W krajowej czołówce. "Kronika"

Transkrypt

W krajowej czołówce. "Kronika"
W krajowej czołówce
„Kronika” rozmawia z rektorem Uniwersytetu Łódzkiego
prof. dr. hab. WIESŁAWEM PUSIEM
– Panie rektorze, nowy rok akademicki Uniwersytet Łódzki rozpocznie z
dwunastoma wydziałami, bowiem Wydział Fizyki i Chemii dzieli się na dwie
odrębne jednostki: Wydział Fizyki i Informatyki Stosowanej oraz Wydział
Chemii. Czy nie budzi to uzasadnionych obaw o zbytnie rozdrobnienie
uniwersyteckich wydziałów, jako że niektóre z nich de facto stają się
jednokierunkowymi?
– Nie mamy takich obaw i wątpliwości, bowiem podział wydziałów, a tym
samym wzrost ich liczby, wiąże się z finansowaniem badań naukowych. Musimy
pamiętać, że w sytuacji, w której Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego,
podobnie jak poprzednio Komitet Badań Naukowych, przyznaje pieniądze na
badania własne oraz tzw. dotację statutową, liczą się te struktury uczelniane, które
są samodzielne. Jeżeli poprzednio był Wydział Fizyki i Chemii, to chemia na tym
cierpiała. Fizyka otrzymywała większe środki, chemia zaś mniejsze.
Przypomnę, że fizyka i chemia mają pierwszą kategorię przyznaną im przez
resort nauki i szkolnictwa wyższego. W związku z tym podział wydziału doprowadzi
do tego, iż ministerialne dotacje będą o wiele, wiele wyższe. Tak więc jest to
działanie racjonalne. Ponadto obydwa wydziały będą starać się rozwijać
specjalności, na które jest zapotrzebowanie na rynku pracy. Fizycy np. w większym
niż dotychczas stopniu zaangażują się w kształcenie informatyków. Warto też
wspomnieć, że jednokierunkowe wydziały funkcjonują od wielu lat w Uniwersytecie
Warszawskim, a więc uczelni, na którą od czasu do czasu możemy się powoływać,
jako na wiodącą, obok oczywiście Uniwersytetu Jagiellońskiego.
– Podobnie rzecz się ma z kierunkami studiów, których obecnie na
naszej uczelni jest 29, niekiedy bardzo specjalistycznych, co absolwentom nie
pomaga w znalezieniu zatrudnienia zgodnego z uzyskanymi bardzo „wąskimi”
kwalifikacjami udokumentowanymi na dyplomie ukończenia uczelni. Może
absolwentom łatwiej byłoby poruszać się na rynku pracy gdyby kierunków
studiów było mniej i miały charakter bardziej uniwersalny, stwarzający
możliwość szybkiego uzyskiwania specjalizacji, na które jest w danym
momencie zapotrzebowanie?
– Mamy rzeczywiście 29 kierunków studiów, a na tych kierunkach jeszcze
110 specjalności. A to tylko dlatego, że na absolwentów wielu poszukiwanych
specjalności czekają pracodawcy. Weźmy choćby pod uwagę kierunki studiów i
specjalności na Wydziale Zarządzania. Kiedyś było tam tylko zarządzanie, dziś zaś
poprzednia specjalność finanse i rachunkowość, jest już kierunkiem, dodajmy
kierunkiem niezwykle poszukiwanym. Podobnie kierunkiem stała specjalność w
zakresie logistyki. Wiemy już, że podczas tegorocznej rekrutacji na pierwszy rok
studiów na logistykę zapisało się najwięcej kandydatów. Jeszcze do niedawna taki
kierunek studiów w Europie w ogóle nie istniał. Obecnie zaś uważany jest za bardzo
ważny w całym świecie.
Nowe kierunki i specjalizacje, będące wynikiem zapotrzebowania rynku pracy,
pojawiają się także na innych wydziałach, m.in. na Filologicznym, gdzie np.
specjalizacja dziennikarstwo i media przekształcona zostaje z nowym rokiem
akademickim w kierunek studiów. I to wcale nie przeszkadza. Wręcz odwrotnie
mnogość kierunków jest korzystna dla uczelni, gdyż po pierwsze przyciąga do
uniwersytetu większą liczbę kandydatów, z których każdy może znaleźć dla siebie
interesującą ofertę edukacyjną, a po drugie absolwenci mają większe szanse na
znalezienie zatrudnienia.
– Na jakim etapie w Uniwersytecie Łódzkim jest wdrażanie dwu- i
trzystopniowego systemu studiów, tj. licencjat – magisterium i licencjat –
magisterium – doktorat oraz systemu porównywalnych dyplomów, zgodnie z
ideą Procesu Bolońskiego, przewidującego utworzenie do roku 2010 wspólnej
Europejskiej Przestrzeni Szkolnictwa Wyższego?
– Od tego roku, poza psychologią i prawem, wszystkie kierunki studiów na
Uniwersytecie Łódzkim przechodzą na dwustopniowy system kształcenia, a więc
licencjat i ewentualnie później magisterium. Natomiast stopień trzeci, czyli studia
doktoranckie, jest dopiero w trakcie realizacji. Myślę, że w naszym kraju – generalnie
rzecz ujmując – studia doktoranckie, w rozumieniu Procesu Bolońskiego, obejmują
zbyt małą liczbę młodzieży. Obecnie w całej Polsce mamy zaledwie 31 tys.
doktorantów. Gdybyśmy brali pod uwagę wskaźniki, które w dokumentach tego
procesu zostały przyjęte, to na studiach doktoranckich powinniśmy mieć około sześć
proc. tych, którzy w ogóle dostali się na studia.
Obecnie w wyższych uczelniach całego kraju kształci się dwa miliony osób. Na
studiach doktoranckich powinno być więc od 120 do 150 tys. słuchaczy. W
Uniwersytecie Łódzkim mamy ok. tysiąca doktorantów, a powinno ich być blisko trzy
tysiące. Nie jesteśmy jednak w stanie dziś tego zrealizować, głównie ze względu na
fakt bardzo ubogiego systemu stypendialnego dla doktorantów. W skali roku możemy
zapewnić stypendium co najwyżej stu nowo przyjętym osobom. Mimo to przyjmujemy
co roku na studia doktoranckie dwustu-trzystu słuchaczy, a w tym roku przyjmiemy
nawet czterystu. W większości, niestety, bez przyznawania stypendium. Co prawda
jest jeszcze możliwość uzyskania stypendium socjalnego. Ale nie jest to przecież to
czego oczekuje doktorant, szczególnie wywodzący się z niezamożnej rodziny.
Mam jednak nadzieję, że jeżeli chodzi o kształcenie doktorantów, zgodnie z
ideą Procesu Bolońskiego, uporamy się z tym problemem do roku 2010. Już na
początku przyszłego roku resort nauki i szkolnictwa wyższego uruchamia specjalny
fundusz stypendialny dla doktorantów. Pieniądze na ten cel nie będą więc pochodzić
z ministerialnej dotacji przekazywanej poszczególnym uczelniom, lecz ze
wspomnianego specjalnego funduszu tworzonego na szczeblu resortu, który mam
nadzieję z każdym rokiem będzie się rozwijał.
Natomiast wyraźnie chcę powiedzieć, że doktorzy wykształceni na studiach
doktoranckich, tylko w części będą w dalszym ciągu kontynuować badania naukowe.
Większość z nich, zgodnie z zapisami dokumentów Procesu Bolońskiego, ma
przechodzić do pracy w gospodarce oraz instytucjach i organizacjach, których
działalność związana jest z życiem społecznym i kulturalnym. Jest bowiem rzeczą
oczywistą, że wszystkich doktorów nie będą w stanie „wchłonąć” placówki naukowobadawcze.
– Dotychczasowe wyniki rekrutacji i poziom wiedzy maturzystów
rozpoczynających studia w szkołach wyższych wywołują w ostatnich latach
coraz większą falę krytyki. Winą za ten stan rzeczy w znacznej mierze obarcza
się szkoły średnie i nauczycieli, źle przygotowanych do wykonywania trudnego
zawodu. W jakiś więc sposób odpowiedzialność za ten stan rzeczy spada
również na wyższe uczelnie, głównie zaś uniwersytety, których absolwenci
trafiający do szkół nie mają odpowiednich kwalifikacji pedagogicznych. Koło
się więc zamyka. Uczelnie nie przygotowują właściwie do zawodu nauczyciela.
Z kolei nauczyciel bez dobrego przygotowania „dostarcza” szkołom wyższym
źle przygotowanego do studiów maturzystę. Czy w tej sytuacji w Uniwersytecie
Łódzkim podejmowane są jakieś przedsięwzięcia mające na celu lepsze,
efektywniejsze kształcenie słuchaczy mających zamiar po ukończeniu studiów
pracować w szkole?
– Brak w tej chwili egzaminów wstępnych do szkół wyższych i wiążący się z
tym poziom wiedzy maturzystów w ostatnich dwóch latach jest oczywiście dla nas
pewnym problemem, Wyraźnie jednak chcę tu powiedzieć, że „amnestia” ogłoszona
przez ministra Romana Giertycha, która jeszcze w tym roku obowiązuje, nie jest
szczęśliwym rozwiązaniem. Wspomniana amnestia sprawiła, że 90 proc.
maturzystów otrzymało świadectwo dojrzałości. Wydawałoby się więc, że mamy w
czym wybierać. Nie jest to jednak tak oczywiste, bo przecież wiadomo, że większość
tych młodych ludzi ze względu na swe słabe przygotowanie do matury, nie dostanie
się na studia stacjonarne, rozpocznie więc zajęcia na studiach płatnych, zaocznych
lub wieczorowych.
Dlaczego się tak dzieje i czy jest to tylko wina nauczycieli oraz szkoły,
najpierw podstawowej, później średniej? Myślę, że problem jest bardziej złożony.
Przede wszystkim nie zgadzam się z tym, że źle kształcimy nauczycieli na
uniwersytetach czy akademiach pedagogicznych. Jestem przekonany, że kształcimy
dobrze, tyle że do zawodu nauczycielskiego, szczególnie w ostatnich latach, nie
przyjmowano zbyt wielu młodych ludzi, bo po prostu zmniejszała się liczba dzieci w
szkołach podstawowych, a co za tym idzie, również średnich. Dla większości
absolwentów wyższych uczelni zawód nauczyciela stawał więc trudno dostępny z
powodu ograniczania etatów w placówkach oświatowych. Do tego dochodzi niskie
uposażenie w tej profesji. Młodzi ludzie po studiach, nawet ci, którzy zdobyli
kwalifikacje nauczycielskie, najczęściej nie szukali pracy w szkole, tylko gdzie indziej.
Istotne jest również, by zaprzestać, nie waham się tego powiedzieć, pewnych
manipulacji na poziomie Ministerstwa Edukacji Narodowej, manipulacji o charakterze
wybitnie politycznym, mających na celu przypodobanie się części społeczeństwa, tej
młodej części. Pokazanie, że łatwo jest zdać egzamin maturalny, a jeśli się go nie
zda z jednego przedmiotu, to i tak się będzie kandydatem na studia. To po prostu
fatalne i trzeba z tym skończyć.
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jedną kwestię, o której w Uniwersytecie
Łódzkim ciągle się mówi, a mianowicie o słabym przygotowaniu absolwentów szkół
średnich z matematyki i fizyki. Z tym także trzeba skończyć. Wystosowany został
ostatnio apel do wyższych uczelni, aby oceny z matematyki wpisywać jako jeden z
elementów składających się na ogólną punktację decydującą o przyjęciu na różne
kierunki studiów. Aby przyzwyczaić maturzystów, że korzystnie jest mieć dobrą
ocenę z matematyki na świadectwie, że warto próbować zdawać na egzaminie
dojrzałości właśnie matematykę. Przypominam, że za dwa lata matematyka będzie
już przedmiotem obowiązkowym na maturze. I całe szczęście.
Pamiętajmy też o tym, iż politechniki, ale też i nasze wydziały: Matematyki,
dotychczasowy Fizyki i Chemii oraz kierunki ekonomiczne mają problemy ze
słuchaczami I i II semestru rozpoczynającymi zajęcia z matematyki. Okazuje się, że
są oni tak słabo przygotowani, iż właściwe trzeba ich uczyć tego przedmiotu na
nowo. Politechnika Łódzka przez I semestr organizuje dla swoich studentów
najzwyczajniejsze w świecie korepetycje. To są na wyższej uczelni działania wręcz
kuriozalne, niestety, jednak konieczne.
Jeśli natomiast chodzi o najefektywniejsze kształcenie nauczycieli, sądzę że to
co obecnie realizujemy jest optymalne. Wyraźnie, i to już przed paru laty, zwiększyła
się w dydaktyce liczba godzin obejmujących przedmioty pedagogiczne i z dziedziny
psychologii. Ewidentnie też wzrosła liczba godzin praktyk studenckich odbywanych w
szkołach. Wszystko idzie więc w tym kierunku, aby tych słuchaczy, którzy oczywiście
chcą, lepiej przygotować do zawodu nauczyciela.
I na koniec tych rozważań jedna osobista refleksja: nauczycielem w jakimś
sensie trzeba się urodzić, a więc ktoś, kto nie ma zamiłowania do tego zawodu, w
ogóle nie powinien do niego trafiać. Niezależnie od tego, jakie wykształcenie
otrzyma. Taka jest prawda.
– W wywiadzie udzielonym roku temu „Kronice” zapowiadał pan rektor
prace nad budzącym kontrowersje projektem reformy finansów uczelni, której
podstawowym celem miała być samodzielność finansowa wydziałów, czyli
dość daleko posunięta w tej dziedzinie decentralizacja. Jakoś sprawa ta
ucichła. Czy uniwersytet się z reformy się wycofał, przynajmniej na razie, czy
też możemy spodziewać się, że w niezbyt odległym czasie zostanie ona
wprowadzona w życie?
– Proces reformy finansów uczelni trwa. Zespół prof. Ireny Sobańskiej z
Katedry Rachunkowości wypracował taki system liczenia kosztów i przychodów, od
poziomu pracowni, zakładu, katedry – aż po szczebel wydziału i wreszcie uczelni.
Musimy jednak pamiętać, że aby wdrożyć nowy system zarządzania finansami
uniwersytetu, musi być przygotowany odpowiedni program informatyczny. Inaczej nie
da się tym systemem zarządzać.
Zanim jednak ten program powstanie, musimy również doprowadzić do
pewnej zmiany w systemie administracji uczelni. Niebawem powołamy zespół, który
to będzie realizował. Od razu zaznaczam, że nie chodzi o zmiany w strukturze
administracji i zarządzania uniwersytetem, lecz o sprecyzowanie zakresu
obowiązków, jakie mają ciążyć na jego administracji, począwszy od pracowni i
zakładów, a skończywszy na administracji centralnej. Gdy się z tym uporamy
możliwe będzie zainstalowanie wspomnianego wyżej programu informatycznego i
korzystanie z niego w zarządzaniu finansami uczelni.
Mam nadzieję, że z tym wszystkim uporamy się do końca obecnej kadencji
władz rektorskich i w sierpniu przyszłego roku nowy system zacznie już sprawnie
działać. Oczywiście nie zaczniemy od razu od poziomu pracowni ani też nawet
zakładu, ale od szczebla wydziału na pewno.
Dodam tylko, że ten system decentralizacji zarządzania finansami
uniwersytetu, bo tak trzeba go nazwać, nie oznacza decentralizacji uczelni w ogóle,
bo byłoby to już „nieszczęście”. Ciągle bowiem, zgodnie z obowiązującą ustawą
Prawo o szkolnictwie wyższym i Statutem UŁ, za kierowanie uniwersytetem
odpowiedzialna jest „centrala” i tak być powinno. Mało tego, wspomniana ustawa
wyraźnie „centralizuje” zarządzenie uczelnią, a nie odwrotnie.
– Mimo rosnących ostatnio nakładów na badania naukowe w budżecie
państwa, wciąż środki te nie są wystarczające. Wydaje się, że nauczyciele
akademiccy Uniwersytetu Łódzkiego w zbyt małym jeszcze stopniu korzystają
z możliwości dofinansowania, jakie w tym względzie stwarzają programy,
projekty i granty Unii Europejskiej, a także współpraca z przemysłem i
jednostkami samorządu terytorialnego.
– To prawda, w tym roku nakłady na badania w naszej uczelni, mam tu na
myśli pieniądze z budżetu państwa, wyraźnie wzrosły. A to z tej racji, że na
jedenaście, obecnie już dwanaście wydziałów, sześć otrzymało pierwszą kategorię.
Nie zawsze się to przekładało na większe środki, ale po odwołaniach, jakie
skierowaliśmy do ministerstwa, np. Wydział Nauk o Wychowaniu, który miał kategorię
trzecią, teraz ma drugą. Sprawiło, te, że otrzymał dodatkowo z naszego resortu 250
tys. zł, podobnie jak i będący jeszcze przed podziałem Wydział Fizyki i Chemii,
któremu dodano 450 tys. zł. W sumie dostaliśmy więcej blisko 1,5 mln zł niż w roku
minionym, co świadczy o ogromnym wysiłku środowiska akademickiego
uniwersytetu, pracującego ciężko, by znaleźć się w uczelnianej elicie.
Obecnie w UŁ tylko jeden wydział, uważam przy tym, że niezasłużenie –
Wydział Nauk Geograficznych, otrzymał kategorię trzecią. Pozostałe pięć i sześć
mają odpowiednio kategorię drugą i pierwszą. Wśród uniwersytetów polskich
jesteśmy więc w czołówce, plasując się na czwartym-piątym miejscu.
Przy tej okazji należy wspomnieć, że obecnie, w stosunku do lat poprzednich,
coraz więcej projektów zespołowych, ale też i indywidualnych, realizowanych jest w
UŁ poprzez udział w programach unijnych. Jeśli chodzi np. o 6. Program Ramowy,
który dobiega właśnie końca, to uczestniczą w nim 23 zespoły uniwersyteckie i
naukowcy realizujący siedem projektów indywidualnych. Dla porównania, w roku
2002 realizowano w UŁ jedynie sześć projektów unijnych. Oczywiście będziemy
dążyć do jeszcze większego udziału nauczycieli akademickich w tego rodzaju
przedsięwzięciach, tym bardziej, że w niedalekiej już przyszłości, głównie pieniądze
europejskie decydować będą o możliwościach prowadzenia naszych badań
naukowych.
– Ze sprawą tą wiąże się jednak dość istotna kwestia nadmiernego
obciążenie zajęciami dydaktycznymi pracowników naukowych uczelni. Jak pan
rektor ocenia pomysły, aby w czasie, w którym nauczyciele akademiccy
podejmują intensywne badania naukowe, ich obowiązki dydaktyczne
przejmowali inni naukowcy, mniej zaangażowani w prace badawcze,
oczywiście odpowiednio za to wynagradzani?
– Bardzo wyraźnie chcę powiedzieć, że ci koledzy, którzy realizują projekty
objęte ramowymi programami unijnymi otrzymują ode mnie zwolnienia z połowy
zajęć dydaktycznych, a były nawet przypadki, gdy np. nasi socjolodzy koordynowali
poważny projekt z udziałem naukowców ośmiu innych uniwersytetów europejskich,
dwie osoby w ogóle zostały zwolnione z prowadzenia dydaktyki. Tak, by mogły
bardziej zaangażować się w prace badawcze.
Z drugiej strony, i chcę to wyraźnie powiedzieć, muszę dbać o finanse uczelni,
o jej interes. Przyjąłem więc taką zasadę, że jeśli ktoś realizuje duży projekt
europejski i ma w ten sposób możliwość dodatkowego zarabiania pieniędzy, przy
zmniejszonych obowiązkach dydaktycznych, jakiś procent uposażenia takiego
nauczyciela akademickiego w uczelni powinien pochodzić z funduszy europejskich, z
których korzysta. Uniwersytet musi bowiem zapłacić komuś, kto przejmie jego
obowiązki dydaktyczne.
– Z natury rzeczy w takich uczelniach, jak uniwersytety najczęściej
uprawia się badania poznawcze, podstawowe, które co prawda sprzyjają
rozwojowi „czystej nauki”, kultury i w ogóle postępu cywilizacyjnego, ale w
bezpośredni sposób nie przekładają się np. na wzrost gospodarczy, gdyż
dopiero mogą stanowić przyczynek do prac aplikacyjnych, a niekiedy w ogóle
nie znajdują zastosowania praktycznego. Jaki więc uniwersytety powinny
znaleźć „złoty środek”, by świetle Strategii Lizbońskiej rozwijać przede
wszystkim badania stosowane, przydatne dla gospodarki i innych dziedzin
życia, nie tracąc przy tym z pola widzenia badań poznawczych, tak istotnych
dla dalszego rozwoju nauki?
– Należy tutaj dokonać pewnego rozróżnienia. W przypadku np. badań
poznawczych dotyczących humanistyki, powinniśmy mieć świadomość, że nie
przekładają się one od razu na rezultaty, które moglibyśmy dostrzec w życiu
gospodarczym. Są one jednak niezbędne dla ogólnego rozwoju kulturalnego,
podobnie jaki i nauki społeczne. I to jest zrozumiałe. Natomiast badania podstawowe
w dziedzinie nauk biologicznych, chemii, fizyki, także matematyki są niezbędne dla
badań aplikacyjnych. Tak się dzieje choćby w sferze dziedzin technicznych.
Przywołajmy tu choćby przykład telefonu komórkowego. Najpierw były badania
poznawcze fizyków w różnych krajach świata, które przełożyły się później prace
badawcze, które znalazły konkretne zastosowane przy konstruowaniu tak
popularnych obecnie „komórek”.
Dziś taką ważną sferę badań podstawowych stanowi fizyka kwantowa. W tej
dziedzinie nasza uczelnia należy do czołówki polskich uniwersytetów, a warto też
powiedzieć, że są to prace badawcze o zasięgu światowym. Mogą się one
przyczynić do powstania komputerów kwantowych, wysoce skomplikowanych
urządzeń, których konstrukcję trudno sobie nawet wyobrazić. Ale ci, którzy się fizyką
kwantową zajmują, w przypadku naszej uczelni zespół prof. Jakuba Rembielińskiego,
wiedzą że wcześniej lub później stanie się to realne.
Trzeba więc mieć świadomość, że badania podstawowe nie przynoszą
natychmiast wymiernych efektów dla gospodarki, ale mogą dać je wielokrotnie
wyższe w przyszłości. A uniwersytety są przede wszystkim od tego, by z istoty rzeczy
właśnie badania podstawowe prowadzić.
– Mimo zmniejszenia tempa, w dalszym ciągu w naszej uczelni trwa
dobra passa dla uniwersyteckich inwestycji. W końcu marca wmurowany
został kamień węgielny pod budowę nowego gmachu dla Wydziału Prawa i
Administracji, w maju, w 62. rocznicę powołania UŁ uroczyście przekazana
została po generalnym remoncie siedziba Wydziału Nauk i Wychowaniu. Na
jakie kolejne uniwersyteckie inwestycje możemy jeszcze liczyć w najbliższych
latach?
– Od wiosny minionego roku, licząc prace przygotowawcze, realizujemy
budowę nowego gmachu dla Wydziału Prawa i Administracji. Roboty przebiegają
szybko i sprawnie, ale z pewnością nie zakończą się za mojej kadencji, choć
oczywiście bardzo bym chciał. Natomiast wszystko wskazuje na to, że budynek
będzie pod dachem jeszcze w tym roku. W następnym natomiast rozpoczną się
roboty wykończeniowe, które potrwają do roku 2009, w którym przewiduje się
zamknięcie całej inwestycji.
Natomiast jeśli chodzi o kolejne lata jesteśmy w trakcie przygotowań – mamy
już projekty i studia wykonawcze – do modernizacji siedziby Wydziału EkonomicznoSocjologicznego. Mam tu na myśli dwa budynki po „Palmie”. Przewidujemy też
modernizację gmachu fizyki, dokończenie modernizacji poszkolnego budynku
Wydziału Chemii przy ul. Tamka, wzniesienie pawilonu łączącego dwa budynki,
także chemików, przy ul. Pomorskiej oraz zlikwidowanie znajdującego się tam
pofabrycznego obiektu będącego w tak fatalnym stanie technicznym, że nie
nadającego się już do remontu. Przyznane zostały nam też na ten cel unijne
pieniądze w kwocie 152 mln zł. Staramy się teraz o ich przekazanie, bo ostatecznym
dysponentem tych środków jest Ministerstwo Rozwoju Regionalnego.
Przewidujmy również wybudowanie przy ul. Matejki nowego pawilonu dla
Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska oraz ostateczne zakończenie modernizacji
gmachu biologii. Mamy też nadzieję, że za dwa lata, po opuszczeniu przez Wydział
Prawa i Administracji zajmowanych dotychczas budynków przy ul. Składowej i
Narutowicza, przekażemy je Wydziałowi Studiów Międzynarodowych i
Politologicznych. Liczymy także, że zwolniony przez prawników gmach przy ul.
Uniwersyteckiej oraz sąsiadujący z nim budynek uczelniany, który opuści Instytut
Badań Jądrowych, otrzyma archeologia.
Jeśli te wszystkie zamierzenia zrealizujemy do roku 2010, a myślę, że tak się
stanie, to Uniwersytet Łódzki – tutaj przypomnę słowa mojego poprzednika rektora
Stanisława Liszewskiego – „będzie zbudowany”.
– Po raz ostatni już inauguruje pan nowy rok akademicki jako rektor
Uniwersytetu Łódzkiego, bo kończy się panu druga kadencja na tym urzędzie.
Jakie przy tej okazji towarzyszą panu refleksje, przemyślenia i czysto ludzkie
odczucia i co chciałby pan przekazać całej społeczności akademickiej naszej
uczelni w tak szczególnym momencie?
– Przede wszystkim przez pięć minionych lat sprawowania funkcji rektora
zdobyłem pewne doświadczenia życiowe, których wcześniej nie miałem. Byłem co
prawda wcześniej dziekanem i prorektorem, ale wówczas odpowiadałem za jakiś
jeden sektor, segment działalności uniwersytetu. Natomiast jako rektor odpowiadam
właściwie za wszystko. Miałem także okazję czasami poznać gorycz sprawowania
tego urzędu, że wspomnę choćby, iż rektor za niesubordynację pracowników uczelni,
szczegółów oczywiście nie będę ujawniał, musiał z własnej kieszeni płacić mandaty
nałożone np. przez inspekcję pracy.
Rektor, jak wiadomo, odpowiada również za finanse uczelni, które musi jakoś
trzymać w ryzach. Mimo wielkich, corocznych nakładów na remonty, udało mi się tak
zdyscyplinować społeczność uniwersytecką, że nakłady bilansowały się z wydatkami.
Choć niekiedy było ciężko. W momencie oddawania nowego gmachu Biblioteki
Uniwersytetu Łódzkiego doszło nawet do demonstracji studenckich i niezadowolenia
części środowiska, a nawet do głoszenia haseł, że zamiast na bibliotekę, pieniądze
powinny być wydatkowane na inne cele, co bardzo mnie wówczas poruszyło.
Natomiast generalnie rzecz ujmując udało się nam dokonać dużego postępu
nie tylko w dziedzinie inwestycji i modernizacji uczelnianych obiektów. Chcę bowiem
przypomnieć, że rozwinęliśmy bardzo badania w wielu sferach nauki, mamy
znakomite doświadczenia międzynarodowe we współpracy naukowej, także
związane z programem offsetowym, który już zakończyliśmy. Teraz dzięki naszym
doświadczeniom z Akceleratorem Technologii i Centrum Innowacji Uniwersytetu
Łódzkiego powołaliśmy fundację, która samodzielnie już ma zajmować się
wspomaganiem małych i średnich przedsiębiorstw. Warto zaznaczyć, że fundacja ta
ma być na własnym utrzymaniu. Działając więc przy UŁ nie będzie równocześnie na
„garnuszku” uczelni.
Muszę też powiedzieć, że Akcelerator Technologii stanowi obecnie wzorzec
dla wielu uczelni uniwersyteckich i politechnicznych w Polsce.
Oczywiście wszystkie osiągnięcia i sukcesy UŁ w okresie, w którym sprawuję
funkcję rektora to nie tylko zasługa moja i moich najbliższych współpracowników,
prorektorów, ale również społeczności akademickiej uniwersytetu. Wydaje mi też, że
to, co jako rektor wraz z prorektorami próbowaliśmy wdrożyć w uczelni, znalazło
również zrozumienie ze strony całego środowiska UŁ. Zwiększyliśmy np. liczbę
doktorantów, o czym mówiłem już wcześniej, ale tutaj chcę dodać, że w ten sposób
kształcimy kadrę również dla innych uczelni.
Jestem przekonany, że za rok, jako zespół kierujący uczelnią, przekażemy ją
nowemu rektorowi w dobrym stanie. I finansowym, i w dziedzinie badań oraz
dydaktyki. Oczywiście zawsze można skonstatować, że można było zrobić więcej. Są
jednak też pewne bariery i ograniczenia, głównie finansowe, które te możliwości
ograniczają. Mam jednak nadzieję, że w niedalekiej już przyszłości polskie
szkolnictwo wyższe, w związku z coraz mniejszą liczbą młodzieży rekrutowanej na
studia, będzie się rozwijać w nieco innym niż dotychczas kierunku. Zdecydowanie
bowiem większe będą nakłady finansowe dla uczelni publicznych ze strony państwa.
I wówczas można myśleć o pełniejszym rozwoju przede wszystkim badań
naukowych, bo poziom kształcenia mamy naprawdę wysoki. Świadczą o tym oceny
zarówno Państwowej Komisji Akredytacyjnej, jak i Uniwersyteckiej Komisji
Akredytacyjnej, a także pewne porównania z zagranicznymi szkołami wyższymi.
Rocznie na studia poza granicami kraju wyjeżdża z Uniwersytetu Łódzkiego blisko
400 słuchaczy. Natomiast do nas przyjeżdża już ok. 80 młodych cudzoziemców.
Mamy więc też możliwości konfrontowania metod i jakości kształcenia.
Natomiast jeśli chodzi o badania naukowe nie zawsze dysponujemy takimi
narzędziami abyśmy mogli porównywać się z uniwersytetami zachodnioeuropejskimi,
nie mówiąc o amerykańskich. Co prawda na naukę otrzymujemy coraz większe
pieniądze unijne, ale sytuacja w tej dziedzinie może diametralnie zmienić się na
lepsze dopiero, gdy więcej w naukę inwestować będą przedsiębiorstwa. Wówczas
zbliżymy się do modelu amerykańskiego, gdzie przemysł finansuje badania
aplikacyjne, co jak wiadomo świetnie się sprawdza, a rezultaty prac naukowych
prowadzonych w uczelniach mogą znaleźć zastosowanie w praktyce.
Na zakończenie chcę też wyrazić nadzieję, że dynamiczny rozwój naszego
kraju przyniesie również pewne korzyści szkolnictwu wyższemu, a mam tu na myśli
wzrost nakładów na nie, również w sferze płac, czego życzę serdecznie całej
społeczności uniwersytetu u progu rozpoczynającego się właśnie nowego roku
akademickiego.
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: STANISŁAW BĄKOWICZ