Fryderyk Nietzsche, Z genealogii moralnosci. Pismo polemiczne

Transkrypt

Fryderyk Nietzsche, Z genealogii moralnosci. Pismo polemiczne
e-Mortkowicz
Cyfrowa reedycja młodopolskiego wydania Dzieł Fryderyka Nietzschego
z zachowaniem paginacji i układu graficznego.
Nietzsche Seminarium, Łódź-Wrocław 2009-2010
Redakcja: Jakub Wroński, Tymoteusz Słowiński
http://nietzsche.org.pl/
Nietzsche Seminarium – projekt zrzeszający polskich badaczy filozofii
Fryderyka Nietzschego poprzez:
– powołany przez Cezarego Wodzińskiego, Bogdana Banasiaka i Pawła
Pieniążka cykl dorocznych konferencji filozoficznych.
– stronę internetową nietzsche.org.pl. Na stronie:
Bibliografia polskich odniesień do Nietzschego
- do 1918 (Marta Kopij)
- z lat 1919-1939 (Grzegorz Kowal)
- z lat 1939-1989 (Jadwiga Sucharzewska)
- po 1989 (Jakub Wroński)
e-Mortkowicz - Cyfrowa reedycja młodopolskiego wydania Dzieł Fryderyka
Nietzschego z zachowaniem paginacji i układu graficznego.
Teksty archiwalne – baza przedwojennych artykułów polskich na temat
Nietzschego
Wieści ze świata Nietzschego: konferencje, seminaria, obronione prace
Nietzsche Seminarium 2010
Opatrzony komentarzem zestaw linków
... i wiele innych
DZIEŁA FRYD. NIETZSCHEGO
W P R Z E K Ł A D Z I E WACŁAWA
BERENTA, KONRADA DRZE­
WIECKIEGO, L E O P O L D A STAFFA I
STANISŁAWA WYRZYKOWSKIEGO
WYDAŁ JAKÓB MORTKOWICZ.
FRYDERYK
NIETZSCHE
Z GENEALOGII
MORALNOŚCI
PISMO POLEMICZNE
PRZEŁOŻYŁ LEOPOLD STAFF
WARSZAWA
MCMV-MCMVl
NAKŁAD JAKÓBA MORTKOWICZA
PRZEDMOWA.
I.
J e s t e ś m y sobie nieznani, m y poznający, m y s a m i
s a m y m sobie: m a t o słuszną p r z y c z y n ę . Nie s z u k a l i ś m y
siebie n i g d y , — j a k ż e s t a ć się miało, b y ś m y się k i e d y ś
z n a l e ź l i ? Słusznie p o w i e d z i a n o : »gdzie j e s t w a s z
s k a r b , t a m jest i s e r c e w a s z e « ; n a s z s k a r b jest tam,
gdzie stoją ule n a s z e g o p o z n a n i a . J a k o s k r z y d l a k i z u r o dzenia i zbieracze miodu duchowego, dążymy zawsze
do tego, t r o s z c z y m y się z s e r c a w ł a ś c i w i e tylko o j e d n o —
by c o ś » p r z y n i e ś ć do d o m u « . Co się p o z a tem t y c z y
życia, t a k z w a n y c h » w y d a r z e ń życia«, — któż z n a s
bierze t o d o ś ć p o w a ż n i e ? L u b kto m a d o ś ć c z a s u n a
to? W t y c h r z e c z a c h , l ę k a m się, b y l i ś m y z a w s z e »od
r z e c z y « : nie p r z y k ł a d a m y t a m w ł a ś n i e s w e g o s e r c a ,
ani n a w e t s w e g o u c h a ! R a c z e j , j a k j a k i ś boski rozt r z e p a n i e c , lub w sobie z a t o p i o n y , k t ó r e m u d z w o n
z całą siłą w d z w o n i ł w ł a ś n i e w u c h o d w a n a ś c i e u d e rzeń południa, budzi się n a g l e i p y t a siebie »cóż to
w ł a ś c i w i e tu biło?« t a k i my niekiedy p r z e c i e r a m y
DZIEŁA NIETZSCHEGO T. III.
I
3
2
sobie j u ż p o w s z y s t k i e m u s z y i p y t a m y , o g r o m ­
nie zdumieni, o g r o m n i e zmieszani, » c ó ż e ś m y t o w ł a ś ­
ciwie przeżyli ? « c o w i ę c e j : » c z e m j e s t e ś m y
w ł a ś c i w i e ? « i liczymy, j u ż po w s z y s t k i e m , j a k się
rzekło, t e w s z y s t k i e d w a n a ś c i e u d e r z e ń n a s z e g o w y ­
d a r z e n i a , n a s z e g o życia, n a s z e g o i s t n i e n i a . . . a c h !
i p r z e l i c z a m y się p r z y t e m . . . P o z o s t a j e m y sobie z ko­
n i e c z n o ś c i obcy, nie r o z u m i e m y siebie, m u s i m y
b r a ć siebie z a k o g o ś i n n e g o , dla n a s p e w n i k i e m j e s t
p o w s z y s t k i e wieki » K a ż d y jest s a m e m u sobie n a j d a l s z y « , — w z g l ę d e m siebie nie j e s t e ś m y w c a l e »poznającymi«...
2.
— Myśli m o j e o p o c h o d z e n i u n a s z y c h m o r a l n o ś c i o w y c h p r z e s ą d ó w — bo o nie c h o d z i w tem
piśmie polemicznem — znalazły swój pierwszy, skąpy
i tymczasowy
w y r a z w o w y m zbiorze aforyz
m ó w , k t ó r y nosi n a g ł ó w e k » L u d z k i e to, a r c y l u d z k i e .
K s i ą ż k a dla d u c h ó w w o l n y c h « . S p i s y w a n i e jej rozp o c z ę ł o się w S o r r e n t o p o d c z a s p e w n e j zimy, k t ó r a
mi p o z w o l i ł a z a t r z y m a ć się, j a k z a t r z y m u j e się węd r o w i e c , i p r z e b i e d z s p o j r z e n i e m k r a i n ę rozległą
i niebezpieczną, p r z e z którą d u c h m ó j d o t y c h c z a s w ę ­
d r o w a ł . D z i a ł o się to w zimie 1 8 7 6 — 1 8 7 7 ; s a m e
m y ś l i są w c z e ś n i e j s z e . B y ł y to w g ł ó w n e j treści j u ż te
s a m e myśli, k t ó r e w niniejszych r o z p r a w a c h n a n o w o
p o d e j m u j ę . Miejmy nadzieję, ż e d ł u g i p r z e d z i a ł c z a s u
w p ł y n ą ł na nie dobrze, że s t a ł y się dojrzalsze, jaś­
niejsze, silniejsze, d o s k o n a l s z e ! Że j e d n a k dziś j e s z c z e
t r w a m p r z y n i c h silnie, ż e o n e s a m e t y m c z a s e m c o ­
r a z silniej t r z y m a ł y się siebie, w r a s t a ł y w siebie
i z r o s ł y z sobą, to w z m a c n i a we m n i e r a d o s n ą ufność,
ż e o d p o c z ą t k u p o w s t a w a ł y w e m n i e nie luźnie, nie
dowolnie, nie s p o r a d y c z n i e , lecz ze w s p ó l n e g o k o r z e ­
nia, lecz z w ł a d n ą c e j głębi, z p r z e m a w i a j ą c e j c o r a z
p e w n i e j , z ż ą d a j ą c e j c o r a z w i ę k s z e j p e w n o ś c i zas a d n i c z e j w o l i poznania. T a k bowiem jedynie
przystoi filozofowi. Nie m a m y ż a d n e g o p r a w a w c z e m k o l w i e k iść l u z e m . Nie w o l n o n a m ani błądzić luzem,
ani też l u z e m n a t k n ą ć się n a p r a w d ę . C o w i ę c e j ,
z koniecznością, z j a k ą d r z e w o w y d a j e o w o c e , r o d z ą
się z n a s myśli n a s z e , n a s z e w a r t o ś c i , n a s z e »tak«
i »nie« i »jeżeli« i »czy« — p o k r e w n e sobie i we w z a ­
j e m n y c h o d siebie z a l e ż n o ś c i a c h , ś w i a d e c t w a j e d n e j
woli, j e d n e g o z d r o w i a , j e d n e j ziemi, j e d n e g o s ł o ń c a . —
C z y o n e w a m smakują, t e n a s z e o w o c e ? — L e c z c ó ż
t o o b c h o d z i d r z e w a ! Cóź n a s obchodzi, n a s filo­
zofów ! . . .
3.
P r z y p e w n e m w ł a ś c i w e m m i wątpieniu, k t ó r e
n i e c h ę t n i e w y z n a j ę (stosuje się ono m i a n o w i c i e do
m o r a l n o ś c i , d o w s z y s t k i e g o , c o dotąd n a ziemi
j a k o m o r a l n o ś ć b y ł o czczone), p r z y wątpieniu, k t ó r e
w m e m życiu w y s t ą p i ł o t a k w c z e ś n i e , t a k n i e w z y w a n i e , t a k n i e p o w s t r z y m a n i e , t a k s p r z e c z n i e z otocze­
niem, wiekiem, przykładem, pochodzeniem, żebym
m i a ł p r a w i e p r a w o n a z w a ć je s w e m »a priori«, —
musiała ciekawość moja równie, jak moje podejrzeI*
4
nie, z a t r z y m a ć się z a w c z a s u p r z y p y t a n i u : j a k i e
p r a ź r ó d ł o m a w ł a ś c i w i e n a s z e d o b r o i zło. W istocie
już jako trzynastoletniego chłopca prześladował mnie
p r o b l e m a t p r a ź r ó d ł a zła. P o ś w i ę c i ł e m mu w wieku,
g d y się m a »na pół i g r a s z k i dziecinne, n a pół B o g a
w s e r c u « , p i e r w s z ą s w ą l i t e r a c k ą i g r a s z k ę dziecinną,
p i e r w s z e s w o j e filozoficzne ć w i c z e n i e p i s e m n e . A co
się t y c z y m e g o ó w c z e s n e g o » r o z w i ą z a n i a « p r o b l e ­
m a t u , to o d d a ł e m , j a k słuszna, B o g u c z e ś ć i uczyni­
ł e m g o o j c e m zła. C z y t a k w ł a ś n i e c h c i a ł o o d e m n i e me »a priori«, to n o w e n i e m o r a l n e , co n a j m n i e j
b e z m o r a l n o ś c i o w e »a p r i o r i « i ten p r z e m a w i a j ą c y
z niego, a c h ! t a k a n t y k a n t o w s k i , t a k z a g a d k o w y »ka­
tegoryczny imperatyw«, któremu tymczasem użycza­
ł e m c o r a z w i ę c e j p o s ł u c h u i nietylko p o s ł u c h u ? . . . N a
s z c z ę ś c i e n a u c z y ł e m się z a w c z a s u o d r ó ż n i a ć p r z e s ą d
t e o l o g i c z n y od m o r a l n o ś c i o w e g o i nie s z u k a ł e m już
ź r ó d ł a zła p o z a ś w i a t e m . Nieco h i s t o r y c z n e g o i filo­
l o g i c z n e g o w y s z k o l e n i a , w l i c z a j ą c w to w r o d z o n y w y ­
bredny zmysł w kierunku psychologicznych zagadnień
wogóle, zmieniło w k r ó t c e m ó j p r o b l e m a t n a i n n y .
w ś r ó d j a k i c h w a r u n k ó w w y n a l a z ł sobie c z ł o w i e k o w e
o c e n y w a r t o ś c i : » d o b r z e i źle« i j a k ą w a r t o ś ć
m a j ą o n e s a m e ? W s t r z y m y w a ł y ż one, c z y też
p o p i e r a ł y r o z w ó j c z ł o w i e c z y ? C z y są o z n a k ą niedo­
statku, zubożenia, z w y r o d n i e n i a życia? L u b przeciw­
nie c z y z d r a d z a się w n i c h pełnia, siła, ż ą d z a życia,
j e g o o d w a g a , j e g o ufność, j e g o p r z y s z ł o ś ć ? — Na to
z n a l a z ł e m i z d o b y ł e m się w sobie na z u c h w a ł o ś ć
r ó ż n y c h odpowiedzi, o d r ó ż n i a ł e m c z a s y , ludy, spo­
ł e c z n e stopnie i n d y w i d u ó w , s p e c y a l i z o w a ł e m s w ó j
problemat, z o d p o w i e d z i rodziły się n o w e pytania,
b a d a n i a , p r z y p u s z c z e n i a , możliwości. Aż w k o ń c u zdo-
5
b y ł e m w ł a s n ą k r a i n ę , w ł a s n ą ziemię, c a ł y m i l c z ą c y
r o s n ą c y k w i t n ą c y świat, j a k b y t a j n e o g r o d y , k t ó r y c h
nikt nie śmiał p r z e c z u w a ć . . . Och, j a k ż e s z c z ę ś l i w i
jesteśmy, my poznający, pod warunkiem, byśmy jeno
dość długo milczeć u m i e l i ! . . .
4.
P i e r w s z y b o d z i e c d o o d e z w a n i a się z e s w e m i
h i p o t e z a m i o p o c h o d z e n i u m o r a l n o ś c i d a ł a mi j a s n a ,
przejrzysta i mądra, n a w e t starczo m ą d r a książeczka,
w której p o r a z p i e r w s z y u w y d a t n i ł mi się j a s n o pe­
wien na wspak i w y w r ó t idący rodzaj genealogicz­
n y c h hipotez, ich w ł a ś c i w i e a n g i e l s k i typ, i k t ó r a
mnie p o c i ą g a ł a — tą siłą p o c i ą g u , którą p o s i a d a
wszystko przeciwległe, wszystko antypodyczne. Tytuł
książki b r z m i a ł »O p o c h o d z e n i u u c z u ć m o r a l n y c h « ;
jej a u t o r dr. P a w e ł R e e ; r o k jej w y j ś c i a 1877.
N i g d y m o ż e n i c nie c z y t a ł e m , c z e m u b y m t a k , z d a n i e
po zdaniu, k o n k l u z y a po konkluzyi, w sobie p r z e c z y ł ,
j a k p o d c z a s c z y t a n i a tej książki. L e c z z u p e ł n i e bez
p r z y k r o ś c i i zniecierpliwienia. W p o w y ż o z n a c z o n e m
dziele, n a d k t ó r e m w ó w c z a s p r a c o w a ł e m , u w z g l ę d ­
niałem przy sposobności
i n i e s p o s o b n o ś c i twier­
d z e n i a o w e j książki, nie ż e b y m je zbijał (cóż mi
t a m zbijanie!), lecz, j a k p o z y t y w n e m u d u c h o w i przy­
stoi, s t a w i a j ą c z a m i a s t n i e p r a w d o p o d o b i e ń s t w a to,
co p r a w d o p o d o b n i e j s z e ,
w danym razie zamiast
j e d n e g o błędu — inny. W ó w c z a s d o b y ł e m , j a k się
rzekło, p o r a z p i e r w s z y n a ś w i a t ł o d z i e n n e o w e hi­
potezy o p o c h o d z e n i u , k t ó r y m p o ś w i ę c o n e są te roz-
7
6
p r a w y ; a u c z y n i ł e m to z n i e z r ę c z n o ś c i ą , k t ó r ą b y m
ostatni u k r y w a ć z a m i e r z a ł p r z e d sobą s a m y m , j e s z c z e
n i e p e w n y , j e s z c z e nie m a j ą c w ł a s n e g o j ę z y k a n a
w ł a s n e r z e c z y , nie bez cofań i w a h a ń . W s z c z e g ó ł a c h p o r ó w n a j , co w » L u d z k i e t o , a r c y l u d z k i e «
na str. 68 m ó w i ę o d w o i s t y c h p r z e d d z i e j a c h d o b r a
i zła (to jest ze s t a n o w i s k a ludzi d o s t o j n y c h i ze
s t a n o w i s k a n i e w o l n i k ó w ) ; to s a m o na str. 141 i n a s t .
o wartości i pochodzeniu moralności ascetycznej; tak
s a m o na str. 97 i nast. 1 0 1 . III, 49 o »obyczajności obyczaju«, t e g o o wiele s t a r s z e g o i p i e r w o t n i e j s z e g o rod z a j u m o r a l n o ś c i , k t ó r y o c a ł e niebo o d l e g ł y jest od
a l t r u i s t y c z n e j o c e n y m o r a l n o ś c i (w k t ó r e j dr. Ree, j a k
w s z y s c y angielscy genealogowie, widzi ocenę war­
tości s a m ą w s o b i e ) ; t o s a m o n a str. 9 3 i nast.
W ę d r o w i e c str. 2 1 3 i nast. J u t r z e n k a str. 107 i nast.
o pochodzeniu sprawiedliwości, jako w y r ó w n a n i a mię­
d z y n i e l e d w i e r ó w n o - m o ż n y m i ( r ó w n o w a g a j a k o ko­
n i e c z n y w a r u n e k w s z e l k i c h u k ł a d ó w , n a s t ę p n i e wszel­
k i e g o p r a w a ) ; to s a m o o p o c h o d z e n i u k a r y ( W ę d r o ­
w i e c str. 208, 2 1 7 i n a s t ) , dla k t ó r e j t e r r o r y s t y c z n y
cel nie jest ani istotnym, ani p i e r w o t n y m (jak dr. R e e
m n i e m a : — został on w nią d o p i e r o w ł o ż o n y , w ś r ó d
o k r e ś l o n y c h okoliczności i z a w s z e j a k o coś w t ó r n e g o
i następczego.
5.
W r z e c z y s a m e j leżało mi w ł a ś n i e w ó w c z a s
c o ś o w i e l e w a ż n i e j s z e g o na sercu, niż s p r a w y w ł a s -
n y c h lub c u d z y c h hipotez o p o c h o d z e n i u m o r a l n o ś c i
(lub d o k ł a d n i e j : to ostatnie tylko dla celu, do któ­
r e g o jest j e d n y m z wielu ś r o d k ó w ) . Chodziło mi
o w a r t o ś ć m o r a l n o ś c i — i m u s i a ł e m się o to
p r a w i e s a m j e d e n r o z p r a w i ć z e s w y m w i e l k i m nau­
c z y c i e l e m S c h o p e n h a u e r e m , d o k t ó r e g o , j a k o d o obec­
n e g o o w a książka, n a m i ę t n o ś ć i t a j e m n y s p r z e c i w o w e j
książki się z w r a c a (— bo i o w a książka b y ł a » p i s m e m
polemicznem«). W szczególności chodziło o wartość
» n i e e g o i s t y c z n e g o p i e r w i a s t k u « , i n s t y n k t ó w litości, sa­
m o z a p a r c i a , ofiary s a m e g o siebie, k t ó r e S c h o p e n h a u e r
t a k d ł u g o pozłacał, p r z e b ó s t w i a ł i w z a ś w i a t p r z e r z u c a ł ,
a ż o s t a t e c z n i e z o s t a ł y dla n i e g o » w a r t o ś c i a m i s a m e m i
w sobie«, na k t ó r y c h p o d s t a w i e ż y c i u i sobie sa­
memu r z e k ł »nie«.
Lecz właśnie przeciw t y m
i n s t y n k t o m p r z e m a w i a ł a z e m n i e c o r a z b a r d z i e j za­
s a d n i c z a p o d e j r z l i w o ś ć , c o r a z głębiej p o d k o p u j ą c y
s c e p t y c y z m ! T u w ł a ś n i e w i d z i a ł e m w i e l k i e niebezpie­
c z e ń s t w o ludzkości, jej n a j w z n i o ś l e j s z y w a b i k i m a n o w i e c — dokąd j e d n a k ? w n i c o ś ć ? Tu w ł a ś n i e wi­
d z i a ł e m p o c z ą t e k końca, zastój i w s t e c z s p o g l ą d a j ą c e
znużenie, w o l ę z w r a c a j ą c ą się p r z e c i w życiu,
ostatnią n i e m o c , z w i a s t u j ą c ą się tkliwie i smętnie.
Rozumiałem tę coraz szerzej grasującą moralność
litości, k t ó r a n a w e t filozofów d o s i ę g ł a i u c z y n i ł a
c h o r y m i , j a k o n a j n i e s a m o w i t s z y s y m p t o m n a s z e j nie­
s a m o w i t e j e u r o p e j s k i e j kultury, j a k o jej d r o g ę o k r ę ż n ą
ku nowemu buddyzmowi? ku buddyzmowi europej­
skiemu ? k u n i h i l i z m o w i ? . . . T o w s p ó ł c z e s n e u p r z y ­
w i l e j o w a n i e i p r z e c e n i a n i e litości p r z e z filozofów j e s t
właśnie czemś nowem.
Właśnie co do niewart o ś c i litości z g a d z a l i się dotąd filozofowie. W y m i e ­
n i a m tylko P l a t o n a , S p i n o z ę ,
La Rochefoucauld
8
9
i Kanta,
cztery duchy
w n a j w y ż s z y m stopniu
r ó ż n e , lecz w j e d n e m z j e d n o c z o n e : w l e k c e w a ż e n i u
litości. —
6.
Problemat w a r t o ś c i współczucia i moralności
współczucia (— jestem przeciwnikiem haniebnego
w s p ó ł c z e s n e g o z m i ę k c z e n i a u c z u ć — ) w y d a j e m i się
n a j p i e r w c z e m ś w y o s o b n i o n e m , z n a k i e m p y t a n i a dla siebie. Kto j e d n a k r a z t u utknie, t u p y t a ć s i ę n a u c z y ,
t e m u p r z y d a r z y się, co m n i e się p r z y d a r z y ł o : — o g r o m n y
n o w y w i d n o k r ą g o t w o r z y się p r z e d n i m , m o ż l i w o ś ć
c h w y c i g o j a k z a w r ó t g ł o w y , w y s k o c z ą w s z y s t k i e ro­
d z a j e nieufności, podejrzliwości, lęku, w i a r a w m o r a l ­
n o ś ć , w w s z e l k ą m o r a l n o ś ć z a c h w i e j e się; — w k o ń c u
o d e z w i e się g ł o ś n o n o w e ż ą d a n i e . W y m ó w m y je, t o
n o w e ż ą d a n i e : p o t r z e b a n a m k r y t y k i mo­
ralnych wartości,
s a m ą w a r t o ś ć tych war­
tości należy raz podać w w ą t p l i w o ś ć .
Do tego zaś konieczna jest znajomość w a r u n k ó w
i okoliczności, z k t ó r y c h w y r o s ł y , w ś r ó d k t ó r y c h
się r o z w i j a ł y i p r z e s u w a ł y (moralność j a k o skutek,
jako symptom, jako maska, jako świętoszkostwo,
j a k o c h o r o b a , j a k o n i e p o r o z u m i e n i e ; lecz t a k ż e mor a l n o ś ć j a k o p r z y c z y n a , j a k o ś r o d e k leczniczy, j a k o
stimulans, j a k o z a p o r a , j a k o trucizna), z n a j o m o ś ć , j a k a
ani dotąd nie istniała, ani n a w e t c h o ć b y p o ż ą d a n a
nie była. P r z y j m o w a n o w a r t o ś ć t y c h »wartości«
j a k o daną, j a k o oczywistą, j a k o leżącą p o z a wszel-
kiem p o d a w a n i e m w w ą t p l i w o ś ć . Nie b y ł o dotąd
n a w e t cienia w ą t p l i w o ś c i i w a h a n i a w p r z y z n a n i u
» d o b r e m u « w y ż s z e j w a r t o ś c i , niż »złemu«, w y ż s z e j
w a r t o ś c i w r o d z a j u s p r z y j a n i a , p o ż y t e c z n o ś c i , dopo­
m a g a n i a r o z w o j o w i c z ł o w i e k a w o g ó l e (wliczając
w to p r z y s z ł o ś ć człowieka). J a k to? J e ś l i b y o d w r o t n o ś ć
b y ł a p r a w d ą ? J a k to? Jeśliby w »dobrem« t k w i ł sym­
p t o m wsteczności, a w i ę c n i e b e z p i e c z e ń s t w o u w i e d z e ­
nia, jad, n a r k o t y k , dzięki k t ó r y m t e r a ź n i e j s z o ś ć żyłaby k o s z t e m p r z y s z ł o ś c i ? Może w y g o d n i e j ,
m n i e j niebezpiecznie, ale i w m n i e j s z y m stylu, niżej? . . .
T a k , ż e b y w ł a ś n i e m o r a l n o ś ć b y ł a t e m u w i n n a , je­
śliby m o ż l i w e j s a m e j w sobie n a j w y ż s z e j m o c y
i w s p a n i a ł o ś c i typu człowieka nigdy dosięgnąć
nie miano? Tak, ż e b y w ł a ś n i e m o r a l n o ś ć b y ł a nie­
bezpieczeństwem nad niebezpieczeństwy ? . . .
7.
D o ś ć , ż e j a sam, o d k ą d m i się w i d n o k r ą g t e n
o t w o r z y ł , m i a ł e m p o w o d y d o r o z g l ą d n i ę c i a się z a
u c z o n y m i , ś m i a ł y m i i p r a c o w i t y m i t o w a r z y s z a m i (czy­
nię to i dziś jeszcze). N a l e ż y tę o g r o m n ą , rozległą
a tak skrytą krainę moralności — moralności, która
r z e c z y w i ś c i e istniała, r z e c z y w i ś c i e ż y ł a — o b j e c h a ć
z zupełnie nowemi pytaniami, a także z nowemi
o c z y m a . A nie z n a c z y ż to n i e m a l to s a m o , co tę
krainę dopiero o d k r y ć ? . . . Jeślim przytem, między
innymi, p o m y ś l a ł t a k ż e o w y m i e n i o n y m d-rze Ree, to
tylko dlatego, ż e nie w ą t p i ł e m w c a l e , ż e o n s a m
10
z n a t u r y s w y c h z a g a d n i e ń p c h n i ę t y zostanie ku m e ­
t o d y c e w ł a ś c i w e j dla osiągnięcia o d p o w i e d z i . Czyż
się w t e m omyliłem? W k a ż d y m r a z i e ż y c z e n i e m
mojem było w s k a z a ć tak bystremu i bezinteresownemu
oku l e p s z y kierunek, k i e r u n e k k u p r a w d z i w e j h i s t o r y i m o r a l n o ś c i i zawczasu jeszcze przestrzedz
g o p r z e d t a k i e m a n g i e l s k i e m s t a w i a n i e m hipotez n a
b ł ę k i c i e . P r z e c i e j a s n e m jest j a k n a dłoni, k t ó r a
b a r w a dla g e n e a l o g a m o r a l n o ś c i s t o k r o ć w a ż n i e j s z a
b y ć musi, niż w ł a ś n i e błękit: m i a n o w i c i e s z a r o ś ć ,
to j e s t to, co d o k u m e n t a l n e , r z e c z y w i ś c i e d a j ą c e się
s t w i e r d z i ć , to, co r z e c z y w i ś c i e istniało, s ł o w e m , c a ł e
długie, t r u d n e d o o d c y f r o w a n i a , hieroglificzne p i s m o
ludzkiej m o r a l n o ś c i o w e j przeszłości! — T a była
d - r o w i R e e n i e z n a n a . L e c z c z y t a ł D a r w i n a . I t a k to
w h i p o t e z a c h j e g o p o d a j ą sobie g r z e c z n i e rękę, w spo­
sób co n a j m n i e j z a b a w n y , d a r w i n o w s k a b e s t y a i n a j współcześniejszy skromny
przeczuleniec
moralny,
k t ó r y »już nie k ą s a « ; ostatni z w y r a z e m p e w n e j
u p r z e j m e j i w y t w o r n e j n i e d b a ł o ś c i w obliczu, zmie­
s z a n e j n a w e t z g r a n e m p e s y m i z m u i znużenia, j a k
g d y b y się w ł a ś c i w i e nie o p ł a c a ł o w c a l e b r a ć t y c h
wszystkich s p r a w — problematów moralności — tak
p o w a ż n i e . Mnie z a ś w y d a j e się p r z e c i w n i e , ż e n i e m a
wcale żadnych rzeczy, któreby bardziej o p ł a c a ł y
to, że się je bierze p o w a ż n i e . J a k ą ż to n a p r z y k ł a d
z a p ł a t ą jest, ż e się p e w n e g o d n i a m o ż e o t r z y m a po­
z w o l e n i e b r a ć j e p o g o d n i e . P o g o d a b o w i e m , lub,
b y t o w moim wyrazić języku, w i e d z a r a d o s n a —
jest z a p ł a t ą :
z a p ł a t ą z a długą dzielną p r a c o w i t ą
i p o d z i e m n ą p o w a g ę , k t ó r a o c z y w i ś c i e nie jest rzeczą
k a ż d e g o . W dniu j e d n a k , w k t ó r y m z c a ł e g o s e r c a
powiemy: »naprzód! i nasza stara moralność należy
11
d o k o m e d y i « , o d k r y j e m y dla d y o n i z y j s k i e g o d r a m a t u
o » p r z e z n a c z e n i u d u s z y « n o w e z a w i k ł a n i e i możli­
w o ś ć . A on j u ż z niej w y c i ą g n i e sobie k o r z y ś ć , o to
się m o ż n a założyć, on, wielki s t a r y w i e c z n y k o m e dyopisarz naszego istnienia!. . .
8.
— Jeśli p i s m o to k o m u ś n i e z r o z u m i a ł e m będzie,
lub źle mu do u s z u p r z y p a d n i e , to w i n a , j a k mi się
zdaje, niekoniecznie leży w e mnie. J e s t o n o dość w y ­
r a ź n e , jeśli się p r z y p u ś c i , co ja p r z y p u s z c z a m , że czytało się w p i e r w m o j e w c z e ś n i e j s z e p i s m a i nie szczę­
dziło się p r z y t e m n i e c o t r u d u . Są o n e w istocie nie
ł a t w o d o s t ę p n e . C o się n a p r z y k ł a d t y c z y m e g o »Za­
r a t u s t r y « , t o nie u w a ż a m z a j e g o z n a w c ę n i k o g o , kog o b y k a ż d e j e g o s ł o w o r a z k i e d y ś g ł ę b o k o nie z r a ­
niło i r a z k i e d y ś g ł ę b o k o nie z a c h w y c i ł o . D o p i e r o
bowiem wtedy może u ż y w a ć przywileju uczestnicze­
nia ze czcią w h a l k i o ń s k i m żywiole, z k t ó r e g o się
dzieło o w o zrodziło, w j e g o s ł o n e c z n e j jaśni, dali,
p r z e s t r z e n n o ś c i i p e w n o ś c i . W i n n y c h r a z a c h afory­
s t y c z n a f o r m a s p r a w i a t r u d n o ś c i . L e ż ą o n e w tem,
że do f o r m y tej p r z y s t ę p u j e się dziś z n a z b y t
m a ł y m n a k ł a d e m t r u d u . Aforyzm uczciwie wy­
k u t y i o d l a n y nie z o s t a ł j e s z c z e p r z e z to, że się go od­
czytało, »odcyfrowanym«. Raczej teraz dopiero winno
się z a c z ą ć j e g o w y ł o ż e n i e , d o k t ó r e g o p o t r z e b n a
j e s t s z t u k a w y k ł a d a n i a . W t r z e c i e j r o z p r a w i e tej
książki p o d a ł e m w z ó r tego, c o w t a k i m w y p a d k u
z w ę wyłożeniem. R o z p r a w ę tę poprzedza aforyzm,
12
o n a s a m a jest j e g o k o m e n t a r z e m . O c z y w i ś c i e , a b y
w ten s p o s ó b u p r a w i a ć c z y t a n i e j a k o s z t u k ę , ko­
n i e c z n e jest p r z e d e w s z y s t k i e m j e d n o , c z e g o się w ł a ś n i e
dziś w najlepsze z a p o m n i a ł o (i d l a t e g o nie c z a s j e s z c z e
n a »czytelność« m o i c h pism), d o c z e g o t r z e b a b y ć
p r a w i e k r o w ą , a w k a ż d y m r a z i e nie » c z ł o w i e k i e m
w s p ó ł c z e s n y m « : k o n i e c z n e jest p r z e ż u w a n i e . . .
S I L S - M A R I A , Oberengadin,
w lipcu 1887.
ROZPRAWA PIERWSZA:
„Dobre i złe", „Dobre i liche".
I.
— Ci a n g i e l s c y p s y c h o l o g o w i e , k t ó r y m też do­
tąd z a w d z i ę c z a m y j e d y n e u s i ł o w a n i a d o p r o w a d z e nia d o j a k i e j ś historyi p o w s t a w a n i a m o r a l n o ś c i , sami
są dla n a s n i e m a ł ą z a g a d k ą . W y z n a m n a w e t , że
właśnie z tego powodu, jako ucieleśnione zagadki,
p r z e w y ż s z a j ą w c z e m ś z a s a d n i c z e m s w o j e książki —
o n i s a m i s ą z a j m u j ą c y ! C i angielscy psychol o g o w i e — c z e g ó ż c h c ą oni w ł a ś c i w i e ? Z n a j d u j e m y
ich, m n i e j s z a — d o b r o w o l n i e czy nie d o b r o w o l n i e ,
z a w s z e p r z y t e m s a m e m dziele, m i a n o w i c i e w y s u ­
w a j ą c y c h na p i e r w s z y p l a n la partie honteuse na­
s z e g o ś w i a t a w n ę t r z n e g o i s z u k a j ą c y c h t e g o , co
jest istotnie c z y n n e m , k i e r o w n i c z e m i o r o z w o j u rozs t r z y g a j ą c e m , t a m w ł a ś n i e , gdzie i n t e l e k t u a l n a d u m a
człowieka ż y c z y ł a b y s o b i e znaleźć j e najpóź­
niej
( n a p r z y k ł a d w vis inertiae n a w y k n i e n i a lub
w z a p o m i n a w c z o ś c i , lub w p r z y p a d k o w e m z a d z i e r z g a n i u się i m e c h a n i c e idei, lub w c z e m ś c z y s t o biern e m , a u t o m a t y c z n e m , o d r u c h o w e m , m o l e k u l a r n e m i za­
s a d n i c z o tępem). Cóż g n a w ł a ś c i w i e t y c h p s y c h o l o g ó w
z a w s z e tylko w t y m k i e r u n k u ? Czy j e s t t o t a j e m n y ,
16
17
s k r y c i e złośliwy, p r o s t a c k i , p r z e d s a m y m sobą m o ż e
nie z d r a d z a j ą c y się i n s t y n k t z m n i e j s z a n i a c z ł o w i e k a ?
L u b m o ż e j a k a ś p e s y m i s t y c z n a p o d e j r z l i w o ś ć , nie­
ufność r o z c z a r o w a n y c h , s p o s ę p n i a ł y c h , zjadowiciałych i pozieleniałych idealistów?
Lub małostkowa
p o d z i e m n a n i e p r z y j a ź ń i rancune p r z e c i w c h r z e ś c i a ń s t w u ( i Platonowi), k t ó r a m o ż e n a w e t nie w y d o s t a ł a
się p o n a d p r ó g ś w i a d o m o ś c i ? L u b c z y ż b y a ż c h u t n e
s m a k o w a n i e w tem, co z a d z i w i a j ą c e , boleśnie p a r a ­
d o k s a l n e , w ą t p l i w e i b e z s e n s o w n e w istnieniu? L u b
w r e s z c i e — w s z y s t k i e g o potrosze, n i e c o p r o s t a c t w a ,
nieco s p o s ę p n i e n i a , n i e c o p r z e c i w c h r z e ś c i a ń s k o ś c i ,
nieco łaskotki i p o t r z e b y p i e p r z u ? . . . L e c z słyszę, że
s ą t o p o p r o s t u s t a r e , zimne, n u d n e ż a b y , k t ó r e w k o ł o
c z ł o w i e k a , w w n ę t r z e c z ł o w i e k a w ł a ż ą i skaczą, j a k
g d y b y tu n a p r a w d ę b y ł y
w s w o i m ż y w i o l e , to
j e s t w s w e m b a g n i e . S ł u c h a m t e g o odpornie, c o
w i ę c e j , nie w i e r z ę t e m u . I jeśli p r a g n ą ć m o ż n a , gdzie
w i e d z i e ć nie m o ż n a , to p r a g n ę z serca, by się od
w r o t n i e r z e c z z nimi miała, — by ci b a d a c z e i mik r o s k o p i c y d u c h a byli w g r u n c i e dzielnymi, wielko­
d u s z n y m i i d u m n y m i z w i e r z a m i , k t ó r e s w e s e r c e i ból
s w ó j n a w o d z y t r z y m a ć umieją i w y c h o w a ł y się p o
to, by w s z e l k ą p o ż ą d a n o ś ć z ł o ż y ć w ofierze p r a w d z i e ,
w s z e l k i e j prawdzie, choćby nawet prostackiej,
cierpkiej, s z k a r a d n e j , w s t r ę t n e j , n i e c h r z e ś c i a ń s k i e j , nie
m o r a l n e j p r a w d z i e . . . Bo są takie p r a w d y . —
2.
Czołem więc przed dobrymi d u c h a m i ,
w tych historykach moralności może władną!
które
Lecz
nie u l e g a , niestety, w ą t p l i w o ś c i , że z b y w a im na sa­
m y m h i s t o r y c z n y m d u c h u , ż e o p u ś c i ł y ich w ł a ś ­
nie w s z y s t k i e d o b r e d u c h y s a m e j historyi! W s z y s c y
oni r a z e m myślą, j a k to j u ż s t a r y m jest filozofów
zwyczajem,
z g r u n t u niehistorycznie.
Partactwo
ich g e n e a l o g i i m o r a l n o ś c i w y c h o d z i o d r a z u n a j a w
t a m , gdzie t r z e b a w y ś l e d z i ć p o c h o d z e n i e p o j ę c i a
i oceny »dobry«. »Pierwotnie — tak wyrokują —
n i e e g o i s t y c z n e p o s t ę p k i c h w a l o n e b y ł y i z w a n e dob r e m i p r z e z tych, k t ó r y m z o s t a ł y w y ś w i a d c z o n e ,
więc tych, którym były p o ż y t e c z n e . Później z a pomniano o t e m ź r ó d l e p o c h w a ł y , a n i e e g o i s t y c z n e
p o s t ę p k i dlatego p o p r o s t u , ż e z p r z y z w y c z a j e n i a
c h w a l o n o je j a k o dobre, o d c z u w a n o też j a k o d o b r e —
j a k g d y b y s a m e w sobie b y ł y c z e m ś d o b r e m « . W i d a ć od­
r a z u , ż e ten p i e r w s z y w y w ó d z a w i e r a p r a w i e w s z y s t k i e
t y p o w e rysy idyosynkrazyi angielskich psychologów.
M a m y » p o ż y t e c z n o ś ć « , »zapomnienie«, » p r z y z w y c z a j e nie« i w k o ń c u »błąd«, w s z y s t k o j a k o p o d w a l i n a o c e n y
w a r t o ś c i , z k t ó r e j c z ł o w i e k w y ż s z y był d o t ą d p r z e ­
ważnie dumny, jako z pewnego rodzaju przywileju
człowieka. T a d u m a m u s i być upokorzona, t a ocena
w a r t o ś c i p o z b a w i o n ą w a r t o ś c i . C z y osiągnięto t o ? . . .
Otóż dla mnie j a s n e jest n a j p i e r w , ż e t e o r y a t a
szuka i umieszcza w miejscu fałszywem właściwe
o g n i s k o p o w s t a n i a pojęcia »dobry«.
Ocena
»dobry« n i e o d t y c h pochodzi, k t ó r y m w y ś w i a d c z a się
»dobro«! T o r a c z e j s a m i »dobrzy«, t o z n a c z y do­
stojni, możni, w y ż s i s t a n o w i s k i e m i d u c h e m odczu­
w a l i i o z n a c z a l i siebie s a m y c h i s w ą d z i a ł a l n o ś ć
j a k o dobrą, to j e s t w y ż s z ą , w p r z e c i w s t a w i e n i u
do w s z y s t k i e g o , co nizkie, m a ł o d u s z n e , pospolite
i g m i n n e . Z tego p a t o s u o d d a l e n i a dobyli
DZIEŁA NIETZSCHEGO T. III.
2
18
sobie d o p i e r o p r a w o s t w a r z a n i a w a r t o ś c i , w y k u w a n i a
m i a n w a r t o ś c i . Cóż o b c h o d z i ł a ich p o ż y t e c z n o ś ć !
P u n k t w i d z e n i a p o ż y t e c z n o ś c i jest w ł a ś n i e w sto­
s u n k u d o tak g o r ą c e g o w y p ł y w u n a j w y ż s z y c h po­
r z ą d k u j ą c y c h i s t o p n i u j ą c y c h o c e n t a k o b c y i nie­
odpowiedni, j a k tylko b y ć może. W ł a ś n i e t u doszło
u c z u c i e d o p r z e c i w i e ń s t w a o w e g o nizkiego s t o p n i a
ciepłoty, k t ó r y k a ż d a w y r a c h o w a n a r o z t r o p n o ś ć , k a ż d y
k a l k u ł u ż y t e c z n o ś c i z g ó r y k a ż e p r z y p u s z c z a ć , — i to
nie n a j e d e n raz, nie n a g o d z i n ę wyjątku, lecz n a d ł u g i e
t r w a n i e . P a t o s dostojności i oddalenia, j a k się rzekło,
t r w a ł e i n a d a j ą c e ton, w s p ó l n e i p o d s t a w o w e u c z u c i e
wyższego i władnącego gatunku względem gatunku
niższego, p e w n e g o »u dołu« — otóż to jest ź r ó d ł o
p r z e c i w s t a w n o ś c i p o j ę ć »dobre« i »złe«. (Pańskie
p r a w o n a d a w a n i a n a z w s i ę g a tak daleko, ż e b y nale­
ż a ł o sobie p o z w o l i ć źródło s a m e j m o w y p o j m o w a ć , j a k o
p r z e j a w m o c y p a n u j ą c y c h . Mówią oni »to j e s t t e m
a tem«, pieczętują k a ż d ą r z e c z i z d a r z e n i e d ź w i ę k i e m
i p r z e z to biorą je w posiadanie.) Z tego ź r ó d ł a wy­
nika, że s ł o w o »dobry« w c a l e nie w i ą ż e się z g ó r y
k o n i e c z n i e z n i e e g o i s t y c z n y m i p o s t ę p k a m i : j a k to jest
zabobonem owych genealogów moralności. Raczej
dopiero z a u p a d k u arystokratycznej oceny wartości
n a r z u c a się c a ł e t o p r z e c i w s t a w i e n i e » e g o i s t y c z y « ,
»nieegoistyczny« l u d z k i e m u sumieniu, a z niem, a b y
w y r a z i ć się m o i m j ę z y k i e m , i n s t y n k t s t a d n y
d o c h o d z i w k o ń c u do głosu ( t a k ż e do g ł o s ó w).
A i w t e d y wiele c z a s u j e s z c z e minie,
zanim ten
i n s t y n k t w tej m i e r z e się s p a n o s z y , że m o r a l n a o c e n a
w a r t o ś c i z a c z e p i się w ł a ś n i e o to p r z e c i w s t a w i e n i e
i u t k n i e (jak to n a p r z y k ł a d stało się w w s p ó ł c z e s n e j
E u r o p i e : p a n u j e dziś p r z e s ą d , k t ó r y p o j ę c i a »mo-
19
r a l n y « , » n i e e g o i s t y c z n y « , »desinteresse« z a r ó w n o ­
w a r t o ś c i o w e u w a ż a , j u ż z siłą »idee fixe« i kołowacizny).
3.
P o d r u g i e j e d n a k , pomijając z u p e ł n i e n i e m o ż ność h i s t o r y c z n e g o o c a l e n i a o w e j h i p o t e z y o p o ­
chodzeniu oceny »dobry«, choruje
ona na psy­
c h o l o g i c z n y n o n s e n s w sobie s a m e j . P o ż y t e c z n o ś ć
n i e e g o i s t y c z n e g o p o s t ę p k u m a b y ć ź r ó d ł e m j e g o po­
c h w a ł y i źródło to miało pójść w z a p o m n i e n i e .
J a k ż e t o z a p o m n i e n i e jest c h o ć b y tylko m o ż l i w e ?
C z y m o ż e p o ż y t e c z n o ś ć t a k i c h p o s t ę p k ó w u s t a ł a kie­
d y k o l w i e k ? R z e c z m a się p r z e c i w n i e . T a pożytecz­
ność była owszem codziennem doświadczeniem za
wszystkich czasów, więc czemś, co ustawicznie zawsze
n a n o w o było p o d k r e ś l a n e . W s k u t e k t e g o , z a m i a s t
z n i k n ą ć ze ś w i a d o m o ś c i , z a m i a s t u t o n ą ć w z a p o m n i e ­
niu, m u s i a ł a się w t ł a c z a ć w ś w i a d o m o ś ć z c o r a z
większą w y r a z i s t o ś c i ą . O ile r o z s ą d n i e j s z a jest o w a
p r z e c i w n a t e o r y a (nie jest w s k u t e k tego p r a w d z i w ­
sza — ) , k t ó r e j p r z e d s t a w i c i e l e m jest n a p r z y k ł a d H e r ­
bert S p e n c e r , u w a ż a j ą c y pojecie »dobry« j a k o r ó w n e
w istocie s w e j pojęciu » p o ź y t e c z n y « , »celowy«, w o b e c
c z e g o w o c e n a c h »dobry« i »zły« l u d z k o ś ć z s u m o ­
wała i uświęciłaby właśnie swe n i e z a p o m n i a n e
i
niezapomninalne
d o ś w i a d c z e n i a co do poży­
t e c z n i e - c e l o w e g o , szkodliwie - b e z c e l o w e g o . D o b r e m
jest w e d l e tej teoryi to, co się z d a w i e n d a w n a pożyt e c z n e m o k a z a ł o i m o ż e w ten sposób j a k o » c e n n e
2*
21
20
w najwyższym stopniu«,
» c e n n e w s a m e m sobie«
u t r z y m a ć s w e z n a c z e n i e . I ta d r o g a w y j a ś n i e n i a jest,
j a k się rzekło, f a ł s z y w a , lecz p r z y n a j m n i e j w y j a ś n i e ­
nie to s a m o w sobie jest r o z s ą d n e i da się p s y c h o l o ­
g i c z n i e obronić. —
4.
— W s k a z ó w k ą ku w ł a ś c i w e j d r o d z e b y ł o
mi pytanie, co mają właściwie ukute przez rozmaite
języki określenia »dobrego« oznaczać pod względem
e t y m o l o g i c z n y m . W t e d y o d k r y ł e m , ż e w s z y s t k i e one
naprowadzają n a t ę s a m ą p r z e m i a n ę p o j ę ć ,
że w s z ę d z i e » d o s t o j n y « , » s z l a c h e t n y « w s t a n o w e m
z n a c z e n i u j e s t p o d s t a w o w e m pojęciem, z k t ó r e g o roz­
w i j a się n i e o d p a r c i e p o j ę c i e »dobry« w z n a c z e n i u du­
c h o w o »dostojny«, » s z l a c h e t n y « , »dobrze u r o d z o n y « ,
» d u c h o w o u p r z y w i l e j o w a n y « . J e s t t o r o z w ó j bieg­
n ą c y r ó w n o l e g l e z o w y m d r u g i m , k t ó r y p o j ę c i a »pospolity«, »gminny«, »nizki« d o p r o w a d z a o s t a t e c z n i e
do pojęcia »zły«. Najwymowniejszym przykładem
o s t a t n i e g o j e s t s a m niemiecki
wyraz
»schlecht«
k t ó r y j e s t i d e n t y c z n y m z »schlicht«. — p o r ó w n a j
»schlechtweg«,
»schlechterdings«
— i o z n a c z a ł o pier­
w o t n i e p r o s t e g o , p o s p o l i t e g o człowieka, j e s z c z e bez
p o d e j r z l i w e j u b o c z n e j myśli, p o p r o s t u j a k o przeci­
w i e ń s t w o d o s t o j n e g o . Mniej w i ę c e j z a c z a s ó w t r z y ­
dziestoletniej w o j n y , w i ę c dość późno, p r z e c h o d z i t o
z n a c z e n i e w dziś u ż y w a n e . — W s p r a w i e g e n e a l o g i i
m o r a l n o ś c i zdaje mi się to i s t o t n e m w n i k n i ę c i e m .
Że dokonano go dopiero tak późno, winien temu
)
t a m u j ą c y w p ł y w , k t ó r y d e m o k r a t y c z n y p r z e s ą d zako­
r z e n i o n y w ś w i e c i e w s p ó ł c z e s n y m w y w i e r a w sto­
s u n k u do w s z y s t k i c h z a g a d n i e ń r o d o w ó d z t w a . I to
aż do najobjektywniejszej pozornie dziedziny wiedzy
p r z y r o d n i c z e j i psychologii, co tu c h c ę tylko z a z n a ­
c z y ć . J a k ą j e d n a k s z k o d ę ten, a ż d o n i e n a w i ś c i cza­
sem rozkiełznany, przesąd wyrządzić może szczególnie
m o r a l n o ś c i , okazuje o s ł a w i o n a s p r a w a B u c k l a . P l e b e i z m współczesnego ducha, który jest angielskiego
pochodzenia, wybuchnął znowu na swej rodzimej
ziemi, g w a ł t o w n i e j a k w u l k a n b ł o t n y i z o w ą p r z e ­
soloną w r z a s k l i w ą p r o s t a c k ą w y m o w ą , z j a k ą w s z y s t ­
kie dotąd p r z e m a w i a ł y w u l k a n y . —
5.
Co do n a s z e g o problematu, który z p o w o d ó w
słusznych m i l c z ą c y m problematem nazwany być
m o ż e i w y b r e d n i e ku n i e l i c z n y m jeno z w r a c a się
u s z o m , nie b ę d z i e r z e c z ą m a ł e j w a g i stwierdzić, że
c z ę s t o k r o ć j e s z c z e w s ł o w a c h i ź r ó d ł o s ł o w a c h , ozna­
c z a j ą c y c h »dobry«, p r z e ś w i e c a t e n r y s g ł ó w n y , p o
k t ó r y m dostojni p o c z u w a l i się w ł a ś n i e l u d ź m i w y ż ­
s z e g o r z ę d u . W p r a w d z i e z w ą siebie m o ż e n a j c z ę ś c i e j
poprostu wedle swej wyższości pod w z g l ę d e m mocy
(»możnowładcami«, »panami«, »rozkazodawcami«) lub
w e d l e n a j w i d o c z n i e j s z y c h o z n a k tej w y ż s z o ś c i , n a p r z y k ł a d »bogatymi«, » p o s i a d a j ą c y m i « (takie z n a c z e n i e m a
w y r a z arya; o d p o w i e d n i o też w e r a ń s k i m i s ł o w i a ń ­
skim). L e c z r ó w n i e ż w e d l e t y p o w e j c e c h y c h a ­
r a k t e r u : i ten t o w y p a d e k t u n a s obchodzi. N a z y -
22
w a j ą się n a p r z y k ł a d » p r a w d o m ó w n y m i « ; n a p r z ó d
s z l a c h t a g r e c k a , której w y r a z e m jest m e g a r y j s k i p o e t a
Theognis. Ukuty na to wyraz έτθλός, oznacza wedle
ź r ó d l o s ł o w u tego, k t ó r y j e s t , k t ó r y p o s i a d a rzeczy­
wistość, który jest na prawdę, który jest p r a w d z i w y
i potem, p r z e z z w r o t s u b j e k t y w n y , p r a w d z i w e g o j a k o
p r a w d o m ó w n e g o . W tej fazie p r z e m i a n y pojęcia staje
się to s ł o w o h a s ł e m i o d z e w e m s z l a c h t y i p r z y ­
b i e r a z u p e ł n i e z n a c z e n i e » s z l a c h e c k i « , dla o d g r a n i ­
c z e n i a o d k ł a m l i w e g o pospolitego człowieka, j a k
go p o j m u j e i p r z e d s t a w i a T h e o g n i s , aż ostatecz­
nie s ł o w o to, po u p a d k u szlachty, p o z o s t a j e i nie­
j a k o d o j r z e w a słodko do o k r e ś l e n i a d u c h o w e j noblesse.
W s ł o w i e xαxός j a k i δειλός (plebejusz w p r z e ­
c i w i e ń s t w i e d o α γ α θ ό ς ) p o d k r e ś l o n a jest tchórzliw o ś ć . To m o ż e daje w s k a z ó w k ę , w k t ó r y m k i e r u n k u
trzeba szukać etymologicznego pochodzenia dającego
się różnie w y k ł a d a ć αγαθός. W łacinie malus (obok
którego stawiam μέλας) oznaczać mogło człowieka
pospolitego jako c i e m n o b a r w n e g o , przedewszystkiem
j a k o c i e m n o w ł o s e g o (»hic niger est — «), j a k o przeda r y j s k i e g o t u b y l c a n a ziemi i t a l s k i e j , k t ó r y b a r w ą
n a j w y r a ź n i e j o d c i n a ł się od d o s z ł y c h do w ł a d z y
płowej,
aryjskiej rasy zdobywców.
Przynajmniej
j ę z y k gaelijski
podał mi
dokładnie odpowiada­
j ą c y w y p a d e k — fin ( n a p r z y k i a d w n a z w i e FinGal),
słowo odróżniające szlachtę,
w k o ń c u zna­
c z ą c e dobry, s z l a c h e t n y , czysty, p i e r w o t n i e p ł o w o g ł o w y , w p r z e c i w s t a w i e n i u do c i e m n y c h , c z a r n o w ł o ­
s y c h p r a m i e s z k a ń c ó w . Celtowie, m ó w i ą c n a w i a s e m ,
byli s t a n o w c z o r a s ą płową. N i e s ł u s z n a jest, jeśli się
o w e (dające się z a u w a ż y ć n a s t a r a n n i e j s z y c h etno­
g r a f i c z n y c h m a p a c h Niemiec) p a s y istotnie ciemno-
23
wlosej ludności wiąże z jakiemś celtyckiem pocho­
d z e n i e m i z m i e s z a n i e m k r w i , j a k to j e s z c z e V i r c h o w czyni. R a c z e j w y b i j a się n a t y c h m i e j s c a c h
p r z e d a r y j s k a l u d n o ś ć N i e m i e c . (To s a m o stosuje
się p r a w i e d o c a ł e j E u r o p y : w istocie r z e c z y r a s a
p o d b i t a w z i ę ł a t a m ż e o s t a t e c z n i e z n o w u g ó r ę , w bar­
wie, w krótkości czaszki, m o ż e n a w e t w intelektual­
n y c h i s o c y a l n y c h i n s t y n k t a c h . Któż n a m z a r ę c z y , c z y
współczesna demokracya i jeszcze współcześniejszy
a n a r c h i z m , a m i a n o w i c i e o w a s k ł o n n o ś ć do k o m u n y ,
tej n a j p r y m i t y w n i e j s z e j f o r m y s p o ł e c z n e j , w s p ó l n a
dziś w s z y s t k i m s o c y a l i s t o m E u r o p y , nie jest w g r u n ­
cie r z e c z y o l b r z y m i m o d d ź w i ę k i e m — i c z y r a s a
zdobywców, r a s a p a n ó w , t o jest Aryjczyków,
fizyologicznie t a k ż e nie chyli się k u u p a d k o w i ? . . . )
S ą d z ę , że m o g ę ł a c i ń s k i e bonus w y ł o ż y ć j a k o »woj o w n i k « , p r z y j ą w s z y , że słusznie s p r o w a d z a m bonus
do s t a r s z e g o duonus ( p o r ó w n a j bellum = duellum =
duen - lum, gdzie, zdaje mi się, z a w a r t e o w o duonus).
W i ę c bonus, j a k o c z ł o w i e k ż y j ą c y w s p r z e c z c e , roz­
d w o j e n i u (duo), j a k o w o j o w n i k . W i d a ć , co w s t a r y m
R z y m i e s t a n o w i ł o »dobroć« w m ę ż u . S a m o n a s z e nie­
m i e c k i e »gut« c z y ż nie m i a ł o o z n a c z a ć »den götilichen«,
m ę ż a b o s k i e g o r o d u ? I c z y ż nie m i a ł o b y ć jedno­
z n a c z n e z l u d o w ą (pierwotnie s z l a c h e c k ą ) n a z w ą G o ­
t ó w ? U z a s a d n i e n i a t e g o d o m y s ł u nie n a l e ż ą t u t a j . —
6.
W tem p r a w i d l e , że p o l i t y c z n e pojęcie p i e r w ­
s z e ń s t w a p r z e c h o d z i z a w s z e w d u c h o w e pojęcie
p i e r w s z e ń s t w a , nie s t a n o w i j e s z c z e w y j ą t k u (acz d o
24
w y j ą t k ó w daje sposobność), jeśli n a j w y ż s z a k a s t a jest
j e d n o c z e ś n i e k a s t ą k a p ł a ń s k ą i stąd dla wspól­
n e g o s w e g o o k r e ś l e n i a w y s u w a n a czoło orzeczenie,
p r z y p o m i n a j ą c e jej f u n k c y ę k a p ł a ń s k ą . T u p r z e c i w ­
stawiają się n a p r z y k ł a d p o r a z p i e r w s z y »czysty«
i »nieczysty« j a k o o d z n a k i s t a n o w e . I t a k ż e tu do­
c h o d z i p ó ź n i e j p e w n e »dobrze« i »źle« j u ż nie w zna­
czeniu s t a n o w e m d o r o z w o j u . W r e s z c i e n a l e ż y p r z e strzedz, by t y c h p o j ę ć »czysty« i »nieczysty« nie b r a ć
z g ó r y zbyt ciężko, z b y t s z e r o k o i zbyt symbolicznie.
R a c z e j l e d w i e dziś sobie w y o b r a z i ć m o ż n a w j a k i m
stopniu w s z y s t k i e pojęcia d a w n i e j s z e j ludzkości rozu­
miano początkowo po grubiańsku, niezgrabnie, zewnętrz­
nie, ciasno, w ł a ś n i e i s z c z e g ó l n i e
niesymbolicznie.
» C z y s t y « jest to z r a z u j e d y n i e człowiek, k t ó r y się myje,
w y r z e k a się p e w n y c h p o t r a w , p o w o d u j ą c y c h c h o r o b y
s k ó r n e , k t ó r y nie s y p i a z b r u d n e m i kobietami z nizkiego ludu, k t ó r y ma o d r a z ę do krwi, — nic w i ę c e j ,
nie wiele w i ę c e j ! Z d r u g i e j s t r o n y c a ł y u s t r ó j z a s a d ­
niczo k a p ł a ń s k i e j a r y s t o k r a c y i wyjaśnia, d l a c z e g o t u
w ł a ś n i e p r z e c i w i e ń s t w a o c e n t a k w c z e ś n i e pogłębić
i z a o s t r z y ć się z d o ł a ł y w sposób t a k n i e b e z p i e c z n y .
I r z e c z y w i ś c i e o s t a t e c z n i e r o z w a r ł y one m i ę d z y czło­
wiekiem a człowiekiem przepaści, których nawet
A c h i l l e s w o l n o m y ś l n o ś c i nie p r z e s a d z i bez g r o z y . J u ż
o d p o c z ą t k u j e s t coś n i e z d r o w e g o w t a k i c h ka­
p ł a ń s k i c h a r y s t o k r a c y a c h i w p a n u j ą c y c h tam, o d w r ó ­
c o n y c h od działania, częścią w z a d u m i e p o g r ą ż o n y c h ,
częścią u c z u c i o w o - w y b u c h o w y c h n a w y k n i e n i a c h , któ­
r y c h n a s t ę p s t w e m w y d a j e się o w a , c z e p i a j ą c a się
nieuchronnie kapłanów wszystkich czasów, chorowitość kiszek i n e u r a s t e n i a . O tem j e d n a k , co oni sami,
j a k o l e k a r s t w o , p r z e c i w c h o r o w i t o ś c i tej wynaleźli, —
25
c z y ż nie m o ż n a rzec, że w k o ń c u w s w y c h s k u t k a c h
p ó ź n i e j s z y c h o k a z a ł o się s t o k r o ć n i e b e z p i e c z n i e j s z e m
od c h o r o b y , z k t ó r e j miało w y z w o l i ć ? N a w e t ludz­
kość odchorowywa jeszcze następstwa tych kapłań­
skich naiwności kuracyjnych! P o m y ś l m y n a p r z y k ł a d
o p e w n y c h f o r m a c h d y e t y ( u n i k a n i e mięsa), o poście,
0 p ł c i o w e j w s t r z e m i ę ź l i w o ś c i , o u c i e c z c e »na p u s t y ­
nię« ( W e i r M i c z e l o w s k a izolacya, o c z y w i ś c i e bez na­
s t ę p u j ą c e g o po niej t u c z e n i a i bez p r z e k a r m i a n i a ,
w których tkwi najskuteczniejszy antydot przeciw
w s z e l k i e j h i s t e r y i a s c e t y c z n e g o ideału), w l i c z y w s z y
w to całą w r o g ą z m y s ł o m , p o w o d u j ą c ą gnicie i w y ­
r a f i n o w a n i e m e t a f i z y k ę k a p ł a n ó w , ich s a m o — hipno­
t y z o w a n i e na s p o s ó b fakira i b r a m i n a — b r a m i n ,
u ż y w a n y j a k o guzik s z k l a n y i idée fixe — i osta­
t e c z n y zbyt ł a t w y d o pojęcia o g ó l n y d o s y t z e swoją
r a d y k a l n ą k u r a c y ą , Nicością (lub B o g i e m : — pożą­
d a n i e o w e j unio mystica z B o g i e m jest p o ż ą d a n i e m
b u d d y s t ó w , s k i e r o w a n e m ku N i c o ś c i , N i r v â n y —
i n i c z e m w i ę c e j ! ) . U k a p ł a n ó w staje się w ł a ś n i e
w s z y s t k o n i e b e z p i e c z n i e j s z e m , nietylko ś r o d k i ku­
r a c y j n e i sztuki l e c z n i c z e , lecz i w s p a n i a ł o m y ś l n o ś ć ,
z e m s t a , b y s t r o ś ć , n i e u m i a r k o w a n i e , miłość, ż ą d z a pa­
n o w a n i a , cnota, c h o r o b a . Istotnie, z p e w n ą s ł u s z n o ś ­
cią m o ż n a b y też d o d a ć , ż e d o p i e r o n a g r u n c i e tej
zasadniczo-niebezpiecznej
f o r m y istnienia
człowieka, f o r m y k a p ł a ń s k i e j , stał się c z ł o w i e k w o g ó l e
z a j m u j ą c e m z w i e r z ę c i e m , ż e d o p i e r o t u po­
siadła dusza ludzka w p e w n e m w y ź s z e m znaczeniu
g ł ą b i s t a ł a się z ł ą
a to są p r z e c i e d w i e z a s a d ­
nicze formy dotychczasowej wyższości człowieka nad
innym zwierzem ! . . .
26
— Czytelnik o d g a d ł j u ż z a p e w n e , j a k ł a t w o m o ż e
się k a p ł a ń s k a o c e n a w a r t o ś c i od r y c e r s k o - a r y s t o k r a ­
t y c z n e j o d g a ł ę z i ć i p o t e m dalej r o z w i j a ć w jej p r z e ­
c i w i e ń s t w o . W s z c z e g ó l n o ś c i b o d ź c e m do t e g o za
k a ż d y m r a z e m jest, jeśli k a s t a k a p ł a ń s k a i w o j o w n i ­
c z a z a z d r o s z c z ą sobie w z a j e m i nie c h c ą się zgodzić
z sobą na p u n k c i e ceny. Z a ł o ż e n i e m r y c e r s k o - ary­
s t o k r a t y c z n y c h o c e n jest p o t ę ż n a cielesność, k w i t n ą c e ,
b o g a t e , aż p r z e l e w n e z d r o w i e , a z a r a z e m to, co jest
w a r u n k i e m ich u t r z y m a n i a , w i ę c w o j n a , p r z y g o d y ,
ł o w y , taniec, i g r z y s k a i w o g ó l e w s z y s t k o , w c z e m
t k w i silna, s w o b o d n a , r a d o s n a c z y n n o ś ć . K a p ł a ń s k o d o s t o j n a o c e n a w a r t o ś c i ma — j a k w i d z i e l i ś m y —
i n n e w a r u n k i : d o s y ć złe dla niej, jeśli o w o j n ę cho­
dzi ! K a p ł a n i są, j a k w i a d o m o , n a j g o r s z y m i n i e ­
p r z y j a c i ó ł m i — c z e m u ż to? B o s ą najbezsilniejsi.
Z n i e m o c y w y r a s t a w nich z a w i ś ć do p o t w o r n o ś c i
n i e p o k o j ą c e j , do n a j w y ż s z e j d u c h o w o ś c i i j a d o w i t o ś c i .
W historyi ś w i a t a n a j b a r d z i e j n i e n a w i d z i l i z a w s z e
k a p ł a n i , n i e n a w i d z i l i z a r a z e m n a j g e n i a l n i e j . W o b e c du­
c h a k a p ł a ń s k i e j z e m s t y , w s z e l k i i n n y d u c h nie w c h o ­
dzi w r a c h u b ę . D z i e j e ludzkie b y ł y b y n a z b y t głupią
s p r a w ą bez t e g o d u c h a , k t ó r e g o w nie tchnęli bezsilni.
W e ź m y w tej c h w i l i n a j w i ę k s z y p r z y k ł a d . W s z y s t k o ,
c o n a ziemi p r z e d s i ę b r a n o p r z e c i w k o »dostojnym«,
» g w a ł c i c i e l o m « , » p a n o m « , » d z i e r ż y c i e l o m w ł a d z y « , nie
w a r t o s ł o w a w p o r ó w n a n i u z tem, co p r z e c i w k o nim
Ż y d z i zdziałali; Żydzi, ten n a r ó d k a p ł a ń s k i , k t ó r y
n a w r o g a c h s w o i c h i z w y c i ę z c a c h u m i a ł sobie zdo­
być zadośćuczynienie ostatecznie tylko przez rady­
k a l n ą z m i a n ę ich w a r t o ś c i , w i ę c p r z e z a k t n a j b a r-
27
d z i e j d u c h o w e j z e m s t y . Tak jedynie przystało
właśnie narodowi kapłańskiemu, narodowi najbardziej
zaczajonej kapłańskiej mściwości. Żydzi to przeciwko
a r y s t o k r a t y c z n e m u z r ó w n a n i u w a r t o ś c i (dobry = do­
stojny = m o ż n y = p i ę k n y = s z c z ę ś l i w y = bogumiły)
o d w a ż y l i się na p r z e w r ó t z p r z e j m u j ą c ą ł ę k i e m kons e k w e n c y ą i z ę b a m i o t c h ł a n n e j n i e n a w i ś c i (nienawiści
bezsilnych) u t r z y m a l i go, m i a n o w i c i e , że »nędzni je­
d y n i e są d o b r z y ; biedni, bezsilni, n i z c y są j e d y n i e
d o b r z y ; cierpiący, niedostatni, c h o r z y , s z k a r a d n i są
j e d y n i e n i e w i n n i , j e d y n i e b ł o g o s ł a w i e n i , dla n i c h
t y l k o j e s t z b a w i e n i e , — z a ś wy, dostojni i g w a ł ­
ciciele, na całą w i e c z n o ś ć j e s t e ś c i e źli, okrutni, roz­
pustni, n i e n a s y c e n i , bezbożni, w y też n a w i e k i bę­
dziecie z g u b i e n i , p r z e k l ę c i , p o t ę p i e n i ! « . . . W i a d o m o ,
k t o wziął d z i e d z i c t w o tej ż y d o w s k i e j p r z e m i a n y w a r ­
tości . . .
C o się t y c z y p o t w o r n e j i p o n a d w s z e l k ą
m i a r ę z ł o w i e s z c z e j i n i c y a t y w y , k t ó r ą dali Ż y d z i t y m
najbardziej zasadniczym z wszystkich w y z y w ó w wo­
j e n n y c h , t o p r z y p o m i n a m z d a n i e , k t ó r e p r z y innej
w y p o w i e d z i a ł e m s p o s o b n o ś c i (»Poza d o b r e m i z ł e m «
str. 126 i nast.), że m i a n o w i c i e ze z j a w i e n i e m Ż y d ó w
z a c z y n a się b u n t n i e w o l n i k ó w n a p o l u m o ­
r a l n o ś c i , ó w bunt, k t ó r y d w u t y s i ą c z n e m a z a sobą
dzieje i k t ó r y d l a t e g o j e d y n i e u s u n ą ł się n a m dziś
z p r z e d oczu, bo — był z w y c i ę s k i . . .
8.
— Nie r o z u m i e c i e j e d n a k tego? Nie m a c i e o c z u
n a coś, c o p o t r z e b o w a ł o d w u c h tysiącleci, b y o d n i e ś ć
28
z w y c i ę s t w o ? . . . T e m u n i e m o ż n a się dziwić. W s z y s t k i e
d ł u g o t r w a j ą c e s p r a w y t r u d n o j e s t ujrzeć, p r z e j ­
rzeć. T a k i e m z a ś jest t o z d a r z e n i e . Z p n i a tego
drzewa zemsty i nienawiści, żydowskiej nienawiści —
n a j w y ż s z e j i n a j w z n i o ś l e j s z e j , bo i d e a ł y s t w a r z a ­
jącej,
w a r t o ś c i p r z e m i e n i a j ą c e j n i e n a w i ś c i , której
p o d o b n e j n i g d y nie b y ł o na ziemi — w y r o s ł o coś
również nieporównanego, n o w a m i ł o ś ć , najwyż­
sza i n a j w z n i o ś l e j s z a z w s z y s t k i c h r o d z a j ó w miłości.
I z j a k i e g o ż i n n e g o d r z e w a m o g ł a też b y ł a w y r ó ś ć ? . . .
Nie p r z y p u s z c z a j c i e j e d n a k , j a k o b y w y r o s ł a j a k o ja­
kieś w ł a ś n i e z a p r z e c z e n i e o w e g o p r a g n i e n i a z e m s t y ,
j a k o p r z e c i w i e ń s t w o ż y d o w s k i e j n i e n a w i ś c i ! Nie, prze­
c i w n i e ! T a m i ł o ś ć w y r o s ł a z niej, j a k o jej k o r o n a ,
j a k o t r y u m f u j ą c a , w n a j c z y s t s z e j j a ś n i i pełni sło­
n e c z n e j szeroko, c o r a z s z e r z e j r o z w i j a j ą c a się korona,
k t ó r a w k r ó l e s t w i e ś w i a t ł a i w y ż y z tą s a m ą siłą
p a r ł a k u celom n i e n a w i ś c i , k u z w y c i ę s t w u , z d o b y c z y ,
uwodzeniu, z jaką korzenie owej nienawiści zapusz­
c z a ł y się c o r a z o t c h ł a n n i e j , c o r a z z a c h ł a n n i e j w e
w s z y s t k o , co m i a ł o głąb i b y ł o złe. T e n J e z u s z Na­
z a r e t u , j a k o w c i e l o n a E w a n g e l i a miłości, ten »Zba­
wiciel«, p r z y n o s z ą c y b i e d n y m , c h o r y m , g r z e s z n i k o m
b ł o g o b y t i z w y c i ę s t w o — nie byłże on w ł a ś n i e z w o d z i c i e l s t w e m w n a j b a r d z i e j niepokojącej i n i e o d p a r t e j
formie, u w o d z i c i e l s t w e m i d r o g ą o k r ę ż n ą — w ł a ś n i e
ku o w y m ż y d o w s k i m wartościom i nowatorstwom
ideału? C z y ż nie n a tej w ł a ś n i e o k r ę ż n e j d r o d z e t e g o
»Zbawiciela«, t e g o p o z o r n e g o p r z e c i w n i k a i r o z p r z ę ż y c i e l a s w e g o o s i ą g n ą ł I z r a e l n a j w y ż s z y cel s w e j
w z n i o s ł e j m ś c i w o ś c i ? C z y ż nie zalicza się do t a j e m n y c h
c z a r n y c h k u n s z t ó w p r a w d z i w i e w i e l k i e j polityki
z e m s t y , d a l e k o w i d z ą c e j , p o d z i e m n e j , z w o l n a sięgającej,
29
w y r a c h o w a n e j z e m s t y to, że s a m Izrael m u s i a ł się
zaprzeć przed całym światem właściwego narzędzia
s w e j zemsty, j a k c z e g o ś śmiertelnie w r o g i e g o , i przy­
bić d o k r z y ż a , a ż e b y »świat cały«, m i a n o w i c i e w s z y s c y
p r z e c i w n i c y Izraela, n a t ę w ł a ś n i e p r z y n ę t ę bezmyśl­
nie z ł a p a ć się mogli? A z d r u g i e j strony, c z y ż b y m o ż n a
z głębi c a ł e g o w y r a f i n o w a n i a d u c h a w o g ó l e w y m y ­
ślić j e s z c z e b a r d z i e j n i e b e z p i e c z n ą p r z y ­
nętę?
Coś, coby wabiącą upajającą oszałamiającą
niszczącą mocą dorównać mogło temu symbolowi
» ś w i ę t e g o k r z y ż a « , t e g o p r z e j m u j ą c e g o d r e s z c z e m par a d o k s u »boga n a k r z y ż u « , t e m u m i s t e r y u m niedając e g o się p o m y ś l e ć , n a j s k r a j n i e j s z e g o o s t a t e c z n e g o
okrucieństwa i samoukrzyżowania Boga d l a z b a ­
w i e n i a c z ł o w i e k a ? . . . P e w n e m jest conajmniej,
że sub hoc signo Izrael t r y u m f o w a ł dotąd z a w s z e
z e m s t ą swoją i p r z e m i a n ą w s z y s t k i c h w a r t o ś c i n a d
wszystkimi innymi ideałami, nad wszystkimi d o ­
stojniejszymi
ideałami. — —
9.
— » L e c z p o c ó ż tu m ó w i ć j e s z c z e o d o s t o j ­
n i e j s z y c h i d e a ł a c h ! T r z y m a j m y ż się f a k t ó w : z w y ­
ciężył lud — i n a c z e j »niewolnicy», i n a c z e j »motłoch«,
inaczej »stado« lub j a k w r e s z c i e w a m się t o n a z w a ć
p o d o b a . S k o r o p r z e z Ż y d ó w t o się d o k o n a ł o , t e d y
ż a d e n lud nie m i a ł b a r d z i e j w s z e c h d z i e j o w e j misyi.
» P a n o w i e « s t r ą c e n i ; m o r a l n o ś ć c z ł o w i e k a pospolitego
zwyciężyła. Można zwycięstwo to u w a ż a ć za zatrucie
k r w i (pomieszało z sobą w s z y s t k i e rasy) — nie sprze-
31
3o
c i w i a m się. N i e w ą t p l i w i e j e d n a k z a t r u c i e t o u d a ł o
s i ę . » W y b a w i e n i e « r o d z a j u l u d z k i e g o (mianowicie o d
» p a n ó w « ) jest na n a j l e p s z e j d r o d z e . W s z y s t k o w o c z a c h
żydzieje, lub c h r z e ś c i a n i e j e , lub g m i n n i e j e (cóż z a l e ż y
n a słowach!). P o s t ę p tej t r u c i z n y s k r o ś c a ł e ciało
ludzkości
z d a się n i e p o w s t r z y m a n y m , j e g o tempo
i k r o k m o g ą n a w e t t e r a z s t a w a ć się c o r a z wolniej­
s z e , delikatniejsze, c i c h s z e , u w a ż n i e j s z e — w s z a k
c z a s u dość . . . C z y kościołowi na d r o d z e t e g o celu
p r z y p a d a dziś j e s z c z e j a k i e k o n i e c z n e
zada­
nie, w o g ó l e j e s z c z e j a k i e p r a w o d o istnienia? C z y b y
też m o ż n a obejść się bez niego? Quaeritur. Zdaje
się, że h a m u j e on r a c z e j i w s t r z y m u j e ów postęp,
m i a s t go p r z y ś p i e s z a ć ? Otóż, w ł a ś n i e w tem m o g ł a b y
b y ć j e g o p o ż y t e c z n o ś ć . . . Z a p e w n e , j e s t on w ł a ś n i e
c z e m ś g r u b e m i c h a m s k i e m , co jest w s p r z e c z n o ś c i
z w y t w o r n i e j s z ą inteligencyą, z p r a w d z i w i e w s p ó ł ­
c z e s n y m s m a k i e m . C z y ż b y nie p o w i n i e n się p r z y n a j ­
mniej nieco w y r a f i n o w a ć ? . . . O d p y c h a dziś r a c z e j , niż
u w o d z i . . . Któżby z nas był wolnomyślnym, gdyby
nie było kościoła? M a m y o d r a z ę do kościoła, n i e do
t r u c i z n y . . . P o m i n ą w s z y kościół, l u b i m y i my tru­
ciznę . . . « — Oto do m e j p r z e m o w y epilog »wolnom y ś l n e g o « : zacnego zwierzęcia, jak to dostatecznie
okazał, p o n a d t o d e m o k r a t y . P r z y s ł u c h i w a ł m i się dotąd
i nie m ó g ł w y t r z y m a ć , ż e m milczał. Ja b o w i e m w tem
m i e j s c u m a m wiele do p r z e m i l c z e n i a . —
10.
się
— Bunt n i e w o l n i k ó w na polu m o r a l n o ś c i , z a c z y n a
tem, że ressentiment s a m o się staje t w ó r c z e m
i płodzi w a r t o ś c i :
ressentiment takich istot, któ­
r y m w ł a ś c i w a r e a k c y a , r e a k c y a c z y n u , jest w z b r o ­
n i o n a i k t ó r e w y n a g r a d z a j ą ją sobie tylko z e m s t ą
w imaginacyi. Gdy wszelka dostojna moralność wy­
r a s t a z t r y u m f u j ą c e g o p o t w i e r d z e n i a siebie s a m e j ,
m o r a l n o ś ć n i e w o l n i c z a m ó w i z g ó r y »nie« w s z y s t ­
kiemu, co »poza nią«, co »inne«, co nie jest »nią
s a m ą » : i to »nie« j e s t jej t w ó r c z y m c z y n e m . To od­
w r ó c e n i e u s t a n a w i a j ą c e g o w a r t o ś c i s p o j r z e n i a - ten
k o n i e c z n y kierunek n a zewnątrz, miast wstecz
ku s a m e m u sobie — jest w ł a ś n i e w ł a ś c i w e uczu­
ciu
ressentiment.
Moralność niewolników,
by po­
w s t a ć , potrzebuje n a j p i e r w z a w s z e ś w i a t a p r z e c i w ­
n e g o i z e w n ę t r z n e g o , p o t r z e b u j e , fizyologicznie m ó ­
wiąc, z e w n ę t r z n y c h podniet, by w o g ó l e działać, —
jej a k c y a j e s t z g r u n t u r e a k c y ą . P r z e c i w n i e dzieje
się z dostojną oceną w a r t o ś c i . D z i a ł a o n a i rośnie
spontanicznie, w y n a c h o d z i j e n o s w o j e p r z e c i w i e ń s t w o ,
by siebie z tem w i ę k s z ą wdzięcznością, t e m r a d o ś ­
niej potwierdzić. Jej n e g a t y w n e pojęcie »nizki«, »pospolity«, »zły« jest tylko p ó ź n i e j z r o d z o n y m , b l a d y m
k o n t r a s t o w y m o b r a z e m w s t o s u n k u do jej p o z y t y w ­
nego, na w s k r o ś ż y c i e m i n a m i ę t n o ś c i ą p r z e p o j o n e g o
z a s a d n i c z e g o pojęcia » m y dostojni, m y d o b r z y , m y
piękni, m y szczęśliwi!« Jeśli d o s t o j n a o c e n a w a r t o ś c i
t a r g n i e się i z g r z e s z y p r z e c i w r z e c z y w i s t o ś c i , to dzieje
się to w s t o s u n k u do sfery, k t ó r a jej nie jest dosta­
tecznie znana, owszem przeciw której p r a w d z i w e m u
p o z n a n i u broni się o n a o s t r o : z a n i e p o z n a j e w p e w n e j
m i e r z e p o g a r d z a n ą p r z e z siebie sferę, sferę pospolit e g o c z ł o w i e k a i nizkiego g m i n u . Z d r u g i e j s t r o n y
należy r o z w a ż y ć , że w k a ż d y m razie uczucie po­
gardy, spoglądania w dół, spoglądania z góry, zgo-
32
33
d z i w s z y się n a w e t n a to, ż e f a ł s z u j e o b r a z p o g a r ­
d z a n e g o , d a l e k i e m p o z o s t a j e od f a ł s z e r s t w a , k t ó r e g o
z e p c h n i ę t a n i e n a w i ś ć , z e m s t a bezsilnego d o p u s z c z a się
w o b e c s w e g o p r z e c i w n i k a — o c z y w i ś c i e in effigie —.
W r z e c z y s a m e j z b y t w i e l e niedbalości, z b y t wiele
l e k c e w a ż e n i a , zbyt wiele o d w r a c a n i a oczu i zniecierp­
liwienia m i e s z a się d o p o g a r d y , n a w e t z b y t wiele
własnego uradowania, by zdolna była przemienić swój
p r z e d m i o t w istotną k a r y k a t u r ę i p o t w o r a . N a l e ż y
w s ł u c h a ć się w p r z y c h y l n e p r a w i e odcienie, w k ł a d a n e
n a p r z y k ł a d p r z e z g r e c k ą s z l a c h t ę w w s z y s t k i e słowa,
któremi o d r ó ż n i a od siebie nizki tłum, j a k się w nie
m i e s z a u s t a w i c z n i e i o c u k r z a je p e w i e n r o d z a j po­
żałowania, względności, wyrozumiałości, aż wreszcie
wszystkie prawie słowa, pospolitemu przypadające
człowiekowi, pozostały ostatecznie jako w y r a z y na
»nieszczęśliwy«, » p o ż a ł o w a n i a g o d n y « (porównaj δει­
λός, δείλαιος, π ο ν η ρ ό ς , μ ο χ θ η ρ ό ς ,
d w a ostatnie oznaczają
w ł a ś c i w i e c z ł o w i e k a pospolitego, j a k o r o b o c z e g o nie­
w o l n i k a i z w i e r z ę juczne) — i j a k z d r u g i e j s t r o n y
»zły«, »nizki«, »nieszczesliwy« n i g d y nie p r z e s t a ł y dla
u c h a g r e c k i e g o b r z m i e ć w tonie, w k t ó r e g o b a r w i e
p r z e w a ż a » n i e s z c z ę ś l i w y « . J e s t t o d z i e d z i c t w o starej
s z l a c h e t n i e j s z e j a r s t o k r a t y c z n e j o c e n y wartości, k t ó r a
i w p o g a r d z i e nie s p r z e n i e w i e r z y ł a się sobie (— filo­
l o g o m n i e c h a j p r z y p o m n i a n e m będzie, w j a k i e m zna­
czeniu
Używane
są
οϊζυρός,
άνολβος, τ λ ή μ ω ν , δυττυχεϊν,
ξυμφορά). » D o b r z e u r o d z e n i « czuli się w ł a ś n i e »szczęś l i w y m i « ; nie musieli d o p i e r o p r z e z spojrzenie, skie­
r o w a n e na s w y c h wrogów, sztucznie konstruować swo­
j e g o szczęścia, w p e w n y m stopniu w m a w i a ć ,
wkłam y w a ć (jak t o w s z y s c y ludzie o p a n o w a n i p r z e z res­
sentiment c z y n i ć zwykli). I umieli r ó w n i e ż , j a k o zupełni,
siłą u p o s a ż e n i , stąd z k o n i e c z n o ś c i c z y n n i lu­
dzie, nie oddzielać d z i a ł a n i a od szczęścia, — b y ć czyn­
n y m wliczają z k o n i e c z n o ś c i do s z c z ę ś c i a (skąd ευ
πζοίddττεα s w ó j p o c z ą t e k w y w o d z i ) — w s z y s t k o to w zup e ł n e m p r z e c i w i e ń s t w i e d o »szczęścia« n a szczeblu
bezsilnych, u c i s k a n y c h , o w y c h od j a d o w i t y c h i nieprzy­
j a z n y c h u c z u ć r o p i e j ą c y c h ludzi, u k t ó r y c h w y s t ę p u j e
ono z a s a d n i c z o j a k o n a r k o z a , oszołomienie, spoczy­
nek, pokój, »sabbat«, o d p r z ę ż e n i e u m y s ł u i w y c i ą g ­
nięcie członków, s ł o w e m b i e r n i e . K i e d y c z ł o w i e k
d o s t o j n y żyje ufnie i o t w a r c i e p r z e d s a m y m sobą (γεν­
ναίος »szlachetnie u r o d z o n y « p o d k r e ś l a o d c i e ń »szczery«
a r ó w n i e ż i »naiwny«), to c z ł o w i e k o p a n o n o w a n y
p r z e z ressentiment nie jest ani s z c z e r y m , ani n a i w ­
n y m , ani z s a m y m sobą u c z c i w y m i o t w a r t y m . J e g o
dusza z e z u j e . D u c h jego kocha schowki, kryjome
dróżki, w r o t a o d tyłu. W s z y s t k o , c o skryte, m a p o w a b
dla niego, j a k o j e g o świat, j e g o p e w n o ś ć , j e g o
u c i e c h a . Z n a się o n n a milczeniu, n a n i e z a p o m i n a niu, na czekaniu, na t y m c z a s o w e m u m n i e j s z a n i u się i po­
kornieniu. R a s a takich, o p a n o w a n y c h p r z e z ressentiment,
ludzi stanie się w k o ń c u z k o n i e c z n o ś c i r o z t r o p n i e j ­
s z a , niż j a k a k o l w i e k i n n a r a s a dostojna, będzie też
czcić r o z t r o p n o ś ć w z u p e ł n i e innej m i e r z e : m i a n o w i c i e
j a k o p i e r w s z o r z ę d n y w a r u n e k istnienia, g d y t y m c z a ­
s e m w l u d z i a c h d o s t o j n y c h ma r o z t r o p n o ś ć lekką, w y ­
kwintną przymieszkę zbytku i wyrafinowania. Jest ona
b o w i e m w nich d a l e k o mniej z a s a d n i c z a , niż d o s k o n a ł a
p e w n o ś ć funkcyi r e g u l u j ą c y c h n i e ś w i a d o m y c h
i n s t y n k t ó w lub n a w e t p e w n a n i e r o z t r o p n o ś ć , p e w n e
dzielne g n a n i e na oślep, c z y to ku niebezpieczeń­
stwu, czy t o n a w r o g a , lub o w a z a p a l c z y w a n a g ł o ś ć
g n i e w u , miłości, czci, w d z i ę c z n o ś c i i z e m s t y , po któDZIEŁA NIETZSCHEGO. T. III.
3
34
r y c h w s z e l k i e g o c z a s u p o z n a w a ł y się d u s z e dostojne.
N a w e t ressentiment d o s t o j n e g o c z ł o w i e k a , jeśli się poja­
w i a w nim, spełnia się i w y c z e r p u j e w n a t y c h m i a s t o w e j
r e a k c y i , d l a t e g o nie z a t r u w a . Z d r u g i e j s t r o n y nie
w y s t ę p u j e ona w n i e z l i c z o n y c h w y p a d k a c h , w któ­
r y c h n i e u n i k n i o n a jest u w s z y s t k i c h s ł a b y c h i bez­
silnych. Nie p a m i ę t a ć z b y t d ł u g o s w o i c h w r o g ó w ,
swoich przykrości, nawet swoich z ł o c z y n ó w —
to o z n a k a silnych p e ł n y c h n a t u r , w k t ó r y c h j e s t nad­
w y ż k a p l a s t y c z n e j , kształtującej, gojącej i z a p o m n i e ­
n i e m d a r z ą c e j siły (dobrym t e g o p r z y k ł a d e m z n o w o ­
c z e s n e g o ś w i a t a jest M i r a b e a u , k t ó r e m u się nie
t r z y m a ł y p a m i ę c i ż a d n e w y r z ą d z a n e mu obelgi i po­
dłości, i k t ó r y d l a t e g o tylko nie m ó g ł p r z e b a c z a ć ,
bo — zapominał). T a k i c z ł o w i e k o t r z ą s a z siebie
j e d n y m p o d r z u t e m w i e l e r o b a c t w a , k t ó r e się w i n n y c h
w ż e r a i w nim j e d y n i e jest m o ż l i w a — p r z y p u ś c i ­
w s z y , że jest w o g ó l e na ziemi m o ż l i w a — w ł a ś c i w a
» m i ł o ś ć dla s w o i c h w r o g ó w « . Ileż j u ż czci dla
swego w r o g a ma człowiek dostojny! A taka cześć
jest j u ż m o s t e m do m i ł o ś c i . . . On p r a g n i e p r z e c i e
s w e g o w r o g a dla siebie, j a k o s w e g o o d z n a c z e n i a , o n
nie zniesie p r z e c i e ż a d n e g o i n n e g o w r o g a , tylko ta­
kiego, w k t ó r y m n i e m a nic do p o g a r d z a n i a , a b a r ­
d z o w i e l e d o czczenia! Natomiast przedstawcie
sobie w r o g a , j a k g o p o j m u j e człowiek, o p a n o w a n y
p r z e z rcsscntimcnt, — i w t e m w ł a ś n i e jest j e g o czyn,
j e g o t w ó r c z o ś ć . P o w z i ą ł o n k o n c e p c y ę »złego w r o g a « ,
» z ł e g o « , i to j a k o z a s a d n i c z e pojęcie, z którego, j a k o
odbicie i p r z e c i w i e ń s t w o w y m y ś l i sobie »dobrego« —
samego siebie! . . .
35
11.
Z u p e ł n i e w i ę c p r z e c i w n i e , niż u d o s t o j n e g o ,
k t ó r y k o n c y p u j e z a s a d n i c z e pojęcie »dobry« w p i e r w
i spontanicznie, m i a n o w i c i e z s a m e g o siebie i stąd
dopiero s t w a r z a sobie w y o b r a ż e n i e »lichy«! T o »lichy«
d o s t o j n e g o p o c h o d z e n i a i o w o »zły« z kotła niena­
s y c o n e j n i e n a w i ś c i — p i e r w s z e jako t w ó r późniejszy,
p r z y s t a w k a , b a r w a dopełniająca, d r u g i e j a k o o r y g i n a ł ,
p o c z ą t e k , w ł a ś c i w y c z y n w pojęciu m o r a l n o ś c i
n i e w o l n i c z e j — j a k ż e r ó ż n e są te o b a , p o z o r n i e
t e m u s a m e m u pojęciu »dobry« p r z e c i w s t a w i o n e s ł o w a
»lichy« (schlecht) i »zły« (böse)! L e c z to n i e jest
t o s a m o pojęcie »dobry«. R a c z e j p y t a ć należy, k t o
jest w ł a ś c i w i e »zły« w z n a c z e n i u m o r a l n o ś c i , s t w o r z o n e j
p r z e z ressentiment. Najściślejsza o d p o w i e d ź : w ł a ś n i e
»dobry«, p r z e c i w n e j m o r a l n o ś c i , w ł a ś n i e d o s t o j n y ,
m o ż n y , w ł a d n ą c y , tylko p r z e f a r b o w a n y , p r z e i n a c z o n y ,
n a w y w r ó t w i d z i a n y j a d o w i t e m okiem, k t ó r e m p a t r z y res­
sentiment.
T u t a j j e d n e m u b y n a j m n i e j nie c h c e m y prze­
c z y ć : kto t y c h » d o b r y c h « p o z n a ł t y l k o j a k o w r o g ó w ,
p o z n a ł t y l k o z ł y c h w r o g ó w . C i s a m i ludzie, któ­
r z y dzięki obyczajowi, z w y c z a j o w i , czci, w d z i ę c z n o ś c i ,
a b a r d z i e j j e s z c z e p r z e z w z a j e m n e s t r a ż o w a n i e się
i z a z d r o ś ć inter pares t a k s u r o w o t r z y m a j ą się w kar­
b a c h i k t ó r z y z d r u g i e j s t r o n y w s t o s u n k u do siebie
okazują się tak w y n a l a z c z y m i n a p u n k c i e względ­
ności, p a n o w a n i a n a d sobą, delikatności, wierności,
d u m y i p r z y j a ź n i — ci s a m i są n a z e w n ą t r z , t a m
g d z i e się z a c z y n a c o o b c e , o b c z y z n a , nie wiele
lepsi, niż w o l n o p u s z c z o n e z w i e r z ę t a d r a p i e ż n e . T a m
u ż y w a j ą z w o l n i e n i a o d w s z e l k i e g o s p o ł e c z n e g o przy3*
36
m u s u , w p u s z c z y w y n a g r a d z a j ą sobie w y t ę ż e n i e , po­
w o d o w a n e d ł u g i e m z a m k n i ę c i e m i ujęciem w p ł o t y
pokoju, p o w r a c a j ą k u niewinności sumienia dra­
pieżców, jako radosne potwory, które może po okrop­
n y m szeregu m o r d ó w , p o d p a l e ń , z g w a ł c e ń i z n ę c a ń
się o d c h o d z ą z j u n a c t w e m i r ó w n o w a g ą d u c h o w ą ,
j a k b y spełnili j e n o p s o t ę uczniacką, w p r z e k o n a n i u ,
ż e poeci z n ó w n a d ł u g o będą mieli c o o p i e w a ć
i s ł a w i ć . Na dnie w s z y s t k i c h t y c h r a s d o s t o j n y c h nie
n a l e ż y p r z e o c z a ć d r a p i e ż c y , tej w s p a n i a ł e j , z a z d o b y c z ą
i z w y c i ę s t w e m lubieżnie w ę s z ą c e j , p ł o w e j b e s t y i .
Dla tego ukrytego podłoża
potrzeba co pewien
c z a s w y ł a d o w a n i a , z w i e r z ę m u s i n a w i e r z c h się
w y d o b y ć , musi z n ó w wrócić do puszczy. Rzymska,
a r a b s k a , g e r m a ń s k a , j a p o ń s k a szlachta, h o m e r o w s c y
bohaterowie, s k a n d y n a w s c y wikingowie — wszyscy
j e d n a k o t ę czuli p o t r z e b ę . T o w ł a ś n i e r a s y dostojne
p o z o s t a w i ł y pojęcie » B a r b a r z y ń c a « n a w s z y s t k i c h
ś l a d a c h s w o j e g o p o c h o d u . J e s z c z e n a j w y ż s z a i c h kul­
t u r a z d r a d z a ś w i a d o m o ś ć t e g o i n a w e t d u m ę (naprzykład, gdy Perykles mówi Ateńczykom, w owej
s ł a w n e j m o w i e p o g r z e b o w e j , »ku w s z y s t k i m l ą d o m
i m o r z o m u t o r o w a ł a sobie d r o g ę ś m i a ł o ś ć n a s z a , w z n o ­
sząc sobie w s z ę d z i e n i e p r z e m i j a j ą c e p o m n i k i d o b r e g o
i z ł e g o « ) . T a »śmiałość« r a s dostojnych, szalona,
n i e d o r z e c z n a , n a g ł a w s w y m w y j a w i e , ta nieobliczal­
ność, w p r o s t n i e p r a w d o p o d o b n o ś ć jej p r z e d s i ę w z i ę ć —
P e r y k l e s p o d n o s i i k ł a d z i e n a c i s k na ραθυμίαa A t e ń c z y k ó w — , jej obojętność i p o g a r d a dla b e z p i e c z e ń s t w a ,
ciała, życia, w y g o d y , jej p r z e r a ż a j ą c a r a d o ś ć i g ł ę b o k a
r o z k o s z w w s z e l k i e m niszczeniu, we w s z y s t k i c h ucie­
c h a c h z w y c i ę s t w a i o k r u c i e ń s t w a — w s z y s t k o to skła­
d a ł o się dla c i e r p i ą c y c h z p o w o d u t e g o na obraz »barba-
37
r z y ń c y « , »złego w r o g a « , coś j a k b y »Gota«, » W a n d a l a « .
G ł ę b o k a , l o d o w a t a nieufność, którą Niemiec w z b u d z a ,
skoro do w ł a d z y dojdzie, i t e r a z z n o w u — jest z a w s z e
jeszcze oddźwiękiem owego niewygasłego przeraże­
nia, z j a k i e m p r z e z c a ł e stulecia E u r o p a p r z y g l ą d a ł a
się w ś c i e k ł e m u s z a ł o w i p ł o w e j g e r m a ń s k i e j bestyi
(aczkolwiek pomiędzy starymi G e r m a n a m i a nami
N i e m c a m i ż a d n e nie o s t a ł o się p o w i n o w a c t w o poję­
cia, a cóż d o p i e r o krwi). Z w r ó c i ł e m r a z u w a g ę na
z a k ł o p o t a n i e H e z y o d a , g d y w y m y ś l a ł n a s t ę p s t w o kul­
t u r a l n y c h epok i s t a r a ł się je w y r a z i ć w złocie, sre­
brze, spiżu. Nie u m i a ł on sobie z sprzecznością, którą
m u n a s t r ę c z a ł w s p a n i a ł y , lecz z a r ó w n o grozą p r z e j ­
mujący, gwałtem dyszący, świat Homera, poradzić
i n a c z e j , niż dzieląc j e d n ą e p o k ę n a dwie, k t ó r y m
k a z a ł n a s t ę p o w a ć p o sobie. N a j p i e r w e p o c e b o h a t e ­
r ó w i p ó ł b o g ó w z T r o i i T e b , t a k j a k t e n ś w i a t za­
c h o w a ł się w p a m i ę c i d o s t o j n y c h s z c z e p ó w , k t ó r e
w niej m i a ł y w ł a s n y c h p r a s z c z u r ó w ; p o t e m e p o c e
s p i ż o w e j w sposób, w jaki ten s a m ś w i a t j a w i ł się
potomkom zdeptanych, ograbionych, katowanych, upro­
w a d z o n y c h , s p r z e d a n y c h : e p o c e spiżu, j a k się rzekło,
t w a r d e j , zimnej, srogiej, bez c z u c i a i sumienia, w s z y s t k o
m i a ż d ż ą c e j i k r w i ą z l e w a j ą c e j . Z g o d z i w s z y się na to, iż
p r a w d z i w e m jest, co się i tak dziś za » p r a w d ę « u w a ż a ,
ż e z n a c z e n i e w s z e l k i e j k u l t u r y leży w ł a ś ­
nie w tem, by z d r a p i e ż n e g o z w i e r z a » c z ł o w i e k a «
wyhodować obłaskawione, cywilizowane zwierzę,
z w i e r z ę d o m o w e , toby n a l e ż a ł o b e z s p r z e c z n i e
wszystkie owe instynkty reakcyi, instynkty mściwou r a ź l i w e , z k t ó r y c h p o m o c ą s z c z e p y dostojne i i c h
i d e a ł y zostały w k o ń c u z n i s z c z o n e i p r z e m o ż o n e ,
uważać z a właściwe n a r z ę d z i a k u l t u r y , przez
38
c o w c a l e j e s z c z e nie p o w i e d z i a n o , j a k o b y i c h p r z e d ­
s t a w i c i e l e z a r ó w n o byli w y o b r a z i c i e l a m i s a m e j
kultury.
R a c z e j coś p r z e c i w n e g o b y ł o b y nietylko
p r a w d o p o d o b n e — nie! j e s t t o dziś o c z y w i s t e ! C i
p r z e d s t a w i c i e l e o w y c h w dół g n i o t ą c y c h , d y s z ą c y c h
żądzą odwetu instynktów,
ci p o t o m k o w i e wszel­
kiego europejskiego i nieeuropejskiego niewolnictwa,
w szczególności wszelkiej ludności przedaryjskiej,
oni p r z e d s t a w i a j ą c o f a n i e s i ę l u d z k o ś c i ! T e »na­
r z ę d z i a k u l t u r y « są h a ń b ą c z ł o w i e k a i r a c z e j po­
dejrzeniem, przeciwdowodem
w z g l ę d e m »kultury«
w o g ó l e ! Może b y ć z u p e ł n i e u s p r a w i e d l i w i o n e m , jeśli
się k t o nie m o ż e w y z b y ć o b a w y p r z e d p ł o w ą bestyą,
t k w i ą c ą n a d n i e w s z e l k i c h r a s d o s t o j n y c h , i m a się
p r z e d nią n a b a c z n o ś c i . L e c z k t ó ż b y p o s t o k r o ć nie
w o l a ł bać się, jeśli r ó w n o c z e ś n i e p o d z i w i a ć może,
niż n i e b a ć się, lecz p r z y t e m nie m ó d z się p o z b y ć
bardziej odrażającego widoku nieudatności, zmniej­
szenia, zniedołężnienia, z a t r u c i a ? A c z y ż nie j e s t to
n a s z e m przekleństwem? Cóż sprawia dziś n a s z ą
n i e c h ę ć ku »człowiekowi«? — bo c z ł o w i e k n a m d o ­
l e g a , t o n i e w ą t p l i w e . — N i e o b a w a ; r a c z e j to, ż e
nie m a m y j u ż c z e g o bać się w c z ł o w i e k u ; że to ro­
b a c t w o »człowiek« n a p i e r w s z y m jest p l a n i e i m r o w i
się; ż e » o b ł a s k a w i o n y człowiek«, t e n n i e u l e c z a l n i e
m i e r n y i p r z y k r y , n a u c z y ł się c z u ć siebie p r a w i e
c e l e m i szczytem, n a j g ł ę b s z ą m y ś l ą dziejów, »czło­
wiekiem wyższym«; — co więcej, że ma p e w n e p r a w o
c z u ć się takim, o ile w p r z e r w a c h n a d m i a r u nieu d a t n o ś c i , chorowitości, znużenia, p r z e ż y c i a , k t ó r e m
E u r o p a dziś ś m i e r d z i e ć p o c z y n a , czuje się c z e m ś
przynajmniej względnie udatnem, przynajmniej jeszcze
39
z d o l n e m do ż y c i a ,
przynajmniej
do ż y c i a »tak« mó-
wiącem . . .
12.
— Nie t ł u m i ę w t e m m i e j s c u w e s t c h n i e n i a
i o s t a t n i e j nadziei. Cóż j e s t w ł a ś n i e dla m n i e najniez n o ś n i e j s z e m ? T o , z c z e m ja s a m nie m o g ę dojść do
ł a d u , co m n i e d u s i i d ł a w i ? Z e p s u t e p o w i e t r z e ! Ze­
p s u t e p o w i e t r z e ! Że coś n i e u d a t n e g o zbliża się do
m n i e ; że m u s z ę w ą c h a ć t r z e w i a n i e u d a t n e j d u s z y ! . . .
Ileżto zresztą c z ł o w i e k nie w y t r z y m a n ę d z y , niedo­
statku, n i e p o g o d y , c h e r l a c t w a , znoju, o s a m o t n i e n i a ?
W g r u c i e r z e c z y da sobie z w s z y s t k i e m r a d ę , j a k o
ż e u r o d z o n y d o p o d z i e m n e g o , w o j u j ą c e g o istnienia;
z n o w u k i e d y ś w y d o s t a n i e się n a światło, z n o w u p r z e ­
żyje s w ą złotą g o d z i n ę z w y c i ę s t w a — i z n o w u bę­
dzie w t e d y , j a k się urodził, n i e z ł o m n y , n a p i ę t y , n a
n o w y , j e s z c z e t r u d n i e j s z y , d a l s z y r z u t g o t ó w , j a k łuk,
k t ó r y w s z e l k a p o t r z e b a j e s z c z e sprężniej n a p i n a . —
L e c z k i e d y n i e k i e d y p o z w ó l c i e mi — r o z u m i e się, jeśli
istnieją s p r z y j a j ą c e niebianki p o z a d o b r e m i z ł e m —
n a j e d n o spojrzenie. J e d n o s p o j r z e n i e t y l k o p o z w ó l c i e
m i rzucić n a coś d o s k o n a ł e g o , d o k o ń c a u d a t n e g o ,
szczęśliwego, potężnego, tryumfującego,
w czem
j e s z c z e b a ć się jest c z e g o ! N a człowieka, k t ó r y jest
usprawiedliwieniem człowieka, na jakiś dopełniający
i zbawczy, szczęśliwym trafem udatny okaz człowieka,
gwoli k t ó r e m u b y ś m y w i a r ę w c z ł o w i e k a za­
c h o w a ć m o g l i ! . . . B o t a k r z e c z się m a : z m n i e j s z e n i e
i wyrównanie europejskiego człowieka kryje n a s z e
40
41
n a j w i ę k s z e n i e b e z p i e c z e ń s t w o , bo w i d o k ten n u ż y . . .
Nie w i d z i m y dziś nic, co c h c e się s t a ć w i ę k s z e m ,
p r z e c z u w a m y , że to w c i ą ż j e s z c z e w s t e c z i w s t e c z
iść będzie, w c o r a z w i ę k s z ą r o z c i e ń c z o n o ś ć , w c o r a z
w i ę k s z ą d o b r o d u s z n o ś ć , r o z t r o p n o ś ć , w y g o d ę , mier­
ność, obojętność, c h i ń s z c z y z n ę , c h r z e ś c i a ń s k o ś ć — czło­
w i e k , n i e m a w ą t p l i w o ś c i , s t a w a ć się będzie c o r a z
» l e p s z y m « . . . W tem w ł a ś n i e tkwi g r o ż ą c e fatum
E u r o p y , — w r a z z o b a w ą p r z e d c z ł o w i e k i e m postra­
d a l i ś m y i miłość dla niego, c z e ś ć dla niego, n a d z i e j ę
i c h ę ć ku niemu. W i d o k c z ł o w i e k a j u ż n u ż y — c z e m ż e
dziś jest nihilizm, jeśli nie t e m ? . . . Z n u ż y l i ś m y
się c z ł o w i e k i e m . . .
13.
— J e d n a k z a w r ó ć m y : p r o b l e m a t i n n e g o po­
czątku »dobra«, dobra, j a k j e w y m y ś l i ł sobie człowiek,
o p a n o w a n y p r z e z ressentiment, d o m a g a się skończenia.—
Ż e j a g n i ę t a czują u r a z ę d o wielkich p t a k ó w d r a p i e ż n y c h ,
t o nie dziwota. L e c z t o j e s z c z e nie p o w ó d , b y b r a ć z a
złe wielkim p t a k o m d r a p i e ż n y m , ż e p o r y w a j ą m a ł e j a g ­
nięta. A jeśli j a g n i ę t a m ó w i ą m i ę d z y sobą: »te p t a k i
d r a p i e ż n e są złe; a j a g n i ę , k t ó r e t a k m a ł o , j a k tylko
b y ć może, jest p t a k i e m d r a p i e ż n y m , o w s z e m j e g o
p r z e c i w i e ń s t w e m , — nie m i a ł o ż b y b y ć dobrem?«, to
nie można takiemu postawieniu ideału nic zarzucić,
j a k k o l w i e k b y ptaki d r a p i e ż n e nieco s z y d e r c z o n a t o
s p o g l ą d a ł y i n a w e t m ó w i ł y sobie: » m y d o n i c h nie
m a m y u r a z y , d o t y c h d o b r y c h jagniąt, k o c h a m y j e na­
w e t ; n i e m a nic s m a c z n i e j s z e g o n a d delikatne jagnię«. —
Ż ą d a ć o d siły, b y n i e o b j a w i a ł a się j a k o siła, a b y
n i e b y ł a chęcią p r z e m o ż e n i a , chęcią obalenia, chęcią
owładnięcia, pragnieniem w r o g ó w i oporów i tryum­
f ó w , jest r ó w n i e n i e d o r z e c z n e , j a k ż ą d a ć o d sła­
bości, by o b j a w i a ł a się j a k o siła. P e w n e quantum
siły jest w ł a ś n i e t a k i e m quantum p o p ę d u , woli, dzia­
ł a n i a — co w i ę c e j , nie jest n i c z e m innem, j a k w ł a ś n i e
s a m y m popędem, chceniem, działaniem, a inaczej
z d a w a ć się m o ż e tylko dzięki z w o d n i c z o ś c i m o w y ,
(i s k a m i e n i a ł y m w niej z a s a d n i c z y m b ł ę d o m roz­
sądku), k t ó r a w s z e l k i e działanie r o z u m i e j a k o u w a ­
r u n k o w a n e t e m , co d z i a ł a , » p o d m i o t e m « , i m y l n i e
r o z u m i e . T a k s a m o b o w i e m , j a k lud oddziela b ł y s k a ­
w i c ę od jej ś w i a t ł a i to ostatnie uważa j a k o jej
c z y n n o ś ć , j a k o d z i a ł a n i e podmiotu, k t ó r y się z w i e
b ł y s k a w i c ą , t a k oddziela m o r a l n o ś ć t ł u m u t a k ż e siłę
od z e w n ę t r z n y c h siły o b j a w ó w , j a k g d y b y poza sil­
n y m istniał i n d y f e r e n t n y substrat, k t ó r e m u jest p o z o s t a w i o n e m d o w o l i o b j a w i a ć siłę, lub też
nie. L e c z n i e m a t a k i e g o s u b s t r a t u ; n i e m a ż a d n e g o
» i s t n i e n i a « p o z a c z y n i e n i e m , działaniem, s t a w a ­
n i e m się. »Czyniciel« jest tylko z m y ś l e n i e m do czy­
nienia d o d a n e m — c z y n n o ś ć jest w s z y s t k i e m . T ł u m
zdwaja w gruncie rzeczy czynność, każąc błyskawicy
ś w i e c i ć ; jest t o c z y n - c z y n . T o s a m o z d a r z e n i e sta­
wia raz jako przyczynę, a potem jeszcze raz jako
s k u t e k tejże. P r z y r o d n i c y nie czynią lepiej, m ó w i ą c :
»siła p o r u s z a , siła p o w o d u j e « i t. p. — c a ł a w i e d z a
n a s z a stoi j e s z c z e , m i m o c a ł y s w ó j chłód, w y z b y c i e
się u c z u c i a , p o d u w o d n y m c z a r e m m o w y i nie w y ­
z b y ł a się j e s z c z e p o d r z u c o n y c h b ę k a r t ó w , »podmiot ó w « (atom jest, n a p r z y k ł a d , t a k i m p o d r z u t k i e m , to
s a m o k a n t o w s k a »rzecz s a m a w sobie«). Cóż za dzi-
42
wota, g d y u p o ś l e d z o n e , s k r y c i e t l ą c e u c z u c i a , z e m s t a
i n i e n a w i ś ć , w y z y s k u j ą dla siebie tę w i a r ę i r z e c z y ­
w i ś c i e n a w e t ż a d n e j w i a r y nie z a c h o w u j ą żarliwiej,
niż tę, że jest p o z o s t a w i o n e m w o l i s i l n e g o
b y ć s ł a b y m , a d r a p i e ż n e m u p t a k o w i j a g n i ę c i e m . Zy­
skują tem p r z e c i e w o b e c siebie s a m y c h p r a w o w i n i en i a ptaka drapieżnego, że jest ptakiem d r a p i e ż n y m . . .
Jeśli uciśnieni, upośledzeni, p r z e m o c ą zgnębieni z mści­
w e j c h y t r o ś c i s w e j bezsiły w m a w i a j ą w siebie: »poz w ó l c i e n a m b y ć innymi, nie z a ś t y l k o złymi, t o j e s t
i d o b r y m i ! A d o b r y m jest k a ż d y , kto nie d z i a ł a przemocą,
kto n i k o g o nie z a d r a ś n i e , n i k o g o nie zaczepi, n i k o m u
nie odpłaci w o d w e c i e , k t ó r y z e m s t ę B o g u p r z e k a z u j e ,
k t ó r y j a k m y t r z y m a się w u k r y c i u , k t ó r y w s z y s t ­
kiemu złemu schodzi z drogi i mało wogóle w y m a g a
od życia, p o d o b n i e n a m , c i e r p l i w y m , p o k o r n y m , spra­
w i e d l i w y m « — to nie z n a c z y to, dla s ł u c h a j ą c y c h
na z i m n o i bez u p r z e d z e n i a , w ł a ś c i w i e n i c i n n e g o ,
n i ż : » m y słabi j e s t e ś m y , niestety, słabi; d o b r z e jest,
jeśli nie c z y n i m y n i c , d o c z e g o n i e j e s t e ś m y
d o ś ć s i l n i « . L e c z ten cierpki stan r z e c z y , t a roz­
t r o p n o ś ć najniższego rzędu, którą o w a d y n a w e t m a j ą
(przecie u d a j ą m a r t w o ś ć , by nie »za wiele« c z y n i ć
w o b e c w i e l k i e g o n i e b e z p i e c z e ń s t w a ) , p r z y b r a ł a dzięki
o w e m u f a ł s z e r s t w u i s a m o o b ł u d z i e bezsilny strój peł- .
n e j z a p a r c i a się c i c h e j w y c z e k u j ą c e j cnoty, j a k g d y b y
słabość słabego — to znaczy przecie jego i s t o t a ,
j e g o działalność, j e g o n i e u n i k n i o n a , n i e o d ł ą c z n a rze­
czywistość — była dobrowolnym wysiłkiem, czemś
chcianem, czemś z wyboru, c z y n e m , z a s ł u g ą .
T e m u rodzajowi człowieka p o t r z e b a
wiary
w obojętny, mający wolność wyboru »podmiot«,
z instynktu samozachowawczości, samopotwierdzenia,
43
w k t ó r y m k a ż d e k ł a m s t w o u ś w i ę c a ć się z w y k ł o . P o d ­
m i o t (lub, b y p o p u l a r n i e p o w i e d z i e ć , d u s z a ) był m o ż e
d l a t e g o d o t y c h c z a s n a ziemi najlepszą p o d w a l i n ą
w i a r y , że bezlikowi ś m i e r t e l n y c h , s ł a b y m i uciemię­
żonym wszelkiego rodzaju umożliwiał owo wzniosłe
o s z u s t w o s a m y c h siebie, w y k ł a d a j ą c e n a w e t s ł a b o ś ć
j a k o w o l n o ś ć , a to że są t a c y , nie inni, j a k o z asługę.
14.
— C z y c h c e kto s p o j r z e ć n i e c o w dół, w s e r c e
t a j e m n i c y , j a k się n a ziemi takie f a b r y k u j e
i d e a ł y ? Kto m a odwagę k u t e m u ? . . . Nuże więc!
Oto o t w a r t a oku d r o g a w ten c i e m n y w a r s z t a t . Po­
czekaj p a n j e s z c z e c h w i l k ę , m ó j p a n i e w ś c i b s k i
i ś m i a ł k u . P a ń s k i e oko m u s i p r z y w y k n ą ć w p r z ó d d o
t e g o u ł u d n e g o , m i e n i ą c e g o się ś w i a t ł a . . . T a k ! D o ś ć !
M ó w p a n t e r a z ! Cóż się t a m w dole dzieje? W y p o ­
wiedz, co widzisz, c z ł e k u o n a j n i e b e z p i e c z n i e j s z e j cie­
k a w o ś c i — t e r a z j a b ę d ę się p r z y s ł u c h i w a ł . —
— »Nie w i d z ę nic, s ł y s z ę t e m w i ę c e j . J a k i e ś
p r z e z o r n e c h y t r e c i c h e p r z e b ą k i w a n i e i s z e p t a n i e ze
w s z y s t k i c h k ą t ó w i z a k ą t k ó w . Z d a j e mi się, że kła­
mią; c u k r o w a s ł o d y c z oblepia d ź w i ę k k a ż d y . Mają
s ł a b o ś ć n a z a s ł u g ę ł g a r s t w e m p r z e n i c o w a ć , nie
u l e g a w ą t p i e n i u — r z e c z ma się, j a k e ś p a n mówił«
— Dalej!
— »a n i e m o c , nie szukającą o d w e t u , na »dob r o ć « ; t r w o ż l i w ą nizkość n a »pokorę«; u l e g ł o ś ć w o b e c
44
45
t y c h , k t ó r y c h się n i e n a w i d z i , na » p o s ł u s z e ń s t w o « (mia­
n o w i c i e temu, o k t ó r y m mówią, że n a k a z u j e u l e g ł o ś ć —
n a z y w a j ą go Bogiem). B r a k z a c z e p n o ś c i w słabym,
n a w e t tchórzostwo, w które jest bogaty, jego wysta­
w a n i e u drzwi, n i e u n i k n i o n y d l a ń m u s c z e k a n i a do­
c h o d z ą t u d o p i ę k n e g o imienia, j a k o »cierpliwość«,
t o też z w i e się C n o t ą ; n i e m o ż n o ś ć z e m s t y z w i e się
n i e c h c e n i e m z e m s t y , m o ż e n a w e t p r z e b a c z e n i e m (»bo
o n i n i e wiedzą, c o c z y n i ą — m y j e d y n i e w i e m y , c o
o n i czynią!«). Mówią t u też o »miłości dla w r o g ó w
s w o i c h « — i p o c ą się przytem.«
— Dalej!
— »Są nędzni, bez wątpienia, te s k r z e c z k i i pok ą t n i fałszerze monet, c h o ć siedzą w k u p i e i grzeją
się w z a j e m — lecz m ó w i ą oni, że n ę d z a ich jest w y ­
b r a n i e m i o d z n a c z e n i e m p r z e z Boga, że bije się psy,
k t ó r e n a j b a r d z i e j się lubi; m o ż e też j e s t t a n ę d z a
p r z y g o t o w a n i e m , d o ś w i a d c z e n i e m , szkołą, a m o ż e
j e s z c z e c z e m ś w i ę c e j — c z e m ś , co k i e d y ś w y r ó w n a n e m zostanie i w y p ł a c o n e m olbrzymiemi odsetkami
w złocie, nie! w szczęściu. To z w ą »szczęśliwością
wieczną«.
— Dalej!
— » T e r a z dają mi do z r o z u m i e n i a , że nietylko
są lepsi od m o ż n y c h , p a n ó w ziemi, k t ó r y c h p l w o c i n y
lizać m u s z ą ( n i e z t r w o g i , b y n a j m n i e j nie z t r w o g i !
lecz tylko, że B ó g k a ż e czcić w s z e l k ą z w i e r z c h n o ś ć ) —
że nietylko są lepsi, lecz t a k ż e , że »jest im lepiej«,
w k a ż d y m r a z i e k i e d y ś będzie im lepiej. L e c z d o ś ć !
d o ś ć ! Nie w y t r z y m a m w i ę c e j . Z e p s u t e p o w i e t r z e !
Z e p s u t e p o w i e t r z e ! T e n w a r s z t a t , gdzie f a b r y k u j e
s i ę i d e a ł y — z d a m i się, śmierdzi o d t y c h wszyst­
kich k ł a m s t w . «
— Nie! J e s z c z e c h w i l ę ! Nie p o w i e d z i e l i j e s z c z e
nic o m a j s t e r s z t y k u t y c h c z a r n y c h k u n s z t ó w , k t ó r e
z c z a r n e g o robią b i a ł e , m l e k o i n i e w i n n o ś ć . Nie
z a u w a ż y ł e ś pan, c o j e s t s z c z y t e m i c h w y r a f i n o w a n i a ,
najśmielszym, n a j w s p a n i a l s z y m , n a j s p r y t n i e j s z y m , n a j k ł a m l i w s z y m p o p i s e m ich a r t y z m u ? B a c z n o ś ć ! T e
p i w n i c z n e zwierzęta, p e ł n e z e m s t y i n i e n a w i ś c i — cóż
to one robią z z e m s t y i nienawiści? C z y ś s ł y s z a ł p a n
k i e d y t e s ł o w a ? C z y b y ś p r z y p u s z c z a ł , g d y b y ś tylko
i c h s ł o w o m ufał, ż e ś j e s t m i ę d z y s a m y m i l u d ź m i ,
zarażonymi przez r e s s e n t i m e n t ? . . .
— »Rozumiem, o t w i e r a m r a z j e s z c z e u s z y (ach!
a c h ! a c h ! a z a t y k a m nos). T e r a z d o p i e r o słyszę,
c o j u ż tak często m ó w i l i : »My d o b r z y — m y j e ­
s t e ś m y s p r a w i e d l i w i « — to, czego pragną,
nie n a z y w a j ą o d w e t e m , j e n o » t r y u m f e m s p r a w i e d ­
l i w o ś c i « ; t o , c z e g o n i e n a w i d z ą , t o nie i c h w r ó g ,
n i e ! n i e n a w i d z ą » n i e s p r a w i e d li w o ś c i«, »bezb o ż n o ś c i « ; to, w co w i e r z ą i c z e g o s p o d z i e w a j ą się,
to nie n a d z i e j a z e m s t y , upojenie słodkiej z e m s t y
(— » s ł o d s z ą od miodu« n a z w a ł ją j u ż H o m e r ) , lecz
»zwycięstwo Boga, s p r a w i e d l i w e g o Boga nad
b e z b o ż n y m i « ; c o j e s z c z e ich miłości p o z o s t a ł o n a
ziemi, to nie ich b r a c i a w n i e n a w i ś c i , lecz ich »bracia w miłości«, j a k m ó w i ą w s z y s c y d o b r z y i s p r a ­
w i e d l i w i na ziemi.«
— A j a k ż e n a z y w a j ą to, co j e s t im pociesze­
niem
we w s z y s t k i c h c i e r p i e n i a c h ziemi swą
f a n t a s m a g o r y ę z g ó r y p o w z i ę t e j , p r z y s z ł e j szczęśli­
wości?
— »Co? C z y d o b r z e słyszę? N a z y w a j ą to »sąd e m o s t a t e c z n y m « , p r z y j ś c i e m i c h k r ó l e s t w a , »kró-
47
46
l e s t w a boźego« — t y m c z a s e m j e d n a k żyją » w wie­
rze«, »w miłości«, »w nadziei«.
— Dość! Dość!
15.
— W w i e r z e w co? W miłości czego? W na­
dziei c z e g o ? — Ci słabi c h c ą b o w i e m , by k i e d y ś
i o n i byli silni, t o n i e w ą t p l i w e ; k i e d y ś m a n a ­
dejść i i c h »królestwo«
»królestwem bożem« zwą
t o p o p r o s t u , j a k się r z e k ł o : s ą p r z e c i e w e w s z y s t k i e m
t a k pokorni. J u ż a b y t e g o d o ż y ć , t r z e b a d ł u g o żyć,
p o z a g r a n i c ę śmierci, — n a w e t p o t r z e b a w i e c z n e g o
życia, a b y p r z e z w i e c z n o ś ć m o ż n a d o z n a w a ć w »kró­
lestwie bożem« o d s z k o d o w a n i a z a o w o ż y c i e ziemskie
»w w i e r z e , miłości i nadziei«. O d s z k o d o w a n i a za co?
O d s z k o d o w a n i a p r z e z c o ? . . . D a n t e , z d a m i się, omylił
się g r u b o , g d y z p r z e j m u j ą c ą lękiem p r o s t o t ą ten
n a d b r a m ą s w e g o p i e k ł a położył n a p i s : » i m n i e
s t w o r z y ł a miłość w i e c z n a « . N a d b r a m ą c h r z e ś c i a ń skiego raju i j e g o w i e c z n e j szczęśliwości m ó g ł b y b y ć
w k a ż d y m r a z i e z w i ę k s z ą słusznością w y r y t y n a p i s :
»i mnie stworzyła wieczna n i e n a w i ś ć « — przy­
p u ś c i w s z y , ż e p r a w d a m o g ł a b y być w y p i s a n a n a d
d r z w i a m i d o k ł a m s t w a ! B o c z e m ż e jest szczęśli­
w o ś ć w i e c z n a ? . . . M o ż e b y ś m y n a w e t odgadli. L e p i e j
j e d n a k , że z a ś w i a d c z y n a m to w y r a ź n i e t a k a w t y c h
r z e c z a c h p o w a g a , której l e k c e w a ż y ć nie m o ż n a , T o ­
m a s z z A k w i n u , wielki n a u c z y c i e l i święty. -»Beati in
regno
coelesti,
m ó w i ł a g o d n i e j a k j a g n i ę , videbunt
poenas
damnafornm,
ut
beatitudo
ilis magis
complaceat«.
L u b czy c h c e c i e w silniejszym sły­
szeć to tonie, z ust t r y u m f u j ą c e g o ojca kościoła,
k t ó r y s w y m c h r z e ś c i a n o m o d r a d z a ł o k r u t n y c h roz­
k o s z y p u b l i c z n y c h w i d o w i s k — c z e m u ż to? » W i a r a
u ż y c z a n a m p r z e c i e d a l e k o w i ę c e j — m ó w i , de spectac.
c . 2 9 ss. — , c z e g o ś o w i e l e s i l n i e j s z e g o . Dzięki
z b a w i e n i u r o z p o r z ą d z a m y p r z e c i e innemi u c i e c h a m i ;
m i a s t atletów m a m y s w y c h m ę c z e n n i k ó w ; jeśli k r w i
c h c e m y , oto m a m y k r e w C h r y s t u s a . . . A cóż d o p i e r o
oczekuje n a s w dniu j e g o p o w r o t u , w dniu j e g o
tryumfu!« — i t e r a z ciągnie d a l e j , z a c h w y c o n y j a s n o ­
w i d z : »At e n i m supersunt alia spectacula, ille ultimus et perpetuus judicii dies, ille nationibus insperat u s , ille derisus, cum tanta saceuli vetustas et tot ejus
nativitates uno
igne
hauirientur.
Quae tunc spectaculi
latitudo!
Quid admirer!
Quid
rideam!
Ubi
gaudeam!
Ubi exultem, spectans tot et tantos
reges, qui in caelum recepti
nuutiabantur,
cum
ipso
Jove et ipsis suis
testibus
in imis tenebris congemescentes! Item
praesides
(namiestnicy p r o w i n c y i ) perse­
cutores
dominici
nominis saevioribus quam ipsi flammis saevierunt
insultantibus
contra Christianas liquescentes!
Quos
praeterea
sapientes illos philosophos
coram discipulis suis una
conflagrantibus
erubescentes,
quibus nihil ad deum p e r t i n e r e suadebant, quibus ani­
mas aut
nullas
aut non in prístina corpora redituras
affirmabant!
Etiam poetas non ad R h a d a m a n t i nec ad
Minois,
sed ad inopinati Christi
tribunal palpitantes!
Tunc
magis
tragoedi audiendi,
magis scilicet vocales
(bardziej p r z y głosie, j e s z c z e gorsi k r z y k a c z e ) in sua
propria
calamitate;
tunc histriones
cognosccndi,
solutiores multo per
ignem;
tunc
spectaudus auriga in
f l a m m e a rota totus r u b e n s , tune xystici contemplandi
49
48
non in gymnasiis, sed in igne
jaculati,
nisi quod ne
tunc quidem illos v e l i m vivos, ut qui m a l i m ad eos
potius
conspectum
insatiabilem
conferre,
qui in
dominum desaevierunt. »Hic est ille, dicam, fabri aut
quaestuariae filus (jak w y k a z u j e c i ą g dalszy, a w szcze­
g ó l n o ś c i i to z T a l m u d u z n a n e o k r e ś l e n i e m a t k i J e ­
zusa, ma T e r t u l i a n odtąd na myśli Żydów), sabbati
destructor,
Samarites
et daemonium habens.
Hic est
quem a Juda redemistis,
hie est ille arundine et colaphis diverberatus,
sputamentis
dedecoratus,
felle
et
aceto potatus.
Hic
est, quem clam discentes subripuerunt,
ut resurrexisse
dicatur
vel hortulanus
detraxit,
ne
lactucae
suae frequentia
commeantium
laederentur?«
Ut talia
spectes,
ut
talibus
exultes,
quis
tibi praetor
aut consul ant quaestor aut sacerdos de
sua liberalilate praestabit?
Et
tamen
haec jam habemus
quodammodo
per
fidem
spiritu
imaginante
repraesentata. Ceterum qualia illa sunt, quae nec oculus vidit nec auris audivit nec
in cor hominis ascenderunt? (I. Cor. 2, 9.)
Credo circo et utraquae cavea
(pierwszy i c z w a r t y r z ą d lub, w e d l e i n n y c h , k o m i c z n a
i t r a g i c z n a scena) et omni stadio gratiora.« — P e r
f i d e m : tak napisano.
26.
— Z d ą ż a j m y d o k o ń c a . T e obie p r z e c i w ­
s t a w n e w a r t o ś c i » d o b r y i l i c h y (schlecht)«, » d o b r y
i zły (böse)« t o c z y ł y na ziemi straszliwą, t y s i ą c o l e c i a
t r w a j ą c ą w a l k ę . A j a k k o l w i e k ta d r u g a w a r t o ś ć odd a w n a p r z e w a ż a , nie b r a k n i e j e d n a k i dziś j e s z c z e
miejsc, g d z i e n i e r o z s t r z y g n i ę t a w a l k a dalej się toczy.
M o ż n a b y n a w e t rzec, ż e się t y m c z a s e m c o r a z w y ż e j
w g ó r ę w z n o s i ł a i w ł a ś n i e p r z e z to c o r a z b a r d z i e j
p o g ł ę b i a ł a i u d u c h o w i a ł a : t a k że n i e m a dziś m o ż e
bardziej rozstrzygającego znaku » n a t u r y w y ż s z e j « ,
n a t u r y b a r d z i e j d u c h o w e j , niż b y ć w r o z d w o j e n i u p o d
każdym względem i być polem walki o w y c h prze­
c i w s t a w i e ń . S y m b o l tej walki, w y r a ż o n y p i s m e m ,
k t ó r e p o p r z e z w s z y s t k i e dzieje l u d z k i e d o t y c h c z a s
p o z o s t a ł o c z y t e l n e m , z w i e się » R z y m p r z e c i w J u d e i ,
J u d e a p r z e c i w R z y m o w i « : — nie b y ł o dotąd w i ę k s z e g o
zdarzenia nad tę walkę, nad to postawienie zagad­
nienia, t o ś m i e r t e l n i e w r o g i e p r z e c i w i e ń s t w o . R z y m
o d c z u w a ł w Ż y d z i e c o ś s p r z e c z n e g o z s a m ą naturą,
niejako swe antypodyczne monstrum. W Rzymie uwa­
ż a n o Ż y d a z a tego, k t ó r e m u » d o w i e d z i o n o niena­
wiści do c a ł e g o r o d z a j u l u d z k i e g o « : słusznie, o ile ma
się s ł u s z n e p r a w o r o z k w i t i p r z y s z ł o ś ć l u d z k i e g o r o ­
dzaju n a w i ą z y w a ć do bezwzględnego p a n o w a n i a war­
tości a r y s t o k r a t y c z n y c h , w a r t o ś c i r z y m s k i c h . Cóż na­
t o m i a s t o d c z u w a l i Żydzi w z g l ę d e m R z y m u ? Z g a d u j e m y
to z t y s i ą c z n y c h z n a k ó w . L e c z w y s t a r c z y p r z y w i e ś ć
sobie tylko n a p a m i ę ć J a n o w ą A p o k a l i p s ę , ten n a j ­
d z i k s z y z w s z y s t k i c h p i s a n y c h w y b u c h ó w , k t ó r e nie­
n a w i ś ć m a n a s u m i e n i u . (Nie n a l e ż y zresztą niedoce­
n i a ć głębokiej k o n s e k w e n c y i c h r z e ś c i a ń s k i e g o in­
stynktu, skoro w ł a ś n i e t ę książkę n i e n a w i ś c i o p a t r z y ł
i m i e n i e m a p o s t o ł a miłości, k t ó r e m u o w ą miłośniemarzycielską Ewangelię przypisuje. T k w i w tem część
prawdy,
a c z k o l w i e k wiele l i t e r a c k i e g o f a ł s z e r s t w a
p o t r z e b a było do t e g o celu.) R z y m i a n i e byli p r z e c i e
t a k silni i d o s t o j n i , że silniejszych i d o s t o j n i e j s z y c h
dotąd j e s z c z e n a ziemi nie było. T a k i c h nie ś n i o n o
DZlEŁA NIETZSCHEGO. T. III.
4
50
n a w e t n i g d y . K a ż d y s z c z ą t e k p o nich, k a ż d y n a p i s
z a c h w y c a , ma się r o z u m i e ć jeżeli się o d g a d n i e , c o
t a m piszą. Żydzi, p r z e c i w n i e , byli o w y m k a p ł a ń s k i m
n a r o d e m , o p ę t a n y m p r z e z ressentiment par excellence,
posiadającym niemającą równej
gminnie - moralną
genialność: porównajmy jeno pokrewnie uposażone
n a r o d y , C h i ń c z y k ó w lub N i e m c ó w , z Ż y d a m i , by w y ­
c z u ć co j e s t p i e r w s z o - , a co p i ą t o r z ę d n e m . Kto na
razie z w y c i ę ż y ł , R z y m czy Judea? Ależ t u niema
w ą t p l i w o ś c i : z w a ż m y tylko, p r z e d c z e m kłaniają się
dzisiaj n a w e t w R z y m i e , j a k o p r z e d w c i e l e n i e m
w s z y s t k i c h n a j w y ż s z y c h w a r t o ś c i — i nietylko w R z y ­
mie, lecz p r a w i e n a p r z e s t r z e n i pół ziemi, w s z ę d z i e ,
g d z i e się t y l k o c z ł o w i e k o b ł a s k a w i ł lub o b ł a s k a w i ć
się p r a g n i e — , p r z e d t r z e m a Ż y d a m i , j a k wia­
domo, i j e d n ą Ż y d ó w k ą (przed J e z u s e m z Na­
zaretu, przed rybakiem Piotrem, tkaczem kobierców
P a w ł e m i matką owego, początkowo zwanego Jezu­
sem, n a z w a n ą Marya). T o p o d z i w u g o d n e : R z y m
uległ b e z s p r z e c z n i e . W p r a w d z i e z d a r z y ł o się z a Od­
r o d z e n i a w s p a n i a ł e , n i e p o k o j ą c e p r z e b u d z e n i e kla­
s y c z n e g o ideału, dostojnej o c e n y w a r t o ś c i w s z y s t k i c h
r z e c z y . N a w e t R z y m p o r u s z a ł się, j a k p r z e b u d z o n y
z l e t a r g u , p o d u c i s k i e m n o w e g o , z b u d o w a n e g o na nim
zżydziałego Rzymu, który przedstawiał widok ekume­
n i c z n e j s y n a g o g i i z w a ł się »Kościołem«. L e c z na­
t y c h m i a s t z a t r y u m f o w a ł a z n o w u J u d e a , dzięki o w e m u
z a s a d n i c z o g m i n n e m u (niemieckiemu i a n g i e l s k i e m u )
ruchowi
ressentiment, k t ó r y
nazywają Reformacyą,
w r a z z tem, co j e j w y n i k i e m b y ć m u s i a ł o , z p r z y ­
w r ó c e n i e m k o ś c i o ł a — z a r a z e m p r z y w r ó c e n i e m mo­
gilnego s p o k o j u k l a s y c z n e m u R z y m o w i . W p e w n e m
nawet bardziej decydującem i głębszem znaczeniu,
51
niż w ó w c z a s , d o s z ł a J u d e a r a z j e s z c z e z R e w o l u c y ą
francuską do zwycięstwa nad ideałem klasycznym.
O s t a t n i a p o l i t y c z n a dostojność, j a k a b y ł a w E u r o p i e ,
dostojność siedmnastego
i ośmnastego f r a n c u ­
s k i e g o stulecia p a d ł a p o d g m i n n y m i i n s t y n k t a m i
m ś c i w e j u r a ź l i w o ś c i . N i g d y nie s ł y s z a n o n a ziemi
większego okrzyku radości, wrzaskliwszego z a c h w y t u !
W p r a w d z i e z d a r z y ł a się w ś r ó d t e g o r z e c z n a j p o t w o r ­
niejsza, n a j n i e o c z e k i w a ń s z a : s t a r o ż y t n y i d e a ł w y s t ą p i ł
c i e l e ś n i e z niesłychanym przepychem przed oczy
i s u m i e n i a ludzkości, — i r a z j e s z c z e silniej, p r o ś c i e j ,
przenikliwiej niż kiedykolwiek, r o z b r z m i a ł o p r z e c i w k o
starym łgarczym rozwiązaniom mściwej uraźliwości
w myśl p i e r w s z e ń s t w a n a j l i c z n i e j s z y c h ,
p r z e c i w k o ż ą d z y zniżania, poniżania, z r ó w n a n i a , sta­
c z a n i a się w s t e c z i w z a m i e r z c h c z ł o w i e k a : roz­
b r z m i a ł o s t r a s z l i w e i p o r y w a j ą c e p r z e c i w n e rozwią­
zanie w myśl p i e r w s z e ń s t w a n a j n i e l i c z ­
niejszych!
J a k o ostatni d r o g o w s k a z k u i n n e j
d r o d z e zjawił się Napoleon, t e n n a j b a r d z i e j odosob­
n i o n y i n a j p ó ź n i e j s z y z p ó ź n o z r o d z o n y c h , j a k i istniał
kiedykolwiek, a w nim ucieleśniony problemat d o ­
s t o j n e g o i d e a ł u s a m e g o w s o b i e — roz­
ważcie, co to za problemat: Napoleon, ta synteza
n i e c z ł o w i e k a i n a d c z ł o w i e k a. . .
17.
— C z y na t e m k o n i e c ? Czy to n a j w i ę k s z e ze
w s z y s t k i c h p r z e c i w s t a w i e ń i d e a ł u zostało t e m s a m e m
na w i e c z n e c z a s y złożone ad acta ? C z y t y l k o o d r o 4*
52
53
c z o n e , na d ł u g o o d r o c z o n e ? . . . C z y z n ó w k i e d y ś
n i e b ę d z i e m u s i a ł n a s t ą p i ć j e s z c z e straszniejszy, j e s z c z e
dłużej p r z y g o t o w y w a n y w y b u c h s t a r e g o p o ż a r u ? W i ę ­
cej j e s z c z e : c z y w ł a ś n i e t e g o nie n a l e ż y sobie z e
w s z y s t k i c h sił ż y c z y ć ? n a w e t chcieć? n a w e t ż ą d a ć ? . . .
K t o w m i e j s c u tem z a c z n i e , j a k m o i czytelnicy, m y ­
śleć, r o z m y ś l a ć , t e m u t r u d n o b ę d z i e dojść z tem
p r ę d k o do k o ń c a , — a to p o w ó d w y s t a r c z a j ą c y , a b y m
s a m d o s z e d ł d o końca, p r z y j m u j ą c , ż e o d d a w n a stało
się d o ś ć j a s n e , c z e g o c h c ę , d o c z e g o z m i e r z a m
przez to właśnie niebezpieczne rozwiązanie, które
o s t a t n i a m a k s i ą ż k a nosi n a g r z b i e c i e :
»Poza
do­
b r e m i z ł e m « . . . To bynajmniej n i e znaczy »Poza
dobrem i lichem«. — —
udział fizyologów i m e d y k ó w :
p r z y c z e m niechaj z a w o d o w y m filo­
zofom pozostawiona będzie i w tym poszczególnym w y p a d k u rola
obrońców
i pośredników,
g d y im się na ogół udało przekształcić
o w e tak zaostrzone początkowo i nieufne stosunki
zofią,
pomiędzy filo­
fizyologią i m e d y c y n ą w najprzyjaźniejszą i najowocniejszą
wzajemną
wymianę.
W rzeczy samej
wszystkie tablice wartości,
w s z y s t k i e »powinieneś«, znane historyi
lub badaniom etnologicz-
nym, w y m a g a j ą przedewszystkiem f i z y o l o g i c z n e g o oświetlenia
i wytłumaczenia,
w każdym
razie
prędzej
tak samo w s z y s t k i e czekają k r y t y k i
Pytanie: j a k ą
ralność«?
można
wartość
należy
jakiego
m a t a lub o w a tablica dóbr czyli »mo-
stawiać
mianowicie
niż p s y c h o l o g i c z n e g o ;
ze strony wiedzy medycznej.
pod
rozbierać
wszystkimi kątami widzenia;
dość
subtelnie
kwestyi
»wart
nie
dla
c e l u ? « Naprzykład coś, coby miało widoczną wartość
ze w z g l ę d u na najwyższą niespożytość rasy (lub spotęgowanie jej
siły
przystosowawczej
najwyższej
ilości),
do
chodziło o wytworzenie
i dobro
wania
już
w
klimatu
to
sobie,
na
osiągnięcie
Dobro
pozostawiamy
umiejętności
za
zapatry­
więcej wartościowy
naiwności
winny
gdyby
najliczniejszych
dwa p r z e c i w l e g ł e punkty
U w a ż a n i e pierwszego
Wszystkie
lub
tej samej wartości,
silniejszego typu.
najnieliczniejszych
na wartość.
sam
gów . . .
pewnego
nie miałoby w c a l e
angielskich biolo­
teraz
torować drogę
zadaniu filozofów, zadaniu przyszłości, tak pojętemu, że filozof ma
rozwiązać p r o b l e m a t
U w a g a . K o r z y s t a m z e sposobności, którą nastręcza m i t a
rozprawa,
dotąd
nymi :
by wyrazić publicznie i formalnie życzenie,
przeze mnie
mianowicie,
rozpisanie
szeregu
około popierania
tylko
okolicznościowo
aby któryś
nagród
studyów
z fakultetów
akademickich
historyi
wyjawiane
w rozmowach
z uczo­
filozoficznych przez
zechciał
się
zasłużyć
m o r a l n o ś c i : — może t a
książka posłuży jako bodziec w tym kierunku. Co się tyczy możli­
wości tego rodzaju, s t a w i a m następujące zagadnienie, które zasłu­
g u j e na u w a g ę zarówno filologów i historyków,
jak i w ł a ś c i w y c h
uczonych filozofów z powołania.
»Jakie w s k a z ó w k i daje j ę z y k o z n a w s t w o ,
gólności badania etymologiczne, do
rozwoju pojęć moralnych ? «
— Z drugiej
strony
oczywiście
należy
pozyskać
w szcze­
dziejów
dla tych
problematów (o w a r t o ś c i dotychczasowych ocen wartości) współ-
wartości.
—
w a r t o ś c i , ma u s t a n a w i a ć
stopnie
ROZPRAWA DRUGA:
„Wina", „Nieczyste Sumienie"
i tym podobne.
I.
W y c h o w a ć zwierzę, które może p r z y r z e ­
k a ć — c z y nie t o w ł a ś n i e j e s t o w e m p a r a d o k s a l n e m
z a d a n i e m , k t ó r e p o s t a w i ł a sobie n a t u r a w s t o s u n k u
d o c z ł o w i e k a ? C z y nie t o jest w ł a ś c i w y p r o b l e m a t
c z ł o w i e k a ? . . . Ż e p r o b l e m a t t e n jest d o p e w n e g o w y ­
sokiego stopnia r o z w i ą z a n y , t o d z i w i ć m u s i t e m b a r dziej tego, kto p r z e c i w d z i a ł a j ą c e j sile, z a p o m i n a w c z o ś c i , dostateczne przypisuje znaczenie. Zapomin a w c z o ś ć nie j e s t j e d y n i e j a k ą ś vis
inertiae,
jak
ludzie
p o w i e r z c h o w n i sądzą.
Jest ona, owszem,
c z y n n ą , w najściślejszem z n a c z e n i u p o z y t y w n ą zdol­
nością h a m u j ą c ą , której p r z y p i s a ć należy, ż e w s z y s t k o
to,
co przeżywamy, doświadczamy, wchłaniamy,
u ś w i a d a m i a n a m się w s t a n i e t r a w i e n i a ( m o ż n a b y go
n a z w a ć » w d u c h a w i a n i e m « ) nie w i ę c e j , niż ó w c a ł y
t y s i ą c o r a k i p r o c e s , w j a k i m o d b y w a się n a s z e cie­
l e s n e o d ż y w i a n i e , t a k z w a n e »wcielanie«. C h w i l o w o
z a m k n ą ć d r z w i i o k n a n a s z e j ś w i a d o m o ś c i ; nie b y ć
n a p a s t o w a n y m przez w r z a w ę i walkę, wśród której
podziemny świat naszych służebnych o r g a n ó w pra­
cuje dla siebie i p r z e c i w sobie w z a j e m ; n i e c o ciszy,
59
58
p e w n a tabula rasa ś w i a d o m o ś c i , a b y z n ó w z n a l a z ł o się
m i e j s c e dla c z e g o ś n o w e g o , p r z e d e w s z y s t k i e m dla do­
s t o j n y c h funkcyi i f u n k c y o n a r y u s z ó w , dla r z ą d z e n i a ,
p r z e w i d y w a n i a , r o z k a z y w a n i a z g ó r y (bo n a s z o r g a ­
n i z m u r z ą d z o n y j e s t o l i g a r c h i c z n i e ) — oto k o r z y ś ć ,
j a k się rzekło, c z y n n e j z a p o m i n a w c z o ś c i , o d ź w i e r n e j
niejako, s t r a ż n i c z k i d u c h o w e g o ładu, spokoju, ety­
kiety. I tu n a t y c h m i a s t r o z w a ż y ć należy, j a k b y d a l e c e
nie b y ł o ż a d n e g o szczęścia, ż a d n e g o w e s e l a , ż a d n e j
nadziei, ż a d n e j d u m y , ż a d n e g o t e r a z — b e z z a p o m i ­
n a w c z o ś c i . Człowiek, w k t ó r y m t e n h a m u j ą c y a p a r a t
u l e g ł u s z k o d z e n i u i źle działa, p o d o b n y j e s t do d y s p e p t y k a (a nietylko p o d o b n y ) — nie m o ż e się z n i c z e m
» u p o r a ć « . . . W ł a ś n i e to z k o n i e c z n o ś c i z a p o m i n a w c z e z w i e r z ę , w k t ó r e m z a p o m n i e n i e s t a n o w i siłę,
f o r m ę t ę g i e g o z d r o w i a , p r z y s w o i ł o sobie z d o l n o ś ć
przeciwną, pamięć, z której pomocą zawiesza w pew­
n y c h w y p a d k a c h zapominawczość w jej czynno­
ści, — w t y c h m i a n o w i c i e w y p a d k a c h , k i e d y się ma
p r z y r z e k a ć . A w i ę c n i e j e s t t o w c a l e b i e r n a nie­
możność
pozbycia
się
raz
wyrytego
wrażenia,
nietylko n i e s t r a w n o ś ć r a z w z a s t a w d a n e g o słowa,
z k t ó r e m n i e m o ż n a się u p o r a ć , l e c z c z y n n e n i ec h c e n i e p o z b y c i a się, p r z e d ł u ż a n e c h c e n i e r a z
c h c i a n e g o , w ł a ś c i w a p a m i ę ć w o l i : tak, ż e m i ę d z y
p i e r w o t n e »chcę«, »uczynię« a w ł a ś c i w e w y ł a d o w a ­
nie woli, jej a k t , m o ż n a b e z p i e c z n i e w s t a w i ć ś w i a t
n o w y c h r z e c z y , s z c z e g ó ł ó w , n a w e t a k t ó w woli, bez
o b a w y , ż e d ł u g i t e n ł a ń c u c h w o l i p ę k n i e . L e c z cze­
góż to wszystko w y m a g a ! Jakżeż to człowiek, by
w t e n s p o s ó b r o z p o r z ą d z a ć swoją przyszłością, mu­
siał w y u c z y ć się o d r ó ż n i a ć z d a r z e n i a k o n i e c z n e o d
p r z y p a d k o w y c h , w i ą z a ć m y ś l i p r z y c z y n o w o , n a to, c o
odległe, p a t r z e ć j a k n a o b e c n e i u m i e ć j e p r z e w i d y w a ć ,
o z n a c z a ć p e w n i e cel i środki ku niemu, w o g ó l e u m i e ć
liczyć, obliczać! J a k ż e c z ł o w i e k w p r z ó d s a m m u s i a ł
się s t a ć o b l i c z a l n y m , p r a w i d ł o w y m , u l e g a ­
j ą c y m k o n i e c z n o ś c i , b y m ó d z obliczać też siebie
samego w stosunku do swego własnego wyobrażenia,
aż w k o ń c u w sposób, w j a k i to c z y n i p r z y r z e k a j ą c y ,
z a r ę c z y ć z a siebie, j a k o z a p r z y s z ł o ś ć !
2.
— Oto są w ł a ś n i e d ł u g i e dzieje p o c h o d z e n i a
o d p o w i e d z i a l n o ś c i . Z a d a n i e w y c h o w a n i a zwie­
rzęcia, k t ó r e p r z y r z e k a ć m o ż e — j a k w a m t o j u ż j a s n e
z a p e w n e — z a w i e r a w sobie, j a k o w a r u n e k i p r z y g o ­
t o w a n i e , z a d a n i e bliższe: u c z y n i ć w p r z ó d c z ł o w i e k a
d o p e w n e g o s t o p n i a p o d l e g ł y m konieczności, jednoli­
tym, r ó w n y m w ś r ó d r ó w n y c h , p r a w i d ł o w y m i stąd
obliczalnym. O l b r z y m i a p r a c a tego, c o z w ę » o b y c z a j nością o b y c z a j u « (por. J u t r z e n k a str. 15, nast. 21. 24) —
w ł a ś c i w a p r a c a c z ł o w i e k a n a d s a m y m sobą w n a j ­
dłuższym okresie rodzaju ludzkiego, jego cała p r z e d ­
h i s t o r y c z n a p r a c a , i l e k o l w i e k b y w niej t k w i ł o
s r o g o ś c i , t y r a ń s t w a , t ę p o t y i i d y o t y z m u , ma w t e m
swe głębokie znaczenie, swe wielkie usprawiedliwie­
nie, że o b y c z a j n o ś ć o b y c z a j u i s p o ł e c z n y k a f t a n bez­
p i e c z e ń s t w a u c z y n i ł y c z ł o w i e k a r z e c z y w i ś c i e obli­
czalnym. Stańmy natomiast na końcu olbrzymiego
p r o c e s u , t a m gdzie d o j r z e w a j ą o s t a t e c z n i e o w o c e
d r z e w a , g d z i e s p o ł e c z e ń s t w o i o b y c z a j n y j e g o oby­
czaj w y j a w i a j ą n a r e s z c i e , d o c z e g o b y ł y tylko
61
6o
ś r o d k i e m : a z n a j d z i e m y , j a k o n a j d o j r z a l s z y na tem
drzewie owoc u d z i e l n e i n d y w i d u u m , samemu
sobie tylko r ó w n e , k t ó r e z n o w u u w o l n i ł o się o d oby­
c z a j n o ś c i obyczaju, s a m o r z ą d n e , n a d o b y c z a j n e i n d y w i ­
d u u m (bo » s a m o r z ą d n y « i »obyczajny« w y k l u c z a j ą się
wzajem), s ł o w e m c z ł o w i e k a w ł a s n e j n i e z a w i s ł e j d ł u g o ­
t r w a ł e j woli, k t ó r y ś m i e p r z y r z e k a ć — a w n i m
dumną, w k a ż d y m m i ę ś n i u d r g a j ą c ą ś w i a d o m o ś ć tego,
co tu o s t a t e c z n i e z d o b y t e z o s t a ł o i w n i e g o wcielone,
w ł a ś c i w ą ś w i a d o m o ś ć m o c y i w o l n o ś c i , u c z u c i e speł­
nienia człowieka wogóle. T e n wyzwolony, który rze­
c z y w i ś c i e ś m i e p r z y r z e k a ć , ten p a n w o l n e j woli,
ten s a m o w ł a d n y , j a k ż e b y nie m i a ł w i e d z i e ć , j a k ą tem
s a m e m osiągnął w y ż s z o ś ć n a d w s z y s t k i e m , c z e m u
n i e w o l n o p r z y r z e k a ć i p o r ę c z a ć za siebie, ile w z b u ­
d z a o n zaufania, o b a w y , czci — » z a s ł u g u j e « n a
w s z y s t k o t r o j e — i j a k m u , z tem p a n o w a n i e m n a d
sobą, d a n e m j e s t k o n i e c z n i e w dłoń i p a n o w a n i e
n a d okolicznościami, n a d p r z y r o d ą i w s z e l k i e m u k r ó c o n e m w s w e j w o l i i nie d a j ą c e m p o r ę k i s t w o r z e ­
n i e m ? C z ł o w i e k » w o l n y « , p o s i a d a c z d ł u g o t r w a ł e j i nie­
z ł o m n e j woli, m a w t e m p o s i a d a n i u i m i a r ę w a r ­
t o ś c i . Z e swego patrząc stanowiska n a innych, czci
l u b g a r d z i . I z tą s a m ą koniecznością, z j a k ą c z c i so­
bie r ó w n y c h , silnych, d a j ą c y c h p o r ę k ę (którym w o l n o
przyrzekać), — więc każdego który przyrzeka, jak samow ł a d c a , niechętnie, r z a d k o , powoli, k t ó r y skąpi zaufania,
k t ó r y w y r ó ż n i a d a r z ą c z a u f a n i e m , k t ó r y daje s w e
słowo, j a k o coś, n a c o się s p u ś c i ć m o ż n a , b o c z u j e
się d o ś ć silny, b y g o d o t r z y m a ć n a w e t w b r e w z ł y m
p r z y p a d k o m , n a w e t » w b r e w losowi« — : otóż z tą
samą koniecznością będzie miał w pogotowiu kopnię­
cie dla g ł o d n y c h p s ó w g o ń c z y c h , k t ó r e p r z y r z e k a j ą ,
c h o ć nie śmią, i k n u t dla ł g a r z a , k t ó r y ł a m i e s w e s ł o w o
j u ż w chwili, g d y j e m a n a j ę z y k u . D u m n a ś w i a d o ­
mość nadzwyczajnego przywileju o d p o w i e d z i a l ­
n o ś c i , ś w i a d o m o ś ć tej r z a d k i e j w o l n o ś c i , tej m o c y
n a d sobą s a m y m i losem, w s i ą k ł a w n i e g o , w g ł ą b
j e g o n a j s k r y t s z ą i s t a ł a się i n s t y n k t e m , d o m i n u j ą c y m
i n s t y n k t e m . A j a k ż e n a z w i e o n ten i n s t y n k t d o m i n u ­
j ą c y , p r z y p u s z c z a j ą c , że u c z u j e w sobie p o t r z e b ę s ł o w a
n a to? A l e ż nie u l e g a wątpliwości, ż e t e n u d z i e l n y
człowiek zwie go s w e m s u m i e n i e m . . .
3.
— S w e m sumieniem?. . . Można o d g a d n ą ć z góry,
że to p o j ę c i e »sumienie«, k t ó r e s p o t y k a m y tu w j e g o
najwyższem, prawie odstręczającem ukształtowaniu,
m a z a sobą d ł u g i e dzieje i p r z e m i a n y . Ś m i e ć r ę ­
c z y ć z a siebie i z d u m ą , a w i ę c ś m i e ć r z e c
»tak« o sobie t a k ż e — to, j a k się rzekło, d o j r z a ł y
owoc, lecz i p ó ź n y owoc. Jakże długo musiał ten
o w o c w i s i e ć n a d r z e w i e , cierpki i k w a ś n y ! A p r z e z
c z a s j e s z c z e d ł u ż s z y w c a l e nic nie b y ł o w i d a ć z t e g o
o w o c u , n i k t b y nie ś m i a ł b y ł g o o b i e c y w a ć , j a k k o l ­
wiek wszystko w tem drzewie przygotowanem było
i w ł a ś n i e do w y d a n i a go d ą ż y ł o ! — »W jaki sposób
s t w a r z a się c z ł o w i e k o w i - z w i e r z ę c i u p a m i ę ć ? J a k w ten
c z ę ś c i ą tępy, częścią b e z m y ś l n y r o z u m chwili, w tę
w c i e l o n ą z a p o m i n a w c z o ś ć w t ł a c z a się coś tak, a b y
się s t a ł o o b e c n e ? « . . . T e g o p r a s t a r e g o p r o b l e m a t u ,
j a k t o sobie w y o b r a z i ć m o ż n a , nie r o z w i ą z a n o w c a l e
subtelnymi odpowiedziami i środkami; może nawet
62
niema nic straszliwszego i niesamowitszego w całych
przeddziejach człowieka nad jego m n e m o t e c h n i k ę . » W y p a l a się ogniem, c o m a z o s t a ć w p a m i ę c i :
t y l k o to, co nie p r z e s t a j e b o l e ć , zostaje w p a m i ę c i « —
oto n a c z e l n a z a s a d a n a j s t a r s z e j z w s z y s t k i c h (nie­
stety i najdłużej trwającej z wszystkich) psychologii
n a ziemi. C h c i a ł o b y się n a w e t r z e c , ż e g d z i e k o l w i e k
dziś j e s z c z e n a ziemi istnieje u r o c z y s t o ś ć , p o w a g a ,
t a j e m n i c a , p o s ę p n e b a r w y w życiu ludzi i ludów,
wszędzie tam o d b i j a s i ę jeszcze coś z owej
straszliwości,
z jaką
ongiś
wszędzie
na ziemi
przyrzekano, poręczano, ślubowano. Przeszłość, naj­
dłuższa najgłębsza najtwardsza przeszłość, owiewa
n a s i w z b i e r a w n a s , ilekroć s t a j e m y się po­
w a ż n i . N i e obeszło się n i g d y bez k r w i , bez mąk,
b e z ofiar, g d y c z ł o w i e k w i d z i a ł p o t r z e b ę s t w o r z e n i a
sobie p a m i ę c i . N a j s t r a s z l i w s z e ofiary i z a s t a w y (do
k t ó r y c h n a l e ż a ł y ofiary z p i e r w o r o d ó w ) o d r a ż a j ą c e
okaleczenia (naprzykład kastracye), najokrutniejsze
f o r m y r y t u a l n e lub k u l t y religijne (a w s z y s t k i e religie
są w n a j g ł ę b s z e j istocie s y s t e m a m i o k r u c i e ń s t w ) —
wszystko to ma swe źródło w o w y m instynkcie, który
w bólu o d g a d ł n a j m o ż n i e j s z y ś r o d e k p o m o c n i c z y m n e m o n i c z n y . I w p e w n y m sensie z a l i c z y ć tu t r z e b a c a ł ą
a s c e t y k ę : p e w n a ilość idei m a p o z o s t a ć niezatartą,
w s z e c h o b e c n ą , niezapominalną, »ustaloną«, w celu za­
h i p n o t y z o w a n i a c a ł e g o n e r w o w e g o i i n t e l e k t u a l n e g o sy­
s t e m u t e m i »ideami s t a ł e m i « ; a a s c e t y c z n e p r o c e d u r y
i f o r m y ż y c i o w e są ś r o d k i e m do tego, by o w e i d e e
u w o l n i ć o d w s p ó ł z a w o d n i c t w a w s z e l k i c h i n n y c h idei,
by je »niezapominalnemi« uczynić. Im gorszy jest
»stan p a m i ę c i « l u d z k o ś c i , t e m s t r a s z l i w s z y z a w s z e
widok jej zwyczajów. Srogość ustaw k a r n y c h daje
63
w s z c z e g ó l n o ś c i m i a r ę tego, ile t r u d ó w k o s z t o w a ł o
osiągnięcie z w y c i ę s t w a n a d z a p o m i n a w c z o ś c i ą i u p r z y ­
tomnienie na stałe tym niewolnikom chwilowego uczu­
cia i ż ą d z y kilku p r y m i t y w n y c h w y m o g ó w społecz­
n e g o w s p ó ł ż y c i a . M y N i e m c y nie u w a ż a m y się sta­
nowczo za jakiś szczególnie okrutny i t w a r d e g o serca
n a r ó d , j e s z c z e m n i e j za s z c z e g ó l n i e p ł o c h y i ż y j ą c y
z d n i a na d z i e ń ; lecz w y s t a r c z y p r z y p a t r z e ć się tylko
n a s z e m u d a w n e m u p o s t ę p o w a n i u k a r n e m u , a b y się do­
p a t r z e ć , ile t r u d u kosztuje n a ziemi w y c h o w a n i e »nar o d u myślicieli« (to z n a c z y : t e g o n a r o d u E u r o p y ,
w ś r ó d k t ó r e g o i dziś j e s z c z e z n a l e ź ć m o ż n a m a x i m u m
zaufania, p o w a g i , b r a k u s m a k u i r z e c z o w o ś c i i k t ó r y
z temi właściwościami ma p r a w o do w y c h o w a n i a
wszelkich rodzajów m a n d a r y n ó w Europy). Ci Niemcy
s t r a s z l i w y m i ś r o d k a m i s t w o r z y l i sobie p a m i ę ć , a b y
stać się p a n a m i
swych gminnych podstawowych
instynktów i swego brutalnego nieokrzesania. Należy
p r z y p o m n i e ć sobie d a w n e n i e m i e c k i e k a r y , n a p r z y k ł a d
kamienowanie (— już podanie ciska kamień młyński
n a g ł o w ę winnego), ł a m a n i e k o ł e m (najbardziej s ł y n n y
wynalazek i specyalność niemieckiego geniuszu w kró­
l e s t w i e kary!), w b i j a n i e na pal, r o z d z i e r a n i e i t r a t o ­
w a n i e k o ń m i (»ćwiartowanie«), g o t o w a n i e z b r o d n i a r z a
w oliwie lub w i n i e (jeszcze w c z t e r n a s t e m i p i ę t n a s t e m
stuleciu), ulubione ł u p i e n i e ze s k ó r y (»darcie pasów«),
w y k r a w a n i e mięsa z piersi; zarówno też s m a r o w a n i e
złoczyńcy miodem i rzucanie na pastwę m u c h o m
w skwarze słonecznym. Z pomocą takich obrazów
i p r z y k ł a d ó w n a r z u c i się w k o ń c u p a m i ę c i pięć, s z e ś ć
t a k i c h »nie c h c ę « , c o d o k t ó r y c h d a ł o się p r z y r z e ­
c z e n i e , b y ż y ć w ś r ó d k o r z y ś c i , j a k i e d a j e spo­
ł e c z n o ś ć . I p r a w d z i w i e ! z p o m o c ą t a k i e j p a m i ę c i do-
64
65
szło się o s t a t e c z n i e do » r o z u m u « ! — A c h ! r o z u m ,
powaga, panowanie nad uczuciami, cała ta posępna
s p r a w a , z w a n a rozwagą, wszystkie te przywileje
i b ł y s k o t k i c z ł o w i e k a : j a k ż e d r o g o t r z e b a je było
o p ł a c i ć ! Ileż k r w i i z g r o z y leży na d n i e w s z y s t k i c h
»dobrych rzeczy«!. . .
4.
— L e c z j a k ż e p r z y s z ł a n a ś w i a t t a d r u g a »po­
s ę p n a s p r a w a « , ś w i a d o m o ś ć winy, t o c a ł e »nieczyste su­
mienie«? — I oto p o w r a c a m y do n a s z y c h g e n e a l o g ó w
m o r a l n o ś c i . J e s z c z e r a z p o w t a r z a m — lub nie p o w i e d z i a ł e m ż e j e s z c z e t e g o w c a l e ? — nie są nic w a r c i .
P o s i a d a ć p i ę ć p i ę d z i d ł u g i e , w ł a s n e , j e d y n i e »współ­
c z e s n e « d o ś w i a d c z e n i e ; nie m i e ć ż a d n e j wiedzy, żad­
n e j c h ę c i w i e d z y r z e c z y p r z e s z ł y c h , j e s z c z e mniej
i n s t y n k t u h i s t o r y c z n e g o , t u w ł a ś n i e p o t r z e b n e g o »drug i e g o w z r o k u « , a j e d n a k u p r a w i a ć dzieje m o r a l n o ś c i :
t o m u s i się w e d l e w s z e l k i e j s ł u s z n o ś c i s k o ń c z y ć n a
w y n i k a c h , k t ó r e d o p r a w d y nietylko w k r u c h y m
stoją s t o s u n k u . C z y ż t y m d o t y c h c z a s o w y m g e n e a l o ­
g o m m o r a l n o ś c i śniło się c h o ć b y t y l k o w przybliże­
niu, ż e n a p r z y k ł a d o w o m o z o l n e z a s a d n i c z e pojęcie
»wina« wzięło początek swój z bardzo materyalnego
pojęcia »być winnym, dłużnym«? L u b że k a r a jako
o d p ł a t a r o z w i n ę ł a się z u p e ł n i e n a u b o c z u o d
w s z e l k i e g o z a ł o ż e n i a w o l n o ś c i i n i e w o l n o ś c i woli i to
d o t e g o stopnia, ż e o w s z e m t r z e b a z a w s z e w p r z ó d
w y s o k i e g o s z c z e b l a u c z ł o w i e c z e n i a , z a n i m zwie­
r z ę »człowiek« z a c z n i e t w o r z y ć o w e o wiele p r y m i -
t y w n i e j s z e r o z r ó ż n i e n i a »umyślnie«, »niedbale«, »przyp a d k o w o « , »poczytalnie«, w r a z z ich p r z e c i w i e ń s t w a m i
i u w z g l ę d n i a ć j e p r z y w y m i a r z e k a r y . O w a dziś t a k
t a n i a i p o z o r n i e t a k n a t u r a l n a , t a k n i e u n i k n i o n a myśl,
k t ó r a m o ż e n a w e t dla o b j a ś n i e n i a sposobu, w j a k i
p o w s t a ł o n a ziemi p o c z u c i e s p r a w i e d l i w o ś c i , m u s i a ł a
podsunąć mniemanie »zbrodniarz zasługuje na karę,
p o n i e w a ż b y m ó g ł b y ł postąpić i n a c z e j « : jest fak­
t y c z n i e n a d z w y c z a j p ó ź n o osiągniętą, n a w e t wyrafi­
n o w a n ą formą l u d z k i e g o s ą d u i w n i o s k o w a n i a . Kto
jej d o p a t r u j e się w p o c z ą t k a c h , bierze się n i e z g r a b ­
n y m i p a l c a m i d o p s y c h o l o g i i d a w n i e j s z e j ludzkości.
Przez najdłuższy okres dziejów ludzkich wcale n i e
karano d l a t e g o , p o n i e w a ż czyniono złoczyńcę
za czyn jego odpowiedzialnym, więc n i e z powodu
założenia, ż e w i n n y m a b y ć u k a r a n y m , lecz r a c z e j ,
j a k dziś j e s z c z e r o d z i c e k a r z ą s w e dzieci, z g n i e w u
z a poniesioną s z k o d ę , g n i e w u , s z u k a j ą c e g o sobie
u p u s t u n a s z k o d n i k u . G n i e w ten j e d n a k t r z y m a n a
w o d z y i m o d y f i k u j e m y ś l , że k a ż d a s z k o d a m o ż e
mieć w czemciś swój r ó w n o w a ż n i k i rzeczywiś­
cie m o ż e z o s t a ć p o w e t o w a n a , c h o ć b y s a m y m b o l e m
s z k o d n i k a . — S k ą d ta p r a s t a r a , głęboko w k o r z e n i o n a ,
m o ż e t e r a z j u ż nie d a j ą c a się w y t ę p i ć idea w z i ę ł a
m o c swoją, i d e a r ó w n o w a ż n o ś c i s z k o d y i bolu? Na­
p o m k n ą ł e m już coś o t e m : w s t o s u n k u u m o w n y m
w i e r z y c i e l a i d ł u ż n i k a , t a k s t a r y m , j a k istnie­
nie w o g ó l e »osób p r a w n y c h « i ze w s k a z u j ą c y m
znowu ze swej strony na podstawowe formy kupna,
sprzedaży, wymiany, kramarstwa.
DZIEŁA NIETZSCHEGO T. III
5
6
66
5.
U p r z y t o m n i e n i e sobie t y c h s t o s u n k ó w u m o w ­
n y c h w z b u d z a w istocie, j a k p o p o p r z e d n i e j u w a d z e
z góry tego można oczekiwać, niejedno podejrzenie
i o p ó r p r z e c i w d a w n i e j s z e j ludzkości, k t ó r a je s t w o ­
r z y ł a lub n a nie p o z w a l a ł a . T u w ł a ś n i e p r z y r z e k a
s i ę , t u w ł a ś n i e c h o d z i o to, b y s t w o r z y ć p a m i ę ć
przyrzekającemu; tu właśnie, śmiem podejrzywać,
m o ż n a o c z e k i w a ć srogości, o k r u c i e ń s t w a , z n ę c a n i a
się. D ł u ż n i k , c h c ą c w z b u d z i ć z a u f a n i e w s w e p r z y ­
r z e c z e n i e zwrotu, c h c ą c z a r ę c z y ć z a p o w a g ę i ś w i ę ­
tość swego przyrzeczenia, własnemu sumieniu s w e m u
p r z y k a z a ć z w r o t j a k o obowiązek, z o b o w i ą z a n i e , d a j e
w i e r z y c i e l o w i w z a s t a w (na w y p a d e k , jeżeli nie za­
płaci) coś, c o j e s z c z e n a d t o » p o s i a d a « , c z e m m o ż e
r o z p o r z ą d z a ć , n a p r z y k ł a d s w e ciało lub s w ą żonę,
lub s w ą w o l n o ś ć lub też s w e życie (lub, w ś r ó d p e w ­
nych określonych religijnych założeń, n a w e t swą
szczęśliwość, swe zbawienie duszne, w końcu n a w e t
s w ó j spokój w g r o b i e ; w E g i p c i e , n a p r z y k ł a d , t r u p
d ł u ż n i k a n a w e t i w g r o b i e nie m ó g ł z n a l e ź ć s p o k o j u
przed wierzycielem, — a właśnie u E g i p c y a n miał
t e n spokój p e w n e s w o j e znaczenie). W i e r z y c i e l m ó g ł
b o w i e m ciału d ł u ż n i k a z a d a w a ć w s z e l k i e r o d z a j e
hańby i męczarni, naprzykład wyciąć z niego tyle,
ile o d p o w i a d a ł o wielkości d ł u g u . B a r d z o w c z e ś n i e
i w s z ę d z i e istniały z t e g o p u n k t u w i d z e n i a d o k ł a d n e ,
nieraz nawet przerażająco drobiazgowe oszacowa­
nia, p r a w e m u s t a l o n e o s z a c o w a n i a p o s z c z e g ó l n y c h
c z ł o n k ó w i miejsc na ciele. U w a ż a m to p r a w i e za
p o s t ę p , za d o w ó d wolniejszego, o s z e r s z y c h poglą-
7
d a c h , r z y m s k i e g o p o j ę c i a p r a w a , jeśli r z y m s k i e
p r a w o d a w s t w o D w u n a s t u tablic w y r o k u j e , ż e jest
r z e c z ą obojętną, c z y w i ę c e j l u b m n i e j w i e r z y c i e l z e ­
tnie w t a k i m
wypadku
»si plus minusve secuerunt,
ne fraude esto«. R o z j a ś n i j m y sobie logikę c a ł e j tej
formy w y r ó w n a n i a : jest ona dość dziwna. Równo­
w a ż n i k d a n y jest w tem, ż e z a m i a s t z y s k u p o k r y w a ­
jącego wprost szkodę (więc zamiast wyrównania
w złocie, ziemi, p o s i a d ł o ś c i a c h w s z e l k i e g o r o d z a j u )
p r z y z n a n a jest w i e r z y c i e l o w i p e w n e g o r o d z a j u u c i e ­
c h a jako odpłata i wyrównanie, uciecha, że może
bez s k r u p u ł u w y w r z e ć m o c swoją n a bezsilnym, ucie­
c h a -»dc f a i r e le mal pour le plaisir de le faire«, roz­
kosz u ż y w a n i a p r z e m o c y . R o z k o s z ta w t e m w i ę k s z e j
jest cenie, im głębiej i niżej stoi w i e r z y c i e l w po­
r z ą d k u s p o ł e c z n y m i i m ł a t w i e j z d a w a ć m u się o n a
może najwyborniejszym kąskiem, nawet przedsma­
k i e m w y ż s z e g o stopnia s p o ł e c z n e g o . P r z e z »karę«
w y w a r t ą na dłużniku wierzyciel uczestniczy w p r a ­
w i e p a ń s k i e m : wreszcie osiąga raz przynajmniej
podniosłe uczucie możności pogardzania i znęcania
się n a d j a k ą ś istotą, j a k o n a d c z e m ś , co »pod n i m « —
lub p r z y n a j m n i e j , w r a z i e jeśli m o c k a r a n i a , w y m i a r
kary przeszły n a »zwierzchność«, w i d z e n i a , jak
p o g a r d z a j ą i znęcają się n a d nią. Na w y r ó w n a n i e
w i ę c s k ł a d a się p r z e k a z i p r a w o do o k r u c i e ń s t w a . —
6.
W t e j dziedzinie w i ę c , w p r a w i e o zobowią­
z a n i a c h , jest ognisko p o w s t a n i a ś w i a t a pojęć m o r a l -
68
n y c h »wina«, »sumienie«, »obowiązek«, » ś w i ę t o ś ć obo­
w i ą z k u « . — P o c z ą t e k jego, j a k p o c z ą t e k w s z y s t k i e g o
na ziemi, b y ł obficie i d ł u g o z l e w a n y krwią. I c z y ż
nie n a l e ż a ł o b y dodać, że ś w i a t ten w g r u n c i e r z e c z y
n i g d y nie p o s t r a d a ł c a ł k i e m z a p a c h u k r w i i k a t o w n i ?
( n a w e t w s t a r y m K a n c i e nie : k a t e g o r y c z n y i m p e r a ­
t y w c z u ć o k r u c i e ń s t w e m . . .) Tu r ó w n i e ż z a d z i e r z g ­
n ę ł o się n a s a m p r z ó d to t a j e m n i c z e i m o ż e nierozwiąz a l n e z a h a c z e n i e p o j ę ć » w i n a i ból«. J e s z c z e r a z
p y t a m : o ile m o ż e ból b y ć w y r ó w n a n i e m »długu«?
O tyle, o ile z a d a w a n i e bolu s p r a w i a ł o w n a j ­
w y ż s z y m s t o p n i u p r z y j e m n o ś ć , o ile p o s z k o d o w a n y
w z a m i a n za u s z c z e r b e k w r a z z p r z y k r o ś c i ą z p o ­
wodu uszczerbku, nabywał nadzwyczajną odpłatną
r o z k o s z : m o ż n o ś ć z a d a w a n i a bolu. P r a w d z i w e
ś w i ę t o , coś, co, j a k r z e c z o n o , w t e m w y ż s z e j b y ł o
cenie, i m b a r d z i e j nie p r z y s t a w a ł o d o s t o p n i a i spo­
łecznego stanowiska wierzyciela. To wszystko przy­
p u s z c z a l n i e : bo t r u d n o j e s t s i ę g n ą ć d n a t a k i c h pod­
z i e m n y c h r z e c z y , nie m ó w i ą c , że boleśnie. A kto tu
w e t k n i e j e s z c z e n i e z g r a b n i e pojęcie » z e m s t a « , niet y l k o w n i k n i ę c i e sobie utrudni, lecz i z a c i e m n i za­
m i a s t w y j a ś n i ć (— z e m s t a s a m a p r o w a d z i p r z e c i e do
t a k i e g o s a m e g o p r o b l e m a t u : »jakźe z a d a w a n i e cier­
p i e n i a m o ż e b y ć z a d o ś ć u c z y n i e n i e m ? « ) . Z d a j e m i się,
ż e s p r z e c i w i a się delikatności, b a r d z i e j j e s z c z e ś w i ę t o s z k o s t w u o s w o j o n y c h z w i e r z ą t d o m o w y c h (to zna­
c z y w s p ó ł c z e s n y c h ludzi, to z n a c z y nas) p r z e d s t a ­
w i e n i e sobie w c a ł e j p e ł n i , do j a k i e g o s t o p n i a
o k r u c i e ń s t w o t w o r z y ł o wielką u c i e c h ę o d ś w i ę t n ą
d a w n i e j s z e j ludzkości, d o j a k i e g o s t o p n i a j e s t s k ł a d ­
n i k i e m i p r z y m i e s z k ą p r a w i e k a ż d e j ich u c i e c h y ; j a k
n a i w n i e z d r u g i e j strony, j a k n i e w i n n i e w y s t ę p u j e
69
ich potrzeba okrucieństwa, jak zasadniczo uważają
w ł a ś n i e » b e z i n t e r e s o w n ą złość« (lub, m ó w i ą c za Spi­
nozą,
sympathia
malevolens) z a n o r m a l n ą w ł a ś c i ­
w o ś ć c z ł o w i e k a , a w i ę c za coś, c z e m u s u m i e n i e ser­
d e c z n i e p r z y t a k u j e ! G ł ę b s z e oko d o s z u k a ł o b y się
m o ż e i w życiu dzisiejszem n i e m a ł o tej n a j s t a r s z e j
i najgłębszej uciechy odświętnej człowieka. W »Poza
d o b r e m i złem« na str. 125 i nast. ( p r z e d t e m j u ż
w » J u t r z e n c e « na str. 25, 76, 1 1 0 i nast.) w s k a z a ł e m
przezornym palcem na coraz bardziej rosnące przeduchawianie i »przebóstwianie« okrucieństwa, które
ciągnie się p r z e z c a ł e dzieje w y ż s z e j k u l t u r y (i jeżeli
się na nią p a t r z y w p e w n e m z n a c z e n i u s k ł a d a się na
nią). W k a ż d y m r a z i e nie z b y t to j e s z c z e d a w n o , g d y
nie u m i a n o sobie w y o b r a z i ć k s i ą ż ę c e g o w e s e l a , l u d o ­
w e g o ś w i ę t a w w i ę k s z y m s t y l u bez e g z e k u c y i , t o r t u r
lub j a k i e g o ś autodafe, t a k s a m o ż a d n e g o d o s t o j n e g o
d o m u bez istot, n a k t ó r y c h b y n i e m o ż n a w y w r z e ć
s w e j złości i d o p u s z c z a ć się o k r u t n y c h i g r a s z e k
( — n a l e ż y sobie p r z y p o m n i e ć don K i c h o t a n a d w o ­
r z e k s i ę ż n e j : c z y t a m y dziś c a ł e g o d o n K i c h o t a z gorz­
k i m p o s m a k i e m na j ę z y k u , p r a w i e z udręką, i byli­
byśmy z tego powodu dziwem i zagadką dla jego
t w ó r c y i t e g o ż w s p ó ł c z e ś n i k ó w — oni c z y t a l i go
z n a j c z y s t s z e m s u m i e n i e m , j a k o n a j w e s e l s z ą z ksią­
żek, z a ś m i e w a l i się n a d n i m p r a w i e n a śmierć). P r z y ­
p a t r y w a n i e się cierpieniu s p r a w i a p r z y j e m n o ś ć , z a d a ­
w a n i e cierpienia j e s z c z e w i ę k s z ą — j e s t to z d a n i e
srogie lecz stare, potężne, ludzkie, a r c y l u d z k i e zdanie,
k t ó r e b y zresztą j u ż m a ł p y m o ż e b y ł y p o d p i s a ł y . B o
mówią, że j u ż o n e d o s t a t e c z n i e z a p o w i a d a j ą czło­
wieka wymyślaniem dziwacznych okrucieństw i w tem
s ą j a k b y » p r z y g r y w k ą « d o niego. B e z o k r u c i e ń s t w a
71
70
niema uroczystości: tak uczą najstarsze, najdłuższe
dzieje ludzkie — a i w k a r z e j e s t tyle u r o c z y ­
stego ! —
7.
— Mówiąc nawiasem, nie m a m wcale zamiaru
n a p ę d z a ć n a s z y m p e s y m i s t o m ś w i e ż e j w o d y n a ich
rozstrojone skrzypiące młyny, przesycone życiem.
Przeciwnie, niechaj zaznaczę wyraźnie, że wówczas
g d y l u d z k o ś ć nie w s t y d z i ł a się j e s z c z e s w y c h okru­
c i e ń s t w , ż y c i e w e s e l s z e b y ł o n a ziemi, niż t e r a z , g d y
nie b r a k p e s y m i s t ó w . S p o s ę p n i e n i e n i e b a n a d czło­
w i e k i e m w z m a g a ł o się z a w s z e w m i a r ę , j a k r o s ł o
w c z ł o w i e k u w s t y d z e n i e się c z ł o w i e k a . Z n u ż o n e
p e s y m i s t y c z n e spojrzenie, nieufność k u z a g a d c e życia,
l o d o w e » n i e « w s t r ę t u do ż y c i a — to nie są c e c h y
n a j g o r s z e g o okresu ludzkiego rodzaju. W y c h o ­
dzą o n e na ś w i a t ł o d z i e n n e w p o s t a c i r o ś l i n b a g i e n ­
n y c h , k t ó r e m i są, d o p i e r o g d y się z j a w i b a g n o , do
k t ó r e g o należą. M a m n a m y ś l i c h o r o b l i w e p r z e c z u ­
lenie i p r z e m o r a l n i e n i e , z p o w o d u k t ó r y c h z w i e r z
»człowiek« o s t a t e c z n i e u c z y się w s t y d z i ć w s z y s t k i c h
s w o i c h i n s t y n k t ó w . N a d r o d z e d o »anioła« (aby t w a r d ­
s z e g o n i e u ż y ć s ł o w a ) w y h o d o w a ł sobie c z ł o w i e k
ów z e p s u t y ż o ł ą d e k i o b ł o ż o n y język, z p o w o d u któ­
r y c h nietylko w s t r ę t n a mu się s t a ł a u c i e c h a i niewin­
n o ś ć z w i e r z ę c a , lecz i ż y c i e s a m o p e ł n e m n i e s m a k u
tak, że c z a s e m z a t y k a n o s p r z e d sobą s a m y m i za
p a p i e ż e m I n n o c e n t y m T r z e c i m , p e ł e n n a g a n y sporzą­
d z a k a t a l o g s w o i c h o b r z y d l i w o ś c i ( » n i e c z y s t e spło-
dzenie, w s t r ę t n e o d ż y w i a n i e w łonie matki, o h y d a
m a t e r y i , z k t ó r e j się c z ł o w i e k rozwija, o k r o p n y s m r ó d ,
w y d z i e l a n i e śliny, m o c z u i kału«). Dzisiaj g d y cier­
pienie z m u s z o n e j e s t s t a w a ć w s z e r e g , j a k o p i e r w s z y
z a r g u m e n t ó w p r z e c i w istnieniu, j a k o n a j g o r s z y
j e g o z n a k z a p y t a n i a , d o b r z e j e s t p r z y p o m n i e ć sobie
c z a s y , k i e d y w y r o k o w a n o o d w r o t n i e , b o nie u m i a n o
obejść się b e z z a d a w a n i a cierpienia i w i d z i a n o
w niem czar pierwszorzędny, właściwą przynętę
u w o d n ą k u życiu. M o ż e w ó w c z a s — a b y p o c i e s z y ć
p r z e c z u l e ń c ó w — ból nie bolał t a k j e s z c z e j a k dziś.
P r z y n a j m n i e j w n i o s e k t e n będzie m ó g ł w y c i ą g n ą ć l e ­
k a r z , k t ó r y l e c z y ł M u r z y n ó w (jako p r z e d s t a w i c i e l i
p r z e d d z i e j o w e g o c z ł o w i e k a ) w ciężkich w y p a d k a c h
w e w n ę t r z n e g o z a p a l e n i a , d o p r o w a d z a j ą c y c h najlepiej
nawet uorganizowanego Europejczyka do rozpaczy.
N a M u r z y n ó w n i e działają one tak. ( K r z y w a ludz­
kiej zdolności c i e r p i e n i a z d a j e się r z e c z y w i ś c i e nie­
zwykle i p r a w i e nagle opadać, skoro tylko przekro­
c z y m y w y ż s z e d z i e s i ę ć t y s i ę c y lub dziesięć milionów,
n a l e ż ą c e d o n a d k u l t u r y ; c o d o m n i e n i e wątpię, ż e
w p o r ó w n a n i u z j e d n ą n o c ą bólu j e d n e j j e d y n e j hi­
s t e r y c z n e j w y k s z t a ł c o n e j s a m i c y , cierpienia w s z y s t ­
k i c h r a z e m zwierząt, k t ó r e dotąd dla celu n a u k o w y c h
o d p o w i e d z i w y p y t y w a n o n o ż e m , nie g o d n e s ą p o p r o s t u
uwagi). Może n a w e t w o l n o p r z y p u ś c i ć m o ż l i w o ś ć , ż e
i o w a u c i e c h a z o k r u c i e ń s t w a w ł a ś c i w i e nie koniecz­
nie w y m r z e ć m u s i a ł a ; p o t r z e b o w a ł a tylko o tyle, o ile
b a r d z i e j ból dzisiaj boli, p e w n e g o w y d e l i k a c e n i a i w y subtelnienia, m u s i a ł a m i a n o w i c i e w y s t ą p i ć w prze­
szczepieniu na grunt w y o b r a ż e n i o w y i duchowy,
i u s t r o j o n a s a m e m i t a k n i e w i n n e m i m i a n a m i , by nie
w z b u d z i ć n a w e t w n a j c z u l s z e m h i p o k r y t y c z n e m su-
72
mieniu żadnego podejrzenia (»tragiczne współczucie«
jest t a k i e m m i a n e m ; i n n e b r z m i »les nostalgies de la
croix«).
Co w ł a ś c i w i e o b u r z a p r z e c i w cierpieniu, to
nie cierpienie s a m o p r z e z się, lecz n i e d o r z e c z n o ś ć
cierpienia, atoli a n i d l a c h r z e ś c i a n i n a , k t ó r y w m ó w i ł
w cierpienie c a ł ą t a j e m n ą m a s z y n e r y ę z b a w i e n i a , ani
dla naiwnego człowieka dawniejszych czasów, który
u m i a ł sobie w y ł o ż y ć w s z e l k i e c i e r p i e n i e z m y ś l ą
o w i d z a c h i z a d a j ą c y c h cierpienie, nie istniało w o g ó l e
n i e d o r z e c z n e cierpienie. A b y m ó d z u s u n ą ć z e
ś w i a t a i u c z c i w i e z a n e g o w a ć utajone, n i e w y k r y t e ,
b e z ś w i a d k o w e cierpienie, b y ł o s i ę w ó w c z a s p r a w i e
zmuszonym wynaleźć bogów i d u c h ó w pośrednich
w s z e l k i e j w y ż y i głębi, k r ó t k o coś, co i w u k r y c i u
t u ł a się n a d n a m i , co i w c i e m n o ś c i w i d z i i nie da
ujść s w e j u w a d z e ż a d n e m u z a j m u j ą c e m u b o l e s n e m u
w i d o w i s k u . Z p o m o c ą t a k i c h to w y n a l a z k ó w z n a ł o
się w ó w c z a s ż y c i e n a s z t u c z k a c h , n a k t ó r y c h się
z a w s z e znało, u s p r a w i e d l i w i e n i a siebie s a m e g o , u s p r a ­
w i e d l i w i e n i a s w e g o zła. T e r a z p o t r z e b o w a ł o b y m o ż e
d o t e g o c e l u i n n y c h p o m o c n i c z y c h w y n a l a z k ó w (naprzykład życie jako zagadka, życie jako problemat
poznania). » U s p r a w i e d l i w i o n e m j e s t k a ż d e zło, któ­
r e g o w i d o k i e m B ó g się b u d u j e « : t a k b r z m i a ł a przeddziejowa logika uczucia — i zaprawdę, czy tylko
p r z e d d z i e j o w a ? B o g o w i e pojęci j a k o m i ł o ś n i c y o k r u t ­
n y c h widowisk — och jak bardzo prastare to wy­
o b r a ż e n i e w r z y n a się j e s z c z e k l i n e m n a w e t w n a s z e
e u r o p e j s k i e u c z ł o w i e c z e n i e ! n a l e ż a ł o b y się z a s t a n o w i ć
n a d tem z K a l w i n e m i L u t r e m . W k a ż d y m r a z i e
p e w n a jest, że j e s z c z e i G r e c y nie umieli b o g o m
swoim przyjemniejszej przydać do szczęścia przy­
p r a w y n a d u c i e c h y o k r u c i e ń s t w a . Jakiemiż, sądzicie,
73
oczyma kazał Homer bogom swoim spoglądać na
l o s y człowiecze? J a k i e ż w g r u n c i e r z e c z y o s t a t e c z n e
m i a ł y z n a c z e n i e w o j n y t r o j a ń s k i e i t y m p o d o b n e tra­
g i c z n e s t r a s z l i w o ś c i ? Nie u l e g a z u p e ł n i e w ą t p i e n i u :
uważał j e z a ś w i ą t e c z n e z a b a w y dla bogów:
a, o ile p o d t y m w z g l ę d e m p o e t a j e s t b a r d z i e j niż
inni ludzie s t w o r z o n y »na p o d o b i e ń s t w o boskie«, t a k ż e
za ś w i ą t e c z n e z a b a w y d l a p o e t ó w . . . Nie i n a c z e j
p o t e m j e s z c z e g r e c c y filozofowie m o r a l n o ś c i p o j m o ­
w a l i o c z y boga, s p o g l ą d a j ą c e n a m o r a l n e z a p a s y , n a
h e r o i z m i s a m o u d r ę k ę c n o t l i w y c h . » H e r a k l e s obo­
w i ą z k u « z n a j d o w a ł się na s c e n i e i c z u ł się na niej.
Cnota bez ś w i a d k ó w była dla tego narodu aktorów
czemś, c z e g o nie m o ż n a sobie w y o b r a z i ć . Nie u c z y nionoż o w e g o t a k z u c h w a ł e g o , t a k f a t a l n e g o filozo­
ficznego w y n a l a z k u , k t ó r y w t e d y p o r a z p i e r w s z y dla
E u r o p y z r o b i o n o , w y n a l a z k u »wolnej w o l i « , o bez­
w z g l ę d n e j s p o n t a n i c z n o ś c i c z ł o w i e k a w z ł e m i do­
b r e m , p r z e d e w s z y s t k i e m p o to, b y s t w o r z y ć sobie
p r a w o d o w y o b r a ż e n i a , ż e z a i n t e r e s o w a n i e się b o g ó w
człowiekiem, cnotą człowieczą w y c z e r p a ć s i ę
n i g d y n i e m o ż e ? N a ziemskiej tej s c e n i e nie
miało nigdy braknąć nowości, prawdziwie niesłycha­
n y c h n a p i ę ć , z a w i k ł a ń , katastrof. Ś w i a t z u p e ł n i e de­
terministycznie pojmowany byłby bogom łatwy do
odgadnięcia i w s k u t e k tego znużyłby ich wkrótce, —
d o s t a t e c z n y p o w ó d dla t y c h p r z y j a c i ó ł b o g ó w ,
filozofów, b y b o g o m s w y m t a k i e g o d e t e r m i n i s t y c z ­
n e g o nie p r z y p i s y w a ć ś w i a t a ! C a ł a l u d z k o ś ć staro­
ż y t n a p e ł n a jest d e l i k a t n y c h w z g l ę d ó w »dla w i d z a « ,
j a k o ś w i a t z a s a d n i c z o publiczny, z a s a d n i c z o n a o c z n y ,
k t ó r y nie u m i a ł sobie p o m y ś l e ć s z c z ę ś c i a b e z wido-
74
75
w i s k i u r o c z y s t o ś c i . — A j a k się r z e k ł o i
k a r a ma w sobie t y l e u r o c z y s t e g o ! . . .
wielka
8.
P o c z u c i e winy, z o b o w i ą z a n i a osobistego by
p o d j ą ć nić n a s z e g o b a d a n i a — w y w o d z i , j a k widzie­
liśmy, p o c z ą t e k s w ó j z n a j s t a r s z e g o i n a j p i e r w o t n i e j ­
szego, j a k i istnieje, s t o s u n k u osób, s t o s u n k u k u p c a
i s p r z e d a w c y , w i e r z y c i e l a i dłużnika. T u t a j w y s t ę p o ­
w a ł a p o r a z p i e r w s z y o s o b a p r z e c i w osobie, t u p o
r a z p i e r w s z y m i e r z y ł a s i ę o s o b a osobą. Nie od­
n a l e z i o n o j e s z c z e t a k nizkiego s t o p n i a c y w i l i z a c y i ,
g d z i e b y ś l a d ó w t e g o s t o s u n k u nie d a ł o się j u ż z a u ­
w a ż y ć . Stanowić ceny, odmierzać wartości, w y m y ś l a ć
równoważniki, przeprowadzać zamianę — wszystko
to w t a k i m s t o p n i u z a j m o w a ł o n a j p i e r w o t n i e j s z e m y ­
ślenie, ż e w p e w n e m z n a c z e n i u b y ł o s a m e m m y ś ­
leniem.
T u w y h o d o w a ł się n a j s t a r s z y r o d z a j
bystrości umysłowej, tuby można również upatrywać
pierwszy zawiązek ludzkiej dumy, poczucia pierw­
s z e ń s t w a w s t o s u n k u do r e s z t y zwierząt. Może nie­
m i e c k i w y r a z » M e n s c h « (manas) w y r a ż a j e s z c z e
c o ś z t e g o s a m o p o c z u c i a : c z ł o w i e k o k r e ś l a ł siebie,
j a k o istotę, k t ó r a o d m i e r z a w a r t o ś c i , o c e n i a i m i e r z y
j a k o »oceniające w a r t o ś c i z w i e r z ę s a m o w sobie«.
Kupno i sprzedaż, z swemi psychologicznemi przyn a l e ż n o ś c i a m i , są s t a r s z e n a w e t od p o c z ą t k ó w wszel­
k i c h s p o ł e c z n y c h form o r g a n i z a c y j n y c h i z w i ą z k ó w .
Z z a c z ą t k o w y c h r a c z e j form p r a w a o s o b o w e g o p r z e ­
n i o s ł o s i ę d o p i e r o kiełkujące p o c z u c i e w y m i a n y ,
u m o w y , długu, p r a w a , zobowiązania, w y r ó w n a n i a n a
najgrubsze i najpierwotniejsze kompleksy społeczne
(w ich stosunku do podobnych kompleksów), wraz
z p r z y z w y c z a j e n i e m p o r ó w n y w a n i a , m i e r z e n i a , obli­
c z a n i a m o c y mocą. Oko p r z y s t o s o w a ł o się j u ż d o tej
perspektywy. I z ową niezdarną konsekwencją, wła­
ś c i w ą o c i ę ż a ł e m u , lecz później n i e u b ł a g a n i e w t y m
s a m y m k i e r u n k u t o c z ą c e m u się dalej m y ś l e n i u d a w ­
niejszej ludzkości, doszło się n i e b a w e m , z p o m o c ą
w i e l k i e g o u o g ó l n i e n i a d o tego, ż e » k a ż d a r z e c z m a
swą cenę; w s z y s t k o może być odpłacone«. Jest t o
najstarszy i najnaiwniejszy moralny kanon » s p r a wi e d li w o ś c i«, p o c z ą t e k wszelkiej » d o b r o d u s z n o ści«, w s z e l k i e j »słuszności«, wszelkiej »dobrej woli«,
w s z e l k i e j » o b j e k t y w n o ś c i « n a ziemi. S p r a w i e d l i w o ś c i ą
na tym pierwszym szczeblu jest dobra wola pośród
mniej więcej równie możnych, postępowanie ku wza­
jemnemu zadowoleniu,
» p o r o z u m i e n i u się« z n o w u
d r o g ą w y r ó w n a n i a — a w s t o s u n k u do m n i e j moż­
n y c h , z m u s z e n i e ich d o w y r ó w n a n i a p o m i ę d z y
sobą.
9.
Jeżeli
pierwotnych
lub z n ó w są
członków w
r z y c i e l a do
k o r z y s t a się
ciągle b ę d z i e m y m i e r z y ć m i a r ą c z a s ó w
(które zresztą istnieją w k a ż d y m czasie,
m o ż l i w e ) : to i s p o ł e c z n o ś ć stoi do s w y c h
t y m w a ż n y m z a s a d n i c z y m s t o s u n k u wie­
d ł u ż n i k a . Żyje się w ś r ó d społeczności,
z d o b r o d z i e j s t w z niej w y p ł y w a j ą c y c h
76
(och, c o z a k o r z y ś c i ! n i e d o c e n i a m y i c h dziś czasami),
m i e s z k a się p o d opieką i ochroną, spokojnie i ufnie,
bez troski o p e w n e s z k o d y i n i e p r z y j a ź n o ś c i , na k t ó r e
w y s t a w i o n y j e s t c z ł o w i e k obcy, » w y j ę t y z p o d p r a w a
pokoju« — N i e m i e c z r o z u m i e co Elend, elend pier­
w o t n i e m a o z n a c z a ć — , j a k się c z ł o w i e k z e w z g l ę d u
na te u s z c z e r b k i i w r o g o ś c i g m i n i e z a p r z e d a ł i zobo­
wiązał. Cóż stanie się w p r z e c i w n y m r a z i e ?
G r o m a d a , w i e r z y c i e l o s z u k a n y , z n a j d z i e sobie w m i a r ę
s w e j m o c y z a p ł a t ę , m o ż n a l i c z y ć n a to. C h o d z i t u
n a j m n i e j o b e z p o ś r e d n i ą szkodę, k t ó r ą szkodnik w y ­
rządził. P o m i j a j ą c ją, j e s t p r z e s t ę p c a p r z e d e w s z y s t kiem »zdrajcą«, łamiącym u m o w ę i słowo w o b e c
c a ł o ś c i , w stosunku do wszystkich dóbr i przy­
j e m n o ś c i w s p ó ł ż y c i a , w k t ó r y c h aż do tej p o r y
u c z e s t n i c z y ł . P r z e s t ę p c a j e s t dłużnikiem, k t ó r y u ż y ­
c z o n y c h mu k o r z y ś c i i p o w z i ą t k ó w nietylko nie s p ł a c a
z p o w r o t e m , lecz j e s z c z e t a r g a się na s w e g o wie­
r z y c i e l a . D l a t e g o t r a c i odtąd, j a k słuszna, n i e t y l k o
w s z y s t k i e te d o b r a i k o r z y ś c i , lecz j e s z c z e p r z y w i e ­
dzie m u się n a p a m i ę ć , j a k s i ę m a r z e c z z t e m i
r z e c z a m i . G n i e w p o s z k o d o w a n e g o w i e r z y c i e l a , spo­
ł e c z n o ś c i , p r z y w r a c a d ł u ż n i k a d o dzikiego, w y j ę t e g o
z p o d p r a w a stanu, p r z e d k t ó r y m b y ł d o t ą d c h r o ­
n i o n y : o d p y c h a go od siebie. I oto w o l n o u ż y w a ć
w z g l ę d e m niego w s z e l k i e g o r o d z a j u s r o g o ś c i . » K a r a «
na t y m stopniu u o b y c z a j e n i a to p o p r o s t u obraz, mimus n o r m a l n e g o p o s t ę p o w a n i a ze z n i e n a w i d z o n y m ,
r o z b r o j o n y m , o b a l o n y m w r o g i e m , k t ó r y p o s t r a d a ł nie­
tylko p r a w o i opiekę, lecz i w s z e l k ą ł a s k ę , w i ę c j e s t
to p r a w o w o j e n n e i ś w i ę t o z w y c i ę s t w a , Vae victis!
n a j n i e m i ł o s i e r n i e j s z e i n a j o k r u t n i e j s z e : — co w y j a ś ­
nia, ż e w o j n a s a m a (wliczając w o j e n n y kult ofiarni-
77
czy)
użyczyła
wszystkich tych
form.
pod któremi
k a r a w y s t ę p u j e w historyi.
10.
W r a z z potężniejącą m o c ą s p o ł e c z n o ś ć p r z e s t a j e
zbytnio w a ż y ć p r z e s t ę p k i jednostki, b o nie m o ż e ich
już, w tej m i e r z e co d a w n i e j , u w a ż a ć za niebez­
p i e c z n e i z a g r a ż a j ą c e ostaniu się całości. Z ł o c z y ń c y
nie » w y j m u j e się z p o d p r a w a pokoju«, ani nie ska­
z u j e n a b a n i c y ę , ogólny- g n i e w nie ś m i e j u ż j a k
d a w n i e j d o t e g o s t o p n i a n i e p o h a m o w a n i e s z u k a ć so­
bie n a n i m upustu, o w s z e m c a ł o ś ć b i e r z e odtąd zło­
c z y ń c ę p r z e z o r n i e w o b r o n ę i opiekę, z w ł a s z c z a p r z e d
gniewem bezpośrednio poszkodowanego. Kompromis
z g n i e w e m najbliżej z ł o c z y n e m d o t k n i ę t y c h ; usiłowa­
nie, by skutki w y p a d k u o g r a n i c z y ć i z a p o b i e d z szer­
s z e m u lub n a w e t o g ó l n e m u m i e s z a n i u się w s p r a w ę
i z a n i e p o k o j e n i u ; s t a r a n i a , by z n a l e ź ć r ó w n o w a ż n i k i
i całą r z e c z z a ł a t w i ć (compositio) ; p r z e d e w s z y s t k i e m
c o r a z dobitniej w y s t ę p u j ą c a c h ę ć u w a ż a n i a k a ż d e g o
p r z e s t ę p s t w a z a o d p ł a c a l n e w j a k i e m ś znaczeniu,
w i ę c , p r z y n a j m n i e j d o p e w n e g o stopnia, i z o l o w a ­
n i e o d siebie p r z e s t ę p c y i j e g o c z y n u : oto s ą c e c h y ,
k t ó r e c o r a z w y r a ź n i e j w y c i s k a j ą się n a d a l s z y m r o z w o j u
p r a w a k a r n e g o . W m i a r ę w z r o s t u siły i u ś w i a d o m i e n i a
społeczności łagodnieje zawsze i p r a w o karne. Każde
osłabienie i g ł ę b s z e n i e b e z p i e c z e ń s t w o s p o ł e c z e ń s t w a
w y w o d z i n a ś w i a t ł o s u r o w s z e t e g o p r a w a formy. »Wie­
rzyciel« s t a w a ł się b a r d z i e j ludzki z a w s z e w m i a r ę ,
g d y s t a w a ł się b o g a t s z y . W k o ń c u staje się n a w e t
78
79
m i a r ą j e g o b o g a c t w a ilość szkód, k t ó r e w y t r z y m a ć
m o ż e , nie w i e l e c i e r p i ą c n a tem. M o ż n a w y o b r a z i ć
sobie w s p o ł e c z e ń s t w i e ś w i a d o m o ś ć m o c y , p r z y
k t ó r e j b y m o g ł o sobie ono p o z w o l i ć n a n a j d o s t o j n i e j ­
szy zbytek, n a j a k i j e s t a ć , — p u ś c i ć b e z k a r n i e
szkodnika. »Cóż m n i e o b c h o d z ą w ł a ś c i w i e m o j e pas o r z y t y ? — m o g ł o b y r z e c w ó w c z a s . — N i e c h ż e sobie
żyją i tyją : na t o m d o ś ć j e s z c z e silne !« . . . S p r a ­
wiedliwość, która zaczyna tem, że »wszystko jest
odpłacalne, wszystko musi być odpłacone«, kończy
patrzeniem przez palce i puszczaniem niewypłacal­
n e m u płazem, — kończy, j a k w s z e l k a d o b r a r z e c z n a
ziemi, z n i e s i e n i e m s i e b i e s a m e j . — W i a d o m o ,
j a k p i ę k n ą z w i e siebie n a z w ą to zniesienie się s p r a ­
w i e d l i w o ś c i : ł a s k ą . P o z o s t a j e ona, r o z u m i e się s a m o
p r z e z się, p r z y w i l e j e m m o c n i e j s z e g o , w ł a ś c i w i e j jesz­
cze, j e g o » p o z a p r a w i e m « .
11.
T e r a z s ł o w o c e l e m s p r z e c i w i e n i a się n i e d a w n o
podjętym usiłowaniom szukania początku sprawiedli­
wości na zupełnie innym gruncie, mianowicie na
g r u n c i e , k t ó r y m jest
ressentiment.
Psychologom naj­
p i e r w p o w i e m d o u c h a , p r z y p u s z c z a j ą c , ż e mieliby
o c h o t ę z b a d a ć r a z s a m ą u r a z ę zblizka : roślina ta
k w i t n i e t e r a z najpiękniej w ś r ó d a n a r c h i s t ó w i anty­
semitów, zresztą tak, j a k z a w s z e k w i t ł a , w u k r y c i u ,
fiołkowi p o d o b n a , a c z z i n n y m z a p a c h e m . A j a k z po­
d o b n e g o koniecznie p o d o b n e p o w s t a ć musi, tak też
nie z d z i w i nikogo, że w ł a ś n i e z n ó w z t a k i c h kół, j a k
to j u ż częściej b y w a ł o — p o r ó w n a j str. 4 5 , — w y ­
chodzą usiłowania uświęcenia zemsty pod n a z w ą
sprawiedliwości, jak gdyby sprawiedliwość była tylko
w gruncie rzeczy dalszym rozwojem uczucia obrazy.—
A w r a z z z e m s t ą p r a g n i e się w y n i e ś ć do czci w s z y s t k i e
wogóle r e a k t y w n e uczucia. T e m ostatniem jabym
się n a j m n i e j zgorszył. W s t o s u n k u do c a ł e g o biologicz­
n e g o p r o b l e m a t u (ze w z g l ę d u n a k t ó r y w a r t o ś c i t y c h
u c z u ć dotąd niedoceniano), u w a ż a ł b y m t o n a w e t z a
z a s ł u g ę . Z w r a c a m t y l k o u w a g ę n a okoliczność, ż e
to z s a m e g o j u ż d u c h a o w e g o
ressentiment
wyrasta
t e n n o w y odcień n a u k o w e j s p r a w i e d l i w o ś c i (na k o r z y ś ć
n i e n a w i ś c i , zazdrości, nieżyczliwości, p o d e j r z l i w o ś c i ,
p a m i ę t a n i a runcune, z e m s t y ) . Ta » n a u k o w a s ł u s z n o ś ć «
zaś ustaje natychmiast i ustępuje miejsca akcentom
śmiertelnej wrogości i uprzedzenia, skoro tylko cho­
dzi o inną g r u p ę u c z u ć , m a j ą c y c h , z d a mi się, j e s z c z e
d a l e k o w y ż s z ą w a r t o ś ć biologiczną, niż o w e o d p o r n e ,
a stąd t e m b a r d z i e j z a s ł u g u j ą c y c h , by je n a u k o w o
i w y s o k o cenić. M a m n a m y ś l i w ł a ś c i w e c z y n n e
uczucia, j a k ż ą d z a w ł a d z y , c h c i w o ś ć i im p o d o b n e .
(E. D u h r i n g a » W a r t o ś ć ż y c i a « ; » K u r s filozofii« ;
w g r u n c i e r z e c z y wszędzie). T y l e p r z e c i w t e n d e n c y i
tej w o g ó l e . Co się j e d n a k t y c z y p o s z c z e g ó l n e g o zda­
nia D u h r i n g a , ż e o j c z y z n y s p r a w i e d l i w o ś c i s z u k a ć
należy na gruncie uczucia odpornego, to trzeba mu,
dla miłości p r a w d y , s z o r s t k i e m o d w r ó c e n i e m i n n ą
przeciwstawić p r a w d ę : o s t a t n i m gruntem, który
d u c h s p r a w i e d l i w o ś c i z d o b y ć może, jest g r u n t u c z u ­
cia r e a k t y w n e g o ! Jeśli się r z e c z y w i ś c i e z d a r z y , że
sprawiedliwy człowiek sprawiedliwym zostanie n a w e t
w z g l ę d e m s w y c h s z k o d n i k ó w (a nietylko z i m n y m ,
umiarkowanym, obcym, obojętnym: być sprawiedli-
8o
w y m jest z a w s z e p o z y t y w n e m z a c h o w a n i e m się),
jeśli się n a w e t p o d n a w a ł e m osobistej o b r a z y , szy­
d e r s t w a , p o d e j r z e n i a nie z m ą c i w y s o k a , czysta, r ó w n i e
g ł ę b o k o j a k ł a g o d n i e p a t r z ą c a p r z e d m i o t o w o ś ć spra­
w i e d l i w e g o , s ą d z ą c e g o oka, w t a k i m r a z i e jest t o
c z ę ś ć d o s k o n a ł o ś c i i n a j w y ż s z e g o m i s t r z o s t w a na
ziemi, a n a w e t coś, c z e g o tu r o z t r o p n i e j e s t nie ocze­
k i w a ć , w c o w k a ż d y m r a z i e nie n a l e ż y w i e r z y ć
zbyt łatwo. Niewątpliwa, że średnio n a w e t osobom
n a j u c z c i w s z y m w y s t a r c z a d r o b n a z a c z e p k a , złośliwość,
i n s y n u a c y a , by w p ę d z i ć im k r e w w oczy, a w y p ę ­
dzić z o c z u w s z e l k i e p o c z u c i e s ł u s z n o ś c i . C z y n n y ,
n a p a d a j ą c y , n a p a s t u j ą c y c z ł o w i e k stoi z a w s z e sto
k r o k ó w bliżej s p r a w i e d l i w o ś c i , niż o d p o r n y . Nie jest
b o w i e m w c a l e z m u s z o n y , w sposób, j a k to c z y n n y
c z ł o w i e k czyni, c z y n i ć musi, do f a ł s z y w e g o , u p r z e ­
dzonego oceniania swego przedmiotu. Rzeczywiś­
cie d l a t e g o c z ł o w i e k n a p a d a j ą c y j a k o silniejszy, odw a ż n i e j s z y , dostojniejszy m i a ł z a w s z y s t k i c h c z a s ó w
i s w o b o d n i e j s z e oko i c z y s t s z e sumie­
nie. N a o d w r ó t z g a d n ą ć j u ż ł a t w o , kto w o g ó l e m a
na s u m i e n i u w y n a l e z i e n i e » n i e c z y s t e g o s u m i e n i a « —
człowiek opanowany przez ressentiment! W końcu
r o z e j r z y j m y się w d z i e j a c h : w j a k i e j sferze w o g ó l e
dotąd s p r a w o w a n i e p r a w a , j a k też w ł a ś c i w a p o t r z e b a
p r a w a c z u ł y się u siebie? C z y ż b y w sferze c z ł o w i e k a
o d p o r n e g o ? W c a l e n i e : r a c z e j w sferze c z y n n e g o ,
silnego, s p o n t a n i c z n e g o , n a p a d a j ą c e g o . N i e c h p a d n i e
s ł o w o k u z m a r t w i e n i u p o m i e n i o n e g o a g i t a t o r a (który
s a m r a z to o sobie złożył z e z n a n i e : » n a u k a z e m s t y
p r z e w i j a ł a się j a k c z e r w o n a nić s p r a w i e d l i w o ś c i p r z e z
w s z y s t k i e m o j e p r a c e i usiłowania«). Otóż ze s t a n o w i s k a
h i s t o r y c z n e g o p r a w o n a ziemi p r z e d s t a w i a w a l k ę
81
właśnie p r z e c i w odpornym uczuciom, wojnę, wy­
d a n ą im ze s t r o n y c z y n n y c h i n a p a d a j ą c y c h potęg,
k t ó r e s w e j siły u ż y w a ł y p o części n a to, b y po­
wstrzymać wybujałość odpornego patosu i nakazać
mu m i a r ę i w y m u s i ć p o g o d z e n i e . W s z ę d z i e , gdzie
dzieje się i u t r z y m u j e s p r a w i e d l i w o ś ć , w i d a ć silniej­
szą m o c , k t ó r a w s t o s u n k u do niżej od niej sto­
jących, słabszych (czy to grup, czy jednostek),
s z u k a ś r o d k ó w , by b e z m y ś l n i e s z a l e j ą c e m u ressenti­
ment k r e s położyć, j u ż to w y d z i e r a j ą c p r z e d m i o t te­
g o ż ressentiment z rąk z e m s t y , j u ż to w z a s t ę p s t w i e
z e m s t y z e s w e j s t r o n y w y d a j ą c b i t w ę w r o g o m po­
koju i p o r z ą d k u , już to w y n a j d u j ą c w y r ó w n a n i a , pro­
ponując, o k o l i c z n o ś c i o w o n a r z u c a j ą c , j u ż t o p o d n o ­
sząc p e w n e r ó w n o w a ż n i k i u s z k o d z e ń d o n o r m y , d o
której odtąd r a z na z a w s z e ressentiment s t o s o w a ć
się m u s i . N a j b a r d z i e j j e d n a k r o z s t r z y g a j ą c ą rzeczą,
którą najwyższa w ł a d z a w y w i e r a i p r z e p r o w a d z a
przeciw przemocy uczucia odporu i urazy — czyni
t o z a w s z e skoro t y l k o jest d o ś ć silna k u t e m u — ,
jest t o n a d a n i e p r a w a , r o z k a z o d a w c z e w y j a w i e n i e ,
co w o g ó l e w jej o c z a c h u c h o d z i ć ma za p o z w o l o n e ,
za s p r a w i e d l i w e , a co za w z b r o n i o n e , za n i e s p r a ­
wiedliwe. Traktując po nadaniu p r a w a wykroczenia
i p r z e s t ę p k i jednostek, j a k też c a ł y c h g r u p , j a k o
t a r g n i ę c i e się na p r a w o i b u n t p r z e c i w n a j w y ż s z e j
w ł a d z y , o d w r a c a o n a u c z u c i e p o d l e g ł y c h sobie o d
najbliższej t a k i m i w y s t ę p k a m i w y r z ą d z o n e j s z k o d y
i osiąga w ten s p o s ó b o d w r o t n o ś ć tego, c z e g o c h c e
z e m s t a , z n a j ą c a j e d y n i e i u z n a j ą c a t y l k o p u n k t wi­
d z e n i a p o s z k o d o w a n e g o —: odtąd ć w i c z y się oko w co­
r a z b e z o s o b i s t s z e j o c e n i e c z y n u , n a w e t oko
p o s z k o d o w a n e g o (aczkolwiek t o n a s a m y m ostatku,
DZIEŁA NIETZSCHEGO. T. III.
6
83
82
j a k w y ż e j z a u w a ż o n o ) . — W e d l e t e g o » p r a w o « i »bezp r a w i e « istnieją d o p i e r o o d n a d a n i a p r a w a ( a nie,
j a k c h c e D ü h r i n g , od a k t u u r a z y ) . M ó w i ć o » p r a w i e «
i »bezprawiu« s a m y c h w s o b i e niema żadnego
sensu. N a t u r a l n i e nie m o ż e u r a ż e n i e , p o g w a ł c e n i e ,
złupienie, z n i s z c z e n i e s a m o w s o b i e b y ć c z e m ś
» b e z p r a w n e m « , o ile życie f u n k c y o n u j e e s e n c y o n a l n i e , t o j e s t r a n i ą c o , g w a ł c ą c o , ł u p i e ż c z o , nisz­
c z ą c o w s w y c h z a s a d n i c z y c h f u n k c y a c h i nie da się
w c a l e p o m y ś l e ć b e z tego c h a r a k t e r u . T r z e b a w y z n a ć
j e s z c z e coś c i e k a w s z e g o : że z n a j w y ż s z e g o biolo­
gicznego stanowiska stany prawne mogą być zawsze
tylko s t a n a m i w y j ą t k o w y m i , j a k o c z ę ś c i o w e
o g r a n i c z e n i a w ł a ś c i w e j , d ą ż ą c e j d o m o c y woli ży­
ciowej i p o d p o r z ą d k o w a n i e sobie jej w s p ó l n y c h ce­
l ó w j a k o p o s z c z e g ó l n y c h ś r o d k ó w , t o j e s t j a k o środ­
ków d o stworzenia w i ę k s z y c h jedności mocy.
P o r z ą d e k p r a w n y , p o m y ś l a n y s a m o w ł a d c z o i ogólnie,
nie j a k o ś r o d e k w w a l c e k o m p l e k s ó w m o c y , lecz
j a k o ś r o d e k p r z e c i w w s z e l k i e j w a l c e w o g ó l e , nie­
jako wedle komunistycznego szablonu Dühringa, że
każda wola winna każdą wolę za równą uważać,
b y ł b y z a s a d ą w r o g ą ż y c i u , b u r z y c i e l e m i roz­
p r z ę ż e n i e m człowieka, z a m a c h e m n a p r z y s z ł o ś ć czło­
wieka, znakiem znużenia, u k r a d k o w y m przesmykiem
do nicości. —
12.
Tu j e s z c z e słowo o p o c z ą t k u i celu k a r y — d w a
p r o b l e m a t y , k t ó r e rozdzielają się, lub rozdzielić się
p o w i n n y . Niestety, zlepia się je z w y k l e w j e d n o . Bo
jakże postępują dotychczasowi genealogowie moral­
n o ś c i w t y m w y p a d k u ? N a i w n i e , j a k z w y k l e postę­
powali. W y n a j d u j ą j a k i ś «cel» w k a r z e , n a p r z y k ł a d
z e m s t ę lub o d s t r a s z e n i e , u m i e s z c z a j ą d o b r o d u s z n i e ten
cel u początku, j a k o causa fiendi k a r y — i r z e c z go­
t o w a . L e c z «cel w p r a w i e » p r z y d a ć się m o ż e h i s t o r y i
powstawania p r a w a dopiero na s a m y m ostatku. Co
w i ę c e j , n i e m a d l a ż a d n e g o r o d z a j u historyi w a ż n i e j ­
szego twierdzenia nad owo, które z takim trudem
zdobyto, lecz k t ó r e też w i n n o s i ę b y ł o z d o b y ć ,
to jest, że p r z y c z y n a p o w s t a n i a j a k i e j ś r z e c z y i j e j
ostateczna użyteczność, jej rzeczywiste zużytkowanie
i w c i ą g n i ę c i e w s y s t e m celów, o d l e g ł e są od siebie
o c a ł e n i e b o ; że w s z y s t k o , co jest, co j a k i m k o l w i e k
s p o s o b e m doszło d o skutku, b y w a w y k ł a d a n e c i ą g l e
przez moc odeń wyższą pod kątem n o w y c h zamys­
łów, n a n o w o z a g a r n i a n e , w n o w y p o ż y t e k p r z e ­
k s z t a ł c a n e i k i e r o w a n e ; że w s z y s t k o , co się dzieje
w świecie organicznym jest p r z e m o ż e n i e m , o p a ­
n o w a n i e m , a wszelkie znów przemożenie i opano­
wanie nowem wytłumaczeniem i przystosowaniem,
p r z y k t ó r e m d o t y c h c z a s o w y »sens« i »cel« z k o n i e c z ­
n o ś c i z a c i e m n i ć się l u b z a g a s n ą ć m u s i . C h o ć b y się
nie w i e m j a k d o b r z e pojęło p o ż y t e k j a k i e g o ś fizyol o g i c z n e g o o r g a n u (lub też i n s t y t u c y i p r a w n e j , oby­
czaju s p o ł e c z n e g o , z w y c z a j u p o l i t y c z n e g o , f o r m y
w s z t u k a c h lub w kulcie religijnym), to j e s z c z e tem
s a m e m nie pojęliśmy n i c c o d o j e g o p o w s t a n i a . B y ć
m o ż e , ż e będzie t o s t a r s z y m u s z o m b r z m i e ć n i e w y ­
g o d n i e i n i e p r z y j e m n i e , g d y ż z d a w i e n d a w n a ustaliło
się m n i e m a n i e , ż e d a j ą c y się w y k a z a ć cel, p o ż y t e c z ­
n o ś ć p e w n e j r z e c z y , p e w n e j formy, p e w n e g o u r z ą 6*
84
d z e n i a t ł u m a c z y t a k ż e p o w ó d ich p o w s t a n i a , ż e oko
s p o r z ą d z o n e m jest d o p a t r z e n i a , r ę k a d o c h w y t a n i a .
T a k t e ż w y o b r a ż a n o sobie i k a r ę , j a k o w y n a l e z i o n ą
d o k a r a n i a . L e c z w s z y s t k i e cele, w s z y s t k i e poży­
t e c z n o ś c i s ą tylko o z n a k a m i tego, ż e ż ą d z a m o c y
s t a ł a się p a n i ą c z e g o ś m n i e j m o c n e g o i w y c i s n ę ł a
p r z e z siebie n a n i c h z n a c z e n i e funkcyi. C a l e dzieje
j a k i e j k o l w i e k »rzeczy«, j a k i e g o k o l w i e k o r g a n u , jakie­
g o k o l w i e k z w y c z a j u m o g ą b y ć w ten s p o s ó b d a l s z y m
c i ą g i e m ł a ń c u c h a z n a k ó w , ciągle n o w y c h t ł u m a c z e ń
i p r z y s t o s o w a ń , k t ó r y c h s a m e p r z y c z y n y nie m u s z ą
z n a j d o w a ć się m i ę d z y s o b ą w z w i ą z k u p r z y c z y n o ­
w y m , r a c z e j w p e w n e j m i e r z e p r z y p a d k o w o tylko p o
sobie n a s t ę p u j ą i z a s t ę p u j ą się. »Rozwój« j a k i e j ś rze­
czy, j a k i e g o ś z w y c z a j u , j a k i e g o ś o r g a n u b y n a j m n i e j
nie j e s t w t e n s p o s ó b p o s t ę p e m (progressus) ku p e w ­
n e m u celowi, ani też l o g i c z n y m i n a j k r ó t s z y m , z n a j ­
m n i e j s z y m n a k ł a d e m sił i k o s z t ó w o s i ą g n i o n y m po­
s t ę p e m , — j e n o k o l e j n e m n a s t ę p s t w e m głębiej lub
płyciej o d b y w a j ą c y c h się, mniej lub w i ę c e j w z a j e m ­
nie n i e z a l e ż n y c h , o d g r y w a j ą c y c h się w niej p r o c e s ó w
p r z e m a g a n i a , z d o d a t k i e m o p o r u s t o s o w a n e g o w ka­
ż d y m w y p a d k u , u s i ł o w a ń z m i a n f o r m y w celu o b r o n y
i reakcyi, i wyników u d a n y c h przeciwdziałań. Forma
jest z m i e n n a , »sens« z a ś b a r d z i e j j e s z c z e . N a w e t
w e w n ą t r z k a ż d e g o o d d z i e l n e g o o r g a n i z m u nie dzieje
się i n a c z e j . Z k a ż d y m i s t o t n y m w z r o s t e m całości
z m i e n i a się też » s e n s « p o s z c z e g ó l n y c h o r g a n ó w .
W pewnej mierze
c z ę ś c i o w e ich z a n i k a n i e , ich
liczebne z m n i e j s z a n i e się ( n a p r z y k ł a d p r z e z niszczenie
członków pośrednich) m o ż e być znakiem wzrastającej
siły i d o s k o n a ł o ś c i . C h c i a ł e m r z e c : t a k ż e c z ę ś c i o w e
b e z u ż y t e c z n i e n i e , niedołężnienie i zwyrodnianie,
85
z a t r a c a n i e się s e n s u i celowości, k r ó t k o ś m i e r ć na­
leżą d o w a r u n k ó w r z e c z y w i s t e g o p o s t ę p u , k t ó r y j a w i
się z a w s z e w p o s t a c i woli i d r o g i k u w i ę k s z e j
m o c y i zawsze osiągany b y w a kosztem licznych
m n i e j s z y c h m o c y . W i e l k o ś ć »postępu« m i e r z y s i ę
n a w e t ilością tego, c o m u m u s i a ł o b y ć p o ś w i ę c o n e m .
L u d z k o ś ć , j a k o m a s a p o ś w i ę c o n a u d a n i u się j e d n e g o
s i l n i e j s z e g o species c z ł o w i e k a — t o b y b y ł p o ­
stęp . . . Podnoszę ten zasadniczy punkt patrzenia
historycznej metodyki tembardziej, że zachodzi drogę
w ł a ś n i e p a n u j ą c e m u i n s t y n k t o w i i s m a k o w i czasu,
k t ó r y b y r a c z e j zgodził się j e s z c z e z b e z w z g l ę d n ą
przypadkowością, nawet z mechaniczną bezmyślnoś­
cią w s z y s t k i e g o , co się dzieje, niż z t e o r y ą o d g r y w a ­
j ą c e j się w e w s z y s t k i e m , c o się d z i e j e , ż ą d z y
m o c y . Demokratyczna idyosynkrazya d o wszyst­
kiego, c o p a n u j e i c h c e p a n o w a ć , w s p ó ł c z e s n y m i z a r c h i z m (aby s t w o r z y ć złe s ł o w o na złą rzecz)
p r z e m i e n i ł i p r z e b r a ł się s t o p n i o w o w ten s p o s ó b
d u c h o w o i n a j b a r d z i e j d u c h o w o , że dzisiaj k r o k za
k r o k i e m w c i s k a się, ś m i e się w c i s k a ć p r a w i e w n a j ­
surowsze, pozornie najbardziej przedmiotowe umie­
jętności. Co w i ę c e j , z d a j e mi się, że stał się j u ż pa­
n e m całej fizyologii i n a u k i o życiu, ku jej szkodzie,
j a k się s a m o p r z e z się r o z u m i e , u k r a d ł s z y jej pojęcie
zasadnicze, pojęcie właściwej a k t y w n o ś c i . W z a m i a n p o d n a c i s k i e m o w e j i d y o s y n k r a z y i w y s u w a się
n a czoło » p r z y s t o s o w a n i e « , t o znaczy a k t y w n o ś ć dru­
giego rzędu, czysta reaktywność. N a w e t życie samo
o k r e ś l o n o j a k o z a w s z e c e l o w e w e w n ę t r z n e »przysto­
s o w y w a n i e « d o z e w n ę t r z n y c h okoliczności ( H e r b e r t
S p e n c e r ) . W t e n s p o s ó b j e d n a k z a n i e p o z n a j e się istotę
życia, j e j ż ą d z ę m o c y . W ten s p o s ó b p r z e o c z a
87
86
się z a s a d n i c z e p i e r w s z e ń s t w o , j a k i e p o s i a d a j ą sponta­
niczne, z a c z e p n e , n a p a s t n i c z e , w y k ł a d a j ą c e i kieru­
j ą c e w s p o s ó b n o w y k s z t a ł t u j ą c e siły, k t ó r y c h dzia­
ł a n i e d o p i e r o s p r o w a d z a » p r z y s t o s o w a n i e « . W ten
sposób zaprzeczono w organizmie nawet władczej
roli n a j w y ż s z y c h f u n k c y o n a r y u s z ó w , w k t ó r y c h w o l a
ż y c i o w a o b j a w i a się c z y n n i e i k s z t a ł t u j ą c o .
Przy­
p o m n i j m y sobie, co z a r z u c a ł H u x l e y S p e n c e r o w i —
j e g o »nihilizm a d m i n i s t r a c y j n y « . L e c z c h o d z i t u jesz­
cze o c o ś w i ę c e j , niż o » a d m i n i s t r o w a n i e « . . .
13.
— A b y w i ę c w r ó c i ć do p r z e d m i o t u , to jest do
k a r y , n a l e ż y w niej r o z r ó ż n i a ć d w i e r z e c z y : n a j ­
p i e r w to, c o j e s t w niej w z g l ę d n i e t r w a ł e , z w y c z a j ,
akt, » d r a m a t « , p e w n ą s r o g ą k o l e j n o ś ć p o s t ę p o w a n i a ,
z d r u g i e j s t r o n y to, co w niej z m i e n n e , sens, cel,
o c z e k i w a n i e , k t ó r e się ł ą c z y z w y k o n a n i e m t a k i e g o
p o s t ę p o w a n i a . P r z y t e m p r z y p u s z c z a m y , tylko per analogiam, w e d l e w y ł u s z c z o n e g o w ł a ś n i e z a s a d n i c z e g o
p u n k t u w i d z e n i a h i s t o r y c z n e j metodyki, ż e p r o c e d u r a
s a m a b ę d z i e c z e m ś s t a r s z e m , w c z e ś n i e j s z e m , niż jej
zużytkowanie d o kary, ż e dopiero w ł o ż o n o j ą
w p r o c e d u r ę i p o d s u n i ę t o j a k o tej p r o c e d u r y t ł u m a ­
czenie ( d a w n o i s t n i e j ą c e j , lecz i n a c z e j u ż y w a n e j ) ,
s ł o w e m r z e c z n i e t a k się ma, j a k n a s i n a i w n i g e n e a l o g o w i e m o r a l n o ś c i i p r a w a dotąd p r z y p u s z c z a l i ,
mniemając wszyscy razem, że procedurę w y n a l e ­
z i o n o dla celu k a r y , t a k j a k sobie n i e g d y ś w y o b r a ­
ż a n o r ę k ę w y n a l e z i o n ą c e l e m c h w y t a n i a . C o się t y c z y
owego drugiego pierwiastku w karze, zmiennego, jej
»sensu«, to w p ó ź n i e j s z y m stanie k u l t u r y ( n a p r z y k ł a d
w E u r o p i e dzisiejszej) pojęcie »kara« n i e p r z e d s t a w i a
f a k t y c z n i e w c a l e j u ż j e d n e g o sensu, lecz c a ł ą s y n ­
tezę »sensów«. D o t y c h c z a s o w e dzieje k a r y wogóle,
dzieje j e j w y z y s k i w a n i a d o n a j r ó ż n i e j s z y c h celów,
krystalizują się ostatecznie w p e w i e m r o d z a j j e d n o ś c i ,
t r u d n o r o z p u s z c z a l n e j , t r u d n e j do a n a l i z o w a n i a i, co
p o d n i e ś ć trzeba, n i e d a j ą c e j s i ę w c a l e z d e f i ­
n i o w a ć . ( N i e m o ż l i w ą j e s t dziś r z e c z ą p o w i e ­
dzieć d o k ł a d n i e ,
d l a c z e g o w ł a ś c i w i e się k a r z e .
W s z y s t k i e pojęcia, w k t ó r y c h się c a ł y p r o c e s semiot y c z n i e streszcza, u c h y l a j ą się od definicyi. Definio­
w a ć daje się t y l k o to, c o nie m a ż a d n y c h dziejów).
N a t o m i a s t w p e w n e m w c z e ś n i e j s z e m s t a d y u m oka­
zuje się j e s z c z e o w a s y n t e z a »sensów« b a r d z i e j roz­
wiązalną, a t a k ż e b a r d z i e j zmienną. M o ż n a z a u w a ż y ć
jeszcze, jak w każdym poszczególnym p r z y p a d k u
p i e r w i a s t k i s y n t e z y zmieniają swoją w a r t o ś c i o w o ś ć
i w e d l e t e g o i n a c z e j się porządkują, t a k że raz ten,
to znów ów pierwiastek kosztem pozostałych wybija
się na czoło i ton n a d a j e , a n a w e t w p e w n y c h r a ­
z a c h j e d e n p i e r w i a s t e k (może cel o d s t r a s z e n i a ) z d a j e
się znosić całą r e s z t ę s k ł a d n i k ó w . A b y d a ć p r z y n a j ­
mniej wyobrażenie, jak niepewnym, jak następczym,
j a k p r z y p a d k o w y m j e s t »sens« k a r y i j a k j e d n a i ta
s a m a p r o c e d u r a z e w z g l ę d u n a z a s a d n i c z o r ó ż n e za­
m y s ł y może być różnie zużytkowana, wytłumaczona,
przykrojona, niechaj posłuży tu schemat, do którego
d o s z e d ł e m n a p o d s t a w i e m a ł e g o s t o s u n k o w o i przy­
p a d k o w e g o materyału. K a r a jako unieszkodliwienie,
j a k o p r z e s z k o d z e n i e d a l s z e m u szkodzeniu. K a r a j a k o
odpłacenie p o s z k o d o w a n e m u szkody, w jakiejbądź
88
89
formie (także w u c z u c i o w e m w y n a g r o d z e n i u ) . K a r a
jako izolowanie zakłócenia równowagi, by zapobiedz
r o z s z e r z e n i u się z a k ł ó c e n i a . K a r a j a k o w p a j a n i e stra­
c h u p r z e d tymi, k t ó r z y k a r ę w y z n a c z a j ą i w y k o n y ­
wają. K a r a j a k o r o d z a j w y r ó w n a n i a z a t e korzyści,
których przestępca dotychczas używał (naprzykład
jeśli się go u ż y w a j a k o n i e w o l n i k a w kopalniach).
Kara jako wyłączenie pierwiastka zwyrodniałego
( w z g l ę d n i e całej gałęzi, j a k w e d l e p r a w a c h i ń s k i e g o ,
w i ę c j a k o ś r o d e k do u t r z y m a n i a czystości r a s y i utrzym a n i a t ę g o ś c i t y p u społecznego). K a r a j a k o u r o c z y ­
stość, to jest j a k o p o g w a ł c e n i e i w y s z y d z e n i e obalo­
nego nakoniec wroga. K a r a jako wyrabianie pamięci,
c z y to temu, k t ó r y k a r ę p o n o s i — t a k z w a n a »pop r a w a « , czy to świadkom egzekucyi. K a r a jako honoraryum, zastrzeżone ze strony władzy, która chroni
z ł o c z y ń c ę p r z e d r o z p a s a n i e m z e m s t y . K a r a j a k o kom­
p r o m i s z n a t u r a l n y m s t a n e m z e m s t y , o ile t e n ostatni
u t r z y m u j e się dzięki m o ż n y m r o d o m i o ile o n e rosz­
czą sobie doń p r z y w i l e j e . K a r a j a k o w y p o w i e d z e n i e
w o j n y i ś r o d e k w o j e n n y p r z e c i w w r o g o w i pokoju,
prawa, porządku, zwierzchności, wrogowi, którego
z w a l c z a się ś r o d k a m i , j a k i e w o j n a w ł a ś n i e daje w r ę c e ,
j a k o n i e b e z p i e c z n e g o dla społeczności, j a k o ł a m i ą c e g o
u m o w ę , t y c z ą c ą się z a w a r o w a ń tejże s p o ł e c z n o ś c i ,
jako buntownika, zdrajcę i pokojołomcę.
14.
L i s t a t a jest n i e w ą t p l i w i e n i e z u p e ł n a ; k a r a j e s t
j a w n i e p r z e ł a d o w a n a p o ż y t e c z n o ś c i a m i w s z e l k i e g o ro-
dzaju. T e m s n a d n i e j odjąć jej m o ż n a u ż y t e c z n o ś ć d o ­
m n i e m a n ą , k t ó r a w s a m e j r z e c z y u c h o d z i w świa­
d o m o ś c i l u d o w e j za istotną. W i a r a w k a r ę , c h w i e j ą c a
się dziś z l i c z n y c h p o w o d ó w , znajduje w ł a ś n i e w niej
z a w s z e j e s z c z e najsilniejszą s w ą p o d p o r ę . K a r a po­
siadać m a t ę własność, ż e wzbudza p o c z u c i e w i n y
w w i n n y m , s z u k a się w niej w ł a ś c i w e g o instrumentum o w e j d u c h o w e j r e a k c y i , k t ó r a z w i e się »nieczystem sumieniem«, »wyrzutem sumienia«. Lecz tem
s a m e m w y k r a c z a się n a w e t z e w z g l ę d u n a dziś jesz­
cze p r z e c i w r z e c z y w i s t o ś c i i psychologii, a cóż do­
p i e r o z e w z g l ę d u n a n a j d ł u ż s z e dzieje człowieka,
jego pradzieje! P r a w d z i w y wyrzut sumienia jest właś­
nie wśród zbrodniarzy i s k a z a ń c ó w czemś niezmiernie
rzadkiem. Więzienia, d o m y p o p r a w y n i e s ą wylę­
garnią, w k t ó r e j ta species t o c z ą c e g o r o b a k a najchęt­
niej się u d a j e . W t e m z g a d z a j ą się w s z y s c y s u m i e n n i
p o s t r z e g a c z e , k t ó r z y w l i c z n y c h w y p a d k a c h sąd t e g o
rodzaju dość niechętnie i przeciw w ł a s n y m wydają
życzeniom. Naogół licząc, kara hartuje i ostudza;
koncentruje; zaostrza poczucie osamotnienia; wzmac­
nia siłę oporu. Jeśli się z d a r z y , że z ł a m i e e n e r g i ę
i w y w o ł a n ę d z n e u k o r z e n i e i poniżenie się, to w y p a ­
dek taki jest b e z s p r z e c z n i e j e s z c z e mniej p o k r z e p i a ­
j ą c y , niż ś r e d n i e d z i a ł a n i e k a r y , k t ó r e c h a r a k t e r y z u j e
sucha, ponura powaga. G d y zaś pomyślimy jeszcze
0 o w y c h t y s i ą c o l e c i a c h p r z e d dziejami c z ł o w i e k a ,
t o ś m i a ł o m o ż e m y w y d a ć sąd, ż e w ł a ś n i e k a r a n a j ­
bardziej p o w s t r z y m a ł a r o z w ó j p o c z u c i a w i n y , —
p r z y n a j m n i e j w s t o s u n k u do ofiar, na k t ó r y c h sobie
p r z e m o c k a r z ą c a s z u k a ł a u p u s t u . Nie w a ż m y m i a n o ­
wicie l e k c e tego, j a k d a l e c e w ł a ś n i e w i d o k s ą d o w y c h
i wykonawczych procedur przeszkadza przestępcy
90
91
o d c z u w a ć czyn swój, sposób swego działania jako
pogardy godny s a m w s o b i e . Widzi on bowiem
z u p e ł n i e ten s a m s p o s ó b d z i a ł a n i a s p e ł n i a n y w służ­
bie s p r a w i e d l i w o ś c i , i n a z y w a n y w ó w c z a s d o b r y m ,
z czystem sumieniem s p e ł n i a n y : więc szpiegostwo,
podejście, p r z e k u p s t w o , z a s t a w i a n i e sideł, całą frant o w s k ą i s z c z w a n ą s z t u k ę p o l i c y a n t ó w i oskarżycieli,
n a s t ę p n i e z a s a d n i c z e , n a w e t a f e k t e m nie u n i e w i n ­
n i o n e grabienie, p o g w a ł c e n i e , lżenie, więzienie, tortu­
r o w a n i e , m o r d o w a n i e , t a k j a k się w r ó ż n y c h r o d z a ­
j a c h k a r y przebijają, — w s z y s t k o to w i ę c j a k o c z y n ­
ności w c a l e p r z e z s ę d z i ó w nie n a p i ę t n o w a n e p o g a r d ą ,
ani p o t ę p i o n e s a m e w s o b i e , l e c z tylko w p e w ­
nym względzie i p e w n e m zużytkowaniu. "Nieczyste
sumienie«, ten n a j b a r d z i e j n i e s a m o w i t y i z a j m u j ą c y
k w i a t n a s z e j ziemskiej roślinności, n i e w y r ó s ł n a
t y m gruncie. W rzeczywistości przez najdłuższy okres
czasu nawet w świadomości sądzących, karzących
nie istniało n i c , c o b y w y r a ż a ł o , ż e się m a d o c z y n i e ­
nia z » w i n n y m « . T y l k o ze szkodnikiem, z n i e o d p o w i e ­
dzialną częścią p r z e z n a c z e n i a . I n a w e t ten, na k t ó r e g o
później spadała kara, znowu jako część przeznacze­
nia, nie d o z n a w a ł p r z y t e m ż a d n e j innej » w e w n ę t r z n e j
k a t u s z y « , j a k k i e d y nastąpiło coś nieobliczalnego, ja­
k i ś s t r a s z n y w y p a d e k w n a t u r z e , o b e r w a n i e się miaż­
d ż ą c e j skały, p r z e c i w c z e m u n a n i c w s z e l k a w a l k a .
15.
U ś w i a d o m i ł o się to r a z w s p o s ó b n i e b e z p i e c z n y
Spinozie (ku z m a r t w i e n i u j e g o w y k ł a d a c z y , k t ó r z y
p o r z ą d n i e się wysilają, by go w t e m m i e j s c u n i e r o ­
zumieć, naprzykład Kuno Fischer), gdy pewnego
p o p o ł u d n i a , kto wie, o j a k i e o c i e r a j ą c się w s p o m n i e ­
nie, z a j ę t y b y ł p y t a n i e m , c o j e m u s a m e m u w ł a ś c i w i e
p o z o s t a ł o z s ł a w n e g o morsus conscientiae — , j e m u ,
k t ó r y d o b r o i zło w y g n a ł m i ę d z y u r o j e n i a l u d z k i e
i g n i e w n i e bronił czci s w e g o » w o l n e g o « B o g a p r z e ­
ciw bluźniercom, utrzymującym, że B ó g czyni wszystko
sub ratione boni (»lecz t o b y z n a c z y ł o p o d d a w a ć B o g a
p r z e z n a c z e n i u i b y ł o b y zaiste n a j w i ę k s z ą z w s z y s t ­
kich n i e d o r z e c z n o ś c i « — ) . Ś w i a t cofnął się z n o w u
d l a S p i n o z y do s t a n u o w e j niewinności, w k t ó r e j spo­
czywał przed wynalezieniem nieczystego sumienia:
cóż z a t e m p o z o s t a ł o z morsus conscientiae ? »Przeciw i e ń s t w o gaudium, r z e k ł sobie w k o ń c u , —• s m u t e k ,
p o ł ą c z o n y z w y o b r a ż e n i e m r z e c z y minionej, k t ó r a
w y p a d ł a p r z e c i w w s z e l k i e m u o c z e k i w a n i u « . Eth. III.
propos. XVIII, schol. I . II. N i e i n a c z e j n i ż S p i ­
n o z a p r z e z c i ą g tysiącoleci o d c z u w a l i p o p e ł n i o n e
» p r z e s t ę p s t w o « z ł o c z y ń c y , k t ó r y c h k a r a d o s i ę g ł a : »coś
t u w b r e w p r z y p u s z c z e n i o m poszło źle«, a n i e : »tego
nie p o w i n i e n e m b y ł czynić«. P o d d a w a l i się k a r z e ,
j a k się p o d d a j e c z ł o w i e k chorobie, n i e s z c z ę ś c i u lub
ś m i e r c i , z t y m o d w a ż n y m f a t a l i z m e m b e z buntu,
dzięki k t ó r e m u n a p r z y k ł a d dziś j e s z c z e R o s y a n i e
w s z a f o w a n i u ż y c i e m w y ż e j stoją od n a s , m i e s z k a ń ­
c ó w Z a c h o d u . Jeśli i s t n i a ł a w ó w c z a s k r y t y k a c z y n u ,
to czyn p o d d a w a ł a krytyce roztropność. Bez wątpienia,
musimy szukać właściwego s k u t k u kary przedewszystkiem w zaostrzeniu roztropności, w przedłuże­
niu p a m i ę c i , w woli p r z y s t ę p o w a n i a n a d a l do d z i e ł a
ostrożniej, nieufniej, t a j e m n i e j , w z r o z u m i e n i u , że d l a
wielu r z e c z y j e s t się r a z n a z a w s z e z a s ł a b y m ,
92
93
w p e w n e m p o l e p s z e n i u s a m o o c e n y . Co n a o g ó ł osiąg­
n ą ć m o ż n a p r z e z k a r ę , w c z ł o w i e k u i z w i e r z ę c i u , to
zmożenie obawy, zaostrzenie rozsądku, opanowanie
żądz. W ten s p o s ó b k a r a o b ł a s k a w i a c z ł o w i e k a ,
nie c z y n i go j e d n a k »lepszym«, — m o ż n a b y z więks z e m p r a w e m j e s z c z e t w i e r d z i ć coś p r z e c i w n e g o .
(»Każdy m ą d r y po szkodzie«, m ó w i l u d : o ile s z k o d a
c z y n i m ą d r y m , o tyle i z ł y m . Na s z c z ę ś c i e c z y n i d o ś ć
często głupim).
16.
W tem tu miejscu nie mogę uniknąć, by włas­
nej mojej hipotezie o początku »nieczystego sumie­
n i a « nie d o p o m ó d z d o p i e r w s z e g o t y m c z a s o w e g o
w y j a w u : nie ł a t w o z d o b y ć dla niej p o s ł u c h , — c h c e
b y d ł u g o j ą p r z e m y ś l a ć n a j a w i e i w e śnie. U w a ż a m
n i e c z y s t e s u m i e n i e za c i ę ż k i e c h o r z e n i e , w k t ó r e
c z ł o w i e k w p a ś ć m u s i a ł p o d n a c i s k i e m o w e j najbar­
dziej z a s a d n i c z e j z p r z e m i a n w s z y s t k i c h , j a k i e w o g ó l e
p r z e ż y ł , — o w e j p r z e m i a n y , g d y z n a l a z ł się osta­
t e c z n i e z a m k n i ę t y m w z a k ę t e m kole s p o ł e c z e ń s t w a
i pokoju. J a k zwierzętom wodnym, g d y zmuszone
b y ł y a l b o s t a ć się z w i e r z ę t a m i l ą d o w e m i , a l b o zginąć,
t a k s a m o działo się t y m p ó ł z w i e r z o m dziczy, p r z y ­
s t o s o w a n y m s z c z ę ś l i w i e do w o j n y , w ł ó c z ę g i i p r z y ­
gód. Instynkty ich nagle pozbawione zostały wartości
i » z a w i e s z o n e « . Miały o d t ą d c h o d z i ć na n o g a c h i »nosić s a m e siebie«, S t r a s z l i w e b r z e m i ę c i ą ż y ł o n a n i c h .
D o n a j p r o s t s z y c h z a t r u d n i e ń c z u ł y się n i e z g r a b n e ,
brakło im ich starych po tym n o w y m nieznanym
świecie przewodników, regulujących, nieświadomie
a pewnie wiodących popędów. Zostały ograniczone
d o m y ś l e n i a , w n i o s k o w a n i a , obliczania, k o m b i n o w a ­
nia przyczyn i skutków, nieszczęśniki, ograniczone
do swej »świadomości«, do s w e g o najbiedniejszego,
n a j z a w o d n i e j s z e g o o r g a n u ! Z d a j e m i się, ż e n i g d y
nie istniało n a ś w i e c i e p o d o b n e p o c z u c i e n ę d z y , t a k i e
ołowiane zniechęcenie. A nadto o w e stare instynkty
nie p r z e s t a ł y o d r a z u s t a w i a ć s w y c h w y m a g a ń ! T y l k o
że t r u d n o i r z a d k o m o ż n a b y ł o c z y n i ć po i c h woli.
N a o g ó ł m u s i a ł y sobie s z u k a ć n o w y c h i j a k b y pod­
z i e m n y c h z a d o w o l e ń . W s z y s t k i e p o p ę d y , nie m o g ą c e
w y ł a d o w a ć się n a z e w n ą t r z , z w r a c a j ą s i ę w e w n ą t r z. Oto co n a z y w a m u w e w n ę t r z n i a n i e m
c z ł o w i e k a ; t a k d o p i e r o p r z y r a s t a d o c z ł o w i e k a to, c o
się p ó ź n i e j j e g o »duszą« z o w i e . Cały ś w i a t w n ę t r z n y ,
p o c z ą t k o w o cienki, j a k b y w c i ś n i ę t y m i ę d z y d w a na­
skórki, r o z r ó s ł się i w y r ó s ł , n a b r a ł głębi, s z e r z y , w y ­
sokości, w m i a r ę j a k z a t a m o w a n e m z o s t a ł o w y ­
ł a d o w y w a n i e się c z ł o w i e k a n a z e w n ą t r z . O w e s t r a s z n e
obwarowania, któremi organizacya p a ń s t w o w a broniła
się p r z e c i w d a w n y m i n s t y n k t o m w o l n o ś c i — k a r y
p r z e d e w s z y s t k i e m n a l e ż ą do t y c h o b w a r o w a ń — ,
s p r a w i ł y , ż e w s z y s t k i e o w e i n s t y n k t y s t a r e g o , wol­
n e g o , k o c z o w n i c z e g o c z ł o w i e k a z w r ó c i ł y się w s t e c z ,
przeciw człowiekowi samemu.
Wrogość,
okrucieństwo, uciecha z prześladowania, z napadania,
ze z m i a n y i z n i s z c z e n i a — w s z y s t k o to, z w r ó c o n e
p r z e c i w p o s i a d a c z o m t a k i c h i n s t y n k t ó w , o t o począ­
tek » n i e c z y s t e g o s u m i e n i a « . Człowiek, k t ó r y z b r a k u
z e w n ę t r z n y c h w r o g ó w i o p o r ó w , w t ł o c z o n y w gnio­
tącą c i e ś ń i p r a w i d ł o w o ś ć obyczaju, n i e c i e r p l i w i e s a m
siebie t a r g a ł , p r z e ś l a d o w a ł , kąsał, r o z j u s z a ł i k a t o w a ł ,
94
to o k r a t y s w e j klatki r a n i ą c e się z w i e r z ę , k t ó r e się
c h c e »obłaskawić«, ten n ę d z a r z , c z u j ą c y b r a k i tra­
w i o n y tęsknotą za pustynią, k t ó r y z s a m e g o siebie
w y d o b y w a ć sobie m u s i a ł p r z y g o d ę , m i e j s c e t o r t u r y ,
p u s z c z ę n i e p e w n ą i niebezpieczną, t e n szaleniec, ten
s t ę s k n i o n y i z r o z p a c z o n y w i ę z i e ń stał się w y n a l a z c ą
»nieczystego s u m i e n i a « . O d niego j e d n a k r o z p o c z ę ł a
się n a j w i ę k s z a i n a j s t r a s z n i e j s z a n i e m o c , z k t ó r e j
l u d z k o ś ć po dziś dzień nie o z d r o w i a ł a . C z ł o w i e k roz­
c h o r o w a ł się n a c z ł o w i e k a , n a s i e b i e s a ­
m e g o , w s k u t e k g w a ł t o w n e g o o d e r w a n i a się o d p r z e ­
szłości z w i e r z ę c e j , w s k u t e k skoku i r u n i ę c i a w n o w e
p o ł o ż e n i e i w a r u n k i bytu, w s k u t e k w y p o w i e d z e n i a
w o j n y s t a r y m i n s t y n k t o m , n a k t ó r y c h p o l e g a ł a dotąd
j e g o siła, u c i e c h a i s t r a s z l i w o ś ć . D o d a j m y n a t y c h ­
miast, że z d r u g i e j s t r o n y w r a z z d u s z ą z w i e r z ę c ą ,
z w r a c a j ą c ą się p r z e c i w s a m e j sobie, stającą po stro­
nie p r z e c i w n e j sobie s a m e j , zaszło n a ziemi coś t a k
nowego, głębokiego, niesłychanego, zagadkowego,
b r z e m i e n n e g o w sprzeczność i p r z y s z ł o ś ć ,
że w i d o k ziemi zmienił się z a s a d n i c z o . W s a m e j rze­
czy, t r z e b a b y ł o b o s k i c h w i d z ó w , a b y g o d n i e u c z c i ć
w i d o w i s k o , k t ó r e się w ó w c z a s z a c z ę ł o i k t ó r e g o k o ń c a
j e s z c z e dziś w c a l e p r z e w i d z i e ć nie m o ż n a , w i d o w i s k o
zbyt głębokie, z b y t c u d o w n e , zbyt p a r a d o k s a l n e , a b y
m o g ł o się o d e g r a ć n i e d o r z e c z n i e , n i e p o s t r z e ż e n i e n a
jakiejś śmiesznej gwieździe! Odtąd człowiek należy
do n a j b a r d z i e j n i e o c z e k i w a n y c h i w z r u s z a j ą c y c h r z u t ó w szczęścia, w k t ó r e g r a »wielkie dziecko« H e r a klita, — n i e c h się z w i e Z e u s e m czy P r z y p a d k i e m , —
w z b u d z a dla siebie zajęcie, n a p i ę c i e u w a g i , nadzieję,
n i e l e d w o p e w n o ś ć , j a k g d y b y coś się n i m zwiasto­
w a ł o , coś p r z y g o t o w y w a ł o , j a k g d y b y c z ł o w i e k nie
95
b y ł w c a l e celem, lecz tylko drogą, o g n i w e m , m o s t e m ,
wielką obietnicą . . .
17.
D o założenia tej h i p o t e z y p o c z ą t k u n i e c z y s t e g o
s u m i e n i a n a l e ż y i to, że o w a p r z e m i a n a nie b y ł a
w c a l e stopniowa, w c a l e d o b r o w o l n a i nie p r z e d s t a ­
w i a ł a się j a k o o r g a n i c z n e w r a s t a n i e w n o w e w a ­
runki, lecz j a k o przełom, j a k o skok, m u s , n i e o d p a r t a
fatalność, p r z e c i w k t ó r y m nie było ż a d n e j walki, ani
n a w e t ż a d n e g o ressentiment. Po d r u g i e j e d n a k i to,
że p o d d a n i e się nie h a m o w a n e j dotąd i nie u k s z t a ł conej l u d n o ś c i stałej formie, j a k z a c z ę ł o się g w a ł t e m ,
t a k też s a m y m i g w a ł t a m i d o k o ń c a d o p r o w a d z o n e m
z o s t a ł o ; że n a j s t a r s z e » p a ń s t w o « , w e d l e tego, w y s t ą ­
piło i dalej d z i a ł a ł o j a k o t y r a n i a s t r a s z l i w a , j a k o
miażdżąca i bezwzględna m a s z y n e r y a , aż wreszcie
taki s u r o w y m a t e r y a ł l u d u i p ó ł z w i e r z ą t nietylko
ugniótł się i stał się p o d a t n y , lecz t a k ż e z o s t a ł
u f o r m o w a n y . U ż y w a m w y r a z u » p a ń s t w o « : wia­
domo, c o p r z e z t o r o z u m i e m . J a k ą ś g r o m a d ę p ł o w o w ł o s y c h d r a p i e ż c ó w , r a s ę z d o b y w c ó w i p a n ó w , która,
zorganizowana na sposób wojenny, i posiadając moc
d o o r g a n i z o w a n i a , k ł a d z i e bez s k r u p u ł u s w e s t r a s z ­
l i w e ł a p y n a l u d n o ś ć m o ż e liczebnie n i e s k o ń c z e n i e
wyższą, lecz j e s z c z e nie u k s z t a ł t o w a n ą , j e s z c z e ko­
czowniczą. T a k p r z e c i e p o c z y n a się » p a ń s t w o « n a
ziemi. Sądzę, że p o z b y t o się o w e g o m a r z e n i a , k t ó r e
kazało mu powstawać drogą umowy. Kto rozkazy­
w a ć umie, kto jest z n a t u r y » p a n e m « , kto g w a ł t e m
97
96
sobie p o c z y n a w k a ż d y m r u c h u i dziele, cóż t a k i e m u
po u m o w a c h ? T a k i e istoty nie są obliczalne, p r z y ­
c h o d z ą one j a k p r z e z n a c z e n i e , bez p o w o d u , p r z e c i w
r o z u m o w i , bez w z g l ę d u , pozoru, zjawiają się j a k g r o m ,
z b y t strasznie, z b y t n a g i e , zbyt p r z e k o n y w a j ą c o , z b y t
»inaczej«, b y n a w e t n i e n a w i d z o n e b y ć m o g ł y . Dzieło
ich j e s t i n s t y n k t o w n e m » t w o r z e n i e m form«, n a r z u c a ­
n i e m form, są to n a j b a r d z i e j poniewolni, n a j n i e ś w i a domsi artyści, j a c y t y l k o istnieją. G d z i e się pojawią,
j a w i się w k r ó t c e coś n o w e g o , t w ó r w ł a d c z y , k t ó r y
ż y j e, w k t ó r y m części i funkcye z o s t a ł y o d g r a n i ­
c z o n e i uzależnione, w k t ó r y m nie z n a j d z i e m i e j s c a
nic wogóle, w co w p r z ó d nie został w ł o ż o n y m »sens«
o d n o ś n i e do całości. Oni nie wiedzą, ci u r o d z e n i o r g a ­
n i z a t o r o w i e , co wina, co o d p o w i e d z i a l n o ś ć , co w z g l ą d .
D z i a ł a w n i c h ów s t r a s z l i w y e g o i z m t w ó r c y , k t ó r y
p a t r z y j a k spiż i j a k m a t k a p r z e z dziecię swoje,
czuje się z g ó r y u s p r a w i e d l i w i o n y m p r z e z s w e dzieło
n a wieki. T o n i e w n i c h w y r o s ł o n i e c z y s t e su­
mienie, r o z u m i e się z g ó r y , — a l e b y nie b y ł o w y r o s ł o
b e z n i c h t o o b r z y d ł e zielsko, b r a k ł o b y go, g d y b y
p o d n a c i s k i e m i c h m ł o t ó w bijących, ich p o t ę g i twór­
czej p e w n e o l b r z y m i e quantum w o l n o ś c i nie z o s t a ł o
u s u n i ę t e ze ś w i a t a , p r z y n a j m n i e j z w i d o k u i n i e j a k o
w p r o w a d z o n e m w s t a n utajenia. T y m w p r o w a d z o n y m
gwałtownie w stan utajenia i n s t y n k t e m w o l ­
n o ś c i — pojęliśmy t o już, — t y m w s t e c z w y p a r ­
tym,
cofniętym, w e w n ą t r z uwięzionym i w k o ń c u
z n a j d u j ą c y m ujście i u p u s t j e s z c z e tylko na sobie
s a m y m i n s t y n k t e m w o l n o ś c i : tem i tylko tem jest
w s w y m zaczątku n i e c z y s t e s u m i e n i e .
18.
S t r z e ż m y się p o m i a t a ć c a ł e m tem z j a w i s k i e m
d l a t e g o tylko, że j u ż o d r a z u jest w s t r ę t n e i bolesne.
W g r u n c i e r z e c z y jest to ta s a m a siła c z y n n a , k t ó r a
u o w y c h p o t ę ż n y c h t w ó r c ó w działa w s p a n i a l e j i bu­
duje p a ń s t w a , a k t ó r a tutaj, w e w n ę t r z n a , mniejsza,
m a ł o s t k o w s z a , na w s t e c z s k i e r o w a n a , w »labiryncie
piersi«, m ó w i ą c z G o e t h y m , s t w a r z a sobie n i e c z y s t e
sumienie, b u d u j e i d e a ł y n e g a t y w n e , j e s t to w ł a ś n i e
ó w i n s t y n k t w o l n o ś c i (mówiąc m o i m j ę z y k i e m :
w o l a mocy).
Tylko że tworzywem, które urabia
k s z t a ł t u j ą c a i g w a ł c i c i e l s k a n a t u r a o w e j siły, jest
w ł a ś n i e s a m człowiek, j e g o cała, z w i e r z ę c a , s t a r a
istota — a n i e , j a k w o w e m w i ę k s z e m , n a o c z n i e j s z e m zjawisku, i n n y człowiek, i n n i ludzie. T o tajne
g w a ł c e n i e siebie, t o o k r u c i e ń s t w o t w ó r c z e , t a u c i e c h a
n a d a w a n i a sobie s a m e m u , j a k o ciężkiemu, o p o r n e m u ,
c i e r p i ą c e m u t w o r z y w u , kształtu, u c i e c h a w y p a l a n i a
na sobie woli, k r y t y k i , p r z e c i w i e ń s t w a , p o g a r d y , za­
przeczenia, ta niesamowita, przerażająco rozkoszna
r o b o t a d o b r o w o l n i e r o z d w o j o n e j w sobie duszy, k t ó r a
sobie ból z a d a j e z r o z k o s z y z a d a w a n i a bólu, c a ł e to
a k t y w n e »nieczyste s u m i e n i e « j a k o m a c i e r z y ń s k i e
łono i d e a l n y c h i w y o b r a ź n i o w y c h w y d a r z e ń — j a k to
j u ż z g a d n ą ć m o ż n a — w y w i o d ł o o s t a t e c z n i e n a światło
t a k ż e całą p e ł n i ę n o w e j d z i w n e j p i ę k n o ś c i i afirmacyi,
a m o ż e w o g ó l e d o p i e r o po r a z p i e r w s z y P i ę k n o . . .
C ó ż b y b o w i e m było »pięknem«, g d y b y w p i e r w sprzecz­
n o ś ć nie u ś w i a d o m i ł a s a m e j sobie siebie, g d y b y
w p i e r w b r z y d o t a nie p o w i e d z i a ł a s a m e j sobie : »je­
s t e m b r z y d k a « ?. . . Po tej w s k a z ó w c e p r z y n a j m n i e j
DZIEŁA NIETZSCHEGO. T. III.
7
99
98
będzie m n i e j z a g a d k o w a z a g a d k a , o ile w p o j ę c i a c h
z a p r z e c z n y c h , j a k b e z o s o b o w o ś ć , z a p a r c i e się siebie,
ofiara z s a m e g o siebie, w y r a ż a się ideał, p i ę k n o ś ć .
I j e d n o odtąd w i a d o m o — nie w ą t p i ę — , m i a n o w i ­
cie w j a k i m r o d z a j u o d p o c z ą t k u jest r o z k o s z ,
którą o d c z u w a b e z o s o b o w y , s a m o z a p i e r a j ą c y się, samoofiarny. R o z k o s z ta ma w sobie coś z o k r u c i e ń ­
s t w a . — T y l e t y m c z a s e m co do p i e r w i a s t k u »nieegoistycznego«, jako wartości m o r a l n e j , i co do
w y z n a c z e n i a g r u n t u , z k t ó r e g o w a r t o ś ć ta w y r o s ł a .
D o p i e r o n i e c z y s t e sumienie, d o p i e r o ż ą d z a s a m o d r ę c z e n i a staje się w a r u n k i e m w a r t o ś c i p i e r w i a s t k u
nieegoistycznego. —
19.
C h o r o b ą jest n i e c z y s t e s u m i e n i e , to nie ulega
w ą t p l i w o ś c i , lecz c h o r o b ą taką, j a k ą jest ciąża naprzykład. Poszukajmy warunków, wśród których cho­
r o b a ta d o s z ł a do n a j s t r a s z n i e j s z e g o i n a j w y ż s z e g o
szczytu. Z o b a c z y m y , co z tą c h w i l ą w ł a ś c i w i e do­
piero n a ś w i a t p r z y s z ł o . D o tego p o t r z e b a j e d n a k
długiego oddechu, — i przedewszystkiem musimy raz
jeszcze wrócić do dawniejszego punktu widzenia.
P r y w a t n o - p r a w n y s t o s u n e k d ł u ż n i k a do w i e r z y c i e l a ,
o k t ó r y m j u ż obszerniej m o w a była, został r a z jesz­
cze, a to w s p o s ó b h i s t o r y c z n i e z u p e ł n i e p o d z i w u
godny i zastanawiający, jako tłumaczenie wciągnięty
w stosunek, gdzie dla n a s , ludzi w s p ó ł c z e s n y c h , jest
m o ż e n a j n i e z r o z u m i a l s z y . M i a n o w i c i e w s t o s u n e k lu­
dzi t e r a ź n i e j s z y c h d o s w y c h p r z o d k ó w .
W łonie p i e r w o t n y c h z w i ą z k ó w r o d o w y c h — m ó w i m y
0 p r a c z a s a c h — k a ż d e z kolei pokolenie u z n a j e w o b e c
pokolenia dawniejszego, a w szczególności wobec naj­
d a w n i e j s z e g o , w o b e c założycieli rodu, p e w i e n obo­
w i ą z e k p r a w n y (nie z a ś j e d y n i e z o b o w i ą z a n i e uczu­
c i o w e : o ile chodzi o to ostatnie, m o ż n a b y n a w e t nie
bez p o w o d u w o g ó l e z a p r z e c z y ć , o ile d o t y c z y n a j ­
dłuższego okresu ludzkiego rodzaju). Panuje tu prze­
konanie, że r ó d istnieje tylko dzięki ofiarom i świad­
c z e n i o m p r z o d k ó w i ż e t r z e b a i m j e s p ł a c a ć ofia­
r a m i i ś w i a d c z e n i a m i . Tem s a m e m u z n a j e się d ł u g ,
k t ó r y p r z e z to j e s z c z e u s t a w i c z n i e n a r a s t a , że przod­
k o w i e w d a l s z y m c i ą g u s w e g o istnienia, j a k o p o t ę ż n e
d u c h y , nie przestają u ż y c z a ć r o d o w i n o w y c h k o r z y ś c i
i n o w y c h z a d a t k ó w . C z y d a r m o ? L e c z dla o w e g o
n i e o k r z e s a n e g o i » u b o g i e g o d u c h e m « o k r e s u nie ist­
nieje ż a d n e » d a r m o « . C z e m ż e m o ż n a się i m w y p ł a ­
cić ? Ofiarami (z p o c z ą t k u p o k a r m e m , w n a j g r u b s z e m
rozumieniu), ś w i ę t a m i , kaplicami, o z n a k a m i czci, prze­
dewszystkiem posłuszeństwem — gdyż wszystkie zwy­
czaje, j a k o dzieła p r z o d k ó w , są też ich u s t a w a m i
i r o z k a z a m i . C z y a b y z a d a w a l a się ich k i e d y k o l w i e k ?
Ta o b a w a pozostaje i r o ś n i e . Co p e w i e n c z a s wy­
m u s z a o n a wielką r y c z a ł t o w ą w y p ł a t ę n a r z e c z »wie­
r z y c i e l a « (osławiona ofiara z p i e r w o r o d ó w n a p r z y kład, k r e w l u d z k a w k a ż d y m w y p a d k u ) . S t r a c h
p r z e d p r a s z c z u r e m i j e g o mocą, ś w i a d o m o ś ć d ł u g u
w z g l ę d e m niego w z m a g a się k o n i e c z n i e w e d l e t e g o
r o d z a j u logiki zupełnie w tej m i e r z e , w jakiej w z r a s t a
m o c s a m e g o rodu, w jakiej s a m ród staje się c o r a z
b a r d z i e j zwycięski, niezależny, czcią i o b a w ą p r z e j ­
m u j ą c y . Nie z a ś o d w r o t n i e ! K a ż d y k r o k k u u p a d ­
k o w i rodu, w s z y s t k i e n i e s z c z ę s n e p r z y p a d k i , w s z y s t k i e
7*
101
100
oznaki z w y r o d n i e n i a i u j a w n i a j ą c e g o się r o z k ł a d u
z m n i e j s z a j ą raczej zawsze także strach przed
d u c h e m j e g o założyciela i c o r a z b a r d z i e j w y o b r a ż e ­
nie o jego mądrości, przezorności i obecności jego
m o c y . Jeśli się r z e c z p r z e m y ś l i t y m s u r o w y m r o d z a ­
j e m logiki d o końca, t o o s t a t e c z n i e p r z o d k o w i e n a j p o t ę ż n i e j s z y c h r o d ó w m u s z ą dzięki w y o b r a ź n i
r o s n ą c e j t r w o g i s a m i w y r ó ś ć d o p o t w o r n o ś c i i usu­
n ą ć się w m r o k boskiej tajemniczości i n i e w y o b r a żalności. P r a s z c z u r p r z e k s z t a ł c a się o s t a t e c z n i e z ko­
nieczności w b o g a . Może t u jest s a m początek
bogów, a więc początek ze s t r a c h u r o d e m ! . . .
a k o m u b y się w y d a w a ł o , że n a l e ż y d o d a ć : »ale i z po­
bożności!« t e m u b y t r u d n o b y ł o z o s t a ć p r z y r a c y i c o
się t y c z y o w e g o n a j d ł u ż s z e g o o k r e s u l u d z k i e g o ro­
dzaju, j e g o p r a c z a s ó w . Z a t o t e m b a r d z i e j o c z y w i ś c i e
c o d o okresu ś r e d n i e g o , kiedy powstają dostojne
rody, które rzeczywiście s w y m praszczurom, s w y m
p r z o d k o m (bohaterom, b o g o m ) z o d s e t k a m i o d d a ł y
w s z y s t k i e te w ł a ś c i w o ś c i , k t ó r e t y m c z a s e m w n i c h sa­
m y c h się ujawniły, w ł a ś c i w o ś c i dostojne. N a uszlachc e n i e i u s z l a c h e t n i e n i e b o g ó w (które o c z y w i ś c i e nie
jest ich »uświęceniem«) później r a z j e s z c z e r z u c i m y
okiem. T y m c z a s e m w y t k n i e m y j e n o d o k o ń c a d r o g ę
tego r o z w o j u ś w i a d o m o ś c i w i n y .
20.
Ś w i a d o m o ś ć d ł u g u w z g l ę d e m b ó s t w a , j a k nau­
czają dzieje, nie u s t a ł a w c a l e po u p a d k u , o p a r t e j na
związkach krwi, organizacyjnej formy »gminy«. Ludz-
kość w ten s a m sposób, w j a k i o d z i e d z i c z y ł a p o j ę c i a
» d o b r y i zły« po s z l a c h c i e r o d o w e j ( w r a z z tegoż
psychologiczną zasadniczą skłonnością porządkowa­
nia w e d l e stopni), o t r z y m a ł a w r a z z d z i e d z i c t w e m
bóstw rodowych i szczepowych także dziedzictwo
ucisku niespłaconych długów i pragnienie wywiąza­
nia się z nich. (Przejście t w o r z ą o w e liczne l u d y nie­
w o l n i k ó w i p o d d a n y c h , k t ó r e p r z y s t o s o w a ł y się do
b o s k i e g o kultu s w y c h p a n ó w , czy t o p o d p r z y m u s e m ,
czy p r z e z uległość i mimicry. Od n i c h później p r z e ­
l e w a się t o d z i e d z i c t w o n a w s z y s t k i e strony). U c z u c i e
d ł u ż n i c z e w z g l ę d e m Boga nie p r z e s t a ł o w z r a s t a ć p r z e z
kilka tysiącoleci i to u s t a w i c z n i e w t y m s a m y m sto­
sunku, w j a k i m pojęcie i p o c z u c i e b o g a r o s ł o na
ziemi i w z n o s i ł o się w g ó r ę . (Całe dzieje w a l k etnicz­
n y c h , z w y c i ę s t w , z a w i e r a n i a pokoju, s t a p i a n i e się,
w s z y s t k o , co p o p r z e d z a w k a ż d e j wielkiej s y n t e z i e
ras ostateczne ustopniowanie wszystkich elementów
l u d o w y c h , o d z w i e r c i e d l a się w g e n e a l o g i c z n e j gmat­
w a n i n i e jej b o g ó w , w p o d a n i a c h o ich w a l k a c h , zwy­
c i ę s t w a c h i p o j e d n a n i a c h . P o s t ę p ku p a ń s t w o m uni­
w e r s a l n y m jest z a w s z e t a k ż e p o s t ę p e m k u u n i w e r s a l ­
n y m b ó s t w o m , d e s p o t y z m z s w e m p o g w a ł c e n i e m nie­
z a l e ż n e j s z l a c h t y toruje też z a w s z e d r o g ę j a k i e m u ś
monoteizmowi.) Z j a w i e n i u się c h r z e ś c i a ń s k i e g o Boga,
j a k o n a j w i ę k s z e g o Boga, j a k i e g o d o t ą d osiągnięto,
t o w a r z y s z y ł o też n a ziemi m a x i m u m p o c z u c i a w i n y .
P r z y p u s z c z a j ą c , ż e ś m y w ł a ś n i e rozpoczęli r u c h o d w r o t n y , m o ż n a b y też z w c a l e nie m a ł e m p r a w d o ­
podobieństwem wnosić z niepowstrzymanego upadku
w i a r y w c h r z e ś c i a ń s k i e g o Boga, że t e r a z s p e ł n i a się
już t a k ż e z a s ł u g u j ą c y n a u w a g ę u p a d e k ludzkiej świad o m o ś c i w i n y . I nie m o ż n a o d r z u c a ć w i d o k ó w , że
103
102
zupełne i ostateczne zwycięstwo ateizmu mogłoby
z g o ł a uwolnić ludzkość od tego uczucia, że p o s i a d a
d ł u g w o b e c s w e g o początku, s w e j causa prima. A t e i z m
i p e w i e n rodzaj w t ó r n e j n i e w i n n o ś c i idą z sobą
w parze.
21.
Tyle tymczasem w krótkości i zgrubsza o związku
p o j ę ć »dług«, »obowiązek« z z a ł o ż e n i a m i religijnemi.
Umyślnie p o z o s t a w i ł e m dotąd n a u b o c z u w ł a ś c i w e
u m o r a l n i e n i e t y c h p o j ę ć ( w t ł o c z e n i e i c h w dziedzinę
sumienia, j e s z c z e d o k ł a d n i e j , poplątanie n i e c z y s t e g o
s u m i e n i a z pojęciem Boga) i m ó w i ł e m n a w e t na k o ń c u
p o p r z e d n i e g o rozdziału, j a k g d y b y o w o u m o r a l n i e n i e
w c a l e nie istniało, stąd też, j a k o b y pojęcia te z ko­
n i e c z n o ś c i m i a ł y się j u ż k u k o ń c o w i , s k o r o u p a d ł o
ich założenie, w i a r a w n a s z e g o »wierzyciela«, w Boga.
Istotny s t a n r z e c z y różni się od tego w s p o s ó b s t r a s z liwy. U m o r a l n i e n i e p o j ę ć d ł u g u i o b o w i ą z k u , wtłocze­
nie ich w n i e c z y s t e s u m i e n i e daje w ł a ś c i w i e p r ó b ę
o d w r ó c e n i a k i e r u n k u o p i s a n e g o d o p i e r o c o roz­
woju, p r z y n a j m n i e j z a s t a n o w i e n i a j e g o r u c h u . T e r a z
p o w i n n y właśnie widoki ostatecznego odpuszcze­
nia z a m k n ą ć się r a z n a z a w s z e p e s y m i s t y c z n i e , t e r a z
s p o j r z e n i e p o w i n n o beznadziejnie odbić się o d spi­
ż o w e j niemożliwości, cofnąć, t e r a z p o w i n n y pojęcia » d ł u g u « i »obowiązku« z w r ó c i ć się w s t e c z —
p r z e c i w k o m u j e d n a k ? Nie m o ż n a w ą t p i ć : n a s a m p r z ó d p r z e c i w »dłużnikowi«, w k t ó r y m o b e c n i e nie­
c z y s t e s u m i e n i e t a k się z a g n i e ż d ż a , w ż e r a , r o z p i e r a
i na kształt polipa rośnie w s z e r z i głąb, aż w r e s z c i e
z n i e o d p u s z c z a l n o ś c i ą d ł u g u p o w s t a j e k o n c e p c y a nieo d p u s z c z a l n o ś c i pokuty, m y ś l o jej n i e o d p ł a c a l n o ś c i
(o »karze w i e c z n e j « ) . W k o ń c u także nawet prze­
c i w wierzycielowi. P r z y p o m n i j m y sobie o causa prima
człowieka, o p o c z ą t k u r o d z a j u ludzkiego, o j e g o p r a ojcu, k t ó r y dotąd obciążony jest k l ą t w ą ( » A d a m « ,
» g r z e c h p i e r w o r o d n y « , »niewolność woli«), lub o na­
turze, z k t ó r e j ł o n a c z ł o w i e k p o w s t a j e i w którą
obecnie w k ł a d a się z ł y p i e r w i a s t e k ( » p r z y r o d a j a k o
o p ę t a n i e dyabelskie«), lub o istnieniu w o g ó l e , k t ó r e
zostaje » n i c w a r t o
samo
w
sobie«
(nihilistyczne o d w r ó c e n i e się od niego, p o ż ą d a n i e nicości
lub p o ż ą d a n i e j e g o » p r z e c i w i e ń s t w a « , i n n e g o istnienia,
b u d d y z m i p o k r e w n e rzeczy). A ż n a r a z z n a j d u j e m y
się p r z e d p a r a d o k s a l n y m i p r z e r a ż a j ą c y m w y b i e g i e m ,
w k t ó r y m z n ę k a n a l u d z k o ś ć c z a s o w ą z n a l a z ł a ulgę,
p r z e d g e n i a l n y m figlem c h r z e ś c i a ń s t w a : Bóg
ofiaruje siebie s a m e g o z a w i n ę - d ł u g c z ł o w i e k a , B ó g
s a m e g o siebie w o k u p daje s a m e m u sobie, B ó g j e s t
t y m jedynym, który może uwolnić człowieka, od
c z e g o b y o n s a m się n i g d y w y z w o l i ć nie m ó g ł . Dłuż­
nik ofiaruje się z a s w e g o w i e r z y c i e l a , z m i ł o ś c i
( m a m y ż w to w i e r z y ć ? — ) , z miłości dla s w e g o
dłużnika!. . .
22.
Już p r a w i e da się z g a d n ą ć , co się p r z y tem
w s z y s t k i e m i p o d tem w s z y s t k i e m działo. W i d z i m y
ową c h ę ć s a m o d r ę c z e n i a , o w o w głąb cofnięte okru-
105
104
c i e ń s t w o u w e w n ę t r z n i o n e g o , w siebie z a p ę d z o n e g o
c z ł o w i e k a - z w i e r z a , »w p a ń s t w o « c e l e m o b ł a s k a w i e nia z a m k n i ę t e g o więźnia, k t ó r y w y n a l a z ł n i e c z y s t e
sumienie, b y sobie ból z a d a w a ć , skoro n a t u r a l n e
ujście tej chęci z a d a w a n i a cierpienia zostało zatamo­
wane. Ten człowiek z sumieniem nieczystem owładnął z a ł o ż e n i e m religijnem, by swoją s a m o u d r ę k ę dop r o w a d z i ć do najgroźniejszej s r o g o ś c i i s u r o w o ś c i .
W i n a p r z e c i w B o g u ! . . . T a m y ś l staje się dlań
n a r z ę d z i e m t o r t u r y ; ujmuje w Bogu k r a ń c o w e p r z e c i w i e ń s t w a , j a k i e dla s w y c h w ł a ś c i w y c h i nieodłącz­
nych instynktów zwierzęcych mógł wynaleźć, prze­
i n a c z a te i n s t y n k t y z w i e r z ę c e w w i n ę p r z e c i w B o g u
(jako w r o g o ś ć , opór, b u n t p r z e c i w »panu«, »ojcu«,
ź r ó d ł u i p o c z ą t k o w i świata), w p r z ę g a się w s p r z e c z n o ś ć »Boga« i » d y a b ł a « . W s z e l k i e z a p r z e c z e n i e sie­
bie s a m e g o , n a t u r y , n a t u r a l n o ś c i , o c z y w i s t o ś c i s w e j
istoty w y r z u c a z siebie j a k o p o t w i e r d z e n i e , j a k o to,
c o istnieje, c o cielesne, r z e c z y w i s t e , j a k o Boga, j a k o
ś w i ę t o ś ć B o g a , j a k o s ę d z i o s t w o B o g a , j a k o katos t w o Boga, j a k o z a ś w i a t , j a k o w i e c z n o ś ć , j a k o k a t u ­
szę bez końca, j a k o piekło, j a k o n i e z m i e r z o n o ś ć k a r y
i winy. J e s t w t e m o k r u c i e ń s t w i e d u c h o w e m r o d z a j
s z a l e ń s t w a woli, nie m a j ą c e g o b e z w z g l ę d n i e nic sobie
r ó w n e g o . W o l a c z ł o w i e k a u w a ż a n i a siebie z a win­
n e g o i g o d n e g o p o t ę p i e n i a aż do n i e m o ż l i w o ś c i po­
k u t y ; j e g o w o l a c z u ć się s k a r a n y m , bez nadziei, ż e
kara winę z r ó w n o w a ż y ć może; jego w o l a , by naj­
g ł ę b s z e dno r z e c z y z a r a z i ć p r o b l e m a t e m k a r y i w i n y
i z a t r u ć , by r a z na z a w s z e odciąć sobie o d w r ó t z t e g o
l a b i r y n t u »idée f i x e « ; j e g o w o l a w z n i e s i e n i a i d e a ł u —
ideału »świętego B o g a « — by w o b l i c z n o ś c i j e g o b y ć
dotykalnie pewnym swej bezwzględnej niegodności!
Och, t a szalona, s m u t n a b e s t y a człowiek! J a k i e ż na­
c h o d z ą ją p o m y s ł y , j a k i e ż p o g w a ł c e n i a n a t u r y , j a k i e ż
paroksyzmy głupstwa, jakież b e s t y a l s t w o i d e i
w y s t r z e l a n a t y c h m i a s t , skoro tylko p r z e s z k o d z i się jej
b y ć b e s t y ą w c z y n i e! W s z y s t k o to jest aż nad­
m i e r n i e zajmujące, lecz t a k ż e p e ł n e c z a r n e g o , p o s ę p ­
nego, d e n e r w u j ą c e g o s m u t k u , ż e t r z e b a p r z e m o c ą
bronić się zbyt d ł u g i e m u p a t r z e n i u w te bezdnie. T k w i
t u c h o r o b a , nie u l e g a wątpliwości, n a j s t r a s z n i e j s z a
c h o r o b a , j a k a d o t y c h c z a s w c z ł o w i e k u szalała. A kto
j e s z c z e u s ł y s z e ć zdołał (lecz dziś nie ma się j u ż u s z u
na t o ! — ), j a k w ś r ó d tej n o c y k a t u s z y i n i e d o r z e c z ­
ności b r z m i a ł k r z y k m i ł o ś c i , k r z y k t ę s k n i ą c e g o za­
c h w y t u , w y b a w i e n i a w m i ł o ś c i , ten o d w r ó c i się,
przejęty niezwyciężoną grozą . . . W człowieku jest
tyle p r z e r a ż a j ą c e g o ! . . . Z i e m i a za d ł u g o j u ż b y ł a
domem waryatów ! . . .
23.
Niech t o w y s t a r c z y r a z n a z a w s z e o d n o ś n i e d o
p o c h o d z e n i a » ś w i ę t e g o B o g a « . — Że p o j ę c i e b o g ó w
s a m o w s o b i e nie k o n i e c z n i e p r o w a d z i d o t e g o
p o g o r s z e n i a f a n t a z y i , k t ó r e g o u p r z y t o m n i e n i a ani n a
c h w i l ę nie m o g l i ś m y sobie o s z c z ę d z i ć ; że istnieją dostojniejsze s p o s o b y p o s ł u g i w a n i a się z m y ś l e n i e m bo­
gów, niż s a m o k r z y ż o w a n i e i s a m o h a ń b i e n i e c z ł o w i e k a ,
w c z e m ostatnie stulecia E u r o p y d o s z ł y do m i s t r z o s t w a ,
to d a j e się na s z c z ę ś c i e w y s n u ć z k a ż d e g o s p o j r z e ­
nia, r z u c o n e g o n a b o g ó w g r e c k i c h , n a t e od­
z w i e r c i e d l e n i a d o s t o j n y c h i p a n u j ą c y c h n a d sobą
1o6
107
ludzi, w k t ó r y c h z w i e r z ę ludzkie czuło się ubós t w i o n e m , n i e z a ś r o z d z i e r a ł o s a m e g o siebie, nie w ś c i e ­
k a ł o się n a siebie s a m e g o ! W ł a ś n i e G r e c y p o s ł u g i w a l i
się p r z e z n a j d ł u ż s z y o k r e s c z a s u s w o i m i bogami,
by w ł a ś n i e z d a l e k a od siebie t r z y m a ć »nieczyste su­
mienie«, by m ó d z c i e s z y ć się z s w e j w o l n o ś c i d u s z y .
W i ę c w r o z u m i e n i u o d w r o t n e m , niż c h r z e ś c i a ń s t w o
u ż y w a ł o s w e g o B o g a . P o s u w a ł y się w t e m b a r d z o
d a l e k o te p r z e p y s z n e istoty o l w i c h s e r c a c h a gło­
w a c h dzieci. I nie m n i e j s z y autorytet, j e n o s a m Z e u s
h o m e r o w s k i , daje i m k i e d y n i e k i e d y d o zrozumienia,
że biorą to n a z b y t lekce. » D z i w n a ! m ó w i on r a z —
c h o d z i o s p r a w ę E g a i s t o s a , b a r d z o złą s p r a w ę —
«Dziwna,
jak bardzo
śmiertelni
uskarżają się
[na b o g ó w !
Zło
od
nas
tylko
p o c h o d z i , sadzą; lecz
[sami zrządzają
Sobie nieszczęścia przez swój nierozum, w b r e w
[przeznaczeniu
...»
J e d n a k widzi się i s ł y s z y z a r a z e m , że i ten olim­
pijski widz i sędzia daleki jest od tego, by g n i e w a ć
się na n i c h za to i źle m y ś l e ć o nich. » J a k ż e oni
g ł u p i ! « myśli, p a t r z ą c na w y s t ę p k i ś m i e r t e l n y c h .
» G ł u p s t w o « , »brak r o z u m u « , nieco » z a m i e s z a n i a w gło­
wie«, t o tylko p r z y p u s z c z a l i G r e c y n a w e t n a j ­
tęższych, najdzielniejszych czasów, jako powód wiela
złego i fatalnego. G ł u p o t a , n i e g r z e c h ! Rozumie­
cie to ? . . . J e d n a k n a w e t to z a m i e s z a n i e w gło­
w i e b y ł o p r o b l e m a t e m . »Bo j a k ż e ż t o też m o ż l i w e ?
s k ą d b y się wzięło w g ł o w a c h , j a k i e m y m a m y ,
m y ludzie s z l a c h e t n e g o p o c h o d z e n i a , szczęśliwi, po­
m y ś l n i , n a j l e p s z e g o t o w a r z y s t w a , dostojni i cnot-
liwi?« — t a k p y t a ł siebie p r z e z stulecia dostojny
G r e k , stając p r z e d n i e z r o z u m i a ł ą d l a ń z d r o ż n o ś c i ą
i w y s t ę p k i e m , k t ó r y m i splamił się ktoś z j e m u r ó w ­
n y c h . »Musiał m u p e w n o b ó g j a k i ś r o z u m odjąć«,
m ó w i ł sobie w k o ń c u , p o t r z ą s a j ą c g ł o w ą . . . Ta konk l u z y a jest t y p o w o g r e c k a . . . W ten s p o s ó b słu­
żyli w ó w c z a s b o g o w i e j a k o u s p r a w i e d l i w i e n i e czło­
w i e k a do p e w n e g o stopnia n a w e t w złem, służyli
j a k o p r z y c z y n a złego — w t e d y brali na siebie nie
k a r ę , lecz, c o j e s t d o s t o j n i e j , w i n ę . . .
24.
— K o ń c z ę t r z e m a z n a k a m i pytania, w i d a ć t o
d o b r z e . »Czy w ł a ś c i w i e s t a w i a się j a k i ś ideał, c z y
się go o b a l a ? « takie s p o t k a m n i e m o ż e p y t a n i e . . .
L e c z c z y ś c i e też sami pytali dość, j a k d r o g o o p ł a c a
się n a ziemi w z n i e s i e n i e k a ż d e g o i d e a ł u ? Ile r z e ­
c z y w i s t o ś c i t r z e b a było na to z a w s z e o c z e r n i ć i zan i e p o z n a ć , ile k ł a m s t w uświęcić, ile s u m i e ń z b u r z y ć ,
ile z »boga« k a ż d y m r a z e m w ofierze z ł o ż y ć ? By
m ó d z j a k ą ś świętość w z n i e ś ć , t r z e b a j a k ą ś ś w i ęt o ś ć z b u r z y ć . T o jest p r a w o — pokażcie m i wy­
padek, w k t ó r y m b y się nie spełniło ! . . . My ludzie
w s p ó ł c z e ś n i j e s t e ś m y s p a d k o b i e r c a m i w i w i s e k c y i su­
m i e n i a i s a m o d r ę c z e n i a się z w i e r z ą t od stuleci. W t e m
m a m y n a j d ł u ż s z e ć w i c z e n i e , swój a r t y z m może, w ka­
ż d y m razie swe wyrafinowanie, swój smak zepsuty.
C z ł o w i e k zbyt d ł u g o »złem s p o j r z e n i e m « o b s e r w o w a ł
s w e p r z y r o d z o n e skłonności, tak że z a w a r ł y w nim
one o s t a t e c z n i e siostrzany z w i ą z e k z » n i e c z y s t e m su-
109
1o8
mieniem«. Usiłowanie odwrotne byłoby s a m o w s o ­
b i e m o ż l i w e m — lecz któż jest d o ś ć silny na t o ? — ,
t o jest, b y n i e n a t u r a l n e skłonności, wszystkie
o w e aspiracye do zaświata, do tego co przeciwne
z m y s ł o m , i n s t y n k t o w i , n a t u r z e , zwierzęciu, k r ó t k o do­
t y c h c z a s o w e ideały, k t ó r e w s z y s t k i e r a z e m w r o g i e
są ż y c i u i o c z e r n i a j ą ziemię, p o ł ą c z y ć z n i e c z y s t e m
s u m i e n i e m s i o s t r z a n y m związkiem. D o k o g o z w r ó c i ć
się dziś z t a k i e m i n a d z i e j a m i i w y m a g a n i a m i ?. . .
W ł a ś n i e d o b r y c h ludzi m i a ł o b y się w tej s p r a w i e
p r z e c i w sobie. P o n a d t o , c o słuszna, w y g o d n y c h , po­
j e d n a n y c h , p r ó ż n y c h , m a r z y c i e l i , z n u ż o n y c h . . . Cóż
o b r a ż a głębiej, c ó ż r o z d z i e l a g r u n t o w n i e j niż to, że
się daje coś n i e c o ś do p o z n a n i a z o w e j s u r o w o ś c i
i w y ż y n n o ś c i , z j a k ą się p o s t ę p u j e w o b e c s a m e g o
siebie? I z n o w u — j a k ż e u p r z e d z a j ą c y m , j a k ż e u p r z e j ­
m y m o k a z u j e się n a m ś w i a t cały, skoro c z y n i m y j a k
ś w i a t c a ł y i f o l g u j e m y sobie j a k c a ł y ś w i a t ! . . . Potrzebaby d o owego celu i n n e g o rodzaju duchów,
niż te, k t ó r e w t y m w ł a ś n i e m o ż l i w e są o k r e s i e : du­
c h ó w p r z e z w o j n y i z w y c i ę s t w a w z m o c n i o n y c h , któr y m b y z d o b y w a n i e , p r z y g o d a , n i e b e z p i e c z e ń s t w o , ból
aż p o t r z e b ą się stały. T r z e b a b y na to n a w y k n i e n i a do
ostrego wysokiego powietrza, do zimowych wędró­
wek, do lodu i g ó r w k a ż d e m z n a c z e n i u , t r z e b a b y na
to p e w n e g o r o d z a j u w z n i o s ł e j złoby, o s t a t e c z n e g o
n a j p e w n i e j s z e g o siebie z u c h w a l s t w a p o z n a n i a , k t ó r e
j e s t w ł a ś c i w e w s z e l k i e m u zdrowiu, t r z e b a b y , m ó w i ą c
krótko i d o ś ć źle, w ł a ś n i e t e g o w i e l k i e g o z d r o ­
w i a ! . . . L e c z c z y ż t o dziś w ł a ś n i e jest c h o ć
m o ż l i w e m ? . . . L e c z kiedyś, w c z a s a c h silniejszych,
niż ta z b u t w i a ł a , s a m o z w i ą t p i a ł a t e r a ź n i e j s z o ś ć , m u s i
n a m się z j a w i ć p r z e c i e ten w y z w a 1 a j ą c y c z ł o w i e k
wielkiej miłości i p o g a r d y , d u c h t w ó r c z y , k t ó r e g o na­
p ó r sił w ł a s n y c h z a w s z e n a n o w o w y g a n i a z w s z e l k i c h
u b o c z y i z a ś w i a t ó w , k t ó r e g o s a m o t n o ś ć tłum zaniepoznaje, j a k g d y b y o n a b y ł a u c i e c z k ą p r z e d rze­
czywistością. T y m c z a s e m j e s t o n a tylko j e g o z a n u ­
r z e n i e m się, z a g r z e b a n i e m , z a g ł ę b i e n i e m w r z e c z y ­
wistość, b y s t a m t ą d kiedyś, g d y w r ó c i n a światło,
m ó g ł p r z y n i e ś ć w y z w o l e n i e tej r z e c z y w i s t o ś c i :
jej w y z w o l e n i e o d p r z e k l e ń s t w a , k t ó r e m o b a r c z y ł j ą
d o t y c h c z a s o w y ideał. T e n c z ł o w i e k p r z y s z ł o ś c i , k t ó r y
n a s t a k s a m o o d d o t y c h c z a s o w e g o w y z w o l i ideału,
j a k o d tego, c o z e ń w y r ó ś ć m u s i a ł o , o d wiel­
k i e g o w s t r ę t u , od ż ą d z y nicości, od nihilizmu, ten
d z w o n bijący p o ł u d n i a i w i e l k i e g o r o z s t r z y g n i ę c i a ,
d z w o n , k t ó r y w o l ę z n ó w w o l n ą uczyni, k t ó r y w r ó c i
ziemi jej cel, a c z ł o w i e k o w i j e g o nadzieję, t e n anty­
c h r y s t i antynihilista, ten z w y c i ę z c a B o g a i nicości —
musi przyjść kiedyś...
7.
L e c z cóż t o p r a w i ę ? D o ś ć ! D o ś ć ! W m i e j s c u
tem godzi mi się j e d n o t y l k o , milczeć. T a r g a m się
b o w i e m n a coś, c o w o l n o j e n o k o m u ś m ł o d s z e m u ,
k o m u ś » b a r d z i e j p r z y s z ł e m u « , silniejszemu, niż j a
j e s t e m , — c o j e d y n i e Z a r a t u s t r z e przystoi, Z a ratustrze bezbożnikowi. . .
ROZPRAWA
TRZECIA:
Co znaczą ideały ascetyczne?
Beztroskich, drwiących, gwaltowników —
takimi chce n a s mieć mądrość: jest nie­
wiastą, kocha zawsze tylko wojownika.
Tako
rzecze
Zaratustra.
I.
Co z n a c z ą ideały a s c e t y c z n e ? — U a r t y s t ó w nic,
lub z b y t wiele r z e c z y . U filozofów i u c z o n y c h coś
jakby wietrzenie i instynkt w kierunku najbardziej
s p r z y j a j ą c y c h w a r u n k ó w w y s o k i e j d u c h o w o ś c i . U ko­
biet, w n a j l e p s z y m razie, j e d e n p o w a b u w o d n y w i ę ­
cej,
p e w n ą morbidezza p i ę k n e g o c i a ł a , a n i e l s k o ś ć
ł a d n e g o t ł u s t e g o z w i e r z a . U fizyologicznie u p o ś l e d z o ­
nych i rozstrojonych (u w i ę k s z o ś c i śmiertelnych)
u s i ł o w a n i e , b y w y d a w a ć się »zbyt d o b r y m i « dla t e g o
ś w i a t a . Są one ich świętą formą w y b u j a ł o ś c i , g ł ó w ­
n y m ś r o d k i e m w w a l c e z d ł u g i e m c i e r p i e n i e m i nudą.
U k a p ł a n ó w właściwą wiarą kapłańską, najlepszem
narzędziem mocy, także
»najwyższem«
zezwole­
n i e m na m o c . U ś w i ę t y c h w r e s z c i e p o z o r e m do snu
z i m o w e g o , i c h novissima gloriae cupido, i c h s p o k o j e m
w nicości (»Bogu«), formą ich obłędu. Że j e d n a k
w o g ó l e ideał a s c e t y c z n y tak wiele z n a c z y ł dla czło­
w i e k a , w t e m w y r a ż a się z a s a d n i c z y fakt c z ł o w i e c z e j
woli, jej horror vacui. P o t r z e b u j e o n c e l u , —
i woli r a c z e j p o ż ą d a ć n i c o ś c i , niźli w c a l e n i e
DZIEŁA NIETZSCHEGO. T. III.
8
115
114
pożądać. — Czy mnie rozumiecie ? . . . Czyście mnie
zrozumieli?... » B y n a j m n i e j ! m ó j p a n i e ! « —
Zacznijmy więc od początku.
2.
Co z n a c z ą i d e a ł y a s c e t y c z n e ? — L u b , by po­
szczególny wziąć przypadek, co do którego dość
często p y t a n o m n i e o r a d ę , co z n a c z y n a p r z y k ł a d ,
jeśli taki a r t y s t a j a k R y s z a r d W a g n e r n a s w o j e s t a r e
lata składa hołd czystości? Oczywiście w p e w n y m
sensie czynił t o z a w s z e ; lecz d o p i e r o n a s a m y m k o ń c u
w sensie a s c e t y c z n y m . Co z n a c z y to n a w r ó c e n i e się,
ta z m i a n a r a d y k a l n a skłonności? — bo t a k ą b y ł a ona,
R y s z a r d W a g n e r r z u c i ł się w t e d y w k i e r u n e k cał­
k i e m sobie p r z e c i w n y . C o z n a c z y , jeśli t w ó r c a r z u c a
się w k i e r u n e k c a ł k i e m p r z e c i w n y ? . . . T u t a j przy­
p o m i n a się n a m , o c z y w i ś c i e , jeśli c h c e m y z a t r z y m a ć
się n i e c o p r z y t e m z a g a d n i e n i u , p r z y p o m i n a się n a m
w n e t najlepszy, n a j m o c n i e j s z y , n a j r a d o ś n i e j s z y , n a j ­
ś m i e l s z y m o ż e czas, jaki b y ł w życiu R y s z a r d a
W a g n e r a . B y ł o to w ó w c z a s , g d y go w n ę t r z n i e i głę­
boko p r z e j m o w a ł p o m y s ł w e s e l a L u t r a . Kto wie, ja­
kie to w ł a ś c i w i e zrządziły p r z y p a d k i , że dziś z a m i a s t
tej m u z y k i w e s e l n e j p o s i a d a m y M a j s t e r z y n g i e r ó w ?
I wiele w nich jeszcze może tamtej podzwania? Lecz
nie u l e g a ż a d n e j w ą t p l i w o ś c i , że i w t e m » W e s e l u
L u t r a « c h o d z i ł o b y tylko o p o c h w a ł ę czystości. L e c z
w k a ż d y m r a z i e też o p o c h w a ł ę z m y s ł o w o ś c i . I właś­
nie tak w y d a ł o b y mi się w s z y s t k o w p o r z ą d k u , t a k b y
w ł a ś n i e było też »po w a g n e r o w s k u « . B o m i ę d z y
c z y s t o ś c i ą a z m y s ł o w o ś c i ą nie koniecznie m u s i istnieć
przeciwieństwo. Każde dobre małżeństwo, każde praw­
d z i w e k o c h a n i e się s e r c stoi p o n a d t e m p r z e c i w i e ń ­
s t w e m . W a g n e r , z d a m i się, b y ł b y d o b r z e zrobił,
g d y b y był tę p r z y j e m n ą oczywistość z pomocą
w d z i ę c z n e j i dzielnej k o m e d y i L u t r o w e j w p o i ł n a n o w o w s w y c h N i e m c ó w , bo jest i było m i ę d z y Niem­
cami zawsze wielu oszczerców zmysłowości. I może
z a s ł u g a L u t r a nie jest w n i c z e m t a k w i e l k a , j a k
właśnie w tem,
że miał o d w a g ę do z m y s ł o ­
w o ś c i ( — n a z y w a n o j ą w ó w c z a s , d o ś ć delikatnie,
» e w a n g e l i c z n ą wolnością« . . .) L e c z n a w e t w w y ­
p a d k u , g d z i e istnieje n a p r a w d ę p r z e c i w i e ń s t w o mię­
dzy czystością a z m y s ł o w o ś c i ą , nie m u s i to b y ć na
szczęście wcale jeszcze przeciwieństwo tragiczne.
Stosuje się to p r z y n a j m n i e j do w s z y s t k i c h b a r d z i e j
u d a n y c h , o c h o c z y c h ś m i e r t e l n i k ó w , k t ó r z y d a l e c y są,
by swą zawodną r ó w n o w a g ę między »zwierzęciem
i a n i o ł e m « u w a ż a ć z a r a z za a r g u m e n t p r z e c i w istnie­
niu. N a j w y k w i n t n i e j s i , najjaśniejsi, j a k G o e t h e , j a k
Hafis, widzieli w t e m n a w e t j e d e n p o w a b ż y c i a w i ę ­
c e j . . . Takie »sprzeczności« właśnie s ą pokusą
i s t n i e n i a . . . Z d r u g i e j s t r o n y r o z u m i e się a ż z b y t
dobrze, że jeśli świnie, k t ó r e r a z n i e s z c z ę ś c i e spotkało,
d o p r o w a d z o n e z o s t a ł y do u w i e l b i e n i a c z y s t o ś c i — a są
takie świnie! —, to w i d z ą one i uwielbiają w niej
tylko p r z e c i w i e ń s t w o , p r z e c i w i e ń s t w o świni, dotknię­
tej n i e s z c z ę ś c i e m (z j a k i e m ż t r a g i c z n e m r e c h t a n i e m
i żarliwością! m o ż n a sobie w y o b r a z i ć ) o w o bolesne
i zbyteczne przeciwieństwo, do którego R y s z a r d W a ­
gner chciał bezsprzecznie na końcu swego życia
jeszcze muzykę ułożyć i wprowadzić na scenę. Po
8*
116
117
c ó ż j e d n a k ? j a k słusznie m o ż n a z a p y t a ć . B o cóż
o b c h o d z i ł y jego, bo cóż n a s o b c h o d z ą świnie? —
3.
Nie m o ż n a p r z y t e m o c z y w i ś c i e p o m i n ą ć o w e g o
d r u g i e g o p y t a n i a , c o g o w ł a ś c i w i e obchodził ten
m ę s k i (ach, tak n i e m ę s k i » p o c z c i w i n a w i e j s k i « , ó w
nieborak i prostaczek Parsyfal, którego tak podchwyt­
liwymi ś r o d k a m i zrobił o s t a t e c z n i e katolikiem. J a k t o ?
b y ł ż e ten P a r s y f a l p o w a ż n i e p o m y ś l a n y ? C z u ł o b y
się b o w i e m p o k u s ę p r z y p u s z c z a ć , n a w e t ż y c z y ć so­
bie c z e g o ś o d w r o t n e g o , ż e w a g n e r o w s k i P a r s y f a l po­
m y ś l a n y został p o g o d n i e , niby finał i d r a m a t saty­
ryczny, którym tragik W a g n e r , w jemu właśnie
p r z y s t o j n y i j e g o g o d n y sposób, c h c i a ł p o ż e g n a ć się
z nami, t a k ż e z sobą, p r z e d e w s z y s t k i e m z t r a g e d y ą ,
a to w y b r y k i e m n a j w y ż s z e j i n a j z u c h w a l s z e j p a r o d y i
s a m e j t r a g i c z n o ś c i , p a r o d y i całej p r z e r a ż a j ą c e j po­
w a g i ziemi i j ę k u ziemi z o n e g d a j , p r z e z w y c i ę ż o n e j
n a r e s z c i e n a j g r u b s z e j f o r m y s p r z e c z n o ś c i asce­
t y c z n e g o i d e a ł u z naturą. To w ł a ś n i e , j a k się rzekło,
b y ł o b y g o d n e m wielkiego t r a g i k a , który, j a k k a ż d y
artysta, w t e d y dopiero dosięga ostatecznego szczytu
s w e j wielkości, g d y u m i e siebie i s z t u k ę swoją w i d z i e ć
p o d sobą, g d y u m i e ś m i a ć s i ę z siebie. J e s t ż e
»Parsyfal« W a g n e r a j e g o t a j e m n y m ś m i e c h e m w y ż ­
szości z siebie s a m e g o , t r y u m f e m j e g o z d o b y t e j ,
ostatecznej, najwyższej wolności twórczej, zaświatow o ś c i ą t w ó r c y ? C h c i a ł o b y się, j a k r z e k ł e m , ż y c z y ć
tego. B o c z e m ż e b y b y ł p o w a ż n i e p o m y ś l a n y
Parsyfal ? Czyż rzeczywiście trzeba w nim widzieć
(jak w y r a ż o n o się p r z e d e mną) w y r o d k a o s z a l a ł e j
nienawiści poznania, d u c h a i zmysłowości ? Przekleń­
s t w o n a z m y s ł y i d u c h a , r z u c o n e j e d n y m t c h e m nie­
n a w i ś c i ? O d s t ę p s t w o i n a w r ó t ku c h r z e ś c i a ń s k o cho­
robliwym i szerzącym ciemnotę ideałom ? I wreszcie
z a p r z e c z e n i e i p r z e k r e ś l e n i e s a m e g o siebie p r z e z
t w ó r c ę , k t ó r y dotąd całą m o c ą s w e j woli p a r ł d o
czegoś odwrotnego, t o jest d o n a j w y ż s z e g o u d u ­
c h o w i e n i a i u z m y s ł o w i e n i a s w e j sztuki ?
A nie tylko s w e j s z t u k i : t a k ż e s w e g o życia. P r z y ­
p o m n i j m y sobie, j a k żarliwie szedł W a g n e r o w e g o
c z a s u ś l a d a m i filozofa F e u e r b a c h a . S ł o w o F e u e r b a ­
c h a o »zdrowej zmysłowości« brzmiało w trzydzie­
stych i czterdziestych latach Wagnerowi, jak i innym
N i e m c o m ( — n a z y w a l i siebie » m ł o d y m i Niemcami«),
n i b y g ł o s z b a w i e n i a . C z y ż o s t a t e c z n i e przyjął i n n ą
0 tem n a u k ę ? Bo c o n a j m n i e j zdaje się, że w k o ń c u
m i a ł w o l ę p o temu, b y o t e m i n a c z e j p o u c z a ć . —
I nie tylko z p o m o c ą p a r s y f a l o w y c h trąb ze s c e n y .
W m ę t n e j , r ó w n i e n i e s w o b o d n e j j a k b e z r a d n e j , pisa­
ninie j e g o o s t a t n i c h lat znajduje się sto miejsc, g d z i e
z d r a d z a się t a j e m n e ż y c z e n i e i c h ę ć , ociągliwa, nie­
pewna, niewyznana chęć głoszenia odwrotu, nawró­
cenia, zaprzeczenia, chrześciaństwa i powiedzenia
s w y m u c z n i o m »to nic nie jest! s z u k a j c i e z b a w i e n i a
gdzieindziej!« n a w e t w z y w a r a z » k r w i Z b a w i c i e l a « . . .
4.
Wypowiadając w takim wypadku, który ma
w sobie wiele b o l e s n e g o , s w o j e m n i e m a n i e — a jest
119
118
t o w y p a d e k t y p o w y — : sądzę, ż e b ę d z i e z p e w n o ś c i ą
najlepiej oddzielić t w ó r c ę o tyle od j e g o dzieła, by
j e g o s a m e g o nie b r a ć t a k p o w a ż n i e j a k j e g o dzieło.
J e s t o n w k o ń c u tylko u p r z e d n i m w a r u n k i e m s w e g o
dzieła, ł o n e m m a t c z y n e m , g r u n t e m , w p e w n e j m i e r z e
p o g n o j e m i śmieciem, na k t ó r e m , z k t ó r e g o ono w y r a s t a . W t e n s p o s ó b j e s t on w n a j l i c z n i e j s z y c h w y ­
p a d k a c h czemś, o c z e m t r z e b a z a p o m n i e ć , jeśli się
s a m e m dziełem r a d o w a ć c h c e m y . W n i k a n i e w p oc h o d z e n i e dzieła n a l e ż y d o fizyologów i wiwis e k t o r ó w d u c h a : n i g d y zaś, n i g d y d o ludzi estetycz­
n y c h , a r t y s t ó w ! P o e c i e i t w ó r c y P a r s y f a l a nie zostało
o s z c z ę d z o n e m głębokie, p o d s t a w o w e , n a w e t s t r a s z l i w e
w ż y c i e się i zejście w ś r e d n i o w i e c z n e k o n t r a s t y
d u s z n e , w z ł o w r o g i e z b o c z e n i e od wszelkiej w y ż y n y ,
s u r o w o ś c i i k a r n o ś c i d u c h a , p e w i e n r o d z a j intelek­
t u a l n e j p r z e w r o t n o ś c i (jeśli m i się w y b a c z y t o
słowo), p o d o b n i e j a k b r z e m i e n n e j kobiecie w s z y s t k i e
o b r z y d l i w o ś c i i p r z e d z i w n o ś c i ciąży, o k t ó r y c h , j a k
się rzekło, m u s i się z a p o m n i e ć , b y m ó d z się dziec­
k i e m r a d o w a ć . N a l e ż y się w y s t r z e g a ć i nie m i e s z a ć
r z e c z y , j a k to s a m t w ó r c a zbyt ł a t w o czyni, z p s y ­
chologicznej
contiguity,
jak mówią Anglicy: jakoby
o n s a m b y ł tem, c o p r z e d s t a w i a ć , w y m y ś l a ć , w y r a ­
ż a ć m o ż e . W r z e c z y w i s t o ś c i r z e c z się ma tak, że,
j e ś l i b y był t e m w ł a ś n i e , siłą k o n i e c z n o ś c i nie
m ó g ł b y tego p r z e d s t a w i ć , w y m y ś l i ć , w y r a z i ć . H o ­
m e r nie b y ł b y s t w o r z y ł A c h i l l e s a , G o e t h e F a u s t a ,
g d y b y H o m e r był A c h i l l e s e m a G o e t h e F a u s t e m .
D o s k o n a ł y i z u p e ł n y t w ó r c a jest po w s z y s t k i e wieki
o d d z i e l o n y m od » r e a 1 n o ś c i «, od r z e c z y w i ­
stości. Z d r u g i e j s t r o n y jest z r o z u m i a ł e m , j a k tą »nie­
realnością« i fałszywością swego najwnętrzniejszego
istnienia n i e k i e d y a ż d o r o z p a c z y z n u ż y ć się m o ż e .
Wtedy
usiłuje
w t a r g n ą ć w t o , c o m u najbar­
dziej w z b r o n i o n e , w to, co r z e c z y w i s t e , i b y ć rze­
czywiście. Z jakiem powodzeniem ? Można odgad­
nąć . . . J e s t t o t y p o w a z a c h c i a n k a twórcy,
t a s a m a z a c h c i a n k a , k t ó r e j uległ i p o s t a r z a ł y W a ­
g n e r i którą t a k drogo, t a k fatalnie o d p o k u t o w a ć
m u s i a ł (— stracił z jej p o w o d u n i e k t ó r y c h c e n n y c h
przyjaciół). L e c z w k o ń c u , p o m i j a j ą c t ę z a c h c i a n k ę ,
k t ó ż b y w o g ó l e nie życzył, dla s a m e g o W a g n e r a , b y
i n a c z e j się b y ł p o ż e g n a ł z n a m i i s w o j ą sztuką,
nie P a r s y f a l e m , lecz b a r d z i e j z w y c i ę s k o , z większą
p e w n o ś c i ą siebie, po w a g n e r o w s k u , — m n i e j u w o ­
d z ą c o na m a n o w i e c , m n i e j d w u z n a c z n i e w s t o s u n k u
d o całości s w y c h u s i ł o w a ń , m n i e j p o s z o p e n h a u e r o w s k u , mniej nihilistycznie ?. . .
5.
Cóż w i ę c z n a c z ą i d e a ł y a s c e t y c z n e ? Jeżeli cho­
dzi o t w ó r c ę , p o j m u j e m y t o w ł a ś n i e : n i c w c a l e ! . . .
L u b t a k wiele r z e c z y , że jest to tyle, co n i c zgoła . . .
W r e s z c i e , cóż z a l e ż y n a t e m ? P a n o m a r t y s t o m da­
leko do tego, by stać d o ś ć n i e z a l e ż n i e na ś w i e c i e
i p r z e c i w światu, żeby ich oceny wartości i zmiana
tychże zasługiwała w s o b i e na współodczuwanie!
Byli oni za w s z y s t k i c h c z a s ó w l o k a j a m i jakiejś m o ­
ralności, lub filozofii, lub religii, pomijając j u ż zupełnie,
że byli niestety d o ś ć często n a z b y t gibkimi d w o r a ­
k a m i s w y c h z w o l e n n i k ó w i p o p l e c z n i k ó w i wietrzą­
c y m i p o c h l e b c a m i w z g l ę d e m s t a r y c h lub w ł a ś n i e n o w o -
121
120
w y n u r z a j ą c y c h się p o t ę g . C o n a j m n i e j p o t r z e b u j ą za­
w s z e o c h r o n y , oparcia, j a k i e g o ś u s t a l o n e g o a u t o r y ­
tetu. A r t y ś c i nie stoją n i g d y o w ł a s n e j sile. Stanie
o w ł a s n e j sile s p r z e c i w i a się ich n a j g ł ę b s z y m in­
s t y n k t o m . T a k wziął sobie n a p r z y k ł a d R y s z a r d W a ­
g n e r filozofa S c h o p e n h a u e r a , g d y » n a d s z e d ł c z a s « ,
za p r z e w o d n i k a i o p i e k u n a . K t ó ż b y zresztą c h o ć b y
t y l k o p r z y p u ś c i ł , ż e m ó g ł m i e ć o d w a g ę d o ideału
a s c e t y c z n e g o bez p o p a r c i a , k t ó r e g o m u u ż y c z a ł a filo­
zofia S c h o p e n h a u e r a , bez a u t o r y t e t u S c h o p e n h a u e r a ,
k t ó r y w s i e d m d z i e s i ą t y c h l a t a c h osięgnął w E u r o p i e
p r z e w a g ę ( p o m i n ą w s z y już, c z y w n o w y c h
N i e m c z e c h b y ł w o g ó l e m o ż l i w y m a r t y s t a bez m l e k a
skromnego, p a ń s t w o w o skromnego sposobu myśle­
nia). — I oto d o t a r l i ś m y do n a j p o w a ż n i e j s z e g o p y ­
t a n i a . Co z n a c z y , jeśli p r a w d z i w y filozof h o ł d u j e
i d e a ł o w i a s c e t y c z n e m u , p r a w d z i w i e n a sobie s a m y m
o p a r t y duch, j a k S c h o p e n h a u e r , m ą ż i r y c e r z o spiżowem spojrzeniu, który ma o d w a g ę być
sobą
s a m y m , k t ó r y u m i e s t a ć s a m , a nie c z e k a d o p i e r o
na p r z o d o w n i k ó w i skinienia z g ó r y ? — R o z w a ż m y
t u n a t y c h m i a s t g o d n e u w a g i i dla p e w n e g o r o d z a j u
ludzi m o c c z a r u m a j ą c e s t a n o w i s k o S c h o p e n h a u e r a
w s t o s u n k u d o s z t u k i . B o ono t o było o c z y w i ś c i e
p o w o d e m , dla k t ó r e g o n a p r z ó d R y s z a r d W a g n e r p r z e ­
szedł n a s t r o n ę S c h o p e n h a u e r a ( n a m ó w i o n y d o tego
p r z e z p e w n e g o poetę, w i a d o m o , p r z e z H e r w e g h a ) , i to
aż do t e g o stopnia, że p r z e z to r o z w a r ł a się z u p e ł n a
teoretyczna sprzeczność pomiędzy jego dawniejszą
a j e g o późniejszą w i a r ą estetyczną. P i e r w s z a n a p r z y kład w y r a ż o n a jest w »Operze i Dramacie«, druga
w p i s m a c h , k t ó r e w y d a ł po r o k u 1870. W szczegól­
ności z m i e n i a W a g n e r , c o m o ż e n a j b a r d z i e j zadziwia,
zmienia odtąd b e z w z g l ę d n i e s w ó j sąd o w a r t o ś c i
i s t a n o w i s k u m u z y k i s a m e j . Cóż z a l e ż a ł o m u n a
tem, że dotąd czynił z niej środek, m e d i u m , »ko­
bietę«, która, by się r o z w i j a ć , p o t r z e b u j e k o n i e c z n i e
celu, m ę ż c z y z n y — m i a n o w i c i e d r a m a t u ! P o j ą ł on
odrazu, że z s z o p e n h a u e r o w s k ą t e o r y ą i n o w o ś c i ą
w i ę c e j zrobić m o ż n a in majorem musicae gloriam,—
to jest z u d z i e l n o ś c i ą muzyki, tak jak ją Scho­
p e n h a u e r pojął. M u z y k a s t a n ę ł a t u n a u b o c z u prze­
ciw wszystkim pozostałym sztukom, jako niezawisła
w sobie sztuka, n i e , j a k t a m t e , p r z e d s t a w i a j ą c e od­
tworzenie zjawiskowości, owszem jako mówiąca mową
w o l i b e z p o ś r e d n i o z »bezdni«, j a k o jej n a j w ł a ś n i e j sze, n a j ź r ó d ł o w s z e , w p r o s t z niej się w y w o d z ą c e
objawienie. W r a z z t e m n a d z w y c z a j n e m p o d w y ż s z e ­
n i e m w a r t o ś c i m u z y k i , w y r o s ł e m z filozofii szopenh a u e r o w s k i e j , podniósł się o d r a z u i s a m m u z y k
n i e s ł y c h a n i e w cenie. Stał się odtąd wyrocznią, ka­
p ł a n e m , n a w e t w i ę c e j niż k a p ł a n e m , p e w n e g o r o d z a j u
trąbą » r z e c z y s a m e j w sobie«, telefonem z a ś w i a t a .
W y p o w i a d a ł odtąd nietylko m u z y k ę , t e n b r z u c h o m o w c a boga, — w y p o w i a d a ł m e t a f i z y k ę . Cóż dziw­
n e g o , że wreszcie p e w n e g o dnia zaczął prawić
o ideałach ascetycznych?...
6.
S c h o p e n h a u e r z u ż y t k o w a ł dla siebie k a n t o w s k i e
ujęcie p r o b l e m a t u e s t e t y c z n e g o , — j a k k o l w i e k z p e w ­
nością nie p a t r z a ł n a ń k a n t o w s k i e m i o c z y m a . K a n t
s p o d z i e w a ł się, ż e w y ś w i a d c z y z a s z c z y t sztuce, g d y
122
m i ę d z y w ł a ś c i w o ś c i a m i p i ę k n a o d z n a c z y i na czoło
w y s u n i e te, k t ó r e są z a s z c z y t e m w i e d z y : bezosobo­
w o ś ć i w a ż n o ś ć p o w s z e c h n ą . C z y to nie było w za­
s a d z i e b ł ę d e m , nie tu m i e j s c e do r o z t r z ą s a n i a . Pod­
kreślić j e n o p r a g n ę , ż e Kant, p o d o b n i e j a k w s z y s c y
filozofowie, z a m i a s t p a t r z e ć n a p r o b l e m a t e s t e t y c z n y
ze s t a n o w i s k a d o ś w i a d c z e ń a r t y s t y , r o z m y ś l a ł o s z t u c e
i p i ę k n i e j e d y n i e ze s t a n o w i s k a »widza« i p r z y tem
w c i ą g n ą ł n i e p o s t r z e ż e n i e s a m e g o »widza« w pojęcie
»piękny«. L e c z g d y b y p r z y n a j m n i e j ten »widz« był
d o s t a t e c z n i e z n a n y filozofującym o pięknie, to j e s t
jako wielka o s o b i s t a oczywistość i doświadczenie,
jako pełnia najbardziej własnych silnych wydarzeń
ż y c i o w y c h , żądz, n i e s p o d z i a n e k , z a c h w y t ó w w dzie­
dzinie p i ę k n a ! L e c z r z e c z m i a ł a się z a w s z e , j a k się
obawiam, przeciwnie. T a k więc otrzymujemy od nich
z a r a z z p o c z ą t k u definicye, które, j a k w s ł a w n e j definicyi K a n t a o pięknie, b r a k w y t w o r n i e j s z e g o do­
świadczenia własnego toczy jak duży robak w miejscu
z a s a d n i c z e j p o m y ł k i . » P i ę k n e m jest, m ó w i K a n t ,
c o się p o d o b a b e z i n t e r e s o w n i e « . B e z i n t e r e s o w ­
nie! P o r ó w n a j m y z tą definicyą t a m t ą inną, którą
s t w o r z y ł p r a w d z i w y »widz« i a r t y s t a , S t e n d h a l , na­
z y w a j ą c y r a z piękno une promesse de bonheur. J e s t
tu w każdym razie właśnie o d r z u c o n e i wykreś­
lone to, co K a n t w e s t e t y c z n y m stanie j e d y n i e w y ­
r ó ż n i a : le désintéressement.
Kto ma s ł u s z n o ś ć , K a n t
c z y S t e n d h a l ? — Jeżeli n a s z y m e s t e t y k o m nie p r z y ­
k r z y się obciążać szali n a k o r z y ś ć K a n t a tem, ż e
pod czarem piękna można n a w e t nieubrane posągi
k o b i e c e o g l ą d a ć »bezinteresownie«, t o n a m w o l n o też
p o b a w i ć się t r o c h ę ich k o s z t e m . D o ś w i a d c z e n i a a r t y s t ó w s ą n a t y m ślizkim p u n k c i e b a r d z i e j »inte-
123
r e s u j ą c e « , a w k a ż d y m r a z i e P i g m a l i o n n i e koniecz­
nie m u s i a ł b y ć »człowiekiem n i e e s t e t y c z n y m « . Z ł ó ż m y
tem lepsze ś w i a d e c t w o n i e w i n n o ś c i n a s z y c h estety­
ków, k t ó r z y o d z w i e r c i e d l a j ą się w t a k i c h a r g u m e n ­
tach, p o c z y t a j m y n a p r z y k ł a d K a n t o w i z a c h l u b n e to,
c z e g o o najistotniejszej w ł a ś c i w o ś c i z m y s ł u d o t y k u
uczyć umie z naiwnością wiejskiego pastora! — A teraz
p o w r a c a m y do S c h o p e n h a u e r a , k t ó r y w z u p e ł n i e in­
nej niż K a n t m i e r z e b y ł blizki sztukom, a j e d n a k nie
m ó g ł w y d o b y ć się z z a k l ę t e g o koła k a n t o w s k i e j definicyi. J a k to się stało? Okoliczność j e s t d o ś ć d z i w n a .
S ł o w o »bezinteresownie« w y k ł a d a ł sobie w n a j o s o b i stszy sposób na podstawie jednego doświadczenia,
k t ó r e u niego n a l e ż e ć m u s i a ł o do n a j p r a w i d ł o w s z y c h .
O niewielu rzeczach mówi Schopenhauer z taką
pewnością, j a k o działaniu k o n t e m p l a c y i e s t e t y c z n e j .
P o m a w i a ją, że p r z e c i w d z i a ł a o n a w ł a ś n i e »interesowności« p ł c i o w e j , podobnie jak lupulina i kam­
fora. B y ł n i e z n u ż o n y n a p u n k c i e u ś w i e t n i a n i a t e g o
p o z b y w a n i a się woli, j a k o wielkiej k o r z y ś c i i p o ż y t k u
s t a n u e s t e t y c z n e g o . Czuje się p o k u s ę z a p y t a ć , c z y
j e g o z a s a d n i c z a k o n c e p c y a »woli i w y o b r a ż e n i a « ,
c z y j e g o myśl, iż w y z w o l e n i e się z »woli« m o ż l i w e
jest j e d y n i e p r z e z » w y o b r a ż e n i e « , nie p o c h o d z i z uogól­
nienia o w e g o d o ś w i a d c z e n i a p ł c i o w e g o . ( P r z y w s z y s t ­
k i c h z a g a d n i e n i a c h co do filozofii s z o p e n h a u e r o w skiej, m ó w i ą c n a w i a s e m , nie n a l e ż y n i g d y w y p u s z c z a ć
z pod u w a g i , że jest o n a k o n c e p c y ą d w u d z i e s t o s z e ­
ścioletniego m ł o d z i e ń c a ; ż e w i ę c z a b a r w i o n a j e s t nie
tylko tem, co jest s p e c y f i c z n e m w S c h o p e n h a u e r z e ,
lecz i tem, co jest s p e c y f i c z n e m w o w y m o k r e s i e
życia.) P o s ł u c h a j m y n a p r z y k ł a d j e d n e g o z n a j w y r a ź n i e j s z y c h u s t ę p ó w z p o ś r ó d t y c h licznych, k t ó r e pisał
125
124
n a c h w a ł ę s t a n u e s t e t y c z n e g o (Świat j a k o w o ł a i w y ­
o b r a ż e n i e , I., 231), w s ł u c h a j m y się w ton, w cierpie­
nie, szczęście, w d z i ę c z n o ś ć , z k t ó r e m i te s ł o w a m u ­
s i a ł y b y ć w y m a w i a n e . »Jest t o stan b e z b o l e s n y , k t ó r y
E p i k u r sławił j a k o d o b r o n a j w y ż s z e , j a k o s t a n bo­
g ó w ; n a t ę c h w i l ę p o z b y l i ś m y się m a r n e g o n a p o r u
woli, ś w i ę c i m y s a b a t w i ę z i e n n e j p r a c y c h c e n i a , koło
I k s y o n a z a t r z y m a ł o się«. C o z a d o s a d n o ś ć s ł ó w ! C o
z a p a t o l o g i c z n e p r a w i e p r z e c i w s t a w i e n i e c z a s u »owej
chwili« i p o z o s t a ł e g o p o z a t e m »koła I k s y o n a « , »więziennej p r a c y chcenia« i »marnego naporu woli«! —
Lecz przypuściwszy, że Schopenhauer ma stokrotnie
co do swej osoby słuszność, co uczyniono przez to
dla l e p s z e g o w n i k n i ę c i a w istotę p i ę k n a ? S c h o p e n ­
h a u e r opisał j e d n o d z i a ł a n i e piękna, to, k t ó r e u s p a ­
k a j a wolę. Czy j e s t ono j e d n a k p r a w i d ł o w e m ? Stend­
hal, j a k się rzekło, n a t u r a nie mniej z m y s ł o w a , lecz
szczęśliwiej niż S c h o p e n h a u e r u d a n a , p o d n o s i i n n e
d z i a ł a n i e p i ę k n a : »piękno o b i e c u j e szczęście«. J e m u
w y d a j e się w ł a ś n i e » p o b u d z e n i e woli« ( » i n t e r e s u « )
przez piękno rzeczywistym stanem rzeczy. I czyżby
nie m o ż n a w k o ń c u s a m e m u S c h o p e n h a u e r o w i z a r z u ­
cić, ż e się p o d t y m w z g l ę d e m b a r d z o niesłusznie z a
k a n t o w c z y k a u w a ż a , ż e k a n t o w s k i e j definicyi p i ę k n a
w c a l e a w c a l e po k a n t o w s k u nie r o z u m i a ł , że i j e m u
p i ę k n o p o d o b a się z »interesu«, n a w e t najsilniejszego,
najosobistszego i n t e r e s u : z interesu k a t o w a n e g o , k t ó r y
się od s w e j k a t u s z y u w a l n i a ? . . . I by p o w r ó c i ć do
n a s z e g o p i e r w s z e g o z a g a d n i e n i a , »cóż z n a c z y , jeśli
filozof h o ł d u j e i d e a ł o m a s c e t y c z n y m ? « — to znajdu­
jemy tu przynajmniej pierwszą wskazówkę : c h c e
się u w o l n i ć od k a t u s z y . —
7.
S t r z e ż m y się p r z y s ł o w i e »katusza« z a s ę p i a ć za­
r a z t w a r z e . W t y m w ł a ś n i e w y p a d k u jest d o ś ć d o
z a s t r z e ż e n i a , dość do odjęcia, — p o z o s t a j e n a w e t d o ś ć
d o ś m i e c h u . Nie n a l e ż y n a m n i e d o c e n i a ć m i a n o w i c i e ,
że S c h o p e n h a u e r o w i , k t ó r y w istocie u w a ż a ł płciow o ś ć za osobistego w r o g a (a o b e j m o w a ł t e m uczu­
c i e m jej n a r z ę d z i e , kobietę, to » i n s t r u m e n t u m diaboli«),
w r o g o w i e byli n i e z b ę d n i d o z a c h o w a n i a dobrej
m y ś l i ; że lubił z g r y ź l i w e , ż ó ł c i o w e , c z a r n o z i e l o n e
s ł o w a ; że g n i e w a ł się, by się g n i e w a ć , z p a s y i ; że
byłby zachorował,
b y ł b y się stał p e s y m i s t ą
( — bo nie był nim, a c z b a r d z o t e g o p r a g n ą ł ) bez
s w y c h w r o g ó w , bez H e g l a , bez kobiety, b e z zmysło­
w o ś c i i całej ż ą d z y istnienia, p o z o s t a n i a . S c h o p e n ­
h a u e r b y ł b y i n a c z e j t u n i e pozostał, m o ż n a się o t o
z a ł o ż y ć , b y ł b y stąd uciekł. J e g o w r o g o w i e j e d n a k
t r z y m a l i g o silnie, j e g o w r o g o w i e uwodzili g o ciągle
n a n o w o k u istnieniu, j e g o g n i e w b y ł z u p e ł n i e j a k
gniew dawnych cyników jego pokrzepieniem, jego
w y p o c z y n k i e m , j e g o o d w e t e m , j e g o remedium prze­
ciw wstrętowi, jego s z c z ę ś c i e m . Tyle co do strony
najosobistszej w s p r a w i e S c h o p e n h a u e r a . Z d r u g i e j
s t r o n y j e s t tu j e s z c z e coś t y p o w e g o , — i tu dopiero
s p o t y k a m y się z n o w u z n a s z y m p r o b l e m a t e m . P e w n e m jest b e z s p r z e c z n i e , ż e o d j a k d a w n a istnieją n a
ziemi filozofowie i w s z ę d z i e gdzie tylko istnieli filo­
zofowie (od I n d y i do Anglii, by w z i ą ć p r z e c i w l e g ł e
b i e g u n y u z d o l n i e ń do filozofii), istnieje też w s t o s u n k u
do z m y s ł o w o ś c i filozoficzna d r a ź l i w o ś ć i rancune.
S c h o p e n h a u e r jest t y l k o n a j w y m o w n i e j s z y m i, jeśli
126
się m a u s z y p o temu, t a k ż e n a j b a r d z i e j p o r y w a j ą c y m
i z a c h w y c a j ą c y m w y b u c h e m . Istnieje r ó w n i e ż p e w n e
filozoficzne p r z y s p o s o b i e n i e i s e r d e c z n o ś ć w z g l ę d e m
c a ł e g o a s c e t y c z n e g o ideału, j e d n a k nie n a l e ż y się c o
do t e g o łudzić. J e d n o i d r u g i e , j a k się rzekło, n a l e ż y
do t y p u ; jeśli obojga b r a k u j e filozofowi, to j e s t on —
m o ż n a b y ć t e g o p e w n y m — z a w s z e t y l k o »tak z w a ­
n y m « . Cóż t o z n a c z y ? B o t r z e b a t e n s t a n r z e c z y
d o p i e r o i n t e r p r e t o w a ć : stoi o n t u s a m w s o b i e ,
g ł u p i p o w s z y s t k ą w i e c z n o ś ć , j a k w s z e l k a »rzecz
s a m a w sobie«. K a ż d e z w i e r z ę , t e m s a m e m t a k ż e la
bête philosophe, d ą ż y i n s t y n k t o w n i e do p e w n e g o opti­
mum s p r z y j a j ą c y c h w a r u n k ó w , w ś r ó d k t ó r y c h m o ż e
z u p e ł n i e sile s w e j d a ć u j ś c i e i o s i ą g a maximum po­
c z u c i a m o c y . K a ż d e z w i e r z ę o d r z u c a t a k s a m o in­
s t y n k t o w n i e i z p e w n ą czułością w ę c h u , » w y ż s z e g o
niż wszelki r o z s ą d e k « , w s z y s t k i e r o d z a j e z a w i c h r z e ń
i p r z e s z k ó d , k t ó r e mu stają lub s t a n ą ć m o g ą na tej
d r o d z e do optimum (— to, o c z e m m ó w i ę , nie j e s t
j e g o d r o g ą d o »szczęścia«, lecz j e g o d r o g ą d o m o c y ,
do c z y n u , do n a j m o c n i e j s z e g o działania, i w najlicz­
n i e j s z y c h w y p a d k a c h f a k t y c z n i e j e g o d r o g ą d o nie­
szczęścia). W ten s p o s ó b o d r z u c a filozof m a ł ż e ń ­
s t w o , w r a z z tem, c o b y do n i e g o n a k ł o n i ć mogło, m a ł ż e ń s t w o j a k o p r z e s z k o d ę i fatalne z r z ą d z e n i e na
j e g o d r o d z e do optimum. K t ó r y ż wielki filozof był
dotąd ż o n a t y m ? Heraklit, Platon, K a r t e z y u s z , Spinoza,
Leibnitz, Kant, S c h o p e n h a u e r — nie byli nimi. Co
w i ę c e j , nie m o ż n a ich sobie n a w e t j a k o ż o n a t y c h
w y o b r a z i ć . Ż o n a t y filozof n a l e ż y d o k o m e d y i , t o
m o j e t w i e r d z e n i e . A ów w y j ą t e k S o k r a t e s — złośliwy
S o k r a t e s ożenił się, z d a się, ironice, j e d y n i e b y t e g o
w ł a ś n i e t w i e r d z e n i a d o w i e ś ć . K a ż d y filozof r z e k ł b y ,
127
jak rzekł Budda,
g d y m u oznajmiono u r o d z e n i e
s y n a : -»Râhula mi się u r o d z i ł , pęto mi u k u t o « (r­­
hula z n a c z y tu » m a ł y demon«). D l a k a ż d e g o »wol­
nego ducha« musiałaby nadejść ta pełna namy­
słu godzina, p r z y p u ś c i w s z y , że m i a ł p r z e d t e m bez­
myślną, k t ó r a n a d e s z ł a dla B u d d y : »utrapionem, m y ś ­
lał w sercu, jest życie w d o m u , m i e j s c e m nieczy­
stości; w o l n o ś ć jest w p o r z u c e n i u d o m u « ; »a że t a k
myślał, opuścił dom«. I d e a ł a s c e t y c z n y w s k a z u j e tyle
m o s t ó w d o n i e z a w i s ł o ś c i , ż e filozof nie m o ż e
bez w n ę t r z n e j r a d o ś c i i p r z y k l a ś n i ę c i a s ł u c h a ć historyi tych wszystkich zdecydowanych, którzy pewnego
d n i a w s z e l k i e j niewoli rzekli n i e i poszli g d z i e ś n a
p u s t y n i ę , p r z y p u s z c z a j ą c n a w e t , ż e b y ł y t o tylko
silne osły i z u p e ł n e p r z e c i w i e ń s t w a silnego d u c h a .
Cóż w e d l e t e g o z n a c z y i d e a ł a s c e t y c z n y filozofa ?
O d p o w i e d ź moją o d g a d l i ś c i e z a p e w n e d a w n o : filozof
n a j e g o w i d o k u ś m i e c h a się d o optimum w a r u n k ó w
n a j w y ż s z e j i najśmielszej d u c h o w o ś c i . N i e z a p r z e ­
c z a p r z e z t o istnienia, p o t w i e r d z a r a c z e j s w o j e
istnienie i t y l k o s w o j e istnienie i to m o ż e aż do
tego stopnia, że nie jest d a l e k i m n i e c n e g o życze­
n i a : pereat mundus,
fiat
philosophia, fiat philosophus,
fia m ! . . .
8.
J a k w i d a ć , nie s ą t o w c a l e n i e p r z e k u p n i ś w i a d ­
kowie i sędziowie w a r t o ś c i ideału ascetycznego,
ci filozofowie! Myślą o s o b i e , cóż i c h o b c h o d z i
»święty«! Myślą p r z y t e m o tem, co dla n i c h w ł a ś n i e
128
jest n a j n i e z b ę d n i e j s z e : to jest o w o l n o ś c i od m u s u ,
przeszkody, hałasu, od zajęć, obowiązków, trosk;
i o j a s n o ś c i w g ł o w i e ; o t a ń c u , s k o k u i locie m y ś l i ;
0 dobrem powietrzu, rzadkiem, czystem, wolnem, suchem, jak powietrze wyżynne, wśród którego wszel­
kie z w i e r z ę c e istnienie d u c h o w e m się staje i dostaje
skrzydeł; o spokoju we wszystkich podziemiach;
wszystkie psy uwiązane starannie na ł a ń c u c h a c h ; nie
słychać żadnego szczekania nieprzyjaźni ni rozczoch­
r a n e j u r a z y ; ż a d n e p o d j a d k i nie toczą z a d r a ś n i ę t e j
d u m y ; s k r o m n e i p o d d a ń c z e w n ę t r z n o ś c i są pilne j a k
k o ł o w r o t y m ł y ń s k i e , lecz d a l e k i e ; s e r c e obce, z a ś w i a ­
t o w e , p r z y s z ł e , p o g r o b o w e ; myślą, r a z e m w z i ą w s z y ,
przy ascetycznym ideale o pogodnym ascetyzmie
p r z e b ó s t w i o n e g o i u s k r z y d l o n e g o z w i e r z a , k t ó r y wię­
cej p o n a d ż y c i e m buja, niż s p o c z y w a . W i a d o m o c z e m
są te trzy błyskotliwe słowa ascetycznego ideału:
u b ó s t w o , p o k o r a , c z y s t o ś ć : p r z y p a t r z c i e się j e s z c z e
r a z zblizka ż y c i u w s z y s t k i c h w i e l k i c h r o d z a j n y c h w y ­
nalazczych duchów. Odnajdziecie tam zawsze wszystkie t r z y d o p e w n e g o stopnia. W c a l e n i e , r o z u m i e
się s a m o p r z e z się, j a k o ich »cnoty« — cóż ma t e n
r o d z a j ludzi do c z y n i e n i a z c n o t a m i ! — lecz j a k o
najistotniejsze i n a j n a t u r a l n i e j s z e w a r u n k i i c h n a j ­
l e p s z e g o istnienia, i c h n a j b u j n i e j s z e j płod­
n o ś c i . P r z y t e m z u p e ł n i e m o ż l i w e m jest, ż e ich domi­
nująca duchowość musiała wprzód wodze nałożyć
n i e p o h a m o w a n e j i d r a ż l i w e j d u m i e lub k r n ą b r n e j
z m y s ł o w o ś c i , albo ż e d o ś ć t r u d n o jej było s e r c e m
i r ę k ą p o d t r z y m y w a ć s w ą ż ą d z ę »pustyni« p r z e c i w
s k ł o n n o ś c i do z b y t k u i n a j w i ę k s z e g o w y s z u k a n i a , j a k
i p r z e c i w m a r n o t r a w n e j s z c z o d r o c i e . L e c z c z y n i ł a to
właśnie jako instynkt d o m i n u j ą c y , który żądania
129
swe przeprowadzał przed wszystkimi innymi instynk­
t a m i i c z y n i to j e s z c z e ; g d y b y t e g o nie czyniła, n i e
b y ł a b y w ł a ś n i e d o m i n u j ą c ą . N i e m a w i ę c w tem nic
z »cnoty«. Zresztą »pustynia«, o k t ó r e j w ł a ś n i e m ó ­
w i ł e m , g d z i e w y c o f u j ą się i s a m o t n i e j ą silne, nieza­
w i ś l e n a s t r o j o n e d u c h y — och j a k ż e i n a c z e j w y g l ą d a ,
niż w y k s z t a ł c e n i ją sobie w y o b r a ż a j ą ! W p e w n e j m i e ­
r z e b o w i e m oni nią są, ci w y k s z t a ł c e n i . I p e w n e m
jest, że w s z y s c y d u c h o w i a k t o r z y siłą k o n i e c z n o ś c i
nie w y t r z y m a l i b y w n i e j . D l a n i c h n a z b y t m a ł o j e s t
o n a r o m a n t y c z n ą i syryjską, n a z b y t m a ł o p u s t y n i ą
teatralną. J u ż c i nie b r a k w niej w i e l b ł ą d ó w . Do t e g o
j e d n a k o g r a n i c z a się c a ł e p o d o b i e ń s t w o . W ł a s n o w o l n e
m o ż e u k r y c i e w c i e m n o ś c i ; u s u w a n i e się z d r o g i sa­
m e m u sobie; s p ł o s z o n y lęk p r z e d w r z a w ą , s z a c u n ­
k i e m , n o w i n ą , w p ł y w e m ; m a ł y u r z ą d , d z i e ń po­
w s z e d n i , coś c o w i ę c e j u k r y w a , niż n a ś w i a t ł o sta­
wia; przy sposobności obcowanie z beztroskim po­
godnym zwierzem i ptastwem, którego widok pokrze­
p i a ; g ó r y d o t o w a r z y s t w a , lecz n i e m a r t w e , g ó r y
z o c z y m a (to z n a c z y z jeziorami); w p e w n e j mie­
r z e n a w e t pokój w p r z e p e ł n i o n e j w s z e c h ś w i a t o w e j
gospodzie, gdzie się jest p e w n y m , ż e n a s w e z m ą z a
k o g o innego, i gdzie b e z k a r n i e m o ż n a m ó w i ć z k a ­
żdym, — to jest tu pustynią. Och, j e s t o n a d o ś ć sa­
m o t n a , w i e r z c i e m i ! G d y H e r a k l i t w y c o f y w a ł się
w dziedzińce wolne i portyki olbrzymiej świątyni
A r t e m i d y , t o » p u s t y n i a « t a b y ł a godniejszą, p r z y ­
znaję. D l a c z e g o n a m b r a k t a k i c h ś w i ą t y ń ? ( — m o ż e
n a m ich n i e b r a k : w ł a ś n i e p r z y p o m i n a m sobie s w o j ą
najpiękniejszą p r a c o w n i ę , piazza di San Marco, p o d
w a r u n k i e m , że jest w i o s n a i p r z e d p o ł u d n i e , p o r a mię­
d z y 10-tą a 12-tą). L e c z co H e r a k l i t w y m i j a ł , to to
DZIEŁA NIETZSCHEGO. T. III.
9
131
130
s a m o , c z e m u m y dziś z d r o g i s c h o d z i m y . T o h a ł a s
i d e m o k r a t y c z n a w r z a w a E f e z y j c z y k ó w , ich polityka,
i c h n o w o ś c i o »państwie« (Persyi, r o z u m i e c i e mnie),
i c h k r a m j a r m a r c z n y »dnia dzisiejszego«. B o m y filo­
zofowie p o t r z e b u j e m y p r z e d e w s z y s t k i e m s p o k o j u o d
j e d n e g o : od w s z e l k i e g o » d z i s i a j « . C z c i m y to, co
ciche, zimne, dostojne, o d l e g ł e , p r z e s z ł e , w s z y s t k o
wogóle, n a c z e g o w i d o k d u s z a nie m u s i się bronić
i z a s z n u r o w y w a ć , — coś, z c z e m m o ż n a m ó w i ć , nie
m ó w i ą c g ł o ś n o . P o s ł u c h a j c i e tylko d ź w i ę k u d u c h a ,
g d y m ó w i : k a ż d y d u c h m a s w ó j dźwięk, k o c h a s w ó j
dźwięk. T e n t a m n a p r z y k ł a d to z p e w n o ś c i ą a g i t a ­
tor, t o z n a c z y p u s t a g ł o w a , p u s t y g a r n e k . C o k o l w i e k
w e ń w e j d z i e , w y c h o d z i z e ń d u d n i ą c o i g r u b o , obcią­
ż o n e e c h e m wielkiej p r ó ż n i . T a m t e n m ó w i p r a w i e
z a w s z e o c h r y p l e . C z y ż b y siebie o c h r y p l e p o m y ś ­
l a ł ? T o m o ż l i w e — z a p y t a j c i e fizyologów. L e c z kto
s ł o w a m i myśli, myśli j a k m ó w c a , a nie j a k myśli­
ciel (zdradza to, że w g r u n c i e m y ś l i nie o r z e c z a c h ,
nie r z e c z o w o , lecz t y l k o o s t o s u n k u do r z e c z y , że
myśli w ł a ś c i w i e o s o b i e i o s w o i c h s ł u c h a c z a c h ) .
T e n trzeci tu m ó w i w n a r z u c a j ą c y się sposób, na­
zbyt p r z y s u w a się d o n a s , w i e j e n a m w t w a r z s w y m
o d d e c h e m , — m i m o w o l i z a m y k a m y usta, c h o c i a ż p r z e z
książkę m ó w i d o n a s . D ź w i ę k j e g o stylu w y j a w i a
p o w ó d tego, — że nie ma on c z a s u ; że m a ł o w i e r z y
w s a m e g o siebie; że dziś, lub n i g d y j u ż nie dojdzie
d o s ł o w a . L e c z duch, k t ó r y jest p e w i e n s a m e g o sie­
bie, m ó w i c i c h o ; s z u k a u k r y c i a , p o z w a l a c z e k a ć n a
siebie. Filozofa p o z n a j e się po tem, że schodzi z drogi
t r z e m b ł y s z c z ą c y m i g ł o ś n y m r z e c z o m : sławie, ksią­
żętom i kobietom; p r z e z co j e s z c z e nie p o w i e d z i a n o ,
że one do niego nie p r z y c h o d z ą . U n i k a zbyt j a s n e g o
ś w i a t ł a ; d l a t e g o u n i k a s w e g o c z a s u i j e g o »dnia«.
W t e m p o d o b n y jest do cienia: im b a r d z i e j mu s ł o ń c e
z a c h o d z i , t e m w i ę k s z y m się staje. Co się t y c z y j e g o
»pokory«, to znosi p e w n ą z a w i s ł o ś ć i z a ć m i e n i e , j a k
znosi c i e m n o ś ć . Co więcej, boi się z a m ę t u , g r o m ó w ,
przeraża go bezchronność nazbyt wyosobnionego i na
pastwę wydanego drzewa, na którem każda burza
daje u p u s t s w y m g n i e w o m , k a ż d y g n i e w s w e j b u r z y .
J e g o i n s t y n k t m a c i e r z y ń s k i , t a j e m n a miłość k u t e m u ,
co w n i m w z r a s t a , w s k a z u j e mu położenia, w któ­
r y c h odjętem mu jest m y ś l e n i e o s o b i e ; w tem sa­
m e m z n a c z e n i u , j a k i n s t y n k t m a t k i w kobiecie
u t r z y m a ł dotąd z a l e ż n e s t a n o w i s k o kobiety w o g ó l e .
D o ś ć m a ł o w k o ń c u żądają ci filozofowie. Ich h a s ł e m
jest »kto posiada, jest p o s i a d a n y « . I to n i e , j a k
ciągle p o w t a r z a ć m u s z ę , z cnoty, z b ę d ą c e j z a s ł u g ą
woli, dążącej do p r z e s t a w a n i a na m a ł e m , i nie z p r o ­
stoty. L e c z p o n i e w a ż i c h p a n n a j w y ż s z y t e g o o d
nich w y m a g a , m ą d r z e i n i e u b ł a g a n i e w y m a g a ; pan,
k t ó r y J e d n o t y l k o r o z u m i e i w s z y s t k o , c z a s , siłę,
miłość, i n t e r e s na to tylko g r o m a d z i i o s z c z ę d z a . T e n
rodzaj ludzi nie lubi b y ć n i e p o k o j o n y m p r z e z niep r z y j a ź ń , ani też p r z e z p r z y j a ź ń . Z a p o m i n a j ą oni lub
p o g a r d z a j ą ł a t w o . N i e s m a c z n e m w y d a j e i m się g r a ć
rolę m ę c z e n n i k a ; »dla p r a w d y c i e r p i e ć « . P o z o s t a ­
wiają to a m b i t n y m i t e a t r a l n y m b o h a t e r o m d u c h o w y m
i w o g ó l e k o m u k o l w i e k , kto ma c z a s po t e m u (— oni
sami, filozofowie, m a j ą coś dla p r a w d y u c z y n i ć ) .
O s z c z ę d n i e u ż y w a j ą wielkich słów. P o n o n a w e t s ł o w o
» p r a w d a « nie p r z y p a d a i m d o s m a k u : m a b r z m i e ć
n a d ę c i e . . . C o w r e s z c i e »czystości« u filozofów doty­
czy, to ten rodzaj d u c h ó w w i d o c z n i e p ł o d n o ś ć swoją
z a s a d z a n a c z e m innem, niż n a d z i e c i a c h ; m o ż e n a
9*
132
c z e m i n n e m też d a l s z e życie s w e g o imienia, s w ą
m a ł ą n i e ś m i e r t e l n o ś ć (jeszcze n i e s k r o m n i e j w y r a ż a n o
się w d a w n y c h I n d y a c h m i ę d z y filozofami : »pocóż
p o t o m s t w o t e m u , k t ó r e g o d u s z ą j e s t świat?«). N i e m a
w tem n i c z c z y s t o ś c i j a k i e g o ś a s c e t y c z n e g o s k r u ­
p u ł u i n i e n a w i ś c i z m y s ł ó w , z a r ó w n o j a k nie jest
czystością, jeśli atleta lub d ż o k e j p o w s t r z y m u j e się
o d kobiet. T a k c h c e r a c z e j , p r z y n a j m n i e j n a c z a s
wielkiej ciąży, ich d o m i n u j ą c y instynkt. K a ż d y a r t y s t a
wie, j a k s z k o d l i w e jest s p a n i e z kobietą w s t a n a c h
wielkiego d u c h o w e g o n a p i ę c i a i p r z y g o t o w a n i a . N a j ­
p o t ę ż n i e j s z y m i pod w z g l ę d e m i n s t y n k t ó w n a j p e w ­
n i e j s z y m p o ś r ó d n i c h nie p o t r z e b a d o p i e r o d o ś w i a d ­
czenia, z ł e g o d o ś w i a d c z e n i a . W ł a ś n i e ich »macierzyński« i n s t y n k t n a k o r z y ś ć s t a j ą c e g o się dzieła
r o z p o r z ą d z a b e z w i e d n i e w s z e l a k i m i z a p a s a m i i nad­
d a t k a m i siły, od j u r n o ś c i z w i e r z ę c e g o ż y c i a p o c z ą w ­
szy. W i ę k s z a siła z u ż y w a w t e d y mniejszą. W y ­
t ł u m a c z m y zresztą w e d l e tej i n t e r p r e t a c y i p o w y ż e j
omówiony przykład z Schopenhauerem. Widok piękna
o c z y w i ś c i e działał n a niego, n a g ł ó w n ą s i ł ę j e g o
n a t u r y j a k o p o d n i e t a w y z w a l a j ą c a (na siłę n a m y s ł u
i g ł ę b o k i e g o w n i k a n i a ) ; t a k że siła ta w y b u c h a ł a i za
jednym zamachem opanowywała świadomość. Tem
s a m e m n i e w y k l u c z a się w c a l e możliwości, ż e o w a
osobliwa s ł o d y c z i pełnia, w ł a ś c i w a s t a n o w i este­
t y c z n e m u , m o g ł a b y w ł a ś n i e p o c h o d z i ć z domieszki
»zmysłowości« (jak z t e g o s a m e g o ź r ó d ł a p o c h o d z i
ów »idealizm«, w k t ó r y m p o d o b a j ą sobie d z i e w c z ę t a
na w y d a n i u ) — że w i ę c z m y s ł o w o ś ć za n a d e j ś c i e m
s t a n u e s t e t y c z n e g o nie zostaje zniesiona, j a k Scho­
p e n h a u e r sądził, lecz p r z e k s z t a ł c a się t y l k o i u ś w i a ­
d a m i a , ale nie j a k o p o d n i e t a p ł c i o w a . (Do t e g o p u n k t u
133
widzenia w r ó c ę innym razem w związku z jeszcze
delikatniejszymi p r o b l e m a t a m i tej dotąd t a k n i e t y k a nej, tak niewyjaśnionej f i z y o l o g i i e s t e t y k i ) .
9.
P e w i e n a s c e t y z m , w i d z i e l i ś m y to, p e w n e t w a r d e
i p o g o d n e n a j d o b r o w o l n i e j s z e w y r z e c z e n i e się n a l e ż y
do warunków, sprzyjających najwyższej duchowości,
t a k s a m o też do jej n a j n a t u r a l n i e j s z y c h s k u t k ó w .
Z g ó r y w i ę c m o ż n a p o w i e d z i e ć — i nie będzie to
ż a d n ą dziwotą, jeśli w ł a ś n i e filozofowie nie odnosili
się n i g d y d o i d e a ł u a s c e t y c z n e g o b e z p e w n e g o u p r z e ­
dzenia. P r z y p o w a ż n y m h i s t o r y c z n y m o b r a c h u n k u
o k a z u j e się n a w e t , ż e w ę z e ł m i ę d z y i d e a ł e m a s c e ­
t y c z n y m a filozofią b y ł j e s z c z e o wiele c i a ś n i e j s z y
i surowszy. Rzecby można, ż e dopiero n a p a s k u
t e g o i d e a ł u filozofia w o g ó l e n a u c z y ł a się s t a w i a ć
p i e r w s z e kroki i k r o c z k i na ziemi — a c h , i t a k nie­
z g r a b n i e , a c h , j e s z c z e z t a k s t r a p i o n ą miną, ach, t a k
g o t o w a do u p a d k u i leżenia na b r z u c h u , ta m a ł a ,
bojaźliwa niedojda i chuchro z krzywemi n o g a m i !
W i o d ł o się filozofii z p o c z ą t k u j a k w s z y s t k i m d o b r y m
rzeczom, — nie miały długo odwagi być samemi
sobą, o g l ą d a ł y się z a w s z e , c z y nikt im z p o m o c ą
p r z y j ś ć nie z e c h c e , co w i ę c e j , b a ł y się k a ż d e g o , kto
im się p r z y g l ą d a ł . Policzcie p o s z c z e g ó l n e p o p ę d y
i c n o t y filozofa po p o r z ą d k u — j e g o p o p ę d powąt­
p i e w a j ą c y , j e g o popęd z a p r z e c z a j ą c y , j e g o p o p ę d w y ­
czekujący (»ephektyczny«), jego popęd analityczny,
j e g o p o p ę d b a d a w c z y , szukający, w a ż ą c y , j e g o po-
134
p ę d p o r ó w n a w c z y i w y r ó w n a w c z y , j e g o c h ę ć bez­
stronności i przedmiotowości, jego chęć wszelkiego
»sine ira et studio«. C z y ś c i e też pojęli, że w s z y s t k o
t o r a z e m p r z e z n a j d ł u ż s z y o k r e s c z a s u z g a d z a ł o się
z elementarnemi żądaniami moralności i sumienia?
(nie m ó w i ą c w c a l e o r o z u m i e wogóle, k t ó r y L u t e r
j e s z c z e lubił n a z y w a ć p a n i ą M ą d r o c h ą , m ą d r ą
n i e r z ą d n i c ą ) . Ż e filozof, j e ś l i b y b y ł się sobie
u ś w i a d o m i ł , b y ł b y się w p r o s t m u s i a ł c z u ć ucieleśnionem
-»nitimur
in vetitum* — i b y ł b y
następnie
w y s t r z e g a ł s i ę »czuć siebie«, u ś w i a d a m i a ć się
sobie ? Nie inaczej, j a k się rzekło, ma się r z e c z
z w s z y s t k i e m i d o b r e m i r z e c z a m i , z k t ó r y c h dziś d u m n i
jesteśmy. Mierząc nawet jeszcze miarą starych Greków,
w y d a j e się c a ł e n a s z e w s p ó ł c z e s n e istnienie, o ile nie
jest słabością, lecz m o c ą i p o c z u c i e m m o c y , c z y s t ą
Hybris i bezbożnością. Bo w ł a ś n i e o d w r o t n o ś ć rze­
czy, k t ó r e dziś czcimy, m i a ł y p r z e z n a j d ł u ż s z y o k r e s
c z a s u s u m i e n i e po s w e j stronie i B o g a s w o i m s t r a ż ­
nikiem. Hybris jest dziś n a s z s t o s u n e k do n a t u r y , na­
sze p o g w a ł c e n i e n a t u r y z p o m o c ą m a c h i n i t a k bez­
troskiej w y n a l a z c z o ś c i t e c h n i k ó w i i n ż y n i e r ó w . Hy­
bris j e s t n a s z s t o s u n e k do Boga, to z n a c z y do jakie­
goś p r z y p u s z c z a l n e g o p a j ą k a celu i o b y c z a j n o ś c i
p o z a wielką p a j ę c z ą siecią p r z y c z y n o w o ś c i — m o ­
żemy, j a k K a r o l Ś m i a ł y w w a l c e z L u d w i k i e m XI,
r z e c »je combats l'universelle
araignée«.
Hybris jest
nasz stosunek do s i e b i e , bo eksperymentujemy tak
n a sobie s a m y c h , j a k b y ś m y sobie w z g l ę d e m ż a d n y c h
nie pozwolili zwierząt, r o z p r u w a m y sobie w z a d o w o ­
leniu i c i e k a w o ś c i d u s z ę »w ż y j ą c e m ciele«. Cóż n a m
z a l e ż y j e s z c z e na »zbawieniu« d u s z y ! P o t e m u z d r a ­
w i a m y siebie s a m y c h : c h o r o b a jest b a r d z i e j p o u c z a -
135
jąca, nie w ą t p i m y o tem, b a r d z i e j j e s z c z e p o u c z a j ą c a
niż z d r o w i e . C h o r o b o t w ó r c y z d a j ą n a m się dziś
n a w e t potrzebniejsi niż j a c y k o l w i e k l e k a r z e i »zbawiciele«. G w a ł c i m y t e r a z siebie s a m y c h , t o nie u l e g a
wątpliwości, m y d u c h o w i w y ł u s k i w a c z e o r z e c h ó w , m y
p y t a j ą c y i p y t a n i a godni, j a k g d y b y ż y c i e nie było
n i c z e m innem, j e n o w y ł u s k i w a n i e m o r z e c h ó w . W ł a ś ­
nie d l a t e g o m u s i m y k o n i e c z n i e s t a w a ć się c o d z i e ń
bardziej pytania godni, g o d n i e j s i , b y p y t a ć ,
z tego powodu może godniejsi — życia ? . . . Wszyst­
kie d o b r e r z e c z y b y ł y n i e g d y ś złemi r z e c z a m i ; k a ż d y
g r z e c h p i e r w o r o d n y stał się cnotą p i e r w o r o d n ą . Mał­
żeństwo naprzykład uchodziło długo za grzech prze­
c i w k o p r a w u g r o m a d y . N i e g d y ś p ł a c o n o pokutą, jeśli
kto b y ł t a k n i e s k r o m n y , że p r z y w ł a s z c z a ł sobie ko­
bietę (tu n a l e ż y n a p r z y k ł a d jus primae noctis, k t ó r e
dziś j e s z c z e w K a m b o d ż y j e s t p r z y w i l e j e m k a p ł a n ó w ,
t y c h p r z e s t r z e g a c z y » s t a r y c h d o b r y c h obyczajów«).
U c z u c i a ł a g o d n e , p r z y c h y l n e , ustępcze, litośne — w ł a ś ­
nie d l a t e g o t a k w a r t o ś c i ą w y s o k i e , ż e s ą p r a w i e »wart o ś c i a m i w sobie« — m i a ł y p r z e z n a j d ł u ż s z y c z a s
w ł a ś n i e p o g a r d ę w ł a s n ą p r z e c i w sobie. W s t y d z o n o
się ł a g o d n o ś c i , j a k się dziś w s t y d z ą t w a r d o ś c i (po­
r ó w n a j » P o z a d o b r e m i złem« str. 240 i nast.) Pod­
d a n i e się p r a w u : - o c h z j a k i m ż o p o r e m s u m i e n i a
z r z e k a ł y się w s z ę d z i e n a ziemi s z c z e p y d o s t o j n e ven­
detty i u s t ę p o w a ł y p r z e m o c y p r a w a ! P r a w o było d ł u g o
vetitum,
zbrodnią, n o w i n k ą ; w y s t ę p o w a ł o u ż y w a j ą c
przemocy, j a k o przemoc, której jedynie ulegano z e
w s t y d e m p r z e d sobą s a m y m . K a ż d y n a j m n i e j s z y k r o k
na ziemi z d o b y w a n o n i e g d y ś k a t u s z a m i d u c h a i ciała.
T e n w ł a ś n i e p u n k t w i d z e n i a : »że n i e t y l k o p o s t ę p
n a p r z ó d , n i e ! pochód, r u c h , z m i a n a p o t r z e b o w a ł y
136
137
n i e z l i c z o n y c h m ę c z e n n i k ó w « , b r z m i n a m dziś w ł a ś n i e
t a k obco. Oświetliłem go w »Jutrzence« na str. 25
i nast. »Niczego nie o k u p i o n o drożej, n a p i s a n o t a m ż e
na str. 27, n a d tę o d r o b i n ę l u d z k i e g o r o z u m u i u c z u ­
cia wolności, k t ó r e s ą dziś d u m ą naszą. T a d u m a
j e d n a k jest p o w o d e m , dla k t ó r e g o n a m dziś niemożliw e m jest p r a w i e c z u ć w e s p ó ł z o w y m i o g r o m n y m i
o k r e s a m i »obyczajności o b y c z a j u « , p o p r z e d z a j ą c y m i
dzieje ś w i a t a , j a k o p r a w d z i w e i r o z s t r z y g a j ą c e g ł ó w n e
dzieje, k t ó r e ustaliły c h a r a k t e r c z ł o w i e k a i gdzie ucho­
dziło cierpienie za cnotę, o k r u c i e ń s t w o za cnotę, uda­
w a n i e z a cnotę, z e m s t a z a cnotę, z a p a r c i e się r o z u m u
z a cnotę, n a t o m i a s t z a d o w o l e n i e z a niebezpieczeń­
stwo, ż ą d z a w i e d z y z a n i e b e z p i e c z e ń s t w o , p o k ó j z a
n i e b e z p i e c z e ń s t w o , litość za n i e b e z p i e c z e ń s t w o , wzbu­
d z a n i e licości z a h a ń b ę , p r a c a z a h a ń b ę , s z a l e ń s t w o
za boskość, z m i a n a za nieobyczajność i groźbę
zagłady!«
10.
W tej s a m e j k s i ą ż c e na str. 47 w y ł u s z c z o n o
w ś r ó d j a k i e j oceny, p o d j a k i m n a c i s k i e m o c e n y
m u s i a ł o ż y ć n a j s t a r s z e p o k o l e n i e ludzi k o n t e m p l a c y j ­
n y c h , — p o g a r d z a n e w tej s a m e j m i e r z e , w jakiej
się g o nie b a n o ! K o n t e m p l a c y a p r z y s z ł a n a s a m y m
p o c z ą t k u na ś w i a t w p o s t a c i o z a k r y t e j t w a r z y , o w y ­
glądzie d w u z n a c z n y m , z z ł e m s e r c e m i c z ę s t o z za­
n i e p o k o j o n ą g ł o w ą : co do t e g o n i e m a w ą t p l i w o ś c i .
Pierwiastek nieczynny,
zadumany, niewojowniczy
w i n s t y n k t a c h ludzi k o n t e m p l a c y j n y c h r o z t a c z a ł d ł u g o
w o k ó ł n i c h głęboką nieufność. P r z e c i w t e m u nie b y ł o
i n n e g o ś r o d k a j a k tylko w z b u d z i ć s t a n o w c z o s t r a c h
p r z e d sobą. I na tem znali się n a p r z y k ł a d s t a r z y b r a m i n o w i e ! N a j s t a r s i filozofowie umieli s w e m u istnieniu
i zjawieniu n a d a ć z n a c z e n i e , p o s t a w ę i tło, z p o w o d u
k t ó r y c h n a u c z o n o się i c h b a ć . Jeśli się r o z w a ż y do­
kładniej, czynili to z g r u n t o w n i e j s z e j j e s z c z e p o t r z e b y ,
to j e s t by n a b r a ć s t r a c h u p r z e d s a m y m i sobą i czci
dla siebie s a m y c h . Bo znaleźli w sobie w s z y s t k i e
o c e n y w a r t o ś c i z w r ó c o n e p r z e c i w sobie, musieli
p r z e c i w »filozofowi w sobie« z w a l c z a ć w s z e l k i e g o
r o d z a j u p o d e j r z e n i a i o p o r y . Jako ludzie s t r a s z n y c h
c z a s ó w , czynili t o s t r a s z n y m i ś r o d k a m i : o k r u c i e ń s t w o
w z g l ę d e m siebie, w y n a l a z c z e s a m o u d r ę c z e n i e — oto
b y ł g ł ó w n y ś r o d e k t y c h s p r a g n i o n y c h m o c y pustel­
n i k ó w i n o w a t o r ó w myśli, k t ó r z y musieli w s a m y c h
sobie w p i e r w p o g w a ł c i ć b o g ó w i w s z y s t k o , co było
z w y c z a j e m u ś w i ę c o n e , by s a m i w n o w o ś c i s w e w i er z y ć mogli. P r z y p o m i n a m s ł a w n ą h i s t o r y ę k r ó l a
Viçvamitry, który na podstawie tysiącletniego samou m a r t w i e n i a zdobył t a k i e p o c z u c i e m o c y i ufności
w siebie, ż e podjął się n o w e n i e b o z b u d o w a ć .
N i e s a m o w i t y to s y m b o l n a j s t a r s z e j i n a j m ł o d s z e j historyi filozofów na ziemi. K a ż d y , kto k i e d y k o l w i e k
zbudował jakieś »nowe niebo«, znajdował m o c do
tego d o p i e r o w w ł a s n e m p i e k l e . . . S t r e ś ć m y
c a ł y s t a n r z e c z y w k r ó t k i c h f o r m u ł a c h : d u c h filozo­
ficzny m u s i a ł się n a j p i e r w z a w s z e p r z e b i e r a ć i p r z e p o c z w a r c z a ć w d a w n i e j u s t a l o n e t y p y ludzi
kontemplacyjnych, jak o t o : kapłana, czarodzieja,
w r ó ż b i a r z a , w o g ó l e o s o b y d u c h o w n e j , by w jakiejkolw i e k b ą d ź m i e r z e m ó g ł istnieć p r z y n a j m n i e j . I d e a ł
a s c e t y c z n y s ł u ż y p r z e z d ł u g i c z a s filozofowi j a k o
138
139
f o r m a zjawiska, j a k o w a r u n e k istnienia. Musiał o n
g o p r z e d s t a w i a ć , b y m ó d z b y ć filozofem, m u s i a ł
w e ń w i e r z y ć , b y m ó d z g o p r z e d s t a w i a ć . Osobliwe,
w s t o s u n k u do ś w i a t a z a p r z e c z n e , życiu w r o g i e ,
z m y s ł o m n i e w i e r n e , o d z m y s ł o w i o n e t r z y m a n i e się filo­
zofów n a uboczu, k t ó r e u t r z y m a ł o się a ż d o c z a s ó w
n a j n o w s z y c h i p r z e z to z y s k a ł o sobie z n a c z e n i e p r a ­
w i e p o s t u r y f i l o z o f i c z n e j , jest p r z e d e w s z y s t k i e m s k u t k i e m n ę d z y w a r u n k ó w , w ś r ó d k t ó r y c h filo­
zofia w o g ó l e p o w s t a ł a i o s t a ł a się : to j e s t , że ina­
czej n a j d ł u ż s z y o k r e s filozofii n a ziemi n i e b y ł b y
w c a l e m o ż l i w y b e z a s c e t y c z n e j p o w ł o k i i prze­
b r a n i a , bez a s c e t y c z n e g o z sobą n i e p o r o z u m i e n i a .
W y r a z i w s z y się p o g l ą d o w o i p l a s t y c z n i e : k a p ł a n a s c e t a
a ż d o najnowszych czasów był jeno
w s t r ę t n ą i p o s ę p n ą formą gąsienicy, p o d którą filo­
zofia j e d y n i e ż y ć i s k r a d a ć się m o g ł a . . . C z y się to
r z e c z y w i ś c i e z m i e n i ł o ? C z y ż ten p s t r y i niebez­
p i e c z n y z w i e r z s k r z y d l a t y , ów »duch«, k t ó r e g o gą­
sienica o w a kryła, z o s t a ł n a p r a w d ę dzięki słoneczniejszemu, cieplejszemu, b a r d z i e j r o z j a ś n i o n e m u ś w i a t u
r o z p o w i t y i w y p u s z c z o n y na ś w i a t ł o ? C z y ż jest j u ż
dziś d o ś ć d u m y , o d w a g i , dzielności, p e w n o ś c i siebie,
woli d u c h o w e j , ż ą d z y o d p o w i e d z i a l n o ś c i , w o l n o ś c i
w o l i , b y odtąd r z e c z y w i ś c i e n a z i e m i »filozof«
mógł
istnieć?
11.
T e r a z dopiero, g d y ś m y już obejrzeli k a p ł a n a a s c e t ę , wykonajmy poważne natarcie n a nasz
p r o b l e m a t : c o z n a c z y i d e a ł a s c e t y c z n y ? T e r a z do­
p i e r o staje się o n » p o w a ż n y m « . M a m y t e r a z p r z e d
sobą w ł a ś c i w e g o p r z e d s t a w i c i e l a
powagi
w o g ó l e . »Co z n a c z y w s z e l k a p o w a g a ? « — T o j e s z c z e
b a r d z i e j z a s a d n i c z e p y t a n i e w y s u w a się t u m o ż e j u ż
n a usta, p y t a n i e dla fizyologów, j a k s ł u s z n a , obok
k t ó r e g o j e d n a k t y m c z a s e m p r z e k r a d n i e m y się cicha­
c z e m . K a p ł a n - a s c e t a s k ł a d a w o w y m i d e a l e niet y l k o swoją w i a r ę , lecz i s w ą wolę, s w ą m o c , s w ó j
i n t e r e s . J e g o p r a w o d o istnienia t r w a i z n i k a
z o w y m i d e a ł e m . Cóż za d z i w , że n a t y k a m y się tu
na strasznego przeciwnika (przypuszczając, że je­
s t e ś m y p r z e c i w n i k a m i o w e g o ideału), n a p r z e c i w n i k a ,
k t ó r y o swoją e g z y s t e n c y ę w a l c z y p r z e c i w oszczer­
c o m o w e g o ideału ? Z d r u g i e j s t r o n y z g ó r y m o ż n a
wątpić, by tego rodzaju interesowny stosunek do na­
szego problematu przeciwnikowi szczególnie wy­
szedł n a dobre. K a p ł a n - a s c e t a s a m l e d w i e b ę d z i e
m ó g ł o d e g r a ć rolę n a j s z c z ę ś l i w s z e g o o b r o ń c y s w e g o
ideału, z tej s a m e j p r z y c z y n y , z k t ó r e j z w y k ł o się
nie u d a w a ć kobiecie, g d y c h c e b r o n i ć »kobiety s a m e j
w sobie«, — nie m ó w i ą c j u ż o woli n a j o b j e k t y w n i e j s z e g o oceniciela i sędzi, p o r u s z o n y c h tu k o n t r o w e r s y i .
Raczej więc będziemy musieli mu pomódz — tyle
jest j u ż t e r a z w i d o c z n e — by d o b r z e się p r z e c i w
n a m bronił, niż ż e b y ś m y się b a ć mieli, iż z b y t do­
b r z e n a s zbijać będzie . . . Myślą, o którą tu w a l k a
się toczy, jest o c e n a w a r t o ś c i n a s z e g o ż y c i a z e
strony kapłana - ascety.
Wiążą
oni
życie (wraz
z tem, do c z e g o ono n a l e ż y , » p r z y r o d ą « , » ś w i a t e m « ,
całą sferą s t a w a n i a się i znikomości) z p e w n e m zu­
pełnie i n n e g o r o d z a j u istnieniem, do k t ó r e g o stoi ono
w stosunku sprzecznym i wyłączającym, c h y b a ,
141
140
ż e z w r a c a się p r z e c i w sobie s a m e m u , z a p r z e c z a
s i e b i e s a m e g o . Z tego punktu widzenia, z punktu
widzenia życia ascetycznego, uchodzi życie za most
d o o w e g o i n n e g o istnienia. A s c e t a u w a ż a ż y c i e z a
m a n o w i e c , k t ó r y m n a l e ż y się o s t a t e c z n i e p o w s t e c z cof­
n ą ć z p o w r o t e m aż do t e g o miejsca, g d z i e się z a c z y n a ;
lub z a błąd, k t ó r y się c z y n e m zbija, zbić n a l e ż y .
B o w i e m w y m a g a on, a b y z n i m iść, w y m u s z a ,
gdzie m o ż e , s w o j ą o c e n ę istnienia. Cóż t o o z n a c z a ?
T a k i e j p o t w o r n e j o c e n y w a r t o ś c i nie w p i s a n o w dzieje
c z ł o w i e k a j a k o w y p a d k u w y j ą t k o w e g o i curiosum.
Jest ona jednym z najwięcej rozpowszechnionych
i n a j t r w a l s z y c h faktów, j a k i e istnieją. C z y t a n e z ja­
kiejś dalekiej g w i a z d y , wielkiemi literami kreślone,
p i s m o n a s z e g o z i e m s k i e g o istnienia d o p r o w a d z i ł o b y
m o ż e d o w n i o s k u , ż e z i e m i a jest w ł a ś c i w ą g w i a z d ą
ascetyczną,
zakątem
niezadowolonych,
pysznych
i w s t r ę t n y c h s t w o r z e ń , k t ó r e nie m o g ą się p o z b y ć
k w a ś n e g o n i e z a d o w o l e n i a z siebie s a m y c h , z ziemi,
z w s z e l k i e g o ż y c i a i z a d a j ą sobie, ile t y l k o mogą,
c i e r p i e n i a dla s a m e j p r z y j e m n o ś c i z a d a w a n i a g o so­
bie, p r a w d o p o d o b n i e j e d y n e j s w e j p r z y j e m n o ś c i . Roz­
w a ż m y bowiem, jak prawidłowo, jak powszechnie,
j a k w k a ż d y m czasie p r a w i e p o j a w i a się k a p ł a n a s c e t a ; nie n a l e ż y o n w y ł ą c z n i e d o ż a d n e j r a s y ;
z a k w i t a w s z ę d z i e ; w y r a s t a z w s z y s t k i c h s t a n ó w . Nie
d l a t e g o ż e b y h o d o w a ł lub r o z m n a ż a ł s w e o c e n y w a r ­
tości p r z e z d z i e d z i c z e n i e ; r z e c z się m a o d w r o t n i e :
głęboki instynkt, b i o r ą c o g ó ł e m , z a b r a n i a m u r a c z e j
r o z m n a ż a n i a się. Musi t o b y ć j a k a ś k o n i e c z n o ś ć
p i e r w s z o r z ę d n a , k t ó r a tej w r o g i e j ż y c i u species
p o m a g a u s t a w i c z n i e do w z r o s t u i r o z w o j u , — musi
tkwić w t e m i n t e r e s s a m e g o ż y c i a , b y taki
typ s p r z e c z n o ś c i w sobie nie w y m a r ł . Bo ż y c i e a s c e ­
t y c z n e jest s p r z e c z n o ś c i ą w sobie: w ł a d a tu nie ma­
jące równego
ressentiment
n i e s y t e g o i n s t y n k t u i żą­
d z y m o c y , p r a g n ą c s t a ć się p a n e m — nie c z e g o ś
w życiu —, lecz s a m e g o ż y c i a , j e g o n a j g ł ę b s z y c h ,
najsilniejszych, n a j b a r d z i e j z a s a d n i c z y c h w a r u n k ó w .
J e s t t u u s i ł o w a n i e u ż y c i a siły c e l e m z a t a m o w a n i a
źródlisk siły; tu z w r a c a się zielone i j a d o w i t e spoj­
rzenie przeciw s a m e m u fizyologicznemu rozwojowi,
w s z c z e g ó l n o ś c i p r z e c i w j e g o w y r a z o w i , pięknu, r a ­
dości; t y m c z a s e m u c z u w a się u p o d o b a n i e i s z u k a
s i ę go w tem, co c h y b i o n e , s p a c z o n e , w bolu, w nie­
szczęściu, w b r z y d o c i e , w d o b r o w o l n y m u s z c z e r b k u ,
w w y z b y w a n i u się s a m e g o siebie, b i c z o w a n i u się,
samoofierze. To w s z y s t k o j e s t w n a j w y ż s z y m stopniu
p a r a d o k s a l n e : stoimy tutaj w obliczu r o z d w o j e n i a ,
które c h c e być rozdwojonem, które r o z k o s z u j e
się w t e m cierpieniu s a m e m sobą i staje się na­
w e t c o r a z p e w n i e j s z e siebie i b a r d z i e j tryumfujące,
w m i a r ę j a k j e g o w ł a s n e g o założenia, fizyologicznej
zdolności ż y c i o w e j u b y w a . » T r y u m f w o s t a t e c z n e j
w ł a ś n i e agonii« : p o d t y m n a j w y ż s z y m z n a k i e m w a l ­
czył z d a w i e n d a w n a i d e a ł a s c e t y c z n y ; w tej z a g a d c e
u w i e d z e n i a , w t y m o b r a z i e z a c h w y t u i u d r ę k i wi­
dział on s w o j e n a j j a ś n i e j s z e światło, s w o j e z b a w i e n i e ,
s w o j e o s t a t e c z n e z w y c i ę s t w o . Crux, nux, lux — sta­
nowi dlań jedno.
12.
P r z y p u ś c i w s z y , ż e t a k a u c i e l e ś n i o n a w o l a prze­
czenia i w y n a t u r z a n i a d o p r o w a d z o n a zostanie do
142
f i l o z o f o w a n i a : t o n a czemż w y w r z e ona najw n ę t r z n i e j s z ą s w ą s a m o w o l ę ? na tem, co z najwięk­
szą o d c z u w a się p e w n o ś c i ą j a k o p r a w d z i w e , j a k o
r z e c z y w i s t e : s z u k a ć będzie b ł ę d u t a m w ł a ś n i e , gdzie
właściwy instynkt życiowy najbezwarunkowiej wska­
zuje p r a w d ę . N a p r z y k ł a d , j a k to czynili filozofowie
V e d a n t y , z n i ż y o n a c i e l e s n o ś ć d o z ł u d z e n i a , boleść
t a k s a m o , wielość, c a ł e p r z e c i w i e ń s t w o p o j ę ć »pod­
m i o t « i »przedmiot« — błędy, s a m e tylko b ł ę d y ! Od­
m ó w i ć s w o j e m u j a w i a r y , sobie s a m e m u w ł a s n e j z a ­
n e g o w a ć »realności« — co za t r y u m f ! — J u ż nie
t y l k o n a d z m y s ł a m i , n a d oczywistością, d a l e k o w y ż ­
szy rodzaj tryumfu, pogwałcenie i okrucieństwo
względem r o z u m u . Rozkosz ta dochodzi do szczytu
p r z e z to, ż e a s c e t y c z n a s a m o p o g a r d a , s a m o s z y d e r stwo rozsądku w y r o k u j e : j e s t królestwo p r a w d y
i istnienia, lecz w ł a ś n i e r o z u m j e s t z e ń w y k l u ­
c z o n y ! . . . (Mówiąc n a w i a s e m : n a w e t j e s z c z e
w k a n t o w s k i e m pojęciu, » m y ś l n y c h a r a k t e r r z e c z y « ,
pozostało coś jeszcze z tego pochutliwego ascetycz­
n e g o r o z d w o j e n i a , k t ó r e lubi z w r a c a ć r o z u m p r z e ­
ciw rozumowi; »myślny charakter« bowiem oznacza
u Kanta pewną rzeczy właściwość, z której intelekt
w ł a ś n i e tyle pojmuje, że jest ona dla intelektu —
z u p e ł n i e n i e d o p o j ę c i a . ) Nie b ą d ź m y zresztą,
właśnie jako poznający, niewdzięczni takim właśnie
r e z o l u t n y m o d w r ó c e n i o m z w y k ł y c h p e r s p e k t y w i ocen,
k t ó r e m i d u c h n a z b y t d ł u g o p o z o r n i e z b r o d n i c z o i bezu ż y t e c z n i e p r z e c i w sobie s a m e m u szalał. W t e n spo­
sób raz widzieć inaczej, c h c i e ć widzieć inaczej
j e s t n i e m a ł ą w p r a w ą i p r z y s p o s a b i a n i e m intelektu do
j e g o p r z y s z ł e j » p r z e d m i o t o w o ś c i « , pojętej nie w zna­
c z e n i u » k o n t e m p l a c y i b e z i n t e r e s o w n e j « (coby było
143
bez z n a c z e n i a i sensu), lecz j a k o m o ż n o ś ć d z i e r ż e ­
n i a w s w e j m o c y s w e g o »za« i » p r z e c i w « i do­
w o l n e g o w ł a d a n i a niemi tak, ż e m o ż n a u ż y w a ć w ł a ś ­
nie r o z m a i t o ś c i p e r s p e k t y w i u c z u c i o w y c h interp r e t a c y i n a p o ż y t e k p o z n a n i a . S t r z e ż m y się b o w i e m ,
m o i p a n o w i e filozofowie, odtąd lepiej p r z e d niebezpiecznem starem pojęciowem bajczarstwem, które
w y m y ś l i ł o sobie »czysty, b e z w o l n y , bezbolesny, bezc z a s o w y p o d m i o t p o z n a j ą c y « , s t r z e ż m y się lepiej p o ­
l i p o w y c h r a m i o n t a k i c h s p r z e c z n y c h w sobie pojęć,
j a k » c z y s t y r o z u m « , » b e z w z g l ę d n a d u c h o w o ś ć « , »poz n a n i e s a m o w sobie« : — te r z e c z y b o w i e m w y m a ­
gają z a w s z e , by p o m y ś l e ć sobie oko, k t ó r e g o po­
m y ś l e ć sobie nie m o ż n a , o k o , k t ó r e nie m a m i e ć
ż a d n e g o k i e r u n k u , k t ó r e g o siły c z y n n e i i n t e r p r e t u j ą c e
mają b y ć p o d w i ą z a n e , m a i c h b y ć brak, p r z e z k t ó r e
j e d n a k p a t r z e n i e staje się d o p i e r o w i d z e n i e m c z e g o ś .
W y m a g a się w i ę c t u z a w s z e o d o k a n i e d o r z e c z n o ś c i
i r z e c z y nie m a j ą c y c h z n a c z e n i a . Istnieje t y l k o
j e d n o p e r s p e k t y w i c z n e patrzenie, t y l k o j e d n o p e r ­
s p e k t y w i c z n e poznanie. A i m w i ę c e j u c z u ć d o ­
p u s z c z a m y do s ł o w a o j a k i e j ś rzeczy, i m w i ę c e j
oczu, r o z m a i t y c h o c z u dla j a k i e j ś r z e c z y w s t a w i ć
sobie u m i e m y , t e m z u p e ł n i e j s z e staje się n a s z e »pojęcie« o tej rzeczy, n a s z a » p r z e d m i o t o w o ś ć « . W y k l u ­
c z y ć j e d n a k zupełnie wolę, w y k l u c z a ć a f e k t y w s z y s t ­
kie r a z e m i p o s z c z e g ó l n i e ( p r z y p u ś c i w s z y , że t o b y
b y ł o w n a s z e j mocy), j a k ż e ? nie n a z y w a ł o ż b y się to
k a s t r o w a n i e m intelektu ? . . .
144
145
13.
Ale z a w r ó ć m y . T a k a s p r z e c z n o ś ć w sobie, j a k a
się w a s c e c i e u j a w n i a ć zdaje, »życie p r z e c i w ży­
ciu«, jest — leży to j a k na dłoni — b i o r ą c fizyologicznie nie z a ś p s y c h o l o g i c z n i e , p o p r o s t u n o n s e n s e m .
Może o n a b y ć tylko p o z o r n ą ; m u s i b y ć p e w n e g o
r o d z a j u t y m c z a s o w y m w y r a z e m , w y ł o ż e n i e m , formułą,
przyrządzeniem, psychologicznem nieporozumieniem
c z e g o ś , c z e g o w ł a ś c i w a n a t u r a nie m o g ł a j e s z c z e
z o s t a ć zrozumianą, nie m o g ł a j e s z c z e z o s t a ć o k r e ś ­
loną s a m a w s o b i e , - j e d y n i e s ł o w e m w c i ś n i ę tem w starą l u k ę ludzkiego poznania. Żebym zaś
k r ó t k o p r z e c i w s t a w i ł t e m u istotny s t a n r z e c z y : i d e a ł
a s c e t y c z n y w y p ł y w a z o c h r o n n e g o i lecz­
niczego i n s t y n k t u z w y r a d n i a j ą c e g o się
ż y c i a , k t ó r e w s z e l k i m i ś r o d k a m i s t a r a się pod­
t r z y m a ć siebie i o istnienie s w e w a l c z y ; w s k a z u j e on
na c z ę ś c i o w y fizyologiczny zastój i z n u ż e n i e , p r z e ­
ciw k t ó r y m n a j g ł ę b s z e , n i e n a r u s z o n e i n s t y n k t y ż y c i a
walczą nieustannie nowymi środkami i wynalazkami.
I d e a ł a s c e t y c z n y j e s t t a k i m ś r o d k i e m : r z e c z ma się
w i ę c o d w r o t n i e , niż czciciele t e g o i d e a ł u sądzą, —
ż y c i e z m a g a się z n i m i w a l c z y p r z e z e ń z śmiercią
i p r z e c i w śmierci, i d e a ł a s c e t y c z n y j e s t fortelem
d o p o d t r z y m a n i a życia. Ż e m ó g ł o n w tej m i e ­
r z e , j a k t e g o h i s t o r y a uczy, r z ą d z i ć i o w ł a d n ą ć czło­
wiekiem, w szczególności t a m wszędzie, gdzie cywil i z a c y a i o b ł a s k a w i e n i e c z ł o w i e k a dopięte zostały, to
d o w o d z i wielkiej r z e c z y : c h o r o b l i w o ś c i d o t y c h ­
czasowego typu człowieka, przynajmniej obłaskawio­
n e g o człowieka, fizyologiczne z m a g a n i e się c z ł o w i e k a
z śmiercią (dokładniej z u p r z y k r z e n i e m sobie życia,
ze z n u ż e n i e m , z ż y c z e n i e m sobie » k o ń c a « ) . K a ­
p l a n - a s c e t a jest u c i e l e ś n i o n e m ż y c z e n i e m , b y b y ć
c z e m ś innem, by b y ć g d z i e i n d z i e j , i to n a j w y ż s z y m
stopniem tego życzenia, jego właściwą żarliwością
i namiętnością. L e c z w ł a ś n i e m o c j e g o ż y c z e n i a j e s t
p ę t e m , k t ó r e g o t u p r z y k u w a ; w ł a ś n i e p r z e z nią staje
się o n n a r z ę d z i e m , k t ó r e m u s i p r a c o w a ć , b y s t w o ­
r z y ć p o m y ś l n i e j s z e w a r u n k i dla istnienia tutaj i po­
z o s t a n i a człowiekiem, w ł a ś n i e t ą m o c ą p r z y t r z y m u j e
on silnie p r z y istnieniu całą t r z o d ę c h y b i o n y c h , nie­
z a d o w o l o n y c h , z a w i e d z i o n y c h , rozbitków, w s z e l k i e g o
r o d z a j u c i e r p i ą c y c h z p o w o d u siebie s a m y c h , p r z o ­
d u j ą c i m i n s t y n k t o w n i e j a k o p a s t e r z . Sądzę, ż e m n i e
j u ż r o z u m i e c i e : ten k a p ł a n - a s c e t a , ten p o z o r n y
w r ó g życia, ten p r z e c z y c i e l , — o n w ł a ś n i e n a ­
leży d o bardzo wielkich z a c h o w u j ą c y c h i s t w a ­
r z a j ą c y c h a f i r m a c y ę potęg życia . . . N a czem
p o l e g a o w a c h o r o b l i w o ś ć ? Bo c z ł o w i e k j e s t b a r d z i e j
chorym, bardziej niepewnym, bardziej zmiennym,
m n i e j u t r w a l o n y m niż j a k i e k o l w i e k i n n e z w i e r z ę , t o
nie u l e g a w ą t p l i w o ś c i , j e s t o n z w i e r z ę c i e m c h o ­
r e m . S k ą d t o p o c h o d z i ? Z a p e w n e w a ż y ł się też n a
w i ę c e j , w i ę c e j się r z u c a ł n a nowinki, z u c h w a l i ł się
w i ę c e j , w y z y w a ł p r z e z n a c z e n i e w i ę c e j niż w s z y s t k i e
i n n e z w i e r z ę t a r a z e m wzięte, on, wielki e k s p e r y m e n ­
t a t o r n a sobie s a m y m , on, n i e z a d o w o l e n i e c , n i e n a s y ceniec, k t ó r y o o s t a t e c z n e p a n o w a n i e w a l c z y z zwie­
r z ę c i e m , p r z y r o d ą i b o g a m i , — on, z a w s z e j e s z c z e
niezmożony, wiecznie przyszły, który przed naporem
s w y c h w ł a s n y c h sił nie znajduje n i g d y s p o k o j u tak,
że mu jego przyszłość niezbłaganie, jak ostroga wpija
się co c h w i l a w ciało t e r a ź n i e j s z o ś c i . J a k ż e ż b y też t a k
DZIEŁA
NIETZSCHEGO
T. III.
IO
146
147
ś m i a ł e i b o g a t e z w i e r z ę nie m i a ł o b y ć n a j b a r d z i e j
z a g r o ż o n e , n a j d ł u ż e j i najgłębiej c h o r e ze w s z y s t k i c h
c h o r y c h z w i e r z ą t ? . . . C z ł o w i e k s y t j u ż tego, d o ś ć
często wybuchają epidemie takiego dosytu (— nap r z y k ł a d około r o k u 1348, z a c z a s ó w t a ń c a śmierci):
l e c z n a w e t t e n w s t r ę t , t o znużenie, t o s p r z y k r z e n i e
sobie s a m e g o siebie — w s z y s t k o w y s t ę p u j e w n i m
t a k potężnie, ż e n a t y c h m i a s t z n o w u staje się n o w e m
p ę t e m . J e g o » n i e « , k t ó r e m ó w i życiu, w y p r o w a d z a ,
j a k b y m o c ą c z a r ó w , pełnię t k l i w s z y c h » t a k « n a
ś w i a t ł o ; jeśli się z a ś z r a n i , ó w m i s t r z niszczenia,
samozniszczenia, — to potem r a n a sama zmusza go
do życia.
14.
Im n o r m a l n i e j s z a j e s t c h o r o b l i w o ś ć w czło­
w i e k u — a nie m o ż e m y n o r m a l n o ś c i tej z a p r z e c z y ć —
t e m w y ż e j p o w i n n i ś m y c e n i ć r z a d k i e w y p a d k i duc h o w o - c i e l e s n e j t ę ż y z n y , p o m y ś l n e o k a z y czło­
wieka, tem surowiej strzedz szczęśliwie u d a n y c h od
najgorszej atmosfery, atmosfery choroby. Czy to czy­
n i m y ? . . . C h o r z y są n a j w i ę k s z e m n i e b e z p i e c z e ń s t w e m
dla z d r o w y c h ; n i e o d n a j s i l n i e j s z y c h g r o z i s i l n y m
c h o r o b a , lecz od n a j s ł a b s z y c h . C z y w i e m y o t e m ? . . .
O g ó ł e m biorąc, w c a l e nie z m n i e j s z e n i a się s t r a c h u
p r z e d c z ł o w i e k i e m p o w i n n i ś m y sobie ż y c z y ć , b o s t r a c h
t e n z m u s z a silnego, b y b y ł silnym, w d a n y m r a z i e
straszliwym — on to p o d t r z y m u j e udany typ
c z ł o w i e k a . T o c z e g o n a l e ż y się o b a w i a ć , c o d z i a ł a
fatalnie j a k ż a d n a fatalność, t o nie w i e l k a o b a w a ,
t y l k o wielki w s t r ę t k u c z ł o w i e k o w i ; t a k s a m o
w i e l k a l i t o ś ć n a d c z ł o w i e k i e m . G d y b y oboje, p r z y ­
p u ś ć m y , p o ł ą c z y ł y się dnia p e w n e g o , t o b y n i e o c h y b n i e
p r z y s z ł o n a t y c h m i a s t n a ś w i a t coś n a j n i e s a m o w i t szego, »ostatnia wola« człowieka, j e g o c h ę ć nicości,
nihilizm. A r z e c z y w i ś c i e , wiele do t e g o p r z y g o t o w a n o .
K t o m a nietylko n o s d o w ą c h a n i a , l e c z t a k ż e o c z y
i u s z y , p o c z u j e p r a w i e w s z ę d z i e , g d z i e tylko dziś
stąpi, c o ś j a k b y a t m o s f e r ę d o m u w a r y a t ó w lub szpi­
tala. Mówię, o c z y w i ś c i e , o k r a j a c h , z a m i e s z k i w a n y c h
przez człowieka cywilizowanego, o wszelkiego ro­
d z a j u » E u r o p a c h « , j a k i e tylko istnieją n a ziemi. C h o ­
r o w i c i s ą w i e l k i e m n i e b e z p i e c z e ń s t w e m dla czło­
w i e k a : n i e źli, n i e » z w i e r z ę t a d r a p i e ż n e « . Ci, któ­
r z y j u ż z u r o d z e n i a są rozbitkami, o b a l o n y m i , z ł a m a ­
n y m i — oni t o , s ł a b i , p o d m i n o w u j ą n a j b a r d z i e j
ż y c i e p o d człowiekiem, z a t r u w a j ą i z a r a ż a j ą w ą t p i e ­
n i e m naszą ufność do życia, do c z ł o w i e k a , do siebie
s a m y c h . D o k ą d ujść p r z e d t e m f a t a l n e m s p o j r z e n i e m ,
k t ó r e o b a r c z a n a d r o g ę s m u t k i e m głębokim, p r z e d
tem wstecz zwróconem spojrzeniem dziwoląga z uro­
dzenia, p r z e d t e m spojrzeniem, k t ó r e j e s t j ę k i e m ! —
i k t ó r e z d r a d z a , j a k taki c z ł o w i e k m ó w i do s a m e g o
siebie o sobie s a m y m : » C z y ż b y m m ó g ł b y ć c z e m
i n n e m ? « t a k w z d y c h a t e n w z r o k ; ale t u n i e m a na­
dziei. J e s t e m , k i m j e s t e m : j a k ż e b y m m ó g ł w y z b y ć się
s a m e g o siebie? A j e d n a k — j e s t e m s y t s i e b i e ! « . . .
Na takim gruncie samopogardy, właściwie na gruncie
b a g n i s t y m , r o ś n i e w s z e l k i c h w a s t , w s z e l k i e zielsko
j a d o w i t e , a w s z y s t k o t a k m a ł e , t a k s k r y t e , t a k nie­
u c z c i w e , t a k s ł o d k a w e . T u r o i się o d r o b a c t w a u c z u ć
z e m s t y i u r a z y ; tu ś m i e r d z i p o w i e t r z e od s k r y t o ś c i
i r z e c z y n i e w y z n a n y c h ; tu t k a się n i e u s t a n n i e sieć
10*
148
n a j z ł o ś l i w s z e g o spisku, — spisku c i e r p i ą c y c h p r z e c i w
pomyślnie udanym i zwycięskim; tu n i e n a w i d z i
s i ę w i d o k u z w y c i ę z c ó w . A co za obłuda, by niena­
w i ś ć t a nie w y d a w a ł a się n i e n a w i ś c i ą ! c o z a z b y t e k
s ł ó w w i e l k i c h i p o s t a w p r z y b r a n y c h , co za s z t u k a
»prawego« oszczerstwa! Ci nieudani: co za szlachetna
w y m o w a z u s t ich p ł y n i e ! Co za c u k r z a n e , szlam i a s t e , p o k o r n e p o d d a n i e się p ł y w a w i c h o c z a c h !
C z e g ó ż c h c ą oni w ł a ś c i w i e ? P r z y n a j m n i e j u d a w a ć
s p r a w i e d l i w o ś ć , m i ł o ś ć , m ą d r o ś ć , w y ż s z o ś ć — oto
ambicya tych »najniższych«, tych c h o r y c h ! A jak
z r ę c z n i e p o c z y n a sobie t a k a a m b i c y a ! P o d z i w u g o d n a
ta z r ę c z n o ś ć f a ł s z e r z y monet, z j a k ą n a ś l a d u j ą tu od­
bitkę cnoty, d ź w i ę k złota, d ź w i ę k cnoty. Ci słabi
i b e z n a d z i e j n i e c h o r o w i c i wzięli t e r a z z u p e ł n i e c n o t ę
w d z i e r ż a w ę , to nie u l e g a w ą t p l i w o ś c i . »My j e d y n i e
j e s t e ś m y dobrzy, s p r a w i e d l i w i , t a k mówią, m y j e d y n i e
j e s t e ś m y homines bonae
voluntatis«.
Snują się
pośród nas, jak ucieleśnione wyrzuty, jak przestrogi
dla n a s , — j a k g d y b y z d r o w i e , to co się u d a ł o , siła,
duma, poczucie mocy były już wogóle czemś wys t ę p n e m , z a c o k i e d y ś m u s i się o d p o k u t o w a ć , ciężko
o d p o k u t o w a ć . A c h j a k ż e oni w g r u n c i e r z e c z y s a m i
gotowi s ą z a d a w a ć pokutę, jakże p r a g n ą gorąco
b y ć o p r a w c a m i . J e s t w p o ś r ó d n i c h p e ł n o z a sę­
dziów przebranych mściwców, którzy ustawicznie
s ł o w o » s p r a w i e d l i w o ś ć « j a k ślinę w u s t a c h noszą,
w u s t a c h z a w s z e w y s u n i ę t y c h , z a w s z e g o t o w y c h opluć
w s z y s t k o , co nie p a t r z y n i e z a d o w o l e n i e m i dobrej
m y ś l i k r o c z y swoją drogą. Nie b r a k też m i ę d z y nimi
o w e g o n a j w s t r ę t n i e j s z e g o r o d z a j u p r ó ż n y c h , kłamli­
w y c h n i e d o r o d k ó w , k t ó r z y starają się u d a w a ć »piękne
d u s z e « i s w ą na p s y zeszłą z m y s ł o w o ś ć , spowitą
149
w w i e r s z e i i n n e p i e l u c h y , na t a r g w y n o s z ą j a k o
» c z y s t o ś ć s e r c a « . Nie b r a k t y c h m o r a l n y c h o n a n i s t ó w
i » z a d o w a l a j ą c y c h się sobą«. Ż ą d z a c h o r y c h w y o ­
brażania j a k i e j k o l w i e k wyższości, ich instynkt
dróżek chyłkowych, które wiodą do tyranii nad zdro­
w y m i , — j a k ż e b y się z n a l e ź ć nie miała, ta ż ą d z a m o c y
w ł a ś n i e w n a j s ł a b s z y c h ! W s z c z e g ó l n o ś c i c h o r e j ko­
biety nikt nie p r z e ś c i g n i e w raffinements p a n o w a n i a ,
uciskania, t y r a n i z o w a n i a . C h o r a kobieta nie o s z c z ę d z a
p r z y t e m nic żyjącego, n i c u m a r ł e g o , o d g r z e b u j e n a j g ł ę ­
biej z a g r z e b a n e r z e c z y (Bogoanie m ó w i ą : » kobieta jest
h y e n ą « ) . W g l ą d n i j m y w g ł ą b k t ó r e j k o l w i e k rodziny, któ­
rejkolwiek korporacyi, któregokolwiek społeczeństwa:
wszędzie walka chorych przeciw zdrowym, — cicha
walka zazwyczaj, z pomocą niepozornych proszków
t r u j ą c y c h , u k ł u ć s z p i l k o w y c h , c h y t r e j g r y m i n cierpli­
w e g o znoszenia, n i e k i e d y j e d n a k i z o w y m f a r y z e i z m e m
c h o r y c h , g ł o ś n y m g e s t e m , k t ó r y n a j c h ę t n i e j od­
g r y w a » s z l a c h e t n e o b u r z e n i e « . Aż w u ś w i ę c o n e dzie­
d z i n y w i e d z y c h c i a ł o b y w n i k a ć i b y ć s ł y s z a n e to
z a c h r y p ł e s z c z e k a n i e c h o r o w i t y c h psów, t a k ą s a j ą c a
obłuda i wściekłość takich szlachetnych faryzeuszów
( — p r z y p o m i n a m czytelnikom, m a j ą c y m u s z y , r a z
jeszcze berlińskiego apostoła zemsty Eugeniusza Dühringa, k t ó r y w d z i s i e j s z y c h N i e m c z e c h n a j n i e p r z y stojniejszy i n a j w s t r ę t n i e j s z y u ż y t e k c z y n i z m o r a l ­
nego bum - bum : Dühringa, największego pyskacza
m o r a l n o ś c i , j a k i o b e c n i e istnieje, n a w e t w ś r ó d j e m u
r ó w n y c h , a n t y s e m i t ó w ) . W s z y s t k o to są ludzie opa­
n o w a n i p r z e z ressentiment, te fizyologiczne rozbitki
i r o b a c z y w c e , c a ł e to d r g a j ą c e p a ń s t w o p o d z i e m n e j
zemsty, niewyczerpane, nienasycone w w y b u c h a c h
przeciw szczęśliwym, a tak samo w m a s k a r a d a c h
150
z e m s t y , w p o z o r a c h do z e m s t y . K i e d y ż b y doszli w ł a ś ­
ciwie do swego ostatecznego, najprzebieglejszego,
n a j w z n i o ś l e j s z e g o t r y u m f u z e m s t y ? W t e d y niewątpli­
wie, g d y b y i m się u d a ł o s w ą w ł a s n ą n ę d z ę , c a ł ą
n ę d z ę w o g ó l e w t ł o c z y ć w s u m i e n i e szczęśli­
w y c h tak, że ci p e w n e g o d n i a poczęliby się w s t y d z i ć
s w e g o s z c z ę ś c i a i m o ż e b y r z e k l i d o siebie » h a ń b ą
jest być szczęśliwym! z a w i e l e j e s t n ę d z y ! « . . .
L e c z nie m o g ł o b y b y ć w i ę k s z e g o i fatalniejszego nie­
p o r o z u m i e n i a , niż g d y b y szczęśliwi, u d a n i , m o c n i n a
ciele i d u s z y poczęli w ą t p i ć o s w e m p r a w i e d o
s z c z ę ś c i a . Precz z tym »przewróconym światem«!
P r e c z z tem h a n i e b n e m z m i ę k c z e n i e m u c z u c i a ! Ż e b y
c h o r z y z d r o w y c h nie uczynili c h o r y m i — a t e m b y
b y ł o takie z m i ę k c z e n i e — , oto p o w i n i e n b y ć n a j w y ż ­
s z y p u n k t w i d z e n i a n a ziemi. D o t e g o j e d n a k p o ­
trzeba przedewszystkiem, b y zdrowych o d d z i e l i ć
od chorych, strzedz nawet od widoku chorych, aby
siebie z a c h o r y c h nie brali. L u b c z y ż b y m i a ł o b y ć
ich z a d a n i e m z o s t a ć d o z o r c a m i c h o r y c h i leka­
r z a m i ? . . . L e c z nie m o g l i b y g o r z e j z a n i e p o z n a w a ć
i z a p r z e c z a ć s w e g o z a d a n i a . To co w y ż s z e , n i e
p o w i n n o zniżać się d o roli n a r z ę d z i a tego, c o niż­
sze, p a t o s o d d a l e n i a p o w i n i e n p o c a ł ą w i e c z n o ś ć
u t r z y m y w a ć p r z e d z i a ł w z a d a n i a c h . Ich p r a w o istnie­
nia, p i e r w s z e ń s t w o d z w o n u o p e ł n y m d ź w i ę k u p r z e d
f a ł s z y w y m , p ę k n i ę t y m , j e s t p r z e c i e t y s i ą c k r o ć więk­
s z e ; oni j e d y n i e s ą p o r ę c z y c i e l a m i p r z y s z ł o ś c i ,
oni j e d y n i e s ą z o b o w i ą z a n i w z g l ę d e m p r z y s z ł o ś c i
c z ł o w i e k a . C o o n i mogą, c o o n i p o w i n n i , t e g o nie
śmieją n i g d y c h o r z y m ó d z , ni m i e ć w p o w i n n o ś c i . L e c z
a ż e b y m o g l i to, c o tylko o n i p o w i n n i , j a k ż e b y
m i a ł o i m b y ć w o l n o b y ć l e k a r z e m , pocieszycielem, »zba-
151
wicielem« chorych ? . . . A przeto czystego powie­
trza! czystego powietrza! A w każdym razie precz
z pobliża w s z e l k i c h d o m ó w w a r y a t ó w i s z p i t a l ó w
k u l t u r y ! A przeto dobrego t o w a r z y s t w a ! s w e g o
t o w a r z y s t w a ! L u b s a m o t n o ś c i , jeśli t a k b y ć m u s i !
Lecz w każdym razie precz od złych w y z i e w ó w we­
w n ę t r z n e j zgnilizny i t a j e m n e g o r o b a c z y w e g o ś c i e r w a
c h o r y c h ! . . . A to dlatego, by siebie s a m y c h , p r z y ­
jaciele moi, p r z y n a j m n i e j n a c h w i l ę j e s z c z e o b r o n i ć
p r z e d d w i e m a n a j g o r s z e m i z a r a z a m i , k t ó r e oby n a m
właśnie oszczędzane były: przed w i e l k i m w s t r ę ­
tem do c z ł o w i e k a ! p r z e d w i e l k ą litoś­
cią nad c z ł o w i e k i e m ! . . .
15.
Jeśli pojęliście w c a ł e j głębi — a ż ą d a m , by tu
w ł a ś n i e s i ę g a n o g ł ę b o k o , p o j m o w a n o d o głębi —
0 ile w k a ż d y m r a z i e n i e m o ż e b y ć z a d a n i e m
z d r o w y c h p i e l ę g n o w a n i e c h o r y c h , u z d r a w i a n i e cho­
r y c h , to pojęliście tem s a m e m i j e d n ą k o n i e c z n o ś ć
w i ę c e j — k o n i e c z n o ś ć dla ludzi c h o r y c h l e k a r z y
i d o z o r c ó w , k t ó r z y s a m i s ą c h o r z y : i oto
m a m y i t r z y m a m y obu rękami znaczenie k a p ł a n a a s c e t y . M u s i m y u w a ż a ć k a p ł a n a - a s c e t ę za z g ó r y
przeznaczonego na wybawiciela, pasterza i rzecz­
nika chorej trzody. W t e d y
dopiero
zrozumiemy
jego ogromne dziejowe posłannictwo. P a n o w a n i e
n a d c i e r p i ą c y m i jest j e g o k r ó l e s t w e m , k u n i e m u
p o p y c h a go i n s t y n k t j e g o , w n i e m t k w i j e g o najistot­
n i e j s z a sztuka, j e g o m i s t r z o s t w o , j e g o r o d z a j s z c z ę ś c i a .
152
S a m o n c h o r y m b y ć musi, m u s i b y ć z g r u n t u p o ­
k r e w n y chorym i zawiedzionym, aby ich rozumieć, —
by p o r o z u m i e ć się z n i m i ; lecz m u s i też b y ć silnym,
b a r d z i e j j e s z c z e p a n e m s a m e g o siebie, niż i n n y c h ,
nienaruszonym mianowicie
w swej żądzy mocy,
by z d o b y ć z a u f a n i e i s t r a c h c h o r y c h , by m ó g ł im
być przystankiem, oporem, podparciem, musem, kar­
nością, t y r a n e m , bogiem. Musi b r o n i ć s w e j o w c z a r n i —
p r z e c i w k o m u ? P r z e c i w k o z d r o w y m , to nie u l e g a
wątpliwości, także przeciwko zazdrości względem
z d r o w y c h ; m u s i b y ć n a t u r a l n y m p r z e c i w n i k i e m i g a rd z i c i e l e m w s z e l k i e g o s u r o w e g o , b u r z l i w e g o , nieujarzmionego, twardego, gwałtowniczo - drapieżnego
z d r o w i a i t ę ż y z n y . K a p ł a n j e s t p i e r w s z ą formą d el i k a t n i e j s z e g o zwierzęcia, które łatwiej jeszcze
p o g a r d z a , niż n i e n a w i d z i . Nie b ę d z i e m u o s z c z ę d z o n e m p r o w a d z e n i e w o j n y z dzikiemi z w i e r z ę t a m i ,
w o j n y c h y t r o ś c i (»ducha«) b a r d z i e j , niż p r z e m o c y , j a k
się r o z u m i e s a m o p r z e z się, — będzie m u s i a ł w r a z i e
p o t r z e b y w y t w o r z y ć z siebie p r a w i e p e w i e n n o w y
t y p dzikiego z w i e r z ę c i a , p r z y n a j m n i e j o z n a c z a ć
je — p e w n ą n o w ą s t r a s z l i w o ś ć zwierzęcą, w której
n i e d ź w i e d ź p o l a r n y , gibka, zimna, w y c z e k u j ą c a ty­
g r y s i c a i n i e m n i e j lis zdają się b y ć z ł ą c z o n e w r ó w nie pociągającą, j a k n a p a w a j ą c ą s t r a c h e m j e d n o ś ć .
Jeżeli z m u s z a g o d o t e g o p o t r z e b a , w y s t ę p u j e j a k
n i e d ź w i e d ź silny, c z c i g o d n y , r o z u m n y , z i m n y , z w o d n i czo-rozważny, jak herold i narzędzie tajemniejszych
potęg, p o m i ę d z y i n n e r o d z a j e z w i e r z ą t d r a p i e ż n y c h
s a m , z d e c y d o w a n y s i a ć n a t y m g r u n c i e cierpienie,
r o z d w o j e n i e , s p r z e c z n o ś ć z sobą, g d z i e t y l k o może,
z b y t p e w n y s w e j sztuki o p a n o w y w a n i a c i e r p i ą ­
c y c h k a ż d e j chwili. P r z y n o s i z sobą m a ś c i e i bal-
153
s a m y , n i e m a wątpliwości, l e c z b y b y ć l e k a r z e m , m u s i
wprzód zranić, uśmierzając następnie ból, który
sprawia rana, z a t r u w a j e d n o c z e ś n i e r a n ę —
n a t e m b o w i e m z n a się p r z e d e w s z y s t k i e m , ten cza­
r o w n i k i p o s k r a m i a c z dzikich zwierząt, w k t ó r e g o
okręgu wszystko co z d r o w e z konieczności chorem
się staje, w s z y s t k o co c h o r e — o b ł a s k a w i o n e m . B r o n i on,
t e n d z i w n y pasterz, d o ś ć d o b r z e s w e j c h o r e j t r z o d y , —
broni jej t a k ż e p r z e c i w niej, p r z e c i w tlącej w sa­
m e j trzodzie n i k c z e m n o ś c i , k r n ą b r n o ś c i , złośliwości
i w s z y s t k i e m u , co w s p ó l n e m jest w s z y s t k i m c h e r l a ­
kom i chorym, w a l c z y roztropnie, t w a r d o i tajemnie
z a n a r c h i ą i c o r a z z a c z y n a j ą c y m się r o z k ł a d e m
w trzodzie, w ś r ó d k t ó r e j u s t a w i c z n i e g r o m a d z i się
i g r o m a d z i ów n a j n i e b e z p i e c z n i e j s z y , r o z s a d z a j ą c y
i w y b u c h o w y m a t e r y a ł , ressentiment.
Wyładowywać
ten r o z s a d z a j ą c y m a t e r y a ł tak, b y nie r o z s a d z i ł ani
trzody, ani p a s t e r z a , oto j e g o w ł a ś c i w a s z t u k a i j e g o
n a j w y ż s z a p o ż y t e c z n o ś ć . G d y b y się c h c i a ł o w a r t o ś ć
k a p ł a ń s k i e j e g z y s t e n c y i ująć w n a j k r ó t s z ą formułę,
toby trzeba poprostu rzec : kapłan z m i e n i a k i e ­
r u n e k u c z u c i a ressentiment.
K a ż d y c i e r p i ą c y bo­
w i e m szuka instynktownie swego cierpienia przy­
c z y n y ; d o k ł a d n i e j j e s z c z e , s p r a w c y , j e s z c z e określeniej, w r a ż l i w e g o n a cierpienie, w i n n e g o s p r a w c y , —
krótko, c z e g o ś ż y j ą c e g o , n a c z e m u c z u c i a s w o j e c z y n ­
nie lub in effigie p o d j a k i m k o l w i e k p o z o r e m w y ł a d o ­
w a ć może. Bo w y ł a d o w a n i e uczucia jest największą
dla c i e r p i ą c e g o p r ó b ą ulgi, m i a n o w i c i e o g ł u s z e n i a
s i ę , jego poniewolnie pożądanym narkotykiem prze­
ciw katuszy wszelkiego rodzaju. Tu jedynie znaleźć
m o ż n a , w e d l e m e g o p r z y p u s z c z e n i a , p r a w d z i w y fizyol o g i c z n y z w i ą z e k p r z y c z y n o w y u c z u c i a ressentiment,
155
154
z e m s t y i jej k r e w n y c h , w i ę c w p r a g n i e n i u o g ł u ­
s z e n i a b o l u p r z e z u c z u c i e . S z u k a się g o z a z w y ­
czaj, b a r d z o m y l n i e m o j e m z d a n i e m , w o d p o r n e m
przeciwdziałaniu, w ochronnym jedynie środku reakcyi, w » o d r u c h u « w r a z i e n a g ł e g o u s z k o d z e n i a lub
z a g r o ż e n i a , w s p o s ó b j a k to c z y n i j e s z c z e ż a b a bez
g ł o w y , b y p o z b y ć się ż r ą c e g o k w a s u . L e c z r ó ż n i c a
j e s t z a s a d n i c z a : w j e d n y m w y p a d k u c h c e się p r z e ­
szkodzić dalszemu doznawaniu szkody, w drugim wy­
p a d k u c h c e się p r z e z silniejsze j a k i e g o b ą d ź r o d z a j u
wzruszenie o g ł u s z y ć dręczący, tajemny, nieznośny
ból i na c h w i l ę p r z y n a j m n i e j u s u n ą ć go z ś w i a d o ­
m o ś c i . D o t e g o p o t r z e b a u c z u c i a , m o ż l i w i e silnego
u c z u c i a , a do w z b u d z e n i a go p i e r w s z e g o l e p s z e g o po­
zoru. »Ktoś m u s i b y ć w i n i e n temu, że źle się czuję«, ten s p o s ó b w n i o s k o w a n i a j e s t w ł a ś c i w y w s z y s t k i m
chorowitym, a to im bardziej p r a w d z i w a p r z y c z y n a
tego c z u c i a się źle, fizyologiczna p r z y c z y n a , j e s t
u k r y t a p r z e d nimi (— m o ż e o n a l e ż e ć w c h o r o b i e
n e r w u s y m p a t y c z n e g o lub w n a d m i e r n e m w y d z i e l a ­
niu żółci, lub w n i e d o s t a t k u s i a r k a n u i fosforanu po­
t a s u w e k r w i , lub w u c i s k u n a dolną c z ę ś ć ciała, ha­
m u j ą c y m obieg k r w i , lub w z w y r o d n i e n i u j a j n i k ó w
i t y m podobnych). W s z y s c y c i e r p i ą c y p o s i a d a j ą p r z e ­
rażającą łatwość w y n a j d y w a n i a pretekstów do bol e s n y c h u c z u ć . R o z k o s z u j ą się j u ż s a m e m p o d e j r z e ­
niem, g m e r a n i e m w z ł o ś c i a c h i k r z y w d a c h p o z o r ­
nych, szperają w wnętrznościach swej przeszłości
i teraźniejszości, poszukując ciemnych z a g a d k o w y c h
historyi, k t ó r e p o z w a l a j ą im o p ł y w a ć w d r ę c z ą c e dom y s ł y i u p a j a ć się t r u c i z n ą w ł a s n e j złośliwości. Od­
n a w i a j ą n a j s t a r s z e r a n y , r o z k r w a w i a j ą o d d a w n a za­
g o j o n e blizny, c z y n i ą z ł o c z y ń c ó w z przyjaciela, ż o n y
i d z i e c k a i ze w s z y s t k i e g o , co dla n i c h najbliższe.
»Cierpię, w i ę c k t o ś m u s i b y ć w i n i e n t e m u « — t a k
myśli każda chorowita owca. Lecz pasterz, kapłan a s c e t a , m ó w i j e j : »Słusznie, m o j a o w c o ! K t o ś m u s i
b y ć t e m u w i n i e n : lecz t y s a m a j e s t e ś t y m kimś, t y
s a m a tylko j e s t e ś w i n n a t e m u — t y s a m a t y l k o
z a w i n i ł a ś w z g l ę d e m s i e b i e ! « . . . T o dość
ś m i a ł o , dość fałszywie. L e c z j e d n o p r z y n a j m n i e j
osiągnięto p r z e z to, j a k rzekłem, z m i e n i o n o p r z e z
to
kierunek
ressentiment.
16.
Z g a d n i e c i e j u ż o co, w e d l e m e g o w y o b r a ż e n i a ,
k u s i ł s i ę przynajmniej życiowy instynkt lekarski
p r z e z k a p ł a n a - a s c e t ę i do c z e g o m u s i a ł a mu s ł u ż y ć
czasowa tyrania takich paradoksalnych i paralogiczn y c h pojęć j a k »wina«, » g r z e c h « , » g r z e s z n o ś ć « , »zepsucie«, »potępienie« : a b y u c z y n i ć c h o r y c h do p e w ­
nego stopnia n i e s z k o d l i w y m i , nieuleczalnych
zniszczyć z pomocą nich samych, łagodnie zachorzał y m n a d a ć k i e r u n e k k u sobie s a m y m , w s t e c z n y k i e ­
r u n e k i c h ressentiment (»jednego t r z e b a « —) i w t e n
s p o s ó b w y z y s k a ć złe i n s t y n k t y w s z y s t k i c h cier­
piących dla samokarności, samostrażowania, prze­
z w y c i ę ż e n i a siebie. J a k r o z u m i e się s a m o p r z e z się,
p r z y t e g o r o d z a j u lecznictwie, j e d y n i e l e c z n i c t w i e
u c z u c i a , nie m o ż e w c a l e c h o d z i ć o l e c z e n i e cho­
r y c h w z n a c z e n i u fizyologicznem. Nie m o ż n a n a w e t
t w i e r d z i ć , ż e i n s t y n k t ż y c i o w y m a p r z y t e m leczenie
na w i d o k u i w z a m i a r z e . P e w n e s t ł o c z e n i e i o r g a n i -
157
156
z a c y a c h o r y c h z j e d n e j s t r o n y ( — s ł o w o »kościół«
jest n a t o n a j p o p u l a r n i e j s z ą n a z w ą ) , p e w n e t y m c z a ­
s o w e z a b e z p i e c z e n i e z d r o w i e j u d a n y c h , pełniej odla­
nych, z drugiej, wykopanie p r z e p a ś c i między
z d r o w i e m a c h o r o b ą — to b y ł o na długi c z a s w s z y s t k o !
A było t o wiele! t o było b a r d z o w i e l e ! . . . [Wy­
c h o d z ę w tej r o z p r a w i e , j a k to w i d a ć , z założenia,
k t ó r e g o z e w z g l ę d u n a c z y t e l n i k ó w , j a k i c h m i trzeba,
nie m u s z ę d o p i e r o u z a s a d n i a ć : że » g r z e s z n o ś ć « w czło­
w i e k u nie j e s t ż a d n y m s t a n e m r z e c z y , r a c z e j tylko
i n t e r p r e t a c y ą s t a n u r z e c z y , t o j e s t fizyologicznego
rozstroju, w i d z i a n e g o w p e r s p e k t y w i e m o r a l n o - reli­
gijnej, k t ó r a j u ż nie o b o w i ą z u j e . Że się ktoś »win­
n y m « , » g r z e s z n y m « c z u j e , t o j e s z c z e nie j e s t do­
w o d e m , że czuje się n i m s ł u s z n i e ; t a k s a m o nie j e s t
się j e s z c z e z d r o w y m j e d y n i e dlatego, że się z d r o ­
w y m czuje. P r z y p o m n i j m y sobie j e n o s ł a w n e p r o c e s y
c z a r o w n i c ; n a j b y s t r z e j s i i n a j b a r d z i e j l u d z c y sędzio­
w i e nie wątpili w ó w c z a s , że ma się w n i c h do czy­
nienia z winą; »czarownice« s a m e o
tem
nie
w ą t p i ł y , — a p o m i m o to nie b y ł o t a m w i n y . —
By z a ł o ż e n i e to w r o z s z e r z o n e j w y r a z i ć formie, to
s a m »ból d u s z n y « n i e j e s t w e d ł u g m n i e w o g ó l e sta­
nem rzeczy, jeno wytłumaczeniem (przyczynowem
w y t ł u m a c z e n i e m ) s t a n ó w r z e c z y , k t ó r e się d o t ą d nie
d a ł y ściśle s f o r m u ł o w a ć : p r z e t o c z e g o ś , c o d o t y c h ­
c z a s nie j e s t u c h w y t n e i n a u k o w o w z w i ą z e k ujęte,
w ł a ś c i w i e tylko s z u m n e m słowem, zamiast skromnego
z n a k u p y t a n i a . Jeśli ktoś nie m o ż e się z » d u s z n e m
cierpieniem« uporać,
to przyczyna tego, mówiąc
z g r u b a , nie leży w j e g o » d u s z y « ; p r a w d o p o d o b n i e j
j u ż w j e g o b r z u c h u ( m ó w i ą c z g r u b a , j a k się r z e k ł o :
c o j e s z c z e nie z a w i e r a w c a l e ż y c z e n i a , ż e b y n a s
z g r u b a s ł u c h a n o , z g r u b a r o z u m i a n o . . .) Silny,
s z c z ę ś l i w i e u d a n y c z ł o w i e k t r a w i to, c o p r z e ż y w a
(społem z c z y n a m i , z ł o c z y n a m i ) , j a k t r a w i s w ó j obiad,
n a w e t jeśli t w a r d e p o ł y k a kęsy. Jeśli nie m o ż e u p o ­
r a ć się z tem, co p r z e ż y w a , to t e n r o d z a j n i e s t r a w ­
n o ś c i jest t a k d o b r z e fizyologiczny, j a k k a ż d y i n n y —
i w i e l o k r o t n i e w istocie tylko s k u t k i e m o w e g o in­
n e g o . — P r z y t a k i e m ujęciu r z e c z y m o ż n a b y ć , m ó ­
wiąc między n a m i , zawsze jeszcze najsurowszym
przeciwnikiem wszelkiego m a t e r y a l i z m u . . . ]
17.
Czy jednak ten kapłan - asceta jest właściwie
l e k a r z e m ? — Pojęliśmy już, że zaledwie wolno
n a z y w a ć go lekarzem, chociaż on sam chętnie u w a ż a
się za »zbawiciela«, k a ż e czcić w sobie »zbawiciela«.
Z w a l c z a o n tylko s a m o cierpienie, t y l k o p r z y k r e
uczucie cierpiącego, n i e zaś jego przyczynę, n i e
w ł a ś c i w ą c h o r o b ę , — to s t a n o w i n a s z n a j b a r d z i e j z a ­
sadniczy zarzut przeciw lecznictwu kapłańskiemu.
Jeśli j e d n a k p o p a t r z y m y p o d k ą t e m w i d z e n i a , j a k i
z n a i p o s i a d a s a m t y l k o k a p ł a n , to nie b ę d z i e m y się
m o g l i p o s i ą ś ć z p o d z i w u , c z e g o on p r z y tej p o m o c y
n i e widział, c z e g o n i e s z u k a ł i c z e g o nie znalazł.
W ł a g o d z e n i u cierpienia, w » p o c i e c h a c h « w s z e l ­
k i e g o rodzaju, — oto w c z e m o k a z u j e się j e g o g e nialność. Jak wynalazczo zrozumiał swoje zadanie
pocieszyciela, j a k n i e z a w o d n i e i ś m i a ł o w y b r a ł ś r o d k i
s t o s o w n e ! Szczególnie możnaby chrześciaństwo na­
z w a ć wielką s k a r b n i c ą n a j p r z e m y ś l n i e j s z y c h ś r o d k ó w
158
pocieszycielskich, tyle rzeźwiącego, kojącego, narko­
t y z u j ą c e g o n a g r o m a d z o n o w t y m celu n a tyle n a j ­
niebezpieczniejszych i najzuchwalszych rzeczy. J a k
przebiegle, z jakiem wyrafinowaniem, południowem
wyrafinowaniem, odgadniono uczucia podniecające,
chwilowo przynajmniej pozwalające przezwyciężyć
to głębokie przygnębienie, to ołowiane znużenie, ten
c z a r n y s m u t e k fizyologicznie z a h a m o w a n e g o czło­
w i e k a . A l b o w i e m , ogólnie m ó w i ą c : w e w s z y s t k i c h
wielkich religiach chodziło głównie o zwalczenie pew­
n e g o e p i d e m i c z n e g o z n u ż e n i a i ociężałości. M o ż n a
z góry przyjąć jako prawdopodobne, że co pewien
c z a s n a p e w n y c h m i e j s c a c h ziemi p r a w i e k o n i e c z n i e
o p a n o w y w a ć m u s i szerokie m a s y u c z u c i e f i z y o l o g i c z n e g o z a h a m o w a n i a , które jednak, z braku
fizyologicznej w i e d z y , n i e u ś w i a d a m i a się j a k o t a k i e
i w s k u t e k t e g o » p r z y c z y n y « j e g o i zleczenia s z u k a
się i p r ó b u j e też tylko na d r o d z e p s y c h o l o g i c z n o moralnej (— taka jest mianowicie moja najogólniej­
s z a f o r m u ł a tego, c o się z w i e r e l i g i ą ) . T a k i e uczu­
cie z a h a m o w a n i a m o ż e b y ć n a j r o z m a i t s z e g o p o c h o ­
d z e n i a : n a s t ę p s t w e m k r z y ż o w a n i a z b y t o b c y c h sobie
r a s (lub s t a n ó w — s t a n y w y r a ż a j ą z a w s z e t a k ż e róż­
nice pochodzenia i r a s y : europejski »weltschmerz«,
»pesymizm« dziewiętnastego stulecia jest głównie w y ­
nikiem n i e d o r z e c z n i e n a g ł e g o p o m i e s z a n i a s t a n ó w )
lub m o ż e b y ć w y w o ł a n e b ł ę d n i e s k i e r o w a n ą e m i g r a cyą, n a p r z y k ł a d g d y r a s a p e w n a znajdzie się w kli­
m a c i e , dla k t ó r e g o jej siła p r z y s t o s o w a w c z a nie w y ­
s t a r c z a (co się z d a r z y ł o z I n d a m i w I n d y a c h ) ; lub
może b y ć skutkiem starości i znużenia rasy (paryski
p e s y m i z m od r. 1 8 5 0 ) ; lub s k u t k i e m f a ł s z y w e j d y e t y
(alkoholizm ś r e d n i o w i e c z a ; n i e d o r z e c z n o ś ć j a r s t w a ,
159
k t ó r e n a t u r a l n i e m a z a sobą p o w a g ę m ł o d e g o szlach­
cica K r z y s z t o f a z S z e k s p i r a ) ; lub s k u t k i e m z e p s u c i a
k r w i , m a l a r y i , syfilisu i t y m p o d o b n y c h p r z y c z y n
(niemieckie p r z y g n ę b i e n i e p o w o j n i e trzydziestoletniej,
która połowę Niemiec zaraziła brzydkiemi chorobami
i p r z y g o t o w a ł a t e m p o l e do n i e m i e c k i e g o s ł u ż a l s t w a ,
niemieckiej małoduszności). W takim w y p a d k u przed
siębierze się k a ż d y m r a z e m w w i e l k i m stylu w a l k ę
z u c z u c i e m z n i e c h ę c e n i a . P r z e j r z y j m y po­
k r ó t c e jej n a j g ł ó w n i e j s z e p r a k t y k i i f o r m y . (Po­
mijam tu, jak słuszna, właściwą walkę f i l o z o f ó w przeciw uczuciu zniechęcenia, walkę, która
z w y k ł a istnieć z a w s z e r ó w n o c z e ś n i e — j e s t o n a d o ś ć
zajmująca, lecz zbyt n i e d o r z e c z n a , z b y t z p r a k t y c z ­
n e g o p u n k t u w i d z e n i a obojętna, z b y t p a j ę c z y n o w a
i p o k ą t n a , g d y się ma niby w y k a z a ć , że w bolu t k w i
błąd, w t e m n a i w n e m p r z e k o n a n i u , że ból z n i k n ą ć
m u s i , g d y się t e n błąd p o z n a — aliści nie m y ś l i on
z n i k n ą ć . . . ) P o p i e r w s z e z w a l c z a się o w o znie­
c h ę c e n i e ś r o d k a m i , k t ó r e w o g ó l e zniżają u c z u c i e ży­
cia d o n a j n i ż s z e g o p u n k t u . G d z i e tylko t o m o ż l i w e
nie d o p u s z c z a ć w o g ó l e ż a d n e g o c h c e n i a , ż a d n e g o j u ż
życzenia; unikać wszystkiego, co w y t w a r z a uczucie,
c o w y t w a r z a » k r e w « (nie s p o ż y w a ć ż a d n e j s o l i : hi­
g i e n a fakira); nie k o c h a ć ; nie n i e n a w i d z i e ć ; b y ć obo­
j ę t n y m ; nie m ś c i ć się; nie z b o g a c a ć się; nie p r a c o ­
w a ć ; ż e b r a ć ; o ile m o ż n a nie z n a ć w c a l e kobiet, lub
j a k tylko m o ż n a n a j m n i e j kobiet; p o d w z g l ę d e m du­
c h o w y m z a s a d a P a s c a l a »il f a u t s'abêtir«. R e z u l t a t ,
p s y c h o l o g i c z n o - m o r a l n i e m ó w i ą c , z a p a r c i e się swojej
istoty, » u ś w i ę c e n i e się« — fizyologicznie się w y r a ż a ­
j ą c , » z a h i p n o t y z o w a n i e się« — u s i ł o w a n i e z d o b y c i a
dla człowieka w przybliżeniu czegoś takiego, czem dla
160
niektórych rodzajów zwierząt s e n z i m o w y , s e n
l e t n i dla wielu roślin g o r ą c e g o klimatu, minimum
z u ż y c i a i p r z e m i a n y m a t e r y i , p r z y k t ó r e m życie w ł a ś ­
nie j e s z c z e się tli, nie udzielając się w ł a ś c i w i e ś w i a d o ­
m o ś c i . D o t e g o c e l u z u ż y t o z d u m i e w a j ą c ą ilość e n e r ­
gii ludzkiej — c z y ż b y d a r e m n i e ? . . . Ż e t a c y s p o r t s m e n i »świętości«, w k t ó r y c h w s z y s t k i e c z a s y , p r a w i e
w s z y s t k i e obfitują n a r o d y , znaleźli w r z e c z y s a m e j
p r a w d z i w e w y z w o l e n i e o d tego, c o z w a l c z a j ą s u r o ­
w y m trainingiem, o t e m w ą t p i ć w c a l e nie m o ż n a .
W y z b y l i się r z e c z y w i ś c i e w n i e z l i c z o n y c h w y p a d k a c h
o w e g o g ł ę b o k i e g o fizyologicznego p r z y g n ę b i e n i a z po­
m o c ą s w e g o s y s t e m u ś r o d k ó w h i p n o t y c z n y c h : dla­
t e g o też m e t o d y k a i c h z a l i c z a się d o n a j p o w s z e c h ­
n i e j s z y c h f a k t ó w e t n o l o g i c z n y c h . Nie w o l n o też ta­
k i e g o z a m i a r u w y g ł o d z e n i a cielesności i ż ą d z y j u ż
s a m e g o w sobie z a l i c z a ć m i ę d z y s y m p t o m a t y o b ł ę d u
(jak t o c z y n i ć lubi p e w i e n n i e z g r a b n y r o d z a j p o ż e r a ­
jących roastbeefy »wolnych duchów« i szlachciców
K r z y s z t o f ó w ) . T e m p e w n i e j s z e m jest, ż e p r o w a d z i on,
prowadzić może do wszelakich duchowych zaburzeń,
do » w e w n ę t r z n y c h ś w i a t e ł « n a p r z y k ł a d , j a k u H e s y c h a s t ó w z g ó r y A t h o s , do h a l u c y n a c y i d ź w i ę k o w y c h
i p o s t a c i o w y c h , do r o z k o s z n y c h w e z b r a ń i z a c h w y ­
t ó w z m y s ł o w y c h (dzieje ś w i ę t e j T e r e s y ) . T ł u m a c z e ­
nie, k t ó r e s t a n o m t e g o r o d z a j u n a d a w a l i ludzie nimi
n a w i e d z a n i , j e s t z a w s z e s k r a j n i e m a r z y c i e l s k o - fał­
s z y w e , to r o z u m i e się s a m o p r z e z się. D o s ł u c h a j c i e
się t y l k o t o n u n a j p r z e ś w i a d c z e ń s z e j w d z i ę c z n o ś c i ,
k t ó r a r o z d ź w i ę k a w ł a ś n i e j u ż w c h ę c i t a k i e g o ro­
d z a j u i n t e r p r e t a c y i . N a j w y ż s z y stan, s a m o w y z w o l e n i e , owo osiągnięte ostatecznie ogólne zahipno­
t y z o w a n i e i c i s z a są dla n i c h z a w s z e t a j e m n i c ą s a m ą
161
w sobie, dla której w y r a ż e n i a nie w y s t a r c z a j ą n a j ­
w y ż s z e n a w e t symbole, d o j ś c i e m i p o w r o t e m d o s e d n a
r z e c z y , u w o l n i e n i e m od w s z e l k i e j złudy, »wiedzą«,
» p r a w d ą « i »istnieniem«, w y z b y c i e m się w s z e l k i e g o
celu, w s z e l k i e g o ż y c z e n i a , w s z e l k i e g o działania, jak i e m ś »poza d o b r e m i złem«. » D o b r o i zło, m ó w i
b u d d y s t a , — oboje są p ę t a m i ; p o n a d o b o j g i e m j e s t
pan doskonały«; »uczynione i nieuczynione, mówi
w y z n a w c a V e d a n t y , nie s p r a w i a m u ż a d n e g o bolu;
j a k o m ę d r z e c o t r z ą s a z siebie zło i d o b r o , n a d dobro
i zło, w z n i ó s ł się n a d oboje«; — w i ę c o g ó l n o - i n d y j ­
skie ujęcie rzeczy, z a r ó w n o b r a m i ń s k i e j a k b u d d y j ­
skie. (Ani indyjski, ani c h r z e ś c i a ń s k i s p o s ó b m y ś l e n i a
nie u w a ż a t e g o w y z w o l e n i a z a o s i ą g a l n e p r z e z
cnotę, m o r a l n ą p o p r a w ę , j a k k o l w i e k w y s o k o cenią
hipnotyzującą wartość cnoty, wiedzmy o tem; —
zresztą odpowiada to poprostu stanowi rzeczy. To,
ż e w t y m w y p a d k u nie s p r z e n i e w i e r z o n o się p r a w ­
d z i e , u w a ż a ć m o ż n a z a najlepszą c z ę ś ć r e a l i z m u
t r z e c h n a j w i ę k s z y c h religii, t a k z r e s z t ą g r u n t o w n i e
p r z e m o r a l n i o n y c h . » D l a w i e d z ą c e g o nie istnieje obo­
w i ą z e k . . . » P r z e z d o k ł a d a n i e c n ó t j e d n a do dru­
giej nie n a s t ą p i z b a w i e n i e : b o p o l e g a o n o n a zjedno­
c z e n i u z p i e r w i a s t k i e m braman, n i e z d o l n y m do żad­
nego nabytku doskonałości; a równie mało przez
p o z b y w a n i e się b ł ę d ó w : bo braman, z k t ó r e m t w o ­
r z y ć j e d n o s t a n o w i zbawienie, j e s t w i e c z n i e c z y s t e « —
(te m i e j s c a z k o m e n t a r z a C a n k a r y cytuję w e d l e n a j ­
w i ę k s z e g o p r a w d z i w e g o z n a w c y filozofii indyjskiej
w Europie,
przyjaciela swego P a w ł a Deussena).
C h c e m y w i ę c w czci c h o w a ć »zbawienie« w wiel­
k i c h religiach. N a t o m i a s t nieco t r u d n o n a m t r w a ć
p r z y ocenie, jakiej d o z n a j e g ł ę b o k i s e n u t y c h ,
DZIEŁA
NIETZSCHEGO.
T. III.
11
163
102
p r z e m ę c z o n y c h życiem, k t ó r z y znużyli się n a w e t m a ­
r z e n i e m , — m i a n o w i c i e głęboki sen, p o j ę t y p r a w i e
j a k o w s i ą k n i ę c i e w braman, j a k o o s i ą g n i ę t a unio
mystica z bogiem. »A k i e d y j u ż zaśnie z u p e ł n i e —
m ó w i o tem n a j s t a r s z e i n a j c z c i g o d n i e j s z e »pismo« —
i z u p e ł n i e w s p o k o j u się p o g r ą ż y , t a k że j u ż ż a d n y c h
sennych zjaw widzieć nie będzie, w t e d y , o drogi!
z j e d n o c z y się z b y t e m , w e j d z i e w s a m e g o siebie, —
p r z e z j a ź ń p o z n a w c z ą w c h ł o n i ę t y , nie b ę d z i e m i a ł
ż a d n e j j u ż ś w i a d o m o ś c i tego, c o z e w n ą t r z jest lub
w e w n ą t r z . Mostu t e g o nie p r z e k r a c z a dzień, ani noc,
ani wiek, ani ś m i e r ć , ani cierpienie, ni dzieło dobre,
n i dzieło złe«. » W g ł ę b o k i m śnie, m ó w i ą z a r ó w n o
w i e r n i tej n a j g ł ę b s z e j z t r z e c h w i e l k i c h religii, w y d o ­
b y w a się d u s z a z ciała, w s t ę p u j e w n a j w y ż s z ą świat­
łość i p r z e z to w w ł a s n e j s w e j j a w i się p o s t a c i :
w t e d y jest tylko s a m y m duchem najwyższym, który
buja, ż a r t u j ą c i i g r a j ą c , i c i e s z ą c się, j u ż to kobie­
t a m i , lub w o z a m i , lub p r z y j a c i ó ł m i , nie m y ś l ą c j u ż
w c a l e o t y m p r z y c z e p k u c i a ł a , do k t ó r e g o prâna
(dech ż y w o t a ) p r z y p r z ę ż o n jest, j a k z w i e r z p o c i ą g o w y
d o w o z u « . Mimo t o m u s i m y i tutaj, j a k w t e d y g d y
m o w a o »zbawieniu«, m i e ć w p a m i ę c i , że w g r u n c i e
rzeczy, chociaż zawsze w przepychu wschodniej
p r z e s a d y , w y r a ż a to t y l k o tę s a m ą ocenę, co u j a s ­
n e g o , c h ł o d n e g o , g r e c k o - c h ł o d n e g o , lecz c i e r p i ą c e g o
E p i k u r a : h i p n o t y c z n e p o c z u c i e nicości, s p o k ó j n a j ­
g ł ę b s z e g o snu, k r ó t k o b e z b o l e s n o ś ć . — T o m o ż e
u c h o d z i ć dla c i e r p i ą c y c h i do d n a s k w a s z o n y c h j u ż
z a n a j w y ż s z e dobro, z a w a r t o ś ć w a r t o ś c i , oni m u ­
s z ą to oceniać pozytywnie, jako rzecz pozytywną
s a m ą o d c z u w a ć . ( W e d l e tej s a m e j logiki u c z u c i a z w i e
się nicość w e w s z y s t k i c h p e s y m i s t y c z n y c h r e l i g i a c h
bogiem).
18.
D a l e k o częściej, niż t a k i e g o o g ó l n e g o stłumie­
nia o d c z u w a l n o ś c i , z d o l n o ś c i cierpienia, k t ó r e k a ż e
p r z y p u s z c z a ć j u ż z g ó r y r z a d z i e j s p o t y k a n e siły,
p r z e d e w s z y s t k i e m o d w a g ę , p o g a r d ę opinii, »intelek­
t u a l n y stoicyzm«, p r ó b u j e się p r z e c i w s t a n o m z g n ę ­
bienia i n n e g o t r a i n i n g u , k t ó r y jest w k a ż d y m r a z i e
łatwiejszy: m a c h i n a l n e j d z i a ł a l n o ś c i . Ż e
u ł a t w i a o n a w z n a c z n y m s t o p n i u istnienie, to nie
u l e g a ż a d n e j w ą t p l i w o ś c i : n a z y w a się dzisiaj t e n fakt,
trochę nieuczciwie »błogosławieństwem pracy«. Ulga
p o l e g a n a tem, ż e u w a g a c i e r p i ą c e g o zostaje g r u n ­
t o w n i e o d w r ó c o n ą od cierpienia, że u s t a w i c z n a dzia­
ł a l n o ś ć i ciągle tylko d z i a ł a l n o ś ć u d z i e l a się ś w i a d o ­
mości, s k u t k i e m c z e g o m a ł o p o z o s t a j e c z a s u n a cier­
pienie. C i a s n a b o w i e m j e s t t a k o m o r a ludzkiej
świadomości! Jakże gruntownie, jak przebiegle umiał
kapłan - asceta w walce z cierpieniem zużytkować
tę d z i a ł a l n o ś ć m a c h i n a l n ą i to, co się z nią wiąże,
t o j e s t b e z w z g l ę d n ą p r a w i d ł o w o ś ć , p u n k t u a l n e bez­
myślne posłuszeństwo, jednostajny raz na zawsze
t r y b życia, z a p e ł n i e n i e c z a s u , p e w n e p r z y z w o l e n i e ,
a n a w e t p e w n e w p r a w i a n i e się do »nieosobowości«,
do z a p o m n i e n i a s a m e g o siebie, do
»incuria
sui«.
W ł a ś n i e g d y m i a ł do c z y n i e n i a z c i e r p i ą c y m i niż­
s z y c h s t a n ó w , z r o b o c z y m i n i e w o l n i k a m i lub w i ę ź ­
n i a m i (lub z k o b i e t a m i : k t ó r e p r z e c i e ż po n a j w i ę k s z e j
164
części s ą obojgiem z a r ó w n o , n i e w o l n i k i e m r o b o c z y m
i więźniem), nie p o t r z e b o w a ł n i c z e g o w i ę c e j , t y l k o
m a ł e j sztuki p r z e m i e n i a n i a n a z w i p r z e c h r z c z e n i a , a b y
w z n i e n a w i d z o n y c h r z e c z a c h widzieli odtąd dobro­
dziejstwo, w z g l ę d n e szczęście. W k a ż d y m r a z i e n i e
kapłani wynaleźli niezadowolenie niewolników ze
s w e g o losu. — J e s z c z e b a r d z i e j c e n i o n y m ś r o d k i e m
w walce ze zgnębieniem jest przepisywanie d r o b ­
n y c h u c i e c h , ł a t w o d o s t ę p n y c h i d a j ą c y c h się
ująć w p r a w i d ł o . P o s ł u g u j ą się t e m l e k a r s t w e m często
w p o ł ą c z e n i u z p o w y ż o m ó w i o n e m . N a j c z ę s t s z ą formą,
w k t ó r e j p r z e d s t a w i a się u c i e c h ę , j a k o ś r o d e k leczni­
czy, j e s t u c i e c h a s p r a w i a n i a u c i e c h y (jako dobro­
c z y n n o ś ć , o b d a r o w y w a n i e , niesienie ulgi, p o m a g a n i e ,
z a c h ę c a n i e , pocieszanie, c h w a l e n i e , o d z n a c z a n i e ) . Za­
l e c a j ą c »miłość b l i ź n i e g o « , z a l e c a k a p ł a n - a s c e t a
w gruncie rzeczy, aczkolwiek w najprzezorniejszej
d a w c e , w z n i e c e n i e najsilniejszego, p o t w i e r d z a j ą c e g o
ż y c i e p o p ę d u , ż ą d z y m o c y . S z c z ę ś c i e »najmniejszego p o c z u c i a w y ż s z o ś c i « , k t ó r e w s z e l k a d o b r o c z y n ­
ność, pożyteczność, pomaganie, odznaczanie przyno­
szą z sobą, jest n a j o b f i t s z y m ś r o d k i e m l e c z n i c z y m ,
j a k i m p o s ł u g i w a ć się z w y k l i z a h a m o w a n i fizyologicznie, pod warunkiem, że dobrze są opatrzeni.
W p r z e c i w n y m r a z i e s p r a w i a j ą sobie w z a j e m n i e ból,
n a t u r a l n i e z p o s ł u s z e ń s t w a dla t e g o s a m e g o z a s a d n i ­
czego instynktu. Poszukując początków chrześciaństwa w świecie rzymskim, znajdujemy stowarzyszenia
w z a j e m n e j w s p o m o g i , s t o w a r z y s z e n i a b i e d n y c h , sto­
warzyszenia chorych, stowarzyszenia pogrzebowe, wy­
rosłe na najniższym gruncie ówczesnego społeczeń­
stwa, s t o w a r z y s z e n i a , w k t ó r y c h ś w i a d o m i e p i e l ę g n o w a n o ó w ś r o d e k l e c z n i c z y p r z e c i w zgnębieniu, d r o b n ą
165
u c i e c h ę w z a j e m n e j d o b r o c z y n n o ś c i — m o ż e b y ł o to
w ó w c z a s czemś nowem, właściwem odkryciem? W wy­
w o ł a n e j w ten s p o s ó b »chęci w z a j e m n o ś c i ą t w o r z e ­
nia stada, » g r o m a d y « , » c o e n a c u l u m « m u s i z n o w u o w a
w z n i e c o n a p r z e z to, c h o ć w n a j m n i e j s z y m stopniu,
ż ą d z a m o c y dojść do n o w e g o i o wiele p e ł n i e j s z e g o
wybuchu. U t w o r z e n i e s t a d a jest w walce z e
zgnębieniem istotnym krokiem naprzód i zwycięstwem.
Z w z r a s t a n i e m g r o m a d y potężnieje i dla j e d n o s t k i
n o w y interes, k t ó r y j ą d o ś ć często w y n o s i p o n a d to,
co w z n i e c h ę c e n i u jej j e s t najosobistszem, p o n a d od­
r a z ę k u s o b i e (»despectio s u i « Guelincza). W s z y s c y
c h o r z y , c h o r o w i c i dążą i n s t y n k t o w n i e , z p r a g n i e n i a
o t r z ą ś n i ę c i a się z g ł u c h e j p r z y k r o ś c i u c z u c i a słabości,
do z o r g a n i z o w a n i a się w stado. K a p ł a n - a s c e t a o d g a ­
d u j e ten i n s t y n k t i p o p i e r a go. Jeśli istnieje gdzie
t r z o d a , to w y w o ł a ł ją i n s t y n k t słabości, a z o r g a n i z o ­
w a ł r o z u m k a p ł a ń s k i . B o nie n a l e ż y z a p o m i n a ć , ż e
silni r w ą się z taką s a m ą n a t u r a l n ą k o n i e c z n o ś c i ą
o d siebie, j a k słabi d ą ż ą k u sobie. Jeśli p i e r w s i łączą
się w związek, to dzieje się to t y l k o w z a m i a r z e
agresywnego wspólnego działania i wspólnego zado­
w o l e n i a s w e j ż ą d z y m o c y , z wielkim o p o r e m osobni­
c z e g o sumienia. Ostatni n a t o m i a s t skupiają się w ł a ś ­
nie z u c z u c i e m u c i e c h y z p o w o d u t e g o sku­
p i e n i a się, — i c h i n s t y n k t czuje się p r z y t e m r ó w n i e
z a d o w o l o n y , j a k i n s t y n k t u r o d z o n y c h » p a n ó w « (to
z n a c z y s a m o t n i c z e j , d r a p i e ż n e j species człowieka) c z u j e
się w głębi p o d r a ż n i o n y i z a n i e p o k o j o n y o r g a n i z a c y ą .
Na dnie k a ż d e j oligarchii k r y j e się — c a ł e dzieje
uczą t e g o — z a w s z e t y r a ń s k i p o p ę d ; k a ż d a oli­
garchia drży ustawicznie z powodu wytężenia, któ­
r e g o p o t r z e b u j e w ś r ó d niej k a ż d a j e d n o s t k a , b y nie
167
166
p r z e s t a ć n a d t y m p o p ę d e m p a n o w a ć . ( T a k było n a p r z y k ł a d w G r e c y i : P l a t o n w y k a z u j e t o w stu
miejscach, Platon, który znał swoich — i samego
siebie . . .)
19.
Ś r o d k i k a p ł a n a - a s c e t y , k t ó r e ś m y dotąd poznali —
o g ó l n e p r z y t ł u m i e n i e p o c z u c i a życia, m a c h i n a l n a dzia­
łalność, drobna uciecha, przedewszystkiem uciecha,
p ł y n ą c a z miłości bliźniego, o r g a n i z a c y a trzody, obu­
dzenie g r o m a d n e g o uczucia mocy, skutkiem czego
n i e z a d o w o l e n i e j e d n o s t k i z siebie s a m e j p r z y g ł u s z a
się j e j u c i e c h ą z p o w o d u r o z w o j u g r o m a d y — oto,
mierząc miarą współczesną, jego n i e w i n n e środki
w w a l c e z u c z u c i e m p r z y k r o ś c i . Z w r ó ć m y się t e r a z
do b a r d z i e j z a j m u j ą c y c h , do » w i n n y c h « . W n i c h
wszystkich chodzi o jedno: o jakąkolwiek w y b u j a ­
ł o ś ć u c z u c i a , — używaną jako najskuteczniejszy
ś r o d e k o g ł u s z e n i a p r z e c i w t ł u m i o n e j obezwładniają­
cej d ł u g i e j bolesności. S k u t k i e m c z e g o k a p ł a ń s k a w y ­
n a l a z c z o ś ć o k a z a ł a się n i e w y c z e r p a n ą , w y m y ś l a j ą c t o
jedno pytanie: » p r z e z c o osiągnąć można w y b u ­
j a ł o ś ć u c z u c i a ? « . . . Brzmi t o twardo. Jasnem
jest, że b r z m i a ł o b y milej i m o ż e lepiej w p a d a ł o w uszy,
g d y b y m powiedział: »kapłan - asceta korzystał zawsze
z z a p a ł u , k t ó r y t k w i w e w s z y s t k i c h s i l n y c h uczu­
c i a c h « . L e c z p o c o pieścić z n i e w i e ś c i a ł e u s z y n a s z y c h
w s p ó ł c z e s n y c h p r z e c z u l e ń c ó w ? P o c o u s t ę p o w a ć z n as z e j s t r o n y c h o ć b y n a k r o k ich ś w i ę t o s z k o s t w u
i obłudzie słów? D l a n a s p s y c h o l o g ó w b y ł o b y to j u ż
ś w i ę t o s z k o s t w e m i o b ł u d ą w c z y n i e , pomijając, ż e
w z b u d z a ł o b y w n a s w s t r ę t . Bo jeśli w czem, to w tem
t k w i d o b r y s m a k p s y c h o l o g a ( — inni m o g ą r z e c
j e g o uczciwość), ż e p r z e c i w d z i a ł a h a n i e b n i e p r z e m o r a l n i o n e m u s p o s o b o w i m ó w i e n i a , k t ó r y m za­
m u l o n y jest w ł a ś n i e c a ł y w s p ó ł c z e s n y sąd o czło­
w i e k u i r z e c z a c h . Bo nie n a l e ż y się łudzić co do t e g o ,
że najwłaściwszą cechą współczesnych dusz, współ­
c z e s n y c h książek jest nie k ł a m s t w o , lecz w c i e l o n a
n i e w i n n o ś ć w moralnej kłamliwości. Mus odkry­
w a n i a tej »niewinności« ciągle n a n o w o t w o r z y m o ż e
n a j w s t r ę t n i e j s z ą c z ę ś ć n a s z e j p r a c y , w ś r ó d całej tej
n i e b e z p i e c z n e j w sobie roboty, k t ó r e j p s y c h o l o g d z i ś
p o d j ą ć się m u s i . J e s t t o j e d n o z n a s z y c h w i e l k i c h
niebezpieczeństw, jest t o droga, która może n a s
w ł a ś n i e d o w i e l k i e g o w i e d z i e w s t r ę t u . Nie m a m w ą t ­
p l i w o ś c i p o d t y m w z g l ę d e m , d o c z e g o j e d y n i e słu­
ż y ć będą, s ł u ż y ć m o g ą p o t o m n o ś c i książki w s p ó ł ­
c z e s n e , w o g ó l e w s z y s t k o c o w s p ó ł c z e s n e (przy­
puszczając, że mają trwałość, czego oczywiście nie
t r z e b a się o b a w i a ć , a r ó w n i e ż p r z y p u s z c z a j ą c , że bę­
dzie k i e d y ś j a k a ś p o t o m n o ś ć o s u r o w s z y m , t w a r d ­
szym, z d r o w s z y m smaku). Służyć będą jako środki
w y m i o t o w e , — a to dzięki s w e m u m o r a l n e m u p r z e ­
s ł o d z e n i u i fałszowi, dzięki s w e m u n a j w n ę t r z n i e j s z e m u
feminizmowi, k t ó r y się c h ę t n i e » i d e a l i z m e m « n a z y w a ,
i w k a ż d y m r a z i e za idealizm się u w a ż a . N a s i dzi­
siejsi w y k s z t a ł c e n i , n a s i » d o b r z y « nie k ł a m i ą — to
prawda. Lecz to jeszcze n i e wystarcza, by ich czcić!
W ł a ś c i w e k ł a m s t w o , szczere, r e z o l u t n e , »uczciwe«
k ł a m s t w o (o k t ó r e g o w a r t o ś c i p o s ł u c h a j c i e tylko P l a ­
tona), byłoby dla n i c h c z e m ś o wiele za s u r o w e m , za
s i l n e m ; czemś, c o b y w y m a g a ł o o d nich, c z e g o o d n i c h
168
w y m a g a ć nie w o l n o , o t w o r z e n i a o c z u n a siebie sa­
m y c h , umiejętności
r o z r ó ż n i a n i a w sobie s a m y c h
» p r a w d y « o d »fałszu«. I m p r z y s t o i j e d y n i e k ł a m ­
s t w o n i e u c z c i w e . W s z y s c y , k t ó r z y dziś czują
się » d o b r y m i ludźmi«, są z u p e ł n i e niezdolni o d n o s i ć
się d o j a k i e j k o l w i e k r z e c z y i n a c z e j , niż n i e u c z c i ­
w i e i o b ł u d n i e , b e z d e n n i e obłudnie, lecz n i e w i n ­
n i e obłudnie, s e r d e c z n i e obłudnie, m o d r o o k o obłudnie,
c n o t l i w i e obłudnie. Ci » d o b r z y ludzie« są dziś w s z y s c y
r a z e m aż do g r u n t u i d n a p r z e m o r a l n i e n i i w sto­
s u n k u do u c z c i w o ś c i h a n i e b n i i z e ś w i n i e n i po całą
w i e c z n o ś ć . K t ó ż b y z n i c h zniósł j e s z c z e p r a w d ę »po­
nad człowiekiem«! . . . Lub mówiąc uchwytniej: ktoby
z n i c h zniósł p r a w d z i w ą biografię! . . . K i l k a p r z y ­
k ł a d ó w : L o r d B y r o n skreślił n a j o s o b i s t s z e o sobie
w y z n a n i a , lecz T o m a s z M o o r e był »za dobry« n a t o :
spalił p a p i e r y s w e g o p r z y j a c i e l a . T o s a m o u c z y n i ć
m i a ł dr. G w i n n e r , w y k o n a w c a ostatniej woli S c h o ­
p e n h a u e r a . Bo i S c h o p e n h a u e r skreślił c o ś o sobie,
a m o ż e n a w e t n a siebie ( » ε ι ς έ α υ τ ό ν «) . D z i e l n y A m e r y k a ­
n i n T h a y e r , biograf B e e t h o w e n a , s t a n ą ł n a g l e w ciągu
swej p r a c y : doszedłszy do p e w n e g o punktu tego
c z c i g o d n e g o i n a i w n e g o ż y w o t a , nie m ó g ł w y t r z y m a ć
dłużej . . . M o r a ł : jakiżby roztropny człowiek napisał
dziś j e s z c z e s u m i e n n e o sobie s ł o w o ? M u s i a ł b y c h y b a
n a l e ż e ć d o z a k o n u ś w i ę t e g o s z a ł u z u c h w a l s t w a . Obie­
cują n a m a u t o b i o g r a f i ę
R y s z a r d a W a g n e r a : któż
wątpi, że nie będzie to r o z t r o p n a a u t o b i o g r a f i a . . .
P r z y p o m n i j m y sobie j e s z c z e k o m i c z n e p r z e r a ż e n i e ,
k t ó r e w z n i e c i ł w N i e m c z e c h katolicki k a p ł a n J a n s s e n
s w y m obrazem niemieckiego ruchu reformacyjnego,
o b r a z e m , k t ó r y n a d w s z e l k i e p o j ę c i e w y p a d ł niedo­
łężnie i n a i w n i e . C ó ż b y d o p i e r o poczęto, g d y b y n a m
169
ktoś był ruch ten i n a c z e j opowiedział, g d y b y n a m
raz jakiś prawdziwy psycholog prawdziwego Lutra
p r z e d s t a w i ł , j u ż nie z m o r a l n ą p r o s t o d u s z n o ś c i ą wiej­
s k i e g o księdza, j u ż nie z s ł o d k a w ą i p e ł n ą w z g l ę d ó w
w s t y d l i w o ś c i ą p r o t e s t a n c k i e g o h i s t o r y k a , lecz n i e j a k o
z n i e u s t r a s z o n o ś c i ą T a i n e ' a , z głębi s i ł y d u s z y ,
a n i e ze s t a n o w i s k a r o z t r o p n e j p o b ł a ż l i w o ś c i d l a
s i ł y ? . . . (Niemcy, m ó w i ą c n a w i a s e m , w y t w o r z y l i
w c a l e p i ę k n i e k l a s y c z n y t y p tej ostatniej, — m o g ą
t o sobie p o c z y t y w a ć z a w ł a s n o ś ć , z a w y ł ą c z n ą w ł a s ­
ność : mianowicie Leopolda Rankego, tego urodzo­
nego klasycznego a d w o k a t a wszelkiej
causa fortior,
tego najmędrszego z wszystkich
m ę d r c ó w »rze­
czowych«).
20.
Lecz zrozumiecie mnie już z a p e w n e : — biorąc
wszystko pod uwagę, dość powodów, nieprawdaż, że
m y p s y c h o l o g o w i e nie m o ż e m y się dziś w y z b y ć p e w ­
nej nieufności w z g l ę d e m s i e b i e s a m y c h ? . . .
P r a w d o p o d o b n i e i my j e s z c z e j e s t e ś m y »za d o b r z y «
do naszego rzemiosła, prawdopodobnie jesteśmy i my
j e s z c z e ofiarami, pastwą, c h o r y m i t e g o p r z e m o r a l n i o n e g o s m a k u czasu, c h o c i a ż b y ś m y się też czuli j e g o
gardzicielami.
Prawdopodobnie zaraża on jeszcze
i n a s . P r z e d c z e m ż e p r z e c i e p r z e s t r z e g a ł ó w dyplo­
m a t a , m ó w i ą c d o sobie r ó w n y c h ? »Nie u f a j m y p r z e d e w s z y s t k i e m , moi p a n o w i e , s w o i m p i e r w s z y m d r g n i e ­
niom, rzekł, s ą o n e p r a w i e z a w s z e d o b r e . «
T a k b y winien m ó w i ć dziś k a ż d y p s y c h o l o g d o s w y c h
170
r ó w n y c h . . . I oto p o w r a c a m y d o n a s z e g o proble­
m a t u , k t ó r y w s a m e j r z e c z y ż ą d a od n a s p e w n e j su­
r o w o ś c i , s z c z e g ó l n i e p e w n e j nieufności w z g l ę d e m
»pierwszych drgnień«. I d e a ł a s c e t y c z n y w s ł u ż ­
b i e z a m i a r u r o z p a s a n i a u c z u c i a . Kto przy­
p o m i n a sobie p o p r z e d n i ą r o z p r a w ę , p r z e c z u j e j u ż
w te kilka s ł ó w w t ł o c z o n ą z a s a d n i c z ą t r e ś ć tego, co
m a m w dalszym ciągu przedstawić. By duszę wy­
w a ż y ć r a z z jej w s z y s t k i c h spoideł, z a n u r z y ć ją
w p r z e s t r a c h , m r o z y , ż a r y i z a c h w y t y w ten sposób,
b y j a k p i o r u n e m w y z b y ł a się w s z y s t k i c h m a ł o ś c i
i małostek uczucia przykrości, przygłuszenia, markot­
n e g o r o z s t r o j e n i a : j a k i e ż drogi w i o d ą d o t e g o celu?
A które z nich najpewniej ? . . . W gruncie rzeczy
w s z y s t k i e wielkie u c z u c i a , gniew, s t r a c h , rozkosz,
z e m s t a , nadzieja, tryumf, zwątpienie, o k r u c i e ń s t w o
m a j ą m o c p o t e m u , p o d w a r u n k i e m , jeśli w y ł a d o ­
w u j ą się n a g l e . I r z e c z y w i ś c i e k a p ł a n - a s c e t a wziął
w służbę s w ą b e z n a m y s ł u c a ł ą sforę p s ó w dzi­
kich w c z ł o w i e k u i s p u s z c z a ł to tego, to o w e g o za­
w s z e w t y m s a m y m celu, by z b u d z i ć c z ł o w i e k a z p o ­
w o l n e g o s m u t k u , j e g o ból g ł u c h y , j e g o ociągliwą nę­
d z ę n a p e w i e n c z a s p r z y n a j m n i e j z m u s i ć d o ucieczki,
z a w s z e też p o d osłoną religijnej i n t e r p r e t a c y i i »uspra­
wiedliwienia«. Każdą tego rodzaju wybujałość uczu­
cia t r z e b a p o t e m o p ł a c i ć , t o r o z u m i e się s a m o
p r z e z się. C z y n i o n a c h o r y c h j e s z c z e b a r d z i e j cho­
r y m i i d l a t e g o nie jest t e n r o d z a j l e c z e n i a bolu, mie­
rząc miarą współczesną, rodzajem »niewinnym«. Trzeba
jednak, ponieważ w y m a g a tego słuszność, tembardziej k ł a ś ć na to nacisk, że u ż y w a ł o się go »w do­
brej w i e r z e « , że k a p ł a n - a s c e t a z a l e c a ł go, w i e r z ą c
najgłębiej w j e g o u ż y t e c z n o ś ć , ba, n i e z b ę d n o ś ć , i dość
171
c z ę s t o ł a m i ą c się s a m p o d c i ę ż a r e m niedoli, k t ó r ą
s t w o r z y ł . N a l e ż y też z a u w a ż y ć , ż e g w a ł t o w n e fizyologiczne odwety takich ekscesów, a n a w e t d u c h o w e
z a b u r z e n i a , w g r u n c i e r z e c z y nie s p r z e c i w i a j ą się
w ł a ś c i w i e o g ó l n e m u celowi t e g o r o d z a j u leczenia,
które, j a k w y k a z a n o u p r z e d n i o , d ą ż y ł o n i e d o zlec z e n i a chorób, lecz d o z w a l c z e n i a p r z y k r e g o u c z u c i a
zgnębienia, do z ł a g o d z e n i a go, z a g ł u s z e n i a . W tem zna­
c z e n i u osiągnięto ten cel. M i s t r z o w s k a sztuczka, n a
którą pozwolił sobie k a p ł a n - asceta, by w d u s z y ludz­
kiej r o z d z w o n i ć w s z e l k i e g o r o d z a j u r o z d z i e r a j ą c ą
i z a c h w y t n ą m u z y k ę , d o p i ę t a z o s t a ł a — k a ż d y to
w i e — t e m , i ż p o s ł u g i w a ł się o n p o c z u c i e m
w i n y . Pochodzenie tego poczucia winy zaznaczyła
pokrótce poprzednia r o z p r a w a — jako fragment psy­
chologii z w i e r z ę c e j , n i c w i ę c e j : p o c z u c i e w i n y u k a ­
z a ł o n a m się t a m n i e j a k o w s u r o w y m s w y m stanie.
D o p i e r o p o d r ę k ą k a p ł a n a , t e g o p r a w d z i w e g o sztuk­
m i s t r z a w r z e c z a c h , t y c z ą c y c h się p o c z u c i a w i n y , n a ­
b r a ł o ono k s z t a ł t u — a c h j a k i e g o k s z t a ł t u ! » G r z e c h « —
b o t a k b r z m i k a p ł a ń s k a p r z e r ó b k a z w i e r z ę c e g o »nie­
c z y s t e g o s u m i e n i a « ( w s t e c z z w r ó c o n e g o okrucień­
s t w a ) — był dotąd n a j w i ę k s z e m z d a r z e n i e m w dzie­
j a c h c h o r e j duszy, w n i m m a m y n a j n i e b e z p i e c z n i e j s z e
i najfatalniejsze a r c y d z i e ł o i n t e r p r e t a c y i religijnej.
Człowiek, c i e r p i ą c y n a s a m e g o siebie, m n i e j s z a jak,
w k a ż d y m r a z i e fizyologicznie, niejako j a k z w i e r z ę ,
k t ó r e z a m k n i ę t o w klatce, nie w i a d o m o d l a c z e g o , poco,
żądne poznania przyczyn — przyczyny sprawiają
u l g ę — , ż ą d n e ś r o d k ó w i n a r k o t y k ó w , n a r a d z a się
ostatecznie z kimś, komu nietajne nawet rzeczy
u k r y t e — i oto p a t r z c i e ! O t r z y m u j e w s k a z ó w k ę , otrzy­
m u j e od s w e g o c z a r o d z i e j a , od k a p ł a n a - a s c e t y ,
172
p i e r w s z ą wskazówkę co do »przyczyny« swego
c i e r p i e n i a : a b y jej s z u k a ł w s o b i e , w w i n i e ,
w j a k i m ś u r y w k u p r z e s z ł o ś c i , a b y u w a ż a ł s a m o cier­
pienie s w o j e j a k o s t a n k a r y . . . N i e s z c z ę ś l i w i e c
ten usłyszał, z r o z u m i a ł . T e r a z będzie j a k kura, w k o ł o
k t ó r e j z a k r e ś l o n o koło. Nie w y d o s t a n i e się j u ż z t e g o
z a k r e ś l o n e g o o k r ę g u . Z c h o r e g o zrobiono »grzeszn i k a « . I t e r a z na c a ł e stulecia nie b ę d z i e się m o ż n a
p o z b y ć w i d o k u tego n o w e g o c h o r e g o , » g r z e s z n i k a « .
C z y się go kiedy p o z b ę d z i e m y ? G d z i e tylko się spojrzy,
wszędzie wzrok hipnotyczny grzesznika, który z w r a c a
się z a w s z e w j e d n y m k i e r u n k u (w k i e r u n k u »winy«,
j a k o j e d y n e j p r z y c z y n y cierpienia). W s z ę d z i e nie­
c z y s t e s u m i e n i e , ten » z w i e r z o k r o p n y « , j a k m ó w i L u t e r .
W s z ę d z i e p r z e s z ł o ś ć p r z e ż u w a n a , c z y n p r z e k r ę c o n y , »złe
oko«, s k i e r o w a n e n a k a ż d y c z y n . W s z ę d z i e u c z y n i o n a
treścią ż y c i a c h ę ć z ł e g o r o z u m i e n i a cierpienia, p r z e ­
m i e n i a n i e go w u c z u c i a winy, o b a w y , k a r y . W s z ę d z i e
bicz, w ł o s i e n n i c a , ciało g ł o d e m m o r z o n e , s k r u s z e n i e .
W s z ę d z i e w p l ą t a n i e się g r z e s z n i k a w o k r u t n e koło
niespokojnego, chorobliwie łakomego sumienia. Wszę­
dzie n i e m a u d r ę k a , o s t a t e c z n a t r w o g a , a g o n i a kato­
w a n e g o serca, k u r c z e n i e z n a n e g o szczęścia, w z y w a ­
nie » z b a w i e n i a « ! R z e c z y w i ś c i e p r z e z w y c i ę ż o n o
t y m s y s t e m e m p o s t ę p o w a n i a d a w n ą d e p r e s y ę , ocię­
ż a ł o ś ć i z n u ż e n i e , ż y c i e stało się z n o w u b a r d z o
z a j m u j ą c e . Czujny, w i e c z n i e czujny, p o n o c a c h bez­
s e n n y , p ł o n ą c y , z w ę g l o n y , w y c z e r p a n y , a j e d n a k nie
z n u ż o n y — t a k w y g l ą d a ł człowiek, »grzesznik«, wta­
j e m n i c z o n y w t e m i s t e r y a . T e n s t a r y wielki c z a r o ­
dziej w w a l c e z u c z u c i e m z n i e c h ę c e n i a , k a p ł a n - asceta,
zwyciężył oczywiście, j e g o królestwo nadeszło. Już
nie s k a r ż o n o się na ból, ł a k n i ę t o bolu. »W i ę c e j
173
bolu! w i ę c e j bolu!« t a k w o ł a ł a p r z e z wieki ż ą d z a j e g o
uczni i wtajemniczonych. Każda wybujałość uczucia,
k t ó r a bolała, w s z y s t k o c o ł a m a ł o , obalało, m i a ż d ż y ł o ,
w osłupienie w p r a w i a ł o , z a c h w y c a ł o , t a j e m n i c a ka­
towni, w y n a l a z c z o ś ć p i e k ł a n a w e t — w s z y s t k o t e r a z
z o s t a ł o o d k r y t e , o d g a d n i o n e , w y z y s k a n e , w s z y s t k o po­
szło n a u s ł u g i czarodzieja, w s z y s t k o p o s ł u ż y ł o t e r a z
z w y c i ę s t w u j e g o ideału, i d e a ł u a s c e t y c z n e g o . »Król e s t w o m o j e nie j e s t z t e g o ś w i a t a « — p o w t a r z a ł
on wciąż potem jak przedtem. Czy rzeczywiście miał
j e s z c z e p r a w o t a k m ó w i ć ? . . . G o e t h e t w i e r d z i ł , że
istnieje tylko t r z y d z i e ś c i s z e ś ć s y t u a c y i t r a g i c z n y c h .
M o ż n a b y się j u ż z t e g o domyślić, g d y b y się skądinąd
j u ż nie wiedziało, ż e G o e t h e n i e b y ł a s c e t y c z n y m
kapłanem. Ten — zna więcej . . .
21.
N a k a p ł a ń s k i e leczenie t e g o r o d z a j u , »grzesz­
n e g o « rodzaju, s z k o d a k a ż d e g o s ł o w a k r y t y k i . Że
t a k a w y b u j a ł o ś ć u c z u c i a , j a k ą w t y m w y p a d k u zale­
c a ć z w y k ł k a p ł a n - a s c e t a s w o i m c h o r y m (rozumie się
s a m o p r z e z się, ż e p o d n a j ś w i ę t s z e m i n a z w a m i , j a k
r ó w n i e ż p r z e p o j o n ą świętością celu), j a k i e m u ś c h o ­
remu n a p r a w d ę w y j ś ć n a k o r z y ś ć mogła, któżby
chciał bronić tego rodzaju twierdzenia ? Trzebaby
p r z y n a j m n i e j p o r o z u m i e ć się c o d o s ł o w a » k o r z y ś ć « .
Jeśli się c h c e t e m w y r a z i ć , ż e taki s y s t e m p o s t ę p o ­
w a n i a p o l e p s z y ł człowieka, t o nie p r z e c z ę . D o d a m
tylko, ż e p o l e p s z o n y z n a c z y w e d ł u g m n i e t o s a m o ,
c o » o b ł a s k a w i o n y « , »osłabiony«, » p o z b a w i o n y o d w a g i « ,
» w y r a f i n o w a n y « , » p r z e c z u l o n y « , » o b r a n y z męskości«
175
174
(więc p r a w i e tyle, c o u s z k o d z o n y ) . Jeśli j e d n a k
g ł ó w n i e chodzi o c h o r y c h , s k w a s z o n y c h , p r z y g n ę ­
bionych, to taki system, przypuściwszy nawet, że
c z y n i c h o r e g o »lepszym«, czyni go w k a ż d y m r a z i e
b a r d z i e j c h o r y m . Z a p y t a j c i e t y l k o l e k a r z y cho­
r ó b u m y s ł o w y c h , c o s p r o w a d z a z a w s z e z sobą m e ­
todyczne stosowanie udręczeń pokutnych, skruchy
i k u r c z ó w z b a w i e n i a . Z a r ó w n o b a d a j c i e dzieje. W s z ę ­
dzie, g d z i e k a p ł a n o w i - a s c e c i e u d a ł o się s t o s o w a ć do
c h o r y c h to p o s t ę p o w a n i e , p o g ł ę b i a ł a i r o z s z e r z a ł a się
z a w s z e c h o r o w i t o ś ć z z a t r w a ż a j ą c ą szybkością. Cóż
b y ł o z a w s z e » p o w o d z e n i e m « ? R o z b i t y s y s t e m ner­
w o w y w d o d a t k u do tego, co j u ż c h o r e m b y ł o ; a to
w n a j w i ę k s z y m i n a j m n i e j s z y m zakresie, w j e d n o s t c e
i m a s i e . W o r s z a k u p o k u t n e g o i z b a w c z e g o trainingu
znajdujemy epidemie epileptyczne, największe, jakie
znają dzieje, j a k n a p r z y k ł a d t a n i e c ś w . W i t a i ś w . J a n a
w ś r e d n i o w i e c z u ; j a k o inną f o r m ę j e g o n a s t ę p s t w a
z n a j d u j e m y s t r a s z l i w e b e z w ł a d y i t r w a ł e zgnębienia,
w które przy p e w n y c h okolicznościach temperament
p e w n e g o l u d u c z y m i a s t a ( G e n e w a , Bazylea) p o p a d a
raz na zawsze jako w swoje przeciwieństwo. Do tego
r o d z a j u z j a w i s k n a l e ż y też h i s t e r y a c z a r o w n i c , c o ś
p o d o b n e g o d o s o m n a m b u l i z m u (ośm w i e l k i c h epide­
m i c z n y c h w y b u c h ó w m i ę d z y r. 1 5 6 4 a 1605 tylko) — ;
znajdziemy w jego orszaku owe żądne śmierci ma­
s o w e delirya, k t ó r y c h p r z e r a ż a j ą c y k r z y k »evviva la
morte!« słyszała cała Europa, krzyk p r z e r y w a n y już
to lubieżnemi, j u ż to s z a l e j ą c e m i z n i s z c z e n i e m idios y n k r a z y a m i , j a k i dziś j e s z c z e z a u w a ż y ć m o ż n a po­
dobną przemienność uczuć, z podobnymi stanami
p o ś r e d n i m i i p r z e ł a m a n i a m i , w s z ę d z i e w k a ż d y m wy­
p a d k u , g d z i e n a u k a a s c e t y c z n a o g r z e c h u osiąga z n ó w
w i e l k i e p o w o d z e n i e . (Religijna n e w r o z a o b j a w i a
s i ę j a k o f o r m a »złej istoty « : to nie u l e g a wątpli­
w o ś c i . C z e m z a ś jest? Quaeritur.) I d e a ł a s c e t y c z n y ,
b i o r ą c ogółem, i j e g o w z n i o ś l e m o r a l n y kult, to n a j ­
bardziej d u c h o w e , najniezawodniejsze i najniebez­
pieczniejsze u s y s t e m a t y z o w a n i e w s z y s t k i c h ś r o d k ó w
d o w y b u j a ł o ś c i u c z u c i a p o d osłoną z a m i a r ó w świę­
tobliwych, z a p i s a ł y się s t r a s z l i w i e i n i e z a p o m n i a n i e
w całych dziejach człowieczych ; i niestety n i e
t y l k o w d z i e j a c h . . . Nie u m i a ł b y m w s k a z a ć nic
innego, co bardziej niszczycielsko wpłynęło na z d r o ­
w i e i r a s o w ą t ę ż y z n ę , z w ł a s z c z a E u r o p e j c z y k ó w , niż
t e n ideał. M o ż n a g o bez p r z e s a d y n a z w a ć w ł a ś c i w ą
f a t a l n o ś c i ą w dziejach zdrowia Europejczyka. Co
najwyżej możnaby z w p ł y w e m jego postawić jeszcze na
r ó w n i specyficznie g e r m a ń s k i w p ł y w . M a m n a m y ś l i
a l k o h o l i c z n e z a t r u c i e E u r o p y , k t ó r e szło dotąd k r o k
w k r o k z polityczną i r a s o w ą p r z e w a g ą G e r m a n ó w
(— g d z i e k r e w s w ą wszczepiają, t a m w s z c z e p i a j ą oni
i s w o j e występki). — J a k o trzeci w t y m r z ę d z i e w y m i e n i ć b y n a l e ż a ł o syfilis, — magno sed proximo intervallo.
22.
K a p ł a n - a s c e t a p o p s u ł z d r o w i e d u c h o w e , gdzie
tylko d o s z e d ł d o p a n o w a n i a , p r z e t o p o p s u ł też s m a k
in litteris et artibus, — p s u j e go j e s z c z e ciągle.
» P r z e t o ? « — S p o d z i e w a m się, że p o p r o s t u z g o d z i c i e
się n a t o m o j e p r z e t o . P r z y n a j m n i e j nie c h c e m i się g o
d o p i e r o d o w o d z i ć . J e d y n a w s k a z ó w k a : t y c z y się o n a
p o d s t a w o w e j książki l i t e r a t u r y c h r z e ś c i a ń s k i e j , j e j
177
176
w ł a ś c i w e g o modelu, jej »księgi s a m e j w sobie«. Jesz­
c z e za g r e c k o - r z y m s k i e j świetności, k t ó r a b y ł a też
ś w i e t n o ś c i ą ksiąg, w obliczu n i e z m a r n i a ł e g o i nierozbitego j e s z c z e s t a r o ż y t n e g o p i ś m i e n n i c t w a , z a c z a s ó w ,
g d y m o ż n a b y ł o c z y t a ć j e s z c z e kilka książek, z a któ­
r y c h p o s i a d a n i e w y m i e n i ł o b y się dziś p o ł o w ę litera­
tur, o d w a ż y ł a się o g r a n i c z o n o ś ć i p r ó ż n o ś ć c h r z e ś c i a ń s k i c h a g i t a t o r ó w — z w ą ich o j c a m i k o ś c i o ł a —
o d w a ż y ł a się z a w y r o k o w a ć : » i m y m a m y swoją kla­
s y c z n ą literaturę, n i e p o t r z e b u j e m y G r e k ó w « .
W s k a z y w a n o p r z y t e m d u m n i e n a księgi legend, listy
a p o s t o ł ó w , a p o l o g e t y c z n e traktaciki, m n i e j w i ę c e j tak,
j a k dziś a n g i e l s k a » a r m i a z b a w i e n i a « z p o k r e w n ą
literaturą bój w i e d z i e p r z e c i w S z e k s p i r o w i i i n n y m
» p o g a n o m « . Nie lubię » N o w e g o T e s t a m e n t u « , z g a d u ­
j e c i e to z a p e w n e . Niepokoi m n i e nieledwo, że w sto­
sunku do tego najbardziej cenionego, najbardziej
przecenionego dzieła jestem z s w y m smakiem tak
b a r d z o o d o s o b n i o n y (smak d w u t y s i ę c y lat o p o w i a d a
się p r z e c i w k o mnie). L e c z cóż t o p o m o ż e ! » T u
stoję ja, nie m o g ę inaczej«, — i m a m o d w a g ę z d o b y ć
się n a s w ó j zły s m a k . S t a r y T e s t a m e n t — tak, t o
zupełnie co innego. Czołem przed Starym Testamen­
tem. Z n a j d u j ę w n i m w i e l k i c h ludzi, b o h a t e r s k i k r a j ­
o b r a z i coś n a j r z a d s z e g o na ziemi, n i e p o r ó w n a n ą
naiwność s i l n y c h s e r c . Więcej jeszcze, znajduję
n a r ó d . W N o w y m n a t o m i a s t nic p r ó c z m a ł e j s e k c i a r skiej g o s p o d a r k i , nic n a d rococo duszy, s a m e g m a ­
t w a n i n y , kąciki, c u d o w n o ś c i , a t m o s f e r ę k o n w e n t y k l ó w ,
nie p o m i j a j ą c o k o l i c z n o ś c i o w e g o t c h n i e n i a sielanko­
w e j s ł o d k a w o ś c i , w ł a ś c i w e j e p o c e (i p r o w i n c y o m
r z y m s k i m ) i nie t a k ż y d o w s k i e j , j a k h e l e ń s k i e j . Po­
k o r a i p y s z a ł k o s t w o t u ż obok siebie; g a d u l s t w o u c z u c i a
p r a w i e o g ł u s z a j ą c e ; w y b u c h l i w o ś ć u c z u c i a a nie n a ­
miętność; przykra gestykulacya; brakło tu najwidocz­
niej d o b r e g o w y c h o w a n i a . J a k m o ż n a o m a ł e s w e
n i e c n o t y tyle k r z y k u robić, j a k to czynią ci pobożni
l u d k o w i e ! P i e s się o to nie t r o s z c z y ; cóż d o p i e r o B ó g .
W dodatku chcą jeszcze n a w e t »korony żywota wiecz­
n e g o « w s z y s c y ci mali ludzie z p r o w i n c y i . Po c o ?
Na co ? — nie m o ż n a dalej zajść w n i e s k r o m n o ś c i .
»Nieśmiertelny« Piotr! C z y ż p o d o b n a b y g o s t r a w i ć !
Mają oni a m b i c y ę , k t ó r a ś m i e c h w z b u d z a . P r z e ż u w a t o
s w o j e najosobistsze s p r a w y , s w o j e g ł u p s t w a , s m u t k i
i p o k ą t n e troski, j a k g d y b y »rzecz s a m a w sobie«
z o b o w i ą z a n a b y ł a k ł o p o t a ć się tem. Nie n u ż y s i ę t o
samego Boga wciągać w najdrobniejsze s w e nędze,
w k t ó r y c h tkwi. I to u s t a w i c z n e »na ty« z Bogiem,
r z e c z n a j g o r s z e g o s m a k u ! T o ż y d o w s k i e , nie t y l k o
ż y d o w s k i e , n a t r ę c t w o w o b e c Boga, z p y s k i e m i ła­
p a m i ! . . . Są m a ł e p o g a r d z a n e »ludy p o g a ń s k i e « na
w s c h o d z i e Azyi, od k t ó r y c h ci p i e r w s i c h r z e ś c i a n i e
mogli się byli n a u c z y ć c z e g o ś istotnego, n i e c o t a k t u
w czci. Owi nie p o z w a l a j ą sobie, j a k to p o ś w i a d c z a j ą
misyonarze chrześciańscy, wogóle dotykać ustami
imienia B o g a s w e g o . T o w y d a j e m i się w c a l e delik a t n e m ; a r z e c z p e w n a za d e l i k a t n e n i e t y l k o dla
»pierwszych« chrześcian. By odczuć przeciwieństwo,
p r z y p o m n i j m y sobie p r z e c i e L u t r a , t e g o n a j w y m o w n i e j ­
szego« i n a j n i e s k r o m n i e j s z e g o c h ł o p a , k t ó r e g o N i e m c y
w y d a ł y i ton l u t r o w y , n a j b a r d z i e j u p o d o b a n y p r z e z
niego w ł a ś n i e w r o z m o w a c h z B o g i e m . O p ó r L u t r a
p r z e c i w p o ś r e d n i c z ą c y m ś w i ę t y m K o ś c i o ł a (szczegól­
nie p r z e c i w »świni d y a b e l s k i e j papieżowi«) b y ł nie­
wątpliwie w ostatecznej pobudce oporem chama,
k t ó r e g o d r a ż n i ł a w y t w o r n a e t y k i e t a kościoła,
DZIEŁA NIETZSCHEGO. T. IIII.
I 2
179
178
o w a e t y k i e t a czci w s m a k u h i e r a t y c z n y m , k t ó r a tylko
bardziej wtajemniczonych i milczących wpuszczała
w ś w i ę t e ś w i ę t y c h , a z a m y k a ł a je p r z e d c h a m a m i .
C i nie mieli t u r a z n a z a w s z e nic d o g a d a n i a . L e c z
L u t e r , chłop, c h c i a ł w s z y s t k o n a w s p a k koniecznie, t a k
j a k było, b y ł o m u n i e d o ś ć p o n i e m i e c k u . C h c i a ł
przedewszystkiem mówić wprost, sam mówić, » b e z
ż e n a d y « m ó w i ć z s w y m B o g i e m . . . T a k też uczy­
nił. — I d e a ł a s c e t y c z n y , m o ż n a się j u ż t e g o d o m y ś ­
lić, nie był n i g d y i n i g d z i e szkołą d o b r e g o s m a k u ,
jeszcze mniej dobrych manier — był w najlepszym
r a z i e szkołą m a n i e r h i e r a t y c z n y c h . T o z n a c z y , ż e t k w i
m u s a m e m u p o d skórą coś, c o j e s t ś m i e r t e l n i e w r o ­
gie w s z y s t k i m d o b r y m m a n i e r o m , b r a k m i a r y , w s t r ę t
do miary, on sam jest ze względu na znaczenie »non
plus
ultra«.
23.
I d e a ł a s c e t y c z n y p o p s u ł nietylko z d r o w i e i d o b r y
s m a k , p o p s u ł j e s z c z e c o ś t r z e c i e g o , c z w a r t e g o , pią­
tego, s z ó s t e g o — nie b ę d ę t a k n i e o s t r o ż n y , ż e b y m
c h c i a ł w y l i c z a ć w s z y s t k o ( k i e d y ż b y m d o t a r ł d o końca!).
C h c ę w y d o b y ć n a ś w i a t ł o nie to, c o t e n i d e a ł z d z i a ­
ł a ł ; r a c z e j tylko to, c o o z n a c z a , n a c o n a p r o w a ­
dza, co k r y j e się za nim, p o d nim, w nim, to, c z e g o
jest tymczasowym, n i e w y r a ź n y m w y r a z e m , znakami
pytania i nieporozumieniami obarczonym wyrazem.
I t y l k o z e w z g l ę d u n a t e n cel nie c h c ę o s z c z ę d z i ć
s w y m czytelnikom rzutu oka na potworność jego
s k u t k ó w , n a w e t f a t a l n y c h s k u t k ó w . B o c h c ę i c h mia­
n o w i c i e p r z y g o t o w a ć na o s t a t e c z n y i n a j s t r a s z n i e j s z y
widok, k t ó r y t k w i w e d ł u g m n i e w b a d a n i u z n a c z e n i a
t e g o ideału. Cóż w i ę c o z n a c z a m o c t e g o ideału, p o t w o r n o ś ć j e g o m o c y ? D l a c z e g o p o z w o l o n o m u roz­
r ó ś ć się w t y m stopniu ? D l a c z e g o nie o p i e r a n o mu
się s k u t e c z n i e j ? I d e a ł a s c e t y c z n y w y r a ż a p e w n ą w o l ę :
g d z i e ż jest w o l a p r z e c i w n i c z a , k t ó r a b y w y r a ż a ł a p r z ec i w n i c z y ideał? Ideał a s c e t y c z n y m a c e l - j e s t
d o ś ć p o w s z e c h n y , b y w s z y s t k i e i n n e i n t e r e s y ludz­
k i e g o istnienia w y d a ł y się w p o r ó w n a n i u z n i m
m a ł o s t k o w y m i i c i a s n y m i . P o j m u j e on o k r e s y , n a r o d y ,
ludzi n i e u b ł a g a n i e z e s t a n o w i s k a t e g o j e d n e g o celu,
nie d o p u s z c z a ż a d n e g o i n n e g o p o j m o w a n i a , ż a d n e g o
i n n e g o celu, o d r z u c a , z a p r z e c z a , p o t a k u j e , p o t w i e r d z a
jedynie w myśl s w o j e j interpretacyi (— a czyż
istniał k i e d y k o n s e k w e n t n i e j o b m y ś l a n y s y s t e m inter­
p r e t a c y i ? ) . Nie p o d d a j e się o n ż a d n e j m o c y , w i e r z y
r a c z e j w s w o j e p i e r w s z e ń s t w o p r z e d w s z e l k ą mocą,
w swoją b e z w a r u n k o w ą w y ż s z o ś ć r a n g ą od wszel­
kiej m o c y . W i e r z y , ż e n i e m a n a ziemi ż a d n e j m o c y ,
k t ó r a b y d o p i e r o z n i e g o nie c z e r p a ł a s w e g o z n a c z e ­
nia, s w e g o p r a w a d o istnienia, s w o j e j w a r t o ś c i , j a k o
n a r z ę d z i e do j e g o dzieła, j a k o d r o g a i ś r o d e k do
j e g o celu, j e d y n e g o celu . . . G d z i e j e s t p r z e c i ­
w i e ń s t w o t e g o z w a r t e g o s y s t e m u woli, celu i in­
t e r p r e t a c y i ? C z e m u b r a k t e g o p r z e c i w i e ń s t w a ?. . .
G d z i e ż j e s t i n n y »cel j e d y n y « ? . . . L e c z m ó w i ą mi,
że n i e b r a k t e g o p r z e c i w i e ń s t w a , że w i o d ł o ono nie­
t y l k o długą, szczęśliwą w a l k ę z o w y m ideałem, że
owszem we wszystkich głównych s p r a w a c h opano­
w a ł o ó w ideał. C a ł a n a s z a w s p ó ł c z e s n a w i e d z a
j e s t t e g o ś w i a d e c t w e m , — ta w s p ó ł c z e s n a w i e d z a ,
która, j a k o w ł a ś c i w a filozofia r z e c z y w i s t o ś c i , j a w n i e
w i e r z y t y l k o w siebie samą, j a w n i e p o s i a d a o d w a g ę
12*
18o
i w o l ę b y ć sobą i d o ś ć d o b r z e dotąd r a d z i ł a sobie
bez Boga, z a ś w i a t a i c n ó t z a p r z e c z n y c h . T y m c z a s e m
t a k ą w r z a w ą i a g i t a t o r s k ą g a d a n i n ą nic się u m n i e
nie w s k ó r a . Ci t r ę b a c z e r z e c z y w i ś c i są l i c h y m i mu­
z y k a n t a m i , s ł y c h a ć , ż e g ł o s y ich n i e w y c h o d z ą
z głębi, że n i e p r z e m a w i a z n i c h b e z d e ń n a u k o ­
w e g o s u m i e n i a — bo dziś s u m i e n i e n a u k o w e j e s t bezdnią — , s ł o w o »wiedza« j e s t w t y c h p y s k a c h t r ę b a c ­
kich j e d y n i e n i e r z ą d e m , n a d u ż y c i e m , b e z w s t y d e m .
W ł a ś n i e p r z e c i w i e ń s t w o tego, c o twierdzą, j e s t p r a w d ą :
w i e d z a z k o n i e c z n o ś c i nie m a dziś ż a d n e j w i a r y
w siebie, nie m ó w i ą c j u ż o i d e a l e p o n a d sobą —
a gdzie w o g ó l e j e s t j e s z c z e namiętnością, miłością,
ż a r e m , c i e r p i e n i e m , t a m n i e jest p r z e c i w i e ń s t w e m
owego ideału ascetycznego, raczej jego n a j m ł o d ­
s z ą i n a j d o s t o j n i e j s z ą formą. B r z m i w a m t o
d z i w n i e ? . . . Z a p e w n e j e s t i p o ś r ó d dzisiejszych uczo­
n y c h dość p r a w y c h i s k r o m n y c h r o b o t n i k ó w , k t ó r y m
p o d o b a się ich m a ł y kącik i k t ó r z y dla tego, że im
się w nim p o d o b a , w y g ł a s z a j ą c z a s e m c o k o l w i e k
n i e p r z y z w o i t e ż ą d a n i e : ż e n a l e ż y dziś w o g ó l e b y ć
z a d o w o l o n y m , z w ł a s z c z a z n a u k i , tyleż bo w niej
z d z i a ł a ć m o ż n a p o ż y t e c z n e g o . Nie p r z e c z ę : n a j m n i e j
m a m ochoty tym uczciwym robotnikom psuć uciechę
z ich rzemiosła, bo lubię ja tę i c h robotę. L e c z to,
że p r a c u j e się dziś w n a u c e s u r o w o , i że istnieją za­
d o w o l e n i robotnicy, n i e d o w o d z i j e s z c z e koniecznie,
ż e b y n a u k a j a k o c a ł o ś ć m i a ł a dziś cel, wolę, ideał,
n a m i ę t n o ś ć wielkiej w i a r y . J a k się r z e k ł o , r z e c z m a
się p r z e c i w n i e : g d z i e nie j e s t n a j n o w s z ą formą poja­
w i a n i a się i d e a ł u a s c e t y c z n e g o — c h o d z i tu o z b y t
r z a d k i e , dostojne, w y s z u k a n e w y p a d k i , a ż e b y m o g ł y
w p ł y n ą ć na z m i a n ę o g ó l n e g o s ą d u — , jest dziś w i e -
181
dza s c h o w k i e m dla w s z e l k i e g o r o d z a j u z n i e c h ę ­
cenia, n i e w i a r y , p o d j a d k ó w t o c z ą c y c h , despcctio sui,
nieczystego sumienia, jest n i e p o k o j e m braku
ideału, c i e r p i e n i e m z p o w o d u b r a k u wielkiej miłości,
niezadowoleniem z powodu n i e d o b r o w o l n e g o
p o p r z e s t a n i a n a m a ł e m . Och, c z e g ó ż nie k r y j e dziś
p o d s w y m p ł a s z c z e m w i e d z a ! A p r z y n a j m n i e j ileż
m a u k r y w a ć ! D z i e l n o ś ć n a s z y c h n a j l e p s z y c h uczo­
n y c h , i c h pilność bez o p a m i ę t a n i a , ich d n i e m i n o c ą
d y m i ą c e g ł o w y , s a m o ich r z e m i e ś l n i c z e m i s t r z o s t w o j a k ż e często w ł a ś c i w y m t e g o w s z y s t k i e g o s e n s e m jest,
by c z e g o ś nie w i d z i e ć ! N a u k a j a k o ś r o d e k o g ł u s z e ­
nia s i ę : z n a c i e t o ? . . . R a n i się i c h — d o ś w i a d ­
c z a tego k a ż d y , kto obcuje z u c z o n y m i
czasem
j e d n e m n i e w i n n e m s ł o w e m a ż d o kości, n a p a w a się
s w o i c h u c z o n y c h p r z y j a c i ó ł g o r y c z ą p r z e c i w sobie
w chwili, g d y się sądzi, że się im c z e ś ć o d d a j e ; w y ­
p r o w a d z a się i c h z r ó w n o w a g i d l a t e g o j e d y n i e , że
się było za g r u b i a ń s k i m , by o d g a d n ą ć , z kim się
w ł a ś c i w i e m a d o czynienia, ż e t o c i e r p i ą c y , któ­
r z y s a m i p r z y z n a ć się nie c h c ą do tego, c z e m są,
o g ł u s z e n i i n i e p r z y t o m n i , k t ó r z y j e d n e g o t y l k o się
boją: p o w r o t u d o ś w i a d o m o ś c i . . .
24.
— T e r a z z a ś p r z y p a t r z m y się o w y m r z a d s z y m
w y p a d k o m , o k t ó r y c h m ó w i ł e m , o s t a t n i m idealistom, któ­
r z y istnieją dziś w ś r ó d filozofów i u c z o n y c h . C z y są to
może szukani p r z e c i w n i c y ideału ascetycznego,
i d e a l i ś c i w kierunku jemu przeciwnym? W rzeczy
182
s a m e j , w i e r z ą , że są nimi, ci »niewierzący« (bo tem
są w s z y s c y bez wyjątku). To w ł a ś n i e , że są p r z e c i w ­
n i k a m i t e g o ideału, z d a j e się b y ć o s t a t k i e m i c h w i a r y ,
t a k p o w a ż n i są na t y m p u n k c i e , t a k n a m i ę t n e m w tym
w ł a ś n i e w y p a d k u ich słowo, i c h gest. C z y d l a t e g o
j u ż ma b y ć to p r a w d ą , w co w i e r z ą ? . . . My »poz n a j ą c y « j e s t e ś m y w ł a ś n i e nieufni w z g l ę d e m w s z e l ­
kiego r o d z a j u w i e r z ą c y c h . Nieufność n a s z a n a u c z y ł a
n a s s t o p n i o w o w n i o s k o w a ć p r z e c i w n i e , niż w n i o s k o ­
w a n o d a w n i e j : m i a n o w i c i e w s z ę d z i e , g d z i e siła w i a r y
bardzo na pierwszy plan występuje,
wnioskować
0 pewnej słabej możności dowodu, n a w e t o n i e ­
p r a w d o p o d o b i e ń s t w i e r z e c z y , w którą się
w i e r z y . I my nie p r z e c z y m y , że w i a r a »uszczęśliwia«.
W ł a ś n i e d l a t e g o przeczymy, ż e wiara d o w o ­
d z i . Silna w i a r a , k t ó r a uszczęśliwia, w z n i e c a p o d e j ­
r z e n i e p r z e c i w temu, w co w i e r z y , p o t w i e r d z a o n a
nie » p r a w d ę « , p o t w i e r d z a p e w n e p r a w d o p o d o b i e ń ­
s t w o — z ł u d y. J a k ż e się r z e c z ma w t y m w y ­
p a d k u ? — Ci dzisiejsi p r z e c z y c i e l e , ci s t r o n i ą c y od
d n i a dzisiejszego, c i b e z w z g l ę d n i n a j e d n y m p u n k c i e ,
w p r e t e n s y i do i n t e l e k t u a l n e j czystości, te t w a r d e ,
surowe, wstrzemięźliwe, bohaterskie duchy, które są
z a s z c z y t e m n a s z e g o czasu, w s z y s c y c i bladzi ateiści,
a n t y c h r y ś c i , bezmoraliści, nihiliści, ci s c e p t y c y , ephektycy, h e k t y c y d u c h o w i (ostatnimi s ą w s z y s c y ra­
z e m i k a ż d y z o s o b n a w j a k i e m ś znaczeniu), ci ostatni
idealiści w poznaniu, w k t ó r y c h j e d y n i e m i e s z k a dziś
i w k t ó r y c h wcieliło się s u m i e n i e i n t e l e k t u a l n e , —
u w a ż a j ą się r z e c z y w i ś c i e za w y z w o l o n y c h w n a j w y ż ­
s z y m stopniu od i d e a ł u a s c e t y c z n e g o , te » w o l n e ,
b a r d z o w o l n e d u c h y « . A j e d n a k p r a g n ę p r z e d nimi
z d r a d z i ć , c z e g o sami widzieć nie mogą, bo stoją z b y t
183
blizko siebie: t e n i d e a ł jest w ł a ś n i e i i c h i d e a ł e m ,
oni s a m i są dziś p r z e d s t a w i c i e l a m i j e g o i m o ż e nikt
w i ę c e j , oni s a m i s ą j e g o n a j b a r d z i e j p r z e d u c h o w i o n y m i w y r o d k a m i , j e g o n a j b a r d z i e j w y s u n i ę t y m sze­
regiem wojennym i w y w i a d o w c z y m podjazdem, jego
n a j p o d c h w y t l i w s z ą , najdelikatniejszą, n a j n i e u c h w y t n i e j szą formą u w o d z e n i a . Jeśli w c z e m k o l w i e k j e s t e m
odgadywaczem, chcę nim być w tem z d a n i u ! . . .
Daleko i m jeszcze d o w o l n y c h duchów, b o w i e ­
r z ą j e s z c z e w p r a w d ę . . . Kiedy chrześciańscy
k r z y ż o w c y zetknęli się na W s c h o d z i e z o w y m nie­
zwyciężonym zakonem Assassynów, o w y m zakonem
w o l n y c h d u c h ó w par excellence,
g d z i e najniżej sto­
j ą c y s t o p n i e m żyli w p o s ł u s z e ń s t w i e , j a k i e m u p o d o b ­
n e g o nie osiągnął ż a d e n z a k o n m n i s z y , w t e d y zdo­
byli j a k i m ś s p o s o b e m w s k a z ó w k ę , d o t y c z ą c ą o w e g o
s y m b o l u i godła, z a s t r z e ż o n e g o t y l k o dla n a j w y ż e j
s t o p n i e m s t o j ą c y c h , j a k o ich secretum : »Nic nie j e s t
p r a w d ą , w s z y s t k o wolno« . . . Otóż to b y ł a w o l ­
n o ś ć ducha, t e m w y m ó w i o n o wiarę nawet
p r a w d z i e . . . C z y j a k i europejski, c h r z e ś c i a ń s k i w o l n y
d u c h z a b ł ą k a ł się j u ż k i e d y d o l a b i r y n t u t e g o z d a n i a
i jego labiryntowych k o n s e k w e n c y i ? . . . Czy
z n a z d o ś w i a d c z e n i a m i n o t a u r a tej j a s k i n i ? . . .
W ą t p i ę o tem, co w i ę c e j , w i e m c o ś i n n e g o : nic nie
jest b a r d z i e j o b c e t y m b e z w z g l ę d n y m w j e d n e m , t y m
t a k z w a n y m » w o l n y m d u c h o m « , niż w ł a ś n i e w o l ­
ność i zerwanie pęt w wszelkiem znaczeniu. Pod
ż a d n y m w z g l ę d e m nie s ą w ł a ś n i e b a r d z i e j s p ę t a n i :
w ł a ś n i e w w i e r z e w p r a w d ę są, j a k nikt inny, silni
i b e z w z g l ę d n i . Z n a n e mi to w s z y s t k o m o ż e n a z b y t
zblizka. O w a s z a c u n k u g o d n a w s t r z e m i ę ź l i w o ś ć filo­
zofów, d o której z o b o w i ą z u j e t a k a w i a r a , ó w s t o i c y z m
184
umysłowy, który ostatecznie równie surowo zabrania
sobie z a p r z e c z a n i a , j a k p o t w i e r d z a n i a , o w a c h ę ć
z a t r z y m y w a n i a się p r z e d t e m c o f a k t y c z n e , p r z e d
factum brutum, ów fatalizm »des petits f a i t s « (ce petit
fatalisme, j a k go n a z y w a m ) , w c z e m f r a n c u s k a n a u k a
s z u k a dziś m o r a l n e g o p i e r w s z e ń s t w a p r z e d niemiecką,
o w o z r z e c z e n i e się i n t e r p r e t a c y i w o g ó l e (pogwałcenia,
przykrojenia, skrócenia, opuszczenia, wypchania, wy­
m y ś l e n i a , p r z e k r ę c e n i a i w s z y s t k i e g o w o g ó l e co do
i s t o t y i n t e r p r e t o w a n i a należy) — w s z y s t k o t o w y ­
r a ż a , o g ó ł e m biorąc, r ó w n i e d o b r z e a s c e t y z m cnoty,
j a k w s z e l k i e z a p r z e c z e n i e z m y s ł o w o ś c i (jest to w g r u n ­
cie tylko modus t e g o z a p r z e c z e n i a ) . Co j e d n a k do
n i e g o z m u s z a , c o j e s t o w ą b e z w z g l ę d n ą żądzą p r a w d y ,
t o w i a r a w s a m i d e a ł a s c e t y c z n y , choćby
j a k o jej n i e ś w i a d o m y i m p e r a t y w , nie n a l e ż y się łu­
dzić c o d o t e g o ; t o w i a r a w m e t a f i z y c z n ą w a r ­
tość, w w a r t o ś ć s a m ą w s o b i e p r a w d y , tak j a k
j e d y n i e w ideale o w y m j e s t p o r ę c z o n a i z a p i e c z ę t o ­
w a n a (trwa o n a i p r z e m i j a z o w y m ideałem). S u r o w o
s ą d z ą c , n i e m a ż a d n e j n a u k i b e z a priori. Myśli o ta­
kiej n a u c e nie m o ż n a w y m y ś l i ć , j e s t o n a p a r a l o g i c z n a .
Z a w s z e w p i e r w m u s i istnieć filozofia, » w i a r a « , b y
w i e d z a m o g ł a z niej w y c i ą g n ą ć kierunek, sens, g r a ­
nicę, m e t o d ę , p r a w o istnienia. (Kto t o r o z u m i e od­
w r o t n i e , kto n a p r z y k ł a d z a m i e r z a o p r z e ć filozofię n a
»czysto n a u k o w y c h p o d s t a w a c h « , ten m u s i w p i e r w
nietylko filozofię, lecz i p r a w d ę p r z e w r ó c i ć d o
g ó r y n o g a m i ; najgorsza t o obraza przyzwoitości,
jaka spotkać może dwie tak czcigodne niewiasty!)
T a k , nie u l e g a w ą t p l i w o ś c i - i tu d o p u s z c z a m do
g ł o s u m o j ą » W i e d z ę r a d o s n ą « , por. jej piątą k s i ę g ę
str. 275 i nast. — »ów p r a w d z i w y , w o w e m s z a l o n e m
185
i o s t a t n i e m znaczeniu, o j a k i e m myśli w i a r a w n a u k ę ,
p o t w i e r d z a w t e n s p o s ó b ś w i a t i n n y , nie
z a ś ś w i a t życia, p r z y r o d y i dziejów. A jeżeli ten
»inny ś w i a t « p o t w i e r d z a , j a k t o ? c z y ż nie m u s i w ł a ś ­
nie t e m s a m e m z a p r z e c z a ć j e g o dopełnienia, t e g o ś w i a t a ,
n a s z e g o ś w i a t a ? . . . W i a r a , na której n a s z a w i a r a
w naukę spoczywa, to wciąż jeszcze w i a r a m e t a ­
f i z y c z n a , — i m y dzisiejsi p o z n a j ą c y , m y bez­
bożni, m y a n t y m e t a f i z y c y , i m y j e s z c z e c z e r p i e m y
s w ó j ogień z o w e g o p o ż a r u , k t ó r y w z n i e c i ł a t y s i ą c e
lat licząca w i a r a , o w a w i a r a c h r z e ś c i a n , b ę d ą c a też
w i a r ą P l a t o n a , ż e b ó g j e s t p r a w d ą , ż e p r a w d a jest
b o s k a . . . L e c z cóż, jeśli to w ł a ś n i e c o r a z b a r d z i e j
n i e w i a r o g o d n e m się staje, jeśli n i c j u ż za b o s k i e nie
j e s t u w a ż a n e , c h y b a p o m y ł k a , ślepota, k ł a m s t w o ,
jeśli b ó g s a m o k a z u j e się n a j d ł u ż e j t r w a j ą c e m
kłamstwem?
-W
tem miejscu trzeba stanąć
i n a m y ś l a ć się d ł u g o . N a u k a s a m a p o t r z e b u j e
t e r a z u s p r a w i e d l i w i e n i a (nie z n a c z y to j e d n a k , że ono
dla niej istnieje). Z a j r z y j m y , ze w z g l ę d u na to pyta­
nie, do n a j s t a r s z y c h i n a j m ł o d s z y c h filozofów. W nich
w s z y s t k i c h brak ś w i a d o m o ś c i , ż e ż ą d z a w i e d z y s a m a
dopiero w y m a g a usprawiedliwienia, na t y m punkcie
istnieje l u k a w k a ż d e j filozofii. S k ą d to p o c h o d z i ? Bo
i d e a ł a s c e t y c z n y p a n o w a ł dotąd n a d całą filo­
zofią, b o p r z y j m o w a n o p r a w d ę j a k o byt, j a k o boga,
jako najwyższą nawet instancyę,
b o p r a w d y nie
ś m i a n o uczynić problematem. Czy rozumiecie t o
»nie śmiano«? — Od c h w i l i g d y z a p r z e c z o n a z o s t a ł a
w i a r a w b o g a ideału a s c e t y c z n e g o , i s t n i e j e t e ż
n o w y p r o b l e m a t : o w a r t o ś c i p r a w d y . — Żą­
dza p r a w d y w y m a g a k r y t y k i — o k r e ś l m y z a r a z e m
swoje własne zadanie —, trzeba wartość p r a w d y raz
186
187
n a próbę p o d a ć w w ą t p l i w o ś ć . . . (Komu t o
z d a j e się z a krótko p o w i e d z i a n e , t e m u p o l e c a m p r z e ­
czytać na nowo ów ustęp »Wiedzy radosnej«, który
nosi n a g ł ó w e k : »O ile i my j e s z c z e bogobojni j e ­
s t e ś m y « str. 273 i nast., najlepiej całą piątą k s i ę g ę
w y m i e n i o n e g o dzieła, t a k s a m o p r z e d m o w ę d o »Jutrzenki«).
25.
N i e ! N i e c h mi nikt nie p r z y c h o d z i z wiedzą, g d y
s z u k a m n a t u r a l n e g o a n t a g o n i s t y ideału a s c e t y c z n e g o ,
g d y p y t a m : »gdzie j e s t p r z e c i w n i c z a wola, w k t ó r e j
w y r a ż a się jej p r z e c i w n i c z y i d e a ł ? « N a t o
o p i e r a się w i e d z a n a z b y t m a ł o n a sobie s a m e j , po­
trzebuje w k a ż d y m względzie dopiero jakiegoś ideału
w a r t o ś c i , j a k i e j ś s t w a r z a j ą c e j w a r t o ś c i m o c y , w któ­
r e j b y s ł u ż b i e d o p i e r o ś m i a ł a w i e r z y ć w sie­
bie samą, — o n a s a m a nie s t w a r z a w a r t o ś c i . J e j
s t o s u n e k do i d e a ł u a s c e t y c z n e g o nie j e s t w sobie
s a m y m wcale jeszcze antagonistyczny. Głównie przed­
s t a w i a o n a n a w e t r a c z e j p o p ę d z a j ą c ą siłę w jej w e wnętrznem ukształtowaniu. Jej sprzeczność i walka,
b a d a j ą c przenikliwiej, nie stosuje się w c a l e do i d e a ł u
s a m e g o , lecz tylko d o j e g o z e w n ę t r z n o ś c i , p r z y b r a n i a ,
maski, do jego czasowego stwardnienia, zdrewnienia,
z d o g m a t y z o w a n i a , — o b u d z a ona w nim n a n o w o ży­
cie, z a p r z e c z a j ą c tego, co w nim e g z o t e r y c z n e . Oboje,
n a u k a i i d e a ł a s c e t y c z n y , stoją p r z e c i e n a j e d n y m
g r u n c i e — d a ł e m to j u ż do p o z n a n i a . M i a n o w i c i e na
j e d n a k i e m p r z e c e n i e n i u p r a w d y ( w ł a ś c i w i e j : n a jed-
n a k i e j w i e r z e , ż e p r a w d y nie m o ż n a o c e n i a ć , a n i
k r y t y k o w a ć ) . W ł a ś n i e p r z e z t o s ą sobie z k o n i e c z ­
n o ś c i s p r z y m i e r z e ń c a m i , tak, ż e jeśli s ą z w a l c z a n e ,
m o g ą też b y ć tylko w s p ó l n i e z w a l c z a n e i p o d a w a n e
w wątpliwość. Szacowanie ideału ascetycznego po­
c i ą g a za sobą n i e c h y b n i e i s z a c o w a n i e w a r t o ś c i n a u k i :
n a t o z a w c z a s u p r z e t r z y j c i e oczy, z a o s t r z c i e s ł u c h !
( S z t u k a , mówiąc nawiasem, bo kiedyś wrócę do
tego na dłużej, — sztuka, w której właśnie k ł a m ­
s t w o się u ś w i ę c a , a ż ą d z a z ł u d y m a c z y s t e su­
m i e n i e u boku, j e s t b a r d z i e j z a s a d n i c z o , niż n a u k a ,
przeciwstawna ideałowi ascetycznemu. T a k odczuwał
t o i n s t y n k t P l a t o n a , t e g o n a j w i ę k s z e g o w r o g a sztuki,
j a k i e g o dotąd w y d a ł a E u r o p a . P l a t o p r z e c i w Ho­
m e r o w i : oto cały, s z c z e r y a n t a g o n i z m . T a m »zaświat o w i e c « n a j l e p s z e j woli, wielki p o t w a r c a życia, t u
tego ż y c i a p o n i e w o l n y b ó s t w i c i e l , n a t u r a z ł o t a .
U s ł u ż n o ś ć a r t y s t y w służbie ideału a s c e t y c z n e g o
jest przeto właściwą k o r u p c y ą artystyczną, j a k a
t y l k o b y ć może, n i e s t e t y i j e d n ą z n a j p o w s z e d n i e j szych. Bo niema nic bardziej ulegającego korupcyi
n a d artystę.) I z f i z y o l o g i c z n e g o p u n k t u w i d z e n i a ,
stoi n a u k a n a t y m s a m y m g r u n c i e , c o i d e a ł a s c e ­
t y c z n y . P e w n e z u b o ż e n i e ż y c i a j e s t tu, j a k t a m
założeniem, ochłodzone uczucia, zwolnione tempo,
dyalektyka zamiast instynktu, p o w a g ą napiętno­
w a n e t w a r z e i g e s t y (powagą, tą n a j n i e w ą t p l i w s z ą
oznaką mozolniejszej przemiany materyi, zmagają­
c e g o się, ciężej p r a c u j ą c e g o życia). P r z y p a t r z m y się
o k r e s o m k t ó r e g o k o l w i e k n a r o d u , w k t ó r y c h na p i e r w ­
szy p l a n w y s u w a się u c z o n y . S ą t o o k r e s y z n u ż e n i a ,
c z ę s t o z m i e r z c h u , u p a d k u , — p r z e l e w n a siła, p e w ­
n o ś ć życia, p e w n o ś ć p r z y s z ł o ś c i znikły. P r z e -
188
w a g a m a n d a r y n a nie o z n a c z a n i g d y nic d o b r e g o :
r ó w n i e j a k w y n u r z e n i e się d e m o k r a c y i , r o z j e m c z y c h
s ą d ó w p o k o j u z a m i a s t wojen, r ó w n o u p r a w n i e n i a ko­
biet, religii litości i w s z y s t k i c h i n n y c h zresztą o z n a k
o p a d a j ą c e g o życia. (Nauka j a k o p r o b l e m a t ; c o o z n a ­
c z a ? — p o r . o t e m p r z e d m o w ę do » N a r o d z i n T r a gedyi«). — N i e ! ta n a u k a w s p ó ł c z e s n a — o t w ó r z c i e
tylko na nią o c z y - j e s t tymczasem najlepszą sprzymierzeńczynią ideału ascetycznego, i właśnie dlatego,
że jest najbardziej nieuświadomiona, najmniej dobro
wolna, najtajemniejsza, najpodziemniejsza! W jedną
g r ę g r a l i dotąd » u b o d z y d u c h e m « i n a u k o w i p r z e ­
c i w n i c y o w e g o i d e a ł u (mówiąc n a w i a s e m , s t r z e ż m y
się m y ś l e ć , ż e s ą j e g o p r z e c i w i e ń s t w e m , n i e j a k o j a k
b o g a c i d u c h e m n i e s ą niem, n a z w a ł e m i c h h e k t y kami duchowymi). T e sławne z w y c i ę s t w a tych
o s t a t n i c h : n i e w ą t p l i w i e , są to z w y c i ę s t w a — lecz n a d
c z e m ? Nie p o k o n a ł y o n e w c a l e i d e a ł u a s c e t y c z n e g o ,
s t a ł się o n r a c z e j m o c n i e j s z y , t o j e s t n i e u c h w y t n i e j szy, b a r d z i e j d u c h o w y , b a r d z i e j z w o d n i c z y p r z e z to,
ż e z a w s z e j a k i ś mur, j a k i ś szaniec, p r z y b u d o w a n y
doń i w z g r u b i a j ą c y j e g o w y g l ą d , p a d a ł bez mi­
łosierdzia, o d w a l o n y c i o s e m n a u k i . C z y r z e c z y w i ś c i e
sądzicie, j a k o b y k l ę s k a a s t r o n o m i i t e o l o g i c z n e j ozna­
c z a ł a k l ę s k ę o w e g o i d e a ł u ? . . . Czy c z ł o w i e k m n i e j
p o t r z e b u j e z a ś w i a t o w e g o r o z w i ą z a n i a s w e j za­
g a d k i istnienia p r z e z to, ż e t o istnienie o d t e g o c z a s u
w y d a j e się j e s z c z e dowolniejsze, poboczniejsze, zbędniejsze w w i d o c z n y m p o r z ą d k u r z e c z y ?
Czyż
w ł a ś n i e s a m o z m n i e j s z a n i e się c z ł o w i e k a , j e g o c h ę ć
s a m o z m n i e j s z e n i a nie p o s t ę p u j e n a p r z ó d n i e p o w s t r z y ­
m a n i e od K o p e r n i k a ? A c h , w i a r a w j e g o g o d n o ś ć ,
w to, że jest j e d y n y , niezastąpiony
w hierarchii
189
s t w o r z e ń , znikła. C z ł o w i e k stał się z w i e r z ę c i e m ,
z w i e r z ę c i e m , bez p o r ó w n a n i a , w y ł ą c z e n i a i z a s t r z e ­
żenia, on, k t ó r y w d a w n i e j s z e j s w e j w i e r z e b y ł niel e d w o b o g i e m (»dziecię boskie«, »Bóg - człowiek«) . . .
o d c z a s u K o p e r n i k a d o s t a ł się człowiek, z d a się, n a
r ó w n i ę p o c h y ł ą . S t a c z a się o d t ą d c o r a z s z y b c i e j o d
punktu środkowego — dokąd? w nicość? w » p r z e w i e r c a j ą c e« u c z u c i e s w e j nicości ? ... H e j ż e ! T o b y
była prosta droga właśnie do s t a r e g o ideału? ...
W s z e l k a n a u k a ( a w c a l e nie a s t r o n o m i a t y l k o ,
o której upokarzającem i zniżającem działaniu uczy­
nił K a n t z a z n a c z e n i a g o d n e w y z n a n i e , »niszczy o n a
mą w a ż n o ś ć « . . .) w s z e l k a n a u k a , t a k n a t u r a l n a , j a k
n i e n a t u r a l n a — tak n a z y w a m samokrytykę po­
z n a n i a — d ą ż y dziś do w y b i c i a c z ł o w i e k o w i z g ł o w y
j e g o d o t y c h c z a s o w e g o s z a c u n k u dla siebie, j a k g d y b y
s z a c u n e k ten nie b y ł niczem, j e n o d z i w a c z n ą zaro­
zumiałością. M o ż n a b y n a w e t r z e c , ż e z a s a d z a o n a
w ł a s n ą s w ą d u m ę , w ł a s n ą c i e r p k ą f o r m ę stoickiej
a t a r a k s y i n a p o d t r z y m a n i u tej m o z o l n i e z d o b y t e j
c z ł o w i e c z e j p o g a r d y siebie, j a k o o s t a t e c z n e g o i n a j ­
poważniejszego p r a w a do szacunku w w ł a s n y c h
o c z a c h (w s a m e j r z e c z y słusznie : bo p o g a r d z a j ą c y
j e s t z a w s z e j e s z c z e k i m ś , k t ó r y »nie z a p o m n i a ł
czcić« . . . ) C z y p r z e z t o p r z e c i w d z i a ł a s i ę
w ł a ś c i w i e i d e a ł o w i a s c e t y c z n e m u ? C z y sądzi się j e s z ­
c z e n a p r a w d ę z c a ł ą p o w a g ą (jak t o d ł u g i c z a s w y o b r a ż a l i sobie teologowie), że z w y c i ę s t w o , o d n i e s i o n e
przez
Kanta
n a d teologiczną
dogmatyką
pojęć
(»bóg«, »dusza«, »wolność«, »nieśmiertelność«), s p r a ­
wiło u s z c z e r b e k o w e m u i d e a ł o w i ? ( p r z y c z e m n i e c h
n a s n a r a z i e n i c nie o b c h o d z i , c z y K a n t s a m coś p o ­
d o b n e g o c h o ć b y t y l k o m i a ł n a widoku). T o p e w n a ,
190
191
że w s z y s c y transcedentaliści od czasu K a n t a mają
p r z e d sobą z n o w u g r ę w y g r a n ą , — w y z w o l e n i zostali
z p o d w ł a d z y t e o l o g ó w : co za s z c z ę ś c i e ! — w s k a z a ł
i m o n o w ą tajną d r ó ż k ę , p o k t ó r e j m o g ą odtąd n a
własną rękę i z największą naukową przyzwoitością
iść z a s p r a g n i e n i e m s w y c h s e r c « . T a k s a m o : k t ó ż b y
m ó g ł odtąd m i e ć z a złe a g n o s t y k o m , jeśli, j a k o czci­
ciele n i e z n a n e g o i t a j e m n i c z e g o w sobie, s a m z n a k
z a p y t a n i a wielbią, j a k o b o g a ? ( K s a w e r y D o u d a n
w s p o m i n a les ravages, k t ó r e s p r a w i ł a l'habitude d'admircr
l'inintelligible
au lieu de rester tout simple­
ment dans l'inconnu ; sądzi on, że s t a r z y obchodzili
się b e z tego). P r z y p u ś c i w s z y , że w s z y s t k o , co czło­
w i e k »poznaje«, nie z a d a w a l a j e g o p r a g n i e ń , r a c z e j
s p r z e c z n e j e s t z n i e m i i p r z e j m u j e grozą: co za boski
w y b i e g m ó d z s z u k a ć w i n y t e g o nie w » p r a g n i e n i a c h « ,
lecz w »poznaniu« ! . . . Niema żadnego poznania,
w i ę c j e s t Bóg« : co za n o w a elegantia syllogismi!
co za tryumf ideału a s c e t y c z n e g o ! —
26.
— L u b c z y ż m o ż e c a ł e w s p ó ł c z e s n e dziejopi­
s a r s t w o p r z y b r a ł o p e w n i e j s z ą życia, p e w n i e j s z ą i d e a ł u
p o s t a w ę ? J e g o n a j w y t w o r n i e j s z ą p r e t e n s y ą j e s t te­
r a z : b y ć z w i e r c i a d ł e m . O d r z u c a ono w s z e l k ą
teleologie; nie c h c e j u ż w c a l e » d o w o d z i ć « ; g a r d z i od­
g r y w a n i e m roli sędziego, i n a t e m p o l e g a j e g o d o b r y
s m a k , n i e p o t w i e r d z a , t a k s a m o , j a k nie z a p r z e c z a ,
u s t a l a , »opisuje« . . . W s z y s t k o to j e s t w w y s o k i m
stopniu ascetyczne. Lecz jest równocześnie w jeszcze
w y ż s z y m stopniu n i h i l i s t y c z n e , c o d o t e g o nie
n a l e ż y się m y l i ć ! J e s t t o s m u t n e , t w a r d e lecz z d e c y ­
d o w a n e spojrzenie, — oko, k t ó r e w y z i e r a , j a k w y ­
z i e r a o s a m o t n i a ł y p o d r ó ż n i k p o p o d b i e g u n o w e j pół­
n o c y (może a b y nie w z i e r a ć , w s t e c z nie s p o z i e r a ć ? . . . )
Tu śnieg leży, tu życie oniemiało, ostatnie w r o n y ,
k t ó r e t u kraczą, z w ą się » p o c o ? « , » d a r e m n i e ! «
»nada!« Tu nic n i e w s c h o d z i i nie rośnie, n a j w y ż e j
m e t a p o l i t y k a p e t e r s b u r s k a i t o ł s t o j o w s k i e »współczu­
cie«. C o się j e d n a k t y c z y o w e g o i n n e g o r o d z a j u hi­
storyków, rodzaju może jeszcze »nowocześniejszego«,
r o d z a j u u ż y w a j ą c e g o , lubieżnego, z a r ó w n o z ż y c i e m
jak z ascetycznym ideałem oczkującego, który słowa
»artysta« j a k r ę k a w i c z e k u ż y w a i c h w a ł ę k o n t e m p l a cyi wziął dziś z u p e ł n i e dla siebie w a r e n d ę : och,
jakąż ci słodcy sprytnisie wzbudzają tęsknotę n a w e t
c h o ć b y za a s c e t a m i i k r a j o b r a z e m z i m o w y m ! Nie !
n i e c h d y a b l i biorą t e n l u d e k » o g l ą d a c z y « . O ileż
c h ę t n i e j w o l ę j u ż z o w y m i h i s t o r y c z n y m i nihilistami
w ę d r o w a ć w najposępniejszych, szarych, zimnych
m g ł a c h ; g d y b y m w y b i e r a ć m u s i a ł , nie z a l e ż a ł o b y m i
n i c n a tem, b y d a ć p o s ł u c h u m y s ł o w i n a w e t niehis t o r y c z n e m u , p r z e c i w h i s t o r y c z n e m u (jak o w e m u D ü h ringowi, k t ó r e g o d ź w i ę k a m i o s z a ł a m i a się w dzisiej­
s z y c h N i e m c z e c h p e w n a dotąd j e s z c z e n i e ś m i a ł a ,
j e s z c z e nie c h c ą c a się p r z y z n a ć species » p i ę k n y c h
d u c h ó w « , species anarchistica
wśród wykształconego
p r o l e t a r y a t u ) . S t o k r o ć g o r s i są o w i » o g l ą d a c z e « . Nie
z n a m nic w s t r ę t n i e j s z e g o n a d taki » o b j e k t y w n y « fo­
tel, n a d t a k i e g o g a g a t k a , r o z k o s z u j ą c e g o się t e a t r e m
historyi, pół klechę, pół s a t y r a , u p e r f u m o w a n e g o R e nanem, zdradzającego już wysokim falsetem swego
u z n a n i a , c z e g o m u nie dostaje, g d z i e m u n i e dostaje,
192
g d z i e w t y m wypadku okrutne nożyce Parki ach!
nazbyt chirurgicznie były w robocie! To drażni mój
s m a k , a t a k ż e mą c i e r p l i w o ś ć . Niech w o b e c t a k i c h
w i d o k ó w z a c h o w u j e s w ą cierpliwość, kto nie m a
z niej nic do stracenia. Mnie o b u r z a taki widok, t a c y
»widzowie« rozgoryczają mnie przeciw widowisku
w i ę c e j j e s z c z e niż w i d o w i s k o (sama h i s t o r y a , rozu­
m i e c i e mnie), n i e p r z e w i d z i a n i e n a c h o d z i m n i e p r z y t e m a n a k r e o ń s k i h u m o r . N a t u r a , k t ó r a b y k o w i d a ł a róg,
l w u χάσμ' όδόντων, p o c ó ź m n i e d a ł a n a t u r a n o g ę ? . . .
Do stąpania, na ś w i ę t e g o A n a k r e o n t a ! a nietylko do
u c i e k a n i a ; d o z d e p t a n i a s p r ó c h n i a ł y c h stolców, t c h ó r z ­
l i w e g o oglądania, l u b i e ż n e g o e u n u c h o s t w a w o b e c historyi, o c z k o w a n i a z i d e a ł e m a s c e t y c z n y m , s p r a w i e d ­
l i w e g o ś w i ę t o s z k o s t w a i m p o t e n c y i ! J e s t e m z całą
czcią dla i d e a ł u a s c e t y c z n e g o , o i l e o n j e s t
u c z c i w y m ! j a k d ł u g o w i e r z y s a m w siebie i nie
b ł a z n u j e ! ale nie m o g ę z n i e ś ć w s z y s t k i c h t y c h kokie­
t u j ą c y c h p l u s k i e w , k t ó r y c h a m b i c y a z a s a d z a się n a
w y w ą c h i w a n i u n i e s k o ń c z o n o ś c i , aż w k o ń c u i nie­
s k o ń c z o n o ś ć p l u s k w a m i śmierdzi. Nie m o g ę znieść
t y c h p o b i e l a n y c h g r o b ó w , k t ó r e o d g r y w a j ą r o l ę ży­
cia. Nie m o g ę z n i e ś ć t y c h z n u ż o n y c h i z u ż y t y c h ,
k t ó r z y owijają się w m ą d r o ś ć i s p o g l ą d a j ą objekt y w n i e . N i e m o g ę znieść t y c h n a b o h a t e r ó w w y s t r o ­
jonych agitatorów, którzy noszą czapkę niewidkę na
s ł o m i a n y m w i e c h c i u s w e j g ł o w y . Nie z n o s z ę ambit­
n y c h a r t y s t ó w , k t ó r z y b y chcieli u c h o d z i ć z a a s c e t ó w
i k a p ł a n ó w , a w g r u n c i e są t y l k o t r a g i c z n y m i paja­
c a m i . Nie z n o s z ę i o w y c h n a j n o w s z y c h s p e k u l a n t ó w
n a p o l u idealizmu, a n t y s e m i t ó w , k t ó r z y p r z e w r a c a j ą
dziś o c z y c h r z e ś c i a ń s k o - a r y j s k o - p o c z c i w y m sposo­
bem i wyczerpującem wszelką cierpliwość nadużywa-
193
n i e m n a j t a ń s z e g o ś r o d k a agitacyi, p o s t u r ą moralną,
s t a r a j ą się w z b u r z y ć w s z y s t k i e b y d l ę c e p i e r w i a s t k i
tłumu. (Że żadnemu rodzajowi d u c h o w e g o oszustwa
nie z b y w a w dzisiejszych N i e m c z e c h na p o w o d z e n i u ,
j e s t to w ł a ś n i e w z w i ą z k u z n i e d a j ą c e m się z a p r z e ­
czyć i p r a w i e dotykalnem z j a ł o w i e n i e m niemiec­
kiego d u c h a , k t ó r e g o p r z y c z y n y s z u k a m w n a z b y t
w y ł ą c z n e m ż y w i e n i u się d z i e n n i k a m i , polityką, p i w e m
i w a g n e r o w s k ą m u z y k ą , w r a z z tem, co s t a n o w i za­
ł o ż e n i e dla tej d y e t y : po p i e r w s z e z n a r o d o w e m za­
c i e ś n i e n i e m i próżnością, silną lecz c i a s n ą z a s a d ą
»Niemcy, N i e m c y p o n a d w s z y s t k o « , n a s t ę p n i e z a ś paralysis agitans »idei n o w o c z e s n y c h « ) . E u r o p a j e s t dziś
b o g a t a i w y n a l a z c z a p r z e d e w s z y s t k i e m n a p o l u środ­
k ó w p o d n i e c a j ą c y c h , z d a j e się n i c z e g o w i ę c e j n i e p o ­
t r z e b o w a ć n a d s t i m u l a n t i a i g o r ą c e trunki. Stąd też
olbrzymie fałszowanie ideałów, tych najgorętszych
t r u n k ó w d u c h a , s t ą d też w s t r ę t n a , c u c h n ą c a , k ł a m ­
liwa, p s e u d o a l k o h o l i c z n a w s z ę d z i e a t m o s f e r a . R a d b y m
wiedzieć, wiele okrętowych ładunków podrobionego
idealizmu, b o h a t e r s k i c h k o s t y u m ó w i s z c z ę k a j ą c y c h
b l a c h s ł ó w wielkich, w i e l e ton o c u k r z o n e j w y s k o k o ­
w e j litości ( f i r m a : la religion de la souffrance), ile
s z c z u d e ł » s z l a c h e t n e g o o b u r z e n i a « dla w s p o m o g i du­
c h o w y c h p ł a s k o n o g ó w , ile k o m e d y a n t ó w c h r z e ś c i a ń s k o - m o r a l n e g o i d e a ł u n a l e ż a ł o b y dziś w y w i e ź ć
z Europy, aby powietrze znów czyściej woniało . . .
J e s t to z u p e ł n i e o c z y w i s t e , że dla tej n a d w y t w ó r czości s t a n ę ł a o t w o r e m n o w a d r o g a h a n d l o w a ,
i ż e o c z y w i ś c i e m o ż n a zrobić n o w y »interes« n a t y c h
b o ż k a c h i d e a ł u i n a l e ż ą c y c h do n i c h »idealistach« —
nie p r z e o c z c i e tej w y t y c z n i ! K t ó ż ma d o ś ć do t e g o
o d w a g i ? — W n a s z y m r ę k u leży m o ż n o ś ć »zidea
DZIEŁA NIETZSCHEGO. T. III.
13
194
195
l i z o w a n i a « całej z i e m i ! . . . L e c z cóż m ó w i ć o o d w a ­
dze : tu t r z e b a t y l k o j e d n e g o , w ł a ś n i e ręki, nie krę­
p u j ą c e j się, z g o ł a nie k r ę p u j ą c e j się r ę k i . . .
27.
— D o ś ć ! D o ś ć ! P o r z u ć m y te d z i w a c z n o ś c i i zło­
żoności n a j n o w o c z e ś n i e j s z e g o d u c h a , w z b u d z a j ą c e za­
równo śmiech, jak płacz. Właśnie nasz problemat
m o ż e się o b y ć b e z nich, p r o b l e m a t z n a c z e n i a i d e a ł u
a s c e t y c z n e g o , — c ó ż tu z n a c z y w c z o r a j i d z i s i a j !
S p r a w a m i t e m i z a j m ę się w z w i ą z k u z c z e m i n n e m
g r u n t o w n i e j i d o s a d n i e j (pod n a g ł ó w k i e m : »Z d z i e j ó w
europejskiego nihilizmu«; odsyłam w tym względzie
do dzieła, które p r z y g o t o w u j ę : Ż Ą D Z A MOCY.
Próba przemiany wszystkich wartości).
C h o d z i mi tutaj tylko o z a z n a c z e n i e j e d n e g o . I d e a ł
ascetyczny ma w najbardziej d u c h o w y c h sferach
t y m c z a s e m ciągle j e s z c z e tylko j e d e n r o d z a j r z e c z y ­
wistych w r o g ó w i s z k o d z i c i e l i . Są to komed y a n c i t e g o i d e a ł u , — oni to w z b u d z a j ą nieufność.
W s z ę d z i e zresztą, g d z i e dziś d u c h s u r o w o , silnie i nie
fałszując m o n e t p r a c u j e , o b y w a się w s z ę d z i e bez
ideału — popularnym w y r a z e m na tę wstrzemięźli­
w o ś ć j e s t »ateizm« — : z w y j ą t k i e m ż ą d z y
p r a w d y . T a ż ą d z a j e d n a k , t a r e s z t a ideału, jest,
jeśli m i u w i e r z y c i e , s a m y m o w y m i d e a ł e m , w j e g o
najściślejszem, n a j b a r d z i e j d u c h o w e m s f o r m u ł o w a n i u ,
n a w s k r o ś e z o t e r y c z n y m , o b r a n y m z w s z e l k i c h ze­
w n ę t r z n y c h d o d a t k ó w , a w i ę c n i e t a k j e g o resztą,
jak jego jądrem. Bezwzględny uczciwy ateizm ( j e g o
t o p o w i e t r z e m j e d y n i e o d d y c h a m y , m y b a r d z i e j du­
c h o w i ludzie t e g o stulecia!) n i e stoi s t o s o w n i e d o
tego w s p r z e c z n o ś c i z o w y m ideałem, j a k to się po­
zornie w y d a j e . J e s t on r a c z e j j e d n ą z j e g o o s t a t n i c h
faz r o z w o j o w y c h , j e d n ą z j e g o o s t a t n i c h f o r m wniosku,
jednym z jego wyników i wnętrznych konsekwencyi, —
jest o n n a k a z u j ą c ą c z e ś ć k a t a s t r o f ą d w u t y s i ą c o letniego w ć w i c z a n i a się w p r a w d ę , k t ó r e z a b r a n i a
sobie w k o ń c u k ł a m s t w a w i a r y w B o g a . ( T e n
s a m p o c h ó d r o z w o j o w y w I n d y a c h , z u p e ł n i e nieza­
leżny i dlatego m o g ą c y służyć za dowód; ten sam
ideał d o p o d o b n e g o w i o d ą c y w n i o s k u ; d e c y d u j ą c y
p u n k t na pięć w i e k ó w p r z e d e u r o p e j s k ą erą z Buddą,
d o k ł a d n i e j , j u ż z filozofią Sankhyam, k t ó r ą p o t e m
B u d d a s p o p u l a r y z o w a ł i u c z y n i ł religią.) C o , b a d a j ą c
ściśle, o d n i o s ł o w ł a ś c i w i e z w y c i ę s t w o n a d
B o g i e m c h r z e ś c i a ń s k i m ? o d p o w i e d ź jest w m o j e j
» W i e d z y r a d o s n e j « str. 3 0 2 : » s a m a m o r a l n o ś ć c h r z e ś c i a ń s k a , c o r a z s u r o w i e j b r a n e pojęcie p r a w d z i w o ś c i ,
spowiednicza drobiazgowość
sumienia chrześciańskiego, p r z e m i e n i o n a i w y n i e s i o n a do g o d n o ś c i su­
mienia n a u k o w e g o , do czystości intelektualnej za
wszelką cenę. Patrzenie na naturę, jak gdyby była
d o w o d e m dobroci i opieki j a k i e g o ś b o g a ; i n t e r p r e t o ­
w a n i e d z i e j ó w k u czci r o z u m u boskiego, j a k o u s t a ­
wiczne świadectwo moralnego porządku świata i mo­
ralnych celów ostatecznych; wykładanie w ł a s n y c h
w y d a r z e ń p r z e ż y t y c h , j a k g d y b y w s z y s t k o b y ł o zrzą­
dzeniem, w s z y s t k o z n a k i e m , w s z y s t k o k u z b a w i e n i u
duszy wymyślonem i zesłanem: to już teraz m i n ę ł o ,
t e m u s p r z e c i w i a się sumienie, to u c h o d z i w o c z a c h
k a ż d e g o dostojniejszego s u m i e n i a z a n i e p r z y z w o i t o ś ć ,
n i e u c z c i w o ś ć , z a k ł a m s t w o , feminizm, s ł a b o ś ć , t c h ó 13*
197
196
r z o s t w o . Jeśli p r z e z co, to dzięki tej s u r o w o ś c i je­
steśmy właśnie d o b r y m i E u r o p e j c z y k a m i
i s p a d k o b i e r c a m i n a j d ł u ż s z e g o i najdzielniejszego sam o p r z e z w y c i ę ż e n i a E u r o p y « . . . W s z y s t k i e wielkie
r z e c z y niszczeją s a m e sobą, p r z e z a k t zniesienia sa­
m y c h siebie. T a k c h c e p r a w o życia, p r a w o k o n i e c z ­
n e g o s a m o p r z e z w y c i ę ż e n i a się w istocie życia. Za­
w s z e z w r a c a się w k o ń c u d o s a m e g o p r a w o d a w c y
w o ł a n i e : p a t e r e legem, quam ipse tulisti. W ten s p o s ó b
zniszczało chrześciaństwo j a k o d o g m a t własną
s w ą moralnością. W ten s p o s ó b m u s i t e r a z c h r z e ­
ś c i a ń s t w o zniszczeć też j a k o m o r a l n o ś ć . S t o i m y
u p r o g u t e g o w y d a r z e n i a . K i e d y c h r z e ś c i a ń s k i e dą­
żenie d o p r a w d y w y c i ą g n i e j u ż j e d e n w n i o s e k p o
drugim, wyciągnie wkońcu swój n a j p o t ę ż n i e j ­
s z y wniosek, w n i o s e k p r z e c i w k o sobie s a m e m u .
T o j e d n a k stanie się, g d y p o s t a w i p y t a n i e : » c o z n a ­
c z y w s z e l k a ż ą d z a p r a w d y ? . . . I t u scho­
d z ę się z n o w u z m o i m p r o b l e m a t e m , z n a s z y m p r o ­
b l e m a t e m , n i e z n a n i p r z y j a c i e l e moi ( — b o j e s z c z e
n i e w i e m o ż a d n y m przyjacielu). J a k i ż b y s e n s miało
c a ł e n a s z e istnienie, jeśli nie ten, a b y w n a s ta żą­
d z a p r a w d y u ś w i a d o m i ł a się w sobie s a m e j j a k o
p r o b l e m a t ? . . . Tem u ś w i a d o m i e n i e m się sobie
żądzy p r a w d y n i s z c z e j e — tu niema wątpliwości —
m o r a l n o ś ć : o w o wielkie w i d o w i s k o w stu a k t a c h ,
k t ó r e pozostaje w s p a d k u d w u m n a j b l i ż s z y m stu­
leciom E u r o p y , n a j s t r a s z l i w s z e , n a j g o d n i e j s z e p y t a n i a ,
a m o ż e i n a j b o g a t s z e w n a d z i e j e z w s z y s t k i c h wi­
dowisk . . .
28.
Jeśli nie b r a ć p o d u w a g ę i d e a ł u a s c e t y c z n e g o ,
t o człowiek, z w i e r z ę c z ł o w i e k nie m i a ł d o t ą d żad­
n e g o sensu. J e g o istnienie z i e m s k i e nie m i a ł o ż a d n e g o
celu. » P o c o w o g ó l e c z ł o w i e k ? « — b y ł o p y t a ­
n i e m bez o d p o w i e d z i . C z ł o w i e k o w i i ziemi b r a k ł o
w o l i ; p o z a k a ż d y m wielkim l o s e m c z ł o w i e c z y m
b r z m i a ł o j a k o refren j e s z c z e w i ę k s z e » n a p r ó ż n o ! «
Ideał ascetyczny znaczy właśnie t o : ż e czegoś
b r a k ł o , ż e o l b r z y m i a l u k a o t a c z a ł a c z ł o w i e k a ; nie
u m i a ł o n s a m e g o siebie u s p r a w i e d l i w i ć , w y j a ś n i ć , po­
t w i e r d z i ć , był n a ogół z w i e r z ę c i e m c h o r o w i t e m ;
lecz n i e cierpienie s a m o b y ł o j e g o p r o b l e m a t e m ,
t y l k o to, ż e b r a k ł o o d p o w i e d z i n a o k r z y k p y t a j ą c y :
» p o c o cierpieć?« Człowiek, t o dzielne i n a j b a r d z i e j
d o cierpienia p r z y w y k ł e z w i e r z ę , n i e z a p r z e c z a
cierpienia w sobie. O n g o c h c e , w y s z u k u j e g o s a m ,
ale p o d w a r u n k i e m , ż e m u się w s k a ż e s e n s tego,
j a k i ś c e 1 cierpienia. P r z e k l e ń s t w e m , ciążącem dotąd
n a d ludzkością, b y ł a b e z s e n s o w n o ś ć c i e r p i e n i a , n i e
cierpienie, a i d e a ł a s c e t y c z n y n a d a ł mu
s e n s ! Był t o j e d y n y s e n s dotąd. J a k i k o l w i e k s e n s
jest z a w s z e l e p s z y niż ż a d e n . I d e a ł a s c e t y c z n y był
p o d k a ż d y m w z g l ę d e m t e m »faute de m i e u x « par
excellence, j a k i e d o t ą d istniało. O b j a ś n i ł o n cier­
pienie; o l b r z y m i a p r ó ż n i a z a p e ł n i ł a s i ę ; z a m k n ę ł y
się d r z w i p r z e d w s z e l k i m s a m o b ó j c z y m nihilizmem.
Objaśnienie — n i e m a w ą t p l i w o ś c i — p r z y n i o s ł o z sobą
n o w e cierpienie, głębsze, w n ę t r z n i e j s z e , j a d o w i t s z e ,
b a r d z i e j w ż e r a j ą c e się w ż y c i e ; p o s t a w i ł o cierpienie
w perspektywie w i n y . . . Lecz mimo wszystko —
198
c z ł o w i e k został t e m u r a t o w a n y , m i a ł s e n s , p r z e ­
stał b y ć n a d a l liściem n a w i c h r z e , piłką niedorzeczną,
» b e z s e n s o w n ą « . Mógł o d t ą d c z e g o ś c h c i e ć , — obo­
j ę t n e n a razie, d o k ą d c h c i a ł , p o c o , c z e m : w o l a
s a m a z o s t a ł a u r a t o w a n a . Nie m o ż n a p r z e d
sobą w ż a d e n s p o s ó b u k r y ć , c o w ł a ś c i w i e w y r a ż a ł o
całe owo chcenie, które kierunek swój otrzymało od
ideału ascetycznego. Ta nienawiść przeciw wszyst­
k i e m u , c o człowiecze, g o r z e j j e s z c z e , p r z e c i w w s z y s t ­
kiemu, c o z w i e r z ę c e , g o r z e j jeszcze, p r z e c i w w s z y s t ­
kiemu, c o m a t e r y a l n e , ten s t r a c h p r z e d z m y s ł a m i ,
p r z e d r o z u m e m s a m y m , ta o b a w a s z c z ę ś c i a i pięk­
ności, to p o ż ą d a n i e u c i e c z k i p r z e d p o z o r e m , zmianą,
s t a r a n i e m się, śmiercią, życzeniem, p o ż ą d a n i e m sa­
m e m — w s z y s t k o to o z n a c z a , w a ż m y się pojąć to,
ż ą d z ę n i c o ś c i , n i e c h ę ć d o życia, b u n t p r z e c i w
n a j b a r d z i e j z a s a d n i c z y m z a ł o ż e n i o m życia, lecz jest
to i p o z o s t a n i e z a w s z e ż ą d z ą ! . . . Ż e b y z a ś j e s z c z e
na k o ń c u rzec, co r z e k ł e m na p o c z ą t k u : w o l e j po­
ż ą d a ć j e s z c z e c z ł o w i e k o w i n i c o ś c i , niźli w c a l e n i e
pożądać.
T R E S C .
Strona
Przedmowa
1
ROZPRAWA
PIERWSZA.
»Dobre i z ł e « , » D o b r e i liche«
13
ROZPRAWA
»Wina«,
»Nieczyste Sumienie« i tym podobne
ROZPRAWA
Co
DRUGA.
znaczą
ideały
55
TRZECIA.
ascetyczne?
111
Sprostowanie.
Na str. 25 w. 14 zamiast bramin winno być braman;
na str. 34 w. 5 i 6 — ono nieuniknione; na str. 64 w. 8 od dołu zamiast
mozolne — m o r a l n e ; na str. 85 w. 7 i 8 — jednej silniejszej species, a na
s t r . 97 w. 10 zamiast wola — żądza mocy.
POLSKIEJ EDYCYI D Z I E Ł FRYDERYKA
N I E T Z S C H E G O W WYD. C A Ł K O W I T E M
przełożył
Rb. k.
Tom
I
— TAKO RZECZE ZARATUSTRA
Cztery
części.
Przełożył
Nietzschego — akwafortą
oryginalną Fr. Siedleckiego
wydanie ozdobne w oprawie
»
w y t w o r n e w 25 n u m e r o w a n y c h e g z e m p l a r z a c h
wydanie zwykłe t a n i e
Tom
II
3.—
3.50
7.50
1.60
- POZA DOBREM I Z Ł E M
przełożył
STANISŁAW
WYRZYKOWSKI
wydanie ozdobne
»
»
w oprawie
.....
»
wytworne w 1o numerowanych egzemplarzach
2.—
2.50
5.—
Tom III — Z G E N E A L O G I I M O R A L N O Ś C I
(BEZ
przełożył
LEOPOLD
STAFF
wydanie ozdobne
»
»
w oprawie
»
w y t w o r n e w 10 n u m e r o w a n y c h egzemplarzach
Tom
IV —
DYTYRAMBY DYONIZYJSKIE
przełożył
STANISŁAW
WYRZYKOWSKI
wydanie ozdobne
»
»
w oprawie
»
w y t w o r n e w 10 n u m e r o w a n y c h e g z e m p l a r z a c h
Tom
V - ZMIERZCH
przełożył
STANISŁAW WYRZYKOWSKI
- WIEDZA
przełożył
RADOSNA
LEOPOLD
wydanie ozdobne
»
»
»
1.20
1.70
2.75
STAFF
w oprawie
wytworne
w
15
numerowanych egzemplarzach
2.50
3.—
6.—
Tom VII — J U T R Z E N K A
przełożył
STANISŁAW
WYRZYKOWSKI
wydanie ozdobne
»
»
w oprawie
....
»
w y t w o r n e w 15 numerowanych egzemplarzach
2.50
3.—
6.—
STAFF
przełożył L E O P O L D S T A F F
wydanie ozdobne
»
»
w oprawie
»
w y t w o r n e w 15 numerowanych egzemplarzach
Tom
XI
XII
2.50
3.—
6.—
— WĘDROWIEC I JEGO CIEŃ
LUDZKIE, ARCYLUDZKIE. Część druga.
Przełożył K O N R A D D R Z E W I E C K I
wydanie ozdobne
»
»
w oprawie
»
w y t w o r n e w 15 n u m e r o w a n y c h egzemplarzach
Tom
1.60
2.10
4.—
X — LUDZKIE, ARCYLUDZKIE
Część pierwsza. Przełożył K O N R A D D R Z E W I E C K I
wydanie ozdobne
»
»
w oprawie
»
w y t w o r n e w 15 n u m e r o w a n y c h egzemplarzach
Tom
1.—
1.50
1.50
IX — N A R O D Z I N Y T R A G E D Y I
-
2.50
3.—
6.—
WOLA MOCY
Przeł. S T E F A N F R Y C Z 1 K O N R A D D R Z E W I E C K I
wydanie ozdobne
»
»
w oprawie
»
w y t w o r n e w 15 n u m e r o w a n y c h egzemplarzach
3.—
3.50
7.—
Suplement— E C C E H O M O (Autobiografia)
Przełożył L E O P O L D S T A F F
wydanie ozdobne
»
»
w oprawie
»
wytworne na czerpanym
DO
S K R Ó C E Ń )
VI
—.60
1.35
1.10
BOŻYSZCZ
wydanie ozdobne
»
»
w oprawie
»
w y t w o r n e w 15 n u m e r o w a n y c h e g z e m p l a r z a c h
Tom
2.—
2.50
5.—
(BEZ
C A Ł K O W I T E
WACŁAW BERENT
portretem
C A Ł K O W I T E
W Y D A N I E
z
W Y D A N I E
S K R Ó C E Ń )
wydanie ozdobne
Tom
Rb. k.
WACŁAW
NABYCIA
WE
WSZYSTKICH
papierze....
1.50
2.—
4.—
KSIĘGARNIACH.
BERENT
Ź R Ó D Ł A I UJŚCIA NIETZSCHEANIZMU
—.80
Portret F R Y D E R Y K A N I E T Z S C H E G O , akwaforta
oryginalna, Franciszka Siedleckiego, na
papierze g r u b y m
1.—
na
3.—
papierze japońskim
WARSZAWA 1911. - N A K Ł A D JAKÓBA MORTKOWICZA. — SKŁADY G Ł Ó W N E : W KSIĘGARNI
G. C E N T N E R S Z W E R A I S P Ó Ł K I W W A R S Z A W I E
ORAZ H. A L T E N B E R G A WE LWOWIE.
W Y D A N I E CAŁKOWITE (BEZ SKRÓCEŃ)
wyszły i są do nabycia we wszystkich księ­
garniach (każdy tom sprzedaje się oddzielnie)
LEOPOLD
wydanie ozdobne
»
»
w oprawie
»
w y t w o r n e w 15 n u m e r o w a n y c h e g z e m p l a r z a c h
SKRÓCEŃ)
W Y D A N I E CAŁKOWITE (BEZ SKRÓCEŃ)
(BEZ
Tom VIII — P R Z E M I A N A W S Z Y S T K I C H
WARTOŚCI