Nowa Zelandia

Transkrypt

Nowa Zelandia
MICHAŁ SZ.
Na podróż moich marzeń wybrałem Nową Zelandię. Dzięki konkursowi UK is OK miałem okazję
poznać aż cztery ciekawe kraje, dlatego decyzja nie była prosta. Szczególnie jednak zainteresowała mnie
Nowa Zelandia. Jest to kraj niezwykły, zarówno ze względu na swoje położenie geograficzne, bo dzieli go
od Polski aż 9 stref czasowych i jest najbardziej odległym od Polski fragmentem stałego lądu, ale przede
wszystkim z powodu niesamowitej przyrody i odmienności, jaką można dostrzec na każdym kroku.
Pozostałe trzy kraje są też interesujące i z pewnością chciałbym je odwiedzić, ale uważam, że Nowa
Zelandia jest największym wyzwaniem dla młodego podróżnika.
Do Nowej Zelandii poleciałem liniami lotniczymi British Airways z Warszawy do Auckland z
dwoma przesiadkami w Londynie i Sydney. Podróż trwała 31h30min. Po wylądowaniu powitało mnie
słoneczne „Miasto Jachtów” z niesamowitą, najwyższą na południowej półkuli wieżą Sky Tower
(328m).Tutaj właśnie przeżyłem największą przygodę w moim życiu - Sky Jump, czyli skok z wieży w
specjalnym kombinezonie i uprzęży. Opadałem z wysokości 192m z pomocą specjalnych wiatraków, które
dawały wrażenie poruszania się na poduszce powietrznej. To było naprawdę niesamowite! Od razu
pomyślałem, że warto było tutaj przyjechać. Po Nowej Zelandii podróżowałem camperem, wynajętym w
Apollo Motorhomes Holidays w Auckland, więc nie musiałem martwić się o noclegi w hotelach. Trzeba
jednak pamiętać o lewostronnym ruchu ☺. Pierwsze dwa tygodnie przeznaczyłem na objazd Wyspy
Północnej, a następne na zwiedzenie Wyspy Południowej. Wielka przygoda rozpoczęła się w Otorohanga,
gdzie na żywo zobaczyłem symbol Nowej Zelandii, ptaka kiwi. Następnych kilka dni spędziłem w
Rotorua, czyli światowej stolicy gejzerów (miejsce bardzo „specyficznie” pachnące ☺). Drugi tydzień to
czas spędzony nad Jez.Taupo, gdzie spacerowałem po księżycowych kraterach „Craters of the Moon”. Po
kilkudniowym wypoczynku dotarłem do Parku Narodowego Tongariro, gdzie spędziłem dzień na
trekkingu wśród wulkanów i dymiących szczelin. Następnie udałem się do Welligton, najbardziej
wysuniętej na południe stolicy świata i stamtąd przeprawiłem się promem przez Cieśninę Cook Strait na
Wyspę Południową. Najpierw pojechałem do Kaikoura, gdzie największą atrakcją było „whale watching
trip” czyli oglądanie wielorybów w czasie wyprawy katamaranem. Wspaniałe przeżycie! Kolejnych kilka
dni to wypoczynek u podnóża lodowców: Franz Josef i Fox. Kolejnym punktem mojej wyprawy było
Milford Sound – centrum nowozelandzkich fiordów. Ostatni tydzień to podróż na Półwysep Otago, gdzie
odwiedziłem centrum albatrosów. Następnego dnia dotarłem nad Jez.Tekapo, gdzie spędziłem ostatnie dwa
dni na zasłużonym wypoczynku. Pływałem w turkusowej wodzie jeziora i podziwiałem ośnieżone szczyty
górskie. Ostatni punkt podróży to drugie co do wielkości miasto Nowej Zelandii – Christchurch. Po jego
zwiedzeniu udałem się na lotnisko, gdzie mogłem oddać wypożyczonego campera. Podróż powrotna z
przesiadką w Singapurze i Frankfurcie trwała 43h10min. Pełen wrażeń po miesiącu przygód wylądowałem
w Krakowie.
Nowa Zelandia, czyli Aotearoa (Kraina Długiego Białego Obłoku w języku maoryskim) jest
najpiękniejszym miejscem na świecie i bardzo chciałbym tam kiedyś wrócić.
WERONIKA K.
Dzięki Państwa uprzejmości i możliwościom brania udziału w tym konkursie wybrałam się w podróż do
Nowej Zelandii. Dlaczego tam? Jak twierdzą niektórzy, dalej już się nie da pojechać, chyba że
chcielibyśmy dotrzeć na biegun południowy, ale tam tylko czekałby na nas lód. Poza tym chciałam się
przekonać jak wygląda świat postawiony przysłowiowy „na głowie”, „do góry nogami”. Mało z tego
chciałam również się dowiedzieć „gdzie jest słońce, kiedy śpi”? Nie zastanawiam się więc ani chwili i
wybrałam ten odległy wyspiarski kraj położony na Oceanie Spokojnym, składający się z dwóch dużych
wysp (Północnej i Południowej) oraz szeregu mniejszych.
Dotrzeć mogłam tam najszybciej jedynie na pokładzie samolotu. Z lotniska Pyrzowice, via
Monachium i Dubaj po nieco ponad 30 godzinach podróży wylądowałam szczęśliwie w Auckland. Tam
zwyczajem maoryskim nazywanym „hongi” zostałam czule przywitana przez mojego przewodnika.
Miasto to stanowiło pierwszy cel podróży mojego życia. Na miejscu wykupiłam sobie dzienny bilet
wycieczkowy i wraz z innymi podróżnikami zwiedziłam całe miasto.
Następnego dnia udałam się w podróż wynajętym kamperem do latarnii w Cape Reinga,
z której szczytu mogłam zobaczyć, gdzie Pacyfik łączy się z Morzem Tasmana. Stamtąd udałam się w
kierunku półwyspu Coromandel, przepięknej plaży by chwilę odsapnąć po męczącej podróży
i nabrać sił do dalszego zwiedzania. Po drodze zobaczyłam jeszcze stare budynki w Kerikeri oraz plażę na
Bay of Islands, gdzie można popływać z delfinami. Siódmego dnia ruszyłam w kierunku Rotorua pełnego
różnorakich atrakcji geotermalnych (gejzerów oraz źródeł).
Kolejny etap podróży to Jezioro Taupo zlokalizowane w kraterze ogromnego wulkanu oraz Park
Narodowy Tangariro. To tutaj kręcono niektóre plenery do filmu „Władca pierścieni” i to tutaj mogłam
przeżyć jedną z niesamowitych przygód na planie filmu w reżyserii Petera Jacksona. Zamienić się w
jednego z tysiąca statystów. Znaleźć się w krainie tolkienowskich hobbitów, by odnaleźć i strzec
tajemniczego pierścienia. Po kolejnych pięciu dniach wraz ze swiom przewodnikiem wynajętym
kamperem ruszyłam w kierunku stolicy kraju Wellington, by po drodze wejść na szczyt Mount Taranaki.
Z Wellington na pokładzie promu dotarłam do Picton by kontynuować dalszą swoją podróż.
Kolejnym celem mojej eskapady - już na Wyspie Południowej - były Pancake Rocks, czyli Naleśnikowe
Skały, wyglądające jakby stworzone z wielkich nawarstwionych naleśników. Podążając najdalej na
południe jak się da, czyli do Curio Bay odwiedziłam Queenstown - światową stolicę sportów
ekstremalnych - gdzie tylko pojeździłam na nartach oraz Milford Sound - jeden z dwu fiordów
nazywanych ósmym cudem świata.
W 23 dniu swojej podróży dotarłam wreszcie do Curio Bay, czyli lasu drzew kauri, który podobno
przetrwał od czasów jurajskich. Stamtąd udałam się w kierunku północnym z powrotem do Wellington. Po
drodze zatrzymałam się jedynie w Tekapo Lake, by podziwiać turkusowe jezioro. Po blisko miesiącu
pobytu w tym kraju ponownie znalazłam się w stolicy. Przewodnik mój zabrał mnie na stadion rugby,
gdzie mogłam zobaczyć w akcji nowozelandzkich zawodników w trakcie zawodów, które w tym kraju
uważane są za sport narodowy. Mecz poprzedzony został rytualnym, aczkolwiek krótkim kilkuminutowym
maoryskim tańcem nazywanym „haką”, który musiał zrobić również ogromne wrażenie na rywalach,
skoro zakończył się wysokim zwycięstwem Nowej Zelandii.
Dzięki wynajętemu kamperowi mogłam spać w jego wnętrzu. Z kolei w dużych miastach spałam
przeważnie w hostelach lub w mieszkaniu mojego przewodnika. Jedzenie choć inne od naszego bardzo mi
smakowało. Co charakterystyczne kraj ten zwariował na punkcie zwrotu kiwi. Gdzie nie spojrzeć wszędzie
kiwi. Symbol kraju to kiwi, a także zwierzę (konkretnie ptak), owoc, czy też znowu coś innego
poprzedzanego tym wyrażeniem.
Trzydziestego dnia znalazłam się na lotnisku w Wellington skąd wyleciałam w kierunku Katowic z
przesiadkami w Sydney oraz we Frankfurcie. Po blisko 40 godzinach podróży znów znalazłam się na
ojczystej ziemi.
Tak zakończyła się moja podróż życia. Mogłabym jeszcze wiele opisać na temat tego co
w trakcie tego miesiąca przeżyłam, zobaczyłam, ale … brak miejsca skutecznie mi to uniemożliwił.
PATRYCJA S.
Moja wymarzona podróż prowadzi na drugą stronę globu do Nowej Zelandii, kraju malowniczego i
tajemniczego, gdzie można podziwiać naturalne przepiękne krajobrazy i poznać wspaniałych ludzi o
ciekawej kulturze, a to najbardziej sobie cenię.
Na moją miesięczną wyprawę postanowiłam wybrać miesiąc - luty, u nas środek zimy w Nowej
Zelandii pełnia lata. W planie miałam zwiedzanie zarówno Wyspy Północnej jak i Południowej, większość
tras chciałam pokonać wynajętym samochodem dziennie robiąc około 300 km, jednak pierwszy etap
podróży przebyłam samolotem .
Początek podróży był dosyć męczący - wylot z Warszawy z dwoma przesiadkami we
Frankfurcie i Sydney, przekroczenie równika i w końcu po 24 godzinach dotarliśmy na Wyspę Północną
do Auckland. W drodze z lotniska do hotelu podziwiałam panoramę największego miasta Nowej Zelandii ,
wspaniałą zatokę z mnóstwem żaglówek i stateczków oraz najwyższą wieżę na półkuli południowej.
Zwiedziłam położony u stóp miasta wygasły wulkan oraz czarującą dzielnicę Parnell z zabytkową
zabudową. Z Auckland przedostałam się liniami Air New Zealand do Christchurch, gdzie największe
wrażenie zrobił na mnie olbrzymi Ogród Botaniczny , zwłaszcza ta część w której można było zobaczyć
około 250 odmian róż. Po nocy spędzonej na jednym z licznych tu campingów wyruszyłam dalej w
kierunku Mt. Cook podziwiając przepiękne krajobrazy za oknem. Ta mała wioska leżąca u podnóży
najwyższego szczytu Nowej Zelandii to prawdziwy rarytas dla wielbicieli gór , widoki zapierają dech w
piersiach. Wieczorem słońce zachodzi wcześnie i tylko widać czerwony szczyt Aoraki , rano zaś w
absolutnej ciszy wypełnia dolinę mglistym światłem. Spędziłam tu kilka dni , by następnie wyruszyć do
Queenstown , gdzie podczas raftingu przeżyłam mrożącą krew w żyłach przygodę. Podczas ostrego
skrętu wypadłam za burtę pontonu i wpadłam do lodowatej rzeki . Nurt był dość silny i wystraszona
myślałam , że nie wydostanę się już na powierzchnię , ale szybko nadeszła pomoc i wyciągnięto mnie z
wody. Byłam cała mokra i przemarznięta, ale dzisiaj śmieje się na to wspomnienie.
Następnie udałam się do Milford Sound z obowiązkowym rejsem po fiordzie, gdzie mogłam
podziwiać wspaniałą faunę i florę wyspy Południowej. Po kilku dniach tu spędzonych udałam się na
północ. Jechałam zachodnim wybrzeżem Wyspy Południowej wzdłuż brzegów Morza Tasmana , aż
dotarłam do Parku Narodowego Westland, gdzie mogłam podziwiać miedzy innymi dwa olbrzymie
lodowce spływające z wysokich gór – Lodowiec Fox i Lodowiec Franz. Kierując się nadal w kierunku
północy dotarłam do złotej zatoki zwiedzając po drodze wapienne skały Pancake Rocks . Po drodze
zatrzymałam się na lunch. Zjadłam danie z mięsem Posoma- specyficzne danie tamtejszej kuchni zrobione
z mięsa tego szkodnika. Wreszcie dotarłam do Golden Bay, gdzie rozpościerały się plaże jak z rajskiej
wyspy,
idealne miejsce na wypoczynek. Następnym celem mojej podróży było Wellington dokąd
dostałam się promem z Picton , jadąc wąskimi i krętymi dróżkami pośród fiordów. Tym sposobem
dotarłam z powrotem na Wyspę Północną. W Wellington spędziłam kilka dni. Zwiedziłam interaktywne
Muzeum Te Papa , Planetarium, Muzeum Wellington, Ogrody Botaniczne do których dotarłam
kolejką linową , która jest jedną z atrakcji miasta. Najbardziej podobała mi się budowla ‘’The Bucket
Fountain”, składająca się z kolorowych wiaderek , z których przelewa się woda. W wietrzne dni można
mieć niezły prysznic przechodząc obok. Następnie wyruszyłam do Waitomo w pobliżu Hamilton , gdzie
mogłam zobaczyć długą , krętą jaskinię położoną w lesie po której dnie płynęła rzeka. Kolejnym celem
było Rotorua. W tamtejszym ZOO widziałam żywe Kiwi, podziwiałam również wulkan Tikitere z
wodospadem zasilanym wodą z gorących źródeł i zapoznałam się z kulturą Maorysów.
Coraz bardziej zbliżałam się do kresu mojej podróży . W drodze do Auckland skąd miałam
wrócić z powrotem do Polski zajrzałam jeszcze na Coromandel. Tu zachwyciły mnie piaszczyste plaże ,
kolonialna architektura , jednym słowem przepiękne widoki.
Tak w skrócie wyglądała moja wyprawa, po której dzisiaj zostały miłe wspomnienia i przepiękne
fotografie i jeśli kiedykolwiek będę miała okazje na pewno tu wrócę.
NATALIA D.
Chciałabym lecieć do Nowej Zelandii, ponieważ jej mapa ma dziwny kształt i ciekawi mnie jakie ma parki,
lub muzea narodowe, a także ciekawi mnie jej stolica, czyli Wellington. Wyleciałam samolotem
z Warszawy i przyleciałam do Wellington na lotnisko Wellington Intl Airport . Następnie jechałam
autobusem 4,4 km do hotelu Museum Art Hotel. Hotel położony jest na przeciw ko muzeum
narodowego Te Papa. Zwiedziłam też także Opera House. Pierwszego dnia strasznie ciekawiła mnie Opera
i tam pojechaliśmy taxsówką. Moja ciekawość mnie zaskoczyła, to miejsce podobało mi się na pierwszy
rzut oka. Były tam różne instrumenty na przykład: saksofon, gitara, perkusja. Było tam naprawdę S-U-P-ER. Pod koniec pan z gitarą poprosił mnie na scenę i uczył mnie grać na gitarze, ponieważ
wcześniej uczyłam sie grać to wyglądało to tak jakbym już umiała grać. To miejsce mi się szczególnie
podobało. Ale to nie koniec, gdy wychodziliśmy z Opera House poznałam dziewczynkę które też była na
wakacjach, miała tyle samo lat co ja i chciała się nauczyć grać na gitarze i troszeczkę poduczyłam ją grać.
Nic nie pobije Opery House. Następnego dnia poszliśmy na plażę razem z Izą ( koleżanką z Opera House )
i jej rodzicami. Zbudowałyśmy piękny zamek z piasku. Trzeciego dnia poszliśmy zwiedzać Te Papa,
widoki przepiękne i rozrywka też zapewniona. Wieczorem jak przyszliśmy byliśmy padnięci. Czwartego
dnia ja z Izą ścigałyśmy się w basenie. Piątego poszłyśmy do siłowni. Szóstego nie mogłam się oprzeć
i pojechaliśmy znowu do Opera House i się pakowaliśmy. Siudmego wyjeżdżaliśmy taxsówką do
Lower Hutt, to dlatego bo Lower Hutt jest prawie w Wellington. W Lower Hutt jest ujście rzeki
Hutt. Zatrzymaliśmy się w hotelu Hutt City Motel. Hotel leży 1,8 km od rzeki Hutt i Dworca Melling, a
park narodowy jest 6,5 km od hotelu. Pierwszy dzień po południu spędziliśmy na leżeniu i odpoczywaniu.
Następnego dnia zwiedzaliśmy ujście rzeki Hutt było pięknie aż tak że następnego dnia też tam
pojechaliśmy. Czwartego dnia pjechaliśmy autobusem do parku narodowego. Nawet fajnie. Piątego dnia
po wyprawach odpoczywaliśmy. Szóstego dnia korzystaliśmy z hotelu i pakowaliśmy się. Siudmego dnia,
przed wieczorem wyjeżdzaliśmy autobusami do Palmerston North zatrzymaliśmy się w hotelu Bentleys
Motor Inn. Dotarliśmy tam w nosy więc pierwszy dzień spaliśmy. Drugiego dnia jeździłam konno i
ćwiczyłam w siłowni. Trzeciego dnia pojechaliśmy taxsówką do parku The Square, ale przed tym
poszliśmy do punktu orientacjyjnego. Czwartego dnia nie mogłam się oprzeć i poszłam na jazdę konną.
Piątego dnia pojechaliśmy do parku Milverton. Moim zdaniem może być. Szóstego poszłam się pakować i
pożegnać z końmi. Siudmego dnia rano wyjeżdżaliśmy do New Plymouth było daleko i dużo przesiadek.
Zatrzymaliśmy się w hoteu Beld Road Dotarliśmy tam wieczorem i od razu poszliśmy spać. Następnego
dnia poszliśmy na miasto i mama kupiła mi ładną sukienkę i zwiedzaliśmy masto. Trzeciego dnia
poszliśmy na plaże, lepiej wygląda z daleka niż z bliska, następnego dnia poszliśmy też na plaże, bo tata
mówił że plaża jest bajeczna.Szóstego korzystaliśmy z ofert hotelu. Siudmego znowu poszliśmu na plażę,
ale zamek z piasku nie udał się zbytnio bez Izy, ale do niej zadzwoniłam i powiedziała mi że ma gitarę i już
powoli zaczyna układać własne teksty.Ósmego zaczęlismy się pakować i trudno mi było
uwierzyć że miesiąc już prawie minął. Także ósmego dnia odpoczywaliśmy przed wylotem. Dziewiątego
dnia już lecieliśmy z lotniska Skyscanner do warszawy i przyjechał po nas naszym samochodem nasz
wujek.
NATALIA S.
MOIM WIELKIM MARZENIEM JEST POJECHAĆ DO NOWEJ ZELANDII. BARDZO PODOBA MI SIE TAM KUCHNIA
GDZIE POKARMY SA NIESAMOWITE, A NAJBARDZIEJ MIASTA DO KTÓRYCH CHCIAŁABYM POJECHAĆ. W DNIU 7
LIPCA W MOJE URODZINY DOSZEDŁ DO MNIE LIST O TREŚCI: W KOPERCIE ZNAJDZIESZ BILET NA LOT DO NOWEJ
ZELANDII. UCIESZYŁAM SIE BARDZO MOCNO I POBIEGŁAM DO DOMU PAKOWAĆ SIE ,BO LOT BYŁ JUŻ JUTRO.
POŻEGNAŁAM SIE I PRZYJECHAŁ DO MNIE AUTOKAR. MIJAŁAM ;UKRAINE,TURKEY A PRZY EGIPCIE SIE
ZATRZYMAŁAM GDZIE ZWIEDZAŁAM : PIRAMIDY EGIPSKIE,STAROŻYTNE NEKROPOLE EGIPSKIE I STAROŻYTNE
ŚWIĄTYNIE. NA NASTĘPNY DZIEŃ WYJECHAŁAM DALEJ PRZEZ KENYA,TANZANIAI POTEM PRZEZ OCEAN INDYJSKI
GDZIE MYŚLAŁAM KTO MI WYSŁAŁ TEN LIST Z BILETEM, DZWONIŁAM DO RODZICÓW,DZIADKÓW ALE NIC I
ZADZWONIŁAM DO BRATA GDZIE OKAZAŁO SIE ŻE TO BYŁ PRZEZENT NA URODZINY,DZIEKOWAŁAM MU STRASZNIE
I POPATRZYŁAM I BYŁAM JUŻ W AUSTRALI ,MINEŁO 10 GODZIN I BYŁAM W NOWEJ ZELANDII. GDY WYSZŁAM
PODZIWIAŁAM PIEKNO NOWEJ ZELANDII.W POŁ MIESIĄCA ZWIEDZIŁAM: COROMANDEL,TONGARIO,TE
WAHIPOUNAMU,NELSON,NORTHLAND,A W DRUGIE POŁ MIESIĄCA: BAY OF PLENTY, EASTLAND, AUCKLAND,
WELLINGTON, ROTARUA. BYTŁO BARDZO FAJNIE LECZ MUSIAŁAM WRACAĆ DO DOMU.PO 2 DNIACH BYŁAM W
DOMU, GDZIE PRZYWIÓZŁ MNIE AUTOKAR.

Podobne dokumenty