Międzywydziałowe Stowarzyszenie Dziennnikarzy MOSTY

Transkrypt

Międzywydziałowe Stowarzyszenie Dziennnikarzy MOSTY
Mosty
Antropologia - Medioznawstwo
tom V
Mosty
Antropologia - Medioznawstwo
tom V
pod redakcją
Magdaleny Michulec
przy współpracy Tomasza M. Kiełkowskiego
Katowice 2008
Mosty
Antropologia - Medioznawstwo
tom V
Wydanie na zlecenie:
Międzywydziałowe Stowarzyszenie Dziennikarzy „Mosty”
Studenckie Koło Naukowe przy Wydziale Nauk Społecznych
Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach
Wydawca:
i-Press
www.i-press.pl
Opiekun naukowy Koła:
Dr Bernard Grzonka
Redaktor:
Magdalena Michulec
Korekta: Katarzyna Szewczyk
Projekt okładki i redakcja techniczna :
Tomasz M. Kiełkowski
Zdjęcia na 1 i 4 stronie okładki:
Tomasz M. Kiełkowski
Recenzja wydawnicza:
Dr hab. Zbigniew Oniszczuk
Wspierają nas:
© Copyright by Międzywydziałowe Stowarzyszenie Dziennikarzy „Mosty” Katowice 2008
Treść książki dostępna z licencji Creative Commons (by-nc-sa).
Dozwolone rozpowszechnianie, przerabianie itp. , o ile ma charakter niekomercyjny, podany
jest autor i warunki licencji, a prace zależne są udostępniane na tej samej licencji.
ISBN: 978-83-925052-1-1
Adres Koła:
MSD „Mosty” SKN
Instytut Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UŚ
ul. Bankowa 11
40-007 Katowice
www.mosty.us.edu.pl
Spis treści
Szkice Medioznawcze
Jarosław Ciszek
Próba obalenia autorytetu Adama Michnika na przykładzie książki
„Michnikowszczyzna – zapis choroby” Rafała A. Ziemkiewicza
Magdalena Michulec
„Wściekłość i duma” Oriany Fallaci („Corriere Della Sera” 29 IX 2001,
przedruk „Gazeta Wyborcza” 06‑07 X 2001) ‑ wypowiedź pisarki czy
dziennikarki?
Monika Frania
„Nowe dziennikarstwo” – alternatywa przyszłości, czy konieczność
teraźniejszości?Próba refleksji nad wybranymi aspektami funkcjonowania
polskiego dziennikarstwa
Radosław Aksamit
Kontestatorzy nowych mediów w społeczeństwie informacyjnym
Damian Guzek
Ewangelia w sieci. Kościół katolicki wobec internetu
11
23
31
41
49
Szkice Antropologiczne
Monika Glosowitz
Historie rodzin w wierszach. O portretach kobiecych w cyklach poetyckich
Monika Kornacka
Kobieta w polskiej reklamie telewizyjnej
59
Małgorzata Krupa
Kobiety iranu
87
Magdalena Kozyra
Mniejszości seksualne. Homoseksualizm w kontekście praw człowieka
i polityki – próba systematycznego ujęcia
Agnieszka Turoń
Problem otwartości w filozofii Martina Heideggera oraz
Emmanuela Levinasa
Danuta Piękoś
Różnicowanie wartości konsumpcji i produkcji na przestrzeni wieków
81
97
105
113
Od Redakcji
Do rąk Czytelników oddajemy kolejny tom Zeszytów Naukowych. To w pewnym
sensie wydanie jubileuszowe. Z jednej strony Międzywydziałowe Stowarzyszenie
Dziennikarzy „Mosty” działa już 10 lat w murach Uniwersytetu Śląskiego, a z drugiej
tom, który trzymają Państwo w rękach, jest już piątym z kolei. Mamy zatem co
świętować. Tym bardziej cieszymy się i jesteśmy dumni, że możemy podzielić się
owocami naszej pracy. W niniejszym zbiorze znajdą Państwo prace szeroko traktujące
o tematyce związanej z mediami i antropologią.
Większość Autorów ma już za sobą różnorakie publikacje, ale są i debiutanci. Jedno jest
niezmienne – każdy z tekstów stanowi osobisty sukces. Wszyscy jesteśmy też dumni,
że kontynuujemy chlubną tradycję działalności studenckiej naszych poprzedników.
Zapewniamy, że dołożyliśmy wszelkich starań, by Czytelnikowi przedstawić dzieło
wartościowe, dopracowane, stworzone z pasją .
Recenzji całości książki podjął się, już po raz kolejny, dr hab. Zbigniew Oniszczuk
– pracownik Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego
na Wydziale Nauk Społecznych. Za podjęty trud, poświęcony czas i zaangażowanie
serdecznie dziękujemy. Zalecane poprawki zostały uwzględnione. Wierzymy, że efekt
końcowy jest lekturą godną polecenia i poszerzającą horyzonty.
Dodatkowo chcielibyśmy podziękować dr. Bernardowi Grzonce – opiekunowi
naukowemu koła. Podobno nie ma osób niezastąpionych, ale równocześnie każdą
regułę stanowi wyjątek. Właśnie taką wyjątkową i niewątpliwie niezastąpioną osobą
jest Doktor. To co na pewno jest stałe w życiu członków koła, to Jego uśmiech,
pomocna dłoń i dobre słowo. Dziękujemy!
Magdalena Michulec
Szkice Medioznawcze
Jarosław Ciszek
PRÓBA OBALENIA AUTORYTETU ADAMA MICHNIKA
NA PRZYKŁADZIE KSIĄŻKI
„MICHNIKOWSZCZYZNA – ZAPIS CHOROBY”
RAFAŁA A. ZIEMKIEWICZA
Autorytet to misterium.
Jego powstanie otacza tajemnica,
ale upadek jest czymś namacalnym.
Jakub Burckhardt
Według Słownika języka polskiego W. Kopalińskiego, wywodzące się z łaciny słowo autorytet oznacza tyle co prestiż, powaga, wpływ, znaczenie (…) człowiek lub instytucja
(…) ciesząca się uznaną powagą (…) wyrocznia, mistrz, alfa i omega. W obecnych czasach,
kiedy wyraz ten mocno się zdewaluował, głównie za sprawą środowiska popkultury,
kreującego nam co rusz nowe „autorytety” w postaci bohaterów seriali czy programów
reality show, coraz trudniej ocenić, kto naprawdę zasługuje na to miano. Wg mnie nie
należy mieć jednak wątpliwości (na co wskazuje także Ziemkiewicz oraz inni oponenci), że Adamowi Michnikowi tytuł ten się należy, gdyż posiada on ogromny wpływ i
cieszy się poważaniem wśród większości intelektualistów i sporego grona tzw. przeciętnych Polaków. Problem zaczyna się, gdy spróbujemy zanalizować dlaczego redaktor Gazety Wyborczej zasłużył sobie (i czy w ogóle) na taki mir. Częściowemu wyjaśnieniu tego problemu może służyć odpowiednie zaklasyfikowanie źródła autorytetu
Adama Michnika.
Literatura wskazuje, że istnieją dwa rodzaje autorytetu: autorytet znawcy (…), nazywany (…) „epistemicznym” i autorytet przełożonego, (…) zwany „autorytetem deontycznym”.
W pierwszym wypadku ktoś jest dla mnie autorytetem (…), kiedy mam przekonanie, że daną
dziedzinę zna lepiej ode mnie i że mówi prawdę. (…) Autorytetem deontycznym jest natomiast
dla mnie ktoś dokładnie wtedy, kiedy jestem przekonany, że nie mogę osiągnąć celu, do którego
dążę, inaczej, niż wykonując jego rozkazy.
1.W. Kopaliński, Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych, Warszawa 1971, s. 83.
2. J. Bocheński, Sto zabobonów: krótki filozoficzny słownik zabobonów, Kraków 1992. Cytat za: http://sokratejczyk.blox.
pl/resource/blog_JMB_autorytet.htm.
13
Jarosław Ciszek
W swej publikacji Ziemkiewicz stara się dowieść, że Adam Michnik nie może być
autorytetem epistemicznym. Wskazuje raczej na jego władzę nad rządem dusz i wpływ
na opinię publiczną przez nadane sobie prawo do podziału ludzi: na tych mających coś
istotnego do powiedzenia oraz odsądzany od czci i wiary ciemnogród. Twierdzi ponadto, że przegrał on nie tylko jako intelektualista (co bezpośrednio wynika z przytoczonego rozróżnienia), ale też jako autorytet moralny (badacze twierdzą, iż sformułowaniem tym wskazujemy, że poglądy czy postawę moralną owego kogoś wybiera się jako wzór do
naśladowania, poddając jednak w wątpliwość zasadność określania kogokolwiek tym
mianem – pojęcie autorytetu wymaga tu relatywizacji: zamiast “X jest autorytetem moralnym”
powinno się mówić “X jest dla mnie autorytetem moralnym”. A dla moralności ogólnej (…)
byłoby najzdrowiej, gdyby ludzie nie dokonywali jednoznacznych i trwałych wyborów swoich
autorytetów moralnych).
Jak to możliwe (…) że powszechna opinia, tyleż bezkrytycznie, co z histeryczną wręcz
zajadłością, przyjęła za pewnik, że człowiek głoszący tezy nader wątpliwe i publicysta zaprzeczający sobie w co drugim zdaniu, jest wielkością? I to tak niekwestionowaną, iż wszelka próba polemiki czy weryfikacji jego wielkości sama w sobie kompromituje i wyrzuca poza nawias cywilizowanej debaty publicznej (…)? – pyta o źródło autorytetu Michnika we wstępie do swej
książki Ziemkiewicz, określając następnie cel przyświecający mu podczas jej pisania
– rozliczenie redaktora Gazety Wyborczej z jego działalności dziennikarskiej i politycznej: szczególnie tej podejmowanej podczas (by posłużyć się pojęciem Timothy Garton
Asha) polskiej „refolucji” 1989 roku. Adam Michnik zasługuje na sprawiedliwość. Trzeba mu
tę sprawiedliwość – jedni powiedzą „wymierzyć”, a inni „oddać”. Ale w każdym razie trzeba
się na nią zdobyć. Trzeba wreszcie przynajmniej spróbować. – zamyka swój wstęp Ziemkiewicz. Spróbujmy i my przeanalizować podane przez niego argumenty, konfrontując je
z publicystyką samego Michnika oraz innych autorów.
Próba ściągnięcia Michnika z panteonu i rozliczenie go z głoszonych tez podjęta
w Michnikowszczyźnie, nie jest bynajmniej zjawiskiem nowym. Swą książką Ziemkiewicz wpisał się w wielki i stale rozszerzający się nurt krytyki redaktora Wyborczej, który
objął takich publicystów jak M. Rybiński, B. Wildstein, W. Łysiak, S. Remuszko oraz
rzeszę komentatorów Gazety Polskiej (w której zresztą pracuje sam Ziemkiewicz) czy
Naszego Dziennika (tu przoduje autor książki Czerwone dynastie, której jeden z rozdziałów poświęcony jest Michnikowi, prof. J. R. Nowak). Do krytyki tej włączają się także
ludzie kultury np. W. Kilar (Gdybym jednak miał wybierać między kobietą w moherowym
berecie a publicystą „Gazety Wyborczej”, to duchowo bliżej mi jest do tej kobiety). Czy Z. Herbert (Michnik jest manipulatorem. To jest człowiek złej woli, kłamca, oszust intelektualny).
3. B. Stanosz, Autorytet [w:] Bez dogmatu nr 46 (2000). Cytat za internetową wersją artykułu zamieszczoną na http://
www.racjonalista.pl/kk.php/s,3217.
4. Tamże.
5. R. A. Ziemkiewicz, Michnikowszczyzna – zapis choroby, Warszawa 2006, s. 11.
6. Tamże, s. 17.
7. Duchowo bliżej mi do mohera – rozmowa z kompozytorem Wojciechem Kilarem, Gość Niedzielny nr 40/2007.
8. Wypowiedź Z. Herberta z filmu J. Zalewskiego Obywatel poeta, cytowana przez dziennik Życie z dnia 5.10.2000.
14
Próba obalenia autorytetu
Spróbujmy na chwilę zatrzymać się przy publikacjach wspomnianych publicystów, bez
których nie możemy rzetelnie ocenić Michnikowszczyzny.
Nie chciałbym się tutaj odwoływać do argumentów dotyczących żydowskiego
pochodzenia Adama Michnika, losów jego ojca czy brata, z których główny oręż czyni
wspomniany prof. Nowak. Warto jednak zastanowić się nad argumentami podawanymi przez S. Remuszkę – jednego z redaktorów Gazety Wyborczej, w pierwszym roku
jej istnienia. Podstawowe dotyczą niejasności wokół ekonomicznej strony początków
funkcjonowania GW i spółki Agora oraz wątpliwych moralnie procesów, jakie miały
wtedy miejsce (książka opowiada w jaki sposób (podstępny i nieuczciwy) pewne wąskie środowisko przywłaszczyło sobie i rozbudowało narzędzie, które pozwala mu sprawować (…) część
nieformalnej władzy w Polsce). Dla mnie jednak ważniejsze będą dwa inne problemy
– jak to się stało, że w Polsce, w której nie istniała już cenzura, notorycznie odrzucano
(nie podając uzasadnienia) teksty m.in. redaktora Remuszki, dotyczące rozliczeń z PRL
(szczególnie, że miał on na myśli jedynie pociągnięcie funkcjonariuszy reżimu do odpowiedzialności moralnej)? Jak to jest, że gazeta, która zapowiadała pełen redakcyjny
pluralizm poglądów, nie zdecydowała się na publikowanie przeprowadzanych sond,
których wyniki były nie po myśli naczelnego? Odpowiedzią na te pytania może być
zdanie wypowiedziane przez Michnika do innego z redaktorów GW Krzysztofa Leskiego: Krzysiu, jeśli ty chcesz tu robić wolną gazetę to po moim trupie10 (o innym zdaniu
K. Leskiego na temat Michnika pisze też Ziemkiewicz – cierpi na taką chorobę, że nie
potrafi przyjąć do wiadomości, że ktoś inny może mieć rację nadmieniając, że to tylko jedna z wielu podobnych opinii, wyrażanych także przez ludzi z Michnikiem sympatyzujących11).
Owo przemilczanie faktów, o którym na konkretnych przykładach pisze Remuszko,
będzie znamienne dla gazety, złośliwie określanej mianem Wybiórczej. Ciekawym jest
też fakt, że choć książka Remuszki przez dwa miesiące znajdowała się na pierwszym
miejscu listy bestsellerów, nikt z Wyborczej nie skomentował stawianych tam (mocnych
i konkretnych bo opartych na przedrukowanych dokumentach) zarzutów. Co więcej
(i tu właśnie – przynajmniej w opinii Remuszki – mamy do czynienia z przejawem
wpływu Michnika na całą medialną rzeczywistość w Polsce) informacji o książce odkrywającej początki GW, a zarazem pierwszej publikacji na temat Gazety Wyborczej, nie
podały żadne inne media odmawiając nawet zamieszczenia jej płatnej (sic!) reklamy
(co nie dziwi zwarzywszy, że Michnikowszczyzna także nazbyt szerokiego rezonansu
w mediach nie wywołała). W ogólnej konstatacji Remuszko przypisuje środowisku
Wyborczej takie cechy jak: mentalność Kalego, klanową solidarność, wyraźnie określoną hierarchię autorytetów, (…) cenzurowanie inicjatyw, nieuczciwość polemiczną, poczucie własnej
wyższości i nieomylności12.
Argumenty pozostałych publicystów, a więc W. Łysiaka, B. Wildsteina czy M. Ry9. S. Remuszko, Gazeta Wyborcza – początki i okolice, Warszawa 2003, s. 231.
10. K. Leski, Z Michnikiem spacer po ogródku (cytat z blogu http://krzysztofleski.salon24.pl/6990,index.html).
11. R. A. Ziemkiewicz, Michnikowszczyzna – zapis choroby, Warszawa 2006, s.69.
12. S. Remuszko, Gazeta Wyborcza – początki i okolice Warszawa 2003, s. 232.
15
Jarosław Ciszek
bińskiego są zbliżone do tez bezpośrednio przedstawianych w Michnikowszczyźnie, stanowiącej ich swoistą summę. Mamy więc w ich publikacjach oskarżenie o nadmierne
bratanie się z komunistami i wybielanie ich zbrodni ([Michnik] w wolnej Rzeczpospolitej
uznał za ludzi honoru (…) oprawców nas wszystkich. Uznał ich za takich, bo postanowił podzielić się z nimi władzą nad III RP13), bycie architektem powstania III RP, jawiącej się
jako gmach zakłamania i twór (…) pokraczny (…), urągający swym istnieniem logice, poczuciu
moralnemu i zwykłej przyzwoitości14, tworzenie języka nienawiści oraz przedstawiania
rzeczywistości w tonacji czerń – biel (To on jest twórcą języka nienawiści III RP. To on odwraca wszystkie wartości, próbę obrony elementarnych zasad nazywając bolszewizmem. To on
manichejsko dzieli świat na sojuszników (…) i przeciwników, dla których nie ma nazbyt brutalnych epitetów15) czy wręcz ostentacyjne kłamstwa (Powtarzał tezy, o których wiedział, że są
fałszywe. Ale powtarzał je, bo w ten sposób mógł uczestniczyć w sprawowaniu władzy nad III
RP16).
Z zarzutami tymi w pełni zgadza się Rafał Ziemkiewicz, przedstawiając je jednak
w szerszym kontekście na podstawie obszerniejszych materiałów. Choć Michnik jest
dla niego postacią zdecydowanie negatywną, nie można zarzucić jego wywodom braku
merytorycznej logiki czy uciekania się do obrażania i nadmiernie ostrych słów (do czego skłonność ma np. prezentujący podobne tezy w dużo ostrzejszy sposób W.Łysiak).
Czas już najwyższy przejść wreszcie bezpośrednio do Ziemkiewiczowskiej Michnikowszczyzny, na wstępie wyjaśniając ukuty przez autora termin z tytułu: Michnikowszczyzna – to nie tylko zespół głoszonych przez Michnika tez i postulowanych przez niego zachowań. To grono ludzi współtworzących jego propagandową linię w „Wyborczej” i w innych,
poddających się jej wpływowi, mediach. To przede wszystkim liczne grono adresatów tej propagandy, (…) którzy ulegli graniczącemu z amokiem uwielbieniu dla redaktora naczelnego „Wyborczej” jako wyroczni etycznej, politycznej i intelektualnej17.
Autor wskazuje, że Ci ludzie będą dla niego ważniejsi nawet od samego Michnika.
Michnikowszczyzna to także wielkie rozliczenie z III RP – krajem, w opinii Ziemkiewicza, kalekim, którego naczelny GW był jednym z głównych konstruktorów18. W podsumowaniu swej książki pisze Ziemkiewicz: był sens napisać tę książkę przeciwko zgniliźnie
III Rzeczpospolitej i przeciwko michnikowszczyźnie, która ją spowodowała19. Zostawiając na
boku przedstawiane dowody (głównie z zakresu gospodarki) na ową zgniliznę, postaram się ograniczyć do tez dotyczących samego redaktora Wyborczej.
Publicystyka i działalność Michnika zaczyna się dla Ziemkiewicza właściwie dopiero od czasu bezpośrednio poprzedzającego Okrągły Stół. Opozycyjna przeszłość
13. Maciej Rybiński oskarża ojców III RP. Artykuł z Dziennika cytowany za wersją internetową http://www.dziennik.
pl/Default.aspx?TabId=14&ShowArticleId=27519.
14. Tamże.
15. B. Wildstein, Koniec świata Michnika, Wprost nr 1193 z 16 października 2005 r.
16. Maciej Rybiński oskarża ojców III RP. Artykuł z Dziennika cytowany za wersją internetową http://www.dziennik.
pl/Default.aspx?TabId=14&ShowArticleId=27519.
17. R. A. Ziemkiewicz, Michnikowszczyzna – zapis choroby, Warszawa 2006, s. 10.
18. Tamże, s. 9.
19. Tamże, s. 381.
16
Próba obalenia autorytetu
Michnika jest w książce wyraźnie marginalizowana, co stanowi poważną przewinę autora. Sam Michnik o swojej opozycyjnej działalności w PRL powiedział: Wydaje mi się,
że z tego okresu mojej biografii mój syn będzie miał prawo być dumny20. I rzeczywiście to ten
moment, kiedy Michnikowi sprawiedliwość trzeba oddać – jego działalność w KOR
i innych opozycyjnych organizacjach zasługuje na docenienie. Na docenienie zasługuje
także jego publicystyka z tego okresu – wyraźnie różna od tej, którą będzie uprawiał
w Wyborczej. Pisząc o przeciwnikach nie ucieka się tu od inwektyw, ale stwierdza, że
przeciwnik zawsze widzi ostrzej wskazując na te aspekty naszej historii (…), które sami chętnie spychamy w otchłań niepamięci21. W stosunkach z komunistami jest nieprzejednany
– 10 grudnia 1983 r., w więzieniu, skierował do gen. Czesława Kiszczaka list, w którym
nie szczędził mu wyrazów swego oburzenia, określając go durniem i świnią postrzegającą każdego człowieka na podobieństwo policyjnego szpicla. Ludzi aparatu władzy określa
mściwymi i pozbawionymi honoru świntuchami. Stwierdza, że generał będzie musiał odpowiedzieć za łamanie prawa oraz, że skrzywdzeni i poniżeni wystawią (…) rachunek. List
kończy przepojonymi humanitaryzmem słowami, że chciałby w momencie zagrożenia
życia generała być na miejscu i zdołać mu dopomóc, aby raz jeszcze być po stronie ofiar,
a nie wśród oprawców22. Już wtedy każe wyrzec się nienawiści do funkcjonariuszy reżimu
(pętle i pałki, prowokacje i mordy, nienawiść i kłamstwo – pozostawiamy naszym oprawcom23)
oraz postulować będzie kompromis z władzą. Z władzą, której wcale nie lubię, której zasady
nie podobają mi się, która (…) jest uciążliwa, ale niezbędna24 (warta odnotowania jest tu także konstatacja Michnika z 1985 roku, jakoby frakcja liberalna, zdolna do przekształceń
i kompromisu nie wykształciła się w PZPR, a partyjny nurt reformatorski dążył do
komunistycznej wersji absolutyzmu oświeconego – nikt spośród działaczy „Solidarności”
nie wierzy dziś w dialog i kompromis z autorami zamachu grudniowego. Także ja w to nie wierzę25).
Również przy Okrągłym Stole Michnik, jak sam twierdzi, radykalizował stanowisko opozycji. Żądał na przykład, aby w wystąpieniu Wałęsy znalazło się zdanie krzywdy muszą być wynagrodzone. Sam (precyzyjnie, jak mu się wydaje) wyznacza moment
w którym przestał być ekstremistą – gdy przyszło do odwetu. Wtedy powiedziałem „halt!”.
To już beze mnie. Sprawiedliwość tak, odwet nie26. I tutaj dochodzimy do kwintesencji zarzutów – do tego, co Gustaw Herling-Grudziński nazwał „wielkim zamazaniem”, a Zbigniew
Herbert „zapaścią semantyczną” – pomieszanie dobra ze złem, zrównanie w prawach cwaniactwa z bohaterstwem i wielka amnezja27. W sytuacji, gdy wydawało się, że rozliczenie
zbrodniarzy PRL-u jest czymś naturalnym, że potępienie zbrodni komunistycznych jest
20. A. Michnik, J. Tischner, J. Żakowski, Między Panem a Plebanem, Kraków 1995, s. 429.
21. A. Michnik, Takie czasy… rzecz o kompromisie, Londyn 1985, s.47.
22. A. Michnik, List do generała Kiszczaka [w:] tegoż, Polskie pytania, Paryż 1988, s. 274-278.
23. A. Michnik, Takie czasy… rzecz o kompromisie, Londyn 1985, s. 134.
24. A. Michnik, Nadzieja i zagrożenie [w:] tegoż, Szanse polskiej demokracji – artykuły i eseje, Londyn 1984.
25. A. Michnik, Takie czasy… rzecz o kompromisie, Londyn 1985, s.84.
26. A. Michnik, J. Tischner, J. Żakowski, Między Panem a Plebanem, Kraków 1995, s. 530-531.
27. R. A. Ziemkiewicz, Michnikowszczyzna – zapis choroby, Warszawa 2006, s. 22.
17
Jarosław Ciszek
niezbędne, Adam Michnik zaczął swą wielką krucjatę przeciwko atakom na komunistów. Oddajmy głos jednemu z publicystów z tego okresu – Michnik domaga się zrezygnowania z niechrześcijańskiej zemsty, woła o przebaczenie dla byłych komunistów. Jego słowa biją
na alarm, apelują do sumień. Można by przypuścić, że w Polsce dzieją się rzeczy straszne, samosądy i pogromy (…). Nie przywołujmy więc wielkich słów o przebaczeniu, gdy idzie o zwykłe,
zgodne z prawem rozliczenie ze sprawowanych po gangstersku rządów. (…) Powiedzmy wprost,
(…) że mamy do czynienia z setkami tysięcy byłych właścicieli byłej PRL, których nie będziemy
rozliczać, gdyż w zamian za wstrzymanie się od przelewu krwi przyrzekliśmy im w Magdalence
w imieniu narodu (do czego nb. może nie mieliśmy prawa…) całkowitą bezkarność28. Przykłady
takich tekstów można mnożyć – w roku 1990, w numerze „Gazety Wyborczej” z 13 grudnia,
Adam Michnik zaapeluje o uchwalenie – oczywiście, że „jednym aktem” (…) – ustawy o abolicji dla winnych wprowadzenia stanu wojennego (…) Jeśli nacjonalizacja majątku byłej PZPR
miała zamknąć drogę do sprawiedliwości w konkretnych wypadkach, to czyż abolicja, przyjęta
zanim nawet rozpoczęto jakieś poważniejsze badania archiwów, nie zamknęłaby drogi do sprawiedliwości w tysiącach konkretnych spraw z tego okresu?29
We wrześniu 1995 roku, Adam Michnik wraz z Włodzimierzem Cimoszewiczem
publikują swój wielki manifest O prawdę i pojednanie. Nie wspomina o nim (w każdym
razie bezpośrednio) Ziemkiewicz, ale wydaje mi się on na tyle ważny i znamienny, że
warto mu tu poświęcić trochę miejsca. Teza artykułu jest po raz kolejny taka sama – należy budować stopniowe pojednanie, pozwalające nie obarczać tych, którzy przyjdą po nas nierozliczonymi rachunkami z przeszłości. (…) Amnestia i skleroza źle służą Polsce. Lepiej posłuży
jej prawda i skrucha, żal i pojednanie30. Wybiórcza jednak ma być to pamięć nie pozwalająca na obciążanie kogokolwiek winą za zbrodnie reżimu. Wbrew jednemu z zarzutów
Ziemkiewicza, że na łamach Wyborczej nie dopuszcza Michnik do sprzeciwu wobec
własnych tez, polemiki z nim (fakt, że pisane tylko przez ludzi z „kręgu”) ukazywać
będą się przez kolejne tygodnie. Zacznie 19 IX Piotr Nowina-Konopka, 26 IX ukaże
się dużo ostrzejszy tekst Jana Lityńskiego, który pisze poparłbym Cię też, gdybyś stawał
w obronie dawnych członków PZPR, a ci byliby dziś prześladowani, pozbawiani pracy, lżeni.
Jednak nie sposób nie zauważyć, że w przeważającej większości są oni beneficjentami zmian31.
Ostro też wypowiada się Jan Nowak-Jeziorański, nazywając artykuł Michnika odezwą
wzywającą do zapomnienia o przeszłości w imię pojednania. Pisze: wyborcy mają prawo zapytać, czy ludzie aparatu dawnej partii rzeczywiście przemienili się z dnia na dzień w socjaldemokratów, czy też po raz drugi posługują się kamuflażem. (…) Czy rzeczywiście zerwali w duszy
z systemem wartości opartym na bezprawiu i fałszu?32
28. Jan Prokop, Czemu jest tak źle, skoro jest tak dobrze? [w:] Spór o Polskę. Wybór tekstów prasowych 1989-99, wybór, układ
i opracowanie P. Śpiewak, Warszawa 2000, s. 50.
29. R. A. Ziemkiewicz, Michnikowszczyzna – zapis choroby, Warszawa 2006, s. 52.
30. A. Michnik, W. Cimoszewicz, O prawdę i pojednanie [w:] Spór o Polskę. Wybór tekstów prasowych 1989-99, wybór, układ
i opracowanie P. Śpiewak, Warszawa 2000, s. 146-147.
31. J. Lityński, Magia odświeżonej nowomowy [w:] Spór o Polskę. Wybór tekstów prasowych 1989-99, wybór, układ i opracowanie P. Śpiewak, Warszawa 2000, s. 150-152.
32. J. Nowak-Jeziorański, Doświadczenie i teraźniejszość [w:] Spór o Polskę. Wybór tekstów prasowych 1989-99, wybór, układ
i opracowanie P. Śpiewak, Warszawa 2000, s. 152-153.
18
Próba obalenia autorytetu
Rzeczywiście – nie sposób wraz z wymienionymi twórcami i Ziemkiewiczem nie
poddać poglądów Michnika w wątpliwość, przyznając prawdziwość tezie, że problem
wyjścia z totalitaryzmu nie był problemem etycznym tylko praktycznym33, a rozliczenie przeszłości było warunkiem budowania dobrej przyszłości. Ciężko wyobrazić sobie Niemcy
po II wojnie światowej bez denazyfikacji. Podobnemu procesowi w Polsce Michnik skutecznie się przeciwstawił, wieszcząc, że będzie on mszczeniem się na funkcjonariuszach
reżimu. Trzeba karać zbrodniarzy, oczywiście tylko tych, których wina jest niewątpliwa
– pisze Michnik. Zgadzam się z tym, zgadza się z tym także Ziemkiewicz, dodając jednakże: ale żeby wina stała się niewątpliwa, trzeba przeprowadzić śledztwo. A Michnik wzywa,
aby „jednym aktem prawnym” wszystkie śledztwa przerwać i na przyszłość zakazać; wtedy nikt
nie będzie mógł przesądzić o niewątpliwej winie. „Lękam się procesu politycznego, w którym
zwycięzcy sądzić będą pokonanych” – stawia Michnik kropkę nad „i”. Czy potrafią sobie Państwo wyobrazić jakiś inny sposób, żeby zbrodniarzom totalitarnego reżimu można było wytoczyć
proces, niż najpierw ten reżim pokonać?34
Na prawdopodobieństwo takiego obrotu sprawy już w 1982 r. zwrócił uwagę
świetnie orientujący się w nastrojach opozycyjnych kręgów Jacek Kaczmarski, który
w piosence Wróżba śpiewał: Kary nie będzie dla przeciętnych drani, / A lud ofiary złoży nadaremnie. / Morderców będą grzebać z honorami. Jak sam po latach stwierdził, piosenka bierze
się z doświadczenia – tak to widziałem, tak to rozumiałem, tak to czułem i musiałem tak to
napisać, i mogę tylko ubolewać, że to proroctwo się spełniło35.
Są jednak w Michnikowszczyźnie tezy, na poparcie których Ziemkiewicz nie znalazł
dostatecznie mocnych argumentów, a ich powtórzenie w prasie zakończyło się procesem sądowym, po którym, na mocy ugody musiał przeprosić Adama Michnika za swe
słowa, że naczelny Gazety Wyborczej robił wszystko, abyśmy nawet nie poznali nazwisk komunistycznych zbrodniarzy.
W grudniu 2000 roku Michnik nieoczekiwanie mianował Czesława Kiszczaka
człowiekiem honoru, oraz stwierdził, że siadając do Okrągłego Stołu komuniści odkupili swe winy sto tysięcy razy. Protestował przeciwko temu m.in. Jan Nowak-Jeziorański,
w przywołanym przez Ziemkiewicza wywiadzie radiowym. Na pytanie czy zgadza
się z tezą Michnika stwierdził: absolutnie się z tym nie zgadzam i uważam, że nikt nie ma
prawa tak myśleć. Przedziwna promocja szefa aparatu terroru i represji, który niewątpliwie był
aparatem zbrodniczym, zgorszyła mnie(…)36. Zresztą gdyby Michnik ograniczył się do siły
argumentów na rzecz abolicji, pewnie nie byłoby to tak negatywnie przyjęte jak właśnie owe bratanie się z komunistami – zwroty człowiek honoru czy odpieprzcie się od generała! (wypowiedziane do francuskich dziennikarzy, którzy zaczepili gen. Jaruzelskiego
chcąc zadać mu kilka niewygodnych pytań), wspólne picie wódki z Urbanem czy wy33. R. A. Ziemkiewicz, Michnikowszczyzna – zapis choroby, Warszawa 2006, s. 152.
34. Tamże, s. 174-175.
35. Cytat z rozmowy z Jolantą Piątek Za dużo czerwonego, przeprowadzonej w Radiu Wrocław w 2001, opublikowanej
w miesięczniku Odra.
36. R. A. Ziemkiewicz, Michnikowszczyzna – zapis choroby, Warszawa 2006, s. 152.
19
Jarosław Ciszek
lewne okazywanie przyjaźni.
Argumentem dla tez Michnika (osoby uznającej się za niewierzącą lecz prowadzącej z Kościołem nieustanny dialog), staje się często religia. Owo postulowane wybaczenie ma być chrześcijańskie. Ale takie być nie może, gdyż chrześcijańskie wybaczenie wiąże się z wymogami szczerego rachunku sumienia, żalu i chęci poprawy, których wśród
komunistów próżno szukać. Jednym z przykładów biblijnej argumentacji jest zdanie:
To nie przypadek, że jedną z centralnych postaci Nowego Testamentu jest właśnie święty Paweł,
który był prześladowcą chrześcijan – można powiedzieć „ubek” tamtego czasu. (...) To jest sygnał dla całego Kościoła,(...) że nikt nie jest nigdy do końca przegrany. Że każdy może mieć szansę, żeby z drogi najpodlejszej wejść na najwspanialszą37. Przykład ten jest dość absurdalny,
a nazwanie św. Pawła „ubekiem” tamtego czasu jest nadużyciem. Analogię widzi Michnik
w ten sposób – ubecja miała tak zwalczać opozycję, jak Szaweł prześladował chrześcijan.
Są jednak dwie istotne różnice. Po pierwsze – Szaweł działał w przekonaniu, że broni
wiary i jedynego Boga. Ciężko takie głębokie pobudki przypisać funkcjonariuszom UB.
Po drugie – potrafił on, w odróżnieniu od UBecji przyznać się do swoich błędów (słyszeliście przecież o moim postępowaniu ongiś (...) jak z niezwykłą gorliwością zwalczałem Kościół
Boży i usiłowałem go zniszczyć38). Ale jest jeszcze kilka istotnych różnic, które orientujący
się dobrze w Piśmie Świętym Michnik musiał znać – sam o sobie Paweł pisze: Dostąpiłem jednak miłosierdzia, ponieważ działałem z nieświadomością, w niewierze39. Teza, jakoby
prześladowania prowadzone przez UB były nieświadome i wynikające z niewiedzy,
jest nonsensem, co potwierdzi każdy historyk. Nie widzę też w historii Polski momentu, który mógłby być dla funkcjonariuszy porównywalny z objawiającym się Szawłowi
Chrystusem. Poza tym św. Paweł zdążył swe zbrodnie odpokutować – przez ponad
13 lat przebył około 16 000 kilometrów przekazując niezliczonej rzeszy orędzie Tego,
którego zwalczał. Które poczynania byłych funkcjonariuszy bezpieki można uznać, za
próbę odkupienia swoich win czy chociażby szczerego rozrachunku z własną przeszłością? Często odwołuje się też Michnik do autorytetu Jana Pawła II – pisząc o abolicji dla przestępców PRL-u, powołuje się na papieskie słowa najpierw miłosierdzie potem
sprawiedliwość. Ugruntowana w katolickiej tradycji teza (miłosierdzie odnosi triumf nad
sądem40) nie może jednak prowadzić do całkowitej rezygnacji z sądu, a jedynie wskazywać, że ma on być przeprowadzony zgodnie z zasadą miłości bliźniego.
Konsekwentnie też Michnik przeciwstawia się lustracji, twierdząc, że zawsze był
przeciwnikiem grzebania w szambie archiwów państwowych. Zadziwiające jednak, że
sam miał okazję w nich grzebać podczas udziału w tzw. komisji Michnika. W publicystyce Michnika ciężko wzmiankę o tej komisji znaleźć. Ostatnio krótką wzmiankę na
jej temat napisał WPROST (znamienne, że owa notka ukazała się w tej samej gazecie,
w podobnym miejscu i miała podobną objętość jak pierwsza informacja o przyjściu Ry37. A. Michnik, J. Tischner, J. Żakowski, Między Panem a Plebanem, Kraków 1995, s. 547.
38. Ga 1, 13. Wszystkie cytaty z Pisma Świętego za piątym wydaniem Biblii Tysiąclecia, Poznań 2000.
39. 1 Tm, 1,13b.
40. Jk 2, 13.
20
Próba obalenia autorytetu
wina do Agory). Powodem publikacji było zamieszczone w GW kłamstwo, jakoby komisję powołał Sejm. Komisję składającą się z historyków Andrzeja Ajnenkiela, Jerzego Holzera
i Bogdana Krolla oraz ówczesnego posła Adama Michnika powołał minister edukacji w rządzie
Mazowieckiego – Henryk Samsonowicz41. Nieprawdą jest zresztą także to, co pisał Ziemkiewicz, sugerując, że została ona powołana przez wiceministra w MSW Krzysztofa Kozłowskiego. Grupa działała w dniach 12.04 – 27.06.1990 i miała utrudnić niszczenie archiwów MSW, czego dokonać jej się nie udało. Członkowie komisji chodzili od regału do
regału i mogli brać to, co im się podobało. To ewenement – mówi Antoni Macierewicz (..). Nikt
nie wie, co robili członkowie komisji Michnika w archiwum MSW, bo nikt tego nie kontrolował.
Nikt nie rejestrował, kto przeglądał jakie teczki. Efektem prac rzekomej komisji był kilkustronicowy, lakoniczny raport42. Wątpliwości zatem są i to nie tylko w publicystyce Ziemkiewicza.
Jaki wpływ miała ta praca na Michnika – od momentu wizyty w archiwach Adam Michnik
stał się zajadłym wrogiem jakiegokolwiek ich udostępniania. „Archiwa powinny zostać na pięćdziesiąt lat zapieczętowane” – napisze Michnik w roku 199243. Nawet tajna wiedza wyniesiona z archiwów MSW (o ile takowa istniała) nie sprawiła ustrzeżenia się od konfidentów
bezpieki w GW. Ziemkiewicz podaje trzy przykłady: Andrzeja Szczypiorskiego, ks. Michała Czajkowskiego i Lesława Maleszkę.
Logiczną konsekwencją stwierdzenia, że polskiej demokracji zagrażają „jaskiniowi antykomuniści”, a warunkiem nadrzędnym jej uratowania jest utrzymanie kompromisu z „reformatorskim
skrzydłem PZPR”, była ochrona postkomunistów przed jakimkolwiek uszczupleniem ich wpływów. Popchnęło to Michnika nie tylko do rozłożenia propagandowego parasola ochronnego nad
dokonywaną przez nich wielką grabieżą majątku narodowego. Popchnęło go to także do spychania
w niepamięć prawdy o zbrodniach komunistów44 – podsumowuje Ziemkiewicz.
Wspomniane zarzuty mają charakter, który można by określić jako praktyczny.
Warto jednakże zastanowić się też nad zarzutami dotyczącymi sposobu prowadzenia
dyskusji i jakości samej publicystyki. Rzeczywiście wiele można temu dyskursowi zarzucić – właściwie wszystkie nieuczciwe metody dyskusji opisane przez Schopenhauera można odnaleźć w publicystyce samego Michnika oraz innych dziennikarzy Wyborczej. Ulubione zaś to argumentum ad hominem lub ex concessis; argumentum ad verecundiam
(oczywiście autorytety wygodne dla autora) i (co szczególnie przykre, a bardzo częste)
ad personam; obalanie argumentu uznając, że obaliło się tezę; przedstawianie obok własnej tezy antytezy nadmiernie przejaskrawionej (niech za przykład na to starczy zdanie
z tekstu Michnika Intelektualiści i komunizm w Polsce cytowanego przez W. Łysiaka w Salonie – przed ówczesną inteligencją stanęła alternatywa: albo obóz rewolucji jako konieczność
dziejowa, albo obóz reakcji, antysemityzm typu oenerowskiego, pałkarski, często ludobójczy, często
czerpiący z wzorów hitlerowskiego rasizmu) oraz triumfalne dowodzenie, że dowiodło się
41. Komisja Michnika, Wprost nr 7/2005 (1159).
42. Tamże.
43. R. A. Ziemkiewicz, Michnikowszczyzna – zapis choroby, Warszawa 2006, s. 231.
44. Tamże, s. 165.
21
Jarosław Ciszek
czegoś, choć wcale nie wynika to z dyskusji45.
Stefan Kisielewski w ostatnich miesiącach życia pisze o przemianie Michnika: „Kochałem
go niemal w okresie KOR-u, to było wspaniałe. Natomiast (...) dzisiejszy Michnik to totalitarysta! Demokratą jest ten, kto jest po mojej stronie. Kto ze mną się nie zgadza, jest faszystą i nie
można mu podać ręki. A tylko Michnik wie, na czym polega demokracja i tolerancja. On jest
tutaj sędzią, alfą i omegą”46.
Gazeta Wyborcza pod wodzą Michnika wprowadziła coś, co Ziemkiewicz określa
mianem dyskursu wykluczenia. Pewnych rzeczy nie wypada popierać, a nawet z nimi polemizować czemu sprzyja manichejski podział świata: z jednej strony my, elita, najlepsza,
oświecona część społeczeństwa, jego przyszłość – a z drugiej oni, ze wsi i małych miejscowości,
słabo wykształceni i starsi. Tu Europa, tam Ciemnogród. Tu salon, tam kruchta47. Podsumowaniem tego mogłoby być zdanie samego Michnika uważam, że w pewnych sprawach pewni
ludzie winni mieć zamknięte usta48.
Jako przykład (bardzo zresztą trafny) podaje Ziemkiewicz Leszka Balcerowicza,
którego objęła Gazeta Wyborcza monopolem na prawdę. Deklasowała ona kontrargumenty na jednym poziomie ustawiając te, które płynęły od szanowanych profesorów ekonomii,
z tymi, które wygłaszali ludzie pokroju Zygmunta Wrzodaka (...) zaś każdego, kto śmiałby wątpić, zakrzykiwała, że jest głupcem, troglodytą i zwolennikiem drukowania pieniędzy bez pokrycia49.
A rzeczywiście krytyki pewnych poczynań Balcerowicza (nie podważając idei konieczności reform) dopuszczali się także inni wybitni ekonomiści, jak chociażby Adam
Glapiński, wskazując na to, że program reform nie objął zmian własnościowych i struktur władzy ekonomicznej (zamiast kapitalizmu mamy postkomunizm, gdzie otwarto granice,
uwolniono ceny, ale wszystkie decyzje są scentralizowane w Ministerstwie Finansów, tak jak
kiedyś w biurze politycznym50). Jego fatalną (...) wadą była katastrofalna w skutkach dla Polski niezdolność do wydobycia się z zaklętego kręgu ludzi, wśród których się ukształtował51).
Glapiński – kolega Balcerowicza z rządowych ław- przedstawia konkretne argumenty
i pomysły na poprawę sytuacji. Jego opinia nie miała jednak szans przebić się do opinii
publicznej, nad którą pieczę sprawuje podówczas Michnik.
Pozostałe zarzuty wytoczone przeciwko Adamowi Michnikowi to przekonanie
o monopolu na interpretację naszej najnowszej historii (co potwierdzać miałby spór
wokół Jacka Kuronia), pisanie tekstów z punktu widzenia moralistyki (ich głównym tematem jest nieustanne rozdzielanie pochwał i nagan. To szlachetne, a to podłe. To przeraża, a to
45. Niestety brak w tej pracy miejsca, aby podać i szczegółowo omówić wszystkie podawane przez Schopnehauera
metody stąd ograniczyłem się do tych najbardziej znamiennych. Zainteresowanych odsyłam do Dialektyki erystycznej
A.Schopenhauera i licznych internetowych publikacji na ten temat.
46. R. A. Ziemkiewicz, Michnikowszczyzna – zapis choroby, Warszawa 2006, s. 65.
47. Tamże, s. 304.
48. A. Michnik, J. Tischner, J. Żakowski, Między Panem a Plebanem, Kraków 1995, s. 449.
49. R. A. Ziemkiewicz, Michnikowszczyzna – zapis choroby, Warszawa 2006, s. 140.
50. J. Kurski, P. Semka, Lewy czerwcowy. Mówią: Kaczyński, Macierewicz, Parys, Glapiński, Kostrzewa-Zorbas, Warszawa
1992, s. 113.
51. Tamże, s. 116.
22
Próba obalenia autorytetu
jest budujące. Tu groza, tu nadzieja. To czarne, tamto białe. Cała para idzie w przymiotniki52),
stawianie skuteczności perswazji ponad przejrzystość wywodu (pisanie metodą tak,
ale...).
Nie sposób w tak krótkiej pracy opisać i skomentować wszystkie zarzuty, ani rzetelnie skonfrontować ich z oryginalnymi tekstami Adama Michnika. Sądzę jednak, iż
udało mi się tu przedstawić i opatrzyć komentarzem te spośród nich, które stanowią
główny rys krytyki pozostawiając ocenę ich wartości Czytelnikowi.
Podsumowując, pragnę odnieść się do sentencji przedłożonej jako motto tych rozważań. Jeśli rzeczywiście możemy mówić o Adamie Michniku „autorytet” (biorąc pod
uwagę zastrzeżenia opisane na początku), to wysnuta przez Ziemkiewicza teza o jego
upadku czy też obaleniu jest mocno przesadzona. Upadek autorytetu winien być czymś
namacalnym – spektakularnym i dostrzegalnym dla ludzi z różnych środowisk. Do tego
nie doszło, jednak książka ta, podobnie jak inne wzmiankowane prace, spełnia ważną
rolę – demaskując pewne stereotypy otwiera debatę nad rewizją autorytetów i ich recepcji. Niezależnie czy, po szerszym otwarciu takiego dyskursu, autorytet Michnika
zostanie zakwestionowany czy też nie, warto taką merytoryczną debatę prowadzić, aby
ustrzec się przed sytuacją nakreśloną przez Lwa Tołstoja, w której wiara w autorytety powoduje, że błędy autorytetów przyjmowane są za wzorce.
JAROSŁAW CISZEK (Uniwersytet Śląski) - student II roku politologii, specjalizacja
dziennikarstwo i komunikacja społeczna.W przyszłym roku planuje też rozpocząć studia
z zakresu socjologii reklamy. Jest członkiem Międzywydziałowego Stowarzyszenia
Dziennikarzy „Mosty”. Jego zainteresowania to teologia, literatura (współczesna oraz
doby romantyzmu), teatr i film. Poza studiami i rozwijaniem zainteresowań zajmuje
się działalnością kabaretową jako członek kabaretu Klinkiernia.
52. R. A. Ziemkiewicz, Michnikowszczyzna – zapis choroby, Warszawa 2006, s. 242.
23
24
Magdalena Michulec
„WŚCIEKŁOŚĆ I DUMA” ORIANY FALLACI („CORRIERE
DELLA SERA” 29 IX 2001, PRZEDRUK „GAZETA
WYBORCZA” 06‑07 X 2001) – WYPOWIEDŹ PISARKI
CZY DZIENNIKARKI?
Są jednak chwile w Życiu, gdy milczenie staje się grzechem,
a mówienie jest nakazem. Obywatelskim obowiązkiem,
moralnym wyzwaniem, imperatywem kategorycznym,
przed którym nie ma ucieczki.
Oriana Fallaci
Tekst Wściekłość i duma, który ukazał się 29 września 2001 roku w Corriere della
Sera – jednej z większych gazet włoskich, wzbudził wiele dyskusji i kontrowersji. Napisany na prośbę Ferruccio de Bortoli’ego – redaktora naczelnego dziennika – był przedrukowywany w wielu pismach na świecie, w tym także w Polsce w Gazecie Wyborczej (06‑07 X 2001) w tłumaczeniu J.K.M. Oriana Fallaci, włoska pisarka i dziennikarka,
przerwała nim swoje dziesięcioletnie milczenie i świadomie wywołała burzę. Jak pisała
potem w przedmowie do książki o tym samym tytule, która była poszerzoną wersją
tekstu z gazety, Bortoli przyjechał do Nowego Jorku prosić ją, by się wypowiedziała
i opisała swoje przeżycia z 11-go września 2001 roku – dnia zamachów terrorystycznych na World Trade Center. Fallaci pokazała mu swoje notatki i przelewane na papier
myśli. Rozpromieniony prosił, żebym pisała dalej, żebym pozszywała te różne kawałki gwiazd-
25
Magdalena Michulec
kami, żebym zrobiła z tego coś w rodzaju listu zaadresowanego do niego, żebym przysłała go,
jak tylko skończę. A ja, popychana obywatelskim obowiązkiem, moralnym wyzwaniem, imperatywem kategorycznym, zgodziłam się – relacjonuje autorka. Pisałam szybko, nie martwiąc się
o asonanse, rymy i powtórzenia, ponieważ metrum samo dbało o siebie, ale nie zapominałam ani
na chwilę, że słowa pisane mogą leczyć i zabijać. (Czy pasja może ponieść tak daleko?) W każdym razie kiedy się zatrzymałam, kiedy byłam gotowa wysłać tekst, zdałam sobie sprawę, że
zamiast artykułu poczęłam małą książkę. Żeby ją zmniejszyć, żeby uzyskać przyzwoitą objętość,
skróciłam ją o połowę.
Ostateczna wersja, którą zamieścił dziennik, została opatrzona wstępem redaktora naczelnego, gdzie określił ją mianem szkicu (tym nadzwyczajnym szkicem Oriana Fallaci przerywa dziesięcioletnie milczenie). Równocześnie w lidzie do przedruku z Gazety
Wyborczej pojawia się określenie filipika (po latach milczenia słynna włoska pisarka Oriana
Fallaci ogłosiła w „Corriere della Sera” pełną furii filipikę, w której atakuje islam i nawołuje
do obrony zachodniej cywilizacji). Czym zatem rzeczywiście jest tekst, który poruszył
tak wielu? Jak można go zakwalifikować gatunkowo? Czy jest to wreszcie wypowiedź
dziennikarki czy pisarki?
GATUNKI DZIENNIKARSKIE – BRAK „CZYSTEJ FORMY”
Mówiąc o gatunkach dziennikarskich, dostrzec możemy pewną rozbieżność
w podejściu do zagadnienia od strony teoretycznej i praktycznej. Niejeden doświadczony
dziennikarz, słysząc lub czytając rozważania o gatunkach prasowych, machnie lekceważąco ręką:
ktoś znowu chce go zanudzać teorią, podczas gdy dziennikarstwo to praktyka, praktyka i jeszcze
raz praktyka. Rzeczywiście, wielu znamienitych dziennikarzy nie znało, bądź nie
zważało na teorię. Sama Oriana Fallaci zanim zdecydowała się ostatecznie na karierę
dziennikarską, studiowała medycynę. Co prawda już w wieku 16-tu lat, z pomocą
stryja – znanego dziennikarza Bruno Fallaciego, zaczęła pracę we florenckiej gazecie
lokalnej, ale wówczas nie myślała o samym dziennikarstwie poważnie. Dopiero po
kilku latach, gdy wstawiennictwo stryja pomagało jej dostać posadę w prestiżowym
mediolańskim tygodniku „L’Europeo”, Oriana ostatecznie zrezygnowała z medycyny.
Jak widać wcale nie trzeba studiować dziennikarstwa, żeby się w nim sprawdzać.
Z drugiej zaś strony, ze znajomością teorii możemy już na samym początku uniknąć
błędów dość typowych dla młodego, świeżego dziennikarza. A jeżeli znajomość teorii
łączy się z praktyką, to jesteśmy na najlepszej drodze, żeby w tym co robimy, być
naprawdę dobrym. Równocześnie to teoretycy śledzą na bieżąco zmiany zachodzące
1. O. Fallaci, Wściekłość i duma, Warszawa 2003, s. 20.
2. Tamże, s.21.
3. Od redakcji „Corriere della Sera”, Gazeta Wyborcza, 06‑07 X 2001.
4. Gazeta Wyborcza, 06‑07 X 2001.
5. Z. Bauer, Gatunki dziennikarskie, [w:] (red.)Z. Bauer, E. Chudziński, Dziennikarstwo i świat mediów, Kraków 2004,
s. 143.
26
Wściekłość i Duma Oriany Fallaci
w dziennikarstwie i dbają, lub starają się dbać, o przestrzeganie pewnych reguł gatunku.
Wyznaczają ramy, w których dobry dziennikarz powinien się z łatwością i sprawnie
poruszać. Oczywiście nie są to sztywne zasady podobne do zasad ortograficznych.
Wszystko rozgrywa się na płaszczyźnie dyskursu między samymi medioznawcami.
Badania mediów, a także badania rynkowe dla mediów są tutaj jednym z elementów
kształtowania pewnych ram dla środowiska dziennikarskiego. Ważne są także
wydawane na bieżąco publikacje, które analizują zmiany dokonujące się „na oczach”
badaczy i dziennikarzy. Oczywiście funkcjonalność tych działań zależy od nastawienia
dziennikarzy oraz od pozycji samych medioznawców, a jest ona różna w zależności
od ich czynnej bądź biernej działalności dziennikarskiej. Jednak pytanie o punkt
styczności między teorią a praktyką dziennikarską jest dobrym tematem na oddzielną
pracę. Na potrzeby niniejszej chciałabym przyjąć założenie, że jednak znajomość teorii
pozwala udoskonalić praktykę i dotyczy to komunikowania w ogóle, a przecież teksty
dziennikarskie są pewnym rodzajem komunikowania się. Musimy wiedzieć co, do kogo,
w jakich okolicznościach oraz w jakim celu chcemy mówić. Warunki te określają naszą sytuację
komunikacyjną. Gatunki dziennikarskie (tak jak literackie) są skonwencjonalizowanymi,
spetryfikowanymi modelami owych sytuacji komunikacyjnych. Posiadając taką wiedzę,
możemy nie tylko właściwie dobrać sposób komunikacji, czyli w tym wypadku gatunek,
ale także w pełni wykorzystamy możliwości, które dla nas stwarza.
W dziennikarstwie ciężko uświadczyć jednak „czystą formę”. Tworząc tekst, nawet
z zamysłem jakiegoś konkretnego gatunku, poszerzamy go, wzbogacamy o pewne
cechy właściwe dla innych. Z tego względu teksty dziennikarskie są najczęściej swoistą
kompilacją. Naturalnie: inaczej traktujemy news, inaczej reportaż, a jeszcze inaczej felieton.
Dlatego najlepsze utwory powstają nie wtedy, gdy kurczowo trzymamy się określonego przez
konwencję schematu, ale wówczas, gdy podejmujemy swoistą „grę” z tym schematem. (…)
Mimo że w wypowiedzi dziennikarskiej rzadko pojawia się tylko jedna, izolowana konwencja
(np. reportaż może posługiwać się „chwytami” właściwymi prozie artystycznej czy teatrowi
radiowemu), trzeba, by w komunikacie zaznaczała się jakaś jedna, najważniejsza konwencja;
będzie to dominanta gatunkowa wypowiedzi. Ważne jest zatem, by najbardziej wyrazisty
był jeden, wybrany na samym początku gatunek. By całość się nie rozmyła.
Zastanówmy się w takim razie, jak traktować tekst Oriany Fallaci? Już na początku starałam się zaznaczyć pewne rozbieżności w jego odbiorze. Sama autorka pisze, że
w zamyśle miał to być list, który w zależności od formy może być, ale nie musi, gatunkiem dziennikarskim. Ponadto w jej wypowiedziach przewija się momentami określenie artykuł. Ferruccio de Bortoli we wprowadzeniu od redakcji określa tekst jako szkic,
a redakcja Gazety Wyborczej używa określenia filipika. Spróbujmy scharakteryzować
każdy z tych gatunków.
6. Tamże, s. 144.
7. Tamże, s. 145.
27
Magdalena Michulec
List w swej tradycyjnej formie to wiadomość pisemna skierowana przez nadawcę do adresata, którą obejmuje tajemnica korespondencji. Oznacza to, że niepowołane
osoby trzecie nie mają prawa wglądu do jego treści. Jeśli jednak mówimy o założonej
przez Orianę Fallaci formie listu, to będzie ona odbiegała od tradycyjnego pojmowania.
Będzie to raczej forma dziennikarska, czyli list do redakcji (a ściślej redaktora naczelnego) albo list otwarty. List do redakcji to publikowany w prasie tekst, autorstwa osoby (osób)
niezwiązanej z gazetą, a chcącej się podzielić swymi opiniami na tematy polityczne, kulturalne,
społeczne bądź gospodarcze. Bywa i tak, a dzieje się to często, że mając na względzie swoje bezpieczeństwo, autor listu pozostawia swoje dane wyłącznie do wiadomości redakcji, która powiadamia o tym czytelników: „imię i nazwisko nadawcy znane redakcji”. (…) Autor nie otrzymuje także za publikację listu honorarium. List do redakcji w swej poetyce i formie nawiązuje
w pewnym sensie do listu otwartego, przeznaczonego do rozpowszechnienia w szerokich kręgach
czytelników, a jego autor nie oczekuje zachowania tajemnicy korespondencji. Sam list otwarty to natomiast specyficzny typ wypowiedzi publicystycznej (posiadającej formalne elementy
listu - adresat, nadawca) wyrażającej poglądy jednej osoby lub większej zbiorowości na temat
żywo interesujący opinię publiczną, nie zawsze jednak w pełni akceptowane przez formalnego
adresata (np. głośny „List 34” z 1964 r. twórców do rządu dotyczący rozszerzenia wolności
słowa, gwarantowanej w konstytucji). Analizując tekst Fallaci możemy stwierdzić, że jeśli przyjmiemy założenie, że jest on listem, to będzie on z pogranicza listu do redakcji
i listu otwartego. Jakkolwiek adresat jest tu przywołany z imienia dopiero w ostatnim
akapicie (I tym stwierdzeniem żegnam cię serdecznie, mój drogi Ferrucio, i ostrzegam: nie proś
mnie już o nic10), czytelnik znający kulisy powstania publikacji od samego początku
ma świadomość, że wypowiedź skierowana jest do redaktora naczelnego Corriere della
Sera – Ferrucio de Bortoli’ego. Wskazują na to bezpośrednie zwroty przewijające się
stale takie jak: „chcesz”, „prosisz”, „nie pytaj”, „wiesz”, „muszę ci również wyznać”,
„mój drogi” oraz odwołania do wspólnych wspomnień: „kiedy się spotkaliśmy” czy
„odcinali im ręce i nogi, pamiętasz?”. Czytelnikowi znany jest także nadawca – Oriana Fallaci, której podpis widnieje pod tekstem. Zastanawiać mogła by nas natomiast
sprawa honorarium. Znając prawo, jak i pozycję Fallaci jako znanej i cenionej pisarki
i dziennikarki, przypuszczać należałoby, że tu sprawa jest jasna – tekst powinien być
opłacony. Temat ten porusza sama autorka w przedmowie do swojej, wspomnianej już,
książki. Stwierdza wówczas jednoznacznie: mój artykuł o 11 września nie został napisany
dla pieniędzy11. Chwilę później zdaje następującą relację: kiedy rozpromieniony redaktor naczelny przyleciał do Nowego Jorku i prosił, bym przerwała już przerwaną ciszę, nie mówiliśmy
o pieniądzach. On po prostu pominął ten temat, a co do mnie, to uważałam, że mówienie o pieniądzach w odniesieniu do tekstu, który miał swój początek w śmierci tylu istnień, byłoby niemoralne. (…) Kiedy rozpalono ogień, żeby spalić mnie na stosie jako heretyczkę, powiesić mnie jako
8. (Red.) W. Pisarek, Słownik terminologii medialnej, Kraków 2006, s. 111.
9. Tamże.
10. Gazeta Wyborcza, 06‑07 X 2001.
11. O. Fallaci, Wściekłość i duma, Warszawa 2003, s. 46.
28
Wściekłość i Duma Oriany Fallaci
czarownicę z Salem, redaktor poinformował mnie jednak, że zapłata za przygniatający trud jest
gotowa. „Bardzo, bardzo, bardzo hojna zapłata”. (…) Ta bardzo, bardzo, bardzo hojna zapłata
nigdy nie trafiła do mojej kieszeni. Odmówiłam od razu12. Nie znamy w tej kwestii oficjalnego stanowiska Redakcji. Osobiście nie spotkałam się jednak z żadnym sprostowującym
oświadczeniem. Uznaję zatem, że możemy bazować na słowach Fallaci i przyjąć założenie, że relacja jest prawdziwa. W tym momencie spełniony zostaje nawet warunek,
iż autor za publikację listu nie przyjmuje honorarium. Zanim jednak jednoznacznie
przyjmiemy, że tekst Fallaci jest listem, przyjrzyjmy się pozostałym przewijającym się
określeniom gatunkowym.
Artykuł to z łac. articulus ‘człon’. Artykuł publicystyczny to forma wypowiedzi publicystycznej przeznaczona do opublikowania w prasie. Tematyka dotyczy aktualnych wydarzeń
politycznych, kulturalnych, gospodarczych, społecznych. (…) Treść zwykle podporządkowana
jest przyjętej z góry, ustalonej przez autora tezie, którą udowodnia problemowo, ukazując fakty bądź stosując uogólnienia. Fakty poddaje analizie i wnioskowaniu. Ilustruje swoje wywody
cytatami, przytoczeniami dokumentów lub wypowiedziami innych osób na dany temat. Z wypowiedziami, dokumentami, cytatami autor może polemizować bądź może przytaczać je w celu
podparcia swej argumentacji, by przekonać odbiorców do swoich racji. Chwyty te pełnią wyłącznie funkcję podrzędną w stosunku do całości odautorskiego tekstu. (…) Wartość artykułu jest
wyższa, jeśli jego autor zaprezentuje w miarę obiektywnie wiele punktów widzenia i umiejętnie
przekona odbiorców do swoich racji, wpływając na ich wrażliwość i wyobraźnię. (…) Artykuł
wywodzi się z listów i pism politycznych, poruszających tematykę kulturalną, polityczną, naukową, dydaktyczną, bowiem w intencji autora ma przemawiać nie tylko do oficjalnego adresata,
ale także do jego najbliższego otoczenia, do szerokiego grona jego znajomych i przyjaciół. (…)
Tematyka może być różna, ale powinna być zaprezentowana przez piszącego z pewnego dystansu, oddalenia, z wyraźnym zaznaczeniem perspektywy13. W tym momencie należałoby się
zastanowić czy tekst Wściekłości i dumy nie jest właśnie artykułem publicystycznym.
Bez wątpienia spełnia on warunek aktualności problemu, napisany jest z uwagi na konieczność „otworzenia oczu” społeczeństwom zachodnim, jego celem jest wszczęcie
dyskusji dotyczącej rozbieżności między kulturami islamu i zachodnią. Autorka świadomie podejmuje się tego zadania, a jej słowa „krzyczą”: To jest wojna, obudźcie się!14
Poszczególne fakty poddaje analizie, przywołuje zdarzenia z przeszłości i porównuje
je z sytuacją współczesną. Prowadzi polemikę ze swoimi krytykami. Ma pełną świadomość, że wielu się z nią nie zgadza i nie kryje tego przed czytelnikiem. Równocześnie
dąży do zdyskredytowania przedstawicieli odmiennych poglądów. Wszystko to mogłoby wskazywać na artykuł publicystyczny, jako właściwy gatunek dla tekstu Fallaci.
Mając jednak świadomość genezy tegoż gatunku wiemy, że wywodzi się on z niegdysiejszych listów politycznych. Równocześnie biorąc pod uwagę przywoływane przy
12. Tamże, s 46‑47.
13. (Red.) W. Pisarek, Słownik terminologii medialnej, Kraków 2006, s. 11.
14. Gazeta Wyborcza, 06‑07 X 2001.
29
Magdalena Michulec
analizie warunków formalnych listu zwroty bezpośrednie, musimy odrzucić artykuł
jako możliwy tutaj gatunek dziennikarski. Choć podstawowe założenia są spełnione, to
nie mniej istotne są dodatkowe aspekty charakterystyczne jednak dla listu.
Szkic to rzadko spotykany w mediach masowych gatunek publicystyczny, zbliżony formalnie do eseju, od którego różni się mniejszym udziałem pierwiastka literackości. Problem, którym
zajmuje się autor szkicu, zostaje przedstawiony w formie skrótowej, niekiedy w postaci listy
zagadnień, pytań, tematów i argumentów możliwych do rozwinięcia w przyszłości; w znacznie
większym stopniu, niż dzieje się to w eseju, w szkicu zostaje uruchomiony logiczny, spekulatywny sposób dowodzenia, co sytuuje tę formę wypowiedzi w sąsiedztwie form typowych dla
literatury naukowej. W tradycji pisarskiej wielu krajów szkic utożsamiany jest z esejem (np.
w Rosji jako oczerk odegrał istotną rolę w rozwoju publicystyki politycznej w XIX w.)15. Jeśli
chodzi o tekst Fallaci, to z całą pewnością możemy powiedzieć, że nie spełnia on warunku skrótowej formy przedstawienia problemu. Jego objętość to prawie 73 tysiące
znaków (ze spacjami). Autorka dogłębnie analizuje różne aspekty różnic między kulturą zachodu a kulturą islamu. Przedstawia własne argumenty na wpisany między
tymi kulturami konflikt, który jest według niej nierozwiązywalny. Budowane zdania są
długie i złożone. Wiele tu aluzji, wtrąceń i odwołań. Można mieć także pewne obiekcje
odnośnie logicznego i spekulatywnego sposobu dowodzenia. Tekst jak najbardziej jest
logiczną całością, ale wielość przywoływanych argumentów i problemów doprowadza
momentami do zachwiania linearnego toku rozumowania. Pojawiają się odgałęzienia
i wątki poboczne, które zwiększają autentyczność, a równocześnie zmniejszają dystans
między arbitralną postawą nadawcy, a podporządkowanym mu odbiorcą – czytelnikiem. Biorąc pod uwagę powyższe wymagania formalne szkicu oraz budowę samego
tekstu możemy stwierdzić, że nie spełnia on warunków gatunku. Nie może zatem zostać uznany za szkic.
Ostatnie z użytych określeń – filipika to gwałtowna i pełna emocji mowa, zwrócona
przeciwko komuś, oskarżająca. Nazwa pochodzi od trzech wystąpień Demostenesa przeciwko
Filipowi II Macedońskiemu (351, 344, 341 p.n.e.). Tytuł ten zapożyczył Cyceron dla 14 mów
przeciwko Markowi Antoniuszowi16. Tutaj definicja w pełni odpowiada formie i treści
wypowiedzi Fallaci. Autorka nie przebiera w słowach, wręcz przeciwnie – używa ich
z pełną świadomością i szuka form dosadnych. Świadczą o tym między innymi następujące wyrażenia kierowane do pomysłodawców i realizatorów zamachów: „pluję na
nich”, „żadnego szacunku”, „żadnej litości”, „zarozumialcy”. O pobudkach, którymi
kierowali się piloci kamikadze z przejętych samolotów pisze, że chcieli być bohaterami, którzy „pieprzą hurysy” w Raju obiecanym im przez Koran. O Osamie ben Ladenie wyraża się jako o „ponurym ultramiliarderze” i „niezrealizowanym playboyu”.
Ostrych słów używa w celu obudzenia sumienia zachodnich społeczeństw, ale także
ganiąc i apelując do premiera Włoch Silvio Berlusconiego, Ojca Świętego Jana Pawła II
15. (Red.) Walery Pisarek, Słownik terminologii medialnej, Kraków 2006, s. 208.
16. Wiem, darmowa encyklopedia; http://213.180.130.202/21547,,,,filipika,haslo.html.
30
Wściekłość i Duma Oriany Fallaci
oraz swoich krytyków. Nie oszczędza nikogo. Możemy zatem śmiało stwierdzić, że jej
tekst spełnia wymogi formalne filipiki choć, podobnie jak przy artykule publicystycznym, posiada jeszcze cechy dodatkowe.
Podsumowując zatem możemy dojść do wniosku, że początkowy zamysł listu
jest też najbliższy wersji ostatecznej. Nie jest to jednak „czysta forma”. Zastosowane
zostają tu pewne zabiegi typowe dla innych gatunków, ale ta kompilacja podnosi wartość tekstu, nie dopuszcza monotonii i intryguje. Najmniej zaczerpnięte jest ze szkicu.
Ogólna konwencja listu zostaje zachowana, a i sama autorka najczęściej o tekście mówi
jako o liście właśnie. I choć musimy zrezygnować z bezkompromisowego naddawania
pewnych ram całości, to możemy z pełną świadomością stwierdzić, że dominanta gatunkowa jest tu z pogranicza listu otwartego i listu do redakcji.
WYPOWIEDŹ PISARKI CZY DZIENNIKARKI?
Ostatnim istotnym problemem jest rozstrzygnięcie kwestii czy wypowiedź ta jest
autorstwa pisarki czy dziennikarki. Bazując na informacjach redakcji obu dzienników
możemy stwierdzić, że to pytanie jest już rozstrzygnięte. Gazeta Wyborcza określa Orianę Fallaci jako słynną włoską pisarkę17. Natomiast redaktor Corriere della Sera pisze jakby
wyjaśniając tą kwestię: nasza najsłynniejsza pisarka (ona sama określa się jako pisarz i w ogóle
nie wypowiada już słowa „dziennikarz”) spędza sporą część roku na Manhattanie18.
Mimo wszystko nie jest to zwykła wypowiedź, zwykłej pisarki. Ciąży na niej brzemię całego życia Orainy Fallaci. Ciąży autorytet wypracowany wieloletnią pracą w zawodzie dziennikarskim, a także osiągnięciami w tej dziedzinie. Jako korespondentka relacjonowała prawie wszystkie konflikty zbrojne na świecie: od powstania na Węgrzech,
wojen w Wietnamie, Pakistanie i Indiach, na Bliskim Wschodzie, w RPA, w Ameryce
Łacińskiej po Zatokę Perską, a świadomy czytelnik cały czas o tym pamięta. Fakt, że
publikowała swoje teksty m.in.: w Spectatorze, Corriere della Sera, Life, Los Angeles
Times, New York Times, People, Time, Wall Street Journal, czy Washington Post oraz,
że przeprowadziła wywiady z największymi politykami świata sobie współczesnego,
nadaje nieco inny wydźwięk każdemu jej tekstowi. I choć możemy się zgadzać bądź
negować głoszone przez nią poglądy, to nie możemy odmówić jej świadomości stricte
dziennikarskiej. Sama podkreśla ją bardzo wyraźnie: muszę powiedzieć, że pisanie jest dla
mnie bardzo poważną sprawą – nie jest rozrywką ani odprężeniem czy ukojeniem. Nie jest, bo
nigdy nie zapomniałam, że słowa pisane mogą zrobić dużo dobrego, ale i dużo złego, że mogą leczyć, ale i zabić. Poczytajcie Historię, a zobaczycie, że za każdym wydarzeniem dobrym czy złym
kryje się słowo pisane. Książka, artykuł, manifest, wiersz, piosenka. (…) Więc nigdy nie piszę
szybko, nigdy nie wyrzucam z siebie słów – jestem powolną pisarką, ostrożną pisarką19. I choć
17. Gazeta Wyborcza, 06‑07 X 2001.
18. Od redakcji „Corriere della Sera”, Gazeta Wyborcza, 06‑07 X 2001.
19. O. Fallaci, Wściekłość i duma, Warszawa 2003, s. 20‑21.
31
Magdalena Michulec
autorka w tym miejscu także używa określenia „pisarka”, to wypowiedź jest wynikiem
dziennikarskiego doświadczenia kobiety, która na wojnie widziała wiele, zaś w 1968
roku sama została poważnie ranna w czasie zamieszek w Meksyku, ale która jednak
z tej błyskotliwej kariery zrezygnowała na rzecz pisarstwa. Jej motywy w tej kwestii nie
są nam do końca znane, ale jedno jest pewne: nawet wtedy każda jej wypowiedź miała
w sobie pierwiastek pióra dziennikarskiego, a ogląd rzeczywistości był dokonywany
z dziennikarskiego punktu widzenia.
Ostatecznie pytanie: pisarka czy dziennikarka, pozostaje zatem nierozstrzygnięte. Dla części czytelników zdecydowanie pisarka, a momentami nawet bajkopisarka.
Dla innych natomiast dziennikarka, wiarygodna korespondentka wojenna o celnych
spostrzeżeniach na temat współczesnego jej świata. Na koniec, abstrahując od rozważań analitycznych, możemy z całą pewnością stwierdzić, że główne założenie
tekstu – wywołać dyskusję, wręcz burzę w sercach i umysłach ludzi zostało spełnione,
a dokonała tego Oriana Fallaci – włoska pisarka i dziennikarka.
MAGDALENA MICHULEC (Uniwersytet Śląski) – studentka V roku politologii
UŚ, specjalizacja dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Przewodnicząca
Międzywydziałowego Stowarzyszenia Dziennikarzy „Mosty”. Jedna z założycielek
Stowarzyszenia Działań Nietypowych „Szatnia” zajmującego się szeroko pojętą
działalnością kulturalną. Interesuje się tematyką medialną w kontekście współczesnych
wartości, różnicami pomiędzy kulturami, poezją oraz filozofią.
32
Monika Frania
„NOWE DZIENNIKARSTWO” – ALTERNATYWA
PRZYSZŁOŚCI, CZY KONIECZNOŚĆ TERAŹNIEJSZOŚCI?
‑ próba refleksji nad wybranymi aspektami
funkcjonowania polskiego dziennikarstwa
Dziennikarstwo to pojęcie, które nabrało dzisiaj niezwykle szerokiego znaczenia.
Jego specyfika oparta jest na zmianach, jakie dotknęły niemal wszystkich wymiarów
polskiej rzeczywistości ponad osiemnaście lat temu, ale także na fali postępu technologicznego, na której nieustannie płynie świat. Czy można zatem powiedzieć, że tradycyjnie rozumiane dziennikarstwo prasowe nadal istnieje? Zanik prasy drukowanej
to obawa pojawiająca się przecież co jakiś czas i nagłaśniana mniej lub bardziej przez
same media. Czy potrzebna jest więc ewolucja, a może nawet czas na rewolucję?
Kim jest dzisiaj ten, który daje początek, ten który przykłada pióro do papieru,
a raczej palce do klawiatury? Czy w dobie niesamowicie szybkiego przepływu informacji, ale i równie błyskawicznej ich dezaktualizacji dziennikarz będzie nadal potrzebny? Jak dzisiaj rozumiane jest dziennikarstwo? Poniższy artykuł stanowi jedynie próbę
zasygnalizowania możliwych odpowiedzi na nieustannie pojawiające się pytania przynoszone przez przyszłość, która każdego dnia staje się teraźniejszością.
Prawdziwe dziennikarstwo jest rodzajem powołania. Jest zawodem na pograniczu misjonarstwa. (...) Misja to coś takiego, czego owoce wychodzą poza nas samych. Nie robimy tego
tylko po to, by kupić samochód lub zbudować willę. Robimy to dla innych. To słowa Ryszarda
Kapuścińskiego, uważanego za jednego z największych polskich dziennikarzy. On sam
dodaje jednak, że (…) jest ograniczona ilość ludzi, którzy są obdarzeni taką - mówiąc językiem
religii – „łaską”, albo darem czynienia czegoś, co wykracza poza ich partykularne życie.
Ewolucja środowiska dziennikarzy
Dziennikarstwo jest specyficzną profesją, której funkcjonowanie zmienia się wraz
ze zmianami zachodzącymi w społeczeństwie. Zgodnie z art. 7 ust. 2 pkt. 5 ustawy Pra1. Zawód dziennikarz. Z Ryszardem Kapuścińskim rozmawiają Katarzyna Janowska i Piotr Mucharski [w:] Kontrapunkt
nr 5/6 (54/55) 2001 http://www.kapuscinski.info/page/wywiady/36 - odczyt z dn. 7.01.2008.
2. Tamże.
33
Monika Frania
wo Prasowe dziennikarzem jest osoba zajmująca się redagowaniem, tworzeniem lub przygotowywaniem materiałów prasowych, pozostająca w stosunku pracy z redakcją albo zajmująca się
taką działalnością na rzecz i z upoważnienia redakcji. W rzeczywistości funkcjonuje jednak
bardzo wielu dziennikarzy wykonujących usługi dziennikarskie nie będąc związanymi stosunkiem pracy z redakcją. Na początku lat dziewięćdziesiątych w Polsce było
11 tysięcy dziennikarzy. Dziesięć lat później około 18 do 20 tysięcy. Według niektórych
danych nawet 25 tysięcy. W roku 2007 liczba ta mogła sięgnąć 30 tysięcy, albo nawet
przekroczyć tą granicę. Zaliczani są do nich:
• etatowi pracownicy lub stali współpracownicy;
• posiadający własne firmy oraz tzw. wolni strzelcy;
• tworzący prasę sublokalną – prywatną samorządową, główny dochód – praca
gdzie indziej;
• politycy, którzy definiują siebie jako dziennikarze;
• emerytowani dziennikarze i byli dziennikarze, członkowie stowarzyszeń dziennikarskich;
• osoby redagujące serwisy informacyjne na stronach internetowych oraz tworzący pisma internetowe, które nie maja wersji „papierowych”
W Polsce dziennikarzem może być każdy. Nawet, jeżeli ktoś raz w roku opublikuje swój tekst w prasie może zostać uznany za dziennikarza. Wystarczy mieć wizytówkę dziennikarską, a taką można łatwo wydrukować. Dziennikarzem można zostać,
nawet nie ukończywszy studiów. Otwarta pozostaje kwestia, czy dziennikarz to wolny
zawód. Tak postrzegany jest społecznie, jednak zgodnie z prawem nie do końca jest to
prawdą.
XXI wiek przynosi wiele zmian w strukturze i funkcjonowaniu społeczeństwa.
Pogłębiają się procesy globalizacji, zachodzą przemiany w sposobie życia i komunikowania się społeczeństw. Nowe technologie wpływają na zachodzenie rewolucji informacyjnej. Na tym tle przyszło funkcjonować także współczesnemu dziennikarstwu.
Medioznawcy, w toku dyskursu naukowego, zastanawiają się, w którą stronę będzie
ewoluował w najbliższych latach ten zawód. Do tej pory dziennikarstwo, zgodnie z podejściem funkcjonalistycznym, postrzegane było jako służba społeczna. Dziennikarz
miał służyć całemu społeczeństwu i działać zgodnie z zasadami:
• obiektywizmu,
• unikania stronniczości,
3. Ustawa Prawo Prasowe z dn. 26 stycznia 1984 r. (Dz. U. z 1984r. Nr 005, poz. 24), rozdz. 1, art. 7, pkt. 5.
4. Z. Bajka, Dziennikarze lat dziewięćdziesiątych. „Zeszyty prasoznawcze” 2000, 3 – 4, s. 42.
5. Z. Bajka, Dziennikarstwo – służba, nie władza! Stowarzyszenie dziennikarzy Polskich na Ukrainie, 2007, http://www.
sdpnu.org.ua/?subpage=72 – odczyt z dn. 9.01.2008.
6. Z. Bajka, Dziennikarze…,dz. cyt., s. 42.
34
„Nowe Dziennikarstwo”
• publikowania informacji w oparciu o istotne – neutralne kryterium społecznej
ważności,
• konieczności ustalania i pokazywania prawdy i przewidywania konsekwencji
publikacji materiału,
• unikania wyrządzania krzywdy, potrzeby ciągłego samokształcenia się,
• konieczności rozgraniczenia między opinią publiczną a populistyczna,
• odwagi do przyznania się do błędu,
• odpowiedzialnej wolności, uczciwości oraz poszanowania drugiej osoby
Postępowanie zgodnie z tymi zasadami świadczyło o zawodowstwie i było zgodne z modelem „odpowiedzialności społecznej prasy” opracowanym w latach 40. poprzedniego wieku przez Komisję Wolności Prasy z USA. W społeczeństwach dokonują
się ciągłe zmiany i aby dziennikarstwo mogło nadal prawidłowo funkcjonować musi
sobie niewątpliwie poszukać nowego miejsca w strukturze rzeczywistości społecznej.
Spoglądając na dzisiejszą sytuację środowiska dziennikarskiego w Polsce należy
mieć na uwadze fakt, że tak jak każda inna grupa zawodowa, od wielu lat dziennikarze
zrzeszali się, grupowali, i przegrupowywali. Istotnym momentem był rok 1989, kiedy
w Polsce dokonywała się zmiana systemu politycznego i społecznego. Proces transformacji w dużym stopniu dotyczył także mediów, a tym samym grupy zawodowej
dziennikarzy. Ponieśli oni ogromne koszty społeczne zmian zachodzących w państwie,
społeczeństwie, no i oczywiście w mediach. Wystąpiło wysokie bezrobocie, deprecjacja
i spadek prestiżu zawodu oraz wewnętrzne zróżnicowanie, co w konsekwencji doprowadziło do atomizacji środowiska. Czas pokazał, że z biegiem lat sytuacja dziennikarzy coraz bardziej komplikowała się i pogarszała. Instrumentalne traktowanie stało się
przykrą regułą. Dziennikarz stał się dzisiaj pracownikiem wypełniającym bezwzględnie polecenia pracodawcy. Dla właścicieli mediów najważniejsza stała się rentowność.
Na drugi plan zeszły wiarygodność informacyjna, czy misja publiczna. Wszystko, co
robią dzisiaj media, a tym samym – czym zajmuje się dziennikarz ma służyć dochodom
firmy i wzmacniać pozycję na rynku. Prasa to produkt jak każdy inny.
Kolejnym problemem stała się korupcja, która zagraża zarówno pojedynczym
dziennikarzom, jak i całym firmom medialnym10. Wiąże się ona z chęcią pozyskania
łatwego zysku i podatnością – szczególnie młodych adeptów sztuki dziennikarskiej na
manipulacje. Naciski możliwe są szczególnie ze strony reklamodawców mediów lokalnych oraz radnych i polityków. Po roku 1989 polskie media i dziennikarze nie uwolnili
się – jakby się mogło wydawać ‑ spod nacisków politycznych. Wręcz przeciwnie widać
7. T. Kononiuk, Zawodowstwo w dziennikarstwie – wyzwania XXI wieku. „Studia Medioznawcze” 2001, 3, s. 17
8. Tamże, s. 17.
9. W. Sonczyk, Zawód dziennikarski w kontekście transformacji polskiego systemu medialnego. „Studia Medioznawcze” 2001,
3, s. 35.
10. Tamże, s. 36.
35
Monika Frania
coraz większą zależność, a nawet uległość11. Jak do tej pory na gruncie polskiego prawa
nie sformułowano żadnych unormowań dotyczących wpływu polityki na media.
Innym bezpośrednim następstwem procesu transformacji polskiego systemu medialnego w latach 90. stało się tzw. „rozmycie” granic zawodu dziennikarskiego12. Specyfika dziennikarstwa wskazuje, że od dawna jest ono zawodem otwartym, którego
wykonywanie nie było nigdy ograniczone koniecznością posiadania określonych cech
i warunków, ale przyjmowało się, że do końca lat 80. była to grupa zawodowa względnie stabilna.
Dziś stworzone zostały różne wizerunki dziennikarza. Walery Pisarek wyróżnia
następujące grupy:
Bojownicy kierują się dobrem swej sprawy. O tym, co słuszne, piszą wyłącznie
dobrze. To, co niesłuszne, tylko krytykują. Zwykle są to osoby powyżej 40 roku życia,
antykomuniści, o orientacji prawicowej. Spotykają się tylko z ludźmi, którzy myślą tak
jak oni. Trudno ich spotkać poza własnym środowiskiem.
Diskdżokeje czują się najlepiej w sferze, którą Amerykanie nazywają infotainment,
a Polacy „inforywką”. Ich głównym zadaniem jest zabawianie publiczności. Informacje
podporządkowują funkcji rozrywkowej. Uwielbiają pisać notki, plotki, michałki, lubują
się w konferansjerce, co najwyżej mogą napisać felieton. Są mistrzami kalamburów. Ich
domena to tabloid, czasem sport, a najczęściej komercyjne radio. Dominują dwudziesto-, trzydziestolatkowie.
Rzemieślnicy to poważni dziennikarze. Ich główne cechy to profesjonalizm i poczucie odpowiedzialności. Reprezentują głównie starsze pokolenie dziennikarzy. Wywodzą się z grupy dziennikarzy piszących w dawnym systemie.
Kelnerzy, czyli zwykli zbieraczy informacji. Podają suche komunikaty prasowe
bez większych zmian i odrobiny swej inwencji i komentarza.
Dziennikarze śledczy, których zadaniem jest tropienie afer w świecie polityki
i służbach publicznych.
Silną grupę stanowią również zbieracze informacji zwani infobrokerami, którzy
zbierają informacje prasowe i tworzą własne archiwum, z którego korzystają później
firmy i agencje prasowe13.
Następuje pewna marginalizacja zawodu dziennikarza. Bezpośredni dostęp do
wiadomości poprzez telewizję satelitarną, nowoczesną telefonię komórkową oraz
rozwój kanałów informacyjno-publicystycznych w Internecie wzmacnia niezależność
komunikacyjną odbiorców. Większość dziennikarzy staje się więc przekaźnikami informacji, bez wkładu autorskiego. Dziennikarze zmieniają styl pracy. Stają się „mediaworkerami” – najemnymi pracownikami. Redukcja dziennikarza do „dostawcy faktów” powoduje, że zawód traci na swym aspekcie twórczym i przestaje być powoli
11. K. Pokorna – Ignatowicz, Problemy zawodowe dziennikarzy w Polsce u progu nowego wieku na podstawie analizy
branżowego miesięcznika Press. „Studia Medioznawcze” 2001, 3, s. 30.
12. W. Sonczyk, Zawód dziennikarski…, dz. cyt., s. 39.
13. Z. Bajka, Dziennikarze...,dz. cyt., s. 58.
36
„Nowe Dziennikarstwo”
zawodem wolnym, kreatywnym14.
Próbą ponownego nawiązania do twórczych korzeni zawodu może być zjawisko tak zwanego freelancingu. Freelancerzy, czyli wolni strzelcy przygotowują własne
materiały dziennikarskie, a następnie sprzedają je redakcjom. Nie są związani na stale
z żadnym zespołem redakcyjnym. Coraz większa grupa dziennikarzy zakłada jednoosobowe firmy dziennikarskie polegające na samo zatrudnieniu. Jest to jedno z rozwiązań w środowisku, które od pewnego czasu boryka się z problemem trudnego dostępu
do zawodu.
Jedną z pozytywnych konsekwencji transformacji jest gwałtowny rozwój mediów
lokalnych. Wraz ze wzrostem redakcji lokalnych narodził się jednak pewien podział
coraz wyraźniej widziany. Często dziennikarze mediów lokalnych stanowią tak zwarta
grupę, że stają w opozycji do środowiska dziennikarskiego mediów dużych, ogólnokrajowych.
Nie jest to jedyny podział. Nadal bardzo silny jest konflikt pokoleniowy na linii dziennikarze młodzi kontra starzy. Młodzi są traktowani w wielu redakcjach jako tzw.
kadra zapasowa, zatrudniona na umowach, pracujący za wierszówkę, będący straszakiem dla
etatowych dziennikarzy, którzy czują oddech młodych na plecach15. W konflikcie nie chodzi
do końca o wiek. Młodzi to wzięci dziennikarze o znanych już nazwiskach i cennym
dorobku, z co najmniej kilkuletnim doświadczeniem zawodowym, w większości debiutujący w latach 90. Cenią sobie wolność, dbają o warsztat dziennikarski, z pewną
nonszalancja traktując kwestie odpowiedzialności i misji mediów, dylematy etyki zawodowej czy wykształcenia. Starzy to dziennikarze wychowani na ogół w poprzednim
systemie, którym trudno jest przestawić się mentalnie na wyzwania nowych czasów.
Na tym tle rodzi się pewien brak solidarności zawodowej. Starzy są zwykle zrzeszeni
w stowarzyszeniach dziennikarskich – w większości w Stowarzyszeniu Dziennikarzy
Polskich. Młodzi, chcąc być niezależni, nie wstępują do organizacji. Co za tym idzie,
nie są zobowiązani regulaminami stowarzyszeń, luźno podchodzą do zasad etycznych.
Nie rozumieją rywalizacji i współzawodnictwa między organizacjami SDP i Stowarzyszeniem Dziennikarzy RP. Nie wierzą, że stowarzyszenia mogą im pomóc w problemach zawodowych, dlatego niechętnie nastawieni są do zrzeszania się16.
Coraz bardziej pobieżnie postrzegany jest profesjonalizm w pracy dziennikarza.
Z trzech równie ważnych elementów takich jak: warsztat, etyka zawodowa i wiedza
– najbardziej poważanym jest warsztat.
Dziennikarstwo przed transformacją różni się od dzisiejszego techniką szukania
tematów. Dziś, aby znaleźć ciekawą sprawę, wystarczy wstukać hasło do przeglądarki
internetowej. Aby zdobyć informację wystarczy jeden telefon do osoby, eksperta w interesującej dziennikarza dziedzinie. Coraz bardziej zyskuje na znaczeniu dziennikarstwo
14. T. Kononiuk, Zawodowstwo..., dz. cyt., s. 17-18.
15. Z. Bajka, Dziennikarze...,dz. cyt., s. 47.
16. K. Pokorna – Ignatowicz, Problemy..., dz. cyt., s. 31-33.
37
Monika Frania
telefoniczne. Rośnie rola agencji prasowych i rzeczników. Dziennikarze wolą współpracować z rzecznikami udostępniającymi materiały i teksty, których nie trzeba już modyfikować. Powoli grupa dziennikarska działa na zasadzie „kopiuj – wklej”. Rzadziej już
„utwórz”. Na ambitnych w mediach powoli zaczyna brakować miejsca, o czym może
świadczyć popularność tabloidów, w których jest więcej zdjęć niż tekstów. Pozostaje
mieć nadzieję, że zawód dziennikarza prasowego nie zaniknie, że nie zamieni on się
w dziennikarza internetowego.
Jak wynika z wyżej przedstawionych przykładów, dziennikarz po 1989 roku zyskał bardzo wiele – wreszcie mógł władać wolnością słowa. Nie obyło się jednak bez
negatywnych konsekwencji transformacji systemu medialnego, które w dużej mierze
zmieniły środowisko dziennikarskie w Polsce. Jednak media, a co za tym idzie dziennikarze, przystosowują się cały czas do nowej rzeczywistości. Warto zastanowić się jaki
model dziennikarstwa dominował będzie w przyszłości.
Nowe trendy w prasie
Jaka zatem powinna być prasa przyszłości i „nowe dziennikarstwo”, aby nadal
mogły istnieć? Być może, aby spróbować udzielić odpowiedzi na tak postawione pytanie należałoby wejść na nieco szerszą, globalną perspektywę.
Obecnie niezmiernie szybki rozwój nowych technologii: mediów telematycznych
i telefonii komórkowej powoduje, że przed zawodem dziennikarza stoi wiele wyzwań.
Wiadomość krąży bardzo szybko, co powoduje powstanie syndromu „karuzeli komunikacyjnej” polegającej na natychmiastowej akcji i reakcji w procesie rozpowszechniania informacji. Powoduje on, że istotna część procesu redagowania, w tym zwłaszcza
selekcji informacji, spada na odbiorcę. Tradycyjna rola dziennikarza zmniejsza się.
Przestaje on zajmować pozycję monopolisty i być jedynym ogniwem w łańcuchu dostarczania informacji. Obecnie coraz częściej to odbiorca sam sięga do źródła17. J. Bardoel wyróżnił dwa rodzaje dziennikarstwa: tradycyjne – klasyczne oraz specjalistyczne
– brokerzy informacyjni.
Modele dziennikarstwa wg J. Bardoel
DZIENNIKARSTWO
TRADYCYJNE
DZIENNIKARSTWO
SPECJALISTYCZNE
Cel
Informowanie
Konsultacja
Odbiorca
Społeczeństwo
Jednostka
Produkt
Gazeta tradycyjna
Gazeta PC
Zawód
Klasyczne dziennikarstwo
Broker informacyjny
Źródło: T. Kononiuk, Zawodowstwo w dziennikarstwie – wyzwania XXI wieku. „Studia Medioznawcze” 2001, 3, s. 21.
17. T. Kononiuk: dz.cyt., s. 19.
38
„Nowe Dziennikarstwo”
Rzeczywistość nakazuje przypuszczać zwrot w kierunku dziennikarstwa specjalistycznego, czyli brokerów informacyjnych, skoncentrowanych na wąskim, specjalistycznym segmencie rynku, zajmujących się dostarczaniem fachowych informacji
bazujących na nowych technologiach informatycznych. Zdaniem prasoznawców tradycyjne dziennikarstwo będzie ewoluowało w kierunku umożliwienia obywatelom
lepszej orientacji w nadmiarze informacji. Dziennikarz stanie się sternikiem, który nie
tyle podaje informacje, co nadaje im znaczenie. Jego podstawowym zadaniem nie będzie już informowanie, lecz komunikowanie18. W epoce globalnej wioski, gdzie informacja z jednego końca świata na drugi płynie z prędkością światła, grozi nam szum
informacyjny. Informacja stała się obecnie swoistymi dobrem, towarem i jednocześnie
wartością. Jej posiadanie lub nie, stanowi często o pozycji społecznej, o stanie posiadania. Nie każdy jednak ma wystarczające kompetencje komunikacyjne, aby dobrze
funkcjonować w społeczeństwie informacyjnym.
Nośnikiem informacji od zawsze była prasa. Tam szukano najświeższych newsów.
Dzisiaj ich nadmiar i szybka dezaktualizacja powodują, że prasa przeżywa pewien kryzys. Dziennikarz powinien zatem być przewodnikiem w świecie newsów.
Podstawowym zagrożeniem dla prasy papierowej jest Internet. To on zaczyna zaspokajać potrzeby czytelników. Wydania gazet i czasopism online zaczynają rywalizować z wydaniami papierowymi. Wydaje się jednak, że droga do sukcesu nie leży w rywalizacji, lecz we współpracy. Amerykański raport „Media Emerging – March 2006”
wskazuje na przystosowanie się prasy lokalnej do możliwości czerpanych z nowych
technologii. Gazety lokalne, środowiskowe dają czytelnikowi to, co ceni on najbardziej
– dzięki nowym technologią gazety mogą docierać do odbiorców wirtualnie – wszędzie
i o każdej porze19. Lokalne media w Stanach Zjednoczonych mogą czerpać wiele korzyści z wirtualnych wydań:
• gazety nie są ograniczone do 12, 24 czy 48 stron;
• linki na stronie internetowej wydania pozwalają czytelnikowi wejść w kontekst
poruszanego zagadnienia;
• fotografie prasowe nie są już ograniczone miejscem na kolumnie;
• na stronie www dostępny jest aktualne wydanie ale także archiwum, w którym
czytelnik może poszukiwać interesujących go zagadnień;
• prasa wydawana w Internecie może konkurować z radiem, gdyż newsy z ostatniej chwili mogą być przesyłane Internetem za pośrednictwem telefonów komórkowych odbiorców20
18. Tamże, s. 20-21.
19. B. Steffens, Newspapers recreate their medium. [w:] Media emerging. March 2006, An Electronic Journal of the U.S.
Department of State, http://usinfo.state.gov/journals/itgic/0306/ijge/steffens.htm - odczyt z dn. 4.05.2007.
20. How Community Newspapers Adapt to New Technology. [w:] Media emerging. March 2006, An Electronic Journal of
the U.S. Department of State, http://usinfo.state.gov/journals/itgic/0306/ijge/steffens.htm - odczyt z dn. 4.05.2007.
39
Monika Frania
Korzyści z e-wydań czerpią także reklamodawcy. Czy zatem wirtualna prasa to
jedyny kierunek dziennikarstwa? Czy polski rynek prasowy powinien pójść w tym kierunku? Wydaje się że nie.
Philip Meyer twierdzi, że jedyną drogą na ocalenie dziennikarstwa jest odkrycie
nowego modelu, który swoje zasady będzie opierał na prawdzie, czujności i społecznej
odpowiedzialności. Dziennikarstwo dobrej jakości nigdy nie będzie już tak dochodowe, pomimo tego tylko dobra jakość spowoduje jego wysoką wartość.21 Można zatem
wnioskować, że dobra jakość pisma będzie gwarantem jego stabilnej pozycji na rynku,
nawet wtedy, gdy inne tytuły będą upadać. Oprócz jakości ważne jest także rozpoznanie potrzeb czytelnika, które cały czas ulegają ewolucji. Zdaniem Jerzego Mikułowskiego Pomorskiego dziennikarz powinien dążyć do stworzenia rzetelnego partnerstwa ze
swoim czytelnikiem, który oczekuje:
Po pierwsze ‑ większego skoncentrowania na publiczności lokalnej .
Po drugie ‑ zwiększenie informacji własnych.
Po trzecie ‑ zwiększenie publicystki, zdolnej do dawania czytelnikowi przekonujących interpretacji spraw, które jego dotyczą.
Po czwarte ‑ poprawy jakości dziennikarstwa, według tradycyjnych kryteriów dziennikarstwa wiarygodnego.
Po piąte ‑ większych zdolności empatycznych, pozwalających na szybką orientację co do
zainteresowań czytelnika i jego rozterek.
Po szóste ‑ skierowanie uzdolnionych komunikatorów ku problemom lokalnym i nie traktowania lokalności mediów jako marginesu ich działalności.
Po siódme ‑ zdolności rozpoznania lokalnego rynku reklam i ogłoszeń, co pozwoli trafiać
z nimi do potencjalnych klientów.22
Prasa jest nośnikiem dwóch rodzajów wpływu: społecznego, który nie jest na
sprzedaż i komercyjnego – na sprzedaż. Jakość pierwszego wpływa na wartość drugiego23. Jeżeli treści gazety lub czasopisma mają duży jakościowo i ilościowo wpływ na
ludzi zwiększa się zainteresowanie reklamodawców umieszczeniem tekstu promocyjnego na jej łamach. Tym samym wzrasta dochodowość pisma. Cechy które świadczą
o jakości prasy to:
• wiarygodność, autentyczność oraz zaufanie do pism w środowisku, co dodatkowo skorelowane jest z nasyceniem reklamami;
• precyzyjność i dokładność – gazety z małą ilością błędów dziennikarskich bu21. P. Meyer, Saving journalism. Essay. “Columbia Journalism Review” November/December 2004, http://www.cjr.org/
issues/2004/6/ideas-essay-meyer.asp - odczyt z dn. 4.05.2007.
22. J. Mikułowski Pomorski, Czytelnik poszukuje partnera. Jak utrzymać wiernego czytelnika. [w] M. Gierula (red.)
Współczesny dziennikarz i nadawca. Sosnowiec 2006, s. 7-20.
23. P. Meyer: Saving..., dz.cyt.
40
„Nowe Dziennikarstwo”
dzą większe zaufanie u czytelników;
• prasa łatwa w użyciu, komunikatywna – cieszy się dużą poczytnością;
• profesjonalna kadra dziennikarska24
Kierowanie się jakością, poznanie potrzeb czytelnika i skierowanie się – zanurzenie ku lokalności mogą być deską ratunku dla tradycyjnego dziennikarstwa. Tym
bardziej, że jak się wydaje jest to nisza nie do końca w Polsce zauważana. Tymczasem
jedna z odmian lokalności ‑ internetowe dziennikarstwo obywatelskie ‑ kwitnie w krajach zachodnich. Internauci piszą w formie bloga relację z wydarzeń mających miejsce
w środowisku lokalnym. Chociaż zasięg takich stron jest niewielki, to jednak wpływ
społeczny ogromny. Dodatkowym zagrożeniem może być pokusa przeniesienia reklamodawców z gazet papierowych do wydań internetowych gazety lokalnej.
W pewnego rodzaju lokalność kieruje się w Polsce dziennikarstwo interwencyjne.
Szczególnie w dziennikach regionalnych i tygodnikach lokalnych obserwować można,
że na łamach pisma rozwiązywane są konkretne problemy lokalnych społeczności a nawet poszczególnych jednostek. Uważam, że to dobry trend. Ludzie potrzebują forum
rozwiązywania swoich problemów. Wiedzą, że media posiadają pewną władzę i ufają,
że może to być wykorzystane dla dobrych celów. Tutaj niestety kryje się także pewne
niebezpieczeństwo nadużyć, dlatego dziennikarz interwencyjny musi być w swoich
działaniach ostrożny.
Zakończenie
Dynamika zmian na polskim rynku prasowym jest duża. Czytelnictwo waha się
okresowo. Na rynku pojawiają się nowe tytuły, zamykane są te, które nie odniosły sukcesu. Myślę jednak, że na razie zapaść w branży gazet i czasopism nam nie grozi. Ze
względu na kilkanaście lat opóźnień, jakie miały miejsce przed rokiem 1989, także negatywne prądy dochodzą do nas z opóźnieniem. Nowe technologie dopiero się u nas
rozwijają. Jak do tej pory możemy obserwować problemy, ale nie możemy nazwać ich
kryzysami.
Wiedza praktyczna i refleksja teoretyczna pochodzące z obserwacji rynków w innych krajach powinny być przyczynkiem do wyprowadzenia środków zaradczych
względem kłopotów, które z pewnością nadejdą za kilka lat. Wydawcy, kolporterzy,
dziennikarze, reklamodawcy i sprzedawcy prasy, ale także medioznawcy i media plannerzy powinni przemówić jednym głosem i już dzisiaj podjąć kroki profilaktyczne.
W ocenie własnej jednym z takich rozwiązań jest swoista praca u podstaw, czyli
wychowywanie do czytania prasy. Dzisiejszą młodzież należy uczyć kompetencji komunikacyjnych, trzeba jej pokazywać korzyści z nowych technologii, ale jednocześnie
wskazywać na zalety medium tradycyjnego jakim jest prasa. Dużą rolę odgrywają tutaj
24. Tamże.
41
Monika Frania
rodzice, bo to z domu wynosi się nawyk czytania lub nie gazet i czasopism. Ogromne
zadanie stoi także przed szkołą, która w ramach edukacji medialnej powinna uczyć
szukania, selekcji i oceny informacji pozyskiwanych poprzez wszystkie rodzaje mediów. Inicjatywa powinna wreszcie należeć do samych mediów, które od najmłodszych
lat powinny wychowywać do czytania, ale także wykształcać postawę lojalności względem danego tytułu, która w Polsce jest bardzo niska.
Istnieje zatem potrzeba nowego dziennikarstwa, a powinny się na nie złożyć rozmaite elementy, w tym: zmiany specyfiki zawodu dziennikarza, trafne zdiagnozowanie
potrzeb czytelników, pójście w kierunku partnerstwa i znalezienie nowego modelu odpowiadającego współczesności, wychowanie sobie przyszłych czytelników, ale przede
wszystkim wytworzenie świadomości, że przyszłość prasy i dziennikarstwa tradycyjnego zależy od wspólnego głosu wielu podmiotów.
Artykuł powstał w oparciu o fragment pracy magisterskiej napisanej pod kierunkiem prof.
zw. dra hab. Jerzego Mikułowskiego Pomorskiego i obronionej w 2007 roku.
MONIKA FRANIA – (Uniwersytet Śląski) – magister w zakresie pedagogiki (od 2005)
oraz politologii – w ramach specjalności: komunikacja społeczna i dziennikarstwo
(od 2007). Od 2006 roku doktorantka na Wydziale Pedagogiki i Psychologii
Uniwersytetu Śląskiego. W ramach zainteresowań naukowych stara się łączyć
tematykę związaną z szeroko pojętymi mediami, edukacją i wychowaniem. Publikuje
teksty prasowe w ogólnopolskim miesięczniku branżowym.
42
Radosław Aksamit
KONTESTATORZY NOWYCH MEDIÓW
W SPOŁECZEŃSTWIE INFORMACYJNYM
Współcześnie określając stadium rozwoju społeczeństw wysoko rozwiniętych
używa się określenia “społeczeństwo informacyjne”. Określenie „informacyjne” zwraca uwagę na szczególną rolę informacji, która staje się centralnym punktem odniesienia
ludzkich dążeń. Informacja zyskuje wymiar materialny – w społeczeństwie informacyjnym, jak nigdy dotąd, zaczyna być traktowana jak kapitał. Jednak dążenie do informacji poprzez wykorzystywanie nowoczesnych środków komunikowania nie jest
udziałem wszystkich jednostek – niektóre z nich świadomie odrzucają dostęp do niej.
Niniejsze opracowanie ma na celu próbę przedstawienia powodów oraz skutków takiego zachowania. Problematykę tą zamierzam rozpatrywać głównie poprzez pryzmat
charakterystyki rozwijającego się społeczeństwa informacyjnego.
Określenie “społeczeństwo informacyjne” przypisuje się Japończykowi Tadao
Umesamo, który użył go w 1963 roku w odniesieniu do społeczeństwa przetwarzającego informacje. Społeczeństwo to uznaje się za kolejny etap rozwoju wspólnoty ludzkiej,
wtórny w stosunku do społeczeństwa przemysłowego. Główne cechy Społeczeństwa Informacyjnego zostały sformułowane w 1973 r. przez Daniela Bella i wskazywały m.in. na dominację naukowców i specjalistów w strukturze zawodowej, na wzrost znaczenia wiedzy teoretycznej, która postrzegana była jako źródło innowacji. Wskazywał on także na rozwój sektora usług, w tym
finansów, ubezpieczeń, służby zdrowia, nauki oraz na dążenie do kontroli rozwoju techniki.
1. Cytat z: Społeczeństwo informacyjne, udostępnionej na stronach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji,
www.mswia.gov.pl.
43
Radosław Aksamit
Tworzenie społeczeństwa informacyjnego stanowi próbę zapewnienia równych
szans rozwoju jego członkom, poprzez udostępnienie im informacji. Dąży się w nim do
uzyskania wysokiej jakości usług edukacyjnych i pełnej skolaryzacji społeczeństwa. Postępuje również wzrost znaczenia mediów. Próby te spotykają się jednak z problemami
związanymi między innymi z odpowiednim wykorzystaniem dostępu do środków
masowego przekazu, nowoczesnych technologii, wreszcie z akceptacją zmian wynikających z procesu globalizacji.
We współczesnych społecznościach występują obok siebie dwie tendencje związane
z rozwojem społeczeństwa informacyjnego. Wyraźna linia podziału przebiega pomiędzy przyjmującymi efekty rozwoju technologicznego, a tym samym akceptującymi rosnącą wagę informacji w ich otoczeniu oraz tymi, którzy odrzucają, świadomie bądź nie,
nowoczesne media, technologie umożliwiające zdobywanie informacji. Zjawisko to nie
powinno dziwić – w historii rozwoju środków komunikowania pojawienie się nowego medium zawsze prowadziło do zaistnienia podziałów. Wyraźnym przykładem jest
wynalazek pisma: Umiejętność pisania i czytania stała się też ważnym czynnikiem stratyfikacji społecznej, podziału na dopuszczonych i pozbawionych udziału w dorobku kulturalnym
ludzkości. Współcześnie nie grozi nam wprawdzie podział, związany z przypisywaniem medium wartości sakralnych (tak jak to miało miejsce, np. W Egipcie, gdzie znajomość pisma była zarezerwowana tylko dla stanu kapłańskiego). Mimo to struktura
podziału na “dopuszczonych” ‑ lepszych i “pozbawionych udziału” – gorszych, jest
nadal aktualna. Zaistnienie takiego podziału współcześnie, można rozważać w perspektywie szerokiej, gdzie rozważa się dostępność do informacji i technologii dla krajów słabo rozwiniętych, w stosunku do bogatszych rejonów świata. Tu problem wiąże
się z wynikającymi z różnych źródeł problemami ekonomiczno – społecznymi, które
nie pozwoliły np. krajom trzeciego świata na wejście w fazę rozwoju społeczeństwa informacyjnego. W perspektywie węższej – podział ten zachodzi bezpośrednio wewnątrz
ukształtowanego społeczeństwa informacyjnego. W tym ujęciu “pozbawieni udziału”
mogą pojawić się z dwóch powodów – braku lub niewystarczającej dostępności nowoczesnych mediów, bądź ze względu na ich świadome odrzucenie.
Podział taki w społeczeństwie informacyjnym może mieć szczególnie negatywne konsekwencje z kilku względów. Po pierwsze, zasięg podziału jest nieporównywalnie
większy niż w przypadku podobnych przykładów z historii. Wpływ nowoczesnych
mediów, np. Internetu, na życie ludzi jest coraz wyraźniejszy. Współcześnie jest to
najszybciej rozwijający środek przekazu informacji. Szybkość pojawiania się nowych
technologii, które usprawniają przekaz medialny, jest ogromna – zwiększa się tym
samym zasięg osób, do których są one adresowane. Po drugie, osoby “pozbawione
2. T. Goban–Klas, Media i komunikowanie masowe. Teorie i analizy prasy, radia, telewizji i Internetu, Warszawa‑Kraków
1999, s. 50.
3. Dostęp do Internetu posiada obecnie ok. 1 244 449 000 osób, a wzrost ilości jego użytkowników latach 2000‑2007
wyniósł prawie 250%. Dane ze strony www.internetworldstats.com.
44
Kontestatorzy nowych mediów
udziału”, mają przecież świadomość życia w społeczeństwie informacyjnym – wiedza
o nowoczesnych mediach jest łatwo dostępna. Informacja w pewnych sytuacjach życiowych jest dla nich tak samo istotna, jak dla tych, którzy w pełni czerpią z możliwości
nowoczesnych mediów. Niespełnianie potrzeb tych pierwszych może prowadzić do
napięć i konfliktów społecznych. Członkowie społeczeństwa „pozbawieni udziału”
nie identyfikują się z nim w pełni. O identyfikacji czytamy u J. Mikułowskiego Pomorskiego, który pisze: Collier i Thomas opisują to jako tożsamość kulturową lub identyfikację
z nią i doświadczenie bycia akceptowanym w grupie, która podziela system symboli i znaczeń
oraz norm zachowań. To właśnie brak identyfikacji ze zmieniającym się społeczeństwem
w perspektywie dynamiki rozwoju technologii sprawiają, że konsekwencje omawianych podziałów społecznych mogą okazać się tak niekorzystne.
Współistnienie efektów korzystnych i niekorzystnych związanych z rozwojem mediów
nie powinno dziwić. Po raz kolejny można posłużyć się tu analogią do dawniejszego
wynalazku związanego z komunikacją. Marshall McLuhan twierdził, że drukprzyniósł
nacjonalizm, uprzemysłowienie, rynek masowy oraz powszechną oświatę i wychowanie. Tak
samo współcześnie rozwijające się metody masowego przekazu mają swoje pozytywne
i negatywne aspekty.
Konsekwencje w stosunku do jednostek, które pozostają poza obiegiem informacji
i które nie nadążają za technologicznym rozwojem mediów, to głównie odrzucenie
przez lepiej dostosowane do zmian osoby. Nieposiadający umiejętności obsługi komputera są traktowani jako mniej użyteczni na rynkach pracy, ale nie tylko (gorsze poinformowanie jest negatywne odbierane także w kręgach towarzyskich). Ponownie
można tu zacytować Daniela Bella, który zwracał uwagę na uprzywilejowaną rolę
naukowców i specjalistów w dziedzinie informacji w społeczeństwie informacyjnym.
Pozostawanie poza obiegiem informacji negatywnie wpływa na sytuację ekonomiczną
jednostek już dziś. Wystarczy spojrzeć na ogłoszenia pracodawców związanych z branżami, które stanowią podstawę społeczeństwa informatycznego (usługi, informacja,
technologia informacyjna). W zdecydowanej większości przypadków wymagają oni
od przyszłego pracownika znajomości najnowszych technik, zdolności do szybkiego
zbierania informacji, a także specyficznych zdolności interpersonalnych, które obecnie
zdobywa się w znaczącym stopniu poprzez kontakt z innymi użytkownikami nowych
mediów. Zgodnie z badaniami Głównego Urzędu Statystycznego, obecnie w Polsce
95% przedsiębiorstw korzysta z komputerów, a 92% ma dostęp do Internetu. Co więcej
4. F.E. Jandt, Intercultural Communication. An Introduction, Londyn 1995, s.8, cyt. za: Komunikacja międzykulturowe.
Wprowadzenie, Kraków 2003, s. 36.
5. Tamże, s. 141.
6. Red. M.L. Dertoozos and J. Moses, The Computer Age: A 20 Year View, Cambridge 1979, s. 500‑549.
7. Analiza ogłoszeń pracodawców umieszczonych na portalu www.pracuj.pl wykazała że na 30 ogłoszeń (umieszczanych
od 26 listopada do 7 grudnia) 20 z nich zawiera wymagania związane z obsługą nowoczesnych technologii w różnym
zakresie.
45
Radosław Aksamit
21% przedsiębiorstw korzysta z nowoczesnych technologii zarządzania informacjami.
Jednocześnie zauważalny jest częsty brak znajomości języka angielskiego (lub innych
języków obcych), który już nierozerwalnie związany został z rozwojem technologicznym – to kolejna poważna usterka, która w dużej mierze uniemożliwia pełne poznanie
świata. Osoby niewładające językami obcymi są gorzej przystosowane do przyswajania
informacji w ich nowej, charakterystycznej formie.
Tomotsu Shibutani, w polemice z Marshallem McLuhanem (twórcą określenia “globalna
wioska”), twierdzi że media masowe łączą dziś cały świat w sieć gotowej świadomości. Charakterystyczne dla tej świadomości jest to, że jest to gotowa świadomość treści globalnej gawędy, nie zaś informacji10. Nie powinno dziwić, że przekaz będący częścią tej specyficznej
świadomości, różniący się od tradycyjnych form przekazywania informacji, wymaga
pewnego rodzaju dostosowania, wyćwiczenia. Brak takich umiejętności, staje się wraz
z upływem czasu ciężki do nadrobienia, prowadząc często do alienacji jednostki. Zjawisko to określa się jako stan psychospołeczny przejawiający się w odczuwanym zniechęceniu
czy apatyczności. Osoby przebywające w tym stanie (...) charakteryzuje niezrozumienie otaczającej ich rzeczywistości (...)11.
Niskie zainteresowanie informacjami i dostępem do nich, a w konsekwencji alienację,
przypisywano dawniej głównie ludziom starszym, a także społecznościom wiejskim
i małomiasteczkowym. Wydaje się jednak, że to podejście jest mocno stereotypowe.
Obserwujemy przypadki ludzi starszych, doskonale odnajdujących się w pogoni za
informacją. Analogicznie informatyzacja przestała być już tylko i wyłącznie domeną
miast, śmiało wkraczając w tereny wiejskie. Co zatem jest rzeczywistą przyczyną, dla
której ludzie odrzucają informację? Istotą tego zróżnicowania stają się co raz częściej
cechy osobnicze, chęć rozwoju, zdobywania wiedzy. Kolejne badania przeprowadzone
przez Główny Urząd Statystyczny dowodzą, że choć ilość użytkowników nowoczesnych technologii wzrasta z roku na rok, to wskaźnik osób rezygnujących z korzystania
z nich pozostaje wysoki (41% stwierdza, że „nie widzi potrzeby”)12.
Mając świadomość istotności niezależnych od jednostek uwarunkowań (np. niezrozumienie współczesnej techniki, związane z brakiem środków finansowych, których
8. Źródło: Notatka Informacyjna GUS, materiał prasowy na konferencję w dniu 26 listopada 2007 r., GUS Departament
Przemysłu, Wykorzystanie technologii informacyjno – telekomunikacyjnych w przedsiębiorstwach w 2007 r.
9. Tamotsu Shibutani: Social Processes. An Introduction to Sociology. Berkeley 1986, s. 79, cyt. za: J. Mikułowski Pomorski,
Media wobec zjawisk współczesnej globalizacji, dokument udostępniony na stronach Akademii Ekonomicznej w Krakowie,
www.ae.krakow.pl.
10. J. Mikułowski Pomorski, Media wobec zjawisk współczesnej globalizacji, dokument udostępniony na stronach Akademii
Ekonomicznej w Krakowie, www.ae.krakow.pl.
11. Ch. Frankfort‑Nachmias, D. Nachmias, Metody badawcze w naukach społecznych, Poznań 2001 oraz B. Zawadzki,
P. Lazarsfeld, Psychologiczne konsekwencje bezrobocia, „Kultura i społeczeństwo”, nr 2, 1993, w: Bezradność, mobilność,
przedsiębiorczość - wokół problemu długotrwałego bezrobocia, Opole 2007, raport Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Opolu.
12. Źródło: Notatka Informacyjna GUS, materiał prasowy na konferencję w dniu 26 listopada 2007 r., GUS Departament
Przemysłu , Wykorzystanie technologii informacyjno – telekomunikacyjnych w gospodarstwach domowych i przez osoby prywatne
w 2007 r.
46
Kontestatorzy nowych mediów
ona wymaga), chciałbym skupić się na powodach świadomego odrzucenia informacji
i mediów, które te informacje niosą. Problem ten można rozpatrzyć z perspektywy teorii użytkowania i korzyści. Teoria ta zakłada, że miejsce pytania o skuteczność środków
masowych zajmuje pytanie o użytek, jaki czynią z nich odbiorcy. Zamiast pytania „co środki
masowe robią z ludźmi?” częściej stawia się pytanie „co ludzie robią ze środkami masowymi?”
(...)13. Ta popularna teoria tłumaczy zainteresowania odbiorców konkretnymi mediami,
aktywnością, jaka cechuje audytorium. Użytkownik sięga po określone medium, bo
ma jakiś z góry ustalony cel oraz świadomość, że media mogą pomóc w jego realizacji.
Jednocześnie pojawia się świadomość istnienia innych, konkurencyjnych w stosunku
do środków masowego przekazu, sposobów zaspokajania potrzeb i realizacji celów.
Mamy tu więc dwa istotne zagadnienia ‑ samoświadomość odbiorcy oraz konkurowanie mediów o uwagę audytorium. Te dwa czynniki odgrywają ważną rolę w procesie
odrzucenia dostępu do informacji. Założenie świadomości, a co za tym idzie aktywności audytorium, powoduje, że wraz z pewnymi cechami osobniczymi występują tacy
odbiorcy, którzy wykazują większą od innych aktywność, (Określa się ich często mianem fanów, bardziej aktywnie od innych poszukujących informacji. Częściej od innych
są oni także skłonni wybrać media, jako sposób zaspokojenia ich potrzeb). Jeśli potraktować to rozróżnienie jako część pewnego kontinuum, przy jednoczesnym określeniu
grupy “fanów”, jako wartości skrajnej, można będzie również stwierdzić istnienie nastawienia przeciwnego. Na drugim krańcu pojawiać się będą jednostki niechętne zbieraniu informacji, często wręcz nieufne nowoczesnym mediom. Takie jednostki można
nazwać “antyfanami” czy też kontestatorami są one również aktywne, jednak nie upatrują w nowoczesnych mediach i w rozwoju technologii sposobu, dla osiągania swoich
celów. To właśnie wśród „antyfanów” poszukiwać można najczęściej tych, którzy odrzucą dostęp do nowoczesnych mediów i będą wykazywać większe przywiązanie do
tradycyjnych sposobów zbierania informacji.
Jednostka może przyjąć nastawienie negatywne i kontestować współczesne media. Na przykład z powodu jakości przekazywanych informacji ‑ częsty jest wtedy brak
zgody na “globalną gawędę”. Wiele osób uważa dzisiejsze szybkie podejście do przedstawiania jak największej ilości informacji za coś negatywnego. Występuje brak zrozumienia np. dla nowoczesnych kanałów informacyjnych w telewizji, które tradycyjny
przekaz słowny i wizualny wzbogacają o paski informacyjne, do maksimum angażując
uwagę odbiorców. Odrzucający taki sposób informowania nie godzą się na wyścig za
informacją. Jednocześnie, wspomnieć można o nastawieniu przeciwnym. Coraz częściej mówi się o uzależnieniu od informacji, które objawia się koniecznością ciągłego
zdobywania wiedzy o wydarzeniach bieżących z mediów różnego rodzaju.
Sprzeciw wyrażany jest także wobec unifikacji kultury wokół ograniczonej liczby wzorców ‑ proces ten często nazywany jest imperializmem kulturowym (mylnie
13. Ch. Wright, Functional Analysis and Mass Communication Revisited, [w:] red. J.G Blumler, E. Katz The Uses of Mass
Communications, Londyn 1974, s. 197‑212.
47
Radosław Aksamit
identyfikowany bywa on jedynie z amerykanizacją kultury, podczas gdy imperializm
nie ogranicza się tylko do wpływów amerykańskich, bardziej widoczna jest tu dominacja zachodniego stylu życia). Osoby odrzucające nowoczesne media i informację z tego
powodu mają dużo większą niż w pozostałych przypadkach świadomość wtórności
formatu współczesnych przekazów medialnych.
Inne spojrzenie na omawianą kwestię daje idea pierwotnego poziomu kulturowego.
Jerzy Mikułowski Pomorski nawiązując do badań Edwarda T. Halla stwierdza, że tylko
jedna dziesiąta spośród aktów komunikowania jest przez człowieka całkowicie kontrolowana. Pozostałe z nich wiążą się głównie z wyuczonymi przez człowieka odruchami,
które nabywa się w procesie socjalizacji. Jeśli więc przyjąć, że nastawienie do świata
zewnętrznego i zachowania odbiorcze kształtowane są przez wdrażanie jednostki do
społeczeństwa, to odrzucenie informacji może wiązać się z pojęciem pierwotnego poziomu kulturowego. Każdy człowiek posiada swój niewerbalny program komunikacyjny, który
Edward T. Hall określa jako pierwotny poziom kulturowy. Uważa on iż: „pierwotny poziom kulturowy określa to, co jest znaczącą dla ludzi informacją, a przekazy, które nie zgadzają się z logiką tego schematu, są po prostu marnowane (...)”14. W tej perspektywie marnowany przekaz
to ten, który natrafia na odbiorcę, dla którego nie zgadza się on z jego wewnętrznymi
wartościami. Wpojone w procesie socjalizacji wartości i cechy, o których już wcześniej
wspominałem stają się więc najistotniejszym argumentem za „odrzuceniem”.
Współcześni badacze kultury zwracają uwagę na jeszcze jeden istotny element “globalnej gawędy” w doborze dostarczanych nam informacji. Zjawisko to często określa
się mianem “uwielbienia amatora”. Współczesne projekty, takie jak internetowa encyklopedia “Wikipedia”, czy portal “Youtube”, umożliwiają tworzenie własnych treści
i dzielenie się nimi z szerokim audytorium przez niemalże każdą osobę mającą dostęp
do Internetu. Tym samym każdy może kształtować otaczającą go rzeczywistość poprzez prezentowanie swoich poglądów i samego siebie innym. Co więcej, informacja
tego typu jest traktowana na równi z tymi, które niegdyś syntetyzowane były przez
specjalistów w tym zakresie (ważnym przykładem mogą tu być coraz popularniejsze
na całym świecie portale prezentujące tzw. dziennikarstwo obywatelskie, takie jak polski www.wiadomości24.pl). To także może być źródłem kontestacji ‑ brak zaufania do
tego rodzaju środków przekazu, zwłaszcza wśród osób przyzwyczajonych do wyraźnego rozgraniczenia pomiędzy nadawcą i odbiorcą przekazu medialnego (współczesna
technika pozwala każdemu kto posiada już niewielkie umiejętności, tworzyć przekazy,
których treść i jakość była wcześniej zarezerwowana dla profesjonalistów dysponujących odpowiednim warsztatem, narzędziami pracy i wiedzą). Jednocześnie zauważalny jest wynikający z tego inny dylemat ‑ otóż jednostka rezygnująca z odbioru informacji tworzonej w opisany powyżej sposób, rezygnuje także z możliwości redagowania
14. J. Mikułowski Pomorski, Komunikacja międzykulturowe. Wprowadzenie, Kraków 2003, s. 17.
48
Kontestatorzy nowych mediów
informacji przez siebie. Prowadzi to do jeszcze większego upośledzenia społecznego
i alienacji.
Powyższe akapity miały na celu przedstawienie możliwych powodów odrzucenia informacji przez “antyfanów”. Pełna kontestacja to jednak, jak wcześniej wspomniałem,
tylko skrajny element pewnego kontinuum. Pomiędzy “fanem” a “antyfanem” można
odnaleźć szereg postaw pośrednich. Chciałbym skupić się na przedstawieniu postaw
negujących konieczność dostępu do informacji. Typologię postaw wobec odrzucenia
nowoczesnych mediów można oprzeć o nastawienie do informacji, przez pryzmat jej
pochodzenia i podziału na bliższe i dalsze otoczenie15.
Jednostki mogą wykazywać następujące zachowania:
• odrzucanie wszelkich informacji z bliskiego i dalszego otoczenia
• odrzucenie informacji tylko z otoczenia bliskiego
•odrzucenie informacji tylko z otoczenia dalszego
•wybiórcze odrzucenie informacji z otoczenia bliskiego, dalekiego bądź
obu jednocześnie
Inna typologia postaw może wiązać się z wyborem mediów. Nie myślę o podziale
na media nowoczesne i tradycyjne, gdyż moja praca opiera się o problem odrzucenia
informacji w mediach pierwszego typu. Odbiorcy mogą dokonywać wyboru poszczególnych środków przekazu w ramach nowych mediów. W tym wypadku typologia
opierałaby się o wyszczególnienie postaw odrzucenia, np. Internetu, telefonii komórkowej (zwłaszcza trzeciej generacji), interaktywnej telewizji, itp. Typologia ta będzie
jednak traciła na znaczeniu w obliczu postępującej unifikacji mediów, scalającej dotychczasowo oddzielone od siebie środki przekazu.
W nawiązaniu do użytego przeze mnie stwierdzenia, iż ludzie odrzucają informacje także ze względu na nowoczesną formę ich przedstawienia, można podać kolejną
typologię. Wiązałaby się ona z zaproponowanym przez McLuhana podziałem na media zimne (angażujące wiele zmysłów) i gorące (angażujące tylko jeden zmysł). Jednostki wykazują następujące zachowania:
• odrzucenie mediów za równo ciepłych i zimnych
• odrzucenie mediów zimnych
• odrzucenie mediów ciepłych
Każdej z wymienionych powyżej postaw można przyporządkować jeden bądź
więcej z wcześniej podanych przeze mnie powodów “odrzucenia”.
Współczesnym mediom przypisuje się niezwykle ważną rolę w procesie integracji
15. Przez bliższe rozumiem informacje pochodzące z regionu i szczebla lokalnego, a przez otoczenie dalsze ‑ informacje
krajowe i ze świata.
49
Radosław Aksamit
społecznej. McCormack twierdzi, że nowoczesne społeczeństwo jest sfragmentaryzowane i jedynie media masowe dostarczają mu poczucia spójności, oferując syntezę doświadczenia społecznego (...).”16 Odrzucenie tego, co oferuje nam rozwój nowoczesnych technik medialnych
‑ a więc odrzucenie lekarstwa na fragmentaryzację społeczeństwa sprawia, że bezpośrednie otoczenie jednostki staje się zatomizowane – także stąd bierze się fakt alienacji.
T. Goban‑Klas pisze o wytworzeniu się luki informacyjnej. Opisuje on ją jako zwiększający się dystans między zrozumieniem środowiska technicznego, a informacyjną arogancją17.
Luka narasta pomiędzy decydującymi się na wykorzystanie nowych mediów a tymi,
którzy bądź nie mają takiej możliwości, bądź świadomie z niej rezygnują (analogia do
opisanych wcześniej “dopuszczonych” i “pozbawionych udziału”). Co więcej, mówi
się nie tylko o prozaicznym upośledzeniu ekonomicznym, ale nawet o upośledzeniu
cywilizacyjnym osób niemających dostępu do informacji. Poważnym polem do zastanowień staje się tu wizja, która dziś nadal wydaje się odległa, choć tak częste przywoływanie jej przez współczesnych badaczy z różnych dziedzin nadaje jej znamiona nieuniknioności ‑ wirtualna rzeczywistość. Derrick de Kerkhove wyrażał się o niej z taką
samą dozą nadziei, co obaw, porównując ją między innymi do Wieży Babel. Zwracał
on uwagę na gwałtowność przemian jakie niosłaby z sobą taka „zamiana rzeczywistości”. Wspomniane podziały i napięcia społeczne, byłyby w przypadku pojawienia się
alternatywnego społeczeństwa jeszcze większe. Zastanawiająca jest w tej perspektywie
kwestia tych, którzy już współcześnie nie podążają za rozwojem technologii.
Do wyzwań naszego świata dołączyło aktualnie wyzwanie informacji, wobec którego każda jednostka żyjąca w naszej formacji społecznej będzie musiała się prędzej czy
później ustosunkować. Wybór pomiędzy fanem a „antyfanem” to w naszych czasach
wybór o znacznie większej wadze, niż analogiczne decyzje związane z innymi mediami w poprzednich epokach rozwoju komunikacji. Społeczeństwo informacyjne niejako
wymusza opowiedzenie się po jednej ze stron.
RADOSŁAW AKSAMIT (Uniwersytet Śląski) ‑ student III roku politologii, specjalizacja
dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Współpracuje z różnymi mediami, obecnie
między innymi z Dziennikiem Zachodnim, publikował w Zalewie Kultury czy magazynie
społeczności Uniwersytetu Śląskiego Pre‑text. Członek Międzywydzioałowego
Stowarzyszenia Dziennikarzy „Mosty”. Interesuje się zagadnieniami związanymi
z komunikowaniem masowym, dysfunkcjami w komunikowaniu. Prywatnie,
długoletni miłośnik sportów motorowych.
16. T. Goban‑Klas, Media i komunikowanie masowe. Teorie i analizy prasy, radia, telewizji i Internetu, Warszawa‑Kraków
1999, s. 120.
17. Tamże, s. 302.
50
Damian Guzek
EWANGELIA W SIECI.
KOŚCIÓŁ KATOLICKI WOBEC INTERNETU
W dobie zawrotnych zmian technologicznych przed instytucją taką, jaką jest Kościół Katolicki, pojawia się problem stosunku, nastawienia do cyberprzestrzeni. Warto
przyjrzeć się temu, jak Kościół traktuje o Internecie w swoim oficjalnym nauczaniu,
przejawiającym się głównie w nauczaniu papieża. Temu poświęcony jest poniższy artykuł.
Watykan on-line
Pomysł sieci zbliżonej do Internetu zrodził się w umysłach informatyków na początku lat sześćdziesiątych. We wrześniu 1969 roku dla potrzeb amerykańskiego wojska
skonstruowano sieć o nazwie ARPANet. Umożliwiała ona pierwsze połączenia między
komputerami, równocześnie będąc odporną na zniszczenia ‑ w momencie uszkodzenia
części zasobów, reszta funkcjonowała nadal. Już pod koniec lat siedemdziesiątych istniało duże środowisko uczonych i programistów, którzy komunikowali się za pomocą
ARPANetu. W roku 1990 zastąpił ją nowszy i bardziej rozbudowany Internet, który po
niespełna pięciu latach został przekazany do powszechnego użytku.
W rekordowym tempie wynalazek dotarł do Watykanu. Oficjalna strona Stolicy
Apostolskiej - www.vatican.va - pojawiła się 24 grudnia 1995 roku. Umieszczono na niej
zdjęcie Jana Pawła II, papieskie orędzie na Boże Narodzenie oraz świąteczne życzenia
w pięćdziesięciu czterech językach świata. Pomysł ówczesnego rzecznika Watykanu,
Joaquina Navarro-Vallsa, zrealizowany przez siostrę Judith Zoebelein, ze zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Eucharystii, wzbudził ogromne zainteresowanie internautów. W ciągu pierwszych trzech dni istnienia strony, odwiedziło ją ponad pół miliona
1. M. Castells, Galaktyka Internetu. Refleksje nad Internetem, biznesem i społeczeństwem, Poznań 2003, s. 23.
51
Damian Guzek
osób. Dla porównania w marcu 2003 roku odwiedzin było już 3,6 mln, czyli przeciętnie
ponad 116 tys. wizyt dziennie.
W początkach 2007 roku, pod adresem www.vaticanstate.va, pojawiła się strona
Państwa Watykańskiego. Nowa witryna uzupełnia treści poprzedniej, dzięki czemu
internauci mogą łatwo uzyskać informacje na temat papiestwa, zagłębić się w lekturę kościelnych dokumentów, wirtualnie zwiedzić Muzea Watykańskie, czy podejrzeć
przez jedną z pięciu watykańskich kamer aktualne zdjęcia z Placu św. Piotra.
Dlaczego Kościół interesuje się Internetem?
Powodów, dla których Kościół wchodzi w przestrzeń wirtualną i stara się sprostać
wyzwaniu wirtualnego świata, jest wiele. Pewne kwestie można jednak określić, jako
przesądzające o jego obecności w sieci. Po pierwsze, Kościół jest skoncentrowany na
człowieku. Towarzyszy mu przez całe życie na ziemi i przygotowuje go do przyszłego istnienia z Bogiem. W różnych okresach historycznych, obecność Kościoła w życiu
jego wiernych przybierała różne formy, właściwe dla spraw absorbujących ludzi danej
epoki. Dziś przestrzenią największej ekspansji i zainteresowania człowieka jest Internet. Kościół wie, że aby pozostać skutecznym w swoich działaniach, nie może pomijać
tak dynamicznie rozwijającego się narzędzia komunikacji. Z jednej strony stoi przed
elementem i czynnikiem rozwoju dzisiejszej kultury, z drugiej przed przestrzenią doskonałą dla rozwoju moralnego zła.
Po Soborze Watykańskim II, szczególnie zaś mocno za pontyfikatu Jana Pawła
II, Kościół Katolicki posiadł wcześniej nie znaną sobie otwartość na świat i zdobycze
techniki. Fakt ten pobudził środowiska katolickie do intensywnej refleksji nad rozwojem
środowiska informacyjnego. Efektem jest- używając języka teologii- odczytanie
internetu jako nowego „znaku czasu”. Co to oznacza owo pojęcie? Francuski teolog,
Marie-Dominique Chenu w swej definicji znaków czasu podkreślił, że wyrażają one
potrzeby i aspiracje dzisiejszej ludzkości. Oczywistym jest więc zainteresowanie Kościoła
Internetem- dotarcie do współczesnego człowieka bez zrozumienia jego potrzeb
i aspiracji, jest niepełne. Pominięcie Internetu nie oddaje całości ludzkiej egzystencji
w XXI wieku. Na temat znaków czasu szeroko wypowiada się Sobór Watykański II
w Konstytucji „Gaudium et spes”: Kościół zawsze zobowiązany jest do badania znaków czasu
i ich interpretowania w świetle Ewangelii, tak aby w sposób dosłowny do każdego pokolenia mógł
odpowiadać na odwieczne pytania ludzi o sens życia doczesnego i przyszłego oraz ich wzajemną
relację. Trzeba więc, aby świat, w którym żyjemy, a także jego często dramatyczne oczekiwania,
pragnienia i założenia były poznawane i rozumiane.
2. Zob. R. Podpora Watykan i Internet [w:] „E-mentor”, 2007, nr 1.
3. K. Pokorna‑Ignatowicz, Kościół w świecie mediów. Historia- dokumenty- dylematy, Kraków 2002, s.148.
4. Znaki czasu (łac. signum temporis) to pojęcie pochodzenia biblijnego ( Jezus zarzuca Żydom, że nie potrafią rozpoznać
znaków czasu - Mt 16, 2-3; Łk 12, 54-57), które wprowadził do nauki katolickiej Jana XXIII. Oznacza zjawiska
charakterystyczne dla danej epoki, wpływające na egzystencję żyjących w niej ludzi.
5. M. D. Chenu, Znaki czasu. Refleksja teologiczna, [w:] Chrześcijanin w świecie, Warszawa 1969, s. 50.
6. Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes”[w:] Sobór Watykański II. Konstytucje ,
52
Ewangelia w sieci
Na końcu Ewangelii św. Mateusza oraz Ewangelii św. Marka, Chrystus nakazuje Apostołom głoszenie Jego nauki w świecie. Zlecenie ewangelizowania w czasach
apostolskich wyznawcy Chrystusa realizowali ustnie. Dziś takie mówienie o Nim nie
wystarcza. Ponieważ współczesnym areopagiem są media, członkowie Kościoła muszą realizować swoją misję właśnie w ich obszarze; w prasie, filmie, telewizji, a ostatnio
również w Internecie.
Stosunek do Internetu
W dokumentach kościelnych Internet przedstawiony jest pozytywnie. Magisterium nazwa go darem Bożym oraz źródłem korzyści dla rasy ludzkiej, widząc w nim ważne narzędzie rozwoju człowieka. Ten optymizm nie jest jednak bezkrytyczny. Owszem,
Internet jako środek społecznego przekazu10 sam w sobie jest moralnie obojętny i wolny od zła, jednak jego wykorzystanie zawsze przynosi konkretne, moralne konsekwencje. Kościół w swoim nauczaniu na temat cyberprzestrzeni wskazuje etyczne i moralne
kryteria, w oparciu o które osoba wierząca powinna posługiwać się siecią, aby realizować szeroko pojęte dobro. Po pierwsze, swoistą miarą, a zarazem celem korzystania
z mediów powinny być osoba i wspólnota ludzka. Godność osoby ludzkiej jest normą
nadrzędną, organizującą przestrzeń użytkowania sieci. Drugie kryterium opiera się na
zasadzie stwierdzającej, iż dobro osób nie może być realizowane niezależnie od zespołowego dobra wspólnot, do których te osoby należą11.
Pierwsza wypowiedź Kościoła na temat technologii informacyjnej ‑ orędzie Jana
Pawła II na XXIV Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu z 24 stycznia 1990
roku: „Misja Kościoła w erze Komputerów” ‑ wyprzedziła masowe upowszechnienie
sieci. Chociaż słowo „Internet” nie pada w orędziu ani razu, znawcy tematu zgodnie
uznają dokument za „chrzest” cyberprzestrzeni. Co więcej, to zakończenie i pełnia akceptacji Kościoła Katolickiego dla rodzących się nowych form społecznego przekazu.
W odróżnieniu do historii prasy i filmu, początki Internetu nie były obarczone wrogością ze strony Stolicy Apostolskiej. Ze strony Kościoła nie było dystansu i niepewności,
jakie towarzyszyły narodzinom radia i telewizji. Wręcz przeciwnie - jak wspomniałem
wcześniej - papiestwo w rekordowym tempie wkroczyło w świat komputerów.
We wspomnianym orędziu, Jan Paweł II odnosi się do technologii informacyjnej słowami swojego poprzednika Pawła VI12. Papież widzi, że najnowsze technicznie
dekrety, deklaracje, oprac. M.Przybył, Poznań 2002, s.528.
7. Por. Mt 28,19-20; Mk 16,15-16.
8. Papieska Rada ds. Środków Społecznego Przekazu, Kościół a Internet, nr 1.
9. Papieska Rada ds. Środków Społecznego Przekazu, Etyka w Internecie, nr 6.
10. To określenie mediów, które funkcjonuje we wszystkich dokumentach kościelnych, zwraca uwagę na społeczny
charakter środków przekazu. Jest ono wynikiem oporu Kościoła względem stosowania terminu mass media, co z kolei
wynika z faktu, iż Kościół uważa media za powołane do bycia narzędziem budowania wspólnoty między ludźmi. Media
nie powinny zatem docierać do bezkształtnych mas lecz do właściwie formowanych społeczeństw i jednostek.
11. Papieska Rada Iustitia et Pax, Kompendium nauki społecznej Kościoła, Kielce 2005, s. 272.
12. Paweł VI w Adhortacji Apostolskiej Evangelii Nuntiandi z 1975r. napisał o mediach: Kościół byłby winny przed
swoim Panem, gdyby nie używał tych potężnych pomocy, [mediów] które ludzki umysł coraz bardziej usprawnia i doskonali.
53
Damian Guzek
środki przekazu urosły do rangi elementów kultury. Stąd też jego wskazanie, by korzystanie z nich środków przez katolików było normą.
Dokumenty kościelne wskazują na wiele zalet, jakie magisterium dostrzegło
w Internecie. Po pierwsze Internet okazuje się doskonałym środkiem głoszenia Ewangelii i katechizacji. Papież stwierdza: Wraz z pojawieniem się komputerowych technik telekomunikacji oraz tak zwanych skomputeryzowanych systemów uczestnictwa, Kościół otrzymał
nowe środki realizacji swojej misji (...) W nowej kulturze komputerów Kościół może szybciej
informować świat o swoim „credo” i wyjaśniać swe stanowisko wobec każdego problemu czy
wydarzenia. Może też wyraźniej słyszeć głos opinii publicznej i prowadzić nieustanny dialog
z otaczającym go światem, angażując się dzięki temu jeszcze aktywniej we wspólne poszukiwanie rozwiązań dla licznych, palących problemów ludzkości13. Wezwanie do rozgłaszania
prawdy Ewangelii na dachach, w sposób dosłowny jest realizowane w sieci, posiadającej zdolność przekazywania nowiny o Jezusie Chrystusie wszędzie, wbrew wszelkim
granicom państwowym czy mentalnym.
Internet jest też źródłem informacji o wydarzeniach w życiu chrześcijan. Daje szeroki i bezpośredni dostęp do ważnych zasobów religijnych i duchowych; nauczania
Kościoła, Pisma Świętego, twórczości Ojców i Doktorów Kościoła, historii oraz tradycji
kościołów lokalnych, ale również wspaniałych bibliotek, muzeów i miejsc kultu.
Sieć umożliwia Kościołowi dialog z młodzieżą. Jest forum spotkania Kościoła
z ludźmi młodymi, okazją do propagowania treści chrześcijańskich. Umożliwia również kontakt z najstarszymi użytkownikami, osobami skazanymi na pozostanie w domach. Daje możliwość wymiany myśli z ludźmi o podobnych przekonaniach, tworzenia
tzw. wirtualnych wspólnot (virtual community), które nabierają charakteru właściwego
grupom społecznym. Z tej perspektywy można powiedzieć o Internecie, że odpowiada
na ludzką potrzebę komunikacji, czyli tworzenia wspólnoty, jak żadne inne medium.
Co więcej, Internet jest przestrzenią spotkania kultur. Dociera do członków ogromnej
liczby grup etnicznych i religijnych, pozwala na wzajemne poznanie, weryfikację stereotypów, a przez to rozwiązywanie licznych problemów, tworzenie świata w którym
wartością nadrzędną staje się sprawiedliwość, pokój i miłość.
Świat wirtualny nie zastępuje w pełni prawdziwej wspólnoty, nie jest również
przestrzenią udzielania sakramentów, sprawowania liturgii czy bezpośredniego odczytywania Ewangelii, może jednak uzupełnić te czynności, pozwolić na głębszą refleksję
nad ich treścią, na modlitwę w poczuciu wspólnoty, w sytuacji konieczności pozostania
w domu lub samotności.
Dokumenty wspominają o twórczym zastosowaniu Internetu w różnych aspektach administracji i zarządzania wewnątrz Kościoła. Sieć ułatwia kontakt miedzy Stolicą Apostolską a Kościołami partykularnymi, czego przykładem jest wydarzenie z 22 listopada 2001 roku. Wówczas to Jan Paweł II z racji ogromnego rozproszenia Kościoła
Za ich pośrednictwem głosi orędzie, jakie mu zostało powierzone, „na dachach” w nich znajduje nowe i skuteczne formy świętego
oddziaływania, współczesną ambonę; poprzez nie może przemawiać do rzesz.
13. Jan Paweł II, Orędzie na XXIV Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu, 24 stycznia 1990r.
54
Ewangelia w sieci
w Oceanii postanowił przesłać tamtejszym biskupom treść adhortacji „Ecclesia in Oceania” za pośrednictwem Internetu. Papież naciskał klawisz „enter” na oczach dziennikarzy telewizyjnych z całego świata. Już jednak podczas prac przygotowawczych nad
adhortacją, Kościół wykorzystywał sieć. Dzięki temu konsultacje z ekspertami i współpraca świeckich z duchowieństwem okazały się o znacznie łatwiejsze.
Problemy sieci
Z perspektywy nauki społecznej Kościoła z siecią wiążą się także istotne społecznie zagrożenia. Odniosę się do tych zagrożeń, które dokumenty akcentują dość mocno.
Chciałbym jednak najpierw przytoczyć pogląd Marka Robaka z UKSW- Kościół uważa te zagrożenia za kwestie do rozwiązania, a nie powody do izolowania się od sieci14.
Głównym problemem jest tzw. cyfrowa przepaść ‑ dyskryminacja w dostępie do
Internetu. Zjawisko, które przejawia się w istnieniu podziału na bogatych, mających
nieskrępowany dostęp do sieci oraz biednych, którzy są tego dostępu pozbawieni,
godzi w kościelną wizję Internetu, jako narzędzia rozwoju solidarności i braterstwa.
Zgodnie z nauką społeczną, cyberprzestrzeń powinna być dla wszystkich bezpłatnym
źródłem informacji. Kościół przypomina w swoich apelach skierowanych do instytucji
publicznych, że zadbanie o możliwość użytkowania sieci przez osoby z mniej uprzywilejowanych grup społecznych ‑ to jest wprowadzanie zasady solidarności społecznej
‑ należy właśnie do nich.
Papieska Komisja ds. Środków Przekazu w „Etyce w Internecie” porusza też kwestię warsztatu i etyki pracy dziennikarza internetowego: (...) konkurencja ekonomiczna
i całodobowa natura dziennikarstwa internetowego przyczyniają się także do pogoni za sensacją
i plotkami, do zlewania ze sobą wiadomości, reklamy i rozrywki oraz do wyraźnego zaginięcia
poważnego reportażu i komentarza15. Zarzut względem nowego typu dziennikarstwa, poniekąd jest słuszny ‑ przy takiej ilości informacji nietrudno o braki, słabość artystyczną
warsztatu czy brak sprawdzalności źródeł. Problem tego typu wymaga naprawy przez
samych dziennikarzy. Czy jednak dziennikarstwo internetowe pozostaje, jak postrzega
to Kościół, synonimem braku profesjonalizmu – kwestia ta pozostaje z całą pewnością
dyskusyjna.
Internet, jako potężne narzędzie globalizacji, umożliwia dialog i wymianę kulturową. Równocześnie przynosi swoisty kulturowy imperializm, dominację nowatorskich
wartości i sposobów myślenia. Kościół nie zgadza się na ten stan rzeczy. Sieć opanowana jest bowiem przez wartości zachodniej kultury świeckiej, która nie tylko przytłacza
tradycyjne wartości i wzory postępowania- często wręcz je niszczy.
Czasem władze publiczne blokują dostęp do informacji, dezinformują bądź szerzą propagandę w Internecie. Magisterium Kościoła widzi ten problem szczególnie
14. Marek Robak, Czy Kościół lubi Internet? Sieć komputerowa w świetle wypowiedzi Kościoła katolickiego [w:] T. Zasępa,
Internet i nowe technologie ‑ ku społeczeństwu przyszłości, Częstochowa 2001, s. 64.
15. Papieska Rada ds. Środków Społecznego Przekazu, Etyka w Internecie, nr 13.
55
Damian Guzek
w przypadku państw autorytarnych: reżimy autorytarne są pod tym względem zdecydowanie najgorszymi przestępcami16. Kościół sygnalizuje, że to zjawisko ma miejsce również
w przypadku liberalnych demokracji, gdzie media pełnią funkcje współczesnej agory,
przestrzeni dyskursu społecznego, a nawet czwartej władzy. Z dokumentów kościelnych wynika wyziera jasny pogląd na tę sprawę: w liberalnych demokracjach prym
w dezinformowaniu wiodą nie instytucje publiczne, lecz same środki przekazu. Stolica
Święta na potwierdzenie tej tezy posługuje się dwoma argumentami. Pierwszym jest
to, że praktyka dnia codziennego pokazuje, iż bardzo często media są osiągalne wyłączne przez najbogatszych uczestników gry politycznej, mających realny wpływ na
zmianę pozycji danego środka przekazu. Przez to dostęp do środków przekazu w celu
wyrażenia opinii jest poważnie ograniczony. Drugim jest fakt otrzymywania za pośrednictwem mediów obrazów przepełnionych złem, w których (...) politycy i ich doradcy
gwałcą prawdę i uczciwość, fałszywie przedstawiając oponentów i sprowadzając ich kwestie do
nieistotnych wymiarów17. Przynosi to niezwykle pesymistyczny ogląd rzeczywistości.
Dla Kościoła poważnym dylematem wynikającym z istnienia Internetu jest rozprzestrzenianie się mylnego pojęcia wolności wyrazu. W sieci absolutyzuje się wolność
i podnosi ją do rangi źródła wartości. Liberalna zasada „wolno mi to, co nie ogranicza
wolności drugiej osoby”, ustępuje tu miejsca skrajnie liberalnemu podejściu: „wolno
mi wszystko”. Co więcej, dokonywanie wyboru kształtuje się w oparciu o kryterium
szczerości, autentyczności i bycia w zgodzie ze sobą, a nie jak dotychczas - w oparciu
o kryterium prawdy. Chrześcijańska wizja człowieka kłóci się z takim stanem rzeczy.
Ponadto widzi w nim coś więcej niż tylko błędna ideę wolności. Postrzega jego wewnętrzny chaos.
Z dokumentów można odczytać, że Kościół apeluje do władz o wyznaczenie rozsądnych granic swobody w Internecie, zwłaszcza w kwestiach:
• propagowania nienawiści,
• rozpowszechniania pornografii i szerzenie przemocy,
• cyberterroryzmu i przestępczości internetowej,
• celowego szkodzenia innym użytkownikom Internetu.
Istotne znaczenie przy ocenie etyki Internetu ma decentralizacja. Konstruktorzy
Internetu wytyczyli sobie za cel zbudowanie sieci, która przetrwa, gdy jej część zostanie zniszczona. Zamysł ten szybko został wykorzystany. Pornografia jest najłatwiej
dostępna właśnie w Internecie, a większość użytkowników sieci akceptuje ten stan rzeczy jako normę. Kolejną kwestią jest problem obecności w sieci witryn, nastawionych
na szerzenie nienawiści czy atakowanie religii, bardzo trudno poddających się regulacji. Wg Marka Robaka Internet pozostawia również otwartą furtkę dla demagogów
i ideologów, co w ostatnich latach potwierdza rozwój internetowych grup nazistowskich
w Niemczech18.
16. Tamże, nr 12.
17. Tamże.
18. M. Robak, Teologia cyberświata [w:] T. Zasępa, Internet fenomen społeczeństwa informacyjnego, Częstochowa 2001, s. 50.
56
Ewangelia w sieci
W Internecie Kościół zmaga się z problemem wiarygodności głoszonej nauki o religii chrześcijańskiej. Rozprzestrzenianie się nieoficjalnych witryn katolickich sprawia,
że trudno rozróżnić błędne interpretacje chrześcijańskich prawd wiary i dziwne praktyki pobożności od autentycznej kościelnej doktryny. Rozwiązaniem tej kwestii zdaje
się być przyznawanie wirtualnego imprimatur19 tym stronom, które oferują rzeczową
i zgodną z nauczaniem Kościoła informację. W myśl Kościoła w grę wchodziłoby stworzenie systemu certyfikatów nadawanych dobrowolnie na poziomie lokalnym i narodowym, pozostających przy tym pod nadzorem przedstawicieli Magisterium20.
W kwestii związanych z religią Internet powoduje jeszcze jedno zagrożenie: w odróżnieniu od wcześniejszych środków przekazu niesie ze sobą zmianę sposobu, w jaki
ludzie rozumieją swoje życie, podchodzą do spraw wiary, czy kształtują relacje z innymi. Szeroki wybór produktów i usług dostępnych w sieci nie pozostaje bez wpływu na
dokonywane poza nią wybory. Kościół obawia się, że u niektórych katolików Internet
może przyczyniać się do wzrostu wybiórczego podejścia do wymogów nauki Kościoła,
do konsumpcyjnego potraktowania wiary, co w konsekwencji spowoduje ich zobojętnienie i ostatecznie odsuniecie się od spraw religii.
Spowiedź przed komputerem?
Zacierająca się granica miedzy światem realnym a wirtualnym stała się powodem
zaistnienia pytania o możliwość udzielania sakramentów za pośrednictwem sieci. Najczęściej podnoszona jest tu kwestia spowiedzi przez Internet. Czy wizytę w konfesjonale będzie można zastąpić przed komputerem? Istnieją przecież sytuacje, w których
kontakt kapłana z penitentem jest bardziej anonimowy niż niejedna rozmowa na czacie. Magisterium Kościoła odrzuca jednak możliwość udzielania sakramentów przez
Internet. „Kościół a Internet” stwierdza w tej kwestii: Rzeczywistość wirtualna nie jest zamiennikiem realnej Obecności Chrystusa w Eucharystii, sakramentalnej rzeczywistości innych
sakramentów i współudziału w kulcie sprawowanym w żywej wspólnocie. W Internecie nie ma
sakramentów; a nawet doświadczenia religijne, możliwe w nim dzięki łasce Boga nie są wystarczające w oderwaniu od współdziałania z innymi wiernymi w świecie rzeczywistym21.
Podejmując refleksję nad powyższą wypowiedzią, trzeba wstępnie przyjąć do
wiadomości, że Internet nie stanie się podstawowym narzędziem komunikacji Kościoła. O ile nadaje się do pewnych form ewangelizowania i katechezy, o tyle nie przystaje
do chrześcijańskiego nastawienia na ortopraksję, czyli na przekładanie wiary w czyn.
Jezus z Nazaretu był przecież realistą bez złudzeń. Podobnie jego uczniowie, czego dobitny przykład odnajdujemy w słowach Listu św. Jakuba: Tak też i wiara, jeśli nie byłaby
połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie22. Co więcej w chrześcijaństwie miejscem
19. Imprimatur- (łac. niech będzie odbite) to w publikacjach kościelnych pozwolenie na druk książki, oficjalna zgoda
władz kościelnych, zazwyczaj zaznaczona na odwrocie strony tytułowej.
20. Papieska Rada ds. Środków Społecznego Przekazu, Kościół a Internet, nr 11.
21. Tamże, nr 9.
22. Jk 2,17.
57
Damian Guzek
realizowania się człowieka jest wspólnota. Uznanie sakramentów udzielanych przez
Internet za ważne, oznaczałoby zatem, że Kościół akceptuje wizję człowieka zamkniętego w sztucznym świecie, w którym prawdziwej wspólnoty próżno szukać. Najwyżej
tworzą się jej namiastki w postaci wspólnot wirtualnych, są jednak obarczone wieloma
brakami.
Problem ważności sakramentów w Internecie wynika również z faktu, że każdemu sakramentowi towarzyszą konkretne znaki23 potwierdzające jego dokonanie
w konkretnym momencie. I tak dziecko polewa się na chrzcie wodą, a złączone ręce nowożeńców przewiązuje stułą. Bogusław Nadolski podkreśla, że w przestrzeni liturgii
znaki stanowią pomost między dwoma światami ‑ boskim i ludzkim ‑ gdzie, co innego
się widzi, a co innego rozumie24. Brak znaków jest więc widocznym brakiem dokonania
sakramentu ‑ to wyklucza spowiedź przez Internet.
Podsumowanie
Kościół uważnie przygląda się rozwojowi nowych środków komunikacji, czego
wyrazem jest dogłębna refleksja nad nowymi mediami, w tym nad Internetem. Zainteresowanie siecią przez Jana Pawła II zaowocowało jej wykorzystaniem w celu zbliżenia
Kościoła do świata. Kościół uznał ją za nowy znak czasu, a jednocześnie wskazał moralne kryteria jej użytkowania. Obecność w cyberprzestrzeni przyniosła i nadal przynosi
wspólnocie katolickiej ogromne korzyści. Pozwala jej na ewangelizowanie i katechezę
wbrew wielu blokadom, na dotarcie w miejsca dla misjonarzy zamknięte. Sieć staje się
skarbnicą wiedzy dla chrześcijan, ale również dla tych, którzy mają niewiele wspólnego
z Chrystusem, a to prowadzi do dialogu i lepszego poznania.
Jednocześnie Internet rodzi wiele wyzwań. Z jednej strony jest przecież nowym
elementem ludzkiej kultury, z drugiej obszarem, w którym rozwijają się bez przeszkód
przestępczość i egoizm. To nowe problemy, z którymi przychodzi się zmierzyć
Kościołowi.
DAMIAN GUZEK (Uniwersytet Śląski) – student IV roku politologii, specjalność
dziennikarstwo i komunikacja społeczna oraz teologii, specjalność ogólna.
Studiuje politologię według indywidualnego toku pod kierunkiem dr hab. Marka
Jachimowskiego. Stypendysta Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Członek
Międzywydziałowego Stowarzyszenia„Mosty”. Jego zainteresowania oscylują w kręgu
przestrzeni media - kościół, judaizmu oraz problematyki teologii systematycznej.
W 2005 współpracował z Dziennikiem Zachodnim, obecnie współpracuje z
katowickim wydaniem tygodnika Gość Niedzielny.
23. W liturgice (jedna z dziedzin teologii) znakiem określa się rzecz, osobę, działanie, poprzez którą dochodzimy do
poznania ukrytej rzeczywistości nadprzyrodzonej.
24. ks. B. Nadolski, Liturgika fundamentalna, Poznań 1989, s. 19.
58
Szkice Antropologiczne
Monika Glosowitz
HISTORIE RODZIN W WIERSZACH.
O PORTRETACH KOBIECYCH W CYKLACH POETYCKICH
And death shall have no dominion
(Dylan Thomas)
Zaczyna się pewnie od lęku przed śmiercią. Swoją lub cudzą. (Ostatecznie chyba
jednak zawsze swoją.) Ten lęk rodzi obraz, obraz — słowa. Bo obraz staje się pismem od
momentu, kiedy jest znaczący: jak pismo, przywołuje lexis, słownik. Właśnie poetycka mantra umożliwia zaklinanie czasu. Co więcej, unieruchamia to, co w danej chwili postrzegane, stając się surogatem określonego bytu. Jednocześnie zabija też konkretne hic et
nunc. Niewątpliwie więc narodziny obrazu wiążą się ze śmiercią — jak twierdzi Régis Debray. W ten sposób dwa fundamentalne antonimy: życia i śmierci, łączą się w poezji,
tworząc paradoks Żywego Obrazu.
Na trop powinowactwa obrazu ze śmiercią naprowadza już sam źródłosłów.
1. D. Thomas, And death shall have no dominion, [w:] tegoż, Wiersze wybrane, przeł. S. Barańczak, Kraków 1974, s. 74
2. Choć typologia zaproponowana przez Leo Hoeka uwzględnia oprócz uprzedniości obrazu również uprzedniość
tekstu oraz symultaniczność tekstu i obrazu. Patrz: A. Dziadek, Obrazy i wiersze: z zagadnień interferencji sztuk w polskiej
poezji współczesnej, Katowice 2004, s. 8. Natomiast Gaston Bachelard zwraca uwagę na pierwotność obrazu ‑ bodźca
implikującego samoopisanie. Patrz: Woda i marzenia, w: tegoż, Wyobraźnia poetycka: wybór pism, przeł. H. Cudak,
A.Tatarkiewicz, Warszawa 1975.
3. R. Barthes, Mit dzisiaj, [w:] tegoż, Mit i znak, Warszawa 1970, s. 27.
4. R. Debray, Narodziny przez śmierć, przeł. M. Ochab, [w:] Wymiary śmierci, wybór i słowo wstępne S. Rosiek, Gdańsk
2002, s. 243.
5. Termin R. Barthes’a. Patrz: Światło obrazu. Uwagi o fotografii, przeł. J. Trznadel, Warszawa 1996, s. 55.
61
Monika Glosowitz
Łaciński czasownik protrahere, od którego wywodzimy rzeczownik portret, oznacza
bowiem wywoływanie, ujawnianie, rozciąganie i przedłużanie. Co więcej, u źródeł
tradycji ogólnie pojętego portretowania stoi maska, która podczas ceremonii pogrzebowych (i jeszcze długo po ich zakończeniu) miała zaprzeczać śmierci i sprawiać wrażenie ciągłego istnienia umarłego.
Zwyczaj portretowania (zarówno malarskiego, fotograficznego, jak i literackiego)
osób (jeszcze) żyjących również nie był więc wolny od doświadczania śmierci. Roland
Barthes nazywa ten proces „mikrodoświadczeniem śmierci”. „Ja” ujmowane jest w nawias. „Chwilowe ja” zostaje mimowolnie uśmiercone. Umieranie i uśmiercanie zostają
6. N. Jenkins, Wokół „Autoportretu” Johna Ashbery’ego, „Literatura na Świecie”, nr 7—8 2006, s. 32
7. W. Steiner, Portret w literaturze i malarstwie. Semiotyka gatunku, przeł. M. Adamie, „Punkt” 1978, nr 4, s. 181
8. W prehistorii portretu można wyróżnić dwie lokalnie utrwalone tradycje: egipską, która dążyła do stworzenia
fizjonomicznie identycznego sobowtóra człowieka w postaci maski pogrzebowej, oraz etrusko‑rzymską, gdzie z kolei
z samego nieboszczyka zdejmowano woskową maskę. Pierwsze portrety kobiece powstawały już w III tysiącleciu przed
naszą erą — były to podobizny Tii, Nefretete i jej córek. „Przedportrety” miały więc nierozerwalny związek z rytuałami
żałobnymi (por. W. Toporow, Tezy do prehistorii „portretu” jako szczególnej klasy tekstów, przeł. B. Żyłko, „Teksty Drugie”,
nr 1–2 2004, s. 180.).
Usamodzielnienie się portretu malarskiego nastąpiło w XV wieku. Emancypacja sztuki portretowania wiąże się przede
wszystkim z oderwaniem aktu tworzenia od bezpośredniego doświadczenia śmierci. Dąży się wtedy do pełnoplastycznego
odtworzenia portretowanego w trójwymiarowej przestrzeni, do prawidłowego wkomponowania go w tło i konsekwentnego
ujęcia światła w obrazie (por. Literatura i sztuka. Epoka nowożytna, red. M. Krzywda-Pogorzelski, Warszawa 2003,
s. 13.). Z czasem też w centrum portretu znajdzie się człowiek „jako taki” zamiast sakralnie (czy później społecznie)
nacechowanej postaci.
Przełom XVIII i XIX wieku to czas koegzystencji myśli klasycystycznej i romantycznej w malarstwie portretowym. Co
ciekawe, w czasie rewolucji francuskiej maszyną do portretowania stała się nawet gilotyna. Portret zgilotynowanego
stanowił wtedy jeden z najbardziej zadomowionych rodzajów dzieła malarskiego (por. D. Arasse, Gilotyna a portret,
[w:] Wymiary śmierci, wybór i słowo wstępne S. Rosiek, Gdańsk 2002, s. 129.). Druga połowa XIX wieku przynosi
zaś realistyczne portrety o psychologicznej głębi i jednoczesnej prostocie środków wyrazu. Nie można też pominąć
impresjonistycznych portretów pogłębionych o malarską „aurę” otaczającą modela, a wynikającą z cech jego charakteru.
Właściwa deformacja wizerunku rozpoczyna się wraz z zadomowieniem się w sztuce kierunków awangardowych:
kubistycznych portretów pędzla Picassa czy ekspresjonistycznych autorstwa Kokoschki. Sztuka po II wojnie światowej
niesie natomiast podobizny głów słynnych postaci popkultury wykonane w technice serigrafii, ale również fotografie
przerabiane w technice malarskiej, najczęściej przy użyciu żywic syntetycznych i akrylu, w nieco późniejszym nurcie
hiperrealizmu (por. B. Osińska, Sztuka i czas. Od klasycyzmu do współczesności, Warszawa 2005, s. 230.).
Około roku 1840 pojawiają się z kolei pierwsze fotograficzne portrety, dzięki którym zwyczaj uwieczniania samego
siebie na dagerotypowych płytkach staje się niezwykle popularny. W dalszym ciągu portretowano zmarłych — panowała
zwłaszcza moda na fotografowanie dziecięcych ciał (por. A. Cymer: Pierwsze portrety – dagerotypy. Cyt. za: http://fotal.pl/
artykul/Pierwsze_portrety_dagerotypy_doc13122.html?PHPSESSID=42f53P). W ten sposób sztuka wraca do punktu
wyjścia — do ambicji unieruchomienia i unieśmiertelnienia jednostki. Portret więc, faktycznie, funkcjonuje jako indeks,
znak realnej obecności (W. Steiner, Portret w literaturze i malarstwie…, dz. cyt., s. 180.).
Odrzucenie rytualnych praktyk wiązało się także z zastąpieniem ich już w konfucjanizmie przez pełne pietyzmu
wspominanie (por. H. Belting, Obraz i cień. Dantego teoria obrazu przekształcona w teorię sztuki, przeł. M. Śnieciński,
„Teksty Drugie”, nr 4 2006, s. 136.). Stąd już tylko krok do początków portretu literackiego, które wiążą się zapewne
z powstawaniem pierwszych wierszowanych epitafiów, a więc około V w. p.n.e. Utwory tego rodzaju, stanowiąc lapidarną
summę życia nieboszczyka, nierzadko stawały się panegirykami. Pierwsze teorie opisu postaci pojawiają się natomiast już
w retorycznych koncepcjach Cycerona i Kwintyliana. Opis w jednej ze swoich funkcji traktowany był jako stylistyczna
„figura myśli” służąca przekonaniu słuchaczy. Descriptio personae uzupełnił w znaczący sposób Pseudo-Longinus, zwracając
uwagę na potrzebę opisywania wyłącznie piękna ciała, którym obdarzyła człowieka natura (por. D. Ostaszewska, Wstęp,
w: tejże, Postać w literaturze. Wizerunek staropolski, Katowice 2001, s. 8–10.).
Autor podejmujący się takiego zadania lokował się więc na pozycji portretującego, wybierając cechy (i często je
też wyjaskrawiając), które miały zostać uwiecznione w poetyckim, często quasi-nagrobkowym portrecie. Celem
pierwszych literackich konterfektów było głównie podkreślenie pozycji finansowej i społecznej portretowanego, stąd
skonwencjonalizowanie form i środków twórczych. Rozpowszechnienie portretu jako autonomicznego gatunku literackiego
miało miejsce w XVII wieku, kiedy stanowił on jedną z powszechnych zabaw towarzyskich w arystokratycznych salonach
Francji. Również w późniejszych wielkich powieściach realistycznych sylwetki postaci są rysowane detalistycznie.
Przedstawiane są nawet najdelikatniejsze rysy twarzy bohaterów na przykład w Idiocie Fiodora Dostojewskiego.
9. R. Barthes, Światło obrazu. Uwagi o fotografii, przeł. J. Trznadel, Warszawa 1996, s. 25.
62
Historie rodzin w wierszach
sprzęgnięte w jednym procesie portretowania, a podmiot jest przekształcany w przedmiot. Muzealny rekwizyt. Dzięki temu staje się jednak artefaktem pamięci. Podmiot,
którego już nie ma, zostaje powtórnie uobecniony w ramach przedmiotu.
Dwie cenione poetki brytyjskie: Fleur Adcock i Anne Stevenson, urodzone na
początku lat trzydziestych, stworzyły cykle poetyckie poświęcone historiom rodzin.
W tomie Looking Back z 1997 roku Adcock dała wyraz fascynacji genealogią własnych
krewnych, Stevenson w tomie Correspondences z 1974 roku (polskie wydanie z 2004 roku
w przekładzie Andrzeja Szuby nosi tytuł Korespondencje. Historia rodziny w listach) stworzyła zaś fikcyjne „Dzieje Domu Chandlerów”, w których można się jednak doszukać
odniesień do jej własnej biografii (Kay Boyd stanowi porte parole poetki). Zbieżności są
zaskakujące, biorąc pod uwagę rozproszenie młodej brytyjskiej poezji. Adcock wyemigrowała z Nowej Zelandii do Londynu w 1963 roku, Stevenson natomiast urodziła się
w Anglii, wychowywała w Nowej Anglii (skąd zresztą pochodziła większość amerykańskich pamiętnikarzy i kronikarzy), a także w Ann Arbor, w stanie Michigan, by po
studiach wrócić na stałe do kraju urodzenia.
Autorki treści poetyckie ujmują w różne ramy, uzyskują jednak ten sam finalny
efekt — galerię portretów, poetycki korowód nieżyjących przodków. Prywatny, obłaskawiony danse macabre.
Z pewnością zaczyna się więc od śmierci. A na początku jest maska:
Twarz matki umalowana po śmierci
jak nigdy za życia była maską
oprawioną w muzealny aksamit.
(Stevenson, Ręce)
Oficjalnie zmarłam na udar; […]
Młodzi mają mój portret oprawiony w piękne ramy.
(Adcock, Amelia)10
Zabieg przydawania maski jest również kluczem do zrozumienia szczególnego tropu
autobiografii, a mianowicie — prozopopei. Figura ta jest fikcją apostrofy do istoty nieobecnej, zmarłej lub niemej. Fikcją, która zakłada możliwość odpowiedzi tej istoty i przypisuje
jej zdolność mówienia11. To tak, jakby przemawiały do nas postaci z portretów.
10. Wszystkie fragmenty poezji Adcock i Stevenson pochodzą z następujących publikacji: Adock: Tu mieszkali, Wojna
krymska, Moses Lambert: fakty, Samuel Joynson, Pończochy, Amelia, Wojny, W Great Hampden, „Literatura na Świecie”,
nr 5—6 2001; Przeciw spółkowaniu, Ścieżki, Spacer w śniegu, „Opcje”, nr 1 2001; Marry Derry, Fryzjer, W Baddesley
Clinton, „Kresy”, nr 4 2005; 4 maja 1974, Płomienie, „Kwartalnik Artystyczny”, nr 3—4 2006; Looking Back, Oxford
1997; Against Coupling, [w:] The Pengiun Book of Contemporary British Poety, edited by Blake Morrison and Andrew
Motion, Harmondsworth 1982. Stevenson: Korespondencje. Historia rodziny w listach, Kraków 2004; Ręce, Małżeństwo,
Ludzie rozmawiają po zmroku, „Opcje”, nr 1 2001; Respectable House, With my Sons At Boarhills, w: The Pengiun Book of
Contemporary British Poety, edited by Blake Morrison and Andrew Motion, Harmondsworth 1982. Wszystkie przekłady
autorstwa Andrzeja Szuby. Tytuły utworów bezpośrednio w tekście. Podkreślenia własne.
11. P. De Man, Autobiografia jako od-twarzanie, przeł. M. B. Fedewicz, „Pamiętnik Literacki” 1986, z. 2, s. 314.
63
Monika Glosowitz
W tomie Stevenson znajduje się list profesora Arbeitera do zmarłej żony:
Nie mogę leżeć w ciemności z Twoim głosem, bez Ciebie.
(Stevenson, Profesor Arbiter do zmarłej żony)
Adcock zaś udziela głosu swoim zmarłym w XIX wieku antenatkom: Amelii Adcock i Mary Eggington:
Potem umarłam.
Cóż, oczywiście o tym wiecie.
I wiecie na co. Na suchoty.
(Adcock, Marry Derry)
Z powodu „pierwszej przyczyny” wywołującej potrzebę portretowania i bycia
portretowanym obrazy uwikłane są jednocześnie w „zagadkę nieobecności, której zawdzięczają swój najgłębszy sens”12. Jak lapidarnie stwierdza Emily Dickinson: Nieobecność to skondensowana obecność (s. 184).
„Pożółkła makulatura zabazgrana życiorysami”
(Stevenson, Eden Ann Whitelaw do siostry...).
Pytanie o auto/biografizm13
Codzienne, prywatne epifanie stają się impulsami do uwiecznienia przeżywanej
chwili w poetyckiej materii. Starożytna koncepcja anamnesis powraca już w twórczości
romantyka — Williama Wordswortha. Okazuje się, że ważna jest nie rejestracja faktów i poetycka inwentaryzacja świata, ale postrzeganie jakichś powinowactw, dostrzeganie
przebłysków zza rzeczy widomych:
[…] Samotny - - szukałem
Rzeczy widomych, nie wiedząc, dlaczego.
Podpory moim uczuciom odjęto,
A wszak budynek stał, jakby go wspierał
12. H. Belting, Obraz i cień…, dz. cyt., s. 136.
13. Forma zapisu terminu „auto/biografizm” przejęta została z pracy Hanny Gosk (Autobiograficzność prozie
debiutantów przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, w: Autobiografizm – przemiany, formy, znaczenia, red.
H. Gosk i A. Zieniewicz, Warszawa 2001), która, analizując prozę przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych,
wiąże ją z występowaniem w sylwie sugestii tożsamości nadawcy, narratora i głównego bohatera utworu. Czasem silniej
akcentuje się przynależność owego trójprofilowego konstruktu do świata przedstawionego sylwy i wtedy mamy do
czynienia z elementami biografii bohatera o cechach pisarza. Tak jest właśnie u Stevenson, gdzie nie zostaje zawarty
„pakt autobiograficzny” z czytelnikiem. Czasem akcent pada na zewnątrzliterackie aspekty jego kondycji, co uwypukla
autobiograficzne nacechowanie refleksji — jak w przypadku poezji Adcock.
64
Historie rodzin w wierszach
Duch jego własny!14
(Wordsworth, Preludium)
Takie poczucie mają również bohaterki cyklów brytyjskich poetek:
Bo jeśli jest duchem, to na pewno tu jest,
jest tym domem.
(Stevenson, Eden Ann Whitelaw do siostry,
Kay Boyd, w Londynie)
Zdarzają się więc momenty, kiedy chwile zapamiętuje się jak dzieło sztuki15. Analizowane przykłady portretu literackiego również potwierdzają tę prawidłowość. Wszystko zaczyna się od spostrzeżenia:
[…] zaczynam się posługiwać wyobraźnią dla przetwarzania
rzeczywistych zdarzeń.
(Plath, Listy do domu, s. 65)
Autobiografia to zatem nie gatunek czy tryb wypowiedzi, lecz pewna figura odczytywania lub rozumienia, z jaką mniej lub bardziej wyraźnie mamy do czynienia
we wszystkich tekstach16. Nie chodzi, oczywiście, o poszukiwanie prostych zbieżności
między faktami z życia pisarek i ich odbiciami w twórczości, ale raczej o porównanie
konstrukcji portretu w literaturze dokumentu osobistego, w którą to kategorię Roman
Zimand wlicza epistolografię17, i w cyklach poetyckich.
Paradoksalnie, portrety przodków zawarte w poezji Adcock i Stevenson, dzięki
ascetyczności, konkretności obrazowania i wplataniu w tkankę poezji języka codziennego, stają się bardziej realistyczne niż portrety umieszczone w prywatnej korespondencji
Dickinson i Plath. Adcock przecież rekonstruuje dzieje swoich antenatów, a Stevenson
kreuje fikcyjne przygody rodziny. Niemałą rolę odgrywa pewnie dystans czasowy
dzielący powstawanie listów (te autorstwa Dickinson przypadają na lata 1842—1886)
i tekstów pisanych przez współczesne poetki brytyjskie (druga połowa XX wieku).
W literackich portretach, które znalazły się w epistolografii wymienionych autorek, postaci matek są gloryfikowane, nawet sakralizowane. Sam konterfekt zmarłej osoby stanowi już pęknięcie w czasie i materii, w które wdziera się sfera sacrum. Dlatego
tak często w jego konstruowaniu wykorzystywana jest symbolika światła. Już średnio14. W. Wordsworth, Preludium, w: Angielscy „Poeci Jezior”. W. Wordsworth, S. T. Coleridge, R. Southey, wybrał, przełożył
i wstępem opatrzył S. Kryński, Wrocław 1963, s. 146.
15. V. Wolf, Do latarni morskiej, przeł. K. Klinger, Warszawa 2005, s. 178.
16. Por. P. De Man, Autobiografia jako od-twarzanie, dz. cyt., s. 309.
17. R. Zimand, O literaturze dokumentu osobistego diarystyce w szczególności, [w:] tegoż, Diarysta Stefan Ż, Wrocław 1990.
65
Monika Glosowitz
wieczne spekulacje filozoficzno‑teologiczne widziały w świetle pierwiastek boskości18.
Sposób przedstawienia zmarłych matek ma uwznioślić ich własne osiągnięcia. Twarz
bowiem zawsze odbija patrzącego19.
Mama wyglądała bardzo pięknie po śmierci. Serafiny to
poważni artyści. To światłość, która się zdarza tylko raz, osiadła na
jej twarzy. Wydawało się, jakbyśmy chowali obraz, kiedy składaliśmy ją do grobu.
(Dickinson, List do świata, s. 197)
Twoja twarz. Taka jasna.
Widzisz mnie? Słyszysz?
(Stevenson, Koniec letniego dnia:
z dziennika Ruth Arbeiter)
Biblijne odniesienia pojawiają się również u Sylvii Plath:
Ty, sama nosiłaś na własnych barkach krzyże, pod których nieznośnym ciężarem załamałyby się niejedna silniejsza od Ciebie kobieta. To ty wzięłaś na siebie całe brzemię długiego, ciężkiego umierania Tatusia i pracowałaś jak mężczyzna.
(Plath, Listy do domu, s. 197)
Autorka Kolosa przyozdabia wizerunek matki „najzieleńszymi laurami”, co przywodzi na myśl rzymską formę portretu zwaną diperata imago, umieszczaną na nagrobkach i sarkofagach jako heroiczny portret zmarłego przodka. O symbolicznym znaczeniu tego portretu świadczyło stosowanie trzech odmian: popiersia na tarczy, w muszli
i wieńcu20. Również na klasycystycznych XIX-wiecznych portretach ogromną rolę odgrywały rekwizyty, które pośrednio charakteryzowały postaci. Apoteoza matczynego
poświęcenia została w listach uzyskana dzięki porównaniu codziennych wysiłków
do ofiary poniesionej przez Zbawiciela. Poetka na zasadzie analogii (ale i odwracając
kolejność) samą siebie czyni Hiobem, który traktowany jest przecież jako protoplasta
Chrystusa.
Natomiast w Szklanym kloszu — który, pozwalając sobie na pewne uproszczenie,
można nazwać przetworzoną biografią pisarki — stosunek do matki jest diametralnie
18. J. Tomoń, Symbolika światła w poezji liturgicznej średniowiecza, [w:] Wyobraźnia średniowieczna. Praca zbiorowa,
red. T. Michałowska, Warszawa 1996, s. 309.
19. Por. A. Kępiński, Twarz, ręka, [w:] Antropologia kultury. Zagadnienia i wybór tekstów, red. A Mencwel, Warszawa
1998, s. 213.
20. T. Dobrzeniecki, Geneza polskiego portretu trumiennego, [w:] Portret. Funkcja-forma-symbol. Materiały Sesji
Stowarzyszenia Historyków Sztuki Toruń, grudzień 1986, Warszawa 1990, s. 75.
66
Historie rodzin w wierszach
różny od relacji zarysowanych w Listach do domu. Matka jest wprawdzie „pełna miłości”, ale i „pełna wyrzutów”. „Chcę, żeby sobie poszła”21 — wyznaje bohaterka. Toteż
nie do końca wiadomo, która maska podmiotu jest prawdziwa, która maska jest twarzą22.
Kobiety w poezji Stevenson często pozbawione są twarzy:
Twarz, którą znam, chyba patrzy,
Lecz nigdy jej nie ma.
(Stevenson, Ze szpitala psychiatrycznego:
Kathy Chattle do matki, Ruth Arbeiter)
Posiadają maski, nie spełniają się jednak w narzuconych rolach społecznych.
W sytuacji, w której ego nie identyfikuje się z maską, a podmiot nie potrafi sobie z tą
sprzecznością poradzić, traci stabilność. W miejscu twarzy i maski powstaje biała plama. Ta relacja z Innym przypomina epifanię twarzy Lévinasa. Prezentowane poetyckie
opisy nie są wynikiem percepcji wyglądu, ale symbolicznym obrysem światła, otwartą
raną: Jej twarz? Pusta. Rana / wiecznego cierpienia. (Stevenson, Ze szpitala psychiatrycznego…). Jak twierdzi filozof — kiedy opisujemy poszczególne części twarzy, zwracamy
się do drugiego jak do przedmiotu. A twarz jest znaczeniem, i to znaczeniem bez kontekstu. W tym sensie (…) twarz nie jest widziana23.
Obraz twarzy kończy też Fale Virginii Woolf:
Dziwne, że twarz człowieka, którego prawie nie znam (…),
zwykły zarys oczu, policzków, nozdrzy jest w stanie tak znieważyć!
(…) Odeszła przyglądająca mi się twarz. Zdjęto ze mnie ciężar24.
W poetyckich obrazach niedookreślona Twarz prezentuje to, co nieogarnione. Jasność, która rozmywa rysy, jest właściwie „śmiertelną aurą”, której nie sposób inaczej
wyrazić.
Tak naprawdę w portretach krewnych zawiera się rozszczepiony wizerunek podmiotu. Działa tutaj zasada szukania analogii, odpowiedniości sytuacji i ról. Właściwie
podmiot poszukuje w nich samego siebie. Takiemu rozumieniu „auto/biografii” pokrewna jest również „filozofia śladu” związana z różnymi odmianami „słabej” ontolo21. S. Plath, Szklany klosz, przeł. M. Michałowska, Warszawa 1989, s. 261.
22. Pewne podobieństwa wykazują też ojcowskie konterfekty, a właściwie puste miejsca, w których mogły zostać
umieszczone i jednocześnie zawieszone w czasie. W listach Plath ojciec jest „doskonale niemal nieobecny”. Poetka
zapamiętała go jako wymagającego wobec rodziny i nieustannie pochłoniętego pracą naukową. Dopiero w poezji Plath
figurze ojca przypisane zostaną role faszystowskiego oprawcy (Tatuś). Ojciec uwieczniony w listach Dickinson również
jest „niezmiernie poważnym” (s. 72) strażnikiem moralności, który ostrzega córkę przed zgubnym wpływem książek
wypaczających umysł.
23. E. Lévinas, Etyka i nieskończony. Rozmowy z Philippe’em Nemo, przeł. B. Opolska-Kokoszka, Kraków 1991, s. 49—50
24. V. Woolf, Fale, przeł. L. Czyżewski, Warszawa 1983, s. 236.
67
Monika Glosowitz
gii (późnego Heideggera, Lévinasa, Noica, Vattimo) oraz konstatacje wysnuwane przez
Barthes’a. Obecność podmiotu/autora:
(…) w tekście nie ma postaci właściwego, zamkniętego i kompletnego „obrazu autora”, lecz ma charakter śladowy, jest dana
w nieskładających się w całościowy porządek tradycyjnej biografii,
struktury czy innej „wielkiej opowieści” — fragmentach i „resztkach”, drobnych i nieznaczących z pozoru, pozostawionych w tekście „odciskach” (…)25.
Również Jacques Derrida proponuje zastąpienie signifiant śladem. Znaczone bowiem ucieka, rozmywa się w czasie, a więc ślad właściwie tworzy się poprzez własne
wymazywanie. Taką koncepcję aktu tworzenia przejęły też francuskie feministyczne
badaczki, budując teorię „tekstu utraty”.
Poezja brytyjskich autorek staje się więc, jak epistolografia, snuciem opowieści
o własnej tożsamości. Wcielaniem się w role, wcielaniem się w zmarłych, by móc mówić o sobie samym jako innym — jak chciałby Paul Ricoeur. Istniejemy na tyle, na ile zostajemy opowiedziani. Będziemy istnieć, o ile zostawimy ślady. A czym są ślady, jeśli
nie twórczością?
Historia kobiet, czyli Herstoria. Kobieta jako persona
Czego Natura / żąda od kobiety? — pyta Maura Chandler w przeddzień swojego
ślubu w 1900 roku. Odpowiedź brzmi jak rozkaz:
Dać potrzebującemu.
Nie trwonić ni chwili.
Ćwiczyć się w pokorze.
Kochać męża.
Rodzić.
(Stevenson, Noworoczne przesłanie do samej siebie:
Z dziennika Maury Chandler w przeddzień
jej ślubu z Etanem Amosem Boydem)
Wersy stają się coraz krótsze, nakazy coraz gwałtowniejsze, a ostatni bezokolicznik pozbawiony jest jakiegokolwiek dopełnienia. W zapisane „moralne przykazania”
wkrada się fałsz. „Prywatny żal” rozsadzi bowiem już kolejną strofę:
25. A. Zawadzki, Autor. Podmiot literacki, w: Kulturowa teoria literatury. Główne pojęcia i problemy, red. M. P. Markowski
i R. Nycz, Kraków 2006, s. 242.
68
Historie rodzin w wierszach
Nie wierzę. Jak
wierzyć,
gdy nadciąga ciemność?
Kiedy tam, za oknem,
w śniegu czai się
szyderstwo, pokój,
przez który wolno suną
wielkie płaty śniegu, duchy?!
(Stevenson, Noworoczne przesłanie…)
„Nadciąganie ciemności” nie musi być jednak rozumiane tylko jako kres kobiecej
wolności związany z wejściem w stan małżeński. Ciemność to śmierć, ale też głębia, domena nieświadomości. Upust tego, co nieświadome, staje się zwiastunem zmiany perspektywy, nawet ogólniej — zmiany społecznego statusu kobiet. Wykluczane ze sfery
artystycznej, poszukiwały własnych środków wyrazu, głównie jednak realizowały się
w dziedzinach „preestetycznych” — tkactwie czy rękodzielnictwie26. Do sfery literatury wkroczyły przez powieść epistolarną i diarystykę27. A przecież próby lokowania tych
gatunków na współczesnej mapie genologii literatury do tej pory budzą kontrowersje.
Kobiety zyskują zatem samoświadomość, zaczynają się solidaryzować i tworzyć
pierwsze ugrupowania. Stevenson, jakby mimochodem, w tle rodzinnych perypetii
umieszcza problemy finansowe Stowarzyszenia Kobiecych Związków Zawodowych
(w 1901 roku), a jednej z głównych bohaterek — Ruth Arbeiter — przydziela rolę
członkini-założycielki Ligi Głosujących Kobiet w hrabstwie Halifax. Między jednym
i drugim wydarzeniem z życia kobiet z rodu Chandlerów w Stanach Zjednoczonych
następuje przełom — w 1920 roku zyskują prawa wyborcze.
26. S. Bovenschen, Czy istnieje estetyka kobieca?, [w:] Zmierzch estetyki — rzekomy czy autentyczny, t. 2, red.
S. Morawskiego, Warszawa 1987, s. 151.
27. Kobiety piszą, ale — co ważne — jest to pisarstwo o sobie i osobne. Ellen Moers twierdzi, że kobieta literatura
jest czymś w rodzaju ruchu międzynarodowego, datującego się mniej więcej od XVIII wieku. W 1792 roku Mary
Wollstonecraft publikuje biblię ruchu kobiecego w krajach anglojęzycznych — Windykację praw kobiet — od której
zwykło się datować początki europejskiego pisarstwa kobiecego. W Ameryce pierwsze poważniejsze dzieło feministyczne
— Kobietę dziewiętnastowieczną — opublikowała Margaret Fuller w 1845 roku. Za pierwszą amerykańską poetkę zwykło
się uważać Anne Bradstreet, autorkę wierszy kontemplacyjno-religijnych, a także realistycznych, dotyczących życia
codziennego, których zbiór The Tenth Muse Lately Sprung Up in America wydano w 1650 roku bez zgody pisarki.
Można też sięgnąć jeszcze głębiej — do wierszowanych pamfletów w obronie płci niewieściej, drukowanych obficie
w epoce elżbietańskiej i będących przynajmniej w połowie autorstwa kobiet. Albo do Aphry Behn i Margery Kempe,
autorki pierwszej autobiografii w języku angielskim, wydanej w 1501 roku. Przetrząsanie historii literatury świadczy
jednak o nieobecności kobiet-pisarek w powszechnej świadomości. Okazuje się, że taki stan rzeczy utrzymuje się w
dalszym ciągu nawet znacznie później, mimo opublikowania na początku lat dziewięćdziesiątych XIX wieku w Stanach
Zjednoczonych dwóch pokaźnych wyborów wierszy Dickinson, które stały się zapowiedzią radykalnych zmian ogólnej
koncepcji formy poetyckiej. (Metryka Dickinson określona została przez Thomasa Wentwortha Higginsona nawet
mianem „spazmatycznej”.) Jeszcze we wczesnych latach 60. XX wieku poetki po prostu nie istniały. Nikomu nie przychodziło
nawet do głowy, żeby spojrzeć w przeszłość, jak niezwykły jest fakt istnienia kobiet-poetek (Wywiad z Fleur Adcock
przeprowadzony przez Julian Standard, cyt. za: http://www.poetrymagazines.org.uk/magazine/record.asp? id=11940.
Tłumaczenie własne.).
69
Monika Glosowitz
Mimo niewątpliwych sukcesów w budowaniu fundamentów równouprawnienia,
kobiety w rodzinie Chandlerów własne życie opisują lapidarną formułą: codzienny kierat
i dzieci. / Nasze. Szybko rozbijając zaimek przymiotny na dwa inne: „Moje i męża”. Podejmują jednak wysiłek nieustannego przełamywania wizerunku złożonego z patriarchalnych fantazmatów, wychodząc poza przestrzeń domu — ostatniego i bezpiecznego
terytorium matriarchatu. Następuje stopniowa emancypacja, demitologizacja kobiecego obrazu zakorzenionego w kulturze. Społeczne porządki rozsadzane są od wewnątrz.
Najpierw pojawią się „niejasne sny” o własnej śmierci. Potem runą kuchenne enklawy,
bo tam odbywa się intymny teatrzyk histerii28. Domowy kierat nieoczekiwanie przerywają więc ataki szału w walącej się chałupie w byłej wsi na jakimś zadupiu (Stevenson, Ze szpitala psychiatrycznego…). Zresztą, histeria jest obecnie postrzegana jako swoisty „protojęzyk kobiecy”. Jako komunikat, którego podmiot nie potrafi inaczej wyartykułować, jak
tylko za pomocą języka ciała. Choć w wierszu Adcock to mężczyzna grał Małą Syrenkę,
stąpał / po ostrzach noży z lustrem i grzebieniem (Fryzjer). Właśnie figura Małej Syreny odczytywana jest jako przejaw zachowań autoagresywnych. Scalenia tożsamości podmiot
szuka w samozniszczeniu. Pęd-ku-śmierci staje się obsesją. A autoagresja, paradoksalnie, kluczem do zrozumienia samego siebie. Drogą do scentralizowania „ja”.
I tak z pokolenia na pokolenie kobiety próbują rozerwać gorset tradycji, który je
uciska. W cyklu Stevenson Marianne Chandler odchodzi od męża, jej synowa Maura
tłumi swój prywatny żal, postanawiając: myśl przepompuję do serca (Noworoczne przesłanie…). Z kolei jej córka Ruth prowadzi podwójne życie u boku męża i kochanka. Kolejna potomkini w szpitalu psychiatrycznym decyduje o powrocie do dotychczasowego
życia. Chce odbudować więzi: Małżeństwo. / Dziecko. Dom. Całe to cholerne nudziarstwo!
(Ze szpitala psychiatrycznego…). Jedna z bohaterek cyklu rodzinnego Adcock pocieszenia szuka w alkoholu, inna obarcza się winą za los swoich dzieci. Zaś kolejna:
Może siwa, niegdyś ryża, Mary Ellen,
Znaleziona w szopie na węgiel, gdzie szukała
Swoich akcji Ship Canal.
(Adcock, Płomienie)
W rzeczywistości więc kobiety w dalszym ciągu nie mogą realizować swoich ambicji, a własną karierę składają w ofierze. Jednak nawet w pierwszej połowie XIX wieku
cechuje je ogromny optymizm poznawczy: Oto czego się nauczyłam: Zasady uważa się za
tlenki metali. / Jakże się cieszę z tej wiedzy! (Żona pastora, w zaufaniu, do ukochanej siostry,
podczas styczniowej burzy) — wykrzykują. Na przeraźliwym pustkowiu, na wzgórzach
tworzących odnogi Gór Skalistych, w byle jak skleconej drewnianej chacie matka uczy
najstarsze dzieci czytać — oto obraz kobiecego heroizmu. Właściwie każda z kobiet ma
28. K. Kłosińska, Miniatury. Czytanie i pisanie „kobiece”, Katowice 2006, s. 83.
70
Historie rodzin w wierszach
w sobie ogromny potencjał pisarski. Może go realizować jedynie, opowiadając dzieciom
swoje nienapisane powieści29.
„Ramy z popiołu” (Stevenson, Profesor Arbeiter
do zmarłej żony).
Od powieści epistolarnej do formy gnomicznej
Biorąc pod uwagę poetycką (pierwotnie meliczną) proweniencję języka, kobiety
rozpoczynały swoją pisarską drogę od końca. Zaczynały od całości, dążąc do poetyki
fragmentu, od wielkiej powieści realistycznej XIX wieku (Jane Austen, Charlotte i Emily Brönte oraz George Eliot) do poetyckich strzępów. Analogicznie rysuje się sytuacja
translatorska najnowszej angloamerykańskiej twórczości kobiet — dostępne są powieści (chociażby Jeanette Winterson, Angeli Carter czy Margaret Atwood), poezję natomiast poznajemy we fragmentach, dzięki przekładom publikowanym w periodykach
literackich (głównie tłumaczeniom Szuby, Julii Fiedorczuk oraz Elżbiety Wójcik-Leese).
Kobiety wkraczają do historii literatury „tylnymi drzwiami” (dzięki wspomnianym już
gatunkom funkcjonującym na granicy literatury pięknej i użytkowej), odwracając tym
samym zastane literackie porządki.
Korespondencja prowadzona przez Dickinson i Plath stanowi więc z jednej strony formę surowego szkicownika, w którym materializuje się „potężna wizja” — życie.
Z drugiej — staje się samodzielnym dziełem literackim. Autoportretem i zarysem epoki. Początkowo obfite w szczegóły życia codziennego listy Dickinson od początku lat
sześćdziesiątych stają się coraz bardziej skondensowane, wręcz ascetyczne. Zminimalizowane do wymiarów epigramatu, przypominają specyficzne aforyzmy, poetycki katalog praw rządzących światem: To prawo Potopu (s. 173), Jeżeli komitet — wszystko traci
znaczenie (s. 63) czy To dla nas Nil (s. 166). Zagęszczenie poetyckich tropów i powtarzające się frazy mogą świadczyć o traktowaniu listów jako materiału przeznaczonego do
przeformowania w wiersze. Zresztą pojawiają się tu również wyodrębnione graficznie
poetyckie wersy. Listy Plath stanowią zaś preludium obsesji, które poetka zamknie w
lirykach. Świat psychotycznych wizji nękających Lady Lazarus ulegnie zagęszczeniu
i defragmentaryzacji.
Tom Stevenson również można by odczytywać w kategoriach powieści epistolarnej. Przemyślaną całość, stylizowaną na utwór fabularny, rozbijają jednak zróżnicowanie podmiotów mówiących i eklektyzm formalny. Znajdziemy tu: nekrologi, ogłoszenie upadłości, listy miłosne, fragmenty dzienników, modlitwy i wiersze. Tekst staje się
zatem kolażem, formą bardziej pojemną (Miłosz), która mieści przemieszane głosy. Specyfika kolażu literackiego polega wprawdzie na powtórzeniu jednostki pochodzącej z danego
kontekstu, które jest semantycznym przekształceniem dzięki zestawieniu jej z elementami kon29. A. Rich, Babki: 1. Mary Gravely Jones, przeł. Julia Hartwig, [w:] tejże, Dzikie brzoskwinie. Antologia poetek amerykańskich,
Warszawa 2003, s. 106.
71
Monika Glosowitz
tekstu innego30, a w przypadku tomu Stevenson wszystkie zestawiane fragmenty są fikcyjne i wszystkie wyszły spod pióra jednej poetki. Jednak wyraźny jest chwyt uniezwyklenia przełamujący system oczekiwań odbiorcy, polegający na zespoleniu elementów,
które udają rodzinne dokumenty. Paradoksalnie, spajanie w całość różnych narracji
i gatunków wypowiedzi prowadzi do akcentowania „ja”, znalezienia odpowiedniego
języka, w którym można je wyartykułować. Ponadto, dowodem przemyślanej kompozycji jest klamra spinająca tom — Kay Boyd pisze list do ojca, w którym zawiera się odpowiedź na adresowany do niej i otwierający zbiór list siostry. Podobną różnorodność
cechuje cykl Adcock. Raz opowieści snuje obserwator, który odtwarza realia minionego
czasu, kiedy indziej przemawiają ci, którzy odeszli. Zmieniają się płaszczyzny czasowe
i przestrzenne, a wraz z nimi poetycki język.
Prezentowane zbiory epistolarne i poetyckie nie mają ambicji być dziełami skończonymi i całościowymi. Obrana poetyka fragmentu odpowiada mechanizmom rządzącym ludzką pamięcią. Przeszłość jest przecież dana człowiekowi tylko w ułamkach.
Te strzępy udaje się zachować w poezji.
„Wiersz, którego nie umiem skończyć”
(Stevenson, Epilog: Kay Boyd do ojca…).
O poszukiwaniu języka
Słyszycie / tylko cichutki pisk mew — pisze Adcock w Marry Derry. Zdaniem Seamusa Heaneya poezja jest chwilą, kiedy śpiew ptaka jest bardzo bliski / Muzyce wydarzeń31 (Piosenka). Niezwykle częsty jest w poezji i epistolografii amerykańskich oraz brytyjskich
poetek motyw ptaków i pszczół. Poeta jest pszczołą — jak zapewniali Platon i Horacy.
Ptak zaś — symbolem wędrowania. „Mała” poetycka „ornitologia” nie zawsze jest jednak radosna. Roje / gniewnych słów, jak owady, / pływały w dławionych łzach przez rozpacz /
mych akapitów (Profesor Arbeiter do zmarłej żony) — pisze Stevenson.
Podmiot staje przed problemem odpowiedniego „nastrojenia” głosu. Nie do końca chyba wiadomo, czy śpiew na stopniach kostnicy (Dickinson, List do świata, s. 157) ma
być pieśnią afirmacji, czy żalu. Snucie wspomnień przynosi owadzi ból przekraczający
granice wytrzymałości (Stevenson, Koniec letniego dnia: z dziennika Ruth Arbeiter). Autorki
wewnętrzne tomów poetyckich zdążają do miejsc, gdzie zamarło życie — do muzeum
rodzinnego w tomie Stevenson i grobów przodków pokrytych mosiężnymi płytami
w wierszach Adcock. Jak w liryku Dickinson: Grób — to szczelina w Ziemi — ale / Pojemniejsza niż Słońce — / Niż Lądy i Morza (943). W trumiennych ulach słychać jeszcze
brzęczące głosy umarłych. A właśnie głos dla romantyków był podstawowym znakiem
istnienia32. Dlatego podczas podróży w czasie słowa ulegają zniekształceniom. Wiersze
30. R. Nycz, O kolażu tekstowym. Zarys dziejów pojęcia, [w:] tegoż, Tekstowy świat. Poststrukturalizm a wiedza o literaturze,
Warszawa 1995, s. 196.
31. S. Heaney, Piosenka, przeł. P. Sommer, „Dziennik Portowy” 2001, nr 2, s. 15.
32. Por. R. Przybylski, Podróż Juliusza Słowackiego na Wschód, Kraków 1982, s. 55.
72
Historie rodzin w wierszach
urywają się, przekazy są niepełne. Żywoty St. Johnów, Hampdenów, Wentworthów stają
się prefiguracjami własnych losów. Wersy niespodziewanie kończą się, stając wobec
tajemnicy Niewyrażalnego.
Hélène Cixous traktuje śpiew jako pierwotny, uśpiony język:
W mowie kobiet, podobnie jak w ich pisarstwie, nie przestał
odzywać się śpiew, który kiedyś był w nas, przenika nas, niezauważalnie, ale głęboko i wciąż potrafi nami potężnie wstrząsnąć, śpiew,
pierwotna muzyka, jaką jest zew miłości, który każda kobieta utrzymuje przy życiu33.
Ten śpiew godzi paradoksy. Jest afirmacją straty, o której jeszcze będzie mowa. Radością i rozpaczą, ich nieustannym ruchem. Dryfem wyobraźni, polegającym na wchłanianiu świata zewnętrznego i wypełnianiu nim luk pamięci.
Język rodzinnych historii nie musi stanowić wiernego przekazu, a poeta nie do
końca pełni rolę neutralnego przekaźnika (raczej „nadprzewodnika” — jak powiedziałaby Winterson34).
Najpierw herbata, potem wam opowiem.
A dzieci Williego opowiedzą swoim wnukom.
Ja teraz będę przekaz ustny.
(Adcock, Wojna krymska)
Poezja przetwarza doświadczenia. Staje się kluczem do zrozumienia przeszłości.
Ale nie jest kodem precyzyjnym, bo pustkę wypełnia metaforą. Dopiero poetycki „chaos” ogarnia Tajemnicę istnienia:
W nasze wątłe, bezbarwne głosy
wkradł się chaos i brzmią prawie uczciwie.
(Stevenson, Ludzie rozmawiają po zmroku)
Membrany przeszłości. O poezji przedmiotu
Prezentowane cykle poetyckie stają się albumami rodzinnymi. Pomocniczymi reliktami przeszłości, przechowalniami pamięci. W języku Dickinson — rodzajem szkatułek z Duchami stają się przedmioty, niszczejące symbole minionego czasu.
33. H. Cixous. Cyt. za: H. Filipowicz, Przeciw „literaturze kobiecej”, „Teksty Drugie”, nr 4—5—6 1993, s. 153.
34. Patrz J. Winterson, Płeć wiśni, przeł. Z. Batko, Poznań 1997, s. 116.
73
Monika Glosowitz
Wszystkie pamiątki po nim, trupki, które jak
największe skarby przechowuję w złoconym puzderku:
jego obrączkę,
portret,
cudny, jedwabisty płomyk włosów.
zmartwychwstają teraz przede mną
jak niechciane duchy.
(Stevenson, Rodzinna pomyłka:
Elizabeth Chandler Boyd pisze do brata, Reubena,
z okazji jego zaręczyn z kobietą z południa)
Duchy ożywają w rzeczach. W nich materializuje się pamięć. Skoro nie mają ciał,
potrzebują materii, żeby się w niej zadomowić. I znów, jak u romantyków, dusza musi
się rozpłynąć w przestrzeni. Powraca zza Wordsworthowskiego nieśmiertelnego morza, choć nie znajduje miejsca w ogromie natury. Kolejnym wcieleniem bytu jest tu tylko
materia nieożywiona. W wierszach natura rzadko bywa sprzymierzeńcem człowieka
w jego walce z przemijaniem. Cykliczność pór roku, widok odradzającej się przyrody
nie niesie ukojenia. Można jedynie zauważyć, że stany emocjonalne rzutowane są na
(z rzadka pojawiające się) krajobrazy. To raczej poezja zamkniętych przestrzeni, agorafobicznego lęku:
Powietrze i trawa,
domy i łóżka, pranie i coś do jedzenia —
tak mało jasności, tak mało przestrzeni między nimi;
(Stevenson, List miłosny:
Ruth Arbeiter do Majora Paula Maxwella)
To często również poezja złowrogiej przestrzeni miasta — skrzeczących mostów
zwodzonych, śluz i dźwigów (Adcock, Marry Derry). Również w zbiorze portretów nagrobkowych Edgara Lee Mastersa można prześledzić proces wdzierania się cywilizacji
w obszar prowincji. Miasto więc ogranicza indywiduum. Jest przestrzenią nieuporządkowaną, choć działającą mechanicznie. Podmiot, wykorzeniony z natury i wrzucony
w tryby cywilizacyjnej maszynerii, w rezultacie wycofuje się w siebie. To melancholiczne wycofanie motywuje również odczytywanie świata przedstawionego jako heterotopii. Michel Foucault określa tym mianem przestrzeń, w której niemożliwe jest określenie wspólnego miejsca dla ukazywanych rzeczy, świat niespójny i ciągle rozpadający
się.
Jedynym miejscem, gdzie spękana przestrzeń ulega zespoleniu, jest wnętrze kościoła. Wyczuwalna jest też potrzeba doświadczania transcendencji. U Stevenson — reli-
74
Historie rodzin w wierszach
gii w wymiarze mistycznym (w późniejszej twórczości poetka rozwija nawet wizję poezji traktowanej w kategoriach religijnych), a w przypadku Adcock niejasnego poczucia
kontaktu ze sferą ponadziemską.
To niesamowite, matko, ale
było tak samo, jak kiedyś.
Ta sama świętość, cisza i tajemnica.
Gmach tak samo przesiąknięty szarością i łagodnością.
(Stevenson, Ze szpitala psychiatrycznego…)
Gmach w poezji Stevenson czy Great Hampden Adcock staje się centralną osią,
własnym, wyznaczonym imago mundi, które łączy sferę sacrum i profanum, przeszłość
i teraźniejszość. Tu tęsknota za byciem jednością dochodzi do głosu ze szczególną siłą.
„Enough of Green” (Adcock, Nature table).
O powinowactwie ciała i tekstu
Nie cierpię, kiedy ktoś wciska mi / do ust swój język — pisze Adcock w jednym ze swoich najbardziej znanych wierszy Przeciw spółkowaniu. Tytułowe „spółkowanie”, czyli po
prostu połączenie, a dookreślając — akt zespolenia kobiety i mężczyzny — w polskim
przekładzie nabiera pejoratywnego znaczenia, zgodnie zresztą z wymową całego utworu. Wciskanie języka do ust czy miażdżenie sutków klatą ma być odczytywane jak najbardziej
dosłownie. Podmiot bez pardonu prezentuje tu swoją pochwałę teatru jednego aktora,
a więc po prostu masturbacji. Podobny wydźwięk ma również Małżeństwo Stevensona, w którym związek dwojga ludzi sprowadza się do nieustannego dopasowywania
cielesnych załomów i wypustek. Do fizycznej „konfiguracji” w przekładzie Szuby czy
nawet architektonicznej konstrukcji złożonej z ciał w propozycji Malcolma.35
Wciskanie języka można by również interpretować jako językowe, literackie, wreszcie poetyckie ubezwłasnowolnienie kobiet. Dyskusje o powinowactwie płci i tekstu
trwają przecież nie od dziś. Pytanie: Czy istnieje sztuka kobieca?, od dawna nurtuje krytykę feministyczną, teoretyków kultury, a także środowisko twórcze i zapewne także czytelnicze. W cytowanym wierszu Adcock pojawia się młoda dziewczyna wsłuchująca
35. (Przekład Szuby jest jednak ciekawszy. Tłumacz wygrywa zwłaszcza wersem:
i wszystkie cztery
porozumieją się w kwestii wspólnego kąta
Wydobywa semantyczną dwuznaczność przekładanego sformułowania: zgody co do czterech wspólnych
kątów, a zatem — domu oraz ułożenia czterech części ciała pod odpowiednim kątem. Malcolm wykorzystuje tylko jedno
ze znaczeń:
i wszystkie cztery
zgodnie ułożą się pod tym samym kątem.
Stosując szorstkie aliteracje i raz po raz zrywając rytm, podkreśla jednocześnie opór leżących ciał i w rezultacie
ich reifikację.).
75
Monika Glosowitz
się w roślinny szelest swojego wnętrza, której nie można jednak utożsamić z podmiotem
opowiadającym się przeciw spółkowaniu. „Ja” liryczne ujawnia się tu zresztą tylko dwukrotnie, usuwając się na zewnątrz prezentowanych obrazów:
I write in praise of the solitary act
(...)
I advise you, then, to embrace it without
encumbrance. (…)
Powyższe wersy otwierają pierwszą i ostatnią strofę, spinając klamrą cały utwór.
Wewnątrz, oprócz sylwetki dziewczyny, pojawiają się jeszcze dwa ledwo zarysowane portrety kobiet: nauczycielki i mieszkanki Leeds (miejscowość powraca w tekstach
poetki wielokrotnie). Podmiot dystansuje się wobec zachowań praktykowanych przez
każdą z nich. Co więcej, lekceważy społeczne konwenanse i informuje o tym bez cienia
fałszu. Ten sam podmiot powróci również w innych wierszach, chociażby w Pończochach, ironicznie przetwarzając wygenerowane przez kulturę masową i umieszczone
w obszarze tabu wyobrażenia ciała.
Protest przeciw sprawianiu wrażenia kończył też Małżeństwo Stevenson. Ten sam
postulat zawierają również Ręce, w których spojrzenie z perspektywy dziecka pozwala
obnażyć społecznie utrwalone stereotypy uniemożliwiające wykraczanie poza kulturowo przyjęte dla danej płci normy:
Jenny poinformowała mnie swoim frankensteinowskim
szeptem:
„On lubił chłopców!”
Chłopców? A czy to nie cudowne
lubić chłopców? Przecież ja też ich lubię,
pomyślałam.
Frankensteinowski szept od razu odsyła do powieści Mary Shelley, którą odczytywano już jako rodzaj kobiecej autobiografii. Zdaniem feministek — nieobecność kobiety (zarówno niepowstałej narzeczonej potwora, jak i Elżbiety) ma demaskować androcentyczną kulturę oświecenia, a być może w ogóle kulturę Zachodu36. W wierszu
Stevenson przytoczoną kwestię wypowiada jednak dziewczynka. Ironia jest więc nie
tyle wymierzona bezpośrednio przeciw mizoginistycznym praktykom Zachodu, ile
przeciw jakimkolwiek przejawom dyskryminacji w życiu codziennym.
Wydaje się, że odkłamywanie rzeczywistości zbiega się tu z odkłamywaniem języka. Dlatego ani Adcock, ani Stevenson nie szafuje tzw. kobiecą symboliką. Paradok36. Por. K. Szczuka, Mit i przemoc, [w:] tejże, Kopciuszek, Frankenstein i inne. Feminizm wobec mitu, Kraków 2001, s. 173.
76
Historie rodzin w wierszach
salnie, bardziej nasycona (powiedziałabym nawet, że przesycona) metaforyką żywiołów
jest proza Margaret Atwood (myślę o Okaleczeniu ciała i Wynurzeniu). Porównując mechanistyczne ujęcie kobiecego ciała w poezji Stevenson z liryką Anne Sexton, u której
ciało jest przyrównane do niezdobytego lądu bogatego w nieznane barwy, smaki i zapachy; włosy są niezwykłym polem, sutki ciepłymi rozgwiazdami, a brzuch jest delikatny
jak budyń37, widać, że pierwsza z poetek nie tyle odrzuca celebrację kobiecego ciała, ile
ucieka od składania hołdu tajemniczym, niesprecyzowanym siłom tkwiącym w jego
wnętrzu. Poetkom udaje się wyjść obronną ręką z ślepej uliczki, którą stała się idea pisania kobiecego. Z jednej strony, uniknęły pułapki biologicznego esencjonalizmu, z drugiej
— kreowania wyłącznie pozytywnych postaci kobiecych. Tej poezji nie udaje się zaszufladkować jako literackiego wcielenia feministycznych nurtów — liberalnego, radykalnego czy odrzucającego dychotomię między kobietą i mężczyzną38. W analizie nie
można jednak pominąć dorobku myślowego krytyki feministycznej. Bardzo wyraźna
jest przecież tendencja do zarysowywania relacji łączących męskie i żeńskie konstrukty
społeczne. Adcock jest ponadto autorką wydanej w 1987 roku antologii The Faber Book
of Twentieth Women’s Poetry. W 1974 roku notuje: Pisanie nie wydawało się ani mnie, ani
moim przyjaciołom zajęciem niezwykłym w odniesieniu do kobiet39. W 2000 roku zaś z zadowoleniem stwierdza, że kobiety wreszcie znalazły swój głos. Dlatego publikuje się wiersze
piszących kobiet, niemal w równym stopniu jak wiersze mężczyzn40.
Obydwie poetki — zarówno Adcock, jak i Stevenson — tworzą często wiersze
sytuacyjne, wiersze-epizody i, wplatając weń monologi (rzadziej dialogi), realizują
minischematy fabularne. Brytyjska poezja jest przecież poezją zdania, w której
podstawowy budulec stanowi składnia.
Jednym z głównych wyróżników najmłodszej poezji brytyjskiej jest też, obok
odnowy metafory, zainteresowanie narracją41. Zwłaszcza omawiane cykle rodzinne
przypominają „mikrofilmy”. (Co ciekawe, cykl pt. Historia. Film rodzinny wyszedł też
spod pióra Craiga Raine’a). Wiersze Adcock i Stevenson przypominają wypowiedzi
z zaświatów. Wplecione monologi pełnią funkcję komentarza zza kadru, głosu z offu.
Również Plath w Listach do domu deklaruje:
(…) poznawszy, jak Łazarz, odwrotną stronę życia, wiem, że
do końca mego życia moje istnienie będzie nieustającą pieśnią afirmacji i miłości. (…) Moje życie będzie nieustającym poszukiwaniem
coraz to nowych słów i środków służących temu celowi (s. 201)42.
37. A. Prus, Kiedyś byłam piękna, teraz jestem sobą…, dz. cyt.
38. Systematyzacja nurtów według Toril Moi. Cyt. za: A. Nasiłowska, Psychoanaliza i feminizm, dz. cyt., s. 289.
39. F. Adcock, Women as Poets, w: Poetry Dimendion 2. A living record of Poetry Year, edited by Dannie Anse, London 1974,
s. 229 (tłumaczenie własne).
40. Wywiad z Fleur Adcock przeprowadzony przez Julian Standard, dz. cyt. (tłumaczenie własne).
41. Por. J. Jarniewicz, W brzuchu wieloryba. Szkice o dwudziestowiecznej poezji brytyjskiej i irlandzkiej, Poznań 2001,
s. 115.
42. Wszystkie fragmenty listów Dickinson i Plath pochodzą z następujących publikacji: Dickinson, List do świata,
przeł. D. Piestrzyńska, Kraków 2004. Plath, Listy do domu, przeł. E. Krasińska, Kraków 1983; (numery stron bezpośrednio
77
Monika Glosowitz
Każdą z tych poetek można by zatem określić mianem Lady Lazarus.
Nieprzypadkowo też w wierszu With my Sons at Boarhills właśnie transcendentne
oko kamery rejestruje poruszenia i przypadki. Jakby w zgodzie z ruchem kamery podąża
również spojrzenie w Respectable House Stevensona. Przestrzeń tytułowego domu wyłania się z ciemności. Stopniowo oświetlane są kolejne domowe sfery. W ciszę wdzierają
się też głosy — those fortunate voices (kolejny dowód „obsesji głosów”). Wiersz wieńczy
koncept: You see what the gun on the table has to be used for, który wzmaga jeszcze niepokój.
Poetki mają świadomość uproszczeń wynikających ze stosowania takiego zabiegu:
Łatwiej zamknąć wasze życie
na taśmie obrazkowej notującej przeżycia i wrażenia
grać rolę dziecka lub ofiary, operatora kinowego
łatwiej wymyślić scenariusz dla każdego z was
ze mną wciąż w centrum
niż napisać słowa, w których moglibyście się odnaleźć43
— wyznaje podmiot w wierszu Wnuczka amerykańskiej poetki Adrienne Rich.
Dlatego budują sieć odbić, w których wizerunki przedstawiane są z różnych punktów
widzenia. Nie dość więc, że postaci ustawione są na obrotowej scenie, to ulegają jeszcze ciągłym metamorfozom związanym z upływem czasu i przymusem nieustannych
życiowych wyborów.
Poszukiwanie tożsamości manifestowane jest nie tylko w strukturze językowej,
ale również w kreacji podmiotu lirycznego. Pozornie doskonale odwzorowane oblicza
kryją szramy, blizny i pęknięcia. Postaci bohaterek rozmywają się i/lub zwielokrotniają. Rozpoczyna się gra odbić. Rozszczepienie osobowości, różnicowanie zewnętrznych
i wewnętrznych twarzy:
Wiedziałam, że nazywam się Kathy, że
Chattle zmarła w Nowym Jorku na rozwód.
Ocalała Kay Boyd, kobieta, pisarka.
(Stevenson, Epilog: Kay Boyd do ojca, profesora Arbeitera)
Moja twarz wewnątrz
w tekście, podkreślenia własne).
43. A. Rich, Babki: 3. Wnuczka, przeł. Julia Hartwig, [w:] tejże, Dzikie brzoskwinie. Antologia poetek amerykańskich,
Warszawa 2003, s. 107.
78
Historie rodzin w wierszach
i na zewnątrz. Moje życie
I znany mi pokój
przyczajony w śniegu,
i jego sobowtór.
(Stevenson, Noworoczne przesłanie…)
Tak, umarłam, i patrzę teraz
z bezpiecznej odległości.
(Stevenson, Ze szpitala psychiatrycznego…)
Młodzi mają mój portret (…)
Starucha z wydatnych nosem, w szalu.
Mają też moje zdjęcie — panna
o wylękłych oczach, z noskiem zgrabnym jak ich nosy.
Obie mają na imię Amelia. Którą z nich
byłam? Nie mogłam być obiema, tego są pewni.
(Adcock, Amelia)
Ponowne rozbicie ugruntowanej w procesie dorastania osobowości przypomina
powrót do fazy sprzed Lacanowskiego stadium lustra. Regres do niestabilnego „ja”,
do infans we fragmentach. Lustrzany gestalt ma uruchamiać proces rozwoju ego. Rozpoznanie siebie w odbiciu jest jednak błędem — odbijany konstrukt jest przecież fikcją.
Dlatego stadium lustra musi być stanem permanentnym, a dążenie do ugruntowania
własnej tożsamości procesem nieskończonym. Polegającym na budowaniu i nieustannej modyfikacji wytwarzanych iluzji. Jednym ze środków pomocniczych staje się zatem
poezja.
Wespół z podmiotem rozpada się też świat przedstawiony. Mnóstwo w nim okien,
szyb, mostów, grobli, przepaści, śluz dzielących przestrzeń. W ten sposób wdziera się
w nią tajemniczy, ukryty wymiar. Z przekraczaniem symbolicznych granic wiążą się
nieuniknione zawirowania czasowe. Jak tu:
Jedziemy wszyscy na plażę
na skraju jeziora. […]
A potem dzieci nie są naszymi dziećmi,
lecz nami.
To nie Johnatan, Libby, Alice, tylko
Ty, ja, Nicolas.
79
Monika Glosowitz
Zawsze wtedy się budzę,
jak dzisiaj, gdy zimny
i szary świt zagląda przez okno.
(Stevenson, Eden Ann Whitelaw do siostry,
Kay Boyd, w Londynie)
Wtedy, teraz i potem zlewa się w jedną chwilę. Zdarzenia, obrazy zdarzeń powracają spiralnym ruchem. Wywołują echo dzwoniące i wibrujące w powietrzu44. Woolf i Winterson snują podobne wizje:
Nie jestem kimś jednym, jestem wieloma ludźmi; sam dobrze
nie wiem, kim jestem — Jinny, Susan, Neville’em, Rhodą czy Louisem, albo jak odróżnić ich życie od mojego45.
(Woolf, Fale)
Życie wewnętrzne mówi nam, że jesteśmy bytem zwielokrotnionym, nie pojedynczym i że nasza jednostkowa egzystencja to
w rzeczywistości nieskończony szereg bytów46.
(Winterson, Płeć wiśni)
Nurzanie się w przeszłości sprzyja rozpadowi uformowanej postaci. Musi jednak
dojść do totalnej, wszechogarniającej destrukcji, by na ruinach powstała nowa forma.
Symboliczna śmierć jest potrzebna, aby móc się odrodzić. Stąd też częsty symbol popiołu i cyrkulacji płatków śniegu:
stykają się tam pory roku
spotykają się w chaosie,
przywiane płatki śniegu i liście
tryskają jedną fontanną
(Stevenson, Eden Ann Whitelaw do siostry…)
Nie bez powodu przywoływane są również figury boginiczne: Demeter u Stevenson czy Isztar u Plath. Obydwie są traktowane jako wcielenia Białej Bogini, która posiadając niszczycielską moc, ocalenie widzi jedynie w uśmiercaniu. W pielęgnowaniu wewnętrznych krypt, skąd wydobywa się Głos. Obłęd bowiem scala i dzieli czas47. I właśnie
44. V. Woolf, Do latarni…, dz. cyt., s. 220.
45. V. Wolf, Fale, dz. cyt., s. 222.
46. J. Winterson, Płeć wiśni, dz. cyt., s. 116.
47. M. Foucault, Historia szaleństwa w dobie klasycyzmu, przeł. H. Kęszyczka, Warszawa 1987, s. 478.
80
Historie rodzin w wierszach
zanurzanie stosowane było jako jedna z kuracji leczących szaleństwo, a chłód i wilgoć
to determinanty świata melancholijnego. Punktem wyjścia szkicu stało się twierdzenie
o powinowactwie obrazu i śmierci. To właśnie kobieta ma dawać narodziny śmierci, karmić
się utratą48. Tracąc fizyczną łączność z matką, pozostaje przez całe życie w permanentnej
żałobie. Każda kolejna strata odnawia tę pierwszą, najgłębszą ranę. Nie oznacza to jednak zupełnego wycofania ze świata, ale otwarcie na spotkanie z innym. Jedynym sposobem na odzyskanie tego, co utracone, jest proces twórczy. Stracone twarze ukazują się
w postaci literackich negatywów. Przywracane, choć odwrócone. Nie-obecne, ale mimo
wszystko zwrócone zawsze ku nam.
„Daleko od Edenu” (Stevenson, Epilog: Kay Boyd do ojca…)
Poetyckie podróże w czasie, swoiste seanse spirytystyczne stają się drogą do znalezienia własnej tożsamości, której nie gwarantuje żadna z sygnatur naniesionych na
papier.
Jak Twoje życie, niedokończone.
Nigdy naprawdę nie rozpoczęte, nigdy nie związane
z czymś tak
Samookreślającym jak nazwisko, miejsce, rodzina…
(Stevenson, Koniec letniego dnia: Z dziennika Ruth Arbeiter)
Apel zawarty w wierszu Nicka Arbeitera — jednego z członków rodziny Chandlerów — przypominający zresztą aforyzm, brzmi:
Poznaj sam siebie. Swoje dziedzictwo.
(Stevenson, Po pogrzebie w Vermont… I (Albany))
Wers został rozbity na dwa symetryczne człony, między którymi można postawić
znak równości. Samopoznanie wymaga powrotu do korzeni. Do początków, a nawet
prapoczątków. To proces poszukiwania swojego arche. Jeżeli zostanie zarzucony, pozostaje tylko ogień; albo głęboka woda (Adcock, Płomienie) — unicestwiające żywioły, które
sytuują podmiot znów na początku drogi albo ostatecznie przerywają jego wędrówkę.
Cykle poetyckie wypełniają powstałą po śmierci próżnię. Przywracają zagubione
desygnaty i pozwalają im w dalszym ciągu funkcjonować w prywatnej rzeczywistości.
Każda artystyczna transpozycja autentycznego obrazu żywej osoby niesie ryzyko
zniekształcenia wizerunku (zresztą, czym jest autentyczny obraz? Każdy ogląd
drugiej osoby skażony jest subiektywizmem). Wiersze nie mają takiej ambicji. Są raczej
48. Por. K. Kłosińska, Miniatury…, dz. cyt., s. 20.
81
Monika Glosowitz
systemem luster. Konfiguracją rozszczepionych wizerunków, w których podmiot widzi
samego siebie.
Tworzenie portretów, często niepełnych, staje się zatem gestem ocalenia pojmowanym jako spłata osobistego długu:
Czy te stronice rekompensują to, co przemilczałam?
Oddają sprawiedliwość żywym, umarłym?
(Stevenson, Epilog: Kay Boyd do Ojca…)
Stanowi też narzędzie samopoznania. Literackie ekshumacje przodków tworzą
przecież system porozumienia z duchami przeszłości, a przekaz staje się mitem:
Ich głosy powracają jak ślady stóp na piasku
Trwały, nietrwały, słony i zmysłowy
Jak morze, w swojej konstrukcji, jest mój mit49.
(Stevenson, With my Sons at Boarhills)
Sieć głęboko zakorzenionych w archetypach kulturowych i wyłamujących się
poza nie relacji łączących bohaterki liryczne tworzy strukturę mitu. Mityczna osnowa
reorganizuje chaos minionej rzeczywistości, choć jednocześnie nie niesie całkowitego
wyzwolenia i spójności podmiotu. Poetycka antropogeneza staje się jedynym i pewnym zrębem tożsamości, który powstaje w wyniku prze-życia przeszłości, a nie z oderwania od niej. To droga bez końca. Droga ciągłych rewizji, ponownego odczytywania
dziejów, również w wymiarze ponadindywidualnym. Na obrzeżach tych przeżyć tworzy się osobny język. Rodzi się on z nieustannych transfiguracji, inkarnacji à rebours, bo
w duchy zmarłych, a nie w ciała żyjących.
Uchwycony, niejako zamknięty w słowach podmiot nie zastyga w bezruchu. Dąży
do przekroczenia siebie, do nieustannych (odbywających się w tekście, ale i poprzez
tekst) transgresji. Dlatego tak wiele tu białych plam — prześwietleń, przemilczeń. To,
co niewidoczne, niechybnie wywołuje pytania o kres. A zaczęło się przecież od lęku
przed śmiercią.
MONIKA GLOSOWITZ ‑ studentka Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów
Humanistycznych w Uniwersytecie Śląskim (filologia polska, politologia) i Akademii
“Artes Liberales”. Członkini Międzywydziałowego Stowarzyszenia Dziennikarzy
“Mosty”. Publikowała w “FA-arcie”, “Opcjach”, “artPapierze”.
49. Tłumaczenie własne.
82
Monika Kornacka
KOBIETA W POLSKIEJ REKLAMIE TELEWIZYJNEJ
Reklama nie portretuje rzeczywistości, ale sprzedaje
wyobrażenia na temat tego, jak powinno wyglądać udane życie.
Joanna Bator
Reklama otacza nas dziś niemalże z wszystkich stron. Jest obecna w każdym momencie naszego życia. Czy to w pracy, czy w domu, czy na ulicy – nigdzie nie jesteśmy
od niej całkowicie wolni. To wszechobecność czyni z niej tak skuteczne narzędzie marketingu oraz powoduje jej przemożny wpływ na ludzi. Sprzedaje nam wyobrażenie
tego, co i jak powinniśmy mieć, robić – a przede wszystkim ‑ kim powinniśmy być.
Istota reklamy telewizyjnej
Reklamę definiuje się dziś na wiele sposobów w zależności od kąta, pod jakim badane jest zjawisko. Można tu bowiem, jak wszędzie, zwracać uwagę na wybrane aspekty i je eksponować. Przykładem może być podejście, w którym Reklama jest jakimkolwiek
płatnym przekazem mającym na celu informowanie i/ lub wpłynięcie na jednostkę lub grupę
ludzi.
Każdy rodzaj przekaźnika ma swój własny zestaw kodów. Dla reklamy
telewizyjnej najważniejsze są kody wizualne, gdyż lepiej się ją ogląda niż słucha. Można
do nich zaliczyć środki figuralne (obrazy, ikony, symbole) oraz środki nie figuralne
(kolor i kompozycja). Należy jednak pamiętać, że jako jedyna, reklama telewizyjna,
łączy w sobie przekaz muzyczny, werbalny, graficzny i obrazowy. A wszystko to
w celu jak najmocniejszego wpływania na świadomość odbiorcy. Jak pisze Joanna
1. http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/1,55341,169766.html.
2. Definicja Jeremy’ego Bulmore, prezesa agencji J. Walter Thomson.
3. Piotr H. Lewiński, Retoryka reklamy, Wrocław 1999, s. 32.
4. Joanna Bator, Wizerunek kobiety w reklamie telewizyjnej, Warszawa 1998, s. 10.
83
Monika Kornacka
Bator: Specyfika reklamy telewizyjnej polega na jej największym zasięgu i najsilniejszym
oddziaływaniu związanym z wielością bodźców jakich dostarcza (…) Dzięki tym bodźcom
widz może niemal dotknąć włosów kobiety z reklamy, zobaczyć w powiększeniu jej
oczy, twarz. Przy okazji kupuje też wizję szczęścia towarzyszącą tej kobiecie: proszek
do prania, komputer czy dezodorant. Wniosek nasuwa się sam ‑ reklama telewizyjna
stymuluje pragnienia odbiorcy. Wiąże się to nie tylko ze sprzedażą danego produktu,
ale i z promocją określonego sposobu życia.
Reklama a płeć
Kobiety pojawiają się w polskiej reklamie znacznie częściej niż mężczyźni. Większość reklam jest skierowana do nich, bo to one decydują o przeważającej części wydatków domowych. Każda strategia reklamowa oparta jest na sondażach opinii publicznej. Z reguły konsumenci dzielą reklamowane produkty na „męskie” i takie, które
wypada reklamować tylko paniom. Do tej pierwszej kategorii zaliczymy na przykład
piwo. W takiej reklamie kobieta to często piękny dodatek, symbol seksu. Ma za zadanie
skusić mężczyznę. W całej kulturze Zachodu silnie zakorzeniony jest wizerunek kobiety jako
obiektu, na który skierowane jest męskie spojrzenie. Jedną z niewielu wolności, jakie patriarchat
daje kobiecie, jest swoboda sterowania męskim pożądaniem. Z badań wynika, że w Polsce tylko
co setnej respondentce przeszkadza stereotypowy wizerunek płci w reklamie. Bo żyjemy w kulturze patriarchalnej. Jej zasady myślenia i działania podtrzymują w tej samej mierze kobiety
i mężczyźni – twierdzi Joanna Bator.
Mężczyzna w polskiej reklamie to ‑ po pierwsze - anonimowy głos eksperta. Kobieta demonstruje działanie środka do czyszczenia, a jej wysiłki komentuje zza kadru
męski głos profesjonalisty. Kobieta zachowuje się przy tych czynnościach domowych
często w sposób infantylny ‑ rozmawia ze środkami szorującymi, mówi: „żegnajcie
plamy” albo „Boże, jakie to białe!”. W pewnej reklamie kobiety szorują dom, tańcząc
i śpiewając, a ich pracę męski głos zza kadru nazywa “czystym relaksem”.
Mężczyzna ów pojawia się także w reklamie jako elegancki profesjonalista w garniturze. Wcielając się w kucharza albo inżyniera w laboratorium zachęca, nieuświadomioną w kwestii niezbędności danego produktu, kobietę do jego kupna. On sam pokazywany przy czynnościach tradycyjnie kobiecych jest zwykle niezdarą, który miota się
po domu, jak w reklamie pewnego środka do mycia szyb. A jakie są kobiety w reklamie?
5. Tamże, s. 10.
6. Tamże, s. 11.
7. Np. według Demoskopu (badania z 1996 roku) więcej niż 80 procent Polaków uważa, że to kobieta powinna
reklamować proszek do prania. A piwo to „typowo męski produkt”, zdaniem 82 procent badanych powinni je reklamować
mężczyźni.
8. http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/1,55341,169766.html
9. Na podstawie rozmowy z filozof Joanną Bator o stereotypach w reklamie [za:] http://kobieta.gazeta.pl/
kobieta/1,55341,169766.html.
84
Kobieta w polskiej reklamie
Typologia wizerunków kobiet w reklamie telewizyjnej
Barbara Czerska pisze: (…) reklamowa kobieta reklamowej kobiecie nierówna. Spróbujmy pokusić się o typologię. Punkt pierwszy: kobieta całościowa i w kawałkach. Punkt drugi:
kobieta dzika i domowa. Punkt trzeci: kobieta indywidualna i zbiorowa10.
Kobieta całościowa i w kawałkach
Pokazywanie w reklamie kawałków kobiecego ciała ma podtekst seksualny. Są one
zawsze piękne i kojarzone jednoznacznie w kontekście erotycznym. Kobieta ma więc
zgrabne nogi (maszynki do golenia dla kobiet), długie włosy (szampony i odżywki),
pełne usta (błyszczyki, szminki) oraz zgrabna pupę (jeansy). Za to biust eksponowany
jest niebezpośrednio – w reklamach żeli pod prysznic częstokroć przykrywa go piana,
„kleją” się do niego wspomniane wcześniej długie włosy. Barbara Czerska twierdzi, że
pierwotnie kobieta w kawałkach została ukazana w działach malarskich. Prekursorem
tego trendu był Picasso, który jako pierwszy odważył się tak dalece pomieszać fragmenty kobiecego ciała. Reklama idzie dalej tym „tropem”, ukazując kobietę nie taką,
jaką naprawdę jest, ale taką jaka jest widziana przez pryzmat wybujałej erotycznej wyobraźni. Fragmentaryzacja kobiecego ciała w reklamach jest jednym z bardziej reifikujących zjawisk współczesnej kultury, jak twierdzi Z. Melosik11.
Kobietę całościową w reklamie możemy spotkać w kilku różnych wersjach. Może
być kobietą uwodzicielską, unisex w ładnej powłoce lub kobietą mityczną12.
Pierwszą wersją jest ładna, młoda dziewczyna, która najczęściej reklamuje kosmetyki bądź produkty dla mężczyzn. Jest swego rodzaju wabikiem, który przyciąga uwagę. Jej obecność w reklamie nie zawsze jest logicznie uzasadniona. W myśl zasady, że
seksowna dziewczyna sprzeda wszystko i zawsze. Jest dodatkiem do reklamowanego
produktu. Warto zwrócić uwagę na prostą zależność – atrakcyjność pozostaje w ścisłym
związku z łatwością robienia czegoś. Im bardzie seksowna kobieta w reklamie, tym łatwiejsza praca do wykonania przy sprzedaży reklamowanego produktu.
Kobietę unisex w ładnej powłoce można inaczej nazwać kobietą – profesjonalistką.
Nie jest już tak młoda jak kobieta – wamp, jednak dba o siebie i ma wyrobione poglądy
na otaczający ją świat. Jest doświadczona i perfekcyjna we wszystkim co robi. Chętnie pełni role tradycyjnie podejmowane przez mężczyzn. Ma własną firmę lub szybko
awansuje. Taki stereotyp najczęściej uruchamiany jest w reklamach luksusowych kosmetyków, biżuterii, strojów.
Kobieta mityczna nie pojawia się często w reklamach. Jest to wróżka, czarodziejka,
nimfa. Na polskim rynku można ją zobaczyć głównie w reklamach produktów firmy
Whirlpool. Pralkami opiekuje się syrena, kuchenkę podgrzewa bogini ognia, a lodówkę
10. Barbara Czerska, Reklama jest kobietą, „Aida – Media”, nr 11, 1996, s. 5.
11. www.ckp.org.pl/images/artykuly/attach_85.pdf.
12. P. H. Lewiński, Retoryka reklamy, Wrocław 1999, s. 100.
85
Monika Kornacka
prezentuje półprzeźroczysta lodowa nimfa13.
Ostatnio na polskim rynku pojawiły się reklamy przedstawiające „prawdziwe kobiety”, które nie są retuszowane czy też w jakikolwiek inny sposób „poprawiane” na
potrzeby reklamy. Komunikat jest jasny: „jesteśmy sobą i nie boimy się tego pokazać.”
To nowy trend, który na Zachodzie pojawił się już jakiś czas temu, jako odpowiedź na
nadmierne wykorzystywanie w reklamie wizerunku kobiet perfekcyjnych, które swym
wyglądem daleko odbiegają od przeciętności np. modelek, gwiazd kina.
Kobieta dzika i domowa
Kobieta domowa (inaczej tradycyjna) występuje w reklamach w roli matki, żony,
gospodyni domowej, bądź też spełniając wszystkie powyższe role14.
W naszej kulturze bardzo głęboko zakorzeniony jest pogląd, iż kobieta zawsze
dąży do posiadania dziecka. W roli matki czuje się spełniona i szczęśliwa. Naturalne
jest wiec, że znajduje ona nieustającą przyjemność w karmieniu swych pociech czy praniu ich brudnych koszulek. Jak pisze Joanna Mizielińska: Reklamy przedstawiające kobietę
w roli matki przede wszystkim skupiają się na jej obowiązkach jako karmicielki i opiekunki. Kobieta odruchowo reaguje na okrzyki dzieci: „Mamo chce nam się jeść/pić”(…). To Ona zajmuje
się przygotowaniem jedzenia, pieczeniem ciasta, w czym często pomaga jej córka, podczas gdy
On siedzi w fotelu i czyta gazetę15. W niektórych reklamach kobieta nie może liczyć nawet
na pomoc córki. Jednak z reguły córka jawi nam się jako zminiaturyzowana wersja swej
mamy. Pomaga jej w kuchni, nakrywa stół do posiłku. Reklama wykorzystuje stereotypy kobiet i mężczyzn już od ich najmłodszych lat. Brak w niej za to podkreślenia roli
matki jako wychowawczyni, od której zależy przecież m.in. intelektualny rozwój jej
dziecka. Jeśli w ogóle, to bardzo rzadko matka bawi się w niej, nie wspominając o nauce rysowania, czytania. Najczęściej występuje jako Hestia domowego ogniska, która
bez przerwy coś gotuje lub pierze. Matka to ktoś pracujący w domu dla dzieci i taty. Reklamowym mamom zdaje się to wystarczać do szczęścia, nigdy się nie skarżą, a o kolejnym praniu
rozpowiadają z uśmiechem16.
Taki obraz kobiety rysuje się przede wszystkim w reklamach środków czystości,
proszków do prania, popularnych produktów spożywczych, słodyczy. Ostatnio budzi
on jednak niezadowolenie, stąd dążenia producentów do jego złagodzenia lub wręcz
zmiany. Coraz częściej kobieta domowa to nie gosposia, ale nowoczesna i wymagająca pani
domu. (…) Czasami jest ładna, młoda i zadbana, szczególnie jeśli daje coś wyjątkowo dobrego do
jedzenia lub wyjątkowo szybko przyrządziła obiad17.
Wizerunek kobiety – żony jest podobny do jej wizerunku w roli matki czy gospodyni domowej. Obraz małżeństwa wyłaniający się z reklam, a będący odbiciem sto13. Tamże, s.101.
14. Joanna Bator, Wizerunek kobiety w reklamie telewizyjnej, Warszawa 1998 s. 21.
15. Joanna Mizielińska, Kobieta jako przedmiot i podmiot reklamy [w:] Od kobiety do mężczyzny i z powrotem ‑ rozważania
o płci w kulturze, red. J. Brach-Czainy, Białystok 1997, s. 228.
16. Tamże, s. 321.
17. P. H. Lewiński, Retoryka reklamy, Wrocław 1999, s. 107.
86
Kobieta w polskiej reklamie
sunku do małżeństwa w naszym społeczeństwie, nie jest zbyt optymistyczny. Kobieta
– żona to przede wszystkim gospodyni domowa, której największą radość stanowią
słowa uznania i zadowolenia z jej usług. Oprócz rodzenia i opiekowania się dziećmi do obowiązków żony należy opiekowanie się małżonkiem, który (…) jest po prostu troszkę większym
brudaskiem18.
Kobieta tradycyjna przedstawiana jest tak, by nie była kojarzona z innym rodzajem aktywności poza pracą w domu. Jej wygląd nie daje odbiorcom wskazówek co do
jej zainteresowań, czy pracy zawodowej19.
Kobieta dzika (na zasadzie kontrastu, nie-udomowiona) jest wolna i niezależna.
Najczęściej występuje pod postacią młodej dziewczyny, która nie zdążyła jeszcze zawrzeć związku małżeńskiego i doczekać się dzieci. Prowadzi aktywne życie, uprawia
sporty. Ważną rolę w jej życiu zajmuje zabawa. Jest wyzwolona seksualnie, ubiera się
swobodnie. Pełna optymizmu, energii, znająca swoja wartość20. Taki stereotyp występuje bardzo często w reklamach podpasek czy tamponów, ale również dezodorantów
i innych kosmetyków (mydeł, wód toaletowych, perfum), jak i telefonii komórkowych.
Innymi wcieleniami kobiety nowoczesnej są, omawiane powyżej, wcielenia w obiekty
pożądania i w panie spełniające się zawodowo. Wizerunki w ramach trzech omawianych grup (kobieta w kawałkach i całościowa, kobieta dzika i domowa oraz kobieta
indywidualna i zbiorowa) są w gruncie rzeczy spojrzeniem pod innym kątem na dwa
podstawowe sposoby odwzorowania kobiety w reklamie- jako kobiety tradycyjnej i nowoczesnej.
Kobieta indywidualna i zbiorowa
Kobiety indywidualne występujące w reklamie to albo nieosiągalne ideały, albo
zwykłe „szare kobiety”. Ideały, takie jak Penelope Cruz reklamująca farbę do włosów,
stanowią wzór do naśladowania. Tok rozumowania przebiega następująco: jest piękna,
jest bogata, jest sławna. Skoro jest bogata, to i mądra, bo zdobyła sławę i fortunę. Jest
obyta w świecie, ma zatem dobry gust, a skoro ma dobry gust, to ja też powinnam
kupić tę farbę. Jest autorytetem. Kobiety mają się z nią identyfikować poprzez kupno
reklamowanego przez nią produktu.
Przeciętne konsumentki pełnią funkcje przykładu z życia wziętego – oto ja, pani
Kowalska, jestem jedną z was, posłuchajcie co mam do powiedzenia o tym produkcie.
Producenci reklamy starają się stworzyć wrażenie, że nie próbują przekonać do czegoś
konsumentek, lecz tylko ukazują obiektywną opinię jednej z nich. By kobieta indywidualna mogła posłużyć za przykład z życia wzięty, musi być przeciętna. Ani za ładna,
ani za brzydka – po prostu wtapiająca się w tło21. To one właśnie, te mające imiona i nazwiska najlepiej zastępują zbiorowość. Są typowe. Są bezwzględnie powtarzalne, szablonowe,
18. Joanna Mizielińska, Kobieta jako przedmiot i podmiot reklamy [w:] Od kobiety do mężczyzny i z powrotem ‑ rozważania
o płci w kulturze, red. J. Brach-Czainy, Białystok 1997, s. 232.
19. Joanna Bator, Wizerunek kobiety w reklamie telewizyjnej, Warszawa 1998, s. 28.
20. P. H. Lewiński, Retoryka reklamy, Wrocław 1999, s. 105.
21. Tamże, s. 109.
87
Monika Kornacka
taśmowe. (…) A zatem kobieta indywidualna jest najbardziej zbiorowa ze wszystkich bohaterek,
jakie wynalazła nasza kultura. Bezimienna bohaterka reklamy szminki do ust jest dziełem sztuki,
jest niepowtarzalna22.
Reklama a rzeczywistość
Większość kobiet w Polsce łączy pracę zawodową z obowiązkami domowymi. Ich
życie odbiega jednak od modelu prezentowanego w reklamach. Bowiem ani obowiązki
domowe, takie jak sprzątanie, gotowanie czy zmywanie nie dają takiej satysfakcji, ani
też praca zawodowa nie jest tak łatwa i bezstresowa, jak na ekranie.
Bohaterki reklam nie napotykają na trudności czy niepowodzenia w życiu codziennym (takie jak choćby poważna choroba, bezrobocie). Ich udziałem jest pełen miłości, harmonii i wzajemnego zrozumienia dom, gdzie zawsze unosi się zapach świeżo
upieczonego ciasta, a okna są zawsze i niezmiennie doskonale czyste. Największym
problemem bywa odpowiednie doprawienie zupy, czy wywabienie plamy na nowej
bluzce. Jednak rozwiązanie zawsze jest pod ręką – w postaci reklamowanego produktu. Komunikat jest czytelny: kup nasz produkt, a Twoje życie zmieni się na lepsze.
Reklama nie jest i nigdy nie była odzwierciedleniem prawdziwego życia. Jej podstawowym celem jest sprzedaż produktu, nie zaś zmiana ról społecznych, przekonań,
stereotypów czy systemu wyznawanych wartości. Przekaz reklamowy wykorzystuje
już istniejące stereotypy, zgodnie zresztą z oczekiwaniami przeciętnego konsumenta.
Według badań Demoskopu z 2001 odbiorcy akceptują uproszczony obraz ról społecznych, przekazywanych w reklamie23.
Relację pomiędzy rzeczywistością a jej odpowiednikiem na użytek reklamy, tak
w sprawie kobiet, jak i każdej innej, podsumowuje Joanna Bator, pisząc: (...) przy realizacji reklam zwykle nie używa się prawdziwych produktów, bo ani kawa nie paruje tak przekonująco, ani owoce nie mają tak idealnych kształtów. Zamiast tego stosuje się tzw. mokapy, czyli
upiększone zgodnie z ludzkimi wyobrażeniami atrapy, których próżno szukać w rzeczywistości.
Nie inaczej jest z prezentowanymi w reklamie kobietami (...)24 Katarzyna Dziewanowska wyraża jednak nadzieję, że: (...) istnieje możliwość, że sytuacja ‘na froncie stereotypów’ ulegnie
zmianie na skutek „dojrzewania” konsumentów oraz „opatrzenia” się pewnych wątków25.
MONIKA KORNACKA (Uniwersytet Śląski) ‑ studentka III roku politologii,
specjalizacja dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Interesuje się kulturową
rolą kobiet w społeczeństwie, literaturą o tematyce historycznej oraz komunikacją
interpersonalną. Jest członkiem Międzywydziałowego Stowarzyszenia Dziennikarzy
„Mosty”, Koła Naukowego Politologów, oraz Koła Naukowego Polityków Lokalnych
i Regionalnych. Współtworzy Magazyn Społeczności Akademickiej „Pre-text”, w
którym redaguje dział „Nasz punkt widzenia”.
22. Tamże, s. 109.
23. Katarzyna Dziewanowska, Wizerunki kobiet w reklamie telewizyjnej w Polsce, Warszawa 2004, s. 21-22.
24. Joanna Bator, Wizerunek kobiety w reklamie telewizyjnej, Warszawa 1998, s. 39.
25. Katarzyna Dziewanowska, Wizerunki kobiet w reklamie telewizyjnej w Polsce, Warszawa 2004, s. 22.
88
Małgorzata Krupa
KOBIETY IRANU
Od momentu, w którym na ziemię upadł pierwszy odłamek szkła z szyb World
Trade Center, Bliski Wschód pozostaje na ustach świata. Wybuch zainteresowania krajami arabskimi zaowocował mnóstwem publikacji rozbierających kulturę tej części
świata na czynniki pierwsze i przyglądających się im pod mikroskopem światopoglądu
człowieka Zachodu. A że przeciętny człowiek Zachodu nienawidzi terrorystów, a nienawiść swą częstokroć rozciąga na wszystkich wyznawców Islamu, stąd wiele uproszczeń, niejednokrotnie brutalnych, niesprawiedliwych, spłycających tysiące lat dorobku
obcej kultury do kilku chwytliwych i budzących skrajne kontrowersje sloganów.
Taka już przypadłość każdej cywilizacji – uznawać własne rozwiązania za
najlepsze z możliwych, w dodatku uniwersalne i łatwo aplikowane w innych kręgach
kulturowych, jako najbliższe pragnieniom każdej jednostki ludzkiej. Nawet gdy pojawiają się trudności, z uporem twierdzimy, że to akurat nam udało się zdefiniować człowieka jako takiego. Nietrudno więc dziwić się nowoczesnej, wyemancypowanej pani
w kostiumie Chanel, drżącej ze strachu, że kiedykolwiek mogłaby zostać zmuszona do
ubrania czadoru. Stereotypy dotyczące pozycji kobiet w Islamie krzywdzą bardziej, niż
by się można przypuszczać – nie tylko nie ułatwiają im walki o swoje prawa, lecz także
pozbawiają je godności, jaką posiadają. Przyjrzyjmy się temu zjawisku wnikliwiej, biorąc pod lupę bodaj najbardziej reprezentacyjnego przedstawiciela świata muzułmańskiego – Islamską Republikę Iranu.
Emancypacja kobiet nie rozpoczęła się wraz z wkroczeniem w świat Bliskiego
Wschodu żołnierzy amerykańskich, którzy karabinami i czołgami zaczęli krzewić tam
zachodnie wartości. Walkę o przestrzeganie praw człowieka w Iranie prowadzą jego obywatele, nie potrzebujemy do tego żadnej interwencji z obcych krajów, powiedziała Shirin Ebadi,
89
Małgorzata Krupa
gdy w 2003 r. jako pierwsza muzułmańska kobieta odbierała pokojową nagrodę Nobla.
Dziesięć lat przed wybuchem rewolucji islamskiej, w roku 1969 Ebadi została pierwsza
w dziejach Iranu kobieta sprawującą funkcję sędziego. Gdyby nie trwający od dziesięcioleci proces emancypacji kobiet irańskich, byłoby to niemożliwe.
Emancypacja starsza niż państwo
Proces emancypacji rozpoczął się w połowie XIX wieku, kiedy Iran był jeszcze
Persją, a z Egiptu nadciągnęły pierwsze głosy nawołujące do liberalizacji poglądów na
rolę kobiety w społeczeństwie. W owych czasach również wielu mężczyzn przychylało się ku temu stanowisku, co zaowocowało otwarciem w 1873 r. pierwszej szkoły dla
dziewcząt. Jej instytucja powstała w Kairze z inicjatywy Chadifa Ismaila. Zarówno on,
jak i wielu feministów owych czasów, na czele z Kasimem Aminem, otworzyło oczy
wielu kobiet na możliwość edukacji i samorealizacji. Prezbiteriańscy misjonarze zakładali własne szkoły dla dziewcząt, zaś w latach 70. XIX wieku pierwsze muzułmanki
wstąpiły do amerykańskiej szkoły w Teheranie.
Nie należy oczywiście pomijać kluczowej roli prekursorek feminizmu, organizujących potajemne spotkania, w czasie których toczono długie dyskusje na temat
pozycji kobiety w społeczeństwie. Początkowo urządzane tylko w Teheranie, bardzo
szybko ogarnęły cały kraj. Postawiono na edukację, zaczęto tłumnie posyłać dziewczęta
do nowo otwartych szkół, a także zakładać kolejne, ku głośnym protestom konserwatystów. To oczywiście sprzyjało rozszerzaniu horyzontów na nowe płaszczyzny życia
społecznego, w których dotychczas nie było miejsca dla kobiet. Samo pogłębianie wiedzy, rozwijanie talentów, poznawanie religii, dawało im nową energię do działania, budziło świadomość obywatelską. Kobiety zaczęły jawnie domagać się swoich praw, brać
udział w politycznych demonstracjach i manifestacjach. Niedługo potem pojawiła się
pierwsza okazja do polepszenia ich prawnego statusu. Pierwsza konstytucja, uchwalona w roku 1906, nie odzwierciedlała jednak oczekiwań feministek. Status kobiety równej połowie mężczyzny został podtrzymany. Ale lawina już ruszyła i w żaden sposób
zatrzymać jej nie było można.
Widząc przyszłość w szerzeniu edukacji, emancypantki kontynuowały zakładanie szkół. Religijni i lokalni przywódcy nie wykazywali nawet połowy ich entuzjazmu, groźby i przymuszanie najgłośniejszych działaczek do zamykania instytucji były
zatem na porządku dziennym. Nie odniosły one jednak oczekiwanego efektu- wg
Price’a w roku 1913 w Teheranie działały 63 szkoły dla dziewcząt, do których uczęszczało blisko 2500 uczennic. Wraz z wzrostem liczby placówek edukacyjnych, rosła też
ilość kobiecych stowarzyszeń, które zaistniały dzięki wielu akcjom społecznym, pozostającym jednak w ukryciu ze względu na zagrożenie ze strony fundamentalistów.
Przekaz ruchu feministycznego miał jednak tak powszechną siłę oddziaływania, że
wkrótce pierwsze kobiety poczęły występować publicznie nie odziane w hidżab. Na-
90
Kobiety Iranu
brał rozmachu rozwój prasy kobiecej. Próby przyspieszenia procesu emancypacji okazały się jednak niekorzystne dla tych, którzy za zmianami nie nadążali.
Wymuszanie rozkwitu
Wraz z objęciem władzy przez Rezę Szacha, rozpoczęła się gwałtowna modernizacja Iranu na modłę państw zachodnich. Narzucono oficjalny kod ubraniowy,
w latach 1935-1941 obowiązywał zakaz publicznego pokazywania się w czadorze, a na
nie przestrzegające tej reguły tradycjonalistki czekało wiele utrudnień w życiu codziennym. Kobietom noszącym hidżab zabroniono korzystać z transportu publicznego, części sklepów. W miejscach użytku publicznego zasłony mogły zostać im zdarte z głów,
co dla wielu było równoznaczne z publicznym upokorzeniem całej rodziny. Tradycyjnie postrzegające świat panie nie miały wyboru – musiały zaszyć się w domowym
zaciszu. Należy tutaj wyraźnie zaznaczyć, jakie znaczenie ma hidżab dla kobiety muzułmańskiej. Wbrew pozorom, dla większości nie jest to ostateczny symbol zniewolenia. To raczej uprzedmiotowienie dumy, odrębności kulturowej, własnego dziedzictwa,
skromności i godności. Noszenie go nie jest przymusem w żadnym kraju poza Arabią
Saudyjską, ponadto najczęściej chodzi głównie o zakrywanie włosów i ogólną skromność ubioru. Paradoksalnym dla naszej kultury jest fakt, że dopiero dzięki ukryciu się
pod hidżabem tradycjonalistka muzułmańska może czuć w pełni swoją godność i prawa. Jednym z głównych zadań hidżabu jest sprawienie, by kobieta mniej zwracając na
siebie uwagę (Brooks, 41), przestała być obiektem seksualnym, reprezentantką płci,
stała się reprezentantką człowieczeństwa jako takiego. Oczywiście, zadanie to spełnia
swą rolę, dopóki jest to jej świadomy wybór, w przeciwnym razie to ograniczanie wolności, stąd tak ważna jest sama możliwość podejmowania decyzji dotyczących ubioru.
Faktem jest jednak, iż większość artykułów, filmów, książek, skierowanych głównie do
mieszkanek Zachodu, pomija argumenty zwolenniczek czadoru. Przedstawiają kobietę
muzułmańską skrępowaną tradycyjnym strojem, przeciwstawiając jej indywidualizm,
uznający ubiór za ważne narzędzie wyrażania własnej osobowości, zaznaczania swojego miejsca na świecie, zwracania na siebie uwagi. Gdy więc kobiety wyemancypowane
do szpiku kości, dziwnym zrządzeniem losu zmuszone zostaną do przywdziania hidżabu, rozpoczyna się dla nich piekło równe temu, który dla niektórych mieszkanek
Iranu jest zakaz skrywania swoich wdzięków. Był i jest- przepis bowiem wprawdzie
został zniesiony, ale wspomnienie upokorzenia pozostało. Wkrótce tradycyjne muzułmańskie zasłony miały stać się symbolem walki z przestarzałym i zepsutym systemem.
Symbolem rewolucji.
Przed nadejściem rewolucji, wiele się jednak jeszcze wydarzyło. Wielkim
1. Dynastia Pahlawich panowała w Iranie w latach 1925-1979. Reza Pahlawi (Reza Szach) był u władzy w latach 19251941, został zdetronizowany przez Aliantów, a jego miejsce zajął syn, Mohammad Pahlawi, który panował aż do rewolucji
roku 1979.
91
Małgorzata Krupa
sukcesem emancypantek okazała się nowelizacja kodeksu cywilnego w roku 1931 (co
znamienne, rozwiązanie lub stworzenie problemu nierówności płci przez Kodeks cywilny w Iranie, zależy od kontekstu historycznego, w jakim jest postrzegany). Kobiety
zyskały prawo do rozwodu- na ściśle określonych warunkach. Ponadto do 15-tu lat
podniesiono minimalny wiek, w którym dziewczynka mogła zostać wydana za mąż.
Niezwykle istotne jest to, że pomimo tych nowych udogodnień, prawo rodzinne wciąż
regulował Szariat. Lata 30. to również czas zwoływania konferencji feministycznych.
Pierwsze kobiety pojawiły się na - marionetkowych wprawdzie - stanowiskach politycznych. Pierwsze panie wcieliły się również w role nauczycielek i wykładowców,
zaczęły rozwijać się oficjalne organizacje, zrzeszające wojowniczki równouprawnienia.
W 1951 pierwsza ambasador Iranu, Mehrangiz Dawlatshahi, założyła pionierską na
ziemi irańskiej organizację broniącą praw człowieka. Jedenaście lat później dano kobietom prawo głosu i obejmowania urzędów publicznych. Kolejną ważną datą stał się
rok 1968, kiedy to zatwierdzono Prawo Rodzinne. Ułatwiało ono uzyskanie od męża
rozwodu, dawało szansę na opiekę nad dziećmi rozwódce. Utworzono rodzinne sądy,
których kompetencji pozostawiono między innymi sprawy rozwodowe. Ograniczono
poligamię, a minimalnym wiekiem uprawniającym do zamążpójścia stała się dwukrotnie wyższa od standardów islamskich liczba 18- tu lat. Feministkom nie udało się znieść
zakazu aborcji, lecz zaczęto propagować antykoncepcję. Utworzono urząd ministra do
spraw kobiet (zlikwidowany przez Szacha, jako pojednawczy gest w stronę opozycji.
Kilka miesięcy po tym wydarzeniu Szacha zdetronizowano). Przed wybuchem rewolucji, jedną trzecią liczby studentów w całym kraju stanowiły beneficjentki procesu
emancypacji, blisko dwa miliony kobiet były na stałe zatrudnione, a liczba absolwentek
wyższych szkół zbliżała się do dwustu tysięcy. Rewolucja jednak zahamowała, a nawet
cofnęła zmiany, jakie na przestrzeni lat miały miejsce w społeczeństwie.
Rewolucyjne zmiany
Burzliwa rzeczywistość 1979 r. stała się okazją do przekonania się o sile i mocy
oddziaływania na przebieg wydarzeń historycznych przez kobiety. Upatrując w Chomeinim szansę na poprawę pogarszających się warunków życiowych, wynikających
z ewidentnej utraty kontroli Szacha nad losem kraju, tłumnie opowiedziały się po jego
stronie w tym przełomowym momencie historii Iranu. Nie wiedziały, że odtąd państwo będzie je pouczać, jaka jest i czego potrzebuje prawdziwa muzułmanka. Symbolem odrodzenia prawdziwych wartości, do których powrócić miał kraj po zwycięstwie
Chomeiniego, stała się kobieta skryta pod zasłoną, poświęcająca wszystkie siły życiowe
2. Warto zwrócić też uwagę, jaką rolę odgrywa dla ludzi Iranu czynnik osobowości przywódcy. Uważają oni charyzmę za
wyznacznik moralności i życia według przykazań religii, także za boskie namaszczenie. Jest to oczywiście jeden z wielu
składników złożonej sytuacji, w której Chomeini doszedł do władzy, ale w pewien sposób tłumaczy, dlaczego również
wojowniczki równouprawnienia stanęły po stronie ultrakonserwatywnego duchownego. [za:] M. Stolarczyk, Iran:
państwo i Religia, Warszawa 1997.
92
Kobiety Iranu
na prace domowe. Gdy bowiem konserwatyści wrócili do władzy, gruntownie zmieniono prawo. Odtąd noszenie hidżabu stało się ponownie nakazem, zlikwidowano
koedukacyjne klasy. Uniemożliwiono mieszkankom Iranu pracę w sądach, zniesiono
Prawo Rodzinne, a wszystkie rozwody, które na jego mocy zostały przeprowadzone,
zostały unieważnione. Rozwódki, które ponownie wyszły za mąż, uznano za winne
zdrady. A zdradę można znowu było karać ukamienowaniem – ogłoszono bowiem powrót do zasad Szariatu. Wniesiono zakaz aborcji, antykoncepcji, zaniżono minimalny
wiek uprawniający do zamążpójścia do wyjściowej liczby lat 9-ciu. Kobiety zostały
pozbawione możliwości studiowania weterynarii, prawa i górnictwa. Mężatki mogły
studiować za granicą jedynie wtedy, jeśli mąż decydował się wyjechać z nimi. Przywrócono instytucję czasowego małżeństwa.
Twórcy rewolucji zdawali sobie jednak sprawę, jak wielką rolę w społeczeństwie odgrywał głos jego płci żeńskiej, jaką niósł energię i potencjał. Nie mogli zaryzykować wojny z kobietami, wynikającej z całkowitego przekreślenia ich praw. Zamiast
niej skierowali te prawa na nowy tor, stworzyli nowy model muzułmanki. Wykazali,
że feministki podążały zgubną drogę, wiodącą ku zatraceniu istoty kobiecości, zapominając - w walce o równouprawnienie- o podstawowych różnicach dzielących kobiety i mężczyzn. Różnicach, które nie definiują kobiety jako gorszej, lecz stworzonej do
innych zadań. Dowodem tego toku myślenia miał stać się zapis w Konstytucji Republiki Islamskiej Iranu w roku 1989, zapewniający prawo głosu każdej kobiecie powyżej
15-go roku życia. Chomeini sam zachęcał kobiety, by wyszły z domów, by włączyły
się w życie kraju, by głosowały. To sprowokowało do udziału w życiu publicznym nawet trzymające się na uboczu konserwatystki, które dotąd nie brały go w tymże życiu,
ze względu na awersję do pomysłów feministek. Dodatkowo zapewniono kobietom
również bierne prawo wyborcze – odtąd mogły objąć dowolne stanowisko polityczne
i administracyjne, z wyjątkiem urzędu prezydenta – nie ze względu na oficjalny zakaz,
lecz na wyraźne wskazanie, że musi on zostać wybrany z wysokich rangą dostojników religijnych lub politycznych, czyli po prostu: mężczyzn. Większość nowych praw
konstytucyjnych była niestety obwarowana jednym zastrzeżeniem: przepis musi być
zgodny ze standardami Islamu. Stąd nieprzerwany spór o owe standardy, częstokroć
zmieniający coś, co powinno być bezdyskusyjnym prawem w punkcie wyjścia do interpretacji. Fundamentaliści zwykli powoływać się na starożytne interpretacje Koranu,
które nierzadko rażąco nie przystawały do wymagań współczesności. Trzeba jednak
ponownie zaznaczyć, że głównym celem przywódców rewolucji było stworzenie od
podstaw nowej, choć opartej na tradycji, tożsamości muzułmańskiej.
3. Obecnie wiek ten wynosi 13 lat i jest zasługą reformistycznej polityki prezydenta Chatamiego..
4. Kobiety z rodziny Chomeiniego przysłużyły się rewolucji, odwiedzając go na wygnaniu, nagrywając na kasety
magnetofonowe przemówienia ajatollaha, a następnie dostarczając je mieszkańcom Iranu.
5. Artykuł 115: Prezydent powinien być wybierany spośród dostojników religijnych i osobistości politycznych, które spełniają
następujące warunki: pochodzenie irańskie; obywatelstwo irańskie; dobry organizator i administrator; godny zaufania; pobożny;
wierzy w założenia Republiki Islamskiej Iranu i oficjalne credo państwa. [w:] M. Stolarczyk, Iran: państwo i Religia,
Warszawa 1997, s. 210.
93
Małgorzata Krupa
Wojna, która pomogła
Wkrótce długa i wyniszczająca wojna wstrząsnęła społeczeństwem Iranu
i stworzyła sytuację, w której nowe‑stare prawa wprowadzone przez rząd nie miały
dłużej zastosowania. Była to wojna z Irakiem. Wynikł z niej nowy problem - problem
sierot. W związku z regulowaniem spraw rodzinnych zasadami Szariatu, matki traciły
prawo do opieki nad dziećmi na rzecz męża i jego rodziny, gdy tylko przestawały im
być niezbędne do życia, czyli w wieku lat trzech. Kiedy ojciec umierał, jego rodzina
mogła zabrać dziecko matce, co stało się powszechną praktyką w czasie wojny – sieroty dostawały przecież wsparcie finansowe z fundacji, tak rządowych jak i pozarządowych. Pięć lat zajęło uregulowanie tego niepokojącego stanu prawnego. Okazało się, że
te, tragiczne przecież, okoliczności na dłuższą metę sprzyjały prawom kobiet- uzyskały
coś, czego w normalnej sytuacji uzyskać by nie mogły. W 1985r. parlament przekazał
sądom cywilnym władzę przenoszenia prawa do opieki nad dzieckiem z ojca dziecka
- i jego rodziny - na matkę tegoż dziecka.
Paradoksalnie, separacja płci, przestała być narzędziem uciemiężenia i dała
kobietom szansę rozwoju i samorealizacji. Żeby nie wykluczyć ich z życia społecznego, a przy tym zachować podział, należało utworzyć paralelny świat – świat kobiet.
Stworzono tysiące stanowisk pracy, których celem była obsługa żeńskiej części społeczeństwa. Oczywiście, mężczyźni nie mogli owych stanowisk zajmować, nastąpił więc
wybuch aktywności zawodowej wśród kobiet. Otwarcie szkół dla dziewcząt wymagało
żeńskiej kadry pedagogicznej, co stało się przyczyną nowego, feministycznego odczytania Koranu.
Naprzeciw inicjatywie uaktywniania zawodowego kobiet wyszedł rząd Iranu. Wojna z Irakiem zaciążyła ogromnie na finansach państwa. Szerzyła się bieda,
pogłębiało się zadłużenie kraju, zaczęło brakować siły roboczej mężczyzn oraz zaplecza kadrowego. W tym czasie doceniono potencjał ekonomiczny żeńskiej części
społeczeństwa i rozpoczęto nową politykę gospodarczą, ideały pronatalistyczne zamieniono na prorodzinne. Pociągnęło to za sobą odpowiednie kroki prawne, w myśl
zasady wpływania na pewność i samopoczucie kobiet poprzez ustawy. Cofnięto dodatki pieniężne dla rodzin wielodzietnych, urlop macierzyński przy każdym kolejnym urodzonym dziecku stawał się krótszy - po czwartym porodzie przestawał w
ogóle przysługiwać. Zaczęto propagować antykoncepcję, otwarto poradnie rodzinne. Pojawiła się instytucja bezpłatnych doradców do planowania rodziny. Ponadto
zaczęto wspierać kształcenie nowych elit intelektualnych – kobiety znów mogły spo6. Ważnym pojęciem dla muzułmańskiego feminizmu jest idżtihad – prawo do własnej interpretacji świętych tekstów, by
te nie pomijały problemów współczesności.
7. Pierwszy plan pięcioletni Iranu na lata 1989-1994 miał na celu modernizację gospodarki i wydobycie jej z recesji
powojennej. Postanowiono położyć nacisk na rozwój usług, odbudować mechanizmy wolnego rynku, podstawową
infrastrukturę, rozbudować giełdę papierów wartościowych.
94
Kobiety Iranu
kojnie studiować dowolny kierunek, przywrócono im także dostęp do roli sędziów.
W 1987 r. rząd utworzył oficjalną radę socjalną i kulturalną kobiet, której przewodniczącą została Zahra Rahnavard. To jej działalność umożliwiła kobietom w roku 1989
ponowne studiowanie rolnictwa czy technologii. W 1991 r. powstało zaś oficjalne
Biuro do spraw Kobiet przy Urzędzie Prezydenta.
Metoda drobnych kroczków
Lata 90. to okres wyraźnej już aktywności kobiet. Aktywności również fizycznej – w 1993 r. po raz pierwszy w historii, w Iranie miały miejsce Igrzyska Kobiet Muzułmańskich. Dotychczas nie mogły one zmierzyć się w prawdziwych zawodach, ponieważ te zakładałyby pokazywanie się obcym mężczyznom w strojach sportowych,
lub, co gorsza, wspólne przebywanie z roznegliżowanymi zawodnikami drugiej płci
na niewielkiej przestrzeni. Nie mogły nawet oglądać relacji z meczów piłkarskich w telewizji, choć ta transmitowała je często, ku uciesze panów. Zasługa przemiany tego
stanu rzeczy należy do Faze Hasze, twórczyni igrzysk, która przekonała radykalnych
mułłów, że Allach zalecał doskonalenie sprawności fizycznej. Od tamtej pory Igrzyska
te odbywają się w Iranie regularnie. W roku 2005 obchodzone były już po raz czwarty.
W roku 1994, zniesiono „wyjątkowe sądownictwo cywilne” – rewolucyjny
twór zajmujący się dotąd sprawami rodzinnymi. Odtąd sprawy rozwodów, alimentów
czy praw do opieki nad potomstwem przekazano w ręce zwykłych sądów cywilnych.
Te, nieprzyzwyczajone do rozstrzygania takich spraw, nie wywiązały się z zadania, co
sprowokowało do utworzenia w 1997 r. sądów rodzinnych. W skład każdego takiego
sądu musiała wchodzić przynajmniej jedna sędzina. O czasu ich powstania stało się
znów możliwym rozstrzygnięcie procesów o prawo do opieki nad dziećmi na rzecz
kobiety.
Znaczącego rozmachu nabrała też edukacja kobiet irańskich. Według raportu
UNICEF w 2001 roku zdolność czytania i pisania posiadało ponad 80% populacji powyżej 6- go roku życia (85,1% mężczyzn i 75,6% kobiet). Występowały około 14%-owe
różnice pomiędzy miastami a obszarami wiejskimi. Do szkoły uczęszczało prawie 97%
dzieci, przy czym nie było na tym polu dużych różnic między dziewczynkami a chłopcami. W ciągu dwudziestu lat (1980-2000) analfabetyzm wśród kobiet w wieku 15-24
spadł z jednej trzeciej na jedną dziesiątą, a wśród kobiet w ogóle z sześćdziesięciu na
trzydzieści procent (World Bank). Iran na tle pozostałych państw arabskich pozytywnie wyróżnia się zatem wysokim stopniem rozwoju edukacji. Na Zachodzie natomiast
często interpretuje się te wyniki jako alarmująco niskie.
Największym sukcesem kobiet w latach 90. i absolutnym objawieniem, jeżeli
8. Faze Haszemi jest córką byłego prezydenta Iranu, Aliego Akbara Haszemiego Rafsandżaniego, członkini parlamentu
irańskiego, wydawała jedyny irański dziennik Zan (kobieta) przeznaczony dla pań, który został zlikwidowany w 1999 r.
po opublikowaniu wywiadu z wdową po Szachu Rezie.
9. Więcej na ten temat w rozdziale Igrzyska kobiet muzułmańskich [w:] G. Brooks, 9 części pożądania, Warszawa 1996.
95
Małgorzata Krupa
chodzi o ich siłę przebicia i wpływania na losy kraju, były wybory prezydenckie roku
1997. To dzięki ich głosom na urząd prezydenta powołany został reformista Mohammed Chatami, wygrawszy miażdżącą przewagą ponad 70% głosów. Jego reelekcja z roku 2001 jedynie potwierdza powyższą tezę. Wpływu kobiet na politykę Iranu nie da się
przecenić. Niestety, konserwatywni przywódcy wciąż niechętni są do radykalniejszych
zmian, które postulują rzecznicy praw kobiet. Emancypacja postępuje więc drobnymi
kroczkami, a rzucane temu procesowi pod nogi kłody, kroczków tych nie przyspieszą.
Taką kłodą stał się konflikt ze Stanami Zjednoczonymi.
Nowe czasy, ciężkie czasy
Po katastrofie World Trade Center, Iran od razu zajął zdecydowane stanowisko, głęboko potępiające terrorystów. Na konferencji ONZ w Bonn irańscy dyplomaci nawoływali do dialogu międzykulturowego jako sposobu rozwiązania zaistniałego
problemu. Pomimo tego, kilka dni później George W. Bush w swoim przemówieniu
zaliczył Iran do państw tzw. „osi zła”, obok Korei Północnej czy Iraku. Antyamerykańskie nastroje, będące silnie promowaną linią polityczną konserwatystów, znalazły
się w kulminacyjnym punkcie swego rozwoju, gdyż sprzyjała temu jawna niechęć Stanów Zjednoczonych do podjęcia dyskusji. Rozpoczął się okres politycznego napięcia,
trwającego do dziś i będącego powodem wielu czarnych prognoz na przyszłość. Nie
wpłynęło to pozytywnie na przemiany w Iranie. Do głosu doszli twardogłowi. Wybrany w roku 2005 na prezydenta ultrakonserwatywny Mahmud Ahmadineżad, będący
absolutnym przeciwieństwem łagodnego reformisty Chatamiego, jest już znany na arenie międzynarodowej jako zaciekły wróg Zachodu i jego wartości. Sami obywatele zaś
czują się teraz bardziej zmobilizowani do walki z wrogiem niż do przygotowywania
i przeprowadzania reform wewnętrznych. Napięcie między państwami rośnie. Rosną
też trudności, jakie napotykają irańscy obrońcy praw człowieka w walce o poszanowanie jego godności, jaką prowadzą. Wspominała o tym sama Ebadi, odbierając Nagrodę
Nobla.
Nadzieja?
Kobieta Iranu, najbardziej islamskiego z islamskich krajów świata, nijak nie
przystaje do stereotypu, który podsycają w nas media. Od stu lat wytrwale walczy
o swoje prawa, jej rola systematycznie wzrasta, a potencjał jest praktycznie nieograniczony. Jest aktywną jednostką społeczeństwa, nie ulega tym, którzy chcą wpłynąć na
jej los, ale sama o swym losie stanowi. Nie stroniąc od religii, w jakiej wyrosła, będącej cząstką jej tożsamości. Brała udział w każdym znaczącym wydarzeniu zeszłego
wieku, spostrzeżona przez wielu polityków, mułłów, przedstawicieli obcych krajów.
Przeciwstawia się wymuszanym zmianom, zbyt radykalnym posunięciom, próbami
96
Kobiety Iranu
uszczęśliwienia jej na siłę rozkazami i nakazami każdego typu – czy to postępowymi,
czy konserwatywnymi. Jej największym wrogiem są jednak twardogłowi przeciwnicy
reform, sądzący, iż jej miejsce jest w domu, a jej rola leży jedynie w wydawaniu na świat
potomstwa. Niestety, zbytnia zapalczywość w otwieraniu ich umysłów przez natchnionych reformistów, prowadzić może tylko do pogorszenia sytuacji. Oczywiście, kilka
palących problemów, jak kara śmierci przez ukamienowanie, domaga się zdecydowanego potępienia przez resztę świata, jednak do wielu zmian społeczeństwo Iranu musi
po prostu dojrzeć. I tutaj pojawia się iskierka nadziei – jedna z niewielu rozbudzonych
przez rewolucję – pokolenie wyżu demograficznego, dziecko polityki pronatalistycznej, zaczyna dochodzić do głosu. Młodzi reprezentują inną świadomość, to ludzie
XXI wieku, świadomi swoich praw i pragnący żyć według ustanowionych przez siebie
reguł. I to właśnie do nich należał będzie ostateczny głos. O ile wcześniej nie zabierze
go ktoś spoza Iranu, kto pragnie zadecydować o przyszłości tego kraju.
MAŁGORZATA KRUPA (Uniwersytet Śląski) ‑ studentka III roku Międzywydziałowych
Indywidualnych Studiów Humanistycznych, członkini Międzywydziałowego
Stowarzyszenia Dziennikarzy „Mosty”, w roku 2007 redaktor naczelna Magazynu
Studentów UŚ “Suplement”, stypendystka MNiSW
97
Magdalena Kozyra
MNIEJSZOŚCI SEKSUALNE
HOMOSEKSUALIZM W KONTEKŚCIE PRAW
CZŁOWIEKA I POLITYKI
– PRÓBA SYSTEMATYCZNEGO UJĘCIA
I. Współczesne realia
W XXI wieku czasy faszyzmu i eksterminacji całych nacji wydają się być bardzo
odległe, lecz nie neguje to łamania praw człowieka. Polityka III Rzeszy wobec homoseksualistów zawierała się w jednym do zdaniu wypowiedzianym przez Heinricha
Himmlera Musimy eksterminować tych ludzi z korzeniami (…) homoseksualista musi zostać
wyeliminowany. W demokratycznej Polsce potrzebna jest debata i refleksja nad tym, czy
polityka i społeczne nastawienie odpowiadają współczesnym standardom racjonalności, etyki i moralności.
Marsz Równości w Poznaniu przeszedł do historii i pewnie nie zapisałby się
w świadomości opinii publicznej, gdyby nie problemy, które wokół niego narosły. Prezydent miasta Ryszard Grobelny i podtrzymujący w mocy jego decyzję wojewoda wielkopolski nie wydali zgody na przemarsz środowisk homoseksualnych w dniu 19 listopada 2005 r. Decyzję swą argumentowali tym, że może dojść do zniszczenia mienia
w znacznych rozmiarach oraz że nie ma możliwości zamknięcia ulic na trasie marszu.
Pomimo zakazu parada się odbyła lecz została siłą rozpędzona przez policję. W tydzień
później w całej Polsce odbyły się demonstracje pt. “Reanimacja demokracji. Marsz Równości idzie dalej”. Tak właśnie zaczęła się wrzawa wokół praw obywatelskich, a także
praw mniejszości seksualnych. Wrzawa o tyle ważna, że podnosząca kwestię, z którą
prędzej czy później przyjdzie się zmierzyć polskiemu społeczeństwu.
Nowe światło na problem rzuca wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego, któ1. T. Kitliński, P. Leszkowicz, Miłość i demokracja: rozważania o kwestii homoseksualnej w Polsce, Kraków 2005, s. 90.
99
Magdalena Kozyra
ry uznał, że decyzja o zakazie Marszu Równości w Poznaniu w listopadzie 2005 r. była
niezgodna z prawem. Tym samym NSA stwierdził, że prezydent Poznania i wojewoda
wielkopolski postąpili nielegalnie. Wyrok jest ostateczny.
Całe zajście, jak i późniejszy zamęt, jaki się wytworzył wokół tych wydarzeń
były inspiracją do przyjrzenia się bliżej problemowi homoseksualizm w Polsce. Słowo
problem ma tu oczywiście oznaczać zagadnienie badawcze, ale w świetle zdarzeń,
do których doszło w Poznaniu, oznacza także kłopot, z polskim nastawieniem do
mniejszości seksualnych.
Celem tej pracy nie jest zdecydowanie kto ma rację ani kto dobrze postąpił, lecz
analiza problemu. Samo jego istnienie zostało udowodnione poprzez zdarzenia z jesieni 2005r. Należy w końcu uzyskać odpowiedź na pytanie: jak Polacy postrzegają środowiska homoseksualne i jakie mają do nich nastawienie. By tego dokonać musimy zastanowić się czym jest homoseksualizm i jak wygląda sytuacja tego środowiska w Polsce.
II. Homoseksualizm w świetle literatury – aspekt prawny,
religijny i polityczny
Z pojęciem homoseksualizmu łączą się takie terminy jak gej, lesbijka, pederastia,
uranizm, safizm, trybadzym. By w ogóle rozpocząć rozważania na ten temat należy
uściślić, co dokładnie rozumiemy używając powyższych terminów.
Na początek homoseksualizm, czyli zaangażowanie psychoemocjonalne lub pociąg
seksualny skierowany do osób tej samej płci (w przeciwieństwie do heteroseksualizmu, czyli popędu do płci przeciwnej i biseksualizmu, czyli popędu ukierunkowanego na obie płci). Według
Encyklopedii Powszechnej homoseksualizm to inwersja seksualna, uranizm – popęd płciowy skierowany ku osobnikom tej samej płci, u mężczyzn zwany uranią lub pederastią, u kobiet
– lesbizmem lub safizmem; przyczyny trwałego h. są nieznane, istnieją badania wskazujące na
niedotlenienie płodu jako przyczynę h.; występuje także jako h. sytuacyjny, związany z długotrwałą izolacją od płci przeciwnej (w więzieniach, internatach); w dziejach niekiedy akceptowany społecznie (starożytne Ateny); współcześnie w wielu krajach (np. Holandia, Skandynawia)
tendencja do prawnego usankcjonowania h. oraz jego konsekwencji w postaci np. małżeństw
homoseksualistów (prawa jak dla małżeństw hetero - seksualnych); karany w państwach muzułmańskich.
Warto także zdefiniować mniej popularne terminy, takie jak safizm, uranizm, pederastia i trybadyzm, które mają pewne niuanse znaczeniowe. Uranizm oznaczał seks
między mężczyznami (od boga Uranosa, ojca bogów i tytanów, władcy nieba). Słowo
pederastia pochodzi od greckiego paiderastia, co znaczy miłość do chłopców, ponieważ
w starożytnej Grecji typowe były stosunki homoseksualne między dojrzałymi mężczyznami, a dorastającymi chłopcami. Safizm to określenie miłości lesbijskiej pochodzące
2. http://pl.wikipedia.org/wiki/Homoseksualizm.
3. red. M. Szulc, Popularna Encyklopedia Powszechna, Kraków 2001, s. 163-164.
100
Mniejszości seksualne
od imienia poetki greckiej Safony, autorki czułych wierszy miłosnych skierowanych do
kobiet. Trybadyzm oznacza rodzaj seksu między kobietami, polegający na ocieraniu
się intymnymi częściami ciała (od gr. tribein – ocierać się, trzeć). W języku codziennym,
a coraz częściej i oficjalnym, na określenie homoseksualnego mężczyzny oprócz medycznego określenia homoseksualista używa się równoznacznego słowa gej (od ang. gay
– wesoły). Słowo to zostało po raz pierwszy użyte w latach 60. XX wieku w Stanach
Zjednoczonych, podczas zgromadzeń organizacji walczących o równouprawnienie
osób homoseksualnych. Kobietę homoseksualną określa się jako lesbijka (od wyspy
Lesbos, ojczyzny Safony) i jest to również słowo o zabarwieniu neutralnym.
Dawniej homoseksualizm był uznawany za dewiację, chorobę. Obecnie Światowa
Organizacja Zdrowia (WHO) nie definiuje homoseksualizmu jako schorzenia. Według
najnowszej klasyfikacji zaburzeń i chorób, opracowanej w 1991 roku przez tę organizację, żadna orientacja seksualna sama w sobie nie powinna być traktowana jako zaburzenie.
Mamy już pierwszy fakt ‑ homoseksualizm istniał od starożytności i nie jest chorobą. Pozostaje jednak pytanie jaka jest skala tego zjawiska? Publikowane badania statystyczne, naukowe oraz historyczne podają, że wśród populacji ludzkiej jest średnio 3-5% osób o skłonnościach homoseksualnych, a odsetek ten jest mniej więcej stały bez względu na obszar i czas.
Mamy więc fakt drugi ‑ homoseksualizm jest zjawiskiem stałym i niezmiennym.
Przejdźmy teraz do kolejnej ważkiej kwestii dotyczącej mniejszości seksualnych,
a mianowicie uregulowań prawnych. W ostatnich latach, głównie w rozwiniętych krajach zachodnich, pojawiła się tendencja do prawnej regulacji związków homoseksualnych jako małżeństw cywilnych lub tzw. związków partnerskich (równoprawnych
z małżeństwami cywilnymi osób heteroseksualnych albo z częścią tych praw, które
mają małżeństwa). Kraje, w których zalegalizowano związki małżeńskie osób tej samej płci to: Holandia, Belgia, Hiszpania, Kanada, RPA i USA (stan Massachusetts). Inne
państwa także rozważają legalizację małżeństw: są to głównie kraje Unii Europejskiej
– Szwecja, Francja, Niemcy, Dania, Luksemburg, Rumunia, a także Tajwan, Norwegia,
Kostaryka, Brazylia, Argentyna, kolejne stany USA, czy stan Tasmania w Australii. Do
krajów, które już zalegalizowały związki partnerskie osób tej samej płci należą: Dania, Norwegia, Szwecja, Islandia, USA – stan Hawaje (1997), Kalifornia (1999), Vermont
(2000), Dystrykt Kolumbia (2002), Maine (2004), New Jersey (2004) oraz Connecticut
(2005), Hiszpania (11 z 17 prowincji; od 1998), Holandia (1998), Francja, Belgia (2000),
Finlandia, Niemcy (2001), Wielka Brytania, Nowa Zelandia (2005), Argentyna – miasto
Buenos Aires i prowincja Rio Negro (2003), Brazylia ‑ stan Rio Grande do Sul (2004),
Australia ‑ stan Tasmania i Australijskie Terytorium Stołeczne (2004), Czechy (2006),
Luksemburg, Szwajcaria (2007).
Już teraz wiele z tych krajów uznaje nieformalne związki między osobami tej sa4. http://pl.wikipedia.org/wiki/Homoseksualizm.
5. http://pl.wikipedia.org/wiki/Homoseksualizm.
101
Magdalena Kozyra
mej płci ‑ konkubinaty, przyznając parom pewne prawa, do tej pory dostępne tylko dla
par heteroseksualnych. Między innymi Portugalia, Węgry, Kanada (federalnie), Chorwacja, Izrael, Włochy, Brazylia, Argentyna, Urugwaj, Kostaryka, Kolumbia, Czechy,
Australia, Austria, USA – wiele stanów.
Kolejną ważną stroną zjawiska homoseksualizmu jest aspekt religijny, a dokładnie
nastawienie do grup mniejszości seksualnych. Wyznania religijne mają zróżnicowany
stosunek do aktów homoseksualnych oraz związków osób tej samej płci. Homoseksualizmu nie akceptuje większość kościołów chrześcijańskich, ortodoksyjny judaizm,
hinduizm oraz islam. Mniej stanowcze są tradycyjne nurty buddyzmu, akceptujący stosunek ma: szintoizm, a także duża część neopogan.
Większość kościołów chrześcijańskich, uważa czyny homoseksualne za grzech,
potępiony w Biblii. Są one określane jako sprzeczne z naturą i zagrażające podstawowym wartościom społecznym, m.in. rodzinie. Osoby homoseksualne są namawiane do
wstrzemięźliwości seksualnej lub do zmiany orientacji. W stanowisku Kościoła Katolickiego podkreśla się potrzebę zachowania szacunku wobec osób homoseksualnych.
Podobne stanowisko, na podstawie Tory, wyznają ortodoksyjni Żydzi. Natomiast niektóre kościoły protestanckie i starokatolickie wyrażają pełną akceptację wobec osób
homoseksualnych, a nawet popierają prawne uznania związków homoseksualnych
i udzielają błogosławieństw takim parom.
Jednak pomimo sporej tolerancji religijnej i uregulowań prawnych mniejszości
seksualne nadal wzbudzają kontrowersje polityczne. Stosunek do homoseksualizmu
stał się przyczyną poważnego kryzysu, gdy w październiku 2004 r. Parlament Europejski miał wybrać nowy skład Komisji Europejskiej. Nominowany na stanowisko komisarza prof. Rocco Buttiglione, jako osoba wierząca Kościoła Rzymskokatolickiego, wyraził zdanie, że homoseksualizm jest grzechem. Protesty wielu europarlamentarzystów
spowodowały, że przewodniczący Komisji, José Manuel Durão Barroso, zdecydował
się zrezygnować z przedstawienia do akceptacji składu Komisji.
Powyższe rozważania i przykłady są dobitnym dowodem na to, że problem istnieje. By dopełnić jego obrazu zajmijmy się na chwilę polskim podwórkiem.
III. Homoseksualizm w Polsce
W Polsce działa kilkanaście organizacji homoseksualistów i lesbijek. Najbardziej
znaną jest chyba Kampania Przeciw Homofobii założona 11 września 2001 przez grupę
lesbijek i gejów. Stowarzyszenie zwalcza homofobię w Polsce i posiada status organizacji pożytku publicznego. Zorganizowało m.in. akcje:
• „Niech nas zobaczą” ‑ cykl wystaw fotografii kilkunastu par homoseksualnych,
• „Dni Kultury Gejowskiej i Lesbijskiej w Krakowie” ‑ 2004 rok
102
Mniejszości seksualne
• „Kampania na rzecz krwi” - akcja sprzeciwu wobec zakazu oddawania
krwi przez osoby homoseksualne.
Inne organizacje są już mniej rozpoznawalne. Jedną z większych jest Międzynarodowe Stowarzyszenie Gejów i Lesbijek na Rzecz Kultury w Polsce – organizacja będąca
oddziałem International Lesbian & Gay Cultural Network (ILGCN), a także Lambda
Warszawa ‑ organizacja społeczna pożytku publicznego, założona w 1997 r. przez działaczy Ośrodka „Rainbow”. Jej celem jest budowanie i promowanie tożsamości gejowskiej i lesbijskiej oraz kształtowanie akceptacji społecznej dla mniejszości seksualnych.
Lambda prowadzi telefon zaufania, grupy wsparcia, czytelnię, poradnictwo psychologiczne, lekarskie i prawne, programy propagowania bezpiecznego seksu, profilaktyki
HIV/AIDS, szkolenia. Kolejną działają w Polsce grupą jest Międzynarodowe Stowarzyszenie Lesbijek i Gejów ‑ (ILGA ‑ International Lesbian and Gay Association). Światowa organizacja non-profit zrzeszająca pozarządowe, polityczne organizacje środowisk
LGBT (Lesbijek, Gejów, Biseksualistów i Transseksualistów), która została założona
8 sierpnia 1987r. w Coventry w Anglii, przez przedstawicieli organizacji gejowskich
z 10 krajów Europy. Jest jedyną organizacją pozarządową na świecie zajmującą się
problemami łamania praw człowieka i dyskryminacji z powodu orientacji seksualnej.
Organizacja uczestniczy w pracach ONZ, a w 1998 roku ILGA uzyskała status konsultanta przy Radzie Europy. Głos ILGA brany jest pod uwagę na różnych szczeblach
decyzyjnych w strukturach Unii Europejskiej. Stosunkowo od niedawna funkcjonuje
też Fundacja Równości, która została powołana do życia w styczniu 2005 roku dzięki
porozumieniu pomiędzy trzema najważniejszymi w Polsce organizacjami zajmującymi
się pracą na rzecz środowiska osób homo-, bi- i transseksualnych żyjących w naszym
kraju. Fundatorami są: Kampania Przeciw Homofobii, stowarzyszenie Lambda Warszawa, Międzynarodowe Stowarzyszenie Gejów i Lesbijek na Rzecz Kultury w Polsce
(ILGCN-Polska). Fundacja znana jest przede wszystkim z tego, że przejęła oficjalnie
obowiązki organizatora Parad Równości w Warszawie.
Sądzę, że udało mi się udowodnić, że mniejszości seksualne istnieją i działają. Oddzielną jest jednak sprawa jak wygląda to od strony opinii publicznej i społecznego
postrzegania.
IV. Rozumienie homoseksualizmu a jego stereotypowe
postrzeganie
Światowe standardy prawne uznają homoseksualizm za orientację seksualną lecz
jeśli chodzi o nastawienie społeczne i postrzeganie homoseksualistów sprawa przedstawia się nieco inaczej. Wśród populacji ludzkiej funkcjonują uproszczone obrazy
myślowe pewnych kategorii osób, czyli stereotypy. Jaki jest stereotyp homoseksualisty
w Polsce? Zboczek, pedofil, dewiant. A lesbijka? To musi być jakiś paskudny babochłop albo
103
Magdalena Kozyra
gruba traktorzystka. Przeciętny Polak nie zna osobiście żadnego geja. Ludzie myślą, że nosimy
torebki, brokaty i makijaże. Że jesteśmy zniewieściali. Często myli się pederastów z pedofilami.
Znajoma wyznała mi kiedyś: “Te adopcje dzieci przez homoseksualistów to mi się nie podobają.
Co będzie, jak geje zaczną je molestować?!”
A co jest tego przyczyną? Negatywnej percepcji innych i ksenofobii nie da się wytłumaczyć za pomocą jedynie ekonomii i historii stosunków społecznych. Konieczne jest odwołanie się
do socjopsychologii, szczególnie zaś do analizy symboliki funkcjonującej w kulturze. W obiegowych mitologiach znaleźć można wytłumaczenie wielu opinii a również zachowań wobec zbiorowości uznanych za obce. To właśnie nieświadomość stereotypów, posługiwanie się mitami i brak wiedzy na temat środowiska homoseksualnego wywołuje niechęć do niego.
Zjawiska nieznane lub takie, o których nie posiadamy zweryfikowanych informacji, wzbudzają strach, a strach często rodzi agresję. I tu pojawia się pytanie: Czy w Polsce można mówić o homofobii? Homofobia czyli (…) lęk przed homoseksualistami. Wrogość w stosunku do nich (pobudzana przez infekcję AIDS atakującą początkowo tę społeczność).
W Polsce o istnieniu negatywnego nastawienia do homoseksualistów mogą świadczyć
wypowiedzi znanych polityków i reakcje światowych organizacji, które są wyraźnie
zaniepokojone sytuacją.
25 listopada 2005 Międzynarodowy Sekretariat Amnesty International, po raz
pierwszy od ośmiu lat, wydał oświadczenie w sprawie łamania praw człowieka w Polsce. Oświadczenie dotyczyło rozbicia Marszu Równości w Poznaniu lecz AI wyraziła
również zaniepokojenie zakazami Parad Równości, likwidacją urzędu Pełnomocnika
Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn, a także wypowiedziami:
• Kazimierza Michała Ujazdowskiego, który zapowiedział, że rządy PiS
będą dla osób LGBT czarną nocą,
• Wojciecha Wierzejskiego, który nawoływał: Zero tolerancji dla zboczeńców
i homoseksualistów!
AI wezwała polskie władze do wypełniania zobowiązań międzynarodowych.
Wskazała też, że członkowie rządu oraz inni czołowi politycy powinni nie tylko powstrzymywać się od wypowiedzi homofobicznych, ale dawać przykład aktywnego
promowania podstawowych praw człowieka.
5 czerwca 2006 organizacja Human Rights Watch skierowała do premiera Marcinkiewicza list, w którym napiętnowała oficjalną państwową homofobię. W liście przypomniała i potępiła działania i wypowiedzi:
• wiceministra w Ministerstwie Edukacji Mirosława Orzechowskiego,
6. M. Szczerba, Podpalić ten stos, „Słowo Polskie”, 2003.
7. Z. Bokszański, Stereotypy a kultura, Wrocław 1997, s. 87.
8. W. Kopaliński, Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych z almanachem, Warszawa 2000.
104
Mniejszości seksualne
potępiającego legalne i zatwierdzone przez polski rząd działania szkoleniowe
Kampanii Przeciw Homofobii, finansowane z programów unijnych,
• ministra Edukacji Narodowej Romana Giertycha za stwierdzenie: Dopóty, dopóki będę miał cokolwiek do powiedzenia w Ministerstwie Edukacji Narodowej,
nie będzie propagandy homoseksualnej w polskich szkołach.
Human Rights Watch wezwało premiera do potępienia nienawistnych wypowiedzi
posła Wierzejskiego, powstrzymania inwigilacji polskich stowarzyszeń broniących
praw osób należących do mniejszości seksualnych oraz do potwierdzenia, że w Polsce
wszyscy ludzie powinni korzystać ze swych praw, bez względu na orientację
seksualną.
Może się wydawać, iż obecnie przycichły spory dotyczące środowiska mniejszości
seksualnych. Społeczeństwo, po ostatniej zmianie ekipy rządzącej, skupia się na innych
problemach. Jednak brak debaty nie oznacza, iż problem nie istnieje. Co więcej jest
swoistą puszką Pandory, która wcześniej czy później będzie musiała w Polsce zostać
otwarta.
MAGDALENA KOZYRA (Uniwersytet Śląski) – studentka V roku politologii, specjalność
dziennikarstwo i komunikacja społeczna oraz I roku psychologii. Interesuje się
prawami człowieka, jest koordynatorką śląskiego zespołu edukacyjnego Amnesty
International. W wolnych chwilach udziela się na polu szeroko pojętej kultury,
wspomagając Stowarzyszenie Działań Nietypowych „Szatnia”. Poza tym działa jako
wolontariuszka w Katolickim Stowarzyszeniu Niepełnosprawnych w Bytomiu.
Członkini Międzywydziałowego Stowarzyszenia Dziennikarzy „Mosty”.
105
Agnieszka Turoń
PROBLEM OTWARTOŚCI W FILOZOFII MARTINA
HEIDEGGERA ORAZ EMMANUELA LEVINASA
Metafizyka, transcendencja, przyjęcie Innego przez Tożsamego, przyjęcie innego człowieka przeze mnie, wydarza się konkretnie jako zakwestionowanie mojej tożsamości przez Innego,
to znaczy jako etyka, która spełnia krytyczną istotę wiedzy. I tak, jak krytyka poprzedza dogmatyzm, tak metafizyka poprzedza ontologię, konstatuje Emmanuel Levinas, nakreślając
dotychczasowy obraz zachodniej filozofii jako tej, która najczęściej skupiała się na ontologii, dokonywała redukcji Innego do Tego Samego przy pomocy neutralnego terminu,
który pozwalał na zrozumienie bytu. Dla E. Levinasa obcowanie Innego z Toż-Samym
to relacja, w której terminy nie graniczą ze sobą- pozostają one w związku z sobą, ale
Inny pozostaje zawsze transcendentny wobec Toż-Samego. Relacja tych dwóch pojęć
– metafizyka – ma źródłowo naturę dyskursu, w którym Toż-Samy skupiony w sobości Ja
– jedyny i autochtoniczny byt szczegółowy – wychodzi z siebie.
Podstawowy zarzut, jaki Levinas formułuje zatem w stosunku do postulowanych fraz „Bycia i czasu” Martina Heideggera, to nie tylko sama redukcja Innego do
Tożsamego, co fundamentalny charakter tejże ontologii i jej etycznych konsekwencji,
jakie wpłyną na relację Innego z Toż-Samym. Stwierdzenie prymatu bycia nad bytem
1. Martin Heidegger (1889‑1976) – niemiecki filozof egzystencji (egzystencja-istnienie wyprzedza esencję-istotę; mimo
tego używa się określenia filozof egzystencji, gdyż sam Heidegger odcinał się od nurtu jakim jest egzystencjalizm)
określony przez Krzysztofa Michalskiego „za najbardziej znanego filozofa naszego wieku”. Uczeń Edmunda Husserla,
który zostaje jego zastępcą w Uniwersytecie Fryburskim (wcześniej wykłada w Marburgu) i jako jego kontynuator łączył
fenomenologię z fundamentalnym pytaniem o sens bycia. Za najważniejsze dzieło uznaje się Bycie i czas, w którym
myśliciel poszukuje nie tylko odpowiedzi na zasadnicze pytanie swojej filozofii, ale w swej refleksji charakteryzuje
różnicę ontologiczną między Bytem a Byciem (należy zwrócić swoją uwagę w stronę Bycia Bytu, a nie samej kategorii
Bytu). Zasadne jest w kontekście porównania dwóch wybitnych filozofów XX wieku przywołać, że filozof niemiecki był
zwolennikiem faszyzmu.
2. Emmanuel Levinas (1906‑1995) – francuski filozof dialogu (pochodzenia żydowsko-litewskiego). Można go również
określić jako ucznia Edmunda Husserla, którego filozofia odegrała znaczącą rolę w jego dorobku intelektualnym. W
Uniwersytecie Fryburskim wtedy poznał Martina Heideggera. W związku z pochodzeniem żydowskim pozostawał
w opozycji względem całej osoby Martina Heidegerra (ukąszony totalitaryzmem), w tym również jego poglądów
filozoficznych (różnice między ontologią M. Heidegerra, która pozwala mu uzasadnić siłę totalitaryzmu a etyką
E. Levinasa). Filozofia E. Levinasa zakłada, że jednostka potrzebuje dla swojej tożsamości i kondycji relacji z drugim
człowiekiem, co zostaje rozwinięte w jego najważniejszym dziele Całość i nieskończoność.
3. E. Levinas: Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności, Warszawa 2002, s. 31‑32.
4. Tamże, s. 26.
107
Agnieszka Turoń
podporządkowuje obcowanie z kimś, kto tym bytem jest, relacji z byciem bytu; zatem
bezosobowy charakter bycia bytu, pozwala podporządkować sprawiedliwość wolności. Wolność to pozostawanie tożsamym przy spotkaniu z innym, w przeciwieństwie
do sprawiedliwości, która zawiera zobowiązania w stosunku do bytu, z którym wchodzimy w relację; w stosunku do innego człowieka (bytu we właściwym sensie). Takie
przyporządkowanie krytykuje Levinas, co właśnie prowadzi do tezy o prymacie wolności nad sprawiedliwością, a wolność rodzi się z posłuszeństwa wobec bycia: to nie człowiek
posiada wolność, to wolność posiada człowieka. W tej relacji ontologia polega na neutralizowaniu bytu, by móc go pochwycić, pojąć przez bycie i stąd też doprowadzić do redukcji
Innego do Tego Samego i, jak pisze E. Levinas, tak móc zdefiniować wolność, wytrwać przeciwko temu, co inne, wbrew wszelkiej relacji z Innym, zachować autarkię Ja. Ontologia, jako
filozofia pierwsza, postulowana przez M. Heideggera, będzie dla niego filozofią mocy,
gdzie każde „myślę” będzie równoznaczne z „mogę”.
Levinas proponuje odwrócenie tychże terminów w myśl relacji, w której nie dokonuje się redukcji Innego do Tego Samego; w której metafizyka poprzedza ontologię,
a to ogólne, bezosobowe, Heideggerowskie bycie nie może pochłaniać bytu. Odwrócenie dotychczasowego rozwiązania, jakie preferowała filozofia zachodnia, czyli sprowadzenie Innego do Tego Samego. Dla E. Levinasa punktem wyjścia relacji pozostaje
także tylko Ja. Ja, które zawsze posiada swoją tożsamość; tożsamość, która jest przez
niego poszukiwana i odnajdywana we wszystkim, z czym obcuje. Nawet Ja, które myśli i słucha samego siebie jest inne od siebie samego; słucha swoich myśli i odkrywa, ze jest
dogmatyczne, obce samemu sobie. Ale w obliczu myśli tej inności Ja jest Toż-Samym, stapia się
ze sobą, nie jest w stanie wyprzeć się tego dziwnego „siebie”. Słowami Hegla: ja odróżniam
siebie od siebie samego, a jednocześnie bezpośrednio wiem o tym, że to, co zostało odróżnione, nie
jest różne. Levinas zwraca jednak uwagę, że to Ja, które odpycha się samo do siebie ze
wstrętem, to tylko jeden ze sposobów identyfikacji. Zwraca zatem uwagę też na relację
Ja ze światem, która stanie się fundamentem do dalszych jego rozważań i konstatuje,
że prawdziwa i źródłowa relacja między nimi, w której ja odsłania się właśnie jako Toż-Samy
w ścisłym sensie, ma postać przebywania w świecie. Sposób, w jaki Ja istnieje wobec „innego”
świata, polega właśnie na przebywaniu, na utożsamianiu się przez istnienie w nim jak u siebie.
Stąd też obcowanie Toż-Samego i Innego ma naturę mowy i tylko w ten sposób może
wydarzyć się relacja transcendentnego Innego wobec Toż-Samego, jako ruch od Ja do
Innego, jako twarzą w twarz. Apologia (termin techniczny Levinasa, dzięki któremu Ja
afirmuje siebie i potrzebuje usprawiedliwienia, czyli drugiego człowieka) jest istotą
rozmowy. Niemożliwość redukcji Innego do Toż-Samego, możliwość pozostawienia
Innego absolutnie Innym, relacja Toż-Samego do Innego, która może być oparta jedynie na stosunku mowy; to wszystko zaprzecza roszczeniu sobie pretensji historii do
5. Tamże, s. 35.
6. Tamże.
7. Tamże, s. 22.
8. G. W. F. Hegel: Fenomenologia ducha, Warszawa 1963, t. I, s. 193.
9. E. Levinas: Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności, Warszawa 2002., s. 23.
108
Problem otwartości w filozofii
łączenia Toż-Samego z Innym w całość.
Fundamentalna ontologia Heideggera, opierająca się o rozumienie bycia i wyjście
poza byt oznaczać będzie dla Levinasa przyłączenie się do zachodniej filozofii, gdzie
konkretny byt zostaje zrozumiany w odniesieniu do ogólności i tym samym nie pozostaje nam nic innego, jak podporządkować się byciu. Jednak, zauważyć można nie tylko,
że filozofia, która konkretność bytu podporządkowuje i roztapia w bezosobowej uniwersalności
powszechnego rozumienia bycia, staje się filozofią totalności i totalnej nieodpowiedzialności. Zagubienie autentycznej metafizyki, która ma za podstawę relację osobową bezpośrednio z poznawanym bytem, pociąga za sobą niemożność zrozumienia właściwego sensu odpowiedzialności”10,
co za sobą pociąga potrzebę uniknięcia tej moralnej dwuznaczności M. Heideggera. Levinas zauważa także, że ontologia, czyli rozumienie, pojmowanie bycia jest niemożliwe, bo definicja bycia zakłada jego poznanie; ale co najważniejsze rozumienie bycia nie
może zapanować nad relacją Toż-Samego z Innym, ponieważ Ja nie może oderwać się
od obcowania z Innym, nawet gdy rozważam bycie bytu, z jakim obcuję, zatem ostateczna konstatacja zakłada, że mówienie do Innego – ta relacja z innym człowiekiem jako
rozmówcą, ta relacja z bytem – poprzedza wszelką ontologię. Jest ostateczną relacją w byciu.
Ontologia zakłada metafizykę11.
Ale również M. Heidegger rozstrzyga zasadniczy stosunek jego bycia-tu-oto
z mową i obok fundamentalnych egzystencjałów, które konstytuują otwartość bycia-wświecie, czyli położenia i rozumienia, uwidacznia znaczenie wypowiedzi jako komunikatu. Prowadzi to do tego, że jestestwo ma możliwość powiedzenia czegoś i mówienia,
a język ma egzystencjalne ukonstytuowanie w otwartości jestestwa. Egzystencjalno-ontologicznym fundamentem języka jest mowa (…) mowa jest egzystencjalnie pierwotna tak samo
jak położenie i rozumienie12, pisze M. Heidegger. Mowa pozwala bytowi wyartykułować
to, co dla niego zrozumiałe, czyli ukazać sens i znaczenia wypowiedzi. Artykulacja
zrozumiałości bycia-tu-oto jest egzystencjalnie ufundowane w otwartości, a otwartość
ukonstytuowana jest przez bycie-w-świecie, czyli mowa ma również światowy sposób
bycia, czyli położona zrozumiałość bycia-w-świecie wypowiada się jako mowa. Znaczeniowa całość zrozumiałości znajduje wyraz słowny. Dla znaczeń wyrastają słowa13. Mowa wraz ze swoją wypowiadalnością ukazuje się w formie języka. Czyli te wszystkie słowa, w których
mowa wyraża swoją światowość, jako byt z wnętrza tego świata ukazany jest jako coś
poręcznego. Mowa musi przyoblekać się w egzystencjalną formę języka, ponieważ byt,
którego otwartość ona charakteryzuje, to byt rzucony w świat, zdany na bycie-w-świecie. Zatem na tym etapie również dla M. Heideggera, jako egzystencjalne ukonstytuowanie
otwartości jestestwa mowa jest konstytutywna dla jego egzystencji14, a spotkanie Toż-Samego
z Innym, tak podkreślane przez Levinasa, który krytykuje redukcję heideggerowską
w tym spotkaniu, jest również podkreślone przez M. Heideggera. Podkreśla on przecież
10. K. Wieczorek: Levinas a problem metafizyki, Katowice 1992, s. 51.
11. E. Levinas: Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności, Warszawa 2002, s.38.
12. M. Heidegger: Bycie i czas, Warszawa 1994, s. 228.
13. Tamże, s. 228‑229.
14. Tamże, s. 229.
109
Agnieszka Turoń
ważność mowy w egzystencjalnym fundamencie otwartości bycia-w-świecie, ponieważ
do zrozumienia potrzeba nie tylko samego bycia, co współbycia, mówienie jest znaczącym rozczłonkowywaniem zrozumiałości bycia-w-świecie, do którego należy współbycie i które
zawsze utrzymuje się w pewnym określonym sposobie zatroskanego wspólnego bycia15. Komunikat zrozumieć należy w szerokim ontologicznie sensie, ponieważ w nim zawarta jest artykulacja rozumiejącego wspólnego bycia16, które związane jest nie tylko ze zgadzaniem się,
odmawianiem, żądaniem, ostrzeganiem, lecz również z rozmową, tak fundamentalną
dla E. Levinasa. Wszelka ta mowa ma charakter wypowiadania się, ale nie w stosunku
zamkniętego Ja, jako czegoś wewnętrznego wobec Innego, czegoś zewnętrznego, ale
w takim stosunku, że bycie-w-świecie, rozumiejąc jest już na zewnątrz.
Separacja E. Levinasa, czyli poczucie odrębności, to egoizm Ja, który zamyka się
w swoim świecie i podporządkowuje wszystko, z czym się spotyka, wszelką inność
i odrębność, tylko własnemu pojmowaniu świata. Ten egoizm, nie jest mroczną stroną
życia ludzkiego, wręcz odwrotnie nie tylko jest naturalnym sposobem bycia, ale ma
doniosłe znaczenie, ponieważ rozdarcie całości (zbudowanego przez niego własnego
świata), gdy człowiek pozostaje zupełnie samotny, wtedy rodzi się w nim pragnienie
metafizyczne, mianowicie pragnienie spotkania z Innym. Separacja jest zatem dla Levinasa warunkiem koniecznym nawiązania kontaktu z innym, to w niej rodzi się jego pragnienie17,
bez niej nie było lęku i kontaktu z Innym. W tym odosobnieniu wystarczy nie zamykać
wrażliwości na to co poza człowiekiem i dzięki tej szczelinie w osamotnieniu, można
otworzyć się i przyjąć Innego. Spotkanie z człowiekiem nie jest zaprzeczeniem istnienia
separacji, można by nazwać separację warunkiem koniecznym do spotkania z drugim
człowiekiem, bo istota ludzka jest jak Gyges, niewidzialna dla nikogo, wystarczy jednak, że
przekręci pierścień, i już jest dla innych. Pragnienie siebie i pragnienie drugiego jest w konkretnym człowieku nierozdzielne18. Wewnętrzność określa jedyną możliwość, która pozwoli
odnaleźć konkretnemu bytowi swoje miejsce i własny los, a spełnieniem separacji będzie dusza, która ma naturę ateistyczną, ponieważ człowiek żyje u siebie, zupełnie sam,
a ten ateizm rozumiany jest, jako zerwanie z partycypacją prowadzące do ustanowienia się
Ja jako bytu tożsamego i jako Ja19. Ja nie uczestniczy w Bogu, ponieważ nie w negacji, czy
afirmacji jego istnienia, lecz w byciu sobą, wyraża się jego istota.
Podstawowe struktury separacji dotyczą przed wszystkim wewnętrzności, do
której zaliczą się zjawiska rozkoszowania się, pozwalające Ja na bycie sobą. Rzeczy,
otaczające nas, nie są tylko narzędziami, nie wyczerpują się w utylitarnym znaczeniu,
jak pisał Heidegger, lecz są one przedmiotami, które pozwalają, odnosząc się tak często
do „smaku”, rozkoszować się życiem, a co więcej, podczas gdy sięganie po narzędzie zakłada
celowość i oznacza naszą zależność od czegoś innego, życie czymś (vivre de…) wyraża niezależność używania i szczęścia, które jest źródłową postacią wszelkiej niezależności20. Rozkoszowa15. Tamże.
16. Tamże, s. 230.
17. B. Skarga: Wstęp, w: E. Levinas: Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności, Warszawa 2002, s. XXIV.
18. Tamże, s. XXVI.
19. E. Levinas: Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności, Warszawa2002, s. 52.
20. Tamże, s. 118.
110
Problem otwartości w filozofii
nie jest właśnie takim istnieniem poprzez swą aktywność. Przedmioty są nie tylko środkiem, toteż rzeczy, które mnie „zajmują”, pochłaniają moje życie, sprawiają, że moje
życie nie jest „nagim istnieniem”21. Życie jest umiłowaniem życia, relacją z tymi wszystkimi przedmiotami i sprawami, które są na zewnątrz, nie są moim bytem, ale są ważniejsze ponad tym bytem, to rozkoszowanie się stanowi o wartościach mojego życia, a życie
sprowadzone do czystej i nagiej egzystencji, istniejące istnieniem cieni, które Ulisses odwiedził
w piekle – rozwiewa się jak cień. I to umiłowanie nie jest związane z heideggerowską troską o bycie, czyli nie ma podstaw ontologicznych, ponieważ kochając życie, kochamy
szczęście bycia, nie samo bycie. To rozkoszowanie, szczęście pozwala umiłować życie,
pozwala żyć światem, poczuć się, jak u siebie, dlatego też stanowi zasadę indywiduacji
przez wewnętrzność. Separacja (pojęcie negatywne) urzeczywistnia się przez wydarzenia, związane ze szczęściem, pragnieniem (pojęcie pozytywne). Być sobą jest równoznaczne z byciem ateistą, byciem u siebie, być oddzielonym, być szczęśliwym.
M. Heidegger uwypukla, że w mówieniu-Ja jestestwo wyraża swoje bycie-w-świecie, o tyle jednak, że nie rozpatruje ono tylko bytu, jako tego, czym ono jest samo, ale ma
skłonność do tego, by rozumieć siebie, jako byt zatroskany światem. Mówienie-Ja jest
upadaniem jestestwa, ponieważ upadając jestestwo ucieka przed sobą w Się. Ja zapomina o sobie w powszedniości i rozmaitości świata i widzi siebie w „Ja-się-troskam”,
co jest nadal tożsame, ale tym razem nieokreślone o to, o co się troskam. Ja znajduje
się w świecie i jest to byt, któremu zawsze chodzi o bycie bytu, jakim on jest. Charakter
Siebie można tylko zinterpretować jako możność bycia Sobą, czyli bycia jestestwa jako
troski. Na tej podstawie staje się jasna ciągłość Siebie jako domniemana trwałość subiectum. Fenomen właściwej możności bycia otwiera także widok na ciągłość Siebie w sensie osiągnięcia stabilności22, a ciągłość ta stanowi przeciwieństwo dla możliwości niesamodzielności, ponieważ samo-dzielność to wybiegające zdecydowanie, a ontologiczna budowa odsłania
charakter egzystencjalny Siebie w Sobie. Ontologiczna budowa bytu, którym zawsze
jestem ja, skupia się w samo-dzielności egzystencji. Siebie nie można interpretować
cieleśnie, czyli substancjalnie, ani jako podmiotu, który napotyka drugiego człowieka,
by się na niego otworzyć, lecz oparte jest na egzystencji, jest to wycofywujące się Siebie w stronę troski, tym samym rozpatrywać można samo-dzielność także w aspekcie
czasowości. Samo-dzielność, jako sposób bycia jestestwa, przy analizie trwałości i ruchliwości jestestwa i odpowiedzi na pytanie o ciągłość Siebie, którą określiliśmy jako kto
jestestwa23.
Egoizm, rozkoszowanie się, używanie życia, zmysłowość i cały wymiar wewnętrzności
– aspekty separacji – są konieczne dla idei Nieskończoności, to znaczy dla relacji z Innym, która zawiązuje się wychodząc od bytu oddzielonego i skończonego (…) pragnienie metafizyczne,
które może się wydarzyć tylko w bycie oddzielonym, to znaczy rozkoszującym się, egoistycznym i zadowolonym (..)24, pisze Levinas, określając separację, umożliwiającą spotkanie
21. Tamże, s. 120.
22. M. Heidegger: Bycie i czas, Warszawa 1994., s. 452.
23. Tamże, s. 526.
24. E. Levinas: Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności, Warszawa 2002, s. 169.
111
Agnieszka Turoń
z Innym, jako absolutnie zamkniętą w sobie z jednej strony, z drugiej jednak nie może
ta postać separacji przeszkodzić w wychodzeniu poza wewnętrzność, zewnętrzność
musi mieć możliwość wpływu na izolację bytu. Po pierwsze, los wewnętrzny bytu dokonuje się w egoizmie, a ateizm nie może zostać zakłócony przez żadną zewnętrzność,
wewnętrzność musi się odbywać niezależnie od zewnętrzności. Po drugie jednak, w tej
wewnętrzności rozkoszowania się i umiłowania życia musi pojawić się szczelina, która będzie zapraszała do innego świata, niż tylko zwierzęce pragnienie zaspokojenia
i poszukiwania szczęścia, w tym schodzeniu musi pojawić się wyrwa, która, choć nie rozrywa
splotu wewnętrznej substancji, stanowi okazję do nawiązania stosunków z zewnętrznością. Wewnętrzność musi być jednocześnie zamknięta i otwarta25.
Mowa jest źródłową relacją z bytem zewnętrznym, w spotkaniu Toż-Samego z Innym, jest wyrazem momentu, gdy zaskakujemy Innego w jego intymności, obecnością
bytu (…), który nie może ukryć swojej otwartości rozmówcy26. Dialog pozwala ujmować Innego jako partnera i przyjaciela, jako Ty. Człowiek rości sobie prawo poznania i nawiązania kontaktu z innym człowiekiem, a relacja ta ma charakter przede wszystkim
językowy. Relacja Toż-Samego i innego rozgrywa się jako dyskurs, jako ruch twarzą w
twarz. Z jednej strony mowa będzie utrzymywać dystans, nie może ona wyeliminować
egoizmu istnienia, ale z drugiej strony rozmowa świadczy o tym, że przyznaję Innemu
prawo ponad tym egoizmem27.
Język jest najbardziej ekspresyjną formą, który pozwala zwracać się do Innego,
pytać i wzywać, ale nie nawiązuje relacji podmiot – przedmiot, tylko pozwala objawić
się Innemu. Rozmowa jest spotkaniem z czymś absolutnie obcym, bo tylko to, co obce
może nas czegoś nauczyć i tylko drugi człowiek może być dla mnie, istoty żyjącej w
ciągłej separacji, tak bardzo obcy. Uznając Innego docieramy do niego przez świat, który posiadamy, ale także równocześnie dając. Mowa pozwala stworzyć wspólny świat,
w rozmowie świat nie jest już tym, czym był w separacji – u siebie, gdzie wszystko jest mi dane
– ale tym, co daję: komunikowalnością, tym co pomyślane, powszechnością28. Aby móc przyjąć
objawienie, jakim jest rozmowa, byt, który posiada zdolność do rozmowy, musi być bytem odseparowanym. Wtedy można mieć ideę Nieskończoności i poprzez nią naprzeciw mnie stoi drugi człowiek, a ostateczną strukturą będzie religia, w której zawiązuje
się stosunek między Toż-Samym i Innym i to spotkanie twarzą w twarz jest sytuacją
ostateczną. Inny człowiek nie jest zwykłą negacją mojej tożsamości, Inny pozostaje nieskończenie transcendentny, ale jego twarz wzywa mnie, a dzięki rozmowie wchłaniam
poznanie Innego, przywołuję drugiego człowieka. Mowa nie ma miejsca wewnątrz
świadomości, ona przychodzi od innego człowieka, ale ponadto dla Levinas mowa jest
warunkiem funkcjonowania rozumnej myśli: daje jej początek w bycie i pierwszą tożsamość znaczenia w twarzy tego, kto mówi (…)29.
25. Tamże, s. 170.
26. Tamże, s. 63.
27. Tamże, s. 27.
28. Tamże, s. 76.
29. Tamże, s. 240.
112
Problem otwartości w filozofii
Jedyność Ja wynika z separacji, separacji, która jest samotnością, a używanie szczęścia stanowi istotę odosobnienia. Ta jedyność nie polega na tym, że każdy człowiek jest
w jednym egzemplarzu. „Sobość” Ja wynika z tego, że istnieje ono poza rozróżnieniem
na indywidualność i ogólność, pozapojęciowość nie jest tylko jednym z aspektów, lecz
całą treścią – wewnętrznością. Rozkoszowanie polega na zagłębianiu się w siebie, czyli
samowystarczalność rozkoszowania się jest tętnem egoizmu, to znaczy sobości Ja i TożSamego. Ja to sam skurcz uczucia, biegun spirali, która zwija się i wchodzi w siebie w miarę
rozkoszowania się: ognisko krzywej, które należy do tej krzywej30, Ja występuje naprzeciw
szczęścia, konstytuującego egoizm. Obecność Innego nie kwestionuje egoizmu, nie
zniszczy jego samotności.
Mowa zarysowana przez M. Heideggera ma niewątpliwie znaczącą rolę dla jestestwa i otwartości bycia-w-świecie, jednak panuje tutaj zasadniczy rozdźwięk między nim a E. Levinasem. Obydwaj, dostrzegają w mowie znaczenie fundamentalne
dla charakterystyki otwarcia; obydwaj także łączą ją z kwestią komunikatu, Heidegger
z współbytowaniem, oraz mową o czymś, natomiast u Levinasa ze spotkaniem twarzą
w twarz, Toż-Samego z Innym; obydwaj uwypuklają wartość poznania bytu, jako samego siebie, jako bytu oddzielonego i zatroskanego, bytu samodzielnego (u Levinas byt
jednak, wewnętrznie zamknięty powinien pozostawić szczelinę na zewnętrzność). O ile
kwestia mowy została już rozstrzygnięta u E. Levinasa, dla M. Heideggera artykulacja
zrozumiałości (mowa) nie jest prostym spotkaniem Toż-Samego z Innym, posiada ona
bowiem dwie egzystencjalne możliwości: słyszenie i milczenie.
Słyszenie związane jest z mową i z rozumieniem lub zrozumiałością, ponieważ jest
ono dla bytu konstytutywne. Słyszenie to bycie otwartym jestestwa na inne, wynikające
z współbycia, a jako słyszenie głosu przyjaciela towarzyszącego każdemu jestestwu słyszenie
konstytuuje nawet pierwotną i właściwą otwartość jestestwa na jego najbardziej własną możność bycia31. Jestestwo słyszy i jednocześnie rozumie będąc w świecie, jest posłuszne zatem współjestestwu, a na jego gruncie wykształca się słyszenie-siebie-nawzajem. Drugą
możliwością i różniącą ją zasadniczo od koncepcji spotkania twarzą w twarz E. Levinasa
jest Heideggerowskie milczenie. Milczenie powiązane jest tutaj także ze zrozumieniem,
ktoś milcząc, może przekazać bardziej zrozumienie, wręcz przeciwnie nadmierne używanie słów zasłania często zrozumienia, dając złudną jasność. Tylko w mowie możliwe
jest przecież milczenie, aby móc milczeć, jestestwo musi mieć możliwość powiedzenia
czegoś, czyli musi już dysponować otwartością siebie, a ponadto jako modus mówienia,
zamilknięcie artykułuje zrozumiałość jestestwa tak źródłowo, że rodzi się z niego rzeczywista
możność słyszenia i przejrzyste wspólne bycie32. O ile byt oddzielony, zamknięty w sobie
może u E. Levinasa otworzyć się tylko poprzez pragnienie drugiego, o tyle dla M. Heideggera jestestwo może być sobą w pierwotnej indywidualizacji umilkłego, zatrwożonego
zdecydowania33. Ja odmawia pójścia w stronę powszechności i nie musi mówić „Ja,ja”,
30. Tamże, s. 129.
31. M. Heidegger: Bycie i czas, Warszawa 1994, s. 231,232.
32. Tamże, s. 234.
33. Tamże, s. 453.
113
Agnieszka Turoń
lecz w samym milczeniu jest już bytem rzuconym w świat. Poprzez samo-dzielność,
czyli jej wykraczające zdecydowanie, egzystencja, milcząc, dosłania Siebie i staje się
podstawą pytania o bycie „Ja”. Istotowym, trzecim, momentem zatem otwartości jest
mowa. Ale istotową możliwością mowy jest milczenie, które daje dorozumienia najbardziej własną możność bycia. Milczenie zatem nierozerwalnie związane może być
z sumieniem, które porusza, a jednak milczy, zew przychodzi z bezgłosu nieswojości i odwołuje pozwane jestestwo, jako mające się stać cichym i w ciszę samego siebie34 i które, słysząc
zazwyczaj tylko głośną gadaninę, uznajemy za nieistniejące, bo jest nieme.
Sobość E. Levinasa, bycie sobą jest wynikiem rozkoszowania się, i podmiot dla Levinasa nie jest związany z czasownikiem „być”, dlatego zawarty podmiot w szczęściu
nie należy do ontologii, lecz do aksjologii. Jestestwo nie usprawiedliwia się poprzez
„rozumienie bycia”, czyli heideggerowską ontologię fundamentalną, lecz staje się podmiotem przez wewnętrzne rozkoszowanie, które jest także wyniesieniem, które jest ponad byciem35. Zatem jestestwo będzie czymś autonomicznym, oznaczać będzie szczęście
a nie partycypację w bycie. Jestestwem jest człowiek, a jego istnienie polega na wychodzeniu poza bycie w stronę szczęścia, by spotkać na swej drodze Innego i w rozmowie
z nim dokonać otwarcia nie na siebie, lecz na drugiego. Mojość M. Heideggera natomiast będzie ujmować byt, jako całość, z podkreśleniem, że egzystencja jestestwa sprowadza się przede wszystkim do jej własnych możliwości, bycie, o które [jestestwu] w jego
byciu chodzi jest zawsze moje (…)36. Nie pozwoli to rozstrzygnąć bytu na korzyść jego
substancjalnego ujęcia, a tym bardziej byt będzie mógł dokonać otwarcia w milczeniu,
nie tylko we współjestestwie. Wystarczające będzie połączenie milczenia z samo-dzielnością, by doprowadzić do otwarcia, ukonstytuowania jestestwa.
AGNIESZKA TUROŃ (Uniwersytet Śląski) ‑ studentka IV roku filozofii i absolwentka
nauk politycznych, specjalność: europeistyka (ukończyła studia z wyróżnieniem
w roku akademickim 2006/2007). W ramach Indywidualnego Toku Studiów
zrealizowała program z zakresu szeroko pojętych doktryn politycznych, myśli
polityczno – społecznej, filozofii społecznej oraz filozofii cywilizacji i kultury. Praca
magisterska na temat Cywilizacji i kultury XX wieku w ujęciu Tomasza Manna, pod
kierunkiem prof. dra hab. Wojciecha Kaute. Doktorantka nauk politycznych w
Zakładzie Myśli Politycznej i Społecznej w Uniwersytecie Śląskim. Zainteresowania
naukowe studentki skupione są wokół historii idei i filozofii polityki. Dwukrotna
stypendystka Ministra Szkolnictwa Wyższego i Sportu.
Dotychczas opublikowała: Metafizyka Immanuela Kanta, czyli jak możliwe są sądy
syntetyczne a priori, w: Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach,
Szkice o państwie i polityce, tom VII, s. 215 oraz Problem ułomności społeczeństwa.
Inwalidztwo ludzkie na przełomie wieków, w: Mosty. Antropologia – Medioznawstwo.,
tom IV, s. 88.
34. Tamże, s. 416.
35. E. Levinas: Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności, Warszawa 2002, s. 130.
36. M. Heidegger: Bycie i czas, Warszawa 1994, s. 59.
114
Danuta Piękoś
RÓŻNICOWANIE WARTOŚCI KONSUMPCJI I PRODUKCJI
NA PRZESTRZENI WIEKÓW
We współczesnym społeczeństwie coraz bardziej widoczna jest tendencja do posiadania przedmiotów, jako sposobu na znalezienie szczęścia. Człowiek stopniowo
uzależnił osiągnięcie spełnienia od konsumowania wszelkich dóbr materialnych czy
też niematerialnych. Poszukując tożsamości w egzystencji pełnej napięć, ludzie skupiają się na tym, co im wydaje się najbardziej dostępne, nawet dzięki ciężkiej pracy własnej
i wkładanemu wysiłkowi. Światem zaczęły rządzić wartości mierzone poprzez posiadanie lub nieposiadanie czegoś. Badacze rzeczywistości społecznej nazwali to zjawisko
konsumpcjonizmem, a społeczeństwa najbardziej jemu poddane - społeczeństwami
konsumpcyjnymi.
Nazwa konsumpcjonizm pochodzi z języka łacińskiego (Consumere ‑ zażywać,
trwonić). Jest to model i sposób życia polegający na nieograniczonej konsumpcji dóbr
materialnych, pogląd uznający konsumpcję za główny cel życia ludzkiego, krótko mówiąc akceptacja prymatu dóbr materialnych nad duchowymi.
Czy jednak nadmierne konsumowanie dóbr jest wynalazkiem dopiero ostatnich
czasów? Okazuje się, że początkowo wyższość wartości konsumpcyjnych związana
była z naturalistycznymi koncepcjami człowieka w oświeceniu: Ludzie zostali sprowadzeni do maszyn biologicznych, których głównym celem jest realizacja potrzeb materialnych.
Myśl ta była kontynuowana przez C. A. Helvetiusa, twórcy tzw. naukowej sztuki życia. Według niej jedynym motywem ludzkich działań jest upodobanie do przyjemności
i niechęć do cierpienia. Robimy tylko to, co przynosi nam korzyść, zaś świat moralny
1. red. T. Thorne, Słownik pojęć kultury postmodernistycznej, Warszawa 1995, s. 178-179.
2. Powszechna Encyklopedia Filozofii, Lublin 2004/5, s. 820-822.
115
Danuta Piękoś
podlega prawom interesu. Następną koncepcją była upowszechniona przez J. Benthama i J. S. Milla idea homo oeconomicus ‑ zgodnie z tą koncepcją człowiek wybiera postępowanie, które przynosi mu maksimum przyjemności i minimum przykrości. Przyjemność zaś to umiejętne korzystanie z wytworzonych dóbr.
Współcześnie konsumpcjonizm stał się charakterystyczny dla wszystkich warstw
społecznych, choć początkowo dotyczył jedynie tych najbogatszych. Potwierdzeniem
tej tezy jest Teoria klasy próżniaczej T. Veblena. Veblen twierdzi, iż od zawsze istniała
konsumpcja na pokaz, ale była ona zarezerwowana dla, nazwanej przez niego, klasy
próżniaczej. W początkach zróżnicowana konsumpcja dóbr miała świadczyć o pozycji majątkowej. Zróżnicowanie pojawia się już w fazie łupieżczej, jednak wówczas nie
oznaczało ono głównie stanu majątkowego. Przymusowa wstrzemięźliwość konsumpcji towarów uznanych za luksusowe dotyczyła kobiet.
W kulturze opartej na patriarchacie przygotowywanie produktów należało do kobiet, a ich konsumpcja była przywilejem szlachetnie urodzonych mężczyzn, jako że jej
głównym celem było dawanie przyjemności i wygody. Spożycie przez inne osoby mogło się odbywać tylko za zgodą tegoż szlachetnie urodzonego mężczyzny, czyli pana.
We wczesnych fazach rozwoju konsumowanie bez ograniczeń dóbr wyższej jakości było
atrybutem klasy próżniaczej. Celem konsumpcji było nie tylko pragnienie wygody, ale
też prestiż związany z zajmowaną pozycją społeczną. Wiązało się to z wymaganiem
konsumowaniem przez przedstawiciela szlachty w sposób odpowiedni. Stąd sztuka
dobrych manier. Jednak im człowiek jest bogatszy, tym trudniej mu podołać zadaniu,
jakim jest konsumpcja na pokaz.
Jednym z przykładów konsumpcji na pokaz były potlacze, wielkie przyjęcia,
w których przeciwnik pana poprzez konsumpcję jego dóbr przyczyniał się jednocześnie
do odniesienia przez niego zwycięstwa. Wraz z rosnącą ilością bogactw, rozwija się klasa
próżniacza i konstytuuje się ona wewnętrznie. Obowiązek konsumowania związany
jest tu już z dziedziczeniem szlachetnej krwi. Oczywiście, nie dla wszystkich wystarcza
bogactw, stąd pojawia się warstwa ubogich, acz szlachetnych jednostek. Ci, dla których nie
starcza miejsca przy pańskim stole, kończą jako lennicy, członkowie świty. Konsumując
w zastępstwie pana jego dobra, stanowią świadectwo jego bogactwa. Jest to rodzaj
symbiozy: pan daje możliwość próżnowania na jego rachunek, w zamian za co podnosi
się jego prestiż i sława – oznaką tej zależności było noszenie przez utrzymywanych
liberii jako jej symbolu. W historii pierwszą osobą uprawiająca za pana próżniactwo
była jego żona. Wszystko to musiało być osiągnięte metodami dyktowanymi przez
ekonomiczne prawo marnowania wysiłku. W wysoko zorganizowanym społeczeństwie
przemysłowym dobra opinia uzależniona jest od stanu majątkowego, a dowodem jego
znaczności jest ostentacyjna konsumpcja i marnotrawstwo czy to dóbr materialnych,
czy też czasu i wysiłków. By osiągnąć dobre wrażenie, trzeba uczynić symbole
3. Tamże.
4. T. Veblen, Teoria klasy próżniaczej, Warszawa 1998, s. 63-80.
116
Różnicowanie wartości konsumpcji
bogactwa dostrzegalnymi na pierwszy rzut oka. Mniejszą skłonność do rozrzutności
Veblen zaobserwował wśród ludzi żyjących na wsi. Ruchliwość społeczeństwa,
rozległe kontakty osobiste powodują, iż w mieście jest przywiązywana większa waga
do nakazu konsumpcji na pokaz. Na wsi bowiem ludzie wiedzą wszystko o sobie,
zwłaszcza o swojej sytuacji majątkowej. Istotnym czynnikiem, który spowodował
pozytywną zmianę oceny pracy produkcyjnej, było tkwiące w człowieku przekonanie
o rzeczywistej wartości pracy. Z czasem, wbrew przyjętym obyczajom, pracę zaczęto
traktować z coraz mniejszą pogardą. Próżnowanie zastępcze też zostało zniwelowane.
Pani domu zamiast oddawać się błogiej bezczynności poczęła zajmować się realnymi
obowiązkami domowymi. Nadeszła era, w której prymat miały wieść wartości podjęte
przez M. Webera w książce Etyka protestancka i duch kapitalizmu.
Około lat 70. XX wieku ludzie na powrót powrócili do swego poprzedniego rozumowania. Dochodząc do wniosku, iż we współczesnym świecie konsumpcja a nie,
jak dotychczas sądzono, produkcja, określa podstawy klasowej przynależności dla
jednostki. Związane to było z ideologią stwierdzającą, iż konsumpcja dóbr materialnych
i usług jest najwyższym celem dla jednostki i społeczeństwa. Wiązało się to z wewnętrzną
koniecznością ciągłego podnoszenia stopy życiowej. Możliwości produkcyjne kapitalizmu ciągle rosły. O ile na początku ludzie nie odczuwali wprost skutków akumulacji
dóbr materialnych, co było konsekwencją wpływu protestanckiej etyki działania dla
działania i połączenia sukcesu finansowego z ascetycznym stylem życia (B. Franklin),
o tyle z czasem odrzucono koncepcję mówiącą o pracy będącej celem, a nie sposobem
uzyskiwania korzyści. Z czasem jednak coraz trudniej było powstrzymywać się od konsumowania wytworzonych dóbr i odrzucono koncepcję homo faber ‑ człowieka żyjącego
według zasad skromności i wyrzeczeń. Zaczęto głosić związany z doktryną liberalną
pogląd, iż natura ludzka jest prosta i przyziemna, a człowiek chce żyć dostatnio i spokojnie. Twierdzono nawet, że droga do powstania harmonijnego społeczeństwa wiedzie
przez nieograniczoną konsumpcję ludzi nie zainteresowanych niczym innym prócz
dostępności dóbr materialnych. Zamiast wojen i chaosu miały zaistnieć idee i wielkie
hasła. Stopniowo doprowadziło to do takich fenomenów społeczeństwa lat 80. jak na
przykład fetyszyzm gromadzenia dóbr. Jednak, jak można to było przewidzieć, niedługo potem pojawiło się zjawisko powszechnego uczucia przesytu i znużenia, a także
pojawienia się różnorakich patologii społecznych.
Wraz z rozwojem rynku producentów, a co za tym idzie także konsumentów, rozszerzył się wachlarz produktów, które współczesny człowiek może skonsumować. Badacze zjawiska konsumpcjonizmu podzielili go na 3 fazy: dóbr materialnych, usług,
przeżyć i doświadczeń (występuje głównie w krajach postindustrialnych, a sprowadza
się m.in. do prowadzeniu blogów, terapii New Age, kreowanie rzeczywistości wirtu5. Tamże, s. 63-80.
6. Max Weber, Etyka protestancka a duch kapitalizmu, Lublin 1994.
7. red. T. Thorne, Słownik pojęć kultury postmodernistycznej, Warszawa 1995, s. 178-179.
8. red. B. Szlachta, Słownik społeczny, Warszawa 2004, s. 172-174.
117
Danuta Piękoś
alnej). Zainteresowano się także współczesnym społeczeństwem starając się wydobyć
cechy wskazujące na to, iż stało się ono społeczeństwem konsumpcyjnym. Jednym
z wielu typów idealnych jest zaproponowana przez Felicjana Byloka charakterystyka
siedmiu cech społeczeństwa konsumpcyjnego. Wśród wymienionych jest: bogata oferta
dóbr konsumpcyjnych, która ma na celu zaspokajanie bardziej życzeń niż potrzeb współczesnego
człowieka, szybki rozwój skomplikowanych systemów komunikowania się powodujący, iż możemy szybciej się porozumiewać z drugim człowiekiem. Jednocześnie jednak rośnie nasza izolacja w społeczeństwie. Przedmioty konsumpcji są związane z oddziaływaniem
na sfery gustu, mody i stylu życia. Wyraźnie zauważalna dominacja sfery wolnego czasu nad sferą produkcji i usług stała się obszarem gry, kreatywności, samodoskonalenia.
Rozwój kategorii konsument wiąże się z trendem dotyczącym ochrony praw konsumenckich, ale też z identyfikacją jednostki poprzez pełnienie określonych ról konsumenckich w społeczeństwie, i postępujący proces tworzenia się nowych form społecznych
(Ikea family lub born to shop). Następną cechą jest formowanie się kultury konsumpcji obserwowane głównie w sferze systemu wartości, w którym konsumpcja staje się
centrum. Jednocześnie rozrasta się instytucjonalizacja krytyki kultury traktowanej jako
nowe opium dla ludu, mnożą się tezy o manipulacyjnej roli reklamy i tworzeniu sztucznych
potrzeb w obszarze konsumpcji10.
Człowiek w społeczeństwie konsumpcyjnym porzuca wartości duchowe i oddaje
się (prawie całkowicie) władzy norm nakazujących nam kupować bez zastanowienia
kolejne produkty, które tak naprawdę często są w życiu codziennym każdego z nas
zbędne. Rynek konsumenta oferuje nam niezliczoną ilość produktów, a w wyborze
maja nam pomóc autorytety: specjalistów, nabywców, czy autorytet ogromnego popytu. Jednak sprzedawcy nie kryją przed nami, iż oferowane przez nich produkty będą
niedługo zastąpione przez inne: nowsze, szybsze, bardziej kompatybilne. Ta prawda
wcale nie jest przygnębiająca, ma nas to uspokoić ‑ nasza decyzja nie jest ostateczna,
wiąże nas tylko do „odwołania”11. Współczesny homo sapiens wcale nie chce być zaskakiwany. Chcemy coraz więcej i więcej kontrolować. Wakacje, które wykupujemy, maja
być skalkulowane i zorganizowane. Przygody mają być zaplanowane i wolne od niebezpieczeństw. Oczywiście ma się pojawić dreszczyk emocji, ale tylko dreszczyk, bo
przecież w głębi duszy wiemy, że to wszystko jest ustawione od początku do końca.
To, co ma być atrakcyjne dla poszukiwaczy emocji to pewność, że ktoś wie, co się tutaj
dzieje i jak to się skończy. Człowiek staje się jednostką obdartą z widma konsekwencji
swych decyzji. Nasze życie jest do granic możliwości zaplanowane i ustabilizowane.
Uciekamy przed odpowiedzialnością jaką powinniśmy być obdarzeni jako zwykli ludzie i przerzucamy ją na tak zwane „autorytety”. Równocześnie czujemy się coraz bar9. F. Bylok, Model społeczeństwa konsumpcyjnego i jego zastosowanie na początku XXI wieku, [w:] Konsumpcja ‑ istotny
wymiar globalizacji kulturowej, red. A. Jawłowska i M. Kempy, Warszawa 2005, s. 233- 235.
10. Tamże.
11. M. Krajewski, Co dziś konsumujemy? Socjologia przedmiotów, [w:] Konsumpcja ‑ istotny wymiar globalizacji kulturowej,
red. A. Jawłowska i M. Kempy, Warszawa 2005, s. 223-227.
118
Różnicowanie wartości konsumpcji
dziej niepewnie w świecie otoczonym przez przedmioty, których posiadanie stało się
głównym naszym celem.
Cechą charakterystyczną przedmiotów będących produktami w ogromnej machinie konsumpcjonizmu jest ich hybrydyczność. Codzienne możemy doświadczać ich
zmienności, ciągłego ulepszania i poprawiania, ale nie tylko. Powoli zacierają się granice między tym:
1. Co ludzkie a nieludzkie ‑ powstają maszyny reagujące na ludzki głos, wytwarzamy przedmioty przypominające ludzkie ciało (w części bądź całości). To, co materialne przypomina coraz bardziej to, co ludzkie. Jesteśmy jako gatunek najbardziej
zaawansowani z istot na ziemi, ale paradoksalnie porównując się z rzeczami przez nas
wyprodukowanym czujemy się coraz bardziej zawodni i mniej doskonali. Przedmioty
zawstydzając nas nie tylko wszechstronnością działania. Porównując je używamy kryteriów takich jak szybkość, niezawodność, perfekcja wykonania. Pojawia się przymus,
aby być podobnym do nich. Tym samym w społeczeństwie zachodnim coraz bardziej
rozwijają się patologie oscylujące wokół przybliżenia się do tego co „idealne”. Młode
dziewczęta padają ofiarami takich chorób psychicznych jak bulimia i anoreksja tylko
dlatego, iż chcą wyglądem przypominać lalki Barbie, które towarzyszyły im podczas
całego dzieciństwa i dorastania.
2. Co uprzywilejowane a wykluczone ‑ przedmioty stały się podstawą do klasyfikacji subkultur i identyfikacji klasowych. A temu zaś towarzyszy proces materializacji
alternatywnych stylów życia - możemy zaobserwować coraz bardziej minimalistyczny
design towarów luksusowych oraz rozwój rynku podróbek imitujących sprzęt z wyższej półki. Wykluczeni wyglądają na uprzywilejowanych a uprzywilejowani stylizują
się na wykluczonych. Kiedyś styl życia uprzywilejowanych podchwyciła ulica, obecnie
proces ten uległ odwróceniu. Nie dowodzi to zniesienia nierówności społecznych, ale
kulturowej próbie dowartościowania tego, co określane było swego czasu jako niskie,
inne. Proces ten wcale nie jest zwykłym prądem ekonomicznym – posiada on głębszy
sens: zabezpiecza system kapitalistyczny przed barierą wzrostu generowaną przez zbyt
jednolitą strukturę potrzeb jednostek. Jednocześnie człowiek powoli zatraca własną
osobowość, gdyż jest zalewany przez fale przedmiotów będących symbolami danego
stylu życia. Wybierając coś z szerokiego wachlarza proponowanych nam przedmiotów
niekoniecznie staniemy się tym, kim chcielibyśmy zostać.
3. Unikalne a homogeniczne ‑ jednostki poszukują nieustannie rekwizytów potwierdzających własną wyjątkowość, ale opierają się na tym, co porównywalne i szeroko dostępne. Mamy do czynienia z unikalnymi, robionymi na indywidualne zamówienia przedmiotami, lecz wytwarzanymi taśmowo przed wielkie korporacje z bardzo
krótkimi okresami produkcyjnymi. Unikalność uległa wiec demokratyzacji zaś formą
119
Danuta Piękoś
tego może być chociażby różnorodność i uniwersalność przedmiotów. Możemy to zaobserwować w przedmiotach zwanych przez Baudrillarda GIZMO12, czyli wielofunkcyjnych gadżetów, które zatraciły swoją pierwotna funkcję. Używanie telefonu wcale nie musi oznaczać komunikacji. Pogłębia to uczucie zagubienia we współczesnym
świecie i skazuje na alienację ze społeczeństwa osoby starsze, które nie umieją sobie
poradzić z wielofunkcyjnością przesyconej Internetem, zapełnionej przez Gizmo cywilizacji współczesnej.
4. Materialne a niematerialne ‑ można to zaobserwować w 3 różnych procesach:
• Immaterializacji ‑ zastępowaniu cyfrowymi reprezentacjami, faworyzowanie doświadczeń zmysłowy, wyobraźni, fantazjowania. Ma to też oznaczać taki rodzaj projektowania, aby same przedmioty były niewidoczne za to ich efekt odczuwalny (np.
klimatyzacja, systemy oświetlenia).
• Telematerialności ‑ przedmioty nie będą doświadczalne bezpośrednio, ale przez
piloty, sygnały radiowe itp. Kontakty fizyczny staje się ograniczony do minimum przez
co wrażenia człowieka wbrew pozorom stają się bardzo zubożone. Wszak jednym ze
zmysłów postrzegania świata jest dotyk, dzięki któremu możemy wyrażać także wiele
emocji i uczuć przypisanych tylko rodzajowi ludzkiemu czyli miłość, nienawiść, złość,
sympatię.
• Dematerializację - może na bardzo podstawowym poziomie oznaczać pojawienie się refleksji konsumentów nad zakupami. Ta rosnąca samoświadomość może być
oczywiście bardzo pozytywnym zjawiskiem zmniejszającym wpływ chociażby reklamy na nasze życie, ale wprowadza również w nasze życie element niepewności i braku
stabilności.
Przedmioty, które do niedawna były po prostu produktami stały się znakami mówiącymi o naszej wyjątkowości, spełniającymi naszą potrzebę bycia nieporównywalnym jednocześnie porównując się z innymi13.
Zdając sobie sprawę z ogromnych wpływów gospodarki opartej na rynku konsumenta możemy oczywiście spróbować wykorzystać ją do szczytnych celów kupując towary reklamowane jako “etyczne”. To pojęcie oznacza zarówno zdrową, lokalnie
wyprodukowaną żywność, jak i towary pochodzące z zagranicy, za które producenci
otrzymują godziwą zapłatę. Powstaje wiele organizacji i fundacji zajmujących się promowaniem etyki konsumenckiej. Z najnowszych badań wynika, że w Wielkiej Brytanii konsumenci wydają więcej na etyczne towary i usługi niż na papierosy i alkohol. Łącznie wydali na
“zielone” produkty o 11 proc. więcej niż w 2005 roku, co odzwierciedla rosnącą troskę o własne
zdrowie, ochronę środowiska naturalnego i prawa człowieka14. Pomysłem firmy Levi’s jest
12. M. Krajewski, Co dziś konsumujemy? Socjologia przedmiotów, [w:] Konsumpcja‑ istotny wymiar globalizacji kulturowej,
red. A. Jawłowska i M. Kempy, Warszawa 2005, s. 223-227.
13. Tamże.
14. Źródła internetowe z dn. 12 stycznia 2008 roku: A. Mitraszewska, Etyczna konsumpcja, czyli sprzeczność wewnętrzna,
120
Różnicowanie wartości konsumpcji
wprowadzenie na rynek ekologicznych dżinsów. Materiał na nie został wyprodukowany z zachowaniem troski o ochronę środowiska, ale i cały proces produkcji spodni poddany został temu kryterium. Guzik zrobiono z kokosa, a barwnik indygo z krochmalu
ziemniaczanego, kwiatów mimozy i mydła marsylskiego. Czy jednak nie jest to próba
uspokojenia sumienia bez głębszych rezultatów?
Organicznie wyprodukowana żywność, czyli wyprodukowana bez chemicznych
pestycydów ani nawozów sztucznych, uważana jest powszechnie za przyjaźniejszą
środowisku naturalnemu niż żywność pochodząca z tradycyjnych, intensywnych
upraw. Jednak, gdy zastanowimy się bardziej, dojdziemy do wniosku, iż przechodząc
z powrotem do tradycyjnych metod upraw (choć i te są destrukcyjne dla środowiska
naturalnego) będziemy musieli zwiększyć areał upraw. Metody uprawy organicznej
polegające na płodozmianie, nawozach naturalnych i kompostowaniu. Są znacznie
mniej wydajne. Wyprodukowanie tej samej ilości żywności wymagałoby kilkakrotnie
większego areału ziemi. Dla lasów tropikalnych nie zostałoby więc zbyt wiele miejsca.
Nasze próby wpływu przez kupowanie określonych produktów może nieść za sobą
skutki, o które niekoniecznie nam chodziło, ponieważ hasło powodujące wybranie takiego produktu może okazać się tylko zręcznie przeprowadzoną akcją reklamową.
Współczesny konsument bez przerwy odczuwa stan nienasycenia, gdyż niemożnością jest zaspokojenie jego potrzeb ‑ chce konsumować więcej i więcej. Konsekwencją
rozwoju społeczeństwa konsumpcyjnego jest kult indywidualizmu, najważniejsza jest
jednostka, która powinna posiadać możliwość do samorealizacji. Niejednokrotnie do
samorealizacji poprzez konsumpcję. Media i reklama motywują ludzi do inwestowania
i udoskonalania swego wizerunku zewnętrznego oraz wewnętrznego pokazując co jest
modne (trendy), a co niemodne czyli zniszczone lub zużyte (passe). Proces ciągłego
udoskonalenia jakiegoś przedmiotu, np. pod względem technicznym, powoduje, iż
chcemy kupić nowy model, żeby być „na czasie”. Stary automatycznie staje się przeżytkiem,
Taka postawa życiowa jest coraz ostrzej krytykowana. Jednym z badaczy społeczeństwa konsumpcyjnego jest Zygmunt Bauman. Twierdzi on, że archetypem patologii charakteru, która nakazuje ludziom ciągłe poszukiwanie rozrywki jest Don Juan
z powieści Giovanniego15. Czerpie on przyjemność nie z posiadania kobiet, ale z ich
uwodzenia ‑ nie ciekawią go kobiety już zdobyte, ponieważ jego przyjemność zanika
z chwila osiągnięcia triumfu. Zygmunt Bauman przyrównuje go do członka współczesnego społeczeństwa konsumpcyjnego. Społeczeństwa, które konsumując wcale nie
kierują się podstawową zasadom przysługująca organizmom biologicznym, czyli chęci
przeżycia. To, co odróżnia konsumentów od ich przodów, to zanik norm wskazujących
górne granice konsumpcji. Następuje nagła plastyczność potrzeb, co w konsekwencji
http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,52981,3783592.html.
15. Z. Bauman, Konsumując życie, [w:] Konsumpcja ‑ istotny wymiar globalizacji kulturowej, red. A. Jawłowska i M.Kempy,
Warszawa 2005, s. 20- 35.
121
Danuta Piękoś
zwalnia nas z obowiązku poszukiwania usprawiedliwienia. Słabości i ograniczenia
konsumpcjonizmu wskazuje wielu badaczy. Erich Fromm twierdzi, że masowa konsumpcja jest jednym z mechanizmów obrony przed lekami. Człowiek nie jest w stanie
zaspokoić koniecznych do prawidłowego rozwoju potrzeb psychicznych i społecznych16.
Rządzą nami coraz bardziej fałszywe potrzeby, które narzucane są nam pod przymusem. Wolność wyboru produktów jest pozorna, ponieważ w sklepach możemy wybierać tylko spośród standardowych i zunifikowanych przedmiotów wytwarzanych
masowo. Staliśmy się społeczeństwem, w którym stopniowo zanikają wartości moralne, religijne, poznawcze. Próbujemy przeciwstawić się prymatowi wartości duchowych
nad materialnymi, a łańcuch rozkładu współczesnej cywilizacji widoczny jest w rozpadzie więzi międzyludzkich. Otwartym pozostaje pytanie czy przestaniemy być społeczeństwem zunifikowanym, zindywidualizowanym i skazanym na więzi oznaczające
tylko więzi konsumentów?
DANUTA PIĘKOŚ (Uniwersytet Śląski) ‑ studentka IV roku socjologii i II roku
kulturoznawstwa. Dziennikarka magazynu studentów UŚ “Suplement”, członkini
Międzywydziałowego Stowarzyszenia Dziennikarzy „Mosty”, prowadziła warsztaty
dziennikarskie w różnych placówkach edukacyjnych województwa śląskiego
w ramach projektu organizowanego przez w/w koło. Współpracuje z portalem
literackim granice.pl.
16. Powszechna Encyklopedia Filozofii, Lublin 2004/5, s. 820-822.
122

Podobne dokumenty