xv niedziela zwykła (c)

Transkrypt

xv niedziela zwykła (c)
XV NIEDZIELA ZWYKŁA (C)
Pwt 30,10-14; Ps 69; Kol 1,15-20; Łk 10, 25-37
Szczęśliwy - nie przestaje powtarzać Biblia – ten człowiek, który bez ustanku
ma na ustach i w swoim sercu umiłowanie Prawa Bożego! Zgodnie z nauką
przekazaną w pierwszym czytaniu z Księgi Powtórzonego Prawa, słowo Boże jest
samym Bogiem, który mieszka w najskrytszej głębi wierzącego. Stąd dla
wierzącego Prawo Boże nie jest ciężarem, lecz radością, nie jest suchym kodeksem,
lecz życiem, które wytryska z samego serca. Przy czym, serce nie oznacza tylko
uczucia miłości, lecz całość osoby, z jej wyborami i postanowieniami. W Biblii
bowiem serce jest „miejscem” decyzji i wyborów (dobra lub zła, Boga lub bożków),
a także „miejscem”, gdzie decyduje się wewnętrzna droga, która prowadzi do Boga.
Prawo wewnętrzne nie przygniata nikogo, lecz podnosi tych, którzy je przyjmują.
Człowiek czuje się wzmocniony i zdolny do rzeczy niemożliwych. Wie on również,
że lekceważyć słowo Boże, to znaczy skazać życie na bezowocność. Dla niego jest
to sprawa życia lub śmierci. Czego żąda się więc od człowieka? Aby stale
wsłuchiwał się w słowo Boże. Nieustannie rozbrzmiewa ono w liturgii i w
modlitwie. Słowo nie przychodzi ani z wysokości niebios, ani zza bezkresów morza.
Słuchaj: Bóg jest w tobie. On do ciebie mówi.
Po takim wprowadzeniu, opartym o tekst starotestamentowy, skierujmy naszą
uwagę na przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Jest to z pewnością jeden z
najczęściej komentowanych fragmentów Ewangelii.
„A oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Go na próbę...” Przez
usta tego eksperta przemawia stara religia. Jest to stara teologia, która rozpoczyna
kolejną teoretyczną dyskusję. Jezus nie daje się jednak wciągnąć w akademickie
dysputy. Nie uznaje gry słów. Cały problem przenosi na płaszczyznę życia. Nie
przedstawia twierdzenia, ale konkretny fakt i zmusza swojego rozmówcę do
konfrontacji z nim. Zobowiązuje go do wyboru nie teorii, ale postawy praktycznej.
Na końcu nie pyta go: „Zrozumiałeś?”. Nie poleca mu też: „Zapamiętaj sobie tę
lekcję!”. Bez żadnych ceregieli nakazuje mu: „Idź, i ty czyń podobnie!”.
Uczony w Piśmie przyszedł po to, aby dyskutować, debatować,
argumentować. Odchodzi z poleceniem, które ma wykonać. Stara kultura religijna
chciała rozmawiać. Jezus zmusza ją do poruszenia nóg, a nie języka. I do posłużenia
się sercem. W nowej religii ekspertem nie jest „ten, kto wie”, lecz „ten, kto działa”.
Czy jednak uczony w Piśmie chciał naprawdę „wiedzieć”? Chciał się
zadowolić wiedzą, która by go zbytnio nie angażowała. Tymczasem Jezus nie chciał
poprzestać na takiej neutralnej dyskusji. Jezus nie może znieść wiedzy, która nie
staje się miłością i służbą. Nie odmawia spotkania z uczonym w Piśmie, ale skupia
się w nim na tym, co istotne; nie pozwala na abstrakcyjne dywagacje. Mistrz dąży
do jak najszybszego zakończenia teoretycznej dyskusji i do skupienia się na
konkretnym działaniu. Chce zaprzestać niepotrzebnych dywagacji i dotknąć sedna
problemu, przerwać czczą gadaninę i zająć się tym, co praktyczne. Nie chce
1
poddawać się egzaminowi teorii. Wie, że na tym polu uczony w Piśmie doskonale
daje sobie radę.
„A kto jest moim bliźnim?” Uczony w Piśmie chciałby otrzymać dokładną
listę osób, które należy uznać za „bliźnich”. Byłoby to coś w rodzaju wykazu osób
ubogich, rodzin w potrzebie, „bezpieczny” rejestr adresów ludzi, w stosunku do
których bez większego ryzyka można otworzyć serce. Uczony w Piśmie umieszcza
siebie w centrum, na piedestale, ustawiając innych wokół siebie. „A kto jest moim
bliźnim?”. Mistrz wyjaśnia, że w centrum nie znajduje się „ja”, lecz każdy
potrzebujący pomocy, zrozumienia, miłości człowiek, którego spotykam na mojej
drodze. Podstawowy problem chrześcijanina nie polega na poznaniu swojego
bliźniego, czyli tej grupy osób, wobec której mógłby jak najmniejszym kosztem
okazywać swoją miłość. Jego problem polega na „okazaniu się bliźnim” przez
przesunięcie swojego centrum zainteresowania z „ja” na innych.
Nie chodzi zatem o to, aby wiedzieć, kogo mam kochać, ale o
uświadomienie sobie faktu, że wszyscy mają prawo do mojej miłości. Powinienem
zbliżyć się do wszystkich, zwłaszcza do tych, którzy są dalecy. Tylko w ten sposób,
zbliżając się, zmniejszając dystans, będę w stanie zrozumieć wołanie, ich niemy
krzyk, odkryć ich cierpienie, usłyszeć ich błaganie o miłość (nawet jeśli nie zostało
ono wyrażone). Tworzenie ogromnych przepaści między nami jest bardzo łatwe.
Ludzie są antypatyczni, denerwujący, głupi, natrętni, ordynarni, irytujący.
Przechodzimy obok nich, ledwie ich zauważamy, przekonani, że ich problemy, ich
trudności nas nie dotyczą. Lista bliźnich przyczyniłaby się wyłącznie do
powiększenia dystansu, do pomnożenia liczby tych, którzy są wykluczeni z obszaru
mojej miłości. Tymczasem wystarczy wykonać właściwy gest - gest Samarytanina.
A wówczas pytanie: „A kto jest moim bliźnim?” nie ma już sensu. Już na nie
odpowiedziałem, likwidując dystans, okazując się bliźnim.
„Idź, i ty czyń podobnie!” Znamienny jest fakt, że Jezus, mówiąc o miłości,
używa tutaj dwu słów, które wyrażają ruch („idź”) i działanie („czyń”). „Iść” i
„czynić”: oto dwa czasowniki, których brakuje w słowniku intelektualisty. Uczony
w Piśmie, który pyta Jezusa, chce jedynie wiedzieć. Otrzymuje jednak odpowiedź,
w której mówi się o czymś, co należy „zrobić”. Gdyby zaś miał jeszcze jakieś
trudności, to otrzymuje również przykład, wzór, który powinien naśladować. Oto,
Samarytanin, człowiek odrzucony, ekskomunikowany, potrafił natychmiast
zareagować w odpowiedni sposób. Zobaczył zranionego człowieka i nie zawahał się
przejść na właściwą stronę drogi, na tę, na której znajdowała się nieprzewidziana
przeszkoda. Jezus pragnie skierować „znawców” prawa na konkretny teren praktyki
miłości, gdyż tylko tam można w pełni zrozumieć Jego słowo.
Zwróćmy uwagę na nacisk położony na słowo „czynić”... Do swojego
uczonego rozmówcy Jezus nie mówi: - Dobrze odpowiedziałeś, możesz się czuć
bezpieczny, Twoja nauka jest zdrowa. Mówi mu: - „Dobrze odpowiedziałeś. To
czyń, a będziesz żył...” Zaryzykowałbym tu takie tłumaczenie: - Dobrze
odpowiedziałeś... jeśli to będziesz czynił.
2
Tak czy inaczej owo „czyń” jest kategorycznym nakazem, a nie zwykłą radą.
Nakaz ten rozbrzmiewa tu i teraz, dla każdego z nas..., i nie dopuszcza chwili
zwłoki, także dlatego, że na jakiejś drodze jest ktoś, kto na mnie, na ciebie oczekuje.
I jeszcze tak na koniec tej refleksji... Nie ma wątpliwości: kapłan „przechodził
tą drogą”. Oznacza to, że szedł z Jerozolimy, gdzie z pewnością uczestniczył w
sprawowanym w świątyni kulcie. Uważał, że wykonał swoje zadanie. Dał Bogu to,
co należy do Boga. Bóg nie może oczekiwać od niego niczego więcej. Tymczasem
Bóg pragnie otrzymać coś jeszcze, coś, co wyraża się w kategoriach miłości,
sprawiedliwości, dobroci, hojności, troski o bliźniego, solidarności. Nie zadowala
się uwielbieniem, adoracją, śpiewem. Bóg oczekuje czegoś również w imieniu
człowieka. Dlatego oddajemy Bogu to, co należy do Boga, tylko wtedy, gdy
jednocześnie oddajemy człowiekowi wszystko to, co należy do człowieka. To, co
Boskie, zanika, jeśli zanika to, co ludzkie.
Błąd wielu chrześcijan polega właśnie na tym, iż sądzą oni, że mogą
uregulować swoje rachunki z Bogiem przez modlitwę i (krótszy lub dłuższy) czas
spędzony w kościele. Nie zdają sobie sprawy, że wszystko zaczyna się właśnie
wówczas, gdy kończy się modlitwa... O tym nie zapominajmy... Wszystko zacznie
się, gdy wyjdziemy z kościoła... Idź i Ty czyń podobnie!
I jeszcze jedno… O poszkodowanym człowieku nie dowiadujemy się niczego.
Jego dokument tożsamości nie zawiera żadnych danych. Nie mamy żadnych
wiadomości na jego temat. Pozostaje kimś bez imienia, bez twarzy, bez
dokumentów, bez znaków rozpoznawczych. Wiemy tylko, że to jest człowiek. Na
tym właśnie polega istotne przesłanie przypowieści. Aby okazać się bliźnim, nie
musimy znać wielu szczegółów dotyczących danej osoby. Wystarczy, że wiemy
jedną, ale rozstrzygającą rzecz: to człowiek. Wszystko inne jest zbędne, a w każdym
razie nie powinno wpływać na naszą postawę i na nasze zachowanie. Jeśli spotkamy
człowieka w potrzebie powinniśmy się zatrzymać, pochylić się nad nim, zatroszczyć
się o niego. Wrażliwość jest istotną cechą miłości.
3

Podobne dokumenty