Untitled - Wiek XIX

Transkrypt

Untitled - Wiek XIX
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010
ARTYKU£Y I ROZPRAWY
Teresa Winek
JAKIEGO PANA TADEUSZA CZYTANO W XIX WIEKU?
Historyków literatury interesowa³o g³ównie zagadnienie, jak czytano Pana
Tadeusza, a dwie najwa¿niejsze ksi¹¿ki zbieraj¹ce dorobek w tym zakresie to
studium monograficzne Stanis³awa Pigonia Pan Tadeusz. Wzrost, wielkoœæ i s³awa1, referuj¹ce zwiêŸle dzieje pierwszych „stu lat s³awy” poematu, oraz praca
zbiorowa: „Pan Tadeusz” i jego dziedzictwo. Recepcja2, bêd¹ca plonem konferencji, któr¹ jedenaœcie lat temu zorganizowali poloniœci Uniwersytetu Jagielloñskiego. OdpowiedŸ na tytu³owe pytanie pojawia³a siê tak¿e w innych publikacjach, choæ
zawsze by³y to ujêcia cz¹stkowe, sygnalizuj¹ce jedynie zjawiska, jakie nale¿a³oby
obj¹æ badawczym rozpoznaniem3. Dzieje recepcji epopei narodowej pokazuj¹ bo1 S. Pigoñ, „Pan Tadeusz”. Wzrost, wielkoœæ i s³awa. Studium literackie, Kraków 2002;
wyd. 1: Warszawa 1934.
2 „Pan Tadeusz” i jego dziedzictwo. Recepcja, red. B. Dopart, Kraków 2006.
3 Przyk³adowo z literatury najnowszej mo¿na przywo³aæ: B. Dopart, Czem by³ „Pan Tadeusz” dla Polaków w dobie niewoli, w: tego¿, W œwiecie „Pana Tadeusza”, Kraków 1999;
T. Winek, Miêdzy jubileuszami. „Pan Tadeusz” 1884-1898, w: Adam Mickiewicz. Dwa wieki kultury polskiej, red. K. Maci¹g i M. Stanisz, Rzeszów 2007, s. 100-112. Z wczeœniejszych
opracowañ koniecznie trzeba przypomnieæ prace A. Semkowicza i T. Sygi, stanowi¹ce kontekst dla poni¿szych ustaleñ. W 1926 roku Semkowicz wyda³ „legendê bibliofilsk¹”, zatytu³owan¹ Wydania dzie³ Adama Mickiewicza w ci¹gu stulecia. O wydaniach oryginalnych
og³oszonych za ¿ycia poety. 1822-1855 (Lwów, Ksi¹¿nica Atlas TNSW), tytu³owego stulecia nigdy nie opracowa³ do koñca. Zagadnienie podj¹³ po trzydziestu latach Syga (Te ksiêgi
proste. Dzieje pierwszych polskich wydañ ksi¹¿ek Mickiewicza, Warszawa 1956), dokumentuj¹c je materia³ami z odnalezionych Ÿróde³ i uzupe³niaj¹c nowymi tematami. Interesowa³y
go jednak równie¿ tylko pierwodruki opublikowane przez poetê. Dalsze dzieje recepcji
wydawniczej Mickiewicza nie znalaz³y swego badacza, nie zosta³y doprowadzone do koñca
6
wiem zakres zjawisk niemal nieogarniony; z jednej strony, zagadnienia zwi¹zane
z wrastaniem tego dzie³a w œwiadomoœæ spo³eczn¹, literack¹ i szerzej: artystyczn¹
kolejnych pokoleñ, z drugiej strony – egzemplifikuj¹ problemy typowe dla recepcji
wydawniczej literatury polskiej od po³owy XIX wieku a¿ do czasów najnowszych.
Niniejszy artyku³ tak¿e jest tylko wstêpnym zasygnalizowaniem, nie zaœ wyczerpuj¹cym omówieniem tematu, przypomina o potrzebie jego dalszego opracowywania. Z tego te¿ powodu przywo³ane zostan¹ jedynie nieliczne spoœród prawie
szeœædziesiêciu wydañ Pana Tadeusza, jakie ukaza³y siê w XIX wieku. Ca³oœæ
dziejów wydawniczych epopei narodowej stanowi bowiem materia³ na pokaŸn¹
ksi¹¿kê. Ze wszystkich dzie³ Mickiewicza to w³aœnie Pan Tadeusz ma historiê najbogatsz¹ – zarówno jego dzieje wydawnicze, proces bogatej i z³o¿onej recepcji,
a tak¿e stanowi¹cych jej czêœæ interpretacji badawczych sk³adaj¹ siê na d³ugi ¿ywot, niemal nieprzerwan¹ obecnoœæ w œwiadomoœci narodowej i kulturalnej spo³eczeñstwa oraz istotne Ÿród³o inspiracji twórczej. Zagadnienie: z jakim Panem
Tadeuszem obcowa³y kolejne pokolenia jego czytelników i w pewne mierze: u¿ytkowników i twórców kultury, okazuje siê wiêc podstawowe nie tylko dla badañ
nad kultur¹ literack¹ XIX wieku, ale i dla wielu tematów historycznoliterackich.
Wydania autorskie
Problemy genezy Pana Tadeusza i czynnoœci twórczych Mickiewicza by³y
¿ywo dyskutowane od lat siedemdziesi¹tych XIX wieku; w sporze historyków
literatury fakty z biografii poety ³¹czone by³y z legend¹, jaka towarzyszy³a rosn¹cemu przekonaniu o epopeicznym charakterze poematu; opisali je najpe³niej:
Roman Pilat, Stanis³aw Pigoñ, Juliusz Kleiner i Konrad Górski4.
Oto najwa¿niejsze fakty, istotne dla podjêtego przez nas zagadnienia. Pewna
jest data ukoñczenia poematu, poniewa¿ 14 lutego 1834 roku Mickiewicz napisa³
nawet na poziomie rejestracji bibliograficznej, bowiem podejmowane wielokrotnie bibliografie Mickiewiczowskie nie zaowocowa³y odpowiednim tomem „Nowego Korbuta”, temat
pozostaje wiêc nadal aktualny, a nawet istotny dla badañ historycznoliterackich. Jakiekolwiek bowiem prace o recepcji dzie³ Mickiewicza oraz ich interpretacje nie mog¹ byæ budowane bez solidnych fundamentów (to okreœlenie Pigonia nie straci³o nic ze swej wa¿noœci)
dokumentacyjnych.
4 R. Pilat [wstêp], w: A. Mickiewicz, Dzie³a, Wydanie Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza, t. 5: Pan Tadeusz, Lwów 1910; S. Pigoñ, Wstêp, w: A. Mickiewicz, Pan
Tadeusz, oprac. S. Pigoñ, Kraków 1925 i nast.; J. Kleiner, Mickiewicz, t. 2: Dzieje Konrada.
Czêœæ druga, wyd. 2 popraw., Lublin 1998; K. Górski, Wstêp, w: A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, oprac. K. Górski, Wroc³aw 1969.
7
w liœcie do Antoniego Odyñca: „wiêc skoñczy³em wczora w³aœnie. Pieœni
ogromnych dwanaœcie!”5. Ju¿ wczeœniej podjêto przygotowania do druku pierwszego tomu poematu, bo Pan Tadeusz zosta³ zaplanowany w³aœnie na dwa tomy.
Do czerwca 1834 roku poeta z pomoc¹ przyjació³ „my³ i czesa³” swe dzie³o,
czyli nanosi³ poprawki, robi³ uzupe³nienia, czyta³ korekty. Wydawc¹ by³ – jak
wiemy – Aleksander Je³owicki (zas³u¿ony dla literatury polskich emigrantów),
wspomaga³ go Eustachy Januszkiewicz, póŸniejszy wspó³w³aœciciel Ksiêgarni
Polskiej w Pary¿u (przyjaciel Mickiewicza i jego dzieci, opiekun rodziny, a po
œmierci poety – tak¿e jego spuœcizny twórczej). Do grona wspieraj¹cego poetê
w pracy nad poematem nale¿eli ponadto: wspomniany ju¿ Domeyko, Bogdan
Jañski, Stefan Witwicki. Dzie³o by³o gotowe do wyjœcia w œwiat pod koniec
czerwca 1834 roku, ale wydawca przetrzyma³ je w drukarni, wysy³aj¹c – sobie
tylko wiadomymi drogami – paczki z woluminami do kraju. Wiemy o tym z listów, które pisa³ Januszkiewicz do swej narzeczonej, Eugenii Larisch, mieszkaj¹cej w Osieku6.
Brakuje materia³ów, które pozwoli³yby oszacowaæ, ile egzemplarzy Pana
Tadeusza przesz³o przez zielon¹ granicê, niew¹tpliwie jednak to czytelnicy w kraju
pierwsi otrzymali do r¹k tomy póŸniejszej epopei narodowej i przyjêli je z wiêkszym entuzjazmem ni¿ emigranci paryscy7. Ci mogli nabywaæ poemat od 10 sierpnia i, jak ju¿ wielokrotnie pisali historycy literatury, utwór nie wzbudzi³ ich wielkiego zainteresowania (wygnañcy z ojczyzny, ¿o³nierze, którzy przegrali wojnê,
nie docenili opisów nadniemeñskiej puszczy i zachodów s³oñca nad Soplicowem.
Oczekiwali znaków nadziei na dziœ i jutro, a nie rozpamiêtywania przesz³oœci)8.
Jako dzie³o sztuki wydawniczej, Pan Tadeusz nie odbiega³ od ówczesnych
edycji utworów Mickiewicza. Jak wiemy, od 1828 roku ukazywa³y siê w Pary¿u
Pisma Mickiewicza i poemat zape³ni³ pi¹ty i szósty tom tego wydania. Aleksander Semkowicz, najwybitniejszy znawca Mickiewiczowskich publikacji, napisa³
o tych tomach:
5
Wszystkie cytaty z Mickiewicza, o ile nie podano innego adresu, wed³ug wydania:
A. Mickiewicz, Dzie³a, Wydanie Rocznicowe. Cyt.: t. 15: Listy. Czêœæ druga. 1830-1841,
oprac. M. Derna³owicz, E. Jaworska, M. Zieliñska, Warszawa 2003, s. 261.
6 E. Januszkiewicz, Listy, w: J. Kallenbach, Z epoki emigracyjnej (1833-1841), „Lamus”
1909, z. 3, s. 443-470.
7 W. Bruchnalski, Z tradycji galicyjskiej o dzie³ach Mickiewicza, „Pamiêtnik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza” 1898, s. 284-288.
8 S. Pigoñ, Wstêp…; K. Kopczyñski, Mickiewicz i jego czytelnicy. O recepcji wieszcza
w zaborze rosyjskim w latach 1831-1855, Warszawa 1994.
8
[…] druk by³ piêkny i ozdobny, tylko nieco inne [ni¿ w poprzednich tomach – TW]
winiety koñcowe, bardziej dobrane do treœci ksi¹¿ki, nawet ma³y wizerunek „cesarza Francuzów” umieszczono w zakoñczeniu Ksiêgi dziesi¹tej. […] Ok³adki broszurowe, skromne,
bez ozdób, opatrzone jedynie napisem: Pan Tadeusz, z wyra¿eniem tomu I, wzglêdnie II9.
Semkowicz stwierdzi³ ponadto, ¿e by³a tak¿e niewielka liczba egzemplarzy „z ok³adk¹ odmienn¹, mianowicie, ozdobion¹ obramowaniem gotyckim,
podobnym nieco jak na ok³adkach wydania drugiego Dziadów. U do³u listwa
ozdobna, na której wœród stylizowanej ornamentacji dwa psy myœliwskie, ku sobie
zwrócone”10. Mimo tej dba³oœci o kszta³t zewnêtrzny ksi¹¿ki, znalaz³o siê w niej
sporo b³êdów, na przyk³ad ju¿ na pierwszej stronicy z tekstem poematu widnieje: „Czêtochowy” zamiast Czêstochowy. Takich niedopatrzeñ korekty Stanis³aw
Pigoñ naliczy³ prawie sto11, ale nie one by³y istotnym mankamentem wydania;
gorzej, ¿e opuszczono w nim niektóre wersy istniej¹ce w rêkopisie poety, inne
zosta³y zmienione, nie wiadomo w³aœciwie, z jakiego powodu, niektóre miejsca
„dopracowa³” Bogdan Jañski, który robi³ korektê i usun¹³ pewne prowincjonalizmy autora. Z tych powodów wydanie poematu wci¹¿ budzi³o zastrze¿enia badaczy-edytorów (i sk³ania³o do dzia³añ ulepszaj¹cych wydawniczy kszta³t dzie³a).
Jak ju¿ wspomnieliœmy, Pan Tadeusz nie cieszy³ siê uznaniem paryskich
czytelników i trzy tysi¹ce wydrukowanych egzemplarzy sprzedawa³y siê powoli. Dlatego te¿ Je³owicki z Januszkiewiczem postanowili wypróbowanym ju¿
w XVIII wieku sposobem pozbyæ siê ich, tworz¹c pozornie nowe wydanie, tzw.
tytu³owe, czyli zaopatruj¹c ka¿dy tom w now¹ ok³adkê z aktualnym czasem druku. W ten sposób czytelnicy otrzymali rzekomo drugie wydanie, wype³niaj¹ce
tomy pi¹ty i szósty Pism z 1838 roku. Jeœli mamy do czynienia z tym wydaniem,
to tak naprawdê obcujemy z nieco „zdefektowanym” pierwodrukiem, bo w tomach z Panem Tadeuszem nowa okaza³a siê tylko strona tytu³owa. Ale edycja ta
jest trudno dostêpna, liczy³a bowiem prawdopodobnie piêæset egzemplarzy, a dzie³a Mickiewicza w tym okresie by³y przedmiotem szczególnej uwagi cenzury i ich
przemycanie do kraju napotyka³o na wiele przeszkód12.
9
A. Semkowicz, dz. cyt., s. 155.
10 Tam¿e.
11 A.
Mickiewicz, Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie. Historia szlachecka z roku 1811 i 1812, we dwunastu ksiêgach wierszem, oprac. S. Pigoñ, wyd. 3 zmienione, Warszawa 1958.
12 K. Kopczyñski, dz. cyt.; Z. Szel¹g, Literatura zabroniona. 1832-1862. Zjawisko – rynek
– rozpowszechnianie, Kielce 1989.
9
Natomiast rzeczywiœcie nowe wydanie poematu pojawi³o siê w 1844 roku.
Aleksander ChodŸko i Eustachy Januszkiewicz przygotowali wówczas edycjê
Pism Mickiewicza w czterech woluminach, umieszczaj¹c Historiê szlacheck¹
w tomie pierwszym. Na ile wynika³o to z autorskiej hierarchii utworów, a w jakiej mierze by³o ocen¹ wydawców, trudno rozstrzygn¹æ, uk³ad jest jednak znacz¹cy. Charakteryzuj¹c to wydanie, przywo³ajmy znów Semkowicza:
Ch³ód i smutek wieje z zimnych i ¿ó³ciej¹cych kartek, ma³ych, kwadratowych prawie tomików. Ju¿ nie ma w nich tych piêknych kart tytu³owych ani tych „lubych obrazków”
w zakoñczeniach utworów, ni te¿ piêknie kaligrafowanych nag³ówków i inicja³ów. Nie ma
w nich tej radoœci bibliofilskiej z piêknych, wykwintnych ksi¹¿eczek. Zamkn¹³ siê okres
piêknych wydañ, bo i „poezja, jak j¹ dotychczas pojmowano, powszechnie dziœ ju¿ zamkniêta”. Tak g³osi w przedmowie do wydania Aleksander ChodŸko13.
Wydanie to mo¿e wywo³aæ bibliofilski smutek, tak¿e z innego powodu;
okaza³o siê ostatnim za ¿ycia poety i w XIX wieku uznawane by³o za najwa¿niejsze, jako przejaw ostatniej woli poety. Nie by³o, niestety, ani poprawne, ani
staranniejsze od pierwszego, co tak¿e dok³adnie opisa³ Pigoñ. Ukaza³o siê jednak w dosyæ szczêœliwym momencie, gdy poprawi³a siê sytuacja polityczna w Galicji, uda³o siê wiêc przekazaæ je tam w znacznej liczbie egzemplarzy14. Po zniesieniu cenzury mo¿na by³o je rozprowadzaæ jawnie, dlatego te¿ przez d³ugie lata
Pana Tadeusza znano w³aœnie z tej edycji. Za ¿ycia poety pojawia³y siê jeszcze
próby wznowienia poematu, ale ¿adna z nich nie zosta³a zrealizowana.
Pierwsze wydania na ziemiach polskich
Nastêpne wydanie Historii szlacheckiej ukaza³o siê w 1858 roku. Inicjatywê
przygotowania nowej edycji dzie³ poety podj¹³ nieco wczeœniej Samuel Merzbach,
warszawski wydawca, który ju¿ w 1832 roku dostarczy³ czytelnikom z Królestwa
Polskiego zbiór poezji wileñskiego filomaty i wkrótce po œmierci Mickiewicza
zabiega³ u spadkobierców poety i u cenzury warszawskiej o now¹ edycjê i doprowadzi³ zamiar do fina³u, choæ trudno powiedzieæ, ¿e szczêœliwego. Nale¿y pamiêtaæ, ¿e po 1834 roku obowi¹zywa³ w Królestwie Polskim zakaz jakiegokolwiek
rozpowszechniania dzie³ Mickiewicza oraz informacji o nim (obejmowa³ on tak¿e
wszystkie utwory wydane poza kordonem). Podobn¹ restrykcjê na³o¿ono wkrótce
13 A.
14 W.
Semkowicz, dz. cyt., s. 181.
Bruchnalski, dz. cyt.
10
na twórczoœæ autora Dziadów w pañstwie pruskim. Inicjatywa Merzbacha by³a wiêc
pierwsz¹ i radykaln¹ prób¹ prze³amania tej sytuacji. Zaplanowano wydanie o charakterze popularnym (by zaspokajaæ rosn¹ce zainteresowanie wieszczem). Opracowano je w dwóch wariantach wydawniczych: odmianê luksusow¹ wydrukowano
na papierze welinowym i zaopatrzono w portret poety; drugi wariant by³ skromny,
pozbawiony jakichkolwiek zdobników graficznych, ale te¿ tañszy o jedn¹ trzeci¹.
To znak, ¿e wydawca chcia³ dotrzeæ do ró¿nych czytelników i uwzglêdnia³ ich
mo¿liwoœci inwestowania w ksi¹¿kê. Zwyczaj takiego ró¿nicowania wydañ sta³ siê
w drugiej po³owie XIX wieku powszedni¹ praktyk¹. Niektóre edycje mia³y nawet
trzy i cztery mutacje szaty zewnêtrznej, i by³y kierowane do ró¿nych grup odbiorców.
Niestety, jak wszystkie publikacje z zaboru rosyjskiego, wydanie z 1858
roku zosta³o obci¹¿one znacznymi ingerencjami cenzury. I tu pojawia siê niezwykle z³o¿one i bogate zagadnienie: wp³ywu cenzury na kszta³t wydawniczy Pana
Tadeusza. Temat ten ma ju¿ spor¹ literaturê przedmiotu, najobszerniej pisa³a o nim
Ma³gorzata Rowicka w swojej ksi¹¿ce15, daleko jest jednak jeszcze do ca³oœciowego opracowania problemu.
W najwiêkszym skrócie mo¿na zasygnalizowaæ, ¿e poemat Mickiewicza
w pierwszym wydaniu warszawskim zosta³ pozbawiony prawie czterystu wersów16, które cenzorowi wydawa³y siê niebezpieczne. Ingerowa³ on w tekst utworu
niemal szeœædziesi¹t razy, eliminuj¹c ka¿dorazowo od kilku do kilkudziesiêciu
wersów oraz wykreœlaj¹c prawie dziesiêæ autorskich Objaœnieñ, ponadto zmieniaj¹c trzy inne fragmenty. Oto kilka przyk³adów tego, co pad³o ofiar¹ cenzorskich no¿yc: w Ksiêdze I wersy 59-61, 67-68, zawieraj¹ce nawi¹zania do historii
Polski i walki o niepodleg³oœæ. Z Ksiêgi II zniknê³a opowieœæ Telimeny o petersburskiej przygodzie jej pieska, humorystycznie przedstawiaj¹ca rosyjskich
urzêdników. Wyeliminowano konsekwentnie wszystkie zwroty, w których pobrzmiewa³y tony lekcewa¿enia wobec zaborcy i pamiêæ klêski rosyjskiego orê¿a.
Niedopuszczalne by³y aluzje do walki narodowej i odzyskania wolnoœci, a tak¿e
zachêta do solidarnoœci i jednoœci Polaków.
Problem zniekszta³ceñ cenzuralnych w Panu Tadeuszu wydawanym na
terenie Królestwa Polskiego pozostawa³ aktualny do czasu pierwszej wojny
15 Zob. M. Rowicka, O neurotycznym cenzorze, przebieg³ym wydawcy i manipulowanym
czytelniku, czyli „Pan Tadeusz” w Warszawie w okresie zaborów, Warszawa 2004. Tam te¿
wczeœniejsza literatura przedmiotu, wœród której wyró¿niaj¹ siê przywo³ywane ju¿ ksi¹¿ki
Semkowicza, Sygi, Szel¹ga, Kopczyñskiego i najwczeœniejsza z prac poœwiêconych temu
zagadnieniu: G. Korbut, Falsyfikat „Pana Tadeusza”, „Pamiêtnik Literacki” 1906.
16 Tam¿e, s. 29.
11
œwiatowej. Bywa³y krótkie okresy, gdy restrykcje cenzuralne mala³y, zasadniczo
jednak przez ca³¹ drug¹ po³owê XIX wieku epopejê narodow¹ w zaborze rosyjskim cenzorzy znacz¹co uszczuplali. Wed³ug Rowickiej, pierwsze pe³ne wydanie Pana Tadeusza w Królestwie pojawi³o siê w £odzi w 1906 roku. Oczywiœcie,
wydawcy próbowali przeciwstawiaæ siê narzuconej sytuacji, o niektórych sposobach tej ukrytej walki wspominamy nieco dalej.
W roku 1858 Pan Tadeusz zosta³ poddany jeszcze jednej obróbce, wp³ywaj¹cej zdecydowanie na jego kszta³t artystyczny. ¯eby j¹ zrozumieæ, trzeba siê cofn¹æ do tego, co zdarzy³o siê dwa lata wczeœniej. Otó¿ w 1856 roku krakowski
tygodnik „Czas” wydrukowa³ anonimowy artyku³ zatytu³owany Rêkopisy po
Adamie Mickiewiczu i nie drukowane ustêpy „Pana Tadeusza”. Nie by³a to pe³na
dokumentacja spuœcizny Mickiewicza, niemniej jednak wa¿na dla czytelników zainteresowanych twórczoœci¹ poety, informowa³a bowiem o dzie³ach niepublikowanych przez poetê i o zachowanych autografach jego utworów. Eustachy Januszkiewicz dysponowa³ ponadto nieznanymi jeszcze materia³ami dotycz¹cymi poematu
o Soplicowie i zdecydowa³ o ich udostêpnieniu warszawskiemu wydawcy (wiemy
o tym z listu tego¿ Januszkiewicza, opublikowanego w trzecim tomie warszawskich
Pism). By³y to przede wszystkim wypisy z autografów Pana Tadeusza, ale te¿
dopiski, jakie poeta poczyni³ na marginesach wydania poematu z 1844 roku. Redaktor edycji warszawskiej, Kazimierz W³adys³aw Wójcicki, chcia³ skrzêtnie zu¿ytkowaæ otrzymany materia³ i ¿eby nie uroniæ ¿adnego Mickiewiczowskiego s³owa, poszczególne wypisy… w³¹czy³ do tekstu utworu. W ten sposób Pan Tadeusz
zosta³ powiêkszony o kilkadziesi¹t nowych wersów, jak¿e wa¿nych dla jego artystycznej oraz ideowej wymowy. Dodatki te by³y, co prawda, oznaczone gwiazdkami, ale tak zgrabnie wkomponowane w ca³oœæ dzie³a, ¿e raczej niezauwa¿alne dla
czytelnika, nie wywo³ywa³y wiêc jego zaniepokojenia, zw³aszcza jeœli nie zna³ on
wydania autorskiego Pana Tadeusza (a edycja Merzbacha by³a skierowana g³ównie do takich w³aœnie odbiorców). Nabywcy wydania warszawskiego poznali wiêc
dzie³o Mickiewicza znacz¹co ró¿ne od tego, jakie skierowa³ do czytelników autor.
Ró¿nice miêdzy tekstem autorskim (emigracyjnym) a wydanym w kraju (cenzuralnym) zosta³y jeszcze powiêkszone poprzez redaktorsk¹ inicjatywê.
Wydaniu warszawskiemu towarzyszy³a ponadto atmosfera skandalu i protestu przeciwko interesownemu dzia³aniu Merzbacha (ze szkod¹ finansow¹ dzieci
poety)17, by³o wiêc obci¹¿one wyj¹tkowo niekorzystnymi skojarzeniami. Dlatego
17
Zob. H. Biegeleisen, Pierwsze poœmiertne wydanie pism Adama Mickiewicza, Warszawa 1931.
12
te¿ pierwsze krajowe wydanie Pana Tadeusza trudno uznaæ za wydawnicze osi¹gniêcie. Jego historia dobrze oddaje trudnoœci, z jakimi borykali siê polscy wydawcy – a tak¿e czytelnicy – do koñca XIX wieku.
Równie trudne okolicznoœci towarzyszy³y tak¿e pierwszemu samoistnemu
wydaniu Pana Tadeusza. Ukaza³o siê ono rok póŸniej w Toruniu. Nie by³o wydaniem starannym, nie prezentowa³o siê te¿ okazale. Jednak wydawca, Ernest
Lambeck, przedrukowa³ je jeszcze w 1865 i 1878 roku, umo¿liwiaj¹c kontakt
z dzie³em czytelnikom zaboru pruskiego. Mieszkañcy Wielkopolski i Pomorza
mieli w tym okresie sytuacjê stosunkowo korzystn¹, bo ju¿ w 1862 roku pojawi³o siê kolejne wydanie Pism Mickiewicza, a wiêc tak¿e poematu, u lipskiego
ksiêgarza Brockhausa (wznawiane nastêpnie kilkakrotnie). By³o ono wzorowane na paryskiej edycji z 1860 roku (nie wnosi³o ¿adnych nowych treœci edytorskich). Kieruj¹c je do szerokiego krêgu nabywców, Brockhaus nada³ mu szatê
zewnêtrzn¹, która odpowiada³a ówczesnym gustom czytelników. Jako wydanie
popularne spe³ni³o swoje zadanie.
Edycje paryskie redagowane sercem
Tu¿ po œmierci poety jego emigracyjni przyjaciele zaczêli przygotowywaæ
kolejne, w za³o¿eniu pe³ne i staranne (pojawia³o siê nawet okreœlenie: krytyczne) wydanie dzie³ zebranych (Pan Tadeusz wype³nia w nim tomy czwarty i pi¹ty). Ukazywa³o siê ono w latach 1860-1861 roku, a opracowali je Eustachy Januszkiewicz i Julian Klaczko. By³a to edycja zdecydowanie staranniejsza od
dotychczasowych, redaktorzy naprawili bowiem sporo miejsc zepsutych w wydaniach autorskich: poprawili b³êdy wykazane w artykule Rêkopisy po Adamie
Mickiewiczu i nie drukowane ustêpy „Pana Tadeusza” i sporo innych (np. w Ksiêdze IV, w. 349 pojawi³a siê poprawna forma „Birbasz”; w Ksiêdze IV, w. 723 forma
„nasi” zamiast „nosi”; w Ksiêdze X, w. 628 wydrukowano: „mœci³” w miejsce
b³êdnego „mœciæ” itd.). Restytuowali ponadto fragmenty tekstu opuszczone
w 1844 roku: w Ksiêdze I, w. 607-608 („Ale myœl twarz nadobn¹ odgadywaæ
zwyk³a; / Myœli³, ¿e pewnie mia³a czarniutkie oczêta.”); w Ksiêdze II, w. 35 („Ju¿
wróble skacz¹c œwierkaæ zaczê³y pod strzech¹”); w Ksiêdze V, w. 867 („I wyœpi
siê, bo jutro bêdzie wielka praca;”).
Edycja Januszkiewicza i Klaczki tak¿e zawiera liczne wypisy z pierwotnej, niepublikowanej redakcji poematu, zaniechane przez poetê w dalszej pracy
nad utworem oraz dopiski nanoszone przez poetê na marginesach egzemplarzy
wydania z 1844 roku. Jest ich nawet wiêcej ni¿ w wydaniu warszawskim (prawie
13
sto wersów), ale opracowane zosta³y bardziej profesjonalnie, tzn. umieszczone
w przypisach i z³o¿one mniejsz¹ czcionk¹, dziêki temu zdecydowanie odró¿niaj¹ siê od tekstu g³ównego poematu. Gwiazdk¹ oznaczono miejsca, do których siê
odnosz¹. Brakuje, niestety, informacji o proweniencji tych dodatków, zamiarem
wydawców by³o bowiem przekazanie czytelnikom nowych, nieznanych jeszcze
wypowiedzi literackich Mickiewicza, ocalenie ka¿dego s³owa poety, a nie dokumentowanie filologicznej historii dzie³a.
Z Panem Tadeuszem z 1860 roku wi¹¿e siê jeszcze jeden istotny problem
edytorski. Wydawcy chcieli udostêpniæ czytelnikom wszystko, co pozosta³o
w Mickiewiczowskich rêkopisach, dlatego np. w pierwszym tomie Pism umieœcili kilkanaœcie ineditów, natomiast Pana Tadeusza poprzedzili brulionowym
wierszem zaczynaj¹cym siê od s³ów: „O tym¿e dumaæ na paryskim bruku…”,
a ¿eby nadaæ mu charakter prologu, zmienili pocz¹tkowy wers na: „O czym tu
dumaæ na paryskim bruku…”. Kilku badaczy18 Mickiewiczowskiej spuœcizny
omawia³o ju¿ b³êdy, jakich dopuœcili siê Januszkiewicz i Klaczko, przedrukowuj¹c
ten wiersz, dlatego nie bêdziemy czyniæ tego ponownie. Warto natomiast wspomnieæ o reperkusjach tego faktu. Jak wynika bowiem z dzisiejszych wydañ epopei narodowej, wiersz odnaleziony przez Januszkiewicza zrós³ siê z poematem
chyba nierozerwalnie, wpisa³ siê w jego interpretacje, a tak¿e œwiadomoœæ literack¹ wielu pokoleñ. Warto wiêc przeœledziæ drogê, która doprowadzi³a do takiego stanu.
Analiza dziewiêtnastowiecznych wydañ Pana Tadeusza przekonuje, ¿e
brulionowy wiersz by³ atrakcyjnym dodatkiem do poematu dla wielu wydawców
Historii szlacheckiej z 1811 i 1812 roku. Odnajdujemy go mniej wiêcej w dwóch
trzecich wydañ, pocz¹tkowo rzeczywiœcie jako prolog (w wydaniach lipskich
z 1862, 1875, 1883, 1897; we wczesnych wydaniach Gubrynowicza i Schmidta
1885, 1886, oraz Gebethnera i Wolffa 1886, 1897, 1900), przedrukowywany biernie z wydania paryskiego razem z wprowadzaj¹c¹ formu³¹: „Wiersz ten, z rêkopisów Mickiewicza, po raz pierwszy tu og³oszony”. Czasem utwór otrzymywa³
tytu³: Wstêp, co by³o kolejn¹ nieuprawnion¹ ingerencj¹ wydawcy w tekst Mickiewicza, ale spe³nia³o korzystn¹ rolê, wprowadza³o bowiem dystans miêdzy
wiersz a poemat, wskazywa³o na ró¿nice genologicznie ju¿ na poziomie tytu³ów.
Niekiedy stosowano dla obu dzie³ odmienn¹ paginacjê lub sk³adano wiersz kursyw¹, ale nast¹pi³o to dopiero pod koniec omawianego przez nas okresu.
18 Ostatnio:
I. Rodak, Zagadnienia edytorskie wiersza zwanego „Epilogiem Pana Tadeusza”, „Roczniki Humanistyczne” 2003, z. 1, s. 125-154.
14
Ju¿ jednak w 1868 roku W³adys³aw Mickiewicz w swojej edycji dzie³ zebranych ojca przeniós³ wiersz do wariantów, które umieœci³ po tekœcie Pana Tadeusza, a w 1880 potraktowa³ go jako rzeczywisty epilog poematu. W takiej
pozycji utwór drukowano równie czêsto, jak we wprowadzeniu do epopei i taka
lokalizacja dominowa³a pod koniec lat osiemdziesi¹tych i w ostatnim dziesiêcioleciu XIX wieku w wydaniach galicyjskich, pozostaj¹cych pod wyraŸnym wp³ywem wzorca wydawniczego W³adys³awa Mickiewicza, co mo¿na rozpoznaæ po
rodzaju b³êdów, segmentacji wiersza na ustêpy i towarzysz¹cej mu nocie.
Oko³o jedna trzecia dziewiêtnastowiecznych wydañ Pana Tadeusza omawianego utworu nie zawiera³a. Statystykê tej grupy kszta³towa³o przede wszystkim wydanie „Macierzy Polskiej” (o którym bêdzie ni¿ej), wiersz nie pojawi³ siê
te¿ nigdy w toruñskich przedrukach Lambecka (1865, 1878) i od drugiego wydania Altenberga. Brakowa³o go na ogó³ w wydaniach ma³o starannych, skróconych, np. pozbawionych Objaœnieñ autorskich.
Przeciwko ³¹czeniu obu utworów Mickiewicza wystêpowali lwowscy filolodzy: Wilhelm Bruchnalski, a nastêpnie Roman Pilat, jednak, co paradoksalne, prawdziwie filologiczn¹ pracê nad Mickiewiczowskim brulionem wykona³
Jan Ostoja Sêdzimir19, znany z niechlubnego, bo mocno zmienionego, wydania
Pana Tadeusza dla m³odzie¿y. Przygotowa³ on reprodukcjê fototypiczn¹ autografu wiersza, odczyta³ go na nowo, poprawiaj¹c b³êdy wczeœniejszych redaktorów, próbowa³ znaleŸæ odpowiedŸ na nurtuj¹ce filologów pytania zwi¹zane z pierwodrukiem. Ale dzia³o siê to dopiero na pocz¹tku XX wieku.
Wydawniczy fakt, który zasygnalizowaliœmy w wielkim skrócie, mia³ swój
wp³yw na interpretacjê obu utworów. Wiêkszoœæ dziewiêtnastowiecznych omówieñ epopei wskazywa³a na wiersz O tym¿e dumaæ na paryskim bruku… jako
konieczny ³¹cznik miêdzy fikcjonalnym œwiatem poematu a emigracyjn¹ rzeczywistoœci¹ i stosunkiem do niej poety. W ich opinii „kraj lat dziecinnych”, przywo³any w wierszu, odgrywa³ niezbywaln¹ rolê w powstaniu poematu i nadawa³
sens jego poetyckiej rzeczywistoœci.
Jak ustali³a Ma³gorzata Rowicka, zarówno wydanie toruñskie, jak i paryskie zosta³y dopuszczone do obiegu w Królestwie po usuniêciu niecenzuralnych
fragmentów. To „czyszczenie” odbywa³o siê w prosty sposób: wyrywano z ksi¹¿ki
19 J. Ostoja Sêdzimir, Przyczynki do badañ „Pana Tadeusza”, Z³oczów 1900; Wstêp
„Pana Tadeusza”, w: Pami¹tkowa Ksiêga. 1866-1906. Prace by³ych uczniów Stanis³awa
hr. Tarnowskiego ku uczczeniu XXXXV-lecia jego nauczycielskiej pracy, t. 1, Kraków 1904,
s. 205-224.
15
odpowiedni¹ (wed³ug cenzora: nieodpowiedni¹) kartkê (mo¿na to sprawdziæ
w egzemplarzu wydania paryskiego, przechowywanym w Bibliotece IBL) i tak
zdefektowane dopuszczano do obiegu ksiêgarskiego. Niekiedy cenzor obchodzi³ siê z dzie³em ³agodniej i tylko dok³adnie zamalowywa³ czarn¹ farb¹ inkryminowany tekst (zdarza³o siê te¿ wyskrobywanie piórkiem, ale raczej rzadko).
By³y to œrodki stosunkowo najuczciwszej walki z dzie³em literackim, bo uwidaczniaj¹ce cenzorskie ingerencje. Czytelnik wiedzia³, ¿e obcuje z dzie³em zdefektowanym, czyta³ je wiêc z wiêksz¹ czujnoœci¹. Bardziej niebezpieczne manipulacje na tekœcie poematu pojawi³y siê wraz z jego przedrukami krajowymi,
tzn. galicyjskimi, jakie nast¹pi³y w wyniku inicjatyw wydawniczych W³adys³awa Mickiewicza.
Syn poety sw¹ wieloletni¹ pracê popularyzatora twórczoœci Mickiewicza
rozpocz¹³ w 1868 roku, wypuszczaj¹c z Ksiêgarni Luksemburskiej cztery tomy
Dzie³ zawieraj¹cych to, co wczeœniej zgromadzili Januszkiewicz i Klaczko, ale
w innym uk³adzie i opracowaniu edytorskim. Kolejne wydania, znaczone datami: 1869, 1870, 1875, 1876, 1880, 1885 to w rzeczywistoœci przedruki, mutacje
(luksusowe albo bardziej oszczêdne), wydania tytu³owe lub z niewielkimi uzupe³nieniami. Pan Tadeusz zawsze wype³nia w nich tom trzeci. Pierwsza edycja
sprawia wra¿enie wzorowanej na tej z roku 1860: ma ten sam, stosunkowo du¿y
format, podobnej jakoœci papier. Wyró¿nia j¹ dwubarwna karta tytu³owa i zró¿nicowana czcionka hierarchizuj¹ca informacje. Wydawca wprowadzi³ do poematu
kolejne poprawki, ale i b³êdy, niektóre miejsca naprawia³ intuicyjnie, zauwa¿aj¹c
np. wersy czternastozg³oskowe. I znów do tekstu g³ównego doda³ kilka wypisów
z autografu. Pozosta³e umieœci³ w koñcowej czêœci ksi¹¿ki, jako grupê wariantów (wœród nich wiersz: O tym¿e dumaæ na paryskim bruku…). Ze skromnych
not, jakimi opatrzy³ wypisy, mo¿na wnosiæ, ¿e by³ œwiadom wariantowoœci tekstu Pana Tadeusza i chcia³ zwróciæ na ni¹ uwagê czytelników, nie dysponowa³
jednak jêzykiem zdolnym do opisania tego problemu edytorskiego.
Dzia³alnoœæ wydawnicza W³adys³awa Mickiewicza mia³a przede wszystkim szerzyæ kult jego ojca i zadanie to wype³nia³a przez dwadzieœcia lat. Pan
Tadeusz dociera³ do odbiorców w coraz wiêkszych nak³adach, staj¹c siê epopej¹
narodow¹ nie tylko w opinii historyków literatury20, ale utrwala³ sw¹ pozycjê
tak¿e wœród przeciêtnych czytelników, i co wa¿ne: krajowych.
20 Najwa¿niejsze etapy tej drogi opisa³ Stanis³aw Pigoñ w przywo³ywanej monografii.
Spór o Pana Tadeusza jako epopejê narodow¹ toczy³ siê g³ównie w latach siedemdziesi¹tych i osiemdziesi¹tych XIX wieku.
16
O wspó³pracy W³adys³awa Mickiewicza z wydawcami lwowskimi œwiadcz¹ karty tytu³owe Pana Tadeusza. Ju¿ w wydaniu z 1875 roku mamy podane jako
miejsce edycji: Pary¿, Ksiêgarnia Luksemburska, a równolegle z nim: Lwów,
Gubrynowicz i Schmidt. W analogiczny sposób firmowane jest wydanie Ksiêgarni Luksemburskiej i krakowskiej Ksiêgarni Gebethnera i Spó³ki z 1878 roku.
Od 1885 roku jako pierwsze miejsce przedruków dokonywanych w kooperacji
z synem poety by³ podawany Lwów, i co istotne: dzie³o drukowano w Krakowie
u W³adys³awa Ludwika Anczyca.
Pan Tadeusz ilustrowany – w Galicji
O rosn¹cej randze Pana Tadeusza œwiadczy³a strona graficzna wydañ. Stopniowo pojawia³y siê bowiem edycje bardziej ozdobne, staranne graficznie, np.
w niewielkim formacie, typowym dla literatury piêknej (19 x 12 cm), na dobrym
papierze, gdzie poszczególne segmenty tekstu oddzielane by³y ozdobnymi winietkami lub inicja³ami, czasem znaczone ¿yw¹ pagin¹.
Dla edycji Pana Tadeusza niezwykle wa¿ne okaza³y siê lata 1881/1882,
dziêki inicjatywie, jak¹ podj¹³ lwowski wydawca, Herman Altenberg. W 1881
roku og³osi³ on prospekt zapowiadaj¹cy nowe, jak siê wkrótce okaza³o: niezwykle bogate, pierwsze ilustrowane wydanie epopei narodowej (takie okreœlenie
pojawia³o siê wówczas ju¿ stosunkowo czêsto). Znamy te ilustracje Micha³a Elwiro Andriollego, odbite technik¹ drzeworytow¹ przez najlepszych rytowników,
opracowane przez „warszawskiego ksylografa p. Zajkowskiego”. Dzie³o ma
imponuj¹cy format: 36,5 x 26,5 cm, wychodzi³o w dwunastu zeszytach, w miesiêcznych odstêpach czasu. Ka¿dy zeszyt wype³nia tekst jednej ksiêgi, wpisany
w podwójn¹ liniow¹ ramkê, pierwsz¹ stronicê ksiêgi zdobi bogaty inicja³. Tekst
uzupe³niaj¹ dwie ca³ostronicowe ryciny oraz kilka mniejszych, w³amywanych
w tekst. Druk wykonano na papierze wysokiej jakoœci, nowymi, specjalnie sporz¹dzonymi dla tej edycji czcionkami. W „najcelniejszej introligatorni w Lipsku”
wydawca zamówi³ ok³adkê w trzech kolorach: czerwonym, seledynowym i br¹zowym (czytelnicy mogli j¹ sobie wybraæ wed³ug w³asnego gustu). By³a ona,
niestety, dwa razy dro¿sza od pojedynczego zeszytu. Altenberg rozpisa³ na to
wydanie prenumeratê, któr¹ prowadzi³y wszystkie ksiêgarnie w kraju i liczne poza
jego historycznymi granicami. To wydanie tak¿e by³o „cenzuralne”, czyli ponadzaborowe. Czy przynios³o wydawcy sukces? W pewnej mierze tak, gdy¿ zaprojektowany przez Andriollego obraz Soplicowa i jego mieszkañców wszed³ na sta³e
do naszej narodowej wyobraŸni. Altenberg przedrukowa³ „swojego” Pana
17
Tadeusza jeszcze dwa razy: w 1889 roku ju¿ nieco skromniej, w mniejszym formacie, i podobnie w roku 1898. Zas³ug¹ tego wydawcy jest tak¿e to, ¿e w³aœnie
z jego inicjatywy, w 1882 roku, po raz pierwszy w krajowym wydaniu pojawi³
siê wiersz o incipicie „O tym¿e dumaæ na paryskim bruku… jako rzeczywisty
epilog poematu. Co ciekawe, w kolejnych wydaniach Altenberg zrezygnowa³
z jego przedrukowywania, jakie racje o tym zadecydowa³y, trudno dociec.
Nastêpne wydanie z ilustracjami pojawi³o siê w roku 1898, „na pami¹tkê
setnej rocznicy urodzin Wieszcza, staraniem Redakcji »Przegl¹du Tygodniowego«”21 – jak informuje karta tytu³owa. Kazimierz Alchimowicz namalowa³ „specjalnie dla tej edycji” dwanaœcie kartonów zreprodukowanych jako ilustracje
ca³ostronicowe i dwanaœcie rysunków o charakterze winiet inicjalnych do poszczególnych ksi¹g. Mia³y one charakter zdecydowanie m³odopolski, o czym przekonuje chocia¿by winietka z niedŸwiedziem w Ksiêdze IV.
Prawdziwym prze³omem w wydawniczych dziejach Pana Tadeusza by³
rok 1885, bowiem wtedy w³aœnie wygas³y prawa w³asnoœci do spuœcizny poety
i „dzie³a Mickiewicza […] sta³y siê w³asnoœci¹ narodu”22. By³a te¿ druga przyczyna tej sytuacji: zniszczenie Ksiêgarni Luksemburskiej podczas Komuny Paryskiej i postêpuj¹ce jej bankructwo oraz stopniowe nawi¹zywanie przez W³adys³awa Mickiewicza kontaktów z wydawcami krajowymi. Nic wiêc dziwnego,
¿e od roku 1886 edycje Pana Tadeusza narastaj¹ w sposób naprawdê imponuj¹cy. Dzieje siê tak g³ównie w Galicji, we Lwowie i Krakowie, ale warto te¿
pamiêtaæ o wydaniach w innych, obecnie zapomnianych miejscowoœciach, jak
np.: Brody, Miko³ów, Z³oczów. Od 1888 roku a¿ do koñca wieku niemal ka¿dy
rok (z nielicznymi wyj¹tkami) przynosi nowe wydanie epopei narodowej, niekiedy nawet trzy lub cztery. Dziœ jeszcze mo¿e zaskakiwaæ taki plon np. 1886
roku; poemat ukaza³ siê wtedy w dwóch wydaniach lwowskich (u Gubrynowicza i Schmidta, w kooperacji z parysk¹ Ksiêgarni¹ Luksembursk¹, oraz w Ksiêgarni Polskiej Adama Dominika Bartoszewicza, w serii „Biblioteka Mrówki”).
Dwa wydania przygotowano w Krakowie: jedno nak³adem Ksiêgarni Antykwarskiej W. Chaberskiego, drugie wysz³o u Gebethnera i Spó³ki (w dwóch mutacjach: jako „wydanie nowe” i bardziej ozdobne „wydanie nowe z portretem
21 Strona tytu³owa podaje: Warszawa, w d. 24 grudnia 1898, choæ zgoda cenzury pochodzi z 16 lutego 1899 roku. Wydawca nie zd¹¿y³ wydrukowaæ dzie³a w terminie, dlatego prenumeratorom przesy³a³ je w dwóch czêœciach. Zob.: A. Bajdor, H. Natuniewicz, „Pan Tadeusz” w ilustracjach, Gdañsk 1984, s. 19-20.
22 W. Bruchnalski [rec.: Mickiewicz A., Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie], „Pamiêtnik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza” 1887, s. 206.
18
autora”). Ten¿e wydawca przygotowa³ te¿ mutacjê cenzuraln¹ edycji, sygnowan¹: Warszawa-Kraków.
I wreszcie w Warszawie jako tom trzeci Poezji ukaza³ siê Pan Tadeusz
w opracowaniu Piotra Chmielowskiego. Tak¹ sam¹ liczbê wydañ odnotowano
dwa lata póŸniej, w roku 1888. Oczywiœcie, by³y to zwyk³e przedruki, mniej lub
bardziej staranne, ale spe³nia³y swe zadania, pomna¿aj¹c nak³ad poematu, a tym
samym grono jego czytelników.
Jednemu z tych wydañ poœwiêcimy nieco wiêcej uwagi. Otó¿ w 1886 roku
krakowski oddzia³ firmy Gebethnera i Wolffa, dzia³aj¹cy w Galicji pod nazw¹
Gebethner i Spó³ka, skierowa³ do ksiêgarñ niezwykle eleganckie, wrêcz luksusowe wydanie Pana Tadeusza: w maleñkim formacie (11 x 7 cm), ze z³oconymi
brzegami, oprawne w skórê. Edycja mia³a dwa warianty: pe³ny oraz cenzuralny,
pomniejszony o kilka fragmentów, przeznaczony wyraŸnie dla czytelników zaboru rosyjskiego. Najbardziej niebezpieczne by³o w tym zabiegu to, ¿e oba warianty zewnêtrznie niczym siê nie ró¿ni³y, oba maj¹ tê sam¹ liczbê stron, wiêkszoœæ tekstu jest identyczna, ró¿ny jest tylko sk³ad niektórych arkuszy. Poemat
poprzedzony zosta³ wierszem: „O tym¿e dumaæ na paryskim bruku…, z którego
oczywiœcie usuniêto dwa fragmenty: dwuwers: „O Matko Polsko! Ty tak œwie¿o
w grobie / Z³o¿ona… Nie masz si³ mówiæ o tobie!…” i znajduj¹cy siê tu¿ obok
d³u¿szy fragment zaczynaj¹cy siê od s³ów: „Kiedyœ – gdy zemsty lwie przehucz¹
ryki…”. W wariancie pe³nym wiersz koñczy siê na stronicy ósmej, w wariancie
cenzuralnym na siódmej, ósma pozostaje wakatem, Ksiêga I zaczyna siê na stronicy dziewi¹tej. W innych miejscach tekstu, tam, gdzie usuniêto jeden lub dwa
wersy poematu, powiêkszano interliniê, tak by zape³niæ opuszczone miejsce,
i znów czytelnik nic nie wiedzia³ o tych manipulacjach wydawniczych. Oczywiœcie, nabywca zazwyczaj mia³ do czynienia z jednym tylko wariantem wydawniczym, nie by³ wiêc œwiadomy zniekszta³caj¹cych tekst zabiegów, tym samym nie
wiedzia³, ¿e obcowa³ z dzie³em innym, ni¿ napisa³ autor. Mo¿na pytaæ, czy wydawcy nie powiêkszali dodatkowo chaosu czynionego przez cenzurê. Jak wiêc
oceniæ tym podobne praktyki?
Naturalne, ¿e chcieli chroniæ wydawane przez siebie dzie³a przed brutalnymi, niszcz¹cymi dzia³aniami cenzorów, takimi jak wyrwane kartki czy zamazane wersy; dbali o estetykê swych produktów, st¹d takie zabiegi ocalaj¹ce ksi¹¿kê
w jej wymiarze materialnym. Ponadto wydawca z 1886 roku liczy³ prawdopodobnie na to, ¿e uzyskawszy zgodê cenzury na rozpowszechnianie tytu³u w wariancie okrojonym, zdo³a przemyciæ przez kordon tak¿e czêœæ nak³adu pe³nego
i w ten sposób Pan Tadeusz uka¿e siê w ca³ym swym blasku przynajmniej niektórym czytelnikom Królestwa. Przypuszczenie takie wydaje siê uzasadnione dlatego,
19
¿e w tym¿e 1886 roku warszawski oddzia³ firmy Gebethnera i Wolffa tak¿e wyda³ poemat Mickiewicza. W tej sytuacji sprowadzanie samej tylko okrojonej
mutacji z Krakowa nie by³oby zasadne. Nale¿a³oby przeprowadziæ szczegó³owe
badania produkcji poszczególnych firm wydawniczych, by sprawdziæ, ile takich
mutacji ró¿nych wydañ powsta³o w drugiej po³owie XIX wieku, a co istotniejsze, na ile te zabiegi wydawców by³y rzeczywiœcie skuteczne, ile ksi¹¿ek pokonywa³o granice i kordony.
Oczywiœcie, gdy tylko sta³o siê to mo¿liwe, wydawcy wskazywali na ingerencje cenzury, ale nast¹pi³o to póŸno, dopiero w ostatnich latach XIX wieku.
W warszawskim wydaniu „Przegl¹du Tygodniowego” z 1898 roku mo¿emy np.
zobaczyæ na stronie 193 wykropkowany wers. Poniewa¿ wers wczeœniejszy nie
ma przez to pary rymowej, ingerencja cenzury jest tym wyrazistsza. Ale taka
praktyka informowania o upustkach cenzuralnych by³a jednak zjawiskiem
marginesowym, dotyczy³a tylko nielicznych wydañ.
W krêgu inicjatyw lwowskiej szko³y filologicznej
W roku 1888 ukaza³o siê najbardziej chyba znane w XIX wieku wydanie
Pana Tadeusza, opracowane przez Wilhelma Bruchnalskiego dla serii „Macierz
Polska”. By³o ono fenomenem wydawniczym: do 1900 roku mia³o bowiem dziewiêæ wydañ (niektóre z nich ukaza³y siê w kilku nak³adach) i osi¹gnê³o liczbê
dziewiêædziesiêciu piêciu tysiêcy egzemplarzy (do 1914 roku wydrukowano
kolejne dziewiêædziesi¹t tysiêcy). Wznawiano je niemal ka¿dego roku (oprócz
1893, 1895, 1896). By³a to publikacja tania, kierowana do najubo¿szej, wiejskiej
warstwy ludnoœci, ale staranna i w swej szacie zewnêtrznej, i w opracowaniu tekstu. Pana Tadeusza w³aœnie w tym wydaniu, („ma³¹ ksi¹¿eczkê w czerwonej
ok³adce”) otrzyma³ Stanis³aw Pigoñ jako nagrodê szkoln¹, i do niego te¿ odwo³ywa³ siê potem w swych pracach nad now¹, krytyczn¹ edycj¹ poematu.
To szczególne wydanie poprzedzone zosta³o rzetelnym wstêpem wprowadzaj¹cym do lektury poematu oraz objaœnieniami rzeczowymi, pomagaj¹cymi zrozumieæ realia Soplicowskiego œwiata. Bruchnalski zrezygnowa³ z wiersza-prologu oraz wariantów, jakie w ci¹gu trzydziestu lat od œmierci Mickiewicza zadomowi³y siê w poemacie, ale i on (filolog!) nie by³ tu konsekwentny, wprowadzi³ bowiem do tekstu g³ównego dwa wypisy autografowe: jeden umieœci³ w Ksiêdze II
(wersy 771-772, mówi¹ one o zachowaniu Wojskiego podczas wieczerzy):
Z g³êbokiego dumania, w œrodku siê postawi³,
W¹sy siwe pokrêci³, kapoty poprawi³.
20
Drugi dodatek to zakoñczenie Ksiêgi III: dziesiêciowersowy opis nocnego skradania siê Tadeusza do mieszkania Telimeny. O ile pierwszy dopisek wynika³ prawdopodobnie z chêci wprowadzenia do tekstu wersu, który stanowi³ parê
rymow¹ dla s¹siedniego, niemaj¹cego w pierwodruku takiej pary (brzmia³ bowiem: „Z g³êbokiego dumania na œrodek wyst¹pi³”), o tyle drugi wypis z autografu mia³ pewnie stanowiæ uzasadnienie póŸniejszych zachowañ Tadeusza i Telimeny (ich wzajemnych pretensji), mo¿e nie tak oczywistych bez tej sceny.
Pod koniec lat osiemdziesi¹tych w „Pamiêtniku Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza” coraz czêœciej pojawia³y siê zastrze¿enia wobec
istniej¹cych wydañ Pana Tadeusza oraz postulaty nowego poprawnego, czyli
krytycznego wydania poematu. Jego badacze, a tak¿e wydawcy, zaczêli bowiem
zauwa¿aæ, ¿e czytelnicy otrzymuj¹ utwór w kszta³cie dalekim od tego, jaki nada³
mu autor.
Jak rozumiano wówczas takie wydanie naukowe? Przede wszystkim mia³o byæ zaopatrzone w komentarz wydawcy, wyjaœniaj¹cy wszelkie jego zabiegi
czynione na tekœcie i podaj¹cy podstawê przedruku. Jeœli chodzi o Pana Tadeusza, to w XIX wieku zasadniczo odwo³ywano siê do wydania z 1844 roku, tak
by³o u Januszkiewicza-Klaczki, potem w wydaniach W³adys³awa Mickiewicza
i kolejnych, nawi¹zuj¹cych do nich. Ale ju¿ w 1886 roku w krakowskiej Ksiêgarni Antykwarskiej W. Chaberskiego pojawi³o siê wydanie, które okreœlono jako
najwierniejszy przedruk pierwodruku. Takich powrotów do pierwszej edycji i g³osów wskazuj¹cych na rangê wydania z 1834 roku w XIX wieku by³o jeszcze kilka. Wi¹za³o siê to m.in. z rozpowszechnianiem w tym okresie wydañ homograficznych, wiernie odtwarzaj¹cych orygina³ technik¹ drzeworytowego (najczêœciej)
przerysowywania. Wydania te z za³o¿enia mia³y mieæ charakter dokumentacyjny i by³y pewnego rodzaju przygotowaniem w³aœnie do wydañ krytycznych. Jak
siê potem okaza³o, postulat prymatu pierwodruku Pana Tadeusza okaza³ siê s³uszny, i od edycji Stanis³awa Pigonia z 1925 roku mamy do czynienia z tak¹ w³aœnie podstaw¹ tekstow¹ epopei narodowej.
W roku 1893 pojawi³o siê wydanie Pana Tadeusza, które zosta³o okreœlone
jako krytyczne i rzeczywiœcie zawiera elementy takiej edycji. Lwowski filolog,
Henryk Biegeleisen, w swoim rozbudowanym komentarzu do poematu (w tomie
trzecim Dzie³ zebranych) przedstawi³ m.in. wyniki kolacjonowania wszystkich
wczeœniejszych przedruków Historii szlacheckiej. By³ to wykaz odmian, jakie
pojawi³y siê w tekœcie utworu na skutek zmian autorskich, ale te¿ mimowolnych b³êdów i samowolnych dzia³añ wydawców. Skala tych ingerencji okaza³a
siê niepokoj¹ca. I to w³aœnie zestawienie pokazuje wyraziœcie, jak ró¿ne teksty
Pana Tadeusza otrzymywali jego dziewiêtnastowieczni nabywcy. Komentarz
21
Biegeleisena by³ bezwiednym wo³aniem o powrót do tekstu autorskiego i przygotowaniem do takiej w³aœnie edycji. Podj¹³ siê tej pracy Roman Pilat, ale nie
doprowadzi³ jej do koñca. Czêœciowe opracowanie krytyczne Pana Tadeusza jego
autorstwa ukaza³o siê ju¿ po œmierci badacza, w 1910 i 1911 roku.
Kilka s³ów o wydaniach najgorszych
O randze Pana Tadeusza mo¿e œwiadczyæ jeszcze jeden marginesowy fakt
wydawniczy. W pewnym momencie poemat okaza³ siê tak wa¿ny spo³ecznie, ¿e
jego wydania sta³y siê dobrym merkantylnym interesem. Pod koniec wieku pojawi³y siê, niestety, wydania typowo nastawione na zysk: niestaranne edytorsko,
na papierze niskiej jakoœci, wyraŸnie „oszczêdnoœciowe”, pomijaj¹ce np. Objaœnienia poety, przekazuj¹ce czytelnikowi tylko fragment wiersza „O tym¿e dumaæ na paryskim bruku… (przyk³adem s¹ przedruki: Warszawa, L. Szyller i Syn
1898; Warszawa, K. Prószyñski 1888, Warszawa, Gebethner i Wolff 1887). Wydawcy (co znacz¹ce, g³ównie warszawscy, kieruj¹cy sw¹ produkcjê do odbiorców z zaboru rosyjskiego) przekonani o chodliwoœci tytu³u, dla ma³o wyrobionego czytelnika przeznaczali wydania niskiej jakoœci, ale i o niskiej cenie. Z tego
miêdzy innymi powodu tak¹ popularnoœci¹ i tak wysokimi nak³adami cieszy³o
siê wydanie Macierzy Polskiej w opracowaniu Wilhelma Bruchnalskiego. Zapobiega³o ono, czy przeciwstawia³o siê, takim niechlubnym poczynaniom „przedsiêbiorców” nastawionych na zysk.
By³y jeszcze takie wydania Pana Tadeusza, które szokuj¹ nie tylko dzisiejszego badacza literatury, ale i przeciêtnego czytelnika. Otó¿ w 1886 roku
poemat Mickiewicza „proz¹ opowiedzia³ i objaœni³” i wyda³ w Poznaniu
H. K. Nieczuja. Podobnej preparacji („w streszczeniu proz¹”) dokona³y w 1898
roku Janina S. Aleksota (wyd. w Z³oczowie), a tak¿e Maria Wys³ouchowa (Lwów
1898), streszczaj¹c epopejê dla ludu. Równie kuriozalne okaza³o siê przerabianie poematu podyktowane trosk¹ o m³odzie¿, wysz³o ono spod pióra nauczyciela rzeszowskiego gimnazjum, Jana Ostoi Sêdzimira23.
23 Zob.: Cz. K³ak, Rzeszowskie wydanie „Pana Tadeusza” ad usum scholarum, w: Adam
Mickiewicz. Dwa wieki kultury polskiej…, s. 142-156. Niechlubna tradycja takich wydañ trwa!
Przyk³ad: w 2006 roku pojawi³ siê reprint Pana Tadeusza z ilustracjami Andriollego – z 1892
roku, ale jest to reprint edycji, jakiej nigdy nie by³o! Nie zosta³a zaœwiadczona choæby jednym
egzemplarzem, nie mo¿na jej odnaleŸæ w ¿adnej bibliotece, nie odnotowuje jej ¿adna z bibliografii Mickiewiczowskich (co prawda, tylko cz¹stkowych). Altenberg, jak ju¿ wspominaliœmy,
22
Zamiast podsumowania
W 1900 roku redakcja „Kuriera Warszawskiego” og³osi³a plebiscyt na
najbardziej znacz¹ce dzie³a polskiego piœmiennictwa powsta³e w XIX wieku24.
O wypowiedŸ poproszono kilkuset przedstawicieli ówczesnego ¿ycia spo³ecznego i kulturalnego. Na ankietê odpowiedzia³o oko³o czterystu piêædziesiêciu
„uczonych, literatów i artystów polskich we wszystkich zaborach i za granic¹”,
ale tylko dwadzieœcia szeœæ osób redakcja wymieni³a z imienia i nazwiska (m.in.
Mariê Konopnick¹ i Elizê Orzeszkow¹).
W kategorii obejmuj¹cej twórczoœæ poetyck¹ pierwsze miejsce uzyska³,
z ogromn¹ przewag¹, co dziœ wydaje siê oczywiste, Adam Mickiewicz (312 g³osów, na drugim miejscu znalaz³ siê Juliusz S³owacki – 96 g³osów). Grupê arcydzie³ zdominowa³ Pan Tadeusz (232 g³osy, na drugim miejscu Dziady – 56 g³osów, na trzecim: W Szwajcarii S³owackiego, 28 wskazañ)25. Warto przytoczyæ
choæ niektóre uzasadnienia tak ukszta³towanych wyborów. G³osuj¹cy na Pana
Tadeusza napisali: „[uzasadnienie] chyba niepotrzebne”, „boæ to jest ksi¹¿ka do
nabo¿eñstwa”, „bo to jak zdrowie”, „o tym nikt w¹tpiæ nie powinien”26.
Gdyby redakcja „Kuriera Warszawskiego” wyst¹pi³a ze sw¹ inicjatyw¹
dziesiêæ lat póŸniej, wyniki plebiscytu by³yby pewnie nieco inne. Ankieta w roku
1900 przynios³a chyba miarodajne podsumowanie ¿ycia literackiego mijaj¹cego
stulecia. Wysoka pozycja Pana Tadeusza nie by³a (i nie jest dziœ) zaskoczeniem,
wyda³ poemat z ilustracjami na prze³omie 1881 i 1882 roku, nastêpnie – w mniejszym formacie i nieco innym opracowaniu graficznym: w 1889 i 1898. Dzisiejszy wydawca zamanipulowa³ t¹ histori¹, tworz¹c wydawnicze horrendum!
24 Zob. podsumowanie plebiscytu: Konkurs stulecia. Nasza twórczoœæ naukowa, literacka i artystyczna w XIX wieku, „Kurier Warszawski” 1901, nr 1, s. 9-14. Omówienie ankiety:
J. Kostecki, Dziewiêtnastowieczne piœmiennictwo polskie w ocenie œrodowisk opiniotwórczych koñca ubieg³ego stulecia, w: Ksi¹¿ka pokolenia. W krêgu lektur polskich doby postyczniowej, red. E. Paczoska, J. Sztachelska, Bia³ystok 1994, s. 186-199. Dane, które siê zachowa³y, sugeruj¹, ¿e wiêkszoœæ respondentów pochodzi³a z Królestwa Polskiego, przewa¿ali
wœród nich mê¿czyŸni w wieku 50-60 lat. Jak sugeruje Janusz Kostecki: „wiêkszoœæ respondentów by³a – jak siê zdaje – przekonana, ¿e wyniki ankiety nie pozostan¹ bez wp³ywu na
œwiadomoœæ zbiorow¹ i poczuwa³a siê w zwi¹zku z tym do szczególnej odpowiedzialnoœci
za wyra¿one s¹dy. Skutek tego by³ taki, ¿e g³osuj¹c, kierowa³a siê nie tyle w³asnymi upodobaniami, ile raczej »obiektywn¹ wartoœci¹ danego dzie³a«„ (s. 186-187). Z tego powodu, jak
podkreœli³ Kostecki, ankieta ujawni³a „kanon dzie³ niekoniecznie osobiœcie poznanych, prze¿ytych i uwa¿anych za aktualne, niemniej obecnych w œwiadomoœci ówczesnych elit i traktowanych jako reprezentatywne dla kultury narodowej” (s. 187).
25 Tam¿e, s. 192.
26 Tam¿e.
23
wynika³a z niezwyk³ej ¿ywotnoœci tego dzie³a, szczególnie w ostatnich dwóch
dekadach XIX wieku.
Ranga Historii szlacheckiej z roku 1811 i 1812 narasta³a równolegle z bogat¹ recepcj¹ wydawnicz¹ tego dzie³a, oba zjawiska warunkowa³y siê wzajemnie. I choæ czytelnicy, niektóre grupy spo³eczne i œrodowiska zna³y ró¿ni¹ce siê
miêdzy sob¹ wersje wydawnicze poematu, to jednobrzmi¹cy okaza³ siê g³os o epopei poety, o którym jeden z pierwszych wielbicieli Pana Tadeusza, Zygmunt
Krasiñski, powiedzia³: „my z niego wszyscy”.
Mo¿na pytaæ, czemu s³u¿¹ (raczej: mog³yby s³u¿yæ, gdyby by³y prowadzone) prace nad histori¹ wydawnicz¹ dzie³ literackich. Bez w¹tpienia s¹ istotnym
sk³adnikiem wszelkich badañ nad recepcj¹ utworu i pisarza, pokazuj¹ przemiany tekstu dzie³a, spowodowane zarówno przez autora, jak i osoby trzecie, dokumentuj¹ rozwój sztuki wydawniczej i edytorstwa naukowego. I pomagaj¹ poruszaæ siê wœród bie¿¹cej produkcji wydawniczej.
*
Teresa Winek
What sort of “Pan Tadeusz” was read in the nineteenth century?
Of all the works by Mickiewicz, it is Pan Tadeusz to have the richest history. Its editions, abundant and complex reception, as well as research or scholarly
interpretation forming part of this reception, all have contributed to a long life
and an almost incessant presence of the work in the national and cultural awareness of the society, whilst also making it an important source of creative inspiration. The issue of what sort of Pan Tadeusz the consecutive generations of its
readers – and, to an extent, users of, and contributors to, culture – have dealt with,
appears to be of primary importance not only for the studies of nineteenth-century literary culture but also for a whole lot of historical-literary themes.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010
Bogus³aw Dopart
KSI¥DZ ROBAK
I.
Jak wiemy, przez czas d³u¿szy, do drugiej po³owy paŸdziernika roku 1833
trudno by³o Mickiewiczowi skupiæ siê na pisaniu Pana Tadeusza1. W drugim
kwartale tego roku poeta intensywnie para³ siê dziennikarstwem, zape³niaj¹c sw¹
publicystyk¹ szpalty „Pielgrzyma Polskiego”, w po³owie roku przeszed³ próbê
przyjaŸni, przyjmuj¹c na kilka miesiêcy samarytañskie obowi¹zki opieki nad
dogorywaj¹cym Stefanem Garczyñskim. Od koñca maja tekst poematu nie przyrasta³ – i byæ mo¿e pos³u¿y³o to dzie³u. Perypetie autorskie takie, jak te doœwiadczane przez Mickiewicza, maj¹ sens nieuchwytny, nie znamy bowiem dynamiki
si³ jaŸni, zaanga¿owanych w proces twórczy. T³umaczenie Giaura, w ka¿dym
razie, wydaje siê wœród wspomnianych przeszkód raczej zrz¹dzeniem opatrznoœciowym ni¿ nieszczêœliwym wypadkiem. Mo¿na wykazywaæ ze znacznym prawdopodobieñstwem, i¿ zmiany koncepcji epickiej Pana Tadeusza (wiemy ju¿:
nast¹pi³a w toku pracy nad ksiêgami III i IV, uwidoczni³a siê w tej póŸniejszej) –
¿e przemiany tej nie by³oby bez przejœcia Mickiewicza przez kolejn¹ smugê bajronicznego cienia. Oczywiœcie, ¿e godnoœæ emisariuszowska Ksiêdza Robaka
i tematyka napoleoñsko-legionowa musia³y nasun¹æ siê jako pomys³ twórczy
w zwi¹zku z ideami i pobudkami przenikaj¹cymi publicystykê poety – w ogóle
nie widaæ, aby Giaur mia³ dostarczyæ twórcy Pana Tadeusza jakiejœ konkretnej
materii tematycznej – nie, obcowanie z Byronem pozwoli³o Mickiewiczowi
1 Tekst
niniejszy jest fragmentem wiêkszej ca³oœci.
25
podejœæ na nowo do postaci ksiêdza kwestarza i dostrzec w niej szansê na kreacjê znacznie bogatsz¹ i g³êbsz¹ ni¿ postaæ charakterystyczna z poematu sielskiego
(wiejskiego) czy nawet walterscottowska „postaæ kierownicza”2. Z postaci zagadkowej – b¹dŸ wpisanej w humorystykê idylli szlacheckiej, b¹dŸ w sensacyjn¹ akcjê romansu obyczajowego o niegdysiejszym krwawym konflikcie rodów
(czy raczej: konflikcie wewn¹trzstanowym), o sporze s¹dowym i szczêœliwym
zwieñczeniu matrymonialnym dawnych i teraŸniejszych waœni – przeobra¿a siê
kwestarz-rubacha oraz mnich o tajemniczej œwieckiej przesz³oœci i sobie tylko znanych celach postêpowania w niestandardow¹ (w aspekcie gatunkowym) postaæ
epick¹, skomplikowan¹, wielowarstwow¹, zdoln¹ do wziêcia na siebie wielu razem sensów spo³ecznych, moralnych i egzystencjalnych.
Jak informuje skrupulatnie Pigoñ:
U schy³ku kwietnia 1833 r., koñcz¹c pieœñ III, s¹dzi³ poeta, ¿e gdyby nie przymusowa przerwa niemal dwumiesiêczna, ju¿ by mo¿e zdo³a³ uporaæ siê z ca³oœci¹; oblicza³ j¹ wiêc
zapewne na jakieœ pieœni piêæ. W lipcu, maj¹c ukoñczon¹ pieœñ IV, liczy³, ¿e ma ju¿ »trzy
czwarte poematu«, zakrojonego teraz, widaæ, na ksi¹g szeœæ3.
Rzecz zastanawiaj¹ca: ju¿ po wprowadzeniu do poematu lirycznej apoteozy Napoleona oraz emisariuszowskiej „dyplomatyki” – po zasileniu utworu
wybuchowym ³adunkiem motywiki epopeicznej – Mickiewicz projektuje tekst
o ca³kowitej objêtoœci oko³o piêciu tysiêcy wersów. Dla przewidywanych dwu
ksi¹g wyznacza zatem format, w którym trudno by³oby rozwin¹æ fabu³ê eposu.
Podówczas poeta nie wita jeszcze sw¹ wyobraŸni¹ na trakcie soplicowskim jenera³ów D¹browskiego i Kniaziewicza, oraz ich podkomendnych w barwach narodowych, bowiem podczas tworzenia epizodu Robakowej agitacji autor zdaje
siê sytuowaæ czas akcji Pana Tadeusza gdzieœ w 1808 roku4. Nie obmyœli³ te¿ na
2 „S³owem
posiada ksi¹dz Robak wszystkie najwa¿niejsze znamiona »postaci kierowniczej«: jest do czasu postaci¹ zagadkow¹, pojawia siê w rozmaitych momentach akcji, najczêœciej nieoczekiwanie, kieruje losami bohatera erotycznego w¹tku poematu, dzier¿y nici
akcji politycznej w swym rêku zadzierzga wêz³y i rozplata. Jest te¿ przez wzgl¹d na ten swój
charakter jednym z silniejszych ³¹czników, jakie wi¹¿¹ Pana Tadeusza z romansami Scotta”
– K. Wojciechowski, „Pan Tadeusz” Mickiewicza a romans Waltera Scotta, Kraków 1918,
s. 29.
3 S. Pigoñ, Wstêp, w: A. Mickiewicz, Pan Tadeusz […], BN Seria I Nr 83 wyd. VIII, Wroc³aw 1980, s. XX.
4 Ju¿ R. Pilat zauwa¿y³ w toku swych badañ tekstologicznych, i¿ „t³o polityczne”, zarysowane w odzie napoleoñskiej (pierwotnie, jak wy¿ej wspomniano, umieszczonej na koñcu
Ksiêgi trzeciej) nie tyle precyzuje czas akcji, ile „wskazuje, ¿e poeta zrazu chcia³ poprzestaæ
26
razie Mickiewicz akcji zajazdowej (tak póŸniej rozbudowanej), choæ ju¿ w Ksiêdze
drugiej objawi³ siê by³ jej spiritus movens – mœciwy famulus, ciasny tradycjonalista.
A wreszcie: w toku fabularnym dwóch zaledwie ksi¹g pozosta³ych trudno
by³oby nawet najwytrawniejszemu epikowi ukazaæ z bliska trud ekspiacyjny niegdysiejszego zawadiaki i zabójcy oraz moralny profil tego cz³owieka s³u¿by,
skrytego pod habitem franciszkañskim. Maj¹c œwiadomoœæ, jak ciasna to rama
kompozycyjna, Pigoñ – nieodmiennie patrz¹cy na Pana Tadeusza jako dzie³o
buduj¹ce – stara³ siê w zamys³ach twórczych Mickiewicza odgadn¹æ choæby jeden motyw wznios³ego zadoœæuczynienia. Przypuszcza³ wiêc, ¿e zawiera³a taki
motyw Ksiêga czwarta w swej nieznanej dziœ, brulionowej, postaci:
[…] zbrodniê sw¹ mia³ Jacek odkupiæ […], ratuj¹c Hrabiego spod ³ap niedŸwiedzia.
Rzecz jasna, ¿e aby prawu tragicznej odp³aty sta³o siê zadoœæ, ¿eby ekspiacja by³a artystycznie pe³na – ratunek ów dokonaæ siê musia³ niew¹tpliwie za cenê ¿ycia pokutnika, mia³ siê
rozwi¹zaæ œmierci¹ jego ju¿ wówczas, jak oto ostatecznie sta³o siê póŸniej w bitwie, jak wiêc
jest i w obecnym kszta³cie poematu. Wed³ug pierwotnego pomys³u Jacek mia³ zgin¹æ na
polowaniu i dopiero przedœmiertnym ¿yczeniem móg³ z³¹czyæ rêce Tadeusza i Zosi, ofiar¹
¿ycia zdo³a³ zarzuciæ znowu pomost pojednania dwu rodów5.
Czy domys³ ten ma podstawy? Nie, wyrasta z rozumowania ignotum per
ignotum, wiêcej ma z piêknej i (ochoczej) konfabulacji, ni¿ z racjonalnej hipotezy6. Pigoñ w duchu moralistycznym rozbudowuje trzeŸw¹ wiedzê o pierwotnym
pomyœle twórczym Mickiewicza, obejmuj¹cym – jak to ujmowa³ ju¿ Pilat – „pogodzenie powaœnionych rodów Sopliców i Horeszków przez sprawcê niezgody,
¯egotê, ukrytego w mnisim kapturze”7. Jeœli Ksi¹dz Robak jest istotnie cz³owiekiem o podwójnej to¿samoœci (sprawa to bowiem nie pewna, lecz do czasu tylko
bardzo prawdopodobna), w Ksiêdze trzeciej pod bernardyñskim kapturem kryje
ju¿ nie ¯egota, lecz – po raz pierwszy w tekœcie tak nazwany: „pan Jacek, […]
na ukazaniu perspektywy dziejowej i politycznej w niejakim oddaleniu” (Autografy póŸniejszych ksi¹g „Pana Tadeusza”, od IV do XII, „Pamiêtnik Towarzystwa Literackiego im.
A. Mickiewicza” T. VI, 1898, s. 115). Bior¹c za podstawê dociekañ treœæ opowieœci legionowych Ksiêdza Robaka, Pigoñ s³usznie konstatuje, ¿e „scena w karczmie pomyœlana jest
co najpóŸniej na tle roku 1808. Dla przesuniêcia czasu akcji na rok 1811 nie nadesz³a widaæ
jeszcze pora” („Pan Tadeusz”. Wzrost, wielkoœæ i s³awa. Studium literackie, Warszawa 2001,
s. 160).
5 Tam¿e, s. 174-175.
6 Zob. tam¿e, s. 170-172.
7 R. Pilat, Autografy pierwszych trzech ksi¹g „Pana Tadeusza”, „Pamiêtnik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, T. 5, 1891, s. 131.
27
Tadeusza ociec” (w. 362). Gdy Sêdzia skar¿y siê Telimenie na starszego brata, i¿
daje siê we znaki gospodarzowi Soplicowa kapryœnym zawiadywaniem z oddali
losami swego syna, id¹cy œladami Pilata, Pigonia czy Kleinera8 tropiciel zamys³ów twórczych autora Pana Tadeusza nie mo¿e jeszcze z absolutn¹ pewnoœci¹
przes¹dzaæ, czy Ksi¹dz Robak to Jacek we w³asnej osobie, czy te¿ przys³any
poczciwemu bratu „na kark” przyjaciel w habicie i powiernik. Kto wie – a jeœli
Mickiewicz szykuje dla swego nieobliczalnego bohatera efektowny powieœciowy come back? Dopiero agitacja w karczmie Jankiela k³adzie kropkê nad „i”: oto
Jacek Soplica. Powróci³ do kraju i do Soplicowa, wbrew cierpkim wyrzutom
Sêdziego, by o¿eniæ syna, aby czuwaæ nad procesem o zamek i grunty Horeszkowskie i nad pojednaniem s¹siedzkim, aby nieœæ miêdzy wspó³powietników
legionow¹ dobr¹ nowinê. Powraca te¿ z zamiarem zadoœæuczynienia za przesz³¹
zbrodniê i krzywdê oraz pozbycia siê odium, które ci¹¿y na jego imieniu.
Spróbujmy pokrótce zebraæ warunki zamkniêcia akcji, tzn. pomyœlnego
zwieñczenia usi³owañ Soplicy-Robaka. Jedyn¹ istotn¹ przeszkod¹ w zamkniêciu sporu s¹dowego jest z³a wola Hrabiego, podszyta fanaberiami imaginacji. Ale
Hrabia – cz³owiek honoru tylko dziêki kwestarzowi ratuje ¿ycie na polowaniu;
to wystarczaj¹ca przes³anka do zmiany postawy. Mœciwoœæ Gerwazego musia³aby tu ust¹piæ przed wol¹ pana – Horeszki po k¹dzieli (zreszt¹, nietrudno by³oby
Mickiewiczowi wynaleŸæ epizod, w którym, by tak rzec, Robak ratowa³by zaœlepionego starca przed samym sob¹). Z sedukcyj Telimeny Tadeusz gotów by³ sam
siê wyleczyæ; wystarczy³o postawiæ na jego drodze Zosiê i pozwoliæ mu siê z ni¹
nareszcie porz¹dnie rozmówiæ.
Niew¹tpliwie, bernardyñski kwestarz móg³by osi¹gn¹æ swe cele jedynie
jako cz³owiek godzien szacunku i zas³uguj¹cy na wysoki autorytet, a wiêc pod
warunkiem ods³oniêcia swej pierwotnej to¿samoœci – z jednoczesnym wylegitymowaniem siê swymi zas³ugami patriotycznymi. To z kolei wymusi³oby natychmiastow¹ ponown¹ jego emigracjê. Dlaczego mia³by gin¹æ w Soplicowie dla
dope³nienia swej ekspiacji? Uczyni³ wszystko, co by³o w jego mocy, wyrówna³
swe ¿yciowe rachunki – mo¿e w przeczuciu rych³ej ofiary na polu chwa³y, przecie¿ zbli¿a³ siê wojenny rok 1809 – posia³ ziarno legionowe na Litwie, zostawi³
synowi mir s¹siedzki, autorytet wœród szlachty i – komu¿ by innemu – pe³ny wgl¹d
w sprawy konspiracji.
Tak móg³by wygl¹daæ zarys koncepcji Pana Tadeusza po ukoñczeniu
Ksiêgi czwartej, poematu szczêœliwego, w którym – w obliczu wielkiej historii –
8 Zob.
J. Kleiner, Mickiewicz, t. 2: Dzieje Konrada, czêœæ druga, Lublin 1948, s. 208-212.
28
zg³adzone zostaj¹ grzechy przesz³oœci, nowi ludzie przejmuj¹ gospodarsk¹ schedê,
rozszerza siê nowy duch obywatelski, a g³ównym Ÿród³em czci i autorytetu jest
ju¿ nie urodzenie, lecz patriotyczna zas³uga. Adresowany do emigrantów jako
pogodne wspomnienie ojczyzny i jako apologia misji konspiracyjnej, poemat
sielski, z idyllicznym tematem mi³osnym na planie pierwszym, podbudowany
spuœcizn¹ powieœci tradycyjnej i gawêd¹ – t¹ literatur¹ bardów polskich – znalaz³by zapewne swe domkniêcie dziêki akcesoriom powieœci walterscottowskiej9,
a wszystko mia³oby zawrzeæ siê w epickich ksiêgach szeœciu…
II.
Sta³o siê inaczej. Ksiêga pi¹ta wybucha scysj¹ i dewastacj¹. Rodzi siê plan
zajazdu, a Gerwazy, opêtany zemst¹ stary famulus i epigon, wyrasta na bezwzglêdnego intryganta i groŸnego manipulatora. Jak ma³o trzeba, aby w pogodnym
œwiecie Soplicowa przejê³y rz¹dy jêdze niezgody. Pozbawiony znaczenia kruczek
prawny staruszka WoŸnego (upiera siê, aby biesiadowaæ w zamku horeszkowskim na dowód przejêcia go w posiadanie), nieopatrzna absencja Ksiêdza Robaka podczas wieczerzy (podyktowana najpewniej zrozumia³¹ niechêci¹ do goszczenia w tych murach, bo wszak nie wyprawia³ siê on w interesach kwestarskich
w niedzielê wieczorem), myœliwskie nieukontentowanie, mieszanina rozczarowania i zazdroœci (u Tadeusza) albo zawiœci i fantasmagorii (u Hrabiego), chudopacholska arogancja Gerwazego i dygnitarska pró¿noœæ Podkomorzego – i gotowa
awantura nie zamkowa, lecz karczemna. Gdy akcja przenosi siê do zaœcianka,
z ciemnej strony jawi siê ogó³ herbowego ludu. W kolejnych czterech ksiêgach
ani przez chwilê nie s³ychaæ legionowych werbli, a œwiat spo³eczny ulega widocznemu zszarzeniu, skarleniu.
Rysuj¹cej siê katastrofie nie mog¹ zapobiec spóŸnione i bezradne usi³owania ksiêdza kwestarza. Czas Robaka nadejdzie dopiero po warcholskim sejmikowaniu pod wp³ywem Gerwazego, po zajazdowej „wojnie kokoszej” oraz
pacyfikacyjnej interwencji rosyjskiego pó³batalionu. Jednak strefa chaosu, jaka
przechodzi nad Soplicowem ma dla cz³owieka w habicie bernardyñskim znaczenie
9
O ukoñczeniu Ksiêgi pi¹tej autor informowa³ A. E. Odyñca 13 listopada 1833 roku.
Oko³o tydzieñ póŸniej pisa³ do Klaudyny Potockiej o Panu Tadeuszu jako utworze bliskim
ukoñczenia, jednak w trakcie tworzenia Ksiêgi szóstej, w koñcu listopada, zwierzy³ siê H. Kajsiewiczowi, ¿e „do koñca jeszcze daleko”. To przy pisaniu Ksiêgi szóstej Mickiewicz wspomnia³ o Scottowskim aspekcie swego poematu.
29
próby moralnej: próby mêstwa i zawierzenia. I w³aœnie od tej strony wziête wydarzenia ksi¹g V-VIII nabieraj¹ w³aœciwego formatu i sensu. ¯a³osna, epigoñska breweria na peryferiach œwiata szlacheckiego jest faktem g³êboko wa¿nym
z perspektywy heroicznego sumienia, które nosi w sobie wyrzut wielkiej zbrodni
i gorliwe pragnienie najpe³niejszego zadoœæuczynienia – Bogu, ludziom i ojczyŸnie. Obraca siê w ruinê dzie³o jego ¿ycia – obywatelskiego i ¿o³nierskiego –
zwyciê¿a duch zemsty i Targowicy; nowa przepaœæ rozwiera siê miêdzy Soplicami a Horeszkami. Czy Bóg przyj¹³ ofiary s³ugi starego i niezgodnego na nic, czy
ich oczekuje? Czy Opatrznoœæ pozwoli dope³niæ ekspiacyjnych planów i dotrzeæ
do kresu drogi nawrócenia? Czy ten niegdysiejszy morderca mo¿e byæ zbawiony? Zszarza³y i skarla³y œwiat ludzki w tych ksiêgach ma wielkie znaczenie dla
moralitetowej kalwarii Jacka Soplicy i sam wystêpuje w œwietle „ekspiacyjnego
heroizmu” (okreœlenie Pigonia) tego bohatera.
Widaæ teraz jak na d³oni, co naprawdê steruje – wci¹¿ zaskakuj¹cym dla
twórcy – wzrostem fabu³y poematu: nie batalistyka z epopei rodem ani te¿ walterscottowska rodzajowoœæ, lecz konstrukcja antropologiczna, maj¹ca swe Ÿród³o miêdzy innymi – bo przecie¿ nie wy³¹cznie – w powrocie Mickiewicza na
tory namys³u nad Byronem i nad bajroniczn¹ indywidualnoœci¹. Konstrukcja œciœle
zwi¹zana z palimpsestow¹ postaci¹ Jacka Soplicy – Ksiêdza Robaka, ale dla sensu
dzie³a – ca³ego dzie³a – absolutnie kluczowa.
Projektuj¹c poema sielskie w czterech pieœniach na mod³ê Hermana i Doroty czy póŸniej niewiele obszerniejszy u³amek powieœciowy w manierze Waltera Scotta, Mickiewicz móg³ braæ w rachubê stosowne gatunkowe konwencje
portretowania postaci, móg³ te¿ dobywaæ spoœród swych kompetencji literackich
ró¿ne inne przyk³ady psychologii powieœciowej b¹dŸ dramatycznej. Czyni³ to:
ju¿ w pierwszych ksiêgach upoetyzowa³ kapitalnie sielankow¹ ogrodniczkê,
Zosiê, w spo³eczno-obyczajowej typizacji postaci opar³ siê o powieœæ tradycyjn¹ (Sêdzia, Telimena) czy scottowsk¹ (Klucznik Gerwazy), zainicjowa³ te¿ krystalizacjê cz³owieka z nostalgicznej jak i humorystycznej gawêdy szlacheckiej
(ksi¹dz kwestarz, Wojski, WoŸny Protazy, Maciej Dobrzyñski). Psychologiê m³odzieñczych inicjacji, d¹¿eñ i niepokojów (Tadeusz), afektowane marzycielstwo
(Hrabia) czy prze¿ycia kobiety w wieku, powiedzmy, balzakowskim (Telimena)
uchwyci³ poeta w sposób otwieraj¹cy polskiej literaturze nowe – i dalekie – drogi,
jednak fabu³a nigdzie nie dawa³a mu okazji do badania spl¹tanych i traumatycznych g³êbin intymnoœci, do spotkania z psychologi¹ egzystencjalnych prze¿yæ
granicznych.
Te mo¿liwoœci przysz³y wraz z komplikacj¹ roli fabularnej, popl¹taniem
losów i pog³êbieniem indywidualnoœci Ksiêdza Robaka. Mnich w g³êboko
30
nasuniêtym kapturze, ustawicznie ponury s³uga bo¿y (a jeszcze syn duchowy œw.
Franciszka!), s³owem – cz³owiek maskuj¹cy oblicze, aby nie wypaœæ z gry jako
walterscottowska „postaæ kierownicza”, to koncepcja forsownie literacka; a dodajmy, i¿ skutecznoœæ maskowania siê, nierozpoznanie Jacka przez brata, przez
lokatorów soplicowskiego dworu, przez s¹siedztwo, wydaje siê chwytem sensacyjnym, stosowanym z nadmiernym ju¿ naddatkiem literackiej umownoœci. Rzecz
w tym jednak, i¿ tajemnica Soplicowskiego oblicza nie nale¿y bez reszty do arsena³u sensacji powieœciowej – przeciwnie, jest w o wiele wiêkszym stopniu licencj¹ poetyck¹, wprowadzaj¹c¹ w egzystencjaln¹ symbolikê postaci. Ciemny
zapis pamiêci, kainowe piêtno na sumieniu, czarna skaza hañby na imieniu szlacheckim i taki¿ kubrak banicji – to brzemiê przesz³oœci Ksiêdza Robaka. A wobec waœni zamkowej i zajazdu – trudno, aby nie trapi³ go demon zw¹tpienia i by
nad jego wiar¹ nie stanê³o widmo tragizmu. Œwiadczy o tym mnisi kaptur, jedna
skarga przedœmiertna – i nic poza tym.
Kontekst Byronowskiej powieœci poetyckiej pozwala odczytaæ tajemnicê
oblicza Ksiêdza Robaka zgodnie z regu³ami jej poetyckiej waloryzacji, i oto pierwszy wielki po¿ytek z bajronicznie uwra¿liwionej lektury Pana Tadeusza. Korzyœæ
nie ostatnia i nie najwa¿niejsza. Uwra¿liwienie na bajronizm uwypukla nam indywidualnoœæ bohatera nieprzes³oniêt¹ przez spo³eczn¹ typizacjê i przez powieœciow¹ reprezentatywnoœæ. Pozwala ujrzeæ wyraŸnie nowoczesn¹ jednostkê,
wychylon¹ z zastyg³ych struktur, z zachwianej piramidy spo³eczeñstwa stanowego, i skonfrontowan¹ ze skomplikowan¹ materi¹ p³ynnego, przeobra¿aj¹cego siê
¿ycia. W rezultacie – podobnie jak W¹sal Soplica z przedakcji nie mieœci siê w typie szlacheckiego warcho³a, tak te¿ obraz Ksiêdza Robaka – pokutnika i s³ugi
narodu – nie zawiera siê schematycznie ani w stereotypie hagiograficznym czy
w chrzeœcijañskim exemplum moralnym, ani w legendowej narracji patriotycznej. A wielorakie i zniuansowane profilowanie jego portretu nie pozostaje bez
zwi¹zku z dyrektyw¹ konstrukcyjn¹ postaci bajronicznej.
III.
K³ad¹c nacisk na „heroizm ekspiacyjny” w moralnym wizerunku bohatera Pana Tadeusza, Stanis³aw Pigoñ powa¿nie przyczyni³ siê do kompromitacji
pewnego lekturowego stereotypu, zgodnie z którym ow³adniêty przez warcholstwo i prywatê Soplica przeobra¿a siê ot, tak, pewnego dnia, w bohaterskiego
patriotê Ksiêdza Robaka. Ale i Pigoñ przecie¿ wytacza Jackowi W¹salowi – w jak¿e twardych s³owach – sprawê o anarchiê:
31
Otó¿ w³aœnie przez tê pychê bez miary, przez samowolê bez hamulca, przez rozpasane sobiepañstwo, dla którego niczym autorytet królewski, niczym prawo, powinnoœæ ojczysta, przez sw¹ dzik¹, œlep¹ samowolê jest W¹sal Jacek wprost typem, reprezentantem. Na
jego przyk³adzie obserwowaæ mo¿na niebezpieczeñstwa rozuzdanej swawoli10.
Mowa to nazbyt oskar¿ycielska. Trzeba bowiem odró¿niæ dwie rzeczy bliskie sobie, lecz nie identyczne: anarchiê i szlachecki indywidualizm. Jacek Podczaszyc to barwny wykwit tego drugiego zjawiska, z samowol¹ i bezprawiem ³¹czy
go znacznie mniej ni¿ Gerwazego. Pe³en kolosalnej witalnoœci, fantazji kawalerskiej i uroku osobistego (w towarzystwie biesiadnym, jak i dla kobiet), nie posuwa³ siê do warcholskich zbrodni, jak Sienkiewiczowski Kmicic: nie pali³ zaœcianków, nie bato¿y³ Bogu ducha winnych mieszczan, nie kr¹¿y³ po okolicy z band¹
osobników spod ciemnej gwiazdy… Jego miejsce w œwiecie szlacheckim jest
wyraŸnie po stronie ³adu. Któ¿ bowiem trzyma³ w ryzach szlachtê „burzliw¹, samow³adn¹, zbrojn¹”, gdy nie by³o „Policyjantów ró¿nych, ¿andarmów, konstabów”
(jak powiada Wojski w nostalgicznym wywodzie)11? Takie indywidualnoœci jak
Jacek Soplica. Jak to czyni³y? Miêdzy innymi tak, œwiadectwo z pierwszej rêki:
I ja, zawadyjaka s³awny w Litwie ca³ej,
Co przede mn¹ najwiêksze pany nieraz dr¿a³y,
Com nie ¿y³ dnia bez bitki, co nie Stolnikowi,
Alebym siê pokrzywdziæ nie da³ i królowi,
Co we wœciek³oœæ najmniejsza wprawia³a mnie sprzeczka […] (Ks. X,
w. 565-569).
Kim by³ Jacek – nie tylko we w³asnym mniemaniu?
Mnie, com niegdyœ, rzec mogê, trz¹s³ ca³ym powiatem!
Mnie, którego Radziwi³³ nazywa³: kochanku!
10 I nieco dalej: „Reprezentowane przez Jacka Soplicê zwyrodnienie typu obywatela jest
tym bardziej z³owrogie w oczach Mickiewicza, ¿e jest to corruptio optimi. Nie mo¿emy
przecie¿ straciæ z oczu, ¿e dla Mickiewicza najistotniejszym znamieniem polskiego ustroju
pañstwowego by³o oparcie go na fundamencie dobrowolnej ofiary; by³ to wiêc ustrój natury
moralnej, oparty nie na przymusie, nie na nakazie; nie trzeba w nim by³o »policyi ¿adnej,
¿andarmów, konstabów«, bo wiêzi¹ dostateczn¹ by³a œwiadomoœæ powinnoœci, dobrowolne
trwanie obywateli przy raz przyjêtym obowi¹zku” (S. Pigoñ, Wstêp, s. XLIV-XLV. Por. w tej¿e
edycji przypis do Ks. II w. 267, s. 104).
11 Zob. Ks. XII, w. 111-119. Wszystkie przytoczenia poematu wed³ug edycji: A. Mickiewicz, Pan Tadeusz czyli Ostatni zajazd na Litwie. Historia szlachecka z roku 1811 i 1812 we
dwunastu ksiêgach wierszem, BN Seria I Nr 83, wydanie VIII, Wroc³aw 1980.
32
Mnie, com kiedy wyje¿d¿a³ z mojego zaœcianku,
To liczniejszy dwór mia³em ni¿eli ksi¹¿êcy!
Kiedym szablê dostawa³, to kilka tysiêcy
Szabel b³yszcza³o wko³o, strasz¹c zamki pañskie!
A potem ze mnie dzieci œmia³y siê w³oœciañskie! (Ks. X, w. 689-695).
Gerwazy mówi o swym œmiertelnym wrogu: paliwoda, k³ótnik (tzn. awanturnik), ale mówi te¿ o jego znaczeniu spo³ecznym, wyp³ywaj¹cym z cech osobistych, nie maj¹tku, o roli przywódczej: „w istocie wiele znaczy³ w województwie” (Ks. II, w.269). Powie te¿ o dawnym Jacku, stoj¹c twarz¹ twarz z ksiêdzem
kwestarzem na œmiertelnym ³o¿u: „piêkny szlachcic” (Ks. X, w. 703). Zbrodnia
na Stolniku nie wyp³ywa ze wzgardy praw czy norm spo³ecznych, lecz z mi³osnej desperacji, z rozpaczy cz³owieka schodz¹cego na dno poni¿enia, ze zranionej dumy („g³upiej pychy”, Ks. X, w. 827-828), z zemsty nareszcie, ale zemsty
obudzonej nagle triumfalnym zachowaniem wroga.
Konflikt wewn¹trz stanu szlacheckiego, miêdzy Stolnikiem a Podczaszycem,
mo¿na by uznaæ za typowy12, gdyby jednostk¹ typow¹ by³ adwersarz dumnego
magnata. Jednak¿e Soplica – to nie usz³o uwagi nawet Gerwazego – cieszy siê presti¿em ponad stan posiadania i tytu³ szlachecki, a jego wrogoœæ wobec mo¿nego
antagonisty wyrasta nie z chudopacholskiego poni¿enia, lecz z obrazy uczuæ, ze zniewa¿onej przez magnack¹ pychê i ob³udê przyjaŸni i mi³oœci. Prawdziwa mêska czu³oœæ i troskliwoœæ o Ewê – obawa, ¿e raptus by³by dla niej prze¿yciem œmiertelnym
– wzbraniaj¹ mu post¹piæ zgodnie ze zwyczajami szlacheckimi, choæ cz³owiek ten
poza tym wa¿y siê na wszystko, a najazd na Horeszkê mia³by wszelkie szanse powodzenia. Sprawa miêdzy Horeszk¹ a Soplic¹ toczy siê ju¿ w fazie schy³ku spo³eczeñstwa stanowego: rozk³ad fortun magnackich jest w toku (i dobra Horeszkowskie oka¿¹ siê mocno obd³u¿one), konfederaci barscy, jak Maciej Rózeczka, s¹ ju¿
pomnikami przesz³oœci, nowym bohaterem szlachty – wed³ug artystycznej projekcji
Mickiewicza – staje siê Koœciuszko (jego te¿ imiê Jacek Soplica nada swemu synowi).
12 Zwróci³a na to uwagê Z. Szmydtowa (Czynniki gawêdowe u Mickiewicza, w: tej¿e, Ro-
usseau – Mickiewicz i inne studia, Warszawa 1961, s. 277): „Uchwyci³ te¿ poeta przewagê
zbiorowoœci nad jednostk¹. Ci¹g³e gromadne obcowanie z okazji zebrañ, zjazdów, zawsze
po³¹czonych z ucztami, wytwarza³o wspólnoœæ zainteresowañ, przygód, wspomnieñ. Cz³owiek mo¿ny i wp³ywowy wynosi³ siê nad innych, ale potrzebowa³ nawet najubo¿szych i najmniej rozwiniêtych umys³owo jako wyborców. Musia³ siê do nich stosowaæ zw³aszcza w czasie
wyborów. Dochodzi³o do okresowej bliskoœci czy poufa³oœci, z której móg³ siê wywi¹zaæ konflikt, jaki powsta³ miêdzy Jackiem Soplic¹ a hr. Horeszk¹. Typowoœæ tego konfliktu siêga podstaw zbiorowoœci szlacheckiej i z niego w³aœnie uczyni³ poeta g³ówny motor akcji”.
33
Zauwa¿my jeszcze, ¿e uczucie Jacka dla Ewy znacznie wyraŸniej ni¿ zauroczenie Tadeusza Zosi¹ wpisuje siê w kontekst mi³oœci romantycznej, zw³aszcza zaœ w obraz mi³oœci predestynowanej i rozerwanej przez nierównoœæ spo³eczn¹, wypracowany przez Mickiewicza w IV czêœci Dziadów. Obraz ten odbi³ siê
echem w inspirowanej przez Byrona i nie mniej przez autora Dziadów polskiej
przedlistopadowej powieœci poetyckiej.
IV
Kwestarz bernardyñski nale¿y do polskiego pocztu zakonników-rycerzy,
jak paulin Augustyn Kordecki czy karmelita Marek Jando³owicz13; choæ mo¿e
raczej do szeregu rycerzy w habicie zakonnym, bo ponoæ spraw politycznych jest
on bardziej œwiadomy ni¿ ¿ywotów œwiêtych. Ksi¹dz Robak to jednak bez w¹tpienia postaæ nie hieratyczna, nie sposobiona do zastygniêcia w pozie ponadczasowej. Jego pobudki nigdy nie s¹ banalne czy tym bardziej dwuznaczne, ale przecie¿ w godziwych zabiegach mnich ten czyni rzeczy osobliwe czy zgo³a trywialne.
Aby przeprowadziæ swój plan restytucji dóbr horeszkowskich, musi on miêdzy
innymi kontrolowaæ konstelacje erotyczne w soplicowskim dworze, co wi¹¿e siê
miêdzy innymi, jak wiemy choæby z Ksiêgi pi¹tej, z monitorowaniem przedsiêwziêæ intymnych Telimeny. Zamiast pomóc konkretnie Tadeuszowi w trafieniu
do w³aœciwej partnerki, stroi dziwne miny i wykonuje niemo niezrozumia³e gesty napomnienia (Ks. II, w. 70-77); jakby tego by³o ma³o, wkrótce potem przeszkadza Hrabiemu w estetycznych czatach na ogrodniczkê, stawiaj¹c m³odemu
arystokracie absurdalne zarzuty (jw., w. 451-458). Pope³nia grube b³êdy: kiedy
„ciemno siê t³umaczy” podczas agitacji w karczmie, zw³aszcza zaœ gdy sybilliñskim jêzykiem mówi o jakichœ dzia³aniach (tj. o „wymieceniu œmieci”); gdy nie
przybywa na wieczerzê po ³owach na niedŸwiedzia, choæ konfliktorodnoœæ problematyki ³owieckiej w Soplicowie jest mu doskonale znana; gdy traci czas na
szukanie pó³œrodków wobec zajazdowych ruchów Gerwazego… Jest te¿,
13 „Uj¹³ […] w postaci Robaka idea³ polskiego zakonnika-rycerza – pisa³ S. Pigoñ („Pan
Tadeusz”. Wzrost, wielkoœæ i s³awa, s. 289) – taki, wed³ug jakiego tradycja nasza ukszta³towa³a sobie wyobra¿enia dwóch œwi¹tobliwych zakonników, wielkich bohaterstwem narodowym, ksiêdza Kordeckiego i ksiêdza Marka. Tote¿ mo¿na by do niego zastosowaæ dobrze
s³owa, którymi póŸniej w Prelekcjach sam Mickiewicz charakteryzowa³ obroñcê Czêstochowy: postaæ moraln¹ tego mnicha, co ³¹cz¹c razem prostodusznoœæ, zapa³ i skromnoœæ, da³
przyk³ad w najwy¿szym stopniu polskiej cnoty”.
34
przynajmniej raz jeden, niepokoj¹cy: coœ, czego wprost nie sposób wyraziæ, k³êbi siê w nim podczas balladowej galopady z Soplicowa do pa³acu Hrabiego:
„Tylko kiedy niekiedy kaptur mnicha bury / Wznosi siê nad tumany jako sêp nad
chmury” (Ks. VI, w. 295-296).
W przestrzeni miêdzyludzkiej Pana Tadeusza ten naczelny bohater indywidualny jawi siê na wiele sposobów. In absentia: jako ¿ywy we wspomnieniu
upiór przesz³oœci (dla Gerwazego) oraz jako „pan Jacek”, nieobecny brat, narzucaj¹cy sw¹ wolê w Soplicowie, bo „z jego ³aski” ma Sêdzia „fundusz prawie ca³y”
(Ks. III, w. 427). Na miejscu akcji: jako zagadkowy kwestarz, zwykle ponury,
czasem nieoczekiwanie rubaszny; jako mnich przys³any przez Jacka do rodzinnego dworu z misj¹ wszechwiedz¹cego i wœcibskiego plenipotenta; jako pos³aniec
legionowy zza Wis³y i szerzyciel sekretnej wiedzy o sprawach narodowych; jako
Soplica-Robak, banita przebywaj¹cy incognito w rodzinnym dworze i niedaj¹cy siê
poznaæ ani bliskim, ani domowym. Wreszcie jawi siê on we w³asnej osobie (za ¿ycia
tylko Sêdziemu i Gerwazemu); a na koniec jako zmar³y dziedzic Soplicowa, przywrócony przed ca³ym powiatem do godnoœci i uczczony za swe bohaterstwo.
To, co ró¿ni Ksiêdza Robaka od ksiêdza Kordeckiego czy ksiêdza Marka
– to dzia³anie konspiracyjne, niejawne, spiskowe, a wiêc nierycerskie, potencjalnie
niepozbawione dylematów sprzysiê¿enia, moralnie ryzykowne; dlatego te¿ wa¿ny w planie ideowym poematu staje siê moment, gdy zajazdowa czereda i obroñcy
Soplicowa podejmuj¹ zgodnie – pod kierunkiem Robaka – otwart¹ walkê z wojskiem carskim, tworz¹c jakby namiastkê powstania na Litwie. To, co ró¿ni z kolei bernardyñskiego kwestarza od któregokolwiek zakonnika – to fakt, ¿e jego
zakonne miano nie zastêpuje, lecz maskuje œwieckie imiê cz³owieka, którego œciga
w³asna laicka przesz³oœæ i który wci¹¿ musi podejmowaæ dzia³ania pod presj¹
minionych zdarzeñ. Tê dalece nietypow¹ dla osoby duchownej sytuacjê wykorzystuje Mickiewicz z niezwyk³¹ moraln¹ inwencj¹ do wykreowania wyj¹tkowo
wznios³ej postaci: cz³owieka cichej ofiary i bezimiennego dobra14.
14 Kreacje bohaterskie w poemacie – postaci Macieja Dobrzyñskiego i Ksiêdza Robaka
– zestawia bardzo fortunnie Z. Szmydtowa (Czynniki rodzajowe i strukturalne „Pana Tadeusza”, w: tej¿e, Studia i portrety, Warszawa 1969, s. 193): „[Maciek] Bohaterstwo swe i odwagê cywiln¹ uwa¿a za rzeczy naturalne, zwyk³e, zrozumia³e same przez siê, dlatego jest
ponad rang¹ i odznaczeniem. Maciek instynktem trafiaj¹cy w sedno spraw trudnych i zawi³ych ma w sobie coœ z nieomylnego wêchu wolnego stworzenia, które wietrzy zatrute jad³o.
Jego postaæ stanowi ciekaw¹ kreacjê charakterologiczn¹ w Panu Tadeuszu. Sposób zaœ ujawniania siê heroizmu zestraja siê z ukrywanym d³ugo bohaterstwem Robaka, z lakonizmem
wzmianek o czynach wodzów i ¿o³nierzy legionów D¹browskiego.
Ton bohaterski ma w ca³ym utworze wyraz dyskretny, ale mocny i czysty”.
35
Jakkolwiek pokutne ¿ycie ksiêdza kwestarza mo¿na zwaæ drog¹ uœwiêcenia (zamyka j¹ poeta hagiograficznymi akcentami), sprawy, którymi on zawiaduje, nie prowadz¹ do jakiejœ prostej teodycei, na mocy której ka¿de z³o otworzy
drogê do wiêkszego dobra, a ca³kowita restytucja utraconych wartoœci i pojednanie win le¿y niechybnie u kresu godziwych ludzkich w tym kierunku usi³owañ.
Robak ma do rozpl¹tania prawdziwie gordyjski wêze³ spraw „wojskowych i cywilnych” (jakby powiedzia³ Boy)15, spraw maj¹cych swe powik³ane korzenie
i w z³u grzechu i namiêtnoœci, i w zasz³oœciach losowych, i w przypadkach historycznych, i niechybnie w transcendentnych zrz¹dzeniach. Heroizm ekspiacyjny
Robaka przechodzi poza wszelk¹ mo¿liwoœæ etycznego samospe³nienia, w swym
aktywizmie prowadzi raczej poprzez prze¿ycia katartyczne, ni¿ wiedzie do eudajmonii, która to – podobnie jak mo¿liwoœæ ca³kowitego odrodzenia cz³owieka
– posiada w poemacie soplicowskim nieuchronnie perspektywê eschatologiczn¹. Idea takiego odrodzenia zespala siê w Panu Tadeuszu z eschatologiczn¹ histori¹ ducha narodowego i z metafizyk¹ wszechjednoœci kosmicznej, metafizyk¹ pe³ni, bêd¹cej Bo¿ym darem i b³ogos³awieñstwem.
*
Bogus³aw Dopart
Father Robak
Mickiewicz’s contact with Lord Byron enabled him to re-approach the
character of Father Robak. He eventually grasped an opportunity to build much
richer and personality-wise deeper character, than just retaining it as an idiosyncratic bucolical/rustic-poem figure, or even a Walter-Scott-styled ‘managing figure’. Initially a secret figure, this churl and alms-collector and monk of a mysterious secular past, whose purposes are only known to him, has transformed
into a (genre-wise) non-standard epic character – complex, multilayer, capable
of bearing several social, moral and existential meanings by himself at a time.
15 Zob. T. Boy-¯eleñski, Robak wojskowy i cywilny, w:
O Mickiewiczu, Warszawa 1949,
s. 215-229. Autor wyrz¹dza krzywdê w³asnej dociekliwoœci (czêœciowej jedynie, czego dowiód³ S. Breyer w ksi¹¿ce Spór Horeszków z Soplicami. Studium z dziedziny problematyki
prawnej „Pana Tadeusza”, Warszawa 1955), opieraj¹c ekonomiê soplicowsk¹ na „³upach
przejêtych z r¹k moskiewskich” i oskar¿aj¹c poetê, ¿e w nostalgicznym odurzeniu traci intuicjê moraln¹, przechodzi do porz¹dku dziennego nad grabie¿¹ i kolaboracj¹. Wbrew iluzjom Boya, osnuta na romantycznych przes³ankach metafizycznych filozofia ¿ycia w Panu
Tadeuszu nie pozwala wyczerpaæ problematyki dzie³a sond¹ balzakowsk¹.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010
Debiut naukowy
Justyna Schollenberger
WEJŒÆ MIÊDZY SFORÊ
– PROJEKT DUCHOWOŒCI ZWIERZ¥T:
MICKIEWICZ – EMERSON
Adam Mickiewicz w wyk³adzie dziesi¹tym Kursu czwartego literatury
s³owiañskiej, przedstawiaj¹c problem stosunków zwierzêco-ludzkich, stawia
przed swymi s³uchaczami nie³atwe zadanie: „Otó¿ i wy, co chcecie poznaæ tajniki ¿ycia zwierz¹t, […] rzuæcie siê miêdzy sforê rozdzieraj¹c¹ jelenia, uratujcie
mu ¿ycie, obejmijcie z mi³oœci¹, a potem w imiê Boga ¿ywego zaklnijcie, ¿eby
wam powiedzia³, dlaczego jest zwierzêciem, dlaczego cierpi, jakim prawem wolno
wam go drêczyæ, ujarzmiaæ i jakie powinny istnieæ stosunki miêdzy nim a cz³owiekiem”1. Dodaje zaraz, ¿e jeœli brak im odwagi na taki eksperyment, to powinni przynajmniej z uwag¹ i szacunkiem traktowaæ twierdzenia o duchowej naturze zwierz¹t.
W prelekcjach paryskich w historiê ludów s³owiañskich i przes³anie mesjanistyczne wpleciony zosta³ postulat koniecznoœci uznania duchowoœci zwierz¹t.
Pytanie o naturê zwierz¹t i ich pokrewieñstwo z cz³owiekiem uwa¿aæ bêdzie poeta
za najbardziej zaniedbane zagadnienie nowo¿ytnej filozofii. Racjonalistyczna wizja œwiata skutecznie oddzieli³a cz³owieka od reszty stworzenia – uczyni³a go
wszechmocnym, naturê zaœ niem¹ i poddañcz¹. Pamiêæ o pierwotnej jednoœci
cz³owieka z reszt¹ stworzenia zachowa³a tradycja ludowa, dopiero w romantyzmie odczytana na nowo.
1 A. Mickiewicz, Dzie³a, t. 11: Literatura s³owiañska, kurs trzeci i czwarty, prze³. L. P³o-
szewski, Warszawa 1955, s. 444.
37
Romantyczny obraz natury i cz³owieka, który silnie przenika myœl Mickiewicza nie pozwala na wy³¹czne przyznanie cz³owiekowi prawa do wy¿szych
uczuæ. Za podstawê budowanego na nowo porozumienia ze zwierzêtami obierze
uczucie wspó³odczuwania – intuicyjnej umiejêtnoœci odnalezienia w zwierzêciu
duszy, któr¹ z nim dzielimy. Ilustruje swoj¹ tezê przyk³adami tradycyjnej wiêzi
ze zwierzêtami, któr¹ przechowa³y œredniowieczne legendy i zachowania „prostych S³owian”. Kluczowym pojêciem bêdzie tu w³aœnie utracone przez racjonalizm, wskrzeszone przez romantyzm, wspó³odczuwanie, zak³adaj¹ce ¿e ka¿da
ziemska istota poruszana jest przez jednego, nieœmiertelnego ducha. Takie teorie
na temat natury odnajduje Mickiewicz w myœli Ralpha Waldo Emersona. W artykule tym spróbujê przeœledziæ argumentacjê Mickiewicza, zawart¹ w wyk³adzie dziesi¹tym (pisz¹c o s³owiañskiej bliskoœci z natur¹, odwo³am siê te¿ do
innych wyk³adów), odnosz¹c j¹ do romantycznej wizji natury, i pokazuj¹c jak
funkcjonalna w toku wyk³adu staje siê idea wspó³odczuwania ze zwierzêciem.
Romantyczna wizja natury
Pisanie o naturze i zwierzêciu zawsze bêdzie badaniem okreœlonej idei. „Natura – a wiêc to, co istnieje obiektywnie – w przegl¹dzie znaczeñ jej nadawanych
jawi siê jako wyj¹tkowo uzale¿niona od ludzkich, historycznych sposobów i mo¿liwoœci jej widzenia, postrzegania i rozumienia”2 pisze Maria Janion, a dalej, za
Jackiem WoŸniakowskim, stosunek romantyków do natury nazywa „naturocentrycznym”, a wiêc „[…] skupiaj¹cym siê na naturze samej, uznaj¹cym jej autonomiê
w³asn¹, oddaj¹cym naturze to, co do niej przynale¿ne”3. Romantyzm oddaje naturze to, czego pozbawi³ j¹ racjonalizm. Racjonalistyczna nowo¿ytna wizja natury,
w najwiêkszym skrócie, uznawa³a naturê za martw¹ niem¹ przyrodê – nad ni¹ panuje obdarzony rozumem cz³owiek. Zwierzêta, pozbawione rozumu, nie odczuwaj¹
bólu, emocji – reaguj¹ na bodŸce mechanicznie, dlatego mo¿na je bez szkody poddawaæ wszelkim eksperymentom, które maj¹ s³u¿yæ poznawaniu funkcji ich cia³a.
Kartezjusz, ojciec nowo¿ytnego racjonalizmu, w swej Rozprawie o metodzie pisa³:
To, zatem co robi¹ od nas lepiej, nie dowodzi, ¿e maj¹ rozum, wed³ug tego bowiem
szacuj¹c mia³yby go wiêcej ni¿ którykolwiek z nas i poczyna³yby sobie lepiej w ka¿dej innej
2 M.
Janion, Prace wybrane, t. 1: Gor¹czka romantyczna, Kraków 2000, s. 276.
s. 278.
3 Tam¿e,
38
rzeczy; ale raczej, ¿e go nie maj¹ i ¿e natura w nich dzia³a wedle uk³adu ich narz¹dów, podobnie, jak to widzimy, jak zegar, który sk³ada siê jeno z kó³ek i sprê¿ynek, mo¿e liczyæ jeno
godziny i mierzyæ czas bardziej dok³adnie ni¿ my z ca³¹ nasz¹ roztropnoœci¹4.
Romantyczny zwrot ku naturze oznacza³ rewolucjê w postrzeganiu œwiata. Cz³owiek utrzymuje sw¹ uprzywilejowan¹ pozycjê wœród reszty stworzeñ,
jednak nie jest ju¿ od nich odciêty. Wszystkie istoty ¿yj¹ce tworz¹ kosmiczn¹,
mistyczn¹ ca³oœæ, w której rz¹dzi harmonijna odpowiednioœæ. Cz³owiek racjonalny jest osamotniony w obcym mu œrodowisku, cz³owiek romantyczny dostrzega
cudown¹ sieæ, która ³¹czy go z wszechœwiatem – pokrewieñstwo ze zwierzêciem
nie bêdzie mu uw³acza³o, dostrze¿e w nim tego samego ducha, który porusza i nim.
Nowo odkryty romantyczny wymiar „duchowoœci” to przede wszystkim umiejêtnoœæ przekraczania doœwiadczenia tego, co ziemskie, to zdolnoœæ do dostrzegania tego, co boskie, niewidzialne, transcendentne. Cz³owiek jest zwierciad³em,
w którym odbija siê natura – poznaj¹c j¹, poznaje siebie i na odwrót. Takie poznanie wymaga jednak wysi³ku odciêcia siê od dotychczasowych, skostnia³ych,
bezu¿ytecznych narzêdzi poznania. Wtedy staje siê Ÿród³em natchnienia poetyckiego, m¹droœci i nowej moralnoœci – kontakt z natur¹ jest twórczy5.
Wszystkie istnienia przenika jeden duch, ³¹cz¹cy œwiat ziemski, to, co
widzialne, z niewidzialnym œwiatem boskim.
Samo istnienie jest atrybutem Najwy¿szej Przyczyny i ono stanowi miarê dobra
zale¿nie od stopnia, w jakim wejdzie we wszystkie ni¿sze formy. […] Powstanie i dojrzewanie planety, […] ¿ywotne zasoby ka¿dego zwierzêcia i roœliny s¹ przejawami samowystarczalnej, a zatem ufnej w sobie duszy6.
Tak pisa³ Ralph Waldo Emerson, którego Mickiewicz niezwykle ceni³ i czêsto przytacza³7. Emerson tworzy filozofiê transcendentaln¹, stanowi¹c¹ rodzaj,
jak pisze we wstêpie do Esejów Stefan Bratkowski, indywidualizmu mistycznego. Zgodna jest ona z przekonaniem, ¿e Bóg mieœci siê w ludzkiej œwiadomoœci
4 Kartezjusz,
Rozprawa o metodzie, prze³. T. ¯eleñski-Boy, Warszawa 1980, s. 74-75.
wszechczuj¹ce s³uchanie wszechœwiata rozporz¹dza najdoskonalszym
organem: jest nim Poezja”. M. Janion, dz. cyt., s. 49.
6 R. W. Emerson, Poleganie na sobie, w: tego¿, Eseje, t. 1, prze³. A. Tretiak, Lublin 1997,
s. 83.
7 W wyk³adzie dziesi¹tym nazywa Emerson filozofem tego, „który najlepiej odzwierciedla
potrzeby naszej epoki, który nie zdo³a³ wprawdzie ¿adnego zagadnienia rozwi¹zaæ, ale wszystkie postawi³ z przedziwn¹ celnoœci¹ i wyrazistoœci¹”. Zob. A. Mickiewicz, dz. cyt., s. 442.
5 „Romantyczne
39
i obdarza cz³owieka prawd¹ wewnêtrznego poznania. Cz³owiek ma przede wszystkim pozostaæ wierny sobie, choæby na przekór instytucjom i spo³eczeñstwu, tylko w ten sposób mo¿e dotrzeæ do poznania natury œwiata/ kosmosu, ta jest bowiem ju¿ zawarta w jego duszy. Wiernoœæ wezwaniu w³asnej duszy wi¹zaæ siê
bêdzie z ci¹g³ym wysi³kiem rozpoznawania tego, co moralne, tworzenia nowych
zasad postêpowania ze œwiatem zewnêtrznym. Wizja natury, któr¹ przedstawia
Emerson, mo¿e zostaæ wpisana w nurt naturocentryzmu romantycznego – w niej
kryje siê tajemnica istnienia, duszy. Mickiewicz odnajduje w myœli amerykañskiego filozofa sojusznika. Obaj bêd¹ zgodni, ¿e w naturze nie ma elementów
niewa¿nych, a równie istotna, jak historia idei, jest historia zwi¹zków zwierzêcia i cz³owieka. Ta ostatnia staje siê nawet wa¿niejsza, poniewa¿ nie odnosi siê
do abstrakcyjnych teorii, tworzonych przez garstkê myœlicieli, ale do konkretnych
problemów, z którymi zmaga siê na co dzieñ zwyk³y cz³owiek.
Mickiewicz przytacza obszerny fragment z eseju Emersona, w którym ten
oskar¿a filozofów o zaniedbanie kwestii bliskoœci cz³owieka z innymi stworzeniami. Badacze z g³ow¹ w chmurach, skupieni na w¹skim obszarze badañ, nie
zauwa¿aj¹ potê¿nego œwiata, rozci¹gaj¹cego siê pod ich stopami, nie widz¹ szczurów i jaszczurek, biegaj¹cych wokó³ ich stóp. „Co wiem wspó³-czuj¹co, moralnie o ka¿dym z tych œwiatów?”8, pyta Emerson, a za nim Mickiewicz. Nowo¿ytna filozofia nie podejmuje tematów, które stawia³yby pytanie o naturê zwi¹zków
cz³owieka ze zwierzêciem. O ile jednak Emerson bêdzie w swych rozmyœlaniach
przedstawia³ w³aœnie problemy i drogê cz³owieka samodzielnego, ufnego w swoj¹
duszê, o tyle Mickiewicz bêdzie poszukiwa³ tej wiedzy „wspó³czuj¹cej” nie tylko we w³asnej duszy, ale te¿ w tradycji ludowej i chrzeœcijañskiej. Mickiewicz
staje siê w pewnym sensie historiografem wspó³odczuwania, poszukuj¹cym rozwi¹zañ romantycznych w innych epokach. Trudno jednak bêdzie postawiæ Mickiewiczowi zarzut prezentyzmu. Poniewa¿ dociera on do rudymentarnego poczucia jednoœci cz³owieka ze zwierzêciem, opieraj¹cego siê na intuicji, mo¿e œlady
duchowoœci zwierzêcia zauwa¿yæ tam, gdzie nie widzi ich badanie filologiczne
lub historyczne9.
8 R.
W. Emerson, Historia, tam¿e, s. 60.
wra¿liwoœci Mickiewicza na tematykê zwierzêc¹ pisali autorzy tryptyku Tajemnice
zwierz¹t, odnosz¹c ten konkretny trop do ca³okszta³tu twórczoœci. Na przyk³ad Dorota Siwicka traktuje wyk³ad Mistrz jako „ukoronowanie Mickiewiczowskiej d¹¿noœci do ujmowania dziejów œwiata jako wspólnej historii ludzi i zwierz¹t” (s. 213), podkreœlaj¹c zawarte
tam przedstawienie wspólnoty ludzi i zwierz¹t w cierpieniu. W przeciwieñstwie do analiz
prezentowanych Tajemnic…, w moim artykule skupiam siê wy³¹cznie na fragmentach
9O
40
Tradycja w rozumieniu romantycznym to „zasób »wiedzy tajemnej«, któr¹ ludzkoœæ ¿ywi od wieków, a oderwana od niej – umiera w okowach rozumu.
G³ównym nosicielem […] tradycji by³ […] lud, podstaw¹ zaœ […] sta³a siê odczuwana przezeñ ¿ywo ³¹cznoœæ cz³owieka z kosmosem […]”10. Pierwotne uczucie duchowej bliskoœci ze zwierzêtami zapisa³o siê w zachowaniach ludzi prostych: wieœniaków, niewykszta³conego ludu i w chrzeœcijañskich legendach
œredniowiecznych. W nich cz³owiek swobodnie kontaktuje siê ze zwierzêciem,
szanuje je i traktuje jak towarzysza. W przywo³anych legendach hagiograficznych zwierzê bezb³êdnie rozpoznaje œwiêtego i poddaje siê jego s³owu. To uczucie jest Ÿród³em moralnoœci i przybli¿a cz³owieka do sfery sacrum. Mickiewicz
w prelekcjach przedstawi S³owian jako lud szczególnie z natur¹ zwi¹zany – zachowuj¹cy dla zwierz¹t szacunek i sympatiê. S³owianie poprzez naturê kontaktuj¹
siê z porz¹dkiem boskim, s¹ sk³onni do religijnych uniesieñ. S¹ przez to bliscy
cz³owiekowi œredniowiecznemu. Mit Œredniowiecza w romantyzmie nakaza³ traktowaæ je jako epokê ¿ywego uczucia i wiary, które gwarantowa³y bliskoœæ rozwiniêtego duchowo cz³owieka ze zwierzêtami. Oczywiœcie te œredniowieczne czy
ludowe wiêzi z natur¹ bêd¹ interpretowane jako wiêzi z natur¹ rozumian¹ na
sposób romantyczny.
Koñ co pod Batem krwi¹ ocieka
¯¹da od Niebios krwi Cz³owieka11
W wyk³adzie dziesi¹tym Adam Mickiewicz z gorycz¹ wypomina cz³owiekowi jego dominuj¹c¹ nad reszt¹ stworzenia pozycjê. Niczym barbarzyñski w³adca
cieszy siê on sw¹ potêg¹, nie zwracaj¹c uwagi na dobro poddanych. Zwierzêta s¹
niewolnikami na ziemi, pozbawione praw i g³osu. Próby unormowania stosunków („wzajemnych obowi¹zków i praw”) miêdzy zwierzêciem a cz³owiekiem
trudno oprzeæ na konkretnym Ÿródle: „Tradycja religijna pozwala je przypuszczaæ, etyka i prawoznawstwo nie zajmuj¹ siê nimi”12. ¯eby nawi¹zaæ poprawne
prelekcji paryskich i œledzê myœl Mickiewicza jako oryginalne potraktowanie rodz¹cej siê
w romantyzmie problematyki cierpienia i praw zwierz¹t. Por. A. Nawarecki, M. Bieñczyk,
D. Siwicka, Tajemnice zwierz¹t. Tryptyk, w: Tajemnice Mickiewicza, red. M. Zieliñska, Warszawa 1998.
10 M. Janion, dz. cyt., s. 27.
11 Jako œródtytu³y cytujê fragmenty poematu Williama Blake’a Proroctwa niewinnoœci,
w: Od Chaucera do Larkina, wyb., prze³., oprac. S. Barañczak, Kraków 1993, s. 264-267.
12 A. Mickiewicz, dz. cyt., s. 440.
41
stosunki ze zwierzêtami nale¿y wzbudziæ w sobie stan wspó³odczuwania, potraktowaæ milcz¹ce zwierzê jak przyjaciela, którego powód milczenia, czyli cierpienia
chcemy poznaæ13. Milcz¹ce zwierzê (ale te¿ roœlina) niesie „straszn¹ tajemnicê
ukryt¹ w samym oœrodku ¿ycia […]”14. Niechêæ filozofów do podejmowania
tematu duchowoœci zwierz¹t oznacza jednoczeœnie ignorowanie potê¿nego problemu, który nierozwi¹zany, wci¹¿ bêdzie ci¹¿y³ na rozwoju cz³owieka. We wczeœniejszym wyk³adzie15 poeta zwraca uwagê na niebezpieczeñstwo chêci panowania
cz³owieka nad ca³ym stworzeniem – ta myœl jest wytworem najnowszych czasów.
Zaczê³o siê od odciêcia cz³owieka od natury i zaprowadzenia w niej jego niepodzielnej w³adzy; wierzono, ¿e w ten sposób zetrze siê jego cechê najbardziej nieodpart¹, […] i¿
jest on istot¹ ¿yw¹. Ignoruj¹c tê pospóln¹ w³aœciwoœæ, otwarto pole dla wszelkich nadu¿yæ16.
Opisywa³ w ten sposób Claude Lévi-Strauss myœl Jeana Jacquesa Rousseau – ojca romantycznej wizji powrotu do natury. Odebranie praw zwierzêtom to
pierwszy krok na równi pochy³ej, za tym pójdzie stopniowe ograniczanie praw
humanizmu do coraz wê¿szych grup spo³ecznych. Mickiewicz te¿ zauwa¿a to
niebezpieczeñstwo, postulat duchowoœci zwierz¹t jest jednoczeœnie krytyk¹ wymierzon¹ w nowo¿ytne spo³eczeñstwo, które œlepo przyjmuj¹c idea³y epoki, traci
najbardziej pierwotne uczucie jednoœci z ca³ym stworzeniem. Zaakceptowanie
duchowoœci zwierz¹t, a co za tym idzie – akceptacji wspólnoty i bliskoœci cz³owieka
z nimi, przeczy³o okreœlonej wizji œwiata, w której cz³owiek panuje niepodzielnie nad natur¹ i w ten sposób przyczynia siê do cywilizacyjnego postêpu17. Otrzy13 Mo¿na przypuszczaæ, ¿e Mickiewicz mówi¹c o cierpieniach zwierz¹t, mia³ na myœli
miêdzy innymi popularne zabiegi wiwisekcji i eksperymentów naukowych na zwierzêtach.
„[…] nie dosyæ jest badaæ skalpelem mózg zwierzêcia ani p³ataæ je ¿ywcem, aby wiedzieæ,
co siê dzieje w jego duchu. […] Uczeni sami przyznaj¹, ¿e wielokrotnie widzieli, jak zwierze wziête na mêki ostatnim wysi³kiem skupia³o w swym spojrzeniu wyraz nieludzkiej boleœci, jakiœ nieokreœlony jêk wewnêtrzny, na który anatom siê wzdryga³”. Zob. tam¿e, s. 441.
14 Tam¿e, s. 441.
15 Tam¿e, s. 310.
16 C. Lévi-Strauss, Jan Jakub Rousseau – twórca nauk humanistycznych, w: Antropologia kultury, oprac. G. Godlewski, L. Kolankiewicz, A. Mencwel, P. Rodak, wstêp i red.
A. Mencwel, Warszawa 2005, s. 640.
17 Mickiewicz w toku wyk³adu wspomina o oburzeniu paryskich s³uchaczy na poruszenie tematu duchowoœci zwierz¹t, które zawar³ Towiañski w Biesiadzie. Jak czytamy w przypisie do wyk³adu, Biesiada jedynie w sposób mêtny odnosi siê do problemu duchowej jednoœci stworzeñ. Jednak samo oburzenie odnotowane wœród s³uchaczy mo¿e wskazywaæ na
œwie¿oœæ problemu i bunt, jaki powodowa³ wœród mniej romantycznie nastawionej czêœci
spo³eczeñstwa.
42
mujemy tu dwie wizje pocz¹tków kultury. W jednej cz³owiek, od samego pocz¹tku
odgrodzony od reszty stworzeñ, jest w³aœnie dziêki temu wyró¿niony. Rousseau,
tworz¹c obraz pocz¹tkowej jednoœci wszystkich stworzeñ, od której cz³owiek
odchodzi w³aœnie w œwiat kultury, zaszczepi w cz³owieku têsknotê za utraconym
stanem rajskiej harmonii. Mickiewicz wierzy w pierwotny stan porozumienia ze
zwierzêciem, bêdzie szuka³ jego dowodów w legendach œredniowiecznych i podaniach S³owian. Za romantyczn¹ wizj¹ ustawia nieopodal ludzkiego „królestwo
zwierz¹t”, zarówno zwierzê jak i cz³owiek maj¹ bowiem dostêp do œwiata niewidzialnego, duchowego. Kluczowa rola obdarzonego œwiadomoœci¹ cz³owieka w dziejach œwiata tym wiêksz¹ na³o¿y na niego odpowiedzialnoœæ za resztê stworzenia.
„Zwierzê to nowicjusz odbywaj¹cy próbê, zanim zostanie przyjêty do bardziej zaawansowanego zakonu”18 – Emerson stworzy³ wizjê natury, w której
ka¿de stworzenie ma nadany odgórnie sens, powinno go odnaleŸæ i za nim pod¹¿aæ. Jak siê okazuje wiernoœci wewnêtrznemu g³osowi instynktu mo¿emy uczyæ
siê nawet od kwiatów. Wspó³odczuwanie ze zwierzêciem oznacza docieranie do
tajemnicy bytu. W³aœnie to uzale¿nienie rozwoju duchowego, kojarz¹cego siê
instynktownie z dumaniem w samotni, od dostrze¿enia wspólnoty ze zwierzêciem
jest tu kluczowe. Mickiewicz nazywa zwierzê „jestestwem odzianym w grubsze
od naszego cia³o”19, z którym spokrewnieni jesteœmy tak samo, jak z duchami
niewidzialnymi. Z pewnoœci¹ trudno by³oby dostrzec owo pokrewieñstwo takiemu s³uchaczowi prelekcji, który zgodnie z tradycj¹ myœlow¹, pozbawia³ zwierzê
wszystkich praw.
Ka¿dym rykniêciem Lwica wœciek³a
Wyrywa Ludzk¹ Duszê z Piek³a
Droga do powszechnego uznania duchowoœci zwierz¹t bêdzie w wizji
Mickiewicza przypomina³a tê, która doprowadzi³a w staro¿ytnoœci do zniesienia
niewolnictwa i igrzysk, podczas których niewolnicy byli zabijani. Niewolnictwo,
tolerowane przez najwspanialszych myœlicieli rzymskich, zosta³o zniesione wraz
chrzeœcijañstwem – odwa¿ny mnich pozwoli³ siê bez walki rozszarpaæ na arenie
cyrkowej, czym mia³ skutecznie obudziæ sumienie ludu rzymskiego. Mickiewicz
nie przedstawia paralelnej drogi do zniesienia „niewolnictwa” zwierz¹t. Nieco
18 R. W. Emerson, Natura, w: tego¿, Eseje, t. 2, prze³. A. Tretiak, O. Dylis, F. Lyra, S. Wyrzykowski, wyb. B. Nowak, Lublin 1997, s. 144.
19 A. Mickiewicz, dz. cyt., s. 443.
43
ironicznie proponuje natomiast s³uchaczom niechêtnym idei duchowoœci zwierzêcia wejœcie do jaskini lwa lub wyratowanie jelenia z k³ów goni¹cej go sfory.
W obliczu strachu przed dzikim zwierzêciem i w jego bezpoœredniej bliskoœci byæ
mo¿e wszelkim niedowiarkom objawi³aby siê tajemnica jego ducha. Mickiewicz
za przyk³ady prawdziwie chrzeœcijañskiego postêpowania z zwierzêciem uznaje
œredniowieczne legendy hagiograficzne. Tu objawia siê czysta wiêŸ oparta na
duchowym porozumieniu miêdzy œwiêtym a zwierzêciem.
Chrzeœcijañstwo pozwoli³o na rozwój moralnoœci, po³o¿y³o kres krwawym
igrzyskom, podczas których niewolników traktowano jak zwierzêta, a zwierzêta
szczuto przeciw ludziom. Œredniowiecze, epoka triumfuj¹cego chrzeœcijañstwa,
mia³o przybli¿aæ religijnego cz³owieka do pierwotnego stanu harmonii ze stworzeniem, o którym mówi³ romantyzm. Przywo³ane przez Mickiewicza legendy
opowiadaj¹ o spotkaniu œwiêtego z dzikim zwierzêciem: Antoniego Pustelnika
po œmierci mia³y pochowaæ lwy, Antoni Padewski wyg³asza³ kazania, których
z ochot¹ s³ucha³y ryby, wreszcie Franciszek z Asy¿u nazywa zwierzêta swoimi
braæmi i siostrami. Sens jest zrozumia³y – duchowoœæ zwierz¹t nie zmieni³a siê,
one wci¹¿ pozostaj¹ wra¿liwe na œwiêtoœæ. To ludzie tak daleko odeszli od wymiaru duchowoœci œredniowiecznych mê¿ów, ¿e nie s¹ w stanie skontaktowaæ siê
ze zwierzêciem. W Œredniowieczu cz³owiek i zwierzê znajdowali p³aszczyznê porozumienia w³aœnie na poziomie duchowym. Jak pisze Marian Œliwiñski:
Romantyczna historiozofia g³osi, ¿e pierwotny stan jednoœci i porozumienia cz³owieka
ze zwierzêciem, reaktualizowa³ siê niejednokrotnie w œredniowieczu, epoce chrzeœcijañskich
[…] œwiêtych, którzy tak silnie emanowali œwiat³em swej wiary, ¿e najdziksze drapie¿niki,
znalaz³szy siê w ich pobli¿u, stawa³y siê ³agodne […]20.
Œredniowiecze nie musi mierzyæ siê z kartezjañsk¹ wizj¹ zwierzêcia-maszyny. Zwierzêta nie s¹ pozbawione duszy i choæ ni¿sze od ludzi, pojawiaj¹ siê
czêsto jako wzory moralne w nauce Koœcio³a. Wybór Mickiewicza, który odnosi
siê w³aœnie do tej epoki, by³by zrozumia³y i uzasadniony i bez kontekstu romantycznego mitu œredniowiecza. Problem pojawia siê, gdy wzory œredniowiecznego zwierzêcia chcemy przenieœæ w inn¹ epokê. Mickiewicz w swym wywodzie
pragnie uchwyciæ niezbywaln¹ i rzeczywist¹ cechê zwierzêcia, któr¹ wra¿liwy
cz³owiek odczuje natychmiast, przy pierwszym kontakcie – zazwyczaj jednak
przeczy swojemu odczuciu w imiê okreœlonej ideologii.
20
M. Œliwiñski, Symbolika zwierz¹t w romantyzmie, w: Literacka symbolika zwierz¹t,
red. A. Martuszewska, Gdañsk 1993, s. 90.
44
Postulowana duchowoœæ zwierzêcia jest u Mickiewicza uniwersalna, niezale¿na od epoki, konwencji literackiej. Szukaj¹c dowodów na duchowoœæ zwierzêcia w przekazie literackim, Mickiewicz uzale¿nia j¹ od konkretnej wizji œwiata.
Dziœ, na przyk³ad, chroni siê prawnie zwierzêta przede wszystkim przed „niepotrzebnym” cierpieniem – zdolnoœæ do odczuwania przez nie bólu jest udokumentowana naukowo i brana za pewnik. Œredniowiecze, jak czytamy u Michela Pastoureau, ¿ywo by³o zainteresowane zwierzêciem. Wytworzy³o dwa typy myœlenia
o zwi¹zkach cz³owieka ze zwierzêciem. Jeden ostro przeciwstawia³ cz³owieka,
stworzonego na obraz Boga i niedoskona³e zwierzê. Koncepcja Mickiewicza, podobnie jak ca³e romantyczne myœlenie o naturze, wpisuje siê w konkurencyjn¹
myœl: „ […] u wielu autorów dostrzegamy mniej lub bardziej jasno wyra¿one przekonanie, ¿e miêdzy wszystkimi ¿ywymi istotami istnieje jakaœ wiêŸ, co zak³ada
pewne pokrewieñstwo – nie tylko biologiczne, ale te¿ transcendentalne – miêdzy cz³owiekiem a zwierzêciem.”21 Jednak, jak czytamy dalej, to pierwszy trop
by³ najchêtniej podejmowany, a kolejni ojcowie Koœcio³a coraz bardziej ograniczali zwierzê w jego zdolnoœci do duchowego odbioru œwiata. Myœl o nieœmiertelnej duszy zwierzêcia zaczyna przeczyæ ustaleniom Koœcio³a. Zwierzê jednak
s³u¿¹ce w nauczaniu Koœcio³a za przyk³ad postêpowania z³ego lub dobrego przez
d³ugi okres obarczone by³o œwiadomoœci¹ moraln¹ i odpowiedzialnoœci¹ za swoje
czyny. Mog³o wiêc za swoje „zbrodnie” byæ postawione jak cz³owiek przed s¹d
i skazane na przyk³ad na œmieræ22. Procesy zwierz¹t œwiadcz¹ rzeczywiœcie o œredniowiecznej bliskoœci cz³owieka i zwierzêcia – jednak takiej, któr¹ szybko odrzucono, ze wzglêdu na niebezpieczne przek³adanie ludzkich kategorii moralnoœci
na œwiat zwierzêcy. Niekoniecznie jest jednak bardzo obce idei wspó³odczuwania. Jak pisze Andrzej D¹brówka: „[…] procesy zwierz¹t nie ilustruj¹ idei odpowiedzialnoœci zwierz¹t za ich uczynki, ale s¹ form¹ prze¿ywania i wyra¿ania odpowiedzialnoœci cz³owieka za powierzony mu œwiat”23. Ludzie musieli przed
Bogiem odpowiadaæ za pozostawiony im œwiat profanum – procesy zwierz¹t oznacza³y walkê ze z³em. Trudno jednak tak¹ odpowiedzialnoœæ za œwiat porównaæ
z romantyczn¹ wizj¹ cz³owieka, który wspó³odczuwaj¹c ze zwierzêciem, dzia³a
tak, jak chcia³a natura – zatem i Bóg. Uznanie duchowoœci zwierzêcia pozwoli
cz³owiekowi na rozwój, gdy¿ odkryje podstawowe prawo natury. W wizji Mickiewicza zwierzê jest milcz¹cym i cierpi¹cym niemo towarzyszem, do którego ducha
21 M. Pastoureau, Œredniowieczna gra symboli, prze³. H. Igalson-Tygielska, Warszawa
2006, s. 32.
22 Tam¿e, s. 30-54.
23 A. D¹brówka, Dawne procesy zwierz¹t jako dramaty rytualne, „Teksty Drugie” 2002, nr 5.
45
trzeba dotrzeæ. Racjonalizm, odrzucaj¹c ca³kowicie duchowoœæ zwierzêcia, skutecznie pozbawi³ cz³owieka jego intuicyjnego wspó³czucia ze stworzeniem. Duchowoœæ zwierzêcia w œredniowieczu nie odpowiada jednak romantycznej. Mickiewicz mo¿e czerpaæ z wieloœci legend, dopiero gdy na³o¿y na nie w³asne
rozumienie stosunków zwierzêco-ludzkich. Odczytane w nie romantyczny sposób objawiaj¹ zupe³nie inny obraz œwiata.
Mickiewicz mo¿e dziêki romantycznym teoriom dostrzegaæ w legendzie
hagiograficznej dowód duchowoœci zwierzêcia tam, gdzie by³a ona najpewniej
dowodem na œwiêtoœæ cz³owieka i wyrzutem skierowanym ku nie doœæ religijnym
wiernym. Mo¿e wreszcie z moc¹ odrzuciæ naukê Koœcio³a, który oddala³ siê coraz
bardziej od prawdy i dowodziæ pierwotnej bliskoœci cz³owieka i zwierzêcia, która
przys³ugiwa³a œwiêtym mê¿om i prostaczkom. Idea wspó³odczuwania, zale¿nego
jedynie od intuicji i wra¿liwoœci, pozwoli dostrzec dowód na ¿yw¹ wiêŸ ze zwierzêciem w samej czêstotliwoœci wystêpowania powsta³ych w œredniowieczu obrazów przedstawiaj¹cych kontakty zwierzêcia z cz³owiekiem i ze sfer¹ sacrum.
Cz³owiek co Wo³u zada rany
Nie mo¿e odt¹d byæ Kochany
„I oto prawo nad prawami, […] jest g³oszone […] przez chmary przys³ów, których
nauka jest tak samo prawdziwa i wszechobecna, jak nauka ptaków i much”24.
Emerson m¹droœæ ludow¹ traktuje jako jedyn¹, której rzeczywiœcie przys³uguje godnoœæ wiedzy. Natura z ca³¹ sw¹ m¹droœci¹ najsilniej bêdzie przemawia³a w³aœnie w przes³aniach tradycji ludowej. Mickiewicz stawia S³owian
za wzór wiernoœci naturze, to u nich wspó³odczuwanie ze zwierzêtami jest
szczere i nieska¿one b³êdami racjonalizmu. Wieœniak s³owiañski, który z szacunkiem i mi³oœci¹ traktuje swego wo³u, p³acze, gdy ten umiera, przekonany
o bliskim z nim pokrewieñstwie, bêdzie potwierdza³ ideê jednoœci duchowej
wszystkich istot. Samym swym zachowaniem zadaje k³am wizji zwierzêciamaszyny, na co dzieñ przeprowadzaj¹c krytykê racjonalistycznej filozofii.
S³owianin i wó³, towarzysz jego niedoli, z wyrzutem spogl¹daj¹ na cz³onków
zachodniego spo³eczeñstwa, które utraci³o pierwotn¹ wiêŸ ze zwierzêtami
i próbuje j¹ teraz nieudolnie wskrzeszaæ odgórnymi prawami25. S³owianie
24 R.
W. Emerson, Wyrównanie, w: tego¿ Eseje, t. 1, s. 116.
A. Mickiewicz, dz. cyt., s. 441.
25 Por.
46
pozostali najwierniejsi idei bliskoœci z natur¹, co wiêcej, to z niej czerpi¹
natchnienie. Kultura s³owiañska oparta jest na poznawanym intuicyjnie g³osie natury, kosmosu. Zwierzê nie jest tu obce: „W pieœniach dawnych i w powieœciach gminnych s³owiañskich czêsto siê zdarza, ¿e ptaki i zwierzêta przemawiaj¹ do ludzi jako do swych krewnych” 26. Widaæ, jak ró¿ni siê zwierzê
z dawnych podañ od niemego i cierpi¹cego zwierzêcia dziewiêtnastowiecznego. Niemota zwierzêcia wynika z nastawienia cz³owieka, nie doœæ rozwiniêtego duchowo. Spotkanie z natur¹, ze zwierzêtami przebiega³o na dwóch
poziomach: fizycznym oraz duchowym i odciska³o piêtno na to¿samoœci cz³owieka. Jak pisze Marta Piwiñska „»Œwiat ducha« przenosi […] S³owian […]
do »utopii antropologicznej«. Przeciwstawia siê sformalizowanemu »Koœcio³owi oficjalnemu« i skupia wartoœci, walcz¹ce z materializmem i racjonalizmem Zachodu”27. S³owianie nawi¹zuj¹ modelowe stosunki ze zwierzêtami,
pe³ni wspó³czucia zachowuj¹ je w narodowej twórczoœci.
„Bêdziemy w samej przyrodzie, w charakterze ziemi, która wyda³a pewne
zjawiska literackie, szukaæ t³umaczenia wielu zagadek historycznych i literackich”28 – mówi Mickiewicz. Tu odbijaæ siê bêdzie, tak¿e w obrazach przyrody,
duch danego narodu – jego istota. Poniewa¿ duch, w romantycznym rozumieniu
Mickiewicza, objawia siê przede wszystkim w twórczoœci, u S³owian mówi on
przede wszystkim poprzez poezjê i powieœci gminne. Nawet baœnie, których
zwierzêce motywy s¹ wspólne z tymi europejskimi i wschodnimi, bêd¹ wyj¹tkowe. Pojawiaj¹ce siê tam przedziwne stworzenia nie s¹ jedynie wymys³em, czego
dowodz¹ prowadzone wykopaliska. „Jednak¿e kraj, gdzie najwiêcej tych koœci
kopalnych znaleziono, to zarazem kraj, w którym i baœnie ludowe s¹ najobfitsze;
to S³owiañszczyzna”29. Spotkania ze zwierzêtami s¹ tu kulturotwórcze – im intensywniej przebiega³y, tym bogatsza i trwalsza bêdzie tradycja przechowuj¹ca
pamiêæ o pradawnej bliskoœci cz³owieka i natury. ród³o baœni bêdzie u S³owian
biæ najmocniej. Nieistotna jest tu rzekoma ogromna liczba wykopalisk (Mickiewicz pisa³ o koœciach „smoków”) – wa¿ne jest samo powi¹zanie liczby zwierz¹t
z liczb¹ podañ, utworów literackich. Ludy, które nie potrafi³y tak silnie wspó³od26 Tam¿e,
s. 118.
27 M. Piwiñska, Dzieje kultury polskiej w prelekcjach paryskich, w: A. Mickiewicz, Pre-
lekcje paryskie. Wybór, t. 1, prze³. L. P³oszewski, wyb., wstêp, oprac. M. Piwiñska, Kraków
1997, s. 17.
28 A. Mickiewicz, Dzie³a, t. 8: Literatura s³owiañska, kurs pierwszy, pó³rocze I, prze³.
L. P³oszewski, Warszawa 1955, s. 56.
29 Tam¿e, s. 91
47
czuwaæ ze zwierzêtami, bêd¹ tworzyæ ubo¿sz¹, w naturocentrycznym rozumieniu
romantycznym, kulturê30.
Powtarzalnoœæ motywów zwierzêcych ma œwiadczyæ o uczuciowym i czystym stosunku S³owian do przyrody – cz³owiek bliski zwierzêciu bliski jest naturze. S³owianie ¿yj¹ na ziemiach zamieszkanych przez wymar³e ju¿ w Europie
gatunki leœnych zwierz¹t, które tu objête s¹ ochron¹. Ochron¹ bezinteresown¹ –
trudno doszukiwaæ siê po¿ytku z leœnych drapie¿ników, na które nie mo¿na
polowaæ. S³owianie dopuszczaj¹ wiêc istnienie niedostêpnego dla cz³owieka
królestwa dzikich drapie¿ników. W Panu Tadeuszu widzimy obraz matecznika,
nieska¿onego cywilizacj¹, obecnoœci¹ cz³owieka i dziêki temu rz¹dz¹cego siê
prawami mi³oœci i zgody31. S³owianie, jak wszyscy ludzie, oddzieleni s¹ od pierwotnego stanu harmonii z natur¹, jednak tego oddzielenia nie chc¹ pog³êbiaæ.
Potrafi¹ uszanowaæ prawo innych stworzeñ do kraju, który z nimi dziel¹. Kultura s³owiañska by³aby kultur¹ nieekspansyjn¹, stawiaj¹c¹ wymóg szacunku dla
natury przed wymogiem rozwoju cywilizacyjnego, który tu oznacza zniszczenie
œrodowiska naturalnego. Postulat wspó³odczuwania ze œwiatem zwierz¹t, uznania ich odrêbnoœci nie pozwala cz³owiekowi na nieograniczony rozwój, chocia¿by
terytorialny. Spo³eczeñstwa zachodnie, pozbawione intuicyjnego, niewymuszonego poczucia wiêzi ze zwierzêciem, nie zrozumiej¹ koniecznoœci takich ograniczeñ, dopóki nie naucz¹ siê wspó³czucia. Ono jednak musi braæ siê w³aœnie z owej
utraconej wiêzi. Mickiewicz, który nawo³uje do powszechnego uznania duchowoœci zwierz¹t, podejmuje trudn¹ walkê o zmianê sposobu myœlenia na temat
30 Marek Bieñczyk w Tajemnicach zwierz¹t… pisze o silnym zwi¹zku koœci i s³owa w prelekcjach paryskich: „Mo¿na go u³o¿yæ w takie równanie: tam s³owo, gdzie koœæ”. Podkreœla
sformu³owanie Mickiewicza o „strasznej tajemnicy”, jak¹ kryj¹ w sobie zwierzêta i odnosi
j¹ do pe³nego cierpienia milczenia zwierz¹t oraz ich samotnej œmierci, której obraz pojawia
siê w opisie matecznika w Panu Tadeuszu. Cz³owiek, który tworz¹c kulturê, zajmuje siê
nieustannym wytwarzaniem sensów, coraz bardziej oddziela siê od niemego zwierzêcia. Zdolnoœæ do rozumienia mowy zwierz¹t, której tropy odnajdujemy w ludowych podaniach, zosta³a na zawsze utracona w prawiekach. Tajemnica, jak¹ nios¹ ze sob¹ zwierzêta mia³aby o niej
przypominaæ. Sama istota zwierzêcia mo¿e byæ do owej nieeksplikowalnej tajemnicy sprowadzona – nie poznamy owej istoty, odkopuj¹c koœci, czy rekonstruuj¹c dzia³anie organizmów. Zob. M. Bieñczyk i in., dz. cyt., s. 203.
31 „Nie ma […] w mateczniku cz³owieka, miêdzy natur¹ i kultur¹ rozci¹ga siê bowiem
granica nie do przebycia, cz³owiek ¿yje w rzeczywistoœci, która stanowi degradacjê natury
[…]”. Zob. M. Œliwiñski, dz. cyt., s. 80 Cz³owiek zawsze bêdzie stanowczo oddzielony od
królestwa natury. Wydaje siê jednak, ¿e samo pozwolenie na istnienie takiego obszaru, bez
prób podporz¹dkowania go cywilizacji, co wiêcej, prawna ochrona, która obroni matecznik
przed przysz³ymi pokoleniami, wyró¿nia w koncepcji Mickiewicza w³aœnie S³owian.
48
podstawowych dla kultury kategorii zwierzêcia i cz³owieka. Przywo³anie S³owian,
których kultura przepe³niona jest obrazami natury, pokazuje jedynie utracony
idea³, do którego trudno jest dotrzeæ. Wspó³odczuwanie ze zwierzêtami, choæ konieczne, jak argumentuje Mickiewicz, jest dostêpne jedynie natchnionym, m¹drym twórcom i ludziom prostym – jedni potrafi¹ si³¹ w³asnego ducha zerwaæ
b³êdne przekonania epoki racjonalizmu, drudzy nigdy nie zaprzeczyli wiêzi ze
zwierzêtami.
***
Któ¿ to nas
Obróci³ tak, ¿e przy czynnoœci ka¿dej
Mamy postawê tego, kto odchodzi?32
Rainer Maria Rilke, zadaj¹c to pytanie, rysuje wizjê cz³owieka odwracaj¹cego
siê wiecznie od tajemnic œwiata, które paradoksalnie chce poznaæ. To nieme
zwierzê zwrócone jest ku œwiatu, widzi wszystkie sekrety, za którymi goni skazany z góry na klêskê, gdy¿ zapatrzony jedynie w siebie, cz³owiek. Adam Mickiewicz, postuluj¹c koniecznoœæ uznania duchowoœci zwierzêcia, próbuje namówiæ cz³owieka, by przesta³ wreszcie odwracaæ siê od spraw œwiata. W jego romantycznej koncepcji jeden nieœmiertelny duch porusza ca³ym stworzeniem.
Odkryæ tajemnice duszy oznacza zwróciæ siê ku naturze; w tej, jak mówi za
Emersonem, liczy siê ka¿de stworzenie. Pierwotne uczucie jednoœci z natur¹.
zosta³o utracone w toku ludzkiej cywilizacji i ostatecznie zatarte przez tradycjê
racjonalistyczn¹, ka¿¹c¹ ustanowiæ cz³owieka królem nad bezrozumn¹ natur¹.
Cz³owiek racjonalny bêdzie uwa¿a³ zwierzê za niemy mechanizm, cz³owiek romantyczny poprzez wspó³odczuwanie ze zwierzêciem odkryje wspania³e wiêzi,
które ³¹cz¹ go z natur¹. Oto w jego duszy odbija siê ca³e stworzenie, tajemnic
duszy mo¿e zaœ szukaæ w naturze. Podczas gdy Emerson skupi siê na rozwa¿aniu drogi, jak¹ cz³owiek musi pokonaæ, by odnaleŸæ i ws³uchaæ siê w g³os intuicji, przez który przemawia doñ natura, Mickiewicz, aby udowodniæ duchowoœæ
zwierz¹t, bêdzie odwo³ywa³ siê nie tylko do w³asnej wra¿liwoœci, ale te¿ do s³owiañskich tradycji ludowych i œredniowiecznych legend. Odnajduj¹c w nich
dowody na blisk¹, pierwotn¹ i wspó³czuj¹c¹ wiêŸ cz³owieka i zwierzêcia, potraktuje je jako modelowe przyk³ady traktowania zwierzêcia jako istoty duchowej.
32 R.
M. Rilke, Elegia ósma duñska, w: tego¿ Sonety do Orfeusza i inne wiersze, wyb.,
prze³. A. Pomorski, Kraków 2001, s. 384.
49
Odzyskaæ tak¹ pierwotn¹ wiêŸ mo¿na wy³¹cznie przez intuicjê; dziêki niej dojrzymy duchow¹ naturê zwierz¹t – zatwardzia³y racjonalista nie bêdzie mia³ ju¿
dostêpu do tajemnic istnienia. Mickiewicz, który z filologiczn¹ skrupulatnoœci¹
wskazuje w ludowych podaniach i œredniowiecznych legendach hagiograficznych
uœwiêcon¹ bliskoœæ cz³owieka i zwierzêcia, ujawnia Ÿród³a swej myœli. Jednoczeœnie trudno pozbyæ siê wra¿enia, ¿e objawia tym samym tajemn¹ wiedzê, której
ludzkoœæ pozby³a siê na w³asne ¿yczenie.
*
Justyna Schollenberger
“Enter the pack”. An animal spirituality project: Mickiewicz vs. Emerson
This article is an attempted analysis of the concept of animal spirituality as
proposed by Adam Mickiewicz in his Paris lectures. The Mickiewicz presentation is juxtaposed with Ralph Waldo Emerson’s thought and romanticist vision
of nature. The category of empathy and the idea of man’s mystical tie with the
entire world come to the forefront. A theory of lost bond with the world of animals is presented, forming a premise for criticism of rationalistic concepts concerning animals and for commendation of a romantic vision of the world.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010
Lidia Banowska
„PRZEMILCZANE STREFY”:
MICKIEWICZ MI£OSZA JAKO NIEZNANY GENIUSZ
Dla poezji Czes³awa Mi³osza postaæ oraz twórczoœæ Mickiewicza stanowi¹ tradycjê kluczow¹. Podstawê literackich afiliacji wyznaczaj¹ podobieñstwa
biograficzne: pochodzenie z mistycznej Litwy, krainy o bujnej i dzikiej przyrodzie, studia na tym samym Uniwersytecie w Wilnie, emigracja wiod¹ca podobnym
szlakiem przez Pary¿ nad brzegi Lemanu, profesura jêzyków i literatur s³owiañskich na cudzoziemskim uniwersytecie1. Trudno nie zauwa¿yæ, ¿e przynajmniej
czêœæ z tych podobieñstw ma charakter powierzchowny, s¹ one jednak przez
Mi³osza wydobywane i eksponowane po to, by podkreœliæ duchow¹ wiêŸ, jaka
³¹czy go z „ostatnim dziedzicem I Rzeczpospolitej”2.
Tradycja mickiewiczowska w poezji Mi³osza zostaje poddana kilku podstawowym operacjom. Jedn¹ z nich stanowi swoista klasycyzacja autora Dziadów, bêd¹ca wynikiem uprzedzeñ Mi³osza wzglêdem romantycznego dziedzictwa, uto¿samianego przezeñ w du¿ej mierze z mesjanizmem oraz ze spo³ecznymi
zobowi¹zaniami sztuki. W efekcie eksponuje on w twórczoœci Mickiewicza wszelkie elementy klasycystyczne, dostrzegaj¹c je miêdzy innymi w mistrzostwie jego
jêzyka poetyckiego3, cechuj¹cego siê realizmem szczegó³u oraz dyscyplin¹ przej1 Wielu badaczy zwraca³o na to uwagê. Zob. m.in. W. Pogonowski, Mi³osz i Mickiewicz,
„Poezja” 1981, z. 7 oraz E. Kiœlak, Walka Jakuba z anio³em. Czes³aw Mi³osz wobec romantycznoœci, Warszawa 2000.
2 To obszerny temat, który tutaj jedynie sygnalizujê.
3 W eseju Mickiewicz zamieszczonym w Ogrodzie nauk Mi³osz stwierdza, ¿e „polszczyzna Mickiewicza […] najlepiej reprezentuje jêzyk w okresie jego równowagi” oraz dodaje,
51
rzystej, logicznie uporz¹dkowanej sk³adni4. Najbardziej wyraŸnym przejawem
tych zabiegów s¹ przesuniêcia w Mi³oszowskiej hierarchii dzie³ Mickiewicza,
w których wysokie miejsce zajmuje Zima miejska, Ballady i romanse, Sonety,
a tak¿e – ze wzglêdu na plan metafizyczny – Pan Tadeusz, Zdania i uwagi czy
liryki lozañskie, z wyraŸnym obni¿eniem pozycji Dziadów5.
W twórczoœci Mi³osza tradycja mickiewiczowska odgrywa istotn¹ rolê od
samego pocz¹tku literackiej drogi autora Trzech zim, przy czym wraz z up³ywem
lat ulega ona rozmaitym przekszta³ceniom. Mo¿na j¹ opisywaæ, dostrzegaj¹c
nawi¹zania do czterech g³ównych mickiewiczowskich ról. Wystêpuj¹ one w ca³ej twórczoœci Mi³osza, jednak ich nasilenie zmienia siê z up³ywem czasu. Tak
wiêc w latach trzydziestych rol¹ podstawow¹ jest rola poety-proroka oraz wynikaj¹cy z niej profetyzm, w okresie wojennym i tu¿powojennym – dominuje rola
poety historii. W latach szeœædziesi¹tych i siedemdziesi¹tych Mickiewicz jest
czytany g³ównie jako poeta miejsca, natomiast od lat osiemdziesi¹tych w poezji
(bo w prozie wczeœniej) nasila siê obecnoœæ Mickiewicza widzianego w roli poety religijnego. Redefinicje twórczoœci Mickiewicza towarzysz¹ przemianom
poezji Mi³osza; s¹ rodzajem ich pseudonimizacji.
Podstaw¹ dla literackich nawi¹zañ w poezji Mi³osza jest obecny w niej
obraz Mickiewicza. Autora Zdañ i uwag uwa¿a Mi³osz za poetê genialnego, tak
¿e o S³owackim, Krasiñskim i Norwidzie napisze, i¿ „nie s¹ to poeci, którzy mog¹
byæ obok Mickiewicza postawieni”6. Mickiewicz przerasta innych, nawet swoich rówieœnych, którzy w historii literatury stawiani s¹ obok niego i uznawani
powszechnie za wielkich wieszczów polskiego romantyzmu: wed³ug Mi³osza nie
dorównuj¹ mu skal¹ literackich osi¹gniêæ. Skutkiem tej opinii, a mo¿e i jej niejawnym celem, jest wyizolowanie Mickiewicza ze wspó³czesnego mu, romantycznego kontekstu. Próbuj¹c rozpoznaæ zjawisko Mickiewiczowskiego geniuszu,
i¿ „Mickiewicz jest tak wa¿ny dlatego, ¿e w ca³ej literaturze polskiej nie ma pisarza, który
móg³by siê z nim równaæ, a zarazem ten najwiêkszy dostarcza wzorca trzeciej polszczyzny”.
Por. Cz. Mi³osz, Ogród nauk, Lublin 1986, s. 135-136, 138.
4 Mi³osz w ogóle ceni (blisk¹ klasykom) dyscyplinê poetyck¹, której brak nieraz zarzuca³ literaturze polskiej. Dla autora Ocalenia dyscyplina stanowi formalny odpowiednik ontologicznego ³adu, który – podobnie jak Mickiewicz – dostrzega w stworzonym przez Boga
œwiecie. Zak³ada ona równie¿ postawê „pobo¿noœci i podziwu”. Por. Cz. Mi³osz, Rodzinna
Europa, Warszawa 1990, s. 297: „dyscyplina poetycka jest niemo¿liwa bez pobo¿noœci i podziwu, bez wiary w nieskoñczon¹ iloœæ warstw istnienia ukrytych w jab³ku, cz³owieku czy
drzewie; wzywa, aby poprzez stawanie siê d¹¿yæ do bytu”.
5 Por. Cz. Mi³osz, Szukanie ojczyzny, Kraków 1996, s. 85.
6 Cz. Mi³osz, Ziemia Ulro, Kraków 1994, s. 131.
52
Mi³osz musia³ jednak zaproponowaæ jakiœ inny, jego zdaniem bardziej adekwatny,
kontekst. Zdaniem Mi³osza, Mickiewicz nie pochodzi zatem znik¹d: jest widziany
przede wszystkim jako spadkobierca stulecia, w którym siê urodzi³, a konkretniej – jego ukrytego, mistycznego nurtu.
W takiej perspektywie zazwyczaj nie sytuowany, najwiêkszy polski poeta
romantyczny ods³ania siê jako geniusz nieznany. Mo¿na naiwnie (to znaczy bez
dostrzegania Mi³oszowskiej prowokacji), ale i zasadnie zapytywaæ: jak to mo¿liwe, skoro Mickiewicz jest autorem obecnym w ka¿dym podrêczniku literatury
polskiej.
OdpowiedŸ Mi³osza jest z³o¿ona i obejmuje kilka równoleg³ych typów
argumentacji. Po pierwsze, jak ju¿ wspomnia³am, Mickiewicz, zdaniem autora
Ziemi Ulro, jest wpisywany nie w ten kontekst, który w³aœciwie go objaœnia (a zatem w kontekst literatury romantycznej).
Po drugie, z uznania wielkoœci Mickiewicza, odkrywanej na podstawie,
b³êdnych, zdaniem Mi³osza, przes³anek wynika powszechna, lecz powierzchowna,
a wiêc nieprawdziwa, znajomoœæ jego postaci i dzie³, prowadz¹ca do zafa³szowanych i spetryfikowanych odczytañ jego twórczoœci. Dowodem tego typu
myœlenia jest miêdzy innymi s³ynny wyimek z Ziemi Ulro o Romantycznoœci Mickiewicza, w którym Mi³osz stara siê odtworzyæ „obraz Mickiewicza zbanalizowanego na szkolny i pozaszkolny u¿ytek”7. We fragmencie tym Mi³osz dowodzi
wspomnianej tezy o tym, i¿ Mickiewicz, bêd¹c powszechnie znany, pozostaje
naprawdê nieznany wskutek zafa³szowañ lektury naiwnej i w³aœciwych jej uproszczeñ. Mi³osz, pragn¹c w swym eseju dotrzeæ do prawdy o dziewiêtnastowiecznym poprzedniku, odkrywa jednoœæ jego twórczoœci w ukrytym nurcie religijnym.
Mickiewicz ukazywany z takiej perspektywy okazuje siê poet¹ mijaj¹cej formacji kultury o proweniencji chrzeœcijañskiej i „przednaukowej”. Twórczoœæ dziewiêtnastowiecznego poety sytuuje Mi³osz w kontekœcie przygód nowoczesnej
i ponowoczesnej cywilizacji europejskiej. Nie przypadkiem w³aœnie cytaty
z Romantycznoœci stanowi¹ leitmotiv rozwa¿añ o rozchodzeniu siê dróg œwiatopogl¹du religijnego i naukowego, podsumowuj¹cy okreœlone fazy procesu dezintegracji kultury. I choæ Mi³osz jest œwiadom, ¿e w ca³ej swej strategii przeciwstawiania wiary rozumowi Mickiewicz przegra³8, i sam drogê wyjœcia z kryzysu
dostrzega gdzie indziej, to ostatecznie najg³êbsz¹ podstaw¹ pokrewieñstwa
³¹cz¹cego obu twórców okazuje siê w³aœnie – wed³ug ironicznego okreœlenia
7 Por.
8 Por.
tam¿e, s. 109 i n.
tam¿e, s. 141.
53
Mi³osza – „religijny zabobon”9 wraz z wynikaj¹c¹ z niego zasadnicz¹ akceptacj¹ bytu oraz wiar¹ w poetyckie powo³anie.
Nastêpnej, trzeciej przyczyny zasadniczej nieznajomoœci najbardziej znanego polskiego poety upatruje Mi³osz w niebezinteresownoœci lektury Mickiewiczowskich dzie³, to znaczy w tendencji do wykorzystywania ich do bie¿¹cych
celów politycznych. Zapisem niebezpieczeñstw i fa³szu takiej lektury jest miêdzy innymi wiersz Obci¹¿enie zamieszczony w Drugiej przestrzeni:
Ten Mickiewicz, po co siê nim zajmowaæ, je¿eli i tak jest wygodny.
Zmieniony w rekwizyt patriotyzmu dla pouczenia m³odzie¿y.
I katolicyzm, czy¿ nie lepiej zostawiæ go w spokoju? […]
Zawsze znajd¹ siê tacy, którzy bêd¹ go traktowaæ
powa¿nie, to znaczy politycznie10.
Mi³osz wystêpuje przeciw lekturze zideologizowanej, choæ w innym wierszu (Ze
szkod¹ z tomu To) zauwa¿a, i¿ jego „wielki patron” nie by³ w tym bez winy. Co
przy tym znamienne, siebie i swoj¹ twórczoœæ sytuuje przy tej okazji w mickiewiczowskim kontekœcie, wyjaœniaj¹c, ¿e i sam sw¹ poezj¹ „szkodzi³”, choæ przed
„recytacj¹ na dorocznym œwiêcie” broni³ siê wieloznacznoœci¹.
Wymienione powody prowadz¹ Mi³osza, jak wspomnia³am, do uznania
Mickiewicza za geniusza nieznanego, którego wielkoœæ pragnie rozpoznaæ. Wobec symplifikuj¹cych stylów i sposobów lektury Mi³osz proponuje inn¹, wnikliwsz¹ drogê obcowania z poezj¹ Mickiewicza, która w du¿ej mierze staje siê lustrem
jego w³asnej, dwudziestowiecznej poetyckiej przygody oraz zachodz¹cych w niej
przemian, projektuj¹c tym samym równie¿ odczytania w³asnej twórczoœci. Wielkoœci Mickiewicza Mi³osz upatruje g³ównie w g³êbi i rozleg³oœci duchowego
wymiaru twórczoœci dziewiêtnastowiecznego poety, w owym ukrytym nurcie jego
poezji, który pozwala autorowi Ziemi Ulro dostrzec w Dziadach – apokalipsê,
w Panu Tadeuszu – pieœñ o b³ogos³awieñstwie ziemi, a w ich autorze – poetê
religijnego i w³asnego przewodnika duchowego.
Jest to wiêc przede wszystkim Mickiewicz mistyczny11. To Mickiewicz czytany
inaczej ni¿ przez pryzmat mesjanizmu Dziadów, a nawet i same Dziady czytane
9 Por.
tam¿e, s. 263.
Obci¹¿enie, w: Druga przestrzeñ, Kraków 2002, s. 67. Dalsze cytaty z tego tomiku podajê wed³ug wskazanego wydania, zaznaczaj¹c ów tom literami DP oraz podaj¹c w nawiasie stronê.
11 Dziœ, po publikacji zbioru studiów Wiktora Weintrauba o Mickiewiczu – mistycznym
polityku, pokonferencyjnego tomu Mickiewicz mistyczny czy niektórych tekstów Marii Janion
10 Cz. Mi³osz,
54
s¹ przez Mi³osza inaczej ni¿ zazwyczaj; to Mickiewicz postrzegany przede wszystkim jako autor Zimy miejskiej z jednej strony (to dowód wspomnianego wczeœniej zabiegu klasycyzacji), oraz takich tekstów jak Widzenie, parafrazy mistyków czy liryki lozañskie – z drugiej.
Jak wspomnia³am, zaprezentowana specyfika odczytywania i kszta³towania obrazu Mickiewicza jest wa¿na dla kreowania w³asnego, Mi³oszowskiego
obrazu autora. W póŸnych tomikach to w³aœnie Mickiewicz (wraz z Oskarem
Mi³oszem) stanowi¹ najwa¿niejsze lustra, w których przegl¹da siê poezja autora
Drugiej przestrzeni. Odczytywany przez Mi³osza Mickiewicz to przede wszystkim poeta „drugiej przestrzeni” w³aœnie. Jest to przy tym poeta wspó³czesny,
genialnie rozpoznaj¹cy pocz¹tek nowoczesnoœci oraz przewiduj¹cy jej mo¿liwe
kryzysy. Tak czytany Mickiewicz pozostaje dla Mi³osza poet¹ dojmuj¹co aktualnym, bowiem Mi³osz zmaga siê z dwudziestowieczn¹ wersj¹ zaprz¹taj¹cych wiek
wczeœniej Mickiewicza problemów.
Mickiewicz to dla Mi³osza nade wszystko przewodnik duchowy, a tak¿e
mistrz jêzyka, prostego i ascetycznego w mówieniu o sprawach ostatecznych.
Takie odczytywanie Mickiewicza jest szczególnie obecne w póŸnej poezji Mi³osza, zw³aszcza w jego dwu ostatnich tomikach poezji: To z 2000 roku oraz w Drugiej przestrzeni z 2002 roku i im pragnê poœwiêciæ najwiêcej uwagi. W tomikach
tych nasila siê obecnoœæ religijnego wymiaru twórczoœci Mi³osza, jego otwarcia
na transcendencjê (sk¹din¹d zawsze w wiêkszym lub mniejszym stopniu w jego
poezji obecnego), któremu nie przypadkiem towarzyszy nasilenie obecnoœci i jawnoœci w¹tków mickiewiczowskich.
Mickiewicz jako poeta religijny postrzegany jest tu, jak wspomnia³am,
jako mistrz jêzyka, oscyluj¹cego miêdzy mow¹ a milczeniem. To poeta szyfru, mêdrzec zarysowuj¹cy krêgi wtajemniczeñ, opisane w s³ynnych Stopniach
prawd12:
S¹ prawdy, które mêdrzec wszystkim ludziom mówi,
S¹ takie, które szepce swemu narodowi;
S¹ takie, które zwierza przyjacio³om domu;
S¹ takie, których odkryæ nie mo¿e nikomu.
taka lektura nie wydaje siê ju¿ tak odkrywcza, jak kilkadziesi¹t lat temu, niemniej trudno nie
dostrzec œladu Mi³oszowskiej inspiracji w podjêciu tego tematu przez mickiewiczologów.
12 A. Mickiewicz, Stopnie prawd, w tego¿: Dzie³a, t. 1: Wiersze, oprac. Cz. Zgorzelski,
Wydanie Rocznicowe, Warszawa 1993, s. 379.
55
Ta s³ynna maksyma ze zbioru Zdañ i uwag13 wydaje siê kluczem i do Mi³oszowskiego czytania Mickiewicza, i do samego sposobu pisania Mi³osza z tego
okresu: odwo³ania do Mickiewiczowskiej gnomy pojawiaj¹ siê w kilku wierszach
w formie bezpoœrednich nawi¹zañ, w ca³oœci tomiku natomiast s¹ obecne jako
zasada pisania, podstawa zwi¹zku miêdzy poezj¹, prawd¹ i m¹droœci¹.
Mówienie zak³ada milczenie; jest œwiadomym wyborem, o podwójnym
kierunku: wyborem tego, co powiedzieæ i tego, co przemilczeæ. To, co wypowiedziane, a wiêc i stematyzowane, jest ³atwiej uchwytne, mieœci siê w sferze pewnoœci; to, co niewypowiedziane natomiast, pozostaje w sferze niepewnoœci, zadane do myœlenia, przy czym kierunki odczytañ zasugerowane zostaj¹ czy to przez
rozsiane w tekœcie sugestie, czy te¿ na przyk³ad przez miejsce tekstu w jakieœ
wiêkszej ca³oœci (na przyk³ad cyklu b¹dŸ czêœci tomiku, której wiersze wzajemnie siê oœwietlaj¹).
Jednym z utworów, w którym nawi¹zanie do Mickiewiczowskich Stopni
prawd jest szczególnie wyraŸne, s¹ Przemilczane strefy. Prawda jest w tym wierszu nakreœlona przez konkretne, biograficzne doœwiadczenie historii, namacalne
i sprawdzalne pamiêci¹; jednak mimo i¿ jest ona fa³szowana przez ideologiê
„poprawnoœci politycznej”, poeta nie decyduje siê na jej ujawnienie. Powód podjêcia tej kontrowersyjnej decyzji jest umotywowany etycznie; jest nim chêæ
ochrony odbiorców przed przekraczaj¹c¹ ludzk¹ miarê drastycznoœci¹ potencjalnej relacji:
To nie by³o tak.
Ale nikt nie oœmiela siê mówiæ, jak by³o,
I ja, dostatecznie stary, ¿eby pamiêtaæ,
powtarzam jak inni s³owa politycznie poprawne,
bo nic nie upowa¿nia mnie
do wyjawiania rzeczy zbyt okrutnych dla ludzkiego serca (Przemilczane strefy)14.
Mottem, które wprowadza tekst utworu oraz ma go dodatkowo uprawomocniaæ,
jest wyimek z Niby-dziennika Zygmunta Mycielskiego:
13 Warto nadmieniæ, ¿e do Zdañ i uwag Mi³osz nawi¹zywa³ ju¿ znacznie wczeœniej, miê-
dzy innymi pisz¹c w³asny cykl Zdania, zamieszczony w Hymnie o Perle z 1982 roku.
14 Cz. Milosz, Przemilczane strefy, w: To, Kraków 2000, s. 53.(Dalsze cytaty z tego tomiku podajê wed³ug wskazanego wydania, zaznaczaj¹c ów tom przez literê T oraz podaj¹c
w nawiasie stronê.
56
Prawda jest rzecz¹ straszn¹. Ma byæ taka, jak¹ kto wytrzyma, jak¹ kto zniesie, jak¹
kto unieœæ potrafi. A ju¿ zw³aszcza nikomu swojej prawdy nie ujawniaæ, nie sk³aniaæ do jej
przyjêcia, do poznania rzeczy przekraczaj¹cych si³y bliŸniego15.
Fragment ten, definiuj¹c prawdê jako „rzecz straszn¹”, trudn¹ do zniesienia,
wytrzymania, „pomieszczenia”, dookreœla tytu³owe, celowo „przemilczane
strefy”, sytuuj¹c je w krêgu doœwiadczeñ skrajnych, przekraczaj¹cych granice
ludzkich mo¿liwoœci. Kontekst III czêœci tomiku, któr¹ ten wiersz otwiera, dodatkowo wskazuje, i¿ s¹ to prawdy zwi¹zane z wpisaniem egzystencji w historiê, w horror dwudziestowiecznych doœwiadczeñ historycznych (jest to sugestia
tym wyraŸniejsza, i¿ ramê zamykaj¹c¹ tê czêœæ tworz¹ dwa wiersze, bêd¹ce polemik¹ z Ró¿ewiczem, a dotycz¹ce problemu dziejów, z³a i œmierci).
Wiersz ten, jak wspomnia³am, pochodzi ze œrodka tomiku, a nawi¹zanie
mickiewiczowskie jest w nim szczególnie jawnie eksponowane. Jednak taki sposób pisania, polegaj¹cy na zakreœlaniu krêgu wtajemniczeñ, zak³adaj¹cy koncepcjê
poety jako wtajemniczonego oraz tego, który pisz¹c zarazem ods³ania i ukrywa,
jest obecny w ca³ym tomie, od jego tytu³u oraz wiersza tytu³owego poczynaj¹c.
Tytu³ jest wybitnie enigmatyczny: „To”, czyli w³aœciwie „co”? Wybór zaimka
wskazuj¹cego to wybór, który ma mówiæ o czymœ i zarazem milczeæ, nie nazywaj¹c wprost, a jedynie sugeruj¹c, ma ods³aniaæ i zas³aniaæ zarazem. „Zacieranie œladów” okazuje siê podstawow¹ zasad¹ pisania, bêd¹c¹ „ochronn¹ strategi¹”
dla tego, kto dotyka tabu:
[…] Bo nie mo¿e podobaæ siê ludziom
Ten, kto siêga po zabronione (To, T, s. 7)
Wiersz tytu³owy, a wiêc i tomik ca³y, otwiera wyznanie niemo¿noœci wypowiedzenia:
¯ebym wreszcie powiedzieæ móg³, co siedzi we mnie.
Trudnoœæ ta zostaje jednak przekroczona, „to” zostaje opisane, choæ nie wprost.
Jest nieod³¹cznie obecne w œwiecie wewnêtrznym poety, a zarazem skrywane
przed zbiorowoœci¹, umo¿liwia pisanie o cz³owieczym losie (zniszczeniu, przemijaniu, mi³oœci i œmierci), a siêga g³êbiej ni¿ „ekstatyczne pochwa³y istnienia”.
Poeta „nie podejmuje siê nazwaæ” „tego” inaczej ni¿ przez szereg przybli¿eñ,
wprowadzanych kilkakrotnie przez analogie czy porównania. Przywo³ywane
15 Z.
Mycielski, Niby-dziennik. Cyt. za: Cz. Milosz, To, s. 53.
57
sytuacje – bezdomnego w nieznanym, mroŸnym mieœcie, ¯yda osaczonego przez
niemieckich ¿andarmów, nieuleczalnie chorego czy ¿a³obnika – ukazuj¹ widzenie bez iluzji, w prawdzie, która ods³ania „nêdzê, chorobê, starzenie siê i œmieræ”
jako determinanty ludzkiego losu. „TO” jest wiêc zrodzon¹ z doœwiadczenia
œmierci œwiadomoœci¹ rz¹dz¹cego œwiatem prawa koniecznoœci. Nieuchronnoœæ
œmierci ujawnia zarazem zasadnicz¹ obcoœæ kamiennego œwiata:
Poniewa¿ TO oznacza natkniêcie siê na kamienny mur
I zrozumienie, ¿e ten mur nie ust¹pi ¿adnym naszym b³aganiom
(To, T, s. 8).
Œwiat jak kamienny mur – ta metafora powraca jak leitmotiv w wielu utworach
tomiku i wydaje siê jednym z kluczy otwieraj¹cych zrozumienie relacji miêdzy
œwiatem ludzkim a porz¹dkiem Natury i Historii, do którego cz³owiek przynale¿y i który przekracza:
Po jednej stronie œwiat, po drugiej ludzie i bogowie.
Œwiat jest nieugiêty, nieub³agany, obojêtny.
To kamieñ, o który, biegn¹c boso, rani³eœ wielki palec stopy
(Przeciwieñstwo, T, s. 61).
Pytanie o grozê z³a, cierpienia i œmierci powraca tak¿e w wierszu o Zdziechowskim, w postaci próby intelektualnego uporania siê tytu³owego bohatera z „okrucieñstwem, kamiennym”:
W kosmicznej bitwie b³yskaj¹ miecze anio³ów.
Ksi¹¿ê Rebelii naciera, cofaj¹ siê s³udzy jasnoœci.
Okrucieñstwo, kamienne,
Jak inaczej t³umaczyæ? […] Choæ on, profesor,
Nie móg³ mówiæ wyraŸnie, ¿e wierzy w diabelskoœæ œwiata
(Zdziechowski, T, s. 63).
To wiersz tym wa¿niejszy, i¿ zdaje siê liryk¹ maski. Jego bohater wraz ze swymi
pogl¹dami zdaje siê w jakiejœ mierze mask¹ samego Mi³osza. Zdziechowski,
spotkany przez Mi³osza osobiœcie profesor Uniwersytetu Wileñskiego i jego rektor, objaœnia³ œwiat postrzegaj¹c go apokaliptycznie, „w obliczu koñca”. Do wiersza tego wypadnie jeszcze powróciæ.
Profesor – literat, który „nie móg³ mówiæ wyraŸnie”, wiêcej nawet „nie
mówi³, co naprawdê myœli”, jest bohaterem To jasne, innego z wierszy zamiesz-
58
czonych w omawianym tomiku. Tym razem podmiotem mówi¹cym wydaje siê
sam autor:
To jasne, ¿e nie mówi³em, co naprawdê myœlê
Poniewa¿ na szacunek zas³uguj¹ œmiertelni
I nie wolno wyjawiaæ, w mowie ani na piœmie
Sekretów naszej wspólnej cielesnej mizerii (To jasne, T, s. 47).
„Sekrety naszej wspólnej cielesnej mizerii”, bêd¹ce konsekwencj¹ wpisania w cia³o16, z jego s³aboœci¹ i starzeniem siê, okazuj¹ siê prawdami le¿¹cymi
w ostatnim krêgu mickiewiczowskich prawd, tych nie ujawnianych nikomu, mimo
powszechnoœci prawa i doœwiadczenia przemijania. Zadaniem okazuje siê wzniesienie ponad w³asn¹ rozpacz i przekroczenie jej w wychyleniu ku cierpieniu drugiego, a tak¿e nadanie jej w³aœciwej miary, miêdzy innymi poprzez dystans i humor, o czym przypomina wiersz Przeciwko poezji Filipa Larkina.
Tak czy owak, wobec staroœci „Najlepsz¹ strategi¹ bêdzie nie mówiæ nic”
(Texas, T, s. 42). Milczenie jako strategiê wybiera te¿ stary Mi³osz, od¿egnuj¹c
siê od wyznañ. „Prawdy, których zdradziæ nie mo¿e nikomu” okazuj¹ siê prawdami „moralnie podejrzanymi”, zafa³szowanymi, niemo¿liwymi do w³aœciwego
rozpoznania dla samego poety:
[…] Nie, to co innego
Nie pozwala mi mówiæ. Kto cierpi, powinien
Byæ prawdomówny. Gdzie¿ tam, ile przebrañ,
Ile komedii, litoœci nad sob¹!
Fa³sz uczuæ odgaduje siê po fa³szu frazy.
Zanadto ceniê styl, ¿eby ryzykowaæ (Przepis, T, s. 36).
Mi³osz wybiera inne ryzyko: ryzyko nieodczytania czy niezrozumienia, zawsze
w poezjê wpisane, ale w póŸnej poezji Mi³osza spotêgowane. Prowadzi z czytelnikiem grê, polegaj¹c¹ na oscylowaniu miêdzy mow¹ a milczeniem. To pisanie
ods³aniaj¹co-zas³aniaj¹ce oznacza w poezji Mi³osza pewne novum: to ju¿ nie
niemo¿noœæ wyra¿enia i objêcia s³owem „nieobjêtej ziemi”17, a œwiadome i celowe spotêgowanie poetyckiej zasady wyboru tego, co siê chce zamieœciæ i ujawniæ, a co jedynie zasugerowaæ i ukryæ.
16 Na ten temat zob. B. Przymusza³a, Szukanie dotyku. Problematyka cia³a w polskiej
poezji wspó³czesnej, Kraków 2007.
17 Jak sugeruje tytu³ znacznie wczeœniejszego tomu (Nieobjêta ziemia).
59
Prawo koniecznoœci wpisane w indywidualny los cz³owieka, z jego nêdz¹,
nieuchronnym starzeniem siê i œmierci¹, wraz ze œwiadomoœci¹ okrucieñstwa
doœwiadczeñ zbiorowych, „strasznoœci” (s. 84), grozy kamiennego œwiata nale¿y do sfer przemilczanych, o których Mi³osz po mickiewiczowsku pisze milcz¹c,
nie chc¹c nara¿aæ czytelnika na konfrontacjê z prawd¹ „zbyt okrutn¹ dla ludzkiego serca”. To przemilczane s³owo nie jest jednak s³owem ostatnim. Naprzeciw prawa koniecznoœci postawione zostaje prawo ³aski, przeciwstawiaj¹ce siê
„sile ci¹¿enia”. Przejœcie to: od grozy do ³aski odkupiaj¹cej przedstawia Mi³osz,
cytuj¹c w wierszu o Zdziechowskim fragment pracy wileñskiego profesora:
Nie ma Boga – g³osem wielkim wo³aj¹ i natura, i historia… ale g³os ten ginie w harmonii psalmów i hymnów, w tym wielkim, odwiecznym, z najg³êbszych g³êbin ducha id¹cym wyznaniu, i¿ jako „ziemia bez wody” jest dusza cz³owieka poza Bogiem. Bóg jest. Tylko
fakt istnienia Boga to coœ przekraczaj¹cego zakres myœli œwiatem zewnêtrznym zajêtej, to
cud. Le monde est irrationnel. Dieu est un miracle. (Œwiat jest irracjonalny. Bóg jest cudem)18.
Pytaj¹c o obecnoœæ z³a w œwiecie, Mi³osz powraca do odwiecznego problemu teodycei, ponawiaj¹c pytanie o to, jak uzgodniæ z³o œwiata z dobroci¹
i wszechmoc¹ Boga. Zapisem tych rozwa¿añ jest miêdzy innymi wiersz Alkoholik
wstêpuje w bramê niebios. I choæ nie wszystkie pytania zostaj¹ rozstrzygniête,
wa¿ne jest w tym i innych wierszach tomiku otwarcie na transcendencjê, umo¿liwiaj¹ce ruch, przejœcie, wiêc tak¿e wyjœcie zarówno z krêgu zakreœlonego wy³¹cznie przez doczesn¹ grozê, jak i z decyzji pozostawienia jej opisu w sferze
milczenia. Powszechnemu prawu cierpienia i œmierci, odbieraj¹cej indywidualnoœæ i wpisuj¹cej w anonimowoœæ t³umu, przeciwstawione zostaje ocalenie principium individuationis przez wiarê w nieœmiertelnoœæ duszy, wykupionej z grzechu i œmierci przez moc odkupiaj¹cego bólu Chrystusa. Naturalnie, grozy to nie
usuwa, niemniej trudno nie dostrzec, i¿ zasadniczo j¹ przemienia. Odt¹d towarzyszyæ jej bêdzie chwa³a:
Bo g³os cz³owieczy w próbach nie ustaje,
Pieœñ uk³adaj¹c ku grozie i chwale (Jeden i wiele, T, s. 83).
Tote¿ nie dziwi, i¿ w Modlitwie, jednym z zamykaj¹cych tomik wierszy, adresatem poetyckiej, zbyt trudnej i gorzkiej dla ludzkiej braci, mowy staje siê Bóg:
18 M. Zdziechowski, Pesymizm, romantyzm a podstawy chrzeœcijañstwa. Cyt. za: Cz. Mi-
³osz, Zdziechowski, T, s. 63.
60
Pod dziewiêædziesi¹tkê i jeszcze z nadziej¹,
¯e powiem, wypowiem, wykrztuszê.
Je¿eli nie przed ludŸmi, to przed Tob¹,
Który mnie karmi³eœ miodem i pio³unem (Modlitwa, T, s. 93).
Rozwa¿ania skupione wokó³ odwiecznego pytania unde malum? kontynuowane s¹ w nastêpnym tomiku Mi³osza. W Drugiej przestrzeni pytanie to staje
siê pytaniem centralnym. Nie przypadkiem obecnoœæ Mickiewicza w tym tomie
nasila siê: autor Zdañ i uwag postrzegany jest jako jeden z najwa¿niejszych przewodników poety na drodze stawiania pytañ ostatecznych.
W wierszu Mnie zawsze podoba³ siê Mi³osz odkrywa jedn¹ z przyczyn
swojej fascynacji Mickiewiczem:
Mnie zawsze podoba³ siê Mickiewicz, ale nie wiedzia³em dlaczego.
A¿ zrozumia³em, ¿e pisa³ szyfrem i ¿e taka jest zasada poezji,
dystans miêdzy tym, co siê wie
i tym, co siê wyjawia (Mnie zawsze podoba³ siê, DP, s. 69).
Mickiewiczowskie Stopnie prawd, funkcjonuj¹ce wczeœniej w twórczoœci Mi³osza jako Ÿród³o regu³y ograniczonego ujawniania zbyt trudnych prawd oraz ich
przemilczania, tym razem prowadz¹ do odkrycia funduj¹cej takie dzia³anie poety zasady: jest ni¹ pisanie szyfrem.
Mi³osz komentuje tê zasadê, dopowiadaj¹c:
Czyli treœæ jest wa¿na, niby ziarno w ³upinie, a jak bêd¹ bawiæ siê
£upinami, nie ma wiêkszego znaczenia.
Jak uzgodniæ zasadê szyfru z zasad¹ prostoty pisania o sprawach ostatecznych,
której wzorem pozostaje dla Mi³osza Mickiewiczowski cykl parafraz mistyków?
Wydaje siê, ¿e prostota ma obejmowaæ podstawowy poziom przekazu, zapewniaj¹c jasnoœæ u¿ytych s³ów, przejrzystoœæ sk³adni i logikê zdyscyplinowanego
wywodu, natomiast zaszyfrowanie wypowiedzi obejmowaæ ma rozleg³oœæ przywo³ywanych stylów rozwa¿ania i wyra¿ania oraz skrywaæ g³êbiê komplikacji,
odsy³aj¹cych jednak nie tyle do jêzyka jako takiego, ile przede wszystkim do rzeczywistoœci pozajêzykowej. Ma to wiêc byæ jêzyk wielokrotnie kodowany, w którym ka¿de s³owo znaczy i odsy³a do rozmaitych tradycji pisania i myœlenia o sprawach pierwszych i ostatnich, wœród których miejsce naczelne zajmuje problem wzajemnych relacji miêdzy cz³owiekiem, Bogiem i szatanem, a tak¿e zagadnienie z³a.
61
Pisz¹c Drug¹ przestrzeñ Mi³osz wychodzi od pytania, czy straciliœmy wiarê
w inny wymiar œwiata i pragnie wo³aæ o jej przywrócenie. Jest – jak Mickiewicz
– poet¹ o wyobraŸni chrzeœcijañskiej19, niegodz¹cym siê na zamkniêcie cz³owieczego losu wy³¹cznie w krêgu doczesnoœci. Obecny w Stopniach prawd zwi¹zek prawdy i m¹droœci, a tak¿e prawdy i milczenia powraca w nawi¹zuj¹cej do
zasady mickiewiczowskiego pisania twórczoœci Mi³osza, w której poeta okazuje
siê nade wszystko „poszukiwaczem tajemnicy”. Jest tym, który zmagaj¹c siê z niepojêtym dotyka transcendencji. Zatem nie wyjaœnianie czy objaœnianie, lecz funduj¹ca poezjê zasada szyfrowania przekazu i w³aœciwa jej kondensacja znaczeñ
okazuje siê najg³êbiej odpowiadaæ, stanowi¹cej sam rdzeñ religii, tajemnicy.
Zak³ada ona koncepcjê pisania dla wtajemniczonych oraz obraz poety jako wtajemniczonego, który wie wiêcej, ni¿ ujawnia. Mi³osz, wspominaj¹c swoj¹ lekturê
Listu do Storge autorstwa Oskara Mi³osza (swego drugiego obok Mickiewicza
przewodnika duchowego) zaznacza:
Jak¿e zmieni³o to moje wiersze, oddane kontemplacji czasu,
Zza którego odt¹d przeziera³a wiecznoœæ,
Choæ martwi³o mnie moje pisanie prowizoryczne,
To znaczy takie, ¿e co najwa¿niejsze pozostaje ukryte
(Czeladnik, V, DP, s. 102).
Mi³osz postrzega wiêc siebie od pocz¹tku jako poetê szyfru, choæ dopiero
u schy³ku twórczoœci œwiadomie rozpoznaje zasadê szyfrowania przekazu jako
podstawow¹ dla poezji Mickiewicza. Jako poeta szyfru Mickiewicz jest przewodnikiem Mi³osza nie tylko jako mistrz jêzyka, lecz nade wszystko jako przewodnik w duchowych poszukiwaniach dwudziestowiecznego poety; to w nich bowiem
sama ta zasada jest ugruntowana i z nich w³aœnie wynika. Obraz Mickiewicza,
jaki wybiera, i z którym w pewnym stopniu uto¿samia siê póŸny Mi³osz, to „Mickiewicz mistyczny”, uczeñ Jakuba Boehmego. W wierszu Ale¿ tak, pamiêtam,
odwo³uj¹c siê do tego, i¿ w 1820 roku Mickiewicz czyta³ L’aurore naissante
zgorzeleckiego szewca, pisze:
Je¿eli pisz¹c o mnie pomyl¹ stulecia,
Sam potwierdzê, ¿e by³em tam w 1820 roku,
Pochylony nad L’aurore naissante Jakuba Boehme,
francuskie wydanie, 1802 (Ale¿ tak, pamiêtam, DP, s. 70).
19 Zob. J. B³oñski, Duch religijny i mi³oœæ rzeczy, „Kontrapunkt. Magazyn Kulturalny »Ty-
godnika Powszechnego«” 2001, nr 47.
62
Boehme jest tak wa¿ny dla Mickiewicza i Mi³osza jako ten, który zmaga³
siê z problemem z³a. Pytanie o z³o oraz próby rozwik³ania wpisanych w nie komplikacji stanowi¹ centrum jednej z najwa¿niejszych czêœci omawianego tomiku,
tj. Traktatu teologicznego. Mi³osz podkreœla w nim zwi¹zki Mickiewicza z Boehmem20. W jednym z wierszy przypomina dyktowan¹ Armandowi Lévy’emu
rozprawê Mickiewicza z 1853 roku, zatytu³owan¹ (póŸniej) Jakub Boehme,
cytuj¹c nawet jej fragment in extenso. W wielkim skrócie, Boehme proponuje rozjaœniæ problem obecnoœci z³a odwo³uj¹c siê do idei Upadku: najpierw Lucyfera,
a potem cz³owieka w ogrodzie Eden, w konsekwencji którego cz³owiek skazi³ –
grzechem przynosz¹cym cierpienie i œmieræ – siebie, a tak¿e naturê, przemienion¹ odt¹d w naturê drug¹, bolej¹c¹. Odkupiciel z³a, drugi Adam,
[…] przybra³ cia³o i umar³
¿eby nas oswobodziæ z prometejskiej pychy.
Z któr¹, co prawda, Mickiewiczowi uporaæ siê by³o najtrudniej (Nie
mo¿na siê dziwiæ, DP, s. 76).
Mi³osz, przypominaj¹c te „spekulacje” Boehmego – Mickiewicza, jak sam je
okreœla (s. 76), prowadzi je ku rozpoznawaniu problemów wspó³czesnoœci. W cytowanym wierszu grzech pierworodny postrzega jako
[…] prometejskie marzenie o cz³owieku,
istocie tak uzdolnionej, ¿e si³¹ swego umys³u
stworzy cywilizacjê i wynajdzie lekarstwo przeciw œmierci
(Nie mo¿na siê dziwiæ, DP, s. 76).
Pychê Adama autor wiersza dostrzega w iluzjach nowoczesnej kultury, wyrastaj¹cej
ze œwiatopogl¹du naukowego, zadufanej we w³asn¹ wszechmoc. Bowiem pod¹¿aj¹c œladami Mickiewicza, Mi³osz pozostaje poet¹ wieku XX, pragn¹cym – jak pisa³:
Zachowuj¹c tonacjê i styl mojej epoki,
Dzia³aæ wbrew niej w poezji mego jêzyka
To znaczy nie pozwoliæ, ¿eby w tym jêzyku zagubi³ siê zmys³
Hierarchii (Czeladnik IX, DP, s. 111, podkr. – LB).
20 Na ten temat zob. m.in. M. Burta, Mickiewicz
i Boehme, w tej¿e: Reszta prawd. „Zdania i uwagi” Adama Mickiewicza, Warszawa 2005 (tam te¿ szersza bibliografia).
63
Wybieraj¹c na przewodnika Mickiewicza, Mi³osz pragnie sprostaæ wyzwaniom swojego czasu. Wielkoœæ i geniusz autora poematu metafizycznego, parafraz mistyków czy nagich liryków lozañskich upatruje Mi³osz w tym, ¿e w zmaganiach ze sw¹ dwudziestowieczn¹ wspó³czesnoœci¹ poeta wieku dziewiêtnastego
jest mu nie tylko pomocny, lecz wrêcz niezast¹piony.
*
Lidia Banowska
„Concealed zones”. Mickiewicz by Mi³osz: an unknown genius
This article deals with appearance of a Mickiewiczian tradition in Czes³aw
Mi³osz’s late poetic output. Mickiewicz is treated in these works as an unknown
genius: a mystic, poet of secret code, and spiritual guide who foresees the possible crises of a modernity-being-conceived – one with whom Mi³osz happens to
struggle with a century later.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010
Agnieszka Markuszewska
METAFIZYKA INTEGRACJI.
ELIZY Z BRANICKICH KRASIÑSKIEJ
POSZUKIWANIE TO¯SAMOŒCI
Myœliciele romantyczni – stwierdza Meyer H. Abrams – uwa¿aj¹ refleksjê
filozoficzn¹, sam akt namys³u za „duchow¹ chorobê ludzkoœci”, upadek, œmieræ
nawet. Wstêpn¹ przyczyn¹ oraz nieustaj¹c¹ manifestacj¹ z³a i cierpienia cz³owieka
jest bowiem rozdzia³, od jakiego zaczyna siê jego œwiadomoœæ, i refleksja, gdy
stawia siê on w opozycji do œwiata zewnêtrznego – „wskutek rozdarcia […] pomiêdzy ja a nie-ja, podmiotem a przedmiotem, duchem a kimœ drugim, natur¹
a umys³em”1. Pierwotne pêkniêcie, wynikaj¹ce z tego, ¿e cz³owiek zacz¹³ myœleæ, czyli filozofowaæ, przedstawiane jest zazwyczaj na dwóch p³aszczyznach –
poznawczej oraz moralnej. Perspektywa poznawcza ukazuje rozdarcie pomiêdzy
umys³em ludzkim a zewnêtrzn¹ natur¹, z racji pojawiaj¹cej siê œwiadomoœci, „¿e
podmiot, który wie, jest czymœ odrêbnym od tego przedmiotu czy »natury«, o której siê dowiedzia³”2. Natomiast na p³aszczyŸnie moralnej pêkniêcie uto¿samione
zostaje z konfliktem wewn¹trz samego cz³owieka. Opozycja miêdzy natur¹ ludzk¹
(wrodzonymi instynktami a subiektywnym „rozumem” cz³owieka (zdolnoœci¹
odró¿niania dobra od z³a) oraz dziedzin¹ jego „wolnoœci” powoduje utratê pierwotnej jednoœci umys³u. Staje siê Ÿród³em wewnêtrznej dezintegracji, zachwiania poczucia bezpieczeñstwa i sensu ¿ycia, zaniku wiary w stabilny ³ad œwiata,
1 M. H. Abrams, Formy wyobraŸni romantycznej, prze³. P. Graff, „Pamiêtnik Literacki”
1978, z. 3, s. 214.
2 Tam¿e, s. 215.
65
zagubienia siê poœród chaosu wartoœci. W takim ujêciu cel eschatologiczny
historii ludzkoœci przesuwa siê z pojednania cz³owieka z transcendentnym
Bogiem na przezwyciê¿enie przeciwieñstwa pomiêdzy ja i nie-ja, pogodzenie
podmiotu z przedmiotem. ¯ywot refleksyjny jednostki przestaje byæ wiêc traktowany „jako czas terminowania do zaœwiatowych niebios” i zaczyna byæ postrzegany jako proces samoformowania, autoedukacji umys³u oraz moralnej
istoty cz³owieka „od brzasku œwiadomoœci do stadium pe³nej dojrza³oœci”. Innymi s³owy, w romantycznym odczuciu œwiata bieg ludzkiego ¿ycia nie jest ju¿
tylko histori¹ zbawienia. Istnieje jako historia postêpuj¹cego oœwiecenia, w której umys³ ludzki – doœwiadczany cierpieniem, prze¿ywanym w miarê rozwijania
siê poprzez kolejne stadia rozdzia³u, konfliktu i pogodzenia – osi¹ga triumfuj¹c¹ œwiadomoœæ swojej to¿samoœci, znaczenia w³asnej przesz³oœci i spe³nionego przeznaczenia3. Zatem to „metafizyka integracji”4 – pragnienie odzyskania
utraconej pe³ni, potrzeba ca³kowitej zgodnoœci œwiata takiego, jaki poznajemy,
ze œwiatem natury oraz têsknota za idea³em, osobowoœci¹ zharmonizowan¹ –
okazuje siê najwa¿niejszym d¹¿eniem romantyków. Poszukiwanie nowej jednoœci (np. w filozofii, mistyce, autokreacji, wyobraŸni, w szaleñstwie czy w alkoholu) staje siê wobec tego fragmentem ka¿dej romantycznej biografii. Chêæ
pokonania wewnêtrznej dezintegracji5 – jako wyraz buntu i sprzeciwu wobec
œwiata – stanowi jeden z istotniejszych elementów „modelu »biografii typowej«
romantyka”6.
Brakiem poczucia to¿samoœci i integralnoœci w³asnej osoby charakteryzuje siê ¿ycie Elizy z Branickich Krasiñskiej (1820-1876), ¿ony autora Irydiona.
Niepewnoœæ czasów, w których ¿y³a (wojny, rewolucje, powstania), roz³¹ka
z rodzin¹ (zw³aszcza z siostrami), problemy w ma³¿eñstwie (romans Zygmunta
Krasiñskiego z Delfin¹ Potock¹), konflikty z teœciem, œmieræ dzieci i ci¹g³e podró¿owanie powodowa³y zagubienie siê Krasiñskiej w labiryncie œwiata, uczuæ
i myœli. Dezintegracja osobowoœci nie sta³a siê jednak przyczyn¹ negacji otaczaj¹cej j¹ rzeczywistoœci, jak dzia³o siê w przypadku wielu romantyków. Z pisanych
3 M.
H. Abrams, dz. cyt., s. 215-221.
tym pos³uguje siê Meyer H. Abrams.
5 Dezintegracjê osobowoœci rozumiem jako utratê zintegrowanego i ustrukturowanego
charakteru ró¿nych elementów sk³adaj¹cych siê na ludzk¹ to¿samoœæ (behawioralnych, emocjonalnych, motywacyjnych). Zob. A. S. Reber, Osobowoœci dezintegracja, w: tego¿, S³ownik psychologii, red. I. Kurcz, K. Skar¿yñska, Warszawa 2000, s. 464.
6 Zob. M. Strzy¿ewski, Model „biografii typowej” romantyka, w: Biografie romantycznych poetów, red. Z. Trojanowiczowa, J. Borowczyk, Poznañ 2007, s. 111.
4 Pojêciem
66
w latach 1835-1876 listów Krasiñskiej7 daje siê bowiem wyczytaæ, jak silne –
czêsto nieuœwiadamiane – by³o pragnienie „panny Elizy”, wbrew przeciwnoœciom
losu, nadania ¿yciu sensu i okreœlonego kszta³tu. Ju¿ samo tworzenie korespondencji (autonarracji), czyli komponowania z rozproszonych faktów egzystencji
szczególnego rodzaju powieœci autobiograficznej, jako forma walki z Przeznaczeniem (w rozumieniu ballanchowskim) i postêpuj¹cym samozw¹tpieniem –
stanowi przyk³ad niezgody Elizy Krasiñskiej na œwiat oraz duchowe rozdarcie
cz³owieka. Autorska potrzeba integralnej to¿samoœci wyrasta z samych warunków
egzystencji i stanowi³a Ÿród³o najsilniejszych d¹¿eñ8. Pod skrzêtnym opisywaniem codziennoœci, nieustannym rozpamiêtywaniem przesz³oœci oraz ci¹g³ym
projektowaniem przysz³ych dzia³añ i zachowañ kry³aby siê próba samozrozumienia i poznania rzeczywistoœci. Jednak nie tylko w tym ¿ona autora Nie-Boskiej
komedii upatrywa³a ocalenie. Równie¿ w refleksji o Bogu, Jego roli w historii,
Dobru i Z³u, kontemplacji sztuki i natury, autokreacji oraz rozwa¿aniach na temat œmierci, czasów, przemijania – szuka³a Eliza spokoju i potwierdzenia w³asnej egzystencji.
1. Walka Boga z Szatanem
Anna Strzeszewska w artykule ¯ycie jako powieœæ. Epistolografia Maurycego Mochnackiego w kontekœcie wspó³czesnej refleksji narratywistycznej zauwa¿a, ¿e autor Powstania narodu polskiego w roku 1830 i 1831 szczególne okrucieñstwo doœwiadczanej rzeczywistoœci próbowa³ sobie t³umaczyæ specjaln¹
misj¹, jak¹ zosta³ naznaczony przez los (fatum). Nie mog¹c uwierzyæ, ¿e œwiat
mo¿e byæ bez przyczyny tak chaotyczny i niezrozumia³y, usilnie stara³ siê przekonaæ samego siebie, ¿e nad spotykaj¹cymi go niepowodzeniami (np. nad upadkiem
7 Na epistolografiê Elizy Krasiñskiej sk³adaj¹ siê trzy bloki korespondencyjne: listy do
Zofii z Branickich Arturowej Potockiej z lat 1835-1876 (ok. 900 listów), Aleksandry z Potockich Augustowej Potockiej z lat 1835-1868 (ok. 550 listów) i Katarzyny z Branickich Adamowej Potockiej z lat 1835-1876 (ok. 1250 listów). Wœród nich znajduj¹ siê pojedyncze listy adresowane do matki – Ró¿y z Potockich, ojca – W³adys³awa Grzegorza Branickiego,
ciotki – El¿biety z Branickich Micha³owej Woroncowej, brata W³adys³awa oraz siostry Zofii ks. Odescalchi. Wszystkie cytowane fragmenty korespondencji pochodz¹ z: Œwiadek epoki.
Listy Elizy z Branickich Krasiñskiej z lat 1835-1876, t. 1-4, z rêkopisu odczyta³, wybra³, skomentowa³ i wstêpem opatrzy³ Z. Sudolski, prze³. U. Sudolska, Warszawa 1995-1996. Jako
¿e listy zosta³y ponumerowane w tekœcie g³ównym, zamiast stron podawaæ bêdê ich numery.
8 Zob. E. Fromm, Szkice z psychologii religii, prze³. J. Prokopiuk, Warszawa 1966, s. 66.
67
powstania listopadowego, problemami na emigracji czy œmierci¹ brata) musi
czuwaæ jakaœ si³a, niepojêta m¹droœæ – ¿e tkwi w tym pewien ukryty cel i sens.
Zrozumienie w³asnej egzystencji w przypadku Mochnackiego by³oby ci¹g³ym
odwo³ywaniem siê do porz¹dku wy¿szego. Zatem, przywo³uj¹c kategoriê losu
w pisanej do rodziców w latach 1832-1834 korespondencji, d¹¿y³ on do usensownienia niszcz¹cej si³y dziejów oraz odnalezienia tajemnicy swojego przeznaczenia9. Eliza z Branickich Krasiñska w swoich listach czyni³a podobnie.
Jednak nie w poczuciu „fatalnej koniecznoœci”, ale w dzia³aniach Boga i Szatana upatrywa³a Ÿróde³ zamêtu historii, ludzkiego bólu i cierpienia10. Wiara w Bosk¹ i szatañsk¹ ingerencjê w losy œwiata i cz³owieka dawa³aby jej nadprzyrodzon¹
pewnoœæ, wewnêtrzn¹ si³ê, pozwalaj¹c¹ zrozumieæ swoje ¿ycie i dziej¹ce siê
w nim wydarzenia. Uczucia religijne umo¿liwia³y umieszczenie siebie na tle zak³adanego projektu ca³oœci istnienia, pozwala³y na wytworzenie ogólnej orientacji, któr¹ zyskuje siê w trakcie poszukiwania uniwersalnego systemu wiary oraz
– co najwa¿niejsze – przezwyciê¿enie dezintegracji osobowoœci. Przekonanie
m.in. o tym, ¿e wraz z zawieruch¹ historii „nadesz³a kara, która ci¹¿y nad œwiatem i bêdzie siê szerzyæ”, a „sza³ demonów” popycha ludzi do ob³êdu (list nr 499),
chroni³o Krasiñsk¹ przed lêkiem, zw¹tpieniem i rozpacz¹. Stwarza³o równie¿ perspektywê, dziêki której potrafi³a w kolejnych etapach swojego ¿ycia uchwyciæ
sensowny zwi¹zek miêdzy sob¹ a ca³oœci¹ Bytu. Nic nie dzia³o siê ju¿ bez przyczyny, wszystko mia³o cel, g³êbsze znaczenie i uzasadnienie. Ponadto, zawarte
w niektórych listach przeœwiadczenie, ¿e „bramy piekielne nigdy nie zwyci꿹
Koœcio³a Bo¿ego” (list nr 498), pomaga³o przetrwaæ najbardziej dramatyczne
chwile. Co wiêcej, traktowanie ówczesnych wydarzeñ politycznych i spo³ecznych
(zw³aszcza rewolucji)11 jako zapowiedzi religijnej oraz moralnej przemiany œwiata
dodawa³o otuchy i nadziei. Natomiast stylizowanie listów na kazanie przybli¿a³o
j¹ do Boga i pozwala³o przenikn¹æ Jego tajemnice. O pokrewieñstwie niektórych
listów z kazaniami œwiadczy chocia¿by u¿ywanie przez Krasiñsk¹ czasu przysz³ego, sprawiaj¹cego, ¿e rytm zdania nabiera cech proroctwa, oraz pos³ugiwanie
9 A. Strzeszewska, ¯ycie jako powieœæ. Epistolografia Maurycego Mochnackiego w kon-
tekœcie wspó³czesnej refleksji narratywistycznej, w: Polska literatura wspó³czesna wobec romantyzmu, red. M. £ukaszuk, D. Seweryn, Lublin 2007, s. 279-281.
10 Pogl¹d Krasiñskiej na œwiat i Boga, a œwiadczy o tym wiele listów, móg³ kszta³towaæ
siê pod bezpoœrednim wp³ywem twórczoœci mê¿a – zw³aszcza Irydiona.
11 Mo¿na podejrzewaæ, ¿e du¿¹ rolê w postrzeganiu przez Elizê rewolucji odegra³a lektura Nie-Boskiej komedii. Wiele fragmentów tej romantycznej epistolografii sprawia bowiem
wra¿enie komentarza do utworu Krasiñskiego.
68
siê takimi zwrotami, jak: „wierzmy”, „ufajmy”, „dziêkujmy”, „nie poddawajmy
siê”. Na tak¹ formê epistolografii wp³ynê³a prawdopodobnie znajomoœæ z ksiê¿mi zmartwychwstañcami – szczególnie z Hieronimem Kajsiewiczem. Trudno
stwierdziæ, czy ¿ona Zygmunta Krasiñskiego mia³a kiedykolwiek okazjê uczestniczyæ w kazaniach wyg³aszanych przez autora Sonetów w Pary¿u, Krakowie,
tudzie¿ w Rzymie (w swoich listach tego nie odnotowa³a). Na bliskie kontakty
ze s³ynnym kaznodziej¹ wskazuj¹ jednak fragmenty listów do Katarzyny Potockiej z 27 grudnia 1848 roku (nr 518), 21 maja 1849 roku (nr 587) i z lutego 1861
roku (nr 1402).
Postrzeganie œwiata jako miejsca walki Dobra ze Z³em w korespondencji
Krasiñskiej ujawnia³o siê równie¿ w opisywaniu dziej¹cych siê wówczas zdarzeñ
w tonie apokaliptycznym (list nr 404, nr 409, nr 498, nr 516, nr 520). Ogl¹d dziewiêtnastowiecznych wydarzeñ politycznych oraz spo³eczno-kulturalnych, m.in.
towianizmu, panslawizmu, rodz¹cego siê wówczas socjalizmu, jako zapowiedzi
powszechnej Apokalipsy stanowi³ próbê ich usensownienia i zrozumienia. Podobnie jak Zygmunt Krasiñski, który pod wp³ywem Pisma „bezw³ad” rzeczywistoœci ogarnia³ „myœl¹ niekiedy doœæ g³êbok¹”12, autorka omawianej epistolografii
stara³a siê odnaleŸæ Ÿród³o chaosu historii w Bo¿ych zamys³ach i decyzjach (w tym
wypadku dotycz¹cych S¹du Ostatecznego). Siêganie do Biblii – wyk³adni sensu
dziejów, przybieraj¹cych teraz charakter eschatologiczny, pomaga³o zachowaæ
wewnêtrzn¹ równowagê i w rezultacie prowadzi³o do ukonstytuowania siê w³asnej to¿samoœci. Ponadto, odwo³ywanie siê do biblijnych sposobów obrazowania koñca œwiata oraz przywo³ywanie znamiennych dla Apokalipsy œw. Jana symboli – np. zwierzêcia „o twarzy lwa i nogach niedŸwiedzia” – jeszcze bardziej
utwierdza³o j¹ w przekonaniu, ¿e czasy, w których ¿y³a, to mo¿e „jeszcze nie
koniec”, ale z pewnoœci¹ „pocz¹tek koñca” (list nr 498). Nawi¹zywanie do zaczerpniêtej z Biblii symboliki zmierza³o tym samym do przeniesienia zastanej
rzeczywistoœci w najwy¿szy wymiar aksjologiczny13. Przeczucie zbli¿aj¹cej siê
12 Z. Sudolski, U Ÿróde³ wyobraŸni i myœli Zygmunta Krasiñskiego, w: Apokalipsa. Symbolika – tradycja – egzegeza, red. K. Korotkich, J. £awski, t. 2, Bia³ystok 2007, s. 21. Por.
inne artyku³y z powy¿szego tomu: A. Fabianowski, Zygmunt Krasiñski: tworzenie Apokalipsy, s. 25-39; M. Œliwiñski, „Na œwiatach poczêtych, na œwiatach maj¹cych zgin¹æ”. Apokaliptyka Nie-Boskiej komedii Zygmunta Krasiñskiego, s. 41-69; M. Szargot, „Apokaliptyczne
podrzuty historii” w Irydionie Zygmunta Krasiñskiego, s. 71-79; J. Lyszczyna, Rok 1848
w apokaliptycznych prognozach historiozoficznych Zygmunta Krasiñskiego i Konstantego
Gaszyñskiego, s. 81-90.
13 Zob. M. Maciejewski, Biblie romantyków, w: Religijny wymiar literatury polskiego romantyzmu, red. D. Zam¹ciñska, M. Maciejewski, Lublin 1995, s. 20.
69
katastrofy dodatkowo wzmacnia³o pos³ugiwanie siê takimi zwrotami, jak: „diabe³”, „Jego Wysokoœæ Lucyfer”, „Belzebub”, „fa³szywi prorocy”, „smok”, „piek³o”. Problematyka rewolucji, spe³niaj¹cej siê Apokalipsy oraz odwo³añ do idei
historiozoficznych Zygmunta Krasiñskiego, to temat osobny, przekraczaj¹cy ramy
tej pracy, który zosta³ tu jedynie zasygnalizowany.
Wiara Krasiñskiej w Bosk¹ i szatañsk¹ ingerencjê w losy œwiata wi¹za³a
siê równie¿ z dzieleniem spotykanych ludzi na dobrych i z³ych, œwiêtych
i grzeszników. Staraj¹c siê rozpoznaæ w znacz¹cych osobistoœciach XIX wieku (zw³aszcza w papie¿u Piusie IX, Makrynie Mieczys³awskiej, Adamie Mickiewiczu i Andrzeju Towiañskim) wys³anników Boga lub Szatana, próbowa³a
sobie wyt³umaczyæ okrucieñstwa czasów, w których ¿y³a. (Choæby rewolucja
to wynik walki „namiestników Chrystusa” z ludŸmi „piekielnymi”). Precyzyjne
i niemal codzienne w czasie Wiosny Ludów opisywanie ich zachowañ, gestów,
s³ów prowadzi³o Krasiñsk¹ do ca³kowitego uto¿samienia siê z charakteryzowan¹
postaci¹ b¹dŸ do jej stanowczego odrzucenia i potêpienia. Umo¿liwia³o to odnalezienie w chaosie historii prawdziwych wartoœci. Poszukiwanie w drugim
cz³owieku boskoœci (o Piusie IX czêsto pisa³a jak o Chrystusie i œwiêtym mêczenniku – list nr 409, nr 411, nr 454, nr 503) lub demonicznoœci (Mickiewicza
i Towiañskiego uwa¿a³a za „fa³szywych proroków”, mówi¹cych „o Niebie, ¿eby
Piek³o mog³o ³atwiej zatryumfowaæ” – list nr 404)14 jest zatem jednym z wa¿niejszych, nieuœwiadamianych, sposobów pokonywania dezintegracji. Porównywanie siê do innych – w mniemaniu Krasiñskiej wybranych przez Boga lub
Szatana – ludzi, okaza³o siê drog¹ do samorozumienia i œwiadomego kszta³towania osobowoœci15.
W przezwyciê¿aniu duchowego rozdarcia – zw³aszcza w 1843 roku, kiedy „panna Eliza” przygotowywa³a siê do ma³¿eñstwa z Zygmuntem – pomaga³o
jej tak¿e przeœwiadczenie, ¿e „to rêka Bo¿a wszystkim pokierowa³a” (list nr 170).
S¹dz¹c, ¿e nie jest godna mi³oœci poety (list nr 107), nie maj¹c pewnoœci, czy
kiedykolwiek „zas³u¿y sobie” na jego uczucie (list nr 173), szuka³a wyt³umaczenia
14 Sposób postrzegania przez Elizê Mickiewicza-towiañczyka nie ró¿ni³ siê wcale od roz-
powszechnionych wówczas opinii na jego temat. Przedstawienie poety jako cz³owieka, w którym „wszystko jest dziwne” i którego „uwydatnione rysy, szlachetne i twarde b³yszcz¹ czasem dziwn¹ m³odoœci¹, jakby pochodzi³y od nadprzyrodzonej si³y” (list nr 404), wpisuje siê
w dziewiêtnastowieczn¹ tradycjê myœlenia o autorze Dziadów i wspó³tworzy jego legendê.
15 El¿bieta Rybicka nazwa³aby to „wynajdywaniem siebie i/ poprzez Innego”. Zob. E. Rybicka, Antropologiczne i komunikacyjne aspekty dyskursu epistolograficznego, w: Narracja
i to¿samoœæ (I). Narracje w kulturze, red. W. Bolecki, R. Nycz, Warszawa 2004, s. 211.
70
dla podjêtych decyzji w zamiarach Boga. Aby nadaæ sens temu niechcianemu
przez „wszystkich po kolei” ma³¿eñstwu, pisa³a, ¿e jest ono „w zamys³ach Opatrznoœci” (list nr 171) i ¿e znajduje siê w „zjednoczeniu z wol¹ Bo¿¹” (list nr 174).
Wyczuwaj¹c ingerencjê Opatrznoœci, ³atwiej jej by³o znieœæ obojêtnoœæ i brak
mi³oœci i przywi¹zania ze strony „syna genera³a” oraz niepewnoœæ ich wspólnej
przysz³oœci. Ca³kowite poddanie siê woli Boga prowadzi³o wiêc Elizê do akceptacji otaczaj¹cej rzeczywistoœci oraz do odzyskania utraconej to¿samoœci. Ponadto,
niektóre fragmenty przywo³anych listów stanowi¹ zapowiedŸ tak wa¿nej dla tej
epistolografii problematyki autokreacji i stylizacji autora Nie-Boskiej komedii na
cz³owieka dobrego, troskliwego i pe³nego najlepszych uczuæ dla ¿ony. Wiemy,
¿e Zygmunt taki jednak nie by³.
Postrzeganie œwiata jako miejsca walki Dobra ze Z³em w korespondencji Elizy Krasiñskiej nabiera szczególnego znaczenia. Wiara w Bosk¹ i szatañsk¹ ingerencjê w bieg historii, losy spo³eczeñstw i pojedynczego cz³owieka
stanowi próbê nadania ¿yciu sensu i okreœlonego kszta³tu, oraz – co najistotniejsze – jest sposobem przezwyciê¿ania odczuwanego rozpadu psyche. I tak,
zapewniaj¹c sam¹ siebie w listach, ¿e wszystko da siê wyt³umaczyæ wol¹ Boga
lub Szatana oraz zbli¿aj¹c¹ siê Apokalips¹, po której nast¹pi czas powszechnej
szczêœliwoœci i moralnego odrodzenia ludzkoœci, Krasiñska stara³a siê odnaleŸæ
sens istnienia, a w procesie samorozumienia stawiæ czo³a trudnej rzeczywistoœci.
Porównuj¹c siê do „przedstawicieli Chrystusa na ziemi” (Piusa IX, Makryny
Mieczys³awskiej, Zofii ks. Odescalchi), szuka³a takich wartoœci, które umo¿liwi³yby odzyskanie utraconej pe³ni i harmonii. Stosunek Elizy do œwiata i dziej¹cych siê wydarzeñ (zw³aszcza rewolucji) œwiadczy jednoczeœnie o fascynacji
twórczoœci¹ literack¹ mê¿a i jego pomys³ami historiozoficznymi. Ten wyj¹tkowy zbiór dziewiêtnastowiecznej epistolografii w niektórych fragmentach sprawia bowiem wra¿enie komentarza do najwiêkszych dzie³ Zygmunta Krasiñskiego – Nie-Boskiej komedii i Irydiona. Mo¿na zatem zaryzykowaæ twierdzenie,
¿e korespondencja Elizy Krasiñskiej stanowi rozwiniêcie myœli i pogl¹dów,
zawartych w utworach autora Przedœwitu i jest ich swoistym dope³nieniem16.
Jest to temat szeroki, do opracowania w innym miejscu, tu tylko sygnalizujê
jego obecnoϾ w korespondencji.
16 Por. Z. Sudolski, Œwiadek epoki, w: Listy Elizy z Branickich Krasiñskiej z lat 1835-1876,
t. 1, s. 19-20.
71
2. Sztuka, œwiat, rzeczy ostateczne
Poszukiwanie wartoœci, które pozwala³y Elizie Krasiñskiej zachowaæ wewnêtrzn¹ równowagê i na nowo stworzyæ jednolity obraz samej siebie, odbywa³o siê te¿ na drodze kontemplacji sztuki i natury oraz refleksji o œwiecie i rzeczach
ostatecznych. Opisywanie w listach wra¿eñ z ogl¹danych obrazów i rzeŸb, przeczytanych ksi¹¿ek, podziwianych widoków i pejza¿y oraz dzielenie siê z adresatkami korespondencji przemyœleniami na temat ¿ycia i œmierci, roli kobiety
w spo³eczeñstwie, nie wynika³o tylko z chêci poinformowania ich o bie¿¹cych
wydarzeniach i aktualnym stanie ducha. Jest to raczej forma walki z przeznaczeniem (bezustannym cierpieniem) oraz zmaganie z utrat¹ pierwotnej jednoœci. Chêæ
odnalezienia spokoju w dzie³ach sztuki i literaturze, potrzeba odkrycia w³asnego „ja” dziêki kontaktom z natur¹, pragnienie oswojenia œmierci czy znikomoœci
istnienia poprzez ci¹g³¹ refleksjê i zadumê – wszystko to kierowa³o autorkê listów
ku samopoznaniu oraz prowadzi³o do akceptowania otaczaj¹cej rzeczywistoœci.
Tak wiêc kontemplowanie dzie³ sztuki (zw³aszcza p³ócien Rafaela Santi,
Ary Scheffera i rzeŸb Micha³a Anio³a) oraz poszukiwanie w nich boskoœci przybli¿a³o Krasiñsk¹ do wa¿nej dla niej transcendencji i sfery sacrum. Traktowanie
sztuki jako przedstawienia „tego, co nieskoñczone w skoñczonoœci” oraz odnajdywanie w jej treœciach „bezpoœredniego ogl¹du absolutu”17, stanowi³o wa¿ny
etap w zdobywaniu samoœwiadomoœci, niezbêdnej w procesie kszta³towania to¿samoœci wiedzy „ja”. Poprzez odkrywanie w sztuce Boga, Eliza rozpoznawa³a
sam¹ siebie i – w rezultacie – z wiêksz¹ ³atwoœci¹ przezwyciê¿a³a wewnêtrzne
rozdwojenie. Ponadto, dziêki starannemu opisywaniu dostrze¿onych wartoœci
(w przypadku dzie³ Rafaela by³y to np. niebiañska harmonia, tchnienie ducha bo¿ego, majestat i moc Wiekuistego) oraz przeciwstawieniu ich okrucieñstwom
œwiata i historii, mog³a pokonaæ rodz¹ce siê poczucie bezsensu istnienia, ulotnoœci
w³asnej egzystencji. Mo¿na przypuszczaæ, ¿e ogarniaj¹ce Elizê w trakcie kontemplowania dzie³ sztuki pozytywne uczucia i emocje stanowi³y próbê oderwania siê od problemów codziennoœci. Staraj¹c siê zanurzyæ w przedstawianych na
17 Por. F. W. J. Schelling, Filozofia sztuki, w: tego¿, Filozofia sztuki. O stosunkach sztuk pla-
stycznych do przyrody. Bruno, czyli o boskiej i naturalnej zasadzie rzeczy rozmowa, prze³., wstêp
i przypisy K. Krzemieniowa, przek³. przejrza³ Z. Kuderowicz, Warszawa 1983. Krasiñska uwa¿a³a – tak jak Schelling – ¿e „bezpoœredni¹ przyczyn¹ wszelkiej sztuki jest Bóg”, i ¿e przejawia
siê w niej nieskoñczonoœæ. Poza tym, podobnie jak i twórca filozofii objawienia, twierdzi³a, ¿e
„w prawdziwym dziele sztuki nie ma piêkna poszczególnego – piêkna jest tylko ca³oœæ”. W takim ujêciu to nie tylko pos³uguj¹cy siê intuicj¹ i darem natury artysta zyskuje dziêki sztuce samoœwiadomoœæ – wiedzê o „ja” zdobywa równie¿ jej uwa¿ny obserwator, znawca i wielbiciel.
72
obrazach œwiatach idealnych, m.in. w pe³nych ciep³ych tonów i kolorów widokach
z malowide³ Horna i Fryderyka Müllera (list nr 80), szuka³a wytchnienia, odpoczynku po trudach dnia. Szczegó³owe opisywanie w listach do kuzynki odnajdywanych w kolejnych dzie³ach wartoœci wskazuje na potrzebê uto¿samienia siê
z nimi, zast¹pienia chaosu ¿ycia p³yn¹cym z nich piêknem i spokojem. Dziêki porównywaniu ogl¹danych na obrazach œwiatów z empirycznie doœwiadczan¹ rzeczywistoœci¹ mo¿na sobie uœwiadomiæ, co jest dobre, a co z³e, wa¿ne lub nieistotne, wznios³e czy te¿ ma³o znacz¹ce. Innymi s³owy, sztuki piêkne pozwala³y ¿onie
Zygmunta zbudowaæ trwa³y system aksjologiczny, oparty na w³asnych przemyœleniach oraz ocaliæ swój wewnêtrzny, jedynie prawdziwy, duchowy œwiat.
Oczywiœcie nie tylko kontemplowanie dzie³ sztuki pomaga³o Elizie zrozumieæ siebie. To równie¿ dziêki lekturom (m.in. ksi¹¿kom Pani de Staël, George Sand, Pierre’a Josepha Proudhona, Charlesa Fouriera, Josepha de Maistre’a),
mog³a odnaleŸæ sens ¿ycia, okreœliæ istotê i cel w³asnej egzystencji. Opisuj¹c
w korespondencji wra¿enia dotycz¹ce przeczytanych ksi¹¿ek i artyku³ów (Krasiñska czyta³a regularnie m.in. „Journal des Débates”, „Revue des Deux Mondes”, krakowski „Czas”), czyli – w jêzyku narratywistyki – tworz¹c „narracjê
o narracji”, próbowa³a ustaliæ, jakimi wartoœciami nale¿y siê w ¿yciu kierowaæ,
co powinno byæ najwa¿niejsze i kogo warto postawiæ przed sob¹ jako wzór do
naœladowania. Przekonana – podobnie jak m¹¿ – ¿e œwiat d¹¿y „ku rewolucji
kobiecej tysi¹ckrotnie bardziej groŸnej od wszystkich tych, które do tej pory
pustoszy³y nasz glob”, i ¿e kobiety w XIX wieku „s¹ bardziej powa¿ne” i „solidne” (nr 510), w czytanych lekturach szuka³a idea³u prawdziwej kobiecoœci.
W ten sposób na „lekcjê dla wszystkich kobiet” wybra³a chocia¿by spisane rêk¹
Jeana Marie Dargaud, francuskiego pisarza i historyka, dzieje Marii Stuart. Wszak
to angielska królowa, odkupiwszy swoje winy przez bohatersk¹ œmieræ, sta³a siê
symbolem wiernoœci w³asnym przekonaniom, odwagi oraz heroizmu, którego –
zdaniem Krasiñskiej – w XIX wieku nie by³o (list nr 900).
Innym sposobem przezwyciê¿ania dramatu rozpadu osobowoœci by³ jej
kontakt z natur¹18. Chocia¿ dla romantyków Natura okaza³a siê tajemnicz¹ ksiêg¹
18 Pos³uguj¹c siê pojêciem „natura”, nie zamierzam wik³aæ siê w jej filozoficzne odniesienia. Termin ten rozumiem – za S³ownikiem jêzyka polskiego Samuela Lindego – jako „ogó³
rzeczy stworzonych”. Linde wyró¿ni³ trzy znaczenia natury: 1) „si³a twory wywodz¹ca”
(natura naturans); 2) „ogó³ rzeczy stworzonych” (natura naturata); 3) „istnoœæ” (istota rzeczy lub zjawiska). Zob. has³o Natura, w: S³ownik jêzyka polskiego przez Samuela Bogumi³a
Linde, t. 3: M-O, Lwów 1857, s. 298. Ponadto, czasami stosujê go wymiennie
z wyrazem „przyroda” (co jest charakterystyczne dla œwiadomoœci pozytywistycznej).
73
zawieraj¹c¹ prawa stanowi¹ce podstawê harmonii wszechœwiata19, to ¿ona twórcy
Przedœwitu postrzega³a j¹ w odmienny sposób. Dla Krasiñskiej doœwiadczenie
œwiata natury nie by³o pretekstem do snucia filozoficznych rozwa¿añ ani powodem
do metafizycznych uniesieñ. W jej œwiadomoœci pejza¿ romantyczny jedynie
czasami przemienia³ siê w przesycony symbolik¹, uduchowiony, samodzielny byt,
mog¹cy staæ siê dla zafascynowanego nim cz³owieka osobliwym partnerem, który
nape³nia lêkiem i kusi nadziej¹ poznania20. Widok ska³, ciemnego lasu, jezior
„o surowym piêknie”, tudzie¿ malowniczych ruin starych zamków przynosi³ raczej odprê¿enie i psychiczn¹ równowagê. Obcowanie z interpretowan¹ w kategoriach ³adu i porz¹dku natur¹ (morze bywa „harmonijne”, jezioro jest otoczone
„górami o greckim profilu”, a wegetacja przyrody odbywa siê „bez krzyku”)
w sytuacji chaosu zwi¹zanego z wydarzeniami rewolucji europejskiej chroni³o
autorkê listów przed zagubieniem siê w „wielkiej zawierusze dziejów”. Umo¿liwia³o zajrzenie w g³¹b siebie, wyciszenie i nabranie nowych si³ do walki z codziennoœci¹. W liœcie do Katarzyny Potockiej z 19 grudnia 1850 roku mog³a wiêc
zanotowaæ:
To prawdziwa rozkosz tak wlec siê powoli w tej ³agodnej atmosferze i nieustannie
kontemplowaæ tê wdziêczn¹ przyrodê, której piêkna pogoda dodaje jeszcze wdziêku. Ty znasz
Heidelberg i wiesz jak malownicze jest to mi³e miasteczko zwieñczone zielonymi górami.
¯ycie jest tu bardzo spokojne, a spokój jest jedynym z g³ównych dobrodziejstw ¿ycia. Odzyskujê si³y duszy i cia³a w tym dobroczynnym spokoju, w którym obecnie ¿yjê. Jestem
g³odna i spragniona tego pokoju i nie mogê siê nim nasyciæ (list nr 759).
Doœwiadczenie „ogó³u rzeczy stworzonych”, obok wiary w bosk¹ ingerencjê w losy œwiata oraz pragnienia identyfikacji rzeczywistoœci z odnajdywanymi
w sztuce wartoœciami, stanowi³o dla Elizy jedn¹ z wa¿niejszych metod pokonywania egzystencjalnego niepokoju, poczucia rozdwojenia „ja” i „nie-ja”. Ci¹g³e
zapewnianie rodziny i siebie, ¿e kontakt z natur¹ wp³ywa koj¹co i terapeutycznie, prowadzi³o do przekszta³cenia dotychczasowej wizji œwiata w idylliczne,
rajskie, a czasami nawet baœniowe o nim wyobra¿enie. Baden-Baden czêsto przywo³ywa³o „na myœl pierwszy raj, jaki w ca³ej swojej œwie¿oœci wymkn¹³ siê z r¹k
Stwórcy” (list nr 579), a lasy wokó³ tego uzdrowiska pe³ne by³y bajecznych „chochlików i demonów” (list nr 542). Eskapizm – ucieczka w œwiat natury i przyrody, i w zwi¹zan¹ z nim baœniowoœæ – by³ form¹ walki z cierpieniem i kruchoœci¹
19 M.
Janion, KuŸnia natury, Gdañsk 1994, s. 19-20.
A. Kowalczykowa, Pejza¿ romantyczny, Kraków 1982.
20 Zob.
74
psyche. Zaœ porównywanie otaczaj¹cej przyrody m.in. do gotyckich katedr dodawa³o relacji powagi oraz wprowadza³o j¹, tj. naturê, w sferê sacrum – w tak
blisk¹ romantykom przestrzeñ mistyki i metafizyki21. Warto równie¿ zauwa¿yæ,
¿e – pomimo literackich inklinacji Elizy – jej s³ownictwo by³o ma³o zró¿nicowane. W korespondencji Krasiñskiej góry maj¹ zazwyczaj „harmonijne” i „czyste”
kontury, lasy s¹ „ciemne” i „wspania³e”, przyroda bywa „wdziêczna” i „zachwycaj¹ca”. Natomiast jeziora emanuj¹ „surowym” piêknem, a powietrze jest „aksamitne”, „ciep³e” i „pachn¹ce”.
Pokonanie wewnêtrznego rozdarcia w przypadku Elizy Krasiñskiej okaza³o siê równie¿ mo¿liwe dziêki refleksji o ¿yciu, cierpieniu, œmierci i kondycji
cz³owieka w XIX wieku. By lepiej zrozumieæ dziej¹ce siê wokó³ wydarzenia oraz
nadaæ sens niepowodzeniom, stara³a siê ponownie zaw³aszczyæ przez œwiadomoœæ
œwiat, z którego zosta³a wyobcowana wskutek pierwotnego aktu myœlenia22.
Snuj¹c w listach „filozoficzne” rozwa¿ania, zamierza³a na nowo zsyntetyzowaæ
to, co zosta³o w jej naturze podzielone. Proces myœlowy stanowi³ Ÿród³o egzystencjalnej si³y, kszta³tuj¹cej to¿samoœæ i wiedzê o „ja”. Zatem pisanie „drogim
przyjació³kom” o ¿yciu i „rzeczach ostatecznych” oswaja³o Krasiñsk¹ z przemijaniem, znikomoœci¹ ludzkiego istnienia, wojnami, chorobami, ci¹g³ym niepokojem. Prowadzi³o tym samym do akceptacji otaczaj¹cej rzeczywistoœci. Dzielenie siê z rodzin¹ przemyœleniami na temat œmierci, cz³owieka, u³omnoœci jego
charakteru, pozwala³o usensowniæ w³asn¹ egzystencjê oraz wyt³umaczyæ sobie
i swoim bliskim koniecznoœæ umierania i cierpienia. Natomiast uporczywie stawiane pytania o duszê i cia³o cz³owieka, powody op³akiwania zmar³ych czy sens
ludzkiej egzystencji prowokuj¹ adresata i nadawcê korespondencji do dalszych
refleksji, zakorzeniaj¹c w rzeczywistoœci i w³asnym jestestwie (w myœl kartezjañskiej zasady „myœlê, wiêc jestem”). „Filozoficzna” refleksja prowadzi³a wiêc do
ca³oœciowego ogl¹du œwiata, u³atwiaj¹c duchow¹ reintegracjê, a w procesie
„wszech-poznawania” – ukonstytuowanie siê to¿samoœci. Pamiêæ o tym, ¿e ¿ycie rzadko odp³aca siê „jak¹œ dobr¹ rzeczywistoœci¹, gdy ¿¹damy od niego czegoœ w zamian za wszystko coœmy mu dali” (list nr 116), czyni³a wiarê Krasiñskiej w Boga jeszcze silniejsz¹ i dojrzalsz¹. Natomiast œwiadomoœæ, ¿e „g³êbi¹
rzeczy jest nicoœæ tego œwiata” (list nr 121), uczy³a pogardy dla ¿ycia oraz ca³kowitego zatracenia siê w myœleniu o wiecznoœci.
21 Mimo ¿e sposób patrzenia Elizy Krasiñskiej na przyrodê i naturê jest bardziej „klasyczny” ni¿ „romantyczny”, to niektóre listy (zw³aszcza te, które opisuj¹ podró¿ przez W³ochy,
Szwajcariê i Alpy), wpisuj¹ siê w tradycjê „polskiego podró¿opisarstwa romantycznego”.
22 M. H. Abrams, dz. cyt., s. 215-216.
75
3. Ja to ktoœ Inny, czyli autokreacja
Jednak nie tylko rozwa¿ania o Bogu, sztuce, œwiecie i rzeczach ostatecznych prowadzi³y Elizê Krasiñsk¹ do ocalenia „ja”. Ostatnim – a w moim przekonaniu najwa¿niejszym (bo uœwiadamianym) – sposobem pokonywania wewnêtrznego rozdarcia by³a autokreacja, czyli sugerowanie po¿¹danego obrazu siebie za
pomoc¹ ró¿nych technik – od bezpoœredniej autocharakterystyki i ¿¹dañ, by
w okreœlony sposób interpretowaæ postaæ nadawcy korespondencji, „po dzia³ania bardzo subtelne, czasem przewrotne, implicite wpisane w tekst wypowiedzi”23.
Micha³ Kuziak, charakteryzuj¹c zapisane w listach Juliusza S³owackiego „opowieœci autokreacyjne”, stwierdzi³, ¿e w odniesieniu do epistolografii autora Balladyny mo¿na mówiæ o dwóch pokrewnych sobie technikach interpretowania w³asnej
biografii: prezentowaniu jej przez pryzmat tekstów literackich i poprzez istniej¹ce
ówczeœnie wzorce osobowe, np. modelowe biografie romantyków24. Korespondencja jako „sztuka póz” by³aby zatem œwiadomym aktem nadawania sobie to¿samoœci25. Podobnie dzieje siê w listach Elizy Krasiñskiej. Jednak to nie stylizowanie
w³asnej biografii na wzór upowszechnionych wówczas romantycznych sposobów
prze¿ywania rzeczywistoœci, ale kreowanie siebie na idea³, wedle którego chcia³oby
siê ¿yæ, pomaga³o jej w scalaniu osobowoœci. Konstruowana w procesie autokreacji
to¿samoœæ – nazwijmy j¹ to¿samoœci¹ „naddan¹” (wszak powstaje wskutek sugerowania po¿¹danego obrazu siebie) – umo¿liwia³a bowiem rozpoznanie swojego prawdziwego „ja” oraz prowadzi³a do zrozumienia dziej¹cych siê w jej ¿yciu zdarzeñ.
Wobec tego – paradoksalnie – przyjmowanie przez ¿onê Zygmunta Krasiñskiego
w trakcie pisania listów okreœlonych póz i ról powodowa³o ukszta³towanie siê to¿samoœci „prawdziwej”, „faktycznej”, „realnie istniej¹cej”. Tworzenie siebie na wzór
idea³u, zgodnie z którym chcia³oby siê ¿yæ, uœwiadamia³o autorkê, kim jest, kim byæ
nie mo¿e lub nie potrafi, jakie wartoœci s¹ najwa¿niejsze, czego wymaga od œwiata,
siebie i bliskich sobie ludzi oraz co jest potrzebne, by odzyskaæ duchow¹ równowagê. Jakie zatem role, pozy i maski przyjmowa³a Eliza Krasiñska w swojej epistolografii i czy reintegracja osobowoœci by³a jedynym skutkiem autokreacji?
Uczucie, jakim „panna Eliza” obdarzy³a w 1840 roku autora Nie-Boskiej
komedii, okaza³o siê brzemienne w skutki. Mi³oœæ do Zygmunta zasadniczo
23 K.
Cysewski, Problem autokreacji w listach Zygmunta Krasiñskiego, w: Sztuka pisania. O liœcie polskim w wieku XIX, red. J. Sztachelska, E. D¹browicz, Bia³ystok 2000, s. 73.
24 M. Kuziak, Kreacje epistolograficzne Juliusza S³owackiego (zarys problematyki), w:
Sztuka pisania…, s. 98-99.
25 Zob. tam¿e, s. 109.
76
wp³ynê³a zarówno na kszta³t ca³ego jej ¿ycia, jak i na treœæ korespondencji pisanej
w latach 1843-1859 (a wiêc od czasu œlubu z poet¹ do jego œmierci). Wtedy to
Eliza zupe³nie œwiadomie, niemal w ka¿dym swoim liœcie, kreowa³a siê na cierpliw¹, spe³nion¹ i bardzo szczêœliw¹ – bo kochan¹ przez mê¿a – ¿onê. Warto jednak zauwa¿yæ, ¿e ma³¿eñska rzeczywistoœæ Elizy i Zygmunta Krasiñskich przedstawia³a siê zgo³a inaczej. Twórca Przedœwitu – o czym œwiadcz¹ jego listy do
Jerzego Lubomirskiego i Delfiny Potockiej – przez d³ugie miesi¹ce nazywa³ ¿onê
„t¹ pann¹” i nie chcia³ z ni¹ spêdziæ nocy poœlubnej. Demonstracyjnie jej unika³
i nie ukrywa³ przed ni¹ swojej niechêci czy braku przywi¹zania. Zatem wcielanie siê w rolê szczêœliwej, zadowolonej ze wspólnego ¿ycia i potrzebnej mê¿owi
¿ony pomaga³o zapomnieæ o braku mi³oœci ze strony „syna genera³a” i stworzyæ
œwiat w³asny, bezpieczny, „spokojny i cichy” (niewa¿ne, ¿e fa³szywy). Ponadto,
wypieranie ze œwiadomoœci zdarzeñ utrudniaj¹cych integracjê osobowoœci (Krasiñska ukry³a przed korespondentkami m.in. to, ¿e Zygmunt nie by³ obecny podczas narodzin ich pierworodnego syna – W³adys³awa), a tym samym jakby zniekszta³canie realnie istniej¹cego œwiata, prowadzi³o do wyeliminowania z ¿ycia
poczucia osobistej tragedii. Autokreacja – podobnie jak kontemplacja sztuki –
przyczyni³a siê tak¿e do zbudowania trwa³ego systemu wartoœci. Wzajemna dobroæ i serdecznoœæ, rodzinne ciep³o i przywi¹zanie, obustronny szacunek, prostota
¿ycia s¹ najwiêkszym d¹¿eniem Krasiñskiej, trudnym do zrealizowania idea³em.
Co wiêcej, ci¹g³e usprawiedliwianie przed sob¹ i przed rodzin¹ zachowañ mê¿a
œwiadczy o pragnieniu zast¹pienia przykrej rzeczywistoœci w³asnymi o niej
(i o Krasiñskim) wyobra¿eniami. Ucieczka w sferê marzeñ i imaginacji okaza³a
siê wobec tego kolejnym – ale nie ostatnim – sposobem pokonywania przeciwnoœci losu. Kreowanie siebie na ¿onê idealn¹, a Zygmunta na mê¿a doskona³ego,
pozwala³o przekonaæ nieprzychyln¹ poecie rodzinê Elizy do s³usznoœci podjêtej
decyzji (poœlubienia go) i zapewniæ, ¿e – pomimo plotek i „z³ych jêzyków” – ich
„romans trwa na ca³ego”.
Kolejn¹ kreacj¹ epistolograficzn¹ by³a rola opanowanej, stroni¹cej od ¿ycia
towarzyskiego oraz nieulegaj¹cej ziemskim namiêtnoœciom kobiety-intelektualistki. Jak gdyby œwiadomie przeciwstawiaj¹c w³asn¹ osobê dziewiêtnastowiecznym
rewolucjonistkom (tym „sawantkom polityki”, „furiom socjalizmu i postêpu”)
oraz „salonowym lwicom” – Delfinie Potockiej i Marii Kalergis, Eliza Krasiñska poszukiwa³a w œwiecie trwa³ych wartoœci oraz takiego idea³u kobiecoœci,
wed³ug którego mo¿na ¿yæ przyzwoicie. Dziêki temu zaczyna³a dostrzegaæ, kim
jest i jak¹ kobiet¹ pragnie byæ do koñca ¿ycia. Nadto, pisanie przyjació³kom w listach, ¿e jest „filozofem na mod³ê Diogenesa” (list nr 144) i chcia³aby byæ studentem, mog¹cym chodziæ na ró¿ne wyk³ady (list nr 120), zdradza³o jej upodobanie
77
do wiedzy. Jest równie¿ prawdopodobne, ¿e kreowanie siebie na kobietê ma³o
towarzysk¹, kochaj¹c¹ m¹droœæ i opanowanie, wynika³o z chêci ukrycia w³asnych
kompleksów, niedoci¹gniêæ urody i charakteru. Warto jednoczeœnie zauwa¿yæ,
¿e Krasiñska w niektórych swoich listach przyjmuje pe³n¹ egzaltacji (a egzaltacja
ta bardzo czêsto przekszta³ca siê w „chorobliw¹” manierê) pozê proroka – duchowego przewodnika ludzkoœci. Informowanie rodziny, ¿e po Wioœnie Ludów Rzym
bêdzie miastem przeklêtym, „kara Bo¿a jaka na nie spadnie bêdzie straszna i bezlitosna” (list nr 495), a Polska nie bêdzie „ani Mick(iewiczowska), ani Mieros³awska, tylko œwiêta i czysta przed Panem” (list nr 641), przybiera miejscami
formê przepowiedni i przypomina og³aszanie nieznanych ludziom prawd. Obwieszczanie przysz³ych zdarzeñ, wcielanie siê w rolê romantycznej profetki – jako
przejaw wtajemniczenia w Boski plan zbawienia – nadaje ¿yciu sens i okreœlony
kszta³t, dowartoœciowuje – czyni z Krasiñskiej kogoœ wa¿nego. WyraŸnie te¿
widaæ, jak bardzo Eliza „myœla³a Zygmuntem” i jego twórczoœci¹. Wszak ton
wieszczy to cecha charakterystyczna wielu utworów autora Resurrecturis.
W epistolografii Elizy Krasiñskiej odnajdziemy równie¿ takie jej fragmenty,
które mog¹ wskazywaæ na potrzebê opisywania w³asnej osoby w kategoriach
niezawinionej ofiary, przez Boga poddawanej próbom i naznaczanej cierpieniem.
Œwiadcz¹ o tym listy napisane kilka dni po œmierci najstarszego syna – W³adys³awa, oraz pozosta³ych dzieci. Najwy¿sza ofiara, jakiej Bóg-Stworzyciel za¿¹da³ od matki – œmieræ dzieci – sprawi³a, ¿e jej religijnoœæ siê pog³êbi³a i sta³a siê
elementem œwiadomej kreacji w³asnego wizerunku. Stylizowanie siê na wezwan¹
do stóp krzy¿a, cierpi¹c¹, ale niebuntuj¹c¹ siê, b³ogos³awion¹ (œwiêt¹?) „miêdzy
matkami” – pomaga³o przetrwaæ rodzinn¹ tragediê. Usensownianie ¿ycia poprzez
nadawanie mu sakralnego wymiaru stanowi³o próbê zaakceptowania doœwiadczeñ oraz zrozumienia losu. Traktowanie siebie jako osoby wybranej przez Boga
stwarza³o tak¹ perspektywê istnienia, w której ból przeradza³ siê w zbawienie,
a cierpienie przemienia³o w radoœæ. Ponadto, przekonanie, ¿e jej „drogie dzieci
[…] s¹ u Boga, u swego Stworzyciela, Ojca i Odkupiciela”, pomniejsza³o ciê¿ar
smutku i pozwala³o dostrzec w chaosie istnienia prawdziwy cel ludzkiej egzystencji, którym jest powrót na ³ono Opatrznoœci. Z kolei wiara, ¿e cierpienie przyjête i ofiarowane Bogu ma w sobie ukryte Ÿród³o ¿ycia, pokrzepia duszê i wznosi
ponad czysto ziemskie uczucia, umo¿liwia³o odnalezienie w osobistym nieszczêœciu wartoœci, które wp³ywa³y koj¹co – niemal terapeutycznie. Krasiñska – jak
sama przyzna³a – w swoim cierpieniu czu³a siê „szczêœliwa”. To tak¿e ci¹g³e opisywanie swojego ¿alu i przygnêbienia, otrzymywanie listów, a wraz z nimi s³ów
pocieszenia od rodziny, oraz bezustanne wspominanie synów sprawia³o, ¿e rozpacz po stracie dzieci nie by³a a¿ tak uci¹¿liwa. Zabiegom kreacyjnym podlega³
78
te¿ obraz adresatów i osób wystêpuj¹cych w korespondencji. „W³adzio” Krasiñski ju¿ w wieku czterech lat „zacz¹³ jak gdyby improwizowaæ” (list nr 448)
i „umiera³ jak œwiêty” – „jego ofiara spe³ni³a siê bez szemrania, bez ¿alu, bez
jednego westchnienia” (list nr 2005). Natomiast „Puœ” (tak Krasiñska nazywa³a
drugiego syna), umieraj¹c, zdawa³ siê promienny, uœmiecha³ siê „jak w ekstazie”
i by³o w nim coœ z tryumfatora (list nr 1749). Kreowanie bliskich sobie osób na
ludzi wybitnych, niemal¿e œwiêtych, posiadaj¹cych niezwyk³e zdolnoœci jest
kolejnym sposobem przezwyciê¿ania wewnêtrznego rozpadu. Opisywanie synów
w kategoriach ponadprzeciêtnoœci pomaga³o walczyæ z codziennoœci¹ i osobistymi niepowodzeniami. Potrzeba dopasowania istniej¹cej rzeczywistoœci do w³asnych wyobra¿eñ na temat swojego „ja” (autokreacja), drugiego cz³owieka (kreacja Innego), œwiata, Boga czy cierpienia wyrasta³a z warunków egzystencji.
Wcielanie siê w okreœlone role i narzucanie ich innym ludziom by³o form¹ walki
z w³asnym przeznaczeniem oraz wi¹¿¹cym siê z nim zw¹tpieniem w sens ¿ycia.
„Metafizyka integracji” w przypadku Elizy z Branickich Krasiñskiej mia³a ró¿ne oblicza. Tworzenia korespondencji (sui generis pamiêtnika, powieœci
autobiograficznej w listach) mo¿na traktowaæ jako przejaw niezgody ¿ony autora Irydiona na œwiat, rozdarcie cz³owieka na „ja” i „nie-ja”. Konstruowana w procesie autonarracji to¿samoœæ pozwala³a pokonaæ rodz¹ce siê poczucie bezsensu
istnienia – daremnoœci, znikomoœci w³asnej egzystencji. Szczegó³owe opisywanie codziennoœci, rozpamiêtywanie przesz³oœci czy analizowanie dziej¹cych siê
wówczas zdarzeñ prowadzi³o do ponownego scalenia osobowoœci i akceptacji
otaczaj¹cej rzeczywistoœci. Równie¿ wiara w Bosk¹ ingerencjê w losy œwiata,
odrzucenie cnót fa³szywych (g³oszonych przez towiañczyków, rewolucjonistów
i socjalistów), kontemplacja sztuki, zwi¹zek z natur¹, refleksja o Bogu, cierpieniu
i œmierci czy œwiadoma autokreacja sprawi³y, ¿e odzyskanie pe³ni cz³owieczeñstwa sta³o siê mo¿liwe. Co wiêcej, zawarty w tej epistolografii zapis prze¿yæ
egzystencjalnych (autorskiej potrzeby integralnej to¿samoœci, próby scalenia
dekonstruowanego œwiata, tworzenia po¿¹danego wariantu w³asnej biografii)
uchyla tradycyjny, dokumentacyjno-Ÿród³owy aspekt lektury listów oraz u³atwia
dotarcie do ich g³êbszych struktur znaczeniowych. Jednoczeœnie pozwala lepiej
zrozumieæ epokê i ludzi. Warto tak¿e zauwa¿yæ, ¿e Eliza Krasiñska nie tyle „myœli
narracj¹”, ile historie, jakie uk³ada, opowiada jakby wtórnie. Jej zdolnoœæ samorozumienia kszta³tuje siê bowiem dziêki mo¿liwoœci odnoszenia do siebie plotów (termin Paula Ricoeura), które czerpie z kultury (przede wszystkim z twórczoœci mê¿a) i „wypróbowywaniu ró¿nych ról” przyjmowanych przez ulubionych
bohaterów literackich.
79
*
Agnieszka Markuszewska
The metaphysics of integration. Eliza Krasiñska, née Branicka, in search
of identity
This article attempts at looking at letters of the wife of the great Polish
romantic poet Zygmunt Krasiñski as a story of overcoming inner disintegration,
a noticeable decomposition of the psyche. The spiritual dilemma was defeated
by Eliza’s describing on her letter sheets the everyday life and events, political
and social, going on around her, as coupled with detailed analysing of her own
emotional states. This peculiar self-psychoanalysis was supported by romanticist providentialism, belief in divine and satanic interventions in the vicissitudes
of the world, Manichean struggle of Good and Evil, contemplation of art and nature, afterthought on man, death and the ‘last things’, as well as self-creation.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010
Aneta Mazur
WIEK XXI PATRZY NA WIEK XIX.
NA MARGINESIE KSI¥¯KI STANIS£AWA WASYLEWSKIEGO1
Wiek XIX, coraz czêœciej nazywany „z³otym wiekiem” – drugim po renesansie – kultury polskiej, nieuchronnie osuwa siê w przesz³oœæ, wraz z pokoleniami, które zwyk³y okreœlaæ go mianem „ubieg³ego wieku”. Jego osi¹gniêcia
cywilizacyjne ju¿ dawno zosta³y przeœcigniête astronomicznym skokiem cywilizacji dzisiejszej, jego kultura powoli wsi¹ka w muzealne archiwa, gdzie ka¿dy
znajduje wedle woli: pokryty patyn¹ zabytek albo niemo¿liw¹ do powtórzenia
utopiê. Tymczasem „wielkie stulecie Polaków” (Witkowska) nie bardzo doczeka³o siê swego piewcy. Jak zauwa¿a Janusz Tazbir, „nie poradzili sobie z XIX stuleciem” ani Aleksander Brückner (4 tom Dziejów kultury polskiej, 1903), ani Bogdan Suchodolski (Dzieje kultury polskiej, 1980), ani Maria Bogucka (Dzieje kultury
polskiej do 1918 roku, 1987), ani autorzy zbiorowej pracy Obyczaje w Polsce. Od
œredniowiecza do czasów wspó³czesnych (red. A. Chwalba, 2004)2. Do roli tej zapewne nie mo¿e te¿ pretendowaæ monograficzne ujêcie El¿biety Koweckiej (W salonie i kuchni. Opowieœæ o kulturze materialnej pa³aców i dworów polskich
w XIX w., 1984) oraz inne, podobnie wybiórcze. Co do tego, ¿e sztuka ta nie do
koñca uda³a siê i Wasylewskiemu, zgodna by³a wiêkszoœæ recenzentów ¯ycia polskiego w XIX wieku, gdy ukaza³o siê po raz pierwszy przed 47 laty. Mo¿na zapytaæ
dramatycznie – czy z tym stuleciem w ogóle mo¿na sobie poradziæ, czy ci¹¿¹ce
1 S. Wasylewski, ¯ycie polskie w XIX wieku, oprac. i przedm. J. Tazbir, pos³. S. S. Nicieja, Warszawa 2008.
2 Zob. J. Tazbir, „Opus vitae” Stanis³awa Wasylewskiego, w: S. Wasylewski, dz. cyt., s. 10.
81
na nim brzemiê polskiego przekleñstwa i b³ogos³awieñstwa mo¿na zamkn¹æ
w klatce jakiejkolwiek zadowalaj¹cej syntezy?
Stanis³aw Wasylewski (1885-1953) nale¿a³ do pieszczochów losu wœród
przedwojennych literatów polskich; wspomnienia swoje sam zatytu³owa³: „czterdzieœci lat powodzenia”. Wykszta³cony w okresie wspania³ego rozkwitu kultury lwowskiej, wyros³y na ¿yznej glebie i w przyjaznym cieniu Ossolineum, swoim debiutem (U ksiê¿nej pani, 1917) od razu zdoby³ szturmem czytelnika i ta szczêœliwa passa
trwa³a a¿ do wybuchu drugiej wojny. Erudyta, b³yskotliwy eseista i publicysta, wziêty
redaktor i twórca audycji radiowych, historyk, polonista i mi³oœnik sztuki, balansowa³ na krawêdzi kilku dyscyplin, nie daj¹c siê zamkn¹æ w ¿adnej z nich, ku ¿alowi
czy zgorszeniu (a tak¿e zazdroœci…) specjalistów. Eseistyczny genre Wasylewskiego
by³ w miêdzywojniu nowatorski: zainicjowa³ artystyczny sposób podawania wiedzy rzetelnie zakorzenionej w Ÿród³ach3. Pasjonowa³y go przede wszystkim wieki
XVIII i XIX, których dzieje opisywa³ przez pryzmat obyczaju oraz biografii ludzi
niepospolitych. By³ jednym z nielicznych posiadaczy imponuj¹cego zbioru pamiêtników i wspomnieñ (4-5 tysiêcy), dokumentuj¹cych te stulecia. Materia³ pieczo³owicie gromadzony przez lata wykorzystywa³ w licznych publikacjach i audycjach
radiowych, planuj¹c w przysz³oœci „wydaæ w kilku tomach dzieje kultury obyczajowej u nas”4. Nie by³by pionierem na tym gruncie, mia³ znakomitych poprzedników: nie mówi¹c ju¿ o Jêdrzeju Kitowiczu i jego wspania³ym Opisie obyczajów za
panowania Augusta III (druk. 1840), odnotowaæ trzeba dwie publikacje, które ukaza³y siê w okresie m³odoœci Wasylewskiego, Encyklopediê staropolsk¹ Zygmunta
Glogera (1900-1903) oraz niezmiernie popularne ¯ycie polskie w dawnych wiekach
W³adys³awa £oziñskiego (18 wydañ w latach 1907-1969). Z planów Wasylewskiego wprawdzie nic nie wysz³o, ale pozosta³o po nich w³aœnie ¯ycie polskie w XIX
wieku. Nie tylko sam tytu³ ³¹czy je z bestsellerem £oziñskiego. Ten ukaza³ siê
(w 1912) w ozdobnym wydaniu lwowskiego ksiêgarza-erudyty, Alfreda Altenberga, wspó³pracownika i przyjaciela Wasylewskiego, który prawdopodobnie u niego
równie¿ opublikowa³by swoje ¯ycie, gdyby je zd¹¿y³ ukoñczyæ za ¿ycia wydawcy5.
3 Zob.
D. Zielonkowa, Stanis³awa Wasylewskiego zwi¹zki ze Œl¹skiem, Opole 1969, s. 7:
„Eseistyka historyczna i historycznoliteracka, w której dokumentacja naukowa idzie w parze z artystycznym œrodkiem jej przekazu, nie zdoby³a dobie dot¹d w Polsce tego miejsca,
co w innych literaturach: angielskiej, hiszpañskiej, a przede wszystkim francuskiej”. Mo¿na powiedzieæ, ¿e Wasylewski spopularyzowa³ te szko³y eseju na gruncie polskim.
4 S. Wasylewski, Czterdzieœci lat powodzenia. Przebieg mojego ¿ycia, Wroc³aw 1959, s. 189.
5 Tj. do roku 1924. Wasylewski wielokrotnie zachwyca³ siê ozdobnymi wydawnictwami
Altenberga, planowa³ te¿ wydanie u niego ksi¹¿ek (zob. S. Wasylewski, Czterdzieœci lat
powodzenia…, s. 199 i passim).
82
Obaj autorzy ¯ycia polskiego – i tego dawnego, i dziewiêtnastowiecznego – narzekali w swoich przedmowach na zaniedbanie historii obyczaju przez rodzimych
badaczy. Wasylewski pisa³ wrêcz o dyscyplinie nieistniej¹cej i lekcewa¿onej,
mimo ¿e w okresie przedwojennym ukaza³y siê ju¿ Dzieje obyczajów w dawnej
Polsce. Wiek XVI-XVIII (1933-1934) Jana Stanis³awa Bystronia6. Byæ mo¿e one
nawet wywar³y dodatkowy wp³yw na krystalizacjê jego marzeñ o udokumentowaniu niesamowitego wieku polskich losów, wieku, który kszta³towa³ i ugniata³
materiê polskiego „¿ycia” (Lebenswelt, jakby powiedzia³ Husserl) w ró¿nych
aspektach i w sposób jedyny w swoim rodzaju. Swoist¹ klamr¹, spinaj¹c¹ studia
£oziñskiego i Wasylewskiego dzisiaj, staj¹ siê wznowienia ich prac w jednolitej
serii wydawniczej „Iskier”, pod redakcj¹ Janusza Tazbira7.
¯ycie polskie Wasylewskiego by³o zatem nastêpn¹ prób¹ „opisu obyczajów” polskich w kolejnym stuleciu. Czy prób¹ udan¹? Realizacje marzeñ bywaj¹
bolesne, i nie inaczej sta³o siê w tym przypadku. Ostatniej8 ksi¹¿ce w bogatym
dorobku pisarza nie by³o dane dzieliæ szczêœliwego losu poprzednich, jakby wrêcz
sprzysiêg³o siê przeciw niej z³oœliwe fatum. ZapowiedŸ ¯ycia polskiego pojawi³a siê ju¿ w 1921 roku, a pierwsza redakcja pracy, zaplanowanej na 3-4 tomy, by³a
gotowa oko³o roku 1936 i wiadomo by³o, ¿e uka¿e siê w poznañskiej serii „Cuda
Polski”, ale zamiary pokrzy¿owa³a wojna. Latami gromadzona biblioteka zosta³a zniszczona przez hitlerowców, a jej w³aœciciel musia³ opuœciæ Wielkopolskê,
jako poszukiwany przez Niemców autor g³oœnego œwiadectwa o germanizacji
Opolszczyzny (Na Œl¹sku Opolskim, 1937). Pozbawiony materia³ów, Wasylewski dopracowywa³ swoje studium w latach okupacji, najpierw w „czyœæcu lwowskim”, potem w „piekle Krakowa”, w koñcu zaszyty w prowincjonalnym Opolu
(po nagonce œrodowiska i procesie, wytoczonym mu z racji kontrowersyjnej
wspó³pracy z niemieck¹ „Gazet¹ Lwowsk¹” w latach 1941-1944)9. Jednak i tym
6 Nie
dotar³am do informacji, kiedy dok³adnie powsta³a przedmowa Wasylewskiego.
£oziñski, ¯ycie polskie w dawnych wiekach, red. J. Tazbir, Warszawa 2006.
8 Z rêkopisów ukaza³y siê potem jeszcze tylko wybory szkiców (Szkice serdeczne i przewrotne. Ksi¹¿ka dla mi³oœników przesz³oœci Œl¹ska, wyb. W. Szewczyk, Katowice 1964;
Wspomnienia i szkice znad Warty, oprac. W. Nawrocki, Poznañ 1973).
9 Wasylewski zosta³ uniewinniony z braku dowodów jednoznacznie szkodliwej dzia³alnoœci; wielu œwiadków podkreœla³o pozytywn¹ rolê, jak¹ odgrywa³ prowadzony przezeñ dzia³
kulturalny „Gazety Lwowskiej”. Pisarz podj¹³ siê ryzykownej wspó³pracy z niemieck¹ gadzinówk¹ jako cz³onek wywiadu AK, za zgod¹ i na polecenie podziemia. Jak sam zeznawa³:
„wst¹pi³em w charakterze wywiadowcy do redakcji […]. Jako poszukiwany przez gestapo
w Poznaniu […] mog³em tylko wtedy zdobyæ ich zaufanie i mieæ swobodê ruchów, gdy mnie
prasa podziemna potêpi za »wys³ugiwanie siê Niemcom«” (zob. G. Hryciuk, „Gazeta
7 W.
83
razem praca nie zosta³a doprowadzona do koñca. W roku 1953 autor zmar³, a ostatecznej redakcji maszynopisu dokona³ historyk kultury, bibliotekarz i wydawca,
lwowski krajan Wasylewskiego, Zbigniew Jab³oñski. ¯ycie… musia³o jeszcze odczekaæ swoje a¿ do prze³omu paŸdziernikowego. Publikacja w 1962 roku nie zakoñczy³a jednak z³ej passy. Ksi¹¿ka nie zosta³a przyjêta tak dobrze jak inne prace
pisarza, ani przez historyków (Kieniewicz), ani przez re¿imow¹ krytykê (Toeplitz);
ogó³ recenzentów podkreœla³ formalny wdziêk, lecz kwestionowa³ merytoryczn¹
wartoœæ pozycji10. Byæ mo¿e zadzia³a³a tutaj nie tylko peerelowska dyscyplina
ideologiczna – ¯ycie… by³o ostatecznie apoteoz¹ polskiego czynu niepodleg³oœciowego, jeœli nie wrêcz dyskretn¹ kontraband¹ szlachetczyzny, i niewiele mog³y
pomóc tutaj liczne puenty autora w duchu marksistowskiej interpretacji dziejów11
– ale i swoista dyscyplina naukowego uprawiania humanistyki, która zaczyna³a
obowi¹zywaæ w latach szeœædziesi¹tych i dla której swobodna, nie zawsze wiarygodna w szczegó³ach opowieœæ Wasylewskiego przedstawia³a gorsz¹cy dyskurs
historyczny. Dzisiaj ju¿ nie sposób rozdzieliæ ówczesnych przes³anek ideologicznych od argumentacji merytorycznej. Faktem jest, ¿e ¯ycie trafi³o w swoist¹ recepcyjn¹ dziurê, nie funkcjonowa³o nawet w szerszym obiegu bibliograficznym
(pamiêtam w³asne zaskoczenie, gdy przed laty przypadkowo odkry³am opas³¹ ceg³ê
o wielce obiecuj¹cym tytule), a badacze dziejów XIX wieku patrzyli nañ niechêtnie i lekcewa¿¹co. Trzeba jednak podkreœliæ, i¿ w latach zapomnienia istnia³, i istnieje po dziœ dzieñ, ¿ywy nurt badañ twórczoœci Wasylewskiego, reprezentowany
licznie przez œrodowisko bliskiej autorowi Opolszczyzny (Jerzy Poœpiech12, Danuta Zielonkowa, Stanis³aw S³awomir Nicieja, Marceli Kosman, Kazimierz i Piotr
Kowalscy, Adam Wierciñski, Andrzej Bro¿ek i inni).
Lwowska” 1941-1944, Wroc³aw 1996, s. 57; J. Poœpiech, Pos³owie, w: S. Wasylewski, Na
Œl¹sku Opolskim, Opole 1987 [reprint z 1937], s. 294). Pisarz podejrzewa³, ¿e u podstaw
oskar¿enia, które wysz³o ze œrodowiska literackiego, mog³y le¿eæ pobudki osobiste „Cel by³
³atwy, obrona do czasu niemo¿liwa, atak powiód³ siê napastnikom w zupe³noœci” (S. Wasylewski, Czterdzieœci lat powodzenia…, s. 204).
10 „Najwiêksz¹ falê krytyki wzbudzi³a ksi¹¿ka ¯ycie polskie w XIX wieku – jedyna praca
Wasylewskiego o ambicjach monograficznych” (L. Kozo³ub, Stanis³aw Wasylewski jako historyk kultury polskiej, w: Z ¿ycia i twórczoœci Stanis³awa Wasylewskiego. Materia³y z sesji
naukowej odbytej w Opolu w dniu 12 grudnia 1989 roku, red. J. Poœpiech, Opole 1991, s. 32).
11 Np. zwroty w rodzaju „wstecznik naszej arystokracji” (165), „t³um reakcyjnych dziedziców”, który zas³u¿y³ „na s³uszny wyrok historii” (354-355), czy przytoczona pochwa³a
Marksa dla Rewolucji Krakowskiej 1846 roku (164).
12 Zas³u¿ony badacz sylwetki i twórczoœci pisarza, ostatnio autor cennego szkicu opartego o materia³y archiwalne (Z okazji edycji drugiej „¯ycia polskiego w XIX wieku” Stanis³awa Wasylewskiego, „Kwartalnik Opolski” 2009, nr 1).
84
W roku 2008 wkracza zatem ¯ycie polskie… na rynek czytelniczy ze swoistym obci¹¿eniem. Janusz Tazbir w przedmowie redakcyjnej niejako usprawiedliwia siê z reedycji, traktuj¹c j¹ jako obowi¹zek przywrócenia ogó³owi czytelniczemu sympatycznego reliktu epoki, gdy pisano jeszcze „atrakcyjnie i w sposób
zrozumia³y nie tylko dla w¹skiego krêgu fachowców”13. Jaki odbiór czeka ksi¹¿kê
Wasylewskiego dzisiaj, czym bêdzie dla nas jutro? Nie mo¿na wykluczyæ, i¿ czas
jej przemin¹³; niewydana przed 1939 rokiem, jest swoistym pogrobowcem, który prze¿y³ sam siebie. Odesz³y pokolenia czytelników, dla których prawdopodobnie by³a pisana – ludzi, którzy z wieku XIX jeszcze wyrastali i którzy czuli jego
niszcz¹ce, ale i ¿yciodajne p³omiê na plecach; nale¿a³ wszak do nich sam autor.
Dwudziestolecie miêdzywojenne potrzebowa³o takiej rekapitulacji swojego
„onegdaj”, i to wiêcej ni¿ jakakolwiek inna epoka; potrzebowa³o generalnego
bilansu „piêknego stulecia Polaków”, które zapisywa³o najczarniejsze karty w historii narodu. Naród ten w latach 1918-1939 mia³ prawo z podziwem, mi³oœci¹,
ale i z bólem czy z gorycz¹ przebiegaæ myœl¹ ró¿ne dziewiêtnastowieczne „terminy”, z jakich (nie zawsze) wychodzi³ obronn¹ rêk¹; mia³ prawo pos³uchaæ gawêdy
o dziejach, które go wy³oni³y, nawet jeœli nie by³a ona do koñca wiarygodna i rzeczowa. Opowieœæ Wasylewskiego jest w³aœnie tak¹ gawêd¹, zapatrzon¹ po Sienkiewiczowsku w blaski i nêdze przesz³oœci; gawêd¹, która potrafi „oddaæ nastrój,
smak minionego czasu”, ale i „osnuæ przesz³e zdarzenia mgie³k¹ melancholii”14.
W jego narracji kr¹¿¹ ci¹gle jeszcze niewygas³e pasje niedawnej przesz³oœci, widoczne w upodobaniach, fascynacjach i obawach. Wiek XIX jest u Wasylewskiego romantyczny, niepokorny, zwyciêski narodowo, malowniczy obyczajowo, bolesny spo³ecznie, wlok¹cy za sob¹ ogrom resentymentów i zasz³oœci. Ten „barwny
film o ubieg³ym stuleciu”, jak powiada³ Jab³oñski, to coœ wiêcej ni¿ „zalew smutnie banalnych, podrêcznikowych informacji z politycznej i spo³eczno-gospodarczej
historii Polski”, a epitet „uroczy plotkarz”15 jest dla autora obraŸliwy.
¯ycie polskie w XIX wieku nie stanowi wyraŸnie osobnej pozycji w ca³okszta³cie twórczoœci Wasylewskiego. To swoista „synteza wszystkich gawêd,
esejów i szkiców, a szczególnie portretów literackich”16, jakie pojawi³y siê w jego
13 J.
Tazbir, dz. cyt., s. 13.
14 A. Wierciñski, Dyskretny erudyta. O pisarstwie Stanis³awa Wasylewskiego, Opole 2003,
s. 6.
15 Tak twierdzili recenzenci kilkadziesi¹t lat temu. Zob. Z. Jab³oñski, Przedmowa wydawcy, w: S. Wasylewski, ¯ycie polskie w XIX wieku, opracowa³, przedm. i oprac. Z. Jab³oñski, Kraków 1962, s. 8; J. Tazbir, dz. cyt., s. 7, 8.
16 D. Zielonkowa, dz. cyt., s. 10.
85
pracach wczeœniejszych (Mi³oœæ romantyczna, Na Œl¹sku Opolskim), jak i tych
przygotowywanych do druku lub aktualnie publikowanych w prasie (Karolina
Sobañska, Wspomnienia i szkice znad Warty, Szkice serdeczne i przewrotne).
Znalaz³y tu miejsce tematy oœwieceniowe i romantyczne, wielkopolskie i œl¹skie, polityczne, literackie i folklorystyczne. Mo¿na powiedzieæ, ¿e mg³awicowa eseistyka pisarza otrzyma³a w tym opas³ym tomie dziewiêtnastowieczn¹
krystalizacjê. Meandryczny dyskurs ¯ycia…, rozpisany na dwadzieœcia piêæ rozdzia³ów, osnuty jest na czterech w¹tkach. Podstawowy tworzy chronologia polityczna – od zmierzchu formacji stanis³awowskiej (Jeszcze Polska nie umar³a),
poprzez okres napoleoñski, erê metternichowsk¹ oraz Wiosnê Ludów (Osi¹gniêcia i klêski epoki Ksiêstwa; Czasy Królestwa Kongresowego; Naród w klatce
Œwiêtego Przymierza; Tu³actwo obejmuje ster), po sk¹po omówione przesilenie
powstania styczniowego (Przeciw idea³om i w zgodzie z nimi). Drug¹ warstwê
stanowi ogl¹d ewoluuj¹cej kondycji spo³ecznej ziemian, mieszczan i ch³opów,
z uwzglêdnieniem terytorialnej specyfiki zaborowej (Ró¿nice dzielnicowe
i Niemcy na ziemiach naszych; Walka o zniesienie pañszczyzny; ¯ycie i fanaberie magnatów; Miasta i mieszczañstwo; Emigracja przymusowa i zarobkowa). Trakt trzeci to zarys dziejów kultury (Teatr; Muzyka; Od Or³owskiego do
Matejki; Literatura; Czasopisma, ksi¹¿ki, wydawcy). W¹tek czwarty, najwa¿niejszy z perspektywy studium obyczajów, zwi¹zany jest z barwn¹, dynamiczn¹ sceneri¹ ówczesnego ¿ycia (Ubiory – przybory – amulety; Rozumni sza³em;
Kobieta w walce; Romantyczna mi³oœæ i kobieta; Obyczaje i sztuka ludu; Zamki, pa³ace, salony, dwory; Nowoœci XIX wieku w obyczajach; Komunikacja
i oœwietlenie; Ogrody i cmentarze). Oczywiœcie rozdzia³ materii nie jest i nie
mo¿e byæ konsekwentny, poszczególne tematy, epizody czy postaci powracaj¹
w ró¿nych ujêciach i kontekstach. Autorowi uda³o siê zrêcznie po³¹czyæ zdarzenia przebiegaj¹ce w czasie z ich zró¿nicowaniem przestrzennym – problem
nêkaj¹cy metodyków dziewiêtnastowiecznej historii Polski, o czym wspomina
Tazbir. Z pewnoœci¹, ¯ycie polskie… jest czymœ w rodzaju potpourri najwa¿niejszych informacji z dziejów politycznych, spo³ecznych, gospodarczych i kulturalno-obyczajowych. Ale bardziej ni¿ historyczna faktografia interesuj¹
Wasylewskiego postaci bohaterów nieistniej¹cego pañstwa, bardziej ni¿ wyczerpuj¹cy portret spo³eczeñstwa – epizody z trójdzielnicowego ¿ycia pod zaborami, bardziej ni¿ sztuka – funkcjonowanie tej¿e w spo³eczeñstwie. A wszystko
to w oprawie barwnych anegdot, biograficznych ciekawostek, trafnych bon
motów, ciêtych powiedzonek i cytatów literackich z epoki. Przeplot ró¿nych
aspektów rzeczywistoœci historycznej jest bezsprzeczn¹ zalet¹ interdyscyplinarnego, urozmaiconego wywodu autora.
86
Przyjêtej techniki wywodu – impresyjnej, szkicowej, felietonowej, jak chc¹
niektórzy17, albo obrazkowej, jak chcia³ sam autor18 – zapewne nie da siê obroniæ przed zarzutami powierzchownoœci czy fragmentarycznoœci, jeœli stosowaæ
wobec niej quasi-naukowe kryterium syntezy. Specjaliœci od historii politycznej
i faktografii mog¹ mieæ uzasadnione pretensje o luki i omy³ki; historykom kultury nie w smak sk¹pe uwzglêdnienie ich dziedzin; studium obyczaju jest selektywne i nie zawsze solidne. Tylko ¿e autor przemyœlnie uprzedzi³ wszelkie zarzuty tego typu, deklaruj¹c:
Ambicj¹ moj¹ by³o zawsze gromadzenie takich kamyczków realiów sk³adaj¹cych
obraz ca³oœci potocznego ¿ycia. Wa¿ne, uroczyste wydarzenia stara³em siê naœwietliæ chocia¿by anegdot¹, która w moich opowiadaniach by³a wa¿niejsza ni¿ dokument z pieczêciami (Od autora, 15).
Wiêkszoœæ recenzentów zwyk³a przytaczaæ ten automanifest Wasylewskiego jakby z ¿alem i przechodziæ nad nim do porz¹dku – wy¿ej wspomnianych
zarzutów. Tymczasem traktuj¹c serio deklaracjê autora, wypada wpisaæ ¯ycie
polskie… nie tylko w tradycjê pisanych barwnie i z rozmachem szkiców historyczno-obyczajowych (dziewiêtnastowiecznych Ludwika Kubali, Karola Szajnochy, Franciszka Jaworskiego, Antoniego Józefa Rollego, W³adys³awa £oziñskiego czy Kazimierza Ch³êdowskiego19; dwudziestowiecznych Feliksa Konecznego,
Paw³a Jasienicy, Jerzego £ojka, czêœciowo Tazbira) – ale równie¿ w tradycjê literackich esejów historycznych, np. Jaros³awa Marka Rymkiewicza, toutes proportions
gardées. Wasylewski reprezentuje zapewnie inny kaliber wywodu, ale w sposób
podobny, œwiadomie uzupe³nia faktografiê domieszk¹ amatorstwa i dyletantyzmu
(tak¿e w pierwotnych znaczeniach tych s³ów)20. Jego celem jest swoista gra materi¹ faktograficzn¹, która ma wywo³aæ oddŸwiêk w wyobraŸni czytelnika
17 „Otrzymaliœmy po prostu zbiór felietonów tylko gdzieniegdzie dobijaj¹cych siê do wy-
¿szej rangi” pisa³a Zielonkowa, rozczarowana silva rerum, które jej zdaniem ustêpuje artystycznie wczeœniejszym esejom i jest w³aœciwie dzie³em dziennikarza (tam¿e, s. 10, 11). Oceny
te powtarza szereg badaczy.
18 „[…] staraliœmy siê uj¹æ w szeregu obrazków rozwój ¿ycia narodowego” (421). O „szkicowych obrazach” i „szkicach z dziejów ¿ycia polskiego do 1863” mówi te¿ J. Tazbir, dz.
cyt., s. 8.
19 Zw³aszcza ten ostatni, Galicjanin i Lwowianin, wydaje siê bliski autorowi Portretów
pañ wytwornych; ³¹czy³y ich zami³owanie do ciekawostek, smakowanie szczegó³ów oraz estetyczne koneserstwo.
20 O „poszukiwaniach amatorskich, ale nie dyletanckich” Wasylewskiego-badacza pisa³
Józef Kallenbach (zob. Z ¿ycia i twórczoœci…, s. 16).
87
(à propos, s³owo wyobraŸnia zamiast imaginacja upowszechni³ Alojzy Feliñski.
Któ¿ o tym pamiêta? Wasylewski oczywiœcie). Pisarz doskonale zdawa³ sobie
sprawê, ¿e w jego pracy
[…] o wyczerpaniu, pog³êbieniu i definitywnym ujêciu zagadnieñ nie mog³o byæ
mowy. Piêciu ludzi trzeba by, nie jednego dyletanta, który, jak zawsze, dba³ i tu przede
wszystkim o czytelnika, ³atwe ujêcie, o zainteresowanie go powabem opowiadania
z oczywist¹ szkod¹ dla myœlowego pog³êbienia, cierpliwej analizy i krytyki (Od autora, 15;
wyró¿n. – AM).
Wasylewski to zapewne jeden z ostatnich, co tak s³owem wodzi³. Dba³oœæ
o uwodzenie czytelnika sygnalizuje jednoznacznie, ¿e mamy do czynienia z polsk¹ szko³¹ eseju-gawêdy. Potwierdza tak¿e osiemnastowieczne zami³owania pisarza, którym da³ wyraz w tylu innych pracach; jest bowiem w prozie Wasylewskiego
rys oœwieceniowego, b³yskotliwego snucia narracji zarazem bawi¹cej i ucz¹cej, jest
„trafny, niedaj¹cy siê z³udziæ pozorom, s¹d historyka i – wyrozumia³ego, ale jednak – moralisty”21. Jest tak¿e splot dziedzictwa lwowskiego i poznañskiego. Lwów
z jego pasj¹ semper fidelis i Poznañ ze swoim trzeŸwym entuzjazmem. Te dwa
miasta ¿ycia i pracy Wasylewskiego, ³¹cz¹ce niepodleg³oœciowy romantyzm z d³ug¹
tradycj¹ pracy organicznej, ukszta³towa³y etos i strategiê pisarza (echa lwowskie
i wielkopolskie, a w³aœciwie zachodnie, bo te¿ pomorskie i œl¹sko-opolskie, odzywaj¹ siê nader czêsto w rozdzia³ach ¯ycia…). Jak sam wreszcie t³umaczy³: „Jeœli
powiod³o siê autorowi naznaczyæ choæ w przybli¿eniu granice tematu, zestawiæ
has³a najwa¿niejsze, wskazaæ ludzi czo³owych w dobrym czy z³ym sensie – to mu
wystarczy” (Od autora, 15). Wasylewskiemu wystarczy³o, jego recenzentom nie
zawsze. Czy wystarczy dzisiejszemu czytelnikowi? To zale¿y. Jeœli bli¿szy mu tradycyjny styl odbioru historiografii – podobne podejœcie wyda mu siê niezbyt odpowiedzialne, nawet irytuj¹ce. Jeœli posiada wra¿liwoœæ eseistyczn¹, albo te¿ bêdzie odbiorc¹ ponowoczesnym, który godzi siê na zatarcie granic miêdzy narracj¹
historyczn¹ i estetyczn¹ – chêtnie podda siê sugestywnej narracji autora ¯ycia…,
jego predylekcji do wyszukiwania paradoksów i kontrastów w pstrej tkance dziejów, jego z lekka ironicznej tonacji, rzadko przechodz¹cej w patos przy omawianiu tak patetycznej materii, jak¹ jest ¿ycie polskie w XIX wieku22.
21 J.
Kwiatkowski. Cyt. za: A. Wierciñski, dz. cyt., s. 6.
22 Zielonkowa widzi w Wasylewskim „dziecko fin de siècle’u, który nauczy³ go […] scep-
tycyzmu i relatywizmu w œwiatopogl¹dzie naukowym i estetycznym”, co znalaz³o te¿ wyraz w ¯yciu polskim, reprezentuj¹cym „bardziej sceptyczny i relatywny stosunek autora do
przedstawionych problemów i postaci” (dz. cyt., s. 10, 12).
88
¯a³owaæ nale¿y, a bola³ nad tym ju¿ redaktor Jab³oñski, i¿ autor nie
uwzglêdnia w stopniu adekwatnym rozkwitu dziewiêtnastowiecznej nauki, poprzestaj¹c na ciekawostkach i nowinkach technologicznych. Wasylewski dostrzega jednak ogrom pracy cywilizacyjnej, jaka trwa³a równolegle do naszych romantycznych perypetii, podkreœlaj¹c, ¿e zastêpy polskich in¿ynierów, techników,
budowniczych, lekarzy, podró¿ników rozsiane po szerokim œwiecie pracowa³y
na rzecz ró¿nych krajów, tylko nie w³asnego („kiedy podchor¹¿owie uderzali na
Belweder, […] zaczê³a siê era stali i ognia”; 23). Nieobecnoœæ w¹tku dotycz¹cego wk³adu nauki w rozwój dziejów to typowa bol¹czka prac humanistycznych;
tutaj wzmacnia j¹ dodatkowo fakt, i¿ autor koncentruje siê na pierwszej po³owie
stulecia, nie docieraj¹c w³aœciwie do scjentystycznego rdzenia jego drugiej, pozytywistycznej po³owy. W przeciwieñstwie do ¯ycia polskiego… £oziñskiego
uwzglêdnia Wasylewski œwiat mieszczañski i wiejski, choæ bardziej w wymiarze spo³ecznym – z emocj¹ blisk¹ ¯eromskiemu omawia niezagojon¹, pal¹c¹ ranê
kwestii w³oœciañskiej, któr¹ za³atwili za Polaków zaborcy – ni¿ obyczajowym.
Obyczaje wiejskie stanowczo nie mia³y szczêœcia w historiografii polskiej. Kitowiczowi œmieræ wytr¹ci³a pióro z rêki, gdy rozpoczyna³ ich spisywanie; £oziñski
zrezygnowa³ z ich uwzglêdnienia wbrew pocz¹tkowym planom; autor ¯ycia polskiego w XIX wieku posi³kuje siê materia³em wybiórczym i przygodnym, czêsto
wykorzystuj¹c zgromadzon¹ wiedzê z terenów Œl¹ska Opolskiego. Ca³kowitym
milczeniem pomija Wasylewski modernistyczny prze³om XIX i XX wieku. To
chyba najwiêkszy zawód nieuprzedzonego czytelnika, który zamiast panoramy
ca³ego stulecia otrzymuje w³aœciwie studium formacji romantycznej. Efekt zaprzepaszczonych notatek, przerwanej pracy nad dzie³em czy te¿ zamierzenie
œwiadome? S³owa autora w Zamkniêciu sugeruj¹ to ostatnie: „Przebiegliœmy szmat
drogi od zacz¹tków doby romantyzmu a¿ po jego ostatni kwarta³” (421)23. Ujawniaj¹ praktykowan¹ a¿ do 1945 (i d³u¿ej) opcjê, zak³adaj¹c¹ romantyczny fundament zarówno charakteru narodowego, jak i ca³ej dziewiêtnastowiecznoœci polskiej. Wasylewski prezentuje siê jako nieodrodny syn generacji neoromantycznej;
nie przypadkiem pierwszym jego osi¹gniêciem redakcyjnym by³a w 1909 roku
jubileuszowa ksiêga poœwiêcona S³owackiemu (o rodzinnym kulcie poety wspomina w pamiêtnikach). Stanowisko to ujawnia siê te¿ w bezwarunkowej, jak siê
wydaje, aprobacie autora ¯ycia… dla polskich zrywów i konspiracji dziewiêtnastowiecznych; brak tutaj miejsca na rozterki zwi¹zane z sensem i ze skutecznoœci¹
naszej dziewiêtnastowiecznej martyrologii. Ciekawym papierkiem lakmusowym
23 Jeszcze
wyraŸniej mówi o tym zwrot: „w ci¹gu stulecia epoki romantyzmu” (295).
89
jest tak¿e kanon „dziewiêciu kapitalnych dzie³” z czwartej dekady stulecia, o których autor powiada, i¿ nie znaæ ich Polakowi „nie wolno, nie wypada” (156-157).
S¹ to: Pan Tadeusz, Zemsta, Nie-Boska komedia, Ojciec zad¿umionych („przewy¿szaj¹cy Treny Kochanowskiego”), Wac³aw, W Szwajcarii i Balladyna S³owackiego, Pami¹tki Soplicy Rzewuskiego oraz powieœæ Poeta i œwiat Kraszewskiego („przeœwietlaj¹ca stosunek wybitnej indywidualnoœci do têpego ogó³u”). Co
znamienne, Wasylewski nie podaje w swoim studium ¿adnego innego kanonu
tekstów – choæ ma do dyspozycji produkcjê literack¹ ca³ego „z³otego wieku”
kultury polskiej.
Tote¿ w³aœnie obraz œrodowiska romantyków, nie tylko polskich zreszt¹,
jest najcenniejszym chyba wk³adem Wasylewskiego w obraz stulecia (zauwa¿a³a to krytyka, podkreœla to Tazbir). Lista rzeczy po¿ytecznych b¹dŸ ciekawych,
jakie autor ¯ycia uzmys³awia czytelnikowi – temu przeciêtnemu i temu profesjonalnemu – jest d³uga. Trochê na zasadzie „znacie? to pos³uchajcie” przywo³uje fakty mniej lub bardziej znajome, tu i ówdzie koryguj¹c proporcje czy oceny. Na wiele lat przed pracami Ryszarda Przybylskiego domaga siê Wasylewski
uznania dla klasyków, ratuj¹cych „entelechiê” narodu i k³ad¹cych fundament pod
romantyczne stulecie Polaków. Przypomina o austriackim terrorze ery metternichowskiej, zamazanym przez obraz dobrotliwej „cekanii” Franciszka Józefa II
(„martyrologia kaŸni pruskich i austriackich by³a wyj¹tkowo potworna, choæ nie
wyda³a swoich Dziadów”, 134). Wzdycha nad polsk¹ wad¹ „pawia i papugi”,
któr¹ nazywa „cudzobiesiem” i w której widzi przyczynê „zastraszaj¹cej potulnoœci wobec zaborców” (37-38). Wspomina utopijny zamiar genera³a D¹browskiego stworzenia Grecjo-Polski z dwóch uciemiê¿onych narodów; epidemie
cholery w czwartej i pi¹tej dekadzie stulecia, przes¹dzaj¹ce o biegu polityki
i spraw powszednich; czy przes³oniêty legend¹ Somosierry, a decyduj¹cy udzia³
napoleoñczyków polskich w walkach o Wroc³aw i inne miasta œl¹skie („w ataku
podnieca³a ich – jak wyznawali – œwiadomoœæ, ¿e s³ysz¹c mowê polsk¹ naokó³,
byli u siebie, oddychali powietrzem rodzimym”; 70). Interesuje go nietypowa
religijnoœæ romantyków oraz zrewoltowana politycznie i obyczajowo kobiecoœæ
w epoce – w¹tek ciekawy z punktu widzenia dzisiejszego feminizmu, spuentowany dosadnymi s³owami Krasiñskiego o kobiecie przysz³oœci: „Silna, muskularna, namiêtna potrafi równie ³atwo zabijaæ i rodziæ” (125). Nie zaniedbuje te¿
Wasylewski swego ulubionego konika: dziejów ksi¹¿ek, bibliotek i muzeów,
w których gromadzono materialne i niematerialne bogactwa nieistniej¹cego pañstwa. I nie stroni od informacji z pogranicza skandalu i sensacji (fakt sprzeda¿y
bia³oruskich kobiet przez kresowych „w³aœcicieli” czy nieodzowne romanse i flirty
znanych osobistoœci). Wartoœæ ¯ycia polskiego… nie polega na osza³amiaj¹cej
90
panoramie obyczajów – tej zgo³a nie przynosi. Atrakcyjnoœæ ksi¹¿ki wi¹¿e siê
raczej z galeri¹ sylwetek wybitnych postaci, zarysowanych pobie¿nie, skrótowo,
anegdotycznie. Trudno zreszt¹, by by³o inaczej w przypadku pisarza mog¹cego
siê poszczyciæ takim rodowodem po k¹dzieli, jak pradziad Tadeusz Wasilewski,
wicemarsza³ek Sejmu Stanowego, mecenas Szajnochy i jeden z pionierów pracy
organicznej w Galicji (gdzie pierwszy uw³aszczy³ ch³opów w 1842); jak dziadek
Juliusz Starkel, organizator przemys³u, dzia³acz ludowy, pisarz i publicysta, kolega Asnyka z czasów heidelberskich, czy jak ciotka Felicja Boberska, zas³u¿ona spo³ecznica i za³o¿ycielka pensji dla dziewcz¹t. Przed oczami czytelnika ¯ycia
polskiego… przesuwa siê swoisty Polaków portret w³asny. Jak piêknie powiedzia³ o Wasylewskim Józef Kallenbach: „przywdziewa³ szatê powa¿n¹, aby odprawiæ obrzêd historyczno-obyczajowy i wywo³aæ nik³e cienie to ciê¿szych, to
l¿ejszych duchów”24. Przywo³ajmy niektóre z nich: autor pierwszego projektu
socjalistycznego pañstwa z 1817 roku, napoleoñski oficer i ekonomista Wojciech
Gutkowski – radykalna bojownica, poznañska George Sand, Julia Moliñska-Woykowska – Hoene-Wroñski, „osobliwy typ filozofa-in¿yniera”, który móg³ powstaæ
„tylko w Polsce” (25) – Edward Raczyñski, mecenas kultury i samobójca – natchniony Edward Dembowski, „kasztelanic komunista, jedna z najbardziej heroicznych postaci, jakie wyda³o stulecie” (204) – powstaniec styczniowy, niepodleg³oœciowiec i nie zawsze fortunny przedsiêbiorca-organicznik, czerwony ksi¹¿ê
Adam Sapieha („czerwona” magnateria to specjalnoœæ Galicji i Poznañskiego,
brak jej w Kongresówce) – pierwowzór Mohorta Pola, ofiarny ¿o³nierz i spiskowiec Ksawery Krasicki, krewny poety – lewicowy „aposto³” hr. Stanis³aw Worcell,
przyjaciel Hercena i bohater nienapisanej powieœci ¯eromskiego – ekscentryczna ksiê¿niczka Czetwertyñska z Wo³ynia, cudowne dziecko o wielu talentach
i fantastka, która uw³aszcza ch³opów i dzia³a w powstaniu styczniowym – Dezydery Ch³apowski, wiekopomny reformator wielkopolskiego rolnictwa – „herold pracy organicznej” doktor Karol Marcinkowski, syn szewca-furmana, spiskowiec, wolnomularz, emigrant i „romantyk czynu spo³ecznego” (366, 367) –
Stanis³aw Skarbek, „dziwak wspania³y” (235), budowniczy teatru lwowskiego
o rozmiarach europejskich i twórca pierwszego funduszu emerytalnego dla aktorów – Jan Potocki, „dziwak genialny” (340), który przed samobójcz¹ œmierci¹
zajmowa³ siê twórczo archeologi¹, histori¹, slawistyk¹ i literatur¹ – Wo³yniak
Aleksander Chodkiewicz, chemik, fizyk, meteorolog, fantasta i utracjusz w jednym… „¯ycie polskie” budowali te¿ przybysze; nie tylko spolszczeni potomkowie
24 Cyt.
za: Z ¿ycia i twórczoœci…, s. 16.
91
urzêdniczych elit zaborczych (czy jednak mog¹ zrównowa¿yæ krocie zruszczonych i zniemczonych z narodu? o tym zwykle dziejopisy milcz¹), ale i takie wyj¹tki, jak nadworny lekarz raciborskiego Hohenzollerna, Juliusz Roger, który
zebra³ i wyda³ Pieœni ludu polskiego w Górnym Œl¹sku (1863). W g¹szcz faktów
i sylwetek usi³uje Wasylewski wprowadziæ pewien porz¹dek, ³¹cz¹c je w kontrastowe, symetryczne b¹dŸ komplementarne grupy, najczêœciej pary (aktorzy Modrzejewska i Dawison, artyœci Kraszewski i Moniuszko, spiskowcy Mieros³awski
i Dembowski, radyka³owie Worcell i Hercen, poszukiwacze przygód Spitznagel
i Strzelecki, malarze Kossak, Grottger i Matejko, brzydka Gabriela ¯michowska
i piêkna Maria Kalergis, itp.). Zestawia tak¿e ze sob¹ dwa miasta, centra zaborczej w³adzy i kultury, gdzie niczym w paszczy lwa zagnieŸdzi³a siê polska kultura,
paradoksalnie bezpieczniejsza i swobodniejsza ni¿ na terenach zaborów: Petersburg (siedziba carów i wzglêdnej swobody cenzuralnej dla polskich wydawnictw)
oraz Wroc³aw – pruskie miasto, gdzie powsta³ „nienawistny” (294) hymn Deutschland, Deutschland über alles, lecz gdzie tak¿e rozkwit³a slawistyka.
Siêgaj¹c przewrotnie po s³owa samego autora, rzec mo¿na: „z tego uroczego wielos³owia trudno wy³uskaæ jakiœ program” (53)25. Idealnym scenariuszem lektury ¯ycia… jest kapryœne, przypadkowe b³¹dzenie po kartach ksi¹¿ki,
wydobywanie tego czy innego w¹tku z bogatego splotu faktów i historyjek; jej
tkanina jest tak utkana, ¿e nie da siê spruæ ¿adnego œciegu tym grymaœnym czytaniem, przeciwnie, jest jakby na ten styl lektury zaprogramowana. Byæ mo¿e efekt
genialnej intuicji „mistrza gawêdy i zwiewnego szkicu” oraz „miniatury” 26.
Wêdrówka krêtym szlakiem po dziewiêtnastowiecznych wydarzeniach, biografiach i ciekawostkach przypomina konstrukcje literackich podró¿y, jakie spotykamy u eseistów schy³ku XX wieku: Claudio Magrisa (Dunaj, 1986) czy Winfrieda G. Sebalda (Pierœcienie Saturna. Angielska pielgrzymka, 1995). Zgoda,
chwilami Wasylewski mo¿e nas irytowaæ podrêcznikowymi wstawkami (np. definicja romantyzmu wed³ug Kleinera) czy brakiem precyzji podawanych informacji. Ale wiele wybaczamy autorowi dla urokliwego jêzyka i stylu. To tak¿e
powa¿ny powód, by siêgn¹æ po ¯ycie polskie… w wieku XXI. Jest to obcowanie
z mow¹ ju¿ niedzisiejsz¹, p³ynn¹, giêtk¹, ozdobn¹, przejrzyœcie funkcjonaln¹. Jest
to przyjemnoœæ smakowania pomys³owych sformu³owañ i zgrabnych sentencji.
¯eby ograniczyæ siê do paru przyk³adów: Odê do m³odoœci nazywa Wasylewski
polsk¹ „Deklaracj¹ Praw Cz³owieka” (34), któr¹ ideowcy przez ca³e stulecie
25 W
26 Z.
kontekœcie oryginalnym s³owa dotycz¹ panslawistycznych hase³ romantyków.
Jab³oñski, dz. cyt., s. 7.
92
usi³uj¹ wprowadzaæ z ¿ycie; Pana Tadeusza okreœla mianem eposu nie „naszych
dziejów”, ale „ziemi, nieba, pól, chmur, lasów, stawów i ¿ab” (106); pisz¹c o muzyce Chopina, przytacza s³owa Lista – „polski ¿al” (22); za Mickiewiczem, autorem Konfederatów barskich, powtarza: „Gdy Polak skona, konspiruje jeszcze
przynajmniej dwadzieœcia cztery godzin!” (91).
Lektura ¯ycia polskiego…, mimo lekkoœci pióra i (czêsto) tonu autora, nie
jest jednak bez reszty ³atwa i przyjemna. Uruchamia skojarzenia powa¿niejsze,
z ponadczasow¹ matryc¹ „¿ycia polskiego” w ogóle, a tak¿e z dniem dzisiejszym.
Wspania³e teatrum Wasylewskiego – które ukazuje na scenie narodowej akty
œwietne i herosów godnych podziwu, a w momentach kryzysu i zag³ady pracê
godn¹, ofiarn¹ i zapobiegliw¹ – ka¿e zapytaæ, jaki obraz pozostawi po sobie „polskie ¿ycie” w wieku XXI. A wœród zdezaktualizowanych ju¿ problemów, poruszanych przez autora, pojawiaj¹ siê myœli, brzmi¹ce dziwnie aktualnie. „Pos³annictwem Polski jest narzucaæ innym S³owianom œwiadomoœæ wolnoœci i d¹¿enia
do uzyskania swobodnego rozwoju pod ka¿dym wzglêdem. […] Ona jedna ma
z w¹tku historycznego, z po³o¿enia swego – warunki do wype³nienia tego obowi¹zku” – ta koncepcja Teofila Wiœniowskiego, straconego we Lwowie w 1847,
niejednokrotnie powraca dzisiaj w publicystyce politycznej. Inny rodzaj emocji
budz¹ z kolei s³owa autora o dziewiêtnastowiecznych emigrantach: „co dobrego
zrobi³ ofiarny, podziw budz¹cy lekarz polski, in¿ynier, kolejarz, wychowawca czy
nauczyciel, to psu³ jednym skandalem polski awanturnik, pijak i szuler” (147).
Czy nale¿y zalecaæ lekturê ¯ycia polskiego…? Odpowiedzieæ na to trzeba by pytaniem: a co w³aœciwie ma do dyspozycji czytelnik-niespecjalista, chc¹cy siê bli¿ej przyjrzeæ XIX stuleciu, poza podrêcznikami i fachowymi syntezami specjalistów poszczególnych dziedzin? Zbiorcze omówienia dziejów kultury polskiej
w ogóle? Erudycyjny, polonistyczny S³ownik literatury polskiej XIX wieku? Fachowe tomy pokonferencyjne, selektywne i o du¿ym rozrzucie tematów? Napiszmy wpierw jak¹œ w³asn¹, dwudziestopierwszowieczn¹ (skoro po ¯yciu polskim…
nie powsta³a ¿adna dwudziestowieczna) opowieœæ o dziewiêtnastowiecznoœci,
nadróbmy zaleg³oœci (dlaczego istnieje Encyklopedia kultury polskiej XX wieku
– a brak wieku wczeœniejszego?), a potem dopiero krytykujmy b¹dŸ odrzucajmy
pracê Wasylewskiego. W erze gwa³townego kurczenia siê pamiêci narodowej i historycznej, w czasach komercjalizacji kultury, kiedy rynek zalewaj¹ podrêczne
i kolorowo opakowane „syntezy” europejskiego dziedzictwa, przemienione
w „nieznoœn¹ lekkoœæ” handlowego towaru i w oceanie globalizmu œciœniête do
garœci coraz bardziej lapidarnych, czêsto grzesz¹cych ideologiczn¹ poprawnoœci¹ sloganów – ¯ycie… mo¿e spe³niæ rolê odtrutki na pospieszny rytm po³ykania
kultury i ukazaæ niespieszny, barwny obraz wycinka dziejów pod powiêkszaj¹c¹
93
lup¹. Podczas gdy eklektyzm ponowoczesnoœci nie ma ju¿ czasu na „wczuwaj¹cy siê”, hermetyczny odbiór, tutaj on jeszcze jest. O wieku XIX mówi g³os z epoki,
to znaczy – g³os uwzglêdniaj¹cy kulturowe mity i wyobra¿enia o przesz³oœci
polskiej. Wbrew pozorom, bez nich przesz³oœæ ta jest martwa i niema, ³atwiej j¹
poddaæ ideologicznej manipulacji. Jak powtarza Wasylewski za Mochnackim:
„Istot¹ narodu nie jest zbiór ludzi, zamieszka³ych na pewnej przestrzeni, ale raczej zbiór ich w³asnych wyobra¿eñ, uczuæ i myœli” (28).
Na zakoñczenie parê krytycznych uwag redakcyjno-wydawniczych. Mimo
i¿ ksi¹¿ka posiada starann¹ i urokliw¹ oprawê graficzn¹, w¹tpliwoœci budzi materia³ ilustracyjny, pocz¹wszy od sympatycznej, ale chybionej winietki na ok³adce
(secesyjnej z roku 1903, podczas gdy pióro Wasylewskiego nie tknê³o w ogóle
modernistycznego fina³u stulecia). Zrezygnowano z bogatego, czêœciowo autorskiego doboru ilustracji z wydania 1962 (ciekawe, rzadko spotykane sztychy,
grafiki, rysunki), zastêpuj¹c go nieco przypadkowym zbiorem barwnych reprodukcji. Nadu¿ywani i modni Malczewski, Gierymski, Che³moñski czy WieruszKowalski nie koresponduj¹ najlepiej ze stylami ¿ycia i sztuki do roku 1863 (nie
mówi¹c ju¿ o zabawnych zderzeniach s³owa i obrazu, np. portret Modrzejewskiej
przy omawianiu sentymentalnej „epidemii ³ez i md³oœci”, s. 64). Zapewne jest to
atrakcyjny i „³adny” ozdobnik z epoki; tylko ¿e Wasylewskiemu chodzi³o te¿
o merytoryczn¹ noœnoœæ ilustracji. Jeœli nie chciano powtarzaæ szaty graficznej
z poprzedniego wydania, mo¿na j¹ by³o zast¹piæ równie atrakcyjn¹ propozycj¹
jak w przypadku ¯ycia polskiego w dawnych wiekach £oziñskiego, które wydano w oprawie o wiele ciekawszej i stylowo adekwatnej. S¹ to zapewne szczegó³y, ale w ksi¹¿ce poœwiêconej obyczajowoœci nie bez znaczenia. Powa¿niejsz¹
usterk¹ wydaje siê usuniêcie z pracy Wasylewskiego kalendarium lat 1800-1880.
By³a to nader ciekawa, dzisiaj mo¿e najbardziej atrakcyjna czêœæ ksi¹¿ki – wykszta³cony na (post)modernistycznej fragmentarycznoœci odbiorca z pewnoœci¹
doceni³by to rozwi¹zanie, a i sam autor przywi¹zywa³ do niego wagê:
Maszeruj¹ce w ordynku, rok za rokiem, miesi¹c za miesi¹cem, ba, dzieñ za dniem –
o ile to by³o konieczne lub mo¿liwe – fakty […] ju¿ samym zaskakuj¹cym, nieoczekiwanym s¹siedztwem mnie samego uczy³y i zadziwia³y, wiêc tuszê: zaciekawi¹ te¿ ³askawego
czytelnika (Od autora, 16-17).
Niestety, przeczytawszy tê zachêtê, czytelnik Anno Domini 2008 musi
obejœæ siê smakiem, albo poszperaæ w bibliotekach za egzemplarzem sprzed niemal pó³wieku (jeœli go jeszcze posiadaj¹). Redakcja wznowienia zdecydowa³a,
¿e ten element mozaikowej sk³adanki musi odpaœæ, „doprowadzony tylko do
94
1880 r. zawiera³ bowiem sporo b³êdów i opuszczeñ”27. Poniewa¿ jednak historyczna gawêda Wasylewskiego koñczy siê jeszcze wczeœniej, ledwo ogarniaj¹c
rok 1863, kalendarium by³o w jakimœ stopniu przed³u¿eniem i rekompensat¹ za
niezagospodarowany obszar dziewiêtnastowiecznoœci. Lepiej ju¿ by³o chyba,
wzorem Zbigniewa Jab³oñskiego, podj¹æ niewdziêczny trud sprostowania ra¿¹cych usterek ni¿ wylewaæ przys³owiowe dziecko z k¹piel¹. Skasowany zosta³
w ten sposób œwiadomy zamys³ autora:
To ju¿ nie jest zwyczajny kalendarz. Bo te wszystkie daty […] ³¹cz¹ siê. I wszystko
jedno, kto je wyra¿a, dokument urzêdowy czy anegdota b³aha […] – sp³ywaj¹ one w opowieœæ
o nieznu¿onym wysi³ku wszystkich warstw i klas, o mocy i chêci trwania (Od autora, 17).
Zdziwienie budzi te¿ usuniêcie Przedmowy Zbigniewa Jab³oñskiego z roku 1962, rzekomo „nieaktualnej”, która jednak dostarcza podstawowych informacji o stopniu ingerencji w maszynopis Wasylewskiego (np. szereg koñcowych
rozdzia³ów to wynik redakcyjnego posklejania pozosta³ych po autorze fragmentów) oraz jest Ÿród³em nader trafnych, ci¹gle aktualnych komentarzy krytycznoliterackich. I uwaga ostatnia; warto mo¿e by³o zdecydowaæ siê na pierwodruk (np.
w aneksie) usuniêtego w wydaniu 1962 rozdzia³u, dotycz¹cego dziewiêtnastowiecznego szkolnictwa polskiego28. Czy s¹ wymogi przesadnie krytyczno-naukowe, nieistotne dla czytelnika niespecjalisty? Wydaje siê, ¿e w przypadku ksi¹¿ki
o doœæ z³o¿onej genezie, która ju¿ sama w sobie jest histori¹, ka¿dy jej szczegó³
zas³uguje na uwagê.
Powy¿sze drobne uwagi nikn¹ jednak wobec faktu, ¿e wznowienie po kilkudziesiêciu latach zapomnianego, lekcewa¿onego, nigdy w pe³ni niedocenionego
opus vitae Stanis³awa Wasylewskiego zas³uguje na wdziêcznoœæ i wyrazy podziêkowania ca³emu gronu osób, które ten trud podjê³y. W pisanych pod koniec ¿ycia wspomnieniach Wasylewski zadawa³ retoryczne pytanie, czy jako wnuk i prawnuk ¿arliwych, galicyjskich organiczników dokona³ czegoœ z tej samej co oni
„potrzeby”29 – wodz¹c bez ma³a pó³ wieku piórem po papierze. Spogl¹daj¹c
dzisiaj z perspektywy kilkudziesiêciu lat na jego ¯ycie polskie w XIX wieku, mo¿na
raz jeszcze udzieliæ odpowiedzi twierdz¹cej. Do rangi symbolu urasta opolski
27 J.
Tazbir, dz. cyt., s. 14. Mo¿na te¿ ¿a³owaæ, ¿e z indeksu ksi¹¿ki odpad³ dzia³ rzeczowy (nazwy miejscowoœci), przydatny dla czytelnika.
28 Jab³oñski uwa¿a³, ¿e jest to zbyt sk¹pa i niewnosz¹ca nic nowego partia pracy; podobnie jednak oceniæ mo¿na ró¿ne inne fragmenty ¯ycia (zob. Z. Jab³oñski, dz. cyt., s. 6).
29 S. Wasylewski, Czterdzieœci lat powodzenia…, s. 19.
95
warsztat pracy Wasylewskiego, usytuowany u stóp Wie¿y Piastowskiej, obok
trwaj¹cych podówczas badañ archeologicznych nad wczesnoœredniowieczn¹
osad¹ na Ostrówku, gdzie dosiêgn¹³ go te¿ œmiertelny atak. Odszed³ tak, jak ¿y³
– w wymownych, historycznych dekoracjach „¿ycia polskiego”.
*
Aneta Mazur
21st century looking at 19th century: Comments alluding to Stanis³aw Wasylewski’s book “¯ycie polskie w XIX wieku” [‘The Polish life in 19th century’]
This article discusses ¯ycie polskie – the opus vitae of its author Stanis³aw
Wasylewski. This forgotten and neglected work, never fully appreciated, has recently been republished few dozens of years after its previous issue. In spite of
the author’s undisputable writing skills and, quite much so, the tone he speaks
with, reading this work is not a completely easy and pleasant experience. Quite
serious associations are triggered based on it – including the timeless matrix of
‘Polish life’ in general, and today’s perspective in specific.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010
Kamila Chodarcewicz
KSZTA£TOWANIE I DZIE£O. KONCEPCJA PROCESU
TWÓRCZEGO W MYŒLI FRIEDRICHA SCHLEGLA
Wczesny romantyzm niemiecki jest wci¹¿ na nowo odkrywany i odczytywany. Wielow¹tkowa, ale i fragmentaryczna, niedomkniêta, wiecznie poszukuj¹ca twórczoœæ jednego z jego teoretyków – Friedricha Schlegla otwiera szerokie pola interpretacji i mo¿liwych nawi¹zañ. W pismach Schlegla, zw³aszcza tych
publikowanych w ostatnim piêcioleciu wieku XVIII, nieustannie przeplataj¹ siê
i wzajemnie na siebie wp³ywaj¹ tematy teoretycznoliterackie, estetyczne, etyczne
i metafizyczne. Mo¿na wyczytaæ w tych pismach szczególn¹ koncepcjê cz³owieka,
w której to, co estetyczne – potrzeba tworzenia – w du¿ej mierze wyznacza istnienie jednostki, a p³aszczyzna etyczna i kulturowa nadaje owemu tworzeniu
kierunek. Wpisuje siê ta koncepcja w szerszy kontekst problematyki zasadniczej
w wielu antropologiach romantycznych – idzie mianowicie o napiêcie, jakie zachodzi miêdzy „autokreacj¹ a kszta³towaniem osoby ludzkiej przez œwiat”1.
W Schleglowskim projekcie estetycznym celem twórczoœci artystycznej
staje siê takie przedstawienie, by przeciwieñstwo: przedstawiaj¹cy – to, co przedstawiane, przesta³o byæ nieprzezwyciê¿aln¹ przeszkod¹, by zetkniecie cz³onów
tego przeciwieñstwa da³o dzie³o bêd¹ce organiczn¹, ¿yw¹ ca³oœci¹. Nie d¹¿y siê
tutaj do zniwelowania przeciwieñstw, lecz w³aœnie do pokazania ich wspó³dzia³ania. Takie myœlenie o sztuce nieustannie przek³ada siê na pojmowanie tego, kim
jest cz³owiek i jakie jest jego miejsce w œwiecie. Terminy estetyczne zaczynaj¹
1 M. Janion, M. ¯migrodzka, Odyseja wychowania. Goethañska wizja cz³owieka w „La-
tach nauki i latach wêdrówki Wilhelma Meistra”, Kraków 1998, s. 50.
97
nabieraæ sensu szerszego, opisuj¹ koncepcjê kszta³towania przez jednostkê w³asnego ¿ycia. Myœlenie o dziele i o ¿yciu staje siê analogiczne. Tworzenie dzie³a,
jak i zaanga¿owanie w budowanie siebie i swojego uczestnictwa w œwiecie, wyklucza z kolei wszelk¹ jednostronnoœæ, jednowymiarowoœæ spojrzenia, a tak¿e –
jeœli ma byæ efektywne – powinno odbywaæ siê w nieustannej relacji ze œwiatem,
z tym, co stawia podmiotowi opór w jego kreatywnoœci. Niezbêdne jest wyró¿nienie podmiotu i przedmiotu, ale nie po to, by oddzielaæ, stawiaæ mury, lecz by
wskazaæ na wzajemn¹ dynamikê, wzajemne powi¹zanie i okreœlanie.
Przeciwieñstwa wzajemnie siê okreœlaj¹
Wilhelm Emrich, odnosz¹c siê do romantyzmu niemieckiego, zwraca uwagê, ¿e jego twórcy d¹¿yli do „godzenia pozornych przeciwieñstw idealizmu i realizmu, ducha subiektywnego i obiektywnego, to znaczy rzeczywistoœci wewnêtrznej i zewnêtrznej rzeczywistoœci empirycznej, oraz do demonstrowania
w teorii i praktyce ich jednoœci”2.
Nie oznacza to oczywiœcie d¹¿enia to niwelowania przeciwieñstw, lecz
swoist¹ umiejêtnoœæ poruszania siê wœród nich w taki sposób, by nie utraciæ nic
z barwnoœci, wielowymiarowoœci œwiata. Rzeczywistoœæ rozgrywa siê, tworzy
w napiêciu pomiêdzy skrajnoœciami, które wzajemnie siê okreœlaj¹ i nawzajem
warunkuj¹ w³asne istnienie3. Spoczynek jest doskona³¹ pe³ni¹. Owa pe³nia jest
czymœ niedostêpnym cz³owiekowi oscyluj¹cemu miêdzy tym, co skoñczone,
okreœlone, a tym, co nieskoñczone, bywa jednak czymœ, co poci¹ga, czego siê
pragnie i poszukuje.
Ca³a „logika wczesnoromantyczna”, wczesnoromantyczna metoda myœlenia i przedstawiania – zw³aszcza w odniesieniu do koncepcji estetycznych –
wydaje siê dyktowana pierwotnym i nieustannie obecnym doœwiadczeniem
napiêcia miêdzy skoñczonoœci¹ a nieskoñczonoœci¹, œwiadomoœci¹ wiecznej
zmiennoœci. Jest te¿ prób¹ mówienia za pomoc¹ przeciwieñstw4. Dla wszelkiego
2
W. Emrich, Romantyzm a œwiadomoœæ nowoczesna, prze³. M. £ukasiewicz, „Pamiêtnik Literacki” 1978, z. 3, s 288.
3 Por. M. Frank, Allegorie, Witz, Fragment, Ironie. Friedrich Schlegel und die Idee des
zerrissenen Selbst, w: Allegorie und Melancholie, hg. von W. Reijen, Frankfurt am Main 1992,
s. 128.
4 Schlegel napisa³: „kto ma zmys³ do nieskoñczonoœci […] widzi w niej wytwór wiecznie rozdzielaj¹cych i mieszaj¹cych siê si³ […], a gdy wyra¿a siê zdecydowanie, to mówi samymi sprzecznoœciami”, A 412, s. 133, (odniesienia do Schleglowskich fragmentów podajê
98
poszukiwania tego, co prawdziwe, dla wszelkiego tworzenia tego, co piêkne, najbardziej zabójcza jest jednostronnoœæ, czy próba redukcji ka¿dego zjawiska do
jednej zasady podstawowej.
Manfred Frank w swojej interpretacji twórczoœci Schlegla podkreœla, ¿e
jego filozofowanie „pojmuje siebie jako alegoriê”5. Symbol czy alegoria (u Schlegla te okreœlenia funkcjonuj¹ w zasadzie zamiennie) pe³ni funkcjê swoistego centrum-poœrednika, jest miejscem spotkania i pomostem miêdzy przejawiaj¹c¹ siê
nieskoñczonoœci¹, tym, co najwy¿sze, a empiryczn¹, zmys³ow¹ rzeczywistoœci¹,
w której cz³owiek jest zanurzony, w której funkcjonuje. Twórczoœæ Schlegla zarówno w swej formie – w omawianym okresie s¹ to g³ównie zbiory fragmentów
oraz pisma krytyczne – jak i w treœci jest w³aœnie wyrazem tego, ¿e cz³owiek jest
zawsze na granicy œwiatów6. Potrzebuje i poszukuje zarówno spekulatywnego,
jaki, i obrazowego ujêcia b¹dŸ przedstawienia tego, co nieskoñczone. Zawsze
bêdzie to jednak ujêcie skoñczone, niezupe³ne, zapoœredniczone. Bêdzie to ujêcie, które wymaga nieskoñczonego udoskonalenia. Temu w³aœnie s³u¿¹ zarówno
sztuka, jak i filozofia i nauka, ten stan rzeczy okreœla równie¿ rozumienie procesu kszta³towania w³asnego ¿ycia i aktywnoœci w œwiecie.
Przeznaczeniem cz³owieka jest po³¹czyæ to, co nieskoñczone, z tym, co skoñczone;
ca³kowita koincydencja jest jednak wiecznie nieosi¹galna […] ka¿dy duch ¿yje w dwu œwiatach, jest tylko ich rezultatem7.
Dynamika ludzkiej rzeczywistoœci jest wiêc ugruntowana na grze nieskoñczonoœci ze skoñczonoœci¹. Cz³owiek jest czêœci¹ rzeczywistoœci, która wci¹¿
tworzy siê w zmiennoœci przeciwieñstw, ponadto jest istot¹, która sobie ow¹
wieczn¹ zmiennoœæ uœwiadamia i potrafi j¹ œwiadomie wspó³tworzyæ, czerpi¹c
z w³asnych si³, umiejêtnoœci, doœwiadczeñ oraz ze œladów nieskoñczonoœci, jakie nosi w sobie8. Dlatego postawa twórcza staje siê postulowanym sposobem
w nastêpuj¹cy sposób: L – fragment opublikowany w Lyceum, A w Athenäum, I – pochodz¹cy ze zbioru Idee, nastêpnie numer fragmentu oraz numer strony z przek³adu na jêzyk
polski: F. Schlegel, Fragmenty, prze³. C. Bartl, oprac., wstêp M. P. Markowski, Kraków 2009.
5 M. Frank, Das Problem Zeit in der deutschen Romantik, Paderborn – München – Wien
– Zürich 1990, s. 30.
6 Por. tam¿e.
7 Kritische-Friedrich Schlegel Ausgabe, t. 28: Philosophische Lehrjahre 1796-1806, hg.
von E. Behler, München – Paderborn – Zürich – Wien 1963, nr 1182, s. 419. Cyt. za:
S. E. Grunnet, Die Bewusstseinstheorie Friedrich Schlegels, Padeborn 1994, s. 55.
8 Por. B. Bräutigam, Leben wie im Roman: Untersuchungen zum ästhetischen Imperativ
im Frühwerk Friedrich Schlegels, Padeborn 1986, s. 13.
99
uczestnictwa w rzeczywistoœci. Jest ona swego rodzaju prób¹ nieustannego opanowywania „zamêtu ulotnego ¿ycia”, mo¿liw¹ dziêki poszukiwaniu jednoœci podmiotowych si³ twórczych z „filozofi¹ i doœwiadczeniem moralnym”9, z tym, co
dane jako kultura oraz zgromadzone w doœwiadczeniu jednostki.
Do czego w³aœciwie siê d¹¿y, d¹¿¹c do nieskoñczonoœci? Trzeba jednak
spróbowaæ jakoœ okreœliæ to, co jest w gruncie rzeczy nieokreœlonoœci¹:
Schlegel w swej têsknocie za nieskoñczonoœci¹ czuje siê powi¹zany przede wszystkim z takimi myœlicielami jak Platon, Spinoza lub Hemsterhuis, w filozofii Fichtego zaœ
znajduje nie tylko wolne i œmia³e zastosowanie „idei nieskoñczonoœci”, lecz dodatkowo
ukierunkowanie na aktywnoœæ i autokszta³towanie10.
Elementy platoñskiego myœlenia Schlegla o nieskoñczonoœci dochodz¹ do
g³osu na przyk³ad wtedy, gdy mowa o tym, ¿e ka¿dy idea³ jest „nieskoñczonym
indywiduum”11. Napiêcie miêdzy tym, co empiryczne, skoñczone, a tym, co
idealne, przek³ada siê na inny aspekt w pojmowaniu nieskoñczonoœci. Owo nieustanne odniesienie tego, co skoñczone, do nieskoñczonoœci oznacza równie¿ niekoñcz¹cy siê ruch, jakiemu mo¿e daæ pocz¹tek nawet najbardziej ograniczony,
najprostszy fakt. Twórczy ruch bazuje na tym, co ju¿ zaistnia³o, nawet jeœli by³o
tylko chwil¹, dlatego wszytko ma swoje miejsce i swoje znaczenie, niezale¿nie
od przemijalnoœci, nietrwa³oœci. W ka¿dym razie koncepcja niekoñcz¹cego siê
ruchu kszta³towania jest wyraŸnie inspirowana filozofi¹ Fichtego12. O ile jednak
9A
339, s. 114. Ca³oœæ przywo³anego fragmentu brzmi: „Zmys³, który sam siebie widzi,
staje siê duchem; duch to wewnêtrzna towarzyskoœæ, dusza to ukryta uprzejmoœæ, ale prawdziw¹ ¿yciow¹ si³¹ wewnêtrznego piêkna i wewnêtrznej doskona³oœci jest usposobienie.
Mo¿na mieæ nieco ducha bez duszy, a sporo duszy bez wielkiego usposobienia. Natomiast
instynkt etycznej wielkoœci, który nazywamy »usposobieniem«, bêdzie mia³ ducha, jeœli tylko nauczyæ go mówiæ. Niech siê tylko wzrusza i kocha, a bêdzie ca³y dusz¹; a gdy dojrzeje,
bêdzie mia³ zmys³ do wszystkiego. Duch jest niczym muzyka myœli; gdzie jest dusza, tam
te¿ uczucia maj¹ kontury i kszta³ty, szlachetne relacje i wdziêczne barwy. Usposobienie to
poezja wznios³ego rozumu, a dziêki zjednoczeniu z filozofi¹ i doœwiadczeniem moralnym
wytryska zeñ bezimienna sztuka, która zm¹cone, ulotne ¿ycie chwyta i kszta³tuje w wieczyst¹ jednoœæ”.
10 Por. B. Frischmann, Von Transcendentalen zum Frühromantischen Idealismus.
J. G. Fichte und F. Schlegel, Paderborn 2005, s. 204.
11 A 406, s. 132. Nie oznacza to, ¿e Schlegel przejmuje ontologiê Platona, w której œwiat
materialny jest jedynie dalekim i w gruncie rzeczy ma³o istotnym odwzorowaniem niezmiennego, odwiecznego œwiata idei.
12 Por. H. Krämer, Fichte, Schlegel i infinityzm w interpretacji Platona, prze³. A. Gniazdowski, przek³. przejrza³, pos³. S. Blandzi, Warszawa 2006, s. 34 i n.
100
Fichte mówi o twórczym ruchu Ja (abstrahuj¹c od tego, jak owo Ja nale¿y rozumieæ), o tyle u Schlegla wspomniana w powy¿szym cytacie têsknota za nieskoñczonoœci¹ czerpie ze Spinozjañskiej wizji wiecznie tworz¹cego siê uniwersum,
którego przejawem jest „nieskoñczony duch poezji” pulsuj¹cy w tym, co donios³e,
i w tym, co zwyczajne, pospolite13. Nieskoñczonoœæ jest wiêc pojmowana paradoksalnie, jako to, co ma szansê odwiecznie trwaæ, a tak¿e jako nieustannie rozwijaj¹cy siê twórczy ruch. Trzeba tu jeszcze dodaæ, ¿e idea³y, o których mowa,
pozostaj¹ czymœ w rodzaju postulatu; pisma Schlegla raczej przedstawiaj¹ sw¹
treœæ z punktu widzenia skoñczonej jednostki, nie zaœ obejmuj¹cego wszystko
absolutu.
Sztuka kszta³towania
Wobec nieustannego ruchu œwiata twórcza aktywnoœæ jednostki, aktywny
udzia³ w owej zmiennoœci ma znaczenie kluczowe. Czy tworzymy siebie, czy dzie³o
– sposób postêpowania jest w zasadzie ten sam; bycie cz³owiekiem i bycie twórc¹ jest ze sob¹ nierozerwalnie zwi¹zane. Sztuka, twórczoœæ artystyczna staje siê
wynikiem umiejêtnego i œwiadomego kszta³towania podstawowych w³aœciwoœci
„¿ywego ducha”14. Zanim jednak zostanie podjêta próba bli¿szego opisania tych
zale¿noœci, trzeba podkreœliæ, ¿e zasadniczym (transcendentalnym) warunkiem
mo¿liwoœci tworzenia jest oczywiœcie mo¿liwoœæ nieskrêpowanej, swobodnej aktywnoœci. Jedno z podstawowych za³o¿eñ Schlegla dotyczy ontycznej wolnoœci
podmiotu. Schlegel czêsto dla podkreœlenia swobody podmiotu pos³uguje siê okreœleniem Willkür, nie wydaje siê jednak, by termin ten (jakkolwiek z pewnoœci¹ nie
jest stosowany konsekwentnie) oznacza³ œlep¹ samowolê, raczej idzie tu o wskazanie na podstawow¹ mo¿liwoœæ i „si³ê wolnego samookreœlenia, si³ê konieczn¹
dla wolnoœci”15. Sama zaœ wolnoœæ podmiotu jest warunkiem mo¿liwoœci tworzenia, gdy¿ jest podstaw¹ dla samoograniczenia, uczestnictwo w ruchu œwiata nie
jest bowiem jeszcze tworzeniem. Bez mo¿liwoœci zatrzymania, zmiany kierunku,
czy choæby zdystansowania siê od tego, co dane, czy nawet od w³asnych celów
i d¹¿eñ nie mo¿na mówiæ o dzia³alnoœci twórczej16. Schlegel pisze:
13 Por. F. Schlegel, Rozmowa o poezji, prze³. J. Ekier, w: Pisma teoretyczne niemieckich
romantyków, wyb., oprac. T. Namowicz, prze³. J. S. Buras i in., Wroc³aw 2000, s. 122.
14 Por. tam¿e, s. 126.
15 I. Strohschneider-Kohrs, Die romantische Ironie als Theorie und Gestaltung, Tübingen 1977, s. 27.
16 Por. Tam¿e.
101
Prawdziwie wolny i wykszta³cony cz³owiek musia³by umieæ dowolnie siebie nastrajaæ filozoficznie czy filologicznie, krytycznie czy poetycznie, historycznie czy retorycznie,
staro¿ytnie czy nowoczeœnie, i to zupe³nie samowolnie, tak jak stroi siê instrument: kiedykolwiek i w ka¿dym stopniu17.
Czym jest Bildung?
Jak wiadomo, temat kszta³towania (Bildung) staje siê w Niemczech w ostatnich dekadach wieku XVIII jednym z wa¿niejszych zagadnieñ i odgrywa istotn¹
rolê równie¿ w myœli Schlegla18.
Bildung to nie tylko przekazywanie zasobu wiedzy ogólnej czy zawodowej. Obejmuje ca³y proces kszta³towania charakteru, postawy moralnej m³odego cz³owieka, jego wrastania w kulturê i dojrzewania do pe³nienia ró¿norodnych ról spo³ecznych 19.
Przy czym u Schlegla akcent tylko w niewielkim stopniu po³o¿ony jest dok³adnie na wychowanie i wprowadzenie w ¿ycie spo³eczne m³odego cz³owieka.
Kszta³towanie nabiera decyduj¹cego znaczenie dla ka¿dego cz³owieka, o ile d¹¿y
on do pe³ni cz³owieczeñstwa. Termin z jednej strony nabiera wymiaru antropologicznego oraz etycznego, ale równoczeœnie zyskuje te¿ znaczenie estetyczne. Komentuj¹c Schleglowskie uwagi na temat Lat nauki Wilhelma Meistra Goethego,
autorki Odysei wychowania… zwracaj¹ uwagê, i¿ „istotne by³o przeœwiadczenie
Schlegla, ¿e dzieje artysty nadaj¹ wystarczaj¹c¹ noœnoœæ symboliczn¹ przedstawieniu owej bardziej uniwersalnej problematyki autokreacji cz³owieka” 20.
Artysta tworzy w sobie szczególn¹ wra¿liwoœæ, poza tym, by podnosiæ do
rangi znaku nieskoñczonoœci nawet to, co bardzo pospolite, potrafi dostrzec ruch
„nieskoñczonego ducha poezji”, przeœwituj¹cego spod tego, co zwyczajne. Tworzenie dzie³a sztuki jest swego rodzaju esencjonalnym wyrazem tego, jak powinien przebiegaæ proces kszta³towania cz³owieka. Niezale¿nie od tego, czy dzia³anie artystyczne odnajduje czar w tym, co z owego czaru zosta³o odarte, czy
buduje postawê dystansu, krytycyzmu, czy te¿ poszukuje wielostronnoœci w tym,
co pozornie jednoznaczne, pozostaje obrazem i podsumowaniem przebiegu
procesu kszta³towania w ogóle. Z drugiej strony, jakkolwiek naiwnie, a mo¿e
17 L
55, s. 18.
M. Frank, dz. cyt., s. 54.
19 M. Janion, M. ¯migrodzka, dz. cyt., s. 52.
20 Tam¿e, s. 41.
18 Por.
102
niebezpiecznie by to nie brzmia³o, artysta (to s³owo ma bardzo szerokie znaczenie), tworz¹c dzie³o, ¿yje pe³niej, gdy¿ jego dzia³alnoœæ twórcza jest maksymaln¹ koncentracj¹, istotowym wyrazem procesu kszta³towania cz³owieczeñstwa.
Jeœli konsekwentnie stosowaæ Schleglowski postulat mówienia za pomoc¹ przeciwieñstw, to kszta³towanie musi zostaæ opisane jako proces rozgrywaj¹cy siê w napiêciu pomiêdzy jedn¹ i drug¹ skrajnoœci¹.
Kszta³towanie (Bildung) oznacza dla Schlegla progresywne, historyczne rozwijanie
prawdy w ci¹g³ym odtwarzaniu (Abbilden) nieskoñczonoœci przez indywidua. Ka¿de utworzenie
„obrazu” (Bild) w œwiadomoœci indywiduum za pomoc¹ „wyobraŸni” (Einbildungskraft) jest
obrazowym, „alegorycznym” przedstawieniem i formowaniem tego, co nieskoñczone, a równoczeœnie nadawaniem kszta³tu naturze, która jest rozumiana jako wcielenie indywiduów
uchwyconych w kszta³towaniu nieskoñczonoœci, tzn. jako „boskoœæ staj¹ca siê historycznie”21.
Owa definicja sformu³owana przez Zovko zawiera, jak siê wydaje, s³owa-klucze Schleglowskiej koncepcji kszta³towania. Jest ono bowiem procesem bêd¹cym dzie³em jednostki umieszczonej w konkretnej historycznej rzeczywistoœci, rozgrywa siê pomiêdzy doœwiadczan¹ ludzk¹ skoñczonoœci¹ a przeczuwan¹
i poszukiwan¹ nieskoñczonoœci¹, œwiatem idei, który w skoñczonoœci przejawia
siê zapoœredniczony w konkretnych rzeczach i zdarzeniach, w okreœlonoœci chwili, ale który te¿ dziêki konkretyzuj¹cej dzia³alnoœci podmiotu zyskuje realnoœæ
i aktualizacjê. Kszta³towanie jest zmierzaniem skoñczonej jednostki do tego, by
poprzez w³asny rozwój, wp³ywaæ na rozbudowê nieskoñczonego ruchu uniwersum. Jest te¿ odpowiedzi¹ na wci¹¿ odkrywan¹ nieskoñczonoœæ mo¿liwoœci.
Dialektycznie przebiegaj¹ce kszta³towanie jest napêdzane przez nieskoñczonoœæ
i poniek¹d nieskoñczonoœci przeczy poprzez budowanie okreœlonoœci, ale z kolei ka¿de okreœlenie generuje szereg nowych mo¿liwoœci. Kszta³towanie koñczy
siê o tyle, o ile koñczy siê podmiot kszta³tuj¹cy. Zarówno dzie³o artysty, jak i to,
kim jest i co czyni cz³owiek, pozostaje skoñczone, gdy¿ powstaje dziêki okreœlonym, empirycznym warunkom i jest przez owe warunki zapoœredniczone.
Równoczeœnie jednak dziêki samemu swemu zaistnieniu mo¿e prowokowaæ nieskoñczonoœæ mo¿liwych odpowiedzi, interpretacji, dzia³añ, lub budziæ przeczucie
podstawowej jednoœci czy niekoñcz¹cego siê ruchu ludzkiego ducha. Zawsze jest
te¿ jakoœ odniesione do tego, co idealne. Sam ruch kszta³towania jest wiêc wpisywaniem siê i rozwijaniem nieskoñczonego biegu uniwersum.
21
J. Zovko, Verstehen und Nichtverstehen bei F. Schlegel. Zur Entstehung und Bedeutung seiner hermeneutischen Kritik, Stuttgart-Bad Cannstatt 1990, s. 125.
103
Wyj¹tkowoœæ sztuki w odniesieniu do wszelkiej innej ludzkiej dzia³alnoœci w tym kontekœcie polega na tym, ¿e uwyraŸnia ona wzajemnie warunkuj¹ce
siê przeciwieñstwo tego, co skoñczone i nieskoñczone, w sposób œwiadomy i zamierzony; sztuka z samej swej istoty jest splataniem tego, co najbardziej pospolite, z tym, co idealne, jest otwieraniem szerokich przestrzeni dla postrzegania
i pojmowania, tam gdzie wszystko wydaje siê oczywiste i jednoznaczne, i równie¿ w tym sensie proces tworzenia dzie³a staje siê symbolem, zintensyfikowanym wyrazem ¿ycia w ogóle.
Kszta³towanie i œwiat
Nigdy nikt z nas, ludzi, nie znajdzie innego przedmiotu ani tworzywa dzia³añ i radoœci ni¿ ów jedyny poemat bóstwa, którego i my jesteœmy cz¹stk¹ i kwiatem – innego ni¿ ziemia. Potrafimy pos³yszeæ muzykê owego nieskoñczonego mechanizmu, zrozumieæ piêkno
poematu dlatego, ¿e i w nas ¿yje cz¹stka poety, iskra jego twórczego umys³u i z tajemn¹ si³¹
tli siê w popiele nierozumu pomna¿anego przez nas samych22.
Ta doœæ patetyczna wypowiedŸ wpisuje siê w nurt mówienia o ludzkim
uczestnictwie w œwiecie jako dziele sztuki. ród³em sztuki jest sama organizacja
uniwersum przejawiaj¹ca siê w tym, co empiryczne. W powy¿szym cytacie p³ynna, historyczna rzeczywistoœæ stanowi¹ca przestrzeñ ¿ycia ludzi jest ukazana jako
bezpoœredni impuls do wszelkiego twórczego dzia³ania, tym samym zaœ jako jedyny dostêpny cz³owiekowi sposób przejawiania siê nieskoñczonoœci i zarazem
uczestnictwa w niej. Obecny jest tu równie¿ obraz cz³owieka, który zanurzony
we wci¹¿ tworz¹cej siê rzeczywistoœci jest w stanie aktywnie j¹ wspó³tworzyæ,
podobnie jak artysta formuje swoje dzie³a23. Nie jest to jednak tworzenie z nicoœci, zawieszone w pró¿ni snucie w³asnego „ja”. Czyst¹ fikcj¹ jest „nieskoñczona
samowola ja poetyckiego tworz¹cego z nicoœci lub wszystko dowolnie przekszta³caj¹cego”24. Zawsze dany jest ju¿ chaos tego, co znane i nieznane, tworz¹cy nieskoñczonoœæ mo¿liwoœci i okreœleñ. Zasadnicz¹ podstaw¹ kszta³towania siebie,
z jednej strony tym, co je wyznacza, a z drugiej jego materia³em, jest wiêc wszystko to, co œwiadomie b¹dŸ nieœwiadomie poznane i doœwiadczane, to, co stanowi
swego rodzaju wrodzone wyposa¿enie indywiduum, i to, co uwarunkowane kultur¹, histori¹. To tak¿e wci¹¿ podejmowane na nowo i rozwijane zasoby filozofii
22 F.
Schlegel, Rozmowa o poezji…, s. 120.
F. N. Mennemeier, Friedrich Schlegels Poesiebegriff, München 1971, s. 317.
24 Tam¿e, s. 316.
23 Por.
104
i nauki, twórczoœæ artystyczna, a tak¿e to, co jest wyra¿one w moralnoœci rozumianej jako powinnoœæ okreœlaj¹ca dzia³anie. Tak wiêc to wszystko, co mo¿na
okreœliæ jako prawdê i fa³sz, dobro i z³o oraz piêkno, wszystkie te elementy w swoich wzajemnych powi¹zaniach staj¹ siê towarzyszami kszta³towania, zarówno jego
materia³em, jak i swego rodzaju wskazówkami, przestrzeni¹ rodz¹c¹ pytania, lub
bunt, a wiêc stymuluj¹c¹ i wzbogacaj¹ ¿yciowy, twórczy niekoñcz¹cy siê ruch25.
Kszta³towanie to samoograniczenie
Cz³owiek kszta³tuje siebie, podobnie jak artysta swoje dzie³a, w ruchu przebiegaj¹cym miêdzy autokreacj¹ i autodestrukcj¹. Taki jest w³aœnie rytm ruchu
prowokowanego wiecznym napiêciem miêdzy tym, co skoñczone i nieskoñczone. Ten ruch staje siê rzeczywiœcie dzie³em podmiotu dziêki samoograniczeniu,
które, jak ju¿ zosta³o wspomniane, jest przejawem wolnoœci. Samoograniczenie
jest czynem podmiotu, jest zatrzymaniem lub zmian¹ kierunku nieskoñczonego
ruchu w³asnego ducha. Schlegel pisze, ¿e cz³owiek:
[…] zaniedbuje przeto wartoœæ i godnoœæ samoograniczenia, które dla artysty, jak
i zwyk³ego cz³owieka jest czymœ pierwszym i ostatnim, najbardziej koniecznym i najwy¿szym. Najbardziej koniecznym, albowiem wszêdzie, gdzie sami siê nie ograniczamy, ogranicza nas œwiat, przez co stajemy siê s³ugami. Najwy¿szym: albowiem mo¿emy siê ograniczaæ
jedynie w tych punktach i w tych wzglêdach, gdzie mamy nieskoñczon¹ si³ê – si³ê autokreacji i autodestrukcji26.
Zarówno dla cz³owieka, jak i dla artysty mo¿liwoœci autokreacji i autodestrukcji to dwie strony tej samej si³y. Si³a ta jest œladem nieskoñczonoœci w cz³owieku, s¹ to niezg³êbione mo¿liwoœci dzia³ania i tworzenia. Zawieraj¹ siê one
w ca³ym bytowym uposa¿eniu cz³owieka, w tym, co œwiadome i nieœwiadome,
pomna¿aj¹ siê dziêki wzrastaniu doœwiadczeñ i dziêki ¿yciu wœród ludzi. Jednak¿e
nadanie kszta³tu i znaczenia w³asnemu czynowi czy dzie³u jest mo¿liwe dopiero
w swoistym zdystansowaniu siê, chwilowym zapanowaniu nad swobodn¹ gr¹
mo¿liwoœci. Samoograniczenie jest œwiadomoœci¹ w³asnych celów i d¹¿eñ, jest
umiejêtnoœci¹ wyboru.
25 M. Frank, dz. cyt., s. 55 (Frank pisze m.in.: „Kszta³towanie jest równoczeœnie zastoso-
wan¹ histori¹. Realizuje ono ironiczn¹ metodê, która wprowadza tamten œwiat w ten, pozostaje jednoczeœnie œwiadoma, ¿e posiada tamten œwiat nie jako tamten. Kszta³towanie jest
œwiadomoœci¹ praw wedle których skonstruowane jest uniwersum”).
26 A 37, s. 11.
105
Tak wiêc dla jednostki znajduj¹cej siê w dynamicznej rzeczywistoœci œwiata
kszta³towanie rozumiane jako w³asna aktywnoœæ, prowadz¹ca do okreœlania siebie i w³asnego otoczenia, staje siê jedyn¹ mo¿liwoœci¹ œwiadomego udzia³u
w owym odwiecznym procesie. Nieskoñczona zmiennoœæ rzeczywistoœci sprawia, ¿e dla zanurzonego w czasie cz³owieka ka¿da chwila, która mia³a miejsce,
jest okreœleniem, nieodwracaln¹ determinacj¹ jego osoby, jego osobistej historii.
Wybór staje siê oczywisty – mo¿na albo poddaæ siê „pojetycznej” sile œwiata, albo
aktywnie podj¹æ grê, aktywnie siê w ni¹ w³¹czyæ, staæ siê wspó³twórc¹.
Punkty odniesienia
Kszta³towanie siebie czy tworzenie dzie³a jest w³aœnie efektem nieustannego ruchu, zmiennoœci. Czyn, fakt lub dzie³o jest momentem zatrzymania w oscylacji miêdzy przeciwieñstwami. Jeszcze raz warto podkreœliæ, ¿e kszta³towanie
przebiega dziêki zmiennoœci autokreacji i autodestrukcji, ale to moment chwilowego zatrzymania ruchu jest decyduj¹cy. Jeœli wiêc zatrzymanie ma byæ rzeczywiœcie dzie³em podmiotu, niezbêdna jest wiedza o sobie i œwiecie oraz ironiczny
dystans, a wiêc umiejêtnoœæ takiego widzenia, by ka¿dy fakt, ka¿de okreœlenie
odsy³a³o do swego kontekstu, by³o sob¹ i równoczeœnie wskazywa³o na w³asn¹
negacjê. Ca³kowite zaanga¿owanie, które równie¿ ma zasadnicze znaczenie,
powinno byæ po³¹czone z umiejêtnoœci¹ krytycznej, przeprowadzonej na ch³odno oceny27.
Zarówno s³owa „poezja”, jak i „sztuka”, wydaje siê Schlegel niekiedy stosowaæ w znaczeniach nawi¹zuj¹cych do greckich Ÿróde³ tych s³ów. O ile wiêc
„poezja” zyskuje znaczenie bardzo szerokie, opisuje wszelki twórczy ruch, o tyle s³owo „sztuka” czasem akcentuje rzemieœlniczy wymiar dzia³alnoœci twórczej.
Tworzenie wymaga zarówno dzia³ania fantazji, jak i konkretnej wiedzy, a tak¿e
œwiadomoœci tego, dok¹d siê zmierza, co pragnie siê osi¹gn¹æ, nawet jeœli ta wiedza polega jedynie na znajomoœci pytañ, jakie twórc¹ kieruj¹28. To wszystko s¹
materia³y dla si³ autokreacji i autodestrukcji oraz dla samoograniczenia. Dzie³o
lub czyn powstaj¹ jako chwilowy porz¹dek wy³aniaj¹cy siê z chaosu doœwiadczenia jednostkowego, zakorzenienia w kulturze i nieskoñczonego ruchu fantazji,
27 M.
Frank, dz. cyt., s. 54.
ma fantazjê czy patos albo talent mimiczny, powinien móc uczyæ siê poezji jak
ka¿dej innej sztuki mechanicznej. Fantazja to zarazem natchnienie i wyobraŸnia; patos to
dusza i namiêtnoœæ; mimika to spojrzenie i wyraz” (A 250, s. 92).
28 „Kto
106
zamiar twórcy podporz¹dkowany jest twórczej fantazji, fantazja okreœlona przez
zamiar. Ponadto jednoœæ i porz¹dek dzie³a nosz¹ w sobie odniesienia i œlady w³asnych chaotycznych Ÿróde³, prowokuj¹c w tym samym stopniu porz¹dek, jak i chaos.
Oczywiœcie nigdy nie jest tak, ¿e cz³owiek panuje ca³kowicie nad swoim
dzie³em, czy tym bardziej nad swoim ¿yciem – podmiot jest twórczy, ale nie
wszechmocny i nie wszechwiedz¹cy, choæ wiedza jest jego potrzeb¹ jako niezbêdny materia³ i pobudka dla samoograniczenia. Niemo¿noœæ panowania sprawia,
¿e relacja tego, co twórca zamierza, do tego, co zostaje odtworzone w percepcji
dzie³a, zawsze jest do pewnego stopnia nieokreœlona, a „skok od najbardziej
konkretnego poznania i jasnego widzenia tego, co powinno zostaæ stworzone, a¿
do zupe³nego koñca (Vollenden) zawsze pozostaje nieskoñczony”, jest czymœ
niemo¿liwym do ca³kowitego pojêcia i nauczenia. St¹d zarówno w procesie tworzenia dzie³a, jak i w procesie kszta³towania w³asnego ¿ycia, w³asnego „ja” niezbêdne jest to, co Schlegel okreœla jako genialnoœæ29: zdolnoœæ bezpoœredniego
ujmowania i dzia³ania wedle tego, co dobre i piêkne, zdolnoœæ budowania jednoœci30. Ostatecznie proces tworzenia musi zawieraæ w sobie element tajemnicy,
której sposób zaistnienia i której funkcjonowanie siê przeczuwa, ale która zawsze
pozostanie pozadyskursywna.
Kszta³towanie jest procesem nieskoñczonym, jest pochodn¹ dzia³ania
wolnego podmiotu funkcjonuj¹cego w polu zasadniczej zmiennoœci uniwersum,
ale to nie znaczy, ¿e jest te¿ ruchem ca³kowicie arbitralnym, czy te¿ ¿e nie znajduje nigdzie punktu oparcia. Schlegel jest daleki od wizji cz³owieka-demiurga,
który dziêki swej sile kreacyjnej jest równy bogu. Wydaje siê, ¿e obca jest tak¿e
Schleglowi heroiczna czy te¿ tragiczna wizji losu ludzkiego. Jak ³atwo przewidzieæ, w jego pismach rzeczywistoœæ jest dla cz³owieka zarówno zagro¿eniem,
tym, co niszczy, tamuje ruch twórczy, jak i niewyczerpan¹ inspiracj¹, materia³em i Ÿród³em tworzenia.
29 „Wiadomo,
¿e taka regularna naprzemiennoœæ nie mo¿e byæ dzie³em przypadku, a ¿e
artysta musi tu dok³adnie wiedzieæ, czego chce, by móc to uczyniæ; ale wiadomo te¿, ¿e przedwczeœnie nazywa siê poezjê czy prozê sztuk¹, zanim zdo³a³y w pe³ni skonstruowaæ swe dzie³o.
Nie mamy co siê obawiaæ, ¿e dziêki temu geniusz sta³by siê zbêdny, albowiem skok od najwy¿szego rozpoznania i jasnego widzenia tego, co ma byæ zrobione, do doskona³ej realizacji zawsze pozostanie nieskoñczony” (A 432, s. 143).
30 Por. A 283, s. 99, zakoñczenie tego fragmentu jest nastêpuj¹ce: „Gdy mówimy o œwiecie zewnêtrznym, gdy opisujemy rzeczywiste przedmioty, postêpujemy jak geniusz. Geniusz
niezbêdny jest do wszystkiego. Co zaœ zwykle nosi miano geniusza, to geniusz geniusza”.
Fragment ten jest autorstwa Novalisa. Schlegel, publikuj¹c w Athenäeum w³asne fragmenty,
umieszcza³ miêdzy nimi fragmenty autorstwa Novalisa, F. Schleiermachera oraz A. W. Schlegla jako wyraz symfilozofii, ukazywania problemu z wielu perspektyw.
107
Gwoli rzeczy najwy¿szych nie zdajemy siê jedynie na nasz¹ duszê. Oczywiœcie z pustego i Salomon nie naleje; znana to prawda i jestem ostatnim, który by siê przeciw niej buntowa³. Ale zawsze i wszêdzie powinniœmy do³¹czaæ siê do rzeczy ukszta³towanych, i stykaj¹c siê z tym, co jednakowe, podobne, albo w podobnej randze nieprzyjazne, rozwijaæ nawet
najwy¿sze rzeczy, rozpalaæ je, podsycaæ, jednym s³owem – kszta³towaæ. Jeœli zaœ rzeczy najwy¿szych naprawdê niepodobna kszta³ciæ rozmyœlnie, wtedy porzuæmy wszelkie roszczenia do jakiejkolwiek swobodnej sztuki idei, która wtedy by³aby czczym s³owem31.
Proces kszta³towania bazuje wiêc nie tylko na tym, co dane, ale te¿ na tym,
do czego siê zmierza. Idzie o to, ¿e to, co dane, jest w gruncie rzeczy fragmentaryczne, niewystarczaj¹ce. Wydaje siê, ¿e punktem wyjœcia dla œwiadomego kszta³towania jest dostrze¿enie braku, niespójnoœci, czy choæby zmiennoœci tego, co
mog³o wydawaæ siê niepodwa¿alne. Potrzeba sta³ego punktu oparcia walczy
z pustk¹ przeœwituj¹c¹ spod nieustannej zmiennoœci i potencjalnoœci. Paradoksalnie ratunkiem wydaje siê z jednej strony ów nieustanny, zawsze dany, choæ
te¿ zawsze problematyczny materia³ kszta³towania, który mo¿na okreœliæ jako
kulturê z wyznaczaj¹cymi j¹ ideami, a z drugiej podmiotowa aktywnoœæ „ja”, które
równie¿ zawsze jest „ja” empirycznym, co najwy¿ej poszukuj¹cym w celach
poznawczych „ja” transcendentalnego. Wszystko to stanowi punkt odniesienia
i daje mo¿liwoœæ zakorzenienia, nawet jeœli w ten sposób, ¿e jedynie stwarza potrzebê dyskusji, gdy¿ jest niedoskona³e, niezadowalaj¹ce. Z jednej strony mo¿e
pobudzaæ do poszukiwania tego, co lepsze, ale z drugiej jest te¿ miejscem, do
którego zawsze mo¿na wróciæ. Zasadnicze znaczenie dla mo¿liwoœci tworzenia
ma bowiem zarówno d¹¿enie do tego, co nowe, nieznane, jak i impuls prowokuj¹cy podjêcie dialogu z tym co dane, budowanie nieskoñczonoœci rozmowy.
Sympoezja i symfilozofia
Szczególnym przypadkiem procesu kszta³towania dziêki uczestnictwu we
wspólnocie, dziêki temu, ¿e podejmuje siê dialog z innymi, s¹ sympoezja i symfilozofia. S¹ to niezwykle istotne punkty oparcia dla tworzenia dzie³a sztuki
i kszta³towania siebie.
„Najwiêksze i jedyne ¿ycie: ¿ycie cz³owieka poœród ludzi” 32 ze wszystkimi jego konkretami i uwarunkowaniami jest w³aœnie tym, co dane bezpoœrednio,
i dlatego stanowi¹ce zasadniczy punkt odniesienia dla poznania i dzia³ania.
31 F.
Schlegel, Rozmowa o poezji…, s. 155.
s. 130.
32 Tam¿e,
108
Póki czyjœ pogl¹d na poezjê jest ni¹ sam¹, pozostaje s³uszny i dobry. ¯e zaœ jego poezja,
bêd¹c jego w³asnoœci¹, musi byæ jakoœ ograniczona, nie mo¿e nie byæ ograniczone tak¿e jego
widzenie poezji. Duch ludzki nie mo¿e tego znieœæ, zapewne bezwiednie wiedz¹c, ¿e ¿aden
cz³owiek nie jest tylko jednym cz³owiekiem, ale zarazem mo¿e i zaiste powinien byæ ca³¹
ludzkoœci¹. Dlatego cz³owiek, maj¹c pewnoœæ, ¿e zawsze z powrotem odnajdzie siebie, wci¹¿
na nowo wychodzi poza siebie, aby dope³nienie w³asnej najskrytszej istoty odnaleŸæ w g³êbinach cudzej33.
Tworzenie jest mo¿liwe dziêki w³¹czaniu w³asnej indywidualnoœci w obieg
kultury, dziêki wymianie doœwiadczeñ i idei, ale i dziêki najzwyklejszemu, codziennemu uczestnictwu w ¿yciu innych. Udzia³ we wspólnocie, w spo³eczeñstwie nie jest zagro¿eniem dla w³asnej odrêbnoœci, jest mo¿liwoœci¹ jej nieustannego dope³niania i rozwoju.
Byæ mo¿e rozpoczê³aby siê zupe³nie nowa epoka nauk i sztuk, gdyby symfilozofia i sympoezja sta³y siê tak powszechne i tak intensywne, ¿e tworzenie wspólnych dzie³
przez kilka wzajemnie dope³niaj¹cych siê natur nie by³oby ju¿ ¿adn¹ rzadkoœci¹. Czêsto
nie mo¿na siê oprzeæ myœli, ¿e dwa duchy mog³yby w³aœciwie tak nale¿eæ do siebie nawzajem, jak oddzielone od siebie po³ówki, i tylko w po³¹czeniu byæ wszystkim, czym
mog³yby byæ34.
Tworzenie jest znacznie bogatsze, jeœli twórca – artysta, lub po prostu cz³owiek – uœwiadamia sobie w³asn¹ ograniczonoœæ, swego rodzaju niezupe³noœæ,
i równoczeœnie nie obawia siê konfrontacji z tym, co od niego ró¿ne, nieraz ca³kowicie przeciwstawne. Sympoezja i symfilozofia to nie tylko wspólne tworzenie sztuki czy wspólne poszukiwania w ró¿nych dziedzinach nauki. Ich rol¹ jest
budowanie wspólnoty opartej na wspó³istnieniu przeciwieñstw – wspólnoty,
w której jednostki rozwijaj¹ siê dziêki czerpaniu z owej nieustannej oscylacji
w polu wzajemnego warunkowania siê ró¿norodnych idei i doœwiadczeñ. Przy
czym zasadnicze znaczenie ma tu budowanie powi¹zañ duchowych, opartych na
silnych wiêziach miêdzyludzkich. Oczywiœcie symfilozofia w swoim szerszym
i nieco mniej utopijnym wymiarze jest po prostu równie¿ nieustannym dialogiem,
jaki odbywa siê w kulturze poprzez podejmowane wci¹¿ na nowo odczytywanie
ró¿nych funkcjonuj¹cych w niej dzie³ i idei. W koncepcji sympoezji i symfilozofii proces tworzenia dzie³a sztuki, proces budowania nauki oraz proces kszta³towania siebie wi¹¿¹ siê ze sob¹ bardzo œciœle. Koncepcja ta podkreœla potrzebê
33 Tam¿e,
34 A
s. 121.
125, s. 65.
109
wzajemnego warunkowania siê ró¿nych poziomów ludzkiej aktywnoœci, ³¹czenia
ró¿norodnych doœwiadczeñ. Dziêki temu uczestnictwo w œwiecie nabiera bogactwa i wielowymiarowoœci, co z kolei staje siê jednym ze sposobów przekraczania tego, co skoñczone. Jest to po prostu jeden ze sposobów na to, ¿eby byæ
wolnym twórc¹ i wolnym cz³owiekiem, bêd¹c równoczeœnie ograniczonym, skoñczonym, pozbawionym pewnoœci; idzie o to, by w³asn¹ ograniczonoœæ uczyniæ
Ÿród³em ¿yciowego ruchu. Proces twórczy w sposób szczególny skupia w sobie
te aktywnoœci. Jest on poniek¹d zwielokrotnieniem, zintensyfikowaniem ruchu
¿ycia, ale pe³ni te¿ istotne funkcje w procesie budowania wspólnoty. Si³¹ sztuki
jest to, ¿e potrafi budowaæ relacje oparte nie na powi¹zaniach instytucjonalnych,
lecz siêga znacznie g³êbiej.
Poszukiwanie ca³oœci
Kszta³towanie siebie odbywa siê wiêc w dialogu, w grze opartej na napiêciu miêdzy dan¹ skoñczonoœci¹ i upragnion¹, poszukiwan¹ nieskoñczonoœci¹. Jest
jednak zawsze d¹¿eniem, które nigdy nie osi¹gnie swego ostatecznego wype³nienia. Nie ma mo¿liwoœci uzyskania jednoœci, poczucia ca³kowitego spe³nienia,
ani te¿ pe³nego ogl¹du tego, co nieskoñczone, które nigdy przecie¿ nie mo¿e byæ
dostêpne bezpoœrednio35.
Z drugiej jednak strony, na zasadzie dialektycznego powi¹zania, jednym
z podstawowych hase³ obecnych w refleksji Schlegla jest „ca³oœæ” rozumiana
jako wiecznie ¿ywe, wytwarzaj¹ce siê w dynamice przeciwieñstw uniwersum,
w którym wszystko znajduje swoje miejsce. Ka¿dy cz³owiek jest jego czêœci¹,
ka¿da aktywnoœæ jest w nie wpisana, rozbudowuje je36. Ostatecznie to potrzeba doœwiadczenia ca³oœci i jednoœci, porz¹dku i harmonii, a z drugiej strony nieustanne poczucie ich braku jest jednym z elementów motywuj¹cych twórczy
ruch kszta³towania. Jest to jeden z mo¿liwych opisów opozycji skoñczonoœæ –
nieskoñczonoœæ.
Istotn¹ konsekwencj¹ poszukiwania ca³oœci jest te¿ towarzysz¹ce Schleglowi przeœwiadczenie, ¿e rozdzielanie poszczególnych dziedzin ludzkiej aktywnoœci, wyró¿nianie poszczególnych przedmiotów i w³adz ludzkiego ducha,
bez dbania o przebiegaj¹ce miêdzy nimi po³¹czenia i wzajemne korespondencje,
35 Por.
36 Por.
S. E. Grunnet, dz. cyt., s. 63.
tam¿e, s. 73.
110
prowadzi w œlepy zau³ek, jest odbieraniem sobie mo¿liwoœci ¿ycia37. „U rozwijaj¹cych siê natur pojêcie i zmys³ wzajemnie poszerzaj¹ siê, wyostrzaj¹
i kszta³tuj¹”38. Wiedza i sfera pozaracjonalna oczywiœcie nawzajem prowokuj¹
w³asny rozwój. Schlegel wci¹¿ podkreœla te¿ potrzebê tworzenia silnych powi¹zañ miêdzy nauk¹, filozofi¹, sztuk¹, doœwiadczeniem moralnym, religi¹
(choæ religia jest tu doœæ specyficznie rozumiana). Owo rozcz³onowanie jest
czymœ wtórnym i sztucznym, przede wszystkim jednak nie pozwala dostrzec
jednoœci œwiata i jednoœci w³asnej œwiadomoœci. Jednoœci, która oczywiœcie
wci¹¿ buduje siê na napiêciu miêdzy przeciwieñstwami. Postulat ³¹czenia wiedzy, filozofii i poezji jest wyrazem podkreœlania naturalnego, pierwotnego powi¹zania miêdzy tym, co idealne i realne, obiektywne i subiektywne, miêdzy sfer¹
rozumu, œwiadomoœci, a sferami zmys³ów, emocji, fantazji – tego, co w cz³owieku najbardziej niepojête39. Dopiero jeœli pozwoli siê wspó³istnieæ i wzajemnie na siebie oddzia³ywaæ tym wszystkim wymiarom, nie wykluczaj¹c, nie
umniejszaj¹c wagi ¿adnego, mo¿na rozumieæ, czym jest w³asne cz³owieczeñstwo.
Aktywne kszta³towanie w pe³nym tego s³owa znaczeniu jest samo w sobie zmierzaniem do jednoœci, gdy¿ – jeœli rzeczywiœcie ma byæ skuteczne – wymaga dzia³ania wszystkich w³aœciwych cz³owiekowi w³adz i zdolnoœci; trzeba pamiêtaæ,
¿e jest to dzia³anie polegaj¹ce na wzajemnym uzupe³nianiu siê i ograniczaniu
przeciwstawnych si³. Poza tym, jak to zosta³o ju¿ wspomniane, brak jednoœci
staje siê czynnikiem wywo³uj¹cym ruch twórczy, d¹¿enie 40. Dlatego te¿ postaæ
artysty, jako tego, kto poszukuje jak najg³êbszej syntezy, jednoœci, która równoczeœnie otwiera nieskoñczonoœæ i nie niszczy wielowymiarowego widzenia, staje siê alegori¹-symbolem ¿ycia ludzkiego w ogóle. Dlatego i dzie³o sztuki jest
w³aœnie najdoskonalsze, jeœli jest wyrazem poszukiwania takiej jak najszerszej
syntezy, która równoczeœnie uwydatnia ró¿norodnoœæ w³asnych sk³adników41.
Owo poszukiwanie jednoœci, w której wszystko ma swoje miejsce, przejawia
siê miêdzy innymi w koncepcji poezji uniwersalnej. Wyrazem tego poszukiwania jest te¿, jak mo¿na przypuszczaæ, nieustanne splatanie siê w pismach Schlegla idei i pojêæ teoretycznoliterackich, estetycznych z rozwa¿aniami etycznymi
37 Por.
tam¿e, s. 70.
F. Schlegel, Über Goethes Meister, w: Kritische-Friedrich-Schlegel-Ausgabe, t. 2
Charakteristiken und Kritiken 1 (1796-1801), hg. von H. Eichner, Paderborn 1967 (KA
II), s. 135.
39 Por. B. Frischmann, dz. cyt., s. 317.
40 Por. tam¿e.
41 Por. F. Schlegel, Über Goethes Meister…, s. 144.
38
111
czy te¿ antropologicznymi. Dlatego w³aœnie to, co odnosi siê do sztuki, zyskuje wymiar etyczny i na odwrót.
Kszta³towanie i piêkno
Wszelkie piêkno jest alegori¹. Rzeczy najwy¿sze, w³aœnie dlatego, ¿e niewys³owione, wys³owiæ mo¿na tylko w alegorii42.
Rzeczywistoœæ, w której przejawia siê nieskoñczonoœæ, która kieruje ku
perspektywie nieskoñczonoœci, ku wymiarowi idealnemu – jest piêkna. Piêkno
jest znakiem d¹¿enia do nieskoñczonej ca³oœci, podobnie jak to, co prawdziwe
i dobre w swoich przejawach, jest poœrednikiem miêdzy tym, co skoñczone i nieskoñczone. Piêkno „wzbudza poczucie nieskoñczonej pe³ni ¿ycia”43. W tym
sensie jest „jednym z pierwotnych sposobów dzia³ania ludzkiego ducha; nie
tylko konieczn¹ fikcj¹, ale tak¿e faktem – wiecznym i transcendentalnym”44.
Wydaje siê wiêc, ¿e aktywnemu kszta³towaniu siebie niejako z koniecznoœci
towarzyszy piêkno.
Schlegel znajduje w piêknie chyba swego rodzaju impuls dla aktywnoœci nastawionej na nieustanne przekraczanie tego, co dane. Najwy¿sze piêkno
dostrzega bowiem w chaosie, „który tylko czeka na dotkniêcie mi³oœci, aby siê
rozwin¹æ w harmonijny œwiat”45. Chaos zaœ jest tym, co jeszcze niedotkniête
ludzk¹ porz¹dkuj¹c¹ œwiadomoœci¹, co jest niewyczerpanym materia³em kszta³towania. Najwy¿sze piêkno jest wiêc Ÿród³em tego, co jest; jest pocz¹tkiem tworzenia, wezwaniem. Jest pe³ni¹, która zawiera w sobie nieskoñczone mo¿liwoœci, prowokuje dalszy ruch kszta³towania. Ów wyjœciowy piêkny chaos jest
w³aœnie tym, co daje mo¿liwoœæ rozwoju, pobudza do nadawania kszta³tu, podjêcia twórczego dzia³ania. Piêkno jest tym, co p³odne.
Jeœli zaœ dany przedmiot jest piêkny, to oznacza to, ¿e bêd¹c czymœ jednostkowym i okreœlonym, równoczeœnie kieruje ku nieskoñczonoœci. Jest œladem
nieskoñczonoœci w tym, co dostêpne cz³owiekowi bezpoœrednio, w historyczno-empirycznej rzeczywistoœci ¿ycia. Piêkno w konkretnym przedmiocie, czynie,
jest alegori¹, wiêc kieruje ku owemu piêknu cechuj¹cemu to, co najwy¿sze; tym
42 Ten¿e,
Rozmowa o poezji…, s. 160.
jest to, co przypomina nam naturê i w ten sposób wzbudza poczucie nieskoñczonej pe³ni ¿ycia”, I 86, s. 161.
44 A 256, s. 94.
45 F. Schlegel, Rozmowa o poezji…, s. 151.
43 „Piêkne
112
samym staje siê z jednej strony motorem kszta³towania, z drugiej najlepszym, najprawdziwszym d¹¿eniem, znakiem w³aœciwej drogi.
***
Kszta³towanie posiada wiêc niejako swoje bytowe ugruntowanie, jest poruszane z jednej strony nieskoñczon¹ dynamik¹ uniwersum, a z drugiej potrzeb¹
harmonii œwiadomoœci, która postrzega siebie jako sfragmentaryzowan¹ i podzielon¹. Jego kluczowa rola w refleksji Schlegla jest warunkowana wizj¹ rzeczywistoœci ludzkiej, rozumianej jako proces wyprowadzania z chaosu jednostkowych
zdarzeñ, przedmiotów, doœwiadczeñ, krótko mówi¹c: tego, co okreœlone. Jednostka zyskuje w ten sposób poczucie chwilowego rozumienia, które oczywiœcie
w nastêpnym momencie doprowadzi do kolejnego ruchu, kolejnego pytania, ale
tylko w ten sposób mo¿na zbli¿aæ siê do tego, co absolutne. Jedynie moment okreœlonoœci jest tym, co dane. Staje siê on mo¿liwoœci¹ przeczucia jednoœci. W ka¿dym razie sama odwieczna dynamika uniwersum staje siê czymœ bardziej przyswojonym, mniej obcym, mniej ró¿nicuj¹cym.
Bycie cz³owiekiem wi¹¿e siê z mo¿liwoœci¹ bycia aktywnym, œwiadomym
twórc¹. Tym, co jest tworzone, przede wszystkim staje siê w³asne, jednostkowe
¿ycie, szczególnym zaœ tego przejawem jest twórczoœæ artystyczna. Jest ona swego
rodzaju esencjonalnym wyrazem wewnêtrznej, pierwotnej si³y twórczej, która
nakierowana jest na to, co nieskoñczone, na niekoñcz¹ce siê poszukiwanie czegoœ, co jeszcze nie zaistnia³o, lub niekoñcz¹ce siê, wci¹¿ ponawiane i odnawiane ukazywanie tego, co prawdziwe, odwieczne. Jeœli doœæ zu¿yte has³o, ¿e bycie
cz³owiekiem to bycie artyst¹, w jakiœ sposób mo¿e zostaæ przyporz¹dkowane
przedstawionej koncepcji, to w tym sensie, ¿e ka¿dy na w³asn¹ miarê mo¿e byæ
twórc¹, a wiêc ka¿dy jest powo³any do tego, by rzeczywistoœæ poetyzowaæ, czyli
dostrzegaæ i pomna¿aæ wzajemne powi¹zania miêdzy tym, co skoñczone, a tym,
co nieskoñczenie, co rozwija siê i trwa. Bycie artyst¹ to równie¿ nadawanie wci¹¿
nowych znaczeñ temu, co dane, to dopisywanie w³asnych sensów do tego, co
przejawia siê w ró¿nobarwnym ruchu œwiata, poszukiwanie w³asnego sposobu
na odczytanie odwiecznego biegu œwiata, przeczytanie na nowo starych, zawartych w kulturze prawd i odnalezienie równie¿ w nich œladów nieskoñczonoœci.
Podmiot nie jest panem rzeczywistoœci, ale nie jest te¿ jej ca³kowicie poddany;
idzie o to, by na w³asn¹ miarê pozostaæ jej wspó³twórc¹. Wiele jednak zale¿y od
spojrzenia i czynu, jakim podmiot twórczy obdarzy œwiat, od znaczeñ, jakie
w œwiecie odczyta.
113
*
Kamila Chodarcewicz
The shaping and the work. The concept of creative process in Friedrich
Schlegel’s thought
According to Friedrich Schlegel’s early-romanticist philosophy, any creative process emerges and fulfils its potential owing to contradictions being incessantly mutually conditioned. A description of creative process and a description of the shaping of one’s own humanity (Bildung) every so often prove to be
overlapping or affecting each other. The process of creating a work is approachable
as a symbol or intensification of the course of any human shaping. Human life is
perceived as one always getting formed in a tension between finiteness and infiniteness. The artist presents this tension, in an essential fashion, and builds upon it.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010
MISTRZ I UCZEÑ
DYSKUSJA REDAKCYJNA: MISTRZ I UCZEÑ
Lidia Wiœniewska: Czêsto s³yszymy dziœ (a mo¿e tak by³o zawsze?)
o upadku autorytetów i – zwi¹zanym z naciskiem m³odoœci, która nie chce ulegaæ doœwiadczeniu „starych” – upadku relacji mistrz – uczeñ. Wydaje siê jednak, ¿e takie stwierdzenie zak³ada w istocie upadek jej okreœlonej – hierarchicznej – realizacji. Postawi³abym zatem inn¹ tezê: istnieje wiele ró¿nych modeli tej
relacji, zarówno jeœli chodzi o pozycjê mistrza, jak i postawê ucznia, a jakkolwiek w ró¿nych epokach dominanta mo¿e byæ odmienna, to w ka¿dej epoce w³aœnie rozmaite jej wersje dochodz¹ do g³osu. Tutaj jedynie zaznaczê (nie roszcz¹c
sobie prawa do wyczerpania kwestii) niektóre mo¿liwoœci, jednoczeœnie dokonuj¹c ich przegl¹du w czasie.
Ju¿ w mitach znajdziemy wzorce dwu podstawowych koncepcji, które
kreuj¹ okreœlon¹ postaæ mistrza (a mo¿e mistrz kreuje te¿ te koncepcje). Bóg Stworzyciel z mitu nowoczesnego stoi po stronie celowej pracy, która ustala sta³y rezultat (formê), przes¹dzony przez jego prawo, które zyskuje wymiar uniwersalny. Tak¹ rolê pe³ni jednak nie tylko Bóg jako Wielki Nauczyciel M¹droœci, ale
tak¿e np. prorok – jak, powiedzmy, irañski Zaratustra, który udaje siê do nieba,
by uzyskaæ odpowiedŸ na pytanie o dobr¹ myœl, dobre s³owo i dobry czyn, czym
daje wyraz orientacji wybitnie etycznej. Z drugiej strony pojawia siê jednak inna
mo¿liwoœæ: wieloœæ bogów mitu archaicznego konstytuuje zamiast sta³oœci –
dynamikê przemiany i w zwi¹zku z tym tak¿e – wieloœæ mistrzów, którzy reprezentuj¹ czasem sprzeczne wartoœci. Przeobra¿a siê to w zawieszenie ucznia
miêdzy biegunami skrajnych postaw.
115
Dodaæ by do tego mo¿na, ¿e z punktu widzenia pierwszej postawy druga
zwi¹zana zostaje z negatywnoœci¹ z³a (w taki sposób reprezentuj¹cy p³odnoœæ
Natury bo¿ek Pan przekszta³ca siê w ikonografii chrzeœcijañskiej w diab³a), tymczasem z punktu widzenia drugiej postawy – w skrajnej postaci boga-trickstera
– pierwsza zostaje oœmieszona poprzez jej skrzywienie.
I jeszcze jedno: ten sam mistrz z jednego punktu widzenia mo¿e zostaæ
przedstawiony jako przedstawiciel postawy etycznej (teoretycznej), jak Sokrates w interpretacji Nietzschego, lub – przeciwnie – dialogicznej, jak Sokrates
przedstawiany przez Bachtina. Co w istocie zwraca uwagê na synkretycznoœæ
konkretnej rzeczywistoœci.
Nie zmienia to faktu, ¿e w modelowym ujêciu wyró¿niê dwie mo¿liwoœci,
jeœli chodzi o mistrza: 1. Mistrzów ideologii czyli autorytety (Chrystus, Sokrates); 2. Mistrzów krytycyzmu czyli dyskusji o idei (Zaratustra Nietzschego, który
wycofuje siê z kierowania uczniami, bo znaleŸli go wczeœniej ni¿ siebie, a podobny jest g³os Sartre’a; spoœród bohaterów literackich – wskazaæ tu mo¿na, zreszt¹ zakotwiczonego w filozofii Ockhama czy Bacona, Wilhelma z Baskerville
w Imieniu ró¿y Eco). Szczególnym przypadkiem takiej sytuacji by³oby np. zawieszenie przez Tomasza Manna potencjalnego ucznia miêdzy biegunami takimi, jakie stanowi¹ Naphta i Settembrini.
Podobnie zreszt¹ trzeba by mówiæ o uczniach – pod¹¿aj¹cych œladami Mistrza, jak œwiêty Franciszek, lub dokonuj¹cych przekszta³ceñ mistrzowskich œladów, jak w przypadkach opisanych przez Harolda Blooma (Lêk przed wp³ywem).
Wreszcie trzeba by zwróciæ uwagê na jeszcze jeden moment – jednocz¹cy obie
strony: na to, ¿e czêsto uczeñ staje siê mistrzem: w Ojcu Goriot Rastignac zrazu z oporem pobiera lekcje ¿ycia paryskiego; w Jaszczurze sam udziela ich bez zahamowañ.
I odwrotnie: wspomniany Wilhelm z Baskerville uczy siê tak¿e od swego ucznia.
To spojrzenie poprzez epoki ka¿e jednak zapytaæ tak¿e o dynamikê wewn¹trz pewnych granic czasowych. Tak¿e o wiek XIX – jeœli traktowaæ go jako
pewn¹ ca³oœæ. A w jego ramach – o epokê romantyzmu czy realizmu. Jak zatem
w tych ramach dochodz¹ do g³osu poszczególne modele relacji mistrz – uczeñ?
A nawet: jak dalece pozwalaj¹ one z wielu stron zinterpretowaæ jedn¹ osobowoœæ,
np. Mickiewicza? Czy stajemy tu wobec podobnych wyzwañ jak te, które stwarza interpretacja Sokratesa przez Bachtina i Nietzschego?
*
Bogdan Mazan: Najbardziej przemawia do mojej wyobraŸni ahistoryczna, niescholastyczna wersja problemu nie tyle jednocz¹ca obie strony (mistrz –
116
uczeñ), choæ na jakimœ etapie wzajemnych kontaktów by³oby to niezbêdne, co
wskazuj¹ca udzielanie siê wartoœci na kanwie specyficznego zwi¹zku obu podmiotów, jednocz¹cego i zarazem wyodrêbniaj¹cego. Wedle niej, Mistrz nie tylko
móg³by siê z czasem uczyæ od swego wychowanka, co jest zrozumia³e np. we
wspólnocie uczonych, lecz tak¿e potrafi³by wykreowaæ (wy)twórcê doskonalszego od siebie, a przynajmniej nie szkodziæ w takim procesie. Byæ mo¿e dopiero
wtedy sta³by siê, nieparadoksalnie, wzorem otwartym, rzetelnie niedoœcig³ym:
arcymistrzem.
By³aby to niesprzeczna kategoria pragmatyczno-idealistycznych i etycznych
mistrzów umiej¹cych pokusê egoizmu, samouwielbienia, interesu w³asnego przezwyciê¿yæ, by dzieliæ siê z „uczniami” – w szerokim znaczeniu s³owa, obejmuj¹cym
wspó³uczestników jakiegoœ trudu – sprawnoœci¹ warsztatow¹ lub inn¹ doskona³oœci¹. Szczerze mówi¹c, jedynie tak¹ wersjê mistrzostwa i tak¹ relacjê mistrz-uczeñ
uwa¿am za kompletn¹. Potwierdza³aby w mistrzostwie potrzebn¹ czasem pokorê,
a zw³aszcza odwagê (w przekraczaniu siebie) i spe³nienie, które, wyp³ywaj¹c z prymarnego „ja”, mog³oby czy nawet powinno byæ w mistrzostwie interpersonalne
i roztaczaæ siê. Na ile jest ona realna i sprawdzalna – to inna kwestia.
Takich mistrzów wypatrywa³bym wœród twórców oraz ludzi zajmuj¹cych
siê nimi badawczo. Zrazu trudno jest o stosowne przyk³ady z XIX wieku i czasokresów okalaj¹cych, ale czyni¹c przygotowawcze kroki w odkrywaniu, mo¿na
by szukaæ redaktorów, wydawców itp. dzia³aczy lub wykonawców, uchodz¹cych
za mistrzów w swym przedmiocie, a nieograniczaj¹cych inwencji wspó³pracowników, uczniów. Tacy mistrzowie potrafili (jeœli ten projekt nie jest hipostaz¹)
w rozmaitych dyskusjach nie tylko znakomicie zabieraæ, lecz tak¿e oddawaæ g³os,
ws³uchuj¹c siê w racje przeciwne. A mo¿e, mierz¹c wy¿ej, znaleŸliby siê poœród
twórców arcydzie³, potrafi¹cych mówiæ o konkurentach do s³awy z niezwyk³¹
rewerencj¹, pomniejszaj¹c siebie. Nie wszystkim autorom, artystom i myœlicielom to siê od razu udawa³o. Czasem przychodzi³y takie opinie razem z dojrza³oœci¹ i dystansem, jak np. uwagi o Sienkiewiczu i Prusie Œwiêtochowskiego, bardziej od nich cenionego w pocz¹tkowej fazie pozytywizmu (widziano w nim
nastêpcê S³owackiego) i nie bez satysfakcji przyjmuj¹cego chwa³ê pierwszeñstwa,
chyl¹cego jednak przed nimi czo³a, gdy w³asne czo³o zni¿a³ z utrudzenia, ale
widzenie rozszerzy³. Na tym tle by³aby widoczna ma³ostkowoœæ i wynios³a hermetycznoœæ zachowañ innych twórców. Jaki to mo¿e byæ interesuj¹cy obiekt badañ
krytycznych, ale odleg³ych od antybr¹zownictwa.
To mog¹ byæ równie¿ literaturoznawcy, badacze wieku XIX. S³ysza³em
o jednym, który pracê kolegi po fachu spointowa³ s³owami: „Choæbym siê sprê¿a³,
tak bym nie zrobi³”. Nie chodzi tu o rzeczywist¹ wartoœæ komplementowanego
117
artefaktu, ale o zasadê, któr¹ nazwa³bym suwerennoœci¹ Mistrza w tym, co sam
czyni oraz potrafi zainspirowaæ i rozpoznaæ. Taki nigdy nie bêdzie mniejszy, nawet/ zw³aszcza w momencie, kiedy chwali³.
*
Jaros³aw £awski: G³os Lidii Wiœniewskiej w dyskusji o relacji Mistrz –
Uczeñ traktujê jako wa¿ny, zasadniczy. W odniesieniu do niego i na jego marginesie chcia³bym sformu³owaæ w³asne myœli i wyobra¿enia. Dodam: nikt nigdy
nie stara³ siê byæ wobec mnie Mistrzem, bezwzglêdnie jednak znam oraz uznajê
Osoby, które wolno mi za swoich uwa¿aæ Mistrzów. Zatem… Nie ma wielu
modeli, form relacji Mistrz – Uczeñ: zawsze jest promieniuj¹cy postaw¹ i myœl¹
Mistrz oraz pragn¹cy promieniowaæ Uczeñ, który kszta³ci siê w œwietle wzoru
i drogi Mistrza! Niemo¿liwa jest relacja/ postawa: jeden Uczeñ › wielu Mistrzów
naraz. To chaos. Ka¿dorazowe ustanowienie zwi¹zku Mistrz – Uczeñ poprzedza
wybór: najpierw Uczeñ pragnie i szuka Mistrza (tym samym go wybiera), potem
Mistrz mo¿e, ale nie musi akceptowaæ Ucznia. Mistrz nie ma wielu Uczniów. Tym
bardziej nie mo¿e mieæ wielu Uczniów, nastêpuj¹cych jeden po drugim, seryjnie
i regularnie. – S¹ to wtedy ulubieñcy, wychowankowie, absolwenci, a nawet lizusowscy imitatorzy postawy Ucznia, lecz nigdy ci, a nie inni Uczniowie tego,
a nie innego Mistrza.
Za Mistrzem nie stoj¹ wiêc – jako moce, w³adze, doœwiadczenia tworz¹ce
Jego powagê i postaæ – same tylko: wiedza, inteligencja, intuicja, m¹droœæ, w³adza, empatia, œrodki materialne lub ich brak. To substraty bycia Mistrzem, ale ich
suma nie tworzy jego Osoby. Co wiêc j¹ czyni? „Coœ” Innego.
Rozró¿nienie „Mistrzowie krytycyzmu – Mistrzowie ideologii” jest wzglêdne, sztuczne. Krytycy emanuj¹ tym samym œwiat³em idei (jest ni¹ krytycyzm),
a ideolodzy s¹ w istocie krytykami (ka¿da idea zda siê negacj¹ wszystkich innych,
ujêciem ich w cudzys³ów nieaktualnoœci).
Uczniem siê jest albo nie. Mistrzem siê jest albo nie. ¯adnym z nich nie
mo¿na byæ „potencjalnie”, „na niby”, „w zawieszeniu”, „tak po trosze”, „na jakiœ czas”, „w zale¿noœci od tego, czy…”, „bo muszê”, „ot, tak sobie…”, „¿e tak
chcê i basta!” i „…na próbê”.
W ka¿d¹ relacjê Ucznia z Mistrzem wpisana jest nie tylko mo¿liwoœæ sukcesji, ale pragnienie zostania Mistrzem, a co za tym idzie – znalezienia Uczniów
(lecz to zdarza siê realnie du¿o rzadziej).
Relacja Mistrz – Uczeñ przybiera, oczywiœcie, rozmaity kszta³t historyczny, zmienia siê jako relacja-dla-innych, jako forma ¿ycia spo³ecznego wraz z jego
118
ewolucj¹, chocia¿by metamorfoz¹ instytucji edukacyjnych, szkó³, uniwersytetów.
Lecz jej rdzeñ okreœli³bym jako „archetypowy”, przynale¿ny do œwiata niezmienników i transcendentaliów. Dla ludzi o pewnej orientacji imaginatywno-myœlowej znaczy to: jest on ugruntowany metafizycznie.
Relacja Mistrz – Uczeñ, Uczeñ – Mistrz nie jest stanem, lecz drog¹, w której Mistrz reprezentuje: wiedzê, m¹droœæ nabyt¹ wraz z w³asn¹ drog¹ biografii
i wewnêtrznego ¿ycia (egzystencji), stosowny do ciê¿aru obu poprzednich dystans wobec œwiata (to jest tak¿e wobec samego siebie, natury, innych ludzi,
Ucznia, historii przez wielkie „H”, emocji), a ponadto trudn¹ do wyra¿enia jakoœæ duchowego przyci¹gania (attractio, esprit, ataraksja, dynamis, doskona³oœæ,
niewzruszonoœæ, prostota, ubóstwo, modestia, wiedza etc.), decyduj¹c¹ o jego
zdolnoœci zdobywania umys³ów i serc uczniów. To „coœ” pozostaje ca³kowicie
niedookreœlalne pojêciowo. Mo¿na to nazwaæ promieniowaniem…, emanacj¹…,
a nawet m¹drym z- i u-wodzeniem, przyzywaniem lub zachêt¹, nêc¹c¹ obecnoœci¹ oraz magnetyzmem, niepokojem wywo³ywanym przez osobowoœæ o cechach
numinosum, fascynuj¹c¹ i budz¹c¹ naraz lêkliwoœæ… Mistrz nie przemawia z góry: „Uczniu…!”, Uczeñ oszczêdza Mistrzowi „Mistrzu!”.
Nieprawda, ¿e tam, gdzie jest Mistrz i Uczeñ, nie maj¹ znaczenia: narodowoœæ i p³eæ, status spo³eczny i wiek. Przeciwnie, one tam s¹ najwa¿niejsze, bo
tworz¹ to¿samoœæ i osobowoœæ ka¿dego z partnerów relacji. Ale równoczeœnie
prawd¹ jest, i¿ nie ma tam sporu i zwady miêdzy kobiet¹ i mê¿czyzn¹, Greczynk¹ i ¯ydem, starcem i m³odziakiem, pariasem i arystokrat¹.
Miêdzy Uczniem a Mistrzem istnieje relacja wzajemnej otwartoœci, dialogicznoœci, ale przede wszystkim pe³na szacunku i godna „niezgodnoœæ”, otwarta
odmiennoœæ, umo¿liwiaj¹ca wzajemne, krytyczne podejœcie, wzbogacanie siê i darzenie, wymianê nie tyle myœli, ile bogactwa ca³ej osobowoœci. Towarzyszy im
pewna ograniczona uleg³oœæ: Ucznia wobec Mistrza i na odwrót. Bez ró¿nicy nie
rodzi siê miêdzyosobowa chemia przemiany (metanoia), tworz¹cej i utwierdzaj¹cej niezniszczalnoœæ relacji Obu. Uczeñ nigdy nie jest „klonem” Mistrza, zaœ Mistrz
nigdy nie godzi siê na bezkrytycyzm Ucznia albo jego krytycyzm zupe³ny.
Za powag¹ Mistrza nie stoi instytucja, ideologia ani w³adza, lecz uprzednie wobec Spotkania z Uczniem i dokonuj¹ce siê w jego czasie doœwiadczenie
drogi, w którym nie brak kryzysów, upadków i podŸwigniêæ, tworz¹cych jego si³ê
wewnêtrzn¹ i w konsekwencji autorytet moralny. Tê drogê Uczeñ naœladuje, ale
jej nie powiela, przemierzaj¹c w³asny dukt doskonalenia (lecz nie doskona³oœci).
Nic, co zupe³nie doskona³e i niezmienne, nie ma si³y samoistnego przyci¹gania.
Nie dotyczy to transcendentaliów: Prawdy, Piêkna, Dobra, Absolutu – dotyczy
ludzi przede wszystkim.
119
W relacjê, wiêŸ Mistrz – Uczeñ wpisane jest ryzyko drogi. Nie ka¿dy musi,
mo¿e, powinien byæ Mistrzem lub Uczniem. Wyzwaniu drogi mo¿e nie sprostaæ
tak Uczeñ, jak Mistrz. Bez ryzyka klêski, upadku, konfliktu nie ma splendoru
zwyciêstwa, nie ma radoœci osi¹gniêcia celu.
Choæ relacja Mistrz – Uczeñ jest relacj¹ zbudowan¹ na hierarchicznej wizji œwiata, który wznosi siê ku swemu najwy¿szemu centrum (tu: Mistrzowi), na
w³adzy duchowego i intelektualnego autorytetu, to wyró¿nikiem jej zdrowia
okazuj¹ siê dystans, autoironia, pob³a¿liwoœæ i œmiech. We wspólnym doœwiadczeniu œmiechu Uczeñ ju¿ staje siê na chwilê Mistrzem.
W³aœciwe relacji Mistrz – Uczeñ jest wielorakie doœwiadczenie przekroczenia: w relacji miêdzy Mistrzem a Uczniem, miêdzy Oboma a œwiatem, w koñcu
wewnêtrznej transgresji miêdzy sob¹-wczoraj a sob¹-dziœ, miêdzy sob¹-dziœ a sob¹-jutro. Ta transgresja ostatnia mo¿e byæ doskonaleniem siê Ucznia. I Mistrza.
Patologie w ustanawianiu relacji Mistrz – Uczeñ:
– Pseudomistrzowie i pseudouczniowie. W warunkach nu¿¹co bezlitosnego
wyœcigu szczurów tak „uczniowie”, jak „mistrzowie” staj¹ siê ofiarami z³udzenia w³asnej to¿samoœci. Dokonuj¹ b³êdnego rozpoznania siebie jako „ucznia/
mistrza”, gdy tymczasem stanowi¹ igraszkê spo³ecznego zapotrzebowania, wykwit potrzeby szybkiego ustanawiania „autorytetów”, „wytwarzaj¹cych” kolejne niby-„autorytety”. Czêœciej u Ÿróde³ z³udzenia, którego ofiar¹ s¹ g³odni obcowania z Mistrzem kandydaci na Uczniów, stoi pycha i narcystyczne przekonanie
o w³asnym najwy¿szym statusie intelektualnym, duchowym, spo³ecznym.
– Relacjê jeden Mistrz – jeden Uczeñ zastêpuje w czasach nowo¿ytnych
niebezpieczna relacja jeden Mistrz – mnodzy Uczniowie, miêdzy którymi dochodzi do nieznaj¹cej pardonu i wstydu rywalizacji o wzglêdy Mistrza, prowadzonej w celu uzyskania niegodnych profitów, takich jak: etat, publikacje, status
„pierwszego akolity”, a co za tym idzie uznanie (marne, bo motywowane strachem) i w najgorszym przypadku dobra natury materialnej. Prostolinijnoœæ i bezinteresownoœæ zostaj¹ wyparte przez zawiœæ oraz interesowne podporz¹dkowanie. Taki „uczeñ”-aktorzyna dzia³a wedle zasady homo homini lupus. A raczej:
uczeñ uczniowi, uczeñ mistrzowi, mistrz uczniowi i mistrz mistrzowi wrogiem
„na wieki wieków, amen”.
– Moc, autorytet, instytucje, w³adza a niby-mistrzostwo… Si³ê duchow¹
Mistrza coraz czêœciej zacienia, a nawet niweczy moc, w³adza, opresyjna i restryktywna zdolnoœæ stoj¹cych za nim instytucji pañstwowych lub akademickich.
Ulokowany (czêsto) na szczycie piramidy awansu akademickiego – a bywa, i¿
kilku piramid naraz – Mistrz przyci¹ga wtedy nie promieniowaniem bezinteresownego autorytetu, które nie obiecuje niczego z zakresu dóbr i stanowisk, ale
120
poci¹ga ku sobie banaln¹ obietnic¹ bezpieczeñstwa, w³adzy, decyzyjnych zdolnoœci, u³atwiaj¹cych lub niszcz¹cych mo¿liwoœci awansu Uczniów. Tak korumpuje siê bezinteresownoœæ tych, którzy pragn¹ zostaæ Uczniami. Tak koñczy siê
charyzma Mistrzów, którzy siêgaj¹ po w³adzê instytucji, po moc strachu lub mira¿e obietnic.
– Mistrz, Uczeñ nie konkuruj¹; nie mo¿e byæ ich wielu w œwiecie konkurencyjnoœci wszystkich ze wszystkimi o Nic. Z³oœliwie: nie ma Uczniów, bo konkuruj¹, nie ma Mistrzów, bo konsumuj¹.
– Moc quasi-autorytetu a publiczna kreacja… „Mistrzów” mo¿na od dawna, od czasu, kiedy pojawi³ siê masowy obieg informacji, kreowaæ, lansowaæ,
przemilczaæ, obœmiewaæ. Iluzji posiadania Mistrza i z³udzeniu odnalezienia
Ucznia ulegaj¹ tysi¹ce ludzi, którym mass media lub instytucje podaj¹ do wierzenia, do przyswojenia myœl-k³amstwo, ¿e ktoœ jest lub nie jest Uczniem/ Mistrzem.
Uniwersytety, koœcio³y, mass media, organizacje czy potê¿ne jednostki nie tworz¹ Mistrzów, choæ s¹ w stanie zaszczepiæ spo³ecznie i duchowo rujnuj¹ce k³amstwa: ¿e ktoœ naucza, choæ nie naucza; ¿e coœ jest uczelni¹, choæ nie jest ni¹, bo
s³u¿y bogaceniu siê „profesury” i drenowaniu kieszeni naiwnych „aspirantów”
do statusu cz³eka wykszta³conego; ¿e ktoœ jest posiadaj¹cym autorytet i charyzmê „Mistrzem”, mimo i¿ jest wytworem kuglarstwa medialnego, public relations, reklamy, marketingu. Cech¹ Mistrza jest skrytoœæ. Jego rozg³os jest pe³en
skromnoœci. Zdzicza³a postaæ wspó³czesnego „mistrzowania” przejawia siê w tym,
¿e miliony ludzi uznaj¹ za autorytety (nazywaj¹c: „Mistrzem” przez wielkie „M”)
persony i kreatury, których nie widzia³y na oczy, znane tylko z ekranu, s³yszenia, z ich drukowanych wypowiedzeñ. Za z³udzeniem wykreowanego w mass mediach obrazu kryj¹ siê – bywa – demony, cynicy, chciwcy. O byciu „autorytetem”
decyduj¹ wzglêdy merkantylne, to, czy tak¹ osobê da siê szybko i z zyskiem sprzedaæ. Niby-mistrz staje siê wtedy guru zyskownoœci.
– Zgubne musi byæ ideologiczne, œwiatopogl¹dowe kumpelstwo. Tak¿e
w nauce lansuje siê swoich: postêpowcy oœwieconych, tradycjonaliœci konserwatystów, feministki feministki, panowie katolicy panów katolików, król zwolenników monarchii, zaœ monarchiœci królów i pretendentów do tronu. A generalnie
lansuj¹ „jedni drugich”. Nie ma znaczenia, czy chodzi o socjologów, rusycystów,
badaczy nietoperzy, os lub mchów, niderlandystów albo doktorów œwiêtej teologii czy mistrzów m¹droœci… I tak Fil(o)sophia musi ulec innemu pêdowi, któremu na imiê: Fil(o)kratia, to jest mi³oœci w³adzy, zdobytej w grupie podobnie/ tak
samo myœl¹cych. Niewa¿ne: co myœl¹cych…
– Pieni¹dze/ corruptio. Zamiast rozwiniêcia: „Wiecie, jak to jest…!”
– Rugowanie Mistrza z przestrzeni Uniwersytetu dokonuje siê najczêœciej
121
w imiê idoli nowoczesnoœci i postêpu, jakoœci i wydajnoœci. Nastêpuje wtedy,
rozg³oœne i k³amliwe jako czcza wobec Uczniów obietnica, zastêpowanie Mistrza
wydajnym i znanym publicznie tutorem, promotorem, opiekunem, menad¿erem!
Ów mikro-, semi-, mini-, æwieræ-mistrz wnosi wówczas w relacje z nauczanym
podopiecznym ca³¹ wypracowan¹ zewnêtrznoœæ i pozycjê (autorytet tytu³ów,
publikacji, stanowisk etc.), natomiast nie udziela nauczanym niczego z wewnêtrznego bogactwa osobowoœci. Tutor nie jest z³¹ instytucj¹, jeœli nie udaje Mistrza.
Ten ma w sobie coœ „nieokreœlonego”, spoza wymiaru ról i funkcji.
Ani droga Mistrza, ani droga Ucznia nie s¹ ³atwe, proste. W byciu Mistrzem
i Uczniem zawsze jest coœ tajemniczego. Mistrza nie sposób znaleŸæ w okreœlonym miejscu, urzêdzie, instytucie. Nawi¹zaniu relacji Mistrz – Uczeñ towarzyszy w najg³êbszym tego s³owa znaczeniu Spotkanie. W tym sensie relacja Mistrz
– Uczeñ nie mo¿e byæ traktowana tak, jak po prostu relacja Nauczyciel, Tutor,
Profesor – Uczeñ, Student, Doktorant, Habilitant. Ona siê w tych wszystkich relacjach mo¿e, ale nie musi wydarzyæ. Gdy siê wydarza, Uczeñ znajduje Mistrza,
a Mistrz odkrywa Ucznia. Nie zapewni¹ tego instytucje, przepisy ni usi³owania.
Wynika z tego, ¿e ta najbardziej twórcza kulturowo Relacja, WiêŸ, Wspólnota
zdarza siê i wykonuje sw¹ misjê poza instytucjonalnym umocowaniem, jakie daj¹
jej pañstwo, kultura, spo³ecznoœæ, akademia. Ale czyni to ona dla nich, choæ istotowo poza nimi. Czyni dla cz³owieka, którym staj¹ siê w byciu-dla-siebie i razem-ze-sob¹ Mistrz oraz Uczeñ.
Mistrzowie, Uczniowie. Oni bêd¹ zawsze. „Mówi³a z pamiêci, zawsze za
szybko, wiêc…”, „W³aœciwie to jakby ci¹gle opowiada³ dowcipy, ale…”, „Nigdy nie zdarzy³o siê, by siê nie spóŸni³, cho慔, „By³a to nadwra¿liwa nerwuska, ale…”. Dope³nienia: i tak wszystko rozumieliœmy bez s³ów, bi³a z nich
m¹droœæ, wszyscy mieliœmy do niego przystêp, czuliœmy, ¿e kocha³a nas i to, co
robi.– Tysi¹ce podobnych o Mistrzach wspomnieñ ich Uczniów.
Gdzie jest Mistrz, gdzie Uczeñ, gdzie s¹ Obaj, tam nie maj¹ przystêpu pustka
i smutek. I nicoœæ nawet nie œwiêci tam niczego. W Mistrzu, w Uczniu, w relacji
miêdzy Nimi b³yszczy iskra Tajemnicy przez wielkie „T”.
Jak widaæ, do mówienia o relacji Uczeñ – Mistrz najbardziej przydatne
i najw³aœciwsze okazuj¹ siê s³owa powleczone w naszej kulturze patyn¹ staroœwiecczyzny, staromodne i archaicznie brzmi¹ce: prostolinijnoœæ, godnoœæ, doskonalenie siê, wiedza, m¹droœæ i wielkoœæ, urok i mi³oœæ. Bo Uczeñ duchowo
kocha Mistrza, a Mistrz mi³uje Ucznia umys³em i duchem, m¹droœci¹ swej
drogi. Wejœæ w te s³owa, staæ siê nimi, uosabiaæ je – to droga. Wszystko stare
s³owa. A pierwsze z nich? Prawda. Tak to sobie myœlê i wyobra¿am. Pogodnie
i raczej z uœmiechem.
122
*
Magdalena Saganiak: Niezmiernie interesuj¹ca wypowiedŸ prof. Lidii
Wiœniewskiej pobudzi³a mnie do myœlenia, które nie jest w stosunku do Niej
polemiczne, lecz sytuuje siê w innej p³aszczyŸnie.
Obraz zapamiêtany z ksi¹¿ki, filmu czy ze snu. Stary mistrz udziela adeptowi kolejnej lekcji szermierki i jak zwykle wytr¹ca mu szpadê. Uczeñ k³ania siê
z szacunkiem i wychodzi ze smutn¹ twarz¹. Zdajemy sobie sprawê, ¿e ta scena
powtarza siê ju¿ setny czy tysiêczny raz. Twarz mistrza pozostaje nieodgadniona. Kolejna lekcja. Uczeñ w skupieniu naciera, mistrz zaczyna siê cofaæ. W oczach
ucznia pojawia siê b³ysk, jego ruchy staj¹ siê szybsze i bardziej precyzyjne. Mistrz
pojmuje, ¿e walczy z równym sobie. Naciera z fantazj¹, z gracj¹ tancerza, jakby
uby³o mu lat, lecz zaczyna przegrywaæ. Na twarzy ucznia pojawia siê uœmiech
radoœci. Lecz jeszcze radoœniejsza jest twarz Mistrza.
Kiedy myœlê o relacji mistrz – uczeñ, od razu przychodz¹ mi na myœl dwa
wielkie przyk³ady: Sokrates – Platon i Platon – Arystoteles. Platon, m³odzieniec
o masywnej budowie cia³a, ale tak¿e o szerokim czole, który w³óczy³ siê ze swoim obdartym mistrzem po placach Aten, uprawiaj¹c dialektykê. Czy wiedzielibyœmy coœ o Sokratesie, który nie pozostawi³ po sobie ¿adnego pisma, czy wyró¿ni³by siê spoœród rzeszy wêdrownych nauczycieli, gdyby nie Platon, który poj¹³
jego naukê? Nie tylko poj¹³, lecz utrwali³ jego postaæ, metodê i myœl w nieœmiertelnych dialogach. I czy sta³by siê ktoœ taki, jak Platon, gdyby ten silny m³odzieniec nie spotka³ natchnionego poszukiwacza prawdy – Sokratesa? Ale czy Platon rozpozna³by Sokratesa, gdyby wpierw nie by³ go szuka³? Gdy uczeñ jest
gotowy, nauczyciel przychodzi.
Platon i Arystoteles, dwie postaci utrwalone na genialnym fresku Rafaela.
Stary Platon wskazuj¹cy rêk¹ w górê, jakby ku wiecznym ideom, i Arystoteles,
którego zdecydowany gest zdaje siê wskazywaæ równowagê, ów s³ynny z³oty
œrodek. Twarze filozofów zwrócone s¹ ku sobie, pomiêdzy nimi istnieje ¿ywy
kontakt, wiêŸ i porozumienie. Rozmawiaj¹. Id¹. Ruchy ich obu znamionuje energia. Postawa ucznia nie uniewa¿nia postawy mistrza.
Legenda przekazuje nam s³ynn¹ wypowiedŸ Arystotelesa, opuszczaj¹cego Akademiê Platoñsk¹, cytowan¹ w wersji ³aciñskiej: Amicus Plato, sed magis
amica veritas. Legenda odpowiada, ¿e odszed³, by za³o¿yæ w³asn¹ szko³ê, ¿e siê
zbuntowa³. Ale podaje siê te¿ zupe³nie inn¹ wersjê: ¿e po œmierci Platona szko³ê
obj¹³ ma³o twórczy, mo¿e najmniej zdolny, epigoñski uczeñ, i wtedy Arystoteles
odszed³. To zrozumia³e. Zreszt¹, rol¹ wybitnego ucznia jest opuœciæ Mistrza.
Niektórzy mówi¹: Arystoteles odrzuci³ teoriê idei, ale inni mówi¹ przytomniej:
123
g³êboko przekszta³ci³. I znów. Nie by³oby Arystotelesa bez Platona. Ale kontynuuj¹c i rozwijaj¹c naukê Mistrza, czêœciowo musia³ jej zaprzeczyæ. Nie ma twórczoœci bez indywidualnoœci. Nie ma rozwoju bez sporu. Gdy uczeñ jest gotowy,
nauczyciel odchodzi.
Czy dziœ nie ma mistrzów? Dla kilkudniowego rozg³osu dziennikarze niszcz¹ autorytety i wprowadzaj¹ w b³¹d opiniê publiczn¹. G³upawe afery tworz¹
zas³onê dymn¹ dla spraw najwa¿niejszych, które tocz¹ siê poza kontrol¹ spo³eczeñstwa i poza wiedz¹ elit naukowych. Kultura masowa tworzy fa³szywe autorytety. Reklama zastêpuje informacjê. Skandal zastêpuje etykê. Zdezorientowana m³odzie¿ na wszelki wypadek kontestuje wszystko. Koœció³, jedna z niewielu
instytucji, które jeszcze podtrzymuje myœl o moralnoœci, jest atakowana za niemoralnoœæ. Nie dziw, ¿e znowu pojawiaj¹ siê sygna³y o koñcu œwiata.
Wydaje siê, ¿e nie ma ju¿ mistrzów, bo w powszechnym zgie³ku g³osu
ich nikt by nie us³ysza³, a zreszt¹ ma³o jest takich, którzy uszu nadstawiaj¹. Lecz
czy to jest jakoweœ novum na tym œwiecie? Ju¿ Sokrates musia³ wyst¹piæ przeciw doxa, przeciw fa³szywym mniemaniom, i przeciw sofistom, którzy g³osili
czysty pragmatyzm, szerz¹c relatywizm moralny i estetyczny. Podobno Gorgiasz
naprawdê chodzi³ w z³otych butach, zaœ Sokrates w ³achmanach naucza³ m³odzie¿, czym jest prawda i dobro. I w³aœnie Sokratesa skazano na œmieræ prawomocnym wyrokiem s¹du, w oœwieconym demokratycznym pañstwie – za „psucie m³odzie¿y”.
Czy dziœ nie ma mistrzów? Maj¹ racjê Lidia Wiœniewska i Jaros³aw £awski, gdy mówi¹ o zaniku tradycyjnej relacji mistrzowskiej we wspó³czesnym
nauczaniu. Owszem, daleko id¹ca instytucjonalizacja kszta³cenia na wszystkich
szczeblach nie sprzyja powstawaniu wiêzi. Nieudane (czy¿by celowo „nieudane”?) reformy szkolnictwa doprowadzi³y po roku 1989 do znacznego spadku
poziomu nauczania. Nie jest dziœ rzadkoœci¹, ¿e uczeñ, który opuszcza pañstwowe liceum, nie umie poprawnie pisaæ, mówiæ i liczyæ. Nie jest oczytany, nie umie
samodzielnie myœleæ, jest g³uchy na muzykê, œlepy na piêkno przyrody i sztuki,
za to ma skrzywiony krêgos³up, z³y wzrok i nerwicê. (Po co mia³by coœ umieæ?
Elita w³adzy i tak wykszta³ci swoje dzieci w szko³ach prywatnych). Chcia³oby
siê spytaæ, gdzie byli i co robili jego nauczyciele? Lecz – czy pozwolono im uczyæ?
Czy mieli uczniów, którzy – chcieli byæ uczniami? Gdzie byli rodzice tych
uczniów? Jak kszta³towali stosunek do wiedzy i prawdy? Gdzie by³o ca³e wielomilionowe demokratyczne spo³eczeñstwo, które odpowiada za poziom nauki, za
nauczanie i postawy m³odzie¿y?
A co na uczelniach wy¿szych? Oszczêdnoœciowe standardy nauczania,
jednakowe dla wszystkich wyk³adowców syllabusy wciœniête w przyciasne tabelki
124
programu USOS, miernoty niszcz¹ce wielkie indywidualnoœci. Rzesze studentów, którzy nie wiedz¹, po co przyszli na studia. Walec, który zdaje siê sp³aszczaæ wszystko do wymiarów papierowego dyplomu nieœwiadcz¹cego o niczym.
Poniewa¿ nikt tam na niego nie czeka, Mistrz na wy¿sz¹ uczelniê czy do
szko³y nie przychodzi. A raczej, mo¿e ich wielu tam przychodzi, lecz pozostaj¹
nierozpoznani. Niekiedy maj¹ najni¿sze oceny w studenckich ankietach. Poniewa¿ uczeñ nie jest gotowy. Ale kto nie przygotowa³ ucznia?
Zatem – czy dziœ nie ma uczniów? Oto egzamin z estetyki. Student porównuje koncepcjê piêkna u Platona i Arystotelesa. Na pocz¹tku jest trochê speszony i niepewny. W miarê, jak mówi, zawsze ¿ywa myœl Platona zaczyna kszta³towaæ tok jego wymowy, student nabiera swady. Ju¿ siê nie krêpuje, s³owa same
siê znajduj¹. Cudownie jest iœæ za geniuszem, gdy siê ju¿ pojê³o jego myœl, choæby w jakiejœ czêœci. W oczach studenta pojawia siê uœmiech szczêœcia. A Arystoteles? Och, o¿ywia siê jeszcze bardziej student, Arystoteles rozwin¹³ myœl
Platona… Czy wiele jest takich egzaminów, zapytacie. A wiele, wiele, wiêkszoœæ.
Nie trzeba traciæ wiary w mistrzostwo Platona.
Bo oto mistrz znowu znalaz³ sobie ucznia. Poniewa¿ ten uczeñ by³ gotowy, Platon do niego przyszed³. Bo ktoœ przygotowa³ ucznia na mo¿liwoœæ nadejœcia. Za Platonem pojawi³ siê Arystoteles… Jest tylu mistrzów z przesz³oœci, którzy mog¹ do nas przyjœæ.
Mistrz czasów nowej ery, przyæmiewaj¹cy wszystkich mistrzów staro¿ytnych, twórca najwiêkszej szko³y moralnej i filozoficznej w dziejach Europy: Jezus, zwany Chrystusem. Relacja ucznia do tego Nauczyciela jest wyj¹tkowa. WiêŸ
z Nim – która kiedyœ by³a wiêzi¹ z cz³owiekiem, gdy chodzi³ w spiekocie od wsi
do wsi razem z tymi, którzy mu zaufali, choæ go nie rozumieli, bo mówi³ dziwne
rzeczy – dziœ – czym jest? Choæ j¹ przygotowuje dwutysi¹cletnia nauka Koœcio³a, trzeba tê wiêŸ odnaleŸæ i ustanowiæ w sobie na nowo. „PójdŸ za mn¹”, które
kiedyœ us³ysza³ ten czy tamten prosty rybak, dziœ mo¿e us³yszeæ w sobie tylko
ten, kto chce s³yszeæ. I tylko wtedy Mistrz mo¿e przyjœæ. Gdy uczeñ jest gotowy,
nauczyciel przychodzi.
Czy dziœ nie ma mistrzów? Zdarza siê taki moment podczas koncertu w filharmonii, gdy cisza na widowni zyskuje odrêbn¹ jakoœæ. Ju¿ nie jest jak wata,
która t³umi dŸwiêk, ale membrana, która go odbija, wzmacnia, która z nim wspó³pracuje. Muzycy zaczynaj¹ wtedy lepiej graæ, œpiewacy bez trudu wchodz¹ na
najwy¿sze dŸwiêki i w fortissimo s¹ s³yszalni ponad graj¹c¹ tutti orkiestr¹. Zjednoczona energia s³uchaczy nadaje kszta³t ca³oœci, dodaje si³ i szybkoœci reakcji
wykonawcom. Jeœli uda siê ten stan wyd³u¿yæ, przychodzi taki moment, ¿e ju¿
wszyscy – i wykonawcy i s³uchacze – wiedz¹, ¿e nie zdarzy siê ¿aden b³¹d, fa³sz
125
ani kiks. To ju¿ niemo¿liwe. Orkiestra reaguje na ruch koñca ma³ego palca dyrygenta, partytura staje siê ¿ywym przekazem, którego nie sposób nie poj¹æ. Mistrzostwo zdaje siê w³adaæ wszystkim i wszystkimi. Impuls idzie od tego najwiêkszego, od kompozytora, lecz przenika ca³oœæ i tworzy ca³oœæ.
Chwile takie zdarzaj¹ siê i podczas zajêæ na uniwersytecie, kiedy ka¿dy,
nawet najbardziej ospa³y student, choæby przez chwilê, na u³amek sekundy, rozumie Platona, Mickiewicza, Przybosia, Bachtina, Kanta, Goedla, Cantora, Newtona, Einsteina… Co to jest? Nie co innego – jak spotkanie z Mistrzem.
I umo¿liwia je bardzo czêsto ktoœ, kto jest uczniem tych wielkich mistrzów.
I kto jest lub bêdzie mo¿e kiedyœ Mistrzem, gdy sam uzna innych Mistrzów nad
sob¹, i gdy zechce kszta³ciæ nie uczniów, lecz adeptów mistrzostwa.
Zapytano kiedyœ przy mnie Mariê Janion, kogo uwa¿a³aby za swego nastêpcê, za kontynuatora. Ale¿ nie, zawo³a³a, ja nigdy tak nie uczy³am, ja uczê,
jak byæ samodzielnym!
Obraz zapamiêtany z ksi¹¿ki, takiej ulubionej, czytanej w dzieciñstwie –
emerytowany profesor Melchior Szpak (Papuga Pana Profesora) otwiera bezp³atn¹ prywatn¹ przychodniê dla potrzebuj¹cych, gdzie „perswaduje wszystkim
wszystko”, a chodzi o wszystko, co nieprawid³owe. Osza³amiaj¹ce sukcesy Profesora Melchiora Szpaka opieraj¹ siê przede wszystkim na bezwarunkowej ¿yczliwoœci dla tego, kto jeszcze nie zm¹drza³. Czy Melchior Szpak nie jest prawdziwym uczniem Sokratesa? Mia³am kiedyœ takiego katechetê, który umia³ pokazaæ
brzydotê grzechu jednym za¿enowanym uœmiechem, a najmniejsze dobro umia³
tak jakoœ podkreœliæ, ¿e jaœnia³o jak s³oñce i o¿ywia³o pó³ œwiata. Kap³an ów zosta³
misjonarzem. Jestem przekonana, ¿e zjedna³ dla Chrystusa ca³e rzesze. Prawdziwy uczeñ Chrystusa.
Chêtnie bym wymieni³a z imienia moich nauczycieli ze szko³y podstawowej, z liceum, ze studiów – jako swoich mistrzów. By³o ich wielu. Nauczyli mnie
tego, co sami œwietnie umieli, matematyki, fizyki, chemii, polskiego, rosyjskiego,
ale i czegoœ znacznie wiêcej: tego, czym jest wiedza, nauka, nauczanie. Nauczyli
mnie mi³oœci do prawdy i do pracy, bo sami pracowali dla prawdy. Utorowali mi
drogê do wielkich mistrzów. Podtrzymali we mnie wolê uczenia siê i wywo³ali
chêæ uczenia innych. Prawi, sprawiedliwi, inteligentni, radoœni, wielcy skromni
mali cisi ludzie. Ci, którzy wedle proroctwa Mickiewicza, „obejm¹ dziedzictwo”.
Myœlê, ¿e wiele siê nauczyli od najwiêkszego mistrza naszych czasów.
Ktokolwiek szed³ kiedyœ szlakiem na Krzy¿ne przez Dolinê Pañszczycy
w Tatrach, zauwa¿y³ najpewniej starannie u³o¿on¹ œcie¿kê z kamieni, wybranych
ze z³omowiska skalnego, dopasowanych szczelnie, jak na jakimœ dziedziñcu zamkowym. Jak wygodnie siê idzie, jak wspaniale wkomponowuje siê ta œcie¿ka –
126
praca ludzkich r¹k – w piêkno dzikiej przyrody. Dobrze widoczna, dobrze umocowana w z³omowisku, które bez niej by³oby nie do przebycia. S³owo „piêkna”
ciœnie siê na usta. Ten szlak uk³ada³ mistrz, mo¿e – mistrz ze swymi uczniami.
Czy to uczniowie Platona?
Ktoœ mo¿e jad³ chleb upieczony przez mistrza (mistrzyniê) i zawsze ten
smak wspomina. Ktoœ mo¿e mieszka w domu, zbudowanym przez mistrzów (architekta, in¿ynierów-projektantów, kierownika budowy, murarza, posadzkarza,
stolarza, elektryka, gazownika, hydraulika) i za nic by siê z niego nie wyprowadzi³, ktoœ mo¿e ma szczêœcie posiadaæ ³ó¿ko, szafê, kuchniê, komputer, buty, torbê lub inn¹ rzecz, któr¹ mistrzowie zrobili zgodnie ze swoj¹ sztuk¹. Co zrobili?
Nadali rzeczy to, co Arystoteles nazwa³ form¹: jednoœæ i celowoœæ. Czy to uczniowie Arystotelesa?
Staro¿ytna myœl grecka ukazuje cz³owieka jako istotê, która wiele nauczy³a siê od zwierz¹t. Od mrówek ¿ycia spo³ecznego, od jaskó³ek budowania domów, od pszczó³ gromadzenia zapasów, od paj¹ków tkactwa, od ptaków œpiewu.
To naiwne myœlenie przywodzi na usta b³ogi uœmiech. Naiwne, ale jak¿e urocze.
I jak w swojej osnowie – m¹dre. Ludzkoœæ stale siê uczy. Stale szuka mistrzów
i stale pamiêæ o ich nauce przechowuje. Mistrzostwo jest w wielu miejscach. Trzeba tylko umieæ byæ uczniem. Gdy uczeñ jest gotowy – nauczyciel przychodzi.
Natomiast ¿eby mówiæ œciœle o wieku XIX, a myœlê tu zw³aszcza o romantyzmie, trzeba by wprowadziæ do naszych rozwa¿añ inne specjalne zagadnienia,
œciœle historyczne, takie jak: kwestia negacji klasycyzmu i racjonalizmu, ustanowienie nowych Ÿróde³ poznania, zerwanie z tradycj¹ staro¿ytn¹ (sk¹din¹d tylko
w pewnych aspektach) i próba ustanowienia nowej tradycji (siêgniêcie do œredniowiecza, ludowoœci, tradycji przedpiœmiennej), wprowadzenie narodu jako
podmiotu w kulturze. Filozofia romantyczna (estetyka wznios³oœci Kanta, Novalis, Schiller, Schelling, Coleridge, Emerson, Hegel, Cieszkowski, Trentowski,
Krasiñski, S³owacki) ma swoje wyraziste oblicze, rzeczywiœcie zapocz¹tkowuje
nowe sposoby filozofowania, w których poczesne miejsce ma doœwiadczenie
wewnêtrzne, projektowanie wszelkiego poznania jako bezpoœrednie (intuicja,
uto¿samienie), myœlenie historyczne i ewolucyjne (w tym: ujêcie œwiata materialnego jako etapu rozwoju ducha). W antropologii pojawia siê bardzo charakterystyczny kult wolnoœci, geniuszu i twórczoœci, ale te¿ – œcis³y zwi¹zek prawdy
i sztuki. Te wszystkie czynniki, a wielu jeszcze nie wymieni³am, tworz¹ kanwê
dla rozwoju bardzo specyficznej relacji mistrz – uczeñ, jeœliby siê ona rozwinê³a. Mamy bowiem do czynienia ze zmianami, nazywanymi czasem rewolucyjnymi, które mog³yby oznaczaæ zerwanie ci¹g³oœci w kulturze, odejœcie od starych
autorytetów, od wzorców myœlenia, czyli od starych mistrzów. Czêœciowo siê tak
127
dzieje, lecz tylko czêœciowo. Nastêpuje raczej ponowna lektura tradycji, w której wielkie autorytety na nowo zyskuj¹ sobie miejsce. Nie mo¿na jednak nie doceniaæ wagi tej totalnej rewaloryzacji ca³ej tradycji kulturowej, która przez wiele
wieków (od czasów renesansu) by³a przejmowana w sposób ci¹g³y, kumulacyjny, nierewolucyjny (jeœli ta ci¹g³oœæ nie jest mitem kulturowym romantyków).
Jednak tradycyjna pozycja mistrza, tego, kto przekazuje pewne techniki
zdobywania wiedzy i zdobyt¹ przez siebie wiedzê, jest ju¿ prawie niemo¿liwa.
Nie ma bowiem takiej ustalonej wiedzy, któr¹ mo¿na by³oby przekazaæ. Poznanie jest raczej owocem indywidualnego rozwoju ka¿dego cz³owieka i wiedza mo¿e
siê narodziæ tylko jako wewnêtrzna. Jeœli wiêc Mistrz, to przede mistrz ¿ycia
duchowego, ktoœ kieruj¹cy samodoskonaleniem i rozwojem wiedzy wewnêtrznej adeptów. St¹d mo¿e rozwój sekt – miejsc indywidualnego doskonalenia moralnego i duchowego. Do pewnego stopnia rolê Mistrza przejmuje natchniony
geniusz-poeta, który jednak niekoniecznie uzurpuje sobie prawo do nauczania –
nie gromadzi wokó³ siebie uczniów. Jednak jego rola mo¿e siê ³¹czyæ z rol¹ profety, uzyskuje on wtedy sankcjê spo³eczn¹, jeœli zostanie uznany przez jak¹œ czêœæ
narodu i niczym minister bez teki wp³ywa na postawy ludzi, nie nauczaj¹c. Rolê tê
powierzano, jak wiadomo, Mickiewiczowi, ale w niektórych krêgach drugiego
i trzeciego pokolenia romantyków w Polsce – S³owackiemu. Inn¹ pozycjê, jednak
w³aœnie nauczycielsk¹, nie mistrzowsk¹, chcia³ prawdopodobnie zaj¹æ Norwid.
Problematyka ta wydaje mi siê jednak bardzo z³o¿ona, trudna nawet do
zasygnalizowania, a nadto – byæ mo¿e – nazbyt obci¹¿ona modelami kultury,
wytworzonymi w ³onie samej kultury romantycznej – które istnia³y mo¿e bardziej
jako projekt ni¿ praktyka ¿ycia. Dlatego wszystko, co tu podajê, ma dla mnie
wartoϾ hipotezy.
Druga po³owa wieku XIX prawdopodobnie uzyska³aby w tym rozumowaniu inn¹ charakterystykê, poniewa¿ wielcy twórcy tego czasu maj¹ ju¿ swoich
mistrzów – w³aœnie tych romantycznych – i musz¹ siê wobec nich opowiedzieæ.
Znowu nastêpuje przewartoœciowanie tradycji, ma ono jednak inny charakter,
którego nie oœmielê siê charakteryzowaæ w gronie znacznie lepszych znawców
tego przedmiotu.
*
Aneta Mazur: Podejmuj¹c pytanie o relacjê mistrz-uczeñ w wieku XIX,
mo¿na postawiæ tezê, i¿ paradygmat hierarchiczny: nauczaj¹ca staroœæ – ucz¹ca
siê m³odoœæ zanika dok³adnie na prze³omie romantyzmu i realizmu. Nieco paradoksalnie romantyzm – rewolucyjny i lansuj¹cy m³odoœæ – utrzymuje jeszcze
128
ci¹gle w mocy kult sêdziwego Nauczyciela/ Mistrza/ Maga, u którego nastêpuje
zdobycie wiedzy, inicjacja czy wtajemniczenie (sêdziwi marynarze Coleridge’a,
antykwariusze Hoffmanna i staruszki Tiecka, Mickiewiczowscy pustelnicy). Nie
szkodzi, ¿e s¹ to niekiedy „pozorni” starcy, w istocie m³odzi duchem i buntem.
Od po³owy stulecia relacja siê zmienia: staroœæ niewiele ma do zaoferowania m³odoœci, to ta ostatnia z ucznia staje siê nauczycielem, jak pokazuje casus Korczyñskich w Nad Niemnem oraz para Wokulski – Rzecki w Lalce – albo przynajmniej
przemienia siê w ucznia krn¹brnego i niesfornego (ucznia czarnoksiê¿nika?),
o czym znów zaœwiadczaj¹ Ojcowie i dzieci Turgieniewa czy Biesy Dostojewskiego. Zamiana pokoleniowa oznacza tutaj zarazem odejœcie od „mistrza autorytetu” w kierunku „mistrza krytyki”.
Chcia³am jednak zwróciæ uwagê na owo zamkniêcie wielkiej kody autorytetu staroœci, które przypada na po³owê stulecia. Za symboliczny, epigoñski przejaw tradycji mo¿na uznaæ PóŸne lato (Nachsommer) Adalberta Stiftera z roku
1857 – utwór, który reprezentuje sztywn¹, archaiczn¹ konwencjê „powieœci rozwojowej” i zawiera po¿egnaln¹ apologiê tradycyjnego modelu mistrza. Jest to
jeden z licznych niemieckojêzycznych wariantów (tutaj austriacki) Goethowskiej
„prowincji pedagogicznej”. W Latach wêdrówki Wilhelma Meistra bohater by³
poddawany pomyœlnemu procesowi wychowawczemu w quasi-laboratoryjnych
warunkach, pod wp³ywem delikatnych, umiejêtnych impulsów p³yn¹cych ze strony nauczycieli-demiurgów, kszta³tuj¹cych jego osobowoœæ (swoista zapowiedŸ
przysz³ej sytuacji Czarodziejskiej góry, która przenicuje model weimarskiego klasyka). Podobnie dzieje siê u Stiftera, przy czym jego aran¿acja modelu uczeñmistrz nosi jawne znamiona œwiadomego epigoñstwa i stylizacji (mówi siê
o sztucznym, „ksiê¿ycowym œwietle” Goethowskim, które pada na œwiat przedstawiony powieœci). Nie chodzi tylko o anachroniczny i klasycyzuj¹cy charakter
biedermeierowskiej twórczoœci Stiftera. Chodzi o to, ¿e sytuacja nauczania m³odego cz³owieka zostaje ubrana w atrybuty minionych wzorców i zachowañ w sposób tak wyrazisty, ¿e wniosek mo¿e byæ tylko jeden: taka relacja nauczycielwychowanek nale¿y do œwiata minionego, œwiata o wymiarach baœni czy utopii.
Takie w³aœnie rysy wykazuje fabu³a PóŸnego (notabene) lata. Niczym w romantycznych baœniach inicjacyjnych bohater opuszcza rejon wspó³czesnego miasta
i wkracza w uniwersaln¹ czasoprzestrzeñ podgórskiego maj¹tku (jeszcze jedna
korespondencja z Mannowskim Davos), gdzie przechodzi kolejne etapy nabywania teoretycznej i praktycznej „wiedzy uniwersalnej” (Wissenschaftler in Allgemeinen). To rozpaczliwa próba spe³nienia renesansowych marzeñ o wykszta³ceniu
pe³nym, bez kad³ubowej specjalizacji. W osi¹gniêciu intelektualnej i emocjonalnej
dojrza³oœci pomaga doœwiadczony mentor-nauczyciel, który przyjmuje m³odego
129
cz³owieka pod swoje skrzyd³a i czuwa nad jego rozwojem, staj¹c siê przy tym
kimœ w rodzaju jego drugiego ojca, „ojca stworzyciela”. Niemal do koñca opowieœci nauczyciel pozostaje bezimienny, a jego to¿samoœæ skrywa tajemnica – rys
baœniowy, ale i symboliczny: postaæ uosabia kwintesencjê uniwersalnej tradycji
kulturowej, która przemawia jej ustami. Sama sceneria posiad³oœci zosta³a
wystylizowana na quasi-sakralny kosmos – ³ad (odpowiednik ³adu, który ma
przenikn¹æ osobowoœæ wychowanka): idealnie zagospodarowane pola, wypielêgnowany ogród i œciana ró¿ (Powieœæ o ró¿y!) na frontonie budynku budz¹ nieuniknione skojarzenia z matryc¹ raju. Utrzymane w nienagannym porz¹dku,
ozdobne pokoje domostwa nadaj¹ mu wygl¹d i charakter muzeum. Dzia³alnoœci¹
quasi-muzealn¹ – kolekcjonowaniem, renowacj¹ i rekonstrukcj¹ dawnych przedmiotów – zajmuje siê te¿ w³aœciciel maj¹tku, ubrany w oryginaln¹, d³ug¹ szatê
o œredniowiecznym kroju. Jesteœmy w œwiecie, gdzie rekonstruuje siê i podtrzymuje sztucznie przy ¿yciu wszystko: dzie³a sztuki, przedmioty u¿ytku i budowle, rustykalny tryb ¿ycia, klasyczne paradygmaty estetyczne, obowi¹zuj¹ce tak¿e w zachowaniu i myœleniu. Relacje, jakie ³¹cz¹ wychowanka z nauczycielem,
s¹ przejawem tego modus vivendi; nauczany pod¹¿a niczym cieñ za nauczaj¹cym.
Autorytet starszego cz³owieka jest bezsporny, jego doœwiadczenie ¿yciowe obejmuje wiele umiejêtnoœci, które dyskretnie ujawnia: od wiedzy meteorologicznej,
agronomicznej, znajomoœci kultury, sztuki, po sprawy pañstwa i religiê (pe³ny
wachlarz Herderowskiej oraz Humboldtowskiej humanitas). Onieœmielony tym
bogactwem uczeñ najczêœciej milczy z podziwem, uwa¿nie ws³uchany w jego
s³owa, czujnie wpatrzony w jego (mówi¹c z balzakowska) fizyko-moralne œrodowisko. Proces dojrzewania przebiega bez zak³óceñ, w powolnym, organicznym
tempie wzrostu roœlin, który wymaga czasu. Odbywa siê w cyklicznym rytmie
wizyt, po¿egnañ i powrotów, ruchem spiralnym, zataczaj¹c coraz wê¿sze krêgi
wokó³ postulowanego idea³u dojrza³oœci (etycznej, estetycznej i spo³ecznej).
W istocie oznacza ona Goethowski etos samokontroli, opanowania i wyrzeczenia (Entsagung), uto¿samiony z eliminacj¹ wszelkich gwa³towniejszych emocji
i uczuæ („nieludzka ³agodnoœæ” – sanfte Unmesch – jak ironicznie wyrazi³ siê powojenny pisarz niemiecki Arno Schmidt). Oznacza tak¿e „lêk przed brakiem
wp³ywu”. Wraz z nobliwym dziedzictwem klasycznym m³odoœæ otrzymuje w procesie edukacyjnym piêtno dojrza³oœci od razu jakby przejrza³ej i postarza³ej.
Równoczeœnie jednak relacja mistrz-uczeñ wykazuje parê cech nietypowych dla „autorytarnego” paradygmatu ex cathedra. Z jednej strony uczeñ
pod¹¿a w œlad za nauczycielem, z drugiej posiada pewien margines swobody. Edukacja odbywa siê metod¹, która ³¹czy w sobie wyk³ad z luŸn¹, z regu³y perypatetyck¹ rozmow¹ i wymian¹ myœli, w której wychowanek zostaje postawiony
130
na równi z nauczycielem, jako jego partner. Amatorskich uwag i spostrze¿eñ
ucznia wys³uchuje siê z uwag¹ i taktem, spokojnie oczekuj¹c, a¿ sam dokona
korekty b³êdów, a¿ sam zapyta (tak w³aœnie wygl¹da pierwsza udzielona w powieœci lekcja, na temat trafnoœci prognoz meteorologicznych; m³ody bohater nie
zostaje wyprowadzony z b³êdu od razu, otrzymuje wskazówki dopiero wówczas,
gdy sam o nie poprosi). A tak¿e – a¿ samodzielnie odkryje pewne wartoœci i uniwersalia. Spektakularnym przyk³adem tego ostatniego jest symboliczny wieczór
inicjacyjny, gdy w œwietle b³yskawic objawia siê bohaterowi istota piêkna, zaklêtego w antycznej harmonii form. W PóŸnym lecie rolê mistrza-autorytetu
w znacznym stopniu przejmuj¹ rozstawione w edukacyjnej przestrzeni znaki i drogowskazy, które wiod¹ przez kolejne szczeble dojrzewania. W pewnym stopniu
mo¿na zatem mówiæ o metodzie sokratejskiej; dojrza³y mentor i jego mówi¹ca
przestrzeñ ¿yciowa staj¹ siê akuszerem myœli i zachowañ m³odego adepta. Tylko
to, co siê rodzi, to nie proteuszowa, trudno uchwytna i dialektyczna prawda Sokratesa, a jedynie monistyczne powtórzenie i przypieczêtowanie znanego i danego
z góry modelu poznawczego. Tak¿e ulubione zajêcie, jakiemu oddaje siê uczeñ,
kartograficzny pomiar terenu – choæ staje siê form¹ samodzielnego poszukiwania i krytycznego rozbioru – pozostaje tylko znakiem, niewype³nionym przez
¿adn¹ oryginaln¹ treœæ. Drugim ciekawym rysem – a w³aœciwie skaz¹, rzec mo¿na – Stifterowskiej sytuacji pedagogicznej jest tajemnica, jak¹ skrywa biografia
mentora, a jest ni¹ ¿yciowa pora¿ka. W ogóle mentor jest tutaj g³ówn¹ postaci¹,
wbrew rozstawionym sztafa¿om powieœci rozwojowej. I jego staroœæ okazuje siê
bardziej dramatyczna ni¿ m³odoœæ. W³aœnie po to, ¿eby uczeñ nie zazna³ podobnego dramatu (i dlatego, ¿e go dziêki nauczycielowi nie zazna³), nauczyciel ujawnia swoje minione b³êdy i wypaczenia, czyli, w myœl obowi¹zuj¹cej u Stiftera
opcji, niekontrolowane i gwa³towne odruchy namiêtnoœci – mi³oœæ, ambicjê,
dumê, urazê. Czyni to w umieszczonej pod koniec wielostronicowej powieœci
retrospekcji-spowiedzi, obna¿aj¹c siê niejako w oczach uformowanego ju¿ wychowanka. Mo¿na powiedzieæ, ¿e autorytet mistrza ulega destrukcji, spada z piedesta³u, zstêpuje z koturnów. Co wiêcej, ujawnia siê sens ca³ej konstrukcji fabularnej PóŸnego lata. Okazuje siê, ¿e spektakularna akcja pedagogiczna zosta³a
przeprowadzona w jakiejœ mierze pro domo sua; aby terapeutycznie os³odziæ
gorycz przegranej w³asnego ¿ycia i zaprzepaszczone szczêœcie powtórzyæ w lepszej, udoskonalonej i poprawnej wersji losów m³odszej generacji (konfiguracja
Stifterowskich bohaterów przypomina nadniemieñsk¹ roszadê par Anzelm –
Marta i Jan – Justyna). Tym samym w¹tpliwym siê staje, czy nauczyciel ma tutaj
rzeczywiœcie coœ do przekazania uczniowi poza lustrzanym odbiciem swego
w³asnego „ja”, kompensacyjn¹ projekcj¹ swoich w³asnych niepowodzeñ, którym
131
ma zadoœæuczyniæ ma³¿eñski i rodzinny happy end wychowanka. Zapewne nie
przypadkiem w z³oœliwie ironicznym epilogu, dopisanym do powieœci Stiftera po
latach przez Heinricha Bölla, pojawia siê karykatura owego rzekomego sukcesu
wychowawczego; równowaga ¿yciowa, osi¹gniêta przez wychowanka pod³ug
wskazówek nauczyciela, okazuje siê iluzoryczna, nieautentyczna i zak³amana.
W ten oto dwuznaczny, aprobatywno-kontestuj¹cy sposób biedermeierowska powieœæ z prze³omu romantyzmu i realizmu bierze rozbrat z figur¹ Mistrza.
Potwierdza j¹ i zaprzecza jej równoczeœnie. Pozostaje jednak wierna tradycji,
przyznaj¹c aktywa podmiotowego dzia³ania mentorowi, a wychowanka czyni¹c
pasywnym przedmiotem zabiegów. W niczym nie zapowiada jeszcze modelu,
gdzie inicjatywa krytyczna wyst¹pi po stronie „dzieci troski”, Sorgenkinder w rodzaju Piotra Wierchowieñskiego czy Hansa Castorpa.
*
Barbara Bobrowska: Poniewa¿ w dyskusji o relacji mistrz – uczeñ zabieram g³os po bardzo ciekawych i kompetentnych wypowiedziach, chcia³abym
jedynie uzupe³niæ te rozpoznania o niewspomniane jeszcze – realne, ale te¿ daj¹ce siê pomyœleæ – warianty interesuj¹cej nas wiêzi, relatywizuj¹c czêœciowo swe
rozwa¿ania do moich osobistych doœwiadczeñ.
Jak ju¿ wspomniano, aktualnie diagnozuje siê upadek autorytetów. Patrz¹c
na nasz¹ rzeczywistoœæ kulturow¹ ze skróconej, z oczywistych przyczyn, perspektywy, dostrzega siê te¿ jej rozproszenie, choæ z odleg³oœci dalszej, jak s¹dzê i mam
nadziejê, stan¹ siê widoczne ci¹g³oœci – fascynacje nie tylko szko³ami, ale te¿
indywidualnoœciami twórczymi i badawczymi, relacje zbli¿one do paradygmatu
mistrz – uczeñ, choæ nie zawsze potwierdzone wiadomoœci¹ o osobistej znajomoœci, bezpoœredniej wymianie myœli. W dobie globalizacji, gdy s³owo przekracza granice oœrodka, miasta, kraju za spraw¹ œrodków masowego przekazu – druku, ale te¿ elektroniki, rodz¹ siê wiêzi odpersonalizowane, ale przecie¿ równie
cenne jak tradycyjne; trwa intryguj¹ca wymiana myœli, która ujawnia nie tylko
aporie, ale te¿ kontynuacje wynikaj¹ce z aprobatywnego nawi¹zania do cudzego
s³owa, fascynacji czyimœ sposobem rozumowania, cudz¹ wyobraŸni¹.
Nawi¹zuj¹c przede wszystkim do g³osu profesora Jaros³awa £awskiego,
chcia³abym siê przyznaæ, ¿e raczej nie myœla³am o relacji mistrz – uczeñ jako
obligatoryjnie osobistej; nie s¹dzê te¿, by uczeñ musia³ mieæ tylko jednego mistrza, mistrz jedynego ucznia. Mnie, jako badaczkê, stworzyli i stwarzaj¹ m. in.
uczeni, z którymi nigdy siê nie zetknê³am, dlatego byæ mo¿e s¹dzê, ¿e sytuacj¹
nawi¹zania relacji mistrz – uczeñ jest z pewnoœci¹ spotkanie, ale niekoniecznie
132
bezpoœrednie. Dla pisarzy i badaczy literatury musi to byæ przede wszystkim
spotkanie w s³owie, ale nieobligatoryjnie w tym ¿ywym, mo¿e to byæ spotkanie
zapoœredniczone, np. drukiem. Nie s¹dzê te¿, by relacja, o której mówimy, musia³a siê stawaæ w bezpoœrednim d³ugim kontakcie; dla powstania wartoœciowej
i p³odnej wiêzi, opartej na wspólnocie myœlenia, wystarczy jeden b³ysk, olœnienie czytelnicze kojarz¹ce ze sob¹ dwie osobowoœci, które bêdzie mia³o dalsze
twórcze konsekwencje. Taki b³ysk mo¿e byæ zwi¹zany z odkryciem w cudzym
tekœcie tego, co siê przeczuwa³o, ale nie potrafi³o siê zwerbalizowaæ, zaskoczeniem, ¿e ktoœ inny, jakby wspó³pracuj¹cy z nami myœlowo, wyprzedzi³ nas np.
w wyprowadzeniu z rozumowania ostatecznych wniosków. Taka sytuacja rodzi
siln¹ fascynacjê spotkan¹ w tekœcie osob¹ i jej dzie³em, ale te¿ poczucie utraty,
zaw³aszczenia naszej intelektualnej zdobyczy, bycia wyprzedzonym – dyskomfort opóŸnienia. Oczywiœcie, taki odbiór opisanej wy¿ej relacji charakterystyczny jest dla fazy nowoczesnoœci (i ponowoczesnoœci), a dyskomfort dotyczy zarówno twórców, jak te¿ np. badaczy dziedzin humanistycznych.
Jak mo¿na zauwa¿yæ, choæby w naszej dyskusji, opisywanie relacji mistrz
– uczeñ mo¿e realizowaæ siê w terminologii przynale¿nej sielskiemu decorum,
wtedy pojawi¹ siê s³owa: przyjaŸñ, zaufanie, wspólnota, partnerstwo, dobro,
wdziêcznoœæ, mi³owanie. W³aœnie, raczej mi³owanie ni¿ mi³oœæ. Ale w kulturze
nowoczesnej akt wyboru mistrza przez adepta rzadko wynika z potrzeby serca,
wydaje siê nawet, ¿e czêsto nie jest w pe³ni œwiadomy. Uczeñ nie musi wczeœniej
pragn¹æ i szukaæ mistrza, by go znaleŸæ. Mo¿e go przypadkowo spotkaæ w trakcie doœwiadczenia lekturowego, ulec fascynacji dzie³em poprzednika, który go
uwiód³ celnoœci¹ s³owa, olœniewaj¹co przekonuj¹cym wywodem, sugestywnoœci¹ wizji, si³¹ jej ekspresji lub autoekspresji (co jest mo¿liwe nie tylko w literaturze, ale te¿ w krytyce); zainspirowaæ do analogicznych dzia³añ lub kontrdzia³añ.
W naszej dotychczasowej dyskusji, dotycz¹cej relacji mistrz – uczeñ, widoczne jest silne (zw³aszcza w wypowiedziach Jaros³awa £awskiego i Magdaleny Saganiak) zorientowanie etyczne. Profesor £awski, tworz¹c idealny model
charakteryzowanej przez nas wiêzi, mówi te¿ o potrzebie towarzyszenia tej relacji
„pewnej ograniczonej uleg³oœci”. Czy w kulturze nowoczesnej jest ona mo¿liwa?
Badacze, przede wszystkim psycholodzy twórczoœci, maj¹ co do tego w¹tpliwoœci, diagnozuj¹c raczej powszechnoœæ postaw rewizyjnych, czy nawet nacechowanych agresj¹. Od jak dawna takie postawy dominuj¹?
Poniewa¿ dyskusjê tê toczymy w krêgu redakcji pisma, które ju¿ tytu³owo
deklaruje swoje zainteresowanie wiekiem XIX, w szczególnoœci jego dorobkiem
literackim, chcia³am siê odwo³aæ do interesuj¹cej propozycji rozpoznania wspomnianych wy¿ej zjawisk z zakresu komunikacji oraz psychologii twórczoœci
133
Harolda Blooma, badacza, którego nazwisko pojawi³o siê w wypowiedzi Lidii
Wiœniewskiej, sygnalizuj¹cej dwie mo¿liwoœci realizowania roli ucznia. W pierwszym wariancie – uczeñ „pod¹¿a œladami mistrza”, w drugim - „dokonuje przekszta³ceñ mistrzowskich œladów”.
Bloom, jak wiadomo, sugestywnie przedstawi³ przemiany relacji mistrz –
uczeñ (u¿ywaj¹c, co znamienne, innych terminów: prekursor – adept) jako jednego z wyznaczników nowoczesnoœci. Jego zdaniem, z³oty wiek literatury (miêdzy Homerem a Szekspirem), w którego centrum usytuowaæ nale¿y parê Dante
– Wergiliusz, zakoñczy³ siê wraz z Oœwieceniem. Dla Dantego Wergiliusz okreœlany w Boskiej komedii jako dolce padre by³ obiektem mi³oœci i naœladowania,
nigdy powodem dyskomfortu czy obaw. W literaturze nowoczesnej, od lat czterdziestych XVIII wieku nasila siê zjawisko, które badacz ten nazywa „lêkiem przed
wp³ywem”. Zale¿noœæ miêdzy prekursorem i adeptem staje siê relacj¹ opresyjn¹. Tylko pocz¹tkowo ma ona cechy agonu mi³osnego, u którego genezy le¿y (po
stronie adepta) olœnienie i fascynacja; póŸniej nabiera charakteru bezwzglêdnych
zmagañ o pierwszeñstwo i dominacjê o nacechowaniu redukcyjnym, prowadzonych, na ró¿nych etapach, nawet przy u¿yciu œrodków nieetycznych. Prowadzi
on ku wybiciu siê m³odego poety na oryginalnoœæ.
Bloom œwiadomy jest przypadków, kiedy wybitny poeta wywiera na drugiego wp³yw ze „szczodrobliwoœci” ducha (wp³yw ma wtedy wartoœæ daru – inspiracji czy natchnienia), ale twierdzi, i¿ tam, gdzie pojawia siê dobrodusznoœæ,
rodz¹ siê s³abi poeci. Za Nietzschem twierdzi, ¿e ka¿dy talent musi rozwijaæ siê
w walce.
Powo³ujê siê na teoriê Blooma, relacjonuj¹c jej g³ówne za³o¿enia w wielkim (z koniecznoœci) uproszczeniu, poniewa¿, po pierwsze – jest on uznawany
za wielkiego, odkrywczego w swych koncepcjach i interpretacjach, znawcê poezji ca³ego wieku XIX, którego pomys³y mog¹ staæ siê, jak s¹dzê, inspiruj¹ce dla
badañ nad polskim wiekiem XIX jako ca³oœci¹. W finalnych dla swej wypowiedzi uwagach o romantyzmie Magdalena Saganiak stwierdzi³a, ¿e w interesuj¹cej
j¹ epoce pozycja mistrza, jako tego, który przekazuje techniki zdobywania wiedzy i zdobyt¹ przez siebie wiedzê, jest ju¿ niemo¿liwa, a rolê mistrzów przejmuj¹
poeci-geniusze; na gruncie polskim najpierw Mickiewicz, dla drugiego i trzeciego pokolenia romantyków – S³owacki.
Operuj¹c ogromnymi skrótami, mo¿na stwierdziæ, ¿e w drugiej po³owie
XIX wieku rolê mistrzów-nauczycieli i przewodników opinii publicznej uzurpuj¹
sobie dziennikarze (trzeba przyznaæ, ¿e wœród nich s¹ wybitni pisarze, spe³niaj¹cy
siê m. in. w roli publicystów, np. Prus czy Œwiêtochowski). Spoœród prozaików do
tradycyjnie rozumianej roli mistrza duchowego, kieruj¹cego swych czytelników
134
ku wewnêtrznemu samodoskonaleniu oraz przewodnika wiod¹cego adeptów ku
rozpoznaniu Ca³oœci Bytu (wed³ug bliskiej mi diagnozy Zygmunta Szweykowskiego), móg³by pretendowaæ jedynie Prus, ale nie jako Mistrz k³ad¹cy d³onie na
harmoniki krêgach, ale, zgodnie z metaforyk¹ swej parabolicznej noweli Cienie,
latarnik-przewodnik oœwietlaj¹cy drogê id¹cym za nim pielgrzymom ludzkiej
egzystencji lamp¹ gorej¹c¹ idea³ami Prawdy, Dobra i Wyrzeczeñ dla Innych.
Oczywiœcie, spornym, bo niedostatecznie zbadanym, zagadnieniem jest
sytuowanie siê poetów – przedburzowców i generacji postyczniowej wobec mistrzów – wielkich romantyków, których charyzmat i potwierdzenie go przez opiniê publiczn¹, znacznie utrudnia³o artystyczny start i wybicie siê na oryginalnoœæ.
Czy, mówi¹c sformu³owaniami przywo³ywanego wczeœniej Blooma, nie by³o
wœród nich poetów silnych, którzy chcieliby stan¹æ do rewizyjnego agonu ze
swoimi prekursorami? Czy od pocz¹tku zak³adali oni postawê alegacyjn¹? Na
pewno w ich wierszach mo¿na przeœledziæ deklaracjê doznañ charakterystycznych dla œwiadomoœci nowoczesnej – opresyjnej, zdominowania przez mistrzów,
przyjœcia zbyt póŸno, gdy wszystko, co istotne, zosta³o ju¿ odkryte i perfekcyjnie artystycznie wyra¿one. Wspó³czesna krytyka wmawia³a im (liczy³ siê tu
zw³aszcza g³os opiniotwórczego Chmielowskiego), ¿e po wielkich romantykach
nie jest ju¿ mo¿liwe uprawianie oryginalnej poezji. A przecie¿ w tej sytuacji
nale¿a³o „odczyniæ urok” Mickiewicza, stan¹æ do walki o samodzielne, godne
miejsce na poetyckim Parnasie. Nie s¹dzê, by poeci, zarówno po³udnia wieku,
jak te¿ postyczniowi, nie byli œwiadomi koniecznoœci podjêcia takich prób, jeœli
nie pokoleniowej manifestacji swoich si³, to indywidualnej walki o wybicie siê
na oryginalnoœæ. Za przywo³ywanym wczeœniej Bloomem chcê wierzyæ, ¿e wiersze powstaj¹ nie tylko w odpowiedzi na bie¿¹c¹ sytuacjê, ale te¿, a mo¿e przede
wszystkim, jako repliki na inne wiersze, ¿e œladów sytuowania siê adeptów wobec mistrzów-prekursorów trzeba szukaæ w nich g³êboko, zak³adaj¹c pewn¹ chytroœæ czy nawet perfidiê œrodków u¿ytych w takich zmaganiach. Dokonania
wybitniejszych liryków drugiej po³owy XIX wieku zaœwiadczaj¹, moim zdaniem,
o wykonanym przez nich chytrym, ale chyba jedynym mo¿liwym w tamtych
warunkach, uniku – nawi¹zania do praktyki poetyckiej Zachodu, szukania i odkrywania w tym obszarze artystycznych mistrzów, którego nie doceni³a niekompetentna w tym wzglêdzie ówczesna krytyka, nastawiona jedynie na tropienie i negatywn¹ ocenê, z definicji ju¿ „epigoñskich”, nawi¹zañ do rodzimych wieszczów.
Nowego, rzetelnego rozpoznania stosunku polskich poetów drugiej po³owy XIX wieku do ich poetyckich ojców trzeba by by³o dokonaæ, przyst¹piwszy
do planowanych badañ bez uprzedzeñ, uchyliwszy niefachowe i niesprawiedliwe opinie pozytywistycznej krytyki, powtarzane dot¹d bezkrytycznie i d³ugo przez
135
historyków literatury, pos³uguj¹c siê nowszymi ni¿ dot¹d metodologiami, zawiesiwszy na czas przedsiêwziêtych badañ wartoœciowanie; nie zak³adaj¹c z góry
odkrycia jedynie niezgrabnego pod¹¿ania œladami mistrzów, ale nastawiaj¹c siê,
przynajmniej wstêpnie, na wykrycie ciekawych i ró¿norodnych indywidualnych
strategii przekszta³cania mistrzowskich œladów.
*
Iwona Wiœniewska: Przepaœæ miêdzy m³odymi a starymi robi siê coraz
bardziej dramatyczna z powodu technologizacji ¿ycia. I bêdzie siê pog³êbiaæ z ka¿dym pokoleniem. Czegó¿ dzisiaj stary mo¿e nauczyæ m³odego, skoro sam potrzebuje pomocy przy byle zetkniêciu z cywilizacj¹ i z ¿yciem spo³ecznym? Nie radzi
sobie nawet z pobraniem numerka do kolejki na poczcie. Nigdy nie nad¹¿y za
tym rw¹cym nurtem, w którym wiedza ludzka starzeje siê w ci¹gu dekady o sto
lat. Mo¿e tylko snuæ opowieœci o dawnych czasach, ale ten typ doœwiadczenia
jest dziœ towarem trzeciorzêdnym. To nieco apokaliptyczna wizja, ale owa dwubiegunowoœæ pokoleñ nigdy nie by³a tak silnie odczuwana jak obecnie.
Dlatego nie dziwi¹ konstatacje moich Szanownych Kolegów, ¿e klasyczna hierarchia Stary Mistrz – M³ody Uczeñ odesz³a do przesz³oœci. Dzisiaj trudno
zachowaæ j¹ tak¿e na uczelniach czy w oœrodkach badawczych. Wszak to
m³odzi s¹ mistrzami w wyszukiwaniu, gromadzeniu i szybkiej wymianie najcenniejszego z dóbr – informacji. A reforma nauki polskiej, która w³aœnie wchodzi w ¿ycie, tylko potwierdza to, czego ju¿ dokona³a cywilizacja: promuje m³odych badaczy.
W tej konfiguracji na pewno jesteœmy dziedzicami romantyzmu i czujemy
respekt (a czasem strach) wy³¹cznie przed m³odoœci¹.
Wiek XIX (a szczególnie epoka przed wynalezieniem telegrafu) to czas,
gdy ¿ycie p³ynê³o wolno, a w³aœciwie z perspektywy potrzeb ludzkiego organizmu – normalnie. Informacje rozchodzi³y siê w takiej iloœci i trybie, ¿e mo¿na by³o przyswoiæ wszystkie, ciekawych ksi¹¿ek publikowano tyle, ile mniej
wiêcej zdo³a³ przeczytaæ inteligentny i ciekawy œwiata cz³owiek. Dzisiaj m³odzi wiedz¹, ¿e wszystkiego wiedzieæ siê nie da, liczy siê tylko wiedza, gdzie
szukaæ wiedzy, oni j¹ maj¹, a erudycja nikomu nie imponuje. Gdzie indziej ni¿
w staroœci, doœwiadczeniu czy erudycji nale¿a³oby wiêc szukaæ obecnie atrybutów Mistrza.
Nie mam, rzecz jasna, gotowej definicji wspó³czesnego Mistrza. Zgadzam
siê z Jaros³awem £awskim i Magdalen¹ Saganiak, którzy buduj¹ pewien jego
obraz.
136
Podobnie jak Barbara Bobrowska s¹dzê, ¿e ka¿dy badacz-humanista, œwiadomie lub nieœwiadomie by³ przez kogoœ formowany, ktoœ – czêsto przypadkowo
– stawa³ siê Mistrzem – dla ucznia. Ka¿dy z nas takiego Mistrza ma, a rozwój
naukowy odbywa siê czêsto w dwóch etapach: najpierw siê Mistrzem inspirujemy, a potem z nim polemizujemy, wyzwalamy siê spod jego wp³ywu. Zauwa¿y³am to u wielu moich znakomitych kolegów. Dobry Mistrz pozwala najpierw
wspi¹æ siê na pewien poziom, a potem jest trampolin¹, od której mo¿na siê odbiæ, aby wskoczyæ jeszcze wy¿ej.
Co zaœ do prób poszukiwania dychotomii w rodzaju: Mistrzowie ideologii
i Mistrzowie krytycyzmu, mam wra¿enie, ¿e kwestia nie zosta³a dobrze postawiona. Ka¿da mistrzowska propozycja ideowa jest bowiem w równym stopniu
konstrukcj¹, co dekonstrukcj¹, i na odwrót.
*
Magdalena Rudkowska: Zapoznaj¹c siê w toku naszej dyskusji z tyloma interesuj¹cymi g³osami, przy³apywa³am siê co jakiœ czas na wstydliwej myœli,
¿e nie przera¿a mnie wspó³czesny upadek autorytetów, zanik relacji mistrz – uczeñ
w znaczeniu tradycyjnym (czy hierarchicznym, jak zauwa¿a prof. Lidia Wiœniewska) Przyznam, ¿e bliska jest mi ksi¹¿ka Thomasa Bernharda Dawni mistrzowie.
Komedia, pozwolê zacytowaæ sobie d³u¿szy, ale kluczowy dla mojego rozumienia tematu, fragment:
Przez cale ¿ycie zdajemy siê na tych wielkich duchem tudzie¿ na tak zwanych dawnych mistrzów, oœwiadczy³ Reger, a oni gotuj¹ nam œmiertelny zawód, poniewa¿ w rozstrzygaj¹cym momencie nie realizuj¹ naszego celu. Gromadzimy w skarbcu tych wielkich duchem,
tych dawnych mistrzów, w mniemaniu, ¿e póŸniej, w rozstrzygaj¹cym dla przetrwania
momencie, bêdziemy mogli z nich skorzystaæ we w³asnym celu, co znaczy oczywiœcie wykorzystaæ i nadu¿yæ do naszego celu, a to okazuje siê œmiertelnym b³êdem. […] Nagle rozumie pan, co to jest, ta pustka, nic nie ma, kiedy stoi pan poœród tysiêcy, ca³ych tysiêcy ksi¹¿ek i papierów, które zostawi³y pana ca³kowicie samego, które nagle okazuj¹ siê tylko t¹
straszliw¹ pustk¹, niczym innym, oœwiadczy³ Reger. Kiedy straci pan najbli¿sz¹ istotê, wszystko stanie siê dla pana pustk¹, gdziekolwiek by pan spojrza³, wszystko jest puste, spogl¹da
pan, spogl¹da i widzi pan, ¿e wszystko jest rzeczywiœcie puste, i to na zawsze, oœwiadczy³
Reger. I dowie siê pan, ¿e to nie ci wielcy duchem, nie ci dawni mistrzowie utrzymywali go
przez dziesiêciolecia przy ¿yciu, tylko ta jedna i jedyna istota, któr¹ darzy³ pan mi³oœci¹ jak
nikogo innego w œwiecie [prze³. M. Kêdzierski, Warszawa 2005, s. 165].
A zatem w chwili skrajnej egzystencjalnej rozpaczy na nic zdaj¹ siê nauki
mistrzów. Trafia mi do przekonania taka jednoczesna wa¿noœæ i niewa¿noœæ
137
przes³ania dawnych, wielkich mistrzów, dojmuj¹ca ambiwalencja bliskoœci i obcoœci spraw ludzkich wobec œwiata sztuki i idei. Co do wspó³czesnego zaniku
relacji mistrz – uczeñ, czy raczej jej przekszta³ceñ, myœlê, ¿e to w³aœnie czasy
wspó³czesne sprzyjaj¹ relacji opartej na wyborze, nieopresyjnej, nieinwazyjnej,
pe³nej wzajemnego szacunku oraz inspiracji. Pytanie, czy najwa¿niejszych spraw
w ¿yciu i nauce/ sztuce: bycia sob¹ i bycia wolnym, mo¿na nauczyæ siê od kogoœ
innego? W¹tpiê. Dlatego bojê siê jednego mistrza, jak i „cz³owieka jednej ksiêgi”. Dlatego bojê siê bezrefleksyjnego zaufania i uleg³oœci. Czasy wspó³czesne
nie s¹ takie z³e, pozwalaj¹ dryfowaæ po powierzchni ¿ycia, zataczaæ krêgi pora¿ek i zwyciêstw na w³asny rachunek. I cieszê siê, ¿e jest w Polsce szansa, ¿eby
zajmowaæ siê nauk¹ w oderwaniu od dydaktyki i tej dos³ownoœci w tradycyjnej
relacji (quasi-)mistrza i (quasi-)ucznia. Wierzê, ¿e jest ona mo¿liwa równie¿ miêdzy tekstami, bez nara¿ania siê na mêki nieporozumieñ, sztucznych ról i niewygód wszelkiej „poprawnoœci”.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010
Miros³aw Strzy¿ewski
KONRAD GÓRSKI JAKO BADACZ MICKIEWICZA
(PRÓBA REWIZJI KRYTYCZNEJ)
Podobno podczas jednej z wielu ostrych dysput konferencyjnych z udzia³em profesora Konrada Górskiego Zofia Szmydtowa pozwoli³a sobie na szczególny komplement: „Pan ma tak przekonywaj¹cy sposób przemawiania, ¿e nawet jak Pan mówi g³upstwa, ludzie s¹ zachwyceni”1. Zazdrosn¹ uszczypliwoœæ
Szmydtowej Górski obróci³, jak to zazwyczaj bywa³o, na swoj¹ korzyœæ, dowodz¹c, ¿e g³upstwa, które wyg³asza, wesz³y w obieg nauki o literaturze. Kontrowersyjny referat dotyczy³ istoty i typologii zjawiska aluzji literackiej, opublikowany
zosta³ pierwotnie na ³amach „Twórczoœci” (1961), a nastêpnie po modyfikacji,
co by³o czêstym zwyczajem Profesora, przedrukowany w zbiorze w³asnych studiów Z historii i teorii literatury (seria druga, Warszawa 1964) i raz jeszcze w innej
ksi¹¿ce: Rozwa¿ania teoretyczne (Lublin 1984)2. Multiplikowanie w³asnych tekstów przez Górskiego, powracanie do tych samych w¹tków i tematów, przekszta³canie i opracowywanie ich na nowo by³o irytuj¹c¹ manier¹ naukow¹ badacza
1 K. Górski, Autobiografia naukowa, „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki”, R. 27, 1982.
Cyt. za: „Przegl¹d Artystyczno-Literacki”. Dodatek specjalny, R. IV, nr 5, 1995, s. XV.
2 Zob. K. Górski, Aluzja literacka. Istota zjawiska i jego typologia, w: tego¿, Rozwa¿ania teoretyczne. Literatura. Muzyka. Teatr, Lublin 1984, s. 175-200. Zastanawia mnie bardzo
niestaranne wydanie tej ksi¹¿ki, podobnie zreszt¹ jak fatalne pod wzglêdem edytorskim i poprawnoœciowym przygotowanie Konrada Górskiego Pamiêtników (Toruñ 1995), co dla tego
badacza zajmuj¹cego siê przez ca³e ¿ycie zagadnieniami edytorskimi jest nie lada afrontem.
139
(szczególnie w odniesieniu do jego studiów nad romantyzmem). Górski pomna¿a³ w ten sposób dorobek iloœciowy, niekoniecznie jednak jakoœciowy. Za przyk³ad mo¿e tu pos³u¿yæ swoisty leitmotiv wyk³adów i rozmaitych prac drukowanych, poœwiêconych w¹tkom prometejskim w twórczoœci Mickiewicza: wersja
pierwsza w formie wyk³adu pochodzi z 1929 roku3, wersjê ostatni¹ – Przezwyciê¿anie prometeizmu w „Dziadach” – znajdujemy w ksi¹¿ce Mickiewicz. Artyzm
i jêzyk (Warszawa 1977), a pomiêdzy nimi istnieje jeszcze kilka innych wypowiedzi na ten sam temat, nieznacznie tylko zmienianych. Mo¿e to dowodziæ
w równej mierze perfekcjonizmu uczonego, d¹¿¹cego do wypracowania mo¿liwie
najlepszej wersji tekstu dyskursywnego, co i sugerowaæ ograniczony horyzont
badawczy i ci¹g³e obracanie siê w przestrzeni tych samych myœli i zagadnieñ.
Gdy jeszcze jako przedstawiciel studenckiego Ko³a Polonistów organizowa³em w Collegium Maius UMK, jesieni¹ 1984 roku, wyk³ad dla m³odzie¿y
akademickiej legendarnego ju¿ wówczas Profesora, tematem jego wyst¹pienia
sta³ siê oczywiœcie… prometeizm. Jak siê potem mia³o okazaæ, by³ to ostatni w tym
gmachu wyk³ad Górskiego dla tak licznie zgromadzonej publicznoœci. I jak dawniej, drewniany podest katedry w sali V (dziœ sala 206 im. Konrada Górskiego)
obleg³y ku naszemu zdumieniu panie w s³usznym ju¿ wieku, dawne uczennice
Profesora, które kategorycznie odmówi³y zajêcia miejsc na krzes³ach, siedz¹c
podobnie jak tu¿ po wojnie na drewnianych niewygodnych schodkach katedry,
spoza której ledwo by³o widaæ filigranow¹ postaæ uczonego. Wyk³ady i konferencyjne referaty Górskiego prezentowane by³y czêsto w konwencji swoistego
spektaklu teatralnego. Wspaniale artyku³owana, pe³na emocji, niekiedy uniesieñ,
czêsto patetyczna w wymowie, choæ gêsto inkrustowana materia³em anegdotycznym, zawsze emocjonalna i ekspresyjna wypowiedŸ tego polonistycznego
„w³adcy dusz”, empatycznie uto¿samiaj¹cego siê z osobowoœci¹ romantycznego poety, wywo³ywa³a okreœlone doznania. Pan Tadeusz lub Dziady cytowane
z pamiêci z nienagann¹ dykcj¹ robi³y na s³uchaczach piorunuj¹ce wra¿enie. I nawet, gdy jak to zauwa¿y³a Szmydtowa, Górski niekiedy „plót³ g³upstwa”, to w tak
ujmuj¹cy sposób, ¿e ca³kowicie przekonywa³ zw³aszcza ma³o doœwiadczonych
studentów i studentki, czy nieopierzonych asystentów i asystentki.
A jednak nie by³ Mistrzem wówczas i nie jest nim dziœ. Apodyktyczna
osobowoœæ, czêsto nadmierna k³ótliwoœæ, chorobliwa ambicja, egotyzm czy kontrowersyjne zachowania polityczne powodowa³y, ¿e nie wychowa³ zbyt wielu
uczniów o wyrazistym dorobku badawczym. Górski potrzebowa³ adoratorów,
3 Zob.
K. Górski, Z teorii i historii literatury, Wroc³aw 1959, przyp.1, s. 370.
140
pos³usznych wspó³pracowników, wykonawców jego woli, nie zaœ twórczych
kontynuatorów dzie³a. O jakie tu dzie³o i spuœciznê chodzi, co z ogromnego dorobku Konrada Górskiego jako badacza romantyzmu pozosta³o nietkniête zêbem
czasu, co na trwa³e wesz³o do zasobu wiedzy o epoce Mickiewicza? I czy sposób uprawiania nauki przez legendarnego Profesora mo¿e jeszcze dziœ kogokolwiek inspirowaæ?
Wypracowana przez lata poetyka tworzenia portretów popularnych badaczy, którzy odeszli zostawiaj¹c po sobie najczêœciej pokaŸn¹ biblioteczkê w³asnych ksi¹¿ek, rozpraw i artyku³ów, zazwyczaj nie zak³ada krytycznego dystansu.
Równie¿ Górski pisywa³ tego typu prace (artyku³y kreœl¹ce sylwetki Wac³awa
Borowego, Juliusza Kleinera, Tadeusza Makowieckiego), przyczyniaj¹c siê powa¿nie do ugruntowania wspomnianej poetyki – nazwê j¹ – „ku nieskazitelnej
pamiêci zmar³ego i dobremu samopoczuciu pisz¹cego”. Dopuszczalne s¹ wówczas co najwy¿ej obiektywizuj¹ce zestawienia dorobku, wpisanie go w konteksty historyczne i teoretyczne, ukazanie wk³adu uczonego w rozwój nauki o literaturze w okreœlonym czasie i miejscu. Brak krytycznego dystansu podtrzymuje
i podkreœla zazwyczaj legendowe rysy rozmaitych luminarzy humanistyki. Tymczasem dialogowe pojmowanie istoty nauk humanistycznych, które nie znosz¹
pomnikowych adoracji œwietlanych autorytetów lub obra¿aj¹cych siê uczonych
z powodu nieuœwiadamianego zazwyczaj przekonania o w³asnej nieomylnoœci,
by³o Górskiemu raczej obce. Jeden z wielu aspektów „humanistyki rozumiej¹cej” zak³ada wszak dialog i krytyczny dystans zarówno do swoich przemyœleñ,
jak i dokonañ innych badaczy. Wydaje siê, ¿e toruñski Profesor temu za³o¿eniu
jednak nie ho³dowa³. Przewa¿nie zawsze „mia³ racjê”, prawdziwy dialog by³ mu
obcy, a dokonania kolegów eksploruj¹cych te same obszary badawcze czêsto
naœwietla³ jednostronnie. Znakomicie natomiast wpisywa³ siê w du¿ej mierze
autokreacyjny wzorzec „wyroczni naukowej i moralnej”, rozpowszechniony
w polskiej nauce (na szczêœcie dziœ ju¿ wygasaj¹cy), narzucaj¹c otoczeniu taki
w³aœnie schemat obcowania z Jego prawdami i Jego osob¹.
I jak to czêsto u nas bywa, po œmierci Profesora nie nast¹pi³a bynajmniej
rewizja wyników jego badañ i stosowanych przezeñ metod naukowych, ale bezkrytyczna adoracja. Œwietnym na to przyk³adem jest ksi¹¿ka zbieraj¹ca materia³y pokonferencyjne Konrada Górskiego œwiat literatury, teatru i jêzyka (Toruñ
1996), w której odnajdziemy rozpisany na g³osy portret (a raczej pomnik) badacza, utkany z wielu jego zainteresowañ twórczych (jêzykoznawczych, teatrologicznych, teoretycznoliterackich, historycznoliterackich). Z ksi¹¿ki tej, zgodnie
z zamierzeniem redaktorów, wy³ania siê „ku pamiêci” potomnych nieprzeciêtna
141
osobowoœæ wybitnego cz³owieka o renesansowych horyzontach poznawczych,
szczególnym zmyœle organizacyjnym i znakomitych realizacjach naukowych. Po
czêœci tak by³o w istocie. Nie sposób przecie¿ zaprzeczaæ pokaŸnemu dorobkowi twórczemu toruñskiego uczonego. Jednak odpowiedzi na podstawowe pytania o istotny wk³ad Górskiego do nauki (w tym do literaturoznawstwa) rysuj¹ mi
siê mgliœcie i enigmatycznie. Jeœli pojawiaj¹ siê tu i ówdzie dystansuj¹ce lub wrêcz
krytyczne wypowiedzi (np. Edwarda Kasperskiego), to s¹ one kamuflowane i zacierane w powodzi innych referatów pe³nych czo³obitnych uk³onów. Oczywiœcie,
zdajê sobie sprawê, ¿e poetyka tego typu publikacji nie zak³ada krytycznej wiwisekcji dokonañ naukowych. S¹dzê jednak, ¿e w humanistyce znacznie bardziej
po¿¹dane s¹ wypowiedzi oparte na dialogu i twórczym dystansie, z których bez
w¹tpienia p³ynie nauka po¿yteczniejsza dla przysz³ych pokoleñ ni¿ z pretensjonalnych legendotwórczych gestów wydawniczo-pomnikowych, utrwalaj¹cych
stereotypy czy przemilczaj¹cych niewygodne fakty. Wychodz¹c z tych za³o¿eñ,
z wielk¹ serdecznoœci¹ pochylam siê nad dorobkiem Konrada Górskiego, którego mia³em szczêœcie jeszcze poznaæ osobiœcie (choæ tylko okazjonalnie), g³êboko przekonany, ¿e rekapituluj¹ce spojrzenie na jego twórczoœæ naukow¹ nie stoi
w sprzecznoœci z ogromnym szacunkiem, jakim darzê Profesora.
Oczywiœcie, wszyscy wiemy, i jest to banalne stwierdzenie, ¿e nic tak szybko
siê nie starzeje w nauce o literaturze, jak interpretacje dzie³. Niestety, interpretacje Konrada Górskiego odnosz¹ce siê do twórczoœci Mickiewicza s¹ tego przykrym dowodem. Mijaj¹ mody na rozmaite gry i zabawy tekstowe, pozostaj¹ stosy zadrukowanego papieru, a pytanie, co z tego wynika dla wiedzy o badanej
epoce literackiej czy pisarzu, czêsto pozostaje bez odpowiedzi b¹dŸ te¿ implikuje odpowiedŸ negatywn¹. Profesor Artur Hutnikiewicz, prawdziwy Mistrz wielu
pokoleñ toruñskich polonistów, zwyk³ mawiaæ, ¿e w humanistyce nie ma ani œwiêtych, ani autorytetów bezwzglêdnych, wszak interpretacje literatury i sztuki determinuj¹ w istocie subiektywne refleksje i intuicyjne przekonania, indywidualny
sposób rozumienia dzie³a, dialog i dyskusja. A i tak po tym wszystkim pozostaj¹
tylko teksty pisarzy czy dzie³a artystów. I tylko one s¹ wa¿ne. Konrad Górski
myœla³ chyba w podobny sposób, ale jednoczeœnie jakby obawia³ siê, ¿e jego
wysi³ek zostanie szybko zapomniany, podejmowa³ wiêc takie wyzwania, które –
jak s¹dzi³ – zaspokoj¹ jego fascynacje i ambicje poznawcze, a zarazem pozostan¹ w historii nauki jako osi¹gniêcia ponadczasowe.
Z perspektywy wielu ju¿ lat trzeba powiedzieæ, ¿e na pewno nie by³ wybitnym znawc¹ literatury czy teatru XX wieku. Jego s¹dy w tej dziedzinie zdradzaj¹ brak rozeznania we wspó³czesnej mu estetyce, nie nad¹¿aj¹ za przemianami
142
sztuki s³owa i sztuki teatru, s¹ z wielu powodów anachroniczne i ju¿ wówczas,
gdy by³y wypowiadane, nie grzeszy³y aktualnoœci¹. Tak¿e jego zaplecze filozoficzne, choæ powszechnie uchodzi³ za znawcê filozofii, i by³a to jego pierwsza
intelektualna pasja, w relacji z prawdziwymi toruñskimi filozofami, choæby Henrykiem Elzenbergiem czy Tadeuszem Cze¿owskim, by³o bardzo w¹tpliwe. Zatrzyma³o siê na prze³omie antypozytywistycznym, racjonalizmie postkantowskim
i neoidealizmie pocz¹tku XX wieku, co z kolei wp³ynê³o na jego doœæ ograniczone pogl¹dy teoretycznoliterackie z podkreœlanym co rusz za rozpraw¹ Poezja
jako wyraz (1946) przeœwiadczeniem, ¿e literatura stanowi zapisan¹ w s³owach
ekspresjê tak osobowoœci twórcy, jak i œwiata, w którym ¿yje, i jest zjawiskiem
duchowym z tej racji, ¿e przekazuje duchowe wartoœci zapisane we w³aœciwej
formie wyp³ywaj¹cej z podstawowego paradygmatu treœci4. £atwo buduje siê
w ten sposób opozycjê wobec formalizmu, fenomenologii czy strukturalizmu i nadaje myœleniu o literaturze prymat treœci nad form¹, by pos³u¿yæ siê klasycznym
rozró¿nieniem Juliusza Kleinera, którego Górski uwa¿a³ za swojego nauczyciela. Zbudowana na tym gruncie hermeneutyka nie wyda³a jednak w tym wypadku
znacz¹cych rezultatów poznawczych na miarê autorskich ambicji. Zwróæmy
uwagê na znamienny zespó³ cytacji. Interpretacje Górskiego dotycz¹ce literatury
romantycznej przywo³ywane s¹ dziœ w pracach poœwiêconych tej epoce stosunkowo rzadko i zazwyczaj odnotowywane jako s¹dy dawne i czêsto przebrzmia³e,
ujawniane z racji solidnoœci warsztatowej danego autora i koniecznoœci przywo³ania stanu badañ, nie zaœ jako nadal ¿ywe hipotezy czy ugruntowane zdania. Gdy
zestawimy relatywnie rzadkie cytacje z rozpraw interpretacyjnych Górskiego
z nadal wrêcz powszechnie obecnymi w opracowaniach o romantyzmie inspiruj¹cymi s¹dami z prac Juliusza Kleinera czy Stanis³awa Pigonia, z którym za ¿ycia Górski w rozmaitych kwestiach siê nie zgadza³ i którego po prostu zwalcza³,
widzimy bardzo ostro, ¿e sztuka interpretacji toruñskiego uczonego nie mo¿e
równaæ siê z przywo³ywanymi badaczami. W nieformalnym pojedynku wybitnych polonistów – Górskiego i Pigonia – przynajmniej na obszarze sztuki interpretacji (jeœli mierzyæ wyœcig liczb¹ cytacji) zwyciêzc¹ okazuje siê uczony krakowski. Dlaczego?
S¹dzê, ¿e Konrad Górski sta³ siê zak³adnikiem w³asnej metody interpretacyjnej, któr¹ Edward Kasperski nazwa³ hermeneutyk¹ rekonstrukcji. Górski próbuje
4 Gruntown¹ analizê pogl¹dów teoretycznoliterackich Profesora przedstawi³ Edward
Kasperski w artykule Konrad Górski i konteksty teoretyczne (neoidealizm, pozytywizm, hermeneutyka, aksjologia), w: Konrada Górskiego œwiat literatury, teatru i jêzyka, red. W. Sawrycki i J. Speina, Toruñ 1996, s. 49-66.
143
dotrzeæ do œwiata romantycznego twórcy li tylko przez jêzyk, rozumiany dos³ownie jako ekspresja stanów duchowych poety i prosty zapis jego myœli. Badacz
z jêzykoznawcz¹ precyzj¹ odtwarza w³aœciwe brzmienie s³ów, ich rozumienie
w epoce oraz ró¿ne odcienie znaczeniowe w utworach poety romantycznego,
nastêpnie rekonstruuje jego pojêcia i s¹dy o œwiecie, zawsze poprzez jêzyk odtworzony z wielk¹ pieczo³owitoœci¹, i na tym fundamencie buduje interpretacjê
poszczególnych dzie³. Ogranicza sobie w ten sposób wizjê Mickiewiczowskiego dzie³a sprowadzanego do podstaw jêzykowych. Nie ogarnia przez to wielu
obszarów romantycznego dyskursu poety, nie potrafi dostrzec piêkna w sprzecznoœciach, wewnêtrznych porz¹dków myœli, w bogactwie problemów, pozostaj¹c
czêsto na poziomie opisu i dos³ownej prezentacji treœci.
Dochodzi do tego ideologiczna skaza. Na w¹sko rozumian¹ hermeneutykê rekonstrukcji nak³ada siê konserwatywna aksjologia uczonego, nie zawsze
uœwiadamiana czy werbalizowana, która w powa¿nym stopniu ow¹ hermeneutykê uniewa¿nia. W ostatecznym rezultacie powstaj¹ funkcjonalne interpretacje
zmierzaj¹ce do udowodnienia z góry przyjêtej tezy, która wspó³czesnych badaczy po prostu nie interesuje. W³aœciwie mo¿na powiedzieæ, ¿e Górskiego w istocie zajmowa³ jeden wielki temat przejawiaj¹cy siê w rozmaitych wariantach: jest
nim bezdyskusyjna wielkoœæ Mickiewicza jako poety i jako cz³owieka, o czym
Górski pisa³ i wielokrotnie mówi³, i co stara³ siê podkreœlaæ przy ka¿dej okazji,
jakby Mickiewicz wymaga³ ci¹gle takich potwierdzaj¹cych enuncjacji. Tytanizm,
prometeizm, patriotyzm, katolicyzm autora Dziadów oraz towianizm jako negatywny punkt odniesienia i powód „z³amania pióra” to spetryfikowane tezy, które
s¹ ka¿dorazowo przywo³ywane w analizach. Górskiego rozprawy o bajkach, erotyzmie czy onomastyce u Mickiewicza, dope³niaj¹ce obraz poety, to w istocie
rozprawy o jêzyku. Nawet ostatnia popularna ksi¹¿ka, echo nigdy niespe³nionego
marzenia, by napisaæ pe³n¹ monografiê twórczoœci poety (Górski nosi³ w sobie
wyraŸny kompleks co do ksi¹¿ki Pigonia Pan Tadeusz. Wzrost, wielkoœæ i s³awa
i monumentalnego dzie³a Kleinera)5, rozpoczyna siê znamiennym przes³aniem:
Domow¹ ojczyzn¹ naszego poety by³y ziemie dawnego Wielkiego Ksiêstwa Litewskiego, co zadecydowa³o o jêzyku, jakim siê Mickiewicz pos³ugiwa³, i o tematyce jego dorobku poetyckiego6.
5 Zob. entuzjastyczne omówienie monografii Kleinera, w: K. Górski, Z historii i teorii
literatury, Wroc³aw 1959, s. 195-208.
6 K. Górski, Adam Mickiewicz, Warszawa 1989, s. 5.
144
Widaæ znakomicie w tej deklaracji ograniczenie pola widzenia romantycznej twórczoœci do wymiaru narodowo-patriotycznego, co dla dzisiejszego badacza jest nut¹ tyle¿ oczywist¹, co i przebrzmia³¹. St¹d Gra¿yna, Konrad Wallenrod, Ksiêgi narodu i pielgrzymstwa, Pan Tadeusz oraz Dziady, ale w wymiarze
narodowego œwiêta jako obszary „wiary i wolnoœci”, stan¹ siê uprzywilejowanymi dzie³ami w interpretacjach Profesora, a romantyzm polski sprowadzony
zostaje przede wszystkim do nurtu tyrtejsko-prometejskiego.
Oczywiœcie, Górski zna œwietnie ca³y dorobek Mickiewicza i ca³y romantyzm rodzimy i europejski; Profesor by³ niezrównanym erudyt¹, jednak nawi¹zywa³ tylko do wybranych w¹tków problemowych, zaœ akcenty po³o¿y³ na sprawy
i dzie³a, które z naszej perspektywy s¹ ju¿ w pe³ni zagospodarowane i wyeksploatowane, a wspó³czesnych studentów czêsto dra¿ni¹, nu¿¹ i zniechêcaj¹ do poznawania tej wielobarwnej epoki. Podobnie rzecz dzieje siê zreszt¹ z wszystkimi interpretacjami dzie³ romantycznych, dawnymi i nowymi, gdy zamkniête
zostaj¹ w ciasnych ramach, w¹skich przestrzeniach myœli, ograniczonych horyzontach poznawczych. Epoka wymagaj¹ca otwarcia na wieloœæ i rozmaitoœæ dyskursów skazana jest na martwotê w analizach zawê¿aj¹cych i redukuj¹cych.
S¹dzê, ¿e z wielu rozpraw interpretacyjnych Konrada Górskiego tylko nieliczne
publikacje mog¹ dziœ ewentualnie inspirowaæ badaczy do kontynuowania podjêtych tam w¹tków.
Historia tekstu „Ody do m³odoœci” i próba jego ustalenia to wed³ug mnie
wzorcowy przyk³ad postêpowania tekstologicznego i doskona³y model szczególnego typu rozprawy filologicznej poœwiêconej dziejom konkretnego utworu.
Uwagi o Gra¿ynie, a zw³aszcza interpretacja tego utworu jako „poematu archeologicznego”, cechuje znakomite wyzyskanie Ÿród³owych materia³ów historycznych, u¿ytych tu do pe³nego rozpoznania wyobraŸni literackiej, z której zrodzi³
siê ten konkretny utwór. Wymieniona praca s³u¿yæ mo¿e równie¿ jako drogowskaz
metodyczny do analizy podobnego typu literatury, opartej na historyczno-kulturowych, mitycznych i Ÿród³owych przekazach. Tadeusz z rêk¹ na temblaku to
znakomite studium niekonsekwencji poetyckich, ze wskazówkami, jak nale¿y je
wychwytywaæ i w jaki sposób wykorzystywaæ w interpretacjach. Mickiewicz jako
bajkopisarz z kolei uczy szacunku wobec dzie³, zdawaæ by siê mog³o, drugorzêdnych, które w sposób istotny dope³niaj¹ obraz ca³oœci twórczoœci poety. Górski
przekonuj¹co dowodzi, i¿ nie mo¿na z pola widzenia traciæ pozornie ma³o znacz¹cych utworów, które wiele mówi¹ o pogl¹dzie na œwiat, etyce, aksjologii i estetycznej tradycji pisarza.
Na pewno wiele s¹dów i tropów interpretacyjnych z wymienionych rozpraw (przedrukowanych w zbiorze Mickiewicz. Artyzm i jêzyk) na trwale wpisa-
145
³o siê do mickiewiczologii i mo¿e nadal pobudzaæ do refleksji. W sumie to jednak doœæ ubogi kanon, do którego niewiele mo¿na dorzuciæ, bêd¹c w zgodzie
z dzisiejszym stanem wiedzy o Mickiewiczu. Na pewno nie mieszcz¹ siê w nim
ostatnie prace Konrada Górskiego. Ksi¹¿ka Mickiewicz – Towiañski (Warszawa
1986) to wyraz bezkrytycznej apologii geniuszu poety, który wskutek rzekomych
intryg i bez ma³a magnetycznych zdolnoœci zuchwa³ego i prymitywnego sekciarza – przesta³ pisaæ. Towiañski zostaje tam wprowadzony w schemat czarnej legendy i przeciwstawiony Mickiewiczowi, który znajduje siê w stanie depresji
wywo³anej, m.in. rodzinnymi problemami. W wyniku splotu fatalnych okolicznoœci oraz destrukcyjnego oddzia³ywania Mistrza, poeta zatraci³ ponoæ trzeŸwoœæ
spojrzenia i umiejêtnoœæ tworzenia, nast¹pi³o tedy „wykolejenie wielkiego umys³u”. Górski bardzo emocjonalnie i jednostronnie naœwietla tê skomplikowan¹
relacjê, nie dostrzegaj¹c wielu istotnych kontekstów, w tym dojrzewania duchowego i religijnego Mickiewicza; w zakoñczeniu pracy konstatuje infantylnie:
Kim by³ Mickiewicz ? – Ofiar¹ b³êdu.
A kim Towiañski? Ja nie wiem7.
Tak¿e popularna, bardzo skromna monografia ¿ycia i twórczoœci poety (Mickiewicz, Warszawa 1989) niestety razi stereotypowymi ujêciami, schematami interpretacyjnymi i dydaktyczno-narodowym moralitetem. Patrz¹c na twórczoœæ
Konrada Górskiego przez pryzmat jego ostatnich prac, trudno doszukaæ siê jakiœ
istotnych dla nas wzorców postêpowania badawczego czy inspiruj¹cych myœli.
Interpretacje Konrada Górskiego, co ju¿ wczeœniej sugerowa³em, bezpoœrednio wi¹¿¹ siê z jego prac¹ jêzykoznawcz¹. Powstaj¹cy w trudach przez trzydzieœci lat, wyj¹tkowy na skalê europejsk¹ S³ownik jêzyka Adama Mickiewicza
(t. 1-11 ukaza³y siê drukiem w latach 1962-1983), notuj¹cy wszystkie s³owa polskie i obce wystêpuj¹ce w tekstach narodowego poety, zdeterminowa³ sztukê
interpretacji Profesora w stopniu uniemo¿liwiaj¹cym mu spojrzenie na dzie³a
Mickiewicza inaczej, ni¿ przez pryzmat jêzyka (ewentualnie ideologii – jak
7 Pisz¹cy te s³owa jako m³ody adept polonistyki tak¿e nie opar³ siê wówczas autorytetowi Profesora, co uniemo¿liwi³o mu rozs¹dniejsze i krytyczniejsze podejœcie do zagadnieñ
prezentowanych w ksi¹¿ce. Niestety, pozosta³ œlad tych b³êdów m³odoœci w postaci jednoznacznie aprobatywnej recenzji z ksi¹¿ki Mickiewicz – Towiañski („Fakty” 1986, nr 49 z 6
XII) oraz wywiadu z autorem tam¿e zamieszczonym, pod znamiennym tytu³em – cytatem
z Górskiego „Gdyby nie Mickiewicz, nie by³oby towiañszczyzny”.
146
w pracach ostatnich). To widaæ w niemal ka¿dej jego powojennej rozprawie historycznoliterackiej, pocz¹wszy od pierwszej serii studiów Z teorii i historii literatury (Warszawa 1959). Górski z determinacj¹ g³osi³ teoriê, ¿e do treœci i aksjologii dzie³a mo¿na dotrzeæ tylko poprzez tworzywo, czyli jêzyk, bynajmniej nie
przez formê, strukturê lub za³o¿on¹ filozofiê poznania. W ten sposób od razu
sytuowa³ siê w opozycji do obowi¹zuj¹cych podówczas nurtów teoretycznoliterackich, okopuj¹c siê w twierdzy pozytywistycznej tradycji sztuki interpretacji
z lekkim nachyleniem w stronê Diltheyowskiej hermeneutyki psychologicznej.
Ograniczy³o to równie¿ w pewnym sensie jego prace tekstologiczne i przygotowywane edycje dzie³ Mickiewicza, albowiem s³ownik i jêzyk autografu stawa³
siê czêsto jego g³ównym argumentem dla wprowadzenia emendacji czy uzupe³nieñ tekstowych. O ile znakomity i do dziœ aktualny podrêcznik Tekstologia i edytorstwo dzie³ literackich (wersja druga i ostateczna – Warszawa 1975), prawdziwe
opus magnum nowoczesnego edytorstwa naukowego, jest dokonaniem profesora wyj¹tkowo inspiruj¹cym i trwa³ym, to ju¿ swoista filozofia edycji dzie³ poety,
praktyczny wymiar jego teoretycznych uwag dotycz¹cych jêzyka, woli autora,
wyznaczania podstaw tekstowych, stanowi obszar co najmniej dyskusyjny. Zatrzymajmy siê teraz przy s³owniku, który w ka¿dej bibliotece polonistycznej powinien zajmowaæ wyeksponowane miejsce.
Gdy Leon P³oszewski w roku 1948 og³osi³ program Wydania Narodowego Dzie³ Mickiewicza, zawar³ w nim zapowiedŸ, ¿e dalszym etapem tej edycji
bêdzie w³aœnie s³ownik. Do pracy nad dzie³em przyst¹pi³ Konrad Górski wraz
z profesorem Stefanem Hrabcem wkrótce po przyznaniu pierwszej dotacji z Funduszu Kultury Narodowej, a samo zbieranie materia³ów zapocz¹tkowa³ w 1950
roku. W kilka miesiêcy póŸniej Konrada Górskiego odsuniêto od pracy dydaktycznej w Uniwersytecie Miko³aja Kopernika (warto wspomnieæ, i¿ przed wojn¹
pracowa³ jako adiunkt i profesor nadzwyczajny na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie); w³adza ludowa pozbawiaj¹c go bezterminowo mo¿liwoœci prowadzenia wyk³adów i æwiczeñ jako cz³owieka obcego ideowo (do dydaktyki
uniwersyteckiej powróci³ w 1957 roku), prawdê mówi¹c uszczêœliwi³a Profesora. Sam wielokrotnie wspomina³, ¿e zamiast u¿eraæ siê ze studentami i wys³uchiwaæ komunistycznych mato³ów, urlopowany administracyjnie od zajêæ dydaktycznych, poœwiêci³ siê bez reszty pracy jêzykoznawczej nad S³ownikiem oraz nad
zagadnieniom tekstologicznym.
Gdy S³ownik Jêzyka Adama Mickiewicza by³ jeszcze projektem – wspomina Górski
po latach w autobiografii – i gdy rozpoczê³o siê zbieranie materia³ów do niego, wyobra¿a³em
sobie, ¿e zadaniem takiej pracy bêdzie przede wszystkim ustalenie semantyki poszczególnych
147
wyrazów dla uzyskania mo¿liwie precyzyjnej interpretacji tekstu. Z wszelk¹ pewnoœci¹, gdyby
ów s³ownik ograniczy³ siê tylko do wyborów cytatów, a nie uwzglêdnia³ statystyki obocznych postaci danego has³a, jak równie¿ czêstotliwoœci u¿ycia form fleksyjnych, to zastosowania w tekstologii mieæ by nie móg³. Ale skoro ogarnia³ wszystkie wyrazy, wystêpuj¹ce
w drukach i autografach, skoro je cytowa³ we wszystkich u¿yciach, skoro wreszcie dawa³
statystykê wszystkich paradygmatów, to tym samym umo¿liwia³ wy³onienie z druków autoryzowanych przez Mickiewicza wszelkich wtrêtów, które siê tam wkrad³y skutkiem nieuwagi
czy samowoli kopistów i korektorów8.
I w ten sposób – dodajmy – sta³ siê znakomitym Ÿród³em dla wiedzy o jêzyku Mickiewicza, jêzyku epoki oraz wiedzy o rozmaitych wariantach tekstowych
znanych utworów poety, przyczyniaj¹c siê do odœwie¿enia spojrzenia na jego
twórczoœæ w wymiarze edytorskim. Górski zanurzony jednoczeœnie w ¿ywiole
jêzyka XVI wieku (jako badacz i wydawca twórczoœci m.in. Grzegorza Paw³a
z Brzezin czy Jakuba Wujka), po zebraniu pe³nego materia³u dokumentacyjnego
doszed³ do wniosku, ¿e jêzyk Adama Mickiewicza ocala wiele z mowy dawnej
i na dobr¹ sprawê autor Konrada Wallenroda jest ostatnim pisarzem staropolskim.
To znalaz³o swoje konsekwencje w sposobie edycji dzie³ poety i zbudowa³o mur
niechêci w relacjach z innymi badaczami. Opieraj¹c siê na zestawieniu tekstów
autoryzowanych z ich autografami oraz na statystycznym materiale kartoteki S³ownika, licz¹cym ponad 600 000 kartek materia³owych9, zaproponowa³ Górski wiele
emendacji w postaci powrotu do autografów, jako wiernie oddaj¹cych intencje
samego Mickiewicza. Leon P³oszewski, dokonuj¹c opracowania tekstu Pana
Tadeusza do Wydania Jubileuszowego w roku 1955, uwzglêdni³ kilkanaœcie propozycji Górskiego, jednak¿e nie zdecydowa³ siê na dalekie odstêpstwa od pierwodruków w zakresie wielu form jêzykowych, których nieautentycznoœæ da³o siê
stwierdziæ w³aœnie dziêki S³ownikowi. Dominowa³o ju¿ wówczas przeœwiadczenie
w edytorstwie, ¿e nie nale¿y zbyt ortodoksyjnie trzymaæ siê autografu, a pierwodruki czy wydania autoryzowane s¹ lepszymi podstawami tekstowymi. Górski
by³ w tej mierze nieprzejednany, by nie rzec – uparty. Nawet interpunkcjê dostosowywa³ do postaci intonacyjno-retorycznej, chroni¹c przekaz jêzykowy zgodny –
jak mniema³ – z wol¹ poety, ale w konsekwencji trac¹c dobr¹ komunikacjê ze
8 K.
Górski, Autobiografia naukowa, s. XIV.
Sposób pracy nad s³ownikiem oraz charakterystykê samego dzie³a bardzo rzeczowo
przedstawi³ m.in. sta³y wspó³pracownik Górskiego, póŸniejszy redaktor znakomitego S³ownika polszczyzny XVI wieku, niedawno zmar³y w Toruniu prof. Franciszek Pep³owski w artykule o znacz¹cym tytule: S³ownik Mickiewiczowski – dzie³o ¿ycia profesora Konrada
Górskiego, „Przegl¹d Artystyczno-Literacki” R. IV, nr 5, 1995, s. 9-12.
9
148
wspó³czesnym czytelnikiem. Jak wiadomo, te dwie sprzeczne ze sob¹ „filozofie” edytorskie stanê³y na przeszkodzie w opracowaniu pe³nego wydania krytycznego Dzie³ Mickiewicza.
Idea takiego wydania zrodzi³a siê w Instytucie Badañ Literackich w po³owie lat szeœædziesi¹tych (pocz¹tkowo przewodnicz¹cym Komitetu Redakcyjnego by³ Kazimierz Wyka, a po jego ust¹pieniu redakcjê naczeln¹ powierzono
Konradowi Górskiemu). Ju¿ wczeœniej podj¹³ siê on opracowania IV tomu, który
mia³ zawieraæ Pana Tadeusza. Praca ta by³a tyle¿ ¿mudna, co nierzadko kontrowersyjna. Jest spraw¹ powszechnie znan¹, ¿e poemat by³ niew¹tpliwie najgorzej
wydanym za ¿ycia autora dzie³em. Mickiewicz pa³a³ niechêci¹ do poprawiania
arkuszy korektowych. Zleca³ tê niewdziêczn¹ robotê sekretarzom, przyjacio³om
czy wrêcz wydawcy, co spowodowa³o, ¿e pierwodruk z 1834 roku zawiera wiele
b³êdów druku i b³êdów pióra, tzw. lapsus calami. Nale¿a³o wiêc odtworzyæ autentyczny jêzyk poety, by dotrzeæ do autorskich intencji i podaæ czytelnikom tekst
zgodny z zamierzeniem Mickiewicza. Górskiemu niejako przy okazji wy³oni³y
siê równie¿ nowe zagadnienia tekstologiczne, których istnienie i donios³oœæ trudno
by³o uprzednio przewidzieæ, choæby szczególne znaczenie tzw. „woli autora”,
której wiarygodne odtworzenie w licznych dyskusjach naukowych by³o kwestionowane oraz ujmowane czêstokroæ jako zagadnienie w¹tpliwe czy subiektywne
zgo³a wyobra¿enie z krêgu psychologii twórczoœci. Kluczowa dla badacza okaza³a siê jednak sprawa interpunkcji. Otó¿ we wszystkich dotychczasowych wydaniach wprowadzano interpunkcjê wspó³czesn¹. Gdy Górski zaproponowa³
zachowanie w wydaniu krytycznym interpunkcji poety, napotka³ na protesty ze
strony zespo³u redakcyjnego, w tym Jerzego Zbigniewa Nowaka i Czes³awa
Zgorzelskiego, a wczeœniej tak¿e prawdziwego antagonisty naukowego, Stanis³awa Pigonia, przygotowuj¹cego w³aœnie dla znanej serii „Biblioteka Narodowa” reedycjê poematu. Górski twierdzi³ wielokrotnie, i zdania swojego nigdy nie
zmodyfikowa³, ¿e interpunkcja Mickiewicza zachowa³a w³aœciwoœci jêzyka staropolskiego zgodnie z renesansow¹ koncepcj¹ Manucjusza. By³a to interpunkcja, któr¹ nazywa emocjonaln¹, gdy¿ jej pierwotnym zadaniem by³o oddanie
ekspresji, uczuæ, pauz, zawieszeñ g³osu czy aluzji w przekazie s³ownym, maj¹cym oddaæ wiernie jêzykowy komunikat bohaterów (wspó³gra to zreszt¹ z teoretyczn¹ wyk³adni¹ Profesora, traktuj¹c¹ poezjê jako wyraz). Odejœcie w jêzyku
polskim od pierwotnych zasad retoryczno-intonacyjnego przestankowania
i stosowanie dzisiejszej, przejêtej z jêzyka niemieckiego interpunkcji sk³adniowo-logicznej, w której cz³on zdania oddzielany jest ze wzglêdu na semantykê wypowiedzi, a nie ze wzglêdu na funkcjê retoryczn¹, powa¿nie sk³óci³o Komitet
i ostatecznie doprowadzi³o do jego rozwi¹zania, choæ nie by³a to oczywiœcie tylko
149
ta jedyna przyczyna. P³yn¹ca dla nas lekcja jest oczywista: przed podejmowaniem tak trudnych wyzwañ jak zespo³owe edycje krytyczne, nale¿y bezwzglêdnie i jasno uzgodniæ zasady edytorskie, a nawet ca³¹ strategiê wydania.
Pomimo kontrowersji, jakie wzbudza³ swoim radykalizmem tekstologicznym i szczególnym „ideologicznym” zami³owaniem do staropolskiej mowy, wiele
edycji Konrada Górskiego, konkretnych lekcji, emendacji i koniektur na trwale
wesz³o do praktyki wydawniczej. Za znakomite mo¿na uznaæ, niestety stosunkowo ma³o znane, wydanie Gra¿yny w podobiznach z autografów i pierwszych
wydañ10, œwietne s¹ objaœnienia do powieœci poetyckich przygotowane przez
uczonego dla Wydania Narodowego i Jubileuszowego Dzie³ Mickiewicza11, niezast¹pione liczne emendacje w Panu Tadeuszu12. Na obszarze badañ tekstologicznych (tak¿e w wymiarze teoretycznym) i w praktyce edytorskiej bez analizy prac
Konrada Górskiego po prostu nie sposób siê obejœæ.
Bez w¹tpienia ogromn¹ zas³ug¹ toruñskiego badacza jest zwrócenie uwagi oraz podkreœlanie przy ka¿dej okazji fundamentalnej kwestii jêzyka. Nie tylko nale¿y poznaæ kraj, z którego pochodzi poeta, ale i wnikn¹æ mo¿liwie g³êboko w jego przekaz s³owny. Dopiero wówczas otrzymujemy w³aœciw¹ podstawê
do edycji tekstu, a poprawnie wydany utwór dawnego pisarza jest przecie¿ naszym warsztatem pracy jako badaczy literatury. Tej – wydawaæ by siê mog³o –
banalnej refleksji u wielu wspó³czesnych historyków literatury, zw³aszcza ze
szko³y narratologicznej, intertekstualnej czy dekonstrukcjonistycznej bardzo brakuje. Warto wiêc niekiedy powracaæ, choæby z krytycznym dystansem, do starej
szko³y myœlenia takich badaczy, jak Górski, Kleiner czy Pigoñ, by odœwie¿yæ sobie
pamiêæ, czym by³a i czym byæ powinna filologia.
Wychodz¹c od jêzyka i w³aœciwie wydanego tekstu jako podstawy do interpretacji, Konrad Górski próbowa³ przywróciæ odpowiednie proporcje w nauce
o literaturze. Porz¹dek organiczny naukowego badania literatury powinien byæ
10 A. Mickiewicz, Gra¿yna. Podobizna autografu oraz wydañ: wileñskiego z r. 1823, petersburskiego z r. 1829 i paryskiego z r. 1838. Teksty do æwiczeñ edytorskich nr 3, wstêp oprac.
K. Górski, Warszawa 1956.
11 A. Mickiewicz, Powieœci poetyckie, w: tego¿, Dzie³a. Wydanie Narodowe, t. 2, Warszawa 1948 i to¿ samo w nieco zmienionym opracowaniu jako Dzie³a, t. 2, Warszawa 1955
(w obu wydaniach tekst do druku przygotowywa³ Leon P³oszewski).
12 A. Mickiewicz, Dzie³a wszystkie, red. K. Górski, t. 4: Pan Tadeusz, oprac. K. Górski,
Wroc³aw 1969. Warto te¿ przywo³aæ popularn¹ wersjê tego¿ wydania ze znakomitym syntetycznym wstêpem (Wroc³aw 1981) i wspomnieæ na marginesie, ¿e pierwsz¹ szkoln¹ edycjê
poematu Górski przygotowa³ tak¿e dla Ossolineum (Lwów 1931).
150
nastêpuj¹cy: rozpoznanie jêzyka pisarza, przygotowanie poprawnej tekstologicznie edycji opartej o wyrazist¹ koncepcjê edytorsk¹, przyjêcie lub wypracowanie
w³aœciwej teorii dzie³a literackiego oraz stworzenie zespo³u analiz i interpretacji
prowadz¹cych do napisania monografii poszczególnych dzie³, a dalej monografii twórczoœci pisarza. Na pewno w dziedzinie jêzykoznawczej i tekstologicznej,
zw³aszcza w teorii edytorstwa naukowego, pozostawi³ po sobie ¿ywy i inspiruj¹cy dorobek wart ci¹g³ych studiów i odwo³añ. W praktyce edytorskiej by³ to
dorobek obszerny (m.in. Gra¿yna, Dziady, i Pan Tadeusz), acz czêsto kontrowersyjny. Na pozosta³e dziedziny badawcze nie starcza³o mu ju¿ czasu, a mo¿e i predyspozycji.
*
Miros³aw Strzy¿ewski
Konrad Górski, the Mickiewicz scholar: an attempt at critical revision
This Toruñ-based scholar has bestowed us with an enormous output, part
of which is a number of interpretative dissertations and editorial works focused
on Mickiewicz. However, not all of the Górski essays on the Polish Romantic
Bard have stood the test of time. It seems that interpretative theses by Górski form,
relatively, the least powerful part of his output, in terms of our contemporary
Mickiewicz scholarship. In contrast, his editorial achievements and textological
findings are doubtless settled for good in research and scholarly afterthought.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010
PRZEK£ADY
Raffaele Caldarelli
TAJEMNICA ROZBÓJNIKA: DROBIAZG MICKIEWICZOWSKI*
Nikomu, kto kocha Pana Tadeusza1 i powraca doñ czasem, ¿eby z szacunkiem i przywi¹zaniem, nale¿nym klasykom, rozsmakowywaæ siê w jego wierszach, nie mo¿e umkn¹æ znaczenie i wartoœæ artystyczna postaci tylko z pozoru
drugoplanowej, jak¹ jest Hrabia2. Swój cel osi¹ga Mickiewicz, operuj¹c po mistrzowsku ¿artem, u¿ywaj¹c tonów najtrafniejszych, dotykaj¹cych zarówno
ostrych krawêdzi, jak i te¿ uczuæ, które prawdziwy satyryk ¿ywi zawsze w g³êbi
ducha dla przedmiotu swojej satyry, korzystaj¹c z ca³ego ró¿norodnego zestawu
chwytów i kulturowych postaw, sk³adaj¹cych siê na wra¿liwoœæ wczesnego romantyzmu. Aby odwo³aæ siê do terminów dzisiejszych, Hrabiemu zale¿y bardzo
na w³asnym wizerunku i nie traci okazji, aby go promowaæ. Lubi nosiæ siê jak
wielki pan, bardzo przy tym tajemniczy, kultywuje mit Grand Tour, odkrywaj¹c
ruiny i pejza¿e Italii, jest zaprzysiêg³ym anglofilem, uwielbia gotyckie klimaty.
* Pierwodruk:
„Slavica Viterbiensa” 2003, nr 1, s. 51-57.
1 Korzystamy z wydania: A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie. Hi-
storia szlachecka z roku 1811 i 1812 we dwunastu ksiêgach wierszem, opr. S. Pigoñ, Wroc³aw – Warszawa – Kraków – Gdañsk – £ódŸ 1982. Dalej cytujemy dzie³o, oznaczaj¹c cyfr¹
rzymsk¹ numer ksiêgi, a cyfr¹ arabsk¹ numer wersu.
2 Tutaj tylko pozwolimy sobie zaznaczyæ wielk¹ donios³oœæ tej postaci (bardzo przy tym
mickiewiczowskiej) w ostatniej ekranizacji filmowej Andrzeja Wajdy, wydobyt¹ tak¿e dziêki
interpretacji Marka Kondrata, aktora o wielkiej osobowoœci i inteligencji.
152
Nie przypadkiem ¿a³uje (II, s. 372), ¿e historii zamku nie opowiedzia³ mu Gerwazy noc¹, kiedy to siedz¹c na ruinach, „udrapowany p³aszczem”, lepiej móg³by
smakowaæ atmosferê tego miejsca, porównywaæ j¹ z aur¹ zamków angielskich,
szkockich i niemieckich. „Gotycko-sarmackim” nazwie z zadowoleniem przedsiêwziêty przez Gerwazego (V, 828) plan zajazdu. Jest w przesz³oœci tego polskiego szlachcica epizod, który lubi wspominaæ, ³¹cz¹c z wielk¹ dba³oœci¹ i kultem wszystkie wymiary obrazu. Chodzi o epizod wrêcz heroiczny, który wi¹¿e
siê w swojej genezie z Sycyli¹ nêkan¹ przez rozbójników, a który koñczy siê, jak
sam mówi, „powrotem, rycersko-feudalnym” (V, 842-843). Streszczaj¹c naprêdce wydarzenia: Hrabia rozgromi³ zatem wraz ze swym orszakiem ca³¹ bandê z³oczyñców, która porwa³a dla okupu jego przyjaciela, szlachcica sycylijskiego.
Nie zatrzymamy siê, aby rozkoszowaæ siê tym epizodem ujêtym przez
Mickiewicza ze wspania³¹ równowag¹ artystyczn¹, z punktu widzenia samego
Hrabiego, cz³owieka prawdziwej odwagi, pewnoœci, jak bêdziemy mogli wiele
razy zobaczyæ, ale czêsto zatroskanego tym, by swoje gesty otoczyæ aur¹ z domieszk¹ ostentacji i fanfaronady.
Interesuje nas tutaj jeden szczegó³ tego obrazu, który umkn¹³ uwadze, jeœli
nie jesteœmy w b³êdzie, równie¿ najlepszym interpretatorom tekstu Mickiewicza.
Cztery razy w tekœcie poematu przywo³uje Hrabia w aurze romantycznoœci i legendy „opokê”, w której kryli siê jego straszni przeciwnicy. Nosi ona egzotyczn¹ i tajemnicz¹ dla czytelnika nazwê, owian¹ aur¹ nieokreœlonoœci, tak¿e,
jak zaraz zobaczymy, jêzykowej. Nasze krótkie œledztwo bêdzie s³u¿yæ uwydatnieniu istotnej noœnoœci problemowej, zwi¹zanej z fikcyjnym toponimem Birbante-rokka i tylko drugoplanowo – naœwietleniu hipotetycznych rozwi¹zañ.
Zobaczmy najpierw, co mówi na ten temat fundamentalny S³ownik Jêzyka
Adama Mickiewicza, opracowany przez Górskiego i Hrabca:
BIRBANTE ROCCA (4) Birbante-rokka (2) Birbante-roka (1) Birbante-rokko (1+w)
im. w³. rz. ¿.; lp. M. Birbante-rokka (2), N. Birbante-rokk¹ (1), nieodm. Birbante-rokko (1+w).
Nazwa fikcyjnej miejscowoœci znacz¹ca po w³osku: Zamek rozbójników3.
Oto wiêc bardzo precyzyjne wskazówki SJAM: nazwa tajemniczej fortecy brzmi Birbante-rokka, morfologicznie klasyfikuje siê j¹ jako rzeczownik rodzaju ¿eñskiego. Dwa razy napotykamy j¹ w mianowniku, jeden raz w narzêdniku i raz (tutaj mamy pierwsz¹ ma³¹ wskazówkê nieokreœlonoœci jêzykowej) jako
3 S³ownik jêzyka Adama Mickiewicza, red. K. Górski, S. Hrabec, t. 1, Wroc³aw – Warsza-
wa – Kraków 1962, s. 174. Odt¹d S³ownik… cytowany jest jako SJAM.
153
rzeczownik nieodmienny. Taki opis buduje SJAM, bazuj¹c na przytoczonych
urywkach4:
a) PT VIII, 683-685:
Tak zrobi³em we W³oszech, kiedy pod opok¹,
Któr¹ Sycylijanie zw¹ Birbante-rokk¹,
Zdoby³em tabor zbójców…
b) PT IX, 637-638:
Skarzê go, jakom zbójców skara³ pod opok¹,
Któr¹ Sycylijanie zw¹ Birbante-rokko
c) PT X, 391:
Brzmia³a odg³osem broni méj Birbante-rokka
d) PT V, 850-851
Romans ma tytu³: Hrabia, czyli tajemnice
Zamku Birbante-rokka [A: Birbante-rokko]
Jak widzimy, w czwartym fragmencie wyjêtym tutaj z porz¹dku zdarzeñ
tekstowych przypuszcza siê, ¿e miejsce to bêdzie wspomniane nawet w tytule
romansu, który uwieczni³by czyny spadkobiercy Horeszków: Hrabia, czyli tajemnice Zamku Birbante-rokka: to jeszcze jeden element, który sk³ada siê w mozaikê famy tego tajemniczego bohatera.
Wróæmy jednak do tego, co nas w tym artykule interesuje. Z interpretacj¹
morfologiczn¹ SJAM mo¿na siê tylko zgodziæ, wydaj¹ siê jednak potrzebne pewne
doprecyzowania. Dwie formy mianownika s¹ jasne w przypadku c) i d) i nie jest
wa¿na niespójnoœæ grafii w przypadku c) – uproszczenie spó³g³oski podwojonej,
jednak nie stosowane konsekwentnie, zob. przyp. 3).
Zajmijmy siê lepiej wariantem rêkopiœmiennym – oto sens tego skrócenia
A: Birbante-rokko we fragmencie d). Jeœli chodzi o ustêpy a) i b), to w pierwszym mamy narzêdnik (od rzeczownika rodzaju ¿eñskiego), którego wymaga sk³adania; w drugim natomiast znajdujemy zamiast oczekiwanej formy zaskakuj¹ce
Birbante-rokko, które SJAM s³usznie definiuje jako formê nieodmienn¹: jest to
ta sama forma, któr¹ znaleŸliœmy we fragmencie d) obok mianownika, na którym
4 Œledzimy tekst podany przez SJAM, którego wspó³redaktorem by³ jeden z najwiêkszych
ekspertów wszech czasów od edytorstwa, czyli Konrad Górski. Na temat kryteriów, wed³ug
których zosta³a ustalona baza tekstowa s³ownika mickiewiczowskiego, zob. SJAM, t. 1,
s. XXVII. W ka¿dym razie tekst bazowy SJAM, jeœli chodzi o cytowane ustêpy, jest identyczny z tekstem Pigonia poza trzema wyj¹tkami: a) pisownia Sycylijanie zamiast Sycylianie (VIII, 684; IX, 638); b) mej zamiast méj (X, 391); c) pisownia podwojona –rokka (zamiast –roka) w tym samym wersie.
154
opiera siê wariant tekstu w autografie. Jak siê zdaje, zaczyna tu krystalizowaæ siê
wra¿enie wzmiankowanej wy¿ej nieokreœlonoœci morfologicznej. Zauwa¿my, ¿e
we fragmencie b) z ksiêgi dziewi¹tej, autor przyjmuje poetycki sposób wyra¿ania siê: dok³adniej pozwala on mówiæ Hrabiemu w jego retorycznym i napuszonym stylu. Mickiewicz wprowadza we fragmencie b) formu³ê a), lecz pamiêæ
i przede wszystkim, jeœli mogê siê tak wyraziæ, poczucie orientacji morfologicznej, p³ataj¹ mu figla: po pierwsze nie wydaje siê on g³êboko przekonany do s³owa w rodzaju ¿eñskim i próbuje innych form (rodzaj nijaki?).
Jednak staraj¹c siê okreœliæ trochê mniej ogólnie to, jaki móg³by byæ status tej zagadkowej „opoki” w jêzykowej kompetencji poety, trzeba zmierzyæ siê
nie tyle z problemem morfologicznym, ile raczej z morfologiczno-sk³adniowym.
Dla kogokolwiek, kto pos³uguje siê jêzykiem w³oskim jako ojczystym, „Zamek
rozbójników” (lub „rozbójnika”) nie mo¿e byæ nazwany *Birbante-rocca; dlatego te¿ stwierdzenie SJAM, ¿e chodzi o „nazwê fikcyjnej miejscowoœci znacz¹cej po w³osku »Zamek rozbójników«”, jest poprawne na poziomie semantycznym, lecz staje siê arbitralne z punktu widzenia morfo-syntaktycznego (lub, jeœli
ktoœ woli, s³owotwórstwa). Po w³osku mog³oby co najwy¿ej byæ Rocca-birbante w znaczeniu „Zamek rozbójników”, lecz oczywiœcie jêzykowi w³oskiemu obca
jest struktura typu analitycznego cz³on okreœlaj¹cy + cz³on okreœlony5.
Oczyœæmy w tym miejscu pole z w¹tpliwoœci, które mog³yby przyjœæ na
myœl czytelnikowi. Dopóki nie oka¿e siê, ¿e jest inaczej, nie jesteœmy w ¿aden
sposób upowa¿nieni, ¿eby myœleæ, i¿ w intencji autora czynnikiem interferencji
jest „Rocco [imiê w³asne!] rozbójnik”. Litera i sens tekstu s¹ jasne: we wszystkich czterech przytoczonych fragmentach mowa jest o fikcyjnym miejscu, o „opoce” (VIII, 683; IX, 637), na której wznosi siê „zamek” (V, 851), który mo¿e
„brzmieæ odg³osem broni” (X, 391). Prawd¹ jest, ¿e hipotetyczny rozbójnik o imieniu Rocco t³umaczy³by w sposób bardziej naturalny obecnoœæ wariantów V, 851:
tekst drukowany zawiera zatem dope³niacz egzotycznego imienia (które brzmia³oby wiêc hipotetycznie Rokko jako forma w³oskiego Rocco: „tajemnice zamku
rozbójnika Rokka”); w rêkopisie natomiast antroponim traktowany jest jako nieodmienny. Trzeba wiêc powiedzieæ przede wszystkim, ¿e ta hipoteza, któr¹ z powodu kompletnoœci rozumowania w³¹czam do moich rozwa¿añ, nie mo¿e byæ
utrzymana. I to nie tylko z powodu wzmiankowanego ju¿ wyraŸne odniesienia
w Panu Tadeuszu do miejsca, nie zaœ do osoby, ale tak¿e z innych dwu powodów:
5 Zob.
L. Serianni, Grammatica italiana. Italiano comune e lingua letteraria. Suoni forme costrutti, (wspó³pr. A. Castelvecchi), Turyn 1988, s. 280-281.
155
a) cz³on rokka/ rokko pisany jest zawsze ma³¹ liter¹, zarówno w druku, jak i w wersjach rêkopiœmiennych: nigdy zaœ wielk¹ liter¹; b) jak zosta³o ju¿ dowiedzione
przez SJAM, nie ma w pismach Mickiewicza jakiegokolwiek œladu po realnym
czy te¿ legendarnym rozbójniku o imieniu Rocco6. Co najwy¿ej interesuj¹ce mog³oby okazaæ siê przeœledzenie, czy niektórzy t³umacze uniknêli opacznego zrozumienia tych s³ów. Rzecz nie dotyczy oczywiœcie Clotilde Garosci, której t³umaczenie cytowanych fragmentów jest dok³adne i g³adkie7. Tu co najwy¿ej narzuca siê inna obserwacja: wymowne jest, ¿e w jednym z analizowanych fragmentów (X 391, 275) Garosci przywraca porz¹dek strukturalny kongenialnie
wobec jêzyka w³oskiego, pisz¹c Rocca Birbante.
Wracamy jednak do czysto hipotetycznej mo¿liwoœci, ¿e niektórzy t³umacze dostrzegli nieistniej¹cego rozbójnika Rocco. Nie wydaje siê, aby zasz³o to
nawet w przypadku Ostrowskiego8, chocia¿ w swoim francuskim t³umaczeniu
pope³nia niekiedy powa¿ne b³êdy innego rodzaju9. Nieco szczególna i wzbudzaj¹ca pewne podejrzenia wydaje siê pisownia u¿yta w niemieckim przek³adzie
Buddensiega10, który pisze zawsze Birbante rocco: we wszystkich czterech ustêpach drugi cz³on jest pisany ma³¹ liter¹, w dwóch przypadkach na cztery pomiêdzy dwoma elementami jest wstawiony dywiz, czyli rodzaj znaku równoœci. Tak¿e
i w tym wypadku nie oœmielimy siê s¹dziæ, ¿e jest to nieporozumienie; czy to
z powodu zasadniczo dobrej jakoœci pracy Buddensiega11, czy dlatego, ¿e jego
t³umaczenie tych czterech fragmentów wydaje siê istotnie wolne od dwuznacznoœci, jak widzimy ju¿ w jednym krótkim ustêpie, który tutaj zacytujemy:
6 SJAM (t. 7, s. 376) wymienia tylko paryski koœció³ im. œw. Rocha, wspomniany piêæ
razy w listach Mickiewicza. Antroponim Roch pojawia siê cztery razy w dope³niaczu (Rocha), a raz nieodmieniony w mianowniku w syntagmie „w koœciele St. Roch”. Jak widzimy,
to równie¿ nie dotyczy naszego tematu.
7 Zob. A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, prze³., wstêp C. Agosti Garosci, Turyn 1955. Dziwi
tylko (V, 850) tytu³ fikcyjnego romansu o przygodach Hrabiego (Hrabia, czyli tajemnice…),
przet³umaczony jako Polak, czyli tajemnice…
8 Zob. A. Mickiewicz, Oeuvres poétiques complètes, prze³. Chr. Ostrowski, t. 2 Thadée
Soplica, Pary¿ 1849.
9 Przyk³ad taki znajdziemy na s. 230: „Birbante-Rocca a retenti des louanges de ma valeur”, kompletne przeinaczenie „Brzmia³a odg³osem broni méj Birbante-roka”.
10 Zob. A. Mickiewicz, Pan Tadeusz oder Die letzte Fehde in Litauen, prze³. H. Buddensieg, Monachium 1963.
11 O wadach i zaletach pracy Buddensiega, która bardziej ni¿ t³umaczeniem jest poetyck¹ parafraz¹ (Nachdichtung, przyp. poprzedni) zob. J. Koprowski, „Pan Tadeusz” po niemiecku, „Poezja” 1984, nr 11-12, s. 160.
156
VIII, 683-84 (s. 216)
Als ich unter dem Felsen,
Den die Sizilianer Birbante rocco benennen…
Nie interesuje nas rozci¹ganie naszego eksperymentu na inne t³umaczenia.
Podsumujmy raczej w tym punkcie, co mo¿na odpowiedzialnie stwierdziæ o tym
fikcyjnym toponimie. Birbante-rokka jest traktowane jako rzeczownik rodzaju
¿eñskiego, zakoñczony na -a, lecz istnieje parê niepewnych kwestii. Znaczy mniej
wiêcej „Zamek rozbójnika”, lecz ma strukturê s³owotwórcz¹ ze wszech miar nietypow¹, obc¹ jêzykowi w³oskiemu.
Na zakoñczenie naszych uwag chcielibyœmy zastanowiæ siê: co mog³o
zainspirowaæ Mickiewicza do stworzenia toponimu o takiej strukturze? OdpowiedŸ nie jest prosta.
Pierwsza mo¿liwa hipoteza jest natury metrycznej. Rym, by go tak nazwaæ,
miêdzyjêzykowy opoka/ roka (rokka) wydawa³ siê bez w¹tpienia wygodny, pozwalaj¹cy zbli¿yæ polski wyraz „opoka” i semantycznie rozpoznawalne s³owo
w³oskie. Z tego samego metryczno-tekstowego powodu podkreœlono naturê strukturaln¹ jêzyka w³oskiego poprzez wyrzucenie wyrazu rocca na koniec wersu.
Wszystko to nie podlega dyskusji. Jednak trzeba zauwa¿yæ po pierwsze, ¿e mistrz
taki, jak nasz autor móg³by prawdopodobnie znaleŸæ inne rozwi¹zanie, po drugie, nawet gdyby twierdziæ, ¿e choæby hipoteza metryczna, postawiona w takich
zakresach, by³a naprawdê czynnikiem znacz¹cym, pozostaje zasadne, ¿eby zastanowiæ siê, czy Mickiewicz nie post¹pi³ w sposób, który znamy, tak¿e z praktyki innych twórców. Od chwili, w której mówi siê tutaj o toponimie, choæby fikcyjnym, ze swojej natury interlingwistycznym, wydaje siê w³aœciwe podjêcie
próby w tym kierunku. Nie by³oby jednak celowe w tym specyficznym przypadku przypomnienie, ¿e Mickiewicz by³ jednym z wielu Polaków, którzy w ci¹gu
d³ugiej historii relacji kulturowych przebyli œcie¿ki frankofonii. Francuska typologia sk³adniowa zgadza siê zasadniczo z w³osk¹, a zatem hipoteza francuska
raczej nie zbli¿a³a nas do rozwi¹zania. Tak¿e w jêzyku francuskim rzeczywiœcie
mo¿emy znaleŸæ, zarówno w epokach dawnych, jak i we wspó³czesnej strukturê
apozycyjn¹, w tym wypadku pozbawion¹ przyimka. Jednak porz¹dek jest zawsze
nastêpuj¹cy: cz³on okreœlony + cz³on okreœlaj¹cy, nie odwrotnie12.
Pozostaje jeszcze jedna mo¿liwoœæ. Mickiewicz, jak powszechnie wiadomo, by³ wielkim znawc¹ i wielbicielem literatury angielskiej, a jeszcze wiêkszym
12 Zob.
G. Le Bidois, R. Le Bidois, Syntaxe du français moderne. Ses fondaments historiques et psychologiques, t. 2, Pary¿ 1971, s. 32-33.
157
by³ jego przyjaciel Odyniec13. Dla jêzyka angielskiego struktura cz³on okreœlaj¹cy + cz³on okreœlony, szczególnie w toponimach, jest ca³kowicie dopuszczalna
i ma za sob¹ d³ug¹ historiê14. Walter Scott, prawie wieczna literacka mi³oœæ naszego autora, pozostawi³ wiele tytu³ów maj¹cych w³aœnie tê strukturê (Halidon
Hill, Crochet Castle, Nightmare Abbey…). Domniemanej anglofilii Mickiewicza towarzyszy wyraŸna anglofilia bohatera: Hrabia jest prawdziwym anglomanem, który liczy odleg³oœæ w milach angielskich15, otacza siê „d¿okejami” (VII,
518; VIII 693). Wp³yw angielski, wzmocniony z pewnoœci¹ przez wy¿ej postawion¹ hipotezê metryczn¹, móg³by t³umaczyæ lepiej zadziwiaj¹cy uk³ad elementów tworz¹cych wyraz Birbante-rokka. Hipoteza ta, z czego zdajemy sobie sprawê,
nie mo¿e byæ œciœle dowiedziona, ale ma zaletê odpowiednioœci wobec horyzontu kulturowego, w którym poruszali siê zarówno autor, jak i jego bohater, i nie
wydaje siê ³atwe wymyœlenie bardziej logicznego wyt³umaczenia tego dziwnego
toponimu.
prze³o¿y³a Magdalena Rudkowska
Raffaele Caldarelli
The ruffian’s secret: a trifle by Mickiewicz (translated by Magdalena
Rudkowska)
The Italianate name Birbante-rokka, coined by Adam Mickiewicz in his
Pan Tadeusz, is dealt with. The name appears not to be conformant to the formative patterns of Italian. This paper attempts at explaining the anomaly, taking into
account the metric reasons as well as a possible influence of English, the language Mickiewicz knew quite well.
13 Np. o wa¿noœci W. Scotta zob. cytowane wydanie Pana Tadeusza, s. XIV z odes³aniem do: A. E. Odyniec, Listy z podró¿y, t. 1, Warszawa 1961, s. 500.
14 Na temat struktury cz³on okreœlaj¹cy + cz³on okreœlony zob. np. R. Quirk, S. Greenbaum, G. Leech, J. Svartvik, A Comprehensive Grammar of the English Language, Londyn
– Nowy Jork 1985, s. 296-297. O dziejach tej struktury w toponimii zob. K. Cameron, English Place-Names, Oxford 1965, zw³. s. 110-111.
15 Zob. przyp. Pigonia do VIII, 692, s. 410.
158
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010
EDYTORSTWO
Stanis³aw Fita
NIEZNANE LISTY W£ADYS£AWA BE£ZY
DO JULIANA OCHOROWICZA, 1883-1897
(ZE ZBIORÓW IGORA STROJECKIEGO)
Poznali siê w czasie studiów w warszawskiej Szkole G³ównej. Be³za, który
po ukoñczeniu gimnazjum w Warszawie uczy³ siê przez pewien czas w Szkole Junkierskiej w Kazaniu, w latach 1866-1868 s³ucha³ wyk³adów o literaturze polskiej
w Szkole G³ównej. Ochorowicz po uzyskaniu matury w liceum w Lublinie rozpocz¹³ w tym samym roku studia na Wydziale Filologiczno-Historycznym, wkrótce
jednak przeniós³ siê na Wydzia³ Matematyczno-Przyrodniczy. W czasie studiów obaj
byli wspó³pracownikami „Przegl¹du Tygodniowego”: Be³za publikowa³ w pierwszych rocznikach pisma swoje wiersze, Ochorowicz artyku³y z dziedziny filozofii,
psychologii i nauk przyrodniczych. Wtedy narodzi³a siê ich przyjaŸñ, która przetrwa³a
wiele lat. W roku 1868 Be³za przerwa³ studia, wyjecha³ do Krakowa, gdzie mieszka³
przez pewien czas i by³ lektorem ociemnia³ego Wincentego Pola. Odby³ te¿ podró¿e
do kilku krajów europejskich. W 1869 roku osiad³ w Poznaniu, gdzie prowadzi³
o¿ywion¹ dzia³alnoœæ kulturaln¹, redakcyjn¹ i literack¹. Wspó³pracowa³ z miejscowymi pismami: „Sobótk¹”, „Dziennikiem Poznañskim”, za³o¿y³ czasopismo dla
dzieci „Promyk”, by³ te¿ wspó³za³o¿ycielem „Tygodnika Wielkopolskiego”. Nale¿a³ do grona tych, którzy przyczynili siê do stworzenia teatru polskiego w Poznaniu.
Dzia³alnoœæ Be³zy by³a bardzo krytycznie oceniana przez pruskie w³adze zaborcze.
Ju¿ w lipcu roku 1870 zagro¿ono mu, ¿e „bêdzie siê go cierpieæ w Poznaniu tylko
wtedy, je¿eli siê powstrzyma od jakiejkolwiek dzia³alnoœci agitacyjnej”1. Zarzucano
1
T. Tyszkiewicz, „Sobótka” (1869-1871), „Tygodnik Wielkopolski” (1870-1874). Zarys historyczny i bibliografia zawartoœci, Poznañ 1961, s. 30-31.
160
mu wykorzystywanie historii Polski do celów „separatystycznych”, pochwa³ê powstania 1863 roku oraz tendencje do zacieœniania „wiêzów narodowo-politycznych” miêdzy zaborami. W grudniu 1871 roku wydano nakaz bezwarunkowego
opuszczenia przez poetê Ksiêstwa Poznañskiego. Be³za wyjecha³ do Pragi, a póŸniej do Lwowa, gdzie pozosta³ do koñca ¿ycia. Wiersz Wielkopolanom na po¿egnanie napisa³ 16 grudnia 1871 roku, a potem przez pewien czas próbowa³ podtrzymywaæ kontakty z Poznaniem, nadsy³aj¹c do redakcji tutejszych pism utwory
literackie i korespondencje.
W 1871 roku, byæ mo¿e dziêki zachêtom Be³zy, rozpocz¹³ wspó³pracê
z „Tygodnikiem Wielkopolskim” Julian Ochorowicz, który koñczy³ studia na rosyjskim Uniwersytecie Warszawskim. Og³asza³ tu artyku³y z zakresu filozofii
i psychologii, opublikowa³ równie¿ sylwetkê Johna Stuarta Milla. Nawi¹za³ te¿
kontakty naukowe z Karolem Libeltem i pod jego wp³ywem uda³ siê do Lipska
na dalsze studia, uwieñczone doktoratem z filozofii w 1874 roku. Po powrocie
do Warszawy nadal wspó³pracowa³ z miejscowymi czasopismami, by³ redaktorem odpowiedzialnym „Niwy”. Jesieni¹ 1875 roku wyjecha³ do Lwowa i w roku
nastêpnym uzyska³ tu habilitacjê. Wówczas rozpocz¹³ wyk³ady z psychologii
i filozofii przyrody jako docent prywatny Uniwersytetu Lwowskiego. Wyk³ady,
których program by³ bardzo szeroki i nowoczesny, cieszy³y siê du¿ym zainteresowaniem s³uchaczy. Zajmowa³ siê tak¿e fizyk¹ eksperymentaln¹ w zakresie elektrycznoœci i elektromagnetyzmu. Na tym polu wspó³pracowa³ blisko z docentem
Politechniki Lwowskiej Brunonem Abakanowiczem. Bra³ czynny udzia³ w ¿yciu umys³owym i kulturalnym Lwowa: wyg³asza³ odczyty, by³ cz³onkiem zarz¹du Towarzystwa Przyrodników im. Miko³aja Kopernika, wspó³pracowa³ z jego
organem „Kosmos”, uczestniczy³ w posiedzeniach Towarzystwa Lekarzy Galicyjskich, w roku 1881 by³ wiceprezesem Ko³a Literackiego. Na tym terenie zbli¿y³ siê ponownie z W³adys³awem Be³z¹, który by³ postaci¹ powszechnie znan¹
we Lwowie. Po przybyciu tu uzupe³nia³ swoje wykszta³cenie na Uniwersytecie,
wspó³pracowa³ z pras¹ i z wydawnictwami. W 1876 roku za³o¿y³ czasopismo „Towarzysz Pilnych Dzieci”, w 1880 by³ wspó³za³o¿ycielem Ko³a Literackiego, którego przez kilka lat by³ sekretarzem. Podobn¹ funkcjê pe³ni³ w powsta³ej w roku
1882 z inicjatywy Józefa Ignacego Kraszewskiego Macierzy Polskiej oraz w Towarzystwie Literackim im. Adama Mickiewicza, które w roku 1886 za³o¿y³ wespó³ z Józefem Tretiakiem i z gronem lwowskich polonistów. Od roku 1882 pracowa³ do koñca ¿ycia w Bibliotece Zak³adu Narodowego im. Ossoliñskich.
Ochorowicz nied³ugo, tylko przez szeœæ lat, przebywa³ we Lwowie. Jego
dzia³alnoœæ pozauniwersytecka nie by³a dobrze widziana przez w³adze uczelni,
nie mia³ tam poparcia i mimo wczeœniejszych obietnic, nie powo³ano go na
161
stanowisko profesora, pozosta³ docentem prywatnym, niepobieraj¹cym sta³ego
wynagrodzenia. Nie maj¹c szans uzyskania profesury i zapewnienia sobie podstaw bytu, w roku 1882 przerwa³ wyk³ady, opuœci³ Lwów i wyjecha³ do Pary¿a,
gdzie przez kilka lat pracowa³ naukowo i odnosi³ sukcesy. Opuszczaj¹c Lwów,
¿egnany by³ przez przyjació³ oraz m³odzie¿ akademick¹, która urz¹dzi³a mu spontaniczn¹ owacjê. Ko³o Literackie ofiarowa³o mu pierœcieñ pami¹tkowy2.
Mimo wezwañ ze strony w³adz uniwersyteckich, do Lwowa ju¿ nie powróci³. Warto przytoczyæ tekst jego pisma z 9 grudnia 1882 roku, skierowanego do
w³adz Wydzia³u Filozoficznego:
W gronie œwietnego Wydzia³u powody mojej nieobecnoœci we Lwowie zbyt dobrze
s¹ znane, a¿ebym je tu potrzebowa³ wyszczególniaæ; pozwolê sobie tylko nadmieniæ, ¿e
wyk³ady na pó³rocze bie¿¹ce zapowiedzia³em warunkowo, i ¿e przesy³aj¹c og³oszenie na rêce
jednego z Szanownych Cz³onków œwietnego Grona pisa³em wyraŸnie, ¿e tylko w takim razie wyk³adaæ bêdê, je¿eli do tej pory otrzymam przychyln¹ odpowiedŸ na z³o¿one przed
rokiem podanie.
Bez widoków poprawy bytu do Lwowa powróciæ nie mog³em dla tej prostej przyczyny, ¿e nie mia³em za co.
Obecnie rzeczy siê zmieni³y; dziêki kilkomiesiêcznej usilnej pracy zdoby³em sobie
w Pary¿u utrzymanie, o wiele przewy¿szaj¹ce to, czego siê we Lwowie spodziewaæ mog³em.
Mam wszelkie œrodki i najlepsze warunki, jakich dla pracy naukowej ¿¹daæ mo¿na. By³bym
wiêc chyba wrogiem w³asnej przysz³oœci, gdybym na dalsze lata prywatnej docentury w tej
chwili powraca³ do Lwowa.
Poniewa¿ jednak ostatecznym celem moim pozostaje, jak by³o, wyk³adanie filozofii
w kraju, byæ wiêc mo¿e, i¿ zebrawszy dostateczny maj¹tek, sam œwietne Grono upraszaæ bêdê,
a¿eby mi pozwoli³o pe³niæ w dalszym ci¹gu bezp³atne, choæ zaszczytne, obowi¹zki prywatnego docenta3.
Sprawa jego stosunków z Uniwersytetem Lwowskim powraca kilkakrotnie
w korespondencji z W³adys³awem Be³z¹, który zachowa³ dla przyjaciela z lat m³odoœci niezmiennie serdeczn¹ ¿yczliwoœæ. Poza tym informowa³ go o Lwowie, wspólnych znajomych, o w³asnych pracach i o ró¿nych zdarzeniach z ¿ycia miasta.
W zbiorach pana Igora Strojeckiego, krewnego Ochorowicza i badacza
genealogii rodzin warszawskich, znajduje siê dziesiêæ listów Be³zy z lat 1883-1886, jeden list z roku 1897 jest przechowywany w dziale rêkopisów Biblioteki
Zak³adu Narodowego im. Ossoliñskich we Wroc³awiu (sygn. 13358/II).
2 M.S.,
3 Kopiê
Dr Julian Ochorowicz, „K³osy” 1885, nr 1039.
tego pisma udostêpni³ mi pan Igor Strojecki.
162
Listy og³aszamy w porz¹dku chronologicznym, stosuj¹c powszechnie obowi¹zuj¹ce zasady. Pisowniê i interpunkcjê zmodernizowano, zachowuj¹c specyficzne cechy jêzyka autorów.
Panu Igorowi Strojeckiemu sk³adam serdeczne podziêkowanie za ³askawe
udostêpnienie mi tekstów listów oraz zgodê na ich opublikowanie, a tak¿e za
umo¿liwienie wykorzystania innych, znajduj¹cych siê w jego posiadaniu materia³ów, istotnych dla opracowania wstêpu i komentarza.
***
1.
Lwów, d. 1/6 [18]83.
ul. Jagielloñska 5
Drogi i Kochany Julku!
Znowu uciekam siê do Twojej ³aski i proszê o odwrotne odes³anie za³¹czonego weksliku, który racz opatrzyæ z obojga stron swoim podpisem. Ja chory
jestem na te przebrzyd³e nerwy, na które – gdybyœ wynalaz³ lekarstwo – wielk¹
po³o¿y³byœ zas³ugê przed Bogiem i ludŸmi.
Bawi tu od wczoraj arcybiskup Feliñski, który wracaj¹c z wygnania, obra³
Lwów na miejsce kilkodniowego pobytu4. Wy³ysia³ i zestarza³ wielce, ale duchem
4
Zygmunt Szczêsny Feliñski (1822-1895), arcybiskup warszawski, teolog. Studiowa³ w Moskwie i Pary¿u, gdzie przyjaŸni³ siê z Juliuszem S³owackim. W 1851 roku
wst¹pi³ do seminarium duchownego w ¯ytomierzu, nastêpnie studiowa³ w Akademii
Duchownej w Petersburgu, gdzie póŸniej zosta³ profesorem. Œwiêcenia kap³añskie przyj¹³
w roku 1855. W 1862 zosta³ mianowany arcybiskupem warszawskim; usi³owa³ uspokoiæ wzburzone nastroje, przez co narazi³ siê na krytykê radykalnych kó³ patriotycznych.
Interweniowa³ u w³adz carskich w sprawie ci¹g³ych ich ingerencji w ¿ycie koœcielne
Warszawy i Królestwa Polskiego, a tak¿e czyni³ usilne starania o zaprzestanie represji
wobec ludnoœci polskiej. W 1863 z polecenia cara Aleksandra II zosta³ uwiêziony, a nastêpnie zes³any do Jaros³awia nad Wo³g¹. Mimo d³ugich starañ nie zosta³ zwolniony. Sta³o
siê to dopiero w roku 1883, gdy zrezygnowa³ z arcybiskupstwa warszawskiego. Do koñca
¿ycia mieszka³ w DŸwinaczce na Bukowinie. By³ autorem rozpraw i ksi¹¿ek teologicznych oraz dwutomowych Pamiêtników (1897). Kanonizowany przez papie¿a Benedykta
XVI w roku 2009. We Lwowie przebywa³ w dniach 31 V – 1 VI 1883. By³ goœciem rektora seminarium duchownego ksiêdza Antoniego Manasterskiego. Tu odwiedzali go liczni
goœcie, m.in. miejscowi biskupi. Feliñski odwiedzi³ kilka ¿eñskich zgromadzeñ zakonnych, a 1 VI by³ goœciem ksiê¿nej Leonowej Sapie¿yny oraz hrabiny Tytusowej Dzieduszyckiej. Z³o¿y³ tak¿e wizytê prezydentowi miasta Wac³awowi D¹browskiemu. Mimo
wczeœniejszych zapowiedzi arcybiskup skróci³ pobyt i wieczorem 1 VI wyjecha³ do
163
urós³ ogromnie; jakaœ dziwna powaga i skupienie siê w sobie takie mu nadaj¹ niezatarte piêtno, ¿e magnetycznie oddzia³ywa to na innych i raz spojrzawszy na tego
starca, trudno siê przed nim nie ukorzyæ.
Mój z³oty, mój drogi i jedyny Julku, có¿ ja Tobie wiêcej doniosê o sobie
i o innych? Ja chory.
Chochlik5 – zakochany w sobie po uszy i obawiamy siê, by z tej wielkiej
mi³oœci nie popad³ w fiksacj¹.
Szach6 – bardziej oryginalny i bardziej umizgaj¹cy siê do kobiet ni¿ dawniej.
Milowicz7 – ³¿e na potêgê – ju¿ nie siebie samego, ale nawet w³asne do s³ów
swych zaufanie obe³ga³, a¿ biedak wychud³ i z¿ó³k³, tak prawda z niego opad³a.
Roszkowski8– kroi na trybuna i czêsto te¿ na ró¿ne trybuny w³azi, ale
w¹tpiê, by mu siê uda³o zasi¹œæ kiedy w sejmowym trybunale.
K³opot starego komendanta9, starzeje powoli poczciwiec, ale zawsze dobre z niego cz³eczysko.
Krakowa (zob. E. [Podolski], Arcybiskup Feliñski we Lwowie, „Przegl¹d Lwowski” 1883,
t. 15, s. 491-495). Tu tak¿e na s. 496 wiersz W. Be³zy Ksiêdzu Arcybiskupowi Zygmuntowi Feliñskiemu na powitanie.
5 W³odzimierz Zagórski (1834-1902), pseudonim Chochlik, poeta, satyryk, powieœciopisarz, publicysta. W latach 1863-1883 mieszka³ we Lwowie, gdzie wydawa³ i redagowa³
czasopisma humorystyczno-satyryczne, m.in. „Chochlik”, „Ró¿owe Domino”. W roku 1883
przeniós³ siê do Warszawy, tu przede wszystkim wspó³pracowa³ ze „S³owem”.
6 Szach – to najprawdopodobniej Stanis³aw Szachowski (1838-1906), prawnik, studiowa³ za granic¹, doktorat uzyska³ w Pary¿u. Od 1872 roku przebywa³ w Galicji, najpierw
w Krakowie, gdzie w 1874 by³ redaktorem „Kraju”: we Lwowie od 1875 roku by³ redaktorem „Dwutygodnika Politycznego”, wspó³redaktorem „Dziennika Polskiego” i innych czasopism. Od 1877 roku docent prywatny prawa rzymskiego Uniwersytetu Lwowskiego, potem prawa cywilnego francuskiego. Od roku 1880 by³ tak¿e sekretarzem i notariuszem Uniwersytetu.
7 W³odzimierz Milowicz (1838-1884), w roku 1863 komisarz Rz¹du Narodowego w Galicji. Od 1874 przebywa³ we Lwowie, gdzie by³ wspó³redaktorem dziennika „Ojczyzna”.
Po upadku pisma pisywa³ korespondencje ze Lwowa i Galicji do prasy warszawskiej.
W 1882 roku obj¹³ stanowisko sekretarza w nowo za³o¿onym Banku Krajowym we Lwowie.
8 Gustaw Roszkowski (1847-1915), prawnik, profesor Uniwersytetu Lwowskiego. Studiowa³ w Szkole G³ównej w Warszawie, nastêpnie w Berlinie, Lipsku, Heidelbergu oraz Fryburgu, gdzie otrzyma³ doktorat filozofii, habilitowa³ siê na Uniwersytecie Jagielloñskim,
nastêpnie do koñca ¿ycia zwi¹zany ze Lwowem.
9 To pseudonim Alberta Wilczyñskiego (1829-1900), powieœciopisarza i komediopisarza. W latach 1854-1855 og³asza³ w „Bibliotece Warszawskiej” K³opoty starego komendanta. Obrazki naszych czasów (wyd. osobne w 2 tomach w latach 1859-1879). Od 1871 mieszka³
stale we Lwowie, gdzie by³ urzêdnikiem Wydzia³u Krajowego. Przez szereg lat by³ prezesem Kola Literacko-Artystycznego.
164
Kubala10 – pracuje ogromnie, ale przeciera siê trochê i co dzieñ bywa w cukierni. Jest to wielki postêp.
Otó¿ i wszyscy, mój drogi, znajomi Twoi, których los i powodzenie obchodziæ Ciê mo¿e. Wszyscy oni wspominaj¹ Ciê czêsto i kochaj¹ wielce i dopytuj¹
o Ciebie, a ciesz¹ siê Twoim powodzeniem. Ot, wiesz co, wpadnij na tydzieñ,
moœci pary¿aninie, do Lwowa, a zrobiê Ci owacjê, ¿e niech siê Pary¿ schowa!
Wszak wiesz, mój jedyny, ¿e ja do tego jedyny!
No, bywaj zdrów – pozdrów Habakuka11 i kochaj Twojego
W³adka
2.
Iwonicz (w Galicji)12
piszê jeszcze ze Lwowa 28/6 [18]83.
Drogi Julku!
Nies³usznie ¿ywisz ¿al do mnie, gdy¿ nad treœci¹ listu Twego zastanawia³em siê i przyszed³em do przekonania, ¿e je¿eli dziennikarstwo nasze tej kwestii
nie poruszy, to luŸne jednostki, choæby siê zawi¹za³y w dziesiêæ komitetów, nic
nie zrobi¹ – albo w tak ma³ym zakresie, ¿e to wp³ywu najmniejszego mieæ nie
bêdzie i na ogóle wra¿enia nie uczyni13.
10 Ludwik
Kubala (1838-1918), uczestnik powstania styczniowego, przez wiele lat nauczyciel historii w gimnazjach lwowskich, autor dwóch serii Szkiców historycznych (6 tomów, Lwów 1880-1922). By³ prezesem Ko³a Literacko-Artystycznego i za³o¿ycielem Kasyna Miejskiego we Lwowie.
11 Habakuk – ¿artobliwy pseudonim Brunona Abakanowicza (1852-1900), znanego konstruktora urz¹dzeñ elektrotechnicznych. Od 1884 mieszka³ stale w Pary¿u, gdzie stworzy³
zak³ad produkuj¹cy tego rodzaju urz¹dzenia, wspó³pracownik „Niwy”. „Ateneum”, „Kosmosu” i „S³owa”
12 Iwonicz – znana miejscowoœæ uzdrowiskowa w obecnym powiecie kroœnieñskim.
Be³za by³ tu czêstym wakacyjnym goœciem, organizowa³ ¿ycie towarzysko-kulturalne, pisa³
korespondencje, a tak¿e opublikowa³ szkic Iwonicz i jego okolice, „Gazeta Lwowska” 1885,
nr 64-69 (wyd. osobne Iwonicz i Rymanów, Lwów 1885).
13 W tym czasie wzajemne stosunki miedzy ludnoœci¹ polsk¹ a ukraiñsk¹ w Galicji nie
uk³ada³y siê dobrze, dochodzi³o do ostrych sporów i konfliktów. By³y jednostki, które usi³owa³y podejmowaæ inicjatywy w kierunku poprawy sytuacji i doprowadzenia do ustalenia
zasad zgodnego wspó³¿ycia. Do takich nale¿a³ np. J. I. Kraszewski, który nawi¹za³ kontakt
z pisarzem ukraiñskim Pantalejmonem Kuliszem i u³atwi³ mu spotkanie z przedstawicielami
polskiej inteligencji lwowskiej w celu przedyskutowania kwestii wzajemnych stosunków. Niektórzy, np. Adam Sapieha i Jerzy Czartoryski proponowali pomoc finansow¹ dla ukraiñskich
165
Nasze dzienniki, ¿al siê Bo¿e, na kwesti¹ rusk¹ patrz¹ jak cielêta na nowe
wrota, bo choæ ona stara jak ta ziemia ruska, przecie¿ dla nich jest now¹, bo w ni¹
nigdy nie wnikali, albo systematycznie j¹ zabagniali.
Wiêc tedy – trzeba dziennika koniecznie, i znalaz³em organ chêtny, a mianowicie „Kurier Lwowski” (wychodzi tu od kwietnia) i jego redaktora Ludwika
Mas³owskiego (ul. Akademicka Nr 3, redaktor L.M.)14. Mówi³em z nim o tym
i chêtnie Was poprze, byle mia³ program przez Was jasno postawiony i wiedzia³,
jak chcecie mieæ ten komitet zorganizowany. Co mnie tyczy, to mam to do siebie,
¿e do roboty jestem jedyny; ale do wytykania programów, d³ugiego radzenia itp.
nic potem. Nadto wiêcej odczuwam ni¿ rozumujê i – ³atwo móg³bym jaki b³¹d,
niechc¹cy, pope³niæ, gdyby ode mnie wychodzi³ program. Znieœ siê wiêc z Mas³owskim, on to wybornie potrafi, bo bierze sprawy ch³odnym rozumem, gdy ja
gor¹cym sercem. Nadto jest on jedyny u nas, który kwestiê rusk¹ na stó³ dziennikarski wprowadzi³, stawia j¹ dobrze i jasno – wiêc jemu ten zaszczyt nale¿y.
Ludzie – nie, lepiej bêdzie mê¿owie, których wskaza³eœ dobrzy s¹, ale… zaledwie jeden lub dwóch nale¿yæ bêdzie chcia³ do owego komitetu: Merunowicz15, Czartoryscy oba, Roman i Jerzy16, o innych w¹tpiê. Wszak¿e próbowaæ nie zaszkodzi.
wydawnictw i organizacji oœwiatowych. W liœcie Be³zy jest chyba mowa o inicjatywie Ochorowicza i Polaków zamieszka³ych we Francji. Nie wiadomo, jakie by³y jej dalsze losy (zob.
Cz. Partacz, Od Badeniego do Potockiego. Stosunki polsko-ukraiñskie w Galicji w latach
1888-1908, Toruñ 1996).
14 Ludwik Mas³owski (1847-1928), dzia³acz emigracji polskiej we Francji w latach 1863-1869, nastêpnie mieszka³ w Krakowie, gdzie by³ wspó³pracownikiem „Kraju”. T³umaczy³
dzie³a Darwina, Haeckla i innych przyrodników. W roku 1872 osiad³ we Lwowie, g³osi³ tu
potrzebê ugody z narodem ukraiñskim. Wspó³pracowa³ z „Gazet¹ Narodow¹”, z któr¹ wkrótce siê poró¿ni³ i z niej odszed³. W roku 1883 za³o¿y³ „Kurier Lwowski”, ale wkrótce znalaz³
siê w konflikcie z tym œrodowiskiem, gdy¿ bezpardonowo atakowa³ elity galicyjskie, okreœlaj¹c je jako „wielk¹ sadzawkê cuchn¹c¹ i brudn¹”. W roku 1884 nawi¹za³ wspó³pracê
z „Przegl¹dem Powszechnym”, a w roku nastêpnym za³o¿y³ „Przegl¹d Polityczny, Spo³eczny i Literacki”, zbli¿ony do m³odych konserwatystów. W roku 1921 przeniós³ siê do Bydgoszczy, gdzie za³o¿y³ i wydawa³ „Dziennik Bydgoski”.
15 Teofil Merunowicz (1846-1919), publicysta, pose³ na Sejm Galicyjski i do Rady Pañstwa. Bra³ udzia³ w powstaniu styczniowym. W latach 1877-1914 by³ sekretarzem Wydzia³u Powiatowego we Lwowie, wspó³pracowa³ z wieloma lwowskimi pismami. Pisa³ du¿o na
tematy ekonomiczne. Wypowiada³ siê za porozumieniem polsko-ukraiñskim. Zwi¹zany
z Adamem Sapieh¹, w roku 1882 próbowa³ utworzyæ propolskie stronnictwo wœród galicyjskich Ukraiñców, co nie da³o rezultatu. Pisa³ o potrzebie polsko-ukraiñskiej ugody. Napisa³
Katechizm obywatelski dla Polaków i Rusinów w Galicji i w Krakowskiem (Lwów 1884) oraz
Kwestiê rusk¹ w Galicji (Lwów 1889).
16 Roman Czartoryski (1839-1887), dzia³acz spo³eczny i polityczny. Pochodzi³ z Wielkopolski. Po œlubie z Florentyn¹ Dzieduszyck¹ zamieszka³ w Galicji, w maj¹tku Jab³onowo
166
Pisz wiêc do Mas³owskiego, masz bowiem grunt przygotowany; licz tak¿e
na chêtn¹ moj¹ pomoc i trochê wp³ywu, jaki posiadam, a mo¿e rzecz uda siê zrobiæ w szerokim kole i w wielkim stylu.
Jutro jadê na miesi¹c do Iwonicza.
Uœcisk serdeczny i gor¹cy od
Twojego W³adka
3.
Lwów, d. 28 wrzeœnia 1883.
Kochany Julku!
Nie chc¹c, abyœ mnie powtórnie pomówi³, i¿ piszê do Ciebie wtedy tylko,
gdy mam interes – donoszê Ci, bez szczególnego z mojej strony interesu, i¿
wszystkie zabiegi moje (a wiesz, ¿e chodziæ oko³o spraw mi poleconych umiem)
nie odnios³y ¿adnego skutku. Sprawa, któr¹ chcecie w Pary¿u poruszyæ – tu odzewu nie znajdzie. Z kimkolwiek mówi³em, zawsze w tej dra¿liwej kwestii doszliœmy do sprzeczki, a nie do rezultatu. Jeden Mas³owski, co jest dobrze dla
projektu usposobiony i kwesti¹ rusiñsk¹ zajmuje siê con amore. U ksi¹¿¹t Jerzego i Romana by³em dwa razy, ale ich w domu nie zasta³em. Bêdê jeszcze raz i drugi, ale… niewiele w skutecznoœæ zabiegów moich wierzê. To darmo! Ka¿da wa¿niejsza sprawa – ma porê swego dojrzenia, jak owoc. Dziœ ona cierpka i kwaœna
jak dziczka. – Pisz ze swej strony do pos³a T. Merunowicza (tylko na obu Champollionów17 zaklinam Ciê, pisz wyraŸniejszymi literami, bo po piœmie œp. Bartoszewicza Juliana18 Twoje najtrudniejsze jest do odcyfrowania) – on ma wp³ywy
u Rusinów i mir u Polaków. Mo¿e co poradzi. Ja ju¿ nic albo niewiele. Napiszcie o tej kwestii artyku³ wstêpny do „Kuriera”, bo tr¹biæ trzeba, jeœli chcecie, ¿eby
siê na apel zebrano.
w powiecie husiatyñskim, gdzie rozwija³ dzia³alnoœæ spo³eczn¹ i oœwiatow¹. W sprawie stosunków polsko-ukraiñskich zajmowa³ stanowisko pojednawcze. – Jerzy Czartoryski (18281912), polityk i dzia³acz spo³eczny. Na forum Sejmu Galicyjskiego i Rady Pañstwa opowiada³ siê za federalistycznym programem przebudowy pañstwa oraz za potrzeb¹ ugody z Ukraiñcami z pominiêciem Austrii.
17 Jean François Champollion (1790-1832), francuski egiptolog, pierwszy odczyta³ hieroglificzne pismo egipskie, profesor egiptologii w Collège de France w Pary¿u.
18 Julian Bartoszewicz (1821-1870), historyk i historyk literatury, nauczyciel w gimnazjach warszawskich, redaktor „Dziennika Warszawskiego”, przekszta³conego w „Kronikê
Wiadomoœci Krajowych i Zagranicznych”. W okresie reform Wielopolskiego by³ kustoszem
Biblioteki Szko³y G³ównej w Warszawie.
167
Tysi¹c uœcisków. Ja chory jestem od kilku dni na gard³o. By³a ma³a angina.
Vale et me ama19
W³adek
By³em na zjeŸdzie literackim w Krakowie20, ale nic m¹drego z niego nie
wynios³em.
List na papierze firmowym z nadrukiem z lewej strony u góry: W³adys³aw Be³za/
Sekretarz Macierzy Polskiej we Lwowie21.
Do³¹czona koperta zaadresowana; Monsieur Jules Ochorowicz/ à Paris/ rue Montagne St. Geneviève 25.
4.
Lwów, d. 19 grudnia 1883.
Mój drogi Julku!
Posy³am Ci op³atek z ¿yczeniem najszczerszym powodzenia i wszelkich
pomyœlnoœci. Wiesz dobrze, ile mam dla Ciebie serdecznego przywi¹zania, wiêc
w szczeroœæ mych ¿yczeñ wierzyæ mo¿esz. Nie wiem czy Wy, pozytywiœci, lubicie takie czu³ostkowe objawy, jak ¿yczenia… op³atki… etc. Ale co do mnie,
podobne objawy s¹ potrzeb¹ mego serca i gdybym nie podzieli³ siê z Tob¹, biedny samotniku, op³atkiem – zdawa³oby mi siê, ¿em pomin¹³ brata, ¿em odmówi³
mu miejsca przy moim stole. Dla mnie obchody podobne maj¹ wiele uroku i poezji… Wracaj¹ miê w czasy mojego dzieciñstwa – w czasy szczêœliwe, odnawiaj¹
w duszy wspomnienia m³odoœci, przywodz¹ na oczy dawnych, dawnych kolegów
19 Vale
et me ama (³ac.) – ¿egnaj i mnie kochaj.
20 Pierwszy zjazd literatów i artystów polskich odby³ siê w Krakowie z inicjatywy tutej-
szego Ko³a Literacko-Artystycznego w dniach 14-15 wrzeœnia 1883 roku. G³ówne tematy
obrad dotyczy³y utworzenia organizacji dla niesienia pomocy literatom chorym i niezdolnym do pracy, a tak¿e ich rodzinom oraz projektu „syndykatu literacko-dziennikarskiego”.
Dyskutowano te¿ o potrzebie nowego poprawnego wydania dzie³ Adama Mickiewicza (zob.
Sprawozdanie z obrad I Zjazdu Literatów i Artystów Polskich w Krakowie w dn. 14-15 wrzeœnia 1883 roku, Kraków 1884).
21 Macierz Polska we Lwowie, instytucja dla szerzenia oœwiaty ludowej, by³a wieczyst¹
fundacj¹ utworzon¹ przez J. I. Kraszewskiego w roku 1882. Pierwszym kuratorem Macierzy by³ Kraszewski, prezesem Rady Wykonawczej – profesor Antoni Ma³ecki, sekretarzem
– W. Be³za. Nak³adem Macierzy wydawany by³ tygodnik „Niedziela”, kalendarze oraz wiele ksi¹¿ek popularnych, a tak¿e utworów literackich w du¿ych nak³adach (np. tanie wydanie Pana Tadeusza).
168
i towarzyszy. W imiê tych wspomnieñ, w imiê starego kole¿eñstwa roz³ammy ten
chleb bia³y – i niech Ci, mój drogi Julku, Bóg szczêœci we wszystkim
Twój W³adek
¯ona moja22 kaza³a Ciê pozdrowiæ i z³o¿yæ ¿yczenia.
List na papierze firmowym jw.
5.
Lwów, d. 28/ 2 [18]84.
ul. Jagielloñska 5
Drogi Julku!
Robi³eœ mi wyrzuty, ¿e wtedy tylko zg³aszam siê do Ciebie, kiedy mam
interes… Czy zarzut ten s³uszny, os¹dŸ sam: przed Bo¿ym Narodzeniem, bez
interesu, pisa³em do Ciebie szl¹c Ci ¿yczenia i op³atek. A czy pan Julian choæ
s³ówkiem odpowiedzia³ na wyrazy moich uczuæ, które ów list podyktowa³y?
Widaæ wiêc, ¿e sam chcesz i ¿¹dasz tego, abym Ci czasu niepotrzebn¹ korespondencj¹ nie zajmowa³. Pos³uszny jestem niemej wskazówce – i maj¹c w³aœnie
wekslowy interes, zg³aszam siê do Wgo Pana z uprzejm¹ proœb¹, byœ raczy³ za³¹czony blankiet opatrzyæ po obu stronach swoim podpisem i jeœli ³aska, pod
adresem moim jak najrychlej do Lwowa odes³a³.
Lwów szala³ w tym roku jak nigdy przedtem. Bale, pikniki sz³y jedne za drugimi z wzrastaj¹c¹ potêg¹ spadaj¹cej lawiny. Mimo upadku banku w³oœciañskiego23,
mimo krachu na gie³dzie zbo¿owej – tañczono zapamiêtale, szalano – jakby na zag³uszenie s³usznych obaw na przysz³oœæ i s³uszniejszych wyrzutów sumienia za przesz³oœæ… Nie jestem prorokiem, ale i laikowi nietrudno przewidywaæ jakiejœ nadzwyczajnej katastrofy. Na mnie ten sza³ robi³ wra¿enie przedednia ogólnego bankructwa.
I „Ko³o” nasze dawa³o dwa pikniki. Uda³y siê œwietnie i nie ¿al na nie
wydatku, bo grosz uzyskany z nich idzie na wsparcie celów naukowych w Cieszynie i w Prusach zachodnich. Prezesem naszym jest obecnie R. Pilat24 i na
22 ¯on¹
Be³zy by³a Maria z Ostrowskich.
Bank W³oœciañski we Lwowie istnia³ od 1870 roku i prowadzi³ dzia³alnoœæ finansow¹, niekorzystn¹ dla ludnoœci wiejskiej Galicji, doprowadzi³ do licytacji wielu gospodarstw
rolnych. Skutkiem tej nieprzemyœlanej gospodarki by³ wspomniany „krach” (zob. B. Prus,
Kroniki, t. 5, Warszawa 1955, s. 544-545).
24 Roman Pilat (1846-1906), historyk literatury, profesor Uniwersytetu Lwowskiego, cz³onek
Akademii Umiejêtnoœci w Krakowie, w latach 1886-1900 prezes Towarzystwa Literackiego im.
Adama Mickiewicza, redaktor jego „Pamiêtnika” oraz krytycznego wydania dzie³ Mickiewicza.
23
169
podziw wszystkim gor¹co i umiejêtnie bierze siê do rzeczy. Po Liskem25, który
w strasznych cierpieniach spêdza resztki swego ¿ycia – jest on jedynym prezesem rozumiej¹cym swoje zadanie. Jakkolwiek nie mam do niego osobiœcie wielkiego nabo¿eñstwa i stosunek nasz jest wiêcej ch³odny ni¿ serdeczny, trudno mi
go nie podziwiaæ i ochotnie iœæ mu na rêkê.
Moja Kronika Mickiewiczowska26 wreszcie w tych dniach wyjdzie od introligatora. Natychmiast po otrzymaniu egzemplarzy, przeszlê Ci jeden do Pary¿a z proœb¹, byœ listownie s¹d swój o tej rzeczy objawiæ mi raczy³.
Dawny Twój kolega, brat mój, ¿eni siê z pann¹ ³adn¹ i posa¿n¹. Po œlubie,
który odbêdzie siê 22 kwietnia27 – jedzie do Pary¿a i obieca³ odwiedziæ Ciê.
Oto wszystko, co pragn¹³em Ci donieœæ – i zamykaj¹c list pieczêtujê go
serdecznym uœciskiem.
Twój W³adek
6.
Lwów, d. 1 czerwca 1884.
Drogi Julku!
Co siê z Tob¹ dzieje? Co porabiasz i co nadal robiæ zamyœlasz? Co z Twoj¹ spraw¹ na uniwersytecie28 s³ychaæ? Pyta³em o ni¹ Pilata i Janowicza29 – obaj
coœ b¹kaj¹, ale bardzo niejasno. Jeden Rehman30, jakkolwiek Ciê nie zna osobiœcie, sprzyja Twej sprawie, a drugi Szach, chocia¿ ten ostatni ¿adnego prawie
wp³ywu w sferach uniwersyteckich nie ma. Co zaœ do innych profesorów, nie
wy³¹czaj¹c Pilata, to zdaje mi siê, ¿e wszyscy s¹ przeciw Tobie.
Psie tu, psie stosunki!
25 Ksawery Liske (1838-1891), historyk, profesor i rektor Uniwersytetu Lwowskiego, organizator Towarzystwa Historycznego, za³o¿yciel i redaktor „Kwartalnika Historycznego”,
wspó³za³o¿yciel i przez pewien czas prezes Ko³a Literackiego we Lwowie.
26 W. Be³za, Kronika potoczna i anegdotyczna z ¿ycia Adama Mickiewicza na podstawie
opisu wiarygodnych œwiadków, Lwów 1884.
27 Stanis³aw Be³za (1849-1929), prawnik, publicysta, podró¿nik, autor wielu publikacji
o tematyce podró¿niczej. Zawar³ zwi¹zek ma³¿eñski z Jadwig¹ Kobylañsk¹, córk¹ warszawskiego lekarza.
28 O stosunkach Ochorowicza z Uniwersytetem Lwowskim zob. informacje we wstêpie.
29 Aleksander Janowicz (ur. 1813), adwokat, po habilitacji od roku 1883 profesor Uniwersytetu Lwowskiego; wyk³ada³ prawo niemieckie i prawo procesowe cywilne.
30 Antoni Rehman (1840-1917), botanik, geograf, podró¿nik, profesor geografii na Uniwersytecie Lwowskim od roku 1882.
170
Napisz mi obszernie o sprawie Twojej, abym wiedzia³, co s¹dziæ o niej i jak,
w danym razie, byæ Ci pomocnym. Na Twoim miejscu – poszed³bym na udry i nic
z praw mi przys³uguj¹cych nie popuœci³. Gdy bêdziesz we Lwowie, wobec sympatii,
jak¹ tu powszechnie siê cieszysz, niechêtne g³osy same przez siê musia³yby zamilkn¹æ.
Posy³am Ci weksel do odmiany; podpisz go na obu stronach i przyszlij
niebawem. Wiesz ju¿ o projektowanym, a raczej uchwalonym ZjeŸdzie (kongresie) literatów do Lwowa na pocz¹tku wrzeœnia31. Czy przyjedziesz? – Bilet od
Krakowa do Lwowa przys³a³bym jegomoœci.
Twój ca³ym sercem
W³adek
List na papierze firmowym z nadrukiem: W³adys³aw Be³za/ Sekretarz Macierzy Polskiej we Lwowie, ulica Kraszewskiego Numer 15.
7.
Lwów, d. 20 czerwca 1884.
ul. Kraszewskiego 15
Drogi Julku!
Krótko piszê, gdy¿ mam nawa³ listów w jednej i tej samej materii, w której
i do Ciebie o pomoc siê udajê. Rzecz jest taka: na wczorajszej sesji „Macierzy”
uchwalono wydaæ we wrzeœniu kalendarz dla ludu, a mnie powo³ano na redaktora32. Udajê siê wiêc w tym charakterze do Ciebie z proœb¹ o artyku³ z nauk przyrodniczych, popularny a nied³ugi, na 200 – 250 wierszy druku, np. coœ ze zjawisk
przyrody lub z dziedziny nowych, a przystêpnych do zrozumienia dla czytelników
podobnej publikacji, wynalazków. Zreszt¹ co chcesz – byleœ napisa³ przystêpnie. Za
taki art[yku³] „Macierz” ofiaruje 10 do 15 z³r. w[aluty] a[ustriackiej]. Oto wszystko!
Gor¹ce i serdeczne uœciski
od Twego W³adka
List na papierze firmowym z nadrukiem: W³adys³aw Be³za/ Sekretarz Macierzy Polskiej we Lwowie.
31 Zapowiedziany
Zjazd Literatów we Lwowie, który mia³o organizowaæ Ko³o Literackie, nie odby³ siê „z przyczyn wa¿nych, od Ko³a Literackiego niezale¿nych” (zob. Czwarte
sprawozdanie Wydzia³u Ko³a Literackiego we Lwowie, Lwów 1885).
32 Kalendarz Macierzy Polskiej na rok Pañski 1885, Lwów 1884. Ochorowicz nie podj¹³
wspó³pracy z tym wydawnictwem.
171
8.
Lwów, d. 22/ 12 1884.
Mój Drogi Julasie!
Owo¿ i „gwiazdka” – nowa dla niejednego z dzieci, które jej po raz pierwszy wygl¹da – dla nas, starych dzieci zamglona ciê¿k¹ chmur¹, która na czo³ach
naszych osiad³a, i gdy tamte widz¹ j¹ naocznie i radosnym wzrokiem œcigaj¹ j¹
po niebieskim sklepieniu, my przymkn¹æ musimy powieki, aby j¹ w m³odych
wspomnieniach odszukaæ. W imiê tych wspomnieñ, zapalam nad Tob¹, w Twej
paryskiej samotni, „gwiazdkê betle[j]emsk¹” i ¿yczê Ci tego, czego nam niegdyœ matki nasze ¿yczy³y, a o spe³nienie czego modl¹ siê dla nas teraz w niebie. Niepoprawne my dzieci, mój Julku, œcigamy u³udne œwiat³a na ziemi, niby
fosforyczne p³omyki na bagienku ¿ycia, a zapominamy o tych gwiazdach, które nam tyle pociechy i radoœci nios³y… Kiedy¿ nam one znowu zaœwiec¹… czy
wróc¹ kiedy?…
Do ¿yczeñ tych – do³¹cza swoje na osobnej kartce dr Finkel33, a przyjaciele Twoi z „Ko³a Literackiego” hurm¹ sk³adaj¹ Ci za poœrednictwem moim
¿yczenia. Od nich to ³¹czê proœbê, czybyœ nie móg³ przez stosunki swoje wyrobiæ dla naszego „Ko³a” bezp³atnie, albo po zni¿onej cenie, otrzymywania od
Nowego Roku „Revue”, którego jesteœ wspó³pracownikiem. Podobno do tego
naukowego pisma jest tak¿e dodatek literacki i polityczny34 – prosilibyœmy Ciê
wiêc o wszystkie dzia³y „Revue” za po³owê ceny prenumeracyjnej.
A teraz uœcisk gor¹cy, mój drogi i kochany Julku
Twój W³adek
List na papierze firmowym z nadrukiem: W³adys³aw Be³za/ Sekretarz Macierzy Polskiej we Lwowie, ulica Kraszewskiego Nr 15.
33
Ludwik Finkel (1858-1930), wybitny historyk, profesor Uniwersytetu Lwowskiego,
jeden z za³o¿ycieli Towarzystwa Historycznego i „Kwartalnika Historycznego”, wspó³pracownik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza i jego wydawnictw, Towarzystwa Oœwiaty Ludowej i Macierzy Polskiej. Jego g³ównym dzie³em jest Bibliografia historii polskiej (Lwów 1891-1914).
34 Ochorowicz wspó³pracowa³ z „Revue philosophique de la France et de l’étranger”
(wyd. w Pary¿u od 1876) oraz z „Revue scientifique de la France et de l’étranger” (dwutygodnik wyd. w Pary¿u od 1870 roku). Mo¿e chodziæ tak¿e o „Revue des Deux Mondes”
(Pary¿ od 1829).
172
9.
Lwów, d. 2/ 6 [18]85.
ul. Kraszewskiego 15
Mój drogi Julku!
Ani siê dziw, ani gniewaj, ¿e tylko wtedy zg³aszam siê do Ciebie, gdy termin wekslu siê zbli¿a. Ale podobno nie moja wina, tylko Twoja, boœ nie raczy³
dot¹d odpisaæ mi na parê listów, które bez interesu, a tylko winszuj¹c Ci sukcesów pisa³em. I teraz oto czytam w „K³osach” o Tobie i widzê Twój wizerunek
a oraz i ten moment, zgrabnym pochwycony o³ówkiem, kiedy prezydent Grévy
œciska d³oñ Twoj¹35. Jak¿e siê cieszy³em z tego uznania i jak¹ mnie to nape³ni³o
dum¹, odczujesz ³atwo, bo wiesz, ile Ciê kocham i jak wysoko ceniê.
Je¿eli umiesz odgadywaæ myœli ludzkie, toœ ³awo odgad³ i radoœæ moj¹ i dumê jako Polaka, ¿e mego ziomka taki zaszczyt spotka³. Tu irytuj¹ siê trochê Twoj¹
s³aw¹ – w oczy ich kole Twoje powodzenie, a mo¿e wstyd im oczy wy¿era, ¿e
siê na Tobie poznaæ nie umieli i ¿e Ci krzywdê wyrz¹dzili. Szach tylko i ja borykamy siê z tymi panami z wszechnicy, bo co do ogó³u, ten jest po Twojej stronie.
Mój drogi, za³¹czam nowy weksel, który po obu stronach podpisz i jak najrychlej odeszlij. – Sarneckiemu36 zaœ powiedz, ¿e ksiêgarz £ukaszewicz nazajutrz
po jego wyjeŸdzie umar³37. Co siê dzieje z Aërem38 – czy lepiej mu, nieborakowi?
Twój W³adek
35 O Ochorowiczu i wynalezionym przez niego telefonie pisano w „K³osach” 1885, nr 1032
i 1033. Jego wizerunek, rysowany przez E. Loevy, zamieœci³y „K³osy” w numerze 1039. Tam
te¿ artyku³ podpisany M.S., a w nim znajduje siê informacja o rysunku w „Le Monde illustré”,
przedstawiaj¹cym scenê otwarcia „wystawy elektrycznej”, podczas której minister Cochery
przedstawia Ochorowicza prezydentowi Francji Jules’owi Grévy. Dok³adne sprawozdania
zamieœci³y równie¿ pisma warszawskie, m.in. „Biesiada Literacka” 1885, nr 18 oraz „S³owo”
1885, nr 66. Wydarzenie to skomentowa³ tak¿e Boles³aw Prus w Kronice tygodniowej, „Kurier Warszawski” 1885, nr 88: „Zdaje siê byæ rzecz¹ pewn¹, ¿e Ochorowicz ostatecznie udoskonali³ telefony i – szepcz¹ce do ucha narzêdzie – przerobi³ na potê¿ny instrument […] Ciekawa rzecz, co dzisiaj o Ochorowiczu powie uniwersytet lwowski, który dotychczas uwa¿a³
go za osobistoœæ o tyle nieudoln¹, o ile niespokojn¹?” (B. Prus, Kroniki, t. 8, s. 79).
36 Zygmunt Sarnecki (1837-1922), dramaturg, powieœciopisarz, dziennikarz, t³umacz, dyrektor teatrów, w latach 1884-1885 przebywa³ w Pary¿u, w latach 1888-1895 wydawa³ w Krakowie dwutygodnik „Œwiat”.
37 Klemens £ukaszewicz (ok. 1847-1885), w roku 1875 razem z W. Be³z¹ by³ inicjatorem za³o¿enia we Lwowie ksiêgarni nak³adowej, nie uzyskali jednak zezwolenia w³adz.
W 1876 za³o¿y³ tu w³asn¹ ksiêgarniê nak³adowo-sortymentow¹. Wydawa³ utwory literackie,
ksi¹¿ki popularne, a tak¿e czasopisma.
38 Aër – to pseudonim Adama Rz¹¿ewskiego (1844-1885), powieœciopisarza, publicysty, krytyka i historyka literatury. Przez szereg lat przebywa³ w Pary¿u i wspó³pracowa³ z czasopismami polskimi i francuskimi.
173
10.
Lwów, d. 20 sierpnia 1886.
Drogi Julku!
Czytam o Tobie we wszystkich gazetach i o cudach, które robisz w Pary¿u.
Z dzienników te¿ tylko wiem o Tobie, bo nic nie piszesz do kolegi, który pewnie
z dawnych Twoich towarzyszów i przyjació³ by³ Ci i zosta³ najwierniejszym.
Mój drogi! Po karesach interes. Nie mam adresu pani Duchiñskiej39, do
której pragnê siê zwróciæ z najuprzejmiejsz¹ proœb¹ o wypo¿yczenie fotografii
„Ewuni” (owej s³awnej z pism Mickiewicza Henryki Ankwiczówny)40. Pani
Duchiñska zna³a j¹ dobrze i zapewne jej fotografiê z póŸniejszych lat posiada.
Co bym da³ za to, ¿ebym mia³ jej podobiznê z czasów rzymskich (1830 r.), ale –
s¹ to tylko pobo¿ne ¿yczenia i bêdê musia³ kontentowaæ siê zapewne fotografi¹
z czasów, gdy panna Henryka zosta³a babk¹.
Zrób mi ³askê i proœ pani¹ Duchiñsk¹ o ³askawe wypo¿yczenie mi na jakie
dwa tygodnie rzeczonej fotografii – i z³ó¿ przy tej sposobnoœci znakomitej naszej Pieœniarce wyrazy mego g³êbokiego szacunku i powa¿ania. Sam zaœ przyjmij uœcisk d³ugi i serdeczny od kochaj¹cego Ciê szczerze
W³adka
¯ona moja najmilej Ciê pozdrawia. Co Habakuk porabia? Pozdrów go, jeœli
jest w Pary¿u i uca³uj serdecznie jego syna – jeœli go ju¿ ma.
List na papierze firmowym z nadrukiem: W³adys³aw Be³za/ Sekretarz i Cz³onek Rady
„Macierzy Polskiej” we Lwowie/ ulica Kraszewskiego nr 15.
39 Seweryna Duchiñska (1816-1905), poetka, publicystka, t³umaczka, od roku 1864 miesz-
ka³a stale w Pary¿u, wspó³pracowa³a z „Bibliotek¹ Warszawsk¹”, gdzie prowadzi³a dzia³
„kroniki zagranicznej literackiej, naukowej i artystycznej”. Tam te¿ og³osi³a szkic Ewunia.
Kartka z ¿ycia poety, „Biblioteka Warszawska” 1871, t. 1.
40 Henryka Ankwiczówna, 1-v. So³tykowa, 2-v. Kuczkowska (1810-1879). W roku 1827
wyjecha³a z rodzicami za granicê, zwiedzi³a Szwajcariê i Francjê, przez kilka lat mieszka³a
w Rzymie, gdzie rodzice prowadzili dom otwarty, staraj¹c siê skupiæ znaczniejszych goœci
polskich. Mickiewicz i A. E. Odyniec poznali Ankwiczów pod koniec 1829 roku, bywali
czêstymi goœæmi w ich domu, odbywali wycieczki. Henryka by³a te¿ przewodniczk¹ Mickiewicza po Rzymie. Miedzy nimi nawi¹za³a siê sympatia, a nawet mi³oœæ. Plany matrymonialne poety rozwia³y siê pod koniec 1830 roku. Bliski zwi¹zek Mickiewicza z Henryk¹
znalaz³ wyraz w kilku lirykach oraz w Widzeniu Ewy (Dziadów czêœæ III, scena 4).
174
11.
Lwów, 6/ 1 1897.
Kochany Julku!
Przegl¹daj¹c jubileuszowy numer „Kur[iera] Codz[iennego]” dla Prusa
z wielkim zajêciem odczyta³em Twoje wspomnienie o nim „sprzed trzydziestu
laty”41. W artykule tym i o mnie znalaz³a siê wzmianka w tych s³owach: „Pos³a³em Be³zie do Poznania ocenê ustêpu z jego dramatu Karliñski42. Napisa³em ostro,
lecz spokojnie, kto wie jednak, czy mu siê i to wyda nies³usznym”. Otó¿, mój
drogi Julku, przypuszczaj¹c to – omyli³eœ siê. Jak dalece ju¿ wówczas s³usznoœæ
Ci przyznawa³em, masz w tym dowód, ¿e ju¿ nigdy potem nie próbowa³em pisaæ
dramatu. Widzisz wiêc z tego, ¿e zdanie Twoje ceni³em bardzo, gdy¿ by³em przekonany, ¿e je szczerze wypowiedzia³eœ. Nigdy nie mam urazy do ludzi, którzy
mi mówi¹ prawdê w oczy, chyba gdyby j¹ mówili brutalnie, a Ty nale¿ysz do tych,
których bardzo kocham i których zdanie powa¿am. Oto jest pierwszy powód do
pisania niniejszego listu.
Drugi, zapytanie, co siê z Tob¹ dzieje, co porabiasz, nad czym pracujesz?
Wszystko to bardzo blisko miê obchodzi, boæ Ty, mój Julku, jesteœ jedynym z najdawniejszych towarzyszów mojej m³odoœci i zawsze drogim memu sercu i wspomnieniu. Tylu innych spoczywa ju¿ w grobie. Ja nawet, od piêciu miesiêcy ciê¿ko chory na serce, nie wiem, czy nie jestem najbli¿szy brzegu, z którego ju¿ tylko w otch³añ wiecznoœci siê patrzy…
Czyta³em w dzie³ku Stara i nowa [!] prasa43 mnóstwo takich rzeczy, których
tam byæ nie powinno. Autor twierdzi, ¿e ze mn¹ i z Ordonem44 ¿y³ w najbli¿szych
41 J.
Ochorowicz, Przed trzydziestu laty, „Kurier Codzienny” 1897, nr 1. Numer by³ poœwiêcony Boles³awowi Prusowi z okazji dwudziestopiêciolecia jego pracy literackiej.
42 Ocena dotyczy³a prawdopodobnie fragmentu dramatu Be³zy Kasper Karliñski, zamieszczonego w „Tygodniku Wielkopolskim” 1870, nr wstêpny z 15 XII. Ca³oœæ ukaza³a siê
w zbiorze Poezje W³adys³awa Be³zy, Lipsk 1874.
43 Stara i m³oda prasa. Przyczynek do historii literatury ojczystej 1866-1872. Kartki ze
wspomnieñ Eksdziennikarza, Petersburg 1897. Nowe wydanie w oprac. D. Œwierczyñskiej,
Warszawa 1998.
44 W³adys³aw Ordon, w³aœc. Szancer (1848-1914), poeta, nowelista, t³umacz. Studiowa³
w Szkole G³ównej, od roku 1867 wspó³pracowa³ z pras¹ warszawsk¹. W roku 1869 wyjecha³
do Krakowa, nastêpnie w latach 1870-1871 przebywa³ w Poznaniu. Z inicjatywy jego i W. Be³zy
zacz¹³ wychodziæ w roku 1870 „Tygodnik Wielkopolski”, wspó³pracowa³ tak¿e z „Sobótk¹”
i „Dziennikiem Poznañskim”. W 1871 zostali obaj wydaleni z Wielkopolski pod zarzutem prowadzenia agitacji politycznej. Zamieszkali we Lwowie. Ordon w roku 1878 po ataku choroby
umys³owej znalaz³ siê w zak³adzie dla ob³¹kanych, gdzie przebywa³ do koñca ¿ycia.
175
stosunkach. Przebieg³em myœl¹ wszystkich, z którymi siê wówczas ¿y³o i marzy³o – ale autora domyœliæ siê nie mogê. Ordon, Sêczkowski, Gomulicki, Kaliszewski, W³ad[ys³aw] Soko³owski, £uniewski, Ty wreszcie – by³o to kó³ko,
w którym siê najwiêcej obraca³em45, a przecie¿ wiem i przekonany jestem, ¿e
¿aden z nas nie napisa³by tak (co najmniej) niesmacznej ksi¹¿ki. Mówi¹ tu powszechnie, ¿e pisa³ j¹ Wal[ery] Przyborowski46. W¹tpiê, bo to (jak mówi¹ we
Lwowie) „nie patrzy na niego”.
Jeœli odpiszesz mi, bêdê Ci wdziêczny, jeœli nie, urazy mieæ nie bêdê. Ty
wiesz, ¿e Ciê kocham i ceniê – a to mi zupe³nie wystarcza. B¹dŸ zdrów!
Twój
W³ad. Be³za
Nie maj¹c Twego adresu, list ten posy³am na rêce p. Gracjana Ungra47.
45 Teodor Sêczkowski (1843 – po 1903), poeta i dziennikarz, nauczyciel prywatny progimnazjum w P³ocku, korepetytor w dworach szlacheckich. Studiowa³ w Szkole G³ównej.
Pisa³ pod pseudonimem Teodor Sêk „poematy” pe³ne makabrycznych i skrajnie naturalistycznych scen. – Wiktor Gomulicki (1848-1919), znany poeta, prozaik, felietonista, studiowa³
w Szkole G³ównej, wspó³pracowa³ z „Przegl¹dem Tygodniowym”, póŸniej by³ wspó³redaktorem i redaktorem kilku dzienników i tygodników warszawskich. By³ znanym kolekcjonerem varsavianów, autorem wielu publikacji z historii Warszawy. – Julian Kaliszewski (1845-1909), satyryk, publicysta, t³umacz, pisa³ pod pseudonimem Klin. – W³adys³aw Soko³owski
(ur. 1842) studiowa³ w latach 1865-1869 na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym Szko³y G³ównej, który ukoñczy³ z dyplomem magistra nauk przyrodniczych. – Kazimierz £uniewski (1844-1891), dziennikarz, nowelista, studiowa³ prawo w Szkole G³ównej i na rosyjskim
Uniwersytecie Warszawskim, wspó³pracowa³ z „Kurierem Warszawskim” i kilkoma tygodnikami. Po kilku latach zrezygnowa³ z pracy dziennikarskiej i by³ zatrudniony jako sekretarz gminy w Kaliskiem.
46 Walery Przyborowski (1845-1913), powieœciopisarz, historyk, publicysta, studiowa³
na Wydziale Filologiczno-Historycznym Szko³y G³ównej i w tym czasie wspó³pracowa³
z „Przegl¹dem Tygodniowym”. By³ autorem bardzo popularnych powieœci historycznych dla
m³odzie¿y. Przez d³ugi czas by³ uwa¿any za autora ksi¹¿ki Stara i m³oda prasa. Pogl¹d ten
podda³a uzasadnionej rewizji Dobros³awa Œwierczyñska w cytowanym wydaniu.
47 Gracjan Unger (1853-1911), drukarz, ksiêgarz, nak³adca, w³aœciciel Salonu Sztuk Piêknych w Warszawie.
176
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010
FORUM DYDAKTYCZNE*
Teresa Kostkiewiczowa
UWAGI O NAUCZANIU PRZEDMIOTU „JÊZYK POLSKI”
W DZISIEJSZEJ SZKOLE
Do zabrania g³osu na temat dzisiejszej sytuacji nauczania przedmiotu „jêzyk polski” sk³aniaj¹ mnie dwie okolicznoœci: po pierwsze – uczestniczy³am bezpoœrednio lub te¿ mog³am z bliska ogl¹daæ przebieg reformy szko³y i prace nad
podstawami programowymi jêzyka polskiego w ci¹gu ostatniego æwieræwiecza;
po drugie – od kilku dziesiêcioleci mam mo¿liwoœæ obserwacji efektów nauczania
przedmiotu, bior¹c udzia³ w pracach Olimpiady Literatury i Jêzyka Polskiego
i oceniaj¹c poziom i osi¹gniêcia uczniów o zainteresowaniach humanistycznych.
Jeœli spojrzeæ na ostatnie dekady – rysuje siê w tej dziedzinie obraz zmienny i bardzo niestabilny. Nie wnikaj¹c w szczegó³y, trzeba odnotowaæ, ¿e zasadniczy
dokument: podstawa programowa (opracowana w swych najistotniejszym kszta³cie w latach 1992-1995) tylko od 1999 roku poddawana by³a zmianom i modyfikacjom dziewiêciokrotnie, co nie sprzyja uporz¹dkowanemu i systematycznemu
nauczaniu. Wiêkszoœæ tych zmian dotyczy³a zawartoœci listy lektur obowi¹zkowych i – miewa³a charakter ideologiczny. Podstawowy kierunek tych zmian
(wskazywany czêsto bezpoœrednio przez autorów) to d¹¿noœæ do „odchudzania”
zakresu treœci nauczania, odchodzenie od tzw. encyklopedyzmu i po³o¿enie nacisku na pragmatyczne, niezbêdne w ¿yciu umiejêtnoœci, a nie na erudycyjn¹
wiedzê. To istotne za³o¿enie motywowane jest m.in. narastaj¹c¹ liczb¹ m³odzie¿y podejmuj¹cej naukê w szko³ach ponadgimnazjalnych i koniecznoœci¹ dostosowania poziomu nauczania i wymagañ do intelektualnych mo¿liwoœci wiêkszej
liczby uczniów. Jak w tej sytuacji powinna siê zachowywaæ szko³a, jakie zadania
winny wysuwaæ siê na plan pierwszy?
178
1. S¹dzê, ¿e zarówno w formu³owanych za³o¿eniach przyœwiecaj¹cych
twórcom i realizatorom reformy, jak i w dyskusjach nad jej kszta³tem i treœciami
nauczania nie stawiano w sposób jednoznaczny i dobitny pytania o to, jak uformowanych i wyposa¿onych intelektualnie absolwentów liceum chcemy wykszta³ciæ na poziomie podstawowym. Inaczej mówi¹c – jest to pytanie o to, jak widzimy sylwetkê absolwenta liceum o profilu podstawowym, czyli co powinien umieæ
i wiedzieæ ka¿dy Polak XXI wieku, niezale¿nie od kierunku podjêtych (lub nie)
studiów, od wykonywanego zawodu (in¿yniera, lekarza, bankowca, menad¿era,
przedsiêbiorcy, urzêdnika pañstwowego…). Pytanie o sylwetkê absolwenta liceum jest w istocie pytaniem o charakter, poziom i jakoœæ intelektualn¹ polskiej
inteligencji (niezale¿nie od tego, jak widzimy u¿ytecznoœæ tej dziewiêtnastowiecznej kategorii dla opisu wspó³czesnego ¿ycia zbiorowego), o jej potrzeby, jej ambicje, a nawet styl ¿ycia.
OdpowiedŸ na tak postawione pytanie powinna staæ siê podstawowym
punktem odniesienia w programowaniu przedmiotu jêzyk polski w szkole. Wydaje mi siê ona tym bardziej zasadnicza i istotna, i¿ wychodzê z za³o¿enia o powszechnej wa¿noœci formacji humanistycznej w kszta³ceniu szkolnym (a równie¿
uniwersyteckim) w ogóle. Rozumiem przez formacjê humanistyczn¹ wyposa¿anie
uczniów w umiejêtnoœci i wiedzê s³u¿¹ce kszta³towaniu i rozwijaniu ich osobowoœci, otwieraniu ich horyzontów myœlowych, rozwojowi potrzeb intelektualnych, sposobów i sprawnoœci œwiadomego komunikowania siê z innymi ludŸmi
oraz uczestnictwa w ¿yciu zbiorowym. Wydaje siê, ¿e s¹ to dyspozycje niezbêdne
i niezbywalne dla aktywnego udzia³u w ró¿nych sferach wspó³czesnej rzeczywistoœci, niezale¿nie od szybko nastêpuj¹cych zmian cywilizacyjnych i przekszta³ceñ ¿ycia zbiorowego.
2. W co szko³a winna wyposa¿yæ absolwenta liceum, aby zdo³a³ sprostaæ
wymaganiom wspó³czesnoœci, a zarazem pozosta³ œwiadomym jej wspó³uczestnikiem i wspó³twórc¹? Fundamentalna wydaje siê tu umiejêtnoœæ sprawnego
pos³ugiwania siê podstawowym narzêdziem porozumiewania – a jest nim jêzyk
ojczysty – w ró¿nych sytuacjach komunikacyjnych: oralnych (rodzinnych, prywatnych, oficjalnych, urzêdowych, monologowych i dialogowych) i pisemnych
(ró¿ne typy wypowiedzi u¿ytkowych, urzêdowych, prywatnych, ró¿ne gatunki,
m.in. takie jak opowiadanie, streszczenie, rozprawka), budowania wypowiedzi
ze œwiadomoœci¹ celu komunikacyjnego, co za tym idzie – stosown¹ kompozycj¹ (plan), u¿ytymi œrodkami (elementy retoryki). Chodzi³oby wszak¿e nie tylko
o sam¹ sprawnoœæ w tym zakresie, ale te¿ i o postêpowanie rozumiej¹ce, o œwiadomoœæ wykonywanych operacji, o wiedzê np. o gatunkach mowy, o zró¿nicowaniu wypowiedzi w tym zakresie, o stosownoœci stylistycznej oraz umiejêtnoœci
179
wyró¿nienia i zastosowania ró¿nych stylów (tymczasem pojêcie stylu znik³o
z podstawy programowej). Ogromnej wagi spraw¹ jest praca nad poszerzaniem
zasobu leksykalnego uczniów i rozpoznawaniem ró¿norodnoœci tego zasobu ze
wzglêdu na nacechowanie stylowe, emocjonalne, aksjologiczne, równie¿ w zale¿noœci od kontekstów i sytuacji. Sprawne pos³ugiwanie siê jak najszerszym
zasobem s³ownictwa, korzystanie z bogactwa jêzyka to przecie¿ warunek umo¿liwiaj¹cy cz³owiekowi zdanie sobie sprawy z w³asnych stanów umys³owych
i emocjonalnych, niezbêdny dla ich zwerbalizowania i autorefleksji. Bogactwo
jêzyka jest te¿ – jak uczy tego wspó³czesna lingwistyka – funkcj¹ szerokoœci
wiedzy o œwiecie, zaœ poszerzanie zasobu leksykalnego to poszerzanie tej wiedzy i przejaw rozwoju umys³owego osoby mówi¹cej. W zwi¹zku z tym pozostaje kszta³towanie wra¿liwoœci na s³owo i jego potencja³ znaczeniowy, który mo¿na aktualizowaæ i modelowaæ w zale¿noœci od kontekstu. Ukazywanie uczniom,
jak semantyczne odcienie, niuanse, zró¿nicowania s³owa pozwalaj¹ w sposób
bardziej precyzyjny przekazaæ myœl i stosunek do œwiata to wa¿ne zadanie, którego realizacja mo¿e daæ wszystkim uczniom niezbêdne narzêdzia rozumienia
siebie samych i dookolnej rzeczywistoœci. Równie istotne wydaje siê wykszta³cenie u uczniów umiejêtnoœci przeprowadzania podstawowych operacji logicznych, zarówno myœlenia analitycznego, jak i operacji uogólniania, nadawania
konkretnym spostrze¿eniom formy abstrakcyjnej, æwiczenie zabiegów myœlowych
porównywania, ustalania zwi¹zków, relacji, wnioskowania.
Mo¿na przyj¹æ, ¿e wszystkie te umiejêtnoœci mog¹ byæ osi¹gane w drodze
praktycznych æwiczeñ i analiz. Nie s¹dzê jednak, aby by³a to wystarczaj¹ca metoda przygotowania uczniów do œwiadomego pos³ugiwania siê jêzykiem. Potrzebna jest tu jeszcze pewna porcja wiedzy o naturze, budowie, mo¿liwoœciach i ograniczeniach jêzyka jako narzêdzia komunikacji, niezbêdne do zrozumienia tego,
co cz³owiek mo¿e zrobiæ, u¿ywaj¹c jêzyka. Chodzi nie tylko o tradycyjnie wyodrêbniane funkcje wypowiedzi, ale te¿ o (wypracowan¹ przez twórców teorii
aktów mowy) wiedzê o jêzyku jako dzia³aniu. Wa¿ne jest ukszta³towanie u u¿ytkowników œwiadomoœci illokucyjnej mocy wypowiedzi, a co za tym idzie – rozumiej¹cego u¿ywania jêzyka i œwiadomego reagowania na przekazy. Umiejêtnoœæ dostrze¿enia intencji dzia³ania poprzez s³owa pozwala odnieœæ siê œwiadomie
do – wszechobecnych w dzisiejszym œwiecie – zabiegów reklamy, perswazji, propagandy, manipulacji jêzykowej.
Kolejn¹ spraw¹ du¿ej wagi jest refleksja na temat roli jêzyka w przekazie
multimedialnym. W dzisiejszej kulturze, zdominowanej przez obraz, trzeba rozwijaæ wiedzê o miejscu i znaczeniu jêzyka naturalnego w filmie, internecie, telewizji,
w innych przekazach medialnych. Trzeba zwróciæ uwagê na relacjê miêdzy
180
wizualizacj¹ a jêzykiem (mow¹), miêdzy zwerbalizowan¹ myœl¹ a plastycznym
obrazem, który powstaje jako przejaw myœli daj¹cej siê sformu³owaæ w jêzyku
i mo¿e byæ zrozumiany w myœlowej werbalizacji. Zadaniem szko³y jest uœwiadomienie uczniom, i¿ jêzyk naturalny jest medium, poprzez które kontaktujemy
siê z innymi jêzykami (obrazu, dŸwiêku, ruchu) i dlatego wiedza o nim jest niezbywalnym warunkiem zrozumienia innych wspó³czesnych œrodków przekazu.
Absolwent liceum, wspó³czesny wykszta³cony cz³owiek powinien dowiedzieæ siê
w szkole, ¿e jêzyk – jak mówi¹ kognitywiœci – jest kluczem do œwiata, narzêdziem
poznania i wyjaœniania œwiata w ka¿dej specjalnoœci, w ka¿dym zawodzie. Spojrzenie w tej perspektywie np. na kategorie gramatyczne (podmiotu, orzeczenia,
rodzaju gramatycznego itp.) pozwoli³oby dostrzec, ¿e nie s¹ to tylko sformalizowane elementy systemu (których rozró¿niania trzeba siê bezrefleksyjnie nauczyæ),
ale te¿ wypracowane przez ludzki umys³ struktury poznania, s³u¿¹ce kszta³towaniu obrazu œwiata. Chodzi o to, aby absolwent liceum, wykszta³cony inteligent
nie tylko umia³ poprawnie w³adaæ polszczyzn¹ (a i z tym, jak powszechnie wiadomo, nie jest u nas najlepiej) i porozumiewaæ siê sprawnie z innymi, ale te¿ by
rozumia³ naturê tego narzêdzia komunikacyjnego i u¿ywa³ go œwiadomie.
Mówiê tu obszernie o sprawach mo¿e w jakimœ stopniu oczywistych i w jakimœ te¿ stopniu obecnych w podstawach programowych ostatnich lat, poniewa¿
wiem, ¿e praktyka nauczania jêzykowego w naszych szko³ach (szczególnie ponadpodstawowych) nie wygl¹da dobrze, a sposób pos³ugiwania siê jêzykiem
w przestrzeni spo³ecznej budzi coraz wiêcej obaw i zastrze¿eñ (bardzo niepokoi
np. nie tylko brak sprawnoœci w budowaniu d³u¿szej, spójnej i dobrze skomponowanej wypowiedzi pisemnej, jak rozprawka, ale te¿ nieumiejêtnoœæ poprawnego pod wzglêdem jêzykowo-stylistycznym pisania i mówienia nawet u uczestników olimpiady polonistycznej, co jeszcze kilka lat temu nie mia³o miejsca).
Dlatego uwa¿am, i¿ przywrócenie w szkolnej dydaktyce zasadniczego miejsca
nauczaniu jêzyka jest ogromnie wa¿ne z punktu widzenia spo³ecznego. Postulowa³abym wrêcz, aby – dla zwrócenia uwagi szko³om i nauczycielom na fundamentalnoœæ tej sprawy – rozs¹dnie ustaliæ obowi¹zuj¹c¹ minimaln¹ liczbê godzin w ka¿dej klasie, obligatoryjnie poœwiêconych na naukê o jêzyku.
3. W jakie umiejêtnoœci i wiedzê szko³a powinna wyposa¿yæ przysz³ych
inteligentów w zakresie literatury i innych dzie³ kulturowych (tzw. „tekstów kultury”)? Podstawowe jest tu kszta³cenie nawyku i potrzeby lektury, kontaktu
ze s³owem pisanym, a w szczególnoœci z literatur¹ wysokoartystyczn¹. W jaki sposób szko³a mo¿e rozwijaæ i utrwalaæ potrzebê lektury? Po pierwsze – postêpowaniem najistotniejszym jest tu niespieszne, wnikliwe i gruntowne omawianie utworów, ich systematyczna i wielostronna, sproblematyzowana analiza
181
i interpretacja, obejmuj¹ca zarówno sferê spraw podejmowanych w dziele, jak
i sferê ich literackoœci, jêzyka poetyckiego i œrodków wyrazu artystycznego traktowanych jako noœniki sensu. Zadaniem szko³y jest uczenie lektury uwa¿nej,
systematycznej, zwracaj¹cej uwagê na szczególny typ przekazu literackiego.
Lekcje jêzyka polskiego powinny staæ siê m¹drze prowadzonym laboratorium
lektury „mikroskopijnej”, pozwalaj¹cej uczniom dostrzec bogactwo i atrakcyjnoœæ literackiego przekazu i „rozsmakowaæ siê” w jego rozpoznawaniu.
Po drugie – szkolne lekcje poœwiêcone dzie³om literackim maj¹ szansê
rozwijaæ potrzeby lektury poprzez odkrywanie uniwersalnych, ponadczasowych treœci zawartych zarówno w piœmiennictwie dawnym, jak i wspó³czesnym,
poprzez ukazywanie dzie³ literackich jako wypowiedzi podejmuj¹cych podstawowe zagadnienia moralne i aksjologiczne. W ka¿dej bowiem epoce literatura
podejmuje problemy egzystencjalne, etyczne, spo³eczne, które poruszaj¹ i dotycz¹ cz³owieka ka¿dego czasu. Zadaniem szkolnej lektury jest kszta³cenie umiejêtnoœci poszukiwania i dostrzegania w dzie³ach ró¿nych epok spraw bliskich
wra¿liwoœci i doœwiadczeniom uczniów dzisiejszych. Trzeba je jednak czytaæ nie
jako archaiczne dokumenty mówi¹ce tylko o przesz³oœci, ale jako œwiadectwa
ponadczasowej wspólnoty ludzi. Tylko ten typ lektury pozwoli zmieniæ pokutuj¹c¹ wœród m³odzie¿y opiniê, ¿e utwory dawne s¹ – niejako z racji swego charakteru historycznego – ubo¿sze myœlowo i niekoresponduj¹ce z ich w³asn¹ wra¿liwoœci¹, z potrzebami emocjonalnymi i intelektualnymi.
Po trzecie – szkolny kontakt z literatur¹ winien s³u¿yæ równie¿ rozpoznawaniu estetycznych wartoœci dzie³, rozwijaniu wra¿liwoœci na tê sferê literackiej aksjologii, a w szczególnoœci – na sposoby pos³ugiwania siê jêzykiem i na
jego szczególne ukszta³towanie. W tym miejscu wiedza zdobyta w toku kszta³cenia jêzykowego spotyka siê z kszta³ceniem literackim (korzystanie z wiadomoœci lingwistycznych w analizie literackiej), a zarazem lektura dzie³ prowadzi do
wzbogacania jêzyka uczniów, do wyczulenia na walory s³owa i do rozwijania
ambicji nie tylko poprawnoœci, ale i estetyki, kultury mowy w³asnej. Uczniowie
umiej¹cy dostrzegaæ przejawy i zasady organizacji artystycznej dzie³a, rozsmakowani w przygodzie jego wnikliwego poznawania z pewnoœci¹ chêtnie siêgn¹
po w³asne lektury i bêd¹ w nich szukaæ zarówno wiedzy o ludzkich problemach
egzystencjalnych, jak i prze¿yæ estetycznych w odkrywaniu artystycznej organizacji literackiego przekazu.
4. Kolejna istotna sprawa, która nie mo¿e byæ pomijana w szkolnej edukacji polonistycznej – to problem miejsca s³owa i literatury w multimedialnej
kulturze wspó³czesnej. Przedmiotem uwagi i obserwacji powinno byæ zró¿nicowanie tej kultury, umiejêtnoœæ rozró¿nienia i opisania kultury popularnej,
182
masowej i wysokiej, a co za tym idzie – sprawa uczestnictwa w jej ró¿nych
poziomach. Przy rozpoznaniu w³aœciwoœci, sfer zainteresowañ i funkcji tych
ró¿nych obszarów kulturowych, szko³a – przede wszystkim na lekcjach jêzyka
polskiego – winna kszta³towaæ potrzeby i ambicje uczestnictwa w kulturze
wysokiej oraz umiejêtnie uzasadniaæ takie kulturowe wybory. Tu jest w³aœnie
miejsce na zajêcia ukazuj¹ce swoisty charakter oraz swoistoœci odbioru tekstów
kultury budowanych przy u¿yciu ró¿nych systemów znakowych, przy podstawowym rozró¿nieniu odbioru s³owa (pisanego i mówionego) i znaków wizualnych, a tak¿e – na lekcje ods³aniaj¹ce wspó³istnienie s³owa i znaków ikonicznych we wspó³czesnej przestrzeni kulturowej. Zarazem jednak – to w³aœnie
nauczyciel jêzyka polskiego powinien byæ przygotowany do ukazania uczniom
(i odpowiedzialny za to) swoistoœci lektury, niepowtarzalnoœci odbioru oraz
szczególnych aspektów i wartoœci komunikatów s³ownych, aktywizuj¹cych
umys³, pobudzaj¹cych refleksjê, anga¿uj¹cych ca³oœæ w³adz umys³owych, a tak¿e – choæ nie tylko – wzbudzaj¹cych zaciekawienie i dzia³aj¹cych na emocje.
Absolwent liceum, pozostaj¹cy w kontakcie – co oczywiste – ze wszystkimi
poziomami kultury, powinien w szkole, na lekcjach jêzyka polskiego zdobyæ
umiejêtnoœæ œwiadomego poruszania siê w tej zró¿nicowanej przestrzeni, wybierania w niej tego, co najbardziej wartoœciowe i rozwijaj¹ce, a tak¿e – umiejêtnoœæ uczestnictwa w jej sferze wysokiej w zakresie najbli¿szym jego zainteresowaniom i potrzebom intelektualnym.
5. Dyskusje i emocje wywo³uje czêsto sprawa tzw. kanonu lektur szkolnych. Ustalenie takiego kanonu wydaje siê zasadne, winien on s³u¿yæ przede
wszystkim wprowadzeniu w obszar tradycji, ukazywaæ – w sposób punktowy –
najwa¿niejsze w perspektywie œwiadomoœci zbiorowej sk³adniki tej tradycji, które
ukonstytuowa³y wyobraŸniê oraz sposoby ujmowania wspólnych doœwiadczeñ
historycznych, utrwali³y repertuar znaków symbolicznych s³u¿¹cych samookreœleniu i komunikowaniu siê zbiorowoœci. Chodzi tu zarówno o zjawiska ukszta³towane w krêgu kultury œródziemnomorskiej i œwiatowej, jak i o takie, które
wspó³tworz¹ to¿samoœciowy dyskurs kultury narodowej.
Nasuwa siê pytanie, czy poznanie utworów nale¿¹cych do tak pojêtego
kanonu jest wystarczaj¹ce. Najnowsza podstawa programowa zak³ada w liceum
obligatoryjn¹ lekturê i omówienie piêciu pozycji ksi¹¿kowych w ci¹gu roku,
przewiduj¹c mo¿liwoœæ poszerzenia tej liczby o inne pozycje (np. wskazane
przez uczniów). Czy jest to wystarczaj¹ce dla wykszta³cenia nawyku lektury,
dla rozsmakowania siê w niej i doœwiadczania „przyjemnoœci tekstu”? W moim
przekonaniu przeczytanie piêciu (a nawet szeœciu czy siedmiu) utworów w ci¹gu
roku nie spe³ni tego zadania. Rozumiem, ¿e nauczyciel nie jest w stanie – ze
183
wzglêdów czasowych – dok³adnie i wnikliwie omówiæ wiêcej ni¿ utwory zaliczone do kanonu. Myœlê jednak, ¿e poza tym nale¿a³oby od ucznia obligatoryjnie
wymagaæ lektur w³asnych, albo z listy tytu³ów fakultatywnych (wspó³czesnych
i dawnych, polskich i œwiatowych), albo wed³ug w³asnego wyboru z obszaru
literatury wysokiej. Mo¿na wypracowaæ sposoby sprawdzania znajomoœci tych
lektur tak, aby nie zabiera³y czasu lekcyjnego, a zarazem sta³y siê elementem
oceny z przedmiotu, np. w formie sprawozdañ z lektury w³asnej, prac domowych, dyskusji itp.
W zwi¹zku z tym bardzo wa¿ne jest wyposa¿enie uczniów w umiejêtnoœci formu³owania w³asnych wypowiedzi (w mowie i piœmie) na temat przeczytanych utworów, budowania wiêkszych, zwartych tekstów ukazuj¹cych ich rozumienie i odbiór. Sprawa mo¿e wydawaæ siê banalna w swej oczywistoœci i taka
byæ powinna, ale przecz¹ temu obserwacje prac pisemnych uczestników olimpiady polonistycznej, którym coraz trudniej skomponowaæ uporz¹dkowan¹, spójn¹
wypowiedŸ, rozwijaj¹c¹ jak¹œ tezê i konsekwentnie przedstawiaj¹c¹ zamierzony wywód myœlowy. Nie s¹ to umiejêtnoœci – jestem o tym g³êboko przekonana
– potrzebne wy³¹cznie przysz³ym humanistom, przeciwnie, zadania takie bêd¹
wielokrotnie stawaæ przed wykonawcami równie¿ innych zawodów. Szko³a –
przede wszystkim na lekcjach jêzyka polskiego – powinna do tego przygotowywaæ swych wychowanków, a pisanie na temat przeczytanych lektur (w tym w³asnych) jest ze wszech miar dobr¹ okazj¹ do æwiczeñ w tej dziedzinie.
6. Kwesti¹ dyskusyjn¹ we wspó³czesnej edukacji polonistycznej jest te¿
sprawa historycznego lub niehistorycznego porz¹dku omawiania lektur literackich. W moim przekonaniu uk³ad materia³u ukazuj¹cy ró¿norakie ponadhistoryczne zwi¹zki, relacje, intertekstualne nawi¹zania w utworach pochodz¹cych
z ró¿nych epok ma swoje zalety, pozwala dobitnie ukazaæ uniwersalnoœæ i ponadczasowoœæ spraw zajmuj¹cych ludzi. Jednak porz¹dek historyczny wydaje
mi siê bardziej zasadny (przede wszystkim w liceum), a zrazem pozwalaj¹cy
ukazywaæ ci¹g³oœæ refleksji literackiej i jej humanistyczne treœci. Prace wybitnych wspó³czesnych myœlicieli – hermeneutów: Ricoeura, Gadamera – dowodnie wskazuj¹, ¿e czasowoœæ, a zatem historycznoœæ jest niezbywalnym
wymiarem bytu ludzkiego, który rozpoznawany jest jako snuj¹ca siê w czasie
opowieœæ. Œwiat wspó³czesny zorientowany jest natomiast na „teraz”, „dziœ”,
cz³owiek niejako traci œwiadomoœæ w³asnej czasowoœci i historycznoœci. S¹dzê,
¿e wprowadzenie uczniów liceum w ow¹ historycznoœæ, w g³êbiê czasu, z której
mówi¹ do nas ró¿ne g³osy, a mówi¹ rzeczy istotne równie¿ dla nas – jest wa¿nym
zadaniem, którego realizacja mo¿e s³u¿yæ pe³niejszemu ukszta³towaniu osobowoœci wspó³czesnego cz³owieka.
184
Mo¿na powiedzieæ, ¿e zadanie takie mog¹ realizowaæ lekcje historii (sk¹din¹d znacznie okrojone w dzisiejszej szkole!), ale przedmiot ten obejmuje przede
wszystkim rozumienie faktów i procesów historycznych, k³adzie nacisk na zmianê i ruch, podczas gdy owa czasowoœæ bytu przejawia siê jeszcze w czymœ innym, co ³atwiej uœwiadomiæ poprzez œledzenie ci¹g³oœci zjawisk literackich.
Poza tym – u dzisiejszych licealistów wystêpuje czêste „zagubienie historyczne”, mylenie wieków, kolejnoœci epok historycznych, nieumiejêtnoœæ usytuowania w czasie fundamentalnych wydarzeñ dziejowych, co uznaæ trzeba za doœæ
kompromituj¹cy brak u ludzi z wykszta³ceniem œrednim. Rozwi¹zaniem idealnym z punktu widzenia edukacyjnego by³oby uzgodnienie toku nauczania historii ogólnej i literatury, ale zdajê sobie sprawê z organizacyjnych trudnoœci
w jego realizacji.
7. Uwa¿nej refleksji wymaga te¿ – podnoszona czêsto – sprawa relacji
miêdzy kszta³ceniem umiejêtnoœci (lektury, odbioru dzie³a, uczestnictwa w ¿yciu kulturowym i w kulturze wysokiej) a wyposa¿eniem w wiedzê o literaturze
i kulturze, zdobywaniem pewnej porcji erudycji. Dotychczasowa reforma nauczania szkolnego przebiega – jak ju¿ powiedziano – pod has³em odchodzenia od encyklopedyzmu i po³o¿enia nacisku na zdobywanie praktycznych sprawnoœci, potrzebnych w codziennym ¿yciu. Samo za³o¿enie jest wa¿ne, ale nie wiem, czy jego
realizacja nie prowadzi do przys³owiowego „wylewania dziecka z k¹piel¹”.
Zarówno analiza wykonania zadañ uczniów na egzaminie maturalnym, jak i obserwacja prac uczestników olimpiady polonistycznej potwierdzaj¹ fakt, ¿e absolwenci liceów maj¹ problem z rozumieniem pojêæ, z wnioskowaniem, ¿e potrafi¹
przetwarzaæ proste informacje, ale nie umiej¹ rozwi¹zywaæ bardziej z³o¿onych
problemów, do których zrozumienia potrzebna jest pewna porcja wiedzy. Tymczasem takiej podstawowej wiedzy (np. fakty, daty, tytu³y) nie maj¹, nie potrafi¹
wiêc sytuowaæ zjawisk kultury w szerszych kontekstach i interpretowaæ wystêpuj¹cych tam zwi¹zków. Sprawni w umiejêtnoœciach prostych, pozostaj¹ bezradni
przy zadaniach bardziej z³o¿onych, do których wykonania niezbêdna jest zdolnoœæ myœlenia abstrakcyjnego, a tak¿e pewna porcja wiedzy. Zgadzam siê z wypowiedzian¹ przed paru laty opini¹ Stanis³awa Bortnowskiego, ¿e jeœli uczeñ „nie
zdobêdzie pewnego zasobu wiadomoœci, które utrwal¹ siê w jego pamiêci, pozostanie po prostu g³upi”.
Podstawa programowa trafnie mówi o niezbêdnoœci wprowadzania kontekstów (biograficznych, historycznych, filozoficznych, religijnych, literackich)
w interpretacji utworów, ale w treœciach nauczania nie wprowadza zapisu o wymogu zdobywania wiedzy odnosz¹cej siê do tych kwestii. Je¿eli w „wymaganiach szczegó³owych” w zakresie analizy i interpretacji tekstów kultury
185
znajduje siê zapis, ¿e uczeñ „rozpoznaje konwencjê literack¹ (sta³e pojawianie
siê danego literackiego rozwi¹zania w obrêbie pewnego historycznie okreœlonego zbioru utworów)”, a tak¿e i¿ uczeñ „dostrzega w czytanych utworach cechy
charakterystyczne okreœlonej epoki (œredniowiecze, barok, oœwiecenie, romantyzm, pozytywizm, M³oda Polska, dwudziestolecie, wspó³czesnoœæ)”, to nasuwa siê pytanie, jak ma to byæ osi¹gniête, jeœli ten uczeñ poznaje jednego poetê
renesansowego, jedn¹ powieœæ pozytywistyczn¹, jak mo¿e wiêc dostrzec te powtarzalne cechy konwencji czy cechy charakterystyczne epoki? Czy w tej sytuacji jest to mo¿liwe do osi¹gniêcia jedynie w trybie lekturowo-analitycznym,
czy te¿ wymaga wprowadzenia szerszej wiedzy z tego zakresu? Sprawê typu
i zakresu owej niezbêdnej cz³owiekowi o œrednim wykszta³ceniu wiedzy humanistycznej trzeba starannie przemyœleæ oraz dokonaæ odpowiednich zapisów
w treœciach kszta³cenia i wymaganiach. Mo¿na by rozwa¿yæ np. sprawê miejsca i zakresu wiedzy o kolejach ¿ycia (biografii) najwybitniejszych pisarzy,
traktuj¹c tê biografiê jako figurê losów pokoleniowych oraz wprowadzaj¹c
osobow¹, humanistyczn¹ perspektywê widzenia twórczoœci literackiej. Istotna
jest te¿ wiedza o historycznym miejscu i okolicznoœciach najwa¿niejszych,
prze³omowych wydarzeñ literackich – wymogu takiego nie zawieraj¹ zapisy
podstawy. Trzeba rozwa¿yæ potrzebê wiedzy o najwa¿niejszych oœrodkach ¿ycia kulturowo-literackiego (tak¿e tych szczególnie wa¿nych dla regionu czy
miejsca zamieszkania ucznia), a tak¿e sprawê orientacji w mapie kulturowej
kraju, Europy, œwiata. Wreszcie – niezbêdny jest te¿ pewien zasób wiedzy o relacjach miêdzy literatur¹ (sztuka s³owa) a innymi tekstami kultury. Dopiero na
takiej podstawie mo¿na rzeczywiœcie mówiæ o rozumiej¹cej lekturze tekstów
kultury sytuowanych w stosownych kontekstach interpretacyjnych. Trzeba zarazem silnie podkreœliæ, ¿e nie chodzi tu o niefunkcjonaln¹, encyklopedyczn¹
erudycjê, ale o wymóg podstawowego wyposa¿enia intelektualnego, niezbêdnego cz³owiekowi o œrednim wykszta³ceniu do rozumienia tradycji kultury oraz
œwiata, w którym ¿yje.
Bo¿ena Chrz¹stowska przedstawi³a kiedyœ typologiê modeli i celów szkolnego nauczania: tradycyjny – wiem; pragmatyczny – umiem; zadaniowy – dzia³am, prze¿ywam; personalistyczny – doœwiadczam. Jestem przekonana, ¿e szkolne
nauczanie przedmiotu jêzyk polski bêdzie fortunne i wype³ni swe spo³eczne zadanie, jeœli bêdzie harmonijnie, skutecznie i równoczeœnie realizowaæ wszystkie
te cele.
*
186
S³awomir Jacek ¯urek
O ZMIANACH W POLONISTYCZNYCH DOKUMENTACH
OŒWIATOWYCH OD ROKU 2009
ORAZ W MODELU EGZAMINOWANIA OD ROKU 2012
Geneza
Powsta³¹ w po³owie lat dziewiêædziesi¹tych XX wieku podstawê programow¹ kszta³cenia ogólnego mo¿na uznaæ za jedno z wa¿niejszych dokonañ polskiej demokracji. Po prawie piêædziesiêciu latach scentralizowanego systemu
oœwiaty w ustroju totalitarnym polska szko³a po raz pierwszy stanê³a przed historyczn¹ szans¹ pluralistycznego otwarcia na wieloœæ programowych pomys³ów
dydaktycznych. Jednoczeœnie pañstwo, dziêki uchwaleniu ustawy o systemie
oœwiaty (w 1991 roku), gwarantowa³o istnienie wspólnych edukacyjnych podwalin. Ju¿ po kilku latach okaza³o siê jednak, i¿ ten prze³omowy dokument, w kontekœcie szybko zmieniaj¹cej siê rzeczywistoœci cywilizacyjnej, kulturowej, a tak¿e
prawnej, sta³ siê niewystarczaj¹cy. Poza tym reforma ustrojowa szkolnictwa z roku
1999 (trójstopniowoœæ modelu kszta³cenia) wprowadzi³a zasadê egzaminowania
po ka¿dym etapie kszta³cenia, natomiast zapisy zawarte w równie¿ wtedy przyjêtej podstawie by³y sformu³owane tak ogólnie, ¿e aby daæ uczniom i nauczycielom konkretne wskazówki w tej kwestii, nale¿a³o skonstruowaæ uzupe³niaj¹cy
podstawê dokument oœwiatowy, którym sta³y siê tzw. standardy egzaminacyjne.
W efekcie to, czego nauczano w szkole, przesta³a wyznaczaæ podstawa programowa,
a jej funkcje przejê³y w³aœnie owe standardy z informatorem maturalnym na czele.
W ten sposób powsta³ swoisty chaos w zakresie prawa oœwiatowego – standardy
egzaminacyjne bowiem w wielu miejscach pozostawa³y w sprzecznoœci z zapisami podstawy. Skutkiem ubocznym by³o te¿ narastaj¹ce w œrodowisku szkolnym
mniemanie, ¿e tak naprawdê licz¹ siê tylko standardy wymagañ, a w konsekwencji niepisane uznanie egzaminowania za g³ówny cel procesu dydaktycznego i w powszechnej praktyce „uczenie pod egzamin”. Sytuacjê tê nale¿a³o zmieniæ!
Paradygmat
Now¹ podstawê programow¹ kszta³cenia ogólnego napisano w jêzyku
wymagañ, to znaczy, ¿e jej g³ównym celem jest jednoznaczne okreœlenie tego,
187
jakie konkretne umiejêtnoœci przeciêtny uczeñ ma posi¹œæ, a tak¿e jakiego rodzaju treœci kszta³cenia opanowaæ na zakoñczenie danego etapu kszta³cenia.
Uczeñ, rozumiany tu jako œwiadomy uczestnik procesów komunikacyjnych
– odbiera i tworzy wypowiedzi, a jako odbiorca kultury – analizuje i interpretuje jej ró¿norodne teksty, co robi na podstawie zdobytych wiadomoœci z zakresu wiedzy o jêzyku, wiedzy o literaturze i wiedzy o kulturze. W podstawie
programowej do jêzyka polskiego s¹ trzy zasadnicze wymagania ogólne, które
dotycz¹: 1) odbioru wypowiedzi i wykorzystania zawartych w nich informacji;
2) analizy i interpretacji tekstów kultury, 3) tworzenia wypowiedzi. W nich siê
zawiera najwa¿niejsza zmiana dydaktyczna zapisana w tym dokumencie – paradygmat nauczania, odejœcie od chronologiczno-kulturowego na rzecz komunikacyjno-tekstowego i to zarówno na poziomie szko³y podstawowej, jak i œredniej (gimnazjum i liceum traktowane ³¹cznie). Zosta³o to podyktowane faktem,
¿e spora czêœæ uczniów, traktuj¹c nowe media jako g³ówne Ÿród³o wiedzy i przez
sta³y kontakt z nimi przejmuj¹c w myœleniu charakterystyczny dla nich kod ikoniczny, przestaje myœleæ w jêzyku, a w konsekwencji coraz gorzej u¿ywa go jako
narzêdzia komunikacji. (Mo¿na nawet w tym wzglêdzie pokusiæ siê o hipotezê,
¿e stosunek pokolenia m³odych Polaków do ich ojczystego jêzyka staje siê powoli taki, jak stosunek ich rodziców i dziadków do jêzyka obcego). A przecie¿
myœlenie w jêzyku to podstawa sprawnego komunikowania siê ze œwiatem zewnêtrznym i w ogóle rozwoju cz³owieka! I st¹d w³aœnie zaakcentowanie w nowej podstawie rozwijania kompetencji komunikacyjnych zwi¹zanych ze
sprawnymi operacjami w obrêbie tekstu (mówionego i pisanego). Nowa polonistyczna podstawa programowa ma charakter tekstologiczny.
Teksty kultury
Tekst kultury jest w dokumencie rozumiany semiotycznie, jako œwiadomy
wytwór umys³owoœci cz³owieka, stanowi¹cy ca³oœæ, uporz¹dkowany wed³ug
okreœlonych regu³. W pierwszej kolejnoœci to tekst literacki, a zaraz obok – tekst
u¿ytkowy, dzie³o sztuki malarskiej, film, spektakl teatralny oraz wszelkie dzia³anie artystyczne realizuj¹ce jakiœ utrwalony wzorzec kulturowy. Wspó³czesny
uczeñ ¿yje bowiem w œwiecie nie tylko dzie³ literackich, lecz i szeroko postrzeganych tekstów medialnych (przede wszystkim istniej¹cych w zapisie elektronicznym). Powinnoœci¹ nauczyciela polonisty w wieku XXI staje siê wiêc oprócz
wprowadzania ucznia w rzeczywistoœæ jêzykow¹ i œwiat literatury, dostarczenie mu zró¿nicowanych narzêdzi, pozwalaj¹cych na sprawne poruszanie siê
188
w skomplikowanej rzeczywistoœci kulturowej. Wa¿ne pozostaje kszta³towanie
u ucznia nawyku czytania (chocia¿ na pewno nie poprzez stosowanie przymusu
lekturowego!), lecz oprócz tej prymarnej powinnoœci konieczne jest tak¿e rozwijanie umiejêtnoœci odbioru tekstów kultury, wprowadzaj¹ce m³odego cz³owieka
w œwiat multimedialnych arcydzie³ i wielkich wartoœci. Szko³a ma uœwiadomiæ
uczniowi pragmatyczne oraz intelektualne korzyœci zwi¹zane z podjêciem wysi³ku lekturowego i dialogu z dzie³em literackim jako Ÿród³em zdobywania informacji, które przydadz¹ siê w jego dalszym ¿yciu oraz przedmiotem estetycznych i emocjonalnych doznañ.
Kanon czy kanony?
Szkolny spis lektur bywa przez opiniê publiczn¹ postrzegany jako kanon.
Dlatego budzi emocje i w du¿ej mierze niepotrzebnie nadaje siê mu charakter
polityczny. Wielu wydaje siê, ¿e wyznacza on zarówno hierarchie wartoœci literackich, jak i moralnych, œwiatopogl¹dowych oraz spo³ecznych. Tymczasem
owszem, spis lektur stanowi dla m³odego cz³owieka punkt odniesienia w jego
poznawaniu kultury, jednak w obecnej epoce, gdy funkcjonuj¹ ró¿ne autorytety,
szko³a musi siê z tym pogodziæ, ¿e wœród nich nie zawsze zajmuje najwy¿sze
miejsce – co nale¿y podkreœliæ z przykroœci¹, choæ pod wieloma wzglêdami jest
ona nie do zast¹pienia. Nale¿y przyj¹æ, ¿e jej g³ówne zadanie to wspomaganie
rodziny w procesie wychowania. Dlatego szkolny spis lektur w istocie jest nie
kanonem, szablonem gotowej hierarchii, lecz raczej pewn¹ propozycj¹
hierarchizacji. Z takiego stanowiska wynika bardzo istotna zasada: w jak najwiêkszym stopniu dopuœciæ mo¿liwoœæ wyboru poszczególnych pozycji
przez nauczyciela lub – w starszych klasach – przez nauczyciela wespó³
z uczniami. Nie tylko nierealistyczne, ale i niewskazane by³oby przekazywanie
uczniom jednego, „jedynie prawdziwego” modelu kultury. Na odwrót, wspó³czesna szko³a powinna kszta³ciæ œwiadom¹ aktywnoœæ wobec wytworów kultury,
umiejêtnoœæ podejmowania decyzji co do uczestnictwa w nich, elastycznoœæ w odbiorze. A przy tym wszystkim uczyæ inteligentnej lektury, otwartej na ró¿ne interpretacje, sygnalizuj¹c jednoczeœnie, ¿e s¹ granice dowolnoœci interpretacyjnej.
W prezentowanym dokumencie zak³ada siê podmiotowoœæ nauczycieli i daje siê im prawo ostatecznego wyboru lektury. Ale poniewa¿ na ka¿dym wy¿szym
etapie edukacji coraz wiêksz¹ rolê odgrywa aspekt poznawczy, wybór ten jest
stopniowo ograniczany przez wskazywanie tytu³ów obowi¹zkowych (w najwiêkszym stopniu dotyczy to szko³y ponadgimnazjalnej) – opatrzone klauzul¹
189
„nauczyciel nie mo¿e pomin¹æ”, stanowi¹ niekwestionowane arcydzie³a klasyki
literackiej. W ten sposób zosta³ wyznaczony najœciœlejszy kanon (serce literatury polskiej). Pozosta³e tytu³y, jak by³o wspomniane wczeœniej, s¹ propozycjami,
spoœród których nauczyciel wybierze okreœlon¹ liczbê lektur (w podstawie podane jest niezbêdne minimum na ka¿dy etap) i utworzy kanon dostosowany do
mo¿liwoœci zespo³u klasowego, w którym uczy.
Dobór tekstów kultury ma byæ wypadkow¹ trzech kryteriów: pragmatycznego, estetycznego i poznawczego. Z pragmatycznego, uwzglêdniaj¹cego mo¿liwoœci wspó³czesnego ucznia, wynikaj¹ liczby lektur na ka¿dy etap, zak³adaj¹ce mo¿liwoœæ rzetelnego omówienia (w szkole podstawowej s¹ to co najmniej
cztery obszerne pozycje ksi¹¿kowe na rok, w gimnazjum i szkole ponadgimnazjalnej po piêæ); kryterium estetyczne kwalifikuje do szko³y podstawowej
przede wszystkim lektury atrakcyjne dla ucznia (nie ma innego sposobu na wykszta³cenie nawyku czytania ni¿ podsuwanie dziecku ksi¹¿ek, które je zaciekawi¹!); dla gimnazjum przewiduje stopniowe wprowadzanie arcydzie³ literatury
polskiej i œwiatowej (stawiaj¹cych przed m³odym cz³owiekiem ju¿ pewne wyzwania estetyczne i poznawcze), przy równoczesnym pozostaniu przy publikacjach
bliskich gustowi ucznia (z zakresu literatury m³odzie¿owej lub popularnej);
w szkole ponadgimnazjalnej zaœ kryterium estetyczne zak³ada dominacjê arcydzie³ i utworów z ró¿nych wzglêdów wa¿nych dla kultury. Ostatnie kryterium
– poznawcze, na podstawie omawianych pozycji, zak³ada przekazywanie wiedzy o kulturze (np. o konwencjach literackich, dziejach literatury i kultury itd.).
W przekonaniu twórców podstawy programowej lektura nie mo¿e byæ
poddawana kryteriom ideologicznym, œwiatopogl¹dowym, religijnym, politycznym czy spo³ecznym (co oczywiœcie wcale nie oznacza, ¿e s¹ niewa¿ne w ¿yciu
jednostki i spo³ecznoœci).
Jeszcze kilka s³ów o szczegó³owych zasadach doboru lektur. W klasach 1-3
szko³y podstawowej nie wskazuje siê jakichkolwiek tytu³ów, zak³adaj¹c, ¿e sam
nauczyciel najlepiej wie, które pozycje jego uczniowie przeczytaj¹ z zainteresowaniem, a tak¿e, które zdo³a omówiæ w danej klasie. Przy czym, aby nie ograniczaæ siê do pozycji klasycznych, powinien uwzglêdniaæ dzieciêce nowoœci na
rynku wydawniczym (przydatny bêdzie tu kontakt z nauczycielem bibliotekarzem). W klasach 4-6 przedstawia siê listê proponowanych tekstów do wyboru
(jakkolwiek nie wyklucza siê tytu³ów spoza niej). Teksty z listy to w przewa¿aj¹cej liczbie klasyczne pozycje literatury m³odzie¿owej, uzupe³nione przez kilka
tytu³ów nowszych – w wiêkszoœci utworów ju¿ sprawdzonych jako lektura
szkolna. W gimnazjum ograniczono siê do wskazania kategorii lektur z literatury m³odzie¿owej i popularnej (np. powieœæ przygodowa, obyczajowa, fantasy,
190
detektywistyczna) oraz arcydzie³ z klasyki z podaniem konkretnego tytu³u albo
tylko autora (np. Romeo i Julia Szekspira, komedia Moliera, Zemsta Fredry, powieœæ historyczna Sienkiewicza). Taka dowolnoœæ ma s³u¿yæ jak najlepszemu
przybli¿eniu uczniom rozmaitych form literackich.
W szkole ponadgimnazjalnej uwzglêdniane s¹ wy³¹cznie arcydzie³a (czy
te¿ dzie³a szczególnie wa¿ne dla kultury), pocz¹wszy od antyku, skoñczywszy
na literaturze XX i XXI wieku. Dobór zosta³ dokonany w ten sposób, ¿eby w ci¹gu
edukacji gimnazjum – szko³a ponadgimnazjalna uczeñ pozna³ dzie³a najwa¿niejszych autorów w dziejach literatury polskiej oraz niektórych wa¿nych autorów
literatury œwiatowej. Niektóre dzie³a – szczególnie trudne lub obszerne – mog¹
byæ czytane w czêœciach (z przyczyn czysto pragmatycznych, nie estetycznych
czy ideologicznych), co zosta³o odnotowane przy konkretnych tytu³ach, np. przy
Kordianie S³owackiego czy Pamiêtnikach Paska. Aby nie dublowaæ lektur czytanych w gimnazjum i liceum (co zdarza siê w obecnie obowi¹zuj¹cej podstawie
programowej), zastosowano zasadê, ¿e ci sami autorzy nie powinni siê pojawiaæ
dwukrotnie (dlatego np. Sienkiewicz jest tylko w gimnazjum, a ¯eromski tylko
w liceum), a jeœli siê pojawiaj¹ (jak Kochanowski, Mickiewicz czy S³owacki),
wyraŸnie jest zaznaczone, ¿e na ka¿dym z tych etapów maj¹ byæ czytane inne
dzie³a. T¹ zasad¹ nie da³o siê obj¹æ kilku poetów (np. Mi³osza czy Herberta), przy
których pozostaje ogólna adnotacja – wiersze.
Zmiana w modelu egzaminowania
Nowa podstawa programowa bêdzie jedynym dokumentem reguluj¹cym
system oœwiatowy pod wzglêdem programowym. Wskutek tego wed³ug niej bêd¹
konstruowane zadania egzaminacyjne. Wa¿ne jest, aby ocenianie podsumowuj¹ce kolejne etapy edukacyjne w sposób coraz bardziej pog³êbiony weryfikowa³o umiejêtnoœci oraz wiedzê uczniów. Przyjêto nastêpuj¹c¹ zasadê: na koniec
danego etapu kszta³cenia wymagane jest tak¿e wszystko to, co by³o wymagane
na etapach wczeœniejszych, a wiêc na egzaminie po szkole podstawowej bêd¹
sprawdzane umiejêtnoœci i wiedza ucznia z szeœciu lat kszta³cenia, a nie z trzech
ostatnich, a po gimnazjum – z lat dziewiêciu, natomiast matura to rozliczenie
z dwunastu lat kszta³cenia (nie z trzech klas licealnych).
Koniecznym wydaje siê obecnie takie wygenerowanie modelu egzaminowania, który konsekwentnie testowa³by kolejno zdobywane kompetencje. Chodzi³oby o to, aby zarówno po szkole podstawowej, jak i po gimnazjum, a tak¿e
na maturze sprawdzaæ – na pisemnym egzaminie polonistycznym: 1) czytanie (ze
191
zrozumieniem) tekstów, 2) umiejêtnoœæ docierania do informacji zawartych w ró¿nych Ÿród³ach, 3) œwiadomoœæ jêzykow¹ uczniów, 4) pisanie w³asnego tekstu oraz
5) umiejêtnoœæ analizy i interpretacji ró¿nych tekstów kultury. Na egzaminie ustnym zaœ: 1) mówienie, 2) s³uchanie, a tak¿e 3) umiejêtnoœæ pracy samodzielnej
(samokszta³cenie) i pracy zespo³owej.
*
Stanis³aw Bortnowski
CZY TÊSKNOTA ZA DAWNYM NAUCZANIEM JÊZYKA
POLSKIEGO JEST UZASADNIONA?
Dygresje wstêpne
Zaczynam od truizmów: wszyscy têsknimy za dawnym, czyli za nasz¹ m³odoœci¹, tak¿e zawodow¹. Idealizujemy przesz³oœæ, nie dostrzegamy jej minusów,
œmiesznoœci i ma³oœci. Jesteœmy intuicyjnie przekonani, ¿e dawniej by³o lepiej. Podobnie z nauczaniem. Jako polonista pracuj¹cy w liceach w latach 1955-1975,
a póŸniej uniwersytecki metodyk odczuwam nostalgiê za czasami stabilizacji polonistycznej, gdy nie zmienia³ siê podrêcznik, gdy w wypisach by³y fragmenty nie
tylko Krótkiej rozprawy…, ale tak¿e ¯ywota cz³owieka poczciwego Miko³aja Reja,
jak równie¿ Marcho³ta grubego a sproœnego Jana z Koszyczek, gdy mog³em rozwa¿aæ na lekcjach prawdziwoœæ b¹dŸ sztucznoœæ uczuæ wyra¿onych przez bohaterów sielanki Laura i Filon Franciszka Karpiñskiego itd., itd. Równoczeœnie jednak ju¿ wtedy zdawa³em sobie sprawê z faktu, ¿e teksty staropolskie nudz¹ moich
uczniów, ¿e nie s¹ noœne, ¿e to wedle okreœlenia Micha³a G³owiñskiego archiwizm,
i ¿e godziny poœwiêcone na Satyrê na leniwych ch³opów i wiersz S³oty O zachowaniu siê przy stole powoduj¹, ¿e w klasie maturalnej nie ma ju¿ czasu na wspó³czesnoœæ, czyli na wiersze Wis³awy Szymborskiej i Zbigniewa Herberta, na powieœci
Tadeusza Konwickiego, dramaty S³awomira Mro¿ka, nie mówi¹c ju¿ o pisarzach
obcych, np. po³udniowoamerykañskich, którzy wtedy byli t³umaczeni na jêzyk
polski, i których s³awa dociera³a do zdolniejszych maturzystów. Zacz¹³em wiêc
skracaæ obowi¹zuj¹cy wówczas program, opuszczaæ np. Klemensa Janickiego, dziewiêtnastowiecznych poetów krajowych, (Seweryna Goszczyñskiego, W³adys³awa
Syrokomlê) i otwieraæ furtkê na czas bie¿¹cy, tym bardziej ¿e w programie znajdowa³o siê has³o Wspó³czesne ¿ycie literackie i lektura tygodników by³a wymagana.
192
Atawizm, si³a przyzwyczajeñ, niechêæ do zmian nigdy nie towarzyszy³y
mi w refleksji dydaktycznej, ale zdajê sobie sprawê, i¿ wiêkszoœæ kole¿anek i kolegów, ucz¹cych jêzyka polskiego wola³a i woli zachowawczoœæ i niezmiennoœæ.
Tak¹ postawê trzeba uznaæ za prawid³owoœæ zarówno psychologiczn¹, jak i socjologiczn¹. Jednostki i grupy spo³eczne obawiaj¹ siê nowego, dostrzegaj¹c si³ê
w konserwatyzmie i poszanowaniu tradycji, a zagro¿enie w sugestiach przekszta³ceñ. Nowoczesnoœæ zawsze jest i bêdzie podejrzana!
Œwiat przekszta³cony
Komentarz do tutaj móg³bym zacz¹æ od ekstazy informacyjnej. W dodatku sportowym do „Dziennika Polskiego” naliczy³em dwadzieœcia szeœæ informacji, sprawozdañ, komentarzy i wywiadów, w dodatku do „Gazety Wyborczej” pod
tytu³em „Kraków” – dwadzieœcia cztery. Wyszukiwarka internetowa na zapytanie
o Kordiana S³owackiego znajduje 280 tysiêcy pozycji bibliograficznych, a w odniesieniu do Sienkiewicza a¿ 1 180 tysiêcy. Informacja zyska³a status metafizyczny, a g³ówny problem wi¹¿e siê z pytaniem, jak j¹ zwielokrotniæ i uprzystêpniæ, i jak
ni¹ ujarzmiæ kogoœ, kto siê przed ni¹ broni. Socjologom znane jest pojêcie „kultury impulsów”. Oznacza ono, ¿e ludzie otrzymuj¹ informacjê przypadkow¹, fragmentaryczn¹, luŸno powi¹zan¹, niepog³êbion¹, naskórkow¹, czyli b³êdn¹.
„P³ynna nowoczesnoœæ” to kolejny w¹tek myœlowy i zarazem tytu³ ksi¹¿ki
Zygmunta Baumana. Argumentacja uczonego przygniata: od wielu zjawisk w otaczaj¹cym nas œwiecie nie ma odwrotu i czy chcemy tego czy nie, musimy nowoczesnoœæ zaakceptowaæ, gdy¿ jesteœmy wobec niej bezsilni. Bombardowanie informacj¹ bêdzie wiêc trwa³o, a cenzury do internetu nie wprowadzimy. Zygmunt
Bauman, nie daj¹c nadziei na ³ad informacyjny, wo³a: „Nie da siê skleiæ tego, co
rozpad³o siê na kawa³ki. Porzuæcie wszelk¹ myœl o ca³oœci – zarówno przysz³ej,
jak i przesz³ej – wy, którzy wstêpujecie do œwiata p³ynnej nowoczesnoœci”1.
Kolejny w¹tek rozwa¿añ móg³by nosiæ tytu³ „Multimedialnoœæ”. Zjawisko
pozornie tylko techniczne, tak naprawdê przekszta³ca widzian¹ przez nas rzeczywistoœæ, gdy¿ wzmacnia wra¿enie nadmiaru oraz przelewania siê form w niestabilnych,
chwilowych, szybko zmieniaj¹cych siê uk³adach. Dziêki mediom jesteœmy stale jakby w œrodku kalejdoskopu. Ktoœ nim porusza, ktoœ nadaje programy, ktoœ przesypuje kolorowe szkie³ka, a my patrzymy, patrzymy, patrzymy zachwyceni pozorami tego,
co ma byæ piêkne, poddajemy siê wizji i próbujemy wspó³uczestniczyæ w grze.
1 Z.
Bauman, P³ynna nowoczesnoœæ, prze³. T. Kunz, Kraków 2006, s. 35.
193
„Jeœli jesteœ, przyœlij mejla”. To powiedzenie potoczne, podobno cytat
z wiersza Marcina Œwietlickiego, zastêpuje dziœ sentencjê Kartezjusza: „Myœlê,
wiec jestem”. Audiowizualnoœæ staje siê nowym wyposa¿eniem antropologicznym. Mo¿liwoœæ ³¹czenia siê wszystkich ze wszystkimi z dowolnego miejsca na
kuli ziemskiej przekreœla geografiê i skraca czas do kilku sekund. S³owem, czy
siê to komuœ podoba, czy nie, nadchodzi nowa E-ra.
Multimedia anga¿uj¹ w odbiorze kilka zmys³ów: s³owo, obraz, dŸwiêk ³¹cz¹
siê w jedno. Podstawow¹ cech¹ nowej komunikacji staj¹ siê: decentralizacja i interaktywnoœæ. Agora i Hyde Park zachodz¹ na siebie, mieszaj¹ ku przera¿eniu
intelektualistów a zachwytowi t³umów. Cz¹stkowoœæ, chwilowoœæ, anonimowoœæ
to wyznaczniki nowej poetyki. Internet umo¿liwia zaistnienie ka¿demu: wystarczy zrobiæ zdjêcia wypadku samochodowego, po¿aru lub pokazaæ, jak uczniowie nak³adaj¹ na g³owê nauczyciela kosz, by zaistnieæ publicznie.
Hipertekst to kolejny sygna³ nowej cywilizacji. Chodzi o sposób czytania
tekstu, ale tak¿e jego konstrukcjê. Galaktyka Gutenberga przyzwyczai³a nas do
wertowania ksi¹¿ki „od deski do deski”, tak, jak ona niegdyœ bywa³a oprawiona.
Powstawa³ logiczny, uporz¹dkowany, przyczynowo-skutkowy, podporz¹dkowany
jakiejœ systematyce obraz œwiata. Oczywiœcie, mo¿na by³o poznawaæ utwór czy
rozprawê naukow¹ we fragmentach, ale i fragment mia³ pocz¹tek i koniec, spoist¹ strukturê jak has³o w encyklopedii.
W zamkniêciu tych skrótowych refleksji przywo³am dyskusjê o sytuacji
ksi¹¿ki. Rozmawiali na ten temat w redakcji „Wiêzi” Jan Gondowicz, Andrzej
Mencwel i Jerzy Sosnowski. Wybieram z tej wymiany myœli przydatne dla moich rozwa¿añ fragmenty.
J.G. – M³odzi ludzie, z którymi siê stykam profesjonalnie, traktuj¹ propozycjê pójœcia do biblioteki naukowej, tak jak propozycjê odwiedzenia kostnicy. Dla nich biblioteki to
cmentarzyska umar³ych idei i umar³ych ksi¹¿ek, niepotrzebnych, zadrukowanych ton papieru.
J.S. – Przeczytanie pewnej puli tekstów kanonicznych przesta³o byæ przepustk¹ do
œwiata elit.
A.M. – Zmienia siê typ kontaktu z tekstem. Ta zmiana jest bardzo dramatyczna dla
tych, którzy s¹ przywi¹zani do starego wzorca. Wpisuje siê to w sytuacjê g³êbokiej zmiany
kulturowej co najmniej na skalê rewolucji druku […]. Polega ona nie tylko na tym, ¿e zmienia siê sposób czytania. Zmienia siê miejsce w kulturze ksi¹¿ki, która jest synonimem tego
modelowego sposobu czytania. Zmienia siê miejsce tekstu w naukach humanistycznych.
Zmienia siê miejsce czytania w ca³ej kulturze, która w o wiele wiêkszym stopniu jest kultur¹ ogl¹dania ni¿ czytania. Czytanie przesta³o byæ wzorcotwórcze.
J.S. – Wielokrotnie wspominano tu Internet, który wnosi jedn¹ zasadnicz¹ nowoœæ –
obni¿a próg ³atwoœci wejœcia w obieg publiczny.
194
J.G. – Ksi¹¿ka jest akumulatorem mocy – nie a¿ boskoœci, ale mocy sprawczej. Ksi¹¿ka zawiera energiê ¿yciow¹ swojego twórcy, która potrafi udzielaæ siê tym, którzy z niej
korzystaj¹. Otó¿ ta magiczna moc jest generalnie kwestionowana przez obecn¹ generacjê
u¿ytkowników tekstów. Sta³a siê nieoczywista. Pêk³ kolektywny walor lektury2.
Niemoc ca³kowita
W 2004 roku, u progu zreformowanej matury, zbada³em, jak wygl¹da³a
realizacja materia³u w koñcowej klasie. Wywiadu udzieli³o mi szeœædziesiêciu dwu
polonistów pracuj¹cych w Polsce po³udniowej od Krakowa po Krosno i Duklê.
Wyniki dla nauczania jêzyka polskiego w szkole ogólnokszta³c¹cej okaza³y siê
pora¿aj¹ce. A¿ szesnaœcie osób (25,8%) rozpoczyna³o klasê maturaln¹ od lektur
pozytywistycznych, najczêœciej od Potopu, tak¿e Nad Niemnem, Lalki czy Zbrodni
i kary. Trzydzieœci piêæ osób (56,4%) przystêpowa³o do lektur m³odopolskich,
najczêœciej do Wesela czy do Ludzi bezdomnych, tylko piêæ osób (8,1 %) realizowa³o materia³ z Dwudziestolecia, dwie osoby (3,2 %) dotar³y do czasów wojny
i okupacji… cztery osoby (6,5 %) uczy³y niechronologicznie z ró¿nym skutkiem.
Na programowe spóŸnienie poloniœci reagowali zawziêtoœci¹, wewnêtrznym napiêciem, mobilizacj¹ psychiczn¹, uporem, ale i potê¿nym stresem:
– Muszê zd¹¿yæ, inaczej nie bêdê spaæ spokojnie.
– Bêdê musia³a zd¹¿yæ, mo¿e mi fizyk da godziny.
– Staram siê nie chorowaæ, a wszystkie lekcje, które z ró¿nych powodów nie mog³y
siê odbyæ, odrabiam z klas¹.
Prowadzi³o to do uproszczeñ, do intelektualnej cha³tury oraz do wyboru
takich metod nauczania, które s¹ najmniej czasoch³onne i zarazem najmniej twórcze, najmniej aktywizuj¹ce uczniów:
– Postaram siê zasygnalizowaæ tylko to, co najwa¿niejsze.
– Realizowaæ bêdê tylko te tematy, które wynikaj¹ z wymagañ egzaminacyjnych.
– Bêdê zadawaæ uczniom samodzielne prace do domu. W³asny wyk³ad skrócê do
minimum. Dokonam selekcji materia³u i przeka¿ê tylko to, co najwa¿niejsze. Jeœli zaœ zajdzie potrzeba, bêdê spotykaæ siê z uczniami na dodatkowych lekcjach.
– Tematy zaproponowane na cztery lekcje zrobiê na dwóch, te dwugodzinne zrealizujê na jednej lekcji. Zabraknie czasu na swobodne dyskusje i na twórcze gry z literatur¹ 3.
2 Czy
przestajemy czytaæ? Dyskusja, „Wi꟔ 2004, nr 11.
3 S. Bortnowski, Poloniœci w zreformowanym liceum (sonda¿ pó³ roku przed matur¹), „Po-
lonistyka” 2005, nr 7.
195
Zatem jeden, dwa wiersze wybitnego poety, fragmenty prozy jako ca³oœci,
przebieganie przez powieœæ, s³owem wszystko byle jak, bo trzeba szybciej. Ponadto przerzucanie obowi¹zków na uczniów, czyli samokszta³cenie pod presj¹
egzaminu. Wiek XX wychodzi z tej pogoni za histori¹ literatur pokiereszowany,
a literatura najnowsza, o której g³oœno w mediach, nie zaistnieje.
Tymczasem ju¿ w 1964 roku przedwojenny polonista licealny i jêzykoznawca, Zenon Klemensiewicz, uzna³, i¿:
[…] naczelnym zadaniem literackiego studium licealnego powinno byæ nauczanie
owocnego obcowania z dzie³em. Trzeba przyswoiæ umiejêtnoœæ wnikliwej lektury, która
potrafi wydobyæ z dzie³a wszystkie elementy strukturalne. […] Rezultatem tak pokierowanej lektury powinna byæ wzbogacona wiedza, dojrzewaj¹ca postawa œwiatopogl¹dowa, charakter wzmocniony i pog³êbiony bodŸcami lektury dzia³aj¹cej na uczucia i wolê4.
Tezy Klemensiewicza zosta³y wzmocnione przez Micha³a G³owiñskiego
w czêsto cytowanym szkicu Szkolna historia literatury: wprowadzenie w tradycjê (1980). Profesor o wielkim autorytecie uwa¿a, i¿ „szkolna historia literatury
pomyœlana jako miniaturyzacja historii literatury uniwersyteckiej mo¿e staæ siê
tylko jej karykatur¹”5. Trzeba w szkole unikaæ powtarzania jej sposobów ujmowania przesz³oœci i d¹¿enia do pe³ni. Przedmiotem uwagi naukowej historii literatury jest proces historycznoliteracki, tymczasem w szkole obowi¹zywaæ winna
punktowoœæ, czyli wybór najwa¿niejszych dzie³ literackich poddanych na lekcjach
interpretacji. Droga od dzie³a do epoki czy pr¹du jest dla G³owiñskiego jedynym
rozs¹dnym rozwi¹zaniem.
Znamienne: w ostatnim dwudziestoleciu rozchwia³a siê tak¿e polonistyka
uniwersytecka. Zajêcia historycznoliterackie, teoretycznoliterackie i jêzykoznawcze obudowuje siê coraz szerszym pasmem bloków czy opcji nieswoistych dla
tradycyjnej polonistyki, co odpowiada rozszerzaniu siê horyzontów badawczych
samej dyscypliny i homogenicznoœci obecnej kultury.
Polonistyka dziœ kszta³ci nie tylko nauczycieli i naukowców, lecz i pracowników mediów, wydawnictw, archiwów, bibliotek, rynku ksiêgarskiego, reklamy,
public relations, instytucji kultury i administracji, a tak¿e polityków. Strefy zatrudnieñ poszerzy³y siê znacznie, dlatego „tradycyjny, jednofakultetowy model
specjalistyczny jest zastêpowany modelem eklektycznym, w ramach którego
4 Z. Klemensiewicz, Jak rozumieæ samodzielnoœæ ucznia, „¯ycie Literackie” 1964, nr 41.
5 M. G³owiñski, Szkolna historia literatury, wprowadzenie w tradycjê, w: Olimpiada Lite-
ratury i Jêzyka Polskiego, red. B. Chrz¹stowska i T. Kostkiewiczowa, Warszawa 1980, s. 102.
196
preferowane s¹ pojedyncze modu³y kilku ró¿nych fakultetów. […] dotychczasowy kszta³t edukacji polonistycznej na niemal ka¿dym kroku wykazuje sw¹ anachronicznoœæ i nieprzystawalnoœæ do potrzeb wspó³czesnoœci”6. Oto jednoznaczny
ton g³osów zjazdowych.
Literaturoznawstwo staje siê wiêc na studiach polonistycznych dyscyplin¹ niemal przeklêt¹, „o s³abym profesjonalizmie” (Ryszard Nycz), dusz¹c¹ siê
w niemo¿noœci rozpoznania samej siebie. Nic dziwnego, ¿e przera¿ona liczb¹ lektur w kanonach uniwersyteckich (wedle obliczeñ Józefa Bachórza, student powinien przeczytaæ 5 820 stron z literatury polskiej i 6 900 z literatury obcej) Anna
Lege¿yñska proponuje odwrócenie sytuacji: to studenci uk³adaliby na zakoñczenie
cyklu rocznego w³asne kanony, poddaj¹c je profesorskiej weryfikacji.
Jakim celom podporz¹dkowywaæ kszta³cenie polonistyczne
w szko³ach na pocz¹tku XXI wieku?
Na pewno pozostanie nim wprowadzenie w tradycjê, jednak po¿egnaæ siê
trzeba z myœl¹ o historii literatury, nawet tej kar³owatej. Skrótowe przybli¿enia
epok, wybrani pisarze i wybrane ich dzie³a (arcydzie³a, teksty typowe, utwory
znacz¹ce dla œwiadomoœci narodowej), widziane w szerokich kontekstach i odniesieniach historycznych, politycznych, spo³ecznych, obyczajowych, filozoficznych, w odwo³aniach do innych sztuk, do kultury masowej i kultury medialnej.
Ma³o, ale g³êbiej, w otwartym ujêciu interpretacyjnym, z akcentem na wspó³czesnoœæ, która ogl¹da to, co dawne, z innej perspektywy.
Wa¿niejsze od paradygmatu historycznoliterackiego wydaje mi siê uœwiadomienie dzieciom, nastolatkom tudzie¿ zbli¿aj¹cym siê do pe³noletnioœci kulturalnej, ¿e literatura i sztuka czasami bywa odzwierciedleniem rzeczywistoœci,
lecz najczêœciej tworzy œwiat w³asny, bardzo ró¿ny, podporz¹dkowany prawom
fantazji, deformacji, prawid³om baœni i nadrealizmu, regu³om symboliki i paraboli, zasadom groteski i wyzwaniom abstrakcji. T³umaczenie niewyjaœnionego,
poszerzenie norm czytania ku modelowi znawców, ale tak¿e refleksja nad moc¹
i niemoc¹ kultury masowej, najczêœciej sprymitywizowanej (ale nie zawsze!), na
ka¿dym poziomie pojedynek na gusta z prawem do repliki ka¿dej strony: uczniowskiej i nauczycielskiej, powolne wg³êbianie siê w skomplikowane sensy wiersza,
6 W. Bolecki, Pytania o przedmiot literaturoznawstwa, w: Polonistyka w przebudowie:
literaturoznawstwo – wiedza o jêzyku – wiedza o kulturze – edukacja, t. 1, red. M. Czermiñska i in., s. 6.
197
dramatu, opowiadania czy powieœci – oto najwa¿niejsze kierunki dialogu lekcyjnego. Dialog ten odbywa³ siê zawsze, ale przyt³oczony by³ encyklopedyzmem,
s³u¿ebnoœci¹ narodow¹, potem klasow¹, ci¹¿y³a te¿ nad nim polonistyka uniwersytecka w konserwatywnym wydaniu. Dziœ pole interpretacji siê poszerza, dokumentacja staje siê mniej ceniona na rzecz swobodnej myœli.
O kolejnym kierunku d¹¿eñ polonistycznych poœrednio ju¿ wspomnia³em:
chodzi o zachêcenie do czytania, o obronê s³owa bez potêpiania obrazu, o satysfakcjê z poznawania literatury, o wyrobienie nawyku kontaktu z ksi¹¿k¹ i przeciwstawienie siê postawie: „Ka¿da lektura (szerzej: ka¿da ksi¹¿ka) jest nudna”.
Dlaczego kontakt z ksi¹¿k¹ jest wa¿ny, na to pytanie w wywiadzie zatytu³owanym Jak mózg siê przegrzewa? udziela odpowiedzi Dawid Wiener. Zauwa¿a, i¿ pod wp³ywem zalewu bodŸców doszliœmy do granic percepcji zdolnoœci
obliczeniowych mózgu. Jego zdaniem, dzieci wychowane w kontakcie z internetem bêd¹ bardziej inteligentne, bêd¹ mia³y lepsz¹ pamiêæ wzrokow¹ oraz umiejêtnoœæ robienia kilku rzeczy naraz, ale nie bêd¹ mog³y nawi¹zywaæ spo³ecznych
wiêzi i co najwa¿niejsze – samodzielnie myœleæ i tym samym – rozwi¹zywaæ zadañ
otwartych i krytycznie, z dystansem odnosiæ siê do jakiegokolwiek przekazu.
„Nadmiar informacji uwstecznia nas jako ludzi”. Dzieci dziœ szybko zdobywaj¹
wiedzê, ale nie umiej¹ z niej skorzystaæ. Roœnie pokolenie p³ytko przetwarzaj¹ce, mniej skore do wysi³ku i koncentracji.
Antidotum na te schorzenia umys³u – wedle Wienera – mo¿e staæ kontakt z ksi¹¿k¹:
Dowodem mo¿e byæ prosty eksperyment: dwie klasy, ten sam program. W jednej
korzystano z ksi¹¿ek, w drugiej z laptopów i tablicy œwietlnej. I co? Uczniowie z elektronicznej klasy mieli problemy z wykorzystaniem wiedzy w praktyce. […] Czytanie ksi¹¿ek
poprawia kreatywnoœæ, a to z kolei u³atwia zrobienie kariery lub choæby zdobycie przewagi
nad tymi, którzy ich nie czytaj¹. Wszystko jedno, w jakiej bran¿y7.
Argumentów za ksi¹¿k¹ mo¿e byæ niezliczona liczba. Wspomnê o dwu:
poszerzanie s³ownictwa oraz otwieranie wyobraŸni.
Skoro o s³ownictwie mowa, to trzeba przypomnieæ, i¿ nauczany przedmiot
nosi nazwê „jêzyk polski”. To zobowi¹zuje! Absolwenci powinni biegle i z w³aœciw¹ intonacj¹ g³oœno czytaæ i czytaæ ze zrozumieniem, interesuj¹co mówiæ z wyzyskaniem bogatego s³ownictwa i sprawnie pisaæ w ró¿nych formach wypowiedzi
tak urzêdowej, jak paraliterackiej. To utopia, do której poloniœci musz¹ zmierzaæ
7 „Gazeta
Wyborcza”, 14-16 VIII 2009. Wywiad przeprowadzi³ A. W³odarski.
198
jak na Atlantydê. Œrodkiem ku temu s¹ æwiczenia w mówieniu i pisaniu, lekcje
gramatyki w wersji tradycyjnej, jak te¿ komunikacyjnej. Dziœ, gdy ubóstwo jêzykowe oraz prymitywizm wyra¿ania myœli i uczuæ kazi polszczyznê, m³odych
Polaków trzeba uczyæ ich jêzyka prawie tak samo intensywnie, jak uczy siê jêzyka obcego. Ponadto bez refleksji nad gramatycznymi kategoriami polszczyzny
wprowadzanie w podstawy jêzyka angielskiego czy niemieckiego oka¿e siê dla
neofilologów zadaniem podwójnym.
Jaki wniosek dla celów nauczania jêzyka polskiego? W³aœnie jêzyk musi
byæ otoczony specjaln¹ trosk¹ polonisty. Na ka¿dym poziomie nauczania jest to
zadanie priorytetowe, o czym czêœæ polonistów wie, ale czêœæ rezygnuje na lekcji z g³oœnego czytania (czytaj¹ tylko ochotnicy), z d³u¿szego mówienia na jakiœ
temat, z uczenia gramatyki, z refleksji nad funkcj¹ np. czêœci mowy, z æwiczeñ
redakcyjnych, z korekty klasówek (w drastycznych wypadkach z klasówek),
a skupia uwagê wy³¹cznie na literaturze. Oczywiœcie lekcje literatury bogac¹ te¿
jêzyk ucznia, ale bez mozolnych æwiczeñ zorientowanych jêzykowo absolwent
gimnazjum czy szko³y œredniej pozostanie w jêzyku polskim kaleki.
Zamykaj¹c uwagi o celach edukacji polonistycznej, upomnê siê o cel wychowawczy lekcji polskiego. Brzmi to jak przywo³anie dawnego konspektu,
w którym polonista powinien by³ zapisaæ realizowane trzy cele: poznawczy,
sprawnoœciowy i wychowawczy. Na pierwszy zgadza³ siê bez oporów, przy drugim mia³ w¹tpliwoœci, trzeci zaœ lekcewa¿y³ i przekszta³ca³ w nic nieznacz¹cy
slogan. Decydowa³o ideologiczne traktowanie przedmiotu, propagandowa wersja interpretacji dzie³a, tak¿e trudnoœæ w werbalizowaniu tego, co z kontaktów
z literatur¹ ma wynieœæ m³ody cz³owiek. St¹d deklaratywnoœæ projektów lekcji
i sprowadzanie utworu do najprostszej tezy.
Tymczasem literatura jest rozmow¹ z czytelnikiem nawet wtedy, gdy z¿yma siê on na przedstawion¹ wizjê œwiata i odrzuca przes³anie dzie³a. W Rozmowach na nowy wiek na pytanie „Czym jest poezja?” Julia Hartwig
odpowiedzia³a:
Jest to próba podzielenia siê tym, co wiem, z kimœ, kto zechce pos³uchaæ czy przeczytaæ wiersz. Wielu ludzi przechodzi obojêtnie obok rzeczy bardzo piêknych, nie dostrzegaj¹c ich. A tacy, którzy odwa¿¹ siê i zechc¹ czasem wzi¹æ ksi¹¿kê jakiegoœ poety do rêki,
nagle odkrywaj¹: ja te¿ tak czujê, albo – ja te¿ tak widzê8.
8
J. Hartwig, O sztuce patrzenia, w: Rozmowy na nowy wiek. Prowadz¹ K. Janowska,
P. Mucharski, t. 1, Kraków 2002, s. 140.
199
Wed³ug Adama Zagajewskiego:
Broniæ ¿ycia duchowego to nie jest objaw pob³a¿liwoœci wobec radykalnych estetów;
myœlê, ¿e ¿ycie duchowe, g³os wewnêtrzny mówi¹cy do nas – albo tylko szepc¹cy – po polsku, po angielsku, po rosyjsku, albo po grecku, jest ostoj¹ i gruntem naszej wolnoœci, niezbêdnym terytorium refleksji i niezale¿noœci wobec potê¿nych uderzeñ i pokus przychodz¹cych z nowoczesnego ¿ycia9.
By dope³niæ odwo³ania uzasadniaj¹ce pozbawiony ¿yciowych kalkulacji kontakt z dzie³ami ludzkiej wyobraŸni, jeszcze wypowiedŸ W³adys³awa
Stró¿ewskiego:
Jej [sztuki – SB] szczególnym powo³aniem jest wypowiadanie przes³ania na temat
tego, czym jesteœmy, czym jest œwiat, czym jest rzeczywistoœæ, albo – teraz powiem na pewno coœ, z czym nie wszyscy siê zgodz¹ – czym jest œwiat idealny. Sztuka ma szczególne predyspozycje, ¿eby w jakiœ sposób ods³aniaæ œwiat idealny10.
Zachwyt, olœnienie, przera¿enie, harmonia i dysharmonia, poznawanie innych, wiêc intensyfikacja w³asnej egzystencji zwielokrotnionej w cudzych lustrach, transgresje, czyli przekraczanie granic wyznaczanych przez prozê ¿ycia
i przeciêtnoœæ myœlenia, stawianie wa¿nych, ontologicznych i poznawczych pytañ, kszta³towanie sk³onnoœci wy¿szych, uwolnionych od œciœle utylitarnego
podejœcia do ¿ycia – oto cele wychowawcze lekcji polskiego. Adam Zagajewski
mówi o obronie duchowoœci i potrzebie nadania formy ¿yciu wewnêtrznemu.
Tymczasem utylitaryzm zaw³adn¹³ polonistyk¹ szkoln¹: przygotowanie do egzaminu sta³o siê zadaniem najwa¿niejszym. Rozstaj¹c siê nie bez ¿alu z dawn¹,
historycznoliterack¹ wizj¹ nauczania jêzyka polskiego i zdaj¹c sobie sprawê z nieuchronnoœci procesów cywilizacyjnych, broniê jednoczeœnie literatury jako ostoi
naszej wolnoœci, a cele nauczania jêzyka polskiego poszerzam o koniecznoœæ
æwiczenia i doskonalenia jêzyka we wszystkich jego aspektach.
*
9 A. Zagajewski, O poezji i samotnoœci, w: Rozmowy na koniec wieku…, t. 2, Kraków
1998, s. 133.
10 W. Stró¿ewski, O prawdzie, dobru i piêknie, w: Rozmowy na koniec wieku, t. 1, s. 190.
200
Lidia Wiœniewska
SZKOLNICTWO – ZMIANA PARADYGMATU
Nie jestem teoretykiem nauczania, nie jestem te¿ praktykiem zwi¹zanym
ze szko³¹ œredni¹ (choæ taki epizod mieœci siê w moim doœwiadczeniu); jestem
jedynie praktykiem-nauczycielem akademickim, którego bezpoœrednio dotyczy
to, co siê dzieje w szkole œredniej, poniewa¿ to na studia trafiaj¹ osoby, u których rozpoznajemy rezultaty wczeœniejszego kszta³cenia. Mam jednoczeœnie
poczucie, i¿ nie tylko to, co siê dzieje w szko³ach œrednich, wp³ywa na stan szkolnictwa wy¿szego, ale tak¿e odwrotnie – to, co uprawnia do pojawienia siê na studiach wy¿szych, a tak¿e to, co siê dzieje na nich – wywiera wp³yw na sposób
podejœcia do nauki na ni¿szych etapach kszta³cenia. Postrzega³abym tu raczej
istnienie systemu „naczyñ po³¹czonych” ni¿ po prostu zlewiska (a jeœli zlewiska
– to pod innym wzglêdem). Czujê wiêc w tym momencie potrzebê refleksji mo¿e
jedynie stanowi¹cej zarys problematyki, ale szerszej ni¿ tylko nastawionej na
odniesienie siê œciœle do samego procesu kszta³cenia w szkole albo tylko na studiach, a dotycz¹cej pewnej, jeœli mogê tak to nazwaæ, filozofii kszta³cenia. Jako
sk³onna przy tym do komparatystycznych ujêæ – dokonam pewnych porównañ.
I nie ukrywam, ¿e nastawione s¹ one na pobudzenie dyskusji; chêtnie wiêc przedyskutujê wszelkie kontrpropozycje.
U¿ywaj¹c sakramentalnego sformu³owania „kiedyœ”, przypomnê, ¿e „kiedyœ” studentem stawa³o siê na podstawie egzaminów przeprowadzanych przez
uczelnie wy¿sze, które dokonywa³y selekcji – w ka¿dym razie istnia³y mo¿liwoœci jej dokonywania – wynikaj¹cej, po pierwsze, z odpowiednio du¿ej w stosunku do miejsc na uczelniach liczby kandydatów, co konstytuowa³o przes³ankê
demograficzn¹ istniej¹cego stanu rzeczy i przes¹dza³o o „wyborze” determinuj¹cym przynajmniej pewn¹ elitarnoœæ studiów. Co prawda zarazem w „obozie
socjalistycznym” podkreœlano ich egalitarnoœæ, jeœli chodzi o „pochodzenie”
kandydatów, a nawet preferencje dla tych pochodz¹cych z „do³ów” hierarchii
spo³ecznej, czy raczej z jej „fundamentów” (i zarazem ideologicznej ostoi wspomnianych spo³eczeñstw), którzy w znacznej mierze tworzyæ mieli now¹, w gruncie
rzeczy, a jednak – elitê umys³ow¹ w pañstwach nowego ustroju. W ten sposób
zaœ, po drugie, dochodzi³a do g³osu przes³anka ideologiczna czy te¿ ideologiczno-polityczna, poci¹gaj¹ca za sob¹ nasycenie programów nauczania, nie tylko na
studiach zreszt¹, treœciami, które mia³y wychowywaæ „nowego, socjalistycznego”
201
cz³owieka, a zatem z za³o¿enia by³y niezwykle „humanistyczne”. Przy tym istnia³y – wyznaczaj¹c, po trzecie, przes³ankê organizacyjn¹, w zasadzie tylko uczelnie pañstwowe – i raczej ograniczona ich liczba (przy czym i tu istnia³a hierarchia: wy¿sze szko³y, np. pedagogiczne, akademie, uniwersytety – renomowane
i nie). Z pewnoœci¹ ich liczba by³a ograniczona równie¿ dlatego, ¿e finansowanie spoczywa³o na pañstwie, które z wielu powodów (a szczególnie niewydolnoœci systemu ekonomicznego, uwik³anego równie¿ w uzale¿nienia ideologiczne – czego symbol stanowi³a Nowa Huta pod Krakowem, a wreszcie generalnie
z powodu nienale¿enia do potentatów w sferze ekonomicznej, etc.) musia³o dokonywaæ wyboru. I wreszcie, po czwarte, istnia³a pewna stabilnoœæ systemu szkolnictwa (byæ mo¿e poci¹gaj¹ca za sob¹ skostnienie, zarazem swoist¹ autarkicznoœæ, ujawniaj¹c¹ siê np. w ograniczonej mo¿liwoœci wyjazdów zagranicznych,
szczególnie na Zachód, co znowu mo¿na wyjaœniæ tyle¿ ogólnym ubóstwem spo³eczeñstwa, co przes³ankami ideologicznymi). System kszta³cenia w Polsce pozostawa³ mimo to w du¿ej mierze autonomiczny (pomijaj¹c szko³y partyjne i pokrewne). Tak wiêc przes³anki: demograficzna, ideologiczna, organizacyjna i trudna do innego okreœlenia przes³anka sta³oœci (systemu politycznego, tyle¿ co systemu kszta³cenia) mog³yby stanowiæ tutaj pewne punkty orientacyjne dla naszego porównania.
Równie generalizuj¹c jak poprzednio, powiedzieæ by nale¿a³o, ¿e „dzisiaj”,
po pierwsze, ni¿ demograficzny sprawi³, ¿e nie student walczy o studiowanie, ale
uczelnie o studenta; zamiast wyboru – pojawi³ siê (zastêpuj¹cy selekcjê) zbiór
(owo sygnalizowane zlewisko wszystkiego, co mo¿liwe, na studiach) – i to pojmowany wieloaspektowo. Student nie zdaje egzaminu, ale po prostu sk³ada dokumenty, zazwyczaj nie na wybran¹, ale na kilka uczelni, czêsto nie na wybrany
kierunek, a na kilka odmiennych kierunków, a uczelnie otrzymuj¹ równie¿ zbiór
– nie bez powodu gromadz¹ zreszt¹ „ile” i „co” siê da, ¿eby w decyduj¹cym
momencie dokonywania ostatecznie wyboru (przez studenta, a nie przez uczelnie) i rozpoczynania roku akademickiego – nie zostaæ z niczym. Tym samym
czêsto wielokierunkowoœæ dzia³añ (w zasadzie tak czy inaczej z pewnoœci¹ studenta) ujawnia pewn¹ przypadkowoœæ („studiowaæ cokolwiek”) nie mniej, ni¿
ujawnia j¹ (choæ nie wy³¹cznie) zbiór studentów, jaki pojawia siê na poszczególnych kierunkach studiów. Jednak nie tylko ni¿ demograficzny to sprawi³ – jednoczeœnie bowiem z nim, paradoksalnie, zwiêkszy³a siê (pojawia siê tu przes³anka
organizacyjna) liczba uczelni i nie tyle poszerzy³a siê oferta, ile powsta³a zupe³nie nowa jakoœæ w postaci – zastêpuj¹cego dawn¹ przes³ankê ideologiczn¹, np.
socjalizmu now¹ – rynku us³ug w zakresie kszta³cenia (nie tylko) wy¿szego. Jak
grzyby po deszczu – choæ nale¿a³o raczej siê liczyæ z d³u¿sz¹ i pog³êbiaj¹c¹ siê
202
posuch¹ – wyrasta³y uczelnie prywatne, a zatem wzros³a poda¿, choæ zmniejszy³
siê popyt. Wszystkie te wymiary w³¹cza³y siê w gruncie rzeczy w eksponowanie
nowej wersji czwartej przes³anki: szkolnictwo zaczê³o realizowaæ postulat mobilnoœci, ruchliwoœci, zmiany – na wielu p³aszczyznach.
Opisuj¹c ten stan rzeczy, w sposób nieunikniony u¿yæ by trzeba – zastêpuj¹cego powszechnie dawny jêzyk („humanistycznej”) ideologii – jêzyka czegoœ tak materialnego i nastawionego na rzeczy oraz us³ugi jak handel, poniewa¿
szczególnie pojawienie siê uczelni prywatnych wzmocni³o poczucie istnienia
„rynku produktów kszta³cenia” – i nie mog³o byæ inaczej, jako ¿e wiêkszoœæ uczelni jest dziœ prywatna, a wiêc jest przede wszystkim prywatnymi przedsiêbiorstwami, sytuuj¹cymi siê w pewnej opozycji do pañstwowych. Zasadniczym pytaniem
sta³o siê, jaki produkt rzuciæ na rynek, ¿eby okaza³ siê on „hitem sezonu” – choæ
mo¿na by pytaæ, czy bêdzie on istotny dla kszta³cenia, czy dla ekonomicznego
rachunku przedsiêbiorstwa, jakim staje siê wy¿sza uczelnia? Z pewnoœci¹ wiele
w tym by³o racji: umo¿liwi³o to prze³amanie pewnej ociê¿a³oœci pañstwowego
systemu kszta³cenia w odpowiadaniu na nowe zapotrzebowanie, jakie rodzi nowa
rzeczywistoœæ – i pod wzglêdem politycznym, i gospodarczym, i technicznym
(a jeszcze bardziej informatycznym), a w pewnym sensie ideowym (jeœli za tak¹
zmianê uznaæ np. nie tylko ideologiê rynku, ale i ca³¹ problematykê ochrony œrodowiska, która, przynajmniej deklaratywnie, diametralnie zmienia postrzeganie
w nim cz³owieka, od roli pana przechodz¹cego do roli elementu w globalnej ca³oœci). Jednak o przebojowoœci decyduje tu nie tyle jakoœæ „produktów”, ile inne,
mniej merytoryczne cechy wynikaj¹ce ze znalezienia siê na rynku tego nowego
rodzaju przedsiêbiorstw: rozleg³a i wymagaj¹ca sporych nak³adów finansowych
(na które mniej mog¹ sobie pozwoliæ uczelnie pañstwowe, szczególnie mniejsze)
reklama jawna i (czêsto) ukryte za³o¿enia (takie na przyk³ad, ¿e student na uczelni
prywatnej p³aci, wiêc ma prawo zdawaæ tak d³ugo, a¿ ktoœ siê zmêczy, i na pewno nie bêdzie to student, lub zda z takim zasobem wiadomoœci, który tylko markuje prawdziw¹ wiedzê), a tak¿e coœ, co mo¿na nazwaæ ³adnym, atrakcyjnym
opakowaniem produktu w nazwê, która budzi prawdziw¹ konsternacjê nawet
samych wyk³adowców maj¹cych siê ni¹ pos³ugiwaæ.
I wreszcie, skoro mowa o tym zagadnieniu, prze³amanie granic w ramach
Unii Europejskiej spowodowa³o, ¿e pojawia siê dodatkowa mo¿liwoœæ – skorzystania z wykszta³cenia za granic¹, przynosz¹cego nie tylko teoretyczn¹ wiedzê,
ale tak¿e praktyczn¹ znajomoœæ obcego jêzyka, innej kultury i ludzi, co generalnie umo¿liwia wiêksz¹ ruchliwoœæ, szczególnie w ramach Unii, ale nie tylko. Nade
wszystko oznacza jednak budowanie nowego organizmu politycznego, w którym
uczestniczyæ te¿ ma szkolnictwo. I mo¿na by powiedzieæ, ¿e szkolnictwo jest
203
wpisywane w szerokie przemiany – oraz towarzysz¹ce temu za³o¿enia ideologiczne – zmierzaj¹ce do nie tylko formalnego, ale i faktycznego wykrystalizowania
UE, a wiêc czegoœ, co ma stanowiæ zaprzeczenie antynomii dawnego bloku
wschodniego i szeroko rozumianego Zachodu. Tworzenie tego nowego organizmu – w du¿ej mierze pozostaj¹cego ci¹gle zbiorem odmiennych jednostek – wymaga dzia³añ integracyjnych, które obejmuj¹ tak¿e (a mo¿e przede wszystkim)
kszta³cenie. Jednak poci¹ga to za sob¹ nie tylko cenn¹ wymianê miêdzyuczelnian¹, np. w ramach Erasmusa, ale tak¿e dzia³ania uczelni zachodnich (nie tylko
presti¿owych, lecz ró¿nych, dzia³aj¹cych na rynku), które pojawiaj¹c siê w ramach wolnej konkurencji (przynajmniej w pewnym stopniu) powoduj¹ dodatkowy
drena¿ polskich uczelni.
Tak wiêc ³atwoœæ zostania studentem – jak nie w jednej uczelni, to w drugiej, jak nie w kraju, to za granic¹, jak nie z powodu g³odu wiedzy, to z powodu
przymusu (ekonomicznego) posiadania „papierka” – powoduje, ¿e studia staj¹
siê chlebem powszednim, choæ czasem zakalcem, a tym samym elitaryzm zostaje zast¹piony egalitaryzmem, podbudowanym œwiadomoœci¹, ¿e Polska pod
wzglêdem wykszta³cenia wy¿szego sytuowa³a siê na pewno nie w czo³ówce,
w czym nie ma powodu do chluby. Czy jednak to usytuowanie siê w czo³ówce
nie prowadzi do spospolitowania wykszta³cenia wy¿szego, które mo¿e uzyskaæ
ka¿dy: ka¿dy mo¿e, a nawet powinien, zostaæ studentem i otrzymaæ dyplom ukoñczenia studiów. O ile s¹ one jeszcze „wy¿sze” (przynajmniej na swym pierwszym
stopniu) w znaczeniu ongiœ u¿ywanym.
¯eby jednak tak siê mog³o staæ – to znaczy, by ka¿dy móg³ siê staæ studentem w imiê dostosowania do nowej rzeczywistoœci – potrzebne by³o (rynkowi, nowej wizji politycznej) prze³amanie podstawowej bariery, jak¹ by³a „stara” matura, stanowi¹ca sito, przez które niekoniecznie siê przechodzi³o, zanim
przesz³o siê jeszcze przez nastêpne sito – egzaminów wstêpnych na wy¿sze
uczelnie. Zamiast wiêc podwójnego sita – pojawi³o siê sito dziurawe, przez które
przedostaj¹ siê wszyscy; trzeba by siê by³o wykazaæ nadzwyczajnymi zdolnoœciami, ¿eby nie przejœæ przez nie. Jak pamiêtamy, jeœli siê nawet nie przesz³o,
mo¿na by³o liczyæ na dyspensê od samego Ministra. Stawiam w ten sposób tezê,
¿e to w gruncie rzeczy pewne tendencje stoj¹ce za przemianami politycznymi i gospodarczymi wymusi³y takie, a nie inne rozumienie matury, która nie bêd¹c realnym sprawdzianem intelektualnych mo¿liwoœci uczniów (zawy¿aj¹c je u „przeciêtniaków” lub jeszcze gorzej, a zani¿aj¹c je u m³odych zdolnych, prowadzi(³a) – nie
wiem, czy mo¿na tu u¿ywaæ czasu przesz³ego? chyba nie – do, moim zdaniem,
przera¿aj¹cej „urawni³owki” i dewaluacji sprawdzianu wartoœci intelektualnej kandydatów na studia. Uwa¿am, ¿e demoralizuj¹cej dewaluacji. Jednak prawdziwy
204
sprawdzian, szczerze powiedziawszy, po prostu nikomu nie by³ potrzebny: ani
nowym przedsiêbiorcom, ani politykom, ani rynkowi, ani, tym bardziej, studentom, których oducza siê wysi³ku. Na rynku us³ug potrzebne s¹ t³umy nabywców,
a nie jacyœ „wybrani” do zajêcia okreœlonej (a w przypadku inteligencji zak³adamy zwykle, ¿e w jakiœ sposób dominuj¹cej, kieruj¹cej, powiedzia³abym – duchowej) pozycji w spo³eczeñstwie. Niekoniecznie znaczyæ to musi, ¿e zabrak³o w tej
dziedzinie – edukacji – „sklepów firmowych” oferuj¹cych wysokiej jakoœci towary (choæ, jak zawsze, interesuj¹ce jest, kto je nabywa). Z pewnoœci¹ rodzi siê
nowa hierarchia. Przy okazji jednak zalew tandety intelektualnej wydaje siê niepowstrzymany.
Myœlê tak¿e, ¿e na tej linii styku szkolnictwa wy¿szego i œredniego takie
w³aœnie „rynkowe” i polityczne uzale¿nienie funkcjonowania szkolnictwa wy¿szego prowadzi nie tylko do okreœlonych konsekwencji na wy¿szym poziomie,
ale i do wykszta³cenia okreœlonego stanu œwiadomoœci (i swoistej demoralizacji)
tak¿e na ni¿szym poziomie. A zatem po pierwsze – uczniom braknie motywacji
do nauki, jeœli ocena i tak jest prawie zagwarantowana jako pozytywna, stanowi¹c przepustkê pójœcia dalej. Z takim te¿ nastawieniem uczniowie przychodz¹
na studia, przekonani ponadto, ¿e nie tu, to gdzie indziej otrzymaj¹ podobne
potwierdzenie na wy¿szym poziomie. Po drugie – przyjmuj¹ oni, ¿e nie ma w³aœciwie warunków sine qua non (nie muszê przypominaæ nag³oœnionych kompromituj¹cych zajœæ z nauczycielami, a ta patologia nie zawsze byæ musia³a tylko
wyrazem s³aboœci nauczyciela, bo mog³a – jeszcze bardziej – byæ wyrazem s³aboœci systemu, który nie tylko w sprawie matury w gruncie rzeczy gwarantuje
w³aœciwie uzyskanie formalnego, nie zaœ faktycznego potwierdzenia – przez ludzi pozostaj¹cych poni¿ej poziomu akceptowalnoœci – ¿e uzyskali wymagany
zasób wiedzy, umiejêtnoœci etc.). Na studiach – uczestnicz¹c na przyk³ad w Radach Wydzia³u staj¹ siê czasami œwiadkami smutnych i ¿enuj¹cych wypowiedzi
profesorów, ¿e musimy dbaæ o studentów (przy czym s³owo: „dbaæ” znaczy: dbaæ
o liczbê, a nie jakoœæ), poniewa¿ oni konstytuuj¹ nasze miejsca pracy (a dodajmy, ¿e przypadki ostrego uœwiadamiania tego przez Dyrektorów Instytutów czy
Dziekanów dobrym dydaktykom zdarzaj¹ siê nawet na UJ). Nie wp³ywa to na
umocnienie autorytetu kadry naukowej (nawiasem mówi¹c, kadry równie¿ coraz
bardziej uwik³anej w mechanizmy rynkowe, co przejawia siê w zatrudnieniu na
dwu etatach). Po trzecie – ucz¹ siê tego, czego siê od nich wymaga przede wszystkim, tzn. rynkowego podejœcia do rzeczywistoœci, pocz¹wszy od (bardzo po¿ytecznego) tworzenia ju¿ w szkole projektów finansowanych np. przez UE. Jednak w masowym wymiarze przekszta³ca siê to w myœlenie przede wszystkim
w kategoriach pieni¹dza; na studiach znajduje to wyraz w tym, ¿e niezale¿nie od
205
tego, czy mamy do czynienia ze studiami dziennymi, czy zaocznymi, studenci
w wiêkszoœci poœwiêcaj¹ siê nie studiom, ale pracuj¹ jako magazynierzy, kierowcy
ciê¿arówek, ludzie od reklamy, modelki i nie tylko – nie traktuj¹c samego studiowania jako ciê¿kiej pracy, poniewa¿ siê za nie im nie p³aci (a stypendia, nawet dla najlepszych, niekoniecznie pozwalaj¹ prze¿yæ).
Tendencja rynkowa, która wydaje siê generalnie wypieraæ dawn¹ tendencjê ideologiczn¹, pe³ni¹c¹ funkcjê wyodrêbniaj¹c¹ (studia jako wyraz hierarchizacji i, jednak, elitarnoœci) odgrywa rolê ca³oœciuj¹c¹ (egalitaryzacja). Jednak
mo¿na by powiedzieæ, ¿e granice usuwane w poprzedniej perspektywie, pojawiaj¹
siê tak¿e w nowej, tylko inaczej.
Swego czasu zatem studia wy¿sze stanowi³y pod wieloma wzglêdami zamkniêt¹ jednostkê. Po pierwsze – trwa³y piêæ lat. W taki sam sposób jednostkê
czasow¹ stanowi³a szko³a podstawowa, która mog³a koñczyæ kszta³cenie (o charakterze ogólnym) i œrednia: tu szko³a zawodowa mog³a zamykaæ kszta³cenie ju¿
w okreœlonym kierunku lub dope³niana by³a technikum, otwieraj¹cym drogê na
studia, zazwyczaj wytyczone poprzednim przygotowaniem; liceum przede wszystkim przygotowywa³o do studiów, najczêœciej daj¹c wiedzê ogóln¹, ale by³y te¿
licea sprofilowane. Obecnie wykszta³cenie œrednie (gimnazjum i liceum) jest
generalnie dwustopniowe, przy czym linia podzia³u jest lini¹ ewentualnej zmiany miejsca przez ucznia. Zmiana ta przypada w okresie wyj¹tkowo niefortunnym
w rozwoju emocjonalnym i fizycznym m³odego cz³owieka – niestabilnoœæ œrodowiska i autorytetów dodana zostaje do burzy hormonów. Podobnie studia przestaj¹ byæ jednostk¹: podzielone zostaj¹ na trzy etapy zgodnie z systemem boloñskim: licencjat, II stopieñ i studia doktoranckie. Znamienne, ¿e studia doktoranckie
s¹ w³aœnie koñcem kszta³cenia wy¿szego, a nie musz¹, a nawet nie mog¹ (zwa¿ywszy liczbê tak kszta³conych doktorów), byæ pocz¹tkiem pracy naukowej (co
najwy¿ej dostarczaj¹ na rynek du¿¹ iloœæ „towaru”, która umo¿liwia rywalizacjê
i podtrzymuje niestabilnoœæ, albo, jeœli u¿yæ innej perspektywy, dynamikê sytuacji zawodowej). To, co kiedyœ by³o pierwszym etapem specjalistycznej drogi
naukowej, zasadniczo przes¹dzaj¹cym o przechodzeniu kolejnych etapów, staje
siê teraz zwieñczeniem edukacji wy¿szej, co oznacza w gruncie rzeczy, wyd³u¿enie kszta³cenia wy¿szego, ale te¿ w pewnym sensie – obsuniêcie siê wszystkich poziomów, tym bardziej, ¿e I stopieñ ma mieæ charakter przede wszystkim
praktyczny, przygotowuj¹cy do zawodu, a wiêc poniek¹d zajmuje miejsce technikum. O ile zatem w poprzednim systemie mo¿liwe by³o pozostanie na poziomie podstawowym, zawodowym, po liceum czy technikum grup, które nie wybiera³y dalszego kszta³cenia, o tyle obecnie wszyscy przechodz¹ przez (prawie)
wszystkie poziomy, choæ niekoniecznie siê do tego nadaj¹.
206
A zarazem o ile w poprzednim kszta³ceniu nastêpowa³o rozdzielenie ucz¹cych siê na tych, którzy szli bardziej w kierunku teoretycznym lub praktycznym,
o tyle obecnie nastêpuje swoiste przeplatanie jednego i drugiego – przeznaczone
dla wszystkich. Tak wiêc o ile studia stanowi³y jednostkê pod wzglêdem merytorycznym: piêæ lat poœwiêconych by³o konkretnej dziedzinie, np. polonistyce,
przy czym proces historyczny, wprowadzany ju¿ w liceum, stanowi³ tu podstawê
organizacji wiedzy, a jednoczeœnie na poziomie œredniego wykszta³cenia nastêpowa³o rozejœcie siê dróg: na bardziej ogólne i teoretyczne wykszta³cenie licealne
i nastawione na praktykê wykszta³cenie zawodowe, to obecnie takie zró¿nicowanie w nowym systemie pojawia siê w zasadzie miêdzy I a II poziomem studiów, przy czym drugi mo¿e byæ obszarem mieszania siê ró¿nych punktów
wyjœcia, jeœli chodzi o I stopieñ (np. na polonistykê II stopnia przyjœæ mog¹ absolwenci ró¿nych kierunków I stopnia). Potencjalna hybrydyzacja na II stopniu
mo¿e uzyskaæ przed³u¿enie na studiach doktoranckich. Ale jeszcze bardziej interesuj¹ce, ¿e ta hybrydyzacja zostaje zadekretowana ju¿ w szkole podstawowej,
w której blokowoœæ pozwala na rozwój myœlenia konkretnego, a koñcowy egzamin ³¹czy ze sob¹ treœci z ró¿nych dziedzin; dzieje siê to jednak w czasie, który
w zasadzie, zgodnie z tym, co podpowiada psychologia rozwojowa, powinien byæ
przewidziany na rozwój myœlenia abstrakcyjnego. W wykszta³ceniu œrednim
uwzglêdniane zaœ s¹ tylko elementy myœlenia historycznego, tzn. linearnego. Wynika³oby z tego, ¿e myœlenie linearne i abstrakcyjne zostaje tu odsuniête na margines. Obydwa kluczowe, wymienione tu momenty – przejœcie miêdzy podstawówk¹ a szko³¹ œredni¹ oraz miêdzy gimnazjum a liceum – zamiast stabilizowaæ,
pobudzaj¹ zmiennoœæ.
Tak wiêc mo¿na by powiedzieæ, ¿e nowy uk³ad kszta³cenia nastawiony jest
na ko³owe nawroty i „jednoœæ wieloœci”, podczas gdy poprzedni konstytuowa³
raczej linearne ca³oœci w czasie i hierarchicznoœæ kszta³cenia. W konsekwencji
obecny system kszta³cenia nastawiony jest te¿ na ruchliwoœæ, gdy poprzedni nastawiony by³ na stabilizacjê.
Otó¿ wszystko to ka¿e mówiæ o d¹¿eniu do generalnej zmiany paradygmatu. Mo¿na powiedzieæ, ¿e wyznaczanie granic i jednostek, w jakich organizuje siê nauczanie jest tu projektowane na dwa odmienne sposoby. Wczeœniejszy
system szkolnictwa d¹¿y³ do stworzenia tradycyjnej, wyrazistej struktury opartej na linearnoœci wyborów i zarazem hierarchicznoœci spo³eczeñstwa. Wykszta³cenie podstawowe dawa³o mniej wiêcej wspóln¹ podstawê; programy szkolne by³y
doœæ wyraŸnie okreœlone. Na poziomie szko³y œredniej dokonywa³ siê pierwszy
podzia³ na tych, którzy chc¹ pozostaæ w bezpoœrednim kontakcie z praktyczn¹
rzeczywistoœci¹ i tych, którzy id¹c na studia wybior¹ okreœlon¹ dziedzinê
207
w zgodzie z tradycyjnymi podzia³ami nauki. Jeszcze dalej, po skoñczeniu studiów,
istnia³a mo¿liwoœæ stosowania zdobytej wiedzy w konkretnym zawodzie lub wejœcia ewentualnie na drogê naukowego rozwoju, a wiêc kszta³towania okreœlonego profilu danej dziedziny, co oznacza³o kolejn¹ specjalizacjê. Za ka¿dym razem
oznacza³o to nie tylko zawê¿enie obszaru do okreœlonych granic, ale tak¿e etap
w hierarchicznym rozwoju, chyba mo¿na tak to uj¹æ – duchowym. Nazwijmy ten
paradygmat linearnym. Wydaje siê on zak³adaæ, ¿e ludzie s¹ bardziej predestynowani do znalezienia siê w tej lub innej okreœlonej dziedzinie i identyfikuj¹ siê
z okreœlonymi jej granicami – lub mo¿na ich do tego wdro¿yæ, a tym samym przyporz¹dkowaæ ich okreœlonej strukturze lub nadaæ im okreœlon¹ strukturê, wyznaczaj¹c¹ pewne zamkniêcie. Korzeni tego porz¹dku szuka³abym w tym, co Gianni
Vattimo postrzega jako zdesakralizowan¹ wersjê d¹¿enia do doskona³ego porz¹dku znajduj¹cego jednak swoje ucieleœnienie nie w Bogu, ale w doskona³ym ustroju
sprawiedliwoœci spo³ecznej (który, co prawda d¹¿¹c do doskona³oœci, po drodze
staje siê doœæ niedoskona³y).
Nowy paradygmat zdaje siê zmierzaæ do ³¹czenia dziedzin ju¿ od szko³y
podstawowej. Nie rozdziela dróg na coraz bardziej zwi¹zane z materialnym (pragmatycznym) czy duchowym (b¹dŸ teoretycznym) kontekstem, ale raczej stosuje
przemiennoœæ etapów: szko³a œrednia jest dwuetapowa i ka¿dy musi przejœæ zarówno przez pierwszy jak i drugi etap, przy czym (w jakimœ sensie pozorna) matura
nie dokonuje selekcji, nie jest egzaminem „dojrza³oœci”, a wiêc pewnego zamkniêcia strukturalnego, umo¿liwiaj¹cego dalsze precyzowanie siebie, ale raczej zachêca wszystkich do powtórzenia znowu dwu mo¿liwoœci na kolejnym etapie,
zaœ doktorat stanowi raczej jakieœ otwarcie na kolejne tego rodzaju powtórzenie,
w ka¿dym razie nie rozpoczyna w sposób konieczny d³ugiego okresu linearnego
rozwoju zmierzaj¹cego ku jakiejœ zamykaj¹cej rzecz kodzie: studia doktoranckie
mno¿¹ przecie¿ doktorów, dla których nie bêdzie miejsca na uczelniach. (Oczywiœcie, mo¿na tu dokonaæ bezkrwawej, choæ chyba utopijnej rewolucji, jak¹ proponowa³a minister Kudrycka: daj¹c dobre warunki materialne, odsun¹æ z uczelni
starych profesorów z ich linearnymi przyzwyczajeniami i zwolniæ tym samym
miejsca dla dynamicznych m³odych, ale nawet to posuniêcie nie zwolni miejsc
dla wszystkich m³odych i mo¿e nawet nie usun¹æ wszystkich starych, o ile niektórzy z nich oka¿¹ siê bardziej przywi¹zani do pracy i ludzi ni¿ do pieniêdzy).
Ci doktorzy za to mog¹ siê staæ rozsadnikami nieustannej ko³owej rotacji (dziêki
konkursom na miejsca akademickie). Takie postrzeganie tego paradygmatu sk³ania³oby mnie do nazwania go ko³owym. Jest on wiêc paradygmatem zmierzaj¹cym do dynamizacji cz³owieka, zapewne z tym przekonaniem, ¿e obecne, jak siê
wydaje (choæ s¹dzê, ¿e absolutyzowanie tego – to z³udzenie) dynamiczne czasy
208
tego wymagaj¹, przy czym dynamizacji tej, zachodz¹cej w planie czasowym,
odpowiada d¹¿enie do przechodzenia miêdzy ró¿nymi dziedzinami, a wiêc wytwarzania z nich jakiejœ ca³oœci (odmiennej ni¿ hierarchiczna) opartej na zasadzie
coincidentia oppositorum. Korzeni takiego postawienia sprawy szuka³abym –
najbli¿ej – w rewolucji kulturalnej lat szeœædziesi¹tych na Zachodzie (a mo¿e i na
Wschodzie). W istocie mo¿e nawet tworzenie wspólnej Europy zdominowane zosta³o przez tendencje tam znacznie wczeœniej wykrystalizowane ni¿ u nas. To tam
pojawi³ siê sprzeciw przeciwko specjalizacji, która dla wielu oznacza³a zawê¿enie pe³ni (coincidentia oppositorum) cz³owieczeñstwa, pocz¹wszy zreszt¹ od
bardzo podstawowego podzia³u ról na œciœle mêskie i kobiece (co podwa¿y³ silny
te¿ wówczas feminizm czy potem studia genderowe), a skoñczywszy na podejrzeniach wobec nauki „newtonowskiej”, reprezentuj¹cej paradygmat linearny.
A jednak mam poczucie, ¿e nowy paradygmat grzeszy nie mniej ni¿ stary,
o ile d¹¿y siê do uczynienia go jedynym istotnym. Poczucie to wynika w³aœnie
z doœwiadczenia dydaktyka, który obserwuje konsekwencje pojawienia siê jego
wytworów na uczelni. Przy czym zaznaczê, ¿e moje w³asne doœwiadczenie studentki umieszczonej w paradygmacie linearnym – by³o doœwiadczeniem têsknoty do jego zmiany na przeciwny, wiêc w pewnym sensie kontrkulturowy. Jednak
moje doœwiadczenie wyk³adowcy jest poczuciem nieporozumienia czy przesady
rodz¹cej siê z wdra¿ania tego przeciwieñstwa na ka¿dym etapie. Na podstawie
zetkniêcia ze studentami ukszta³towanymi przez ten wy³¹cznie paradygmat jestem sk³onna do daleko posuniêtej ostro¿noœci.
Paradygmat ko³owy jest w zasadzie paradygmatem opartym na obrazie.
Z pewnoœci¹ u³atwia to porozumiewanie siê za pomoc¹ skrótowych znaczków
w SMS-ach. Czy wchodzimy w kulturê obrazkow¹? Byæ mo¿e. Czy jednak jest
ona równie wydolna jak oparta na s³owie? Nie przes¹dza³abym. Natomiast absolutyzowanie obrazu wydaje siê poci¹gaæ za sob¹ zatracanie umiejêtnoœci konstruowania logicznych konstrukcji linearnych, przede wszystkim werbalnych. Z przera¿eniem obserwujê (na polonistyce) czêst¹ niezdolnoœæ pisania, ale tak¿e
niezdolnoœæ mówienia w sposób logiczny. Z równym niepokojem obserwujê niezdolnoœæ do takiego myœlenia. Czasami zreszt¹ nie jestem pewna, czy pracujê na
pewno na polonistyce (lub kulturoznawstwie), bo d¹¿enie do atrakcyjnoœci poci¹ga
za sob¹ tworzenie specjalizacji, które przyci¹gaj¹ m³odych do specjalizacji, ale
niekoniecznie do dziedziny uniwersyteckiej, w której mog¹ siê oni zupe³nie nie
mieœciæ. Pojawia siê przy tym w¹tpliwoœæ, znacznie powa¿niejsza: czy wszelkie
braki, jakie mo¿na zaobserwowaæ, s¹ „zas³ug¹” samych studentów, czy te¿ w trakcie nowego kszta³cenia pope³niane s¹ systemowe (wynikaj¹ce z przesady w stosowaniu jednego paradygmatu) b³êdy, które je usprawiedliwiaj¹ i wzmacniaj¹?
209
Czy zatem chcia³abym zakoñczyæ jak¹œ konkluzj¹? Jestem za dwuparadygmatycznoœci¹ i chcia³abym postawiæ na porz¹dku dziennym pytanie, co zrobiæ,
aby pogodziæ sta³oœæ z dynamik¹, a tradycyjny model kszta³cenia (nie tylko studiowania) z „kontrkulturowym”. Jak nauczyæ ludzi pos³ugiwania siê obu paradygmatami? Jak pogodziæ myœlenie linearne z myœleniem odwo³uj¹cym siê do
zasady coincidentia oppositorum? Ale tak¿e jak uzgodniæ dwuparadygmatycznoœæ
osobowoœci i rozwoju cz³owieka z dwuparadygmatycznoœci¹ systemu kszta³cenia,
jak¹ mu mo¿na zaproponowaæ? Byæ mo¿e nie mam racji, oczekuj¹c spojrzenia
na to, co siê dzieje w szkolnictwie, „z lotu ptaka”. Jednak odnoszê wra¿enie, ¿e
równie¿ podchodzenie do tych przemian z pomys³ami cz¹stkowymi, polegaj¹cymi
jedynie na zmianach kosmetycznych, na wymianie drobnych elementów, nie pozwala zapanowaæ nad niekoniecznie napawaj¹cymi optymizmem ich konsekwencjami.
*
Anna Nakielska-Kowalska
Miros³aw Go³uñski
„OBYŒ CUDZE DZIECI UCZY£…” O FORMACH WSPÓ£PRACY
SZKO£Y Z WY¯SZYMI UCZELNIAMI
I TOWARZYSTWEM LITERACKIM IM. ADAMA MICKIEWICZA
Nie wiem, jaki odsetek absolwentów szkó³ œrednich nie umie napisaæ poprawnie kilku zdañ po polsku. Wiem, ¿e wœród studentów na pierwszych latach studiów jest ponad 50%.
[…] Oprócz pó³analfabetów mamy analfabetów prawdziwych. Jest ich z pewnoœci¹ nie mniej
ni¿ 10%. Osoby te s¹ zdolne zapisaæ ci¹g kulfonów nieuk³adaj¹cych siê w zdania, ze szcz¹tkow¹ struktur¹ gramatyczn¹. […] Wiêkszoœæ m³odych posiadaczy matury kompletnie nic
nie umie, a co gorsza nauczona jest w szkole oszukiwania i œci¹gania11.
Tymczasem w Polsce b³¹d polega na tym, ¿e próbujemy maturzystê oceniaæ poprzez
pryzmat jednego przedmiotu: jêzyka polskiego, a obiektywizowanie oceny za pomoc¹ klucza
– który jest demonizowany – nazywa siê infantylizacj¹ oraz podcinaniem skrzyde³ twórczo
myœl¹cym m³odym ludziom. […] Musimy coraz bardziej odchodziæ od przyswajania kolejnych faktów, które mo¿na znaleŸæ w Internecie, a skupiæ siê na uczeniu struktury nauki12.
11 J.
Hartman, Szko³a buja w ob³okach, „Gazeta Wyborcza”, 9 IV 2009.
Handke, Dojrza³oœæ z kluczem, „Tygodnik Powszechny” 2009, nr 22.
12 M.
210
Dwie przytoczone opinie obrazuj¹, jak skrajnie ró¿nie ocenia siê skutki tzw.
nowej matury i reformy edukacji, która dokona³a siê w 1999 roku. I co wa¿ne –
obie opinie dotycz¹ umiejêtnoœci, co wiêcej – postaw, czy mo¿e nawet wyznawanych przez m³odzie¿ wartoœci. Wydaje siê, ¿e wszystkim zainteresowanym:
Ministerstwu Edukacji i innym instytucjom oœwiatowym, wy¿szym uczelniom,
szko³om, rodzicom i uczniom idzie o to samo – o osi¹gniêcie w dziedzinie oœwiaty
sukcesu, którego warunkiem jest zdobycie przez ucznia na wszystkich etapach
kszta³cenia umiejêtnoœci, ale i wiedzy, okreœlonych przez Podstawê programow¹. Trudno bowiem pos³ugiwaæ siê umiejêtnoœciami w oderwaniu od wiedzy.
Sk¹d wiêc tyle s³ów krytycznych, szczególnie skierowanych wobec matury z jêzyka polskiego i kszta³cenia polonistycznego?
Jedna z przyczyn zapaœci polonistycznego kszta³cenia wynika z sytuacji
spo³ecznej. Otó¿ 73 % m³odych ludzi deklaruje, ¿e w internecie szuka materia³ów do nauki i pracy, 30 % studentów i 29% uczniów deklaruje, ¿e uczy siê, aby
rozwijaæ siê przez ca³e ¿ycie, z kolei 90% uczniów szkó³ ponadgimnazjalnych
chce podj¹æ studia, a wszyscy badani traktuj¹ wykszta³cenie w sposób egalitarny (do matury przystêpuje oko³o 80% m³odych ludzi). Ta czêœæ m³odzie¿y, która
kontynuuje inteligencki etos, reprezentuje przy tym doœæ specyficzny sposób
podejœcia do kultury. Fascynuje siê ona kultur¹ wysok¹ (s³ucha jazzu, muzyki
klasycznej i filmowej), a z tzw. kultury masowej wybiera odpowiedni dla siebie
przekaz (s³ucha rocka i metalu, który nieoczekiwanie do³¹czy³ do gustu inteligenckiego)13. Tak wiêc matura i studia sta³y siê dobrem powszechnym, a kultura
Ÿród³em g³ównie rozrywki, st¹d upodobanie do jej odmiany popularnej i unikanie czytania, tak¿e szkolnych lektur14.
Próba ewaluacji „nowej matury” z perspektywy uniwersytetu
„Nowa matura” wesz³a w ¿ycie w 2004 roku. Mia³a byæ odpowiedzi¹ na
wyzwania wspó³czesnego œwiata, prób¹ zreformowania – jak twierdzono – przestarza³ego systemu oœwiatowego na nowe tory. Ale czy tak siê sta³o? Mimo ¿e
minê³o ju¿ piêæ lat od tamtego czasu, nie natrafiliœmy na solidn¹ jej ewaluacjê
z jêzyka polskiego. Jest to zdumiewaj¹ce, bior¹c pod uwagê, ¿e od nauczycieli
13 Za
„Gazet¹ Wyborcz¹” z dnia 24 VII 2008 roku.
informacji na temat stanu czytelnictwa mo¿na znaleŸæ, m. in. w pracy S. Bortnowskiego, Jak zmieniæ polonistykê szkoln¹? Warszawa 2009 oraz w pracy A. Janus-Sitarz,
Przyjemnoœæ i odpowiedzialnoœæ w lekturze, Kraków 2009.
14 Wiêcej
211
w szkole wymaga siê ci¹g³ej ewaluacji procesu dydaktycznego, a ministerstwo
nie zadba³o, aby rzetelnie podsumowaæ efekty w³asnych wysi³ków. Przedstawione
w tej czêœci uwagi, s¹ przyczynkiem do takiej ewaluacji i nie roszcz¹c sobie pretensji do ca³oœciowego ujêcia tej kwestii, wskazuj¹ na pewne tropy, jak wydaje
siê autorom, doœæ istotne, zw³aszcza w obliczu rozpoczêtej w 2009 roku reformy
wspomnianej matury.
Nauczyciel w szkole œredniej (liceum ogólnokszta³c¹ce) funkcjonuj¹cy
w „starym” systemie edukacyjnym, przygotowywa³ do „przestarza³ej”, erudycyjnej matury z jêzyka polskiego, w ramach której uczeñ musia³ wykazaæ siê solidn¹ wiedz¹ historycznoliterack¹ i umiejêtnoœci¹ samodzielnego napisania d³u¿szego zwartego tekstu na temat literatury. Dziœ nauczyciel akademicki styka siê ju¿
z absolwentami zreformowanej szko³y. Jeœli wczeœniej przypadkiem nie tylko
przeszed³ kurs egzaminowania, ale równie¿ wzi¹³ udzia³ w sprawdzaniu matur
w nowym systemie, to wnioski, które z tego zderzenia siê funkcji wy³aniaj¹, s¹
szczególnie pouczaj¹ce. Obserwacje dotycz¹ce np. przedmiotu „literatura powszechna”, w którego ramach próbuje on wraz ze studentami zg³êbiaæ znaczenia najwa¿niejszych tekstów literatury europejskiego krêgu kulturowego,
uwzglêdniaj¹c przy tym proces historycznoliteracki, uwidaczniaj¹ efekty funkcjonowania szko³y, realizowania przez ni¹ procesu dydaktycznego, a tak¿e zmian,
jakie w nim zasz³y (i zachodz¹), w zwi¹zku z „now¹ matur¹”15. Konsekwencje
zmiany systemu oœwiatowego mo¿na rozpatrywaæ na trzech poziomach: wiedzy,
rozumienia i umiejêtnoœci.
Wiedza. Nauczyciel akademicki by³ przyzwyczajony, ¿e przychodz¹cy na
studia maturzysta posiad³ wiedzê na poziomie pozwalaj¹cym mu bez problemu
rozumieæ odwo³ania do podstawowych tekstów literatury, odró¿niaæ epoki literackie i mieæ o nich niewielki, ale utrwalony zasób wiadomoœci. W ci¹gu ostatnich piêciu lat sytuacja uleg³a radykalnej zmianie. Mo¿na siê przekonaæ o tym
ju¿ na maturze, gdy okazuje siê, ¿e brak znajomoœci ca³ego analizowanego w pracy
maturalnej tekstu ma niewielki wp³yw na ocenê16. Efekt: tak¿e studenci nie rozumiej¹ potrzeby czytania ca³ych utworów. Podobnie rzecz siê ma z teoretyczn¹
15 Punktem wyjœcia uczyniæ tu mo¿na doœwiadczenia weryfikatora w czasie sprawdzania matury w 2004 roku oraz doœwiadczenia z zajêæ z literatury powszechnej. Si³¹ rzeczy,
przyk³ady przywo³ywane s¹ tu z pamiêci i biorê za nie wy³¹czn¹ odpowiedzialnoœæ (Miros³aw Go³uñski).
16 W roku 2009 nie mia³a ju¿ w³aœciwie ¿adnej, skoro w samym temacie dotycz¹cym charakterystyki porównawczej Zosi i Telimeny z Pana Tadeusza w ogóle nie pojawi³o siê polecenie odwo³ania do ca³oœci utworu.
212
wiedz¹ o epokach, poniewa¿ ich znajomoœæ nie jest wymagana na ¿adnej czêœci
matury. W efekcie, by móc w ogóle z nimi pracowaæ, nale¿y poœwiêciæ jak¹œ czêœæ
zajêæ na wprowadzenie elementarnych wiadomoœci o epoce, z której pochodz¹
analizowane na danym konwersatorium lektury. Pozostawienie tego do samodzielnego wykonania mija siê z celem, poniewa¿ – o czym bêdzie mowa dalej – „nowomaturalni” abiturienci maj¹ olbrzymi problem z wyci¹ganiem konkretnych
informacji nawet ze s³owników tematycznych. Egzekwowanie wiedzy z koniecznoœci rozpoczyna siê wiêc od sprawdzania jej na poziomie elementarnym, np.
periodyzacji epok itp. Obni¿enie poziomu studiów, wymuszone koniecznoœci¹
uzupe³niania „braków” szkolnej edukacji, jest oczywiste.
Rozumienie. Najwiêkszym problemem jest nie tylko brak zrozumienia
procesu historycznoliterackiego17, ale równie¿ niezdolnoœæ do jakiegokolwiek
(ju¿ nie mówi¹c o tym, ¿e sprawnego) poruszania siê w relacjach miêdzy literatur¹ a histori¹18, czy rozumienia na podstawowym poziomie utworów literackich19. W naszym g³êbokim przekonaniu wynika to w³aœnie z ograniczenia wymagañ matury wy³¹cznie do odtwarzania tekstu na poziomie, który na w³asny
u¿ytek nazywamy „opisywactwem”, poniewa¿ przyzwyczaja on ucznia nie do
samodzielnego myœlenia, ale do „trafiania” w z góry przygotowany klucz. W efekcie tak wyedukowany student nie potrafi dotrzeæ do sedna nawet nieskomplikowanych tekstów, ma problemy z ich sproblematyzowaniem20 i naprawdê du¿ego wysi³ku wymaga nauczenie go choæby podstawowych sposobów naukowego
(b¹dŸmy szczerzy, najczêœciej zaledwie quasi-naukowego) analizowania,
a zw³aszcza interpretowania tekstów.
17 Dla dzisiejszych studentów nie ma ró¿nicy ju¿ nie tylko miêdzy odrodzeniem a oœwie-
ceniem (co mog³oby wynikaæ ewentualnie z przejêzyczenia), ale nawet przypisanie tekstu
do epoki staje siê problemem, który przekracza czêsto ich mo¿liwoœci nie tylko na zajêciach,
ale równie¿ na póŸniejszym egzaminie.
18 Na sprawdzanej przeze mnie [MG] maturze do analizy dano fragment Potopu, ale nie
zosta³o w nim podane imiê króla polskiego, który w tym czasie panowa³, choæ wypowiada
siê w tym fragmencie jego ¿ona. W efekcie mo¿na by³o przeczytaæ w pracach, ¿e w czasie
szwedzkiego najazdu Polsk¹ rz¹dzili królowie od W³adys³awa Jagie³³y po Józefa Pi³sudskiego
(sic!) i nie by³y to przypadki odosobnione.
19 Jestem przekonany [MG], ¿e jeszcze kilka lat temu nie by³oby mo¿liwe skierowane do
prowadz¹cego zajêcia przez studentkê pytanie dotycz¹ce Biesów Fiodora Dostojewskiego:
„A gdzie ten Wierchowieñski mia³ ogon?”.
20 Coraz wiêksza grupa studentów nie jest w stanie wyjœæ poza naiwne streszczanie utworu,
a spotkania z takimi tekstami jak Ullisses Joyce’a czy nawet Orlando szalony Ariosta okazuj¹ siê dla nich wrêcz traumatyczne, skoro nie potrafi¹ oni wyjœæ poza fabu³y.
213
Umiejêtnoœci. Z kolei efektem zetkniêcia z zadaniem polegaj¹cym w za³o¿eniu na sprawdzaniu rozumienia tekstu jest oczekiwanie studentów, ¿e poprowadzi siê ich przy pomocy ukierunkowuj¹cych pytañ. I odwrotnie, kiedy studenci
pisz¹ prace zaliczeniowe, ju¿ na poziomie planów zaczynaj¹ siê problemy: jedna
ze studentek realizuj¹ca temat zwi¹zany z „szaleñstwem” Don Kichota przedstawi³a piêædziesiêcioczteropunktowe streszczenie utworu, zupe³nie nie rozumiej¹c, ¿e postawione zosta³o przed ni¹ zupe³nie inne zadanie. Problemem sta³o siê
równie¿ pisanie d³u¿szych wypowiedzi pisemnych, poniewa¿ na maturze abiturient jest zobowi¹zany do napisania pracy licz¹cej oko³o 250 s³ów21. Mo¿na te¿
powa¿nie zastanawiaæ siê w naszym œrodowisku nad wprowadzeniem przedmiotu:
ortografia, skoro jego znaczenie przy ocenie matury w³aœciwie nie ma znaczenia
(3 punkty na 70 czyli oko³o 4%!). Wiadomo zreszt¹ sk¹din¹d, ¿e koledzy-jêzykoznawcy przeprowadzaj¹ na swoich zajêciach uniwersyteckich dyktanda, które
w³aœciwie zniknê³y z nauczania w szkole ponadgimnazjalnej.
Ewaluacja powinna zawieraæ obok diagnozy, nawet najbardziej krytycznej, równie¿ elementy maj¹ce na celu poprawê sytuacji. Reszta naszego (jedno
z nas jest nauczycielem w szkole, drugie – nauczycielem akademickim) artyku³u
jest wiêc propozycj¹, ju¿ realizowan¹, takiego programu naprawczego. Nie ukrywamy, ¿e program ten jest kierowany do ucznia zdolnego, ale od czegoœ trzeba
zacz¹æ. Jak opisuje to Fernand Braudel, który uczestniczy³ w reformie systemu
nauczania w Brazylii w latach trzydziestych XX wieku, zmiana w systemie edukacji rozpoczê³a siê nie od mechanicznej zmiany systemu (z którego, s¹dz¹c po
projekcie nowej reformy, pañstwo zaczyna siê wycofywaæ), ale od odnowy szkolnictwa w oparciu o wy¿sze uczelnie22. Na niewielk¹, bydgosk¹ skalê, rozpoczêliœmy tak¹ pracê, wychodz¹c z za³o¿enia, ¿e skoro nie mamy wp³ywu na zmiany
systemowe, mo¿emy zmieniaæ to, co zmieniæ jesteœmy w stanie.
Do czego zmierzaæ?… Co robiæ?…
Nale¿y w³aœciwie przygotowywaæ kadrê nauczycielsk¹; wiedza historycznoliteracka
podawana w formie gotowej nie kszta³ci umiejêtnoœci odbioru, o ile nie prowadzi do bezpoœrednich æwiczeñ interpretacyjnych. […] Na podstawie badañ mo¿na stwierdziæ, ¿e stopieñ
kompetencji odbiorczych zale¿y od miejsca, jakie zajmuje dzie³o literackie w procesie
21 W
czasie matury 2004 roku owo „oko³o 250” zosta³o ograniczone do 200.
22 F. Braudel, Historia i trwanie, prze³. B. Geremek, przedm. B. Geremek, W. Kula, War-
szawa 1971.
214
nauczania oraz od stosowanych metod interpretacji. […] Im mniej ubezw³asnowolniony
nauczyciel, im czêœciej kieruje siê indywidualnymi upodobaniami, tym bardziej efektywny
przebieg procesu dydaktycznego. […] Nauczyciel musi rozbudzaæ indywidualne zainteresowania, prowokowaæ reakcje i typizowaæ, porz¹dkowaæ wiedzê. […] Nale¿y du¿¹ wagê
przywi¹zywaæ do analizy23.
[…] nie nale¿y polskiej literatury czytaæ w oderwaniu od literatury œwiatowej,[…]
nie nale¿y jej czytaæ w oderwaniu od innych dyskursów, […] nie nale¿y jej uczyæ poza kontekstem jednostkowego doœwiadczenia, […] nie wolno jej [literatury] traktowaæ jakby rozwija³a siê w spo³ecznej pró¿ni, […] nie nale¿y odrywaæ nauczania literatury od pozaliterackich zainteresowañ studentów, […] nie nale¿y pakowaæ do g³owy zbêdnych faktów24.
Nie lekcewa¿my erudycji […] Ten typ interpretacji, któr¹ siê tak entuzjazmuje Markowski jest sztuk¹ trudn¹ do wyuczenia i trudn¹ do weryfikacji. Nie mo¿e ona dostarczyæ
uogólniaj¹cej wiedzy o literaturze25.
Kszta³t matury, Nowej podstawy programowej do jêzyka polskiego, czas
na efektywn¹ pracê w szkole (dwa i pó³ roku) oraz zmiany socjologiczne powoduj¹, i¿ do pewnych formu³ nauczania nie ma powrotu. Jednak nadal podstaw¹
nauczania jêzyka polskiego jest tekst literacki i jego tworzywo, czyli jêzyk. Nadal nale¿y doskonaliæ umiejêtnoœæ czytania i interpretowania tekstów. Nadal nale¿y te teksty widzieæ w kontekœcie czasów, w których powsta³y. Nadal nale¿y je
analizowaæ.
Wszystkim, którzy pracuj¹ z m³odymi ludŸmi, chodzi o to samo – o umo¿liwienie im odniesienia sukcesu. A temu sprzyja wiele czynników, przede
wszystkim: dostatek rodziców; inteligencja praktyczna, któr¹ rozumiemy jako
umiejêtnoœæ polegaj¹c¹ na w³aœciwej interpretacji sytuacji spo³ecznej i ¿yciowej przez ucznia; nowoczesna szko³a, która nie ¿a³uje œrodków na rozwój ucznia;
samodzielnoœæ i z³o¿onoœæ zadañ proponowanych m³odym ludziom przez nauczyciela i wreszcie tworzenie sytuacji, w których istnieje wymierny zwi¹zek
miêdzy wysi³kiem ucznia a nagrod¹26. Jako nauczyciele nie mamy wp³ywu na
niektóre z tych czynników, jednak to od nas zale¿y dobór problemów realizo23 B. Chrz¹stowska, Autor, dzie³o, poetyka. Problemy interpretacji w szkole, w: Metodyka literatury, t. 2, wyb., wstêp J. Pachecka, A. Pi¹tkowska, K. Sa³kiewicz, Warszawa 2002,
s. 89 i n.
24 M. P. Markowski, Raport z oblê¿onego miasta, „Tygodnik Powszechny” 2009, nr 32.
25 H. Markiewicz, Resentymenty i utopia, „Tygodnik Powszechny” 2009, nr 35.
26 Zob. M. Gladwell, Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu, prze³. R. Œmietana, Kraków 2009, s. 80 i n.
215
wanych przez ucznia, dobór metod nauczania, daj¹cych realn¹ szansê osi¹gania sukcesów.
Powszechnie uwa¿a siê, ¿e sukces uzale¿niony jest od zdolnoœci ucznia.
Jednak badania wykazuj¹, ¿e talent to tylko jeden z elementów warunkuj¹cych
odniesienie sukcesu. Pozosta³e – to zami³owanie i ciê¿ka praca27. Droga do sukcesu jest wiêc przewidywalna – odnosz¹ go wcale nie najbystrzejsi z ludzi, a sukces nie jest prost¹ sum¹ decyzji i wysi³ku, ale stanowi efekt w³aœciwego wykorzystania mo¿liwoœci ucznia i nauczyciela, jak równie¿ instytucji oœwiatowych,
miêdzy innymi wy¿szych uczelni.
Z naszych doœwiadczeñ
Podstawowe cele przyœwiecaj¹ce wspó³pracy szkó³ ponadgimnazjalnych
z wy¿szymi uczelniami to wymiana doœwiadczeñ i poszukiwanie rozwi¹zañ problemów edukacyjnych, z którymi siê borykamy. Sprzyja temu dyskusja podejmowana, np. podczas spotkañ cz³onków Towarzystwa Literackiego im. Adama
Mickiewicza. W Bydgoszczy dzia³a sekcja dydaktyczna, zrzeszaj¹ca nauczycieli szkó³ ponadgimnazjalnych, która spotyka siê z pracownikami naukowymi i podejmuje dyskusje na temat edukacji. Takiej w³aœnie debacie poddano kszta³t Nowej
podstawy programowej do jêzyka polskiego, zasady matury, zarówno pisemnej,
jak i ustnej, podjêto problem wspierania uczniów zdolnych.
Jedn¹ z ciekawych, a jednoczeœnie ³atwych do zorganizowania form wspó³pracy,
w któr¹ w³¹czyæ siê mo¿e Towarzystwo Literackie, jest uczestniczenie uczniów i nauczycieli w konferencjach naukowych i wyk³adach. Uczniowie takim sposobem zdobywania wiedzy s¹ bardzo zainteresowani, odnosz¹ bowiem korzyœci nie tylko spotykaj¹c wybitnych znawców literatury, nie tylko poznaj¹c nowoczesne metodologie,
nie tylko bêd¹c œwiadkami dyskusji naukowych, ale przede wszystkim ucz¹c siê autoprezentacji, umiejêtnoœci wa¿nej, wymaganej tak¿e na maturze ustnej. Z doœwiadczenia wiemy, ¿e uczniowie s¹ krytycznymi s³uchaczami i obserwatorami, potrafi¹
z tego typu doœwiadczeñ wyci¹gn¹æ wiele wa¿nych dla siebie wniosków. Zdarza siê,
¿e uczestnicz¹ te¿ w dyskusji, zadaj¹c pytania. Bydgoskie konferencje naukowe, organizowane przez Lidiê Wiœniewsk¹ we wspó³pracy z Towarzystwem, stwarza³y
uczniom ró¿nych szkó³ ponadgimnazjalnych mo¿liwoœæ korzystania z doœwiadczeñ
naukowców, co z kolei by³o pomocne w procesie przygotowania uczniów do matury.
27 Z badañ przywo³anych przez Gladwella wynika, ¿e bieg³oœæ w jakiejœ dziedzinie osi¹-
ga siê dziêki trzem godzinom æwiczeñ dziennie (dziesiêæ tysiêcy godzin æwiczeñ).
216
Okaza³o siê, ¿e uczestniczenie w konferencji naukowej mo¿e byæ wielce
inspiruj¹ce. Uczniowie II Liceum Ogólnokszta³c¹cego w Bydgoszczy (wtedy by³a
to klasa IIf o profilu humanistyczno-lingwistycznym) w roku 2004 zorganizowali
pierwsz¹ szkoln¹ konferencjê naukow¹. Impreza wpisa³a siê w tradycje najpierw
szko³y, a póŸniej miasta, dziœ bowiem uczestniczy w niej osiem szkó³ ponadgimnazjalnych ró¿nego typu, równie¿ szko³y techniczne i artystyczne 28.
Podobn¹ form¹ wspó³pracy jest uczestniczenie uczniów i nauczycieli w comiesiêcznych spotkaniach cz³onków Towarzystwa. Wspólne dyskusje zbli¿aj¹ te
trzy œrodowiska, zachêcaj¹c uczniów do udzia³u w konkursach i olimpiadach
przedmiotowych, a nauczycielom pomagaj¹ wzbogacaæ warsztat pracy.
W Bydgoszczy popularne sta³o siê prowadzenie przez naukowców zajêæ
w szko³ach. Maj¹ one charakter cykliczny (modu³owy), wpisuj¹ siê w realizacjê
Podstawy programowej, wyposa¿aj¹c ucznia w umiejêtnoœæ analizy i interpretacji tekstów z wykorzystaniem ró¿nych metod badawczych. Czasami udaje siê
wspólne przedsiêwziêcia podsumowaæ publikacj¹, jak to mia³o miejsce przypadku
zorganizowanej w 2006 roku konferencji szkolno-studenckiej Oblicza kultury
masowej. Miêdzy cielesnoœci¹ a mitem.
Uwa¿amy, ¿e bardzo wa¿n¹ czêœci¹ dzia³alnoœci Towarzystwa powinna byæ
wspó³praca z nauczycielami i szko³ami. Przyczyny s¹ oczywiste. Wszystkim nam
– nauczycielom i pracownikom naukowym – zale¿y na dobrze przygotowanych
do studiów, nie tylko zreszt¹ humanistycznych, absolwentach szkó³ ponadgimnazjalnych. St¹d warto zainteresowaæ siê zarówno potrzebami uczniów, jak i potrzebami nauczycieli jêzyka polskiego. Z ankiet przeprowadzanych wœród nauczycieli województwa kujawsko- pomorskiego przez doradców metodycznych wynika, ¿e nauczyciele w swojej pracy chêtnie siêgaj¹ po teksty wspó³czesne oraz
nowe metody i techniki pracy. Mo¿e wiêc warto, oprócz organizowania sekcji dydaktycznych w poszczególnych oœrodkach, spróbowaæ wraz z oœrodkami metodycznymi organizowaæ wspólne konferencje czy sympozja o charakterze b¹dŸ wojewódzkim29 b¹dŸ ogólnopolskim. Takie przedsiêwziêcia mog¹ byæ wzbogacone
o wydawnictwo tematycznie zwi¹zane z problemem poruszanym podczas dyskusji
28 Tegoroczna
konferencja dotyczy³a kultury wspó³czesnej. Poprzednie trzy edycje odnosi³y siê do problemów wielokulturowoœci. Wyk³ady i warsztaty skierowane do m³odzie¿y
przygotowali pracownicy naukowi, m.in. Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Uniwersytetu Miko³aja Kopernika w Toruniu, Uniwersytetu Gdañskiego.
29 Oddzia³ bydgoski TLiAM wraz z Kujawsko-Pomorskim Centrum Edukacji Nauczycieli w Bydgoszczy zorganizowa³ wojewódzk¹ konferencjê metodyczn¹ Kreatywny nauczyciel, kreatywny i zdolny uczeñ.
217
czy obrad30. Nauczyciele bardzo chêtnie bior¹ udzia³ w takich ukierunkowanych
dzia³aniach. S¹ to spotkania inspiruj¹ce do pracy nad warsztatem nie tylko metodycznym. Popularnoœci¹ ciesz¹ siê konkursy kierowane do nauczycieli31.
Wydaje siê, ¿e œrodowiska nauczycielskie i akademickie powinny d¹¿yæ
do wspó³pracy na wielu p³aszczyznach. W Bydgoszczy uniwersytety oraz TLiAM
wspieraj¹ istnienie tzw. klas akademickich.
Aneks
(wk³ad nauczycieli uniwersyteckich w program klasy akademickiej)
Pracuj¹c w szkole w du¿ym stopniu odwo³ujemy siê, co oczywiste, do treœci zawartych we wci¹¿ obowi¹zuj¹cej Podstawie programowej. Niewielu pracowników wy¿szych uczelni ukoñczy³o kursy dla egzaminatorów32. Uznaliœmy,
¿e naszym zadaniem bêdzie nie tyle przygotowywanie uczniów do matury (choæ
nie uchylamy siê od tego), ile z jednej strony pokazanie w przystêpnej formie
metod innej pracy z tekstem ni¿ ta szkolna, z drugiej zaœ przyzwyczajanie uczniów
do studiowania, a tak¿e – i to mo¿e jest najwa¿niejsze – do próby eliminowania
tych problemów, które wskazaliœmy w zaprezentowanej we wstêpie ewaluacji.
Przy pisaniu programu przyœwieca³o nam kilka idei, które w tym miejscu
warto krótko omówiæ.
Kontekst. Nie da siê czytaæ tekstu bez kontekstu, do czego w gruncie rzeczy zachêca „nowa matura”. Dlatego te¿ wiele czasu poœwiêcone zosta³o w programie (a przede wszystkim na zajêciach) na kojarzenie analizowanego tekstu
z pozaliterackimi sk³adnikami dzie³a, takimi jak: filozofia, historia, socjologia
w sposób œcis³y powi¹zanymi z interpretowanymi dzie³ami.
Literatura jako system. Jednym z dostrzegalnych efektów „nowej matury” jest traktowanie ka¿dego tekstu z osobna (co jest wynikiem wybiórczego
doboru lektur w Podstawie programowej). Aby temu przeciwdzia³aæ podzieliliœmy pierwszy rok nauki na cztery czêœci zorganizowane wed³ug podobnego
30
Czasopismo wydawane przez Kujawsko-Pomorskie Centrum Edukacji Nauczycieli
w Bydgoszczy „Wiadomoœci. G³osy. Rozmowy o szkole” 2009, nr 10; numer specjalny poœwiêcony by³ w ca³oœci problemowi pracy z uczniem zdolnym.
31 W Bydgoszczy zaproponowano nauczycielom jêzyka polskiego i matematyki udzia³
w konkursie na scenariusz wykorzystuj¹cy metody rozwijaj¹ce twórcze myœlenie. Najlepsze scenariusze nagrodzono i opublikowano.
32 Ukoñczenie takiego kursu daje pogl¹d na to, jakich studentów przyjdzie póŸniej uczyæ,
zw³aszcza odk¹d zosta³y zniesione egzaminy na wy¿sze uczelnie, a egzamin maturalny sta³
siê przepustk¹ na studia.
218
schematu. Ostatnia z nich nosi tytu³ Mit postêpu. W ramach zajêæ dokonuje siê
z uczniami analizy i interpretacji m. in. takich tekstów jak: Naruszewicza Balon,
Prusa Lalka (tu fragment zwi¹zany z Geistem), ¯eromskiego Ludzie bezdomni
i Przedwioœnie oraz Gombrowicza Ferdydurke. Taki uk³ad lektur pozwala, po pocz¹tkowym wprowadzeniu podstawowych informacji na temat cech samego mitu,
przeœledziæ jego ewolucjê oraz skupiæ siê na powtarzalnoœci ró¿nych aspektów
i przejawów tego mitu.
Trwa³oœæ motywów literackich i gatunków. By podkreœliæ systemowoœæ
literatury, uczniowie zapoznaj¹ siê z dwoma cyklami tekstów, maj¹cych im uœwiadomiæ przenikanie motywów literackich z epoki do epoki, a tak¿e ró¿nych sposobów ich interpretowania przez twórców. Pierwszy cykl zwi¹zany jest z postaci¹ Fedry i w ca³oœci wychodzi poza podstawê programow¹. W grê wchodz¹ tu
dramaty Seneki, Racine’a i Sarah Kane. Drugi zwi¹zany jest z pojêciem prometeizmu, wobec czego ma œcis³y zwi¹zek z podstaw¹ (Dziady cz. III), ale ukazuje
teksty spoza kanonu, za to kszta³tuj¹ce obraz toposu w ci¹gu wieków. S¹ to fragmenty dramatu Ajschylosa Prometeusz skowany (rozmowa z Hermesem), eposu
Miltona Raj utracony (dialog Szatana z Belzebubem po str¹ceniu do piek³a) oraz
powieœci Bu³hakowa Mistrz i Ma³gorzata (spotkanie Wolanda i Mateusza Lewity).
W podobny sposób potraktowana zosta³a genealogia na przyk³adzie powieœci
historycznej, któr¹ w trzeciej klasie opracowujemy na przyk³adzie szeroko rozumianej polskiej powieœci o œredniowieczu (Mickiewicz Konrad Wallenrod, Kossak-Szczucka Bez orê¿a, Andrzejewski Bramy raju, Sapkowski Narrenturm,
z uwzglêdnieniem kontekstu Sienkiewiczowskiego).
Metoda. By przejœæ od „opisywactwa” do analizy i interpretacji dzie³a
nale¿y wypracowaæ narzêdzie, przy którego pomocy uczniowie bêd¹ w stanie
samodzielnie jej dokonywaæ. Z jednej strony wybrana zosta³a sta³a metoda: dostosowany do poziomu odbiorców strukturalizm (z elementami hermeneutyki),
z drugiej zaœ dokonuje siê zapoznania uczniów z ró¿nymi metodologiami tak, aby
zdawali sobie oni sprawê z ich wieloœci (temu m.in. s³u¿y wprowadzenie w drugiej klasie zajêæ z ró¿nymi pracownikami naukowymi, którzy opracowuj¹
z uczniami materia³ zwi¹zany z ich zainteresowaniami naukowymi), a w przysz³oœci dostrzegli relacjê miêdzy tekstem a sposobem jego badania i wynikaj¹ce z tego
konsekwencje.
Problemowe czytanie tekstów naukowych i przypisy. W ramach lekcji odbywa siê równie¿ nauka czytania tekstów naukowych i korzystania z nich,
co ma znaczenie zarówno w kontekœcie brania przez uczniów udzia³u w olimpiadzie polonistycznej, jak i ogólnego przygotowywania ich do studiów humanistycznych. Przy okazji m³odzie¿ uczy siê techniki tworzenia przypisów, a tak¿e
219
sposobów i koniecznoœci ich stosowania. To etyczny wymiar zajêæ, w przekonaniu autorów niezmiernie wa¿ny, poniewa¿ ucz¹cy szacunku dla w³asnoœci intelektualnej.
Dziœ trudno jeszcze mówiæ o efektach naszego programu. Strona akademicka ma poczucie, ¿e jej zadaniem jest przede wszystkim wsparcie i tak je pojmuje, jako dope³nienie szkolnego programu. Wynika to z oczywistego podporz¹dkowania siê systemowi maturalnemu, poniewa¿ czegokolwiek byœmy nie chcieli
zrobiæ, nasi uczniowie musz¹ zdaæ maturê w tej formule, jaka zosta³a wprowadzona w 2004 roku. Propozycje programowe zderzaj¹ siê zarówno z mo¿liwoœciami, jak i z oczekiwaniami naszych uczniów. Na pe³niejsz¹ ewaluacjê programu
przyjdzie czas, gdy pierwsi uczniowie tej klasy ukoñcz¹ II Liceum Ogólnokszta³c¹ce w Bydgoszczy.
*
Otwarte Forum Polonistyczne odby³o siê 17 IX 2009 roku w Czêstochowie w ramach
Spotkania Przedstawicieli Oddzia³ów Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza.
Dla Oddzia³u Czêstochowskiego – organizatora spotkania – zaproszenie wybitnych polonistów z ca³ej Polski do wspólnej dyskusji sta³o siê doskona³ym sposobem uczczenia w³asnej
przesz³o piêædziesiêcioletniej dzia³alnoœci.
Forum Polonistyczne w ca³oœci poœwiêcone zosta³o refleksji nad kszta³tem edukacji polonistycznej w szkole œredniej. Formu³a programowa czêstochowskiego spotkania wyniknê³a
bezpoœrednio z ogólnej atmosfery panuj¹cej wœród humanistów, którzy czuli siê zaniepokojeni kierunkiem reform wprowadzanych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej bez poprzedzania ich odpowiedni¹ konsultacj¹ spo³eczn¹. Gospodarzom Forum szczególnie zale¿a³o,
aby referaty rozpoczynaj¹ce dyskusjê uwzglêdnia³y ró¿norodne punkty widzenia na dokonuj¹ce siê zmiany w sposobie nauczania jêzyka polskiego w szkole œredniej; st¹d, miêdzy
innymi, zaproszenie do udzia³u w dyskusji dra Stanis³awa Bortnowskiego, prof. dra hab.
S³awomira Jacka ¯urka, a tak¿e przedstawiciela Departamentu Programów Nauczania i Podrêczników Ministerstwa Edukacji Narodowej – mgr Danuty Pusek. Niezwykle wa¿ne dla
przebiegu dyskusji by³o wyg³oszenie referatów przez prof. dr hab. Teresê Kostkiewiczow¹,
prof. dr hab. Lidiê Wiœniewsk¹ oraz przygotowanie wspólnej prezentacji poœwiêconej eksperymentatorskiej metodzie pracy ze zdolnym uczniem przez mgr Annê Nakielsk¹-Kowalsk¹ (Przewodnicz¹c¹ Komisji Dydaktycznej TLiAM) i dra Miros³awa Go³uñskiego. Do
wspólnej dyskusji zaproszona zosta³a, miêdzy innymi, tak¿e prof. dr hab. Maria Kwiatkowska-Ratajczak, reprezentuj¹ca Komisjê Edukacji Szkolnej i Akademickiej Komitetu Nauk
o Literaturze PAN. Swoj¹ opiniê dotycz¹c¹ zmian w funkcjonowaniu bibliotek szkolnych –
kwestia ta ma du¿e znaczenie dla metod pracy nauczycieli – pisemnie przekaza³a mgr Danuta Brzeziñska z Towarzystwa Nauczycieli Bibliotekarzy Szkó³ Polskich.
(ze sprawozdania El¿biety Wróbel)
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010
RECENZJE
Dorota Siwicka, Zapytaj Mickiewicza,
Wydawnictwo S³owo/ obraz Terytoria, Gdañsk 2007, ss. 116.
Przy okazji przygotowañ do wroc³awskiego kola¿u romantycznego Macieja
Sobociñskiego w 2005 roku przeprowadzono wœród przypadkowych klientów
supermarketu sonda¿, z czym kojarzy siê im imiê Kordian. Okaza³o siê, ¿e na
blisko osiemdziesi¹t osób tylko szeœæ wskazywa³o na jego proweniencjê literack¹, ktoœ nawet pomyli³ Kordiana ze znanym z m³odzieñczych lektur Kornelem
Makuszyñskim1. Wspominam o tym zdarzeniu, poniewa¿ wspó³czesnoœæ, tak
boleœnie zrywaj¹ca z tradycj¹ literatury dziewiêtnastowiecznej, stosunkowo ³agodnie wydaje siê obchodziæ z Mickiewiczem. Jego s³awa wieszcza, przynajmniej
w deklaracjach, nadal trwa. W grudniu 1998 roku, z okazji dwustulecia urodzin
poety, w „Gazecie Wyborczej” Dorota Siwicka opublikowa³a quasi-wywiad
z Adamem Mickiewiczem2. Stawia³a mu pytania dotycz¹ce spraw wspó³czeœnie
frapuj¹cych, takich m.in. jak etyczne skutki postêpu technicznego, przemoc, ekologia, kwestie kobiece, Unia Europejska, a nawet podatki. I okazywa³o siê, ¿e we
wszystkich przypadkach mo¿na by³o odnaleŸæ koresponduj¹ce z tymi zagadnieniami
1 Podajê te informacje za M. Kostaszuk-Romanowsk¹ i jej referatem „Czerep rubaszny”
czyli S³owacki teatralnie uwiêziony. Wspó³czesne inscenizacje S³owackiego oczami krytyki,
wyg³oszonym 9 maja 2009 roku na konferencji Piêkno S³owackiego w Bia³ymstoku i planowanym do druku w póŸniejszym terminie.
2 D. Siwicka, Mickiewicz dla Gazety, „Gazeta Wyborcza” nr 300, wydanie z dnia 23 XII
1998, s. 12.
222
fragmenty z tekstów poety. Odpowiedzi, choæ sensowne, nie zawsze by³y satysfakcjonuj¹ce czy budz¹ce akceptacjê. Mimo to, ta dziennikarska zabawa – jak
twierdzi Dorota Siwicka (s. 7) – spotka³a siê z ¿ywym odzewem czytelników i zrodzi³a ostatecznie niezrealizowany projekt telewizyjnego show, w którym ¿yj¹cy
tu i teraz Polacy mieliby zadawaæ Mickiewiczowi pytania, a on odpowiada³by za
poœrednictwem swych rzeczników – historyków literatury. Konsekwencj¹ tych –
przyznajmy, nietypowych w praktyce literaturoznawczej inicjatyw – sta³ siê zbiór
szkiców opublikowanych w 2007 roku nak³adem wydawnictwa S³owo/ obraz
Terytoria pod znamiennym tytu³em Zapytaj Mickiewicza. Artyku³y sk³adaj¹ce siê
na ksi¹¿kê powstawa³y na przestrzeni kilku lat – od 1993 a¿ po 2005 rok. Z natury rzeczy wiêc urozmaicona jest ich tematyka i proponowane metody odbioru
dziewiêtnastowiecznych tekstów. Wskazaæ mo¿na wszak¿e kilka istotnych spraw,
które je ³¹cz¹. Dominuje w nich eseistyczny, a miejscami wrêcz publicystyczny
ton. Jego wybór jest uzasadniony potrzeb¹ rozpoznania wspó³czesnych mo¿liwoœci porozumienia z Mickiewiczem i jego generacj¹. Niewielka rozmiarowo
publikacja wymaga wiêc ca³kiem powa¿nego namys³u nad podstawow¹ ide¹
wszystkich rozwa¿añ, czyli spo³eczn¹ obecnoœci¹ dzie³a Mickiewicza. Problem
jest zasadniczy, bowiem Dorota Siwicka nie tai ju¿ na wstêpie swej ksi¹¿ki, ¿e
coraz czêœciej nawet dla niej – mickiewiczologa od lat – spotkanie z Mickiewiczem jest zetkniêciem z Obcym, który przecie¿ z racji swojego „wieszczostwa”
Obcym byæ nie powinien. Jeszcze dwa pokolenia wstecz potrafi³y ¿yæ t¹ poezj¹,
odnajdywaæ w niej potwierdzenie w³asnych emocji, lêków, dramatów. Jak jednak czytaj¹ Mickiewicza obecni czterdziesto-, trzydziestolatkowie i m³odsi
Polacy? Autorka uwa¿a, ¿e to wa¿ne, aby w interpretacjach naukowych nie zapomnieæ o nowych warunkach spo³ecznej recepcji. Nie waha siê zatem podj¹æ
polemiki ze swoimi mistrzami, wielkimi autorytetami polonistyki, którzy byli wychowani w szacunku dla ducha romantycznej poezji i nawet jeœli siê z nim nie
do koñca zgadzali, to nie podwa¿ali jego istotnoœci. Dorota Siwicka nie formu³uje co prawda obrazoburczych tez, nie wskazuje autorytarnie, co powinno zast¹piæ dotychczasowe zmagania z romantyzmem. Decyduje siê natomiast na
wypowiedŸ bardzo osobist¹. Kiedy stara siê nazwaæ zjawiska, które dla wspó³czesnego czytelnika sta³y siê w twórczoœci Mickiewicza zupe³nie niezrozumia³e
lub nabra³y znaczeñ sprzecznych z pierwotn¹ intencj¹ twórcy, wychodzi od w³asnych rozterek. Wystêpuje zarówno w roli badacza romantyzmu, jak i po prostu
cz³owieka, któremu nieobce jest pragnienie, by przedmiot zawodowego zainteresowania by³ te¿ po trosze przedmiotem podziwu.
Gdzie zatem widzi autorka obszary „obcoœci”? Jak powiada – „martwe
miejsca […], w których […] dialog milknie, a przek³ad wydaje siê niemo¿liwy”?
223
(s. 10). Na plan pierwszy wysuwa siê kwestia modelu patriotyzmu polskich romantyków. W œwietnym szkicu Ojczyzna intymna Dorota Siwicka s³usznie zauwa¿a, ¿e to, co zdezaktualizowa³o siê najbardziej, to sposób obrazowania zwi¹zanego z romantycznym odczuwaniem ojczyzny. Odczuwaniem, które zazwyczaj
prowadzi³o do autentycznego uto¿samienia „ja” z ojczyzn¹. Ten niemal erotyczny albo macierzyñsko-ojcowski – a wiêc zawsze bardzo intymny – stosunek jednostki do Polski budzi w nas dzisiaj czêsto œmiech, odrzucenie, czasem podziw,
ale przemieszany niemal wy³¹cznie z niedowierzaniem; od jakiegoœ czasu – na
pewno podkreœlan¹ przez Dorotê Siwick¹ obcoœæ. Zaskakuj¹co dalekie s¹ te¿ owe
„migotliwoœci p³ci i ról”, doskonale wydobyte w wywodzie, owe wampiryczne
mi³oœci, twórcze bóle po³ogowe, histerie i sza³y dla sprawy. Byæ mo¿e zreszt¹ jest
to kwestia nie tylko innoœci doœwiadczeñ i postaw patriotycznych, ale równie¿
jêzyka (zbyt czêsto pomijanego w artyku³ach), którego górnolotnoœæ, patos i retorycznoœæ uleg³y przez lata strywializowaniu. „Dlaczego […] nie potrafimy w nas
samych powtórzyæ romantycznych figur przedstawiaj¹cych w³asne »ja« poprzez
mi³oœæ do ojczyzny” (s. 24)? – pyta Siwicka. Szkic Ojczyzna intymna nie rozstrzyga tego problemu, choæ oczywiœcie pewne hipotezy zostaj¹ postawione.
Nacisk po³o¿ony jest raczej na koniecznoœæ bardzo szczerego przyznania: „tu i tu
s¹ przepaœci nie do zasypania”. Co wszak¿e, jeœli przyjmiemy za badaczk¹, ¿e
ten typ narodowego patriotyzmu jest fundamentalny dla polskiego romantyzmu,
a zatem nie mo¿e byæ przemilczany czy pominiêty? Narasta niezrozumienie.
W ksi¹¿ce Zapytaj Mickiewicza najsilniej obcoœæ romantyczna zosta³a zaakcentowana w odniesieniu do Dziadów cz. III. Zdaniem autorki, najwa¿niejsze przyczyny s¹ dwie. Pierwsza bliska jest zw³aszcza rozpoznaniom Mi³osza z Ziemi Ulro,
o których tak pisa³a Maria Kalinowska; „[…] lektura Dziadów jest wymierzona
przeciwko Mickiewiczowi przez tradycjê u³adzonemu, zbanalizowanemu, wyw³aszczonemu ze swojej myœli. Przeciwko narodowej lekturze, oznaczaj¹cej wielbienie, a równoczeœnie uchylanie autentycznej, czêsto niewygodnej, bo zbuntowanej i twórczej myœli”3. Drugi sygnalizowany powód k³opotów z odbiorem
Dziadów ma swoje Ÿród³o nie tyle w tekœcie dramatu, ile w ró¿nym odczuwaniu
historii. Badaczka twierdzi, ¿e „[…] III czêœæ Dziadów wysy³a do nas sygna³,
którego nie jesteœmy w stanie odebraæ” (s. 12). Tym sygna³em ma byæ wyró¿niaj¹ca romantyzm (oraz jego spadkobierców) i uznawana za warunek sine qua non
3 M. Kalinowska, Dwie interpretacje „Dziadów”: Czes³awa Mi³osza i Jaros³awa Marka
Rymkiewicza, w: tej¿e, Los, mi³oœæ, sacrum. Studia o dramacie romantycznym i jego dwudziestowiecznej recepcji, Toruñ 2003, s. 313. Odwo³ujê siê do jej opinii, poniewa¿ jest przywo³ywana tak¿e w Zapytaj Mickiewicza.
224
osi¹gniêcia pe³ni cz³owieczeñstwa zdolnoœæ do wznios³oœci. Istotnie, trudno nie
widzieæ w Dziadach tej powagi, która wyp³ywa ze sta³ego powi¹zania losów jednostkowych i zbiorowych, z przekonania, ¿e czyny jednostki mog¹ byæ decyduj¹ce w perspektywie narodowej. Trudno tak¿e nie przyznaæ autorce racji, gdy
stwierdza ahistorycznoœæ naszych czasów, to znaczy m.in. niechêæ do osadzania
prywatnego œwiata w szerszej perspektywie historycznej, co przecie¿ dla romantyków by³o niezbêdnym krokiem w stronê duchowego idea³u. Tak, ten typ wznios³oœci, który poeta definiowa³ jako si³ê wytr¹caj¹c¹ z rutyny i wprawiaj¹c¹ w stan
najwy¿szej emocjonalnej gotowoœci do wielkiego czynu – raczej nie uznamy
dzisiaj za bliski. Poza tym autorka daje liczne przyk³ady tego, jak odczuwan¹
odmiennoœæ pogl¹dów dodatkowo pog³êbia styl zachowañ obyczajowych uznawanych wówczas za normê. Patos, sk³onnoœæ do egzaltacji, a nawet histerii –
bywa³y oznak¹ wra¿liwoœci i zdolnoœci metafizycznych; obecnie – widziane
by³yby raczej w kategoriach dziwactwa. „Kiedy nas uderza coœ wznios³ego –
cytuje Dorota Siwicka poetê – odczuwamy jakiœ mimowolny dreszcz. Pierœ nam
siê podnosi, oko otwiera szerzej” (s. 13). Autorka twierdzi, ¿e dawniej nasi przodkowie potrafili uaktywniæ wznios³oœæ historii i rozumieli Dziady, my – nie potrafimy. Pozornie – zw³aszcza gdy bierzemy pod lupê œwiat wspó³czesnej polityki
– teza ca³kiem s³uszna, jednak d¹¿enie do eseistycznej wyrazistoœci i czytelnoœci
wywodu przyczyni³o siê do zbytnich ciêæ. Nawet jeœli – nie ca³kiem z naszej winy
– nie czujemy d³u¿ej wznios³oœci historii, niekoniecznie oznacza to, ¿e wznios³oœci nie czujemy w ogóle. Wznios³oœæ, poza kwesti¹ procesów dziejowych,
mo¿e te¿ dotyczyæ np. sfery œmierci czy cierpienia. Wydaje siê, ¿e przywo³ywane przez autorkê wydarzenia z 11 wrzeœnia 2001 roku lub prze¿ywane wyj¹tkowo g³êboko przez m³odych ludzi doœwiadczenie umierania Jana Paw³a II mog¹
wskazywaæ na inne, nieobce nam formy wznios³oœci. Wznios³oœci uaktywnionej, doœwiadczonej, a przecie¿ – co kwestionuje w jakimœ zakresie s¹dy autorki
– niewp³ywaj¹cej zasadniczo na trudny odbiór dramatu Mickiewicza. Poza tym
szkic dowodzi, ¿e Mickiewiczowi wznios³oœæ równie¿ siê tylko zdarza³a, podobnie
jak zdarza siê w czasach obecnych (jakkolwiek nieporównanie rzadziej). Teza
o zaniku wznios³oœci jako przyczynie zak³óceñ miêdzy epok¹ romantyzmu i naszymi czasami budziæ te¿ mo¿e inne drobne zastrze¿enie. Czy fakt, ¿e poeta pozna³
w m³odoœci traktat Pseudo-Longinosa4, nie wyklucza wykorzystania w Dziadach
alternatywnej postaci wznios³oœci, budowanej np. w oparciu o doœwiadczanie
4 Przypomnijmy za Dorot¹ Siwick¹: „W jego traktacie wznios³oœæ staje siê potêg¹ maj¹c¹
bez reszty ogarn¹æ s³uchacza, nie pozostawiaj¹c mu (jak to czyni retoryczna argumentacja)
wolnego wyboru, maj¹c¹ go wznieœæ do stanu ekstazy, w której zatraci siê jego »ja«” (s. 21).
225
skrajnego bólu b¹dŸ namacalnego z³a, a doskonale mieszcz¹cej siê w kategoriach
romantycznego œwiatopogl¹du? I taka wznios³oœæ mo¿e byæ nadal zrozumia³a.
Trzeba by wtedy wróciæ do kwestii wyjœciowej – czy na pewno o wznios³oœæ tylko
chodzi, gdy konstatujemy dziœ niechêæ wobec Dziadów? Mo¿e jednak u pod³o¿a
problemów interpretacyjnych le¿¹ przyczyny odmiennego charakteru, choæby
niechêæ do dok³adnej lektury, tak¿e wœród wielu re¿yserów, których brak zainteresowania Mickiewiczem autorka zauwa¿a na wstêpie. Oczywiœcie, pewne niedopowiedzenia s¹ wpisane w wybran¹ przez Dorotê Siwick¹ eseistyczn¹ formu³ê
wypowiedzi. W pierwszych szkicach tomiku badaczka celowo nie stosuje drobiazgowych analiz. Koncentruje siê raczej na odnalezieniu tej skazy, z której bierze
siê poczucie obcoœci; na odkryciu maski, „gêby”, która jest od tylu ju¿ lat Mickiewiczowi przyk³adana. Prowadzone rozwa¿ania uœwiadamiaj¹, ¿e paradoksalnie w zamian za trwa³oœæ s³awy poetyckiej, która w takim stopniu nie sta³a siê
udzia³em ¿adnego innego romantyka, Mickiewicz zosta³ schwytany w pu³apkê
stereotypów, klisz narodowych i kulturowych, spacyfikowany i „upupiony” jak
nikt inny.
Wa¿ny – mo¿e nawet najwa¿niejszy – dla rozpoznawania obszarów odczuwanej innoœci jest szkic O obcoœci duchów. Dorota Siwicka zastanawia siê
w nim nad przyczynami, które jeszcze w latach siedemdziesi¹tych XX wieku
kaza³y historykom literatury widzieæ w dziewiêtnastym wieku rodowód nowoczesnoœci, a ju¿ w latach dziewiêædziesi¹tych kwestionowaæ, i to nieraz bardzo
zdecydowanie, sens wzajemnych relacji. róde³ tego rozbratu s³usznie doszukuje siê nie w samym romantyzmie, a w doœwiadczaniu rzeczywistoœci przez
cz³owieka wspó³czesnego, którego myœlenie zdominowa³a œwiadomoœæ ponowoczesna. Bardzo ciekawie nakreœlone zostaj¹ zbli¿one mechanizmy romantycznego i nowoczesnego odbioru œwiata, których podstaw¹ jest przekonanie
o istnieniu sta³ego napiêcia miêdzy doœwiadczaniem chaosu, dysharmonii, przeczuciem wiecznie zagra¿aj¹cej katastrofy a nadziej¹ na mo¿liwoœæ przenikniêcia
do jakiegoœ podskórnego ³adu i porz¹dku. Odrêbnej charakterystyce podlega
duch ponowoczesny. To on – zdaniem badaczki – odrzuca obraz rzeczywistoœci zakorzeniony w tradycji ubieg³ego stulecia, dochodz¹c do akceptacji stanu,
który nie prowadzi ani do upadku, ani do s³onecznej Jerozolimy, ale jest po
prostu z natury wielotorowy, rozproszony, nieogarniony, wieloznaczny, bez
centrum. „St¹d bierze siê obcoœæ” – powtarza raz za razem Dorota Siwicka. Dla
cz³owieka ponowoczesnego nie do zaakceptowania s¹ zw³aszcza romantyczne
usi³owania, by powik³anego, rozdwojonego w sobie ducha ujednoznaczniæ,
narzucaj¹c mu np. nowe zbiorowe cele – owe polskie mesjanizmy i towiañszczyzny. O nich to tak¿e w kontekœcie Ziemi Ulro Mi³osza pisa³a Maria
226
Kalinowska: „Drogi Mickiewicza, nie znaj¹cego ironicznego sposobu pisania
(charakterystycznego dla »umys³u wydziedziczonego«), oraz wspó³czesnych pisarzy – rozchodz¹ siê”5.
Od 1997 roku, kiedy powstawa³ szkic O obcoœci duchów, minê³o jednak
ponad dziesiêæ lat i dlatego warto by postawiæ sobie pytanie, którego tam zabrak³o: czy nadal jesteœmy dzieæmi ponowoczesnoœci, czy nic siê w tym zakresie nie
zmieni³o? Szczególnie m³ode pokolenia du¿o chêtniej ni¿ generacja ich dziadków i rodziców powracaj¹ do tradycji, do wiary i do rodziny jako priorytetów
¿yciowych, co œwiadczy o potrzebie ³adu. £adu jako zadania w³aœnie, mimo ¿e
kszta³ty i formy jego osi¹gania bêd¹ ca³kiem ró¿ne od romantycznych, bowiem
zazwyczaj ograniczone do sfery prywatnej. Mo¿e wiêc za jakiœ czas nakreœlone
przez Dorotê Siwick¹ obszary obcoœci przestan¹ obowi¹zywaæ, choæ zapewne nie
z racji na prorokowane niegdyœ przez Jaros³awa Marka Rymkiewicza nadejœcie
Imperium Pó³nocy.
Po analizach przejawów obcoœci przechodzimy do artyku³ów z ksi¹¿ki
Zapytaj Mickiewicza, które kieruj¹ nasz¹ uwagê na wybrane marginalia badañ
mickiewiczologicznych. Marginalia – jak logicznie wynika³oby z kolejnoœci
wywodu – sugeruj¹ce dot¹d negowan¹ mo¿liwoœæ porozumienia z Mickiewiczem. Zw³aszcza szkic Historia trzeciego tysi¹clecia – najwyraŸniej mo¿e odpowiadaj¹cy tytu³owi zbioru – eksponuje te wypowiedzi poety, które brzmi¹
dziœ zaskakuj¹co nowoczeœnie. Mickiewicz zostaje rozpoznany m.in. jako gorliwy zwolennik duchowej natury zwierz¹t, który domaga siê w³¹czenia ich do
wspólnoty istot ¿ywych i czuj¹cych. Ten, który mówi³ w Prelekcjach: „wy, co
chcecie poznaæ tajniki ¿ycia zwierz¹t, miejcie¿ odwagê wejœæ do jaskini lwa
albo rzuæcie siê miêdzy sforê rozdzieraj¹c¹ jelenia, uratujcie mu ¿ycie, obejmijcie go z mi³oœci¹, a potem w imiê Boga ¿ywego zaklinajcie, ¿eby wam powiedzia³, dlaczego jest zwierzêciem, dlaczego cierpi, jakim prawem wolno go
wam drêczyæ, ujarzmiaæ, i jakie powinny istnieæ stosunki miêdzy nim a cz³owiekiem” (s. 58), mia³by zapewne wielkie szanse na popularnoœæ w radiowym
programie Doroty Sumiñskiej. Równie ³atwo by³oby w szeregach antyglobalistów i ekologów usytuowaæ Mickiewicza, który rozumie, ¿e cz³owiek „winien
wejœæ w przymierze z globem” (s. 59).
Z kolei poeta twierdz¹cy w Historii przysz³oœci czy Prelekcjach, ¿e „nadesz³a epoka wyzwolenia kobiet”, dostrzegaj¹cy pozytywne aspekty ich duchowej innoœci i aktywnoœci, daje siê nagle ogl¹daæ w perspektywie studiów
5 M.
Kalinowska, dz. cyt., s. 315.
227
genderowych (choæ przytaczane w szkicu uzasadnienia religijne wyzwolenia
„niewiast” niekoniecznie spotka³yby siê z aprobat¹). Wreszcie Mickiewicz,
który œledzi nowinki techniczne i prognozuje – zapewne pod wp³ywem saintsimonistów lub futurystycznej myœli rosyjskiej lat dwudziestych – szybki ich
postêp przy niewspó³miernym rozwoju moralnym spo³eczeñstw, staje siê quasi-filozofem cywilizacji. Notabene, ciekawe jest spostrze¿enie autorki, ¿e czynione
przez autora Pana Tadeusza projekty usprawnieñ technicznych by³y konsekwencj¹ nurtuj¹cych go od lat kwestii komunikacji bez wzglêdu na to, czy dotyczy³y one œrodków transportu czy porozumienia duchów. Dla Mickiewicza liczyæ
siê mia³o nie u³atwienie ¿ycia, lecz pokonywanie ograniczeñ w budowaniu
wspólnoty miêdzyludzkiej. Jego pewnoœæ, ¿e „technika jest szans¹ dla ducha
[…], a duch jest jedyn¹ szans¹ dla rozwoju techniki” (s. 54), to przekonuj¹cy
przyk³ad nowoczesnego myœlenia o odpowiedzialnoœci wzglêdem procesów
cywilizacyjnych.
Ca³kiem inny wizerunek Mickiewicza wy³ania siê ze szkicu Scala Santa.
Siwicka próbuje w nim – bez specjalnego komentarza, po prostu przytaczaj¹c
fakty i wzmacniaj¹c je co najwy¿ej wypowiedziami znajomych i œwiadków – opowiedzieæ o pewnym rzymskim epizodzie z roku 1848. Snuj¹c tê historiê, prowokuje dyskusjê nad ambiwalentnie dziœ odbieran¹ religijnoœci¹ romantycznego
twórcy. Z jednej strony bowiem œledzimy postêpowanie cz³owieka ow³adniêtego jak¹œ niezwyk³¹ gorliwoœci¹ religijn¹ i pragnieniem cierpienia na wzór Chrystusa, z drugiej zaœ taki portret wydaje siê wychodziæ naprzeciw oczekiwaniom
wielkiej grupy ludzi, poszukuj¹cych ucieczki przed nihilizmem w silnych, niekiedy wrêcz dewocyjnych ruchach religijnych. I wówczas Mickiewicz, który podejmuje nieprawdopodobny wysi³ek umêczenia i modlitwy, by „w¿yæ siê, wkonwulsyjniæ siê do nieba” (s. 87), mo¿e w tym natê¿eniu pragnieñ duchowych byæ
bardziej dla niektórych zrozumia³y ni¿ wtedy, gdy w jêzyku poezji formu³uje deklaracje mi³oœci do ojczyzny.
Dokonywana w Zapytaj Mickiewicza rekonstrukcja tak wielu nieznanych
przeciêtnemu czytelnikowi twarzy poety jest naprawdê bardzo interesuj¹ca. Uzyskujemy wra¿enie przeciwwagi dla uprzednio ostro przecie¿ sygnalizowanych
odmiennoœci. Napisa³am celowo: „uzyskujemy wra¿enie”, bowiem szkice, które
pokazuj¹ nam Mickiewicza myœl¹cego w sposób nam bli¿szy, zosta³y jednak
osnute wokó³ osoby, konkretnego cz³owieka – nie zaœ dzie³a (trudno ca³kiem powa¿nie potraktowaæ bajki zwierzêce w zestawieniu np. z Dziadami). Czy zatem
rzeczywiœcie po to, by dla wieszcza Mickiewicza odzyskaæ szerok¹ spo³eczn¹
aprobatê, nale¿y eksponowaæ to, co stanowi tylko margines podejmowanych przez
niego spraw?
228
Nie³atwo oceniaæ ksi¹¿kê popularnonaukow¹, która jest jednoczeœnie niezwykle osobistym projektem. W œrodowisku przyzwyczajonym do zawodowej
powagi i œcis³oœci tom Zapytaj Mickiewicza mo¿e budziæ pewne opory. Wybór
lekkiej, eseistyczno-publicystycznej formu³y szkiców, za pomoc¹ której Dorota
Siwicka próbuje uj¹æ b¹dŸ co b¹dŸ niebagatelny problem obecnoœci wieszcza we
wspó³czesnym ¿yciu, prowadzi czasem do pominiêæ, niedopowiedzeñ, domys³ów.
Do chwilowego odrzucenia doskonale znanych autorce pogl¹dów i historycznoliterackich ustaleñ na rzecz nieco barbarzyñskiej postawy kogoœ, kto ma „zamys³
czytania Mickiewicza – przypominaj¹cy o pierwotnej, ludycznej i zarazem profetycznej funkcji poezji – poprzez stawianie mu pytañ zwi¹zanych z tym, co jest
wa¿ne »teraz«” (s. 7). I mimo zdecydowanego stanowiska, ¿e „Mickiewicz zdawa³ mi siê w tych odpowiedziach kimœ przede wszystkim obcym” (s. 6), znaæ
uwiedzenie wizj¹ tak g³êboko emocjonalnych kontaktów z poet¹, jak te przywo³ane we wstêpnej anegdocie o Czes³awie Zgorzelskim6. Myœlê, ¿e w³aœnie podobna pokusa kaza³a autorce umieœciæ w zakoñczeniu ksi¹¿ki krótki komentarz
do krakowskiej instalacji Juliana Joñczyka z 2005 roku i dopatrzyæ siê w niej optymistycznego „idea³u Mickiewicza przysz³oœci” (s. 101), który bêdzie oœwietla³
nadchodz¹c¹ przysz³oœæ ca³kiem wspó³czesnym, bo neonowym blaskiem.
Tymczasem w szkicach widzê mniej optymizmu, za to bardziej przekonuj¹cy i konkretny zamys³ badawczy.
Jedna z najwa¿niejszych idei przedstawionej publikacji to apel o now¹
historiê literatury romantycznej jako historiê „obcowania z genialnym obcym”
(s. 43). To mo¿e byæ wskazanie najuczciwszej drogi do rozpoznania w³asnej, to
jest wspó³czesnej czy – jak chce Dorota Siwicka – ponowoczesnej postawy wobec rzeczywistoœci i literatury, tym trudniejszej, ¿e wymaga³aby zerwania z dotychczasowymi nurtami odczytywania romantyzmu. To równie¿ wielka szansa,
by wreszcie – w procesie zmagania siê z „obcoœci¹” – zobaczyæ tê epokê prawdziw¹, oddzieliæ plewy od ziarna, nadaæ jej status normalnoœci, nie zaœ wiecznego idea³u.
Maria Berkan-Jab³oñska
6 Od
wywiadu udzielonego niegdyœ przez prof. Zgorzelskiego zaczyna Dorota Siwicka
swoj¹ ksi¹¿kê: „Powiedzia³, czy raczej wyzna³, ¿e w trudnych chwilach ¿ycia – a przypomnieæ trzeba, ¿e ich nie brakowa³o […] – zadawa³ sobie pytanie, co na jego miejscu zrobi³by Mickiewicz. Ten prywatny sposób na wychodzenie z opresji wyda³ mi siê wówczas doœæ
szokuj¹cy” (s. 5).
229
Leszek Zwierzyñski, Egzystencja i eschatologia.
Genezyjska wyobraŸnia S³owackiego,
Wydawnictwo Uniwersytetu Œl¹skiego, Katowice 2008, ss. 343.
Przedmiotem refleksji w ksi¹¿ce Leszka Zwierzyñskiego jest genezyjski
etap twórczoœci Juliusza S³owackiego (poezja genezyjska, liryki oraz dramaty
mistyczne), a tak¿e zwi¹zana z nim egzystencjalno-eschatologiczna tematyka
znajduj¹ca swój wyraz na polu wyobraŸni poetyckiej. Wywód poprowadzony jest
przez badacza w taki sposób, jakby zabiera³ czytelnika w podró¿, której poszczególne etapy wyznaczaj¹ kolejne czêœci tekstu (Soczewka, Osoba, Eschaton), a tak¿e podporz¹dkowane analizowanej problematyce rozdzia³y. St¹d punktem wyjœcia, a zarazem myœl¹ przewodni¹ jest za³o¿enie autora (rozdz. I: Morfologia
obrazu genezyjskiego), które jasno mówi, ¿e „obraz stanowi […] fundament poezji genezyjskiej” (s. 21). Poezja ta, w toku dalszej analizy przepuszczona zosta³a
przez wielopoziomowy filtr metody badawczej, podporz¹dkowanej nadrzêdnemu celowi, jaki – obok zdefiniowania podstawowych dla genezyjskiej twórczoœci S³owackiego tropów poetyckich – stanowi dotarcie do istoty tej liryki, poniewa¿, zdaniem badacza, obrazy poetyckie Wielkiego Romantyka kryj¹ w sobie
zarówno spersonalizowane kszta³ty bytu, jak i skomplikowane zjawiska symboliczne. Te ostatnie swym znaczeniem siêgaj¹ a¿ do g³êbi sakralnego poziomu
zwi¹zanego z lirycznymi wyobra¿eniami, staj¹c siê w ten sposób materia³em do
tworzenia obrazu, którego budowê cechuje podwójna struktura. Pierwsza zak³ada brak wewnêtrznej spójnoœci opisywanego œwiata, co sprawia, ¿e przejawia siê
on w ruchu epileptycznym urywanym i skokowym. Jest to, zdaniem autora, proces nieustannego tworzenia koresponduj¹cego z charakterystyczn¹ dla S³owackiego potrzeb¹ wyjœcia z formy. Tê dekonstrukcjê w imiê kreacji ³¹czy Zwierzyñski z drug¹ cech¹ genezyjskiego obrazu, a mianowicie: wi¹zaniem, które w jego
oczach stanowi podstawowy gest poetycki „stwarzaj¹cy now¹ strukturê obrazu,
tekstu i bytu” (s. 28).
Powy¿sze dwa elementy (rozbicie i wi¹zanie) staj¹ siê w rozumieniu badacza podstaw¹ poetyckich wyobra¿eñ prowadz¹cych do fenomenu poch³aniania, który to pocz¹tkuje proces przemiany, a przez sw¹ obecnoœæ w mistycznej
twórczoœci sprawia, ¿e „nie jest [ona – IR] w ogóle poezj¹ bytu” (s. 33), lecz
obrazem nieustannej transgresji.
Opisuj¹c techniki konstruowania obrazu genezyjskiego i zwi¹zanych z nim
modeli wyobraŸni twórczej, wykazuje siê Zwierzyñski du¿¹ wirtuozeri¹ s³owa;
w namacalny i sugestywny sposób przeprowadza analizy i autorskie interpretacje
230
(choæby przedstawienie p³on¹cej ga³êzi z III Pieœni Beniowskiego), a subtelne
i wibruj¹ce opisy s³onecznych krêgów, stanowi¹cych esencjê ruchu, ³¹czy z linearnym kierunkiem lotu, tworz¹c w ten sposób obraz eschatologicznego symbolu, w obrêbie którego zachodzi proces rozpuszczenia materii. Zaraz obok wprowadza kluczowe jego zdaniem obrazy-symbole, czyli pajêczynê i Saturna. Ich opis
zostaje poprzez niezwyk³e nagromadzenie rozmaitych promieni skierowanych do
œrodka – niemal namalowany s³owami, a one same zyskuj¹ rangê negatywnego
Ÿród³a boskiego bytu. Badacz przed oczami czytelnika tka obrazy wyobra¿eñ
S³owackiego z surowego tworzywa poezji, a tak¿e snuje poszczególne elementy,
które zamyka w ca³oœæ nazywan¹ obrazem gniazdowym. Warto w tym miejscu
zaznaczyæ, ¿e skupiaj¹c siê na poszczególnych sk³adnikach poetyckiej wyobraŸni S³owackiego, za ka¿dym razem Zwierzyñski wydobywa nowy obraz pulsuj¹cy wewnêtrznym œwiat³em. Skupisko obrazów staje siê dla niego podstaw¹ konstrukcji zwanej konstelacj¹, która posiada mo¿liwoœæ porz¹dkowania, a przede
wszystkim dotarcia do wewnêtrznej istoty genezyjskiego obrazu, której kolejne
warstwy, w kolejnych podrozdzia³ach swej pracy ods³ania.
Drugi, obok obrazu, element stanowi¹cy podstawê mistycznej twórczoœci
S³owackiego i analitycznej warstwy pracy stanowi symbol (rozdz. II: Symbol
genezyjski jako szyfr i obraz œwiata). Jego kszta³t i mechanizm okreœla autor przy
pomocy trzech elementów: archimu, mitu i semafora, siêga równie¿ do metafory, która w jego opinii nieodzownie zwi¹zana jest z dzia³aniem, a przez to z zasad¹ tworzenia. Zwierzyñski okreœla tak¿e dwie postaci symbolu: wieloœcienn¹
i pajêczynow¹, które analizuje na przyk³adzie symboliki Krzy¿a i Trójcy Œwiêtej. Jest to interpretacja ciekawa, przeprowadzona w sposób obrazowy, a co wa¿ne
klarowna. Zaraz po niej, w drugiej czêœci rozwa¿añ pojawia siê analiza fenomenu osoby (rozdz. I: Osoba w dziele genezyjskim) – owego genezyjskiego „ja”,
powsta³ego na styku dwóch tradycji: nowo¿ytnej podmiotowoœci i chrzeœcijañskiej koncepcji, którego podstawow¹ cech¹ jest p³ynna bytowoœæ (tu jako wzór
podaje Zwierzyñski Chrystusa Zmartwychwsta³ego) oraz chrystologiczny archim,
umo¿liwiaj¹cy bohaterom dramatów przemianê. Analiza rozmaitych przejawów
„ja” (rozdz. II: Fenomenologia „ja” w liryce mistycznej S³owackiego) prowadzi
autora do wniosku, i¿ poezja genezyjska „jest prób¹ poetyckiej eksploracji osobowego doœwiadczenia œwiata i siebie, dokonywan¹ w maksymalnej rozpiêtoœci,
we wszystkich jej wymiarach – fizycznym, biologicznym, egzystencjalnym i duchowym” (s. 105-106). Interpretuj¹c wielowymiarowe oblicza „ja”, Zwierzyñski
krok po kroku przed oczami czytelnika-wspó³towarzysza podró¿y odkrywa podmiot jako rewelatora, proroka, nauczyciela, poetê, demiurga oraz bohatera mitycznego, powstaj¹cego wskutek na³o¿enia na siebie przestrzeni realnej i symbolicznej.
231
I w³aœnie przestrzeñ staje siê obiektem zainteresowania autora („Ja” w przestrzeniach metafizycznych), który rozwa¿a jej znaczenie z dwóch perspektyw: jako
œmieræ zwi¹zan¹ z rytua³em przejœcia, i jako teofaniê przejawiaj¹c¹ siê w bezpoœrednim doœwiadczeniu Boskiego Bytu (twarz¹ w twarz z Bogiem). Obok
przestrzeni, metamorfozom podlega tak¿e podmiot, z czym mamy do czynienia w podrozdziale „Ja teantryczne w liryce genezyjskiej”. Ods³ania on i objaœnia skomplikowane mechanizmy, które w zasadniczy sposób wp³ywaj¹ na krystalizacjê wewnêtrznego „innego-ja”, przybieraj¹cego postaæ ducha (kszta³t
chrystomorficzny), a przede wszystkim ³¹cz¹cego to, co ludzkie, z tym, co duchowe. Genezyjskie „ja” jawi siê Zwierzyñskiemu jako forma bezpoœredniego
doœwiadczenia zwi¹zanego z procesem stwarzania, zyskuj¹ca w ten sposób charakter bytu wielopoziomowego, a co wa¿ne niedookreœlonego (Ontologia „ja”
genezyjskiego – próba syntezy). To sprawia, ¿e osoba genezyjska zaczyna funkcjonowaæ w sieci ca³ego uk³adu fabu³y, gdzie dwoistoœæ œwiata, postaci, ich gra-rola, nie jest mask¹, ale mo¿liwoœci¹ realnego „wyrzeŸbienia w swej egzystencji sakralnego kszta³tu »ja«, owo dosiêganie w³asnego, transcendentnego »ja« dokonuje siê zawsze wewn¹trz otrzymanej roli” (s. 174).
Z tego wzglêdu duchowe „dzianie siê” jest w opinii badacza stwarzaniem
nowego kszta³tu osoby, a bohaterowie, choæby Semenko i Gruszczyñski zostaj¹
ociosani do chropowatego kszta³tu Chrystusowego, który to staje siê punktem
wyjœcia dla ich w³asnej przemiany (rozdz. III: Osoba genezyjska w sieci dramatu). Ale to nie wszystko, bowiem sfera egzystencjalna bohatera/ów dostêpuje
transgresji, a pasyjne oblicze posiadaj¹ nie tylko postaci (np. Zawisza), ale i przedmioty (np. drewno, Wizerunek kubistyczny-rozrywanie sieci). Kolejne przemiany i trójpoziomow¹ strukturê osoby analizuje badacz na podstawie tytu³owego
bohatera dramatu Samuel Zborowski („Ja-wielu” i nowy model osoby). Jednak
najpe³niejsz¹ próbê stworzenia genezyjskiego „ja” ukszta³towanego w „samej poetyckiej tkance poematu” (s. 210), zdaniem Zwierzyñskiego, podj¹³ S³owacki
w Królu-Duchu. Krytyk przeprowadza sw¹ analizê w oparciu o konstrukcjê jaŸni zwi¹zanej z wielopoziomowym poznaniem oraz Chrystusowym archimem ³¹cz¹cym perspektywê ludzk¹ z postaci¹ ducha. Interpretacja prowadzi do wniosku, ¿e stworzona w ten sposób podmiotowoœæ przekracza model romantyczny
i wkracza w dziedzinê podmiotowoœci nowoczesnej.
Czêœæ trzecia rozwa¿añ (Eschaton) skupia siê wokó³ tragizmu mistycznych
bohaterów S³owackiego. Zwierzyñski z niezwyk³¹ skrupulatnoœci¹ wylicza podstawowe figury losu (zamkniêcie – ksi¹dz Marek, b³¹dzenie – labirynt – Zawisza, uwik³anie w proces powstawania oraz giniêcia – postaci Snu srebrnego Salomei), by ukazaæ, ¿e tragizm ich siêga wy¿yn bytu. Do tego wykazuje, ¿e jednym
232
z podstawowych sk³adników œwiata genezyjskiego jest mitycznoœæ, dziêki której do g³osu dochodz¹ rozmaite aspekty egzystencji (tak¿e ciemny biegun Bytu
jako przejaw Boga i eschatonu) i przemian, jakim ona podlega. Drugim elementem wspó³tworz¹cym wielopoziomow¹ strukturê genezyjskiej rzeczywistoœci jest
apokaliptycznoœæ (rozdz. III: Apokaliptycznoœæ w poezji genezyjskiej), której
podstawowym wyobra¿eniem jest rozrywanie granicy œwiata, w celu dotarcia do
wnêtrza transcendentnego bytu.
Ksi¹¿ka Leszka Zwierzyñskiego, opisuj¹ca poezjê genezyjsk¹ przez pryzmat
egzystencji i eschatologii, skupia siê na duchowej istocie bytu, z tego te¿ wzglêdu za
przedmiot swej analizy obiera mistyczne utwory S³owackiego. Jej szkatu³kowa budowa sprawia, ¿e badacz, a wraz z nim czytelnik, dr¹¿y interesuj¹c¹ go problematykê, wnika w strukturê tekstów i jednoczeœnie oœwietla je z ró¿nych perspektyw, co
sprawia, ¿e dokonuj¹ca siê niemal na oczach odbiorcy analiza nosi cechy kompletnego procesu. To autorskie odczytanie nie³atwej pod ka¿dym wzglêdem poetyckiej
materii dowodzi z jednej strony niezwyk³ej pasji i rzetelnoœci badacza, a z drugiej
utwierdza w przekonaniu, ¿e S³owackiego mo¿na odkrywaæ wci¹¿ na nowo.
Iwona E. Rusek
Boles³aw Prus: pisarz nowoczesny, red. Jakub A. Malik,
Wydawnictwo KUL, Lublin 2009, ss. 260 + 2 nlb.
Prezentowany zbiór czternastu artyku³ów jest owocem kolejnego spotkania zorganizowanego przez lubelskie œrodowisko badaczy7, które tym razem poœwiêcone zosta³o nowoczesnoœci Prusa jako pisarza, myœliciela, spo³ecznika. Jako
materia³ analityczny ksi¹¿ki Boles³aw Prus: pisarz nowoczesny pos³u¿y³y m. in.:
powieœci (Lalka i Emancypantki); nowele (Kamizelka, Pleœñ œwiata, Cienie, Zemsta); Kroniki oraz recenzje i prace teoretyczne pisarza, np. „Farys”, „Ogniem
i mieczem”. Powieœæ z dawnych lat Henryka Sienkiewicza, Notatki o kompozycji, S³ówko o krytyce pozytywnej. (Poemat realistyczny w 6-ciu pieœniach).
Wstêp autorstwa Jakuba A. Malika, redaktora tomu, zarysowuje g³ówn¹ ideê
ksi¹¿ki, któr¹ ma byæ pokazanie wzajemnych powi¹zañ dwóch kategorii: nowo7 Poprzednie poœwiêcone by³y m.in. odkrywaniu nowych przestrzeni interpretacyjnych
powieœci Lalka (tom pokonferencyjny: Œwiat „Lalki”. 15 studiów, red. J. A. Malik, Lublin
2005) czy nowelom Boles³awa Prusa (konferencja zorganizowana pod has³em: Boles³aw Prus:
nowelistyka. Teksty i idee, Kazimierz Dolny, 16-18 kwietnia 2009 roku).
233
czesnoœci i dziewiêtnastowiecznoœci, jeœli w dotychczasowych badaniach w ogóle
pojawiaj¹cych siê obok siebie, to traktowanych przede wszystkim opozycyjnie,
jako wzajemnie siê zwalczaj¹ce czy wrêcz wykluczaj¹ce. Autorzy zamieszczonych
tu studiów staraj¹ siê natomiast odpowiedzieæ na pytania „ile jest nowoczesnoœci
w dziewiêtnastowiecznoœci” i na czym ona polega, a tak¿e jak jedna z tych kategorii jest zakorzeniona w drugiej? Wydaje siê jednak, ¿e zagadnienie nowoczesnoœci nie sprowadza siê tu jedynie do analizy jej przejawów w okresie pozytywizmu, lecz jest rozumiane w sposób znacznie bardziej obszerny: „jako proces
nieustannego modernizowania propozycji kulturowych, poetyk i œwiatopogl¹dów”8, stanowi¹cy nieod³¹czn¹ cechê ka¿dej epoki i ka¿dej kultury. Przyjêcie tak
szerokiej perspektywy powoduje jednak ryzyko uto¿samiania dwóch odrêbnych
pojêæ, mianowicie uniwersalizmu (w znaczeniu ‘ponadepokowoœci’, ‘ponadczasowoœci’) i nowoczesnoœci. W efekcie niektóre z artyku³ów byæ mo¿e lepiej wpisywa³yby siê w projekt pod has³em: Boles³aw Prus: pisarz ponadczasowy.
Tak np. Kamizelka, analizowana przez Paw³a Próchniaka, ukazana jest jako
utwór ponadepokowy, poruszaj¹cy uniwersalne problemy ludzkiej egzystencji,
w rodzaju moralnego wyboru, pope³niania „szlachetnego oszustwa” w obliczu
mi³oœci i bezradnoœci wobec nieuleczalnej choroby (gruŸlicy). Zastanówmy siê
jednak, czy nowoczesnoœæ u Prusa jako autora m. in. wspomnianej noweli i Emancypantek ma polegaæ w³aœnie na uniwersalizmie, np. filozofii Dêbickiego (o czym
pisze Dariusz Trzeœniowski w tekœcie „Emancypantki”, czyli filozofia b³azna),
która siê nie starzeje i nadal jest aktualna? Czy podjêta próba okreœlenia „granic,
wyznaczników, funkcji i celów”9 nowoczesnoœci i pokazania twórczoœci Prusa
w „nowych” kontekstach ma ograniczaæ siê do nowatorskich, ale czêsto jednorazowych koncepcji pisarza (takich jak np. Prusowskie próby odczytania romantycznej liryki i okreœlenia jej modelu z perspektywy teoretycznoliterackiej, ukazane przez Cezarego Zalewskiego). Czy jego trwanie przy pozytywistycznych
idea³ach, a równoczeœnie otwartoœæ poznawcza (co sprawia, ¿e w swym podejœciu
do poezji w pewnych aspektach „Prus okazuje siê nadzwyczaj nowoczesny”, a w innych „nie jest zbyt nowoczesny”)10 wystarcza, by nazwaæ je doœwiadczaniem
nowoczesnoœci? Chyba jednak w próbie pokazania filozofii i twórczoœci autora
Lalki w kategoriach nowoczesnoœci nie do koñca o to chodzi.
Ksi¹¿ka niew¹tpliwie stanowi jednak kolejny wa¿ny g³os w tocz¹cej siê
we wspó³czesnej humanistyce dyskusji nad problemem nowoczesnoœci, która jest
8 J. A. Malik, Wstêp, w: Boles³aw Prus: pisarz nowoczesny, red. tego¿, Lublin 2009, s. 7.
9 Tam¿e.
10 C. Zalewski, Prus i poezja. Uwagi na marginesie „Kronik”, w: Boles³aw Prus…, s. 210.
234
efektem swoistej mody na interpretowanie historii literatury przez pryzmat kategorii „modernizmu”, „modernizacji”, „nowoczesnoœci”, a nawet „ponowoczesnoœci”. Doskonale widaæ to w kontekœcie prac z ostatnich lat, czego przyk³adem
mo¿e byæ m. in. opublikowany dwa lata temu w „Wieku XIX” tekst Ewy Paczoskiej Latarnia czarnoksiêska, czyli dziewiêtnastowiecznoœæ i nowoczesnoœæ11.
Próbuj¹c udzieliæ odpowiedzi na pytanie: „Od kiedy i jak dziewiêtnastowieczni prze¿ywali nowoczesnoœæ jako doœwiadczenie ¿ycia i sztuki?” autorka
przywo³uje utrwalon¹ ju¿ w tradycji badawczej ostatnich lat ocenê, ¿e doœwiadczenie nowoczesnoœci by³o najbardziej istotnym wyzwaniem kultury XIX wieku, zwi¹zanym z narodzinami spo³eczeñstwa industrialnego i kultury masowej,
rozwojem sztucznego œrodowiska miejskiego, gwa³townym przyspieszeniem
tempa ¿ycia i komercjalizacj¹ sztuki, rozdarciem jednostki miêdzy „pokus¹ indywidualizmu i zagro¿eniem uprzedmiotowieniem”12. Typowo nowoczesne postrzeganie œwiata jako przestrzeni nieustaj¹cych zmian, trudnych do uchwycenia
i opisania w jakikolwiek spójny i logiczny sposób, przek³ada siê na obraz egzystencji cz³owieka, ³¹czonej z takimi pojêciami jak: zgie³k, nat³ok, chaos, pogoñ
za pokus¹, wieczne poczucie niespe³nienia. Pojawiaj¹ce siê znienacka obsesyjne
poczucie bycia obserwowanym, pragnienie kreowania w³asnego wizerunku, jaki
ofiarowujemy innym, istnienie uzale¿nione od komunikacji i spe³niaj¹ce siê w relacji z drug¹ osob¹, gdzie „to¿samoœæ zaczyna byæ traktowana jako zadanie”13
to zjawiska, które badaczka odnotowuje jako charakterystyczne w³aœnie dla percepcji nowoczesnoœci.
W podobny sposób postrzegaj¹ i analizuj¹ tê kategoriê autorzy wielu tekstów w zbiorze Boles³aw Prus: pisarz nowoczesny. Staraj¹ siê oni dotkn¹æ problemu wpisywania siê twórczoœci Prusa w strukturê nowoczesnego postrzegania
rzeczywistoœci, w której przysz³o mu ¿yæ, a zarazem jego trwania w obszarze dziewiêtnastowiecznoœci. Próbuj¹ odpowiedzieæ na pytania: co zawdziêczamy pisarzowi w kontekœcie nowoczesnej kultury? czy jego twórczoœæ, prezentowane przez
ni¹ wartoœci i poruszane w niej kwestie mo¿na nazwaæ nowoczesnymi?
11
E. Paczoska, Latarnia czarnoksiêska, czyli dziewiêtnastowiecznoœæ i nowoczesnoœæ,
„Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza”, Rok I (XLIII) 2008.
12 Zob. przywo³ywane przez Ewê Paczosk¹ teksty: R. Salvadori, Mitologie nowoczesnoœci, prze³. H. Kralowa, Warszawa 2004; M. Berman, „Wszystko, co sta³e, rozp³ywa siê w powietrzu…” Rzecz o doœwiadczeniu nowoczesnoœci, prze³. M. Szuster, wstêp A. Bielik-Robson,
Kraków 2006; W. Tomasik, Ikona nowoczesnoœci. Kolej w literaturze polskiej, Wroc³aw 2007.
13 Zob. A. Giddens, Nowoczesnoœæ i to¿samoœæ. „Ja” i spo³eczeñstwo w epoce póŸnej nowoczesnoœci, prze³. A. Szul¿ycka, Warszawa 2002.
235
Problemy, którym poœwiêcono wiele miejsca w omawianej ksi¹¿ce dotycz¹ m.in. kwestii spo³eczno-politycznych, jak np. sprawa wyw³aszczeniowa
Polaków, asymilacja ¯ydów – widziana jako mo¿liwoœæ pe³noprawnego funkcjonowania w spo³eczeñstwie wieloetnicznym przy jednoczesnym zachowaniu
odrêbnoœci religijno-kulturowej (artyku³y Tadeusza Budrewicza Polska w roku
2008 – wizja Boles³awa Prusa i Jakuba A. Malika Jerozolima wyœniona. Modernizowanie siê pogl¹dów Boles³awa Prusa na tak zwan¹ kwestiê ¿ydowsk¹. Re-wizja). Wœród prezentowanych tematów s¹ tak¿e i te, które dotycz¹ obyczajowych
sfer ¿ycia i przejawiaj¹ siê chocia¿by w udzielonej przez Wies³awa Ratajczaka
odpowiedzi na pytanie: czy to, jak bohaterowie Lalki Prusa patrz¹ na siebie, wp³ywa na pog³êbienie prób odczytania powieœci z nowej perspektywy: fragmentarycznego i niesta³ego doœwiadczania œwiata? Ten ostatni aspekt niew¹tpliwie wi¹¿e siê
z nieustannym procesem budowania i rekonstruowania wobec owego œwiata w³asnej osobowoœci, ukazanym (na przyk³adzie Madzi z Emancypantek i Wokulskiego z Lalki) w tekœcie Joanny Zajkowskiej Nowoczeœni bohaterowie Prusa.
Z analiz¹ sposobów postrzegania i znaczeñ kategorii czy kontekstów nowoczesnoœci mamy do czynienia tak¿e w tekœcie Izabeli Koczkodaj Narracja jako
struktura fotograficzna…, poœwiêconym kwestii opisywalnoœci œwiata przedstawionego w literaturze, a zarazem wp³ywowi nowych technologii na pojmowanie
rzeczywistoœci i w efekcie – na nowatorstwo formy literackiej. Tak¹ koncepcjê
poznawania literatury z perspektywy Prusa – badacza i odkrywcy, który odtwarza na kartach utworów doœwiadczan¹ zmys³owo rzeczywistoœæ, staraj¹c siê, by
by³a jak najlepiej zrozumiana przez odbiorcê – przybli¿a Tomasz Sobieraj w swoim artykule, zajmuj¹c siê (najogólniej mówi¹c) innowacyjnoœci¹ pisarza rozumian¹ w duchu pozytywistycznego scjentyzmu. Nowatorstwo tej twórczoœci podkreœlaj¹ te¿ inne teksty. Dwoistoœæ wielkiej powieœci Prusa pokazuje Jan Tomkowski
(Prawdziwe zakoñczenie „Lalki”, albo co siê sta³o z Wokulskim?), przedstawiaj¹c
j¹ jako przyk³ad prozy wpisuj¹cej siê w konwencje literatury dziewiêtnastowiecznej, a jednoczeœnie – dziêki zaskakuj¹cemu zakoñczeniu – odwa¿nie je prze³amuj¹cej, co w³aœnie czyni Lalkê powieœci¹ „nowoczesn¹”.
Prusa za pisarza nowoczesnego uznaje tak¿e Renata Stachura-Lupa (Boles³aw
Prus o dzia³alnoœci naukowej Juliana Ochorowicza), udowadniaj¹c, ¿e entuzjazm
dla badañ naukowych zmusi³ tego sceptyka wobec zjawisk niezrozumia³ych do
penetrowania nowych obszarów paranaukowych (nie negowa³ on wszak ani mediumizmu, ani spirytyzmu). Taka postawa w koñcu sytuowa³a jego pogl¹dy i zainteresowania
gdzieœ pomiêdzy doœwiadczalnymi naukami przyrodniczymi a zjawiskami metapsychicznymi i pytaniem o istnienie duchów; wreszcie – uczyni³a go pisarzem-eksperymentatorem, próbuj¹cym wprowadzaæ do swoich powieœci w¹tki science fiction.
236
Postrzeganie pisarstwa i myœli Prusa w kategoriach nowoczesnoœci dotyczy tak¿e problemu utraty wra¿liwoœci religijno-metafizycznej i prób jej przywrócenia w œwiecie konsumpcjonizmu i globalizmu, co stanowi przedmiot analizy
w tekœcie Macieja Glogera Prus, Mi³osz i Marquard wobec nowoczesnoœci (jako
wiecznego powrotu tego samego). Jednak rozwa¿ania te koñcz¹ siê refleksj¹, ¿e
w najwa¿niejszych sprawach nie warto „spieszyæ za nowoœci¹”, a tak¿e stawiaj¹
prowokuj¹ce pytanie o prawdziw¹ naturê tej „nowoœci”.
Inny artyku³ – Alterglobalista Boles³aw Prus (na podstawie „Kronik”)
Bart³omieja Szleszyñskiego – pokazuje natomiast, ¿e Prus-kronikarz (nie zamykaj¹cy siê przecie¿ na odkrycia w dziedzinie techniki), maj¹cy œwiadomoœæ „przybli¿ania” i „kurczenia siê” œwiata w obliczu dokonuj¹cych siê zmian, staje siê
alterglobalist¹ avant la lettre, wyra¿aj¹c obawê, ¿e nowe zjawisko globalizmu –
którego pocz¹tków byæ mo¿e nale¿y doszukiwaæ siê ju¿ w XIX wieku – niesie
ze sob¹ szanse rozwoju, ale te¿ niebezpieczeñstwo wyzysku i zniewolenia.
Nowoczesnoœæ dotyczy równie¿ problemów przek³adu, co dobrze ilustruje zestawienie dwóch anglojêzycznych t³umaczeñ Lalki w artykule Aleksandry
Budrewicz-Beratan (Czy Wokulski widzia³ psy w Pary¿u? „The Doll” a „Lalka”
Prusa), który w wielu miejscach ma charakter niepochlebnej recenzji pracy t³umaczy. Tekst jest przyk³adem rzeczowej oceny, na ile mo¿na w translacji „unowoczeœniaæ” powieœæ z XIX wieku. Autorka próbuje udowodniæ, ¿e modernizowanie t³umaczonej powieœci w celu przybli¿enia jej wspó³czesnemu czytelnikowi
angielskiemu, polegaj¹ce na odrzuceniu kontekstu historycznego i pozbawieniu
miejsca akcji (w tym wypadku Warszawy w okresie zaborów) realiów epoki, grozi
utrat¹ artystycznej wartoœci a¿ do sprowadzenia arcydzie³a („powieœci z wielkich
pytañ epoki”) do poziomu popularnego czytad³a typu Harlequin.
Nowoczesnoœæ u Prusa, zdaniem badaczy, to konstruowanie powieœci jako
kompozycji otwartej, to nowa perspektywa kreacji artystycznej z³o¿onych postaci,
podlegaj¹cych dynamicznym zmianom wraz z rozwojem akcji powieœci – jego
bohaterowie, choæ na pocz¹tku wydaj¹ siê wpisywaæ w sztywny schemat pozytywistycznego realizmu, w istocie prezentuj¹ niezwyk³¹ ró¿norodnoœæ zachowañ
i zaskakuj¹cych reakcji psychologicznych w odpowiedzi na problemy, z którymi siê borykaj¹. To wreszcie Prusowskie wizje przysz³oœci i ukazanie zmieniaj¹cego siê tempa ¿ycia nie tyle w opisach funkcjonowania nowych wynalazków
i kierunków rozwoju myœli technologicznej, ile w „krzykliwych” polemikach krytyków literackich (np. artyku³ Tadeusza Budrewicza), gdzie szybkoœæ ripost zdaje siê przypominaæ dzisiejszemu czytelnikowi wymianê informacji na forach internetowych. Niebezpieczeñstwo tkwiæ mo¿e jednak w przesadnym pragnieniu
uwspó³czeœniania twórczoœci i myœli Prusa; chc¹c za wszelk¹ cenê uczyniæ zeñ
237
prekursora nowoczesnoœci mo¿emy zapomnieæ, ¿e jego korzenie wyrastaj¹ z dziewiêtnastowiecznoœci – konkretnej epoki, z jej historycznymi realiami, kultur¹,
tradycj¹ i sposobami postrzegania œwiata14.
Jak pokazuje choæby pobie¿na analiza tekstów, sk³adaj¹cych siê na ksi¹¿kê Boles³aw Prus: pisarz nowoczesny – zjawisko nowoczesnoœci, rozpatrywane
chêtnie w ostatnich latach w perspektywie wieku XIX, ujête w kontekœcie twórczoœci jednego pisarza, okazuje siê równie niejednoznaczne i skomplikowane, co
próby uchwycenia genezy i charakteru „nowoczesnej mentalnoœci”.
Agnieszka B¹bel
Agata Grabowska-Kuniczuk
Henryk Sienkiewicz, Listy [od t. 2: Ze zbiorów Juliana
Krzy¿anowskiego], konsultant Maria Korni³owicz,
Warszawa: Pañstwowy Instytut Wydawniczy – T. 1, cz. 1-2,
red. i wstêp Julian Krzy¿anowski, oprac. Maria Bokszczanin, wstêp
i biogramy adresatów Julian Krzy¿anowski, oprac. i przypisy Maria
Bokszczanin (zespó³ listów do Mœcis³awa Godlewskiego opracowa³
Edward Kiernicki), 1977, 473 + 554 s. – T. 2. Cz. 1-3, oprac. wstêp
i przypisy Maria Bokszczanin, 1996, 643 + 565 + 666 s. – T. 3.
Cz. 1-3, [od t. 3:] oprac., wstêp i przypisy Maria Bokszczanin 2007,
594 + 506 + 682 s. – T. 4. Cz. 1-3. 2008, 530 + 546 + 666 s. – T. 5.
Cz. 1-3. 2009, 613 + 635 + 718 s.
Na donios³oœæ tej edycji sk³ada siê waga autorskiego dzie³a i doskona³oœæ
jego edytorskiego opracowania. Dzie³em s¹ Listy Henryka Sienkiewicza, po raz
14 Niebezpieczeñstwo
wynikaj¹ce z projekcji wspó³czesnych skojarzeñ i oczekiwañ na
tekst dziewiêtnastowieczny dostrzegali badacze twórczoœci Prusa ju¿ w latach szeœædziesi¹tych XX wieku. Warto tu przywo³aæ przyk³ad polemiki Henryka Markiewicza i Ludwika Grzeniewskiego w sprawie przypisu do II wydania Lalki (PIW Warszawa 1960), dotycz¹cego
„prykaszczyków” (którzy czêsto zapuszczali siê w okolice Cytadeli i wchodzili w konflikt
z carsk¹ policj¹). Podczas gdy jeden z interpretatorów, zgodnie z dwudziestowiecznym
skojarzeniem, widzi w nich rewolucjonistów, usi³uj¹cych nawi¹zaæ kontakt z wiêŸniami
politycznymi s³ynnego Dziesi¹tego Pawilonu, drugi – pos³uguj¹c siê wiedz¹ na temat obyczajowych realiów Warszawy koñca XIX wieku – uwa¿a bohaterów po prostu za klientów
domów publicznych, które wówczas znajdowa³y siê w³aœnie w tym rejonie miasta. (Zob.
L. B. Grzeniewski, Warszawskie sprawy „Lalki” Prusa, w: tego¿, Warszawa w „Lalce” Boles³awa Prusa, Warszawa 1965, s. 309-317; pierwodruk: „Stolica” 1960, nr 34).
238
pierwszy zebrane w komplecie zachowanych tekstów; ich opracowanie zawdziêcza sw¹ perfekcjê Marii Bokszczanin, edytorce znakomitej i œwietnie do tej pracy
przygotowanej, doskonale zorientowanej w biografii i twórczoœci pisarza i w problemach epoki. U pocz¹tków tej wielkiej inicjatywy wydawniczej stoi nazwisko
Juliana Krzy¿anowskiego, którego nieprzerwane zainteresowanie autorem Trylogii
owocowa³o nie tylko pracami monograficznymi i biograficznymi (z podstawowym
Kalendarzem ¿ycia i twórczoœci pisarza), nie tylko wieloma rozprawami, artyku³ami i przyczynkami, ale te¿ najpe³niejsz¹ dotychczas edycj¹ jego Dzie³ zebranych
w szeœædziesiêciu tomach i – poœmiertnie ju¿ zrealizowanym – wydaniem korespondencji. Korespondencji, któr¹ Profesor gromadzi³ latami, systematycznie, tworz¹c
g³ówny jej zr¹b – podstawê przysz³ego krytycznego wydania.
Nazwisko uczonego zostaje tu przywo³ane nie tylko z racji Sienkiewicza.
Edytorka, doktor Maria Bokszczanin, wysz³a z jego szko³y. Wspó³pracowa³a ze
swym mistrzem przy wielu przedsiêwziêciach naukowych, jego nazwisko patronowa³o wielu jej poczynaniom. Poszczególne etapy jej prac to zatrudnienie
w Instytucie Badañ Literackich PAN w latach 1952-1954, piêtnastoletni pobyt
w redakcji staropolskiej Pañstwowego Instytutu Wydawniczego (1953-1968) i ponownie etat w IBL PAN (od 1969), gdzie powierzono jej opracowanie w³aœnie
Listów Sienkiewicza. Maria Bokszczanin wœród swych publikacji ma rozprawy
historycznoliterackie, prace bibliograficzne, nade wszystko zaœ ró¿norakie dzia³ania redakcyjne i edytorskie, obejmuj¹ce krytykê tekstu, indeksy, komentarze
i przypisy, nieraz skomplikowane i wymagaj¹ce d³ugotrwa³ych kwerend. Doœwiadczenia zdobyte w toku tych dzia³añ dotycz¹ zarówno literatury staropolskiej,
jak folkloru, jak wreszcie piœmiennictwa XIX wieku (zw³aszcza drugiej jego po³owy), a w zakresie dokumentacji – równie¿ najbli¿szej nam wspó³czesnoœci.
Wspomina siê tu o tym, aby uzasadniæ s¹d, ¿e trudno o lepiej przygotowan¹ osobê do podjêcia tak ogromnej i tak trudnej pracy edytorskiej, jak wydanie Listów
Sienkiewicza. I trudno oprzeæ siê wra¿eniu, ¿e owa czterdziestoletnia praca, szczêœliwie ostatnio zakoñczona, a zainicjowana przez Juliana Krzy¿anowskiego, jest
spe³nieniem intencji Profesora i jednoczeœnie ho³dem z³o¿onym jego pamiêci.
Znaczenia samych listów omawiaæ nie ma potrzeby. Do tego, co pisa³ o nich
Krzy¿anowski, niewiele da siê dodaæ. S¹ one dokumentem i ilustracj¹ nie tylko
¿ycia i twórczoœci pisarza, jego roli w œrodowisku i w spo³eczeñstwie, ale te¿
wa¿kim œwiadectwem wielu najistotniejszych wydarzeñ ¿ycia spo³ecznego i narodowego, które Sienkiewicz inicjowa³, w których uczestniczy³ lub które komentowa³. S¹ te¿ jednym wiêcej znakomitym dzie³em wielkiego pisarza, literackim
zapisem wspó³czesnoœci, notowanym piórem œwietnego reportera i wytrawnego
prozaika. Walory dokumentacyjne ³¹cz¹ siê w nich z urod¹ narracji, historia
239
z literatur¹. Sienkiewicz objawia siê w nich jako jeden jeszcze z wielkich epistolografów polskich, obok S³owackiego, Krasiñskiego, Kraszewskiego, Orzeszkowej. Wprowadzenie tych listów w obieg naukowy i czytelniczy jest zas³ug¹ Profesora i – w jeszcze wiêkszej mierze – kontynuatorki jego poczynañ.
¯eby dope³niæ wstêpnej prezentacji dzie³a – kilka liczb. Wed³ug szacunkowych obliczeñ Juliana Krzy¿anowskiego listów pisarza mog³o byæ od 10 do
15 tysiêcy15. Wiêkszoœæ przepad³a w zawieruchach historii. Edycja gromadzi
tekstów 3747, adresatów jest 540 (odliczywszy powtarzaj¹cych siê w suplemencie tomu pi¹tego), wszystko to mieœci siê na ponad 8000 stron druku w czternastu grubych woluminach, ujêtych (z pewn¹ zawi³oœci¹ w numeracji) w piêæ dwulub trzyczêœciowych tomów. Trzeba tu dopowiedzieæ, ¿e blisko jedn¹ szóst¹ tej
objêtoœci zajmuj¹ wstêpy (w tym du¿a i znakomita rozprawa Marii Bokszczanin
Listy Sienkiewicza do Jadwigi Janczewskiej, poprzedzaj¹ca tom drugi), zestawienia oraz indeksy. Do tomu 4 za³¹czono tablicê genealogiczn¹. Blisko 250 ilustracji (wliczaj¹c w to frontispisy) wzbogaca wartoœæ dokumentacyjn¹ edycji, a s¹
to czêsto rarissima, fotografie lub portrety osób wydobyte z ma³o znanych Ÿróde³
i zespo³ów archiwalnych. Niezwyk³a to galeria, grupuje bowiem wbrew przewa¿aj¹cej w takich wydaniach tradycji podobizny nie autora, lecz adresatów listów.
Tom pierwszy zaopatrzy³a w materia³ ilustracyjny edytorka, skompletowaniu go
dla tomów dalszych poœwiêci³a siê Zofia Derna³owicz. Oprawa ilustracyjna jest
na tyle rewelacyjna, ¿e nale¿a³oby siê jej oddzielne omówienie.
*
Pe³ny obraz sytuacji komunikacyjnej daæ mo¿e tylko kompletny dwug³os korespondentów, w przemiennym uk³adzie przesy³ek: list – odpowiedŸ. Wtedy dopiero
mo¿na œledziæ na podstawie pe³nej dokumentacji w¹tki problemowe, ci¹gi tematyczne, wzajemne stymulacje, mowê aluzji i podtekstów, trafnoœæ dyskusyjnych argumentów. Wtedy te¿ ods³aniaj¹ siê znacznie wyraziœciej postaci korespondentów, ich
wzajemne stosunki, ich charaktery. Próby wydania dwug³osów korespondencyjnych
podejmowano w dziejach polskiego edytorstwa ju¿ w pocz¹tku XX wieku (listy
Krasiñskiego i Reeve’a, opublikowane przez Józefa Kallenbacha w roku 1902),
w drugiej po³owie stulecia prób takich pojawi³o siê wiêcej. Trudno przeceniæ po¿ytki
wydañ takiego typu. Jest to, jak siê wydaje, coraz wyraŸniejsza tendencja w edytorstwie epistolografii, choæ – oczywiœcie – zale¿na od stanu zachowanych materia³ów.
15
J. Krzy¿anowski, Listy Henryka Sienkiewicza, w: H. Sienkiewicz, Listy. T. 1. Cz. 1.
Warszawa 1977, s. 7.
240
Sienkiewicz nie archiwizowa³ przychodz¹cych do niego listów. „Nie mia³
zbierackich zainteresowañ Orzeszkowej – pisze Julian Krzy¿anowski – nie tworzy³ archiwum listów odbieranych […]. Bêd¹c w ustawicznej podró¿y po Polsce
i Europie, wiêkszoœæ otrzymywanej korespondencji kierowa³ do kosza”16. Tym
wa¿niejsza rola edytora, tym potrzebniejsze odtworzenie kontekstu listów w ró¿nych formach rozbudowanego komentarza. Temu komentarzowi Maria Bokszczanin poœwiêci³a ogrom pracy. Nie zdecydowa³a siê jednak cytowaæ nielicznych
zachowanych listów do pisarza w przypisach, usprawiedliwiaj¹c to obaw¹ przed
ich nadmiern¹ rozbudow¹; nie by³a tu jednak (na szczêœcie) konsekwentna i kilka takich tekstów w nim siê znalaz³o (zw³aszcza w tomie drugim mieszcz¹cym
listy do Janczewskich – jak siê zdaje, najbli¿sze sercu edytorki).
Komentarz rozpisany zosta³ na kilka g³osów. Istotne wiadomoœci dla rozumienia tekstów znalaz³y siê we wstêpach i w notach edytorskich do kolejnych
tomów. Form¹ komentarza s¹ równie¿ indeksy (o czym ni¿ej). Podstawowa jego
czêœæ zamyka siê jednak w dwojakiej formie zapisu: w biogramach adresatów,
poprzedzaj¹cych ka¿d¹ grupê listów, i w przypisach (rzeczowych i jêzykowych).
Biogramy w tomie pierwszym wysz³y spod pióra Juliana Krzy¿anowskiego, tomy
dalsze zaopatrzy³a w nie Maria Bokszczanin. W ka¿dym z nich szczególnie cenna jest czêœæ informuj¹ca o charakterze stosunków adresata z pisarzem. Tutaj te¿
mieszcz¹ siê dane o proweniencji tekstów, ich wczeœniejszych publikacjach,
o podstawie druku, wraz z opisami bibliograficznymi. Przypisy imponuj¹ zakresem, szczegó³owoœci¹, precyzj¹. S¹ œwiadectwem rozleg³ej erudycji edytorki, jej
œwietnego warsztatu roboczego, wytrwa³oœci i skrupulatnoœci. Ale s¹ te¿ przyk³adem zdyscyplinowanej redakcji komunikatu, ograniczaj¹ siê – nie trac¹c nic
ze swej wartoœci informacyjnej – do wiadomoœci najkonieczniejszych, z chwalebnym unikniêciem komentatorskiego gadulstwa.
Oprawa edytorska tego wydania s³u¿yæ mo¿e jako wzór funkcjonalnego
opracowania. W tomach listów kierowanych do adresatów ró¿nych znajduj¹
siê zestawienia chronologiczne, pozwalaj¹ce na koordynacjê zasobu epistolograficznego z biegiem ¿ycia lub twórczoœci, a tak¿e z wydarzeniami dziej¹cej
siê historii. (Takie zestawienie okaza³o siê zbêdne w tomie drugim, zawieraj¹cym listy do Janczewskich, stanowi¹ce jeden ci¹g czasowy). Indeksy nazwisk
wzbogacone zosta³y w has³o Sienkiewicz Henryk, które przedmiotowo wykazuje wszelkie wzmianki w tekstach, uporz¹dkowane w grupach (ró¿nych w ró¿nych tomach): Biografia, Adresy Sienkiewicza, Twórczoœæ (ten dzia³ opracowano
16 Tam¿e.
241
z drobiazgow¹ szczegó³owoœci¹, uwzglêdniaj¹c równie¿ poprawki do w³asnych
utworów, zg³aszane przez pisarza, umowy i honoraria autorskie, informacje
o tytu³ach utworów i ich zmianach), Pseudonimy, Utwory nieznane, Utwory
zaniechane – i inne tym podobne. Towarzysz¹ im indeksy nazw geograficznych oraz indeksy rzeczowe. To równie¿ sui generis komentarz, zespó³ tekstów pomocniczych, stanowi¹cych o tym, ¿e wydanie Listów mo¿na traktowaæ
równie¿ jako sienkiewiczowskie kompendium podrêczne, nieomal jako encyklopediê pisarza.
*
Wspó³czesne edytorstwo zdaje siê odchodziæ od pojêcia tekstu kanonicznego, niezmienialnego, danego raz na zawsze. Kolejne odczytania powo³uj¹ teksty odmienne, ró¿ni¹ce siê niekiedy w drobnych szczegó³ach, czasem jednak
w sposób zasadniczy. Doœæ przywo³aæ za przyk³ad próby rekonstrukcji niektórych dzie³ S³owackiego. Ów problem wystêpuje szczególnie wyraŸnie przy edycjach utworów zachowanych w wieloœci przekazów, w autografach autorsko nieuporz¹dkowanych, w tekstach przekszta³canych przez samych autorów. Efekt
koñcowy jest rezultatem interpretacji tekstologicznej, edytor pe³ni tu funkcjê
bardzo istotn¹, jako redaktor ostatecznego brzmienia tekstu. Rzec by siê chcia³o:
wspó³autor, gdyby nie obawa przed zbyt prowokacyjnym brzmieniem takiego sformu³owania. Ale i w edytorstwie epistolograficznym, gdzie zasadniczo mamy do
czynienia z przekazem pojedynczym, edytor ma wp³yw istotny zarówno na obraz ca³ego zbioru, jak i na wygl¹d szczegó³ów, co daje siê zauwa¿yæ równie¿ na
przyk³adzie Listów Sienkiewicza.
Etap pocz¹tkowy – zgromadzenie podstawowego zespo³u tekstów i nadanie im charakteru dzie³a pisarza – nale¿y do Juliana Krzy¿anowskiego. (W tomie drugim, w grupie listów do Jadwigi i Edwarda Janczewskich, pojawia siê
notatka: „Opracowa³a i dope³ni³a Maria Bokszczanin”). Wyodrêbnienie wszystkich listów w jednym zwartym bloku nadaje im status odrêbnej dziedziny twórczoœci, quasi-dzie³a. Z dwóch mo¿liwych uk³adów: ukszta³towania tego bloku
w jednolitym ci¹gu chronologicznym lub w grupach wed³ug adresatów wybrano ten drugi, preferuj¹cy ogl¹d ca³oœci, podporz¹dkowany charakterystyce spraw
i stosunków ³¹cz¹cych autora z kolejnymi osobami. (W toku prac poprawiono
kilkakrotnie omy³kowe przyporz¹dkowania listów niew³aœciwym adresatom).
Za podstawê druku przyjêto autograf, w przypadku jego braku, najbardziej
wiarogodne jego odwzorowanie lub publikacjê. Skontrolowano równie¿ lekcje wydawców wczeœniejszych. Oczywista jest odpowiedzialnoœæ edytora za
242
brzmienie tekstów, ich odczytanie, ujawnienie spod skreœleñ redakcji uprzednich, za retusz modernizacyjny, wreszcie za emendacje i koniektury, zarówno
autorskich lapsus calami, jak i b³êdów wydañ poprzednich; za zabiegi ujednolicaj¹ce, konieczne w sytuacji, gdy podstawy poszczególnych tekstów s¹ tak
bardzo ró¿norodne i czêsto nieautentyczne (odpisy, kopie), jak w tym zbiorze.
K³opotliwym w takich edycjach problemem bywa weryfikacja datowania listów
i ustalenie dat brakuj¹cych; k³opotliwym, ale bardzo wa¿nym, jako ¿e chronologia jest jednym z kryteriów uk³adu (w obrêbie grupy wyznaczonej nazwiskiem
adresata). Wszystkie te dzia³ania zosta³y przeprowadzone z najwy¿sz¹ starannoœci¹. Gdzie to by³o mo¿liwe (czyli: przy listach, których autografy lub ich
podobizny uda³o siê odszukaæ) poprawiono b³êdy dawniejszych edytorów.
W sumie otrzymujemy teksty przygotowane z wielk¹ precyzj¹, z odpowiedzialnoœci¹, z trosk¹ wspart¹ na doœwiadczeniach wieloletniej pracy wydawniczej,
znajomoœci metodologii edytorskiej i na wielkiej erudycji edytorki.
Mamy do czynienia z modelow¹ edycj¹ epistolograficzn¹. Z wydaniem,
które w ogólnej kompozycji ca³oœci, w trosce o funkcjonalnoœæ rozwi¹zañ, o budowê informacyjnego kontekstu dla listów, o pieczo³owitoœæ odczytañ mo¿e stanowiæ wzór dla innych podobnych inicjatyw. Postawiæ je mo¿na obok klasycznej ju¿ edycji tego typu: Listów zebranych Orzeszkowej. Zas³uga to g³ównie Marii
Bokszczanin. Towarzyszy³ jej w tych trudach zespó³ redakcyjny z ramienia Pañstwowego Instytutu Wydawniczego w osobach Zofii Bartoszewskiej, Krystyny
Podgóreckiej i Dobros³awy Pañkowskiej. Patronat naukowy nad Listami obj¹³
Instytut Badañ Literackich PAN, od pocz¹tku zapewniaj¹cy pomoc, równie¿ organizacyjn¹. Trzeba jednak by³o wytrwa³oœci i determinacji g³ównej autorki tych
poczynañ, aby ca³oœæ wydania – ci¹gn¹cego siê lat trzydzieœci trzy, dzielonego
z winy historii wieloletnimi przerwami (tom drugi ukaza³ siê w dziewiêtnaœcie
lat po pierwszym!) – mog³a byæ doprowadzona do koñca. Nieczêsty to przyk³ad
wiernoœci podjêtym zobowi¹zaniom naukowym. Nieczêsty – i jak¿e znakomity.
Miar¹ oceny, jak¹ przypisano Listom, jest nagroda Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, wysokie odznaczenie pañstwowe edytorki, a tak¿e wyrazy
uznania ze strony œrodowiska literacko-naukowego: presti¿owa nagroda edytorska PEN Clubu. To instytucjonalne i formalne œwiadectwa znaczenia tej inicjatywy. Jej sens istotny bêdzie siê realizowa³ w odbiorze czytelniczym i warsztatach badawczych historyków literatury.
Roman Loth
243
Beata K. Obsulewicz-Niewiñska, „Nieoba³amucona” wra¿liwoœæ.
Pisarze pozytywizmu o filantropii i mi³osierdziu,
Wydawnictwo KUL, Lublin 2008, ss. 500.
„¯ebracy, kokoty, wiêŸniowie, pozytywiœci i Bo¿e mi³osierdzie” (zdanie
zamieszczone na obwolucie) – o tym traktuje znakomity zbiór studiów Beaty
Obsulewicz-Niewiñskiej. Autorka siêgaj¹c po temat dobroczynnoœci, filantropii
i mi³osierdzia pokazuje czytaj¹cemu znany…, a jednak nieznany pozytywizm.
Punktem wyjœcia rozwa¿añ, które, jak uprzedza badaczka, nie maj¹ ambicji monografii, jest hipoteza, ¿e „pozytywiœci […] odznaczali siê ¿ywio³ow¹ wra¿liwoœci¹ na biedy oraz potrzeby poszczególnych jednostek i grup spo³ecznych, a zarazem przenikliw¹, uporz¹dkowan¹, nawet zrygoryzowan¹ wiedz¹, jak owym
brakom i biedom zaradziæ” (s. 11). Jest to jednak dopiero zarzewie wnikliwych
dociekañ, bowiem poci¹ga szereg pytañ, niejednokrotnie rozga³êziaj¹cych siê
i tworz¹cych sieæ problematyki niezmiernie szerokiej, wykraczaj¹cej daleko poza
zakres literaturoznawczy. Dlatego te¿ dociekania na polu rodzimym wymaga³y
rozleg³ej wiedzy humanistycznej: teologicznej, historycznej, socjologicznej, filozoficznej, prawniczej… Temu zadaniu autorka sprosta³a, s³usznie asekuruj¹c
siê w wielu miejscach wskazywaniem grona specjalistów, którzy mogliby w przysz³oœci zaj¹æ siê problematyk¹ przez ni¹ zaledwie rozpoznan¹. „Zaledwie” to
w tym wypadku bardzo wiele. Istotne jest bowiem samo dostrze¿enie luk w dotychczasowych badaniach nad literatur¹ drugiej po³owy XIX wieku i stawianie
w³aœciwych pytañ. A odpowiedzi? Istot¹ literaturoznawstwa jest dociekanie. Beata
Obsulewicz-Niewiñska œwietnie, bo ze znawstwem ale i pokor¹ wobec materii
badawczej, docieka.
Badania obejmuj¹ korespondencjê, publicystykê i beletrystykê znanych
twórców: Henryka Sienkiewicza, Elizy Orzeszkowej, Marii Konopnickiej, Boles³awa Prusa i Aleksandra Œwiêtochowskiego, okazjonalnie Adolfa Dygasiñskiego. Olbrzymi materia³ egzemplifikacyjny ograniczaj¹ ramy chronologiczne – za
punkt wyjœcia przyjêto rok 1866 (debiut literacki Orzeszkowej) zaœ terminus ante
quem stanowi rok 1916 (œmieræ Sienkiewicza), zatem pó³wiecze. Autorka porz¹dkuje swe rozwa¿ania poprzez podzia³ na siedem rozdzia³ów-studiów, z których
wiêkszoœæ jest dodatkowo rozbita na drobniejsze szkice. Dziêki temu ogl¹d jest
wszechstronny i nie gubi¹ siê pomniejsze, niejednokrotnie istotne spostrze¿enia.
Rozdzia³ I (Problemy wêz³owe) daje obraz z³o¿onoœci fenomenu mi³osierdzia, ju¿
na poziomie semantycznym. Powo³uj¹c siê na prace Tadeusza Sinki, Józefa
Korpantego, Borysa £apickiego, Leszka Matei, Józefa Zabielskiego i Scotta
Davisa, autorka wskazuje na bliskie pojêciu mi³osierdzia: humanitas, clementia,
244
liberalitas, beneficentia, beneficjum i philantropia, jako odpowiednik ³aciñskiego
misericordia. Powszechnie stosowane w dziewiêtnastowiecznej publicystyce
okreœlenie filantropia (dobroczynnoœæ motywowana wzglêdami czysto humanitarnymi) by³o zamiennikiem dla mi³osierdzia (dobroczynnoœci z pobudek religijnych, charytatywnych) (s. 22). Jak pojmowano mi³osierdzie w XIX wieku? Co
kszta³towa³o wiedzê na ten temat? Autorka sonduj¹c szereg pism religijnych, katechizmów, kazañ, nie dochodzi do kategorycznych odpowiedzi. Refleksja nad
mi³osierdziem by³a stale obecna w dziewiêtnastowiecznym piœmiennictwie religijnym, ale nieeksponowana, zatem niepodnoszona do rangi doskona³oœci. Badaczka dostrzega proces destrukcji mi³osierdzia, za przyczynê podaj¹c m.in.
rozpowszechnienie pogl¹dów Karola Darwina, Herberta Spencera, krytyki Fryderyka Nietzschego, ataki socjalistów i marksistów. Bliska mi³osierdziu filantropia
jest deprecjonowana przez wrogów programu pracy organicznej i pracy u podstaw. Kolejn¹ przyczyn¹ degradacji jest „nagabywanie”, namolny dydaktyzm. Autorka w swych wstêpnych uwagach poœwiêca te¿ miejsce z³u jako pobudce dla
mi³osierdzia. Kontrowersje budzi budowa tego wa¿nego rozdzia³u. Otó¿ treœci
merytoryczne s¹ „doklejane” do szkieletu konstrukcyjnego, jakim jest wiersz
Wis³awy Szymborskiej W parku. Zabieg tyle¿ urokliwy, co zbêdny, zwa¿ywszy
na charakter pracy. T³umaczy siê to zapewne niebanalnym, jak na wywód naukowy, zaanga¿owaniem emocjonalnym (autorka zdaje sobie z niego sprawê, s. 15),
który zdaje siê jednakowo¿ trudny do unikniêcia przy tego rodzaju problematyce, dlatego te¿ zapewne w wielu miejscach rozwa¿ania nabieraj¹ cech eseju.
Z rozdzia³u Rubryka i rêka. Pozytywistów doœwiadczenia z teori¹ i praktyk¹ filantropijn¹ dowiadujemy siê, jakie dzia³ania filantropijne podejmowali b¹dŸ
wspierali wskazani pisarze. Jeœli idzie o publicystykê, to najszerzej pisa³ o dobroczynnoœci Œwiêtochowski, st¹d zasadne poœwiêcenie mu odrêbnej ca³ostki.
Pos³a Prawdy wyró¿nia szczególna troska o oœwiatê i edukacjê. Podejmowa³ on
liczne próby forsowania nowoczesnego modelu kszta³cenia i zabiegi dla upowszechniania nauki. On, jak inni twórcy, widzia³ zasadnoœæ funkcjonowania towarzystw filantropijnych, których kasy by³y zasilane przez regularne sk³adki.
W felietonach dawa³ wyraz trosce o warstwê w³oœciañsk¹, dzieci, a nawet zwierzêta. Prostytucjê traktowa³ z rezerw¹, jako skutek niesprawiedliwoœci spo³ecznej wobec kobiet. Odraz¹ natomiast napawa³o go zjawisko ¿ebractwa, czym daje
siê t³umaczyæ brak figury ¿ebraka w jego twórczoœci. Wszyscy interesuj¹cy autorkê pisarze zgodnie potêpiali okazjonalne kwesty, bêd¹ce objawami „chorego”,
„zak³amanego”, „nierozs¹dnego” mi³osierdzia (s. 47). Wszyscy te¿ uczestniczyli w odczytach, anga¿owali siê w dzia³alnoœæ licznych towarzystw dobroczynnych.
Ich bol¹czk¹ by³ problem dziedziczenia nêdzy, interesuj¹cy zw³aszcza Prusa
245
i Sienkiewicza. Stosunek do filantropii mo¿e byæ nacechowany neofityzmem
(Orzeszkowa) lub sceptycyzmem (Prus), pozostaje jednak aprobata, czy wrêcz
œwiadomoœæ potrzeby filantropii jako czynnika scalaj¹cego polskoœæ. Autorka
w podsumowaniu wskazuje na uniwersalizm pozytywistycznej wizji filantropii
obejmuj¹cej opiek¹ wszystkich i daj¹cej te¿ ka¿demu szansê œwiadczenia drugiemu dobra.
O ¿ebractwie wiele pisano, dlatego, podejmuj¹c ten temat, si³¹ rzeczy szkicowo, Beata Obsulewicz-Niewiñska mia³a solidn¹ podstawê historyczn¹ i socjologiczn¹. Na tym pod³o¿u autorka sytuuje swoje literackie dociekania w rozdziale
Wrzody czy stygmaty? Pozytywiœci o kondycji ¿ebraczej. Wieloperspektywiczny
ogl¹d zjawiska owocuje ciekawymi analizami opatrzonymi zaskakuj¹cymi spostrze¿eniami i uwagami. ¯ebractwo by³o dla pozytywistów problemem przede
wszystkim spo³ecznym, a dopiero potem moralnym. Poza nawias zostaj¹ wyrzuceni starcy, kobiety samotne (zazwyczaj wdowy) i dzieci. Autorka odnotowuje
brak kalek b¹dŸ udaj¹cych u³omnoœæ, co przecie¿ w realnym œwiecie by³o zjawiskiem nagminnie piêtnowanym. Osadzeni s¹ zazwyczaj w mieœcie, gdzie budz¹
doznania ambiwalentne, natomiast na wsi otacza ich przychylnoϾ. Odziani
w ³achmany, na ogó³ w scenerii realistycznej, co ciekawe, nie cuchn¹. To pominiêcie wydaje siê znacz¹ce, równie¿ dla rozwa¿añ na polu estetyki pozytywistycznej. K³opotliwe jest obcowanie z ¿ebrakiem i praktyczne realizowanie wobec
niego postulatu mi³osierdzia, z drugiej strony to nêdzarz jest czêsto ostatni¹ osob¹
przy ³o¿u umieraj¹cego, chcia³oby siê powiedzieæ niczym Charon odprowadza
w zaœwiaty cich¹, be³kotliw¹ modlitw¹, za któr¹ dostanie ja³mu¿nê (autorka obserwuje ciekawe zjawisko okaleczenia mowy u ¿ebraków: „cierpienie upokarza
jêzyk”, s. 143). Do ciekawszych spostrze¿eñ, których tu niema³o, nale¿y zdanie
wieñcz¹ce czêœæ Julka, czyli œmietnik: „Spacery po œmietnikach koñczy³y siê w czterech jednakowo nieznoœnych, niewygodnych pozycjach: pos³aæ do pracy przymusowej, wytêpiæ, uciekaæ przed eksplozj¹, gdy œmietnik zacznie wrzeæ, zaufaæ kruchej utopii, ¿e z cierpieniem mo¿na nawi¹zaæ, mimo wszystko, dialog” (s. 145).
Dobrym sêdzi¹ œledczym okazuje siê autorka, przes³uchuj¹c wszelakich
reprezentantów dziewiêtnastowiecznego prawa i jego ofiary (rozdzia³ Rozerwaæ
kajdany z³a. Pozytywiœci o prawo³omnoœci i karaniu), którzy maj¹ œwiadczyæ, ¿e
pozytywiœci byli „adwokatami nieutracalnej ludzkiej godnoœci” (s. 250). Pisarze
zgodnie dostrzegaj¹ brak moralnych podstaw dla os¹du jednego cz³owieka nad
drugim z uwagi na wspóln¹ im u³omnoœæ. Rozwa¿ania na ten temat prowadzone
s¹ w oparciu o wiele utworów, z których na bli¿sz¹ uwagê autorki zas³u¿y³y dwa
opowiadania: Konopnickiej Przed s¹dem i Orzeszkowej Chochlik-Psotnik.
W sk³ad systemu s¹downiczego wchodzili równie¿ niedokszta³ceni pok¹tni
246
doradcy, dla których zajêcie to by³o niemal ostateczn¹ mo¿liwoœci¹ utrzymania.
Wœród nich wyró¿nia³y siê marne kreatury zwane „mikrobami”. Byli te¿ naturalnie
adwokaci. Ich wszystkich autorka pracy pieczo³owicie wy³uska³a z fabu³ literackich i ze znawstwem osadzi³a na gruncie historycznym, prawnym i politycznym,
sonduj¹c przy tym ich czyny z perspektywy mi³osierdzia. Nie gorzej autorka
obeznana jest ze œwiatkiem przestêpczym i wiêziennym, którym wespó³ z innymi twórcami próbuje przywróciæ godnoœæ. Taka myœl towarzyszy Konopnickiej,
która ¿ywo interesowa³a siê kryminologi¹ i wizytowa³a wiêzienia, utyskuj¹c na
warunki tam panuj¹ce. Perspektywa filantropijna ka¿e dostrzegaæ w wielu drobnych aktach czynów mi³osiernych, jak zrozumienie, wspó³-odczuwanie, nieos¹dzanie, wybaczenie. Tym tropem biegnie myœl Beaty Obsulewicz-Niewiñskiej,
pod¹¿aj¹c zreszt¹ za refleksj¹ wspóln¹ omawianym twórcom.
W centrum swojej pracy autorka osadzi³a rozdzia³ najkrótszy, poœwiêcony
prostytucji: Nikt ciê nie potêpi³? Pozytywiœci o kobietach upad³ych. Badaczka na
szczup³ym, wskutek narzuconego re¿imu, materiale badawczym wypracowuje
szereg wniosków, rozpoczynaj¹c od dochodzenia do prawdy dziœ powszechnie
znanej, ¿e mê¿czyzna w XIX wieku by³ uprzywilejowany w sferze seksualnych
zachowañ i bezkarny. Przedstawiaj¹c dzieje prostytucji w XIX wieku, pomija
przemilczany przez literaturê, a powszechnie wówczas znany, proceder handlu
¿ywym towarem. Jego ofiarami by³y zazwyczaj ¯ydówki, zaœ odbywa³o siê to
pod „patronatem” Warszawskiego Towarzystwa Wzajemnej Pomocy (póŸniej Cwi
Migdal), które oficjalnie mia³o charakter filantropijny. W 1892 roku odby³ siê
g³oœny proces ¿ydowskich strêczycieli, z którymi jednakowo¿ wspó³pracowali
chrzeœcijanie. Prewencj¹ zajmowa³o siê m.in. Katolickie Towarzystwo Opieki
Dworcowej dzia³aj¹ce w Poznaniu. Przyk³ady literackie pokazuj¹, jak trudna jest
resocjalizacja, czêsto nie z powodu braku chêci poprawy, lecz z uwagi na obyczajowy os¹d, który zreszt¹ dotyka ca³ej rodziny. I tutaj autorka szuka miejsca
na mi³osierne zapomnienie o przesz³oœci, które by³e nierz¹dnice mog³y odnaleŸæ
w owianym tajemnic¹ Zgromadzeniu Matki Bo¿ej Mi³osierdzia. Z uwagi na wiele
cennych informacji o magdalenkach rozdzia³ ma du¿y walor poznawczy. Autorka ods³ania legendotwórcze sekrety sióstr, które zosta³y literacko unieœmiertelnione przez Prusa w Lalce. Wymóg milczenia przy ul. ¯ytniej 3 w Warszawie
i surowoœæ w traktowaniu pensjonariuszek autorka t³umaczy jako dowód „wielkiej znajomoœci czasu, w którym ¿y³a” (s. 277) matka prze³o¿ona. Mi³osierdzie
mo¿na okazaæ prostytutce poprzez zapomnienie i nieprzypominanie. Ta „mi³osierna amnezja” jest postulowana przez Orzeszkow¹ (Dwie, Dziwak) i Konopnick¹ (Anusia). Warto zwróciæ uwagê na œwietn¹ mikrologiczn¹ analizê opowiadania Konopnickiej i propozycjê odczytania go jako dziewiêtnastowiecznego
247
szkicu hagiograficznego. Natomiast pozostaje zagadk¹, czemu autorka nie siêgnê³a w tym rozdziale po dramat Œwiêtochowskiego Ojciec Makary, którego
bohaterka, Regina (sama pomawiana o niemoralnoœæ), œwiadczy pomoc prostytutce. ¯e okazuje siê to nieskuteczne, to inna sprawa. Jest jednak intencja dobroczynna. Przyk³ad ten jest wart rozwa¿enia, chocia¿by ze wzglêdu na odmienn¹
perspektywê twórcz¹. Jeszcze bardziej dziwi pominiêcie tego dramatu przy okazji rozwa¿añ na temat form œwiadczenia filantropii (Regina wspiera anonimowo,
czyli bezinteresownie, wiele osób) i poszukiwañ Boga mi³osiernego17, a powo³uje siê wszak autorka na ostatni¹ czêœæ cyklu Dusze nieœmiertelne. Czyni to przy
okazji prezentacji dzia³alnoœci Zakonu Zgromadzenia Sióstr Mi³osierdzia œw.
Wincentego à Paulo (rozdzia³ Mistyfikacje i wiarygodnoœæ. Zmagania dobroczyñców z mi³osierdziem). Szarytki (tak s¹ zwane potocznie) szczególnie interesowa³y Prusa (autorka skwapliwie to dokumentuje) i reprezentowa³y aprobowany przez
niego styl „bycia kobiet¹” (s. 350). Powodem by³a pozbawiona znamion manifestacji praca dla dobra innych bez jednoczesnego wyzbycia siê cech indywidualnych. Taka (w ogromnym uproszczeniu) jest regu³a wincentyñska. £atwo dostrzec,
¿e habit w tych okolicznoœciach u³atwia kobiecie samorealizacjê, co pozostaje
przecie¿ w zgodzie z ide¹ emancypacji. Sposób prezentacji literackich szarytek
w pe³ni odzwierciedla powszechn¹ sympatiê i szacunek dla ich poœwiêcenia i pracy. Poczynaj¹c od Matki Apolonii (Emancypantki), predyspozycji Madzi Brzeskiej do bycia szarytk¹ (zdaniem autorki, bohaterka w sposób nieuœwiadomiony
szarytk¹ jest jeszcze zanim odwiedzi klasztor), Beata Obsulewicz-Niewiñska snuje
klarowny wywód zmierzaj¹cy do odnalezienia pokrewieñstwa miêdzy szarytkami i pozytywistami w kwestii pracy u¿ytecznej i organicznej. Za materia³ egzemplifikacyjny s³u¿¹ w przewa¿aj¹cej mierze utwory Orzeszkowej: Eli Makower,
Pani Luiza, Z ró¿nych dróg, Ascetka, Posucha, I pieœñ niech zap³acze, Sienkiewicza Lux in tenebris lucet. Na osobn¹ uwagê zas³uguj¹ rozwa¿ania na temat
pobudek, którymi kieruje siê Emilia Chwastowska (Rodzina Po³anieckich), wstêpuj¹c do zakonu, i jej faktycznego powo³ania. W istocie celem jest samobójstwo
dyskwalifikuj¹ce, jak mo¿na by przypuszczaæ, bohaterkê na polu mi³osierdzia.
17 Godna podziwu skrupulatnoœæ autorki w tropieniu werbalnych odwo³añ do mi³osiernego Boga w rozdziale ostatnim nie siêgnê³a znamiennych s³ów poganina cytowanych przez
Makarego dla wskazania, jak mo¿na przypuszczaæ na podstawie kontekstu, w³aœnie tej Boskiej cechy: „Bóg nie mo¿e byæ z³ym [podkr. – AJ-S], tylko Ÿle zrozumianym” (A. Œwiêtochowski, Ojciec Makary, w: tego¿, Dusze nieœmiertelne, oprac. i wstêp S. Sandler, Wroc³aw
1957, s. 82). Zaœ wyprawa bohatera na Madagaskar jest motywowana m.in. nadziej¹, ¿e „tam
i Bóg mo¿e ³askawszy [podkr. – AJ-S]” (dz. cyt., s. 107).
248
Autorka pracy bierze jednak Chwastowsk¹ niejako w obronê, wnikaj¹c g³êboko
w istotê wincentynizmu.
Czytaj¹c o fa³szywej filantropii, oczywiœcie trafiamy na Dobr¹ pani¹
Orzeszkowej. Tutaj trudno oczekiwaæ jakichœ rewelacji, a jednak autorka proponuje nowe, acz karko³omne, biograficzne odczytanie w konstrukcji g³ównej bohaterki dociekañ pisarki na temat w³asnej osoby. Rozwa¿ania dotycz¹ce dobroczynnoœci zinstytucjonalizowanej ilustruje Mi³osierdzie gminy Konopnickiej. Jest
to okazj¹ dla zaprezentowania, nie po raz pierwszy, drobiazgowoœci w obcowaniu z tekstem i szczególnego wyczulenia. Wyrazisty dla ka¿dego kontekst biblijny opowiadania budzi w badaczce podejrzliwoœæ, której konsekwencj¹ jest szereg pytañ rzucaj¹cych nowe œwiat³o na znany tekst.
Rozdzia³ ostatni: Szukaj¹cy zagubionego. Pozytywiœci i Bóg mi³osierny,
przynosi syntetyczny, uporz¹dkowany obraz obecnoœci Boga mi³osiernego w pisarstwie kolejno: Œwiêtochowskiego (najkrócej i bez odwo³añ do twórczoœci literackiej), Sienkiewicza (Za chlebem, Szkice wêglem, Bez dogmatu, Rodzina
Po³anieckich, Orso), Orzeszkowej (Eli Makower, Z³ota hrabinka, Na prowincji,
Meir Ezofowicz, Dnie, Ascetka), Konopnickiej (Pod prawem, O krasnoludkach
i o sierotce Marysi, Jakton), Prusa (Powracaj¹ca fala, Placówka, Widzenie). Du¿o
i wnikliwie pisze autorka zw³aszcza o Orzeszkowej, której twórczoœci¹ zajmuje
siê od lat. Beata Obsulewicz-Niewiñska dostrzega kompetencjê w myœleniu pisarki o mi³osierdziu Bo¿ym. Podkreœla, ¿e Orzeszkowej „intuicje teologiczne”
s¹ wyprowadzone z egzystencji i maj¹ charakter konkretnej propozycji, pomagaj¹cej bohaterom literackim ¿yæ. Z ciekawszych propozycji warto wymieniæ te¿
odczytanie Jaktona Konopnickiej jako przypowieœci o mi³osierdziu i wyczuliæ
na wnioski, do których prowadzi przyjrzenie siê na nowo planowi intertekstualnemu Powracaj¹cej fali Prusa. Zwieñczeniem rozdzia³u s¹ ujête w trzydziestu
trzech punktach Komponenty pozytywistycznej „teologii mi³osierdzia”.
„Tak, pozytywiœci chcieli byæ ludŸmi mi³osiernymi i w wielu wypadkach
uda³o im siê to pragnienie urzeczywistniæ” (s. 471) – tym jasno skrystalizowanym zdaniem w zasadzie praca siê koñczy i wywód nie wymaga wsparcia wierszami Emily Dickinson i Zbigniewa Herberta. Nie sposób w krótkiej recenzji
omówiæ wszystkich niedoci¹gniêæ, a tym bardziej, stanowi¹cych d³ug¹ listê, zalet tej ksi¹¿ki. Bez w¹tpienia ten zbiór szkiców (próba monografii) w znacznej
mierze przybli¿a nas do wieku XIX albo odwrotnie – ze wzglêdu na uniwersalne, jak wielokrotnie podkreœla Beata Obsulewicz-Niewiñska, pogl¹dy pozytywiœci
zbli¿aj¹ siê do naszych czasów. Formu³a ksi¹¿ki pozwala czytaæ j¹ zarówno w ca³oœci, jak i we fragmentach, pod¹¿aæ za myœl¹ autorki, ale i zatrzymywaæ siê nad
drobiazgami, zwiedzaæ wiek XIX, jednoczeœnie przygl¹daj¹c siê wspó³czesnoœci,
249
anga¿owaæ swój intelekt, jak te¿ i uczucia, potwierdzaæ i zaprzeczaæ, a przede
wszystkim czerpaæ wiedzê i inspiracjê.
Agnieszka Janiak-Staszek
Polski cykl liryczny, red. Krystyna Jakowska i Dariusz Kulesza,
Wydawnictwo Uniwersytetu w Bia³ymstoku, Bia³ystok 2008, ss. 461;
Cykle i cyklicznoϾ. Prace dedykowane Pani Profesor Krystynie
Jakowskiej, red. Anna Kie¿uñ i Dariusz Kulesza, Trans Humana,
Bia³ystok 2010, ss. 364.
Nigdy wczeœniej nie mówiono tyle o cyklu, ile mówi siê obecnie, i zdaje
siê, ¿e to, co zdefiniowaæ mo¿emy jako swoisty dyskurs cyklologiczny, ju¿ na
sta³e wpisa³o siê w krajobraz polskiego literaturoznawstwa. I dobrze. M³ody, jeszcze nie ca³kiem okie³znany nurt refleksji stwarza szerokie mo¿liwoœci dla nowatorskich odczytañ dzie³ literackich, ale w szerszej perspektywie czyni tak¿e zadoœæ aktualnym tendencjom promuj¹cym interdyscyplinarnoœæ – legitymizuje
praktyki sytuuj¹ce siê w domenie komparatystyki interdyscyplinarnej, w której
centrum znajdowaæ ma siê cykl jako kategoria kompozycyjna charakterystyczna
dla wszelkich form artystycznej ekspresji, a przypominaj¹ca o tym, co za Borysem Uspienskim nazwalibyœmy strukturaln¹ wspólnot¹ sztuk18.
Zgrupowane w obu tomach studia i szkice s¹ rezonansem fali zainteresowania cyklem literackim, jaka opanowa³a rodzimy dyskurs filologiczny poœrednio za spraw¹ miêdzyinstytutowego projektu badawczego kierowanego przez
Rolfa Fiegutha19. ¯ywe kontakty slawisty z Instytutem Badañ Literackich PAN,
a tak¿e z pracownikami Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu w Bia³ymstoku zaowocowa³y wzmo¿on¹ aktywnoœci¹ konferencyjn¹, ta zaœ przynios³a seriê
publikacji sygnowanych tytu³em Wokó³ cyklu. Kolejno ukazywa³y siê – jako
posympozjalne plony – Cykl literacki w Polsce (red. K. Jakowska, B. Olech
18 B. Uspienski, Poetyka kompozycji. Struktura tekstu artystycznego i typologia form kom-
pozycji, prze³. P. Fast, Katowice 1997, s. 191-244.
19 Zespó³ ów, powo³any do istnienia na Uniwersytecie Fryburskim u schy³ku ubieg³ego
wieku, za cel nadrzêdny obra³ przygotowanie podstaw dla przysz³ego d³ugofalowego opracowania teorii i historii europejskiego cyklu poetyckiego od renesansu po wiek XX. Efektem projektu jest, miêdzy innymi, warta uwagi publikacja dotycz¹ca strategii cyklizacyjnych
w poezji europejskiej XIX wieku: R. Fieguth, A. Martini (Hrsg.), Die Architektur der Wolken: Zyklisierung in der europäischen Lyrik des 19. Jahrhunderts, Bern 2005.
250
i K. Soko³owska, Bia³ystok 2001); Cykl i powieœæ (red. K. Jakowska, D. Kulesza i K. Soko³owska, Bia³ystok 2004); Semiotyka cyklu. Cykl w muzyce, plastyce
i literaturze (red. M. Demska-Trêbacz, K. Jakowska i R. Sioma, Bia³ystok 2005),
w koñcu, interesuj¹ce nas w tym miejscu zbiory – Polski cykl liryczny i Cykle i cyklicznoœæ20. Trudno w recenzyjnym skrócie przed³o¿yæ kluczowe osi¹gniêcia serii,
ju¿ przez sam wzgl¹d na to, ¿e organizowane przez kr¹g polonistyki bia³ostockiej konferencje przynios³y niema³y dorobek rzêdu ponad stu artyku³ów, co przek³ada siê na grubo ponad dwa tysi¹ce stron publikacji tworz¹cych ju¿ dziœ obszern¹ bazê materia³ow¹ dla przysz³ych projektów monograficznych. Przy tym
stwierdzenie, ¿e niewymierny pozostaje ³adunek myœlowy zawarty w tych przyczynkach (nierzadko w sposób inspiruj¹cy poszerzaj¹cych nasz¹ filologiczn¹
aparaturê badawcz¹), nie ma w tym wypadku nic z recenzyjnej kurtuazji.
Pierwsza z ksi¹¿ek gromadzi referaty wyg³oszone na konferencji, która
odby³a siê w 2007 roku w Turoœni Koœcielnej. Dostajemy do r¹k wielog³osow¹
– jak podkreœlaj¹ w s³owie wstêpnym redaktorzy – panoramê cyklu lirycznego
od renesansowych pocz¹tków polszczyzny artystycznej Jana Kochanowskiego,
a¿ po ponowoczesne strategie liryczne pocz¹tku XXI wieku w wykonaniu Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego czy Tomasza Ró¿yckiego. Redaktorzy dziel¹ tom
na dwie czêœci, grupuj¹c artyku³y za pomoc¹ klucza chronologicznego – Od renesansu do pocz¹tków dwudziestego wieku oraz Wiek dwudziesty i dwudziesty
pierwszy. Przyjrzyjmy siê zgrupowanym tu propozycjom badawczym – raczej
sprawozdawczo ni¿ syntetycznie, szczególny nacisk k³ad¹c na rozpoznania dotycz¹ce dziewiêtnastowiecznych cyklów lirycznych.
Dzia³ pierwszy otwiera artyku³ Rolfa Fiegutha Ruchy konikiem a ³agodne
przejœcia. Modele ewolucji cyklu lirycznego (na przyk³adzie J. Kochanowskiego,
F. D. KniaŸnina, A. Mickiewicza, C. Norwida), sygnalizuj¹cy potrzebê badañ nad
histori¹ polskiego cyklu lirycznego, rekonstrukcj¹ jego ci¹g³oœci ewolucyjnej. Punktem wyjœcia dla przysz³ego formowania siê ogólnych wniosków natury historycznoliterackiej winny staæ siê dzia³ania skoncentrowane na obserwacji przemian
ewolucyjnych (czy te¿ rewolucyjnych) zachodz¹cych w obrêbie twórczoœci indywidualnych. Przy tak prowadzonym ogl¹dzie postuluje siê uwzglêdnianie nie tylko
cyklów sensu stricto, lecz tak¿e zjawisk przejœciowych – np. decyklizacji, recyklizacji. Zaproponowan¹ metod¹ œledzi szwajcarski slawista strategie cyklizacyjne
20 Efektem badañ nad cyklem jest tak¿e publikacja wydana przez IBL PAN Od Kochanowskiego do Mickiewicza. Szkice o polskim cyklu poetyckim, red. B. Kuczera-Chachulska,
Warszawa 2004.
251
u Jana Kochanowskiego, porównuj¹c m³odzieñcz¹ i spisan¹ pod koniec ¿ycia redakcjê Elegii oraz przygl¹daj¹c siê podobieñstwom i ró¿nicom w konstrukcjach
Pieœni, Fraszek, Trenów i Lyricorum libellus. Burzliwe przemiany form cyklicznych prezentuje tak¿e twórczoœæ KniaŸnina nastrêczaj¹ca problemów filologicznych ju¿ na poziomie najbardziej pierwotnym, tekstologicznym. Ogl¹dowi zostaj¹
poddane cykle, które w zmiennych, czêsto znacznie zmodyfikowanych postaciach
pojawiaj¹ siê w kolejnych, kontrolowanych reedycjach jego dzie³. Autor poœwiêca
nieco uwagi cyklizacjom u Norwida, a tak¿e rozwojowi form cyklicznych Mickiewicza (Ballady i romanse – Sonety odeskie i Sonety krymskie – Zdania i uwagi),
który odzwierciedlaæ ma kolejne etapy formowania siê romantyzmu polskiego.
Analiza Sonetów krymskich staje siê dla Jacka Lyszczyny punktem wyjœcia do zaprezentowania dynamicznej koncepcji cyklu lirycznego (Dynamiczna
koncepcja struktury cyklu lirycznego, czyli raz jeszcze o „Sonetach krymskich”).
Badacz sugeruje, ¿e nie istnieje nadrzêdny model cyklu, a ka¿dy z nich prezentuje indywidualn¹ zasadê konstrukcyjn¹ zakodowan¹ w swej strukturze. Nie mo¿na wskazaæ uniwersalnych determinant formy cyklicznej, a jedynie wskazaæ cechy mog¹ce mieæ w ró¿nym stopniu konstytutywne znaczenie. Do tych cech maj¹
nale¿eæ – to¿samoœæ gatunkowa utworów, to¿samoœæ œwiata przedstawionego
(w tym kontekstu np. historycznego, filozoficznego, kulturowego) i to¿samoœæ
podmiotu utworu, to¿samoœæ determinant struktury kompozycyjnej oraz osadzenie w analogicznej konwencji jêzykowo-stylistycznej. Natê¿enie, wyrazistoœæ
i dynamika tych cech wyznaczaj¹ granice, w których mieszcz¹ siê zarówno takie
cykle jak Sonety krymskie, jak i kompozycje o mniej wyrazistej cyklicznoœci
(Traktat teologiczny Mi³osza, Vade-mecum Norwida). Najs³ynniejszemu cyklowi Mickiewicza poœwiêcony jest tak¿e artyku³ Katarzyny Lukas Cyklicznoœæ
w niemieckich przek³adach „Sonetów krymskich”, przybli¿aj¹cy dzieje niemieckich t³umaczeñ cyklu i odpowiadaj¹cy na pytanie, w jaki sposób parametry Mickiewiczowskiej cyklicznoœci (za te obiera badaczka podmiot cykliczny oraz w¹tek
przewodni – pamiêæ i zapomnienie) oddane s¹ w dziele translatorskim. Skrupulatna analiza porównawcza tekstowych reprezentacji tych konstant wskazuje niekiedy na znacz¹c¹ deformacjê znaczeñ tekstu oryginalnego oraz odkrywa daleko
posuniêt¹ swobodê t³umaczy (szczególnie dwudziestowiecznych). W aneksie
autorka za³¹cza siedem niemieckich t³umaczeñ Pielgrzyma.
Dorota Szagun (Spójnoœæ „Skarg Jeremiego” Kornela Ujejskiego), korzystaj¹c z narzêdzi wypracowanych przez lingwistykê tekstu, daje nam, podpieraj¹c wywód analiz¹ skomponowanych w roku 1847 Skarg Jeremiego Kornela
Ujejskiego, ujêcie cyklu jako wy¿szego rzêdu analogonu spójnej wypowiedzi
jêzykowej. Za koherencjê cyklu – podobnie jak za spójnoœæ tekstu – odpowiedzialne
252
s¹ pewne determinanty zespolenia (strukturalne, semantyczne, pragmatyczne oraz
stylistyczne) aktualizuj¹ce siê w ró¿nym stopniu i w ró¿nych konfiguracjach. Badaczka udowadnia, ¿e dzie³o Ujejskiego zdaje siê spe³niaæ ten paradygmat konstrukcyjny w sposób niemal¿e prototypiczny – poszczególne czêœci cyklu ³¹cz¹:
to¿same zaimki wskazuj¹ce i dzier¿awcze, s³owa-klucze (np. „ojczyzna”), tendencje do wykorzystywania wyrazów pokrewnych s³owotwórczo, jednorodny styl
jêzykowy oraz jednoœæ semantyki uwarunkowana m.in. wspólnot¹ tematyczn¹, spójnoœci¹ podmiotu, odbiorcy oraz jêzykowego obrazu œwiata.
Ciekawe spostrze¿enia przynosz¹ rozpoznania doœæ s³abo opracowanych
cyklów autorów drugiej po³owy XIX wieku. Tak jest ze stanowi¹cym kolejny
punkt szeroko ostatnio zakrojonego „programu” przywracania nale¿ytego miejsca poecie w historii przemian literatury polskiej artyku³em Barbary Bobrowskiej
Semantyka dŸwiêku i ciszy w cyklu Felicjana Faleñskiego „Odg³osy z gór”. Badaczka przedstawia oraz weryfikuje utarte, nierzadko deprecjonuj¹ce s¹dy krytyczne na temat rzeczonego cyklu, a nastêpnie prezentuje sposób jego odczytania
oparty na ogl¹dzie utworów w szerokim kontekœcie kulturowej tradycji – europejskiej i rodzimej, na której tle projekty artystyczne poety okazuj¹ siê tworami
nowatorskimi. Nie tylko prezentuj¹ mimetyczne oddanie tatrzañskiej wêdrówki,
jak chcia³a krytyka, lecz tak¿e ufundowane s¹ na pok³adach baœniowoœci i wizyjnoœci mistycznej – tych Bobrowska doszukuje siê w utworach rzadko do tej
pory poddawanych ogl¹dowi badawczemu. Zrekonstruowane strategie poetyckiego obrazowania, wed³ug badaczki, szyfruj¹ metafizyczny rdzeñ cyklu.
Artyku³ Agnieszki Skoczylas (Kwiaty, kobiety i œpiew? O „cyklorodnych”
motywach w poezji Adama Asnyka) przypomina ma³o znany cykl Kwiaty Adama
Asnyka – poety, jak stwierdzi³a ju¿ Zofia Mocarska-Tycowa, nale¿¹cego do grona
twórców cyklorodnych21. Poddanym analizie wskaŸnikiem cyklicznoœci, ³¹cz¹cej
dwanaœcie ró¿ni¹cych siê formalnie utworów o tematyce mi³osnej oraz powstañczej, jest spajaj¹cy teksty nadrzêdny motyw kwiatów. Autorka rekonstruuje dzieje
wydawnicze utworów konstytuuj¹cych cykl – podaje sekwencjê publikacji w kolejnych numerach „Dziennika Literackiego”, a nastêpnie dokonuje ogl¹du ich
edycji i uk³adu w wydawnictwach zwartych, by stwierdziæ, ¿e nie zawsze przedrukowywane by³y one w œcis³ym porz¹dku. Konstatacja prowadzi do sformu³owania wa¿nego pytania o granice kompetencji edytorskiej, której decyzje
nierzadko mog¹ zawa¿yæ na kierunkach interpretacji.
21 Z.
Mocarska-Tycowa, Wybory i koniecznoœci. Poezja Asnyka wobec gustów estetycznych i najwa¿niejszych pytañ swoich czasów, Toruñ 1990, s. 166.
253
Katarzyna Koœciewicz w artykule Cykl urbanistyczny w poezji postyczniowej wskazuje na wzrastaj¹c¹ rangê tematu miejskiego w poezji polskiej po 1863
roku – ten motyw cyklotwórczy pojawia siê w twórczoœci Michaux, Gomulickiego i Stebelskiego. Bli¿szemu ogl¹dowi zostaje poddany pierwszy postyczniowy liryczny cykl miejski opublikowany w roku 1869 – Fotografie brukowe Michaux, obrazuj¹ce przedstawicieli ró¿nych miejskich zawodów (m.in. grabarza,
kominiarza, prostytutkê), w zamyœle formalnym zdradzaj¹ce podobieñstwo do popularnych ówczeœnie szkiców fizjologicznych, a tak¿e silnie osadzone w tradycji urbanistycznej liryki francuskiej (Hugo, Coppée).
Ma³gorzata Okulicz-Kozaryn (Cykl „Kosmogonia” Antoniego Langego
wobec parnasistowskich idea³ów warszawskiego „¯ycia”) analizuje opublikowany po raz pierwszy w 1887 cykl sonetów Antoniego Langego Kosmogonia,
sytuuj¹c go na tle specyficznej odmiany parnasizmu o odcieniu patriotycznym,
który forsowany by³ w programie warszawskiego „¯ycia”. Badaczka rekonstruuje konteksty istotne dla genezy utworów – myœl ewolucjonistyczn¹, poetycki
patronat Leconte de Lisle’a z jego scjentystycznymi fascynacjami, elementy rigwedyjskie czy nawet myœl genezyjsk¹ S³owackiego. Szuka tak¿e miejsca sonetów na tle historii wydawnictw naukowych prezentowanych na ³amach „¯ycia”
w tym samym czasie.
Dwa artyku³y dotycz¹ póŸnej liryki Marii Konopnickiej. Magdalena Dziugie³-£aguna (Miêdzy wyznaniem a poetyck¹ fabulacj¹, czyli o konstrukcji podmiotu lirycznego w tomie „Italia” Konopnickiej) bada, odwo³uj¹c siê do ustaleñ
teorii komunikacji literackiej, cechy form wypowiedzi lirycznej w uznanym za
cykl tomie. Badaczka stwierdza, ¿e mamy tu do czynienia z w miarê jednolitym
podmiotem lirycznym, który da siê zrekonstruowaæ poprzez ogl¹d poszczególnych podmiotów lirycznych minicyklów z okresu w³oskiej peregrynacji poetki,
a którego dominuj¹cym doœwiadczeniem jest cisza. Cyklotwórcza jest tak¿e poetycka narracja – autorka oddaje g³os bohaterom lirycznym – najczêœciej wzorcom-ikonom kultury œródziemnomorskiej (Madonna, Chrystus, Cyceron). Pioniersk¹ wartoœæ wypada przypisaæ pracy Marii Jolanty Olszewskiej „O co siê
modliæ?” „Psa³terz dziecka” Marii Konopnickiej – cykl nie tylko dla dzieci, ods³aniaj¹cej zapomniane oblicze nietendencyjnej, nieinwazyjnej i niemoralizuj¹cej poetki „pedagoga duchowego”. Praca analizuje nadrzêdny temat grupy tych
poœmiertnie wydanych utworów – motyw modlitwy, którego eksploatacja doskonale wpisuje siê w atmosferê antypozytywistycznego prze³omu. Motywem cyklotwórczym jest w Psa³terzu dziecka tak¿e sieroctwo (wraz z nim smutek, p³acz,
têsknota), odczytywane jednak w kategoriach charyzmatu. Co istotne, treœci
ewangeliczne cyklu wzbogacane s¹ wyraŸnie przez pierwiastek patriotyczny.
254
W problematykê cyklów m³odopolskich wprowadza szkic Izabeli Grzelak
Kilka uwag o cyklu liryków „Dla rymu” Kazimierza Przerwy-Tetmajera, poœwiêcony piêciu lirykom erotycznym, opublikowanym w trzeciej serii Poezji. WskaŸnikami cyklicznoœci utworów s¹ elementy odgrywaj¹ce rolê nastrojotwórcz¹ –
œwiat³o oraz dominuj¹ca b³êkitna kolorystyka. Wyrazist¹ pozycjê w cyklu zajmuje
wiersz odmienny formalnie (niesonet) – jeden z najs³ynniejszych Tetmajerowskich liryków – A kiedy bêdziesz moj¹ ¿on¹.
Dwa artyku³y traktuj¹ o liryce Tadeusza Miciñskiego. Wojciech Gutowski
(„W mroku gwiazd” w kontekœcie innych cyklów poetyckich M³odej Polski) pog³êbia analizy jedynego tomu poetyckiego autora Nietoty, rozpatruj¹c go jako
nadcykl, w obrêbie którego sytuuj¹ siê zintegrowane na ró¿nych p³aszczyznach
(np. na p³aszczyŸnie podmiotu) podcykle. Na tle nadcyklów komponowanych
przez Tetmajera, Staffa, Kasprowicza czy Leœmian, wyró¿nia siê W mroku gwiazd
niezwykle rozbudowan¹ i wielofunkcyjn¹ architektonik¹ konstytuuj¹c¹ porz¹dek
tomu-cyklu. Jego wyj¹tkowoœæ polega wiêc nie na tym, ¿e przybiera formê nadcykliczn¹, lecz na tym, ¿e wystêpuje w nim najwy¿sze natê¿enie wskaŸników
nadcyklicznoœci. Gutowski w kontekœcie swoich rozwa¿añ wskazuje na istotny,
wymagaj¹cy szybkiego uzupe³nienia brak pozycji monograficznej porz¹dkuj¹cej dzieje i opisuj¹cej naturê cyklu w M³odej Polsce. Natomiast ró¿ne fazy ruchu i znieruchomienia okreœlaj¹ podmiot Nocy polarnych w interpretacji Urszuli
Pilch (Podmiot przemieszczaj¹cy siê i znieruchomia³y w cyklu „Noce polarne”
Tadeusza Miciñskiego). Badaczka tropi przejawy b³¹kania siê, b³¹dzenia, schodzenia w g³êbinê, wznoszenia siê i w koñcu nieruchomienia. Podmiot cyklu zdaje
siê byæ „katatonijny” – „bywa zarówno w stanie konwulsyjnej wêdrówki, rozpaczliwego przemieszczania siê, jak i w stanie bezruchu i odrêtwienia” (s. 140).
Formu³ê m³odopolskiego cyklu kwiatowego stara siê zrekonstruowaæ Hanna Ratuszna na podstawie Woni kwiatów Bronis³awy Ostrowskiej („Woñ kwiatów” – cykl wspomnieniowy Bronis³awy Ostrowskiej). Opublikowany w roku 1905
cykl spaja nie tylko motyw florystyczny, lecz tak¿e konwencja symboliczno-nastrojowa, umieszczona w planie treœci analogia: cyklicznoœæ procesów natury –
etapy ¿ycia cz³owieka, jak równie¿ skoncentrowany na uczuciu mi³oœci podmiot
liryczny o naturze wspominaj¹cej przesz³oœæ kobiety.
Grzegorz Igliñski w artykule Architektonika „Ksiêgi ubogich” Jana Kasprowicza jako cyklu poetyckiego, opieraj¹c siê na skrupulatnym przegl¹dzie
dziejów wydawniczych wierszy z omawianego tomu, próbuje wieloperspektywicznie uj¹æ strukturê tego cyklu, którego cech¹ charakterystyczn¹ jest swoista
polaryzacja tematyczna. Czêœæ okreœlana przez badacza „jasn¹” faworyzuje temat przyrody i mi³oœci, czêœæ „ciemna” skupia siê na prze¿yciu przyrody i œmierci.
255
W obrêbie nadrzêdnego cyklu obserwuje autor wystêpowanie minicyklów (podcyklów) o okreœlonych, niekiedy skrajnych dominantach tematyczno-emocjonalnych. Analiza Ksiêgi ubogich staje siê tak¿e punktem wyjœcia do podjêcia refleksji
teoretycznej, polemizuj¹cej niekiedy z ogólnie akceptowanymi tezami dotycz¹cymi natury zjawiska, jakim jest forma cykliczna.
Dzia³ zamyka szkic Natalii Jakubczak (Konstruowanie podmiotu lirycznego
w cyklach Boles³awa Leœmiana i Bohdana Ihora Antonycza), szukaj¹cy analogicznych strategii konstruowania podmiotów w cyklu Pieœni mimowolne Leœmiana oraz w Trzech pierœcieniach Antonycza.
Ciekawa interpretacjê muzyczn¹ cyklów W³adys³awa Seby³y przynosi artyku³ Barbary Olech (Inspiracje muzyczne w cyklach lirycznych W³adys³awa
Seby³y), otwieraj¹cy czêœæ drug¹ tomu. Autorka przypomina m³odzieñcze przygody poety z muzyk¹, tropi tak¿e czêœci kompozycyjne allegra sonatowego
w otwieraj¹cym tom Koncert egotyczny cyklu M³yny. Sonata nieludzka. Ogl¹d
z perspektywy teoretycznego dyskursu muzykologicznego towarzyszy tak¿e analizie Oœmiu nokturnów, w których, jak sugeruje badaczka, dopatrzeæ siê mo¿emy inspiracji Chopinowskich. Strukturê koncertu prezentowaæ ma natomiast Koncert egotyczny. Poemat refleksyjny, a Trójœpiew prosty za swój intertekst muzyczny
obiera pieœñ ludow¹. Tylko jedna jeszcze praca dotyka problematyki cyklu przedwojennego: Czechowicz i cykle autorstwa Krystyny Jakowskiej – szkic komentuj¹cy siedem cykli, w które poeta pogrupowa³ swoje utwory w 1935 roku. Autorski uk³ad utworów by³ do tej pory nieznany – opublikowa³ go Tadeusz K³ak
w 2004 roku22.
Bogat¹ reprezentacjê w zbiorze ma liryka wspó³czesna. Konsekwencje
autorskich przesuniêæ w pocz¹tkowych partiach kompozycji Niepokoju Ró¿ewicza (inwersja wierszy Maska i Ró¿a) prezentuje artyku³ Zbigniewa W³adys³awa
Solskiego (Metamorfozy tomiku „Niepokój” Tadeusza Ró¿ewicza). Zagajenie
natury tekstologicznej staje siê punktem wyjœcia do dog³êbnej, kontekstualnej
analizy Ró¿y, która, jak siê okazuje, ciekawie mo¿e siê prezentowaæ w œwietle
Kierkegaardowskiej koncepcji „albo-albo”. Natomiast Andrzej Stoff („Appendix” Tadeusza Ró¿ewicza wobec poetyki cyklu) dokonuje badawczego ogl¹du
struktury Appendixu z tomu Szara strefa, stawiaj¹c przy tym szereg pytañ natury
historyczno- i teoretycznoliterackiej. Cykl ten sk³ada siê z dziesiêciu wierszy,
z których dziewiêæ stanowiæ ma odpowiedniki zamieszczonych wraz nimi utworów
22 J.
Czechowicz, Wiersze liryczne w uk³adzie w³asnym poety, oprac., pos³. T. K³ak, Katowice 2004.
256
Leopolda Staffa. Badacz stwierdza, ¿e podstawowym wyk³adnikiem cyklicznoœci jest w tym wypadku aluzja literacka. W analizie cyklu Broniewskiego Anka
(„Anka” W³adys³awa Broniewskiego jako cykl „zaprzeczony”) Aleksandra Wegner uwypukla „chaos uczuæ” jako swoisty rdzeñ formuj¹cy poetykê zaprzeczeñ,
w której utrzymany jest zapis traumy zwi¹zanej ze œmierci¹ córki.
Szereg ciekawych spostrze¿eñ przynosi artyku³ Miros³awy O³dakowskiejKuflowej (Liryczny cykl religijny a „Pieœñ o moim Chrystusie” Romana Brandstaettera). Badaczka wychodzi od refleksji ogólnej – podmiot w cyklach religijnych generalnie stroni od obiektywizacji i dyskursywnoœci, staj¹c siê instancj¹,
cechuj¹c¹ siê subiektywnoœci¹ i ekspresywnoœci¹, zaœ najlepsz¹ mo¿liwoœæ wyra¿enia siê podmiotu – homo religiosus – daje, co potwierdza kilkusetletnia tradycja, forma cykliczna. Analiza podmiotu Pieœni o moim Chrystusie Brandstaettera wskazuje na jego niejednolitoœæ, st¹d mo¿liwe jest patrzenie na cykl jako na
zespó³ subcyklów. Niezwykle skrupulatne tropienie intertekstualnych zapoœredniczeñ utworów prowadzi do stwierdzenia, ¿e wizerunek Chrystusa „jest uk³adany
zarówno z elementów biblijnych, jak i przy pomocy semiotycznie rozumianych
tekstów kultury” (s. 313), jest mozaik¹. Nie jedyna to w tomie reprezentacja nurtu literatury religijnej. Liryczny zapis podró¿y Janusza Stanis³awa Pasierba do
Ziemi Œwiêtej, ujêty w formu³ê stu piêædziesiêciu zamkniêtych w cykl wierszy,
analizuje Anna Stempka (Doœwiadczenie siebie w „Doœwiadczeniu ziemi” Janusza St. Pasierba). Praca jest prób¹ odpowiedzi na pytanie, czy zbiór ma charakter wy³¹cznie czysto opisowy i relacjonuj¹cy, czy stanowi tak¿e zapis „podró¿y
wewnêtrznej”. W odniesieniu do Wierszy amerykañskich Julii Hartwig pytanie
o cyklotwórcz¹ rolê peregrynacji stawia tak¿e Leokadia Hull (Cykl retrospektywny
– „Wiersze amerykañskie” Julii Hartwig). Badaczka na podstawie zbioru grupuj¹cego wiersze z ro¿nych okresów twórczoœci stara siê okreœliæ specyfikê swoistego cyklu retrospektywnego, którego tematem jest oswajanie Ameryki. Wiersze
amerykañskie jako cykl maj¹ charakter trójdzielny, wynikaj¹cy z wyró¿nienia
w nich trzech krêgów przestrzennych – domu, œwiata natury i œwiata cz³owieka,
nadrzêdnym spoiwem pozostaje podmiot o wyraŸnych cechach autorskich.
Grê z formu³ami tradycyjnych tekstów religijnych w cyklu Zmartwychwsta³ek Agnieszki Kuciak, pochodz¹cych z tomu Dalekie kraje. Antologia poetów
nieistniej¹cych, analizuje Alicja Mazan-Mazurkiewicz („W dzieñ wiekuisty i bardzo poranny…”. Zmartwychwsta³ki, czyli patent wieczysty Agnieszki Kuciak).
Osadzone g³êboko w tradycji literackiej, szczególnie barokowej, ludycznej, ukazuj¹ one kondycjê sacrum we wspó³czesnej poezji m³odego pokolenia.
Œladów epopei – rozumianej w myœl nowej genologii jako niekoniecznie
epicki tekst, który przenosi jakiœ odzwierciedlony w sobie œwiat z przestrzeni
257
historii do przestrzeni kultury – próbuje szukaæ Dariusz Kulesza w cyklu Pan
Cogito („Pan Cogito” i œlady epopei). Postawiony obok Pana Tadeusza i Kamienia na kamieniu, jawi siê on jako epopeja niespe³niona, bo Cogito jest person¹ zakorzenion¹ w rzeczywistoœci i ¿yciu, uosabiaj¹c¹ ci¹gle ¿ywotny etos inteligencki, który manifestuje siê nieustannym poszukiwaniem imponderabiliów.
Formu³ê cyklicznoœci zdeponowan¹ w strukturze Kontredansów w stylu
Mozarta Stanis³awa Grochowiaka rekonstruuje Monika Siedlecka. Cykl piosenek (Wiosna, Lato, Jesieñ, Zima), do których muzykê skomponowa³ Marian Sawa
spaja tytu³ utworu, powtarzalnoœæ gatunku, istnienie jednego nadawcy, wspólny
temat oraz relacja utwór pierwszy – utwór ostatni, wed³ug autorki piosenki, oddaj¹ tak¿e w swojej strukturze rytmiczno-wersyfikacyjnej charakter przywo³anego
w tytule tañca.
Barthesowskie formu³y dyskursu mi³osnego oraz Marionowskie rozumienie „ekonomii daru” patronuj¹ refleksji Mateusza Skuchy nad opatrzonymi dedykacjami utworami Jacka Dehnela (Po¿¹danie opisane a po¿¹danie wpisane.
Od mi³osnej dedykacji do cyklu poetyckiego). Autor przenosi ciê¿ar cyklotwórczy z podmiotu czynnoœci twórczych na siebie – odbiorcê. W takiej perspektywie staje siê on stron¹ aktywn¹, „uk³ada” zespó³ zaproponowanych mu tekstów
w cykle, które spaja spêtany po¿¹daniem Innego i okreœlony przez to¿samoœæ
rozproszon¹ podmiot dyskursu mi³osnego. Paradoksalnie – o koherencji cyklów
mi³osnych Dehnela ma, wed³ug Skuchy, œwiadczyæ ich niespójnoœæ i wpisana
w formu³ê dyskursu fragmentarycznoœæ.
Znaków cyklicznoœci szuka Lech Giemza w tomie Kamieñ, szron Ryszarda Krynickiego („Kamieñ, szron” Ryszarda Krynickiego jako cykl liryczny). Cykl
z³o¿ony z siedmiu podcyklów spaja konstrukcja wyraŸnie autorskiego podmiotu, który odwo³uje siê do doœwiadczeñ w³asnego dzieciñstwa, jest obserwatorem
œwiata – tym samym doœwiadcza cierpienia; w koñcu „ujawnia siê przede wszystkim jako sêdzia wspó³czesnej kultury” (s. 421). Tytu³owe dominanty symboliczne:
kamieñ – trwa³oœæ, wiecznoœæ; szron – zmiennoœæ, ulotnoœæ, funduj¹ konstrukcjê
cyklu, opart¹ „na napiêciach wynikaj¹cych z nieroz³¹cznoœci tych pojêæ” (s. 424).
Strategie grupowania wierszy przez Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego
prezentuje artyku³ Anny Pytlewskiej (Cykl, seria, sieæ. Metody poetyckie Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego). Rdzeniem tej poezji staje siê, jak siê okazuje,
niezwykle sensotwórcze powtarzanie, powtarzanie zaœ sprawia, ¿e cyklicznoœæ
przeradza siê w seryjnoœæ, poniewa¿ istot¹ serii jest brak pocz¹tku i koñca, swoisty
charakter nieskoñczony oraz podobieñstwo okreœlonych czêœci, powtarzalnoœæ
wzorów, fraz w³aœnie. Istot¹ serii Dyckiego jest obudowanie ich na najistotniejszych ludzkich prze¿yciach egzystencjalnych – mi³oœci, œmierci, aktów granicznych
258
czy transgresyjnych, charakteryzuj¹ siê one tak¿e obecnoœci¹ sta³ych postaci –
seriotwórcz¹ person¹ staje siê chocia¿by chora matka. Tam, gdzie tematy i frazy
ró¿nych serii nak³adaj¹ siê na siebie, mieszaj¹ siê, powstaje formu³a – okreœlona
przez autorkê metaforycznie – sieci¹ – produkt obsesyjnego projektu, schizofrenicznego obrazu rzeczywistoœci, artyku³owanego przez podmiot liryczny.
Specyfikê ponowoczesnego cyklu poetyckiego przedstawia Anna Czabanowska-Wróbel na podstawie odczytania Kolonii Tomasza Ró¿yckiego („Kolonie” Tomasza Ró¿yckiego jako ponowoczesny cykl liryczny). Badaczka zauwa¿a, ¿e autor Dwunastu stacji konstruuje swój wielowarstwowy cykl, nawi¹zuj¹c
do poetyki francuskiej liryki koñca XIX wieku, szczególnie zaœ do projektów symbolistycznych. W intertekstualnej przestrzeni odniesieñ i aluzji znajduje siê tak¿e twórczoœæ Rilkego, Brodskiego, Segalena oraz polska tradycja romantycznego
cyklu sonetowego z Mickiewiczem na czele. Siedemdziesi¹t siedem wierszy skupia w sobie zarówno reprezentacje poezji mi³osnej, jak i metafizycznej. Jednoznaczne wyznaczenie rdzenia tematycznego nie jest tutaj mo¿liwe, ale Czabanowska-Wróbel przywo³uje perseweracyjnie aktualizuj¹ce siê motywy – mit dzieciñstwa,
mit podró¿y, mit Wysp Szczêœliwych oraz zakorzeniony w romantyzmie obraz
poety upiora. Co istotne, poezja ta mieœci w sobie tak¿e dyskurs metapoetycki.
*
Cykle i cyklicznoϾ. Prace dedykowane Pani Profesor Krystynie Jakowskiej
to zbiór zamykaj¹cy bia³ostock¹ seriê, otwarty przybli¿aj¹cym sylwetkê twórcz¹
uczonej tekstem Anny Kie¿uñ oraz artyku³em Tadeusza Bujnickiego dotycz¹cym
wileñskiej dzia³alnoœci dziennikarsko-kulturalnej Wojciecha Foxa-D¹browskiego, ojca badaczki. Czytaæ go nale¿y jako swoiste uzupe³nienie prac zamieszczonych w tematycznie sprofilowanych tomach poprzednich. Znajdziemy w nim
zatem artyku³y dope³niaj¹ce wizjê projektów cyklizacyjnych stosowanych w liryce polskiej – kolejn¹ pracê Fiegutha – tym razem tropi¹c¹ i opisuj¹c¹ funkcjê
aluzji oraz intertekstualnych importów w Erotykach KniaŸnina. O plastycznym
rodowodzie tryptyku przypomina Zofia Mocarska-Tycowa analizuj¹ca minicykle Wac³awa Rolicza-Liedera i Kazimierza Wierzyñskiego; podglebie teozoficzne
i walory symboliczne cyklu Za „Hybris” – powieœæ mistyczna Marii Grossek-Koryckiej eksponuje Barbara Olech; formy quasi-cykliczne, cykliczne, metacykliczne i meta-metacykliczne, aktualizuj¹ce siê w poetyce Leœmiana, przybli¿aj¹
artyku³y Andrei Meyer-Fraatz oraz El¿biety Sidoruk. Anna Wydrycka wydobywa z zapomnienia miêdzywojenne, rozsiane po czasopismach cykle religijne Anny
Zahorskiej, Miros³awa O³dakowska-Kuflowa omawia Wiersze z Ziemi Œwiêtej
259
ksiêdza Janusza Pasierba, Katarzyna Soko³owska „pisaniem traumy” próbuje
okreœlaæ zbiór Wdychaæ g³êboko Irit Amiel, a Aleksander Flaker w perspektywie
komparatystycznej omawia Drogê do Rosji Mickiewicza i Obrazy z Rus czeskiego
pisarza Karola Havlièka-Borovskiego. Szczególnym zainteresowaniem w kontekœcie refleksji nad szeroko pojêt¹ kategori¹ cyklu narracyjnego, cyklicznoœci
powieœci i cyklicznoœci¹ w powieœci ciesz¹ siê utwory Wies³awa Myœliwskiego
(artyku³y Bogumi³y Kaniewskiej i Dariusza Kuleszy), teoretyczn¹ kategoriê cyklu wymuszonego jako wypadkowej praktyk cenzorskich oraz autocenzorskich
wprowadza Kamila Budrowska, rekonstruuj¹c historiê uwik³anego w kontekst
transformacji powojennej rzeczywistoœci polityczno-spo³ecznej tekstu Wêz³ów
¿ycia Zofii Na³kowskiej. Jako kompromitacjê wszelkiego rodzaju utopii oraz strategiê zwielokrotnienia antyutopijnej deklaracji autora odczytuje cykl ksiê¿ycowy
Jerzego ¯u³awskiego Andrzej Stoff, z zapomnienia wydobywa cykl powieœci
historycznych O tron autorstwa Adama Krechowieckiego Maria Jolanta Olszewska, zaœ kategorie cyklu oraz serii tematycznej próbuje skonfrontowaæ Seweryna
Wys³ouch na przyk³adzie powieœci W³adys³awa Terleckiego, funkcjonuj¹cych
pod zbiorczym tytu³em Twarze 1863. Barbara Bobrowska naœwietla cyklotwórczo skonceptualizowane opowiadania Kraszewskiego, Sztyrmera i Faleñskiego, przybli¿aj¹c elementy dziewiêtnastowiecznego dyskursu psychiatrycznego
(wszystkie opowiadania dziej¹ siê w domu dla ob³¹kanych), a tak¿e uznaj¹c
estetykê groteski autora Melodii z domu niewoli za projekt sytuuj¹cy siê miêdzy frenetyczno-groteskowymi osi¹gniêciami romantyzmu a modelami groteskowoœci wypracowanymi przez Witkacego czy Gombrowicza. O próbach transponowania estetyki i zasad komponowania fotograficznego albumu na teksty
literackie prze³omu XIX i XX wieku pisze w nawi¹zaniu do swoich poprzednich prac Dorota Kielak. Warto zauwa¿yæ, ¿e badaczy interesuj¹ zw³aszcza strategie cykliczne aktualizuj¹ce siê w prozie powojennej, w centrum refleksji znajduj¹ siê zbiory krótkich form narracyjnych autorstwa Jerzego Szaniawskiego,
Edwarda Redliñskiego, Paw³a Huelle czy Andrzeja Stasiuka (artyku³y Rados³awa Siomy, Marcina Wo³ka, Marzeny Szy³ak, El¿biety Konoñczuk). Dope³nieniem propozycji badawczych zgrupowanych kilka lat wczeœniej w interdyscyplinarnym tomie Semiotyka cyklu… s¹ artyku³y wpisuj¹ce siê w kontekst
Roku Chopinowskiego – Mieczys³awa Demska-Trêbacz pisze o strukturze cyklicznej Preludiów op. 28 autora Etiudy rewolucyjnej, Hanna Ratuszna przypomina dramat Szopen Ewy £uskiny i Leona Stêpowskiego. O cyklu Z motywów Micha³a Anio³a W³adys³awa Kozickiego, rozpatrywanym w kontekœcie
wczeœniejszego eseju-monografii Micha³ Anio³ tego¿ autora, a tak¿e na tle
modernistycznego renesansyzmu, pisze Jaros³aw £awski, tom zamyka artyku³
260
autorstwa Ryszarda ChodŸki, opisuj¹cy doœwiadczenie pe³ni œwiata w Piêciu
Oceanach Agnieszki Osieckiej.
Suplementarny charakter publikacji ewokuje dodatkowe (niedaj¹ce siê
w tym przypadku zneutralizowaæ) wra¿enia polifonicznoœci, wieloperspektywicznoœci i subdyskursywnoœci, jakie towarzysz¹ cyklologicznemu nurtowi refleksji
od samych jego pocz¹tków. Czytaj¹c prezentowane w tomach artyku³y, czujemy,
¿e wci¹¿ mamy do czynienia z „¿ywio³em”, o którym wspominali w s³owie wstêpnym redaktorzy pierwszego tomu bia³ostockiej serii23, a który – jak widaæ z perspektywy lat dziesiêciu – tylko czêœciowo da³ siê okie³znaæ. Wci¹¿ – niekiedy
wbrew oczekiwaniom redaktorów – sygnalne ujêcia analityczne dominuj¹ nad
wprowadzaj¹cymi perspektywê syntetyczn¹ opracowaniami teoretycznymi. Konstatacja ta okreœlaæ mo¿e ca³oœæ serii – zarówno bowiem lektura Polskiego cyklu
lirycznego oraz Cykli i cyklicznoœci, jak i wgl¹d w zbiory poprzednie przynosz¹
przeœwiadczenie, ¿e na tym od niedawana penetrowanym polu badawczym w dalszym ci¹gu jeszcze wiêcej wyradza siê pytañ ni¿ ostatecznych rozstrzygniêæ.
Wydaje siê, ¿e sproblematyzowania i teoretycznego sprecyzowania bêd¹ siê domagaæ chocia¿by takie, pojawiaj¹ce siê w poszczególnych pracach pojêcia, jak
podcykl, nadcykl, supercykl, megacykl, konstelacja, seria, sieæ; cieszy fakt, ¿e
wielu autorów dotyka tak¿e kwestii formowania siê tekstu cyklów, poprzez
zwrócenie uwagi na ich dzieje edytorskie, których meandry – jak siê okazuje –
nierzadko funduj¹ wa¿kie problemy interpretacyjne. Warto odnotowaæ, ¿e wyraŸnie uformowa³ siê ju¿ kanon polskiego dyskursu cyklologicznego, do którego zaliczyæ mo¿na najczêœciej przywo³ywane prace o ambicjach teoretycznych
– Wies³awy Wantuch24, Rolfa Fiegutha25 czy wiele studiów inicjatorki i animatorki bia³ostockich serii – Krystyny Jakowskiej26.
Karol Jaworski
23 Por. Od redakcji, w: Cykl literacki w Polsce, red. K. Jakowska, B. Olech, K. Soko³ow-
ska, Bia³ystok 2001, s. 9.
24 W. Wantuch, O poetyce cyklu lirycznego, w: Miejsca wspólne. Szkice o komunikacji
literackiej i artystycznej, red. E. Balcerzan i S. Wys³ouch, Warszawa 1985; tej¿e, Cykl liryczny
– tomik – seria poetycka. Z dziejów „gatunku” literackiego i wydawniczego, w: Cykl literacki w Polsce.
25 R. Fieguth, Rozpierzch³e ga³¹zki. Cykliczne i skojarzeniowe formy kompozycyjne
w twórczoœci Adama Mickiewicza, prze³. M. Zieliñski, Warszawa 2002.
26 Wœród nich m.in.: K. Jakowska, Delimitacja tekstu w cyklu opowiadañ, „Pamiêtnik Literacki” 1993, z. 2; tej¿e, Tryptyk jako odmiana cyklu literackiego, w: Semiotyka cyklu. Cykl
w muzyce, plastyce i literaturze, red. M. Demska-Trêbacz, K. Jakowska i R. Sioma, Bia³ystok
2005; tej¿e, Cykl opowiadañ – próba historii. Intuicje i sugestie, w: Cykl literacki w Polsce.
261
Profesor z Komborni. Stanis³aw Pigoñ w czterdziest¹ rocznicê œmierci,
red. Krzysztof Fijo³ek, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagielloñskiego,
Kraków 2010, ss. 282.
Pytanie o to, jak wygl¹da³aby nasza wiedza o literaturze XIX wieku bez
prac badawczych Stanis³awa Pigonia przestaje byæ retoryczne, jeœli uwzglêdni
siê liczbê opracowanych przez niego ró¿norodnych edycji: pojedynczych utworów i dzie³ zebranych pisarzy, publikacji bêd¹cych konsekwencj¹ ¿mudnych ustaleñ filologicznych oraz wynikaj¹cych z nich propozycji interpretacyjnych.
Czterdzieœci lat minê³o 18 grudnia 2008 roku od œmierci Uczonego, którego
polonistyczna droga wiod³a przez uniwersytety w Poznaniu, w Wilnie i w Krakowie. Dla uczczenia tej rocznicy uczniowie i spadkobiercy Profesora zorganizowali
konferencje w miejscach jemu bliskich: w Komborni, w Kroœnie i w Rzeszowie;
ich zwieñczeniem by³a sesja naukowa w dniach 17 i 18 grudnia, przygotowana
przez Wydzia³ Polonistyki UJ (pod kierunkiem profesora Franciszka Ziejki) i Bibliotekê Jagielloñsk¹. Po dwóch latach, a w sto dwudziest¹ pi¹t¹ rocznicê urodzin
zas³u¿onego historyka literatury i edytora, ukaza³a siê ksi¹¿ka bêd¹ca plonem
tamtych spotkañ, zatytu³owana Profesor z Komborni. Stanis³aw Pigoñ w czterdziest¹ rocznicê œmierci.
Badaczowi literatury poœwiêcono ju¿ wczeœniej dwie obszerne ksiêgi pami¹tkowe (Ksiêga pami¹tkowa ku czci Stanis³awa Pigonia, Kraków 1961; Stanis³aw Pigoñ. Cz³owiek i dzie³o, red. Henryk Markiewicz, Maria Rydlowa,
Tadeusz Ulewicz, Kraków 1972) oraz pomniejsze tomy rozpraw, bêd¹ce m.in.
owocem rocznicowych konferencji (Wokó³ Stanis³awa Pigonia. Nad warsztatem
naukowym i literackim uczonego, red. Czes³aw K³ak, Rzeszów 1983; Non omnis
moriar. Studia i szkice o Stanis³awie Pigoniu, red. jw., Rzeszów 1997). Wydana
obecnie ksi¹¿ka pokonferencyjna jest œwiadectwem czytania jego prac naukowych
przez kolejne pokolenie, swoistym obrachunkiem, ocen¹ aktualnoœci i sprawdzianem inspiruj¹cej mocy tego dorobku dla prowadzonych obecnie badañ polonistycznych. Poœrednich danych do tego zagadnienia dostarcza nie tylko artyku³
Czes³awa K³aka Stanis³aw Pigoñ. Dzieje s³awy poœmiertnej, opisuj¹cy recepcjê
wydawnicz¹ prac Pigonia oraz stan badañ nad t¹ spuœcizn¹. S¹ one podtekstem
niemal ka¿dej zawartej w tomie publikacji.
Istotn¹ dokumentacjê zagadnienia stanowi¹: Bibliografia prac Stanis³awa
Pigonia za lata 1997-2008 oraz G³osy i informacje o Stanis³awie Pigoniu (wczeœniejsza bibliografia Uczonego mieœci siê w przywo³anych wy¿ej ksiêgach pami¹tkowych i rocznicowych). Jak podaje autorka tych zestawieñ, Marta Polañska,
od chwili œmierci Profesora do 2008 roku bibliografia jego publikacji powiêkszy³a
262
siê o oko³o szeœæset druków „najwa¿niejszych”. Wœród nich s¹ dwa przedruki podstawowego dzie³a Pigonia o Panu Tadeuszu, jego „wzroœcie, wielkoœci i s³awie”.
Wydawane s¹, i przyjmowane z du¿ym zainteresowaniem, tomy korespondencji
Uczonego, wznawiane jego opracowania edytorskie twórczoœci Mickiewicza, Fredry i ¯eromskiego, a nawet dzie³a Marii Konopnickiej O krasnoludkach i o sierotce
Marysi. Co wa¿ne: Pigonia przypominaj¹ nie tylko artyku³y okolicznoœciowe, jest
on obecny w rozprawach naukowych pokolenia prawnuków.
Tu¿ po œmierci Profesora Kazimierz Wyka stwierdzi³, ¿e „kto by pragn¹³
sylwetkê Stanis³awa Pigonia nakreœliæ w jej ca³ym rozmiarze, winien napisaæ tryptyk nosz¹cy tytu³: Stanis³aw Pigoñ jako cz³owiek, jako uczony i jako pisarz”27.
Historia ¿ycia polonisty z Komborni ci¹gle fascynuje i zadziwia, dlatego badacze myœli naukowej wci¹¿ mierz¹ siê z jego biografi¹, by zrozumieæ ten wyj¹tkowy fenomen ¿ycia i pracy. W omawianym tomie Biografii i warsztatowi Pigonia dwa artyku³y poœwiêci³ Franciszek Ziejka. Zw³aszcza praca Stanis³aw Pigoñ
mniej znany dowodzi, ile nieznanych kart kryje ¿yciorys cz³owieka, który by³
wybitnym badaczem literatury, ale uczestniczy³ te¿ w szeroko rozumianym ¿yciu
akademickim, spo³ecznym i nie powstrzymywa³ siê przed dzia³alnoœci¹ o charakterze politycznym, jeœli wymaga³y tego okolicznoœci dziejowe. Ziejka przywo³a³
niektóre fakty spo³ecznego zaanga¿owania Uczonego: m³odzieñcze wyk³ady dla
ch³opów i robotników ze Œl¹ska, wyg³aszane w latach dwudziestych, popularyzuj¹ce pogadanki radiowe i wprowadzenia przed premierami teatralnymi. Zasadnicz¹ uwagê skupi³ na materia³ach z pierwszych lat po drugiej wojnie œwiatowej,
okresu szczególnie trudnego dla Profesora, dla krakowskiej uczelni i studentów.
Omówi³ zaanga¿owanie Pigonia w odbudowê polonistyki uniwersyteckiej i postawê wobec konfliktu, jaki zaistnia³ miêdzy œrodowiskiem akademickim a przedstawicielami w³adzy politycznej po demonstracji 3 maja 1946 roku, i w konsekwencji restrykcje Urzêdu Bezpieczeñstwa, nasilone jeszcze po odnalezieniu
w mieszkaniu Pigoniów czêœci archiwum PSL i Stanis³awa Miko³ajczyka. Szczegó³owa dokumentacja tych wydarzeñ ods³ania rolê Pigonia jako obroñcy m³odzie¿y przed ówczesnymi zagro¿eniami politycznymi; tylko niez³omna postawa
moralna i wynikaj¹cy z niej autorytet kuratora Bratniaka uchroni³y niektórych
studentów przed bolesnymi konsekwencjami uczestnictwa w ¿yciu akademickim
i spo³ecznym.
Swoistym uzupe³nieniem rozpoznañ Ziejki jest artyku³ Mariana Zaczyñskiego Stanis³aw Pigoñ — uczeñ i wspó³pracownik Mariana Zdziechowskiego,
27 „Pamiêtnik
Literacki” 1970, z. 1, s. 5.
263
pokazuj¹cy, jak wielostronnie mo¿na (nale¿y) ogl¹daæ bogat¹ osobowoœæ Pigonia, objaœniaj¹cy liczne meandry wieloletniej znajomoœci obu uczonych.
Najwa¿niejsza dokumentacja do badañ nad biografi¹, jak te¿ myœl¹ naukow¹ Pigonia kryje siê w profesorskim archiwum; jego zawartoœæ scharakteryzowa³a pokrótce Ewa Malicka (Rêkopiœmienna spuœcizna naukowa po Stanis³awie
Pigoniu — archiwum ¿ywe i otwarte), opiekunka zbiorów z ramienia Biblioteki
UJ, dziel¹c siê informacj¹, ¿e na szczegó³owe przebadanie czekaj¹ 572 tomy
pigonianów, zgromadzone w krakowskiej ksi¹¿nicy, a nie jest to komplet archiwaliów Profesora, czêœæ materia³ów znalaz³a siê bowiem w zbiorach innych
instytucji. Zespó³ jagielloñski zawiera dokumenty ¿ycia osobistego rodziny
Pigoniów, ale i spo³ecznoœci akademickiej oraz pracy Profesora w Instytucie
Badañ Literackich. Bogata jest tak¿e spuœcizna tworz¹ca kiedyœ warsztat pracy
historyka literatury i edytora, np. gromadzone przez lata wycinki prasowe oraz
odpisy dziewiêtnastowiecznych listów i dokumentów, do których dotar³ on w trakcie kwerend bibliotecznych i archiwalnych.
Znacz¹c¹ czêœæ jagielloñskiego zespo³u stanowi rozleg³a korespondencja
Pigonia (ponad dwa tysi¹ce respondentów), kryj¹ca unikalne informacje nie tylko do biografii Uczonego, ale te¿ o ¿yciu literackim i dziejach kultury polskiej
(przyk³adowo: informacje o wywo¿eniu zbiorów lwowskiego Ossolineum w listach Stefana Inglota). Budzi ona coraz wiêksze zainteresowanie (w miarê jej publikowania) nie tylko badaczy, ale i szeregowych czytelników. W omawianej
ksi¹¿ce znajdujemy wiêc zapowiedzi kolejnych edycji listów Pigonia.
Czes³aw K³ak w szkicu Serdeczne pogawêdki. Pó³ wieku korespondencyjnej za¿y³oœci Stanis³awa Pigonia z Romanem Pollakiem omówi³ przyjaŸñ obu uczonych, zaœwiadczon¹ w listach, a utwierdzan¹ w dramatycznych doœwiadczeniach
¿yciowych, owocuj¹c¹ wieloletni¹ wspó³prac¹ zawodow¹, wymian¹ informacji
i materia³ów oraz dyskusjami nad problemami moralnymi, niezwykle istotnymi dla
obu respondentów, jak np. kwestia prawdy w pracy naukowej i w ¿yciu spo³ecznym. Z kolei Zdzis³aw Pietrzyk przedstawi³ Szorstk¹ przyjaŸñ utrwalon¹ w korespondencji Pigonia ze Stanis³awem Kotem, w której znajduj¹ siê te¿ istotne uzupe³nienia do ¿ycia naukowego Wilna z lat dwudziestych XX wieku oraz do historii
„Biblioteki Narodowej” i wspó³pracy z ni¹ zas³u¿onego edytora, zw³aszcza z okresu
opracowywania Pana Tadeusza i Ksi¹g narodu i pielgrzymstwa polskiego.
Drugi, najbogatszy liczebnie, dzia³ ksi¹¿ki to prace podejmuj¹ce zagadnienia edytorskie, co wydaje siê oczywiste, bior¹c pod uwagê zakres dokonañ Stanis³awa Pigonia w tej dziedzinie, tym bardziej, ¿e problematyka ta podczas poprzednich sesji naukowych i we wczeœniejszych publikacjach poœwiêconych
Uczonemu by³a obecna sporadycznie. Tak¿e i tym razem szczegó³owo zosta³y
264
omówione tylko niektóre z mo¿liwych tematów. Wprowadzeniem do zagadnieñ
redaktor tomu uczyni³ wspomnienia Krystyny Czajkowskiej, uczennicy, a potem
wieloletniej wspó³pracownicy Pigonia, m.in. w redakcji Wydania Narodowego
Dzie³ Adama Mickiewicza, z której Profesora usuniêto w 1950 roku z powodu
ró¿nicy stanowisk co do zawartoœci i jakoœci merytorycznej komentarza rzeczowego, gdy nie godzi³ siê na podporz¹dkowanie informacji danym z encyklopedii
radzieckiej. Obserwowa³a ona nieustannie ogromn¹ dba³oœæ Edytora o szczegó³y i jego szacunek dla tekstów autorskich oraz metodê jego pracy. We wspomnieniach przypomina o nieoficjalnym patronacie Pigonia nad ratowaniem zabytków
polskiej kultury, pozostaj¹cych poza wschodni¹ granic¹, i o zdobywaniu pod jego
kierunkiem zachowanej tam dokumentacji historycznoliterackiej.
Przewa¿aj¹ca czêœæ edytorskiego dorobku autora ksi¹¿ki Zawsze o Nim
zwi¹zana jest, jak wiadomo, z twórczoœci¹ Mickiewicza; od pierwszej pracy edytorskiej, obejmuj¹cej Ksiêgi narodu i pielgrzymstwa polskiego, a¿ po ostatni¹:
przygotowywan¹ edycjê rêkopisu Dziadów drezdeñskich. Miêdzy nimi mieszcz¹
siê: wielokrotnie wznawiana edycja Pana Tadeusza dla „Biblioteki Narodowej”,
wielkie zamierzenie dwudziestolecia: Wydanie Sejmowe dzie³ zebranych, na które
z³o¿y³y siê niemal wy³¹cznie tomy opracowane przez Pigonia, i powojenny trud,
który doprowadzi³ do opracowania trzech tomów listów poety. Ta czêœæ dorobku
Profesora znana jest chyba najszerszemu gronu czytelników i historyków literatury, choæ nie mo¿na powiedzieæ, ¿e metoda edytorska (jej rozwój, stosowane
narzêdzia) oraz zasady kieruj¹ce konkretnymi decyzjami tekstologicznymi Pigonia
zosta³y wystarczaj¹co rozpoznane i wprowadzone do zasobów wiedzy tej dyscypliny. Pigoniowe edytorstwo mickiewiczologiczne sta³o siê wiêc przedmiotem
analiz: Juliana Maœlanki (Stanis³aw Pigoñ jako edytor dzie³ Mickiewicza), Janusza S. Grucha³y (Pigoniowa konstytucja tekstu „Pana Tadeusza”; Stanis³aw Pigoñ jako komentator „Pana Tadeusza”) oraz Bogus³awa Doparta („Pan Tadeusz”
do u¿ytku szkolnego i powszechnego. Kilka myœli o edycjach popularnych Stanis³awa Pigonia, Konrada Górskiego i Zofii Stefanowskiej). Przypomnieli oni etapy wydawniczych prac nad tym autorem, szukaj¹c, niezwerbalizowanych przez
Pigonia, uzasadnieñ dla jego edytorskich przeœwiadczeñ, uzupe³niaj¹c te wypowiedzi przypomnieniem osobistych spotkañ z Profesorem i wypowiadanych wtedy przez niego autokomentarzy do prac edytorskich (Maœlanka).
Równolegle z pracami nad Mickiewiczem Pigoñ podejmowa³ inne inicjatywy wydawnicze, dyktowane d¹¿eniem do udostêpnienia czytelnikom i badaczom
kanonu literackiego w rzetelnych, o ile by³o to mo¿liwe, krytycznych opracowaniach. W okresie dwudziestolecia przyczyni³ siê do udostêpniania czytelnikom
twórczoœci Cypriana Norwida (co omówi³ Marek Buœ). Od lat trzydziestych
265
pracowa³ nad W³adys³awem Orkanem (Boles³aw Faron, Notariusz poœwiadczaj¹cy zgodnoœæ. Stanis³aw Pigoñ jako edytor pism W³adys³awa Orkana), od pocz¹tku lat piêædziesi¹tych nad Fredr¹ i ¯eromskim (dokonania w tej dziedzinie
omówili Klaudia Socha i Zdzis³aw Jerzy Adamczyk). Przez ponad pó³wiecze swej
pracy wyda³ te¿ pojedyncze tytu³y kilkunastu autorów, odpowiadaj¹c niejako na
zapotrzebowanie spo³eczne. Najmniej znane s¹ Pigoniowe edycje utworów staropolskich, trochê marginesowe, zwi¹zane z prowadzonymi zajêciami akademickimi; przeanalizowa³ je Jan Okoñ.
Przywo³any zespó³ artyku³ów to niemal historia polskiego edytorstwa, jego
zawi³ych dróg, problemów, podejmowanych zadañ, jak chocia¿by omówione dzieje
prac nad edycj¹ listów ¯eromskiego, nad którymi mozolili siê Wac³aw Borowy,
Pigoñ, ostatecznie Zdzis³aw Adamczyk. Szczególnym podsumowaniem rozwa¿añ
o edytorskim trudzie Pigonia okazuje siê artyku³ Bogus³awa Doparta Stanis³aw Pigoñ jako wydawca dzie³ wielkich humanistów. O tej czêœci dorobku Uczonego tak¿e rzadko siê pamiêta, a potwierdza ona jego szczególne zakorzenienie w kulturze
i w piœmiennictwie naukowym. Spadkobierca myœli humanistycznej – zabiega³ o jej
¿yw¹ obecnoœæ w œwiadomoœci wspó³czesnych mu pokoleñ. Jako d³ug wdziêcznoœci traktowa³ wznowienia prac Stanis³awa Tarnowskiego, Konstantego Górskiego
czy Ludwika Janowskiego. Po drugiej wojnie wytrwale zabiega³ o wydanie pozosta³ych w rêkopisach prac Ignacego Chrzanowskiego i Stefana Ko³aczkowskiego
– mistrzów i równoczeœnie przyjació³, ofiar obozu w Sachsenhausen.
Oprócz konkretnych edycji (niemal zawsze ponawianych, choæ w zmienionym kszta³cie, uzupe³nianych odnajdywanymi dokumentami i materia³ami pomocniczymi w postaci not, pos³owi i s³owniczków, z czêsto wbrew woli Pigonia
ograniczanym komentarzem edytorskim), zainteresowani histori¹ literatury otrzymywali tak¿e materia³ do dyskusji, inicjowanych lub podtrzymywanych przez
Pigonia (m.in. na temat atrybucji tekstów Fredry, stosunku edytora do woli autora, zakresu udostêpnianej czytelnikom dokumentacji filologicznej), a tak¿e bêd¹ce efektem prac tekstologicznych rozprawy historycznoliterackie oraz interpretacje twórczoœci pisarzy, ustalaj¹ce ich rangê w polskiej historii literatury.
Wzorem wczeœniejszych ksi¹g pami¹tkowych, tak¿e w najnowszej ksi¹¿ce o Pigoniu znalaz³ siê dzia³ Wspominków. Choæ uczniów i wspó³pracowników
krakowskiego polonisty jest coraz mniej wœród ¿yj¹cych, pojawiaj¹ siê ci¹gle
g³osy osób, które „z g³êbi serdecznej i letejskiej” zaœwiadczaj¹, i¿ spotkania z wybitnym humanist¹ nie tylko pozostaj¹ serdecznym wspomnieniem w ich pamiêci, ale mia³y znacz¹cy wp³yw na postawy i wybory ¿yciowe.
W omawianym tomie znajdujemy jedynie skrótow¹ informacjê (a szkoda),
¿e krakowskie obrady konferencyjne uzupe³nia³a wystawa zorganizowana przez
266
Bibliotekê UJ, zatytu³owana Stanis³aw Pigoñ. Warsztat edytora i historyka literatury. Dominowa³y na niej materia³y dokumentuj¹ce tê pierwsz¹ dziedzinê. Swoje
zbiory udostêpni³ przede wszystkim dzia³ rêkopisów biblioteki, dlatego mo¿na
by³o obejrzeæ zarówno po¿ó³k³e kartki zapisane przez Uczonego, jak te¿ zgromadzone przez niego kopie autografów pisarzy, którymi siê zajmowa³. Wœród
eksponatów znalaz³ siê np. fragment wstêpu do Wydania Sejmowego Mickiewicza, notatki do edycji Ksi¹g narodu i pielgrzymstwa polskiego, pism ¯eromskiego, Orkana, zapiski wspomnieñ oraz fotokopie Mickiewiczowskich Objaœnieñ
do Pana Tadeusza i do rêkopisów Norwida. Spory blok wystawienniczy stanowi³y œwiadectwa korespondencyjnych kontaktów Pigonia: z W³adys³awem Mickiewiczem (ju¿ od 8 XI 1911 roku), z Ignacym Chrzanowskim, z Juliuszem Kleinerem, z Julianem Krzy¿anowskim, z Czes³awem Zgorzelskim, ale tak¿e, co
mniej oczywiste, z Jaros³awem Iwaszkiewiczem, z Konstantym Ildefonsem Ga³czyñskim, z Julianem Tuwimem, z Mari¹ D¹browsk¹ i in.
Opublikowane w ksi¹¿ce artyku³y oraz eksponowane na konferencyjnej
wystawie dokumenty dowodz¹, ¿e archiwum Stanis³awa Pigonia jest wprost niewyczerpalnym Ÿród³em inspiracji badawczych, kryje bowiem Ÿród³a do dziejów
¿ycia literackiego z piêædziesiêciolecia zamkniêtego datami 1920-1968, ale te¿
materia³y do historii literatury XIX wieku, bo ten okres autora Zawsze o Nim
interesowa³ najbardziej, niemal przez ca³y okres pracy literaturoznawczej. Nic
wiêc dziwnego, ¿e uczestnicz¹cy w konferencyjnych dyskusjach dzisiejsi historycy literatury wielokrotnie upominali siê o zintensyfikowanie prac nad spuœcizn¹
Pigonia, wskazuj¹c obszary wymagaj¹ce szybkiego zagospodarowania. Takim
zadaniem jest te¿ wznowienie najwa¿niejszych ksi¹¿ek Uczonego, gdy¿ niektóre egzemplarze biblioteczne zosta³y pozbawione najbardziej poczytnych fragmentów – wykradzionych przez czytelników.
O swoim trudnym ¿yciu Stanis³aw Pigoñ mówi³ z pogod¹ ducha. Sporo z tej
atmosfery odnajdujemy w pisanych przez niego dzie³ach i… w pracach o Profesorze z Komborni. Jest w nich potencja³ intelektualny, ale i si³a moralna – bliska
romantykom, lecz przefiltrowana przez póŸniejsze doœwiadczenia dziejów. Ksi¹¿ki autora Drzewiej i wczoraj s¹ wci¹¿ czytane i nie potrzebuj¹ rekomendacji;
ksi¹¿ki o Pigoniu warto czytaæ zw³aszcza wtedy, gdy wiej¹ wiatry historii i grozi
nam intelektualna depresja.
Teresa Winek
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010
KRONIKA TOWARZYSTWA LITERACKIEGO
IM. ADAMA MICKIEWICZA
JADWIGA RU¯Y£O-STASIAKOWA
(1908-1989)
268
Urodzi³a siê 9 listopada 1908 roku w Koœciaszynie w województwie lwowskim, jako najstarsze z czworga dzieci Micha³a Ru¿y³³y i Julii z Wyspiañskich.
Podczas pierwszej wojny œwiatowej wraz z matk¹ i rodzeñstwem zosta³a ewakuowana do Czech. W tym czasie ojciec – w armii austriackiej, bra³ udzia³ w dzia³aniach wojennych. Z wygnania w 1916 roku wrócili do Polski. Najpierw do
Maluszyna k. W³oszczowej, Chêcin, potem do Radomia. W marcu 1919 roku
osiedli w Warszawie, gdzie ojciec, chor¹¿y ¿andarmerii, dosta³ przydzia³ do Archiwum Wojskowego w Forcie Legionów przy ulicy Zakroczymskiej.
Nauki pocz¹tkowe pobiera³a w szkole czeskiej, a w domu guwernantka
uczy³a Wisiê i rodzeñstwo nie tylko jêzyka ojczystego, ale tak¿e angielskiego.
Klasy I i II gimnazjum skoñczy³a w Gimnazjum Filologicznym w Radomiu. Od
klasy III do VI uczêszcza³a w Warszawie do prywatnego Gimnazjum Arndtowej
na Pradze i do szko³y muzycznej. Nastêpnie przenios³a siê do Gimnazjum Pañstwowego im. Juliusza S³owackiego, które ukoñczy³a w 1926 roku.
W roku akademickim 1926/1927 podjê³a studia na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Dyplom magistra filologii w zakresie filologii polskiej uzyska³a 28 czerwca 1935 roku. Pracê magistersk¹ Kobieta i kwestia
kobieca w twórczoœci Elizy Orzeszkowej napisa³a pod kierunkiem prof. Józefa
Ujejskiego. W latach studenckich anga¿owa³a siê w lewicowy ruch m³odzie¿owy. Pracowa³a spo³ecznie w studenckich ko³ach naukowych pod egid¹ Zwi¹zku
Niezale¿nej M³odzie¿y Socjalistycznej i jej grupy „¯ycie”. W latach 1930-1936
dzia³a³a we w³adzach Ko³a Polonistów Studentów UW. Podczas Kongresu Kó³
Naukowych w Warszawie wszystkich polskich uczelni wy¿szych g³osowa³a przeciwko numerus clausus, za co zosta³a wykluczona z obrad.
W czasie studiów ukoñczy³a pó³roczny kurs bibliotekarski i dodatkowo
wys³ucha³a wyk³adów i odrobi³a æwiczenia obowi¹zuj¹ce na Studium Pedagogicznym UW.
W latach 1929-1931 pracowa³a w Bibliotece Ordynacji Zamoyskiej, nastêpnie w Instytucie Oœwiaty i Kultury im. Staszica na stanowisku bibliotekarki1. W roku szkolnym 1931/1932 podjê³a pracê nauczycielki w œredniej Szkole
Handlowej w B³oniu. Z powodu likwidacji szko³y przyjê³a w 1933 roku posadê
maszynistki w Kancelarii Departamentu Karnego Ministerstwa Sprawiedliwoœci.
W 1934 roku zosta³a kierowniczk¹ Biura Komisji do Badañ Kryminalno-Biologicznych. W Ministerstwie pracowa³a do wrzeœnia 1939 roku.
1
J. Durko, [biogr.] Instytut Pamiêci Narodowej 1944-1950, „Rocznik Warszawski”
XXXIV, s. 212.
269
Lata wojny i okupacji niemieckiej spêdzi³a w Warszawie. Po klêsce wrzeœniowej podjê³a pracê w Komitecie Samopomocy Spo³ecznej na Saskiej Kêpie,
prowadz¹c punkt opieki nad dzieæmi. PóŸniej w Radzie G³ównej Opiekuñczej
(RGO), w sekcji higieniczno-sanitarnej, g³ównie w dziale opieki nad wiêŸniami.
Dziêki przedsiêbiorczoœci jej mê¿a, który zorganizowa³ punkt „Spo³em”, od listopada 1939 roku pracowa³a w sklepie spo¿ywczym. Jednoczeœnie zaanga¿owa³a siê w dzia³alnoœæ konspiracyjn¹. W po³owie 1942 roku zosta³a zaprzysiê¿ona jako szyfrantka Biura Prezydialnego Delegatury Rz¹du Londyñskiego,
pseud. „Krystyna”, z przydzia³em do obs³ugi stacji radiowych, utrzymuj¹cych
³¹cznoœæ kraju z Londynem. Obowi¹zki szyfrantki pe³ni³a do koñca 1944 roku,
z przerw¹ na czas Powstania Warszawskiego.
Wybuch Powstania zasta³ j¹ u teœciów brata przy ul. Mianowskiego 15. Ten
blok otoczony ulicami Wawelsk¹ 60, P³uga 2 i Uniwersyteck¹ 1, okaza³ siê najd³u¿ej walcz¹cym (prawie jedenaœcie dni) miejscem oporu powstañców na Ochocie,
nazwany póŸniej „Redut¹ Wawelsk¹”. Jadwiga pracowa³a w punkcie sanitarnym i bra³a udzia³ w walkach obronnych. By³a œwiadkiem morderstw na ludnoœci cywilnej,
gwa³tów i rabunków w „Reducie Wawelskiej”, w Klinice Po³o¿niczej Szpitala Dzieci¹tka Jezus przy ul. Nowogrodzkiej 75 i na terenie Szpitala Dzieci¹tka Jezus, dokonywanych g³ównie przez nacjonalistów ukraiñskich z pu³ku brygady SS RONA2. Po
wojnie wstrz¹saj¹c¹ relacjê przekaza³a do Instytutu Pamiêci Narodowej3.
Z terenu Szpitala Dzieci¹tka Jezus zosta³a ewakuowana 23 sierpnia 1944
roku wraz z chorymi i personelem na Dworzec Zachodni. W trakcie wywózki do
obozu w Pruszkowie uciek³a z transportu. Zamieszka³a w Podkowie Leœnej i dalej
dzia³a³a w konspiracji.
W styczniu 1945 roku powróci³a do Warszawy i do pracy w Spó³dzielni „Saska
Kêpa”. Po powrocie z Niemiec mê¿a, w maju tego roku zwolni³a siê ze „Spo³em”.
By³a dwukrotnie zamê¿na. W kwietniu 1939 roku wysz³a za m¹¿ za Stefana Paw³owskiego4. Po rozwodzie w roku 1962 zawar³a zwi¹zek ma³¿eñski z W³adys³awem Stasiakiem5.
2 SS-Sturmbrigade RONA – Russkaja Oswoboditielnaja Narodnaja Armia; dowódca p³k
Bronis³aw Kamiñski.
3 Zeznanie Jadwigi Paw³owskiej. Protokó³ z dnia 12 XII 1947; Zob. J. Ru¿y³o-Stasiakowa, Relacja o losach ludnoœci w rejonie ulicy Wawelskiej „Reduta Wawelska”, „Miesiêcznik Literacki” 1973, nr 6, s. 83-90.
4 Stefan Paw³owski, póŸniejszy Dyrektor Biura Prezydialnego Delegatury Rz¹du Londyñskiego.
5 W³adys³aw Klemens Stasiak, autor ksi¹¿ki W locie szumi¹ spadochrony, Warszawa 1991.
Uczestnik desantu pod Arnhem w 1944 roku.
270
W marcu 1946 roku rozpoczê³a pracê na stanowisku kierownika sekcji
badañ psycho-spo³ecznych w Instytucie Pamiêci Narodowej przy Prezydium Rady
Ministrów (póŸniej Instytut Historii Najnowszej). Mgr Ru¿y³o-Paw³owska pracowa³a tam pocz¹tkowo jako urzêdnik kontraktowy, potem mianowano j¹ prowizorycznie radc¹ ministerialnym, a od 1 stycznia 1949 roku adiunktem.
Zosta³a mianowana przez Ministra Oœwiaty 1 listopada 1949 roku na stanowisko radcy, p.o. naczelnika wydzia³u w Zarz¹dzie Centralnym Ministerstwa
Oœwiaty (Podsekretariat Stanu do Spraw Szkolnictwa Wy¿szego).
Od 22 lipca 1950 do 1 stycznia 1952 roku pracowa³a w Ministerstwie Szkolnictwa Wy¿szego na stanowisku naczelnika Wydzia³u Studiów Humanistycznych
w Departamencie Studiów Uniwersyteckich. W rêkopiœmiennym Notatniku pozostawi³a wspomnienie z tego okresu, dotycz¹ce sposobu reorganizacji dawnych
wydzia³ów humanistycznych:
Pamiêtam jak w 1950 roku miota³am siê przeciwko utworzeniu kierunku studiów
dziennikarskich. Szuka³am wsparcia u ówczesnego doradcy Ministerstwa Szkolnictwa Wy¿sz., wówczas ju¿ profesora Kazika Budzyka i u Stefana ¯ó³kiewskiego. Z wypiekami na
twarzy pyta³am organizatora tych studiów z ramienia KC PZPR Jerzego Kowalewskiego:
„Co bêdzie podstawowym przedmiotem studiów?”. S³ysza³am odpowiedŸ: „marksizm-leninizm”. By³ to pomys³ Wydzia³u Propagandy KC, a obecny profesor ekonomii J. Litwin i red.
Jerzy Kowalewski […] byli organizatorami. Oczywiœcie Senatu czy ¿adnej rady wydzia³u
na Uniwersytecie o to nie pytano! W Ministerstwie te¿ nikt nie analizowa³ tej decyzji. […].
Wczoraj [6 IX 1963 podczas otwarcia VIII Miêdzynarodowego Kursu dla Slawistów, organizowanego przez UW] na wyk³adzie prof. Turskiego us³ysza³am, ¿e po kilku latach istnienia dziennikarki Uniwersytet doszed³ do wniosku, ¿e to nie mo¿e byæ normalny wydzia³, bo
„nie ma podstawowego przedmiotu studiów”! Teraz jest tylko studium dziennikarskie przy
Uniwersytecie, tj. to, co ja od razu proponowa³am. Ale ile ludzi siê pomarnowa³o, ile m³odzie¿y zawiedziono, kiedy siê okaza³o, ¿e nie mog¹ robiæ magisteriów!
Zosta³a przeniesiona na w³asn¹ proœbê 1 stycznia 1952 roku do Instytutu Badañ Literackich Polskiej Akademii Nauk, gdzie na mocy ustawy z 1951 roku o Szkolnictwie Wy¿szym i Pracownikach Nauki zosta³a pracownikiem naukowym w stopniu adiunkta. Pozostaj¹c na tym stanowisku do 1 grudnia 1960 roku, wykonywa³a
prace naukowe i naukowo-organizacyjne w ramach zadañ IBL i zlecane przez PAN.
W wyniku uchwa³y Sekretariatu Naukowego Prezydium PAN w 1953 roku
zosta³a sekretarzem naukowym Sesji Polskiego Odrodzenia PAN i organizatorem
inicjatyw naukowych, jakie wchodzi³y do ogólnokrajowego planu Obchodu Roku
Odrodzenia. Organizowa³a konferencje, uczestniczy³a w przygotowaniu i opracowaniu do druku materia³ów sesji naukowych PAN, bra³a te¿ udzia³ w pracach
jako cz³onek Komitetu Redakcyjnego.
271
W marcu 1954 roku Sekretariat Naukowy Prezydium PAN powo³a³ j¹
w sk³ad Komisji Naukowej PAN Obchodu Roku Mickiewicza w charakterze sekretarza naukowego. Równoczeœnie zosta³a powo³ana przez Ministra Kultury
i Sztuki do Egzekutywy Roku Mickiewiczowskiego. Oprócz organizowania sesji i konferencji naukowych, inicjowa³a powstanie wydawnictw, jak np. serii
„Z prac dyskusyjnych Komisji Naukowej Obchodu Roku Mickiewiczowskiego”
oraz wspó³uczestniczy³a w redakcji naukowej publikacji. Pe³ni³a funkcjê sekretarza Redakcji serii „Biblioteka Historyczna Roku Mickiewicza”. Ostatniej pozycji w tej serii, opublikowanej w podserii: „ród³a do dziejów polskich walk
narodowo-wyzwoleñczych: „La Tribune des Peuples”, poœwiêci³a Ru¿y³o-Stasiakowa sporo miejsca w Notatniku, a tak¿e w swoim ostatnim artykule opublikowanym w 1987 roku6. Zajmuj¹c siê poszukiwaniami reliktów tego pisma po
bibliotekach europejskich, ods³oni³a kulisy pozyskania przez Ossolineum we Wroc³awiu kompletu „Trybuny”, bêd¹cego w³asnoœci¹ dawnego Ossolineum we Lwowie. W uzupe³nieniu artyku³u prof. W³adys³awa Floryana o „Trybunie Ludów”, który
ukaza³ siê na ³amach „Pamiêtnika Literackiego” (1963, z. 2), zapisa³a w Notatniku:
Pisze on tam, ¿e ZSRR przekaza³o Ossolineum komplet „Trybuny”. Nie pisze, ¿e by³
to komplet dawnego Ossolineum we Lwowie i nie podaje jak ten komplet przekazano. Wiadomo by³o, ¿e nie ma sensu nawet zabieganie o mikrofilm ze Lwowa. G³uche milczenie by³o
odpowiedzi¹ na wszystkie listy do Lwowa w tej sprawie. Jak wiêc zwrócono ten komplet
„Trybuny”? Otó¿ by³o to tak: Ówczesny prezes Akademii prof. Jan Dembowski bawi³
w ZSRR. By³ zdaje siê m. in. w Kijowie, gdzie mu wrêczono prezenty jako goœciowi Ukrainy, co by³o wówczas w obyczaju. Wœród prezentów by³a paczka, z któr¹ biolog prof. Dembowski nie wiedzia³, co zrobiæ. Po przywiezieniu jej do Polski, le¿a³a d³u¿szy czas w szafie
w Sekretariacie, piêknie, uroczyœcie zapakowana. W koñcu odpakowano tê paczkê i wtedy
przekonano siê, ¿e to jest ossoliñski komplet „Trybuny”. […] pamiêtam, ¿e z Sekretariatu
zapytywano, co z tym zrobiæ, i ¿e w imieniu prof. Wyki radzi³am przes³aæ do Wroc³awia.
W taki oto sposób znalaz³ siê w kraju jeden z dwóch istniej¹cych prawie kompletów numerów „Trybuny”.
W roku 1957 uchwa³¹ Rady Naukowej Instytutu Badañ Literackich PAN
powierzono jej stanowisko sekretarza naukowo-organizacyjnego Instytutu. Funkcjê tê pe³ni³a przez piêæ lat: na etacie adiunkta do koñca 1960 roku, wykonuj¹c
jednoczeœnie zadania zwi¹zane z dzia³alnoœci¹ Biblioteki Instytutu, a od 1 grudnia 1960 do 1 sierpnia 1962 roku na etacie kustosza Biblioteki IBL.
6 J.
s. 5.
Ru¿y³o-Stasiakowa, Jeszcze jedna publikacja, „Tygodnik Powszechny” 1987, nr 9,
272
W roku 1958 Rada Naukowa Instytutu podjê³a decyzjê o rozpoczêciu prac
nad wydaniem krytycznym dzie³ Mickiewicza w ramach planu naukowego IBL.
Opiekê organizacyjn¹ nad przedsiêwziêciem oraz stanowisko sekretarza Komitetu Redakcyjnego powierzono mgr Ru¿y³o-Paw³owskiej. Wykonywa³a swoje
zadania do kwietnia 1967 roku, kiedy to zwo³a³a ostatnie zebranie, przekazuj¹c
obowi¹zki sekretarza Januszowi Odrow¹¿-Pieni¹¿kowi. Rezygnacjê z tego stanowiska prawie pó³ roku wczeœniej z³o¿y³a na rêce przewodnicz¹cego Rady Naukowej IBL PAN prof. Stefana ¯ó³kiewskiego, poniewa¿ nie widzia³a mo¿liwoœci
pogodzenia obowi¹zków sekretarza z prac¹ kierownika Biblioteki IBL PAN.
W 1960 roku przebywa³a w École Pratique des Hautes Études w Pary¿u na
trzymiesiêcznym stypendium, które otrzyma³a za poœrednictwem PAN. Ten okres
poœwiêci³a badaniom problematyki czasopism emigracyjnych z lat 1939-1940 i poezji powstania listopadowego.
Niezwykle energiczna, aktywna zawodowo i spo³ecznie, od 1961 roku stopniowo zaczê³a rezygnowaæ z wielu obowi¹zków sekretarza naukowego Instytutu,
a rozpoczê³a przygotowania do zorganizowania w Bibliotece IBL dzia³u Gabinet Filologiczny.
Z dniem 1 sierpnia 1962 roku decyzj¹ Sekretarza Wydzia³u I Polskiej Akademii Nauk Ru¿y³o-Stasiakowa zosta³a powo³ana na stanowisko kierownika Biblioteki IBL. Dodatkowo uchwa³¹ Sekretariatu Naukowego Wydzia³u I PAN z dnia
6 lutego 1963 roku wybrano j¹ na cz³onka Komitetu Nauk o Literaturze PAN.
W 1963 roku zda³a przed Komisj¹ Egzaminacyjn¹ dla Bibliotekarzy Dyplomowanych PAN Egzamin Bibliotekarski dla Kandydatów na Stanowiska Bibliotekarzy Dyplomowanych i od 1 lipca 1964 roku zosta³a kustoszem dyplomowanym.
Kierowanie powsta³¹ w 1949 roku Bibliotek¹ Instytutu Badañ Literackich
traktowa³a jako zaszczyt i zobowi¹zanie do kultywowania tradycji, któr¹ przekaza³y tej placówce dwa cenne zespo³y: ksiêgozbiór znanego bibliofila warszawskiego Jana Michalskiego (1876-1950) przejêty na prawach Fundacji im. Jadwigi
i Jana Michalskich oraz zbiór Gabriela Korbuta (1862-1936) pod nazw¹ Gabinet
Filologiczny jego imienia, bêd¹cy w³asnoœci¹ Warszawskiego Towarzystwa Naukowego7. Jak podkreœla³a, „[…] bogate zasoby publikacji z koñca XVIII, XIX
i pocz¹tku XX wieku znajduj¹ce siê w przejêtych zespo³ach czyni¹ z Biblioteki
IBL jedyny w swoim rodzaju warsztat badawczy historyka literatury polskiej”8.
7 J. Ru¿y³o-Stasiakowa, Biblioteka Instytutu Badañ Literackich, „Rocznik Biblioteki Narodowej”, s. 3.
8 Tam¿e, s. 4.
273
Zas³ug¹ Ru¿y³o-Stasiakowej jest to, ¿e skoncentrowa³a magazynowo zbiór
Korbutianum i ulokowa³a w jednym pomieszczeniu ksi¹¿ki, które przesz³y przez
rêce wielkiego historyka i bibliografa literatury polskiej9.
Oprócz warsztatu pracy niezbêdnego dla historyka literatury polskiej „[…]
Biblioteka IBL, spe³niaj¹c swój statutowy obowi¹zek wobec planu badañ Instytutu, jednoczeœnie buduje nowoczesny warsztat dla ca³ej polonistyki” 10. Zgodnie z tym g³ównym celem, oprócz zakupów czasopism krajowych i zagranicznych,
zaczêto na zlecenie kierowniczki Biblioteki uzupe³niaæ braki w polskich tytu³ach
poprzez zakupy antykwaryczne. W tym celu przegl¹dano katalogi czasopism pod
k¹tem brakuj¹cych numerów i sporz¹dzano wykazy braków11. Do uzupe³niania
brakuj¹cych stron w drukach i brakuj¹cych numerów czasopism zaczêto te¿
wykorzystywaæ novum w owym czasie – reprografiê.
Jadwiga Ru¿y³o-Stasiakowa, przywi¹zuj¹c wielk¹ wagê do gromadzenia
zbiorów specjalnych, apelowa³a na ³amach prasy do twórców i krytyków polskiej
literatury, aby przekazywali Bibliotece w darze fotografie i inne dokumenty autobiograficzne, co umo¿liwi kontynuacjê gromadzenia zbiorów ikonograficznych.
Poleci³a zbieranie druków z drugiego obiegu (pisma ulotne i numery czasopism nielegalnie ukazuj¹ce siê w kraju, niekoniecznie zwi¹zane z tematyk¹ IBL),
podczas kiedy ówczesny dyrektor Biblioteki Narodowej zakaza³ ich gromadzenia12.
Dba³a, aby personel podnosi³ kwalifikacje. Delegowa³a kole¿anki bibliotekarki na konferencje i praktyki do Biblioteki Narodowej. Oczekiwa³a, aby pisano artyku³y, podejmowano prace edytorskie, aby tym samym wzrós³ presti¿
Biblioteki. By³a odwa¿na i bardzo ambitna, otwarta na sprawy spo³eczne i ludzk¹ niedolê. Docenia³a ludzi zaanga¿owanych w pracê zawodow¹. Na emeryturê
przesz³a 31 paŸdziernika 1969 roku.
Jadwiga Ru¿y³o-Stasiakowa przepracowa³a osiemnaœcie lat w Instytucie
Badañ Literackich PAN. W ramach Akademii prowadzi³a wielkie akcje organizacyjno-naukowe: Sesjê Odrodzenia i Komisjê Naukow¹ Roku Mickiewicza (stulecie œmierci) i nie bêdzie przesad¹, jeœli stwierdzimy, ¿e bra³a ¿ywy udzia³ we
wszystkich wiêkszych przedsiêwziêciach naukowych i organizacyjnych IBL i Polskiej Akademii Nauk na przestrzeni lat 1952-1969, i ¿e dziêki jej ambicji, uporowi,
systematycznemu, zorganizowanemu wysi³kowi i nieustannej trosce dochodzi³y
one do skutku.
9
Z Notatnika J. Ru¿y³o-Stasiakowej. Zapis z 28 VII 1969.
Ru¿y³o-Stasiakowa, Biblioteka…, s. 6.
11 Z relacji ustnej Haliny Mas³owskiej, kwiecieñ 2008.
12 Z relacji ustnej Zofii Derna³owicz, styczeñ 2008.
10 J.
274
Za zas³ugi po³o¿one przy przygotowaniu Wydania Narodowego dzie³ Adama Mickiewicza zosta³a w roku 1956 odznaczona Krzy¿em Oficerskim Orderu
Odrodzenia Polski. W 1960 roku otrzyma³a Z³ot¹ Odznakê Towarzystwa Wiedzy Powszechnej.
Nale¿a³a do nastêpuj¹cych gremiów: Zwi¹zek Nauczycielstwa Polskiego
(od 1946); Towarzystwo Literackie im. Adama Mickiewicza (cz³onek Zarz¹du
G³ównego od 1956 roku); cz³onek Prezydium Zarz¹du miejskiego (m. Warszawy); Sekcja Literatury przy Zarz¹dzie Sto³ecznym i Wojewódzkim Towarzystwa
Wiedzy Powszechnej (od 1956 roku cz³onek Prezydium), delegatka na III Krajowy Zjazd TWP; cz³onek Zarz¹du G³ównego Towarzystwa Przyjació³ Ksi¹¿ki.
Bibliografia publikacji Ru¿y³o-Stasiakowej wykazuje 112 pozycji, które ukaza³y siê drukiem w latach 1945-1987. S¹ to g³ównie artyku³y informacyjno-naukowe i sprawozdania z sesji i konferencji, które dokumentuj¹ dzia³alnoœæ naukow¹
PAN i IBL PAN w latach 1952-1987. Od 1966 roku publikowa³a tak¿e artyku³y
zwi¹zane z Bibliotek¹ IBL i z problemami informacji naukowej w zakresie wiedzy
o literaturze. W jej dorobku s¹ równie¿ artyku³y biograficzne, opublikowane referaty, które wyg³asza³a na zebraniach naukowych IBL PAN i Komitetu Nauki o Literaturze, prace edytorskie, recenzje. Wspó³pracowa³a miêdzy innymi z „Polskim
S³ownikiem Biograficznym” i z czasopismami: „Nauka Polska”, „¯ycie Szko³y
Wy¿szej”, „Pamiêtnik Literacki”, „Przegl¹d Humanistyczny” i „Polonistyka”.
Na szczególne podkreœlenie zas³uguje d³ugoletnia praca Jadwigi Ru¿y³oStasiakowej jako redaktora, a przede wszystkim sekretarza komitetów redakcyjnych takich monumentalnych wydawnictw, jak „Odrodzenie w Polsce” (7 tomów,
PIW, 1955-1962) i wydanie krytyczne dzie³ Mickiewicza pod wspólnym tytu³em:
„S³ownik jêzyka Adama Mickiewicza” (11 tomów, Ossolineum 1962-1983).
W latach 1957-1959 by³a redaktorem naukowym serii PAN „Z Prac Komisji Naukowej Obchodu Roku Mickiewiczowskiego”. Zredagowa³a referaty
przygotowane przez uczonych zagranicznych, a wyg³aszane w czasie Mickiewiczowskiej Miêdzynarodowej Sesji PAN w 1956 roku, lub na prelekcjach w polskich uniwersytetach, które opublikowa³a w tomie Mickiewicz Adam 1855-1955.
Pe³ni³a te¿ funkcjê sekretarza naukowego Redakcji serii PAN „Biblioteka Historyczna Roku Mickiewicza”, wydawanej w latach 1956-1963. Wielkim osi¹gniêciem Jadwigi Ru¿y³o-Stasiakowej by³o wydanie twórczoœci zapomnianego poety
Stefana Borsukiewicza, który zgina³ w 1942 roku, skacz¹c ze spadochronem13.
13 S. Borsukiewicz, Kontrasty, oprac., pos³. J. Ru¿y³³o-Stasiakowa, wstêp J. Rogoziñski,
Warszawa 1981 (Red.).
275
Pozostawi³a w rêkopisie Notatnik prowadzony z przerwami od 23 grudnia
1956 do 23 lipca 1978 roku. W oœmiu brulionach utrwali³a swoje przemyœlenia,
rozwa¿ania o pracy zawodowej, wspomnienia dotycz¹ce ¿ycia osobistego i dzia³alnoœci konspiracyjnej, przekaza³a i naœwietli³a fakty.
Jadwiga Ru¿y³o-Stasiakowa zmar³a 27 listopada 1989 roku, prze¿ywszy
81 lat. Zosta³a pochowana w grobie rodzinnym na Cmentarzu Pow¹zkowskim
Wojskowym.
W nekrologu zamieszczonym na ³amach „¯ycia Warszawy”14 ¿egnaj¹cy
j¹ przyjaciele z Biblioteki i Instytutu Badañ Literackich podkreœlili, ¿e „Jej talent organizacyjny i inicjatorski, a tak¿e umiejêtnoœci dostrzegania ludzkich zdolnoœci zaowocowa³y dla dobra Biblioteki. Wierna w przyjaŸni zawsze by³a obecna
w ¿yciu swoich przyjació³”.
Bibliografia
1. Akta Jadwigi Ru¿y³ówny w Archiwum Uniwersytetu Warszawskiego: Sygn. RP 22.065; Sygn.
W Hum/KEM 562 22.065.
2. Kronika Instytutu Badañ Literackich PAN, cz. 1: PaŸdziernik 1947 – grudzieñ 1977, red. J. Czachowska, „Biuletyn Polonistyczny” 1988, R. 31, z. 1/2.
3. Materia³y biograficzne: œwiadectwo szkolne, masz. ¿yciorysu z lat 1949, 1963, 1966 i Notatnik
w posiadaniu brata Edwarda Ru¿y³³y.
Uwaga: w archiwach Ministerstwa Szkolnictwa Wy¿szego i IBL PAN brak akt osobowych Jadwigi
Ru¿y³o-Stasiakowej.
Halina Dusiñska
14 „¯ycie
Warszawy” 1989, nr 281 z dn. 4 XII, s. 6.
276
KONFERENCJA MITYCZNE POSTACIE KULTURY
W PERSPEKTYWIE KOMPARATYSTYCZNEJ
W dniach 4-6 maja 2010 roku w Ostromecku pod Bydgoszcz¹ odby³a siê
konferencja Mityczne postacie kultury w perspektywie komparatystycznej, firmowana przez Zak³ad Literatury Powszechnej i Komparatystyki Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego oraz przez Komisjê Komparatystyczn¹ przy Towarzystwie
Literackim im. Adama Mickiewicza. W ramach konferencji pojawi³y siê dwa bloki
tematyczne. Pierwszy z nich obejmowa³ praktyczne przybli¿enia w perspektywie
porównawczej konkretnych postaci kultury, takich jak Don Kichot, Faust, Orfeusz, Narcyz, Ariadna, Ofelia, Eros, Psyche; druga czêœæ poœwiêcona by³a koncepcjom wspó³czesnej komparatystyki, m.in. odnosz¹cym siê do wspomnianej
problematyki. Wspomniane bloki przewidywane s¹ jako zal¹¿ki dwu publikacji.
Druga z nich, poœwiêcona zjawiskom wspó³czesnej komparatystyki stanowiæ
bêdzie kontynuacjê problemów postawionych w powsta³ej z inicjatywy wspomnianej Komisji Komparatystycznej ksi¹¿ce Komparatystyka miêdzy Mickiewiczem a dniem dzisiejszym (red. L. Wiœniewska, Bydgoszcz 2010).
Lidia Wiœniewska
KONFERENCJA O WINCENTYM POLU
W dniach 20-21 IV 2010 roku w Lublinie, w goœcinnych „mieszkaniach”
Dworku Wincentego Pola, odby³a siê II Ogólnopolska Konferencja Polowska,
zorganizowana przez Muzeum Lubelskie, Instytut Filologii Polskiej UMCS,
Instytut Kulturoznawstwa UMCS, Oddzia³ Lubelski TLiAM i Pracowniê
Wincentego Pola. Obrady konferencji skupi³y siê wokó³ tematu Wincenty Pol –
romantyzm i realizm, a wziêli w niej udzia³ humaniœci i przyrodnicy z Che³ma,
Katowic, Lublina, Rzeszowa i Wroc³awia. Konferencjê otworzy³ prof. Artur Timofiejew, prezes Oddzia³u Lubelskiego TLiAM, s³owo wstêpne wyg³osi³a prof.
Ma³gorzata £oboz, a referaty wyg³osili:
277
– dr Krystyna Harasimiuk, Miêdzy poetyk¹ a realizmem w twórczoœci geograficznej Wincentego Pola
– prof. Ma³gorzata £oboz, „Z herbu do legendy”. Miêdzy historyzmem
a romantyczn¹ mitomani¹ Wincentego Pola
– dr Zbigniew JóŸwik, Realistyczne opisy przyrody w twórczoœci Wincentego Pola
– mgr Monika £aszkiewicz, Stereotyp ¯yda w romantyzmie polskim (na
wybranych przyk³adach)
– mgr Gra¿yna Po³uszejko, Co siê dzieje w Dworku Pola?
– prof. Jacek Lyszczyna, Subiektywny realizm romantycznego opisu w pisarstwie Wincentego Pola
– dr Jolanta Kowal, Obraz Wilna i Wileñszczyzny w „Pamiêtnikach” Wincentego Pola
– mgr Anna £ukomska, Koncepcja poezji narodowej w ujêciu Cypriana
Norwida i Wincentego Pola
– prof. W³adys³awa Bry³owa, Punkt widzenia i perspektywa opisu w „Pieœni o ziemi naszej” Wincentego Pola
– mgr Elwira Wachel, Jêzykowe sposoby prezentacji wielkich osób w wybranych utworach Wincentego Pola.
Dyskusja, która by³a integraln¹ czêœci¹ konferencji, utwierdzi³a uczestników i organizatorów w przekonaniu o celowoœci zarówno dotychczasowych (od
sesji jubileuszowej w roku 2007), jak i planowanych spotkañ poœwiêconych szerokiej refleksji nad œwiatem Wincentego Pola.
Tadeusz Piersiak
Artur Timofiejew
KONFERENCJA PIÊKNO S£OWACKIEGO
W 2009 roku przypada³y dwie wa¿ne rocznice zwi¹zane z ¿yciem Juliusza S³owackiego: 200-lecie urodzin i 160. rocznica œmierci poety. Sejm RP podj¹³ 9 stycznia 2009 roku Uchwa³ê […] w sprawie og³oszenie roku 2009 Rokiem
Juliusza S³owackiego, zachêcaj¹c tym samym œrodowiska naukowe i kulturotwórcze do planowania przedsiêwziêæ maj¹cych na celu popularyzowanie wiedzy
o Wieszczu, jego epoce, historii XIX stulecia.
Miêdzynarodowa Konferencja Naukowa Piêkno S³owackiego odby³a siê
w dniach 6-9 maja 2009 roku w Bia³ymstoku. Tematem by³y rzadziej podejmowane dotychczas zagadnienia estetyki S³owackiego, ujête w kontekœcie jego
278
stosunku do tradycji Wschodu i Zachodu. Na miejsce g³ównych obrad wybrano
Bia³ystok i Uniwersytet w Bia³ymstoku z powodu naturalnej bliskoœci, jaka ³¹czy to miasto i jego œrodowisko naukowe z Wilnem Juliusza S³owackiego i ze
œrodowiskiem polonistycznym wspó³czesnego Uniwersytetu Wileñskiego.
Wspó³organizatorami przedsiêwziêcia by³y krajowe instytucje kulturalne
i przedstawiciele w³adz lokalnych, z których wymieniæ nale¿y: Towarzystwo
Literackie im. Adama Mickiewicza (Zarz¹d G³ówny i Oddzia³ Bia³ostocki), Komitet Nauk o Literaturze PAN, Bibliotekê Narodow¹ w Warszawie, Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, Katedrê Teologii Katolickiej UwB, Ksi¹¿nicê Podlask¹, Wojewodê Podlaskiego, Marsza³ka Województwa Podlaskiego
oraz Prezydenta Miasta Bia³ystok.
Wyg³oszono ponad sto referatów, których tematyka koncentrowa³a siê
wokó³ dziewiêciu nastêpuj¹cych problemów i pytañ:
1. Piêkno, jego koncepcja, estetyczne sk³adniki i elementy je wspó³tworz¹ce: ironia, tragizm, mistyka, barokowoœæ, groteska, frenezja, klasycyzm, estetyka Oœwiecenia, inne elementy.
2. S³owacki jako romantyczny artysta: dandys, ekscentryk, indywidualista, mistyk, tragik? S³owacki-inteligent, intelektualista, outsider lub autorytet?
3. Piêkno S³owackiego wobec tradycji estetycznej Wschodu i Zachodu.
Wielokulturowoœæ jako doœwiadczenie poety. Poeta na szlakach kultury: Krzemieniec, Wilno, Warszawa, Londyn, Pary¿, Szwajcaria, W³ochy, Grecja, Wschód,
Wroc³aw.
4. Estetyczne spory i inspiracje: S³owacki – romantycy (Mickiewicz, Malczewski, Krasiñski, Norwid, inni). Koncepcje wyobraŸni poetyckiej.
5. Jêzykowy kszta³t estetyki S³owackiego: jêzyk, poetyka, genologia. Zagadnienia przek³adu dzie³ poety.
6. S³owackiego estetyka w ujêciach dziewiêtnasto- i dwudziestowiecznych:
pozytywizm, M³oda Polska, postmodernizm, post-co?
7. Biografia i mitobiografia S³owackiego: wspó³czesnych i potomnych.
S³owacki monografistów. S³owacki psychologów i psychoanalityków.
8. Piêkno S³owackiego w koncepcjach badawczych XIX i XX wieku (rozumienie ironii, tragizmu, „S³owacki mistyczny” i „genezyjski”).
9. Wieszcz i wspó³czesnoœæ: obecny/ nieobecny? Inspirator, bohater popkultury, poeta polski czy europejski?
Program Konferencji – jako wydarzenia naukowego, towarzyskiego i kulturalnego – nie ogranicza³ siê do samych wyst¹pieñ naukowych. Jej organizatorom
przyœwieca³ zamys³, by program sesji odzwierciedla³ szerokie zainteresowania
S³owackiego jako „nowoczesnego inteligenta”, otwartego na sztukê i cywilizacjê
279
swej epoki. Dlatego te¿ od pocz¹tku towarzyszy³y jej przedsiêwziêcia o charakterze popularnonaukowym, otwarte dla mieszkañców miasta i goœci spektakle
teatralne, koncerty i wystawy.
Konsekwencj¹ i owocem spotkañ wokó³ Piêkna S³owackiego bêdzie przygotowywana przez Organizatorów kilkutomowa ksiêga, zawieraj¹ca teksty wyg³oszone w czasie Konferencji. Spotkaj¹ siê w niej – w jej przestrzeni interpretacji i dyskusji – ró¿ne potrzeby, oczekiwania wobec literatury i sztuki, a tak¿e
liczne propozycje nowych, czêsto prowokacyjnych odczytañ tej twórczoœci, któr¹
– wydawa³o siê kiedyœ – tak dobrze zd¹¿yliœmy ju¿ poznaæ.
S³owacki wspó³czesny, S³owacki aktualny, S³owacki nie tylko „od duchów”, ale i „od piêkna” – okaza³ siê nie tylko celn¹ ide¹, ale has³em poszukiwania prawdziwego obrazu wyobraŸni romantycznej poety. „Romantycznej”, to
znaczy tak¿e wyobraŸni zdolnej do udŸwigniêcia geniuszu ironii i dystansu, ogarniaj¹cej przesz³oœæ, lecz przede wszystkim wybiegaj¹cej w nowoczesnoœæ…
Krzysztof Korotkich
280
KSI¥¯KA NA STULECIE LICEUM W GRÓJCU
Oddzia³ Grójecki informuje, ¿e przygotowuje druk obszernej ksi¹¿ki
W przeddzieñ stulecia Liceum w Grójcu. Znajdzie siê w niej historia Szko³y, spis
trzynastu zmieniaj¹cych siê jej nazw, spis dziewiêtnastu dyrektorów, ich ¿yciorysy, lista ponad czterystu nauczycieli, z podaniem lat, w których pracowali i czego
uczyli, biogramy wybranych nauczycieli oraz spis wszystkich absolwentów (oko³o
7000) w uk³adzie rocznym, biografie kilkudziesiêciu wybitnych wychowanków,
którzy uzyskali wysokie stopnie naukowe, wysokie stanowiska w gospodarce,
wojsku, dziennikarstwie itd., tych którzy w walce o niepodleg³oœæ wyró¿nieni
zostali Virtuti Militari. W ksi¹¿ce znajdzie siê lista osi¹gniêæ w olimpiadach przedmiotowych, wspomnienia wychowanków i absolwentów o Szkole i Nauczycielach, opisy Zjazdów Absolwentów, rejestr znanych spotkañ roczników i klas.
Zdzis³aw Szel¹g
281
WYKAZ ODCZYTÓW WYG£OSZONYCH W ODDZIA£ACH
TOWARZYSTWA W ROKU 2009
(na podstawie sprawozdañ oddzia³ów sporz¹dzi³a Irena Szypowska)
1. Bia³ystok (42 cz³onków, 1 odczyt, 1 konferencja)
W. Piotrowicz (Wilno), Wileñskie œlady Adama Mickiewicza
Sesja (z udzia³em UwB) Wobec polityki, wojny, emigracji. W 70. rocznicê
Polski walcz¹cej 1939-1979
2. Bydgoszcz (19 cz³onków, 4 odczyty, 1 konferencja)
Konferencja Kreatywny nauczyciel, kreatywny i zdolny uczeñ
P. Zwierzchowski, Wizerunek aparatu bezpieczeñstwa w polskim filmie
fabularnym
P. Siemaszko, Architektura mrowiska. Charakterystyka i krytyka kultury
masowej w piœmiennictwie polskim i obcym II po³owy XIX i w pocz¹tkach XX wieku
M. Siwiec, Zbigniew Siwiec – twórca i Ÿród³o
M. Gloger, Miêdzy podmiotowoœci¹ a przedmiotowoœci¹, czyli kryzys to¿samoœci nowoczesnej
3. Czêstochowa (25 cz³onków, 9 odczytów)
J. Budzyñski, Z humanist¹ Kopernikiem – w poszukiwaniu Prawdy
J. Wrzaszczyk, W krêgu twórczoœci E. Stachury
A. Wypych-Gawroñska, Romantycy o teatrze
J. Mielczarek, S³owem i obiektywem
B. Kulka, Obraz œwiata drohobyckich gimnazjalistów we wspomnieniach
Chciuka i w piœmie „M³odzie¿”
A. Zakrzewski, ¯ycie spo³eczno-kulturalne ziemiañstwa „czêstochowskiego” w XIX i XX wieku
B. Kubicka-Czekaj, „Balladyna” – arcydramat S³owackiego
282
H. Gradkowski, Kobiety S³owackiego
Wieczór poetek (z udzia³em Muzeum)
4. Gdañsk (61 cz³onków, 1 odczyt, 1 konferencja)
M. Przyborowska, Bogumi³ Kobiela jako aktor swego pokolenia
Konferencja Mickiewicz na co dzieñ:
– B. Oleksowicz, Mickiewicz w podró¿y (Sonety krymskie)
– M. Dalman. Mickiewicz w „kozie” (Dziady)
– J. Ciechowicz, Mickiewicz w teatrze i kinie (Pan Tadeusz)
– E. Benesz, Nie kocham Mickiewicza
5. Gorzów Wielkopolski – Oddzia³ zosta³ powo³any 24 lutego 2010
Brak informacji
6. Grójec (23 cz³onków, 5 odczytów)
E. Szymanis, S³owacki w kulturze polskiej
E. Szymanis, S³owacki na nowo odczytany
Z. Szel¹g, W. S. Laskowski – nauczyciel, dzia³acz oœwiatowy
Z. Szel¹g, Rola satyry w czasie okupacji
Z. Szel¹g, Wokó³ autobiografii ksiêdza P. Skargi
7. Jaros³aw (34 cz³onków, 3 odczyty)
J. Fonfara, Józef Szajna i jego twórczoœæ
M. Stanisz, „Ja” w kryszta³owej kuli, czyli S³owackiego koncepcja podmiotu
K. Maci¹g, O zwi¹zkach S³owackiego z Chopinem
8. Kielce (25 cz³onków, 4 odczyty)
J. Detka, Twórczoœæ Henryka Grynberga
J. Detka, Poetyckie maski Herberta
W cyklu Rozmowy o ksi¹¿kach:
– A. Kurska o Pianistce E. Jelinek
– o Rykoszetem… A. Graff
9. Kraków
Brak informacji
283
10. Krasnystaw
Brak informacji
11. Krosno
Brak informacji
12. Lublin (45 cz³onków, 1 odczyt, 3 konferencje)
S. Nieznanowski, Czy pod Grunwaldem œpiewano Bogurodzicê?
Sesja naukowa poœwiêcona twórczoœci W. Pola (z udzia³em UMCS)
Rejowskie spotkania:
– S. Nieznanowski, Miko³aj Rej po latach
– M. Karwatowska, L. Tymiakin, „Krótka rozprawa…” w recepcji licealistów
– D. Chemperek, Rej – nasz wspó³czesny
Sesja Rok 1809 w literaturze i sztuce (z udzia³em UMCS):
– A. Aleksandrowicz, Zwyciêski pochód z³otych i bia³ych or³ów – rok 1809
– Ch. Trepte (Lipsk), Polski rok 1809 w literaturze i sztuce z perspektywy
niemieckiej
– R. D¹browski, „Galicja oswobodzona” J. Œwiderskiego – miêdzy histori¹ a poezj¹
– M. Nalepa, Pszczo³y, pszczo³y wergiliañskie, pszczo³y napoleoñskie w poezji porozbiorowej
– A. Timofiejew, Œwiadomoœæ historyczna w poezji ¿o³nierskiej roku 1809
– S. Kufel, Wiersze na œmieræ Józefa Ksiêcia Poniatowskiego
– B. Królikowski, Uwagi o mundurze ksiêcia Józefa na obrazie Stanis³awa Zawadzkiego (wed³ug J. Suchodolskiego „Bitwa pod Raszynem”)
– M. Skrzypek, Ks. J. Poniatowski – portret satyryczny w literaturze
– G. Zaj¹c, „Przybli¿a siê godzina” – rok 1809 w pamiêtnikach Niemcewicza
– K. Puzio, Rok 1809 w „Dziejach powstania…” KoŸmiana i w „Dziejach
Ksiêstwa Warszawskiego” Skarbka
– B. Czwórnóg, Rok 1809 w poezji polskiej. Dokumentaryzm i peryfrastycznoœæ
– M. Cieñski, Fredro w 1809. Autobiografia wobec historii
– P. Pluta, Polska recepcja Edwarda Younga w roku 1809
– J. Sobczak, Powstanie wielkopolskie 1809
– A. Kabata, Ksi¹¿ê w niewoli – Pu³awy w roku 1809
– M. Chacha, Piosnki œpiewane na Teatrze Narodowym
– A. Chomiuk, Historia ad usum Delphini. Dwie opowieœci G¹siorowskiego
284
13. £ódŸ (35 cz³onków, 4 odczyty, 1 konferencja)
Cykl otwartych wyk³adów Analiza i interpretacja dzie³a literackiego
Sesja naukowo-kulturalna Portrety S³owackiego
P. Czapliñski, Resztki utopii. Literatura i otwierania przysz³oœci
P. Czapliñski, Kondycja wspó³czesnej krytyki literackiej
D. Siwicka, Zapytaj Mickiewicza
14. Oddzia³ Mazowiecki
Brak informacji
15. Olsztyn
Brak informacji
16. Opole (13 cz³onków, 2 odczyty)
Otwarte seminaria:
– B. Ma³aczyñski, A. Gleñ, R. W³odarczyk, Polska recepcja francuskiej
krytyki tematycznej
– M. Kaczmarek, Motyw zapomnienia w polskiej literaturze
17. Poznañ (11 cz³onków, 2 odczyty, 1 konferencja)
K. Kurek, Uwagi o ¿yciu teatralnym Poznania w XIX wieku
E. Kraskowska, Wielkopolski s³ownik pisarek
Konferencja „Poeta przez pryzma przepuszczony”. Juliusz S³owacki
w 200-lecie urodzin (razem z PTPN, Bibliotek¹ Raczyñskich, IFP UAM)
– A. Seweryn (Lublin), Muzyczny poemat i kompozytorzy. „W Szwajcarii”
– J. Brzozowski (£ódŸ), „Cz³owiek kiedyœ powinien rzec kobiecie…”. Kilka uwag o kobietach przez pryzma S³owackiego przepuszczonych
– M. Strzy¿ewski (Toruñ), Jazzowy „Anhelli”
– E. Skorupa (Kraków), S³owacki ilustrowany
– M. Dziadek (Poznañ), S³owacki i Chopin. Pokrewieñstwo losów, dusz, sztuki
– M. Junkier (Poznañ), „Bo królom by³ równy”. Wokó³ mowy pogrzebowej Józefa Pi³sudskiego.
– A. Gawroñska (Czêstochowa), Operowy S³owacki. Zabiegi adaptatorskie w dramatyczno-muzycznych przeróbkach utworów S³owackiego
– I. Puchalska (Kraków), S³owacki – improwizator
– M. Siwiec (Kraków), Zatrzymany czas. „Godzina myœli” w zwierciadle
romantycznych znieruchomieñ
285
– A. Przybyszewska (Poznañ), S³owacki w teatrze Edmunda Rygiera
– A. Borkowska-Rychlewska (Poznañ), „Balladyna” bez ariostycznego
uœmiechu. O „Goplanie” W³. ¯eleñskiego
– J. Kubiak (Poznañ), „Horsztyñski” w teatrze TVP
– M. Hendrykowska (Poznañ), Filmowy „Mazepa” 1914
– M. Piotrowska (Poznañ), Budowanie „pomnika” czyli kilka s³ów o apoteozach S³owackiego
– E. Kalemba-Kasprzak (Poznañ), S³owacki – doœwiadczenie teatru
18. Przemyœl
Brak informacji
19. Przeworsk (35 cz³onków, 2 odczyty)
Z. O¿óg, Miejsce poezji Janusza Szuberta w literaturze polskiej
M. Stanisz, Jak S³owacki wyra¿a³ doœwiadczenie egzystencjalne cz³owieka?
20. Rzeszów (55 cz³onków, 2 odczyty)
J. Rusin, Rzeszów we wspomnieniach dawnych rzeszowian
Cz. K³ak „Z Komborni w œwiat” – œwiadectwo i przes³anie
21. Siedlce (44 cz³onków, 7 odczytów i spotkañ, 1 konferencja)
Sesja popularnonaukowa S³owacki ¿ywy. Podsumowanie obchodów Roku
Juliusza S³owackiego w Siedlcach (razem z Samorz¹dowym Centrum Doradztwa
i Doskonalenia Nauczycieli w Siedlcach oraz IFP AP)
– A. Wnuk, Powieœci poetyckie Juliusza S³owackiego a romantyzm
przedlistopadowy
– Z. Lisowski, „Na sprowadzenie prochów Napoleona” – próba analizy
i interpretacji
– W. Toruñ, Juliusz S³owacki i Zygmunt Szczêsny Feliñski – epizod nie tylko biograficzny
– M. Kryszczuk, Idea domu w twórczoœci Juliusza S³owackiego
E. M. Kur, Nauka i edukacja w przys³owiach polskich
J. A. Kobierski, Kap³an i poeta w XXI wieku. Spotkanie autorskie
A. Sobieska, Rosyjska „cygañszczyzna” w poezji polskiej okresu miêdzywojennego
T. Winek, Jakiego Pana Tadeusza czytano w XIX wieku?
286
M. Burta, M. Kryszczuk, S³owacki rocznicowy. Refleksje i zapowiedzi
D. Niedzia³kowska, „ Arw” Stanis³awa Czycza – dzie³o niemo¿liwe w druku
N. Fi³atowa, Car Aleksander I w literaturze polskiej
22. Stargard Gdañski (17 cz³onków, 6 odczytów i spotkañ, 1 konferencja)
M. Ca³becki, „Zbrodnia z premedytacj¹” Gombrowicza jako prezentacja
pogl¹dów filozoficznych autora
J. Tebinka, „Enigma” – polski wk³ad do zwyciêstwa w II wojnie œwiatowej
J. Tebinka, Genera³ Sikorski – fakty i mity
Spotkanie autorskie z A. Grzybem, poet¹ i prozaikiem
Spotkanie autorskie z R. Szwochem, autorem S³ownika biograficznego
Kociewia i prac regionalnych
Spotkanie autorskie z I. Chojnack¹, autork¹ ksi¹¿ki Mi³oœæ na gruzach
Kosowa
Sesja Juliusz S³owacki wielokrotnie:
– E. Nawrocka, M³ody S³owacki
– J. Ciechowicz, S³owacki teatralny: „Kordian”
– K. Ziemba, Czytamy wiersze S³owackiego
– E. Nawrocka, S³owacki a pieni¹dze
– T. Kubiszewski, Relacje miêdzy Mickiewiczem a S³owackim
23. Suwa³ki (21 cz³onków, 5 odczytów)
M. Urbanowicz, Juliusz Osterwa i jego „Reduta”
M. Urbanowicz, Teatr Tadeusza Kantora
J. Nowicka, Tradycje i inspiracje w dzia³alnoœci regionalnej biblioteki
D. Staszcz, Jak nale¿y czytaæ „Pana Tadeusza”
Jerzy Karp – spotkanie z poet¹ regionalnym
24. Szczecin (14 cz³onków, 3 odczyty)
Spotkanie literackie z G. Jankowiczem
S. Ignasiów, Podró¿e Andrzeja Stasiuka
W. Klera, Marcin Œwietlicki wobec popkultury
25. Oddzia³ Œl¹ski (1 konferencja)
Sesja poœwiêcona S³owackiemu:
– M. Piechota, Dlaczego J. S³owacki wielkim poet¹ bywa³ tylko czasami?
287
– J. Leszczyna, Genezyjska poezja J. S³owackiego
– M. B¹k, Zawsze drugi? Mickiewiczowskie metafory w twórczoœci S³owackiego
– M. Szargot, Koniec baœni. O „Panu Tadeuszu” J. S³owackiego
– M. Piechota, „Piêkno” w pismach S³owackiego
– J. Paszek, „Król-Duch” i gra S³owackiego
26. Tarnów (40 cz³onków, 4 odczyty, 1 konferencja)
M. Budzik, Dwie Katedry. O opowiadaniu Jacka Dukaja i filmie Tomka
Bagiñskiego (z przekazem multimedialnym)
M. Piêtniewicz, Religijnoœæ skarnawalizowana w utworach Tadeusza Nowaka
W. Nowak, Tadeusz Konwicki – opozycjonista
M. Wa¿na, Dwie poetyckie autobiografie – Owidiusz i Janicki
Sesja poœwiêcona S³owackiemu:
– A. Zio³owicz, Juliusz S³owacki – ¿ycie i dzie³o
– J. Popiel, Droga Juliusza S³owackiego do Katedry Wawelskiej
– M. Nawrocki, S³owacki czyli potwór
27. Toruñ (28 cz³onków, 3 odczyty)
S. Bury³a, Legenda Westerplatte w literaturze polskiej
A. Stoff, Czy umiemy czytaæ „Trylogiê”?
K. Obremski, Mesjanizm sarmacki a romantyczny
28. Warszawa (167 cz³onków, 5 odczytów i spotkañ)
K. Rutkowski, Wokulski w Pary¿u
W. Karpiñski, „Ksi¹¿ki zbójeckie” i ksi¹¿ki zbójeckie – dziœ
R. Podraza, G. P. B¹biak, Wokó³ ksi¹¿ki „Magdalena córka Kossaka”
Cykl Interakcje. Miêdzy tradycj¹ a wspó³czesnoœci¹”
Prelegenci: P. Matywiecki, J. Mueller, J. Kapela: „Exegi monumentum…”?
Poeta i jego rola we wspó³czesnej kulturze. Prowadz¹cy – J. G³a¿ewski
Prelegenci: B. Toruñczyk, L. Szaruga, T. Ró¿ycki: Wschód i Zachód – dwa
bieguny naszej to¿samoœci. Prowadz¹ca – M. Piska³a
29. Zielona Góra (12 cz³onków, 1 odczyt)
K. Marcinkowski, Frenezja i groteska w „Œnie srebrnym Salomei” S³owackiego
288
List do Redakcji
Szanowni Pañstwo,
Z wielk¹ przykroœci¹ przyj¹³em fakt dokonania na dziewiêciu stronicach
moich dwu tekstów, biogramów Tadeusza Fr¹czyka i Marii Jasiñskiej-Wojtkowskiej, a¿ dziesiêæ razy [sic] poprawki „w uniwersytecie” na bardzo brzydkie „na
uniwersytecie”1. Je¿eli historyk literatury, który nie jest ju¿ debiutantem, konsekwentnie pisze „w uniwersytecie”, ma w tym jakiœ cel.
Wyjaœniam. Powo³anie siê na „normê” nie jest zupe³nie przekonywaj¹ce.
Normê wypracowuj¹ uczeni, w tym wypadku jêzykoznawcy. Ale te¿ i historycy
literatury mog¹ zabraæ g³os. Otó¿ „na uniwersytecie” jest z gruntu niepoprawne.
Przecie¿ uczymy siê (i wyk³adamy): w szkole, w gimnazjum, w liceum, w akademii (o ile wy¿sza szko³a tak siê nazywa), a tu nagle „na uniwersytecie”. To siê
zagnieŸdzi³o w mowie potocznej, ale przecie¿ jest nielogiczne (nikt nie wyk³ada
ani nie studiuje na dachu uniwersytetu!). U¿ywanie powszechne b³êdu nie sankcjonuje go.
Siêgnijmy po szerszy kontekst: Po francusku mówi siê „à 1’université”,
po niemiecku „an der Universität”. Có¿ powiedzieliby Francuzi na to, gdyby ktoœ,
t³umacz¹c z polskiego, sformu³owa³ po francusku „sur 1’université”?
Na zakoñczenie przytoczê fakt nastêpuj¹cy: Gommar Michielis, Belg,
œwiatowej s³awy uczony w zakresie prawa kanonicznego, wyk³adaj¹cy do 1935
r. w KUL i uhonorowany tu w 1958 r. doktoratem honoris causa, podpisywa³ siê
zawsze w swych pracach ³aciñskich:
olim Professor luris Canonici in Universitate Catholica Lubliniensi2.
W dyplomach doktorskich czytamy np.:
NN, philosophiae doctor, historiae medii aevi in Universitate… professor
ordinarius, promotor rite constitutus.
Bardzo proszê, by na przysz³oœæ na ³amach Szanownego Pisma nie poprawiano z dobrego na z³e bez wys³uchania argumentów autora.
Z powa¿aniem,
Jerzy Starnawski
£ódŸ, w lutym 2010 r.
1 „Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza” 2009, t. 2
(44), s. 285-293.
2 Por. Mistrzowie we wspomnieniach swoich uczniów. Kartka z dziejów KUL, oprac. G. Karolewiczówna, Lublin 2001, s. 32.
289
Od Redakcji: Szanowny Panie Profesorze, wspó³czesne wydawnictwa z zakresu poprawnej polszczyzny wyraŸnie rozdzielaj¹ znaczeniowo (a tak¿e stylistycznie) formy „na uniwersytecie” i „w uniwersytecie”, t³umacz¹ te¿, dlaczego niektórzy (mylnie) uwa¿aj¹ formê „w uniwersytecie” za lepsz¹. Dodajmy, ¿e równie¿
w s³owniku Kar³owicza, Kryñskiego i NiedŸwiedzkiego zapisane zosta³y formy:
„Uczêszczaæ na U. Chodziæ do uniwersytetu. Na uniwersytecie (a. w uniwersytecie) wyg³aszane s¹ prelekcje” (t. 7, 1919 r.). A jeœli chodzi o praktykê literackiej
polszczyzny, prosimy o zajrzenie choæby do szóstego listu W³adys³awa Be³zy do
Juliana Ochorowicza w bie¿¹cym numerze „Wieku XIX” (s. 169). Forma „na uniwersytecie” nie jest b³êdem, przepraszamy natomiast, ¿e dozna³ Pan przykroœci.
£¹czymy wyrazy szacunku.
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010
SPIS TREŒCI
ARTYKU£Y I ROZPRAWY
Teresa Winek, Jakiego „Pana Tadeusza” czytano w XIX wieku? ..................................................... 5
Bogus³aw Dopart, Ksi¹dz Robak ...................................................................................................... 24
Justyna Schollenberger, „Wejœæ miêdzy sforê” – projekt duchowoœci zwierz¹t:
Mickiewicz – Emerson ............................................................................................................... 36
Lidia Banowska, „Przemilczane strefy”: Mickiewicz Mi³osza jako nieznany geniusz .................... 50
Agnieszka Markuszewska, Metafizyka integracji. Elizy z Branickich Krasiñskiej poszukiwanie
to¿samoœci .................................................................................................................................. 64
Aneta Mazur, Wiek XXI patrzy na wiek XIX. Na marginesie ksi¹¿ki Stanis³awa Wasylewskiego .... 80
Kamila Chodarcewicz, Kszta³towanie i dzie³o. Koncepcja procesu twórczego w myœli
Friedricha Schlegla .................................................................................................................... 96
MISTRZ I UCZEÑ
Dyskusja redakcyjna: Mistrz i uczeñ (Lidia Wiœniewska, Bogdan Mazan, Jaros³aw £awski,
Magdalena Saganiak, Aneta Mazur, Barbara Bobrowska, Iwona Wiœniewska, Magdalena
Rudkowska) ............................................................................................................................. 114
Miros³aw Strzy¿ewski, Konrad Górski jako badacz Mickiewicza (Próba rewizji krytycznej) ...... 138
PRZEK£ADY
Raffaele Caldarelli, Tajemnica rozbójnika: drobiazg mickiewiczowski ......................................... 151
EDYTORSTWO
Stanis³aw Fita, Nieznane listy W³adys³awa Be³zy do Juliana Ochorowicza, 1883-1897
(Ze zbiorów Igora Strojeckiego) .............................................................................................. 159
291
FORUM DYDAKTYCZNE
Teresa Kostkiewiczowa, Uwagi o nauczaniu przedmiotu „jêzyk polski” w dzisiejszej szkole ...... 177
S³awomir Jacek ¯urek, O zmianach w polonistycznych dokumentach oœwiatowych od roku
2009 oraz w modelu egzaminowania od roku 2012 ................................................................. 186
Stanis³aw Bortnowski, Czy têsknota za dawnym nauczaniem jêzyka polskiego jest
uzasadniona? ............................................................................................................................ 191
Lidia Wiœniewska, Szkolnictwo – zmiana paradygmatu ................................................................ 200
Anna Nakielska-Kowalska, Miros³aw Go³uñski, „Obyœ cudze dzieci uczy³…” O formach
wspó³pracy szko³y z wy¿szymi uczelniami i Towarzystwem Literackim im. Adama
Mickiewicza .............................................................................................................................. 209
RECENZJE
Dorota Siwicka, Zapytaj Mickiewicza – Maria Berkan-Jab³oñska ................................................. 221
Leszek Zwierzyñski, Egzystencja i eschatologia. Genezyjska wyobraŸnia S³owackiego
– Iwona E. Rusek ..................................................................................................................... 229
Boles³aw Prus: pisarz nowoczesny, red. Jakub A. Malik – Agnieszka B¹bel, Agata
Grabowska-Kuniczuk ............................................................................................................... 232
Henryk Sienkiewicz, Listy, oprac. Maria Bokszczanin – Roman Loth .......................................... 237
Beata K. Obsulewicz-Niewiñska, „Nieoba³amucona” wra¿liwoœæ. Pisarze pozytywizmu
o filantropii i mi³osierdziu – Agnieszka Janiak-Staszek .......................................................... 243
Polski cykl liryczny, red. Krystyna Jakowska i Dariusz Kulesza, Cykle i cyklicznoϾ. Prace
dedykowane Pani Profesor Krystynie Jakowskiej, red. Anna Kie¿uñ i Dariusz Kulesza
– Karol Jaworski ...................................................................................................................... 249
Profesor z Komborni. Stanis³aw Pigoñ w czterdziest¹ rocznicê œmierci, red. Krzysztof
Fijo³ek – Teresa Winek ............................................................................................................ 261
KRONIKA TOWARZYSTWA LITERACKIEGO
IM. ADAMA MICKIEWICZA
Jadwiga Ru¿y³o-Stasiakowa ........................................................................................................... 267
Konferencja Mityczne postacie kultury w perspektywie komparatystycznej – Lidia Wiœniewska .... 276
Konferencja o Wincentym Polu – Tadeusz Piersiak, Artur Timofiejew ........................................ 276
Konferencja Piêkno S³owackiego – Krzysztof Korotkich .............................................................. 277
Ksi¹¿ka na stulecie Liceum w Grójcu – Zdzis³aw Szel¹g ............................................................. 280
Wykaz odczytów wyg³oszonych w oddzia³ach Towarzystwa w roku 2009 – Irena Szypowska ..... 281
List do Redakcji .............................................................................................................................. 288
Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010
CONTENTS
TREATISES AND ARTICLES
Teresa Winek, What sort of „Pan Tadeusz” was read in the nineteenth century? ............................. 5
Bogus³aw Dopart, Father Robak ...................................................................................................... 24
Justyna Schollenberger, “Enter the pack”. An animal spirituality project: Mickiewicz vs. Emerson ..... 36
Lidia Banowska, „Concealed zones”. Mickiewicz by Mi³osz: an unknown genius ......................... 50
Agnieszka Markuszewska, The metaphysics of integration. Eliza Krasiñska, née Branicka, in
search of identity ........................................................................................................................ 64
Aneta Mazur, 21st century looking at 19th century: Comments alluding to Stanis³aw Wasylewski’s
book ¯ycie polskie w XIX wieku ................................................................................................. 80
Kamila Chodarcewicz, The shaping and the work. The concept of creative process in Friedrich
Schlegel’s thought ....................................................................................................................... 96
THE MASTER AND HIS STUDENT
Editorial Board discussion: The Master and his student (Lidia Wiœniewska, Bogdan Mazan,
Jaros³aw £awski, Magdalena Saganiak, Aneta Mazur, Barbara Bobrowska, Iwona
Wiœniewska, Magdalena Rudkowska) ..................................................................................... 114
Miros³aw Strzy¿ewski, Konrad Górski, the Mickiewicz scholar: an attempt at critical revision ..... 138
TRANSLATIONS
Rafaele Caldarelli, The ruffian’s secret: a trifle by Mickiewicz (translated by Magdalena
Rudkowska) ............................................................................................................................. 151
EDITORIAL SECTION
Stanis³aw Fita, W³adys³aw Be³za’s unknown letters to Julian Ochorowicz, 1883–1897 (from
Igor Strojecki’s collection) ....................................................................................................... 159
293
TEACHING FORUM
Teresa Kostkiewiczowa, Remarks on how the subject named ‘Polish’ is taught at schools
today ......................................................................................................................................... 177
S³awomir Jacek ¯urek, Amendments made to Polish-studies educational documents as
from 2009 and changes in the examination pattern envisioned since 2012 ............................. 186
Stanis³aw Bortnowski, Is the longing for former-style teaching of Polish justified? ..................... 191
Lidia Wiœniewska, Educational system: a novel paradigm ........................................................... 200
Anna Nakielska-Kowalska, Miros³aw Go³uñski, „May you teach somebody else’s kids”…
In what ways can schools cooperate with colleges or universities and with the ‘Adam
Mickiewicz’ Literary Society? .................................................................................................. 209
REVIEWS – CHRONICLE
Przeka¿ Towarzystwu Literackiemu im. Adama Mickiewicza
1% swojego podatku!
Bank Millenium:
73116022020000000029215599
Dziêkujemy za wp³aty w roku 2009

Podobne dokumenty