nowy miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego dla

Transkrypt

nowy miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego dla
NOWY MIEJSCOWY PLAN ZAGOSPODAROWANIA PRZESTRZENNEGO
DLA ŚRÓDMIEŚCIA POŁUDNIOWEGO
W latach 2010 i 2013, na wniosek mieszkańców i Zarządu Dzielnicy Śródmieście, Rada m.st. Warszawy
podjęła dwie uchwały nr LXXXII/2350/2010 oraz nr LXI/1672/2013 o konieczności sporządzenia nowego
miejscowego planu zagospodarowania obszaru ograniczonego ulicami: Marszałkowska, Koszykowa,
Chałubińskiego, Aleje Jerozolimskie rysunek poniżej - Załącznik do Uchwały w sprawie przystąpienia do
sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego Śródmieścia Południowego w rejonie ul.
Poznańskiej.
Projekt w niedługim czasie będzie
gotowy i zostanie przedstawiony nam
do konsultacji. Sam plan miejscowy
zagospodarowania
przestrzennego
tego rejonu najprawdopodobniej
powstanie już tego lata. Przestrzeń
miejska, w której żyjemy jest ważnym
wspólnym
dobrem.
Każdy
mieszkaniec winien mieć do niej
równy dostęp, a także wpływ na jej
kształtowanie. Podstawą działań
planistycznych
jest
m.in.
ład
przestrzenny oraz zrównoważony
rozwój, którego jednym z celów jest
zapewnienie
poszczególnym
społecznościom, czy pojedynczym
obywatelom możliwości zaspokojenia
podstawowych potrzeb.
W planowaniu przestrzennym
należy
uwzględniać
potrzeby
mieszkańców. Każdy z nas ma prawo
do zagospodarowania terenu, którego
jest właścicielem, oczywiście w
granicach
określonych
ustawą.
Wspomniane ograniczenia mogą wynikać z miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego terenu. Nasz
udział (społeczności)
w planowaniu ładu przestrzennego jest zgodny z ustawą o planowaniu i
zagospodarowaniu przestrzennym i może być realizowany poprzez:
 składanie wniosków do projektu studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego
gminy,
 uczestniczenie w publicznej dyskusji nad rozwiązaniami przyjętymi w projekcie studium,
 zgłaszanie uwag dotyczących planu miejscowego udostępnionego do publicznego wglądu,
 składanie wniosków do projektu planu miejscowego,
 uczestniczenie w dyskusji publicznej nad rozwiązaniami przyjętymi w projekcie planu miejscowego,
 zgłaszanie uwag do projektu planu miejscowego wyłożonego do publicznego wglądu.
1
Przesłanką mającą uzasadnić konieczność sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania miało być
uporządkowanie stref parkowania oraz spowolnienie ruchu w istniejącym układzie komunikacyjnym. Jednak
biorąc pod uwagę, iż o sporządzenie takiego planu występowali także inwestorzy budowlani należy się liczyć z
tym, iż w przygotowywanym planie zostaną uwzględniane także ich interesy.
Sądzić należy, że w projekcie planu znajdą się zmiany urbanistyczne pozwalające na realizację nowych
inwestycji, a także rozbudowy i nadbudowy budynków już istniejących. Apelujemy zatem do Państwa abyście
się zainteresowali planem zagospodarowania, albowiem okazać się może, iż planowane inwestycje budowlane
mogą mieć istotny wpływ na Państwa interes. Spróbujmy przeciwdziałać likwidacji potrzebnych mieszkańcom
małych sklepów, naszych miejsc parkingowych lub ulubionych parków czy skwerów, które mogą zostać
przeznaczone na realizację niechcianych przez nas inwestycji. Zadbajmy także o zachowanie istniejących
parków i ogrodów.
O terminie sporządzenia i wyłożenia (najprawdopodobniej początek lipca) projektu miejscowego planu
zagospodarowania w celu zapoznania się z nim można zasięgać informacji na stronie bip.warszawa.pl lub
bezpośrednio w Biurze Architektury i Planowania Przestrzennego m.st. Warszawy przy ul. Marszałkowskiej
77/79.
Na pewno podejmiemy działania w interesie Wspólnoty Mieszkaniowej Piękna 31/37 o przywrócenie
ładu komunikacyjnego ulicy Pięknej z możliwością powszechnego korzystania z pieszego ciągu
komunikacyjnego na ul. Marszałkowską, w szczególności mające ułatwić komunikację mieszkańcom budynku
ul. Piękna 31/37.
Przypominam, że w sprawie organizacji ciągów komunikacyjnych ulicy Pięknej na odcinku od ul.
Poznańskiej do ul. Marszałkowskiej jednoznacznie w piśmie kierowanym do Przewodniczącej Rady m.st.
Warszawy z dnia 07.01.2014 r. wypowiedziało się Biuro Architektury i Planowania Przestrzennego ( poniżej).
Urząd wskazuje na sposób zagospodarowania działki MU1, dopuszczalną możliwość jej zabudowy i wskazuje
na naruszenia jakich dopuściły się podmioty zagradzające ciągi komunikacyjne w tym rejonie ulicy Pięknej.
2
Jak widać organy nadzoru budowlanego nie
respektują wcześniejszego planu miejscowego
zagospodarowania przestrzennego podjętego uchwałą nr 495/XXXVI/2000 z dnia 28 sierpnia 2000 r. i
zbyt pochopnie ( wbrew interesowi społecznemu) zgadzają się na legalizowanie niezgodnych z prawem zmian
w planie zagospodarowania terenu. Niestety zbyt często sprzeciw społeczeństwa jest tłumiony przez organy
nadzoru budowlanego. Biorąc zatem udział w sporządzeniu miejscowego planu zagospodarowania
przestrzennego i pilnując własnego interesu na tym etapie stwarzamy sobie szansę skutecznej dalszej walki z
wszelkiego rodzaju samowolami i naruszeniami prawa.
Ewa Czerwińska
STARA ZASADA: „ DZIEL I RZĄDŹ” CIĄGLE SKUTECZNA
Moi współpracownicy w Radzie Osiedla zachęcają mnie abym napisała o tzw. „tęczy”, czyli marnej
kupie żelastwa pokrytej kawałkami plastiku imitującymi kwiaty. Sprawą odbudowy i postawienia „tęczy” na
Placu Zbawiciela zainteresowany jest już każdy mieszkaniec stolicy. Napisano setki felietonów i zrobiono
ogrom reportaży. W sprawie „tęczy” istnieje 40 milionów opinii.
W biuletynie nr 7 Rady Osiedla Koszyki
załączyliśmy petycję, jaką wysłaliśmy w tej sprawie
do Pani Prezydent m.st. Warszawy Hanny
Gronkiewicz Waltz. Nie doczekaliśmy się żadnej
odpowiedzi. Dwa miesiące temu na sesji Rady
Warszawy wprost zapytałam Panią Prezydent o tzw.
„tęczę”, sugerując, żeby jednak postawić ją w innym
miejscu. Zaproponowałam odbudowujące się bulwary
nad Wisłą. Spotkało się to z odmową. Wielokrotnie
uczestniczyłam w okolicznościowych wiecach na
Placu
Zbawiciela,
organizowanych
przez
narodowców i reprezentantów niektórych partii
prawicowych. Cóż z tych wieców wynikło? Ano nic!
Były nadzieje, że włodarze naszego miasta, a w
szczególności Dzielnicy Śródmieście ulegną presji społecznej, a zapowiadany termin odnowienia i postawienia
z powrotem tego paskudztwa na dzień 1 maja 2014 r. to tylko straszenie. Nie traktowałam tych zapowiedzi
poważnie, sądząc że decydenci w sprawach miasta wreszcie się opamiętają bo stawianie kupy żelastwa na
Placu Zbawiciela spotkało się już z ostrym sprzeciwem większości społeczeństwa Warszawy a dalsze brnięcie
w odbudowę jest pozbawione logiki. Szczególnie ostry był sprzeciw mieszkańców Dzielnicy Śródmieście.
Postawienie tej budowli w tym miejscu nie ma żadnego logicznego uzasadnienia. Nie będę rozpisywać się o
zabytkowej architekturze tego rejonu, o Obszarze Stanisławowskiego Założenia Urbanistycznego, o braku
pozwoleń na budowę tej kupy złomu, bo o tym już pisaliśmy wielokrotnie i nie zrobiło to na włodarzach
naszego miasta żadnego wrażenia. Każdy, nie tylko esteta, widzi, że „tęcza” nie powinna się znaleźć w tym
miejscu. Co w takim razie zadecydowało o tym, że ten obiekt został tutaj wybudowany?
Niektórzy podpowiadają: „Nie wie Pani, że tęcza jest międzynarodowym symbolem środowisk TGBT
(lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transseksualnych), a postawienie tego symbolu przed Kościołem
Najświętszego Zbawiciela prowokuje konflikt z kościołem katolickim, który jawnie odrzuca ideologię tych
środowisk”. „To nie widzi Pani, że chodzi o walkę odradzającego się lewactwa z kościołem katolickim?”. „Nie
czyta Pani w prasie o bezustannych agresywnych atakach na kościół katolicki?”. Naiwnie odpowiadam, że
przecież to niemożliwe, że żyjemy w kraju katolickim, gdzie 90 % społeczeństwa przyjęło sakrament chrztu. Że
żyjemy w kraju, w którym władza (w większości) epatuje swoją obecnością na uroczystościach kościelnych i
zapewnia o swojej przynależności do kościoła katolickiego. Zadaję zatem pytanie: co powoduje takie radykalne
zachowanie władz miasta Warszawy w obronie tzw. „tęczy” skoro postawienie jej w tym miejscu jest
architektoniczną porażką, a także władza wykręca się od wątku walki z kościołem katolickim?.
Nie można zarzucić obecnej władzy, że wykonuje działania nieprzemyślane, wszak potrafiła skutecznie
przekonać nas, iż zasługuje na rządzenie przez dwie kadencje. Potrafiła skutecznie wysłać nas na grzyby kiedy
nadszedł czas próby. W czym zatem problem? Czy ktoś chce nas podzielić i skłócić? Na to pytanie musimy
odpowiedzieć sobie sami.
Ewa Czerwińska
3
Z przymrużeniem oka - na wesoło
,,ZBĘDNE OBURZENIA NA TEMAT ZGORSZENIA”
Żyjąc w centrum wielkiego miasta jesteśmy bombardowani różnymi faktami, nie zawsze potrzebnymi
nam do wiadomości. Tak też dzieje się w przypadku pojawienia się w mieście nowych gorszących miejsc czy
obrazów. Tu pierwszeństwo wiedzie „sztuka współczesna”, gdzie portret człowieka zaczyna się powyżej kolan
a kończy poniżej pępka. Następnie gorszą nowo otwierane „zaułki szczęścia”, wszak do istniejących jesteśmy
przyzwyczajeni. W gorszącym oburzeniu przoduje ulubiona przez wielu ludzi – rozgłośnia radiowa.
Oczywiście nie jest to reklama bo nie podają numerów telefonów w celu umówienia spotkania, no i
przeszkadza statut nadawcy. Natomiast w nasze uszy wlewa się wytrząsanie moralizujące, sugerujące gdzie
nie należy bywać. Musi zastanawiać po co porządnym ludziom taka informacja. Oczywiście jest zbędna.
Osoby nieporządne i ciekawskie ukierunkowuje gdzie pójść, żeby coś nowego zobaczyć. Tak wyręcza się
diabła! Często bywa, że atrakcyjność gorszenia zwiększają protesty skierowane przeciwko gorszeniu.
Frekwencja wtedy rośnie. Chyba warto zastanowić się czy wszystko podstawione pod nasze zmysły jest godne
uwagi.
Jacek Bicz Łatkiewicz
Z cyklu: ZASŁUŻENI MIESZKAŃCY OSIEDLA „KOSZYKI”
Mamy wśród naszych sąsiadów, uznawaną za pionierkę literatury
kobiecej w Polsce po drugiej wojnie światowej, panią KRYSTYNĘ
NEPOMUCKĄ.
Jako pisarka zadebiutowała w 1945 roku na łamach prasy
górnośląskiej. Mieszkając we Wrocławiu w latach 1947-1949, była
redaktorką Zachodniej Agencji Prasowej i Polskiego Radia. Od roku 1950
przeniosła się do Olsztyna, gdzie pracowała w lokalnej prasie. W 1957
roku zamieszkała w Warszawie, pisząc artykuły do czasopism
„Za i przeciw” oraz „Chłopska Droga”.
Uznanie i rozgłos pani Nepomuckiej przyniosła powieść
„Małżeństwo niedoskonałe” (1960), która zapoczątkowała jednocześnie
całą sagę . Powstały utwory: „Rozwód niedoskonały”, „Samotność
niedoskonała” , „Miłość niedoskonała”, „Kochanek doskonały”, „Starość
doskonała”.
Twórczość pani Krystyny stanowi ponad 30 pozycji. Są to tytuły,
między innymi: „Wakacje z Penelopą”, „Obrączka ze słomy”, „Motyl z
perłą”, „Kotka birmańska”, „Mydło z łabędziem”, „Opowieść na bezsenne
noce”, „ Nie wierzę w powroty”, „Ślubny welon”, „Moje życie z kosmitą”, „Serafina i kochankowie”, „Floryda
story” oraz 5 powieści o „Tamaryszku”(jest to krzew pustynnych i nadmorskich okolic południowej Europy i
Azji). Obecnie pani Krystyna Nepomucka napisała kolejną powieść pod tytułem „Wielka podróż”. Bohaterka
mojego artykułu jest kobietą niezwykłą, która twierdzi, że Jej długie życie upłynęło zbyt szybko chociaż było
bardzo barwne, ale bardzo trudne.
W ubiegłym roku mając 93 lata zagrała w meczu piłki nożnej Eurokrystyny kontra Księża, stojąc na
bramce. Udziela się w Klubie Krystyn. Niestrudzenie jeździ po całym kraju na spotkania z czytelnikami.
Wystąpiła w kilku pokazach mody. Prezentuje się na wybiegu ramię w ramię z młodszymi od niej o kilka
pokoleń, modelkami. Jest piękna, pełna klasy, dystyngowana, co objawia się w każdym Jej spojrzeniu, w
słowach i gestach. Jest wyjątkowo błyskotliwa, obdarzona poczuciem humoru i dystansem do siebie samej.
Niezwykle życzliwa dla ludzi tak jak bohaterki, w napisanych przez Nią – powieściach.
Powieści pani Nepomuckiej wnoszą wiele wartości w nasze życie. Wracamy pamięcią do ich treści.
Identyfikujemy się z występującymi w nich postaciami. Często sięgamy po książki pani Krystyny, aby
ponownie je przeczytać.
Elżbieta Kurzątkowska
4
PAMIĘĆ W OBCYM JĘZYKU
Idąc bulwarami nad Sekwaną natrafiłem na wmurowane w nabrzeże tablice. Otaczały one skwer
z trawnikiem na którym centralnie palił się znicz z wiecznym ogniem. Tablice informowały o śmierci
bojowników wymienionych z imienia i nazwiska z Powstania Paryskiego 25 sierpnia 1944 roku.
Obok dziesięciu tablic z tekstem w języku włoskim, japońskim, angielskim, hiszpańskim, hebrajskim,
rosyjskim, niemieckim, hindi, flamandzkim i skandynawskim ostatnio przybyła tablica w języku chińskim.
Tekst napisów oddaje tłumaczenie z francuskiego. Takich miejsc pamięci jest więcej, upamiętniają ofiary walk,
tu cztery, tam sześć ,dwie a nawet jedną. Zawsze podobnie, informacje obcojęzyczne i wieczny znicz.
W przeddzień wybuchu tego powstania Niemcy wypuścili z więzień osadzonych. Złośliwymi
napomykają, że trzonem walczących byli alfonsi i złodzieje ale faktem jest ,że powstanie wybuchło gdy u
bram francuskiej stolicy stał generał Charles de Gaulle. Choć zwyciężyli to jednak mając kompleksy związane
z kolaboracyjnym rządem Vichy gotowi są przysięgać, że do ruchu oporu należał każdy Francuz. Wierzą, że
wyzwolili się od okupanta sami bez pomocy aliantów, nawet po wojnie zapewnili sobie własną strefę
okupacyjna w pokonanych Niemczech.
Polacy przegrali Powstanie Warszawskie. Potencjalni wyzwoliciele nie przyszli z odsieczą. A przecież już
22 lipca 1944 roku powstał rząd lubelski, któremu powinno było na wsparciu obywatelskiego zrywu zależeć.
Na prawym brzegu Wisły stała „sojusznicza” armia radziecka, czekała jednak do samego końca, aż miasto wraz
z jego bohaterskimi obrońcami wykrwawi się do końca !
Gdy teraz 1 sierpnia o siedemnastej
przy ul. Marszałkowskiej za Kościołem
Zbawiciela zapalam znicz na miejscu
straceń nie raz przechodzący obok
cudzoziemcy pytają co się stało? Czy to
był atak terrorystyczny czy kryminalny?
Odpowiadam, że w tym miejscu zostało
rozstrzelanych
dwustu
cywilnych
mieszkańców tego miasta… Twarze
pytających poważnieją, dalszych pytań nie
ma!
Tablica upamiętniająca masakrę jest
w języku polskim, którego znajomość w
świecie nie jest powszechna. Coraz więcej
cudzoziemców odwiedza Nasze Miasto.
Warszawa
jest
jedyną
europejską
metropolią w której ludność cywilna
poniosła tak niewyobrażalne straty.
Warszawa staje się popularnym
miastem dla turystów nie tylko z Europy,
coraz częściej odwiedzają nas turyści z
Azji.
Językiem uniwersalnym w
porozumiewaniu się jest powszechnie
angielski. Czy nie warto podkreślić
bohaterskiej postawy mieszkańców Naszej
Stolicy
dodaniem
do
tablic
upamiętniających
ich
heroiczne
poświęcenie chociażby tłumaczeniem w
tym języku!
Bernard Ford Hanaoka
Rada Osiedla Koszyki M.St
Warszawy skierowała pismo
z zapytaniem w tej sprawie, otrzymaliśmy
odpowiedz, którą zamieszczamy obok.
5
Dlaczego Władze Naszego Miasta wolą wydawać pieniądze na „tęczowe” symbole które nas dzielą,
zamiast na historię która nas łączy i z której powinniśmy być dumni jako Naród!
To właśnie Polacy pokazali światu prawdziwe poświęcenie, które w nieuczciwy sposób jest dziś
niejednokrotnie zafałszowane. W dzisiejszej rzeczywistości hasło BÓG, HONOR, OJCZYZNA, tkwiące
głęboko w Naszej świadomości są spychane na margines. Wyścig szczurów i propagowanie nowej
„moralności” zaczyna być normą. Jesteśmy mieszkańcami Europy i Naszą tożsamość tworzy Nasza historia
a nie miejsce w którym żyjemy!
Może warto więc pochylić się nad historią, która choć niejednokrotnie tragiczna, jest pełna heroizmu
i odwagi z której powinniśmy być dumni i której tak wiele miejsc pamięci uświęconej krwią Polaków jest w
Naszym Mieście. Dajmy szansę poznać ją światu!
Piotr Pieczyński
„ODWET”
Z „Powstańczego Biogramu” Aleksandra Zubka: „5 sierpnia
przyszedł łącznik od dowódcy ze Śródmieścia z rozkazem przejścia przez
Pole Mokotowskie na Polną. Stąd skierowano nas do Architektury na
Lwowską róg Koszykowej, gdzie był punkt dowodzenia i zakwaterowania
Batalionu „Golski”, w skład którego zostaliśmy włączeni.”
Przyszedł pan do Śródmieścia z Ochoty, z Kolonii Staszica, tak jak
inni żołnierze „Odwetu”?
Nie, ja przyszedłem z Alei Niepodległości. Na rogu ulicy 6 Sierpnia, dziś
Nowowiejskiej,
i Niepodległości były bloki kolejowe, tam mieszkali moi stryjostwo, u
nich był punkt zborny „Odwetu”. Mój brat stryjeczny, trochę starszy ode
mnie, Marian, należał do „Odwetu” i poszedłem z nim do „Golskiego”.
Nie miałem wtedy jeszcze 16 lat.
Był pan żołnierzem „Odwetu” czy „Golskiego”?
Batalion „Odwet” zmienił się w Kompanię, która została włączona do
Batalionu „Golskiego”, więc w jakimś sensie byłem żołnierzem
„Golskiego”. A mój dowódca, porucznik „Roman” Sobolewski, podlegał
dowódcy „Golskiego”. Bazą wypadową była Architektura, stąd szliśmy na ochotnika tam gdzie trzeba było
walczyć, budować barykady, gasić pożary czy rozciągać kable łączności. Te pierwsze dni sierpnia to jeszcze
były do wytrzymania. Porucznik „Roman” Sobolewski, oficer przedwojenny całą gębą, a ja, użyję słów: byłem
i ciągle jestem zakochany w nim jako w moim dowódcy, robił z nas wojsko, więc wtedy w siedzibie
dowództwa, w budynku Architektury byliśmy szkoleni - musztra, itd. Spaliśmy na pierwszym piętrze, na
stołach.
„Golski” walczył w rejonie – Aleja Niepodległości, Politechnika, Koszykowa, Lwowska, Piusa…
…Noakowskiego, Polna, Pole Mokotowskie, tam chodziliśmy na patrole, ściągaliśmy ludzi z Kolonii Staszica,
bo część ich została. Przyszedł kapral i krzyknął: „Patrol na Kolonię Staszica! Kto chętny?” Więc ja leciałem
pierwszy, nie dlatego, że byłem bohaterem, tylko dlatego, że matkę zostawiłem w Alei Niepodległości.
Przeczytałam Pana „Powstańczy Biogram” na stronie Muzeum Powstania Warszawskiego. Szukałam
jakiejkolwiek wiadomości o barykadzie na Piusa, dziś Pięknej, i Koszykowej, vis-a-vis Hali. Pan ją budował w
jedną noc, a potem jej bronił. Czy pamięta pan, kiedy powstała ta barykada?
To musiało być, proszę pani, w pierwszej połowie sierpnia, albo najdalej w drugiej dekadzie, bo od września
byliśmy już na Noakowskiego. Pewnego dnia kapral „Łam” czy „Dan”, dwóch takich było, przyleciał i mówi:
„Budujemy barykadę na Koszykowej. Kto na ochotnika?” No, to ja pierwszy lecę. Miałem przyjaciela, Tomka
Wojtczaka, mówię do niego: „Idziemy budować barykadę”, ale on miał kłopoty żołądkowe, został, ja
poleciałem. To był czas kiedy Niemcy ostrzeliwali nas, ale jeszcze nie za bardzo.
Z Politechniki? Z Kreślarni?
Tak, z Kreślarni. No, a potem była ta historia z „goliatem”. One były drutem albo radiem prowadzone. I ten co
go Niemcy puścili na naszą barykadę, był prowadzony drutem. Próbowaliśmy granaty wrzucać na niego, ale nie
udało się drutu przerwać.
6
Jednak on zboczył z drogi i zburzył całą kamienicę przy Hali na Koszykach.
Na szczęście, bo jakby wjechał na barykadę, to by nic z nas nie zostało. Ja jakoś się wtedy znalazłem w bramie,
w której stała szafa blaszana.
Ta, która uratowała panu życie?
Tak, nogi tylko miałem trochę pokiereszowane. Nawet nie poszedłem do
Architektury, do szpitala.
Dlaczego ta barykada tam właśnie stanęła, w poprzek ulic
Koszykowej i Piusa, czy po to żeby zablokować Niemcom drogę w
kierunku Marszałkowskiej?
Jaka była strategia nie mam pojęcia, jeszcze wtedy nie miałem 16 lat,
dopiero 18 sierpnia obchodziłem urodziny.
Cywile wam pomagali?
Tak, budowali z nami barykadę. A ja, wie pani, ciągle myślę, jak my
mieliśmy siłę to robić? Kobiety też przecież były. Ci chłopcy co budowali
barykadę, takiej samej postury jak ja… W jakieś worki pakowaliśmy coś,
już nie pamiętam co to było. Kiedy patrzyłem na to, jak już było gotowe,
to wierzyć mi się nie chciało, że się udało tę barykadę zbudować. Niemcy
strzelali, to pewnie adrenalina działała.
Jak ja się przyglądam tej barykadzie i myślę, że mój ojciec ją budował, a widziałam dziesiątki innych
kiedy szukałam tej „mojej”, na Koszykowej i Piusa, to ona jest taka
nadzwyczajna, uładzona, tak świetnie zbudowana, widać to nawet na zdjęciu. Proszę zobaczyć jak ona solidnie
i porządnie wygląda. Nic dziwnego, że się oparła atakom niemieckim.
No tak, ma pani rację. Potem żeśmy ją „obstawiali”, broniliśmy jej, bo Niemcy strzelali w naszą stronę. A tam
było tak, że do tej kamienicy przy barykadzie można było wchodzić od Piusa, ale dom miał też okna na
Koszykową, na Kreślarnię.
I dwa wejścia, dwa adresy: Piusa XI 47a i Koszykowa 66. W tej kamienicy mieszkali moi rodzice i mieli
firmę, pod numerem 4, chyba na pierwszym piętrze. A mój ojciec był zastępcą komendanta tego domu, po
którym pozostał tylko pusty, zaniedbany placyk.
Mój kolega pseudonim „Koń” stał w oknie od Koszykowej, właśnie na pierwszym piętrze. Ja go zastąpiłem
kiedy poszedł coś zjeść. Okna były pozastawiane workami, tylko takie szczeliny strzelnicze zostały. Tłumaczył
mi: „Uważaj, snajper strzela z Kreślarni”. A ja mówię: „No dobra, będę uważał”. Pewnie byłem tam trzy
godziny, może cztery, a kiedy on wrócił mówię do niego: „Wiesz, kogoś zastrzeliłem, nie wiem czy to
„Ukrainiec” czy Niemiec, ktoś biegł w okopie na terenie Politechniki, chyba go trafiłem”. I wie pani co się
stało? Oddałem mu karabin, przypomniałem o snajperze, odszedłem, on wyjrzał przez szczelinę, usłyszałem
odgłos wystrzału i już nie żył.
Mama opowiadała mojemu synowi o tym snajperze, o tym „gołębiarzu” niemieckim, syn narysował
komiks pt. „Gołębiarz”, o śmierci chłopca z kamienicy na Piusa, który wyszedł na chwilę z domu i zginął od
kuli snajpera. Wysłał komiks na konkurs Muzeum Powstania Warszawskiego i dostał II nagrodę.
Ta barykada to było ważne miejsce dla nas i dla Niemców. Tam ciągle waliły cekaemy w naszą stronę. Taka mi
się też historia przypomina, ale już z Noakowskiego nie z Koszykowej, że dostaliśmy granaty, których nie
umieliśmy używać. Najpierw były niemieckie, potem takie „sidolki” na wzór niemieckich robione, po nich
przysłali podpalane zapałką. Była puszka, miała knot, trzeba było podpalić zapałką. W nocy podpalić knot
zapałką kiedy Niemcy cekaemem rąbali po tych naszych oknach?! No i trzeba było się nauczyć to robić za
węgłem. Nauczyłem się, zza węgła podpalałem i rzucałem – buteleczkę i granacik, buteleczkę
i granacik…! I nagle, proszę pani, przynieśli inne. Nie było knota, była taka zapałka - duża, zacząłem ją
podpalać zapałką, trzech nas było w pokoju na Noakowskiego, i to mi fuknęło, tak jakby wybuchło, ale nie
granat tylko ten zapalnik. To ja to puściłem i gdzieś poleciało. Inni się schowali za biurko, ja dostałem w łeb i
w nogę. Ale takie nic, nawet nie zauważyłem, że dostałem, potem dopiero patrzę a tu coś czerwonego. Krew.
Kiedy indziej na Lwowskiej, na Architekturze, jeszcze dwie bomby poleciały, też mi dołożyły. Potem miałem
jeszcze przygodę… to była Wielka, albo Zielna, gdzie chodziliśmy do Haberbuscha po ziarno.
Mój ojciec się z nimi przyjaźnił, po sąsiedzku, bo na Wielkiej 22 rodzice mieli sklep i drugie mieszkanie.
Też go nie ma, nie ma Wielkiej, jest Plac Defilad.
Ja tyle pamiętam, że wtedy „krowy” waliły i my chodziliśmy takimi podkopami. I gdzieś w tym podkopie mnie
trochę przysypało. Myślałem, że już mnie tam szlag trafi, miałem jeden worek na plecach, drugi z przodu, przez
ten wąski tunelik uciekałem, ale jakoś się udało. Tylko te worki zostawiłem, wróciłem bez worków.
7
A pamięta pan gdzie była kuchnia? Kto gotował? Mama mówiła, że gotowała jedzenie dla obrońców
barykady z produktów Juliusa Meinla.
Wie pani, to możliwe, Meinl musiał mieć tam magazyny i brali z nich wszyscy co im było potrzebne, tak jak
my zboże z magazynów Haberbuscha. Takie panie, jak pani mama, nas odpowiednio futrowały, kuchnia była
na którymś podwórku. Co gotowały? Zupkę przede wszystkim z ziaren, które przynosiliśmy z magazynów
Haberbuscha.
Wracam ciągle do tej „mojej” barykady, którą w końcu znalazłam. Mówił pan, że ją budowali też
cywile. Przeczytałam niedawno na świeżo „Pamiętnik z powstania warszawskiego” Mirona Białoszewskiego i
wynikało z jego relacji, że większość warszawiaków przesiedziała powstanie w piwnicach.
Różnie było. Jak było trochę spokojniej to wychodzili. Kobiety też wychodziły. A może tak powiem…
panowie dzielili się na dwie części.
Na tych którzy brali udział w powstaniu i tych którzy nie brali?
Nie. Byli tacy, którzy nawet jeśli nie brali, to pomagali, ale byli tacy co nie pomagali. Myśmy ich odpowiednio
nazywali. No, ale cóż… tak było.
A pamięta pan kogokolwiek z mieszkańców kamienicy przy barykadzie?
Pamiętam tylko tego pana co mi dał mundur, bo nie miałem, a bardzo chciałem mieć. Poszedł gdzieś i mi
przyniósł. To mógł być pani tata, zastępca dowódcy domu. I tak przeżyłem do kapitulacji, barykada nie została
zdobyta przez Niemców. Po powstaniu byłem jeńcem wojennym, wywieźli nas do Stalagu Sandbostel, potem
do Gross Borstel na przedmieściach Hamburga. Stamtąd nas pognali pod duńską granicę i Anglicy tam nas
wyswobodzili. Znalazłem ojca, walczył w obronie Modlina w Kampanii Wrześniowej w 1939 roku, jako
dowódca II dywizjonu 8.Pułku Artylerii Lekkiej, do końca wojny był w niemieckim oflagu. Pojechaliśmy do
Paryża. Tam był taki punkt zborny, szykowaliśmy się do trzeciej wojny, więc armia była, no nie pod bronią, ale
zawsze gotowa. Marynarka wojenna zbierała swoich ludzi z Anglii, ja powiedziałem, że ja byłem tam i jakoś
mi się udało Kanał przeskoczyć. I już nikt nie pytał - czy byłeś czy nie byłeś, i gdzie chcesz iść – do marynarki
czy do armii. Ja chciałem do marynarki i tam dwa lata odsłużyłem. Ojciec został we Francji, matka była chora i
w 1947 roku wróciłem do Polski. Ojciec nie, bo dla niego jak ktoś nawet był „różowy” to był nie do przyjęcia,
a co mówić o „czerwonych”.
Marzanna de Latour
JAK ŻYĆ POD WSPÓLNYM DACHEM WARSZAWY?
Pytanie, które nurtuje nas mieszkańców od kilku sezonów postawiliśmy na pierwszej
z dwóch dużych konferencji, którą zorganizowało Stowarzyszenie „Koalicja: Ciszej,
proszę!“ – pod hasłem „Miasto do życia“ w partnerstwie z UN Global Compact.
Konferencja jest częścią projektu „Niech nas usłyszą“ przygotowanego w ramach Programu
Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Mechanizmu Finansowego Europejskiego
Obszaru Gospodarczego.
Dwudniowe spotkanie odbyło się 24 i 25 kwietnia 2014 roku w Pałacu Staszica w
Warszawie. Zbudowało ono podwaliny pod platformę dyskusji między mieszkańcami, właścicielami klubów
i samorządowcami. Od ubiegłego roku, my mieszkańcy Warszawy zabiegamy o to, by pogodzić dwa światy:
rodzinny z rozrywkowym. Obydwa są częścią Warszawy, choć część rozrywkowa naszego miasta to nowe
zjawisko na mapie stolicy.
Konferencję „Miasto do życia“ uroczyście otworzył Olgierd Dziekoński Sekretarz Stanu w Kancelarii
Prezydenta RP. Minister pochwalił naszą inicjatywę i zachęcił do walki o swoje prawa, dodając nam otuchy. Prezydent Bronisław Komorowski pracuje nad zmianami prawnymi, dzięki którym wyniki przeprowadzanych
wśród mieszkańców referendów w sprawach bezpośrednio ich dotyczących, będą dla samorządów wiążące.“
Przygotowywane zmiany nazywane są roboczo dialogiem komunikacji obywatelskiej.
W temat konferencji wprowadziła zgromadzonych Alina Szklaruk koordynator projektu „Niech nas
usłyszą“ i organizatorka konferencji. – Mieszkańcy nie są sami, mogą i powinni dbać o swoje najbliższe
otoczenie, my do tego właśnie namawiamy. Organizujemy cykl 10 debat i szkoleń tematycznych dla
urzędników, mieszkańców, służb porządkowych, właścicieli i gości klubów. Wyjaśniamy jak niebezpiecznym
narzędziem może być hałas w rękach osób nieprzygotowanych do prowadzenia profesjonalnej działalności.
Roczne działania Stowarzyszenia „Koalicja: Ciszej, proszę!“ mają pozostawić po sobie m. in.:
metodologię pomiaru hałasu muzycznego, rekomendacje zmian legislacyjnych, analizę porównawczą
dotycząca funkcjonowania klubów w miastach europejskich, katalog porad obywatelskich, wypracować
ścieżkę dialogu między mieszkańcami, miastem i klubami.
8
W dyskusji głos zabrał Kamil Wyszkowski Krajowy Przedstawiciel Inicjatywy Sekretarza Generalnego
ONZ Global Compact. – Obszar zarządzania hałasem nie jest uregulowany. Prawne normy są, ale nie ma norm
społecznych. Potrzebne są reguły zabawy, tzw. Katalog warunków zabawy. Postęp ekonomiczny naszego kraju
daje nam ogromne możliwości, ale także zabija. Bierzmy przykład z Kopenhagi, Paryża, Rzymu – te miasta
radzą sobie z hałasem, a jednocześnie nie spychają klubów na boczny tor“- radził Kamil Wyszkowski.
(……………..)
Hałas zaburza koncentrację, sen, wpływa na libido, układ odpornościowy, wywołuje zmęczenie, bóle
głowy, lęk, drażliwość, agresję oraz depresję. Hałas może zaburzać trawienie, akcję serca, oddychanie, może
wpływać na ciśnienie oraz być przyczyną chorób układu mięśniowo- stawowego- to udowodnione naukowo.
Nasz ekspert przestrzegał, że hałas może być niebezpieczny także dla osób trzecich. – Jeśli policjant, lekarz,
strażak, kierowca przez nocne hałasy pochodzące z klubu nie wysypia się może być zagrożeniem dla innych.
Brak snu, zmęczenie i rozdrażnienie... prowadzą do wypadków drogowych, błędów lekarskich, błędów w
pracy- podsumowała Anna Kossak. – Nie chodzi o to, by panowała grobowa cisza, ale hałas nie może
przeszkadzać nam w odpoczynku.
O zwiększonych normach hałasu komunikacyjnego i łamaniu w tym zakresie przez Polskę norm
światowych (WHO) opowiadał dr Mikołaj Kirpluk z Ligii Walki z Hałasem. – W naszym kraju prawo
„hałasowe“ istnieje, tylko nie jest egzekwowane. Nadzór budowlany nie sprawdza czy lokal jest przystosowany
do działania w niej dyskoteki czy klubu nocnego. Przepisy są znane, pytanie jak są realizowane?
W podobnym tonie wypowiedziała się prof. Ewa Kuryłowicz – Hałas jest rozpoznanym i
funkcjonującym czynnikiem zagrożenia i zanieczyszczenia. Nie powinno to być kwestią sporów. Efekty
zanieczyszczenia hałasem są rozpięte na skali od podrażnienia do uszkodzeń słuchu. To nie są żarty ani nasze
fanaberie. Powinniśmy miasto planować w taki sposób, by hałas był kontrolowany i projektowany w jego
przestrzeń. Jeśli popełniliśmy zaniedbania i błędy, to najwyższy czas je teraz naprawić. Zanim będzie za późno
dla naszego zdrowia – podsumowała prof. Ewa Kuryłowicz z wykształcenia architekt.
Podczas naszej konferencji Michał Olszewski Zastępca Prezydenta Warszawy ogłosił opracowywany od
ubiegłego roku tzw. Kodeks Dobrych Praktyk. Jest to dokument określający działania klubokawiarni i
dżentelmeńska umowa, porozumienie między mieszkańcami stolicy i osobami prowadzącymi klubokawiarnie
oraz miastem. – Kodeks składa się z siedmiu krótkich części i jest zbiorem zasad, które odnoszą się do dbania o
przestrzeń publiczną, otoczenie lokali, zasady dla użytkowników, gości klubów, bezpieczeństwa w klubach i na
ich terenie, sprzedaży alkoholu oraz hałasu, który nie powinien zakłócać spokoju mieszkańcom – wyjaśniał
podczas konferencji Michał Olszewski. Dokument jest zbiorem wytycznych, do których powinni stosować się
prowadzący lokale miejskie: bary, piwiarnie, restauracje, ogródki sezonowe, klubokawiarnie, dyskoteki i inne
formy działalności. Wiceprezydent Olszewski podkreślił, że jeśli umowa społeczna zawarta w Kodeksie
Dobrych Praktyk nie będzie przez kluby respektowana – umowy z tymi klubami będą rozwiązywane. W tej
części dyskusji wziął udział także Michał Borkiewicz z Planu
(……………..)
Pierwszy dzień konferencji zakończył happening. Antoni Rosochacki z firmy Silent Disco opowiedział
mieszkańcom o cichej inicjatywie, która zawojowała świat. Założyliśmy słuchawki i z trzech kanałów do
naszych uszu popłynęła różnorodna muzyka. Bawiliśmy się wyśmienicie, nie przeszkadzając innym. Tylko my
słyszeliśmy muzykę na słuchawkach, otoczenie miało ciszę. Takie imprezy odbywają się w całej Polsce i są
alternatywą dla głośnych, huczących dyskotek, uciążliwych dyskotek i klubokawiarni.
Drugi dzień konferencji rozpoczęło wystąpienie Jarosława Jóźwiaka Dyrektora Centrum Komunikacji
Społecznej , który opowiadał o znaczeniu komunikacji społecznej w rozwoju Warszawy. Kontynuacją wątku
były warsztaty, które poprowadził Krzysztof Martyniak socjolog i Maciej Ciechomski psycholog. Wraz
z mieszkańcami, radnymi Warszawy dyskutowaliśmy o sposobach na pobudzenie mieszkańców do działania
oraz o tym jak i za jaką cenę godzić niepogodzonych.
Dwudniowa konferencja „Miasto do życia“ rozpoczęła dialog i zwróciła uwagę na palące problemy
mieszkańców. Dowiedzieliśmy się, że hałas może być niebezpiecznym narzędziem w rękach osób
nieodpowiedzialnych. Niezbędna jest dyskusja o planowaniu lokalizacji klubokawiarni oraz nakłanianie
do współpracy z mieszkańcami i wzajemne zrozumienie. Na naszej konferencji ogłoszono Kodeks Dobrych
Praktyk czyli zbiór zasad prowadzenia działalności rozrywkowej w stolicy.
Konkluzją z naszej pierwszej konferencji niech będzie fakt, że hałas dotyczy nas wszystkich. Dlaczego?
Nigdy nie wiadomo czy w waszym budynku, naprzeciw waszego miejsca zamieszkania jutro nie powstanie
klub nocny lub ogródek piwny, przez który nie będziecie mogli zmrużyć oka.
Właśnie dlatego chcemy rozmawiać. Dołączycie?
http://www.ciszejprosze.pl/
9
Do Redakcji „Gazety na Koszykach” dotarł list mieszkańca naszego Osiedla. W liście został
przedstawiony problem zaopatrywania w recepty z przepisanymi przez lekarzy – lekami, dla przewlekle
chorych.
Oto cytowany list: Kiedyś gdy lekarstwa były na ukończeniu, zostawiałem w rejestracji rejonowej
przychodni listę potrzebnych mi leków. Po jakimś krótkim czasie odbierałem recepty. Była to bardzo wygodna
forma kontynuowania leczenia dla pacjenta i dla lekarza ( duża oszczędność czasu ). To skończyło się.
Urzędnicy Narodowego Funduszu Zdrowia uznali chorych, leczonych przewlekle za niezbadanych i polecili im
osobiście zgłaszać się na wizyty do lekarza po recepty. Tego rodzaju działanie absurdalne stosuje się w wielu
Przychodniach Podstawowej Opieki Zdrowotnej na terenie Śródmieścia Warszawy, choć nie we wszystkich.
Po przeszło półrocznym sporze z NFZ, otrzymałem pismo wysoce pouczające z zapowiedzią pozytywnego
rozpatrzenia skargi. Należy tylko wymusić na przychodni jego realizację. W tym celu zacząłem telefonować do
NFZ-u. Przez parę dni nikt nie odbierał telefonów. Gdy w końcu uzyskałem połączenie, poprosiłem urzędnika o
podanie drogą służbową informacji zawartej do mnie w piśmie NFZ. To dotyczyło przywrócenia poprzedniego
systemu i skutecznego przekazania do publicznej wiadomości. Na takie dictum zostałem pouczony, że są inne
formy przekazywania wiadomości (np. internet, druki urzędowe z pismami) a nie NFZ.
Powyższe dane powinny wystarczyć, aby Ministerstwo Zdrowia spowodowało postępowanie
wyjaśniające odpowiedzialność personalną za ten zbiorowy „wygłup” urzędniczy oraz wyciągnęło służbowe
konsekwencje. Gdyby okazało się, że Ministerstwo nie sprawuje kontroli nad NFZ-em, to pozostaje tylko
zwrócić się w tej sprawie do posłów naszego okręgu.
Jacek Bicz Łatkiewicz
INFORMACJE
Stowarzyszenie „Koalicja: Ciszej proszę!”
w partnerstwie z UN Global Compact Polska zapraszają
właścicieli, managerów, gości klubów, przedstawicieli władz
lokalnych oraz mieszkańców do wzięcia udziału w szkoleniu na
temat „Wpływu hałasu na zdrowie i funkcjonowanie człowieka”,
które odbędzie się 27 maja 2014r. w SPS Solec s.c., ul. Solec 44,
w godz. 14.00 – 18.00 i jest jednym z wydarzeń przewidzianych
do realizacji w ramach projektu „Niech nas usłyszą”.
Więcej informacji na temat wydarzeń w projekcie znajduje
się na stronie www.ciszejprosze.pl
Zgłoszenia w terminie do 23 maja b.r., prosimy przesłać na
adres [email protected], lub zgłosić telefonicznie
od poniedziałku do piątku w godz. 10.00 – 16.00, tel.22 646 52 58
Zapraszamy!
Koncert dla Mamy
Dnia 29 maja o godzinie 16:00 w siedzibie Rady Osiedla Koszyki przy ulicy Wspólnej 51 odbędzie się koncert
W którym wystąpią:
- Chóru UŚMIECHU
- Duet Małgorzata i Krzysztof
- Zespół wokalno-instrumentalny TULIPAN
- przewidziano również recytację wierszy
Serdecznie zapraszamy!!
Redakcja „GAZETY na Koszykach”
Piotr Pieczyński
Siedziba Rady Osiedla
Warszawa, Wspólna 51, 00-680 Warszawa – wejście od podwórza
Zapraszamy w każdą środę od 18 do 19
Przewodnicząca Rady Osiedla
Ewa Czerwińska - tel. 500 278 384
email: [email protected]
www.facebook/osiedle.koszyki
Wszystkie numery dostępne na stronie Urzędu Dzielnicy Śródmieście
www.srodmiescie.warszawa.pl w zakładce - Dzielnica / Śródmiejska prasa lokalna.
10

Podobne dokumenty