Trzykrotnie mniejsza strata drewna na stelaże mebli

Transkrypt

Trzykrotnie mniejsza strata drewna na stelaże mebli
Trzykrotnie mniejsza strata drewna na stelaże
mebli
Kilka lat temu oznaką postępu technicznego w rodzinnych firmach MEBLE PODLEWSKI w Borzykowie k. Pyzdr (Wielkopolska) było centrum dokonujące
rozkroju płyty wiórowej na podstawie programu optymalizacji. Pracownicy odrysowywali kształty elementów mebli na płytach i później wykrawali je
pilarką. Przed paroma tygodniami kolejnym przejawem zmian technologicznych, przez wykorzystanie maszyny dla oszczędniejszego zużycia, tym
razem drewna, stała się optymalizerka OWD-1500 firmy Metal-Technika z Przedborza. Surowiec lepiej wykorzystany – Drewniane elementy stelaży
cięliśmy przez lata na dwóch pilarkach i czterech kapówkach, przez jedną zmianę, żeby zaspokoić potrzeby naszych trzech firm rodzinnych,
prowadzonych obecnie przeze mnie, brata i ojca – Kazimierza, który w 1969 r. założył w Borzykowie rzemieślniczy zakład stolarsko-tapicerski – mówi
Adam Podlewski, właściciel firmy PPHU ADAMS, która jest częścią rodzinnego przedsięwzięcia Meble Podlewski. – Mieliśmy 20 proc. poprodukcyjnych
kawałków trafiających do rębaków. Gdy cięto na wymiar elementy o długości 30 cm, to ostatni kawałek o długości 40 czy 50 cm trafiał do kosza, a
potem do rębaka, ponieważ pracownik bał się o swoje palce. Każdego dnia usuwaliśmy więc przedtem dwa duże kosze takich poprodukcyjnych
resztek, a teraz za optymalizerką są dwa kosze odpadów… tygodniowo. Oceniam, że obecnie ledwie 8 proc. drewna stanowi drewno nieprodukcyjne,
ze względu na jego wady czy zbyt krótkie odcinki. Maszyna tnie nam listwy na kawałki o długości nawet 6,5 cm. I jest to cięcie w pełni bezpieczne,
albowiem realizowane poza zasięgiem rąk i palców pracownika. Wybiera on tylko na panelu określony program albo określa potrzebne długości
elementów i przy stole podawczym zaznacza wady, a następnie przesuwa listwę na przenośnik listew do układu tnącego. Niebawem pół wieku Za
początek firm Meble Podlewski uważa się rok 1969, gdy Kazimierz Podlewski otworzył w Borzykowie zakład stolarsko-tapicerski. Wykonywał na
lokalne zamówienia drewniane witrynki, komódki, meble na wysoki połysk, meblościanki, ławy, stoliki pod telewizory. Zmieniała się moda, zmieniało
się zapotrzebowanie na meble, ale dwaj synowie – Andrzej i Adam najpierw pomagali ojcu, ucząc się fachu w szkołach zawodowych, a z czasem
zaczęli przy ulicy Stolarskiej tworzyć swoje zakłady. Ojciec wciąż prowadzi swój zakład, a syn – Andrzej Podlewski od 1999 r. rozwija firmę
Stolarstwo-Tapicerstwo. Na trochę inną specjalizację zdecydował się w 2003 r. drugi syn – Adam Podlewski, uruchamiając zakład stolarski i produkcję
mebli w naturalnej okleinie. – Na produkowanych przez nas stołach nic się nie odparza, nie robią się kółka od gorących naczyń – mówi Adam
Podlewski. – Meble z płyty laminowanej są tak podobne do mebli w okleinie naturalnej, że klienci nie widzą różnicy jakościowej. Zwracają uwagę
jedynie na różnicę… w cenie. Ponieważ od trzech lat mamy w Borzykowie swój sklep firmowy, to słyszeliśmy: „Gdzie indziej meble można kupić
taniej!”. Uwagi naszych sprzedawców, że te z „gdzie indziej” są mniej wytrzymałe, z gorszych materiałów, więc może nie warto przesadnie
oszczędzać i kupić dobre meble, rzadko trafiają do przekonania. Dlatego od 2005 r. zaczęliśmy wytwarzać meble tapicerowane i eksportować je do
Szwecji. Najpierw sporadycznie, mniejsze ilości, z czasem rozwinął się eksport meblościanek do Rosji, potem na Litwę i Łotwę. W latach 2008-2009
weszliśmy na rynki Holandii, Francji, Szwajcarii i Niemiec. Dwa lata temu zrezygnowaliśmy z wysyłek na rynki wschodnie, bo były kłopoty z
płatnościami albo firma „znikała” po kolejnej dostawie mebli. Teraz 95 proc. sprzedaży stanowi eksport. Przestawiliśmy się na wytwarzanie mebli
tapicerowanych, rezygnując z wykonywania komód czy witryn w naturalnej okleinie i w drewnie litym. Wykonujemy tylko drewniane stelaże do
wszystkich mebli naszych zakładów, rozwinęliśmy działy tapicerowania oraz wytwarzania stołów i krzeseł. Trzeba być fachowcem i „aptekarzem”
Właściciele wszystkich trzech zakładów, zlokalizowanych wzdłuż ulicy – a jakże – Stolarskiej, zgodnie uważają, że współczesne meblarstwo, a
tapicerstwo w szczególności, tak się zmieniło, że trzeba być nieomal ekonomicznym „aptekarzem” i liczyć każdy grosz po stronie kosztów produkcji. –
Cały czas próbujemy się rozwijać, inwestować w firmy, obniżać koszty, bo rosną koszty pracy i nawet w wiejskim terenie trudno o szwaczki czy o
uczniów przygotowujących się do zawodu stolarza czy tapicera – mówi Adam Podlewski. – U mnie czterech uczniów uczy się zawodu stolarza, u brata
tapicerstwa uczy się siedem osób. Ogółem w naszych firmach przez ponad 40 lat wyszkoliło się około 300 uczniów, ale teraz znacznie mniej niż kiedyś.
Nasz najstarszy pracownik pracuje od 1972 r. i był trzecim uczniem taty. Większość tych, którzy u nas pracowali i uczyli się, z czasem pootwierała
swoje firmy. U nas uczeń uczy się wszystkiego od podstaw – wie, jak ułożyć drewno, żeby się nie pokrzywiło, jak powinno się je suszyć, potrafi zrobić
stelaż, stół, szafkę, komodę, wie, jak się pakuje meble, jak się robi kuchnie, jak się lakieruje, zna wszystkie podstawowe łączenia stosowane w
stolarstwie. Przekonujący handlowiec Trzy współpracujące i sąsiadujące ze sobą firmy zatrudniają około 80 osób, więc są liczącym się pracodawcą w
okolicy. Kupują gotową tarcicę sosnową, olchową i brzozową. Dorobili się wielu maszyn, w tym także kilku centrów obróbczych, ale do października
wycinali wady i cięli na długość na kapówkach. – Po lekturze jednego z artykułów w „Gazecie Przemysłu Drzewnego” zadzwoniłem do Metal-Techniki z
prośbą o ofertę – mówi Adam Podlewski. – Szybko oddzwonił Marcin Gwarda, że jest w pobliżu, więc przyjedzie i zapozna się z naszą produkcją, żeby
zaoferować najwygodniejszą maszynę. Mówiąc szczerze, otworzył nam oczy na możliwości optymalizerki! Czuło się, że to nie tylko handlowiec, ale
człowiek, który o maszynie wie wszystko. Nie zachęcał nas do dokupienia jakichś „wodotrysków”, żeby podbić cenę maszyny, tylko uczciwie
powiedział, na jaki stół powinniśmy się zdecydować, ile powinno być zbijaków. Do wyboru przedstawił nam dwa silniki piły – o mocy 4 i 5,5 kW. Dzisiaj
mogę powiedzieć, że słusznie przekonał nas do tego silniejszego, dającego sobie radę z grubszymi przekrojami, natomiast gdy obrabiamy cieńsze
listwy, to ten silnik i tak nie pobiera więcej energii, ponieważ falownik ogranicza jego zapotrzebowanie na energię elektryczną. Ponadto, zgodnie z
sugestią, wzięliśmy maszynę z popychaczem, bo urządzenia tylko z taśmą mają granicę tolerancji krzywizny listew do 0,5 cm, a zdarzają się bardziej
skrzywione, więc byłyby kłopoty. W rezultacie udało nam się kupić maszynę w dobrej cenie. Serwis firmowy ustawił ją w parę godzin, podłączył
niezbędne instalacje i zaczął szkolić operatora. Myślałem, że potrwa to kilka dni, że ekipa montażowa będzie narzekała – jak w innych firmach, z
którymi mieliśmy kontakt – na tych, którzy maszynę złożyli, którzy ją spakowali, a tymczasem zespół z Metal-Techniki miał wszystko, czego potrzeba
do montażu i sprawnie wykonał swoją pracę. Rzadko zdarza się takie podejście pracowników montujących maszynę. Ponieważ handlowiec
Metal-Techniki wskazał kilka firm w pobliżu, które już tę maszynę eksploatują, niekiedy od paru lat, Podlewscy skorzystali z tej możliwości i odwiedzili
na przykład firmę Protrak z pobliskiego Szczodrzejewa, która niedawno zdecydowała się na zakup drugiej optymalizerki tego producenta. Chwalono
tam serwis, dostępność części zamiennych, życzliwość pracowników producenta.
Cenna jest dokładność i oszczędność Zakres produkcji stelaży
dla rodzinnej firmy nie wymaga jeszcze jej pracy na okrągło przez 8 godzin, więc albo dwóch pracowników przez 3-4 godziny przygotowuje listwy, a
potem obsługuje inne maszyny, albo na przykład maszyna jest uruchamiana co drugi dzień podczas jednej zmiany. – Rzeczywiście, nie jest u nas
nadmiernie eksploatowana – potwierdza Adam Podlewski – ale i tak jej zakup zwraca nam się licznymi oszczędnościami. Przede wszystkim maszyna
zapewnia potrzebną nam dokładność, więc nie trzeba po niej poprawiać. Po drugie, jak wspomniałem, zmniejszyła procent odpadowego materiału,
pozbawiła nas kłopotów związanych z bezpieczną pracą, bo nie sposób wsadzić dłoni pod piłę. Najczęściej optymalizujemy i przecinamy przekroje
drewna 50 x 25, 30 x 25, 110 x 25 mm. Docinamy też elementy o wymiarze 70 x 70 x 70 mm na nóżki do narożników. Pracownik wycinał w ciągu 80
min na zwykłej pile tyle, ile teraz optymalizerka wykonuje w 20 min. Ale ona docina elementy już pozbawione wad, a pracownik ciął listwę jak idzie,
nie zwracając uwagi na sęki, bo musiałby docinać więcej razy i miałby niższą wydajność. Trzeba więc było później ileś takich elementów z sękami czy
innymi wadami wyrzucić przed dalszą obróbką. A ponieważ asortyment długości kształtuje się od 6 do 200 cm, to optymalizerka znacznie lepiej
rozkłada długości cięcia na listwie, do minimum ograniczając nieprzydatne kawałki. Maszyna dla trzech firm OWD-1500 pracuje w Borzykowie w
zaadaptowanej hali po Gminnej Spółdzielni, gdzie jest dużo miejsca na składowanie drewna do obróbki, jak i na składowanie elementów obrobionych.
Pierwotnie planowano jej umieszczenie w dopiero co pobudowanej hali montażu stelaży, ale szybko okazała się ona za ciasna i będzie budowana
następna. Obecnie elementy trzeba dowozić do montażu stelaży. Szwalniami kierują małżonki synów, a w biurze rej wodzi ich mama, rozdzielając
zlecenia. Zakład jej męża wykonuje dziennie 40-50 brył mebli na rynek krajowy, a firmy synów, specjalizujące się w eksporcie – około 100-120
narożników i kanap dziennie. Firma syna Adama wykonuje dziennie do 350 foteli i krzeseł. Kooperacja owocuje pełnym wykorzystaniem maszyn i
pracowników, a optymalizerka, choć jest w firmie Adama Podlewskiego, służy całej grupie firm Meble Podlewski.

Podobne dokumenty