adrem2--3 2008 - Ośrodek Badań nad Antykiem

Transkrypt

adrem2--3 2008 - Ośrodek Badań nad Antykiem
Nr 2-3/2008
Kwartalnik Akademicki
ISBN 978-83-916770-8-9
WYSTAWA „UKRAINA ŚWIATU”
FUNDATOR I JEGO FUNDACJA
PROF. JOSĖ LUIS JIMÉNEZ SALVADOR
NAJNOWSZE BADANIA NAD URBANIZACJĄ HISZPANII
OKRESU RZYMSKIEGO
ŚREDNIOWIECZNA WIEŻA NA KOPCU?
PRZYCZYNY WOJEN WEDLE HERODOTA
PRZEDSTAWIENIE SMOKA Z TYMPANONU ZE
STROŃSKA
W POSZUKIWANIU PARKOWYCH RZEŹB Z DYLEWA
CO KRYJE SIĘ TAM?
SPIS TREŚCI
Gesta et Homini :
Wystawa „Ukraina Światu”
Czytelnicy,
prof. Witold Dobrowolski
Z wielką przyjemnością pragnę zaprezentować
Państwu kolejny, tym razem podwójny (2/3) numer
Kwartalnika Akademickiego AD REM. Od początku
istnienia pisma pragnieniem i celem Redakcji była
aktywizacja badawcza środowiska akademickiego,
nie tylko warszawskiego. W niniejszym numerze
zamieszczono teksty studentów i młodych badaczy,
ale także pracowników naukowych, mogących poszczycić się licznymi publikacjami. Specjalistyczne artykuły niewątpliwie wzbogaciły profil pisma,
jednocześnie będą wzorem dla tych spośród Czytelników, którzy zechcą w kolejnych numerach zaprezentować swoje dokonania naukowe. Kwartalnik
Akademicki AD REM jest otwarty na Państwa propozycje i zachęca do współpracy. Redakcja będzie
też wdzięczna za wszelkie konstruktywne i rozsądne
uwagi odnośnie samego pisma, zamieszczonych w
nim artykułów, szaty graficznej i inne sugestie.
prof. Iwona Modrzewska-Pianetti
Fundator i jego Fundacja
Magdalena Pielas
Prof. Josė Luis Jiménez Salvador
Prof. Iwona Modrzewska-Pianetti
2
5
7
Archeologia :
Najnowsze badania nad urbanizacją
Hiszpanii okresu rzymskiego
prof. Josė Luis Jimenez Salvador
Średniowieczna wieża na kopcu?
8
10
dr Radosław Karasiewicz-Szczypiorski
Historia :
Przyczyny wojen wedle Herodota
Błażej Popławski
12
Artes :
Przedstawienie smoka z
tympanonu ze Strońska
13
Alicja Kawecka
W poszukiwaniu parkowych rzeźb z
Dylewa
16
Angelika Dłuska
Mirabilia Mundi :
CO KRYJE SIĘ TAM?
Paulina Komar
Kwartalnik Akademicki AD REM
nr 2-3/2008
Wydawca:
Ośrodek Badań nad Antykiem
Europy Południowo-Wschodniej UW
ul. Krakowskie Przedmieście 32
00-927 Warszawa
e-mail: [email protected]
Zespół redakcyjny:
Redaktor Naczelny – Piotr Sypczuk
Redaktorzy Działów:
Gesta et Homini – Joanna Lasek
Archeologia – Piotr Sypczuk
Historia – Błażej Popławski
Artes – Piotr Lasek
Mirabilia Mundi – Monika Rubach
Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo
do redagowania nadesłanych artykułów.
Kopiowanie i rozpowszechnianie publikowanych artykułów wymaga zgody redaktora naczelnego i autora tekstu.
Rada Naukowa:
Prof. Iwona Modrzewska-Pianetti
Prof. Piotr Dyczek
Prof. Ewa Wipszycka-Bravo
Prof. Zbigniew Bania
Skład: Łukasz Celiński
Druk: Autograf-Druk,
ul. Rembielińska 6a
03-343 Warszawa
Wydanie publikacji dofinansowała
Fundacja Uniwersytetu
Warszawskiego
Rada Konsultacyjna ds. Studenckiego
Ruchu Naukowego UW
Cennik reklam i ogłoszeń:
1/3 str. (58 mm x 258 mm) - 650 zł
II lub III str. okładki (kolor) - 2000 zł
1
1/2 str. (180 mm x 128 mm) - 900 zł
IV str. okładki (kolor) - 2500 zł
cała str. (180 mm x 260 mm) - 1500 zł
AD REM 2-3/2008
19
GESTA ET HOMINI
Wystawa „Ukraina światu” w Muzeum Narodowym w Warszawie
prof. Witold Dobrowolski
Upadek sowieckiego imperium i powstanie suwerennego ukraińskiego państwa zintensyfikowały kontakty między archeologami polskimi i ukraińskimi. Do
grona licznych polskich instytucji zaangażowanych we
współpracę kulturalną i naukową z Ukrainą dołączyło w
ostatnich latach także Muzeum Narodowe w Warszawie. Podpisana umowa o wieloletniej współpracy z Muzeum w Kerczu zainicjowała współpracę archeologów i
konserwatorów mającą na celu realizację różnych prac
konserwatorskich, wydawniczych oraz uczestnictwo w
poszukiwaniach archeologicznych na terenie Krymu.
Warszawie pokazano więc dzieła z kijowskiej kolekcji
Platar utworzonej w ciągu zaledwie piętnastu ostatnich
lat w wyniku zakupów czynionych na rynku wewnętrznym przez przemysłowców Sergija Platonowa i Sergija
Tarutę.
Fibula w kształcie pszczoły.
Grecja, złoto, dł. 4,4 cm (IV w. p.n.e.)
Kołatka, złoto i emalia komórkowa, wys.4,65 cm,
Ruś Kijowska (XII - XIII w.)
Dobitnym przykładem tego zbliżenia była czynna w Muzeum Narodowym między połową kwietnia a
końcem czerwca br. wystawa „Ukraina światu. Skarby Ukrainy z kolekcji Platar”. Podobnie jak niedawna wystawa prezentująca zbiory Muzeum w Odessie,
zorganizowana przez Muzeum Narodowe w Krakowie,
bazowała ona na zbiorach jednej tylko kolekcji - w tym
przypadku jednak nie państwowej lecz prywatnej. W
AD REM 2-3/2008
W warszawskim Muzeum Narodowym wystawiono część kolekcji grupującej materiał pozyskany z dostępnych w handlu obiektów, najczęściej nieznanego a
zatem i niejasnego pochodzenia, o którym można byłoby mniemać iż pochodzi - przynajmniej po części - z
nielegalnych wykopalisk. Stały się one prawdziwą plagą Ukrainy po upadku komunizmu. Plagą tłumaczoną
pauperyzacją społeczeństwa, otwarciem granic i generalnym osłabieniem działalności struktur państwowych,
mających sprawować kontrolę nad narodowym dziedzictwem historycznej przeszłości Ukrainy. Zjawisk
typowych dla okresów radykalnych przemian i łatwych
do wykorzystania w bezpardonowej walce politycznej
przez starych i nowych przeciwników przemian.
Pokazanie w warszawskim Muzeum Narodowym
zabytków z kolekcji Platar (nazwa od Pla-tonow i Tar-uta) stało się powodem krytyki i niewybrednych ataków części polskiego środowiska archeologicznego,
które odwzorowując wewnątrz ukraińskie konflikty i
podziały o charakterze politycznym, zarzuciły Muzeum
działanie mające na celu legalizację kolekcji utworzonej, jak twierdzono, z obiektów pochodzących z kradzieży. Muzeum (zapewne nie bezinteresownie!!!) po-
2
GESTA ET HOMINI
nych tłumaczyli chęcią zabezpieczenia przed wywozem
obiektów o podstawowym znaczeniu dla jego kultury,
kształtującej narodową dumę i narodową tożsamość. I
ten kto choć raz przekraczając kijowskim pociągiem
granicę ukraińsko-polską widział „rozlewanie się” po
polskich targowiskach i pchlich targach ikon, dewocjonaliów, antycznych monet, brązowych fibul, rzymskiej
ceramiki czy innych drobiazgów, wie że obawy o narodową spuściznę były bardziej niż uzasadnione. A prze-
Kolczyki, Grecja, złoto, dł. 4,2 cm (IV w. p.n.e.)
średnio wspierałoby nielegalne wykopaliska, które - a
to oczywiście nie podlega dyskusji - wyrządzają nauce
ogromne szkody pozbawiając obiekty historycznej wartości źródłowej.
Zorganizowanie wystawy ukraińskiej zostało zasugerowane kierownictwu Zbiorów Sztuki Starożytnej
Muzeum przez p. dr Dorotę Folgę-Januszewską, która
obok funkcji wicedyrektora Muzeum była prezesem
polskiej sekcji ICOM i z tej racji jest świadoma etycznej
i prawnej złożoności problematyki pochodzenia obiektów. Zanim więc podjęliśmy działania wyprzedzające
uroczyste otwarcie wystawy przez prezydentów Polski
i Ukrainy, Dyrekcja skierowała do polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych pismo z prośbą o informacje
i uzyskało odpowiedź, iż Ministerstwo nie widzi przeszkód w podjęciu się organizacji wystawy materiału z
kolekcji, która była już wcześniej prezentowana w Paryżu, w siedzibie UNESCO.
Nie jest zadaniem Dyrekcji Muzeum Narodowego kwestionowanie postanowień i opinii najwyższych
władz Ukrainy (w tym także jej Prezydenta), które fakt
utworzenia kolekcji uznały za korzystny dla narodowej
kultury i oceniają wysoko wysiłek właścicieli kolekcji w
dziedzinie propagowania w świecie informacji na temat
przebogatej archeologicznej przeszłości kraju. Sami zaś
właściciele fakt gromadzenia obiektów archeologicz-
3
Wisiorek w kształcie rogatej owcy pamirskiej,
złoto zdobione granulacją, wys. 4,5 cm (IV w. p.n.e.)
cież był to jedynie wierzchołek góry lodowej i nie obejmował działalności międzynarodowych gangów przemytniczych, zaopatrujących rynek zachodni w dzieła
najcenniejsze. Fakt, że kolekcja nie została - jak wiele
innych – zamknięta w ciasnych ścianach prywatnej rezydencji, lecz że jej zbiory zostały udostępnione społeczeństwu w ramach stałej ekspozycji zorganizowanej w
mnisich celach Pieczerskiej Ławry i kijowskiej Cytadeli - dwu miejscach o emblematycznym dla wszystkich
Ukraińców znaczeniu - przemawia za szczerością tych
intencji.
Prawdziwe rozwiązanie problemu leżało i leży nie
tyle w potępieniu Taruty i Platonowa za uformowanie
kolekcji i utrudnienie promowania jej w kraju i za granicą, ale w zorganizowaniu systemu realnej państwowej
i samorządowej ochrony stanowisk oraz stref archeologicznych i w odpowiednim wsparciu finansowym urzędów konserwatorskich, instytutów archeologicznych i
muzeów po to, by uzyskały środki na własne badania,
ochronę, konserwację, publikację i popularyzację. A to
szwankowało i szwankuje. Nie tylko zresztą za rządów
prezydenta Juszczenki i nie tylko na Ukrainie.
Oczywiście zawsze łatwiej było krzyczeć, że to
skandal, że się coś połowicznie robi, niż konsekwentnie i stanowczo działać na rzecz systemowej poprawy,
AD REM 2-3/2008
GESTA ET HOMINI
Figurka lwa, brąz złocony, okres kimeryjski
(VIII w. p.n.e.)
trudnej do realizacji ze względu na słabość państwa i
tradycyjne spychanie przez urzędników wydatków na
kulturę na mglisty plan dalszy.
Mimo głosów krytycznych wobec Muzeum za zorganizowanie ekspozycji, wystawa okazała się ważnym
wydarzeniem kulturalnym i choć prezentowano ją wyłącznie w tradycyjnych godzinach otwarcia, komasując
w weekendy wizyty pracujących, cieszyła się dużym
powodzeniem. Nic dziwnego. Niewiele razy w historii
polskiego muzealnictwa miłośnicy archeologii i sztuki
starożytnej mieli okazję oglądać w polskim muzeum
dzieła tej klasy, w tej ilości, a co więcej, praktycznie
nieznane nawet specjalistom spoza Ukrainy. Dzieła ilustrujące siedem bitych tysiącleci archeologii Ukrainy.
Na wystawie znalazły się rewelacyjne naczynia malowane, figurki ludzi i zwierząt tudzież modele domów
i budowli kultowych sprzed sześciu tysięcy lat, typowe
dla eneolitycznej kultury trypolskiej rozprzestrzenionej
na terenie Ukrainy, Mołdawii i Rumunii w V-IV tyś.
p.n.e.; narzędzia brązowe i kamienne oraz ceramika charakteryzująca kultury epoki brązu z III-II tyś. p.n.e., złote ozdoby, pięknie zdobiona broń i uprzęż koczowników
zaludniających w I tyś. p.n.e. ukraińskie stepy, wyroby
Greków i Rzymian znajdowane w monumentalnych stepowych kurhanach oraz w ruinach nadczarnomorskich
miast antycznych, sarmackie klejnoty, dewocjonalia i
ozdoby bizantyjskie oraz ruskie.
Godne podziwu były prezentowane w bogatym wyborze, kunsztowne klejnoty greckie, fantazyjne i pełne
stylistycznej werwy przykłady ozdób w stylu zwierzęcym, charakteryzujące sztukę koczowników z wielkiego euro-azjatyckiego stepu, czy mistrzowskie i barwne
obiekty ruskie. Prawdziwym zaskoczeniem dla widzów
okazały się licznie pokazane obiekty typowe dla kultury
trypolskiej - ogromne lepione ręcznie naczynia, zdobione rytami a z czasem też czarnymi i czerwonymi mo-
AD REM 2-3/2008
tywami linearnymi akcentującymi formę z mistrzowskim wyczuciem tektoniki, zagadkowe modele budowli
kultowych czy domów mieszkalnych z umieszczonymi
w narożnikach izb kopulastymi piecami, ławami zastawionymi naczyniami, tzw. kultowymi platformami i
strzegącymi wejścia malowanymi psami. Działały też
na wyobraźnię różnorodnie stylizowane figurki kobiet,
podkreślające wagę kultu płodności, a także realistycznie modelowane figurki zwierząt - zwłaszcza byków i
psów - świadectwo roli pasterstwa w ówczesnej gospodarce.
Model świątyni, glina, kultura trypolska
(3800- 3600 p.n.e.)
Obiekty kultury trypolskiej stały się prawdziwą rewelacją warszawskiej ekspozycji. Dowodziły one istnienia estetyki (niekiedy współbrzmiącej z estetyczną
wrażliwością późniejszych dzieł egejskich), a także
wysokiego poziomu osiągniętego przez mieszkańców
ogromnych osad trypolskich, największych swego czasu
na kontynencie. Wielu widzom uświadomiły one fakt,
iż tuż u naszych południowo-wschodnich granic, na
przełomie neolitu i ery metali, kwitła wysoko rozwinięta kultura rolników i hodowców o kluczowym znaczeniu nie tylko dla późniejszych tysiącleci rozwoju kultur
archeologicznych Europy południowo-wschodniej, ale i
dla oblicza kulturowego całej Europy. Nic więc dziwnego, że w swych europejskich aspiracjach Ukraińcy obecnie odwołują się do kultury trypolskiej, że czerpią z niej
dumę i zachętę do ambitnego, samodzielnego działania.
Nic dziwnego, że w przeszłości – jak to się zwykło podkreślać na Ukrainie - studia nad kulturą trypolską były
świadomie zaniedbywane.
4
GESTA ET HOMINI
„Fundator i jego fundacja. Dziedzictwo udokumentowane”
Wystawa Krajowego Ośrodka Badań i Dokumentacji
Zabytków w Warszawie
Magdalena Pielas
Upowszechnianie wiedzy na temat dziedzictwa kulturowego można realizować na wiele sposobów. Krajowy
Ośrodek Badań i Dokumentacji Zabytków spełnia to zadania między innymi poprzez tworzenie wystaw planszowych. W 2006 r. KOBiDZ prezentował na Uniwersytecie
Warszawskim ekspozycję „Polsko-ukraińskie badania założeń rezydencjonalnych. Podhorce”, w tym roku przedstawił wystawę „Fundator i jego fundacja. Dziedzictwo
udokumentowane”. Punktem wyjścia prezentacji jest
osoba fundatora, został on zdefiniowany jako założyciel
instytucji o znaczeniu społecznym, inicjator budowy kościoła, szpitala, szkoły lub innego obiektu użyteczności
publicznej, dostarczający środków materialnych i mający
wpływ na charakter swojej fundacji, często ofiarodawca
dzieła sztuki - ołtarza, obrazu, przedmiotu rzemiosła artystycznego, stanowiącego ozdobę lub element wyposażenia
wzniesionej budowli. Motywy działania fundatora były
różnorodne: pobożność, potrzeba ekspiacji, dziękczynienia lub upamiętnienia ważnych wydarzeń, chęć niesienia
pomocy potrzebującym, wspomagania rozwoju kultury i
nauki, patriotyzm.
Mottem wystawy jest pochodzący z XVI w. fragment
kroniki opactwa w Oliwie: „Naucza nas Seneka [aby] za
bogate dobrodziejstwa odpłacać ciągłymi, nieustającymi
dziękczynieniami. (...) A zatem my (...), abyśmy nie okazali się niewdzięczni i (...) fundatorów niepomni, uznaliśmy
za godne wieść o ich czynach utrwalić w dwojaki sposób
- w obrazie i w piśmie dla (...) teraz żyjących, jak i potomnych”. Podejmując tę myśl wystawa utrwala dokonania
fundatorów przede wszystkim w obrazie, ilustrując temat
zdjęciami pochodzącymi w większości ze zbiorów KOBiDZ. Komentarzem do nich są teksty źródłowe – fragmenty kronik historycznych, aktów prawnych, dzieł hagiograficznych, kazań, pamiętników, dzienników podróży
oraz innych relacji polskich i obcych świadków naszych
dziejów. Rzucają one światło na okoliczności fundacji, a
często zawierają charakterystykę samych fundatorów. Z
tekstów tych wyłaniają się sylwetki ludzi niezwykłych –
hojnych, bezinteresownych, zdolnych do wdzięczności i
pomocy innym, ludzi, którzy potrafili patrzeć dalej niż sięgał horyzont ich własnego, niekiedy krótkiego życia.
Przedmiotem wystawy jest działalność fundatorska w
5
Polsce od średniowiecza po umowne granice współczesności. Aby ogarnąć tak szerokie zjawisko i uporządkować
zgromadzony materiał podzielono fundatorów na siedem
grup. Wystawę tworzą zatem plansze poświęcone wybranym fundacjom władców, możnych, rycerstwa i szlachty,
Kościoła, miast, chłopów i narodu.
Władcy od zarania dziejów Polski znajdowali się w
awangardzie fundatorów. Władza wsparta autorytetem
boskim szukała wyrazu m.in. w fundacjach pobożnych i
charytatywnych. Książe Henryk Brodaty i jego żona Jadwiga Śląska, zakładali szpitale, hospicja, kuchnie ubogich, wznosili kościoły i kaplice. Fundowane przez Kazimierza Wielkiego kościoły, zamki, obwarowania, gęsto
pokrywają mapę Polski. Zygmuntowi III Wazie jezuici zawdzięczają budowę swojej świątyni w Krakowie. Z kolei
dziełem Jana III Sobieskiego i jego żony Marii Kazimiery
były warszawskie kościoły kapucynów i sakramentek votum za Victorię wiedeńską.
Część wystawy poświęconą możnowładcom rozpoczyna prezentacja działalności średniowiecznego komesa
Piotra Włostowica (legendarnego fundatora siedemdziesięciu świątyń) i jego rodu. Kolejne przedstawiają mecenat kanclerzy Jana Zamoyskiego i Jerzego Ossolińskiego
oraz Jakuba Wejhera, Jana Dobrogosta Krasińskiego i Ludwiki z Mniszchów Potockiej.
Następnie przedstawiono przykładowe fundacje rycerskie i szlacheckie. Znaczącym fundatorem był także
Kościół, „inicjator artystycznej twórczości podejmowanej
z inspiracji wiary i służącej jej intelektualnej, plastycznej
i muzycznej ekspresji”. Wystawa ukazuje działalność na
tym polu duchownych, świeckich, zakonników i bractw
religijnych. Z kolei fundacje miejskie przedstawiono jako
efekt mecenatu władz miejskich (zwłaszcza Gdańska), samych mieszczan oraz cechów i grup zawodowych.
Na wystawie znalazło się także miejsce dla fundacji
chłopów. Nadmierne obciążenie pańszczyzną, przywiązanie do ziemi, a zwłaszcza całkowita władza szlachty
nad ich życiem i śmiercią przez wieki budziły sprzeciw
moralistów. Fundacje chłopskie wskazują jednak, że w
praktyce los włościan nie był przesądzony. Nieraz potrafili
oni skutecznie uwalniać się od powinności pańszczyźnianych. Niektórzy, zwłaszcza żyjący w Karpatach, od poło-
AD REM 2-3/2008
GESTA ET HOMINI
wy XVII w. gromadzili prawdziwe fortuny. Ci okazywali
się hojnymi fundatorami, o czym świadczą teksty dziejopisów i treść testamentów.
Wystawę zamyka plansza poświęcona fundacjom narodowym. Pierwsza, będąca wciąż w realizacji, to Świątynia Opatrzności Bożej - wotum wszystkich stanów za
uchwalenie Konstytucji 3 Maja. Kolejne to: Złota Kaplica
- Mauzoleum Mieszka I i Bolesława Chrobrego przy katedrze poznańskiej oraz pomniki Adama Mickiewicza w
Warszawie, Krakowie i we Lwowie. Fundusze na te cele
pochodziły ze składek publicznych, w których udział brali mieszkańcy wszystkich zaborów, a także rodacy spoza
granic dawnej Rzeczypospolitej.
Wśród typów fundacji zaprezentowano m.in. religijne - kościoły, klasztory, kaplice i kalwarie; charytatywne szpitale, przytułki; obronne - zamki, obwarowania; gospodarczo-kulturalne – miasta; naukowe - szkoły, biblioteki.
Zwarzywszy na miejsce prezentacji wystawy - Instytut
Archeologii UW - warto kilka zdań poświęcić fundacjom
o charakterze edukacyjnym, które znalazły miejsce na
ekspozycji. Jest to przede wszystkim Akademia Krakowska. Powołane w roku 1364 staraniem Kazimierza Wielkiego studium generale nie było uczelnią „pełną”, gdyż
nie posiadało wydziału teologii. Podstawą nauczania
miały być nauki prawne, a celem wykształcenie wysoko
wykwalifikowanej kadry administracyjnej. W roku 1370
uczelnia podupadła wprawdzie, lecz w 1400 r., dzięki staraniom królowej Jadwigi Andegaweńskiej nastąpiło jej
odnowienie. Miano tam kształcić „w teologii, to jest w
AD REM 2-3/2008
Piśmie Świętym, w prawie kanonicznym i rzymskim, w
fizyce i sztukach wyzwolonych”. Od absolwentów uczelni oczekiwano najwyższego poziomu wiedzy i moralności: „Niech więc tam będzie nauk przemożnych perłą, aby
wydawała męże dojrzałością rady znakomite, ozdobą cnót
świetne i w różnych umiejętnościach wyuczone.” – głosił
akt odnowienia wszechnicy.
Z kolei dziełem kanclerza Jana Zamoyskiego było renesansowe miasto Zamość, a w nim kolegiata, drukarnia
i ukochana przez niego akademia. Podziw budzi proklamacja fundatora z racji otwarcia szkoły - tekst głęboki,
osobisty, płynący z przekonania o znaczeniu nauki w życiu jednostek i narodów: „Ja, Kanclerz i najwyższy wódz
wojsk polskich, dostąpiłem najznaczniejszych godności
w państwie nie tylko dzięki Bogu, królowi i Rzeczypospolitej, ale także dla nauk, które niegdyś sobie zdobyłem.
Bez nauki nie może być ani cnoty, ani sławy. Pomny tej
prawdy, w mojej młodości: cały poświęciłem się naukom.
Wiedziałem bowiem dobrze, że bez nauk (...) walą się
królestwa, upadają mocarstwa, same dostojeństwa ciężarem się stają. (…) Akademio Zamoyska, córo moja droga
(…) tobie powierzam pieczę nad moim plemieniem. Nie
opuszczaj tego miejsca, nie odstępuj moich potomków
(...) bądź ukochanej mej Ojczyzny podporą”. Lektura powyższych tekstów skłania do szerszego spojrzenia także
na rolę współczesnego szkolnictwa, które prócz dostarczania wiedzy powinno kształtować postawy głęboko humanistyczne, społeczne i obywatelskie.
Wystawa „Fundator i jego fundacja” uświadamia jak
powszechna i przekraczająca wszelkie podziały społeczne, była niegdyś działalność fundacyjna. Zatem obecnie,
niezależnie od tego jakie są nasze korzenie - szlacheckie,
mieszczańskie czy włościańskie - wszyscy jesteśmy spadkobiercami dawnych fundatorów. A bycie spadkobiercą
dóbr, z jednej strony daje poczucie dumy, z drugiej zobowiązuje do troski o pozostawione przez naszych przodków dziedzictwo. Każdy może realizować to zadanie we
właściwy dla siebie sposób. KOBiDZ tworzy standardy
ochrony i dokumentacji zabytków, ponadto gromadzi dane
stanowiące nieocenione źródło informacji o zabytkach dla
instytucji powołanych do ich ochrony i dla badaczy naszej
spuścizny. Środowiska akademickie z kolei dokonują pogłębionych badań, ratując często od zapomnienia obiekty
niszczejące czy nieistniejące, znane jedynie ze źródeł literackich i ikonograficznych. Jeśli więc obejrzenie ekspozycji zainspirowało widza do podobnych działań, to cel
wystawy, jaki założyli jej twórcy, został osiągnięty.
6
GESTA ET HOMINI
Prof. Josèė Luis Jimènez Salvador
prof. Iwona Modrzewska-Pianetti
Profesor José Luis Jiménez Salvador (ur. 1957
r. w Saragossie) jest wybitnym specjalistą z zakresu
archeologii Hiszpanii okresu rzymskiego. Profesor
pracuje w Instytucie Prehistorii i Archeologii (Depatamento de Prehistoria y Arqueologia) Wydziału
Geografii i Historii (Facultad de Geografia y Historia) Uniwersytetu w Walencji, gdzie do 2008 r.
pełnił funkcję dyrektora. Profesor Jiménez Salvador chętnie współpracuje z polskimi archeologami,
czego wyrazem była druga już wizyta naukowa na
Uniwersytecie Warszawskim, którą odbył w maju
br. Profesor aktywnie wspiera współpracę Instytutu
Archeologii UW i Uniwersytetu w Walencji. Obie
uczelnie zawarły porozumienie w sprawie wymiany kadry naukowej oraz studentów, która jest realizowana w ramach programu Erasmus. Profesor jest
doskonałym tutorem stypendystów polskich studiujących w Hiszpanii, dzięki Jego pomocy i zaangażowaniu do dnia dzisiejszego powstało kilkanaście
licencjatów i prac magisterskich polskich studentów
archeologii.
prof. Iwona Modrzewska-Pianetti
i prof. José Luis Jiménez Salvador
podczas wykładu w Warszawie
Profesor Jiménez Salvador od początku swej
naukowej kariery specjalizował się w architekturze
okresu rzymskiego. Przygotował pracę magisterską
na Uniwersytecie w Saragossie (1971 r.) poświęconą
świątyni Junony w Gabii w Italii (Estudio del tem-
7
plo de Juno Gabina), za którą otrzymał wyróżnienie.
W latach 1981-1982 był stypendystą Hiszpańskiej
Szkoły Archeologicznej w Rzymie. Doktorat obronił także na Uniwersytecie w Saragossie (1986 r.) na
Wydziale Humanistycznym. W swojej rozprawie poruszał problematykę architektury rzymskiej Hiszpanii na przykładzie forum w Bilbilis (Contribición al
estudio de arquitectura romana en Hispania: el foro
de Bilbilis), także ta praca otrzymała wyróżnienie.
Profesor Jiménez Salvador od wielu lat prowadzi
wykłady z archeologii, najpierw na Uniwersytecie w
Kordobie na Wydziale Humanistycznym (Facultad
de Filosofia y Letras) do 1987 r., a następnie na Wydziale Geografii i Historii Uniwersytetu w Walencji
(Facultad de Geografia y Historia) gdzie wykłada do
chwili obecnej. Wyjątkowo bogata jest Jego działalność badawcza, kierował wieloma projektami badawczymi, m.in. nad świątynią rzymską w Kordobie
w 1983-1995, akweduktem rzymskim w Peňa Cortada (Walencja) w 1989-1995, willą rzymską w L’Horta Vella (Bétera, Walencja) w 2001-2007, pałacem w
Cerveró (Walencja) w 2004-2005, zamkiem w Chirel (Cortes de Pallás, Walencja) w 2005, zamkiem w
la Pileta (Cortes de Pallás, Walencja) w 2006-2007,
zamkiem w Buňol (Walencja) w latach 2007-2008.
Ponadto Profesor był zastępcą dyrektora Hiszpańskiej Misji Archeologicznej w Pompejach w latach 1990-1992 i 1995-1998. Był też odpowiedzialny za realizację projektu: La decoración archittctónica romana en la provincia de Valencia. Był to projekt badawczy dotyczący architektury rzymskiej na
obszarze Walencji, prowadzony przez władze tego
regionu (Generalitat de Valencia) w latach 19971999.
Prof. Jiménez Salvador brał także udział w realizacji projektu: El Foro Povincial de Auguasta Emerita. Estudio, catalogación y conservación, prowadzonego przez Instytut Archeologii w Meridzie, Consejo
Superior de Investigaciones Cientificas (odpowiednika Polskiej Akademii Nauk), w latach 2003-2005.
Był to projekt dotyczący konserwacji forum antycz-
AD REM 2-3/2008
archeologia
nej stolicy Luzytanii, obecnie miasta położonego w
Hiszpanii. Powyższe badania doprowadziły do objęcia patronatem dóbr kultury europejskiej UNESCO
tego wyjątkowego miasta antycznego.
Prof. Jiménez Salvador był komisarzem wystawy poświęconej pracom w Pompejach, która została
zorganizowana przez Consorcio de Museos de la Generalitad Valenciana. Wystawa była zaprezentowana
w Museo de Belles Artes de Valencia (2004 r.), Muzeum Archeologicznym w Murcji (2004-2005) oraz
w Muzeum Belles Artes w Alicante (2006 r.).
Ponadto Prof. Jiménez Salvador jest członkiem
hiszpańskiego komitetu wydania Corpus Signorum
Imperii Romani, a także autorem ponad stu artykułów w czasopismach specjalistycznych, wydaniach
kongresów narodowych i międzynarodowych dotyczących archeologii rzymskiej. Wśród wielu publikacji prof. Jiméneza Salvadora należy wymienić
„Arqutectura forense en la Hispania Romana” (Zaragoza 1987), „Las ciudades hispanorromanas” [w:]
Cadernos de Arte Esopaňol, nr 30 (Madrid 1992),
„La casa de Mitra” (wraz z M. Martin–Bueno, Cabra 1992), „L’ Apolo de Pinedo” (Valencia 1994).
Profesor był redaktorem naukowym „I Coloquio de
pintura mural romana en Hispania (Valencia 1992)
oraz “El mosaico de las Nueve Musas del Pouatxo de
Moncado” (Valencia 2001). Ponadto Prof. Jiménez
Salvador jest redaktorem naukowym (wraz z Alber
Ribera) „Valencia y las primeras ciudades romanas
de Hispania” (Valencia 2002). Prof. Jiménez Salvador jest również redaktorem naukowym i współautorem „Catátalogo de la exposición, bajo la cólera de
Vesubio. Testimonios de Pompeya y Herculano en
la época de Carlos III” (Valencia 2004) oraz współautorem publikacji „Palacio de Cerveró” (Valencia
2007). Obecnie przygotowywane jest do druku polskie tłumaczenie książki prof. Jiméneza Salvadora o
zabudowie foralnej Hiszpanii okresu rzymskiego.
kontakt:
Prof. Josė Luis Jiménez Salvador
46010 Walencja, Avda. Blasco Ibaňez, 28
tel. 0034 3864242,
e-mail: [email protected]
AD REM 2-3/2008
Najnowsze badania nad urbanizacją
Hiszpanii okresu rzymskiego
prof. José Luis Jiménez Salvador
tłum. prof. Iwona Modrzewska-Pianetti
W ostatnich dziesięcioleciach badania archeologiczne nad urbanizacją okresu rzymskiego przyniosły wiele nowych danych uzupełniających obraz
najważniejszych miast Hiszpanii tego okresu historycznego. Rozległe terytoria, które podlegały procesowi romanizacji to nie tylko Półwysep Iberyjski,
ale także Baleary. Począwszy od północy Hiszpanii - Katalonii, jednym z ważniejszych miast w tym
okresie jest Tarragona. Znalazła się ona na liście
dóbr kultury chronionych przez UNESCO w 2000 r.
Inne z miast objętych specjalną ochroną kultury to
Ampurias i Barcelona. Pierwsze z nich jest szczególnie ważne ze względu na wielowiekową tradycję
urbanistyczną, grecką i następnie rzymską. Natomiast Barcelona jest przykładem zmian w strukturze miasta od okresy rzymskiego i późnoantycznego do początków okresu średniowiecza. Podobnym
przykładem, który ukazuje rozwój i transformację
miasta w czasie, jest też Saragossa (antyczne Caesaraugusta), ważny punkt komunikacyjny pomiędzy wybrzeżem i interiorem Półwyspu, poprzez
rzekę Ebro.
Na wybrzeżach Morza Śródziemnego ważna
rolę odgrywała Walencja. W świetle nowych badań
potwierdza się jego znaczenie ekonomiczne, od czasów powstania kolonii w 138 r. p.n.e. aż do okresu
późnoantycznego (podobnie jak w przypadku Barcelony). Badania wykopaliskowe uwidoczniły też
znaczenie innego ośrodka miejskiego, mianowicie
Cartageny, warto przytoczyć tu odkrycie na terenie
tegoż miasta teatru rzymskiego i zabudowy forum.
W dzisiejszej Andaluzji (antyczna Baetica) jedno z najistotniejszych odkryć związane jest z Kordobą, a dotyczy ono zabudowy publicznej miasta
antycznego z okresu Cesarstwa Rzymskiego. W
* Niniejszy artykuł stanowi streszczenie wykładu prof. Josė
Luis. Jimeneza Salvadora z Uniwersytetu w Walencji. Wykład
został wygłoszony gościnnie w Warszawie w ramach programu Erasmus (2008 r.).
8
archeologia
Teatr w Meridzie
tym też mieście powstał największy teatr rzymskiej
Hiszpanii oraz zespół wspaniałych świątyń. Powyższe odkrycie spowodowało ożywienie dyskusji
związanej z problemem forum prowincjonalnego.
Ciekawszych danych dostarczyły także badania
antycznej Astigi (dzisiejszej Écija), położonej w pobliżu Sewilli - stolicy conventus astigitanus, gdzie
zostały odsłonięte ogromne termy. Szczególny status na liście UNESCO otrzymała również Emerita
Augusta (dzisiejsza Mérida) - stolica Luzytanii w
okresie antycznym. W tym mieście zachowały się
do dnia dzisiejszego monumentalne, znane i podziwiane od stuleci budowle rzymskie: teatr i amfiteatr,
odsłonięto też nowe obiekty należące do forum oraz
wielkie sanktuarium poświęcone kultowi cesarskiemu.
Znaczące odkrycia archeologiczne dotyczą również rejonów, które dotąd wzbudzały mniejsze zain-
9
teresowanie badaczy Hiszpanii rzymskiej. Dotyczy
to na przykład miasta Segobriga położonego w dzisiejszej prowincji Cuenca, gdzie odsłonięto forum
i termy. Inny przykład to Complutum czyli Alcalà
de Henares, które uzupełnia obraz miast cesarskich i
ich transformacji w okresie późnoantycznym.
Północ Hiszpanii okresu rzymskiego to obszar
geograficzny, który został lepiej poznany w ostatnich latach. Można tu przytoczyć badania nad antycznym miastem Asturica Augusta (dzisiejszej
Astorgi) oraz Legio (dzisiejszego Léon) oraz Lucus
Augusti (obecnego Lugo), miast warownych. Do tej
listy należałoby dołączyć także Gijon na wybrzeży
Astirii, gdzie odkryto termy rzymskie.
Już tylko na tych wybranych przykładach miast
można stwierdzić, jak wielki postęp w poznaniu architektury i urbanistyki Hiszpanii okresu rzymskiego
został dokonany dzięki badaniom archeologicznym.
AD REM 2-3/2008
archeologia
Średniowieczna wieża na kopcu?
Czyli słów kilka o siedzibie rodu Wierusz-Walknowskich w
Walichnowach
dr Radosław Karasiewicz-Szczypiorski
Początki osadnictwa w okolicy miejscowości Walichnowy toną w mrokach dziejów. Z całą
pewnością miejsce to było atrakcyjne dla wielu
pradziejowych społeczności. W pobliskich miejscowościach odkryto m.in. cmentarzysko kultury
łużyckiej oraz ślady wytopu żelaza z okresu rzym-
łącznie Słowianie osadzeni na prawie niemieckim.
Pierwsza wzmianka o Walichnowach pochodzi
z roku 1377. Kolejne dokumenty z tego okresu wymieniają Bernarda (Bieniasza) syna Lutolda sędziego wieluńskiego (1380-1406) i opolskiego (1382).
Jeden z jego synów pisał się Paszko z Walknowych.
Zespół pałacowo-parkowy w Walichnowach. Widok z lotu ptaka. W centrum ujęcia staw
i połączona z nim fosa oblewająca kopiec. (fot. K. Trela)
skiego. Spośród osad średniowiecznych najstarszy
rodowód mają zapewne pobliskie Sokolniki. Z nazwy można się domyślać, że była to wieś służebna.
Walichnowy były być może pierwotnie częścią tej
samej miejscowości, tylko później zasiedloną. Nazwa nowej osady jest prawdopodobnie niemieckim
odpowiednikiem zastanego nazewnictwa (Falknow – Walknow niektórzy badacze wywodzą od
niemieckiego der Falke – sokół). Jeśli teoria ta jest
słuszna można domyślać się, że na nowych łanach
osiedli także przybysze z głębi Niemiec, a nie wyAD REM 2-3/2008
Odtąd przez kilka stuleci Walichnowy pozostawały
w ręku rodu Wierusz-Walknowskich (Walichnowskich). Przedstawiciele rodziny dzierżyli w XV i
XVI w. także liczne dobra w okolicy, a wielu z nich
piastowało urząd sędziego wieluńskiego. Na przestrzeni XVI w. następuje najprawdopodobniej rozpad fortuny rodowej na mniejsze działy. Nawet w
samych Walichnowach notowany jest jednocześnie
więcej niż jeden właściciel.
Z bogatej historii miejscowości istotny dla
podjętych rozważań jest rok 1487, kiedy to kolej10
archeologia
ny Walknowski (także Bieniasz i sędzia wieluński) spisuje testament w swej fortalicji w Walichnowach. Jest to najstarszy przekaz odnotowujący
istnienie rezydencji pańskiej o charakterze obronnym. Inwentarz z 1612 r. podaje kilka szczegółów
dotyczących rodowej siedziby Walknowskich.
Wówczas jako udział w spadku przypadł Marcinowi Walknowskiemu „(…) dwór wszystek z kopcem, przykopem, stawem, młynem (…)”. Kolejny
inwentarz z 1711 r. wspomina już „dwór na kopcu
niedokończony (…)”, czyli zupełnie nowy obiekt
choć na tym samym miejscu. Natomiast z przekazu
z 1791 r. wyraźnie wynika, że wykonano remont
mostu prowadzącego na kopiec. Wzmianka o moście to najpóźniejsze świadectwo dbałości o siedzibę na otoczonej wodą wyspie – kopcu, natomiast
położony opodal pałac klasycystyczny nosi na elewacji datę 1843.
Obecnie w Walichnowach można zobaczyć
wspomniany pałac oraz towarzyszące mu pozostałości parku wraz ze stawem. Zbiornik wodny jest
utrzymywany dzięki zastawie na płynącej przez
Walichnowy rzeczce. Ze stawem jest połączona
półkolista odnoga, która oblewa z trzech stron pozostałości niewielkiego kopca. W literaturze podnoszony jest związek fortalicji sędziego Bieniasza
(1487) z dworem na kopcu odziedziczonym przez
Marcina Walknowskiego (1612). Wyraźnie czytelny kopiec nie dostarcza po temu jednoznacznych
dowodów. Topografia miejscowości zdaje się jednak potwierdzać, że była to najdogodniejsza lokalizacja dla siedziby rycerskiej o wcześniejszym
rodowodzie. W okolicy brak form terenu lepiej
przystosowanych do obrony niż kopiec otoczony
wodą.
Podstawowe wydają się pytania: kiedy wzniesiono pierwszą siedzibę rodu Wieruszów w Walichnowach i jaki był jej pierwotny kształt. Najprawdopodobniej terminus post quem dla budowy siedziby godnej wielkiego pana stanowią lata, w których
Bernard (Bieniasz) z rodu Wieruszów piastował
urzędy sędziowskie w ziemi Wieluńskiej i Opolskiej. Szczególnie ważny może być epizod związany z drugim z wymienionych urzędów (1382). Wydaje się, że mamy do czynienia z najbardziej wpływowym i najbogatszym przedstawicielem rodu.
11
Aspiracje i odpowiednie zasoby finansowe mogły
stanowić pobudki do podjęcia ambitnego przedsięwzięcia budowlanego w Walichnowach. Terminus
ante quem wyznacza natomiast rok 1487, gdy w
testamencie innego Bieniasza, także sędziego wieluńskiego, wymieniana jest obronna siedziba tego
rycerza w Walichnowach.
Najodpowiedniejszym kandydatem na fundatora pierwszej budowli na kopcu wydaje się Bernard
sędzia opolski. Wskazuje na to nie tylko jego eksponowana pozycja wśród członków rodu, ale także
koneksje z dzielnicą Śląską. Śląsk najszybciej przyswajał wzorce zachodnioeuropejskie, w tym także
styl życia bogatego rycerstwa. Do „ideałów” do
których aspirowali najzamożniejsi wasale tamtejszych Piastów i królów czeskich należało posiadanie siedziby w formie wieży mieszkalnej. Budowla
powinna mieć co najmniej trzy kondygnacje, mogła
być także ulokowana na kopcu. Najstarsze siedziby
tego typu były wznoszone jako „wiejskie” rezydencje książąt i biskupów. Jednak w XIV w. podobne,
choć skromniejsze wieże wznosiło już wielu śląskich feudałów. Sięgając po stanowisko sędziego
opolskiego Bernard Wierusz najprawdopodobniej
chciał dorównać najbogatszym przedstawicielom
swojego stanu z okolicznych ziem.
Większość śląskich wież sytuowano w miejscach obronnych poprzez swoje wyżynne położenie. Jednak można znaleźć także przykłady nawiązujące do lokalizacji siedziby w Walichnowach.
Najbliższą analogią wydaje się być pochodzący
z początków XIV stulecia donżon w Siedlęcinie.
Ufundował go najprawdopodobniej Henryk I książę jaworski na krótko po 1314 r. Wieża została zbudowana w dolnej części wsi, w dolinie Bobru, na
sztucznym wzniesieniu i została otoczona nawodnioną fosą.
Wizja siedziby rodu Wieruszów jako wieży
rycerskiej na kopcu wymaga oczywiście weryfikacji archeologicznej. Oblany wodą kopiec czeka
na odsłonięcie ukrytych w jego wnętrzu reliktów
architektury. Przeprowadzenie systematycznych
badań archeologicznych pozwoliłoby z pewnością
dopisać piękną kartę do średniowiecznych dziejów
Walichnowów i zasłużonego dla ziemi Wieluńskiej
rodu Wieruszów.
AD REM 2-3/2008
historia
Przyczyny wojen wedle Herodota z Halikarnasu
Błażej Popławski
Przyczyny wojen w „Dziejach” Herodota można
podzielić w dwie zasadnicze grupy: pragmatyczne związane z realiami politycznymi oraz moralne - związane z typem religijności.
Oba kryteria wzajemnie
się przenikają i uzupełniają. Religijny i tradycyjny
pogląd na świat stanął Herodotowi na przeszkodzie
w zrozumieniu istotnych
pobudek działania ludzkiego i w stworzeniu historiografii w nowożytnym roHerodot z Halikarnasu
zumieniu tego pojęcia. W
miejsce związku przyczynowo-skutkowego pojawia
się łańcuch krzywd.
Związki przyczynowe u Herodota sprowadzają się do aktów rewanżu. Wszystkie wojny, nawet o
charakterze zaborczym, są aktami kary czy też zemsty
za poprzednio doznane krzywdy. Stanowią tisis -karę,
odwet, wyrównanie krzywd, pokutę. Herodotowi często nie udaje się powiązać większej ilości faktów w
łańcuch win. Wtedy następuje rozpoczęcie nowego
łańcucha krzywd oraz próba powiązania go z uprzednim. Tym samym rola historyka polega na tym, aby
ustalić kto pierwszy dopuścił się bezprawia (V 28), a
następnie ukazać wydarzenia jako kolejne ogniwa w
łańcuchu aktów odwetu.
Argumentację tego typu widać już na początku
dzieła. Herodot przedstawiając w prologu koncepcję
łańcucha krzywd, łączy historie czterech mitycznych
kobiet w dwie pary: Io z Europą oraz Medeę z Heleną. Córka Inachosa króla Argos – Io, zostaje porwana
przez Fenicjan. W rewanżu Kreteńczycy uprowadzają
z fenickiego Tyros królewnę Europę. W drugiej parze,
inicjatywa przechodzi od Azjatów do Hellenów – ci
ostatni porywają z Kolchidy księżniczkę Medeę. Tym
AD REM 2-3/2008
samym, stali się sprawcami drugiej krzywdy (I 2.2).
Hellenowie odmawiają wydania Medei, powołując
się na brak zadośćuczynienia za porwanie Io. Kwestia „odszkodowania” decyduje także o uprowadzeniu Heleny przez Aleksandra, który liczył na bezkarność. Jednakże Grecy popełnili hybris (pycha, wina,
zuchwalstwo, grzech pewności siebie) wobec reguł
rewanżu, utworzyli panhelleńską koalicję militarną i
zniszczyli Troję. O eskalacji konfliktu zdecydowało
więc przekształcenie „systemu porwań kobiet” w wyprawę wojenną. Za głównych winowajców konfliktu
między Europą a Azją należałoby więc uznać nie Fenicjan, lecz Greków, którzy bardziej zawinili (I 4.1).
Wiara w fatum, przekonanie o zmienności ludzkiego losu na płaszczyźnie polityki międzypaństwowej, tworzą łańcuch krzywd i win. Hybris i jej skutek
ate (zaślepienie) są środkami, poprzez które w pewnych wypadkach realizuje się pierwiastek boski (theion), boski los (tyche) lub przeznaczenie (moira). W
tym porządku religijno-etycznym najistotniejszą rolę
odgrywa zatem kwestia usprawiedliwienia czynu (hamartii) definiowanego jako błąd, przewinienie dziedziczone. Każda wojna mogła zostać usprawiedliwiona jeżeli sprawca wykazał, że chodziło o akt odwetu
za wyrządzoną krzywdę. W efekcie, bardzo często
musiało dochodzić do nadużyć owego potencjału obwiniania się. Sam Herodot po wymienieniu powodów
rzeczywistych (natury politycznej, ekonomicznej) często uzupełnia opowiadanie o usprawiedliwienie faktu,
jako odwetu za doznaną krzywdę lub wdzięczności za
okazane dobrodziejstwo czy pomoc. Argumentacja ta
łączy powody polityczne z oceną moralizatorską.
Taka właśnie struktura narracyjna najwyraźniejsza
jest w opisach imperialnych wojen władców azjatyckich. Cyrusem kierowało pleonexie, czyli chciwość,
zachłanność, nieuzasadnione roszczenie (I 204.2).
Podbiwszy większą część Azji Południowej, lud Bak-
12
historia
tryjczyków, Saków i Egipcjan (I 153), Babilonię i Asyrię, zapragnął dostać pod swą władzę także Massagetów (I 201). Hybris Cyrusa ukarała królowa Massagetów - Tomyris, która nienasyconego króla nasyciła
jego własną krwią (I 212).
Herodot często odróżnia powód pozorny, co określa jako profasis (VI 133) czy wina – aitie (I 26) lub
proschema tou logou (IV 167; VI 133), od przyczyny
rzeczywistej – aitie genomene. Do głębszych przyczyn
konfliktów należy zaliczyć lęk Spartan przed rosnącą
potęgą Aten. Dostrzegamy go w następującym passusie „[Lacedemończycy] widząc, jak Ateńczycy rosną
w siłę i bynajmniej nie są skłonni ich słuchać, doszli
do przekonania, że lud attycki, gdyby był wolny, dorównałby ich własnej potędze” (V 91). Tym samym
właśnie Herodota, a nie Tukidydesa, należałoby uznać
za ojca analizy przyczynowo-skutkowej. Herodot doskonale charakteryzuje prawdziwe przyczyny wojen
prowadzonych przez obie poleis, ekspansywna polityka kontra polityka ostrożna, zachowawcza, często
prewencyjna.
Co ciekawsze w kilku miejscach utworu zauważyć
można zrozumienie przez Herodota ekonomicznych
podłoży konfliktów zbrojnych. Głód ziemi stanowił
przyczynę wojny Sparty i Argos (I 82). Ateńczycy
wypędzili Pelazgów, aby uzyskać żyzne tereny u stóp
Hymmetu (VI 137). Podobne przyczyny kierowały
Aristagorasem w zajęciu Naksos, które „jest wyspą,
co prawda niewielką, ale piękną, żyzną i bliską Jonii,
są tam wielkie bogactwa i liczni niewolnicy” (V 31).
Oprócz znajomości ekonomicznego podłoża wojen, Herodot wykazuje się wiedzą na temat lokalnych
antagonizmów między poleis, które rozważały czy
stanąć po stronie Persji, czy też poprzeć panhelleńską
koalicję. Pogląd ten zdaje się potwierdzać następujący
fragment: „Fokijczycy bowiem jedyni z tamtejszych
ludzi nie sprzyjali Medom, z żadnego innego powodu,
jak ja przypuszczam, lecz tylko z nienawiści ku Tesalczykom; gdyby ci popierali sprawę helleńską, Fokijczycy moim zdaniem sprzyjaliby Medom” (VIII 30).
13
Przedstawienie smoka z tympanonu ze Strońska
Funkcje i treści ideowe
Alicja Kawecka
Romański kościół p.w. św. Urszuli i jedenastu
tysięcy dziewic w Strońsku (woj. łódzkie) jest
typowym dla XIII w. prowincjonalnym obiektem
sakralnym. Ceglany kościół jest niewielką,
jednonawową budowlą, z wyodrębnionym
prezbiterium zakończonym półkolistą absydą.
Na przestrzeni wieków jego układ przestrzenny
i bryła ulegały wielokrotnym przemianom. Z
pierwotnej budowli zachowały się w niezmienionej
formie jedynie fragmenty bocznych murów
nawy i prezbiterium oraz elementy dekoracji
architektoniczno-rzeźbiarskiej w postaci fryzu
arkadkowego umieszczonego pod okapem absydy oraz kuty w piaskowcu tympanon. Technika
budowlana murów kościoła oraz cechy stylowe
reliefu w tympanonie wskazują, że obiekt ten
powstał na przełomie XII i XIII stulecia. Na
podstawie analizy stylistycznej oraz ikonografii,
stroński tympanon wiązany jest z nurtem rzeźby
architektonicznej pozostającym pod wpływem
dzieł warsztatów północnowłoskich, dość licznie
reprezentowanym przez zachowane zabytki XIIwiecznej kamiennej plastyki romańskiej z terenu
Polski.
Rzeźba tympanonu ze Strońska nosi silne
znamiona prowincjonalizmu. Charakteryzuje
się płaskim, linearnym reliefem o niewielkim
zróżnicowaniu płaszczyznowym. Detal większości elementów wydobyty jest za pomocą
rytu, niekiedy zróżnicowaniem wysokości
powierzchni. Pole główne tympanonu otoczone
bordiurą ze stylizowanych wici roślinnych
wypełnia smok - jeden z najpowszechniejszych
w średniowiecznej kulturze symboli szatana.
Wyobrażenie smoka usytuowane nad wejściem
do kościoła, w miejscu szczególnie ważnym
pod względem symbolicznym, budzi pewien
AD REM 2-3/2008
artes
niepokój, a zarazem ciekawość odnośnie treści
oraz funkcji.
Przedstawienia smoka, jako głównego
motywu tympanonu lub nadproża, znane są w
europejskiej i polskiej plastyce romańskiej,
głównie w rzeźbie obszarów peryferyjnych.
Rzeźby analogiczne do strońskiej znajdowały
się m.in. w tympanonie z XII w. z kościoła w
Stagnaby (obecnie w Muzeum Historycznym
w Lund) oraz w ościeżu XII-wiecznego portalu
kaplicy zamku Tyrol. W Polsce podobne
wyobrażenie smoka w nadprożu pochodzi z wrót
krypty św. Leonarda na Wawelu.
Warto się zastanowić nad funkcją przedstawień
smoków w miejscu uświęconym - jakim był
portal. Na terenie całego chrześcijańskiego
universum
w
tympanonach
wyobrażano
zazwyczaj najważniejsze dla dogmatyki epoki
sceny ze Starego i Nowego Testamentu, których
głównym zadaniem było pouczenie wiernych.
W
budowlach
prowincjonalnych
często
umieszczano w tym miejscu sam krzyż (prosty
lub stylizowany) jako symbol najważniejszych
prawd wiary. Natomiast w Strońsku postąpiono
zgoła inaczej. W głównym miejscu portalu
umieszczono wyobrażenie o ugruntowanej w
chrześcijaństwie zdecydowanie negatywnej
symbolice. Smok był symbolem samego szatana,
jego ciemnych mocy i grzechu. Tymczasem
zajął miejsce przynależne samemu Chrystusowi
i świętym. Z całą pewnością musiały istnieć w
owym czasie jakieś czynniki nobilitujące jego
postać. Aby do nich dotrzeć warto zagłębić
się nieco w tradycję kulturową społeczeństwa
zamieszkującego onegdaj ziemie Polski. Smok
ze Strońska niósł ze sobą najpewniej ogromny
bagaż tradycji pogańskiej, głęboko zakorzenionej
w odczuciach zbiorowych. Zapoznanie się z
rolą, jaką przypisywano tym stworom otwiera
szerokie możliwości interpretacji funkcji jakie
mogły one pełnić w kościołach romańskich.
Smoki należą do bestii najczęściej
pojawiających się w wierzeniach ludów całego
AD REM 2-3/2008
świata. Być może zrodziła je wyobraźnia w
efekcie odkrywania szczątków prehistorycznych
gadów czy płazów. Smoki występują niemal
powszechnie w mitologiach starożytnych - od
Dalekiego Wschodu, przez Bliski Wschód po
Europę. Wyobrażano je sobie na różne sposoby,
niemniej zawsze cechowało je ogromnych
rozmiarów hybrydyczne cielsko.
W wierzeniach i wyobrażeniach Słowian,
podobnie jak u Germanów, smoki łączone były
często z wężami i żmijami. Wszystkie te stworzenia,
zarówno rzeczywiste, jak bajeczne, traktowano
jako niemal ze sobą tożsame, zaś ich nazwy
stosowane były zamiennie. W średniowiecznej
Polsce na określenie smoka używano trzech nazw:
drakon (od łacińskiego draco, draconis), smok
(pochodzącą najprawdopodobniej od rodziny
wyrazów germańskich - snaca, snakr, snokr)
oraz żmij (będąca ogólnosłowiańską nazwą żmii
czy węża). Ta ostatnia jest zarazem najstarszą
słowiańską nazwą określającą smoka (żmij
jest słowem znanym we wszystkich językach
słowiańszczyzny, na określenie potężnej bestii,
występuje ono prawie wszędzie w identycznym
brzmieniu: polski żmij albo źmij, wielkoruski
zmij, białoruski zm’ej, bułgarski zmej, serbochorwacki i słoweński zmaj). Wydaje się, że
pod nią właśnie kryje się słowiańska, wężowata
bestia, z którą związane są tradycje kulturowe
sięgające daleko w zamierzchłą przeszłość
i niepowiązane bezpośrednio z wierzeniami
dotyczącymi smoków u innych ludów.
Wyraz żmij pochodzi najprawdopodobniej
od słowa ziemia. Jak sama nazwa sugeruje,
wyglądem zbliżony był do wielkiego węża
– żmii. Podobną wizję smoka - olbrzymiego
wijącego się po ziemi węża (waurmus, omr,
wyrm) - posiadali też Germanie, co poświadcza
archaiczność
słowiańskiego
wyobrażenia.
Postać żmija uwieczniona została także w
piśmiennictwie wczesnośredniowiecznym. W
tekstach liturgicznych wymieniana jest jako
rodzaj smoka czy węża, pod postacią których,
14
artes
kryje się szatan i zło. Żmij jako smok odnotowany
został także w „Poviesti vremiennych let”. Był
zapewne rdzennie słowiańskim uosobieniem
bestii chtonicznej, wielkiej, nieokiełznanej,
Podobnie działo się w przypadku brodów
rzecznych, jako „przejść” z jednego świata
w drugi. Warto zwrócić uwagę, że podobne
znaczenie i analogiczną semantycznie nazwę –
Tympanon z kościoła parafialnego w Strońsku
o całkiem nieprzewidywalnej sile. Bardzo
prawdopodobne wydaje się, że pełnił (podobnie
jak smoki w innych kręgach kulturowych)
funkcje strażnika. Sugerują to liczne polskie
toponimy typu Żmigród, potwierdzone dla
okresu wczesnego średniowiecza.
Pod nazwą Żmigród kryły się zarówno
grody, jak również pewne szczególne miejsca,
takie jak wzniesienia czy cyple, często w
pobliżach rzek czy moczarów. Te ostatnie często
włączone były w obręb aglomeracji wiejskiej
lub miejskiej, jednak znacząco się wyróżniały
poprzez graniczne położenie, często na skraju
zamieszkałego terenu, naprzeciw pustkowia
bądź skraju domeny. Naturalne wyniosłości
terenu, punkty szczególnie wyeksponowane
przez swe położenie i obecne w pobliżu dróg,
także często otrzymywały miano Żmigrodów.
15
Brama Potwora - przypisano naturalnej zaporze
wodnej, będącej granicą duńsko-saską, którą
ustanowił Off Duńczyk. Podobnie jak w wypadku
polskich Żmigrodów, była to strefa graniczna,
przejście pomiędzy obszarami, strzeżone przez
potężną bestię. Nazwy miejscowe i topograficzne
związane ze żmijem, występowały dość często
na obszarach całej Słowiańszczyzny, zarówno
wschodniej jak i południowej. Tak więc
Żmigrody byłyby miejscami przebywania Żmija,
chtonicznej bestii, pana i stróża pogranicza,
czerpiącego swą moc z ziem będących
jego domeną, zwracającego swe oblicze ku
nieznanym, często wrogim obszarom. Żmij na
granicy pozostawał potężnym, nie do końca
przewidywalnym sprzymierzeńcem miejscowych
społeczności, strzegł je przed niepożądanymi
przybyszami ze świata zewnętrznego. Być może
AD REM 2-3/2008
artes
podobne idee związane były z nazwą Wały
Żmijowe - systemy wałów obronnych przed
plemionami koczowniczymi budowanych na
Rusi w okresie średniowiecza.
Powyższe przykłady wskazują, że w czasach
średniowiecza ludności Polski dobrze znane
były smoki, przede wszystkim w ich lokalnej,
zakorzenionej w tradycji kulturowej wersji – żmija,
obdarzonego ogromnymi mocami ochronnymi.
Na tej podstawie można wnioskować, że jego
wyobrażenia kute w kamieniu miały również
właściwości apotropaiczne. Ich obecność w
portalach czy na ścianach kościelnych – na
obszarach granicznych – w pełni odpowiada ich
funkcjom ochronnym. Identyfikacja smoka z
tympanonu w Strońsku ze słowiańskim żmijemobrońcą jest właściwie jedynym sposobem
wyjaśnienia jego obecności w tym doniosłym
symbolicznie miejscu. Podobnie jest w przypadku
płaskorzeźby z nadproża krypty św. Leonarda
na Wawelu przedstawiającej wizerunek żmija
- potężnego pana pogranicza. Ten wizerunek
idealnie odpowiada potrzebie ochrony strefy
granicznej, jaką były wrota kościelne. W magii
wizerunek zwierzęcia był tożsamy z nim samym,
posiadał identyczne moce, w przypadku żmija –
apotropaiczne. Jego przyrodzonym powołaniem
(tak jak i innych smoków) było stróżowanie,
ochrona powierzonego mu mienia przed
wszelkimi niepożądanymi siłami. Przedstawienia
smoków umieszczone w celu ochronnym miały
za zadanie zabezpieczać przestrzeń i odstraszać
potencjalnych wrogów, którzy ośmieliliby się
ją zbezcześcić. Tak jak żmij w swej siedzibie
na pustkowiu, tak jego wizerunek nad progiem
kościelnym był gwarantem bezpieczeństwa
świętej przestrzeni w oczach lokalnej
społeczności. Żmij był przecież stworzeniem
znanym, bo zakorzenionym w wierzeniach
tradycyjnych. Widziany ponad portalem czy
na murach, nie budził wątpliwości, a jego rola
apotropaiczna była oczywista i powszechnie
zrozumiała.
AD REM 2-3/2008
W poszukiwaniu parkowych rzeźb
z Dylewa
Angelika Dłuska
Niniejszy artykuł poświęcony jest rzeźbom
parkowym, które przed II wojną światową znajdowały
się w posiadłości rodziny Rose w Dylewie (Doehlau),
a ich powojenne losy pozostają dotychczas zagadką.
Oprócz rzeźb opracowanych i opublikowanych przez
prof. Tomasza Mikockiego (m.in. w Roczniku Instytutu
Archeologii UW „Światowit”) w dylewskim parku
znajdować się mogły jeszcze przynajmniej dwie, których
obecność nie została dotychczas potwierdzona.
Na wstępie przytoczę kilka najistotniejszych
faktów dotyczących parku otaczającego dylewską
siedzibę rodziny Rose. Park zaprojektowany przez
wybitnego architekta krajobrazu Johanna Larassa
(pracował w Doehlau od 1876 r. aż do śmierci w
1893 r.), a w późniejszym okresie był modernizowany
przez jego syna – Ernsta, stanowił jedno z
najdoskonalszych
założeń
pałacowo-parkowych
zrealizowanych na terenie Prus Wschodnich. W parku
Il Crociato
16
artes
znajdowały się rzeźby autorstwa mediolańskiego artysty
Adolfo Wildta, stypendysty ówczesnego właściciela
majątku - Franza Rose, jednak ich dokładna liczba nie
jest znana.
W relacjach dwóch mieszkańców Dylewa, którzy
pamiętają park w pierwszym okresie po zakończeniu II
wojny światowej, pojawił się szczegółowy opis grupy
rzeźbiarskiej, która miała znajdować się na jednej z
parkowych wysp. Opisywana przez świadków rzeźba,
w znacznym stopniu przypomina wykonaną przez
Wildta dla Dylewa fontannę „Il santo, il Giovane e
la Saggezza (La Trilogia)”. Rzeźba zaprezentowana
w 1912 r. na Biennale di Brera nigdy do Dylewa nie
trafiła. Po śmierci kolekcjonera rodzina von Rose
podarowała dzieło Wildta miastu Mediolan. Wiadomo
jednak, że rzeźbiarz pracował nad tym dziełem od 1902
r. Wykonana w 1906 r. rzeźba „I Beventi” – pierwsza
z wersji fontanny – w literaturze uznawana jest za
zniszczoną przez samego rzeźbiarza. Bozzetto kolejnej
wersji rzeźby mogło trafić do Dylewa na życzenie
mecenasa, jednak do tej pory w literaturze uważane
jest za zaginione. Na podstawie relacji mieszkańców
wsi można przypuszczać, iż jeszcze w latach 70. XX w.
dzieło znajdowało się w Dylewie. Wspominali oni grupę
rzeźbiarską przedstawiającą dwie postaci naturalnej
wielkości w charakterystycznej pozie. „La Trilogia”,
La Trilogia
17
Sarkofag
pozbawiona jednej z figur, odpowiada szczegółowemu
opisowi świadków. Wydaje się możliwe, że mieszkańcy
Dylewa zapamiętali częściowo zdewastowaną parkową
rzeźbę, która na przełomie lat 70. i 80. XX w. zniknęła z
wyspy. Odpowiedź na pytanie, czy w parku rzeczywiście
znajdowała się jedna z wersji „La Trilogia”, dałoby
przebadanie parkowego stawu. Jak wynika z relacji
świadków, zepchnięta do stawu rzeźba, może się tam
znajdować do dziś. Ze względu na przypuszczalny
materiał z jakiego rzeźba była wykonana, wątpliwości
budzić musi obecny stan jej zachowania. Gipsowa (?)
kopia z pewnością w takich warunkach nie miałaby
szans na przetrwanie.
Mieszkańcy wsi często wspominają inne, liczne
rzeźby kamienne lub ich fragmenty, które na początku
lat 90. XX w. miały być składowane na terenie
przykościelnego ogródka (dawnego cmentarza). Nie
potrafią dziś już niestety dokładnie ich opisać, ani podać
konkretnej liczby składowanych tam dzieł. Jeden z
mieszkańców Dylewa wspominał także o „metalowym
pancerzu – zbroi”, która miała znajdować się niegdyś
w parku. Najprawdopodobniej rzeźbę tą można
identyfikować z dziełem Wildta, które z pewnością
znajdowało się we wschodniopruskim Doehlau – „Il
Crociato”. Brąz ten, ze względu na swoją formę (tułów
mężczyzny wspartego na tarczy) rzeczywiście może
odpowiadać powyższemu opisowi.
Trzej mieszkańcy wsi wspominają także inną
rzeźbę, która również miała znajdować się na wyspie
i podzieliła ostatecznie los grupy „La Trilogia” kamienną fontannę z dwiema lwimi głowami. W świetle
innej informacji zasłyszanej w Dylwie, o znajdujących
AD REM 2-3/2008
artes
się niegdyś w parku „kamiennych korytach”, nie
bezzasadne byłoby przypuszczenie, iż owa kamienna
fontanna z dwiema lwimi głowami mogła być rzymskim
sarkofagiem – raczej nie oryginalnym antycznym
zabytkiem, ale być może jego nowożytną kopią.
W dylewskich zbiorach rodziny Rose, znajdowały
się przynajmniej dwa inne sarkofagi. Jeden z nich
zwany „rawennackim” dekorował centralną wnękę
przykościelnego mau-zoleum rodziny Rose, drugi zaś
znajdował się w holu pałacu. Sarkofag „rawennacki”
trafił już w latach 50. XX w. do Muzeum Narodowego
w Warszawie, a obecnie znajduje się w podłowickiej
Arkadii. Sarkofag z antykizującą dekoracją reliefową,
znajdujący się w pałacu, odnaleziony został w
prac konserwatorskich i porządkowych na terenie tego
pegeerowskiego obiektu rekreacyjno- kąpieliskowego.
Po zlikwidowaniu „PGR Dylewo” na początku lat 90.
XX w., ostatecznie pozbawiony opieki park popadł w
ruinę i zatracił swój pierwotny układ. Parkowe budowle
i ogrodzenia były rozbierane dla pozyskania materiałów
budowlanych i metalowych elementów, które
sprzedawano na złom. Kilka okaleczonych parkowych
rzeźb, jakie udało się archeologom z IA UW ocalić, jest
obecnie konserwowanych i rekonstruowanych. Trudno
dziś jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie ile rzeźb
znajdowało się w parku przed 1945 r. Kontynuowanie
badań archeologicznych w Dylewie, mogłyby
pomóc w ustaleniu kolejnych faktów dotyczących
funkcjonowania pałacu i zgromadzonej w nim kolekcji
sztuki. Przebadanie dna parkowego stawu pozwoliłoby
Portret Larassa
Il santo, il Giovane e la Saggezza (La Trilogia)
setkach fragmentów podczas prac wykopaliskowych,
przeprowadzonych w Dylewie w 2002 r. przez Instytut
Archeologii UW.
Zamiłowanie mieszkańców Dylewa do zatapiania
zabytków w parkowym stawie, znalazło wyraz także
w przypadku słynnego portretu „Larassa”. Zepchnięta
wcześniej z cokołu rzeźba Wildta, ze względu na swoje
gabaryty pozostała jednak na nabrzeżu (zresztą na
swoje nieszczęście, bo ostatecznie padła łupem złodziei
i wszelki ślad po niej zaginął).
Postępująca dewastacja parku w Dylewie rozpoczęła
się w latach 70. XX w., kiedy to zaprzestano prowadzenia
AD REM 2-3/2008
odpowiedzieć na pytanie, czy rzeczywiście spoczywają
tam zaginione parkowe rzeźby.
Niezwykła aura i zawiła historia Dylewa, a także
krążące przez dziesięciolecia wśród miejscowej
ludności historie o sieci podziemnych tuneli łączących
pałac i kościół z folwarcznymi zabudowaniami, o
skrzyniach pełnych cennych przedmiotów ukrytych
gdzieś w parku zimą 1945 r. przez uciekających przed
frontem von Rose spowodowały, że ta mazurska
miejscowość stała się sceną książkowego kryminału
„Pan Samochodzik i bractwa rycerskie”. Duża dawka
fikcji pozwoliła autorowi książki ostatecznie rozwiązać
wszystkie zagadki przeszłości majątku von Rose. W
rzeczywistości wiele kwestii związanych z przeszłością
Dylewa pozostaje nierozwiązanymi i są one obiektem
dalszych badań archeologów.
18
mirabilia mundi
CO KRYJE SIĘ TAM?
Paulina Komar
Jeśli wierzyć przekazom zawartym w jednej z
kronik do podbicia Imperium Inków przyczynił się
pewien Indianin ze wschodniego wybrzeża Ameryki Południowej. Na pytania Hiszpanów o tereny, na
których można znaleźć złoto, przytomnie wskazał
ręką gdzieś w stronę zachodu słońca (jak najdalej od
własnej krainy), mówiąc biru, czyli „tam”. Nie wiadomo co konkwistadorzy zrozumieli z tej odpowiedzi, jednak jakieś dwadzieścia lat później znaleźli
się na północy Tahuantinsuyu – rozległego państwa
inkaskiego. Po trwającym zaledwie kilka lat podboju, w centralnej części dawnego imperium powstało
Nowe Królestwo Peru. Miejscowa ludność zdołała
się uwolnić spod panowania hiszpańskiego dopiero
w latach 20. XIX w. Dzisiaj Peru jest najczęściej
odwiedzanym przez turystów krajem Ameryki Południowej. A powodów, dla których zyskało taką
popularność istnieje bez liku.
Miasta i miasteczka
Pierwszym przystankiem dla każdego kto obecnie przyjeżdża do Peru jest oczywiście jego stolica.
Lima założona w 1535 r. przez Franciszka Pizarra,
W peruwianskich muzeac nie można się nudzić, przyklad
ceramiki kultury Moche
19
dziś nie przypomina już „Miasta Królów”. Obecnie
zamieszkuje ją około 8 milionów ludzi, z których
tylko niewielka część zajmuje luksusowe, nadmorskie dzielnice Miraflores czy Barranco, pełne strzelistych apartamentowców, ekskluzywnych willi,
drogich sklepów i restauracji, niewiele różniące się
od większości europejskich miast. W miarę przemieszczania się w głąb stolicy coraz częściej napotyka się wąskie i kręte zaułki oraz brudne i smutne
budynki, których przygnębiające wrażenie pogłębia
jeszcze garua - szara i wilgotna mgła, która przez
blisko sześć zimowych miesięcy spowija większą
część peruwiańskiego wybrzeża. Mgła powoduje,
że człowiek odwiedzający nadbrzeżną pustynię w
tym okresie ma wrażenie jakby znalazł się na innej
planecie.
Zupełnie odmienne uczucie towarzyszy zwiedzającym góry, a zwłaszcza ukryte w nich niewielkie wioski i miasteczka budowane głównie przy
użyciu blachy falistej, kamienia oraz adobe, czyli
glinianych cegieł suszonych na słońcu, których sposób produkcji niewiele się zmienił od czasów prekolumbijskich. W takich miejscowościach zadziwiają
zwłaszcza ludzie, którzy mimo iż czasem egzystują
na granicy ubóstwa, potrafią cieszyć się każdą chwilą życia, jaka została im dana, a do innych odnoszą
się z niezwykłym ciepłem i sympatią. Często można
spotkać pomarszczone, ale uśmiechnięte twarze pasterzy, którzy otoczeni gromadką umorusanych, ale
równie szczęśliwych dzieci, pędzą przed sobą stadka lam lub owiec na górskie pastwiska. Kobiety z
tamtych rejonów noszą tradycyjne stroje, zwłaszcza
podczas świąt można zobaczyć staruszki z pięknymi
długimi warkoczami, ubrane w kolorowe kilkuwarstwowe spódnice i obowiązkowo nakrycia głowy,
które niewiele zmieniły się od czasów ich praprababek. Niestety w miejscowościach często odwiedzanych przez turystów tradycyjne stroje czy lamy
z kolorowymi kokardkami na uszach to zazwyczaj
sposób na otrzymanie propiny, czyli drobnej sumy
pieniędzy, jaką przyjezdny powinien zapłacić w zamian za możliwość zrobienia zdjęcia.
AD REM 2-3/2008
mirabilia mundi
Krok w przeszłość
Turyści przybywający do Peru mają sporo „pracy”. Kraj ten słynie zwłaszcza z bogatej przeszłości i niezwykłej ilości zabytków archeologicznych.
Obok zapierających dech w piersiach, przepięknych
wyrobów ze złota, zgromadzonych w Muzeum Sipán lub Sicán, czy ogromnych pałaców w Chan
Chan na wybrzeżu północnym, odwiedzić trzeba
również położone w Świętej Dolinie ruiny niesamowitych budowli inkaskich oraz słynne Machu
Picchu. Obowiązkowym przystankiem dla zwiedzających jest również Nazca, gdzie można wybrać się
na wycieczkę lotniczą ponad geoglifami. Te wielkie,
widoczne tylko z lotu ptaka rysunki, stworzone na
pustynnym płaskowyżu, do tej pory nie doczekały
się pewnego wyjaśnienia i do dziś budzą ciekawość,
zwłaszcza twórców różnych fantastycznych teorii.
Miejscem niezwykłym, do którego ze względu
na jego odosobnienie dociera jednak niewielu, jest
kraina Chachapoya. Ten północno-wschodni obszar
Andów peruwiańskich, tuż przy granicy z selvą, ma
niesamowity klimat. Częste mgły tworzą melancholijną atmosferę brytyjskich wrzosowisk, a pędzące po niebie chmury w dni słoneczne przybierają
fantazyjne kształty, kładąc się cieniem na górskich
zboczach. To nieco groźne i tajemnicze środowisko
zamieszkiwali w czasach konkwisty Chachapoya,
zwani również „Mgielnym Ludem” lub „Ludźmi
z Chmur”. Tworzyli oni grobowce w kształcie niewielkich domków lub sarkofagów, które lokowali na
prawie niedostępnych pionowych zboczach gór, na
wysokości od kilkudziesięciu do kilkuset metrów.
Zobaczenie ich wszystkich wymaga sporej kondycji oraz czasu, ponieważ niektóre piesze wyprawy
zabierają nawet po kilka dni. Znacznie łatwiej dostać się do jedynej dotychczas odkrytej fortecy Chachapoya – Kuelap, otoczonej dziesięciometrowymi
murami. Niezwykłe wrażenie, jakie robi ten obiekt
na oglądających nie sposób opisać.
Wśród dzikiej przyrody
Z kraju „Mgielnego Ludu” niedaleko już do amazońskiej dżungli. To najmniej „ujarzmiony” przez
Poranek w Andach
AD REM 2-3/2008
20
mirabilia mundi
Snowboard pustynny
człowieka rejon kraju, w którym ziemia prawie w
ogóle nie nadaje się pod uprawę, a do części miast
(na przykład Iquitos) nie prowadzą żadne lądowe
drogi. Od kiedy w 1912 r. skończyła się gorączka
kauczukowa, życie płynie tu w innym tempie, czas
wyraźnie zwalnia swój bieg. Większość ludzi żyje
w niewielkich miasteczkach, otoczonych ze wszystkich stron dżunglą. Wilgotny las równikowy jest z
jednej strony życiodajny, bowiem z niego pozyskuje się kakao, mango, banany, trzcinę cukrową, czy
pomagającą chorym na raka vilcacorę, natomiast z
drugiej morderczy, pełen węży, insektów i trujących
roślin. Przybywając do dżungli człowiek uczy się
pokory wobec świata przyrody. Tu nawet niewinna
dwudniowa wycieczka może stać się niebezpieczna, gdy płynąca leniwie, głęboka zaledwie do kolan
rzeczka, po kilku godzinach deszczu zamienia się
w rwący nurt nie do przebycia, który odcina drogę powrotu do najbliższej osady, a co za tym idzie
jedzenia. Zresztą sam deszcz w dżungli też nie jest
zwyczajny, to gwałtowna ulewa, która w ciągu kilku minut potrafi doszczętnie przemoczyć wszystko.
Jednak deszcz także przysparza korzyści, ponieważ
likwiduje upał i nieznośnie gryzące owady.
Czas na rozrywkę
Nie wszystkie przygody w Peru muszą być tak
ekstremalne. Kraj oferuje również całą masę atrakcji
przyjemnych dla szerszej grupy ludzi. W lecie (październik – maj) wybrzeże to raj dla plażowiczów
i surferów, gorący, słoneczny, na północy niemal
tropikalny. Całoroczną enklawą, wymarzoną dla
21
amatorów wody i piasku, jest położona na północy Máncora, główny peruwiański kurort nadmorski
oraz Huacachina, niewielka oaza na pustyni, na południe od Limy. Szczególnie ciekawa jest ta druga
miejscowość, która stanowi doskonałe miejsce do
podziwiania zachodu słońca na pustyni. Można tam
również pojeździć na snowboardzie, tyle że nie po
ośnieżonych stokach, a po piaszczystych wydmach!
Peru ma również swoje Galapagos, jednak w wersji
nieco mniejszej, ale za to tańszej. To Islas Ballestas niewielkie wysepki wyrzeźbione przez wodę
w najróżniejsze kształty, zamieszkane przez liczne
ptactwo, lwy morskie i ... pingwiny. Jest to również
jedno z ważniejszych miejsc pozyskiwania guana,
jednego z ważniejszych peruwiańskich bogactw naturalnych.
Większość tego typu rozrywek oferuje wybrze-
Inkaski grobowiec (tzw. chullpa)
że, jednak i w górach, zainteresowani znajdą sporo
atrakcji, choć raczej męczących. Przede wszystkim
to różnego rodzaju trekkingi, najczęściej kilkudniowe podziwianie widoków, których uroki psuje nieco
niesiony na plecach bagaż własny i sprzęt obozowy
(oczywiście za odpowiednią opłatą można wynająć
tragarza). Żądni mocniejszych wrażeń mogą spróbować swoich sił we wspinaczce wysokogórskiej
podczas zdobywania szczytów niektórych wulkanów lub spacerowania po kanionie Colca – jednym
z najgłębszych kanionów świata. Po wspinaczce
AD REM 2-3/2008
mirabilia mundi
można zregenerować siły w licznych gorących źródłach tzw. aguas calientes, które znajdują się niemal
przy każdej większej górskiej miejscowości.
Świnka nie tylko w akwarium
Zbyt długie zwiedzanie, a zwłaszcza wspinanie
się po górach męczy, trzeba więc wzmacniać organizm smaczną i pożywną strawą. W Peru jest takiej
pod dostatkiem. Na wybrzeżu warto skosztować ceviche, surowych owoców morza - takich jak ośmiornica, kalmary, krewetki. Podaje się je zazwyczaj z
czerwoną cebulą i camote, czyli słodkim ziemniakiem, czasem też kukurydzą i wodorostami. W górach nie można przejść obojętnie obok ulicznego
straganu z aticuchos, szaszłykami z marynowanych
serc wołowych, a selva to przede wszystkim pyszne
soki owocowe oraz banany, również smażone. Natomiast w całym Peru, podobnie jak w kilku innych
krajach Ameryki Południowej, skosztować można
smażonej lub pieczonej... świnki morskiej. Większość potraw przeważnie jest dość tania, z wyjątkiem tych serwowanych w bardzo ekskluzywnych
lokalach w turystycznych miejscowościach. W cenie
kebabu można się w Peru najeść do syta w średniej
klasy restauracji, natomiast najtańszy dwudaniowy
posiłek z napojem można kupić już za 2 złote.
Podobnie jest z noclegami, które są jak najbardziej na studencką kieszeń. Większość hosteli (poza
Limą) osobom hiszpańskojęzycznym wynajmie 2-osobowy pokój za 20 złotych, osoby anglojęzyczne
zostaną zapewne wzięte za Amerykanów i zapłacą
nieco więcej, 20 ale dolarów. Należy podkreślać z
dumą swe pochodzenie z kraju Papieża i Wałęsy, co
budzi życzliwość wśród tych przyjaznych i otwartych ludzi. Jedyną przeszkodą w drodze do tego
swoistego raju jest cena biletu. Warto jednak trochę
pooszczędzać, ponieważ wrażenia z pobytu w Peru
są naprawdę niezapomniane.
Potężne mury twierdzy Kuelap
AD REM 2-3/2008
22
Statuetka kobiety, wapień, kultura trypoliska (4 000-2 800 p.n.e.)

Podobne dokumenty