reaktywacja!!! - Akademia Humanistyczna im. Aleksandra Gieysztora

Transkrypt

reaktywacja!!! - Akademia Humanistyczna im. Aleksandra Gieysztora
interlinia
Święta 2006 Nr 8 (8)
ISSN 1730-3729
REAKTYWACJA!!!
PISMO STUDENTÓW AKADEMII HUMANISTYCZNEJ IM. ALEKSANDRA GIEYSZTORA
■ WOKÓŁ DRZEWKA ŻYCIA – świąteczna rozmowa z Janem Suligą
■ Egzotyczne Święta
■ LENIN KOCHAŁ DZIECI
■ NASZA BIBLIOTEKA – wywiad z panią dyrektor
■ KLUBY STUDENCKIE – dawniej i dzisiaj
■ Bezdomni przyjaciele
■ Felietony, komunikaty, motoryzacja, poezja
W numerze:
WOKÓŁ DRZEWKA ŻYCIA
O świątecznych obyczajach
opowiada Jan Suliga . . . . . . . . . . . . . . . . .3
Egzotyczne Święta . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .4
LENIN KOCHAŁ DZIECI (tow. Bierut też) . . . .5
Zakupowe szaleństwo (felieton) . . . . . . . . . .6
Niezapomnianych doznañ
BIBLIOTEKA - magazyn wiedzy
Wywiad z Jadwigą Miecznikowską,
dyrektorem Biblioteki Głównej AH . . . . . . . .8
i osi¹gania szczytów mo¿liwoœci
KLUB CZY PUB . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .10
w nadchodz¹ce Œwiêta,
Wiśniowa zima (felieton) . . . . . . . . . . . . . .11
a przede wszystkim
BEZDOMNY PRZYJACIEL
- w azylu dla psów w Józefowie . . . . . . . . .12
w Nowym Roku
Sezon motoryzacyjny się skończył . . . . . . . .15
¿yczy
Wiersze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .16
Redakcja
Numer przygotowany w ramach zajęć warsztatów prasowych
Zespół redakcyjny - III rok Wydziału Nauk
Politycznych, specjalizacja - dziennikarstwo:
Emilia Graużul (red. naczelna)
Martyna Chrobak
Aleksandra Maksjan
Dorota Wermuth
Patryk Bielecki
Piotr Grzymkowski
Kamil Wyrzykowski
Wydawca:
Akademia Humanistyczna
Im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku
06-100 Pułtusk, ul. Daszyńskiego 17
www.ah.edu.pl
e-mail: [email protected]
2
Chcecie umieścić na naszych łamach Wasze wiersze, podzielić się swoją opinią na
każdy temat, kogoś pozdrowić lub coś ogłosić to piszcie na nasz adres:
[email protected]. Zapraszamy do współpracy!
Oddamy w dobre ręce!!!
Dwa młode, szczepione i zadbane
psiaki czekają na właścicieli.
Możliwe, że to pół labradory. (Na
zdjęciu to czarny i ten u góry.)
Kontakt: 606 333 086 lub [email protected].
Święta Bożego Narodzenia
Wokół drzewka życia
Dekorujemy choinkę, siadamy przy wigilijnym stole, rozpakowujemy prezenty... Wydaje się
nam, że tak było zawsze, bo przecież wiemy, że święta Bożego Narodzenia mają tradycję jeszcze przedchrześcijańską. Wtedy były związane z przesileniem zimowym i nazywano je godami. Tamto pogańskie święto zbiegło się z obchodami Bożego Narodzenia po dokładnym
ustaleniu daty narodzin Chrystusa, co nastąpiło w V w n.e. O tym, jak ukształtował się znany nam obyczaj obchodzenia Świąt opowiada etnograf, dr Jan Witold Suliga, były dyrektor
Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie.
■ Dzisiaj nie wyobrażamy
sobie Świąt bez udekorowanej choinki w domu.
Skąd się wziął w Polsce
ten obyczaj?
– Choinka jaką znamy
dzisiaj jest obyczajem niemieckim odnotowanym po
raz pierwszy w XVIII wieku. Wcześniej najprawdopodobniej stawiano choinkę w Niemczech południowych i zachodnich. Dotarła
ona do Polski w wieki XIX.
Początkowo zadomowiła
się w miastach i rodzinach
mieszczańskich, dopiero
pod koniec międzywojnia
przenosi się na wieś. Po
wojnie stawianie choinki
staje się obyczajem powszechnym. Mało kto wie,
że w Polsce mieliśmy swoją
własną choinkę, która na- Tradycyjna choinka w luterańskiej Finlandii
zywała się podłaźniczka.
Był to obcięty szczyt jakiegoś iglaka li symbolem Boga, który nas w tę
wieszany pod sufitem czubkiem noc obdarowuje.
w dół. Przyozdabiano go orzechami,
jabłkami, ciastami, wstążkami. Jabł- ■ Od jak dawna dajemy i dostajemy
ka od prawieków Słowianie kojarzyprezenty?
li ze świętami. Orzech natomiast jest
– Zwyczaj przyszedł poniekąd
symbolem nowego życia. W jego również z Niemiec razem z choinką.
wnętrzu jest to jądro, które się uro- Obdarowywanie się prezentami, to
dzi po rozbiciu skorupki. Choinka stary obyczaj. Początkowo były to
musi być świetlista, gdyż jest drzew- podarki symboliczne np. ciasta.
kiem życia. Jest centrum świata czy- W XVIII wieku wspomina się o oby-
czaju
obdarowywania
w środowisku szlacheckim.
■
No i wreszcie postać
najsilniej kojarzona ze
Świętami – Święty Mikołaj.
Skąd do nas przywędrował?
– Jest to zbitka postaci
prawdziwych i mitycznych,
nawiązująca do biskupa
z Mitry, który żył na przełomie III–IV w. W Polsce
pojawił się najpierw jako
jedna z postaci w korowodzie kolędników, którzy
chodzili od dom do domu
i śpiewali kolędy pobierając za to drobne datki. Poprzez śpiew obdarowywali
dobrem, życzyli “wszystkiego najlepszego, żeby się
rodziło, płodziło...”. Wcześniejsze postaci kolędnicze
nie przypominają wcale
tego Mikołaja, którego
znamy dzisiaj z Hollywood. Obyczaj,
że to Święty Mikołaj jest darczyńcą
zrodził się na pograniczu Niemiec
i Holandii, dość późno bo w wieku
XIX, a do nas dotarł 100 lat później.
Jako ciekawostkę można dodać, że
Święty Mikołaj został przetransportowany do Stanów Zjednoczonych
głównie przez emigrację irlandzką
i tam stał się tym brzuchatym świętym znanym z filmów. W różnych re-
3
gionach Polski obowiązywała inna
tradycja, w Galicji na przykład prezenty przynosił Aniołek. Mikołaj pojawił się znacznie później. Jego tradycyjnym strojem wcale nie była początkowo czerwona czapeczka i kapotka, ale niebieska bądź biała szata. Z czasem zaczęła przemieniać się
w kubraczek i dzisiejszy Mikołaj bardziej przypomina dużego skrzata niż
chrześcijańskiego świętego.
■ W niektórych krajach prezenty są
wkładane do skarpety. To – z naszego punktu widzenia – dość dziwny
zwyczaj...
– Podarki wkładane w skarpetkę
to obyczaj niemiecko-holenderski,
jak również i włoski. Próbuje się go
narzucić i w Polsce, lecz nie chce się
u nas przyjąć. Objął natomiast te tereny, do których sięgała tradycja celtycka. Przy czym we Włoszech wkłada się podarki, którymi zazwyczaj są
słodkości nie w wigilię Bożego Narodzenia, ale 6 stycznia czyli na
Trzech Króli. Prezenty przynosi nie
Święty Mikołaj tylko czarownice,
choć czasami mówi się, że to trzej
królowie. Ponieważ to oni przyszli
do żłóbka i obdarowali małego Pana
Jezusa.
Egzotyczne Święta
Magia Bożego Narodzenia dotarła do Japonii. Wprawdzie chrześcijanie to zaledwie 0,6%
mieszkańców tego kraju, ale Japończykom
spodobał się zwyczaj ubierania choinki i dawania sobie prezentów. Gwiazdka to jednak
dla nich zwykły dzień pracy, ale ulice pełne są
świątecznych dekoracji. Oczywiście religijny
charakter święta stracił tutaj swój sens (chociaż Japończycy znają tradycję, z której się
ono wywodzi, a na świątecznych kartkach
można zobaczyć nie tylko świętego Mikołaja,
ale i świętą rodzinę) - przyjęło się ono na zasadzie Walentynek i Haloween. Największą
popularnością cieszy się ono wśród ludzi młodych. Wigilii Japończycy nie spędzają jak my,
w domach, lecz w restauracjach, pubach i hotelach (w okresie świątecznym naprawdę
trudno o stolik w dobrym lokalu). Mają nawet
4
swoją tradycyjną wigilijną potrawę kurisumasu keiki - słodki tort z kremem i czekoladą.
Ciekawe tylko, co Budda myśli o św. Mikołaju?
Dla Chińczyków Boże Narodzenie to powiew
Zachodu. Misjonarze przywieźli to święto do
Chin już w XIX w. Jednak dopiero ostatnio zyskało sobie tutaj popularność. Nie sposób nie
wiązać tego z chińskim wzrostem gospodarczym. Obchodzone jest tylko w dużych miastach, gdzie stopa życiowa mieszkańców jest
znacznie wyższa niż na prowincji. Centra handlowe prześcigają się w organizowaniu świątecznych promocji, a sami Chińczycy (ci,
których na to stać) chętnie korzystają z tego,
co jeszcze nie dawno było dla nich nieosiągalne. Tutaj również Boże Narodzenie nie ma
charakteru religijnego. Nie ma też dni wolnych od pracy. Chrześcijańskie święto wkom-
■ Wieczór wigilijny nie we
wszystkich krajach obchodzony
jest tak, jak w Polsce – uroczystą,
rodzinną kolacją. Czy ma on jednak jakiś szczególny charakter?
– Zwyczaj Wigilii ten obejmuje niektóre kraje z mocnym
wpływem katolickim, ale traktuje się ją raczej jako święto symboliczne i nie jest specjalnie obchodzona. Może się na przykład
przekształcić w uroczyste śniadanie 25 grudnia, natomiast
w USA ludzie tego dnia idą do
knajpy, bawią się, tańczą. Co
jest nie do przyjęcia dla Polaków, gdyż w naszej kulturze Wigilia jest świętem bardzo rodzinnym.
W prawosławiu natomiast
przypada trochę później z uwagi
na różnicę w kalendarzu liturgicznym. Tam wiąże się z przyjściem do cerkwi i bardzo uroczystym, długim nabożeństwem,
po którym wierni otrzymują
chlebki. Należy je zanieść do
domu i podzielić się nimi z domownikami w jeszcze w trakcie
kolacji albo śniadania. Opłatek
jest natomiast obyczajem środkowoeuropejskim, występującym nie tylko w Polsce, ale u nas
ponowało się w obyczaje coraz bardziej zabieganego chińskiego społeczeństwa, dla
którego jest po prostu miłym pretekstem do
zatrzymania się i spędzenia odrobiny czasu
z rodziną.
W Indiach święta Bożego Narodzenia obchodzą zarówno chrześcijanie, muzułmanie
jak i hinduiści. Tradycją w tym kraju jest... kupowanie nowych ubrań. Już dziesięć dni przed
świętami rozpoczynają się wielkie przygotowania. Ściany, podłogi i podwórza przed domami ich mieszkańcy malują w różne kolorowe wzory. Ubierają również sztuczne choinki.
Bardzo przypomina naszą tradycję zwyczaj
robienia szopek. Wystawia się je przed dom,
gdzie są oceniane przez parafialną komisję.
Po chrześcijańskich mszach odbywają się festyny pełne zabawy i różnego rodzaju loterii.
uzyskał rangę szczególną. Dzielimy
się nim nawet ze zwierzętami, wtedy
ma inny kolor – zielony albo niebieski.
U protestantów zamiast kolacji wigilijnej jest zazwyczaj śniadanie –
bardzo rzadko pojawia się kolacja
w takim rozumieniu jak u nas. Nie
ma obyczaju obdzielania się, protestanci są bardziej ascetyczni.
W Belgi albo we Francji rozpoczyna się karnawał. Pojawiają się przebierańcy. Przebiera się całe miasto,
wystawia się różne inscenizacje nie
koniecznie nawiązujące do treści
ewangelicko–chrześcijańskich.
W Ameryce Południowej zaczynają
się niesamowite fiesty. Kolędy przepełnione są radością. W Polsce natomiast kolędy są nostalgiczne. Na ich
charakter wpłynęło wiele czynników, szczególnie okres zaborów, gdy
nie wypadało ostentacyjnie okazywać radości. Ponieważ to święto grupujące rodziny, uświadamiało ilu ludzi jest nieobecnych. Bardzo duże
znaczenie odegrał również klimat:
zimno, ciemno. Myślano tylko
o tym, by schować się w ciepłym,
przytulnym domu.
Rozmawiały: Dorota Wermuth
i Martyna Chrobak
Wieczorami, zupełnie jak polscy kolędnicy,
dzieci chodzą od domu do domu i proszą
o błogosławieństwo.
Najbardziej zaskakujący jest jednak sposób
w jaki Wigilię Bożego Narodzenia spędza się
w Australii. Oprócz typowego ubierania choinki, obdarowywania się prezentami i wysyłania
kartek jest jeden ciekawy zwyczaj. Otóż kto
tylko może Wigilię spędza na plaży. Australijczycy zabierają ze sobą koce, obrusy i koszyki
pełne jedzenia i zamieniają plaże w jeden
wielki stół wigilijny. A my narzekamy na brak
śniegu w Polsce! Po plażowej uczcie jest już
bardzo tradycyjnie w naszym rozumieniu spotkanie przy choince, wspólne śpiewanie
kolęd i jakże miłe wręczanie sobie prezentów.
Patryk Bielecki
5
Święta według PZPR
Lenin kochał dzieci
(tow. Bierut też)
Czy wiecie, jaki pomysły na polskie, chrześcijańskie święto Bożego
Narodzenia miała władza za czasów
młodości naszych dziadków i dzieciństwa naszych rodziców? Oto krótka prezentacja tych „najciekawszych”.
Czym są święta?
„Dzień Bożego Narodzenia to
dzień przesilenia dnia z nocą - pisała prasa rządowa. - Noce od Bożego
Narodzenia stają się coraz krótsze,
a dni coraz dłuższe. Siły życia, rodzące wiosnę, okazują się silniejsze
od potęg nocy. Od tysiącleci z tym
dniem łączą się legendy i mity o zwycięstwie dobrego nad złym”.
Według PZPR Święta wywodzą się
z tradycji ludowej. Chciano zatrzeć
w świadomości ludu ich religijny charakter. „Czas odpoczynku i okazja
do odbycia ciekawych wycieczek” tak władza sugerowała spędzenie
wolnych dni świąt Bożego Narodzenia. W Wigilię natomiast pracowników trzymano w fabrykach do bardzo późnych godzin - w ten sposób
starano się wyplenić zwyczaj uroczystego obchodzenia tego wieczoru.
Dzieciakom pracowników organizowano propagandowe imprezy
choinkowe. Jakie atrakcje? „Zabawa w wykonanie planu”! „Malcy
uczyli się na przykład budować mur
z klocków imitujących cegły. Na
ścianach świetlicy wieszano hasła zagrzewające do przekraczania norm
i sławiące osiągnięcia socjalistycznej
gospodarki, dzieciom wręczano dyplomy przodowników pracy”.
Propagandowa choinka
„Choinki, które na przełomie roku
1949 i 1950 stanęły w urzędach, halach fabrycznych i szkolnych świetli-
6
cach, zupełnie nie przypominały bożonarodzeniowych drzewek, do
których Polacy byli przyzwyczajeni.
Zgodnie z instrukcjami Wydziału
Propagandy KC, na gałązkach zawisły modele hut i kopalnianych dźwigów, symbole kół zębatych, miniatury samochodów oraz lokomotyw,
a nawet wycięte z kartonu sylwetki
czołgów i armat. Kolorowe łańcuchy
z bibuły zastąpiono makietami
trakcji elektrycznej, na bombkach pojawiły się propagandowe hasła „Pokój”, „Przyjaźń”.
Zamiast gwiazdy betlejemskiej
na szczycie jodły umieszczono
czerwoną gwiazdę”.
Opowieści niesamowite
Dziadka Mroza
A oto tematyka bajek, jakimi raczył dzieciaki propagandowy dziad:
„Zwierzęta zakładały w lesie spółdzielnię produkcyjną, biedacy walczyli z bogaczami, szewczyk - zamiast zabijać smoka - wypędzał
z królestwa czarodzieja oszusta nie
pozwalającego mieszkańcom korzy-
Życzenia świąteczne:
„Pokój ludziom dobrej woli.
Imperialistom i reakcjonistom
- walka”.
Dziadek Mróz
Miał symbolizować ludowe
korzenie świąt. Schedę po
świętym Mikołaju przejął
w 1949 roku. Przyszedł prosto
ze Związku Radzieckiego,
„występował najczęściej w białym lub złotym kaftanie, czasami w stroju rosyjskiego chłopa i spiczastej czapie”. I nie
był sam. Towarzyszyła mu pani
Zima i Śnieżynki rozdające na
imprezach choinkowych prezenty.
Święty Mikołaj
na cenzurowanym
Mikołaj nie znika. A i owszem jest,
ale jego wizerunek zostaje ściśle
określony przez cenzurę. „Mikołaj
pojawia się już tylko w prasowych
karykaturach, pokazujących, jak obdarowuje Adenauera czołgami i rakietami.”
stać ze zdobyczy nauki. Żelazną pozycją w repertuarze Dziadka Mroza
było opowiadanie „Lenin wśród
dzieci”, w którym opisywano, jak
wódz rewolucji wspólnie z najmłodszymi świętował przy choince
nadejście Nowego Roku. Nie sposób nie zacytować fragmentów tego
niezwykłego tekstu: „Wokół przystrojonego drzewka powstało taneczne koło. Lenin sam wśród dzie-
ci bawi się zachwycony, zagradza
drogę kotkowi, ułatwia ucieczkę
myszce. Dzieci zrozumiały, że Lenin, którego widziały po raz pierwszy, jest ich największym przyjacielem i towarzyszem. Dzieci odłączyły się od dorosłych i poszły wraz
z Leninem na herbatkę; nakładały
mu konfitury, każde chciało sprawić mu przyjemność. A on częstował je orzechami, nalewał im herbatę, opiekował się nimi, jak gdyby
to były jego własne dzieci. Lenin
gorąco i szczerze kochał dzieci,
a one czuły to i odwzajemniały się
głęboką miłością”.
Choinka z Bierutem
Na taką imprezę miały wstęp
„dzieci - przodownicy sportu i nauki”. „Sztandar Młodych” opisał
jedno z takich spotkań:
„Dzieci z Pałacu Młodzieży ze
Stalinogrodu (dzisiejsze Katowice przyp. red.) wręczają towarzyszowi
Bierutowi album. Inne dzieci patrzą z zazdrością. One nie przygotowały albumu. Ale nagle wpada
im inna myśl. Przynoszą towarzyszowi Bierutowi pomarańcz. Po
prostu pomarańcz. Trzymają ją na
talerzyku: chcą ją zjeść wspólnie
z towarzyszem Bierutem na znak
przywiązania, wierności, miłości,
przyjaźni. Towarzysz Bierut dzieli
na cząstki złoty, soczysty owoc. To
pomarańcza przyjaźni. Gra orkiestra. Pięknie tańczą dzieci: lekko,
powabnie, trochę jeszcze niewprawnie.
W przerwach wszyscy siadają na
podłodze i śpiewają piosenki harcerskie. Potem tworzy się wielkie
koło. Wśród dzieci, trzymając je za
ręce, idą towarzysze Bierut, Cyrankiewicz i Mijal. Wielki taneczny korowód kroczy przez salę, rozłamuje
się na dwie części, łączy się i znów
rozchodzi...”.
Cóż. Pozostaje tylko odetchnąć,
że dziś możemy czytać takie wspomnienia podobnie jak orwellowski
“Rok 1984”.
Na podstawie artykułu „Dziadek
Mróz kontra Święty Mikołaj” autorstwa Piotra Osęki
Emilia Graużul
Felieton
Pada śnieg, pada śnieg...
Przychodzi raz do roku taki czas, kiedy zapominamy się i oddajemy
ekstazie, jaką niesie ze sobą kupowanie bliskim prezentów, czas, kiedy wystawy sklepowe są świecące i nastrojowe, okres przedświąteczny... Trzymajmy portfele na wodzy!
Gotowi do biegu... START! Zaczęło się: wystawy kuszą nas swoim uroczystym wystrojem, padający śnieg sprawia, że musi być naprawdę uroczyście.
Dlaczego to wszystko tak na nas oddziałuje? Trudne pytanie, spróbujmy
zejść o jeden poziom niżej.
Handlowcy pracują nad tym wszystkim, co nam wcisną, cały rok, reklama
musi zadziałać tak, żeby zaparło nam dech w piersiach, my nie jesteśmy
świadomi tego, co się dzieje. Wszyscy przecież ulegamy magii choinkowych
lampek i pana w czerwonej czapce. Do tego wszystkiego padający śnieg
i chap! Mamy Cię!
Święta nie są już tak magiczne jakbyśmy chcieli, mamy kolejki, jesteśmy
zabiegani, bo stres, czy zdążymy wszystko zapiąć na ostatni guzik, jest
ogromny! Gdzie, zatem magia?
Poszukajmy... Przytoczę coś swojego, żeby nie było, że jestem uprzedzona! Święta kojarzą mi się z wielką choinką, którą ubieram razem z moją
młodszą siostrą, podczas gdy mama gotuje bigos, tata pomaga zakładać
lampki. Już na samą myśl tęsknie za tym! Wigilia jest dniem, kiedy cała moja rodzina spotyka się żeby porozmawiać, pokolędować i – powiem szczerze
– najeść się!
Święta są po to żeby się „nażreć”, taka jest prawda, co tu dużo mówić!
Druga kwestia: wszyscy są ubrani inaczej niż zwykle. Tak dzień tego wymaga – święto! A Pasterka staje się pretekstem dla pań i panów. Gdy idziemy
do kościoła możemy zobaczyć na przykład to, który płaszcz jest najmodniejszy w tym sezonie albo dostrzeżemy najbardziej popularne buty czy czapkę.
Zdarza się.
Ale wróćmy to dni przed Wigilią i Bożym Narodzeniem. Otóż istotne jest,
że w tym czasie nieświadomie bardziej niż zwykle opróżniamy nasze portfele, z czego cieszą się sprzedawcy, ale kupujący przecież też nie są smutni!
W końcu nadchodzą święta! Aj, co się dzieje!! Nie można nadążyć za tym
wszystkim, bo przecież nie możemy być gorsi od kuzynki czy stryja i prezenty od Świętego muszą być na poziomie. Dlaczego nie zachować skromności?
Pomyślmy nad tym...
Tradycja... Gdzie się podział piękny obyczaj zapraszania zbłąkanego wędrowca do stołu, czy mamy dodatkowe nakrycie przy stole? Pomyślmy...
Gdzie... Czy nadal spędzamy Święta w domu? Czy też wyjeżdżamy w góry
albo do ciepłych krajów? Pomyślmy...
Z kim i dlaczego... Z rodziną, bo zachowujemy tradycję (!), czy ze znajomymi, bo rodzina jest już nudna (?!) Pomyślmy...
Czy warto zaszaleć, a później żałować, że wydało się za dużo i na byle co.
Trudno jest to stwierdzić bez głębszej analizy, bo przecież światełka już
świecą, śnieżek pada, a my cieszymy się, że już niedługo będzie wolne i odpoczniemy od szkoły, przywita nas ciepły domek i zapach makowca! A jeszcze ładniej przywita nas centrum handlowe z super ofertą karpia, śledzia,
lampek choinkowych, bombek, szalików, czapek, skarpetek, torebki, słodkości i innych rzeczy, które wprawią nas w stan nieważkości!
Aj, się porobiło! Uważajmy. Wesołych i oszczędnych Świąt!
Dorota Wermuth
7
Co się dzieje po tym, jak bibliotekarz w wypożyczalni wstuka w swój komputer numer wybranej przez Was książki? Otóż wędruje on światłowodem
do komputera osoby dyżurującej w magazynie. Tam, między metalowymi
półkami przesuwanymi za pomocą pokręteł, szuka dla Was tej książeczki
i zsyła ją na dół. Nie jest to praca lekka, bo zbiory mamy przecież duże
i nachodzić się trzeba niemało. Dlatego gdy następnym razem będzie
Wam się dłużyć czekanie na książkę, bądźcie wyrozumiali. O tym, jak
powstała i jak się zmienia Biblioteka Główna AH opowiada jej dyrektor,
mgr Jadwiga Miecznikowska.
■ Biblioteka robi imponujące wrażenie,
ale przecież nie od początku tak było. Jaka jest jej historia?
– Początki Biblioteki Głównej
Akademii Humanistycznej sięgają
1995 roku. Nowo powstała szkoła wyższa nie mogła prawidłowo funkcjonować bez własnej biblioteki.
W związku z tym jeszcze przed zakończeniem I roku akademickiego
1994/95, 1 czerwca 1995 roku, nastąpiło jej uroczyste otwarcie. Biblioteka mieściła się początkowo w budynku przy ul. Rynek 36. W pierwszych
latach działalności starano się tworzyć księgozbiór z myślą o studentach
uczelni. Po kilku latach okazało się,
że zgromadzone zbiory nie mieszczą
się w budynku o powierzchni 500 m2
, do tego wraz ze wzrostem liczby studentów brakowało miejsca w czytelni.
Rektor WSH podjął decyzję o budowie większej biblioteki zlokalizowanej blisko uczelni i akademika
przy ul. Mickiewicza 36c, gdzie stoi
od stycznia 2002 roku.
Biblioteka zorganizowana jest zgodnie z europejskimi standardami.
Wszystkie prace związane z opracowaniem i udostępnianiem zbiorów są
zautomatyzowane do tego stopnia, że
student przy wypożyczaniu książek
nie musi nawet wypełniać rewersów.
■ Jak powstał i jak się nadal tworzy
księgozbiór naszej Biblioteki. Krótko
mówiąc: skąd się biorą w niej książki
książki?
– Nasze zbiory pochodzą z trzech
źródeł. Oczywiście przede wszystkim
są to zakupy i tu z przyjemnością mo-
Biblioteka – mag
Jest to nowoczesna książnica ze zdalnym dostępem do zasobów i usług innych bibliotek i serwisów informacyjnych.
Podczas uroczystości 10-ciolecia
istnienia WSH w dniu 21 czerwca
2004 roku odbyło się uroczyste nadanie Bibliotece Głównej imienia Andrzeja Bartnickiego, współzałożyciela i rektora uczelni. Ważną uroczysto-
WIKTOR GOMULICKI, pseudonim Fantasy (1848–1919), poeta, powieściopisarz, eseista, badacz historii Warszawy. Jeden z najważniejszych twórców
pozytywizmu. Dzieciństwo spędził w Pułtusku – tym czasom poświęcił powieść
„Wspomnienia niebieskiego mundurka” (1906).
JULIUSZ WIKTOR GOMULICKI (1909 – 2006), syn Wiktora Gomulickiego.
Polski historyk literatury, edytor, eseista, bibliofil. Należał do AK i brał udział
w Powstaniu Warszawskim. Najwybitniejszy badacz twórczości Norwida.
8
ścią było odsłonięcie 23 kwietnia
2005 roku popiersia prof. Bartnickiego, na której obecni byli najbliższa
rodzina i przyjaciele profesora, władze, wykładowcy i studenci Uczelni
oraz władze miasta Pułtuska.
gę stwierdzić, że środki przyznawane
przez władze Uczelni na ten cel są
bardzo wysokie. W ostatnich latach
kupujemy rocznie ok. 4 tys. nowych
książek. Drugim ważnym źródłem,
szczególnie istotnym w początkowych
latach działalności biblioteki, były
dublety Biblioteki Narodowej. Ale
nie tylko, pomogły nam również biblioteki instytutowe Uniwersytetu
Warszawskiego, Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka, Biblioteka
Sejmowa, Zakład Historii Ruchu Ludowego, Fundacja Lanckorońskich
i Uniwersytet w Kolonii. Trzecim
źródłem wpływów były dary osób prywatnych. Wacław Aluchna, którego
dzieciństwo związane było z Pułtuskiem, jako jeden z pierwszych przekazał bibliotece swoje zbiory. Podobnie poczynili Stanisław Frybes, Witold Adamiec, Stanisław Arski, Stanisław Dobiszewski, Andrzej Lam, Roman Taborski, Janusz Tazbir oraz
wiele jeszcze innych osób. Systematycznie wzbogacają zbiory biblioteki
nasi profesorowie zarówno pozycjami autorskimi jak i wybranymi egzemplarzami z ich własnych zbiorów.
■ Korzystając na co dzień z Biblioteki
widzimy, że stale się ona zmienia...
W ciągu ponad 10-cioletniego istnienia Biblioteka podlegała dynamicznym zmianom, w wyniku których
ukształtowała swój profil, poszerzyła
zakres usług, udoskonaliła metody
pracy. Pod względem wielkości zbiorów nasza biblioteka zaliczana jest do
grupy czołowych bibliotek wyższych
szkół niepaństwowych . Mamy ponad
100 tys. książek, gdy tymczasem zbiory większości tego typu bibliotek
w Polsce oscylują w granicach 15–50
tys. Oczywiście daleko nam jeszcze
do bibliotek akademickich z wieloletnią tradycją, ale nie mamy się też czego wstydzić.
Od 1 października 2004 roku funkcjonuje na Wydziale Nauk Politycznych biblioteka wydziałowa. Chcieli-
ni może wypożyczyć do domu na czas
od godz.18.00 do 9.00 dnia następnego.
■ Z Pułtuskiem związany był znany pisarz Wiktor Gomulicki. BCzym jest
i gdzie się znajduje Gabinet Gomulickich?
Gabinet naukowy Wiktora i Juliusza Gomulickich mieści się w Czytelni Profesorskiej. Został utworzony
z inicjatywy Dziekana Wydziału Filologii Polskiej prof. dr Janusza Rohozińskiego oraz prof. Stanisława Sie-
gazyn wiedzy
śmy, aby studenci uczący się na Popławach mieli łatwiejszy i wygodniejszy dostęp do książek. Od tego roku
akademickiego został zainstalowany
nowy katalog w sieci lokalnej oraz internetowej. Teraz studenci niezależnie od tego gdzie są – np. w domu –
mając dostęp do internetu, mogą bez
przeszkód przejrzeć zasoby biblioteki
i uzyskać informacje o dostępności
szukanego egzemplarza książki.
Studenci studiów stacjonarnych
mają teraz możliwość wypożyczenia
krótkoterminowego – na noc. Biblioteka Główna czynna jest do godz. 18,
czasami student chce popracować
dłużej, wówczas po zostawieniu dowodu tożsamości i wpłaceniu kaucji
(w wysokości 50 zł), książkę z czytel-
kierskiego. Uroczystego otwarcia
w dniu 24 lutego 2005 roku dokonał
Rektor WSH prof. dr hab. Adam Koseski. W oszklonych szafach umieszczonych w gabinecie zgromadzone
są Gomulicjana. Dzieła te (wydane
w latach 1868–1998) ofiarował bibliotece syn Wiktora Gomulickiego – Juliusz Wiktor Gomulicki. Znajdują się
tam: poezje z lat 1882–1981, poematy 1900–1978, opowiadania, powieści,
książki dla dzieci i młodzieży, miniatury literackie i historyczne oraz publikacje o Warszawie. Jest też kilka
wydań „Wspomnień niebieskiego
mundurka”. Książki zgromadzone
w gabinecie są ułożone według
podziału zaproponowanego przez
ofiarodawcę.
Nasza biblioteka
w liczbach
2 czytelnie (ogólna i profesorska)
3 bazy własne (książki, czasopisma,
zbiory biblioteki WNP – udostępnione w internecie)
7 baz danych (bibliograficzne i pełnotekstowe)
20 stanowisk komputerowych
76 tytułów czasopism w bieżącej
prenumeracie, w tym 16 zagranicznych
112 miejscami dysponuje czytelnia
1780 m2 powierzchnia budynku,
przygotowana na pomieszczenie
200 tys. woluminów
123 tys. woluminów i jednostek bibliotecznych
4482 czytelników zarejestrowanych
w Bibliotece Głównej, a 959 w Bibliotece WNP
■ Jakie zmiany czekają jeszcze naszą
Biblioteką?
Przed Biblioteką Akademii Humanistycznej jeszcze nowe zadania do
wykonania. Przede wszystkim mam
na myśli zainstalowanie wyszukiwarki
pozwalającej na przeszukiwanie zasobów kilku bibliotek jednocześnie.
Na wdrożenie nowych rozwiązań czekają nasi czytelnicy, a wiąże się z tym
zapewnienie możliwości jak najszerszego dostępu do informacji.
Rozmawiały Aleksandra Maksjan
i Emilia Graużul
Klubu studenckie
Było, minęło, ale czegoś żal...
Przełom lat 60. i 70. a czasy dzisiejsze. Czy coś je łączy?
Gdzie się podziała kultura studencka tamtych dekad? To wiek
XXI nas zmienił, czy z własnej woli zatraciliśmy potrzebę tworzenia studenckich, duchowych i intelektualnych więzi?
Po co idziesz do klubu? Gdy zapytałam o to kilku moich znajomych reakcja wszystkich była jednakowa.
Najpierw zdziwienie i podejrzliwe
szukanie podtekstu w pytaniu oraz
oczywista dla nich wszystkich odpowiedz: „Napić się i potańczyć. A po
co niby?”. No właśnie, PO CO? Pytanie z tych retorycznych czy naprawdę
uzasadnione?
Wiesław Uchański, prezes wydawnictwa „Iskry”, z którym niedawno
rozmawiałam zdziwił się wielce, gdy
stwierdziłam, że w dzisiejszych czasach nie ma praktycznie żadnej różnicy między pubem a klubem studenckim. Wyczułam w jego głosie podobną konsternację, jak u moich znajomych. Wytłumaczyłam mu więc, że
czy to do pubu czy do klubu studenci
chodzą w tym samym celu. Napić się
i potańczyć. – Jak to? W klubie studenckim sprzedają alkohol? Za moich czasów, owszem, też można było
się napić, ale jak się przyniosło na
własną rękę. Kupić w klubie? Nie było raczej takiej możliwości.
Wyobrażacie to sobie? W takim
razie pytałam mojego rozmówcę dalej, jaką rację bytu za jego studenckich czasów miały kluby?
– Całe nasze życie, to były kluby
studenckie. Od rana, każda przerwa,
ucieczka z wykładu kończyła się właśnie tam. Chodziło się w trakcie zajęć
i po nich, średnio kilka razy w tygodniu. Bez większego znaczenia, o jakiej porze dnia czy nawet nocy, zawsze człowiek natknął się na znajomych. Klub to było pierwsze miejsce
do którego trzeba było pójść, by spotkać kolegów.
I oczywiście pogadać lub inaczej,
10
aby dokonać „zderzenia myśli intelektualnych”. Bywało na pewno rozmaicie. O czym świadczy fakt, że z takich klubów wychodzili mistrzowie
brydża, a także i spłukani studenci po
partyjkach pokera na pieniądze. Wychodzili konsumenci sztuki i jej studenccy twórcy. Ludzie wybitni,
których nazwiska, nam, niestety niewiele mówią, a których narodziny
miały miejsce właśnie w sercu ówczesnego życia studenckiego.
Jak opowiadał mi Leszek Żuliński,
krytyk literacki i pracownik Telewizji
Polonia, każdy klub w czasach lat 60.
i 70. miał sekcje twórcze. Czy to międzyuczelniana Stodoła czy wyspecjalizowany Medyk. Niemal wszędzie
była grupa literacka, i muzyczna i teatralna. Na scenie muzycznej starych
Hybryd wymalowanych w ostre barwy, grał Stańko, przychodzili na spotkania ze studentami Przyboś i Białoszewski. Debiutowała Magda Umer
czy Michał Urbaniak. Do tej pory
znany pewnie niektórym z Was jest
kabaret Salon Niezależnych, gdzie
udzielał się Janusz Weiss (jego skecze do dziś można np. usłyszeć
w Trójkowej audycji „Powtórka z roz-
rywki”). Jak to określił mój rozmówca, taki klub to było „gniazdo os” pełne chęci tworzenia, tam się „buzowało”. Co konkretnie? Myśli nabierały
kształtów, przeobrażały się w czyny.
A w klubie było możliwe prawie
wszystko, bez obaw o scysje z władzą.
To był „underground”, tu przeszedł
każdy dowcip i nie miało się raczej
kłopotów, taka „alternatywa dla życia
politycznego”.
Oczywiście, to wszystko ładnie
brzmi i wzniośle. Wspomnienia
z młodości jak inaczej mogły wyglądać, prawda? Zresztą to były zupełnie inne czasy. Zgadza się. Wiesław
Uchański sam mi się przyznał
mówiąc, że kiedyś życie studenta było
po prostu inne: – Mmieliśmy o wiele
więcej wolnego czasu i dużo czytaliśmy, ale nie dlatego, że do książek
nas wyjątkowo ciągnęło, a po prostu
dlatego, że w odróżnieniu od dzisiejszych realiów, my nie mieliśmy alternatywy. Nie było przecież internetu
czy telewizji.
„Obecność ludzi”, ludzi, których
chciało się spotkać było cechą najważniejszą ówczesnych klubów. Do
tych spotkań nie zniechęcała nawet
„cienka, zasypywana kawa i ewentualnie jakieś ciasto – rzadko coś więcej”, które można było w klubie dostać, często nie było alkoholu. W takich okolicznościach przyrody nie
tylko powstawały kabarety, ale również zdawało się egzaminy, „egzaminy przy wódce”. Ale jak Uchański
stwierdził, to wszystko było możliwe,
bo rzeczywistość różniła się od dzisiejszej. Ten sposób zaliczania
przedmiotów był możliwy, bo istniała atrofia. Dziś zanikła instytucja mistrza intelektualnego, za czasów studiów moich rozmówców, liczba studentów na roku nie przekraczała 10
osób, a więc i relacje z wykładowcą
były szczególne, relacje, które można
nazwać więziami. A to zobowiązywało. „Brak anonimowości wymuszał
konieczność nie skompromitowania
się” zwłaszcza przy alkoholu i przed
profesorem.
Dyskotek rozumianych tak jak dzisiejsze nie było, ale tańce owszem.
W rytmie rock’n’rolla i twista. Było
i wielkie kino, przy którym funkcjonował DKF, czyli Dyskusyjny Klub
Filmowy i dużo występów scenicznych. Jednym słowem działo się,
choć czasy pozornie nie sprzyjały
rozwojowi kultury.
A dzisiaj? Lata 60. czy 70. – ktoś
mi powie, że to zbyt odległe czasy,
by się do nich odwoływać, a co dopiero próbować porównywać. Pozmieniało się praktycznie wszystko.
To w końcu niemal pół wieku, zdarzyły się burzliwe przemiany społeczne. Oczywiście ludzkie zachowania kształtuje otoczenie, realia
w jakich się żyje. Zmieniły się studenckie potrzeby? Owszem, pewnie
mamy mniej czasu na czytanie książek i więcej możliwości na spędzenia tych kilku najpiękniejszych lat.
Podyskutować o problemach współczesności pewnie wygodniej w czterech ścianach akademickiego pokoju. Nowości muzycznych nie musimy słuchac na specjalnych imprezach... Klub studencki nie jest miejscem, bez którego obyć się nie można. Tylko w takim razie gdzie dzisiaj
rodzą się intelektualni artyści naszego pokolenia?
Felieton
Krwisto – czerwona zima
Są smaki, zapachy, które przypadkiem obudzone przywołują
nieoczekiwanie pozornie nieistotne dotąd wspomnienia.
W ciemny zimowy wieczór
otworzyłam mały słoiczek konfitur, który jeszcze w domu „wcisnęła” mi mama, choć ja zapierałam się rękami i nogami, że „nie
chcę!”, „że po co?!” . Ale złamałam się i wzięłam – dla świętego
spokoju.
Tego wieczoru zachciało mi się
czegoś słodkiego i konfitury były
moim jedynym ratunkiem. Momentalnie przypomniała mi się
nabyta cztery miesiące temu słabość do wiśni, chwila, w których
jeszcze prosto z wielkiego gara
drewnianą łychą opychałam się
nimi.
Otworzyłam słoiczek słodkokwaśnych, krwisto czerwonych
owoców. I zdziwiłam się, ile
w tym maleństwie pomieściło się
dobroci... Wyfrunęły, jak z otwartej po wielu latach, starej, zakurzonej księgi wspomnienia, zapachy, uczucia. Istna rozkosz!
Przybiegły najróżniejsze chwile,
brakowało tylko wspomnień pocałunków pod małym wiśniowym
drzewkiem obsypanym owocami
do nieprzytomności... Tego nie
było, bo wiśnie dostałam od ukochanego już nazbierane po jakimś
letnim oberwaniu chmury i były
trochę kwaskawe, właśnie podobno przez ten deszcz. I ta ich cierpkość na szczęście się nie wygotowała.
Już jedna łyżeczka zaniosła
mnie pod scenę festiwalu w Węgorzewie, na rodzinne spotkanie
u babci, nad jezioro w blask ogniska i na wieczór z mrówkami od
„Pana Tadeusza”. Wiele różnych,
niepowiązanych ze sobą sytuacji,
nie powiązanych miejscem i czasem.
Jak przedstawiałam dziadkom
mojego chłopaka (o którym bab-
cia już dawno wiedziała i już lubiła, chociaż wcześniej widziała go
chyba tylko raz) i jak wtedy natknęliśmy się na moją kochaną
ciocię, która wszystkie fakty z życia rodziny skrupulatnie zbiera
niczym agentka WSI. Podobno od
takiego wydarzenia to droga do
ołtarza otwarta. To było pierwsze
takie popołudnie, gdy z siostrami
i babcią przy stole wychyliłyśmy
„kilka” kieliszków wina...
Przypomniały się koleżanki
z durnych lat liceum i fakt, że od
tych wiśniowych wakacji słowo
przyjaźń między nami już nie zaistnieje. Pozmieniało się, nie ma
co ukrywać, a konkretniej te dwa
lata studiów zmieniają upodobania, potrzeby, myśli, zmieniają ludzi. Konfitury krwisto czerwone
i kwaskowate jak miłość, która
przeobraża tych, których dotyka.
Na babskich spotkaniach przy kawie, ciasteczkach i winku wymieniamy się teraz przepisami na
udany związek, perspektywami na
przyszłość. Coraz mniej nas łączy,
a rozdzielają porozrzucane po całej Polsce losy. Coraz mniej naiwnych pytań, coraz więcej zawziętości, egocentryzmu i bezczelnej
licytacji: która więcej, która lepiej, która częściej. Przykro, ale
cóż, wszystko się zmienia. Konfitury też co sezon to inne.
Jak wiśniowy sezon, to na całego! Swoim patronatem objął i zimę. Jeszcze się zachowały i wystarczą na kilka wieczorów – konfitury mamy (do których zrobienia ją namówiłam, bo szkoda było
owoców, którymi drzewka obdarowały w tym roku hojnie), butelka kilkuletniego wina „teścia”
(kto wie?) i czekoladki z likierem
podarowane zamiast kwiatów.
A w tym wszystkim wiśniowy
smak eksplodujący wspomnieniami słodko-kwaśnymi jak życie.
Enkeli
Emilia Graużul
11
Schronisko w Józefowie od 10 lat jest azylem dla bezdomnych zwierząt. W tym miejscu zwierzaki znalazły ciepły kąt, czułą i fachową opiekę, miłość i szacunek ludzi.
To wszystko, czego wcześniej w swoim życiu nie zaznały.
Schronisko powstało w maju
1996 roku na terenach opuszczonej leśniczówki dzięki pani Bożenie Rajczak. Pani dyrektor próbowała utworzyć taki obiekt w innej
miejscowości, między innymi na
obrzeżach Puszczy Kampinoskiej.
Niestety, jej pomysł nie spotkał się
z aprobatą gmin. „Jedynie przychylnie ustosunkowało się do tego
Nadleśnictwo Jabłonna, które
przekazało opuszczoną Leśniczówkę”.
Stworzenie takiej placówki nie
było łatwe. Podstawową przeszkodą na drodze do powstania azylu
był brak środków finansowych.
Kiedy pani Bożena dzwoniła do
różnych gmin prosząc o pomoc,
często spotykała się z odmową, dlatego postanowiła wykorzystać swoje miejsce pracy. Wtedy pracowała
w Urzędzie Rady Ministrów. – Nie
byłam jakąś panią z ulicy, która
chce gdzieś coś zrobić, tylko byłam
urzędnikiem państwowym. No
i dzięki temu właśnie burmistrzowie czy przedstawiciele gmin starali się ze mną przynajmniej porozmawiać – wspomina.
Powierzchnia schroniska liczy 0,5
ha. Na zewnątrz jest ok. 130 boksów, w których mieszkają po dwa,
trzy pieski, ale są też większe boksy
po 64 m2 i tam umieszczone są młode psy, tak zwana młodzież. Na początku działalności schroniska, było
zaledwie 35 zwierząt, ale szybko ich
przybywało. Obecnie w schronisku
jest prawie 800 podopiecznych. Przy
nie dużej powierzchni i ograniczonej liczbie boksów, sporo psów biega luzem. Ale brak boksów nie jest
jedynym powodem tego – dużo
zwierząt nie może się zaaklimatyzować w nowej sytuacji. Wcześniej by-
12
Bezdomny przy
ły trzymane w domu, mogły spać na
łóżkach aż nagle ktoś się ich pozbył,
wyrzucił. Zagubione, przestraszone
siedziały skulone w boksach obok
swoich bud nie wiedząc do czego
służą. Dla tych wszystkich psiaków
przygotowane są posłania w innych
pomieszczeniach – w biurze, na kanapie, tak żeby miały dach nad głową i suche posłanie. – Zwierzęta,
które nie potrafią odnaleźć się
w nowej sytuacji to przede wszystkim starsze psy. Często odmawiają
jedzenia, wtedy trzeba karmić je
kroplówkami – opowiada pani dyrektor.
Kolejna kłoda pod nogi.
Do schroniska w Józefowie psiaki
trafiają z okolicznych miejscowości,
takich jak: Serock, Legionowo, Jabłonna, Nieporęt, Nowy Dwór,
Warszawa – Często bywa tak, że ludzie wracający z urlopu gdzieś się
zatrzymują i znajdując przypadkiem
pieska w lesie, przywożą go do naszego schroniska. Przez te 10 lat
działalności przyjmujemy pieski
praktycznie chyba już z całej Polski.
Schronisko utrzymuje się jedynie
z darowizn ludzi dobrej woli. Żadna
z gmin nie dofinansowuje placówki:
– Mamy chyba więcej długów niż
piesków. Kolejną kłodą rzuconą
pod nogi pani dyrektor jest nowe
rozporządzenie nakazujące płacenie podatku od darowizny. Tym spo-
sobem przepadła glazura do wyłożenia boksów. Producent, który
miał przekazać ją w darze wycofał
się z obawy przed wysokim podatkiem. Schronisko, niestety, z własnej kieszeni nie może sobie pozwolić na taki wydatek. Lecznice, które
zajmują się leczeniem zwierząt pobierają opłaty tylko za sterylizację,
leki, nici, opłacany jest lekarz schroniskowy: – Nie zdzierają z nas
skóry. Nie jesteśmy traktowani jak
właściciele zwierząt, dzięki temu
psy mają zapewnioną opiekę weterynaryjną.
UFO a nie pies
Zwierzaki do schroniska trafiają
w różnym stanie. Czasem pies jest
czysty, zadbany, odkarmiony. Jednak częściej psiaki trafiające do
schroniska znajdują się na pograniczu życia i śmierci. Są zagłodzone,
zabiedzone, chore. Takich zwierząt
jest znacznie więcej. – Jakiś czas temu przyjęliśmy psa – opowiada szefowa schroniska. – Jak go ludzie
przywieźli myśleliśmy że to jest
UFO, a nie pies. Był duży, ale nie
miał na sobie ani jednego włosa.
Myśleliśmy, że to jest jakaś choroba.
Później się okazało, że pies stracił
owłosienie z braku pożywienia.
Dość długo trwało zanim doszedł
do siebie, ale zaczął odzyskiwać
sierść. Później okazało się, że jest to
śliczny owczarek niemiecki. Dzięki
yjaciel
od Straży Miejskiej z Łomianek, że
na poboczu leży rottweiler. Pies
miał na sobie krowi łańcuch okręcony podwójnie wokół szyi i jeszcze
przytwierdzony jakąś śrubą. Byliśmy
w szoku. Podejrzewam, że to więcej
ważyło niż ten pies. Po przywiezieniu Lucka do schroniska okazało
się, że faktycznie był potrącony
przez samochód, miał uszkodzony
staw biodrowy. Na zdjęciu rentgenowskim wykryto u niego bardzo
zaawansowany reumatyzm. Teraz
Lucek czuje się dobrze i sam się porusza. Jest to takie nie typowe, bo to
potężny pies a szczeka jak mały
psiaczek.
Inne zwierzęta nie miały tyle
szczęścia. Tych, które trafiają do
schroniska z zaawansowaną nosów-
Bożenie Rajczak, dyrektor schroniska w Józefowie
ką bądź ze złamanym kręgosłupem
w skutek jakiegoś wypadku, nie da
się uratować. Są to przykre sytuacje
dla ludzi, którzy walczą o ich życie,
ale ból mija kiedy spojrzy się na te
wszystkie, które zostały uratowane
i te, które znalazły nowy kochający
dom „Miesięcznie ok.10 psów trafia
do nowego domu”.
Nie namawiamy do wzięcia psa
Schronisko może też liczyć na pomoc różnych organizacji: – Ostatnio
pomaga nam fundacja Emir. Ta
współpraca zaczyna się i kończy tylko na polskich fundacjach. Niestety,
współpraca z zagranicznymi organizacjami jest niemożliwa, ponieważ
różni nas prawo regulujące pobyt
zwierzęcia w schronisku. W zachodnich państwach psy w schroniskach
przebywają tylko trzy miesiące. Jeśli
po tym czasie nie trafią do nowego
domu, zostają uśpione. W Polsce
jest to niedozwolone.
Schronisko nie prowadzi kampanii adopcyjnej, ale zawsze można
wejść na ich stronę internetową:
schronisko_jozefow.free.ngo.pl
(ostatnia aktualizacja 25 czerwca
2005).
– Nie namawiamy ludzi do wzięcia
psa ze schroniska – mówi pani dyrektor. – Jeżeli ktoś chce adoptować
zwierzę ma telefon, może zadzwonić, wie, gdzie jest schronisko, może
przyjechać wybrać sobie zwierzaka
wypełnić formalności, zostać pouczonym jak należy obchodzić się ze
zwierzętami i co grozi za porzucenie. Najszybciej nowy dom znajdują
szczenięta. Schronisko ma jedną zasadę: „Nie oddajemy szczeniaków
osobom starszym”. Pracownicy tłumaczą tym ludziom, że z młodym
zwierzęciem energicznym, żywiołowym sobie nie poradzą. Jest to też
w pewnym sensie zabezpieczenie
przed powrotem psiaka do schroniska: – Szczeniak, to smutne, ale
prawdziwe, najprawdopodobniej
przeżyje, a rodzina pierwsze co zrobi po śmierci babci lub dziadka,
przytarga z powrotem psa do schroniska. Tak się z reguły dzieje.
▼
dziewczynom z Dogomanii znalazł
nowy dom.
Takich historii jest znacznie więcej. Prawie każde zwierzę w schronisku, oprócz młodych szczeniąt,
które często ludzie podrzucają
w workach pod schronisko, dźwiga
na sobie podoibny bagaż doświadczeń. – Najnowsza historia dotyczy
5-letniego rottweilera o imieniu Lucek – słucham następnej opowieści.
– Dostaliśmy wezwanie ok. 2 w nocy
13
Poświęcili swój czas,
podzielili się miłością
Schronisko to przede wszystkim
zwierzęta, ale też i ludzie, którzy poświęcili swój czas, podzielili się swoją
miłością. W azylu zawsze pracowało
11 osób, jednak z braku środków finansowych może pozwolić sobie teraz na zatrudnienie zaledwie 5 osób.
Nie można zapomnieć o tych, którzy
bezinteresownie spieszą z pomocą.
Jedną z takich osób jest Ewa Stangreciak, wolontariuszka, która pracuje tam od 3 lat. Sama kiedyś przygarniała bezdomne psy i jak mówi: –
Wiem, jaka to jest dla nich krzywda,
gdy ktoś je wyrzuci na ulicę.
Do jej obowiązków należy szukanie nowych domów dla podopiecznych, odwożenie do weterynarza,
organizowanie pomocy, zbieranie
pieniędzy na nowe budy, słomę i jedzenie.
taktowałam się z lekarzem weterynarii ściągnęłam go wieczorem na
osiedle. Załatwiliśmy przepustkę
żeby wejść na teren jednostki, no
i udało się suczkę złapać. Niestety,
wdała się już gangrena i trzeba było
ją uśpić. Zresztą nie było schroniska, nie byłoby co później z nią zrobić. Ja miałam już w domu dwa psy
i koty, pracowałam i nie miałam
możliwości wziąć trzeciego psa.
Później dowiedziałam się o tej Leśniczówce no i tak to się zaczęło.
Obojętność innych ludzi
Praca w schronisku wiąże się z całkowitym brakiem życia prywatnego.
Pani Bożena poświęciła całą siebie
mat. Nasza policja podchodzi do tego problemu radykalnie, zabiera
zwierzęta razem z nami, są składane
wnioski do sądu, są kary. Niestety,
to jest tylko nasz powiat a dalej to
różnie bywa.
Najlepszym wynagrodzeniem dla
pani Bożeny za wysiłki, jakie wkłada
w swoją pracę, jest to jak jej podopieczni dochodzą do siebie, zaczynają merdać ogonkami, całują, liżą,
patrzą ufnie.
Moimi oczami
Kiedy przekroczyłam próg schroniska wszystkie psiaki, które biegały
luzem przybiegły się przywitać. Było
ich tyle, że nie wiedziałam, którego
Schronisko to przypadek
Stworzenie takiej placówki przez
Bożenę Rajczak jest dla wszystkich
jej podopiecznych jak wygrany los
na loterii z tą różnicą, że one grają
o życie, a ludzie tylko o pieniądze.
UWAGA
Schronisku grozi zamknięcie!
Jeżeli chcesz pomóc wejdź na stronę
schronisko_jozefow.free.nog.pl
Znajdziesz tam wszystkie potrzebne informacje o tym
jak dokładnie możesz pomóc i czego teraz schronisko
najbardziej potrzebuje
Pani Bożena na pytanie, dlaczego
założyła schronisko, uśmiechnęła
się mówiąc, że to był przypadek: –
Zawsze w moim domu rodzinnym
były zwierzęta. Mieszkam na osiedlu wojskowym. Z tyłu mojego bloku znajduje się jednostka wojskowa
i tam była bezdomna suczka, to znaczy były bezdomne psy, które wałęsały się i które dokarmiałam. Suczka wpadła w sidła i przez parę dni
jej nie było. Później ją zobaczyłam.
Coś jej się działo z łapką, ta łapka
była jakaś dziwna, wisiała jej. Skon-
14
dla ratowania życia swoich podopiecznych. Jedna osoba podjęła się
takiego przedsięwzięcia, jak stworzenie tej placówki, a urzędy i samorządy lokalne skutecznie omijają
szerokim łukiem problem bezdomności zwierząt – Dobrze, że jeszcze
policja na przestrzeni 10 lat zmieniła swoją postawę – z umiarkowaną
radością mówi pani dyrektor. – Jak
słyszę, co się dzieje w innych miastach woła to o pomstę do nieba.
Katowanie zwierząt, znęcanie się
nad nimi, nie interesuje ich ten te-
mam głaskać. Wszystkie były tak radosne, aż trudno uwierzyć, że kiedyś
każdy z nich przeżył niewyobrażalną
tragedię. Nieprawdopodobne, ale
potrafią ponownie zaufać ludziom.
Miłość takiego futrzaka nie zna granic, nie stawia warunków.
Jeśli szukasz psa, którego nikt inny nie ma, jedynego, niepowtarzalnego, małego, dużego, białego,
czarnego, przyjedź do schroniska
w Józefowie. Tam czekają na nowy
dom psiaki, które będą Cię kochać.
Tam znajdziesz przyjaciela, który
będzie tylko Twój, a Ty będziesz tylko jego.
Aleksandra Maksjan
MOTORYZACJA
Podsumowanie sezonu
Mijający rok jest jednym z tych,
Zacznę od rajdów samochodowych WRC, które wielbicielom tego
sportu przyniosły wiele wrażeń. Tytuł mistrza świata zdobył, jak przed
rokiem, Sebastian Loeb w Citroenie
Xsara WRC. Nie byłoby w tym nic
zaskakującego, bo hydraulik z Francji od początku sezonu sukcesywnie
powiększał przewagę nad rywalami.
Pech jednak nie śpi i Sebastian na
dwa wyścigi przed końcem rywalizacji złamał rękę podczas przejażdżki
W rajdach WRC możemy się doszukać również polskiego akcentu.
W klasie Junior startuje nasz rodak
Michał Kościuszko, a jego pilotem
jest Jarosław Baran. Niestety, ta młoda i jeszcze
niedoświadczona załoga,
kiepsko sobie radzi na
wymagających
trasach
rajdowych Europy. Suzuki Swift S1600, którym
jeżdżą Polacy, zbyt często
jest zmuszany do zwiedzania przydrożnych rowów i drzew. Wypadnięcia z trasy stały się zmorą polskiej
załogi, co zniwelowało szanse na zajęcie dobrego miejsca w klasyfikacji
generalnej.
Teraz nieco ze świata Formuły 1.
Tegorocznym mistrzem został Hi-
rowerem, co wykluczyło go z dalszych zmagań. Najgroźniejszy rywal
Francuza, Markus Gronholm, będący na drugim miejscu w klasyfikacji
generalnej zwietrzył szanse na odrobienie punktów, które tracił do lidera. Od początku rajdu Australii Fin
ostro wziął się do pracy, ale na trzecim odcinku specjalnym przedobrzył
i wypadł z trasy, po czym dachował.
To zdarzenie kosztowało go 10 min.
Uszkodzeniu uległ układ kierowniczy Forda Focusa, przez co Gronholm na trasie nie był już tak skuteczny i zajął dopiero piąte miejsce.
Loeb triumfował, bo już nikt nie
mógł odebrać mu trzeciego w życiu
tytułu mistrza świata.
szpan Fernando Alonso (Renault),
ale przez cały sezon deptał mu po
piętach Niemiec Michael Schumacher (Ferrari). Bolidy obu zawodników sprawiały w ciągu sezonu niemiłe niespodzianki. Obaj mieli problemy z silnikami, mechanicy Alonso
dwa razy źle przykręcili koło,
a w ostatnim wyścigu Schumacher
złapał gumę. Ten sezon był ostatnim
w karierze Niemca. Michael Schumacher ogłosił, że wycofuje się z wyścigów F1. Zdobycie kolejnego tytułu mistrza świata na pewno było by
dla niego wymarzonym momentem
na pożegnanie się z Formułą 1, ale
nie udało się. Zabrakło dosłownie
jednego wygranego wyścigu.
które fani motoryzacji będą pamiętać długo. Obfitował w wiele sensacyjnych wydarzeń oraz spektakularnych zwycięstw. Było kilka debiutów, ale i pożegnań.
Podsumowując mijający rok nie
wolno zapomnieć o naszym rodaku
ścigającym się w najbardziej prestiżowych samochodowych zawodach na
naszym kontynencie. Robert Kubica,
pierwszy
Polak
w Formule 1 w tym
roku przyniósł nam
wiele
radosnych
chwil. Już sam fakt,
że Robert znalazł
się w elitarnym gronie najszybszych
kierowców świata
był spełnieniem marzeń polskich kibiców tej dyscypliny sportu. Kubica
startuje w barwach zespołu BMW
Suber, w którym wcześniej był kierowcą testowym. Podczas GP Węgier
w pierwszym w swojej karierze wyścigu nasz rodak zdobył siódme punktowane miejsce. Jak na debiut był to
znakomity rezultat będący jedynie
przedsmakiem tego, co Robert miał
zaprezentować dwa wyścigi później.
We Włoszech, na torze Monza, po
znakomitym wyścigu Kubica staje na
najniższym stopniu podium. Wyprzedzili go jedynie Schumacher i Raikkonen. Kolejne starty Polaka nie były
już tak rewelacyjne, Kubica zajmował
miejsca w środku stawki. W sezonie
2007 Robert będzie kontynuował
współprace z BMW. Miejmy nadzieje, że będziemy go widywać jak najczęściej na podium.
Nieprzewidywalność,
emocje,
ogromna prędkość to te cechy sportów samochodowych, które niezmiennie od lat przyciągają kibiców
i miłośników czterech kółek. To naprawdę piękny, wciągający, ale i niebezpieczny sport. Zachęcam wszystkich do śledzenia w nadchodzącym
sezonie poczynań kierowców wyścigowych i rajdowych. Trzymajmy również kciuki za Polaków ścigających
się na torach i trasach całego świata.
Piotr Grzymkowski
15
„En gros”
*****
Byłam
muzyką Chopina
w Parku Łazienkowskim
PO RAZ OSTATNI
w tym sezonie
Nadszedł czas
by pokazywać
ostre zęby
zza błyszczących
korali ust
byłam wiatrem
wschodnim
łagodnym
ale nieosiągalnym
być może trochę
za chłodnym
nadszedł czas
by używać
długich pazurów
z ognistego
ostrza dłoni
byłam uśmiechem
w promieniach
jesiennego słońca
ognistego
wciąż namiętnego
byłam tęsknotą
NIEUGASZONĄ
beżową z bielą
rwącą duszę
na części!..
a teraz jestem
muzyką Janiego
I TYM WSZYSTKIM
nadszedł czas
by SERCE
zakuwać
w żelazo
a zresztą
i tak
już nie boli
już się nie boi
a może
nawet
JUŻ
SIĘ
NIE BIJE..
Olga Zinurowa
NARAZ...
Olga Zinurowa
*****
*****
Biednie się żyje
Biednym w biedzie
Nędznie się żyje
Nędzarzom w nędzy
O moście bujany!
Z którego skakali
Skazańcy, spadochroniarze, kamikadze
Na główkę, na śmierć
Zbaw ich od trosk i niepokojów
O psie z trzema nogami!
Co czuwasz u boku żula pana swego
Stygnącego, marznącego
Już nie musisz, już go nie ma.
Bo możesz.
@oma Pueblo
16
O śmierci tańcząca!
Przez miasta pokolenia
Nie potrzeba nam ludzi
Co szybko odchodzą
Lecz rąk do pracy
Co jej nie ma.
@oma Pueblo

Podobne dokumenty