pobierz
Transkrypt
pobierz
Sesja plenarna Nowy globalny nieład – co czeka świat i Europę? • • • Co wyłoni się z obecnej światowej zawieruchy: zimna, a może gorąca wojna? Jeśli UE przetrwa, to jak będzie wyglądać po kryzysie? Czy nadchodzi trzecia fala recesji, która zmieni gospodarczą mapę świata? Zwłaszcza w świecie Zachodu mamy coraz bardziej dojmujące poczucie, że świat, jaki znamy, nieuchronnie się kończy. Decyzja Brytyjczyków o wyjściu z Unii Europejskiej jeszcze kilka lat temu wydawała się całkowicie nieprawdopodobna. Prezydentura Donalda Trumpa, dziś niemal w zasięgu ręki, zmieniłaby obraz Ameryki i jej rolę w świecie zapewne najgłębiej od co najmniej dziesięcioleci. Terroryzm brutalnie wkracza w codzienność europejskich miast, wraz z napływem imigrantów, pogłębiając poczucie zagrożenia i niepewności. Na tym tle obawy wywoływane widmem kolejnej recesji wydają się wprawdzie nie mniej ważne i uzasadnione, ale od czasu ostatniego kryzysu zapoczątkowanego w 2008 roku zdążyliśmy się już do nich niemal przyzwyczaić. Obraz „końca świata, jaki znaliśmy” lub „nowego globalnego nieporządku” nie będzie pełny bez geopolitycznych kryzysów związanych z polityka Rosji i rozpadu Bliskiego Wschodu, zagrożeń klimatycznych, demograficznych i wielu innych. Te wszystkie kryzysy, konflikty i problemy, które kształtują dzisiaj naszą wyobraźnię o świecie i polityce zasługują niewątpliwie – każdy z osobna – na uwagę i dogłębną analizę. Ale można je także postrzegać jako zjawiska będące tylko symptomami przesunięcia prawdziwych płyt tektonicznych świata współczesnej polityki. Geologiczna metafora nie jest przesadzona. Chodzi rzeczywiście o podstawy, na których opierają się instytucje i sposób funkcjonowania współczesnego świata zachodniego. Przynajmniej trzy z nich mają kluczowe znaczenie: globalizacja, demokracja i integracja europejska. Tąpnięcie tektoniczne związane z globalizacją związane jest nie tylko z tym, że jej kontestacja i krytyka nie jest już tylko domeną światowych peryferii (jak jeszcze kilkanaście lat temu), lecz osią sporów w świecie Zachodu. Nie tylko prezydencka kampania w USA, lecz przede wszystkim hasło inicjatorów Brexitu: „Odzyskać kontrolę” doskonale oddaje jego przyczynę i charakter. Dojmujące poczucie utraty kontroli nad siłami, które wpływają na nasze życie, na to, co dzieje się w miejscu pracy, lokalnej społeczności czy w polityce, jest znakiem czasu oraz źródłem lęków i wściekłości dużej części obywateli. Globalizacja wyciągnęła z biedy wiele społeczeństw, ale w krajach Zachodu doprowadziła też do wzrostu nierówności materialnych i niepewności jutra. Nie mniej ważne jest to, że obietnica globalizacji, której fundamentem miały być rosnące współzależności, polegała nie tylko na tym, że spłaszczy świat i przyniesie korzyści wszystkim, lecz że będzie też najlepszą gwarancją pokoju. Obie obietnice okazały się mieczem obosiecznym. Jak pisze Mark Leonard w wydanym niedawno przez ECFR tomie „Connectivity Wars”, „to co nas zbliżyło do siebie, zaczyna nas rozdzielać”. Handel, który służył globalnej integracji, coraz częściej służy naciskom w postaci wojen celnych i sankcji gospodarczych. Są one skuteczne tylko dzięki gęstej sieci połączeń między krajami. To samo dotyczy finansów i internetu (cyber-wojny), a także migracji – kontrola przepływu ludności może być skutecznym narzędziem wpływu. Przekonuje się dzisiaj o tym Turcja. Nic dziwnego, że zasadnicza redefinicja globalizacji, która mniej lub bardziej świadomie dokonuje się w umysłach i sercach obywateli, zmieniła także paradygmat funkcjonowania świata polityki w krajach demokratycznych. „It’s the economy, stupid!” - to zawołanie słyszeliśmy przez lata. To zapewne już przeszłość. Jeśli szukamy kategorii różnicującej politycznie współczesne społeczeństwa Zachodu, to widać, że staje się nią w coraz większym stopniu kultura, a nie ekonomia. Główny konflikt polityczny napędza dziś nie tyle afirmacja bądź odrzucenie rynku, lecz stosunek do wartości, takich jak tożsamość, otwartość, naród, granice. Czy mimo wszystko ufamy liberalnym instytucjom ograniczającym władzę większości oraz instytucjom przedstawicielskim, czy chcemy demokracji „referendalnej” i „władzy ludu”? Czy chcemy społeczeństw otwartych, także za cenę imigracji i głębokich zmian w otoczeniu życiowym, czy też opowiadamy się za powrotuem do tradycyjnych tożsamości i narodowych wartości? Czy nadal wierzymy w to, że wspomnianej „utracie kontroli” zapobiec możemy poprzez lepszą współpracę międzynarodową i instytucje ponadnarodowe, czy chcemy powrotu do państw narodowego? Czy chcemy starać się kształtować globalizację, czy uciec przed nią? To te pytania kształtują coraz silniej wyobraźnię polityczną i decyzje wyborcze obywateli oraz polaryzują społeczeństwa w sposób niespotykany od dziesięcioleci. Nic dziwnego. Polityka oparta na kwestiach tożsamości, a nie ekonomii, zawsze jest bardziej emocjonalna, mniej zdolna do kompromisu i wykopująca głębsze podziały społeczne. Wiele wskazuje na to, że to nie tradycyjny podział na lewicę i prawicę organizować będzie w niedalekiej przyszłości życie polityczne w Europie i Stanach Zjednoczonych, lecz podział na „globalistów” i „terytorialistów”, który wyznaczają tamte pytania. Tradycyjne partie polityczne z trudem odnajdują się w tym podziale, hołdując nieaktualnym już schematom i programom. Ale odnalezienie się w świecie nowej polaryzacji nie jest proste – także ze względu na rosnącą kapryśność wyborców, ich nieszablonowość i indywidualizm, które sprawiają, że sformułowanie atrakcyjnej dla nich „oferty” natrafia na ogromne trudności. To właśnie dlatego spada zaufanie do elit politycznych, a systemy partyjne we wszystkich niemal krajach Zachodu podlegają szybkiej i dramatycznej erozji. Wreszcie Unia Europejska: jej krytyka jako źródła tych wszystkich problemów – utraty kontroli i deficytu demokracji jest w dużej mierze nieuzasadniona. Utrata kontroli nie dokonała się na rzecz Unii Europejskiej, lecz wielonarodowych korporacji i rynków finansowych. Alienacja obywateli nie jest winą integracji europejskiej, lecz m.in. urynkowienia wielu dziedzin życia społecznego. To nie z winy Komisji Europejskiej imigracja prowadzi do napięć społecznych, lecz z powodu zaniedbań państw narodowych w sferze rozbudowy ochrony zdrowia czy szkolnictwa oraz polityki integracyjnej. Unia Europejska była i pozostaje, nawet w dzisiejszym kształcie, najlepszą istniejącą osłoną przed globalizacją. Przede wszystkim dlatego, że tworzy mechanizmy wypracowywania kompromisów i uzgadniania polityki eliminujące groźbę przerodzenia się różnic interesów w gwałtowne konflikty. Ale także za sprawą dziesiątek tysięcy tak krytykowanych i wyśmiewanych regulacji, paragrafów i przepisów, które chronią prawa obywateli i konsumentów, utrudniają nieuczciwą konkurencję, ułatwiają handel i zmniejszają koszty życia. Owszem, jest rzeczą niekwestionowaną, że ta osłona jest niewystarczająca, a dysfunkcjonalność niektórych polityk UE (np. wspólnej waluty) tylko pogorszyła sytuację wielu krajów, zwłaszcza w ostatnich latach kryzysu. Niemniej, dysfunkcjonalność jest efektem iluzji, jakim państwa członkowskie (nie Bruksela) oddawały się przez długi czas, nie chcąc spojrzeć prawdzie w oczy. Z dwóch kluczowych obszarów integracji, które przyniosły w ostatnich dziesięcioleciach największy postęp i ogromne korzyści, czyli strefy euro i strefy Schengen, państwa członkowskie UE i społeczeństwa czerpały na zasadzie „lunchu za darmo”. Wady konstrukcyjne obu polityk, które przesądziły najpierw o dramatyzmie kryzysu wspólnej waluty, a potem o chaosie wywołanym napływem uchodźców, wzięły się stąd, że państwa członkowskie chciały mieć jak największe korzyści ze współpracy, ponosząc – w wymiarze rezygnacji z suwerenności – jak najmniejsze jej koszty. Innymi słowy, chciały zjeść ciastko (otworzyć granice, wprowadzić wspólną walutę) i mieć ciastko (zachować pełnię władzy w wymiarze regulowania kwestii budżetowych i dotyczących migracji). Dzisiaj rezygnacja ze wspólnej waluty i otwartych granic pociągałaby za sobą gigantyczne koszty i ryzyka – ale do dopełnienia integracji w obu wymiarach brakuje politycznej woli i zdecydowania. Dla Europy kluczowym pytaniem jest dzisiaj, jak pomóc Unii Europejskiej lepiej wypełniać swoją funkcję osłony przed negatywnymi następstwami globalizacji i zapobiec dalszej erozji podstaw demokracji w państwach członkowskich. • • • Czy obecny system funkcjonowania UE jest reformowalny, czy też należy wymyślić go całkiem na nowo? Jak kształtować się będzie sytuacja gospodarcza w Europie i jaki będzie jej wpływ na nastroje społeczne? Czy zapowiadane przez Komisje Europejską nowe projekty (unia socjalna, wspólna polityka migracyjna) mają szansę powodzenia i wyjścia naprzeciw oczekiwaniom obywateli? Autor: Piotr Buras, dyrektor warszawskiego biura, Europejska Rada Spraw Zagranicznych