Jeż wędrowniczek

Transkrypt

Jeż wędrowniczek
strona 1
____________________________________________________
Tragedia na ulicy
Czternastego września 2009 roku właśnie kończyłem oglądać
wieczorne wiadomości TVP, gdy zadzwonił telefon. Jakaś młoda pani powoławszy
się na kontakt znaleziony w internecie do naszego stowarzyszenia, z przejęciem
opowiedziała o tragicznym zdarzeniu. Otóż, dzień wcześniej podczas wieczornego
spaceru z psem przy dość ruchliwej ulicy osiedla Słoneczny Stok w Białymstoku,
była świadkiem, jak pędzące auto osobowe najechało z impetem na
przechodzącą przez jezdnię rodzinkę jeżową: matkę a za nią pięcioro malutkich
jeżyków. Matka i jedno z jej dzieci zostały zmiażdżone kołami samochodu.
Ocalałe cztery jeżyki zawróciły na chodnik i przerażone krążyły bezradnie po
wąskim trawniku. Moja rozmówczyni niewiele myśląc zabrała je do torby i zaraz
zaniosła do mieszkania - umieściwszy w koszyku po kotach. Małe zbiły się ze
strachu w ciasną kupkę i przytuliły do siebie. Kobieta znalazłszy na naszej stronie
informację, iż w jednym miocie rodzi się nawet do 8 jeży, wróciła po chwili z
latarką na miejsce tragedii, aby dokładniej przeszukać pobliskie zarośla. Nie
znalazła już jednak żadnego jeża. Potem dała małym kocią karmę, ale jeżyki były
tak przestraszone, że nie chciały nic zjeść. Na drugi dzień, wieczorem zadzwoniła
do mnie.
Tyle zostało z matki jeży.
Od razu pojechałem z żoną pod wskazany adres, wypełniliśmy Karty
Jeży i poszedłem obejrzeć miejsce tragedii - żona nie była w stanie na to patrzeć.
Mimo, iż oglądałem to feralne miejsce na drugi dzień po zdarzeniu, rozjechane
ciała jeży nadal tam leżały i robiły naprawdę przygnębiające wrażenie.
Postanowiłem to uwiecznić - z nadzieją na poruszenie wyobraźni kierowców.
Wykonanie fotografii nie było jednak łatwe. Nie dość, że auta jechały często, to z
zawrotną prędkością! Pomyślałem, że szkoda, iż policja z radarami niezmiernie
rzadko patroluje ulice dzielnicowe, a skupia się głównie na szosach, bo być może
do tej tragedii by nie doszło.
strona 2
____________________________________________________
Tyle zostało z malutkiego jeżyka.
Cztery uratowane jeżyki pojechały pod naszą opiekę. Były tak
przestraszone, że aż żal było je ważyć, a ważyły od 170 do 200 G. W
ogrzewanym pomieszczeniu gospodarczym z oknem przygotowaliśmy im
drewniany domek wypełniony sianem – zbudowany wcześniej dla zupełnie innego
jeża. Kiedy obok wejścia do domku postawiliśmy największego z jeżyków,
natychmiast odważnie wszedł do korytarzyka, powąchał i ... dał nura w stos
siana!
Przestraszone cztery jeżyki tuż po przywiezieniu do domu.
strona 3
____________________________________________________
Pachnący domek czeka - pierwszy jeżyk znika w sianie.
Na dźwięk szurania, natychmiast ruszyły tam pozostałe trzy jeżyki.
Mimo iż pokrywa domku była podniesiona, jeżyki znikły nam z oczu. Była godzina
22.00 - zostawiliśmy więc je w spokoju, postawiwszy obok karmę Whiskas Junior
na talerzyku. Około północy zajrzeliśmy do pomieszczenia i okazało się, że karma
znikła! Odetchnęliśmy z ulgą, bo to zwiastowało, iż jeżyki doszły do siebie.
Jeżowa rezydencja w warzywniku.
Na drugi dzień, postanowiliśmy przenieść domek z jeżami do
warzywnika. Będą tam miały niemal raj - nastały ciepłe i słoneczne dni oraz
ciepłe noce i sporo owadów. Wydzieliłem więc w warzywniku strefę 3x3 m czarną
siatką ogrodową z małymi oczkami - na wysokość ok. 50 cm. Wolne przestrzenie
strona 4
____________________________________________________
pod sztachetami obłożyłem szczelnie cegłami. Na tak urządzone terytorium,
około godziny osiemnastej ostrożnie wniosłem domek wraz ze śpiącymi w sianie
mieszkańcami. Potem rozpoczęliśmy baczną, ale dyskretną obserwację zachowań
jeżyków w nowej rezydencji. Po 20 minutach, kiedy zaczęło już zmierzchać, w
otworze korytarza wejściowego domku pojawił się pierwszy czarny nosek i silnie
zaczął wąchać otoczenie. Wąchał i wąchał dobre kilka minut, po czym ostrożnie
stanął na ziemi i ... szybkim truchtem popędził pomiędzy gęste liście rosnących
buraków. Zaraz po tym z domku wyszedł drugi i trzeci. Czwartego jednak nie
było. Po kilku minutach zajrzeliśmy do domku i ujrzeliśmy najmniejszego jeżyka
śpiącego w najlepsze. Kiedy pozostała trójka już poznała nowy teren, żona
postawiła na środku kojca talerzyk ze znaną im już mokrą karmą. Trójka jeżyków
dopadła do talerzyka i rozpoczęła ucztę głośno mlaskając. Na ten dźwięk, a może
zapach karmy, nagle z domku wybiegł ostatni jeżyk i pominąwszy ceremonię
badania nowego terenu, natychmiast dołączył do uczty.
Doprawdy, jest to przyjemne uczucie, gdy się widzi w dobrej formie
takie nieszczęsne małe istoty, którym dwa dni wcześniej zabito matkę. Szkoda, że
piąty z rodzeństwa nie przeżył! Ciężko wzdychając, zostawiliśmy jeżyki w spokoju
na ich nowym terytorium. Potem, około dziesiątej wieczorem postawiliśmy
kolejną porcję karmy, a o trzeciej w nocy jeszcze jedną.
Postanowiliśmy opiekować się nimi do czasu, gdy będą mogły
samodzielnie żyć na wolności i je wypuścić w dzikie zarośla w sąsiedztwie, gdzie
czasami spotykamy jeże. Dlatego też nie braliśmy jeży na ręce, karmę zaś
stawialiśmy dyskretnie, aby nie kojarzyły nas z karmą - niechaj żyją jak
najbardziej dzikie i bez naszej ingerencji. Rano poszliśmy sprawdzić, co z jeżami?
Nie było ich widać w ogródku, więc zapewne śpią. Spały cały dzień do wieczora,
aż do pory karmienia. Niedawno pożegnaliśmy naszego nieodżałowanego jeża
Jaśka, a tu przybyło nam aż czterech nowych lokatorów. Oby tylko mieli
szczęśliwe swoje jeżowe życie. Wyglądało, że już najważniejsze problemy i my, i
te jeżyki, mamy za sobą, ale zaraz okazało się, że się mylimy - i to bardzo!
Nieszczęsna siatka ogrodowa pomogła jeżom się wspinać.
strona 5
____________________________________________________
Kiedy żona postawiła o zmierzchu talerzyk z karmą, jeże jeszcze spały.
Zaraz z domku wygramolił się jeden, potem drugi i kiedy usłyszeliśmy znane
mlaskanie, spojrzeliśmy po sobie z niepokojem. Coś tu nie tak - jedzą tylko dwa
jeżyki. Zaglądamy do domku - pusty! Dokładnie przeczesujemy sianko w domku jednak pusto. Żona zdumiona, a mnie po plecach przeszły ciarki. Sprawdzamy
latarkami to terytorium jeżowe i nic! Dwa jeże mlaskając pożywiają się, a dwóch
pozostałych nie ma! Poszedłem po silniejsze latarki - nie ma wyjścia, będziemy
sprawdzać cały ogród. Wprawdzie nie wierzymy, by wspięły się na murek lub
przecisnęły przez wąskie na zaledwie 3 cm szczeliny pomiędzy sztachetami, ale
tylko to nam zostało - szukać w ogrodzie.
Wracam z latarkami, a tu żona stoi z trzecim jeżykiem na rękach!
Okazało się, że kilka metrów od warzywnika, jeżyk siedział sobie w najlepsze na
środku niedużej pryzmy kompostownika! Zatem, jednak jakimś cudem uciekły z
warzywnika. Zabieramy więc domek z trzema jeżami do domu na noc i szukamy
czwartego. Przez ponad trzy godziny, do drugiej w nocy, przeczesywaliśmy cały
nasz ogród 1000 m2 - metr po metrze, na kolanach, podnosząc wszystkie krzewy
i zaglądając we wszystkie zakamarki. Sprawdziliśmy też oczko wodne. Ani śladu
jeża! Uznaliśmy, że czwarty jeż pod sztachetami przeszedł na sąsiednie pola,
gdzie od lat żyją rodziny jeżowe.
Sąsiedni teren, który zwabił jeżyka.
Żona już dygotała z zimna, więc ze łzami w oczach, poszła do domu.
Ja zaś, postanowiłem raz jeszcze sprawdzić cały ogród. Dochodziła już trzecia
nad ranem, kiedy i ja się poddałem. Pogodziłem się z ucieczką jeżyka. Taki mały,
nie będzie miał pokarmu, a i przytulić się w nocy nie będzie miał gdzie. Z ciężkim
sercem poszedłem do domu. Okazało się, że żona nie śpi i rozmyśla jaki błąd
popełniliśmy, a właściwie ja - budując ogrodzenie? Czyżby po siatce ogrodowej
jeże dały radę się wspinać na wysokość 60 cm - zwłaszcza tak małe?
Następnego ranka, kupiłem membranę ogrodową - taką mocną
plecioną i prasowaną, dość śliską i gładką, żeby pazurki jeża się nie wbijały.
Zamontowałem ją tackerem do sztachet wokół jeżowej strefy w warzywniku.
Około południa do kojca w warzywniku wyniosłem domek wraz ze śpiącymi
jeszcze trzema jeżami. Około godziny czternastej sprawdziłem jeszcze, czy w
strona 6
____________________________________________________
ogrodzie nie ma jeża? Jeśli gdzieś się ukrył, powinien teraz wyjść i szukać
pokarmu - przecież nie jadł w nocy. Nic z tego - po jeżyku ani śladu! Zajrzałem za
ogrodzenie posesji i wypatrywałem w trawach, też nic. Wtedy wpadłem na
pewien pomysł.
Nowe ogrodzenie jeżowej rezydencji.
Ponieważ od strony pola jest wysoki murek pod płotem, w miejscu
gdzie jest on najniższy, postawiłem ukosem polano drewna pokryte korą i jeszcze
dwa zbędne paliki ogrodowe. Jeśli rzeczywiście jeżyk zechce wrócić, będzie miał
którędy się wspiąć. Żona wyraziła wątpliwość co do powrotu - przecież tylko
jedną i to niepełną noc ten jeż był w domku i kojcu, nikła więc szansa, że
powróci do nas. Ale cóż, tonący brzytwy się chwyta – według mnie to ostatnia
szansa na uratowanie tego jeżyka, że wróci do swojego rodzeństwa.
Ratunkowy pomost przy ogrodzeniu od strony pola.
strona 7
____________________________________________________
O zmierzchu żona wystawiła talerzyk z mokrą i pachnącą karmą i
chwilę potem trzy jeżyki ochoczo wyszły z domku na ich jeżowe śniadanie. Ciągle
nie możemy odżałować straty czwartego jeżyka. Gdyby był dorosły, dałby sobie
radę, ale to przecież maleństwo, które jeszcze kilka dni temu było karmione przez
matkę mlekiem.
O godzinie 21 miałem karmić naszego psa. To mój codzienny rytuał i
przyjemność zarazem. Jednakże, tego wieczora nie miałem ochoty karmić psa,
poprosiłem więc żonę o zastępstwo, a sam poszedłem z latarką do ogrodu szukać
jeża - tak na wszelki wypadek. Sprawdzam z boku domu i nic. Sprawdzam za
ogrodzeniem od strony krzaków - też nic. Światłem latarki przeczesuję powoli
trawy za płotem, licząc że ujrzę ich falowanie, gdy jeż tam przemyka. Niestety,
żadnego poruszenia. Zrezygnowany, zgasiłem latarkę i przy poświacie księżyca
poszedłem w kierunku warzywnika zobaczyć co u trójki jeżyków? Kiedy byłem w
połowie drogi, coś mnie tknęło i zaświeciłem latarką w lewo - w stronę
ogrodzenia za sumakami i ... stanąłem jak wryty! Pod płotem zamajaczyło coś
ciemnego wielkości niedużego kamienia! Podchodzę bliżej i widzę ... siedzącego
nieruchomo jeżyka! Zastanawiam się, czy to brakujący jeż, czy może kolejny nam
uciekł? Zabieram biedaka na ręce, a on wcale się nie zwija w kłębek! Chowam
więc go za pazuchę i czuję jak się przytula do mojego ciała i czuję też, że jest
zimny jak lód. Wołam żonę, że mam uciekiniera! Żona zdumiona!
Sprawdzamy kojec. Na szczęście, jeżyki mają zwyczaj zaraz po
jedzeniu wracać do legowiska na dwugodzinny sen w sianku. Podnosimy
ostrożnie daszek i sianko. Jeże śpią zwinięte w ciasny kłębuszek, przytulone do
siebie. Żona liczy je i woła, że są trzy! Po sprawdzeniu raz jeszcze, okazało się, że
jednak śpi cała trójka. Więc mam uciekiniera! Co za ulga! Żona wzruszona - tym
razem ze szczęścia. Jeżyk ciągle się ogrzewa u mnie za pazuchą. Stawiamy
talerzyk z karmą i jeżyka przy nim, a ten jak nie zacznie pałaszować i mlaskać! Aż
miło patrzeć! Kiedy zjadł sporą część, z domku wyszła pozostała trójka i razem
siadła do talerzyka.
Ocalała czwórka jeżyków w kojcu ogrodowym.
strona 8
____________________________________________________
Poczekaliśmy, aż najedzą się do syta i obserwujemy. Pierwszy, poszedł
szybko do domku, za nim drugi i trzeci. Uciekinier został i jadł dalej, ale po kilku
minutach - tup, tup i też popędził do domku. Ostrożnie podnosimy daszek i
sianko, a tu cała czwórka wciśnięta w siebie już śpi. Znowu ulga, więc to ich brat,
a nie jakiś obcy jeżyk! Fakt, że jeż wrócił, żona uznała za cud, ale ja wiem, że to
dzięki pieńkowi za płotem, jeż wędrownik miał jak wrócić do swoich. No i ... moja
intuicja, że akurat w dobrym czasie wyszedłem szukać jeża. Coś „jeżowego” w
tym jest.
Wreszcie spokojna noc. Rano idziemy sprawdzić, co u jeżyków. I ...
stajemy jak wryci. Na czarnej pokrywie daszku ich domku, widać wyraźnie jasne
nieduże ślady zwierzaka! Podobne do kocich, ale przecież okoliczne koty szerokim
łukiem omijają nasz ogród, bo mamy dużego owczarka kaukaskiego, który nie
toleruje żadnej żywej obcej istoty i cała okolica o tym wie. Więc to nie kota ślady!
Opodal jest zagajnik, w którym żyją wiewiórki - może to ich ślady, a może ...?
Zmodernizowany kojec- ku uciesze jeżyków.
Dla bezpieczeństwa, postanowiłem zmienić zabudowę terytorium jeży.
Domek postawiłem wejściem 10 cm od cegieł, żeby tylko jeże mogły wśliznąć się
do wejścia. Na całej powierzchni kojca rozłożyłem ruszt z gałązek tawuł i brzozy,
pod którym jeże chodząc nie są z góry widziane. Jeże z wyraźnym zadowoleniem
przyjęły nowy wystrój rezydencji, gdyż intensywnie buszowały w tych mini
chaszczach aż do przymrozków. Potem zabraliśmy je wraz z domkiem do
pomieszczenia gospodarczego na zimę.
Jerzy Zembrowski
Polskie Stowarzyszenie Ochrony Jeży „Masze Jeże”
Białystok, 2010 r.
fotografie autora

Podobne dokumenty