Pół siedząc, półleżąc na ziemi podnoszę przerażoną twarz

Transkrypt

Pół siedząc, półleżąc na ziemi podnoszę przerażoną twarz
Próba hartu ducha
Rad nierad zanurzam się w ciemnozielony bór. Późnowiosenne
słońce ledwo przebija przez baldachim świerków. Spowija mnie
kruczoczarny, wszechpanujący zmierzch. Znienacka zrywa się
nieokiełznane wietrzysko, które niemalże zamienia się w huragan.
Harcuje wśród drzew kniei, z chrzęstem spadają gałązki.
Nagle, ni stąd, ni zowąd, słyszę głucho dudniące człapanie. Cóżeż to
za szarża? Wszystko wokół pierzcha w popłochu. Ledwie że
oddycham, jestem wpółprzytomny z przerażenia, ze wszech miar
pragnę zapaść się chociażby pod ziemię. Na próżno staram się
uśmierzyć strach. Z nagła, w okamgnieniu słyszę: - Dalibóg! Ależ cię
wystraszyłem, druhu mój! Czuj duch! Więcby w tak żenujący sposób
miała się skończyć twoja próba hartu ducha?
Pół siedząc, półleżąc na ziemi podnoszę przerażoną twarz. Wszakże to
druh drużynowy, żartowniś wszech czasów! Czegóż to on
nie wymyślał! Podrzucał do łóżek ostro kłujące chwasty, zmuszał
do wycinania hołubców, znowuż kiedy indziej jeżyny doprawiał chili
(chilli)!
-Zatemby w tak błahy sposób miała się zakończyć moja próba? –
zachichotałem, opanowawszy się poniewczasie.
-To niedorzeczne mrzonki. Wszakże jestem nie lada
chochlikiem, to dopiero początek. Wszystko będzie fair play,
ale w kuchni czekają na ciebie ohydne potrawy warzone
według mego pomysłu. Raz-dwa spróbujesz i hetka-pętelka,
tralala! - próba będzie zaliczona.
-Tra ta ta! – na dźwięk trąbki chyżo rzuciliśmy się w kierunku
północno-zachodnim, do obozu.

Podobne dokumenty