Actum III - Warsztaty Idei

Transkrypt

Actum III - Warsztaty Idei
Spis treści
Rafał Sierchuła, Słowo wstępne
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
3
DZIAŁO SIĘ…
. . . . . . . . . . .
Park im. Żołnierzy Wyklętych w Poznaniu . . .
Płyta CD „Miejcie nadzieję”
. . . . . . .
Rafał Sierchuła, „Wielka Piątka” z Poznania . .
Zenon Torz, Pamiętamy. Poznańskie miesięcznice
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
5
5
8
9
12
TRADYCJA . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Ks. Paweł Bortkiewicz, O duchowości Jana Pawła II uwag kilka . . .
Marek Wedemann, „Kresy wielkie, strażnicze”? O degradacji pewnego
ideału . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
13
13
WSPOMNIENIA . . . . . . . . . .
Adam Szymel, Nawet ptaki przestały śpiewać .
.
.
33
33
SPOŁECZEŃSTWO . . . . . . . . . . . . . . . . .
Zbigniew Jacyna-Onyszkiewicz, Rdzenne terytorium Narodu Polskiego
Lucyna Kulińska, Musimy walczyć o godność i pamięć Polaków . . .
Maciej Syka, My się jeszcze obudzimy!
. . . . . . . . . .
Jakub Salas, Od Chuschi do Tarata czyli niezagojone rany Republiki
Peruwiańskiej
. . . . . . . . . . . . . . . . .
41
41
47
57
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
24
61
————————
Actum to wyraz łaciński, pochodzący od czasownika ago, egi, actum. Actum jest słowem bardzo
wieloznacznym. Znaczy tyle co czyn, czynność, czynności prawne i to, co zdziałane i to, co się
wydarzyło. Wyrazu actum, zwłaszcza w liczbie mnogiej używano na określenie zbioru dokumentów lub ksiąg urzędowych. W średniowieczu wyraz actum był też powszechnie używany
w formule datacyjnej dokumentów, np. actum Poznani[a]e anno Domini – „działo się to roku Pańskiego w Poznaniu”. Już w średniowieczu odróżniano actum (moment podjęcia decyzji prawnej)
od datum (czyli momentu spisania dokumentu).
EKONOMIA . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Maciej Rapkiewicz, Demon zadłużenia publicznego zagraża również
Polsce . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
.
71
.
71
NAUKA . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Agata Szulc, Siła fatalna. Szkic o niszczeniu (się) przez sztukę
Szymon Kazimierski, Oni zmienili losy wojny . . . . .
.
.
.
83
83
86
MYŚL POLITYCZNA
. . . . . . . . . . . . . . . .
Arkadiusz Meller, Za północnym kordonem. Prusy Wschodnie w myśli
politycznej obozu narodowego w latach 1918-1939 . . . . . .
Bogumił Grott, Rozwój niemieckiego szowinizmu w XIX wieku i na
początku wieku XX jako zagrożenie dla Polski i polskości . . . .
Tomasz Kenar, Koncepcja geopolityki Zygmunta Wojciechowskiego i jej
historiozoficzne podstawy . . . . . . . . . . . . . .
Dariusz Piotr Kucharski, Polityka wschodnia RP . . . . . . .
95
.
.
.
.
.
.
HISTORIA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Dariusz Piotr Kucharski, Coraz mniejszy potencjał . . . . . .
Krzysztof Kawalec, Narodowa Demokracja – fakty, mity, wyzwania,
dziedzictwo . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Henryk Walendowski, Pamiętajmy o wypędzonych Polakach . . .
Rafał Sierchuła, Wyklęty życiorys . . . . . . . . . . . .
Tomasz Kenar, Refleksja nad kampanią wrześniową 1939 r. w publicystyce
emigracyjnej obozu narodowego . . . . . . . . . . . .
95
118
139
152
161
161
166
177
180
189
POEZJA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Henryk Krzyżanowski, Przeciw hipokryzji . . . . . . . . .
Henryk Krzyżanowski, Nie pękaj AKO czyli głos wolny AKO ubezpieczający . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
197
197
RECENZJE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Ks. Jarosław Wąsowicz SDB, Józef Obrembski kapłan według Serca Bożego
Dariusz Piotr Kucharski, Krzysztof Kąkolewski, Popiełuszko. Będziesz
ukrzyżowany . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Ks. Jarosław Wąsowicz SDB, Šventojo Kazimiero gerbimas Lietuvoje . .
201
201
208
209
WARSZTATY IDEI . . . . . . . . . . . . . . .
Z życia Stowarzyszenia Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej
.
.
.
.
213
213
ACTUM
. . . . .
Biogramy autorów Actum
Deklaracja programowa .
Władze stowarzyszenia .
.
.
.
.
.
.
.
.
217
217
220
221
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
199
Actum 3/4 • 2011/2012
Szanowni Czytelnicy,
oddajemy w Państwa ręce kolejny, tym razem podwójny numer pisma Actum.
ACTUM, to ogólnopolski rocznik wydawany przez Stowarzyszenie Warsztaty
Idei Obywateli Rzeczypospolitej. Jest głosem środowisk konserwatywnych, katolickich i propaństwowych.
Magazyn przedstawia zagadnienia społeczne, polityczne, ekonomiczne, etyczne, kulturalne, socjologiczne, historyczne, techniczne. Zwraca uwagę na dylematy
współczesności i przeszłości, na zagadnienia budzące spory i wywołujące dyskusje w rożnych sferach życia publicznego. Zawiera opracowania naukowe, publicystyczne, komentarze, recenzje, wywiady. Reprezentuje myśli i poglądy zarówno
członków Stowarzyszenia, jak i osób nie zrzeszonych.
W ciągu minionych dwóch lat Stowarzyszenie Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej oraz redakcja pisma skoncentrowały się na wzmożonej działalności
konferencyjnej, naukowej i patriotycznej. W tym podwójnym numerze odnajdą
Państwo ślady tych działań w blokach tematycznych DZIAŁO SIĘ i WARSZTATY
IDEI.
Tematem wiodącym obecnego numeru jest zagadnienie Kresów, ze szczególnym uwzględnieniem, naszym zdaniem zapomnianych kwestii – zmagań o zachodnie rubieże w okresie międzywojennym i w czasie II wojny światowej.
W bloku tematycznym TRADYCJA pochylamy się nad postacią wielkiego Polaka – błogosławionego Jana Pawła II oraz przedstawiamy pierwszy z artykułów
poświęconych Kresom.
Kolejną odsłonę tematu przewodniego odnajdziecie Państwo w nowym dziale
WSPOMNIENIA.
Problematyce terytorium Polski, pamięci Polaków poświęcamy blok tematyczny SPOŁECZEŃSTWO. Oprócz spraw polskich prezentujemy w nim interesujące
studium, ukazujące sytuację polityczną w Republice Peru.
W dziale EKONOMIA przedstawiamy artykuł poświęcony niezwykle istotnemu
i aktualnemu zagadnieniu zadłużenia publicznego.
3
4
Rafał Sierchuła
Actum 3/4 • 2011/2012
Kwestiom autodestrukcji poprzez sztukę oraz zapomnianemu dorobkowi polskich inżynierów w czasie II wojny światowej poświęcony jest rozdział NAUKA.
Kolejny blok tematyczny o nazwie MYŚL POLITYCZNA przybliża zagadnienia
polskiej myśli zachodniej, polskiej polityki wschodniej i niemieckiego szowinizmu.
Natomiast w części HISTORIA prezentujemy zagadnienia dotyczące „dalszych
Kresów” – terenów I Rzeczypospolitej włączonych do Rosji, Narodowej Demokracji, niemieckich wypędzeń z Poznania w 1939 r. oraz przedstawiamy historię Lecha Neymana – „żołnierza wyklętego”.
W bloku tematycznym POEZJA prezentujemy wiersze dra Henryka Krzyżanowskiego.
Drodzy Czytelnicy, oddając w Wasze ręce niniejszy numer, chciałbym jako redaktor naczelny serdecznie podziękować wszystkim osobom, które przyczyniły
się do jego powstania. Wśród nich szczególnie: Hannie Kucharskiej, dr. Dariuszowi Piotrowi Kucharskiemu, Stanisławowi Szymańskiemu, Urszuli Zdziebkowskiej, Tomaszowi Zdziebkowskiemu, Annie Krzyżanowskiej, dr. Henrykowi
Krzyżanowskiemu, Grzegorzowi Małeckiemu, Agacie Szulc, członkom Rady Programowej i Rady Prawno-Ekonomicznej pisma.
Jednocześnie zapraszam do współpracy wszystkich pragnących dzielić się swoją wiedzą i umiejętnościami.
Rafał Sierchuła
Redaktor Naczelny Actum
5
Actum 3/4 • 2011/2012
DZIAŁO SIĘ...
PARK
IMIENIA ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH
W POZNANIU
SPOŁECZNA INICJATYWA
D
nia 6 czerwca 2011 roku dr Dariusz Piotr Kucharski prezes Stowarzyszenia Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej złożył w biurze Rady Miasta
Poznania, Plac Kolegiacki 17, wniosek o przemianowanie Parku Szelągowskiego, zlokalizowanego na poznańskich Winogradach na Park imienia Żołnierzy
Wyklętych. Było to podyktowane koniecznością upamiętnienia tych ważnych,
ale i celowo zapomnianych przez długie lata heroicznych Polaków. Jest to ładny,
zadrzewiony teren, który w perspektywie czasu może doskonale połączyć elementy
krajobrazowe i historię. W przyszłości może stać się parkiem czynnej edukacji,
gdzie nie naruszając kultury zieleni można wkomponować tablice, obeliski, płyty
edukacyjne poświęcone przeszłości. Może tworzyć doskonałą ścieżkę turystyczno
– historyczną od Starego Rynku, przez Wzgórze Św. Wojciecha, Cytadelę do Parku
imienia Żołnierzy Wyklętych. Istotny w tej propozycji był kontekst finansowy.
Zmiana nazwy nie wyzwala kosztów dla obywateli (nie ma tam zlokalizowanych
budynków). Zarząd Stowarzyszenia Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej
zwrócił się do społeczeństwa z prośbą o poparcie tego wniosku. Zachęcał instytucje, środowiska, jak i osoby indywidualne do składania osobiście bądź drogą elektroniczną wyrazów poparcia dla tego działania. Inicjatywa spotkała się z dużym
Actum 3/4 • 2011/2012
S I Ę...
i przychylnym odbiorem obywatelskim.
Poniżej publikujemy wniosek, jaki został złożony do Rady Miasta Poznania
o nadanie nazwy „Park imienia Żołnierzy Wyklętych”.
D Z I A Ł O
6
Poznań, 2 czerwca 2011 roku
Stowarzyszenie Warsztaty Idei
Obywateli Rzeczypospolitej Biuro: 60-814 Poznań,
ul. Zwierzyniecka 18, pokój 112 Rada Miasta Poznania
Plac Kolegiacki 17
61-841 Poznań
Szanowni Państwo,
w 1989 roku staraniem społeczeństwa polskiego odzyskaliśmy wolność. Powróciliśmy do rodziny wolnych narodów. Często w wystąpieniach publicznych
odwołujemy się z wielką atencją do przeszłości i tradycji, przywołując pamięć
o zasłużonych. Jest to oczywiste i chwalebne. Bez wątpienia jesteśmy tu zgodni, że każdy, kto działał dla dobra Rzeczypospolitej z hasłem „Bóg, Honor, Ojczyzna”, ma prawo do upamiętnienia. W naszych niezwykle trudnych dziejach
XX wieku jest jednak znacząca grupa Polaków walczących o niezawisłość Polski,
a o której należytym wspomnieniu jest ciężko mówić. Są to obrońcy polskości
i jej wolności określani mianem „Żołnierzy Wyklętych”. Ludzie zaangażowani
w oporze skierowanym przeciwko władzy sowieckiej i ustanawianych przez nich
wasalnych, w pełni podległych służb komunistycznych – „ludowych”, tzw. PRL-u.
Odsłanięcie tablic Żołnierzy Wykletych w Poznaniu –
25 maja 2012 r.
Z poważaniem,
dr Dariusz Piotr Kucharski
Prezes Stowarzyszenia Warsztaty Idei
Obywateli Rzeczypospolitej
Załączono mapę miasta Poznania z zaznaczonym terenem, proponowanym do
nadania nazwy „Park imienia Żołnierzy Wyklętych”.
Do dnia zamknięcia numeru Actum (tj. 30.08.2012r.) nie otrzymaliśmy decyzji
od władz miejskich.
D Z I A Ł O
Była to kilkusettysięczna część polskiego narodu, która po 1944 roku podjęła
trud heroicznej walki z nową okupacją sowiecką i jej polskimi namiestnikami
(komunistycznymi agendami w postaci UB, KBW,…) . Wiele polskich córek i synów podjęło ten straszny bój o niezawisłą Rzeczypospolitą. Znaczna ich część
przypłaciła to torturami, wieloletnimi prześladowaniami i śmiercią. Walczyli
czynnie z niesprawiedliwością i upodleniem narodu do ostatniego, który zginął
w walce z formacjami służb sowieckich, komunistycznych, 21 października 1963
roku. Musimy jednak pamiętać, że walczyli również o naszą wolność. Żołnierze
Wyklęci dopisali się do wspaniałej polskiej karty walki o wolność, godność, honor,
wielkość i ducha narodu. Należy im się szacunek i pamięć. W imieniu środowiska
skupionego wokół Stowarzyszenia Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej,
składam obywatelski wniosek do Radnych Rady Miasta Poznania o upamiętnienie tych tysięcy wielkich walecznych, często bezimiennych bohaterów o nadanie
obecnemu Parkowi Szelągowskiemu, znajdującemu się przy ulicy Szelągowskiej
w Poznaniu, nazwy ”Park imienia Żołnierzy Wyklętych”. W kontekście zasług
jakie oddali dla Ojczyzny uważam, że jest to wręcz minimum, jakie musi uczynić
nasza poznańska społeczność dla Nich. Nazwa Żołnierze Wyklęci jest przyjętym
i stosowanym przez historyków terminem w odniesieniu do działających w ruchu
antysowieckim i antykomunistycznym w latach 1944 – 1963. Ponadto pragnę
zaznaczyć, iż zaproponowany park to miejsce, które w przypadku zmiany nazwy
nie generuje kosztów dla mieszkańców. Kierując się dobrą wolą jesteśmy otwarci
na inne propozycje wyznaczenia godnego miejsca uczczenia ich pamięci.
Liczę na przychylność i szybkie rozpatrzenie tego społecznego, obywatelskiego
wniosku.
S I Ę...
7
Actum 3/4 • 2011/2012
8
Actum 3/4 • 2011/2012
D Z I A Ł O
S I Ę...
PŁYTA CD
MIEJCIE NADZIEJĘ
Pamięci ofiar tragedii smoleńskiej
S
towarzyszenie Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej pragnąc uczcić ofiary
tragicznego lotu do Smoleńska 10 kwietnia 2010 roku wydało płytę CD MIEJCIE NADZIEJĘ Pamięci ofiar tragedii smoleńskiej. Zawiera ona niezwykle refleksyjne utwory, których wartości są zaczerpnięte z najwspanialszej polskiej poezji.
Płyta ukazała się w pierwszą rocznicę tragedii.
Spis utworów:
1. Początek świata – sł. K. K. Baczyński
2. W potoku – sł. K. K. Baczyński,
3. Ty jesteś moje imię – sł. K. K. Baczyński
4. Dwie miłości – sł. K. K. Baczyński
5. Co się stało z wolnością – sł. M. Gabler
6. Piramidy – sł. J. Słowacki
7. Nic gruzy – sł. K. K. Baczyński
8. Pokolenie – sł. K. K. Baczyński
9. Za tych – sł. K. K. Baczyński
10. Oto jest chwila – sł. K. K. Baczyński
11. Dziesiątego kwietnia – sł. B. Błażewicz
12. Stratosferyczni – sł. J. Trznadel
13. Na Krakowskim stanął krzyż – sł. B. Błażewicz
14. Prezydent idzie na Wawel – sł. H. Krzyżanowski
15. Do palców przymarzły struny – sł. K. K. Baczyński
16. W potoku – instrumentalny
Muzyka, aranżacje, fortepian:
Bohdan Błażewicz
Wykonawcy:
Maria Gabler
Piotr Należyty
Bohdan Błażewicz
Płytę można nabyć m.in. w Księgarni
Powszechnej w Poznaniu (ul. Szkolna 5), Księgarniach Internetowych
Multibook.pl www.multibook.pl oraz
Poczytaj.pl www.poczytaj.pl
„Wielka Piątka” z Poznania
24 sierpnia 2012 r. redakcja Actum wraz z księżmi salezjanami i grupą działaczy patriotycznych z Poznania uczestniczyła w obchodach 70. rocznicy stracenia
w więzieniu w Dreźnie „Piątki Poznańskiej”. Czesław Jóźwiak, Edward Kaźmierski,
Franciszek Kęsy, Edward Klinik i Jarogniew Wojciechowski byli świeckimi wychowankami Oratorium Salezjańskiego mieszczącego się przy ulicy Wronieckiej
w Poznaniu.
13 czerwca 1999 r. podczas Mszy świętej odprawianej na placu Piłsudskiego
w Warszawie Jan Paweł II dokonał beatyfikacji 108 męczenników II wojny światowej, wśród których znalazła się wspomniana piątka.
Nasz krótki, ale za to intensywny pobyt w stolicy Saksonii koncentrował się
przede wszystkim na dotarciu do miejsc związanych z męczennikami. Dzięki naszym bliskim kontaktom z miejscowymi historykami mieliśmy okazję zwiedzić
kompleks sądowo-więzienny znajdujący się przy placu Monachijskim. Instytucje
te otwarto w 1907 r., funkcję penitencjarną pełniły do 1956 r. W chwili obecnej
Drzwi celi 590 w pomieszczeniu byłego kompleksu
sądowo – więziennego w Dreźnie. Odsłonięte podczas remontu. Stan obecny. (ze zb. Rafała Sierchuły)
Wnętrze pojedynczej celi . Stan obecny. (ze zb. Rafała Sierchuły)
D Z I A Ł O
Rafał Sierchuła
S I Ę...
9
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
S I Ę...
budynek należy do Uniwersytetu Technicznego w Dreźnie. Przebudowa kompleksu dla potrzeb zajęć dydaktycznych sprawiła, iż pozbył się on swego ponurego,
więziennego charakteru. Cele na piętrach zmienione zostały na sale wykładowe.
Symbolami okrucieństw II wojny światowej pozostały plac wewnątrz budynku, na
którym wykonywano wyroki śmierci i kilka pojedynczych cel.
Dzięki badaczom niemieckiej placówki historycznej „Miejsce Pamięci Plac Monachijski w Dreźnie”, uzyskaliśmy kilka nowych informacji dotyczących funkcjonowania więzienia i procedur wykonywania kar śmierci. Istotnym okazało się
wskazanie na podstawie badań źródłowych innego miejsca instalacji drezdeńskiej
gilotyny. Zapoznano nas również z procedurami, którym poddawano skazanych
na karę śmierci .
W chwili obecnej przygotowywana jest stała ekspozycja dotycząca ponad 1000
zgilotynowanych ofiar więzienia. Jej otwarcie planowane jest na 10 grudnia
2012 r. Dokumentacja dotycząca ponad 100 polskich ofiar przekazana została
przez poznański IPN.
Kolejnym etapem naszego pobytu w Dreźnie był moment zadumy na nowym
cmentarzu katolickim przy ul. Bremerstrasse 20. Znajduje się tam symboliczny
D Z I A Ł O
10
Plac więzienny w Dreźnie, w centrum miejsce na którym instalowano gilotynę i wykonywano karę
śmierci. Stan obecny. (ze zb. Rafała Sierchuły)
Gilotyna, znajdująca się w ekspozycji Muzeum
Martyrologii Wielkopolan – Fort VII w Poznaniu.
(ze zb. Rafała Sierchuły)
Wizerunek „Poznańskiej Piątki” z kaplicy znajdującej się w Muzeum Powstania Warszawskiego.
(ze zb. Rafała Sierchuły)
D Z I A Ł O
pomnik „Poznańskiej Piątki”. Według procedur więziennych skazańcy byli grzebani w zbiorowych mogiłach, które nie zostały ekshumowane.
Po beatyfikacji „Chłopcy z Wronieckiej” zostali patronami Drezna. Poświęcony
im ołtarz znajduje się w drezdeńskiej Katedrze.
Ostatnim akordem obchodów 70. rocznicy ich śmierci była msza święta na placu w kompleksie więziennym, która zgromadziła pielgrzymów z Polski oraz miejscową wspólnotę katolicką. Po mszy, około godziny 20.00, w strugach padającego deszczu, nasze myśli skierowaliśmy ku wydarzeniom z tamtego 24 sierpnia
1942 r., kiedy to w siedmiominutowych odstępach zginęli nasi męczennicy, a ich
ostatnim życzeniem było to, aby kapelan więzienny trzymał wysoko krzyż i do
końca wszyscy go widzieli.
Kult „Poznańskiej Piątki” jest jednym z fenomenów dzisiejszych czasów. O męczennikach z Oratorium Salezjańskiego opublikowano blisko 200 artykułów naukowych, popularnonaukowych i hagiograficznych. Informacje na ich temat znajdują
się na portalach internetowych, w filmach dokumentalnych. Byli inspiracją dla muzyków i twórców komiksu. Od kilku lat prowadzone są intensywne działania zmierzające do realizacji filmu fabularnego o świadectwie wiary „Poznańskiej Piątki”.
W chwili obecnej poznański IPN i zespół księży salezjanów pracują nad ukończeniem publikacji naukowej na temat poznańskich męczenników. Wydanie
ksiązki pt. WIERNI DO KOŃCA. Studia i materiały źródłowe o „Poznańskiej Piątce”
męczenników II wojny światowej”, pod redakcją Rafała Sierchuła i ks. Jarosława Wąsowicza SDB, planowane jest na październik 2012 r.
S I Ę...
11
Actum 3/4 • 2011/2012
12
Actum 3/4 • 2011/2012
D Z I A Ł O
S I Ę...
Zenon Torz
Pamiętamy
Poznańskie miesięcznice
J
ednoznaczne, nietaktowne zachowania, wręcz ataki przedstawicieli ekipy Donalda Tuska i usłużnych mu mediów na Prezydenta RP prof. Lecha Kaczyńskiego wydawało się, że zakończyła tragedia w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku. Nic
bardziej mylnego. Po kilku dniach żałoby narodowej hasło do dalszych ataków dał
Andrzej Wajda, który w niewybredny sposób podważał zasadność pochówku Pary
Prezydenckiej na Wawelu. Niestety do tego ohydnego chóru dołączyli niektórzy
poznańscy naukowcy. Dołączały się do tego przekazu liczne kłamstwa dotyczące
przyczyn tragedii smoleńskiej: błędy pilotów, naciski Pana Prezydenta, pijany generał, na 1 m przekopana ziemia w Smoleńsku, 4-krotne podejście do lądowania,
itd. Sprzeciwiając się temu powszechnemu zakłamaniu środowisko Poznańskiego
Klubu Gazety Polskiej od pierwszych miesięcy po tragedii upamiętnia jej ofiary,
gromadząc się każdego dziesiątego dnia miesiąca pod Pomnikiem Katyńskim
w pięknym parku przy Alei Niepodległości. Zawsze uroczystości rozpoczyna
Msza św. za Ojczyznę w kościele Bożego Ciała oraz Marsz Pamięci, który trasą od
ul. Półwiejskiej przechodzi ulicami Poznania pod Pomnik Katyński. Poznańskimi
miesięcznicami oddajemy hołd tragicznie zmarłym pod Smoleńskiem 10 kwietnia
2010 roku. Domagamy się godnego upamiętnienia tych ofiar, rzetelnego przekazu oraz uczciwego międzynarodowego śledztwa, którego nie gwarantują obecne
skompromitowane władze.
13
Actum 3/4 • 2011/2012
TRADYCJA
Ks. Paweł Bortkiewicz
O duchowości Jana Pawła II
uwag kilka
W
jednym z numerów periodyku Teologia polityczna, jego redaktorzy – Dariusz Karłowicz i Marek Cichocki napisali w artykule wstępnym: Do dziś
w ojczyźnie Jana Pawia II nie napisano ani jednej monografii mówiącej o filozofii Karola Wojtyły. Do dziś nie ma ani jednej solidnej książki o jego teologii! Najlepsze książki
o pontyfikacie powstały za granicą! W Polskie Akademii Nauk nie istnieje instytut, ani
nawet zakład badający myśl i dzieło Jana Pawła II – mimo że istnieją tam najróżniejsze,
czasem naprawdę bardzo ekscentryczne ośrodki. Dalej gorzko stwierdzali Kto chce
postudiować myśl papieską, niech jedzie do Stanów Zjednoczonych, do Włoch lub do
Niemiec. Polscy uczeni mają na jej temat niewiele do powiedzenia. Polski uniwersytet,
z chlubnym wyjątkiem uczelni katolickich, właściwie nie zarejestrował zjawiska o nazwie
Jan Paweł II (no chyba że zaszczycając Papieża swoim doktoratem!)1.
Niewątpliwie przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele. Jedną z nich jest wielość
możliwych interpretacji, która domaga się potrzeby jakiejś próby systematyzacji,
klucza.
1
M. A. Cichocki, D. Karłowicz, Jan Paweł II w krainie liliputów, Teologia Polityczna, nr 3 rok
2005/6 s. 6. Istotnie, trzeba przyznać rację obu autorom – „najlepsze książki o pontyfikacie
powstały za granicą”. Są nimi takie publikacje, jak: G. Weigel, Świadek nadziei. Biografia papieża
Jana Pawła II, Kraków 2000; B. Lecomte, Pasterz, Kraków 2006; R. Buttiglione, Myśl Karola
Wojtyły, Lublin 1996; A. Dulles, Blask wiary. Wizja teologiczna Jana Pawła II, Kraków 2003.
14
Actum 3/4 • 2011/2012
T R A D Y C J A
Dla potrzeb niniejszego artykułu, ale także z racji najgłębszego przekonania, wydaje się, że sednem sprawy jaką jest fenomen Jana Pawła II jest jego
wiara.
Takie ujęcie, taki klucz interpretacyjny znalazł niewątpliwie szczególne potwierdzenie w homilii Benedykta XVI w czasie mszy świętej beatyfikacyjnej Jana
Pawła II w Watykanie 1 maja 2011 r. Ojciec święty Benedykt XVI mówił wówczas: Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli!”. W dzisiejszej ewangelii Jezus
wypowiada to błogosławieństwo, błogosławieństwo wiary. Uderza nas ono w sposób szczególny, gdyż zgromadziliśmy się, by uczestniczyć w beatyfikacji, a jeszcze bardziej dlatego, że został ogłoszony błogosławionym Papież, następca Piotra, którego
powołaniem jest umacnianie braci w wierze. Jan Paweł II jest błogosławiony ze względu na swą wiarą, mocną i wielkoduszną, wiarę apostolską. Przychodzi nam też na myśl
inne błogosławieństwo: „Błogosławiony jesteś Szymonie, synu Jony, albowiem nie
objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie” (Mt 16,17). Cóż takiego objawił Ojciec niebieski Szymonowi? To, że Jezus jest Chrystusem, Synem Boga
żywego. Na mocy tej wiary Szymon staje się Piotrem, Opoką, na której Jezus może zbudować swój Kościół. Bycie błogosławionym na wieki Jana Pawła II, które Kościół dziś
z radością ogłasza, wpisane jest w te właśnie słowa Chrystusa: „Błogosławiony jesteś,
Szymonie” i „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Jest to błogosławieństwo
wiary, którą Jan Paweł II otrzymał w darze od Boga Ojca dla budowania Kościoła Chrystusowego2.
Warto i trzeba wszakże zauważyć, że geniusz wiary Jana Pawła II pozostawał
niezmiennie w relacji do świata i człowieka. W tej samej homilii beatyfikacyjnej
papież Benedykt XVI przypominał: W swoim Testamencie nowy Błogosławiony
napisał: „Kiedy w dniu 16-tym października 1978 roku konklawe kardynałów wybrało Jana Pawła II, prymas Polski, kardynał Stefan Wyszyński, powiedział do mnie:
„Zadaniem nowego Papieża będzie wprowadzić Kościół w Trzecie Tysiąclecie”. Dalej
czytamy: „Pragnę raz jeszcze wyrazić wdzięczność Duchowi Świętemu za wielki dar
Soboru Watykańskiego II, którego wraz z całym Kościołem – a w szczególności z całym episkopatem – czuję się dłużnikiem. Jestem przekonany, że długo jeszcze dane
będzie nowym pokoleniom czerpać z tych bogactw, jakimi Sobór dwudziestego wieku
nas obdarował. Jako biskup, który uczestniczył w soborowym wydarzeniu od pierwszego do ostatniego dnia, pragnę powierzyć to wielkie dziedzictwo wszystkim, którzy do jego realizacji są i będą w przyszłości powołani. Sam zaś dziękuję Wiecznemu
Pasterzowi za to, że pozwolił mi tej wielkiej sprawie służyć w ciągu wszystkich lat
mego pontyfikatu”. Ale o jaką sprawę chodzi? Chodzi o to samo, co Jan Paweł II wyraził już podczas swej pierwszej uroczystej Mszy świętej na placu św. Piotra w niezapomnianych słowach: „Nie lękajcie się! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi!”. To, o co nowo wybrany Papież prosił wszystkich, sam wcześniej uczynił: otworzył
dla Chrystusa społeczeństwo, kulturę, systemy polityczne i ekonomiczne, odwracając
2
Benedykt XVI, Błogosławiony jesteś, umiłowany Janie Pawle II, Homilia podczas Mszy św.
Beatyfikacyjnej, „L’Osservatore Romano” (wyd. pol.) 2011 nr 6 s. 6-7.
Actum 3/4 • 2011/2012
15
z siłą olbrzyma – siłą, którą czerpał z Boga – tendencję, która wydawała się być nieodwracalna3.
Papieskie słowa kierują naszą uwagę nie tylko w stronę tajemnicy wiary bł. Jana
Pawła II, ale także kierują wzrok na scenę, na której toczył się wielki dialog Papieża
ze światem.
Papieskie wezwanie Otwórzcie drzwi Chrystusowi!, słusznie uważane za programowe wezwanie tego pontyfikatu wskazuje logicznie na obraz świata za zamkniętymi drzwiami i obraz Boga stojącego jakby na zewnątrz tego świata. Co
znaczy zamknięcie świata? Oznacza to, że świat jest zamknięty w kręgu własnej
historii, jest światem żyjącym własnym czasem (historią, postępem). A obok tego
toczy się niejako własnym łożyskiem – historia zbawienia, dla świata postępu
i idei rewolucyjnych mało zrozumiała. Dualizm świata i historii powoduje, że człowiek żyje tak, jakby Bóg nie istniał, jak często powtarzał Jan Paweł II.
T R A D Y C J A
1. Człowiek żyje tak, jakby Bóg nie istniał
Stając w obliczu takiego świata, 22 października 1979 r. Jan Paweł II wypowiedział swoje orędzie: Nie lękajcie się! Otwórzcie, a nawet, otwórzcie na oścież drzwi
Chrystusowi! Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, ustrojów ekonomicznych
i politycznych, szerokich dziedzin kultury, cywilizacji, rozwoju. Nie lękajcie się!
Mówił także: Chrystus wie, co jest w człowieku”. Tylko On to wie! Dzisiaj tak często człowiek nie wie, co nosi w sobie, w głębi swojej duszy, swego serca. Tak często jest
niepewny sensu swego życia na tej ziemi. Tak często opanowuje go zwątpienie, które przechodzi w rozpacz. Pozwólcie zatem – proszę was, błagam was z pokorą i ufnością – pozwólcie Chrystusowi mówić do człowieka. Tylko On ma słowa życia, tak, życia
wiecznego.
Papieskie mówienie o swoistej konfrontacji historii świeckiej (świata za zamkniętymi drzwiami, w którym człowiek żyje, jakby Bóg nie istniał) i historii
zbawienia (świata, w którym Bóg jest centrum tej historii, zgodnie z Pismem św.
Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by
świat został przez Niego zbawiony J 3, 17) ma bardzo głęboki sens.
Przede wszystkim odnosi współczesnego człowieka do złożonej rzeczywistości
czasu. Czas według Biblii i w późniejszej teologii chrześcijańskiej, to podwójna
rzeczywistość: chronos – czas mierzony latami, dniami i minutami oraz kairos –
„obecna nadarzająca się sposobność”, moment sprzyjający. Trzeba podkreślić,
że jest to podstawowe pojęcie w chrześcijańskim światopoglądzie, które zyskuje
na znaczeniu wraz z intensyfikacją czasu i jego treści (intensyfikacją zdarzeń). Ta
intensyfikacja rodzi potrzebę interpretacji zdarzeń, czyli profetyzmu spojrzenia.
Wiara w najgłębszy sens kairos, jakim jest zbawcze działanie Boga ujawniane w
czasie, rodziła i rodzi nadzieję i optymizm spojrzenia. Był on charakterystyczny
3
Benedykt XVI, Błogosławiony jesteś…, s. 8.
16
Actum 3/4 • 2011/2012
T R A D Y C J A
choćby dla bł. Jana XXIII, inicjatora aggiornamento w Kościele czy dla bł. Jana Pawła II, „proroka optymizmu”.
W imię tego profetyzmu spojrzenia Jan Paweł II głosił program „nowej ewangelizacji”: Istnieje więc dzisiaj wyraźne zapotrzebowanie na nową ewangelizację. Jest
zapotrzebowanie na Ewangelię pielgrzymującą wraz z człowiekiem, pielgrzymującą
wraz z młodym pokoleniem. Czy to zapotrzebowanie nie stanowi jakiegoś symptomu
zbliżającego się roku 2000? [...] Lud Boży Starego i Nowego Przymierza żyje w młodych
pokoleniach, a przy końcu XX stulecia ma tę samą świadomość, jaką miał Abraham,
który poszedł za głosem Boga wzywającego go na pielgrzymkę wiary4.
Istotą sprawy dotyczącej znaków czasu jest bowiem wiara w to, że Pan historii przygotowuje dla nas czas łaski. Kairos odsłania inaugurację misterium
zbawienia, która dokonuje się poprzez misterium wcielenia. Osiąga natomiast
swoją pełnię w misterium paschalnym Chrystusa – wydarzenia misterium paschalnego nadają znaczenie życiu chrześcijańskiemu i dostarczają mu normy.
Dlatego też kairos znajdowało się w centrum nauczania Jezusa (por. Mk 1, 14-15), który domagał się od uczniów czujności i roztropności. Współcześnie
Kościół poprzez nauczanie Soboru Watykańskiego II postulował tę potrzebę
jako powinność Kościoła, który będąc Oblubienicą Chrystusa, winien być otwarty na rękę Boga piszącego w ruchach społecznych, przełomach naukowych,
filozoficznych i teologicznych koncepcjach jak w księdze. Winien też nadawać
chrześcijańską interpretację zarówno czujności, jak i roztropności, rozumianej
jako zdolność rozróżniania rzeczywistości przez człowieka owładniętego miłością. Taka umiejętność rozróżniania powinna być narzędziem „odkupiania
chwili obecnej”. Wyrażenie redimere tempus użyte w Konstytucji duszpasterskiej
o Kościele w świecie współczesnym (KDK nr 52 por. Ef 5, 16) oznacza wykorzystanie wszelkiej możliwości odkupienia, nabywanie jak najkorzystniej tego, co
jest dostępne.
Takie rozumienie biblijnej roztropności jako narzędzia w interpretacji kairos
sprawia, że etyka kairos jest właściwie odpowiedzią na Boży plan miłości. W jej
centrum jawi się osoba całkowicie otwarta na plan Boży w jego perspektywie.
Kairologia, czyli nauka o znakach czasu zyskuje swój głęboko personalistyczny
aspekt i staje się odczytywaniem apelu skierowanego przez Osobę Boga do osoby
człowieka. Charakter tego apelu domaga się konkretnej postawy odbiorcy (słuchacza słowa). Podejmowana wówczas otwartość i gotowość są możliwe tylko
dzięki duchowi modlitwy (por. Łk 21, 36; Mk 13, 33). Ponieważ, jak to już zostało
wspomniane, kairologia zyskuje wymiar na wskroś personalistyczny, to oznacza
w konsekwencji, że znaki czasu mają swój charakter społeczny, który wyraża się
w wezwaniu ludzi do odpowiedzialności społecznej. Dlatego całość wydarzeń
związanych z fenomenem znaków czasu staje się apelem nie tylko indywidualnym, ale kierowanym do wspólnot ludzkich o umiejętne rozpoznawanie tychże
znaków.
4
Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei, Lublin 1994, s. 99.
Actum 3/4 • 2011/2012
17
Kairos wreszcie, tak dogłębnie i integralnie personalistyczny, z racji swojego charakteru, kryje w sobie – mocą rozpoznanej prawdy o człowieku – wezwanie
do nawrócenia i jawi się jako pokorne podjęcie własnej przeszłości z konsekwencjami grzechów, w duchu solidarności z ludzkością i we wspólnocie jej tęsknot odkupienia.
Tematyka znaków czasu (kairoi) znalazła żywą obecność w dokumentach Soboru Watykańskiego II. Nie wnikając w tym miejscu w próbę opisu diagnozy soborowej, warto zwrócić uwagę na jedno – bohaterem doświadczania znaków czasu
i podmiotem powinności odpowiedzi na nie jest świat współczesny. Wyraźnie sugeruje to tytuł kluczowej konstytucji watykańskiej: Konstytucji duszpasterskiej
o Kościele w świecie współczesnym.
Jan Paweł II w charakterystyczny dla siebie sposób odchodzi od tego sposobu
oglądu znaków czasu przez pryzmat świata. W centrum jego diagnozy rzeczywistości staje już nie świat, ale – staje osoba ludzka. Człowiek w swojej życiowej
sytuacji, w ten sposób przeżywający swe powołanie, człowiek, który „jest drogą
Kościoła” – on właśnie staje niezmiennie w centrum papieskich analiz.
Adhortacja Pastores dabo vobis, jakkolwiek poświęcona formacji kapłańskiej,
odgrywa w sferze kairologii Jana Pawła II zdecydowanie kluczową rolę. Wcześniej papież sygnalizował swoje spostrzeżenia w poprzednich dokumentach5. W
adhortacji Pastores dabo vobis daje natomiast prawdziwy wykład i ocenę sytuacji
współczesnego człowieka. Przywiązuje przy tym istotną rolę do takiej diagnozy,
nazywając ją „ewangelicznym rozeznaniem”, które jest niezbędne dla całego procesu ewangelizacji – zarówno ewangelizatorów, jak i ewangelizowanych.
Dokument wskazuje przede wszystkim na ambiwalencję sytuacji współczesnego
człowieka, na jej blaski i cienie. Przede wszystkim jednak postuluje dostrzeganie
w wydarzeniach historycznych działania Ducha Świętego. Postuluje również swoistą metodologię analizy znaków czasu. Należy poznawać współczesną sytuację
z pomocą badań naukowych i ich interpretacji. Następnie, uzyskane w ten sposób
wyniki, należy połączyć z oceną moralną. Chrześcijańska interpretacja domaga się
w tym miejscu odczytania sytuacji jako zadania życiowego (aspekt moralny) i odkrycia w niej wymiaru osobowego wezwania Chrystusa (aspekt religijny).
W skali ogólnoświatowej Pastores dabo vobis zauważa zatem współczesnego
człowieka w perspektywie integralnego rozwoju. Wyrażają to pozytywne procesy
(choćby in statu fieri), niektóre kierunki humanizmów, rozpowszechnione i silne
pragnienie sprawiedliwości i pokoju, deklarowaną i poniekąd realizowaną troskę
o człowieka i dzieło stworzenia, poszukiwanie prawdy i troskę o godność osoby
ludzkiej, kształtowanie nowego porządku – w wolności i sprawiedliwości6, otwarcie na wartości etyczne, zanik uprzedzeń ideologicznych, świadectwo męczeństwa
Kościołów środkowowschodniej Europy, czy wreszcie pragnienie Absolutu (choć
niekoniecznie jako osobowego Boga).
T R A D Y C J A
5
6
Por. np. RH 14; ChL 3; CA 5.
Por. PDV 6.
18
Actum 3/4 • 2011/2012
T R A D Y C J A
Wśród zjawisk negatywnych adhortacja wymienia trwający racjonalizm, absolutyzację podmiotowości ludzkiej – wyrażaną w indywidualizmie i hedonizmie,
materializm jako podstawę ateizmu praktycznego i egzystencjalnego, sekularyzm
i życie według formuły „jakby Bóg nie istniał”, rozpad tradycyjnych form życia
rodzinnego, zatarcie i wypaczenie sensu ludzkiej płciowości.
Kościół pielgrzymując w tak niejednoznacznym pejzażu jest poddany również
niektórym zjawiskom negatywnym. Można więc zauważyć współcześnie w Kościele m.in.: ignorancję religijną wielu wierzących, uzależnianie się od środków
masowego przekazu, źle pojmowany pluralizm teologiczny, kulturowy i duszpasterski, nieufność wobec nauczania hierarchicznego, nadmierny horyzontalizm,
relatywizm religijny i moralny, subiektywizację wiary i sumienia oraz fenomen
częściowej i warunkowej przynależności do Kościoła.
Wydaje się zatem, że, najogólniej ujmując, można potraktować rzeczywistość
współczesnych znaków czasów w kategoriach dialektycznych. Odznacza się ona
całym zespołem tez i antytez, które tworzą realny problem spoglądania w stronę
przyszłości i tworzenia jej na miarę syntezy. Tak więc cechą charakterystyczną
tych znaków czasu jest ich uniwersalność i zarazem – głęboki charakter odrębności, prowadzący do podziałów.
Warto zauważyć, że wspomniane zjawiska obejmują wiele płaszczyzn ludzkiego
życia. Wkraczają w zakres socjologii, polityki, psychologii, ekonomii, ekologii, kultury. Tworząc tak szeroką panoramę stanowią jednakże jedynie tło dla dramatu
współczesnego człowiek. Kryzys osoby ludzkiej w tym świecie ostatecznie jawi się
nade wszystko jako kryzys moralny. Niezależnie, czy przejawy tych trudności pojawiają się w sferze ekonomicznej czy kulturowej, ostatecznie są uszczegółowieniem odwiecznego dramatu wyboru – dobra lub zła. Kryzys współczesnego świata
jest kryzysem moralnym człowieka w tymże świecie.
2. Człowieka nie można zrozumieć
bez Chrystusa
Koncentracja nie na świecie a na człowieku wyraziła się już w tytule programowej encykliki papieskiej, w tytule której Chrystus został nazwany Odkupicielem
nie świata czy ludzkości, ale Odkupicielem człowieka (Redemptor hominis).
Trzeba wyraźnie podkreślić, że bł. Jan Paweł II pozostawił po sobie ogromną spuściznę teologiczną w postaci encyklik, adhortacji, listów, przemówień.
Benedykt XVI jeszcze jako kard. Ratzinger wyznał istotną sprawę przenikania
się prawdy i piękna tych tekstów, będących „skarbem dla Kościoła” z prawdą
i pięknem ich Autora: zgłębiać nauczania Jana Pawła II nie można inaczej jak
przez pryzmat jego osoby. Mówić o teologii Ojca Świętego, to mówić o nim samym. Jego nauczanie i świadectwo życia pozostawały w głębokiej koherencji. Na
tym polegał jego autentyzm. Trudno byłoby pisać o nauczaniu Jana Pawła II nie
Actum 3/4 • 2011/2012
19
przywołując jednocześnie jego postawy, która była jakby uwiarygodnieniem tego
co głosił7.
Nauczanie i świadectwo życia – to odsłania w sposób bardzo konkretny ów fenomen duchowości Jana Pawła II. Można powiedzieć, że jego nauczanie, jego refleksja teologiczna, filozoficzna, ale i artystyczna wyrastała z doświadczenia Boga
w Jezusie Chrystusie. Oczywiście, współcześnie słowo „doświadczenie” zostaje
zawężone do czystego i skrajnego empiryzmu. Dla Karola Wojtyły jako fenomenologa, doświadczenie miało charakter wglądu w rzeczywistość, było bezpośrednim
i dogłębnym zanurzeniem się w bycie, w rzeczywistości. Zarówno dla Karola Wojtyły, jak i dla Jana Pawła II podstawą tego doświadczenia był kontakt z Bogiem,
bycie w Bogu, trwanie w Nim. Nie sposób w tym miejscu nie wspomnieć o coraz
częściej poświadczanych i potwierdzanych świadectwach, relacjach i opiniach dotyczących mistyki Karola Wojtyły – Jana Pawła II.
Doświadczenie Boga inspirowało do doświadczenia człowieka, wchodzenia
w głąb jego fascynującej tajemnicy. Kiedy Jan Paweł II wypowiadał się na temat
człowieka i ludzkich spraw, czynił to zawsze niejako „o nas i za nas” (by sparafrazować jego znane zdanie z Gdańskiej Zaspy o „Solidarności”). Owo wypowiadanie
się mocą autorytetu, który przemawia o nas i za nas sprawiało, że w głos Jana
Pawła II wsłuchiwali się z uwagą nie tylko katolicy, ale jego słów słuchali również
wyznawcy innych religii a nawet niewierzący. Tak bowiem uniwersalnie przemawiało jego życie wzorowane na Chrystusie.
Nie sposób w krótkim artykule omówić zakresu i głębi teologicznego nauczania
Jana Pawła II. Warto jednak zwrócić uwagę na jego programową encyklikę. W Redemptor hominis jej Autor podkreśla, iż życie Chrystusa przemawia równocześnie
do tych ludzi, którzy nie potrafią powiedzieć na razie wraz z Piotrem: Ty jesteś
Mesjasz, Syn Boga Żywego.
Ta pierwsza encyklika pozostała zarazem najbardziej osobistą. Stała się
i pozostaje też punktem wyjścia wszystkich pozostałych. O jej charakterze programowym, a zarazem o tym, co stanowiło przedmiot duchowej troski Jana
Pawła II świadczy to, że już w niej Papież poruszył wszystkie później rozwinięte
tematy8.
Pośród nich trzeba zwrócić uwagę na temat prawdy i jej związku z wolnością.
Został on potraktowany na miarę jego wagi w świecie, który pragnie wolności,
lecz traktuje prawdę jako roszczenie i przeciwieństwo wolności. Wolność absolutyzowana, oderwana od horyzontu prawdy i prawa moralnego, wolność walcząca
z wszelką normą i instytucją (rodziny, Kościoła) staje się samounicestwieniem
człowieka.
Inny temat podjęty w sercu Papieża to jego niezwykła gorliwość ekumeniczna, nazwana w późniejszej encyklice „imperatywem sumienia”. Otwarcie na świat
T R A D Y C J A
7
J. Ratzinger, Czternaście encyklik Jana Pawła II, „L’Osservatore Romano”, wyd. pol. 24
(2003) nr 9, s. 22.
8
Por. J. Ratzinger, Czternaście encyklik Jana Pawła II, s. 22.
20
Actum 3/4 • 2011/2012
T R A D Y C J A
dialogu z innymi wyznaniami, a także religiami, w niczym nie naruszyło poczucia własnej tożsamości Karola Wojtyły. Dlatego w pierwszej encyklice znalazło się
mocne podkreślenie i dowartościowanie tego, co stanowi o tożsamości Kościoła
Chrystusowego – Eucharystii i ofiary, ofiary i odkupienia, Eucharystii i pokuty.
Ważnym tematem podjętym w pierwszej i programowej encyklice stało się głośne wołanie do świata, wyrażone w postaci boskiego zakazu „nie zabijaj!”. Wreszcie, istotnym elementem tego przesłania jest charakterystyczne i znamienne dla
całego tego pontyfikatu ukierunkowanie chrześcijaństwa ku przyszłości. Papież,
pisząc o otwarciu się na nowe czasy wiary, dawał jednocześnie wyraz swojemu
osobistemu zaangażowaniu, nadziei oraz głębokiemu pragnieniu, aby Bóg zechciał nam ofiarować nową teraźniejszość wiary i pełni życia — nowe zesłanie
Ducha Świętego. Stąd Papież wołał z mocą: Kościół naszej epoki z jeszcze większą
zda się żarliwością, ze świętą natarczywością, powtarza Veni, Sancte Spiritus! Przyjdź!
Przybądź!9.
W tym wszystkim jednak, a więc w głębokim odsłanianiu związku wolności
z prawdą, apelu o poszanowanie życia, działaniu na rzecz jedności chrześcijan
i porozumieniu ludzi różnych religii, w nadziei przyszłości – niezmiennie w centrum tego orędzia stała prawda o Jezusie Chrystusie, Odkupicielu człowieka.
Mówiąc o Chrystusie w wymiarze Jego człowieczeństwa, Jan Paweł II niejako
podpowiadał nam chrześcijanom jak żyć, by stać się dla odrzucających Chrystusa,
widzialnymi świadkami Jego obecności w świecie. Ojciec Święty przypominał, że
naśladując Jezusa, mamy przemawiać własnym życiem, własnym człowieczeństwem, wiernością prawdzie, miłością wszystkich ogarniającą, jak również głębią
cierpienia i oddania.
Dlaczego właśnie taki chrystocentryzm spojrzenia na człowieka? Już podczas
rekolekcji, w 1976 r. dla Pawła VI i Kurii Rzymskiej, Jan Paweł II mówił o tym,
jak w pierwszych latach po II wojnie światowej intelektualiści katoliccy w Polsce
starali się — w konfrontacji z materializmem marksistowskim — wykazać, że
wielkim błędem jest przypisywanie materii cech Absolutu. Jednak z czasem coś
innego stało się zasadniczym przedmiotem dyskusji. Z upływem lat stawało się
bowiem jasne, że w sporach ideologicznych nie szło ostatecznie o problem filozoficznych podstaw nauk przyrodniczych, lecz o antropologię. Pojawiła się kwestia:
kim jest człowiek?
To pytanie, które stanowi o problemie antropologicznym, nie jest w żadnym
wypadku teoretycznym rozważaniem filozoficznym na temat człowieka, ale problemem natury egzystencjalnej, dogłębnie życiowej. Kryje się za nim problem odkupienia. W perspektywie areligijnej, materialistycznej, hasłowo „człowiek zbawia sam siebie”, co faktycznie oznacza całkowitą autodestrukcję człowieka (przekonały o tym doświadczenia totalitaryzmów, w których podmiotem zbawienia był
naród bądź kolektyw partyjny). A perspektywie chrześcijańskiej człowieka zbawia
Bóg w Jezusie Chrystusie. Zbawia go w sposób ostateczny i prawdziwy.
9
Jan Paweł II, Encyklika Redemptor hominis, nr 18.
Actum 3/4 • 2011/2012
21
Tak więc problem antropologiczny jest zarówno problemem naukowym i filozoficznym, jak duszpasterskim. Karol Wojtyła wyniósł z Polski i polskiego kształtu
sporów ideologicznych kształt swojej filozofii, troski duszpasterskiej i wiary Kościoła, złączonych w owym niepokoju antropologicznym.
Jan Paweł II niejednokrotnie podkreślał szczególne zakorzenienie pierwszej
encykliki Redemptor hominis w doświadczeniach polskiego Kościoła. Można jednocześnie zauważyć, że w tej pierwszej encyklice Jan Paweł II dokonał niejako
syntezy doświadczeń zdobytych na drodze, którą przebył jako pasterz Kościoła
i myśliciel naszych czasów.
Papieskie wyrażenie: człowiek jest pierwszą i podstawową drogą Kościoła, urosło
prawie do rangi motta całego pontyfikatu. Warto jednak zwrócić także uwagę na
słowa, które Papież zapisał w tym dokumencie nieco wcześniej: Jezus Chrystus jest
zasadniczą drogą Kościoła. On sam jest naszą drogą „do domu Ojca” (por. J 14, 1 nn.).
Jest też drogą do każdego człowieka10.
To właśnie zdanie sprawia, że powiedzenie Papieża, że człowiek jest pierwszą drogą Kościoła, kontynuuje myśl: drogą, wyznaczoną przez samego Chrystusa,
drogą, która nieodmiennie prowadzi przez Tajemnicę Wcielenia i Odkupienia11.
W ten sposób Jan Paweł II podkreślał i określił, że antropologia i chrystologia
są nierozłączne – to, kim jest Bóg objawiający się w Jezusie Chrystusie pozwala
zrozumieć, kim jest człowiek.
O ile Karol Wojtyła objawiał człowieka w oknie jego własnego czynu, o tyle
Jan Paweł II objawia człowieka w oknie czynu zbawczego Boga. W ten sposób
antropologia teologiczna jest naturalnym przedłużeniem filozoficznej. Bóg objawiając siebie w Chrystusie, objawia zarazem prawdę o człowieku. Chrystus jako człowiek jest szansą dla każdego stania się w pełni sobą, stąd też słynne
i tak często przywoływane słowa: Człowiek, który chce zrozumieć siebie do końca — nie wedle jakichś tylko doraźnych, częściowych, czasem powierzchownych, a nawet pozornych kryteriów i miar swojej własnej istoty — musi ze swoim niepokojem,
niepewnością, a także słabością i grzesznością, ze swoim życiem i śmiercią, przybliżyć
się do Chrystusa. Musi niejako w Niego wejść z sobą samym, musi sobie „przyswoić”, zasymilować całą rzeczywistość Wcielenia i Odkupienia, aby siebie odnaleźć. Jeśli dokona
się w człowieku ów dogłębny proces, wówczas owocuje on nie tylko uwielbieniem Boga,
ale także głębokim zdumieniem nad sobą samym12. Trzeba zauważyć, że dokonana poprzez owo odniesienie akceptacja prawdy
nie jest ograniczeniem kreatywności (jako relatywnej względem Boga i innej od
Jego, absolutnej kreatywności). Wręcz przeciwnie – kreatywność Boga, życie Boga
– rozgrywa się w rytmie otrzymywania samego siebie przez pośrednictwo drugiego,
istnienie z czystego daru, posłuszeństwo prawdzie, którą jest obecność drugiego13.
T R A D Y C J A
10
Jan Paweł II, Encyklika Redemptor hominis, nr 13.
Jan Paweł II, Encyklika Redemptor hominis, nr 14.
12
Jan Paweł II, Encyklika Redemptor hominis, nr 10.
13
R. Buttiglione, Ku antropologii adekwatnej, w: Rocco Buttiglione, Doktorat honoris causa
KUL 18 maja 1994. red. J. MERECKI. Lublin 1994 s. 37.
11
22
Actum 3/4 • 2011/2012
T R A D Y C J A
W ten sposób nakreślona zostaje perspektywa trynitarna i chrystocentryczna dla
rozumienia człowieka – Bóg chrześcijan nie jest absolutną i arbitralną wolnością. Bóg
chrześcijan jest miłością, a zanim staje się nią w stosunku do człowieka, jest nią już
w sobie samym, w relacji osób Boskiej Trójcy14.
Raz jeszcze trzeba zatem dostrzec, że refleksja antropologiczna Ojca św. dokonuje się w oparciu o tajemnicę Boga. Stąd też pierwsze encykliki: Redemptor
hominis, Dives in misericordia i Dominum et Vivificantem tworzyły ten najgłębszy
fundament i zarazem horyzont zabezpieczający prawdę o człowieku.
Wedle tej prawdy, prawo wolności osoby ludzkiej jest zarazem prawem istnienia osobowego, które tworzy się poprzez budowanie samoświadomości w oparciu o afirmację daru drugiego. Inaczej ujmując, prawda istnienia oznacza wolność
w oparciu o afirmację (miłość) drugiego człowieka. Tak więc dar drugiego, wbrew
indywidualistom i liberałom, wyraża nie tyle subiektywność jako ograniczenie, co
otwarcie subiektywności na rzeczywistość zewnętrzną, wyzwolenie jej kreatywności. Można więc powiedzieć, że człowiek jest twórczy, o ile obejmuje troską drugiego
człowieka, byt w ogóle, a także siebie samego. Objąć troską, oznacza wyjść poza to, co
faktyczne, jednocześnie przyjmując i respektując rzeczywistość15.
Buttiglione określa, że jest to antropologia <negatywna>, jako że nie ujmuje
w jednoznaczne pojęcia dobra czy też prawdy człowieka. Prawda człowieka jest
bowiem indywidualna i formuje się w niekończącym się i niemożliwym do przewidzenia dialogu z ludźmi, światem natury i Opatrznością. Ten dialog jest tutaj decydujący. Podkreśla bowiem właściwe napięcie między wymiarem jednostkowym
a jego dopełnieniem. Osobowa godność każdego człowieka, jak również struktura
osoby ludzkiej (urzeczywistnia się poprzez dar z samej siebie) implikują sprawiedliwość ponad samą tylko wymianą równoważnych świadczeń. Stąd właśnie rodzi
się, tak bardzo oryginalny w myśli Jana Pawła II, obowiązek wyjścia z pomocą
drugiemu, czyli – odczytywane ze strony owego drugiego – prawo do miłosierdzia.
W takim kontekście praca ludzka staje się nie tylko wchodzeniem w relację
z rzeczami, ale jest aktem spełnianym wespół z innymi ludźmi, realizacją miłości.
Oznacza to, że w takim akcie osoba nigdy nie może być traktowana jako środek.
Człowiek podchodząc do materialnych wytworów swej pracy winien je przekraczać i spełniać się jako osoba w swym czynie. Wskazuje to, że praca nie tylko wytwarza dobra, ale też buduje ludzkie relacje, w których osoba się odnajduje i potwierdza lub przeciwnie, wyobcowuje bądź zatraca16.
Jest sprawą charakterystyczną, a skądinąd konsekwentną dla myśli Papieża
Wojtyły, że w węzłowych punktach Redemptor hominis, Dives in misericordia, Laborem exercens pojawia się pojęcie osoby w relacji między człowiekiem a Bogiem. Pojęcie to ma swój fundamentalny wymiar filozoficzny, zostało jednak de facto rozwinięte
w ramach teologii chrześcijańskiej w celu zrozumienia relacji Jezusa do Ojca i relacji
14
15
16
R. Buttiglione, Ku antropologii, s. 37
R. Buttiglione, Ku antropologii, s. 37.
Por. Jan Paweł II, Encyklika Laborem exercens.
Actum 3/4 • 2011/2012
23
Osób Trójcy pomiędzy sobą. To tu właśnie dostrzegamy, jak Osoby stają się jednością
w posłuszeństwie Prawdzie i Miłości.
To samo pojęcie pozwala zrozumieć, w jaki sposób osoby ludzkie mogą wejść w wewnętrzne życie Boga, który jest właśnie komunią Osób. Osoba i komunia są dwiema
stronami tej samej rzeczywistości i właśnie Objawienia chrześcijańskie dało decydujący
impuls myśli filozoficznej do ujmowania człowieka jako osoby17.
T R A D Y C J A
Duchowość Jana Pawła II to problem jego osobistej świętości życia. Ale to także
epifania, objawienie owej świętości wyrażone w świadectwie całego życia, w tej
proklamacji prawdy bardzo podstawowej, iż w Chrystusie zostało objawione, kim
jest człowiek i jaką drogą powinien pójść, aby znaleźć życie. Chrystus jest nie tylko
obrazem ludzkiej egzystencji, przykładem, jak powinniśmy żyć, ale w pewien sposób
zjednoczył się z każdym człowiekiem. Dosięga nas w głębi naszego wnętrza, u samych
korzeni egzystencji, stając się w ten sposób – od wewnątrz – drogą człowieka.
Duchowość Jana Pawła II to antropocentryzm i chrystocentryzm wzajemnie się
przenikające. Nie sposób jednak nie zauważyć jeszcze jednego aspektu. Już w
pierwszej, programowej, wielokrotnie przywoływanej tutaj encyklice, Papież ściśle powiązał tematy dotyczące Kościoła-Matki i Maryi – Matki Kościoła. Proszę
nade wszystko samą niebiańską Matkę Kościoła, aby raczyła na tej modlitwie nowego
Adwentu ludzkości trwać z nami, którzy stanowimy Kościół, czyli Ciało Mistyczne Jej
rodzonego Syna. Ufam, że poprzez taką modlitwę otrzymamy zstępującego na nas Ducha
Świętego (por. Dz 1, 8) i staniemy się świadkami Chrystusa‚ aż po krańce ziemi18. Nie
było w całej spuściźnie teologicznej Jana Pawła II encykliki, która nie kończyłaby
się odniesieniem do Matki Pana. W ten sposób można powiedzieć, że Jana Pawła
II chrystocentryzm był na wskroś maryjny19.
Duchowość ta wreszcie, niezwykle bogata od strony teologicznej, niezwykle
skuteczna od strony wpisywania historii zbawienia w historię ludzką (wszak na
prośbę Papieża Duch zstąpił i odnowił oblicze ziemi…) była jednocześnie niezwykle prostą. Świadczą o tym najbardziej osobiste z osobistych wspomnień Jana
Pawła II. Świadczy o tym jego Testament. To właśnie dlatego pozostaje wielkim
darem dla każdego z nas bez wyjątku – uczniów Chrystusa.
17
R. Buttiglione, Kilka uwag o sposobie czytania Osoby i czynu, w: K. Wojtyła, Osoba i czyn oraz
inne studia antropologiczne, Lublin 2004, s. 25.
18
Jan Paweł II, Encyklika Redemptor hominis, nr 22.
19
Por. A. Szostek, Na drogach świętości, Intelektualno-duchowa sylwetka Karola Wojtyły – Jana
Pawła II, „Ethos” 24: 2011, nr 1-2 s. 35n.
24
Actum 3/4 • 2011/2012
T R A D Y C J A
Marek Wedemann
„Kresy wielkie, strażnicze”?
O degradacji
pewnego ideału
H
istoria słowa „kresy” – bez wątpienia jednego z ważniejszych w słowniku polskiego patriotyzmu – jest wbrew rozpowszechnionemu przekonaniu stosunkowo krótka. Dość powiedzieć, że jeszcze w drugiej połowie XVIII w. używano
go przede wszystkim na określenie posterunków wojskowych lub innych, rozstawionych w jednej linii dla przesyłania pilnej korespondencji, zwykle o charakterze urzędowym1. Terminem „kresy” w znaczeniu „poczty z rozstawionych stójek”
posługiwał się m.in. Stanisław August Poniatowski, za panowania którego tego
rodzaju pocztę ustanowiono2. W tym samym czasie, w języku wojskowych z „partii
ukraińskiej” (tak nazywano oddziały kawalerii narodowej stacjonujące na terenie województw kijowskiego i bracławskiego), słowo to oznaczać mogło również
posterunki straży granicznej, rozstawione wzdłuż południowo-wschodniej granicy Rzeczypospolitej. To ostatnie znaczenie upowszechniło się jednak dopiero
w drugiej połowie XIX w. za sprawą poematu Wincentego Pola pt. Mohort. Rapsod
rycerski z podania (Kraków 1854, dodruk: 1855), w którym służba wojskowa na tak
rozumianych kresach ukazana została jako ostatni refleks staropolskiego etosu
rycerskiego, a zarazem wzór dla pokoleń „urodzonych w niewoli, okutych w powiciu”3. Na komentarzach Pola dołączonych do poematu oparte zostało objaśnienie
słowa w tzw. Słowniku wileńskim z 1861 r., według którego kresy to „dawniejsza
linia wojskowego pogranicza od Kozaczyzny i ordy tatarskiej, siedzących wówczas
na dolnym Dnieprze i na jego ujściu”4. Również odwołujący się bezpośrednio do
Mohorta Cezary Biernacki, autor późniejszego o trzy lata artykułu w Encyklopedii
powszechnej, przez kresy rozumiał „nieliczne chorągwie w długiej linii rozciągnięte
od Dniepru do Dniestru”, które strzegły „pogranicza Polski od Tatarów i Wołoszczyzny, a później i od Kozaczyzny”5.
1
J.S. Bandtkie, Słownik dokładny języka polskiego i niemieckiego do podręcznego używania dla
Polaków i Niemców, t. 1, Breslau 1806. Zob. też A. Bańkowski, Etymologiczny słownik języka
polskiego, t. 1, Warszawa 2000.
2
Kresy [hasło], w: Wielka encyklopedia powszechna ilustrowana, t. 40, Warszawa 1907.
3
Zob. J. Kolbuszewski, Kresy, wyd. 3, Wrocław 1998, s. 15 [wyd. 1: 1995].
4
Słownik języka polskiego […], oprac. A. Zdanowicz [i in.], cz. 1, Wilno 1861. Por. W. Pol,
Pieśń o ziemi naszej; Mohort, Kraków 2002 (Klasyka Mniej Znana), s. 163: „Kresy oznaczały [...]
w istocie linię wojskowego pogranicza od Kozaczyzny i ordy tatarskiej, siedzących podówczas
jeszcze na ujściu Dniepru i na dolnym Dniestrze”.
5
C.B. [C. Biernacki], Kresy [hasło], w: Encyklopedia powszechna [Orgelbranda], t. 16, Warszawa 1864, s. 51.
Actum 3/4 • 2011/2012
25
P
T R A D Y C J A
oetycka nobilitacja, której ów specjalny termin dostąpił w „rycerskim rapsodzie” Pola, bardzo szybko doprowadziła do przekształcenia go w „wielką metaforę”, oznaczającą „stanie na straży”, „obronę”, jednak już nie terytorium
czy granic, których Polska została w wyniku rozbiorów pozbawiona, ale substancji i tożsamości narodowej, zagrożonych ze strony zaborców6. Tak właśnie,
jako „czuwanie w dziedzinie ducha polskiego”, pojmowali „stanie na kresach”
entuzjastyczni odbiorcy Mohorta z kręgu Wielkiej Emigracji, tacy jak Karol Baliński czy Seweryn Goszczyński7. Wywiedziony przez nich z poematu Pola ideał
znalazł w niedługim czasie dobitny wyraz w wierszu Józefa Bohdana Zaleskiego zatytułowanym Do spółtułaczów, w którym wychodźstwo polskie określone
zostało wprost mianem „Kresów wielkich, strażniczych i od Moskwicina/ I od
Niemca”8. Zawarte w tym określeniu przesłanie rozwinął Zaleski w sposób następujący:
Ojczyzna stanem naszym dozgonnym – Rodacy!
Toż ćwiczym się ustawnie w obowiązkach stanu,
I na chłodzie, o głodzie, bez chaty, bez płacy,
Jako umiemy służym Ojczyźnie i Panu!9
W kraju analogiczną próbę uwspółcześnienia pojęcia podjął wówczas Jan Zachariasiewicz, w którego powieści pt. Na kresach, wydanej we Lwowie w roku 1860,
narodowe placówki „od Dniepru i stepów ukraińskich” przeniesione zostały „nad
Wartę i Noteć”10. To tutaj bowiem, „na samym krańcu ziemi wielkopolskiej”11, bohater powieści, potomek kresowych rycerzy i dziedzic rozległych dóbr na Ukrainie, przejmuje za namową przyjaciela majątek ziemski, zagrożony w przeciwnym
razie przejściem w ręce pruskiego junkra o znaczącym nazwisku Von der Mark (od
niem. marchia; granica; miedza).
Tego rodzaju zabiegom modernizacyjnym niemal od samego początku towarzyszyła tendencja odwrotna, polegająca na swoistej archaizacji znaczenia, w którym słowo „kresy” wprowadził do powszechnego obiegu autor Mohorta. Skłaniał
ku temu schyłkowy, czy wręcz reliktowy charakter przedstawionych przez Pola
„urządzeń na ukraińskich kresach”, których stan w XVIII stuleciu tak oceniał jeden z pierwszych „historyków kresów”, Antoni Józef Rolle:
6
Zob. J. Kolbuszewski, Kresy, s. 93-95.
Zob. Listy z ziemi naszej. Korespondencja Wincentego Pola z lat 1826-1872, zebrał, opracował
i wstępem opatrzył Z. Sudolski, Warszawa 2004, s. 572-575.
8
J.B. Zaleski, Wybór poezyj, wstęp B. Stelmaszczyk-Świontek, wybór i oprac. C. Gajkowska,
wyd. 3 zm., Wrocław 1985 (BN I 30), s. 331. Utwór, pisany w 30. rocznicę powstania listopadowego, ogłoszony został w 1864 r. w Lipsku, w redagowanym przez J.I. Kraszewskiego czasopiśmie „Ojczyzna”, a następnie w dwu kolejnych wydaniach – emigracyjnym i krajowym – tomu
pt. Wieszcze oratorium (Paryż 1865; Poznań 1866).
9
Tamże, s. 332.
10
J. Zachariasiewicz, Wybór pism, t. 7, Warszawa 1888, s. 198.
11
Tamże, t. 5, s. 115.
7
26
Actum 3/4 • 2011/2012
T R A D Y C J A
Co do kresów – te jeno tradycją się trzymają – walczyć już wówczas na
kresach, nie znaczyło to pilnować granic od Tatar i Turków, ale odpędzać
rzezimieszków zza Dniepru, pod sztandarem kozaczym wkraczających;
a także kupy prostych opryszków, [...] z tamtej strony Dniestru wybiegających na podolskie niwy; bojować na kresach – znaczyło porządek w kraju
utrzymywać, zbuntowane chłopstwo uśmierzać12.
Również Włodzimierz Spasowicz, w głośnym odczycie z roku 1878, określił
„funkcje kresowego rycerstwa” w Mohorcie jako „policję stepu”, nazywając przy
tym tytułowego bohatera poematu nie bez złośliwości „ostatnim z kresowych
Mohikanów”13. Sam poeta pisał zresztą w wierszu dedykacyjnym o „zachodnich
zorzach/ Wielkiej przeszłości tlejącej w iskierce”14, co w naturalny sposób kierowało spojrzenie czytelnika w stronę początków i czasów świetności owych „czat
granicznych”, na których pełnił swą służbę „ostatni rycerz spod szyszaku”15. I tak,
według cytowanego wyżej hasła z Encyklopedii Orgelbranda, „linia kresów” stanowić miała odpowiednik zarówno dawniejszej „linii fortec granicznych” z Kudakiem na czele, biegnącej wzdłuż Dniepru z jego porohami, jak i bardziej jeszcze
archaicznych „rzędów mogił strażniczych”, łączących zakładane przez „ludność
kresową” miasteczka i osady16. Wszystkie wymienione tu jeszcze z osobna „środki
obrony” południowo-wschodnich rubieży Rzeczypospolitej historyk-monografista ziem ruskich, Aleksander Jabłonowski, połączy w jednym zdaniu, pisząc, że
„na początku wieku XVI trzy zamki ukrainne Bar, Bracław i Kijów stanowiły jakby
trzy kopce graniczne linii kresowej od Tatar”17. W ten sposób, na prawach użytecznego anachronizmu, pojęcie „kresy” bardzo szybko rozciągnięte zostało na realia
znacznie wyprzedzające czas akcji Mohorta. Takiego użycia słowa nie odnotowują oczywiście ani słowniki dawnego języka polskiego, ani np. Słownik języka Jana
Chryzostoma Paska18.
Gdyby jednak sięgnąć do samych początków uwiecznionej w utworze Pola instytucji, mogłoby się wówczas okazać, że w staropolszczyźnie „kresowcom”, jako formacji wojskowej przeznaczonej specjalnie do pilnowania niespokojnego pogranicza między Dnieprem a Dniestrem, odpowiadali po prostu „Kozacy”.
Tak wynika m.in. z Opisu starożytnej Polski Tomasza Święckiego, w którym czytamy:
12
Dr Antoni J. [A.J. Rolle], Zameczki podolskie na kresach multańskich, wyd. 2, zm. i powiększone, t. 1, Warszawa 1880, s. 40. Wcześniej pt. Zameczki podolskie na kresach, „Przegląd Polski”
1869-1871 i odb. Kraków 1872.
13
W. Spasowicz, Wincenty Pol jako poeta, w: Pisma krytycznoliterackie, wybór, wstęp i oprac.
J. Kulczycka-Saloni, Warszawa 1981, s. 215, 216.
14
W. Pol, Pieśń o ziemi naszej; Mohort, s. 49.
15
Zob. tamże, s. 152.
16
C.B. [C. Biernacki], Kresy [hasło], s. 51-52 [podkr. – M.W.].
17
A. Jabłonowski, Kresy ukrainne po „licholeciu” do „ruiny”, „Ateneum” 1877, t. 3, s. 6.
18
Zob. Słownik staropolski, t. 3, Wrocław 1960-1962; Słownik polszczyzny XVI wieku, t. 11,
Wrocław 1978; Słownik języka Jana Chryzostoma Paska, t. 1, Wrocław 1965.
Ziemia Ukrainy pod panowaniem Polaków miała od zachodu za Dniestrem sąsiedztwo Turków […], z drugiej strony od wschodu Tatarów […].
Zygmunt I Jagiellończyk dał pierwszy milicji ustawicznej, na granicach
Ukrainy ciągle czuwającej początek. […] zebraną takową milicję, pierwszy
raz historia polska Bielskiego pod rokiem 1516 nazywa Kozakami19.
Tymczasem, jak podaje Podręczny słownik dawnej polszczyzny Stefana Reczka,
nowopolskie „kresy” stały się odpowiednikiem staropolskiego wyrazu „ukraina”20.
Tego „przestrzennego”, czy „terytorialnego” znaczenia nabrały w pewnej mierze
wskutek odmiennego niż w XVIII w. rozmieszczenia dawniejszych linii obronnych.
Biernacki w Encyklopedii Orgelbranda pisze bowiem o strażnicach rozstawionych
wzdłuż trzech głównych szlaków tatarskich, prowadzących w kierunku północno-zachodnim, a więc w głąb kraju oraz o tym, że dla stawienia czoła najazdom
„w coraz nowe warownie i strażnice piętrzona ziemia pokryła się ową niezliczoną
mnogością wałów, zamczysk, horodyszcz, mogił strażniczych i grobowych, kurhanami zwanych, którą po dziś dzień zdumiewa Ukraina”21. Z kolei Jabłonowski mówi
wprost nie o pojedynczej – jak w Mohorcie – „linii kresów”, ale o „całej nieskończonej
s i e c i szlaków, strażnic i mogił kresowych”, pokrywającej obszar pogranicznych województw Rzeczypospolitej22. Z drugiej strony, nazwę własną „Ukraina” wiązano –
jako bliskoznaczną – ze słowem „kres” (granica, kraniec). Julian Bartoszewicz pisał,
że w dawnej polszczyźnie „ukraina był to wyraz pospolity i oznaczał ziemię leżącą na
kresach, na pograniczu państwa, u kraju, u brzegu”23. O tym, że słowo „kresy” w stosunkowo krótkim czasie, jaki upłynął od ogłoszenia Mohorta, funkcjonować zaczęło
jako nazwa stricte geograficzna, najlepiej świadczy fakt, iż skrócona wersja artykułu Biernackiego włączona została do wychodzącego od 1880 r. Słownika geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich24. Redaktorzy słownika, jakby
w poczuciu, że rozmijają się z intencją Pola, opuścili jednak nie tylko bezpośrednie
odwołanie do jego poematu, ale i cały końcowy fragment artykułu, będący kontaminacją wybranych objaśnień poety dotyczących realiów życia na wojskowych kresach.
Współczesny znawca zagadnienia, Jacek Kolbuszewski, słusznie kładzie nacisk na
obecne w Mohorcie rozróżnienie pojęć: „obszarem, przestrzenią, krainą pogranicza
są tu Ruś i Ukraina, gdy kresy [...] jawią się jako zespół pocztów-posterunków, strzegących granicy przed wrogiem”25. Tak rozumiane kresy, będące u Pola synonimem
19
T. Święcki, Opis starożytnej Polski, t. 2, Warszawa 1816, s. 120-121 [wyd. nast.: Warszawa
1828; Kraków 1861].
20
S. Reczek, Podręczny słownik dawnej polszczyzny, cz.1: Staropolsko-nowopolska; cz. 2: Nowopolsko-staropolska, Wrocław 1968.
21
C.B. [C. Biernacki], Kresy [hasło], s. 52.
22
A. Jabłonowski, Kresy ukrainne, s. 30 [podkr. – M. W.].
23
J. Bartoszewicz, Ukraina [hasło], w: Encyklopedia powszechna [Orgelbranda], t. 25, Warszawa 1867, s. 957.
24
Zob. Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, red. F. Sulimierski, B. Chlebowski, W. Walewski, t. 4, Warszawa 1883, s. 664.
25
J. Kolbuszewski, Kresy jako kategoria aksjologiczna, w: Kresy – pojęcie i rzeczywistość, red.
K. Handke, Warszawa 1997, s. 122.
27
T R A D Y C J A
Actum 3/4 • 2011/2012
28
Actum 3/4 • 2011/2012
T R A D Y C J A
„czat granicznych”, nie stanowiły nawet stałego elementu ukraińskiego krajobrazu
(inaczej niż stepy, jary, futory czy mogiły26), gdyż mogły być przemieszczane – rozstawiane lub ściągane – w zależności od ruchów nieprzyjaciela. Dlatego czytamy
w Mohorcie, że po ogłoszeniu w przygranicznej Targowicy zdradzieckiej konfederacji
(w rzeczywistości zawiązanej wcześniej w Petersburgu) „Kresy ściągnięto – piechotne komendy/ I artyleria stała pod Bracławiem”, skąd w niedługim czasie całe wojsko
rozpoczęło odwrót na Warszawę27.
Do utrwalenia w świadomości ogółu błędnego przekonania o dawności słowa
„kresy” (będącego rezultatem określania za pomocą tego terminu stosunków
znacznie wyprzedzających jego wejście do komunikacji językowej) przyczynił się
niewątpliwie sukces czytelniczy powieści historycznych Henryka Sienkiewicza.
Trzeba jednak oddać pisarzowi sprawiedliwość, że przenosząc „kresy Mohorta”
o sto-dwieście lat wstecz, nie zaburzył jednocześnie konstytutywnych dla ich rozumienia u Pola relacji przestrzennych w obrębie dawnego państwa polskiego.
I tak, Aleksy Zdanoborski, bohater opowiadania Niewola tatarska z 1880 r., by
podjąć służbę wojskową „na kresach”, wyrusza na Ukrainę, do stanicy Mohylna,
„ostatniej strażnicy chrześcijańskiej”, do której jest tak „bardzo daleko, bo chwalić Boga, Rzeczpospolita szeroko rozsiadła się po ziemi”28; z kolei Michał Wołodyjowski, który chcąc się odróżnić od „gębaczy sejmowych w Warszawie”, mówi
o sobie i podobnych mu żołnierzach: „my, kresowi”, obejmuje komendę w Chreptiowie, „nad granicą mołdawską”, „na pustynnych, dalekich brzegach Rzeczypospolitej”29. Z innym użyciem wyrazu „kresy” i pochodnych mamy do czynienia
w Ogniem i mieczem, gdzie czytamy (podobnie jak w opowiadaniach i szkicach
historycznych Rollego) o „kresowych pałankach kozackich”, „szlacheckich siedzibach na kresach”, „domach kresowych” i „kresowych niewiastach”30. Jednak
także tutaj określenia te zarezerwowane są dla najbardziej wysuniętych siedlisk
ludzkich, położonych na lewym brzegu Dniepru. Całe zresztą Zadnieprze księcia
Wiśniowieckiego zostaje ze względu na swe „krańcowe” położenie wyraźnie przeciwstawione innym ziemiom ruskim Rzeczypospolitej – w tym Ukrainie. Również
z zestawienia wyrażeń synonimicznych można wywnioskować, iż „na kresach” to
u Sienkiewicza tyle, co „na rubieżach”, „na granicach państwa”31. Niewykluczone,
że tak rozumiane „kresy” są jednocześnie w jakiś odległy sposób spokrewnione
z „owymi fines, na których orbis terrarum się kończy”, o których na podstawie
relacji naocznych świadków opowiada Skrzetuskiemu Wołodyjowski32. Co ciekawe, w późniejszej powieści pt. Na polu chwały, drukowanej w odcinkach w latach
1903-1905, której akcję zamyka wyprawa Sobieskiego pod Wiedeń, posługuje się
Sienkiewicz wyłącznie historycznymi nazwami Podole, Ukraina, Ruś Czerwona,
26
Zob. tamże, s. 121.
W. Pol, Pieśń o ziemi naszej; Mohort, s. 107.
28
H. Sienkiewicz, Nowele, t. 2, Warszawa 1964, s. 6, 12.
29
Tenże, Pan Wołodyjowski, Warszawa 1968, s. 75, 196, 197.
30
Tenże, Ogniem i mieczem,Warszawa 1968, t. 1, s. 58, 60, 92.
31
Zob. tamże, s. 37, 58.
32
Tamże, s. 79.
27
Actum 3/4 • 2011/2012
29
zastępując je co najwyżej sumarycznym określeniem „pogranicze”33, mimo że
większość bohaterów pochodzi właśnie z owych południowo-wschodnich ziem
Rzeczypospolitej, skąd wygnały ich toczące się od szeregu lat wojny. W całym
utworze słowo „kresy” pojawia się jeden jedyny raz, lecz bynajmniej nie na oznaczenie jakiegoś miejsca, ale „blizn, szram na twarzy”. Bohaterowie mają zatem
„potężne kresy – jeden na czole, drugi na policzku”34.
Narastający od lat osiemdziesiątych nacisk germanizacyjny w zaborze pruskim
zaktualizował siłą rzeczy przesłanie nieco już zapomnianej powieści Zachariasiewicza Na kresach35. O ile jednak bilans ekonomicznej rywalizacji przedstawionej w utworze okazał się – patrząc z perspektywy historycznej – korzystny dla
strony polskiej nie tylko w obrębie powieściowej fikcji, ale i w rzeczywistości, o
tyle z zaaranżowanej przez pisarza konfrontacji pojęć „kresy” i „marchia” zwycięsko wyszło niestety, to drugie. Można wręcz mówić o swoistej rewolucji, jaka
dokonała się w związku z tym w obrębie „paradygmatu kresowego” na przełomie
XIX i XX w. Na defensywne z natury znaczenie słowa „kresy” nałożyło się bowiem
z czasem wybitnie ofensywne (zaborcze) znaczenie niemieckiego „Mark”. Proces ten dokonał się przede wszystkim w ramach dyskursu twórców Narodowej
Demokracji, do słownika których pojęcie „kresy” weszło na dobrą sprawę za pośrednictwem niemieckim, jako kalka terminu „Ostmark” (Marchia Wschodnia)36.
I tak, Drang nach Osten to według Jana Ludwika Popławskiego „proces germanizacyjny kresów wschodnich”37, zaś Verein für Förderung des Deutschtums in den Ostmarken (oficjalna nazwa Hakaty) to Towarzystwo Obrony Kresów Wschodnich38.
W konsekwencji odporna wartość pojęcia „kresy”, skierowana dotąd wyłącznie
na zewnątrz, tj. przeciw wynaradawiającej polityce rządów zaborczych, w krótkim czasie obrócona została również przeciw rdzennej, choć niepolskiej etnicznie,
ludności tzw. „Ziem Zabranych” i Galicji Wschodniej, czyli przeciw potomkom
pełnoprawnych obywateli Rzeczypospolitej Obojga Narodów, względnie ich poddanych39. „Każda polityka – uzasadniał to stanowisko Popławski – czy pruska, czy
polska, w stosunku do innych narodowości jest zaborcza, zawsze dążyć musi do
zdobywania nowych terytoriów lub odzyskiwania utraconych”40.
T R A D Y C J A
33
H. Sienkiewicz, Na polu chwały, w: Dzieła, pod red. J. Krzyżanowskiego, t. 27, Warszawa
1950, s. 15.
34
Tamże, s. 120.
35
Zob. Wstęp W. Korotyńskiego do reedycji z 1888 (J. Zachariasiewicz, Wybór pism, t. 5, s. II).
36
Tym oficjalnym terminem posługiwała się propaganda pruska na określenie dawnych ziem
polskich, wchodzących w skład Cesarstwa Niemieckiego – zob. M. Wojtczak, „Ostmarkenliteratur”. Prowincja Poznańska w literaturze niemieckiej lat 1890-1918, Poznań 2001, s. 9.
37
J.L. Popławski, Polityka polska w zaborze pruskim (1899), w: Wybór pism, wstęp i oprac.
T. Kulak, Wrocław 1998, s. 86.
38
Tenże, Rzut oka na sprawy polskie w ubiegłym dziesięcioleciu (1905), w: Wybór pism, s. 235.
39
Zdaniem Romana Dmowskiego, nowocześnie pojmowany patriotyzm „nie tylko obowiązuje do określonego stanowiska względem rządów zaborczych, względem ciemięzców narodu, ale
[...] zajmuje odporne stanowisko względem roszczeń ruskich lub litewskich [...]” (R. Dmowski,
Myśli nowoczesnego Polaka, w: Wybór pism, wstęp i oprac. R. Wapiński, Warszawa 1990, s. 97).
40
J.L. Popławski, Polityka polska w zaborze pruskim, s. 85.
30
Actum 3/4 • 2011/2012
T R A D Y C J A
Tę nową wykładnię „kresowości” przyjęło też chcąc nie chcąc wielu spadkobierców jagiellońskiej tradycji przedrozbiorowego państwa polsko-litewskiego. Na
przykład Zofia Kossak-Szczucka w swej przejmującej Pożodze pisała również:
Na całym świecie kresy czy kolonie, kraj szeroki, rozległy – daleki czy bliski – stanowiący wolne pole dla ekspansji, jest dla państwa największym
bogactwem i skarbem. Stamtąd przychodzi do Macierzy nowy żywioł ludzki, pełen energii i zdrowia. Tam się rodzą typy zuchwałe, uparte, umiejące
chcieć i działać. Stamtąd pochodzą surowce i szeroki, młody oddech41.
Józef Piłsudski w trakcie walk o granice odradzającej się Rzeczypospolitej,
w przemówieniu wygłoszonym 13 września 1919 r. w Suwałkach, nadmieniwszy,
iż „Polska przez 150 lat stanowiła kresy dla państw zaborczych”, wyraził jednocześnie nadzieję, że po odbudowaniu państwa Polacy nie zechcą naśladować na
swych własnych kresach metod, jakich doświadczyli na sobie ze strony zaborców42. Myśl tę rozwinął nieco później w Równem na Wołyniu, w wystąpieniu
z 9 stycznia 1920 r.:
Kiedy mówimy o kresach, to musimy zdać sobie sprawę z tego, co to są
kresy. Kresy to zetknięcie się jednego narodu z innym, jednej kultury z drugą, jednego wychowania z innym. [...] My, Polacy, byliśmy obiektem różnych polityk kresowych. Znaliśmy tę politykę, jaką inni w stosunku do nas
uprawiali. Na całym świecie polityka kresowa podobna jest do tej, jakiej my
byliśmy obiektem. Nie znam innej polityki kresowej, jak polityka poniżenia
i ucisku, której hasłem jest: „Biada zwyciężonym!” My, Polacy, wiemy po
sobie dobrze, jakie to skutki za sobą pociąga, jak niedaleko prowadzi, jak
niewielkie rezultaty osiąga. [...] Jeżeli na całym świecie panuje nieuczciwość
w polityce kresowej, ja chciałbym, by nasza polityka kresowa, była polityką
uczciwą43.
Można powiedzieć, że w wystąpieniu tym próbował Piłsudski ratować ile się
da z tradycyjnego pojmowania Rzeczypospolitej – świadom, iż niedawne starcia
zbrojne z Ukraińcami i Litwinami oznaczają fiasko jego własnych planów federacyjnych. Jednak w praktyce na polskich Kresach Wschodnich przewagę zdobywała później niejednokrotnie „polityka kolonialna”. Nazwa „Kresy” jako określenie
„wschodniej połaci państwa” upowszechniła się już po ustabilizowaniu się granic
II Rzeczypospolitej, zwłaszcza jej granicy z Rosją Sowiecką, wytyczonej na mocy
traktatu ryskiego z 1921. Wtedy też – jak zauważa Stefan Kieniewicz – „politycznie niewskazane” stało się odpowiadające jej historyczne określenie „Litwa
41
Z. Kossak-Szczucka, Pożoga. Wspomnienia z Wołynia 1917-1919, przedmowa S. Estreicher,
Kraków 1922, s. 432.
42
J. Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. 5, Warszawa 1937, s. 103.
43
Tamże, s. 131-132.
Actum 3/4 • 2011/2012
31
i Ruś”44. Nie jest więc chyba dziełem przypadku, że na pierwszą połowę lat dwudziestych przypada również kres oddziaływania Mohorta45.
Niewola sowiecka po r. 1945 stanowiła do pewnego stopnia powrót do sytuacji
z czasu zaborów i dopiero rozpad Związku Sowieckiego umożliwił postawienie na
nowo pytania o sens słowa „kresy”. Odważna i dalekowzroczna polityka wschodnia śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego otworzyła przed nami na chwilę całkiem
realną perspektywę, w której pomiędzy Bałtykiem a Morzem Czarnym nie rozciągają się już niczyje „Kresy”, a wolne i suwerenne państwa od Estonii po Gruzję stoją ramię w ramię na odwiecznych „kresach” naszej wspólnej cywilizacji. Niestety,
brutalny cios wymierzony w tę politykę 10 kwietnia 2010 r., sprawił, że spełniła
się pamiętna obawa Pana Prezydenta, wyrażona niespełna dwa lata wcześniej na
wiecu w Tbilisi podczas inwazji rosyjskiej: „Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze
państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę”46.
T R A D Y C J A
44
S. Kieniewicz, Kresy. Przemiany terminologiczne w perspektywie dziejowej, „Przegląd
Wschodni” 1991, z. 1, s. 11-12.
45
Zob. J. Kolbuszewski, Kresy, s. 7, 10-11.
46
Cyt. Za: M. Pilis, A. Dmochowki, List z Polski, Poznań 2011, s. 109.
Studia i materia³y Ÿród³owe
o „Poznañskiej Pi¹tce” mêczenników
II wojny œwiatowej
Wierni do koñca
T R A D Y C J A
32
Actum 3/4 • 2011/2012
ACTUM poleca
Poznañ 2012
33
Actum 3/4 • 2011/2012
WSPOMNIENIA
Adam Szymel
Nawet ptaki przestały śpiewać1
Dzieciństwo
Dzień 21 stycznia 1928 roku jest bardzo ważną datą w moim życiu. Nie wiem, czy
ten styczniowy dzień był ciepły i jasny czy chodny i ponury. Nie wiem, czy padał
deszcz, czy śnieg, ale był to dzień, w którym po raz pierwszy ujrzałem światło
dzienne. Jestem synem ziemi nowogródzkiej, urodziłem się w osadzie Berezowiec oddalonej od Nowogródka o ponad dwadzieścia kilometrów. Osadę stanowiły gospodarstwa, które po parcelacji dużych majątków rząd polski nadał byłym
żołnierzom zasłużonym w walkach o niepodległość Polski. Ciągle pamiętam kilka
nazwisk naszych sąsiadów, byli to: Adamski, Błaszczak, Gołąb, Pajor, Bysiński,
Dulemba, Czerkas i Bauman. Osada nasza miała 24 hektary ziemi, dom był stary,
obejście stanowiły: stajnia, obora, spichlerz, stodoła i kilka innych budynków gospodarczych. Na środku była studnia z żurawiem. Za zabudowaniami tato posadził
drzewka owocowe, mieliśmy więc i dobrze zapowiadający się sad. Koło domu było
kilka hektarów młodego brzozowego lasku, była też rozpoczęta budowa nowego,
dużego domu, który niestety nigdy nie miał być ukończony. Skupisko gospodarstw
było przedzielone szeroką piaszczystą drogą, nazywaną traktem, która prowadziła
z zachodu na wschód. Mówiło się, że była to bardzo stara, główna droga, jeszcze
z czasów Napoleona. Przez nasze łąki płynęła rzeka Serwecz, która wpadała do
1
Tytuł od redakcji „Actum”. (Fragment wspomnień, które ukażą się w całości nakładem
Domu Wydawniczego „Ostoja”)
34
Actum 3/4 • 2011/2012
W S P O M N I E N I A
Szczary, a ta z kolei do Niemna. Rzeka niekiedy wylewała, podtapiając nasze łąki,
co stwarzało idealne warunki dla ptactwa wodnego. Bociany, żurawie, czajki i inne
skrzydlate bez przerwy brodziły w poszukiwaniu pożywienia. W pobliżu było nieduże, ale bardzo głębokie jezioro zwane Czarcim Okiem.
Przy bramie wjazdowej do naszego obejścia stał ogromny, stary klon, a na nim
bocianie gniazdo. Ta sama para wracała do nas każdego roku, powiększając i rozbudowując to swoje stare domostwo, które w miarę upływu lat przybierało coraz większe rozmiary. Z tegoż gniazda każdego roku wylatywały nowe pokolenia bocianków.
Dawało ono schronienie wielkiej rzeszy wróbli, które od świtu czyniły nieopisany
jazgot i jarmark, współzawodnicząc z domowym drobiem o każde ziarenko karmy.
Temu jazgotowi wtórował donośny klekot nadlatującego rodzica z żabą w dziobie.
Tato był legionistą, służył pod Marszałkiem Piłsudskim „Dziadkiem”, brał
udział w wielu bitwach od Kijowa po Wilno. Był ranny, kilka razy bardzo ciężko.
Przelał wiele krwi, ale ponad wszystko umiłował swoją Ojczyznę i swojego Wodza.
Wierzył, że była to jedyna, choć krwawa dla Polski, droga do wolności. Służbę wojskową zakończył w randze porucznika i, nagrodzony osadą w ziemi nowogródzkiej, postanowił w niej osiąść i tu założyć rodzinę. Sam pochodził z Łańcuta, gdzie
mieszkała reszta jego rodziny.
Mama była piękną, młodą mieszkanką miasteczka Turzec położonego kilka kilometrów od osady. W Turcu mieszkała też „Babcia z Turca”, bo tak nazywaliśmy
mamę naszej mamy. Mama naszego taty, do której zwracaliśmy się tylko „Babciu”,
zawsze mieszkała z nami, dziadek bowiem już od jakiegoś czasu nie żył, jak i ojciec
naszej mamy.
Byłem drugim z kolei dzieckiem. Miałem już starszą siostrę, Zosię, którą nazywaliśmy Dzidką. Po ponad dwóch latach rodzina powiększyła się o moją młodszą
siostrę, Bogusławę, do tej pory nazywaną Lalą, a po kolejnych dwóch latach urodził się Zbyszek i było nas czworo dzieci.
Nadeszły zmiany. Rodzice postanowili przenieść się do pobliskiego miasteczka
Korelicze, oddalonego o 5 kilometrów od osady. Powód był prosty, tato nie miał
większego powołania do rolnictwa, osada została wydzierżawiona, a rodzina znalazła się w nowym otoczeniu. Przed wybuchem I Wojny Światowej tato studiował
weterynarię, studiów jednak nie zdążył ukończyć, bo został wcielony do armii austriackiej. Po zakończeniu wojny, zapewne ze względu na brak specjalistów, tato
otrzymał oficjalne zezwolenie na praktykę weterynaryjną. Poza tym Jego wielką
pasją było też angażowanie się w sprawy społeczne. Potrafił znaleźć najlepsze rozwiązania problemów występujących wśród okolicznej ludności w nowej polskiej
rzeczywistości. Z czasem tato został wybrany wójtem w miasteczku, co było dowodem uznania dla jego ideałów i zmysłu praktycznego działania. Był także komendantem oddziału rezerwy, co również nakładało na niego prestiżową rolę. Pamiętam, jak w dzień 3 Maja w mundurze, z szablą przy boku i na pięknym koniu,
prowadził swój oddział. Wtedy starałem się być blisko niego, byłem bardzo dumny
z mojego ojca. Patrzyłem z zachwytem na jego pięknie prezentującą się sylwetkę. Był dla mnie absolutnym wzorem i autorytetem. Przypominam sobie również
Actum 3/4 • 2011/2012
35
Święto Morza. Pochód zawierał wiele atrakcji, a ja w marynarskim ubranku, jako
jeden z marynarzy jechałem na wozie przerobionym na okręt i pęczniałem z dumy.
Po ukończeniu sześciu lat zacząłem szkołę. Początki mojej edukacji były dość
bujne. Moja klasa podczas przerwy bawiła się tuż przed kancelarią kierownika
szkoły. Chcąc zaimponować kolegom swoją zdolnością i dobrym celem w rzucaniu
kamieniami, próbowałem trafić w pień młodego drzewka. Trafiłem nie w pień,
ale w okno i szyba z brzdękiem rozprysła się na małe kawałki. Po przerwie, kiedy wróciliśmy do klas, kierownik przyszedł w poszukiwaniu winowajcy. Wszyscy
zgodnym chórem wskazali na mnie. Wylałem potok łez, ale się nie przyznałem.
Kierownik, kolega ojca, nie powiadomił go o tym zdarzeniu i tak mi się upiekło, bo
w przeciwnym razie lanie byłoby murowane.
W Koreliczach nie mieszkaliśmy długo. W roku 1936 rodzice przenieśli się do
stolicy województwa, do Nowogródka. Tutaj otworzyli sklep mięsny, co okazało
się dobrym pomysłem i przyniosło korzyści. Na początku zamieszkaliśmy w wynajętym domu położonym na skraju miasta. Przytoczę jedno ze wspomnień: jak
wpadłem do studni.
Wraz z młodym człowiekiem, który pracował u rodziców, chcieliśmy wydobyć
ze studni kilka poprzednio utopionych wiader. Plan był następujący: miałem stać
w wiadrze, a on powoli miał je ze mną opuszczać na dno. Po przejechaniu kilku metrów raptem korba zluzowała się i nasze plany uległy całkowitej zmianie. Całym
moim ciężarem z rozmachem wpadłem do wody. Do dziś pamiętam moje przerażenie, gdy spojrzałem w górę i zobaczyłem malutki otwór światła (studnia była
głęboka). Na szczęście na dnie znajdowało się kilka wiader, bo utrzymując się na
nich, byłem tylko do pasa zanurzony w zimnej wodzie. Wydobycie mnie nie było
łatwe: stojąc na wiadrze byłem podciągany kilka razy przez „pomocnika”, który
widocznie nie mógł sam unieść łańcucha i utrzymać korby, bo wcześniej z różnych wysokości spadałem ponownie na dno. Na moje szczęście sąsiad nadbiegł z
pomocą i w końcu wylądowałem na suchym lądzie. Skończyło się na podrapanych
i pokrwawionych kolanach i łokciach, mokrych spodniach i, oczywiście, szoku.
Niebawem przenieśliśmy się do własnego, bardziej przestrzennego domu, położonego na skraju miasta, przy ulicy Sportowej. Dom stał naprzeciwko boiska
sportowego „Sokoła”. Otaczał go duży ogród, sad oraz zabudowania gospodarcze.
Zaczęto też prace nad powiększeniem domu, ale roboty nigdy nie zostały ukończone przez wypadki historyczne. Nowogródek był starym, historycznym miastem
położonym w znacznej części na wzgórzu, z ruinami zamku pamiętającego czasy
wielkich książąt litewskich. Do dużego rynku przylegał kościół św. Michała, którego bijące dzwony było słychać w całej okolicy. Środek rynku przedzielały hale,
które mieściły w sobie różne sklepy. Wokoło samego placu również było pełno
większych i mniejszych sklepów i sklepików. Nasz także znajdował się na rynku.
Najbardziej lubiłem kościół farny. Zbudowany był tuż u podnóża góry zamkowej. Był cały biały, pokryty czerwoną dachówką i otoczony olbrzymimi krzewami
bzu. Na wiosnę, gdy bzy kwitły kościół zdawał się unosić w obłokach kwiatów. Nigdy nie zapomnę, jak chodząc z babcią na majowe nabożeństwa czy uroczystości,
W S P O M N I E N I A
36
Actum 3/4 • 2011/2012
W S P O M N I E N I A
już z daleka słyszałem śpiewy gregoriańskie sióstr zakonnych. Zdawało mi się,
że tylko anieli w niebie mogli tak pięknie śpiewać. Byłem przecież tylko małym
chłopcem, ale wrażenie zawsze było ogromne i nigdy mnie nie opuściło.
W Nowogródku zacząłem trzecią klasę. Uczyłem się dobrze, nauka przychodziła mi łatwo. Rodzice czuwali nad naszymi postępami w szkole. Z wielką pasją rysowałem: ostatnie strony moich zeszytów wypełnione były rysunkami koni, psów,
ptaków i twarzy. Gdy zabrakło papieru, rysowałem patykiem na piasku. Moją
drugą pasją był sport, w szczególności piłka nożna. Wielkim udogodnieniem było
to, że mieszkaliśmy koło boiska sportowego i każdego dnia po zjedzeniu obiadu i
odrobieniu lekcji resztę czasu spędzałem na boisku, zawzięcie kopiąc piłkę.
Minęło kilka lat, dla nas dostatnich i beztroskich. Rodzice ciężko pracowali, czuwając nad nami i naszymi potrzebami. W przypadku ich nieobecności domem dyrygowała babcia. Lubiła ład, dyscyplinę i porządek, uczyła też nas manier i dobrego
zachowania. Nie miała zwyczaju pobłażać, gdy coś przeskrobałem. Tato był o tym
informowany i zazwyczaj cała sprawa kończyła się dla mnie laniem. Mimo takich sytuacji w naszym domu panowała powszechna miłość i wzajemna serdeczność. Przykład dawali rodzice, a ich miłość, wzajemne rozumienie się i szacunek były widoczne
na każdym kroku. Często tato porywał mamę do tańca, nawet bez szczególnej okazji.
Śpiewali przy tym; mieli piękne głosy. Spacerując, często trzymali się czule za ręce.
Przemawiali do siebie z czułością, tato mówił do mamy „Hala”, mama do taty „Stach”.
W roku 1937 przystąpiłem do Pierwszej Komunii św., a w 1939 do sakramentu
bierzmowania. Cały czas należałem do koła ministrantów u św. Michała i z wielkim poświęceniem i oddaniem służyłem do mszy. Znałem po łacinie całą ministranturę, a do mszy św. zacząłem służyć jeszcze w Koreliczach mając sześć lat.
Była nas czwórka dzieci; każde przejawiało inne zainteresowania. Zosia, najstarsza z nas, była zawsze stateczną, zrównoważoną i spokojną dziewczynką.
Należała do harcerstwa i była w nim bardzo aktywna. Potrafiła dobrać sobie koleżanki o podobnych cechach, była powszechnie lubiana i szanowana. Zosia była
piękną dziewczyną o czarnych włosach i takich samych oczach. Do dziś pamiętam, jak pięknie wyglądała w mundurku gimnazjalnym lub choćby w tylko szarym, harcerskim. Moja młodsza siostra, Lala (Bogusława), jako dziecko bardzo
często chorowała. Cały dom wtedy chodził na palcach. Gdy nic jej nie dolegało
zawsze była w ruchu. Od niej też można się było dowiedzieć o wszystkich najświeższych wiadomościach z sąsiedztwa, Lala wszystko wiedziała, nic nie ukryło się przed jej ciekawską naturą. Sprawiała wrażenie anemicznego dziecka, nie
lubiła wielu potraw i cały dom się z tym liczył. Mama toczyła boje o jedzenie, ale
Lala miała swoje sposoby i jeśli czegoś nie chciała zjeść, to tego nie ruszyła. Cała
rodzina poważnie obawiała się o jej zdrowie. Gdy mieszkaliśmy jeszcze w Koreliczach, rodzice pojechali z Lalą do specjalisty do Nowogródka. Ten zbadał dziecko, potem poprosił rodziców do drugiego pokoju i tam im wyjawił całą prawdę:
dziewczynka jest całkowicie zdrowa, należy odrzucić specjalną dietę i wszystkie
frykasy, a zacząć jej podawać ostrzejsze jedzenie na pobudzenie apetytu, takie
jak śledź, ogórek kiszony lub kawałek boczku. Tak się skończyły przywileje Lali.
Natomiast najmłodszego z naszej czwórki, Zbyszka, już na pierwszy rzut oka cechowało zdrowie. Był piękny, atletycznie jak na dziecko zbudowany: króciutka grzywka,
wiecznie śmiejące się oczy i, nade wszystko, zdrowe, rumiane policzki. Był upartym,
ale i spokojnym dzieckiem. Obiecywał zawsze, że ożeni się z mamą, bo mama gotowała to, co lubił najbardziej, tj. zacierkę. Zbyszek miał dobry, ba, bardzo dobry apetyt.
Byliśmy dużą, kochającą się i szczęśliwą rodziną. W domu panował dostatek, rodzice byli bardzo pracowici i zapobiegliwi, mama była gospodarna i praktyczna. Obydwoje uzupełniali się w prowadzeniu interesów.
Ten szczęśliwy i beztroski czas miał się wkrótce zakończyć. Na horyzoncie pojawiły się czarne, wojenne, chmury. Nastał rok 1939. Gazety od pierwszych stron
przynosiły złe wieści o nieustających żądaniach terytorialnych i pogróżkach Niemców w stronę Polski. My, dzieci, przeprowadzaliśmy różne zbiórki, z których fundowaliśmy uzbrojenie dla naszego wojska. Nasze wojsko, a szczególnie kawaleria,
były piękne i, według nas, nie do pokonania. Czasami widzieliśmy naszych ułanów,
jak na koniach galopowali po pobliskich polach z proporczykami na lancach. Myśleliśmy: co za piękny widok! nikt nas nie zwycięży!
Wojna
Nastał 1 września 1939 roku. Od samego rana nasze dwa piękne wilczury wyły,
nikt nie wiedział dlaczego. Niebawem rozeszła się wiadomość, Niemcy zdradziecko zaatakowały Polskę. Tego też dnia pierwszy niemiecki samolot pojawił się nad
miastem, ale żadnej szkody nie zrobił. Tato dostał rozkaz mobilizacyjny, miał się
stawić w punkcie zbornym. Przed wyjściem z domu, modląc się w swojej sypialni
przed obrazem Matki Bożej, prosił o opiekę nad nami. Byłem tam razem z nim,
trzymał mnie za rękę. Żegnaliśmy tatę ze łzami i płaczem, gdy wsiadał do autobusu.
Podczas ostatnich świąt Bożego Narodzenia (w 1938 roku), może miał złe przeczucie, bo wziął mnie na kolana i powiedział, że gdyby go zabrakło, ja, jako najstarszy
syn, jestem jego namiestnikiem i mam opiekować się mamą, rodzeństwem i całą
rodziną. Już wtedy wziąłem sobie to bardzo do serca. Podczas pierwszych tygodni
wojny wiele się u nas nie działo. Następnego tygodnia tato powrócił. Okazało się,
że wojsko miało wielu oficerów młodszych od niego, którzy zostali zaangażowani
do przygotowań, dlatego tato miał czekać w domu na dalsze rozkazy.
Nadszedł dzień 17 września i gdy armia nasza dzielnie zmagała się z nawałą
hitlerowską, zdradliwe wojska sowieckie wkroczyły do wschodniej części Polski.
Następnego dnia byli już w Nowogródku. Niektórzy Białorusini i Żydzi witali ich
kwiatami. Nie mogliśmy tego zrozumieć, przecież Rosjanie byli naszymi wspólnymi wrogami. Wojsko sowieckie wyglądało żałośnie – żołnierze w zaniedbanych
mundurach, kawaleria na szkapach. Nasze wojska nie mogły ich zatrzymać, bo cały
wysiłek był skierowany na walkę z Niemcami. Od chwili wkroczenia Rosjan zaczął
się terror: aresztowania policjantów, wojskowych, urzędników państwowych. Najeźdźcy stosowali podobne metody: wytępić inteligencję, przywódców, a resztą społeczeństwa potem będzie łatwiej rządzić i manipulować. Nowogródzkie więzienie
W S P O M N I E N I A
37
Actum 3/4 • 2011/2012
38
Actum 3/4 • 2011/2012
W S P O M N I E N I A
zapełniło się szybko naszymi najbardziej wartościowymi obywatelami. Ojciec stał
się również ofiarą tego terroru. Następnego dnia po najeździe został aresztowany,
ale po kilku godzinach przesłuchań zwolniono go do domu. Tego wieczoru słyszałem rozmowę rodziców. Przyciszonymi głosami omawiali plan udania się taty do
zachodniej Polski. Tato nie chciał zostawić nas samych, mama bardzo nalegała,
aby udał się w drogę na zachód. Nigdy do tego nie doszło. Tejże nocy lokalny Żyd
z czerwoną opaską na rękawie jako symbolem władzy miejscowego komunistycznego komisarza przyprowadził kilku rosyjskich żołnierzy z bagnetami na karabinach po mojego ojca. Zakuli go w kajdany i wyprowadzili z domu do więzienia. Był
to ostatni raz, gdy widzieliśmy naszego tatę. Ogarnęła nas straszna rozpacz i uczucie absolutnej bezsilności. Mama każdego dnia chodziła pod więzienie z nadzieją,
że może zobaczy tatę, ale niestety nie stało się to nigdy. Już go nie zobaczyła.
Więźniom można było przynosić paczki z żywnością i ubraniem. Wśród miejscowej ludności utarło się przekonanie, że tak długo jak straż brała paczki dla
więźniów, tak długo byli oni na miejscu. Z chwilą, gdy odmawiano wzięcia paczki,
oznaczało to, że więźnia już nie ma i został wysłany w głąb Rosji. Mama stale nosiła paczki dla taty, lecz po kilku tygodniach straż już ich nie odbierała. Domyślaliśmy się, że taty już w Nowogródku nie ma i został wywieziony tam, gdzie reszta
więźniów. Od władz rosyjskich nie można się było niczego dowiedzieć. Później
okazało się, że nasz tato ciągle był w nowogródzkim więzieniu. Koleżanka Zosi,
która dobrze znała mojego ojca, widziała go kilka miesięcy później skutego wraz
z grupą więźniów otoczonych strażą i prowadzonych do stacji kolejowej. Widziała
ich, gdy wracała ze szkoły, ale nam powiedziała o tym jednak po wielu latach, gdy
spotkaliśmy się już na wygnaniu.
W Nowogródku życie uległo całkowitej zmianie, radosne miasto pełne werwy
i życia ucichło i stało się szare i ponure. Nawet ptaki przestały śpiewać. Ludzie
wystawali w kolejkach po wszystko. Zaczęła się sowiecka rzeczywistość. Brakowało chleba, soli i innych podstawowych artykułów, o cukrze nie można było nawet
marzyć. Sowieci zganiali ludzi na wiece, na których usiłowali im prać mózgi, wysławiając ogromne zalety raju bolszewickiego. W szkołach było podobnie.
Rezultatów nie było żadnych, nikogo ta propaganda nie porwała i nie przekonała. Widzieliśmy, w jakim stanie przyszli i jak sobie poczynali z nami. Jakżeż mogli
oczekiwać, że nam zaimponują? Mama dzielnie walczyła z nowymi władzami miasta,
które po zabraniu nam sklepu chciały też zabrać nasz dom. Twierdzili, że dom i zabudowania są im potrzebne dla miasta i dla wojska. Mama się broniła argumentując,
że wyprowadzimy się tylko w przypadku, gdy dostaniemy inny dom, bowiem rodzina
była liczna. Zdawała sobie sprawę z tego, że wcześniej czy później nas z domu wysiedlą. Wielce nas nie zaskoczyli, gdy 10 lutego 1940 roku w bardzo zimną noc, gdy szykowaliśmy się już do snu, załomotali kolbami karabinów do drzwi. Cały dom stanął
na równe nogi. Kilku rosyjskich żołnierzy z oficerem na czele wtargnęło do środka
i dali rozkaz wysiedlenia. Kazano nam zabrać tylko tyle rzeczy, ile zdołamy unieść.
Byliśmy przekonani, że przesiedlają nas do innego domu. Babcię, Zbyszka i Lalę
umieściliśmy na saniach, a reszta z nas ruszyła pieszo. Poprzedniego dnia, gdy
wracaliśmy ze szkoły, widzieliśmy przygotowanych kilkadziesiąt pustych chłopskich sań. Bardzo nas zainteresowało kto i w jakim celu je przyszykował. Teraz
wszystko się wyjaśniło: jechały po nas i naszych przyjaciół. Nie była to przeprowadzka do innego domu, zawieziono nas do budynku izby skarbowej. Był to nowoczesny budynek biurowy znajdujący się blisko stacji kolejowej. Byliśmy tam
jedną z pierwszych rodzin. Po pewnym czasie budynek zaczął się zapełniać. Prawie wszystkie rodziny to były matki z dziećmi, nasi przyjaciele i znajomi. Mama
uprosiła oficera, który nas przywiózł, żeby mogła wrócić do domu, naturalnie pod
strażą i wziąć coś z ciepłej odzieży, a także coś z żywności. Być może miał dobre
serce lub dobry nastrój, gdyż pozwolił. Mama przyniosła jeszcze z domu co mogła,
ale nie wiedzieliśmy, że to rozstanie z domem i naszym dobytkiem jest na zawsze.
Niektórzy byli lepiej zaopatrzeni niż my. Zgroza zapanowała powszechna, gdy rozeszła się wieść o tym, że będziemy wszyscy wywiezieni na Syberię.
Droga na Syberię
Następnego dnia zaczęto nas ładować do wagonów. Były to zwyczajne towarowe wagony przystosowane do masowego transportu ludzi, nazywane „ciepłuszkami”. Wewnątrz wagonu po obydwu stronach stały piętrowe prycze, na środku
był żelazny piecyk i nieopodal w podłodze wyrąbana dziura, która służyła jako
toaleta. Wagon mógł pomieścić do czterdziestu osób, na pryczach leżeliśmy jak
sardynki ciasno obok siebie. Pociąg otoczony był kordonem straży. Nikt się nie
mógł oddalić ani też nikt nie mógł się zbliżyć. Po południu pociąg ruszył. Trudno
opisać atmosferę, jaka panowała w wagonie: przeważnie była cisza czasami przerywana krótkim szlochem, a czasami modlitwą. Wszyscy, a głównie dorośli, byli
w szoku, nikt się nie spodziewał tego, co się stało. Bolało też uczucie całkowitej
bezradności i zależności od barbarzyńców ze wschodu. Koła wagonów rytmicznie
stukały, uczucie rezygnacji ogarnęło wszystkich.
Następnego dnia w Baranowiczach przeładowano nas do innych, ale podobnych
wagonów szerokotorowej kolei, typowych w całej Rosji. Ruszyliśmy dalej. Do granicy było niedaleko, a po jej przekroczeniu widok zmienił się kompletnie. Po naszej
stronie mijane wsie i miasta były schludne, zadbane i bliskie nam. Po tamtej stronie
bieda i upadek były nazbyt widoczne: kompletna nędza. Przez małe, zakratowane
okienko widać było posępnych ludzi, mężczyzn i kobiety, ubranych tak samo w watowane fufajki, pracujących jak mechaniczne roboty przy kolei. To był sowiecki raj.
Nie mieliśmy żadnej wiedzy, dokąd nas wiozą, pociąg stale jechał na wschód. Od
czasu do czasu stawał. Odsuwały się z hałasem wrota i strażnicy podawali do wagonu wiadro gorącej wody tzw. kipiatok i wiadro czegoś, co miało być zupą, a co
przypominało pomyje dla świń oraz trochę chleba. Chleb ten był czarny i ciężki jak
glina, na każdego wypadało po kromce. Z wagonu nie można było wyjść. Wszędzie
była straż. Zimno było przejmujące. Wszyscy mieliśmy na sobie masę odzieży, co
kto miał, ubierał. Wszystkie metalowe części wagonu pokryte były białym szronem.
Przy samej ścianie wagonu leżała znajoma rodziców z córeczką Alinką. Biedna Alin-
W S P O M N I E N I A
39
Actum 3/4 • 2011/2012
40
Actum 3/4 • 2011/2012
W S P O M N I E N I A
ka trzęsła się z zimna. Nie mogłem na to patrzeć, więc nakryłem ją ciepłą kurtką
taty, za co córka i matka były mi bardzo wdzięczne. Po prawie tygodniowej podróży na wschód dojechaliśmy do Moskwy. Na stacji dostrzegliśmy nazwę miasta, ale
pociąg się nie zatrzymał, tylko zwolnił. Niebawem zmienił kierunek i zaczęliśmy
jechać na północ. Robiło się coraz zimniej i było coraz więcej śniegu. Byliśmy wciąż
po europejskiej stronie Rosji, teraz jednak pociąg jechał wolniej i często przystawał.
Minęły już dwa tygodnie od początku naszej tragedii. W wagonie warunki były rozpaczliwe; od pierwszego dnia nikt nie miał możliwości umycia się lub przebrania.
Żywność zabrana jeszcze z domu powoli się kończyła, byliśmy skazani na to, co nam
dawali. Od czasu do czasu nerwy nie wytrzymywały i słychać było sprzeczki i zatargi
wśród zarówno dzieci, jak i dorosłych, nic jednak poważnego się nie wydarzyło. Krajobraz zmienił się zupełnie, przed naszymi oczami rozciągała się syberyjska tajga:
świerkowe lasy ciągnęły się setkami kilometrów. Stukot kół pociągu nie ustawał.
Nawet teraz, po tak wielu latach, gdy jadę pociągiem, tamte wspomnienia wracają. Mama była bardzo dzielna, starała się abyśmy chociaż raz dziennie mieli jakąś
ciepłą strawę. Okazało się, że mama jeszcze z dzieciństwa pamiętała język rosyjski.
Nauczyła się go podczas I Wojny Światowej, gdy z całą rodziną była ewakuowana
z terenów, na których toczyły się boje na Ukrainę. Teraz ta umiejętność posługiwania się rosyjskim pomagała nam w porozumiewaniu się ze strażą.
Upłynęły prawie trzy tygodnie. Na dużej stacji Wołogda pociąg zatrzymał się
i kazano nam wysiadać. Było straszliwie zimno i śnieg leżał po pas. Starszych
i dzieci załadowano na sanie, a reszta szła pieszo. Ubrani byliśmy we wszystko, co
kto miał, ale pomimo tego każdy odczuwał dotkliwe zimno. Szliśmy cały dzień.
Wieczorem dotarliśmy do wioski, gdzie mieliśmy nocować w szkolnym budynku.
Długo trwało zanim odtajaliśmy. Dostaliśmy tam chleb i gorącą wodę. Spaliśmy
potem na ziemi. Następnego dnia znów odbyliśmy całodzienny marsz, aż doszliśmy do miasteczka Wielsk. Tutaj znów nocowaliśmy w szkole. Widać było, że
przed nami już ktoś tam przebywał, prawdopodobnie poprzedni transport zesłańców takich jak my. Dopiero na czwarty dzień doszliśmy do miejsca przeznaczenia:
był to posiołek Rżawka w głębi rosyjskiej tajgi, bardzo odległy od jakichkolwiek
skupisk ludzkich. Tutaj się droga kończyła, dalej był już tylko dziewiczy las.
Na pagórku na polanie stało kilka dużych drewnianych baraków. Na skraju
była piekarnia i sklep – jadalnia, gdzie można było wykupić wyznaczoną porcję
chleba. Barak, do którego nas przydzielono, mieścił czterdzieści kilka osób. Wewnątrz niego, wzdłuż ścian, były umieszczone piętrowe prycze, na środku stał żelazny piec: to było całe wyposażenie tej dużej sali. Do posiołka przywieziono dwa
transporty, w sumie około pięciuset osób – jeden transport z nami, z Nowogródka
i okolicy, drugi z Sokala, spod Lwowa. Obozem zarządzał komendant, względnie
ludzki, który tam był z rodziną oraz nieludzki enkawudzista o polskim nazwisku,
Pijewski. Dziwnie pasował do swojej roli. Miał dziobatą gębę, o której wszyscy
mówili, że diabeł na niej groch młócił. Był też piekarz i pomocnik komendanta –
to cała rosyjska załoga. Nie było straży ani drutów kolczastych. Więziły nas tajga
i niewyobrażalna odległość od świata.
41
Actum 3/4 • 2011/2012
SPOŁECZEŃSTWO
Zbigniew Jacyna-Onyszkiewicz
Rdzenne terytorium
narodu polskiego
W
swojej ponad tysiącletniej historii terytorium państwa polskiego ulegało bardzo dużym zmianom. Doprowadziło to do tego, że narody ościenne
wysuwają różne nieuzasadnione, mniej lub bardziej zakamuflowane, pretensje
terytorialne do Polski. Rodzi to podstawowe dla naszej ojczyzny pytanie: jaki
obszar Europy obejmuje naturalne, rdzenne terytorium narodu polskiego i czy
jednoznaczne określenie takiego terytorium jest w ogóle możliwe? Należy zacząć
od tego, że naród to ogół mieszkańców pewnego terytorium mówiących jednym
językiem, związanych wspólną przeszłością i pamięcią historyczną oraz szeroko
pojętą kulturą, mających wspólne interesy gospodarcze i polityczne. Naród stanowi nieprzerwany łańcuch pokoleń: przeszłych, obecnych i przyszłych. Zamierzam
wykazać, że można jednoznacznie określić obszar na mapie Europy, który można
nazwać rdzennym, macierzystym czy naturalnym terytorium narodu polskiego.
Jest to terytorium, do którego nie mogą mieć uzasadnionych roszczeń inne narody,
chociaż kwestia ta wywołuje poważne kontrowersje nawet wśród samych Polaków.
Miary dezorientacji Polaków w tej kwestii dopełnia fakt nieumieszczania tego kluczowego zagadnienia w programach nauczania szkolnego.
Co najmniej półtora tysiąca lat temu plemiona słowiańskie osiedlały się w północnej części Niżu Środkowoeuropejskiego wzdłuż głównych rzek. Na tym terenie
i w tym okresie, z uwagi na ogromne zalesienie, głównymi szlakami komunikacyjnymi były drogi wodne. Z tego powodu dorzecza rzek stały się naturalnymi
42
Actum 3/4 • 2011/2012
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
obszarami, na których formowały się odrębne wspólnoty ludzkie. Okolice działów
wodnych natomiast to naturalne, słabo zaludnione strefy graniczne tych wspólnot. Fakt ten potwierdza geografia historyczna tego obszaru, stwierdzająca, że
pierwotne osadnictwo ludzkie rozprzestrzeniało się jedyną naturalną siecią komunikacyjną wówczas dostępną – drogami wodnymi. Element hydrograficzny
jest więc decydującym, chociaż oczywiście nie jedynym, czynnikiem, który wpłynął na kształt granic.
Państwowość polska rodziła się w IX i X w. w dorzeczu Odry i w ściśle hydrograficznie związanym z nim dorzeczu Wisły. Rdzenne, naturalne i odwieczne terytorium narodu polskiego, jego miejsce na Ziemi, obejmuje więc południową część
zlewiska Morza Bałtyckiego, którą stanowią dorzecza Odry i Wisły oraz rzek przymorza (położonych między ujściem Odry i Wisły) o powierzchni około 330 tysięcy
kilometrów kwadratowych. Terytorium to zajmuje około jednej piątej powierzchni
tego zlewiska. Polska jest więc krajem na wskroś bałtyckim, skąd wniosek, że priorytetem polityki polskiej musi być stałe umacnianie naszej wszechstronnej obecności nad Bałtykiem. Polska nie może dopuścić do ponownego odepchnięcia jej od
Bałtyku. Sabotowanie gospodarki morskiej, niszczenie przemysłu stoczniowego,
marginalizacja marynarki wojennej i nierozwijanie lądowych szlaków komunikacyjnych północ-południe do polskich portów to polityka jednoznacznie antypolska.
W okresie kształtowania się państwowości polskiej, w dorzeczu Łaby istniało
już państwo czeskie i tworzyły się związki międzyplemienne Słowian Połabskich.
Po ich podbiciu, zniewoleniu i poddaniu germanizacji na zachód od Polski pojawiła się państwowość niemiecka.
Brutalne ujarzmienie przez Niemców Słowian Połabskich w pierwszej połowie
dziesiątego wieku, spowodowało konsolidację sąsiednich plemion słowiańskich w
dorzeczu Odry i Wisły, co doprowadziło do zrodzenia się w drugiej połowie tego
wieku państwowości polskiej pod przewodnictwem plemienia Polan zamieszkującego dorzecze Warty. Charakterystyczne jest to, że państwowości tej na tym terytorium nie poprzedzały żadne wcześniejsze organizmy państwowe. Powstanie
stosunkowo silnego państwa polskiego, które stało się w 966 r. państwem chrześcijańskim, zahamowało postępujący na wschód proces podboju Słowian przez
żywioł germański. Było to możliwe po chrzcie Mieszka I, pierwszego zanotowanego przez historię władcy polskiego. Chrzest ten nastąpił prawdopodobnie w wielką sobotę 14 kwietnia w Poznaniu.
W dniu 24 czerwca 972 r., w bitwie pod Cedynią, położonej w pobliżu prawego
brzegu Odry, książę Mieszko odniósł pierwsze zwycięstwo militarne nad Niemcami. W czasie pontyfikatu Jana XV, około 990 r., Mieszko I ofiarował swoje państwo
”na własność św. Piotra”, w celu zabezpieczenia go przed sąsiadami, zwłaszcza
niemieckimi, włączając je do wspólnoty chrześcijańskiej. W dziejach papiestwa
był to pierwszy tego rodzaju akt oddania całego państwa pod protekcję Stolicy
Apostolskiej, który w wiekach następnych znalazł naśladowców.
Powstanie państwowości polskiej w dorzeczu Odry i Wisły w X wieku było
sprzeczne z interesami germańskimi, ponieważ blokowało jego ekspansję teryto-
Actum 3/4 • 2011/2012
43
rialną na niezmierzone i słabo zaludnione obszary Europy Wschodniej. Właśnie
ten fakt stanowi zarzewie konfliktu polsko-niemieckiego, który z różnym natężeniem trwa tysiąc lat. Konflikt ten jest skrajnie asymetryczny. To Niemcy dążyli do podbicia Polski. Polacy natomiast w ciągu tysiąca lat nigdy nie próbowali
podporządkować sobie narodu niemieckiego i zająć jego terytorium. Bez przesady
można powiedzieć, że istnienie państwa polskiego uniemożliwia Niemcom utworzenie państwa na miarę ich dążeń i ambicji, państwa, które byłoby supermocarstwem na skalę światową.
Do naszych czasów ze Słowian Połabskich dotrwał tylko naród czeski chroniony
przez góry Rudawy i pasmo górskie Szumawa oraz nieliczna wspólnota Serbołużyczan na błotach Spreewaldu. Dlatego, po wyniszczeniu i germanizacji Połabia, naturalną granicę pomiędzy Polską a Niemcami i Czechami tworzy wododział Odry
i Łaby. Dział ten leży stosunkowo blisko na zachód od obecnej granicy na Odrze
i Nysie Łużyckiej, która jest najkrótszą z możliwych granicą pomiędzy Niemcami
a Polską. Niemcy w związku z tym muszą zdawać sobie sprawę, że najbardziej
na wschód wysuniętym miastem państwa niemieckiego, co najwyżej, może być
łużyckie miasto Görlitz. Z kolei naturalną granicę między Polską a Morawami,
Słowacją, Ukrainą i częściowo Białorusią stanowi główny wododział europejski
pomiędzy zlewiskami mórz leżących na Północy a basenem Morza Śródziemnego.
Zauważmy, że dokładnie na tym wododziale leży miasto Lwów, co zapewne było
główną przyczyną jego wielonarodowego charakteru. Dalej, naturalną granicę Polski z Białorusią i z Jaćwieżą (krainą zamieszkałą przez wymarły lud Jaćwingów
należący do Bałtów) stanowi wododział Wisły i Niemna. Zauważmy, że Polska zaczęła graniczyć z Litwą dopiero po podbiciu i wyniszczeniu w XIII wieku Jaćwingów. W pierwszym tysiącleciu po Chrystusie nie istniała Mierzeja Wiślana a rzeki
Pregoła i Pasłęka, należące już od średniowiecza poprzez Zalew Wiślany do dorzecza Wisły, wpadały wprost do Zatoki Gdańskiej. Wskutek tego, dorzecza tych rzek
stanowiły tereny, na których tworzyły się wspólnoty Prusów należących do Bałtów a nie Słowian zamieszkujących dorzecze Wisły. Północno-wschodnią częścią
naturalnej granicy Polski był więc wododział Wisły i Pregoły oraz Wisły i Pasłęki.
W końcu naturalną, północną granicę Polski tworzy brzeg Morza Bałtyckiego.
Najtragiczniejszą i jednocześnie najbardziej brzemienną, pod względem jej
wpływu na zmiany terytorialne państwa polskiego, decyzją polityczną w dziejach
Polski było sprowadzenie przez Konrada I Mazowieckiego w 1226 r. na Ziemię
Chełmińską Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w
Jerozolimie, zwanego Zakonem Niemieckim lub Zakonem Krzyżackim. Zakon
Niemiecki pod pretekstem chrystianizacji przemocą opanował w XIII wieku terytorium pogańskich Prusów. Terytorium to obejmuje dorzecze Pregoły i Pasłęki
oraz rzek przybrzeżnych.
Na zgliszczach staropruskiej osady podczas drugiej krucjaty przeciw Prusom
w latach 1253-1257 Krzyżacy założyli w 1255 r. zamek i nową osadę. Na cześć
czeskiego króla Przemysława Otokara II, który pomagał w tej krucjacie, nazwano
ją Górą Króla – po niemiecku Königsberg (Królewiec).
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
44
Actum 3/4 • 2011/2012
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
Rozpoczęła się kolonizacja terytorium Prus przez ludność Europy zachodniej
i północnej, głównie przez Niemców. W ten sposób blisko 600 km na wschód od
rdzennie niemieckiego terytorium, między Polską i Litwą, powstał niemiecki twór
kolonialny – Państwo Zakonu Krzyżackiego, które z czasem stało się Prusami
Wschodnimi. W 1525 r. Prusy Książęce zostały lennem polskim i zwiększyło się
osadnictwo polskie w wyludnionej południowej i zachodniej części Prus Wschodnich. Warto nadmienić, że już polski astronom Mikołaj Kopernik postulował inkorporację tego lenna do Korony.
Silne i agresywne państwo zakonne stworzone przez Krzyżaków stało się bardzo poważnym zagrożeniem dla Polski i Litwy. Doprowadziło to do zawiązania
obronnej unii polsko-litewskiej, w wyniku której Pierwsza Rzeczpospolita stała
się dużym państwem wielosegmentowym, położonym na międzymorzu bałtycko-czarnomorskim. W państwie tym, okrojone od zachodu i północy przez żywioł
germański, rdzenne terytorium narodu polskiego stanowiło tylko jeden z segmentów wielonarodowego kraju. Powstanie tego państwa radykalnie zmieniło politykę polską. Jej zasadniczym błędem było skierowanie, pod wpływem Wielkiego Księstwa Litewskiego, swoich zasadniczych aspiracji w kierunku wschodnim
kosztem polityki zachodniej. Rozpoczął się proces spontanicznej polonizacji ludności i rozprzestrzeniania się kultury polskiej na rozległych obszarach Wielkiego
Księstwa Litewskiego, Inflant, Podola i Naddnieprza, obejmujących terytoria zamieszkałe głównie przez Bałtów i Słowian Wschodnich. Dzięki swej kulturze, potędze i wielkości, o powierzchni trzykrotnie większej od powierzchni rdzennych
ziem polskich, państwo to przez trzy stulecia było skutecznym obrońcą chrześcijaństwa i cywilizacji łacińskiej.
Miało to niewątpliwie dobre strony, lecz doprowadziło także do wielowiekowej konfrontacji Rzeczpospolitej z Państwem Moskiewskim a później z Rosją i
Państwem Tureckim oraz do walk wewnętrznych, związanych głównie z nieuniknionym przemieszaniem i przenikaniem się narodowości odrębnych etnicznie i
wyznaniowo. Ofiarami tego były setki tysięcy istnień ludzkich. Pozostałością tych
konfliktów są na przykład bezpodstawne pretensje nacjonalistów ukraińskich do
tzw. „Zakierzońskiego Kraju”. Ukraina jest krajem wybitnie czarnomorskim, niezwiązanym z ziemiami bałtyckimi z dorzecza Wisły. Rusini w przeszłości przenosili się jednak na zachód, obawiając się Mongołów oraz Tatarów i dlatego zamieszkali na ziemiach rdzennie polskich. Obecnie w granicach Polski pozostaje
tylko 233 kilometrów kwadratowych ziemi ukraińskiej (koło Ustrzyk Dolnych),
należącej do zlewiska Morza Czarnego, lecz w granicach Ukrainy pozostaje około
10 tysięcy kilometrów kwadratowych ziem rdzennie polskich – należących do dorzecza Wisły. Podobnie przedstawia się sprawa z Białorusią, Czechami i Słowacją.
Bezprzykładna zbrodnia zaborów zakończyła istnienie Pierwszej Rzeczpospolitej. Dziewiętnastowieczne ruchy narodowe i działania mocarstw światowych
uniemożliwiły odrodzenie się tego państwa po pierwszej wojnie światowej. Obecnie na terytorium Pierwszej Rzeczpospolitej istnieje kilka państw narodowych,
powstałych po rozpadzie Związku Sowieckiego. Polska powinna dążyć do tego,
Actum 3/4 • 2011/2012
45
aby dobrosąsiedzka współpraca z tymi państwami pomyślnie rozwijała się na bazie niezafałszowanej historii tej części Europy.
W wyniku połączenia Brandenburgii i Prus Wschodnich unią personalną przez
Hohenzollernów powstaje w 1618 r. nowe państwo niemieckie – Prusy. W 1701
r. Fryderyk I Hohenzollern koronował się w Królewcu na „króla w Prusiech”. Państwo to szybko stało się zmilitaryzowanym państwem kolonialnym rozrastającym
się głównie kosztem macierzystych ziem polskich. Wystarczy przypomnieć, że do
1795 r. Prusy zagarnęły ponad dwie trzecie rdzennych ziem polskich. Państwo to
na ziemiach polskich prowadziło systematyczną akcję kolonizacyjną i germanizacyjną.
W dniu 18 stycznia 1871 r. pod hegemonią Prus powstała Rzesza Niemiecka,
która kontynuowała politykę wynaradawiania Polaków. Kulminację tej polityki
stanowiła ludobójcza polityka hitlerowskich Niemiec, które wywołały w 1939 r.
drugą wojnę światową. Podobnie jak zbrodnicza polityka Związku Sowieckiego
była kontynuacją bezwzględnej i krwawej imperialnej polityki Rosji Carskiej, tak
polityka Niemiec w czasie drugiej wojny światowej wyrosła z długiej tradycji kolonializmu i militaryzmu krzyżackiego oraz pruskiego. Nie była ona natomiast tylko
haniebnym epizodem w historii Niemiec.
W 1945 r. na mocy konferencji poczdamskiej Królewiec został włączony do
Związku Sowieckiego a południowa część Prus Wschodnich, zamieszkała w sporym procencie przez Polaków, przypadła Polsce. W 1946 r. zmieniono nazwę Królewca na Kaliningrad, na cześć zmarłego w tym roku bolszewika, Michaiła Iwanowicza Kalinina, którego podpis figuruje pod decyzją o wymordowaniu przez
NKWD w 1940 r. ponad 20 000 polskich jeńców wojennych w Katyniu i innych
miejscach kaźni na terenie Związku Sowieckiego.
Po 1945 r. nastąpiła wymiana kolonizatorów. Niemców zastąpili „ludzie radzieccy”, głównie Rosjanie. W ten sposób około pół tysiąca kilometrów na zachód od
rdzennych ziem rosyjskich pojawił się rosyjski, sztuczny i zmilitaryzowany twór
kolonialny – Obwód Kaliningradzki – leżący niemal w całości w dorzeczu Wisły
i będący „ciałem obcym” w tej części Europy. Po rozpadzie Związku Sowieckiego
stanowi on poważną groźbę polityczną i militarną dla Litwy i Polski. Racją stanu
Litwy i Polski jest więc polityczna, stopniowa neutralizacja niebezpieczeństwa,
jakie potencjalnie stwarza rosyjska enklawa królewiecka.
Terytorium dzisiejszej Polski, ukształtowane przez wielowiekowe procesy historyczne, różni się od naturalnego terytorium narodu polskiego tylko o kilkanaście procent i nie obejmuje ani skrawka obszaru, który można zaliczyć do ziemi
rdzennie niemieckiej. Z tego też powodu Polska nie może być zainteresowana rewizją swoich aktualnych granic.
Upowszechnienie wiedzy o tym, co stanowi naturalne, macierzyste terytorium
narodu polskiego jest ważne, ponieważ w czasie swojej ponad tysiącletniej historii
Polska wielokrotnie była „przesuwana” po mapie Europy a nawet z niej wymazana
na okres 123 lat. Wiedza ta jest także niezbędna Polakom dla przeciwstawiania się
z gruntu fałszywym opiniom, głoszonym w świecie, w ramach tzw. polityki histo-
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
46
Actum 3/4 • 2011/2012
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
rycznej. Na przykład takim, że Polska jest: „państwem zaborczym”, „państwem
sezonowym”, „parawanem oddzielającym Rosję od Niemiec” itp.
Bardzo cennym i rzadko spotykanym w świecie skarbem narodu polskiego jest
posiadanie jednolitego państwa polskiego o zwartym terytorium i niemal idealnie jednorodnego pod względem językowym, narodowościowym (Polacy stanowią
w nim około 98% ludności), kulturalnym i religijnym (ochrzczeni w Kościele Rzymskokatolickim stanowią około 88% społeczeństwa polskiego). Dlatego wszelkie
próby rozbicia unitarnego charakteru naszego narodowego państwa, na przykład
przez: masowy wykup ziemi przez bogatych obcokrajowców, ponowną niemiecką
kolonizację rdzennych ziem polskich, wywoływanie sztucznych ruchów separatystycznych przez zagranicznych sponsorów, planową dechrystianizację kraju itd.,
należy uznać za działania wybitnie antypolskie i godne zdecydowanego potępienia.
Lucyna Kulińska
Musimy walczyć o godność
i pamięć Polaków
P
olacy żyją dziś w wyjątkowo złożonych politycznie, ekonomicznie i społecznie
czasach. Jak zawsze w momentach politycznego przesilenia na nowo szukają
drogowskazów i zadają podstawowe pytania. Gdzie popełnili błąd? Kto winny jest
tej sytuacji? Dlaczego po raz kolejny dali się zmanipulować przez polityków i media? Powoli dochodzi do ich świadomości, że żyli w kłamstwie, a poziom moralny
rządzących nimi elit sięgnął bruku. Dbałość o dobro Rzeczypospolitej i jej obywateli
przestała bowiem mieć dla nich jakiekolwiek znaczenie. Być może przypomnienie
pewnych istotnych faktów z nie tak dalekiej przeszłości może zbliżyć nas do zrozumienia teraźniejszości…
Straty nie do odrobienia
Musimy pamiętać, że w czasie ostatniej wojny w zgliszczach legły nie tylko polskie
miasta, wsie i dorobek materialny przodków. Stała się rzecz o wiele straszniejsza.
W wyniku hekatomby polskiej inteligencji (trwającej jeszcze wiele lat po wojnie),
fizycznej eksterminacji narodu, w tym ludobójstwa ludności kresowej (zmiany
kształtu terytorialnego, zsyłek, wypędzeń, przesiedleń, emigracji) i trwającej latami wszechobecnej wrogiej agitacji, polskie społeczeństwo praktycznie „wykorzeniono”.
Kolejne władze i nowe „elity”, mające propagandowy i edukacyjny monopol,
„urobiły” Polaków na kształt uległej i podatnej sterowaniu zewnętrznemu ludzkiej masy, połączonej jedynie faktem zamieszkiwania wspólnego terytorium.
Realizowały to drogą zastraszania, przekupstwa, uwodzenia i zniewalania elit,
awansowania ludzi moralnie wątpliwych, ale posłusznych, przy równoczesnym
eliminowaniu i politycznemu izolowaniu opornych. Dotknęło to wszystkich grup
społecznych, nie wyłączając szkół wyższych i Kościoła. Systematycznie wpajano
Polakom pogardę do swojej historii, przekonanie o przyrodzonym niemal nieudacznictwie, bezmyślności połączonej z brawurą, antysemityzmie. Całe artykuły
poświęcano „polskim grzechom głównym”, posługując się przy tym bez żenady
kłamstwem. Wtedy zaczęło się przemilczanie, manipulacja, mieszanie ofiar z katami. Większość naszych obywateli, z niewiedzy czy konformizmu, tendencjom
tym uległa. Zaczęło brakować busoli moralnej, domów gdzie tradycja honoru,
a choćby przyzwoitości byłaby skutecznie przekazywana młodym. Brak było
prawdziwych lektur, bowiem przystąpiono również do opróżnienia bibliotek,
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
47
Actum 3/4 • 2011/2012
48
Actum 3/4 • 2011/2012
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
księgarń, wydawnictw, szkół i innych placówek kulturalnych z wydawnictw „nieprawomyślnych”. Na pierwszy ogień poszły biblioteki szkolne począwszy od wakacji 1949 roku (wybrano ten okres, by zapobiec protestom). Oczyszczano księgozbiory z – jak to określono – „książek religianckich”. W latach 1952-53 objęto
czystką biblioteki publiczne, parafialne i księgarnie. Proceder ten trwał z dużym
nasileniem aż do roku 1957. Tysiące tytułów w milionach egzemplarzy oddawano
na makulaturę i niszczono. Częstokroć cały dorobek inkryminowanych autorów
skazywano na zagładę. Tak było między innymi ze wszystkimi pracami znienawidzonych przez komunistów Zofii Kossak-Szczuckiej i Józefa Mackiewicza. Do tej
pory dostęp do tych prac jest utrudniony. Spisy usuwanych pozycji były utajniane. Jedna z list książek zakazanych z 1951 r. została jednak odkryta w archiwach
i opublikowana przez wydawnictwo Nortom. Jest na niej prawie 2300 pozycji,
w tym książki dla dzieci. Oczywiście na listę trafiły prace marszałka Józefa Piłsudskiego i o Piłsudskim, o Legionach, prace Romana Dmowskiego i wszelkie związane z endecją. Ponadto duża część listy, to książki traktujące o Żydach, w tym nawet
bajki związane z ludowymi przekazami. Była to, jak widać, wyjątkowo drażniąca
komunistów kwestia. Dalej idą prace o komunizmie i bolszewikach, książki wojenne (szczególnie te opisujące „cud nad Wisłą” i odzyskanie niepodległości w roku
1918), a także publikacje dotyczące dziejów Kresów (od dzieł i opracowań stricte
naukowych, po książki Kornela Makuszyńskiego, jak Uśmiech Lwowa, albo Radosne i smutne). Tępiono prace o tematyce religijnej, hagiograficznej, i w szerokim
rozumieniu patriotyczne. To był potężny cios dla kultury narodowej, która do dziś
się nie podniosła! Dzisiejsze sterowanie społeczeństwem, fałszowanie przeszłości
jest możliwe poprzez wyeliminowanie owych książek – nośników wiedzy o przeszłości, doświadczeń i tradycji narodowej.
Jak na ironię, komunistom przeszkadzały też książki Heleny Mniszkówny, czy
poradniki dobrych manier, jak: O przyzwoitym zachowaniu młodej panienki i pielęgnowaniu zdrowia, czy bajeczki dla dzieci Makuszyńskiego. Zakaz czytania obejmował oczywiście także książki zza „żelaznej kurtyny”. Cenzura odcięła intelektualistów (naukowców, historyków, ekonomistów) na kilkadziesiąt lat od wiedzy
i prawdy. Nie sprowadzano zachodnich czasopism naukowych. Zakaz pisania na
niektóre tematy był tak ścisły, że ani pisarze, ani naukowcy nie ryzykowali nawet
delikatnych i zawoalowanych prób obejścia go. Obowiązywała „czarna lista” autorów, których dzieł nie wolno było wydawać.
Aż wstyd wspominać jak zakończyła się nieśmiała próba powstrzymania szalejącej cenzury – „protestu 34” z roku 1954. Jego finał, to „kontr-protest” zorganizowany przez KC. Konkurencyjną listę i potępienie odważnych podpisało aż 600
pisarzy! Szkoda, że w jakże krótkiej pamięci nie zostały zachowane te nazwiska.
Znajdujemy je do dziś w kręgu polskich „luminarzy”. Nieśmiałe bunty powtórzyły
się w latach 1968 i 1969, ale zjawisko masowego protestu i stworzenia tzw. „drugiego obiegu” to dopiero koniec lat 70. Tak czy inaczej, ustawa o cenzurze obowiązywała jeszcze po Magdalence. Dopiero w kwietniu 1990 roku Sejm zadecydował
o ostatecznej likwidacji GUKPPiW.
Actum 3/4 • 2011/2012
49
Na skutki trwających od dziesięcioleci destrukcyjnych działań patrzymy dziś z
trwogą i zażenowaniem. Trzecia Rzeczpospolita to kolejny etap deprecjacji naszego narodowego ego. Po krótkim patriotycznym uniesieniu – „festiwalu Solidarności”, wszystko szybko wróciło w stare koleiny. Okrągłostołowe elity okazały się
dalekie od uczuć narodowych. U steru znalazły się osoby dbające o każdy inny, ale
nie polski stan posiadania. Wyprzedaż majątku i grabież mienia „wspólnego” była
bezprecedensowa. Fabryki, zakłady, banki były sprzedawane za bezcen. Spora
część funduszy posłużyła pokrywaniu nawet bezzasadnych roszczeń mniejszości
narodowych i sponsorowaniu cudzoziemskich „konsultantów” i „specjalistów”.
Nikt nie myślał o zasadzie bilateralności. Szalała przestępczość zorganizowana,
umocowana w dawnych służbach specjalnych. Nie dokonano lustracji i nie ukarano winnych zbrodni komunistycznych, za to młodych uwodzono sloganem „róbta co chceta” i „jesteśmy Europejczykami” (choć przecież byliśmy nimi zawsze).
W mediach zapanował monopol wynikający ze stosunków własnościowych. Indoktrynację, sączoną subtelnie, umysły czytelników przyswajały mimowolnie,
poprzez „newsy” i teksty „wziętych” autorów. Piórami wytrawnych publicystów
w poczytnych gazetach systematycznie szkalowano i oczerniano Polskę, a z jej historii i ludzi pragnących walczyć o prawdę, honor narodowy i przyzwoitość, uczyniono urągowisko, przyklejając im etykietę szowinistów, a nawet faszystów.
Wszystkie ideały postanowiono sprowadzić do jednego: pieniędzy. Dość szybko
Polacy zanurzyli się w konsumpcjonizmie i hedonizmie prowadzącym do rozwiązłości: narkomania, prostytucja, rezygnacja z rodzicielstwa; za to zachęcanie do
środków antykoncepcyjnych i aborcji. Media uderzyły z całą mocą w rodzinę, lansując konkubinaty i małżeństwa homoseksualne, a także antyklerykalizm. Panujący monopol propagandowy gwarantował szerzonym w ten sposób stylom życia
pełne powodzenie. Myślących tradycyjnie, propolsko, czy wierzących, zakwalifikowano do niższej kasty: „moherów”.
Ludzi wierzących ślepo w „postęp” zagoniono jednak do nowej niewoli. Społeczeństwo, wolne dotąd od obciążeń, przy pomocy nachalnej reklamy i propagandy pogrążono w długach i hipotekach na zakup dóbr o spekulacyjnie zawyżonych
cenach. Zrobiono z Polaków nowych wyrobników – zakładników obcych banków.
Nożyce bogactwa i biedy rozwarły się dramatycznie, Setki tysięcy „wykluczonych”
stało się odrzutami społeczeństwa konsumpcyjnego, kolejne setki tysięcy opuściły i opuszczają kraj rodzinny „za chlebem”.
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
Poprawność polityczna jako nowa cenzura
Miejsce komunistycznej, instytucjonalnej cenzury zajęła inna, nazwana poprawnością polityczną, co oznacza konformistyczne uleganie presji radykalnych środowisk liberalnych propagujących tzw. otwartość na wszelkie style życia i ideologie.
Jej zasadą jest przyjmowanie bez krytyki wszystkiego, co jest zgodne z aktualną
modą i trendami. Wyznawcy tej doktryny uważają, że każdą sprawę da się rozwią-
50
Actum 3/4 • 2011/2012
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
zać pod warunkiem przyjęcia jedynie słusznej zasady niestawiania jakichkolwiek
ocen moralnych, czy nierozpatrywania wydarzeń i postaw w kategoriach dobra –
zła, czy prawdy – fałszu. Równocześnie eksponowane jest w sposób skrajny pojęcie
wolności osobistej w rozumieniu dowolności wyborów, bez liczenia się ze społeczeństwem, tradycją, narodem. Aby nie zostać określonym jako „skrajny radykał”,
„oszołom”, trzeba być stale czujnym, by w niczym nie uchybić całemu spektrum potencjalnych „obrażonych”. Rasa, narodowość, płeć, orientacja seksualna, ekologia –
wszystko to stało się z niewiadomej przyczyny politycznym orężem, podlegając
swoistej drażniącej „nowomowie”, zaś sprawy dużej wagi pozostawiono sterowaniu
„czynników wpływu”. Strach przed nazywaniem rzeczy po imieniu prowadzi oczywiście do swoistej schizofrenii, a w końcu do poczucia lęku przed prezentowaniem
swojego zdania, z obawy przed ośmieszeniem. Ta zakaźna epidemiczna choroba,
atakująca mózgi przyszła do nas z USA i została w Europie Zachodniej. Objawia
się zastępowaniem zdrowego rozsądku niedorzecznościami. Oparta na liberalnych, często wręcz libertyńskich zasadach ideologia, głosząc prymat wolności nad
prawdą, w sposób jednoznaczny burzy porządek moralny jednostek i społeczeństw,
przekreśla chrześcijańskie wartości dobra i miłości. Popularyzując konsumpcjonizm, hedonizm i nieodpowiedzialność prowadzi do relatywizowania wszystkich
wartości i odbiera możliwość odnalezienia autorytetów. Jeśli wszystko jest dobre
i OK., to nieistotne, czy ktoś jest porządny, uczciwy, moralny. Pijak, narkoman,
złodziej, oszust też są wszak OK. Wydaje się, że poprawność polityczna wręcz opiera się na różnorodności patologii i dewiacji moralnych i społecznych. Na przykład
propagowany przez orędowników tej ideologii feminizm okazał się w praktyce
jedynie wojną wydaną rodzinie przez lansowanie „nowego stylu życia” wyzbytego
odpowiedzialności i rodzicielstwa. Nie bez powodu. Człowiek posiadający rodzinę
z reguły zaczyna trzeźwo patrzeć na rzeczywistość i nie daje się łatwo zwodzić.
A takich nie potrzeba. Dlatego walczymy do ostatniej kropli krwi z tzw. homofobią.
Zapanowała też moda na uciekanie od problemów. Wszystko ma być „ugłaskane”,
pozbawione napięć. Opętana tą niebezpieczną chorobą umysłów Europa, a z nią
Polska, oddala się od swej cywilizacyjnej kolebki, ateizuje się i deprawuje. Coraz
mniej ludzi pamięta, że nie wszystko jest względne i istnieją niezmienne punkty
odniesienia. Prawda jest jedna, a podział na dobro i zło czytelny. Dla naszego kraju
jest jeszcze nadzieja, bo mimo wszystkich wysiłków nie wypleniono religii chrześcijańskiej do końca.
Niektórzy z lęku, wygody, czy braku wiedzy i siły, podporządkowują się dyktatowi fałszywych autorytetów, sterowanych arcyzręcznie z ukrycia przez owe
„czynniki wpływu”. Przyjmują ich oceny, wartościowania, ogląd rzeczywistości.
Jest to niewątpliwie rodzaj szantażu i ubezwłasnowolnienia społeczeństwa, choć
nie widać nitek poruszających marionetkami. Niebagatelną rolę pełnią tu pieniądze. Na zaakceptowane, poprawne politycznie i zgodne z aktualnymi dyrektywami „rządców dusz” projekty, prace, książki, zawsze znajdą się dotacje i stypendia
z kraju i z zagranicy. Co gorsza, zdecydowana większość mediów (powiedzmy sobie szczerze – prawie wszystkie) reprezentuje tę jedynie słuszną opcję. Artyku-
Actum 3/4 • 2011/2012
51
łów i książek niepoprawnych, poruszających niepoprawne tematy nie dopuszcza
się do druku lub nie udziela się im dofinansowań. Dlatego ukazują się w skromnych szatach, w minimalnych nakładach, nie są należycie dystrybuowane. Jeśli
się nawet ukażą, to są przemilczane, a w najlepszym razie ostro atakowane. Do
tego obawy śmiałków budzi możliwość bojkotu towarzyskiego, kar finansowych
lub innych szykan. Nagrodami obsypywane są za to wulgarne i obsceniczne prace
młodocianych nimfomanek, czy alkoholowe wynurzenia „literatów”. Są też tematy tabu, których poruszenie grozi zahamowaniem kariery, podobnie jak publikowanie na łamach niektórych „źle widzianych” czasopism. Takimi są m.in. tematy żydowskie, zbrodnie popełniane przez mniejszości na Kresach, problematyka
kościelna, patriotyczna. Jest rzeczą niepokojącą, że matecznikiem PC (political
correctness) stały się, podobnie jak na Zachodzie uczelnie wyższe. Pracownicy naukowi boją się jej przeciwstawiać z obawy o zablokowanie awansu, a nawet utratę
zatrudnienia. Krytyka, wypowiedzenie własnego zdania, użycie słów „niepoprawnych” skończyć się bowiem może smutno – posądzeniem o szowinizm, homofobię
i wszelkie inne zwyrodnialstwo, i... zepchnięciem na margines.
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
Co dalej z polską szkołą?
Trzeba przyznać, że nasza młodzież nie była przez ostatnie 20 lat kształcona na
świadomych swych wartości kulturowych obywateli-patriotów, ale na „obywateli
świata”, którzy jak najszybciej mają wtopić się w „globalną wioskę”. Celem kierujących oświatą było, aby „plemienne” odrębności nie przeszkadzały młodym
w dobie zachodzących przemian i nie stanowiły niechcianego balastu w ich przyszłym życiu. Zabijano więc sukcesywnie w młodzieży te najcenniejsze wartości,
których dopracowywaliśmy się przez wieki i które nas indywidualizowały i czyniły
silnymi, siłą własnego mentalnego dziedzictwa. Przekonywano, że Polacy nic nie
mają zjednoczonej Europie do zaoferowania poza zacofaniem i ciemnotą. Robiono
to tak długo i systematycznie, aż uwierzyli. W pewnym momencie sięgnęliśmy dna
– młodzież zaczęła się wstydzić naszego kraju. Wstydzi się polskiej splugawionej
historii, wiecznego nieudacznictwa, zacofania, nienadążania, oskarżeń o antysemityzm. Duża część młodych nie chce już być Polakami. Jak wykazują ankiety, część
wykształconej młodzieży marzy o wyjeździe jak najdalej. Nie ma się co dziwić – jeśli
nawet premier stwierdził, że polskość to nienormalność!
Przy dobrze realizowanym kształceniu, każdy młody człowiek zdający maturę
jest tolerancyjny, bo zna i ceni wartość własnej kultury i to ona jest jego opoką,
daje poczucie własnej wartości i ukształtowanych na tej podstawie norm. Musimy
więc postawić na odzyskanie przez młodych szacunku dla własnej historii i kultury. Zrezygnować z pośpiesznego „przebiegania przez materiał” i zamieniania,
drogą testów, sprawdzianów kompetencji i różnego rodzaju pogoni za olimpiadami, prawdziwego nauczania, opartego na obrazie i opisie, nasyconego miłością,
w jakiś koszmarny zbiorowy teleturniej. Obserwowanym przeze mnie efektem
52
Actum 3/4 • 2011/2012
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
podawania wiedzy humanistycznej w formie wykazów dat i haseł jest zniechęcenie uczniów. Tymczasem zapowiadane są kolejne cięcia w nauczaniu historii
i języka ojczystego. Nota bene, także lekcji z przedmiotów ścisłych. Co to oznacza?
Niestety, po bardzo nieudanych reformach szkolnictwa z lat poprzednich, dalszą
deprecjację kształcenia.
Bez dużej wiedzy, talentu i serca, miłości do swych dziejów przekazać się nie
da. Wybierać więc powinniśmy na pedagogów ludzi nieprzeciętnych, bo tylko tacy
mogą ten trend odwrócić. Płaćmy im za pracę godziwie, dokształcajmy ich, walczmy o sensowne podręczniki i sposoby nauczania.
Młodzi, ciekawi swych dziejów, nie są jednak skazani na standardowe media – nie ma co kryć – w większości niechętne polskości. Mają Internet. Dostępność sprzętu komputerowego powoduje, że coraz więcej ludzi, także młodzież,
może dowiedzieć się prawdy bez pośredników i wyciągać samodzielnie wnioski.
Tam, oczywiście jedynie ci, którzy chcą, znajdą „swoje plemiona”, portale, materiały, filmy, artykuły. Dlatego doszło w ostatnich miesiącach do agresywnej próby
ograniczenia owej wolności w postaci podpisania umów ACTA. Dopiero masowe
protesty młodych, które przeniosły się na ulice powstrzymały (choć częściowo)
ten kolejny atak na wolność słowa. W scenariusz tych działań wpisuje się również
blokowanie wejścia telewizji TRWAM na ogólnodostępną platformę cyfrową.
Historię swoją piszcie sami.
Bo inaczej napiszą ją za was inni, i będzie źle
(Józef Piłsudski)
Musimy pogodzić się z faktem, że w stosunkach z sąsiadami niczego nie da się
zadekretować „na zawsze”. Narody funkcjonują w ramach pewnych schematów
postępowania, opartych na ich wiekowych doświadczeniach historycznych. Można
powiedzieć, że pewne sytuacje zawsze wracają (szczególnie w okresach kryzysów),
tylko w nieco innej formie. Alianse, zawierane w przeszłości nad naszymi głowami
przez sąsiadów, które na dodatek przynosiły im realne korzyści, też są i mogą być
kontynuowane. Na zmianę tego stanu rzeczy nie ma co liczyć.
Zakłamana i wykrzywiona „polityka historyczna” realizowana przez komunistów została zastąpiona brakiem takowej, a raczej oddaniem jej w ręce przedstawicieli mniejszości narodowych. Kiedy razem z prezydentem Kwaśniewskim „wybieraliśmy przyszłość”, Niemcy, Ukraińcy, Litwini ruszyli do retuszowania, a nawet pisania swojej historii na nowo. Tymczasem w Polsce z poduszczenia „nowych
elit” rozpoczęto festiwal narodowego przepraszania wszystkich i za wszystko.
Napisałam wiele lat temu z ironią, że boję się dożyć chwili, gdy będziemy musieli przepraszać, że we wrześniu 1939 roku Niemcy uszkadzali sobie tankietki na
złych polskich drogach. Minęło trochę czasu i co? Dziś Niemcy budują „muzeum
wypędzeń” i rzeczywiście usiłuje się nam wykazać, że to my jesteśmy winni ich
Actum 3/4 • 2011/2012
53
wypędzenia i cierpień. Co więcej nie przeczytamy już na Zachodzie, ale i u nas
o zbrodniach niemieckich, ale „nazistowskich”, a tu przecież „naprawiacze historii” mogą wpisać każdego. Polacy doskonale się nadają. I rzeczywiście: ”polskie
obozy śmierci” – to najlepszy przykład manipulacji historycznej. Z podręczników
historii dzieci nie nauczą się miłości do swojego rodzinnego kraju. Nie znajdą tam
pochwały swych dziadów, którzy kochali ojczyznę nad życie i służyli jej z całych
sił! To oni po 123 latach niewoli, po straszliwej wojnie światowej, w krótkim czasie
scalili rozbity polski organizm państwowy, dźwignęli go gospodarczo i społecznie, zbudowali szkolnictwo, wojsko, infrastrukturę! Nie znajdziemy opowieści
o wyjątkowym geniuszu powstańców wielkopolskich, o bohaterstwie Orląt Lwowskich broniących swojego ukochanego miasta, o arcyciekawych okolicznościach
zaślubin Polski z Bałtykiem… Nie dowiedzą się też o rozmiarach i okrucieństwie
ludobójstwa dokonanego na Polakach przez OUN-UPA ,SS-Galizien i inne ukraińskie formacje w czasie wojny. Za to uzyskają nudną i „brudną” sprawozdawczość
na temat politycznych „przepychanek” w międzywojennym parlamencie i „straszliwym prześladowaniu mniejszości”. Okres wojny to głównie Holokaust odmieniany przez wszystkie przypadki, a w powojennej historii rozwinięty na wielu
stronach wątek rzekomo okrutnej operacji „Wisła”. Równie rażącym przykładem
braku szacunku dla prawdy mogą być kolportowane w szkołach tzw. „teki edukacyjne”. Wydawałoby się, że publikowanie nierzetelnych podręczników, uwłaczających dobremu imieniu Polaków, które jedynie demoralizują i zniechęcają do
własnej historii jest czymś niedopuszczalnym. Tymczasem mówienie tu o działaniu przypadkowym jest nadmiernym optymizmem. Jeśli do tego dodamy kolejną
„reformę programów” w szkołach, która ma ograniczyć do minimum naukę języka
ojczystego i historii własnego kraju – wygląda to jak sabotaż.
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
Przemilczane ludobójstwo na Kresach
Probierzem naszej narodowej solidarności jest stosunek Polaków do ludobójstwa
dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów z OUN-UPA na Kresach w czasie
ostatniej wojny. Niedługo, bo już za rok, obchodzić będziemy 70. rocznicę apogeum
tej zbrodni.
Mord dokonany przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej, a następnie opuszczenie przez setki tysięcy naszych obywateli swych kresowych siedzib,
w wyniku przymusowej, zatwierdzonej traktatami ekspatriacji, wywarły traumatyczny wpływ na dużą część społeczeństwa. Dla większości jest to do dziś niegojąca się rana. Zarówno za czasów komunistycznych, jak i obecnie wiedza o tych faktach była ukrywana lub fałszowana; przekonywano, że to ofiara była katem. Niektórzy historycy, wbrew oczywistym faktom, zaczęli masowe zbrodnie nazywać
„walkami polsko-ukraińskimi”. Podręczniki omijają tę „drażliwą” kwestię. Świadków wydarzeń, znających prawdę otoczono niewiarą i wtłoczono w kresowe getto.
Na całe dziesiątki lat ta straszna zbrodnia znikła niemal zupełnie ze świadomości
54
Actum 3/4 • 2011/2012
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
naszych obywateli. Taki stan rzeczy wygodny jest zarówno dla sprawców, jak i dla
ludzi na sprawy Polski obojętnych, szukających jedynie doraźnych zysków politycznych czy gospodarczych. Politycy stale uwikłani w wielką politykę światową
pomijają w swych rachubach moralny aspekt kontaktów sąsiedzkich. A kto zapomina historię, powtarza ją. Świadomość historyczna własnego narodu nie może
być budowana na zakłamaniu. Prawda, nawet po długim czasie, wychodzi na jaw
i może zburzyć najmisterniej skonstruowane budowle specyficznie rozumianej
akcji „porozumienia i współpracy”.
W stolicy do dziś nie postawiono monumentu upamiętniającego ludobójczo
pomordowanych przez ukraińskich nacjonalistów Polaków. To jest nasz zbiorowy wstyd. Oprawcy Polaków rozpierają się już bowiem bezwstydnie na cokołach
w centrach byłych kresowych miast.
Dochodzą do nas niepokojące informacje o tym, że studenci Ukraińskiego Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie będą uczyć się taktyki działania Ukraińskiej Powstańczej Armii na wykładach pt. Charakterystyka wojny powstańczej.
Działania UPA w latach 1942-1949. Mają zapoznać się z istotą wojny powstańczej, sposobami jej prowadzenia i kierowania działaniami bojowymi stosowanymi przez UPA! Z kolei w Tarnopolu Rada Obwodu (odpowiednik województwa)
przyjęła z inicjatywy nacjonalistycznej partii „Swoboda” apel, w którym żąda
przeprosin od Polski za „czystki etniczne” podczas II wojny światowej – oto cena
milczenia!
Tak więc ounowski-nacjonalistyczny punkt widzenia na przeszłość stał się dziś
obowiązujący nie tylko na zachodniej Ukrainie, ale spotkamy go i w Polsce, gdzie
istnieje już ok. 200 upamiętnień UPA. Mordując nas na Kresach w sposób tak barbarzyński, wielu Ukraińców dało najszczerszy dowód swych uczuć wobec Polaków –
mordowano nawet dzieci mieszanej krwi. Puszczając z dymem polski dorobek
cywilizacyjny wielu wieków, hamując na dziesiątki lat wszelki postęp, dokonali
wyboru sami – niepotrzebni byli do tego nawet Rosjanie. Nie możemy tego nie
zauważać. Żadne „pojednania” nic tu nie zmienią. Podejście do swej przeszłości
powinni zmienić sami Ukraińcy: usunąć ten najstraszniejszy z faszyzmów ze swej
teraźniejszości i potępić kult zbrodni zachowany w tej ideologii. Nazwać, rozliczyć i potępić publicznie ludobójców, a nie robić z nich bohaterów, nazywać ich
imionami ulice i place, nie uczyć kłamstw w szkołach. Inaczej cała wiarygodność
takiego partnera jest równa zeru i o normalnych sąsiedzkich stosunkach nie ma
co marzyć. Zostaną tylko w sferze deklaracji. Solidny partner dotrzymuje umów
i nie dopuści do skandalicznego fałszowania wspólnej przeszłości.
Jeżeli władze dzisiejszej Ukrainy uznają, że ludobójczej akcji „odpolszenia” zawdzięczają dzisiejszy samodzielny byt państwowy, a ich wykonawców nagradzają
i honorują, to powinni wziąć za te zbrodnie odpowiedzialność. Nie wolno budować państwa na ludzkiej krzywdzie i być z tego dumnym…
Ukraińcy powinni zadośćuczynić Polakom za krzywdy, także finansowo, tak jak
za swoje zbrodnie zapłacili Żydom Niemcy. Za spalone i ograbione tysiące polskich wsi, za setki tysięcy ofiar, okrutnie pomordowanych, pokaleczonych, za sie-
Actum 3/4 • 2011/2012
55
roctwo, nędzę i poniewierkę ocalonych. Na pewno byłyby to sumy ogromne, ale
słusznie należą się poszkodowanym, żyjącym dziś często w biedzie.
Tymczasem w Polsce mamy sytuację odwrotną. To Ukraińcy, za wspomaganie band UPA, wysiedleni w operacji „Wisła”, która nie była godna pochwały, ale
nie była przecież mordercza, żądają teraz od polskiego państwa odszkodowań.
A przecież przesiedlonym dano nowe gospodarstwa, środki do życia, mogli też
zabrać swój inwentarz i sprzęty… Czyż to nie paradoks i niesprawiedliwość?
A Polska, nie wiedzieć czemu, milczy... Za to angażujemy się w coraz nowe „akcje
pojednania”, kiedy każdy mający trochę oleju w głowie człowiek wie, że to wszystko na próżno bez wyznania win przez Ukraińców – bo prawda, nawet po latach, jak
w przypadku Ormian i ich tureckich oprawców, wyjdzie na wierzch…
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
Polacy – nieuleczalni idealiści
Czy Polacy zasłużyli sobie na tak okrutne potraktowanie? Dziś już nikt nie chce
pamiętać, że pomimo okrucieństw dokonanych przez Ukraińców w stosunku do
ludności polskiej w roku 1918 i w czasie wojny polsko-ukraińskiej w roku 1919
wypłacaliśmy ukraińskim oficerom i przywódcom renty kombatanckie, a procesy
przeciwko przestępcom zostały zawieszone. Państwo sponsorowało kościoły – zarówno greckokatolicki, jak i prawosławny. Rzeczpospolita utrzymywała ukraińskie
szkoły, placówki kulturalne i społeczne, organizacje młodzieżowe, dawała kredyty
spółdzielczości ukraińskiej. Prowadziła eksperyment wołyński Józewskiego, który
uczynił życie społeczne i polityczne Ukraińców na Wołyniu w pełni demokratycznym, częstokroć kosztem ludności polskiej. Sądy, które ułaskawiły sprawców skrytobójczego mordu na ministrze Pierackim (w tym S. Banderę) wspierał Bronisław
Pieracki, dobrze i życzliwie myślący o Ukraińcach, opracował niedługo przed zamachem akt normalizacyjny między naszymi nacjami, który przewidywał dla takich,
jak owi zbrodniarze – złagodzenie kar. W akcji ochronnej z 1930 roku w Małopolsce
Wschodniej, którą rzuca się stale Polakom przed oczy jako „pacyfikację” – żaden
Ukrainiec nie zginął. A było to wtedy, kiedy na sowieckiej Ukrainie, za Zbruczem,
ginęły zamorzone głodem miliony Ukraińców.
Koncepcje federacyjne, szerokie wizje rozwiązania problemów Europy Środkowo-Wschodniej, jakże odmienne od ówczesnych tendencji totalitarnych, powinny
być badane, bo były wizjami szlachetnymi i godnymi pochwały, choć niestety bez
szans na realizację w owych czasach. Chyba także w żadnych czasach, bo pewnych
procesów cywilizacyjnych nie da się przyśpieszyć, kodów kulturowych zmienić.
Próby ich realizacji nie świadczą jedynie, jak twierdzą niektórzy, o „tendencjach
samobójczych narodu polskiego”. Mówią też wiele o nas samych, o sile naszego
ducha i wizjonerstwie, do jakich wiele ksenofobicznych społeczeństw i narodów
w ogóle nie dorosło.
W mrocznych czasach faszyzmu europejskiego wiele z tych chwalebnych cech
stało się przyczynami naszej porażki. Tak! Nie byliśmy okrutni i bezwzględni. Nie
56
Actum 3/4 • 2011/2012
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
chcieliśmy jako społeczeństwo zaakceptować totalitarnych wodzów, jak Hitler,
Stalin, Bandera, ani ich cynicznych, amoralnych postępków. Być może rozminęliśmy się z „trendami”, ale czy to powód do wstydu?
Prawda historyczna w Polsce przegrywa. Rękami wielu badaczy realizowane
są projekty jednostronne, dla Polski niebezpieczne, wręcz wrogie. Nie brakuje
pieniędzy na przedsięwzięcia dotyczące euroregionów, krzewienia kultur mniejszości, badań zmierzających do rozkładu polskiego społeczeństwa i rodziny, kiedy wiedza o kulturze narodowej ginie i deprecjonuje się, a naród demograficznie
karleje.
Musimy spróbować odbudować sponiewierany przez naszych wrogów ethos.
Przywrócić symbole, pokazać naszą chwałę, nie uciekać jedynie w miałkość codzienności i poprawność polityczną. Poprzez odszukanie wiedzy i historii, nie
historii klęsk, ale tej prawdziwej i budującej, na której uczyli się miłości ojczyzny nasi poprzednicy, pokazać że umiemy, szczególnie gdy jesteśmy wystarczająco wykształceni, zdyscyplinowani i zdeterminowani – wygrać swój kraj. Jest nadzieja.
Maciej Syka
My się jeszcze obudzimy!
D
rogi czytelniku, powiem Ci tak: dla nich żarty już się skończyły! Bowiem,
możesz mi wierzyć lub nie, ale ci ludzie są niezwykle dojrzali i wrażliwi, a ich
pokolenie naprawdę istnieje! Co więcej, do niedawna czołowe polskie i światowe
tygodniki opiniotwórcze mówiły o nich jako o generacji sztucznie wykreowanej
i praktycznie nieistniejącej. Dziś wiemy już , że „komuś” bardzo zależało na takiej
opinii i celowo wprowadzał nas w błąd. Mamy niezbite dowody na to, że sześć lat
po śmierci naszego wielkiego rodaka – Jana Pawła II, Jego pokolenie rzeczywiście
istnieje! Pokolenie JPII, do którego należą setki młodych Polaków, jest zakorzenione w nauce polskiego papieża. To ludzie, którzy chcą walczyć o Polskę i Europę silną
Bogiem i wartościami. Pytasz, gdzie można ich spotkać. Chociażby na Światowych
Dniach Młodzieży – odpowiadam.
Przygoda życia – jedyny taki czas
To wydarzyło się tego lata, w Madrycie, 20 sierpnia 2011 roku. Dwa miliony młodych ludzi na ogromnym lotnisku oczekiwało na papieża Benedykta XVI. Przyjechali z całego świata na wielkie święto Wiosny Kościoła – na Światowe Dni Młodzieży. Obok setek tysięcy pielgrzymów ze wszystkich kontynentów była tu grupa
studentów z Polski. Ubrani w narodowe barwy trzymali ogromną biało-czerwoną
flagę, na której widniał namalowany złotą farbą, mieniący się w promieniach hiszpańskiego słońca, wielki polski orzeł w koronie. Mieli także chorągiew z podobizną
Jana Pawła II i wielkim napisem „ Thank You” (Dziękujemy). Jak sami przyznali, te
transparenty to zarazem pewnego rodzaju symbol i podziękowanie za tegoroczną
beatyfikację Karola Wojtyły. Przyjechali tutaj, bowiem mają świadomość, że są
z Polski, z kraju, którego fundamentem jest wiara. Tym samym przybyli do Madrytu, by właśnie tutaj, razem z ich rówieśnikami z całego globu dać świadectwo
chrześcijańskiej Europie i wspólnie z Ojcem Świętym Benedyktem XVI pomodlić
się o jej dalszy los. Czyż to nie wspaniałe, że są jeszcze tacy ludzie – pytam?
Podchodzę do nich i zaczynam rozmowę. Dowiaduję się, że pochodzą z kilku większych polskich miast i wszyscy są studentami. Jak się okazuje, Antek,
Agnieszka i Magda są z Poznania. Siostry, Agnieszka i Zofia, tak jak ich kuzynka Małgorzata, wychowały się w Trójmieście. Są także bracia, Tadeusz i Wojciech
z kuzynostwem z Bydgoszczy, a także grupa studentek medycyny z Warszawy.
Z Polski na Światowe Dni Młodzieży do Madrytu dotarli pociągami, autobusami
i pieszo. Łącznie w ciągu miesiąca przebyli drogę liczącą blisko 4000 kilometrów.
Wszystko po to, by w jej finalnym etapie spotkać się z namiestnikiem Kościoła
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
57
Actum 3/4 • 2011/2012
58
Actum 3/4 • 2011/2012
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
katolickiego. Jak mówią, ich podróż nie była łatwa. W ogromnym słońcu i upale,
z plecakami, musieli pokonać niemałą odległość. Jednak największą wędrówkę
odbyli jeszcze przed Światowymi Dniami Młodzieży. Trzeba bowiem było przygotować się wewnętrznie. Rozniecić w sercu i duszy, tak zwalczanego ostatnio
w Polsce przez hedonizm, Ducha Wiary, Nadziei i Miłości. Zrobić swego rodzaju
rachunek sumienia i przede wszystkim odpowiedzieć sobie na pytania: po co jadę
na Światowe Dni Młodzieży, czego od nich oczekuję i jak ich owoce przełożę na
swoje codzienne życie w Polsce? Wreszcie: czy dam radę jeszcze pełniej realizować
nauczanie papieskie w Polsce XXI wieku? Czas wewnętrznego przygotowania duchowego nie był łatwy– przyznają Maria i Wojciech z Bydgoszczy. – Jednak wiedzieliśmy
i czuliśmy, że ten wyjazd to wyzwanie i chcieliśmy je podjąć.
Dumni z polskich bohaterów
Już na miejscu, w Hiszpanii, po europejskiej podróży potwierdziła się ich teza. Okazało się, że wbrew temu co mówią media w Polsce, młodych katolików i chrześcijan
pragnących żyć pełnią życia jest o wiele więcej aniżeli może się wydawać. Setki
tysięcy młodych na ulicach Hiszpanii, krzyczących i skandujących „Benedetto”,
przypominają im, że nie są sami, a Europa i świat ciągle mają jeszcze chrześcijańskiego Ducha. Wiele światowych organizacji, które promują konsumpcjonizm, walczy z tym Duchem i chce go zniszczyć za wszelką cenę. Jednak tutaj, w Madrycie,
studenci odkrywają, że żyją podobnymi wartościami i dostrzegają, jaką moc ma
ich wiara. Co więcej, na dwa dni przed rozpoczęciem Światowych Dni Młodzieży,
w Barcelonie spotykają grupę Polonii z Chicago: Spotkaliśmy ich na ulicy. Byli to
młodzi Polacy, uczniowie szkoły średniej, mówiący słabą polszczyzną. Jednak my ich
przesłanie zrozumieliśmy doskonale. Mieli bowiem w swojej grupie trębacza, a także
sztandar polski z wyhaftowanymi postaciami Tadeusza Kościuszki, Lecha Kaczyńskiego i Jana Pawła II. Pod spodem natomiast widniał napis «Jesteśmy dumni z polskich
bohaterów». Spotkanie naszych rodaków z takim sztandarem przyprawiało nas o gęsią
skórkę – wspomina ze łzami w oczach Ania. To jest coś niesamowitego, że możemy się
tutaj spotkać w atmosferze pokoju i niesamowitego wielkiego święta młodych chrześcijan, na co dzień rozsianych po całym świecie. Jednak wiemy, że najważniejsze dopiero
przed nami. Bardzo bowiem wszyscy czekamy na to, co powie nam Ojciec Święty dziś
wieczorem podczas wspólnego czuwania – dorzuca Karolina.
Nie jesteście samotni!
Dzień dobiega końca, a wysoka temperatura, jaka panuje w sierpniu w Madrycie
trochę spada. Nad prawie dwoma milionami młodych ludzi siedzących w sektorach zaczyna zachodzić słońce. Ten widok zapamiętają do końca życia. Po chwili,
nie wiadomo dlaczego, w pewnym momencie zapada cisza. Młodzi jakby instynktownie wiedzą, że za chwilę usłyszą coś, na co czekali, a co ma im do powiedzenia
następca Chrystusa na ziemi. Do mikrofonu podchodzi Benedykt XVI – papież. Po
chwili nad czerwonym od słońca i serc młodzieży całego świata niebem rozlegają
się słowa: Światowy Dzień Młodzieży niesie nam przesłanie nadziei niczym powiew
czystego i młodzieńczego powietrza wraz z odnawiającym tchnieniem, napełniającym
nas ufnością co do jutra Kościoła i świata. Papież wyraża także przekonanie, że młodzi
ludzie przybyli do Madrytu, aby wysłuchać Słowa Bożego w myśl hasła Światowych
Dni Młodzieży – Zakorzenieni i zbudowani na Chrystusie, mocni w wierze. Zwraca uwagę, że odkrycie żywego Boga ożywia młodych i otwiera im oczy na wyzwania
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
59
Actum 3/4 • 2011/2012
60
Actum 3/4 • 2011/2012
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
świata, w którym żyją, z jego ograniczeniami i jego możliwościami. Co jednak najważniejsze, Ojciec Święty mówi, że młodzi widzą dziś wszechobecną powierzchowność,
konsumpcjonizm, hedonizm, wiele banalności w przeżywaniu płciowości, wielki niedostatek solidarności, wreszcie wielkie zepsucie. I wiedzą, że bez Boga będzie trudno
podjąć te wyzwania i być prawdziwie szczęśliwymi, wkładając cały swój entuzjazm
w osiągnięcie prawdziwego życia. Tym samym przypomina, że młodzież przybyła
do Madrytu, aby wspólnie przedkładać swe dążenia, wymieniać się bogactwem własnych kultur i doświadczeń, ożywiać się nawzajem na drodze wiary i życia, w którym
niektórzy czują się osamotnieni lub pomijani w swych codziennych środowiskach.
A jednak nie, nie są samotni– dodaje. Po tych słowach na płycie lotniska Cuarto
Vientos rozlegają się ogromne brawa. Trwają kilka minut. Jest to swoistego rodzaju
podziękowanie za ten czas i za to zjawisko, jakim są Światowe Dni Młodzieży, ale
także za te słowa pełne nadziei w świecie, który o tej nadziei zapomina. Dokładnie w tym momencie, gdzieś po prawej stronie polskiego sektora, jako reakcję na
papieskie słowa, słyszę komentarz dwóch Polaków: Benek ma rację. Nie jesteśmy na
tym świecie sami.
Jakub Salas
Od Chuschi do Tarata,
czyli niezagojone rany
Republiki Peruwiańskiej
17
maja 1980 w oddalonej o tysiąc kilometrów od Limy wiosce Chuschi, położonej w departamencie Ayacucho doszło do incydentu zapowiadającego
najsmutniejszą dekadę w historii Peru. Zamaskowani napastnicy, podpalając urny,
przejęli kontrolę nad lokalami wyborczymi. Rozpalone nadzieją powrotu demokracji społeczeństwo, wyczekujące jej przez czternastoletni okres autorytarnych
rządów junty wojskowej Juana Velsaco Alvarado1, spotkało gorzkie rozczarowanie.
Atak w Chuschi zapowiadał zbrojną gotowość mało dotąd znanej radykalnej formacji SL – Sendero Luminoso. Wprowadziła ona kraj na tory trwającej dwanaście
lat wojny domowej, która okazała się bardziej krawawa niż największy konflikt
międzynarodowy w historii republiki, jakim była Wojna o Pacyfik2.
Na długo przed powstaniem SL republika regularnie zmagała się z wystąpieniami dyskryminowanej ludności chłopskiej zamieszkującej tereny sierry. Utrzymująca się tendencja buntu była odzwierciedleniem formujących się już od czasów
przedkolonialnych stosunków ekonomiczno-społecznych, których ciężar koncentrował się głównie na ludności autochtonicznej. W czasach panowania Korony
obciążona była ona systemami zwanymi mita i encomienda3, które w czasach republiki zastąpiono innymi krzywdzącymi świadczeniami. Szczyt drabiny społecznej rezerwowali kreole, zajmując miejsce kapitulujących na początku XIX w. Hiszpanów. Trzymając w ręku bogactwa nowej republiki, prowadzili politykę zgodną
z interesem własnej klasy. Sprzyjało to tendencji balansowania republiki pomiędzy
modelem rządów liberalnych i autorytarnych4. Wraz z dojrzewaniem demokracji
na początku XX w. rosła świadomość polityczno-społeczna gorzej sytuowanych
obywateli. W latach 20. składano ogólnospołeczne postulaty dotyczące rozszerzenia prawa wyborczego i polepszenia warunków pracy. Ich inicjatorem był Jose
1
GRFA – El Gobierno Revolucionario de las Fuerzas Armadas (Rewolucyjnych Rząd Sił Zbrojnych) (1968-1980), rządy junty wojskowej, które rozpoczęły rządy po zamach stanu na rząd
prezydenta F. Belaunde Terry, na jego czele do 1975 stał J. Alvarado Velasco, kontynuowane
przez generała F. Morales Bermudez aż do jego dymisji.
2
Inaczej Wojna o Saletrę, prowadzona w latach 1878-1884 z Republiką Chile.
3
Encomienda polegały na odrabianiu określonych prac na ziemiach należących do korony
hiszpańskiej lub latyfundystów, mita na obowiązkowej 2-miesięcznej w skali roku pracy na
rzecz królestwa.
4
Zob. P. Łaciński, Peru, między liberalizmem a autorytaryzmem, Warszawa 2004.
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
61
Actum 3/4 • 2011/2012
62
Actum 3/4 • 2011/2012
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
Carlos Mariategui5, założyciel Peruwiańskiej Partii Socjalistycznej, która po jego
śmierci podążała w kierunku radykalizmu, przystępując do Międzynarodówki.
W konsekwencji tego, organizacja założona przez Mariategui, a działająca już
pod szyldem PCP (Peruwiańskiej Partii Komunistycznej6) została zdelegalizowana.
Lata 50. stanęły przed zalewem fali powstających organizacji komunistycznych
w najbardziej zaniedbanych regionach kontynentu. Inspirowane sukcesem Ruchu
26 lipca7 wykluczały działanie na drodze parlamentarnej. Jednak genezy powstania takich grup partyzanckich nie należy doszukiwać się jedynie w wpływach kubańskich, czy też chińskich i radzieckich, a w wewnętrznych wadach systemów
społeczno-politycznych, przepaściach klasowych, braku identyfikacji ludu z celami politycznymi, dezintegracji kulturowej, zacofaniu ekonomicznym i edukacyjnym. Ich środkiem do celu była popularna taktyka partyzancka – guerilla8.
Z zagrożeniem tego typu republice przyszło się zmierzyć na początku lat 60.,
kiedy działający w departamencie Cuzco trockistowski ruch Hugo Blanco9, został
stłumiony przez armię. W tej samej dekadzie ujawniły się jeszcze dwie frakcje komunistyczne10, lecz zbyt pochopne działania zbrojne oraz problemy w komunikowaniu się z ludnością indiańską sprawiły, że ich działalność skończyła się fiaskiem.
Wszystkie te formacje objęły zasięgiem tereny Andów. Stanowiły one wyjątkowo
żyzny grunt dla popularyzowanej ideologii komunistycznej.
Skalę nędzy tego obszaru odzwierciedla nazwa departamentu – Ayacucho, która w języku keczua oznacza zaułek śmierci. Prawie połowa tego najbiedniejszego
i najbardziej zacofanego regionu11 pokryta jest górami wznoszącymi się na ponad
3500 m n.p.m. Położenie w samym sercu Andów powoduje izolację od globalnego
rozwoju. Na 25% powierzchni departamentu panuje wieczna zima. Zieleń roślin
jest prawdziwą rzadkością dla oka tutejszej ludności utrzymującej się z rolnictwa
na gruntach, których tylko 4% nadają się pod uprawę. Nieznane jest tu zastosowanie bieżącej wody, elektryczności, czy pieniądza. Znajomość języka hiszpańskiego
do dziś jest tu rzadkością, 70% mieszkańców stanowią analfabeci.
5
José Carlos Mariátegui La Chira (1894-1930), pisarz, socjolog, polityk socjalistyczny. Autor słynnego dzieła 7 ensayos de Interpretación de la Realidad Peruana.
6
Partido Comunsta del Peru – nazwa ta obowiązywała od zjazdu Międzynarodówki w Buenas Aires w 1930 r. Była to narzucona dyrektywa.
7
Podziemny ruch rewolucyjny założony przez Fidela i Raula Castro w 1955 roku, nazwa
upamiętnia szturm na koszary bazy wojskowej Moncada w Santiago de Cuba.
8
Z hiszp. wojenka, taktyka walk partyzanckich zakładająca powstanie kilka punktów zapalnych rewolucji, które w odpowiednim momencie miały połączyć się, przeistaczając się w jedno
skoordynowane działanie zbrojne.
9
Ruch prowadzący zbrojną konfrontację z latyfundystami, domagał się zmiany stosunków
ziemskich. Zob. T. Łepkowski, Dzieje Ameryki Łacińskiej, Warszawa 1983.
10
ELN – Ejército de Liberación Naciona (Narodowa Armia Wyzwoleńcza) oraz MIR – Movimiento de la Izquierda Revolucionaria (Lewicowy Ruch Rewolucyjny), działały w połowie lat
60., inspirowane sukcesem Rewolucji Kubańskiej. Zob. P. Łaciński, Peru między populizmem
a liberalizmem, Warszawa 2006, s. 52.
11
C. I. Degregori, Ayacucho 1969-1979, El Surgimiento de Sendero Luminoso, Lima 1990.
Actum 3/4 • 2011/2012
63
Nadzieją regionu miała być reaktywacja w 1958 r. UNSCH12 – Uniwersytetu
Świętego Krzysztofa w Huamandze. Otworzone specjalności, tj. nauki społeczne,
inżynieria górnicza i rolnicza miały być bodźcem dla rozwoju zacofanego regionu
i lekiem na jego niedostatki edukacyjne. Jednak panujące tu warunki przyciągały
kadrę profesorów radykalnie lewicowych.
Wśród jej członków znalazł się Abimael Guzmán Reynoso, profesor filozofii
i prawa, członek PCP. Popularność zdobył broniąc pracy doktorskiej uzasadniającej, że pojęcia wolności i równości w systemie burżuazyjnym są fikcją dla żyjącego
w nim społeczeństwa, gdyż zniewolenia feudalne, półfeudalne, kapitalistyczne,
czy imperialistyczne nie są niczym innym, jak niewolnictwem. Zdobywając zaufanie młodzieży szybko stał się jej bożyszczem, a dzięki pomocy ze strony UNSCH,
Guzmán stał się centrum rosnącego w siłę ruchu o charakterze ortodoksyjno-komunistycznym. W latach kolejnych jego popularność przeistoczyła się w prawdziwy kult, przerastający nawet ten, którym obdarzano w Korei Północnej Kim
Ir-Sena13. Największą inspiracją w jego życiu była rewolucja, dzięki której powstała Chińska Republika Ludowa, a którą planował przenieść na grunt peruwiański.
Kariera Guzmána w partii nabrała rozpędu w 1964 r., kiedy świat komunistyczny poddany został próbie, jakim było zerwanie stosunków politycznych między
Pekinem a Moskwą. W efekcie długiego procesu twórczego, stymulowanego burzliwą dyskusją na temat metody osiągania socjalizmu doszło do kryzysu, który doprowadził do wielostopniowego rozpadu partii. Guzmán dbał o jej maoistyczną
linię wykluczającą możliwość pokojowego dojścia do władzy. Stymulował powstawanie nowych odłamów, aby ostatecznie wyrzec się PCP, po tym jak jej sekretarz
generalny nie zapobiegł reformie agrarnej wprowadzonej przez Rewolucyjny Rząd
Sił Zbrojnych. Protestując, obwieścił odejście i założenie nowej partii.
Swoją obietnicę wypełnił w noc sylwestrową 1969 roku, powołując do życia Partido Komunista del Peru Marxsista-Leninista Mao Tse tung – Por El sendero luminoso
de Mariategui14 rozpoznawalną jako Sendero Luminoso. Inspiracją dla nazwy była
twórczość J. C. Mariategui’ego, który pisał: „marskizm-leninizm odsłoni świetlisty szlak rewolucji”15. Jego studium-interpretacja marksizmu, leninizmu aplikowanych w warunkach peruwiańskich stały się podstawą doktryny partii. Jednak
głównym ideologiem partii był autor jej radykalizmu, sam A. Guzmán. Interpretował niektóre aspekty nauki prekursorów uwzględniając współczesne mu warunki społeczno-ekonomiczne. Całość ideologii kompletowała myśl Mao-Tse-Tunga,
szczególnie w aspektach metody osiągania władzy oraz charakterystyki społeczeństwa. Celem partii było osiągnięcie władzy absolutnej w całym kraju oraz
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
12
Universidad Nacional San Cristobal de Huamanga, trzeci w kolejności założony uniwersytet na kontynencie, jego działalność została zawieszona na skutek wojny z Chile, reaktywowany
w 1957 r.
13
W. Bar, Na krwawym szlaku, Sendero Luminoso, Lublin 1999, s. 182.
14
Z hiszp. marksistowsko-leninowsko-maoistowska Partia Komunistyczna Peru – na świetlistym szlaku Mariategui.
15
S. Courtois, Czarna Księga Komunizmu, Paryż 1997, s. 633.
64
Actum 3/4 • 2011/2012
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
dalsze niesienie w świat rewolucji. Cechą, która odróżniała SL od innych partii lewicowych była jej homogeniczność regionalna. Uformowana została w Ayacucho,
w którym intensywnie rozwijała działalność nie angażując się w pierwszy latach
działalności do polityki ogólnokrajowej.
W latach 70. SL umacniało wpływy w swojej bazie ideologicznej, którą stanowił
Uniwersytet w Huamandze. Kluczem do zdobycia popularności wśród ludności
wiejskiej posługującej się językiem keczua była młodzież pochodzenia indiańskiego. Zarażona ideami Guzmána i zrzeszona w organizacje, tj. Zjednoczony Front
Rewolucyjny, tworzyła prawdziwą machinę agitacyjną. Lata 70. w pełni wykorzystano na przygotowanie struktur partii, na wzór chiński. Trzy współpracujące ze
sobą, bloki: partia komunistyczna, Ludowa Armia, Front Nowego Państwa, miały gwarantować koordynację działań oraz zwiększenie udziału społecznego, politycznego i militarnego partii w życiu republiki. Struktura opierała się na sieci
tajnych, zhierarchizowanych komórek. Najważniejsi członkowie16 tworzyli Komitet Centralny, który z przedstawicielami regionalnymi spotykał się na zjazdach
i kongresach. Na szefa ramienia zbrojnego SL mianowano camarada17 Feliciano,
czyli Oscara Ramirez Durand. Na podstawie instrukcji otrzymanych w trakcie wyjazdów szkoleniowych do Chin dążył on do przeobrażenia walczących wieśniaków
w oddziały Ludowej Armii Partyzanckiej. Front Nowego Państwa odpowiedzialny
był za utrwalenie nowego porządku na przejętych terenach. W Limie tworzono
centrum agitacyjne na Uniwersytecie Świętego Marka oraz uruchomiono komórki nazwane Bazami Wsparcia18. Infiltrowały one środowiska robotnicze i rzemieślnicze. Jednak nie wszystkie struktury wykazywały odpowiednią gotowość, kiedy
wewnętrzna sytuacja polityczna w państwie stworzyła znakomitą okazję do ujawnienia się SL.
W 1980 r. po negatywnie oceniającym rząd referendum społecznym Francisco
Morales Bermúdez dobrowolnie złożył władzę. Czerwcowe wybory zapewniające
powrót na demokratyczne tory pochłonęły społeczeństwo i prasę w takim stopniu,
że wydarzenia w Chucshi przeszły bez większego echa. W wyborach parlamentarnych zwycięstwo odniosła Acción Popular. Prezydentem został jej lider Fernando Belaúnde Terry. Nowy rząd stojąc przed wszystkimi problemami związanymi
z transformacją systemu rządzenia, zlekceważył tlące się zagrożenie.
W Limie zagadnienie terroryzmu przestało być problemem odległej prowincji,
kiedy rankiem 26 grudnia mieszkańcy najstarszej części metropolii ujrzeli zwisające z miejskich latarni martwe psy. Towarzyszyły im wymierzone w służalców
kapitalizmu i imperializmu napisy; „Deng hsiao Ping, hijo de perra”19. Świadczyło
16
Nieformalnie określani jako La Cupula.
Z hiszp. towarzysz.
18
Base de Apoyo – struktury odpowiedzialne za przygotowanie stolicy na przeniesienie do
niej rewolucji. Zob. J. B. Bacca, Inicio, desarrollo y ocaso del terrorismo en el Peru: el ABC de Sendero
Luminoso y el MRTA ampliado y comentado, Lima 2000.
19
Z hiszp. Deng hsiao Ping, skurwysyn, wymierzone w rewizjonistę chińskiego, następcę
Mao Tse-tunga. Zob. S. Roncagliolio, La cuarta espada, Debate, 2008. s. 79.
17
Actum 3/4 • 2011/2012
65
to o różnicach w stosowanej strategii na wsi i w Limie. W „paszczy lwa”, miejscu działania wszystkich centralnych instytucji państwowych, stacjonowania sił
zbrojnych umiejętności partyzanckie nie były tak ważne, jak siła perswazji potrzebna do werbowania nowych działaczy. Intensywna agitacja, akcje sabotażowe
odcinające dostawy wody i prądu były zapowiedzią nałożonego na Ayacucho, brzemienia maoistowskiego jarzma.
SL, skutecznie realizując plan wywoływania atmosfery terroru potwierdzającej
bezradność państwa, przejmowało kolejne tereny departamentu Ayacucho wraz
z sąsiednimi prowincjami20. Stosując nasilone akcje partyzanckie skutecznie wypierano administrację państwową, w miejsce której powoływano Komitety Regionalne. Na ich czele stawali komisarze polityczni dbający o przestrzeganie nowego
porządku moralnego i podziału pracy. Kilka komitetów lokalnych tworzyło bazy,
których sieć izolowała od reszty świata podwaliny nowego państwa. Demokrację
ludową narzucano za pomocą wyjątkowo brutalnych metod. Buntowników surowo karano. W Lucanamarca przy użyciu siekier zamordowano 67 uciekających
wieśniaków. Regularnie, z wykorzystaniem siły werbowano nowych towarzyszy,
w tym dzieci, którym zaszczepiano nienawiść do republiki i Kościoła. Politycy,
urzędnicy, przedsiębiorcy, wszyscy którzy kojarzyli się z kapitalizmem, spodziewali się najgorszego. W poszukiwaniu broni Senderyści regularnie napadali na posterunki, koszary, kopalnie, na miejscu zostawiając trupy. Trotyl nie tylko stał się
narzędziem efektownych zamachów, ale i okrutnych egzekucji, jak w przypadku
śmierci burmistrza ośrodka górniczego, Cerro de Pasco. Błędna diagnoza problemu i spóźniona reakcja państwa spowodowały, że obszar będący zarzewiem rewolucji, poniósł najdotkliwsze straty w ludności21 i stał się bazą ruchu w kolejnych
etapach wojny.
Dopiero w październiku 1981 r. parlament wprowadził stan wyjątkowy w pięciu najbardziej zagrożonych prowincjach. Wysłano do nich dobrze wyszkolone ale
niedostatecznie liczne jednostki policyjne zwane sinchis22. W końcu, kiedy piętno
terroryzmu odbiło się na gospodarce, F. Belaúnde Terry zaangażował Siły Zbrojne,
które po wkroczeniu do departamentu, zamieniły go w istny poligon. Ludność
sympatyzującą z SL traktowano jak przeciwników. W trakcie pacyfikacji łamano
prawa człowieka. Zawodził pomysł organizacji Komitetów Kół Samoobrony wśród
wieśniaków, których wściekłość przelewała się na cywilów. 26 stycznia 1983 r.
w Uchuraccay zamordowano 8 dziennikarzy. Ułomna strategia armii nie powstrzymywała SL przed zdobyciem 3 marca 1982 roku Huamangi. Senderyści
przejęli kontrolę nad tamtejszym zakładem karnym, uwalniając 304 schwytanych
działaczy. 3 grudnia, w odwecie za wkroczenie oddziałów wojskowych, powołano
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
20
Prowincje Acobamba, Angareas, dwie prowincje departamentu Huancavelica; Andahuaylas
i Chincheros oraz dpartamenmt Apurimac. Zob. H. Willakuy, Version abreviada del informel final
de la Comision de la Verdad y Reconciliacion, Lima 2004.
21
Ibidem, zginęło tu około 11 tys. obywateli, co stanowi prawię połowę wszystkich ofiar
całego konfliktu.
22
z keczua – odważni.
66
Actum 3/4 • 2011/2012
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
Partyzancką Armię Ludową. Efektem tych działań była, w 1983 r., dziesięciokrotnie wyższa liczba ofiar śmiertelnych w porównaniu z rokiem poprzednim. Za kadencji rządu F. Belaúnde Terry wojna domowa pochłonęła 7 795 zamordowanych
lub zaginionych23 (za 45% odpowiadały siły porządkowe). Okres ten Świetlisty
Szlak wykorzystał na wzmocnienie struktur i zwiększenie zasięgu działania, przedłużając rozpacz Peruwiańczyków.
W 1985 r. upragnioną szansę kierowania państwem otrzymała APRA – Alianza Popular Revolucionaria Americana24. Prezydentem wybrano jej lidera, Allana
García, któremu przyszło stawić czoło zagrożeniu demokracji w czasie kiedy kontynent tonął w kryzysie gospodarczym. Dodatkowo kryzys pogłębiała aktywność
kolejnej komunistycznej organizacji wywrotowej MRTA25 – Rewolucyjnego Ruchu
Tupaca Amaru. Wojsko i policja w dalszym ciągu przegrywały z terrorystami w
otwartych konfrontacjach. Nie potrafiły zlokalizować miejsc stacjonowania jednostek operacyjnych SL, które po wykonaniu działań dywersyjnych znikały. Partyzanci przeprowadzali błyskawiczne akcje uszkadzające węzły komunikacyjne,
paraliżujące pracę służb państwowych. Niszczyli mosty, drogi, lotniska, uszkadzali linie wysokiego napięcia, napadali na banki oraz urzędy, atakowali posterunki
policyjne i koszary wojskowe. Wdrażając plan selektywnej eliminacji wrogów rewolucji, szczególnie brutalnie traktowano członków APRA. W 1985 r. zaraz po
wyborach, zamordowano 7 jej członków, lecz wcześniej okrutnie ich okaleczono
wyłupując oczy i ucinając uszy oraz języki. Dalsze finansowanie okrucieństw zapewniło przejęcie wpływów w dolinie Huallaga26 i pobieranie haraczy od działających tam producentów pasty kokainowej.
W 1988 r. na Zjeździe Krajowym, po zatwierdzeniu długo oczekiwanego programu partii, ogłoszono przejście do kolejnego etapu rewolucji – równowagi strategicznej27. Według wzoru chińskiego, oznaczał on intensyfikację działań militarnych oraz
przeniesienie rewolucji ze wsi do miasta. Dla jego potrzeb wymuszano drakońskie
kontrybucje żywnościowe od chłopów. Od 1989 r. w Górnej Amazonii do oddziałów
na siłę wcielano Indian Asháninkas. 25 tys. spośród nich szukając schronienia, zbiegło do dżungli. Pod koniec lat 80. frustracja sterroryzowanych obywateli oraz wycieńczenie ekonomiczne państwa ujawniły drzemiące w nim tendencje autorytarne.
23
H. Willakuy, Version abreviada del informel final de la Comision de la Verdad y Reconciliacion,
Lima 2004.
24
Najstarsza, najlepiej zorganizowana formacja polityczna w Peru. Założona została w duchu
rewolucyjnym przez Víctora Raúl Haya de la Torre, który do 1979 był jej absolutnym liderem.
Schedę po nim przejął Alan Garcia, wybierany na prezydenta w 1985 oraz 2006.
25
Od 1982 roku do walki przystąpiła kolejna organizacja wywrotowa MRTA – Movimiento
Revolucionario de Tupac Amaru, założona przez Victora Alfredo Polay Campos, opierał się
na ideologii marksistowsko-leninowskiej, wzorując się na kubańskim Ruchu 28 lipca, MRTA,
w porównaniu do SL jej oddziały były zdecydowanie mniej liczebne, ale lepiej uzbrojone i zorganizowane. Zob.G. Goritti, Sendero Luminoso, Historia de la guerra milenaria en el Peru, Apoyo,
Lima 1991.
26
rzeka w płn. części kraju, dopływ Marañón.
27
Faza rewolucji w której siły partyzanckie porównywalne były z siłami państwowymi. Zob.
G. Goritti, Sendero Luminoso, Historia de la guerra milenaria en el Peru, Lima 1999, s. 240.
Actum 3/4 • 2011/2012
67
Od kandydatów w wyborach prezydenckich w 1990 r. oczekiwano przede wszystkim rozprawienia się z problemem terroryzmu. W drugiej turze, laureata literackiej
Nagrody Nobla, Maria Vargas Llosa, pokonał zupełny outsider – Alberto Fujimori.
Zwycięzca zastał kraj w stanie ruiny społecznej i ekonomicznej. U schyłku rządów
APRA, siły SL kontrolowały 65 prowincji28, a inflacja roczna wynosiła 2775%29.
Trwające dekadę niepowodzenia w zwalczaniu terroryzmu, zarówno rządów liberalnych jak i populistycznych, doprowadziły do kolejnej w historii republiki interwencji oficerów. Opracowano koncepcję odnowy państwa, którą zawarto w Planie
Rządzenia, nazywanym Plan Verde. Oprócz planu ostatecznego ujarzmienia terrorystów, zawierał on analizę błędów politycznych lat poprzednich oraz program
reform mających zmienić Peru w stabilny i rozwinięty gospodarczo kraj. Opierał się
na silnych, długoletnich, autorytarnych rządach prezydenckich wspieranych przez
aparat służb specjalnych. Nowy rząd, kryjący się za fasadą parlamentu, przeprowadził restrukturyzację sił zbrojnych (wzmocniono marynarkę i siły lądowe, powołano SIN – Narodowy Urząd Wywiadu) oraz policji (utworzono GEIN – Śledczą
Grupę Specjalną). Nadano im specjalne uprawnienia i nałożono odpowiedzialność
za przywrócenie porządku w osaczonej przez Sendero Luminoso stolicy.
SL wkroczyło do Limy, organizując 10 zbrojnych strajków, przeprowadzając
zamach na ambasadę USA, stację telewizyjną, mordując znanych polityków. Wrzała agitacyjna machina tradycyjnie skupiona na wyższych uczelniach; najstarszym
na kontynencie Uniwersytecie św. Marka oraz La Cantuta. Bazami stacjonowania
sił Armii Ludowej stały się, znajdujące pod słabą kontrolą wojska i policji, dzielnice nędzy: Villa Salvador oraz Huaycan. Funkcjonowanie instytucji państwowych
zostało poważnie osłabione przez konsekwentnie realizowany program selektywnej eliminacji wrogów rewolucji. Grożąc kierowcom i podpalając autobusy
sparaliżowano transport miejski. Spektakularne zamachy bombowe miały sprawić wrażenie, że siły SL nie ustępują potencjałem siłom zbrojnym republiki. Znakiem rozpoznawczym SL stały się coechebomby – eksplodujące samochody. Fala
terroru wciąż zalewała wiejskie prowincje. W 1991 r. na jednej z nich, w miejscowości Pariacoto, śmierć męczeńską ponieśli franciszkanie: o. Zbigniew Strzałkowski i o. Michał Tomaszek. Na zwłokach jednego z polskich misjonarzy pozostawiono napis: „Niech żyje wojna ludowa! Taki los spotka wszystkich sługusów
imperializmu30”.
Dramatyczna sytuacja sprzyjała tworzeniu się nieoficjalnych formacji do zwalczania terroryzmu również wśród aktywistów rządowych. Najsłynniejszą z nich
był prawdziwy szwadron śmierci – Grupo Colina, który zapisał się w historii masakrami na uniwersytecie La Cantuta oraz w dzielnicach nędzy. Postępy w zwalczaniu terroryzmu odnotował jedynie GEIN, aresztując kilku ważniejszych senderystów. SIN nie potrafiło przeniknąć do struktur SL, ale skutecznie inwigilowało
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
28
W 1988 stan wyjątkowy obowiązywał na 24% powierzchni kraju.
H. Willakuy, Version abreviada del informel final de la Comision de la Verdad y Reconciliacion,
capitulo V, Los Gobiernos de A. Fufjimori, s. 310.
30
W. Bar, Na krwawym szlaku, Sendero Luminoso, Lublin 1999.
29
68
Actum 3/4 • 2011/2012
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
urzędy, a nawet prywatne korporacje. Dodatkowo nadużywało ustawowej bezkarności, mocno obniżając znaczenie armii i innych organów państwa, jako decydujących o polityce kraju. Nie spowodowało to jednak zmiany autorytarnego kursu
rządu. Aby zapewnić sobie długoterminowość władzy, w kwietniu 1992 r. ekipa
A. Fujimoriego doprowadziła do autogolpe – zamachu stanu na dotychczasowy
rząd zwiększający zakres władzy kierującej nim elity.
Sendero zareagowało przeprowadzeniem najbardziej spektakularnego zamachu godzącego w jeden z najwrażliwszych punktów Limy. 16 lipca 1992 r. SL za
pomocą cochebomby wysadziło biurowiec na ulicy Tarata w ekskluzywnej dzielnicy
Miraflores. Zamachowy sukces wcale jednak nie poprawił komplikującej się sytuacji SL. Niezaspokojony głód władzy Guzmana sprawił, że skala planowanych
działań była nieproporcjonalna do posiadanych zasobów. Topniały szeregi SL
i brakowało sprzętu, a zaangażowanie senderystów w kampanię miejską wykorzystywali wieśniacy. Pierwsze efekty zaczęły przynosić Koła Samoobrony, którym
wydano pozwolenie na stosowanie broni. W połowie lat 90. ich sieć tworzyło 4476
wspólnot angażujących 370 000 obywateli31. Najważniejsze jednak okazało się zaangażowanie policji. Doświadczenie zbierane od początku lat 80., konsekwentna
praca śledcza doprowadziły do serii aresztowań. Długotrwałe obserwacje domów,
w których natrafiono na ślad senderystów, przesłuchania wcześniej ujętych terrucos32, prowadziły do kolejnych aresztowań ważniejszych członków SL. Wreszcie
natrafiono na trop Guzmana. GEIN zdecydował się na wkroczenie do akcji po tym,
jak długo obserwując jego domniemane kryjówki, natrafiał w śmietniku jednej
z nich na rzadko stosowane lekarstwa na łuszczycę, z których korzystał Guzmán.
Wraz z nim odnaleziono 8 innych członków ścisłego kierownictwa, broń oraz laptopa z namiarami na innych członków.
Zbyt szybko podjęta decyzja o przejściu do kolejnej fazy rewolucji miała wysoką cenę. Aresztowanie przywódców SL było wielkim ciosem dla całej organizacji. Guzmána osadzono w więzieniu w bazie marynarki wojennej w Callao. Pomimo udanych negocjacji, po których wezwał on byłych towarzyszy do złożenia broni, nie nastąpiła demobilizacja większości członków SL. Nowym liderem obwołał
się Óscar Ramirez Durand. Fakt trwania wojny wykorzystał rząd. Konstytucja
z 1993 r. podporządkowała Siły Zbrojne i Policyjne prezydentowi, który mógł
sprawować urząd do 2000 r. Dzięki nowym uprawnieniom oraz zminimalizowanej roli parlamentu mógł dalej kontynuować kampanię antyterrorystyczną oraz
wprowadzać wolnorynkowy model gospodarki. Jednak tak szeroki zakres władzy
prowadził do wielu nadużyć i korupcji. Na światło dzienne wypłynęły malwersacja przy budżecie państwowym oraz afera z nielegalnym handlem bronią, w które
zamieszany był najbliższy doradca prezydenta Vladimiro Montesinos. Kompromitacją zakończyły się rządy A. Fujimoriego, który w 2000 r. zbiegł do Japonii
w poszukiwaniu azylu politycznego.
31
32
P. Łaciński, Peru między populizmem a liberalizmem, Warszawa 2006, s. 190.
Potoczna nazwa terrorystów stosowana przez peruwiańskie siły antywywrotowe.
Actum 3/4 • 2011/2012
69
Wojna domowa w latach 1980–1992 uwypukliła animozje kulturowe, językowe
i etnicznie panujące od zawsze w peruwiańskim społeczeństwie. Wykorzystując
je i opierając swą strategię na nienawiści społecznej, SL doprowadziło do tragedii,
której konsekwencje odczuwalne są do dzisiaj. Pogłębiła się przepaść między wybrzeżem, a najbardziej poszkodowaną wsią. Duże straty poniosła także oświata,
której duża część kadry skażona została komunistycznymi odchyleniami. Odpowiedzialność za zaprojektowanie strategii wojskowej i politycznej, opierającej się
na przemocy, dążącej do przejęcia władzy i sprawowania jej w sposób totalitarny,
ponosi Guzmán Do jej realizacji zbudował armię fanatycznych bojowników, uciekających się do ludobójstwa. W latach 1980–1992 konflikt pochłonął 26 829 istnień ludzkich, w tym 86 gubernatorów, 247 urzędników, 13 prokuratorów, 70 sędziów, 164 burmistrzów33. Odpowiedzialność za ofiary śmiertelne i łamanie praw
człowieka, CVR – Komisja Prawdy i Pojednania obarczyła również siły zbrojne
i policję, komitety samoobrony chłopskiej i MRTA. Fala przemocy wywołana przez
SL do 2000 r. pochłonęła 69 280 ofiar śmiertelnych34. Dotychczas państwo wydało na zwalczanie terroryzmu 26 miliardy dolarów. Spowodowany przez wojnę paniczny strach przed terroryzmem oraz rozwinięty dzięki SL biznes narkotykowy
do dziś nękają dostatecznie już zmaltretowane społeczeństwo peruwiańskie.
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
33
Comision de la Verdad y Reconciliacion, La informe final de Comision de la Verdad y Reconciliacion, Lima 2003.
34
Ibidem.
S P O Ł E C Z E Ń S T W O
70
Actum 3/4 • 2011/2012
71
Actum 3/4 • 2011/2012
EKONOMIA
Maciej Rapkiewicz
Demon zadłużenia publicznego
zagraża również Polsce*
L
ato roku 2011 na rynkach finansowych okazało się wyjątkowo gorące. Na giełdach papierów wartościowych znów zapanowała panika, której źródła znajdowały się w zwiększeniu obaw o wypłacalność państw z wysokim zadłużeniem
publicznym. W kontekście problemów strefy euro wymieniano nie tylko Grecję, czy
inne tzw. państwa peryferyjne, czyli Portugalię, Irlandię, Hiszpanię i Włochy, ale
także zwrócono uwagę na zagrożenie finansów Belgii, Cypru a nawet Francji, z uwagi na ekspozycję jej sektora bankowego na obligacje państw zagrożonych niewypłacalnością. Z kolei za oceanem doszło do obniżenia przez Standard & Poors ratingu USA, które po raz pierwszy zostały pozbawione najwyższej oceny kredytowej.
Zadłużenie publiczne Polski
Wzrost wysokości zadłużenia publicznego, jaki dotyka rozwinięte gospodarki, nie
omija także Polski. Wysokość nominalna zadłużenia publicznego Polski wzrosła
z 529,3 mld zł na koniec 2007 r. do ponad 776,8 mld zł na koniec 2010 r.,1 a granica
* Artykuł z 2011 roku.
1
W niniejszym opracowaniu podawane są przede wszystkim wielkości zadłużenia sektora
publicznego (sector general government) liczone według metodologii Eurostat (ESA’95). Wy-
Actum 3/4 • 2011/2012
E K O N O M I A
72
Wykres 1. Wysokość zadłużenia publicznego do PKB Polski w latach 2001–2010 według metodologii
Eurostat (sector general government).
800 mld zł została przekroczona w roku 2011. Natomiast zadłużenie publiczne
w stosunku do PKB wzrosło od końca 2007 r. o 10 punktów procentowych, co
skutkowało przekroczeniem pierwszego progu ostrożnościowego2 określonego
w art. 86 ustawy o finansach publicznych. Zadłużenie urosło pomimo wzrostu
gospodarczego, zanotowanego również w roku 2009, kiedy niemal cała Europa
dotknięta została recesją. Przedtawiony powyżej wykres przedstawia wysokość
zadłużenia publicznego do PKB w Polsce na koniec roku w okresie 2000–2010,
według metodologii Eurostat3.
Co wpłynęło na wzrost zadłużenia publicznego w ostatnich latach? Przede
wszystkim znaczący wzrost deficytu sektora finansów publicznych, jaki nastąpił po roku 2007. W roku 2007 deficyt sektora finansów publicznych wynosił
22,1 mld zł (1,9% PKB), w kolejnym – 46,9 mld zł (3,7% PKB), w roku 2009 już
95,7 mld zł (7,1% PKB) a w roku 2010 – 112,3 mld zł (7,9% PKB)4. Na wzrost deficytu wpłynęły zarówno obniżenie dochodów sektora publicznego oraz zwiększenie wydatków publicznych. Po roku 2007 następowało wyhamowanie dynamiki
sokość zadłużenia nominalnego wyliczona według metodologii krajowej, jest niższa od wysokości zadłużenia publicznego liczonej według metodologii ESA’95 i publikowanej przez Eurostat i wynika z nie uwzględniania w metodologii krajowej zadłużenia funduszy utworzonych
w ramach Banku Gospodarstwa Krajowego (głównie Krajowy Fundusz Drogowy). Na koniec
2010 r. różnica wynosiła ok. 21 mld zł i zgodnie ze strategią zarządzania długiem publicznym,
przygotowaną przez ministerstwo finansów ma zwiększać się w latach kolejnych.
2
Wartość relacji państwowego długu publicznego do PKB jest większa niż 50%, a nie większa
od 55%.
3
Opracowanie własne na podstawie danych: Eurostat.
4
Źródło danych: Główny Urząd Statystyczny.
73
E K O N O M I A
Actum 3/4 • 2011/2012
Wykres 2. Zadłużenie w wybranych państwach Europy Środkowo-Wschodniej (poza państwami bałtyckimi) będących członkami UE w latach 2001–2010.
wzrostu gospodarczego, co również przekładało się na relację wysokości zadłużenia do PKB, z 6,8% w roku 2007, w kolejnych latach do: 5,1% (2008), 1,6% (2009)
i 3,8% (2010). Ponadto nastąpił wzrost średniej rentowności polskich długoterminowych obligacji, z 5,48% w roku 2007 do ponad 6% w latach 2008 i 2009.
Zadłużenie publiczne Polski w stosunku do PKB jest jednak w dalszym ciągu
niższe niż w najbardziej zadłużonych państwach strefy euro, czy średnia wysokość
zadłużenia w państwach należących do Unii Europejskiej. Zadłużenie publiczne
Polski powinno jednak być porównywane nie do tych państw, które są członkami
Unii Europejskiej od dawna, ale do innych państw Europy Środkowo-Wschodniej,
należących jak Polska do grupy gospodarek rozwijających się (emerging markets),
które dopiero w XXI wieku zostały członkami wspólnoty. Dlaczego powinniśmy
porównywać się właśnie do takich krajów? Jak już zostało wspomniane, wraz
z innymi członkami UE z Europy Środkowo-Wschodniej zaliczamy się do gospodarek rozwijających się, w których wysokość PKB per capita jest niższa od średniej unijnej. Z krajów PIIGS, tylko Grecja i Portugalia na koniec 2010 r. miały
wskaźnik PKB per capita poniżej średniej unijnej5, natomiast z państw Europy
Środkowo-Wschodniej żadne nie osiągnęło wskaźnika średniej unijnej. Co więcej,
tylko Słowenia wyprzedzała pod względem wartości PKB per capita najsłabszą
z PIIGS Portugalię6. Ponadto państwa Europy Środkowo-Wschodniej łączy (poza
Słowenią i Słowacją), posiadanie krajowych walut. Poza tym, choć polska gospo5
Grecja – 89% średniej unijnej, Portugalia – 80% średniej unijnej, według stanu na koniec
2010 r. Źródło danych: Eurostat.
6
Eurostat, PKB per capita na koniec 2010 r. do średniej unijnej: Bułgaria – 44%, Czechy –
80%, Węgry – 64%, Polska – 62%, Rumunia – 45%, Słowenia – 86%, Słowacja – 74%.
74
Actum 3/4 • 2011/2012
E K O N O M I A
darka jest największa z wymienionych państw Europy Środkowo-Wschodniej, to
jest znacznie mniejsza nie tylko od niemieckiej czy francuskiej, ale także włoskiej
(blisko 4-krotnie) i hiszpańskiej (około 3-krotnie). Dlatego wysokość naszego zadłużenia publicznego powinna być porównywana przede wszystkim do państw
Europy Środkowo-Wschodniej, które zostały członkami Unii Europejskiej w XXI
wieku. Jak nasze zadłużenie publiczne w latach 2001–2010 przedstawiało się
na tle państw Europy Środkowo-Wschodniej, które zostały członkami Unii Europejskiej w XXI wieku (poza państwami bałtyckimi) prezentuje wykres7 zamieszczony na str. 49.
Z przedstawionego na str. 51 wykresu wynika, że z wymienionych państw, wyższe zadłużenie publiczne do PKB od Polski mają tylko Węgry, a w minionej dekadzie, gdy nasz dług publiczny wzrastał (poza niewielkimi spadkami w roku 2004
oraz 2007), z jego obniżeniem poradziły sobie Słowacja oraz Bułgaria.
Przy wskazanych poziomach długu, Polska zmuszona jest ponosić wyższe wydatki (liczone do PKB) na obsługę długu od większości państw Europy Środkowo-Wschodniej, będących członkami Unii Europejskiej, co widoczne jest na wykresie
zamieszczonym na str. 51, przedstawiającym wysokość wydatków na obsługę zadłużenia publicznego do PKB poniesionych w roku 20108.
Również rentowność polskich długoterminowych obligacji skarbowych przekracza porównywalne wartości dla obligacji czeskich (nawet o ponad 2 punkty
procentowe), słowackich czy słoweńskich i z poziomem ponad 6% w pierwszych
pięciu miesiącach 2011 r., przewyższała analogiczne wartości dla obligacji hiszpańskich czy włoskich, o których to państwach mówi się w pierwszej kolejności
jako już dotkniętych kryzysem zadłużeniowym. Warto pamiętać, że rentowność
długoterminowych obligacji na poziomie, jaki w pierwszej połowie bieżącego roku
osiągały polskie obligacje skarbowe, Grecja notowała jeszcze w I kwartale 2010 r.
Obecność Polski w gronie emerging markets posiada jeszcze inne, bardzo istotne implikacje. Wyższe zadłużenie publiczne skutkuje w państwach należących do
emerging markets wzrostem inflacji, która w przypadku przekroczenia poziomu
90% zadłużenia do PKB, może być nawet dwukrotnie wyższa niż przy niskim zadłużeniu publicznym9. Ponadto w państwach emerging markets, przy zadłużeniu
zaciągniętym w walutach innych niż krajowa (external debts), liczonym łącznie dla
sektora publicznego oraz prywatnego, obniżenie potencjału wzrostu gospodarczego o 2% następuje już na poziomie zadłużenia wynoszącym 60% do PKB10.
Potencjał wzrostu gospodarczego spada jeszcze bardziej, wraz ze wzrostem zadłużenia w walutach innych niż krajowa. To właśnie wysokie zadłużenie w walutach
obcych obu sektorów: publicznego i prywatnego, wskazywane jest jako przyczyna
niewypłacalności państw należących do grupy emerging markets, które wpadały
7
Źródło danych: Eurostat.
Źródło danych: Eurostat.
9
C. M. Reinhart, K. S. Rogoff, Growth in a time of debt, NBER Working Papers Series, National
Bureau of Economic Research, January 2010, s. 12.
10
op. cit., s. 16.
8
75
E K O N O M I A
Actum 3/4 • 2011/2012
Wykres 3. Wydatki na obsługę długu publicznego (do PKB) w wybranych państwach Europy Środkowo-Wschodniej w roku 2010.
w kłopoty, mimo, że wysokość ich zadłużenia publicznego nie przekraczała 60%
PKB11. Jak wygląda sytuacja Polski na tym polu? Łączne zadłużenie zagraniczne sektorów prywatnego i publicznego w Polsce na koniec 2010 r. wynosiło ok.
314,5 mld USD12, co odpowiada wartości ok. 66% PKB. Na koniec I kwartału 2011
r. łączne zadłużenie zagraniczne wzrosło do ponad 346 mld USD, a w kolejnych
okresach bieżącego roku może być jeszcze wyższe, na co wskazuje rosnące zadłużenie zagraniczne Skarbu Państwa (o czym poniżej) oraz deprecjacja złotego, następująca znacznie szybciej, niż tempo wzrostu gospodarczego.
Czy zatem można spodziewać się, że i Polskę dopadnie demon zadłużenia, skutkujący nie tylko znaczącym skokiem wydatków na obsługę zaciągniętych zobowiązań, ale i poważnym zagrożeniem spowolnienia gospodarczego? Zagrożenie takie
jest coraz bardziej realne, nie tylko z uwagi na wskazany wysoki poziom zadłużenia zaciągniętego w walutach obcych przez sektor publiczny i prywatny. Zgodnie z dokumentem Strategii zarządzania długiem sektora finansów publicznych
w latach 2011-201413, w okresie tym wysokość zadłużenia publicznego Polski liczona według metodologii krajowej ma balansować pod progiem ostrożnościowym, określonym dla wielkości zadłużenia w wysokości 55% PKB. Pomimo założenia w okresie 2011-2014 stabilnego wzrostu gospodarczego (dynamika war11
op. cit., s. 16.
źródło danych: World Bank, Quarterly External Debt Statistics.
13
Strategia zarządzania długiem sektora finansów publicznych w latach 2011–2014, Ministerstwo Finansów, wrzesień 2010, zob.: http://www.mf.gov.pl/_files_/dlug_publiczny/strategie_zarzadzania_dlugiem/strategia_zarzadzania_dlugiem_2011-14. pdf.
12
76
Actum 3/4 • 2011/2012
E K O N O M I A
tości realnej PKB ok. 4% rocznie), w Strategii przyjęto, że zadłużenie publiczne
do PKB liczone według metodologii krajowej nie spadnie w tym czasie poniżej
poziomu 50%. Natomiast zgodnie z metodologią ESA’95, zadłużenie publiczne
Polski, w okresie 2011-2014 (na koniec każdego roku) przekraczać będzie poziom
57% PKB. Należy ponadto założyć scenariusz, że w kolejnych latach gospodarka
nie będzie rozwijać się w takim tempie jak założono w Strategii. W ostatnich tygodniach, wiele podmiotów właśnie w związku z kryzysem zadłużeniowym, zakłada
(m.in. przez Bank Światowy) obniżenie tempa wzrostu gospodarczego na świecie,
w tym w Unii Europejskiej. Natomiast sam dokument Strategii zarządzania długiem, przewiduje wzrost relacji zadłużenia do PKB o ponad 0,5% za każdy rok,
gdy wzrost gospodarczy będzie niższy o 1% od zakładanego14. Dla naszej gospodarki bolesne może być zwłaszcza obniżenie tempa wzrostu u naszego głównego
partnera handlowego, czyli Niemiec, a pierwsze symptomy gorszej koniunktury
u zachodnich sąsiadów mieliśmy okazję zauważyć. W II kwartale br. w ujęciu
kwartał do kwartału PKB Niemiec wzrósł o 0,1 proc., po wzroście o 1,3 proc.
w I kw. br. W przypadku realizacji scenariusza zakładającego wolniejszy wzrost
gospodarczy w Polsce, problemem może okazać się nie tylko stabilizacja wysokości zadłużenia na poziomie określonym w dokumencie Strategii (pomimo zmniejszenia potrzeb pożyczkowych, wynikającego z obniżenia wysokości składek przekazywanych do otwartych funduszy emerytalnych15), ale także wzrost wydatków
związanych z obsługą zadłużenia ponad zakładany poziom16.
Zadłużenie zagraniczne sektora publicznego
Nerwowość na rynkach finansowych przekłada się na ogół na osłabienie polskiej
waluty, czego doświadczamy w drugiej połowie br. Po rekordowych poziomach notowań franka, który w sierpniu br. pokonywał granicę nawet 4,1 za złotego, nasza
waluta osłabiła się znacząco także w stosunku do euro i dolara amerykańskiego.
Kurs walutowy stanowi natomiast jeden z kluczowych czynników generujących
ryzyko portfela zadłużenia publicznego, a deprecjacja waluty powoduje wzrost
ryzyka i wartości odpowiednich wielkości zadłużenia17. Natomiast aprecjacja
waluty wywołuje skutek odwrotny, w tym spadek wysokości zaciągniętego w innych walutach zadłużenia. Na przykładzie Skarbu Państwa, w okresie ostatnich
14
Strategia zarządzania długiem…, s. 37.
Obniżenie wysokości składek przekazywanych do otwartych funduszy emerytalnych
nie zmniejsza potrzeb pożyczkowych w dłuższym terminie i wysokości zadłużenia państwa
uwzględniającego przyszłe zobowiązania emerytalne. Przy uwzględnieniu w wysokości zadłużenia także zobowiązań emerytalnych, dług publiczny Polski przekracza 200% PKB. Więcej:
P. Dobrowolski, Prawdziwy dług publiczny wynosi ponad 200% PKB, Warszawa 2010.
16
Strategia zakłada wydatki z tytułu obsługi długu Skarbu Państwa w okresie 2011–2014
na poziomie 2,6-2,7% PKB rocznie.
17
K. Marchewka-Bartkowiak, Zarządzanie długiem publicznym. Teoria i praktyka państw Unii
Europejskiej, Warszawa 2008, s. 111.
15
77
E K O N O M I A
Actum 3/4 • 2011/2012
Wykres 4. Zadłużenie sektora finansów publicznych w Polsce w podziale na zadłużenie krajowe i zadłużenie zagraniczne w latach 2001–201018.
10 latach, widać, że różnice kursowe miały w poszczególnych latach znaczący wpływ na wysokość zadłużenia do PKB, od zmniejszenia zadłużenia o 2,2%
w stosunku do PKB (rok 2004) do wzrostu o 2% do PKB (rok 2008)19.
Jak zatem przedstawia się wysokość zadłużenia publicznego Polski zaciągniętego w innych walutach niż złoty? W zadłużeniu sektora publicznego na dzień
31 12 2010 r., liczonym według metodologii krajowej, 204,5 mld zł stanowiło zadłużenie zaciągnięte w innych walutach niż złoty. Wykres zamieszczony powyżej przedstawia wysokość zadłużenia publicznego (w mln zł) według metodologii
krajowej w podziale na wysokość zadłużenia zaciągniętego w walucie krajowej
(zadłużenie krajowe) oraz wysokość zadłużenia zaciągniętego w walutach obcych
(„zadłużenia zagraniczne”).
Wykres zamieszczony na str. 54 przedstawia udział zadłużenia publicznego
zaciągniętego w innych walutach niż krajowa w łącznej wysokości zadłużenia publicznego (oś prawa), a także w stosunku do PKB (oś lewa):
Wysokość nominalna zadłużenia Skarbu Państwa w walutach obcych, na dzień
31 12 2010 r. to 194,9 mld zł, czyli ponad 95,3% wysokości zadłużenia zagranicznego całego sektora publicznego.
Ponad 27,7% wysokości zadłużenia Skarbu Państwa na koniec 2010 r., odpowiadało zobowiązaniom zaciągniętym w walutach obcych. Na dzień 31 12 2010 r.
zadłużenie w euro stanowiło 71,47% łącznego zadłużenia w walutach obcych Skarbu Państwa oraz 19,84% łącznego zadłużenia Skarbu Państwa, zadłużenie w dolarach USA odpowiednio 13,78% i 3,82%, we frankach szwajcarskich – 7,85% zadłużenia walutowego oraz 2,18% zadłużenia łącznego, a w jenach – 6,88% i 1,91%.
18
19
Opracowanie własne na podstawie danych publikowanych przez Ministerstwo Finansów.
Strategia…, s. 7.
Actum 3/4 • 2011/2012
E K O N O M I A
78
Wykres 5. Wysokość zadłużenia publicznego zaciągniętego w walutach obcych w łącznym zadłużeniu
publicznym oraz do PKB w latach 2001- 2010. Opracowanie własne na podstawie danych Ministerstwa
Finansów20.
Na koniec lipca 2011 r. zadłużenie Skarbu Państwa wzrosło z 701,8 mld zł do blisko
749,7 mld zł (nominalnie o 6,8%), przy czym zadłużenie zagraniczne przyrastało
szybciej, bo o 9,6% i przekroczyło 213,1 mld zł21. Tym samym udział zadłużenia
zagranicznego w zadłużeniu łącznym Skarbu Państwa wzrósł do 28,4%, pomimo,
że dokonywane w roku 2011 zobowiązania zaciągane były głównie w walucie krajowej. Zgodnie ze sprawozdaniem operatywnym z wykonania budżetu państwa po
lipcu 2011 r., ponad 77% finansowania netto wynikało ze zobowiązań zaciągniętych w złotych22. Zatem do wzrostu wysokości udziału zadłużenia zagranicznego
w łącznej wysokości zadłużenia Skarbu Państwa doprowadziła przede wszystkim
deprecjacja polskiej waluty. Należy przy tym podkreślić, że deprecjacja przybrała
na sile w sierpniu i wrześniu, zatem w kolejnych miesiącach należy spodziewać się
dalszego wzrostu wysokości zadłużenia zagranicznego.
Czy zatem deprecjacja polskiej waluty może stanowić czynnik, który będzie prowadzić do przekroczenia wysokości zadłużenia publicznego zapisanych w aktualnej Strategii zarządzania długiem, a także kolejnych progów ostrożnościowych?
Jak wynika z przytoczonych powyżej danych z lat poprzednich, różnice kursowe stanowiące rezultat deprecjacji bądź aprecjacji złotego, mogą mieć znaczący
wpływ na wysokość zadłużenia publicznego do PKB. Deprecjacja złotego oznacza
20
Dług publiczny. Raport Roczny 2010, zob.: http://www.mf.gov.pl/_files_/dlug_publiczny/
strategie_zarzadzania_dlugiem/strategia_zarzadzania_dlugiem_2011-14. pdf.
21
Biuletyn Miesięczny – Zadłużenie Skarbu Państwa 7/2011, Ministerstwo Finansów. Zob.:
http://www.mf.gov.pl/_files_/dlug_publiczny/zadluzenie/publikacje/zsp_2011_07. pdf.
22
19,375 mld zł z łącznej kwoty 25,1 mld zł. Źródło danych – sprawozdanie operatywne
z wykonania budżetu państwa po lipcu 2011 r., zob.: http://www.mf.gov.pl/dokument.
php?const=5&dzial=35&id=245193&typ=news.
przecież wzrost wartości nominalnej już zaciągniętych zobowiązań. Zatem jeżeli
złoty pozostaje słabszy niż przyjęto w prognozach, na podstawie których zakładany jest w danym okresie określony poziom wysokości zadłużenia wyrażonego
w walutach obcych, należy przyjąć wyższą wartość nominalną zobowiązań od
wcześniej prognozowanej. W dokumencie Strategii zarządzania długiem w latach
2011-2014 założono natomiast, że w roku 2011 średnioroczny kurs złotego do
euro wyniesie 3,7 zł, a do dolara amerykańskiego 2,9 zł, a także przyjęto dalsze
umocnienie złotego w kolejnych latach23. Tymczasem we wrześniu br., za jednego dolara amerykańskiego trzeba było płacić ponad 3,3 zł, czyli o 40 groszy, to
ponad 10% więcej, niż zakładała prognoza, a za euro nawet ponad 4,45 zł, czyli
odpowiednio 75 groszy, ok. 20% więcej niż w prognozie. Natomiast w przypadku
średniego osłabienia złotego o 10% wobec innych walut, w których zaciągnięte zostało zadłużenie, relacja zadłużenia do PKB ma wzrosnąć o ponad 1,42%. Zatem,
deprecjacja złotego, jaką obserwujemy tylko w III kwartale br., może wpłynąć na
znaczący wzrost wysokości zadłużenia publicznego do PKB.
Niezbędne działania
Zagrożenie dla stabilizacji wysokości zadłużenia publicznego nie ogranicza się
tylko do ryzyka kursowego i deprecjacji złotego. Co więcej, choć istotne, nie jest
to zagrożenie najważniejsze, aby ograniczyć wysokość zadłużenia publicznego
w dłuższym okresie, kluczowe jest przeprowadzenie poważnych zmian w zakresie
obszaru finansów publicznych. Tylko osłabienie dynamiki wzrostu gospodarczego
bez zmian strukturalnych w strukturze finansów skutkować będzie zwiększeniem
zadłużenia. Natomiast przekroczenie kolejnych progów ostrożnościowych zadłużenia do PKB określonych w ustawie o finansach publicznych oraz konstytucji24,
(przy założeniu, że nie będą dokonywane zmiany w tych przepisach) implikuje
wprowadzenie środków, które prowadzą do obniżenia potencjału wzrostu gospodarczego. Konieczność zapewnienia odpowiedniego wyniku zarówno budżetu, jak
i całego sektora publicznego, może wiązać się z wcześniej opisywaną pokusą dokonywania cięć wydatków inwestycyjnych oraz podnoszenia podatków. Kolejne podniesienie wysokości stawek VAT zostało przez rząd zapowiedziane na wypadek złej
sytuacji finansów państwa. Wdrożenie takich rozwiązań prowadzić będzie w konsekwencji m.in. do wzrostu bezrobocia oraz mniejszych od zakładanych wpływów
do budżetu z podatków dochodowych. W sytuacji spowolnienia gospodarczego
trzeba zakładać co najmniej wstrzymanie, jeśli nie spadek wysokości realnych wynagrodzeń a tym samym w konsekwencji ograniczenie wydatków konsumpcyjnych
gospodarstw domowych. Ponadto, aby ratować wynik sektora finansów publicz23
Strategia…, s. 27.
Drugi i trzeci próg ostrożnościowy określone w ustawie o finansach publicznych wynoszą
odpowiednio 55% i 60% do PKB, natomiast konstytucyjny został wyznaczony w wysokości
60% zadłużenia publicznego do PKB.
24
E K O N O M I A
79
Actum 3/4 • 2011/2012
80
Actum 3/4 • 2011/2012
E K O N O M I A
nych, rząd może zostać zmuszony do poszukiwania innych źródeł przychodów,
i w tym celu zwiększyć prywatyzację. Przykłady krajów PIIGS (szczególnie Grecji)
potwierdzają, że scenariusz taki jest realny. Należy mieć na uwadze, że scenariusz
taki może być bardzo niekorzystny dla finansów publicznych, ponieważ w sytuacji
spowolnienia gospodarczego, uzyskana cena za prywatyzowany majątek będzie
niższa, niż w przypadku dokonywania sprzedaży w czasie koniunktury.
Jak zatem obniżać zadłużenie publiczne? Najbardziej pożądanym sposobem
obniżenia wysokości zadłużenia publicznego do PKB jest osiągnięcie wysokiego
wzrostu gospodarczego. Jeżeli nominalny wzrost gospodarczy jest wyższy niż
nominalna wysokość stóp procentowych, które mają zastosowanie do zaciągniętego zadłużenia publicznego, zadłużenie publiczne może być zmniejszane nawet
w sytuacji niewielkiego deficytu pierwotnego budżetu (primary balance deficit).
Natomiast, gdy wysokość stóp procentowych przekracza wysokość wzrostu gospodarczego, zadłużenie publiczne może być zmniejszane jedynie pod warunkiem osiągnięcia nadwyżki (primary balance surplus) i to w wysokości pozwalającej
zrównoważyć różnicę wysokości stóp nad wzrostem gospodarczym25. Osiągnięcie
wyniku w postaci wskazanej nadwyżki oznacza konieczność wygenerowania wyższych wpływów podatkowych i/lub obniżenia wydatków. Podwyższanie wysokości stawek podatkowych oraz radykalne programy oszczędnościowe mogą jednak
prowadzić do osłabienia koniunktury i jeszcze bardziej zwiększyć poziom długu
w stosunku do PKB. Zatem w sytuacji, gdy zadłużenie sektora finansów publicznych wzrasta nawet w czasie wzrostu gospodarczego, konieczne jest podjęcie działań, celem restrukturyzacji wydatków sektora finansów publicznych. Dopuszczenie do sytuacji, kiedy równoważenie budżetu miałoby się odbywać za podwyżki
podatków (co wpływać będzie na obniżenie potencjału wzrostu gospodarczego
z uwagi na ograniczenie możliwości inwestycyjnych przedsiębiorstw, czy zmniejszenie dochodów do dyspozycji gospodarstw domowych, a tym samym w konsekwencji obniżenie wydatków konsumpcyjnych), czy też obniżenia wydatków
prorozwojowych, nie sprzyja wzrostowi gospodarczemu. Konieczne jest zatem nie
tylko utrzymanie, ale i zwiększanie tych pozycji wydatkowych sektora publicznego, które stymulują rozwój gospodarczy, szczególnie w dłuższej perspektywie.
W przypadku Polski, do obniżenia wysokości zadłużenia publicznego niezbędne są ponadto zdecydowane, niepopularne reformy prowadzące do obniżenia
wydatków sztywnych. Najważniejszym wyzwaniem wydaje się prowadzącym do
poprawy finansów publicznych jest reforma systemu emerytalnego, tym bardziej
konieczna do wdrożenia w niedługim czasie, ponieważ sytuacja demograficzna
w perspektywie kilku lat znacząco pogorszy się, kiedy wiek poprodukcyjny zaczną
osiągać roczniki powojennego wyżu demograficznego. W ramach reformy konieczne jest podniesienie wieku emerytalnego, a także zmiany w zakresie emerytur branżowych oraz KRUS. Oczywiście konieczne są i inne działania, jak np. ogra25
Więcej, R. J. Barro, On the determination of the Public Debt, The Journal of Political Economy, Volume 87, Issue 5, Part I, October 1979.
81
E K O N O M I A
Actum 3/4 • 2011/2012
Wykres 6. Wysokość zadłużenia publicznego Szwecji oraz Turcji w latach 2001–2010.
niczenie wydatków na administrację publiczną, nie tylko na szczeblu centralnym,
ale także samorządowym. Od podjęcia zdecydowanych działań zależy nie tylko
obniżenie wysokości zadłużenia publicznego, ale i rozwój gospodarczy Polski.
Przykłady z ostatniej dekady dowodzą, że możliwe jest zmniejszenie albo przynajmniej stabilizacja wysokości zadłużenia publicznego. Z przytoczonego wyżej wykresu nr 5 wynika znaczące obniżenie wysokości zadłużenia publicznego
przez Bułgarię. Powyższy wykres (nr 6) przedstawia wysokość zadłużenia do PKB
państw spoza Europy Środkowo-Wschodniej, tj. Szwecji oraz Turcji (która również zaliczana jest do państw emerging markets) w latach 2001-201026.
Turcja, Szwecja oraz Bułgaria doprowadziły do znaczącego obniżenia wysokości zadłużenia publicznego, do bezpiecznego poziomu poniżej 45% PKB. Dlaczego
zatem, przy założeniu podjęcia odważnych, ale racjonalnych decyzji i mądrej polityce fiskalnej oraz gospodarczej, miałoby się nie udać to w Polsce?
26
źródło danych: Eurostat.
E K O N O M I A
82
Actum 3/4 • 2011/2012
83
Actum 3/4 • 2011/2012
NAUKA
Agata Szulc
Siła fatalna.
Szkic o niszczeniu (się)
przez sztukę
O
dkrycie destrukcyjnego potencjału sztuki zawdzięczamy romantykom, ale
chyba nawet najbardziej zaangażowany w Weltschmerz XIX-wieczny artysta
nie mógł się spodziewać, jak świeżą myśl o zniszczeniu zradykalizują współcześni
nam twórcy.
Romantycy ćwiczyli destrukcję, można by powiedzieć, na sobie (i, można powiedzieć, ale to brzmi gorzej, z dobrym skutkiem) – biografie czołowych artystów
epoki wskazują, że siła fatalna, osławione piętno geniuszu, okazywała się przekleństwem. Gorączka romantyczna bywała wyczerpująca i rzadko uleczalna. Sposoby
jej łagodzenia, religia, mistyka, miłość, zawodziły. Romantycy umierali młodo (Byron, Mendelssohn), a jeśli mogli mieć nadzieję, że będzie inaczej, zdawali się z tego
uprzedzająco rezygnować (Słowacki napisał Testament mój w wieku trzydziestu lat).
Moderniści początku wieku, którym w ochotach destrukcyjnych sprzyjała atmosfera fin de sicle’u, okazywali podobną pogardę dla życia i dzieła życia. Eksperymenty ze świadomością i poszukiwania granic doznań korespondowały z przeprowadzoną przez Freuda krytyką samokontroli i samoopanowania. Ekspresjonizm
w muzyce otworzył sztukę na emocje patologiczne – Schönberg traktował twórczość jako „krzyk udręki”.
84
Actum 3/4 • 2011/2012
N A U K A
Niedługo trzeba było czekać, aż zniszczenie pojawi się na sztandarach. Programowe postulaty futuryzmu nie pozostawiały złudzeń co do bojowniczo kontestacyjnego charakteru nowego nurtu. Marinetti chciał burzyć muzea i biblioteki. W Polsce podobne deklaracje składał Jasieński. Planowano pracowicie,
„zwozić taczkami z placów, skwerów i ulic nieświeże mumie mickiewiczów i słowackich”.
Trujący wirus siły fatalnej przetrwał jak zaraza, powodując w historii sztuki
krótsze lub dłuższe epidemie. Jego rozprzestrzenianiu się nie przeszkadza żywy
duch romantyzmu, który – trudny do uchwycenia jak morowe powietrze – niezmiennie wyznacza pola naszych struktur myślenia i skojarzeń. Wirus namnaża
się w nowy sposób, w nowych epicentrach. Zaraża dzieła i autorów. Niszczenie
pozwala dziś zdobyć prawo do głosu.
Tropy nietzscheańskie okazały się szczególną inspiracją do poszukiwań nowych
form ekspresji. Zdaniem francuskiego filozofa, Andre Glucksmanna, nihilizm
to postawa przemocy, która szuka raczej intensywności niż wynika z przyjęcia
określonych celów. Cechuje ją „szalona ucieczka do przodu” będąca konsekwencją
uczuciowej pustki, kompensacją utraty centrum. Destrukcyjne działania nihilistów uwyraźniają się, według Glucksmanna, we współczesnych aktach terroru.
W tworzeniu przekonania o niszczącym działaniu sztuki osobne miejsce zajmuje dekonstrukcja. Choć, jak zarzeka się Derrida, nie jest filozofią z gruntu kontestacyjną, przyczyniła się do obalenia podstawowych zasad tworzenia wprowadzając rozbiórkę jako konieczny element budowania nowej jakości.
Buntowniczy duch postmodernizmu i wskazane przez Clementa Greenberga
„gorące” oblicze nowoczesnej sztuki, wyrażające się w atakowaniu tradycji i zamiarze szokowania widza, sprzyjają podejmowaniu przemocy. Józef Szajna, odpowiadając na zarzuty dotyczące obecności zagłady i zniszczenia w jego realizacjach scenicznych, odpowiadał przewrotnie, że wynikają ze swoiście rozumianych
niedostatków nowej estetyki: „jeżeli jesteśmy bezradni w tworzeniu nowych wartości – to co nam zostało? Muzea zamienić na hodowlę pieczarek”.
Konsekwencje tych idei może najwyraźniej obrazują przykłady sztuki performatywnej, blisko spokrewnionej z body art’em. Lata 70., na które przypada gwałtowny rozwój performance’u zaowocowały licznymi przedstawieniami związanymi
z doświadczaniem bólu. Vito Acconcie w Step Piece (1970) zapraszał do odwiedzania go w pracowni, w której wskakiwał i zeskakiwał z półmetrowego stołka. Czynność tę powtarzał, aż do fizycznego wyczerpania. Budzi to niesłusznie zabawowe
skojarzenia – testowanie ciała, traktowanie go jako narzędzia transgresji, dopiero
się rozpoczynało. Eksperymenty Mariny Abramowić, np. czesanie włosów, aż do
krwi (Art Must Be Beautiful/Artist Must Be Beautiful, 1975), skłaniają już do poważnej refleksji nad koncepcją ciała bez ducha i możliwościami oddzielenia sztuki
od życia. Wciąż szokujące wrażenie robią przedstawienia Orlan – francuskiej artystki, która nagrywała przeprowadzane na sobie operacje plastyczne. Seria zabiegów, które szokująco zmieniły jej wygląd, została poddana artystycznej oprawie. Orlan sama tworzyła kreacje dla chirurgów, a podczas zabiegów czytała dzieła
psychoanalityczne i filozoficzne. Poszukiwanie granic przez oddzielanie, ja – ciała
od ja – rzeczy, stanowi przedmiot zainteresowań i sporów somaestetyki.
Początek XXI wieku, naznaczony dramatycznym aktem terroru, nie zwiastuje
zmian w coraz bardziej radykalizujących się postawach twórczych. Gail Haffern,
nowozelandzka artystka, wywołała medialny skandal oceniając atak na Word
Trade Center jako „cudowny, bo oryginalny jako idea”. Sposób myślenia o aktach
terroru jak o spektakularnych widowiskach, swoiście pojętych sytuacjach komunikacji kulturowej, to dość szczególny przypadek aktualizacji kategorii wzniosłości. Inspiracje przemocą po 2001 roku potwierdza m.in. wystawa ATTACK! Kunst
und Krieg in den Zeiten der Medien (Kust Halle, 2003), na której Antonio Riello zaprezentował różne modele broni maszynowej w ozdobnej, materiałowej tkaninie.
Estetyzacja zła to naturalne dążenie twórców. Jacek Zydorowicz dodaje, że
także przejaw lęku związanego z niedostatkami środków symbolicznych, jakimi
obecnie dysponujemy i wyraz obawy, że żadna przemoc w sztuce nie będzie adekwatna do wydarzeń na miarę września 2001 r.
Poszukiwania granic i nowych odniesień to, jak się wydaje, niezbywalny przywilej artystów. Jako odbiorcy mamy jednak prawo zastanawiać się, co zostanie
po zniszczeniu. Co po baudrillardowskim świecie (po orgii), którym wstrząsa się
bezustannie jak pustą skarbonką?
I, naprawdę, możemy się już niecierpliwić. Zacząć pytać, z coraz większym niepokojem, czy i jak siła fatalna przerobi nas wreszcie na aniołów. Właśnie nas – takich nieoddzielonych od ciała zjadaczy chleba.
Źródła i cytaty
G. Dziamski, Sztuka u progu XXI wieku, Poznań 2002.
M. Lisiewicz, Orlan: na pograniczu etyki i estetyki, „Magazyn Sztuki” 2006, nr 9.
D. Łarionow, Siła destrukcji i erotyzmu – Józef Szajna (1922-2008), „Tygiel Kultury” 2008, nr 7/9.
A. M. Porębska, Niszczę, więc jestem, „Znak” 2004, nr 7/8.
Słownik sztuki XX wieku pod red. G. Durozoi, Warszawa 1998 (body art)
J. Wichrowska, Zawsze nie w porę. Polski teatr i Zagłada. Rozmowa z Grzegorzem Niziołkiem,
[http://www.dwutygodnik.com/artykul/759-zawsze-nie-w-pore-polski-teatr-i-zaglada.
html], data dostępu 25.05.2012.
K. Wilkoszewska, Wizje i rewizje Wielka księga estetyki w Polsce, Kraków 2007 (tu zwłaszcza:
M. Łuszczyńska, Ciało jako granica i J. Zydorowicz, Sztuka w dobie terroru).
N A U K A
85
Actum 3/4 • 2011/2012
86
Actum 3/4 • 2011/2012
N A U K A
Szymon Kazimierski
Oni zmienili losy wojny
W
e wrześniu 1939 roku dwóch największych zbójów Europy rzuciło się na
Polskę i na oczach całego świata bardzo dokładnie ją zniszczyło. Zniszczyło
ją akurat w tym czasie, kiedy po ogromnych wysiłkach zmierzających do połączenia
rozerwanych rozbiorami części kraju, Polska złapała oddech i zaczęła rozwijać się
w sposób dla innych narodów trudny do naśladowania.
o, co zbóje znaleźli w podbitej Polsce, utwierdziło ich w przekonaniu, że zrobili
dobrze i co więcej, że zrobili to w porę. Wszędzie spotykali ślady dynamicznego
rozwoju polskiej myśli technicznej wyrażającej się w zastosowaniach zaskakujących rozwiązań i wynalazków. Mogło to w niedługim czasie doprowadzić do przewagi Polski nad, zdawałoby się, wspaniałą techniką obu zbójów sprzymierzonych
ze sobą. Okupanci z zaciekłością szukali ludzi, którzy to stworzyli. Widzieli ich
przewagę nad sobą, ale mieli nadzieję, że choćby pod przymusem, zaczną oni teraz
pracować na ich korzyść. Wielu takich dopadli i wielu takich zabili w różnych okresach okupacji, bo pochwyceni nie zgadzali się na żadną współpracę.
T
Stereotyp polskiego Jasia
Niektórzy konstruktorzy emigrowali za granicę wraz z cofającym się wojskiem
i takich było naprawdę wielu. Ogólną liczbę polskich inżynierów i naukowców pracujących na Zachodzie, a szczególnie w Wielkiej Brytanii, podała ewidencja z dnia
1 stycznia 1944 r. Możemy się z niej dowiedzieć, że było ich 5592, z czego zmobilizowanych 4049, a cywilów 1543.
Na Zachodzie, początkowo przynajmniej, uważano Polaków za „frajerów” i głupich Jasiów, którzy pozwolili się podbić w dwa tygodnie. Po tym, jak światowe
mocarstwo francuskie padło w dwa tygodnie i to z ręki samych Niemców, bez dodatkowego ataku Związku Radzieckiego, jak to było w Polsce, kłapiące do tej pory
dzioby, zamknęły się.
Występując na Zachodzie w tak wielkiej liczbie, Polacy spotkali się z kolejnym
problemem. Jak przekonać Francuzów i Brytyjczyków, że się jest dużo lepszym,
tym razem od nich. Nikt takich lepszych nie lubi, więc pewno by ich zwyczajnie
„spławiono”, gdyby nie twarde prawa wojny. Albo się wdrażało jakiś nowy wynalazek, albo się traciło żołnierzy. Wybór zdawał się być jasny.
Stereotyp głupiego polskiego Jasia był jednak bardzo silny i coś w tej sprawie
przełamuje się chyba dopiero teraz, bo przez cały okres „socjalizmu naukowego”
Polacy dla Zachodu nadal byli głupimi Jasiami, a w dodatku głupimi Jasiami na
usługach komunistycznej Rosji. Było to więc następne pół wieku, które ludziom
Actum 3/4 • 2011/2012
87
nieprzychylnym Polsce dało czas na wymyślanie opowieści o głupich Polakach.
Tymczasem, dzięki wynalazkom „głupich Polaków”, „mądrzy Alianci” wygrali wojnę. Bez tych wynalazków może by wojnę też wygrali, ale koszty zwycięstwa byłyby
wtedy wielokrotnie, wielokrotnie większe.
N A U K A
Wynalazek Rudolfa Gundlacha
posiadał zasięg światowy
Nie chcę Państwa zanudzać opowieściami o niemieckiej Enigmie, dokładnie już
i wielokrotnie opisanej. Niczego nie ujmując polskim specjalistom rozszyfrowującym Enigmę, ich wysiłek był tylko jednym z wielu polskich sukcesów w czasie tej
wojny. Może uda mi się przedstawić kilka innych polskich wynalazków, nieznanych Państwu, dzięki którym wojna trwała krócej i przyniosła mniejsze straty.
Zacznę od majora Rudolfa Gundlacha, urodzonego w Łodzi 28 marca 1892
roku. Rudolf Gundlach rozpoczął studia na Politechnice Ryskiej. Po jej ewakuacji do Moskwy w roku 1915, przeniósł się do stolicy Rosji razem ze swoją uczelnią. Nie dane mu było jednak ukończyć studiów, bo w roku 1916 został przymusowo wcielony do rosyjskiego wojska. Po najprzeróżniejszych
perypetiach, po wojnie polsko-bolszewickiej, dostał się na Politechnikę Warszawską, gdzie w roku 1925 otrzymał dyplom inżyniera mechanika. W roku
1929 był głównym projektantem samochodu pancernego wz. 29, a później
współtworzył zespół inżynierów budujących pierwszy polski czołg lekki, 7 TP.
To właśnie podczas projektowania tego czołgu major Gundlach dokonał rewelacyjnego odkrycia, budując tak zwany peryskop odwracalny Gundlacha.
Na czym polegała nadzwyczajność wynalazku? Do tej pory wszystkie czołgi
na całym świecie, aby umożliwić zamkniętej pod pancerzem załodze obserwację
otoczenia czołgu, miały do dyspozycji, przewidziane przez konstruktora, wąskie
szczeliny wycięte w stalowym pancerzu, poprzez które, przykładowo, kierowca
czołgu mógł obserwować drogę.
W szczelinie nie istniał żaden układ optyczny; była ona zwyczajną dziurą w pancerzu i gdyby ktoś chciał, mógłby po wejściu na pancerz, poprzez szczelinę, napluć
kierowcy w oko.
Polski czołg 7 TP z peryskopem Gundlacha
88
Actum 3/4 • 2011/2012
N A U K A
Czołgi wszystkich armii wyposażone więc były tylko w takie szczeliny, przez
które widziało się niewiele lepiej niż przez dziurkę od klucza. Major Gundlach postanowił wyposażyć polski czołg w nowy system obserwacji dodatkowo, chroniący
załogę czołgu może nie tyle przed opluciem, co raczej przed ostrzałem szczeliny
stosowanym na froncie nader często.
Powstał więc peryskop czołgowy, przez który obserwowało się otoczenie, siedząc bezpiecznie pod pancerzem. Rewelacją było jednak coś jeszcze. Otóż major
Gundlach, dzięki specjalnemu systemowi pryzmatów, uzyskał możliwość jednoczesnej obserwacji wprzód i do tyłu. Peryskop dawał obraz dwudzielny. Górny panel pokazywał widok z przodu, a dolny panel – widok z tyłu. Obracając peryskop
na lewo i na prawo widziało się wszystko dookoła czołgu w zakresie 360 stopni,
czyli pełnego koła i nie wymagało to od obserwatora odwracania głowy! Takiego
urządzenia nie miał wtedy na świecie NIKT!
Peryskop Gundlacha został opracowany w roku 1934, a czołg 7 TP stał się
pierwszym czołgiem na świecie z obserwacją prowadzoną przez peryskop i do
tego – przez tak niezwykły peryskop!
Peryskop produkowano we Lwowie, począwszy od roku 1936. W tym samym
roku Major Gundlach opatentował swój wynalazek. Patent kupiła brytyjska firma
Vickers-Armstrong i produkowała peryskopy Gundlacha pod nazwą Vickers Tank
Periscope MK. IV. Peryskop montowany był w czołgach Crusader, Churchill, Valentine i Cromwell.
Po upadku Polski, Niemcy i Związek Radziecki zdobyli dużo polskiego sprzętu
pancernego, a z nimi peryskopy Gundlacha, dlatego wynalazek ten przestał być
dla naszych wrogów tajemnicą. W międzyczasie Związek Radziecki z agresora stał
się sprzymierzeńcem i Brytyjczycy, żeby mu oszczędzić pracy przy kopiowaniu,
dali Związkowi Radzieckiemu gotowy polski peryskop w wersji MK. IV. Natychmiast zaczęto montować ten peryskop we wszystkich czołgach radzieckich.
W trakcie dalszych działań wojennych pojawił się jeszcze jeden chętny na polskie peryskopy. – Amerykanie! Zaśmiewający się z „polaczków” w serii kawałów
polish jokes, mogli się teraz przekonać, jak daleko było im jeszcze do tych „głupich
Jasiów” z Polski. Otrzymali peryskop od Brytyjczyków i produkowali go jako peryskop M 6 montowany we wszystkich czołgach amerykańskich.
Major Gundlach wraz z cofającym się wojskiem polskim przedostał się do Rumunii, a stamtąd do Francji. We Francji Wódz Naczelny, a jednocześnie premier
polskiego rządu na uchodźstwie, generał Sikorski, powołał majora Gundlacha do
pracy w Biurze Przemysłu Wojennego przy Ministerstwie Przemysłu rządu polskiego. Gdy padła Francja, a wszyscy Polacy starali się dostać do Wielkiej Brytanii, major
Gundlach leżał chory w szpitalu. Nie mógł nawet myśleć o emigracji na wyspy brytyjskie i jedyne, co mu się udało, to przedostać się do tak zwanej Francji Vichy, czyli
części Francji niepodlegającej okupacji niemieckiej. Przebywał tam przez cały czas
trwania wojny. Gdy wojna się skończyła, po dwuletnim procesie sądowym, angażującym najlepszych i zarazem najdroższych adwokatów świata, major Gundlach uzyskał wysokie wynagrodzenie za bezprawne używanie jego patentu przez niektórych
Actum 3/4 • 2011/2012
89
producentów, a zasądzona mu suma wynosiła 84 miliony franków. Z tego zaczęto
odliczać: koszty sądowe, honoraria prawników, zaległe podatki itd., itd.…
Major Gundlach dostał w końcu 17 milionów franków. Za to kupił sobie Le Vesinet, posiadłość pod Paryżem. Przeniósł się tam i do końca życia już tylko hodował pieczarki. Umarł w roku 1957. Ironią losu jego peryskop, teraz produkowany
w Związku Radzieckim jako MK 4, został wprowadzony na wyposażenie Wojska
Polskiego. Według urzędowej propagandy, był oczywiście osiągnięciem konstruktorów radzieckich!
Kiedyś, pewien bardzo bogaty i bardzo znany Amerykanin, błaznował sobie
przed kamerami telewizji, pokazując publiczności „polski wykrywacz min”. Pokaz
ten należy do tak zwanych „polskich dowcipów” (polish jokes), czyli amerykańskich
„dowcipów” przedstawiających Polaków jako durni i przygłupów. Czemu Amerykanie wzięli sobie na cel akurat Polaków? Nie wiadomo. Dziwne, ale tak właśnie jest.
Zacny milioner zamknął oczy, dłońmi zakrył uszy i szedł przed siebie powoli,
macając grunt prawą stopą. Prawda, jakie dowcipne? Niezbyt zabawne? A w Ameryce się podobało!
Tym pokazem milioner przedstawił zgromadzonej publiczności, jak staranne odebrał wychowanie i jak rozległą posiadł wiedzę. Pierwszy na świecie, jedyny sprawny, wykrywacz min skonstruował właśnie polski inżynier i dzięki temu
w czasie wojny, może nawet tysiące amerykańskich żołnierzy zachowało życie
i zdrowie. Ale tego widocznie nie uczono w szkole dla milionerów i pan milioner
się wygłupił. Miło wszakże pomyśleć, że ktoś tak wspaniały jak ten amerykański
milioner, jednak nas zauważa.
Miny to broń paskudna, bo podstępna. Jest jednocześnie bronią łatwą do stosowania i wygodną, bo zabezpiecza nawet duże obszary terenu przed żołnierzami
nieprzyjaciela. Minę zakłada się stosunkowo łatwo, trudno natomiast jest ją potem odszukać i rozbroić. Przede wszystkim trudno ją znaleźć, bo minę po założeniu zasypuje się ziemią i maskuje.
Jedynym sposobem na znalezienie miny było nakłuwanie ziemi ostrym stalowym szpikulcem, zwanym macką saperską. Saper szedł powoli, krok za krokiem, gęsto nakłuwając ziemię przed sobą i czekając, aż macka dotknie twardej powierzchni
miny. Często, po odkopaniu ziemi, saper znajdował tam kamień, a nie minę, czasami zaś macka trafiała na zapalnik miny i saper wylatywał w powietrze. Nie było jednak innego sposobu na znalezienie i rozbrojenie min, więc postępowano z minami
właśnie tak, ale była to metoda bardzo powolna i bardzo niebezpieczna.
N A U K A
Józef Stanisław Kosacki wynalazł rewelacyjny
wykrywacz min
Prawdziwie rewelacyjny wykrywacz min wynalazł Józef Stanisław Kosacki, urodzony w Łapach 21 kwietnia 1909 roku. Czy ktoś z Państwa o tym wiedział? Jestem
pewien, że nie.
90
Actum 3/4 • 2011/2012
N A U K A
Praktycznie nikt o tym nie wie, bo inżynier Kosacki nie próbował nawet opatentować swego wynalazku i oddał go nieodpłatnie armii brytyjskiej, za co otrzymał
pisemne podziękowanie od angielskiego króla Jerzego VI.
Droga do sukcesu była dość długa. W roku 1933 Józef Kosacki otrzymał dyplom
inżyniera elektryka Politechniki Warszawskiej. Po studiach odbył służbę wojskową w Szkole Podchorążych Rezerwy Saperów w Modlinie.
We wrześniu 1939 roku zgłosił się na ochotnika do wojska. Następnie, jak wielu
innych, przedostał się do Wielkiej Brytanii i tam, jako porucznik, służył w Centrum Wyszkolenia Łączności. Jeszcze przed wojną pracował nad skonstruowaniem wykrywacza ukrytych w ziemi metali, ale dopiero w Wielkiej Brytanii praca
nad wykrywaczem ruszyła na poważnie.
Impulsem do tego był wypadek, jaki zdarzył się w roku 1941 w Szkocji, na plaży
w pobliżu Arbroath. Patrol polskich ułanów omyłkowo dostał się na brytyjskie
miny przeciwdesantowe. Masakra, która wtedy nastąpiła, wstrząsnęła porucznikiem Kosackim. Zdecydowanie zabrał się więc do pracy i prototyp urządzenia
powstał po trzech miesiącach, jako że wiele zagadnień technicznych związanych
z konstrukcją zdołał przemyśleć jeszcze przed wojną.
Porucznik Kosacki akurat zdążył ze swym wynalazkiem na oficjalny konkurs
brytyjskiego Ministerstwa Zaopatrzenia. Konkurs dotyczył właśnie wykrywacza
min! Test konkursowy polegał na odnalezieniu rozsypanych w trawie kilkudziesięciu monet jednopensowych. Kosacki wygrał konkurs z sześcioma projektami
brytyjskimi. Tylko on i to w rewelacyjnie krótkim czasie odnalazł wszystkie rozsypane monety.
Jak już napisałem, porucznik Kosacki za swój wykrywacz min nie chciał żadnej
nagrody. Od razu, na podstawie jego projektu, przemysł Wielkiej Brytanii zaczął
produkcję wykrywacza pod nazwą Polish Mine Detector Mark I. (Polski Wykrywacz Min I)
Wykrywacz Kosackiego składał się z trzech części: urządzenia wykrywającego,
umieszczonego na długiej tyczce, generatora dźwięku, noszonego przez sapera w
plecaku i słuchawek radiowych. Saper zakładał plecak i słuchawki, brał do ręki
tyczkę z wykrywaczem i przesuwając wykrywacz nad ziemią w lewo i w prawo,
dość szybko posuwał się do przodu. Obecność miny pod wykrywaczem urządzenie
sygnalizowało silnym piskiem w słuchawkach. Wykrywacz pracował niezawodnie,
bardzo szybko i można było się nim posługiwać także w nocy.
Wykrywacze po raz pierwszy zostały użyte w bitwie pod El Alamein, w listopadzie 1942 roku. Afrika Korps silnie osłonił swoje skrzydło wielkimi polami
minowymi, żywiąc przekonanie, że jest to niezawodny sposób osłabienia wroga.
Brytyjczycy mieli już wtedy 500 sztuk polskich wykrywaczy. Świeżo przeszkoleni
na nich angielscy saperzy błyskawicznie oczyścili przejścia w polach dla swojej
piechoty i wozów pancernych. Zaskoczenie Niemców było ogromne!
Dzięki tym wykrywaczom, używając słownictwa generała Pattona, Anglicy
przeszli przez niemożliwe do przebycia pola minowe tak gładko, jak „gówno przez
kaczkę”!
Actum 3/4 • 2011/2012
91
Rozpoczęła się masowa produkcja tego wykrywacza i od roku 1944 stał się on
elementem standardowego wyposażenia wojska brytyjskiego. Używały go również wszystkie wojska alianckie, w tym armia Stanów Zjednoczonych. Po pewnych niewielkich modyfikacjach, wykrywacz był używany przez wojsko aż do roku
1995!
Józef Kosacki natomiast, pracujący dotąd jako konstruktor w Wojskowej Wytwórni Łączności w Londynie, w roku 1947 powrócił do Polski.
Zachowały się przerażające zdjęcie fotograficzne i filmy dokumentalne, przedstawiające dywanowe naloty lotnictwa brytyjskiego i amerykańskiego na miasta
niemieckie i niemieckie obiekty wojskowe. Widać na nich ogromne, czteromotorowe samoloty mogące unieść 6, 7, a czasem nawet 10 tysięcy kilogramów bomb,
które sypią pociskami układającymi się w długie serie, a pod spodem, na ziemi,
zaczyna się piekło ognia, dymu i latających wszędzie kawałków ścian, stopów, cegieł, żelaznych szyn i betonu.
Widok zaiste wstrząsający. Aby jednak samolot stał się straszliwym narzędziem
zniszczenia, musi posiadać niezawodne urządzenia, które umożliwią załadowanie
na niego tak wielkiej ilości bomb oraz wyczepienie ich w precyzyjnie określonym
miejscu i czasie, co spowoduje, że trafią w wyznaczony cel. Jeśli bomby, które załadujemy, same oderwą się od samolotu, mogą spowodować spustoszenia jeszcze na terenie zajętym przez nasze wojska, lub w jakimś zupełnie przypadkowym
i militarnie nieliczącym się miejscu. Jeżeli bomby się nie wyczepią, samolot jest
stracony, a załodze pozostaje skok ze spadochronem. Lądowanie z bombami grozi
bowiem ich eksplozją z chwilą dotknięcia kołami gruntu lotniska! Jeśli samolot
nie ma precyzyjnie działających wyrzutników bomb, nie nadaje się do wojska.
Dość głupio to może zabrzmi, ale życie pokazało, że łatwiej jest zbudować samolot niż dobre wyrzutniki. Jedyne dobre wyrzutniki bomb robili tylko… Polacy!
N A U K A
Najlepszy na świecie wyrzutnik do bomb
skonstruował Władysław Świątecki
Najlepszy wyrzutnik do bomb powstał już w roku 1923 i wymyślił go polski
lotnik i wynalazca, Władysław Świątecki. W roku 1925 wyrzutniki Świąteckiego
po raz pierwszy zamontowane zostały przez polską Marynarkę Wojenną na samolotach Cant Z- 506 B. W tym samym roku konstruktor opatentował wynalazek
pod nazwą SW.
W roku 1930 Świątecki otworzył w Lublinie swoją prywatną wytwórnię. W roku
1937 sprzedał licencję na swój wyrzutnik do Francji, Włoch i Rumunii.
Co ciekawe, wyrzutników Świąteckiego, powtórzę, najlepszych wyrzutników na
świecie, nie było na polskich samolotach Łoś i Karaś! Nie z winy Świąteckiego, bo
w odpowiednim czasie złożył on ofertę Polskim Zakładom Lotniczym, ale podobno Zakłady odmówiły przyjęcia oferty dlatego, że w PZL-u nie lubiano Świąteckie-
92
Actum 3/4 • 2011/2012
N A U K A
go! Jeśli to prawda, mielibyśmy do czynienia ze szczytem małostkowości: mając
do dyspozycji najlepsze polskie wyrzutniki, polska firma budująca samoloty dla
polskiego lotnictwa nie kupuje tych wyrzutników, a instaluje inne, które wciąż się
psują…
Po kampanii wrześniowej Świątecki przedostał się do Wielkiej Brytanii. Tam
przekazał Ministerstwu Produkcji Lotniczej swój najnowszy, ulepszony projekt
wyrzutnika bomb. Brytyjczycy od razu rozpoczęli masową produkcję wyrzutnika, instalując go we wszystkich swoich bombowcach. Podobno wykonano ponad
165 tysięcy egzemplarzy tego wynalazku! Wyrzutniki Świąteckiego montowano,
jak wspomniałem, we wszystkich bombowcach brytyjskich i „obsługiwały” on
wszystkie rodzaje bomb, nawet te najcięższe, jakimi były bomby „Tallboy” (Duży
chłopak) ważące 5 340 kilogramów!
Specjalnie przygotowane do tego najcięższe brytyjskie bombowce Avro Lancaster zrzucały te bomby na żelbetowe bunkry niemieckiego Wału Atlantyckiego we
Francji, niemiecki pancernik „Tirpitz” i wszystkie inne cele godne ciężaru „Tallboy’a”.
Jeszcze cięższa brytyjska bomba lotnicza, „Grand Slam” (Wielki Szlem), ważąca
9 979 kilogramów(!), wymagała już modyfikacji wyrzutnika, ale też i samolotu.
Mogły ją przewozić tylko samoloty Avro Lancaster B. MK I Specjal!
Był jeszcze jeden polski konstruktor, który opracowywał wyrzutniki bombowe
dla lotnictwa, ale on pracował dla Amerykanów. Mowa o Jerzym Rudlickim, pilocie wojskowym, inżynierze i konstruktorze samolotów. W połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku był on głównym konstruktorem Fabryki samolotów Plage
i Laśkiewicz w Lublinie. Opracował tam wiele konstrukcji samolotów cywilnych
i wojskowych. Był wynalazcą usterzenia „motylego” (charakterystyczny wygląd
ogona samolotu) zwanego od jego nazwiska, Usterzeniem Rudlickiego. Opracował, jako pierwszy w Polsce, wciągane podwozie samolotu.
Po roku 1939 przebywał w Wielkiej Brytanii. W roku 1943 opracował dla Amerykanów modyfikację wyrzutnika Świąteckiego. Chodziło o wyrzutnik do bombardowania dywanowego, zwanego też bombardowaniem powierzchniowym.
Bomby powinny opuszczać samolot seriami. Gęstość serii przekładałaby się na
dystans uderzeń bomb o ziemię. Wyrzutniki Rudlickiego montowano w słynnych
amerykańskich Latających Fortecach, czyli B-17 Flying Fortress.
Wynalazki Polaków
w dziedzinie komunikacji radiowej
Chciałbym jeszcze powiedzieć Państwu na koniec o dwóch polskich wynalazcach w dziedzinie komunikacji radiowej. Łączność na wojnie jest czymś absolutnie
niezbędnym. Łączność szybka, bezpieczna i wygodna, jest bezcenna. Taką właśnie
łączność zapewniło Aliantom owych dwóch wynalazców.
Actum 3/4 • 2011/2012
93
Henryk Magnuski urodził się w Warszawie w roku 1909. W roku 1934 ukończył
Politechnikę Warszawską. Pracował w Państwowych Zakładach Tele i Radiotechnicznych. W roku 1939 został wysłany na staż naukowy do Nowego Jorku. Tam
zaskoczył go wybuch wojny.
W roku 1940 rozpoczął pracę w znanej firmie Motorola, wtedy jeszcze zwanej
Galvin Manufacturing Corporation. Był wynalazcą niewielkiego, plecakowego
radiotelefonu wojskowego zwanego wtedy „walkie-talkie” o symbolu SCR – 300.
Radiotelefon miał zasięg około 5 kilometrów i doskonale sprawdzał się na tym
najbardziej zagrożonym, najniższym szczeblu dowodzenia. Takiej łączności, jaką
miały w czasie wojny wojska amerykańskie, nie miał wtedy nikt. Tym razem to
Brytyjczycy otrzymali prezent od Amerykanów i od roku 1947 produkowali ten
radiotelefon u siebie.
Tak, jak Henryk Magnuski stworzył dla Aliantów łączność na szczeblu taktycznym, tak Zygmunt Jelonek stworzył im łączność na szczeblu strategicznym.
Zygmunt Jelonek urodził się w roku 1909 w Suwałkach. Ukończył Wydział
Elektryczny na Politechnice Warszawskiej. Po przedostaniu się do Wielkiej Brytanii pracował w ośrodku badawczym w Christchurch. Tam wymyślił i przygotował
do montażu rzecz wtedy niebywałą, bo pierwszą na świecie linię radiową o ośmiu
kanałach komunikacyjnych. Linia, o oznaczeniu WS 10 zaczęła działać 6 czerwca
1944 roku, w dniu inwazji na Kontynent, łącząc Naczelne Dowództwo Aliantów
z wojskami walczącymi na plażach Normandii. Jelonek został za to uhonorowany wymienieniem go w uroczystym rozkazie dziennym Naczelnego Dowództwa,
wydanym z okazji dnia inwazji, czyli D-Day! Skomentował to podobno stwierdzeniem, że najważniejsze jest udane lądowanie Aliantów na Kontynencie, czyli ten
pierwszy, najtrudniejszy krok, po którym już niedługo będzie wyzwolona Polska.
Tak się wtedy wszystkim wydawało.
Bo tacy oni byli: tysiące wspaniałych ludzi, którzy chcieli pracować dla Polski
nawet poza jej granicami i nawet tylko pośrednio, bo swoją codzienną pracą wspierając nie Polskę, a sojuszników naszego kraju. Nikt o nich nie pamięta, bo nikt
o nich nie wie. Złożyło się na to kilka czynników. Pierwszym z nich była konieczność anonimowości ich pracy. Ze względu na bezpieczeństwo rodzin przebywających pod okupacją, nie mogli swych prac podpisywać własnymi nazwiskami.
Przyjmowali pseudonimy. Dobrym tego przykładem będzie wynalazca wykrywacza min Józef Kosacki wszędzie wtedy występujący jako Józef Kos, albo Józef
Kozacki, czy wręcz Józef Kozak. Po powrocie do Polski, czyli de facto – pod władzę
komunistów, Kosacki nie miał żadnego interesu, żeby demonstracyjnie domagać
się uznania za pracę na korzyść imperialistów zachodnich, a sama władza ludowa
też nie była zainteresowana w przypominaniu każdemu o polskich emigrantach
na Zachodzie. Z tej wielkiej liczby polskich naukowców i wynalazców, jacy znaleźli
się na emigracji, prawie nikt nie chciał wracać do Polski Ludowej i prawie wszyscy pozostali na Zachodzie. Tam żyli i odnosili sukcesy, ale informacje o tym były
w komunistycznej Polsce zabronione.
N A U K A
N A U K A
94
Actum 3/4 • 2011/2012
95
Actum 3/4 • 2011/2012
MYŚL POLITYCZNA
Arkadiusz Meller
Za północnym kordonem.
Prusy Wschodnie w myśli
politycznej obozu narodowego
w latach 1918–1939
Całe to pobrzeże Bałtyku od Wisły aż do ujścia Niemna, tak niebacznie kiedyś roztrwonione… przez państwo polskie, musi być odzyskane przez narodowość polską.
Wyrzeczenie się tego dziedzictwa i nieszczęśliwe majaki o ,,podbojach na wschodzie”
były przyczyną naszego upadku politycznego, i dzisiaj w pracy odrodzenia te błędy
przygniatają nas swym ciężarem i wstrzymują w pochodzie ku lepszej przyszłości.
Jan Ludwik Popławski, 1887 rok1
Północna część Prus Wschodnich, ta niemiecka placówka, założona przez Zakon
Krzyżacki w obcym kraju, musi wobec swego odosobnienia od Niemiec być związana w przyszłości z państwem polskim.
Roman Dmowski, 1917 rok2
1
J. L. Popławski, Głos 1887: Pisma polityczne, t. 2, s. 15 cyt. za: Obóz Narodowy przed 45 laty
domagał się wolnego dostępu do morza. Przypomnienie na czasie, Dziennik Kujawski, 28. 07. 1932
r., s. 2; Z. Wojciechowski, O nowoczesny polski obóz państwowo-narodowy, Poznań 1934, s. 15;
nt. J. L. Popławskiego zob. T. Kulak, Jan Ludwik Popławski. Biografia polityczna, Wrocław 1994.
2
Cyt. za: St. Kozicki, Widmo ,,anschlussu”, Myśl Narodowa, 5. 04. 1931 r., s. 211.
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
Nie czujemy się tam (tj. w Prusach Wschodnich – przyp. A.M.) w kraju obcym.
Czujemy, że jakieś potężne, odwieczne, niewidzialne nici wiążą ten kraj z naszą
ojczyzną i sprawiają, że jest on raczej jak gdyby jej przedsionkiem i przybudówką,
niż budowlą, w stosunku do niej odrębną.
M Y Ś L
96
Jędrzej Giertych, 1933 rok3
J
edną z kluczowych kwestii polskiej myśli politycznej okresu dwudziestolecia
była sprawa ułożenia możliwie jak najlepszych stosunków z sąsiadami państwa polskiego. Z tym problemem wiązała się też koncepcja granic Polski, która
była wprawdzie najżywiej rozwijana z powodów oczywistych przed 1918 rokiem,
lecz jeszcze po oficjalnym uznaniu przez państwa Ententy rządu warszawskiego
w styczniu 1919 roku, kwestia kształtu granic państwa polskiego była żywo obecna
w polskiej myśli politycznej. Można uznać, że spory dotyczące obszaru państwa
polskiego wywodzące się jeszcze sprzed wybuchu I wojny światowej zostały przeniesione na grunt dwudziestolecia międzywojennego. W owym okresie, podobnie
jak w czasie ,,Wielkiej Wojny” ścierały się dwie antynomiczne koncepcje. Jedna
z nich reprezentowana przez ,,aktywistów”4, skupionych wokół legionów Józefa
Piłsudskiego5, zakładała odrodzenie państwa polskiego w granicach przedrozbiorowych z dużą ilością mniejszości narodowych. Owa idea bardziej koncentrowała
się na wschodnich rubieżach państwa polskiego, niż na jego zachodnich antypodach, które należały do zaboru pruskiego. Z kolei koncepcja prezentowana przez
,,pasywistów” skupionych wokół Romana Dmowskiego6 i Komitetu Narodowego
Polskiego prezentowała tzw. program terytorialny czy też etnograficzny, który
z kolei zakładał włączenie do obszaru przyszłego państwa polskiego tych ziem,
w których dominował ,,żywioł” polski. Powyższa idea koncentrowała swoją uwagę
na ziemiach, które w wyniku zaborów dostały się we władanie niemieckie, a więc
także interesujących nas w poniższym tekście Prus Wschodnich.
Program dotyczący wizji kształtu granic niepodległego państwa polskiego, który w czasie I wojny światowej reprezentował Komitet Narodowy Polski, w okresie
3
J. Giertych, Na pożegnanie Prus Wschodnich, Myśl Narodowa, 31. 12. 1933 r., s. 831.
Więcej nt. konfliktu między pasywistami a aktywistami zob. J. Molenda, Piłsudczycy a narodowi demokraci 1908-1918, Warszawa 1980; J. J. Kasprzak, W. J. Muszyński, Dmowski-Piłsudski
[w:] Encyklopedia ,,Białych Plam”, t. IV, Radom 2002, s. 61-78.
5
Zob. A. Garlicki, Józef Piłsudski, Warszawa 1990; M. Jędrzejewicz, Józef Piłsudski 1867–
-1935. Życiorys, Londyn 1993; M. Jędrzejewicz, J. Cisek, Kalendarium życia Józefa Piłsudskiego,
Wrocław 1994; B. Urbankowski, Józef Piłsudski marzyciel i strateg, Warszawa 1997; W. Lipiński,
Wielki Marszałek, Warszawa 1935.
6
Na temat Romana Dmowskiego zob. więcej K. Kawalec, Roman Dmowski, Warszawa 1996;
P. Świercz, Dmowski Roman [w:] Encyklopedia ,,Białych Plam”, t. IV, Radom 2002, s. 78-83;
A. Micewski, Roman Dmowski, Warszawa 1971; R. Wapiński, Roman Dmowski, Lublin 1980; tenże,
Roman Dmowski – ideolog polskiego nacjonalizmu, Warszawa 1983; T. Bielecki, W szkole Dmowskiego. Szkice i wspomnienia, Londyn 1968; Pamięci Romana Dmowskiego 9 VIII 1864 – 2 I 1939, Warszawa 1939; I. Lutosławska-Wolikowska, Roman Dmowski. Człowiek, Polak, przyjaciel, Chicago
1961; M. Kułakowski, Roman Dmowski w świetle listów i wspomnień, Londyn 1968-1972; W. Jabłonowski, Z biegiem lat 1890-1939. Wspomnienia o Romanie Dmowskim, Częstochowa 1939.
4
Zróżnicowanie Prus Wschodnich
w publicystyce obozu narodowego
Publicyści, myśliciele związani z obozem narodowym nie traktowali Prus Wschodnich jako obszaru jednolitego pod względem narodowościowym czy religijnym.
7
R. Wapiński, Obóz narodowy, [w:] Życie polityczne w Polsce 1918-1939, red. J. Żarnowski,
Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1985, s. 145-163; W. Wasiutyński, Słownik polityczny, Nowy Jork 1980, s. 104-107.
8
Więcej o ZL-N zob. E. Maj, Związek Ludowo-Narodowy 1919-1928. Studium z dziejów myśli
politycznej, Lublin 2000.
9
Więcej o SN zob. W. J. Muszyński, Stronnictwo Narodowe [w:] Encyklopedia ,,Białych Plam”,
t. XVI, Radom 2005, s. 304-311; R. Wapiński, Narodowa Demokracja 1893-1939. Ze studiów nad
dziejami myśli nacjonalistycznej, Wrocław 1980; J. J. Terej, Idee, mity, realia. Szkice do dziejów
Narodowej Demokracji, Warszawa 1971.
10
Więcej o OWP zob. Z. Kaczmarek, Obóz Wielkiej Polski. Geneza i działalność społeczno-polityczna w latach 1926-1933, Poznań 1980; Sz. Rudnicki, Obóz Narodowo-Radykalny. Geneza
i działalność, Warszawa 1985, s. 1-211; W. J. Muszyński, Obóz Wielkiej Polski [w:] Encyklopedia
,,Białych Plam”, t. XIII, Radom 2004, s. 199-207.
11
W. Wrzesiński, Warmia i Mazury w polskiej myśli politycznej 1864-1945, Warszawa 1984,
s. 263-268, 316-321, 335-337, 346.
P O L I T Y C Z N A
międzywojennym przejął obóz narodowy. Przez to pojęcie będziemy rozumieć w
ślad za Romanem Wapińskim oraz Wojciechem Wasiutyńskim7 organizacje zarówno partyjne, jak np. Związek Ludowo-Narodowy8, Stronnictwo Narodowe9;
ponadpartyjne – powstały w grudniu 1926 roku Obóz Wielkiej Polski10, jak też
organizacje ,,pomocnicze”, ,,afiliowane”, jak np. Młodzież Wszechpolska, które
wywodziły się z Ligi Polskiej.
Podjęta w niniejszym tekście tematyka nie znalazła jak dotąd znaczącego opracowania z wyjątkiem wzmianek W. Wrzesińskiego11. Przy czym praca powyższego autora (niezwykle cenna i w wielu aspektach pionierska) przyjmuje szeroką perspektywę
badawczą, w której koncepcje polityczne Narodowej Demokracji stanowią tło dla innych nurtów polskiej myśli politycznej. Stąd też autor uznał za wskazane podjęcie na
nowo wątków poruszanych przez wskazanego badacza. Przy czym zdecydowano się
na odejście od chronologicznego przedstawienia myśli politycznej wzmiankowanego
obozu politycznego na rzecz ujęcia problemowego. W wyniku czego kolejno zostaną
przedstawione koncepcje narodowców wobec zróżnicowania społeczno-narodowego
i geograficznego Prus Wschodnich, następnie zostaną zaprezentowane przedstawiane przez ,,endeków” przesłanki przemawiające za polskością i strategicznym znaczeniem Prus Wschodnich dla suwerenności Polski, by na końcu przejść do omówienia
propagowanych przez narodowych demokratów propozycji rozwiązania problemu
Prus Wschodnich i zamieszkującej ten obszar ludności polskiej. Powyższe ujęcie ma
swoje uzasadnienie w zebranym materiale źródłowym. W niniejszym tekście wykorzystano: artykuły zamieszczane w prasie związanej z Narodową Demokracją, broszury oraz książki autorów powiązanych z obozem narodowym.
97
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że uważali interesujący nas obszar za
wewnętrznie zróżnicowany. Zgodnie z tradycjami historycznymi dzielono Prusy
Wschodnie na: Prusy Książęce (od 1466 do 1657 roku lenno Rzeczpospolitej Obojga Narodów, w publicystyce narodowo-demokratycznej spotykamy się także z takimi określeniami, jak: Mazury, Mazowsze Pruskie), Prusy Królewskie (stanowiące
od II pokoju toruńskiego do I rozbioru terytorium Królestwa Polskiego, obszar ten
bywa nazywany Warmią) oraz na Powiśle (obszar przyległy do ziemi malborskiej)12.
Powyższe obszary miały być regionami ,,etnograficznie polskimi”13.
Zdaniem jednego z najbardziej zorientowanego w sprawach Prus Wschodnich
działacza narodowego Jędrzeja Giertycha (wielokrotnie przebywającego na tym
obszarze; od 1927 do 1931 roku pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych
jako ,,referent spraw wschodnio-pruskich”, a od 1931 do 1932 roku pracował
w konsulacie polskim w Olsztynie14) polski obszar etnograficzny na Warmii obejmował ,,terytorium dawnego księstwa biskupiego Warmińskiego”, które miało
z kolei dzielić się na obszar ,mniejszy, polski, na południu, z miastami: Olsztynem,
Wartemborkiem i Biskupcem, oraz większy niemiecki, na północy, z miastami: Braniewem (Brunsberga, Braunsberg), Fromborkiem (Frauenburg), Lidzbarkiem (Heilsberg),
Ornetą (Wormditt), Melzakiem (Mehlsag), Dobrem Miastem (Gutstadt), Reszlem
(Rossel), Bisztynkiem (Bischofstein) i Jezioranami (Zybork, Seeburg)15. Czynnikiem,
które miały spajać wewnętrznie Warmię miał być katolicyzm oraz żywo obecne
wśród miejscowej, polskiej ludności ,,polskie tradycje historyczne”16.
Zwłaszcza katolicyzmowi, którego dwa centra miały znajdować się we Fromborku (siedziba kurii biskupiej) i Braniewie (siedziba akademii teologicznej)17
przypisywano ogromną rolę wyróżniającą byłe Prusy Królewskie od reszty Prus
Wschodnich18. Przywołany Jędrzej Giertych przyznawał Objawieniom Maryjnym
M Y Ś L
98
12
J. [prawdopodobnie pod tym pseudonimem ukrywał się Jędrzej Giertych – przyp.
A. M.], Zapomniana dzielnica (w dziesięciolecie plebiscytu wschodnio-pruskiego), Myśl Narodowa,
13. 07. 1930 r., s. 430; tenże, Za północną granicą, Myśl Narodowa, 20. 07. 1930 r., s. 445;
jb, Plebiscyt na Warmii i Mazurach. W piętnastą rocznicę, Warszawski Dziennik Narodowy,
11. 07. 1935 r., s. 3; J. Giertych, Na pożegnanie Prus Wschodnich, Myśl Narodowa, 31. 12. 1933 r.,
s. 831; Polskość Pomorza (Z powodu Miesiąca Pomorza 16. 11. – 16. 12. 1930 r.), Szczerbiec,
10. 12. 1930 r., s. 7; W. Dworczak, Pod zaborem pruskim, Słowo Pomorskie, 4. 01. 1924, s. 3;
Wytyczne w sprawach: żydowskiej, mniejszości słowiańskich, niemieckiej, zasad polityki gospodarczej, Warszawa 1932, s. 9 (Należy zauważyć, że powyższa broszura jest sygnowana przez Oddział Akademicki Obozu Wielkiej Polski, który w kwietniu 1934 roku dokonał secesji z obozu
endeckiego tworząc Obóz Narodowo-Radykalny. Autor zdecydował się na przywołanie powyższego tekstu, gdyż pomimo faktu stworzenia go przez osoby, które już wkrótce miały znaleźć
się poza obrzeżem obozu narodowego, to jednak wyrażają poglądy bliskie, a niekiedy nawet
całkowicie tożsame ze stanowiskiem narodowych demokratów).
13
J. Giertych, Wśród polskich dworów w Malborskiem [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy
Wschodnie), Warszawa 1934, s. 58.
14
Tenże, Od autora [w:] tamże, s. 6.
15
Tenże, Na Warmii niemieckiej [w:] tamże, s. 62.
16
Tamże.
17
Tenże, Katolicyzm w Prusach Wschodnich [w:] tamże, s. 144.
18
Tamże, s. 144-145.
19
Tenże, Oblicze religijno-narodowe Warmii i Mazur, ziem etnicznie polskich na podłożu pruskim [w:] Sacrum Poloniae Millennium. Rozprawy-szkice-materiały historyczne, t. IV, Rzym 1957,
s. 435, 436.
20
Tenże, Katolicyzm w Prusach Wschodnich [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie), dz. cyt., s. 144.
21
Zob. Obrazki z Warmii w r. 1929 (w dwunastą rocznicę głosowania), Dziennik Kujawski,
24. 08. 1932 r., s. 3 (w poniższym artykule dokonano przedruku fragmentu wspomnień Anny
Łubieńskiej); WIEL., O plebiscycie na Warmii, Myśl Narodowa, 11. 12. 1932 r., s. 783-784.
22
A. Łubieńska, Moje wspomnienia z plebiscytu na Warmii, z przedmową A. Górskiego, Warszawa 1932, s. 9, 11.
23
J. Giertych, Na Warmii niemieckiej [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie),
dz. cyt., s. 63.
24
Tamże, s. 64.
25
Tamże.
26
Tenże, Regionalizm warmiński [w:] tamże, s. 115.
P O L I T Y C Z N A
w Gietrzwałdzie z 1877 roku duże znaczenie dla zjednoczenia ludności zamieszkującej Warmię z Polakami zamieszkałymi w innych zaborach. Jednocześnie Objawienia Gietrzwałdzkie miały wpłynąć na pobudzenie, wśród Polaków zamieszkujących Prusy Królewskie świadomości narodowej: wydarzenia gietrzwałdzkie
miały miejsce w roku 1877, a Gazetę Olsztyńską założono w roku 1886 i polskie sukcesy
wyborcze na Warmii zaczęły się w roku 1890. (…) Z zupełną naukowo-historyczną ścisłością powiedzieć możemy, że odrodzenie narodowe na Warmii dokonało się pod opiekuńczymi skrzydłami Matki Bożej Gietrzwałdzkiej19. Powyżej zaprezentowane fakty
spowodowały, iż wspomniany Jędrzej Giertych posunął się nawet do stwierdzenia
nazywającego Warmię twierdzą katolicyzmu w Prusach Wschodnich20.
Niektórzy autorzy wskazywali na podobieństwa zachodzące między byłymi
Prusami Królewskimi, a innymi dzielnicami kraju znajdującymi się pod zaborem
pruskim, i tak na przykład autorka cenionych przez narodowców wspomnień
z czasu plebiscytu na Warmii21, Anna Łubieńska wskazywała na podobieństwo
zachodzące między mieszkańcami Warmii a Wielkopolanami na tle wspólnego
doświadczenia zaboru pruskiego oraz powszechnego wśród mieszkańców obu
regionów Polski katolicyzmu: istnienie Warmii i Mazur było ściśle złączone z losem
Wielkopolski. Psychika wielkopolskiego ludu ma dużo podobieństw z duszą katolickich
Warmiaków. (…) Lud tutejszy dzielił z nami (tj. z Wielkopolanami – przyp. A. M.)
wspólną niewolę. A w niewoli nie miał nikogo, kto by mu pokazał lepsze jutro22. Katolicyzm byłych Prus Królewskich powodował ich związanie z Polską oraz z cywilizacją łacińską23.
Przynależność Warmii do Polski miała być dla tej krainy okresem rozkwitu cywilizacyjnego24, który objawiał się w aktywności wybitnych postaci z historii Polski. To tu miały działać lub być związane z Warmią takie postacie, jak np.: Mikołaj
Kopernik (prowadzący swoje badania astronomiczne na zamku we Fromborku),
kardynał Stanisław Hozjusz (czołowy przedstawiciel polskiej kontrreformacji, biskup warmiński), Marcin Kromer (kronikarz i biskup warmiński), biskup Ignacy
Kraszewski25, Feliks Nowowiejski (autor melodii ,,Roty” oraz hymnu warmińskiego ,,Warmio, moja miła”)26. Z kolei okres przynależności Warmii do Prus miał być
99
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
czasem jej upadku kulturalnego i cywilizacyjnego: przyłączenie Warmii do Prus
było dla niej okresem głębokiego upadku, zepchnięcia do roli pozbawionego wszelkiego
znaczenia zaścianka. Szczególnie jaskrawy był kontrast między świetnymi biskupami
z czasów polskich, a małymi i marnymi ludźmi, jakimi byli pierwsi, narzuceni przez rząd
pruski, biskupi po zaborze27. Na marginesie naszych rozważań można zauważyć,
że w powyżej zaprezentowanej argumentacji pobrzmiewa charakterystyczne dla
obozu narodowego, a zwłaszcza dla tzw. pokolenia ,,młodych” (którego reprezentantem był m.in. Jędrzej Giertych) przeświadczenie o silnej korelacji zachodzącej
miedzy katolicyzmem a polskością. Niejako symboliczną wypowiedzią i hasłem
przewodnim dla młodych narodowców od połowy lat dwudziestych XX wieku
było sformułowanie użyte przez Romana Dmowskiego, mówiące, iż katolicyzm nie
jest dodatkiem do polskości, zabarwieniem jej na pewien sposób, ale tkwi w jej istocie,
w znacznej mierze stanowi jej istotę. Usiłowanie oddzielenia u nas katolicyzmu od
polskości, oderwania narodu od religii i od Kościoła, jest niszczeniem samej istoty narodu28. Niejako od tej pory ,,młodzi” narodowcy stawiali znak równości między
polskością a katolicyzmem.
Specyficzną cechą byłych Prus Królewskich decydującą o ich wyjątkowości na
tle całych Prus Wschodnich miała być panująca na tym obszarze struktura społeczna polegająca na niewytworzeniu się ,,silniejszej warstwy szlacheckiej”29. Fakt
ten, zdaniem narodowców, był spowodowany tym, że rządy nad Warmią sprawowało biskupstwo, co utrudniało zaistnienie stosunków feudalnych. Sytuacja
ta doprowadziła do tego, iż ludność Warmii składała się wyłącznie z mieszczaństwa lub chłopstwa30, które nie znało zjawiska pańszczyzny, co pozwoliło jej na
zachowanie niezależności nie tylko materialnej, ale przede wszystkim narodowej,
gdyż to właśnie z tej warstwy społecznej wywodziła się inteligencja warmińska.
Egzemplifikacją powyższych twierdzeń miała być postać Jana Liszewskiego, syna
kowala, który zaczął wydawać regularną propolską prasę w postaci Gazety Olsztyńskiej, czy też Augustyna Steffena, wywodzącego się z rodziny chłopskiej, któ-
M Y Ś L
100
27
Tenże, Na Warmii niemieckiej [w:] tenże , Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie), dz.
cyt., s. 65.
28
R. Dmowski, Kościół, naród i państwo, Londyn 1964, s. 14. Więcej o katolickich inspiracjach w działalności i myśli politycznej narodowców zob. B. Grott, Elementy tomizmu jako
czynnik normujący podstawy ideowe ruchu narodowego w Polsce, [w:] pod red. M. Szulakiewicza, Filozofia i polityka w XX wieku, Kraków 2001, s. 129-137; tenże, Chrześcijańskie i świeckie
inspiracje w doktrynach nacjonalizmu polskiego, Przegląd Humanistyczny, 1994, t. 4, s. 79-91;
tenże, Nacjonalizm chrześcijański, Kraków 1991; tenże, Obóz narodowy a katolicyzm, Kultura
i Społeczeństwo, 1979, z. 4, s. 180-190; opr. tenże, Religia, kościół, etyka w ideach i koncepcjach
prawicy polskiej. Narodowa Demokracja. Wybór tekstów, Kraków 1993; J. M. Bocheński, Szkice
o nacjonalizmie i katolicyzmie polskim, Komorów, bdw; A. Malatyński, Święty Tomasz z Akwinu
a obóz narodowy, Warszawa 1925; K. Kowalski, Święty Tomasz a czasy obecne, Poznań 1935;
J. Giertych, Nacjonalizm chrześcijański, Stutgart 1948; . R. Łętocha, ,,Totalizm katolicki” jako
koncepcja ustroju dla Polski [w:] pod red. B. Grota, Religia chrześcijańska a idee polityczne, Kraków
1998, s. 60-75.
29
J. Giertych, Na Warmii niemieckiej [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie),
dz. cyt., s. 63.
30
Tamże.
31
Tenże, Oblicze religijno-narodowe Warmii i Mazur, ziem etnicznie polskich na podłożu pruskim
[w:] Sacrum Poloniae Millennium, s. 429-433; tenże, Regionalizm warmiński [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie), dz. cyt., s. 114-115; J., Zapomniana dzielnica (w dziesięciolecie
plebiscytu wschodnio-pruskiego), dz. cyt., s. 431.
32
Tenże, Na Warmii niemieckiej [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie), dz.
cyt., s. 63.
33
A. Łubieńska, Moje wspomnienia z plebiscytu na Warmii, dz. cyt., s. 24-25.
34
Tamże.
35
Tamże, s. 27; J. Giertych, O pieśni ludowej na Warmii [w:] tenże, Za północnym kordonem
(Prusy Wschodnie), dz. cyt., s. 118-124.
36
A. Łubieńska, Moje wspomnienia z plebiscytu na Warmii, dz. cyt., s. 26.
37
J. Giertych, Na Warmii polskiej [w:] Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie), dz. cyt., s. 25.
38
Tenże, Wśród polskich dworów w Malborskiem [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy
Wschodnie), dz. cyt., s. 60.
39
Tamże.
40
Tamże, s. 61.
P O L I T Y C Z N A
ry po skończeniu studiów w Poznaniu poświęcił się badaniom etnograficznym
Warmii31. Zdaniem Jędrzeja Giertycha ów brak zależności feudalnych uchronił
Warmię przed wynarodowieniem32.
Warmiacy byli traktowani przez narodowców jako strażnicy kultury narodowej
na kresach północno-wschodniej Polski. Mieli przechowywać takie staropolskie
cechy, jak np. ogromna serdeczność i gościnność względem przybyszów, o której
to miała przekonać się osobiście autorka przytaczanych już wspomnień33. Ponadto mieli wyróżniać się: pielęgnowaniem poczucia przywiązania i dbałością o posiadaną ziemię oraz ogromnym zaangażowaniem w działalność na rzecz zachowania
polskości swoich ziem34. Mieli także zachowywać w pamięci ludowe zwyczaje jak
np. pieśni35. Z kolei dzieci wychowane z dala od miasta i od ośrodków fabrycznych
wśród pól, jezior i lasów, zachowały swą pierwotną prostotę i dziecięcą szczerość36.
Te wszystkie czynniki, a więc wspominany już katolicyzm oraz przywiązanie do
polskości powodowały, że traktowano Warmię (mimo jej rozdzielenia na dwie
części, tj. na południową, bardziej polską i na północną, podlegającą wpływom
niemieckim) jako polską samotną wyspę otoczoną zewsząd wpływami niemieckimi: cała Warmia ma w sobie coś z polskiej Ultima Thule (tj. zaginionej wyspy – przyp.
A. M.). Bo też jest w istocie wyspą. Od północy otoczona ziemiami czysto niemieckimi,
od południa krajem mazurskim, polsko-protestanckim, żyjącym od Warmii życiem zupełnie odrębnym, zdana jest na samowystarczalność i odosobnienie37.
W publikacjach narodowo-demokratycznych obszar etnograficznie polskiego
Powiśla miał obejmować ziemie przyległe do Malborka, a także część powiatu
sztumskiego oraz fragment powiatu kwidzyńskiego38. Jak zaznaczał wspominany już Jędrzej Giertych na wskazanym wyżej obszarze miało zamieszkiwać około
20 tysięcy Polaków39. Obszarami skupiającymi polską ludność miały być przede
wszystkim tereny Malborka, Sztumu, w którym miało dominować polskie mieszczaństwo prowadzące szkoły, banki ludowe, towarzystwa oświatowe, etc.40 oraz
Kwidzyn, który w okresie plebiscytu na Warmii i Mazurach był siedzibą polskiego
konsulatu oraz Komisji Koalicyjnej oddelegowanej do kontroli i przeprowadzenia
101
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
plebiscytu. Anna Łubieńska w swoich wspomnieniach przytacza oto taki obraz
Kwidzyna z roku 1920: w Kwidzynie, podobnie jak we wszystkich miasteczkach pomorskich z czasów przedwojennych, Polaków nie widzi się i nie słyszy. Nasza uboga,
polska ludność tłoczy się gdzieś na przedmieściach a w centrum miasta panoszą się
urzędnicy niemieccy. Z Pomorza i Wielkopolski zniknęli oni raptownie po naszym objęciu tych dzielnic, ustępując miejsca urzędnikom polskim. <I tutaj nie długo tak będzie>
myślę z otuchą41.
W publikacjach narodowców obszar ziemi malborskiej określano jako teren
zamieszkały przez najbardziej uświadomioną narodowo część ludności polskiej
rozmieszczonej na terenie całych Prus Wschodnich. Nie wahano się twierdzić,
że ziemia malborska leży na najwyższym piętrze życia polskiego w Prusach Wschodnich, stojąc życia ogólnopolskiego najbliżej42. Powyższe stwierdzenie implikowało
kolejne, mówiące o bliskości cywilizacyjnej i kulturowej Powiśla z ziemiami nie
tylko etnograficznie, ale przede wszystkim rdzennie polskimi, jak np. Pomorze43.
Podkreślano, że tym czynnikiem, który spaja ziemię malborską z resztą kraju jest
miejscowa szlachta44. Miejscowa arystokracja miała nadawać ton polskości całej
ziemi malborskiej, która poprzez swoje rozmaite koligacje rodzinne miała mieć
stałe kontakty z rodami szlacheckimi z pozostałych, rdzennie polskich ziem45.
Z jej to szeregów miała wywodzić się najbardziej patriotycznie nastawiona część
ludności polskiej zamieszkującej powyższy obszar. Szczególne znaczenie przypisywano rodzinom Sierakowskich oraz Donimirskich46. Należy zauważyć, że hrabia Sierakowski w okresie plebiscytu na Warmii pełnił funkcję konsula polskiego
w Kwidzynie47, z kolei jego żona pełniła w owym czasie funkcję przewodniczącej sekcji charytatywnej polskiego Komitetu Obywatelskiego, której głównym
zadaniem było zakładanie ochronek (przedszkoli) dla polskich dzieci na obszarze Warmii i Mazur, a w swojej pracy była wspomagana przez Annę Łubieńską48.
Majątek należący do tej rodziny w Waplewie był uważany za symbol polskość na
terenie całych Prus Wschodnich49. Pełen zachwytu nad urokiem tego majątku był
także Jędrzej Giertych: śmiało można zaliczyć Waplewo w poczet najwybitniejszych
na ziemiach polskich siedzib wiejskich50. Oddajmy jeszcze na chwilę głos Annie Łubieńskiej, która miała okazję gościć w majątku państwa Sierakowskich: Dom ten
zamieszkują ludzie rozumni, kulturalni, od szeregu pokoleń pracujących dla swego na-
M Y Ś L
102
41
A. Łubieńska, Moje wspomnienia z plebiscytu na Warmii, dz. cyt., s. 13.
J. Giertych, Wśród polskich dworów w Malborskiem [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy
Wschodnie), dz. cyt., s. 58-59.
43
J., Zapomniana dzielnica (w dziesięciolecie plebiscytu wschodnio-pruskiego), dz. cyt., s. 430.
44
Tamże.
45
J. Giertych, Wśród polskich dworów w Malborskiem [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy
Wschodnie), dz. cyt., s. 61.
46
Tamże, s. 59.
47
A. Łubieńska, Moje wspomnienia z plebiscytu na Warmii, dz. cyt., s. 14.
48
Tamże, s. 12-13.
49
Tamże, s. 11.
50
J. Giertych, Wśród polskich dworów w Malborskiem [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy
Wschodnie), dz. cyt., s. 60.
42
51
A. Łubieńska, Moje wspomnienia z plebiscytu na Warmii, dz. cyt., s. 11, 15.
J. Giertych, Wśród polskich dworów w Malborskiem [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy
Wschodnie), dz. cyt., s. 60.
53 Tamże, s. 59-60.
54
Wytyczne w sprawach: żydowskiej, mniejszości słowiańskich, niemieckiej, zasad…, dz. cyt.,
s. 9; J. Giertych, Na Mazurach Pruskich [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie),
dz. cyt., s. 34.
55
J. Giertych, Na Mazurach Pruskich [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie),
dz. cyt., s. 34.
56
Tamże.
57
Tamże, s. 35.
58
Tenże, Zagadka duszy mazurskiej [w:] tamże, dz. cyt., s. 37.
59
Tenże, Na Mazurach Pruskich [w:] tamże, s. 35.
60
Tenże, Oblicze religijno-narodowe Warmii i Mazur, ziem etnicznie polskich na podłożu pruskim
[w:] Sacrum Poloniae Millennium.,dz. cyt., s. 415.
52
P O L I T Y C Z N A
rodu, to refleksja nasuwająca się każdemu, kto przestępuje progi waplewskiego pałacu.
(…) w Waplewie zawsze gwar i pełno gości, a często odbywają się wystawne przyjęcia
dla członków koalicji, dyplomatów, dziennikarzy naszych i zagranicznych. Trudno by
znaleźć idealniejsze środowisko dla szerzenia naszej propagandy. W Waplewie wszystko świadczy o polskości tej ziemi i wysokiej, polskiej kulturze51. Podkreślano także, że
miejscowi chłopi podobnie jak szlachta zachowują silne poczucie przynależności
do narodu polskiego52. Reasumując: obecność szlachty obok powszechności przywiązania miejscowej ludności do polskości miały być cechami wyróżniającymi Powiśle od Warmii53.
Polski obszar etnograficzny na terenie byłych Prus Książęcych według ,,endeków” miał obejmować powiaty: ostródzki, niborski, ełcki, jańsborski (piski),
lecki, szczytnieński, olecki, ządzborski oraz część powiatów węgoborskiego i gołdapskiego54. Liczbę polskiej ludności na tym obszarze szacowano na około 300 tysięcy osób55. Za linię demarkacyjną oddzielającą Warmię od Mazur uważano rzekę Pasłęk56. Cechą charakterystyczną Mazurów zdaniem narodowych-demokratów było powszechne używanie języka polskiego57. Ten stan rzeczy był wynikiem stosowania przez Niemców dość specyficznej polityki względem Polaków
zamieszkujących byłe Prusy Książęce. Otóż zaborcy, zdaniem narodowców, nie
rugowali z powszechnego użycia języka polskiego, a duchowni protestanccy
podporządkowani władzom pruskim posługiwali się w swojej aktywności duszpasterskiej językiem polskim58. Nawet wydawane przez Niemców dla ludności
mazurskiej wydawnictwa prasowe, takie jak np. Mazurski Przyjaciel Ludu były publikowane w języku polskim59, co świadczyło o przywiązaniu miejscowej ludności
do języka polskiego i mniejszej represyjności władz niemieckich względem przejawów polskości. Podkreślano, że Mazurzy byli de facto ludnością dwujęzyczną,
która równie dobrze mogła porozumiewać się w języku niemieckim, jak i polskim
lecz mimo tego faktu podkreślano, że podstawa polskości tej warstwy jest faktem
bezspornym60.
Jednocześnie powszechne używanie przez Mazurów języka polskiego, zdaniem narodowców, nie warunkowało posiadania przez nich głębokiego poczucia
103
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
i świadomości narodowej61. Ludność mazurska oscylowała, zdaniem Jędrzeja
Giertycha, w okresie zaborów między wiernością i podporządkowaniem się państwu pruskiemu, a lojalnością i przywiązaniem wobec lokalnej (polskiej w przeważającej mierze) kultury62. W ocenie Mazurów podkreślano ich organizacyjny marazm oraz bierność, który wyrażał się między innymi tym, że mieszkańcy byłych
Prus Książęcych bez zastrzeżeń realizowali antypolskie postanowienia władz pruskich. Jednocześnie Mazurzy dość przychylnie przyjmowali germanizacyjne zarządzenia władz niemieckich, faktycznie zaś przechowując pamięć o polskich tradycjach63. Ten stan rzeczy miał powodować wytworzenie się sytuacji zawieszania
Mazurów między polskością, a poddaniem się wpływom Pruskim. Tak po latach
tą specyficzną postawę miał oceniać Jędrzej Giertych: była w instynkcie zbiorowym
mazurskim jakaś połowiczność, jakieś rozdwojenie, które sprawiało, że lud mazurski
nie był zdolny oddać się odrodzeniu narodowemu całą duszą. Był on przywiązany do
polskiego języka, do rodzimej literatury religijnej i do regionalnej tradycji, ale gdy chodziło o przetworzenie tych uczuć w świadomość narodową, nowoczesną, wahał się między poczuciem językowej łączności z narodem polskim, a antypatią do Polski katolickiej
i przywiązaniem do Prus protestanckich. (…) Lud mazurski nie powziął tu świadomej
decyzji i dokonywujące się przemiany odczuwał jako proces bolesny i smutny64.
Powodu braku zorganizowanego ruchu oporu Mazurów wobec germanizacji
upatrywano w dominacji w lokalnej strukturze społecznej ludności chłopskiej,
która miała cechować się brakiem samodzielność i podejmowania inicjatywy65.
Zwracano uwagę, że ludność mazurska nie posiadała własnych przywódców, którzy mogliby pociągnąć za sobą ludność chłopską. Z kolei od połowy XIX wieku
doszło do sytuacji, w której to masy ludowe nastawione propolsko, podczas gdy
inteligencja nie używała już języka polskiego i była nastawiona proniemiecko66.
Wobec tego stanu rzeczy nie wahano się nazwać Mazurów najmniej uświadomioną narodowo ludnością polską zamieszkującą Prusy Wschodnie: można by utworzyć całą drabinę stopniowań udziału w życiu ogólnopolskim, która układałaby się
w kolejności: Pomorze – ziemia Malborska – Warmia – świadome ośrodki polskości na
Mazurach. Schodząc na coraz to niższe szczeble tej drabiny, schodzimy w regiony, skąd
widać jest dokładnie całość życia polskiego, zarówno jak życia regionów, leżących na
szczeblach wyższych, gdzie natomiast wzrok Polski, jako całości, oraz wzrok tych wyższych regionów jedynie z trudem zdoła przeniknąć 67.
M Y Ś L
104
61
Tamże.
Tamże.
63
Tenże, Zagadka duszy mazurskiej [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie),
dz. cyt., s. 38.
64
Tenże, Oblicze religijno-narodowe Warmii i Mazur, ziem etnicznie polskich na podłożu pruskim
[w:] Sacrum Poloniae Millennium.,dz. cyt., s. 424.
65
Tenże, Zagadka duszy mazurskiej [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie),
dz. cyt., s. 38.
66
Tenże, Oblicze religijno-narodowe Warmii i Mazur, ziem etnicznie polskich na podłożu pruskim
[w:] Sacrum Poloniae Millennium, dz. cyt., s. 414-416.
67
Tenże, Wśród polskich dworów w Malborskiem [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy
Wschodnie), dz. cyt., s. 59.
62
68
Tenże, Zagadka duszy mazurskiej [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie), dz.
cyt., s. 37; Wytyczne w sprawach: żydowskiej, mniejszości słowiańskich, niemieckiej, zasad polityki
gospodarczej, dz. cyt., s. 9.
69
J. Giertych, Zagadka duszy mazurskiej [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie),
dz. cyt., s. 37.
70
J., Zapomniana dzielnica (w dziesięciolecie plebiscytu wschodnio-pruskiego),dz. cyt., s. 431.
71
Tamże.
72
J. Giertych, Zagadka duszy mazurskiej [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie),
dz. cyt., s. 37.
73
W. Dworzak, Pod zaborem pruskim, dz. cyt., s. 3; N. W., Co uczynić możemy dla Mazurów pruskich, Słowo Pomorskie, 17. 12. 1922 r., s. 4; J. Giertych, Katolicyzm w Prusach Wschodnich [w:]
tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie), dz. cyt., s. 144; tenże, Katolicyzm w Prusach
Wschodnich [w:] tamże, s. 146; tenże, Na Mazurach Pruskich [w:] tamże, s. 34.
74
Tenże, Sekciarstwo mazurskie [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie),
dz. cyt., s. 140.
75
Tamże.
76
Tamże, s. 140-142.
P O L I T Y C Z N A
W publikacjach narodowców podkreślano, że Mazury nigdy do Polski bezpośrednio nie należały68, lecz właśnie poprzez obecność języka polskiego teren ten
stawał się związany z kulturą i tradycją polską69. Obecność przywiązania Mazurów do polskość tłumaczono dawnymi, historycznymi związkami łączącymi Prusy
Książęce z Polską w postaci zależności lennych Prus wobec monarchy polskiego70.
Ów związek, jak podkreślali narodowcy, uległ pewnemu zatarciu wskutek przejścia Prus Książęcych w ręce dynastii brandenburskiej71. Jednak mimo długiego
okresu przebywania pod panowaniem pruskim ludność mazurska zachowała
głęboką pamięć o swoich polskich korzeniach i stali się nie tylko ,,językowo, lecz
i duchowo Polakami”72.
Dość interesująco przedstawiały się zapatrywania narodowców na kwestię wyznania Mazurów. Wszak jak zostało to już wcześniej zauważone, polskość identyfikowano z katolicyzmem. Endecy nie ukrywali, iż Mazurzy od Polaków przebywających w macierzy różnią się przede wszystkim wyznaniem. Ludność Prus
Książęcych w opinii narodowców miała być zdominowana przez protestantyzm73.
Podkreślano jednakże, iż reformacja została Mazurom narzucono niejako siłą wraz
z przejściem ostatniego Wielkiego Mistrza Zakonu Krzyżackiego na protestantyzm, co miało się spotkać, zdaniem narodowców, z oporem ze strony miejscowej ludności74. Twierdzono, że ludność mazurska mimo sztafażu protestanckości
jest niejako podskórnie głęboko przywiązana do katolicyzmu, co miało objawiać
się m.in. w powszechnym kulcie maryjnym oraz świętych75 (nieznany, a wręcz
nawet zwalczanym przez protestantyzm różnych obediencji). Również ze sprzeciwu wobec narzuconego ewangelizmu, zdaniem endeków, wyrósł ,,oddolny”,
o ludowym podłożu ruch rozmaitych sekt protestanckich, które znajdowały się
w doktrynalnym sporze z popieranym przez władze pruskie luteranizmem76.
Można zauważyć fakt, że mimo iż większość Mazurów była wyznania protestanckiego, nie przeszkadzało to narodowcom wykazywać ich przynależności do narodu polskiego. Owa polskość Mazurów miała urzeczywistniać się w wszelkim
sprzeciwie wobec tego wszystkiego, co znamionowało kulturę, cywilizację pruską,
105
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
a więc wobec języka niemieckiego i wyznania luterańskiego. Wszystkie te czynniki, o których była mowa wyżej, powodowały, że Mazurzy zachowywali swoją
odrębność zarówno względem Niemców, jak i Polaków zamieszkujących Warmię.
Ten stan rzeczy pozwolił Annie Łubieńskiej tak scharakteryzować polską ludność
zamieszkującą byłe Prusy Książęce: Typ to odmienny od Warmiaka, ale też nie mniej
od Niemca. U Mazurów wyczuwa się większą energię życiową i większy rozmach niźli
u Warmian. A od Niemców (zwłaszcza tutejszych) więcej mają fantazji, subtelności
i duchowego polotu77. Przechowywanie przez Mazurów świadomości narodowej
i tradycji polskich powodowało, że zdarzały się porównania byłych Prus Książęcych do kolonii francuskiej w Quebecu, która także od wieków pozostawała odłączona od Francji, ale mimo tego stanu rzeczy koloniści francuscy ze wschodniej
Kanady zachowali poczucie świadomości narodowej i przywiązania do francuskich tradycji, niekiedy już uchodzących w metropolii za archaiczne. Podobnie też
Mazurzy oddzieleni od wieków od Polski mieli zachowywać poczucie przynależności narodowej oraz przywiązania do kultury polskiej, mimo swego oddalenia
od polskich ziem macierzystych78. Zdaniem narodowców, mimo ogromnej różnorodności Prus Wschodnich, cechą spajającą ten obszar i decydującą, że teren ten
jest przynależny cywilizacyjnie i kulturowo do Polski to katolicyzm, który miał
występować nawet w protestanckich Mazurach79.
Należy zauważyć, że pomimo wyrażania pozytywnych opinii na temat Polaków
zamieszkujących teren Prus Wschodnich spotykamy się z bardzo negatywną oceną samych Prusaków (Niemców) zamieszkujących wskazany wyżej obszar. Twierdzono, że to właśnie w Prusach Wschodnich przechował się najbardziej zaborczy
i prymitywny typ Niemca80. Przyczyn tego stanu rzeczy dopatrywano się w fakcie,
że cywilizacja pruska jest młodsza od typu cywilizacyjnego prezentowanego przez
Polaków. Ludność pierwotnie zamieszkująca obszar Prus Wschodnich miała później od Polski przyjąć chrzest i tym samym została później włączona w obieg cywilizacji łacińskiej. Ponadto teren Prus Wschodnich zdominowany w późniejszym
okresie przez Niemców miał odciąć się od źródeł świata łacińskiego przyjmując
protestantyzm, tym samym ludność niemiecka zamieszkująca Prusy Wschodnie
miała przechowywać w sobie najbardziej prymitywne i barbarzyńskie elementy
kultury germańskiej81. Cechami różniącymi, a wręcz nawet odcinającymi Prusaków od latynizmu miało być odejście od indywidualistycznego personalizmu na
rzecz kolektywizmu oraz kult materii i siły82. Powyżej zaprezentowane cechy definiujące cywilizację pruską są zbieżne z dystynkcjami, które zdaniem wybitnego
M Y Ś L
106
77
A. Łubieńska, Moje wspomnienia z plebiscytu na Warmii, dz. cyt., s. 32.
J. Giertych, Na Mazurach Pruskich [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie),
dz. cyt., s. 32-33.
79
Tenże, Katolicyzm na Prusach Wschodnich [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie), dz. cyt., s. 144-147
80
Tenże, Geneza cywilizacji pruskiej [w:] tamże, dz. cyt., s. 75.
81
Tamże, s. 78-80.
82
Tenże, O ludziach w Prusach Książęcych [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie), dz. cyt., s. 82-85.
78
Historyczne i strategiczne znaczenie
Prus Wschodnich dla Polski w myśli politycznej
obozu narodowego
Kwestię Prus Wschodnich i ich strategiczne znaczenie dla Polski rozpatrywano
przez pryzmat ,,endeckiego” paradygmatu istnienia stosunków międzynarodowych w Europie Środkowo-Wschodniej, który głosił nieuniknioność konfliktu
między Polską a Niemcami84. W publicystyce interesującego nas ruchu politycznego spotykamy się z określeniami mówiącymi o odwiecznym ,,parciu Niemców
na Wschód”85. Celem imperialnej polityki niemieckiej, było zdaniem narodowców,
opanowanie całej Europy Środkowo-Wschodniej poprzez rozciągnięcie swych sił
w dwóch kierunkach: południowym (Czechy, Bałkany) oraz północnym (wybrzeże
Bałtyku). Na przeszkodzie owym geopolitycznym niemieckim celom miała stawać
Polska86. Niemcy, zdaniem narodowców, zrozumiawszy, że frontalnym atakiem nie
są w stanie podbić Polski zdecydowali się na zawładnięcie Polski poprzez skierowanie swych wysiłków na połączenie zachodnich i wschodnich ,,ramion niemczyzny”,
by tym samym oskrzydlić z dwóch stron Polskę87. Owemu ,,oskrzydleniu” Polski
miało służyć zdobycie przez Niemców kontroli nad Prusami Wschodnimi.
Wskazywano, że konflikt niemiecko-polski toczy się od wieków. Niektórzy autorzy datowali początek owego zaciekłego sporu na XIII wiek88, z kolei inni, jak
np. Stanisław Grabski89 na X wiek90. Jednocześnie próbowano dowodzić, że Polska od zarania swej państwowości nakierowywała swoją uwagę na opanowanie
83
Ważniejsze prace F. Konecznego, to: Cywilizacja bizantyjska, Londyn 1973; Cywilizacja
żydowska, Londyn 1974; O ład w historii, Londyn 1977; Państwo i prawo w cywilizacji łacińskiej,
Londyn 1981; Prawa dziejowe, Londyn 1982; Polskie logos a etos, Poznań 1921.
Z kolei ważniejsze opracowania, to: L. Gawrot, O wielości cywilizacji. Filozofia społeczna Feliksa
Konecznego, Lublin 2002; P. Biliński, Feliks Koneczny (1862-1949). Życie i działalność, Warszawa
2001; W. Szugot, Prawo jako fundament cywilizacji łacińskiej w myśli Feliksa Konecznego, Krzeszowice 2007; J. Skoczyński, Idee historiozoficzne Feliksa Konecznego, Kraków 1999; tenże, Koneczny
Teoria cywilizacji, Warszawa 2003; R. Polak, Cywilizacje a moralność w myśli Feliksa Konecznego,
Lublin 2001; P. Grobowiec, Model społeczeństwa obywatelskiego w historiozofii Feliksa Konecznego,
Wrocław 2000; pod red. J. Skoczyńskiego, Feliks Koneczny dzisiaj, Kraków 2000.
84
St. Kozicki, 5 listopada 1916-15 listopada 1933, Myśl Narodowa, 26. 11. 1933 r., s. 749.
85
Parcie Niemców na Wschód, Gazeta Poranna, 23. 02. 1919 r., s. 5.
86
Tamże.
87
Tamże.
88
Tamże.
89
Więcej Zob. W. Wojdyła, Stanisław Grabski (1871-1949): biografia polityczna, Toruń 2003.
90
St. Grabski, Uwagi o bieżącej historycznej chwili Polski, Warszawa 1922, s. 142.
P O L I T Y C Z N A
polskiego historiozofa Feliksa Konecznego, miały znamionować cywilizację niemiecką, która jego zdaniem miała wykazywać dużo większą zbieżność z bizantynizmem rosyjskim, niż z typem cywilizacji łacińskim reprezentowanym przez kraje
romańskie i Polskę83.
107
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
Prus Wschodnich91. Wyrazem owego zainteresowania przez Polskę kwestią Prus
Wschodnich, zdaniem narodowców, była misja św. Wojciecha czy też sprowadzenie do Polski przez Konrada Mazowieckiego Zakonu Krzyżackiego92. Podkreślano przy tym odmienność sposobów zdobycia kontroli nad Prusami Wschodnimi
stosowanymi przez Polaków i przez Niemców. Otóż Polacy mieli, zdaniem narodowców, dążyć do włączenia Prus Wschodnich w obręb cywilizacji łacińskiej drogą pokojową poprzez prowadzenie akcji misyjnych93. Podczas gdy Niemcy mieli
praktykować ,,krwawe tępienie nawracanych Prusów”, co miało stanowić dla nich
,,hańbę dziejową”94.
Jednoczenie próbowano wykazać, że Prusy Wschodnie nie stanowią ziem ,,odwiecznie” niemieckich. Zwracano uwagę na fakt, że pierwotnie obszar Prus był
zamieszkany przez Słowian i ludność staropruską (litewską)95. Niekiedy dodawano także ludność ,,pochodzenia fińskiego”, która miała być nie podatna na wpływ
germanizacji96. Ponadto podkreślano, że pojęcie Prus Wschodnich jest pojęciem
nowożytnym, nieznanym w okresie średniowiecza, a gdy już powstało i zaczęło
funkcjonować w XVI wieku, to Prusy były już nierozłącznie związane z Polską aż
do czasu I rozbioru97. Zwracano uwagę, że obecność niemiecka na obszarze Prus
Wschodnich jest skutkiem działalności Zakonu Krzyżackiego98, który bezzasadnie przywłaszczył sobie ten obszar tworząc sztuczną germańską wyspę otoczoną
ludnością słowiańską99. Jednocześnie zwracano uwagę, że Krzyżacy prowadzili
swoją działalność w ,,oderwaniu od Niemiec”, a łączność ,,Księstwa Prus Wschodnich (tj. Prus Książęcych – przyp. A. M.) od chwili powstania jego, z Brandenburgią i całością Niemiec w ogóle nie istniała aż do upadku Polski”100. Wszystkie
przedstawione wyżej wywody miały dowodzić tego, że ziemie Prus Wschodnich
mają charakter prastarych ziem polskich101. Podkreślano ciągłość imperialnej polityki niemieckiej względem Polski. Twierdzono, że powstały po upadku cesarstwa
w 1918 roku niemiecki rząd socjalistyczny kontynuował rewindykacyjną terytorialnie politykę antypolską102. Zdaniem narodowców niemiecka ekspansja nie jest
skierowana jedynie w kierunku omawianego przez nas obszaru, lecz ma charakter
szerszy, gdyż Niemcy dążą do objęcia swoją kontrolą także zachodnie dzielnice
Polski: Śląsk, Prusy Królewskie, Poznań – to etapy pochodu Niemców ku wschodowi103.
M Y Ś L
108
91
W piętnastolecie, Warszawski Dziennik Narodowy, 11. 07. 1935 r., s. 3.
Tamże.
93
Tamże..
94
Polskość Pomorza (Z powodu Miesiąca Pomorza 16. 11. – 16. 12 1930 r.), dz. cyt., s. 3.
95
Tamże, s. 6.
96
I. J. Paderewski, Korytarz gdański i niemieckie obietnice, Dziennik Kujawski, 3. 09. 1932 r.,
s. 3.
97
Polskość Pomorza (Z powodu Miesiąca Pomorza 16. 11. – 16. 12. 1930 r.), dz. cyt., s. 1.
98
Tamże, s. 6.
99
Tamże, s. 1.
100
Tamże, s. 3.
101
Do narodu polskiego! Naczelna Rada Ludowa, Gazeta Poranna, 8. 01. 1919 r., s. 6.
102
Niemcy a Polska, Gazeta Poranna, 18. 02. 1919 r., s. 4.
103
Pomorze i Górny Śląsk, Słowo Pomorskie, 22. 12. 1920 r., s. 1.
92
104
St. Grabski, Uwagi o bieżącej historycznej chwili Polski, dz. cyt., s. 142-143.
St. Kozicki, 5 listopada 1916-15 listopada 1933, dz. cyt., s. 749.
106
Tamże.
107
J. Zamorski, Droga ku potędze, Myśl Narodowa, 15. 04. 1927 r., s. 142.
108
Polskość Pomorza (Z powodu Miesiąca Pomorza 16. 11. – 16. 12. 1930 r.), dz. cyt., s. 3.
109
A. S., Pomorze a Prusy Wschodnie, Słowo Pomorskie, 24. 09. 1925 r., s. 3; Z. Berezowski,
Polityka zagraniczna. Wskazania programowe OWP, Warszawa 1927, s. 13.
110
J. Zamorski, Droga ku potędze, dz. cyt., s. 142
111
Polskość Pomorza (Z powodu Miesiąca Pomorza 16. 11. – 16. 12. 1930 r.), dz. cyt., s. 3.
112
St. Grabski, Uwagi o bieżącej historycznej chwili Polski, dz. cyt., s. 144.
105
P O L I T Y C Z N A
Cechą charakterystyczną dla obozu narodowego było powiązanie sprawy odzyskania Prus Wschodnich z kwestią dostępu Polski do Morza Bałtyckiego. Narodowcy podkreślali strategiczne i cywilizacyjne znaczenie w historii naszego kraju
dostępu do morza. Podkreślano, że skoncentrowanie polityki zagranicznej przez
Rzeczpospolitą szlachecką na kierunku wschodnim i południowo-wschodnim
miało dla Polski zgubne skutki, gdyż spowodowało: upadek znaczenia rodzimego mieszczaństwa na rzecz Żydów, zahamowanie rozwoju przemysłu i rolnictwa,
upadek kultury. Za ten stan rzeczy obwiniano egoistyczny stan szlachecki. Skoncentrowanie uwagi na wschodnich rubieżach Polski spowodowało, zdaniem Stanisława Grabskiego to, że Polska nie uzyskała całkowitego dostępu do Bałtyku,
tym samym pozwalając na to, by w Prusach Książęcych władzę przejęła wrogo
nastawiona wobec Polski dynastia brandenburska104.
Uważano, że dolny bieg Wisły ma strategiczne znaczenie zarówno dla Niemców, jak i dla Polaków. Zdaniem narodowców, to właśnie nad ujściem Wisły do
morza miały wzajemnie krzyżować się i ścierać interesy Polski i Niemiec105, gdyż
było to miejsce dla Polski istotne w związku z istnieniem dostępu do Bałtyku.
Z kolei dla Niemców był to teren kluczowy ze względu na możliwość ,,utrzymania bezpośredniego terytorialnego połączenia Berlina z Prusami Wschodnimi”106. Twierdzono, że nie odzyskanie byłych kresów północno-wschodnich będzie powodowało trudności z uzyskaniem przez Polskę szerokiego dostępu do morza107. Uważano, że Niemcy dążąc do złączenia macierzystych ziem germańskich
z Prusami Wschodnimi chcą Polskę odciąć od dostępu do morza108, co skutkowałoby popadnięciem Polski w stan uzależnienia od Niemiec109. Nawet posuwano
się do stwierdzeń uznających, że utrata przez Polskę Pomorza byłaby pierwszym
symptomem upadku Polski: dziś cała Rzesza Niemiecka (…) śmiało wyciąga rękę
po polskie Pomorze. Jest to pierwszy krok do zlikwidowania Polski”110. Powoływano
się tu na przykład I rozbioru pruskiego (w wyniku którego Polska utraciła Pomorze
i Prusy Wschodnie), który miał świadczyć o tym, że kwestia dostępu do wybrzeża bałtyckiego jest nierozerwalnie złączona z niepodległością Polski: ,,gdy w r. 1772 zostało
Pomorze zabrane przez Fryderyka II-go i Polska została odcięta od morza, w 23 lata
później Państwo Polskie przestało istnieć111. Temu stwierdzeniu wtórował Stanisław
Grabski pisząc: bez dostępu do Dniepru Polska może istnieć, ale nie może istnieć bez
trwałego dostępu do morza112. Bezpośrednie złączenie Prus Wschodnich z pozostałą częścią Niemiec miałoby, zdaniem narodowców, skutkować dalszymi roszcze-
109
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
niami terytorialnymi, przede wszystkim względem Śląska113 i stanowiłoby przykład torowania przez Niemców ,,sobie drogi na Wschód”114. W dalszej perspektywie skutkowałoby zagrożeniem dla integralności terytorialnej innych państw
europejskich, głównie Francji, od której Niemcy mogliby zażądać przyłączenia do
siebie Alzacji115.
Narodowi demokraci uważali, że Prusy Wschodnie posiadały dla Niemiec
przede wszystkim znaczenie militarno-polityczne116, a nie ekonomiczne, gdyż
miały być wyludnione i zrujnowane gospodarczo117. Poprzez zachowanie panowania nad północno-wschodnią granicą państwa polskiego, Niemcy dążyli do
połączenia się terytorialnego z Rosją Sowiecką118, co w oczywisty sposób wpływałoby negatywnie na poziom bezpieczeństwa Polski. Pozostawione w granicach
państwa niemieckiego Prusy Wschodnie stanowiłyby narzędzie służące Niemcom
do odwetu i zburzenia dzieła traktatów. Bez ich posiadania, polityka ta dla Niemiec
byłaby bardzo utrudniona119. Jak przewidywał Jędrzej Giertych w przypadku wojny
polsko-niemieckiej, to Prusy Wschodnie odegrałyby znaczącą, strategiczną rolę,
gdyż stanowiłyby drugi front niemiecki skierowany przeciw Polsce120. Wszystkie
wskazane powyżej czynniki, a więc zarówno natury historycznej, militarnej, strategicznej powodowały, że narodowi-demokraci przywiązywali znaczącą wagę do
sprawy Prus Wschodnich.
M Y Ś L
110
Wobec ekspansji niemieckiej,
czyli wizje rozwiązania problemu
Prus Wschodnich
Narodowi demokraci przedstawiali własne propozycje rozwiązania problemu, jaki
niewątpliwie dla Polski stanowiły Prusy Wschodnie. Pierwszą taką propozycję
przedstawił sam lider obozu narodowego Roman Dmowski. Będąc polskim delegatem na konferencji pokojowej w Wersalu proponował włączenie do obszaru
odrodzonego państwa teren Warmii oraz południowego pasa Prus Wschodnich
113
Z. Berezowski, Polityka zagraniczna., Wskazania programowe, dz. cyt., s. 13; Pomorze
i Górny Śląsk, dz. cyt., s 1.
114
A. S., Pomorze a Prusy Wschodnie, dz. cyt., s. 3.
115
I. J. Paderewski, Korytarz gdański i niemieckie obietnice, dz. cyt., s. 3.
116
AD. B., Sprawa Prus Wschodnich, Myśl Narodowa, 17. 05. 1931 r., s. 305.
117
Tamże; J. Szyszczyński, Mniejszość niemiecka na ziemiach zachodnich, ,,Młoda Polska”, 1939 r.,
nr 1-2, s. 20. (Powyższe czasopismo było organem teoretycznym Związku Młodej Polski – jednego z ugrupowań secesjonistycznych z obozu narodowego).
118
Z. Berezowski, Polityka zagraniczna., Wskazania programowe, dz. cyt., s. 13; AD. B., Sprawa
Prus Wschodnich, dz. cyt., s. 305.
119
AD. B., Sprawa Prus Wschodnich, dz. cyt., s. 305.
120
J. Giertych, Na wybrzeżach Sambii, [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie),
dz. cyt., s. 88.
121
R. Dmowski, Polityka polska i odbudowanie państwa, t. 1, wstęp i komentarz Tomasz Wituch, Warszawa 1988, s. 302; Tenże, Nota delegacji polskiej na konferencji pokojowej w sprawie
granic zachodnich państwa polskiego przesłana przewodniczącemu Komisji Terytorialnej, p. Jules
Cambonowi dnia 28 lutego 1919 roku (przekład z francuskiego) [w:] tenże, Polityka polska i odbudowanie państwa, t. 2, wstęp i komentarz Tomasz Wituch, Warszawa 1988, s. 314.
122
Tamże. Roman Dmowski przedstawił dokładny przebieg granicy między Polską a projektowanym niezależnym państwem-miastem Królewcem: Granica pomiędzy republiką tą
a Polską powinna przechodzić poczynając od Zatoki Fryskiej (Świeżej) na wschód od Brunsbergi, wzdłuż dawnych granic Polski aż do okolic Ządzborku i następnie na północ od Leca, na południe i wschód od Gołdapi, na wschód i na północ od Gąbina – dochodzić do wybrzeża Zatoki Kurońskiej na północny wchód od Łabiawy; tenże, Polityka polska i odbudowanie państwa, t. 2, dz. cyt.,
s. 314.
123
Memoriał o terytorium państwa polskiego złożony sekretarzowi stanu, Balfourowi w Londynie
w końcu marca 1917 roku (przekład z angielskiego) [w:] tamże, s. 221.
124
Tamże, s. 220; Więcej nt. poglądów Roman Dmowskiego wobec kształtu polskich granic
z państwem niemieckim zob. T. Radwan, Zachodni program terytorialny Romana Dmowskiego
w świetle liczb i przestrzeni (W 86. rocznicę traktatu wersalskiego – 28. VI. 1919 rok), Warszawa
2006 (w zbiorach autorów).
125
R. Wapiński, Endecja wobec problemów polskich ziem zachodnich w latach 1919-1939, Zapiski
Historyczne, 1966, t. XXXI, z. 4, s. 65.
P O L I T Y C Z N A
zamieszkanego przez ludność polską121. Z kolei obszar Królewca oraz ziemie zdominowane przez Niemców, a nie włączonych do Polski, w zamyśle Komitetu Narodowego miały stać się autonomicznym regionem tzw. Republiką Królewiecką
znajdującą się pod kontrolą Ligi Narodów i pozostającą w unii celnej z Polską122.
Jak przewidywano, obszar ten pozbawiony restrykcji antypolskich i związany poprzez więzy gospodarcze z Polską, w przeciągu bardzo krótkiego czasu uległby
repolonizacji123.
Jako powody włączenia do państwa polskiego terenów, które nie należały
bezpośrednio do Polski, Roman Dmowski wskazywał na niemożliwość odbudowania Polski w jej granicach sprzed 1772 roku. Równie niemożliwe, zdaniem przywódcy narodowych demokratów było odbudowanie państwowości, posługując
się jedynie kryteriami lingwistycznymi. Jedynym wobec tego kryterium branym
pod uwagę przy delimitacji granic, powinno być wzięcie pod uwagę tych obszarów, w których występowała zwarta ludność posługująca się językiem polskim
i zachowująca polską świadomość narodową. Właśnie w myśl owych założeń takim terenem miał być obszar południowych Prus Wschodnich, Górny Śląsk i Śląsk
Cieszyński124.
W wyniku przyjętych powyżej założeń narodowi demokraci krytykowali przebieg i wynik przeprowadzonego w lipcu 1920 roku plebiscytu na Warmii i Mazurach. Z krytyką samej możliwości przeprowadzenia plebiscytu spotykamy się już
w 1919 roku. Otóż w maju tego roku zjazd Związku Ludowo-Narodowego podjął
uchwałę, w której wprawdzie z uznaniem wypowiedziano się o decyzji aliantów
o przyznaniu Polsce ziem dawnego zaboru pruskiego, lecz wyrażono swoje zastrzeżenia, co do konieczności przeprowadzenia powszechnego głosowania w Prusach
Wschodnich125. W ocenie wyników samego już plebiscytu przede wszystkim zwracano uwagę na fakt, że głosowanie odbyło się w niekorzystnym dla Polski okresie
111
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
– w czasie wojny polsko-bolszewickiej126. Ówczesne tragiczne położenie państwa
polskiego, grożące jego unicestwieniem powodowało, że państwowość polska nie
mogła być czymś zbyt atrakcyjnym dla szerokich, na całym świecie kierujących się najczęściej oportunizmem, mas127. Ponadto Polska zaangażowana w prowadzenie wojny nie mogła plebiscytu tego dostatecznie dopilnować128, co skutkowało tym, że na
terenie objętym głosowaniem, mimo obecności misji aliantów, dominowała administracja niemiecka, która miała być odpowiedzialna za nadużycia wyborcze129,
jak np. nie wpisywanie na listy wyborcze miejscowych, rdzennych Polaków. W taki
oto sposób Anna Łubieńska opisywała ten proceder: przyjeżdżamy do Gietrzwałdu. Przed lokalem wyborczym stoi gromada polskich gospodarzy. Spotkał ich straszny
zawód. Skoro przyszli swój obywatelski obowiązek, usłyszeli od urzędującej komisji, że
nazwiska ich nie są wpisane na listę, a tym samym głosować nie mają prawa130. Jak
podkreślano, zadaniem polskich władz państwowych miało być reagowanie na
bieżące zaniedbania lub fałszerstwa ze strony niemieckiej131, czego polski rząd nie
uczynił. Ponadto ostrej krytyce podano przyznanie przez Komisję Plebiscytową
prawa do głosowania Niemcom urodzonym na terenie objętym plebiscytem, ale
przebywającym na stałe w innym miejscu niż ich miejsce urodzenia. W efekcie
niemieckich emigrantów, nie mających żadnego poczucia przywiązania do ziem,
o której losie mieli decydować, władze pruskie skierowywały do obszarów, w których dominowali Polacy, co w oczywisty sposób miało przełożyć się na negatywny
dla Polski skutek wyborów132. Jeszcze raz oddajmy głos bezpośredniemu świadkowi wydarzeń, o których mowa: od połowy czerwca, dniem i nocą przychodzą do Olsztyna pociągi, przywożące z głębi Niemiec tłumy wyborców. (…) Autentyczności tych
rzekomo <tutaj urodzonych> z naszej strony nikt nie kontroluje, choć wszyscy dziwią
się ich olbrzymiej liczbie. Tłumy przyjezdne witane są przez Niemców jak najbardziej
uroczyście. (…) Tłumy te rozjeżdżają się po wsiach. Pod ich naporem cicha wieś warmińska zatraca swój pełen pogody i dostojeństwa charakter. Terror wzrasta. Pijaństwo,
bijatyki, napady są na porządku dziennym133. Wskazywano także na wrogi stosunek
przedstawicieli państw Ententy oddelegowanych do pracy w Komisji Plebiscytowej względem Polaków. Przede wszystkim zwracano uwagę na nadmierną zażyłoś
między członkami Komisji a Niemcami: komisja aliancka rezydowała w budynku rejencji w Olsztynie, gdzie urzędował również niemiecki komisarz plebiscytowy v. Gal134.
M Y Ś L
112
126
jb., Plebiscyt na Warmii i Mazurach. W piętnastą rocznicę, Warszawski Dziennik Narodowy,
11. 07. 1935 r., s. 3; J., Zapomniana dzielnica (W dziesięciolecie plebiscytu wschodnio-pruskiego),
dz. cyt., s. 429; Polskość Pomorza (Z powodu Miesiąca Pomorza 16. 11. – 16. 12. 1930 r.), dz. cyt., s. 7.
127
J., Zapomniana dzielnica (W dziesięciolecie plebiscytu wschodnio-pruskiego), dz. cyt., s. 429.
128
Polskość Pomorza (Z powodu Miesiąca Pomorza 16. 11. – 16. 12. 1930 r.), dz. cyt., s. 7.
129
Tamże; J., Zapomniana dzielnica (W dziesięciolecie plebiscytu wschodnio-pruskiego), dz. cyt.,
s. 429.
130
A. Łubieńska, Moje wspomnienia z plebiscytu na Warmii, dz. cyt., s. 75.
131
WIEL, O plebiscycie na Warmii, dz. cyt., s. 784.
132
jb., Plebiscyt na Warmii i Mazurach. W piętnastą rocznicę, dz. cyt., s. 3.
133
A. Łubieńska, Moje wspomnienia z plebiscytu na Warmii, dz. cyt., s. 59-60.
134
jb., Plebiscyt na Warmii i Mazurach. W piętnastą rocznicę, dz. cyt., s. 3.
135
A. Łubieńska, Moje wspomnienia z plebiscytu na Warmii, dz. cyt., s. 57.
WIEL, O plebiscycie na Warmii, dz. cyt., s. 784.
137
Tamże.
138
Tamże.
139
Polskość Pomorza (Z powodu Miesiąca Pomorza 16. 11. – 16. 12. 1930 r.), dz. cyt., s. 8.
140
J. Giertych, Na pożegnanie Prus Wschodnich, Myśl Narodowa, 31. 12. 1933 r., s. 832.
136
P O L I T Y C Z N A
Zwracano także uwagę na zaniedbania ze strony polskich władz, które zaabsorbowane walkami na wschodzie (które nie przyniosły spodziewanych efektów, jak
np. wyprawa kijowska), wykazały się niekompetencją i brakiem zainteresowania
względem sprawy plebiscytu w Prusach Wschodnich. Jako przykład zignorowania przez polskie władze państwowe spraw Prus Wschodnich podawano ustęp
ze wspomnień Anny Łubieńskiej, w których opisywała swoje przybycie w czerwcu 1920 roku do Warszawy w celu zainteresowania sprawą kresów północno-wschodnich ówcześnie rządzących. Autorka wówczas spotkała się z adiutantem
Józefa Piłsudskiego, który stwierdził, że Warmii wprawdzie nie zna, ale przypuszcza, że na Warmii to podobnie jak na Śląsku. A na Śląsku sprawa się tak ma, że ludność
tamtejsza wcale nie chce do Polski należeć. (…) A jeżeli ludność nie chce do nas należeć,
to, po co ją do tego przymuszać?135. Od autorki wspomnień, narodowcy domagali się
ujawnienia nazwiska owego oficera, gdyż jak argumentowano mógł on awansować i nadal szkodzić interesom narodowym136. Wskazywano także na nieudzielanie przez państwo polskie odpowiedniej pomocy polskim działaczom na Warmii
i Mazurach w prowadzonych przez nich działaniach propolskich137.
Mimo przedstawionych niekorzystnych dla Polski warunków, w których przebiegało głosowanie, narodowcy zdawali sobie sprawę, że sprawa plebiscytu była
z góry dla Polaków przesądzona, a jedyne czego można było dokonać, to wzmocnienie polskiego stanu posiadaniu w miejscowościach już od dawna polskich138.
Zdaniem narodowców przegrana plebiscytu nie oznaczała utraty polskości
przez Prusy Wschodnie139. Twierdzono, że Prusy Wschodnie w przeciwieństwie
do np. Dolnego Śląska nie są stracone dla polskości, lecz zalecano jedynie cierpliwości w oczekiwaniu na pozytywne dla Polski skutki140. Owe przekonanie, że sprawa Prus Wschodnich nie jest dla Polski ostatecznie, negatywnie rozstrzygnięta
powodowało, że narodowcy zalecali w przypadku kresów północno-wschodnich
stosowanie organicystycznej pracy ,,u podstaw”. Wśród metod, które miałyby spowodować przyciągnięcie do Polski najmniej uświadomionej narodowo ludności
zamieszkującej Prusy Wschodnie, przewidywano poprawę warunków społeczno-gospodarczych panujących na pograniczu polsko-prusko-wschodnim. Mazurzy
przekraczający granicę z Polską mieliby być, zdaniem narodowców, oczarowani
Polską i panującym w niej porządkiem, gdyż jak podkreślano obecnie panujące warunki na wspomnianym pograniczu zniechęcają Mazurów do Polski: Mazur przybywający z powiatu niborskiego do Działdowa, nie może być zbudowany porządkiem
tu panującym. Błoto zalega wszystkie ulice, miasto tonie w brudzie (…) Powtarzamy:
okolice, graniczące z Mazowszem pruskim, powinny być otoczone zupełnie wyjątkową
opieką naszych władz. Nie mamy tu na myśli hucznych festynów (…). Nie – twardą,
113
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
codzienną pracą, wzorowym porządkiem i staraniem o dobro ludności nadgranicznej
zyskamy sobie szacunek sąsiadów nieprzychylnych a miłość i przywiązanie naszych
braci za kordonem141.
W celu podtrzymywania przez ludność Prus Wschodnich związków z polskością
przewidywano prowadzenie zakrojonych na szeroką skalę akcji. Utrzymywanie
polskości w północno-wschodnich rubieżach państwa polskiego miało odbywać
się między innymi poprzez:
– zakładanie polskich szkół,
– gazet, towarzystw,
– ośrodków naukowych krzewiących polską kulturę i historię,
– budowę polskiego muzeum w Olsztynie, które poprzez zgromadzone eksponaty i urządzane wystawy nieustannie dowodziłoby polskości Prus
Wschodnich,
– stwarzanie systemu stypendialnego dla polskiej młodzieży uczącej się
w Prusach Wschodnich,
– zakładanie polskich sklepów w miastach, które stawałyby się punktami
kontaktowymi między ludnością wiejską przyjeżdżającą do miasta w celach
handlowych z polskimi właścicielami sklepów, którzy jednocześnie oprócz
prowadzonej działalności handlowej trudniliby się np. kolportowaniem
wśród chłopów polskiej prasy142.
M Y Ś L
114
Jako pozytywny przykład samoorganizowania się Polaków w Prusach Wschodnich w celu podtrzymywania polskości podawano Polaków mieszających w Olsztynie, którzy poprzez system stowarzyszeń, czasopism, powszechność używania języka polskiego oraz poprzez wysoki stopień świadomości narodowej stanu średniego oraz inteligencji mieli powodować, że Olsztyn nabierał cech wybitnie polskiego miasta, takiego jak np. Toruń143. Wskazane powyżej działania
miały być swoistego rodzaju Polską ekspansją cywilizacyjną. Ponadto w Polsce
miano:
– zachęcać młodzież do wstępowania do różnego rodzaju towarzystw, które
propagowały polskość Prus Wschodnich,
– zakładać wydawnictwa, które publikowałyby książki poświęcone sprawom
północno-wschodnich kresów Polski144. Uzupełnieniem powyższych działań
miałoby być propagowanie wycieczek turystycznych z Polski do krajny jezior
141
N. W. , Co możemy uczynić dla Mazurów pruskich, dz. cyt., s. 4.
Nadzieje braci naszych na Mazowszu pruskim, Słowo Pomorskie, 4. 10. 1922 r., s. 3;
St. Grabski, Uwagi o bieżącej historycznej chwili Polski, dz. cyt., s. 146; J. Giertych, Bilans trzynastolecia [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie), dz. cyt., s. 204, 216-218;
J. Kniażyc, Polacy w Niemczech po wyborach, Słowo Pomorskie, 27. 12. 1924 r., s. 10.
143
J. Giertych, Do Prus Wschodnich [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie), dz.
cyt., s. 12-18.
144
St. Grabski, Uwagi o bieżącej historycznej chwili Polski, dz. cyt., s. 146.
142
Wskazane powyżej działania można nazwać pokojową aktywnością zmierzającą do utrzymania i zwiększenia stopnia świadomości narodowej ludności etnograficznie polskiej zamieszkującej krainę jezior mazurskich, gdyż jak twierdzono, mimo, że błędem Traktatu Wersalskiego było zatrzymanie Prus Wschodnich
przy Niemczech, to jednak zapadłe decyzje zamierzano respektować mimo, iż jak
twierdzono niektóre postanowienia Traktatu nie są respektowane przez Niemców150. Mimo traktowania przez endeków kwestii Prus Wschodnich jako zagadnienia należącego do dziedziny polityki wewnątrz niemieckiej, to jednak zauważano, że nie ,,z winny” Polski sprawa Prus Wschodnich może nabrać charakteru
międzynarodowego151. Jak przewidywano taką sytuacją mogłaby być wojna polsko-niemiecka152 lub wzrost natężenia roszczeń Niemiec względem Austrii, które to Polska powinna wykorzystać na swoją korzyść poprzez wyrażenie zgody na
145
Tamże; J. Giertych, Prusy Wschodnie jako teren turystyczny dla Polaków [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie), dz. cyt., s. 157-162; Dla Warmii i Mazur, Słowo Pomorskie,
29. 12. 1923 r., s. 3.
146
J. Giertych, Prusy Wschodnie jako teren turystyczny dla Polaków [w:] tenże, Za północnym
kordonem (Prusy Wschodnie), dz. cyt., s. 159.
147
Tamże, s. 162.
148
Nadzieje braci naszych na Mazowszu pruskim, dz. cyt., s. 3; Z. Wojciechowski, Myśli o polityce
i ustroju narodowym, Poznań 1937, s. 90; W. Dworzaczek, Pod zaborem pruskim, dz. cyt., s. 3.
149
Z. Berezowski, Polityka zagraniczna, dz. cyt., s. 28.
150
Tamże; St. Stroński, Traktat i jego wykonanie, Myśl Narodowa, 30. 06. 1929 r., s. 420;
J. Giertych, Bilans trzynastolecia [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie), dz. cyt.,
s. 148; J. Bartoszewicz, Traktat Wersalski, Myśl Narodowa, 30. 06. 1929 r., s. 418; W piętnastolecie, dz. cyt., s. 3.
151
J. Zamorski, Droga ku potędze, dz. cyt., s. 142; J. Giertych, Sprawa Prus Wschodnich jako
zagadnienie polityki międzynarodowej, [w:] tenże, Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie),
dz. cyt., s. 182.
152
Tamże, s. 183; j., Za północną granicą, dz. cyt., s. 447.
P O L I T Y C Z N A
mazurskich145. Jako przykład niezwykle atrakcyjnego szlaku turystycznego
podawano wycieczkę statkiem wodnym, prowadzącą od Węgoborka do Pisza146. Jak pisał Jędrzej Giertych, poprzez wycieczki krajoznawcze: poznalibyśmy kraj, któryśmy wszak znać powinni i który ze wszechmiar jest zwiedzenia wart – a zatem pokazalibyśmy rodakom za kordonem, że nie zapomnieliśmy
o nich i że chcemy podtrzymać z nimi bliskie, serdeczne, braterskie stosunki. No –
i pokazalibyśmy wschodnio-pruskim Niemcom, że nie tacyśmy straszni, jak nas
malują147. Jak można zauważyć, wycieczki w region Prus Wschodnich miały
mieć nie tylko znaczenie czysto rekreacyjne, lecz przede wszystkim służyłyby lepszemu, wzajemnemu poznaniu się miejscowych Polaków z Polakami
pochodzącymi z macierzy. Jednocześnie zdaniem narodowców, rząd polski powinien reagować na wszelkie wrogie względem Polaków zachowanie
Niemców w Rzeszy stosowaniem analogicznych działań względem Niemców
przebywających w Polsce148. Przewidywano także, że słaba pozycja gospodarcza Prus Wschodnich i ich odcięcie ekonomiczne od Polski spowoduje, że
z czasem sama ludność Prus Wschodnich zwróci się ku połączeniu z Polską149.
115
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
inkorporowanie przez Rzeszę Austrii w zamian za uzyskanie przez Polskę Prus
Wschodnich153. Jednakże jak zauważano taka sytuacja byłaby dla Niemiec mało
korzystna, gdyż Niemcy i tak już nieformalnie sprawowali kontrolę nad Austrią154.
Dlatego też zwracano uwagę na możliwość wybuchu wojny polsko-niemieckiej,
która zdaniem narodowców wydawała się być wręcz nieunikniona155. W przypadku zwycięskiej dla Polski wojny nasz kraj powinien zyskać etnograficznie polski
obszar Prus Wschodnich, który w 1920 roku stał się przedmiotem niekorzystnego dla Polski plebiscytowego rozstrzygnięcia, a więc obszar: ziemi malborskiej,
Warmii i polskiej części Mazur156 poszerzony o powiaty – pasłęcki, elbląski, morądzki, braniweski i lidzbarski. Jak przewidywano, wcielony do Polski obszar Prus
Wschodnich posiadałby wielkość 9 tysięcy kilometrów kwadratowych i byłby zamieszkały przez blisko milion osób157. Inkorporowany do Polski teren przybrałby
kształt województwa z dość dużą dozą samorządności ze względu na występowanie dość licznej mniejszości niemieckiej. Przewidywano jednak, że poprzez złączenie się z Polską teren przyłączonych ziem dosyć szybko uległby repolonizacji.
Taki wariant byłby możliwy jedynie wtedy, jeśliby zwycięska wojna dla Polski nastąpiła w okresie, w którym ludność polska w Prusach nie uległaby w przeważającej mierze germanizacji. Jeśli natomiast proces germanizacji miałby charakter
powszechny, to wówczas zwiększeniu uległby obszar przyłączony do państwa Polskiego (wówczas jak przewidywano teren ten wynosiłby 33 tys. km kwadratowych
powierzchni i zamieszkany byłby przez 2 miliony osób) i jednocześnie miałby rozległy samorząd. Jednak jak podkreślano teren ten też by uległby szybko wpływom
Polski158. Deliberując nad przyszłością Polski w kontekście wygranej (hipotetycznej) wojny powracano do planów Romana Dmowskiego, przewidując powołanie
do życia autonomicznego miasta Królewca. Tym razem proponowano powstanie
Wolnego Państwa, które obejmowałoby obszar Królewca i okolic. Ów twór polityczny znajdowałby się pod protektoratem Polski – taki pomysł co do przyszłości
Królewca przedstawił na kilka miesięcy przed wybuchem wojny, bo w kwietniu
1939 roku Jędrzej Giertych159. Niejako zwieńczeniem rozważań, co do przyszłości
Prus Wschodnich w kontekście rozwoju wypadków wojennych była uchwała podjęta 25 czerwca 1939 roku przez Radę Naczelną Stronnictwa Narodowego, która
M Y Ś L
116
153
AD. B, Sprawa Prus Wschodnich, dz. cyt., s. 307.
J. Giertych, Sprawa Prus Wschodnich jako zagadnienie polityki międzynarodowej, [w:] tenże,
Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie), dz. cyt., s. 183.
155
St. Kozicki, 5 listopada 1916-15 listopada 1933, Myśl Narodowa, dz. cyt., s. 749; J. Mosdorf, Akademik i polityka, Warszawa 1926, s. 9; Grunwald (15 lipca 1410), Dziennik Kujawski,
15. 07. 1932 r., s. 3; St. Grabski, Rosja a bolszewicy [w:] tenże, Z codziennych walk i rozmyślań,
Poznań 1923, 111; tenże, Uwagi o bieżącej historycznej chwili Polski, Warszawa 1922, s. 148.
156
Wytyczne w sprawach: żydowskiej, mniejszości słowiańskich, niemieckiej, zasad polityki gospodarczej, dz. cyt., s. 9.
157
J. Giertych, Sprawa Prus Wschodnich jako zagadnienie polityki międzynarodowej, [w:] tenże,
Za północnym kordonem (Prusy Wschodnie), dz. cyt., s. 186.
158
Tamże, s. 186-187.
159
Tenże, List otwarty do społeczeństwa Polskiego w sprawie polityki polskiej, Wyd. II, Londyn
1989, s. 13.
154
Uwagi kończące
Polski obóz narodowy, jak starano się wykazać, przykładał znaczącą uwagę do
kwestii Prus Wschodnich. W publikacjach osób związanych z tym nurtem ideowym, bądź w tekstach zamieszczanych przez organy prasowe obozu narodowego, próbowano wykazać strategiczne znaczenie Warmii i Pojezierza Mazurskiego dla Polski. Częstokroć dla uzasadnienia konieczności włączenia do Polski
wzmiankowanego obszaru powoływano się na argumenty historyczne próbujące
wykazać odwieczną polskość tych ziem. Jednocześnie sprawę Prus Wschodnich
próbowano rozpatrywać w szerszym kontekście jako wynik odwiecznej i nieuniknionej rywalizacji polsko-niemieckiej o panowanie nad wybrzeżem Morza Bałtyckiego. Niektóre z koncepcji rozwiązania problemu Prus Wschodnich dla Polski
prezentowały się ówcześnie jako futurologiczne przewidywania. Jednak, jak pokazała historia, zarówno Królewiec w wyniku jałtańskich ustaleń stał się autonomicznym okręgiem (wprawdzie nie znajdującym się pod kontrolą Polski, jak tego sobie
życzyli narodowcy), jak i też cały etnograficznie polski obszar Prus Wschodnich
(nawet w porównaniu z koncepcjami narodowców z pewnym naddatkiem) wszedł
w skład Polski. Również przewidywania o nieuniknioności wojny między Polską
a Niemcami (snute niekiedy już w latach dwudziestych XX wieku) zaistniały realnie. Wszystkie te okoliczności sprawiają, że myśl endecka w wielu punktach okazała się wręcz prorocza, dowodząc tym samym swego realizmu.
160
R. Wapiński, Endecja wobec problemów polskich ziem zachodnich w latach 1919-1939, dz.
cyt., s. 66.
161
Przeciwko zaborowi pruskiemu, Gazeta Poranna, 1. 01. 1919 r., s. 3; Nadzieje braci naszych
na Mazowszu pruskim, dz. cyt., s. 3.
M Y Ś L
głosiła, że przyszła wojna musi przynieść Polsce odzyskanie m.in. Prus Wschodnich160. Narodowcy podkreślali, że wskazane powyżej niezbędne działania zmierzające do odzyskania Prus Wschodnich nie będą możliwe do zaistnienia, dopóki
rządy w Polsce będą sprawowane przez partie lewicowe, które miały, zdaniem narodowych-demokratów, prowadzić filogermańską politykę zagraniczną161.
P O L I T Y C Z N A
117
Actum 3/4 • 2011/2012
M Y Ś L
P O L I T Y C Z N A
118
Actum 3/4 • 2011/2012
Bogumił Grott
Rozwój niemieckiego szowinizmu w XIX wieku i na początku
wieku XX jako zagrożenie
dla Polski i polskości
D
mowski projektując w początkach XX wieku zmianę polityki polskiej i tonując jej antyrosyjskie ostrze tak pisał o ówczesnym zagrożeniu niemieckim:
W Polakach polityka berlińska dążąca do opanowania wschodniej Europy /…/widziała główną dla siebie przeszkodę. Stąd oficjalne oświadczenie ks. Bülowa przed kilku
laty w sejmie pruskim, iż kwestia polska jest najważniejszą dla Prus sprawą. Stąd powtarzający się często w prasie niemieckiej głos, że Niemcy walczą nie tylko z Polakami
w swoim państwie, ale z całym narodem polskim1. Przywódca Narodowej Demokracji
skupiał swoją uwagę przede wszystkim na polityce bieżącej, chociaż także i refleksje
o szerokim charakterze często występują w jego wczesnych pismach. W tym miejscu przyjrzymy się jednak nie tyle spuściźnie samego Dmowskiego, co wskażmy
na głębsze przyczyny takiej reorientacji, które skłoniły tego polityka do bardziej
stonowanego spojrzenia na Rosję. Przyczynami tymi była nie tylko sama bieżąca
polityka niemiecka, ale także i rozwój całej ideologii niemieckiej2, przyjmującej
z czasem postać takiego zbioru emocji i poglądów, które nie tylko sprzyjały, ale w końcu i projektowały perspektywiczną likwidację całego narodu polskiego. Weźmy więc
ten problem pod lupę aby zobaczyć, że już w czasach przed hitlerowskich w Niemczech zaistniały podstawowe postulaty, które naziści tylko rozwinęli i wprowadzili
w życie. Zacznijmy jednak od poglądów strony polskiej na powyższe zagadnienie.
Jeden z działaczy plebiscytowych na Górnym Śląsku oraz Związku Obrony
Kresów Zachodnich, a w końcu, już w odbudowanym państwie polskim dyrektor Instytutu Bałtyckiego w Toruniu – historyk o randze uczonego – Teodor Tyc3
przedstawił kwestię szowinizmu niemieckiego w specjalnym wystąpieniu zatytułowanym Założenia i ideologia niemieckiej polityki antypolskiej4. Miało ono miej1
R. Dmowski, Niemcy, Rosja i kwestia polska, Warszawa 1991, s. 185.
Terminu tego używam za G. L. Mosse, Kryzys ideologii niemieckiej, Warszawa 1972.
3
Tak pisze o nim B. Piotrowski, O Polskę nad Odrą i Bałtykiem. Myśl zachodnia i badania
niemcoznawcze Uniwersytetu Poznańskiego, Poznań 1987, s. 46, zob. też cały rozdz. pt. Teodor
Tyc – pionier i rzecznik myśli zachodniej, s. 23-50.
4
T. Tyc, Założenia i ideologia niemieckiej polityki antypolskiej, Biblioteka Raczyńskich w Poznaniu, rkps. sygn. 1887. Tu trzeba dodać, że Tyc urodził się w Monachium i brał udział, jako
niemiecki żołnierz w I wojnie światowej. Znał więc doskonale współczesną sobie mentalność
niemiecką. W dodatku jego matka była Niemką.
2
5
Op. cit., s. 1.
P O L I T Y C Z N A
sce w Poznaniu w marcu 1923 roku. Jego treść odnosi się w większej części do
długiego okresu znacznie poprzedzającego I wojnę światową, a właściwie do całej
historii polsko-niemieckich zmagań ze szczególnym uwzględnieniem okresu II cesarstwa. Problemowe ujęcie zagadnienia opiera się według słów autora na szeregu
poważnych dzieł niemieckich, różnych broszurach politycznych i niemieckiej prasie kształtującej opinię tego społeczeństwa, co słusznie podkreślał Tyc. Badacza
tego interesuje stan utrwalony pewnych myśli, które tworzyły ideowe tło dla polityki
pruskiej wobec Polaków w ostatnim okresie jej napięcia5, a więc charakterystyka mentalności niemieckiej na tym polu oraz jej geneza. Tyc doceniał wielką siłę oddziaływania propagandy (duch potężny) zawartej w rzeczonych materiałach. Według
niego jest ona zdolna poruszać masami i kształtować ich postępowanie. Uczony
ten starał się przeprowadzać swoje refleksje również na płaszczyźnie psychologii
społecznej ówczesnego narodu niemieckiego, traktując ją jako czynnik sprawczy
konkretnej polityki, bez której to siły prowadzona antypolska działalność Niemców nie byłaby skuteczna, a więc tak groźna, jak pokazywały to fakty historyczne.
Autor Założeń i ideologii… ogranicza się właściwie do interpretacji sytuacji, jaką
znamy szczególnie z XIX wieku. Jako wytrawny historyk, poprzednie wieki, w których przebiegał Drang nach Osten oczywiście bierze także pod uwagę. Odnosi się
do nich jednak tylko jako do faktów będących materiałem używanym przez niemieckich propagandzistów do „uzasadnień” wzmagającego się w ciągu XIX-tego
wieku poczucia wyższości Niemców w stosunku do innych nacji, a w szczególności
do Słowian. Początki świadomej pruskiej polityki antypolskiej umiejscawia dopiero w okresie rozbiorowym oraz późniejszym i wiąże ją z powstaniem niemieckiego
nacjonalizmu. Ta polityka pruska – jak twierdził – stworzyła sobie teoretyczną
podbudowę i usprawiedliwienie z dawnych zaszłości historycznych, które miały
świadczyć o tężyźnie i sprawczej mocy najpierw starożytnych Germanów zalewających ziemie upadającego cesarstwa zachodnio-rzymskiego, a później w średniowieczu również zachodnich Słowian wraz z zachodnimi rubieżami Polski.
Zainteresowania przeszłością ludów germańskich sięgają w Niemczech czasów
renesansu. Wówczas to czytywano dzieło Tacyta Germania przyswajając sobie
zawarte tam opisy dokonań wojowniczych Germanów, którzy w końcu pokonali
Rzym i zniszczyli jego cywilizację. Intensyfikacja zainteresowań przeszłością germańską miała miejsce w czasach romantyzmu, który szczególnie charakteryzował
się preferencjami dla historii. W końcu tak dzieje starożytne, jak i średniowieczne
stały się rodzajem materiału napędowego dla rozwijającego się w XIX-tym wieku
nacjonalizmu niemieckiego. Żywioł germański występujący w dawnych wiekach
jawił się jako pełen siły i energii, zdobywający nowe tereny i ogarniający swoim
osadnictwem różne regiony Europy.
Podobny kult tradycji miał miejsce także i u wielu innych narodów, tracąc jednak z biegiem czasu swój dynamizm i świeżość. Ponadto najczęściej nie był powiązany z podobnymi, jak w XIX-to wiecznych Niemczech wartościami. Np. pol-
119
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
ski romantyzm wykreował mit „łagodnego Słowianina rolnika”, a nie zdobywcy
i agresora. Stąd też wynika wniosek, że sama tradycja historyczna, jako przedmiot
powszechnej atencji, a nawet i kultu nie wystarczała do wykreowania takiego ducha, jaki kojarzy się z dziejami Niemiec aż po pierwszą połowę XX wieku. W innych
krajach zabrakło tych czynników, które wzmacniały tradycję historyczną, czyniąc
z niej podkład dla szowinizmu.
Jak pisał Teodor Tyc w rozwoju narodowym Niemców gloryfikacja tężyzny germańskiej doznawała ogromnego poparcia przez pewne teorie socjologiczne, a więc tłumaczące ustrój społeczeństwa6. Pod koniec XIX wieku do Niemiec dotarły bowiem
teorie rasistowskie. Chodzi tu oczywiście o hrabiego Artura Gobineau, który
w latach 1853-1855 wydał we Francji swoją głośną pracę pt. Assai sur l, inegalite
des races humaines. Jego poglądy głoszące imperatyw rasowej czystości nie uzyskały szerszego oddźwięku w ojczyźnie autora, znajdując natomiast nieco później
chłonnych odbiorców na wschód od Renu. Według Gobineau to właśnie Germanowie znajdują się w czołówce rasy białej, najwartościowszej spośród wszystkich
ludzkich ras. Słowianie zaś są jedną z najstarszych, najbardziej zużytych, najbardziej zmieszanych, a zatem zdegenerowanych grup. Tylko przybywający z północy
Germanowie nadali im nieco spoistości.
Tego rodzaju interpretacje nadały niemieckiemu nacjonalizmowi nowej dynamiki, a przekonanie o własnej wyższości i doskonałości uzasadniane rzekomo naukowymi argumentami z czasem zaczęło przybierać kształt niezwykle dotkliwej
dla sąsiednich nacji megalomanii narodowej, która przerodziła się w niespotykany
gdzie indziej szowinizm. Oczywiście w ślad za Gobineau poszli rozmaici niemieccy
uczeni, a także różnej maści ideolodzy i politycy niemieccy, którzy opierając się na
twierdzeniach autora Eseju o nierówności ras ludzkich starali się tłumaczyć liczne
dodatnie zjawiska w dziejach cywilizacji europejskiej zbawiennym wpływem Germanów7. Typowym przedstawicielem tego kierunku myśli był zniemczony Anglik Houston S. Chamberlaine. Zyskał on w Niemczech niezwykłą popularność.
Zwolennikiem zbliżonych poglądów stał się także i Bismarck. Miał on powiedzieć:
Niemiecka germańska rasa jest niejako czynnikiem męskim, który w Europie całej występuje zapładniająco. Celtyckie i słowiańskie narody są żeńskiego rodzaju. Widziało
się to we Francji, gdy jeszcze Frankowie posiadali tam znaczenie… . także w Hiszpanii,
dopóki krew gocka tam panowała…, tak samo we Włoszech, gdzie w ziemiach północnych również Germanie główną grali rolę. Gdy żywioł germański przestał działać, nie
było już porządku. Nie inaczej jest w Rosji, gdzie germańscy Waregowie dopiero złączyli
naród ruski…8.
Podobne poglądy wyrażało bardzo wielu uczonych niemieckich zajmujących się
problematyką historyczną i kulturową, nie mówiąc już o antropologii. Przenikały
M Y Ś L
120
6
T. Tyc, Założenia…, s. 8.
Np. L. Woltman usiłował tłumaczyć osiągnięcia włoskiego renesansu twórczymi zdolnościami występujących we Włoszech potomków Germanów. Swoją hipotezę wyłożył w książce
Die Germanen und die Renesanse in Italien.
8
Zob. T. Tyc, Założenia…, s. 10, 11.
7
9
Op. cit., s 11.
L. Halban, Religia starogermańska i jej aktualne znaczenie w Niemczech, Lublin 1949, s. 53.
11
Cyt. za L. Halban, Religia w III Rzeszy, Lwów 1936, s. 164, 165.
12
T. Tyc, Założenia…, s. 12.
10
P O L I T Y C Z N A
one do szerokiego obiegu społecznego poprzez literaturę, szkołę, prasę, kształtując klimat nacechowany przeświadczeniem o własnej wyższości. Stąd brał się też
bezwzględny, zaczepny, zaborczy ton niemieckiego nacjonalizmu9.
Nacjonalizm ten skwapliwie przyswajał sobie pewne pojęcia zaczerpnięte z filozofii Fryderyka Nietschego. W wersji uproszczonej stały się też one własnością
dość szerokich kręgów społecznych, bynajmniej nie ograniczając się do koneserów zagadnień ściśle filozoficznych10. Walnie przyczyniły się one do kształtowania
mentalności niemieckiej przełomu XIX i XX wieku jednocześnie zrywając z podstawowymi wartościami chrześcijańskimi. Świadczą o tym dobitnie takie dzieła
niemieckiego filozofa, jak Antychryst–próba krytyki chrześcijaństwa lub Poza dobrem i złem.
W Antychryście czytamy: Co jest dobre. Wszystko co potęguje poczucie potęgi, wolę
do potęgi, samą potęgę człowieka, Co jest złem? Wszystko co pochodzi ze słabości. Co
jest szczęściem? Poczucie, że potęga wzrasta, że jakiś opór został przezwyciężony. Nie
zadowolenie, lecz więcej potęgi: nie pokój w ogóle, lecz wojna; nie cnota lecz dzielność
/…/. Słabi i nieudolni niech zginą: pierwsze zadanie naszej miłości ludzi. I należy im do
tego pomoc. Co jest szkodliwszym, aniżeli jakikolwiek występek? Czynne współcierpienie ze wszystkimi nieudolnymi i słabymi, chrześcijaństwo/…/. Potępiam chrześcijaństwo, podejmuje przeciwko chrześcijańskiemu kościołowi najstraszniejsze ze wszystkich oskarżeń…”. I dalej w podobnym duchu: Chrześcijańskie pojęcie Boga, Bóg jako
Bóg chorych /…/. Bóg jako duch, stanowi jednio z najbardziej skorumpowanych pojęć
Boga, jakie osiągnięto na ziemi…11.
Nietsche odrzuca dualizm dobra i zła zastępując go dualizmem: siły i słabości.
Kwestionuje też chrześcijańską koncepcję Boga.
Recepcja spłyconych poglądów Nietschego stapiała się z poglądami rasistowskimi, wzmacniając wiarę Niemców we własną wyższość i sankcjonowała w ich mniemaniu dążenia do rozprzestrzeniania się kosztem innych, słabszych zbiorowości
narodowych, co miało być zgodne z etyką tego filozofa, ale także i z „prawami
natury” ogłoszonymi przez rasizm.
Głównym kierunkiem natarcia dla uzbrojonej w taką ideologią niemczyzny był
kierunek wschodni, a więc przede wszystkim Słowianie, a wśród nich traktowany
jako główny przeciwnik Polacy. Jeśli wobec narodów południa i zachodu Europy nacjonalizm niemiecki tylko częściowo puszczał wodze wyobrażeniom o własnej wielkości12 to cała jego przemoc i pogarda spadała na sąsiadów wschodnich.
Nic więc dziwnego, że poeta, powieściopisarz i historyk Felix Dahn apoteozujący
w swoich utworach starożytnych Germanów występuje jako jeden z głównych
członków-założycieli Ostmarkvereinu. Wyraźnie uwydatnia się tutaj komplementarność jego różnych funkcji, jakie pełnił w swoim życiu. Dahn, będący profesorem
historii na uniwersytecie w Würzburgu, a potem w Królewcu i we Wrocławiu zaj-
121
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
mował się także powieściopisarstwem. Przypisuje się mu wielki wpływ na historyków niemieckich. Był autorem m.in. takich książek, jak Die Köniege der Germanen
(I tom pt. Die Wandalen wydano roku 1861) i Ein Kampf um Rom z roku 1876 i in.
Profesor Leon Halban zauważał, iż prezentowane tam opisy niszczycielskich
czynów germańskich zdobywców nie budziły u autora żadnej krytyki. O zapatrywaniach Dahna pisze co następuje: Tutaj nie skrępowana względami naukowości germańska wiara w wybraność narodu niemieckiego, rozbitego na razie na liczne szczepy,
podziw dla ich czynów niszczycielskich i odmiennej aniżeli chrześcijańska etyki wybuchają żywiołowo13.
Wymieniane tu utwory, jak i inne o podobnym charakterze stanowiły strawę duchową dla niemieckiej młodzieży w dobie II cesarstwa i później. Niektóre
z nich, jak np. Kleine Romane aus der Volkerwanderungen czy Odhin Trost doczekały się licznych wydań i budziły entuzjazm zwłaszcza młodych pokoleń Niemców.
Kształtowały ich wyobraźnię i etos. Ostatni z wymienionych tu utworów Dahna
był oparty na Eddzie14, która wraz z Nibelungami stanowiła coś w rodzaju Ewangelii dla specyficznej wiary niemieckiej wrogiej zasadniczo wszystkiemu co obce.
Wśród niemieckich historyków zorientowanych szowinistycznie na pierwszym
miejscu trzeba postawić Heinricha von Treitschkego (1834-1896). Uważa się go
za głównego twórcę nowoczesnego nacjonalizmu niemieckiego15. Ten autor pięciotomowej Historii Niemiec oraz wielu pism politycznych, a także bardzo popularnych wykładów uniwersyteckich wywarł duży wpływ na Niemców. Gloryfikował
on wojny oraz zdradzał nienawiść do katolicyzmu i antysemityzm. O jego mentalności wiele mówi taka oto wypowiedź: najwłaściwszą rzeczą jest cywilizowanie
barbarzyńskiego narodu. Trzeba mu dać do wyboru: albo będzie wchłonięty przez naród
rządzący, albo też będzie wytępiony16.
Nie można również pominąć roli Ryszarda Wagnera – kompozytora i twórcy oper osnutych na fabule mitologii germańskiej. Trudno byłoby ją przecenić,
także jako bardzo ważnego czynnika ideowego, którego udział w formowaniu
postaw nacjonalistycznych w Niemczech był wielki. Jakby uzupełnieniem tego
stwierdzenia niech będzie fakt, iż zięciem Wagnera był nie kto inny, jak Chamberlaine – autor rasistowskich Podstaw XIX wieku. Poślubił on bowiem córkę tego
kompozytora.
Wzmiankowany tu już wyżej profesor Halban zauważał: Jad mitologii germańskiej, którym zatruwano stale młode pokolenia, stawał się zaś groźniejszy w miarę
osłabiania autorytetu Pisma Świętego17 i podkopywania pozycji chrześcijaństwa
w umysłach Niemców.
Rozprzestrzeniające się poglądy rasistowskie w rozumieniu niemieckim oznaczały przekonanie, że to przyroda wyposażyła ten naród oraz jego pobratymców
M Y Ś L
122
13
L. Halban, Mistyczne podstawy narodowego socjalizmu, Lublin 1946, s. 22.
Op. cit. s. 23.
15
J. Pajewski, Niemcy na przełomie XIX i XX wieku, Łódź 1948, s. 10.
16
Cyt. Za J. Pajewski, Niemcy na przełomie…, s. 10.
17
L. Halban, Mistyczne…., s. 23.
14
18
R. Dmowski, Niemcy, Rosja…, s. 181.
H. Auerbach, Nationalsozialismus vor Hitler (w:) Der Nationalsozialismus. Studien zur Ideologie und Herrschaft. Hrsg. von. W. Benz, H. Buchheim, H. Mommsen, Frankfurt/M 1993, s. 13.
20
T. Tyc, Założenia…, s. 14.
19
P O L I T Y C Z N A
znacznie szczodrzej niż inne nacje. Tym samym przyjęto, iż przeznaczyła ich do
roli zwycięzców. W ten sposób ekspansja jako taka wymykała się spod kryteriów
etycznych, będąc rozumianą jako proces zdeterminowany i właściwy, w którego
słuszność nie należy powątpiewać. Narastanie tego typu przekonań i wynikających z nich nastrojów uzyskiwało jeszcze jedno wzmocnienie, które wydawało się
potwierdzać walory narodu niemieckiego. Wzmocnieniem tym był szybki rozwój
Niemiec w dobie II cesarstwa i ogromny rozrost ich ogólnego potencjału, nie tylko
materialnego ale i intelektualnego18.
Niemcy już wcześniej, bo jeszcze w okresie średniowiecza przejęły dużą część
dorobku krajów łacińskich pozostając z nimi w bezpośredniej styczności terytorialnej, co nie było dane Słowianom zachodnim. Niemcy w późniejszych okresach
również trwali na wysokim pułapie cywilizacyjnym. Swój rozwój i rosnącą potęgę
tym bardziej widoczną w drugiej połowie XIX wieku skwapliwie traktowali jako
potwierdzenie własnej rasowej wyjątkowości i doskonałości. Powstał więc wraz
z upływem lat szczególny stop kilku czynników, który okazywał się być coraz to
bardziej groźny dla Europy, a w pierwszym rzędzie dla Polski. Jego szczytowym
„osiągnięciem” stała się później III Rzesza. Jednak jej podstawowe elementy składowe – idee, propozycje, plany – zaistniały już wcześniej, przed wybuchem I wojny
światowej. Potem zostały one już tylko zradykalizowane i doprowadzone do ostatecznych konsekwencji19. Halban mówił nawet o wychodzeniu Niemiec z Europy,
czego przejawem miał być „wojujący germanizm” – prawdziwa dusza Niemiec.
Germanizm ów gasił, „ducha Weimaru” – synonim humanistycznych tradycji tego
kraju, które, jak chciał autor Religii w III Rzeszy, w XX wieku bardziej były wizytówką dla świata zewnętrznego, niż autentycznym odbiciem klimatu dominującego
nad Renem i Łabą.
Cytowany wyżej Teodor Tyc akcentował także i taką prawidłowość, że poczucie własnej wysokiej rangi cywilizacyjnej, nawet bez połączenia z rasizmem i elementami filozofii, np. takiej, jaką reprezentował Fryderyk Nietsche, też może stać
się groźnym czynnikiem stymulującym zaborczość na płaszczyźnie politycznej.
Autor Założeń i ideologii niemieckiej…, przypominał, że Goethe przecież daleki od
ducha prusactwa, był autorem projektu germanizacji ziem polskich włączonych
do Prus w wyniku rozbiorów. Projekt ten powstał po odbytej przez poetę podróży
po Górnym Śląsku i ziemi krakowskiej. O motywacji, które przyświecały twórcy
projektu informuje już sam jego tytuł: Um eine höhere Kultur der nideren Classen
zu bewirken20. Przekonanie o walorach kultury niemieckiej nawet bez wsparcia ze
strony nastawień właściwych skrajnemu nacjonalizmowi mogło i w wielu wypadkach rzeczywiście prowadziło do mniemania, iż inne, mniej posunięte w rozwoju
cywilizacyjnym grupy trzeba podporządkować kulturze niemieckiej czyli je wynarodowić. Przykładem był wspomniany tu Treitzschke.
123
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
Tyc konkludował: poczucie wyższości cywilizacyjnej było u Niemców niezwykle silne. Samo przeciwieństwo miejskiej kultury niemieckiej do pierwotniejszego życia polskiego odbywającego się przeważnie na wsi, obserwowane przez wieki całe musiało dostarczać coraz nowych argumentów dla tego samopoczucia wyższości cywilizacyjnej21.
Stało się ono jednym z czynników polityki antypolskiej. Powyższy problem celebrowali również rozmaici niemieccy literaci. Wspominany już wyżej Felix Dahn
jako powieściopisarz nie stanowił tu żadnego wyjątku. Kolejną postacią ze świata
literatury, o której warto wiedzieć był pochodzący z Kluczborka Gustaw Freitag
(1810-1895). W powieści Soll und Haben dotyczącej czasów powstania w Wielkopolsce w latach Wiosny Ludów przeciwstawia on świat szlacheckiej i chłopskiej
Polski „rzetelnej” i „prawej kulturze niemieckiego mieszczaństwa”22. Inna powieść
Freitaga również o antypolskiej wymowie to Die Ahnen. Tam przeciwieństwo dwu
światów przeprowadzone jest przez wieki, aż do sugerowanego pobytu starożytnych Germanów nad Wartą i Wisłą. Zarówno Die Ahnen (1880), jak i wydane
wcześniej, bo w 1867 roku Bilder aus der deutschen Vergangenheit stały się czymś
w rodzaju narodowych epopei i zostały zaliczone do lektur w pruskich szkołach23.
Taka działalność i wynikająca z niej indoktrynacja będąca wynikiem spojenia przekonania o własnej wyższości rasowej z poczuciem przesadzonej lub nawet i prawdziwej wyższości cywilizacyjnej wytworzyła u Niemców co najmniej
w dobie II cesarstwa szczególnie zwartą oraz arogancką i ekspansywną formacją
umysłową24.
I tu przywołamy raz jeszcze konstatacje Tyca, który m.in. pisał: Gdy w drugiej
połowie wieku XIX-tego dzięki polityce Bismarcka Prusy zdobyły hegemonię wśród
państw niemieckich i w 1871 r. utworzyły nowożytne cesarstwo niemieckie, wtedy
wszystkie owe teorie o własnej wyjątkowości przeniosły się z krainy marzeń w dziedzinę
rzeczywistości. Własne potężne państwo pozwalało na realizację najśmielszych teorii.
Nowe Niemcy poczuły się od razu spadkobiercą i wykonawcą najbujniejszych marzeń
o wielkości, potędze i zasługach narodu niemieckiego25.
Mając stale na uwadze problem, w jaki sposób Niemcy okresu pomiędzy zjednoczeniem po wojnie francusko-pruskiej, a I wojną światową zapatrywały się na
swój dziejowy stosunek do Słowian, a w szczególności do Polaków, nie możemy
zapominać o znaczeniu połączenia dwóch momentów: niemieckiego przekonania
o szczególnej wartości rasy germańskiej i nadzwyczajności osiągniętej przez nią
kultury. Niemniej jednak również bardzo ważnym czynnikiem dla kształtowania
się szowinistycznego nacjonalizmu niemieckiego, a więc i stosunku do politycznych przeciwników była zarysowująca się w wieku XIX stopniowa erozja chrześcijaństwa przebiegająca w tym kraju. Dotyczyła ona w pierwszym rzędzie protestantyzmu. Erozja ta oznaczała ni mniej ni więcej tylko stopniową zmianę społecznego
M Y Ś L
124
21
Op. cit., s. 15.
Loc. cit.
23
L. Halban, Mistyczne…, s. 22.
24
T. Tyc, Założenia…., s. 16.
25
Op. cit., s. 16.
22
26
Pod tym pojęciem rozumiano szeroko zakrojone badania nad krajami Europy Środkowo-Wschodniej. W Polsce określenie to miało pejoratywny wydźwięk, jako że badania takie prowadzone w Niemczech były bardzo mocno upolitycznione i połączone z tendencyjną deprecjacją
kultury i historii Słowian.
27
T. Tyc, Założenia…, s. 22.
P O L I T Y C Z N A
etosu, co odbijało się także na stosunku do drugiego człowieka i innych nacji. Proces ten nabrał w Niemczech specyficznego charakteru i w zasadzie nie pokrywał
się z liberalną laicyzacją, która nie wykluczała przecież zasad humanizmu. O ile
procesy laicyzacyjne nurtujące zachodnią Europę od końca XVIII wieku przyczyniły się do rugowania wierzeń religijnych i godziły w sferę dogmatów, zachowując
jednak ogólny zrąb etyki humanistycznej oddziedziczonej po chrześcijaństwie,
to „mistycyzm germański” niósł ze sobą najpierw erozję, a w końcu i rewolucję
w obrębie sfery etyczno-moralnej. Tak więc praktyczny wymiar społeczny zachodzących zmian był już zupełnie inny w porównaniu z tzw. „laicyzacją”. Z czasem
nowy etos stawał się podłożem dla szowinistycznego nacjonalizmu, który absolutyzując naród, można by rzec, stwarzał zapotrzebowanie na etykę relatywną
i odchodził od uniwersalizmu. Wtedy jednym z głównych postulatów stała się
koncepcja odrębnej etyki dla danego narodu, w tym wypadku Niemców, wyprowadzanej z jego, jak zakładano, specyficznego i niepowtarzalnego ducha.
Procesu takiego, nabierającego podobnych rozmiarów i jakości, trudno by było szukać w jakimś innym kraju przynależnym do kręgu cywilizacji europejskiej.
Zanim podejmiemy ten wątek, który jest trudny do przecenienia, bo ułatwił on
wydatnie brutalizację polityki, zatrzymajmy się jeszcze przy kwestii niemieckich
wizji historycznych w kontekście Słowiańszczyzny i Polski.
Już sama apoteoza plemion germańskich musiała wytworzyć u Niemców agresywne nastawienia do ich wschodnich sąsiadów. Umiejscawianie starożytnych Germanów na ziemiach późniejszej Polski i Ukrainy zanim wyruszyli oni na podbój
cesarstwa rzymskiego stanowiło pożywkę dla idei uznania dorzecza Odry, Wisły,
a nawet i Dniepru za jakby przyrodzoną własność Germanów. Tak więc historyczne
wizje z czasem przekuwały się w konkretne plany polityczne o charakterze roszczeń terytorialnych w stosunku do narodów sąsiednich. W Niemczech uznano, iż
średniowieczny napór cesarstwa na Słowian zachodnich był zapoczątkowaniem
sprawiedliwego dążenia do „regermanizacji Wschodu” rozpisany na wiele etapów,
do których zaliczono i kolonizację na prawie niemieckim w wiekach średnich i różne
podboje orężne. Antypolska polityka pruska zaczęła jawić się Niemcom jako kolejny
odcinek tego procesu dziejowego znajdując w nim swoje uzasadnienie. W takiej sytuacji historiografia niemiecka, choć trzeba przyznać, że nie w 100 procentach, staje
się orężem politycznym. Jego uosobieniem jest tzw. Ostforschung26.
Według Tyca, ale podobne sądy głosili także i inni polscy historycy wszystko
to, co było przedtem, od Wandalów i Burgundów począwszy, zostało w opinii Niemiec
nowoczesnych dostosowane i dostrojone do tego właściwego efektu, jakim są rozbiory27.
I dalej: Rozbiory więc zdaniem ich (Niemców B.G.) nie były tylko aktem gwałtu politycznego, tylko zrozumiałą koniecznością, owocem wieki całe trwającego wysiłku
125
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
narodu niemieckiego na wschód, dla odzyskania dawnych siedzib Wandalów i Burgundów28.
W ten sposób historia w opinii niemieckiej stała się uzasadnieniem wschodnich
granic II Cesarstwa, które odcinało szmat ziem polskich od reszty kraju zabiegając
z dużym wysiłkiem i nakładem kosztów o ich germanizację. Z ziem tych w żadnym wypadku nie można było zrezygnować. Tu znajdowały zakotwiczenie także
późniejsze rewizjonistyczne dążenia Niemiec, zarówno tych „weimarskich”, jak
i znajdujących się pod władzą narodowych socjalistów. Z takiego źródła wyrastały
także tendencje do unieszkodliwienia Polaków jako narodu posiadającego swoje
określone terytorium i swoją tożsamość kulturową.
Samo jego istnienie nad Wartą i Wisłą przeszkadzało już wyżej przedstawionej
niemieckiej tendencji do rozprzestrzeniania się na wschód. Przeprowadzeniu takich planów miały służyć: kolonizacja oraz gospodarcze przeorganizowanie i podporządkowanie kolejnych ziem polskich. Profesor Halban nieco inaczej interpretował zagadnienie. Starając się ująć istotę duchowego rozwoju Niemiec sięgał daleko
wstecz. Wspominał nawet postacie średniowiecznych mistyków, jak mistrza Eckharda29 czy Jakuba Böhme30 oraz wielu innych z obszaru czasowego wczesnej nowożytności. Poważnego zagrożenia dopatrywał się nawet w samej reformacji i jej
poglądach na kwestie predestynacji, podniesionej w bardziej umiarkowanym wymiarze przez Lutra i bardziej radykalnym przez Zwinglego i Kalwina. Predestynacja
jednostki – pisał – potem grupy wyznaniowej została rozszerzona na cały naród31. Według niego powstały w Niemczech w XVI wieku pietyzm stawiał w ogóle pod znakiem
zapytania wszelki Kościół protestancki32, a indywidualne prawo do interpretowania
Pisma Świętego uległo w obrębie pietyzmu daleko idącemu rozszerzeniu, co było
tym łatwiejsze, że nie istniała tam już uznana autorytatywna wykładnia. Wszystkie te zmiany i cała ewolucja protestantyzmu w Niemczech, która jako zagadnienie
samo w sobie nas tu nie interesuje, zrelatywizowały do pewnego stopnia protestanckie chrześcijaństwo. Coraz częściej obok tracących na znaczeniu prawowiernych konserwatystów protestanckich, spotyka się w Niemczech panteistów, deistów i teistów. Pojawiają się nawet głosy o potrzebie nowej religii i o przeżyciu się
już chrześcijaństwa. Jednym z nich był głos Edwarda von Hartmanna (1842-1906)
wyrażony w książce Die Selbstzersetzung des Christentums und Religion der Zukunft.
Inną jego książką jest Die Krisis des Christentums in der modernen Theologie33.
Warto tu dodać, że Hartmann uczestniczył w walce z Kościołem katolickim
w prowadzonym przez Bismarcka Kulturkampfie. Wówczas to odnosił się wrogo
do Polaków operując nawet hasłem ich wytępienia (Ausrotten)34.
M Y Ś L
126
28
Loc. cit.
L. Halban, Mistyczne…, s. 10.
30
Op. cit., s. 12, 13.
31
Op. cit., s. 15.
32
Op. cit., s. 13, 14.
33
Pierwsza z tych książek W. Hartmanna została wydana w 1874 roku, druga zaś w roku 1880.
34
J. Feldman, Bismarck wobec Kościoła katolickiego, Przegląd Powszechny, 1932, luty, s. 136.
29
35
W języku polskim zob. Ż. Bugajska-Moskal, Paul de Lagarde jako reformator religijno-polityczny, artykuł w: Nacjonalizmy różnych narodów – perspektywa politologiczno-religioznawcza,
pod. red. B. Grott i O. Grott, Kraków 2012. Tam podana ważniejsza literatura.
36
P. de Lagarde, Nationale Religion, Jena 1934, s. 6.
37
Tamże, s. 10.
38
P. de Lagarde, Deutsche Schriften, t. 1, s. 45.
39
Loc. cit.
40
J. Becker, Paul de Lagarde, Lübeck 1935, s. 5.
P O L I T Y C Z N A
Proces relatywizacji chrześcijaństwa można obserwować studiując prace rozmaitych niemieckich myślicieli. Było ich wielu. Nie sposób jest tu poświęcić im
wszystkim uwagi. Poprzestaniemy więc na wymienieniu jeszcze paru nazwisk
i krótkich charakterystykach poglądów noszących je osób.
Jednym z najważniejszych był Paul de Lagarde (1827-1891) – orientalista
i profesor teologii w Getyndze i innych niemieckich uniwersytetach. W ostatnich
latach życia został też radcą dworu, co było wówczas zaszczytem wyróżniającym
bardziej eksponowanych profesorów. Mimo tego był on jednak jeszcze pewnym
ewenementem wśród współczesnych sobie niemieckich teologów. Z czasem jego
poglądy stały się jednak w Niemczech popularne, o czym świadczą liczne wydania
jego prac oraz prace historyczne poświęcone jego osobie35. Zaczął on propagować
swoistą „religijność germańską”, co oznaczało odstąpienie od protestanckiej ortodoksji. Taką ocenę de Lagarda zawiera książka W. Hartmanna z 1933 roku pt. Paul
de Lagarde ein Prophet deutschen Christentums.
De Lagarde podobnie jak Edward von Hartmann stanął na stanowisku, że dla
Niemiec niezbędna jest nowa religia. W małej książeczce zatytułowanej Nationale Religion pisał: To czego Niemcom potrzeba, to nie katolicyzmu z odjęciem papieża
i kilku innych rzeczy katolicyzmowi właściwych oraz nie chrześcijaństwa z mniejszą
lub większą liczbą dogmatów lecz nowego życia36. I kilka stron dalej: … narodowo-niemiecka religia odpowiada ustalonej przez Boga istocie narodu niemieckiego37.
De Lagarde oceniał protestantyzm jako siłę, która pozwoliła wyzwolić się spod
wpływu katolicyzmu jako naleciałości kulturalnej szkodliwej dla Niemców i ich
ducha. Ponieważ jednak protestantyzm zaczął ulegać rozkładowi, to wraz z nim
w przeszłość zaczęły odchodzić widoczne w nim jeszcze niektóre cechy katolickie38. Poza tym, jak mniemał de Lagarda protestantyzm nie nadawał się do stworzenia nowej religii lub raczej do objawienia starej prawdziwej religii germańskiej39.
Nie miejsce tu na bardziej wnikliwe roztrząsanie zagadnienia, jaki był model
religijności zawarty w tekstach de Lagarda. Powinien on stanowić przedmiot zainteresowania przede wszystkim historyków czy psychologów religii. Nas interesuje
tu tylko jego rola jako myśliciela, który przyczynił się do osłabienia ortodoksyjnego protestantyzmu w Niemczech, co w dalszej konsekwencji sprzyjało kształtowaniu się nowego etosu, który zapowiadał nowy styl niemieckiego życia i niemieckiej
polityki zgodnej z duchem rozwijającego się w XIX wieku nacjonalizmu. Etos ten,
co podkreślamy tu jeszcze raz, odbiegał znacznie nie tylko od wartości liberalnych,
które de Lagarde stanowczo odrzucał40, ale także od tradycyjnych zasad etycznych
powiązanych z uniwersalizmem chrześcijańskim.
127
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
Osobowość tego teologa i nacjonalisty kształtowała się w klimacie romantyzmu, pod wpływem niemieckiej mitologii przekazywanej przez Jakuba Grimma,
na tekstach Wolframa von Eschenbacha i utworach Görresa i in. De Lagarde odrzucał reakcjonizm, jaki funkcjonował w Niemczech w połowie XIX wieku. Sam
uważał siebie za „radykalnego konserwatystę”, ale nie sympatyzował jednak
z żadną z istniejących niemieckich partii. Podziwiał politykę Bismarcka, która
doprowadziła do zjednoczenia Niemiec, ale również miał mu za złe, iż „żelazny
kanclerz” nie wytknął im żadnych nowych dziejowych celów. Przesyłając mu
w darze swoje polityczne dzieło Deutsche Schriften uczynił w dołączonym liście
z dnia 6 czerwca 1886 roku takie oto wyznanie: Ja służę pod inną bronią niż Wasza
Książęca Mość, ale temu samemu ziemskiemu i niebiańskiemu Królowi co Pan, i chcę za
to samo walczyć, a w razie potrzeby zginać, jak Pan za prawdziwą, a więc wieczną cześć
niemieckiej Ojczyzny. Nauczyliśmy się od Moltkego, że maszeruje się osobno, aby będąc
zjednoczonym zwyciężać. Niech mi Wasza Książęca Mość zezwoli na to pierwsze i da
nadzieję na to drugie 41.
De Lagarde odrzucał idee oświecenia. Przejął natomiast od Fichtego organiczną
koncepcję narodu, który był dla niego bytem prymarnym w stosunku do państwa,
co znowu różniło go od Hegla42. Państwo de Lagarde traktował tylko jako formę
bytowania narodu43.
Znaczenie tego myśliciela dla naszego tematu da się sprowadzić do dwóch zasadniczych kwestii. Jako myśliciel polityczny widział on w II Rzeszy jedynie punkt
wyjścia dla stworzenia wielkich Niemiec, a nie stan już zadawalający ambicje narodowe44. Dlatego też był ostrym krytykiem zastanych stosunków. Po drugie myślał
o osiągnięciu jedności duchowej Niemców, czemu na przeszkodzie stał ich podział
religijny na katolików i protestantów. Protestantyzm uważał de Lagarde za siłę
słabnącą, o czym świadczył stan świadomości zlaicyzowanego już w dużej mierze
społeczeństwa niemieckiego oraz stan kościołów protestanckich, czego przyczyną
była także liberalna krytyka religii mająca miejsce w Niemczech45. Jak widać polityka krzyżowała się u autora Deutsche Schriften z problematyką religijną stanowiąc razem z nią jedną całość.
De Lagarda odrzucał Stary Testament46. Zerwał z uniwersalizmem chrześcijańskim oraz podkreślał konieczność osiągnięcia własnej, z niemieckiej duszy zrodzonej pobożności. Charakteryzowało go też specyficzne ustosunkowanie się do
Nowego Testamentu oraz osoby Chrystusa, co godziło mocno w dotychczasowe
zasady religijne oraz traktowanie wpływów kulturowych katolicyzmu jako krępujących naturalny rozwój kultury niemieckiej47. Myśl de Lagarda ułatwiała więc
M Y Ś L
128
41
Op. cit., s. 11.
Op. cit., s. 27.
43
Op. cit., s. 26.
44
Op. cit., s. 29.
45
L. Halban, Mistyczne…, s. 24.
46
Becker, Paul de Lagarde…, s. 15.
47
P. de Lagarde, Nationale Religion, s. 23, 24.
42
48
Zob. F. W. Haack, Neopoganizm w Niemczech. Powrót Wotana - religia krwi, ziemi i rasy, Kraków 1999, passim: L. Halban, Religia w III Rzeszy, rozdz. Neopoganizm, passim.
49
J. Becker, Paul de Lagarde, s. 10.
50
P. De Lagarde, Nationale Religion, s. 3.
51
K. Scholder, Die Kirchen und das Dritte Reich, Frankfurt/M 1977, t. 1, s. 103.
52
Op. cit., s. 104.
53
G. L. Mosse, Kryzys ideologii…, . s. 61.
54
D. Mendlewitzsch, Volk und Heil. Vordenker des Nationalismus im 19 Jahrhunderts, Rhede-Wiedenbruck 1988, s. 122.
P O L I T Y C Z N A
dalsze rozsadzanie chrześcijaństwa i stopniowe zajmowanie miejsca ortodoksji
protestanckiej, czy nawet i katolickiej przez nowe propozycje religijne, które określano jako „zgermanizowane chrześcijaństwo”. W ostatecznym rozrachunku skutkowało to wypłukiwaniem z tej religii podstawowych pierwiastków, co w dalszej
kolejności ułatwiło rozwój koncepcji neopogańskich już frontalnie zwalczających
chrześcijaństwo48.
De Lagarde był uważany przez wielu mu współczesnych za utopistę. Zwalczano
go nawet oraz przemilczano49. Jego wizje zawierały ideę wielkich Niemiec zunifikowanych jakąś nową wersją religijności, której zresztą sam nie określił dokładnie. Myślał o kościelnym zjednoczeniu Niemiec. Role de Lagarda w stosunku do
kwestii nowej religii dla Niemiec dobrze oddaje taka jego wypowiedź: Nie jest naszym zadaniem stworzenie narodowej religii. Religii się nie stwarza, objawiają się one.
Musimy jednak wszystko uczynić, co jest potrzebnym, by utorować drogę religii narodowej oraz przygotować naród do przyjęcia tej religii. Jeżeli Niemcy mają stać się nowym
krajem, to w istocie rzeczy musi być nie protestancką, a więc nie poprawioną starą, musi
być nie katolicką, gdyż musi być wyłącznie dla Niemiec, jeżeli jej przeznaczeniem jest
stanie się duszą Niemiec50.
De Lagarde określał współczesne mu chrześcijaństwo jako formę zniekształcenia prawdziwej nauki Jezusa zawartej w Ewangelii. Odpowiedzialnym czynił
św. Pawła, który, jak głosił, miał wprowadzić do Kościoła Stary Testament, faryzeuszowską egzegezę, żydowską teorię ofiary oraz żydowski pogląd na historię,
mimo sprzeciwu pierwotnej gminy chrześcijańskiej51.
De Lagarde oczekiwał od państwa współdziałania w procesie kreowania „niemieckiej religii narodowej” według jego własnej koncepcji. Współdziałanie to
miałoby polegać na tworzeniu dogodnych warunków dla szermierzy nowej wiary. W ich obręb wchodziłoby likwidowanie na uniwersytetach fakultetów teologii
i zakładanie w ich miejsce innych, gdzie nowi „reformatorzy”, biorąc rzecz najogólniej, mogliby bez przeszkód dokonywać oczyszczania nauki Jezusa z „naleciałości żydowskich”52.
Jak wspomniano wyżej, z biegiem czasu te idee zaczęły zapuszczać korzenie. Po
I wojnie światowej zakładano nawet wiejskie osiedla, aby tam kultywować „lagardowsko-germańską religię”53.
De Lagarde zarysował również wizję wielkich Niemiec obejmujących całą Europę Środkową. Sugerował konieczność germanizacji tych obszarów poprzez zainicjowanie tam osadnictwa niemieckiego54. Polaków, Czechów, Żydów i innych
129
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
zamieszkujących tam uważał za wrogów. Nie był jednak rasistą. Podobno posiadał
nawet przyjaciół wśród Żydów. Jak to wynika z dat publikowania w Niemczech
głównych tekstów, które stanowiły wykład poglądów rasistowskich, pojawiły się
tam one już po śmierci de Lagarda55. Ubolewał on także nad opuszczaniem przez
duże liczby Niemców własnego kraju i dlatego chciał skierować ich do środkowej
Europy, powiększając w ten sposób potencjał Rzeszy i narodu niemieckiego. Był
też zdania, że germanizacja Europy Środkowej byłaby czynnikiem chroniącym
Niemcy przed Rosją56. Snuł plany, które wyprzedzały ówczesne oficjalne poglądy, ale które już niedługo po śmierci autora Deutsche Schriften (1891 r.), jeszcze
przed I wojną światową były rozwijane i jakby uzupełniane o nowe wątki łącznie
z rasizmem. Z czasem stawały się coraz popularniejsze w Niemczech. Jak wynika z powyższych uwag działalność myślowa de Lagarda miała duże znaczenie. Stał
się on ważnym etapem na drodze rozwojowej niemieckiego nacjonalizmu57.
Jak już wspomniano dalszym rozwinięciem tendencji do rewidowania i krytyki
nauki chrześcijańskiej posuwającym się aż do całkowitego zanegowania tej religii
i związanych z nią wartości stały się niemieckie ruchy neopogańskie. Ich początki
miały miejsce w pierwszej dekadzie XX wieku. Ruchy te ogłaszały otwartą nienawiść do Chrystusa i etyki chrześcijańskiej głosząc powrót do wierzeń starogermańskich58. W roku 1907 profesor Ludwig Fahrenkrog powołał do życia Germanische
Glaubensgemeinschaft. Organizacja ta wydawała pismo o znamiennym tytule Germanischer Glaube. Miało ono spory zasięg i oddziaływanie wśród Niemców. W następnych latach rozwijają działalność Geselschaft Wodan, Germanische Gemeinschaft,
Nordkult i inne. W 1911 roku E. Hunkel zakłada Deutschgleubige Gemeinschaft oraz
Deutscher Orden. Ruchy neopogańskie w Niemczech osiągnęły swoje apogeum po
I wojnie światowej. Po upadku III Rzeszy ich działalność zamarła, ale w latach osiemdziesiątych wieku XX znowu dało się zauważyć w Niemczech ich ożywienie.
Dla kształtowania duchowego oblicza Niemiec w XIX wieku i później oraz charakteru ich nacjonalizmu, wielkie znaczenie miały też poglądy nie licznych w tym
kraju filozofów. Poza Fryderykiem Nietsche, który głosił świetnie wpasowującą
się w skrajny nacjonalizm niemiecki ideę „nadczłowieka”, ważną rolę pełniła także
myśl Fichtego oraz Hegla. Ten drugi został później uznany za protoplastę modelu
państwa totalnego59. Dla Hegla celem państwa, które jest dla niego urzeczywistnieniem idei moralnej, nie jest bynajmniej jednostka, która w innych systemach
myślowych ma podstawowe znaczenie. Nic więc dziwnego, że na podstawach neohegeliańskich oparł swoją doktrynę państwa włoski faszyzm60. Hegel był także
M Y Ś L
130
55
Chodzi tu o głośną książkę A. Gobineau, Essai sur l,inegalite des races humanes – (Versuch
über die Ungleichheit der menschlichen Rassen). Wydano ją w Niemczech w Stuttgarcie dopiero
w 1898 roku, a S. Chamberlaine, Die Grundlagen des XIX Jahrhunderts w roku 1899.
56
J. Becker, Paul de Lagarde, s. 38, 40.
57
Op. cit., s. 11
58
Zob. przypis 60.
59
Bp. J. Stepa, Filozoficzne podstawy heglowskiej teorii państwa, Włocławek 1936, s. 5, 10;
tenże, U źródeł niemieckiego totalitaryzmu, Warszawa 1938, passim.
60
M. Prėlot, Państwo faszystowskie, Warszawa 1939, passim.
61
L. Halban, Mistyczne…., s. 16.
B. Suchodolski, Dusza niemiecka…, s. 24, 25.
63
Op. cit., rozdz. Przeciw religii chrześcijańskiej.
64
Op. cit., rozdz. Prawda i fałsz.
65
Op. cit., rozdz. Dobro i zło.
66
Por. Z. H. Conrad-Martius, Utopien der Menschenzüchtung. Der Sozialdarwinismus und seine
Folgen, München 1955, passim.
67
Zob. przypis 60 oraz R. Opulski, Narodowy socjalizm jako religia polityczna (w:) Różne oblicza nacjonalizmów. Polityka-religia-etos, pod. red. B. Grotta, Kraków 2010, s. 295-310.
62
P O L I T Y C Z N A
piewcą wojny jako gwarantki „moralnego zdrowia narodów”61. Taki właśnie kult
wojny, a co za tym idzie i siły, połączony z uznaniem państwa jako celu najwyższego miały odegrać w historii Niemiec wielką rolę. Nie tworzył on sprzyjającego
klimatu dla zakorzenienia się w Niemczech idei liberalnych, które w ciągu XIX wieku przenikały narodowe organizmy Francji czy Anglii nie mówiąc już o Stanach
Zjednoczonych. Kwestia ta również stanowi o specyfice Niemiec.
Interpretacji funkcji filozofii niemieckiej dla całokształtu duchowości tego narodu i w dalszej konsekwencji jego politycznych inklinacji dokonał pedagog i filozof, profesor Bogdan Suchodolski w pracy Dusza niemiecka w świetle filozofii. Okazał się on bardzo radykalny w sądach o kulturze niemieckiej, której ducha miała
wyrażać właśnie analizowana przez niego filozofia. Najgłębszym życzeniem i najgłębszą ambicją filozofów niemieckiego idealizmu, pisał Suchodolski – było stworzenie filozofii, która by zastąpiła przestarzałą religię62. Uznał on tę filozofię jako
myśl wymierzoną w religię chrześcijańską63, tradycyjne antyczno-chrześcijańskie
pojmowanie prawdy i fałszu64 oraz tradycyjne poglądy na dobro i zło65.
Druga połowa XIX wieku to epoka wielkiego rozwoju nauk, także i przyrodniczych. Wtedy to pojawia się teoria Darwina, która twierdzi, iż gatunki lepiej rozwinięte wypierają inne, słabsze oraz bardziej prymitywne. Rzutowanie tej teorii
na świat ludzki stało się przyczyną ukształtowania się darwinizmu społecznego, formuły, która spełniała rolę legitymacji dla wielu koncepcji propagujących
brutalną walkę, a nawet eksterminację słabszych66. Socjaldarwinizm stał się też
doktryną zazębiającą się z rasizmem. Większości socjaldarwinistów chodziło o
dowartościowanie i rozprzestrzenianie się ludów północnoeuropejskich, a więc
germańskich, które miały według nich przedstawiać sobą najwyższą formę rozwojową i co z tego wynika czołówkę ludzkości. Zgodnie z przekonaniami piewców
wyjątkowości i wyższości „krwi germańskiej” zbudowanymi na gruncie tendencyjnie interpretowanej historii oraz rasizmu i socjaldarwinizmu, gdzie należało
sankcjonować niszczenie słabszych i odmawiać im w myśl takiej ideologii prawa
do bytu, skoro nie byli w stanie dawać należytego odporu. Nacjonalizm niemiecki, będący nośnikiem takich „wartości” opartych na pseudonaukowych teoriach
i swoistej mistyce, stawał się coraz bardziej groźnym czynnikiem wśród społeczeństw europejskich przełomu XIX i XX wieku. W końcu zderzył się on z duchem
nauki chrześcijańskiej starając się rozerwać nakładane przez nią etyczne hamulce.
Ostatecznym efektem takiego trendu stały się parareligijne ruchy neopogańskie
i niemiecki narodowy socjalizm jako światopogląd i doktryna polityczna67. Tego
131
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
typu tendencji nie wykazywał żaden z nacjonalizmów funkcjonujących w krajach
kręgu kultury łacińskiej68.
Zbliżając się do końca niniejszego zarysu, który w zamiarze autora miał jedynie
uzmysłowić czytelnikom zagrożenia, jakie stanowiły w okresie do I wojny światowej, nie tylko dla samej idei odbudowania państwowości polskiej, ale i dla całego
narodu polskiego, nie tylko w wymiarze narodowym ale i indywidualnym (projekty wysiedleń). Weźmy pod lupę jeszcze kilka węzłowych wątków, które pojawiły
się w obrębie „niemieckiego odrodzenia”, do którego wzywali rożni niemieccy ideolodzy na przełomie XIX i XX wieku. Jak się okazuje stanowiły one części składowe później ostatecznie wykrystalizowanej w okresie międzywojennym ideologii
niemieckich narodowych socjalistów.
Z. H. Conrad –Martius stwierdza: program narodowych socjalistów rozwinął się
już pięćdziesiąt lat wcześniej przed dojściem NSDAP do władzy69. Inny historyk
H. Auerbach zajmuje takie samo stanowisko – pisząc: …narodowy socjalizm nie został przez Hitlera stworzony. W mowach i wypowiedziach na piśmie z jego pierwszych
lat nie znajdujemy oryginalnych myśli. Wszystko to było już wcześniej, zostało tylko
przez niego przyjęte i najwyżej zradykalizowane i wystylizowane do rangi politycznego
wyznania wiary70 .
Przyjrzyjmy się więc bliżej tym prapoczątkom narodowego socjalizmu ujawniającego się już w latach drugiego cesarstwa. Między innymi reprezentowali je tacy
różniący się zresztą znacznie między sobą ideolodzy czy „wizjonerzy”, jak: Friedrich Lange, Josef Ludwig Reimer czy Lanz von Liebenfels. Działalność ich przypada na koniec XIX wieku i sam początek wieku XX. Szczególnie dwóch ostatnich
z wymieniowych właśnie przyciąga uwagę, gdyż przypisuje się im wielki wpływ na
wyobrażenia i plany Hitlera.
Pierwszy jest autorem książki o wymownym tytule Reines Deutschtum – Grundzüge einer nationalen Weltanschaung71, drugi podjął zbliżoną problematykę w książkach Ein pangermanisches Deutschland72 i Grundzüge deutscher Wiedergeburt ! Rassenpflege, Staats und Sozialpolitik, Religion und Kultur73. U obydwu tych autorów
pojawia się pojęcie „niemieckiego odrodzenia”. U Langego tak został zatytułowany jedynie jeden z rozdziałów, natomiast Reimer afiszuje się z taką ideą już nawet w tytule swojej drugiej książki. Niemniej jednak tak u jednego, jak i drugiego
słowo to ma takie samo i to bardzo istotne znaczenie. Pod pojęciem „odrodzenia”
kryje się bowiem dążność do zbudowania wielkiego mocarstwa niemieckiego,
obejmującego także obszary Europy Środkowo-Wschodniej oraz unarodowienie
i wchłonięcie niemieckiego socjalizmu poprzez pozbawienie go charakteru ide-
M Y Ś L
132
68
O tendencjach neopogańskich we Włoszech zob. M. Prelot, Państwo faszystowskie, Warszawa 1939, s. 145
69
Z. H.Conrad-Martius, Utopien…, s. 238.
70
H. Auerbach, Nationalsozialismus vor Hitler, s. 13.
71
Książka została wydana w roku 1904 w Berlinie.
72
Książka została wydana w roku 1904 w Lipsku.
73
Książka została wydana w roku 1906 w Lipsku.
74
J. L. Reimer, Ein Pangermanisches Deutschlan, passim.
F. Lange, Op. cit. s. 78.
76
Op. cit., s. 111 i nast.
77
Op. cit., s. 115.
78
Op. cit., s. 113.
79
Op. cit., s. 118.
80
Op. cit., s. 123.
81
Op. cit., s. 127.
82
Op. cit., s. 203, 215.
83
J. L. Reimer, Grundzüge deutscher Wiedergeburt! Rassenpflege, Staats – und Sozialpolitik,
Religion und Kultur, Leipzig 1906, s. 1.
84
Loc. cit.
75
P O L I T Y C Z N A
ologii internacjonalistycznej. Reimer, co trzeba podkreślić, szeroko propaguje rasizm, który ma się według niego stać podstawą nowej rzeczywistości niemieckiej.
Jego wielkie Niemcy powinny mieć charakter „pangermański” i nordyczny74.
Lange postuluje wprost aby socjalizm objął także stan średni i został przetworzony w narodowy system gospodarczy75. Istniejącą niemiecką socjaldemokrację
uznaje on za etap przejściowy do postulowanego przez siebie socjalizmu o charakterze narodowym.
W końcu zadaje różne pytania odnoszące się do religii. Jedno z najważniejszych brzmi: czy chrześcijaństwo może doprowadzić Niemcy do odrodzenia narodowego w takim sensie w jakim rozumiał on to pojęcie?76. Poza artykułowanymi przez niego wątpliwościami dotyczącymi organizacyjnej strony niemieckiego
protestantyzmu 77 czy krytyki katolickiego duchowieństwa, które wg niego nie
przywiązuje należytej wagi do kwestii narodowych78, padają na kartkach książki
Langego słowa powątpiewania w sens zasad etycznych, krzewionych przez naukę
chrześcijańską, jak np. „miłuj bliźniego swego jak siebie samego”,79 które Lange
uznaje za nierealne w życiu praktycznym odwołując się do „dziedzicznego idealizmu Aryjczyków”. Widać tu pewne podobieństwa do idei Paula de Lagarde. Lange
żąda jednak aby „krew” była jedynym suwerenem ludzkiego życia80, co oznaczało
odwrócenie się plecami do chrześcijaństwa i jego etyki. Przewiduje też stopniowe
obumarcie tej religii81. Wysuwa propozycję niemieckiej kolonizacji na wschodzie
i w obrębie Austro-Węgier82, w czym kontynuuje myśl de Lagarda. Natomiast novum w stosunku do poglądów tego ostatniego stanowi problematyka rasistowska
w duchu Gobineau oraz akceptacja atrakcyjnych dla skrajnego nacjonalizmu niemieckiego poglądów Fryderyka Nietschego.
Daleko szerzej propaguje rasizm w swojej książce Reimer. Uważa on, że podstawą jego propozycji jest nauka, która jak zapowiada w przedmowie, ma stanowić nowo niemiecki program życiowy z pozytywnymi celami83. Twierdzi, że zebrał on
wszystkie idee i propozycje o charakterze długofalowym, które są potrzebne do
„uzdrowienia naszego narodu”. Wyraża też pogląd, iż Rzesza niemiecka znajduje
się w fazie rozkwitu i kipi energią, co pozwala mieć nadzieję na jej dalszy rozwój
i ekspansję84. Niemniej jednak przyznaje, że jego idee pangermańskich Niemiec
nie dadzą się urzeczywistnić w najbliższej przyszłości, lecz stanowią zadanie długofalowe, które może być zrealizowane dopiero w dalszej perspektywie. Wskazuje
133
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
na fakt małego zrozumienia dla własnych propozycji u współczesnych mu niemieckich liderów zajmujących się praktyczną polityką.
Podstawą rozważań Reimera jest „nauka” o rasach, jaka pojawiła się w Europie
za sprawą Gobineau i Chamberlaine`a. Reimer protestuje, co jest bardzo ważne,
przeciwko stawianiu znaku równości pomiędzy rasą a narodem opierając się na
fakcie, iż każdy z narodów składa się z różnych ras. Rasa według niego to prastare zewnętrznie rozpoznawalne pokrewieństwo. Jest ona ponadnarodowa, a więc
internacjonalna. Zaś lud (naród) i język, to są twory historyczne, a więc zmienne.
Nie stanowią więc wartości stałych, naturalnych i niezmiennych85.
Według niego najwyższą w hierarchii jest rasa „homo europeus” składająca się
z ludzi północy („Nordlender”) i południowców („śródziemnomorskich”). Najlepszymi z ras mają być Germanowie – długogłowi blondyni – twórcy wszelkich
osiągnięć cywilizacyjnych, którzy jednak po części rozpłynęli się wśród innych ludów europejskich, tracąc swój język. Z drugiej zaś strony, w innych wypadkach,
zasymilowali przedstawicieli różnych ras narzucając im swój język i obyczaje.
W obydwóch wypadkach wartościowi rasowo Germanowie pomieszali się z rasami
„małowartościowymi”. Wobec takiej sytuacji głoszony przez Reimera pangermanizm powinien polegać na wyselekcjonowaniu z innych, obecnie nie germańskich
narodów pierwiastka nordycznego i wcielenia go do współczesnego narodu niemieckiego, ale i pozbawieniu obywatelstwa Rzeszy Niemców nie nordycznych.
Zrealizowanie takich planów wymagałoby gigantycznych przetasowań w zakresie
demograficznym i poskutkowałoby dekompozycją wielu istniejących współcześnie narodów. Do najbardziej poszkodowanych, jak się okazuje należałby znajdujący się w bezpośrednim sąsiedztwie Niemiec, na kierunku ich bezpośredniej ekspansji na wschód, naród polski. Taki plan byłby możliwy do zrealizowania jedynie
przy pomocy zastosowania drastycznego przymusu w sytuacji zdominowania
przez Niemcy dużych obszarów Europy.
Reimer epatuje również przekonaniem, iż nie istnieje cywilizacja europejska,
a mamy do czynienia jedynie z cywilizacją germańską. Germanowie bowiem
w rozumieniu rasistowskim, tzn. nordycy mieli być twórcami wszelkich wielkich
osiągnięć na tym polu. Dzięki takiej interpretacji nawet włoski renesans jawił się
być ich dziełem86, nie mówiąc już o dokonaniach, które miały miejsce w Europie
na północ od Alp.
Plany Reimera zawierały również wskazówki bezpośrednio dotyczące narodu
polskiego. Krytykował on małą skuteczność pruskiej polityki antypolskiej, polegającej na rozmaitych, co prawda dotkliwych ograniczeniach, ale jednak nie mogących uporać się z niepożądanym w tym państwie elementem polskim. Reimer
M Y Ś L
134
85
Op. cit., s. 11.
Op. cit., s. 18, Wspomniany wyżej L. Woltman twierdził, że prawie cały rozwój Italii od
czasów upadku cesarstwa rzymskiego aż po najnowsze czasy stał się dziełem przybyłych tam
jednostek germańskich i ich potomków. Twórczość Germanów uważał nie za wynik dogodnych
warunków gospodarczych, ale za skutek ich naturalnych zdolności. Wraz z zanikiem w Italii
„rasy blond” miał się powtórzyć los Rzymu, czyli upadek. Zob. J. L. Reimer, Grundzüge…, s. 18.
86
87
Op. cit., s. 27.
Op. cit., s. 38.
89
H. Auerbach, Nationalsozialismus…, s. 15; G. L. Mosse, op. cit., s. 153-157.
90
J. L. Reimer, Grundzüge…, s. 33.
91
Loc. cit.
92
O tendencjach rasistowskich w obrębie socjalizmu zob. J. Schüsslburnr, Czerwony, brunatny i zielony socjalizm, Wrocław 2009, rozdz. Socjalistyczny rasizm klasowy, s. 142-175.
88
P O L I T Y C Z N A
proponował rozwiązanie „polskiego problemu” z zastosowaniem zasad rasistowskich. Uważał, że należy Polaków podzielić na rasowo „wartościowych” i tych obdarzyć równouprawnieniem, a następnie powoli ich germanizować, równocześnie
oddzielając ich od grupy Polaków rasowo ”małowartościowych”, którzy by tych
praw nie mieli. W ten sposób zostałaby rozbita spoistość polskiej grupy etnicznej,
co ułatwiłoby jej asymilację oraz w części „małowartościowej rasowo” eliminację
poprzez ograniczanie przyrostu naturalnego. W ten sposób Reimer spodziewał się
załatwić „problem” polski87. Metoda taka mogłaby być powtarzana w stosunku do
innych uzależnionych od Niemiec narodów. Nic więc dziwnego, że Reimer wzywał
„Wszechniemców” (Alldeutsche) do porzucenia koncepcji „narodowo-językowej”
na rzecz „rasowo-niemiecko-germańskiej”88.
Dzięki zastosowaniu takich metod „odrodzone” Niemcy z czasem stałyby się
krajem „nordycznym”, co wiązałoby się nie tylko ze zdominowaniem wielu innych
narodów Europy środkowej, ale także i z ich całkowitą dekompozycją, tj. ze zniszczeniem nie tylko ich tożsamości, ale także i substancji fizycznej, z której osobnicy
rasy nordyckiej byliby wyselekcjonowani i wcieleni w obręb narodu niemieckiego,
a pozostali skazani na stopniowe wymarcie.
Jak widać idea „rasowej czystości” rozpowszechniała się w Niemczech już przed
I wojną światową. Miały jej służyć także takie inicjatywy, jak założony w 1906
roku przez Willibalda Henschela (ur. 1858) Mitgard-Bund, w którym to związku
zorganizowani mężczyźni i kobiety zgromadzeni w specjalnych osiedlach powinni
w ramach okresowych małżeństw płodzić „rasowo wartościowe” dzieci. Co prawda idea Mittgardu pozostała pomysłem niezrealizowanym ze względu na wybuch
I wojny światowej, ale Henschel kaptował zwolenników aż do czasów III Rzeszy89.
Reimer nawołując do pozyskania nowych obszarów dla Niemiec wyrażał równocześnie obawę o „czystość rasową” tego narodu, która by mogła doznać dalszego uszczerbku poprzez masowe kontakty Niemców z uzależnionymi od Rzeszy
ludami. Temu miałaby zapobiec właśnie segregacja rasowa i eugenika. Wielkie
Niemcy miałyby w myśl propozycji tego ideologa objąć swoimi granicami nawet
Skandynawię, Niderlandy oraz Austro-Węgry 90. Jak sobie wyobrażał, sięgnęłyby
one nawet i do południowej Ameryki po Amazonkę91.
Podobnie jak Lange, Reimer pragnął pozyskać „kosmopolityczny” proletariat.
Był przez pewien okres również związany z socjaldemokracją.92Nic więc dziwnego, że wiązał z rasizmem elementy socjalizmu.
Reimer obawiał się również wpływu katolicyzmu na świadomość Niemców.
Także i z tego powodu propagował włączenie do pangermańskiej Rzeszy prote-
135
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
stanckich krajów germańskich. Powinny one, jak mniemał, w przyszłym państwie
wielkogermańskim przechylić szalę na stronę protestantyzmu. Wyznawał także
zasadę „internacjonalizmu rasistowskiego”, co miałoby oznaczać podporządkowanie różnych narodów określonej rasie. Rasa traktowana przez niego jako pierwiastek ponadnarodowy, łączyłaby swoich przedstawicieli spośród różnych nacji. Odrzucał oczywiście uniwersalizm, którego bazą był katolicyzm. Głosił ideę
„świadomego rasowo socjalizmu” i pozyskania klasy proletariackiej dla idei nowej
przyszłej Rzeszy. Według niego po dokonaniu takiej symbiozy pozostałe sprawy
dałyby się już łatwo rozwiązać93.
Cytowany tu ideolog zgłaszał również swoje postulaty pod adresem nowego
kształtu protestantyzmu. W jego zamiarze nie miał to już być protestantyzm ortodoksyjny, a rodzaj ponadkościelnej „germańskiej religii”. Religia – jak twierdził
– musiałaby zostać wyzwolona spod wpływów kościelnych, a „moralność znaleźć
oparcie i źródło w ludzie”94. Pod tym względem podążał drogą zbliżoną do poglądów Langego. Ich przekonania odnoszące się do religii okazują się być również
mniej więcej podobne do wskazań nieżyjącego już od roku 1891 Paula de Lagarde.
Przypomnijmy tu, że właśnie ten teolog wyprowadzał ducha niemieckiego protestantyzmu z osobowości Lutra i innych reformatorów. Tym sposobem dawał
do zrozumienia, iż protestantyzm już od początku był bardzo silnie naznaczony
specyficznymi niemieckimi cechami.
Peter Emil Becker95 sugeruje, iż prawdopodobnie to właśnie lektura książek
Reimera podsunęła Hitlerowi idee rasistowskie połączone z socjalistycznymi. Za
taką rolą wymienionego ideologa przemawia przede wszystkim fakt, że Hitler zaczął kształtować swoje poglądy właśnie w tym czasie, gdy Reimer zaliczał się do
sympatyków SPD. Takiego samego zdania jest również Josef Schüsslbumer96. Pisze on: Nic nie stoi na przeszkodzie, aby rozpoznać tutaj ideologiczną ciągłość myśli socjalistycznej od Lassalle, przez Lapouge,a, Woltmana i Reimera do Hitlera. Nawet jeśli
socjaldemokratyczna międzynarodówka nigdy nie przyjęła jawnie dokonanej przez Reimera modyfikacji odpowiedniego sloganu z Manifestu Komunistycznego, to nie jest hipotezą zbyt daleko idącą przypuszczenie, iż w tej modyfikacji ujawnił się bez wątpienia
w sposób skrajny – podskórny nurt wewnątrz klasycznego niemieckiego socjalizmu97.
Schüsslburner stwierdza, że ze względu na uderzające podobieństwo poglądów
Reimera z zasadami nazizmu byłoby dziwnym gdyby wykluczyć taki wpływ98.
W latach poprzedzających I wojnę światową działał również inny twórca idei,
które miały walnie przyczynić się do ukształtowania rasistowskich poglądów Hitlera. Był to wspomniany już wyżej Lanz von Liebenfels, twórca Zakonu Nowej
M Y Ś L
136
93
J. L. Reimer, Grundzüge… , s. 20.
Op. cit., s. 20.
95
P. E. Becker, Wege ins Dritte Reich, t. 2, Sozialdarweinismus, Rassizmus, Antisemitismus und
Völkische Gedanke, Stuttgart 1990, passim.
96
J. Schüsslburner, Der SPD Sympatisant, der Hitler die Idee gab, zob. Wikipedia.
97
Tenże, Czerwony, brunatny, zielony…, s. 150.
98
Zob. przyp. 107.
94
99
100
W. Daim, Der Mann, der Hitler die Idee gab, Wien 1985, passim.
I. Geiss, Tzw. polski pas graniczny 1914-1918, Warszawa 1964, s. 4.
P O L I T Y C Z N A
Świątyni i systemu gnostyckiego, który jednocześnie posiadał charakter rasistowski. Nie wdając się w szczegóły koncepcji Liebenfelsa poprzestaniemy tu na
stwierdzeniu, że do schematu gnostyckiego wstawił on problematykę rasistowską. U niego szlachetnymi siłami światła stali się jasnowłosi i niebieskoocy nordycy, zaś inne rasy traktował on jako siły ciemności. Świat według niego był polem
stałej walki pomiędzy tymi odmianami. Wilfried Daim, autor komparatystycznej
książki Der Mann, der Hitler die Idee gab- porównującej idee Liebenfelsa z ideami
Hitlera99, jest przekonany, iż to właśnie ten pierwszy natchnął drugiego ideami
rasistowskimi. Podobieństwa rzeczywiście są ogromne, niemniej jednak brakuje u
Liebenfelsa pierwiastków socjalistycznych właściwych dla hitleryzmu.
Nie miejsce tu na dokładne roztrząsanie zawiłości ideologicznych i studiowanie
świata wartości zawartych w tekstach rozmaitych pisarzy, filozofów, uczonych,
ideologów, „reformatorów” religijnych czy nawet w dziełach sztuki wpływających
na świadomość ludzką. Dla naszego tematu ważnym było tylko nakreślenie płynących ze strony powyższej twórczości i kryjących się za nią intencji zagrożeń dla
Polski, polskości a nawet i całej Europy Środkowej i Wschodniej. Dlatego powyższe pierwiastki potraktowaliśmy nader skrótowo, ograniczając się tylko do ich politycznych aspektów i poprzestając na pokazaniu jedynie ważniejszych osób oraz
wybranych fragmentów ich myśli, które wyrażały, a nawet stanowiły niebezpieczeństwo i zarazem wyzwanie dla kierowników polityki polskiej w końcowej fazie
trwania zaborów.
I tu należy się zastanowić nad przesłankami, które skłoniły Dmowskiego do
dokonania w latach poprzedzających I wojnę światową reinterpretacji dotychczasowej polityki polskiej, która poskutkowała przejściem narodowych demokratów
na pozycje antyniemieckie.
Jak to wynika wyraźnie z powyższego zarysu rozwoju ideologii niemieckiej
w XIX wieku i na początku wieku XX, polityka Dmowskiego opierała się na przesłankach w pełni realistycznych. Szowinistyczny nacjonalizm niemiecki o charakterze rasistowskim, wręcz prehitlerowskim, co widzimy choćby na przykładzie
wizji Lanza von Liebenfelsa czy jeszcze wyraźniej Jozefa L. Reimera groził w razie ich zrealizowania całkowitym zniszczeniem narodu polskiego. Dopełnieniem
tego ponurego obrazu stały się także wysuwane z żelazną konsekwencją podczas
I wojny światowej przez sfery rządzące w Niemczech, jak i koła wyższych wojskowych, plany okrojenia Królestwa Polskiego o jego zachodnie rubieże oraz skolonizowania ich przez osadników niemieckich. Z taką perspektywą polityka polska nie
mogła się w żadnym wypadku pogodzić100.
Nie wchodząc głębiej w konkrety praktycznej polityki pruskiej, a potem II cesarskiej Rzeszy możemy podsumować sens całej ideologii niemieckiej, która rozwijała się stopniowo od epoki romantyzmu aż po wiek XX, osiągając w końcu swoje
stadium rasistowskie, poprzez odwołanie się do konstatacji pastora Haacka – ba-
137
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
dacza sekt i para religijnych ruchów w Niemczech. Ocenił on „wyznawców aryjskości”, „rasowo religijnych” czy „szowinistów narodowych marzących o powrocie
do prawdziwej germańskości”, jako moralnych sprawców, przyzwalających lub
obojętnych postaw Niemców w obliczu zbrodni dokonywanych przez III Rzeszę101.
Zniszczyli oni / szowiniści i pangermaniści B. G./ moralny próg istniejący w cywilizacji
Zachodu, który zabrania zabijać niewinnych102.
To nie „mityczny” faszyzm – termin dziś niezwykle szeroko używany i nadużywany, jako pewien typ władzy państwowej, ale cały szereg elementów kultury duchowej umożliwił rozwój szowinizmu w Niemczech i w końcu jego straszne skutki.
Żaden system polityczny nie istnieje w próżni kulturowej. O tym nie można zapominać! Odnosi się to także do badaczy zjawisk politycznych.
M Y Ś L
138
101
102
F. W. Haack, Neopoganizm w Niemczech..., s. 41.
Loc. cit.
Koncepcja geopolityki
Zygmunta Wojciechowskiego
i jej historiozoficzne podstawy
R
ozwijająca się od końca XIX w. koncepcja geopolityczna określana mianem
myśli zachodniej1 swój teoretyczny punkt kulminacyjny osiągnęła w twórczości poznańskiego uczonego i polityka Zygmunta Wojciechowskiego2. Podążając za
mistrzami, Janem Ludwikiem Popławskim i Romanem Dmowskim, przesunął on
w swojej wizji polską granicę zachodnią do optimum. To m. in. lektura jego dzieł
wytworzyła wśród polskich studentów w okresie międzywojennym atmosferę, której symbolem było hasło: „Mamy przed sobą drogę do granic Dmowskiego, mamy
wizję granicy Chrobrego”3.
Wojciechowski wywodził swoje poglądy natury geopolitycznej z historii Polski4.
1
Według jednego z głównych badaczy myśli zachodniej Mariana Mroczki, stanowiła ona
syntezę trzech podstawowych elementów: 1) dostrzeganie problemu ważności ziem zachodnich dla
przyszłości narodu polskiego tak w sferze gospodarczej, jak i ludnościowej; 2) widzenie ich miejsca
w relacji szeroko rozumianego stosunku Niemiec do Polski, szczególnie zaś tego, co było określane
mianem ”Drang nach Osten”; 3) reorientacja terytorialna zachodząca w postawie polskiego społeczeństwa. M. Mroczko, Polska myśl zachodnia 1918–1939 (Kształtowanie i upowszechnianie),
Poznań 1986, s. 9.
2
Zygmunt Wojciechowski, ur. 27 IV 1900 r. w Stryju. W 1918 r. wstąpił do Polskiego Korpusu Posiłkowego. Internowany przez władze austriackie i skierowany na front włoski. Po
odzyskaniu przez Polskę niepodległości wstąpił do wojska i wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Studiował we Lwowie, w marcu 1924 r. uzyskał stopień doktora nauk historycznych.
Karierę naukową kontynuował na Uniwersytecie Poznańskim. W 1929 r. został profesorem
nadzwyczajnym, a po ośmiu latach – profesorem zwyczajnym. Związany z obozem narodowym.
W 1934 r. przyłączył się do Związku Młodych Narodowców przemianowanego w 1937 r. na
Ruch Narodowo-Państwowy. Był redaktorem naczelnym organu prasowego tej formacji – Awangardy Państwa Narodowego. Podczas II wojny światowej działał w konspiracyjnej organizacji
„Ojczyzna”. Po wojnie pozostał w Polsce, gdzie w nowej rzeczywistości politycznej kontynuował
działalność naukową w ramach Instytutu Zachodniego, którego był założycielem i pierwszym
dyrektorem. Zmarł 14 X 1955 r. w Poznaniu. Na temat myśli politycznej Wojciechowskiego
szerzej zob. T. Kenar, Nowa demokracja czyli państwo narodowe”. Wizja państwa i jej historiozoficzne podstawy w myśli politycznej Zygmunta Wojciechowskiego, [w:] Silna demokracja w silnym
państwie. Koncepcje reformy ustroju politycznego w publicystyce politycznej XX wieku, red. J. Faryś,
T. Sikorski, P. Słowiński, Gorzów Wielkopolski 2007.
3
J. Grabowski, Przeciw Niemcom, Wszechpolak, 1939, nr 12, s. 2. Szerzej zob. T. Kenar, Geneza „Szańca Bolesławów”. Myśl zachodnia w ideologii Związku Akademickiego Młodzież Wszechpolska
1922–1939, [w:] Obóz narodowy w obliczu dwóch totalitaryzmów, red. R. Sierchuła, Warszawa
2010, s. 33–41.
4
Najważniejsze przedwojenne książki i prace historyczne Wojciechowskiego, to: Momenty
terytorialne organizacji grodowej w Polsce Piastowskiej (Lwów 1924); Ze studiów nad organizacją
M Y Ś L
Tomasz Kenar
P O L I T Y C Z N A
139
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
Syntezę takiego myślenia zaprezentował
w książce pt. Rozwój terytorialny Prus w stosunku do ziem macierzystych Polski5. Ukazała
się ona w 1933 r., ale już wcześniej w publikacjach naukowych, a także na łamach
prasy endeckiej, poznański historyk sygnalizował treści, które ostatecznie zawarł
w rzeczonej książce.
W swoich teoriach geopolitycznych Wojciechowski kładł szczególny nacisk na stosunki polsko-niemieckie, definiując je jako
konflikt strukturalny. Wychodząc z takiego założenia przyjmował tezę, że zmagania
z zachodnim sąsiadem stanowią dla narodu polskiego wręcz walkę o przetrwanie6.
Szczególnie dotyczyło to historycznej rywalizacji z państwem pruskim. Wojciechowski konstatował, że spadkobiercą pruskich tradycji także w zakresie antypolskiej polityki są współczesne mu Niemcy,
gdyż to właśnie z Prus „przyszło odrodzenie państwowe Niemiec” w drugiej połowie XIX w. Chcąc udzielić odpowiedzi na pytanie o przyczyny tak dużego znaczenia państwa pruskiego, Wojciechowski stworzył teorię, w której myślą przewodnią było przekonanie, że swoją pozycję Prusy zawdzięczały systematycznemu
wchłanianiu kolejnych ziem słowiańskich i polskich – ziem kluczowych dla państwa
polskiego, o czym świadczy określenie ich mianem ziem macierzystych Polski”7. Jak pisał: „Bliższe studium tych przyczyn prowadzi do wniosku, że sukces swój zawdzięczają
Prusy nie tylko rozwojowi swemu na ziemiach należących niegdyś do Słowian połabskich, ale i – w pierwszym rzędzie – dzięki stopniowemu opanowywaniu ziem, które
określić można jako ziemie macierzyste Polski. Innymi słowy rozwój terytorialny Prus
w stosunku do ziem macierzystych Polski był kamieniem węgielnym późniejszej potęgi
politycznej Prus8.
M Y Ś L
140
państwa polskiego za Piastów (Lwów 1924); Dwie tradycje (Poznań 1931); Elementy rodzime
w polskiej cywilizacji (Poznań 1934); Mieszko I and the Rise of the Polish State (Toruń 1936); Jeszcze o Mieszku I (Toruń 1936); Dwa ośrodki państwowotwórcze w Polsce na przestrzeni dziejów i ich
zasięg geograficzny (Lwów 1937); Polska nad Wisłą i Odrą w X wieku. Studium nad genezą państwa
Piastów i jego cywilizacji (Katowice 1939).
5
Z. Wojciechowski, Rozwój terytorialny Prus w stosunku do ziem macierzystych Polski, Toruń
1933.
6
Już po II wojnie światowej ukazała się książka Wojciechowskiego pod symptomatycznym
tytułem Polska–Niemcy. Dziesięć wieków zmagania (Poznań 1945).
7
Według Zbigniewa Mazura to właśnie w książce Rozwój terytorialny Prus w stosunku do ziem
macierzystych Polski pojawił się po raz pierwszy termin „ziemie macierzyste Polski”; Z. Mazur,
Antenaci. O politycznym rodowodzie Instytutu Zachodniego, Poznań 2002, s. 167–186.
8
Z. Wojciechowski, Rozwój terytorialny Prus…, s. 7–8.
9
Tamże, s. 10.
Wojciechowski poświęcił temu zagadnieniu osobne studium, wydane nakładem Towarzystwa Przyjaciół Nauki i Sztuki w Gdańsku; Pomorze a pojęcie Polski piastowskiej, Gdańsk
1934.
11
Tenże, Rozwój terytorialny Prus…, s. 17.
10
P O L I T Y C Z N A
Omawiana książka zawiera mapki, na których Wojciechowski zakreślił obszar
„macierzystych ziem polskich”. Na zachodzie obejmowały one Pomorze Gdańskie
i Pomorze Zachodnie, ziemię lubuską, Dolny i Górny Śląsk. W ich skład wchodziły również Wielkopolska, Małopolska i Mazowsze. Wschodnią granicę „macierzystych ziem Polski” stanowiła rzeka Bug. Natomiast poza tym obszarem pozostawały Warmia i Mazury. Według Wojciechowskiego, proces krystalizacji ziem
macierzystych dokonał się za panowania Bolesława Chrobrego. Władcy temu
przyświecać miał plan zjednoczenia wszystkich Słowian Zachodnich lecz koncepcji
tej nie udało się jednak utrzymać. Poczucie odrębności właściwe ówczesnym Czechom,
ostateczna przegrana w walce o Łużyce i Milsko, nakazały ograniczenie państwa polskiego do ściślejszych ziem etnicznych polskich, które by można nazwać też ziemiami
macierzystymi Polski9.
Wojciechowski udowadniał także, że jedną z zasadniczych tendencji w polityce
zagranicznej Piastów były próby opanowania Pomorza, tak by w granicach państwa piastowskiego znalazły się ujścia Wisły i Odry. W tym kontekście poznański
historyk wyróżniał przede wszystkim dwóch władców: Mieszka I i Bolesława Krzywoustego. Rozumieli oni doniosłość ziem pomorskich dla całego państwa polskiego, w związku z czym ich działalność koncentrowała się na włączeniu Pomorza
Zachodniego w obręb Polski10. Wojciechowski podkreślał, że ostateczna utrata
ujścia Odry w okresie rozbicia dzielnicowego stanowiła fakt pośrednio przesądzający na niekorzyść stanowiska Polski nad pozostałymi biegami tej rzeki”. Na dowód tej
tezy Wojciechowski zacytował innego polskiego historyka J. Dąbrowskiego, który pisał: „Posiadanie brzegów średniej i dolnej Odry było w czasach bolesławowskich jedną
z głównych gwarancyj przewagi Polski we współzawodnictwie z Czechami o Śląsk.
Utrata zachodniego Pomorza, a wreszcie wyparcie nas w XIII wieku z nad średniej Odry
było jednym z najważniejszych, acz może niedostatecznie sobie wówczas uświadamianych założeń rychłej utraty Śląska11.
Przesunięcie granic państwa polskiego ku wschodowi wiązało się z innym bardzo niekorzystnym zjawiskiem. Oto na opuszczone ziemie nadodrzańskie ekspandował żywioł niemiecki w postaci Marchii Brandenburskiej, która po przejęciu
ziemi lubuskiej poczęła systematycznie wbijać się klinem w „polskie zimie macierzyste”. Jednocześnie w połowie XIII w. u północno-wschodnich granic Polski zaczął kształtować się inny niemiecki organizm państwowy, zorganizowany
przez zakon krzyżacki. W ten sposób nad odradzającą się Polską Łokietka zwarły się
granice państw brandenburskiego i krzyżackiego. Stało się to w latach 1308–1312 po
raz pierwszy, i z tej przyczyny data ta posiada tak ważkie znaczenie w dziejach Polski,
zważywszy, że tendencje do zespolenia się terytorialnego Brandenburgii i Prus będą na-
141
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
stępnie przez wieki powtarzać się w różnych wariantach. U podłoża tej tendencji tkwi
z jednej strony opuszczenie przez Polskę ziem nad Odrą, z drugiej zaś powstanie w Prusach pogańskich niemieckiego organizmu państwowego12.
Ostatni Piastowie na tronie polskim dążyć mieli do rozerwania „nożyc brandenbursko-krzyżackich”. Niestety, państwo polskie było na to w tym momencie za
słabe. Z wygaśnięciem polskiej rodzimej dynastii królewskiej wiązał się również
inny doniosły fakt. Zawarcie unii z Węgrami, a następnie z Litwą, zadecydowało
ostatecznie o przesunięciu punktu ciężkości państwa polskiego na południowy
wschód, do Krakowa i Małopolski. Tym samym koncepcja „Polski piastowskiej”
straciła na znaczeniu na rzecz idei rozszerzenia granic ku wschodowi: Wszak Polska odradzająca się z rozbicia dzielnicowego nie mogła iść innymi drogami od tych, które
prowadziły Mieszka I, gdy z różnych szczepów polskich budował państwo, czy tych po
których kroczyli władcy polscy od Kazimierza Odnowiciela do Bolesława Krzywoustego, odnawiając państwo polskie po katastrofie z lat 30-tych XI wieku. Dlatego też, patrząc na tę politykę Kazimierza Wielkiego, zyskamy dla niej najwłaściwszy materiał
porównawczy w podboju Mieszka I z 963–967, czy wielkiej akcji zdobywczej Bolesława Krzywoustego z pierwszych dziesięcioleci XII wieku. Gdy zaś równocześnie przypomnimy starania Kazimierza Wielkiego o odzyskanie Śląska (ujawnione raz jeszcze
w roku 1364), stanie nam przed oczyma istota Polski piastowskiej. Jest to państwo,
które tradycja dynastii każe budować wzdłuż rzek Odry i Wisły i w którym objęte granicami są wybrzeża Bałtyku od ujść Odry ku ujściom Wisły […] Dynastia niestety wymarła zbyt rychło, a testament Kazimierza Wielkiego uległ unieważnieniu. Na fakcie
unieważnienia w nie ostatniej mierze zaważyła osoba księcia szczecińskiego, którego
indywidualność nie odpowiadała zadaniom, wkładanym na jego barki. Na unieważnieniu testamentu Kazimierza Wielkiego zaważyły jednak i inne przyczyny. Przemożny
wpływ na bieg spraw państwowych uzyskali po śmierci Kazimierza Wielkiego panowie
małopolscy, których interesy wiązały się z ekspansją na południowym wschodzie i którym niewątpliwie były one bliższe, niż cele polskie na północnym zachodzie. Zbyt krótko
trwała monarchia Łokietka i Kazimierza Wielkiego, by mogła przelać na społeczeństwo
tradycję Polski piastowskiej […] Grupie panów małopolskich niewątpliwie bliższe były
zagadnienia południowo-wschodnie, niż staropiastowski plan włączenia do Polski ziem
u ujść Odry13.
Dla Wojciechowskiego ten moment dziejowy stanowił przełom w historii Polski. Wprawdzie nie krytykował on wprost „idei jagiellońskiej” i rozszerzania granic Polski na wschód, ale w swoich wywodach kładł nacisk głównie na kolejne błędy Jagiellonów i królów elekcyjnych, prowadzące do rozwoju państwa pruskiego.
Wśród nich wymieniał fatalną w skutkach decyzję Zygmunta Starego, który zaakceptował przemianę zakonnego państwa krzyżackiego w Prusach Wschodnich w świeckie państwo z dynastią Hohenzollernów na czele, podczas gdy w czasach tych w miejsce
sekularyzacji Zakonu można było myśleć o zupełnej likwidacji państwa krzyżackiego.
M Y Ś L
142
12
13
Tamże, s. 17–25.
Tamże, s. 30–31.
14
Tamże, s. 32–35.
Tamże, s. 36–42.
16
Tamże, s. 45.
15
P O L I T Y C Z N A
Niewiele też dał fakt, że nie było wówczas mowy o elektoralnej brandenburskiej linii
Hohenzollernów, a traktat z roku 1525 mówił tylko o byłym wielkim mistrzu Albrechcie i trzech jego braciach”. Według Wojciechowskiego „można było jednak przewidzieć,
że linia brandenburska dążyć będzie za wszelką cenę do uzyskania sukcesji w Prusach
Książęcych. Sprawa ta stała się szczególnie aktualna od chwili, w której wydawało się
widocznym, że linia wschodnio-pruska Hohenzollernów może wygasnąć bezpotomnie.
Ten fakt pociągnąłby za sobą oczywiście spadek lenna pruskiego na rzecz Polski. Negatywnych skutków takiej ewentualności nie dostrzegli Zygmunt August i Zygmunt
III Waza, którzy kolejno decyzjami z lat 1563 i 1605 dopuścili elektoralną linię
Hohenzollernów do sukcesji w Prusach Książęcych. W ten zaś sposób – pisał Wojciechowski – dwa organizmy, brandenburski i pruski znalazły się pod rządami wspólnego
panującego, tym samym zaś w pełni ukształtowały się warunki dla późniejszych tendencyj, które miały iść ku terytorialnemu połączeniu obu tych połaci państwa Hohenzollernów. Przy okazji opisywania tych faktów ujawniła się u Wojciechowskiego
krytyczna ocena polityki Jagiellonów i Wazów: I znów jak najsurowiej ocenić trzeba
politykę polską z przełomu wieków XVI i XVII, która zezwalała na narastanie państwa
Hohenzollernów, okalającego Wielkopolskę i Pomorze Gdańskie. Żadne tłumaczenie nie
usprawiedliwia tych posunięć […] Gorzej jeżeli – jak przy Zygmuncie III – ustępstwa na
rzecz Hohenzollernów łączyły się z osobistą polityką króla, obcą interesom polskim. Na
ogół powiedzieć można, że od drugiej połowy wieku XVI polityka państwa polskiego,
oglądana z punktu widzenia polskich interesów narodowych, ulega wyraźnemu wykolejeniu14.
Osłabiona przez liczne wojny z sąsiadami Rzeczpospolita nie była już w stanie
zahamować dążeń Hohenzollernów do pełnego uniezależnienia się od Polski. Nastąpiło to w 1657 r. na mocy traktatu welawskiego, znoszącego podległość lenną
Hohenzollernów z Prus Książęcych wobec Polski. Ostateczny cios zwierzchnictwu
polskiemu nad Prusami Książęcymi zadała koronacja elektora brandenburskiego
na króla pruskiego w 1701 r. Od tego momentu żywotnym interesem Prus było
połączenie swoich posiadłości poprzez aneksję Pomorza Gdańskiego, a następnie
„wyprostowanie” swoich granic. W tym też kontekście rozpatrywać należy udział
Prus w kolejnych trzech rozbiorach Polski. W ich wyniku Prusy opanowały terytorium macierzyste Polski – z wyjątkiem Małopolski, dawnej ziemi Wiślan15.
Analiza stosunków polsko-pruskich skłoniła Wojciechowskiego do sformułowania tezy, stanowiącej fundament jego koncepcji geopolitycznych: Dwa organizmy narodowe i państwowe toczą tragiczną walkę o jedno i to samo miejsce na świecie. Sukces Prus w tej walce musiałby się połączyć z zupełną likwidacją Polski; jakiekolwiek bowiem byłyby zdobycze narodu polskiego osiągnięte na wschodzie, trudno
wierzyć by mógł się utrzymać naród, któryby stracił przeważającą część swych ziem
macierzystych16.
143
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
Istotę przedstawionej powyżej teorii Wojciechowskiego można ująć słowami
Zbigniewa Mazura, który określił ją jako całościową ideologię historyczną, nałożoną
na kategorie geopolityczne17. Koncepcja „ziem macierzystych Polski” wpisywała się
w tradycję myśli zachodniej. Sugerowała ona właściwy kierunek polskich aspiracji terytorialnych i, jak słusznie zauważył Mazur, była odpowiedzią na roszczenia
niemieckie – bardzo mocną i radykalną odpowiedzią, gdyż w zasadzie spychała
Niemców na pozycje defensywne. Wojciechowski pisał nawet o cmentarzysku polskości, położonym poza [polskimi] granicami […] zachodnimi18.
Myśl rzucona przez redaktora „Awangardy Państwa Narodowego” musiała wywołać żywy oddźwięk, szczególnie w środowisku poznańskim. W kontekście przytoczonego wyżej pojęcia „cmentarzyska polskości” odnotować należy fakt ukazania
się tuż przed wybuchem wojny książki autorstwa Józefa Kisielewskiego pod znamiennym tytułem Ziemia gromadzi prochy19. Przedstawiała ona zapis podróży po
ziemiach zachodniopomorskich, a także dawnych siedzibach Słowian połabskich.
Książka Kisielewskiego, napisana niewątpliwie w duchu myśli zachodniej, w bardzo sugestywny sposób (służyły temu również umieszczone w książce ilustracje
propagandowe) przypominała Polakom o słowiańskiej historii ziem położonych na
zachód od granic polskich. Była to dziennikarsko-literacka próba reorientacji świadomości historycznej i politycznej społeczeństwa polskiego w kierunku zachodnim.
Zawierała ona również sugestię, że zbliżający się konflikt z Niemcami stanowi szansę na rozszerzenie granic Polski na zachodzie: Według wszelkiego przewidywania wielki okres Słowiańszczyzny dopiero nadchodzi […] Koniunktura nadchodzi jak najlepsza.
Korzystne wiatry historii poczynają dąć w nasze żagle. Po bardzo długiej niełasce. Istnieje
moment niezwykle sprzyjający. Sprzyjający dla narodu, który potrafi własną dzielnością,
własną pracą, własna odwagą uczynić ze siebie potęgę niezachwianą20.
Książka Kisielewskiego była szeroko komentowana i należała, szczególnie w środowiskach narodowych, do najbardziej poczytnych. Na łamach Wszechpolaka
uznano ją za najwybitniejsze zjawisko ostatnich paru lat w literaturze polskiej. Jej
recenzja zawierała także symptomatyczną wypowiedź: Dzień wyzwolin Słowiańszczyzny nadejść musi! […] I w przyspieszeniu jego i urzeczywistnieniu leży misja dziejowa Polski. Sięgaliśmy daleko na zachód. I na zachód winny być zwrócone oczy nasze.
Bowiem musi nadejść chwila rozstrzygająca o dalszych losach Słowiańszczyzny. Chwila, która musi się zakończyć tym że stara rzeka słowiańska zadrży echem wbijanych
pali granicznych, a odwieczne dziedzictwo Słowian, dziedzictwo Chrobrego, powróci do
swych prawych właścicieli21.
Jeżeli przyjmiemy, że zjawisko, którego przejawem była książka Kisielewskiego, miało szerszy zasięg i wynikało z rzeczywistych tendencji w polskim społe-
M Y Ś L
144
17
Z. Mazur, Antenaci…., s. 148.
Z. Wojciechowski, Pomorze…, s. 20.
19
J. Kisielewski, Ziemia gromadzi prochy, Poznań 1939.
20
Tamże, s. 486.
21
A. Olszyński, Nie jesteśmy tu od dzisiaj. Sięgaliśmy daleko na zachód, Wszechpolak, 1939, nr
12, s. 3–4; J. Trzciński, Na trupach drwali wyrośnie las, tamże, nr 13, s. 4.
18
22
23
Z. Wojciechowski, Rozwój terytorialny Prus…, s. 36.
Tenże, Pełnia racji ideowej podstawą zjednoczenia, Poznań 1939, s. 113–114.
P O L I T Y C Z N A
czeństwie tuż przed wybuchem wojny, to można uznać, że myśl zachodnia i idea
„Polski piastowskiej” coraz mocniej zaczynały utwierdzać się w świadomości
Polaków. Bez wątpienia miał w tym swój udział także Wojciechowski. Skupienie
uwagi na kwestii zachodniej implikowało marginalizację myślenia w kategoriach
wschodnich, „jagiellońskich”. Jak już wspomniano, poznański uczony dosyć często wyrażał pogląd o dalece negatywnych skutkach reorientacji polskiej polityki
ku wschodowi: I choć po Żółtych Wodach przyszło Beresteczko, choć Polska zdołała
się obronić przed inwazją moskiewską i szwedzką, to jednak była za słaba by oprzeć się
żądaniu elektora w kierunku zrzucenia suwerenności polskiej nad Prusami Książęcymi.
Już ten jeden fakt wystarczy, by ujemnie skwalifikować południowo-wschodnią politykę Polski w odniesieniu do jej rozdziału zainaugurowanego wcieleniem Kijowszczyzny
i Bracławszczyzny w roku 1569. »Zdobycze pługa polskiego« przyszło okupić ogromnym
wzrostem Prus, bezpośrednio już zagrażającym istnieniu państwa polskiego. A cóż dopiero, gdy się sobie uprzytomni straszliwe spustoszenie, jakie w gospodarstwie polskim
spowodowały zawieruchy wojenne z połowy wieku XVII22.
Według Wojciechowskiego powolne, acz systematyczne cofanie się granicy polskiej w kierunku wschodnim miało doprowadzić do ostatecznej klęski I Rzeczypospolitej. Państwo polskie pozostawiało bowiem poza swoimi granicami coraz
większą liczbę Polaków „siedzących w masie” na rzecz żywiołów niepolskich, których nie było w stanie w całości zasymilować, podczas gdy Śląsk czy Pomorze ulegały germanizacji. W ten sposób naród, choć rozszerzał swoje granice na wschód,
w rzeczywistości kurczył się liczebnie. Wojciechowski nie był jednak krzewicielem
wyłącznie idei Polski „piastowskiej”, a raczej łączył ją z „ideą jagiellońską”: Przez
unię z Litwą [Polska] weszła ponownie na szlak wytknięty jej przez Bolesława Chrobrego, na szlak Wielkiej Polski. Nie ma bowiem sprzeczności między ideą piastowską
i jagiellońską; obie one dążą ku temu samemu celowi, ku idei wielkiego państwa pomiędzy Niemcami i Rusią. Pod tym też kątem widzenia patrzeć należy na wszelkie dążenia
państwa Jagiellonów ku wielkości. Dynastia jagiellońska marzyła wszak o złączeniu
pod swym berłem także krajów czeskich i węgierskich. Po jej zaś wymarciu o trzech koronach śniło się Wazom23. Wojciechowski był zatem zwolennikiem połączenia „idei
piastowskiej” i „jagiellońskiej”, przy czym podkreślał, że skuteczna realizacja tej
drugiej zależała od uprzedniego zjednoczenia wszystkich Polaków „siedzących
w masie” w jednym państwie. Syntezą tych dwóch tradycji miała być idea „Wielkiej
Polski”, stanowiącej podmiot, a nie przedmiot polityki międzynarodowej.
Tylko taka Polska mogła ewentualnie zaangażować się w realizację „idei słowiańskiej”, spełniając w tym kontekście rolę podobną do tej, jaką odgrywała
III Rzesza względem wszystkich Niemców, czy szerzej – nacji germańskich w Europie: Wiele mówi się o idei słowiańskiej, o misji słowiańskiej w Polsce. Trzeba powiedzieć, że idea słowiańska była w 19 wieku z jednej strony formą wyżycia się pozbawionych państwowości poszczególnych narodów słowiańskich, z drugiej zaś używana była
145
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
jako hasło egoistyczne, czy przez Rosję czy przez Czechy. Jedna i druga postać tej idei
musi nam być najzupełniej obca. Jest faktem, że Polska jest słowiańska, ale rolę w Słowiańszczyźnie odegrać może nie przez zwykłe przyznawanie się do takiego faktu i przez
doszeregowywanie się do innych narodów słowiańskich głoszących te hasła, ale przez
zajęcie dominującej roli w liczbie państw słowiańskich. Nie można lekceważyć analogii germańskiej Niemiec współczesnych. Oparte na tak szerokiej podstawie stwarzają
sobie ogromne możliwości ekspansji. Jest miejsce w naszej części Europy na ideę słowiańską, ale realizacja jej uzależniona jest od uprzedniego ostatecznego uformowania
się bardzo silnej Polski, która jedne narody będzie wiązać z sobą przez fakt pochodzenia
z wspólnej rodziny słowiańskiej, inne zaś narody, niesłowiańskie z pochodzenia, przez
dominującą swą rolę w tych stronach Europy24.
Z pewnością „program słowiański” był odpowiedzią na idee pangermańskie
szerzone w Niemczech hitlerowskich. Wojciechowski polemizując z teoriami,
głoszącymi, że Germanie stanowią najwartościowszy odłam ludów indoeuropejskich, wskazywał, iż wspólnota słowiańska rozpadła się znacznie później,
w związku z czym Słowianie mieli być bardziej zbliżeni do „stosunków praindoeuropejskich”25. Trzeba jednak zaznaczyć, że „idea słowiańska” nie zajmowała eksponowanego miejsca w geopolitycznych koncepcjach Wojciechowskiego. „Program
słowiański” był bowiem zbyt ekskluzywny, natomiast poznański historyk bardziej
skłaniał się ku idei stworzenia wielkiego bloku środkowoeuropejskiego, obejmującego siłą rzeczy także narody niesłowiańskie. Miała to być „trzecia wielka siła”
pomiędzy Niemcami a Rosją, przy czym trzonem tej siły, jest państwo polskie, które położeniem, rozmiarami i siłą wojenną jest predestynowane do odegrania tej roli26.
Projektowany przez Wojciechowskiego blok obejmować miał Finlandię, Estonię,
Łotwę, Litwę, Węgry i Rumunię. Historyk ten zakładał, że anszlus Austrii skłoni
także Włochy do związania się z tak pojętym systemem polityki polskiej. Nie było
w nim natomiast miejsca dla Czechosłowacji, którą Wojciechowski oskarżał o zbyt
bliskie stosunki z ZSRR. Szukając wspólnej płaszczyzny i idei uniwersalnej dla tak
szerokiego sojuszu, wskazywał, że może nią być chrześcijaństwo: Na dziś pozostaje
tedy […] rozbudowa sojuszów na linii południkowej. Jest w tej koncepcji wielka myśl
uniwersalna: ratunku chrześcijaństwa zagrożonego tak przez bolszewicki komunizm,
jak przez pogańskie tendencje hitleryzmu. W ramach takiego też systemu otwierają się
wspaniałe horyzonty dla ekspansji polskiej cywilizacji27.
Jednocześnie Wojciechowski sprzeciwiał się koncepcjom utworzenia niepodległej Ukrainy i Białorusi, a następnie zawarcia z tymi państwami układu federacyjnego. Swoje stanowisko w tej sprawie poznański historyk wyraził w toku polemiki
z Adolfem Bocheńskim i Włodzimierzem Bączkowskim. Pierwszy z wymienionych publicystów w książce Między Niemcami a Rosją, stanowiącej wykładnię jego
M Y Ś L
146
24
Tamże, s. 122.
Z. Wojciechowski, Myśli o polityce i ustroju narodowym, Poznań 1935, s. 60.
26
Tenże, Między Niemcami a Rosją (z powodu publikacji Adolfa Bocheńskiego i Włodzimierza
Bączkowskiego), Poznań 1939, s. 4.
27
Tamże, s. 23.
25
28
29
A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, Warszawa 1937, s. 4–5.
Z. Wojciechowski, Między Niemcami…, s. 5–6.
P O L I T Y C Z N A
koncepcji geopolitycznych, zaatakował formację polityczną Wojciechowskiego,
Ruch Narodowo-Państwowy i szerzone przez niego postulaty odnośnie do polityki zagranicznej: Chwila dzisiejsza przynosi – o ile chodzi o polską opinię publiczną
w sprawach międzynarodowych – zupełny rozkład tak zwanej dmowszczyzny, tzn. systemu polityki zagranicznej szeroko pomyślanego i z ogromnym talentem nakreślonego przez Romana Dmowskiego […] Bardzo duża część polskiego młodego pokolenia –
b. młodzież wszechpolska – porzuca normy Dmowskiego i szuka coraz to wyraźniej nowych dróg. Dążenie to przejawia się zresztą o wiele silniej u tych narodowych demokratów, którzy nie pogodzili się z systemem pomajowym, jak u tych, którzy już się z nim
pogodzili. Ostatnie bastiony dmowszczyzny ideowej – to przecież właśnie sanacyjny
ZMN ze swym naczelnym organem »Awangardą« poznańską. Dawnej wiary bronią
tam pp. Wojciechowski, Drobnik i Piestrzyński […] Wszystkie elementy rozkładającej
się dmowszczyzny będą musiały prędzej czy później przyjść do programu politycznego,
który głosi nasza grupa polityczna [grupa „Buntu Młodych”]28.
Wojciechowski określił istotę poglądów Bocheńskiego w następujący sposób:
Kardynalnym założeniem autora [Bocheńskiego] jest, że dla Polski byłoby rzeczą o wiele
dogodniejszą posiadanie u swoich granic, wschodniej i zachodniej, kilku państw, w miejsce jednego. Sądząc jednak, że rządy idei narodowej w Europie nie pozwolą na poważną
myśl o rozbiciu Niemiec na różne państwa, wyraża pogląd, że rozbicie takie może nastąpić za wschodnia granicą Polski, co więcej, że nastąpić powinno. Ma tu na myśli przede
wszystkim społeczność ukraińską, która zdaniem jego jest naturalnym antagonistą Rosji i dąży do utworzenia własnej państwowości. Powstanie jej pozwoliłoby Polsce, zdaniem autora, manewrować pomiędzy Rosją i Ukrainą, a tym samym zniszczyć zamiar
porozumienia niemiecko-rosyjskiego, które musiałoby godzić w Polskę. Zdaniem autora należałoby dążyć do zawarcia federacji z państwem ukraińskim […] Autor sądzi, że
powstanie państwa ukraińskiego wpłynęłoby dodatnio na stosunek Polski zarówno do
Francji, jak i Czechosłowacji. Zanik bowiem mirażu potężnej Rosji wpłynąłby zarówno
na wzrost znaczenia Polski w sojuszu francusko-polskim, jak też na zanik rachub Czechosłowacji na pomoc w zatargu czesko-niemieckim29. Wojciechowski poddał te poglądy gruntownej krytyce. Przede wszystkim uznał za błędne założenie o istnieniu strukturalnego konfliktu pomiędzy Polską a Rosją, zagrażającego polskiemu
stanowi posiadania na wschodzie. Wojciechowski konsekwentnie bronił swojego
stanowiska, że to Niemcy stanowią dla Polski większe zagrożenie, natomiast Rosja, o ile nie poczuje się zagrożona sojuszem polsko-niemieckim, nie ma interesu
we wzniecaniu konfliktu z Polską i szukaniu porozumienia ze stroną niemiecką:
Dopiero mniemanie, że Polska pragnie wyzyskać zwrócenie się Rosji ku wschodowi, dla
zmiany układu politycznego za swoją wschodnią granicą, może skłonić Rosję do szukania gwarancji w Niemczech, oczywiście za cenę porozumienia się z Niemcami kosztem
Polski. O tym pilnie pamiętać trzeba, gdy myśli się i mówi o współdziałaniu niemiecko-polskim przeciw Rosji, może w tym być bowiem dziś ten tradycyjny współczynnik
147
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
polityki niemieckiej, który przez dziesiątki lat zmuszał Rosję do porozumiewania się
z Niemcami kosztem Polski, drogą wygrywania Polski przeciw Rosji. Tak było przecież
od konfederacji barskiej począwszy30. W ten sposób wyraził swój negatywny stosunek do ewentualnego sojuszu z Niemcami, sugerując, że Hitler może wykorzystywać sprawę polską do pozyskania sojusznika w Rosji.
W przypadku zagadnienia niepodległości Ukrainy główną obawę Wojciechowskiego budziła ewentualna w takiej sytuacji utrata Małopolski Wschodniej. Jednocześnie wskazywał on, że sprawę ukraińską można wykorzystywać do szantażowania Rosji, nie odstępując przy tym od głównej linii politycznej wobec mniejszości ukraińskiej: musimy wytworzyć w Rosji świadomość, że na wypadek agresji z jej
strony wygramy sprawę ukraińską. Polityka ukraińska Marszałka Piłsudskiego przypadła właśnie na okres wojny z Rosją, na czas wytyczania granic państwa polskiego
na wschodzie. Przypadła też na czas, gdy Niemcy były słabe i z wojny naszej z Rosją
nie mogły wynieść korzyści dla siebie. Ale w 12 lat później Marszałek Piłsudski zawarł
z Rosją pakt o nieagresji, a polityka zarówno jego, jak też i jego kontynuatora w sprawach zagranicznych, trwale unikała wciągnięcia Polski w konflikt niemiecko-rosyjski,
do czego uparcie dążyła i dąży polityka niemiecka31.
Wojciechowski przyznawał natomiast rację Bocheńskiemu w sprawie Czechosłowacji, o której publicysta „Polityki” pisał, że Czesi chętnie patrzeć będą na wszelki
nacisk niemiecki skierowany nie przeciw nim, i że w tym wypadku będą mieli skłonność
do zachowania neutralności. Z wypowiedzi Wojciechowskiego wynika, że z jednej
strony uważał on sojusz polsko-czechosłowacki za pożądany dla obydwu krajów,
z drugiej zaś – oceniał, że w praktyce nie ma szans na jego realizację. Także w tym
przypadku twierdził, iż głównym animatorem antagonizmu polsko-czeskiego od
zawsze było państwo niemieckie: Musimy bowiem pamiętać o tym, że elementarnym
nakazem polityki niemieckiej w czasach pierwszego cesarstwa było rozbicie Słowiańszczyzny zachodniej na dwa państwa, polskie i czeskie, i że polityka niemiecka stale
i systematycznie przeciwdziała wszelkim próbom wychodzącym czy to z polskiej, czy
z czeskiej strony, dążącym do połączenia w jedno państwo Polski i Czech32. Z kolei w innym miejscu Wojciechowski oskarżał samych Czechów o niechęć do Polski, która
uniemożliwia jakiekolwiek bliższe porozumienie: Czesi zupełnie nie doceniali tego
współczynnika polskiego. Ich polityka korytarza na wschód, blokująca Polsce dostęp
na terytoria zakarpackie, ich liczenie na Rosję, czy to carską, czy bolszewicką, uniemożliwiało Polsce właściwe ułożenie stosunków polsko-czeskich. Jakżeż Polska miała
brać na siebie cały ciężar sprawy czeskiej, gdy polityka Czech i polityka ich sojuszników
przyznawała Polsce drugorzędną rolę w tych stronach Europy, rolę doczepki do systemu
zbiorowego bezpieczeństwa, który działaniem swoim w sposób istotny mógł zagrozić
Polsce. Wielka Polska nie jest bowiem terytorium spacerowym dla tych czy innych sił
uruchamianych przez system bezpieczeństwa zbiorowego. Do tego wszystkiego dołą-
M Y Ś L
148
30
Tamże, s. 7.
Tamże, s. 13–14.
32
Tamże, s. 17–18.
31
33
34
Z. Wojciechowski, Pełnia racji…, s. 118–119.
Tenże, Między Niemcami…, s. 18–19.
P O L I T Y C Z N A
czyła się sprawa Śląska Zaolziańskiego, zabranego Polsce w okolicznościach szczególnie
przykrych i rządzonego w sposób odbierający nadzieję w możliwość zmiany polityki czeskiej na tym odcinku33.
Wojciechowski dostrzegał jednak duże niebezpieczeństwo dla Polski w ewentualnej aneksji Czechosłowacji przez Niemcy, gdyż postawiłoby to na porządku
dziennym obcęgi pruskie z połowy wieku 18, uruchomiłoby militarne znaczenie Śląska
niemieckiego, sytuacja militarna Polski stałaby się bardzo ciężka, tym cięższa gdyby na
południowym wschodzie przybył na pomoc Niemcom sojusznik ukraiński. Według Wojciechowskiego, w tej sytuacji Polska musiałaby dążyć do likwidacji Prus Wschodnich, co oczywiście wiązałoby się z konfliktem polsko-niemieckim. Nie ukrywał
przy tej okazji irytacji wywołanej słowami Bocheńskiego w kwestii Prus Wschodnich, o której pisał na łamach „Polityki”: Można powiedzieć, że gdyby jakimś cudem
udało się nam dzisiaj w jednym dniu zaanektować Prusy wschodnie i Mińszczyznę, to
byłby to najpewniejszy sposób zniszczenia przyszłości Rzeczypospolitej. Aktywność naszego nacjonalizmu nie może polegać na zdobywaniu trzech czy pięciu powiatów. Warto w tym miejscu przytoczyć ripostę Wojciechowskiego, gdyż zawiera ona istotę
jego poglądów na temat Prus: Więc Prusy Wschodnie, kolebka królestwa pruskiego,
zachęta dla króla Prus do rzucenia mostu do Brandenburgii przez Pomorze i Wielkopolskę, przyczyna zaboru przez Prusy w końcu XVIII wieku kluczowej części naszych ziem
macierzystych to problem »trzech czy pięciu powiatów«? Dobrze byłoby zejść z ukraińskiego księżyca na ziemię polską34.
W kontekście czechosłowackim Wojciechowski rozważał także stosunki polsko-węgierskie. Twierdził mianowicie, że rzeczą pomyślną dla interesu polskiego byłyby
Węgry w granicach sprzed 1918 r. Przewidywał jednak, że gdyby w wyniku rozbioru Czechosłowacji, Węgry zajęły Ruś Zakarpacką oraz Słowację, upomniałyby się
również o Siedmiogród należący do Rumunii. To zaś oznaczałoby destabilizację
stosunków w tym rejonie. Wojciechowski obawiał się przy tym, że zarówno Węgry, jak i Rumunia stałyby się narzędziem polityki niemieckiej […] W tych warunkach
system bloku polskiego uległby na południu poważnemu zaburzeniu. Na dłuższą metę
nie dałoby się utrzymać dobrych stosunków zarówno z Rumunią, jak i z Węgrami. Polska nie byłaby wówczas w tych stronach jedynym czynnikiem nadrzędnym i miałaby za
Karpatami blok niemiecki.
Wojciechowski skrytykował również ideę prometeizmu w polityce zagranicznej, której zwolennikiem był Włodzimierz Bączkowski. Autor książki Grunwald
czy Piławce definiował prometeizm polski jako zespół ideowych zainteresowań myśli polskiej zagadnieniami wyzwoleńczymi narodów uciśnionych na wschodzie w ogóle,
a w Rosji w szczególności […] Są to Gruzini, Azerbaidżanie [sic!], Kaukazczycy północni, tworzący porozumienie narodów Kaukazu na zasadach konfederacji, są to również
Ukraińcy. Do narodów uciśnionych i marzących o swej niezależności należą poza tym
Ormianie, Tatarzy Krymscy, Tatarzy Nadwołżańscy, Turkiestańczycy, ludy kozackie,
149
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
na północy Europy Karelczycy. Nie sposób wyłączyć z tego frontu i mniej aktywnych
politycznie Białorusinów, oraz inne pomniejsze narody. Wojciechowski nie rozwodził
się nad krytyką tego poglądu, gdyż szkodliwość podobnych koncepcji wykazał
już podczas polemiki z Bocheńskim. Poczynił jedynie uwagę, że jest rzeczą niebezpieczną tkwienie w ideach wieków minionych zwłaszcza, gdy zanikło tło rzeczywiste,
na którego gruncie utworzyły się ongiś te idee. Prometeizmowi Wojciechowski przeciwstawiał ideę imperialną, która według niego była głęboko zakorzeniona w historii Polski. Tymczasem zalecał bacznie obserwować Niemcy. Upatrując w nich
największe zagrożenie, dodawał: Po cóż dynamikę tego sąsiada wzmacniać dostarczaniem mu sojusznika ukraińskiego? Bardzo niepokojące jest to doktrynalne – w tej
sytuacji – zwracanie uwagi polskiej na sprawę ukraińską, jako główny problem polski35.
Reasumując, myśl geopolityczna Wojciechowskiego, zasadzała się na przekonaniu, iż Niemcy są największym zagrożeniem dla Polski. Swoją tezę uzasadniał
on badaniami nad historią stosunków polsko-niemieckich, względnie polsko-pruskich. Na ich podstawie doszedł do wniosku, że celem polityki pruskiej, a w konsekwencji niemieckiej, jest zagarnięcie obszaru etnicznie polskiego („ziem macierzystych Polski”), co musiałoby oznaczać całkowitą likwidację państwa polskiego.
Polska mogła skutecznie przeciwstawić się tym tendencjom tylko rezygnując ze
swej dotychczasowej postawy defensywnej na rzecz ofensywnej. Służyć temu
miała idea „Polski Piastowskiej”, lansowana przez Wojciechowskiego. Zgodnie
z nią, polskie aspiracje terytorialne powinny sięgać aż po Odrę. Polska mogła w ten
sposób odzyskać część swoich „ziem macierzystych”, utraconych jeszcze w średniowieczu. Jednocześnie w takiej sytuacji zlikwidowane zostałyby tzw. obcęgi
prusko-brandenburskie, stanowiące dla Polski śmiertelne niebezpieczeństwo.
Wojciechowski wskazywał tym samym niedwuznacznie, jakie powinny być cele
Polski w nieuchronnie zbliżającym się konflikcie z Niemcami.
Po jego wybuchu Wojciechowski zaangażował się w działalność podziemnej organizacji „Ojczyzna”, która już w 1940 r. stwierdzała, że jednym z celów wojennych
Polski jest ustanowienie granicy zachodniej Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej36.
Pod tym kątem rozpoczęto prace badawcze i dokumentacyjne nad warunkami naturalnymi i społecznymi terenów, których przyłączenie postulowała „Ojczyzna”.
Wymiernym efektem tych prac było studium pt. Ziemie Powracające. Obraz geograficzno – gospodarczy (Prusy Wschodnie, Pomorze Zachodnie – Pogranicze, Śląsk). Po
upadku Powstania Warszawskiego kierownictwo „Ojczyzny” zdecydowało się na
przyjęcie linii politycznej, wedle której podstawowym celem Polski w ówczesnych
warunkach geopolitycznych było dążenie do jak największego wyzyskania klęski
Niemiec i ustanowienie granicy zachodniej Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej.
Utrwalaniu polskości na nowo przyłączonych obszarach służyć miał, utworzony
już w grudniu 1944 r. przez Wojciechowskiego konspiracyjny Instytut Zachodni,
M Y Ś L
150
35
Tamże, s. 20–23.
Szerzej zob. A. Pietrowicz, Ojczyzna, w: Biuletyn IPN, s. 52–53; Ojczyzna 1939–1945.
Dokumenty, publicystyka, wspomnienia, red. Z. Mazur, A. Pietrowicz, Poznań 2004.
36
który w lutym następnego roku otrzymał pozwolenie od Rządu Tymczasowego
na prowadzenie działalności legalnej. W ten sposób, pomimo wielu trudności ze
strony komunistycznych władz i bezpieki37, poznański uczony zaangażował się
w kreowanie powojennej rzeczywistości, realizując w nowych warunkach politycznych koncepcję zjednoczenia wszystkich ziem macierzystych Polski. Czynił
to poprzez intensywną pracę naukową, służącą polonizacji i zagospodarowaniu
Ziem Zachodnich.
P O L I T Y C Z N A
151
37
Funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa usiłowali zdyskredytować działalność Instytutu
Zachodniego poprzez preparowanie fałszywych zarzutów pod adresem jej dyrektora, określanego jako „typ burżuazyjno-kapitalistycznego profesora”. Szkodliwość Wojciechowskiego
polegać miała na tym, iż kierował on w środowisku uniwersyteckim „obozem reakcji”, zwanym
także „grupą Wojciechowskiego”. Ów wykreowany przez siebie twór, bezpieka uznawała za
szczególnie wpływowy i niebezpieczny: Wojciechowski wie o wszystkim, co dzieje się na Uczelni,
potrafi wszystkim przez swoich ludzi pokierować. […] Ludzie grupy Wojciechowskiego mają kontakty
zagraniczne. […] Nie jest bez znaczenia, że Instytut Zachodni prowadził działalność przez szereg
lat pod bezpośrednim kierownictwem b. ministra ZO Gomułki, że dotacje uzyskiwał przy osobistej
interwencji b. premiera Osóbki-Morawskiego. Jego związek z grupą prawicowo-nacjonalistyczną
był więc wyraźny. […] Grupa Wojciechowskiego ciąży nad życiem całego poznańskiego środowiska
naukowego. […] Absolutnie nic powiedzieć nie da się w tej chwili, czy prowadziła działalność wywiadowczą. Stwierdzić jednak należy, że ma do takiej działalności wszelkie podstawy i może w obecnych warunkach podjąć ją w każdej chwili. (AIPN BU 01208/158, t. 1, Wojciechowski Zygmunt
Leonard, Ocena sytuacji politycznej na Uniwersytecie Poznańskim, 26 XI 1951 r., k. 115).
W dokumentach UB Instytut Zachodni określono mianem „oficjalnego schroniska elitarnego
trzonu »Ojczyzny«” ( AIPN 00231/173, t. 53, Sprawa krypt. „Alfa”, Raport o przebiegu rozpracowania obiektowego, k. 54). Pomimo tych wszystkich trudności Wojciechowski konsekwentnie kontynuował pracę naukową, a założony przez niego Instytut Zachodni przetrwał do dziś.
(G. Labuda, Instytut Zachodni przed wyzwaniami przyszłości, Przegląd Zachodni 2006, nr 1,
s. 3–29).
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
M Y Ś L
P O L I T Y C Z N A
152
Actum 3/4 • 2011/2012
Dariusz Piotr Kucharski
Polityka wschodnia RP
W
ramy tego tematu wchodzą niezwykle szerokie i skomplikowane kwestie
naszej współczesności ale i przeszłości. Nie sposób poruszyć to zagadnienie
bez odniesienia do tradycji i myśli politycznej XIX i XX wieku. To czas pojawienia się
zagadnień nadal aktualnych. Składa się na to pojęcie polskość, Kresy, wizja naszych
działań i współpraca na szeroko pojętym wschodzie: od Finlandii po Kaukaz, od
Bugu po Kamczatkę.
iestety wielu nie rozumie znaczenia oraz wagi spraw wschodnich. Mamy tu
do czynienia z pozostałościami minionej epoki, gdzie w dobie PRL-u kwestia
wschodnia nie istniała. Ze względów oczywistych była celowo rugowana. Doprowadziło to skutecznie do wyrwania z naszej świadomości politycznej i narodowej
związane z tym pojęciem zagadnienia. Skuteczność wyczyszczenia jest zatrważająca, nie tylko wśród ogółu społeczeństwa, ale i pośród grupy politycznej, gdzie
pojawiają się często niedorzeczne wypowiedzi i działania.
Zagadnienia wschodnie to nie tylko obecna polityka dobrego współistnienia
i budowania współpracy wzajemnej, to nade wszystko współpraca kulturowa
i gospodarcza. Z naszymi doświadczeniami, na płaszczyźnie politycznej, społecznej, gospodarczej i w relacjach międzykulturowych nie mamy równych w Europie. Mają one różne sukcesy i uwikłania, predestynują nas jednak do stawania
w pierwszym szeregu znawców zagadnień wschodnich na arenie międzynarodowej. Obok tradycji, naturalnych odniesień, korzystnie na to wpływają dzieje,
myśl polityczna i rzecz jasna nasza mentalność. Tu trzeba dodać, że polska wizja
wschodnia z czasów sprzed 1939 roku jest często lepiej rozumiana i odbierana na
wschód od obecnej granicy RP i w środowiskach naszej emigracji, niż przez większą część obecnych obywateli polskich.
Polityka wschodnia w sposób naturalny musi być zdeterminowana czynnikiem
ludzkim, polskim. Przez to określenie rozumiem zainteresowanie się sprawami
Polaków tam żyjących (w dużych skupiskach, jak i w rozproszeniu), ich sytuacją
materialną, złym położeniem społecznym (spychaniem na margines życia zawodowego, politycznego), trudnościami edukacyjnymi i oświatowymi. Wielkim
uaktywnieniem polskości na tych obszarach było przyjęcie Karty Polaka, króra
wzmocniła poczucie więzi z Macierzą. Jednakże oczekiwania są znacznie większe.
Nie ma się czemu dziwić. To idea niesienia nieprzemijalnych wartości: równość,
wolność, przyjaźń, wspólnota, sprawiedliwość, z którymi są utożsamiani Polacy.
To właśnie polski prometeizm i idea jagiellońska, doskonale oddają klimat polskiej
polityki wschodniej. Odmienną jest koncepcja Jerzego Giedroycia, która dla mnie
ma jedynie wartość teoretyczną, podnoszoną we wszelkiego typu rozważaniach
filozoficzno-etycznych. Osobiście jestem zwolennikiem oparcia działań państwo-
N
Atrakcyjność polskich wzorców
Polacy zbudowali swój kod charakterologiczny, wartościujący, tak, iż stał się on wyróżnikiem i świadczy o indywidualności. W tradycji mieści się to w ramach pojęcia,
jakim jest wspomniana polskość (łac. polonitas). W tym słowie ujmuje się praktycznie wszystko co nas wyróżnia, co świadczy o naszej odmienności, sile do posiadania
własnych zasad, wzorców, o społecznej potędze intelektualnej. To pojęcie łączące
poczucie godności i znaczenia. Nie jest to określenie ideologiczne, lecz należy pojmować je jako ideę myśli i duchowości. Nie jest błędem twierdzić, że z przekazem
polskości wiąże się ściśle: wolność, równość, wiara, honor, ojczyzna-państwo, przyjaźń, własność, wielkoduszność. Stworzono niezwykle atrakcyjne postawy polityczne, kulturowe i społeczne. Odbyło się to wszystko w ramach wielkiego obszarowo
i politycznie państwa, wspólnoty, do której adoptowali się Ormianie, Czesi, Szkoci,
Niemcy, Rusini, Litwini Żydzi, Irlandczycy, Włosi,..., stając się w pełni jej członkami.
Wzbogacając ją i przenosząc przyjęty ideał polonitas na nowe tereny.
W polskości niezwykle ważne jest zagadnienie autoryzacji, czyli indywidualności narodowej. Tu każda grupa etniczna może się w pełni realizować. Każdy człowiek ma prawo korzystać z dobra, jakim jest wolność, lecz musi być wyczulony na
życie w ramach zbiorowości. Polskość przedstawia społeczeństwo mające więź duchowo-emocjonalną, połączoną przez kulturę, wolność, język – to symbolizowało
i nadal uosabia państwo, Rzeczypospolitą.
Manipulacja świadomością
W szeroko rozumianym kontekście polityki polskiej w tym i wschodniej wyraźnie widać całkowite unikanie i przemilczanie polskich aspektów życia gospodarczego. Nie przekazuje się informacji o faktycznym polskim potencjale przemysłowym, już nie tylko w odniesieniu do obszarów utraconych, lecz całościowo.
Przyjęło się wmawiać, jak byliśmy zapóźnieni, słabo rozwinięci. Są to puste frazesy, wielokrotnie bez pokrycia. Jeśli tak to nie bylibyśmy na pewno pionierami
P O L I T Y C Z N A
wych o te dwie pierwsze, niezwykle trzeźwo podnoszące zagadnienia wschodnie,
a za odrzuceniem koncepcji Giedroycia. Niestety dyplomacja III RP usilnie próbuje
wcielać ją w życie, czego efekty są marne.
Z dystansem należy patrzeć na osiągnięcia unijnego Partnerstwa Wschodniego,
którego motorem powstania była Polska. Jego wyniki mają wymiar dalece niewystarczający i niestety głównie prestiżowy. To nie może absolutnie zadawalać
naszej strony. Tu uwidacznia się ogólna słabość naszych poczynań dyplomatycznych. Twierdzę, że polityka wschodnia jest naszym naturalnym zadaniem, ale
i powinna być głównym motorem dla poczynań Rzeczypospolitej na arenie międzynarodowej tak, aby budować jej silną podmiotowość
153
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
przemysłu naftowego, wynalazcami, nauki techniczne byłyby na niskim poziomie.
Warto zdać sobie sprawę z potencjału, jaki posiadali Polacy, a który traciliśmy
kolejno po I i II wojnie światowej. Dokłada się do tego usunięcie ze świadomości
obywatelskiej potencjalnego prawa do roszczeń za grabież terytorialną państwa
i wyrugowanie poczucia krzywdy za zaistniały stan. Tu jest ukryta prawda w sensie zakłamywania i przemilczania tego zagadnienia. Brak świadomości to brak
siły. Współcześnie problematyka polskiego zaangażowania wschodniego musi
być oparta na realiach gospodarczych. Państwo musi wykazać zdecydowanie
w działaniach na tym polu. Wspomagać rodzimych przedsiębiorców, a tym samym
wzmacniać polskie istnienie kulturowe i naukowe na tych obszarach. Twierdzenie,
że jesteśmy zbyt słabi, mamy zbyt dużo problemów w kraju aby zajmować się innymi obszarami, uważam za nierozumne i w rzeczywistości obniżające naszą rangę.
W podtrzymaniu takiego stanu pomaga dodatkowo zasiana obojętność ludzka, niestety połączona z brakiem elementarnej wiedzy o swojej tradycji, kulturze
i dziejach. Cel tych działań jest zaiste bardzo prosty: wpojenie i utrwalenie, że
jesteśmy słabi, przeszłość nasza jest zawstydzająca, a najlepiej patrzeć i słuchać
obcych, w tym sąsiadów. Utrwala się nam tym samym wizje Polaków, Rzeczypospolitej i sąsiadów ukutą i wtłaczaną już w czasach zaborów, okupacji i panowania
sowieckiego oraz komunistycznego. To obrazy skrzętnie powielane w książkach,
piosenkach, audycjach i filmach w czasach PRL-u. [Dodam. Dyshonorem jest dla
nas traktowanie tego tworu jako naszego niezależnego państwa z granicami,
ustrojem, stosunkami własnościowymi, władzami, przecież nieakceptowanymi
przez naród i ustalonymi przez obcych – Sowietów i wysługujących się im komunistów miejscowej proweniencji. To były lata okupacji sowieckiej!!!]. Jeśli zdamy
sobie z tego sprawę, może wreszcie jako naród się obudzimy.
M Y Ś L
154
Podobszary polskiej polityki wschodniej
Ze względu na olbrzymi i niezwykle zróżnicowany teren od Bugu, aż po Daleki
Wschód (dawny ZSRR), należy go podzielić na kilka podobszarów. Jednak i ich
nie należy traktować jednolicie. Na zaproponowany podział wpływają czynniki
polityczne, gospodarcze i kulturowe. Mają na celu ułatwić objęcie tematyczne
zagadnienia, a nie być determinantą do jednolitych odniesień. Nawet w ramach
jednego kraju, często spotkamy się ze znacznymi różnicami. Na wschodnich terenach przyjęcie, pewnych stałych wykładni, zawartych w uogólnieniach staje
się często niemożliwe i będzie mijało się z prawdą. Jasno należy powiedzieć, że
to, co może być przyjęte za pewnik w odniesieniu do zachodu Europy nie będzie
się sprawdzało na jej obszarach wschodnich. Dlatego polskie doświadczenia w tej
materii, bycie w kulturze i tradycji zachodniej, a drugą nogą w życiu społecznym
i tradycji wschodniej, stanowi o naszej sile i atrakcyjności. Trzeba przywrócić
polską wizję polityki wschodniej, która określana była w hasłach „przedmurze
chrześcijaństwa”, „zawsze wierna”, „łącznik wschodu i zachodu”, „obrońca kultury
Pięć podobszarów:
1. Kraje postsowieckie wchodzące w skład Unii Europejskiej: Litwa, Łotwa, Estonia. Dostrzeżemy tu działania władz mające wzmocnić ich niezwykle młodą i słabo
ugruntowaną państwowość. Często są to kroki skrajne o charakterze szowinistycznym. Najgorzej wygląda sytuacja na Litwie. Ma tam miejsce zwalczanie różnych środowisk narodowych, a ze szczególną siłą Polaków, którzy żyją tam jako ludność stała,
z rzadka napływowa. Mieszkają na tych obszarach w znacznych skupiskach, gdzie
stanowią większościowe okręgi. Mają tam miejsce (co nazywam „nacjonalizmem
państwowym”) silne administracyjne działania zmierzające do likwidacji polskiej
odrębności językowej, kulturowej, łącznie ze zmuszaniem do unifikacji narodowej.
Niestety w tych skrajnych postępkach, które są odreagowaniem czasu ucisku sowieckiego, radzieckiego, zapominają się tak dalece, że wszystkich innych traktują wrogo,
a z największą intensywnością, jak wspomniałem, niszczą Polaków, którzy stanowią
tam obecnie około 10% mieszkańców państwa (ok. 300-350 tys.). Są bezwzględnie
lituanizowani i pozbawiani praw obywatelskich, społecznych, także majątkowych.
W aspekcie ekonomii i gospodarki musimy podjąć obecnie zarzucone działania mające zwiększyć nasz udział w sektorach strategicznych tych krajów. Mowa
tu o energetyce, przemyśle przetwórstwa naftowego i gazownictwie. Państwa tej
strefy szukają drogi wyjścia z zależności rosyjskiej. Tylko Polska wznawiając projekt budowy mostu energetycznego, elektrowni jądrowej na Litwie w Visaginiach
może stać się alternatywą i zarazem silnym i realnym sojusznikiem w dalszych
poczynaniach gospodarczych w regionie. Przypomnę, że poważne propozycje złożyła amerykańska firma Westinghouse oraz amerykańsko-japońska GE Hitachi
Nuclear Energy. Nie wolno nam z nich rezygnować. Rząd polski musi traktować to
jako wyzwanie strategiczne. Te działania należy postrzegać w skali wojny gospodarczej, którą możemy wygrać. Dodatkowym atutem dla Polski jest przyszła eksploatacja złóż gazu łupkowego – strategicznego surowca przyszłości, również jako
materiału do wytwarzania energii elektrycznej. Tymczasem konkurencja nie śpi.
Rosyjski Rosatom buduje w Obwodzie Kaliningradzkim elektrownię, która ma do-
P O L I T Y C Z N A
łacińskiej”, „mesjanizm”. Po 1945 roku nadano im celowo negatywnego wydźwięku
i były częścią destrukcji wartości polskich.
Należy pamiętać o prometeizmie i idei jagiellońskiej, będącymi jasnymi i konkretnymi wykładnikami naszych zabiegów i działań na tych obszarach zarówno
w wymiarze politycznym, kulturowym, ale i militarnym. Pod nimi kryją się niezwykle sprawnie i konsekwentnie realizowane wytyczne polityki polskiej. Warto
o tym przypominać i wracać do tego, gdyż tak jak Niemcy, Brytyjczycy, Francuzi,
Rosjanie, tak i my wypracowaliśmy swoje cele. Odchodzenie od nich świadczy jedynie, że nadal nie jesteśmy w pełni suwerenni. Wreszcie musimy sobie o tym
przypomnieć i przestać być bezwolnymi pionkami na tablicy gry politycznej.
Z tym wiąże się przyjęcie polskich standardów w polityce (bez względu na układy
partyjne w kraju) i postawienie w korpusie dyplomatycznym na ludzi kierujących
się rzeczywistą wizją polskiej racji stanu.
155
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
starczać energię Polsce, Litwie, a być może Łotwie i Estonii. Jednocześnie obecny
polski rząd nie wykazuje się udanymi działaniami. Przyjęcie propozycji rosyjskich
będzie godzić w polski interes. Należy pamiętać, że głównym sojusznikiem Rosji
w wielu tych planach są Niemcy.
M Y Ś L
156
2. Kolejny podobszar pomimo zewnętrznego zróżnicowania stanowi Białoruś
i Ukraina.
Tu niezwykle ważne znaczenie spełnia tzw. terytorialność tych państw w kontekście przynależności do I i II Rzeczypospolitej. Panuje tu swoiste odniesienie do realiów
Związku Sowieckiego, a obecnie Rosji, przeciwstawiając temu odpowiednio Polskę,
która była i jest przeciwwagą życia społecznego, gospodarczego, kulturalnego i politycznego. Mamy tam do czynienia ze specyficzną pamięcią. Dlatego dziwią często
pojawiające się po polskiej stronie głosy o bezsensowności takich porównań, że Polska
jest taka mała, Rosja to gigant, itd. Takie argumentacje niestety pochodzą często od
osób i środowisk nie znających faktów, lub będących na usługach, a może pod „urokiem” naszego sąsiada. Proszę jednak zwrócić uwagę, że to I Rzeczypospolita była
przeciwwagą Moskwy-Rosji, że to ta „mała” Polska zatrzymała w 1920 roku Czerwoną
Rosję, że nie kto inny, jak Polacy zniszczyli radziecki system okupacyjny w 1989 roku.
Na tym terenie niezwykle ważny jest aspekt pozytywnego wspominania Polaków,
jako dobrych gospodarzy, zarządców. W kontekście obecnej niezwykle trudnej sytuacji, jest to czynnik ważny i byłoby wielkim niedopatrzeniem nie wyzyskanie tego.
Białoruś to w rzeczywistości państwo zamieszkane przez bardzo dużą zbiorowość polską. To osoby mające korzenie polskie, jak i skłaniające się do tradycji
i kultury wypływającej z polskości oraz wykazujących pozytywne odniesienie
do Polski w kontekście dziejowym. To teren zamieszkany nawet przez 20% osób
o takich korzeniach i zapatrywaniach. Przy obecnie utrzymywanej tam państwowej akcji antypolskiej (produkcja filmów, publikacje powielające kłamstwa często
wręcz niedorzeczne, wzięte żywcem z doktryny sowieckiej, utrudnienia administracyjne), sprzyjającym czynnikiem są duże skupiska Polaków, np. Lida – 60%
mieszkańców, Brześć nad Bugiem ok 1/3 Polaków, całe wsie i zaścianki.
Niestety i tu widać brak konkretnych działań kulturowych, politycznych i gospodarczych ze strony polskiego rządu. Uważam, że III RP powinna podjąć szczególnie wytężone prace na odcinku gospodarczym. Trzeba wyważyć sposób i metody walki z reżimem Łukaszenki i starać się pozytywnymi działaniami (gospodarczymi, edukacyjnymi, społecznymi) zneutralizować jego władzę. Rządzący Białorusią w rzeczywistości pragną zbliżenia gospodarczego właśnie z Polską, szukając
zaplecza i wsparcia przeciwko działalności rosyjskiej. Niedopuszczalne jest zaniechanie naszych działań na tym polu. Nie wolno dopuszczać, aby strona rosyjska
przejmowała (wykupywała) za niewysokie kwoty strategiczne gałęzie białoruskiej
gospodarki, śląc wirtualne obietnice: linie przesyłowe, zakłady energetyczne, wydobywcze, przetwórcze. Polska musi działać niezwykle dynamicznie. Trzeba reagować. Próby wyjścia z dominacji rosyjskiej są tam również bardzo silne. Nawet
związani z obecnym obozem władzy są zainteresowani udziałem Polaków w życiu
P O L I T Y C Z N A
gospodarczym Białorusi. Bo jeśli nie my, to wejdzie Rosja. Nie możemy robić polityki dla Rosji. To zdrada naszych interesów. Proszę pamiętać, że nadal w zderzeniu z nimi, to polska ma silniejszą kartę na tym rynku. Nawet w polityce pieniądze
nie zawsze są najważniejsze. Zwłoka działa na naszą niekorzyść.
Obserwując obecną sytuację gospodarczą i polityczną, wiele wskazuje na potencjalne korzyści płynące z podjęcia takiej współpracy. Dla Białorusi oczywiście
w rozumieniu strategicznym, a dla nas co najmniej pierwszoplanowym. Będzie to
otwarcie na polską edukację, dla polskich zakładów produkcyjnych do tworzenia
tam filii i oddziałów (produkcja przemysłowa i rolna), pojawienie się ruchu turystycznego (krajoznawstwo, turystyka wspomnieniowo-patriotyczna,...). Relatywnie tania produkcja na Białorusi, bliskość z UE (Chiny tanie, lecz są daleko, Białoruś
leży blisko, koszty produkcji są porównywalne, koszt transportu jest zdecydowanie mniejszy). Białorusi zapewni to miejsca pracy, wejście w stałą i strategiczną
współpracę z RP. To usunie zagrożenie dominacją gospodarczo-polityczną Federacji Rosyjskiej, a także pośrednio zabezpieczy od wpływów niemieckich. Dodatkowo poczucie polskości wśród miejscowej ludności predestynuje nasze władze
do energicznego zainteresowania się tym krajem. Generalnie duża przychylność
ludności niepolskiej do Rzeczypospolitej jest dodatkowym czynnikiem do podjęcia
w tym kierunku rozważnych, ale i zdecydowanych kroków. Podejmowanie ostrych
działań przeciwko Łukaszence, przy tak skomplikowanej i trudnej sytuacji polskości w tym kraju jest wręcz niedorzecznością. Rodzi się pytanie, czy nie moralnym
jest podjęcie rozmów i działań dla wzmocnienia RP w tym państwie, co będzie się
bezpośrednio przekładało na los żyjących tam ludzi. Przecież to jest również droga do demokratyzacji samej Białorusi. Tu trzeba dostrzec skomplikowaną sytuację
w relacjach Łukaszenko – Rosja. Powinniśmy wykorzystać to dla polskiej sprawy.
Niestety sytuacja na terenach Ukrainy jest bardziej zróżnicowana i odmienna.
Tu poczynania polskie, szczególnie na dawnych obszarach II RP powinny być bardzo wyważone, ale i konsekwentne. Obecnie mała stosunkowo społeczność polska, w bardzo złej kondycji ekonomicznej, bez wątpienia i tu będzie wielką podporą dla działań polskiego państwa. Dla zapewnienia prestiżu podejmowanych kroków przez Polskę musi istnieć szczególna zasada współpracy oparta na prawdzie
i pamięci. Działania ostatniego 20-lecia w zdecydowanym stopniu świadczą na
niekorzyść i pokazują słabość, a właściwie brak planów w kontekście politycznym,
historycznym i gospodarczym zaangażowania polskiego. Obok dotychczasowych
działań na forum kultury muszą być podejmowane wytężone kroki zwiększające
nie tylko współpracę naukową, ale i gospodarczą. Niedopuszczalna jest tu często
dostrzegana inercja, uległość polskich środowisk naukowych i politycznych dla
poczynań ukraińskich. Zachowujemy się w tych kontaktach jak wieczni uczniowie, dodatkowo godząc w pozostających tam Polaków i majestat państwa polskiego. Niestety w tych relacjach jawimy się jako słabi i rozbici. Dla własnej powagi
powinniśmy dążyć do budowy polityki godnej, jako poważne państwo. Bez tego
będziemy ponosić stale mniej lub bardziej spektakularne porażki. Oczywiście
i w tym wypadku kluczem jest podejmowanie działań ekonomicznych. Największy
157
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
Actum 3/4 • 2011/2012
P O L I T Y C Z N A
problem: wszechobecna korupcja i kryminalne powiązania elit centralnych i lokalnych. Uniknąć tego można tworząc jedynie „specjalne strefy ekonomiczne” na
bazie przygotowanych przepisów prawnych z wyznaczonymi wspólnymi polsko-ukraińskimi władzami-zarządami. Sprawdzą się tu tylko działania podejmowane
na poziomie ministerialnym, które mogłyby wspierać takie strefy, jak np. lwowska, drohobycka, stanisławowska, podolska,...
Kluczowym zagadnieniem pomimo zmieniających się relacji politycznych jest
zapewnienie stałych dostaw ropy i gazu z obszarów kaukaskich linią Odessa-Brody (zakładając również rozwój w Polsce wydobycia gazu łupkowego). Jednak niezwykle niesprzyjające relacje, które dostrzegam mogą tę koncepcję zaprzepaścić.
Wówczas należałoby pomyśleć o alternatywie i budowie stałej linii z rumuńskiej
Konstancy przez Słowację do Polski.
Oczywiście należy podnosić i akcentować kwestię polskiego wsparcia, czy też
poparcia dla dążeń ukraińskich zmierzających do przynależności do struktur UE.
Obserwując scenę polityki w Kijowie odnoszę wrażenie, że doskonale grają na
emocjach i częstej niewiedzy Zachodu (w tym i Polski), wykorzystując dla swoich
potrzeb pewne aspekty polityki unijnej, przeciwstawiając ją rosyjskiej. To takie
przysłowiowe balansowanie. Z perspektywy ukraińskiej zrozumiałe, ale z unijnej
a tym bardziej polskiej co najmniej niepoważne. Zaskakuje mnie często naiwność,
z jaką opisuje się te zmagania. Ma tu miejsce twarda gra o wpływy i pieniądze.
Strona polska musi wreszcie odrzucić koncepcję Jerzego Giedroycia i zacząć prowadzić rozsądną i konsekwentną politykę nie tylko w stosunku do Ukrainy, ale
i do całego regionu. Niestety ten kierunek najjaskrawiej obnażył swoją słabość
w relacjach polsko-ukraińskich. I na tym obszarze ponieśliśmy największe straty.
M Y Ś L
158
3. Całkowicie odmiennym podobszarem jest Federacja Rosyjska, z jej terytorium, rozmieszczeniem ludności polskiej, okręgami przemysłowymi. W obecnej
chwili przy relacjach panujących w stosunkach Polska – Rosja, szanse na stworzenie właściwych kontaktów politycznych, gospodarczych i kulturalnych są wręcz
bliskie zeru. Gra pozorów kończy się przy konkretach. Dobitnie widać to na przykładzie ludobójstwa katyńskiego i przy wyjaśnianiu przyczyn katastrofy smoleńskiej (np. „opieka” nad polskim samolotem rządowym). Dynamika polityki rosyjskiej jest nastawiona na zepchniecie Polski tak politycznie, jak i ekonomicznie
do roli wasala. Widać to również na przykładzie rurociągu Nord Stream, umowy
gazowej,… Napawają niepokojem wspólne starania Rosji i Niemiec w zorganizowaniu euroregionu (okręg kaliningradzki z graniczącymi terytoriami RP). Niestety podejmowane na szczeblach rządowych ustalenia i rozmowy pokazują szalony
brak zmysłu przewidywania politycznego, godzący w polskie interesy.
Winę za słabość we wzajemnych relacjach upatruję po stronie polskiej (zapewne ma tu znaczenie istnienie tzw. „dużej grupy wpływu rosyjskiego”, co podnosi
się często w polskich mediach). Przejawia się to spolegliwością, słabością i strachem w prowadzeniu niezależnej i kompetentnej polityki. Tragedia smoleńska
jest tego absolutnym dowodem. Nadal widoczny jest tu brak właściwie przygoto-
4. Kolejny podobszar to Zakaukazie. Terytoria i państwa niezwykle zróżnicowane: Azerbejdżan, Gruzja, Armenia, Czeczenia. Kraje pozornie odległe, lecz
przez czynnik historyczny naturalni sprzymierzeńcy. Mowa tu o środowiskach
polskich, które w przeszłości zapisały się bardzo dobrze w pamięci szeregu tamtejszych społeczności (Baku, Tbilisi, Erewania, Kazania,...). Do dzisiaj żyją tam
polskie wspólnoty utrzymujące pamięć o Polakach i wydatnie przyczynią się do
wsparcia naszych działań. Postrzegani tam jesteśmy jako pragmatyczni inżynierowie, badacze, lekarze – świadczą o tym nasze ślady. Współcześnie pokazaliśmy się
jako naród mający charakter i potrafiący być stanowczym. Urzeczywistnieniem
tego były działania polityczne i wynikająca z nich słynna wizyta prezydenta Lecha
Kaczyńskiego wraz z przywódcami państw Europy Środkowej w Gruzji. Okazało
się, że stanowimy naturalny odbojnik dla działań Rosjan w regionie. Przedstawiliśmy się tam jako państwo konsekwentne z szerokimi planami (niestety tylko
w czasach prezydentury L. Kaczyńskiego). Podejmowane wówczas działania w sferze gospodarczej – ropa i gaz do Europy, poza wpływami i oddziaływaniem Rosji
pokazały trafność tej decyzji, ale i zarazem dalekosiężną wizję, którą część polskiej
klasy politycznej ma i potrafi realizować nawet w niesprzyjających warunkach.
W kraju, polityka Kaczyńskiego była przedstawiana jako zła (zob. niektóre media), całkowicie odmiennie była odbierana na terenach Zakaukazia, a także przez
państwa Zachodnie.
Trzeba pamiętać o wzajemnych trudnych kontaktach państw tego regionu.
Musi w tym względzie dominować u nas rozwaga, rozsądek polityczny, ale i zdecydowanie. Działań politycznych w tej strefie nie należy pod żadnym pozorem
zarzucać, lecz mądrze kontynuować (koncepcja prometejska).
5. Osobny podobszar stanowią pozostałe kraje postsowieckie: Kazachstan,
Kirgistan, Uzbekistan, Tadżykistan. Są one ważne przede wszystkim ze względu
na polskie wspólnoty. W gospodarce prymat surowcowy: ropa i gaz. Pojawiły się
plany transportu ich przez morze Kaspijskie, Zakaukazie, Turcję, Bałkany do Polski lub alternatywnie przez państwa Zakaukazia na Ukrainę od miejscowości
Odessa, rurociągiem do granicy RP w Brodach. Można tylko zasugerować jako kolejną alternatywę transport z Zakaukazia do Rumunii, następnie przez Słowację
do Polski.
P O L I T Y C Z N A
wanej kadry dyplomatycznej i wytyczonych jasnych założeń w polityce zagranicznej. Dopiero po wprowadzeniu dużych zmian mogą pojawić się partnerskie relacje i przesłanki do podejmowania wspólnych przedsięwzięć ekonomicznych oraz
umów docelowych na terenach Rosji. Wówczas inwestowanie stanie się możliwe,
np. w Petersburgu, w okręgach nad Uralem i okręgach przemysłowych Syberii.
Aby podjąć takie działania, stronę polską muszą reprezentować osoby dostrzegające i rozumiejące polski interes gospodarczy.
Trzeba odstawić na bok destrukcyjne pojęcie prorosyjskie „mała Polska, wielka
Rosja”. Polecam zapoznać się z danymi porównując oba kraje: dochód, handel, PKB.
159
M Y Ś L
Actum 3/4 • 2011/2012
M Y Ś L
P O L I T Y C Z N A
160
Actum 3/4 • 2011/2012
Jak działać?
Wschodnia polityka Polski musi opierać się bardzo mocno, ale i niezwykle rozważnie na tradycji i odnosić do współczesności. Z przeszłości należy czerpać z niezwykle dojrzałego rozeznania relacji kresowych i wschodnich.
Obecne działania na arenie politycznej muszą uwzględniać położenie ludności
polskiej. Udzielenie im wsparcia jest nakazem przyzwoitości, ale i polskiej racji stanu, realizowanym właśnie w ramach tej polityki. Niestety dostrzegam brak jasno
nakreślonych wytycznych odwołujących się do działań w sferze kultury i ochrony
dóbr pozostałych po Polakach. Brak jednoznacznego i klarownego opowiedzenia
się po stronie żyjących tam rodaków (np. sprawa pomocy MSZ). Wymagana jest
tu pełna konsekwencja działania, która zapewni o ewentualnym sukcesie. Trzeba
podjąć trwałą współpracę z kościołem.
W obszarze ekonomicznym Polska powinna starać się zaistnieć na tamtejszych
rynkach. Bez wyraźnych działań biznesowych wspieranych przez rząd RP nie ma
mowy o sukcesie. Zdaję sobie sprawę z nieprzyjaznych i niesprzyjających często
czynników, lecz należy realizować przyjęte założenia.
Niestety czasy PRL-u, pełnej zależności sowieckiej, to czas całkowitego unikania i przemilczania zagadnień wschodnich i kresowych. Od tego momentu wiedza
Polaków o swoich dziejach, znaczeniu w gospodarce tych obszarów, potencjale,
który przepadł po I i II wojnie światowej i w dobie komunizmu jest białą plamą.
Należy przypominać o sile kulturowej i gospodarczej naszej wspólnoty. Niestety
widząc działania obecnych grup politycznych twierdzę, że sowieckie zakłamanie
powiodło się w wielkiej części.
Starałem się wykazać płaszczyzny i możliwości działań na polu polityki wschodniej. Niosące wielkie korzyści Polsce i państwom regionu. Przede wszystkim chcę
podkreślić, że bez polskiej polityki wschodniej Rzeczypospolita nie będzie nigdy
istotnym graczem na arenie międzynarodowej. Nasi sąsiedzi o tym wiedzą, a kiedy my to zrozumiemy?
Ponadto należy jak najczęściej wywoływać temat polskiej polityki wschodniej
szeroko w debatach publicznych i naukowych. To jedyna droga do jej upowszechnienia, dyskusja w tym zakresie jest niezwykle pożądana. Na wzmocnienie roli
i znaczenia kierunku wschodniego w polskiej polityce miałoby wpływ powołanie
przy premierze doradcy ds. Polaków żyjących poza RP. To podniesienie znaczenie
tych zagadnień. Dodatkowo warto rozważyć możliwość przywrócenia obywatelstwa RP wszystkim, którzy je posiadali 31 sierpnia 1939 roku, a obecnie żyją tak
na zachód jak i wschód od Macierzy.
Zakończę może patetycznie. Gdy przypomnimy sobie, my Polacy o prometeizmie, idei jagiellońskiej, to zrozumiemy, że to nasza jedyna droga, która daje
nam łączność z przeszłością, siłę do działania na zachodzie i na wschodzie. To
zrozumienie nas samych. To nasz obowiązek względem potęgi naszych dziejów
i siła pchająca nas do działania. To droga do odbudowy polityki państwa. Kto tego
nie rozumie, nie powinien uczestniczyć w życiu politycznym, gdyż szkodzi Polsce.
161
Actum 3/4 • 2011/2012
HISTORIA
Dariusz Piotr Kucharski
Coraz mniejszy potencjał
Zmniejszenie polskiego stanu posiadania
na przykładzie stosunków polsko-rosyjskich po 1914 roku.
Ewakuacje, wysiedlenia, prześladowania, zabór mienia
I
wojna światowa wprowadziła całkowite zmiany w strukturze i liczbie ludności
polskiej w Rosji. W pierwszej fazie wojny wielu Polaków uciekało z terenów przyfrontowych w głąb państwa carskiego. Jednak dopiero przełamanie frontu przez
Niemców i odwrót Rosjan spowodował wprowadzanie drakońskich zapisów.
3 sierpnia 1915 roku zaczęło obowiązywać zarządzenie dowódcy frontu południowo-zachodniego, generała-adiutanta Nikołaja Iwanowa. Mówiło o bezwzględnym wysiedleniu w głąb Rosji mężczyzn w wieku poborowym (17–45
lat) wraz z rodzinami. Jeszcze bardziej restrykcyjne zarządzenie wprowadził na
swoim froncie północno-zachodnim gen. Nikołaj Januszkiewicz, który rozkazał
totalną ewakuację i rekwizycje dobytku ruchomego, a to, co pozostawiano i co
stanowiło jakąkolwiek wartość, miało być zniszczone. Z całą stanowczością i bezwzględnością zastosowano metodę spalonej ziemi. Ludność ewakuowała się na
wschód głównymi traktami: 1. Czyżew – Ciechanowiec – Briańsk; 2. Zambrów –
– Wysokie Mazowieckie – Briańsk; 3. Włodawa – Kobryń; 4. Biała Podlaska –
– Brześć – Kobryń; 5. Janów Podlaski – Żabinka – Kobryń; 6. Warszawa – Mińsk
Mazowiecki – Siedlce – Brześć –Baranowice – Mińsk – Borysów.
To wielkie przymusowe przemieszczanie się ludności spowodowało zablokowanie traktów nawet dla wojska. Władze nie były przygotowane do realizacji zarządzenia ewakuacyjnego na tak wielką skalę. Jako przykład może posłużyć sy-
162
Actum 3/4 • 2011/2012
H I S T O R I A
tuacja powstała w okolicach Kobrynia, gdzie dosłownie biwakowało około 200 000
osób.
Chaos potęgował jeszcze obowiązek wywozu z terenów zagrożonych działaniami wojennymi dóbr kultury i wyposażenia placówek oświatowych i naukowych
wraz z personelem. Równocześnie od początku działań wojennych ewakuowano
w głąb Rosji siedziby banków, wszelkie dokumenty urzędowe, archiwa. Według
zarządzenia, wywozu doglądała i z ewakuowanym towarem podróżowała, wytypowana część pracowników. Utworzono specjalną rosyjską komisję, która wyznaczała i nadzorowała ewakuację zakładów przemysłowych i personelu w głąb państwa rosyjskiego, celem przeniesienia tam produkcji. Wszystkie zakłady i fabryki,
których produkty miały potencjał do wykorzystania wojennego, otrzymywały
nakaz ewakuacyjny. Niezastosowanie się do niego groziło karą śmierci również
właścicielom. Przykładowo fabrykę sztućców „Gerlacha”, uznano za spełniającą
wymogi potrzeb wojennych, np. wykonywanie bagnetów dla wojska.
Konfiskowano całe masy dzwonów kościelnych. Ewakuowano i wykorzystano
dla celów wojny nawet konie ze stadniny w Janowie Podlaskim (w ramach powojennych poszukiwań i zwrotów majątku z Rosji, Polakom udało się odzyskać
jednego ogiera z tej stadniny).
Przykładów można mnożyć. Niemcy mieli wejść w pustkę, a problemy ludności
nie interesowały Rosjan zupełnie. Cel był jeden: pozostawić pustynię gospodarczą.
Zarządy firm wywoziły sprzęt i maszyny wraz z wyznaczonym personelem
technicznym, poczynając od samego kierownictwa, aż po robotników. Pracownicy
zabierali z sobą także rodziny. Tę część maszyn i nieruchomości, która była niemożliwa do wywiezienia, jak podałem wcześniej, niszczono. Ilość w ten sposób
likwidowanych na ziemiach polskich firm jest trudny do ustalenia, liczba ich jest
jednak ogromna. Dało to o sobie znać już po 1918 roku, w Wolnej Polsce, gdy pojawiły się problemy z uruchomieniem podstawowej produkcji dla potrzeb Polski
i jej wojska.
Ucierpiała także wieś. Nakładano kontrybucje, wręcz wyniszczające majątki ziemskie i gospodarstwa. Rabowano płody rolne, konfiskowano bydło, konie.
Mimo nakazu pozostawienia w gospodarstwach tzw. minimum inwentarza –
małe gospodarstwa miały zachować krowę, konia, świnię – zabierano wszystko.
Podobnie rzecz się miała z płodami rolnymi. Niezebrane z pól Rosjanie rozkazali
niszczyć i palić. Stara taktyka spalonej ziemi została zastosowana w pełni.
W konsekwencji przyszłe młode państwo polskie w 1918 roku zaczynało swoje
istnienie na „gospodarczej, administracyjnej i kulturowej pustyni”. W czasie tej
chaotycznej, przymusowej i niszczącej ewakuacji nie prowadzono żadnych statystyk mówiących o ilości wywożonych osób oraz mienia.
Trzeba wspomnieć o stratach osobowych wśród Polaków. Były bardzo duże.
Niespotykana zawierucha wojenna pochłaniała zastępy, wielu okaleczała, wyrzucała z ich siedlisk na pastwę losu. Nie można zapominać o Polakach, żołnierzach
wcielonych do armii rosyjskiej, których liczbę szacuje się na 500–700 tysięcy. Natomiast ilość polskich jeńców wojskowych i cywilnych określa sie na kolejne oko-
Actum 3/4 • 2011/2012
163
ło 200 tysięcy. Ówczesne polskie organizacje humanitarne wyliczały liczbę ewakuowanej ludności polskiej bardzo różnie od 743 000 do 807 793 osób.
Odmienna i jeszcze tragiczniejsza była sytuacja społeczności polskiej żyjącej na
dalszych Kresach kontrolowanych przez Rosję bolszewicką. W wyniku aktów bestialstwa wojennego i pogromów, grupa ta została w znaczący sposób osłabiona.
Bestialstwo sowieckie międzywojnia dokończyło dzieła. 30% wyniszczonej fizycznie populacji polskiej przy szacunkach ilościowych (1,5 do 2.0 mln. os.), daje liczbę około
450000 do 600000 ofiar polskich, które straciły życie w czasie tragicznego głodu, indywidualnych prześladowań i masowych ludobójczych represji stosowanych wobec Polaków w całym omawianym okresie międzywojnia (zob. D. P. Kucharski, Ludobójstwo na
Polakach w Sowietach…).
Do I wojny światowej Polacy na Kresach stanowili grupę dominującą w sferze
kultury i gospodarki. Podczas zaborów, mimo stałej akcji caratu zorientowanej na
niszczenie polskości, jeszcze w 1909 roku, opierając sie na listach wyborczych do
Samorządu Ziemskiego guberni mińskiej, witebskiej i mohylewskiej, posiadali oni
tam ponad 8 tysięcy majątków ziemskich o areale 3 029 511 ha, czyli ok. 46% całej
własności. Na pozostałych ziemiach kresowych (Ukraina na wschód od Zbrucza)
w posiadaniu Polaków było kolejne około 2,5 miliona hektarów. Stanowiło to olbrzymi potencjał. Polska własność ziemska oraz dobra będące pod polskim zarządem na tym wielkim kresowym obszarze obejmowały aż 80% całości tych ziem.
W 1939 roku podano szacunkowe wyliczenia odnośnie wartości polskiej własności ziemskiej zagrabionej na dalszych Kresach (tereny wchodzące w skład
ZSRS). Była określona na kwotę około 1 miliarda rubli w złocie, czyli mniej więcej
na 4 miliardy ówczesnych złotych polskich. Uwspółcześniając kwotę, przyjmując
15000 PLN jako średnią wartość hektara ziemi, ukazuje się nam olbrzymi majątek. Zarazem pokazuje to stopień uszczuplenia własności i potencjału polskiego,
wręcz niewyobrażalny, i niespotykany u innych narodów. Wyliczenia te należy
jeszcze powiększyć o wartość inwentarza, sprzętu, narzędzi. Trzeba dodać, że szacunki te nie brały pod uwagę drobnej, wiejskiej własności (to kolejne 5 –7% areału) i własności miejskich (w zależności od miasteczka, miasta, polską własność
można określić na 15 – 65%).
Na tych obszarach w polskim posiadaniu było również ponad 2 tysięcy fabryk,
zakładów, wytwórni. Oblicza się, że tylko w guberni mohylewskiej, wołyńskiej,
witebskiej, podolskiej i kijowskiej, Polacy posiadali w 1908 roku 2279 różnych
zakładów, fabryk, zatrudniających 140060 osób.
Osobne wyliczenie to polski stan posiadania w pozostałej części Rosji. To utracone aktywa banków, udziały i własności fabryk, kopalń, pól naftowych, gazowych, wielu nieruchomości miejskich i wiejskich. To majątki m.in. Cybulskiego,
Miskowskiego, Krzyżanowskiego, Rylskich, Żurkowskiego, Kierbedzia, fundacja
Zglenickiego, fortuna Poklewskiego. Do tych wyliczeń należy dodać straty bardzo
trudne do oszacowania, a odnoszące sie do dziedziny sztuki. Domy, dwory, pałace,
zamki, były często bogate w dzieła kultury: rękopisy, księgozbiory, starodruki, obrazy, gobeliny, wyroby jubilerskie, złotnicze, ceramiczne, meblarskie, porcelana.
H I S T O R I A
164
Actum 3/4 • 2011/2012
H I S T O R I A
Po zamordowaniu bądź wygnaniu właścicieli przejmowano dobra, które bezmyślnie niszczono. Cenne przedmioty i dzieła wręcz walały się po zagrodach wiejskich,
czy późniejszych sowchozach. Wandalizm Sowietów opisany jest w wielu wspomnieniach. Straty te są niemożliwe do określenia i oszacowania.
Dane te przytaczam, pragnąc ocalić je od zapomnienia i zobrazować straty, jakie
Polacy i w ogóle potencjał polski poniósł w wyniku I wojny światowej, a przede
wszystkim w wyniku rewolucji bolszewickiej. Myślę tu o szkodach zarówno w sferze moralnej i demograficznej, jak kulturowej i materialnej. Śmiało można postawić tezę o cywilizacyjnej klęsce. Zniszczono całkowicie podstawy egzystencji
wielu polskich rodzin – tych powracających, uciekających masami do odrodzonej
Polski i tych pozostających tam, na ojcowiźnie. W skali makro, musiało się to niestety ujemnie odcisnąć na odbudowywanej polskiej gospodarce. Przecież siła każdego państwa płynie z zamożności jego obywateli, a tu pozbawiono naród wielkiej
części jego potencjału, bardzo potrzebnego w budowaniu Rzeczypospolitej. Poruszam ten temat, gdyż uważam, że to właśnie Polacy ponieśli największe straty, tak
materialne, jak i moralne. Był to początek nowego etapu niszczenia, osłabiania
polskiej pozycji ekonomicznej, kulturowej i społecznej.
Warto o tym pamiętać w odniesieniu do wydarzeń, które spadły na Polaków
po 1914 roku i trwały do 1989. Zniszczenia, które odczuł każdy Polak na Kresach
i w pozostałej części Sowietów, jak pokazał czas, były dopiero początkiem.
Jeśli spojrzymy na cały obszar rosyjski, poczynając od działań carskich, to zabór mienia polskiego miał kulminację pod rządami Bolszewików. Można przyjąć,
że lata I wojny światowej i rewolucji były początkiem nowej walki z polskością na
płaszczyźnie ekonomicznej, kulturowej, społecznej i etnicznej. Jeśli do tych praktycznie nieodwracalnych strat dołożymy prześladowania polskości w międzywojniu w Związku Sowieckim, niemieckie i sowieckie zniszczenia lat II wojny światowej, następnie kolejne lata okupacji i władania Kresami oraz ziemiami polskimi
w ramach sowieckiego PRL-u, to ukaże nam się obraz wielkiego, niespotykanego
w żadnym innym narodzie zubożenia we wszystkich formach egzystencji narodowej.
W taki sposób potencjał narodu, który dominował na obszarze przeszło siedmiuset tysięcy kilometrów kwadratowych, został zubożony do powierzchni raptem trzystu dwunastu tysięcy kilometrów kwadratowych.
Literatura, m.in.:
Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Przewodnik po zasobie archiwalnym, pod red. M. Motasa,
Warszawa 1973.
Dokumenty dotyczące akcji Delegacji Polskich w Komisjach Mieszanych Reewakuacyjnych i Specjalnej
w Moskwie, Warszawa 1921.
J. Bartoszewicz, Na Rusi. Polski stan posiadania (kraj, ludność, ziemia), Kijów 1912.
L. Bazylow, Historia Rosji, t. II, Warszawa 1985.
A. Kieniewicz, Nad Prypecią, dawno temu... Wspomnienia zamierzchłej przeszłości, Wrocław 1989.
Actum 3/4 • 2011/2012
165
Z. Kossak-Szczucka, Pożoga, Wrocław 2005.
I. I. Kostiuszko, Polskoje nacionalnoje mienszinstwo w SSSR (1920-e gody), Moskwa 2001.
D. P. Kucharski, Ludobójstwo na Polakach w Sowietach w okresie międzywojennym (1921-1939).
Początek wielkiej narodowej tragedii, Krzeszowice 2010.
D. P. Kucharski, Polacy w Rosji i Sowietach. Wspomnienie Kresów, Przewodnik dla nauczycieli
i młodzieży, Krzeszowice 2009.
D. P. Kucharski, Polscy katolicy w Związku Sowieckim do 1939 roku, w: Studia z dziejów Europy
Wschodniej, pod red G. Błaszczyka, P. Kraszewskiego, PTPN Poznań 2010.
D. P. Kucharski, Zglenicki Witold Leon Julian, w: Encyklopedia „Białych Plam”, t. XVIII, Radom
2006.
Z. Łukawski, Ludność polska w Rosji 1863- 1914, Wrocław 1978.
P. Marsden, Dom na Kresach. Powrót, Warszawa 1999.
W. Najdus, Polacy w rewolucji 1917 roku, Warszawa 1967.
W. Pobóg-Malinowski, Najnowsza historia Polski 1864-1954, t. I, Pary) 1953.
Polacy w Związku Sowieckim ( podpisane St. Ł.), [w:] Dziennik Polski, 1 marzec 1939 r., nr 48;
Polskaja ssyłka w Rossii XIX-XX wiekie: Riegionalnyje centry, pod red. R. M. Waljejewa,
I. I. Szarifżanowa, Kazań 1998.
K. Sierocka, Polonia radziecka 1917-1939. Z działalności kulturalnej i literackiej, Warszawa, 1968.
H I S T O R I A
Kresy – tereny I Rzeczypospolitej zagarnięte w wyniku zaborów i włączone do Rosji
z wyłączeniem obszaru tzw. Królestwa Polskiego. Natomiast w stosunku do ziem dawnej
I RP, wchodzących w latach 1921-1939 w skład ZSRS, celem odróżnienia ich od ziem
wschodnich II RP w okresie międzywojennym i współcześnie używa się określenia dalsze Kresy.
166
Actum 3/4 • 2011/2012
H I S T O R I A
Krzysztof Kawalec
Narodowa Demokracja –
fakty, mity, wyzwania,
dziedzictwo
U
formowany w końcowych latach XIX stulecia, występujący pod różnymi, często zmienianymi nazwami, określany mianem Narodowej Demokracji duży,
wielonurtowy obóz polityczny był częścią pluralistycznej struktury, jaką stanowiły nurty składające się na życie polityczne ziem polskich początku XX stulecia, a
także Polski Odrodzonej. Trudno przecenić wkład tego środowiska w odzyskanie
niepodległości – jakkolwiek spór o zasługi toczony z obozem skupionym wokół
Józefa Piłsudskiego nałożył się na zaciekłą rywalizację o władzę, co sprawiało, że
oceny owych zasług prowokowały ostre, przeciwstawne opinie. Ich echa odzywają
się do dziś. Po przewrocie majowym, poddawane licznym reorganizacjom środowisko, podobnie jak socjaliści, ruch ludowy i chadecja, zostało na trwałe zepchnięte
do opozycji. Katastrofa września 1939 r. oznaczała dlań zejście do konspiracji.
Narodowa Demokracja była jedną z czterech partii stanowiących oparcie dla cywilnych struktur polskiego państwa podziemnego. Wobec wyjątkowej wrogości,
jaką obóz narodowy budził na skrajnej lewicy, po zajęciu ziem polskich przez Armię Czerwoną nie miał on szans na działalność legalną, choćby przez krótki czas.
Z jego perspektywy budowa państwa rządzonego przez komunistów oznaczała kolejny – po okupacji niemieckiej – etap martyrologii. Losy podejmowanych po roku
1989 prób reaktywowania tego wpływowego ongiś, masowego ruchu, stanowiły
smutną ilustrację trwałości polityki represji, skojarzonej z propagandową agresją
– polityki, prowadzonej przez komunistyczne państwo aż do samego jego końca.
Gdyby nie katastrofa II wojny światowej i uruchomione w jej trakcie przeobrażenia polityczne oraz społeczne, dzieje Narodowej Demokracji mogłyby stanowić
modelowy przykład sukcesu, osiągniętego dzięki upartej pracy ludzi zdeterminowanych i niezwykle utalentowanych. W rezultacie niewielkie początkowo środowisko, powołane do życia jako jedna z wielu – w znajdującej się pod obcym panowaniem Polsce – organizacji spiskowych, zaczęło się rozrastać, a pokonując stopniowo różnego rodzaju trudności, z czasem stało się masowym ruchem politycznym.
W latach trzydziestych Stronnictwo Narodowe liczyło ponad dwieście tysięcy zarejestrowanych członków, angażujących się w jego prace mimo licznych przeszkód,
jakie stwarzał panujący system autorytarnej dyktatury. Nawet niechętne endecji
postacie doceniały elastyczność i konsekwencję obliczonych na dłuższą metę poczynań, a także umiejętność radzenia sobie w warunkach ostrego przeciwdziałania
zarówno konkurentów spod innych znaków, jak i aparatu administracyjnego.
Działacze Stronnictwa Narodowego
z Poznania
Foto ze zbiorów Elżbiety Wojcieszyk
Legitymacja Stronnictwa Narodowego
Foto ze zbiorów IPN
167
H I S T O R I A
Actum 3/4 • 2011/2012
168
Actum 3/4 • 2011/2012
H I S T O R I A
O ile można powiedzieć, że umiejętność omijania zakazów stanowi naszą cechę
narodową, to w obrębie obozu narodowego (inne określenie Narodowej Demokracji) zostało ono rozwinięte w złożony system, operujący szeroką gamą instrumentów. Jego istotą było kojarzenie różnych form aktywności. Już w pierwszych
latach działalności nauczono się łączyć działalność legalną z podziemną, w świetle
istniejącego prawa nielegalną; przekonanie zaś, że aktywność narodowa z natury
rzeczy zaznaczać się musi w różnych dziedzinach życia przekładalo się na wspierające się i wzajemnie przenikające działania w sferze gospodarczej, organizacyjnej,
edukacyjnej, kulturalnej. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na zręczność,
z jaką Narodowa Demokracja potrafiła docierać do lokalnych liderów opinii, przekonywać ich, w końcu pozyskiwać i stopniowo angażować w inicjowane przez siebie działania. W ten sposób Poznańskie, w początkach XX stulecia uważane (m.in.
przez krytykującego endecję z pozycji konserwatywnych Erazma Piltza) za obszar
całkowicie uodporniony na agitację „wszechpolską”, w ciągu kilkunastu lat stało
się tychże „wszechpolaków” bastionem. Tam, gdzie – jak na terenie zaboru austriackiego – dokonany już podział sceny politycznej ograniczał możliwości stosowania podobnej techniki rozbudowywania wpływów, koncentrowano wysiłki na
środowiskach młodzieżowych. Powtórzyło się to w większej skali po roku 1918,
w realiach Polski odrodzonej.
Charakterystyczna dla Narodowej Demokracji była umiejętność prowadzenia
ofensywnych działań w taki sposób, by szukać konfrontacji tam, gdzie można
wygrywać – możliwie opóźniać zaś moment wkraczania na obszar największego
ryzyka. Umiejętność tę ruch ujawnił jeszcze w zalążkowej fazie, gdy jego rdzeń
tworzyła garstka patriotycznej młodzieży studiującej w Warszawie. Inicjując
manifestacje narodowe oraz patronując różnorakim inicjatywom bojkotowym,
wymierzonym w Rosjan oraz rodzimych ugodowców, nie zamierzano – wzorem
poprzedniego pokolenia – traktować tych poczynań jako wstępu do kolejnego powstania. Dla pokolenia, trzeźwo kalkulującego swoje możliwości i uformowanego w liberalnych klimatach późnego pozytywizmu wejście na udeptany szlak powstańczy oznaczało perspektywę nieuchronnej klęski. Pozytywistyczne zaś hasła
„pracy organicznej” nie przystawały do realiów policyjnego reżimu, zwalczającego
nawet działalność legalną, jeśli tylko mogła prowadzić do rezultatów z jego punktu widzenia niepożądanych. Szukając efektywnych metod działania, z konieczności postawiono nacisk na działania długofalowe, obliczone na upowszechnienie
świadomości narodowej, objęcie jej zasięgiem warstw społecznych tradycyjnie
biernych, w najlepszym zaś razie obojętnych wobec tradycji dawnej Rzeczypospolitej. Mowa tu przede wszystkim o ludności chłopskiej. Podjęcie próby oddziaływania na nią w skali masowej wymagało rozbudowy aparatu organizacyjnego
i propagandowego. Jakkolwiek tego rodzaju działalność, z konieczności nielegalna
(chociaż istniejące luki w prawie skrzętnie rozpoznawano i wyzyskiwano), niosła
z sobą ryzyko narażenia się na kontrakcję ze strony władz administracyjnych oraz
policji, poziom tego ryzyka był nieporównanie niższy niż w przypadku podjęcia
próby otwartej konfrontacji militarnej; co zaś ważniejsze, przewaga przeciwnika
Actum 3/4 • 2011/2012
169
nie była tu aż tak miażdżąca. Dylemat stojący przed twórcami Ligi Narodowej,
przedstawiał się w istocie podobnie, jak ten, z którym musiała się zmierzyć opozycja solidarnościową w latach 80. – analogia była tak uderzająca, że przybywający
na wychodźstwie wybitny publicysta i pisarz polityczny emigracyjnego Stronnictwa Narodowego, Wojciech Wasiutyński, dojrzał w solidarnościowych działaczach
kolejne, czwarte już, pokolenie ruchu narodowego…
Bywało, że tendencja do minimalizowania ryzyka prowadziła do działań ocierających się o małoduszność, sprzecznych z tradycyjnym patriotycznym etosem.
Podczas rewolucji 1905 r., wykorzystując liberalizację stosunków w państwie rosyjskim, Narodowa Demokracja starała się o legalizację organizowanych przez
siebie imprez masowych. W rezultacie ich uczestnicy rozchodzili się do domów
w poczuciu zwycięstwa, tłumny zaś udział w wiecu pomagał uświadomić sobie
własną siłę. Wielu spośród nich pozostawało potem w orbicie ruchu narodowego
na trwałe. Innem przykładem zastosowania w praktyce takiej filozofii działania
była, stosowana krótko przed wspomnianą rewolucją, tzw. „walka o prawo”, polegająca na zachęcaniu chłopów, znajdującego się pod rosyjskim zaborem Królestwa Polskiego, do upominania się o przywrócenie języka polskiego w gminach.
Działania te narażały wprawdzie ich uczestników na represje, ale – jako że podejmowano je w zgodzie z obowiązującym prawem – narzucana władzom rosyjskim
płaszczyzna konfrontacji była dla nich bardzo niedogodna. Zdając sobie sprawę
z niekorzystnych reperkusji nawet w samej Rosji i ze skutków pogłębianej przez
represje polaryzacji na tle narodowym, jaka się dokonywała na obszarze objętym
akcją, musiały one działać oględnie… Z dzisiejszej perspektywy bardziej kontrowersyjna była inna akcja, dyktowana podobną logiką. Mowa o podjętym w roku
1912, a kontynuowanym w dwudziestoleciu międzywojennym bojkocie żydowskiego handlu. Starając się nie wykraczać poza obowiązujące prawo, świadomie
wkraczano na obszar, na którym z wielu powodów nagromadziło się dużo materiału palnego. Jakkolwiek zdawano sobie sprawę z ryzyka różnorakich powikłań
politycznych i wizerunkowych, przeważyly rachuby na możliwości rozszerzenia
zaplecza politycznego.
Jednym z kluczowych atutów, jakimi dysponował rozrastający się ruch polityczny, była umiejętność dostosowywania treści oraz formy politycznego przekazu do potrzeb różnych środowisk, zróżnicowanych pod względem zamożności
oraz poziomu wykształcenia. Wyrażając się obrazowo, każdy otrzymywał to, co
mógł zrozumieć i bez większych rozterek przyjąć. By ustrzec się przesady, trzeba tu przypomnieć, że umiejętność docierania do masowego odbiorcy posiadali także konkurenci Narodowej Demokracji, reprezentujący ruch ludowy a także
socjalistyczny. Był to warunek osiągnięcia przewagi nad dawnymi elitami, przed
1914 rokiem skutecznie penetrowanymi przez ruch konserwatywny. W konkurencji z ruchem ludowym atutem Narodowej Demokracji było oparcie głoszonych
poglądów o szerszy system wartości, odwołujący się do pojęcia narodu; w konfrontacji z socjalistami liczyło się, że ów system wartości relatywnie mało kłócił
się z tym, co adresaci politycznego przekazu wynosili z domu. Odwołujący się do
H I S T O R I A
170
Actum 3/4 • 2011/2012
H I S T O R I A
pojęcia narodu nacjonalizm kojarzył się z tradycyjnym patriotyzmem, akcentowanie zaś potrzeby solidarności i współpracy wszystkich warstw i klas społecznych
składających się na naród w sposób naturalny wpisywało się w emocje odczuwane
w warunkach nacisku rusyfikacyjnego lub germanizacyjnego – wpisując się przy
okazji w dokonujące się procesy demokratyzacji społeczeństwa. Był to przekaz łatwiejszy do przyjęcia niż ten głoszony przez socjalistów, nie tylko z powodu mniejszej hermetyczności języka (chociaż w praktyce bywało z tym różnie), ale przede
wszystkim dlatego, że kojarzył się bardziej swojsko.
Za kwestię sporną uznać należy intelektualne walory doktryny rozwijanej w obrębie ruchu. Jeśli kierować się opiniami wypowiadanymi dzisiaj, należy uznać, że
od początku były one wątpliwe. Po prostu do tradycyjnych uprzedzeń i kultywowanej na ich gruncie wrogości, które podsycano i którym ulegano, dodano nowe,
czerpiąc z modnych u schyłku XIX stulecia prądów w socjologii i myśli społecznej,
przede wszystkim społecznego darwinizmu, a nawet rasizmu. W rezultacie stworzono wydajne narzędzie agitacji, ale nic więcej: zrozumienie świata, możliwości
dokonywania wnikliwej obserwacji zachodzących w nim procesów, prawidłowa
ich interpretacja – wszystko to pozostawać musiało poza zasięgiem ludzi, wyznających poglądy zwyczajnie błędne i szkodliwe.
Tego rodzaju interpretacja ocenia wprawdzie problem, ale go nie wyjaśnia. Przecież - abstrahując od niebezpieczeństw zawartych w takim sposobie myślenia,
w którym analizując relacje między wielkimi grupami ludzi, dostrzega się i akcentuje raczej sferę konfliktów niż wzajemnych powiązań i współpracy – Narodowa
Demokracja nie wymyśliła ucisku narodowego i płynących stąd zagrożeń. Były to
fakty. U schyłku XIX stulecia wszystkie państwa zaborcze prowadziły na ziemiach
należących do dawnej Polski politykę unifikacyjną, której skutki były wymierne
i z punktu widzenia środowisk dążących do odzyskania suwerennej państwowości
niezwykle dotkliwe. Powiększyły się dystanse między narodowościami zamieszkującymi obszar dawnej Rzeczypospolitej, zasięg zaś polskości zaczął się kurczyć.
W początkach XX wieku można było się zastanawiać nad szansami przetrwania języka polskiego w zaborze pruskim; jak wykazywał zaś przykład zaboru austriackiego, w warunkach obcego panowania nawet kultywowanie swobód autonomicznych
nie jest w stanie powstrzymać procesów asymilacji politycznej. Podobne spostrzeżenia robiono także w obrębie środowisk jak najdalszych od Narodowej Demokracji.
Niechętny jej Wilhelm Feldman, krytycznie omawiając poglądy zawarte w głośnych
Myślach Nowoczesnego Polaka Romana Dmowskiego, przyznawał jednak, że zawarta
w książce pesymistyczna wizja świata, w którym silniejsi pożerają słabszych, ma
swoje solidne oparcie w realiach szerszych – gdy normę tworzyły brutalne poczynania państw europejskich w koloniach, wzajemne grożenie wojną i wyścig zbrojeń.
Zanim świat ten odszedł w przeszłość, przystosowanie się do obowiązujących w nim
reguł nie musiało być złym pomysłem. Problem odrębny – to zakotwiczenie nacjonalizmu w wersji „endeckiej” w tradycji narodowej, także tej, której przynależności
do powszechnie akceptowanego kanonu nikt nie kwestionuje. Buntując się przeciw
pozytywizmowi, twórcy Ligi Narodowej sięgali do dorobku polskiego Romantyzmu,
Actum 3/4 • 2011/2012
171
przede wszystkim twórczości Mickiewicza. Lekturę akapitów, otwierających Myśli
nowoczesnego Polaka warto poprzedzić sięgnięciem do Dziadów, części III. W swoim
rozumieniu twórcy Narodowej Demokracji byli kontynuatorami idei, stanowiących
rdzeń kulturowego dziedzictwa Polski – że je rozwijali, nadając nieraz sens odległy
od przesłania pierwowzoru, to inna sprawa.
Trudno też w tym miejscu nie zadać sobie pytania o przyczyny, dla których ruch
potrafił utrzymywać w swojej orbicie ludzi niezwykle wybitnych. W wymiarze doraźnym przekładało się to na sukcesy organizacyjne oraz zwiększało mozliwości
odziaływania na opinię społeczną, wszakże pytanie o indywidualne motywacje
pozostaje otwarte. Ambicje osobiste, chociaż istotne, nie były czynnikiem jedynym. Intelektualiści potrzebują duchowej strawy. Analizując publicystykę Zygmunta Balickiego, Jana Ludwika Popławskiego, Romana Dmowskiego, a spośród
młodszych na przykład Romana Rybarskiego czy Stanisława Kozickiego, trudno
oprzeć się wrażeniu, że dla nich nacjonalizm stanowił nie rodzaj znaku rozpoznawczego, lecz narzędzie ułatwiające – dzięki elastycznemu posługiwaniu się
nim – analizę współczesnych sobie procesów społecznych. Umożliwiał dostrzeganie i interpretowanie zjawisk, które przy innej optyce były słabiej widoczne.
Truizmem byłoby przypominanie o popełnianych przy okazji przerysowaniach
i zwyczajnych błędach, które nader łatwo byłoby zilustrować stosownie dobranymi cytatami. Odnotujmy przecież obecność w tak determinowanej twórczości
dzieł o wybitnych walorach analitycznych. Tytułem przykladu wskażę na jedno
z nich: powstałą w połowie roku 1917 broszurę Dmowskiego, poświęconą pro-
H I S T O R I A
Działacze Stronnictwa Narodowego z powiatu Turek
Foto ze zbiorów IPN
172
Actum 3/4 • 2011/2012
H I S T O R I A
blemom środkowej i wschodniej Europy, a przedstawioną w formie memoriału
rządowi brytyjskiemu. Jest to dokument niezwykły. Zręczność, z jaką jego twórca
powiązał postulaty polskie z szerszą wizją porządku terytorialnego i politycznego, obejmującego bliższe i dalsze sąsiedztwo Polski korespondowała z zadziwiającą zbieżnością tej wizji z porządkiem, jaki półtora roku później wykrystalizował
się żywiołowo, a z czasem zaczął być kojarzony z dotyczącymi tej części świata
postanowieniami paryskiego kongresu pokojowego.
Przywództwo Dmowskiego wycisnęło piętno na dziejach środowiska; bilansując jego poczynania trudno czasem określić, co było wyrazem indywidualnych
poglądów jego lidera, a co wynikło z tendencji ujawnianych w szerszej skali. Dotyczy to na przykład tzw. orientacji na Rosję, przyjętej w przededniu I wojny światowej. Była ona sprzeczna z emocjami kierownictwa ruchu, nienawidzącego Rosji, najzupełniej natomiast zgodna z optyką działaczy wywodzących się z zaboru pruskiego. O ostatecznym przyjęciu orientacji na Rosję zadecydowały nadzieje, jakie wiązano ze zbliżająca się wojną światową, w połączeniu z obawami, by
podjęcie działań irredentystycznych nie zniechęciło Rosji do uwikłania się w globalny konflikt. Nawyk prowadzenia działań rozłożonych na etapy, bez ujawniania
szczegółów powziętego planu, dokonał reszty. W rezultacie w ciągu kolejnych lat
poprzedzających wybuch wojny (a także w pierwszych jej latach) Narodowa Demokracja nawoływała do sojuszu z Rosją, co zaowocowało możliwością prowadzenia efektywnych działań na Zachodzie Europy podczas wojny, ale za co przyszło –
jeszcze przed wojną – zapłacić serią bolesnych rozłamów we własnych szeregach.
Architektem tej polityki był Dmowski: gdy wreszcie wybuchła oczekiwana przez
niego wojna, mógł przystąpić do stopniowego odsłaniania przygotowanego wcześniej planu. Ogłoszone w 1914 r. sugestie co do postulowanej granicy zachodniej Rosji odzwierciedlały jego nadzieje, że Rosja zjednoczy ziemie polskie; klęski
wojenne państwa carów, a później jego wewnętrzny rozkład, pociągnęły za sobą
korektę realizowanej taktyki, umożliwiając ujawnienie postulowanej linii, która
miała rozgraniczać przyszłe państwo polskie od Rosji. Uczynił to w marcu 1917 r.
W tym samym stopniu, w jakim sygnalizowany memoriał z 1917 r. zapowiadał
późniejszy porządek powersalski, propozycje Dmowskiego co do granic przyszłej
Polski zapowiadały późniejszą Drugą Rzeczpospolitą. Różnice dotyczyły rozmaitych szczegółów, w sumie niezbyt ważnych – sfera zbieżności dotyczyła natomiast generalnych właściwości postulowanego państwa. Zakładano, że:
1) państwo będzie opierać się na ludności polskiej – co oznaczało rezygnację
z dążenia do rekonstrukcji dawnej Rzeczypospolitej w granicach z 1772;
2) na wschodzie obejmie obszary zwartego osadnictwa polskiego – przede wszystkim Lwów oraz Wilno. Zasięg rewindykacji nie powinien jednak
prowadzić do zmniejszenia się odsetka ludności polskiej w państwie poniżej 60%;
3) będą rewindykowane ziemie zaboru pruskiego, dodatkowo zaś obszar ślą-
skiego zagłębia węglowego. Usyskanie dostępu do kluczowego surowca naturalnego oraz dostępu do morza uważano za warunek istotnej suwerenności – możliwość szybkiego rozwoju gospodarczego;
4) odbudowane państwo polskie będzie związane z Zachodem, cywilizacyjnie
oraz politycznie. Oznaczało to założenie, że będzie ono miało ustrój polityczny oparty na zachodnich wzorcach, a także, że oprze swoje bezpieczeństwo na sojuszu z państwami zachodnimi.
Początkowo liczono, że strategicznym sojusznikiem Polski będzie Wielka Brytania, jednak przebieg paryskiej konferencji pokojowej skierował nadzieje środowiska na Francję. Dążenie do oparcia bezpieczeństwa państwa na „egzotycznych”
sojuszach, de facto realizowane w II Rzeczypospolitej – przez politycznych przeciwników endecji – po kolejnej wojnie, w PRL było systematycznie ośmieszane,
przedstawiane jako bodaj najważniejsza przyczyna narodowej klęski w roku 1939.
Wskazywano, że przyjaciół trzeba szukać nie daleko, ale blisko. Brzmiało to rozsądnie, ale opierało się na mistyfikowaniu elementarnych faktów. Polska w sąsiedztwie nie miała przyjaciół – wrogość ze strony Niemiec, jak i ZSRR miała zbyt
solidne podstawy, bo mogły ją złagodzić przyjazne gesty. Dążąc do zachowania
suwerenności, nie miała lepszego wyboru niż „egzotyczne” sojusze na Zachodzie.
Z jedną poprawką. Ciężkim błędem, obciążającym politykę zagraniczną obu największych państw „powersalskich”, tj. Polski z jednej, a Czechosłowacji z drugiej
strony, były chłodne stosunki wzajemne. Obie strony miały swój udział w wytworzeniu się takiej sytuacji. Jeśli idzie o nastawienie polskiej opinii publicznej, to
zaznaczyć warto, że akurat w tej materii obóz narodowy popełnił mniej grzechów
niż inne środowiska polityczne. Dostrzegając szkodliwy wpływ różnych resentymentów na perspektywy współpracy obu państw, starał się ich nie rozdmuchiwać.
Niestety niewiele to pomogło.
W trudną międzywojenną niepodległość obóz narodowy wkraczał z poczuciem zasług. Kształt odbudowanego państwa odpowiadał wizji wypracowanej
w obrębie środowiska. Kierując się poczuciem odpowiedzialności, w decydującym
momencie powstrzymał się on od podjęcia próby sięgnięcia siłą po władzę – co
więcej, na forum międzynarodowym Dmowski potrafił nawet bronić rządzących
w Warszawie socjalistycznych polityków przed zarzutami radykalizmu. W dziele odbudowy państwa były to zasługi wielkiej wagi. Rozpowszechnione w obrębie obozu narodowego przekonanie, że lepiej od innych środowisk wie, jak sobie
z problemami tego państwa radzić, było wszakże w dużym stopniu iluzją. Wyniki osiągnięte przezeń w wyborach 1919 i 1922 roku potwierdziły siłę jego wpływów, ale i pokazały, że polska scena polityczna jest głęboko podzielona. W znacznym stopniu izolowany w Sejmie, poza nim odczuwał dotkliwie skutki rozłamów
sprzed Wielkiej Wojny. Kluczowe pytanie – czym obóz ten będzie – pozostawało
w zawieszeniu. Nacjonalizm integralny w swoim kształcie sprzed wojny postrzegany był jako anachronizm – dostosowując się do triumfujących po wojnie prądów,
173
H I S T O R I A
Actum 3/4 • 2011/2012
174
Actum 3/4 • 2011/2012
H I S T O R I A
środowisko upodabniać się zaczęło do partii mieszczańskiej prawicy, podobnej do
zachodnich. W jego kierownictwie dominowali parlamentarzyści ze Stanisławem
Grabskim na czele, nowa zaś nazwa – Związku Ludowo-Narodowego – podkreślała jego otwartość na demokratyczne prądy. Równolegle jednak wielu jego publicystów wypisywało peany na cześć Mussoliniego, a dla młodzieży – dla starzejącego
się środowiska niezwykle ważnej – najistotniejsza wydawała się rywalizacja, jaką
toczyła na uczelniach ze swoimi żydowskimi rówieśnikami. Na względy ideologiczne nakładały się inne, prozaicznej natury. Powszechna po wojnie bieda oznaczała, że rynek pracy będzie szczupły, a konkurencja na nim bezwzględna. Nie
było przypadkiem, że znaczna część przywódców endeckich młodego pokolenia
wywodziła się z wydziałów prawnych oraz medycznych polskich uniwersytetów,
gdzie odsetek studiujących Żydów był znaczny.
Kiedy w wyniku przewrotu majowego władzę w Polsce objął Józef Piłsudski,
wraz z faktyczną zmianą systemu politycznego rozstrzygnięte zostało także pytanie o przyszłość Narodowej Demokracji. W zmienionej sytuacji, kiedy Sejm stał
się instytucją ośmieszoną i bezsilną, działalność na jego forum straciła znaczenie.
Oznaczało to degradację dominujących wcześniej polityków parlamentarnych,
dojście zaś do głosu młodzieży – wraz ze wszystkimi konsekwencjami takiej sytuacji. Młodzież reprezentowała poglądy skrajne, akceptując przemoc jako metodę
działania, wyżej ceniąc hierarchię i dyscyplinę niż obywatelską debatę. Miała za
sobą doświadczenie – oglądane oczami dziecka – Wielkiej Wojny, potem rewolucji rosyjskiej, w końcu rodzimego przewrotu, a prasowe informacje o kolejnych
zamachach stanu mogły jedynie podtrzymywać przekonanie o schyłkowości demokracji jako instytucji bez przyszłości. Tłumaczyło to fascynację faszyzmem,
chociaż naturalnie jej nie usprawiedliwało: lektura tekstów powstających w tym
środowisku nie jest ucztą intelektualną. Uwagi te odnieść można i do przejawów
niechęci do Żydów, zaznaczających się w tym pokoleniu o wiele silniej, niż w pokoleniu starszym. Względy konkurencyjne podsycały emocje, zarazem jednak
wrogość była wytworem szerszej atmosfery, zdominowanej przez lęki obudzone
poczuciem tymczasowości i bliskością rewolucji rosyjskiej, o współudział w wywołaniu której powszechnie wówczas Żydów oskarżano.
Nasilenie się agitacji antysemickiej było również jednym ze skutków trwałego
zepchnięcia środowiska do opozycji. Demagogia towarzyszyła polityce od zawsze,
można też w niej widzieć efekt konieczności różnicowania treści propagandowego
przekazu, z konieczności upraszczanego, gdy adresuje się go do ludzi niewyrobionych. Skutkiem wszakże trwałego odsunięcia od wpływu na władzę jest zanik
poczucia odpowiedzialnosci za słowo, a tym samym zatarcie granic między demagogią a oceną sytuacji. Dążąc do powetowania strat politycznych poniesionych
w wyniku przewrotu majowego, obóz narodowy sięgnął zatem ponownie do narzędzia, które w r. 1912 pomogło mu złagodzić skutki rozłamów. Ton propagandy
zaostrzył się jeszcze bardziej wraz z początkiem lat 30., gdy w związku z kataklizmem gospodarczym Wielkiego Kryzysu sytuacja na wszystkich narodowościowych „stykach” skomplikowała się. W tych warunkach można mówić o żywiołowej
Actum 3/4 • 2011/2012
175
eskalacji wrogości, jakkolwiek wiele angażujących się w uprawianie propagandy
antysemickiej postaci wierzyło, że uodparnia ona lud na podszepty ruchu komunistycznego.
Z punktu widzenia dzisiejszych priorytetów polskiej polityki zagranicznej bulwersujące byłoby również stanowisko obozu narodowego w postrzeganiu problemów narodowości, dzielących ziemie etnicznie polskie od obszaru zdominowanego przez ludność wielkoruską, w szczegolności kwestii ukraińskiej. W opinii
środowiska problem sprowadzał się do rozgraniczenia polskich i rosyjskich wpływów, inne zaś rozwiązania, odwołujące się do zasady samostanowienia narodów,
uważano za, z polskiego punktu widzenia, gorsze. Wskazywano, ze niepodległe
państwo ukraińskie upomni się o Lwów – tak jak Litwa upomina się o Wilno –
co okroi Polskę od wschodu, nadto, z uwagi na cywilizacyjną bliskość Ukraińców
i Rosjan, rachuby na zyskanie na Wschodzie trwałego sojusznika są iluzoryczne nawet w przypadku braku sporu terytorialnego. Kierując się taką logiką, Narodowa Demokracja krytykowała wyprawę kijowską Piłsudskiego, poźniej zaś
rozmaite refleksy polityki federacyjnej w poczynaniach władz państwowych –
w rodzaju eksperymentu wołyńskiego, realizowanego przez miejscowego wojewodę, Henryka Józewskiego. Z dzisiejszej perspektywy stanowisko takie rzecz jasna
musi być oceniane krytycznie – jakkolwiek rzeź ludności polskiej na Wschodzie,
ośrodkiem której okazał się właśnie względnie spokojny w okresie międzywojennym Wołyń, ilustruje, że w polityce dobre chęci i szlachetne intencje nie zawsze
wystarczają.
Mniej kontrowersji budzi stanowisko Narodowej Demokracji wobec wielkich
sąsiadów Polski. Chociaż nie zawsze konsekwentnie, starała się je oddzielać od
względów ideologicznych. Wroga wobec komunizmu, utrzymywała jednak, że
„sowiecka Rosja jest Rosją”, z którą Polska nie ma potrzeby wchodzić w konflikt, mając Niemcy za plecami. Tło tej opinii tworzyła sytuacja, w której Polskę dzieliła od ZSRR granica ustalona w Rydze, Niemcy zaś nie tylko kwestionowali zachodnią granicę Polski, ale przed rokiem 1933 potrafili skutecznie pozyskiwać dla rewizji tej granicy opinie międzynarodową. Dojście Hitlera do władzy,
później zaś podpisanie przez III Rzeszę z Polską deklaracji o niestosowaniu przemocy pociągnęło za sobą odczuwalne złagodzenie tonu enuncjacji propagandowych, jakkolwiek - mając na uwadze opinie wypowiadane na przykład w obozie
prorządowym, a pamiętając i o sympatiach dla faszyzmu, ujawnianych przez młodzież endecką – należałoby raczej zwrócić uwagę na stabilność i konsekwencję
postawy antyniemieckiej. Jak nietrudno się domyślać, szczególnie ostro widzieli problem politycy wywodzący się z zachodnich dzielnic Polski, głównie z Poznańskiego.
Na szczęście dla siebie, zmarly w styczniu 1939 roku Roman Dmowski, historyczny przywódca środowiska, nie dożył wojny i nie musiał oglądać na własne
oczy zagłady wszystkiego, co stworzył. W wyniku wojny państwo zostało zniszczone, ruch zaś wszedł w fazę stopniowej, ciągnącej się dziesiątki lat agonii. Żyjemy dzisiaj w realiach zasadniczo odmiennych. Przywrócenie suwerenności w roku
H I S T O R I A
Actum 3/4 • 2011/2012
H I S T O R I A
176
Legitymacja Stronnictwa Wielkiej Polski z 1934 r. (Fotografia z Muzeum w Rogoźnie)
1989 nie oznaczalo restytucji Polski jako regionalnego mocarstwa: jeśli porównać
kwoty przeznaczane na obronę narodową wówczas i dzisiaj, uderza skala różnic.
Podobnie starzejące się społeczeństwo polskie nie przypomina tego sprzed 1939
roku. Znikł dynamizm, właściwy społecznościom młodym, inaczej też niż przed
wojną, problemy państwa (czy wspólnoty narodowej) nie poruszają społecznej
wyobraźni. Bywa, że wyznaczają płaszczyznę konfliktu, kontestowane w formach
nie do pomyślenia przed 1939 rokiem. W tym sensie skutki katastrofy wojennej
okazały się trwałe, dzieło zaś Dmowskiego (ale też Piłsudskiego) zostało odrzucone. O Narodowej Demokracji można powiedzieć, że była dzieckiem swoich czasów, odmiennych niż nasze. Poglądy rozwijane w jej ramach były odbiciem świata pojęć, odzwierciedlając zbiorowe aspiracje społeczeństwa młodego, głodnego
sukcesu i niecierpliwego; osiągnięte zaś rezultaty organizacyjne oraz wpływ wywarty na społeczną świadomość były świadectwem umiejętności i woli działania
tworzących to środowisko postaci. To, że byli to ludzie osobiście bezinteresowni,
działający w poczuciu misji – podkreśla jedynie dystans dzielący nas od tamtej,
zamkniętej już epoki.
Henryk Walendowski
Pamiętajmy o wypędzonych
Polakach
Niemieckie wypędzenia Polaków.
Obóz przy ulicy Głównej w Poznaniu
IV
rozbiór Polski omówili i podpisali w Moskwie dwaj ministrowie barbarzyńcy: Wiaczesław Michajłowicz Mołotow (ZSRS) i Joachim von Ribbentrop
(Niemcy). Te podpisy de facto rozpoczęły II wojnę światową.
Plan niemiecki zakładał przesiedlanie etnicznych Niemców z terenów sowieckiej strefy okupacyjnej do Wielkopolski i na Pomorze. Akcję rozpoczęto wkrótce
po zajęciu Polski przez wojska niemieckie i sowieckie. Już 11 listopada 1939 roku
powstał w Poznaniu Specjalny Sztab dla Przesiedlania Polaków i Żydów. Dzień
wcześniej niemiecki namiestnik nowych ziem III Rzeszy, gauleiter Artur Greiser
powołał Specjalny Sztab ds. Rozmieszczania Niemców Bałtyckich. Wielkopolska
i Pomorze zostały przeznaczone do całkowitej germanizacji. Ujawniła to wypowiedź Greisera: „zniemczenie Warthegau oznacza według mnie, że żaden inny naród oprócz niemieckiego nie ma prawa tu mieszkać. To jest różnica między moją
kolonizacją a starą kolonizacją bismarckowską...”
Niemiecka technika wypędzeń:
„fünfzig minuten raus!”
Często tych minut było nawet mniej, licząc od uderzeń kolbą Mauzera w drzwi
mieszkania. Akcje wypędzania najczęściej przeprowadzano nocą, by wykorzystać
moment zaskoczenia. Do poznańskiego obozu przesiedleńczego na Głównej dostawali się Polacy wg imiennych list przygotowywanych uprzednio przez Gestapo
(Tajna Policja Państwowa – Geheime Staatpolizei) i SD (Służba Bezpieczeństwa –
Sicherheitsdienst) przy udziale landratów. Akcje wypędzeń przeprowadzano gwałtownie i bezwzględnie. W okólniku wyższego dowódcy SS i Policji z dnia 16 listopada 1939 zostały wymienione związki i organizacje, których członkowie mieli zostać
wysiedleni w pierwszej kolejności, m.in.: Polski Związek Zachodni, Akcja Katolicka,
Obóz Zjednoczenia Narodowego, Związek Nauczycielstwa Polskiego, Towarzystwo
Gimnastyczne „Sokół”, Związek Harcerstwa Polskiego, Stowarzyszenie Weteranów
Powstańców Wielkopolskich… Powyższy spis dokumentuje bezwzględne wysiedlanie elit intelektualnych, stanowiących duchową warstwę przywódczą narodu (pro-
H I S T O R I A
177
Actum 3/4 • 2011/2012
178
Actum 3/4 • 2011/2012
H I S T O R I A
fesorowie wyższych uczelni, nauczyciele, lekarze, inżynierowie, artyści, rzemieślnicy, kupcy, urzędnicy). Oddzielnie, w inny sposób, bo z pominięciem obozu przy
ul. Głównej przeprowadzano likwidację duchowieństwa (obozy koncentracyjne,
m.in. Konzentration Lager Dachau). Apetyt najeźdźców skierowany był równolegle
na przejęcie polskiego majątku. Wszystko, co miało wartość, było konfiskowane:
fabryki, nieruchomości, pieniądze, samochody, meble, księgozbiory, dzieła sztuki,
antyki, biżuteria, instrumenty, odzież, pościel, zapasy żywności. Ograbionych,
bezbronnych Polaków przepędzano do podstawianych autobusów, furmanek lub
samochodów ciężarowych i wieziono za druty kolczaste obozu przy ul. Głównej.
Lager Glowna
Już w końcu października 1939 r. w barakach dawnej składnicy wojskowej przy
ul. Bałtyckiej urządzono obóz przejściowy. Teren o powierzchni około 3 ha ogrodzono potrójnym wysokim płotem z drutów kolczastych. Postawiono wieże strażnicze. Więźniów stłoczono w 5-ciu barakach, na betonie ułożono słomę. Panował
głód, wszy, pchły, nie było wody, lekarstw. Gestapo stosowało terror psychiczny
i fizyczny. Nieznana jest ilość zgonów, wielu zmarło w drodze do miejsc wypędzenia
w Generalnym Gubernatorstwie. Powrót do mieszania był traktowany jako sabotaż
przeciwko Rzeszy i karany śmiercią.
Wielu mogło uniknąć deportacji, zwłaszcza ci, którzy: urodzili się w Niemczech
w granicach z 1913 roku, uczyli się w niemieckich szkołach (mówili i pisali językiem literackim, Hochdeutsch), powiązani byli rodzinnie z Niemcami, służyli
w armii pruskiej, mieli niemieckie pochodzenie, niemiecko brzmiące nazwiska
i imiona. Niemal zawsze głęboki patriotyzm wyrażał się w świadomym oświadczeniu „jestem Polakiem, nie podpiszę Volkslisty”. Od listopada 1939 do czerwca
1940 roku wywieziono z obozu 33 500 uwięzionych ( w tym 1012 Żydów i 450 Cyganów). Była to 1/8 ówczesnej liczby mieszkańców miasta i prawdopodobnie cała
populacja Żydów i Cyganów. Przedostatnim transportem do Kraśnika (lubelskie)
wyjechał z obozu Prezydent Poznania Cyryl Ratajski (maj 1940 r.).
Pomnik Wypędzonych w Poznaniu
W Poznaniu działa Stowarzyszenie Wspólnota Polaków Wypędzonych i Poszkodowanych przez Niemców w latach 1939-1945, które od wielu lat dba o upamiętnienie i utrzymanie w świadomości społecznej tych tragicznych wydarzeń.
Dążąc do godnego upamiętnienia, środowisko skupione wokół Stowarzyszenia
Wspólnota Polaków Wypędzonych i Poszkodowanych przez Niemców w latach
1939-1945 zawiązało Grupę Inicjatywną, która już podjęła konkretne kroki, aby
marzenia wprowadzić w czyn. Ma powstać wreszcie w Poznaniu Pomnik Wypędzonych. Grupie Inicjatywnej znane są obecne realia. Nasze zamiary mogą ugrzęznąć
Actum 3/4 • 2011/2012
179
w trybach urzędniczych, w atmosferze niemożności, niechęci decydentów i pozorowanym szukaniu pieniędzy. Formą pewnej prowokacji w stosunku do władz
miejskich było:
– wytypowanie działki pod pomnik na terenie byłego obozu Poznań-Główna.
Działka jest własnością Skarbu Państwa i zmiana jej użytkowania nie narusza planu zagospodarowania przestrzennego,
– nieodpłatne wykonanie 26. Projektów i wizualizacji Pomnika Wypędzonych
przez studentów Wydziału Architektury Politechniki Poznańskiej,
– prezentacja, wystawa projektów we współpracy z Instytutem Pamięci Narodowej w korytarzu Urzędu Miejskiego (grudzień 2011).
H I S T O R I A
Przyszły Pomnik Wypędzonych w Poznaniu powinien powstać wcześniej niż
upamiętnienie żołnierzy generała E. Matterna na poznańskiej Cytadeli czy „Widocznego Znaku” Eriki Steinbach w Berlinie. Taka kolejność jest właściwa i nie
będzie zarzewiem nowych konfliktów niemiecko-polskich. Pomnikiem chcemy
odpowiedzieć na zafałszowaną politykę historyczną naszych sąsiadów. Grupa
Inicjatywna Budowy Pomnika Wypędzonych w Poznaniu chce w wyraźny i godny
sposób przypomnieć o cierpieniach zadanych nam przez niemieckich najeźdźców. Grupa Inicjatywna chce reprezentować nie tylko wypędzonych i uwięzionych
w Poznaniu na Głównej, lecz wszystkich (w liczbie 391 000 osób – dane Rady Głównej Opiekuńczej z marca 1942 r.) zamieszkałych przed wybuchem wojny na obszarze wcielonym do III Rzeszy i wypędzonych do Generalnego Gubernatorstwa1.
1
Więcej informacji udzieli Henryk Walendowski: tel. +48 501 404 250;
e-mail: [email protected]
H I S T O R I A
180
Actum 3/4 • 2011/2012
Rafał Sierchuła
Wyklęty życiorys
Proces przeciw ostatnim przywódcom Narodowych Sił Zbrojnych i kierującej tą
formacją Organizacji Polskiej rozpoczął się 11 lutego 1948 r. w Warszawie. Na
ławie oskarżonych zasiedli: Stanisław Józef Kasznica, Mieczysław Paszkiewicz,
Lech Karol Neyman, Stefania Żelazowska-Sokołowska, Maria Wanda Salska,
oraz Andrzej Krzysztof Jastrzębski. Władze komunistyczne nadały procesowi
specjalną rangę tzw. procesu pokazowego, który miał służyć celom politycznym, propagandowym i był w najdrobniejszych szczegółach przygotowywany
przez funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (MBP).
Zgodnie z wytycznymi MBP w przeddzień rozprawy przedstawiciele prasy
zostali zaznajomieni z istotnymi tezami procesu. Ich zadaniem było wskazanie
„na zbrodnicze i zdradzieckie oblicze przywódców reakcyjnego podziemia, jego
członków oraz zgniliznę panującą w tym środowisku, co powinno znaleźć odbicie
w sprawozdaniach prasowych”.
„Główne »asy« tej sprawy – pisano w jednej z relacji procesowych – to, rzecz
jasna, ludzie z »lepszej« sfery: dwóch adwokatów, jeden kupiec. Żaden z oskarżonych nie »splamił swych rąk pracą fizyczną«. Ale za to splamili je bratobójstwem
i pieniędzmi za zdradę.[...] Przed wojną była to »złota młodzież«; synkowie i córeczki bogatych rodziców, członkowie osławionego ONR (Obóz Narodowo-Radykalny). Ich jedynym zajęciem były napady na organizacje i obchody robotnicze lub
bicie Żydów.[...] Kiedy w Niemczech hitleryzm zaczął przybierać na sile faszyści
z ONR-u wpadli w cielęcy zachwyt idąc na wyścigi z sanacyjnym rządem. A kiedy
wskutek tej polityki Polska popadła w niewolę, zaofiarowali Niemcom swe usługi.
[...] Ten proces wykazuje nam, że Polska oczyszcza się ze zgnilizny i zdrady, która
przeszkadza nam w spokojnej pracy...”. W prasie kreowano stereotyp działacza
narodowego jako kolaborującego z hitlerowcami antysemity i sprzedajnego wroga
„władzy ludowej”.
Początki działalności
Jednym z oskarżonych w procesie był Lech Karol Neyman, należący do wybitnych,
ale zapomnianych działaczy obozu narodowego. Urodził się w Poznaniu 7 lutego 1908 r. jako syn poznańskiego kupca, m.in. założyciela i wiceprezesa Związku Młodych Drogerzystów Rzeczpospolitej Polskiej, członka Sodalicji Kupieckiej
i Bractwa Kurkowego. Lech urodził się jeszcze jako poddany cesarstwa niemieckiego, jednak naukę gimnazjalną pobierał już w niepodległej Polsce. Uczęszczał
do renomowanego Gimnazjum im. Marii Magdaleny
w Poznaniu. Jednym z bardziej znanych kolegów Lecha z klasy był Henryk Zygalski, późniejszy słynny polski kryptolog. Po zdaniu egzaminu dojrzałości w maju
1926 r., rozpoczął czteroletnie studia prawnicze na Wydziale Prawno-Ekonomicznym Uniwersytetu Poznańskiego. W okresie studenckim Neyman rozpoczął działalność społeczną, polityczną i sportową.
Starszy od Neymana działacz narodowy Zbigniew
Stypułkowski tak wspominał realia życia studenckiego.
Pięć było głównych jej [życia akademickiego] nurtów działania: pierwszy – to daleko rozwinięta samopomoc koleżeńska, rozbudowująca domy akademickie, kuchnie, udzielająca zapomóg. Tym właśnie zajmowały się Bratnie Pomoce, istniejące na każdej uczelni
i mające dziś głęboko zakorzenioną tradycje w społeczeństwie. Drugim nurtem były
związki sportowe, które w rezultacie swej działalności przyniosły szereg rekordów polski i upowszechniły kulturę fizyczną wśród młodzieży w całym kraju. Nurtem trzecim
były koła naukowe, które uzupełniały wykształcenie i pobudzały zainteresowania naukowe. Czwartym były tzw. koła prowincjonalne, w ostatnim zwłaszcza okresie przedwojennym podtrzymujące więź pomiędzy młodzieżą studiującą i tą wsią, miasteczkiem,
czy powiatem, z którego dana grupa młodzieży pochodziła. Wreszcie dalszym nurtem
płynęło życie młodzieży w korporacjach akademickich. Szczególną rolę w wychowaniu
młodzieży odgrywały akademickie organizacje ideowo-polityczne, wśród których najsilniejsza była Młodzież Wszechpolska, wyznająca zasady i politykę obozu narodowego.
Neyman był członkiem Bratniej Pomocy Studentów UP; działaczem poznańskiego Akademickiego Związku Sportowego, a w latach 1929–1931 jego prezesem. Od marca 1930 r. był członkiem Polskiej Korporacji Akademickiej „Helionia”,
gdzie poznał m.in. Stanisława Kasznicę. W 1933 r. został prezesem korporacji.
Działał w studenckich organizacjach naukowych. Był przewodniczącym kół rewizyjnych Koła Prawników i Ekonomistów oraz prezesem zarządu Delegacji Poznańskiej Ogólnopolskiego Związku Akademickiego Kół Naukowych.
Działalność polityczna
W roku 1929 lub 1930 Neyman został członkiem Związku Akademickiego Młodzież Wszechpolska. Jej celem było wychowanie swoich członków w duchu ideologii narodowej, oddziaływanie na ogół młodzieży akademickiej w tym duchu,
kształtowanie jej światopoglądu, oraz opanowanie i kierowanie wszystkimi organizacjami polskiej młodzieży akademickiej. Oprócz działalności zewnętrznej
w organizacji funkcjonowała tajna struktura kierownicza. Istniały w niej zasadniczo dwa stopnie – tajna organizacja „Zet” (tzw. grupa Zetowa) i podległa jej
formacja o nazwie „Orzeł Biały”.
H I S T O R I A
181
Actum 3/4 • 2011/2012
182
Actum 3/4 • 2011/2012
H I S T O R I A
„Grupa Zetowa” w każdym środowisku akademickim była niewielka, liczyła od
pięciu do dziesięciu osób, kierowana była przez komisarza „grupy Zetowej” mianowanego przez komisarza ogólnopolskiego „Zet”. Stopniem niższym był „Orzeł
Biały”(OB). Organizacja była podzielona na różne sekcje. Po roku działalności
w organizacji zewnętrznej Neyman został członkiem OB, a przed ukończeniem
studiów został członkiem „grupy Zetowej”. Był komisarzem tajnej sekcji korporacyjnej OB. Ze swojej działalności zewnętrznej składał sprawozdania na zebraniach
„grupy Zetowej”, którą kierował jego przyjaciel jeszcze z okresu gimnazjalnego,
Przemysław Warmiński.
Po utworzeniu w 1934 r. Dzielnicy Zachodniej ONR w Poznaniu, włączył się
w jej działalność wraz z działaczami akademickimi kierowanymi przez Warmińskiego. Po delegalizacji poznańskiego ONR w lipcu 1934 r. wspólnie z Warmińskim rozpoczął działalność podziemną, stając się obiektem zainteresowania konfidentów policji państwowej.
Praca konspiracyjna działaczy ONR koncentrowała się przede wszystkim na
kolportażu oraz druku prasy o charakterze antysanacyjnym. Poważne jej zahamowanie nastąpiło po aresztowaniach m.in. Warmińskiego i Neymana w sierpniu
1935 r. Proces działaczy odbył się w październiku 1935 r. przed Sądem Okręgowym w Poznaniu; w wyniku postępowania sądowego Neyman jako jedyny został
oczyszczony z zarzutów. Warmiński wspominał: [...] policja poznańska jak rzadko
tępa i głupia; z zeznań agentów na rozprawie wydobyto tyle sprzeczności, nielogiczności i bzdur, że wyjaśniło to znakomicie całość – w rezultacie Lech został uwolniony[…]1.
Należy dodać, że w tym czasie Neyman rozpoczął pracę w poznańskiej Prokuratorii Generalnej i wyrok skazujący mógł pozbawić go pracy w administracji
państwowej. Po uprawomocnieniu się wyroku Neyman powrócił na aplikację do
służby w Prokuratorii; z końcem 1936 r. ukończył ją. W Prokuratorii Generalnej
pracował do wybuchu wojny, najpierw jako egzaminowany aplikant, a później jako
referendarz. Oprócz postępowania sądowego również wdrożono wobec niego administracyjne dochodzenie wewnętrzne: ono również uwolniło go od zarzutów.
Od tego czasu, jak wspominał po latach: „byłem bardzo ostrożny”, „spotykałem
się jedynie dorywczo z różnych okazji z kolegami moimi”.
Kampania 1939 roku
Po zakończeniu studiów i ukończeniu Szkoły Podchorążych Rezerwy w Jarocinie
Neyman odbył praktykę w 57. pułku piechoty, gdzie dosłużył się stopnia sierżanta
piechoty, a następnie, po kolejnych ćwiczeniach wojskowych został awansowany
do stopnia podporucznika rezerwy ze starszeństwem od 1 stycznia 1934 r. Po
dwóch kolejnych ćwiczeniach otrzymał awans na porucznika rezerwy i jako adiutant batalionu brał udział w manewrach wojskowych w rejonie Kalisza. Ostatecznie
1
P. Warmiński, Pamiętniki, t. 4, [1933–1939] – rkp. wpis 27.11.1935 r.
Actum 3/4 • 2011/2012
183
otrzymał przydział wojskowy do 56. pp w Krotoszynie. Zmobilizowany przybył do
Krotoszyna 24 sierpnia 1939 r., gdzie powierzono mu funkcję drugiego adiutanta
pułku. Wspominał: [...] wraz z pułkiem brałem udział najpierw pierwszego dnia wojny
w obronie Krotoszyna, po tym [...] odskoczyliśmy najpierw na linię Prosny, poczem na
linię Warty.[...] Od linii Warty rozpoczynają się walki, w których biorę udział kolejno
pod Turkiem, Łęczycą, Ozorkowem pod Łodzią – był to jedyny agresywny nasz krok
w stosunku do Niemców, była taka mała ofensywa, po czym nastąpiło cofanie się raptowne i szereg bitew, m.in. brałem udział w bitwie pod Kutnem, wreszcie przy przejściu
przez Bzurę do Puszczy Kampinoskiej w rejonie [miejscowość nieczytelna] w walce leśnej, w walce na bagnety i ręczne granaty zostałem ciężko ranny.
Ciężko rannego pozostawiono na polu bitwy. Osamotniony, w przystępie rozpaczy próbował popełnić samobójstwo. Utrata adiutanta batalionu została odnotowana przez dowódcę 56. pp jako śmierć w walce z wnioskiem o przyznanie
pośmiertnie Srebrnego Krzyża Orderu Virtuti Militarii V kl.
Neyman został odnaleziony przez nieznanych polskich żołnierzy i przetransportowany do twierdzy w Modlinie. Po upadku twierdzy, ze względu na złe warunki panujące w szpitalu modlińskim, niemieccy lekarze przenieśli część rannych
do szpitala polowego w koszarach w Legionowie. Wśród nich znalazł się Neyman.
Został poddany operacji. W walkach w Puszczy Kampinoskiej odniósł 26 ran, stając się trwałym inwalidą – z niedowładem stopy i częściową głuchotą. W połowie
października 1939 r. jako niezdolnego do pełnienia służby wojskowej zwolniono
go z niewoli celem dalszego leczenia.
H I S T O R I A
Działalność konspiracyjna
Grupa działaczy związana z przedwojennym ONR „ABC” 14 października 1939 r.
powołała do życia organizację wojskową o nazwie Organizacja Wojskowa Związek
Jaszczurczy. Grupa kierowana przez tajną Organizację Polską powołała również
ośrodek polityczny zwany Grupą „Szańca” (od nazwy pisma konspiracyjnego „Szaniec”). W styczniu 1940 r. działacz tej organizacji Stanisław Kasznica odnalazł
w Warszawie kontuzjowanego Neymana.
Unieruchomiony z powodu ran Neyman zajął się przygotowywaniem materiałów do opracowania koncepcji geopolitycznej nowych granic Polski z Niemcami.
Projekt ten wzbudził wielki entuzjazm Kasznicy, który zaczął wykorzystywać go w
działalności propagandowej. Równocześnie poinformował o tym działaczy Organizacji Polskiej. W grudniu 1940 r. koncepcje Neymana zostały przedstawione na
łamach pisma „Szaniec”, w artykule Nasze cele wojenne poświęconym przyszłym
granicom Polski.
Oto skrót najważniejszych naszych celów wojennych:
1. Polska musi odzyskać całe Prusy wschodnie, a na zachodzie co najmniej linię dolnej Odry (ujście obustronne) i cały Śląsk po Nissę Łużycką. Nad tym punktem
184
Actum 3/4 • 2011/2012
H I S T O R I A
rozwodzić się nie trzeba, dostatecznie jest on wyjaśniony i tkwi już mocno w świadomości całego narodu.
2. Państwu polskiemu przysługiwać będzie prawo wysiedlania do Niemiec całej ludności niemieckiej, niezależnie od ewentualnej opcji tejże ludności według swobodnego uznania właściwych władz polskich2.
W początkach 1941 r. Neyman otrzymał od członków OP polecenie napisania
książki na temat Ziem Zachodnich. Szaniec Bolesławów wydrukowano w październiku 1941 roku. W tym samym czasie jej autor stał się członkiem OP, w której
miał koordynować zagadnienia związane z Ziemiami Zachodnimi. Jako ekspert
od tych terenów został wyznaczony na cywilnego kierownika Komisariatu Ziem
Zachodnich (struktury koordynującej działania OW ZJ na terenach polskich włączonych do III Rzeszy), ponadto w 1942 r. włączono go do działalności kolejnej
organizacji stworzonej przez OP – Komisariatu Cywilnego.
Głównym zadaniem tej struktury było tworzenie siatek administracyjnych na
ziemiach okupowanych i wypracowanie tez gospodarczych i politycznych dla Polski po zakończeniu wojny. W tym okresie Neyman kierował Sekcją Zachodnią,
która podlegała Wydziałowi Administracyjno–Prawnemu Komitetu Cywilnego
i Stanisławowi Kasznicy. Po utworzeniu Narodowych Sił Zbrojnych i przekształceniu Komitetu Cywilnego w Służbę Cywilną Narodu (SCN), Neyman został kierownikiem samodzielnej struktury o nazwie Wydział Zachodni SCN. W latach 1942–
–1944, dzięki swym współpracownikom, Neyman opublikował kolejne broszury: Likwidacja niemczyzny na ziemiach zachodnich, Problem wyznaniowy na Ziemiach
Odzyskanych, Polityczne podstawy polskiego programu morskiego. Ponadto od 1942
r. do zakończenia wojny wygłaszał referaty poświęcone tej właśnie problematyce
na około stu zebraniach konspiracyjnych różnych organizacji politycznych.
Podczas pobytu w Warszawie Neyman oficjalnie zatrudniony był w Dyrekcji
Kolei Wschodniej – początkowo jako pracownik w wydziale nieruchomości, a następnie jako referent spraw odszkodowawczych za wypadki kolejowe. Dzięki
pracy na kolei w 1943 r. uzyskał informację o niemieckiej dyspozycji dotyczącej
zwiększenia stanu pociągów towarowych na stacji Stawki w Warszawie. Uważając,
że może to mieć związek z działalnością niemiecką wymierzoną przeciw ludności
żydowskiej w Warszawie, przekazał ją do Getta. Jak wspominał, w 1945 r. za tę
informację dziękował mu działacz żydowskiego komitetu samopomocowego Mojżesz Pieprz, który uratował siebie i swoją rodzinę. W tym samym roku Neyman na
kilka miesięcy udzielił schronienia poszukiwanemu przez łódzkie i warszawskie
Gestapo Tadeuszowi Mittelstadtowi.
Na początku 1944 r. Neyman został jednym z przywódców OP. W końcu lipca
1944 r., wraz z częścią kierownictwa OP ewakuował się z Warszawy. Po krótkim
pobycie w Częstochowie został skierowany do Krakowa. Przybył tam na początku
2
„Szaniec”, nr 49, z 20.12.1940 r. – zob. Z. S. Siemaszko, Narodowe Siły Zbrojne, Londyn
1982, s.35
sierpnia 1944 r. Wspólnie z krakowskimi działaczami OP przystąpił do organizacji
pisma konspiracyjnego. Na przełomie sierpnia i września 1944 r. został komendantem wojskowym NSZ Okręgu Krakowskiego.
Działalność Neymana jako komendanta Okręgu zakończyła się niepowodzeniem – nie zdołał on odtworzyć w pełni struktur komendy Okręgu, dodatkowo nie
udała się akcja ewakuacyjna części oddziałów NSZ do Brygady Świętokrzyskiej.
W tym czasie (listopad 1944 r.) ukrywał w swoim mieszkaniu w Krakowie rodzinę dr. med. Fryderyka Garwicza, uciekinierów z Getta.
W styczniu 1945 r. Lech Neyman przez kierownictwo Organizacji Polskiej został
przewidziany do ewakuacji na Zachód. Odmówił wyjazdu i udał się do Katowic. Od
lutego do czerwca 1945 organizował Obszar Zachodni OP. W kwietniu 1945 r. współorganizował cywilną Śląską Radę Polityczną Okręgu VII NSZ. W tym samym czasie
mianowano go komendantem Okręgu Pomorze NSZ; funkcji tej jednak nie przyjął.
W drugiej dekadzie kwietnia 1945 r. przybył do Poznania. W ramach OP w Poznaniu
został kierownikiem struktury o nazwie Obóz Narodowy, w lipcu 1945 podjął próbę
utworzenia studenckiej organizacji Narodowej Pokolenie Polski Niepodległej w Poznaniu i na Pomorzu. W ramach działającej w Poznaniu struktury wojskowej OP-NSZ
o nazwie „Armia Polska w Kraju Zachód” (AP) był zaangażowany w prace Wydziału
III Propagandy AP. Po rozbiciu przez Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego
(WUBP) w Poznaniu struktury wojskowej NSZ, bez powodzenia próbował rozwijać
struktury cywilne. W 1946 r. uczestniczył w wielu spotkaniach kierownictwa OP
w kraju, zbierając informacje wywiadowcze i wygaszając referaty polityczne.
Neyman został aresztowany 15 lutego 1947 r. w Poznaniu przez funkcjonariuszy WUBP. Przewieziony do Warszawy przeszedł tam ciężkie śledztwo, dodatkowo
był inwigilowany przez agentów celnych. Jego proces w warszawskim Wojskowym
Sądzie Rejonowym (WSR) trwał od 11 lutego do 2 marca 1948 r. Sąd obradował
w składzie: ppłk Alfred Jankowski – przewodniczący, por. Henryk Szczepański –
sędzia, mjr Stanisław Chojnacki – ławnik. Skazano go na karę śmierci.
Podpułkownik Alfred Jankowski i por. Henryk Szczepański 2 marca 1948 r.
sporządzili opinie dotyczące oskarżonych w sprawie, w której czytamy: Wobec rodzaju i wagi popełnionych przestępstw, mimo wykazanej skruchy i częściowo zaprzestania na kilka tygodni przed aresztowaniem aktywnej działalności przestępczej, skazani
Kasznica Stanisław i Neyman Lech na łaskę nie zasługują.
Ratując życie
Jedną z ostatnich prób ratowania życia było wystosowanie pisma do prezydenta
Bieruta. Neyman napisał je 8 marca 1948 r. W pierwszym zdaniu swojego listu,
stanowczo zaprzecza ustaleniom sądowym z 2 marca. Rejonowy Sąd Wojskowy
w Warszawie wyrokiem z 2.3. b.r. skazał mnie za współpracę z okupantem, szpiegostwo
i za udział w tajnej organizacji. Do zbrodni współpracy z wrogiem i szpiegostwa nie poczuwam się. W dalszej części swego czterostronicowego elaboratu odrzucał zarzut,
H I S T O R I A
185
Actum 3/4 • 2011/2012
186
Actum 3/4 • 2011/2012
H I S T O R I A
by jako członek OP lub jej przybudówek brał udział w spotkaniach, na których
zapadać miały ustalenia dotyczące walki z komunistami lub Związkiem Sowieckim.
Następnie przedstawił swoją działalność, cele i program konspiracyjny dotyczący
Ziem Zachodnich.
Świadom niebezpieczeństw zagrażających pokojowi i naszym granicom zachodnim – kończył list – pragnę oddać jeszcze swe usługi Narodowi Polskiemu w obronie
jego praw i osiągnięć. Pismo kończyła formuła z prośbą do prezydenta o skorzystanie z prawa do łaski.
Wraz z listem Neymana do prezydenta Bieruta wpłynęło pismo jego matki. Marta Neyman pisała: Wyrok ten [kara śmierci] jest dla mnie jako matki ciosem druzgocącym, gdyż najgłębsze moje uczucia matczyne związane były zawsze z nim, jako jedynym
synem i żywicielem oraz podporą mej obecnej starości. Lata ostatniej tułaczki wojennej
przypłaciłam ciężką chorobą serca i prosiłam Wszechmogącego, aby pozwolił mi u schyłku życia spędzić ostatnie lata u boki Lecha, który był zawsze do mnie gorąco przywiązany
i darzył mnie najtkliwszym synowskim uczuciem.
W wychowaniu wpajałam mu zawsze poszanowanie dla praw bożych i ludzkich, wpajałam mu poczucie obowiązku i poświęcenia.
W dalszej części listu matka pisała o bezinteresownej pomocy, jaką jej syn niósł
osobom zagrożonym w czasie okupacji niemieckiej, o obrażeniach jakich doznał
w kampanii 1939 r., o możliwościach pracy syna dla kraju. Kto rozumie miłość matki
do dziecka, zrozumie tą otchłań mego obecnego bólu i nieszczęścia oraz uczucia, które
towarzyszą mej prośbie.
Tylko Pan, panie Prezydencie, jest władny okazać Swą dobroć i łaskę. [...] dla matki
darowując życie najdroższemu mi synowi.
Do listów dołączone zostało „Oświadczenie” wspomnianego wyżej Fryderyka
Garwicza.
Z Lechem Neymanem spotkałem się w Krakowie w listopadzie 1944 r. po powstaniu
warszawskim. Sytuacja moja była nader ciężka. Musiałem ukrywać się wraz z rodziną
i jako warszawianin w dodatku jako Polak pochodzenia niearyjskiego. W tym krytycznym momencie Lech Neyman okazał mi nadzwyczajną pomoc. Z pełną świadomością,
dla kogo czyni to najzupełniej bezinteresownie, wystarał się dla nas o mieszkanie, co
było wówczas połączone z wielkimi trudnościami i odpowiedzialnością, zaopatrzył na
w odpowiednie dokumenty, otaczał nas troskliwością i opieką, nawet dostarczał nam
żywność i lekarstwa w czasie mojej choroby, ze względu na naszą ograniczoną swobodę
porozumiewania się.
Swoim postępowaniem w stosunku do nas zdając sobie sprawę z tego kim jesteśmy
okazał się Lech Neyman człowiekiem o dobrym i szlachetnym sercu, dalekim od nienawiści rasowej.
Wobec oskarżonego nie zastosowano prawa łaski. Neyman został stracony
12 maja 1948 r. o godzinie 21.45 w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.
Dowódcą plutonu egzekucyjnego był Piotr Śmietański. Miejsce pochówku pozostaje nieznane. Naczelna Prokuratura Wojskowa 13 maja 1948 r. przekazała do
Departamentu Personalnego MON „Zawiadomienie WSR Warszawa o wyroku
187
H I S T O R I A
Actum 3/4 • 2011/2012
śmierci” wykonanym na Lechu Neymanie. Na dokumencie widnieje adnotacja:
„Rozkaz personalny MON 779 z 10 października 1949 r. – skreślony z ewidencji
oficerskiej 10.10.1949 r.”
Pozostający w opozycji do ośrodka londyńskiego samozwańczy Prezydent RP
Julian Nowina Sokolnicki w roku 1988 r. awansował pośmiertnie Lecha K. Neymana do stopnia generała brygady.
188
Actum 3/4 • 2011/2012
H I S T O R I A
W czerwcu 2004 r. przedstawiciele Związku Żołnierzy NSZ rozpoczęli starania o kasację orzeczenie WSR w Warszawie z 2 marca 1948 r. przeciwko Lechowi
Neymanowi. Wojskowy Sąd Okręgowy 3 lutego 2005 r. unieważnił wyrok śmierci.
Literatura
AIPN w Poznaniu, IPN Po 003/103, Stronnictwo Narodowe. Nielegalna polityczna organizacja
Organizacja Polska, Poznań.
IPN Poznań IPN Po 04/852, Nielegalna organizacja Armia Polska krypt. „Brazylia”. Obszar
Zachód Narodowe Siły Zbrojne-Armia Polska. Komendy Okręgu Poznań, Pomorze, IPN Warszawa: IPN BU 994/516, Sprawa Kasznicy i in.
IPN Warszawa: IPN Bu 944/512, Sprawa Kasznicy i in.
P. Warmiński, Pamiętniki, t.4, [1933–1939] – rkp.
L. Żebrowski, Uwagi do „Zeszytów do historii Narodowych Sił Zbrojnych – zeszyt 5 (Chicago
1990), w: „Zeszyty Historyczne”, Instytut Historyczny im. Romana Dmowskiego, 1991,
nr 2–3.
T. Biedroń, Okręg Krakowski Narodowych Sił Zbrojnych w latach 1945–1946, „Zeszyty Historyczne WiN-u” 1993, nr 3.
Z. Kaczmarek, R. Sierchuła, Neyman Lech Karol, [w:] Encyklopedia konspiracji wielkopolskiej
1939–1945, red. M. Woźniak, Poznań 1998, s. 376-377.
L. Kulińska, M. Orłowski, R. Sierchuła, Narodowcy. Myśl polityczna i społeczna Obozu Narodowego
w Polsce w latach 1944–1947, Warszawa 2001.
R. Sierchuła, Neyman Lech Karol [w:] Encyklopedia „Białych Plam”, t. 13, Radom 2004; idem,
Słownik biograficzny konspiracji pomorskiej 1939–1945, cz. 2, Toruń 1996.
R. Sierchuła, Działalność Organizacji Polskiej w Poznaniu w latach 1945–1949, [w:] Zmagania
ze społeczeństwem. Aparat bezpieczeństwa wobec Wielkopolan w latach 1945-1956, red.
A. Łuczak, A. Pietrowicz, Poznań 2008.
Lista strat ruchu narodowego 1939–1955, red. W. Muszyński, J. Mysiakowska, zeszyt 1, Warszawa 2008.
R. Sierchuła, Obóz Narodowo-Radykalny w Wielkopolsce 1934–1939, [w:] Narodowa Demokracja
XIX–XXI w. (Koncepcje – ludzie – działalność), red. T. Sikorski i A. Wątor, Szczecin 2008.
J. Drużyńska, S.M. Jankowski, Wyklęte życiorysy, Warszawa 2009.
Tomasz Kenar
Refleksja nad kampanią
wrześniową 1939 r.
w publicystyce emigracyjnej
obozu narodowego
P
o zakończeniu II wojny światowej sytuacja polskich narodowców rysowała się
w nader ciemnych barwach. Po nieudanej próbie legalizacji Stronnictwa Narodowego w kraju, pozostały w zasadzie tylko dwie możliwości dalszej działalności:
podziemna walka zbrojna na ojczystej ziemi lub legalna akcja polityczna na emigracji1. Przeświadczenie o sensowności obydwu rozwiązań, jakie towarzyszyło tym,
którzy je wybrali wiązało się z nadzieją na rychłą zmianę geopolitycznej rzeczywistości, korzystną z punktu widzenia Polaków, odrzucających kompromis z komunistycznymi władzami. W praktyce była to więc postawa wyczekująca, nastawiona
na przetrwanie do lepszych czasów2.
W porównaniu z sytuacją jaka miała miejsce przed wojną, była to niewątpliwie dla narodowców degradacja. Poczucie własnej niemocy wzmagało negatywną,
często pozbawioną obiektywizmu ocenę posunięć politycznych obozu rządzącego
przed klęską wrześniową 1939 r. Z drugiej jednak strony, owa krytyka stawała
się źródłem budowania nader interesującej wizji historii alternatywnej. Wartość
podobnych enuncjacji nie wynikała bynajmniej z tego, iż była to lepsza lub gorsza
fikcja literacka. Natomiast próba ukazania „co by było, gdyby…” istotnie skłania
do refleksji nad zasadnością niektórych kluczowych posunięć sterników polskiej
polityki przed wybuchem II wojny światowej.
Dobrym przykładem zasygnalizowanego powyżej przeze mnie zjawiska mogą
być rozważania, jakie na łamach emigracyjnej publicystyki snuli narodowcy odnośnie przyczyn klęski wrześniowej. Temat ten najczęściej pojawiał się incydentalnie
przy okazji ogólniejszej refleksji nad polityką obozu sanacyjnego. Tym niemniej
ukazało się kilka artykułów i publikacji w których kampania wrześniowa stanowi-
1
Gwoli ścisłości należy też wspomnieć o narodowcach i narodowych radykałach, którzy
wybrali kolaborację z władzami komunistycznymi. Chodzi oczywiście o grupę „Dziś i Jutro”,
a następnie Stowarzyszenie PAX, którym przewodził przedwojenny lider Ruchu Narodowo-Radykalnego „Falanga” Bolesław Piasecki. Szerzej zob. A. Dudek, G. Pytel, Bolesław Piasecki
– próba biografii politycznej, Londyn 1990.
2
Na temat sytuacji niepokornych narodowców po 1945 r. stanowi przedmowa autorstwa
Jana Żaryna do Listy strat działaczy obozu narodowego w latach 1939-1955, red. W. J. Muszyński,
J. Muszyńska-Mysiakowska, Warszawa 2010. Tam też w przypisach odniesienia do literatury
na ten temat.
H I S T O R I A
189
Actum 3/4 • 2011/2012
190
Actum 3/4 • 2011/2012
H I S T O R I A
ła główny motyw. Z reguły składały się one z trzech ściśle związanych ze sobą części, tzn. prezentacji politycznych przyczyn klęski, następnie błędów militarnych
i podsumowania, zawierającego w sobie endecką alternatywę dla wydarzeń, które
miały miejsce. Spośród narodowców pozostających na emigracji najczęściej na temat kampanii wrześniowej wypowiadał się Jędrzej Giertych. Oprócz artykułów,
na łamach endeckich periodyków, takich jak „Ruch Narodowy”, „Opoka” czy „Horyzonty” poświęcił jej osobną broszurę3. Głębszą analizę kampanii wrześniowej
autorstwa płk. Aleksandra Kędziory zamieściła londyńska „Myśl Polska”4.
W ogólnej ocenie kampanii wrześniowej panowała wśród endeków zgodność:
uznano ją za jedną z największych klęsk w dziejach polskiego oręża. Często stosowano w tym przypadku termin „hańba”. Redakcja „Myśli Polskiej” nie wahała się
użyć takich określeń, jak „narodowy kataklizm” czy „katastrofa bez precedensu
w dziejach Polski”. Z kolei Giertych porównał wojnę obronną 1939 r. z bitwą pod
Piławcami z 1648, określając zarazem obydwa wydarzenia mianem „największych
i najhaniebniejszych klęsk w dziejach Polski”5.
Genezy porażki wrześniowej doszukiwano się w polityce zagranicznej Józefa
Piłsudskiego i Józefa Becka. Według Giertycha jej głównym celem miało być obalenie systemu wersalskiego, co było sprzeczne z żywotnymi interesami Polski, tym
bardziej, że w osobie Romana Dmowskiego ów system współtworzyła. Zarzutem
moim – pisał Giertych – w stosunku do polityki zagranicznej ministra Becka i w ogóle
obozu sanacyjnego jest nie to, że się poślizgnął w erze Monachium (poślizgnięcie może
się zdarzyć każdemu), ale że prowadził systematyczną politykę, zmierzającą do obalenia systemu wersalskiego w środkowej Europie i że w roku 1938 umieścił Polskę w koalicji państw, które stawiały sobie za cel rozbiór Czechosłowacji. Nie było to konsekwencją
Monachium, ale przeciwnie, jedną z przyczyn Monachium6. Szanse na wykazanie się
gotowością do obrony porządku wersalskiego, miała Polska w okresie, gdy Niemcy
dokonywali Anschlussu Austrii: To wtedy należało Niemcom stawić solidarny opór;
w razie czego opór wojenny. Polska, jako największe i najbardziej zagrożone państwo
powinna była być organizatorką tego oporu. Stając, poczynając od anschlussu Austrii,
3
J. Giertych, O przyczynach katastrofy wrześniowej. Odbitka artykułu – „Odpowiedź na repliki”,
Goniec Karpacki, nr 1/2 (269/270), wiosna-lato 1960 r., łącznie z zakończeniem, które się
w tym czasopiśmie nie ukazało, Londyn 1960.
4
A. Kędzior, Źródła katastrofy 1939 roku (część I), „Myśl Polska”, 1978, nr 7/8, s. 3; Tenże,
Źródła katastrofy 1939 roku (część II), „Myśl Polska”, 1978, nr 9/10, s. 5.
5
J. Giertych, O przyczynach…, s. 3. Pomimo ostrej krytyki wydarzeń wrześniowych dostrzegano w nich także pozytywne symptomy. Na przykład dla Wojciecha Wasiutyńskiego wojna
obronna w 1939 r. była tym momentem, w którym cały naród polski zjednoczył się bez względu na podziały polityczne: (…) wszyscy Polacy bez różnicy poglądów politycznych sami szukali wojska. W oblężonej Warszawie w komitecie obrony stolicy spotkali się piłsudczyk Starzyński, socjalista
Niedziałkowski i narodowiec Wierzbicki. W. Wasiutyński, Źródła niepodległości, Londyn 1977,
s. 106.
6
J. Giertych, O przyczynach…, s. 12. Na temat stosunków polsko-czechosłowackich w okresie
międzywojennym wyszło wiele artykułów spod pióra Giertycha. Jednakże na potrzeby powyższego artykułu wystarczą poglądy wyrażone w publikacjach, dotyczących stricte kampanii
wrześniowej.
Actum 3/4 • 2011/2012
191
u boku Czechosłowacji, byłaby stworzyła warunki, w których Czechosłowacja mogła się
była bronić, bo Niemcy uderzając w Czechosłowację, byłyby automatycznie uderzały
w blok czterech państw (Czechosłowację, Polskę, Jugosławię i Rumunię) (...) A Polska
nie tylko, że nie stanęła u boku Czechosłowacji. Polska całym swoim zachowaniem się
w okresie od Anschlussu Austrii do Monachium deklarowała się w sposób nieformalny, ale wyraźny po stronie tych, którzy do rozbioru Czechosłowacji zmierzali7. Trzeba
wszakże przyznać, że choć rozumowanie Giertycha nie było pozbawione logiki,
to jednak zasadzało się na z gruntu fałszywym przekonaniu o wyjątkowej pozycji
i znaczeniu Polski na arenie międzynarodowej: Polska w roku 1938, a nawet jeszcze
w 1939 miała w świecie pozycję w całej pełni tego słowa kluczową: od jej decyzji, od jej
czynów i zaniedbań, zależały losy świata. Odmienna polityka polska w 1938 roku, a nawet – w mniejszym stopniu – odmienny przebieg kampanii wrześniowej, byłyby nadały
historii świata inny bieg8. Wychodząc z takiego założenia suponował, że gdyby w
1938 r. Polska zajęła twarde antyniemieckie stanowisko, to wówczas albo Adolf
Hitler by się cofnął, albo wojna wybuchła rok wcześniej, co z polskiego punktu widzenia miało być korzystniejsze, bowiem nie było wtedy jeszcze paktu Hitler-Stalin,
ani >wału zachodniego< niemieckich fortyfikacji. Zbrojenia Hitlera byłyby o rok krótsze, postawa Francji byłaby całkiem inna. A na naszym lewym skrzydle znajdowałby
się całkiem mocny, czeski sojusznik z silną bronią pancerną, lotnictwem i fortyfikacjami. Mieliśmy w ręku klucz politycznej i strategicznej sytuacji europejskiej i światowej –
i użyliśmy tego klucza w taki sposób, by stworzyć położenie w jakim znaleźliśmy się rok
później, we wrześniu 1939 r.9.
Dlaczego więc sternicy polskiej polityki zagranicznej postąpili zgoła inaczej?
Udzielając odpowiedzi na to pytanie, Giertych, w charakterystycznym dla swojej
publicystki stylu, noszącym znamiona spiskowej teorii dziejów, stwierdzał kategorycznie, że Piłsudski był po prostu narzędziem polityki brytyjskiej, polegającej na
obalaniu systemu wersalskiego i rzekomej hegemonii francuskiej: Oczywiście nie należy
sobie związków Piłsudskiego i piłsudczyków z polityką brytyjską wyobrażać w sposób
karykaturalny. Piłsudski przypominał w swym uzależnieniu od Anglii dyktatorów południowo- i środkowo-amerykańskich i ich zależność od Stanów Zjednoczonych. Autor
tych słów egzemplifikuje swój pogląd przykładami z okresu międzywojennego,
jak choćby tym, że za zamachem majowym 1926 roku stała Wielka Brytania. Nie one
są jednak w tym przypadku najważniejsze. Dla próby odtworzenia schematu myślowego Giertycha odnośnie klęski we wrześniu 1939, warto przytoczyć dłuższy
cytat, ukazujący motywy polityki brytyjskiej względem Polski: Wielka Brytania zawsze pragnie i zawsze pragnęła by Polska istniała, ale nie pragnie i nigdy nie pragnęła,
by była ona silna. Dla Wielkiej Brytanii sprawa polska jest pochodną sprawy rosyjskiej;
jest czynnikiem, przy którego pomocy można ograniczyć Rosję (…) W koncepcji brytyjskiej Polska powinna być państwem dostatecznie dużym, by mogła opierać się Rosji,
H I S T O R I A
7
Tamże, s. 14.
Tamże, s. 11.
9
O klęsce wrześniowej, „Opoka”, 1978, nr 15, s. 106-107.
8
192
Actum 3/4 • 2011/2012
H I S T O R I A
ale nie dość dużym by mogła się obejść bez pomocy niemieckiej. Powinna być państwem
w orbicie niemieckiej, satelitą niemieckim. Powinna – co najmniej w tym stopniu jak
dawne Austro-Węgry, albo w jeszcze większym – mieścić się w systemie niemieckim10.
Piłsudczycy mieliby więc realizować powyższe wytyczne polityki brytyjskiej.
W tym kontekście Giertych negował szczerość deklaracji Marszałka Piłsudskiego o gotowości do wojny prewencyjnej z hitlerowskimi Niemcami. Według niego
chodziło o otrzymanie od Francji odpowiedzi odmownej co rozwiązałoby mu [Piłsudskiemu – T.K.] wobec Francji ręce. Potrzebne mu to było do zawarcia paktu nieagresji
z Niemcami11.
W podobnym duchu wyrażano się na łamach londyńskiej „Myśli Polskiej”. Poszukując źródeł klęski wrześniowej Aleksander Kędzior cofnął się jeszcze bardziej
wstecz niż Giertych. Oto bowiem już wyprawa kijowska z 1920 r. zmobilizowała
przeciw nam naród rosyjski i przyczyniła się do wspólnego współdziałania niemiecko-sowieckiego w 1939 r. Pogorszenie się sytuacji międzynarodowej Polski związane być
miało z zamachem majowym 1926 r., za który „zapłaciliśmy utratą niepodległości
w 1939 r.”. Skąd tak radykalna ocena? Otóż według Kędziora od tego momentu sojusz z Francją znalazł się w zawieszeniu, ograniczono kontakty wojskowe między
obu krajami, w wojsku polskim rzekomo szerzono propagandę antyfrancuską. Dla
wojska zaczął się wówczas „czarny okres”: szkodliwa była reforma i utworzenie
Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych („nowotworu – raka w organizmie obrony państwa”), a także likwidacja dwóch generałów reprezentujących nowoczesną
myśl wojenną czyli Tadeusza Rozwadowskiego i Włodzimierza Zagórskiego12.
Dla Giertycha słabość polskiej armii była tym bardziej niezrozumiała, że jak
twierdził, sanacja po przejęciu władzy naginała wszystko na potrzeby aparatu
wojskowego. Tymczasem w dniu wybuchu II wojny światowej byliśmy od Niemiec
wojskowo nieskończenie słabsi” chociaż „ich potężny potencjał był dziełem ostatnich
kilku lat, a więc był improwizowany. Myśmy byli biedniejsi, ale nasze ubogie zasoby
gromadzone były, przygotowywane, ustawiane i sprawdzane w ciągu 19 i pół lat od
zawarcia pokoju13. Do sytuacji takiej zdaniem Giertycha doprowadziło rzekome
przeświadczenie wśród rządzących Polską, że wojny nie będzie, co sparaliżowało
przygotowania wojenne: przygotowań tych w istocie nie traktowano na serio. Robiono
je dla zewnętrznego efektu – by odgrywały rolę w dyplomatycznym bluffie14. W dodatku Polska jeszcze na przełomie 1938 i 1939 r. szykować się miała do wojny nie
z Niemcami lecz z Rosją. Wszystkie wymienione wyżej czynniki w oczach endeków sprawiły, że Polska była do wojny nieprzygotowana, zaś działania obronne we
wrześniu nosiły wszelkie znamiona improwizacji. Brak było precyzyjnego planu,
doktryny i celu wojny; istniała jedynie Ogólna operacyjna instrukcja walki15.
10
J. Giertych, O przyczynach…, s. 18.
Tamże, s. 15-16.
12
A. Kędzior, Źródła katastrofy 1939 roku (część I)…, s. 3.
13
J. Giertych, O przyczynach…, s. 8.
14
Tenże, Monografia o kampanii wrześniowej, „Ruch Narodowy”, 1955, nr 2/3, s. 152.
15
A. Kędzior, Źródła katastrofy 1939 roku (część II), s. 5.
11
Actum 3/4 • 2011/2012
193
Krytykowano także tendencję do zrzucania winy za wrześniową porażkę na
sojuszników Polski, których z kolei wręcz usprawiedliwiano. Szczególnie tyczyło
się to Francji. Twierdzono, że nie mogła ona zaatakować we wrześniu Niemiec,
gdyż dysponowała mniejszym potencjałem wojennym, a w dodatku losy kampanii polskiej 1939 r. rozstrzygnęły się już 3 września. Ponadto władze polskie mogły spodziewać się takiego obrotu sprawy. Wystarczyło wyciągnąć odpowiednie
wnioski z faktu budowy Linii Maginota przez Francuzów i Linii Zygfryda przez
Niemców16. Posuwano się nawet do stwierdzeń, że to Polska była winna zaniechania przez Francję szerszej akcji militarnej we wrześniu 1939 r., gdyż już rok
wcześniej swoją postawą w okresie kryzysu monachijskiego podważyła w zasadzie
obustronny sojusz. Gdyby natomiast wówczas wykazała się konsekwentnie antyniemiecką polityką, natchnęłaby w ten sposób Francuzów duchem bojowym. Jeśli
zaś chodzi o Wielką Brytanię, to zważywszy na fakt, iż zawarła ona sojusz z Polską
dopiero 25 sierpnia, wypowiedzenie wojny Niemcom było wszystkim, co mogła
wówczas uczynić: Nie należy twierdzić, że Anglia i Francja nie przyszły nam z pomocą.
Owszem, przyszły. I należy im się od nas za to wdzięczność. Nie pomogły nam taktycznie, to prawda. Były wojskowo bierne w czasie naszej kampanii wrześniowej. Ale wdały
się w naszej obronie w wojnę – w jedną z największych w ich dziejach wojen – w której
poniosły ogromne ofiary. Dzięki temu wyszliśmy z Niemcami jako tako obronną ręką17.
Prezentację poglądów endeckich na aspekt stricte militarny kampanii wrześniowej warto rozpocząć od cytatu z publikacji Giertycha: Nawet batalion partyzancki, siedzący w lesie naprzeciwko nieprzyjacielskiej dywizji, czy korpusu potrafi nieraz
prowadzić skuteczne działania wojenne, stawiające sobie cel ograniczony, ale realny:
nękanie, wiązanie, pewnej części sił, oraz – przetrwanie i uchronienie się przed zniszczeniem. Myśmy byli dużą armią bynajmniej nie bezbronną. Wódz w rodzaju marszałka Mannerheima – nawet niekoniecznie mający jego talent, ale mający jego zdrowy
rozsądek, poczucie odpowiedzialności i charakter – byłby tę armie użył, starając się wydobyć maksimum osiągnięć z tych środków jakie miał do dyspozycji. Tragedią kampanii
wrześniowej było nie to, że przegrywaliśmy bitwy, że ogromne masy naszych wojsk,
w ogóle nie użyte do walki, zużywały się w chaotycznym odwrocie i w potwornych okrążeniach, nie zadając nieprzyjacielowi nawet drobnej cząstki tych strat, jakie zadać
mogły. Całe pułki, całe dywizje ginęły, nie odegrawszy żadnej roli czynnej. Ogromne
zasoby, i w wyszkolonych masach ludzkich i w sprzęcie, marniały zupełnie bezpłodnie,
nie spełniwszy żadnego zadania. Klęska nastąpiła na szczeblu strategicznym, nie na
taktycznym. Żołnierz bił się dobrze, nawet liniowy generał na ogół – poza wyjątkami – dowodził dość dobrze. Nie dopisało Naczelne Dowództwo, ogólny plan wojny, ogólne przygotowanie wojny18.
Pozwoliłem sobie na ten nieco dłuższy cytat, gdyż jako ogólny ogląd militarnej strony kampanii wrześniowej, stanowi doskonały punkt wyjścia do bardziej
H I S T O R I A
16
Tamże, s. 5.
J. Giertych, Tysiąc lat historii polskiego narodu, t. III, Londyn 1986, s. 110.
18
J. Giertych, O przyczynach…, s. 8.
17
194
Actum 3/4 • 2011/2012
H I S T O R I A
szczegółowej analizy. Zatrzymajmy się zatem przy zarzucie odnośnie strategii. Ze
szczególnie ostrą krytyką spotkała się koncepcja rozciągnięcia wojsk polskich kordonem wzdłuż granicy z Niemcami. Tymczasem Polska powinna zastosować plan
„uporczywej obrony”, polegający na przygotowaniu obszaru zredukowanego np.
do Małopolski Wschodniej i bronionego do upadłego. Jednocześnie zamiast wojny manewrowej prowadzić działania stricte obronne, polegające na przygotowaniu szeregu rejonów umocnionych, na wzór Kępy Oksywskiej, z tym że większych
i mocniejszych na przykład w Wielkopolsce, Rzeszowskim czy Stanisławowskim.
Mogły one odgrywać rolę twierdz i nawet ominięte, wciąż wiązać siły niemieckie:
Polskie wojsko powinno być uszykowane w >jeże< - grupy nieruchome i dobrze umocnione, które broniłyby się bez wdawania się w długie pochody, do upadłego w jednym miejscu i byłyby zapewne w stanie dotrwać do zimy, by po zaczęciu działań na froncie zachodnim przejść do ofensywy19. Jako przykład skuteczności takiej strategii Giertych
podawał działania „czerwonej Hiszpanii” i jej uporczywą obronę poszczególnych
enklaw20. Tymczasem – jak pisano na łamach „Myśli Polskiej” – Polska przeciwstawiła Niemcom kordonik, którym ani dowodzić, ani go żywić i zaopatrywać w amunicję
w ówczesnych warunkach nie mogliśmy21. Dlatego już po trzech dniach walk kampania została w zasadzie rozstrzygnięta na korzyść Niemców. Rozmiarów klęski
dopełnił chaotyczny odwrót wojsk polskich. Armia topniała bez bitwy, była niewykorzystywana. Heroiczne walki odwrotowe w otwartym polu pozbawione były
celu operacyjnego i przynosiły ogromne straty. Złym posunięciem taktycznym
miało być doprowadzenie do bitwy nad Bzurą. Według Kędziora gen. Kutrzeba rzucił się bez sensu jak ryba w sieci. Ten sam publicysta konstatował również inny błąd,
polegający na opuszczeniu przez 20 dyw. p. z armii Modlin umocnionych pozycji
i tym samym wystawieniu się na całą przewagę ogniową Niemców22.
Kolejną bardzo istotną przyczyną klęski we wrześniu 1939 r. był fakt, iż polskie wojska były w niedostatecznym stopniu zmotoryzowane: Niemcy jechali,
a Polacy szli piechotą. Natomiast jedyne „wojska szybkie”, jakie miała polska armia
czyli kawalerię, należało skupić w korpusy i armie, użyć do szybkich manewrów
strategicznych, choć trochę równoważących szybkie operacje zmasowanych wojsk
niemieckich. Kawaleria miała być niczym „pięść” uderzająca w kolumny wojsk
niemieckich. Tymczasem postąpiono inaczej: kawaleria została rozproszona po
całym froncie, a więc strategicznie zmarnowana. W przypadku zaś niemieckich
czołgów Giertych na przykładzie Finlandii dowodził, że można je było zwalczać
nawet butelkami z benzyną, czyniąc wyrzut, że w takowe nie zaopatrzono pol19
Tenże, Tysiąc lat…, s. 111.
Giertych miał w tym przypadku na myśli taktykę stosowaną przez republikanów. Szerzej
na ten temat zob. F. Lannon, The Spanish Civil War 1936-1939, Oxford 2002. Warto zaznaczyć, że Giertych znał konflikt hiszpański z autopsji. W ogarniętej wojną Hiszpanii spędził
17 dni. Wyjazd sfinansował koncern „Drukarnia Polska”, kierowany przez Mariana Seydę. Pobyt
w strefie zajętej przez powstańców zaowocował wspomnieniami wydanymi w Polsce pt. Hiszpania bohaterska, Warszawa 1937.
21
A. Kędzior, Źródła katastrofy 1939 roku (część II), s. 5.
22
Tamże, s. 5.
20
Actum 3/4 • 2011/2012
195
skich żołnierzy. Postawa Finów w wojnie zimowej z ZSRR była dla tego publicysty
wzorem, jak słabsze państwo może skutecznie stawić czoła znacznie silniejszemu przeciwnikowi, wzorem który przeciwstawiał postawie Polski we wrześniu
1939 r.: Finlandia biła się po bohatersku a zarazem inteligentnie. My – niestety – tylko
po bohatersku23.
Reasumując, zdaniem endeckich publicystów, w 1939 r. polskie wojsko powinno się skupić przede wszystkim na trwaniu. Suponowano, że gdyby Polska przetrwała od 6 do 8 tygodni, to wojna skończyłaby się inaczej: Sowiety być może nie
uderzyłyby gdybyśmy się w ciągu tych 17 dni bili z powodzeniem. Giertych dowodził,
że ZSRR nie chciał wojny, a jedynie korzyści z akcji Hitlera. Lecz nawet gdyby jednak Stalin zaatakował Polskę, to należało zorganizować reduty w Rzeszowskim
i Stanisławowskim i trwać do zimy, kiedy to operacje wojenne miałyby ustać: Gdyby się Polska choćby na najmniejszym obszarze była utrzymała do wiosny, cała sytuacja
w kwietniu i maju 1940 r. byłaby wyglądała zupełnie inaczej24.
H I S T O R I A
23
24
O klęsce wrześniowej, s. 106.
Tamże, s. 106.
Actum 3/4 • 2011/2012
H I S T O R I A
196
Dodaj stronę internetową
DO ULUBIONYCH!
197
Actum 3/4 • 2011/2012
POEZJA
Henryk Krzyżanowski
Przeciw hipokryzji
U
pominający się o dopuszczalność aborcji z reguły nie przyznają się do poglądu, że, owszem aborcja jest czymś dobrym, a jej zakaz czymś okropnym. Po
sakramentalnym stwierdzeniu, że „aborcja jest czymś negatywnym” będą jednak
z furią atakować Mariusza Dzierżawskiego za wystawę „Wybierz Życie”. Wystawa
ta, od 2005 roku pokazująca bez osłonek barbarzyństwo zabijania nienarodzonych,
była wielokrotnie niszczona, wytaczano procesy jej lokalnym organizatorom oraz
próbowano wymusić na władzach jej zamykanie. Działania prawne, wobec ekspertyzy psychologów o braku szkodliwego wpływu wystawy na dzieci, okazywały się,
na szczęście, nieskuteczne. W lutym 2010 roku grupa tzw. autorytetów wystąpiła
z apelem do samorządów o nie dopuszczanie do publicznej ekspozycji „bestialskich
obrazów”. Stężenie hipokryzji zawarte w tym apelu skłoniło mnie do takiej wierszowanej reakcji:
******
Apel autorytetów moralnych, naukowych
i wszelkich innych do Mariusza Dzierżawskiego,
żeby z wystawy bestialskiej zrobił wystawę cywilizowaną
Panie Mariuszu, wstyd i skandal!
Czy z panem w ogóle gadać warto?
Gniewa się czworga mędrców banda:
Hartman, Szymborska, Owsiak, Bartoś.
P O E Z J A
198
Actum 3/4 • 2011/2012
Czy musisz pan z tym krwawym chłamem
Polskę objeżdżać z końca w koniec?
Cham niech zostanie sobie chamem –
my dogadajmy się w Salonie.
Po co te płodów strzępy, kleszcze,
ta farba czerwona w nadmiarze!
Te rączki, nóżki, co tam jeszcze...
Kultury sekret jest... w umiarze.
O dziatki nęka nas obawa,
(a pan o dzieciach nie pamięta!)
Rani psychikę ich wystawa,
a dziecko, przyznasz pan, rzecz święta!
Przy pana towarzyskiej klasie
kłopot możemy wnet mieć z głowyaborcję wszak pokazać da się
w barwach łagodnie pastelowych.
Zamiast czerwieni błękit nieba,
co w jasną przyszłość się rozwiera...
Tęcza... i jeszcze dodać trzeba
ciepłe spojrzenie abortera...
Z głośnika miłe płyną tony,
Bacha lub Palestriny motet.
A na poduszce rozłożony
Słodki jak miód z kokardką... kotek.
Hasła też zmień pan, twa narracja
nachalna zbyt – to poza sporem.
Wszak tam, gdzie bogiem demokracja,
większość być musi za wyborem.
To uzgodnijmy też z Mariuszem:
po cóz na deptak facet pcha się?
Lepiej w piwnicy pod ratuszem –
klucz u woźnego, bilet w kasie.
Więc cóż, Mariuszu? Miś na zgodę?
Może z Owsiakiem cmok na wizji?
Na koniec odśpiewamy odę
do Przenajświętszej Hipokryzji.
I hasło w niebo niech poleci:
ABORCJA DOBRYM PRAWEM DZIECI!
Henryk Krzyżanowski
Nie pękaj AKO
czyli głos wolny
AKO ubezpieczający
Czym jest AKO? Zacną paką,
która służyć chce rodakom,
a jej główną polityką
dać głos pro bono publico.
Artyści i profesory,
przedsiębiorców zastęp spory,
wszyscy ze światem obyci
bardziej niż łże-celebryci,
a spoiwem tej wspólnoty
solidarny patriotyzm.
AKO swym autorytetem
czasem pognębi Gazetę,
P O E Z J A
199
Actum 3/4 • 2011/2012
P O E Z J A
200
Actum 3/4 • 2011/2012
z wykształciuszków ciemnym tłumem
rozliczając się rozumem.
Kiedy rząd smoleńską ściemę
wciska w spółce z TVN-em;
gdy się buc z religii śmieje;
gdy nas molestują geje;
gdy się tłumi wolność słowa
(rzecz dla AKO podstawowa);
ruszamy wtedy do dzieła:
Vivat libertas aurea!
Kwestią zaś jest całkiem inną,
czym być AKO nie powinno.
Zbyt biedne by zostać bankiem :-(
Zbyt luźne by być think tankiem;
nie jest dyskusyjnym kołem
ani PiS-u apostołem.
Nie powinno, zdaje mi się,
wnikać, kto się kłóci w PiSie.
Ani nie jest rzeczą dobrą
wieść spór, czy spiskował Ziobro.
Nie jest AKO sporu stroną –
nasz cel to publico bono.
Jeszcze los nasz w naszych rękach.
Naprzód, AKO, i nie pękaj!
201
Actum 3/4 • 2011/2012
RECENZJE
Ks. Jarosław Wąsowicz SDB
Józef Obrembski kapłan według Serca Bożego. Księga pamiątkowa
dedykowana w Roku Kapłańskim Księdzu Prałatowi Józefowi Obrembskiemu, pod red. Ks. Daniela Dzikiewicza i ks. Jerzego Witkowskiego, Wielcy Ludzie Wileńszczyzny t. 1, Wilno 2010, ss. 174.
7 czerwca 2011 r. Pan Bóg powołał do siebie ks. Prałata Józefa Obrembskiego
w 105 roku jego życia i 79 roku posługi kapłańskiej1. Zmarły kapłan był nazywany Patriarchą Wileńszczyzny, powszechnie uważano Go za prawdziwego świadka
Chrystusa, który żył nadzieją Zmartwychwstania. Przez całe swoje życie pozostał wierny Ziemi Wileńskiej, chociaż podobnie jak inni kapłani miał okazję wyjechać po wojnie do Polski. Dla rodaków na Wileńszczyźnie był niekwestionowanym
autorytetem, który pozwalał im przetrwać burzliwe losy ich rodzinnych stron.
W uroczystościach pogrzebowych Księdza Prałata, które odbyły się 10 czerwca
2011 r. w Mejszagole, wzięło udział tysiące Polaków, którzy przyjechali pożegnać
świątobliwego kapłana z różnych regionów Litwy, także z Polski i Białorusi. Towarzyszyło im liczne grono parlamentarzystów z Litwy i Polski, i kilkudziesięciu kapłanów z kardynałem Audrysem Juozasem Bačkisem na czele. Metropolita
1
Ks. Józef Obrembski (1906-2011) – kapłan archidiecezji wileńskiej; w l. 1926-1932 odbył
studia teologiczne w seminarium wileńskim i na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Stefana
Batorego; w l. 1932 -1950 był wikariuszem parafii Wniebowzięcia NMP w Turgielach; od 1950
r. pracował w parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Mejszagole. Pomimo zakazów komunistycznych władz prowadził regularną posługę duszpasterską; w l. 1945-1989 niósł pomoc i opiekę
wypędzonym księżom oraz więzionym i prześladowanym Polakom. Był wielokrotnie przesłuchiwany przez funkcjonariuszy sowieckiej służby bezpieczeństwa; Honorowy Obywatel Rejonu
Wileńskiego; w l 1994-2011 otrzymał szereg najwyższych odznaczeń państwowych RP, m.in.
Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski – 1994, Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu
Zasługi RP – 2001, Krzyż Wielki Orderu Zasługi RP -2011, Odznakę honorową Zasłużony dla
Kultury Polskiej – 2011.
202
Actum 3/4 • 2011/2012
R E C E N Z J E
wileński rozpoczynając żałobne uroczystości podkreślił, że ks. Józef Obrembski
swą posługę pełnił cicho i skutecznie, z wielkim poczuciem godności. Zaskarbił sobie
szacunek szerokich rzesz wiernych, swoim trwaniem przy najświętszych wartościach,
otwartością na potrzeby duchowe i materialne bliźnich. W czasach trudnych był znakiem, że można i trzeba wytrwać przy Bogu2.
Pod koniec długiego i twórczego życia legendarny kapłan doczekał się upamiętnienia swojej posługi duszpasterskiej w formie okolicznościowego wydawnictwa.
Jesienią 2010 roku ukazała się w Wilnie pozycja Józef Obrembski kapłan według
Serca Bożego, która przez inicjatorów tego przedsięwzięcia została pomyślana jako
księga pamiątkowa dedykowana w Roku Kapłańskim księdzu prałatowi. Prezentowana książka została przygotowana do druku przez zespół miesięcznika „Magazyn Wileński”, a pieczę nad jej redakcją merytoryczną i naukową objęli dwaj
kapłani archidiecezji wileńskiej: ks. Daniel Dzikiewicz – licencjat teologii biblijnej, wykładowca Seminarium Duchownego św. Józefa w Wilnie oraz ks. Jerzy
Witkowski – doktorant UKSW w Warszawie, perfekt wileńskiego seminarium.
Przyjęli oni formułę podziału publikacji na dwie części. W pierwszej, zatytułowanej Wokół osoby Księdza Prałata, ukazały się teksty kapłanów zaprzyjaźnionych
z ks. Obrembskim, tworzące swoisty zbiór świadectw o jego posługiwaniu duszpasterskimi i sylwetce duchowej. W drugiej zaś części, nazwanej Prace poświęcone
Księdzu Prałatowi, znalazły się artykuły z zakresu teologii, związane zwłaszcza
z tematyką kapłaństwa.
Księgę pamiątkową otwierają dwie przedmowy. Pierwsza, autorstwa jej redaktorów, nawiązuje do idei powstania publikacji, kolejnych etapów jej realizacji oraz
przyjętej struktury (s. 9-11). Drugą przygotował ks. prałat Jan Kasiukiewicz –
proboszcz parafii ostrobramskiej w Wilnie. Odwołując się do świadectwa życia
Patriarchy Wileńszczyzny, który „pięknem i szlachetnością rozświetla świat, bez
względu na wstrząsające nim kryzysy duchowe i materialne”, zaznaczył m.in., że
przygotowana w ramach nowej serii wydawniczej Wielcy Ludzie Wileńszczyzny
publikacja, „jest bardzo na czasie, bowiem praktyczny materializm, konsumpcjonizm i hedonizm zagłuszają potrzebę wartości duchowych”. Ksiądz prałat wyraził
także nadzieję, że książka trafi do licznych czytelników zwłaszcza ludzi młodych
(s. 12-13).
Dla historyków Kościoła i badaczy dziejów Polaków na Wileńszczyźnie a także
przyszłych biografów ks. prałata Józefa Obrembskiego, niezwykle cenne okażą
się teksty zamieszczone w pierwszej części publikacji. Stanowią one bowiem, jak
już wspomnieliśmy, zbiór osobistych świadectw spotkań ich autorów z adresatem prezentowanej księgi pamiątkowej. Pierwszym z kapłanów przywołującym
swoje relacje z ks. Obrembskim, jest ks. Józef Aszkiełowicz, proboszcz parafii
pw. Wniebowzięcia NMP w Mejszagole, pod którego troskliwą opieką przyszło
spędzić Patriarsze Wileńszczyzny ostatnie lata życia. Ksiądz prałat wywarł znacz2
Cyt. za: T. Worobiej, „Życiu – sens i spełnienie nadaje śmierć”. Pogrzeb księdza prałata
Józefa Obrembskiego, „Tygodnik Wileńszczyzny”, nr 24, 16-22 czerwca 2011 r., s. 1.
Actum 3/4 • 2011/2012
203
ny wpływ na formację ks. Aszkiełowicza, kiedy ten był jeszcze klerykiem i odbywał
w Mejszagole swoje praktyki oraz często przebywał tam w okresie wakacyjnym.
W artykule zatytułowanym Ze skarbca Księdza Józefa (s. 17-20), znajdziemy szereg
anegdot z życia księdza Obremskiego zasłyszanych przy różnych okazjach przez
autora. Wszystkie one pokazują bohatera tych historii, jako zatroskanego o sprawy Boże duszpasterza. Przywołując postać legendarnego kapłana, ks. Aszkiełowicz w swoim wspomnieniu wyraża przekonanie, bliskie wielu mieszkańcom Wileńszczyzny, iż Ksiądz Józef Obrembski – to dar Boży. Człowiek – naznaczony Opatrznością. (…) Wolał zawsze być w „cieniu”, przez co stał się niemianowanym Kardynałem
Wileńszczyzny. Jak narodowi żydowskiemu Pan Bóg dał Mojżesza, tak Wileńszczyznę
obdarował Księdzem Prałatem, by ten przeprowadził tutejszy lud Boży przez „morze
czerwone” sowieckiego ateizmu do Ziemi Obiecanej – Nieba (s. 18).
Autorem kolejnych wspomnień jest proboszcz parafii pw. Przemienienia Pańskiego w Porudominie ks. Mirosław Balcewicz. Zatytułował je: Człowiek przez duże
„C” i Kapłan przez duże „K” (s. 21-28). Przywołuje w nich postać ks. Obrembskiego,
kapłana zatroskanego o formację młodych kleryków i księży, niezmordowanego
kaznodzieję, proboszcza, który znał nie tylko po imieniu każdego swojego parafianina, ale także codzienne problemy ludzi powierzonych jego pieczy duszpasterskiej. Podkreślił również, że w parze z wychowaniem religijnym ks. prałat starał
się jednocześnie krzewić w sercach wiernych ducha patriotyzmu.
Ksiądz Antanas Dilys, rezydent parafii pw. Św. Piotra i Pawła w Wilnie, w świadectwie Przykład prawdziwego Kapłana przywołał swoją wieloletnią przyjaźń
z ks. Józefem Obrembskim (s. 29-31). Podkreślił przede wszystkim umiejętność
braterskiego życia ks. Józefa we wspólnocie kapłańskiej. Było to niezwykle ważne zwłaszcza w czasach komunistycznych prześladowań. Autor zauważył też, że
prałat przez całe życie z wielkim szacunkiem, poszanowaniem i zrozumieniem
odnosił się do kapłanów narodowości litewskiej. Wielu z nich, z administratorami
diecezji wileńskiej na czele, przez lata zwracało się do proboszcza z Mejszagoły
o radę i pomoc, szczególnie w trudnych przypadkach, kiedy prawo kościelne kolidowało ze sprawami państwowymi i rządowymi.
Kolejnym świadkiem, który na łamach prezentowanej pozycji przywołuje postać Patriarchy Wileńszczyzny, jest bp Antoni Dziemianko, administrator apostolski archidiecezji mińsko – mohylewskiej na Białorusi. Swoje wspomnienia zatytułował Powiew świeżego ducha (s. 33- 35). Legendarnego duszpasterza z Wileńszczyzny poznał bliżej podczas tajnych rekolekcji dla duchownych, które odbyły się
w Wilnie w 1981 r. Jako młody wówczas ksiądz zapamiętał prałata Obrembskiego
jako kapłana, który w sytuacji wojującego z Kościołem sowieckiego ateizmu, odznaczał się humorem, optymizmem i pozytywnym nastawieniem do przyszłości.
Umacniał wówczas swoją postawą innych kapłanów. Biskup Dziemianko podkreślił także, że w odbywających się dyskusjach ks. Obrembski zawsze potrafił znaleźć właściwe i interesujące tematy dla osób duchownych. W jego oczach prałat
odznaczał się żywą i bezgraniczną miłością do Kościoła Powszechnego. Interesował się odradzaniem się struktur kościelnych w krajach byłego ZSRR. Dla potrzeb
R E C E N Z J E
204
Actum 3/4 • 2011/2012
R E C E N Z J E
organizujących się parafii w miastach Gorki i Kryczew na Białorusi ofiarował paramenta liturgiczne i własne oszczędności.
W artykule Robotnik żniwa (s. 37-43), postać prałata Obrembskiego przedstawia ks. Tadeusz Jasiński, audytor sądu kościelnego archidiecezji wileńskiej i redaktor naczelny katolickiego pisma „Spotkania”, które w języku polskim ukazuje
się na Wileńszczyźnie. Autor obrał konwencję wywiadu z ks. Prałatem, który jest
kompilacją wielu rozmów przeprowadzonych z nim w l. 2009-2010 z okazji Roku
Kapłańskiego. Z ust więc samego bohatera księgi pamiątkowej dowiadujemy się
o drodze jego powołania, przeciwnościach jakie napotykał w czasie swojej prawie
80-letniej posługi duszpasterskiej. Ksiądz Obrembski przywołuje postaci kapłanów, którzy wywarli piętno na jego duchowej i pastoralnej formacji. Wśród nich
wymienia metropolitę wileńskiego abp Romualda Jałbrzykowskiego3, ojca duchownego z czasów nauki w seminarium bł. ks. Michała Sopoćkę4, czy też męczennika II wojny światowej, wielkiego społecznika i filantropa, którym był wileński
prałat ks. Karol Lubianiec5. Patriarcha Wileńszczyzny w swoich wypowiedziach
odnosi się także do obecnej sytuacji Kościoła, bolączek duszpasterskich, zaniedbań ze strony kapłanów. To szczególnie mocne fragmenty wywiadu, które mogą
stać się nie tyle wyrzutem sumienia dla współczesnych księży i wiernych, ile zachętą do wsłuchania się w mądrość doświadczonego kapłana i wyciągnięcia z jego
uwag twórczych wniosków. W tym miejscu przywołajmy jedną z wypowiedzi ks.
Obrembskiego na temat kondycji wiary w dzisiejszej rzeczywistości i zadań jakie
według niego stoją przed współczesnymi duszpasterzami:
Dzisiejsze czasy są okresem wypróbowania wiary. Jedni wierzą i to mocno,
inni chcą na gwałt tę wiarę usunąć, zniszczyć. Nie chcą mieć wiary. Najbardziej
ludzi pociąga pieniądz, pieniądz, pieniądz! (…)
Najpierw trzeba uświadomić, skąd to wszystko jest. Ja ukończyłem naukę
w wolnej i niepodległej Polsce, gdzie każdy miał prawo i warunki, żeby żyć według wiary. W 1939 roku przyszli bolszewicy. Oni stanowczo i brutalnie zabra3
Abp Romuald Jałbrzykowski (1876-1955) – biskup diecezjalny łomżyński w l. 19251926; sekretarz generalny Konferencji Episkopatu Polski w l. 1926-1926; arcybiskup metropolita wileński w l. 1926-1955. Po zakończeniu II wojny światowej zmuszony do wyjazdu z Wilna osiadł w Białymstoku, gdzie zarządzał częścią diecezji, która znalazła się
w granicach Polski.
4
Bł. ks. Michał Sopoćko (1888-1975) – kapłan archidiecezji wileńskiej, spowiednik
św. s. Faustyny Kowalskiej; Założyciel Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego; ojciec
duchowny Seminarium Duchownego w Wilnie (1927–1932); profesor teologii pastoralnej
na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie oraz w seminarium
wileńskim, po wojnie w Białymstoku; beatyfikowany 28 września 2008.
5
Ks. Karol Lubianiec (1866 -1942) – kapłan archidiecezji wileńskiej; aktywny społecznik; założyciel zakładów opiekuńczych w Wilnie i okolicach, inicjator budowy kościoła
Serca Jezusowego w Wilnie; wieloletni wykładowca, wychowawca i spowiednik w Seminarium Duchownym w Wilnie. W czasie II wojny światowej miał uprawnienia wikariusza
generalnego na terytorium tej części archidiecezji wileńskiej, która znalazła się w granicach
Białoruskiej Republiki. Zginął rozstrzelany przez Niemców w lesie w pobliżu Starej Wilejki
w dniu 28 września 1942 r.
niali wierzyć. Potem podstępnie pogwałcili powagę mądrości i starości. Młodym
wmówiono, że doświadczenie ludzi starszych nie ma żadnej wartości, że to są
przeżytki i zacofanie; że oni, młodzi, przyniosą tę prawdziwą nowoczesną „mądrość”. Po tej strasznej nawałnicy bolszewickiej zagubione zostało przeczucie, że
wiara w Boga – to sprawa pierwszorzędnej wagi.
Dziś niewierzący czuje się pewnie. Brak wiary stanowi dla niego stan jakby
normalny, jakby powód do dumy, że jest „myślący” i nic „na wiarę” nie przyjmuje.
Wierzący musi argumentować, dlaczego wierzy. Dzisiaj wiec należy naprawdę
włączyć rozum, przygotować się, by swą wiarę obronić, ale też, by innego do wiary rozumowo przekonać. Kościół robił to przez wieki (s. 39).
Kolejne świadectwo o bohaterskim kapłanie z Wileńszczyzny daje bp Aleksander Kaszkiewicz, ordynariusz diecezji grodzieńskiej, przewodniczący Konferencji
Biskupów Katolickich na Białorusi. Swoją wypowiedź zatytułował Człowiek nadziei i radości serca (s. 45-47). Przywołał w niej wiele duchowych korzyści, jakie
sam odniósł z wielokrotnych spotkań z ks. Józefem Obrembskim i zachęcił młodych zwłaszcza kapłanów do korzystania z jego duchowego dziedzictwa.
Ksiądz Tadeusz Matulaniec, proboszcz parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Turgielach, znał księdza prałata od dzieciństwa. Także jako kleryk często korzystał
z jego gościnności. W artykule pod tytułem Jak będę zbawiony, to będą i siły i zdrowie… (s. 49–52), zaczerpniętym z jednej z wypowiedzi ks. Obrembskiego, autor nie
tylko potwierdza przywołane przez poprzednich księży duchowe przymioty bohatera omawianej publikacji, ale również jako jego wychowanek przywołuje kolejne
ważne fakty z bogatego życia świątobliwego kapłana. Cenną wydaje się zwłaszcza
uwaga, że na plebanię w Mejszagole w czasach komunistycznych, na rozmowy, katechezę i spowiedź przybywali ludzie z całego ZSRR, wśród nich inteligencja rosyjska
z Moskwy i Leningradu. Ksiądz prałat w gronie zaufanych osób głosił także w tych
trudnych czasach prawdę o Katyniu i innych miejscach martyrologii Polaków. Autor
podkreślił, że dla dostojnego kapłana przedmiotem największej troski duszpasterskiej była zawsze rodzina, gdyż zauważył, że sowieci i ateiści, chcąc wyrwać Boga
z serca ludzi, atakują zwłaszcza tę najmniejszą komórkę Kościoła i społeczeństwa.
Kolejny z duchowych synów ks. Obrembskiego – proboszcz parafii pw. Św. Anny
w Duksztach Pijarskich – ks. Henryk Naumowicz w artykule Charyzmat Księdza
Prałata (s. 53-56), dokonuje refleksji nad bogactwem Bożych darów twórczo rozwiniętych w kapłańskim życiu Patriarchy Wileńszczyzny. Zatrzymał się zwłaszcza
nad jego posługą Słowa Bożego, podkreślając, że na tej płaszczyźnie posługiwania duszpasterskiego ks. Józef był „wieszczem i strażnikiem wartości i tradycji
chrześcijańskich, które pielęgnował i których bronił przez całe swoje życie”. Autor
podkreślił także, że charyzmat ks. Obrembskiego zaczął się kształtować jeszcze
w jego rodzinnym domu w Skarżynie Nowym koło Zambrowa. Wyniesiony z stamtąd skarb chrześcijańskiego dziedzictwa znalazł później zastosowanie w posłudze
kapłańskiej na Wileńszczyźnie.
Ostatnim z dających świadectwo o ks. prałacie w dedykowanej mu księdze pa-
205
R E C E N Z J E
Actum 3/4 • 2011/2012
206
Actum 3/4 • 2011/2012
R E C E N Z J E
miątkowej jest bp Juozas Tunaitis, emerytowany sufragan archidiecezji wileńskiej.
Zwrócił on uwagę na kolejne przymioty charakteru ks. Józefa Obrembskiego, które świadczą o umiłowaniu przez niego Kościoła i kapłaństwa. Otóż zrządzeniem
Bożej Opatrzności nasz bohater w ciągu swojego długiego życia posługiwał swoim
braciom w kapłaństwie opieką i schronieniem. Tak było już na pierwszej placówce
w Turgielach, kiedy jako młody wikary przez pięć lat opiekował się schorowanym
dziekanem ks. Pawłem Szepeckim, oddając mu także ostatnią przysługę i odprowadzając na drogę wiecznego spoczynku. Na kolejnej parafii w Mejszagole posługiwał choremu proboszczowi ks. Józefowi Szołkowskiemu. Po jego śmierci został
administratorem tejże parafii i administrował ją przez 50 lat. Dalej ks. biskup Tunaitis przywołuje kolejne osoby, które w mejszagolskiej plebanii znalazły schronienie u ks. Obrembskiego. Byli to m.in.: kanonik kapituły wileńskiej ks. Leon
Żebrowski, były kanclerz bł. bpa Jerzego Matulewicza – ks. Lucjan Chalecki, ks.
Leon Ławcewicz, ks. dr Sylwester Małachowski, grekokatolicki ksiądz Zenobiusz
Banrowicz z Ukrainy czy też sparaliżowany krewny kard. Henryka Gulbinowicza
– Stefan Gulbinowicz. Przywołane przez księdza biskupa wątki z samarytańskiej
posługi księdza Józefa, jeszcze bardziej potęgują przekonanie czytelników o świątobliwym życiu tegoż kapłana.
W drugiej części omawianej publikacji zaprezentowano dziesięć artykułów opatrzonych aparatem naukowym, w których dokonano refleksji nad kapłaństwem
z pozycji psychologii, teologii dogmatycznej, moralnej, pastoralnej, biblijnej oraz
historii sztuki chrześcijańskiej. Są to następujące opracowania: ks. Zdzisława
Bochniaka – Kapłaństwo drogą do świętości (s. 73–84); ks. Mirosława Dowdy –
Rola i zadania kapłana w tworzeniu wspólnoty parafialnej (s. 85–99); ks. Wojciecha
Garlickiego – Chrystus kapłan w ikonografii chrześcijańskiej (s. 119–124); ks. Franciszka Jusiela – Kapłaństwo w Starym Testamencie (s. 125–132); ks. Waldemara
Lisowskiego – Księża diecezjalni – powołani do samotności (s. 133–146); ks. Witolda
Michałowskiego – Wypalenie zawodowe wśród duchownych (s. 147–154); ks. Andrzeja Szuszkiewicza – In persona Christi – In nomie Ecclesiae (s. 155–167); ks. Jerzego Witkowskiego – Gdy ksiądz parafian nawiedza… (s. 169–173). W tej części
księgi jubileuszowej znalazły się także dwa opracowania teologiczne nie związane
bezpośrednio z tematyką kapłaństwa. W pierwszym, zatytułowanym Monolog w
obronie ludzkiej słabości (s. 63–71), ks. Andrzej Andrzejewski dokonuje refleksji
nad twórczością filmową Andrjeja Tarkowskiego; w drugim, jeden ze współredaktorów omawianej pozycji ks. Daniel Dzikiewicz, dotyka zagadnień hermeneutyki biblijnej, przedstawiając temat Zasady czytania Pisma Świętego (s. 101–118).
Dodać należy, że prezentowana pozycja została staranie wydana. Teksty każdego z autorów zostały wzbogacone o ich krótką notę biograficzną, zaś na końcu
zamieszczono wykaz skrótów użytych w poszczególnych artykułach. Wydaje się,
że można było pokusić się o przygotowanie aneksu, w którym znaleźć by się mogły
ciekawe fotografie dokumentujące życie księdza prałata. Przydatny dla czytelników byłby także indeks osobowy i geograficzny. Nie mniej jednak omawianą książkę uznać należy za przedsięwzięcie ze wszech miar udane i potrzebne. Zwłaszcza,
Actum 3/4 • 2011/2012
207
że inicjuje ona nową serię wydawniczą Wielcy Ludzie Wileńszczyzny, która zapewnie znajdzie licznych czytelników wśród kresowiaków rozsianych dzisiaj po całym
świecie. Trudno więc nie zgodzić się z redaktorami pierwszego tomu, którzy we
wstępie zaznaczają, że seria zobowiązuje do wydłużania rozpoczętego dzieła, nazwa
wskazuje natomiast kierunek. A jest w tym szerokie pole do popisu, gdyż wielkich ludzi
na Wileńszczyźnie nigdy nie brakowało i Bogu dzięki nie brakuje… (s. 10).
Wraz ze śmiercią księdza prałata, kończy się dla Polaków na Wileńszczyźnie
pewna epoka. Odszedł człowiek, który był nicią łączącą trudną historię tych ziem
z teraźniejszością. Swoją kapłańską posługę rozpoczynał na Wileńszczyźnie, która była częścią II Rzeczypospolitej, kontynuował ją z odwagą w czasie okupacji
sowieckiej i niemieckiej, także wówczas, gdy po wojnie została wcielona do Litewskiej Republiki Radzieckiej. Towarzyszył rodakom w niełatwych dla nich latach
odradzania się niepodległego państwa litewskiego, będąc często inspiratorem
pojednania, albo chociażby złagodzenia trudnych stosunków narodowościowych
na Ziemi Wileńskiej. Jego świątobliwe życie i świadectwo wierności chrystusowemu kapłaństwu wciąż inspiruje wielu duchownych i świeckich do takiej właśnie
życiowej postawy. Nie dziwi więc fakt, że wśród naszych rodaków na wileńskich
kresach pojawiają się głosy o wszczęciu procesu beatyfikacyjnego księdza prałata.
Tym bardziej trzeba zabiegać, aby staranie udokumentować jego bogate posługiwanie, duchowe dziedzictwo, które po sobie pozostawił.
Prezentowana książka staje się w tym kontekście zaledwie zaczynem i wyzwaniem do przygotowania przez historyków pełnej biografii Patriarchy Wileńszczyzny.
R E C E N Z J E
R E C E N Z J E
208
Actum 3/4 • 2011/2012
Dariusz Piotr Kucharski
Krzysztof Kąkolewski, Popiełuszko. Będziesz ukrzyżowany, Wydawnictwo ZYSK I S-KA, Poznań 2010, stron 280, format 145x205.
Pragnę zachęcić Państwa do zapoznania się z książką autorstwa Krzysztofa Kąkolewskiego. Polecam, gdyż to kolejny niezwykle ciekawy materiał, którym nas obdarzył. Cenny pod względem przytaczanych informacji, poprzedzonych wieloletnim,
żmudnym ich gromadzeniem. To pozycja powstająca latami.
Popiełuszko. Będziesz ukrzyżowany, zalicza się do tej nielicznej grupy publikacji,
które czyta się wręcz nieprzerwanie, od których ciężko się oderwać. Autor poświęca ją niezwykle tragicznym ostatnim chwilom życia księdza Jerzego Popiełuszki.
Jednak Kąkolewski wychodzi w swoich poszukiwaniach nieco dalej. Znając aparat
przymusu PRL-u, działania i zakusy służb sowieckich, przedstawia szeroko ich
„prace”, opierając się na mocnej bazie źródłowej.
Na pierwszych kilkudziesięciu stronach zawiera opis tragedii, jaka rozegrała się w ostatnich dniach życia ks. Jerzego. Jak wiemy, nadal ten czas jest przykryty szczelną zasłoną. Z tej literatury faktu dowiedzą się Państwo: co się działo z ks. J. Popiełuszką od momentu porwania, jaki był cel porywaczy – funkcjonariuszy SB i MSW, jakie były globalne zamierzenia wywiadu komunistycznego.
Kąkolewski nakreślił to bardzo przejrzyście. Ponadto, ta pierwsza część książki
szczególnie mocno trafia do sfery emocjonalnej czytelnika. Dlatego tekst w tym
kilkudziesięciu stronicowym fragmencie może być trudny.
Proszę się jednak nie sugerować całkowicie tytułem książki, gdyż w dalszej jej
części autor stara sie dowieść, iż atak na ks. Jerzego Popiełuszkę, był częścią misternego planu komunistycznych służb sowieckich, dokonanego pod ich pełną
kontrolą i kierownictwem, a służby PRL-u były gorliwymi wykonawcami poleceń.
Na kolejnych stronach tekstu przenosimy się w świat agentury sowieckiej działającej w państwie watykańskim. Pojawia się tu szereg nazwisk, szeroko opisanych postaci, niekiedy zaskakujących, które pracowały dla ZSRR. Pojawią się takie
kryptonimy operacyjne jak: „Teresa”, „Robot”, „Ames”, „Pop”, „Infekcja”… To część
misternego planu podporządkowania Kościoła, dogłębnego zbadania Watykanu
i otoczenia Jana Pawła II.
Jednak głównym bohaterem publikacji jest ks. Jerzy Popiełuszko. Prawda o jego zabójstwie przez wiele lat była niszczona. Podnoszenie tej sprawy może być
niebezpieczne, także dla pracowników innych wydziałów podległych pod ówczesne komunistyczne MSW. Na koniec przytoczę Herbertowskie słowa odnoszące
się do wyników procesu toruńskiego, że pewnie nigdy nie dowiemy się, kto kierował
zbrodnią [s.11].
O tym wszystkim dowiedzą się Państwo z kart Popiełuszko. Będziesz ukrzyżowany. Zachęcam do sięgnięcia po tę lekturę faktu.
Ks Jarosław Wąsowicz SDB
(Rec.) Šventojo Kazimiero gerbimas Lietuvoje, sudarytojos N. Markauskaitė,
S. Maslauskaitė, Lietuvos Nacionalinis Muziejus, Vilnius 2009, ss. 558. [Kult
św. Kazimierza na Litwie, oprac. N. Markauskaitė, S. Maslauskaitė, Muzeum
Narodowe Litwy, Wilno 2009, ss. 558]
Kazimierz Jagiellończyk (1458-1484) to jeden z najbardziej popularnych świętych Kościoła rzymsko-katolickiego wśród wiernych we wschodniej części Europy.
Czczony jest głównie przez dwa narody: Polaków i Litwinów, chociaż wiele przejawów jego kultu znajdziemy także wśród katolików na Białorusi. Jest patronem
metropolii wileńskiej, a także metropolii białostockiej i krakowskiej oraz diecezji
grodzieńskiej.
Władysław II
Jagiełło
ur. ok. 1351
zm. 1 VI 1434
Zofia
Holszańska
ur. ok. 1405
zm. 21 IX 1461
Kazimierz IV
Jagiellończyk
ur. 30 XI 1427
zm. 7 VI 1492
Albrecht II
Habsburg
ur. 16 VIII 1397
zm. 27 X 1439
Elżbieta
Rakuszanka
ur. 1436
zm. 30 VIII 1505
Elżbieta
Luksemburska
ur. 1409
zm. 1442
Święty Kazimierz
ur. 3 X 1458
zm. 4 III 1484
Rys. Drzewo genealogiczne Kazimierza Jagiellończyka
Dzieje kultu św. Kazimierza sięgają czasów mu współczesnych. Jego śmierć wywołała poruszenie w Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Zarówno wśród Polaków,
jak i wśród Litwinów żywe było przekonanie o jego świętości. Przekroczyło ono
także granice lokalnego kultu. Profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, wybitny
badacz historii Polski XV i XVI w., Fryderyk Papée, w jednym z tekstów zauważył, że jest rzeczą zdumiewającą, jak prędko utworzyło się wyobrażenie o świętości
Kazimierza, i to nie tylko w Polsce, ale nawet w Rzymie1. Warto także wspomnieć, iż
w swoich początkach, jak podkreślają niektórzy badacze, kult ten miał oprócz
wymiaru religijnego także charakter polityczno-dynastyczny. Kazimierz był kreowany na patrona w militarnych zmaganiach z Moskwą oraz w ideologicznej walce
z prawosławiem2.
Zabiegi o wyniesienie królewicza na ołtarze powziął już jego brat, Zygmunt Stary, jednak ostatecznie doszło do niej za panowania Zygmunta III Wazy. Wówczas,
1
F. Papée, Św. Kazimierz, w: Sól polskiej ziemi. Dzieje Sług Bożych, Warszawa 1937, s. 92.
M. Rożek, „Sospitator Patrie”. O kulcie św. Kazimierza, w: Podług nieba i zwyczaju polskiego,
Warszawa 1988, s. 330-338; M. Kałamajska – Saeed, Ostra Brama w Wilnie, Warszawa 1990,
s. 109.
2
R E C E N Z J E
209
Actum 3/4 • 2011/2012
210
Actum 3/4 • 2011/2012
R E C E N Z J E
w 1602 r. Klemens VIII wydał bullę
kanonizacyjną, a uroczystości kanonizacyjne odbyły się w 1604 r. w katedrze wileńskiej. Stały się one okazją do
otwarcia grobu Kazimierza Jagiellończyka. Według historycznych przekazów zastano wówczas nienaruszone,
po 118 latach po śmierci, ciało królewicza, pomimo że w ówczesnym miejscu
jego doczesnego spoczynku panowała
wilgoć. Ponadto w trumnie u wezgłowia znaleziono przy świętym pergamin
z ulubionym jego hymnem Omni die dic
Mariae (Każdego dnia sław Maryję). W
1636 r. relikwie św. Kazimierza zostały
uroczyście przeniesione z kaplicy Najświętszej Maryi Panny do nowej kaplicy w katedrze, którą ufundowali Zygmunt III i jego następca Władysław IV
Waza. Kult świętego rozwijał się przez
kolejne wieki. W 1948 r. w Rzymie powstało Kolegium Litewskie pod wezwaniem
św. Kazimierza. W tym samym roku Pius XII ogłosił św. Kazimierza głównym patronem młodzieży litewskiej. W 1960 r. obrali go za swojego głównego patrona
także Kawalerzy Maltańscy, którzy otrzymali wówczas część relikwii świętego3.
Po włączeniu Litwy do Związku Radzieckiego relikwie św. Kazimierza w 1953 r.
zostały przeniesione z katedry wileńskiej do kościoła św. Piotra i św. Pawła w Wilnie. Dopiero po odzyskaniu przez Litwę niepodległości powróciły na pierwotne
miejsce w 1991 r. Uroczystościom ku czci św. Kazimierza nadano wówczas rangę
święta państwowego. Z okazji jego liturgicznego wspomnienia w Wilnie odbywają
się corocznie tradycyjne jarmarki zwane „Kaziukami”4.
W 2009 r. staraniem Muzeum Narodowego Litwy w Wilnie wydany został okazały album, który dokumentuje kult św. Kazimierza na Litwie. Ze względu na
jego merytoryczną zawartość oraz staranną edycję i znaczną objętość (ponad 550
stron), jest to niewątpliwie publikacja godna odnotowania.
Zasadniczą część albumu z oczywistych względów wypełnia materiał ikonograficzny. Został on poprzedzony solidnym wstępem ukazującym dzieje kultu św.
Kazimierza od momentu jego śmierci po czasy współczesne (s. 7-29). W rozdziale pierwszym autorzy zaprezentowali zabytki kultury materialnej z XVI–XVII w.
związane z początkiem kultu świętego na terenach Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Odnajdziemy tu m.in. drzeworyt z portretem papieża Leona X (1513-1521),
3
4
W. Zaleski, Święci na każdy dzień, Warszawa 1982, s. 110-112.
Więcej na ten temat zob. L. J. Malinowski, Wileńskie kiermasze, Bydgoszcz 2002.
Actum 3/4 • 2011/2012
211
który w 1521 r. wydał bullę kanonizacyjną i wręczył ją bp. Erazmowi Ciołkowi.
Niestety biskup płocki niedługo po tym wydarzeniu zmarł na zarazę we Włoszech.
Cała jego dokumentacja zaginęła, co wstrzymało na wiele lat kanonizację królewicza z rodu Jagiellonów5. W albumie odnajdziemy także drzeworyt przedstawiający legata papieskiego, biskupa Vincenzy Zaccaria Ferreri, który prowadził
proces kanonizacyjny oraz pierwszą stronę napisanego przez niego i wydanego
w Krakowie w 1521 r. żywota św. Kazimierza. W prezentowanej publikacji znalazł się także drzeworyt przedstawiający papieża Klemensa VIII (1592-1605) oraz
wydaną przez niego 7 listopada 1602 r. nową bullę kanonizacyjną (Breve Quae
ad Sanctorum), która powstała na podstawie kopii bulli Leona X, odnalezionej po
wielu latach w archiwum watykańskim.
W tej części albumu zaprezentowano najstarsze wyobrażenia ikonograficzne
św. Kazimierza, na których odnajdziemy atrybuty towarzyszące odtąd patronowi
Polski i Litwy na dziełach sztuki przez kolejne wieki aż po czasy współczesne6.
Należą do nich: mitra (korona) książęca, strój książęcy, lilia trzymana zazwyczaj
w ręku, która jest symbolem ślubu czystości złożonego przez księcia a także różaniec oraz krzyż trzymany w rękach, które mają wyrażać głęboką pobożność
i przywiązanie do modlitwy7.
W drugim rozdziale udokumentowano rozkwit kultu św. Kazimierza, który
nastąpił na ziemiach polskich i litewskich w wiekach XVII – XIX. Wśród zaprezentowanych w nim zabytków kultury odnajdziemy m.in. karty z Żywota św. Kazimierza Królewica Polskiego skreślone przez jezuitę ks. Piotra Skargę, wiele rycin,
drzeworytów, medalików, figur, obrazów, fresków i fotografii świątyń związanych
z kultem patrona Polski i Litwy. W tym gronie wyróżnić należy szczególnie paramenta liturgiczne. Postać św. Kazimierza odnajdziemy na mszalnych kielichach,
monstrancjach, relikwiarzach, ornatach. Na wielu wyobrażeniach książęca mitra
spoczywa u stóp świętego, co ma symbolizować wzgardę dla godności i zaszczytów, jaką miał się odznaczać za życia8.
Kolejny rozdział albumu, Kult św. Kazimierza na Litwie, dotyczy II połowy XIX
w. do I połowy XX w. W tej części zaprezentowano m.in. obrazki i modlitewniki
z wyobrażeniami świętego królewicza. W tym okresie po raz pierwszy pojawiły
się one także w języku litewskim. Co ciekawe, także w tym czasie pojawiło się wiele wyobrażeń św. Kazimierza wspólnie z wizerunkiem Matki Bożej Miłosierdzia
R E C E N Z J E
5
Szerzej na temat kulisów kanonizacji św. Kazimierza zob. K. Drzymała, Święty Kazimierz
Królewicz, w: Polscy święci, t. 3, pod red. J.R. Bara, Warszawa 1983, s. 125-128.
6
Najstarszym jest drzeworyt z 1521 r. we wspomnianym już życiorysie Zachariasza Ferreriego. Por. H. Rybus, Kazimierz Jagiellończyk (1458-1484), królewicz, wyznawca, święty, w:
Hagiografia Polska. Słownik bi0-bibliograficzny, pod red. R. Gustawa, Poznań – Warszawa – Lublin
1971, s. 747. W prezentowanym albumie znajdziemy go na str. 35.
7
Na temat symboliki atrybutów pojawiających się w ikonografii św. Kazimierza, zob. więcej:
J. Marecki, L. Rotter, Jak czytać wizerunki świętych. Leksykon atrybutów i symboli hagiograficznych, Kraków 2009, s. 369.
8
Ibidem.
212
Actum 3/4 • 2011/2012
R E C E N Z J E
z wileńskiej Ostrej Bramy zarówno na obrazkach, jak na medalikach. W tej części
publikacji zaprezentowano również liczne fotografie, przedstawiające wydarzenia
związane z kultem św. Kazimierza na Litwie i wśród litewskiej emigracji w Stanach
Zjednoczonych.
W rozdziale czwartym odnajdziemy dokumentację kultu świętego od roku 1948
do 2004 r. Wśród nowej kategorii materiałów, album prezentuje m.in. walory filatelistyczne, głównie z Watykanu i Kanady (gdzie znajduje się silne środowisko
emigracji litewskiej) oraz okolicznościowe medale. Zamieszczono tu także fotografie współczesnych świątyń pod wezwaniem św. Kazimierza, witraży i obrazów
jemu poświęconych.
Zaprezentowany materiał w pełni potwierdza żywy kult św. Kazimierza wśród
Litwinów. Jego postać zawsze inspirowała artystów litewskich. Godna jest także
uwagi bogato reprezentowana w przedstawionym materiale sztuka ludowa, będąca wyrazem fascynacji postacią świętego królewicza.
Prezentowaną publikację zamyka streszczenie w języku angielskim, bibliografia, wykaz skrótów oraz indeks osobowy i nazw geograficznych. Te ostatnie są
przydatne zwłaszcza dla czytelników, którzy w albumie poszukiwać będą poloników, a znajdą ich tam naprawdę wiele. Chociażby z tego względu pięknie wydany
album Šventojo Kazimiero gerbimas Lietuvoje polecić należy polskim czytelnikom,
miłośnikom kresów, czcicielom św. Kazimierza. Szkoda, że o tym gronie odbiorców autorzy publikacji nie pomyśleli. Ze względu na poruszoną tematykę mogło
się w niej znaleźć chociażby krótkie streszczenie w naszym języku.
213
Actum 3/4 • 2011/2012
WARSZTATY IDEI
Z życia Stowarzyszenia
Warsztaty Idei
Obywateli Rzeczypospolitej
Kalendarium
4 grudnia 2010 roku
Gość spotkania: reżyser Grzegorz W. Tomczak
Temat: Premiera filmu „...musimy się na nowo policzyć...”.
6 stycznia 2011 roku
Orszak Trzech Króli o godz. 12:00 w centrum Poznania
Poznański Orszak to inicjatywa skupiająca różne środowiska i osoby zaangażowane
w działania społecznie, religijne i kulturalne. Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej są jednym z partnerów projektu.
8 stycznia 2011 roku
Goście spotkania: Paweł Toboła-Pertkiewicz, prezes zarządu Polsko-Amerykańskiej Fundacji Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego PAFERE, Jan Wojciech Kubań,
członka Rady Programowej Polsko-Amerykańskiej Fundacji Edukacji i Rozwoju
Ekonomicznego PAFERE
Temat: O przedsiębiorczości w Polsce. Spotkanie uzupełnił pokaz filmu „Powołanie
przedsiębiorcy” („The Call for Entrepreneur”).
Od 19 do 28 lutego 2011 roku
Wystawa: Od powstania do wolności
Prelegent: dr Zdzisław Kościański
Actum 3/4 • 2011/2012
I D E I
Współorganizatorzy: Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej, Stowarzyszenie
KoLiber, Patronat Honorowy: Wielkopolskie Muzeum Walk Niepodległościowych.
W A R S Z T A T Y
214
2 kwietnia 2011 roku
Gość spotkania: reżyser Grzegorz Braun
Temat: Czy współczesne media zniekształcają rzeczywistość?
Współorganizatorzy: Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej, Korporacja Akademicka, Lechia, KZM-ZW i OW Unia Polityki Realnej.
8 kwietnia 2011 roku
Spektakl poetycko-muzyczny:
„MIEJCIE NADZIEJĘ” w rocznicę tragedii smoleńskiej
Goście: Maria Gabler, Bohdan Błażewicz, Piotr Należyty, Aleksander Korczak
Stowarzyszenie Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej wydało płytę „CD
MIEJCIE NADZIEJĘ. Pamięci ofiar tragedii smoleńskiej”
Producent spektaklu: Stowarzyszenie Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej
Partnerzy: Akademicki Klub Obywatelski im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego
w Poznaniu, Solidarni 2010.
Od 27 do 29 maja 2011 roku
Szkolenie: Warsztaty Idei dla Młodych: „Współczesny obywatel”
Prowadzący szkolenie: Dorota Zgaińska, trener z zakresu komunikacji, Jan Marcinowski, trener z zakresu autoprezentacji i body brandingu, Tadeusz Syka, ekspert
ds. politycznej etykiety.
Od 21do 28 czerwca 2011 roku
Wystawa: PRAWDA I PAMIĘĆ. SMOLEŃSK 10.04.10
Współorganizatorzy: Poznański Klub Gazety Polskiej, Akademicki Klub Obywatelski im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu, Warsztaty Idei Obywateli
Rzeczypospolitej
28 października 2011 roku
Gość spotkania: redaktor Rafał A. Ziemkiewicz
Temat: Powyborcza analiza polskiej sceny politycznej
Współorganizatorzy: Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej, Stowarzyszenie
KoLiber.
13 listopada 2011 roku
Koncert zatytułowany: MAMY NIEPODLEGŁĄ
Goście spotkania: Lech Makowiecki i grupa ZAYAZD.
3 grudnia 2011 roku
Gość spotkania: prof. dr hab. Jerzy Robert Nowak
Temat: Reformy węgierskie Wiktora Orbana.
Od 2 do 30 marca 2012 roku
DZIAŁALNOSĆ CHARYTATYWNA
„Otwórzmy serca, wspomóżmy rodaków”
PACZKA DLA POLSKIEGO KOMBATANTA NA KRESACH
Akcja ta miała na celu otworzyć polskie serca, ale i pokazać, że Polacy walczący za Ojczyznę żyją nadal na Kresach Wschodnich. Były przyjmowane dary rzeczowe i wpłaty
finansowe na ten cel. Pomoc była przeznaczona w okresie Świąt Wielkanocnych dla
naszych Weteranów na Litwie, Białoruś i Ukrainie. Dary w formie paczek zbierane
były w VIII Liceum Ogólnokształcącym im. Adama Mickiewicza w Poznaniu przy
ul. Głogowskiej 92. Zostało również przygotowane konto dla wpłat gotówkowych.
Współorganizatorzy: Stowarzyszenie Odra–Niemen, Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej, VIII Liceum Ogólnokształcące im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
26 maja 2012 roku
KONFERENCJA „Jakiej Polski potrzebujemy, właśnie”
Goście spotkania: prof. dr hab. Andrzej Zybertowicz UMK, prof. dr Andrzej Gwiazdowski Prezes Centrum im. Adama Smitha, dr Jan Filip Staniłko Instytut Sobieskiego
w Warszawie, dr Piotr Koryś Uniwersytet Warszawski (Wydział Ekonomii), udział w
dyskusji w formie wideokonferencji wziął Janusz Szewczak główny ekonomista SKOK
Prowadzący spotkanie: Jacek Karnowski, redaktor naczelny portalu wPolityce.pl
Współorganizatorzy: Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej, Akademicki Klub
Obywatelski im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu, Wydawnictwo Zysk
i S-ka.
11 czerwca 2012 roku
Gość spotkania: prof. dr hab. Jerzy Robert Nowak
Temat: W obronie Polski i Polaków
Współorganizatorzy: Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej, Akademicki Klub
Obywatelski im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu, Poznański Klub Gazety Polskiej.
W każdą pierwszą sobotę miesiąca Stowarzyszenie Warsztaty Idei Obywateli
Rzeczypospolitej organizuje i zachęca do udziału w Mszach Świętych kierowanych do środowisk konserwatywnych. Msze Św. odbywają się w Kościele Świętego
Wawrzyńca (Pallotyni) w Kaplicy Miłosierdzia (tzw. Kościół dolny) o godz. 17:00.
Po każdej liturgii mają miejsce projekcje filmów, spotkania, dyskusje z zaproszonymi prelegentami, którzy dzielą się swoją wiedzą oraz spostrzeżeniami dotyczącymi
współczesnej sytuacji Polski i Świata.
I D E I
6 stycznia 2012 roku
Orszak Trzech Króli o godz. 12:00 w centrum Poznania
Poznański Orszak to inicjatywa skupiająca różne środowiska i osoby zaangażowane
w działania społecznie, religijne i kulturalne. Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej są jednym z partnerów projektu.
215
W A R S Z T A T Y
Actum 3/4 • 2011/2012
I D E I
216
Actum 3/4 • 2011/2012
Zapraszamy PaĔstwa na inauguracyjne spotkanie z cyklu:
“Jakiej Polski potrzebujemy, właĞnie”,
W A R S Z T A T Y
która odbĊdzie siĊ
26 maja 2012 roku w auli głównej
Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu
przy al. NiepodległoĞci 10
w godzinach od 10:00 do 14:00.
Pierwszy panel, godz. 10:00 – 11:45 „Jakiej nauki potrzebuje Polska”,
referaty wprowadzające wygłoszą: prof. dr hab. Andrzej Zybertowicz UMK i dr Jan Filip Staniłko z
Instytutu Sobieskiego w Warszawie.
Drugi panel, godz. 12:45 – 14:00 „Jakiego systemu ubezpieczeĔ społecznych potrzebuje
Polska”,
referaty wprowadzające wygłoszą: prof. dr Andrzej Gwiazdowski Prezes Centrum im. Adama Smitha,
autor ksiąĪki „Emerytalna katastrofa i jak siĊ chroniü przed jej skutkami” Zysk i S-ka Wydawnictwo i
dr Piotr KoryĞ z Uniwersytetu Warszawskiego (Wydział Ekonomii); udział w dyskusji w formie
wideokonferencji weĨmie Janusz Szewczak główny ekonomista SKOK-u.
Moderatorem obu paneli bĊdzie Jacek Karnowski – redaktor naczelny portalu wPolityce.pl
Sesja inauguruje cykle regularnych spotkaĔ, na których znane i cenione osoby ze Ğwiata nauki i
polityki prezentowaü bĊdą swoje przemyĞlenia na waĪne tematy dotyczące Polski. Przewidujemy
nastĊpujące tematy kolejnych sesji: energetyka, prawo, polityka społeczna, rozwój regionalny, rozwój
zrównowaĪony, kultura i przedsiĊbiorczoĞü, media i inne waĪne dla Polski tematy.
Drugie spotkanie z tego cyklu przewidujemy w paĨdzierniku br., goĞciü bĊdziemy prof.
Ryszarda LegutkĊ, tematem panelu bĊdzie „Czy Polacy mają jeszcze duszĊ?”
Materiały pokonferencyjne zostaną opublikowane w Wydawnictwie Zysk i S-ka.
Organizatorzy;
Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej
Akademicki Klub Obywatelski im. Prezydenta Lecha KaczyĔskiego w Poznaniu
Zysk i S-ka Wydawnictwo
ZAPRASZAMY
WSTĉP WOLNY
www.warsztatyidei.pl
Zaproszenie na konferencję „Jakiej Polski potrzebujemy”, która odbyła się w Poznaniu 26 maja 2012 roku
Actum 3/4 • 2011/2012
ACTUM
Biogramy autorów Actum
Paweł Bortkiewicz TChr – chrystusowiec, profesor teologii, dyrektor Centrum
Etyki UAM, członek Komitetu Nauk Teologicznych PAN. Kieruje powstałym z jego
inicjatywy Zakładem Katolickiej Nauki Społecznej WT UAM. Uczestnik Seminariów
Lucieńskich organizowanych przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Wykładowca Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Członek Rady
Programowej Actum. Kapelan Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu. Autor książek, artykułów naukowych i popularyzatorskich.
Bogumił Grott – profesor zwyczajny, historyk idei, politolog, religioznawca. Długoletni kierownik Zakładu Stosunków Państwo – Kościół w Instytucie Religioznawstwa UJ. Najważniejsze publikacje: Nacjonalizm i religia, Nacjonalizm chrześcijański, Zygmunt Balicki ideolog Narodowej Demokracji.
Zbigniew Jacyna-Onyszkiewicz – profesor zwyczajny na Wydziale Fizyki UAM,
nauczyciel akademicki (Medal KEN-1995), poseł na Sejm RP IV kadencji, radny
Sejmiku Wielkopolskiego 2002-2004. Członek Rady Naukowej Wyższej Szkoły
Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Członek Rady Programowej Actum.
Doktor honoris causa Uniwersytetu w Królewcu. Publicysta Radia Maryja. Kawaler
Zakonu Rycerskiego Grobu Bożego w Jerozolimie. Autor dziesięciu książek, ponad
130 prac naukowych z fizyki teoretycznej i wielu innych publikacji.
Krzysztof Kawalec − profesor historii, pracownik Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego, naczelnik delegatury IPN w Opolu. Najważniejsze publikacje: Narodowa Demokracja wobec faszyzmu, Wizje ustroju państwa w polskiej myśli
politycznej, Roman Dmowski, Spadkobiercy niepokornych.
217
218
Actum 3/4 • 2011/2012
A C T U M
Szymon Kazimierski – lekarz, oficer, podróżnik, znawca krajów arabskich. Autor
opowiadań fantastycznych i niesamowitych oraz artykułów i felietonów o tematyce
historycznej. Stały publicysta „Kuriera Galicyjskiego”.
Tomasz Kenar – doktor historii, pracownik naukowy Wyższej Szkoły Kultury
Społecznej i Medialnej w Toruniu. Specjalizuje się w historii myśli politycznej
II Rzeczypospolitej, oraz historii opozycji politycznej w PRL.
Henryk Krzyżanowski – doktor filologii angielskiej, pracownik Uniwersytetu
Adama Mickiewicza, członek Rady Programowej Actum, działacz NSZZ Solidarność, internowany w stanie wojennym. W 1989 działacz Komitetu Obywatelskiego
w Poznaniu. Współzałożyciel i wiceprezes Stowarzyszenia Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej.
Dariusz Piotr Kucharski – doktor historii, zajmuje się Polakami na Kresach, polityką wschodnią RP, ekspert Centrum Analiz (CAFR), członek Rady Programowej
Actum, stały współpracownik Myśl.pl. Współzałożyciel i prezes Stowarzyszenia
Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej.
Lucyna Kulińska – doktor historii, zajmuje się polskim ruchem patriotycznym,
kresowym i narodowym, adiunkt na Wydziale Humanistycznym Akademii Górniczo – Hutniczej w Krakowie. Prezes Społecznej Fundacji Pamięci Narodu Polskiego,
autorka szeregu publikacji historycznych, zbiorów dokumentów, artykułów naukowych, m.in.: Dzieci Kresów, t 1-3, Działalność terrorystyczna i sabotażowa nacjonalistycznych organizacji ukraińskich w Polsce w latach 1922-1939.
Arkadiusz Meller – doktorant UMK w Toruniu. Zastępca redaktora naczelnego
półrocznika „Historia i Polityka”. Sekretarz redakcji oraz kierownik działów: Idee,
Recenzje w półroczniku „Pro Fide Rege et Lege”. Redaktor naczelny portalu www.
konserwatyzm.pl. Współpracownik Instytutu Geopolityki w Częstochowie i członek redakcji portalu geopolityka.net.
Maciej Rapkiewicz – prawnik, menadżer, doktorant Wydziału Ekonomii Uniwersytetu Łódzkiego, członek Zarządu Instytutu Sobieskiego i ekspert z zakresu
finansów publicznych. Był m.in. wiceprezesem Zarządu TFI PZU S.A oraz prezesem
Zarządu Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej S.A. Autor publikacji z zakresu
finansów publicznych i finansów przedsiębiorstw.
Jakub Salas – magister historii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Rafał Sierchuła – historyk, IPN, doktorant UKSW w Warszawie, badacz dziejów
politycznych ruchu narodowego w Polsce i jego formacji zbrojnych w czasie II wojny
światowej. Redaktor naczelny pisma Actum. Członek Stowarzyszenia Warsztaty
Idei Obywateli Rzeczypospolitej.
Actum 3/4 • 2011/2012
219
Maciej Syka – anglista, pracownik nowojorskiej wytwórni filmowej Grassroots
Films.
A C T U M
Agata Szulc – studentka V roku filologii polskiej - UAM, autorka powieści młodzieżowych, członek redakcji Actum.
Adam Szymel – urodzony w 1928 r. w Berezowcu koło Nowogródka, syn legionisty J. Piłsudskiego. W 1940 r. wraz z najbliższymi wywieziony na Syberię. Dotarł
do Uzbekistanu, do formującej się armii gen. Andersa, następnie ewakuowany do
Persji. Uczeń szkoły kadetów, w Anglii ukończył Szkołę Morską, której dyrektorem
był kpt. Karol Borchardt. W latach powojennych wyemigrował do USA, do Western
Springs, koło Chicago.
Zenon Torz – inżynier elektryk, przedsiębiorca, przewodniczący Poznańskiego
Klubu Gazety Polskiej.
Henryk Walendowski – geolog, dziennikarz, działacz społeczny, członek Stowarzyszenia Wspólnota Polaków Wypędzonych i Poszkodowanych przez Niemców
w latach 1939-1945.
Jarosław Wąsowicz SDB – salezjanin, doktor historii, członek Rady Programowej Actum, kierownik Archiwum Salezjańskiego Inspektorii Pilskiej, w l. 80 - tych
działacz Federacji Młodzieży Walczącej reg. Gdańsk.
Marek Wedemann – doktor nauk humanistycznych, historyk literatury, adiunkt
w Instytucie Filologii Polskiej UAM, członek Akademickiego Klubu Obywatelskiego
im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu, stypendysta Instytutu na Rzecz
Demokracji w Europie Wschodniej (IDEE), autor m.in.: Polonofil czy polakożerca?
Fiodor Dostojewski w piśmiennictwie polskim lat 1847-1897 (Wyd. Poznańskie 2010).
220
Actum 3/4 • 2011/2012
Stowarzyszenie
Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej
DEKLARACJA PROGRAMOWA
Działo się w Poznaniu dwutysięcznego ósmego roku dnia 28-go maja.
My, obywatele Rzeczypospolitej Polskiej powołujemy do istnienia Stowarzyszenie Warsztaty Idei Obywateli Rzeczypospolitej. Czynimy to dla „ojczyzny, wiary i wolności, praw i swobód narodowych” (z Aktu Konfederacji Barskiej
z 15 marca 1768 roku). Zobowiązujemy się krzewić naukę i poszerzać wiedzę w celu
ochrony wartości chrześcijańskich i narodowych dla kultywowania i rozwoju najszczytniejszych prawd płynących z nauki Kościoła. Pragniemy wspierać dążenia
dla zachowania, upamiętniania i krzewienia dziejów polskich: najwspanialszych
i najlepszych dla pamięci i jako wzorzec, a złych i haniebnych ku przestrodze.
Bazę naszego działania stanowi Nauka Kościoła i chlubne wzorce Narodu Polskiego, a zasadą jest otwartość na szerokie grupy społeczne.
Celem jest upowszechnianie i obrona wspomnianych wartości. Propagowanie
wiedzy o nich. Usuwanie i zwalczanie bezzasadnej, płynącej często z niewiedzy
wrogości. Wspomaganie w formowaniu i kształtowaniu intelektualnym i osobowościowym szczególnie młodzieży i dzieci.
Naszym działaniom będą przyświecać słowa ks. Stefana kardynała Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia, który powiedział: bonum reipublicae [dobro Rzeczypospolitej] – To znaczy dobro obywateli, dobro każdego człowieka w Ojczyźnie, w Narodzie
i państwie. To znaczy też – prawa obywateli. [Warszawa, 6 stycznia 1981 r.]
Członkowie założyciele
221
Actum 3/4 • 2011/2012
WŁADZE STOWARZYSZENIA
ZARZĄD
dr Dariusz Piotr Kucharski – prezes
dr Henryk Krzyżanowski – wiceprezes
Jarosław Okowicki – wiceprezes
Urszula Zdziebkowska – sekretarz
KOMISJA REWIZYJNA
Tomasz Zdziebkowski – przewodniczący
Dorota Baehr – wiceprzewodnicząca
Stanisław Szymański – wiceprzewodniczący
ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz
dr Szczepan Cofta
Jolanta Sompolińska
Maciej Szulc
Jerzy Wierzchowiecki
Dorota Zdziebkowska
222
Actum 3/4 • 2011/2012
Redakcja
poleca:
Nakładem pisma „Glaukopis” ukazała książka Piotra Skórzyńskiego Wojna Światów. Intelektualna historia zimnej wojny. Jest to
nowatorskie spojrzenie na historię tego najdłuższego konfliktu XX
wieku. Autor w przystępny sposób opisał nie tylko dzieje polityczne
podzielonego świata, ale prezentuje ich wpływ na historię społeczną
i kulturalną. Wiele uwagi poświęca intelektualnemu klimatowi lat
50., 60. i 70., stawiając wciąż aktualne pytania o tożsamość współczesnej Europy.
Praca została opatrzona wstępem przez prof. dr hab. Wojciecha
Roszkowskiego, który napisał m.in.: „Tak jak autor tej książki był
człowiekiem nietuzinkowym, tak i sama książka jest dziełem nietypowym. Nie jest bowiem na ogół w zwyczaju autorów obszernych
monografii z historii powszechnej stosować styl tak plastyczny, pełen zaskakujących porównań i konkluzji, oraz opatrzony tak wieloma
cytatami, które zmuszają do myślenia. […] Wojna światów to bogata mozaika, złożona z tysięcy wydarzeń, słów i scen, które odegrali główni bohaterowie drugiej połowy XX wieku. W poszczególnych
rozdziałach autor prowadzi czytelnika przez to półwiecze, wciągając
go w nastrój epoki, w klimat zdarzeń, które muszą budzić zgrozę,
oburzenie, a czasem nawet szyderczy śmiech.”
Zdaniem profesora Marka Jana Chodakiewicza jest to „pierwsza,
poważna polska synteza zimnej wojny. Dzieło fascynuje oryginalnością i erudycją autora. Piotr Skórzyński dezawuuje prosowieckich
propagandystów maskujących się jako „historycy”; rozprawia się też
z relatywistami moralnymi, tak popularnymi w dominującym obecnie dyskursie liberalnym. Istotnym walorem pracy jest ukazanie kontekstu kulturalnego i cywilizacyjnego, a także intelektualnych trendów epoki.”
Książkę można zamówić przez witrynę internetową www.glaukopis.pl
Actum 3/4 • 2011/2012
223
224
Actum 3/4 • 2011/2012
Archiwalne egzamplarze ACTUM
dostępne są w formie elektronicznej
na stronie internetowej Wydawcy –
Warsztatów Idei Obywateli Rzeczypospolitej:
www.warsztatyidei.pl

Podobne dokumenty