Rejs: Ocean Indyjski, archipelag Seszeli.,Rejs

Transkrypt

Rejs: Ocean Indyjski, archipelag Seszeli.,Rejs
Rejs: Ocean Indyjski, archipelag
Seszeli.
Czy wiecie co to jest Coco de Mer? Gdzie spacerują składniki ulubionej zupy
żeglarzy przeszłości? Czy nietoperz jest jadalny? Dlaczego lubię miejsca
gdzie nie ma turystów? Zapraraszam na relację z rejsu w miejsce, gdzie każdy
dzień zachwycał. Byłem tam z przyjaciółmi w 2010 roku ale wspomnienia do dziś
pozostają żywe w naszej pamięci.
Ocean Indyjski, archipelag Seszeli, kilkadziesiąt mil morskich na północ od
Mahe.
Samotny biały żagiel leniwe przemierza bezkres oceanu. Dwunasto-osobowa
załoga turystycznego 44 stopowego katamaranu wygrzewa się w promieniach
przedpołudniowego słońca. Nadchodząca z południa burza wypchnęła ich daleko
od zamieszkanych wysp. Od wielu godzin nie widać było na horyzoncie żadnej
aktywności ludzkiej… Nagle na horyzoncie, od południowego zachodu, pojawia
się mały punkt. Z początku fakt ten wzbudza zainteresowanie tylko kapitana a
po chwili także załogi, gdy okazuje się, że punkt szybko rośnie w oczach i
najwyraźniej celowo utrzymuje kurs kolizyjny. Ktoś zauważa, że porusza się
zdecydowanie za szybko. Ktoś inny, że jest zdecydowanie za mały jak na
jednostkę handlową. Kolejna osoba nieśmiało szepnęła, że w kierunku skąd
płynie leży przecież Somalia, a tam stacjonują… PIRACI !!! Wszyscy z duszą na
ramieniu oczekiwali niepewnego…
Po chwili niewielka kanonierka z wielkim karabinem na dziobie i uzbrojonymi
po zęby marynarzami podpłynęła niemal na wyciągnięcie ręki do burty jachtu.
Żołnierze w milczeniu lustrowali jacht i załogę przyglądając się wszystkim
razem jak i każdemu z osobna. Po chwili ryknęły stukonne silniki i kanonierka
odprowadzana wzrokiem zdziwionych żeglarzy szybko zniknęła na horyzontem.
Piratów na Seszelach nie spotkaliśmy ale innych atrakcji było pod dostatkiem.
Wszystko zaczęło się pewnego jesiennego dnia na jednym z naszych żeglarskich
spotkań. Zastanawialiśmy się, błądząc palcem po mapie, gdzie by popłynąć
zimową porą i wyrwać się z objęć smutnej zimy. I tak to w pewnym momencie
palec zatrzymał się niemalże na środku Oceanu Indyjskiego – SESZELE – i już
wiedzieliśmy gdzie będziemy zimować.
Jesień upłynęła szybko pod znakiem przygotowań do rejsu. Załoga zebrała się
błyskawicznie, rozdzieliliśmy zadania: samolot, czarter, locja, atrakcje i
ciekawostki turystyczne i w końcu pewnego styczniowego dnia spotkaliśmy się
ponownie wszyscy razem – tym razem już z plecakami na lotnisku w Warszawie.
16 stycznia, sobota
Całe zmęczenie wielogodzinnym lotem pryska jak tylko otworzą się drzwi
samolotu. Ciepłe, ale nie gorące powietrze, soczysta zieleń, błękit morza i
uśmiechnięci ludzie wynagradzają trudy podróży i od razu wiesz, że warto
było. Na lotnisku odbieramy wynajęty wcześniej samochód, którym na raty
przemieszczamy się do mariny. Tu należą się wielkie podziękowania dla Ani,
która podjęła się zadania kierowcy. Zadanie niebanalne zważywszy, że na
Seszelach obowiązuje ruch lewostronny, każde skrzyżowanie jest rondem i jest
ich jak grzybów po deszczu. Więc dla osoby, która nigdy nie jeździła po
„złej” stronie, sprawa naprawdę nie jest prosta.
W marinie odbieramy jacht – wielki katamaran
długi – wszystkim opadają szczęki na jego
wejściu to środka. Pomimo, że widzieliśmy
wrażenia wcale nie są mniejsze. 6 kabin w tym
łożem, 4 łazienki, mesa wielkości salonu z
kokpit gdzie można się zgubić. Bajka.
Orana 44 niemal tak szeroki jak
widok i sięgają gretingów po
go wielokrotnie na zdjęciach,
kapitańska z wielkim małżeńskim
mojego rodzinnego mieszkania i
Odbieram skrupulatnie z pierwszym oficerem jacht, część załogi ształuje
bagaże, druga rusza z „dzielną Anią” na zakupy do pobliskiego marketu. W
pobliżu mariny znajduje się niewielki targ rybny gdzie podziwiamy cudowne
owoce morza. Niestety, w nadziei na późniejsze zakupy od rybaków, pochopnie
nic nie kupujemy. Jak się później przekonamy, Seszele to nie Karaiby. Są
bardzo słabo zaludnione więc i o rybaka trudno. Zawsze trzeba korzystać z
okazji gdy się trafia, szczególnie w miejscach których nie znamy. Raz dana
szansa może się już nie powtórzyć…
Do wczesnego popołudnia jacht jest gotowy do wyjścia. Samochód pozostawiamy w
porcie z kluczykami na dywaniku – przecież nikt tu nie kradnie. Ustalam z
pierwszym jeszcze trasę, która po otrzymaniu komunikatów pogodowych, uległa
znacznej modyfikacji – z południa idzie burza. Zapada decyzja: ruszamy na
północ na Proslin, aby dać się wyszaleć żywiołowi nad większą wyspą. Wrócimy
tu za tydzień a na razie – ahoj oceanie i przygodo. O 16.00 rzucamy cumy i
ruszamy na ocean.
Po krótkiej żegludze, tuż przed zachodem słońca, rzucamy kotwicę w parku
narodowym św. Anny. Jesteśmy sami na kotwicowisku. Pierwsza kolacja w
promieniach cudnie zachodzącego słońca, kąpiel wśród niezmierzonej ilości
kolorowych ryb, zapierające dech w piersiach widoki sprawiają, że nastroje są
dalece bardziej niż dobre a zmęczenie podróżą gdzieś prysło. Radosne rozmowy
i wesoły śpiew długo rozbrzmiewają wśród łagodnych fal oceanu…
17 stycznia, niedziela
Pomimo wielu atrakcyjnych bodźców poprzedniej nocy, zmęczenie w końcu daje
znać o sobie. Załoga śpi długo i twardo. Morze to jednak dyscyplina :-) Mamy
w planie na dziś 30 mil, w tym 20 po otwartym oceanie, a więc o 10.00
podnosimy kotwicę i obieramy kurs na północ – śniadanie „na wodzie”. Opływamy
Praslin od zachodu i zatrzymujemy się na kąpiel przy niewielkiej bezludnej
wysepce St. Pierre. Aparaty pstrykają bo wyspa prześliczna. We wszystkich
przewodnikach opisywana jest jako najpiękniejsza wyspa archipelagu.
Faktycznie cudo. Po chwili rzucamy aparaty i wskakujemy do wody a tam…
akwarium. Niezliczone ilości kolorowych ryb i rybek, które chyba są tak samo
zaskoczone jak my. Niemalże można ich dotykać.
Warto pamiętać wybierając się na ciepłe akweny aby zawsze zabierać ze sobą
maskę, rurkę i płetwy. Wprawdzie zwykle na jachcie jest jakiś sprzęt ale
nigdy nie mamy pewności, że będzie sprawny i że wystarczy go dla wszystkich.
Po za tym, każdy chyba woli oddychać przez własny ustnik. Nawet jak ktoś nie
„snurkuje” w takim miejscu na pewno się nauczy.
O 17.00 rzucamy kotwicę przy północnym brzegu Praslin i ruszamy do pobliskiej
wioski na kolację. W lokalnym barze za 30 euro od talerzyka jemy owoce morza
i lokalne specjały do oporu. Ucztą dla podniebienia był nietoperz owocowy.
Pycha. Trochę przepłaciliśmy ale warto było.
18 stycznia, poniedziałek
Dziś w planie mamy zwiedzanie doliny de Mai – miejsca gdzie rosną legendarne
Coco de Mer.
Podnosimy kotwicę o 10.00 by o 12.00 zacumować w głównym porcie Praslin,
gdzie tankujemy wodę – na całym archipelagu Seszeli są tylko trzy miejsca
gdzie można zatankować wodę. Warto więc z każdej okazji skorzystać nawet, gdy
wydaje nam się, że zbiorniki są prawie pełne – zamawiamy busiki, które
zawiozą nas do wspomnianego Parku Narodowego.
Cały dzień zwiedzamy park, który w większości jest rzadką dżunglą głównie z
powodu rosnących tam i tylko tam gigantycznych palm, na których dojrzewają
“Coco de Mer”. Te gigantyczne kokosy potrafią osiągnąć wagę nawet 30 kg. Ale
to nie ich rozmiar ale kształt rozpalał zmysły ludzi przez wieki. Dojrzały
kokos do złudzenia przypomina żeńskie biodra, posiada nawet włoski w
odpowiednim miejscu. Seszele zostały odkryte dopiero w XVI wieku ale
zamieszkałe są dopiero od XVIII wieku. Palmy rodzące te przedziwne owoce
rosną tylko na dwóch wyspach archipelagu, a więc pochodzenie kokosów długo
pozostawało nieznane. Znajdowanym na brzegach Indii i Afryki owocom
przypisywano cudowne pochodzenie i właściwości, więc niektórzy płacili za nie
tyle złota ile ważyły! Czar prysł gdy poznano miejsce gdzie się rodzą, nawet
ktoś podobno stracił z tego powodu fortunę.
Coco de Mer jak każdy owoc powstaje z kwiatu, czyli żeńskiego owocnika – ma
kształt łona. Zgadnijcie jaki ma kształt męska część? – do złudzenia
przypomina penis. Uwierzycie?
Tymi samymi busami wracamy na jachty. Wieczorem przypływa do nas Rober z
zamówioną wcześniej rybą. Za 10 euro od głowy mamy wyborną ucztę.
19 stycznia, wtorek
Poprzedniego dnia wieczorem popsuły nam się pompy do wody. Czekamy długo na
elektryka. Klimat tropikalny a więc nikomu się nie spieszy. Mamy leniwy
dzień. W końcu o 16.00 ruszamy w kierunku kolejnego parku narodowego. Naszym
celem są kolejne seszelskie giganty – żółwie lądowe. O 17.30 rzucamy kotwicę
u wrót parku w zatoce La Raie na wyspie Curieuse.
20 stycznia, środa
Rano pada, ciepły ale intensywny tropikalny deszcz. Cierpliwie czekamy na
wypogodzenie. W końcu o 12.00 lądujemy pontonem na plaży gdzie wita nas to po
co tu przyjechaliśmy – ponad 100-letni i ponad 100 kg żółw. Cały dzień
szwendamy się po wyspie wszędzie spotykając najróżniejszej wielkości żółwie –
nawet na szczycie kamiennego wzniesienia. Jest ich tu kilkaset i wydaje się,
że są wszędzie. Jedyne miejsce od nich wolne, nadbrzeżny las namorzynowy
pełny jest za to ogromnych krabów, które z niezwykłą sprawnością uciekają nam
spod nóg do swoich piaskowych norek. Dziś żółwie te są pod całkowitą ochroną
ale w przeszłości były cennym źródłem pokarmu. Żeglarze niezwykle chętnie
zabierali je na pokład gdzie mogły przetrwać bardzo długo zużywając znikome
ilości jedzenia i wody. W długich rejsach świeże mięso zawsze było bezcenne.
Pełni wrażeń o 16.00 podnosimy kotwicę i ruszamy na spotkanie kolejnej
atrakcji jaką jest wyspa La Dique.
21 stycznia, czwartek
La Dique jest trzecią co do wielkości wyspą archipelagu. Znana jest z
ogromnych głazów zdobiących jej brzegi oraz kolonialnych plantacji.
Ciekawostką jest również to, że na wyspie prawie nie ma samochodów, a do
niedawna nie było ich wcale. Jedynym środkiem transportu była dwukółka
zaprzężona do wołu. Do dziś pojazdy te ochoczo wożą turystów. Oczywiście
pakujemy się w taki wehikuł i jedziemy na plażę oraz plantację kokosów.
Pomimo niewątpliwych uroków wyspy jesteśmy przerażeni tłumem, od którego
zdążyliśmy już odwyknąć. Codziennie rano kilka szybkich promów zwozi na wyspę
niezliczone rzesze turystów z pobliskich wysp. Kto szuka magii Seszeli na
pewno jej tu nie znajdzie. Szybko więc pstrykamy zdjęcia i o 15.00 podnosimy
kotwicę kierując się ku południowym brzegom Praslin. O 17.30 rzucamy kotwicę
w obszernej zatoce Grand Anse. W zasięgu wzroku żadnych turystów – bosko –
ruszamy poznać miejscowych.
22 stycznia, piątek
Rano wypatrujemy na brzegu poznanego wczoraj kolesia, który obiecał nam
świeżą rybę z porannego połowu (wcześniej oprowadził nas po wiosce). O 9.00
podnoszę kotwicę pomimo, że ryby nie ma, dłużej czekać nie mogę. Zatoka jest
obszerna i bardzo płytka, potrzebujemy sporo czasu aby z niej wyjść i nie
chciałbym by uwięził nas w niej odpływ. Pożegnaliśmy się już z kasą. A tu
nagle, ku zdziwieniu wszystkich, koleś zjawia się na plaży. Oddaje ster
pierwszemu a sam na pontonie pędzę po rybę. Okazało się, że rybacy akurat
tego dnia dłużej zabawili na morzu i tak naprawdę dopiero wracają. Płyniemy
im na spotkanie gdzie za przekazane wczoraj 50 rupi (około 30 zł) dostaję od
rybaków dwa pęta świeżutkiej, wypatroszonej ryby. Nie wiem czy będziemy w
stanie to zjeść jednego wieczoru. Ale nie ryba była dla mnie w tym momencie
najważniejsza. Urzekła mnie uczciwość tego ubogiego człowieka, który pomimo
szansy „przekręcenia” frajerowatych turystów, dotrzymał słowa. Uwierzcie, ta
reguła sprawdza się wszędzie – im dalej od cywilizacji tym uczciwsi ludzie.
Tymczasem pogoda się psuje. Zbierają się chmury, z których zaczyna padać. Nie
chcąc moknąć obieramy kurs na północ i płyniemy w kierunku Aride – wyspy
ptaków.
O 15.00 rzucamy kotwicę u brzegów wyspy. Na wyspie nie wolno lądować pontonem
więc płyniemy wpław. Zakaz uwarunkowany jest ogromnymi koloniami ptaków,
które żyją w środowisku całkowicie pozbawionym drapieżników. Jeden szczur
(rattus) pokładowy byłby poważnym zagrożeniem dla lokalnego systemu, a para –
klęską.
Na wyspie mieszkają tylko trzy osoby, dla których nasze przybycie wydaje się
być nie lada atrakcją. Negocjujemy zwiedzanie wyspy i grilla na plaży.
Niestety kierownik ośrodka odmawia (aby lądować na wyspie należało kilka dni
wcześniej anonsować się i uzyskać zgodę). Trudno. Wracamy na pokład gdzie
odpalamy naszego grilla.
23 stycznia, sobota
7.00 rano. Deszcz nas jednak dopadł. Z nieba leją się kubły wody. Część
załogi jeszcze śpi gdy podejmujemy decyzję. Zapasy wody i jedzenia jeszcze w
normie, a więc wychodzimy na otwarty ocean z nadzieją wypłynięcia poza obszar
złej pogody. Płyniemy na silniku 5 godzin pod wiatr i fale ale się opłacało.
Deszcz został za nami, przed nami prywatna wyspa Denis otoczona ogromną rafą
koralową. Wypatrując rafy przed dziobem ostrożnie wchodzimy do laguny, gdzie
rzucamy kotwicę. Tutaj też na lądowanie wymagana jest wcześniejsza zapowiedź.
Profilaktycznie, przez radio dopytuję o zgodę, której jednak nie dostajemy.
Ładujemy się więc na ponton i płyniemy na rafę gdzie „snurkujemy” do
wieczora. Nikt nie chciał wracać! Nieustanne pogonie za rybami i żółwiami nie
miały końca. Nawet przepływający w okolicy rekin nie popsuł nikomu nastroju…
Dotarliśmy do połowy rejsu zarówno w czasie – minął równo tydzień od
wkroczenia na pokład, jak i przestrzeni – osiągnęliśmy maksymalna odległość
od portu macierzystego.
Czas wracać. Ale o tym i kolejnych przygodach w następnej odsłonie wkrótce.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.
CDN.
Trasa rejsu
Galeria
Rejs: Wyspy Kanaryjskie, luty 2012
3.30 – głośny dźwięk budzika, do którego normalnie jestem
przyzwyczajony wrzyna się z bólem w uszy. Czyżby dreszcz niepokoju przed
nieznanym? Wszak to mój pierwszy atlantycki rejs! Kilkanaście minut później
jadę samochodem, by za następne kilka chwil stać w niewyobrażalnej kolejce do
odprawy.
Dzień pierwszy 11.02.2012 / sobota / Polska
Uff, jestem po wszelkich formalnościach lotniskowych. Rozpoczynam
poszukiwanie ziomków. Gości ze sztormiakami, kaloszami, czymkolwiek, co
sugeruje, że nie tylko ja mam lecieć w lutym na Wyspy Kanaryjskie aby
żeglować. Organizator napisał w mailu: będzie was 3. No to szukam. Na próżno.
Może lecą z innych lotnisk… Wsiadam do autobusu i nagle: wysoki kołnierz. Czy
to ci? Nie jestem pewien. Ale chwila: worki żeglarskie, buty na białej
podeszwie. OK- nie jestem sam. Wsiadamy do samolotu. Moje miejsce to 8D.
Koledzy żeglarze mają 8B i 8A. Czy to przypadek? Daniel i jego syn Filip
wprowadzają mnie w żeglarski nastrój… Jeszcze tylko 5 godzin… Na lotnisku
Teneryfa Południowa odbiera nas kapitan rejsu – Maciek. Po kilku minutach
jazdy samochodem jesteśmy w porcie. Bavaria 49 jest już częściowo obsadzona
załogą, która kontynuuje wcześniej zaczęty rejs. W sobotę już nie wypłyniemy.
Skupimy się na poznaniu jachtu, załogi no i portu, ale za to wieczorem…
Dzień drugi 12.02.2012 / niedziela / Hiszpania
Po śniadaniu szybki klar, słowo od kapitana (zostałem 3 oficerem, moja wachta
zacznie się o 15.00) i wyruszamy. Jest 10.30. Prognoza zapowiadała wiatr do
10 węzłów z północnego wschodu. Bez szału. Plan – „atak” na La Palmę kursem
230 stopni. Mimo słabego wiatru dopada mnie choroba morska. Szczegóły pominę.
Do 15.00 jakoś dochodzę do siebie i obejmuje wachtę. Wiat wieje w porywach do
22 węzłów. Nie ma jak to prognozy pogody. Nasza Bavaria zachowuje się bardzo
poprawnie. Po zrefowaniu grota o połowę i około 1/3 genuy płyniemy ponad 7
węzłów bejdewindem prawego halsu. Potem kilka zwrotów i po 6,5 godzinach
żeglugi przepłynęliśmy 22 mile morskie. Co z tego, kiedy od startu jest to w
linii prostej tylko 6 mil morskich. Całkowita zmiana planów. Odpadamy do
baksztagu i obieramy nowy cel: Grand Canaria. Przed nami jakieś 70 mil i cała
noc żeglugi. Teraz jest ok. 18.00 UTC.
Po kilku godzinach drzemki z głową przy silniku z ulgą wstałem o 23.50 na
swoją kolejną wachtę. Warunki idealne. Wieje 15-20 węzłów (5B), prawie
bezchmurne niebo, ocean rozświetlony blaskiem księżyca. Zapomniałem o
niefortunnym początku rejsu. Teraz jest rewelacyjnie.
Około godziny 7.30 podchodzimy do pływającego pomostu w porcie Puerto Rico na
Grand Canarii. Obieram kurs na sanitariaty. Jak to niewiele potrzeba do
szczęścia. Potem tylko śniadanko, mały klar i idziemy pozwiedzać wyspę. Mamy
dużo czasu – wypłyniemy dopiero w nocy. Jest już podziałek 13.02.2012.
Dzień trzeci 13.02.2012 / poniedziałek
Ten dzień postanowiliśmy poświęcić na zwiedzanie. Wyspa jest duża dlatego
warto wynająć samochód. W zależności od jego wielkości doba kosztuje od 30 do
60 €. Mamy przewodnik i duże chęci. Początkowo krajobraz jest monotonny, choć
ciekawy. Raczej goła skala wulkaniczna, surowa roślinność. Na krętej drodze,
co chwila zatoczka do zaparkowania i podziwiania widoków. Po drodze na
najwyższy punkt na wyspie – 1800 m.n.p.m. – zwany Roque Nublo, odwiedzamy
urokliwe miasteczko Fataga. Temperatura z 22 stopni spada do 6. Dobrze, że w
plecaku zawieruszyła mi się ciepła czapka. Zatrzymujemy się jeszcze w kilku
urokliwych miejscach. Miasteczko Teror z zabytkowym kościołem. Nie udaje nam
się wejść do środka, bo akurat jest… pogrzeb. Ktoś popłynął w ostatni rejs.
Powoli wracamy. Jeszcze wypad nad ocean, ale na kąpiel się nie odważę. Trzeba
się wyspać. Wtorek zacznie się wcześnie.
Dzień czwarty 14.02.2012 wtorek
Wtorek 3 rano. Robimy drugie podejście na La Palmę. Zaczęło się wiatrem
wiejącym z prędkością 25 węzłów w baksztagu. Wiatr wzmaga się do 30-35
węzłów, z okresowymi podmuchami do 40. Choroba morska w pełni rozwinięta.
Wachtę mam od 6.00 do 9.00. Uzyskujemy średnia prędkość przelotową 8 węzłów,
choć płyniemy tylko na mocno zrefowanej genule. Kolejną wachtę mam o 3 po
południu. Tym razem czuje się ok. W bajdewindzie płyniemy 8-9 węzłów, a
rekordowo to nawet 10,2. Po dwudziestu jeden godzinach i 126 milach wpływamy
do portu Santa Crus de La Palma. Jest 23.30, wtorek.
Dzień piaty 15.02.2012 / środa
Jesteśmy na La Palmie. Część załogi wynajętym samochodem pojechała pozwiedzać
okolicę. Ja zostałem w centrum Santa Crus. Wielki zapadnięty krater w centrum
wyspy robi niesamowite wrażenie. Objechali wyspę dookoła i zrobili kilka
fajnych fotek. Chyba było jednak warto jechać, choć w tym czasie zrobiłem
trochę zakupów dla żony, dzieci, kolejny pen drive na zdjęcia kolegów.
Obejrzałem też replikę St. Marii, którą Krzysztof Kolumb wyruszył właśnie z
Wysp Kanaryjskich na podbój Indii. Jak się skończyło wiemy wszyscy…
Po południu wraz z pozostałą częścią załogi zniknęliśmy w gwarze wąskich
uliczek centrum. W urokliwej knajpce zbieraliśmy siły przed ostatnim
przelotem. Jutro powrót na Teneryfę.
Dzień szósty 16.02.2012 / czwartek
Kolejne mile za mami. Ostatni przelot trwał 26 godzin. Zaczęło się leniwie na
silniku przy bezwietrznej pogodzie. 8 godzin kołysania na długiej oceanicznej
fali. Wachtę zaczynam o 18.00. mam fart, bo po 15 minutach stawiamy żagle. 3
godziny z wiatrem o sile 15-20 węzłów. Kolejna wachta wypada o 3 w nocy, więc
nie marnuję cennego czasu i idę spać. O 3 rano jestem nieprzytomny. Kolejne 3
godziny za sterem przy 4 – 5B. Po wachcie wstaję o 11.00. baksztag, 4B i
piękne słońce. Wpływały do Santa Crus na Teneryfie. Jest piątek 17.02.20120
godzina 11.30 czasu lokalnego. Dziś karnawał…
Jutro rano oddajemy jacht. Sprawdził się. Moje oczekiwania także. Jeszcze tu
wrócę, a na razie…
film
Kilka praktycznych wskazówek.
Loty
Loty na wyspy Kanaryjskie to przede wszystkim czartery. Chyba najlepiej
rozejrzeć się za ofertami przelotów organizowanymi przez biura podróży.
Zwykle czartery organizowanie są od soboty do soboty i oferta biur podróży
sprzyja takiemu systemowi. Lot dla dorosłej osoby w okresie ferii zimowych to
wydatek około 1500 zł. Czasem można trafić na tańszą ofertę last minute, ale
lecąc w grupie jest to dość trudne. Lądowania są zwykle na Teneryfie
(północnej lub południowej), ale wyspa nie jest duża i samochodem można
wszędzie dojechać w czasie ok 1h.
Ubiór
Luty na Kanarach to normalna zima, ale temperatury są raczej późno wiosenne
(polska skala). Na lądzie około 20 stopni lub więcej. Często można się opalać
i nawet kapać. Temperatura wody ok. 18-19 stopni Celsjusza (lepiej niż w
upalne lato nad Bałtykiem). Warto zatem zabrać strój letni: bluzki z krótkim
rękawem, krótkie spodnie, czapkę z daszkiem, okulary przeciwsłoneczne, krem
od opalania. Dla odważniejszych strój kąpielowy. Jeśli planujecie wyprawy w
głąb którejś z odwiedzanych wysp (szczególnie wycieczki w góry – wysokość
niektórych z nich dochodzi do 1700 m.n.p.m.) warto ze sobą zabrać coś
cieplejszego. Na wysokości 1700 m temperatura spadła do 6 stopni. Brrrr.
Na wodzie to inna bajka. Wiatr jest silny i potrafi mocno wychładzać. Jeśli
planujecie pływać w nocy (grzechem jest tego nie robić, wrażenia są
niezapomniana) weźcie coś naprawdę ciepłego. Obowiązkowe są: porządny
kompletny sztormiak na morze, kalosze oprócz normalnych butów pokładowych z
miękka podeszwą, ze dwa polary, czapka, ciepłe rękawiczki.
Porty
Do większości portów trzeba się zgłaszać przez radio. Kanał roboczy
znajdziecie obowiązujących locjach. Po podaniu rozmiarów jachtu kapitanat
skieruje was do właściwej przystani. Po zacumowaniu należy załatwić w
kapitanacie wszystkie formalności. Zwykle wiąże się to z wypełnieniem
konkretnego druku zawierającego informacje o jachcie i dane załogi. Opłaty
portowe wynoszą ok. 30 euro, w ramach której mamy sanitariaty (zwykle
dostaniemy kartę magnetyczną lub przy większych jachtach 2 karty), dostęp do
prognoz pogody, często pralnie. Prąd i woda bez ograniczeń. Porty są
zmodernizowane i „pływające” pomosty unoszą się wraz z jachtami w czasie
pływów. Nie trzeba ustawiać w nocy wacht na cumach.
Zwiedzanie wysp
Jak już bezpiecznie zacumujemy jacht po dłuższych kilkunastogodzinnych
przelotach warto poświęcić trochę czasu na zwiedzanie wysp. Krajobraz
wulkaniczny z jednej strony zachwyca swoją surowością, z drugiej bujnością
roślinności. Wybierając się w głąb wysp można wypożyczyć samochód. W każdym
mieście jest wypożyczalnia. Ceny za auta w zależności od wielkości. Renault
Clio ok 35 euro, za dużego vana trzeba zapłacić dwa razy tyle. Warto pamiętać
że wulkaniczne góry na wyspach (Grand Canaria, La Palma) dochodzą do
1700-1800 m.n.p.m. na szczytach, z których widok przypomina krajobraz z
Gwiezdnych Wojen (na marginesie: właśnie na Kanarach były kręcone zdjęcia do
trylogii) temperatura wynosi ok. 4-5 st. Celsjusza. Ciepła czapka i kurtka w
plecaku – bezcenne.
Zakupy
W każdym porcie i miasteczku zrobicie zakupy spożywcze bez problemu. Można
płacić kartą kredytową i bankomatów nie brakuje. Co do zakupów pamiątek to
niestety lokalna tan… no może trochę przesadzam. Ale sam kupiłem żonie korale
z lawy. Przynajmniej w Zakopanem tego nie sprzedają… Pytanie jak długo?
Wyspy Kanaryjskie - rejs stażowy
A w butach mi chlupie Atlantyk – chciałoby się
zaśpiewać. Tak, Atlantyk zachlupał, nieraz oblał zdrowo falą i
pokazał swoje słynne „przeciągi”. Było warto!
Teneryfa, Hiszpania, Europa.
Rejs po Atlantyku był naszą pierwszą klubową wyprawą pod banderą Mariway
Sailing Club. Członkowie klubu wraz z kilkoma zaprzyjaźnionymi żeglarzami
realizowali rejs stażowy podczas tygodniowego pobytu na Wyspach Kanaryjskich.
Chcieliśmy zdobyć jak najwięcej godzin, poznać specyfikę żeglowania po tej
części Atlantyku i okiełznać pływy. Do dyspozycji mieliśmy dobrze
przygotowany jacht Oceanis 473. Ta kilkuletnia jednostka zaprawiona w
licznych rejsach gwarantowała bezpieczną i komfortową żeglugę dla 9 osób.
Teneryfa, 3 marca, godzina 18:00 LTC
Na
sz
dz
ie
ń
ro
zp
oc
zą
ł
si
ę
do
sy
ć
wc
ze
śn
ie
i
by
ło
to
pr
el
ud
iu
m
do
te
go
,
co
na
s
mi
ał
o
cz
ek
ać
w
na
jb
li
żs
zy
ch
dn
ia
ch
.
Mo
cn
o
na
ła
do
wa
ni
że
gl
ar
sk
im
hu
mo
re
m
st
aw
il
iś
my
si
ę
w
ma
ri
ni
e
Sa
nt
a
Cr
uz
ab
y
sp
ra
wn
ie
pr
ze
ją
ć
ja
ch
t
i
wy
pł
yn
ąć
na
js
zy
bc
ie
j
ja
k
si
ę
da
.
Po
dz
ie
le
ni
wc
ze
śn
ie
j
pr
ze
z
ka
pi
ta
na
na
wa
ch
ty
or
az
z
pr
zy
dz
ia
łe
m
fu
nk
cj
i
za
ję
li
śm
y
si
ę
sw
oj
ą
ro
bo
tą
.
Pi
er
ws
zy
og
ar
ną
ł
dz
ie
nn
ik
po
kł
ad
ow
y
i
ws
ze
lk
ie
pa
pi
er
ki
,
dr
ug
i
za
jm
ow
ał
si
ę
sz
ta
uo
wa
ni
em
i
za
be
zp
ie
cz
en
ie
m
pr
ow
ia
nt
u
na
mi
ni
mu
m
3
dn
i.
Tr
ze
ci
of
ic
er
do
ko
na
ł
og
lę
dz
in
si
ln
ik
a,
po
mp
zę
zo
wy
ch
i
śr
od
kó
w
be
zp
ie
cz
eń
st
wa
.
Po
zo
st
ał
o
ty
lk
o
fo
rm
al
ne
pr
ze
je
ci
e
ja
ch
tu
i
w
dr
og
ę.
Wy
jś
ci
e
z
po
rt
u
be
zp
ro
bl
em
ow
e,
ch
oć
ci
as
no
i
br
ak
st
er
ów
st
ru
mi
en
io
wy
ch
.
Za
gł
ów
ka
mi
zw
ię
ks
za
my
ob
ro
ty
si
ln
ik
a
i
ki
er
uj
em
y
si
ę
na
pó
łn
oc
ny
za
ch
ód
w
st
ro
nę
La
Pa
lm
y
–
wy
sp
y
od
da
lo
ne
j
o
ok
oł
o
10
0
mi
l
mo
rs
ki
ch
.
Z
po
cz
ąt
ku
ws
zy
sc
y
są
w
ko
kp
ic
ie
,
wi
ej
e
ok
oł
o
4B
fa
la
dł
ug
a,
wi
at
r
oc
zy
wi
śc
ie
w
mo
rd
ę.
Za
cz
yn
aj
ą
si
ę
pi
er
ws
ze
ob
ja
wy
ch
or
ob
y
mo
rs
ki
ej
.
Kt
o
sp
óź
ni
ł
si
ę
z
śr
od
ka
mi
ty
pu
av
io
ma
ri
n
cz
y
im
bi
r
w
ta
bl
et
ka
ch
ci
er
pi
…
Ob
sa
da
st
an
ow
is
k
zg
od
na
z
po
dz
ia
łe
m
wa
ch
to
wy
m,
im
ro
bi
si
ę
pó
źn
ie
j
ty
m
wi
ęc
ej
os
ób
sc
ho
dz
i
do
me
sy
,
ab
y
zł
ap
ać
ch
wi
lę
dr
ze
mk
i
i
cz
ek
a
na
sw
oj
ą
wa
ch
tę
.
Pł
yn
ię
ci
e
po
d
fa
lę
ro
dz
i
ko
ns
ek
we
nc
je
w
st
yl
u
ni
ez
łe
go
ło
mo
tu
w
cz
ęś
ci
dz
io
bo
we
j,
na
jp
ie
rw
je
st
ws
pi
na
ni
e
si
ę
na
gr
zy
wę
fa
li
a
po
te
m
gł
oś
ny
łu
p…
i
ta
k
do
mo
me
nt
u,
ki
ed
y
za
cz
yn
am
y
od
pa
da
ć
za
wy
sp
ą,
ob
ie
ra
ją
c
be
zp
oś
re
dn
i
ku
rs
na
La
Pa
lm
ę.
Pł
yn
ie
my
ba
gs
zt
ag
ie
m.
Gr
ot
i
fo
k
(w
za
sa
dz
ie
ge
nu
a)
pr
ac
uj
ą
mi
ar
ow
o.
Św
ie
ci
ks
ię
ży
c
i
na
sz
e
św
ia
tł
a
se
kt
or
ow
e,
po
za
ty
m
pu
st
ka
.
Św
it
na
dc
ho
dz
i
ok
oł
o
7.
00
,
do
po
rt
u
w
La
Pa
lm
ie
wp
ły
wa
my
ok
oł
o
go
dz
in
y
15
.0
0.
Wi
ta
na
s
no
wa
ma
ri
na
sc
ho
wa
na
za
ba
se
ne
m
dl
a
pr
om
ów
pa
sa
że
rs
ki
ch
.
Je
st
pr
zy
tu
ln
ie
,
pł
yw
aj
ąc
e
po
mo
st
y
i
bl
is
ko
do
mi
as
ta
.
Po
st
an
aw
ia
my
og
ar
ną
ć
si
ę
po
bl
is
ko
do
bi
e
że
gl
ug
i
–
pr
ys
zn
ic
,
ga
lo
we
ub
ra
ni
e
i
je
st
eś
my
go
to
wi
do
zo
ba
cz
en
ia
wy
sp
y.
Wc
ze
śn
ie
j
wc
ią
ga
my
ba
nd
er
y:
po
ls
ką
i
Ma
ri
wa
y
Sa
il
in
g
Cl
ub
po
d
le
wy
m
sa
li
ng
ie
m.
Wy
ci
ec
zk
a
do
mi
as
ta
pr
zy
no
si
na
m
wi
el
e
ku
li
na
rn
yc
h
do
św
ia
dc
ze
ń.
Ok
az
uj
e
si
ę,
że
to
wa
rz
ys
tw
o
pr
ef
er
uj
e
se
a
fo
od
st
ąd
na
st
ol
e
lą
du
ją
kr
ew
et
ki
,
mu
le
,
ka
lm
ar
y
i
lo
ka
ln
e
pr
zy
st
aw
ki
.
Je
st
,
w
cz
ym
wy
bi
er
ać
i
sm
ak
ow
ać
a
po
bl
is
ki
sz
um
pr
zy
bo
ju
mi
le
na
s
ko
i
i
za
ch
ęc
a
do
sn
u.
La Palma, 5 marca, godzina 11:00 LTC
Sł
on
ec
zn
y
po
ra
ne
k
le
ni
wi
e
za
gl
ąd
a
pr
ze
z
bu
la
je
do
śr
od
ka
ja
ch
tu
.
Po
ra
nn
a
to
al
et
a
i
śn
ia
da
nk
o
sz
yb
ko
st
aw
ia
ją
za
ło
gę
na
no
gi
.
Za
ła
tw
ia
my
fo
rm
al
no
śc
i
po
rt
ow
e,
pł
ac
im
y
41
Eu
ro
za
cu
mo
wa
ni
e,
pr
ys
zn
ic
e
i
to
al
et
y
na
9
cz
ło
nk
ów
za
ło
gi
to
ni
ew
ie
le
.
Wc
ze
śn
ie
j
ka
pi
ta
n
na
pr
oś
bę
ob
sł
ug
i
po
rt
ow
ej
wy
pe
łn
ia
st
os
pa
pi
er
kó
w
(z
ał
og
a,
ja
ch
t,
da
ne
pa
sz
po
rt
ow
e)
.
Ro
zl
ic
ze
ni
wy
ch
od
zi
my
z
po
rt
u
–
ki
er
un
ek
Te
ne
ry
fa
i
po
rt
Lo
s
Gi
ga
nt
es
.
Że
gl
ug
a
pr
zy
je
mn
a,
św
ie
ci
sł
oń
ce
,
wi
at
r
ró
wn
y
4B
,
ws
zy
sc
y
w
ko
kp
ic
ie
op
ow
ia
da
ją
os
ob
is
te
wr
aż
en
ia
z
os
ta
tn
ic
h
go
dz
in
.
Ni
eb
aw
em
po
ja
wi
aj
ą
si
ę
de
lf
in
y
i
ro
bi
ą
sh
ow
:
sk
ac
zą
,
„a
ta
ku
ją
”
łó
dk
ę,
po
pr
os
tu
ba
wi
ą
si
ę
z
na
mi
.
W
ta
ki
ej
at
mo
sf
er
ze
up
ły
wa
ją
ko
le
jn
e
go
dz
in
y
re
js
u,
wa
ch
ta
ka
mb
uz
ow
a
wy
da
je
ob
ia
de
k
–
w
me
nu
ma
my
dz
iś
sp
ag
he
tt
i.
Do
pi
er
o
pó
źn
ym
wi
ec
zo
re
m
po
dc
ho
dz
im
y
po
d
ki
lk
us
et
me
tr
ow
e
kl
if
y
Te
ne
ry
fy
.
Os
ło
ni
ęc
i
wy
sp
ą
po
st
an
aw
ia
my
zr
zu
ci
ć
ża
gl
e
i
na
si
ln
ik
u
wy
pa
tr
yw
ać
św
ia
te
ł
na
wi
ga
cy
jn
yc
h
po
rt
u.
We
jś
ci
e
do
po
rt
u
Lo
s
Gi
ga
nt
es
ni
e
je
st
pr
os
te
,
tr
ze
ba
si
ę
mo
cn
o
ła
ma
ć
w
pr
aw
o
po
te
m
je
st
„z
gó
rk
i”
,
al
e
ma
ri
na
,
kt
ór
a
mi
ał
a
wg
.
pr
ze
wo
dn
ik
a
mi
eć
sp
or
o
wo
ln
yc
h
mi
ej
sc
cu
mo
wn
ic
zy
ch
dy
sp
on
uj
e
ty
lk
o
je
dn
ym
wo
ln
ym
!
Dl
a
na
sz
ej
14
me
tr
ow
ej
kr
yp
y
wy
st
ar
cz
aj
ąc
e,
al
e
ju
ż
2
ja
ch
ty
mi
ał
yb
y
pr
ob
le
m.
O
23
.0
0
wy
ch
od
zi
my
do
mi
as
ta
i
tr
af
ia
my
na
lo
ka
ln
y
ka
rn
aw
ał
.
Tr
wa
mi
ej
sc
ow
a
im
pr
ez
a,
ws
zy
sc
y
po
pr
ze
bi
er
an
i,
sz
cz
eg
ól
ni
e
pa
no
wi
e,
na
ry
nk
u
go
tu
ją
wi
el
ką
pa
el
lę
i
pr
zy
go
to
wu
ją
si
ę
do
po
ch
od
u
z
og
ro
mn
ą
ma
ki
et
ą
ry
by
na
le
kt
yc
e.
Po
te
m
sz
tu
cz
ne
og
ni
e
i
za
ba
wa
pr
zy
dź
wi
ęk
ac
h
lo
ka
ln
yc
h
gr
aj
kó
w,
kt
ór
zy
mi
el
i
sc
en
ą
na
śc
ia
ni
e
fr
on
to
we
j
ko
śc
io
ła
.
Teneryfa, 6 marca, godzina 11:00 LTC
Z
ra
na
id
zi
em
y
zo
ba
cz
yć
st
ro
me
„s
ka
ły
po
d
Do
we
r”
–
kl
if
y
Te
ne
ry
fy
ro
bi
ą
wr
aż
en
ie
.
Po
te
m
ka
wk
a
w
je
dn
ej
z
li
cz
ny
ch
re
st
au
ra
cj
i
–
ko
sz
t
ok
.
1,
5
Eu
ro
,
uz
up
eł
ni
en
ie
za
pa
só
w
i
w
dr
og
ę.
Pl
an
je
st
na
st
ęp
uj
ąc
y:
po
dp
ły
ni
ęc
ie
do
kl
if
ów
,
se
sj
a
fo
to
i
ku
rs
na
La
Go
me
rę
ko
le
jn
ą
z
wy
sp
ar
ch
ip
el
ag
u
Ka
na
ró
w.
Pr
og
no
zy
do
no
si
ły
,
że
dz
ie
ń
za
po
wi
ad
a
si
ę
la
jt
ow
y
w
wi
at
r,
za
rz
ąd
za
my
op
al
an
ie
.
Ws
zy
st
ko
id
zi
e
zg
od
ni
e
z
pl
an
em
do
mo
me
nt
u
za
ob
se
rw
ow
an
ia
żó
łw
ia
mo
rs
ki
eg
o,
kt
ór
y
dr
yf
ow
ał
po
po
wi
er
zc
hn
i.
Kr
ót
ki
e
sp
ot
ka
ni
e
i
na
gl
e
kt
oś
ja
k
pa
pi
er
zb
la
dł
…
do
st
al
iś
my
si
ln
e
ud
er
ze
ni
e
wi
at
ru
z
tz
w.
pr
ze
ci
ąg
u,
ja
ki
ro
bi
si
ę
w
te
j
cz
ęś
ci
Ka
na
ró
w,
ki
ed
y
wy
ch
od
zi
si
ę
z
za
wy
sp
y.
Sz
yb
ki
e
re
fo
wa
ni
e
(n
a
mo
rz
u
tr
wa
to
o
wi
el
e
wi
ęc
ej
ni
ż
na
śr
ód
lą
dz
iu
)
i
us
ta
le
ni
e
ku
rs
u
na
Go
me
rę
.
Wi
ał
o
po
rz
ąd
ni
e
i
ko
rz
ys
tn
ie
,
dl
at
eg
o
ju
ż
o
17
.0
0
by
li
śm
y
w
po
rc
ie
.
Zg
ło
si
li
śm
y
pr
ze
z
VH
F
we
jś
ci
e,
a
mi
ły
pa
n
z
ob
sł
ug
i
ws
ka
za
ł
na
m
mi
ej
sc
e
pr
zy
ke
i.
Te
go
dn
ia
mi
el
iś
my
ur
od
zi
ny
ko
le
gi
,
by
ło
śm
ie
sz
ni
e
i
gw
ar
ni
e,
2
gi
ta
ry
pr
zy
wi
ez
io
ne
z
Po
ls
ki
ro
zb
rz
mi
ew
ał
y
ry
tm
ic
zn
ie
,
wz
bu
dz
aj
ąc
ci
ek
aw
oś
ć
ok
ol
ic
zn
yc
h
za
łó
g.
La Gomera, 7 marca, godzina 17:00 LTC
Ten dzień poświęciliśmy na lekki wypoczynek. Rano zwiedzaliśmy miasteczko w
tym dom, w którym K. Kolumb przygotowywał się do swoich wypraw i w którym
gościła jego kochanka. Następnie zrobiliśmy obiad ze świeżych produktów,
zapłaciliśmy portowe 45 Euro i wystartowaliśmy do nowego etapu. Plan zakładał
atak na Grand Kanarię ale…
zd
ec
yd
ow
al
iś
my
wy
ko
rz
ys
tu
ją
c
do
go
dn
y
ku
rs
po
pł
yn
ąć
na
bę
dą
cą
ni
ec
o
z
bo
ku
wy
sp
ę
El
Hi
er
ro
.
To
by
ła
je
dy
na
ok
az
ja
do
od
wi
ed
zi
n
te
go
mi
ej
sc
a.
Je
go
po
ło
że
ni
e
or
az
br
ak
po
rt
u
pr
zy
st
os
ow
an
eg
o
dl
a
ja
ch
tó
w,
w
ba
se
ni
e
są
ty
lk
o
bo
je
(p
ły
w)
sk
ut
ec
zn
ie
zn
ie
ch
ęc
a
że
gl
ar
zy
do
wi
zy
t.
My
ch
ci
el
iś
my
„z
al
ic
zy
ć”
wy
sp
ę
i
sk
ie
ro
wa
li
śm
y
dz
ió
b
na
El
Hi
er
ro
.
Zn
ów
by
ła
no
cn
a
że
gl
ug
a
–
ws
pa
ni
ał
e
pr
ze
ży
ci
e
dl
a
ka
żd
eg
o
że
gl
ar
za
,
mo
cn
e
fa
le
,
pi
ęk
ni
e
ro
zw
in
ię
ta
ge
nu
a
i
bl
as
k
ks
ię
ży
ca
w
pe
łn
i.
Do
sz
li
śm
y
ok
oł
o
go
dz
in
y
03
.0
0,
wł
aś
ni
e
sk
oń
cz
ył
si
ę
pr
zy
pł
yw
(2
,5
m)
.
Za
cu
mo
wa
li
śm
y
lo
ng
si
de
bę
dą
c
pr
aw
ie
ró
wn
o
z
be
to
no
wy
m
na
db
rz
eż
em
,
po
śr
od
ku
pr
aw
ej
bu
rt
y
mi
el
iś
my
dr
ab
in
kę
do
ko
mu
ni
ka
cj
i
z
lą
de
m.
Pó
źn
a
ko
la
cj
a
zb
ie
gł
a
si
ę
z
wa
rt
am
i
na
cu
ma
ch
.
Od
po
wi
ed
ni
e
lu
zo
wa
ni
e
cu
m
i
sz
pr
in
gó
w
po
zw
al
a
be
zp
ie
cz
ni
e
st
ać
w
ta
ki
m
mi
ej
sc
u.
Ra
no
o
9.
00
by
li
śm
y
w
na
jn
iż
sz
ym
pu
nk
ci
e
pł
yw
u
i
ab
y
do
st
ać
si
ę
na
lą
d
mu
si
el
iś
my
ws
pi
na
ć
si
ę
po
dr
ab
in
ce
.
Sa
mo
mi
ej
sc
e
je
st
zw
yc
za
jn
e,
du
ży
po
rt
dl
a
pr
om
ów
i
ba
se
n
dl
a
ni
ew
ie
lk
ic
h
ło
dz
i
i
mo
to
ró
we
k.
Ja
ch
tó
w
br
ak
.
Wy
ni
ka
za
pe
wn
e
to
z
br
ak
u
ty
po
we
j
dl
a
że
gl
ar
zy
in
fr
as
tr
uk
tu
ry
(p
ły
wa
ją
cy
ch
po
mo
st
ów
,
ma
ri
ny
,
sk
le
pu
it
p.
).
Sa
m
po
rt
ko
sz
te
m
27
ml
n
Eu
ro
zo
st
ał
wł
aś
ni
e
od
da
ny
do
uż
yt
ku
.
Ni
c
tu
po
na
s,
sp
ły
wa
my
.
El Hierro, 8 marca, godzina 10:00 LTC
Po
cz
ąt
ko
wo
ob
ra
li
śm
y
ku
rs
na
Gr
an
d
Ca
na
ri
ę,
ju
ż
po
pr
ze
dn
ie
go
dn
ia
mi
el
iś
my
do
ni
ej
pł
yn
ąć
.
Te
ra
z
pl
an
by
ł
am
bi
tn
y
do
cz
as
u,
ki
ed
y
pr
ze
li
cz
yl
iś
my
na
sz
ą
pr
ęd
ko
ść
i
wy
sz
ło
,
że
ni
ec
ał
e
5
mi
l
na
go
dz
in
ę
po
ko
ny
wa
ne
na
si
ln
ik
u
ni
e
da
je
na
m
mo
żl
iw
oś
ci
do
pł
yn
ię
ci
a
w
cz
as
ie
20
h.
Ka
pi
ta
n
do
ko
na
ł
re
wi
zj
i
ku
rs
u
i
po
po
ko
na
ni
u
1/
3
pl
an
ow
an
ej
tr
as
y
sk
rę
ci
li
śm
y
w
ki
er
un
ku
na
sz
ej
do
br
ej
zn
aj
om
ej
Te
ne
ry
fy
.
Mo
no
to
nn
a
że
gl
ug
a
si
ln
ik
ow
a
ro
zc
ią
ga
ła
go
dz
in
y,
al
e
i
o
ty
m
na
le
ży
pa
mi
ęt
ać
,
że
ja
ch
ti
ng
to
ni
e
ty
lk
o
bi
el
ża
gl
i,
al
e
i
dź
wi
ęk
di
es
la
.
Mi
ja
ją
ce
go
dz
in
y
pr
zy
bl
iż
ał
y
na
s
do
po
rt
u
Ma
ri
na
De
l
Su
r.
Po
13
h
we
sz
li
śm
y
do
po
rt
u,
do
sy
ć
ci
as
ne
go
i
ni
e
na
jl
ep
ie
j
oz
na
ko
wa
ne
go
od
st
ro
ny
mo
rz
a.
To
by
ła
na
sz
a
os
ta
tn
ia
no
c
po
za
po
rt
em
ma
ci
er
zy
st
ym
,
do
ść
kr
ót
ka
,
po
ni
ew
aż
pr
ze
d
na
mi
by
ło
je
sz
cz
e
ok
oł
o
50
mi
l
do
pr
ze
pł
yn
ię
ci
a.
Ja
ch
t
zw
yc
za
jo
wo
os
ta
tn
ią
no
c
sp
ęd
za
ju
ż
w
ma
ri
ni
e,
z
kt
ór
ej
si
ę
wy
pł
yw
a.
Teneryfa, 9 marca, godzina 09:30 LTC
Rano zdążyliśmy kupić świeże pieczywo i zrobić z ostatnich zapasów śniadanie.
Przed nami około 10 godzin żeglowania bajdewindem. Wieje jak zwykle podczas
naszego rejsu 4B, wspinamy się mozolnie, co jakiś czas robiąc zwrot przez
sztag. Na trawersie mamy linię brzegową wschodniej części Teneryfy. Tego dnia
mieliśmy wyjątkowe szczęście i zostaliśmy „zaatakowani” przez stado delfinów
liczące około 30 osobników jak i nie więcej. Płynęły z nami około godzinę.
Oprócz nich jeszcze tylko przymusowy zwrot – na kolizyjnym kursie była fara –
„zelektryzował załogę.” W lekkim zmierzchu wchodziliśmy do portu. Już
pachniało końcem rejsu. Postanowiliśmy po zacumowaniu i zdaniu łódki pójść na
wieńczącą dzieło kolację do restauracji rybnej.
Na
sz
ym
ka
na
ry
js
ki
m
zw
yc
za
je
m
za
mó
wi
li
śm
y
ca
ły
st
ół
ró
żn
yc
h
św
ie
żu
tk
ic
h
ży
ją
te
k
mo
rs
ki
ch
i
ro
zk
os
zo
wa
li
śm
y
si
ę
sm
ak
ie
m
m.
in
.
kr
ew
et
ek
i
mu
li
z
po
po
łu
dn
io
we
go
po
ło
wu
.
Że
gl
ar
sk
a
pr
zy
go
da
za
ko
ńc
zy
ła
si
ę
z
ra
na
10
ma
rc
a.
Mu
si
el
iś
my
za
ta
nk
ow
ać
,
st
ąd
od
cu
mo
wa
li
śm
y
si
ę
i
na
bi
eg
ow
o
st
an
ęl
iś
my
pr
zy
st
ac
ji
pa
li
w.
Do
zb
io
rn
ik
ów
we
sz
ło
bl
is
ko
11
0
li
tr
ów
di
es
la
,
co
pr
zy
ko
rz
ys
tn
yc
h
ce
na
ch
0,
97
Eu
ro
za
li
tr
ni
e
by
ło
sz
ok
ie
m.
Te
ne
ry
fę
op
us
zc
za
li
śm
y
z
po
cz
uc
ie
m
do
br
ze
sp
ęd
zo
ne
go
cz
as
u,
sz
cz
eg
ól
ni
e
ci
es
zą
c
si
ę
ze
zr
ea
li
zo
wa
ni
a
że
gl
ar
sk
ic
h
pl
an
ów
.
Z pamiętnika Wujka Dobra Rada
choroba morska / nie wolno jej lekceważyć, dopada każdego. Należy
odpowiednio wcześnie się przygotować – zażyć tabletki (2h przed
wypłynięciem);
transport busem z lotniska (9 osób) do portu (65km) kosztował 105 Euro.
prowiant / bez problemu wszystko można dostać w licznych sklepach
spożywczych, ceny niższe niż w Polsce;
pamiątki, zakupy / warto je robić na wyspach nie odkładając zadania na
później (np. lotnisko) jest po prostu dużo taniej i mamy większy wybór.
Interaktywna trasa rejsu
Otwórz mapę w nowym oknie

Podobne dokumenty

Lato 2010

Lato 2010 okazji żeglowania, zakosztować większej ilości

Bardziej szczegółowo