Pobierz - Miasto Kobiet
Transkrypt
Pobierz - Miasto Kobiet
P IĘKNY UŚMIECH JEST SYNONIMEM ZDROWIA I SUKCESU. OSOBY O BIAŁYCH, RÓWNYCH I ZDROWYCH ZĘBACH DZIĘKI PROMIENNEMU UŚMIECHOWI ZYSKUJĄ POWSZECHNĄ SYMPATIĘ I ŁATWIEJ ZJEDNUJĄ SOBIE LUDZI. MEDIA POTWIERDZAJĄ NA KAŻDYM KROKU, ŻE IDEALNY UŚMIECH STAŁ SIĘ OBOWIĄZUJĄCYM KANONEM PIĘKNA. O ILE JEDNAK W LATACH MINIONYCH TAKIM UŚMIECHEM SZCZYCIĆ SIĘ MOGLI JEDYNIE NIELICZNI SZCZĘŚLIWCY, OBDARZENI PRZEZ NATURĘ, O TYLE DZIŚ KAŻDY MOŻE STAĆ SIĘ WSPÓŁTWÓRCĄ PIĘKNA SWYCH ZĘBÓW. O LICÓWKACH CERAMICZNYCH I MOŻLIWOŚCIACH ZAPROJEKTOWANIA SOBIE UŚMIECHU ROZMAWIAMY ZE STOMATOLOGIEM ALEKSANDRĄ SUMARĄ, WŁAŚCICIELKĄ KLINIKI DENTAL PARK. Czy projektowanie uśmiechu jest w ogóle możliwe? tekst promocyjny Oczywiście. Nowoczesna stomatologia zaszła już tak daleko, że spektakularne przemiany uśmiechu są codziennością. Stąd popularność programów „Chcę być piękna” czy amerykańskiego „The Swan”. Dysponujemy całym arsenałem metod poprawy wyglądu zębów. Zaprojektuj sobie UŚMIECH Jak zatem zaprojektować sobie nowy uśmiech? Czym są licówki? Rozmowę z pacjentem rozpoczynam od poznania jego oczekiwań. Często okazuje się, że jakiś defekt zębów, będący powodem wieloletnich kompleksów, jest możliwy do usunięcia za pomocą prostych i szybkich zabiegów. Zawsze wykonujemy komplet zdjęć, zarówno radiologicznych, jak i aparatem do profesjonalnej fotografii cyfrowej w skali makro. Ich analiza pozwala zaplanować zabiegi, które umożliwią metamorfozę wyglądu uzębienia. Jedną z moich ulubionych metod poprawy wyglądu zębów są licówki ceramiczne. Licówki ceramiczne to cienkie porcelanowe płatki o grubości do 1milimetra, przyklejane na lekko przygotowane przednie powierzchnie zębów. Jest to najbardziej popularna i najprostsza metoda osiągnięcia olśniewającego uśmiechu. Czy nie osłabiają zębów? Wręcz przeciwnie, w naszej klinice stosujemy najlepszy na świecie japoński cement adhezyjny, który integruje licówki ze szkliwem zęba, wzmacniając go. Czy licówki są wytrzymałe? Licówki ceramiczne są rozwiązaniem na wiele lat – w przeciwieństwie do licówek kompozytowych, niestety jeszcze bardzo popularnych i często mylonych z porcelanowymi. Nie jestem zwolenniczką tych ostatnich, bo dają krótkotrwały efekt estetyczny, przebarwiają się i wymagają nieustannych korekt. Moim pacjentom proponuję wyłącznie licówki ceramiczne i gwarantuję długotrwały, wspaniały efekt. Stosuję na co dzień kanony estetyki stomatologicznej oraz zasady dialogu z pacjentem, wpojone mi przez profesora Carla Zappal’e, konsultanta kliniki San Rafaele w Mediolanie. I zapraszam do Kliniki Dental Park! KONKURS ...więcej na str. DLA CZYTELNIKÓW 44 1 zaproszenie na RF DIATHERMY Lifting bez skalpela (600 zł) w Yasumi – Instytucie Zdrowia i Urody (ul. Sanocka 1) sms o treści: MKA yasumi imię i nazwisko 3 zaproszenia do Studia Kosmetyki Cosmeo (ul. Friedlaina 11) na: mikrodermabrazję (150 zł), dobór stroju ślubnego (150 zł) i podologię (50-150 zł, w zależności od problemu) sms-y o treści: MKA mikrodermabrazja imię i nazwisko, MKA ślub imię i nazwisko, MKA podologia 3 karnety do Centrum Masażu Dharmata (ul. Garbarska 5/5) na masaż: balijski (160 zł), shiatsu (120 zł) i refleksologię (100 zł) sms-y o treści: MKA balijski imię i nazwisko, MKA shiatsu imię i nazwisko, MKA refleksologia imię i nazwisko 3 zaproszenie do Studia Urody Angel (ul. Zwierzyniecka 30) na: peeling z masażem twarzy i maską algową (100 zł), strzyżenie i modelowanie (80 zł), zabieg na twarz dla mężczyzny (100 zł) sms-y o treści: MKA peeling imię i nazwisko, MKA fryzjer imię i nazwisko, MKA men imię i nazwisko SPIS TREŚCI KULTURA 1 zaproszenie do salonu fryzjerskiego Eric Stipa (ul. Wielopole 28, ul. Długa 21, M1, al. Pokoju 67) na dowolnie wybrane usługi (200 zł) sms o treści: MKA eric stipa imię i nazwisko 2 zaproszenia do salonu fryzjerskiego Hair Coif (Galeria Kazimierz, CH Czyżyny, ul. Medweckiego 2) na strzyżenie z kuracją (100 zł) sms o treści: MKA hair coif imię i nazwisko 1 zestaw kosmetyków Beauty 4 You (ul. Cieplińskiego 15), peeling i olejek do ciała (85 zł) sms o treści: MKA kosmetyki imię i nazwisko ............................................................................................................. Wyślij sms na numer 7101 koszt sms-a 1,22 zł (z VAT) Strefa dźwięków zakazanych 8 (6. Festiwal Sacrum Profanum) Koncertowa jesień 10 (Affabre Concinui, Hanna Banaszak) Gwiazda numeru: Sonia Bohosiewicz Wyznania czterdziestolatka: Muniek Staszczyk Nowości w kinie Wydarzenia – kalendarium Kobiety Batmana Recenzje płyt MIASTO Imprezowa jesień Nowe miejsca Felieton: Gołąb BIZNES Po pomoc do Unii Konkurs trwa od 11 września do 12 października ............................................................................................................. KSIĄŻKI Zwycięzców poinformujemy sms-em. Nagrody będą do odbioru w redakcji, ul. Ujejskiego 11/3. Poszerzonych informacji o nagrodach i ich fundatorach szukaj na www.miastokobiet.pl, zakładka KONKURSY MODA Targowy rytuał Recenzje książek Literackim tropem Wszystkie smaki Brukseli Idziemy na zakupy Trendy: Pół gotka, pół Szkotka Moda: Jesienny MIX ZDROWIE I URODA Brzuch zatańczy najpiękniej PROGRESSteron Testujemy: Mezoterapia nie boli Testujemy: Wstrząs na dobry początek Preeti Agrawal – Lekarz dwóch kultur Sztuka oswajania raka Kolagen może tylko pomóc MOTORYZACJA Lato z Kugą ARCHITEKTURA I WNĘTRZA Kino nie na każdą kieszeń 12 14 16 16 18 29 20 22 26 27 28 29 30 34 36 40 44 48 49 50 53 58 62 70 68 73 Wydawca: Agencja Etna, Kraków 30-102, ul. Ujejskiego 11/3, tel. 012/ 294 08 83, tel./fax 012 / 294 11 80; redaktor naczelny: Aneta Pondo; sekretarz redakcji: Andrzej Politowicz, [email protected]; skład i opracowanie graficzne: Eliza Luty; współpraca: Blanka AntoniewiczGoraj, Emilia Fajkowska, Paweł Gzyl, Karolina Kelman, Agnieszka Kozak, Łucja Kucia, Anna Laszczka, Klaudia Maślanka, Katarzyna Paluch, Ola Przegorzalska, Karolina Siudeja, Aleksandra Soboń-Smyk, Matylda Stanowska, Kamil M. Śmiałkowski; ilustracje: Agnieszka Kucia, Eliza Luty, Aurelia Milach; reklama: Barbara Fijał (tel. 698 901 255) Ludmiła Mentlewicz (tel. 609 817 533) Renata Stós-Pacut (tel. 601 998 170); Druk: Leyko, ul. Romanowicza 11, Naklad: 11 tys. egz. Miasto Kobiet – bezpłatny dwumiesięcznik, dostępny w kawiarniach, klubach i resta- uracjach, salonach kosmetycznych i fryzjerskich, ośrodkach SPA, sklepach, przychodniach, klubach fitness, itp. Kolejne wydanie Miasta Kobiet ukaże się 14 listopada. Zamówienia na reklamy przyjmujemy do 24 października. Całostronicowe reklamy i materiały promocyjne znajdują się na stronach: 3, 5, 9, 11, 17, 19, 25, 43, 52, 65, 67, 69, 71 oraz na II,III i IV stronie okładki. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam. Okładka: Sonia Bohosiewicz, fot. Tatiana Jachyra/ FORUM, wywiad na str. 12 UWAGA! nowy adres redakcji: ul. UJEJSKIEGO 11/3 fot. Marcin Urban/MAI, sukienka, sweterek, naszyjnik, szalik – Sandwich, naszyjnik – Clare FIOLET I MUSZTARDA TO „MUST HAVE” TEGO SEZONU. DO TEGO NASZYJNIK Z WIELKICH KAMIENI I NIEDBALE ZARZUCONY NA SZYJĘ SZALIK. {wydarzenia} 6. Festiwal Sacrum Profanum Kraków, 14 – 21.09.2008 www.sacrumprofanum.pl S T R E F A M DŹWIĘKÓW ZAKAZANYCH uzyka niemiecka? Progresywna, estetycznie radykalna, niebanalna w brzmieniu, warsztatowo wysublimowana. I zawsze umieszczona w szerokim, kulturowo-filozoficznym kontekście... Przeraża? Niepotrzebnie. Zaczniemy łagodnie, nawet niezobowiązująco. Od Kurta Weilla, mistrza międzywojennych songów, autora zgrabnych musicali. Następnie przemówi Hans Werner Henze – outsider, wciąż wspominający nazistowską traumę, nieco lewicujący, opluwany przez awangardę, bo mocno osadzony w tradycji. Helmut Lachenmann zaskoczy. Owszem. Bo kto to widział, żeby skrzypek stukał w skrzypce, pianista szarpał struny, a klarnecista z dumą generował kiksy? Łagodniejszy dla ucha (ale za to jaki wyrazisty politycznie!) będzie Heiner Goebbels, nieprzyzwoicie flirtujący z popkulturą. Wolfgang Rihm reprezentuje wprawdzie filharmoniczny mainstream, ale trochę zadziorny, nie dający się łatwo zaszufladkować. Wreszcie Karlheinz Stockhausen – guru współczesnej muzyki. Odkrywca świata brzmień elektronicznych, który najpierw skrupulatnie liczył dźwięki, by później gorset kompozytorskiej dyscypliny rozluźnić i dać ujście nieskrępowanej improwizacji. Blisko tygodniową przygodę z muzyką niemiecką zamknie performance żywej legendy muzyki elektronicznej. W industrialnym wnętrzu nowohuckiego kombinatu wystąpi Kraftwerk. Tekst: Daniel Cichy, © Krakowskie Biuro Festiwalowe .................................................................................................. Festiwal Sacrum Profanum to jedno z najciekawszych cyklicznych wydarzeń muzycznej jesieni. Świadczy o tym nie tylko dynamiczny rozwój imprezy, ale także wysoka ocena krytyki w rankingach czołowych wydarzeń muzycznych w Polsce i w Europie. Rok temu Sacrum Profanum wraz z Festiwalem Misteria Paschalia zajęły pierwsze miejsce w rankingu „Afisz – wydarzenia kulturalne 2007” tygodnika POLITYKA, w kategorii „Muzyka poważna”. Wybór uargumentowano: Coraz wyższy poziom, światowa czołówka wykonawców. Oba krakowskie festiwale – pierwszy wiosenny, drugi jesienny – rozwijają się fantastycznie. PROGRAM 6. FESTIWAL SACRUM PROFANUM ................................................... 15 września (poniedziałek) Hans Werner Henze – Voices, London Sinfonietta David Atherton – dyrygent Muzeum Inżynierii Miejskiej, g. 19 Karlheinz Stockhausen – Kreuzspiel, Kontra-Punkte, Mantra Ensemble Modern; Ilan Volkov – dyrygent Fabryka Oskara Schindlera, g. 22 Paul Hillier, Theatre of Voices Fabryka Oskara Schindlera, g. 22 ................................................... 17 września (środa) ................................................... 16 września (wtorek) Helmut Lachenmann – „…Zwei Gefühle…“, Musik mit Leonardo, Concertini Klangforum Wien; Johannes Kalitzke – dyrygent Muzeum Inżynierii Miejskiej, g. 19 Karlheinz Stockhausen – Stimmung Heiner Goebbels - La Jalousie, Herakles 2, Befreiung, Samplersuite Asko|Schönberg; Hans Leenders – dyrygent Muzeum Inżynierii Miejskiej, g. 19 Karlheinz Stockhausen – Zeitmasze, Gesang der Jünglinge, Adieu, Kontakte London Sinfonietta; David Atherton – dyrygent Fabryka Oskara Schindlera, g. 22 ................................................... 18 września (czwartek) Wolfgang Rihm – Chiffre IV, Concerto „Séraphin“ musikFabrik Emilio Pomarico – dyrygent Muzeum Inżynierii Miejskiej, g. 19 Karlheinz Stockhausen – Glanz , Orchester-Finalisten Asko|Schönberg Fabryka Oskara Schindlera, g. 22 19 – 21 września (piątek – niedziela) Kraftwerk, fot. Peter Boettcher Kurt Weill – Ute Lemper, Sinfonietta Cracovia – Die sieben Todsünden, Sinfonie No. 2 Markc Minkowski – dyrygent Filharmonia im. Karola Szymanowskiego w Krakowie, g. 20 London Sinfonietta, fot. arch. Marc Minkowski, fot. Muriel Vega 14 września (niedziela) Kraftwerk Hala ocynowni chemicznej Arcelor Mittal Poland SA w Nowej Hucie, g. 21 Organizatorem Festiwalu jest Krakowskie Biuro Festiwalowe Bilety dostępne w sprzedaży internetowej: www.bileteria.pl, www.ticketonline.pl i www.ebilet.pl oraz w punktach Sieci Informacji Miejskiej w Krakowie: ul. św. Jana 2, Wieża Ratuszowa, Rynek Główny 1, Pawilon Wyspiański 2000, pl. Wszystkich Świętych 2, ul. Szpitalna 25, ul. Józefa 7, os. Słoneczne 16 { koncertowa jesień} Wokalna perfekcja Affabre Concinui, fot. arch.org. „Tych sześciu mężczyzn ubranych w garnitury z pomarańczowo-czarnymi krawatami już w ciągu pierwszych minut położyło widownię na obie łopatki, przy czym w sposób tak prosty i naturalny, że aż cud”. Tak napisano po koncercie wokalnej grupy Affabre Concinui na Ukrainie. Entuzjastyczna recenzja trafnie oddaje fenomen, jakim jest ta polska grupa. Idealnie współbrzmiąc – tak brzmi tłumaczenie nazwy formacji. I nie ma w tym żadnej przesady. W ciągu ćwierć wieku działalności doprowadziła ona sztukę śpiewu a capella do perfekcji. Zaczynali w dwóch poznańskich chórach chłopięco-męskich, prowadzonych przez znanych dyrygentów – Stuligrosza i Kurczewskiego. W 1983 roku postanowili kontynuować przygodę ze śpiewem w sześcioosobowym zespole, specjalizującym się w śpiewaniu muzyki dawnej i współczesnej. Z czasem w ich repertuarze pojawiły się elementy humorystyczne – imitacje brzmień różnych instrumentów muzycznych. W ciągu 25 lat kariery zespół śpiewał kompozycje zarówno Wacława z Szamotuł, Chopina i Moniuszki, jak i Pendereckiego czy Dębskiego. Obecnie sporą część repertuaru Affabre Concinui stanowią przeboje pop, zaaranżowane w finezyjny sposób na sześć męskich głosów. Grupa koncertuje nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Była wielokrotnie nagradzana na różnych festiwalach. Trzykrotnie reprezentowała Polskę na światowych wystawach EXPO – w Sewilli, Hanowerze i Aichi. [PG] ........................................................... Zespół Wokalny AFFABRE CONCINUI, 28 września, Filharmonia im. K. Szymanowskiego w Krakowie, ul. Zwierzyniecka 1, g. 18 Ujmująca pani B. Hanna Banaszak, fot. arch. org. Wielu miłośników polskiej piosenki uważa, że to właśnie ona dysponuje najpiękniejszym głosem naszej estrady. Jest na niej obecna już ponad trzydzieści lat. W przeciwieństwie do młodych gwiazd nie narzuca się słuchaczom, funkcjonuje w show-biznesie na swoich warunkach, angażuje się jedynie w ambitne przedsięwzięcia. Hanna Banaszak. Zaczynała śpiewać na początku lat 70. w amatorskim zespole w rodzinnym Poznaniu. Zupełnie nie wiązała wtedy swej przyszłości z muzyką. Nawet wówczas, gdy rozpoczęła współpracę z popularnym w tamtym okresie zespołem jazzowym Sami Swoi. Podróżowała z nim po całej Europie, przekonana, że to tylko przygoda – dopiero po jej zakończeniu miała poważnie pomyśleć o studiach i pracy. Tymczasem stało się zupełnie inaczej. Kiedy swoje piosenki zaproponowali jej najwybitniejsi polscy twórcy – Przybora i Wasowski, Kofta, Młynarski – zmieniła zdanie. Ich kompozycje i teksty od razu określiły pozycję Banaszak na polskiej estradzie. Jej specjalnością stały się subtelne piosenki o poetyckich tekstach. Z czasem sama również zaczęła pisać wiersze. Ci, którzy osobiście poznali Hannę Banaszak, są zaskoczeni jej ujmującym sposobem bycia – skromnością, dystansem do samej siebie, brakiem gwiazdorskiej pozy. Dzisiaj można ją najczęściej zobaczyć w poważnych przedsięwzięciach z pogranicza piosenki i teatru. Nie zapomina jednak o klasycznych recitalach dla swych wielbicieli. Od lat występuje ze swymi stałymi muzykami. [PG] ................................................................ HANNA BANASZAK wraz z Zespołem 12 października, Audytorium Maximum UJ, ul. Krupnicza 35 Organizatorem koncertów jest Fundacja Kultury im. Ignacego Jana Paderewskiego. Rezerwacja i sprzedaż biletów: siedziba Fundacji (Plac Szczepański 8/205, tel. 012 426 80 05), PIM (ul. św. Jana 2), Filmotechnika (Rynek Główny 9), w sieci www.ticketportal.pl oraz przed koncertem. Miasto Kobiet jest patronem medialnym koncertów 10 Miasto Kobiet 2008 { gwiazda numeru} WARTO mieć zasady ROZMOWA Z AKTORKĄ SONIĄ BOHOSIEWICZ Naszą rozmowę śmiało możemy opatrzyć nagłówkiem „Spotkanie z gwiazdą”. Czy tak właśnie się Pani czuje? Odpowiedź będzie prosta, jasna, zwięzła i pewnie dla pani nie satysfakcjonująca. Nie czuję się gwiazdą. Sonia Bohosiewicz, fot. Tatiana Jachyra/FORUM Chce Pani powiedzieć, że nie jest rozpoznawalna? Na ulicy nie wpatrują się w Panią setki par oczu? Paparazzi nie siedzą w krzakach? Nie jestem rozpoznawalna, idę ulicą i nikt mnie nie zaczepia. Nie czuję się z tego powodu nieszczęśliwa, bo myślę, że to koszmarne być rozpoznawalnym na każdym kroku. Przypuszczam, że nie można wtedy zwyczajnie wyjść z domu, tylko w kółko trzeba rozdawać autografy. Uważam, że zachowanie anonimowości jest bardzo przydatne. Skąd w Pani wypadku wziął się pomysł na aktorstwo? Nigdy nie miałam do czynienia z jakąś amatorską grupą teatralną. Jedyne moje zetknięcie z aktorstwem to warsztaty przygotowawcze do egzaminów wstępnych u pani Doroty Pomykały, ale tam nie przygotowywaliśmy żadnych spektakli, tylko wybieraliśmy teksty i uczyliśmy się, jak to jest być na scenie. Udało mi się zdać za pierwszym razem i to rzeczywiście było bardzo przyjemne, więc gdy ktoś pyta mnie czy było trudno, mówię, że nie. A jak wpadłam na pomysł, żeby zostać aktorką? Każdy jako dziecko ma momenty, kiedy rodzina, znajomi nakłaniają do zaśpiewania piosenki albo recytacji. Jedne dzieci tego nie lubią, inne odwrotnie. Ja należałam do tych drugich. Podobało mi się, że wszyscy na mnie patrzą. Potem pod koniec liceum zdecydowałam się, że spróbuję dostać się na takie studia. Wcześniej nie chciałam, nawet wstydziłam się powiedzieć to głośno, bo jakoś niepoważnie by zabrzmiało. Dla rodziców taki wybór zawodu brzmiał poważnie? sobie w tym siebie i albo dochodzę do wniosku, że chcę to robić, albo nie. Zwykle odbywa się to tak, że ktoś przynosi scenariusz i mówi: Przeczytaj, bo pasujesz do roli tej kobiety, która jest taka albo owaka. Nie chodzi o to, czy rola mi się podoba, bo będę królewną, albo nie podoba, bo mam zagrać wiedźmę. Chodzi o to, czy z mojej postaci i relacji z innymi bohaterami powstanie coś, pod czym chciałabym się podpisać. Krótko jest cały obraz polskiego kina. Jest też przecież nurt kina o czymś, kina wrażliwego, które można nazwać kontynuacją Kieślowskiego, Wajdy, Kutza. Mamy kilku ciekawych twórców młodego pokolenia, którzy mają coś do powiedzenia i nie chcą kupować widza nagimi pośladkami czy brutalną bijatyką. Czy to jednak nie jest tak, że rynek filmowy odzwierciedla stępiałą wrażliwość odbiorcy, a filmy „o czymś” pojawiają się na marginesie komercji? Myślę, że nie ma w tym nic wyjątkowego. Tak jest chyba wszędzie. Istnieje grupa odbiorców kina wrażliwego, ale zdecydowana większość ogląda komedie romantyczne. Jedno z drugim musi iść w parze i nie ma w tym nic nagannego. Czy uważa się Pani za aktorkę wszechstronną? Grywa Pani w filmach, ale i w serialach, na scenie staje Pani choćby jako Elektra, jest też Grupa Rafała Kmity… Jedyne, co na temat własnego aktorstwa wiem na pewno, to że nigdy nie zagrałabym w filmie porno. Inne formy, z cyrkiem włącznie – o ile będą nieść wartościowy przekaz – oczywiście tak. A czy jestem wszechstronna, czy umiem różne rzeczy? Spróbowałam Elektry, kabaretu, musicali. Jeśli więc wziąć pod uwagę rozmaitość Sonia Bohosiewicz zagrała między innymi w takich filmach i serialach jak „Spis cudzołożnic”, „Show”, „Jestem”, „Zakochany anioł”, „I kto tu rządzi”, „Rezerwat”, „Miodowe lata”, „Na dobre i na złe”, „Magda M.”, „39 i pół”. Miłośnicy teatru pamiętają zapewne jej rolę w „Elektrze”, ale wymienić wypada także kreacje stworzone w teatrach telewizji: „Twórcach obrazów”, „Wielkiej magii”, „Zdradzie” oraz „Balu błaznów”. W jej karierze duże znaczenie ma praca z Rafałem Kmitą i role w spektaklach: „Aj! Waj!, czyli historie z cynamonem”, „X - lecie Grupy Rafała Kmity”, „Ca-sting” i „Wszyscyśmy z jednego szynela”. Wkrótce zobaczymy ją w spektaklu Teatru Telewizji „Szkoła żon”, gdzie zagra u boku Jerzego Stuhra. Już niebawem do ról teatralnych i filmowych aktorka będzie mogła dorzucić kolejną rolę, tym razem życiową – młodej mamy. Moi rodzice nie oponowali i nie trzymali kciuków w intencji klęski, wręcz przeciwnie. Jeśli aktorem ma zostać chłopak, to chyba jest trochę inaczej, może wtedy częściej rodzice uznają taką decyzję za błędną, ale dziewczyna-aktorka to brzmi całkiem fajnie. mówiąc, czy mamy szansę zrobić dobry film, a nie nudę lub głupotę i czy przekaz całości jest taki, jaki chcę dostarczyć ludziom. moich prób, to jestem wszechstronna, ale nie mnie oceniać, czy były to próby udane. Jak aktor podejmuje decyzję o zagraniu takiej czy innej roli? Rzeczywiście zdarza się czytać dziesiątki scenariuszy i równie wiele odrzucać? Kiedy mówimy „klasyczny przykład kina francuskiego, angielski humor”, wszyscy wiedzą o co chodzi. Jak jest z polskim kinem? Nie wiem jak robią to koledzy, im pewnie tak jak i mnie zdarza się przeczytać scenariusz i go odrzucić. To wcale nie oznacza, że jest się zmanierowaną gwiazdą, która może sobie na to pozwolić. Gdy coś czytam, wyobrażam Zalewa nas właśnie nurt komedii romantycznych, służących zarabianiu pieniędzy. Powstają duże, zrobione mniej lub bardziej sprawnie, kolorowe produkcje do oglądania w parach, najlepiej 14 lutego. To jednak nie Na trzecim roku w PWST studiowałam razem z Darkiem Starczewskim, współtwórcą grupy. Szukali wtedy dziewczyny z temperamentem i śpiewającego chłopaka do nowego spektaklu „Wszyscyśmy z jednego szynela”. Darek zaproponował mnie i Andrzeja Kozłowskiego. Poszliśmy na casting, zostaliśmy zaakceptowani i tak się zaczęło. 12 Miasto Kobiet 2008 Jak zaczęła się Pani przygoda z Rafałem Kmitą? { gwiazda Jak układa się współpraca z Rafałem, o którym wiadomo, że jest perfekcjonistą? trochę nasiąknąć klimatem, ale „odpytywania” z wiedzy o kulturze nie było. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Nastawiliśmy się wszyscy na wysoki poziom, więc oczekiwania Rafała nie odbiegają od naszych. Zresztą inaczej jest, kiedy reżyser i aktor biorą na warsztat czyjś tekst i pracują nad jego interpretacją, a inaczej, gdy reżyser – jak Rafał – sam jest autorem tekstów. U Rafała nie ma zbędnych słów; jeśli coś jest napisane, służy konkretnemu celowi. Pod tym względem praca z nim różni się od pracy z innymi reżyserami. Jak przygotowuje się Pani do roli? Ma Pani swoją ulubioną rolę? Nie! Ale mam swój ulubiony spektakl – „Aj waj! czyli historie z cynamonem”. Z przyjemnością w nim gram i za każdym razem mam poczucie, że to kawał dobrej roboty. Po spektaklu ludzie wychodzą z teatru jakby młodsi o dziesięć lat i fajnie jest na to patrzeć. Czy to prawda, że zanim powstała ta sztuka, Rafał studiował język jidisz? To plotka. Przez dwa lata studiował kulturę żydowską, słuchał muzyki, zgłębiał tradycję. Robił to po to, aby nie popełnić jakiegoś błędu, nie powielać kłamliwych stereotypów. Od aktorów wymagał podobnej wnikliwości? Nie! Uczyliśmy się tańca żydowskiego, byliśmy na warsztatach organizowanych w ramach Festiwalu Kultury Żydowskiej, żeby Kilkadziesiąt razy czytam scenariusz i otwieram swoją wrażliwość. Pomysły przychodzą w zaskakujących momentach, bo dla wyobraźni nie ma znaczenia, czy właśnie ma się dostęp do szybkiego łącza, czy zmywa się naczynia albo kupuje bułki na śniadanie. Staram się ciągle mleć we własnej głowie wszystko, co jest związane z moją rolą, i tak aż do rozpoczęcia prób. A potem, także pod wpływem kolorytu innych postaci sztuki, wszystko układa się w całość. Jest taki modny temat – udział znanych aktorów w reklamie. Jakie jest Pani zdanie na ten temat? Jestem przeciwna mieszaniu sacrum i profanum. Oczywiście reklama może być sztuką, i sztuką jest zrobić dobrą reklamę, ale w założeniu powstaje ona po to, żeby sprzedać produkt, a nie żeby dostarczyć przeżyć. Nie zgadzam się, żeby ludzie którzy mają za zadanie nieść emocje, piękno, idee, oddawali siebie dla podniesienia sprzedaży, powiedzmy, proszku do prania. Ma Pani wytyczoną drogę, którą chciałaby przejść w zawodzie? Chyba niemożliwe jest planowanie takiej drogi. Aktor jest w pewnym sensie człowiekiem do wynajęcia i to, że chciałabym przez następne dwa lata zajmować się Szekspirem, numeru} bo czuję, że wiele dałoby to mojej psychice i doświadczeniu, niczego nie oznacza. Jeśli nikt mi tego nie zaproponuje, mogę sobie przeczytać dowolny fragment przed lustrem. Gdyby nie była Pani aktorką... Coś bym sobie wymyśliła. Byłam w klasie matematyczno-fizycznej, więc może zajęłabym się biznesem albo czymś, co wykorzystywałoby cechy ważne także w aktorstwie: bezpośredniość, umiejętność obcowania z ludźmi, ekspresję. Czy prywatnie jest Pani podobna do którejś z granych przez siebie postaci? Nie! Wydaje mi się, że jestem dość pogodna, energiczna i mam nadzieję – wrażliwa. Mam poczucie humoru, do tego jestem trochę leniwa, czasem zbyt porywcza. Jeśli robienie czegoś sprawia mi przyjemność, jestem systematyczna; jeśli czegoś nie lubię robić, zostawiam to na ostatnią chwilę. Mam jeszcze jedno pytanie, które zawsze chciałam zadać komuś związanemu z powstaniem filmu „Show”. Czy casting z czołówki jest autentyczny? Tak! To prawdziwy casting i prawdziwe odpowiedzi na pytania. Wszyscy uczestnicy podpisywali potem zgodę na wykorzystanie tego materiału. To było tak niewiarygodne, że nie mogło być zagrane. Najlepszymi aktorami w całym filmie okazaliby się amatorzy. Szokujące prawda? Rozmawiała Anna Laszczka www.miastokobiet.pl 13 {muzyka} Wyznania czterdziestolatka ROZMOWA Z MUŃKIEM STASZCZYKIEM, WOKALISTĄ ZESPOŁU T.LOVE Muniek Staszczyk, fot. EMI Music Poland Jest w tym dużo prawdy. Mam w sobie coś, co pozwala mi patrzeć na świat z dziecięcą naiwnością. Ale to dobrze, bo dzięki temu dostrzegam wiele spraw, których inni nie zauważają. Nie uciekam jednak przed prozą życia – mam rodzinę, którą utrzymuję, dbam o nią, otarłem się o śmierć najbliższych, rozliczam się z podatków... Jestem dobrym mężem i ojcem. Nie uciekam od rzeczywistości. Trudno chyba być wiernym mężem, kiedy jest się liderem popularnego rock and rollowego zespołu... Los dał mi wspaniałą żonę. Jest dla mnie bardzo wyrozumiała. Przeszliśmy wspólnie kilka kryzysów, które zaistniały z mojej winy, ale umocniły tylko nasze małżeństwo. Trzymamy się razem, szanujemy się, kochamy nasze dzieci. Nie oddałbym tego za nic – nawet za milion sprzedanych płyt. Jesteś już po czterdziestce. Nie czujesz się za stary na rock and roll? Zastanawiałem się niedawno nad tym. Przypomniała mi się wtedy piosenka grupy Jethro Tull „Too Old To Rock And Roll, Too Young To Die”. To skłoniło mnie do refleksji. Nie chciałbym skończyć jako skaczący po scenie podstarzały błazen. Przypomniałem sobie, że są jednak rockmani, którzy starzeją się z godnością – mam tu na myśli choćby Boba Dylana czy Lou Reeda. Pomyślałem więc: mam talent do pisania piosenek, dobry zespół i ludzi, którzy chcą nas słuchać… Dlaczego więc rezygnować? Ostatnia płyta tchnęła w nas świeżą energię. Dopóki w zespole będzie panował twórczy klimat, będziemy grali. A czy aby nie jest tak, że w pewnym momencie uświadamiasz sobie, że nie potrafisz robić nic innego, tylko śpiewać i nie masz już wyjścia, musisz chałturzyć do końca, żeby utrzymać siebie i rodzinę? Właśnie tego chciałbym uniknąć. Kiedy nagrałem płytę z zespołem Szwagierkolaska, która sprzedała się w ilości prawie 300 tysięcy egzemplarzy, zwaliła się na mnie sterta propozycji koncertów i nagrań. Odrzuciłem je, bo nie chciałem chałturzyć. Nie interesuje mnie masowa popularność. T.Love też mógłby grać więcej koncertów, ale nie chcę tego – moja twórczość wynika z potrzeby serca, a nie z czyjegoś zamówienia. 14 Miasto Kobiet 2008 Kiedy zobaczyłem cię pierwszy raz na scenie podczas festiwalu w Jarocinie w połowie lat 80., miałeś na sobie koszulkę z napisem „Fuck Art”. Czy to znaczy, że uważasz, iż to co robisz nie ma nic wspólnego ze sztuką? Rock and roll ma dwa oblicza: od ponad 40 lat jest trwałym elementem pop-kultury, a jednocześnie nadal jest wygłupem i błazenadą. Każdy kto wychodzi na scenę, aby zaśpiewać, jest do pewnego stopnia klownem. KOCHAM POLSKĘ, ALE MARTWI MNIE KIERUNEK, W KTÓRYM ZMIERZA Nie oznacza to, że nie mamy nic do powiedzenia – przeciwnie, przykładamy dużą wagę do tekstów. Myślę, że kilka naszych utworów stało się ważnym elementem polskiej kultury młodzieżowej. Bono z U2 powiedział kiedyś, że wszyscy rockmani to ludzie, którzy boją się dojrzeć i uciekają w rock and roll przed problemami dorosłego życia. Jesteś w pewnym sensie uosobieniem mitu rock and rollowca. Chodzi mi o Twój wygląd – dżinsy, T-shirt, czarne okulary, skórzana kurtka – ale i zachowanie: balangi, dziewczyny, litry wypitego piwa... Na pewno nie jestem typem faceta, który siedzi w domu w kapciach przed telewizorem. Ale nie ganiam też po hotelu nago z gaśnicą. Prawda leży pośrodku. Lubię poszaleć, ale są też sprawy, które traktuję z należytą powagą. Mimo rock and rollowego trybu życia, jestem od lat mężem tej samej kobiety, mam dwoje dzieci, nie wpadłem w żaden nałóg. Nie wyznaję filozofii streszczającej się hasłem: „Żyj szybko, umieraj młodo”. Podobnie koledzy z zespołu – to starsi faceci, którzy mają rodziny i myślą poważnie o życiu. Na początku Waszej działalności trudno było trafić na koncert T.Love, podczas którego nie bylibyście pijani. Zaczynaliśmy jako młodzi chłopcy. Wszystko było dla nas nowe: alkohol, dziewczyny, używki. Uczyliśmy się w ten sposób życia. Większość nastolatków przez to przechodzi. Nasze zachowania bardziej rzucały się w oczy, bo byliśmy w świetle reflektorów. Z czasem wyrośliśmy z tego. Dzisiaj bardziej niż kiedyś zależy nam na muzyce. Powiedziałeś kiedyś w jednym z wywiadów, że miałeś kontakt ze wszelkimi możliwymi narkotykami. Tak, ale mam to już za sobą. Próbowałem różnych używek, ale nigdy nie byłem uza- {muzyka } leżniony. Pierwszy kontakt z narkotykami miałem w wieku 20 lat. Palenie „trawy” miało wtedy zupełnie inny wymiar niż dzisiaj: byliśmy zafascynowani muzyką reggae, filozofią rastafariańską, wydawało się nam, że sięgając po jointa kontestujemy otaczającą nas rzeczywistość. To co obecnie się dzieje – dealerzy w szkołach, naćpane dzieci, ogólna dostępność dragów – autentycznie mnie przeraża. Jestem przeciwny narkotykom. Wiem, że młodzież może pomyśleć, że mówię jak stary zgred, ale ta opinia wynika z doświadczenia. Zbyt wielu ludzi z mego otoczenia zniszczyło się lub odeszło przez narkotyki. Narkotyki to wielki biznes. Ci, którzy je sprzedają, żerują na dzieciakach, które nie zdają sobie sprawy z tego, co robią. jako osobę, która przekazywała im pozytywne przesłanie. Przeprowadziłeś się z Częstochowy do Warszawy. Jak się czujesz w stolicy? Wrosłem w to miasto. Przyzwyczaiłem się do jej ciężkiego klimatu. Chociaż w ostatnich latach wiele się zmieniło. Jakiś czas temu przeprowadziłem się na nowe, strzeżone osiedle, na którym mieszkają Byłeś jednym z tych rockmanów, którzy powitali przełom polityczny w Polsce w 1989 r. z entuzjazmem. W Twoich tekstach z lat 90. niemal zachłystywałeś się możliwościami, jakie przyniósł nasz rodzimy kapitalizm. Na ostatnich płytach T.Love pojawiła się jednak nuta rozczarowania tym, co stało się w Polsce po obaleniu komuny. Niestety, nasze społeczeństwo nie potrafiło wykorzystać odzyskania niepodległości. Nie nauczyliśmy się demokracji, źle wykorzystujemy wywalczoną wolność. I nie myślę tu tylko o tym, co ostatnio dzieje się w polityce. Polacy tolerują chamstwo, złodziejstwo, przemoc. I przyczyn tego stanu rzeczy szukałbym nie tylko w komunizmie, ale jeszcze głębiej, w dawnych wiekach, w naszej kłótliwej i skłonnej do prywaty naturze. Przygnębia mnie gust Polaków. O ile nie daliśmy się zrusyfikować, to z niezwykłą biernością poddajemy się najbardziej tandetnym i kiczowatym wzorcom, wziętym z kultury Zachodu. Kocham Polskę, ale martwi mnie kierunek, w którym zmierza. Pisałeś kiedyś pod wpływem narkotyków czy alkoholu? Tak, ale to było dawno. Ostatnia płyta, przy tworzeniu której wspomagałem się alkoholem, to był album „Al Capone”. Kiedy i gdzie najlepiej Ci się pisze? W domu, w swoim pokoju. Na trzeźwo. Próbowałem pisać na wakacjach, w trasie – nic z tego nie wychodziło. Czy w ciągu ćwierć wieku działalności T.Love napisałeś takie teksty, których dzisiaj wstydzisz się śpiewać? Hmmm..., to mogłyby być dwa utwory: „Sarah” i „Prawdziwi kochankowie”. Oba mówią o wyimaginowanych kobietach. Są banalne i pretensjonalne. Aby napisać dobry tekst muszę coś przeżyć na własnej skórze. Te doświadczenia zamieniam jednak w pewną fikcję literacką, by były zrozumiałe dla słuchaczy. Jak oceniasz współczesną młodzież? Jest inna niż my w jej wieku. My nie mieliśmy żadnego planu na życie. Bo kto przypuszczał, że komuna padnie? Dzisiaj ktoś, kto kończy osiemnaście lat, ma już wytyczoną drogę kariery: konkretne studia, staż, praca, kolejne szczeble awansu... Zaskakuje mnie ta samodzielność i dojrzałość. I brakuje mi w dzisiejszej młodzieży tej beztroski, którą my mieliśmy, tej iskry szaleństwa, tego luzu. Masz mechanizm autocenzury? Czy są rzeczy, o których nie chcesz śpiewać, bo obawiasz się, jak będą zrozumiane przez młodych ludzi? Nigdy nie będę sprzedawał kultury śmierci, jak czyni to choćby Marilyn Manson. Nigdy nie będę kupczył nienawiścią i przemocą. Na płycie „Chłopaki nie płaczą” jest piosenka „Nie ma zabawy”, w której wcielam się w postać diabła, cynicznie namawiającego do brania narkotyków. Kiedyś, podczas spotkania z młodzieżą szkolną, jeden z jego uczestników zarzucił mi, że nakłaniam w tej piosence do używania dragów. Bardzo mnie to zdziwiło. Zrozumiałem jednak, że ktoś może rzeczywiście opacznie zrozumieć słowa tego utworu i postanowiłem, że już nigdy nie będziemy go wykonywać. Pragnę, aby słuchacze zapamiętali mnie Dla mnie wiara to przede wszystkim ciężka walka ze swoimi słabościami i praca nad sobą. Był taki moment, że oddaliłem się od Boga, ale potem znów przybliżyłem się do Niego. To było tak, jakby ktoś złożył mi zaproszenie, a ja na nie odpowiedziałem. Oczywiście do ideału bardzo mi daleko, przecież wszyscy jesteśmy słabi. przede wszystkim młodzi dorobkiewicze. Bije od nich niesamowity chłód. Kiedyś urządziłem imprezę, zrobiło się trochę głośno – natychmiast ktoś wezwał policję i musieliśmy przyhamować. Kiedy mieszkałem na Żoliborzu, w starych, gomułkowskich blokach, było zupełnie inaczej. Wracasz czasem do Częstochowy? Tak, tam mieszkają moi rodzice i starzy kumple. Kiedy ktoś mnie pyta, skąd jestem, nadal odpowiadam: „Z Częstochowy”. Odwiedzasz klasztor na Jasnej Górze? Oczywiście. Jestem człowiekiem wierzącym. To dlatego w kilku swoich tekstach zdecydowałeś się przyłożyć współczesnym yuppies? Ja kocham tych ludzi. Ale czasem muszę powiedzieć im w twarz coś nieprzyjemnego. Oni uważają mnie za człowieka sukcesu. I owszem, kiedyś byłem biedny, dzisiaj mam kasę. I mógłbym mieć jej więcej, ale nie zabiegam o to. Bo liczą się dla mnie też inne rzeczy. Dlatego wkurza mnie, gdy ktoś dostaje świra na punkcie szmalu i całe swe życie podporządkowuje dorabianiu się. A gdzie sztuka, poezja, muzyka, miłość, rodzina, przyjaciele? Rozmawiał Paweł Gzyl www.miastokobiet.pl 15 { film} z wizytą w mieście wydarzenia festiwale 11.09-09.12, Krakowska Jesień Jazzowa, Alchemia, ul. Estery 1,www.alchemia.com.pl 14-21.09, Sacrum Profanum, www.sacrumprofanum.pl 28-30.09, I Międzynarodowy Festiwal Filmów Dziecięcych Galicja 2008, Kijów Centrum, al. Krasińskiego 34 13-19.10, Studencki Festiwal Piosenki, www.instytutsztuki.pl 10-12.10, 17-19.10, Progressteron, www.dojrzewalnia.pl 23-26.10, Targi Książki, www.targi.krakow.pl koncerty 12.09, Koncert dla Piotra S., Audytorium Maximum UJ, ul. Krupnicza 33, g. 19.30 20.09, Feel, T.S. Hala Wisły, ul. Reymonta 22, g. 17 21.09, Mariusz Oziu Orzechowski, Loch Camelot, ul. św. Tomasza 17, g. 20 24.09, Aga Ślazyk, Piwnica pod Baranami, Rynek Gł. 27, g. 20 25.09, Lura z Wysp Zielonego Przylądka, Kijów Centrum, al. Krasińskiego 34, g. 19 27.09, Jaga Wrońska, Na wyspie Kraków, Loch Camelot, ul. św. Tomasza 17, g. 20 27.09, Masta Killa, Afu-Ra, Pf Cuttin, Klub Studio, ul. Budryka 4, g. 20 28.09, Affabre Concinui, Filharmonia Krakowska, ul. Zwierzyniecka 1, g. 18 28.09, Ludzie Estrady: Stanisław Soyka, Teatr Groteska, ul. Skarbowa 2, g. 19 04.10, Piosenkarnia Anny Treter – koncert jesienny, Teatr Groteska, ul. Skarbowa 2, g. 19 05.10, Krzysztof Daukszewicz – recital, Teatr Groteska, Scena OF, ul. Skarbowa 2, g. 20 05.10, Raz Dwa Trzy, Audytorium Maximum UJ, ul. Krupnicza 35, g. 20 05.10, Ceili z zespołem Comhlan, Rotunda, ul. Oleandry 1, g. 19 09.10, Akurat, Rotunda, ul. Oleandry 1, g. 20 11.10, Pendragon, Rotunda, ul. Oleandry 1, g. 20 12.10, Hanna Banaszak, Audytorium Maximum UJ, ul. Krupnicza 35 13.10, Stare Dobre Małżeństwo, Rotunda, ul. Oleandry 1, g. 20 13,14,15.10, Nie zapomnij mnie – Grażyna Brodzińska – Piosenka Międzywojenna, Filharmonia Krakowska, ul. Zwierzyniecka 1, g. 19.15 17.10, Karrot Tour Festiwal, Rotunda, ul. Oleandry 1, g. 20 18.10, Mosh it up Festival, Rotunda, ul. Oleandry 1 18.10, Ladytron, Klub Studio, ul. Budryka 4, g. 20 19.10, koncert: W górach jest wszystko co kocham, Rotunda, ul. Oleandry 1 29.10, Waglewski Fisz Emade, Rotunda, ul. Oleandry 1 inne 16.09, Turniej kabaretowy (Paranienormalni, Formacja Chatelet, Limo i inni), Rotunda, ul. Oleandry 1, g. 19 12.10, Ireneusz Krosny, Teatr Groteska, Scena OF, ul. Skarbowa 2, g. 20 16 Miasto Kobiet 2008 WIZYTA PIĄTA Kamil Śmiałkowski KRAKÓW ● wrzesień ● październik nowości w kinie ................................................................................ N o i po wakacjach. Pora na kolejny kinowy sezon i trzeba przyznać, że rozpoczyna się on tym razem po prostu pięknie. Bo oto już w pierwszy weekend września do naszych kin trafi Elegia, najnowsza ekranizacja prozy Philipa Rotha – opowieść o obsesji, w jaką zamienia się romans starszego profesora z młodą piękną studentką. I nie sądzę, byście miały jakikolwiek problem z wyciągnięciem na ten seans swoich partnerów – wystarczy pokazać im plakat „Elegii” z piękną i nagą Penelopą Cruz. Dla zwolenniczek czegoś lżejszego polecam w ten sam weekend Dziewczyny z St. Trinian – brytyjską komedię o nietypowej szkole dla „młodych dam”. Pewnie niewiele z Was widziało żarty rysunkowe, które były inspiracją dla tej fabuły – dość rzec, że kilkadziesiąt lat temu były one tak popularne na Zachodzie, jak dziś u nas rysunki Raczkowskiego. Im dalej w kinowy wrzesień, tym ciekawiej i różnorodniej. Oto Centralne Biuro Uwodzenia – lekka komedia romantyczno-sensacyjna z Meg Ryan i Antonio Banderasem, sąsiadować będzie w kinach z psychologicznym dramatem Cztery noce z Anną, którym po dłuższej przerwie wraca na nasze ekrany Jerzy Skolimowski. Nakręcił on historię pielęgniarki z prowincjonalnego szpitala, która staje się obiektem westchnień młodego mężczyzny. A z czasem nie tylko westchnień… Polskich filmów będzie zresztą we wrześniu więcej: czeka nas Rysa – historia małżeństwa z problemami (w rolach głównych Jadwiga Jankowska-Cieślak i Krzysztof Stroiński) i podwójny seans filmów Rafała Kapelińskiego. W cenie jednego biletu można będzie zobaczyć jego dwa naprawdę niezłe kameralne średniometrażowe produkcje: Emilka płacze i Ballada o Piotrowskim. Wygląda mi na to, że najzabawniejszym polskim filmem września będzie – jakkolwiek to abstrakcyjnie brzmi – najnowszy obraz Krzysztofa Zanussiego Serce na dłoni. Tak, tak, to właśnie ten film z epizodem Dody. W zasadzie tylko dlatego od miesięcy mówi się o nim w mediach. A teraz będziemy mogli się przekonać, czy poza tym jest jeszcze w tym filmie coś wartego uwagi. Cholera, z tego co napi- sałem wynika, że uważam Dodę za godną uwagi… No, ale to przecież niewątpliwy fenomen socjologiczny. A poza tym w ten sam weekend wchodzą do kin jeszcze Gwiezdne Wojny – Wojny Klonów, więc dla mnie osobiście wybór jest prosty. A tym paniom, którym nie odpowiada ani Zanussi ani George Lucas, z pełnym przekonaniem polecam Jaja w tropikach. Wiem, wiem, polski tytuł jest trochę żenujący, ale to najnowsza, wystrzałowa komedia Bena Stillera z Jackiem Blackiem i Robertem Downey’em Jr. Cała trójka gra gwiazdy kina, które ładują się w sam środek lokalnej tropikalnej wojny. Naprawdę warto! I tak niepostrzeżenie dotarliśmy do października. A ten zaczyna się w kinach najnowszą prowincjonalną komedią Emila Kusturicy Obiecaj mi! i (dla równowagi) pełną żartów z elit i gwiazd z pierwszych stron gazet komedią Jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi, opartą na wspomnieniach jednego z redaktorów „Vanity Fair”. No i wreszcie dochodzimy do premiery, która już za sam tytuł powinna był objęta patronatem prasowym periodyku, który trzymacie w rękach. Bo oto w polskich kinach pojawią się Kobiety. I to jakie! Meg Ryan, Debra Messing, Eva Mendes, Annette Bening, Jada Pincett Smith – to tylko pierwsze z wielu świetnych nazwisk, jakie znalazły się w obsadzie tej opowieści o niełatwych (choć niewątpliwie zabawnych) relacjach z mężczyznami. To tak naprawdę remake filmu George’a Cukora z 1939 r., ale jak widać, poza scenografią wiele się w naszym świecie nie zmieniło. Nie opuszczając jeszcze tematu „kobiety” – w październiku zobaczymy też w kinach nowe filmy polskich kobiet-reżyserek: Katarzyna Adamik pokaże Boisko bezdomnych – historię drużyny piłkarskiej założonej przez bezdomnych, a Magdalena Piekorz Senność – psychologiczny dramat o trójce życiowych rozbitków. A jeśli komuś jeszcze mało dramatów, to oscarowi bracia Cohen przygotowali kolejny – Tajne przez poufne. Jak zwykle u nich jest to skomplikowana fabuła ukazująca ludzką naiwność i talent do pomyłek, który prowadzi wprost do śmiesznego, żałosnego i tragicznego zarazem finału. Cóż poza tym? Młodszym paniom z pełnym przekonaniem polecam High School Musical 3: Ostatnia klasa – disnejowski maturalny musical przygotowany (jak poprzednie części) z godną podziwu rzemieślniczą maestrią. Zaś starszym i tym z inklinacjami do makabry piątą już, doroczną wyprawę do świata grozy – Piła V. Jak zwykle będzie obrzydliwie i wstrząsająco. A potem to już będzie listopad. Kamil Śmiałkowski / www.slowem.pl { film felieton} KOBIETY BATMANA N Batman, fot. Galapagos Powrót Batmana, fot. Galapagos ic tak nie przyciąga kobiet, jak Talia al Ghul – matka syna Batmana. Damian facet w czapce z uszami, który jest bardziej efektem układu sił, niż poważnego zakłada majtki na spodnie i bezczy namiętnego związku (długo by tłumaczyć). szelestnie znika, gdy się na moDość powiedzieć, że tym samym Talia, córka jedment odwrócisz nego z najgroźniejszych przeciwników Batmana, Gdy redaktor naczelna „Miasta Kobiet” zamókilkusetletniego czarnoksiężnika Ra’s Al Ghula, wiła u mnie tekst o Batmanie, to początkowo postała się jedną z najważniejszych kobiet w życiu myślałem sobie, że chwytliwym tytułem byłoby Batmana. „Batman jest kobietą”, ale z uzasadnieniem takiej Vicky Vale – dziennikarka jednej z gazet w Gottezy z całą pewnością nie zmieściłbym się na przeham, mieście Batmana, zafascynowana jego widzianej tu dla mnie jednej stronie gazety. Skonpostacią i czasem nawet trochę z nim romancentrujmy się więc na kobietach w jego życiu. sująca. W pierwszym „Batmanie” Tima Burtona Było ich sporo, z niektórymi wręcz uprawiał seks Vicky zagrała Kim Basinger i ta wersja jest chyba (wbrew obraźliwym sugestiom z lat 50-tych, że ze najbardziej znana. Ostatnio Vicky wróciła w koswym młodym pomocnikiem Robinem tworzą gemiksie „All Star Batman & Robin” i trzeba przyjowską parę), inne mu matkowały, a jeszcze inne znać, że świetnie wygląda w ekskluzywnej on wprowadzał w dorosłe, superbohaterskie życie. bieliźnie. Było nie było, mamy do czynienia z jednym z najPoison Ivy (Pamela Isley) – superzłoczyńca większych na tej planecie komiksowych mitów i ekoterrorystka, która znacznie wyżej ceni sobie (bo w takich kategoriach należy już go traktować) życie roślin niż ludzi. Czasem udawało jej się o blisko 70-letniej tradycji. Więc i kobiet u jego uwieść Batmana normalnie, czasem przy pomocy boku musiało pojawić się sporo. Niektóre uwodził superferomonów. W filmie „Batman i Robin” zaNIEKTÓRE UWODZIŁ tajemniczy mężczyzna w czerni, inne – jego altergrała ją (dość zabawnie) Uma Thurman. ego, biznesman, playboy i filantrop w jednym – Wonder Woman – koleżanka po fachu, czyli Bruce Wayne. Oto więc subiektywny przegląd koteż bardzo znana superbohaterka – wraz z Subiet w życiu Mrocznego Rycerza: permanem i Batmanem tworzą we trójkę trzon W CZERNI, INNE – JEGO Martha Wayne – matka, pierwsza i oczywiśALTER-EGO, BIZNESMAN, Amerykańskiej Ligi Sprawiedliwości (JLA). Ponoć cie najważniejsza. Zamordowana podczas naBatman i Wonder Woman byli na kilku randPLAYBOY padu rabunkowego, gdy z mężem i kilkuletnim kach, a wspólnych akcji w walce ze złem nie sposynem wracali z kinowego seansu „Maski I FILANTROP W JEDNYM – sób wręcz zliczyć. A po akcji wiadomo – prysznic, Zorro”. To właśnie śmierć rodziców popchnęła piwko, adrenalina wciąż buzuje… Ale tego już komałego Bruce’a na drogę niekończącej się walki miksy nie pokazują. z przestępczością. Julie Madison – aktoreczka, z którą Batman Catwoman (Selina Kyle) – chyba najważniejsza chodził na samym początku swej komiksowej kaz jego partnerek i przeciwniczek zarazem. Selina riery (lata 1939-1941). Wspominam o niej, bo to przede wszystkich rewelacyjna złodziejka w filmie „Batman i Robin” zagrała są sama Elle (zwłaszcza kosztowności), która w kostiumie kota MacPherson. Ale nie, żeby dali jej dużo do poz radością bawi się w kotka i myszkę z policją. wiedzenia. Czasem przyjdzie jej walczyć z Batmanem, czaSpoiler (Stephenie Brown) – wychowanica sem mu pomaga (albo on ratuje jej życie). W nieBatmana. Córka drobnego przestępcy, którą których komiksowych historiach przedstawiano Mroczny Rycerz wziął pod swoje skrzydła i wyich wręcz jako małżeństwo. W filmach w kobietęszkolił, a jego nieletni pomocnik Robin uwiódł. kota wcielały się Eartha Kitt (w klasycznym seZ wzajemnością. Wszystko się źle skończyło, bo rialu „Batman” z lat 60-tych), Michelle Pfeiffer Spoiler namieszała, wywołała wojnę gangów (w „Powrocie Batmana”) i wreszcie Halle Berry i w efekcie sama zginęła. Ale ponieważ w komi(w filmie „Catwoman” z którego postać Mroczksach nic nie ginie (a już tym bardziej nikt), Spoinego Rycerza całkiem usunięto). ler wróciła i znowu miesza, jak każda nastolatka. Oracle (Barbara Gordon) – sparaliżowana i poRachel Dawes – i na koniec postać, która nie ruszająca się na inwalidzkim wózku dawna, występuje w ogóle w komiksach. Była za to młodociana pomocniczka Mrocznego Rycerza, w obydwu filmach Nolana, grana za pierwszym znana jako Batgirl. Jej superbohaterską przygodę razem przez Kate Holmes („Batman: Początek”), zakończył Joker, który w komiksie „Zabójczy żart” a ostatnio przez Maggie Gyllenhaal („Mroczny przestrzelił jej kręgosłup. Teraz jest jedną z najważniejszych Rycerz”). Miłość Bruce’a z młodości, a obecnie asystentka prokurai najmądrzejszych postaci w świecie Batmana, która wie wszystko tora w Gotham, która gra dla dobrej drużyny, ale nie ma nic wspólo wszystkich i korzystając ze swych potężnych komputerów monitonego z jakąkolwiek „superdziałalnością”. W filmach sprawdziło się to ruje wydarzenia na całym świecie. Nie ruszając się z domu dowodzi świetnie, ale czy miałoby rację bytu w komiksach? też własną grupą superbohaterek „Birds of Prey”, które wypełniają I tyle. Mógłbym spokojnie wymienić jeszcze drugą, a nawet trzewyznaczone przez nią misje i robią to we własnym, comiesięcznym cią dziesiątkę, ale jak już wspomniałem, miejsca niet. A te panie dają komiksie. Powstał zresztą na jego motywach serial telewizyjny z Diną chyba i tak niezły przekrój damskich osobowości, które z różnych poMeyer w roli Oracle. wodów pociąga gość w pelerynie. Może powinienem sobie kupić? TAJEMNICZY MĘŻCZYZNA Batman: początek, fot. Galapagos BRUCE WAYNE Kamil Śmiałkowski / www.slowem.pl 18 Miasto Kobiet 2008 {kuchnia} O POMYŚLE NA NOWĄ RESTAURACJĘ, MIĘDZYNARODOWYCH SMAKACH I BIBLIOTECE WIN OPOWIADA MONIKA TURASIEWICZ, SZEFOWA KUCHNI RESTARACJI: FARINA, FARINELLA ORAZ DIVINA DIVINA WSZYSTKO CO NAJLEPSZE siłam się od dawna. Miałam ochotę wykreować miejsce wyjątkowe, wyrafinowane kulinarnie i dające możliwość spróbowania jak największej ilości smaków win. Ostatecznie mój wybór padł na Kazimierz. Uznałam, że ta dzielnica ma w sobie potencjał, który warto wesprzeć. Długo szukałam odpowiedniego miejsca. Zdecydowałam się na ulicę Kupa – niewielki, lecz malowniczy zakątek w pobliżu Synagogi. Cieszy mnie także bliskie sąsiedztwo hotelu Off White Business and Leisure Apartments: pochodzący z różnych stron świata goście z pewnością dostarczą mi wielu ciekawych informacji na temat trendów w międzynarodowej kuchni. Chciałam, aby nazwa „Divina” kojarzyła się zarówno z boską kuchnią, boginią zmysłów, jak i Fariną. To miejsce wyrasta z mojego stylu – życia i gotowania. Wnętrza zaprojektowała dla nas mieszkająca na co dzień w Niemczech Adrianna Koziewicz, jednak ostateczne decyzje podejmowałam sama. Istniejące wcześniej w tym miejscu pomieszczenia postanowiliśmy poszerzyć o dodatkową przestrzeń. Zyskaliśmy dzięki temu restaurację wielopoziomową, która już wkrótce poszerzona zostanie o VIP-room i letni ogórek. Kuchnia w Divinie jest całkowicie autorska – międzynarodowa, z mocnymi akcentami azjatyckimi. Nie ograniczam się do żadnego regionu, kieruję się jedynie tym, co chcieliby zjeść u mnie przyjaciele i znajomi. Podawane będą przekąski do wina – hummus, sery, oliwki, ostrygi, grecka pasta z fety i chili; także pieczywo, które sami wypiekamy: chlebki, bułeczki, pitty, grissini. W karcie znajdzie się m.in. carpaccio wołowe z gruszką, bliny z kawiorem i kwaśną śmietaną, podawane z karafką zmrożonej wódki, zupa grzybowa z truflowymi ciasteczkami, tajska zupa tom ka gai z chińskimi pierożkami, pikantna zupa rybna z szafranem. Planujemy dużo sałat, które w karcie podzielone będą na męskie i kobiece. Obok past – tajskich, włoskich – fot. Kamil Zacharski DIVINA Kuchnia i Bar to pomysł, z którym no- tekst promocyjny DIVINA, ul. Kupa 6 znajdzie się też jagnięcina, zielone curry z krewetkami, pikantne żeberka z anyżem, stek z tuńczyka z wasabi, łosoś z chrzanem i buraczkami. Oczywiście podawać będziemy też śniadania oraz lunche. Osobnym rozdziałem w Divinie są wina. W karcie przewidujemy trzysta apelacji, także duży wybór grappy i szampanów. Również sama karta zapowiada się interesująco – i myślę że bardzo oryginalnie. Nie ograniczamy się do samego wymienienia dostępnych alkoholi; to prawdziwa książka o winach, regionach uprawy winorośli i winiarzach, którą przejrzeć i poczytać będzie można, czekając na posiłek. Choć trwają prace nad budową biblioteki win, którą goście będą mogli zwiedzać w towarzystwie naszego sommeliera, to miejsce nie ma być winiarnią: przy barze zamówić będzie można także świetnie drinki. Już teraz cieszę się na spotkanie z Państwem w mojej nowej kuchni. www.miastokobiet.pl 19 Imprezowa { miasto} jesień esień to czas, kiedy miejsce turystów zajmują powracający do szkół uczniowie i studenci. Aby choć trochę osłodzić im ten trudny moment w roku, prezentujemy kilka imprez, na których każdy student (i nie tylko) być powinien. J Na rozruch proponujemy festiwal Sacrum-Profanum (14 – 21 września). Tym razem jest to impreza o tyle istotna, że zagrają na niej protoplaści muzyki elektronicznej, ojcowie ambientu, elektropopu, rave’u, a nawet house’u – niemiecki zespół Kraftwerk. Grupa zagra trzy koncerty 19, 20 i 21 września, w hali ocynowni chemicznej dawnej Huty im. T. Sendzimira (ArcelorMittal Poland), mogącej pomieścić 10 tysięcy widzów. [start: g. 21, bilety: od 40 zł do 150 zł, MySpace zespołu: www.myspace.com/kraftwerk] Jednak nie tylko zwolennicy mniej lub bardziej tanecznej elektroniki użyją sobie w Krakowie. Już 29 września w klubie Studio (ul. Budryka 4) usłyszymy Masta Killa – legendarnego członka grupy Wu Tang Clan. Razem z nim zaprezentują się Afu-Ra (GangStar Fundation) oraz PF Cuttin (Blahzay Blahzay). Amerykanie przedstawią blisko trzygodzinne show (!). W ramach trasy Lifeforce World Tour WuTangClan realizowany jest specjalny materiał, który dostępny będzie w limitowanej edycji CD. [start: g. 21, bilety: 29zł przedsprzedaż/ 35zł w dniu koncertu, MySpace artysty: www.myspace.com/mastakilla] Na tym nie koniec wizyt pionierów muzycznych w Krakowie. Już 11 października w klubie Pauza przy ul. Floriańskiej 18 zagra duet Coldcut – założyciele 20 Miasto Kobiet 2008 kultowej wytwórni Ninja Tune. Zaprezentują swój projekt „Journeys by VJ”, łączący muzykę z obrazem. Wspomogą ich Raj Pannu oraz MC Juice Aleem. Pokochani na warszawskim Free Form Festival, teraz dadzą czadu pod Wawelem. [start: g. 21, MySpace zespołu: www.myspace.com/coldcut] A tydzień później, 18 października, w klubie Studio wystąpi jeden z ciekawszych projektów muzyki synth i electropopowej – Ladytron. To w ramach polskiej części trasy koncertowej promującej album „Velocifero”. Przygotujcie się na potężną dawkę syntetycznych i tanecznych brzmień. [start: g. 21, bilety: 65zł – do 30 września, 75 zł – do 1 października, 85 zł – w dniu koncertu, MySpace zespołu: www.myspace.com/ladytron] Benga, Skream, Boxcutter, Pinch. Od subbasu tych prominentnych przedstawicieli dubstepu zadrżą 25 października ściany klubu Pauza, w którym odbędzie się kolejna edycja Unsound Festival (17-27 października) – największego w Krakowie i jednego z najlepszych w Polsce festiwali awangardowej, eksperymentalnej muzyki elektronicznej i nowych brzmień. Poza znakomitymi koncertami, widzów czekają jeszcze prelekcje, warsztaty, pokazy filmów i wernisaże. [start: g. 17, bilety: 20zł, MySpace festiwalu: www.myspace.com/unsoundfestival] Przez całą jesień wytchnienie i dystans do rzeczywistości po intensywnych weekendach złapiecie podczas imprez Must be Monday, czyli chilloutowoambientowych poniedziałków w klubie Błędne Koło. DJ’e zadbają, by początek tygodnia był nieco bardziej łagodny niż zwykle. [start: 21.30, wstęp wolny] I jeszcze coś dla miłośników łączenia poezji ze śpiewem. Między 13 a 19 października odbędzie się już po raz 44. Studencki Festiwal Piosenki, organizowany przez Stowarzyszenie Kultury Akademickiej Instytut Sztuki. Będzie to okazja do wysłuchania debiutantów, utalentowanych wokalistów i zaproszonych zespołów. Kaśka Paluch {miasto } Reebok w stylu OLDSKUL MK Fever, fot. org. Pamiętacie lata osiemdziesiąte? Obcisłe getry, szał na fitness i kasety z Jane Fondą pokazującą, jak ćwiczyć w domu aerobic? Tamten klimat próbuje dziś przywrócić Reebok obuwiem Freestyle – pierwszymi sportowymi butami zaprojektowanymi specjalnie z myślą o kobietach. Ponad dwadzieścia lat temu zrewolucjonizowały one styl ubierania się Amerykanek, a potem trafiły także do nas. Z tą tylko różnicą, że teraz o „reeboki” dużo łatwiej niż za PRL-u. Najnowsza kolekcja butów Freestyle dostępna jest już Polsce w butikach sieci Sizeer. Wielki powrót oldskulowych butów będzie hucznie świętowany. Już 26 września w krakowskim klubie Pauza odbędzie się pierwsza impreza z cyklu SIZEER Party, właśnie w klimacie Reebook Freestyle. Organizatorzy obiecują podróż w czasie do muzycznych klimatów lat 80. Zagrają: DJ Krime, Daniel Drumz i Piękni Chłopcy. DJ-ów wspierać będzie swoim Funky Piano Jim Dunloop. W tym samym czasie w podziemiach Pauzy wystąpi MK Fever, Fluowankaz i Electrocandy. [KS] ..................................................................................................................... Patronem medialnym wydarzenia jest Miasto Kobiet www.miastokobiet.pl 21 { nowe miasto} miejsca Masada Balum Balum restauracja ul. Wiślna 8 ..................................................... Chropawe, malowane w ciepłe barwy tynki, mocno rustykalne meble i belki, rysunki na ścianach… Wszystko to już mieliśmy, i to w nadmiarze. A jednak niewymuszona atmosfera znajdzie zawsze amatorów. To tutaj, a nie w sąsiedniej, schludnej i nieskazitelnej restauracji, jest ciągle tłoczno i gwarno. Otwierają o ósmej, więc dla rannych ptaszków jest to dobre miejsce na tradycyjne śniadanie. Potem, na obiad lub jak kto woli – lunch, może być coś z polsko-włoskiej kuchni o eksperymentalnych zakusach. Menu jest zaskakująco zasobne. Latem mają wzięcie stoliki na dole, ale zimą niechybnie pójdą w górę akcje miejsc na przytulnej antresoli, bo tam cieplej. cafe & club ul. Skawińska 2 ......................................... Po sklepie meblowym, który był tu wcześniej, klub odziedziczył przedziwną, dużą, wysoko sklepioną salę, do której trzeba zejść po stalowych schodach, przywodzących na myśl stare dworce kolejowe. Jest tu estrada z oświetleniem, zdolna pomieścić kilkuosobowy band ze sprzętem, a naprzeciwko, pod rozległą antresolą, tabor czerwonych, skórzanych kanap. Wielki bar w amerykańskim stylu z wysokimi stołkami to wszystko, co mieści się na antresoli. I wystarczy. Lokal aż się prosi o intensywne życie muzyczne, bo ma klimat i warunki. Na razie w środy są tu wieczory salsy, w czwartki jazz, a w weekendy grają DJ-e. Otwarte od 16 do 2. Masada Quchnia Na Czasie Le Scandale Royal b a r r e s t a u r a c j a & c l u b , pl. Szczepański 2 ....................................................................................................... Właściciele lokalu dali się już poznać jako animatorzy ekstrawaganckich imprez tematycznych w swym pierwszym klubie na Kazimierzu. Teraz mają pole do popisu nieporównanie większe, dysponują bowiem obszernym, trzykondygnacyjnym, niebanalnie urządzonym wnętrzem, w którym można zarówno zjeść coś dobrego, usiąść przy oblężonym barze, jak i w spokoju porozmawiać i posłuchać muzyki. Klub ruszył w połowie czerwca, gromadząc licznych celebrities, co skrzętnie odnotowały kroniki towarzyskie sprawiając, że miejsce stało się modne. Quchnia Na Czasie kawiarnia & restauracja ul. Straszewskiego 28 ....................................................................................................... Nie dajmy się zwieść – lokal nie należy do Domu Technika, choć pozory wskazują, że jest inaczej. Kawiarnia imponuje przestrzenią i stylem. Od oświetlenia, przez marmury na ścianach, roślinność i biało obite fotele, aż po egzotyczny parkiet – wszystko tu jest dopieszczone i w dobrym gatunku, a ogromne okna zachęcają, by przy kawie zagapić się na ulicę. Restauracja, do której trzeba zejść po schodach, jest bardziej zwyczajna, a menu tyleż proste co sprawdzone: pierogi domowej roboty, schabowy z kapustą, golonka, tatar z polędwicy… Jeden lokal, dwa klimaty. Ola Przegorzalska 22 Miasto Kobiet 2008 Rezerwat WINYLI Nowe i używane płyty analogowe, ciuchy i gadżety rodem z londyńskich czy nowojorskich ulic można znaleźć w nowym sklepie Anna Kwiatek i Jakub Ignaczak, fot. Maciek Cioch Rezerwat Winyli na krakowskim Kazimierzu. To zagłębie dobrej muzyki zarówno dla profesjonalistów i pasjonatów jak i zwykłych poszukiwaczy oldskulu. Pomysł na sklep zrodził się z miłości do płyt. – Podczas pobytu w Londynie często chodziłem do takich sklepów, których tam są dziesiątki. – mówi Jakub Ignaczak, pomysłodawca sklepu. – Każda taka wizyta była dla mnie wielkim przeżyciem. To była radość, ekscytacja, zastrzyk adrenaliny – dziwna mieszanka uczuć, znana wszystkim miłośnikom winyli. Kiedy postanowiłem wrócić do kraju, wiedziałem, że po to, by stworzyć tutaj takie miejsce. W Rezerwacie każdy znajdzie coś dla siebie. Każdy też będzie mógł spróbować swoich sił przy adapterze. Wkrótce będą tu serwowane również napoje i przekąski, tak by buszujący w krążkach fani muzyki mogli się w przerwie pożywić. [KS] Kraków przyjazny MALUCHOM Z początkiem września ruszyła w Krakowie akcja „Miejsce Przyjazne Maluchom”. Już po raz trzeci organizatorzy kampanii – agencja PR Inspiration i „Gazeta Wyborcza” – poszukują w Krakowie restauracji, urzędów, sklepów i instytucji kulturalnych, gdzie mile widziani są rodzice z dziećmi. – Dwie poprzednie edycje akcji zaowocowały wytypowaniem i oznakowaniem naklejką z logo sześćdziesięciu czterech miejsc w mieście, które przygotowane są na wizytę rodziców z maluchami – mówi Karina Grygierek, pomysłodawczyni akcji. – Nadal jednak w wielu urzędach, bankach czy sklepach brakuje kącików do zabawy, podjazdów dla wózków czy przewijaków w łazienkach. Oczywiście są i pozytywne przykłady, jak chociażby sklep Ikea, Kino pod Baranami czy puby Rooster, gdzie na dzieciaki czekają nie tylko kredki, ale także specjalne menu, wysokie krzesełka i program artystyczny. To jednak ciągle mało. A przecież posiadanie dziecka nie musi wiązać się z izolacją. Także dla rozwoju dzieci uczestnictwo w życiu społecznym jest rozwijające. – Dziecko uczy się świata, staje się samodzielne i bardziej komunikatywne – mówi Magdalena Krupa, psycholog. Akcja potrwa do końca miesiąca. Kandydaci do tytułu „Miejsca Przyjaznego Maluchom” mogą zgłaszać się na adres: [email protected] [KS] www.miastokobiet.pl 23 Perła Karaibów, roztańczona, zmysłowa… dla jednych „gorąca jak wulkan”, rozbrzmiewająca dźwiękami znanymi z Buena Vista Social Club, przez innych kojarzona z reżimem Fidela Castro i Che Guevarą. Bardzo zmienna. Chyba żaden z tropikalnych rajów nie budzi takich emocji jak Kuba. Ta położona w Zatoce Meksykańskiej wyspa, która była pierwszym lądem Nowego Świata napotkanym przez Krzysztofa Kolumba, z uwagi na uwarunkowania społeczno-polityczne pozostaje nieodkryta do dziś. Tajemnicza kraina cygar i Mojito przyciąga jak magnes, a wycieczka na nią może być tym bardziej kusząca, że Kuba dla każdego przybysza odkrywa nieco inne oblicze. Kubańczycy są gościnni i otwarci, szczęśliwi wbrew wszystkim współczującym tego świata. Ich legendarna gościnność sprawia, że nie boimy się odkrywać wyspiarskich tajemnic. Skansen socjalizmu? Stolica światowego hazardu lat 30? Budzący u Polaków raczej jednoznacznie negatywne skojarzenia socjalizm nijak nie przystaje do stereotypowego wyobrażenia na temat tropikalnej wyspy, błękitnych lagun i palm chylących się ku białym piaskom. Jeśli dodamy do tego złożoną mieszankę etniczną – obecna ludność Kuby to potomkowie hiszpańskich najeźdźców, afrykańskich niewolników oraz Amerykanów przybyłych tutaj na początku minionego wieku – powstanie połączenie nad wyraz egzotyczne! Być może dotarliśmy właśnie do sedna sprawy. To magia, której należy doświadczyć. Należy poczuć ją na własnej skórze, zamiast próbować ją zrozumieć. Kuba oferuje turystom różnorodność na wielu płaszczyznach. Odzwierciedla ją również kubańska kuchnia, która jest odbiciem kultur kulinarnych trzech kontynentów. Choć oparta w głównej mierze na smakach kojarzonych z kuchnią hiszpańską, można w niej także znaleźć wiele naleciałości kuchni północno-afrykańskiej, a także karaibskiej. Szeroko używany jest kumin i cynamon. Do wielu dań dodaje się kokosu czy trawy cytrynowej, składników używanych zarówno w Afryce, jak i Ameryce Południowej. Warto skosztować kubańskich smaków jeszcze zanim urlopowe szaleństwo zawiedzie nas wprost do Hawany! Jest takie miejsce na krakowskim Kazimierzu, z którego rozciąga się piękny widok na Perłę Karaibów. Restauracja Buenavista (tłum. piękny widok) to jedyny kubański resto-bar w tej części kraju. Klimat Hawany nietkniętej reżimem Castro i zmysłowość w sferze przywiezionych z Kuby zdjęć i obrazów, wszechobecnych dźwięków salsy, ale przede wszystkim w SMAKU! Można tu spróbować wyśmienitej zupy kokosowej z krewetkami, typowej kubańskiej „Ropa Vieja” czy „Ceviche”, a także zamówić wyśmienite Mojito w jednym z 10 oferowanych smaków. Najlepiej rozsmakowując się w Kubie sprawdzić kartę od początku do końca. Justyna Dziegieć Kraków - Kazimierz, r ó g u l i c y J ó z e f a i E s t e r y rezerwacja: 0668 035 000, [email protected] www.buenavista.krakow.pl tekst promocyjny Kraina cygar i Mojito WESELE w Weselu P ierwsze skojarzenia, jakie budzi nazwa „Wesele”, związane są z utworem S. Wyspiańskiego. Wystrój restauracji nawiązuje więc częściowo do tradycji krakowskich zaślubin. Na ścianach wymalowane są wieńce kwiatów, w oknach wiszą tradycyjne zazdrostki, a w balustradach koronki z czerwonymi kokardami, sznury czerwonych korali, jak również motywy pawich piór. Na przytulnej antresoli goście mogą zasiąść w lożach z pięknie haftowanymi poduchami i podziwiać widok na krakowski Rynek. Wystrój choć folkowy, ale jasny, prawie świetlisty, sprawia, iż wchodząc do „Wesela”, od razu czujemy się dobrze. tekst promocyjny Restauracja rodzinna Właściciele restauracji chcieliby, aby jej nazwa tak zakorzeniona w polskiej tradycji, kojarzyła się także po prostu z weseleniem się, radosnym biesiadowaniem. I rzeczywiście się tak kojarzy „Wesele” ma bowiem niezywkle przyjazną atmosferę, a w blasku tlących się wieczorem świec nabiera szczególnego uroku. Jest to miejsce doskonałe (jak sama nazwa wskazuje) na organizację weselnych przyjęć w niemalże bajkowej scenerii i oczywiście w towarzystwie wyśmienitych Co w menu? specjałów kuchni. Restauracja "WESELE"- NOWA RESTAURACJA NA RYNKU „Wesele” należy do właścicieli respełnia prawie każde kulinarne GŁOWNYM, ZARÓWNO W WYSTROJU WNĘTRZ JAK stauracji „Miód Malina” na życzenie narzeczonych i przygoI W MENU TO KWINTESENCJA KRAKOWSKIEJ TRAGrodzkiej, miejsca, które krakotowuje indywidualne menu wianie zdążyli już poznać i poluzgodne z sugestiami gości na DYCJI KULINARNEJ. TRADYCJA TUTAJ ŁACZONA bić. Lokale łączy też jeden szef każde weselne przyjęcie. W takim JEST Z INWENCJĄ I ORYGINALNYMI POMYSŁAMI. kuchni. O klasie serwowanych menu często znaleźć można poW SAMYM SERCU KRAKOWA, W PRZYTULNYCH w „Miód Malinie” dań najlepiej zycje niestandardowe, frykasy wyWNĘTRZACH MOŻEMY NARESZCIE ODKRYWAĆ świadczy fakt, że tym roku wymagające kunsztu i wprawy, KRAKOWSKIE DELICJE I SPECJAŁY. różniono ją rekomendacją słynktórych nie można spotkać w conego przewodnika Michelin. dziennnej karcie menu. Szef „Wesele” oferuje kuchnię polską, ale zdziwi się ten, kto myśli, że znajkuchni sięga bowiem często do zapomnianych przepisów, z których dzie tu jedynie polską klasykę. Dania choć zaczerpnięte są z polskiej rodzą się zaczarowane dania warte grzechu. Na przyjęcie weselne retradycji, charakteryzują się oryginalnym sposobem podania. To kuchstauracja oferuje kilka szczególnych miejsc: uroczą, romantyczną annia tworzona z gracją i fantazją. Wykonanie i wykończenie dań płattresolę na uroczysty obiad w gronie najbliższych lub eleganckie, bardziej kami róży i innymi kwiatowymi dekoracjami czyni z nich niezwykle wytworne sale na I piętrze z roztaczającym się widokiem na krakowski lekkie i finezyjne kompozycje. Rynek i koścół św. Wojciecha. Istnieje też możliwość rezerwacji całej Z menu na pewno warto spróbować rodzimego jesiennego specjału: restauracji, która mieści ok. 170 osób, co daje możliwość organizacji borowików smażonych na maśle ze śmietaną podanych na francuskim stosownej oprawy muzycznej. Wspaniała oprawa w postaci dekoracji cieście oraz carpaccio z sarniny, z malinami, kaparami i parmezanem. kwiatowych i świec sprawi, że uroczystość z pewnością na długo zaZ dań głównych natomiast uwagę zwracają pozycje z finezyjnymi dopadnie w pamięci gości. datkami, jak comber z sarny na sosie piernikowym z czerwonego wina Restauracja dla biznesu i miodu z mandarynkami oraz tournedos z polędwicy wołowej na sosie Restauracja jest rownież doskonałym miejscem dla spotkań i kolacji bizz wiśniówki z soczystymi wiśniami, czy też – szczególnie polecana przez nesowych. Szczególnie atrakcyjne na tego typu spotkania są sale na właścicieli – pierś z gęsi z sosem z prażonych w miodzie i winie gruszek, pierwszym piętrze, w których zachowały się imponujące XIV-wieczne jabłuszkami rajskimi i żurawiną. drewniane stropy wymalowane w motywy kwiatowe oraz odkryte niedawno piękne fragmenty zabytkowych fresków. Pomieszczenia z piękWszystko wskazuje na to, że pojawiło się w Krakowie nowe miejsce, nym widokiem na płytę Rynku Głównego, mają niepowtarzalny gdzie chętnie „weselić się” przy pysznych daniach i przy rozmaitych krakowski klimat, a można tu swobodnie organizować zamknięte przyokazjach będą zarówno obcokrajowcy, tłumnie odwiedzający wciąż jęcia, przyjęcia integracyjne dla pracowników firm, szkolenia a nawet nasze miasto, jak i krakowianie, których zadowolić pragnie restaurakonferencje prasowe. Obsługa zas zadba o dyskrecję oraz by każdy z cja WESELE. Tym bardziej, że ceny dań, mimo lokalizacji w samym gości czuł się komfortowo i nieskrępowanie, co jest szczególnie ważne Rynku Głównym, są tu naprawdę przystępne. przy goszczeniu gości biznesowych. Dużo uwagi poświęcono karcie win liczącej niemalże 50 etykiet, koneserzy i znawcy win znajdą więc tutaj Restauracja „Wesele” odpowiedni do swych preferencji trunek, który powinien zadowolić najRynek Główny 10 bardziej wymagających gości. tel. 012 422 74 60, [email protected] www.weselerestauracja.pl { felieton} K czyli GŁÓWNY OBSRYWAJĄCY ŁĄCZNIK BOMBARDUJĄCY to jeszcze kojarzy Lajkonika? Tak, tego śmiesznego faceta, który myśli, że jest koniem. No, paluszek w górę. Nikt? I nic dziwnego, z moralnego punktu widzenia gość jest co najmniej podejrzany, genetycznie dwuznaczny i społecznie niepotrzebny, a politycznie – niepoprawny. Nie dla Lajkonika przyjeżdża się do Krakowa, wystarczy pooglądać reklamy telewizyjne. Tu wszak wiadomo, co było, jest i będzie najważniejsze. No, oprócz smoka wawelskiego. I pewnego punktu z zapiekankami na Kazimierzu. O specyfice z natury swej czysto krakowskiej głośno się nie mówi, choć wszyscy o niej wiedzą, wszyscy ją widzą, słyszą i… czują. I niemal wszyscy bezskutecznie próbują sprać z siebie jej efekty przynajmniej raz w tygodniu. Teraz, dzięki niemal boskiemu natchnieniu i fantastycznej kreatywności pewnego trio, będzie można również usiąść sobie przy niej i pomedytować. O życiu, przemijaniu i przemianie materii. A wszystko to na Rynku, obok powstającego właśnie kolejnego pomnika. I to jakiego! Głowa Mitoraja przy nim zblednie, w proch i pył się rozsypie, spadnie sprzedaż prezerwatyw i ogólnoświatowy przyrost naturalny, bo turyści przestaną w niej nocą kopulować. Adasiek całkiem już zzielenieje z zazdrości i odpadnie z cokołu, przygważdżając bogu ducha winnego sprzedawcę piszczących strusi. A wszystko dlatego, że odtąd wszyscy będziemy umawiać się obok pomnika trzech gołąbków. Między zrywającym się do lotu, skubiącym ziarno i tym trzecim, pewnie… srającym. Pod obstrzałem ptasich gówien możemy uczcić trzech wspaniałych, którym zawdzięczamy ów pomnik – pomysłodawcę, rzeźbiarza i architekta miasta. Owacje na stojąco dla naszych panów! Coś mi się kołacze w głowie, że kobieta po prostu nie wpadłaby na tak genialny koncept. Wszak moja delikatna, wrażliwa, kobieca natura każe mi głaskać kotki, drapać za uchem pieski, karmić nad Wisłą kaczki (mimo wszystko) i wzdychać z rozmarzeniem na widok mewich skrzydeł na tle hotelu Forum i zachodzącego słońca, ale jak widzę gołębia... Mam psa. Od niedawna. W pewnej krakowskiej szkole psiej tresury zapytałam, czy wśród elementów kursu psa-towarzysza jest wzmacnianie agresji do gołębi. Nie było. Nie szkodzi. Poradziłam sobie sama. Teraz piesek ostro reaguje na „gołąb!”, a na spacerze… Ach, te spacery, kiedy wokół pierze wiruje, a krew chodnikami spływa. Bo poza tym piesek spokojny, radosny i do zabawy skory. Czego nam, mieszkańcom Krakowa, właśnie najbardziej brakuje! Frustracja? Depresja? Stres? Przemoc w szkole i rodzinie? A tu lekarstwo jest tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Dosłownie. Gołąb żre, gzi się i sra gdzie popadnie, więc nowa krakowska psychoterapia – jeden gołąbek dziennie na sumieniu. Od razu wszystko staje się prostsze. A potem szlakiem ptasich gówien obejdziemy sobie cały Kraków, 26 Miasto Kobiet 2008 aż spotkamy się pod rzeczonym pomnikiem Obsrańca, gdzie urządzimy sobie radosną, wyzwalającą ceremonię. Wszak uczczenie gołębia zobowiązuje. Przed laty wcisnęliśmy mu w dziób gałązkę oliwną, przemalowaliśmy na białą synogarlicę, nawet skapnęło mu co nieco od trójcy świętej. A gołąbek pokoju? A ten, co nad weselnym stołem skazańców trzyma w dziobie obrączkę? Toż to bogactwo znaczeń, skarbnica kultury narodowej! Nasz krakowski gołąb jest skromny, z dzioba nic mu nie sterczy, poza tym ufny i życzliwy ludziom, szczególnie tym, co go karmią pod tablicą z napisem „nie dokarmiać ptaków”. Docenia takie gesty odwagi społecznej. Gołąbek krakowski niejedno ma imię. Na drugie mu pocztowy. Ten, jak powszechnie wiadomo, niezawodny jest i profesjonalny. Jeden taki przyniósł mi niedawno prezent urodzinowy. Spóźnił się co prawda, ale tylko trzy tygodnie, zapewne z powodu lekkich zawirowań meteorologicznych, a może to raczej kwestia samego prezentu? Jak wylatywał z innego miasta, prezent zawierał procenty w szklanym opakowaniu. Jak doleciał po dwudziestu jeden dniach, w środku pozostał jedynie nikły zapach. Po szklanym opakowaniu, nie licząc samej szyjki w pięknym zielonym kolorze, ani śladu. Ach, te gołębie. Wypiją, nasrają i jeszcze się wyprą. Ale nie bądźmy małostkowi. Kultura narodowa swoją drogą, a ochrona dóbr lokalnych swoją. Gołębie własne w Krakowie mamy, procenty również, możemy więc spokojnie usiąść na Rynku pod nowym pomnikiem, szklane opakowanie ukryć w papierowej torbie i zanucić: „Brudne kupy spadają na Rynek/ dookoła pierza jest w bród/ po królewsku się gzi gołąb szary/ a miejscowi czekają na cud/ Nie przynoście nam gołębi do Krakowa/ chociaż tak lubicie wracać do symboli/ bo się zaraz tutaj zjawi/ sokół krasny i rozprawi/ z tym gołębim gównem, które aż naprawdę boli”. Oko za oko, ząb za ząb, ŁAJNO ZA ŁAJNO ......................................................................... Karolina Macios jest autorką książki „Wszyscy mężczyźni mojego kota” (wyd. Znak) rys. eliza luty Karolina Macios, fot. Anna Ciupryk KAROLINA MACIOS GOŁĄB {biznes} Po pomoc do UNII PROWADZISZ DZIAŁALNOŚĆ GOSPODARCZĄ? CHCESZ JĄ ROZPOCZĄĆ? A MOŻE CHCIAŁABYŚ UCZESTNICZYĆ W BEZPŁATNYM SZKOLENIU LUB SKORZYSTAĆ Z PORADNICTWA ZAWODOWEGO? SIĘGNIJ PO POMOC Z FUNDUSZY UNIJNYCH! T o prawda, tematyka unijnych funduszy jest dość skomplikowana, a dokumenty unijne najeżone wręcz terminami niezrozumiałymi dla laika. Wiele osób to odstrasza. A jednak warto szukać informacji na ten temat. W latach 2007-2013 trafi do Polski z funduszy Unii Europejskiej ponad 67 mld euro! Kobiety na rynku pracy i w biznesie są grupą, która może starać się o spory kawałek tego gigantycznego „tortu”. Środki z Funduszy Strukturalnych przeznaczone dla Polski w latach 2007-13 zostały rozdzielone na tzw. Programy Operacyjne (PO). Coś dla kobiet Kobiety mogą uzyskać wsparcie przede wszystkim w ramach PO Kapitał Ludzki. UE nie tworzy wprawdzie programów, które byłyby skierowane wyłącznie do kobiet, odrzucając innych możliwych beneficjentów. Byłoby to sprzeczne z zakazem dyskryminacji. Kobiety korzystają z wielu unijnych programów szkoleniowych, doradczych czy wspierających zatrudnienie, ponieważ należą do określonych grup docelowych (są np. bezrobotne, są przedsiębiorcami, prowadzą lub planują otworzyć działalność gospodarczą). Możliwe są jednak projekty zakładające pozytywną dyskryminację w celu zmniejszenia nierówności w dostępie do określonych dóbr i usług. Pomoc, którą UE oferuje kobietom, to wsparcie dla powracających do pracy po urlopach macierzyńskich (głównie szkolenia i doradztwo), a także środki finansowe na rozpoczęcie działalności gospodarczej. Szkolenia W województwie małopolskim kobiety, które chcą powrócić na rynek pracy po urlopie macierzyńskim, będą mogły skorzystać z poradnictwa zawodowego, szkoleń, staży, albo znaleźć pracę na subsydiowanym miejscu pracy. Są to działania finansowane w ramach komponentu regionalnego PO Kapitał Ludzki „Wsparcie osób pozostających bez zatrudnienia na regionalnym rynku pracy” (Działanie 6.1.1). Już pod koniec tego roku będą realizowane szkolenia całkowicie bezpłatne dla uczestników. Jedynym warunkiem jest, by w dniu zapisania się do projektu nie byli oni nigdzie zatrudnieni. Szkolić będą profesjonalne firmy i instytucje, które w 2008 roku zgłosiły projekty szkoleń do Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Krakowie i zostały wybrane (wygrały konkurs). Osoby zainteresowane szkoleniami powinny szukać informacji na stronie www.inwestycjawkadry.info.pl. Tam każdy, kto organizuje szkolenia dofinansowane z PO KL, umieszcza informacje o planowanej rekrutacji, kryteriach doboru na szkolenia, terminie oraz miejscu zajęć. Gdy chcesz otworzyć biznes Kobiety będą mogły się także starać o unijne środki na rozpoczęcie działalności gospodarczej. Podczas rekrutacji do Działania 6.2 PO Kapitał Ludzki – „Wsparcie oraz promocja przedsiębiorczości i samozatrudnienia” kobiety będą grupą preferowaną. Można będzie uzyskać do 40 tys. złotych (plus 15 proc. wkładu własnego). Projekty poprowadzą instytucje wybrane przez Wojewódzki Urząd Pracy (tzw. „operatorzy”). Ich lista zostanie opublikowana na stronie internetowej Urzędu (www.wup-krakow.pl) pod koniec września. Termin rozpoczęcia rekrutacji dla osób, które chciałyby rozpocząć działalność gospodarczą, to grudzień 2008 – styczeń 2009. Aby skorzystać z finansowania nie wolno mieć w okresie minionych 12 miesięcy zarejestrowanej działalności gospodarczej. Wszystkie osoby zakwalifikowane do projektu odbędą szkolenia z zakresu podstaw, potrzebnych do założenia działalności gospodarczej (po analizie potrzeb szkoleniowych każdego uczestnika) i mogą liczyć na doradztwo związane z napisaniem biznesplanu. Następnie poszczególne biznesplany zostaną ocenione, a najlepsze uzyskają dofinansowanie. Można będzie się także starać o tzw. wsparcie pomostowe na sześć lub w wyjątkowych przypadkach dwanaście miesięcy. Może to być wsparcie szkoleniowo-doradcze (aby lepiej wykorzystać dotację) lub kapitałowe (800 zł miesięcznie na wydatki bieżące, np. opłaty ZUS, US, reklamę). Gdy prowadzisz firmę Szansą dla kobiet, które mają już zarejestrowaną działalność gospodarczą, są dofinansowania w ramach Małopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego (schemat A działania 2.1.– „Bezpośrednie wsparcie sektora MŚP”). Nabór prowadzony jest przez Małopolskie Centrum Przedsiębiorczości (www.mcp.malopolska.pl). Finansowane bę- dą projekty przyczyniające się do modernizacji i poprawy konkurencyjności firmy. Pieniądze można więc dostać, jeśli np. planuje się unowocześnienie produkcji lub wyposażenia, zmianę sposobu świadczenia usług, rozbudowę lub nabycie przedsiębiorstwa. Przy naborach wniosków MCP stosuje podział przedsiębiorstw na trzy kategorie. Mikroprzedsiębiorstwa (mniej niż 10 pracowników, roczny obrót lub bilans roczny do 2 mln euro) mogą otrzymać dofinansowanie od 20 do 200 tys zł (do 45 proc. wydatków kwalifikowanych w projekcie). Małe przedsiębiorstwa (mniej niż 50 pracowników, roczny obrót lub bilans roczny do 10 mln euro) mogą otrzymać od 100 tys do 1 mln zł (do 45 proc. wydatków kwalifikowanych w projekcie). Przedsiębiorstwa średnie (mniej niż 250 pracowników, roczny obrót do 50 mln euro lub bilans roczny do 43 mln euro) mogą liczyć na dotację w granicach od 200 tys. zł do 2 mln zł (do 35 proc. wydatków kwalifikowanych w projekcie). Wymagany wkład własny wynosi od 55 do 60 proc. wydatków kwalifikowanych (jako wkład własny może się liczyć także np. kredyt bankowy lub pożyczka). Najbliższy nabór wniosków dla mikroprzedsiębiorstw rozpoczyna się już 18 września i potrwa do 17 października. Kolejne planowane są co rok do 2013 roku, zawsze w III kwartale. Zainteresowanie już dziś jest duże, więc MCP spodziewa się sporej liczby wniosków. Natomiast najbliższy nabór wniosków dla małych przedsiębiorstw odbędzie się w I kwartale 2009 roku (tak samo w kolejnych latach), a dla średnich przedsiębiorstw w II kwartale 2009 roku oraz w II kwartale 2011 roku. Szczegółowy harmonogram naborów na ten rok można znaleźć na stronie internetowej MCP, które udziela też indywidualnych informacji o możliwościach wsparcia w zależności od potrzeb i rodzaju działalności potencjalnego beneficjenta. Kompleksowe informacje dotyczące funduszy unijnych na terenie Małopolski (szkolenia, indywidualne konsultacje) można uzyskać w krakowskim Centrum Informacyjnym Fundusze Europejskie w Małopolsce (FEM) (www.wrotamalopolski.pl/fem). Aleksandra Soboń-Smyk ....................................................................................................... Tekst powstał na podstawie informacji z Centrum Informacyjnego FEM (ul. Wielicka 72, tel. (012) 29 90 740, e-mail: [email protected]) oraz Małopolskiego Centrum Przedsiębiorczości (ul. Kordylewskiego 11, tel. (012) 376 91 00). www.miastokobiet.pl 27 {ksiązki} TARGOWY RYTUAŁ J Powód 6. eszcze jesień nie zaczęła się na dobre, a już rezerwuję sobie październikowy weekend, w kalendarzu maluję na czerwono 23-26 października – 12. Targi Książki w Krakowie. Ktoś ze znajomych zapytał, po co właściwie wybieram się tam już po raz dwunasty. Wzruszyłam ramionami i obdarzyłam go spojrzeniem z ro- dzaju „Co ty wiesz o…” Hm…, ale właściwie dlaczego? Pytanie było całkiem zasadne. Naprawdę znów mam ochotę na przepychanie się w tłumie zwiedzających, narażanie się na śmierć z niedotlenienia w dusznej hali? Może to jakiś pusty rytuał, „nowa, świecka tradycja” bez głębszego znaczenia? Spróbujmy się zastanowić. Jeśli się postaram, zdobędę dedykację autora ulubionej książki. Owszem, pod warunkiem, że będzie to autor niszowy, bo inaczej będę musiała odstać swoje w wężowych splotach kolejki fanów. Raczej nie będę się starać. rys. Agnieszka Kucia Powód 7. Powód 8. Powód 1. Targi Książki są świetną okazją, żeby rozejrzeć się wśród nowości wydawniczych. Na masowej imprezie? Na setkach stoisk targowych? Do tego potrzeba ciszy i spokoju! Powód 2. Mogę upolować tańsze książki bezpośrednio u wydawców. Wolne żarty! Są wydawcy, którzy rzeczywiście oferują atrakcyjne ceny, ale ci wielcy jasno dają do zrozumienia, że nie muszą się podlizywać klientom. Pewne jest, że wydam masę pieniędzy na kilka książek, których wcale nie zamierzałam kupić. Powód 3. Może uda mi się pogawędzić z przedstawicielami ulubionych, Nawet jeśli nie będzie mi się chciało stać w kolejce, mogę się naocznie przekonać, że popularny autor, bożyszcze kobiet i rzekomy subtelny znawca ich natury, nie jest w istocie tak atrakcyjny, jak twierdzą jego wielbicielki. Tak, to jest pokusa. A jeśli ten autor od godziny lub dwóch rozdaje autografy w nie wentylowanym pomieszczeniu i jego spojrzenie błaga o litość, satysfakcja jest pełna. Ale taki autor nie co roku bywa w Krakowie. małych i ambitnych, oficyn wydawniczych. Jeśli będą mieli czas i siły, a od upału i zmęczenia nie zaczną na mnie patrzeć wilkiem. Powód 4. Spotkam znajomych, którzy też co roku tam bywają. Bez przesady! Są lepsze miejsca na spotkania ze znajomymi… Powód 5. Moje dzieci chcą po raz kolejny zapytać ulubionego autora, czy planuje kontynuację przygód wiadomych bohaterów. Nie planuje, pracuje nad czymś zupełnie innym – cierpliwie powtarza to samo od kilku lat wszystkim dzieciom, więc nie wiadomo, czy w tym roku przyjedzie na targi. Imprezy towarzyszące: wieczory autorskie, wykłady, warsztaty, dyskusje, koncerty. Tak, to dobry powód – oferta może być ciekawa. Ale – jeśli się uprzeć – można z niej skorzystać trzymając się z daleka od hali na Centralnej, bo sporo imprez odbywa się „w mieście”. Argumentów znalazłoby się więcej i wszystkie można obalić podobnie łatwo. Zamiast ćwiczyć się w retoryce, może lepiej zadać sobie pytanie, czy powód wizyty na Targach Książki musi być koniecznie racjonalny. Szczerze mówiąc nie wiem, po co w tym roku znów pójdę tłoczyć się w ciasnych przejściach z innymi książkowymi maniakami, ale wiem na pewno, że mam na to wielką ochotę. To uzależnia. 12. Targi w Krakowie, 23-26 października ul. Centralna 41a, www.targi.krakow.pl 28 Miasto Kobiet 2008 Łucja Kucia muza news redaguje Paweł Gzyl { recenzje} Nigel Kennedy Quartet A Very Nice Album Brytyjski skrzypek już dwukrotnie dawał upust swej fascynacji jazzem – najpierw na płycie „Plays Jazz”, a potem „Blue Note Sessions”. Objawił się na nich jako utalentowany interpretator klasyków gatunku. Tym razem artysta poszedł dalej – „A Very Nice Album” pokazuje go bowiem jako kompozytora i improwizatora. Podwójny album zawiera zestaw jazzowych, a momentami wręcz rockowych utworów, skomponowanych przez Kennedy’ego i wykonanych z kwartetem krakowskich muzyków. Efektem jest płyta, która wzbudza sprzeczne uczucia. Kiedy brytyjski skrzypek pozostaje na terytorium improwizowanego jazzu, jest ciekawie, momentami nawet smakowicie. Gdy jednak zapędza się w rockowe regiony, brzmi nieco archaicznie, jakby nagrał swe utwory co najmniej trzy dekady temu. [EMI] The Cisterian Monks Of Stift Heiligenkreuz Chant Music For Paradise Chorał gregoriański zaistniał w pop-kulturze już dwie dekady temu, kiedy Michael Cretu wykorzystał fragmenty mnisich śpiewów w utworze Enigmy. Potem popularność zdobyły formacje wykonujące w konwencji chorału znane przeboje – choćby niemiecki Gregorian czy polski Mystic. W końcu wytwórnia Universal postanowiła wydać płytę z zapisem oryginalnych śpiewów gregoriańskich. W tym celu zorganizowała konkurs, który wygrali cystersi z niemieckiego Zakonu Świętego Krzyża. Nagrany przez nich album stał się bestsellerem. Jest to prawdziwy fenomen, mnisi nie śpiewają bowiem żadnych przeróbek światowych hitów, tylko tradycyjne pieśni religijne. Atmosfera, jaką przy tym tworzą, jest jednak niezwykła – niosąca spokój, dotykająca najgłębszych pokładów naszych emocji. Czyżby to oznaczało odkupienie zazwyczaj degradującej duchowość pop-kultury? [Universal] Scarlett Johansson Anyway I Lay My Head Każda aktorka prędzej czy później chce śpiewać. Mamy tego przykładów pod dostatkiem choćby na naszym małym podwórku. Podobnie jest na Zachodzie. Weźmy taką Scarlett Johansson, najmodniejszą chyba obecnie gwiazdę Hollywood. Wytwórnia Warner, dla której zaśpiewała składankę „Summertime” Gershwina, namówiła ją do nagrania całej płyty. Niestety, lepiej by było dla aktorki, gdyby pozostała przy tej okazjonalnej współpracy. „Anyway I Lay My Head” obnaża bowiem straszną prawdę – Johansson ma fatalne warunki głosowe i w ogóle nie potrafi śpiewać. Coś tam mruczy pod nosem, stylizując się na Nico, ale nawet producenckie zabiegi Davida Siteka z TV On The Radio, nie pomagają zatuszować jej kompletnej porażki. [Warner] ................................. redaguje Łucja Kucia Michel Schneider Marilyn ostatnie seanse Od 46 lat zagadka tragicznej śmierci Marilyn Monroe nieustannie porusza masową wyobraźnię. Michel Schneider, wszechstronnie wykształcony (również w psychoanalizie) francuski pisarz, skupił się na ostatnich latach życia aktorki, ale nie można zarzucić mu pogoni za sensacją. Bardziej interesują go szczególne relacje Marilyn z jej psychoanalitykiem Ralphem Greensonem, który oskarżany był o finansowe powiązania z Hollywood, stosowanie eksperymentów terapeutycznych, wręcz o współudział w morderstwie swojej klientki. Książka nie jest dokumentem, choć świetnie go imituje, nie tracąc przy tym lekkości. (Znak) Daniel Libeskind Przełom: przygody w życiu i architekturze Prywatna i zawodowa autobiografia Daniela Libeskinda, gwiazdy światowej architektury, nie jest absolutną nowością wydawniczą, ale szkoda ją przeoczyć. Dziś trudno uwierzyć, że autor wizjonerskich projektów (m.in. Muzeum Żydowskiego w Berlinie, zabudowy placu po WTC, warszawskiego apartamentowca „Złota 44”) pierwszy swój projekt zrealizował dopiero po pięćdzie- książki news siątce. Ze wspomnień wyłania się barwny obraz rodziny o przeszłości splatającej się z tragiczną historią europejskich Żydów. Autor odsłania kulisy pracy architekta, a nawet zdradza tajemnice swoich artystycznych inspiracji. (Wydawnictwa Naukowo-Techniczne) Stephen Clarke Merde! Chodzi po ludziach Wielbicielom przygód sfrancuziałego Brytyjczyka nie trzeba przypominać, że dotarła do nas już trzecia część tragikomicznych zmagań z merde. Z tym, że teraz jest to merde interkontynentalne, żeby nie powiedzieć – globalne. Paul West za sprawą francuskich przepisów popadł w finansowe tarapaty i przyjmuje tajemnicze zlecenie pracy w USA. Przeciwnicy serii pomstują na kpiny z zasad politycznej poprawności, ale są też tacy, co na własnej skórze doświadczyli wygód i niewygód egzystencji cudzoziemca w Paryżu i zaklinają się, że to wszystko najprawdziwsza prawda. Clarke jest arcymistrzem trafności opisu – trudno temu zaprzeczyć. Ci, którzy są na bakier ze słowem pisanym, mogą się teraz o tym przekonać dzięki wydawnictwom Biblioteki Akustycznej: w formacie mp3 ukazała się właśnie książka Merde! Rok w Paryżu (W.A.B.) www.miastokobiet.pl 29 {e u r o p e j s k i e k l i m a t y } city trendy Wszystkie Agnieszka Kozak smaki Brukseli JEŚLI DO TEJ PORY POSTRZEGALIŚCIE BRUKSELĘ JAKO NAJNUDNIEJSZE MIASTO ŚWIATA, MUSICIE ZMIENIĆ TEN POGLĄD. I NAJLEPIEJ OD RAZU ZAREZERWOWAĆ BILET, BO TO IDEALNY CZAS, ŻEBY ODWIEDZIĆ MIASTO CZEKOLADY, MULI Z FRYTKAMI, ART DECO I NIEZWYKŁEJ SZTUKI Że miasto pełne urzędników z całego świata i przez to jak wielkie biuro? Bzdura – dzięki temu bardziej różnorodne, a urzędnicy po godzinach to bardzo „odjechane” towarzystwo. Że niecharakterystycznie i nie tak kosmopolityczne jak Paryż czy Londyn? Za to mniej nadęte i pretensjonalne, a zapewniające równie wysoki poziom rozrywki. Najbardziej europejskie miasto świata jest – programowo – jednym z najlepiej „ułożonych” pod odwiedzającego. Wygoda i łatwość to tu słowa-klucze – poruszanie się po nim nie sprawia kłopotu, metro nawet w godzinach szczytu nie jest zatłoczone i można w nim swobodnie rozmawiać przez telefon komórkowy, na ulicy można wypożyczyć rower, a Belgowie mówią bez problemu w kilku językach. Generalnie 34 Miasto Kobiet 2008 pustawe ulice zapełniają się tam, gdzie ludziom jest najlepiej. Bo nawet jeśli w pierwszym momencie możemy odnieść wrażenie, że UE odhumanizowała nieco Brukselę, to szybko się od niego uwolnimy – np. pijąc kawę w promieniach słońca na stłoczonych krzesełkach przy placu Saint Gery. Saint Gery to jedno z miejsc, które każdemu przypadnie do gustu: na środku piętrzą się niezwykłe, zabytkowe budowle hal targowych zamienionych w piękny obiekt muzealno – informacyjny. Lecz to, co najważniejsze jest wokoło hal: urocze, różnorodne, kolorowe lub tradycyjnie brunatne knajpki z krzesełkami na zewnątrz, w których można spotkać się z przyjaciółmi, przypadkowymi bywalcami lub posiedzieć w słońcu czy deszczu. Uliczki wokół są zagłębiem niedrogich i bardzo dobrych restauracyjek: chińskich, tajskich, greckich. Dzięki otwarciu Brukseli na obcokrajowców kuchnia lokalna, ze słynnymi mulami w białym winie podawanymi z frytkami (i właściwie... całą resztą też podawaną z frytkami) nie czuje się zagrożona. Co ciekawe, kuchnie egzotyczne w Brukseli – ze względu na „normalne” ich traktowanie, są paradoksalnie bliższe oryginałowi niż te, które znamy z Polski. Jeśli już o jedzeniu mowa, nie sposób nie wspomnieć o tym, że w Brukseli łatwo przytyć. W końcu słynie nie tylko z frytek i frykadelek, lecz również z niezwykłych słodkości i wyrobów cukierniczych – musów i kremów – od Wittamera. Wittamer mieści się przy Plac Sablon, sąsiadując ze swoim największym konkurentem, Marcolinim. Obydwie firmy od lat prześcigają się w produkcji najwymyślniejszych, najwyższej jakości czekoladek i pralinek. Do stałych klientów Marcoliniego należy np. brytyjska rodzina królewska, jednak to u Witta- mera prezydent Bush kupił pamiątkę podczas ostatniej wizyty w Brukseli. Żeby „spalić” belgijską czekoladę polecam szybki spacer, najlepiej... shoppingowy. Można oczywiście kupować belgijskie specjały, można zanurzyć się w korytarzykach sklepów z antykami, czy specjalistycznych, zajmujących się sprzedażą tylko domków dla lalek. Można ponurkować między półkami antykwariatów lub sklepów muzycznych ze znakomitym i kochanym przez Belgów jazzem. Jednak Bruksela to tak naprawdę prawdziwy raj dla miłośników komiksów. Stolica ojczyzny Tin Tina wypełniona jest świadectwami miłości dla rysunkowej sztuki. Nie ma ulicy bez frapującej wlepki z ulubioną komiksową postacią. Centrum miasta wypełniają sklepy z kolorowymi zeszytami. Oczywiście nie tylko. Poszukiwacze Prady czy Armaniego też nie będą rozczarowani. Jednak to, co szczególnie bym poleciła, to sklepiki lokalnych projektantów. I nie mówię tu nawet o Annemie (sic!) Verbeke, lecz o sklepach początkujących designerów. Kto wie – może z któregoś z nich za parę lat wyrośnie nowy szef domu mody Louis Vuitton? Modne, bezpretensjonalne, europejskie miasto czeka. Oferuje atrakcje dwóch kultur (flamandzkiej i belgijskiej) oraz wszystkich innych, wpisanych już na stałe w jej rytm: marokańskiej, portugalskiej, tajskiej czy kongijskiej. Jeśli nie interesuje was blichtr i nie boicie się nowych wyzwań, jedźcie do Brukseli. W krainie nudy znajdźcie to, co ja znalazłam: pulsujące życiem, przyjazne i piękne miasto. A potem usiądźcie na Placu Flagey ze szklanką belgijskiego piwa i po prostu się tym cieszcie. Do Brukseli prosto z Krakowa można polecieć z Brussels Airlines. Szybko i komfortowo. Cena biletu waha się w okolicach 800 zł. www.miastokobiet.pl 35 {o b y c z a j e } Idziemy na ZAKUPY CO ODRÓŻNIA CZŁOWIEKA OD ZWIERZĘCIA? MOŻLIWOŚĆ ROBIENIA ZAKUPÓW. A CZYM RÓŻNI SIĘ KOBIETA OD MĘŻCZYZNY? SPOSOBEM ROBIENIA ZAKUPÓW. KTO CHCIAŁBY OBALIĆ POWYŻSZE TEZY, POWINIEN PRZYJRZEĆ SIĘ NASZEMU GATUNKOWI PODCZAS JEDNEGO Z NAJCZĘSTSZYCH ZAJĘĆ: WYCIECZKI DO SUPERMARKETU Kupuję tylko to, co znam Okazuje się, że istnieją cztery podstawowe typy kobiet konsumentek. Pierwszy typ to kobieta roztropna – na zakupach kieruje się zawsze rozsądkiem, nie daje się ponieść szaleństwu, jest praktyczna i lojalna. Taka jest 32-letnia Patrycja, na co dzień księgowa. – Kupuję głównie rzeczy klasyczne i w dobrym gatunku, takie, które nie zestarzeją się ani nie zniszczą po sezonie. Nie przejmuję się za bardzo modą, żadne trendy nie mają większego wpływu na moje życie. Kupuję zwykle rzeczy firm, które sprawdziłam i wiem już, że są dobre. Drugi typ konsumentek to kobiety pewne siebie i zrównoważone. Korzystają z okazji, ale nie zapominają przy tym o limitach karty kredytowej; mają jasno zdefiniowane potrzeby i oczekiwania. Trzeci typ reprezentowany jest przez kobiety inteligentne i modne – takie, które nigdy nie żałują pieniędzy, jeśli coś wpadnie im w oko, poszukują jednak głównie nowinek, produktów wcześniej sobie nieznanych albo nieobecnych na sklepowych półkach. Mówi Ola, doktorantka: – W tym roku jesienny płaszczyk 36 Miasto Kobiet 2008 kupiłam na początku sierpnia, a botki i kilka swetrów tydzień później. Wiem, że jesień dopiero przed nami, ale z moich obserwacji wynika, że najciekawsze projekty kolekcji pojawiają się zaraz na początku sezonu, więc choć wszyscy wokół mierzą jeszcze bikini, ja rozglądam się za kaloszami. Jest jeszcze czwarty typ konsumentki: kobieta robiąca zakupy impulsywnie, lubiąca przygody. To ona najbardziej narażona jest na zakupoholizm, to jej karta czasem odmawia współpracy przy kasie. Zakupy traktuje jako sposób na poprawę humoru, potrafi kupić kilka sztuk tej samej rzeczy w różnych kolorach. Taka jest Sylwia, która opowiada: – W mojej szafie nawet nie usiłuję zaprowadzić porządku. Wkładam do niej wszystko, co kupuję – czasem nawet bez zdejmowania metek i wyciągania z torby. Robię to trochę z obawy przed mężem, który czasami stara się mnie rozliczyć z tego, co kupiłam. Zdarza się, że wyciągam z szafy coś, o czym nawet nie pamiętałam, że kiedyś kupiłam. Jednak statystycznie rzecz ujmując, to nie Sylwia wydaje najwięcej pieniędzy na swe przyjemności. Robi to trzeci z opisanych typów kobiet – w globalnym rozliczaniu jest to aż 153 mld dol. rocznie. Czwarty typ wydaje 133 mld dol. rocznie, pierwszy – 70 mld dol. Najmniej wydają kobiety należące do drugiego typu – ok. 62 mld dol. rocznie. czasu. Co piąta internautka twierdzi, że uwielbia robić zakupy (21 proc.), a ponad połowa badanych mówi, że je lubi (53 proc.). Rośnie także grupa kobiet kupujących on-line, co wiąże się z coraz większą popularnością sklepów i aukcji internetowych wśród polskich internautów. W 2007 roku o ponad 20 proc. wzrosła liczba internautek, które kiedykolwiek dokonały zakupów za pośrednictwem internetu. W 2006 roku prawie co druga użytkowniczka One wszystkie to lubią No, może prawie wszystkie. Za robieniem zakupów nie przepada jedynie 12 proc. internautek – tak przynajmniej wynika z raportu „Kobieta w sieci” firmy badawczej Gemius SA. Zakupy są dla kobiet przede wszystkim sposobem na przyjemne spęd z e n i e rys. Aurelia Milach K aśka kupuje dużo. Dużo wszystkiego – jedzenia, kosmetyków, ubrań i butów, nawet chemii gospodarczej. – To może brzmieć głupio, ale ja po prostu lubię mieć pewność, że niczego mi nie zabraknie – wyznaje. – Że nie będę musiała w środku nocy wyskakiwać na stację benzynową po chusteczki higieniczne, że w mojej zamrażarce zawsze znajdzie się paczka lodów na pocieszenie. Agnieszka kupuje równie dużo, ale w przeciwieństwie do Kaśki zawsze szuka promocji, przecen i „dobrej” – czyli niskiej – ceny. Ola natomiast lubi eksperymentować: sprawdzać nowe produkty, testować nowości. – Rzecz nie musi być droga, żeby była fajna – uważa. – Jednak z całą pewnością musi być oryginalna i wyróżniać mnie z tłumu. Podejmowanie decyzji zakupowych u każdej z tych kobiet wygląda inaczej, jednak zachowania konsumenckie naszej płci wpisują się w schemat, który udało się opisać psychologom, zatrudnionym przez marketingowe firmy badawcze. Z badania AMP Agency wynika, że kobiety przez całe życie nie zmieniają swoich zachowań konsumenckich i na różnych etapach swojego życia poszukują tych samych produktów. {o b y c z a j e } internetu przyznawała, że kupuje towary w sieci, tymczasem w 2007 roku na takie zakupy zdecydowało się już 61 proc. z nich. W sklepach internetowych kobiety zwykle kupują książki, płyty i filmy (74 proc.), natomiast na aukcjach internetowych odzież i biżuterię (60 proc.). Podczas robienia zakupów kobiety przemierzają w ciągu roku 200 km, spędzają przy tym 109 godzin w przebieralniach i mają władzę przy kasie: kupują aż 80 proc. wszystkich dóbr konsumpcyjnych. Bez poufałości proszę Jednak nie wszystkie aspekty kupowania są równie przyjemne, jak ostateczny, podziwiany w lustrze efekt zakupów. Czego najbardziej nie lubicie w sklepach – to pytanie na internetowych stronach kobiet pojawia się bardzo często. Dziewczyny w różnym wieku, pracujące w najróżniejszych zawodach, panny, mężatki, matki i babcie wymieniają zgodnym chórem: natręctwa sprzedających, brudnych przymierzalni, niekompetentnych porad.... Najnowsze badanie firmy Fizzback dowodzi, że kobiety są znacznie bardziej wymagającymi konsumentami niż mężczyźni. Badanie wykazało, że mężczyźni częściej niż kobiety są zadowoleni z danej usługi, produktu czy z tego, w jaki sposób obsłużono ich w sklepie. Satysfakcja mężczyzn po zrobieniu zakupów była co najmniej o 3 proc. wyższa niż kobiet. Z badania wynika, że mężczyźni zazwyczaj wchodzą do sklepu, wkładają do koszyka potrzebne produkty i wychodzą z poczuciem wykonania „dobrej roboty”. Kobiet natomiast nie satysfakcjonuje sam pobyt w sklepie i zakup niezbędnych produktów. Panie dostrzegają nieodpowiednie zachowanie obsługi, brak pomocy ze strony pracowników sklepu lub niską jakość produktów, dlatego ich oceny różnią się od ocen mężczyzn. Badanie ujawniło, że kobiety najczęściej krytykowały obsługę sklepu za niedostępność (63,7 proc.), nastawienie (16,5 proc.), brak wiedzy (10 proc.), małą wydajność pracy (6,7 proc.) oraz nachalność (3 proc.). – Takie jesteśmy – komentuje wyniki Kasia, miłośniczka zakupów w wersji XXL. – Chcemy być obsłużone dobrze i kompetentnie, bo same również tego właśnie od siebie wymagamy. Sprzedajmy to kobiecie Więcej wymaga, ale i więcej kupuje – potencjał zakupowy kobiet został właściwie oceniony przez specjalistów od marketingu. Tak powstał Gender Marketing, czyli marketing ukierunkowany na płeć, uwzględniający faktyczne różnice pomiędzy kobietą a mężczyzną. Jak sprawić, żeby kobieta w tym a nie innym sklepie zdecydowała się wydać swe pieniądze? Czym przykuć jej uwagę? Jak zachować lojalność? Na badania, dotyczące „okołosprzedażowych” preferencji kobiet, wielkie firmy wydają coraz większe pieniądze. Efekty tych poszukiwań znajdują odzwierciedlenie na różnych płaszczyznach. Kobiety coraz częściej samodzielnie decydują o kupnie i wyborze samochodu – dlatego berlińskie salony Toyoty już wkrótce zmienią wystrój na bardziej w stylu lounge: z wygodnymi kanapami, w pastelowych barwach i przyjemnym oświetleniem. Zupełnie nie przypominające typowych przybytków fastfoodu są (powstające również w Polsce) McCafes – filie McDonald’sa: przecież to kobiety najczęściej kupują kawę i drobne przekąski na mieście i w trakcie zakupów. Na kobiecość stawia również producent elektroniki Philips oraz producent telefonów komórkowych Nokia. Kolekcja tego ostatniego – „L’amour Collection” – okazała się najlepszą, jeśli chodzi o przełożenie kampanii reklamowej na wyniki sprzedaży. Wybredne, poszukujące nowinek, lubiące wybór i dobrą obsługę – kobiety lubią zakupy. Matylda Stanowska www.miastokobiet.pl 37 moda news Laur Elegancji dla Ireny Jarockiej W ostatnią niedzielę września o godz. 18 w Krakowie prawdziwa gratka dla miłośników tradycyjnej elegancji i szyku: w Auditorium Maximum po raz piąty wręczony zostanie Laur Elegancji – na- groda sygnowana marką Vinicio Pajaro, projektanta luksusowych futer. W tym roku wyróżnienie to trafi do damy polskiej piosenki – Ireny Jarockiej. W poprzednich edycjach za styl i grację wyróżnione zostały: Jolanta Kwaśniewska, Hanna Gronkiewicz-Waltz, Grażyna Brodzińska oraz Elżbieta Penderecka. Jak co roku gala połączona będzie z pokazem najnowszej kolekcji ekskluzywnych futer. Będzie to jednoczenie światowa premiera najnowszej kolekcji Vinicio Pajaro, która tydzień później zostanie zapre- 38 Miasto Kobiet 2008 zentowana w Petersburgu, Salonikach, Nowym Jorku, Madrycie Moskwie, Hong Kongu, Mediolanie, Wenecji i Rzymie. [KS] ................................................................................. Miasto Kobiet jest patronem medialnym pokazu Vinicio Pajaro Boutique, Kraków, ul. Grodzka 12, tel. 012 411 24 64 X Targi Lady Popisy mistrzów makijażu i zdobienia paznokci, pokazy bodypaintingu, fitness, masażu i tańca, prezentacja trendów w modzie i wizażu na nadchodzący sezon, a na deser występ chippendalesów – to wszystko już 27 i 28 września w katowickim Spodku. Odbędzie się tam dziesiąta, jubileuszowa edycja Targów Lady – największego wydarzenia branży kosmetycznej w Południowej Polsce. Jesienny targowy weekend w Spodku przebiegać będzie pod hasłem piękna, kolorów i talentów. Udział w targach zapowiedziało ponad sto ekskluzywnych firm z branży kosmetycznej, fitness oraz SPA. www.targilady.pl [KS] ................................................................................. Miasto Kobiet jest patronem medialnym targów Sprostowanie W poprzednim numerze Miasta Kobiet zapomnieliśmy napisać, że zdjęcie na str. 39, z sesji „Wakacje dla aktywnych”, zostało wykonane w Miejscu, przy ul. Zegadłowicza 2. Osoby zainteresowane przepraszamy. {m o d a } 2008 TRENDY Sari Gueron jesien/zima PÓŁ GOTKA, N o i stało się. Jesień nieubłaganie czeka już na progu, a wraz z nią przed większością kobiet pojawia się pytanie – co ja mam na siebie włożyć? Z długiej listy jesienno -zimowych trendów wybraliśmy propozycje w tym sezonie absolutnie „must-have”. Koronki, a także ażury, szyfony, gipiura i wszelkie inne przezroczystości. Pokazali je w tym sezonie niemal wszyscy – Givenchy, Jean Paul Gaultier, Stella McCartney, Prada. Ta ostatnia poświęciła im prawie całą kolekcję, która od razu oceniona została jako jedna z najlepszych w dorobku projektantki. Duże, mięsiste, grubo tkane lub haftowane koronki weszły przede wszystkim na sukienki, pokrywając je od góry do samego dołu. Stylizowane na ludowe wycinanki lub futurystyczne koronkowe wykończenia wślizgują się również na marynarki, płaszcze, koszule, a nawet buty (Roberto Cavalli). Koronkowa kreacja wymaga jednak nie tylko odpowiedniej okazji, ale przede wszystkim idealnie dopasowanej bielizny. Nie ma więc pewności, czy tegoroczne koronki znajdą zrozumienie pań, mieszkających w klimacie raczej chłodnym. Koszula w kratę, spódnica w kratę, kratowane spodnie albo chociaż chusta, motana pod szyją – spośród istniejących ponad czterech i pół tysięcy wzorów szkockich krat będzie w czym wybierać. Najpopularniejszy w tym sezonie tartan pojawił się dosłownie wszędzie: na płaszczach ( Just Cavali), bluzkach i koszulach (Dolce & Gabbana, Ralph Lauren), spodniach (Balmain), spódnicach i sukienkach (DSquared, Charlotte Ronson), a nawet butach i torebkach. Zwykła, kraciasta koszula w stylu country bywa zdobiona złotą lub srebrną nitką, wyposażona w bufki, plisowania i żaboty. Kraciaste kurtki raczej nie wychodzą poza linię bioder, płaszcze podkreślane są zwykle paskiem, choć ich linia wyraźnie nawiązuje do czasów sprzed dwóch dekad, czasami niebezpiecznie blisko flirtując z estetyką „Dynastii”. Poszerzane ramiona, dwurzędowe zapięcia, duże guziki i kołnierze – kratka w tym sezonie zniesie wszystko. Wiejski szyk traktować można jak rozwinięcie westernowo-wiejskiej kraty i szyku spod znaku kowbojek i kapeluszy. Jednak wiejski trend AD 2008 ma też inną, bardziej arystokratyczną twarz. Pomyśl o księżnej Małgo- 40 Miasto Kobiet 2008 Łyżwiarskie buty pojawiły się na wybiegach już ubiegłej wienią się u Guya Laroche’a i Yvesa Saint Laurenta. Najmniej popularny jest delikatny lila-róż, jednak i jego nie brakuje – szczególnie na długich, lejących się sukienkach i bluzkach z ornamentami kwiatów oraz twarzy. Spodnie dzwony i wersja XXL to oczywista kontynuacja tego, co zobaczyliśmy w modzie tej wiosny. Swoją strukturę zmieniły głównie spodnie, i choć obcisłe rurki jeszcze długo cieszyć się będą powodzeniem, na plan pierwszy zdecydowanie wysuwają się spodnie dzwony (rozszerzane poniżej kolan) oraz szwedy (z nogawkami szerokimi już od linii kroku). Ciągle modny pozostaje cały nurt rzeczy dużo za dużych: nadal nosimy ogromne swetry, nadzwyczaj wysokie golfy oraz torebki największe z możliwych. Niech żyje mania wielkości! PÓŁ SZKOTKA zimy – pokazali je m.in. Dior, Chanel, Celine, Fendi i Marc Jacobs. W tym roku te drobno wiązane, wysokie kozaczki, wyglądające jak część profesjonalnego wyposażania łyżwiarek, oglądamy także w kolekcjach Driesa Van Notena i Tod’s. W wersji tańszej łyżwiarki znaleźć można już teraz w Zarze, Top Shopie i Heavy Duty. Warto rozejrzeć się za nimi jak najszybciej; jest duża szansa, że całkowicie wyprą wiktoriańskie trzewiki, saszki oraz botki, tak popularne na sklepowych półkach. Fiolet, oberżyna, cud-malina Odcienie purpury i fioletu to najważniejsze kolory sezonu. Malinowy, lila, cyklamen, wrzos, także szkarłat i odcienie czerwieni – z dużym naciskiem na pomidorowy – będą z nami aż do przyszłej wiosny. Barwę głębokiego bakłażanu mają suknie wieczorowe Lanvin i Zaca Posena, malinowa jest Donna Karan i Giambattista Valli, pomidory czer- w tonie pozostają natomiast akcesoria: bransolety, kolczyki, torebki oraz buty. Celine Sari Gueron rzacie wyjeżdżającej do swej wiejskiej posiadłości, przypomnij sobie miękkość wełny, zmysłowość skóry, zapach futer... Grubo plecione, wełniane i kaszmirowe swetry, kamizelki z naturalnych i sztucznych futer, miękkie szale i rękawiczki sięgające aż do łokci, do tego oficerki – i weekend w mieście zmienia się niepostrzeżenie w komfortowy wypoczynek daleko od cywilizacji (choć z laptopem w designerskiej torbie na kolanach). Gotyk w wersji light czyli odchodzimy od dosłownych, przerysowanych interpretacji na rzecz ironicznych akcentów lub delikatnych cytatów. Czerń, choć nadal jest jej całe mnóstwo, zmienia swe oblicze – jest zdecydowanie mniej diaboliczna i mniej teatralna niż jeszcze dwa sezony wcześniej. Najbardziej oczywistym i najczęściej pojawiającym się motywem trendu są obcisłe skórzane spodnie, które już w ubiegłym sezonie mogliśmy podziwiać w wersji zbliżonej do legginsów. Przetrwały, i w tegorocznych propozycjach pojawiały się masowo na wybiegach u Givenchy, Sari Gueron, Collette Dinnigan, Nicole Miller, Sass&Bide. Pokazują się zwykle w towarzystwie szarych, delikatnie inkrustowanych koronką topów, złotej biżuterii i... całkowicie grzecznych kardiganów, stanowiąc tym samym bardzo interesującą alternatywę stroju casual. Gotyckie A poza tym jak co roku wybiegi proponują sporo rzeczy, których szansa na przyjęcie się na polskich ulicach jest niewielka. Tak stało się np. z lansowanym od kilku sezonów kombinezonem, który najwyraźniej nie przypadł nam do gustu. Wśród propozycji, którym taki los wieszczę w tym sezonie, znajdują się m.in. skórzane spodnie i takież legginsy. Aprobaty może nie doczekać się także geometryczna pelerynka (DSqared, Fendi, Oliver Theyskens dla Niny Ricci) oraz trudny do przekształcenia na warunki „uliczne” trend piórkowo-biżuteryjny. Pod jego znakiem Christopher Bailey skonstruował najnowszą kolekcję Burberry Prorsum, a podobne rozwiązania architektury stroju znaleźć można również u Ann Demeulemeester, Bottegi Venety czy Alberty Ferretti. Choć prezentują się świetnie, do codziennego użytku niemal zawsze wydają się zbyt skomplikowane. Nie warto jednak żałować – w tym sezonie, choć żaden z trendów nie wybija się szczególnie mocno na plan pierwszy, modne pozostaje prawie wszystko. Matylda Stanowska www.miastokobiet.pl 41 jesienny MIX fot. Marcin Urban 44 Miasto Kobiet 2008 golf, tunika, torba – Fabryka Artystów & Sandwich; spódnica i bransoletka – Morgan; bransoletka – Clare Boutique WZORY ROŚLINNE, DZIANINA ORAZ WIELKA BIŻUTERIA (IM WIĘKSZA TYM LEPSZA, DOZWOLONA W KAŻDEJ ILOŚCI) BĘDĄ MOCNO WIDOCZNE W TYM SEZONIE. TURBAN PRZEŁAMUJE MONOCHROMATYCZNĄ SZAROŚĆ I WPROWADZA NUTKĘ ORIENTU. {moda} FALBANY, TIUL I KORONKA TO TRZY MOCNE TENDENCJE TEGO SEZONU. DLA PODKREŚLENIA DELI KATNOŚCI TKANINY – PIÓRA WE WŁOSACH, A DLA KOTRASTU – SKÓRZANA KURTKA. suknia – Jakub Ziemirski; kurtka i bransoletka – Morgan {moda} www.miastokobiet.pl 45 46 Miasto Kobiet 2008 sukienka – Jakub Ziemirski; pasek skórzany, naszyjnik – Fabryka Artystów & Sandwich; kurtka i bransoletka – Morgan; kapelusz – własność stylistki LŚNIĄCY MATERIAŁ RODEM Z LAT 80. TO WCIĄŻ SILNY TREND. DO TEGO PROSTA W FORMIE SKÓRZANA KURTKA I PIÓRA Z OZDOBNĄ BROSZKĄ WPIĘTĄ W KAPELUSZ W MODNĄ KRATKĘ. WSZYSTKIEGO TROCHĘ ZA DUŻO, BY ZROBIĆ WRAŻENIE. {moda} MIX NAJMODNIEJSZYCH KOLORÓW I TKANIN. SZAROŚĆ, MALINA, CZERWIEŃ POMIDORA I FIOLET. DO TEGO DZIANINA, JESZCZE RAZ DZIANINA I ZAMSZ, ŚWIĘCĄCY ZNÓW TRIUMFY. sweter: Clare Boutique; sukienka, pasek, płaszcz, naszyjnik – Morgan {moda} PRODUKCJA SESJI: MAI Studio ul. Piłsudskiego 34/1 tel. 012 421 02 36 www.mai.pl Zdjęcia: Marcin Urban/MAI Studio Stylizacja: Joanna Wolf Modelka: Renata Wizaż i fryzury: Jakub Ziemirski ADRESY SKLEPÓW: Clare Boutique, ul. Wielopole 13 Fabryka Artystów & Sandwich, ul. Karmelicka 17 Morgan, Galeria Kazimierz, ul. Podgórska 34 Jakub Ziemirski, tel. 0791 977 261 www.miastokobiet.pl 47 {taniec} Rasha, fot. arch. Szkoły Tańca Arabskiego RASHA Brzuch zatańczy najpiękniej TUTAJ DZIEWCZYNY NIE POTRZEBUJĄ PARTNERA ANI NIE MUSZĄ MIEĆ FIGUR MODELEK, A MIMO TO JESZCZE NIGDY NIE CZUŁY SIĘ TAK KOBIECO. TAŃCZĄ BOSO, DLA SIEBIE I DLA SWOJEGO CIAŁA Ś roda wieczór. W szkole tańca brzucha „Rasha” za chwilę rozpocznie się egzamin kończący drugi etap nauki Raks Sharki, czyli tańca arabskiego. Beata, Agnieszka, Malwina i Asia przygotowują się w szatni do swojego występu. – Kiedyś próbowałam tańczyć inne style, ale żaden nie jest tak kobiecy jak taniec brzucha. Tu można się wyzwolić, ale bez wyuzdania – mówi Joasia, studentka socjologii, przewiązując biodra chustą dźwięczącą monetami. Arabskie stroje albo zamówiły w Internecie, albo zrobiły same, doszywając do staników koraliki i cekiny. Wszystkie mocno umalowały powieki i założyły wielkie kolczyki. Bez względu na figurę czują, że są piękne. Kilogramy w ruch – Taniec arabski akceptuje każdą kobiecość, ale w sposób szczególny hołubi kobiety dojrzałe i okrągłe, będące symbolem matki, kapłanki domowego ogniska. Obfite kształty symbolizują też dostatek i szczęście – mówi Karolina Miśkiewicz, Rasha, założycielka pierwszej w Krakowie szkoły tańca brzucha. – Szczupłej tancerce trudniej wykonać niektóre ruchy. Łatwiej jest kobiecie, która ma czym potrząsnąć i potrafi pięknie wprawić w ruch swoje kilogramy – dodaje Magdalena Mota, Nadira, instruktorka tańca brzucha. Z miłości do Orientu Do niedawna szkoły tańca brzucha były w Polsce czymś bardzo rzadkim. Rasha swoją pasję do Raks Sharki rozwijała sama. – Pierwsze naprawdę poważne lekcje pobierałam w Tunezji u kobiet-tancerek z rodzin przyjaciół. To były początki, które zaowocowały poszukiwaniami kolejnych inspiracji, kolejnych nauczycielek – wspomina. – W naszym kraju nie organizowano żadnych warsztatów ani egzaminów z tańca brzucha, nie było również możliwości otrzymania w tej dziedzinie dyplomu, akceptowanego przez Polską Federację Tańca. Swój system nauki tańca brzucha, zaakceptowany i wdzrożony w Polskiej Federacji Tańca, Rasza opracowała więc sama. 48 Miasto Kobiet 2008 Wielki powrót kobiecości Moda na Orient i na taniec w ogóle sprawiła, że szkoły tańca brzucha wyrastają jak grzyby po deszczu. – Konserwatywny Kraków jeszcze kilka lat temu na taniec brzucha reagował szokiem. Dziś tętni arabskimi rytmami. Sale taneczne szkół tańca brzucha pękają w szwach, raz po raz otwierają się nowe placówki – zauważa Rasha. Korzyści płynące ze wzrostu popularności tej sztuki w Polsce są nieocenione: to wielki powrót kobiecości w pełnym tego słowa znaczeniu oraz droga do samoakceptacji i poczucia własnej wartości. Taniec brzucha to bowiem nie tylko forma ruchu, ale i filozofia życia, mająca wpływ na emocjonalną i intymną sferę kobiety, świadomość własnego ciała i jego potrzeb, samoocenę a co za tym idzie – także relacje partnerskie, rodzinne i zawodowe. Kobiety, które tak jak Karolina i Magdalena poświęcają się tańcu bez reszty, przyjmują także arabskie imiona. Każde z nich ma swoje znaczenie. Rasha to „młoda gazela”, Nadira oznacza „rzadka, cenna”. Bez seksu proszę Polakom taniec brzucha najczęściej kojarzy się z erotyką. Tymczasem pierwotnie taniec ten był nie dla oczu mężczyzn. Tajniki Raks Sharki przekazywane były z matki na córkę i tańczone wyłącznie przez kobiety dla kobiet, głównie z okazji ważnych życiowych wydarzeń, jak ślub czy poród. Także teraz taniec ten rządzi się bardzo surowymi zasadami, których przyzwoitej tancerce nie wolno złamać. – Taniec brzucha nie ma nic wspólnego z pląsami Shakiry, dziko wyginającej się na teledyskach. Tu tancerce nie wolno dotykać swojego ciała ani stroju, rozchylać ust, ud ani kolan – opowiada Nadira. – Niedopuszczalne jest nawet, aby kobieta pokazała pod- KRAKOWSKIE SZKOŁY, czas występu otwarte wnętrze dłoni. To sfera bardzo intymna. Dlatego zawsze tańczymy z dłonią lekko domkniętą kciukiem. Taniec brzucha zakazuje zachowań jawnie erotycznych, a mimo to nie ujmuje tancerce kokieterii – tajemniczość wzmaga wręcz doznania oglądającego. Taniec na zdrowie Taniec brzucha to także niezastąpiona terapia dla kobiecego ciała. Ruchy wykonywane podczas tańca orientalnego wzmacniają i rozluźniają mięśnie. Ujędrniają zwłaszcza mięśnie stóp, łydek i ud, chroniąc przed zaburzeniami krążenia, oraz mięśnie brzucha, bioder i pośladków. Wzmocnieniu ulegają też mięśnie grzbietu. Talia staje się szczuplejsza i zyskuje delikatny wygląd dzięki ruchom obrotowym, które przynoszą korzyść również narządom wewnętrznym. Wreszcie taniec brzucha pomaga znaczne zmniejszyć bóle miesiączkowe, a także skutecznie wpływa na skurcze i rozwarcie szyjki macicy podczas porodu, przyśpieszając go. – Na poziomie duchowym taniec umożliwia przepływ czystej energii przez czakry tancerki i wyzwala wewnętrzną harmonię oraz jej rozprzestrzenianie się w otoczeniu. – zapewnia Rasha. Epilog Nadszedł wrzesień. Beata, Agnieszka, Malwina i Asia spotykają się ponownie. Przed nimi trzeci stopień nauki Raks Sharki pod czujnym okiem Rashy i Nadiry. Będą teraz doskonalić taniec z woalem i rekwizytami takimi jak taca, miecz czy lampiony. Ale przede wszystkim będą dalej cieszyć się swoim ciałem i swobodą w tańcu. Karolina Siudeja UWAGA! NADIRA poprowadzi warsztat tańca brzucha z woalem w czasie najbliższego festiwalu PROGRESSteron (patrz obok) w których można uczyć się tańca brzucha: Szkoła Tańca Arabskiego Rasha ul. Konecznego 4, Żabiniec www.rasha.com.pl Strefa Ruchu ul. Cystersów 16 www.strefaruchu.com.pl Centrum Tańca Ananday ul. Józefa 12 www.ananday.pl Medicor ul. Karmelicka 10 www.medicor.krakow.pl {f e s t i w a l } PROGRESSteron WWW.DOJRZEWALNIA.PL CSW SOLWAY UL. ZAKOPIAŃSKA 62 fot. Paweł Solarski 10-12 października 17-19 października A gnieszka, moja dobra znajoma, za każdym razem, gdy próbowałam namówić ją na udział w festiwalu PROGRESSteron, kręciła głową. – To dla mnie podejrzane. Od rana do wieczora same kobiety? Nie, to impreza zdecydowanie nie dla mnie. A jednak właśnie w tym tkwi siła Rozwojowo-Rozrywkowego Festiwalu dla Kobiet PROGRESSteron. W KOBIETACH. Spotykając się we własnym gronie (bez męskiego pierwiastka wprowadzającego automatycznie element rywalizacji) są szczere, otwarte, ciekawe świata, zachłanne na wiedzę, chętnie dzielą się swoimi doświadczeniami. Widziałam na festiwalu nastolatki i kobiety dojrzałe, singielki i mężatki, młode matki i matki z dorosłymi córkami, kobiety przebojowe i pewne siebie oraz takie, które dopiero zaczynają szukać drogi do zrozumienia i zaakceptowania siebie. Niektóre z nich wpadają na dwie godziny, na wybrane zajęcia, inne spędzają tu cały dzień, zmieniając tylko sale, a przerwach kontynuując babskie spotkania w festiwalowej kawiarni Cafe Młynek. Wszystkie łączy otwartość na nowe doświadczenia i chęć samorozwoju. Siłą festiwalu jest niezaprzeczalnie zgromadzenie w jednym miejscu specjalistów z wielu dziedzin. Agnieszka, choć z oporami, dała się w końcu namówić. Na pierwszy ogień poszło Taiji (tai chi), do którego przymierzała się już od dawna. – Niespecjalnie lubię typowo babskie towarzystwo, zawsze wolałam kumplować się z facetami – opowiada. – Byłam więc w szoku, że atmosfera na zajęciach była taka fantastyczna. Poczułam ją już przy wejściu. I zajęcia perfekcyjnie przygotowane. Były zarówno osoby, które miały już jakieś pojęcie o tai chi, jak i zupełnie zielone, jak ja. A mimo to każdy mógł skorzystać. Potem jeszcze siłą rozpędu Agnieszka trafiła na warsztaty WenDo. Wrażenia? – Na hasło WenDo w mojej głowie wy- świetlał się stereotypowy obraz – notabene ukształtowany przez prasę – kobiety łamiącej jednym uderzeniem deskę. Na zajęciach żadnych desek na szczęście nie było. Był natomiast przyspieszony kurs obrony przed atakiem, zarówno fizycznym jak i psychicznym. Uświadomiłam sobie, jak wiele wysyłamy sygnałów, które mogą sprawić, że przyjmiemy rolę ofiary. Ujęła mnie atmosfera spotkania. Ja akurat nie przepadam za publicznym wywnętrznianiem się, ale inne dziewczyny mówiły w sposób niewymuszony o swoim strachu, kompleksach, obawach, i widać było w nich potrzebę otwarcia się. WenDo i Taiji od lat są w grafiku PROGRESSteronu i co roku cieszą się niesłabnącym powodzeniem. Ze stałych pozycji będzie na pewno warsztat kreatywnego pisania, indyjski masaż głowy, taniec brzucha (na zachętę polecam artykuł obok) i kilkadziesiąt innych zajęć. Spośród prawie stu pozycji, które znajdą się w tegorocznym programie, ponad połowa to rzeczy nowe, więc stałe uczestniczki festiwalu będą miały w czym wybierać. A oto mój prywatny mini-przewodnik po nowościach festiwalowych. Lidia Szarek poprowadzi zajęcia z Feng Shui (nie o urządzaniu mieszkania jednak, ale o feng shui w związkach damsko-męskich). Jak pomnożyć źródła swoich dochodów doradzać będzie osobom pragmatycznym Marzena Bogdańska. Polecam też dwa warsztaty ayurwedyjskie z Polą Rdzanek z centrum Jogi Sivananda oraz zajęcia z Inką Dowlasz – reżyserką i psycholożką, która przedzierać się będzie przez problem bulimii i anoreksji. Co jeszcze? Dużo nowych zajęć plastycznych (Namaluj swój seks), tanecznych (taniec bollywoodzki), muzycznych (warsztat bębniarski) i kilkadziesiąt innych pozycji. Szczegółowy program będzie dostępny od 8 września. Wtedy też zacznie się rezerwacja miejsc na zajęciach. Do zobaczenia na Progressteronie. Aneta Pondo .............................................................................. Miasto Kobiet jest patronem medialnym festiwalu www.miastokobiet.pl 49 {uroda} TROCHĘ SIĘ OPIERAŁAM, ZANIM TRAFIŁAM NA TEN ZABIEG. BO JAK TO? MAM PODDAĆ SIĘ ŚWIADOMIE I DOBROWOLNIE NAKŁUWANIU IGŁĄ CAŁEJ TWARZY W SYTUACJI, GDY ZNALAZŁOBY SIĘ MOŻE PARĘ INNYCH, MNIEJ INWAZYJNYCH SPOSOBÓW NA POPRAWIENIE URODY? W ymyślona przez francuskiego lekarza MEZOTERAPIA polega na dostarczaniu za pomocą iniekcji aktywnych składników (tzw. koktajli) do miejsc, które chcemy poddać leczeniu lub upiększeniu. Działanie na cellulit, rozstępy, zmarszczki, wypadanie włosów, zwiotczenie skóry… lista zastosowań jest długa. Tyle tylko, że igła kojarzy się z bólem, a bólu nie lubię. I widać nie ja jedna, skoro kilka lat temu wymyślono mezoterapię bezigłową, czyli metodę „wtłaczania” substancji aktywnych za pomocą impulsów elektrycznych, czyli bez naruszania ciągłości naskórka. Jednak dziś rzecz będzie o mezoterapii klasycznej, czyli stosującej igłę. Jeszcze do niedawna zabieg ten mógł być wykonywany tylko przez lekarzy, co zdecydowanie ograniczało jego ekspansję. Ale 50 Miasto Kobiet 2008 fot. arch. GUINOT MEZOTERAPIA właśnie się to zmieniło za sprawą mezoterapii Medex 2M, zwanej, dla odróżnienia od lekarskiej, mezoterapią kosmetyczną. Otóż może być ona wykonywana w gabinetach, przez wykwalifikowaną kosmetyczkę. Używane są te same koktajle i ten sam sprzęt, tyle tylko, że z czterech głębokości nakłuć, na które pozwala specjalny pistolet do mezoterapii, kosmetyczka może wykorzystywać tylko pierwszą (1mm). Mezoterpia kosmetyczna ogranicza się więc do pracy w naskórku, podczas gdy lekarska dostarcza preparaty głębiej – do skóry właściwej i tkanki podskórnej. To sprawia, że mezoterapię kosmetyczną stosuje się na twarz, szyję, dekolt i ręce, podczas gdy np. leczenie cellulitu wymaga dłuższej igły i wciąż pozostaje w kompetencjach lekarzy. W Krakowie mezoterapię kosmetyczną oferuje tylko Instytut Guinot (ul. Kurniki 5) – nowy, nie boli estetycznie urządzony gabinet w sąsiedztwie Galerii Krakowskiej. Zabieg zaczyna się od nałożenia na twarz maści znieczulającej (to dobrze, bo od razu pozbywam się obaw, że będzie bolało) i przygotowania koktajlu. Dla mnie, na pierwszy raz, będzie to kwas hialuronowy i kofeina. Wszystkich ampułek jest pięć i zawierają, oprócz dwóch wspomnianych składników, jeszcze kwas glikolowy, mezopoliwitaminy i dwumetyloaminoetanol (DMAE). Wszystkie one zostaną zużyte w czasie pełnej kuracji, która obejmuje ok. 5 zabiegów w odstępach 7-10 dniowych. Zanim moje znieczulenie zacznie działać, kilka słów o wskazaniach do mezoterapii kosmetycznej. Najczęściej są to: spadek sprężystości skóry, ubytki kolagenu i elastyny, zmarszczki mimiczne, szorstkość i suchość skóry oraz przebarwienia. Mezoterapia jest też dobrym zabiegiem regenerującym skórę po lecie, zwłaszcza niwelującym skutki nadmiernej ekspozycji na słońce. Wśród przeciwwskazań jest ciąża, cukrzyca, opryszczka, uczulenie na jad osy, kruchość naczyń, zażywanie leków rozrzedzających krew (np. aspiryny). Twarz mam już lekko zdrętwiałą od znieczulenia i… zaczyna się. Niektóre iniekcje odczuwam jako delikatne TEST ukłucia, innych się tylko domyślam po dźwięku URODA pistoletu. Najpierw czoło, potem owal i reszta twarzy (bez nosa). Zastrzyki są aplikowane co pół centymetra, a w niektórych miejscach (np. bruzdy nosowe) jeszcze gęściej. Stwierdzam bez cienia przesady, że w trakcie kłucia można sobie uciąć drzemkę, co też dyskretnie czynię. Po mniej więcej 40 minutach ostrzykiwania kosmetyczka zakłada mi na twarz maskę kolagenową, która ma dodatkowo wzbogacić skórę oraz złagodzić podrażnienia. Już na sam koniec dostaję krem do pielęgnacji twarzy (przeciwobrzękowy i przyspieszający regenerację skóry), który mam stosować przez 2-3 dni. Przez taki bowiem czas mogą się utrzymywać delikatne zaczerwieniania lub zasinienia. Co prawda nie dostrzegłam u siebie ani śladu po ukłuciach, jednak jest to sprawa indywidualna. Jedno jest pewne – zabieg nie jest bolesny i daje szybko widoczne efekty, które podobno mogą się utrzymać nawet 5 lat. Ma tylko jeden mankament – cenę. Aneta Pondo .................................................................................. Instytut Guinot, ul. Kurniki 5, tel 012 430 00 77, ceny od 400 zł (mezoterpia częściowa) do 1000 zł (mezoterapia z pakietem masek przed i po zabiegu i maską kolagenową) {fitness} ZŁOTY ŚRODEK ... AKTYWNY ODPOCZYNEK W KLUBIE FITNESS KSZTAŁTUJE CIAŁO I OSOBOWOŚĆ ■■■ SPINNING (URSZULA RYBA) Klub Platinium to niezwykłe miejsce, w którym stworzyliśmy pierwsze oficjalne centrum spinningu. Szybko ukształtowała się grupa ludzi, dbających o uprawianie aktywności fizycznej, a przy tym bardzo dobrze się bawiąca. Profesjonalni instruktorzy, którzy potrafią zmotywować każdego do nawet najtrudniejszych zajęć oraz najnowsze, wygodne rowery to gwarancja satysfakcji z każdych zajęć. Staramy się, by każdy był zadowolony z dobrze wykonanego treningu. Zróżnicowane pod względem celów zajęcia można podzielić na: strength (siła) – dla osób, które chcą walczyć z dużymi obciążeniami, wzmocnić nogi i zmierzyć się ze swymi słabościami; interval – tu motywacją jest sprawdzenie swojej wytrzymałości; endurance i recovery – celem tych zajęć jest nauka podstawowych technik jazdy na rowerze, a przy tym spalenie ogromnej liczby kalorii. Spinning to wyjątkowe zajęcia, z których każdy wychodzi usatysfakcjonowany z dobrze wykonanego treningu. Zajęcia cieszą się powodzeniem wśród pań i panów. Bardzo się cieszymy, że zaszczepiliśmy w Krakowie potrzebę uprawiania tej formy aktywności. ■■■ MAGIC BAR (ANNA SOŁTYS) Magic Bar to profesjonalnie opracowana koncepcja ćwiczeń wytrzymałościowo-siłowych ze sztangą przy muzyce. To jedyne zajęcia pozwalające na indywidualizację treningu poprzez wykorzystanie obciążenia dostosowanego do osobistych i aktualnych potrzeb osoby ćwiczącej. Choreografia takich zajęć przygotowana jest przez specjalistę fitness (Inka Szymański) oraz fizjologa (Bogdan Krauss). – Ćwicząc ze sztangą zyskujesz siłę, sylwetkę, chęć do życia i wiarę w to, że marzenia się spełniają. Wymaga to wysiłku i samozaparcia na zajęciach – ale warto. Magic Bar to najszybszy i najpewniejszy sposób na osiągnięcie doskonałej formy fizycznej, dzięki której po prostu przedłużasz sobie młodość – twierdzi Inka Szymański. TRENING PERSONALNY ■■■ (BARTOSZ GIBAŁA) W dzisiejszych czasach każdy szuka profesjonalizmu, nowoczesności i wysokiej jakości usług. Wszystko to oferuje trening personalny. Szczególnie na początku, by zachęcić organizm do wysiłku i regularnych treningów, potrzeba silnej motywacji. Na efektywność ćwiczeń i pełne zadowolenie z realizowania wytyczonych celów ma też duży wpływ praca z trenerem. Jednak oddając ciało w ręce specjalisty możemy być pewni, że efekty wysiłku i wylanego potu będą widoczne dużo szybciej. tekst promocyjny D o aktywności ruchowej o charakterze rekreacyjnym lub sportowym skłania nas wewnętrzna potrzeba, tym silniejsza, im więcej czasu jesteśmy zmuszeni spędzać siedząc. Doskonałe odprężenie przez ruch zapewnia klub fitness. To odpoczynek od codziennych obowiązków. Dla niektórych osób to pierwszy krok, by zmienić styl życia na zdrowszy, inni zostają członkami klubu kierując się potrzebą samorealizacji i kontaktu z ludźmi. Platinium Team zapewnia każdemu warunki do rozwijania indywidualności, i kształtując motywację do podnoszenia sprawności fizycznej, pomaga w osiąganiu wymarzonych celów. Naszych klientów różni płeć, cechy osobowościowe, zainteresowania, motywacje, sprawność fizyczna – a mimo to atmosfera panująca w klubie jest w stanie zmotywować ich do regularnych ćwiczeń. O systemie „złotego środka” wprowadzonym w Fitnessclubie Platinium opowiadają jego menedżerowie. {fitness} WSTRZĄS na dobry początek Dream Healther W ynalezienie tego urządzenia, które dzięki wibracjom wprawia w ruch mięśnie i tkankę tłuszczową, wzmacniając i odchudzając ciało, przypisują sobie radzieccy naukowcy. Podobno właśnie dzięki wibrującej platformie ich sportowcy wypadli tak dobrze na olimpiadzie w Moskwie w 1980 roku. Inne źródła podają jednak, że vibro trening znano już w latach 60-tych za sprawą niemieckiego uczonego Biermanna, który jako pierwszy przeprowadził badania nad wpływem wibracji na organizm ludzki. Tak czy owak, dziś możemy się cieszyć z dobrodziejstwa istnienia maszyny, która ćwiczy za nas szybko i skutecznie. Specjalnie dla czytelniczek „Miasta Kobiet” przetestowałam na sobie trzy różne platformy wibrujące, dostępne w krakowskich fitness klubach i salonach piękności. Dream Healther dla zabieganych (Instytut Zdrowia i Urody YASUMI, ul. Sanocka 1) Pierwsza maszyna i od razu duży wstrząs. Rzekłabym nawet, że wstrząs podwójny, bo Dream Heather tworzą dwie platformy napędzane niezależnie. Gdy się na nich stoi, nogi podnoszone są naprzemiennie, jak podczas biegu. Wibracje są bardzo silne – ciało trzęsie się jak galareta. Czasem trudno wręcz złapać oddech i – uwaga – na drugi dzień TESTUJEMY platformy do vibro można mieć po tym zakwasy, więc polecam zacząć od wibracji o najniższej częstotliwości. Na Dream Healtherze ćwiczy się przez 15 minut, podczas których należy wykonywać proste ćwiczenia, tj. kucać i robić lekkie skręty tułowia. Aby poćwiczyć także ramiona i klatkę piersiową, warto uklęknąć przed platformą i oprzeć ciało na rękach. Poza tym maszyna ćwiczy za nas. Można trenować na niej w sukience, jedyne co trzeba zrobić, to zdjąć buty. Po tygodniu ćwiczeń zauważalnie ujędrnia się ciało i znikają zbędne fałdki. – Ponieważ nasza platforma podczas wibracji angażuje nie tylko mięśnie, ale także tkankę tłuszczową, działa odchudzająco. Ostatnio miałem klientkę, która chwaliła się, że po miesiącu ćwiczeń schudła 14 kilogramów – mówi Artur Kołecki, product manager Dream Healthera. Wśród przeciwwskazań do ćwiczeń jest m.in. choroba wieńcowa oraz ciąża. treningu www.miastokobiet.pl 53 {fitness} Spotkałam się również z opinią, że tego typu sprzęt znacznie nadweręża stawy kolanowe. – Dream Healther jest absolutnie bezpieczny – zapewnia jednak Kołecki. – Dzięki naprzemiennym ruchom dwóch platform maszyna symuluje naturalną pracę nóg człowieka, jak podczas chodu czy biegu. Stawy są więc przenoszone a nie wybijane, jak ma to miejsce na platformach jednorodnych. Moje stawy mogą to potwierdzić – są całe i zdrowe. Do przeciwwskazań sama dodałabym jednak chorobę lokomocyjną. Przed ćwiczeniami nie polecam też jedzenia i picia – to naprawdę trzęsie. (cena: 290 zł za 13 wejść, każde po 15 minut) Turbo Sonic dla wygodnych (Studio Pięknego Ciała, ul. Urzędnicza 26) Turbo Sonic to jedyna maszyna do vibro treningu, na której nie trzeba wykonywać absolutnie żadnych ruchów. Maszyna ćwiczy za nas sama. – Dzięki temu, że Turbo Sonic nie wymaga od ćwiczącego żadnej aktywności, mogą z niego korzystać także osoby z dużą nadwagą, dla których intensywny ruch byłby problemem – mówi szefowa Studia Pięknego Ciała Małgorzata Lewandowska. – To daje efekt odchudzenia i ujędrnienia ciała przy minimalnym wysiłku. Jednak najlepsze efekty osiąga się, gdy ćwiczenia na platformie, która doskonale rozbija tkankę tłuszczową, uzupełnia się o trening na Vacu Fitness czyli na bieżni, która pod ciśnieniem spala rozbite wcześniej tkanki. Turbo Sonic różni też od innych platform zastosowana tu metoda wytwarzania wibracji. Podstawową siłą działającą na mięśnie i zmuszającą je do mimowolnych skurczy nie jest, jak w innych maszynach, wstrząs generowany przez silnik, ale fala dźwiękowa, wytwarzana za pomocą głośnika o dużej mocy. 54 Miasto Kobiet 2008 Turbo Sonic Dźwięku oczywiście nie słychać, czuć natomiast wędrującą po ciele falę drgań. Istnieje również możliwość ręcznego sterowania częstotliwością wibracji, które mogą oddziaływać na poszczególne partie ciała. Tak więc jeżeli np. chcemy trenować tylko brzuch, ustawiamy odpowiednią częstotliwość, a pozostałe części ciała nawet nie odczują drgania. Programy przeznaczone do masażu całego ciała wywołują zabawne uczucie, gdy wibrująca fala płynnie przechodzi od stóp aż po czubek głowy i z powrotem. Ale uwaga, to swędzi. Podczas wibracji zwłaszcza nos wymaga intensywnego drapania, poza tym jednak wstrząsy są dużo delikatniejsze niż te na Dream Healtherze. Do ćwiczeń na Turbo Sonic również nie trzeba specjalnych przygotowań. Wystarczy, że ściągniemy buty i już możemy zacząć trening. W zamian otrzymujemy ładnie ujędrnione mięśnie i relaks całego ciała. (cena: 180 zł za 11 wejść, każde po 20 minut) Fitvibe Excel dla aktywnych (Platinium, fitness klub, ul. Lea 213) Tym razem przed seansem wibracji musiałam wskoczyć w adidasy i dres, i dopiero po obowiązkowej rozgrzewce na rowerku rozpoczęłam ćwiczenia pod czujnym okiem trenera Tomka. Platforma wibracyjna Fitvibe Excel to jedno z wielu kosmicznych urzą- dzeń przeznaczonych do treningu na tej siłowni. W porównaniu z poprzednimi platformami ma większy zakres możliwych częstotliwości oraz dodatkowe taśmy, służące do treningu górnych partii ciała. W Platinium nie ma mowy o biernym staniu i czekaniu, aż całą robotę wykonają za nas maszyny. Tu przewidziany jest cały zestaw ćwiczeń, jakie należy wykonywać stojąc, leżąc, kucając lub siedząc na platformie. Wszystko to dla wzmocnienia mięśni i masażu ciała. – Polecam to urządzenie do treningu uzupełniającego – mówi Tomek Dybiec, trener z Platinium. – Platforma ta nie powoduje bowiem przyrostu mięśni, natomiast zwiększa ich tonus czyli napięcie, co w efekcie prowadzi do ich ujędrniania. Platforma do vibro treningu cieszy się u nas największym powodzeniem u kobiet, ale jej przeznaczenie jest bardzo szerokie. Stosują ją m.in. osoby po rehabilitacji i sportowcy. Zasada jej działania polega na połączeniu napięcia izometrycznego mięśni z wibracjami. Ćwiczenia na Fitvibe Excel to po raz pierwszy od początku moich testów Fitvibe Excel vibro treningu prawdziwe ćwiczenia. Przysiady, skłony, napinanie mięśni – to wszystko daje dobre efekty nawet bez wibracji, a wzmocnione drganiami jest już dla mięśni wysiłkiem nie lada. Nic więc dziwnego, że moja próba podniesienia się z łóżka na drugi dzień była nieudana. Ale za to satysfakcja, że ćwiczyłam sama a maszyna tylko mi pomagała, wynagrodziła wszystko. Wszak naturalnego ruchu i wyzwalanej przy tym energii nic nie jest w stanie zastąpić. (cena: 110 zł za10 wejść bez ograniczeń czasowych) Karolina Siudeja LEKARZ dwóch kultur P reeti Agrawal – doktor nauk medycznych, specjalista II stopnia z ginekologii i położnictwa. Ukończyła studia medyczne w S.M.S. Medical College Jaipur w Indii. Pierwszy stopień specjalizacji z ginekologii i położnictwa zrobiła na AM we Wrocławiu. Odbyła szereg specjalizacyjnych staży naukowych w Niemczech, Danii, Anglii i Kanadzie. Jest zwolennikiem holistycznego podejścia do ginekologii i położnictwa, łączy wiedzę medycyny tradycyjnej z medycyną naturalną, medycynę psychosomatyczną i zasady medycyny starodawnej. W pracy tej wspiera ją mąż Anil – specjalista chirurg. Ma troje dzieci. Mieszka wraz z rodziną we Wrocławiu, gdzie prowadzi Szkołę Świadomego Macierzyństwa oraz przygotowuje międzynarodowe sympozjum na temat świadomego i nowoczesnego podejścia do porodu. Coraz częściej odwiedza też Kraków. Ginekolog położnik z Indii pracująca we Wrocławiu? Proszę mi wierzyć – inaczej wyobrażałam sobie swoje życie. Często wbrew swoim potrzebom wkraczałam na drogę, której początkowo się obawiałam. Nie zamierzała Pani być lekarzem? Moją pasją była psychologia. Głęboko we mnie była chęć poznawania człowieka. Gdy pierwszy raz zobaczyłam bardzo biednego człowieka zaczęłam się zastanawiać „dlaczego ludzie są biedni?” Myślałam, że może kiedy zrozumiem siebie lepiej, znajdę te odpowiedzi. Zapisałam się nawet na kurs psychologii, ale chodziłam tam niecałe pół roku. 58 Miasto Kobiet 2008 Dlaczego? Moja rodzina jest bardzo tradycyjna. Wszystkie kuzynki wychodziły za mąż, mając dwadzieścia kilka lat. Mama zawsze marzyła, żeby jej dzieci były dobrze wyedukowane, ale mam dwie siostry i dalsza rodzina naciskała: „Trzy dziewczynki to wielki wydatek, a wy chcecie je wysłać na studia? Trzeba je wydać za mąż!” Kiedy rodzice zaczęli szukać kandydata dla mnie, zaczęłam intensywnie zastanawiać się, co zrobić, żeby na parę lat zatrzymać tę decyzję. W Indiach zawód lekarza jest bardzo szanowany, więc żeby uniknąć wczesnego zamążpójścia zrezygnowałam z psychologii i po- szłam na studia medyczne. To nie było łatwe, bo ja mam umysł humanistyczny, a ta medycyna taka surowa! Jak Pani sobie radziła? Miewałam kryzysy. Czasami wydawało mi się też, że medycyna niczego nie daje! Kobiety cierpią, mimo że faszeruje się je lekami. Jak można praktykować zawód, gdzie wszystko jest beznadziejne? Potem zaczęły się poszukiwania, studiowanie medycyny alternatywnej. Indie kojarzą się z miejscem, gdzie rola kobiety jest bardzo tradycyjna. Nie wszystko w moim kraju mi się podobało, ale kobiecość w Indiach jest pięknie postrzegana. Są specjalne rytuały na okresy przejściowe u kobiet, związane np. z pierwszą miesiączką. Również o kobietę w ciąży cała rodzina bardzo dba, a i po porodzie ma zapewnioną opiekę najbliższych. Oczywiście w Europie są całkowicie odmienne standardy, ale będąc wolnymi, niezależnymi kobietami, wciąż możemy korzystać z tradycji. Jak więc znalazła się Pani w obcym sobie zawodzie, w obcym kraju? Mój mąż studiował wtedy w Polsce. Poznaliśmy się w Indiach. Jemu było łatwiej robić specjalizację w Polsce, więc zdecydowaliśmy, że i ja przyjadę tutaj. Był rok 1991. Spodobało się Pani tutaj? Sporo podróżowałam z mężem. Byliśmy w Stanach, w Kanadzie, w Anglii, Rosji, zjeździliśmy Europę Zachodnią. Poznałam środowisko lekarzy. Widziałam ich życie, ich rodziny. Byłam zakochana w idei wolnej Ameryki. Na coś się jednak trzeba było zdecydować: albo pójść w kierunku materializmu albo szukać jakiegoś spokoju i prostoty. Polska idealnie pasowała do moich potrzeb. Ten kraj ma w sobie coś przyciągającego. To właśnie tutaj można doświadczyć niezwykłego zderzenia tradycji z nowoczesnością. Z jednej strony są miasta, które pięknieją w oczach, z drugiej ludzie żyjący w bliskim kontakcie z naturą. Bardzo podoba mi się ta bliskość natury, prostota, szacunek dla wielowiekowej tradycji. Starsi ludzie, którzy mają swoje ogrody i warzywa… Preeti Agrawal {zdrowie} Nie korciło Pani, żeby wrócić tam, gdzie jest Pani rodzina, przecież w Indiach też jest wiele rzeczy do zrobienia? Bardzo wiele. Cały czas jednak los pchał mnie w innym kierunku, tak, że już w końcu przestałam mieć poczucie straty. Może też moja filozofia powoduje, że dla mnie nie ma takiego znaczenia, gdzie jestem. Ważne jest to, co robię. Poza tym w Indiach po ślubie kobieta jest odcinana od rodziny. Mówi się, że od momentu ślubu ważniejsi są rodzice męża. Zatem nie ma różnicy, czy mieszkam w Polsce czy w Indiach. Tak czy inaczej jestem oderwana od rodziców. Skąd pomysł na zorganizowanie międzynarodowego sympozjum na temat nowoczesnego podejścia do porodu? Czy pani wie, że wyniki ogólnopolskich badań pokazały, iż Dolny Śląsk ma najgorsze statystyki, jeśli chodzi o umieralność noworodków, liczbę komplikacji okołoporodowych czy ilość cesarskich cięć? Od pięciu lat we współpracy z urzędem miejskim we Wrocławiu prowadzę program, w którym monitorujemy rocznie około pięciuset kobiet w ciąży wraz z mężami czy partnerami. Nurtuje nas pytanie, jak można poprawić warunki porodu. Kiedy słyszę opinie, że potrzebna jest nowa aparatura, to się buntuję. Tu nie chodzi o wydanie jakiejś kwoty pieniędzy. Zdecydowałam, że zrobię sympozjum. Wykłady wygłoszą lekarze, położne i psycholodzy z wielu renomowanych europejskich ośrodków. Chcę pokazać, że profilaktyka nie polega na kupowaniu aparatury. Tak mówi nauka. Sympozjum odbędzie się 25 września we Wrocławiu. Wierzy Pani w to, że wskutek takiego działania statystyki w Polsce się poprawiają? Oczywiście nie zmienimy nastawienia, wieloletnich przyzwyczajeń. Ważne jest pokazanie, że inne czynniki też odgrywają rolę w tym, żeby dzieci nie umierały, żeby było lepiej, żeby statystyki się poprawiły. Na pewno nie tylko zakup aparatury. Co należy zmienić? Bardzo wiele, począwszy od tak fundamentalnych kwestii jak zmiana nastawienia do rodzącej. Pozycja leżąca, nacinanie krocza, oddzielenia matki od dziecka – to nasze największe bolączki. Doświadczyłam tego na własnej skórze. Ma Pani trójkę dzieci, jedno urodziła Pani w Polsce. Tak, właściwie tylko ostatni poród wspominam pozytywnie. Był to poród w domu, bez położnej, tylko z mężem. To było naprawdę niezwykłe doświadczenie. Zrozumiałam, że muszę się tym podzielić z innymi kobietami. Niestety szpital nie dawał mi takiej możliwości. Pracowałam więc dalej w swoim gabinecie i jeszcze w dwóch przychodniach. Obserwowałam ciężarne kobiety. Zauważyłam, że mimo iż chodziły do szkoły rodzenia, przebieg ich porodów był bardzo różny. Tak powstał pomysł utworzenia szkoły Świadomego Macierzyństwa. Zaczęło się od dwudziestu kobiet. Program się rozwinął i teraz w każdej edycji uczestniczy nawet sto osób. Pani filozofia opiera się na tym, że sposób, w jaki się rodzimy, ma wpływ na nasze dalsze życie. Wiele badań naukowych na ten temat wykazuje, że zdolność ufania innym ludziom, nawiązywania więzi czy kochania siebie i innych kształtuje się w okresie okołoporodo- www.miastokobiet.pl 59 {zdrowie } wym. Decyduje pierwszy moment, kiedy dziecko widzi matkę. Czy Pani zdaniem możliwa jest pełnia kobiecości bez macierzyństwa? Trudno mi uwierzyć, żeby całe życie było zdeterminowane tylko przez ten jeden moment narodzin. To bardzo skomplikowana sprawa. Dotykamy tu arcydelikatnych kwestii kobiecości, naszego powołania. Myślę, że nie ma jednej, generalnej formuły spełnionej kobiecości. Każda z nas może ją realizować po swojemu. Ważne, żeby nie ulegać tym wszystkim medialnym naciskom, które w prostacki sposób narzucają nam, co znaczy być szczęśliwą i zrealizowaną kobietą. Uważam, że macierzyństwo jest najpiękniejszym doświadczeniem w życiu kobiety, pozwala doświadczyć miłości bezwarunkowej. Ale z tego oczywiście nie wynika, że bezdzietna kobieta jest mniej wartościowa. W momencie, kiedy matka widzi dziecko, dzięki wydzielającej się oksytocynie zakochuje się w nim. To sprawia, że jest jej łatwiej robić wszystko wokół niego. To jest naukowo udowodnione. Jakość tego pierwszego kontaktu będzie dla dziecka fundamentem, na którym budowane będą relacje z innymi ludźmi. Można to oczywiście budować na zwykłej świadomości, ale jest o wiele łatwiej, jeśli ten początek nie jest zaburzony. Oto co napisała na forum jedna z matek po szkole rodzenia w Fundacji Rodzić po Ludzku w Warszawie: „Oni cię nastawią na coś bardzo pięknego i twoje zderzenie z rzeczywistością będzie straszne. Lepiej wiedzieć od początku, jak jest naprawdę, żeby nie być zestresowaną, że wszystko jest źle.” Istnieje pewien ideał, który możemy osiągnąć, ale osiągnięcie go jest zależne od tego, gdzie jesteśmy. Nikt rozsądny nie obiecuje kobietom idealnych warunków porodu. Nasze realia szpitalne są bardzo odległe od tych, jakich wymaga poród naturalny. Mimo wszystko warto wierzyć, że mamy wpływ na przebieg porodu. Na Pani stronie internetowej są również negatywne wpisy. Ktoś skarżył się, że poszedł do „prawdziwego lekarza”, który powiedział, że „ziółkami się bezpłodności nie wyleczy”. Nie mogę pomóc otworzyć się ludziom, którzy nie są otwarci. Niepłodność to temat złożony, ściśle związany z życiem danej osoby, jej charakterem i relacjami z innymi. Byłam w renomowanych klinikach w Mt. Sinai Hospital w Toronto i w Hammersmith Hospital w Londynie, żeby obserwować, jak tam wygląda leczenie bezpłodności. Mimo, że kobiety przechodziły tyle różnych zabiegów, że tak wielkie było ich upokorzenie, sukces był na poziomie kilkunastu procent. Pani osiągnęła lepszy wynik? Jedno jest pewne: podejście holistyczne nie szkodzi. „Moje” kobiety są zdrowsze, lepiej układają się ich relacje z partnerami, otwierają się na inne aspekty życia. Miałam pacjentkę, która od 6 lat próbowała zajść w ciążę. Pytam ją o sferę seksualną, a ona mi mówi, że nie lubi kochać się z mężem. Ta pani przyjechała z Warszawy do Wrocławia, leczy się latami, ale nie ma ochoty na seks! Jak może zajść w ciążę? Ludzie nie rozumieją, że nie ma jednej recepty. Skuteczna pomoc polega na słuchaniu drugiego człowieka i wspólnym poszukiwaniu najlepszego rozwiązania. Czasem widzę, że kobieta ma słaby organizm, kiepską morfologię. Wówczas zaczynam od najprostszych działań, przepisuję zioła. Ale ona oczekuje, że od razu zajdzie w ciążę. 60 Miasto Kobiet 2008 Czym jest dla Pani feminizm? Feminizm w ostatnich dekadach zrobił zawrotną karierę. Musimy jednak pamiętać, że inne będzie oblicze feminizmu w tradycyjnych społeczeństwach, inne zaś w zachodnich metropoliach. Mieszkanka Nowego Jorku czy Berlina ma inne oczekiwania od feminizmu niż mieszkanka hinduskiej prowincji. Moje postrzeganie feminizmu także bardzo się zmieniało. Dojrzewałam do pewnych idei, które dla mojej córki, wychowanej w Polsce, są całkowicie oczywiste. Zwykło się uważać, nie zawsze słusznie, że w Indiach pozycja kobiety jest niska. Ja doceniam wiele aspektów funkcjonowania tamtejszych kobiet: mają czas dla rodziny, w swoich domach potrafią stworzyć niepowtarzalną atmosferę. Zawsze było dla mnie oczywiste, że chcę być samodzielna, ale też chcę być matką, chcę tworzyć dom. I to mi dało moje pochodzenie i moja kultura. Odrzuciłam tylko pewne aspekty dominacji. Napisała Pani „tendencje w kulturze determinują, w co należy wierzyć a co ignorować”. Jakie tendencje dominują teraz? Żyjemy w epoce kultu techniki, nowoczesności. Wszelkie procedury medyczne opierają się na najnowocześniejszym sprzęcie technicznym. Wierzymy w naukę. Jest sporo kobiet, które uważają, że cięcie cesarskie jest lepszym i łatwiejszym rozwiązaniem niż poród naturalny. Chodzą do specjalistów, którzy ich w tych poglądach utwierdzają. Odnoszę wrażenie, że zbyt mocno uwierzyliśmy w skuteczność nowoczesnego sprzętu, farmaceutyków, natomiast z góry odrzucamy naturalne metody terapeutyczne. Wiele ludzi zaczyna jednak rozumieć, że tak pojmowana nowoczesność stała się pułapką współczesnej medycyny. Dzisiejsza medycyna zaczyna przypominać gospodarkę komunistyczną, której największym osiągnięciem było pokonywanie trudności, które sama wygenerowała… Rozmawiała Agnieszka Jelonek-Lisowska ............................................................................................ Pełny tekst wywiadu na stronie www.miastokobiet.pl {zdrowie} SZTUKA oswajania RAKa Nowotwór – obcy twór we- wnątrz ciała, choroba, która wywołuje silne, negatywne emocje. Mimo licznych dyskusji i prób społecznego oswojenia tematu, wciąż otacza go swoiste tabu. Nieżyjąca już Susan Sontag w swym słynnym eseju „Choroba jako metafora” pisała, że rak jako choroba związana ze śmiercią, postrzegany jest w naszej kulturze jako coś wstydliwego, „coś obscenicznego, coś złowrogiego, ohydnego, porażającego zmysły”. Być może dlatego, mimo wielu kampanii społecznych, tematyka związana z chorobą nowotworową nie jest zbyt chętnie podejmowana w sztuce. Co ciekawe, jest to obszar, po którym poruszają się niemal wyłącznie kobiety. Prawdopodobnie dlatego, że to właśnie one, gdy zapadają na chorobę nowotworową, zwłaszcza raka piersi, muszą walczyć nie tylko z samą chorobą, ale również ze stereotypami dotyczącymi postrzegania kobiecości. Jest to szczególnie bolesne, gdy myślimy o ciele kobiety w kategoriach „męskiego spojrzenia”, gdzie utrata lub okaleczenie piersi wiąże się z utratą kobiecości. Temu wszystkiemu towarzyszy strach o przyszłość, o dzieci, lęk przed bólem i zmianami, jakie wystąpią w trakcie leczenia. Nic więc dziwnego, że dla wielu kobiet sztuka staje się doskonałym sposobem na pozbycie się „demonów” i możliwością wyrzucenia z siebie negatywnych emocji. Tak było w przypadku jednej z oryginalniejszych polskich rzeźbiarek Aliny Szapocznikow, której twórczość została zdominowana przez chorobę. Prace zatytułowane wprost „Nowotwory”, w których dokumentowała zmiany zachodzące we własnym ciele, bezpośrednio nawiązywały do osobistych doświadczeń autorki. Przejmujące, bolesne aspekty cielesności tworzy cykl „Pamiątek” – prywatnych fotografii zatopionych w nieregularnych bryłach żywicy, siedemnaście poliestrowych głów „Tumeurs Personifies” i bryły przypominające zdjęte z ciała, zakrwawione bandaże. We wszystkich tych pracach widać strach przed chorobą i próbę radzenia sobie z lękiem, nade wszystko jednak ujawnia się w nich chęć zatrzymania upływu czasu. Równie poruszająca jest sztuka zmagających się z rakiem piersi Jo Spence i Hannah Wilke. Jo Spence dokumentowała własną chorobę, a swoje prace określała jako „fototerapię”. Fotografie pokazują zderzenie chorego ciała autorki ze stereotypowym postrzeganiem kobiecości. Szczególnie poruszająca jest praca pt. „Wygnana”, gdzie ukazuje swój nagi, okaleczony tors z napisem „monster”, zaś część twarzy osłania maską nawiązującą do „Upiora w operze”. W ten sposób zwraca uwagę na spustoszenie, jakie w ciele wywołuje choroba oraz „spotwornienie” chorego ciała w oczach innych ludzi. Z kolei Hannah Wilke, bawi się konwencjami znanymi z obrazów dawnych mistrzów, z tą różnicą, że pokazuje w nich z nielicznych osób w Polsce, które odważyły się opowiedzieć o swoich doświadczeniach, jest Krystyna Kofta. Wypowiada się ona nie tylko poprzez słowo, ale również sztuki plastyczne – tworzy szkice, rysunki i kolaże. Jej prace powstały już po doświadczeniu choroby i chemioterapii, pomagając autorce oczyścić się z własnych myśli, snów i lęków, jakie pozostawiła choroba. Susan Sontag pisała o metaforach raka, że jest on jak piętno, a samo określenie „chore” oznacza coś, co odrzucamy. Jednak widok ciała, okaleczonego w wyniku stoczonej, ale zwycięskiej walki z chorobą, wcale nie musi być przykry. Tak było w przypadku kalendarza (2005 r) z aktami Amazonek autorstwa Izabeli Moczarnej-Pasiek, przygotowanego przez wrocławskie stowarzyszenie Femina Fenix. Subtelne akty kobiet po zabiegu mastektomii to doskonały przykład, że hasło „piękno jest w nas” nie jest pustym sloganem. Widok brakujących piersi nie jest w tym przypadku przykry, bolesny, jak choćby w pracach Jo Spence. Przeciwnie, udowadnia, że ich brak wcale nie oznacza ułomności czy oszpecenia. Wkrótce ukaże się kolejny kalendarz (na 2009 rok) ze zdjęciami najmłodszych w Polsce Amazonek. – Pomysł kalendarza narodził się podczas mojego zmagania się z chorobą nowotworową i miał mi pomóc w walce o życie. Postanowiłam razem z przyjaciółką przełamać mur milczenia na temat raka piersi wśród najłodszych kobiet – mówi Dorota Kiałka, która zachorowała, gdy miała 31 lat. Niewątpliwie wszystkie prace, które wiążą się z rakiem, wracają do traumy jaką jest doświadczenie choroby. Moglibyśmy się zastanowić, czy takie rozdrapywanie ran ma sens. Pokazywanie okaleczonego ciała, skutków chemioterapii, bólu, cierpienia nie jest przecież widokiem przyjemnym. Nieoceniona jest jednak ich rola terapeutyczna, pozwalająca uporać się z brakiem akceptacji własnej cielesności. Dzięki tym pracom chory może oswoić z okaleczeniem siebie i innych. I w końcu w ten sposób zwrócić uwagę na problem jakim jest rak, na potrzebę profilaktyki i uświadomienia sobie, że może on dotyczyć każdej z nas. 62 Miasto Kobiet 2008 Dorota Kiałka, fot. Agnieszka Kłos DLA WIELU KOBIET SZTUKA STAJE SIĘ DOSKONAŁYM SPOSOBEM NA POZBYCIE SIĘ „DEMONÓW” I MOŻLIWOŚCIĄ WYRZUCENIA Z SIEBIE NEGATYWNYCH EMOCJI własne ciało zmienione pod wpływem chemioterapii i zabiegów medycznych. Podobnie postąpiła Katarzyna Kozyra, tworząc pracę nawiązującą bezpośrednio do słynnej „Olimpii” Maneta. W naszym kraju o chorobach nowotworowych wciąż mówi się zbyt mało. Jedną Blanka Antoniewicz-Goraj 18. Międzynarodowy Kongres i Targi Kosmetyczne LNE & SPA 8-9 listopada NCK, al. Jana Pawła II 232 Na kongres i targi LNE & spa czekam zawsze z dużą ciekawością. Pomimo przewidywalnej formuły i wielu stałych wykładowców, za każdym razem jest coś, co pozytywnie zaskakuje. Organizatorzy dbają, by pojawiali się nowi goście, tematy i zabiegi. Tak będzie i tym razem. Gorącym tematem kongresu będzie „Prawnie czy bez- prawnie – okiem mecenasa o zabiegach kosmetycznych” – wykład o prawnych aspektach działalności w sektorze kosmetyki, spa i wellnes. W bloku specjalnym „Ajurweda – medycyna przyszłości” wystąpi światowej sławy lekarz Ajurwedy – dr Partapa Chauchan. Będzie też pokaz masażu Abhyanga na cztery ręce i ajurwedyjskiego masażu głowy, twarzy i barków. Oprócz masaży ajurwedyjskich koniecznie trzeba zobaczyć (i usłyszeć) pokaz masażu dźwiękiem w wykonaniu Stowarzyszenia Nadbrahama. Będą też goście z Rosji: Sergiej Szurewicz z masażem psychosomatycznym i Jelena Zemskowa z masażem efektywnym na cztery ręce. Pełnen program pojawi się już niedługo na stronie organizatora www.lne.pl. Jak zwykle, oprócz wykładów, na stoiskach targowych swoje nowości będzie prezentowało ponad 70 wystawców. .................................................................................................................................................................... Miasto Kobiet jest patronem medialnym Kongresu MARSZ RÓŻOWEJ WSTĄŻKI: Kraków nie pomógł Wielka Kampania Życia Avon zapowiedziała na nadchodzącą jesień kolejne starcie w walce z rakiem piersi. Ulicami polskich miast przejdą Marsze Różowej Wstążki. Akcja ma na celu popularyzowanie wiedzy o raku piersi, solidarność ze wszystkimi dotkniętymi tym nowotworem i zachęcanie kobiet do korzystania z badań profilaktycznych. Organizatorami są: Wielka Kampania Życia Avon Kontra Rak Piersi oraz Stowarzyszenie Amazonki. Największy Marsz Różowej Wstążki przejdzie ulicami Warszawy 11 października. Od września do października odbędą się też marsze w czternastu innych miastach Polski, m.in.: Gdańsku, Toruniu, Szczecinie, Łodzi, Białymstoku, Lublinie, Nowym Sączu i Rzeszowie. Niestety Marsz Różowej Wstążki ominie Kraków. Inicjatorzy kampanii tłumaczą, że do organizacji marszu potrzebna jest pomoc lokalnych organizacji lub władz, której tutaj zabrakło. – Co roku marsze organizowane są w kilkunastu miastach Polski, nie wszędzie jednak są możliwe z powodów logistycznych i organizacyjnych – mówi Kinga Karaszewska, przedstawicielka Avon. – Krakowianki zapraszamy serdecznie do innych miast. Wielka Kampania Życia Avon Kontra Rak Piersi prowadzona jest już od dziesięciu lat. Jak podaje CBOS, w ciągu ostatniej dekady liczba kobiet deklarujących, że przeszły mammografię, wzrosła z 16 do 40 proc. To jednak wciąż bardzo mało, zważywszy, że zachorowalność na raka piersi wciąż rośnie. W najbliższym czasie Avon wprowadzi na rynek kolejne produkty z różową wstążką – zestaw do manicure’u oraz tusz do rzęs. Uzyskane z ich sprzedaży fundusze zostaną przeznaczone na działania z zakresu edukacji i profilaktyki raka piersi. ...................................................................................................................... Miasto Kobiet jest patronem medialnym akcji www.miastokobiet.pl 63 {zdrowie} ZĘBY, MÓJ SKARB tekst promocyjny C KLUCZEM DO ZAPEWNIENIA SOBIE NIESKAZITELNIE PIĘKNEGO, i z nas, których natura obdarzyła doskonałym uzębieniem, niejednokrotnie tego nie doceniają. A przecież szczęście z tego wynikające jest tak ulotne! Wystarczy choćby przejściowo zaniedbać higienę jamy ustnej, i już mamy kłopoty. Kluczem do zapewnienia sobie nieskazitelnie pięknego, śnieżnobiałego uśmiechu jest przede wszystkim przestrzeganie podstawowych zasad higieny. Warto więc co najmniej dwa razy dziennie szczotkować zęby i wyrobić sobie nawyk stosowania nici dentystycznej, niezawodnej przy usuwaniu resztek pokarmu z przestrzeni między zębami. Bardzo ważnym składnikiem dbałości o higienę jamy ustnej są też regularne zabiegi oczyszczania zębów, dokonywane profesjonalnie, w gabinetach stomatologicznych. W klinice STOMATOLOGIA CICHOŃ zabieg taki składa się z trzech etapów. Pierwszy polega na usunięciu złogów nazębnych przy pomocy skalera. Następnie na powierzchnię zębów kieruje się pod ciśnieniem strumień specjalnego piasku, którego drobinki dokładnie czyszczą szkliwo. Nie ma obawy, to zupełnie bezpieczne. Ostatni etap to fluoryzacja, polegająca na pokryciu oczyszczonych zębów żelem, zawie- rającym fluor o wysokim stężeniu. Ma to na celu ochronę szkliwa. Po takim zabiegu płytki zębów są perfekcyjnie czyste i zabezpieczone, a my możemy być pewni, że zrobiliśmy wszystko, aby zapewnić naszej jamie ustnej wzorową higienę. Jednak nawet zadbane zęby nie zawsze wyglądają dobrze. Tym z pacjentów, którym nie odpowiada naturalny kolor własnego uzębienia i marzą o radykalnej zmianie, proponujemy profesjonalne wybielanie lampą Beyond. Wybielanie systemem Beyond należy do najbardziej popularnych na świecie. Z metody tej skorzystało już ponad milion pacjentów. Sama lampa wybielająca Beyond zawiera najbardziej zaawansowany technologicznie system filtrujący, dostępny na rynku. Użycie tzw. „zimnego światła” powoduje, że zabieg jest jednorazowy i nie powoduje skutków ubocznych. A efekt? Natychmiastowy, warto więc jeszcze przed wizytą w klinice przygotować się na zmiany. Metoda ta gwarantuje rozjaśnienie szkliwa zębów od 5 do 14 odcieni w skali VITA. Zabieg jest też całkowicie bezbolesny, a że trwa zaledwie godzinę, wystarczy umówić się na jedną wizytę. Gwarantujemy, że każdy nasz pacjent opuści klinikę STOMATOLOGIA CICHOŃ roztaczając uroki olśniewającego, białego uśmiechu! ŚNIEŻNOBIAŁEGO UŚMIECHU JEST PRZEDE WSZYSTKIM PRZESTRZEGANIE PODSTAWOWYCH ZASAD HIGIENY { motoryzacja} D la obserwatorów premier w dziedzinie motoryzacji tegoroczne wakacje upłynęły pod znakiem Kugi. Brytyjska prasa jeszcze na początku sezonu okrzyknęła rekreacyjne auto Forda najlepszym w swojej klasie. Jednak nikt jakoś nie pisze, że – co widać na pierwszy rzut oka – jest to pojazd dla kobiet. Zwłaszcza tych, które lubią mieć pod kontrolą prawej stopy dwulitrowy turbodiesel o mocy 136 KM. Kuga otrzymała zmodyfikowane podwozie Focusa i podobnie jak on zaaranżowany pulpit. Układ kierowniczy jest wręcz bliźniaczy, ostro tłoczone linie nadwozia także każą się domyślać bliskiego pokrewieństwa obu pojazdów. Ale na tym koniec. Wysoka, mocna w sobie terenówka z napędem na cztery koła (system Haldex) łączy komfort jazdy kompaktowego krewniaka ze swobodą, jaką się ma, gdy nie trzeba się przejmować wyrwami i koleinami na krakowskich ulicach. Z tymi Kuga radzi sobie doskonale. Podczas naszych prób nie stanowił 68 Miasto Kobiet 2008 lato z KUGĄ ZGRABNIE ZAPROJEKTOWANA. WRĘCZ KOBIECA, A WNĘTRZE DAJE SPORE MOŻLIWOŚCI – ZWŁASZCZA, GDY SIĘ MA DZIECI. dla niej przeszkody ani 20centymetrowy krawężnik chodnika, na którym chciałam zaparkować, ani stromy, wyboisty podjazd do Zamku w Przegorzałach. Prawdziwą przyjemność daje jednak jazda po dobrym asfalcie. Auto nie wbija wprawdzie w fotel, gdy się rozpędza, ale doskonale trzyma się drogi (zasługa systemu stabilizującego tor jazdy). Delikatny szum silnika nie nuży i pozwala cieszyć się muzyką, emitowaną przez cztery głośniki średniowysokotonowe (u podstawy drzwi) i cztery małe tweetery. Auto zbiera najwyższe oceny przede wszystkim za bezpieczeństwo pasażerów. To rezultat zastosowania w nadwoziu specjalnej stali, a w kabinie sześciu poduszek powietrznych i systemu zabezpieczającego pasażerów przed wyśliźnięciem się z foteli w chwili zderzenia. Nowością jest przycisk „Power”, uruchamiający silnik zamiast kluczyka. Jest też kilka pojemnych schowków i kilka uniwersalnych gniazd 12 V. Regulacja wysokości kierownicy i regulowany profil oparcia fotela pozwala zoptymalizować warunki do prowadzenia auta. A poza tym Kuga jest… ładna. Zgrabnie zaprojektowana. Wręcz kobieca, a wnętrze daje spore możliwości – zwłaszcza, gdy się ma dzieci. Za oparciami przednich foteli mamy stoliczki na jedzenie i picie, jak w rejsowych samolotach. Także oparcie kanapy, zaopatrzone w trzy zagłówki, zawiera opuszczany podłokietnik ze schowkiem i gniazdami na pojemniki z piciem. Tapicerka i chodniki też są tego rodzaju, że utrzymanie ich w czystości nie nastręcza problemu. Tyle z perspektywy potrzeb dzieci. Panie niewątpliwie docenią to, że za każdą osłoną przeciwsłoneczną znajdą niezwykle przydatne zamykane lusterko, oświetlane specjalna lampką... Ola Przegorzalska ..................................................................................... Forda Kugę do testowania otrzymaliśmy z firmy Wikar, ul. Zakopiańska 58 {uroda} KOLAGEN może tylko pomóc UCZENI Z CAŁEGO ŚWIATA MOGĄ DZIŚ BADAĆ KOLAGEN AKTYWNY BIOLOGICZNIE. TĘ SZANSĘ DAŁ NAUCE POLSKI BIOCHEMIK, PROF. DR. HAB. JÓZEF PRZYBYLSKI, CENIONY ZA SWÓJ DOROBEK W DZIEDZINIE METOD WALKI Z RAKIEM. JEGO METODA TO OWOC KILKUNASTU LAT WSPÓLNEJ PRACY JEGO I JEGO ŻONY, DR NAUK MED. KRYSTYNY SIEMASZKO-PRZYBYLSKIEJ Potężny i bardzo wrażliwy Nauka od dawna wiedziała, że kolagen jest budulcem organizmów kręgowców. Niestety, nie wiedziała na ten temat wiele więcej. W XX wieku odkrywano pojedyncze „puzle” wiedzy o roli i budowy kolagenu, nieraz zresztą podważane przez późniejsze ustalenia. U progu XXI wieku wiadomo było tyle, że kolagen to najpotężniejsze białko w ludzkim organizmie, tworzące rusztowanie dla komórek poszczególnych narządów. Ustalono też – nie bez kontrowersji – jego strukturę. Tzw. potrójna helisa – warkocz spleciony, na wzór bachowskiej fugi, z trzech łańcuchów, z których każdy składa się z tysiąca aminokwasów – okazała się cząsteczką misterniejszą niż DNA. W latach sześćdziesiątych XX wieku Paul Börnstein podjął próbę uzyskania kolagenu w laboratorium. Udało się tylko pozornie. Jak wskazuje wybitny autorytet z dziedziny farmacji prof. Ryszard Glinka – Börnstein (jak i każdy, kto odtąd próbował otrzymać kolagen) stosował metodę ekstrakcji. I uzyskiwał jedynie produkty rozpadu kolagenu, ponieważ ekstrakcja nieodwracalnie niszczy cząsteczkę kolagenu. Kolagen – można rzec, „tajemnica ludzkiego życia” – jest strukturą nie tylko skomplikowaną, ale i wrażliwą. Bezpiecznie czuje się tylko w żywym organizmie, a i to pod warunkiem, że nie działają niekorzystne bodźce – promienie UV, wysoka tem- 70 Miasto Kobiet 2008 peratura, chemikalia. Poza idealnym środowiskiem ginie w oczach, nie odzyskując już swej oryginalnej budowy i aktywności biologicznej. „Kolagen” otrzymany drogą ekstrakcji jest kolagenem w takim sensie, w jakim jest nim żelatyna czy klej rybi. Trudno tu liczyć na rewolucję w medycynie. Studzienina z nóżek, ceniona od wieków za swe walory odżywcze, nie jest panaceum na chorobę i starość. Przybylscy nie chcieli podążać tym tropem. Nie chcieli siłą wydzierać kolagenu przyrodzie za pomocą chemii, jak w metodzie ekstrakcji. Woleli raczej zachęcić go do ujawnienia się. Przełomem była hydratacja – uwodnienie, połączone z filtrowaniem przez naturalny jedwab. Wielkie nadzieje Kolagen oczarował Przybylskich. Sami zresztą doświadczyli jego mocy, gdy po dwóch latach jego stosowania profesor uwolnił się od ciężkiej choroby – wodobrzusza. – On nie może zaszkodzić, może tylko pomóc – odpowiadają na pytanie o niekorzystne skutki uboczne, od których przecież nie jest wolny żaden lek i kosmetyk. Żaden – prócz kolagenu aktywnego biologicznie. Liczą na przełom w terapii przeciwrakowej. Nowotwór niszczy komórki naszego kolagenu, zajmując ich miejsce. Według ustaleń uczonych z różnych krajów podawanie kolagenu hamuje rozrost raka. Przy- bylscy sądzą, że ich kolagen pomoże zwalczać i inne choroby, jak osteoporoza czy stwardnienie rozsiane. Kolagen współtworzy wszystkie nasze narządy, jego zastosowanie może się więc okazać wszechstronne. Jako dziennikarka przepytałam kilkadziesiąt osób stosujących kolagen aktywny biologicznie w dostępnej na rynku formie kosmetyku. Zawsze korzysta na tym skóra: wygładzone blizny i zmarszczki, szybsze gojenie, odmłodzony wygląd, znikające problemy dermatologiczne. Opowiadano mi też o ustępowaniu patologii narządów płciowych, żylaków, bólów kostnych i stawowych. Kolagen na co dzień Jedyna dziś na świecie metoda uzyskiwania tzw. nietkniętego kolagenu objęta jest ochroną patentową w Polsce, Unii Europejskiej i USA, a jedyną firmą produkującą go jest 3-Helisa, działająca pod naukową pieczą Przybylskich. Dystrybutor tych preparatów, firma AP BOSS, dba o ich komfortową drogę od producenta do klienta, zapewniając im przez cały czas odpowiednią temperaturę. W ekskluzywnych salonach firmowych AP BOSS (w Krakowie przy ul. Starowiślnej 82) można nie tylko kupić kolagen aktywny biologicznie, ale i uzyskać fachową konsultację. Aleksandra Czwojdrak Kino { wnętrza} nie na każdą kieszeń J eszcze niedawno nieobeznani z tematem kina domowego wchodzili do sklepu z elektroniką i nie kryli zaskoczenia. Myśląc „kino” myśleli: ekran, sala z fotelami. A tu nic, tylko parę kolumn głośnikowych, odtwarzacz i amplituner. Dziś, gdy tzw. zestawy kina domowego zajmują znaczną część ekspozycji sklepów audio, zakres tego popularnego terminu nikogo nie zaskakuje. Masowy rynek sprawił, że określamy tym mianem coś, co niekiedy mieści się w jednym pudełku, kosztuje kilkaset złotych i nijak się ma do prawdziwego kina domowego, które JBL SYNTHESIS tworzą nie tylko głośniki, wzmacniacz, odtwarzacz i telewizor – ale także odpowiednio przygotowane wnętrze. Ba, takie kino bywa częścią większej całości, stanowiącej wyrafinowany system dystrybucji dźwięku i obrazu. Sercem jest część kinowa, ale chcemy też słuchać muzyki i oglądać telewizję w sypialni, kuchni, łazience, na basenie. Jest to więc system, który w zależności od tego, jak bardzo jest rozbudowany, wpływa na wygląd naszego otoczenia. Nie sztuka rozstawić dookoła telewizora kilka głośników z zestawu-minimum. Wystarczy na ogół wczytać się w instrukcję producenta. Tak „zaaranżowane” kino domowe jest jednak często zawalidrogą przy codziennych pracach domowych i zaskakująco szybko obrasta kurzem, a parametry odsłuchu ma… przeciętne. Jest na to rada: telewizor i głośniki zręcznie ukryć. Telewizor może zostać zainstalowany na tzw. windzie, i przy pomocy zdalnego sterowania chowany w ścianie lub suficie. Podobnie kolumny, choć tu możliwości jest więcej. Jeśli zaopatrzyć się w kolumny przeznaczone do zabudowy, można je też wbudować w ścianę lub sufit i odsłaniać tylko na czas używania, lub wręcz całkowicie ukryć pod tynkiem, nie obniżając jakości odsłuchu. www.miastokobiet.pl 73 Wreszcie telewizor można zastąpić ekranem i chowanym projektorem lub używać obu, w zależności od potrzeby. Nawet przeciętnej wielkości ekran projekcyjny rozmiarami – a więc i siłą wrażeń podczas oglądania filmu – bije na głowę największe telewizory plazmowe, a po zakończeniu projekcji automatycznie zwinięty znika w zamaskowanej kasecie, nie zajmując miejsca. A przecież łącznie z projektorem kosztuje często mniej niż dobry telewizor! To świetne rozwiązania w mieszkaniach, w których ze względu na szczupłość powierzchni każdy z pokoi musi spełniać kilka funkcji. Dzięki INFINITY CASCADE niemu w kilka minut zdalnie zamieniamy sypialnię lub pokój dzienny w rasowe kino. Sprzęt audio/video jest przy tym zabezpieczony przed kurzem i kradzieżą i nie ogranicza swobody aranżacji wnętrza. Prawdziwe jednak kino w domu ma na imię JBL Synthesis. Głośniki w ścianach, konfigurowane indywidualnie w zależności od parametrów pomieszczenia, wzmacniacze aktywne (do każdego kanału oddzielny wzmacniacz), kalibracja komputerowa – ma to tylko on. Innego systemu, który przenosiły na domowy grunt profesjonalne standardy wielokanałowego odsłuchu, jak dotąd nie stworzono. Podzespoły Synthesis nie są dostępne od ręki. Często bywają robione na zamówienie i dostosowane do konkretnych warunków instalacji, a gwarancja na nie bywa dożywotnia. Co ciekawe, kupując ten system w cenie luksusowej limuzyny płaci się nie za to, co się widzi, ale za to, co się słyszy. System przeznaczony jest bowiem do zabudowy, co oznacza konieczność ukrycia w po74 Miasto Kobiet 2008 koju do pół tony sprzętu… Toteż projekt instalacji takiego domowego kina powstaje często równolegle z projektem domu, a pomieszczenia nań przeznaczone pozostają w stanie surowym do chwili wejścia ekipy specjalistów, dokonujących adaptacji aku- stycznej. Potem kolej na sprzęt i kable, wreszcie wkraczają programiści. Architekt wnętrz ma za zadanie zręcznie ukryć sieć przewodów i skrzynie urządzeń, musi też dla takiego pomieszczenia specjalnie, pod dyktando akustyków, zaprojektować wystrój, bowiem warunki odsłuchu są tu wartością nadrzędną. W efekcie powstaje domowe centrum rozrywki, gwa- rantujące lepsze warunki oglądania i odsłuchu niż koncert na żywo. Jednak Synthesis to system dla najbogatszych, traktowany często jako produkt niszowy. Inni producenci albo uprawiają masową produkcję popularnego sprzętu, liczoną w milionach egzemplarzy rocznie (na przykład Harman Kardon, Yamaha czy Denon) albo wytwarzają nieduże serie wyrafinowanego, audiofilskiego sprzętu z zaawansowanym napędem DVD, procesorami dźwięku i końcówkami mocy. Są to produkty ekskluzywne, choć niekoniecznie bardzo drogie, np. superwzmacniacz Unico Teatro firmy Unison Research kosztuje około 5 tys. euro. Do takich firm należy też Meridian, NAD Electronics czy Patos. Warto jednak pamiętać, że chcąc zamontować w mieszkaniu aparaturę odsłuchową na stałe lub choćby zoptymalizować warunki odsłuchu, warto skorzystać z konsultacji akustyka. Dzięki jego wskazówkom nawet ze skromnego sprzętu wyciśniemy maksimum przyjemności. Andrzej Politowicz