Kartezjusz: Czlowiek-Tchnienia zyciowe
Transkrypt
Kartezjusz: Czlowiek-Tchnienia zyciowe
R. Descartes, Człowiek [w:] tegoż, Człowiek.. Opis ciała ludzkiego, przeł., wstępem i przypisami opatrzył A. Bednarczyk, Warszawa 1989 s. 10 W mózgu wytwarzają się tchnienia życiowe Spójrzmy tedy np. na [ryc. 1] i znajdujące się tam serce A ; pamiętajmy, że gdy krew z siłą wydostaje się z niego przez otwór B, nie ma takiej drobiny, która by nie zmierzała ku C, gdzie znajdują się komory mózgu. Ponieważ jednak przepust nie jest dostatecznie wielki, by mogły się przezeń przedostać wszystkie drobiny, najsłabsze z nich są odtrącane przez najsilniejsze, które w ten sposób same tylko tam podążają. Zauważmy także mimochodem, że poza drobinami, które wnikają do mózgu, nie ma zgoła drobin silniejszych ani żywiej się poruszających od tych, które udają się do naczyń pełniących funkcje rozrodcze. Jeśli bowiem, na przykład, drobiny mające silę dotrzeć aż do D, nie mogą pójść jeszcze dalej, ku C, z tego powodu, że nie ma tam dość miejsca dla wszystkich, powrócą raczej ku E niż ku F czy G, tym bardziej że droga jest tam prostsza. Ciągnąc dalej te rozważania, potrafiłbym, być może, ukazać, w jaki sposób z płynu, który się zbiera w E, powstaje druga maszyna, zupełnie podobna do tej oto maszyny, nic chcę jednakże dalej wkraczać w te sprawy. Co się zaś tyczy drobin krwi, które przenikają aż do mózgu, to nie służą one tam jedynie do odżywiania i zachowywania tworzywa mózgowego, lecz także, nade wszystko, do wytwarzania tam pewnego wielce delikatnego powiewu (vent) czy raczej płomienia najżywszego i najczystszego, który zwie się tchnieniami życiowymi (esprits animaux)i, Trzeba bowiem wiedzieć, że tętnice przynoszące z serca owe drobiny — gdy się już podzieliły na s.11 nieskończoną liczbę drobnych gałązek i utworzyły owe niewielkie sploty, ścielące się jak kobierzec na dnie jam mózgowych20 — gromadzą się wokół pewnego małego gruczołu, położonego niemal w środku tworzywa mózgu, tuż u wejścia do jego komór. Tętnice te mają w tym miejscu wielką liczbę małych otworków, przez które najdelikatniejsze drobiny krwi przepływają z tętnic do owego gruczołu, otworki te są jednak tak ciasne, że nie wypuszczą żadnych większych drobin. Trzeba też wiedzieć, że bieg tętnic tam się nie kończy, lecz gdy odgałęzienia znów utworzą pojedyncze tętnice, wznoszą się one najkrótszą drogą i uchodzą do owego wielkiego naczynia, które nawadnia — niczym Euripos [cieśnina na Morzu Egejskim między Eubeą a lądem (Beocja, Attyka)]— całą zewnętrzną powierzchnię mózgu. Trzeba nadto dodać, że największe drobiny krwi tracą wiele swego ruchu w zakolach owych niewielkich splotów, mogą się bowiem zderzać z najmniejszymi drobinami, będącymi pośród nich, i tak oto przekazywać im część swego ruchu. Najmniejsze drobiny w podobny sposób nie tracą swego 1 ruchu, jest on bowiem pomnażany o tę ilość, którą im przekazują największe, a nie ma innych ciał wokół nich, którym mogłyby równie łatwo ruch swój przekazać. Toteż łatwo pojąć, iż gdy największe drobiny wznoszą się najkrótszą drogą ku zewnętrznej powierzchni mózgu, gdzie służą za pokarm jego tworzywu, sprawiają one zarazem, że drobiny najmniejsze i najruchliwsze zawracają z drogi i wchodzą wszystkie do owego gruczołu. Ten zaś należy uznać za wielce obfite ich źródło, z którego jednocześnie wypływają one we wszystkie strony do jam mózgowych. Tak tedy nie poddane żadnemu przetworzeniu i w żadnej mierze nie zmienione — wyjąwszy to, iż zostały oddzielone od większych drobin i wciąż zachowują s.12 wielką szybkość, jaka im została nadana ciepłem serca - tracą postać krwi i nazywają się od tej chwili tchnieniami życiowymi1. Otóż w miarę jak tchnienia te wnikają w opisany sposób do jam mózgu, przechodzą z kolei stamtąd do kanalików jego tworzywa, z nich zaś do nerwów. Gdy zaś w jakimś stopniu wnikną (bądź nawet tylko usiłują wniknąć) do określonych nerwów, przejawiają zdolność (force) polegającą na tym, że zmieniają kształt mięśni, do których nerwy te uchodzą i w ten sposób tchnienia te wprawiają w ruch wszystkie członki. Podobnie jak można było zauważyć, oglądając groty i fontanny założone w ogrodach naszych królów, że sama tylko siła, z jaką — tryskając ze źródła — porusza się woda, wystarcza, by wprawiać tam w ruch rozmaite mechanizmy (machines), a nawet by uruchamiać grające bądź wymawiające kilka słów instrumenty, stosownie do rozmaitego układu rur prowadzących wodę. I prawdą jest, że z powodzeniem można porównywać nerwy maszyny, którą opisuję, z rurami mechanizmów owych fontann, mięśnie i ścięgna — z różnymi narzędziami i sprężynami służącymi do wprawiania ich w ruch, tchnienia życiowe — z wodą ożywiającą owe fontanny, których sercem jest źródło, jamami mózgowymi zaś — ich główny zbiornik. Co więcej, oddychanie i inne podobne czynności, które maszynie tej są przyrodzone i dla niej zwyczajne, a zależą od biegu tchnień, są jak ruchy zegara czy młyna, którym ciągłość nadaje zwykły przepływ wody. Przedmioty zewnętrzne — samą swoją obecnością działające na narządy zmysłów maszyny i zmuszające ją przez to do poruszania się w wielce rozmaity sposób (stosownie do tego, jak się ułożyły części jej mózgu) — są jak zwiedzas.13 jący, którzy, wkraczając do niektórych grot z fontannami, sami bezwiednie wyzwalają zachodzące tam w ich obecności zdarzenia. Oto bowiem nie mogą tam wejść, nie stąpając po płytkach posadzki w taki sposób ułożonych, że gdy, na przykład, zbliżają się do Diany w kąpieli, zmuszają ją do ukrycia się wśród trzcin, gdy zaś, prześladując ją, zabrną jeszcze dalej, sprawią, że wyjdzie im naprzeciw Neptun, grożąc swoim trójzębem; bądź gdy skierują się w inną stronę, stanie przed nimi potwór morski i tryśnie im wodą w twarz; [i zobaczą tam inne jeszcze] podobne rzeczy, stosownie do upodobania inżynierów, którzy wszystkie je 1 2 zbudowali. A gdy wreszcie dusza rozumna trafi do owej maszyny, znajdzie swe główne siedlisko w mózgu i będzie przypominać zarządcę fontann, który staje u głównego zbiornika, gdzie zbiegają się wszystkie rury owych mechanizmów, by dowolnie wzmacniać, osłabiać bądź w jakikolwiek inny sposób zmieniać ich ruchy. By wszakże wszystko to jasno wyłożyć, chciałbym przede wszystkim opisać budowę nerwów i mięśni i ukazać, w jaki sposób sama tylko obecność w mózgu tchnień, gotowych wniknąć do jakichś nerwów, sprawia, że mają one zdolność wprawiania w tej samej chwili w ruch członków. Potem zaś, gdy już napomknę o oddychaniu i innych równie prostych i zwykłych ruchach, powiem, jak przedmioty zewnętrzne oddziałują na narządy zmysłów. Z kolei wyjaśnię szczegółowo to wszystko, co się dzieje w jamach i kanalikach mózgu, w jaki sposób tchnienia życiowe rozpoczynają tam swój bieg i jakie czynności spośród naszych czynności, maszyna ta może naśladować dzięki owym tchnieniom. Gdybym bowiem opis ten rozpoczął od mózgu i poprzestał na tym, że kolejno prześledziłem bieg tchnień (jak to uczyniłem w przypadku krwi), wydaje mi się, że rozważania moje nie mogłyby być w pełni równie jasne. /…/ s.44 /…/ jeśli chodzi o kanaliki mózgu, to należy je sobie wyobrażać nie inaczej niż jako wolne przestrzenie między włóknami jakiejś tkaniny48. Cały bowiem mózg jest w istocie czymś, co przypomina materię utkaną w pewien osobliwy sposób, który spróbuję tu opisać. Powierzchnię mózgu AA [ryc. 23 i 24], zwróconą ku jamom ЕЕ, potraktujmy jako sieć lub plecionkę (lassis), dość gęstą i zbitą; każde jej oko jest otworem rureczki, do której mogą wpadać tchnienia życiowe. Ujścia tych rurek, zawsze skierowane w stronę gruczołu H, skąd tchnienia wylatują, łatwo się tu i tam skręcają, zwracając się ku różnym miejscom owego gruczołu; widzimy bowiem [ryc. 25], że na ryc. 48 skręcone są one inaczej niż na ryc. 4949. Wyobraźmy sobie, że z każdej części tej sieci wychodzą liczne, bardzo cienkie włókna, jedne zwykle dłuższe od innych, a gdy się już najrozmaiciej z sobą splączą w przestrzeni oznaczonej B, najdłuższe z nich zstępują ku D, stąd zaś — tworząc rdzeń nerwów — rozchodzą się następnie ku wszystkim członkom. Pamiętajmy także, iż do głównych właściwości owych włókienek należy to, że dość łatwo wyginają się we wszystkich kierunkach za sprawą samej tylko siły stykających się z nimi tchnień i zawsze tak długo zachowują (jakby były z ołowiu lub wosku) powstałe w nich wgięcia, aż się w nich na nowo odcisną inne kształty. Pamiętajmy wreszcie, że kanaliki, o których tu mowa, są jedynie odstępami dzielącymi owe włókna; siła wpadających do ich wnętrza tchnień może je rozmaicie rozszerzać bądź zwężać, zależnie od tego, czy jest większa, czy mniejsza, oraz czy bardziej, czy mniej obfite są tchnienia. Najkrótsze spośród owych włókien biegną do przestrzeni cc, gdzie każde z nich dosięga zakończenia jednego z obecnych tam małych naczyń, z których czerpie pokarm. 3 s. 45 Po trzecie, by mi było jednak łatwiej wyjaśnić wszystkie osobliwości owej tkanki, muszę tu rozpocząć od opisania dróg, jakimi poruszają się tchnienia życiowe. Nigdy nie zajmują one przez chwilę tego samego miejsca, lecz w miarę jak wpadają do jam mózgowych ЕЕ [ryc. 23 i 24] otworami niewielkiego gruczołu, oznaczonego H50, dążą przede wszystkim ku owym ściśle im naprzeciwległym rurkom aa. Jeśli rurki aa nie są wystarczająco szeroko otwarte, by je wszystkie pomieścić, wpuszczają zaledwie ich najsilniejsze i najżywsze drobiny, podczas gdy najsłabsze i zbyteczne są odrzucane ku przewodom I, K, L, zwróconym ujściami ku nozdrzom i podniebieniu; w taki mianowicie sposób, że najruchliwsze z tych drobin kierują się ku przewodowi I, którym — gdy mają jeszcze dużo siły, a nie znajdują tam dostatecznie wolnej drogi — wypadają czasami tak gwałtownie, że łaskoczą wewnętrzne części nosa i wywołują kichanie; inne drobiny kierują się następnie ku przewodom К i L, którymi łatwo przechodzą, przekrój ich jest bowiem znaczny. Jeśli tam nie trafią i są zmuszone powrócić ku rurkom aa, znajdującym się na wewnętrznej powierzchni mózgu, w tej samej chwili powodują zamroczenie lub zawrót głowy, który zakłóca czynności wyobraźni (imagination). Zwrócę mimochodem uwagę na to, iż owe słabsze drobiny tchnień pochodzą nie tyle z tętnic wnikających do gruczołu H, co z tych tętnic, które, dzieląc się na wiele niezmiernie cienkich odgałęzień, wyściełają dno jam mózgowych. Weźmy też pod uwagę, że drobiny te mogą się łatwo zagęścić w śluz, nigdy jednak w mózgu (o ile nie powoduje tego jakaś ciężka choroba), lecz w owych rozległych przestrzeniach poniżej jego podstawy, między jamą nosową (narines) a gardzielą51; zupełnie podobnie jak dym, który łatwo przybiera postać sadzy w przewodach s. 46 kominowych — nigdy jednak nie dzieje się to w palenisku, gdzie plonie ogień. Weźmy także pod uwagę, że gdy powiadam, iż tchnienia, wypadając z gruczołu H, dążą do miejsc na wewnętrznej powierzchni mózgu, ściśle im naprzeciwległych, nie twierdzę, iż zawsze dążą one do miejsc, które leżą naprzeciwko nich w linii prostej, lecz twierdzę, iż podążają jedynie tam, dokąd skieruje je istniejący w danej chwili w mózgu układ przestrzenny (disposition). Otóż skoro miąższ mózgu jest miękki i elastyczny, jamy mózgowe byłyby bardzo ścieśnione i niemal całkowicie zamknięte (taki wygląd przybiera mózg zmarłego), gdyby nie wpadały do wnętrza żadne tchnienia. Wytwarzające je źródło jest zwykle tak obfite, iż w miarę jak wpadają do jam mózgowych, silnie napierają na otaczającą je tkankę, rozciągają ją i w ten sposób naprężają wszystkie włókienka wybiegających stąd nerwów; podobnie jak nieco silniejszy wiatr wydyma żagle statku i napręża wszystkie mocujące je liny. Wynika stąd, że wówczas maszyna ta, gotowa podporządkować się wszelkim działaniom tchnień, przedstawia ciało czuwającego człowieka. Bądź [zdarza się także], iż tchnienia te silnie napierają tylko na pewne części owej otaczającej je tkanki i naprężają je, podczas gdy inne są swobodne i luźne 4 — podobnie jak niektóre części żagla, gdy wiatr jest zbyt słaby, by go całkowicie wypełnić. Maszyna ta przedstawia wówczas ciało śpiącego człowieka i śniącego rozmaite sny. Wyobraźmy sobie, na przykład, że różnica widoczna między rycinami M i N [ryc. 26, 27 i 28] odpowiada właśnie różnicy między stanem mózgu człowieka czuwającego oraz człowieka śpiącego i marzącego we śnie. Zanim jednak opowiem bardziej rozważaniom to wszystko, co bardziej szczegółowo o śnie i snach, muszę poddać s.47 godnego uwagi zachodzi w mózgu w stanie czuwania: a mianowicie, w jaki sposób kształtują się tam obrazy (idées)52 przedmiotów w miejscu przeznaczonym dla wyobraźni (imagination) i dla zmysłu wspólnego53, jak są one przechowywane w pamięci i w jaki sposób wywołują ruchy wszystkich członków. Na rycinie oznaczonej literą M [ryc. 27] można zauważyć, że tchnienia wylatujące z gruczołu H — po rozciągnięciu części mózgu oznaczonej literą A i rozchyleniu wlotów wszystkich jego kanalików — płyną stamtąd do B, potem do С i wreszcie do D, skąd rozprzestrzeniają się po wszystkich nerwach i utrzymują dzięki temu wszystkie owe włókienka, z których zbudowane są nerwy i mózg, w taki sposób napięte, że oddziaływania — bez względu na to, z jakim trudem wprawiałyby je w ruch — łatwo się przenoszą z jednego ich końca na drugi i nie stanowią dla nich żadnej przeszkody zawiłości pokonywanej przez nie drogi. By wszakże owe zawiłości nie stanowiły również dla nas przeszkody w bacznym prześledzeniu, jak dochodzi tu do kształtowania się obrazów przedmiotów, które pobudzają (frapper) zmysły, na dołączonej rycinie [ryc. 29] przypatrzmy się włókienkom 1,2; 3,4; 5,6 i podobnym, tworzącym nerw wzrokowy i ciągnącym się od dna oka 1, 3, 5 aż do wewnętrznej powierzchni mózgu 2, 4, 6. Pamiętajmy, iż owe włókna mają taki układ, że gdy promienie biegnące, na przykład, z punktu A przedmiotu uciskają dno oka w punkcie 1, pociągają zarazem za włókno 1, 2 i powiększają otwór niewielkiej rurki oznaczonej cyfrą 2; i podobnie — promienie biegnące z punktu В powiększają otwór rurki 4, itd. A zatem, tak jak stosownie do sposobu, w jaki są uciskane tymi promieniami punkty 1, 3, 5, kreślony jest na s. 48 kształtowi przedmiotu ABC, jak wyżej o tym była mowa, tak też—jest rzeczą oczywistą — stosownie do sposobu, w jaki są otwierane rurki 2, 4, 6 włóknami 1,2; 3,4; 5, 6 itd., kształt ten powinien być również nakreślony na wewnętrznej powierzchni mózgu. Pamiętajmy następnie, że tchnienia usiłujące wpaść do rurek 2, 4, 6 i im podobnych nie wybiegają z jakichkolwiek punktów położonych na powierzchni gruczołu H, lecz jedynie z punktów ściśle określonych: te tchnienia, które wybiegają, na przykład, z punktu a na owej powierzchni, usiłują wpaść do rurki 2, tchnienia z punktów b i с — do rurek 4 i 6 itd. Toteż w tej samej chwili, gdy ujścia owych rurek szerzej się otworzą, tchnienia zaczynają swobodniej i szybciej niż dotychczas wybiegać z tych miejsc owego gruczołu, na które ujścia tych rurek 5 wychodzą. Tak jak stosownie do sposobu w jaki rurki 2, 4, 6 są otwierane, kreślony jest na wewnętrznej powierzchni mózgu rysunek odpowiadający kształtowi przedmiotu ABC, tak też stosownie do sposobu, w jaki tchnienia wybiegają z punktów a, b, c, kreślony jest ów kształt na powierzchni gruczołu. Weźmy też pod uwagę, że mianem owych rysunków nie określam tu jedynie czegoś, co w pewien sposób przedstawia położenie krawędzi i płaszczyzn jakiegoś przedmiotu, lecz także wszystko, co — zgodnie z poprzednimi moimi wyjaśnieniami — mogłoby dać duszy sposobność do odczuwania ruchu, wielkości, odległości, barw, dźwięków, zapachów i innych tego rodzaju cech, jak również to, co mogłoby dać jej odczuć łaskotanie, głód, pragnienie, radość, smutek i inne tego rodzaju namiętności. Łatwo bowiem pojąć, iż, na przykład, rurka 2 inaczej będzie otwierana działaniem, o którym powiedziałem, że powoduje wrażenie (sentiment) czerwieni lub wrażenie łaskotania, niż działaniem, o którym powiedziałem, że powoduje s. 49 wrażenie (sentiment) białości lub wrażenie bólu; tchnienia wybiegające z punktu a będą podążać w tak dalece różnorodny sposób w kierunku owej rurki, jak dalece różnorodnie będzie się ona otwierać itd. Otóż między owymi rysunkami nie należy umieszczać tych rysunków, które się odciskają w narządach służących zmysłom zewnętrznym, ani tych z wewnętrznej powierzchni mózgu, lecz jedynie rysunki, które powstają z wylatujących tchnień na powierzchni gruczołu H, gdzie się znajduje siedlisko wyobraźni (imagination) i zmysłu wspólnego. Powinny być one traktowane jako obrazy, tj. jako kształty lub podobizny, które dusza rozumna bezpośrednio będzie kontemplować, gdy tylko — połączona z ową maszyną — zacznie sobie wyobrażać (imaginer) lub zacznie postrzegać (sentir) jakiś przedmiot. Zwróćmy uwagę, iż powiadam, że „zacznie ona sobie wyobrażać lub zacznie postrzegać”; chcę bowiem powszechnie pojmować pod nazwą obrazu (idée) wszelkie odciski (impressions), jakie mogą powstać w tchnieniach wylatujących z gruczołu H i jakie występują w powiązaniu ze zmysłem wspólnym, gdy ich istnienie zależy od obecności przedmiotów. Mogą się one wszakże wywodzić także z licznych innych przyczyn, o czym powiem nieco później, i wówczas należy je przypisać wyobraźni (imagination). Mógłbym tu jeszcze dodać, w jaki sposób odbitki (traces) owych obrazów trafiają tętnicami do serca i rozprzestrzeniają się w całej krwi54; w jaki sposób [odbitki te], pobudzone czasami pewnym postępowaniem matki, mogą się nawet odciskać na członkach kształtującego się w jej łonie dziecka55. Poprzestanę wszelako na tym, że opowiem, w jaki sposób odciskają się one na wewnętrznej części mózgu oznaczonej literą B, gdzie znajduje się siedlisko pamięci. 6 s.50 Musimy w tym celu pamiętać, że gdy tchnienia wylatujące z gruczołu H [ryc. 29] uniosą już stamtąd odcisk (impression) jakiegoś obrazu, przechodzą one rurkami 2, 4, 6 i im podobnymi do kanalików bądź też odstępów miedzy włókienkami, z których się składa ta część, B, mózgu, oraz że potrafią nieco rozszerzać te odstępy, rozmaicie wyginać i przemieszczać (disposer) włókienka napotykane na swojej drodze, zależnie od sposobu swego poruszania się i od przekroju rurek, którymi się przesuwają; toteż również tam kreślą rysunki, odpowiadające kształtom przedmiotów. Czynią to wszelako nie od razu równie łatwo i dokładnie jak na powierzchni gruczołu H, stopniowo jednak coraz lepiej, w miarę jak ich oddziaływanie staje się silniejsze, dłużej trwa i jest wielokrotnie powtarzane. To właśnie staje się przyczyną, że rysunki te nie ulegają równie łatwo zatarciu, lecz w taki sposób tam trwają, że obrazy, które powstały niegdyś na owym gruczole, mogą się tam dzięki nim na powrót kształtować po upływie dłuższego czasu, nie wymagając przy tym obecności przedmiotów, których są odpowiednikami (se raporter). I na tym oto polega pamięć. Gdy, na przykład, oddziaływanie przedmiotu ABC, powodujące rozszerzenie się wejścia rurek 2, 4, 6, sprawia, że tchnienia wpadają do ich wnętrza w większej ilości, niż czyniłyby to bez owego oddziaływania, powoduje ono zarazem, że posuwając się jeszcze dalej, ku N, potrafią one utworzyć tam korytarze, nie zamykające się nawet wtedy, kiedy ustało już oddziaływanie przedmiotu ABC. Jeśli zresztą korytarze te nawet się zamkną, wśród, cienkich włókien budujących część N mózgu pozostawią jakiś ślad dawnego swego przebiegu (disposition), dzięki czemu włókna te łatwiej się na powrót rozstępują, niż gdyby nigdy nie były rozsuwane. Podobnie gdy liczne igły bądź rylce s. 51 przebijają tkaninę [ryc. 30] oznaczoną literą A, powstają w niej małe otwory, jak np. w a i b, które pozostają nawet wtedy, gdy igły te usunie się z tkaniny, jeśli zaś się zamkną, pozostawią w niej ślady, jak np. w с i d, dzięki którym miejsca te po raz wtóry łatwiej się rozewrą. Trzeba także zauważyć, że jeśli na powrót rozewrą się jedynie niektóre takie otwory, jak np. a i b, już samo to może się okazać przyczyną, że inne otwory, jak nр. с i d, rozewrą się jednocześnie, zwłaszcza zaś, gdy wielokrotnie były rozwierane wszystkie otwory razem i nie zwykły być rozwarte jedne bez drugich. Ukazuje to, w jaki sposób wspomnienie jednej rzeczy budzi wspomnienie innej, niegdyś równocześnie z ową pierwszą odciśniętej w pamięci. Podobnie jeśli widzę dwoje oczu i nos, zaraz sobie wyobrażam czoło i usta oraz wszystkie inne części twarzy, nie zwykłem bowiem oglądać jednych bez drugich; widząc zaś ogień, wspominam jego ciepło, niegdyś je bowiem czułem, gdy spoglądałem w ogień. Rozważmy nadto fakt, że gruczoł H utworzony jest z substancji bardzo miękkiej, nie jest zaś złączony ani zespolony z miąższem mózgu, lecz jedynie przyczepiony do małych tętnic (których otoczki są dość luźne i pofałdowane) i utrzymywany w położeniu chwiejnym pod naporem krwi, którą tłoczy do niego ciepło powstające w sercu. Toteż bardzo niewiele trzeba, by spowodować, że gruczoł ów nieco się odchyli i przegnie raz w jedną, raz w drugą 7 stronę, i sprawić, że, kołysząc się w taki sposób, skieruje wylatujące z niego tchnienia raczej do pewnych miejsc mózgu niż do innych. Koncepcja tchnień życiowych należy do bardzo długiej a zarazem wyjątkowo trwałej tradycji filozoficznej i naukowej; początki jej sięgają wierzeń, które zajęły ważne miejsce w pierwotnej kulturze człowieka, jej zaś zmierzch przypada na połowę XIX wieku. Tradycja ta kształtowała się na krzyżujących się szlakach rozwojowych takich pojęć, jak życie, dusza, duch i pneuma; pojęcia te są tak dalece z sobą sprzężone, że można właściwie mówić o jednej, wspólnej drodze rozwojowej. U jej początków—jak to niezmiennie można obserwować w dziejach filozofii i nauki — znalazły się potoczne, przednaukowe obserwacje, iż do życia niezbędne jest powietrze, dostarczane ruchami oddechowymi do wnętrza ciała zwierzęcego i ludzkiego; zawieszenie tych ruchów wraz z „ostatnim tchnieniem” oznaczało śmierć. Toteż to, czym ciało było ożywiane, utożsamiano z owym tchnieniem bądź też z zawartym w nim powietrzem. W wierzeniach dziś jeszcze żyjących ludów pierwotnych, a także w wierzeniach pochodzących z homerowego okresu rozwojowego kultury greckiej można znaleźć pojęcia odpowiadające kilku rodzajom duszy (rozmaicie nazywanym). Niemal wszystkie te pojęcia duszy (z wyjątkiem tzw. wolnej duszy ludzi żywych i duszy ludzi umarłych), niezależnie od etymologii grec. psyche, thymos, phren, phrenos, w różnym stopniu nawiązują do powietrza, oddychania, ruchów i narządów oddechowych. Wszystkie zaś one (wraz ze wskazanymi wyjątkami) mają naturę cielesną (np. Bremmer 1983). Do filozofii powietrze w charakterze elementu wprowadził, jak wiadomo, Anaksymencs (588-525), zapewne pod wpływem tamtych, utrwalonych w życiu potocznym, poglądów; następnie zaś Empedokles (480-430) włączył je do swojej tetrady elementowej. Pojęcie powietrza jako elementu traktowanego na równi z innymi elementami owej tetrady znalazło z kolei zastosowanie w teorii medycyny rozwiniętej przez Hipokratesa (460-377) i jego szkołę. Diogenes z Apollonii (2 poł. V w. p.n.e.) wszelako był pierwszym, jak się zdaje, filozofem i lekarzem, który powietrze (jako element) wyodrębni! spośród innych elementów i przypisał mu swoiste funkcje: „Ludzie i inne zwierzęta, oddychając, żyją dzięki powietrzu i jest ono dla nich zarazem duszą (psyche) i wrażliwością (noesis) [...] i jeśli ulega ono oddzieleniu, umierają i tracą wrażliwość” (Laks 1983, s. 39; tamże s. 42-43). Od tego momentu w dziejach pojęcie powietrza zaczęło odgrywać szczególną rolę w filozofii, fizjologii i medycynie. Nic było to, oczywiście, powietrze zwykłe, musiało ono uczynić zadość kilku warunkom, zanim zaczęło uczestniczyć w owych osobliwych czynnościach organizmu żywego; np. powinno być lekkie, subtelne, cieple, suche, ruchliwe itp. Było to zatem powietrze-element, substancja, którą obdarzono cechami powietrza, występującymi w niej w najwyższym nasileniu. i Opisywane przemiany pojęciowe należą jednak do dość późnego okresu rozwojowego; początkowo sądzono, że to zwykle powietrze jest podłożem wszystkich procesów życiowych i psychicznych. W owym okresie rozwojowym — wraz z wysubtelnieniem się powietrza-elementu, będącego duszą życiową bądź jej siedliskiem — ewolucja pojęcia duszy doprowadziła do pojawienia się nowego jej rodzaju — duszy niecielesnej (Platon, Timajos. Kritiasz 427-347), określanej dawnym mianem psyche; ów 8 nowy rodzaj duszy przejął nie tylko stare miano, lecz również dawne funkcje duszy cielesnej — funkcje życiowe. Zarazem zaś subtelnemu powietrzu-elementowi przyswojono słowo obecne już wcześniej w języku greckim—pneuma („powietrze", „oddech", „tchnienie"; nazwy tej będziemy używać w polskiej formie rodzaju żeńskiego i stosownie ją odmieniać); przekładanie tego słowa za pomocą polskiego „powietrza", jak to czynią niektórzy tłumacze, np. Arystotelesa, jest nieporozumieniem i rodzi nieporozumienia w toku lektury tak przełożonego tekstu. Pneuma bowiem jest także specyficznym ruchem owego szczególnego powietrza — tchnieniem delikatnym, lekkim, suchym i ciepłym. Przy tym pojęcie pneumy niesie nawarstwione na siebie w toku swego rozwoju nowe, nadane przez kolejnych autorów, znaczenia. Owego przełomu terminologicznego i znaczeniowego — mamy na myśli pneumę — dokonał, jak sic zdaje, przedstawiciel sycylijskiej szkoły lekarskiej, Filistion z 1.okroi (435-365), którego Platon znał, i którego wiele koncepcji przejął i przetworzył (Jaeger 1938, s. 213); nie ulega wątpliwości, że pojęciem pneumy swobodnie się już posługiwał Arystoteles (384-322) w swoich rozprawach przyrodniczych. Filistion dodał do czterech elementów Empedoklesa, utrwalając w ten sposób pomysł wcześniej powzięty przez pitagorejczyka Filolaosa z Krotonu (V w. p.n.e.), piąty element, piątą istotność, ąuinta essentia, którą był — według niego — eter, tzw. ciało pierwsze (Arystoteles, O niebie 1980, s. 8-13; 1982a, s. 5-6). Otóż ów eter jest odpowiednikiem biologicznej pneumy, oba te ciała są zbudowane z podobnego tworzywa (Arystoteles O rodzeniu się zwierząt 1979, s. 76). Pneuma w Arystotelesowej koncepcji ma charakter wrodzony, nie jest to pobierane z zewnątrz powietrze (Arystoteles O częściach zwierząt 1977, s. 70), jedynie wraz ze wzrostem zwierzęcia ilość jej jest pomnażana przez powietrze zewnętrzne, uprzednio stosownie przetworzone; obecność jej jest niezbędna w rozwoju zwierzęcia (Arystoteles O rodzeniu się zwierząt 1979, s. 93-94), stanowi ona bowiem narzędzie kierującej rozwojem duszy (Arystoteles O rodzeniu się zwierząt 1979, s. 243). Pneuma tworzy wreszcie łącznik między sercem — siedliskiem duszy — a narządami zmysłowymi i członkami, przekazując poruszenia duszy członkom, ruchy zaś narządów zmysłowych— duszy; pneuma ta jest rozproszona we krwi (Jaeger 1938, s. 212-218; Peck 1953, s. 111-121). W poglądach Arystotelesa wyraźnie widoczny jest po raz pierwszy motyw teoretyczny, który skłonił go do wprowadzenia owego specyficznego pojęcia pneumy do systemu. Ma ona pełnić rolę stopnia pośredniego między materialnym ciałem a wyodrębnioną z niego niematerialną duszą, nadal pozostającą zasadą życiową i psychiczną. Drugi etap rozwojowy pojęcia pneumy, rozciągający się od stoika Zenona z Kition (336-264) po Augustyna (354-430) cechuje—jak wykazał G. Verbeke (1945) — stopniowe „spirytualizowanie” się pneumy. U stoików ów wspomniany stopień pośredni jest zbędny wobec materialności duszy, której miejsce zajmuje pneuma, eter, ogień, ciepłe powietrze; wszystkie te ciała są w istocie odmianami ciepłego i suchego tchnienia, określanego ogólnym mianem pneumy, która jest czynnikiem ożywiającym, kierującym i twórczym nie tylko ciał ożywionych, lecz także całego Wszechświata. Dodajmy, iż według Verbekego (1945, s. 174), pneumę stoików można po prostu utożsamić z Arystotelesową kwintesencją, czyli eterem; powstał w ten sposób łącznik między pojęciem kwintesencji a pojęciem pneumy (spiritus), ważny dla zrozumienia istoty wielu późniejszych koncepcji alchemicznych, które również 9 leżą na szlaku rozwojowym pojęcia pneumy; wywarły one pewien wpływ na ogólnoprzyrodnicze poglądy Kartezjusza. Spośród starożytnych myślicieli a zarazem lekarzy, reprezentujących zatem orientację przyrodniczą i będących zwolennikami koncepcji pneumy (m. in. Herofil, Erazystrat, szkoła pneumatyków, założona przez Atenajosa z Attalei), poświęcimy nieco miejsca poglądom Galena (130-200). W jego to bowiem redakcji (nieco zmodyfikowanej przez lekarzy arabskich) koncepcja pneumy została przejęta przez fizjologów czasów nowożytnych i, przetwarzana stosownie do potrzeb teoretycznych, przetrwała do polowy XIX wieku. Po rezygnacji przez stoików z duszy obdarzonej odrębnością substancjalną Galen umieszcza duszę na powrót w ciele, czyniąc jednocześnie pneumę pośrednikiem między substancją cielesną a substancją duchową. Nie jest zresztą rzeczą jasną, jakie funkcje miały należeć do duszy, skoro Galen przypisał pneumie (materialnej!)—szczegół to niebywale ważny i interesujący — funkcję myślenia. „[...] Rozumność jest warunkowana właściwym temperamentem (eukrasia) ciała, któremu poruczono myśleć, bez względu na to, jakie by to było ciało, nie zaś różnorodnością jego budowy. Wydaje mi się, iż w istocie nie tyle obfitości pneumy psychicznej, co jej jakości, należy przypisać doskonałość myślenia. [...] Zupełnie wszelako pominąć milczeniem substancję duszy, gdy się wyjaśnia budowę ciała zawierającego ją w sobie, rzecz to niemożliwa. Jeśli jednak jest to niemożliwe, trzeba jak najszybciej zrezygnować z tego, nad czym nie należy się długo zatrzymywać" (Claudii Galeni Opera omnia 1822, III, s. 674; także s. 700). W innym wszakże miejscu Galen — po pewnych wahaniach — pneumę psychiczną określił mianem narzędzia duszy (Galeni De placitis Hippocratis et Platonis 1984, s. 444-447), powrócił zatem do dawnego poglądu Arystotelesowego o zależnościach między pneumą a duszą. Pneuma występuje w dziełach Galena w dwóch odmianach: jako — wspomniana wyżej — pneuma psychiczna (pneuma psychikon) oraz jako pneuma życiowa (pneuma zotikon). Pneuma życiowa powstaje w tętnicach i w sercu z odpowiednio przetworzonego, „przetrawionego", w płucach powietrza i par krwi (Galen 1822, III, s. 496, 545) bądź z tworzywa dostarczonego przez oddychanie i z parowania soków (humor) (Galeni De placitis… 1984, s. 444-447). Gdy nadto popłynie tętnicami w kierunku mózgu i z trudem będzie pokonywać znajdującą się na jej drodze sieć dziwną (rete mirabile) i długo w niej pozostawać, stanie się — w ten sposób przetworzona — tworzywem, z którego po dalszym oczyszczeniu powstanie w komorach mózgowia pneuma psychiczna (Galen 1822, III, s. 699-703, 541-542, 663; IV, s. 323; Galen 1984, s. 444-447, 230-231). Siedliskiem zatem pneumy życiowej są serce i tętnice (w nieznacznej tylko ilości znajduje się ona w żyłach), siedliskiem zaś pneumy psychicznej — komory mózgowia. Pierwsza jest podłożem życia w ogóle, ciepła przyrodzonego, ruchów mimowolnych, przede wszystkim zaś ruchów serca i tętnic oraz ruchu krwi, a także rozmnażania się, druga — podłożem odbieranych wrażeń, ruchów dowolnych i—jak wspominaliśmy poprzednio — myślenia (aczkolwiek Galen pisze o tym z widocznym wahaniem; sam ten problem wymaga zresztą starannych badań). W taki, wielce skrótowy, sposób można przedstawić Galenową koncepcję pneumy. W ogólnych jednakże opracowaniach z zakresu historii medycyny zawsze wspomina się, odtwarzając poglądy Galena, o trzecim rodzaju pneumy — pneumie przyrodzonej (pneuma fyzikon). Do systemu Galena pojęcie to wprowadził Syryjczyk 10 imieniem Joannitius (Hunayn ibn Ishaq al-Ibadi, 809-873) według trójdzielnego schematu: wątroba żyłami dostarcza ciału pneumy przyrodzonej, serce tętnicami — pneumy życiowej, mózg nerwami — pneumy psychicznej (Temkin 1951, s. 188-189; 1973). Do nauk przyrodniczych czasów nowożytnych — przede wszystkim do medycyny — pojęcie pneumy (występujące teraz pod nazwą spiritus) przeniesiono z systemu Galena, uwzględniając wprowadzane później do tego systemu zmiany. Dzięki zatem autorytetowi Galena medycyna przyswoiła sobie pojęcie pneumy (spiritus) w jego materialistycznej jeszcze interpretacji, gdy tymczasem dalszy jego rozwój doprowadził u Augustyna (354-430) do całkowitej spirylualizacji treści tego pojęcia (Verbeke 1945, s. 489, 508), i w tej postaci utrwaliło się ono —jako spiritus — w teologii i wielu systemach filozoficznych. Do Galena nawiązywali również niektórzy filozofowie renesansowi, jak np. Bernardino Telesio (15091588) i jego uczeń Agostino Doni. Obaj oni ów spiritus pojmowali jako najdelikatniejszą, ulotną materię, wywodzącą się z nasienia i tworzącą się we krwi za sprawą ciepła, które nadaje owemu duchowi, czyli tchnieniom, zdolność ruchu (Doni tchnienie to nazywa „kwiatem krwi"). Do sposobu działania, poruszania się tchnień życiowych Telesio i Doni sprowadzali nie tylko funkcje życiowe, lecz również funkcję myślenia; anima rationalis ma także naturę cielesną. Telesio obdarzył wszelako człowieka duszą nieśmiertelną, która ma go różnić od zwierząt, być źródłem moralności i podłożem społecznych skłonności człowieka. Brak jakiejkolwiek więzi między duszą nieśmiertelną a tchnieniami życiowymi (spiritus) uniemożliwia wyjaśnienie, w jaki sposób motyw moralny znajduje przejaw w działalności człowieka; wskazuje też na to, że spiritus nic pełni tu funkcji stopnia pośredniego, łącznika między nieśmiertelną duszą a ciałem (Gorfunkel' 1980, s. 233-248). Istniała inna jeszcze grupa użytkowników pojęcia pneuma-spiritus: byli to alchemicy; stosowane przez nich pojęcie miało dłuższy niż w poprzednim przypadku rodowód, wywodzili je bowiem przez pneumę stoików z Arystotelesowej kwintesencji. Idee filozoficzne, odnajdywane również u alchemików, rozwijał np. M. Ficino (1433-1499), w którego systemie emanacyjnym, duch, substancja cielesna wyjątkowej delikatności, staje się pośrednikiem między duszą a ciałem człowieka, między duszą boską a światem (Luporini 1962, s. 121-129). W alchemii zresztą, operującej ciemnym, zawikłanym językiem mnożą się i najróżnorodniej nakładają na siebie znaczenia pojęcia pneuma-spiritus, nie zatraca ono jednak, jak się zdaje, owego materialistycznego charakteru, obejmując w końcu swym zasięgiem również gaz jako ciało fizyczno-chemiczne (Sędziwój 1971, s. 249-252, 255, 322323, 327-328). Pojęcie tchnienia (spiritus) pochodzenia lekarskiego i ducha (spiritus) pochodzenia alchemicznego występują w dziełach F. Bacona (1561-1626) — zob. Bacon 1665, kol. 115-116, 564; 1955, s. 172, 187, 282-285. Dodajmy już w tym miejscu, że Kartezjusz zetknął się, jak można sądzić, z rozmaitymi alchemicznymi znaczeniami pojęcia spiritus. Jeden z jego znajomych lekarzy, chirurg z Lyonu, L. Meyssonnier (1602-1672), wystąpił z alchemiczną interpretacją różnic, jakie miały dzielić spiritus vitales od spiritus animales; polegać one miały na tym, że pierwsze są ogniem-żywiołem, drugie zaś powietrznym merkuriuszem, czyli alchemicznym spiritus yitalis (np. Sędziwój 1971, s. 168, 250-251). Do pomysłu tego Kartezjusz odniósł się jednak lekceważąco i w liście do M. Mersenne'a potraktował Meyssonniera ironicznie (Descartes 1956, III, s. 120). Sam wszelako 11 wyjaśnia w Principia philosophiae (1644) sposób powstawania metali i kamieni szlachetnych w korze ziemskiej, posługując się alchemicznym pojęciem tchnienia (spiritus); zbieżność między wyjaśnieniem Kartezjusza a np. Sędziwoja (1566-1636; Traktat o kamieniu filozoficznym, 1604) jest niewątpliwa (Descartes 1960, s. 257-259; Sędziwój 1971, s. 166171, 356-357). Galenową koncepcję pneumy (uzupełnioną przez Joanitiusa), o której — podobnie jak o anatomii Gałena i o nim samym — pamiętano przez wiele wieków, rozwinął w postaci rozbudowanego systemu i utrwalił J. Fernel (1497-1558). Z pojęcia spiritus vitalis przed wystąpieniem Fernela czynił użytek Leonardo da Vinci (1452-1519; Leonardo da Vinci 1965, s. 18; zob. także interesujące rozważania Luporiniego o pojęciu ducha i duszy u Leonarda: Luporini 1962, s. 65-81), który je prawdopodobnie przejął z dzieła anatomicznego Mondino di Luzzi (1275-1327). Wykład swego systemu Fernel początkowo pomieścił w De naturali parte medicinae (1542), a następnie w Universa medicina (1581). W systemie tym na pierwotną koncepcję Galena nałożył się Arystotelesowy kwalitatywizm i finalizm; elementy pierwszego były zresztą obecne w jej wersji oryginalnej, drugi zaś już głęboko przenikał główne dzieło anatomiczne Galena, De usu partium. Fernel wyróżnił trzy rodzaje tchnień: przyrodzone (spiritus naturalis), życiowe (s. vitalis), psychiczne (s. animalis); pod nazwą spiritus nativus ukrywa się wrodzone ciepło, wyczerpujące się w ciągu życia. Wszystkie trzy rodzaje tchnień pełniły odpowiednio trzy rodzaje funkcji, które wraz z częściami ciała były podporządkowane duszy o trzech facultates. Ślady wpływów Fernela, które się rozciągały aż do połowy XVII wieku, odnajduje się w dziełach wielu fizjologów i anatomów, np. Wezaliusza. Siłą rzeczy Galenowa koncepcja pneumy w anatomicznym dziele Wczaliusza odsunięta jest na dalszy plan, znajduje jednak zastosowanie w wyjaśnieniach mechanizmu przewodnictwa nerwowego, powstawania wrażeń (s. animales), w wyjaśnieniach funkcji serca, krwi, regulacji przyrodzonego ciepła (s. vitales), funkcji wątroby i odżywiania się (s. naturales); dodajmy, iż owe spiritus, tj. tchnienia, są mieszaniną powietrza i krwi, w mózgu mieszaniną szczególnie subtelną i czystą (z przewagą powietrza), „raczej chyba jakością niż ciałem", jak pisze Wezaliusz (Vesalius 1555, s. 772-774; 708-709). Również Kartezjusz dał dowód przywiązania do wielowiekowej tradycji, gdy — uruchamiając swój maszynowy model człowieka — wnętrze jego mózgu i nerwy-rurki wypełnił Galenową pneumą psychiczną (s. animales), czyli tchnieniami życiowymi (zob. uwagi dotyczące przekładu terminu — przypis 2.3 do niniejszej rozprawy, s. 154). Okazuje się wszelako, iż związał on swoją koncepcję tchnień życiowych także z inną tradycją, niewiele młodszą od tamtej, odrodzoną za sprawą P. Gassendiego (1592-1655) — tradycją atomistyczną, gdy tchnieniom życiowym przypisał naturę korpuskularną. Była to najistotniejsza modyfikacja, jakiej Kartezjusz poddał Galenowe pojęcie pneumy. Druga zmiana polegała na rezygnacji ze s. vitales (ze s. naturales, czyli pneuma fyzikon, sam Galen nie czynił użytku); już u Galena zresztą różnica między p. zotikon i p. psychikon nie była wyraźna ani istotna. Kartezjusz poprzestał zatem na s. animales, czyli tchnieniach życiowych, odpowiadających Galena p. psychikon. „To bowiem, co lekarze nazywają spiritus vitales, nie jest niczym innym niż zawartą w tętnicach krwią, która różni się tylko tym od krwi żylnej, że jest rzadsza i cieplejsza, skoro przed chwilą rozgrzała się i rozszerzyła w sercu" (Descartes 12 1956, IV, s. 191). Obecność w koncepcji Kartezjusza tylko jednego rodzaju tchnień miała także powody, rzec by można, techniczne: analizował on jeden, w istocie, typ zjawisk fizjologicznych (zwłaszcza w rozprawie L’Homme), określanych niegdyś mianem animalnych. W XVII wieku była już jednak wyraźnie widoczna tendencja teoretyczna, by zmniejszyć liczbę odmian, w jakich występowały tchnienia; polegała ona na podciągnięciu s. naturales pod s. vitales i zachowaniu bez zmian s. animales (Blancard 1693, s. 189); byłby to zatem powrót do oryginalnego podziału Galena. Koncepcja tchnień życiowych była wielce rozpowszechniona w XVII wieku, zwłaszcza wśród anatomów badających układ nerwowy. Miała jednak również swoich przeciwników; należał do nich np. wybitny anatom duński N. Stensen (1668) — zob. Stenon 1743, s. 203-243. Przetrwała z pewnymi zmianami aż do połowy XIX wieku; zmiany te polegały m. in. na tym, że tchnienia coraz częściej przedstawiano nie w postaci gazu, lecz cieczy (np. succus nerveus— Borelli (1681); Borelli 1743, II, s. 34). Popularna w XVIII wieku teoria przewodnictwa nerwowego BoerhaavegoHallera przekazywanie bodźca wyjaśniała ruchem „płynu nerwowego" w nerwach (Haller 1788, s. 285-287). Przyrodnicy początku XIX wieku podtrzymywali tę teorię i nadal tchnieniom życiowym przypisywali naturę cieczy. Np. J. B. Lamarck (1744-1829) poświęcił wiele miejsca w swojej Philosophie zoologique (1809) płynowi nerwowemu, czyniąc go odpowiedzialnym za działanie całego układu nerwowego (Lamarck 1960, s. 425-434). I wreszcie w pierwszym ćwierćwieczu XIX wieku powrócono nie tylko do starej koncepcji pneumy-tchnienia, lecz także przypomniano dawno już porzuconą, właściwą jej terminologię. Przykładów dostarcza m. in. dzieło szwajcarskiego zwolennika Schellinga— I. P. V. Troxlera (1780-1866; zob. Troxler 1812, s. 145, 155-156), a także rozprawa francuskiego lekarza J. Tinchanta, ukazująca miejsce tchnień w ustroju zwierzęcym i procesie rozmnażania się (Tinchant 1822, s. 223-225, 232, 237-238, 241). Wielowiekowej obecności pojęcia pneumaspiritus w szeroko pojmowanej fizjologii położyły kres eksperymentalne badania C. Matteuciego (1811-1868), który wykazał, iż u podłoża przewodnictwa nerwowego leżą zjawiska elektryczne (Matteuci 1844). Włączenie zaś elektryczności do zakresu pojęcia pneuma-spiritus, nawet tak bardzo liberalnie interpretowanego, jak w XVIII wieku, byłoby przejawem zbyt daleko idącej dowolności interpretacyjnej. Krótki przegląd dziejów pojęcia tchnień życiowych zamkniemy opisem jeszcze jednej wielce interesującej koncepcji i zarazem powrócimy do Galena, którego dzieła zajęły wyjątkowe miejsce w historii tego pojęcia i w ciągu wielu wieków wyznaczały kierunek jego rozwoju. W ramach tej koncepcji tchnienia życiowe (s. animales), mające swoje siedlisko w mózgu i w nerwach, próbowano również upodobnić do światła. Tego rodzaju porównania przeprowadzał angielski anatom Th. Willis (1621-1675), usiłując wyjaśnić — w Cerebri anatome i De anima brutorum — na czym polega postrzeganie, pamięć i wyobrażanie sobie (Willis 1680, I, s. 53-54; II, s. 35). Nie jest to wszakże pierwszy przypadek łączenia tchnień życiowych ze światłem. Wcześniej Wezaliusz — zastanawiając się, w jaki sposób nerwy przenoszą ruch tchnień — rozważał jako rzecz możliwą, iż tchnienia ślizgają się po powierzchni nerwu na podobieństwo smugi świetlnej (Vesalius 1555, s. 773). W obu przypadkach mieliśmy raczej do czynienia ze stosunkiem analogii między tchnieniami a światłem (przypadek drugi nie budzi tu żadnych wątpliwości) niż z przypisywaniem 13 tchnieniom natury światła. Inaczej natomiast rzecz wygląda w ujęciu Galena, pisze on bowiem o istnieniu odrębnego rodzaju pneumy, wypełniającej kanał nerwu wzrokowego i oko, która ma naturę światła i nazywa się pneumą świetlistą. Istnienie pneumy-światła jest warunkiem poznawalności tej dziedziny rzeczywistości, która sama ma naturę świetlistą i jest przedmiotem postrzeżeń wzrokowych. Galen odwołuje się tu do zasady Empedoklesa, wymagającej, by istniało podobieństwo pod względem natury między przedmiotem poznania a podmiotem poznającym: „Ziemią poznajemy ziemię, wodą — wodę, powietrze— jaśniejącym powietrzem, trawiący zaś ogień — ogniem" (Galen 1984, s. 448-463; Galen 1822, III, s. 780, 788).— s. 10. 14