia trochę się od siebie różnią. Choć
nie można powiedzieć, że na widowni Ludzika zasiadali wyłącznie
ludzie młodzi.
Pomysł na Ludzika jest wynikiem szalonej wręcz ostatnio popularności gatunku zwanego stand-upem. Narodził się on w Wielkiej
Brytanii, ale na najbardziej podatny grunt trafił w Stanach Zjednoczonych. Stało się to w latach 70-tych poprzedniego stulecia. W Polsce dopiero raczkuje, ale ogromna rzesza stand uperów aż prosiła
się, żeby zorganizować im ogólnopolski festiwal. I tak właśnie doszło do drugiej już edycji Ludzika Mistrzostw Polski One Man Show.
Organizatorzy założyli udział także innych form satyrycznych w wykonaniu jednego wykonawcy, np. iluzjonistów, ale ponownie scenę
zdominowali wyznawcy stand upu. Nie jestem pewny, czy to zjawisko zostało w Polsce dostatecznie opisane, ale ten rodzaj monologu
można podzielić na dwie grupy. Pierwsza nie dopuszcza używania
słów powszechnie uważanych za wulgarne. Ten rodzaj zaprezentował nam tylko juror, Grzegorz Halama. Pozostali uczestnicy nie
uznawali żadnych językowych ograniczeń, choć oczywiście mieścili
się w granicach konwencji. Ja dodałbym jeszcze jeden wyznacznik
– mikrofon można trzymać na statywie, w ręce lub mieć mikroport
przylepiony do policzka plastrem. Jak się łatwo domyślić wiąże się
to z temperamentem komika (w ramach Ludzika pokazują się także
panie, ale nie podejmuję się użyć kobiecej wersji tego słowa), który
chce mieć wolne lub wyposażone w rekwizyt ręce.
Każdy z czternastu finalistów miał do dyspozycji piętnaście minut
i tylko jeden z nich skończył przed czasem co znaczy, że młodzi komicy mają dużo do powiedzenia. Jak to Polacy w ogóle. Nie zawsze
jednak duża ilość słów przekłada się na jakość, zgodnie ze starym
149
Z J A W I S K A
XXI wiek jest czasem wielu paradoksów. Czytelne one są jednak
głównie dla osób, które nadto dobrze pamiętają czasy przedinternetowe czy telefonów połączonych ze ścianą za pomocą kabla. Ludzie młodzi (załóżmy, że do 28 lat) żyją normalnie, bo innego świata
osobiście nie poznali. Paradoksy najbardziej dotyczą wielkiej mnogości oferty tego świata, w tym kulturalnej. Trzeba poświęcić sporo
czasu, żeby się w tym wszystkim nie pogubić, być może tyle samo,
ile na samą konsumpcję muzyki czy książki. A przecież najważniejszą wymówką naszych czasów, żeby czegoś nie zrobić, jest właśnie
brak czasu. Tak, wiem, trochę marudzę, bo przecież lepiej mieć możliwość wyboru niż być skazanym na rzeczy przeciętne.
A jak to się ma do oferty koszalińskiej? Animatorzy i twórcy kultury twierdzą, że jest ona przyzwoita, przeciętny koszalinianin zaś
uważa, że w jego mieście nic się nie dzieje. Zapewne dlatego, że
pogubił się w dużej ilości mediów, które podają informacje o wydarzeniach. Choć przyznać trzeba, że umiejętność skutecznego selekcjonowania treści jest dzisiaj zadaniem trudnym nawet dla specjalistów. Od lat mamy w kulturze do czynienia z klęską urodzaju.
Jak odróżnić artystę bardzo dobrego od znakomitego, a imprezę
fantastyczną od wybitnej?
Oczywiście w Koszalinie z tymi wybitnymi wydarzeniami wielkiego problemu nie ma, bo jest ich po prostu mało. Jednak niemal
co roku powstają nowe, najczęściej w głowach ludzi niespokojnych
jak deszcze z piosenki o czterech pancernych. I tak kilkanaście miesięcy temu związani z Koszalinem: Andrzej Talkowski – kabareciarz
i Bartosz Brzeskot – kiedyś kabareciarz, obecnie reżyser filmowy
i animator satyryczny, powołali do życia ludzika. A właściwie Ludzika. Czemu informację o nowym festiwalu poprzedził wstęp mówiący o mnogości zdarzeń i braku czasu na zapoznanie się z nimi? Bo
„one man show” to typowe dziecko naszej współczesności. Gdyby
ktoś zliczył ilość słów wypowiedzianych przez uczestników imprezy na scenie Teatru Variete Muza, mogłoby się okazać, że jest ich
więcej, niż w dziesięciotomowej encyklopedii PWN (ktoś ją jeszcze
Z J A W I S K A
skeczem Leszka Malinowskiego – trzeba wreszcie przestać gadać
i wziąć się do roboty.
Tematyka poruszana w tej bodaj najtrudniejszej formie satyrycznej była dość rozległa. Od spraw męsko-damskich, przez politykę
i obyczaje, aż do nieznośnej poprawności politycznej, która tak naprawdę mocno ograniczałaby ekspresję stand-uperów, gdyby nie
to, że mieli ją w głębokim poważaniu. Finaliści Ludzika to ludzie
bardzo młodzi, ale już uznani w branży, części z nich udaje się żyć
z pracy na scenie.
Poziom drugiej odsłony One man show był dość zadowalający,
choć nagrodzeni przez jurorów (Andrzej Talkowski, Grzegorz Halama, Jacek Ziobro, Jarosław Barów, Karol Kopiec, ubiegłoroczny laureat i Bartosz Brzeskot), widownię i dziennikarzy tytułami Mistrzów
Polski: Antoni Syrek-Dąbrowski i Patryk Czebańczuk, zdecydowanie
nie pozwolą o sobie zapomnieć!
Na koniec niech głos zabierze nie związana z branżą koszalinianka: „Cieszy mnie z pewnością akcja i reakcja mojego miasta
na nowe zjawisko. Wszystko to wydaje się bez zbędnej komercji. Super, że koszalinianie znaleźli czas na to, aby zasiąść, zaryzykować, z szacunkiem i ciekawością obejrzeć każdy występ
zwykłego niecelebryty, który na scenie przed publicznością staje
się postacią z własnego scenariusza. Oceniam otwartość i przepływ energii jako zaproszenie do dalszych ciekawych wydarzeń
w Koszalinie. Doświadczyłam odbioru bez zakłóceń – walorem
była treść i konwencja. Oddaliłam natomiast punkty zaczepno-obronne, takie jak: polityka, seks, płeć, gej-niegej, obyczaje. Dla
mnie wygrał intelekt i nuta dobrego smaku okraszona elegancją
i humorem”.
Czekamy na kolejne satyryczne dokonania Stoczni Filmowców
Agnieszki i Bartosza Brzeskotów.
150
Almanach 2015
Robert Kuliński
Był sobie City Box
Kiedy autor niniejszego tekstu zasiadł do pisania, miał za zadanie podsumować ubiegły rok działalności City Boxu i przeanalizować, czy dobrze pełni rolę nowej przestrzeni kulturalnej. Niestety, lokal, który miał ożywić życie centrum miasta,
po niespełna roku działalności został zamknięty, a autor tym
samym zmuszony do pisania o City Boxie w czasie przeszłym.
Zjawiska
151
Z J A W I S K A
A miało być tak pięknie. City Box usytuowany na Rynku Staromiejskim to nowoczesny budynek dwukondygnacyjny podzielony
na część restauracyjną oraz wystawienniczą, wyposażony w niewielką, zewnętrzną, scenę. Wszystkie elementy miały składać się na
powstanie ważnej przestrzeni, która przyciągnie mieszkańców Koszalina do centrum. Restauracja nie była w stanie się utrzymać. Właściciel starał się ratować działalność, wiążąc się z siecią fast foodów,
co wywołało falę krytyki: pojawiły się głosy, że wystawy nie powinny być okadzane zapachem smażonej frytury. Okazało się jednak,
że zmiana menu nie wpłynęła ani na zmniejszenie zainteresowania
ofertą kulturalną City Boxu, ani na budżet najemcy budynku. Koszt
dzierżawy obiektu od miasta (23 tys. zł miesięcznie), okazał się zbyt
wysoki i na początku stycznia 2016 roku firma Konsult złożyła wypowiedzenie umowy. City Box to teraz pusta bryła, a jej przyszłość
– wielka niewiadoma.
Lokal wystartował w marcu 2015 roku. Bez wielkiej fety. Jako
nowość przyciągał początkowo klientów restauracji. Właściwa
działalność kulturalna obiektu rozpoczęła się w czasie Dni Koszalina. Impreza była raczej przaśną rozrywką, niż istotnym i wartym
odnotowania wydarzeniem, ale to wtedy koszalinianie mogli zobaczyć możliwości, jakie serwuje nowoczesny budynek. Malarski Teatr Mody i Karykatury przyciągnął tłumy. Kolejne imprezy cieszyły
się bardzo dużym zainteresowaniem, nieważne, czy był to koncert
kwartetu smyczkowego w ramach wakacyjnego cyklu Kamerynki,
czy folkowych grajków z zespołu Zgagafari: rynek za każdym razem
był pełen ludzi i to w różnym wieku.
Działalność kulturalna lokalu rozwijała się przez cały rok. Wystawiennicza prowadzona była pod auspicjami Centrum Kultury 105
(CK 105) – nowoczesna i elegancka galeria idealnie nadawała się na
np. na przedsięwzięcia bezdomnej obecnie Galerii Scena prowadzonej przez Ryszarda Ziarkiewicza. City Box stał się miejscem kilku jej inicjatyw. We współpracy z Klubem Krytyki Politycznej Scena
przygotowała ekspozycje prac artystów, którzy nie należą do grona
twórców pokornych i działających na polu tzw. sztuki bezpiecznej
– preferowanej przez instytucje publiczne. Mieszkańcy Koszalina
mieli okazję zobaczyć memy Marty Frej, rzeźby Tomasza Rogalińskiego czy fotografie i filmy Tomasa Rafy. Niestety, restaurator nie
do końca zdawał sobie sprawę z tego, czym jest działalność wystawiennicza, co skutkowało tym, że Tomasz Rogaliński wycofał swoje
prace z galerii City Boxu. Podczas niezapowiedzianej wizyty autor
wystawy AndrogYnia moja miłość zastał swoją ekspozycję w nieładzie i bałaganie. Sprawa została rozwiązana polubownie. Bardzo
udanym wydarzeniem były też I Koszalińskie Targi Sztuki i Dizajnu,
także zorganizowane przez Galerię Scena. Przez trzy dni lokal pękał
szwach.
Nie zabrakło także koncertów. City Box sprawdził się przede
wszystkim latem, kiedy na scenie plenerowej prezentowały się
zespoły kameralne z Filharmonii Koszalińskiej. Można było także
usłyszeć poezję śpiewaną oraz folkowe dźwięki. Nie można pominąć pokazu mody, zorganizowanego przez studentki Politechniki
Koszalińskiej z koła naukowego The North Fashion. Restauracja
i galeria były także częstym miejscem spotkań w ramach różnego
rodzaju warsztatów czy debat dotyczących miasta i polityki.
Jako miejska atrakcja z całym wachlarzem letnich imprez City Box wypadł świetnie. Upłynęło jednak zbyt mało czasu, aby udało się w pełni
wykorzystać potencjał lokalizacji i warunków budynku. Zabrakło pomysłu na rzeczywistą animację kulturalną miejsca poza sezonem wakacyjnym. Szkoda, bo program mógłby promować zdrowy snobizm na obcowanie z kulturą, a niekoniecznie rozrywką. Koncerty kameralne, wystawy
Z J A W I S K A
czy choćby spotkania i debaty z artystami, politykami, społecznikami itp.
mogłyby stać się dobrą wizytówką City Boxu. Niestety, zarządca obiektu
nie wykazał żadnej inicjatywy w celu wykreowania miejscu prawdziwie
artystycznego klimatu. Zamiast zadbać o estetykę i renomę lokalu, skupił
się na kuchennych rewolucjach – to nie mogło wypalić.
Co dalej? Dyrektor CK 105 Paweł Strojek zapewnia, że galeria
City Boxu jest wciąż pod jego opieką. – To świetna przestrzeń dla
Galerii Scena, mamy nawet zabezpieczone środki na organizację
kolejnych eventów, czekamy, kiedy znów drzwi lokalu zostaną
otwarte.
152
Almanach 2015
Anna Popławska
Uczenie (do) kultury
Zjawiska
uczestników Bezpiecznych Ferii i Bezpiecznych Wakacji). Mogły
one rozwijać swoje zainteresowania w 98. bardzo różnorodnych
grupach – tanecznych, plastycznych, muzycznych, fotograficznych
i teatralnych. Pałac Młodzieży był także organizatorem wielu wydarzeń kulturalnych, skierowanych nie tylko do podopiecznych,
ale otwartych także dla mieszkańców. Nie sposób nie wspomnieć
choćby o 16. Konkursie Piosenki Ekologicznej, 16. Ogólnopolskim
Konkursie Fotografii Dzieci i Młodzieży Człowiek, Świat, Przyroda,
czy mającym wieloletnią tradycję Konkursie Malarstwa Ściennego
Dzieci i Młodzieży (w roku 2015 odbyła się 44. edycja). Po raz 12.
Pałac Młodzieży zorganizował także, we współpracy z Bałtyckim
Teatrem Dramatycznym i Radiem Koszalin, Ogólnopolski Festiwal
Piosenki Aktorskiej Reflektor. Co warte zauważenia, organizatorzy
postanowili nieco Reflektor zreformować, co poskutkowało dobrze
przyjętym przez widzów nowym „francuskim” repertuarem. Zmienił
się także, na wiosenny, termin festiwalu.
Rok 2015 to także wiele sukcesów podopiecznych Pałacu Młodzieży. Warto wspomnieć choćby o zdolnych młodych fotografach,
docenionych podczas 18. Międzynarodowego Konkursie Twórczości Plastycznej Dzieci i Młodzieży Zawsze zielono, zawsze niebiesko
w Toruniu czy w 14. Ogólnopolskim Konkursie Fotograficznym
imienia Jana Bułhaka Pejzaże wokół mojego miasta. Laury zdobywali
także młodzi recytatorzy, podopieczni pracowni malarskich i znakomici gitarzyści (między innymi podczas Międzynarodowego Festiwalu i Konkursu Gitarowego w Trzęsaczu i na 13. Ogólnopolskim
Konkursie Gitarowym Gitary Klasycznej w Olsztynie). Warto zauważyć także nowe inicjatywy, które pojawiły się w Pałacu Młodzieży
w 2015 roku. To między innymi Sobotnie poranki artystyczne – propozycja także dla dzieci, które nie uczęszczają na regularne zajęcia
w PM.
Drugą placówką aktywnie rozwijającą w Koszalinie amatorski ruch
artystyczny jest Centrum Kultury 105 (CK 105). W 2015 roku w ponad
20. sekcjach swoje artystyczne zainteresowania rozwijało tu niemal
153
Z J A W I S K A
„Kultura to narzędzie w rękach profesorów, służące im do produkcji profesorów, którzy – kiedy przyjdzie ich kolej – będą produkować profesorów”. Niezwykle lapidarnie, a jednocześnie wyjątkowo trafnie, funkcję edukacji kulturalnej opisała w ten sposób jedna
z największych myślicielek XX w., Simone Weil. I choć dostęp do kultury jest obecnie znacznie łatwiejszy, to po kilkudziesięciu latach
od powstania, zdanie to jest wciąż tak samo aktualne. Dlatego nie
do przecenienia jest rola instytucji i organizacji, których celem jest
„uczenie kultury” i „uczenie do kultury”.
W Koszalinie w obszarze tym aktywne są głównie instytucje, dla
których działania w ramach szeroko pojętej edukacji kulturalnej są
statutowymi. To przede wszystkim szkoły o charakterze artystycznym, ale także placówki, których domeną jest rozwijanie amatorskiego ruchu artystycznego. Mowa oczywiście o Zespole Szkół
Plastycznych im. Władysława Hasiora i Zespole Szkół Muzycznych
im. Grażyny Bacewicz. Obie szkoły podlegają Ministerstwu Kultury
i Dziedzictwa Narodowego, a kompetencje kulturalne w ramach
realizowanych programów nauczania na poziomie podstawowym,
gimnazjalnymi i ponadgimnazjalnym zdobywa tu kilkuset uczniów
z całego regionu. Ze względu na kameralny charakter można tę
formę kształcenia uznać po pierwsze za elitarną, po drugie – to
w znacznej mierze kształcenie przyszłych profesjonalnych artystów
plastyków i muzyków.
Dla większości młodych Koszalinian szansą na realizowanie artystycznych pasji i rozwijanie talentów są więc placówki pozaszkolne, których organem prowadzącym jest koszaliński samorząd.
Największą, nie tylko w Koszalinie, ale i w regionie, jest Pałac Młodzieży (PM), powołany, by zapewnić „wszechstronny rozwój, przygotowując dzieci i młodzież do świadomego i aktywnego udziału
w życiu kulturalnym”. O rozmachu jego działalności świadczą nie
tylko liczby, ale przede wszystkim osiągnięcia. Ale zacznijmy od
statystyki. W roku szkolnym 2014/2015 w pałacowych salach i pracowniach twórczo czas spędzało 1337 dzieci (dane nie obejmują
Z J A W I S K A
400 osób do 18 roku życia. Wśród aktywności artystycznych, jakie
CK 105 zaproponowało najmłodszym podopiecznym, były głównie
zajęcia plastyczne, taneczne i teatralno-recytatorskie. Rok 2015 był
kolejnym rokiem działania wielu zespołów i sekcji mających już bardzo bogaty dorobek i tradycje, jak choćby Zespół Tańca Ludowego
Bałtyk, Mini Studio Poezji i Piosenki czy Studio Artystyczne Poezji
i Piosenki. Był to także rok licznych sukcesów podopiecznych Centrum
Kultury 105, między innymi podczas Międzynarodowego Festiwalu
Piosenki Super Mikrofon Radia Jard i Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Wschodami Gwiazd, a także na Festiwalu Piosenki Gdynia Open
i Wojewódzkim Przeglądzie Prac Plastyków Nieprofesjonalnych. Co
istotne, efekty pracy młodych artystów nie raz mogli podziwiać także
koszalinianie w ramach licznych prezentacji i pokazów. Tu na szczególne wyróżnienie zasługuje powstała w ramach Studia Artystycznego im.
Ziembińskich Trans-Opera S.A.L.I.G.I.A., znakomity spektakl muzyczny z
piosenkami Przemysława Gintrowskiego w reżyserii Ewy Czapik-Kowalewskiej i pod kierownictwem muzycznym Rafała Kowalewskiego.
Spektakl miał premierę 3 czerwca 2015 roku, był także wystawiany w
ramach obchodów Dnia Niepodległości w Studiu Koncertowo-Nagraniowym im. Czesława Niemena w Radiu Koszalin.
Poza amatorskim ruchem artystycznym, który w naturalny sposób
rozbudza zainteresowanie kulturą wśród uczestników, ważną rolę w
„uczeniu do kultury” odgrywają także działania Koszalińskiej Biblioteki Publicznej i Muzeum w Koszalinie. Pierwsza od lat realizuje nie
tylko lekcje biblioteczne, ale także propaguje czytelnictwo poprzez
takie akcje jak Noc w bibliotece czy udział w Bezpiecznych Feriach
i Bezpiecznych Wakacjach. Podobne działania realizuje Muzeum. Tu,
obok prowadzonych od lat lekcji muzealnych, po raz kolejny w 2015
roku realizowany był program Cztery pory tradycji, a po raz drugi – Gabinet osobowości, mający na celu ułatwienie odbioru sztuki i swoiste
„oswojenie” ze sztuką gimnazjalistów i licealistów. Warto w tym akapicie wspomnieć także o edukacji filmowej. Po raz trzeci w roku 2015
działała w Koszalinie Filmowa Akademia Integracji. W jej ramach ponad 400 widzów (w tym młodzież szkolna) wzięło udział w 11. spotkaniach, podczas których obejrzeli takie obrazy jak między innymi
Elling Pettera Naessa, Lot nad kukułczym gniazdem Milosa Formana czy
Prostą historię Davida Lyncha. Każdy pokaz poprzedzony był wprowa-
dzeniem prezentującym dzieło filmowe w, szerszym niż tylko kinowy,
kontekście. Propozycja, obok działającej przy CK 105 Koszalińskiej
Akademii Filmowej, to jeden ze sposobów budowania świadomej,
zainteresowanej ambitnym kinem publiczności. To działanie nie do
przecenienia zwłaszcza w mieście dwóch festiwali filmowych.
Wszystkie wymienione wyżej formy rozwijania artystycznych pasji najmłodszych są bezcenne w kontekście danych dotyczących
uczestnictwa Polaków w kulturze. Te od lat są równie niepokojące.
Wystarczy wspomnieć, że jedna piąta Polaków powyżej 15. roku życia znajduje się poza kulturą pisma: nie tylko nie czytają regularnie
dłuższych tekstów, ale także nie sięgają do książek ani gazet choćby raz do roku1. Z badania zleconego przez Bibliotekę Narodową
wynika, że ponad połowa Polaków w roku 2014 (dane dotyczące
roku 2015 jeszcze nie są dostępne) nie miała książki w rękach, a co
czwarty Polak nie ma w domu ani jednej. Oznacza to, że jesteśmy pod
względem czytelnictwa w ogonie Europy. Nielepiej jest, jeśli chodzi
o zainteresowanie teatrem. W 2014 roku ani jednej sztuki nie obejrzało 84 proc. Polaków. Tylko co szósty miał okazję choć raz zobaczyć
„na żywo” aktorów na scenie2. Niewielkie jest także zainteresowanie
ofertą filharmonii, co potwierdzają dane Głównego Urzędu Statystycznego dotyczące wydatków na kulturę. W raporcie Kultura w 2014
r., opublikowanym w październiku 2015 roku możemy przeczytać, że
„W 2014 r. w gospodarstwach domowych na bilety wstępu do teatrów, instytucji muzycznych i kina wydano przeciętnie na 1 osobę
24,60 zł (o 2,4 proc. mniej niż w 2013 r.), (…). Najbardziej powszechnym wśród tzw. artykułów użytku kulturalnego jest odbiornik telewizyjny”3. Z powyższych danych wyłania się obraz Polaka niezainteresowanego kulturą. Dlatego, zgodnie z powiedzeniem „czym
skorupka za młodu nasiąknie…” warto w kolejnych latach położyć
szczególny nacisk na tworzenie atrakcyjnej oferty kulturalnej z myślą
o najmłodszych – nie tylko jako odbiorcach, ale i kreatorach zdarzeń.
Powyższy obraz to także dowód, że w Koszalinie wciąż brak oferujących różnego rodzaju aktywności kulturalne organizacji pozarządowych i fundacji. Pozainstytucjonalne inicjatywy związane z edukacją
artystyczną to w przestrzeni koszalińskiej nawet nie margines. Pytanie, czy w obecnym świecie propagowanie postaw „prokulturalnych”
tylko w oparciu i poprzez instytucje samorządowe wystarczy.
Izabela Koryś, Dominika Michalak, Roman Chymkowski, Stan czytelnictwa w Polsce w 2014 roku, http://bn.org.pl/download/document/1422018329.pdf,
dostęp 1.02.2016 r., godz. 19.01
2
Czy Polacy chodzą do teatru?, TNS, http://www.tnsglobal.pl/wp-content/blogs.dir/9/files/2015/02/K.008_Teatr_O01a-15.pdf, dostęp 1.02.2016, godz. 21.00
3
Kultura w 2014 r., http://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/kultura-turystyka-sport/kultura/kultura-w-2014-r-,2,12.html, dostęp 1.02.2016 r., godz. 21.32
1
154
Almanach 2015
Weronika Teplicka
Dobra sztuka, dobry dizajn
I Koszalińskie Targi Sztuki i Dizajnu; 11-13 grudnia 2015
Przeglądając dziesiąty numer kwartalnika o sztuce Szum, natrafiłam na dodatek Mapa sztuki polskiej 2015. Autorzy umieścili na niej Koszalin i wyróżnili trzy miejsca: Fundację Moje
Archiwum, Centralę Artystyczną i Galerię Scena. Może w następnym zestawieniu, za rok 2016, pojawi się dodatkowy znaczek symbolizujący Koszalińskie Targi Sztuki i Dizajnu? Między
11-13 grudnia 2015 odbyła się ich pierwsza edycja.
Zjawiska
155
Z J A W I S K A
Pomysłodawcą zorganizowania targów i autorem ich koncepcji
jest kurator sztuki, redaktor naczelny Magazynu Sztuki, a obecnie
kierownik Galerii Scena, Ryszard Ziarkiewicz. Do współpracy zaprosił Katarzynę Koperkiewicz, studentkę Instytutu Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej. Wcześniej mieli oni okazję współpracować
podczas prowadzenia warsztatów ekologicznych Jednorazówka
w Centrum Kultury 105 w 2014 roku.
Intencją organizatorów targów nie było konkurowanie z najważniejszymi krajowymi przedsięwzięciami tego typu, lecz zagospodarowanie i wyeksponowanie potencjału tkwiącego w Koszalinie.
Impreza stworzona została przede wszystkim z myślą o studentach
Instytutu Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej, w celu pokazania
ich twórczości w przestrzeni wystawienniczej i promocji na początku kariery artystycznej. Stworzenie miejsca sprzyjającego integracji
i wymianie doświadczeń miało uaktywnić również doświadczonych
koszalińskich artystów i rzemieślników. Organizatorzy chcieli skłonić mieszkańców Koszalina do zwrócenia uwagi – przy okazji nabywania gwiazdkowych prezentów – na sztukę użytkową, wykonywane ręcznie przedmioty unikatowe i na wyroby rodzimych twórców.
Stąd też pewnie hasło przewodnie targów: Dobry prezent to sztuka.
Ambicją organizatorów jest stworzenie – przy aprobacie władz Koszalina – imprezy cyklicznej.
Do opieki nad oprawą wizualną zaproszona została pracownia
projektowa Dobry Sztos, która stworzyła oryginalne, nowoczesne
logo, plakat i materiały promujące wydarzenie. Rozreklamowanie
targów na portalach społecznościowym przebiegało bardzo sprawnie, informacje o naborze wystawców trafiły w różne miejsca Polski, co zaowocowało zgłoszeniami również z Wrocławia i Gdańska.
Ostateczną decyzję o wyborze wystawców podjęła powołana przez
organizatorów komisja rekrutacyjna. Dbając o wysoki poziom prezentacji i zróżnicowaną ofertę, wyselekcjonowała ona dwudziestu
sześciu twórców specjalizujących się w różnych dziedzinach. Na
targach można było zatem zobaczyć: malarstwo, rzeźbę, fotografię,
biżuterię, modę, elementy wystroju wnętrz, artystycznie oprawione
książki i wyroby kaletnicze. Część uczestników opowiedziała o swojej twórczości podczas wykładów, warsztatów i paneli dyskusyjnych
z widzami. Targom towarzyszyły ciekawe wydarzenia muzyczne,
m.in. koncert Zabrockiego w JazzBurgerCafe. Targi zostały zainaugurowane przez wiceprezydenta Koszalina Przemysława Krzyżanowskiego, który, zachwycony inicjatywą, zapowiedział swoją pomoc przy organizowaniu kolejnych edycji.
Galeria Scena działająca przy Centrum Kultury 105 reprezentowana była przez współpracujących z nią od lat artystów. Kurator Sceny
Ryszard Ziarkiewicz przedstawił prezentację multimedialną o historii galerii i wystawie Niepoprawna sztuka peryferii. Goście mogli też
osobiście spotkać się z artystami i porozmawiać o ich twórczości.
Tomasz Rogaliński pokazał gipsowe rzeźby płodów ludzkich z cyklu Kto ty jesteś? i poduszki – z jednej strony biało-czerwone, z drugiej tęczowe. Twórczość Zdzisława Pacholskiego reprezentowały
czarno-białe fotografie Koszalina z lat siedemdziesiątych XX wieku.
Sebastian Krupiński przedstawił hiperrealistyczne obrazy olejne,
a Stanisław Wolski konceptualne rysunki. Dopełnieniem prezentacji
Sceny był wykład o działalności współpracującej z nią przy pierwszej edycji Festiwalu Sztuki w Przestrzeni Publicznej Koszart Fundacji Moje Archiwum, prowadzonej przez Andrzeja Ciesielskiego.
Duży entuzjazm wśród widzów wywołało stoisko Cukina (o artyście piszemy w osobnym tekście – dop. red.). Jego realizacje
w przestrzeni miejskiej znane są pewnie każdemu mieszkańcowi
Koszalina. Cukin jest autorem kilku murali. Tym razem miłośnicy
jego twórczości mogli nabyć obrazy i wykonane przez artystę gadżety (magnesy na lodówki, wlepki) oraz złożyć zamówienia na
indywidualne realizacje. Podczas targów Cukin prezentował też dokumentację swoich działań.
Maciej Mazurkiewicz, właściciel pracowni sitodruku Druklin, pokazał niebanalne wydruki na przedmiotach codziennego użytku,
m.in. na kafelkach i kubkach. Obok jego stoiska można było nabyć
ceramikę – autorka, wrocławianka Janina Myronowa, ze swojej pasji uczyniła sposób na życie. Pojawia się na targach w całej Polsce,
prezentując ręcznie malowane naczynia użytkowe i ozdobne. Podczas wykładu opowiedziała widzom o technikach, jakie stosuje przy
ozdabianiu komiksowymi rysunkami talerzyków i porcelanowych
pojemników.
Ciekawy projekt Koszmatki zaproponowała Marcelina Starzonek,
absolwentka koszalińskiego „plastyka”. Jej unikatowe zabawki (króliki, maskotki) wykonywane są ręcznie, z ekologicznych materiałów,
bez jakichkolwiek niebezpiecznych dodatków. To pierwsze kroki
autorki w tym rzemiośle, więc udział w targach miał być dla niej
sprawdzianem możliwości i umiejętności.
Kolejnym wystawcą, tym razem doświadczonym, obchodzącym
akurat dwudziestopięciolecie działalności, było Wydawnictwo Artystyczne Kurtiak i Ley. Firma, biorąca udział w targach sztuki w całej
Europie, po raz pierwszy miała okazję pokazać swoje prace w ro-
156
Almanach 2015
Zjawiska
wykorzystane przez nią do zilustrowania kalendarzy i książek.
Innymi godnymi uwagi wystawcami byli: Pracownia Kaletnicza
Mes; Rybokopki – duet projektowy Irminy Kopki i Mateusza Rybarczyka, specjalizujący się w wykonywaniu opakowań na prezenty;
Miksownia, zajmująca się projektowaniem elementów wystroju
wnętrz; P&S Consulting, prezentująca możliwości drukarki 3D, Anna
Probe-Kreft projektująca wierzchnie okrycia.
Podczas trzech dni targów mieszkańcy Koszalina mieli okazję
obcować z dobrą sztuką i dizajnem, nie wyjeżdżając poza granice
miasta. Może to doświadczenie skłoni ich do dalszych poszukiwań
w dziedzinie kultury? Pierwsza edycja targów nie gwarantowała
wystawcom spektakularnej sprzedaży ich dzieł, raczej miała służyć promocji ich twórczości i pomóc w nawiązywaniu nowych
kontaktów. Była to też próba (wsparta przykładem innych miast
w Polsce i na świecie) stworzenia rynku sztuki i wykreowania nowej publiczności. Organizatorzy liczą w przyszłości na aktywność
władz Instytutu Wzornictwa i koszalińskich galerii. Wielu artystów
po ukończeniu wzornictwa przemysłowego czy komunikacji wizualnej pozostaje w Koszalinie, otwiera filmy projektowe albo
zajmuje się sztuką. Warto inwestować w ich promocję i tworzyć
warunki sprzyjające pozostaniu w naszym mieście.
Kto wie, może to jedno z pierwszych komercyjnych spotkań ze
sztuką i dizajnem okaże się ważnym krokiem w rozwoju kulturalnym Koszalina, fundamentem pod budowę – jeżeli nie od razu
Centrum Sztuki Nowoczesnej, to przynajmniej nowoczesnej przestrzeni wystawienniczej?
157
Z J A W I S K A
dzinnym mieście. Ich książki – drukowane na czerpanym papierze,
ręcznie oprawiane w skórę lub jedwab – to prawdziwe dzieła sztuki.
Powstają w limitowanych edycjach, dlatego są tak cenne dla kolekcjonerów i wielbicieli bibliofilskich wydań; bywają też traktowane
jako niezwykle ekskluzywne prezenty.
Liczną grupę wystawców stanowili studenci związani z Kołem Naukowym The North Fashion, działającym przy Instytucie Wzornictwa
Politechniki Koszalińskiej. Zajmują się oni projektowaniem ubioru
i biżuterii, a także wykonywaniem fotografii modowej. Swoje realizacje
prezentowali już podczas FashionDay w Koszalinie i wystawy w szczecińskim Muzeum Techniki. Tym razem widzowie mogli obejrzeć ich
produkty z bliska, umówić się na zakup czy przymiarkę. Sara Betkier
pokazała ubrania i ekskluzywne skórzane torby, Joanna Haracewiat
(projektantka marki Hajo) – biżuterię będącą połączeniem starego
i nowego dizajnu, Natalia Rawska – biżuterię z perłami i kamieniami
półszlachetnymi, zaś Agnieszka Żal – odblaskowe torby i plecaki oraz
t-shirty z nadrukami. Artystki zachęcały gości do przyjęcia wizytówek
oraz polubienia profilów na portalach społecznościowych i śledzenia –
także tą drogą – ich artystycznego i zawodowego rozwoju.
Gratką dla wielbicieli rzeźby było stoisko Szymona Stali, doktoranta Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Artysta wykonywał na żywo
projekty rzeźb w plastelinie, opowiadał o realizacji swojej pracy dyplomowej Dafne. Można było obejrzeć portfolio dokumentujące jego
działania. Na szczególna uwagę zasługiwały szkice węglem.
Absolwentka Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, Anna
Waluś przedstawiła gościom bardzo realistyczne rysunki zwierząt,
Aleksandra Barcikowska
Z J A W I S K A
Scena – koszalińska galeria bezdomna
Rok 2015 był rewolucyjny dla Galerii Scena. Z jednej strony brak
własnej powierzchni wystawienniczej, z drugiej większe zainteresowanie widzów i niesłabnąca aktywność w zakresie organizowania
wydarzeń artystycznych. Scena swój jubileuszowy, dziesiąty rok
bytności na koszalińskim rynku zaczęła od straty lokum. Pod koniec
2014 roku okazało się, że musi opuścić swoją wieloletnią siedzibę
w kotłowni Koszalińskiej Biblioteki Publicznej (KBP). – Zadecydowały względy bezpieczeństwa – tłumaczy Ryszard Ziarkiewicz, szef
Sceny. – Galeria była w takim stanie, że bez przeprowadzenia tam
remontu nie mogło być mowy o dalszej działalności.
Scena przeniosła się więc do Centrum Kultury 105 (CK 105), pod
auspicjami którego działa od lat. Przeniosła się jednak tylko umownie, bo stałego miejsca wciąż nie ma. – Szukaliśmy nowej siedziby,
ale nie znaleźliśmy lokalu, który można by „wziąć” bez wykładania
żadnych pieniędzy – mówi Ryszard Ziarkiewicz. Sytuacja nie była łatwa, ale zawieszenie działalności Sceny nie wchodziło w grę. – Dzięki Izie Madajczyk zrobiliśmy trzy wystawy w Bałtyckiej Galerii Sztuki,
a kilka mniejszych działań w Clubie 105 – wyjaśnia Ryszard Ziarkiewicz. Sztuka współczesna pojawiła się też w budynku City Box na
Rynku Staromiejskim. Jasna, przestronna antresola wydawała się
być odpowiednim miejscem do organizacji wystaw. W lipcu odbył
się tam wernisaż memów autorstwa Marty Frej. Mimo, że wakacje
były na półmetku, zainteresowanych wydarzeniem nie brakowało.
Szef Sceny uważa, że to także zasługa miejsca. – Kiedy galeria była
w pomieszczeniach po kotłowni, na wernisaże przychodziło zdecydowanie mniej osób – podkreśla i dodaje. – Ludzie są zmęczeni
off’em. W dawnej Scenie było mroczno. W powietrzu unosił się pył.
Okna wylatywały, a schody były wąskie i niebezpieczne. Z tej piwnicy biła taka atmosfera, że niektóre osoby w ogóle nie chciały się
tam pojawiać.
Trzy miesiące po wernisażu Marty Frej swoje prace w City Box pokazał Tomasz Rogaliński, koszalinianin związany ze Sceną od 2009
roku. Na październikowym wernisażu zatytułowanym AndrogYnia
moja miłość zaprezentował między innymi instalacje, rzeźby oraz
filmy wideo. Pięć dni po otwarciu wystawy na portalu społecznościowym pojawił się wpis artysty, w którym ironicznie „dziękował”
kierownictwu restauracji za: „twórcze urozmaicenie wystawy”. Pomiędzy eksponatami Rogalińskiego pojawiły się bowiem kanapy
i lady chłodnicze. Po dwóch dniach zostały jednak usunięte, a wystawa była kontynuowana. – Brak odpowiedniego nadzoru to jeden
z problemów antresoli – uważa Ryszard Ziarkiewicz. – Artyści przywiązani są do swoich prac, a te właściwie nie są tam w żaden sposób
chronione. Nikt nie zwraca uwagi na to, kto wchodzi na górę i czy
niczego nie niszczy albo po prostu nie kradnie. Organizacji wystaw
nie ułatwia też fakt, że przestrzeń na piętrze obiektu jest miejscem
publicznym. Korzystać z niej może i Urząd Miasta, i Centrum Kultury
105, i Galeria Scena, ale nikt na wyłączność.
– Dziś Scena ma charakter performatywny, bo raz jest w Amfiteatrze, raz w City Box, a innym razem w CK105 – uważa Tomasz
Rogaliński i dodaje: – Z jednej strony jest to w pewien sposób charakterystyczne, ale wynika wyłącznie z tego, że galeria nie ma stałego lokum. Brakuje przestrzeni, która mogłaby zapracować na miano
miejsca z tradycjami wystawienniczymi.
Podobnego zdania jest Zdzisław Pacholski, artysta fotografik, od
lat związany ze Sceną. – Ryszard Ziarkiewicz jest kimś w rodzaju
króla bez ziemi – wskazuje. – Korzysta z okazji, żeby przycupnąć w
różnych miejscach, ale to jest zawstydzająca sytuacja. To jest taki
stan zawieszenia, który jest mało komfortowy dla artystów i Ziarkiewicza.
Przeszkody nie podcinają jednak skrzydeł szefowi koszalińskiej
galerii. Grafik na przyszły rok jest już szczegółowo zaplanowany.
Trzy wystawy odbędą się w Bałtyckiej Galerii Sztuki w CK 105, a pozostałych siedem najprawdopodobniej w City Box. O tym, że zapotrzebowanie na sztukę współczesną istnieje w Koszalinie świadczyć
może chociażby ilość osób przychodząca na wydarzenia organizowane przez Scenę oraz zainteresowanie jej działalnością.
158
Almanach 2015
– Zdarza się, że podchodzą do mnie ludzie i pytają, gdzie odbędzie się kolejny wernisaż – mówi Ryszard Ziarkiewicz. – Mam też
sygnały od osób, które były w naszej poprzedniej siedzibie w bibliotece i dzwonią zaniepokojone myśląc, że galeria już nie działa.
Zdzisława Pacholskiego martwi taki stan rzeczy, bo jak podkreśla,
utworzenie w Koszalinie galerii sztuki współczesnej to potrzeba cywilizacyjna, a nie widzimisię artystów. – W mieście jest jakaś niechęć
w stosunku do nurtu związanego ze sztuką współczesną – wskazuje
artysta. – To z kolei może doprowadzić do sytuacji, w której ludzie
zatracą potrzebę uczestniczenia w sztuce współczesnej.
Wydarzenia
Miejsce, które nadawałoby się na galerię jest w zasięgu ręki, bo
antresola w City Box podoba się zarówno artystom jak i mieszkańcom, a przestrzeń można zaaranżować na wiele sposobów,
co udowodnili organizatorzy podczas I Koszalińskich Targów
Sztuki i Dizajnu. Antresola pomieściła wtedy kilkanaście stoisk.
Było też miejsce, gdzie można było usiąść, zorganizować warsztaty i spotkania z twórcami. – Antresola zaczyna coraz bardziej
kojarzyć się ze Sceną – mówi Ryszard Ziarkiewicz. – Brakuje tylko
formalnej zgody na to, żeby ta powierzchnia należała wyłącznie
do galerii.
159
Joanna Wyrzykowska
Z J A W I S K A
Kultura na pięćdziesiąt+
Symboliczna liczba. Okrągła. Pół wieku to nie żarty. Człowiek
staje się tą nobliwszą, poważniejszą wersją siebie. To wypada, tego
nie wypada. To można, tego nie za bardzo. Kto na pięćdziesięciolatka nakłada kaganiec ograniczeń? I kto będzie z nich go rozliczał?
A może przekroczenie pięćdziesiątki związane z totalną zmianą
w życiu to tylko mit? Co robią w wolnym czasie ponadpięćdziesięcioletni koszalinianie? Jedni sporo, inni sobie odpuszczają. Ale jedno jest pewne – jeśli chcą, nie muszą się nudzić.
Taki obrazek – oboje dobrze po sześćdziesiątce, oboje uśmiechnięci, wpatrzeni w siebie, szczęśliwi. Stoją na środku pięknej uliczki
w malowniczym miasteczku, a do tego ubrani poza schematem –
dzieci kwiaty, flower power. Przychodzą na myśl szalone w Ameryce
lata 60., festiwal w Woodstock, czyli wolna miłość i wolna muzyka.
W Polsce tak kolorowo nie było, ale do dziś ten czas nazywany jest
szalonymi latami. Co się działo w kulturze? Sporo. W Krakowie Piwnica pod Baranami, w Opolu początki festiwalu, czyli rozkwit estrady. W Warszawie dom otwarty Kaliny Jędrusik i Stanisława Dygata
przyciągał pisarzy, aktorów i obserwatorów. Patrząc na dwoje kolorowych, szczęśliwych ludzi z fotografii myślę – czy mogę być taka
w ich wieku? I co będę robić? Tego nie wiem, bo nie wiem, jakie
będą kulturalne trendy, ale mogę przyjrzeć się temu, co dzisiejsi seniorzy, a więc młodzież z lat 60., robią w wolnym czasie.
Z pewnością większość z nich nie siedzi w domu, widać to po frekwencji na wernisażach, koncertach i imprezach organizowanych
przez miasto. W filharmonii widownia zajęta jest zwykle do ostatniego miejsca, na premierach teatralnych seniorów nie brakuje,
chodzą też do kina. A miasto dba o to, żeby chodzili, oferując im
zniżki na imprezy związane z kulturą.
Czego oczekują seniorzy? Wiadomo – oferty z prawdziwego zdarzenia. Nie kupią, nawet ze zniżką, byle jakich występów
byle jakich „artystów”. Choć, a może właśnie dlatego, wychowani
w dość siermiężnej rzeczywistości, doskonale wyczują fałsz
i blichtr, pod którym kryje się miernota. Seniorów przyciągnie
nazwisko Sławy Przybylskiej, bo lubią posłuchać muzyki z lat ich
młodości, ale też zajrzą z chęcią do Domku Kata na festiwal o Włodzimierzu Wysockim. Tych, którzy lubią rozmawiać i chcą dowiedzieć się nieco o innych ludziach, przyciągnie Żywa Biblioteka organizowana przez Koszalińską Bibliotekę Publiczną. Różnie odbierane są filmy produkowane przez młode pokolenie, prezentowane
w ramach festiwalu Młodzi i Film, ale są tacy, którzy lubią zmierzyć
się z młodym spojrzeniem na świat. Swoich widzów, także wśród
dojrzałych mieszkańców miasta, ma festiwal Integracja Ty i Ja. Sala
biblioteki była przepełniona podczas wizyty w Koszalinie lubianej
dziennikarki, satyryczki i pisarki Marii Czubaszek. Ci bardziej refleksyjni wybrali recital Edyty Geppert. Jest co robić, gdzie pójść,
i z kim się spotkać.
Od lat o koszalińskich seniorów dbają kluby osiedlowe. W prawie
każdej części miasta znajdzie się dla dojrzałych osób coś interesującego. Spotkania Klubu Seniora organizowane przy klubie Przylesie KSM Przylesie to prawdziwie rodzinne imprezy. – Mamy bogatą
ofertę – mówi Marek Sawicki, pracownik klubu. – Organizujemy
wycieczki, spotkania z ciekawymi ludźmi, a także pogadanki o zdrowiu czy medycynie naturalnej, czyli tym, co najbardziej interesuje
naszych bywalców. Żadna większa impreza nie miałaby tak doskonałej oprawy, gdyby nie Lidia Artiuch-Dzięcielska, która przez lata
pracowała w klubie, a obecnie przewodniczy seniorom. To ona wykonuje przepiękne, bardzo oryginalne dekoracje, ona także już od
lat zbiera kulinarne laury w konkursach gotowania.
Jedni korzystają chętnie z miejskiej oferty, inni mniej aktywnie spędzają czas. – Rzadko gdzieś bywam, kiedyś chodziłam na
zabawy, wszędzie jest obecny alkohol, którego nie toleruję, więc
zrezygnowałam. Na imprezach jest za głośno, jeden z drugim wypije, przekrzykują się, potrafią pokłócić, to nie dla mnie – przyznaje Małgorzata. Lubi tańczyć, ale twierdzi, że w Koszalinie nie ma
miejsc, w których osoby w jej wieku mogłyby się poruszać. Chodzi
natomiast na koncerty. – Bardzo lubię muzyczne atrakcje, organi-
160
Almanach 2015
zowane w Radiu Koszalin. Staram się być na każdy koncercie. Doskonała muzyka, różnorodność, wygoda i idealne nagłośnienie. To
coś dla mnie.
Koszalinianie 50+ lubią działać społecznie. Teresa Tomczyk, pracująca w Radzie Osiedla Na Skarpie mówi: – Moje życie kulturalne
jest z powodów finansowych bardzo skromne. W imprezach miejskich biorę udział okazjonalnie. Raczej skupiam się na imprezach
organizowanych w osiedlu w klubie Na Skarpie. Są to wernisaże,
festyny, konkursy dla przedszkolaków, uczniów szkół gimnazjalnych na temat wiedzy o Koszalinie w ramach obchodów 750-lecia,
Zjawiska
spotkania okolicznościowe (Dzień Kobiet, Dzień Seniora). W imieniu Rady Osiedla wspólnie z KSM Na Skarpie organizuję spotkania
dla samotnych seniorów, popołudnie wielkanocne oraz wieczory wigilijne. Jako przedstawiciele Rady Osiedla uczestniczyliśmy
w konkursie na najlepsze pierogi podczas Ulicy Smaków (zajęliśmy II miejsce). W ostatnim kwartale ubiegłego roku miałam przyjemność w imieniu przewodniczącej Rady Miejskiej obdarować
część naszych seniorów biletami na występy Grupy No To Co i Sławy Przybylskiej, a z CK105 biletami na spotkanie wigilijne.
Koncerty Sławy Przybylskiej i grupy No To Co to pomysł na pre-
161
Z J A W I S K A
zent od fundacji Pokoloruj świat. Jej przedstawicielki zorganizowały
charytatywną aukcję, z której sfinansowano te imprezy.
Coś dla ciała, a przede wszystkim dla ducha proponuje seniorom
Politechnika Koszalińska. Uniwersytet III Wieku działa tu prężnie od
lat. To dowód na to, że seniorzy nie chcą siedzieć w domu. I nie siedzą, bo zajęć mają sporo:
– Podróżujemy po Europie, byliśmy w Norwegii, we Włoszech,
w Grecji i w Turcji. Oprócz podróży jest czas na naukę języków
obcych. Osoby plus 50 uczą się chętnie angielskiego, francuskiego, niemieckiego czy włoskiego. Zajęcia na Uniwersytecie III Wieku to gratka też dla miłośników tańca. – Uczymy się
i z tańcami wyjeżdżamy na juwenalia. Możemy się pochwalić sukcesami, z Warszawy przywieźliśmy nagrody i wyróżnienia – chwali się
dokonaniami Irena Ciesielska, przewodnicząca Samorządu Słuchaczy Uniwersytetu III Wieku.
– Działa też grupa malarska, są kursy fotografii cyfrowej, pomocy medycznej, a przede wszystkim wykłady z różnych dziedzin. –
Warto podkreślić, że wspólnie z Archiwum Państwowym i muzeum
zorganizowaliśmy cykl 12. wykładów z okazji 750. urodzin miasta.
Centrum Kultury 105 też ma wiele propozycji dla seniorów.
W placówce działa sekcja plastyczna, sekcja tańca dla pań 50+,
zumba dla dorosłych, chóry Koszalin Canta, Frontowe Drogi, Canzona. Są zajęcia teatralne: Teatr Rodzinny i Teatr Seniora prowadzone przez Marzenę Wysmyk. – Chcą tym graniem się cieszyć.
W repertuarze nie mamy smutnych tekstów. Nasze zajęcia to dla aktorów-amatorów możliwość wyjścia do ludzi. Jestem wymagająca,
aktorzy muszą dawać wiele z siebie. Przełamują też swoje bariery
– nasz teatr to teatr ruchu, trzeba pokonać tremę i lęk przed pokazaniem się. Podejmujemy się spektakli trudnych, z dużym tekstem,
ale muszą być zabawne. Chcemy wyjść z naszymi przedstawieniami
na zewnątrz, zastanawiamy się nad pokazaniem spektaklu poza Koszalinem, może w Warszawie na juwenaliach? Mamy bardzo dobre
warunki, pracujemy w Domku Kata. Nasze spotkania to spotkania
przyjaciół, często przy cieście, kawie, dla wielu zajęcia teatralne to
lek na samotność – mówi Marzena Wysmyk. – Z seniorami pracuje
się świetnie. Grupa jest dość zróżnicowana wiekowo – od 50 do 80
lat. Są bardzo aktywni. To w większości osoby, które prowadziły aktywny tryb życia i na emeryturze nie chcą tego zmienić.
W Centrum Kultury 105 jest też zespół recytatorski Proscenium.
Aktor Marcin Borchardt prowadzi także zajęcia teatralne, w których
mogą uczestniczyć seniorzy
– Karaoke, filcowanie, tworzenie biżuterii, zajęcia filmowe – wylicza dyrektor placówki Paweł Strojek. – Mamy powrót do źródeł,
czyli klub twórców ludowych i rękodzieła artystycznego. Zawsze
podkreślam, że jesteśmy w stanie dostosować się do kulturalnego
zapotrzebowania, jesteśmy otwarci na propozycje nowych sekcji.
Jeśli ktoś ma pomysł na ciekawe zajęcia, ma jakąś pasję, którą chce
się podzielić – zapraszamy do Centrum Kultury 105. Seniorzy chcą
być aktywni, realizować się przez kulturę, to dla nich ważne, a my
staramy się zapewnić im komfort w poznawaniu nowych rzeczy –
mówi dyrektor. – Dużym zainteresowaniem cieszy się angielski bez
stresu – te zajęcia seniorzy bardzo sobie chwalą. Dojrzali koszalinianie lubią też kino, wielu bierze udział w spotkaniach w ramach
Dyskusyjnego Klubu Filmowego.
„Już szron na głowie, już nie to zdrowie, a w sercu ciągle maj”
– śpiewali Starsi Panowie przed laty. Warto jednak pamiętać, że
kiedy powstawał jeden z najbardziej kochanych przez Polaków kabaretów, jego założyciele – Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski – nie
mieli jeszcze skończonej tej magicznej pięćdziesiątki. Ale wiedzieli
doskonale, ile można z życia wziąć pod płaszczykiem pozornie statecznej dojrzałości.
162
Almanach 2015
Robert Kuliński
Już kultura czy wciąż rozrywka?
Koszalinianie mogą liczyć na ciekawe wydarzenia organizowane
nie tylko przez instytucje publiczne. Miasto nad Dzierżęcinką może
poszczycić się bardzo zróżnicowaną ofertą klubowych atrakcji. Miłośnicy muzyki granej na żywo, wystaw, stand-upu albo poezji mają
w czym wybierać. Przyjrzyjmy się rodzimym lokalom. Pominęliśmy
miejsca, których działalność opiera się wyłącznie na dyskotece,
a klubami nazywane są nieco na wyrost.
Centrala od lat
Centrala Artystyczna
Zjawiska
Inferno wygasa
Zupełnie inną ofertę proponuje Piotr `Berial’ Kuzioła, właściciel Inferno Cafe. Nazwa lokalu nie jest przypadkowa i trafnie oddaje charakter klubu. Fani siarczystego metalu niejednokrotnie mieli okazję
usłyszeć w Inferno wykonawców spod znaku death, black i heavy.
Klub, niestety, ma jedną wadę, która w ostatnim roku dała znać
o sobie – Inferno znajduje się na samym końcu miasta, co skutkuje
tym, że poza dużymi koncertami, świeci pustkami. Obecnie Piotr
Kuzioła otwiera „bramy piekieł” tylko przy okazji występów prawdziwych gwiazd, typu Turbo. Koncert zespołu i jednocześnie ostatnie wydarzenie artystyczne miało miejsce w październiku 2015 r.
Obok nietuzinkowych wykonawców jak Vader czy Antigama, na
„piekielnej” scenie pojawiali się także mniej uznani, ale wartościowi
muzycy. Warto odnotować amerykańskie formacje death metalowe, które będąc w trasie po Europie, zahaczyły o Inferno. Koncert
Petera Hasselbracka występującego jako jednoosobowy zespół
163
Z J A W I S K A
Centrala Artystyczna (CA) przy ul. Modrzejewskiej działa od
ponad piętnastu lat. Można tu spotkać artystów parających się
rozmaitymi dziedzinami sztuki – Centrala kojarzona jest właśnie
z „artystowską” klientelą. Ma na to wpływ bliskie sąsiedztwo Bałtyckiego Teatru Dramatycznego, ale nie tylko. Violetta Świdroń,
właścicielka klubokawiarni, dba o kontakty z uznanymi, jak
i początkującymi twórcami z Koszalina i spoza miasta. Właśnie
w Centrali podczas swojej „koszalińskiej przygody” rezydował
Marek Dyjak. Dzięki pomocy Violetty Świdroń, Torsten Münchow, niemiecki aktor, postanowił otworzyć w Koszalinie własny
teatr, a właścicielkę lokalu w jednym z wywiadów nazwał „dobrym aniołem”. Violetta Świdroń podkreśla, że twórcom, którzy
chcą w Centrali podzielić się ze światem swoją sztuką, nie stawia
żadnych warunków.
Miniony rok pokazał, jak różnorodne bywają wydarzenia w klubokawiarni. Odbywały się cykliczne seanse ukulturalniające prowadzone przez członków fundacji Chłopaki znad morza. Wystąpił
norweski zespół Pocket Corner, prowadzony przez trębacza Didrika
Ingvaldsena – guru skandynawskiej sceny freejazzowej. Ponadto
wybrzmiała poezja śpiewana Mateusza Nocka, alternatywny rock
grupy Dolinainy oraz hipnotyczna twórczość zespołu Ultimate Collective, który zainaugurował całonocne jam session. Odbyło się też
kilka wystaw malarskich i fotograficznych, m.in. Paris paris Agnieszki
Lucyi, która zaprezentowała własną wizję Paryża.
Bloodsoakced powinien przejść do historii. Rzadko w Koszalinie pojawiają się muzycy metalowi przełamujący konwencję. Wydarzenie
ważne, jednak nie dla słynącej z ortodoksyjnego podejścia publiczności metalowej. Większa część słuchaczy zarzuciła artyście brak
koncertowego show.
W Inferno wybrzmiewał też blues, choćby podczas corocznych
wieczorów w hołdzie Tadeuszowi Nalepie. Jednak klub przede
wszystkim ukierunkowany jest na metal w rozmaitych odcieniach,
a solidnie przygotowana sala koncertowa nieraz pękała w szwach.
Niestety w 2015 Inferno zaczęło wygasać.
Z J A W I S K A
Jazzu, kawy i burgerów!
Od roku na koszalińskim rynku prężnie działa JazzBurgerCafe.
Oferta artystyczna serwowana przez Huberta Wysockiego zasługuje na wielkie uznanie. Pomimo krótkiego stażu lokal już może
poszczycić się wydarzeniami, które zainteresowały i młodocianych
hipsterów, i zaprawionych w bojach kulturożerców.
Miłośników muzyki niezależnej zainteresował z pewnością fakt,
że w lokalu wystąpił niejaki Kinior. To ważna postać polskiej sceny
związanej z jazzem i brzmieniami etnicznymi. Występował z zespołami Izrael i Twinkle Brothers czy senegalskim wokalistą Mamodu
JazzBurgerCafe
Dioufem. Hubert Wysocki stara się zapraszać wykonawców niestandardowych, prezentujących cały wachlarz niebanalnych stylistyk.
Oprócz wykonawców jazzowych można było w JazzBurgerCafe do
tej pory usłyszeć grupy Kamp!, Gonsofus, Kirk, Materia, Pampeluna, Mahomut i Chłopcy Kontra Basia. Trzeba przyznać, że rozrzut
jest szeroki, a całą tę miksturę uzupełniają występy wykonawców
związanych z kulturą hip-hopu. To właśnie w JazzBurgerze odbyła
się kolejna edycja festiwalu Good Vibe czy impreza charytatywna
Koszaliński Hip-Hop Koszalińskim Dzieciakom. Wisienką na torcie
dla miłośników rapu był występ Quebonafide.
Warto nadmienić, że JazzBurgerCafe jest otwarty na inne dziedziny działalności artystycznej. Między innymi można było tu podziwiać wystawę sztuki komiksowej Wojciecha Stefańca, a w weekendy czas w lokalu upływa przy jazzie z czarnych płyt, jam sessions,
czy imprezach z udziałem dj’ów.
Koszaliński Kawałek Podłogi
Kawałek Podłogi prowadzony przez Waldemara Miszczora to
miejsce niezwykle eklektyczne. Trudno jednoznacznie określić linię programową klubu, gdzie wybrzmiewa rock, blues, pop, jazz,
muzyka improwizowana i piosenka literacka. Nie sposób pominąć
cyklicznych spotkań ze stand-upem, wieczorków filozoficznych czy
cyklu Morze Architektury. Stałą propozycją kawałkowego parkietu są salsoteki, czyli weekendowe zabawy z tańcem towarzyskim.
Oferta klubu jest szalenie bogata.
Kawałek Podłogi zawdzięcza swoją nazwę słynnemu przebojowi
formacji Mr Zoob, której współtwórcą jest właśnie Waldemar Miszczor. Lata minęły, zespół funkcjonuje jako koszalińska legenda,
a klub dorobił się własnej mocnej marki.
Oprócz koncertów gwiazd polskiej estrady jak Martyna Jakubowicz czy Chłopcy z Placu Broni scena muzyczna klubu jest otwarta na wszelkiego rodzaju niszę, także dla amatorów. Właściciel, by
umożliwić młodym artystom pierwszy krok w kierunku zawodowej
kariery, powołał Stowarzyszenie Rozwoju Talentów Akademia +. Korzystając z zaplecza, jakie daje klub przystosowany do wszelkiego
rodzaju aktywności scenicznej, rozpoczął organizację przeglądu
Łowcy Talentów. W minionym roku przedsięwzięcie odbyło się już
po raz trzeci. Laureatem głównej nagrody, nagrania promocyjnego
materiału w studiu Radia Koszalin, została grupa Whoiswho. Płyta
ukazała się na początku 2016 roku i właśnie trwa jej promocja. To
pierwszy tak namacalny sukces mecenatu Waldemara Miszczora,
164
Almanach 2015
Z J A W I S K A
Kawałek Podłogi
od kiedy funkcjonuje Kawałek Podłogi i związane z nim stowarzyszenie.
Na scenie klubu niejednokrotnie występował Steve Wilkinson,
amerykański pieśniarz bluesowy. By podkreślić międzynarodowy
charakter lokalu warto wspomnieć, że już trzykrotnie w Kawałku
gościł Sean Webster, blues rockowy gitarzysta i wokalista z dalekiej
Australii. Ponadto w klubie przy ul. Piastowskiej doskonale czują
się reprezentanci niezwykle niszowych gatunków, jak muzyka improwizowana czy alternatywa. Dwukrotnie w Kawałku występował
zespół Olbrzym i Kurdupel oraz satelity tej bodajże najsłynniejszej
w kraju formacji propagującej swobodną improwizację. Warto dodać, że basista OiK Marcin Bożek został wybrany przez czytelników
Jazz Forum jednym z najlepszych basistów kraju. Niestety, jego solowy koncert w Kawałku Podłogi okazał się zbyt dużym wyzwaniem
dla koszalińskiej publiczności, której... właściwie nie było.
Zjawiska
Waldemar Miszczor jednak się nie zniechęca i promuje inne
brzmienia, serwując równocześnie solidnego rocka, jazz i wspomnianego bluesa.
Wokół rozrywki żaków
We wstępie zaznaczyłem, że skupię się na klubach propagujących wydarzenia kulturalne. Może zatem dziwić fakt, że na stronach
Almanachu pojawia się Studencki Klub Kreślarnia. Zarządcy lokalu,
działacze Millenium i Parlamentu Studentów Politechniki Koszalińskiej, niestety obniżyli loty. Kreślarnia boryka się z problemami natury finansowej i wizerunkowej. Do klubu przylgnęła etykietka dyskoteki. Nowo powołany zarząd pomału stara się zmienić niechlubną
renomę „Kreski”, która niegdyś w rankingach pisma Dlaczego była
uznawana za najlepszy klub studencki w kraju. Jeszcze kilka lat temu
poza imprezami tanecznymi często można było w klubie natrafić
165
na koncerty wykonawców tzw. studenckiego rocka i alternatywy.
W minionym roku w mediach regionalnych gruchnęła informacja,
że „Kreska” zmienia profil na disco polo. W mieście zawrzało. Szybko
powołano nowy zarząd i widmo polskiej dyskoteki dla studentów
zostało zażegnane. Nowa oferta wciąż jest dopracowywana. Większą część weekendów wypełniają imprezy taneczne, co jakiś czas
na scenie pojawiają się wykonawcy z kręgu hip-hopu oraz muzyki
popularnej. Występy rapera Tede oraz formacji Enej przyciągnęły
tłumy, ale trudno mówić tu o randze kulturalnej. Czysta komercja
w niezbyt wyszukanym wydaniu. Trudno się jednak dziwić, skoro
studenci chcą przede wszystkim zabawy i tylko nieliczni starają się
działać na polu poetyckim czy dizajnerskim w zupełnie innych miejscach niż Kreślarnia. Lokal wydaje się być studencki tylko z nazwy,
a smutna – niestety – prawda jest taka, że oferta Kreślarni faktycznie
odpowiada potrzebom większości współczesnych żaków.
Z J A W I S K A
Punkyreggae Graal
Pub Graal obecny jest na koszalińskim rynku od piętnastu lat.
Przez ten czas dorobił się wyjątkowej marki. Oferta serwowana
przez Wojciecha Mielczarka, właściciel przybytku, jest bardzo konkretna. Ukierunkowana przede wszystkim na młodzież, choć niegdysiejsi punkowcy i skinheadzi, obecnie już przed czterdziestką,
także chętnie odwiedzają piwnicę przy ul. Piłsudskiego. Kto lubuje
się w typowo klubowych luksusach jak kanapy, nastrojowe brzmienia i służalcza obsługa, zdecydowanie nie ma czego w Graalu szukać. Estetyka wystroju odwołuje się do siermiężnej atmosfery lat
90. Drewniane ławy, długi bar obstawiony hokerami oraz ceglane
sklepienie nadaje miejscu klimat wyjątkowy.
Graalowa scena kojarzona jest przede wszystkim z rockiem, ale tym
o bardziej zadziornym charterze. Punkowe riffy wybrzmiewały w lokalu często, choćby za sprawą Karcera, The Analogs czy Farben Lehre.
Nie brakuje ska i reggae. W minionym roku można było usłyszeć np.
Raggafayę, Tabu czy Paxona. Także miłośnicy metalowych brzmień
raz na jakiś czas mogą liczyć na koncerty. W maleńkiej sali koncertowej Graala kilka lat temu wystąpiła np. Anja Ortodox z Closterkellerem. Można było także usłyszeć legendę polskiej sceny – Mech.
Graal przez pewien okres był także miejscem fermentu, bo z rzadka, ale jednak, pojawiali się na jego scenie wykonawcy prezentujący muzykę pogranicza jak np. Woody Alien czy niemieckie formacje
Beach i Kamaz. Obecnie Graal skłania się ku rozrywce w klimacie
woodstockowym. Festiwal Jurka Owsiaka nie pojawia się tutaj przy-
padkowo. Wielokrotnie z powodu Przystanku Woodstock pub był
nieczynny. Nie było dla kogo otwierać, gdyż klientela udawała się
tłumnie do Kostrzyna nad Odrą.
Beczka pełna jazzu
Jednym z najbardziej wartościowych miejsc pod względem kulturalnym w Koszalinie jest Pub z Innej Beczki. Niewielki lokal sugerujący swoją nazwą oryginalne podejście do tzw. knajpowania
otworzył dwa lata temu Jędrzej Raczyński. Pub oferuje prawdziwą
ucztę dla miłośników wyrafinowanej muzyki. Brzmi to dość pretensjonalnie i sugeruje, że Beczka jest lokalem dla snobów, jednak
w pubie nie obowiązuje sztywna etykieta. Lokal tętni atmosferą
wręcz domową, a smaku dodaje właśnie niesamowita oferta muzyczna.
Jędrzej Raczyński zdecydował się realizować swoje upodobania
wierząc, że nie należy do grona wysublimowanej niszy i na koncerty, oprócz niego, przyjdzie ktoś jeszcze. Frekwencja oczywiście nie
zawsze jest zachwycająca. Jazz w Koszalinie wydaje się – pomijając
czas Hanza Jazz Festivalu – niezbyt popularny. A to właśnie jazzowe
dźwięki najczęściej wypełniają przytulne wnętrze Beczki.
W minionym roku odbyło się tu kilka wyjątkowych koncertów,
z których jeden bez wątpienia można uznać za wydarzenie 2015.
Mieszkańcy Koszalina usłyszeli trio o niebywałym poziomie muzycznym. Wośko, Tranberg i Kądziela – artyści, których nazwiska
wywołują podziw nawet u najbardziej wybrednych fanów jazzu, zagrali przy ul. Langego. Nie tylko ten koncert był prawdziwą muzyczną gratką. Właściciel Beczki odważnie otwiera się nawet na twórców propagujących dźwięki abstrakcyjne jak Jacek Mazurkiewicz.
Nie stroni od okolic world music z nieco cukierkowym, ale uznanym
Grzechem Piotrowskim na czele, który w maleńkim pubiku wystąpił
już kilkakrotnie. Warto również przywołać takie nazwiska jak Buhl,
Jachna, Gille czy Jaskułke. W skrócie – jest w Koszalinie niewielkie
miejsce, gdzie występują najwięksi.
Kultura czy rozrywka?
Mimo obfitej oferty koszalińskich klubów trzeba zaznaczyć, że
kultura nie jest jej mocną stroną. W Koszalinie panuje maniera nazywania każdego koncertu czy wystawy mianem wydarzenia o walorach artystycznych. A trzeba zaznaczyć, że kultura bywa rozrywką
– w drugą stronę to nie działa. Koncert rockowy czy reggae rzadko
oferuje coś ponad zabawę. Zabawa to zaś pewny zarobek.
166
Almanach 2015
Pub z Innej Beczki
Zagadnienie zysków i ambicji tworzenia miejsca o niebanalnej
ofercie zna bardzo dobrze Waldemar Miszczor. Szef Kawałka Podłogi doskonale balansuje pomiędzy rozrywką a kulturą, dbając
o przewagę tej drugiej. – Kultura nie jest sposobem na biznes – zaznacza. – Jeśli się nim staje, zmienia się w komercję. Kierując się zasadą zysku, należałoby organizować tylko takie wydarzenia, które
są opłacalne. To może prowadzić do schlebiania niewybrednym gustom i w efekcie zaprzeczyć temu, co powinno się nazywać działalnością kulturalną. Z ekipą klubu szukamy ciekawych propozycji. Nie
zawsze wykonawcy się bronią, ale uczestnicząc w imprezie możemy
wyrobić sobie własne zdanie na ich temat. Chodzi o bliski kontakt
z artystami, bo dopiero wtedy widać wartość ich propozycji.
Oprócz Kawałka Podłogi także w Pubie z Innej Beczki słyszy się
Zjawiska
muzykę, która daleka jest od „schlebiania niewybrednym gustom”.
– Organizacja imprez na wysokim poziomie nie jest łatwa – mówi
Jędrzej Raczyński właściciel lokalu. – Trzeba znaleźć odpowiednich
artystów, przekonać ich, aby zgodzili się wystąpić. Odpowiednio
zaprezentować koncert klientom. Stworzyć montaż finansowy i na
koniec wkomponować wydarzenie w ideę.
Zdaniem Jędrzeja Raczyńskiego pub czy klub to jednakowo dobra przestrzeń dla kultury jak sale koncertowe i teatry. – Każde miejsce, w którym człowiek przebywa, spotyka się, wchodzi w interakcję
z otoczeniem, nadaje się świetnie do działań kulturalnych – twierdzi. Natomiast na pytanie czy organizacja niszowych koncertów się
opłaca, odpowiada cytatem z Jonasza Kofty: „Zawsze warto, żeby
kiedyś nie mieć kaca, zrobić coś, co się być może nie opłaca.”
167
Joanna Chojecka
Z J A W I S K A
Kulturalnie, w nocy
Są fenomeny i zjawiska, nad przyczynami powodzenia których
niejeden połamał sobie głowę. Wśród nich umieścić można cykliczną Noc Muzeów1, wydarzenie znane i lubiane przez publiczność
w całej Europie. Kolejne propozycje spędzania czasu w godzinach
wieczornych zaproponowały takie instytucje jak biblioteki czy teatry, chcąc zaistnieć w przestrzeni kulturalnej, ale i dać możliwość
poznania swojej działalności w nietypowej porze i w niekonwencjonalnej odsłonie, akcentując przy tym identyfikację z branżą i środowiskiem zawodowym. Stąd takie wydarzenia jak Noc w Bibliotece
czy Dotknij Teatru w ramach Międzynarodowego Dnia Teatru. Te
formy „odświętnego” uczestniczenia w kulturze spotkały się z dużym zainteresowaniem także w Koszalinie.
Kultura dostępna
Zanim o tym co w 2015 roku działo się „nocami” w koszalińskich
instytucjach, warto poszukać odpowiedzi na podstawowe pytanie
o pojęcie kultury i uczestniczenia w kulturze. Powszechnie przyjmuje się bowiem, że Polacy rozumieją termin „kultura” dość swobodnie i utożsamiają go z rozrywką rozumianą jako bycie z ludźmi w
przestrzeniach, w których „coś się dzieje”2. Trudno odmówić racji takiemu rozumieniu kultury i chęci uczestniczenia w niej, obserwując
frekwencję i zainteresowanie imprezami artystycznymi. Inna kwestia to ambiwalentne reakcje na formę wyjścia kultury „na zewnątrz”
nie tylko wśród odbiorców tzw. wysokiej kultury, ale i części samych
pracowników instytucji kulturalnych. Jasno i radykalnie formułowane oczekiwania tej grupy sprowadzają się zasadzie ku wzywaniu do
pielęgnowania tradycyjnych form ekspozycji dziedzictwa kulturalnego i zarezerwowania kontaktu z kulturą tylko przygotowanemu
odbiorcy. Co w takim razie z odbiorcą „masowym”? Czy i w tej aktywności należy wprowadzać kategorie lepszych i gorszych? Na
pewno nie – kultura ma być dostępna dla wszystkich.
Pozornie mamy coraz więcej wolnego czasu, ale faktycznie
spędzamy w pracy po 50-60 godzin tygodniowo. Optymalne
zagospodarowanie wypoczynku jest nie lada wyzwaniem. Atakowani zewsząd propozycjami uczestniczenia w rozmaitych
wydarzeniach decydujemy się na udział w imprezach, w czasie
których możemy jednocześnie „skonsumować” wiele form kulturalnych. Ten trend podchwyciły instytucje, przygotowując właśnie takie cykliczne już wydarzenia jak Noc Muzeów. Znana publiczności formuła gwarantuje, że nie tylko w muzeach, ale wielu
innych instytucjach będzie można zajrzeć w przeróżne zakamarki, obejrzeć sztukę, pokaz mody, widowisko, wystawy, projekcje
multimedialne, spotkać ciekawych ludzi, posłuchać koncertu,
wziąć udział w warsztatach. Tej wyjątkowej nocy otwierają się
miejsca niedostępne przez pozostałą część roku. Mało tego, instytucje i ludzie je tworzący przygotowują się specjalnie na bezinteresowne przyjęcie gości. Każdy jest oczekiwany i traktowany
wyjątkowo. I tak, nie dość, że spędzamy czas „kulturalnie”, to zapewniamy sobie, rodzinie, przyjaciołom niecodzienną rozrywkę.
Razem doświadczamy, przeżywamy, smakujemy, oglądamy, kolekcjonujemy i konsumujemy wszystkie atrakcje. Za darmo i bez
biletów otrzymujemy kulturalny dar, oferując ze swojej strony
tylko czas. Za otwarciem tych miejsc nie stoi żaden interes, nie
przyświeca mu żadna sprawa, religijna czy polityczna. Nikt niczego nie promuje, nie sprzedaje ani nie kupuje. I może to kolejny
dowód, że bezinteresowne inicjatywy dostarczają największej
satysfakcji i zwyczajnie łączą ludzi. Ta bezinteresowność wydaje się prawdziwą przyczyną popularności kulturalnych nocy. Nie
ma tu lepszych i gorszych, specjalnych zaproszeń, wyróżnień.
Nocy Muzeów „udaje się” nie dlatego, że wszyscy przepadają za
muzeami, ale dlatego, że każdy może tutaj poczuć się swobodnie, każdy jest oczekiwany, każdy znajdzie coś dla siebie. Nie tylko w muzeach. Noce Muzeów to istny karnawał i przegląd ofert
instytucji. W Koszalinie można m.in. zwiedzać fabrykę zabawek
pluszowych, kolejkę wąskotorową, Archiwum Państwowe, Radio
Koszalin czy kościół św. Gertrudy.
168
Almanach 2015
Dotknij książki, dotknij teatru
Wprawdzie wszystko tak naprawdę zaczęło się od Nocy Muzeów
i to zjawisko „króluje” podczas kulturalnych nocy także w Koszalinie, warto jednak przybliżyć, co działo się w 2015 roku w Koszalinie
z udziałem dwóch innych ważnych koszalińskich instytucji kultury,
które w pojedynkę „odważyły się” zaproponować niezależne kulturalne wieczory i noce.
Koszalińska Biblioteka Publiczna jest prekursorem Nocy w Bibliotece nie tylko w Koszalinie, ale i w Polsce. Odwołując się do Światowego Dnia Książki i Praw Autorskich (23 kwietnia), zorganizowała
169
Z J A W I S K A
Zjawiska
takie wydarzenie po raz pierwszy w 2010 r. Noce w KBP stały się
inspiracją m.in. dla Książnicy Pomorskiej w Szczecinie oraz Książnicy
Stargardzkiej. Z kolei ogólnopolską akcję pod nazwą Noc Bibliotek
zainicjowano dopiero 30 maja 2015 roku. Pomysł na Noc w Bibliotece w KBP to efekt poszukiwań nowej formuły dotarcia do czytelników, a przede wszystkim metod upowszechniania i promocji
czytelnictwa. Dzięki przygotowaniu tak dużej imprezy udało się pokazać bibliotekę, jej zbiory i pracę bibliotekarzy „od kuchni”. Cykliczna akcja co roku przygotowywana jest w konkretnym kontekście
tematycznym i pod hasłem przewodnim. W 2015 r. brzmiało ono
Co nam zostało z tych lat. Gościem Nocy (24 kwietnia), poświęconej
klimatowi lat 20. i 30. XX wieku, był Sławomir Koper, historyk, autor wielu popularnych książek, w tym kilku poświęconych właśnie
dwudziestoleciu międzywojennemu (Życie prywatne elit artystycznych Drugiej Rzeczpospolitej, Afery i skandale Drugiej Rzeczpospolitej czy Wpływowe kobiety Drugiej Rzeczpospolitej). Wśród szerokiej
propozycji bibliotekarze przygotowali dla odwiedzających m.in.
„przejażdżkę” Orient Expressem przez dwudziestolecie w oparciu
o ekspozycję o takim właśnie tytule, czy też wystawę Jak drogie są
wspomnienia o Koszalinie z dawnych lat. Nie zabrakło międzywojennej mody i polskich filmów z tego okresu. Chętni mogli sfotografować się w atelier, zaśpiewać piosenkę Ordonki, Zuli Pogorzelskiej
czy Toli Mankiewiczówny oraz zaczytać się w międzywojennej poezji, w stworzonej na tę okoliczność poetyckiej kawiarence. Zadbano i o najmłodszych, zapewniając manualne zajęcia i interaktywne
spotkania, a uczniowie Zespołu Szkół Plastycznych i pracownicy
biblioteki w strojach z epoki wprowadzali uczestników Nocy w klimat lat 20. i 30. Imprezie towarzyszył koncert big bandu z Zespołu
Państwowej Szkoły Muzycznej w Koszalinie. Szóstą noc w bibliotece
spędziło ponad 1,5 tysiąca osób, wśród nich całe rodziny z Koszalina
i regionu koszalińskiego.
Najmłodszym dzieckiem kulturalnych „nocnych” zjawisk w Koszalinie jest propozycja Bałtyckiego Teatru Dramatycznego, Dotknij teatru. Po Koszalińskiej podróży po teatrach, zorganizowanej
w 2013 r. we współpracy z Teatrem Propozycji Dialog oraz Teatrem
Variete Muza oraz jubileuszu 60-lecia, BTD dołączył do ogólnopolskiego programu organizowanego przez Instytut Teatralny
w Warszawie. Dzięki temu widzowie mają okazję zobaczyć teatr „od
kuchni”, spotkać się z artystami, aktorami, pracownikami. To najszersza, interdyscyplinarna forma obchodów Dnia Teatru w kraju,
a wybrana dla niej nazwa – Dotknij teatru – wskazuje jednocześnie
Z J A W I S K A
na wielość proponowanych form teatralnych, a jednocześnie bardzo szerokie grono odbiorców. Program oparty jest na współdziałaniu różnych grup wiekowych. Promuje i popularyzuje sztukę teatru
i czyni ją dostępną w najróżniejszych przestrzeniach. W 2015 gra w
teatr była magicznym labiryntem, do którego zabrała widzów tajemnicza postać – Duch Teatru, wspominający jego przeszłość. Podążając za nim, widzowie poznawali najbardziej skrywane zakamarki BTD. Podróż ta nie była jednak zwykłym spacerem. By pokonać
kolejne etapy labiryntu, zwiedzający musieli wielokrotnie wykazać
się wiedzą o teatrze, udowadniając, że wśród publiczności są jego
prawdziwi miłośnicy.
Muzeum wieczorową porą
Noc Muzeów Koszalin poznał 19 maja 2007 roku. Wówczas po
raz pierwszy zwiedzający mogli wejść do lokalnych muzeów nocą,
za darmo i przekonać się, że w mieście oprócz znanego powszech-
170
Almanach 2015
Zjawiska
171
Z J A W I S K A
nie Muzeum przy ul. Młyńskiej, są i inne placówki muzealne. Swoje
podwoje dla zwiedzających tego wieczora otworzyło bowiem Muzeum 8. Dywizji Obrony Wybrzeża, Muzeum Obrony Przeciwlotniczej, Muzeum Wody oraz Sala Tradycji Polskich Formacji Granicznych. W kolejnych latach do popularnej imprezy dołączały kolejne
instytucje, które niekoniecznie mają charakter muzealny, ale ich
działalność i przygotowana na tę wyjątkową Noc oferta wywołuje
zainteresowanie zwiedzających. I tak dziewiątą edycję w 2015 r.,
na zaproszenie Muzeum w Koszalinie współtworzyło 15 instytucji
o przeróżnym charakterze. Tysiące zwiedzających krążyło w ten magiczny wieczór od godziny 18 do północy między wieloma miejscami, także bezpłatnymi, autobusami MZK.
Program Nocy Muzeów każda z instytucji opracowuje jako własną koncepcję. Muzeum nawiązało do wystawy Pradzieje Pomorza,
a główną atrakcją – oprócz bezpłatnego zwiedzania ekspozycji
i możliwości spotkania z autorami wystaw – był festyn archeologiczny, podczas którego zaprezentowano słowiańskie zwyczaje,
obrzędy, stroje i uzbrojenie i przypomniano brzmienie rzadko
dziś używanych instrumentów wczesnośredniowiecznej muzyki.
Najmłodsi mogli m.in. przekonać się, na czym polega praca archeologa – przy pomocy wykrywacza metali poszukiwali „skarbów” i
przygotowywali ich dokumentację. Podobnie jak w poprzednich
latach we wnętrzach muzeum znalazło się także miejsce dla kolekcjonerów oraz promocyjnej sprzedaży wydawnictw, a przewodnicy PTTK oprowadzali po zabytkach Koszalina. Stowarzyszenia
Roweria zaproponowało rowerowy rajd szlakiem muzeów i galerii,
które wzięły udział w Nocy Muzeów.
Jednym z ulubionych miejsc zwiedzanych jest Muzeum Wody3,
które w Nocy Muzeów bierze udział od pierwszej edycji. Jak się okazuje, co roku nie tylko nie brakuje gości zainteresowanych historią
systemu wodociągowego w Koszalinie i działaniami na rzecz ochrony środowiska, ale też pomysłów i zaangażowania pracowników
tej wyjątkowej placówki muzealnej, świętującej w 2015 r. jubileusz
10-lecia istnienia. Koszalińskie Archiwum Państwowe w swoich programach na Noc Muzeów zawsze proponuje podróż w przeszłość,
zarówno tą bardzo odległą, jak i tą niedawną. Czerpiąc ze źródeł
historycznych, na co dzień przechowywanych w murach instytucji,
właśnie na Noc Muzeów przygotowywana jest w przystępnej formie opowieść historyczna. Całość powstaje przy udziale innych placówek i osób, które dzięki swojej pasji, zainteresowaniom, wiedzy,
pięknie tę opowieść dopełniają. Po 2011 i 2012 roku z programem
Zwiedzania, oglądania, smakowania, grania, słuchania, udziału
w warsztatach i wielu, wielu innych atrakcji nie zabrakło tradycyjnie u miłośników w Lokomotywowni Koszalińskiej Kolei Wąskotorowej, Małym
Muzeum – Fabryka Zabawek Pluszowych Kolor Plusz, a także w Muzeum
8. Dywizji Obrony Wybrzeża, Muzeum Aut Zabytkowych w Mścicach, Sali
Tradycji Polskich Formacji Granicznych, Bałtyckiej Galerii Sztuki, Galerii
Na Piętrze, Galerii Zbigniewa Murzyna, Izby Pamięci Komunikacji Miejskiej, Radiu Koszalin, Zespole Szkół Plastycznych i w kaplicy św. Gertrudy.
Podsumowując, zarówno publiczność jak i organizatorzy mogą chyba
podpisać się pod tytułem jednej z relacji prasowych: Muzealna noc miała
jedną wadę: była o wiele za krótka. Nic straconego, przecież w przyszłym
roku będzie kolejna Noc Muzeów, Noc w Bibliotece, a w BTD będzie można wieczorową porą dotknąć teatru…
Z J A W I S K A
średniowiecznego grodu Castrum Cossalin, Oświeconych mrokach
średniowiecza w 2013 r., przewrotnym Ale wiocha, czyli wsi spokojna,
wsi wesoła w koszalińskim Archiwum w 2014, w minionym 2015 roku
archiwiści sięgnęli po historię z 1975 r., którą jeszcze wielu koszalinian pamięta. Na wydarzenie Plon, niesiemy plon, czyli dożynkowych
wspomnień czar dotarł nawet sam Edward Gierek, w którego przekonująco wcielił się aktor BTD, Artur Czerwiński. Odwołując się do
40. rocznicy organizacji w Koszalinie ogólnopolskich dożynek, archiwiści przenieśli zwiedzającą publiczność do czasów tego ważnego w historii Koszalina wydarzenia. Zwiedzanie archiwum i wystaw
oprawiły oraz ubarwiły chóry i zespoły śpiewacze, miłośnicy piosenki rajdowej i turystycznej, harcerze oraz miłośnicy historycznych aut
i pojazdów ze Stowarzyszenia Klasyczny Koszalin.
1
Impreza kulturalna, która polega na udostępnianiu muzeów, galerii i instytucji kultury, w wybranym dniu, w godzinach wieczornych i nocnych. Głównym
celem jest utworzenie płaszczyzny spotkania muzeów i prezentowanej przez nie sztuki oraz publiczności. Pierwsza Noc Muzeów (Lange Nacht der Museen)
miała miejsce w Berlinie w 1997 r. Obecnie organizuje ją ponad 120 miast Europy. W Polsce pierwszą Noc Muzeów zorganizowano w 2003 r. w Muzeum
Narodowym w Poznaniu.
2
R. Sankowski, Maszyna do dzielenia. Co wynika z festiwalizacji naszej kultury, Wyborcza.pl, 04.09.2014
3
http://www.e-czytelnia.abrys.pl/wodociagi-kanalizacja/2010-3-464/edukacja-4779/liczy-sie-kazdy-krok-11038
172
Almanach 2015
PODSUMOWANIA
Wydarzenia
173
P O Ż E G N A N I A
Prace Marii Idziak
174
Almanach 2015
Maria Idziak
Podsumowania
175
P O Ż E G N A N I A
W lipcu 2015 r. skończyła ledwie 62 lata. Powtarzając za Wisławą Szymborską: „…tego się nie robi rodzinie, przyjaciołom, wielbicielom talentu”. A jednak… Maria Idziak odeszła od nas 8 listopada 2015 r. Z chorobą walczyła długo i bardzo dzielnie. Nie robiła tajemnicy, że dopadł ją paskudny nowotwór, ale też nie
skarżyła się, nie użalała nad sobą. Na początku rozmowy rzeczowo informowała, jaki jest aktualnie jej stan,
jak się czuje, a potem przechodziła do spraw bieżących. Interesowała się, czy w KTSK wszystko w porządku,
jak idą przygotowania do festiwalu Integracja Ty i Ja, co słychać u znajomych.
Urodziła się w Gryfinie, tam skończyła szkołę średnią i choć rodzina widziała w niej przyszłego lekarza,
Maria wybrała filologię polską na UAM w Poznaniu. Po ślubie z kolegą ze studiów Wacławem przepracowali
rok w ośrodku kultury w Gryfinie, a w 1978 r. przyjechali do Koszalina. Na początku Maria pracowała w szkole, potem w Wydziale Kultury Urzędu Wojewódzkiego, ale praca urzędnicza była zupełnie nie dla niej. Maria lubiła działać, organizować,
jeździć, a przede wszystkim odezwała się w niej na dobre pasja malarska. Jej dom rodzinny w Gryfinie był pełen obrazów babci – malarki
po studiach we Lwowie. Maria zdobyła uprawnienia zawodowe i malowała dużo i z wielkim zaangażowaniem. Najpierw były to obrazy
olejne i akwarele, potem nastał okres abstrakcjonizmu; zafascynowała się tzw. malarstwem gestu – łączyła różne techniki i faktury. Krytyk
sztuki prof. Andrzej Guttfeld tak napisał o twórczości Marii: „Jej malarstwo to amalgamat temperamentu, spontanicznego gestu, logicznej
konstrukcji, doświadczeń i przemyśleń, gdzie każda plama posiada swoje przeznaczenie, a każda linia konkretne znaczenie kompozycyjne
i określoną wymowę emocjonalną”. W 1995 r. Maria została członkiem Stowarzyszenia Pastelistów Polskich. Miała ok. 40 wystaw indywidualnych i ponad 50 zbiorowych w Polsce i za granicą. Uwielbiała plenery malarskie i była ich niezrównaną organizatorką. Z Andrzejem
Słowikiem, a potem Gretą Garbowską organizowała spotkania artystów z różnych środowisk. Były plenery w Górznie koło Torunia, w Karlinie, Połczynie Zdroju, Luboradzy, w Starej Wiśniewce koło Złotowa czyli na „Hawajach”, a artyści przyjeżdżali z całej Polski i z zagranicy. Była
wieloletnim członkiem KTSK, a także jego prezesem.
Z mężem Wacławem rozpropagowali w Polsce ideę wiosek tematycznych. Dzięki nim powstała wioska hobbitów w Sierakowie Sławieńskim, wioska labiryntów w Paprotach, wioska „końca świata” w Iwięcinie, wioska bajki i rowerów w Podgórkach. Idziakowie zakładali
też wsie tematyczne na Kaszubach, w Wielkopolsce, na Opolszczyźnie. Aby ujrzeć potencjał tkwiący w często biednej i zapomnianej wsi
potrzebna była wielka wyobraźnia i pomysłowość Marii i Wacława.
Na koszalińskim Rokosowie stworzyli miejsce, w którym przyjaciele i znajomi spotykali się w ogrodzie, może nie do końca wypieszczonym i zadbanym, ale oryginalnym i niepowtarzalnym, jak jego właściciele. W domu Idziaków zawsze ktoś był, bo Maria miała wyjątkowy
dar zjednywania sobie ludzi i przyciągania ich do siebie. Uwielbiała być w towarzystwie. Miała mnóstwo znajomych, ale kochała też tworzyć, będąc sam na sam ze swoimi pomysłami. Interesowała się kinem, teatrem, literaturą, ale też lubiła pitrasić, szczególnie potrawy z tzw.
zdrowej kuchni. Lubiła podróże, ale ostatnio szczególnie pokochała maleńką Lanckoronę. Tam widziała swoją przystań na późniejsze lata,
bo przecież to tak niedaleko Krakowa, w którym mieszka syn Piotr z synową Dagmarą i małą Anastazją.
W listopadową, ale wyjątkowo słoneczną i barwną kolorami jak z Jej obrazów, sobotę żegnaliśmy Marię w Lanckoronie. Przy dźwiękach
orkiestry dętej kondukt przeszedł z górującego na ryneczkiem kościoła na położony w dole cmentarz. Przyjechali przyjaciele ze Szczecina,
Gdańska, Koszalina, podkoszalińskich wsi, Aleksandrowa Kujawskiego, Krakowa; żegnała Marię cała Lanckorona i wiele okolicznych miejscowości, bo chociaż mieszkała tam krótko, to zdążyła zaprzyjaźnić się z „tamtejszymi” i uruchomić drzemiącą w nich energię.
Pozostały nam Jej obrazy, zdjęcia, a w uszach jej śmiech, bo uśmiechała się i śmiała niemal bez przerwy. Na mapie przybył jeszcze jeden
punkcik do odwiedzania – mały, a tak ważny dla przyjaciół Marii, cmentarz w Lanckoronie.
Anna Rawska
Urodził się w Skarbcu na Białostocczyźnie. Absolwent koszalińskiej szkoły muzycznej i Akademii Sztuk Pięknych
w Gdańsku (wydział wychowania muzycznego). Muzyka była jego największą pasją, jej poświęcił znaczną część życia. Oprócz niej miał jeszcze motoryzację, z którą związał życie zawodowe. Pracował wiele lat w koszalińskim PZMot.
i Automobilklubie (dyrektor w latach 1992-2011). Brał udział w organizacji rajdów, konkursów i zlotów miłośników
czterech i dwóch kółek. Ale najbardziej ukochał jazz i to nowoorleański oraz trąbkę, na której grał.
W pamięci koszalinian pozostanie przede wszystkim jako twórca Grupy Jazzowej Dixieland, która działa
od 1994 roku i brała udział w koncertach za granicą, w kraju i regionie. Żadne wydarzenie w Koszalinie nie
obywa się bez udziału jazzmanów z Dixielandu – np. Noc Muzeów, festyny miejskie, premiery teatralne.
Koronną imprezą są doroczne Zaduszki Jazzowe w Klubie KSM Na Pięterku, skupiające coraz większą liczbę miłośników jazzu. Dzięki Niemu jazz po latach zapomnienia jest cały czas obecny w Koszalinie. A zaczęło się podczas pracy w PKS, gdzie powstał pierwszy
zespół, z którym grał na festiwalu jazzowym we Wrocławiu. Nim powstała Grupa, Henryk Teplicki w latach 1980-1996 był członkiem kapeli Zespołu
Pieśni i Tańca Bałtyk (1980-1996), Kapeli Folklorystycznej Koszalin (1991-1996). Od 1985 był kierownikiem Zespołu Śpiewaczego Przepiórki z Sarbinowa i dyrygentem oraz prezesem Franciszkańskiej Orkiestry Dętej. Grywał również w różnych orkiestrach dętych w regionie. W tym roku podczas Gali
Kultury otrzymał indywidualną Nagrodę Prezydenta Miasta za działalność w dziedzinie tworzenia, upowszechniania i ochrony kultury.
Zapamiętamy Go jako człowieka pogodnego, zawsze uśmiechniętego, pełnego życzliwości dla ludzi, szybko nawiązującego kontakty i potrafiącego je podtrzymywać. I także zawsze, do ostatnich chwil życia zapracowanego. Henryk Teplicki spoczął 15 lipca 2015 roku na koszalińskim cmentarzu.
Dana Jurszewicz
Krystyna (Kika) Lelicińska-Błochowiak
Fot. archiwum rodzinne
P O Ż E G N A N I A
Henryk Teplicki
Scenograf, w latach 1965-1993 scenograf Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie, dokąd przyjechała z
Krakowa z mężem Mieczysławem Błochowiakem, aktorem. Przez lata współpracowała również ze sceną bydgoską.
Stworzyła oprawę plastyczną między innymi: Awansu Edwarda Redlińskiego, Kuchni Arnolda Weskera,
Alfy Bety Edwarda Whiteheada, Wilków w nocy Tadeusza Rittnera, Daczy Ireneusza Iredyńskiego, Pod akacjami Jarosława Iwaszkiewicza, Na kolanach Tadeusza Różewcza, Caliguli Alberta Camus, Warszawianki Stanisława Wyspiańskiego, Upiorów Henryka Ibsena, Mostu Jerzego Szaniawskiego, Betlejem polskiego Lucjana
Rydla. Wielokrotnie nagradzana i wyróżniana na festiwalach teatralnych.
– Zawsze miałam szalenie rozbiegane zainteresowania – mówiła red. Edycie Wnuk z tekście Szalenie
pociąga mnie życie (Gazeta Wyborcza, Szczecin, nr 301, 24-26.12.2004). – Pływałam, jeździłam na nartach,
energia mnie rozpierała. Kto wie, jaką karierę miałam przed sobą, ale rozwaliłam się na treningu. Pęknięta śledziona, strzaskany kręgosłup,
siedem żeber złamanych. Ale jakoś nie umarłam. Leżałam w małym szpitaliku w Bielsku-Białej i tam przyjechał do mnie Dunik. „Wiesz, jakbyś miała być sparaliżowana, to weź to” – mówi cicho i wkłada mi do ręki małą fiolkę. Pewnie z trucizną. Ani mi to było w głowie!.
O Kice Lelicińskiej pisała w swojej książce Piwnica pod Baranami (Warszawa, 2003) Joanna Olczak-Ronikier: „Kika Lelicińska, rzeźbiarka, była
energią w koncentracie. Zawsze czymś szalenie zaabsorbowana, zaangażowana we wszystko, co się gdziekolwiek działo, paplała szybko i chaotycznie o stu sprawach naraz, tańcowała jak fryga i przez chwilę nie mogła ustać w miejscu. Nim się zaczęła Piwnica, była narciarką kadry narodowej, cudem wyszła z życiem ze straszliwego wypadku na zawodach w Szczyrku, a o swoich przerażających kontuzjach opowiadała, pękając ze
śmiechu i popijając winko, surowo zabronione przez lekarzy. Na szczęście nic nie mogło w niej zgasić radości życia, którą zachwycała, śpiewając
i tańcując dla własnej przyjemności, bez najmniejszych zahamowań. Nie miała w sobie nic z Gwiazdy, nie szukała Sławy, choć zbierała zawsze
ogromne oklaski (...)”.
176
Almanach 2015
Jerzy Domin
Podsumowania
177
P O Ż E G N A N I A
14 lutego 2015 roku pożegnaliśmy na koszalińskim cmentarzu Jerzego Domina – człowieka, który znalazł
się w piętnastce zapaleńców zakładających w 1959 roku Stowarzyszenie Teatr Propozycji Dialog.
Jerzy z poezją zetknął się bardzo wcześnie – już w 1937 roku, jako sześciolatek, w rodzinnym Grodnie mówił z pamięci fragmenty Pana Tadeusza – książki, z której ojciec uczył go czytać. Po wojnie wraz z rodzicami
i trzema braćmi znalazł się na krótko w Grajewie, a potem – przyjechał do Koszalina. Tutaj ukończył Liceum
Ogólnokształcące im. Stanisława Dubois.
– Miałem szczęście do nauczycieli – opowiadał mi – matematyką „zaraził” mnie w koszalińskim profesor
Pikutowski, a literaturą – profesor Witczyńska.
Lubił poezję, grał w szkolnych przedstawieniach, jednak po maturze wybrał się na studia techniczne.
W 1956 roku ukończył je i powrócił do Koszalina, by już za rok zająć I miejsce w wojewódzkich eliminacjach konkursu recytatorskiego.
W 1959 roku zdobył III miejsce w Polsce, pozostając nieco w tyle za młodszym bratem, Adolfem, który wówczas uzyskał II nagrodę. W 1961
i 1963 roku – był najlepszym recytatorem w kraju, a później – nie uczestniczył już w konkursowych zmaganiach.
– Nie chciałem zabierać szans innym recytatorom – żartował – bo zaczęto szeptać, że zwyciężają tylko Dominowie (Adolf wygrał ogólnopolski konkurs w 1962 roku).
Był współtwórcą Teatru Propozycji Dialog, brał udział w pierwszym spektaklu tego teatru – w Godzinie myśli, na którą złożyła się poezja i proza Słowackiego. Prawie dziesięć lat był prezesem STP Dialog, długie lata – członkiem Zarządu. Stworzył niezapomniane kreacje
w około stu przedstawieniach. Również w XXI wieku występował w spektaklach z cyklu Teatr przy stoliku czy też Scena Poezji. Ostatni raz
wystąpił w spektaklu Słowacki z okazji 50–lecia Dialogu (w 2009 roku). W grudniu 2011 roku Dialog zorganizował uroczystość z okazji 80–
lecia urodzin Jerzego. Później ciężka i długotrwała choroba uniemożliwiła mu wychodzenie z domu.
Zapytany o ulubioną rolę odpowiedział mi: – Lubię wszystkie swoje kreacje, wszystkie wspominam z ogromnym sentymentem. Nawet
epizod w Japońskich rybakach, kiedy to, oprócz –wprowadzenia, miałem do powiedzenia trzykrotnie tylko jedno zdanie – „nie chciałbym
umierać”.
Dialog zajmował zawsze w jego życiu szczególnie ważne miejsce – tuż po pracy zawodowej, kosztem rodziny. – Gdybym miał inną
żonę – uśmiechał się Jerzy – na pewno nie mógłbym tyle czasu poświęcić Dialogowi. To ona często wybierała mi teksty i była pierwszym
życzliwym, ale bardzo surowym krytykiem.
Oprócz udziału we wspólnych „dialogowych” spektaklach Jerzy zawsze miał swoje indywidualne programy, które przedstawiał zarówno
na scenie Dialogu, jak i w innych, przeróżnych miejscach nauczycielom, lekarzom, robotnikom, wczasowiczom... Platon, Norwid, Leśmian,
Gałczyński – to autorzy, których twórczość prezentował najczęściej swoim słuchaczom. A robił to wyjątkowo pięknie. Ponadto – wiele lat
był instruktorem amatorskiego ruchu recytatorskiego, w latach sześćdziesiątych prowadził teatr poezji w szpitalu, przygotowywał koszalińską młodzież do konkursów recytatorskich, prowadził zespół żywego słowa w Miejskim Ośrodku Kultury.
Lubił łowić ryby, to znaczy – siedzieć nad wodą z wędką i niekoniecznie wracać z obfitym połowem. – Łowienie – mówił – to „świetna
okazja do rozmyślań. Jego hobby to również włóczęgi po lesie. – W ciągu ostatnich „lat – opowiadał mi kiedyś w przytulnej siedzibie Dialogu – takich wypraw zrobiłem z żonką ponad tysiąc, niezależnie od pogody. Absolutnego fioła miał też na punkcie swoich wnuczek – Kasi
i Eli. – Obie są trochę „zbzikowane” – twierdził – bo tak jak dziadek uwielbiają się popisywać, pięknie śpiewają i są bardzo zaangażowane
społecznie w piękną działalność harcerską.
Autorytet Jerzego, jego wielka kultura osobista, pogoda ducha, spokój, życzliwość wobec kolegów, stałość przekonań i wierność w
przyjaźni – pomagały członkom Dialogu przetrwać trudne chwile, które niejednokrotnie zdarzały się w ponad pięćdziesięcioletnim okresie
działania tego wyjątkowego na teatralnej mapie Polski zespołu. Był wspaniałym człowiekiem i przyjacielem.
Maria Ulicka
Kalendarium wybranych wydarzeń
kulturalnych w 2015 roku
MUZYKA
P O D S U M O W A N I A
Filharmonia Koszalińska im. Stanisława Moniuszki
8-10 stycznia koncert karnawałowy Z batutą i humorem; Maciej
Niesiołowski – dyrygent
17 stycznia koncert karnawałowy; Bernard Chmielarz – dyrygent,
Waldemar Malicki – fortepian
22-24 stycznia koncert karnawałowy Muzyka z filmów grozy;
Krzysztof Dobosiewicz – dyrygent
5-7 lutego koncert karnawałowy Co się dzieje, oszaleję!; Massimiliano Caldi – dyrygent, Edyta Piasecka – sopran, Adam Zdunikowski
– tenor
12-14 lutego koncert karnawałowy Chcę z kimś zatańczyć…; Adam
Banaszak – dyrygent, Hania Stach – śpiew
20 lutego koncert symfoniczny Nasze muzyczne klejnoty; Michał
Kocimski – dyrygent, Joanna Różewska-Kulasińska – fortepian
6 marca koncert symfoniczny; Frank Zacher – dyrygent
8 marca Ale czad! czyli podróże Grupy MoCarta; Filip Jaślar i Michał
Sikorski – skrzypce, Paweł Kowaluk – altówka, Bolek Błaszczyk –
wiolonczela
20 marca koncert symfoniczny; Massimiliano Caldi – dyrygent, Natan Dondalski i Maksym Dondalski – skrzypce
27 marca koncert symfoniczny Mistrzowie batuty; Jerzy Swoboda –
dyrygent, Cezary Sanecki – fortepian
3 kwietnia koncert symfoniczny Romantycznie, tragicznie…; Wojciech Czepiel – dyrygent, Hubert Rutkowski – fortepian
10 kwietnia koncert symfoniczny; Radosław Wilkiewicz – dyrygent, Agnieszka Tomaszewska – sopran, Grzegorz Piotr Kołodziej – baryton, Chór Canzona, Chór Akademii Sztuki (Szczecin)
17 kwietnia Najpiękniejsze francuskie piosenki: Concert de la chanson française w ramach 12. Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Ak-
torskiej Reflektor; Monika Węgiel – śpiew, Maciej Osada-Sobczyński
– dyrygent
24 kwietnia koncert symfoniczny Wielkie kreacje; Massimiliano Caldi – dyrygent, Klaudia Baran – akordeon, bandoneon
26 kwietnia koncert z okazji 25-lecia Caritas Polska; Tadeusz Wicherek – dyrygent, Zespół Muzyki Sakralnej Lumen
8 maja koncert symfoniczny W hołdzie Moniuszce; Wojciech Semerau-Siemianowski – dyrygent, Joanna Tylkowska-Drożdż – sopran,
Tadeusz Szlenkier – tenor
9 maja IV Międzynarodowy Festiwal Tanga Argentyńskiego Arte
Tango 2015; Szymon Morus – dyrygent, Paweł A. Nowak – akordeony, bandoneon, akordina
22 maja koncert symfoniczny; Rafał Kłoczko – dyrygent, uczniowie
Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Koszalinie
29 maja koncert symfoniczny 150. rocznica urodzin Jeana Sibeliusa;
Wojciech Rodek – dyrygent, Piotr Pławner – skrzypce
2 czerwca Tomasz Stańko Quartet: Tomasz Stańko – trąbka, Marcin
Wasilewski – fortepian, Sławomir Kurkiewicz – kontrabas, Michał
Miśkiewicz – perkusja
7 czerwca Familijny Park Sztuki Bajka-samograjka o dworze cesarza
Mocarza
8 czerwca Kamil Piotrowicz Quintet: Kamil Piotrowicz – fortepian,
Emil Miszk – trąbka, Piotr Chęcki – saksofon tenorowy, Sławek Koryzno – perkusja, Michał Bak - kontrabas
12 czerwca koncert symfoniczny; Massimiliano Caldi – dyrygent,
Iwona Hossa – sopran
21 czerwca Familijny Park Sztuki Śpiewające fortepiany, czyli tralala, tralala
5 lipca Koszalińskie Kamerynki: zespół kameralny Con Brio
12 lipca Koszalińskie Kamerynki: zespół kameralny Triada
18 lipca koncert dedykowany Andrzejowi Zborowskiemu: Gala Accademia Teatro alla Scala; Alice Quintavalla – sopran, Valeria Tornatore – mezzosopran, Jaeheui Kwon – tenor, Piero Terranova – baryton, Massimiliano Caldi – dyrygent
178
Almanach 2015
Podsumowania
18 grudnia koncert symfoniczny Po rosyjsku; Paweł Przytocki – dyrygent
20 grudnia Familijny Park Sztuki Piotruś i Wilk – baśń muzyczna
49. Międzynarodowy Festiwal Organowy
3 lipca inauguracja; Taras Baginets (Rosja) – organy, Vicente Fortunato Moran (Filipiny-Tajwan) – tenor, Chór Koszalin Canta, Chór
Dysonans, Eugeniusz Kus – dyrygent
10 lipca Bogdan Narloch – organy, Conrad Zwicky (Szwajcaria) –
dyrygent
17 lipca Jan van Mol (Belgia) – organy, zespół smyczkowy Musica
Viva, Chór żeński Frauenchor Spandau (Berlin), Karol Borsuk – dyrygent
24 lipca Jan Bokszczanin – organy, Krakowski Kwintet Dęty
31 lipca Józef Kotowicz – organy, kwartet wiolonczelowy Visegrad
Cello Quartet
7 sierpnia Edmund Boric (Chorwacja) – organy, Państwowy Chór
Ludowy im. M.K. Ogińskiego w Smargoniu (Białoruś), Aleksander
Lach – dyrygent
14 sierpnia Szilveszter Rostetter (Węgry) – organy, Poznański Kwintet Puzonowy
21 sierpnia Piotr Rojek – organy, kwintet smyczkowo-wokalny Chia
Ritta (Litwa)
28 sierpnia Daniel Oyarzabal (Hiszpania) – organy, Wojciech Dyngosz – baryton, Chór Canzona, Radosław Wilkiewicz – dyrygent
Radio Koszalin
18 stycznia koncert Śpiewasz na cały świat
22 stycznia Unplugged Radia Koszalin: Kasia Klich & Yaro
26 lutego Unplugged Radia Koszalin: Indios Bravos
12 marca koncert zespołu Hanza
19 marca Unplugged Radia Koszalin: Łukasz Zagrobelny
16 kwietnia Unplugged Radia Koszalin: Ras Luta
19 kwietnia koncert laureatów 12. Ogólnopolskiego Festiwalu
Piosenki Aktorskiej „Reflektor” oraz recital Agaty Klimczak-Kołakowskiej
14 maja Unplugged Radia Koszalin: Ania Dąbrowska
26 czerwca Unplugged Radia Koszalin: Muzyczne depesze
3 września Unplugged Radia Koszalin: Kapela Hanki Wójciak
179
P O D S U M O W A N I A
19 lipca Koszalińskie Kamerynki: zespół kameralny La Donna e Mobile
26 lipca Koszalińskie Kamerynki: zespół kameralny Quartetto Giovane
2 sierpnia Koszalińskie Kamerynki: zespół kameralny Viva la Musica
9 sierpnia Koszalińskie Kamerynki: Wiltrud Weber&The Longum
Mare Ensemble
11 września inauguracja 60. sezonu artystycznego 2015/2016;
Massimiliano Caldi – dyrygent, Marcin Sikorski – fortepian, Łukasz
Błaszczyk – skrzypce, Rafał Kwiatkowski – wiolonczela
13 września Familijny Park Sztuki Obrazki orkiestrą malowane
25 września koncert symfoniczny Baśniowy koncert; Wojciech
Semerau-Siemianowski – dyrygent, Katarzyna Stenzel
27 września Familijny Park Sztuki Ptak Ugui – baśń muzyczna
2 października przeboje Franka Sinatry; Janusz Powolny – dyrygent, Jacek Borkowski – śpiew
9 października koncert symfoniczny Mistrzowie batuty; Marek Pijarowski – dyrygent, Wawrzyniec Szymański – waltornia
18 października Familijny Park Sztuki Superbohaterowie filmów
i gier komputerowych. Kliknij!
22 października koncert dla seniora; zespół No To Co
23 października koncert symfoniczny Klasyka i współczesność;
Massimiliano Caldi – dyrygent, Roman Widaszek – klarnet, Tadeusz
Tomaszewski – róg, Joanna Domańska – fortepian
30 października koncert symfoniczny; Tomasz Tokarczyk – dyrygent, Karol Strzelecki, Maciej Strzelecki i Jakub Strzelecki – skrzypce
6 listopada koncert symfoniczny; Rafał Kłoczko – dyrygent, Adam
Wodnicki – fortepian
13 listopada Dużo kobiet, bo aż trzy recital Artura Andrusa, Marii
Czubaszek, Magdy Umer i Hanny Śleszyńskiej
15 listopada Familijny Park Sztuki Hej, zagrajcie siarczyście!
20 listopada koncert symfoniczny Orkiestra popisowo; Massimiliano Caldi – dyrygent
29 listopada Familijny Park Sztuki Bum, bum, bum, czyli zaczarowany świat perkusji
4 grudnia koncert symfoniczny Mały wielki talent; Aleksander Gref
– dyrygent, Joanna Maja Jasnowska – fortepian
9 grudnia koncert kameralny; zespół La Donna e Mobile
12 grudnia koncert charytatywny Fundacji Zdążyć z Miłością; Halina Młynkova z zespołem
17 grudnia koncert dla seniora; Sława Przybylska – śpiew, Janusz
Tylman – fortepian
23/24 września Koncert o północy: Kortez
15 października Unplugged Radia Koszalin: Elektryczne Gitary
26 listopada Unplugged Radia Koszalin: Piotr Wróbel
4/5 grudnia Koncert o północy: Henry David’s Gun
17 grudnia Unplugged Radia Koszalin: Skubas
P O D S U M O W A N I A
Kawałek Podłogi
24 stycznia koncert zespołów Charlie Monroe i Emerald Shadow
31 stycznia koncert zespołu Instytut
7 lutego Julia Vikman – ballady i romanse rosyjskie
14 lutego koncert Nataszy Ptakovej
19 lutego koncert CeZika Kameralny Akt Solowy
21 lutego koncert zespołu reggae Sielska
28 lutego koncert zespołu Omega Impact
7 marca koncert zespołu folkowego Kurna Chata
12 marca koncert Seana Webstera i zespołu The Dead Lines
21 marca koncerty zespołów Walfad, Art of Illusion i Quy
25 kwietnia koncert zespołu Kasa Chorych
30 kwietnia koncert Atmasfera Mantra Diving
2 maja koncert formacji Dyzmatronik
5 maja koncert Zapaska Duo
9 maja koncert 747, AntykWariat i Que Pasa
27 czerwca koncert zespołu Projekt Volodia
10 lipca koncert Andrzeja Poniedzielskiego Live?
17 lipca koncert zespołu Cheap Tobacco
4 sierpnia koncert Czesław Śpiewa Solo Act
14 sierpnia koncert zespołu Jackpot
20 sierpnia koncert zespołu Cotton Wing
12 września koncert zespołów Oil Stains i Rotator
26 września koncert zespołu Hanza
2 października koncert zespołów Spineless Back i Seth
3 października koncert zespołu Chorzy
9 października koncert Mike Parker’s Trio Theory
10 października koncert zespołów Hetman i Vierna
16 października koncert zespołów Apteka, Whoiswho i Black
Balloon
17 października koncert zespołu Ann
21 października koncert zespołu Jesień
29 października koncert Piotra Woźniaka
11 listopada koncert Seana Webstera&The Dead Lines
13 listopada koncert zespołów The Black Hearts i We Still Have
Paris
14 listopada koncert zespołu Sielska
19 listopada koncert Julii Vikman
26 listopada koncert Arka Zawilińskiego
28 listopada koncert Martyny Jakubowicz
4 grudnia koncert zespołów Underfate i aERO
10 grudnia koncert Marcina Bożka
12 grudnia Tarantellada
Inne
3 stycznia Rewia Studio 54; Teatr Variete Muza
11 stycznia koncert Małgorzaty Ostrowskiej w ramach 23. Finału
Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy
11 stycznia Noworoczna Wielka Gala Opery i Operetki; HWS
12 stycznia wieczór kolęd Chór Frontowe Drogi i jego goście; Domek Kata
16 stycznia koncert zespołu wokalnego Forte oraz zespołu recytatorskiego Proscenium i Chóru Cantabile; Domek Kata
22 stycznia Bajkowa drużyna koncert Kasi Klich; Club 105
23 stycznia Śródmieście zaprasza: Zacisze; Domek Kata
24 stycznia koncert Minimal, czyli Pauliny Przybysz i Marka Pędziwiatra; Club 105
31 stycznia Blood Mantra Tour: Decapitated, Thy Disease, The
Sixpounder, Materia; Club 105
7 lutego Projekt Grechuta koncert zespołu Plateau i Renaty Przemyk; CK105
15 lutego koncert zespołu Fair Weather Friends; Club 105
20 lutego Śródmieście zaprasza: zespół słowno-muzyczny Śródmieście; Domek Kata
20 lutego Galeria Scena: Michał Brzeziński Affective Cinema;
Club 105
21 lutego koncert zespołu Baaba; Club 105
22 lutego Ciao Ciao Bambina Nicola Palladini; Teatr Variete Muza
23 lutego Scena Seniora: Ostrowianie; Domek Kata
2 marca Scena Seniora: Chór Frontowe Drogi i zespół śpiewaczy
Szesnasty Południk; Domek Kata
6 marca koncert Happy Sad Jakby nie było jutra tour; Kreślarnia
6 marca koncert Raggafaya; Pub Graal
6-7 marca III Ogólnopolski Konkurs Gitarowy Hity na Gitarze
180
Almanach 2015
Podsumowania
24 maja koncert Kate Ryan; Amfiteatr
27 maja benefis Władysława Andrzeja Pitaka; KO Nasz Dom
30 maja 105% mocy: Komety; Club 105
1 czerwca koncert Dawida Kwiatkowskiego; Amfiteatr
6 czerwca koncert duetu Gonsofus; Jazzburgercafe
6 czerwca koncert Dominiki Barabas; Irish Club
12 czerwca koncert zespołów Mahomut, Pampeluna i Materia;
Club 105
13 czerwca recital Edyty Geppert; CK105
15 czerwca 105% mocy: Pablopavo i Ludziki; Club 105
19 czerwca Śródmieście zaprasza: Złoty Łan; Domek Kata
19-20 czerwca 3. Good Vibe Festival
20-21 czerwca 40. Festiwal Ukraińskich Zespołów Dziecięcych; BTD
23 czerwca koncert Gaby Kulki; Minibrowar Kowal
24 czerwca koncert duetu Rebeka; Minibrowar Kowal
25 czerwca koncert Skubasa; Minibrowar Kowal
26 czerwca koncert oktetu Jamaram; Minibrowar Kowal
27 czerwca koncert Mikołaja Trzaski; Filharmonia Koszalińska
28 czerwca Bałtycki Konkurs Chórów Pomerania Cantat; Filharmonia Koszalińska
10 lipca koncert Kaliber 44; Amfiteatr
11 lipca Koszalińskie Kamerynki: Nad Porami Roku
18 lipca Koszalińskie Kamerynki: duet wokalno-instrumentalny
Skarpety
19 lipca koncert galowy Polonijnej Akademii Chóralnej; Filharmonia Koszalińska
8 sierpnia Koszalińskie Kamerynki: Janek Samołyk
9 sierpnia koncert zespołu Perfect; Amfiteatr
15 sierpnia Koszalińskie Kamerynki: Kubryk
15 sierpnia 4. Prezentacje Piosenki Patriotycznej i Wojskowej
16 sierpnia Koszalińskie Kamerynki: Chwila Nieuwagi
16 sierpnia 2. Festiwal Muzyczny Na Fali; Amfiteatr
22 sierpnia Koszalińskie Kamerynki: Zgagafari
23 sierpnia koncert Agnieszki Chylińskiej; Amfiteatr
29 sierpnia koncert Koszalińskiej Orkiestry Akordeonowej Akord;
Amfiteatr
5 września koncert Zakopower; Amfiteatr
8 września koncert Tomasza Kowalskiego i zespołu FBB w ramach
12. EFF Integracja Ty i Ja; KBP
12 września recital Moniki Kuszyńskiej w ramach 12. EFF Integracja
Ty i Ja; KBP
181
P O D S U M O W A N I A
7 marca koncert zespołu Stare Dobre Małżeństwo; CK105
8 marca koncert z okazji jubileuszu 50-lecia Krzysztofa Krawczyka; HWS
13 marca Śródmieście zaprasza: Zalesianie; Domek Kata
21 marca koncert Czerwonych Gitar. HWS
21 marca koncert Zielona miłość zespołu Czarno na Biało; Pałac
Młodzieży
21 marca koncert zespołu Besides; Club 105
27 marca koncert zespołu Plum; Club 105
9 kwietnia koncert duetu Xxanaxx; Jazzburgercafe
10 kwietnia koncert zespołu Ma; Club 105
11 kwietnia 8. koncert w hołdzie Tadeuszowi Nalepie; Klub Inferno
11 kwietnia Justyna Steczkowska: koncert 20-lecia Nie jestem tym,
kim byłam; CK105
12 kwietnia koncert Bloodsoaked Devouring Europe 2015; Klub
Inferno
17 kwietnia Śródmieście zaprasza: Manowskie Malwy; Domek Kata
18 kwietnia koncert zespołu Factor 8; Klub Inferno
19 kwietnia koncert KęKę; Club 105
22 kwietnia 105% mocy: Lao Che; Club 105
23 kwietnia koncert Tomek Makowiecki Maoizm Tour; Jazzburgercafe
25 kwietnia Sztigar Bońko czyli rap śląską gwarą; Jazzburgercafe
25 kwietnia koncert zespołu Lemon; Kreślarnia
1 maja Majówka: DJ Adamus&Paulla
2 maja Majówka: Future Folk
2 maja koncert Hadesa; Jazzburgercafe
3 maja koncert Zgredybilies; Club 105
7 maja koncert Lecha Szprota; STP Dialog
9 maja koncert Slutocasters; Jazzburgercafe
14 maja Herbatka u Jarka: Krzysztof Olkowicz Wieczór z Okudżawą;
Teatr Variete Muza
15 maja koncert Noviki i Mr Lexa; Jazzburgercafe
18 maja Scena Seniora: Frontowe Drogi i Tetrico Akord; Domek Kata
19 maja koncerty zespołów Nat Osborn Band i Coma; Os. Akademickie
20 maja koncerty zespołów Mig, Extazy i Soleo; Os. Akademickie
21 maja koncerty zespołów Zeus, Paluch i Liroy + Lovesteam; Os.
Akademickie
22 maja Scena Seniora: Wrzosy; Domek Kata
23 maja koncert Margaret; Amfiteatr
P O D S U M O W A N I A
12 września koncert Don Vasyla Juniora i zespołu Ivona; plac przy
Amfiteatrze
17 września Herbatka u Jarka: Alicja Żylińska Z jesienią jej do twarzy…; Teatr Variete Muza
18 września 25 lat Cantate Deo: Jerzy Salwarowski – dyrygent, Chór
Cantate Deo; Kościół pw. Ducha Św.
24-27 września 15. Międzynarodowy Festiwal Zespołowej Muzyki
Akordeonowej
25 września Pożegnanie lata: zespoły Śródmieście i Szczęśliwa
Trzynastka; Domek Kata
2 października koncert zespołu Farben Lehre; Pub Graal
9 października koncert zespołu Organek, Club 105
10 października koncert tria Kamp!, Jazzburgercafe
11 października Orkiestra Adama Sztaby: jubileusz 10-lecia (Natalia Kukulska, Kuba Badach, Kasia Wilk, Piotr Cugowski) HWS
11 października koncert Acid Drinkers, Kreślarnia
15 października koncert z okazji 20-lecia pracy artystycznej ZoSi
Karbowiak, Jazzburgercafe
17 października 15. Przegląd Zespołów Śpiewaczych i Folklorystycznych Złota Jesień; CK105
17 października 11. Koszaliński Hip-Hop Koszalińskim Dzieciakom,
Jazzburgercafe
18 października koncert zespołu Domowe Melodie; CK105
21-24 października 11. Hanza Jazz Festiwal
23 października Powitanie jesieni: zespół śpiewaczy Podlotki; Domek Kata
24 października koncert Lady Pank; HWS
30 października koncert zespołu Kabanos, Club 105
2 listopada Zaduszki jazzowe, Teatr Variete Muza
6 listopada koncert Indios Bravos, Kreślarnia
7-8 listopada 35. Festiwal Rockowy Generacja
12 listopada Herbatka u Jarka: Waldemar Jarosz, Teatr Variete Muza
13 listopada koncert zespołu Enej, Kreślarnia
13 listopada 6-lecie Teatru Variete Muza Dancers of Koszalin
13 listopada koncert grupy Offensywa, Pub Graal
16 listopada Akademia Seniora: recital Bartosza Kołaczkowskiego,
Park Caffe
20 listopada koncert zespołów Cuba de Zoo i Whoiswho; Club 105
20 listopada koncert duetu Gonsofus; Jazzburgercafe
20 listopada Scena Seniora: Złoty Łan i Śródmieście; Domek Kata
21-22 listopada 21. Koszaliński Konkurs Poezji i Piosenki Lwowskiej
im. Mariana Hemara
22 listopada MEC Muza Jazz: Vocal Jazz Perception
22 listopada Opera Lwowska Vivat Operetta”; BTD
23 listopada Scena Seniora: Pieśń patriotyczna łączy pokolenia; Domek Kata
28 listopada Rockowe Andrzejki: Carnage, Kaboom!, Pampeluna;
Club 105
28 listopada koncert duetu Sinusoidal; Jazzburgercafe
29 listopada Teatr Sabat Małgorzaty Potockiej Rewia Forever; HWS
4 grudnia MEC Muza Jazz: Karolina Śmietana Quintet
4 grudnia koncert zespołu Chłopcy kontra Basia; Jazzburgercafe
5 grudnia Mikołajkowa Gala Disco Polo; HWS
5-6 grudnia 26. Festiwal Pieśni Religijnej Cantate Domino im. św.
Jana Pawła II
10 grudnia Ballady kolędowe koncert Pawła Orkisza, Aleksandra
Rzepczyńskiego i Wiesława Wódkiewicza; STP Dialog
12 grudnia koncert Leszka Czerwińskiego i Rafała Kowalewskiego;
Irish Pub
12 grudnia koncert Zabrocki 1+1=0; Jazzburgercafe
13 grudnia Danuta Błażejczyk i Zbigniew Lesień Witaj mała gwiazdko; CK105
18 grudnia Scena Seniora: Śródmieście i Jarzębiny Wieczór kolęd
i pastorałek; Domek Kata
31 grudnia sylwestrowy koncert Raggafaya i K2
TEATR
Bałtycki Teatr Dramatyczny
3 stycznia P. Pörtner Szalone nożyczki; reż. Andrzej Chichłowski
6-8 stycznia J. Wilkowski Cudowna lampa Aladyna; reż. Katarzyna
Kawalec
9-10 stycznia H. James Plac Waszyngtona; reż. Maria Kwiecień
16 stycznia M. Siegoczyński Kali babki; reż. Michał Siegoczyński
17-18 stycznia R. Hawdon Wieczór kawalerski; reż. Zdzisław Derebecki
21-22 stycznia J. Rochowiak O kocie w butach; reż. Zbigniew Kulwicki – gościnnie Centrum Kultury Teatr z Grudziądza
23 stycznia M. Guśniowska Calineczka; reż. Małgorzata Wiercioch,
Zdzisław Derebecki
24 stycznia J. Kofta Noc poety. Wiersze i piosenki Jonasza Kofty; reż.
Zespół Bez Jacka + Alias
182
Almanach 2015
Podsumowania
12 października J. Janczarski Kocham pana, panie Sułku; reż. Janusz
Kukuła – przedstawienie impresaryjne
15-17 października P. Rubik Złota kaczka; reż. Andrzej Ozga – gościnnie Teatr im. Juliusza Osterwy z Gorzowa Wielkopolskiego
18 października Amoroso; reż. Artur Barciś – gościnnie Teatr im. Juliusza Osterwy z Gorzowa Wielkopolskiego
24 października D. Wójtowicz Bezwietrzne lato; reż. Barbara Wiśniewska PREMIERA
10 listopada Cafe Sax. Piosenki Agnieszki Osieckiej; reż. Cezary Domagała
15 listopada M. Rębacz Dwie morgi utrapienia; reż. Marek Rębacz –
przedstawienie impresaryjne
26-27 listopada F. Hodgson Burnett Tajemniczy ogród; reż. Cezary
Domagała – gościnnie Teatr im. Aleksandra Sewruka z Elbląga
5 grudnia P. Békés Cykor – bojąca dusza; reż. Wojciech Rogowski
PREMIERA
9-10 grudnia B. Szachnowska Doktor Dolittle i przyjaciele; reż. Konrad Szachnowski – gościnnie Nowy Teatr im. Witkacego ze Słupska
Stowarzyszenie Teatr Propozycji Dialog
29 stycznia Człowiek i karzeł na podst. powieści Karzeł P. Lagerkvista; reż. Krystyna Kuczewska-Chudzikiewicz
26 lutego Jak pięknie by mogło być… spektakl oparty na tekstach
J. Kofty; scen. i reż. Maria Ulicka
26 marca W. Myśliwski Traktat o łuskaniu fasoli; scen. i reż. Marek
Kołowski
16 kwietnia Nie tylko dla siebie monodram oparty na tekstach Barbary Nativi; reż. Urszula Szydlik-Zielonka
23 kwietnia Ciągle jeszcze płyną ciemniawki na podst. poematu
K.I. Gałczyńskiego Chryzostoma Bulwiecia podróż do Ciemnogrodu;
scen. i reż. Maria Ulicka
28 maja Czytamy poezję – wiersze Julii Hartwig; przyg. Stefania Tomaszewska
18 czerwca Czytamy prozę – Siódemka – fragmenty nowej książki
Ziemowita Szczerka; przyg. Krystyna Kuczewska-Chudzikiewicz
17-19 września 3. Koszalińskie Ogólnopolskie Dni Monodramu –
Debiuty Strzała Północy BTD/Domek Kata
15 października Metamorfozy; reż. Krzysztof Rau – spektakl gościnny Państwowego Teatru Lalki Tęcza ze Słupska
22 października Od przodu do tyłu monodram inspirowany roz-
183
P O D S U M O W A N I A
25 stycznia Krótki(ego) zarys historii teatr-u; reż. Piotr Krótki
7 lutego P. Aretino Rozpusta; reż. Zdzisław Derebecki PREMIERA
10 lutego W. Shakespeare Poskromienie złośnicy; reż. K. Babicki –
gościnnie Nowy Teatr im. Witkacego ze Słupska
11-12 lutego S. Aleksijewicz Wojna nie ma w sobie nic z kobiety; reż.
Paweł Palcat
15 lutego F. Veber Co ja Panu zrobiłem, Pignon?; reż. Marek Siudym
– gościnnie Nowy Teatr im. Witkacego ze Słupska
18-19 lutego A. Lindgren Pippi Pończoszanka – Pippi Langstrumpf;
reż. Wojciech Rogowski
21-23 lutego Bajki Samograjki Przygody Sindbada Żeglarza; reż.
Magdalena Muszyńska-Płaskowicz
26 lutego M. Siegoczyński Love Forever; reż. Michał Siegoczyński
4-5 marca H.Ch. Andersen Królowa Śniegu; reż. Jan Tomaszewicz –
gościnnie Teatr im. Juliusza Osterwy z Gorzowa Wielkopolskiego
6 marca E. Pataki Edith&Marlene; reż. Andrzej Ozga – gościnnie
Nowy Teatr im. Witkacego ze Słupska
14 marca Lunch o północy; reż. Jakub Przebindowski – gościnnie
Teatr Capitol z Warszawy
19-21 kwietnia T. Różewicz Kartoteka; reż. Piotr Ratajczak
25 kwietnia R. Cooney Okno na parlament; reż. Ireneusz Kaskiewicz
– gościnnie Nowy Teatr im. Witkacego ze Słupska
26 kwietnia J. Sánchez i P.A. Gómez Pół na pół; reż. Wojciech Malajkat – przedstawienie impresaryjne
2 maja S. Doyle i D. Quinn Edyp cię kocha; reż. Cezary Iber PREMIERA
9-10 maja E.E. Schmitt Wariacje enigmatyczne; reż. Bogusław Semotiuk
20-21 maja A. Fredro Zemsta; reż. Tomasz Grochoczyński
25-26 maja Internetowy porywacz; reż. Zbigniew Kulwicki – gościnnie Centrum Kultury Teatr z Grudziądza
27-28 maja Z. Kulwicki Zatruta studnia; reż. Zbigniew Kulwicki – gościnnie Centrum Kultury Teatr z Grudziądza
31 maja E. Szybista Wesele jamneńskie; reż. Marcin Borchardt
9-14 czerwca 6. Koszalińskie Konfrontacje Młodych m-teatr
4 lipca D. Croft i J. Lloyd Allo, allo; reż. Jan Tomaszewicz PREMIERA
4 października Tuwim lirycznie i nie tylko – spektakl charytatywny:
Piotr Machalica i Piotr Borowski
7 października Desert; choreografia Paulina Wycichowska – gościnnie Polski Teatr Tańca z Poznania
10-11 października B. Cooke i J. Mortimer Kiedy kota nie ma…; reż.
Andrzej Rozhin – gościnnie Teatr Capitol z Warszawy
prawą doktorską Karola Zbyszewskiego Niemcewicz od przodu
i tyłu; reż. Stanisław Miedziewski – spektakl gościnny Dzielnicowego
Domu Kultury Węglin z Lublina i Teatru Rondo ze Słupska
5 listopada Zaduszki spektakl oparty na tekstach Emilii Szczepańskiej, Henryki Rodkiewicz i Mirosława Zalewskiego; przyg. Stefania
Tomaszewska PREMIERA
26 listopada Opis obyczajów spektakl oparty na tekstach Mikołaja
Reja i innych pisarzy staropolskich; przyg. Marzena Wysmyk PREMIERA
P O D S U M O W A N I A
LITERATURA
7 stycznia Koszalińska Scena Literacka: Ewa Pietrzak
26 stycznia Srebrną wstęgą malowane – wieczór poezji Krajowego
Bractwa Literackiego
28 stycznia promocja książki Jaśminowy tomik Natalie Wieszczyckiej; Kawałek Podłogi
4 lutego Koszalińska Scena Literacka: Życie spakowane do walizki
twórczość Wojciecha Markiewicza
5 lutego spotkanie autorskie z Katarzyną Nazaruk promujące tomik
wierszy Szept i przestrzeń; KBP Filia 11
14 lutego I nie miłować ciężko, i miłować nędzna pociecha…; Domek Kata
18 lutego spotkanie z poezją Ryszarda Milczewskiego-Bruno; Kawałek Podłogi
23 lutego Liryczna odsłona lutego – wieczór poezji Krajowego Bractwa Literackiego
26 lutego promocja książki Olgi Tokarczuk Księgi jakubowe; KBP
4 marca Koszalińska Scena Literacka: Gdy szarość staje się kolorowa
Stanisława Schreuder
9 marca Pieśń o życiu i śmierci Chopina Romana Brandstaettera; Domek Kata
10 marca promocja książki Aleksandry Łukaszewicz-Alcaraz Epistemologiczna rola obrazu fotograficznego; KBP Filia 8
12 marca promocja książki współautorstwa Grzegorza Śliżewskiego Mjr pil. Karol Pniak; KBP
23 marca Zaczarowana muzyka pierwiosnka – wieczór poezji Krajowego Bractwa Literackiego
25 marca promocja książki Dlaczego tak… Aleksandry Baltissen;
Kawałek Podłogi
27 marca promocja trzeciego tomu almanachu Ze słonecznikiem w
tle; KBP
8 kwietnia Koszalińska Scena Literacka: Karolina Kruk
15 kwietnia spotkanie autorskie z Andrzejem Markiem Grabowskim; KBP Filia 4
15 kwietnia 12. Powiatowa Dziecięca Sesja Naukowa Gracjan Bojar-Fijałkowski – bajarz pomorski; KBP
16 kwietnia promocja książki Rafała Podrazy Wieczór nad rzeką zdarzeń; KBP
24 kwietnia spotkanie autorskie ze Sławomirem Koperem; KBP
27 kwietnia W poetyckim rozkwicie – wieczór poezji Krajowego
Bractwa Literackiego
28 kwietnia promocja książki Eugeniusza Misiło Akcja Wisła; KBP
8 maja finał konkursu Koszalińska Niezapominajka; KBP
11 maja spotkanie autorskie z Marią Czubaszek; KBP
13 maja finał Powiatowego Przeglądu Recytatorskiego dla Przedszkolaków Natalki; KBP
21 maja spotkanie autorskie ze Stanisławem Srokowskim. KBP
25 maja … a w głowie maj – wieczór poezji Krajowego Bractwa Literackiego
3 czerwca Koszalińska Scena Literacka: spotkanie autorskie z Hanną Szymborską; Kawałek Podłogi
8 czerwca finał 47. Regionalnego Konkursu Recytatorskiego Ptaki,
ptaszki i ptaszęta polne. KBP
16 czerwca promocja publikacji Kultura koszalińska. Almanach
2014; KBP
13 lipca Język polski galopem: Agnieszka Frączek, Barbara Kosmowska, Aneta Załazińska, Jarosław Górski, Izabela Winiarska-Górska,
Jerzy Bralczyk, Jan Miodek, Michał Ogórek, Katarzyna Kłosińska,
Zofia Kucówna, Krystyna Czubówna, Iwona Tworek; KBP
29 lipca spotkanie autorskie z Wojciechem Cejrowskim; CK105
5 września Narodowe czytanie Lalki Bolesława Prusa; City Box
15-16 września spotkanie autorskie z Katarzyną Majgier w ramach
projektu Nastolatki w bibliotece; KBP
17 września promocja książki Szymona Hołowni Jak robić dobrze;
KBP
22 września promocja książki Witolda Danilkiewicza Koszalin mojej
młodości; KBP
24 września promocja książki Janusza Kowalkowskiego Słowa zakazanych modlitw nazwane wierszami; KBP
6 października promocja książki Jana Wyrwasa Wieczór metafizyczny; KBP
13 października spotkanie z poetą kaszubskim Marianem Kwi-
184
Almanach 2015
SZTUKA
Muzeum w Koszalinie
do 28 lutego Święty i prezenty
15 stycznia-31 marca Wielka wojna – zwykłych ludzi (1914-1918)
6 lutego-15 marca wystawa prac Mirko Demattè
20 lutego-22 marca Era Art – projekty wybrane
19 marca-14 maja malarstwo Anny Bochenek Poza czasem
1 kwietnia-15 maja Paul Dahlen (1881-1954). Malarstwo, rysunek,
grafika
18 kwietnia Dzień Wolnej Sztuki
14 maja-7 czerwca tkanina artystyczna Zyty Kalety
2 czerwca-30 sierpnia Skarby numizmatyczne ze zbiorów własnych Muzeum w Koszalinie
11 czerwca-20 lipca Spotkanie w realu
23 lipca-31 sierpnia Erazm Wojciech Felcyn Rosarium
3 września-5 października malarstwo Hanny Ewy Masojady
Podróż
Podsumowania
17 września-15 listopada wystawa pokonkursowa 15. Muzealnych Spotkań z Fotografią
8 października-30 listopada Poetyckie klimaty – wystawa grupy
Paleta
3 grudnia-10 stycznia 2016 Związek Polskich Artystów Plastyków
In memoriam artystom, którzy z nami tworzyli
10 grudnia-10 lutego 2016 Kolędować Małemu
Bałtycka Galeria Sztuki
16-31 stycznia Galeria Scena: Grid system malarstwo Zbigniewa
Romańczuka
5-28 lutego Szmat czasu tkaniny artystyczne uczniów Zespołu
Szkół Plastycznych im. Władysława Hasiora
2-4 marca fotografie Lidii Popiel Energetyczni 50+ powered by Pharmaton Geriavit. Hol kina
6-23 marca Galeria Scena: fotografie Macieja Osiki Człowiek – dzieło
sztuki
27 marca-4 maja fotografie Tomasza Juszkiewicza Wilgotne kalosze
i Pejzaż niecodzienny
21-26 kwietnia wystawa akwareli dzieci duńskich Barwy Harfy. Hol
kina
8 maja-1 czerwca Beata Maria Orlikowska Po-widoki
22-27 czerwca Magda Hueckel Autoportrety wyciszone
3 lipca-31 sierpnia jubileusz 60-lecia Związku Polskich Artystów
Plastyków okręgu Koszalin-Słupsk 6xsztuka
13-28 sierpnia Galeria Scena: Myślę o sobie, kiedy myślę o sobie
4 września-4 listopada Wal Jarosz 60na60
11-25 września pokonkursowa wystawa plakatów Sierpień ’80
oczami młodych. Hol kina
21-27 września Dubois – multiperspektywa. Hol kina
2 października-1 listopada Jan Kanty Pawluśkiewicz Voyage. Hol
kina
9 października-6 listopada wystawa pokonkursowa XII Ogólnopolskiego Biennale Rysunku i Malarstwa Klas Młodszych Szkół Plastycznych
20 listopada-4 stycznia 2016 10. edycja wystawy interdyscyplinarnej Fala
185
P O D S U M O W A N I A
dzińskim z Białogardu i promocja tomiku wierszy W kòpùnce; Archig@leria
20 października promocja książki Marka Bieńczyka Jabłko Olgi, stopy Dawida; KBP
21 października spotkanie autorskie z Tomaszem Trojanowskim; KBP
22 października spotkanie z poezją koszalinian: Regina Adamowicz, Ludmiła Raźniak, Krystyna Pilecka i Jan Wiśniewski z oprawą
muzyczną Stanisława Żabińskiego; KBP
24-25 października 10. Turniej Recytatorski Twórczości Religijnej;
Domek Kata i Club 105
12 listopada promocja książki współautorstwa Grzegorza Śliżewskiego Generał pilot Stanisław Skalski; KBP
30 listopada Listopadowa symfonia – wieczór poezji Krajowego
Bractwa Literackiego
5 grudnia Turniej Recytatorski im. Cypriana Kamila Norwida. STP
Dialog
10 grudnia spotkanie autorskie z Ziemowitem Szczerkiem; KBP
14 grudnia Podążając za Gwiazdą – wieczór poezji Krajowego Bractwa Literackiego
17 grudnia spotkanie autorskie z Filipem Springerem; KBP
Galeria Na Piętrze
styczeń-luty Polska Sztuka Współczesna – malarstwo i grafika
marzec malarstwo Rafała Podgórskiego Mityczna tożsamość architektury PRL
kwiecień-maj Polska Sztuka Współczesna – malarstwo i grafika
październik-listopad Rzeczywistość i iluzja
grudzień prace Marii Idziak
P O D S U M O W A N I A
Galeria Ratusz
8 stycznia finisaż wystawy Anny Zaręby i Kamili Łukowskiej Anioły
nicią i igłą malowane (I p.)
13 stycznia-6 lutego Ocalmy od zapomnienia wystawa fotografii
nadesłanych na Miejski Konkurs Fotografii: Koszalin nasze miasto
(I p.)
22 stycznia-16 lutego Wizerunki rysunki Katarzyny Żerdzickiej-Jasionek (II p.)
10-28 lutego Karty z kalendarza prace uczniów Zespołu Szkół Plastycznych im. Władysława Hasiora (I p.)
17 lutego-9 marca Kobieta i nie tylko… malarstwo Sylwii Olesiak
(II p.)
10-31 marca malarstwo Reginy Siwko Taka jestem (I p.)
12-31 marca Todor Dimczewski Bułgarskie sny (II p.)
2 kwietnia-11 maja malarstwo Waldemara Jarosza W moim kurniku… (I p.)
12 maja-8 czerwca wystawa fotograficzna Ulicami Koszalina (I p.)
18 maja-19 czerwca Artyści miastu wystawa z okazji 60-lecia Związku Polskich Artystów Plastyków okręgu Koszalin-Słupsk (II p.)
9 czerwca-6 lipca wystawa członków koszalińskiego Zespołu Pracy
Twórczej Plastyki (I p.)
22 czerwca-24 sierpnia malarstwo Marka Fornala Żaglowce (II p.)
7 lipca-31 sierpnia malarstwo Bolesława Rosińskiego (I p.)
21 września-26 października wystawa zbiorowa malarstwa, fotografii, tkaniny i rzeźby członków koszalińskiego oddziału Związku
Plastyków Artystów Rzeczpospolitej Polskiej (I p.)
październik-19 listopada wystawa poplenerowa prac z 18. Międzynarodowego Pleneru Malarskiego Osieki 2015 Czas i Miejsce dla
Sztuki (II p.)
3-30 listopada wystawa zbiorowa członków koszalińskiego Zespołu Pracy Twórczej Plastyki Warsztaty malarskie 2014 (I p.)
23 listopada-styczeń 2016 Mikołaj Kobus Pejzaż i makro w fotografii (II p.)
1-31 grudnia Monika Jachimczuk Nicią malowane (I p.)
Galeria Region
13 stycznia-10 lutego Koszalin z okien 2
12 lutego-16 marca Dwie damy polskiej poezji lirycznej Halina Poświatowska i Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
19-31 marca wystawa plakatów w ramach projektu Żywa Biblioteka
1-20 kwietnia wystawa pokonkursowa prac dziecięcych Ilustrujemy legendy Gracjana Bojara-Fijałkowskiego
22 kwietnia-27 maja Orient Expressem przez dwudziestolecie
28 maja-18 czerwca Koszalin 1945-2015 we wspomnieniach i archiwach rodzinnych Koszalinian oraz Koszalin w przestrzeni – przestrzeń
w Koszalinie – wystawy z okazji 750-lecia urodzin Miasta
7-31 sierpnia Tradycja i kultura Państwa Środka w rysunkach chińskich dzieci
8-20 września Fotokonfrontacje 2015 w ramach 12. EFF Integracja
Ty i Ja
24 września-5 października Zabawy ze sztuką prace osób ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego z Koszalina
6-23 października Zofia Szreffel Gobeliny i batiki
30 października-16 listopada Jan Parandowski i jego Mitologia
17-30 listopada Żyć z niepełnosprawnością – wystawa fotografii
Polskiego Stowarzyszenia na Rzecz Osób z Upośledzeniem Umysłowym w Koszalinie
3 grudnia-14 stycznia 2016 Rozważna i romantyczna, wystawa
z okazji 240. urodzin Jane Austen
Inne
20 stycznia-17 lutego 13. Ogólnopolska Wystawa Marynistyczna
w 110. rocznicę powstania Związku Nauczycielstwa Polskiego; Galeria N
6 lutego-15 marca fotografia Magdy Mlazgi; Pałac Młodzieży
4 marca-7 kwietnia fotografie Lidii Popiel Energetyczni 50+ powered by Pharmaton Geriavit; City Box
24 kwietnia-8 maja malarstwo Anny Waluś Chwile. City Box
12 czerwca 14. Ogólnopolski Konkurs Fotografii Dzieci i Młodzieży
Człowiek, Świat, Przyroda
186
Almanach 2015
7 lipca-15 sierpnia Marta Frej Memy; City Box
11-30 września Ekspertki.org fotografie Wojtka Greli i Marcina Torbińskiego; City Box
8 października-1 listopada Galeria Scena: Tomasz Rogaliński AndrogYnia moja miłość; City Box
5-22 listopada Tomáš Rafa Nowy nacjonalizm w sercu Europy; City
Box
10 listopada Co wiedzą lwy o Koszalinie i jego mieszkańcach. Sekrety
z rodzinnych albumów; Delegatura ZUW
FILM
Podsumowania
INNE WYDARZENIA
20 lutego Polska Noc Kabaretowa. HWS
12-14 marca 19. Festiwal Francuskojęzycznych Teatrów Szkół Średnich
20 marca 4. Żywa Biblioteka
28 marca 7. Gala Koszalińskiej Kultury
24 kwietnia 6. Noc w Bibliotece
16 maja 9. Noc Muzeów
4-5 lipca 2. Festiwal Pełnia Życia
25 lipca 21. Festiwal Kabaretu Koszalinwood
19 września 10. Spotkanie Czterech Kultur
3 października-6 listopada 23. Koszalińskie Dni Kultury Chrześcijańskiej
15-16 października 2. Mistrzostwa Polski One Man Show Ludzik
187
Oprac. Anna Kowal
P O D S U M O W A N I A
16-22 stycznia 8. Festiwal Filmów Rosyjskich Sputnik nad Polską
17-19 stycznia 13. Międzynarodowy Festiwal Filmów Dokumentalnych o Włodzimierzu Wysockim Pasje według świętego Włodzimierza
8 marca premiera filmu 750 lat kobiet w reż. Bartosza Brzeskota
15-17 maja Galeria Scena: Weekend z Docs Against Gravity
22-27 czerwca 34. Koszaliński Festiwal Debiutów Filmowych Młodzi i Film
8-12 września 12. Europejski Festiwal Filmowy Integracja Ty i Ja
Nagrody Prezydenta Koszalina
P O D S U M O W A N I A
w dziedzinie twórczości artystycznej, upowszechniania i ochrony kultury za rok 2015
Przyznająca w imieniu Prezydenta Koszalina, Piotra Jedlińskiego, nagrody w dziedzinie kultury Kapituła Nagrody Prezydenta
Miasta obradowała w składzie:
Jarosław Barów, Rada Kultury przy Prezydencie Miasta
Krystyna Kościńska (przewodnicząca), Komisja Kultury Rady Miejskiej
Mariusz Krajczyński, Komisja Kultury Rady Miejskiej
Anna Mętlewicz, Komisja Kultury Rady Miejskiej
Magdalena Muszyńska-Płaskowicz, Rada Kultury przy Prezydencie Miasta
Leopold Ostrowski, Komisja Kultury Rady Miejskiej
Dorota Pawłowska, dyrektor Wydziału Kultury i Spraw Społecznych
Marzena Śmigielska, kierownik Referatu Kultury i Sportu Wydziału KS
Rafał Wołyniak, Rada Kultury przy Prezydencie Miasta
O przyznanie nagrody wpłynęło ogółem 140 wniosków, po odrzuceniu trzech zawierających błędy formalne, Kapituła rozpatrywała 137.
Nagroda za szczególne osiągnięcia w skali światowej
Duet – Bartosz Kołaczkowski, Wojciech Szymczewski – absolwenci Zespołu Szkół Muzycznych w Koszalinie, a obecnie: Bartosz
Kołaczkowski – student II roku na Akademii Muzycznej w Gdańsku
(kierunek instrumentalistyka, specjalność – fortepian), a Wojciech
Szymczewski – absolwent Akademii Muzycznej w Gdańsku (kierunek instrumentalistyka, specjalność – fortepian); zdobywcy: I nagrody i nagrody specjalnej w Międzynarodowym Konkursie Bradshaw &Buono International Piano Competition 2015 w Nowym Yorku;
II nagrody na X Międzynarodowym Konkursie Muzyki Kameralnej
w Ruse (Bułgaria, 2015); nagrody specjalnej dla indywidualności
muzycznej oraz nagrody Specjalnej (występu na festiwalu Young
Prague 2016) podczas XI Międzynarodowego Konkursu Duetów
Fortepianowych w Białymstoku.
Nagrody za osiągnięcia w dziedzinie kultury (dorośli)
Dorota Herbik–Słobodzian – wokalistka, instruktor muzyczny,
od 15 lat prowadzi Studium Wokalne CK 105; laureatka Międzynarodowego Festiwalu Radia Jard w Białymstoku (I, I, i III miejsce) i nagrody specjalnej Międzynarodowego Festiwalu we Włoszech.
Olga Wolska – wokalistka Studium Wokalnego CK 105; laureatka
Międzynarodowego Festiwalu Złoty Mikrofon Radia Jard w Białymstoku (I miejsce i I w duecie); laureatka II miejsca Międzynarodowego Festiwalu Orpheus in Italy (II miejsce i nagroda specjalna za duet)
we Włoszech.
Rafał Kowalewski – pianista, wokalista, kompozytor, aranżer,
tworzy muzykę do spektakli teatralnych; instruktor i akompaniator
zespołu Studia Artystycznego im. Ziembińskich (CK 105); laureat
nagrody specjalnej 60. Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego
we Włocławku; laureat pierwszego nagrody 38. Ogólnopolskiego
Turnieju Sztuki Recytatorskiej Wobec własnego czasu w Wałczu.
188
Almanach 2015
Kamil Kułak – tancerz Szkoły Tańca Top Toys; II Wicemistrz Europy w tańcu break dance, III miejsce – Mistrzostwa Europy IDO European Championship Organization w Kielcach; II Wicemistrz Polski
w tańcu break dance, III miejsce – Krajowe Mistrzostwa International Dance Organization w Wałbrzychu.
Maciej Orłowski – tancerz Szkoły Tańca Top Toys; I miejsce
w kategorii break dance podczas Mistrzostw Europy IDO European
Championship Organization w Kielcach; I miejsce podczas Krajowych Mistrzostw International Dance Organization w Wałbrzychu;
II miejsce w kategorii break dance na Ogólnopolskich Zawodach
Tanecznych Gorzów Funkowo w Gorzowie Wielkopolskim.
Nagrody z okazji jubileuszu twórczego
Beata Maria Orlikowska (25-lecie) – zajmuje się ceramiką unikatową i malarstwem sztalugowym, współpracuje z przemysłem
ceramicznym; założycielka grupy twórczej Od dawna.
Akademicki Klub Tańca Politechnika Koszalińska (20-lecie) –
działa pod kierownictwem Romana Filusa. Zdobywca kilkudziesięciu tytułów Mistrzów Świata, Europy i Polski.
Wiesława Kurowska (40-lecie) – zaczynała od haftowania gobelinów, a po nawiązaniu współpracy z Klubem Nauczycieli Plastyków
Twórców specjalizuje się w malarstwie.
Zofia Karbowiak (20-lecie) – kompozytorka, instrumentalistka,
wokalistka, producent muzyczny; była w półfinale duńskiego X Factor, nagrała płytę, współpracowała z zespołem Chicago.
Związek Polskich Artystów Plastyków (60-lecie) – skupia artystów, organizuje wystawy, również międzynarodowe, współpracuje
z artystami z miast partnerskich.
Małgorzata Kołowska (35-lecie) – dziennikarka, instruktor teatralny, animator kultury, nauczyciel akademicki; w latach 20052015 redaktor prowadząca Almanach. Kultura koszalińska.
Nagrody za tworzenie, upowszechnianie i ochronę kultury
Wojciech Bałdys, perkusista w Filharmonii Koszalińskiej (35-lecie pracy artystycznej) – muzyk, autor, pomysłodawca i wykonawca między innymi koncertów umuzykalniających dla dzieci
przedszkolnych, szkolnych i młodzieży, a także całych rodzin; konferansjer; w dorobku ma koncerty solowe i kameralne, brał udział
w światowych prawykonaniach dzieł perkusyjnych, uczestniczył
w nagraniu sześciu płyt.
Ewa Szereda, nauczyciel kształcenia słuchu (25-lecie pracy artystycznej) – założycielka, opiekun i dyrygent chóru Dysonans;
dyryguje chórem Koszalin Canta (CK 105); koordynatorka Ogólnopolskiego Programu Rozwoju chórów Szkolnych Śpiewająca Polska;
organizatorka koncertów; współpracuje z Filharmonią Koszalińską.
Koszalińskie Stowarzyszenie Społecznych Ognisk Muzycznych (65-lecie) – dawniej jego celem było szkolenie instruktorów,
dzisiaj ognisko daje 20-25 koncertów rocznie, a wychowankowie
kontynuują naukę i zakładają własne zespoły.
Wojciech Mielczarek, prowadzony przez niego pub Graal obchodzi 15-lecie – w tym czasie w pubie zorganizowano ponad 300
koncertów; to ważne na mapie Koszalina miejsce koncertowe, przyciągające widzów, otwarte zwłaszcza dla kapel koszalińskich, dla
wielu z nich występ w pubie był pierwszą możliwością zaprezentowania się przed publicznością.
Wojciech Przemysław Szwej (30-lecie) – fotograf, portrecista,
grafik; laureat konkursów, uczestnik wystaw, autor publikacji fotograficznych, juror prestiżowych konkursów.
Regina Adamowicz, poetka – do Koszalina przyjechała w 1946
roku, pracowała przy odgruzowaniu miasta, była założycielką teatrzyku objazdowego, zakładała biblioteki zakładowe; autorka
Podsumowania
189
P O D S U M O W A N I A
Grupa Top Toys/Szkoła Tańca Top Toys (opiekun artystyczny:
Anna Dubrownik) – nagrody dla tancerzy podczas Krajowych Mistrzostw International Dance Organization Hip Hop, Hip Hop Battles, Electric Boogie, Break Dance w Wałbrzychu oraz podczas Mistrzostw Europy IDO European Championship Organization Hip
Hop, Electric Boogie, Break Dance w Kielcach.
Grażyna Mulczyk-Skarżyńska (35-lecie) – choreograf i instruktor tańca, jurorka w przeglądach tanecznych; pedagog; poetka, autorka kilku tomików wierszy.
wierszy o tematyce patriotycznej, nawiązujących do historii Koszalina; działaczka Krajowego Bractwa Literackiego z siedzibą w Koszalinie; upowszechnia poezję w szkołach, przedszkolach; wydała sześć
tomików wierszy; zdobyła 13 nagród poetyckich.
P O D S U M O W A N I A
Marcin Borchardt, aktor Bałtyckiego Teatru Dramatycznego,
instruktor teatralny – reżyseruje spektakle charytatywne; wyreżyserował przedstawienie z młodzieżą z wioski dziecięcej S. O. S. Po
sąsiedzku; w CK 105 prowadzi grupę teatralną, zróżnicowaną pod
względem wieku i umiejętności; współpracuje z Muzeum w Koszalinie, prowadzi warsztaty lalkarskie; wspiera działania podejmowane
przez klub Kiwanis i Fundację Pokoloruj świat.
Zespół Bacteryazz – powstał w 2013 roku; w 2015 roku wydał
debiutancki album Za drzwiami, wziął udział w 10. edycji programu
telewizyjnego Must Be The Music i w koncercie Muzyczne Depesze
(Radio Koszalin), zdobył nagrodę specjalną Stowarzyszenia Porozumienie na Plus w X Ogólnopolskim Konkursie Piosenek Grzegorza
Ciechowskiego w Tczewie.
Ludmiła Raźniak, maluje i pisze – członek ZPTP; działa w Krajowym
Bractwie Literackim z siedzibą w Koszalinie, uczestniczy w spotkaniach
autorskich, publikuje wiersze w różnych wydawnictwach i antologiach;
uczestniczyła w projekcie historyczno–-literackim Wspomnienia Pionierów Koszalina 1945 – 2015. Historie z rodzinnych archiwów.
Krystyna Rypniewska, historyk sztuki, publicystka, kustosz,
od 25 lat kierownik Działu Sztuki Dawnej Muzeum w Koszalinie –
autorka projektów: Sztuka dawna i rzemiosło od baroku do secesji,
Galeria jednego obrazu, Wieczory czwartkowe ze sztuką, Niedziela
w muzeum z moją babcią i dziadkiem, Klub M3. Młodzi Miłośnicy
Muzeum; od 20 lat zajmuje się w muzeum współpracą polsko-niemiecką; pisze o zabytkach ziemi koszalińskiej na łamach Gazety
Ziemskiej.
Przemysław Majewski, 4P SOLO (4PMC), raper, właściciel studia
tatuażu – na scenie hip-hopowej działa od 1999 roku, jako organizator imprez hip-hopowych, a od 2002 roku jako MC; współpracował z Onilem, zespołami: Niekret, Pampeluna; w 2015 roku po raz
11. zorganizował koncert charytatywny Hip-Hop – koszalińskim
dzieciakom oraz I Festiwal Tatuażu KOSZALIink 2015.
Hubert Wysocki, właściciel klubu Jazzburgercafe – działalność klubu jest kontynuacją tego, co także jako DJ Plastelinowy
Joe robił od 2005 roku w klubie Plastelina; dzięki nieposzlakowanej opinii promotora na jego zaproszenie Koszalin odwiedziło
wielu muzyków i producentów z czołówką muzyki elektronicznej włącznie; reprezentował Koszalin jako Plastelina Tent na największym festiwalu muzyki elektronicznej w Polsce – Audioriver
w Płocku.
Marzena Wysmyk, reżyser teatrów dzieci i młodzieży – prowadzi Teatr Rodzinny i Teatr Seniora przy CK 105 oraz Teatr Rozwiń
skrzydła); przy Stowarzyszeniu Przystań, ale przede wszystkim od
11. lat szkolny teatr Na Bosaka, który miał 37 premier i 22 happeningi, wziął udział w 16. festiwalach i zdobył wiele nagród, a ponadto
uczestniczył w Europejskim Festiwalu Filmowym Integracja Ty i Ja
i zapewniał oprawę artystyczną festiwalowi m-teatr.
Most Blunted, nieformalna grupa ludzi, których łączy kreatywność w różnych dziedzinach sztuki – pomysłodawcą jest
Miłosz `Czez Wołkowicz’, raper i producent muzyczny, a współzałożycielem Piotr `WeDJet’ Sprutta, DJ; w 2015 roku grupa
między innymi zorganizowała po raz piąty imprezę promującą
sztukę graffiti – Most Blunted Graffiti Jam; Most Blunted organizuje koncerty, wspiera wydarzenia w mediach społecznościowych.
Mikołaj Kobus, nauczyciel, instruktor fotografii, były wiceprezydent Koszalina – aktywnie działał w ruchu fotograficznym: organizował wystawy, prowadził zajęcia w Zespole Szkół Samochodowych i
Klubie Nasz Dom; od 2010 roku współuczestniczy w kreowaniu programu klubowego dla mieszkańców i prowadzi imprezy; działa na
rzecz społeczności lokalnej, ściśle współpracuje z Klubem Nasz Dom
i Krajowym Bractwem Literackim z siedzibą w Koszalinie.
Piotr Kuzioła, prowadzi klub Inferno Caf, frontman i lider zespołu
Betrayer – działalność klubu opiera się na aktywności jego sceny
muzycznej, na której organizowane są koncerty i imprezy z muzyką
na żywo; w ciągu ostatnich czterech lat odbyło się 100 koncertów
zespołów młodych, debiutujących, jak i tak znanych jak: Vader, Closterkeller, Hunter. Inferno Cafe jest też gospodarzem serii koncertów z cyklu W hołdzie Tadeuszowi Nalepie.
190
Almanach 2015
Katarzyna Koperkiewicz, studentka Instytut Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej (specjalność: ubiór i tkanina) – współorganizatorka I Koszalińskich Targów Sztuki i Dizajnu 2015; podczas 9.
edycji ogólnopolskiego spotkania Reminiscencji Recyklingu Przetwory 2014 nominowana do tytułu Przetwórca Roku; prezentowała
swoje prace podczas gal i pokazów mody.
Tomasz `Cukin’ Żuk, lider street artu w Koszalinie – autor wielu realizacji w przestrzeni miejskiej, zawsze nawiązujących do
charakteru miejsca i obiektu; jego prace wyróżniają się pomysłem
i jakością wykonania; jako artysta niezawodowy od dwóch lat jest
uczestnikiem wystawy interdyscyplinarnej Fala (CK 105); projektuje i wykonuje murale, zdobywca Lauru Forum Made in Koszalin
w kategorii „styl życia i inspiracje”; projektant okładki do Almanachu
kultury koszalińskiej 2015.
Anna Ignaczak (Zespól Szkół Plastycznych, opiekun artystyczny:
Tadeusz Walczak) – I miejsce w III etapie konkursu indywidualnego oraz I miejsce zespołowo dla reprezentantów szkoły podczas
X Przeglądu Prac z Rysunku, Malarstwa i Rzeźby w Dłużewie.
Rafał Krężołek (opiekun artystyczny: Danuta Kaluta-Jakubowska) – udział zakończony nagrodą między innymi w: VIII Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym w Austrii, IV Ogólnopolskim
Konkursie Sonat klasy skrzypiec i altówki w Szczecinie, III PolskoNiemieckim Konkursie Smyczkowych i Fletowych Zespołów Kameralnych w Żarach.
Julia Popławska (opiekun artystyczny: Olga Borowska) – udział
zakończony nagrodą między innymi w: VIII Międzynarodowym
Konkursie Skrzypcowym w Austrii i Ogólnopolskich Przesłuchaniach Uczniów Szkół Muzycznych I stopnia w Katowicach; uczestniczka programu mistrzowskiej edukacji artystycznej Lusławicka
Orkiestra Talentów 2015/2016.
Michał Kawecki (opiekun artystyczny: Izabela Jaskulska) – udział
zakończony nagrodą między innymi w: XVI Ogólnopolskim Konkursie Kompozytorskim Uczniowskiego Forum Muzycznego w Warszawie, III Ogólnopolskim Konkursie Kompozytorskim Moja (mi)nuta
i w VI Ogólnopolskim Konkursie Kompozytorskim Muzyki Współczesnej i Młodzieżowej Srebrna Szybka w Krakowie.
Mikołaj Gajdzis (opiekun artystyczny: dr Piotr Pożakowski) –
udział zakończony nagrodą między innymi w: XV Międzynarodowym
Konkursie Muzycznym im. J. Zarębskiego w Warszawie, 10th International Interpretative Competition for Wind Instruments w czeskim
Brnie, XXIII Poznańskim Konkursie Instrumentów Dętych Blaszanych.
Nagrody drugiego stopnia za osiągnięcia w dziedzinie kultury (dzieci i młodzież)
Michał Słomka (opiekunowie artystyczni: Rafał i Ewa Kowalewscy) – uzdolniony w wielu kierunkach: śpiew, teatr, recytacja, animator wydarzeń kulturalnych; jeden z założycieli młodzieżowej grupy
KolorON; uczestnik i laureat wielu konkursów, festiwali, przeglądów
muzycznych, recytatorskich, teatralnych.
Amelia Dziedzic (opiekun artystyczny: Małgorzata Kobierska) –
udział zakończony nagrodą między innymi w: 40. Ogólnopolskim
Konkursie Bachowski im. Stanisława Hajzera w Zielonej Górze, Lubuskich Spotkaniach Skrzypcowych w Zielonej Górze, 11. Ogólnopolskim Forum Młodych Instrumentalistów im. Karola i Antoniego
Szafranków w Rybniku.
Szymon Majchrzak (opiekun artystyczny: Ewa Czapik-Kowalewska) – wykonawca między innymi monodramu Pokuć w reż. Ewy
Czapik-Kowalewskiej (premiera: 14.03.2015), granego w Koszalinie,
Gorzowie Wielkopolskim, Szczecinie, Ostrołęce, Słupsku; mono-
Wiktor Dziedzic (opiekun artystyczny: Natan Dondalski) – udział
zakończony nagrodą między innymi w: Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym im. J. Kociana w Usti nad Orlici w Czechach, Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym Młody Paganini w Legnicy.
Podsumowania
191
P O D S U M O W A N I A
Nagrody pierwszego stopnia za osiągnięcia w dziedzinie kultury (dzieci i młodzież)
Maria Głowacka (II LO w Koszalinie, opiekun artystyczny: Dorota
Herbik-Słobodzian) – I miejsce w kategorii duet XXII Międzynarodowego Festiwalu Super Mikrofon Radia Jard w Białymstoku; nagroda
specjalna i nagroda specjalna w duecie Międzynarodowego Festiwalu Orpheus in Italy Lido di Jesolo we Włoszech.
dram otrzymał nagrody i wyróżnienia na wielu festiwalach teatralnych w Polsce.
Wiktor Kazubiński (opiekun artystyczny: Katarzyna Szymczewska) – udział zakończony nagrodą między innymi w: Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym Gorlitz/Zgorzelec, VI Chopinowskim Turnieju Pianistycznym im. H i L. Stefańskich w Krakowie,
I Ogólnopolskim Konkursie Młodych Pianistów Chopin pod Wawelem w Krakowie.
P O D S U M O W A N I A
Marika Staszewska (opiekun artystyczny: Małgorzata Kobierska)
– udział zakończony nagrodą między innymi w: VIII Międzynarodowym Konkursie Skrzypcowym w Austrii, XII Makroregionalnych
spotkaniach zespołów w Gdańsku (w kwartecie smyczkowym),
I Konkursie Duetów Instrumentalnych w Stargardzie Szczecińskim.
Jakub Dominikowski (opiekun artystyczny: Tadeusz Walczak) –
udział zakończony nagrodą między innymi w: XII Ogólnopolskim
Biennale Rysunku i Malarstwa Klas Młodszych Szkół Plastycznych,
Ogólnopolskim Konkursie Plastycznym Mój Świat w Olsztynie
i X Przeglądzie Prac z Rysunku, Malarstwa i Rzeźby w Szczecinie.
Zofia Iwaszkiewicz (opiekun artystyczny: Karolina Bracławiec) –
udział zakończony nagrodą między innymi w: XVII Ogólnopolskiej
Wystawie Fotografii Dzieci i Młodzieży w Białymstoku, VII Ogólnopolskim Konkursie Fotograficznym Fot On, V Ogólnopolskim
Biennale Autoportretu w Rysunku Uczniów Szkół Plastycznych
w Radomiu oraz w XIV Ogólnopolskim Konkursie Fotografii Dzieci
i Młodzieży Człowiek, Świat, Przyroda w Koszalinie.
Julia Murawska (opiekun artystyczny: Aleksander Murawski) –
udział zakończony nagrodą między innymi w: Międzynarodowym
Konkursie Pianistycznym Gorlitz/Zgorzelec, X Międzynarodowym
Forum Pianistycznym Bieszczady bez granic w Sanoku, Muzycznych
Konfrontacjach Młodych – Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny
w Koszalinie; stypendystka Muzycznej Polskiej Grupy Energetycznej.
Patryk Dżaman (opiekun artystyczny: Zbigniew Dubiella) –
udział zakończony nagrodą między innymi w: XIII Ogólnopolskim
Konkursie Gitary Klasycznej w Olsztynie, XVII Rejonowym Przeglądzie Muzyki Gitarowej w Słupsku, XIII Ogólnopolskim Konkursie Gitarowym Hity na gitarze Pałacu Młodzieży w Koszalinie.
Gabriela Murawska (opiekun artystyczny: Aleksander Murawski)
– udział zakończony nagrodą między innymi w: Międzynarodowym
Konkursie Pianistycznym Gorlitz/Zgorzelec, X Międzynarodowym
Forum Pianistycznym Bieszczady bez granic w Sanoku, Międzynarodowym Konkursie Młody wirtuoz, Polsko-Niemieckim Konkursie
Pianistycznym Młode talenty w Szczecinie.
Nicola Gaszyńska (opiekun artystyczny: Monika Kalkowska) – udział
zakończony nagrodą między innymi w: XVIII Międzynarodowym Konkursie Twórczości Plastycznej Dzieci i Młodzieży Zawsze zielono, zawsze
niebiesko w Toruniu, XVII Ogólnopolskiej Wystawie Fotografii Dzieci
i Młodzieży w Białymstoku oraz w XIV Ogólnopolskim Konkursie Fotografii Dzieci i Młodzieży Człowiek, Świat, Przyroda w Koszalinie.
Agata Bujnicka (opiekunowie artystyczni: Agnieszka Sieńkowska, Marcin Kuropatwa) – udział zakończony nagrodą między innymi w: X Przeglądzie Prac z Rysunku, Malarstwa i Rzeźby w Szczecinie, XXIII Ogólnopolskim Plenerze Rzeźbiarski Myślęcinek 2015, IV
Międzynarodowym Konkursie Plastycznym Pamiętajcie o Ogrodach
w Płocku.
Mateusz Wilk (opiekun artystyczny: Monika Kalkowska) – udział
zakończony nagrodą między innymi w: XIV Ogólnopolskim Konkursie Fotograficznym im. Jana Bułhaka Pejzaże wokół mojego miasta,
VIII Ogólnopolskim Konkursie Fotograficznym Światło wieczorową
porą, Miejskim Konkursie Fotografii Koszalin moje miasto. Ocalmy od
zapomnienia.
Karolina Majewska (opiekun artystyczny: Tadeusz Walczak)
– udział zakończony nagrodą między innymi w: Ogólnopolskim
Konkursie Plastycznym Wariacje na temat twórczości Stanisława
Ignacego Witkiewicza w Częstochowie, XII Ogólnopolskim Biennale Rysunku i Malarstwa Klas Młodszych Szkół Plastycznych oraz w
Ogólnopolskim Biennale Autoportretu w Rysunku Uczniów Szkół
Plastycznych w Radomiu.
Konrad Łyda i Aleksandra Staszak, para taneczna (opiekun artystyczny: Robert Rowiński) – para awansowała w 2015 roku – zdobyła klasę taneczną z D do B; udział zakończony nagrodą między
innymi w: Pucharze Polski FTS klas B i A w Warszawie, Mistrzostwach
Polski PTT w 10 tańcach w kategorii junior w Tarnowie Podgórnym,
Międzynarodowym Turnieju Tańca Blackpool w Anglii oraz w British
Junior Ballroom Championship.
192
Almanach 2015
Top Toys Young (opiekun artystyczny: Anna Dubrownik) – udział
zakończony nagrodą między innymi w: Krajowych Mistrzostwach
International Dance Organization Hip Hop, Hip Hop Battles, Electric
Boogie, Break Dance w Wałbrzychu oraz w Mistrzostwach Europy
IDO European Championship Organization Hip Hop, Electric Boogie, Break Dance w Kielcach.
Michał Ilczyszyn (opiekun artystyczny: Anna Dubrownik) –
udział zakończony nagrodą między innymi w: Krajowych Mistrzostwach International Dance Organization Hip Hop, Hip Hop Battles,
Electric Boogie, Break Dance w Wałbrzychu oraz w Mistrzostwach
Europy IDO European Championship Organization Hip Hop, Electric
Boogie, Break Dance w Kielcach.
Wydarzenie Kulturalne Roku 2015
(nagroda za realizację przedsięwzięcia artystycznego)
Plon, niesiemy plon, czyli dożynkowych wspomnień czar w Koszalinie – impreza plenerowa zorganizowana w ramach Nocy Muzeów
przez Archiwum Państwowe w Koszalinie. Koszalińskie Archiwum
Państwowe po raz kolejny włączyło się do obchodów Nocy Muzeów, organizując imprezę plenerową z tradycyjnym obrządkiem
dożynkowym, festynem z pokazami rzemieślniczymi, występami
zespołów ludowych, konkursem na najlepszy chleb dożynkowy,
zwiedzaniem magazynów archiwalnych i prezentacją unikatowych
zbiorów. Goście zwiedzali wystawę 40 lat minęło... Centralne Dożynki
Koszalin 1975 i wędrowali ścieżką edukacyjną Köslin – Koszalin. Miasto Pomorskie.
P O D S U M O W A N I A
Podsumowania
193
P O D S U M O W A N I A
Jak prezydent zlecał nam uratowanie
miasta od zapomnienia...
Pomysł na krótki film promocyjny o Almanachu był dziełem przypadku. Kolegium redakcyjne wydawnictwa uznało, że nośnik informacji o publikacji powinien pozostawać w kontrze do powagi jej
zawartości, a ponadto trzeba poszukać potencjalnych odbiorców
wśród młodych ludzi, których do treści najlepiej przekonuje atrakcyjna forma.
Wspólnie z wydawcą, Koszalińską Biblioteką Publiczną, reprezentowaną przez dyrektora Andrzeja Ziemińskiego, przedstawiciele kolegium: Anna Makochonik, redaktor prowadząca i Piotr Pawłowski,
przewodniczący kolegium, zwrócili się o wsparcie w przygotowaniu materiału o Almanachu do pionu produkcji filmowej Centrum
Kultury 105 (CK 105).
Dawno temu w Koszalinie
Po dwóch spotkaniach roboczych Katarzyna Lenarcik-Stenzel,
aktorka pracująca w CK 105, podsunęła pomysł na scenariusz, który
uzyskał akceptację. Oddajmy jej głos: – Wracamy do klasyki, kino
sensacyjne, umowne „lata dwudzieste, lata trzydzieste” ubiegłego
wieku. Wszystkie postaci w stylizacjach z epoki prohibicji. Prezydent [Piotr Jedliński] mówi do dwóch najemników [Andrzej Ziemiński, Piotr Pawłowski]: „Mam dla was zlecenie [sam prezydent uznał,
że jednak wiarygodniej zabrzmi: „robotę” i tak powiedział]. Trzeba
ocalić miasto od zapomnienia”. Najemnicy kiwają głowami, tak,
przyjmują zlecenie.
– Cięcie – kontynuuje Kasia. – Stylowe wnętrze, wokół okrągłego
stołu siedzą przedstawiciele instytucji kultury. Najemnicy przyszli
do nich po receptę na ocalenie. Każdy z dyrektorów przekazuje
przybyłym teczkę z osiągnięciami swojej placówki. Cięcie i szybki
montaż: z teczek wydobywają się ujęcia z najpopularniejszych
wśród koszalinian imprez. Cięcie.
Ferajna bez papierosów
Na koniec – dopowiemy za Kasię – najemnicy krótko zdają prezy-
dentowi relację ze śledztwa. Zadanie zostało wykonane. Najlepiej
od zapomnienia kulturę ratuje rzecz jasna Almanach kultury koszalińskiej. Koniec.
Pierwsze zdjęcia odbyły się w styczniu, w gabinecie prezydenta,
który do zabawy włączył się z małym zastrzeżeniem, by na ekranie,
inaczej niż w życiu, mógł pojawić się bez papierosa. Piotr Jedliński
wystąpił zatem bez papierosa, za to w stylowym kapeluszu. Szkoda
nawet – uznaliśmy – że tak nie nosi się na co dzień, bowiem samym
wyglądem mógłby załatwić wiele problemów koszalinian, a i żaden
inwestor nie śmiałby odmówić prezydentowi przeprowadzki do
strefy.
Nagranie zdania wypowiedzianego przez zleceniodawcę do najemników w holu ratuszowym przed gabinetem prezydenta, uwijającej się jak w ukropie ekipie filmowej z CK 105, zajęło trzy godziny,
ale to standard. Pewien znany aktor polski powiedział, że gra w filmie jest jak strzelanie na poligonie wojskowym: pięć godzin czekania na dwie rakiety pozoracyjne.
194
Almanach 2015
P O D S U M O W A N I A
195
Podsumowania
196
Almanach 2015
P O D S U M O W A N I A
Spis treści:
WSTĘPY............................................................................................................................................ 3
WYDARZENIA ................................................................................................................................. 5
FOTOGRAFIA
Marcin Napierała Fotografowanie indywidualne i grupowe .......................................... 6
Anna Makochonik Fotokonfrontacje. Spójrz na mnie! ........................................................ 8
Piotr Pawłowski Świat fotografii Marka Jóźkowa ............................................................... 10
Anna Rawska Wojciech Szwej – rysujący światłem ............................................................ 12
Izabela Rogowska Przez sześć kontynentów po... Złoty Medal ....................................... 14
FILM
Piotr Pawłowski Kino energii, poszukiwań, ryzyka ............................................................. 16
Anna Makochonik Siła jest w każdym z nas* ........................................................................ 20
Izabela Nowak Spotkanie z legendą ........................................................................................ 24
Anna Popławska Pomerania – siedem tłustych lat ............................................................ 29
Maja Ignasiak Miasto dzielnych kobiet ................................................................................... 30
Roman Barcikowski Krótka historia produkcji filmowych CK 105 .................................. 32
LITERATURA
Andrzej Mielcarek Mix biznesu i sztuki* ............................................................................... 34
Małgorzata Zychowicz Galopem, z pisarzami przez Koszalin ......................................... 38
Małgorzata Kołowska Król jest tylko jeden ............................................................................ 40
Ewa Marczak Fantastyczny kryminał ...................................................................................... 44
MUZYKA
Dariusz Pawlikowski Jazz najlepszego sortu ........................................................................ 46
Beata Górecka-Młyńczak Duet na cztery ręce i... Carnegie Hall ...................................... 50
197
Robert Kuliński Jubileuszowa Generacja... bez jubileuszu ................................................ 54
Mateusz Prus Siła muzyki z Koszalina ..................................................................................... 56
Arkadiusz Wilman Ludzie to lubią, ludzie to kupią ............................................................. 61
Izabela Nowak Najnowsza odsłona tradycji polonijnej .................................................... 64
Małgorzata Kołowska Na jednym oddechu ......................................................................... 67
Anna Załucka Pasja, harmonia i marzenia ........................................................................... 70
Kazimierz Rozbicki Eksplozje muzyczne Filharmonii ......................................................... 72
Izabela Rogowska Piosenka aktorska w świetle Reflektora ............................................. 80
PLASTYKA
Ryszard Ziarkiewicz Zwierzę, Homo Politicus, Androgyn .................................................. 82
Maja Ignasiak Dziesiąta Fala uderzeniowa ........................................................................... 85
Anna Makochonik Cukin: ścigam sam siebie* ..................................................................... 89
Jupi Podlaszewski Pokora, integracja i swoboda działania ............................................. 93
Anna Mosiewicz Porcelanowe impresje Beaty Orlikowskiej ............................................. 96
Anna Rawska Szkoła osobowości ............................................................................................. 99
Mateusz Prus Sztuka na ulicach ............................................................................................. 102
TEATR
Maja Ignasiak Beata tysiąca pomysłów ............................................................................... 108
Anna Popławska Straszne bajki i rozpustne mity .............................................................. 111
Anna Makochonik Młodzi reżyserzy: scenografie was nie obronią* ........................... 118
Grażyna Preder Więcej tańca! ................................................................................................. 123
Izabela Nowak Nieustanne rozmowy z publicznością ..................................................... 126
Marcin Napierała Kocham teatr nieoczywisty ................................................................... 130
Aleksandra Barcikowska Teatry ludzi z pasją .................................................................... 134
198
Almanach 2015
ZJAWISKA .................................................................................................................................... 139
Andrzej Mielcarek HS99 – koszaliński towar eksportowy* ............................................ 140
Piotr Pawłowski Ja jestem Stramik/moje żarty są jak dynamit ..................................... 145
Kuba Grabski Sułtani stand-upu ............................................................................................ 149
Robert Kuliński Był sobie City Box ......................................................................................... 151
Anna Popławska Uczenie (do) kultury ................................................................................. 153
Weronika Teplicka Dobra sztuka, dobry dizajn ................................................................. 155
Aleksandra Barcikowska Scena – koszalińska galeria bezdomna ............................... 158
Joanna Wyrzykowska Kultura na pięćdziesiąt+ ............................................................... 160
Robert Kuliński Już kultura czy wciąż rozrywka? .............................................................. 163
Joanna Chojecka Kulturalnie, w nocy .................................................................................. 168
PODSUMOWANIA ................................................................................................................... 173
Pożegnania .................................................................................................................................. 175
Kalendarium wybranych wydarzeń kulturalnych w 2015 roku ................................ 178
Nagrody Prezydenta Koszalina w dziedzinie twórczości artystycznej,
upowszechniania i ochrony kultury za rok 2015 ............................................................ 188
Jak prezydent zlecał nam uratowanie miasta od zapomnienia ............................... 194
* Teksty są przedrukami z Magazynu Koszalińskiego Prestiż
i ukazały się na łamach pisma w 2015 roku
199
Autorzy Almanachu kultury koszalińskiej:
Aleksandra Barcikowska: dziennikarka radiowa
Roman Barcikowski: operator, reżyser
Joanna Chojecka: dyrektor Archiwum Państwowego w Koszalinie
Kuba Grabski: dziennikarza, publicysta
Beata Górecka-Młyńczak: dziennikarka radiowa
Maja Ignasiak: dziennikarka telewizyjna, publicystka
Małgorzata Kołowska: publicystka, redaktor prowadząca Almanachu w latach 2005-2014
Anna Kowal: kustosz, bibliotekarz
Robert Kuliński: dziennikarz, muzyk
Anna Makochonik: dziennikarka, publicystka
Ewa Marczak: dziennikarka
Andrzej Mielcarek: dziennikarz, publicysta, wydawca
Anna Mosiewicz: historyk sztuki, publicystka
Marcin Napierała: dziennikarz, redaktor naczelny Tygodnika Koszalińskiego Miasto/Telewizji Kablowej Max
Izabela Nowak: publicystka
Dariusz Pawlikowski: dziennikarz radiowy
Piotr Pawłowski: dziennikarz, publicysta, wydawca
Jupi Podlaszewski: publicysta, twórca teatralny
Anna Popławska: dziennikarka radiowa, publicystka
Grażyna Preder: dziennikarka radiowa
Mateusz Prus: animator kultury, aktywista społeczny
Anna Rawska: dziennikarka radiowa
Izabela Rogowska: fotografka
Kazimierz Rozbicki: kompozytor, krytyk muzyczny
Weronika Teplicka: artystka
Arkadiusz Wilman: dziennikarz
Joanna Wyrzykowska: dziennikarka telewizyjna, publicystka
Anna Załucka: kierownik sekcji ogólnomuzycznej w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych w Koszalinie
Ryszard Ziarkiewicz: krytyk sztuki
Małgorzata Zychowicz: bibliotekarka
200
Almanach 2015

Podobne dokumenty