reaktywacja!!! - Akademia Humanistyczna im. Aleksandra Gieysztora
Transkrypt
reaktywacja!!! - Akademia Humanistyczna im. Aleksandra Gieysztora
interlinia Święta 2006 Nr 8 (8) ISSN 1730-3729 REAKTYWACJA!!! PISMO STUDENTÓW AKADEMII HUMANISTYCZNEJ IM. ALEKSANDRA GIEYSZTORA ■ WOKÓŁ DRZEWKA ŻYCIA – świąteczna rozmowa z Janem Suligą ■ Egzotyczne Święta ■ LENIN KOCHAŁ DZIECI ■ NASZA BIBLIOTEKA – wywiad z panią dyrektor ■ KLUBY STUDENCKIE – dawniej i dzisiaj ■ Bezdomni przyjaciele ■ Felietony, komunikaty, motoryzacja, poezja W numerze: WOKÓŁ DRZEWKA ŻYCIA O świątecznych obyczajach opowiada Jan Suliga . . . . . . . . . . . . . . . . .3 Egzotyczne Święta . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .4 LENIN KOCHAŁ DZIECI (tow. Bierut też) . . . .5 Zakupowe szaleństwo (felieton) . . . . . . . . . .6 Niezapomnianych doznañ BIBLIOTEKA - magazyn wiedzy Wywiad z Jadwigą Miecznikowską, dyrektorem Biblioteki Głównej AH . . . . . . . .8 i osi¹gania szczytów mo¿liwoœci KLUB CZY PUB . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .10 w nadchodz¹ce Œwiêta, Wiśniowa zima (felieton) . . . . . . . . . . . . . .11 a przede wszystkim BEZDOMNY PRZYJACIEL - w azylu dla psów w Józefowie . . . . . . . . .12 w Nowym Roku Sezon motoryzacyjny się skończył . . . . . . . .15 ¿yczy Wiersze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .16 Redakcja Numer przygotowany w ramach zajęć warsztatów prasowych Zespół redakcyjny - III rok Wydziału Nauk Politycznych, specjalizacja - dziennikarstwo: Emilia Graużul (red. naczelna) Martyna Chrobak Aleksandra Maksjan Dorota Wermuth Patryk Bielecki Piotr Grzymkowski Kamil Wyrzykowski Wydawca: Akademia Humanistyczna Im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku 06-100 Pułtusk, ul. Daszyńskiego 17 www.ah.edu.pl e-mail: [email protected] 2 Chcecie umieścić na naszych łamach Wasze wiersze, podzielić się swoją opinią na każdy temat, kogoś pozdrowić lub coś ogłosić to piszcie na nasz adres: [email protected]. Zapraszamy do współpracy! Oddamy w dobre ręce!!! Dwa młode, szczepione i zadbane psiaki czekają na właścicieli. Możliwe, że to pół labradory. (Na zdjęciu to czarny i ten u góry.) Kontakt: 606 333 086 lub [email protected]. Święta Bożego Narodzenia Wokół drzewka życia Dekorujemy choinkę, siadamy przy wigilijnym stole, rozpakowujemy prezenty... Wydaje się nam, że tak było zawsze, bo przecież wiemy, że święta Bożego Narodzenia mają tradycję jeszcze przedchrześcijańską. Wtedy były związane z przesileniem zimowym i nazywano je godami. Tamto pogańskie święto zbiegło się z obchodami Bożego Narodzenia po dokładnym ustaleniu daty narodzin Chrystusa, co nastąpiło w V w n.e. O tym, jak ukształtował się znany nam obyczaj obchodzenia Świąt opowiada etnograf, dr Jan Witold Suliga, były dyrektor Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie. ■ Dzisiaj nie wyobrażamy sobie Świąt bez udekorowanej choinki w domu. Skąd się wziął w Polsce ten obyczaj? – Choinka jaką znamy dzisiaj jest obyczajem niemieckim odnotowanym po raz pierwszy w XVIII wieku. Wcześniej najprawdopodobniej stawiano choinkę w Niemczech południowych i zachodnich. Dotarła ona do Polski w wieki XIX. Początkowo zadomowiła się w miastach i rodzinach mieszczańskich, dopiero pod koniec międzywojnia przenosi się na wieś. Po wojnie stawianie choinki staje się obyczajem powszechnym. Mało kto wie, że w Polsce mieliśmy swoją własną choinkę, która na- Tradycyjna choinka w luterańskiej Finlandii zywała się podłaźniczka. Był to obcięty szczyt jakiegoś iglaka li symbolem Boga, który nas w tę wieszany pod sufitem czubkiem noc obdarowuje. w dół. Przyozdabiano go orzechami, jabłkami, ciastami, wstążkami. Jabł- ■ Od jak dawna dajemy i dostajemy ka od prawieków Słowianie kojarzyprezenty? li ze świętami. Orzech natomiast jest – Zwyczaj przyszedł poniekąd symbolem nowego życia. W jego również z Niemiec razem z choinką. wnętrzu jest to jądro, które się uro- Obdarowywanie się prezentami, to dzi po rozbiciu skorupki. Choinka stary obyczaj. Początkowo były to musi być świetlista, gdyż jest drzew- podarki symboliczne np. ciasta. kiem życia. Jest centrum świata czy- W XVIII wieku wspomina się o oby- czaju obdarowywania w środowisku szlacheckim. ■ No i wreszcie postać najsilniej kojarzona ze Świętami – Święty Mikołaj. Skąd do nas przywędrował? – Jest to zbitka postaci prawdziwych i mitycznych, nawiązująca do biskupa z Mitry, który żył na przełomie III–IV w. W Polsce pojawił się najpierw jako jedna z postaci w korowodzie kolędników, którzy chodzili od dom do domu i śpiewali kolędy pobierając za to drobne datki. Poprzez śpiew obdarowywali dobrem, życzyli “wszystkiego najlepszego, żeby się rodziło, płodziło...”. Wcześniejsze postaci kolędnicze nie przypominają wcale tego Mikołaja, którego znamy dzisiaj z Hollywood. Obyczaj, że to Święty Mikołaj jest darczyńcą zrodził się na pograniczu Niemiec i Holandii, dość późno bo w wieku XIX, a do nas dotarł 100 lat później. Jako ciekawostkę można dodać, że Święty Mikołaj został przetransportowany do Stanów Zjednoczonych głównie przez emigrację irlandzką i tam stał się tym brzuchatym świętym znanym z filmów. W różnych re- 3 gionach Polski obowiązywała inna tradycja, w Galicji na przykład prezenty przynosił Aniołek. Mikołaj pojawił się znacznie później. Jego tradycyjnym strojem wcale nie była początkowo czerwona czapeczka i kapotka, ale niebieska bądź biała szata. Z czasem zaczęła przemieniać się w kubraczek i dzisiejszy Mikołaj bardziej przypomina dużego skrzata niż chrześcijańskiego świętego. ■ W niektórych krajach prezenty są wkładane do skarpety. To – z naszego punktu widzenia – dość dziwny zwyczaj... – Podarki wkładane w skarpetkę to obyczaj niemiecko-holenderski, jak również i włoski. Próbuje się go narzucić i w Polsce, lecz nie chce się u nas przyjąć. Objął natomiast te tereny, do których sięgała tradycja celtycka. Przy czym we Włoszech wkłada się podarki, którymi zazwyczaj są słodkości nie w wigilię Bożego Narodzenia, ale 6 stycznia czyli na Trzech Króli. Prezenty przynosi nie Święty Mikołaj tylko czarownice, choć czasami mówi się, że to trzej królowie. Ponieważ to oni przyszli do żłóbka i obdarowali małego Pana Jezusa. Egzotyczne Święta Magia Bożego Narodzenia dotarła do Japonii. Wprawdzie chrześcijanie to zaledwie 0,6% mieszkańców tego kraju, ale Japończykom spodobał się zwyczaj ubierania choinki i dawania sobie prezentów. Gwiazdka to jednak dla nich zwykły dzień pracy, ale ulice pełne są świątecznych dekoracji. Oczywiście religijny charakter święta stracił tutaj swój sens (chociaż Japończycy znają tradycję, z której się ono wywodzi, a na świątecznych kartkach można zobaczyć nie tylko świętego Mikołaja, ale i świętą rodzinę) - przyjęło się ono na zasadzie Walentynek i Haloween. Największą popularnością cieszy się ono wśród ludzi młodych. Wigilii Japończycy nie spędzają jak my, w domach, lecz w restauracjach, pubach i hotelach (w okresie świątecznym naprawdę trudno o stolik w dobrym lokalu). Mają nawet 4 swoją tradycyjną wigilijną potrawę kurisumasu keiki - słodki tort z kremem i czekoladą. Ciekawe tylko, co Budda myśli o św. Mikołaju? Dla Chińczyków Boże Narodzenie to powiew Zachodu. Misjonarze przywieźli to święto do Chin już w XIX w. Jednak dopiero ostatnio zyskało sobie tutaj popularność. Nie sposób nie wiązać tego z chińskim wzrostem gospodarczym. Obchodzone jest tylko w dużych miastach, gdzie stopa życiowa mieszkańców jest znacznie wyższa niż na prowincji. Centra handlowe prześcigają się w organizowaniu świątecznych promocji, a sami Chińczycy (ci, których na to stać) chętnie korzystają z tego, co jeszcze nie dawno było dla nich nieosiągalne. Tutaj również Boże Narodzenie nie ma charakteru religijnego. Nie ma też dni wolnych od pracy. Chrześcijańskie święto wkom- ■ Wieczór wigilijny nie we wszystkich krajach obchodzony jest tak, jak w Polsce – uroczystą, rodzinną kolacją. Czy ma on jednak jakiś szczególny charakter? – Zwyczaj Wigilii ten obejmuje niektóre kraje z mocnym wpływem katolickim, ale traktuje się ją raczej jako święto symboliczne i nie jest specjalnie obchodzona. Może się na przykład przekształcić w uroczyste śniadanie 25 grudnia, natomiast w USA ludzie tego dnia idą do knajpy, bawią się, tańczą. Co jest nie do przyjęcia dla Polaków, gdyż w naszej kulturze Wigilia jest świętem bardzo rodzinnym. W prawosławiu natomiast przypada trochę później z uwagi na różnicę w kalendarzu liturgicznym. Tam wiąże się z przyjściem do cerkwi i bardzo uroczystym, długim nabożeństwem, po którym wierni otrzymują chlebki. Należy je zanieść do domu i podzielić się nimi z domownikami w jeszcze w trakcie kolacji albo śniadania. Opłatek jest natomiast obyczajem środkowoeuropejskim, występującym nie tylko w Polsce, ale u nas ponowało się w obyczaje coraz bardziej zabieganego chińskiego społeczeństwa, dla którego jest po prostu miłym pretekstem do zatrzymania się i spędzenia odrobiny czasu z rodziną. W Indiach święta Bożego Narodzenia obchodzą zarówno chrześcijanie, muzułmanie jak i hinduiści. Tradycją w tym kraju jest... kupowanie nowych ubrań. Już dziesięć dni przed świętami rozpoczynają się wielkie przygotowania. Ściany, podłogi i podwórza przed domami ich mieszkańcy malują w różne kolorowe wzory. Ubierają również sztuczne choinki. Bardzo przypomina naszą tradycję zwyczaj robienia szopek. Wystawia się je przed dom, gdzie są oceniane przez parafialną komisję. Po chrześcijańskich mszach odbywają się festyny pełne zabawy i różnego rodzaju loterii. uzyskał rangę szczególną. Dzielimy się nim nawet ze zwierzętami, wtedy ma inny kolor – zielony albo niebieski. U protestantów zamiast kolacji wigilijnej jest zazwyczaj śniadanie – bardzo rzadko pojawia się kolacja w takim rozumieniu jak u nas. Nie ma obyczaju obdzielania się, protestanci są bardziej ascetyczni. W Belgi albo we Francji rozpoczyna się karnawał. Pojawiają się przebierańcy. Przebiera się całe miasto, wystawia się różne inscenizacje nie koniecznie nawiązujące do treści ewangelicko–chrześcijańskich. W Ameryce Południowej zaczynają się niesamowite fiesty. Kolędy przepełnione są radością. W Polsce natomiast kolędy są nostalgiczne. Na ich charakter wpłynęło wiele czynników, szczególnie okres zaborów, gdy nie wypadało ostentacyjnie okazywać radości. Ponieważ to święto grupujące rodziny, uświadamiało ilu ludzi jest nieobecnych. Bardzo duże znaczenie odegrał również klimat: zimno, ciemno. Myślano tylko o tym, by schować się w ciepłym, przytulnym domu. Rozmawiały: Dorota Wermuth i Martyna Chrobak Wieczorami, zupełnie jak polscy kolędnicy, dzieci chodzą od domu do domu i proszą o błogosławieństwo. Najbardziej zaskakujący jest jednak sposób w jaki Wigilię Bożego Narodzenia spędza się w Australii. Oprócz typowego ubierania choinki, obdarowywania się prezentami i wysyłania kartek jest jeden ciekawy zwyczaj. Otóż kto tylko może Wigilię spędza na plaży. Australijczycy zabierają ze sobą koce, obrusy i koszyki pełne jedzenia i zamieniają plaże w jeden wielki stół wigilijny. A my narzekamy na brak śniegu w Polsce! Po plażowej uczcie jest już bardzo tradycyjnie w naszym rozumieniu spotkanie przy choince, wspólne śpiewanie kolęd i jakże miłe wręczanie sobie prezentów. Patryk Bielecki 5 Święta według PZPR Lenin kochał dzieci (tow. Bierut też) Czy wiecie, jaki pomysły na polskie, chrześcijańskie święto Bożego Narodzenia miała władza za czasów młodości naszych dziadków i dzieciństwa naszych rodziców? Oto krótka prezentacja tych „najciekawszych”. Czym są święta? „Dzień Bożego Narodzenia to dzień przesilenia dnia z nocą - pisała prasa rządowa. - Noce od Bożego Narodzenia stają się coraz krótsze, a dni coraz dłuższe. Siły życia, rodzące wiosnę, okazują się silniejsze od potęg nocy. Od tysiącleci z tym dniem łączą się legendy i mity o zwycięstwie dobrego nad złym”. Według PZPR Święta wywodzą się z tradycji ludowej. Chciano zatrzeć w świadomości ludu ich religijny charakter. „Czas odpoczynku i okazja do odbycia ciekawych wycieczek” tak władza sugerowała spędzenie wolnych dni świąt Bożego Narodzenia. W Wigilię natomiast pracowników trzymano w fabrykach do bardzo późnych godzin - w ten sposób starano się wyplenić zwyczaj uroczystego obchodzenia tego wieczoru. Dzieciakom pracowników organizowano propagandowe imprezy choinkowe. Jakie atrakcje? „Zabawa w wykonanie planu”! „Malcy uczyli się na przykład budować mur z klocków imitujących cegły. Na ścianach świetlicy wieszano hasła zagrzewające do przekraczania norm i sławiące osiągnięcia socjalistycznej gospodarki, dzieciom wręczano dyplomy przodowników pracy”. Propagandowa choinka „Choinki, które na przełomie roku 1949 i 1950 stanęły w urzędach, halach fabrycznych i szkolnych świetli- 6 cach, zupełnie nie przypominały bożonarodzeniowych drzewek, do których Polacy byli przyzwyczajeni. Zgodnie z instrukcjami Wydziału Propagandy KC, na gałązkach zawisły modele hut i kopalnianych dźwigów, symbole kół zębatych, miniatury samochodów oraz lokomotyw, a nawet wycięte z kartonu sylwetki czołgów i armat. Kolorowe łańcuchy z bibuły zastąpiono makietami trakcji elektrycznej, na bombkach pojawiły się propagandowe hasła „Pokój”, „Przyjaźń”. Zamiast gwiazdy betlejemskiej na szczycie jodły umieszczono czerwoną gwiazdę”. Opowieści niesamowite Dziadka Mroza A oto tematyka bajek, jakimi raczył dzieciaki propagandowy dziad: „Zwierzęta zakładały w lesie spółdzielnię produkcyjną, biedacy walczyli z bogaczami, szewczyk - zamiast zabijać smoka - wypędzał z królestwa czarodzieja oszusta nie pozwalającego mieszkańcom korzy- Życzenia świąteczne: „Pokój ludziom dobrej woli. Imperialistom i reakcjonistom - walka”. Dziadek Mróz Miał symbolizować ludowe korzenie świąt. Schedę po świętym Mikołaju przejął w 1949 roku. Przyszedł prosto ze Związku Radzieckiego, „występował najczęściej w białym lub złotym kaftanie, czasami w stroju rosyjskiego chłopa i spiczastej czapie”. I nie był sam. Towarzyszyła mu pani Zima i Śnieżynki rozdające na imprezach choinkowych prezenty. Święty Mikołaj na cenzurowanym Mikołaj nie znika. A i owszem jest, ale jego wizerunek zostaje ściśle określony przez cenzurę. „Mikołaj pojawia się już tylko w prasowych karykaturach, pokazujących, jak obdarowuje Adenauera czołgami i rakietami.” stać ze zdobyczy nauki. Żelazną pozycją w repertuarze Dziadka Mroza było opowiadanie „Lenin wśród dzieci”, w którym opisywano, jak wódz rewolucji wspólnie z najmłodszymi świętował przy choince nadejście Nowego Roku. Nie sposób nie zacytować fragmentów tego niezwykłego tekstu: „Wokół przystrojonego drzewka powstało taneczne koło. Lenin sam wśród dzie- ci bawi się zachwycony, zagradza drogę kotkowi, ułatwia ucieczkę myszce. Dzieci zrozumiały, że Lenin, którego widziały po raz pierwszy, jest ich największym przyjacielem i towarzyszem. Dzieci odłączyły się od dorosłych i poszły wraz z Leninem na herbatkę; nakładały mu konfitury, każde chciało sprawić mu przyjemność. A on częstował je orzechami, nalewał im herbatę, opiekował się nimi, jak gdyby to były jego własne dzieci. Lenin gorąco i szczerze kochał dzieci, a one czuły to i odwzajemniały się głęboką miłością”. Choinka z Bierutem Na taką imprezę miały wstęp „dzieci - przodownicy sportu i nauki”. „Sztandar Młodych” opisał jedno z takich spotkań: „Dzieci z Pałacu Młodzieży ze Stalinogrodu (dzisiejsze Katowice przyp. red.) wręczają towarzyszowi Bierutowi album. Inne dzieci patrzą z zazdrością. One nie przygotowały albumu. Ale nagle wpada im inna myśl. Przynoszą towarzyszowi Bierutowi pomarańcz. Po prostu pomarańcz. Trzymają ją na talerzyku: chcą ją zjeść wspólnie z towarzyszem Bierutem na znak przywiązania, wierności, miłości, przyjaźni. Towarzysz Bierut dzieli na cząstki złoty, soczysty owoc. To pomarańcza przyjaźni. Gra orkiestra. Pięknie tańczą dzieci: lekko, powabnie, trochę jeszcze niewprawnie. W przerwach wszyscy siadają na podłodze i śpiewają piosenki harcerskie. Potem tworzy się wielkie koło. Wśród dzieci, trzymając je za ręce, idą towarzysze Bierut, Cyrankiewicz i Mijal. Wielki taneczny korowód kroczy przez salę, rozłamuje się na dwie części, łączy się i znów rozchodzi...”. Cóż. Pozostaje tylko odetchnąć, że dziś możemy czytać takie wspomnienia podobnie jak orwellowski “Rok 1984”. Na podstawie artykułu „Dziadek Mróz kontra Święty Mikołaj” autorstwa Piotra Osęki Emilia Graużul Felieton Pada śnieg, pada śnieg... Przychodzi raz do roku taki czas, kiedy zapominamy się i oddajemy ekstazie, jaką niesie ze sobą kupowanie bliskim prezentów, czas, kiedy wystawy sklepowe są świecące i nastrojowe, okres przedświąteczny... Trzymajmy portfele na wodzy! Gotowi do biegu... START! Zaczęło się: wystawy kuszą nas swoim uroczystym wystrojem, padający śnieg sprawia, że musi być naprawdę uroczyście. Dlaczego to wszystko tak na nas oddziałuje? Trudne pytanie, spróbujmy zejść o jeden poziom niżej. Handlowcy pracują nad tym wszystkim, co nam wcisną, cały rok, reklama musi zadziałać tak, żeby zaparło nam dech w piersiach, my nie jesteśmy świadomi tego, co się dzieje. Wszyscy przecież ulegamy magii choinkowych lampek i pana w czerwonej czapce. Do tego wszystkiego padający śnieg i chap! Mamy Cię! Święta nie są już tak magiczne jakbyśmy chcieli, mamy kolejki, jesteśmy zabiegani, bo stres, czy zdążymy wszystko zapiąć na ostatni guzik, jest ogromny! Gdzie, zatem magia? Poszukajmy... Przytoczę coś swojego, żeby nie było, że jestem uprzedzona! Święta kojarzą mi się z wielką choinką, którą ubieram razem z moją młodszą siostrą, podczas gdy mama gotuje bigos, tata pomaga zakładać lampki. Już na samą myśl tęsknie za tym! Wigilia jest dniem, kiedy cała moja rodzina spotyka się żeby porozmawiać, pokolędować i – powiem szczerze – najeść się! Święta są po to żeby się „nażreć”, taka jest prawda, co tu dużo mówić! Druga kwestia: wszyscy są ubrani inaczej niż zwykle. Tak dzień tego wymaga – święto! A Pasterka staje się pretekstem dla pań i panów. Gdy idziemy do kościoła możemy zobaczyć na przykład to, który płaszcz jest najmodniejszy w tym sezonie albo dostrzeżemy najbardziej popularne buty czy czapkę. Zdarza się. Ale wróćmy to dni przed Wigilią i Bożym Narodzeniem. Otóż istotne jest, że w tym czasie nieświadomie bardziej niż zwykle opróżniamy nasze portfele, z czego cieszą się sprzedawcy, ale kupujący przecież też nie są smutni! W końcu nadchodzą święta! Aj, co się dzieje!! Nie można nadążyć za tym wszystkim, bo przecież nie możemy być gorsi od kuzynki czy stryja i prezenty od Świętego muszą być na poziomie. Dlaczego nie zachować skromności? Pomyślmy nad tym... Tradycja... Gdzie się podział piękny obyczaj zapraszania zbłąkanego wędrowca do stołu, czy mamy dodatkowe nakrycie przy stole? Pomyślmy... Gdzie... Czy nadal spędzamy Święta w domu? Czy też wyjeżdżamy w góry albo do ciepłych krajów? Pomyślmy... Z kim i dlaczego... Z rodziną, bo zachowujemy tradycję (!), czy ze znajomymi, bo rodzina jest już nudna (?!) Pomyślmy... Czy warto zaszaleć, a później żałować, że wydało się za dużo i na byle co. Trudno jest to stwierdzić bez głębszej analizy, bo przecież światełka już świecą, śnieżek pada, a my cieszymy się, że już niedługo będzie wolne i odpoczniemy od szkoły, przywita nas ciepły domek i zapach makowca! A jeszcze ładniej przywita nas centrum handlowe z super ofertą karpia, śledzia, lampek choinkowych, bombek, szalików, czapek, skarpetek, torebki, słodkości i innych rzeczy, które wprawią nas w stan nieważkości! Aj, się porobiło! Uważajmy. Wesołych i oszczędnych Świąt! Dorota Wermuth 7 Co się dzieje po tym, jak bibliotekarz w wypożyczalni wstuka w swój komputer numer wybranej przez Was książki? Otóż wędruje on światłowodem do komputera osoby dyżurującej w magazynie. Tam, między metalowymi półkami przesuwanymi za pomocą pokręteł, szuka dla Was tej książeczki i zsyła ją na dół. Nie jest to praca lekka, bo zbiory mamy przecież duże i nachodzić się trzeba niemało. Dlatego gdy następnym razem będzie Wam się dłużyć czekanie na książkę, bądźcie wyrozumiali. O tym, jak powstała i jak się zmienia Biblioteka Główna AH opowiada jej dyrektor, mgr Jadwiga Miecznikowska. ■ Biblioteka robi imponujące wrażenie, ale przecież nie od początku tak było. Jaka jest jej historia? – Początki Biblioteki Głównej Akademii Humanistycznej sięgają 1995 roku. Nowo powstała szkoła wyższa nie mogła prawidłowo funkcjonować bez własnej biblioteki. W związku z tym jeszcze przed zakończeniem I roku akademickiego 1994/95, 1 czerwca 1995 roku, nastąpiło jej uroczyste otwarcie. Biblioteka mieściła się początkowo w budynku przy ul. Rynek 36. W pierwszych latach działalności starano się tworzyć księgozbiór z myślą o studentach uczelni. Po kilku latach okazało się, że zgromadzone zbiory nie mieszczą się w budynku o powierzchni 500 m2 , do tego wraz ze wzrostem liczby studentów brakowało miejsca w czytelni. Rektor WSH podjął decyzję o budowie większej biblioteki zlokalizowanej blisko uczelni i akademika przy ul. Mickiewicza 36c, gdzie stoi od stycznia 2002 roku. Biblioteka zorganizowana jest zgodnie z europejskimi standardami. Wszystkie prace związane z opracowaniem i udostępnianiem zbiorów są zautomatyzowane do tego stopnia, że student przy wypożyczaniu książek nie musi nawet wypełniać rewersów. ■ Jak powstał i jak się nadal tworzy księgozbiór naszej Biblioteki. Krótko mówiąc: skąd się biorą w niej książki książki? – Nasze zbiory pochodzą z trzech źródeł. Oczywiście przede wszystkim są to zakupy i tu z przyjemnością mo- Biblioteka – mag Jest to nowoczesna książnica ze zdalnym dostępem do zasobów i usług innych bibliotek i serwisów informacyjnych. Podczas uroczystości 10-ciolecia istnienia WSH w dniu 21 czerwca 2004 roku odbyło się uroczyste nadanie Bibliotece Głównej imienia Andrzeja Bartnickiego, współzałożyciela i rektora uczelni. Ważną uroczysto- WIKTOR GOMULICKI, pseudonim Fantasy (1848–1919), poeta, powieściopisarz, eseista, badacz historii Warszawy. Jeden z najważniejszych twórców pozytywizmu. Dzieciństwo spędził w Pułtusku – tym czasom poświęcił powieść „Wspomnienia niebieskiego mundurka” (1906). JULIUSZ WIKTOR GOMULICKI (1909 – 2006), syn Wiktora Gomulickiego. Polski historyk literatury, edytor, eseista, bibliofil. Należał do AK i brał udział w Powstaniu Warszawskim. Najwybitniejszy badacz twórczości Norwida. 8 ścią było odsłonięcie 23 kwietnia 2005 roku popiersia prof. Bartnickiego, na której obecni byli najbliższa rodzina i przyjaciele profesora, władze, wykładowcy i studenci Uczelni oraz władze miasta Pułtuska. gę stwierdzić, że środki przyznawane przez władze Uczelni na ten cel są bardzo wysokie. W ostatnich latach kupujemy rocznie ok. 4 tys. nowych książek. Drugim ważnym źródłem, szczególnie istotnym w początkowych latach działalności biblioteki, były dublety Biblioteki Narodowej. Ale nie tylko, pomogły nam również biblioteki instytutowe Uniwersytetu Warszawskiego, Pedagogiczna Biblioteka Wojewódzka, Biblioteka Sejmowa, Zakład Historii Ruchu Ludowego, Fundacja Lanckorońskich i Uniwersytet w Kolonii. Trzecim źródłem wpływów były dary osób prywatnych. Wacław Aluchna, którego dzieciństwo związane było z Pułtuskiem, jako jeden z pierwszych przekazał bibliotece swoje zbiory. Podobnie poczynili Stanisław Frybes, Witold Adamiec, Stanisław Arski, Stanisław Dobiszewski, Andrzej Lam, Roman Taborski, Janusz Tazbir oraz wiele jeszcze innych osób. Systematycznie wzbogacają zbiory biblioteki nasi profesorowie zarówno pozycjami autorskimi jak i wybranymi egzemplarzami z ich własnych zbiorów. ■ Korzystając na co dzień z Biblioteki widzimy, że stale się ona zmienia... W ciągu ponad 10-cioletniego istnienia Biblioteka podlegała dynamicznym zmianom, w wyniku których ukształtowała swój profil, poszerzyła zakres usług, udoskonaliła metody pracy. Pod względem wielkości zbiorów nasza biblioteka zaliczana jest do grupy czołowych bibliotek wyższych szkół niepaństwowych . Mamy ponad 100 tys. książek, gdy tymczasem zbiory większości tego typu bibliotek w Polsce oscylują w granicach 15–50 tys. Oczywiście daleko nam jeszcze do bibliotek akademickich z wieloletnią tradycją, ale nie mamy się też czego wstydzić. Od 1 października 2004 roku funkcjonuje na Wydziale Nauk Politycznych biblioteka wydziałowa. Chcieli- ni może wypożyczyć do domu na czas od godz.18.00 do 9.00 dnia następnego. ■ Z Pułtuskiem związany był znany pisarz Wiktor Gomulicki. BCzym jest i gdzie się znajduje Gabinet Gomulickich? Gabinet naukowy Wiktora i Juliusza Gomulickich mieści się w Czytelni Profesorskiej. Został utworzony z inicjatywy Dziekana Wydziału Filologii Polskiej prof. dr Janusza Rohozińskiego oraz prof. Stanisława Sie- gazyn wiedzy śmy, aby studenci uczący się na Popławach mieli łatwiejszy i wygodniejszy dostęp do książek. Od tego roku akademickiego został zainstalowany nowy katalog w sieci lokalnej oraz internetowej. Teraz studenci niezależnie od tego gdzie są – np. w domu – mając dostęp do internetu, mogą bez przeszkód przejrzeć zasoby biblioteki i uzyskać informacje o dostępności szukanego egzemplarza książki. Studenci studiów stacjonarnych mają teraz możliwość wypożyczenia krótkoterminowego – na noc. Biblioteka Główna czynna jest do godz. 18, czasami student chce popracować dłużej, wówczas po zostawieniu dowodu tożsamości i wpłaceniu kaucji (w wysokości 50 zł), książkę z czytel- kierskiego. Uroczystego otwarcia w dniu 24 lutego 2005 roku dokonał Rektor WSH prof. dr hab. Adam Koseski. W oszklonych szafach umieszczonych w gabinecie zgromadzone są Gomulicjana. Dzieła te (wydane w latach 1868–1998) ofiarował bibliotece syn Wiktora Gomulickiego – Juliusz Wiktor Gomulicki. Znajdują się tam: poezje z lat 1882–1981, poematy 1900–1978, opowiadania, powieści, książki dla dzieci i młodzieży, miniatury literackie i historyczne oraz publikacje o Warszawie. Jest też kilka wydań „Wspomnień niebieskiego mundurka”. Książki zgromadzone w gabinecie są ułożone według podziału zaproponowanego przez ofiarodawcę. Nasza biblioteka w liczbach 2 czytelnie (ogólna i profesorska) 3 bazy własne (książki, czasopisma, zbiory biblioteki WNP – udostępnione w internecie) 7 baz danych (bibliograficzne i pełnotekstowe) 20 stanowisk komputerowych 76 tytułów czasopism w bieżącej prenumeracie, w tym 16 zagranicznych 112 miejscami dysponuje czytelnia 1780 m2 powierzchnia budynku, przygotowana na pomieszczenie 200 tys. woluminów 123 tys. woluminów i jednostek bibliotecznych 4482 czytelników zarejestrowanych w Bibliotece Głównej, a 959 w Bibliotece WNP ■ Jakie zmiany czekają jeszcze naszą Biblioteką? Przed Biblioteką Akademii Humanistycznej jeszcze nowe zadania do wykonania. Przede wszystkim mam na myśli zainstalowanie wyszukiwarki pozwalającej na przeszukiwanie zasobów kilku bibliotek jednocześnie. Na wdrożenie nowych rozwiązań czekają nasi czytelnicy, a wiąże się z tym zapewnienie możliwości jak najszerszego dostępu do informacji. Rozmawiały Aleksandra Maksjan i Emilia Graużul Klubu studenckie Było, minęło, ale czegoś żal... Przełom lat 60. i 70. a czasy dzisiejsze. Czy coś je łączy? Gdzie się podziała kultura studencka tamtych dekad? To wiek XXI nas zmienił, czy z własnej woli zatraciliśmy potrzebę tworzenia studenckich, duchowych i intelektualnych więzi? Po co idziesz do klubu? Gdy zapytałam o to kilku moich znajomych reakcja wszystkich była jednakowa. Najpierw zdziwienie i podejrzliwe szukanie podtekstu w pytaniu oraz oczywista dla nich wszystkich odpowiedz: „Napić się i potańczyć. A po co niby?”. No właśnie, PO CO? Pytanie z tych retorycznych czy naprawdę uzasadnione? Wiesław Uchański, prezes wydawnictwa „Iskry”, z którym niedawno rozmawiałam zdziwił się wielce, gdy stwierdziłam, że w dzisiejszych czasach nie ma praktycznie żadnej różnicy między pubem a klubem studenckim. Wyczułam w jego głosie podobną konsternację, jak u moich znajomych. Wytłumaczyłam mu więc, że czy to do pubu czy do klubu studenci chodzą w tym samym celu. Napić się i potańczyć. – Jak to? W klubie studenckim sprzedają alkohol? Za moich czasów, owszem, też można było się napić, ale jak się przyniosło na własną rękę. Kupić w klubie? Nie było raczej takiej możliwości. Wyobrażacie to sobie? W takim razie pytałam mojego rozmówcę dalej, jaką rację bytu za jego studenckich czasów miały kluby? – Całe nasze życie, to były kluby studenckie. Od rana, każda przerwa, ucieczka z wykładu kończyła się właśnie tam. Chodziło się w trakcie zajęć i po nich, średnio kilka razy w tygodniu. Bez większego znaczenia, o jakiej porze dnia czy nawet nocy, zawsze człowiek natknął się na znajomych. Klub to było pierwsze miejsce do którego trzeba było pójść, by spotkać kolegów. I oczywiście pogadać lub inaczej, 10 aby dokonać „zderzenia myśli intelektualnych”. Bywało na pewno rozmaicie. O czym świadczy fakt, że z takich klubów wychodzili mistrzowie brydża, a także i spłukani studenci po partyjkach pokera na pieniądze. Wychodzili konsumenci sztuki i jej studenccy twórcy. Ludzie wybitni, których nazwiska, nam, niestety niewiele mówią, a których narodziny miały miejsce właśnie w sercu ówczesnego życia studenckiego. Jak opowiadał mi Leszek Żuliński, krytyk literacki i pracownik Telewizji Polonia, każdy klub w czasach lat 60. i 70. miał sekcje twórcze. Czy to międzyuczelniana Stodoła czy wyspecjalizowany Medyk. Niemal wszędzie była grupa literacka, i muzyczna i teatralna. Na scenie muzycznej starych Hybryd wymalowanych w ostre barwy, grał Stańko, przychodzili na spotkania ze studentami Przyboś i Białoszewski. Debiutowała Magda Umer czy Michał Urbaniak. Do tej pory znany pewnie niektórym z Was jest kabaret Salon Niezależnych, gdzie udzielał się Janusz Weiss (jego skecze do dziś można np. usłyszeć w Trójkowej audycji „Powtórka z roz- rywki”). Jak to określił mój rozmówca, taki klub to było „gniazdo os” pełne chęci tworzenia, tam się „buzowało”. Co konkretnie? Myśli nabierały kształtów, przeobrażały się w czyny. A w klubie było możliwe prawie wszystko, bez obaw o scysje z władzą. To był „underground”, tu przeszedł każdy dowcip i nie miało się raczej kłopotów, taka „alternatywa dla życia politycznego”. Oczywiście, to wszystko ładnie brzmi i wzniośle. Wspomnienia z młodości jak inaczej mogły wyglądać, prawda? Zresztą to były zupełnie inne czasy. Zgadza się. Wiesław Uchański sam mi się przyznał mówiąc, że kiedyś życie studenta było po prostu inne: – Mmieliśmy o wiele więcej wolnego czasu i dużo czytaliśmy, ale nie dlatego, że do książek nas wyjątkowo ciągnęło, a po prostu dlatego, że w odróżnieniu od dzisiejszych realiów, my nie mieliśmy alternatywy. Nie było przecież internetu czy telewizji. „Obecność ludzi”, ludzi, których chciało się spotkać było cechą najważniejszą ówczesnych klubów. Do tych spotkań nie zniechęcała nawet „cienka, zasypywana kawa i ewentualnie jakieś ciasto – rzadko coś więcej”, które można było w klubie dostać, często nie było alkoholu. W takich okolicznościach przyrody nie tylko powstawały kabarety, ale również zdawało się egzaminy, „egzaminy przy wódce”. Ale jak Uchański stwierdził, to wszystko było możliwe, bo rzeczywistość różniła się od dzisiejszej. Ten sposób zaliczania przedmiotów był możliwy, bo istniała atrofia. Dziś zanikła instytucja mistrza intelektualnego, za czasów studiów moich rozmówców, liczba studentów na roku nie przekraczała 10 osób, a więc i relacje z wykładowcą były szczególne, relacje, które można nazwać więziami. A to zobowiązywało. „Brak anonimowości wymuszał konieczność nie skompromitowania się” zwłaszcza przy alkoholu i przed profesorem. Dyskotek rozumianych tak jak dzisiejsze nie było, ale tańce owszem. W rytmie rock’n’rolla i twista. Było i wielkie kino, przy którym funkcjonował DKF, czyli Dyskusyjny Klub Filmowy i dużo występów scenicznych. Jednym słowem działo się, choć czasy pozornie nie sprzyjały rozwojowi kultury. A dzisiaj? Lata 60. czy 70. – ktoś mi powie, że to zbyt odległe czasy, by się do nich odwoływać, a co dopiero próbować porównywać. Pozmieniało się praktycznie wszystko. To w końcu niemal pół wieku, zdarzyły się burzliwe przemiany społeczne. Oczywiście ludzkie zachowania kształtuje otoczenie, realia w jakich się żyje. Zmieniły się studenckie potrzeby? Owszem, pewnie mamy mniej czasu na czytanie książek i więcej możliwości na spędzenia tych kilku najpiękniejszych lat. Podyskutować o problemach współczesności pewnie wygodniej w czterech ścianach akademickiego pokoju. Nowości muzycznych nie musimy słuchac na specjalnych imprezach... Klub studencki nie jest miejscem, bez którego obyć się nie można. Tylko w takim razie gdzie dzisiaj rodzą się intelektualni artyści naszego pokolenia? Felieton Krwisto – czerwona zima Są smaki, zapachy, które przypadkiem obudzone przywołują nieoczekiwanie pozornie nieistotne dotąd wspomnienia. W ciemny zimowy wieczór otworzyłam mały słoiczek konfitur, który jeszcze w domu „wcisnęła” mi mama, choć ja zapierałam się rękami i nogami, że „nie chcę!”, „że po co?!” . Ale złamałam się i wzięłam – dla świętego spokoju. Tego wieczoru zachciało mi się czegoś słodkiego i konfitury były moim jedynym ratunkiem. Momentalnie przypomniała mi się nabyta cztery miesiące temu słabość do wiśni, chwila, w których jeszcze prosto z wielkiego gara drewnianą łychą opychałam się nimi. Otworzyłam słoiczek słodkokwaśnych, krwisto czerwonych owoców. I zdziwiłam się, ile w tym maleństwie pomieściło się dobroci... Wyfrunęły, jak z otwartej po wielu latach, starej, zakurzonej księgi wspomnienia, zapachy, uczucia. Istna rozkosz! Przybiegły najróżniejsze chwile, brakowało tylko wspomnień pocałunków pod małym wiśniowym drzewkiem obsypanym owocami do nieprzytomności... Tego nie było, bo wiśnie dostałam od ukochanego już nazbierane po jakimś letnim oberwaniu chmury i były trochę kwaskawe, właśnie podobno przez ten deszcz. I ta ich cierpkość na szczęście się nie wygotowała. Już jedna łyżeczka zaniosła mnie pod scenę festiwalu w Węgorzewie, na rodzinne spotkanie u babci, nad jezioro w blask ogniska i na wieczór z mrówkami od „Pana Tadeusza”. Wiele różnych, niepowiązanych ze sobą sytuacji, nie powiązanych miejscem i czasem. Jak przedstawiałam dziadkom mojego chłopaka (o którym bab- cia już dawno wiedziała i już lubiła, chociaż wcześniej widziała go chyba tylko raz) i jak wtedy natknęliśmy się na moją kochaną ciocię, która wszystkie fakty z życia rodziny skrupulatnie zbiera niczym agentka WSI. Podobno od takiego wydarzenia to droga do ołtarza otwarta. To było pierwsze takie popołudnie, gdy z siostrami i babcią przy stole wychyliłyśmy „kilka” kieliszków wina... Przypomniały się koleżanki z durnych lat liceum i fakt, że od tych wiśniowych wakacji słowo przyjaźń między nami już nie zaistnieje. Pozmieniało się, nie ma co ukrywać, a konkretniej te dwa lata studiów zmieniają upodobania, potrzeby, myśli, zmieniają ludzi. Konfitury krwisto czerwone i kwaskowate jak miłość, która przeobraża tych, których dotyka. Na babskich spotkaniach przy kawie, ciasteczkach i winku wymieniamy się teraz przepisami na udany związek, perspektywami na przyszłość. Coraz mniej nas łączy, a rozdzielają porozrzucane po całej Polsce losy. Coraz mniej naiwnych pytań, coraz więcej zawziętości, egocentryzmu i bezczelnej licytacji: która więcej, która lepiej, która częściej. Przykro, ale cóż, wszystko się zmienia. Konfitury też co sezon to inne. Jak wiśniowy sezon, to na całego! Swoim patronatem objął i zimę. Jeszcze się zachowały i wystarczą na kilka wieczorów – konfitury mamy (do których zrobienia ją namówiłam, bo szkoda było owoców, którymi drzewka obdarowały w tym roku hojnie), butelka kilkuletniego wina „teścia” (kto wie?) i czekoladki z likierem podarowane zamiast kwiatów. A w tym wszystkim wiśniowy smak eksplodujący wspomnieniami słodko-kwaśnymi jak życie. Enkeli Emilia Graużul 11 Schronisko w Józefowie od 10 lat jest azylem dla bezdomnych zwierząt. W tym miejscu zwierzaki znalazły ciepły kąt, czułą i fachową opiekę, miłość i szacunek ludzi. To wszystko, czego wcześniej w swoim życiu nie zaznały. Schronisko powstało w maju 1996 roku na terenach opuszczonej leśniczówki dzięki pani Bożenie Rajczak. Pani dyrektor próbowała utworzyć taki obiekt w innej miejscowości, między innymi na obrzeżach Puszczy Kampinoskiej. Niestety, jej pomysł nie spotkał się z aprobatą gmin. „Jedynie przychylnie ustosunkowało się do tego Nadleśnictwo Jabłonna, które przekazało opuszczoną Leśniczówkę”. Stworzenie takiej placówki nie było łatwe. Podstawową przeszkodą na drodze do powstania azylu był brak środków finansowych. Kiedy pani Bożena dzwoniła do różnych gmin prosząc o pomoc, często spotykała się z odmową, dlatego postanowiła wykorzystać swoje miejsce pracy. Wtedy pracowała w Urzędzie Rady Ministrów. – Nie byłam jakąś panią z ulicy, która chce gdzieś coś zrobić, tylko byłam urzędnikiem państwowym. No i dzięki temu właśnie burmistrzowie czy przedstawiciele gmin starali się ze mną przynajmniej porozmawiać – wspomina. Powierzchnia schroniska liczy 0,5 ha. Na zewnątrz jest ok. 130 boksów, w których mieszkają po dwa, trzy pieski, ale są też większe boksy po 64 m2 i tam umieszczone są młode psy, tak zwana młodzież. Na początku działalności schroniska, było zaledwie 35 zwierząt, ale szybko ich przybywało. Obecnie w schronisku jest prawie 800 podopiecznych. Przy nie dużej powierzchni i ograniczonej liczbie boksów, sporo psów biega luzem. Ale brak boksów nie jest jedynym powodem tego – dużo zwierząt nie może się zaaklimatyzować w nowej sytuacji. Wcześniej by- 12 Bezdomny przy ły trzymane w domu, mogły spać na łóżkach aż nagle ktoś się ich pozbył, wyrzucił. Zagubione, przestraszone siedziały skulone w boksach obok swoich bud nie wiedząc do czego służą. Dla tych wszystkich psiaków przygotowane są posłania w innych pomieszczeniach – w biurze, na kanapie, tak żeby miały dach nad głową i suche posłanie. – Zwierzęta, które nie potrafią odnaleźć się w nowej sytuacji to przede wszystkim starsze psy. Często odmawiają jedzenia, wtedy trzeba karmić je kroplówkami – opowiada pani dyrektor. Kolejna kłoda pod nogi. Do schroniska w Józefowie psiaki trafiają z okolicznych miejscowości, takich jak: Serock, Legionowo, Jabłonna, Nieporęt, Nowy Dwór, Warszawa – Często bywa tak, że ludzie wracający z urlopu gdzieś się zatrzymują i znajdując przypadkiem pieska w lesie, przywożą go do naszego schroniska. Przez te 10 lat działalności przyjmujemy pieski praktycznie chyba już z całej Polski. Schronisko utrzymuje się jedynie z darowizn ludzi dobrej woli. Żadna z gmin nie dofinansowuje placówki: – Mamy chyba więcej długów niż piesków. Kolejną kłodą rzuconą pod nogi pani dyrektor jest nowe rozporządzenie nakazujące płacenie podatku od darowizny. Tym spo- sobem przepadła glazura do wyłożenia boksów. Producent, który miał przekazać ją w darze wycofał się z obawy przed wysokim podatkiem. Schronisko, niestety, z własnej kieszeni nie może sobie pozwolić na taki wydatek. Lecznice, które zajmują się leczeniem zwierząt pobierają opłaty tylko za sterylizację, leki, nici, opłacany jest lekarz schroniskowy: – Nie zdzierają z nas skóry. Nie jesteśmy traktowani jak właściciele zwierząt, dzięki temu psy mają zapewnioną opiekę weterynaryjną. UFO a nie pies Zwierzaki do schroniska trafiają w różnym stanie. Czasem pies jest czysty, zadbany, odkarmiony. Jednak częściej psiaki trafiające do schroniska znajdują się na pograniczu życia i śmierci. Są zagłodzone, zabiedzone, chore. Takich zwierząt jest znacznie więcej. – Jakiś czas temu przyjęliśmy psa – opowiada szefowa schroniska. – Jak go ludzie przywieźli myśleliśmy że to jest UFO, a nie pies. Był duży, ale nie miał na sobie ani jednego włosa. Myśleliśmy, że to jest jakaś choroba. Później się okazało, że pies stracił owłosienie z braku pożywienia. Dość długo trwało zanim doszedł do siebie, ale zaczął odzyskiwać sierść. Później okazało się, że jest to śliczny owczarek niemiecki. Dzięki yjaciel od Straży Miejskiej z Łomianek, że na poboczu leży rottweiler. Pies miał na sobie krowi łańcuch okręcony podwójnie wokół szyi i jeszcze przytwierdzony jakąś śrubą. Byliśmy w szoku. Podejrzewam, że to więcej ważyło niż ten pies. Po przywiezieniu Lucka do schroniska okazało się, że faktycznie był potrącony przez samochód, miał uszkodzony staw biodrowy. Na zdjęciu rentgenowskim wykryto u niego bardzo zaawansowany reumatyzm. Teraz Lucek czuje się dobrze i sam się porusza. Jest to takie nie typowe, bo to potężny pies a szczeka jak mały psiaczek. Inne zwierzęta nie miały tyle szczęścia. Tych, które trafiają do schroniska z zaawansowaną nosów- Bożenie Rajczak, dyrektor schroniska w Józefowie ką bądź ze złamanym kręgosłupem w skutek jakiegoś wypadku, nie da się uratować. Są to przykre sytuacje dla ludzi, którzy walczą o ich życie, ale ból mija kiedy spojrzy się na te wszystkie, które zostały uratowane i te, które znalazły nowy kochający dom „Miesięcznie ok.10 psów trafia do nowego domu”. Nie namawiamy do wzięcia psa Schronisko może też liczyć na pomoc różnych organizacji: – Ostatnio pomaga nam fundacja Emir. Ta współpraca zaczyna się i kończy tylko na polskich fundacjach. Niestety, współpraca z zagranicznymi organizacjami jest niemożliwa, ponieważ różni nas prawo regulujące pobyt zwierzęcia w schronisku. W zachodnich państwach psy w schroniskach przebywają tylko trzy miesiące. Jeśli po tym czasie nie trafią do nowego domu, zostają uśpione. W Polsce jest to niedozwolone. Schronisko nie prowadzi kampanii adopcyjnej, ale zawsze można wejść na ich stronę internetową: schronisko_jozefow.free.ngo.pl (ostatnia aktualizacja 25 czerwca 2005). – Nie namawiamy ludzi do wzięcia psa ze schroniska – mówi pani dyrektor. – Jeżeli ktoś chce adoptować zwierzę ma telefon, może zadzwonić, wie, gdzie jest schronisko, może przyjechać wybrać sobie zwierzaka wypełnić formalności, zostać pouczonym jak należy obchodzić się ze zwierzętami i co grozi za porzucenie. Najszybciej nowy dom znajdują szczenięta. Schronisko ma jedną zasadę: „Nie oddajemy szczeniaków osobom starszym”. Pracownicy tłumaczą tym ludziom, że z młodym zwierzęciem energicznym, żywiołowym sobie nie poradzą. Jest to też w pewnym sensie zabezpieczenie przed powrotem psiaka do schroniska: – Szczeniak, to smutne, ale prawdziwe, najprawdopodobniej przeżyje, a rodzina pierwsze co zrobi po śmierci babci lub dziadka, przytarga z powrotem psa do schroniska. Tak się z reguły dzieje. ▼ dziewczynom z Dogomanii znalazł nowy dom. Takich historii jest znacznie więcej. Prawie każde zwierzę w schronisku, oprócz młodych szczeniąt, które często ludzie podrzucają w workach pod schronisko, dźwiga na sobie podoibny bagaż doświadczeń. – Najnowsza historia dotyczy 5-letniego rottweilera o imieniu Lucek – słucham następnej opowieści. – Dostaliśmy wezwanie ok. 2 w nocy 13 Poświęcili swój czas, podzielili się miłością Schronisko to przede wszystkim zwierzęta, ale też i ludzie, którzy poświęcili swój czas, podzielili się swoją miłością. W azylu zawsze pracowało 11 osób, jednak z braku środków finansowych może pozwolić sobie teraz na zatrudnienie zaledwie 5 osób. Nie można zapomnieć o tych, którzy bezinteresownie spieszą z pomocą. Jedną z takich osób jest Ewa Stangreciak, wolontariuszka, która pracuje tam od 3 lat. Sama kiedyś przygarniała bezdomne psy i jak mówi: – Wiem, jaka to jest dla nich krzywda, gdy ktoś je wyrzuci na ulicę. Do jej obowiązków należy szukanie nowych domów dla podopiecznych, odwożenie do weterynarza, organizowanie pomocy, zbieranie pieniędzy na nowe budy, słomę i jedzenie. taktowałam się z lekarzem weterynarii ściągnęłam go wieczorem na osiedle. Załatwiliśmy przepustkę żeby wejść na teren jednostki, no i udało się suczkę złapać. Niestety, wdała się już gangrena i trzeba było ją uśpić. Zresztą nie było schroniska, nie byłoby co później z nią zrobić. Ja miałam już w domu dwa psy i koty, pracowałam i nie miałam możliwości wziąć trzeciego psa. Później dowiedziałam się o tej Leśniczówce no i tak to się zaczęło. Obojętność innych ludzi Praca w schronisku wiąże się z całkowitym brakiem życia prywatnego. Pani Bożena poświęciła całą siebie mat. Nasza policja podchodzi do tego problemu radykalnie, zabiera zwierzęta razem z nami, są składane wnioski do sądu, są kary. Niestety, to jest tylko nasz powiat a dalej to różnie bywa. Najlepszym wynagrodzeniem dla pani Bożeny za wysiłki, jakie wkłada w swoją pracę, jest to jak jej podopieczni dochodzą do siebie, zaczynają merdać ogonkami, całują, liżą, patrzą ufnie. Moimi oczami Kiedy przekroczyłam próg schroniska wszystkie psiaki, które biegały luzem przybiegły się przywitać. Było ich tyle, że nie wiedziałam, którego Schronisko to przypadek Stworzenie takiej placówki przez Bożenę Rajczak jest dla wszystkich jej podopiecznych jak wygrany los na loterii z tą różnicą, że one grają o życie, a ludzie tylko o pieniądze. UWAGA Schronisku grozi zamknięcie! Jeżeli chcesz pomóc wejdź na stronę schronisko_jozefow.free.nog.pl Znajdziesz tam wszystkie potrzebne informacje o tym jak dokładnie możesz pomóc i czego teraz schronisko najbardziej potrzebuje Pani Bożena na pytanie, dlaczego założyła schronisko, uśmiechnęła się mówiąc, że to był przypadek: – Zawsze w moim domu rodzinnym były zwierzęta. Mieszkam na osiedlu wojskowym. Z tyłu mojego bloku znajduje się jednostka wojskowa i tam była bezdomna suczka, to znaczy były bezdomne psy, które wałęsały się i które dokarmiałam. Suczka wpadła w sidła i przez parę dni jej nie było. Później ją zobaczyłam. Coś jej się działo z łapką, ta łapka była jakaś dziwna, wisiała jej. Skon- 14 dla ratowania życia swoich podopiecznych. Jedna osoba podjęła się takiego przedsięwzięcia, jak stworzenie tej placówki, a urzędy i samorządy lokalne skutecznie omijają szerokim łukiem problem bezdomności zwierząt – Dobrze, że jeszcze policja na przestrzeni 10 lat zmieniła swoją postawę – z umiarkowaną radością mówi pani dyrektor. – Jak słyszę, co się dzieje w innych miastach woła to o pomstę do nieba. Katowanie zwierząt, znęcanie się nad nimi, nie interesuje ich ten te- mam głaskać. Wszystkie były tak radosne, aż trudno uwierzyć, że kiedyś każdy z nich przeżył niewyobrażalną tragedię. Nieprawdopodobne, ale potrafią ponownie zaufać ludziom. Miłość takiego futrzaka nie zna granic, nie stawia warunków. Jeśli szukasz psa, którego nikt inny nie ma, jedynego, niepowtarzalnego, małego, dużego, białego, czarnego, przyjedź do schroniska w Józefowie. Tam czekają na nowy dom psiaki, które będą Cię kochać. Tam znajdziesz przyjaciela, który będzie tylko Twój, a Ty będziesz tylko jego. Aleksandra Maksjan MOTORYZACJA Podsumowanie sezonu Mijający rok jest jednym z tych, Zacznę od rajdów samochodowych WRC, które wielbicielom tego sportu przyniosły wiele wrażeń. Tytuł mistrza świata zdobył, jak przed rokiem, Sebastian Loeb w Citroenie Xsara WRC. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, bo hydraulik z Francji od początku sezonu sukcesywnie powiększał przewagę nad rywalami. Pech jednak nie śpi i Sebastian na dwa wyścigi przed końcem rywalizacji złamał rękę podczas przejażdżki W rajdach WRC możemy się doszukać również polskiego akcentu. W klasie Junior startuje nasz rodak Michał Kościuszko, a jego pilotem jest Jarosław Baran. Niestety, ta młoda i jeszcze niedoświadczona załoga, kiepsko sobie radzi na wymagających trasach rajdowych Europy. Suzuki Swift S1600, którym jeżdżą Polacy, zbyt często jest zmuszany do zwiedzania przydrożnych rowów i drzew. Wypadnięcia z trasy stały się zmorą polskiej załogi, co zniwelowało szanse na zajęcie dobrego miejsca w klasyfikacji generalnej. Teraz nieco ze świata Formuły 1. Tegorocznym mistrzem został Hi- rowerem, co wykluczyło go z dalszych zmagań. Najgroźniejszy rywal Francuza, Markus Gronholm, będący na drugim miejscu w klasyfikacji generalnej zwietrzył szanse na odrobienie punktów, które tracił do lidera. Od początku rajdu Australii Fin ostro wziął się do pracy, ale na trzecim odcinku specjalnym przedobrzył i wypadł z trasy, po czym dachował. To zdarzenie kosztowało go 10 min. Uszkodzeniu uległ układ kierowniczy Forda Focusa, przez co Gronholm na trasie nie był już tak skuteczny i zajął dopiero piąte miejsce. Loeb triumfował, bo już nikt nie mógł odebrać mu trzeciego w życiu tytułu mistrza świata. szpan Fernando Alonso (Renault), ale przez cały sezon deptał mu po piętach Niemiec Michael Schumacher (Ferrari). Bolidy obu zawodników sprawiały w ciągu sezonu niemiłe niespodzianki. Obaj mieli problemy z silnikami, mechanicy Alonso dwa razy źle przykręcili koło, a w ostatnim wyścigu Schumacher złapał gumę. Ten sezon był ostatnim w karierze Niemca. Michael Schumacher ogłosił, że wycofuje się z wyścigów F1. Zdobycie kolejnego tytułu mistrza świata na pewno było by dla niego wymarzonym momentem na pożegnanie się z Formułą 1, ale nie udało się. Zabrakło dosłownie jednego wygranego wyścigu. które fani motoryzacji będą pamiętać długo. Obfitował w wiele sensacyjnych wydarzeń oraz spektakularnych zwycięstw. Było kilka debiutów, ale i pożegnań. Podsumowując mijający rok nie wolno zapomnieć o naszym rodaku ścigającym się w najbardziej prestiżowych samochodowych zawodach na naszym kontynencie. Robert Kubica, pierwszy Polak w Formule 1 w tym roku przyniósł nam wiele radosnych chwil. Już sam fakt, że Robert znalazł się w elitarnym gronie najszybszych kierowców świata był spełnieniem marzeń polskich kibiców tej dyscypliny sportu. Kubica startuje w barwach zespołu BMW Suber, w którym wcześniej był kierowcą testowym. Podczas GP Węgier w pierwszym w swojej karierze wyścigu nasz rodak zdobył siódme punktowane miejsce. Jak na debiut był to znakomity rezultat będący jedynie przedsmakiem tego, co Robert miał zaprezentować dwa wyścigi później. We Włoszech, na torze Monza, po znakomitym wyścigu Kubica staje na najniższym stopniu podium. Wyprzedzili go jedynie Schumacher i Raikkonen. Kolejne starty Polaka nie były już tak rewelacyjne, Kubica zajmował miejsca w środku stawki. W sezonie 2007 Robert będzie kontynuował współprace z BMW. Miejmy nadzieje, że będziemy go widywać jak najczęściej na podium. Nieprzewidywalność, emocje, ogromna prędkość to te cechy sportów samochodowych, które niezmiennie od lat przyciągają kibiców i miłośników czterech kółek. To naprawdę piękny, wciągający, ale i niebezpieczny sport. Zachęcam wszystkich do śledzenia w nadchodzącym sezonie poczynań kierowców wyścigowych i rajdowych. Trzymajmy również kciuki za Polaków ścigających się na torach i trasach całego świata. Piotr Grzymkowski 15 „En gros” ***** Byłam muzyką Chopina w Parku Łazienkowskim PO RAZ OSTATNI w tym sezonie Nadszedł czas by pokazywać ostre zęby zza błyszczących korali ust byłam wiatrem wschodnim łagodnym ale nieosiągalnym być może trochę za chłodnym nadszedł czas by używać długich pazurów z ognistego ostrza dłoni byłam uśmiechem w promieniach jesiennego słońca ognistego wciąż namiętnego byłam tęsknotą NIEUGASZONĄ beżową z bielą rwącą duszę na części!.. a teraz jestem muzyką Janiego I TYM WSZYSTKIM nadszedł czas by SERCE zakuwać w żelazo a zresztą i tak już nie boli już się nie boi a może nawet JUŻ SIĘ NIE BIJE.. Olga Zinurowa NARAZ... Olga Zinurowa ***** ***** Biednie się żyje Biednym w biedzie Nędznie się żyje Nędzarzom w nędzy O moście bujany! Z którego skakali Skazańcy, spadochroniarze, kamikadze Na główkę, na śmierć Zbaw ich od trosk i niepokojów O psie z trzema nogami! Co czuwasz u boku żula pana swego Stygnącego, marznącego Już nie musisz, już go nie ma. Bo możesz. @oma Pueblo 16 O śmierci tańcząca! Przez miasta pokolenia Nie potrzeba nam ludzi Co szybko odchodzą Lecz rąk do pracy Co jej nie ma. @oma Pueblo