miłosierdzie boga w dziełach jego tom iii

Transkrypt

miłosierdzie boga w dziełach jego tom iii
KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO
MIŁOSIERDZIE BOGA
W DZIEŁACH JEGO
TOM III
DUCH ŚWIĘTY, KOŚCIÓŁ, ŁASKA, CNOTA,
DARY DUCHA ŚWIĘTEGO, MODLITWA, UFNOŚĆ,
SAKRAMENTY ŚWIĘTE
WYDAWNICTWO PALLOTTI
S. A. I. E.
RZYM – PARYŻ – LONDYN
2
Przedmowa
„Bądźcie miłosierni jako i Ojciec wasz
niebieski miłosierny jest” (Łuk. 6, 36).
Spośród wielu doskonałości Bożych Pan Jezus wyróżnia Miłosierdzie,
polecając je naśladować, a tym samym poznawać i wielbić, albowiem nie można
naśladować tego, czego się nie zna i nie czci. Ale Miłosierdzie Boże jest
tajemnicą, której rozumem samym zgłębić nie można. Wprawdzie rozum mówi,
że Bóg jest miłosierny, ale jak daleko sięga Jego Miłosierdzie, nie jest w stanie
zrozumieć. Naukę o Miłosierdziu Bożym czerpiemy z objawienia, które nam
głównie podał Syn Boży — Jezus Chrystus. O nim to mówi Psalmista: „Nie
taiłem Miłosierdzia twojego i Prawdy Twojej przed zgromadzeniem wielkim”
(Ps. 39, 11).
Pan Jezus nie zataił Miłosierdzia Bożego, ale ujawnił je w tajemnicy
Wcielenia, w swoim życiu ukrytym i publicznym, rozwinął obszernie w nauce, a
przede wszystkim obrazowo przedstawił w tajemnicy Odkupienia, umierając na
krzyżu za grzechy, całego świata, a potem zmartwychwstając i wstępując
chwalebnie do nieba. Działalność Jezusa w czasie Jego pobytu na ziemi była
tylko początkiem Miłosierdzia, które trwa i działa nadal w Kościele. Wszystkie
łaski sakramentów świętych i sakramentaliów, odpusty i charyzmaty, dary i
owoce Ducha Świętego są nieprzerwanym strumieniem Miłosierdzia,
spływającym w Kościele na wiernych.
W pierwszym tomie niniejszej pracy poznaliśmy głównie Miłosierdzie
Boga Ojca, który „Syna swego jednorodzonego dał” (Jan 3, 16), aby słowem i
przykładem swych czynów pouczył ludzi o Miłosierdziu Bożym 1. W drugim
tomie rozważaliśmy przede wszystkim Miłosierdzie Syna Bożego, który w ciele
ludzkim poniósł straszną mękę i śmierć krzyżową za nasze grzechy, a następnie
po ustanowieniu Kościoła, a w nim sakramentów świętych, wstąpił chwalebnie
do nieba, nie zastawiając nas sierotami. Obecnie w trzecim tomie poznamy
nieskończone Miłosierdzie Ducha Świętego, który po zstąpieniu na Apostołów w
czasie Zielonych Świątek pozostał na zawsze w Kościele, rządzi nim i obdarza
ustawicznie wiernych swoimi łaskami.
Poznanie Boga oraz wielbienie Go w Jego nieskończonym Miłosierdziu
jest największym obowiązkiem i głównym celem człowieka: „A ten jest żywot
3
wieczny, aby poznali ciebie, jedynego, prawdziwego Boga i Tego, któregoś
posłał, Jezusa Chrystusa” (Jan 17, 3). Ze wszystkich doskonałości Boga
najłatwiej jest poznać Jego Miłosierdzie i przez to samo kochać Go i uwielbić, a
samego siebie uszczęśliwić: ono bowiem „uprzedza nas” (Ps. 58, 11), towarzyszy
nam zawsze (Ps. 32, 18) i „idzie za nami poprzez wszystkie dni życia naszego”
(Ps. 22, 6). Poznanie i wielbienie Boga w Miłosierdziu konieczne jest
szczególnie dzisiaj, gdy rozpętała się między Królestwem Boga i królestwem
szatana walka o niespotykanym dotąd nasileniu.
Wprawdzie od wieków trwa zmaganie między dobrem a złem, między
Prawdą i kłamstwem, nigdy jednak nie przybrało ono takich rozmiarów. Z
jednej strony rozwija swój sztandar Michał Archanioł z hasłem „Któż jak Bóg”,
z drugiej — słychać syczenie węża piekielnego: „wy będziecie jako bogowie”
(Rodz. 3, 5). „Materializm przybił znowu Chrystusa Pana do krzyża i dlatego
ciemności zaległy świat cały” (Enc., Piusa XII „Summi Pontificatus”). Dlatego
dzisiaj szczególnie potrzeba idei wielkiej, uniwersalnej, jak żądają tego
niektórzy pisarze katoliccy. Potrzeba hasła, skupiającego wszystkich ludzi
dobrej woli pod sztandarem Chrystusa, który w ostatnim słowie swoim do
Apostołów powiedział: „Ufajcie: jam zwyciężył świat” (Jan 16, 23). Taką ideą
jest nieskończone Miłosierdzie Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego. A
odpowiedzią ze strony naszej na wezwanie Zbawiciela ma być akt strzelisty do
jedynego Pośrednika między nami a Bogiem: „Jezu, ufam Tobie!” .
Otworzyć tedy „wnętrzności Miłosierdzia Bożego” człowiekowi
cierpiącemu i przeżywającemu liczne nędze i pouczyć wszystkich, aby byli
miłosiernymi, jako i Ojciec niebieski miłosierny jest — oto hasło do zwalczania
królestwa szatana, oto hasło — oto idea, która może połączyć wszystkich
myślących o prawdziwym postępie i zgodnym współżyciu społeczeństw, państw i
narodów, oto cel, który przyświecał autorowi, piszącemu tę pracę w niezwykle
trudnych okolicznościach, ale z mocnym przeświadczeniem, że ludzkość nie
zazna uspokojenia, dopóki się nie zwróci z ufnością do nieskończonego
Miłosierdzia Bożego.
Niechże te rozważania zapalą serca tych, którzy są przygotowani do
służby Bogu, wzmacniają walczących o Jego królestwo. Niech również pobudzą
tych, którzy na razie stoją daleko od Boga, a może nawet przeciwko Niemu
walczą, sądząc mylnie, że walczą o dobro ludzkości. Poznanie bowiem i
wielbienie Boga w Miłosierdziu, które człowiek może nie tylko łatwiej
zrozumieć, ale poniekąd i na sobie doświadczyć, jest niczym innym, jak
ujawnieniem skarbu nieskończonej dobroci, wszechmocy i szczodrobliwości
najlepszego i największego Ojca względem swoich dzieci. O jakże często są one
marnotrawne, ale częściej może nierozsądne aniżeli złe i przewrotne. Poznanie i
uwielbienie Boga w Miłosierdziu ma nas również pobudzić do naśladowania Go
w tej doskonałości.
4
Wydanie tej pracy nastąpiło dzięki staraniom wielu osób szczególnie
czczących Miłosierdzie Boże. Niech najmiłosierniejszy Zbawiciel obdarza ich
obficie łaskami i towarzyszy tym, którzy z wiarą, pokorą, żalem i w duchu
pokuty będą rozważali dzieła Miłosierdzia Bożego, skierowując je do celów
praktycznych, a przede wszystkim do uczynków miłosiernych względem
bliźnich.
Autor
1
W jednej tylko Ewangelii według świętego Mateusza Zbawiciel powołuje się na Ojca aż trzydzieści
dziewięć razy: 5, 16; 5, 48; 5, 45; 6, 1; 6, 4; 6, 6; 6, 8; 6, 9; 6, 14; 6, 15; 6, 18; 6, 26; 6, 31; 7, 11; 7, 21; 10, 20;
10, 29; 10, 31; 10, 33; 11, 25; 11, 26; 11, 27; 12, 50; 13, 43; 15, 13; 16, 17; 16, 27; 18, 10; 18, 14; 18, 19; 18, 35;
20, 23; 23, 9; 24, 36; 25, 34; 26, 29; 26, 42; 26, 53; 28, 19.
5
6
1. MIŁOSIERDZIE CHRYSTUSA MISTYCZNEGO
„Chrystus żyje! Chrystus króluje! Chrystus rozkazuje!”
Z chwilą Wniebowstąpienia działanie Chrystusa Pana nie ustaje:
Zbawiciel nadal żyje w Kościele i przezeń działa, panuje i rozkazuje.
Działalność jego co do rozmiaru i wylewu miłosierdzia Bożego jest teraz o
wiele wspanialsza, aniżeli była za czasów jego życia ziemskiego: obejmuje
bowiem już nie tylko Palestynę i naród żydowski, ale całą ludzkość. Chrystus
ma nie tylko garstkę Apostołów i uczniów, ale wyznawców wśród wszystkich
narodów. Jest on rzeczywiście i prawdziwie obecny w Eucharystii i w swoim
ciele mistycznym — Kościele. Kościół bowiem jest nie tylko Oblubienicą
Chrystusa, lecz w pewnym realnym znaczeniu nawet nim samym — jest
bowiem jego ciałem, którego on jest głową. „Chrystus jest głową Kościoła,
ciała swojego, którego jest Zbawicielem” (Ef. 5, 23).
1. Pan Jezus przedłuża swoje życie na ziemi w Eucharystii, którą
ustanowił bezpośrednio przed swoją męką i odejściem. Wierzymy bowiem, że
Pan Jezus jest obecny w Przenajświętszym Sakramencie nie tylko jak w znaku i
skutkach działania, ale realnie i prawdziwie, — i nie tylko w wierze
przyjmującego, lecz rzeczywiście i istotnie ze swoim Bóstwem i
człowieczeństwem jak wtedy, kiedy nauczał na ziemi, i jak obecnie przebywa w
niebie. Wierzymy, jak Kościół naucza, że obecność Zbawiciela w Sakramencie
Ołtarza nie jest tylko przemijająca w czasie ofiarowania i sakramentalnego
przyjmowania, lecz trwała i ustawiczna, jak długo pozostają postacie
eucharystyczne. „Jam jest chleb żywy, który z nieba zstąpił; jeśliby kto pożywał
tego chleba, żyć będzie na wieki” (Jan 6, 51 – 52).
W Eucharystii urzeczywistniają się słowa Zbawiciela: „Nie pozostawię
was sierotami” (Jan 14, 18), albowiem pozostał z nami prawdziwą obecnością
pod zasłoną sakramentalną. Jest obecny w każdej chwili dnia i nocy jako Boski
Pośrednik, znajdujący się między niebem a ziemią. On zawsze gotów się nam
udzielać, on zawsze za nami się wstawia, odwracając ciosy sprawiedliwości
Bożej i sprowadzając na nas nieskończone miłosierdzie Boże, — zawsze modli
się za nami i ofiaruje się Ojcu niebieskiemu za zbawienie nasze i całego rodzaju
ludzkiego, zawsze woła: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i
uginacie się pod ciężarem, a ja was pokrzepię” (Mat. 11, 28).
7
Pan Jezus w Eucharystii nie tylko jest obecny rzeczywiście, istotnie i
prawdziwie, ale nadal prowadzi tam swoje życie Boga – Człowieka, odnawiając
wszystkie tajemnice tego życia. Przede wszystkim odnawia swoje życie ukryte.
Przebywa w głębokiej ciszy i utajeniu we dnie i w nocy, rzucając zasłonę nie
tylko na swoje Bóstwo, ale nawet na człowieczeństwo. Przebywa w
największym ubóstwie i zaparciu się siebie, w posłuszeństwie kapłanom
godnym i niegodnym, w niewidzialnej pracy w duszach ludzi sprawiedliwych i
grzesznych. Odnawia tu również swoje życie publiczne, dokonując cudu
przeistoczenia chleba i wina w Ciało i Krew swoją, — cudu rozmnożenia
chleba, uzdrowienia chorych na ciele i duszy, ujawnienia cierpliwości, dobroci i
miłosierdzia.
Chyba nie trzeba dowodzić, że Pan Jezus w Eucharystii odnawia
tajemnicę swojej męki i śmierci; Msza św. bowiem jest zarazem doskonałym
przypomnieniem i powtórzeniem niekrwawej ofiary w Wieczerniku i krwawej
na Golgocie. Z ofiarą w Wieczerniku łączy się nawet w czynności ofiarniczej, a
z ofiarą krzyżową stoi w najistotniejszym związku, bo jest nie tylko jej
przypomnieniem, ale i jej uobecnieniem we wszystkich jej częściach. Często —
niestety — wieczernik bywa napełniony Judaszami, którzy z brudnymi rękami i
sercem kradną ciało Pana Jezusa, zamieniając salę uczty najwierniejszej miłości
w nocne podwórze Kajfasza.
Podobnie odnawia się w Eucharystii i wielkość Zmartwychwstania Pana
Jezusa, albowiem jest on tu w ciele uwielbionym pod pewnym względem
wznioślejszym i cudowniejszym aniżeli w chwili Zmartwychwstania i obecnie
w niebie. Jest to bowiem najlepsze i najwspanialsze zwycięstwo łaski i chwały
nad materią. Któż bowiem nie widzi stosunku Pana Jezusa do nas w
Sakramencie Ołtarza jak gdyby odbicie objawienia się jego oraz jego stosunku
do Apostołów po Zmartwychwstaniu! Przyłącza się on do nas jak do tych
uczniów idących do Emmaus, pociesza nas w trudach, błogosławi nam,
sprowadzając cudowne skutki naszej pracy czasami niepożytecznej samej z
siebie, jak błogosławił Piotrowi przy połowie ryb.
Nie odnawia tylko tajemnicy Wniebowstąpienia, bo nie odchodzi od nas
jak wówczas, ale zawsze pozostaje z nami wynagradzając nam to, że nie
byliśmy obecni w czasie jego ziemskiej wędrówki. W Eucharystii mamy
Nazaret i Betlejem, Tabor i Jeruzalem, Kalwarię i górę Oliwną. Ułatwia wiarę,
albowiem mamy znacznie więcej pobudek do jej zachowania.
2. Pan Jezus nie tylko pozostaje realnie, istotnie i rzeczywiście w
Eucharystii, ale nadto w Kościele jako w swoim ciele mistycznym. Żył na ziemi
niemal przed dwoma tysiącami lat w ciele, wziętym z łona Maryi, a teraz żyje
życiem mistycznym w ciele, wziętym z ludzkości, — w ciele nazwanym
Kościołem powszechnym, czyli katolickim. Słowa Kościoła są jego słowami.
8
Czyny Kościoła (z pewnym zastrzeżeniem) jego czynami, a życie Kościoła —
jego życiem. „Wszyscy stanowi my jedno ciało w Chrystusie” (Rzym 12, 5).
Jako ciało Chrystusa, Kościół jest czymś konkretnym, dostrzegalnym dla oka i
wymaga różnych członków, jakimi są nie tylko charyzmatycy, duchowni i
zakonnicy, lecz i wszyscy ludzie ochrzczeni, wyznający prawdziwą wiarę i
pozostający w łączności ze swą matką — Kościołem.
Kościół jednak nie jest fizycznym ani moralnym ciałem Chrystusa, lecz ciałem
mistycznym. W ciele fizycznym członki łączą się między sobą tak, że
poszczególne nie są samoistne. W ciele zaś mistycznym wewnętrzna siła łączy
członki między sobą tak, że każdy z nich zachowuje własną osobę. Nadto w
każdym żywym ciele fizycznym wszystkie członki służą ostatecznie tylko
pożytkowi całego organizmu, gdy w ciele mistycznym najwyższym celem jest
troska o rozwój wszystkich członków i każdego z osobna.
Jeżeli porównamy ciało mistyczne z moralnym, zauważymy również
wielką różnicę. W ciele moralnym zasadą jedności jest wspólny cel oraz
zespolenie wszystkich w dążeniu ku temu celowi dzięki autorytetowi
społecznemu. W ciele zaś mistycznym do tego zespolenia dochodzi jeszcze coś
wewnętrznego, „co zarówno w całym ciele, jak i w poszczególnych jego
częściach rzeczywiście istnieje i jest obdarzone wielką mocą. Jest to coś tak
wzniosłego, że z istoty swej przewyższa wprost nieskończenie wszelkie węzły
jedności, łączące ciało fizyczne lub moralne. To coś należy już do porządku
nadprzyrodzonego, nieskończonego i niestworzonego. Jest to sam Duch Święty,
którego Pan Jezus zesłał na Apostołów w dziesiątym dniu po swoim
Wniebowstąpieniu, a który odtąd przenika Kościół, jak dusza przenika ciało, i
sprawia, że ta doskonała społeczność przewyższa wszystkie inne zespoły ludzi,
jak łaska przewyższa naturę, jak rzeczy nieśmiertelne przewyższają wszelkie
rzeczy znikome” (Encyklika „Mistici corporis”).
Kościół tedy nie jest zwyczajną społecznością na ziemi, albowiem to, co
go dźwiga na wyżyny, przekraczając całkowicie wszelki porządek przyrodzony,
„jest dziełem Ducha Chrystusowego, który jako źródło łask, darów i wszelkich
charyzmatów bezustannie i dogłębnie napełnia Kościół i działa w nim” (Enc.
„Mistici corporis”). W trzeciej części naszych rozważań nazwanej
miłosierdziem Chrystusa mistycznego, będziemy się zastanawiać głównie nad
działalnością Ducha Świętego, który jest Duchem Ojca i Syna, jako
pochodzącym od obu.
***
Jak wielką godność posiada każdy chrześcijanin stawszy się uczestnikiem
natury Bożej, członkiem żywym ciała mistycznego, którego głową jest
9
Chrystus! Jak wielką godność i ja posiadłem, gdy przez chrzest święty
wszedłem do tej wielkiej Boskiej społeczności! Jak wielką wdzięczność
winienem czuć dla Boga za to, że pozwolił mi narodzić się z chrześcijańskich
rodziców, którzy w pierwszych tygodniach mego życia przez chrzest przyczynili
się do obdarowania mnie nowym życiem nadprzyrodzonym! Będę często
przywodził sobie na pamięć, czyjej Głowy i czyjego Ciała jestem członkiem, i
dziękował nieskończonemu miłosierdziu Bożemu, jak również będę czcił
pamięć moich rodziców i gorliwie modlił się za nich.
2. PRZYGOTOWANIE NA ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO
„Wszyscy trwali jednomyślnie na modlitwie…
wraz z Matką J e z u s a ” (Dz. 1, 14).
Pan Jezus w dniu Wniebowstąpienia polecił Apostołom pozostać w
Jerozolimie do czasu Zesłania Ducha Świętego, którego obiecał jeszcze przed
swoją męką. „Wy przeto pozostańcie w mieście, dopóki nie będziecie
przyobleczeni mocą z wysokości” (Ł. 24, 49). Apostołowie tedy „poszli do
Wieczernika… i trwali jednomyślnie na modlitwie wraz z niewiastami, z Maryją,
Matką Jezusa, i z braćmi jego” (Dz. 1, 13 – 14), przygotowując się do
urzeczywistnienia obietnicy swego Mistrza: dziesięć dni pozostawali na gorącej
modlitwie i w wielkim skupieniu.
1. W myśl wskazówek Zbawiciela Apostołowie nie wrócili do Galilei, do
swoich rodzin i zajęć, ale pozostali w Jerozolimie w Wieczerniku, położonym w
mieście górnym, spędzając czas na modlitwie, skupieniu i milczeniu. Nauczeni
smutnym doświadczeniem w ogrodzie Oliwnym me lekceważyli już teraz
przestrogi Pana Jezusa: „Czuwajcie i módlcie się”, pamiętając zarazem na słowa
Proroka: „Przeto oto ja przynęcę ją i zawiodę ją na puszczę, i będę mówił do
serca jej” (Oz. 2, 14). Samotność, skupienie i milczenie jest ofiarą, złożoną
Bogu za naszą zmysłowość i rozproszenie, i najlepiej przygotowuje dusze do
otrzymania każdej łaski, a szczególnie przygotowuje drogę do natchnień
wewnętrznych.
W ciągu dnia Apostołowie chodzili do świątyni biorąc udział w ofiarach
składanych Panu Bogu: „Przebywali też zawsze w świątyni, wielbiąc i chwaląc
Boga” (Łuk. 24, 53), prawdopodobnie i sami składali ofiary, jeżeli nie ze
zwierząt, na co ich nie było stać, to z mąki i wina, a przede wszystkim z
10
umartwienia języka. To były pierwsze rekolekcje, pierwsze przygotowanie na
przyjęcie darów Ducha św., obiecanego Pocieszyciela, o którym Mistrz
powiedział, że nauczy ich wszelkiej prawdy. „Pocieszyciel, Duch Św., którego
Ojciec pośle w imię moje, on was wszystkiego nauczy i przypomni wam
wszystko, co powiedziałem” (Jan 14, 26). „Ducha prawdy, którego świat nie
może przyjąć, bo go nie widzi, ani go nie zna. Lecz wy go poznacie, bo u was
pozostanie i w was będzie przebywał” (Jan 14, 17).
Drugim przygotowaniem była modlitwa, jak wyraźnie zaznacza Pismo
św. Była to modlitwa ustawiczna i jednomyślna, gorąca i serdeczna, błagająca
Boga o dary i wielbiąca Go w dziełach, których byli świadkami. Jak w Starym
Zakonie z pokolenia na pokolenie przenosiło się błaganie o przyjście Mesjasza,
tak i tu z godziny na godzinę Apostołowie wołali o zstąpienie Ducha Świętego.
To małe zgromadzenie wiernych uczniów Chrystusa na górze Syjon było
przedstawicielem całego świata, który się miał przygotowywać na przyjście tego
Pocieszyciela. Była to modlitwa wytrwała i zanoszona w imię Jezusa Chrystusa,
posiadająca wszystkie warunki, wymienione przez Mistrza do wysłuchania:
„Jeśli o co prosić będziecie Ojca w imię moje, da wam” (Jan 16, 23).
Modlitwa Apostołów w Wieczerniku miała zapewnienie skuteczności
jeszcze i dlatego, że między nimi była obecna Matka Najświętsza, Matka
Miłosierdzia i Wszechpośredniczka łask. Podobnie jak w Nazarecie
współdziałała ona w tajemnicy Wcielenia, a na Kalwarii w tajemnicy
Odkupienia, tak i w Wieczerniku wzięła czynny udział w utwierdzeniu i
rozkrzewieniu wiary. Bóg chciał, abyśmy narodzenie Pana Jezusa zawdzięczali
jej przyzwoleniu, a znajomość nauki jego jej świadectwu i pośrednictwu. W
Nazarecie Duch święty już zstąpił na nią, czyniąc ją Matką Boga, a w
Wieczerniku tenże Duch znowu zstąpił na nią, aby własnym przykładem
pobudzała Apostołów do skupienia, wytrwałości i modlitwy, by mogła się stać
Matką naszej wiary. Można przypuszczać, że wszystkie tajemnice, wymagające
uzupełnienia, potwierdzenia czy świadectwa, zostały Apostołom wyjaśnione i
potwierdzone przez usta tej, którą posłużył się Duch prawdy.
Apostołowie z Matką Najświętszą i gronem niewiast mogli się modlić w
ten sposób: „Panie, narody pogrążone są w ciemnościach śmierci, jakże my
nieudolni i słabi zdołamy je wzbudzić i wrócić im żywot utracony, a uzyskany
przez Ciebie! Noc ciemności ściele się nad światem. Jakichże użyjemy
sposobów, by rozproszyć te cienie i sprowadzić światło?! Jesteśmy szczupłą
trzódką bojaźliwych jagniąt bez pasterza! Jakże może być przez nas zwyciężona
i podbita dla Ciebie ziemia?! Powstań, Panie, a niech się rozproszą
nieprzyjaciele nasi! Oświeć i zapal wargi nasze ogniem Twoim, a Twoje światło
niech wzruszy i ogarnie całą ziemię! Nie zostawiaj nas w długim sieroctwie,
wejrzyj na łzy, ciekące obficie z oczu naszych, i ześlij obiecanego Pocieszyciela!
Przyoblecz nas, panie, mocą z góry, a szatan niech będzie zwyciężony i zdeptany
stopami naszymi! Zstąp, Duchu święty, i zabłyśnij nad Jeruzalem i napełnij nas
11
ogniem swoim, byśmy na podobieństwo pochodni roznieśli płomień miłości na
wszystkie strony” (Nowenna do Ducha świętego).
2. Co skłoniło Apostołów do takiego przygotowania? Przede wszystkim
żądanie Zbawiciela, który życzył sobie, by się w szczególniejszy sposób
przygotowali na działanie Ducha Świętego w swych duszach i by w ten sposób
choć w małym stopniu wysłużyli dla siebie i dla całego świata jego dary. Bóg
nigdy nie krępuje wolnej woli człowieka i jeżeli chce mu łask swoich udzielić,
wymaga, by człowiek sam łask tych zapragnął, by się o nie modlił i w ten
sposób choć w małym stopniu na nie zasłużył. Jak wszędzie, tak i u Apostołów
działalność Boga winna była się oprzeć na ich osobistym współdziałaniu. Tak
postępował sam Zbawiciel, gdy do każdego przedsięwzięcia przygotowywał się
przez nadzwyczajną modlitwę tym gorętszą, im większy miała osiągnąć skutek.
Drugą pobudką do przygotowania mogła być godność tego, na którego
zesłanie czynili przygotowanie. Pan Jezus przed swoim odejściem dostatecznie
pouczył Apostołów o istocie, i wzniosłości Ducha świętego. „Gdy przyjdzie
Pocieszyciel, którego ja wam poślę od Ojca, Duch prawdy, który od Ojca
pochodzi, on o mnie świadectwo dawać będzie” (Jan 15, 26). Jeżeli nie odejdę,
Pocieszyciel nie przyjdzie do was, a jeśli odejdę, poślę go do was. I gdy on
przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. O grzechu
mówię, że nie wierzą we mnie, o sprawiedliwości, bo idę do Ojca i już mnie nie
ujrzycie, i o sądzie, bo książe tego świata już został osądzony… On mię uwielbi,
bo z mego weźmie, a wam oznajmi” (Jan 16, 7 – 14).
Wreszcie pobudką dla Apostołów była wspaniałość skutków, jakie
zapowiedział Pan Jezus przez zesłanie Ducha Świętego. Zapewnia im moc z
wysokości: „Pozostańcie w mieście, dopóki nie będziecie przyobleczeni mocą z
wysokości” (Łuk. 24, 49). Ta moc uczyni ich świadkami po całym świecie i
dokona wielkiej przemiany w ich duszach, ochrzci ich chrztem Mesjasza w
najszczytniejszym znaczeniu tego słowa: „Jan chrzcił tylko wodą, a wy
będziecie ochrzczeni Duchem Świętym po niewielu dniach” (Dz 1, 5). Aby
jeszcze bardziej podkreślić wielkość Ducha świętego, Pan Jezus na go
„obietnicą Ojca mego” (Łuk. 24, 49), pieczęcią wszystkich łask, koroną
wszystkich obietnic, a jego działanie początkiem Królestwa Bożego, na które
Apostołowie tak niecierpliwie czekali (Dz. Ap. 1, 7 – 8).
***
Apostołowie w wieczerniku są wzorem dla wszystkich chrześcijan, jak
należy przygotowywać się do przyjęcia sakramentów świętych, a przede
wszystkim tych, w których Duch Święty udziela niezmazalnego charakteru.
12
Sakramentami tymi są: chrzest, bierzmowanie i kapłaństwo. Godność
przychodzącego Pocieszyciela jest niezmierna i charakter jego działania jest
niewypowiedziany. Potęga jego działalności jest nieskończona dla nas i dla
całego świata, skuteczność tej działalności jest bezcenna, a zarazem konieczna.
Toteż i przygotowanie do przyjęcia tego działania winno być jak
najstaranniejsze i jak najsumienniejsze. Prawdy te będę sobie przypominał
często, a szczególnie na uroczystość Zielonych świąt, która powraca rok
rocznie. Mam wówczas szczególnie ożywić w sobie te pobudki, które nakłaniały
Apostołów do przygotowania się na przyjście Ducha świętego i w czasie
nowenny przed tą uroczystością mam łączyć się w duchu z całym Kościołem,
modląc się wraz z Apostołami i Najświętszą Dziewicą w Wieczerniku, by Duch
Święty pobudził mię do przemawiania i do słuchania, do dawania i do
przyjmowania.
3. ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO
„I wszyscy napełnieni byli Duchem Św. i
poczęli mówić różnymi językami” (Dz. 2, 4).
Nadszedł wreszcie uroczysty dzień Zielonych Świąt, który w Starym
Zakonie obchodzono na pamiątkę nadania prawa na górze Synaj oraz dla
podziękowania za skończone żniwa. Na tę uroczystość przybywało do
Jerozolimy dużo pielgrzymów z Palestyny i diaspory. Rano około godziny
dziewiątej (według czasu ówczesnego około trzeciej) „stał się z nagła z nieba
szum jakby nadchodzącego wichru gwałtownego i napełnił cały dom, gdzie
siedzieli (Apostołowie). I ukazały się im rozdzielone języki na kształt ognia,
który spoczął na każdym z nich z osobna. I wszyscy napełnieni byli Duchem
Świętym i poczęli mówić różnymi językami, jako im Duch Święty mówić dawał…
Gdy tedy rozległ się ten szum, zbiegło się mnóstwo ludzi i osłupieli, bo każdy
posłyszał ich mówiących swoim językiem” (Dz. Ap. 2, 2 – 6). Aby pojąć
znaczenie i doniosłość tego zdarzenia, zastanówmy się nad przyczyną i
sposobem zesłania Ducha świętego.
1. Dlaczego zstąpił Duch święty? Przede wszystkim dlatego, by uzupełnić
Stary i wypełnić Nowy Testament. W obydwu bowiem Bóg obiecał zesłać
Ducha świętego jako uzupełnienie. „Wyleję ducha mego na wszelkie ciało, i
prorokować będą synowie wasi i córki wasze; starcom waszym sny się śnić
13
będą, a młodzieńcy wasi widzenia widzieć będą” (Joel 2, 28). Jan Chrzciciel
mówił o chrzcie z Ducha Świętego udzielonym przez Mesjasza: „Ten was
chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem” (Mat. 3, 11). Sam zaś Zbawiciel
mówił o zesłaniu Ducha Świętego bardzo wyraźnie i wielokrotnie (Jan 14, 16 –
17; 15, 26; 16, 7 – 15), jak już było powiedziane wyżej. Teraz wszystko zostało
spełnione. Wypełnione zostały obietnice Boże. Zstąpienie Ducha Świętego jest
koroną i pieczęcią wszystkich skarbnic Bożej łaski.
Dotychczas mówili o Duchu Świętym Prorocy i zapowiadał go Zbawiciel,
ale on sam jeszcze światu zewnętrznie się nie objawiał. Wprawdzie przy chrzcie
Pana Jezusa dał się poznać wybranym duszom, ale było to tylko przemijająco i
dla szczególnych celów. Teraz zaś ukazuje się jako twórca wszelkiej świętości z
posłannictwem już nie do jednostek, ale do całej ludzkości. Przychodzi, aby nie
tylko się nam objawić, ale i udzielić się wszystkim, którzy tylko tego zapragną i
zechcą posiąść jego dary i jego samego przez nową szczególniejszą obecność,
— posiąść nieprzemijająco, lecz na stałe pod pewnymi warunkami, łatwymi
zresztą do zachowania.
Wreszcie przychodzi Duch Święty, aby wsławić Pana Jezusa i objawić
jego królestwo. O tym celu mówi wyraźnie Zbawiciel: „Gdy on (Duch św.)
przyjdzie, przekona świat o grzechu, sprawiedliwości i sądzie… on mnie uwielbi,
bo z mego weźmie, a wam oznajmi” (Jan 16, 8 i 14). Duch Święty ma dalej
prowadzić dzieło Chrystusowe, uzupełniać je i okazać wyraźniej, że to dzieło
jest miłosierdziem Bożym, rozlewającym się na świat cały. Świadectwo o
Bóstwie Chrystusa trwa ustawicznie w Kościele za sprawą Ducha Świętego i
trwać będzie aż do skończenia świata. Wszystkie dary, siły i moce, cała istota i
całe życie Kościoła utrzymuje się przez działanie Ducha Świętego, który
ustawicznie wsławia Chrystusa i zapewnia rozwój jego królestwu. Dzięki temu
działaniu Pan Jezus nadal żyje w Kościele, króluje i rozkazuje.
2. Jak przychodzi Duch Święty? Przychodzi wśród okoliczności
niezwykłych i w sposób odpowiadający Majestatowi Bożemu. Zjawia się wśród
takich znaków, które ujawniają jego Boską naturę, jego Osobę i jego
doskonałości; ujawnia się również jego posłannictwo jako twórcy i głosiciela
Nowego Testamentu. Przede wszystkim przychodzi Duch Święty z wielką
chwałą, widocznie, publicznie i uroczyście, przed oczyma całego świata, wobec
przybyłych pielgrzymów ze wszystkich krajów ziemi na uroczystość Zielonych
Świąt.
Szum, jak gdyby gwałtownego wiatru, oznacza jego pochodzenie przez
miłość od Ojca i Syna, — oznacza również jego imię oraz oczyszczającą i
wszystko pokonywającą moc jego istoty. Ten szum symbolizuje również
tchnienie twórcze, którym Duch Święty na początku ożywił obumarłą naturę,
symbolizuje także ów grzmot na Górze Synaj, gdy Bóg dawał Mojżeszowi
14
Dziesięć Przykazań, oraz jest obrazem niebieskiego początku nowego prawa,
które pokonywa wszystkie potęgi, usuwa nieaktualne przepisy, a rozsiewa nowe
ziarna cnoty, ziarna miłości i miłosierdzia.
Języki ogniste są według biblijnego znaczenia wyobrażeniem
duchowości, świętości oraz sądzącej i karzącej potęgi Boskiej. „I widziałem, a
oto wiatr gwałtowny przychodzi od północy, i obłok wielki i ogień skłębiony, a
jasność wokoło niego, a z pośród niego jakoby wygląd mosiądzu, to jest z
pośród ognia” (Ez. 1, 4). „Bo oto Pan w ogniu przyjdzie, a jako wicher przyjazd
jego, by wyładować w płomieniach zapalczywość swoją, a groźby swoje w
językach ognistych”. (Iz. 66, 15). Z krzaku gorejącego wyszło niegdyś słowo
Jahwy, mające uwolnić Izraela z niewoli, a z płomieni ognistych spłynęła łaska
Ducha Świętego na Apostołów dla odnowienia świata.
Duch Święty przychodzi bogaty w łaski, którymi zostali napełnieni
Apostołowie. Była to rzeczywiście pełnia łask, a przede wszystkim pełnia łaski
poświęcającej oraz łask połączonych z urzędami: „A każdego przejmował lęk,
działy się bowiem rzeczy dziwne i znaki w Jerozolimie za sprawą Apostołów, tak
że bojaźń wielka ogarnęła wszystkich” (Dz. 2, 43). Przez Apostołów te łaski
dostawały się innym w udziale i w ten sposób uroczystość Zielonych Świąt stała
się niedościgłym obrazem i niewyczerpanym źródłem wszystkich łask na
wszystkie czasy.
Wreszcie Duch Święty przyszedł z całą łaskawością i miłosierdziem Jest
to bowiem Bóg miłości i miłosierdzia, Bóg dobroci, litości i pokoju. Dlatego
przyjście jego nie jest sądem potępiającym, ale zbawieniem i odkupieniem nie
tylko dla Żydów, ale i dla całego świata. „I stanie się, że każdy zbawienia
dostąpi, ktokolwiek imienia Pańskiego wzywać będzie” (Dz. 2, 21). Przyszedł
Duch Święty, by świat uświęcić, pocieszyć i rozweselić przez nową obecność,
— przyszedł, aby nas nigdy więcej nie opuścić: „Duch prawdy… u was
pozostanie i w was będzie przebywał” (Jan 14, 17). Ta jego obecność nie jest
przywiązana do wiary jednej osoby lub jednego narodu, ale złączona jest ściśle z
istnieniem Kościoła. Jak długo będzie istniał Kościół na świecie, tak długo
będzie Duch Święty na ziemi, dając ludziom błogosławieństwo, prawdę, łaskę i
miłosierdzie.
***
Zstąp, Duchu święty, odmień oblicze ziemi! Wszystko bowiem gnuśnieje i
obumiera, wszystko wzdycha do Twej obecności. Oto dusze znękane wzywają
Ciebie, a przygniecione brzemieniem udręczeń wołają do Ciebie o wsparcie.
Podnieś upadających na duchu, dźwignij dolegające im ciężary. Których dręczą
rany ciała i bóle fizyczne, wspieraj Duchu Święty, by nie zabrakło im siły!
15
Których bratnia ściga nienawiść, użycz im świętej cierpliwości i miłości!
Których doczesne nieszczęście spotkało, niech przylgną sercem do trwalszych
skarbów! Których serdeczna dotyka boleść, nawiedz ich wnętrze, by pod
srogością cierpienia się nie załamali. Duchu Święty, pociesz płaczących, podaj
prawicę upadającym, byśmy szli prostą drogą, jaką nam wskazał
Najmiłosierniejszy Zbawiciel.
4. KIM JEST DUCH ŚWIĘTY?
„Kto się nie odrodzi… z Ducha Świętego,
nie może wnijść do królestwa Bożego” (J. 3, 5)
Na pytanie, kim jest Duch Święty, odpowiedzieć wyczerpująco nie jest
rzeczą łatwą. Jak bowiem czujemy powiew wiosenny i oglądamy dziwy jego,
ale powiedzieć skąd on przychodzi i dokąd idzie nie potrafimy, tak jest i z
Duchem świętym: „Wiatr, kędy chce, wionie i szum jego słyszysz, ale nie wiesz,
skąd przychodzi i dokąd zdąża: tak samo dzieje się z każdym, kto się z Ducha
narodził” (Jan 3, 8). Duch Święty nie idzie ku nam jak Syn Boży — w ludzkiej
postaci, lecz mieszka w niezbadanych głębinach Bóstwa, a działa w cichych
tajnikach naszej duszy: „To nam Bóg objawił przez Ducha swojego, który
wszystko przenika, nawet głębokości Boże” (I Kor. 2, 10). Toteż poznajmy, kim
on jest w łonie Bóstwa i następnie w całej działalności jego na zewnątrz.
1. W łonie Bóstwa Duch święty jest prawdziwym Bogiem, trzecią Osobą
Trójcy Przenajświętszej, równą Ojcu i Synowi. Imię Ducha świętego jest Bóg.
Pismo święte w wielu miejscach nazywa go po prostu Bogiem zarówno w
Starym jak i w Nowym Testamencie: „Dobrze Duch Święty mówił przez
Izajasza proroka do ojców waszych: Idź do tego ludu, a mów do nich: Uchem
posłyszycie, a nie zrozumiecie i okiem patrzeć będziecie, a nie dojrzycie” (Dz.
28, 25 – 26). Ustami tedy proroków przemawiał Duch Święty — prawdziwy
Bóg, który przez łaskę swoją zamieszkuje w duszach naszych: „Nie wiecie,
żeście świątynią Bożą i że Duch Boży przebywa w was” (I Kor. 3, 16); „Czyż nie
wiecie, że członki wasze są świątynią Ducha Świętego, który w was przebywa”
(I Kor. 6,19). Ponieważ kościół, czyli świątynię stawia się tylko Bogu, przeto
Duch święty jest Bogiem naszym. „Czemu szatan skusił serce twoje, abyś
skłamał Duchowi Świętemu… Nie ludziom skłamałeś, ale Bogu” (Dz. 5, 3) Tu
również Piotr wyraźnie mówi, że skłamać Duchowi świętemu znaczy to samo,
co skłamać Bogu.
16
Pismo święte przypisuje również Duchowi świętemu prawdziwie Boskie
przymioty. Pochodzi od Ojca… „Ja wam poślę od Ojca Ducha prawdy, który od
Ojca pochodzi” (Jan 15, 26), a więc ma tę samą naturę, co Ojciec; widzi i
oznajmia p r z y s z ł o ś ć : „Co ma nadejść, oznajmi wam” (Jan 16, 13), a więc
ma Boską wiedzę, jaką ma Bóg sam z siebie, i jest prawdą nieomylną —
absolutną, a takim może być tylko Bóg. On rodzi człowieka do życia Bożego
przez wodę chrztu: „Kto się nie odrodzi z wody i z Ducha Świętego, nie może
wnijść do królestwa Bożego” (J. 3,5), — on usprawiedliwia człowieka przez
pokutę: „Weźmijcie Ducha Świętego, którym odpuścicie grzechy, są im
odpuszczone” (J. 20, 22 – 23), — on wlewa do serc naszych cnoty
nadprzyrodzone, a zwłaszcza miłość: „Miłość Boża rozlana jest w sercach
naszych przez Ducha Świętego, który nam jest dany” (Rzym. 5, 5). Całe więc
życie nadprzyrodzone jest tworem Ducha Świętego, a Kościół jest jego
Królestwem, którym rządzi niepodzielnie i „wszystko w nim sprawia jeden i
tenże Duch” (I Kor. 12,11).
Dlatego Kościół uznaje Ducha świętego za prawdziwego Boga i czci go
na równi z Ojcem i Synem w modlitwach, w formułach sakramentalnych i
znaku krzyża, — potępił herezje Eunomianów i Macedoniusza, którzy uważali
Ducha Świętego za stworzenie i dodał do Symbolu Nicejskiego owe przepiękne
słowa: „Wierzę w Ducha Świętego, który z Ojcem i Synem wspólnie jest czczony
i wielbiony”. Stąd wynika, że Duch święty jest nie tylko Boską siłą lub
przymiotem, lecz jest prawdziwą, rzeczywistą Osobą, różną od Ojca i Syna,
pochodzącą od nich i zesłaną jako Pocieszyciel, przedwieczny Twórca miłości,
Pan, Stwórca, Zachowawca i Rządca świata całego. Jeśli Duch święty jest
Bogiem, jest tedy wszechmocnością i nieskończonością, któremu wszystko
wiadomo, — jest Celem naszym ostatecznym, najwyższym, Dobrem, Prawdą i
Pięknem, a przede wszystkim jest Miłością i Miłosierdziem.
2. Duch Święty jest trzecią Osobą Boską. Bóg, jak każda rozumna i wolna
istota ma swoją osobowość; atoli różni się od wszystkich innych istot tym, że w
nim jest nie tylko jedna Osoba, ale że są trzy Osoby, posiadające jedną Boską
naturę i cieszące się jej pełnym używaniem. Osoby Boskie są samoistnym
wytworem wewnętrznego przebogatego życia Bożego, są owocem Boskiej
płodności. Choć każda Osoba posiada tę samą Boską naturę, to jednak każda
posiada ją w odmienny sposób. Ojciec nie pochodzi od żadnej Osoby, posiada
Boską naturę, nie będąc zrodzonym i nie pochodząc od nikogo. Lecz Ojciec
poznaje siebie i w tym poznaniu rodzi żywy, doskonały i równy swej istocie
obraz, udzielając mu własnej Boskiej natury. Tym obrazem Ojca jest Syn,
zrodzony przez Ojca rozumem i poznaniem, i dlatego zowie się Słowem. Ojciec
i Syn, posiadając tę samą naturę, poznają się, i z tego poznania powstaje Miłość,
której owocem jest Duch Święty. Ojciec i Syn z wzajemnej ku sobie miłości
udzielają swoją istotę trzeciej Osobie, czyli dają jej wspólną swoją naturę, aby ją
17
posiadała. Tą trzecią Osobą jest Duch święty, którego właściwością jest, że
pochodzi z miłości Ojca i Syna.
Dlaczego trzecia Osoba Boga nazywa się Duchem świętym? Nazywa się
Duchem ze względu na pochodzenie drogą miłości i tchnienia. Miłość Ojca i
Syna łączy się w jedno tchnienie, w którym mieści się cała rzeczywistość i
pełność ich wzajemnej miłości. Wprawdzie zarówno Ojciec jak i Syn jest
duchem, czyli bezcielesną istotą, ale trzecia Osoba nazywa się Duchem, bo jest
duchem obu pierwszych Osób. W nim Ojciec i Syn są rzeczywiście jednym
Duchem, gdyż on jest wspólnym tchnieniem ich miłości, gdyż w nim jest
pieczęć i korona tej jedności, jaką jest ich życie i miłość.
Trzecia Osoba nazywa się nie tylko Duchem, ale Duchem Świętym.
Świętość polega przede wszystkim na czystości i prostocie woli i miłości.
Ponieważ trzecia Osoba w Trójcy Przenajświętszej jest Osobą miłości, przeto
świętość należy do niej w sposób szczególniejszy, albowiem świętość zasadza
się głównie na woli i miłości. Wprawdzie Ojciec i Syn są również świętością
jako wzajemnie się miłujący, ale Duch Święty jest wyrazem i kwiatem miłości i
świętości Ojca i Syna i dlatego jest istotną świętością, która się udziela
stworzeniom rozumnym, uświęca je i udoskonala.
Nadto zowiemy Ducha świętego Miłością i Darem. Miłością — dlatego,
że z niej pochodzi, że ona jest początkiem i znamieniem jego, że ona nadaje mu
imię swoje, bo jest Osobą miłości Ojca i Syna. A ponieważ czynna i doskonała
miłość zawsze dąży do oddania się i udzielenia siebie samej, przez co daje jakby
zadatek samej siebie, dlatego nazywa się jeszcze darem jako wyraz i skutek
miłości. Toteż Ducha świętego zowiemy Darem jako wypływ i skutek miłości
między Ojcem i Synem. Ojciec i Syn dają Duchowi świętemu z miłości i przez
miłość swoją naturę, wydają go i posiadają jako zadatek swej wspólnej miłości.
Jest on zatem co do swej istoty i pochodzenia darem, zadatkiem, a zarazem
pierwowzorem, źródłem i sprawcą wszelkich darów oraz najwyższym darem
Boga dla stworzeń.
Oto kim jest Duch święty w łonie Bóstwa, — jest prawdziwym Bogiem,
jednej natury z Ojcem i Synem i równym im we wszystkim oprócz pochodzenia.
Ojciec bowiem nie pochodzi od nikogo, Syn rodzi się z Ojca przez poznanie, a
Duch święty pochodzi od Ojca i Syna przez tchnienie miłości. Jak Ojca
znamionuje wszechmoc, Syna — mądrość, tak cechą Ducha Świętego jest
miłość. Jeżeli Duch Święty jest miłością, tedy jest łaskawością i płomieniem,
który wszystko oświeca i ogrzewa, zapala i przeobraża, — jest twórcą
wszystkich darów, jakie Bóg rozdziela stworzeniom, a przede wszystkim sam
jest Darem Boga największym, jest pokojem, radością i szczęściem. (Meschler).
Przed wiekami Duch Święty już istniał jako Bóg Przedwieczny; już wtedy
przyświecała miłość, albowiem łono Boga Ojca i łono Boga Syna było miejscem
odpoczynku Ducha Świętego. Zginajcie kolana, niebiosa, i uwielbiajcie
18
pokornie Ducha Miłości! Schylaj się, ziemio, przed tym Duchem, który miłością
ogarnia wszystkie przestworza, który przez miłość jest święty i szczęśliwy sam
w sobie od wieków. Miłości czysta i niewyczerpana, ku Tobie podnoszę me
serce: kogo Ty ogarniesz, ten świeci się i lśni czystością! Kiedyż dotkną mnie
Twoje ognie? Przyjdź, zagrzej i wzmocnij słabą duszę moją! Zstąp, Duchu
żywota, na dusze pokorne i czyste, przemień wyniosłe i obmyj zbrukane
grzechem!
5. STOSUNEK DUCHA ŚWIĘTEGO DO KOŚCIOŁA
CHRYSTUSOWEGO
„(Duch Święty) u was pozostanie i w
was będzie przebywał” (Jan 14, 17).
Jakkolwiek Chrystus Pan założył fundamenty pod Kościół, nadał mu
konstytucję, wyznaczył swego zastępcę, stworzył niewyczerpany skarb zasług,
pozostawił naukę i wzniosły przykład wszystkich cnót, — to jednak dopiero
Duch Święty w dniu Zielonych Świąt ostatecznie go uformował, gdy zstąpił na
Apostołów i napełnił ich swoimi wielorakimi darami. Zstąpił on na nich nie
tylko jednorazowo i przejściowo, ale pozostał odtąd w Kościele na zawsze i
zgodnie z zapowiedzią Pana Jezusa ustawicznie w nim działa. Przebywa w
duszach wiernych wyznawców Zbawiciela, uświęca je i przebóstwia rządząc
Chrystusową owczarnią i strzegąc jej od błędów. Związek Ducha Świętego z
Kościołem nie jest więc przypadkowy i luźny, lecz istotny i trwały.
1. Duch Święty istotnie przebywa w Kościele, a wynika to ze słów
Zbawiciela: „A ja prosić będę Ojca, i innego Pocieszyciela da wam, aby
pozostał z wami na zawsze. Ducha prawdy, którego świat nie może przyjąć, bo
go nie widzi, ani go nie zna. Lecz wy go poznacie, bo u was pozostanie i w was
będzie przebywał” (Jan 14, 16 – 17)… „Lepiej dla was, żebym odszedł, bo jeżeli
nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was, a jeżeli odejdę, poślę go do was”
(Jan 16, 7). W dniu Zielonych Świąt spełnia się ta obietnica i z woli Chrystusa
Duch Święty zamieszkuje w Kościele na zawsze tak, że bez niego Kościół byłby
niezupełny, jak mówi Ewangelista: „Kto wierzy we mnie, rzeki wody żywej
popłyną z jego wnętrza. A to mówił o Duchu, którego otrzymać mieli wierzący
weń. Albowiem Duch nie był jeszcze zesłany, bo Jezus nie był jeszcze
uwielbiony” (Jan 7, 38 – 39).
19
Ojcowie święci nazywają Ducha Świętego wianem Kościoła, darem,
oddechem, świadectwem o życiu jego i wspólnictwem z Chrystusem, a święty
Augustyn nazywa Kościół domem i mieszkaniem Ducha Świętego (De fide, 56).
Św. Ireneusz zaś powiada: „Gdzie jest Kościół, tam jest i Duch Święty, a gdzie
jest Duch Boży, tam jest i Kościół i łaska wszelka” (Ad her. 3, 24). Jeżeli
bowiem Kościół jest ciałem Chrystusa, winien go Duch ożywiać, inaczej byłoby
ono martwe. Otóż Duch Święty daje życie Kościołowi, ożywia go i łączy z
Chrystusem jako z jego Głową, — należy do niego nie jako dodatek ku ozdobie
i udoskonaleniu, lecz jako coś istotnego, bez czego Kościół nie mógłby działać i
posiadać swoich znamion — nie byłby on jeden jedyny, święty, powszechny i
apostolski.
Oznaką jedności jest jedna najwyższa głowa, od której jedność duchowa
przechodzi na wszystkie członki. Najwyższym sprawcą tej jedności jest Duch
Święty, który łączy głowę niewidzialną — Chrystusa — z głową widzialną —
jego zastępcą, któremu udziela daru nieomylności w rzeczach wiary i
obyczajów. Powszechność, czyli katolickość Kościoła jest również jednością,
którą Duch Święty sprawuje ożywiając całe mistyczne ciało, doskonaląc je i
rozwijając. Nieomylne znamię świętości Kościoła tkwi w cudach, którymi Duch
Święty ustawicznie szafuje, a apostolskość snuje się na nieprzerwanej złotej nici
posłannictwa rąk od biskupa do biskupa, od A p o s t o ł ó w w począwszy.
Kładzenie rąk przy wyświęcaniu kapłanów i cuda — to szczególniejsza
działalność Ducha Świętego.
Jakkolwiek Zbawiciel zorganizował Kościół, wybrał Apostołów, nadał im
władzę, ustanowił sakramenta i utworzył hierarchię, to jednak Kościół jeszcze
nie żył i nie działał. Boskie siły w nim jakby jeszcze drzemały, albowiem nikt
jeszcze nie głosił nauk, nie chrzcił, nie uwalniał od grzechów, ani też nie składał
najświętszej ofiary. U bram Kościoła czekało niecierpliwie żydostwo i
pogaństwo, ale nikt im tych bram nie otwierał. Dopiero na Zielone Święta o
godzinie dziewiątej zaczyna się działalność Kościoła. Pod wpływem Ducha
Świętego Piotr przemawia do zebranej rzeszy pielgrzymów, przybyłych do
Jerozolimy „ze wszystkich narodów, które są pod niebem” a łaska Ducha
Świętego kruszy serca słuchaczy i trzy tysiące z nich „przyjęli jego słowa,
zostali ochrzczeni i przyłączyli się” do Apostołów, tworząc pierwociny Kościoła
(Dz. 2,41). Przez wszystkie bramy napływają tłumy i napełniają Kościół, w
którym rozpoczyna się cudowna ofiara Syna Bożego, utrzymująca stale jego
obecność wśród wiernych.
2. Duch Święty zstąpił na Apostołów nie jako przelotny gość, lecz jako
stały Pocieszyciel i wieczysty mieszkaniec. W dniu Zielonych Świąt nawiedził
wiernych nie tylko przez łaskę swoją i jej skuteczność, lecz przez rzeczywistą
20
swoją obecność nawet w postaci widzialnej. Odtąd pozostaje on rzeczywiście i
prawdziwie w Kościele Chrystusowym, oświeca go, broni, rządzi nim i uświęca
jego członki. Jak Syn Boży obcował z Apostołami w ciele, tak Duch Święty
teraz obcuje z Kościołem i jeszcze ściślej z nim się łączy, bo dogłębnie przenika
łaską swoją dusze jego członków, wpływając zarazem na urząd nauczycielski,
kapłański i pasterski. Jest to dalszy ciąg połączenia Chrystusa Pana z jego
ciałem mistycznym, dalszy ciąg miłosierdzia Syna Bożego względem rodzaju
ludzkiego.
To połączenie zależy nie od woli i współdziałania poszczególnych ludzi,
jak się to dzieje przy połączeniu Ducha Świętego z poszczególną duszą, lecz jest
trwałe i nieprzerwane, jak długo Kościół będzie ciałem mistycznym Chrystusa.
Poszczególne członki mogą utracić Ducha Świętego, ale Kościoła on nigdy nie
opuści. Jak w drugiej Osobie złączone są natury Boska i ludzka, tak w ciele
mistycznym Chrystus jest na zawsze złączony z Duchem Świętym. To
wewnętrzne przebywanie Ducha Świętego czyni z Kościoła żywą i
nadprzyrodzoną tajemnicę, jak powiada Apostoł: „W nim (Chrystusie) wszystko
budowanie z sobą spojone rośnie w Kościół święty w Panu, do którego i wasza
budowa należy na mieszka nie Boże w Duchu” (Ef. 2, 21 – 22).
Oto tajemnica Kościoła, który w najgłębszym znaczeniu jest dziełem
Boga i jego budową. Gdziekolwiek spróbujemy zadrasnąć tę budowlę, tam
wybuchnie ogień i Majestat Ducha Świętego, który tak istotnie, dogłębnie i
trwale jest zespolony z Kościołem. Dlatego w wyznaniu wiary po dogmacie o
Bóstwie Ducha Świętego następuje zaraz dogmat o Kościele: „Wierzę w Ducha
Świętego, w święty Kościół powszechny”. Dlatego stworzenie przypisujemy
Ojcu, odkupienie Synowi, a uświęcenie, jakie się dokonywa w Kościele, —
Duchowi Świętemu, który jest duszą Kościoła. Wszyscy tedy w Kościele
znajdujemy się pod szczególniejszym kierownictwem Ducha Świętego i
pozostajemy z nim w ścisłym związku. Wszystko, co czyni w nas Kościół,
sprawia Duch Święty. O tym mówi nam konfesjonał i chrzcielnica, ambona i
balustrada, tabernakulum i lampka eucharystyczna. On oczyszcza nas z grzechu
pierworodnego i rozwiązuje z uczynkowych, on poucza nas i broni przed
wrogiem, przez moc jego kapłani konsekrują prawdziwe Ciało Chrystusa, by je
rozdawać wiernym. Z jego mocy żyjemy życiem nadprzyrodzonym i
otrzymujemy synostwo Boże.
***
Bóg kreśląc plan stworzenia postanowił zbudować godną siebie świątynię.
Tchnienie jego wydało najszlachetniejszą duszę i ukształtowało gorejące
miłością Serce, a Duch Święty wybrał łono Dziewicy, by poczęła najczystsze
ciało. Słowo Przedwieczne nim się przyobleka i przyjmuje tę duszę za sprawą
21
Ducha miłości. Witaj nam, Słowo, które się Ciałem stało! Witaj nam Serce Boga
– Człowieka, coś się stało oceanem miłości i miłosierdzia dla nas! Ty wciąż
gorejesz jak niezmierzone ognisko, a któż ujdzie przed upałem pożarów twoich!
Ty wciąż zlewasz potoki miłosierdzia Bożego i lśniącym blaskiem swoim
opromieniasz sprawiedliwych, a z ludzi grzesznych czynisz przybrane swe
dzieci. Ty spuszczasz ogień z nieba i wylewasz z siebie krew i wodę na krzyżu,
które są symbolem Kościoła — Oblubienicy Twojej, mieszkania Ducha
Świętego. Wybucha ogień tego Ducha na wszystkich krańcach ziemi, a nic go
przyćmić nie zdoła! Nadchodzi burza, a ten ogień nowej nabiera jasności. Krew
chrześcijan męczonych jest obfitym dla niego pokarmem, a ziemia cała trawi się
jego płomieniami. Czyjej ręki jest to dzieło tak wielkie? Jest to dzieło Ducha
Świętego, dzieło Ducha miłości i miłosierdzia.
6. DUCH ŚWIĘTY JEST MIŁOŚCIĄ I MIŁOSIERDZIEM
„Miłością wieczną umiłowałem cię, dlatego
przyciągnąłem cię, litując się” (Jer. 31, 3).
Miłość w najogólniejszym znaczeniu jest to dążność ku odpowiedniemu
dobru (S.T.III, qu. 25, 2; qu. 26 1); może być ona zmysłowa i duchowa. Miłość
duchową posiadają tylko istoty rozumne, u których ona występuje jako miłość
pożądliwa i życzliwa. Pierwsza polega na upodobaniu w jakimś przedmiocie ze
względu na dobro miłującego, — a miłość życzliwości — na upodobaniu ze
względu na dobro umiłowanego, któremu się życzy jak najlepiej. W jednym i
drugim wypadku motywem miłości jest dobro miłowanego, które miłujący
ocenia wysoko, o ile to dobro poznaje. Bóg jest dobrem najwyższym i zna siebie
najdoskonalej, a znając, rodzi swój obraz — Syna, którego kocha miłością
największą, jaką się odwzajemnia i Syn Ojcu. Z tej wzajemnej ich największej
miłości pochodzi Duch Święty, który dlatego nazywa się Bogiem Miłości, jak
powiada Apostoł: „Bóg jest miłością” (I Jan 4, 8). A dlaczego nazywamy Ducha
Świętego, również jak i Syna, Bogiem miłosierdzia?
1. Duch Święty nazywa się Bogiem miłości w stosunku do Ojca i Syna.
Jeżeli zaś weźmiemy pod uwagę jego stosunek do stworzeń, a szczególnie do
ludzi, jest on Bogiem miłosierdzia. Miłosierdzie jest to współcierpienie w cudzej
nędzy, — jest to więc wzruszenie zmysłowe, które u człowieka pod wpływem
rozumu staje się cnotą moralną, pobudzającą do wyprowadzenia cierpiącego z
nędzy i usunięcia różnych jego braków. Miłosierny Samarytanin ratuje
22
poranionego Żyda, a Korneliusz poganin świadczy miłosierdzie Izraelitom.
Miłosierdzie Boże nie jest ani współcierpieniem ani cnotą. Bóg bowiem jako
najczystszy duch żadnym wzruszeniom nie podlega. W skład cnoty miłosierdzia
wchodzi jeszcze smutek, którego Bóg również nie doznaje; albowiem jest sam w
sobie zawsze szczęśliwy i wystarczający. Miłosierdzie Boże jest doskonałością,
czyli przymiotem Boga, dzięki któremu skłania się on dobrowolnie ku
stworzeniom, by wyprowadzić je z nędzy i uzupełnić ich braki.
Jeżeli wnikniemy w stosunek Boga do stworzeń, zauważymy, że polega
on na wyprowadzeniu ich z nędzy i usuwaniu jakichkolwiek braków przez
udzielanie im odpowiednich doskonałości. To udzielanie może być dziełem
dobrotliwości Bożej, szczodrobliwości, opatrzności, sprawiedliwości i
miłosierdzia Bożego. Udzielanie doskonałości wprost, niezależnie od
jakichkolwiek okoliczności, należy do dobrotliwości Bożej. O ile upatrujemy w
Bogu zupełną bezinteresowność w udzielaniu dobrodziejstw, przypisujemy to
szczodrobliwości Bożej. Czuwanie Boga, byśmy przy pomocy otrzymanych
dobrodziejstw doszli do wytkniętego nam celu, nazywamy opatrznością.
Udzielanie doskonałości według z góry ustalonego planu i porządku nazywamy
sprawiedliwością Boga. Wreszcie udzielanie doskonałości stworzeniom w celu
wyprowadzenia ich z nędzy i usunięcie braków jest dziełem miłosierdzia
Bożego.
W każdym dziele Bożym, zależnie od naszych nań zapatrywań, można
widzieć wymienione doskonałości. Ponieważ przede wszystkim uderza nas
wielka nędza człowieka grzesznego i liczne braki w jego życiu, dlatego słusznie
możemy powiedzieć, że dobrotliwość Boża to miłosierdzie, co przy stworzeniu
wyprowadza wszystkie stworzenia z nędzy nicości i usuwa największy brak —
brak istnienia; szczodrobliwość — to miłosierdzie, co hojnie obdarza bez
zasług; opatrzność — to miłosierdzie, co nagradza ponad zasługi, a karze mniej
od win; wreszcie miłość Boża ku ludziom, — to miłosierdzie co się lituje nad
nędzą ludzką i nas do siebie pociąga.
Inaczej mówiąc miłosierdzie Boże jest głównym motywem działania
Bożego na zewnątrz i — jak się wyraża św. Tomasz z Akwinu — znajduje się u
źródła każdego dzieła Stwórcy, Odkupiciela i Uświęciciela, czyli w
konsekwencji jest głównym motywem działania Ducha Świętego (S.T.I, q. 21, a.
4).
Wprawdzie Pismo św. mówi i o miłości Boga ku ludziom: „Tak Bóg
umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, który wierzy
weń, nie umarł, ale miał żywot wieczny” (Jan 3, 16). Ale ta miłość Boża ku
ludziom zasadniczo różni się od miłości w pospolitym znaczeniu przejawiającej
się między istotami sobie równymi lub w stosunku istoty niższej do wyższej,
jest ona miłością życzliwości Istoty Najwyższej ku ludziom, która jest
miłosierdziem. W tym znaczeniu trzeba rozumieć wszystkie wyrażenia
„miłości” Boga ku ludziom, spotykane w Piśmie św., czyli — inaczej mówiąc
23
— ilekroć Pismo św. mówi o miłości Boga ku ludziom, mówi o miłosierdziu
jego. „Miłością wieczna umiłowałem cię, dlatego przyciągnąłem cię, litując się”
(Jer. 31, 3). Tu już natchniony autor wyraźnie utożsamia miłość Boga ku
ludziom z jego miłosierdziem.
2. W rozważaniach naszych poznaliśmy, że w łonie Bóstwa Duch Święty
jest Miłością, albowiem pochodzi z miłości Ojca i Syna, a więc Osobą, owocem,
wyrazem i nosicielem Boskiej miłości w Trójcy Przenajświętszej; on jest
początkiem miłości i znamieniem, on nadaje jej imię swoje. Jeżeli zaś chodzi o
stosunek Ducha Świętego do stworzeń, miłość ta jest już zupełnie inna. Duch
Święty widzi w stworzeniu pewne dobro, szczególnie w człowieku, ale tego
dobra sam mu udzielił i do zachowania jego ustawicznie się przyczynia i czuwa,
wciąż uzupełnia braki stworzeń i wyprowadza je z nędzy lub jej zapobiega,
inaczej mówiąc wciąż udziela swego nieskończonego miłosierdzia. Stąd też
miłość Ducha Świętego ku ludziom, jaka się ujawnia w Kościele, jest
miłosierdziem. Tak pojęta miłość, czyli miłosierdzie jest najwyższą
doskonałością Jego w stosunku do świata, jak powiada Psalmista: „Wszystkie
drogi Pańskie są miłosierdziem z prawdą” (Ps. 24, 10). „Miłosierdzie Boga
ponad wszystkie dzieła jego” (Ps. 114, 9). „Zbawił nas… z miłosierdzia swego
przez obmycie odrodzenia i odnowienia w Duchu Świętym”. (Tyt. 3, 5)
Każdą doskonałość — powiada św. Tomasz — można rozpatrywać samą
w sobie i ze względu na tego, w kim się ona znajduje. Miłosierdzie samo w
sobie jest doskonałością najwyższą, albowiem polega na udzielaniu się innym
istotom przez usuwanie ich braków i wyprowadzenie z nędzy; takie udzielanie
się jest właściwością bytów wyższych ku niższym, a w najwyższym stopniu jest
właściwością Boga, ujawniając jego największą potęgę. Natomiast miłosierdzie
rozważane ze względu na tego, w kim się ono znajduje, nie jest zawsze
najwyższą doskonałością, a tylko wówczas, gdy posiadający je sam jest bytem
najwyższym i niemającym nikogo równego sobie. Ten bowiem, kto ma kogoś
ponad sobą, lepiej ujawnia swą doskonałość przez łączenie się z bytem
wyższym w miłości niż przez usuwanie braków w bytach niższych. Dlatego u
ludzi najwyższą cnotą jest miłość Boga, ale inaczej jest u Boga, którego
najwyższą doskonałością odnośną jest miłosierdzie, będące również
najdoskonalszą cnotą w stosunku ludzi do bliźnich. (S.T.II – II, q. 30, 4).
Spośród wszystkich swych doskonałości Duch święty nasamprzód ujawnił
ludziom swe miłosierdzie, podnosząc ich do stanu nadprzyrodzonego przez
łaskę niezasłużoną, darząc ich mianem swych dzieci, a po ich upadku zniżając
się do ludzkiego sposobu myślenia, podtrzymując obietnicę Ojca w raju przez
patriarchów i proroków. W Piśmie Świętym, napisanym z natchnienia Ducha
Świętego, znajduje się przeszło czterysta miejsc, wysławiających miłosierdzie
Boże wprost a znacznie więcej — ubocznie. W jednej tylko Księdze Psalmów
jest takich miejsc sto trzydzieści, a Psalm 135 z refrenem: „Bo na wieki
24
miłosierdzie jego” można nazwać Litanią Starego Testamentu o miłosierdziu
Bożym. Nowy zaś Testament nazywa się Testamentem łaski, która jest
głównym dziełem Ducha Świętego. Toteż słusznie możemy go nazywać Bogiem
miłości i miłosierdzia.
***
Duchu Święty, Duchu miłości i miłosierdzia, pomnij na nieszczęśliwych,
którzy biegną drogami niegodziwości, i nawróć ich! Pomnij na serce toczone
rakiem pychy i próżnej chwały i ulecz je! Pomnij na serce wstrząsane sprośnym
duchem nieczystości i ratuje je! Pomnij na serce dręczone zapalczywością,
zemstą i nienawiścią i uzdrów je! Pomnij na serce nikczemne, wstydzące się
imienia Chrystusa i wzmocnij je! Pomnij na dzieci, co zachowały jeszcze
niewinność, i zachowaj je! Pomnij na mężów, obarczonych troskami żywota, —
na matki rodzin, owianych duchem świata, — na młodzież stawiającą pierwsze
kroki w życiu, i przygarnij ich.
7. MIŁOSIERDZIE BOŻE W UWOLNIENIU NAS OD GRZECHU
„Miłosierdzia chcę, a nie ofiary. Bom nie przyszedł
wzywać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mat. 9, 13).
Wiara i zdrowy rozsądek mówi, że grzech jest nie tylko największym
złem, ale nawet złem jedynym, z którego jak ze źródła wypływają wszystkie
inne nieszczęścia. Żadna potęga świata nie ma mocy usunięcia tego zła. Jedynie
tylko Bóg gładzi grzechy i w tym ujawnia największą swoją potęgę i
nieskończone swoje miłosierdzie. Toteż poznajmy potworność grzechu i
miłosierdzie Boże w jego zgładzeniu: „Miłosierdzie bowiem i gniew jest u
niego” (Ekl. 16, 12).
1. „Człowiek, gdy we czci był, nie rozumiał; przyrównan jest bydlętom
nierozumnym i stał się im podobnym” (Ps. 48, 21). Oto pierwsza złość każdego
grzechu — sprzeczność z regułą rozumnego postępowania. Boecjusz w
rozprawie „O pociechach filozofii” słusznie w każdym grzechu widzi przede
wszystkim wielką głupotę, bo grzesznik nie postępuje jak człowiek, ale jak
zwierzę. Bóg dał nam rozum, którym mamy się kierować w postępowaniu.
25
Jeżeli postępujemy wbrew praktycznej wskazówce tego rozumu — sumieniu,
wówczas grzeszymy. Tę złość wewnętrzną grzechu spostrzegają wszyscy
rozumni ludzie.
Ale w każdym grzechu tkwi jeszcze inna złość wewnętrzna, jaką jest
obraza Pana Boga, który dał swe przykazania, wyryte w sumieniu naszym, a
potem objawione w Dekalogu. Ponieważ godność Boga obrażonego przez
grzech jest nieskończona, przeto w każdym grzechu tkwi nieskończona złość,
zuchwalstwo i bunt: „Złamałeś jarzmo moje i mówiłeś: nie będę służył” (Jer. 2,
20). Grzesznik odwraca się od Boga, od swego celu ostatecznego i jedynego
szczęścia, do którego winien dążyć z natury, pogardza swoim Stwórcą,
Odkupicielem i Uświęcicielem, pogardza Sędzią najwyższym szydząc z jego
gróźb i wyroków. Jak Bóg jest najwyższym i nieskończonym dobrem, tak
grzech jest największym i nieskończonym złem.
Złość grzechu jeszcze bardziej się uwydatni, gdy zwrócimy uwagę na jego
straszne skutki: Grzech śmiertelny obdziera człowieka z szaty godowej — łaski
uświęcającej — i pozbawia godności synostwa Bożego, prawa do nieba oraz
możliwości zasługi na nie, i staje się przyczyną wiecznej kary grzesznika. Taki
grzech pozbawia duszę wszystkich zasług dotychczasowych. Gdybyśmy
nagromadzili w swym życiu zasługi wszystkich świętych wraz z zasługami
Matki Boskiej, a potem dopuścili się jednego tylko grzechu śmiertelnego,
wszystkie one rozwiałyby się w mgnieniu oka. „A jeśli odwróci się
sprawiedliwy od sprawiedliwości jego, które czynił, nie będą wspomniane”
(Ezech. 18, 24).
Jak drzewo tylko póki żyje, wydaje owoce, a kiedy umrze, nic z siebie
wydać nie może, tak i dusza w stanie grzechu śmiertelnego odcięta jest od Boga
i nie może wydać żadnego owocu, ani spełnić uczynku zasługującego na żywot
wieczny. „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał,
byłbym jako miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący… I gdybym na żywienie
ubogich rozdał całą majętność swoją, a ciało swoje wydał na spalenie, a miłości
bym nie miał, nic mi nie pomoże” (I Kor. 13, 1 – 3). Człowiek zaś w grzechu
śmiertelnym nie ma miłości Boga i dlatego pozostaje smutny i obmierzły sam
sobie, odczuwając ostre wyrzuty sumienia, które mu nie dają spokoju.
2. „Zgładziłem jako obłok nieprawości twoje, a jako mgłę grzechy twoje”
(Iz. 44, 22), mówi Bóg ustami Proroka, a gdzie indziej w Piśmie św. spotykamy
wyrażenia, że Bóg puszcza w niepamięć grzechy, że ich nie poczytuje, że je
przykrywa, że je obmywa i oddala od nas, że je wymazuje. Jak pogodzić te
wyrażenia z nieskończoną złością grzechu śmiertelnego? Odpowiedź
znajdziemy jedynie w nieskończonym miłosierdziu Bożym. To miłosierdzie nie
jest przeciwieństwem sprawiedliwości, ale ją przewyższa. Zamiast bowiem
łamać ofiarę grzechu sprawiedliwą pomstą za niego, — kruszy ją pokorą;
26
zamiast miażdżyć ją słusznym karaniem — ściera ją żałością pokuty; a jeśli
sprawiedliwości trzeba krwi na zadośćuczynienie, wówczas miłosierdzie Boże
przedstawia mu nieskończenie zadośćczyniącą krew Boga – Człowieka. Zatem
te dwa przymioty nie tylko się nie wykluczają, ale podają sobie ręce nawzajem i
sprawiedliwość ustępuje przed miłosierdziem.
Grzech w człowieku to trucizna, która go niszczy, to zmaza, która go
plami. Trzeba oczyścić tę plamę i usunąć ten jad z wnętrzności, — trzeba gąbki,
która by zmazała tę brzydotę, by po niej nie pozostało żadnego śladu. Atoli łzy i
westchnienia ludzkie, ich najsurowsze pokuty i najdłuższe posty tego dokonać
nie potrafią, — prośby duchów niebieskich, choćby najgorętsze, również tego
nie zdołają. Grzech przedstawia najwstrętniejszy widok i budzi największy
wstręt w nieskończonej świętości Stwórcy domagającej się słusznej pomsty. I
wywiera się straszna pomsta na tym, który grzechy całego świata przyjął na
siebie. Ojciec Niebieski kazał mu przejść przez krzyż i śmierć haniebną, by
pomścić straszną złość grzechu. Tu się ujawniła i nieskończona złość grzechu i
nieodwołalna sprawiedliwość Boża, a przede wszystkim nieskończone
miłosierdzie Boże.
Dzieło tedy naszego odkupienia jest zarazem dziełem sprawiedliwości i
miłosierdzia, które przewyższa sprawiedliwość; albowiem Zbawiciel nie tylko
uiścił zapłatę za grzechy nasze, ale nadto przez sakrament chrztu i pokuty
ułatwia każdemu korzystanie z odkupienia, które w ten sposób kontynuuje się i
kontynuować będzie aż do skończenia świata. „A jeśliby nawet kto zgrzeszył, to
przecież mamy u Ojca rzecznika, Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. Jest on
przebłaganiem za grzechy nasze, i nie tylko za nasze, ale nawet całego świata”
(I Jan 2, 1 – 2). Wykonawcą zaś tego miłosierdzia jest Duch Święty, który w
sakramentach świętych udziela z zasług Pana Jezusa pomocy potrzebnej duszy
każdego człowieka.
Miłosierdzie Boże pospiesza grzesznikowi z pomocą i wszelkich używa
środków, by go od grzechu uwolnić. Jak ojciec, oczekujący powrotu syna
marnotrawnego, tak miłosierdzie Boże wybiega na drogę i zaprasza grzeszników
do siebie przez dobre natchnienia albo przez wyrzuty i niepokoje sumienia. A
gdy te usiłowania są próżne, Ojciec miłosierdzia nie zraża się uporem i wlewa
gorycz w jego lekkomyślne życie, grozi widokiem kary zesłanej na innych — i
nie odejdzie, nie porzuci go i nie spocznie, dopóki nie wyczerpie wszystkich
skarbów swego miłosierdzia. A co bardziej zdumiewa, że nawet tym nie
szczędzi litości, których zatwardziałość i upór przełamać się nie daje. Tu działa
głównie Duch Święty, oświecając łaską swoją umysł grzesznika i poruszając
jego wolę, Zaświadczyć o tym może każdy nawrócony grzesznik, jak
zaświadczył święty Augustyn w swoich „Wyznaniach”.
„Szedłem — powiada on — wszystkimi drogami grzechu, a gdziekolwiek
biegłem w mym zaślepieniu, wszędzie jakby na skrzydłach leciało za mną
miłosierdzie twoje! Cc dzień zwiększały się błędy moje i co dzień wzmagała się
27
twoja troskliwość, to łagodnie, to gniewnie zamykała wszystkie drogi ucieczki.
Czego nie dokazały łzy matki, zdziałało twoje miłosierdzie.” (Wyznania). A
czegoż nie uczynił Pan Jezus dla Judasza, by go opamiętać i przywieść na drogę
pokuty? Oto umywa mu nogi, zwie go swym przyjacielem i darzy pocałunkiem
miłości. A gdy to nie pomogło, zamiast go karać boleje nad jego ślepotą: „To
rzekłszy Jezus wzruszył się w duchu” (Jan 13, 21).
***
Jak z Augustynem i Judaszem, tak postępuje Bóg miłosierny z każdym z
nas. Nie zamykajmy swego sumienia na sto zamków, ale otwórzmy je przed
zastępcami Pana Jezusa w sakramencie pokuty, gdzie Duch Święty dokona
oczyszczenia i uspokojenia naszego sumienia. — Duchu Święty, przebacz nam,
bo widzisz, że ukorzone są dusze nasze. Spłyń na nie jako czysta woda, by
zajaśniały śnieżną białością. Ogniu niebieski, zstąp w serca nasze, aby zabłysły
niby kruszec z tygla dobyty. Tyś Bogiem nieprzebranego miłosierdzia. Tyś
rzeką łaskawości Bożej. Tyś powstrzymał Boską sprawiedliwość i wyjednał
światu zbawienie.
8. MIŁOSIERDZIE NADPRZYRODZONEGO POWOŁANIA
„Miłosierdziem wiecznym zmiłowałem się nad tobą” (Iz. 54, 8).
Jest wielka różnica między kamieniem a rośliną, w której znajduje się
życie. Większą różnicę spostrzegamy między rośliną a zwierzęciem, które
posiada życie zmysłowe. Jeszcze większą różnicę widzimy między zwierzęciem
a człowiekiem, który ponad to wszystko jest świadom życia duchowego. Atoli
największa różnica zachodzi między człowiekiem w stanie przyrodzonym, a
człowiekiem w stanie nadprzyrodzonym, do którego Bóg powołał wszystkich
ludzi z nieskończonego miłosierdzia swojego. W tamtych bowiem stopniach
bytów widzimy tylko stworzenia, chociaż o różnej doskonałości, a w tym
ostatnim mamy stworzenie, uczestniczące w życiu samego Stwórcy. Jeżeli
filozof nazywa cudem połączenie w człowieku świata materialnego ze światem
duchowym, to ja kimże cudem trzeba nazwać połączenie w nim życia
przyrodzonego stworzenia z życiem samego Stwórcy?! Jest to bezmiar
miłosierdzia Bożego, nad którym pokrótce się zastanowimy.
28
1. „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga. Wszystko się przez nie stało, a bez niego nic się
nie stało, co się stało”… „A Słowo stało się ciałem i mieszkało między nami”
(Jan 1. 1 – 3, 14). W tych krótkich słowach Ewangelista mówi o połączeniu
natury Boskiej Słowa Przedwiecznego z naturą ludzką w jednej Osobie Boskiej,
czyli o podniesieniu jednego człowieka do najściślejszego połączenia z naturą
Boską, to znaczy do nadprzyrodzonego stanu natury ludzkiej. Uczynił to Bóg w
Chrystusie Panu, by naturę ludzką uszlachetnić, przyozdobić, ożywić nowym
życiem i poniekąd przebóstwić, by uczestniczyła w życiu Boga i jego wiecznym
szczęściu. Przez takie połączenie natura Boska nie zmienia się ani nie obniża,
lecz zmienia się i zostaje wywyższona natura ludzka, podnosząc się do godności
Bożej, jak gałązka ziemska zaszczepiona w krzewie niebieskim.
Jak magnes przyciągając ku sobie żelazo, nic nie traci ze swych własności
i nie otrzymuje od żelaza żadnych doskonałości, ale na odwrót — udziela
swoich żelazu, które — podobnie jak magnes — zaczyna przyciągać inne
metalowe przedmioty, — tak Słowo Przedwieczne, przyjmując naturę ludzką,
nie traci nic ze swej Boskości, a tylko tę naturę podnosi i sprawia, że czyny jej
nabierają wartości i zasługi samego Boga. Jak promień słoneczny przechodząc
przez powietrze, oświeca je i ogrzewa oraz przesłonecznia, — tak Słowo
Przedwieczne w swojej Osobie Boskiej przyodziewa naturę ludzką w ten blask i
chwałę, jaką samo jaśnieje. Jak pieczęć odbija w miękkim wosku wszystkie
swoje figury i kształty, tak przez to osobowe połączenie odbiły się w naturze
ludzkiej Pana Jezusa doskonałości jego Boskiej Osoby, które umożliwiły
ludziom lepiej poznać Boga, doskonalej go ukochać, a przede wszystkim lepiej
poznać i wielbić nieskończone jego miłosierdzie: „Kto widzi mnie, widzi i Ojca”
(Jan 14,9).
W przedwiecznych wyrokach Bożych było połączenie natury Boskiej z
naturą ludzką w jednej Osobie Boskiej tylko w jednym człowieku — Jezusie
Chrystusie, jako Synu Boga, to jest zrodzonym przez Boga Ojca, — a następnie
przez niego, w nim i z nim, podniesienie wszystkich ludzi do nadprzyrodzonego
stanu. Syn Boży miał wziąć ciało z łona przeczystej Dziewicy, która też od
wieków była przeznaczona i przewidziana na Matkę Boga – Człowieka. „Pan
mię posiadł na początku dróg swoich, pierwej niźli co uczynił od początku. Od
wieku jestem ustanowiona i ze starodawna, pierwej niźli się ziemia stała”
(Przyp. 8, 22 – 23). Miała ona tak dalece pogrążyć się w Bogu i złączyć się z
nim w miłości, że Słowo Przedwieczne miało wziąć z niej ciało i krew dla
siebie, a następnie przeistoczyć w to ciało chleb i dać go do spożywania
wszystkim, którzy zechcą stać się przybranymi dziećmi Boga.
W ten sposób nieskończone miłosierdzie Boże wynalazło środek
niesłychany, niepojęty, godny podziwu i zachwycenia wszystkich aniołów i
ludzi, że Mądrość niestworzona — Syn Boży, stając się człowiekiem, nie tylko
29
uwalnia ludzi od grzechu i śmierci wiecznej, nie tylko składa godne
zadośćuczynienie Ojcu i pozostawia ludziom skarb bezcenny swych zasług,
naukę Boską i najwznioślejszy przykład cnót wszystkich, ale na nowo podnosi
ludzi do stanu nadprzyrodzonego, czyni ich uczestnikami życia i szczęścia
samego Boga oraz dziedzicami jego królestwa.
2. Przez Wcielenie Słowa Przedwiecznego dokonało się podniesienie
natury ludzkiej do nadprzyrodzonego stanu w sposób najstosowniejszy,
najbardziej odpowiadający mądrości, potędze, sprawiedliwości, a przede
wszystkim nieskończonemu miłosierdziu Bożemu. Potęga Boża ujawnia się w
cudach, do których należy przede wszystkim Wcielenie, — mądrość okazuje się
w obiorze najstosowniejszych środków do celu. Celem Wcielenia było
podniesienie natury ludzkiej do godności Boskiej, co nastąpiło w Osobie Pana
Jezusa. Cóż może być cudowniejszego i bardziej podziwu godnego, jak to, że
Bóg staje się człowiekiem, a człowiek — Bogiem w jednej i tej samej Osobie.
W niej łączy się wszystko, co jest Boskiego i co jest ludzkiego, — a więc ciało i
dusza, rozum i wola człowieka, a zarazem rozum i wola Boga. Tu Bóg nie tylko
udziela człowiekowi łaski, ale jednoczy się z człowiekiem w pełności swego
Bóstwa w jednej Osobie. Jest to cud nad cudami. Jest to najwyższa mądrość
Boża.
Przez Wcielenie czyni się zadość sprawiedliwości Bożej, albowiem równy
Ojcu Syn godnie zadośćczyni za zniewagi ludzkie, będąc sam człowiekiem
prawdziwym. Ale przede wszystkim przez Wcielenie okazuje się najlepiej
nieskończone miłosierdzie Boże, ponieważ dzięki niemu natura ludzka zostaje
podniesiona do godności Boskiej, — do stanu żadnym prawem nienależnego tej
naturze, a udzielonego jedynie z litości. Nic Bóg większego nie mógł dla nas
uczynić, nic droższego ofiarować, nic stosowniejszego sprawić dla naszego
szczęścia wiecznego. Przez nie człowiek utwierdza się w wierze, nabiera
bezgranicznej ufności i ugruntowuje się w miłości i wdzięczności. Któż bowiem
nie uwierzyłby Bogu, który widzialnie z ludźmi obcował, czynił cuda i
nauczał?! Któż by jeszcze wątpił w zbawienie, a tym bardziej któż by rozpaczał
o nim, skoro ten Bóg przebaczył łotrowi na krzyżu i Magdalenie, a Piotra
uczynił podwaliną swego Kościoła?!
Któż by nie pokochał ponad wszystko tego, który wprzód ukochał nas
miłością wieczną i z miłosiernej miłości dał się za nas ukrzyżować i umęczyć?
Gdyby się wcielił Anioł doskonały, który by przebywał z nami w
widzialnej postaci, nauczał nas, rządził nami i prowadził do zbawienia, —
byłoby to wielkim dobrodziejstwem. Ale oto nie Anioł, lecz Syn Boży — równy
we wszystkim Ojcu, stał się podobnym nam (oprócz grzechu) człowiekiem, a
przez to oddał się nam na własność dla dobra naszego: „mając naturę Bożą nie
poczytywał swej równości z Bogiem za przywłaszczenie, ale wyniszczył samego
30
siebie przyjąwszy naturę sługi, stawszy się podobnym do ludzi i dla swego
sposobu życia uznany był za człowieka. Uniżył samego siebie, stawszy się
posłusznym aż do śmierci, a była to śmierć krzyżowa” (Fil 2, 6 – 8). „Boś go
uprzedził błogosławieństwem słodkości, włożyłeś na głowę jego koronę z
kamienia drogiego” (Ps. 20, 4), woła Psalmista rozważając podniesienie natury
ludzkiej do nadprzyrodzonego stanu, który rzeczywiście jest błogosławieństwem
słodkości nieskończonego miłosierdzia Bożego, koronującego nas chwałą
synów Bożych i dziedzictwem szczęścia wiecznego.
***
Wszystko, co mam w duszy i w ciele i cokolwiek natura moja posiada,
otrzymałem z niezmierzonej dobroci Twojej, Panie! Ale przede wszystkim
powołanie mnie do stanu nadprzyrodzonego jest dziełem miłosierdzia Twojego.
Wszystko jest od Ciebie i winienem składać ci ustawiczne podziękowanie za tak
liczne objawy Twojej nade mną litości. Ty wiesz, kogo i czym obdarzyć trzeba,
aby mógł skutecznie zmierzać do wyznaczonego celu. Ponieważ cel ten dla
mnie jest nadprzyrodzony, a siły moje niewspółmierne, przeto daj mi, Panie,
łaski odpowiednie, abym mógł ten cel osiągnąć. Wierzę, ze tych łask mi nie
odmawiasz, ale nie umiem z nich należycie korzystać. Przeto spraw. bym nigdy
żadnej Twej laski nie marnował, ale należycie współpracował nawet z
najmniejszą. Duchu Święty, Duchu miłości, spraw, bym gorzał miłością
Jezusową i stał się na Kalwarii ofiarą Twoich płomieni!
9. MIŁOSIERDZIE ŁASKI BOŻEJ
„Nie lękaj się, Maryjo, albowiem
znalazłaś łaskę u Boga” (Łuk. 1, 30).
Wszystkie dzieła miłosierdzia Bożego, jak uwolnienie ludzi od grzechu i
śmierci wiecznej, zadośćuczynienie, odzyskanie synostwa Bożego i stanu
nadprzyrodzonego oraz obdarzenie nauką, skarbem zasług i przykładem cnót
Zbawiciela — Bóg sprawił przez łaskę swoją. W Piśmie świętym ten wyraz
„łaska” spotyka się bardzo często, chociaż w różnym znaczeniu. Przeto
pożyteczną będzie rzeczą ustalić, czym jest ta łaska, przez którą Duch Święty
działa w Kościele i w duszy każdego człowieka.
31
1. W Piśmie świętym przez „łaskę” czasami rozumie się życzliwość Boga
do ludzi: „znalazłeś łaskę przede mną” (Wyjścia 33, 12); czasami znowu ten
wyraz oznacza podziękowanie za dar otrzymany; kiedy indziej — przymioty
ciała i duszy: „Omylna jest łaska (wdzięk) i marna jest piękność” (Przypow. 31,
30); — a najczęściej przez ten wyraz należy rozumieć dar darmo dany, z
żadnego tytułu nienależny, a udzielony zupełnie bezinteresownie, jedynie z
łaskawości, życzliwości i miłosierdzia. „Napominamy was, abyście nadaremno
łaski Bożej nie otrzymywali” (II Kor. 6, 1); „Każdemu z nas dana jest łaska
według miary daru Chrystusowego” (Ef. 4, 7). Tutaj bierzemy „łaskę” w
znaczeniu ostatnim, jako dar darmo dany, nienależny, udzielony
bezinteresownie i jedynie z nieskończonego miłosierdzia Bożego. Tak pojmuje
łaskę św. Paweł w swoich listach: „A jeśli z łaski, to już nie z uczynków, bo
inaczej łaska już nie jest łaską” (Rzym. 11, 6).
Czasami Ojcowie stosują wyraz „łaska” zarówno do darów
przyrodzonych, jak i nadprzyrodzonych tak, że i dzieło stworzenia nazywają
łaską. Takie znaczenie spotykamy również w języku kościelnym, gdy np.
dziękujemy Bogu za łaski, że Bóg nas stworzył i od wszelkiego zła zachował,
albo gdy prosimy o łaskę zdrowia, a pogodę, o odwrócenie zarazy, wojny itp.
Słusznie te dary naturalne nazywają się łaską, bo one nie należą się nam z
żadnego tytułu, a tylko z miłosierdzia Bożego. Jest to jednak pojęcie łaski w
obszerniejszym znaczeniu, chodzi bowiem o dowody naturalnej Opatrzności. W
ścisłym zaś znaczeniu przez wyraz „łaska” należy rozumieć tylko dary
nadprzyrodzone, bo tylko takie dary są bezwzględnie człowiekowi nienależne.
Wprawdzie naturalne również nie należą się zasłudze osobistej człowieka, ale
należą się pod pewnym względem jego naturze tak, że skoro Bóg ludzi stworzył,
dał im odpowiednie warunki, by mogli istnieć, rozwijać się i cel sobie
wyznaczony osiągnąć.
Gdy tedy mówimy o łasce Ducha Świętego, rozumiemy przez to łaskę w
znaczeniu ścisłym i możemy ją określić jako: dar nadprzyrodzony, dany
ludziom przez Boga dla ich zbawienia. W tym znaczeniu łaska może być
stworzona i niestworzona. Łaska niestworzona to sam Bóg, który się ludziom
udziela, to Słowo Przedwieczne, które się ciałem stało, to Trójca
Przenajświętsza, która zamieszkuje w duszy ludzi sprawiedliwych (Jan 14, 23),
a przede wszystkim łaską niestworzoną jest Duch Święty, który nam jest dany:
„Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który nam
jest dany” (Rzym. 5, 5). Łaska stworzona jest to dar nadprzyrodzony, ale
różniący się od Boga, wysłużony nam przez Chrystusa Pana i działający na nas
zewnętrznie (np. kazanie, cud) i wewnętrznie. Łaska działająca wewnętrznie jest
ta, która istnieje w duszy i albo stale pozostaje i wówczas nazywa się łaską
poświęcającą, albo chwilowo pobudza do takiego lub innego dobrego uczynku i
wówczas nazywa się łaską uczynkową.
32
Niektórzy teologowie rozróżniają jeszcze łaskę Boga i łaskę Chrystusa
przypuszczając, że niektóre łaski Bóg daje niezależnie od zasług Chrystusa
Pana, np. Aniołom i prarodzicom przed upadkiem. Według nich Wcielenie
nastąpiło jedynie ze względu na Odkupienie rodzaju ludzkiego i nie nastąpiłoby,
gdyby prarodzice nasi nie zgrzeszyli (Tomiści). Atoli takie rozróżnienie nie ma
praktycznego zastosowania, albowiem obie łaski (Boga i Chrystusa) co do istoty
swojej wcale nie różnią się między sobą i mają tę samą przyczynę główną —
Boga. Różnica jest tylko przypadłościową, to znaczy nie dotycząca istoty,
mianowicie że łaska Chrystusa udziela się pozytywnie niegodnym, czyli
ludziom grzesznym, że uzdrawia naturę i wynosi ją do stanu nadprzyrodzonego,
i że się udziela dla zasług Zbawiciela. Łaska zaś Boga udzielona była naturze,
negatywnie niegodnej, czyli bezgrzesznej i dlatego nie potrzebowała jej
uzdrawiać. Toteż o tym rozróżnieniu wystarczy tylko wspomnieć, a wszędzie
będzie mowa o łasce Boga, udzielonej dla zasług Chrystusa Pana, z
nieskończonego miłosierdzia.
2. Wewnętrzna działalność Boga w duszach naszych przez łaskę jest
wieloraka. Jeżeli weźmiemy pod uwagę cel tego działania, zauważymy, że jedne
łaski mają na względzie uświęcenie i zbawienie tego, komu są dane, i tylko
ubocznie mogą służyć dla zbawienia innych ludzi. Na przykład łaski dane św.
Stanisławowi Kostce zmierzały w pierwszym rzędzie do uświęcenia jego duszy,
chociaż jego życie jest wzniosłym przykładem dla całej młodzieży i przyczynia
się ubocznie do świętości innych ludzi. Takie łaski nazywają się łaskami
czyniącymi człowieka miłym Bogu. Udziela ich Bóg wszystkim ludziom,
albowiem wszystkich ludzi pragnie zbawić. Działają one w duszy przemijająco
(Łaska uczynkowa) i stale, przekształcając duszę na modłę Bożą (Łaska
poświęcająca).
Inne łaski zmierzają nie tyle do dobra tego, komu są dane, ile do dobra
innych ludzi. Udziela ich Bóg nie wszystkim, a tylko niektórym z ludzi, nie
zawsze cnotliwym i świątobliwym, a czasami nawet i grzesznikom, by osiągnąć
przez nich zbawienie drugich osób. Taką łaskę miał np. Kaifasz, gdy w czasie
narady nad pojmaniem Pana Jezusa powiedział: „Wy ani nie wiecie, ani nie
myślicie, że lepiej jest, aby jeden człowiek umarł za naród, niż żeby cały naród
miał zginąć” (Jan 11, 50). Tu on otrzymał łaskę proroctwa jako najwyższy
kapłan, chociaż sam był grzesznikiem, jak mówi o tym ewangelista w wierszu
następnym. Takie łaski nazywają się łaskami darmo danymi. Właściwie każda
łaska jest darmo dana, inaczej łaska nie byłaby łaską (Rzym. 11, 6), ale łaska
czyniąca człowieka miłym Bogu, może być pod pewnym względem wysłużona
(z wyjątkiem łaski pierwszej), a tymczasem łaska darmo dana w żaden sposób
nie może być wysłużona, lecz udziela jej Bóg dla dobra innych ludzi, komu
zechce.
33
Święty Paweł wylicza łaski darmo dane: „Niektórych ustanowił Bóg w
Kościele: najpierw Apostołów, potem Proroków, po trzecie Nauczycieli, innym
dał moc i dary uzdrawiania, posługiwania, rządzenia, mówienia językami i
tłumaczenia mów… Ale wy ubiegajcie się o lepsze dary” (I Kor. 12, 28 – 31). W
tym ostatnim zdaniu Apostoł Narodów łaski darmo dane mniej ceni, niż łaski,
czyniące nas miłymi Bogu, które nazywa „darami lepszymi”. Pan Jezus również
więcej je ceni, gdy każe Apostołom cieszyć się nie dlatego, że wypędzają z
opętanych szatanów, lecz dlatego, że imiona ich są zapisane w niebiesiech:
„Wszelako z tego się nie weselcie, że duchy wam ulegają, ale weselcie się z tego,
że imiona wasze zostały zapisane w niebiesiech” (Łuk. 10, 20).
Łaski darmo dane inaczej nazywają się charyzmatami. Udzielał ich Bóg
zawsze pewnym osobom dla zbawienia innych ludzi zarówno w Starym, jak i w
Nowym Testamencie, jak np. objawienia, obietnice, widzenia, stygmaty,
zachwycenia itp. Łaski te uczyniły Abrahama patriarchą, Mojżesza
zakonodawcą, Aarona arcykapłanem, Izajasza, Jeremiasza i mych prorokami,
Dawida psalmistą św. Marię Małgorzatę Alacoque apostołką nabożeństwa do
Serca Pana Jezusa itp. Łaski te nie stanowią o świętości danej osoby, chociaż
przeważnie idą w parze z łaskami, czyniącymi te osoby miłymi Panu Bogu,
aczkolwiek — jak już poprzednio zaznaczyłem — bywa nieraz inaczej.
***
Pan Jezus poświęcając swych Apostołów, wlał w nich Duch Świętego,
który przemienił ich wewnętrznie udzielając im zarówno łask, czyniących ich
miłymi Bogu, jak i darmo danych, czyli charyzmatów. Te ostatnie ujawniły się
na zewnątrz w postaci darów proroctwa, uzdrawiania, mówienie innymi
językami itp. Za wszystkie łaski mamy dziękować Panu Bogu, ale przede
wszystkim za łaski czyniące nas miłymi Bogu. Będę przede wszystkim je cenił,
o nie codziennie Pana Boga prosił, a otrzymane pielęgnował i z nimi pilnie
współpracował. Duchu Święty, Duchu miłości i miłosierdzia, wspomagaj nas,
byśmy zajaśnieli blaskiem cnót najprzedniejszych, a przede wszystkim cnotą
miłości Boga i bliźniego.
34
10. MIŁOSIERDZIE ŁASKI UCZYNKOWEJ
„Nikt nie może przyjść do mnie, jeśli go nie
pociągnie Ojciec, który mnie posłał” (Jan 6, 44).
Naturalne siły człowieka nie są współmierne do osiągnięcia celu
nadprzyrodzonego, do którego Bóg powołuje wszystkich ludzi. Dlatego udziela
im swojej pomocy, którą nazywamy łaską. Działa ona wewnętrznie i
zewnętrznie. Wewnętrzne działanie łaski, chwilowe i przejściowe, do spełnienia
jakiegoś dobrego uczynku, nazywamy łaską uczynkową. Przygotowuje ona
duszę na przyjęcie łaski uświęcającej, która dopiero czyni duszę świętą i
wytwarza stały stan nadprzyrodzony. Zastanówmy się nasamprzód nad łaską
uczynkową i jej działaniem w duszy naszej oraz poznajmy jej konieczność do
zbawienia, czyli do wykonywania uczynków zasługujących na żywot wieczny.
1. Na czym polega łaska uczynkowa? Na nadprzyrodzonym,
bezpośrednim i wewnętrznym oświeceniu rozumu i poruszeniu woli. Aby
wykonać jakiś dobry uczynek, należy wprzód poznać, że jest dobry i trzeba mieć
pociąg ku niemu. To sprawuje w nas łaska uczynkowa, która wywołuje w
umyśle dobre nadprzyrodzone myśli, dając zrozumienie pewnej prawdy czy
pewnego obowiązku, a w woli pobudza dobre pragnienie, upodobanie, radość,
miłość bliźniego, wstręt, nienawiść do złego, bojaźń kary Bożej itp. Pismo św.
często mówi o takim oświeceniu i poruszeniu duszy ludzkiej przez Boga,
wewnętrznie i bezpośrednio: „Każdy kto usłyszał od Ojca i nauczył się,
przychodzi do mnie” (Jan 6, 45). Bóg otwiera oczy pogan, „aby nawrócili się z
ciemności do światła i z mocy szatańskiej do Boga” (Dz. Ap. 26, 18).
Łaska uczynkowa często poprzedza zgodę woli i pobudza ją ku dobremu.
Wówczas nazywa się pobudzającą i poprzedzającą. Nieraz taka łaska przez
wewnętrzne oświecenie umysłu i poruszenie woli budzi człowieka ze snu
grzechu i obojętności religijnej, nim grzesznik zgodzi się na pokutę i poprawę.
Tu Bóg działa bez nas i pobudza nas do zaniechania np. grzechu i wykonania
aktu cnoty. Skoro zaś wola się zgodzi, łaska uczynkowa współdziała z nami i
wspomaga wolę, jak mówi św. Paweł: „A z łaski Bożej jestem tym, czym jestem,
i łaska jego na próżno nie była mi daną, alem więcej od nich wszystkich
pracował: wszakże nie ja, jeno łaska Boża ze mną” (I Kor. 15, 10). Wreszcie
35
jest łaska uczynkowa następująca, która po zgodzie woli wspomaga w
wykonaniu dobrego.
Ponieważ każda łaska jest miłosierdziem Bożym, dlatego Psalmista często
mówi o łasce jako o działaniu miłosierdzia Bożego, które uprzedza nas:
„Miłosierdzie Pańskie uprzedzi mnie” (Ps. 58, 11), — towarzyszy nam i idzie za
nami: „Miłosierdzie twoje pójdzie ze mną po wszystkie dni żywota mojego” (Ps.
22, 6), oraz ogarnia wszystkie dzieła: „Miłosierdzia Pańskiego pełna jest
ziemia” (Ps. 32, 5); „Miłosierdzia twego, Panie, pełna jest ziemia: naucz mię
sprawiedliwości twoich” (Ps. 118, 64). Wreszcie powiada, że Miłosierdzie Boże
jest wieczne: „Zmiłowania Pańskie na wieki wyśpiewywać będę… Bo mówiłeś:
Miłosierdzie wiecznie zbudowane będzie na niebiosach” (Ps. 88, 2 – 3).
2. Jedną z głównych prawd wiary jest, że łaska Boża jest koniecznie
potrzebna do zbawienia, która „nie zależy ani od tego, kto chce, ani też, kto się
ubiega (o nią), ale od litującego się Boga” (Rzym. 9, 16). Jakkolwiek człowiek
może bez łaski wykonać niektóre uczynki moralnie dobre, to jednak one nie są
zasługujące na żywot wieczny, a mają tylko dobroć naturalną. Jednak bez łaski
nie może w sposób naturalny zachować wszystkich przykazań prawa Bożego:
„Zrozumiawszy, żem inaczej nie mógł być powściągliwy, ażeby Bóg dał…
poszedłem do Pana i prosiłem go” (Mądr. 8, 221). „Ale języka nikt z ludzi
poskromić nie może, nieokiełznane to zło, pełne jadu śmiertelnego” (Jak. 3, 8).
Często pokusy są tak gwałtowne, że zaciemniają spojrzenie umysłu na
obowiązek, a wolę zwracają przeciw prawu tak, że bez łaski nie można długo
tych pokus zwyciężać. Dlatego Psalmista woła, że tylko „przez ciebie będę
wyrwan z pokusy” (Ps. 17, 30); a i Pan Jezus każe modlić się o łaskę zwycięstwa
nad pokusami: „Nie wódź nas na pokuszenie” (Mat. 6, 13). „Czuwajcie i
módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie” (Mat. 26, 41). Widzimy tedy, że
nawet do spełnienia uczynków naturalnie dobrych łaska uczynkowa jest
potrzebna, jeżeli chodzi o zachowanie wszystkich przykazań prawa Bożego.
Tym bardziej łaska uczynkowa konieczna jest do wykonywania czynów
nadprzyrodzonych, zasługujących na żywot wieczny. Chrystus mówi do
Apostołów: „Jak latorośl nie może przynosić owoców sama ze siebie, jeśli nie
tkwi w winnym krzewie, tak i wy, jeśli we mnie pozostawać nie będziecie” (Jan
15, 4). Pozostawać w Chrystusie znaczy być pod jego wpływem wewnętrznym,
pod wpływem jego łaski. Wpływ ten jest tak bezwzględnie potrzebny do
spełnienia czynu, jak bezwzględnie potrzebny jest dopływ soków ze szczepu
winnego dla latorośli, by one mogły przynieść owoce. Jak żaden owoc nie
wyrośnie z latorośli, jeżeli nie zaczerpnie soków z krzewu, tak żaden uczynek
nie może być zasługujący, jeżeli nie będzie spełniony pod wpływem łaski
uczynkowej.
36
Człowieka bez łaski Pismo św. przyrównywa do umarłego (Ef. 2, 5),
nienarodzonego (Jan 3, 5), niestworzonego, oraz do ziemi bez wody:
„Wyciągnąłem ku tobie ręce swoje, dusza moja, jako ziemia, spragniona ciebie”
(Ps. 142, 6). Łaska tedy jest tak potrzebna do czynu zasługującego na zbawienie,
jak światło do widzenia, rozum do myślenia, narodzenie się — do życia i woda
do urodzajności ziemi. Z natury jesteśmy płonną dziczką i musimy być
wszczepieni w szlachetne drzewo, abyśmy mogli wydawać nadprzyrodzone
owoce. W szczególności łaska potrzebna jest do dobrych myśli: „Nie jakobyśmy
zdolni byli pomyśleć co sami z siebie, jako z siebie, ale zdolność nasza z Boga
jest” (II Kor. 3, 5); do dobrych aktów woli: „Bóg jest tym, który w was
wywołuje chęci i sprawia wykonanie” (Fil. 2, 13); cnoty wiary i cierpienia za
wiarę: „Wam… danym jest dla Chrystusa, abyście nie tylko weń wierzyli, ale
byście także dla niego cierpieli” (Fil. 1, 29); do modlitwy (Rzym 8, 26), — do
wykonania dobrych uczynków (Fil. 1, 6), a nawet do wymówienia imienia
Jezus: „Nikt nie może wymówić „Pan Jezus”, jeno w Duchu Świętym” (I Kor.
12, 3).
Łaska uczynkowa jest potrzebna do początku wiary i do każdego
zbawiennego pragnienia. „Nikt nie może przyjść do mnie, jeśli go nie pociągnie
Ojciec, który mię posłał” (Jan 6, 44). Czyli nikt nie może uwierzyć w Chrystusa,
jeżeli Ojciec przez łaskę nie oświeci rozumu i nie pociągnie woli ku niemu. Stąd
wynika, że człowiek o własnych siłach nie może dojść do wiary ani jej sobie
wysłużyć. „Łaską bowiem zostaliście zbawieni przez wiarę, i to nie z was, bo i
ona jest darem Bożym, nie z uczynków, aby się kto nie chlubił” (Ef. 2, 8 – 9).
Gdyby człowiek własnymi siłami zapoczątkował swą wiarę i dobre uczynki, już
miałby się czym chlubić, iż zbawienie sobie zawdzięcza. Gdyby przez czyny
naturalne można było wysłużyć sobie łaskę wiary, łaska nie byłaby darem
nadprzyrodzonym. A więc do przyjęcia wiary potrzebna jest tak łaska
uzdrawiająca rozum i wolę z ran, zadanych przez grzech, jak i łaska wynosząca
do stanu nadprzyrodzonego.
***
Jakże głębokie były działania Twoje, Duchu Święty, na duszę moją, gdy
trzeba było ją leczyć z ran zadanych przez grzech, z rany niewiedzy w rozumie,
z rany słabości w woli oraz z rany przewrotności i złości w namiętnościach
moich, które się sprzeciwiały rozumowi i woli. Ale o ileż większa jeszcze
musiała być w działaniu moc łaski Twojej, by mnie podnieść do stanu
nadprzyrodzonego, nienależnego mi z żadnego tytułu. Działaj, Duchu
miłosierdzia, i nadal na biedną duszę moją, która z siebie nie jest zdolna
zasługująco się modlić, ani nawet wypowiedzieć imienia Jezus. „Spuśćcie rosę,
niebiosa!”
37
11. ŁASKA UCZYNKOWA A WOLNA WOLA CZŁOWIEKA
„Owce moje słuchają głosu mojego,
a ja je znam i one idą za mną” (Jan 10, 17).
Wola ludzka ma wolny wybór wobec dóbr: wybiera jedno lub drugie
spośród możliwości przedstawianych jej przez umysł. Wolny wybór woli
pozostaje i wobec łaski, która nie niszczy i nie ogranicza władz naturalnych, ale
tylko je udoskonala, przenikając nadprzyrodzonymi sprawnościami. Wobec tego
stają naprzeciw sobie dwie rzeczywistości: siła woli człowieka w dziedzinie
moralnej, a zarazem jej bezsilność; niezniszczalność przyrodzonych władz
duszy, a zarazem ich niewystarczalność; nieudolność człowieka i potrzeba łaski.
Jest to bardzo delikatna, prawie niedostrzegalna linia graniczna, której zatarcie
powoduje błędne teorie o stosunku woli do łaski. Pelagianie (w w. V) i
semipelagianie przeceniali wolę ludzką, a protestanci jej nie doceniali.
Szczególnie Kalwin głosił fatalistyczną naukę o przeznaczeniu pewnych ludzi
na wieczne potępienie, odmawiając ich woli możności wykonywania
jakichkolwiek dobrych uczynków. Toteż konieczną jest rzeczą poznać katolicką
naukę o stosunku woli do łaski.
1. Według tej nauki człowiek bez łaski może wykonać niektóre uczynki
naturalnie dobre, ale sam niedostateczne ma siły, by wypełnić wszystkie
przykazania Boże, a tym bardziej czyny zasługujące na żywot wieczny. Dla
wyjaśnienia trzeba rozróżnić łaskę dostateczną i skuteczną. Łaska dostateczna
jest to aktualna pomoc Boża, dająca pełne siły do wykonania nadprzyrodzonego
uczynku, która się jednak nie łączy z uczynkiem. Łaska zaś skuteczna zawsze i
nieomylnie łączy się ze skutkiem: daje ona woli nie tylko siły dostateczne do
czynu nadprzyrodzonego, ale nadto zawsze i niechybnie ten czyn sprowadza. Co
się tyczy uzgodnienia skuteczności łaski z wolnością człowieka, wśród teologów
rozróżniamy dwa główne systemy, godzące skuteczność łaski z wolną wolą.
Jeden wyprowadza skuteczność łaski z jej natury (z wewnątrz — jak mówią
tomiści), a drugi — z przyczyny zostającej poza łaską (z zewnątrz — twierdzą
moliniści). Jedni i drudzy uznają wolną wolę, która współpracuje z łaską, ale
moliniści uzależniają skuteczność łaski raczej od woli, gdy tomiści — raczej od
jakości łaski.
38
Rozróżnienie łaski uczynkowej dostatecznej i skutecznej opiera się na
Piśmie Św. Pan Jezus wobec oporu mieszkańców Korozain i Betsaidy
powiedział: „Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby się były w
Tyrze i Sydonie stały cuda, które się u was działy, dawno by we włosiennicy i
popiele pokutę czyniły” (Mat. 11, 21). Mieszkańcy tedy Korozain i Betsaidy
mieli łaskę prawdziwie dostateczną, bo inaczej Pan Jezus nie mógłby od nich
żądać pokuty. Ta łaska dla Tyru i Sydonu byłaby skuteczna, jak wynika ze słów
Zbawiciela, a dla pierwszych była tylko dostateczna i z pokutą ich się nie
łączyła. Mieszkańcy Jerozolimy mieli również łaski dostateczne, skoro Pan
Jezus powiada: „Jeruzalem, Jeruzalem… Ilekroć chciałem zgromadzić synów
twoich, jako kokosz zgromadza pisklęta pod swe skrzydła, a nie chciałoś” (Mat.
23, 37).
Podobnie Pismo Św. poucza, że Bóg nieraz najzatwardzialsze serca
ludzkie przemienia, o ile tylko człowiek z nim współpracuje, czyli że udziela
łaski skutecznej. „I daję im (owcom) życie wieczne, a nie zginą na wieki, ani ich
nikt nie wyrwie z ręki mojej” (Jan 10, 28). „I wyrzucę z nich serce z kamienia, a
dam im serce z ciała, żeby chodzili w przykazaniach moich i strzegli nakazów
oraz wykonywali je” (Ez. 11, 19 – 20). Te i inne urywki Pisma Św. oraz
przykłady nagłego nawrócenia Pawła, łotra na krzyżu, Marii Magdaleny i
innych dowodzą, że Bóg ma bezwzględne panowanie nad usposobieniem ludzi i
serce twarde może zmienić w miękkie, czyli że udziela wiernym swoim łask
skutecznych.
Że człowiek jest wolny przy działaniu łaski dostatecznej, tego nie trzeba
dowodzić, albowiem w tym wypadku wola ludzka może nie współpracować z
łaską i mimo jej działania opierać się jej i wykonywać czynność wręcz
przeciwną woli Bożej. Ale czy ta wola nie traci swej wolności przy działaniu
łaski skutecznej? Otóż jest dogmatem wiary, że człowiek może sobie zasłużyć
na życie wieczne. Ta zasługa nie może nastąpić bez łaski skutecznej, ale nie
byłaby ona zasługą bez wolnego współdziałania człowieka z łaską. Jakkolwiek
„Bóg wywołuje chęć i sprawia wykonanie” (Fil. 2, 13), woli ludzkiej jednak nie
krępuje i nie zmusza jej do wykonania czynu, albowiem Pan Jezus powiedział:
„Jeśli chcesz wnijść do żywota, zachowuj przykazania” (Mt 19, 17), czyli od
człowieka zależy, by współpracował z łaską Bożą.
„Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia” (Fil. 4, 13). Słowo „mogę”
oznacza stronę czynną woli, mogę przede wszystkim dzięki pomocy
przychodzącej z zewnątrz od tego, który mnie umacnia. W sobie bowiem nie
mam sił dostatecznych do wykonania wszystkiego. Tu ścierają się dwie siły,
zmierzające do jednego celu: Bóg pierwszy pociąga wolę do dobrego; skoro
wola zgodzi się i współpracuje z łaską pociągającą, Bóg doprowadza dzieło do
końca. Toteż głównym sprawcą tego dzieła jest Bóg, ale czyn jest zarazem
skutkiem i naszego współdziałania. Dlatego i przy łasce skutecznej wola ludzka
nie jest skrępowana; człowiek współdziała dobrowolnie.
39
2. Łaska zarówno dostateczna, a tym bardziej skuteczna, jest dziełem
nieskończonego miłosierdzia Bożego. Jedna bowiem i druga jest wysłużona
przez Pana Jezusa i udzielana ludziom przez Boga z prawdziwej i życzliwej
łaskawości, by człowiek mógł zachować przykazania i dostąpić szczęśliwości
wiecznej. Czyż to nie miłosierdzie Boże, że Pan Jezus chciał zgromadzić
Żydów, jak kokosz zgromadza kurczęta pod skrzydła swoje, że płakał nad ich
zatwardziałością, że aż do ostatniego momentu życia swojego modlił się za nimi
i usiłował ich nawrócić, chociaż to wszystko było bezskuteczne?! Natury
miłosierdzia Bożego nie niweczy ta okoliczność, że z braku współdziałania
człowieka łaska pozostaje nieskuteczna, albowiem z natury swojej łaska pociąga
tylko do dobrego i daje moc działania na zbawienie wieczne. Kto zamknie oczy
i wpada w dół, sam winien nieszczęścia swego, a nie oczy jego.
Wprawdzie Bóg przewiduje, że łaska jego dla wielu będzie bezskuteczna,
ale jej nawet i wówczas nie cofa ujawniając przez to tym większe miłosierdzie,
albowiem daje ją mimo przewidywania jej wzgardy. Czyż Pan Jezus nie z
miłosierdzia swego umierał za grzeszników, chociaż przewidywał, że nie
wszyscy skorzystają z jego śmierci, a wielu obróci ją na swą zgubę? Czyż
Eucharystia nie jest dowodem tego miłosierdzia dla ludzi, chociaż jest śmiercią
dla złych i dla tych, którzy ją niegodziwie administrują lub niegodnie przyjmują
„gdyż stąd sobie jedzą i piją”? Bóg nie jest zobowiązany dawać wszystkim same
tylko łaski skuteczne i dostosowywać się do złej woli człowieka, albo nawet ją
krępować i gwałtem zmuszać do współpracy nad swoim zbawieniem. Byłoby to
nawet ubliżeniem zarówno dla Boga jak i dla człowieka. Toteż nieskończone
miłosierdzie Boże ujawnia się wystarczająco w łasce dostatecznej, a jeszcze w
wyższym stopniu w łasce skutecznej, o ile z nią wola dobrowolnie
współpracuje.
„Oto stoję u drzwi i kołaczę, jeśli kto usłyszy głos mój i otworzy mi drzwi,
wejdę do niego i będę z nim wieczerzał a on ze mną” (Obj. 3, 20). Pod wpływem
łaski skutecznej grzesznik otwiera drzwi serca swego i wpuszcza doń Pana
Jezusa. Wszystko to czyni dobrowolnie, mimo działania łaski skutecznej.
Dlatego Apostoł powiada: „Łaska jego na próżno nie była mi daną, alem więcej
od nich wszystkich pracował” (I Kor. 15, 10). Czyli, że łaska skuteczna nie
odebrała wolności Apostołowi, który z własnej woli współpracował z nią więcej
od innych. Jednak bez łaski tego by nie dokonał. Toteż uważa tę łaskę za
konieczną i za dowód nieskończonego miłosierdzia Bożego, za które
ustawicznie dziękuje: „Dzięki zawsze winniśmy czynić Bogu” (II Tess. 1, 3).
***
40
Każda łaska jest dziełem Ducha Świętego, a tym bardziej łaska skuteczna.
Kto z nią współdziała, wznosi się na skrzydłach Ducha i dosięga samego Boga.
Dusza ludzka, wyzwolona z więzów ziemi, odzyskuje pierwotną swobodę i nie
odczuwa ciężaru przywiązania do doczesności, zrzuca nieznośne jej brzemię i
na skrzydłach czystej miłości wzbija się ku przybytkom wiekuistego szczęścia i
odwiecznej Prawdy. Duchu Święty, daj mi łaski skuteczne i pozwól, bym nigdy
działaniu ich się nie przeciwstawiał! Daj mi skrzydła gołębicy by mię oderwały
z tego padołu płaczu i zaniosły do przedwiecznych przybytków Twoich.
12. MIŁOSIERDZIE BOŻE W ROZDAWNICTWIE ŁASK
„Kto obdarował go pierwszy, żeby
mu zwrócić miał” (Rzym. 11, 35).
Wszystkie łaski uczynkowe Bóg daje ludziom zupełnie darmo, chociaż
nie w jednakowej mierze dla wszystkich. Szczególnie pierwsza łaska nigdy nie
może być wysłużona, a udziela jej Bóg, komu zechce, i w stopniu, w jakim
zechce, jedynie z nieskończonego miłosierdzia swojego.
1. Łaska Boża nie działa w nas obok naszych władz, jakby równolegle z
nimi, lecz działa w nich samych, podnosząc ich czynności do wyższego
poziomu i nadając im wartość nadprzyrodzoną. Moc Boża łączy się z wysiłkiem
ludzkim w jeden nierozdzielny czyn, dzięki czemu czyn ten pozostając ludzkim,
staje się jednocześnie Boskim, albowiem wypływa z tego Boskiego pierwiastka,
jakim jest łaska. Ten związek pierwiastka Boskiego z ludzkim jest podstawą
zasługi, przez którą trzeba rozumieć zdobyte przez dobrowolny czyn prawo do
wynagrodzenia. Chodzi więc o to, czy człowiek może sam wysłużyć sobie
pierwszą łaskę, albo przynajmniej do niej się przysposobić siłami czysto
przyrodzonymi?
Pelagianie twierdzili, że pierwszą łaskę można sobie wysłużyć ze ścisłej
sprawiedliwości, a semipelagianie utrzymywali, że tylko z pewnej stosowności
(ex convenientia). Jedno i drugie zaczyna się od poprzedzającej łaski, której nikt
sobie wysłużyć nie może, a Bóg daje ją jedynie z miłosierdzia swojego, czyli
zupełnie darmo: nie można jej ani wysłużyć, ani się do niej przysposobić, ani też
jej wyprosić. Tę prawdę podaje cała część dogmatyczna listu świętego Pawła do
Rzymian: ani chrześcijanie pochodzący z Żydów, ani chrześcijanie nawróceni z
pogan nie zostali powołani do wiary dla jakichkolwiek zasług swoich, ale
41
jedynie z miłosierdzia Bożego. Jeśli bowiem człowiek — jak już powiedziano
— nie może nawet imienia Jezus wymówić zasługująco, to nie może i żadnej
łaski wysłużyć (Rzym 8, 26; I Kor. 12, 3).
Pismo Św. jasno mówi o tym, że Bóg użycza łaski: „A jeśli z łaski, to już
nie z uczynków, bo inaczej łaska już nie jest łaską” (Rzym. 11, 6). Słowa te
odnosi Apostoł do zachowania wiary przez siedem tysięcy Żydów za czasów
Eliasza. „Bóg — mówi dalej — nie żałuje darów i wezwania. Bo jako i wy
niegdyś nie wierzyliście Bogu, a teraz dla ich niedowiarstwa dostąpiliście
miłosierdzia, tak i oni nie uwierzyli teraz w wasze miłosierdzie, aby i sami
miłosierdzia dostąpili. Wszystko bowiem Bóg w niedowiarstwie zamknął, aby
się nad wszystkimi zlitował” (Rzym. 11, 29 – 32). Jeśliby tedy człowiek mógł
sobie wysłużyć pierwszą łaskę, mógłby i dalsze sobie wysłużyć i w końcu sam
sobie przygotować zbawienie.
Nie tylko nikt sobie pierwszej łaski nie może wysłużyć, ale nawet do niej
się przygotować ani przysposobić pozytywnie, a najprawdopodobniej do
pierwszej łaski nie można się również przysposobić i negatywnie. Pozytywne
przysposobienie polega na zdobyciu pewnych przymiotów dodatnich, np.
wiedzy. Negatywne zaś przysposobienie polega na wyzbyciu się pewnych wad,
czyniących człowieka niezdolnym do przyjęcia łaski, wyzbycia się np.
pijaństwa. Powstaje pytanie, czy niewierni, unikając grzechów ciężkich mogą
się przysposobić do otrzymania łaski. Prawdopodobne jest zdanie tych, którzy
zaprzeczają
negatywnemu
przygotowaniu,
czyli
odpowiedniemu
przysposobieniu do otrzymania łaski. Bóg bowiem wszystkim poganom bez
względu na ich grzechy daje nadprzyrodzone łaski uczynkowe, którymi
przygotowuje ich do przyjęcia prawdziwej wiary. Kto z tymi łaskami
współpracuje, otrzymuje laskę wiary, która w tym wypadku jest jedynie dziełem
miłosierdzia Bożego.
Nawet modlitwa naturalna bez łaski nie jest zdolna wyprosić najmniejszej
łaski, jak powiada Apostoł: „Nie wiemy należycie, o co się modlić mamy, ale
sam Duch błaga za nami wzdychaniem niewysłowionym” (Rzym. 8, 26).
Modlitwa wypraszająca łaskę jest początkiem zbawienia, dlatego tylko z łaską
może być dokonana. Modlitwa naturalna, prosząca o łaskę, należy do całkiem
innego porządku, niż jest sama, przeto, choć jej wysłuchanie nie sprzeciwiałoby
się darmowości łaski, jednak nie może poruszyć miłosierdzia Bożego do
wysłuchania, jako nie zostająca w żadnej proporcji do przedmiotu, o który prosi.
2. Bóg z miłosierdzia swego daje łaski wszystkim ludziom, ponieważ
Chrystus Pan umarł za wszystkich i wszystkim łaski wysłużył. Pismo Św. na
wielu miejscach głosi tę prawdę: „Bóg chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni i
doszli do poznania prawdy” (I Tim. 2, 4), a chce dlatego, że Chrystus jest
Zbawicielem i Pośrednikiem wszystkich. W szczególności Bóg daje łaskę
42
sprawiedliwym, grzesznikom, niewiernym i dzieciom, o ile przy tych ostatnich
nie zajdzie przeszkoda ze strony dorosłych lub ze strony praw przyrody. „Ja
miłuję tych, którzy mnie miłują.” (Przyp. 8, 17). Sprawiedliwy bowiem przez
łaskę uświęcającą nabiera prawa do życia wiecznego, a przez to samo i do łask,
by to życie osiągnąć. Bóg wzywa na licznych miejscach największych
grzeszników do pokuty i nawrócenia, które bez łaski byłoby niemożliwe:
„Nawróćcie się, każdy z drogi swej złej, a dobre czyńcie sprawy wasze” (Jer. 35,
15). „Nie chcę śmierci niezbożnego, ale żeby się nawrócił niezbożny od drogi
swej, a żył” (Ez. 33, 11). „Dzień cały wyciągałem me ręce do ludu niewiernego i
opornego” (Rzym 10, 21). Wreszcie Chrystus „jest światłością prawdziwą,
która oświeca każdego człowieka na ten świat przychodzącego” (Jan 1, 9),
przeto każdego pragnie zbawić.
„Przystępujący do Boga winien wierzyć, że Bóg jest i że nagradza tych,
którzy go szukają” (Żyd. 11, 6), mówi Apostoł, z czego wynika, że do
usprawiedliwienia potrzeba wiary w Boga i jego sprawiedliwość. W jaki tedy
sposób te dwie prawdy mogą być przez niewiernego nabyte, aby się mógł
zbawić? Teologowie wyliczają następujące sposoby, jakimi Bóg tych, którzy z
udzieloną łaską współpracują, doprowadza do wiary i do usprawiedliwienia. Do
jednych Bóg posyła misjonarzy, którzy się zjawiają nieraz w sposób dziwny i
pouczają o głównych prawdach wiary. Innych znowu poucza Bóg przez
wewnętrzne oświecenie tak, że oni poznają te prawdy i starają się według nich
postępować. Do wielu zaś mogą te prawdy dostać się z pierwotnego objawienia
danego prarodzicom, a przez tradycję przechodzącego z pokolenia na pokolenie
tak, że między niewiernymi znajomość tych prawd utrzymała się po dziś dzień.
W jakiej mierze miłosierdzie Boże te sposoby stosuje do niewiernych, nie
wiemy, i dlatego powstaje trudne zagadnienie tyczące się zbawienia wielu
milionów ludzi, a zarazem pobudka do usilnych starań o pomoc dla ich
nawrócenia.
Niektórzy teologowie (Billot) przyrównują wszystkich niemal ludzi
niecywilizowanych do dzieci, jeszcze niedoszłych do używania rozumu i
niezdolnych do zajęcia się sprawami duchowymi, jak Bogiem, moralnością, itp.
Dlatego i los ich po śmierci może być przyrównany do losu dzieci
nieochrzczonych, które po śmierci nie cierpią, a nawet zażywają naturalnej
szczęśliwości. Tacy ludzie — według tej opinii — żyją według praw natury i nie
są zdolni do popełnienia grzechów ciężkich, a przynajmniej niewielu jest takich,
którzy takie grzechy popełniają. Są to zdania godne zastanowienia, ale nie jest to
jeszcze oficjalną nauką Kościoła.
***
43
Każdemu tedy człowiekowi Bóg daje wystarczającą pomoc, aby mógł
poznać główne prawdy wiary i skierować się ku niemu, ale nie wszystkim
udziela tych łask w jednakowej mierze, w tej samej formie i obfitości. Sąd mój o
tym wszystkim, co się odnosi do nadprzyrodzonej dziedziny łaski, jest ze
względu na ograniczoność poznania ludzkiego względny i musi być ostrożny.
Bóg odsłonił tylko rąbek swojej działalności w naszej duszy, pozostawiając
resztę w tajemnicy. Winienem tedy w stosunku do Boga być małym dzieckiem,
a przede wszystkim w tych sprawach z całym zaufaniem dać się prowadzić za
rękę przez Ojca i z całą prostotą duszy wierzyć w to wszystko, co On mi
objawił. W nauce Pana Jezusa żądanie dziecięcej ufności i wiary w stosunku do
prawd objawionych jest bardzo wyraźne, gdy mówi: „Zaprawdę, zaprawdę,
powiadam wam: Ktokolwiek nie przyjmie królestwa Bożego jako dziecię, nie
wnijdzie do niego” (Łuk. 18, 17). Ufam więc bezgranicznie Tobie, o dobry Jezu,
we wszystkim!
13. MIŁOSIERDZIE BOŻE A TAJEMNICA PRZEZNACZENIA
„Których przewidział, tych i przeznaczył,
aby się stali na podobieństwo Syna” (Rzym. 8, 29).
Jakkolwiek Bóg daje łaskę wszystkim ludziom, jednak nie w jednakowej
mierze: jedni otrzymują tę łaskę w stopniu większym, a inni w mniejszym:
„Zlituję się nad kim będę chciał, i będę miłościw, komu mi się podobać będzie”
(Wyjścia 33, 19). Ponieważ to, co Bóg w czasie czyni, od wieków postanowił
uczynić, przeto od wieków przeznaczył pewnych ludzi do większego stopnia
łaski, a innych do mniejszego. Otóż postanowienie Boże, którym jedni
przeznaczeni zostali do większego stopnia laski, a inni do mniejszego, nazywa
się przeznaczeniem. Jak pogodzić przeznaczenie z nieskończonym
miłosierdziem Bożym?
1. Przede wszystkim poznajmy, jak należy rozumieć przeznaczenie,
albowiem pod tym względem wiele było i jest jeszcze błędów. Przeznaczenie
jest częścią Opatrzności, która obejmuje wszystkie stworzenia skierowując je do
celu przeznaczonego. Przeznaczenie zaś skierowuje stworzenia rozumne do celu
nadprzyrodzonego. Według świętego Tomasza, przeznaczenie jest to
„przygotowanie łaski w teraźniejszości i chwały w przyszłości” (S.T.I., q. 21,
a.2). Przeznaczenie, które obejmuje zbawienie pewnych ludzi i środki ku niemu,
44
nazywa się pełnym. Jeżeli zaś ono dotyczy tylko środków ku zbawieniu, nazywa
się niepełnym.
Przeznaczenie jest dogmatem wiary. Pismo św. często mówi o
przeznaczeniu pewnych ludzi do chwały i łaski: „Zasiąść po prawicy mojej,
albo po lewicy, nie jest moją rzeczą dać wam, lecz tylko tym, którym jest to
zgotowane od Ojca mego”, powiedział Pan Jezus do synów Zebedeuszowych
ubiegających się o miejsce po prawicy w królestwie Bożym (Mat. 20 23).
„Których przewidział, tych i przeznaczył, aby się stali podobni na podobieństwo
Syna jego… A których przeznaczył, tych i wezwał, a których wezwał, tych i
usprawiedliwił, a których usprawiedliwił, tych też uwielbił” (Rzym. 8, 29 – 30).
W tym tekście znajdują się wszystkie momenty przeznaczenia do chwały i do
łaski.
Przeznaczenie jest niezmienne, bo opiera się na nieomylnym
przewidzeniu Boga tych wszystkich, którzy umrą w łasce uświęcającej. W
Piśmie Świętym przeznaczenie często nazywa się księgą żywota: „Nie weselcie
się, ze duchy wam ulegają, ale weselcie się z tego, że imiona wasze zostały
zapisane w niebiesiech” (Ł. 10, 20). „Pomagaj im, bo dla ewangelii pracowały
ze mną, z Klemensem i innymi pomocnikami moimi, których imiona są w księdze
żywota” (Fil. 4, 3). Księga żywota jest to jakby spis przeznaczonych, z którego
żadne imię nie będzie wymazane ani na nowo wpisane.
Co się tyczy ilości przeznaczonych do zbawienia i w rzeczywistości
zbawionych, nie da się nic ścisłego powiedzieć, albowiem objawienie nic o tym
pewnego nie mówi. Wyrażenie: „Wielu jest wezwanych, ale mało wybranych”
dotyczy wyróżnienia niektórych świętych spośród innych sprawiedliwych, jak
wyróżnił gospodarz winnicy niektórych robotników (Mat. 26, 16 nn). Podobnie
słowa Pana Jezusa: „Przestronna jest droga, która wiedzie na zatracenie, i wielu
jest takich, którzy przez nią wchodzą” (Mat. 7, 13) stosują się nie do całego
rodzaju ludzkiego, ale tylko do Żydów. Dlatego najlepiej tę kwestię rozumieć
zgodnie z nauką Kościoła, który w modlitwie za żywych i umarłych głosi:
„Samemu Bogu jest znana liczba wybranych mających się znaleźć w niebieskiej
szczęśliwości”.
2. Przeznaczenie zarówno pełne (do chwały i laski), jak i niepełne (tylko
do łaski) jest darmo dane, czyli jest dziełem nieskończonego miłosierdzia
Bożego. Na przeznaczenie do pierwszej łaski żadne zasługi nie wywierają
wpływu, albowiem — jak już wyżej napisano — do pierwszej łaski nie można
ani przysposobić, ani wyprosić jej modlitwą naturalną. Podobnie na
przeznaczenie do dalszych łask i do chwały zasługi nasze nie wywierają
żadnego wpływu. Jeżeli bowiem pierwsza łaska jest tylko dziełem miłosierdzia
Bożego, to choćbyśmy się do dalszych łask przyczynili zasługami, to w
stosunku do uczynków naturalnych będą te łaski dane zupełnie darmo i płynące
45
jedynie z miłosierdzia, ponieważ są zależne od pierwszej łaski, która była darmo
daną.
Zagadnienie przeznaczenia zupełnego ściśle łączy się z łaską wytrwania
faktycznego aż do śmierci. Jest to szczególna łaska uczynkowa, bez której nie
można być zbawionym. Pismo Święte w wielu miejscach powiada, że nawet
sprawiedliwi winni energicznie walczyć z pokusami: „Bądźcie wstrzemięźliwi i
czuwajcie, bo wróg wasz, szatan, krąży jako lew ryczący, szukając kogo by
pożarł. Opierajcie mu się umocnieni w wierze” (I Piotr 5, 8). Dlatego i Pan
Jezus każe uczniom swoim „czuwać i modlić się, by nie popadli w pokuszenie”
(Mat. 26, 41). Natarczywe napominanie sprawiedliwych do ustawicznej
modlitwy dowodzą, iż sprawiedliwi, czyli powołani do łaski, potrzebują
niezwykłej pomocy Bożej, jaką jest szczególniejsza łaska wytrwałości aż do
śmierci. Sobór Trydencki nazywa tę łaskę „wielkim darem wytrwałości aż do
końca”, a Pismo święte podaje wytrwałość w dobrym jako dar wyłącznie Boży,
w żadnym wypadku nie wysłużony (I Piotr 5, 10; Fil. 1, 6). Toteż Kościół w
swoich modlitwach publicznych ustawicznie prosi o wytrwanie wiernych aż do
końca. „Nie odrzucaj mię od oblicza twego i Ducha Świętego twego nie bierz
ode mnie” (Ps. 50, 13).
Jakkolwiek łaski wytrwałości nie można ściśle wysłużyć, można ją jednak
na pewno wyprosić, ponieważ Pan Jezus powiedział: „Jeśli o cokolwiek prosić
będziecie Ojca w imię moje, da wam” (Jan 16, 23). „Proście, a będzie wam
dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a będzie wam otworzone. Każdy
bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka — znajduje, a kołaczącemu będzie
otworzone” (Mat. 7, 7 – 8). Słowo „o cokolwiek” odnosi się do życia
wiecznego. Nic zaś bardziej do życia wiecznego nie odnosi się, niż końcowa
wytrwałość. Ponieważ jest dogmatem wiary, że sprawiedliwy bez szczególnego
przywileju Bożego nie może przez całe życie uniknąć grzechów powszednich,
które usposabiają do ciężkich, przeto czuwanie i modlitwa o tę łaskę dla
wszystkich jest konieczna.
Nikt bez szczególniejszego objawienia nie może być pewny owego
przeznaczenia. Pismo Święte często napomina: „Kto mniema, że stoi, niech
baczy, aby nie upadł” (I Kor. 10, 12). „Ze drżeniem i bojaźnią o zbawienie
wasze się troszczcie” (Fil. 2, 12). To znaczy, że nigdy nie możemy być pewni,
czy w danej chwili jesteśmy w łasce, a tym bardziej, czy jesteśmy przeznaczeni
do chwały. „Nie wie człowiek, czy jest miłości czyli nienawiści godzien” (Ekl. 9,
1). Łaska bowiem zawsze może być utracona, a dekret o przeznaczeniu, jako
zależny tylko od miłosierdzia Bożego, nikomu nie może być znany, chyba że
sam Bóg komuś to objawi.
Są jednak pewne znaki, po których przypuszczalnie możemy wnosić o
naszym przeznaczeniu. Zwyczajnymi znakami przeznaczenia są: powołanie do
wiary katolickiej i życia chrześcijańskiego w Kościele katolickim, a tym
bardziej po wołanie do życia w zakonie lub stanie kapłańskim. Na znaki
46
szczególne wskazuje Pan Jezus w ośmiu błogosławieństwach, a są nimi: pokora,
łagodność, żal za popełnione grzechy, pragnienie sprawiedliwości, miłosierdzie
względem bliźnich, miłość nieprzyjaciół, czystość serca, miłość pokoju,
umartwienie i cierpliwość w przeciwnościach. Najszczególniejszymi znakami
przeznaczenia są: nabożeństwo do Ducha Świętego, do miłosierdzia Bożego, do
Serca Jezusowego, do Eucharystii, do Najświętszej Maryi Panny, przywiązanie
do Kościoła, wielka ufność w miłosierdzie Boże, doskonałe umartwienie
namiętności, pragnienie cierpień dla Chrystusa oraz gorliwość o zbawienie dusz.
***
Skoro jestem chrześcijaninem, Bóg przeznaczył mnie do łaski, ale czy i
do chwały? Nie wiem i, póki żyję, wiedzieć tego z całą pewnością nie będę.
Mogę jednak ufać miłosierdziu Bożemu, które nie chce śmierci wiecznej
grzesznika. Na przeznaczenie do chwały nigdy sam nie zasłużę, ale mogę i
winienem o to się modlić. Skoro modlitwa ufna może wyjednać łaskę
wytrwałości, ufam, że nie zostanie odrzucona, gdy się modlić będę o przyjęcie
mnie kiedyś do Królestwa Bożego, nad czym teraz winienem usilnie pracować.
Postanawiam często wzbudzać akt ufności: :Jezu, ufam Tobie!”
14. CZY JEST ODRZUCENIE?
„Idźcie precz ode mnie, przeklęci,
w ogień wieczny” (Mat. 25, 41).
Między przeznaczeniem a odrzuceniem zachodzi tak głęboka różnica, że
nie można do nich stosować jednych i tych samych pojęć. Z tego bowiem, że
Bóg przeznacza wybranych przed przewidzeniem ich zasług nie znaczy, że
innych odrzuca przed przewidzeniem ich grzechów. Że zaś nie wolno
przypuszczać takiego odrzucenia, wynika z woli Bożej, która — jak
powiedzieliśmy — chce wszystkich ludzi zbawić. Dlatego Kościół potępił naukę
Kalwina, który utrzymywał, że „tych, których Bóg z góry przeznaczył do piekła,
tak kieruje, by grzechy popełniali, aby ich mógł nie bez ich winy potępić” (Inst.
1, 3, c. 24, n. 12). Poznajmy tedy, co to jest odrzucenie i jaka jest nauka
Kościoła pod tym względem.
47
1. Odrzucenie jest to wykluczenie pewnych ludzi za ich grzechy na wieki
od osiągnięcia nieba. Święty Tomasz z Akwinu powiada, że „jak przeznaczenie
jest częścią Opatrzności w stosunku do tych, którzy przez Boga bywają
wyznaczeni do zbawienia wiecznego tak odrzucenie jest częścią Opatrzności w
stosunku do tych, którzy od tego celu odpadną” (I. q. 23, a.3).
Odrzucenie może być uprzedzające przed przewidzeniem winy i
następujące po przewidzeniu grzechów odrzuconego. Odrzucenie uprzednie
może być nadto negatywne, czyli odmówienie mu nieba jako nienależnego
dobrodziejstwa, i pozytywne, czyli przeznaczenie kogoś do piekła przed
przewidzeniem jego grzechów. Otóż pozytywne odrzucenie przed
przewidzeniem upadku jest herezją potępioną przez Sobór Trydencki. Nauka
Kalwina i jego zwolenników jest wyraźnym bluźnierstwem, albowiem odmawia
Bogu świętości, czyni go sprawcą grzechu i przypisuje mu niesprawiedliwość i
okrucieństwo.
Podobnie i przeznaczenie może być uprzedzające zasługi j następujące po
przewidzeniu zasług tych, których przeznacza do nieba. Pod tym względem
nauka teologów zarówno co do przeznaczenia jak odrzucenia uprzedniego
negatywnego nie jest zgodna, a Kościół jeszcze w tej kwestii swego zdania
oficjalnie me wypowiedział. Wszyscy teologowie zgadzają się na to, że Bóg
dorosłym daje niebo tylko za zasługi, że tedy w przeznaczeniu zasługi
poprzedzają chwałę, jak praca poprzedza nagrodę albo środki poprzedzają cel.
Chodzi tylko o to, czy motywem zbawienia pewnych ludzi jest ich zasługa, czy
też miłosierna wola Boża. Podobnie, czy motywem odrzucenia wiecznego są
przewidziane winy potępionych, czy też proste odmówienie im nieba jako
nienależnego im z żadnego tytułu dobrodziejstwa. Otóż pod tym względem
zdania teologów są podzielone. Moliniści są zdania, że motywem przeznaczenia
są zasługi przewidziane, a motywem odrzucenia — winy przewidziane, a
tomiści oświadczają, że tym motywem jest tylko wola Boża.
Według tomistów Bóg z miłosierdzia swego chciał, by niektórzy byli
świętymi i otrzymali nadprzyrodzone szczęście. Dlatego wybrał i wyróżnił ich
od niewybranych powołując do wiary chrześcijańskiej i udzielając im łaski
skutecznej, gdy wszystkim innym dał tylko łaskę dostateczną. Toteż tylko wolna
wola Boża jest przyczyną powołania i wybrania. Dlaczego Bóg tak postępuje,
jest dla nas tajemnicą miłosierdzia Bożego, która się nie sprzeciwia ani mądrości
ani sprawiedliwości Bożej, jak powiada Apostoł: „Zmiłuję się nad tym, komu
jestem miłościw, a miłosierdzie okażę temu, nad kim się ulituję” (Rzym. 9, 15).
Podziwiając tę dobroć Boga, Apostoł w uniesieniu wołał: „O głębokości
bogactw, mądrości i umiejętności Bożej! Jakże niepojęte są sądy jego i
niedościgłe drogi jego!” (Rzym. 11, 33).
48
2. Według molinistów Bóg przewidział od wieków, że pewni ludzie będą
współpracowali z łaskami, jeżeli je otrzymają, aż do końca swojego życia. Za te
przewidziane zasługi postanawia z nieskończonego miłosierdzia swego udzielić
im tych łask i w ten sposób doprowadzić do nieba. A więc motywem
przeznaczenia tych ludzi do nieba są przewidziane ich zasługi, jak to wynika ze
słów Pana Jezusa: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, i posiądźcie królestwo
zgotowane wam od założenia świata. Albowiem łaknąłem, a nakarmiliście mię,
pragnąłem, a daliście mi pić; gościem byłem, a przyjęliście mnie, nagim, a
przyodzialiście mię, chorym, a nawiedziliście mię, więźniem, a przyszliście do
mnie” (Mat. 25, 34 – 36).
Dobre tedy czyny Świętych są przyczyną zarówno otrzymania królestwa
Bożego, jak i zgotowania tego królestwa od założenia świata, czyli
przeznaczenia, gdyż partykuła „albowiem” odnosi się do jednego i do drugiego.
Inaczej sens tekstu byłby nielogiczny: za zasługi otrzymacie królestwo, które
było dla was przygotowane nie za wasze zasługi. Zresztą objawienie — jak już
powiedzieliśmy — wyraźnie podaje, że Bóg pragnie wszystkich ludzi zbawić.
Lecz ta wola Boża nie byłaby aktualna ani szczera, gdyby Bóg jednych przed
przewidzeniem ich zasług przeznaczył do nieba, a drugich przed przewidzeniem
ich grzechów wykluczył od tego nieba, jak to wynikałoby ze zdania tomistów.
Podobnie jest i z odrzuceniem. „Idźcie precz ode mnie, przeklęci, w ogień
wieczny, który zgotowany jest diabłu i aniołom jego. Albowiem łaknąłem, a nie
nakarmiliście mnie, pragnąłem, a nie daliście mi pić, byłem gościem, a nie
przyjęliście mnie, nagim, a nie przyodzialiście mnie, chorym i więźniem, a nie
nawiedziliście mnie” (Mat. 25, 41 – 43). Tutaj brak zasług u potępionych przez
partykułę „albowiem” łączy się z potępieniem jak przyczyna ze skutkiem. Przy
tym zauważyć należy, że gdy królestwo dla sprawiedliwych „zgotowane jest od
założenia świata”, to „ogień wieczny” chyba nie był zgotowany od założenia
świata, albowiem Zbawiciel nic o tym nie mówi, a tylko podaje wprost
„zgotowany diabłu”, czyli po przewidzeniu jego upadku, jak i po przewidzeniu
win potępionych ludzi.
System molinistów bardziej odpowiada świętości, dobroci i miłosierdziu
Bożemu, albowiem bardziej wyjaśnia Wolę Bożą co do zbawienia wszystkich
bez wyjątku ludzi, nikogo nie wykluczając przed przewidzeniem ich ciężkich
grzechów i sprzeciwiania się tej zbawczej woli. Natomiast zdanie tomistów,
jakkolwiek teoretycznie bardzo się różni od potępionego przez Kościół Kalwina,
to w praktyce jest bardzo podobne, albowiem na jedno wychodzi, czy skazać
kogoś do piekła przed przewidzeniem jego win, czy wykluczyć go albo nie
wybrać do nieba również przed przewidzeniem jego grzechów.
Wreszcie za zdaniem molinistów przemawiają groźby Pana Jezusa na
opornych mu Żydów i obietnica nieba jako nagrody dla jego wyznawców.
Zachęcając odrzuconych do dobrych uczynków obietnicą nagrody niebieskiej,
Chrystus poniekąd natrząsałby się z nich, skoro oni byliby już z góry
49
przeznaczeni na pozbawienie tego nieba. Podobnie płacz Pana Jezusa nad
Jerozolimą byłby niezrozumiały, gdyby mieszkańcy tego miasta byli z góry
wykluczeni od wejścia do nieba. Toteż system tomistów wydaje się być mniej
stosowny, a nawet nie licuje z nieskończonym miłosierdziem Bożym, które
pragnie zbawienia wszystkich ludzi. Natomiast system molinistów godzi
zbawczą wolę miłosiernego Boga z faktycznym potępieniem wielu, a to
potępienie godzi ze wszystkimi doskonałościami Pana Boga.
***
Bóg więc z jednej strony decyduje o zbawieniu człowieka
przeznaczonego do jego osiągnięcia i przygotowuje mu środki, przy pomocy
których on na pewno zbawienie osiągnie — a z drugiej strony powołuje do
zbawienia także i odrzuconego człowieka, przygotowując mu również środki
dostateczne, aby zbawienie otrzymał. Przewidując jednak jego grzechy i
ostateczną niepokutę, orzeka o jego odrzuceniu. Odrzuceni czynią się więc sami
potępionymi, mimo że wola Boża przyznaje im niebo i wszystkie łaski
potrzebne do jego osiągnięcia. „Bóg śmierci nie uczynił i nie weselił się w
zatraceniu żywych” (Mądr. 1, 13). Przeciwnie, stworzył niebo i powołuje
wszystkich do niego, dając z miłosierdzia swojego odpowiednie środki, by
mogli wejść do niego. „Chwalcie Pana, bo na wieki miłosierdzie jego!”
15. MIŁOSIERDZIE BOŻE W ŁASCE UŚWIĘCAJĄCEJ
(USPRAWIEDLIWIENIE)
„Byliście me gdyś ciemnością, ale teraz
staliście się światłością” (Ef. 5, 8).
Celem, dla którego Bóg daje człowiekowi łaski uczynkowe, jest łaska
uświęcająca, która dopiero sprowadza stały stan świętości i usprawiedliwienia
duszy. Przez nią dopiero człowiek staje się świętym i miłym Bogu, dzieckiem
Boga, bratem Chrystusa, świątynią Trójcy Przenajświętszej, współobywatelem
Świętych, domownikiem i zaufanym przyjacielem Boga. Dopiero łaska
uświęcająca wyzwala człowieka z niewoli księcia ciemności i czyni obywatelem
królestwa światłości. Dlatego Apostoł mówi: „Byliście niegdyś ciemnością, ale
teraz staliście się światłością w Panu”. Stąd łaska uświęcają ca jest darem o
50
wiele cenniejszym od łaski uczynkowej, która jest czymś przemijającym i
środkiem do otrzymania i pomnożenia tamtej, i dlatego łaska uświęcająca
nazywa się łaską w ścisłym tego słowa znaczeniu. Łaska uświęcająca sprowadza
— jak powiedzieliśmy — usprawiedliwienie człowieka, przeto nasamprzód
poznajmy katolicką naukę o usprawiedliwieniu, której przeciwstawiają się
błędnowiercy.
1. Usprawiedliwienie polega na usunięciu z duszy grzechów i otrzymaniu
od Boga łaski uświęcającej oraz darów nadprzyrodzonych. Protestanci natomiast
nauczają, że jedynie wiara sprowadza usprawiedliwienie. Przy tym przez wiarę
rozumieją ufność, że dla zasług Chrystusa Pana wierzącym grzechy są
odpuszczone.
Według nauki katolickiej wiara jest tylko konieczną dyspozycją do
usprawiedliwienia, ale sama wiara nie wystarczy. Przy tym wiara ta nie jest
ufnością, że grzechy zostały od puszczone, ale nadprzyrodzonym uznaniem za
prawdę wszystkiego, co Bóg objawił. Taka wiara jest dyspozycją koniecznie
potrzebną do usprawiedliwienia, jak powiada Apostoł: „Bez wiary nie podobna
podobać się Bogu, a przystępujący do Boga winien wierzyć, że Bóg jest i że
nagradza tych, którzy go szukają” (Żyd. 11, 6). Konieczność takiej wiary do
usprawiedliwienia jest głównym tematem listów św. Pawła do Rzymian i do
Galatów: „Wiemy, że człowiek nie dostępuje łaski usprawiedliwienia z uczynków
Zakonu (Mojżeszowego), jeno przez wiarę Jezusa Chrystusa” (Gal. 2, 16).
Według protestantów każdy, kto chce być usprawiedliwiony, winien
mocno wierzyć, że mu grzechy dla zasług Jezusa Chrystusa zostały
odpuszczone. Ale czy na podstawie objawienia można zdobyć pewność
moralną, że grzechy są od puszczone? Przeciwnie, św. Paweł powiada: „Do
niczego się nie poczuwam, ale przez to nie jestem usprawiedliwiony, gdyż sędzią
moim jest Pan” (I Kor. 4, 4). Podobnie mówi mędrzec natchniony Starego
Testamentu: „Nie wie człowiek, czy jest miłości czyli nienawiści godzien. Ale
wszystkie rzeczy na przyszły czas zachowane są niepewne” (Ekl. 9, 1). A rzeczy
niepewne z objawienia nie mogą być przedmiotem wiary.
Do usprawiedliwienia sama wiara nie wystarcza, a potrzebne są jeszcze
inne dyspozycje duszy. Przede wszystkim potrzebna jest bojaźń sprawiedliwości
Bożej i ufność w jego nieskończone miłosierdzie. Następnie trzeba obrzydzić
sobie grzechy i szczerze za nie odpokutować, z postanowieniem użycia środków
ustanowionych przez Chrystusa Pana na odpuszczenie grzechów. Sobór
Trydencki podaje jeszcze akty, które zazwyczaj poprzedzają usprawiedliwienie,
jak modlitwa, uczynki miłosierdzia itp. (sess. 6, can. 9).
Pismo Święte poucza, że sama wiara bez innych dyspozycji nie wystarczy
do usprawiedliwienia: „Uczynki usprawiedliwiają człowieka, a nie sama
wiara… Bo jak ciało bez ducha jest martwe, tak i wiara bez uczynków martwa
51
jest” (Jak. 2, 24 – 26). A św. Paweł mówi: „Gdybym miał dar proroctwa, znał
wszystkie tajemnice i posiadł wszelką wiedzę, a wiarę miałbym taką, iżbym
przenosił góry, a miłości bym nie miał, niczym nie jestem” (I Kor. 13, 2), —
żąda tedy na pierwszym miejscu miłości do usprawiedliwienia, albowiem
„wiara tylko przez miłość jest czynna” (Gal. 5, 6). Pan Jezus podobnie do
miłości przywiązuje wielką wagę, gdy mówi: „Odpuszczone są liczne jej
grzechy, bo wielce umiłowała. A komu mniej odpuszczają, mniej miłuje” (Łuk.
7, 47).
Powyższe akty nie zawierają się z konieczności w wierze, albowiem
codzienne doświadczenie przekonywa nas, że wiara nawet bardzo intensywna
może istnieć bez tych aktów, co potwierdza i Pismo Święte: „Kto bez bojaźni
jest, nie będzie mógł być usprawiedliwiony” (Ekl. 1, 28). „Nadzieją jesteśmy
zbawieni” (Rzym. 8, 24). „Kto ma nadzieję w Panu, uzdrowiony będzie”
(Przyp. 28, 25) Jako dalsze przygotowanie do usprawiedliwienia Pismo Święte
wymienia modlitwę, post i jałmużnę, a najbardziej uczynki miłosierdzia, bez
których modlitwa sama nie ma wartości: „Nie każdy, który mi mówi: Panie,
Panie! — wejdzie do królestwa niebieskiego. Ale kto wypełnia wolę Ojca mego,
który jest w niebiesiech, ten wejdzie do królestwa niebieskiego” (Mt. 7, 21).
2. W szczególności nauka katolicka głosi, że do usprawiedliwienia sama
wiara nie wystarcza, ale potrzebne są jeszcze inne — już wspomniane
dyspozycje duszy. Sprawiedliwym nazywa się nie tylko ten, kto spełnia
nadprzyrodzone uczynki zgodne z wiarą i rozumem, ale i ten, kto jest stale w
łączności z Bogiem, poddając mu rozum i wolę, a tym władzom niższe władze
cielesne, chociaż w pewnym czasie nie spełnia uczynków dobrych. Chodzi tu
bowiem o stały stan sprawiedliwości, a nie o sprawiedliwe czynności. Stan zaś
ten wytwarza w duszy łaska uświęcająca, która odwraca człowieka od grzechu,
a skierowuje go ku Bogu.
Przede wszystkim przy usprawiedliwieniu odpuszczają się i gładzą
grzechy człowieka. Pismo Święte posługuje się rozmaitymi wyrażeniami, by
ujawnić prawdziwe odpuszczenie i zgładzenie grzechów: „Oto Baranek Boży,
oto, który gładzi grzechy świata” (Jan 1, 29). „Według mnóstwa litości twoich
zgładź nieprawość moją” (Ps. 50, 3). „Jako daleka jest wschód od zachodu, tak
oddalił od nas nieprawości nasze” (Ps. 102, 12). „Zgrzeszyłem Panu! I rzekł
Natan: Pan też przeniósł grzech twój, nie umrzesz” (II Reg. 12, 13). Grzechy w
Piśmie Świętym nazywa się zmazą, brudem, nieczystością, z których dusza przy
usprawiedliwieniu się obmywa, oczyszcza i wybiela: „Choćby były grzechy
wasze jako szkarłat, jako śnieg wybieleją; i choćby były czerwone jako
karmazyn, będą białe jako wełna” (Iz. 1, 18).
Stan grzechu przyrównuje Pismo Święte do stanu śmierci, do ciemności, a
stan usprawiedliwienia — do życia i do światła: „My wiemy, żeśmy przeszli ze
52
śmierci do życia, bo miłujemy braci” (I Jan 3, 14). „Niegdyś byliście
ciemnością, lecz teraz staliście się światłością w Panu” (Ef. 5, 8). Z tych i
innych urywków Pisma Świętego widać, że Bóg prawdziwie i rzeczywiście
gładzi grzechy, a nie przykrywa je tylko, jak utrzymują protestanci. Bo jeśli
przykryte, to w oczach Bożych nie są ani zmyte, ani zgładzone, ani usunięte.
Sprawiedliwy byłby nadal w ciemnościach i miałby w sobie coś godnego
potępienia. Tymczasem usprawiedliwionych Pismo Święte nazywa świętymi,
przyjaciółmi i dziećmi Boga.
Grzesznik nadto przez usprawiedliwienie otrzymuje łaskę uświęcającą,
która go wewnętrznie odnawia, odradza, czyni świętym i miłym Bogu. Pismo
święte nazywa usprawiedliwionego grzesznika odnowionym na duszy:
„Odnówcie się tedy duchem umysłu waszego i obleczcie się w nowego
człowieka, który według Boga stworzony jest w sprawiedliwości i świętości
prawdy” (Ef. 4, 23); nazywa go również odrodzonym na nowo przez Ducha
Świętego: „Jeśli się kto nie odrodzi z wody i z Ducha Św., nie może wnijść do
królestwa Bożego” (Jan 3, 5). Dusza po usprawiedliwieniu jest nowym
stworzeniem: „Gdyśmy byli umarłymi przez grzech, ożywił nas w Chrystusie”
(Ef. 2, 5), uczestniczących w Boskiej naturze: „abyście stali się uczestnikami
Bożej natury, wystrzegając się nawet skazy pożądliwości” (II Piotr 1, 4).
***
Jak każda łaska, tak i usprawiedliwienie jest dziełem Ducha Świętego: on
oczyszcza duszę z grzechów, on ją odradza i czyni uczestnikami Bożej natury,
zamieszkując w niej, on kształtuje Bożego człowieka i wlewa weń
nadprzyrodzone Boskie życie. Duchu Święty, Tyś przedziwny w Świętych
Swoich, kształtujesz każdego według swego wzoru, według ideału, jaki był
przed wiekami w zamiarach Bożych. I mnie kształtowałeś od początku aż do
chwili obecnej. Nieraz byłem oporny Twemu działaniu, ale Ty zdołałeś
przełamać mój opór i ufam, że doprowadzisz swe dzieło do końca.
53
16. MIŁOSIERDZIE W ŁASCE UŚWIĘCAJĄCEJ
(PRZYMIOTY USPRAWIEDLIWIENIA)
„Kto nie będzie tkwił we mnie,
odrzucony będzie precz, niby latorośl” (J. 15, 6).
Nie wystarczy otrzymać usprawiedliwienie, trzeba jeszcze czuwać nad
jego utrzymaniem, ponieważ ono jest utracalne, nierówne i niepewne.
1. Pismo święte w wielu miejscach mówi o utracalności
usprawiedliwienia, która następuje po każdym ciężkim grzechu: „Sprawiedliwy
nie będzie mógł żyć w sprawiedliwości swej, któregokolwiek dnia zgrzeszy” (Ez.
33, 12). „Nie łudźcie się: ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy,
ani rozwięźli, ani sodomczycy, ani złodzieje, ani skąpcy, ani opoje, ani
oszczercy, ani grabieżcy nie posiądą królestwa Bożego” (I Kor. 6, 9 – 10).
Dlatego Chrystus napomina swych uczniów, by czuwali i modlili się:
„Czuwajcie i módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie” (Mat. 26, 41).
Dlatego Apostoł przestrzega : „Kto mniema, że stoi, niech baczy, aby nie upadł”
(I Kor. 10, 12); dlatego poleca starać się o zbawienie ze drżeniem i wielką
bojaźnią: „Ze drżeniem i bojaźnią o zbawienie wasze się troszczcie” (Fil. 2, 12).
Te upomnienia byłyby zbyteczne, gdyby sprawiedliwość raz otrzymana nie
mogła być utracona.
Pismo Święte również podaje fakty, że wielu posiadało
usprawiedliwienie, a potem przez grzechy ciężkie łaskę posiadaną utraciło.
Takimi byli nasi prarodzice, źli aniołowie oraz Saul, Dawid, Salomon, Piotr,
Judasz. Przy tym zaznacza, że wielu z nich utraconego usprawiedliwienia nie
odzyskało, jak np: szatani. Inni czynili pokutę, jak np: Piotr czy Dawid i dzięki
odzyskanej łasce, przez miłosierdzie Boże otrzymali usprawiedliwienie
powtórne. A więc łaska uświęcająca jest utracalna. Dlatego Apostoł mówi o
sobie: „Ja tedy tak biegnę, nie jakoby na oślep; tak walczę, nie jakobym wiatr
uderzał, ale karcę ciało moje i do posłuchu przymuszam, abym snadź innych
nauczając, sam nie był odrzuconym” (I K. 9, 26 – 27).
Łaska i grzech nigdy i nigdzie razem w duszy ostać się nie mogą. Gdzie
jest grzech, tam łaska ustąpić musi i na odwrót: są to bowiem stany przeciwne
sobie. Przez łaskę zwraca my się ku Bogu, cenimy go i kochamy ponad
wszystkie stworzenia, stajemy się przyjaciółmi i dziećmi Bożymi. Przez grzech
54
zaś ciężki odwracamy się od Boga, pogardzamy nim, więcej cenimy stworzenia
niż Stwórcę, stajemy się sługami szatana i jego nasieniem. Otóż dwa stany nigdy
nie mogą istnieć w duszy jednocześnie, a zawsze przez grzech ciężki traci
człowiek łaskę uświęcającą i tym samym usprawiedliwienie.
Grzechy lekkie nie umniejszają łaski uświęcającej, a tym bardziej jej nie
usuwają, albowiem grzechy lekkie nie odwracają człowieka od Boga i dlatego
nie przeszkadzają łasce i miłości Bożej pozostawać w duszy. Jest dogmatem
wiary, że nikt przez dłuższy czas nie może być bez grzechów lekkich. Przeto nie
byłoby sprawiedliwych ludzi na ziemi, gdyby takie grzechy sprowadzały utratę
łaski. Według Pisma św. „siedemkroć sprawiedliwy upada” (Przyp. 24, 16), a
mimo to nazywa się nadal sprawiedliwym. Apostoł Jakub był sprawiedliwy, a
mówi: „Wszyscy w wielu rzeczach (małych) upadamy” (3, 2), stosując to i do
siebie.
Jakkolwiek grzechy lekkie nie zmniejszają łaski uświęcającej, ale
dobrowolne i częste zmniejszają gorliwość do dobrego i usposabiają do grzechu
ciężkiego, albowiem wytwarzają skłonność do złego. „Kto gardzi małymi
rzeczami, pomału upadnie” (Ekl. 19, 1), gdyż zmniejsza się bojaźń grzechu i
słabnie siła oporu.
2. Sprawiedliwość otrzymana jest nie tylko utracalna, ale i nierówna u
wszystkich, a w tym samym sprawiedliwym może wzrastać. Wielkość bowiem
łaski usprawiedliwiającej zależy od woli Bożej i od przygotowania i współpracy
człowieka, który ma być usprawiedliwiony. Ponieważ to przygotowanie i
współpraca nie u wszystkich ludzi są jednakowe, przeto nawet ze strony
przyjmujących nie ma równości. Pierwszą jednak przyczyną możności
usprawiedliwienia jest Bóg, który rozmaicie swoje dary rozdziela, tak że już
pierwsze usprawiedliwienie bywa nierówne, jak powiada Apostoł: „Każdemu z
nas dana jest łaska według miary daru Chrystusowego” (Ef. 4, 7).
Otrzymane usprawiedliwienie może być powiększone przez dobre
uczynki sprawiedliwych, jak utrzymuje Apostoł: „Który (Bóg) odda każdemu
według uczynków jego” (Rzym 2, 6); „Inna jest jasność słońca, inna księżyca, a
jeszcze inna jasność gwiazd. Bo gwiazda od gwiazdy różni się w jasności” (I
Kor. 15, 41). To znaczy, że Bóg nie wszystkich jednakowo nagradza w niebie, a
więc i usprawiedliwienie na ziemi nie jest jednakowe i może się powiększać
przez dobre uczynki: „Wzrastajcie w łasce i poznaniu Pana naszego Jezusa
Chrystusa” (II Piotr 3, 18). „Kto jest sprawiedliwy, niech wzrasta w
sprawiedliwości, a święty, niech się bardziej uświęca (Obj. 22, 11).
Możliwość wzrostu w łasce wypływa z samej natury łaski. Łaska bowiem
jest podobieństwem z Bogiem, a to podobieństwo może być coraz większe i
doskonalsze. Łaska również jest narodzeniem duchowym, a jak zrodzeni rosną
w siły i w rozmiar, tak i człowiek rośnie w łasce: „Każdy, który się narodził z
55
Boga, grzechu się nie dopuszcza, bo naród Boży w nim trwa i nie może grzeszyć,
bo z Boga narodzony jest” (I Jan 3, 9).
Na czym polega wzrost łaski? Na wzroście intensywności łaski jak wzrost
np. światła lub ciepła. Przez powiększenie intensywności łaski dusza staje się
coraz piękniejsza i czystsza, nabiera coraz większego upodobanie w Bogu i jest
z nim w coraz ściślejszej przyjaźni. Wzrost ten nie ma granic ze względu na
Boga, ale ze względu na nasz wzrost ma on granice tak, że nikt nie może dojść
do miary łaski Najświętszej Maryi Panny, a tym mniej do miary łaski Pana
Jezusa jako człowieka (Ef. 4, 11 – 13). „Oto na nowo w boleści was rodzę,
dopóki nie odtworzy się w was obraz Chrystusa” (Gal. 4. 19).
Wreszcie usprawiedliwienie jest niepewne tak, że nikt bez specjalnego
objawienia nie może być pewny pewnością wiary, że jest usprawiedliwiony.
Wierzyć bowiem możemy tylko w to, co Bóg nam objawił. Wprawdzie Bóg
objawił, że wszystkim prawdziwie pokutującym grzechy zostaną odpuszczone,
— ale czy ta pokuta u poszczególnych ludzi była taka, jaka winna być do
odpuszczenia grzechów, tego Bóg nie objawił i nie objawia. Do odpuszczenia
grzechów na spowiedzi potrzeba żalu dostatecznego z pobudek
nadprzyrodzonych, a poza spowiedzią — żalu doskonałego z zamiarem
wyspowiadania się. Lecz nikt nie może na pewno wiedzieć, czy jego żal był
nadprzyrodzony, a tym bardziej, czy jego żal był doskonały. „Kto może mówić:
czyste jest serce moje, jestem wolny od grzechu?” (Przyj. 20, 9).
Jeśli nawet święty Paweł nie był pewny swego usprawiedliwienia, gdy
pisał: „Do niczego się nie poczuwam, ale przez to nie jestem usprawiedliwiony,
gdyż sędzią moim jest Pan” (I Kor. 4, 4), to któż z ludzi może mieć taką
pewność? Dlatego teologowie nauczają, że człowiek może mieć tylko moralną
pewność co do swego usprawiedliwienia, czyli większą lub mniejszą zależnie od
znaków, na których swe przypuszczenie opiera. Takimi znakami mogą być:
zachowanie przykazań Bożych, nienawiść grzechu, świadectwo dobrego
sumienia, gorliwość w dobrem, duch pokuty, zamiłowanie w modlitwie,
cierpliwość w przeciwnościach, częste przystępowanie do sakramentów,
nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny, a przede wszystkim ufność w
nieskończone miłosierdzie Boże.
***
Niepewność usprawiedliwienia jest dziełem miłosierdzia Bożego,
albowiem utrzymuje nas w pokorze ustawicznej, że nie wiemy, „czy miłości, czy
też nienawiści jesteśmy godni” (Ekl. 9, 1). Ta niepewność pobudza nas do
należytego szacunku dla bliźnich naszych, którzy może są bardziej
usprawiedliwieni niż my. Ale przede wszystkim ta niepewność nie pozwala nam
56
ufać swoim zasługom z rzekomo dobrych naszych uczynków płynącym, a
przeciwnie pobudza nas ku ufności w nieskończone miłosierdzie Boże,
„składając nań wszelką troskę naszą, bo on ma pieczę o nas” (I Piotr 5, 7).
Toteż za tę nie pewność, nierówność i utracalność usprawiedliwienia będę
dziękował Najmiłosierniejszemu Zbawicielowi ustawicznie.
17. MIŁOSIERDZIE W ŁASCE UŚWIĘCAJĄCEJ
(NATURA TEJ ŁASKI)
„Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa i miłość
Boża i uczestnictwo Ducha Święte go niech będzie
z wami wszystkimi (II Kor. 13, 13).
Niektórzy teologowie średniowieczni utożsamiali łaskę uświęcającą z
Duchem Świętym i miłością Boga. Dlatego będzie pożyteczną rzeczą poznać
naturę łaski uświęcającej i stosunek jej do Ducha Świętego i miłości Boga, jak
tego naucza Kościół katolicki.
1. Łaska uświęcająca nie jest to sam Duch Święty, lecz jest to dar przez
Ducha Świętego dany. Duch Święty jest przyczyną sprawczą łaski uświęcającej,
jak powiada Apostoł: „Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha
Świętego, który nam jest dany” (Rzym. 5, 5). Jakkolwiek miłość — jak
zobaczymy — prawdopodobnie nie jest łaską, ale zwykle nierozdzielnie łączy
się z nią i różni się od Ducha Świętego, jak skutek od przyczyny. Dlatego św.
Augustyn pisze: „Ile jest różnicy między światłem, które coś oświeca, i tym,
przez które coś bywa oświecone, tyle i między Mądrością, która stwarza, tą,
która jest stworzona, jak i między Sprawiedliwością usprawiedliwiającą i
sprawiedliwością, która przez usprawiedliwienie została uczyniona” (Wyzn. ks.
12, r. 13, 20).
A więc łaską uświęcająca jest to nadprzyrodzona własność fizyczna,
tkwiąca stale w duszy na sposób stałej dyspozycji istotnej. Nie jest to więc
nieprzerwany szereg łask uczynkowych, przez które człowiek sprawiedliwy
uzdalnia się do nadprzyrodzonych uczynków, ani też moralne trwanie
nadprzyrodzonych uczynków, dokonanych w przeszłości, — lecz jest to dar
Ducha Świętego pozostaje stale w duszy jako własność nadprzyrodzona
czyniąca nas miłymi Bogu. Przez ten dar człowiek z grzesznego stanu dzieci
Adama przenosi się do stanu dzieci Bożych. Łaskę tę otrzymują i niemowlęta na
57
chrzcie świętym, przeto nie może ona polegać na przeszłych aktach
nadprzyrodzonych, których dzieci jeszcze mieć nie mogły, — ani na łaskach
aktualnych ustawicznie wlewanych do ich duszy.
Łaska uświęcająca jest więc rzeczą fizyczną i stałą, — atoli nie jest rzeczą
samą w sobie istniejącą, ale jest własnością tkwiącą w duszy na sposób stałej
dyspozycji. Przez łaskę bowiem uświęcającą dusza odradza się do nowego życia
(Jan 3, 5), odnawia, jak gdyby na nowo się stwarza nabierając uczestnictwa w
naturze Boga, jak powiada Apostoł: „Abyście się stali uczestnikami Bożej
natury” (II Piotr 1, 4). Te wyrażenia Pisma Św. mogą się stosować tylko do
stałej własności tkwiącej w duszy na sposób dyspozycji.
Stała dyspozycja może należeć albo do istoty rzeczy (np. stały stan
zdrowia) albo do jej działania. Ponieważ do działania nadprzyrodzonego Bóg
daje — jak zobaczymy — nowe władze — tak zwane cnoty wlane, przeto łaska
uświęcająca jest stałą dyspozycją istotową, a nie czynnościową, — jest raczej
warunkiem koniecznym dyspozycji czynnościowych, jakimi są cnoty wlane. Ta
łaska sprawuje, że dusza ma się sama w sobie dobrze, jest odrodzona,
wyniesiona do stanu nadprzyrodzonego i wewnętrznego pokoju Bożego.
Jakkolwiek łaska uświęcająca jest dyspozycją istotową, to jednak różni się
ona realnie od duszy i jej władz naturalnych, albowiem w skutkach swoich
przewyższa wszystkie naturalne zdolności duszy. Jak już powiedzieliśmy czyni
ona duszę uczestniczką natury Bożej, przybranym dzieckiem Bożym,
mieszkaniem Ducha Świętego i całej Trójcy Przenajświętszej, co w żaden
sposób nie może się dokonać siłami naturalnymi duszy. Gdyby łaska
uświęcająca nie różniła się realnie od duszy, nie byłaby dla niej konieczna do
nadprzyrodzonego życia.
Łaska uświęcająca jest uczestnictwem samej natury Bożej, jak to wynika
z przytoczonego już urywku Listu świętego Piotra, jak również i z innych
cytowanych już miejsc Pisma Świętego, które mówią o nowym narodzeniu,
odnowieniu się i wszczepieniu w naturę Bóstwa. Jak przy narodzeniu z ludzi
otrzymujemy naturę ludzką, tak przy narodzeniu z Boga otrzymujemy naturę
Boską, jak powiada Ewangelia: „A wszystkim, którzy go przyjęli i uwierzyli w
imię jego, dał moc, aby się stali synami Bożymi; którzy nie z krwi, ani z
pożądliwości ciała, ani też z woli ludzkiej), ale z Boga się narodzili” (Jan 1, 12).
Czy łaska uświęcająca różni się od cnoty miłości? Niektórzy teologowie
utożsamiają łaskę i miłość wlaną, ale większość poważnych teologów jest
zdania odmiennego. Między innymi za realną różnicą między łaską uświęcającą
i miłością wypowiada się św. Tomasz, albowiem Pismo Święte zdaje się mówić
o łasce i miłości jako o różnych darach: „Łaska… i miłość Boża niech będzie z
wami wszystkimi” (2 Kor. 13, 13). „Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych
przez Ducha Świętego” (Rzym. 5, 5). A więc udzielenie Ducha Świętego
poprzedza miłość jak przyczyna poprzedza skutek, mówi Doktor Anielski, a w
58
tym wypadku tym Duchem zdaje się być łaska, która jest realnie różna od
miłości. Zresztą jak w porządku naturalnym dusza jest różna od swych władz,
przez które ona działa, tak i w porządku nadprzyrodzonym łaska jest zasadą
nowego bytowania, a miłość — jako cnota wlana — jest zasadą nowego
działania, przeto realnie łaska różni się od miłości.
2. W jaki sposób dokonuje się uczestnictwo nasze w naturze Bożej? Przez
nadprzyrodzone upodobnienie duszy do Boga. Niektórzy teologowie mówią
tylko o moralnym upodobnieniu, które polega na stałym naśladowaniu świętości
Bożej w myślach, słowach i czynach. Niewątpliwie naśladowanie świętości
upodabnia nas do Boga, ale to jeszcze nie czyni nas uczestnikami natury
Boskiej. Dlatego św. Tomasz i większość wybitnych teologów mówią o
fizycznym upodobnieniu. Ponieważ łaska uświęcająca jest fizyczną
nadprzyrodzoną własnością duszy, przeto i uczestnictwo w Boskiej naturze,
które powoduje łaska, winno być fizycznym upodobnieniem się duszy do Boga.
Jak widzieliśmy, Pismo Święte mówi, że uczestnictwo w naturze Bożej jest
nowym stworzeniem, jest nasieniem Bożym w nas, a to nie oznacza moralne ani
też fizyczne upodobnienie się duszy z Bogiem.
Wprawdzie człowiek z natury jest podobny do Boga duszą swoją
duchową: „Uczyńmy człowieka na wyobrażenie i na podobieństwo nasze”
(Rodz. 1, 26). Dlatego człowiek został nazwany obrazem Boga i z natury swojej
uczestniczy w naturze Boga. Atoli uczestnictwo przez łaskę jest znacznie
wyższe nie tylko co do stopnia, ale i co do istoty swojej, albowiem przewyższa
wszelkie zdolności i wymagania natury stworzonej. Uczestnictwo w naturze
Bożej przez łaskę polega na upodobnieniu w tym, co w naturze jest
właściwością tylko Boga. Właściwością Boga z natury jest nieskończona jego
duchowość, dzięki której Bóg siebie bezpośrednio poznaje i kocha.
Bezpośrednie poznawanie i miłowanie siebie jest istotą życia Bożego, właściwą
tylko Bogu. Otóż i uczestnictwo w naturze Bożej jest nadprzyrodzonym
uduchowieniem duszy, umożliwiającym bezpośrednio oglądanie Boga i
miłowanie go miłością odpowiadającą temu widzeniu.
Dusza przez łaskę uświęcającą staje jakby na wyżynach Bożych, z
których czasami nawet za życia ziemskiego widzi Boga oczami duszy (św.
Teresa od P. Jezusa, św. Jan od Krzyża itp.), obcuje z nim, porozumiewa się i
kocha miłością niewypowiedzianą. Dzięki nieskończonej duchowości Boga
żadne stworzenie nie jest zdolne bezpośrednio zobaczyć Boga, choćby ono było
najdoskonalsze. Otóż łaska uświęcająca udziela duszy takiego stopnia
wewnętrznego uduchowienia, by poprzez mroki mogła zobaczyć najwyższą
Duchowość jeszcze tu na ziemi oczyma wiary i mogła ją odpowiednio
umiłować. W życiu zaś przyszłym to oglądanie i miłość nastąpi przez tak zwane
światło chwały (lumen gloriæ), do czego daje prawo łaska uświęcająca.
59
***
Duchu Święty, Ty jesteś ogniwem spajającym niebo z ziemią. Ty
ogarniasz wszystkich należących do rodziny Bożej przez swoją łaskę
uświęcającą, jak również kojarzysz niebieskie chóry i łączysz je w
nierozerwalne zastępy. Dzięki Tobie krążą one około tronu Bożego, dzięki
Tobie oglądają Przedwiecznego i w miłości niewypowiedzianej napawają się
szczęściem wiecznym. Ogarnij nas swoją miłością, byśmy nie biegli na
bezdroża skalane zbrodniami, — zespalaj nas swoją łaską, byśmy z zachwytem
słuchali głosu Twego, — obdarzaj nas miłosierdziem, by łaska Twoja nigdy na
próżno nie była nam daną (I Kor. 15, 10).
18. MIŁOSIERDZIE BOŻE W ŁASCE UŚWIĘCAJĄCEJ
(SKUTKI TEJ ŁASKI).
„Jesteście współobywatelami świętych
i domownikami Boga” (Ef. 2, 19).
Z poznania natury łaski uświęcającej wypływa i poznanie jej skutków, o
których już częściowo wspomnieliśmy. I na odwrót, z poznania skutków tej
łaski jeszcze lepiej zrozumiemy jej naturę. Skutki łaski uświęcającej są
negatywne i pozytywne.
1. Negatywnym skutkiem łaski uświęcającej jest przede wszystkim
zgładzenie ciężkich grzechów. Natura łaski jest taka, że nie da się nigdy
pogodzić z grzechem, jak ogień z wodą, jak światłość z ciemnością. Dlatego
Pismo Święte wszędzie przeciwstawia łaskę grzechowi: „Cóż bowiem za
uczestnictwo sprawiedliwości z nieprawością? Albo co za łączność światła z
ciemnością?” (II Kor. 6, 14). „Niegdyś byliście ciemnością, lecz teraz staliście
się światłością w Panu” (Ef. 5,8). Często również przeciwstawia je sobie jak
śmierć życiu i stare rzeczy nowym: „Przez chrzest bowiem zostaliśmy razem z
nim pogrzebani w śmierć, aby jako Chrystus zmartwychwstał przez chwałę Ojca,
tak i my, byśmy w nowości życia chodzili” (Rzym. 6, 4). „Jeśli tedy kto jest w
Chrystusie, jest nowym stworzeniem: dawne rzeczy przeminęły, oto wszystko
nowym się stało” (II Kor. 5, 17). Przytoczone z Pisma Św. porównania
60
ciemności
ze
światłością,
śmierci
z
życiem,
pogrzebania
ze
zmartwychwstaniem, starości z nowością wyraźnie mówią o niemożliwości
pozostawania grzechu, gdy przychodzi łaska uświęcająca, która dlatego jest
przyczyną zgładzenia grzechu.
Jeżeli przez łaskę człowiek staje się uczestnikiem Boskiej natury, a przez
grzech traci w tej naturze uczestnictwo, wtedy łaska i grzech nawzajem się
wykluczają. Niemożliwą bowiem jest rzeczą, żeby Bóg jednocześnie miłował i
nienawidził człowieka, który przez grzech staje się przedmiotem nienawiści
Bożej. Skoro Bóg udziela łaski uświęcającej, tym samym gładzi i odpuszcza
grzechy, albowiem daje dar, który jest wyrazem nieskończonego miłosierdzia
Bożego, usuwając wszelką niechęć i pamięć na dawną obrazę. W łasce
udzielonej Bóg widzi siebie, co budzi niewysłowioną miłość do duszy, a z
miłością łączy się przebaczenie i zgładzenie wszystkich win dawnych.
2. Oprócz tego negatywnego skutku łaska uświęcająca powoduje w duszy
skutki pozytywne, a mianowicie: sprowadza synostwo Boże, czyni człowieka
przyjacielem Stwórcy, który zamieszkuje w duszy jego jak w świątyni.
Człowiek przez łaskę uświęcającą staje się przybranym synem Bożym.
Między przybraniem za syna u ludzi i u Boga zachodzi ogromna różnica. Ludzie
adoptują synów z potrzeby, a Bóg jedynie z miłosierdzia swojego. Przybranie za
dziecko wymaga podobieństwa natury, dlatego człowiek nie może adoptować
zwierzęcia. Otóż Bóg czyni człowieka podobnym sobie przez łaskę uświęcającą,
wynosi duszę jego do stanu nadprzyrodzonego i czyni uczestnikiem swojej
natury. Dlatego przybranie nie jest zewnętrzne jak u ludzi, ale wewnętrzne i
słusznie nazywa się zrodzeniem, a człowiek przysposobiony — nowym
stworzeniem: „Każdy, który się narodził z Boga, zaród Boży ma” (I Jan 3, 9).
Przybrany syn u ludzi dziedziczy dobra materialne dopiero po śmierci ojca
przybierającego. Bóg zaś czyni przybrane dziecko natychmiast uczestnikiem nie
tylko dóbr duchowych, ale nawet swojej natury: „Patrzcie, jaką miłość okazał
nam Ojciec, żeśmy zostali nazwani dziećmi Bożymi i że nimi jesteśmy” (I Jan 3,
1).
Kościół w modlitwach liturgicznych często wspomina o przybraniu przez
Boga ludzi za synów. Tak np. w Prefacji na Zielone Święta: „Który wstąpiwszy
ponad wszystkie niebiosa i siedząc na prawicy Ojca, obiecanego Ducha
Świętego na synów przybranych zesłał”. To przybranie dokonuje się przez
Ducha Świętego: „Którychkolwiek ożywia Duch Boży, ci są synami Bożymi. Bo
nie otrzymaliście ducha niewoli, znów ku bojaźni, ale otrzymaliście Ducha
przybrania za synów i w Duchu tym wołamy: Abba (Ojcze)! A sam Duch daje
świadectwo duchowi naszemu, żeśmy synami Bożymi” (Rzym. 8, 14 – 16).
Naturalnie Duch Święty sprawia w nas to przez łaskę uświęcającą, jak przez nią
jesteśmy uczestnikami natury Bożej (II Piotr 1, 4).
61
Nadto łaska uświęcająca czyni człowieka przyjacielem Boga: „Wy
jesteście przyjaciółmi moimi, gdy czynić będziecie, co ja wam rozkazuję. Już was
nie nazwę sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego. Lecz nazwałem was
przyjaciółmi, bo wszystko, cokolwiek od Ojca usłyszałem, oznajmiłem wam”
(Jan 15, 14 – 15). By między dwoma istotami rozumnymi powstał stosunek
przyjacielski, potrzebne są następujące warunki: winna być obustronna i
bezinteresowna miłość życzliwości, albowiem prawdziwy przyjaciel szuka nie
siebie ani swej korzyści, ale szuka dobra swego przyjaciela. Oprócz tego musi
być świadomość tej wzajemnej i bezinteresownej miłości, bez której nie byłoby
fundamentu przyjaźni. Trzeba również, by przyjaciele ujawniali taką miłość na
zewnątrz w formie np. radości z powodzenia przyjaciela lub smutku z powodu
niepowodzenia. Wreszcie musi być między przyjaciółmi równość stanu, jak
powiada św. Hieronim: „Przyjaźń albo znajduje równych, albo czyni równymi”,
inaczej bowiem nie mogłoby być wzajemnej zażyłości.
Łaska uświęcająca czyni zadość wszystkim wymienionym warunkom.
Przede wszystkim Bóg daje nam łaskę swoją zupełnie bezinteresownie bez
żadnej dla siebie korzyści, jedynie z nieskończonego miłosierdzia swojego.
Następnie Bóg jest świadom tej litości, którą można nazwać miłością, chociaż w
odmiennym nieco znaczeniu, jak stosujemy ten wyraz do ludzi i Boga. Nadto
Bóg ujawnia taką miłość ku ludziom przez udzielenie im łaski uświęcającej,
cnót wlanych, darów Ducha Świętego i licznych łask uczynkowych. Wreszcie
przez łaskę Bóg wynosi człowieka do wyżyn swoich i czyni go uczestnikiem
swojej natury i przybiera za syna swojego. Ze strony tedy Boga zachowane są
wszystkie warunki przyjaźni przez łaskę uświęcającą. Chodzi tylko o to, byśmy
ze swej strony przynajmniej pragnęli dać Bogu to, co możemy, pragnąc i
starając się o powiększenie jego chwały i zachowanie jego łaski.
Wreszcie przez łaskę uświęcającą Bóg zamieszkuje w duszy
sprawiedliwego jak w świątyni: „Nie wiecie, żeście świątynią Bożą i że Duch
Boży przebywa w was” (I Kor. 3, 16). „Czyż nie wiecie, że członki wasze są
świątynią Ducha Świętego, który w was przebywa, którego macie od Boga?”
(Kor. 6, 19). „Miłość Boża rozlana jest w sercach waszych przez Ducha
Świętego, który nam jest dany” (Rzym 5, 5). Te i inne wyjątki Pisma Świętego
jasno mówią, że przez łaskę uświęcającą sam Bóg w Trójcy Świętej jedyny
zamieszkuje w duszy: „Jeśli mnie kto miłuje, będzie przestrzegał nauki mojej i
Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego i przebywać u niego będziemy”
(Jan 14, 23).
W jaki sposób Bóg przez łaskę zamieszkuje w duszy? Nie jest to sposób
obecności, w jaki przebywa we wszystkich stworzeniach, albowiem tak jest i w
duszy grzesznika. Nie jest to obecność działania, np. gdy daje łaskę uczynkową,
której udziela grzesznikom. Jest to obecność zupełnie inna, którą nazywać
można obecnością przyjaźni. Przyjaźń domaga się obecności zaprzyjaźnionych.
U ludzi jest rzeczą niemożliwą, by przyjaciele zawsze pozostawali z sobą, lecz
62
w tej przyjaźni człowiek z Bogiem może zawsze zostawać, podobnie jak zostaje
Bóg w niebie ze Świętymi. Życie bowiem łaski na ziemi różni się od życia
chwały w niebie tylko stopniem. W niebie Bóg zamieszkuje w duszach
Świętych przez to, że go Święci poznają i kochają. A więc i na ziemi posiadamy
Boga przez jego poznanie i ukochanie. Bóg przez wiarę i miłość wywołuje w
duszy akty nadprzyrodzone poznania go jako Ojca i Przyjaciela. Dusza przez
akty miłości synowskiej, miłości ku najwyższemu dobru, budząc uczucia czci,
ufności i bojaźni, korzy się przed jego Majestatem. Wprawdzie posiadający
łaskę nie zawsze doznają tych uczuć, a to z powodu braku skupienia,
umartwienia, gorliwości i postępu w służbie Bożej albo przez zbyteczne
oddawanie się sprawom doczesnym. Czasami sam Bóg niejako usuwa swoją
obecność dla wypróbowania sprawiedliwych. Ilekroć powiększa się w duszy
łaska uświęcająca, tylekroć Duch Święty budzi w nowy sposób uczucia wiary,
ufności, miłości i radości.
***
Przez łaskę uświęcającą cała Trójca święta zamieszkuje w duszy, lecz
uświęcenie przypisuje się słusznie Duchowi Świętemu, który jest właściwym
sprawcą łaski i naszego uświęcenia. Duchu, Pocieszycielu nasz, który
ochraniasz i wlewasz męstwo przez świadome przeżywanie w nas prawdy,
wyzwól nas od złudzeń i zmór doczesnego świata, chroń nas od upadku, jakim
grozi widmo bezcelowości życia!
19. MIŁOSIERDZIE BOŻE W ŁASCE UŚWIĘCAJĄCEJ
(OWOCE TEJ ŁASKI)
„Na ostatek odłożony mi jest wieniec sprawiedliwości,
który mi wręczy Pan” (II Tym. 4, 8).
Owocem łaski uświęcającej jest zasługa. Przez łaskę uświęcającą
człowiek staje się zdolny do wykonania uczynków zasługujących na wieczną
zapłatę, jak powiedział Pan Jezus: „Jam winnym krzewem, a wy latoroślami. Kto
mieszka we mnie, a ja w nim, ten wiele owocu przynosi; bo beze mnie nic
uczynić nie możecie” (Jan 15, 5). Poznajmy teraz owoc łaski, jakim jest zasługa
i jej warunki.
63
1. Zasługa jest to czyn dobry, spełniony dla pożytku drugiej osoby, godny
z jej strony nagrody. Zasługa nie jest więc zadośćuczynieniem ani prośbą.
Zadośćuczynienie bowiem jest to spłacenie długu za winę popełnioną, a zasługa
jest to prawo do zapłaty. Prośba odwołuje się do miłosierdzia, a zasługa do
sprawiedliwości. Prośba wyraża się tylko w modlitwie, a zasługę nabywa się za
dobry uczynek. Święci w niebie już nie mogą wysługiwać, a tylko prosić, —
gdy my na ziemi możemy nie tylko prosić ale i wysługiwać.
Zasługa może być wobec Boga i wobec ludzi. Zasługa wobec ludzi
przynosi im pożytek i chwałę. Zasługa wobec Boga nie przynosi mu żadnego
pożytku, albowiem Bóg naszych dóbr nie potrzebuje, jest bowiem sam sobie
zupełnie wystarczający. Zresztą dobra nasze, ściśle mówiąc, nie są nasze, ale
Boże. Dlatego zasługa nasza wobec Boga może przynosić mu tylko chwałę, nam
więc samym przynosi pożytek. Toteż Bóg świadczy nam tylko miłosierdzie
swoje, że pozwała zasługiwać. Zasługa może być naturalna, której dokonujemy
własnymi siłami i za którą otrzymujemy tylko doczesną nagrodę, — i
nadprzyrodzona, którą zdobywamy przy pomocy łaski i za którą otrzymujemy
życie wieczne. Stąd zasługę nadprzyrodzoną określamy, jako czyn wolny
wykonany z łaską ku chwale Bożej, godny nadprzyrodzonej zapłaty.
Zasługa może być ze sprawiedliwości i ze słuszności, czyli
odpowiedniości. Zasługa ze sprawiedliwości jest wówczas, gdy jest równa
nagrodzie czyli zapłacie. Zasługa zaś ze słuszności bywa wówczas, gdy nagroda
czyli zapłata jest wyższa niż wartość uczynku zasługującego. Tego rodzaju
zasłudze należy się zapłata nie ze sprawiedliwości, ale z pewnej odpowiedniości
albo nawet z pewnej hojności dającego. Zasługa ze słuszności może być
zawodna i niezawodna, gdy zasługa ze sprawiedliwości jest zawsze niezawodna.
Zasługa ze słuszności może być tylko wtedy niezawodna, jeżeli Bóg obiecuje
nagrodę za uczynek spełniony, np. grzesznik, gdy ma żal doskonały, zawsze
niezawodnie otrzymuje odpuszczenie grzechów ze słuszności, albowiem Bóg to
obiecał.
Zasługa ze sprawiedliwości bywa zwyczajna, nadzwyczajna i ze ścisłej
sprawiedliwości. Aby zasłużyć ze ścisłej sprawiedliwości, trzeba zasługiwać z
dóbr własnych od nikogo nieotrzymanych. W porządku nadprzyrodzonym tylko
Pan Jezus mógł zasługiwać ze ścisłej sprawiedliwości. Zasługi zaś nasze u Boga
nigdy nie mogą być ze ścisłej sprawiedliwości, albowiem brak im warunku, by
były z dóbr naszych od nikogo nieotrzymanych. Wszystko bowiem, co mamy i
czym jesteśmy, mamy jedynie z nieskończonego miłosierdzia Bożego. Nawet
dary przyrodzone jak rozum, wola, ciało itp. ściśle mówiąc, nie są naszą
własnością. Tym bardziej dary nadprzyrodzone otrzymujemy z miłosierdzia
Bożego, a przede wszystkim łaskę uświęcającą, która jest — jak zobaczymy —
koniecznym warunkiem zasługi. Jeżeli tedy mówimy o nadprzyrodzonej
64
zasłudze naszej ze sprawiedliwości, winniśmy rozumieć ją bardzo względnie i
widzieć w niej również dzieło miłosierdzia Bożego.
2. Aby była zasługa ze sprawiedliwości, potrzebne są pewne warunki ze
strony osoby zasługującej i ze strony Boga. Ze strony osoby zasługującej winien
być czyn moralnie dobry, wolny, nadprzyrodzony i wykonany z miłości Boga.
Czyn bowiem moralnie zły zasługuje na karę, a nie na nagrodę. Dlatego tylko
czyn moralnie dobry może być zasługujący. Przy tym dobry winien być pod
każdym względem — zarówno z przedmiotu swego, jak z celu i okoliczności.
„Jeśli chcesz wnijść od żywota, zachowuj przykazania” (Mat. 19, 17). Z tego
wynika, że zachowywanie przykazań jest zasługujące, czyli że zasługują nie
tylko czyny nadobowiązkowe, ale w ogóle dobre, choćby one wypływały z
naszej ścisłej powinności. Zbawiciel tylko chce nam wpoić pokorę, gdy mówi:
„Gdy uczynicie wszystko, co wam rozkazano, mówcie: Słudzy my nieużyteczni,
cośmy winni byli uczynić, uczyniliśmy” (Łuk. 17, 10), ale nie chce tu zaprzeczać
zasług.
Bez wolnej woli nie ma aktu moralnie dobrego. Dlatego drugim
warunkiem zasługi ze sprawiedliwości jest wolność od przymusu zarówno
zewnętrznego jak i wewnętrznego. „Jeżeli chcesz być doskonałym, idź, sprzedaj
wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie” (Mat. 19,
21). Tę nagrodę niebieską Pan Jezus wyraźnie uzależnia od wolnej woli owego
młodzieńca, który odszedł zasmucony i prawdopodobnie tego skarbu w niebie
nie otrzymał, bo dobrowolnie oparł się działaniu łaski i nie zdobył się na wolny
czyn służby Bożej.
Trzecim warunkiem zasługi jest nadprzyrodzoność uczynku, czyli że
wykonujący go winien być w łasce uświęcającej. Z tą bowiem łaską człowiek
otrzymuje cnoty wlane, by mógł przez nie działać, obejmujące cały obszar życia
duchowego. Żądanie niektórych teologów, by nadprzyrodzony czyn był
wykonany z motywu wiary, zdaje się być nieuzasadnione, albowiem cnoty
wlane swą naturą skierowują czyn wykonywany do nadprzyrodzonego celu.
Wreszcie do zasługi czynu nadprzyrodzonego trzeba, by pochodził on z
miłości Boga, bez której ani silna wiara ani jałmużny ani nawet męczeństwo nie
są zasługujące na żywot wieczny (I Kor. 13, 1 – 3). Wprawdzie Pismo Święte
obiecuje nagrodę i innym cnotom jak cierpliwości w prześladowaniach (Mt. 5,
12), w miłości nieprzyjaciół (Łuk 6, 35), w zachowaniu wiary (II Tim. 4, 7) i
przykazań (Mt. 19, 17), — to jednak zasługę na żywot wieczny w sposób
szczególniejszy wiąże z miłością Boga. Dopiero pod wpływem miłości muszą
powstawać inne cnoty, by były zasługujące, czyli ona ma je jakby formować:
„czego oko nie widziało, ani ucho nie słyszało i w serce człowiecze nie wstąpiło,
to przygotował Bóg tym, którzy go miłują” (I Kor. 2, 9). Dlatego słusznie św.
Ambroży nazywa miłość formą i matką cnót.
65
Jaka to ma być miłość? Niektórzy teologowie żądają miłości aktualnej,
czyli obudzenia intencji przed każdym aktem, którego chcemy dokonać z
miłości ku Bogu. Inni zadawalają się miłością wirtualną czyli obudzeniem takiej
intencji przynajmniej kilka razy w ciągu pewnego czasu (np. tygodnia). Atoli
Pismo Święte obiecuje nagrodę za czyny bez wyraźnego motywu miłości. Pan
Jezus np. na sądzie ostatecznym odda zapłatę a uczynki miłosierne, które nie
zawsze w miłości mają swój początek, ale również i w innych cnotach, jak
pokucie, posłuszeństwie, miłosierdziu itp. (Mat. 25, 34). Dlatego do zasługi
wystarczy miłość nawykowa (habitualna), jaką ma każdy człowiek pozostający
w łasce uświęcającej, a o którą przede wszystkim trzeba się starać do zasługi:
„Trwajcie we mnie, a ja w was. Jak latorośl nie może przynosić owocu sama ze
siebie, Jeśli nie tkwi w winnym krzewie, tak i wy, jeśli we mnie pozostawać nie
będziecie” (Jan 15, 4).
Ze Strony Boga, by uczynek był zasługujący, potrzeba obietnicy nagrody,
która się zawiera w udzieleniu żyjącemu człowiekowi łaski, czyniącej go
zdolnym do zasługi. W Piśmie Świętym mamy liczne miejsca wyraźnie
potwierdzające obietnicę Bożą: „Błogosławiony człowiek, który zniesie pokusę,
bo utwierdziwszy się otrzyma wieniec żywota, który obiecał Bóg tym, co go
miłują” (Jak. 1, 12). „Na ostatek odłożony mi jest wieniec sprawiedliwości który
mi wręczy Pan, sędzia sprawiedliwy w on dzień, a nie tylko mnie, ale i tym,
którzy miłują przyjście jego” (II Tim. 4, 8).
Do zasługi ze słuszności trzeba również pewnych warunków, a
mianowicie: uczynek winien być wolny, nadprzyrodzony, moralnie dobry,
spełniony za życia i z łaską uczynkową. Stan łaski uświęcającej nie zawsze jest
potrzebny, a obietnica Boża tylko przy zasłudze niezawodnej.
***
Zasługa wobec Boga — jak powiedzieliśmy — jest właściwie dziełem
miłosierdzia Jego, albowiem zasługujemy nie z dóbr swoich, lecz wysłużonych
nam przez Chrystusa Pana i tylko za łaską Ducha Świętego. Spełniając tedy
uczynki zasługujące będę wzbudzał akt głębokiej pokory i wdzięczności:
pokory, bo bez Chrystusa „nic zasługującego uczynić nie mogę” (Jan 15, 5), a
wdzięczności, bo „wszystko mogę w tym, który mnie umacnia” (Fil. 4, 13).
66
20. MIŁOSIERDZIE BOŻE W ŁASCE UŚWIĘCAJĄCEJ
(PRZEDMIOT ZASŁUGI)
„Radujcie się, a weselcie, albowiem zapłata
wasza obfita jest w niebiesiech” (Mt, 5, 12).
Życie wieczne nazywa się w Piśmie Świętym zapłatą, wieńcem
sprawiedliwości i nagrodą za dobre uczynki: „A ten, kto sądzi i kto polewa,
jednym są i każdy z nich weźmie zapłatę swoją według pracy swojej” (I Kor. 3,
8). „Cokolwiek czynicie, z serca czyńcie jako Panu, a nie ludziom, wiedząc, że
od Pana otrzymacie zapłatę dziedzictwa” (Kol. 3, 23 – 24). Te i inne miejsca
Pisma Świętego dowodzą, że sprawiedliwi zasługują prawdziwie ze
sprawiedliwości na nagrodę po śmierci, czyli na żywot wieczny. Chodzi teraz o
poznanie bliższe przedmiotu zasługi ze sprawiedliwości i z odpowiedności, czyli
słuszności. Inaczej mówiąc chodzi o poznanie tego, co człowiek może
wysłużyć, a czego sam wysłużyć nie może.
1. Sprawiedliwy może wysłużyć sobie ze sprawiedliwości powiększenie
łaski uświęcającej oraz chwalę i powiększenie chwały w niebie. Pismo Święte w
wielu miejscach zachęca sprawiedliwych, by przez dobre uczynki wzrastali w
łasce: „Byśmy czyniąc prawdę, w miłości wzrastali we wszystko w tym, który jest
głową, to jest w Chrystusie” (Ef. 4, 15). Wzrastać w miłości to znaczy wzrastać
w łasce, z którą miłość Boga zwykle się łączy. „Wzrastajcie w łasce i w
poznaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa” (II Piotr 3, 18). „Kto jest
sprawiedliwy, niech wzrasta w sprawiedliwości” (Obj. 22, 11), czyli w łasce. W
dobrych bowiem uczynkach sprawiedliwego znajdują się wszystkie warunki do
nowego stopnia łaski, a mianowicie jest miłość nawykowa czyli habitualna, stan
łaski i czyn spełniony z łaską uczynkową. Dlaczegoby więc ona nie miała
wzrastać?
Sprawiedliwy nadto może wysłużyć sobie chwalę w niebie, jak to wynika
ze słów Pana Jezusa: „Kto by opuścił dom, albo braci, albo siostry, albo ojca,
albo matkę, albo synów, albo rolę dla imienia mego, stokroć więcej otrzyma i
żywot wieczny osiągnie” (Mat. 19, 29). „Jeśli chcesz wnijść do żywota,
zachowuj przykazania” (Mt. 19, 17). Stąd wynika, że sprawiedliwy może
wysłużyć sobie chwalę w życiu przyszłym. Trudność powstaje co do pierwszej
chwały, która zdaje się przypada z tytułu dziedzictwa, a nie z tytułu zasługi;
67
skoro nie można wysłużyć pierwszej łaski, nie można również wysłużyć
pierwszej chwały. Jednak powszechniejsze jest zdanie, że dorośli grzesznicy
przez żal doskonały mogą wysłużyć sobie pierwszą chwałę, nim jeszcze chrzest
przyjmą lub przystąpią do sakramentu pokuty.
Ponieważ łaska łączy się zwykle z chwałą, przeto sprawiedliwy, który
może — jak już powiedzieliśmy — wysłużyć sobie i powiększenie chwały.
Każda bowiem zasługa nowa powoduje powiększenie łaski uświęcającej, a tym
samym sprawia i powiększenie chwały, zgodnie ze słowami Pana Jezusa: „Kto
by dał wam kubek wody do picia w imię moje, dlatego żeście Chrystusowi,
zaprawdę powiadam wam, nie straci zapłaty swojej” (Mk 9, 40). A więc
każdym aktem zasługującym człowiek zasługuje sobie na powiększenie łaski i
chwały, ale faktyczne jej powiększenie następuje wówczas, gdy będzie ku temu
dostatecznie dysponowany, czyli usposobiony (S.T. 1 – 2, q. 114, a. 8, ad 3).
Jednak człowiek nie może wysłużyć sobie ze sprawiedliwości pierwszej
łaski uświęcającej, daru wytrwania aż do śmierci i laski powstania z upadku.
Pismo Święte wszędzie podaje usprawiedliwienie jako dar niezasłużony, jako
łaskę pierwszą, konieczną do zasługi ze sprawiedliwości, którą wprzód trzeba
posiadać, zanim można coś zasłużyć. „Łaską bowiem zostaliście zbawieni przez
wiarę, i to nie z was, bo i ona jest darem Bożym, nie z uczynków, aby się kto nie
chlubił” (Ef. 2, 8 – 9). „Dostępują zaś usprawiedliwienia darmo, przez łaskę
jego, przez odkupienie, które jest w Chrystusie Jezusie” (Rzym. 3, 24). To samo
dotyczy łaski wytrwania, która zależy od łask skutecznych. Tych zaś łask nie
możemy wysłużyć ze sprawiedliwości, zarówno pierwszej jak i następnych,
gdyż to by się sprzeciwiało Pismu Świętemu, które napomina sprawiedliwych:
„Kto mniema, że stoi, niech baczy, aby nie upadł” (I Kor. 10, 12); „Ze drżeniem
i bojaźnią o zbawienie wasze się troszczcie” (Fil. 2, 12). Doświadczenie również
poucza, że nawet sprawiedliwi nieraz wpadają w grzechy ciężkie i w nich
pozostają aż do śmierci.
Również nie można sobie wysłużyć ze sprawiedliwości powstania z
upadku. Pismo Święte grozi sprawiedliwemu, iż w razie upadku Bóg zapomni o
jego zasługach: „A jeśli się odwróci sprawiedliwy od sprawiedliwości swej, a
czynić będzie nieprawość według wszystkich obrzydłości, które niezbożny zwykł
czynić, izali żyć będzie? Wszystkie sprawiedliwości jego, które czynił, nie będą
wspomniane; w przestępstwie, w którym przestępował, i w grzechu swym, który
popełnił, w nich umrze” (Ezech. 18, 24). Jeżeli tedy Bóg czeka nawrócenia
grzesznika, ujawnia swoje miłosierdzie nieskończone, albowiem on tego
nawrócenia nigdy sam nie wysłużył, a tylko może otrzymać szczególniejszą ku
temu łaskę.
2. Czy grzesznik może zasłużyć sobie coś ze słuszności? Ze słów Pana
Jezusa, skierowanych do jawnogrzesznicy, wynika, że miłość doskonała i żal
68
doskonały niezawodnie zasługują na usprawiedliwienie ze słuszności:
„Odpuszczone są liczne jej grzechy, bo wielce umiłowała” (Łuk. 7, 47). Miłość
doskonała tej niewiasty poprzedziła usprawiedliwienie, jakie nastąpiło przez
odpuszczenie jej grzechów. Podobnie i inne wyjątki z Pisma Świętego
potwierdzają to zdanie: „Kto mnie miłuje, umiłuje go Ojciec mój i ja go miłować
będę” (Jan 14, 21). „Miłość osłania mnóstwo grzechów” (I Piotr 4, 8). Miłość
doskonała łączy się z doskonałym żalem, który jest najdoskonalszym
usposobieniem do otrzymania miłosierdzia Bożego.
Nadto grzesznik z łaską uczynkową przez dobre uczynki może zawodnie i
zdala, to znaczy bez pewności i niejako bezpośrednim skutkiem tych dobrych
uczynków wysłużyć sobie usprawiedliwienie ze słuszności, jak to wynika ze
słów Pisma Św.: „Bojaźń Pańska wypędza grzech” (Ekl. 1, 27); „Jałmużna
wybawia od śmierci i oczyszcza od każdego grzechu” (Tob. 12, 9). Jednak w
tym wypadku zasługa jest zawodna i z dala, albowiem te uczynki tylko
usposobiają grzesznika do aktów miłości i żalu doskonałego, które dopiero
zasługują na niezawodne usprawiedliwienie ze słuszności.
Co się tyczy sprawiedliwego, prawdopodobnie może on sobie wysłużyć
ze słuszności powstanie z upadku w przyszłości. Zasługa bowiem ze słuszności
opiera się na nieskończonym miłosierdziu Bożym, a Psalmista modli się o takie
powstanie: „Nie odrzucaj mnie czasu starości; gdy ustanie siła moja, nie
opuszczaj mnie” (Ps. 70, 9). Wolno tedy i nam się modlić o łaskę powstania na
wypadek grzechu ciężkiego w przyszłości, co jednak nie oznacza jeszcze zgody
na upadek.
Sprawiedliwy może również wysłużyć ze słuszności pierwszą łaskę
innym ludziom, a tym bardziej wyprosić ją dla nich. Tak Pan Jezus dla wiary
przynoszących paralityka odpuścił mu grzechy: „A widząc wiarę ich rzekł
paralitykowi: Ufaj synu, odpuszczają ci się grzechy twoje” (Mt. 9, 2); „Módlcie
się nawzajem, abyście zostali zbawieni, wielkie bowiem ma znaczenie usilna
prośba sprawiedliwego” (Jak 5, 16). Potwierdzają to liczne przykłady, jak
nawrócenie Szawła na modlitwę św. Szczepana, Augustyna na prośby św.
Moniki. Ta pomoc sprawiedliwych dla grzeszników wypływa również z
dogmatu „Świętych obcowanie”.
Dobra doczesne podpadają pod zasługę, o ile są one potrzebne do aktów
cnót, którymi możemy osiągnąć życie wieczne. Wówczas sprawiedliwy może je
wysłużyć sobie i innym ze sprawiedliwości. Jeżeli zaś chodzi o takie dobra same
w sobie, wówczas podpadają pod zasługę tylko względnie, zawodnie i ze
słuszności.
Odnośnie do zasługi należy rozróżnić uczynki żywe, wykonane w stanie
łaski uświęcającej, — uśmiercone, którym zasługa przez grzech ciężki została
odjęta, — umarłe, wykonane w stanie grzechu śmiertelnego, i śmiercionośne,
czyli grzeszne. Uczynki żywe są zasługujące na żywot wieczny i wyższy stopień
69
chwały w niebie, ale przez grzech ciężki stają się uśmiercone. Zasługi
uśmiercone po odzyskaniu łaski odżywają. Uczynki umarłe nie mogą odżyć, bo
nigdy nie były żywe.
***
Przedmiot tedy zasługi jest również dziełem miłosierdzia Bożego,
albowiem nie mogę zasłużyć ze sprawiedliwości pierwszej łaski, daru
wytrwania i powstania z upadku; zasługa zaś ze słuszności opiera się przede
wszystkim na hojności i miłosierdziu. Jakże tedy muszę być wdzięczny Bogu
miłosiernemu, że mnie udzielił pierwszej łaski i tylokrotnie dawał mi możność
odzyskiwania jej, gdy przez grzech bywałem jej pozbawiony. Mam również
usilnie prosić o łaskę wytrwania, której spodziewam się jedynie z miłosierdzia
Bożego, bo sam jej sobie wysłużyć nie jestem zdolny. „Jezu, ufam Tobie!”
21. MIŁOSIERDZIE BOŻE W CNOTACH WLANYCH
„Miłość nigdy nie ustaje… a teraz pozostaje
wiara, nadzieja i miłość” (I Kor. 13, 8 – 13).
Łaska uświęcająca, sprowadzając do duszy nowe nadprzyrodzone życie,
powoduje w niej też nowe nadprzyrodzone władze do działania z daru Bożego i
to bez żadnej z naszej strony zasługi, a jedynie z nieskończonego miłosierdzia
Bożego. Takimi władzami do nadprzyrodzonego działania są cnoty wlane i dary
Ducha Świętego. Cnoty wlane są to nadprzyrodzone dyspozycje dane przez
Boga do wykonania nadprzyrodzonych aktów. Są one jakby nowymi
nadprzyrodzonymi władzami nowej natury, jaką otrzymaliśmy od Boga przez
łaskę uświęcającą. Przez wzgląd na przedmiot działania dzielą się na
teologiczne i moralne.
1. Są trzy cnoty teologiczne — wiara, nadzieja i miłość. Nazywają się tak
dlatego, że przedmiotem ich jest Bóg, jako cel nadprzyrodzony. Bóg może być
przedmiotem duszy jako prawda i jako dobro. Jako prawda Bóg jest
przedmiotem wiary. Jako dobro objawione nasze, które kiedyś spodziewamy się
posiąść, Bóg jest przedmiotem nadziei. Jako za dobro objawione samo w sobie,
godne najwyższej miłości, jest przedmiotem miłości. Przedmiotem wiary są
70
również liczne prawdy o stworzeniach przez Boga objawione. Są one
drugorzędnym przedmiotem wiary, jak drugorzędnym przedmiotem nadziei są
pomoce Boga, jakich się spodziewamy od niego do zbawienia. Podobnie
drugorzędnym przedmiotem miłości naszej są bliźni nasi, stworzeni jak i my na
obraz i podobieństwo Boże.
Cnoty teologiczne, czyli Boskie nie są to akty przejściowe, lecz stałe dary
tkwiące w duszy razem z łaską uświęcającą. Jak nie ma w duszy naturalnej
zdolności do wytworzenia łaski uświęcającej, tak też nie ma w niej takiej
zdolności do wytworzenia wiary, nadziei i miłości. W duszy jest tylko zdolność
uległości, która jednemu Bogu jest posłuszna i pod jego tylko wpływem może
wydać coś nadprzyrodzonego. Dlatego właśnie te cnoty przez wzgląd na źródło,
z którego pochodzą, nazywają się cnotami nadprzyrodzonymi, Boskimi,
albowiem przez Boga są wlane do duszy razem z łaską uświęcającą. Nasze
czyny nadprzyrodzone nie wytwarzają cnót wlanych, ale mogą się przyczynić
do ich wlania i wzrostu. Do wlania — przez miłość doskonałą, która usposabia
do łaski uświęcającej; a do wzrostu — przez zasługę dobrych nadprzyrodzonych
uczynków, wykonanych już w stanie łaski.
Cnoty wlane ustępują z duszy przez grzech ciężki, który podobnie jak i z
łaską uświęcającą nigdy razem z nimi istnieć nie może. Grzechy lekkie nie
usuwają z duszy cnót wlanych, a nawet ich nie zmniejszają. Doświadczenie
uczy, że nawet przy intensywnej cnocie może człowiek grzech popełnić i w
rzeczywistości popełnia grzechy lekkie. Bóg bowiem nie odwraca się od
człowieka więcej niż człowiek od Boga.
Oprócz teologicznych istnieją jeszcze cnoty moralne wlane, z których
cztery są główne: roztropność, sprawiedliwość, wstrzemięźliwość i męstwo. Św.
Paweł napominając Tymoteusza, by obudził w sobie łaskę, daną mu przy
święceniach biskupich, dodaje: „Bo nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy,
miłości i trzeźwości” (II Tym. 1, 7). Św. Piotr również wspomina o cnotach
moralnych jako danych nam od Boga do życia pobożnego, a wśród nich
wymienia najważniejsze: roztropność, wstrzemięźliwość, cierpliwość i
pobożność (II Piotr 1, 3 – 6). Bóg dając duszy nadprzyrodzoną naturę daje jej i
nadprzyrodzone siły — nie tylko cnoty teologiczne, lecz i moralne, którymi by
mógł wykonywać czynności nadprzyrodzone i zasługujące. Cnoty teologiczne
są normą dalszą działania, a moralne — bardziej szczegółową, bezpośrednią i
bliższą.
Pismo Święte wymienia razem cztery cnoty moralne od Boga dane:
„Mądrość… uczy umiarkowania i roztropności, sprawiedliwości i odwagi; nad
które nie masz nic w życiu ludzkim pożyteczniejszego” (Mądr. 8, 7). Dlatego
Ojcowie Kościoła, jak np. św. Augustyn, wymieniają te cnoty jako główne:
„Cnota ma cztery części: roztropność, sprawiedliwość, męstwo i
wstrzemięźliwość”. Jakkolwiek te cnoty można wykonywać siłami
przyrodzonymi, jak mówi o nich jeszcze Platon, to pod wpływem łaski stają się
71
one nadprzyrodzonymi: roztropność, by należycie sądzić o dobru godziwym —
wstrzemięźliwość, by zachować umiar w szukaniu dóbr stworzonych, —
męstwo, by zwyciężać trudności odwodzące od dobra, — sprawiedliwość, by
zachować porządek względem drugich.
2. Wszystkie cnoty nadprzyrodzone Bóg daje razem z łaską uświęcającą,
a więc zarówno teologiczne jak i moralne. Cnoty bowiem wlane odnoszą się do
łaski, jak władze do natury. Nie wypada, by władze były przed naturą: trzeba
wpierw udoskonalić człowieka w bycie, a potem udoskonalać go we władzach.
Toteż Ojcowie Kościoła nazywają cnoty najszlachetniejszymi towarzyszami
łaski, z utratą której ustają i cnoty nadprzyrodzone z wyjątkiem wiary i nadziei.
Miłość jest złączona z łaską uświęcającą tak dalece, że niektórzy teologowie, jak
już powiedzieliśmy, te dwie rzeczy utożsamiają. Miłość bowiem jest związkiem
przyjaźni między Bogiem i człowiekiem, a przyjaźń prawdziwa polega na
wspólności dóbr i życia; toteż gdzie jest miłość, tam jest uczestnictwo w naturze
Boga, które — jak powiedzieliśmy — dokonuje się przez łaskę uświęcającą.
Gdzie jest miłość tam muszą być i inne cnoty, albowiem ona je formuje.
Przede wszystkim z miłością łączy się wiara i nadzieja, które są dla miłości
korzeniem, oraz cnoty moralne. A więc dopóki jest w duszy łaska uświęcająca,
między cnotami panuje jak najściślejsza łączność. Z utratą zaś łaski
uświęcającej traci się przede wszystkim miłość i cnoty nadprzyrodzone moralne;
te bowiem nierozdzielnie są złączone z miłością. Pozostaje tylko wiara i
nadzieja, dopóki człowiek nie dopuści się grzechów przeciwnych tym cnotom,
jakimi są niedowiarstwo i rozpacz.
Wiara i nadzieja nie mogłyby bez innych cnót pozostać, gdyby od nich
zależało albo pociągało za sobą konieczne ich istnienie. W rzeczywistości wiara
i nadzieja nie zależą ani od miłości ani od cnót moralnych nadprzyrodzonych,
które zależą tylko od miłości. Doświadczenie również poucza, że wielu
grzeszników, którzy utracili miłość Boga, mają jednak wiarę i spodziewają się
otrzymać przebaczenie, gdy się nawrócą. Bóg pozostawia grzesznikom wiarę i
nadzieję z nieskończonego miłosierdzia swojego, by mogli się nawrócić i
odzyskać utraconą łaskę usprawiedliwienia. Atoli wiara i nadzieja bez miłości
nie są już cnotami doskonałymi i akty tych cnót nie są zasługujące na żywot
wieczny, dopóki grzesznik nie odzyska łaski uświęcającej, a z nią i miłości,
która jest — jak to już wiemy — formą wszystkich cnót, a więc także wiary i
nadziei.
Wiara jest podstawą i korzeniem również i nadziei, która bez wiary ginie
jak roślina bez wody. Dlatego, gdy przez grzech rozpaczy człowiek utraci
nadzieję, wiara jeszcze zostaje dopóki nie popełni grzechu niedowiarstwa. Póki
tedy człowiek jeszcze choć trochę wierzy, można w nim obudzić nadzieję i
72
ufność w nieskończone miłosierdzie Boże, a następnie pobudzić do pokuty,
która jest koniecznym warunkiem nawrócenia.
Czy w życiu przyszłym pozostaną w duszy cnoty wlane? Nie może być
mowy o cnotach w duszach potępionych. Zeszły one bowiem z tego świata bez
łaski uświęcającej i utrwaliły się w złem, wykluczającym wszelką dyspozycję
do działania dobrego. Dusze w czyśćcu cierpiące mają wszystkie cnoty
teologiczne i moralne. Świętym w niebie nie trzeba już wiary i nadziei.
Pozostaje u nich tylko miłość (I Kor. 13, 8) oraz cnoty moralne odpowiednie
stanowi szczęścia, jakiego zażywają. Nie jesteśmy jednak w stanie bliżej
określić aktów życia przyszłego.
***
Ku tobie, Duchu Święty, podnoszę swe oczy i wyglądam pomocy w
praktykowaniu cnót chrześcijańskich! Tyś na chrzcie świętym zaszczepił mi
cnoty wlane, Tyś je rozwijał we mnie od dzieciństwa. Ale dusza moja nie ma
muru obronnego, który by ukrył ją przed wrogiem, nie ma tarczy, która by
odparła jego ciosy. Nie zostawiaj mnie w opuszczeniu, ale przyjdź i ożyw tę
siłę, którąś zaszczepił razem z łaską uświęcającą, i przyodziej mnie płaszczem
miłości oraz naucz mnie czynić zawsze wolę Twoją, Duchu miłości i
miłosierdzia.
22. MIŁOSIERDZIE BOŻE W CNOCIE WIARY
„Kto uwierzy i ochrzci się, zbawion będzie,
a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk. 16, 16).
Wiara jest to cnota Boska, która skłania rozum pod wpływem woli i łaski,
by uznał mocno prawdy objawione przez Boga. Ponieważ te prawdy z istoty
swej nie są oczywiste, uznanie ich przez rozum nie może się dokonać bez
wpływu woli, która nakazuje rozumowi zbadać powody wierzenia i je przyjąć.
Łaska zaś wpływa na wolę pobudzając ją ku działaniu, i na rozum, oświecając
go. W ten sposób wiara staje się aktem wolnym, nadprzyrodzonym i
zasługującym. Wiara tedy nie jest intuicją serca, ani bezpośrednim oglądaniem,
lecz jest przyjęciem dobrowolnym świadectwa Bożego pod wpływem łaski.
Człowiek bowiem może odmówić swej zgody na przyjęcie tej lub innej prawdy,
73
może w nią wątpić, ale skoro ją przyjmuje, to nie bez powodu, nie bez
wewnętrznego przekonania, że Bóg to objawił, ale właśnie dlatego, że Bóg
objawił i przez Kościół do wierzenia podał.
1. Wiara jest darem Miłosierdzia Bożego, jak powiada Apostoł: „Łaską
zostaliście zbawieni przez wiarę, i to nie z was, bo i ona jest darem Bożym” (Efl.
2, 8). Jakkolwiek wiara jest aktem rozumu, nie pochodzi z własnej jego siły,
albowiem w tym akcie działa łaska Ducha Świętego, która oświeca rozum i
porusza wolę. Przedmiotem wiary jest słowo Boże: „Wiara ze słuchania, a
słuchanie przez słowo Chrystusowe” (Rzym. 10, 17). A więc wiara jest darem
nie tylko w swoim źródle, ale i w swoim przedmiocie, czyli w prawdach
objawionych. Niektóre z tych prawd możemy poznać rozumem, jak np. istnienie
Boga, nieśmiertelność duszy itp. Innych rozumem nigdy byśmy poznać nie
mogli, jak np. dogmatu o Trójcy Świętej i innych jeszcze. Te niepojęte prawdy
są dla nas również darem Bożym.
Gdy więc mówimy o wierze, mamy na myśli Boskie prawdy, objawione
nam przez Pana Jezusa, — mamy na myśli objawienie się Boga w ciele i nowe
stworzenie, do którego zostaliśmy podniesieni przez odrodzenie z Ducha
Świętego. Pewna część tych prawd zawiera się w Piśmie Świętym a inne były
przekazywane ustnie i dopiero potem spisane przez Ojców Kościoła, dlatego
nazywają się one tradycją. Jedne i drugie są przedmiotem wiary; jest to słowo
Boże czyli objawione nam prawdy Boże, które przyjmujemy dlatego, że Bóg je
objawił i podał nam do wierzenia przez Kościół.
Podanie prawd objawionych przez Kościół jest rzeczą konieczną,
albowiem Pan Jezus go ustanowił, aby był autentycznym tłumaczem objawienia.
Kto objawienie Boże tłumaczy po swojemu, może je przekręcić, lub nagiąć do
swojej słabości. Głosi on już nie słowo Boże, ale słowo ludzkie: byłaby to już
nie wiara, ale niedowiarstwo. Pismo Święte fałszywie tłumaczone nie jest już
Pismem Świętym, a objawienie w oderwaniu od Kościoła nie jest już
objawieniem i nie może być przedmiotem wiary jako cnoty nadprzyrodzonej i
Boskiej.
„Kto was słucha, mnie słucha, a kto wami gardzi, mną gardzi, a kto mną
gardzi, gardzi tym, który mnie posłał” (Łuk. 10, 16). Słowa Kościoła to głos
żyjącego Chrystusa mistycznego. Kościół mówi nie tylko jako świadek ludzki i
historyczny od dwudziestu prawie już wieków, ale mówi również jako świadek
nadprzyrodzony i nieomylny, jako tenże sam Chrystus, który przez Ducha
Świętego pozostaje w Kościele, nim rządzi i strzeże go od błędów. To jest
zasada doskonała w prostocie swojej i powszechna w swoim zastosowaniu. To
jest dzieło nieskończonego miłosierdzia Bożego. Tylko taką wiarą możemy się
stać przyjemnymi Bogu, jak powiada Apostoł: „Bez wiary nie podobna podobać
się Bogu” (Żyd. 11, 6).
74
2. Tak pojęta wiara odgrywa wielką rolę w życiu naszym. Daje nam
bowiem uczestnictwo w myśli Bożej, jest podwaliną i fundamentem życia
nadprzyrodzonego oraz węzłem, który nas łączy z umysłem i wiedzą Bożą.
Przede wszystkim wiara jest początkiem naszego usprawiedliwienia. Jest ona z
naszej strony pierwszym nadprzyrodzonym przysposobieniem, bez którego nie
możemy mieć ani nadziei ani miłości, ani innych cnót nadprzyrodzonych. Jest
ona jak gdyby teleskopem, przez który odkrywamy przedmioty odległe,
niedostrzegalne gołym okiem. Wprawdzie teleskop jest narzędziem
zewnętrznym, wiara zaś sięga do najgłębszych tajników rozumu rozszerzając
pole jego działania. Pod wpływem wiary rozum widzi to, co jest niedostrzegalne
dla zmysłów. Poznaje rzeczy nieobecne, które jeszcze przyjść mają, oraz ocenia
je według prawdziwej ich wartości.
Wiara jest fundamentem i korzeniem świętości. Jak korzenie czerpią z
ziemi soki niezbędne do wyżywienia i wzrostu drzewa, tak wiara zapuszcza
korzenie swoje aż do dna duszy i karmiąc się prawdami Bożymi dostarcza
doskonałości chrześcijańskiej obfitego pożytku. Wiara łączy nas z Bożą wiedzą,
a przez nią światło Boże staje się naszym światłem, jego mądrość — naszą
mądrością, jego wiedza naszą wiedzą, jego duch naszym duchem, a jego życie
naszym życiem. Ona leczy nasz rozum z rany niewiedzy, a wolę z rany słabości,
— ona oświeca nasz rozum i wzmacnia go, a wolę pobudza i zapala do
nadprzyrodzonego współdziałania z łaską. Światło wiary rozszerza zakres
naszych wiadomości o Bogu, o jego wewnętrznym życiu, a przede wszystkim o
jego nieskończonym miłosierdziu.
Wiara jest źródłem prawdziwego męstwa, daje bowiem mocne
przekonanie, które wzmacnia wolę i pobudza ją do działania w najtrudniejszych
okolicznościach życia. Ona wskazuje nam na to, co Bóg dla nas uczynił i czynić
nie przestaje, jak żyje i działa w duszy naszej, by ją uświęcić, jak Pan Jezus
wszczepia nas w siebie i daje nam uczestnictwo w życiu Boga. Wówczas ze
wzrokiem utkwionym w Chrystusa czujemy w sobie odwagę do mężnego
dźwigania krzyża własnego w ślad za dźwigającym krzyż Chrystusem Panem.
Przykładem tego są męczennicy i bohaterowie Chrystusowi wszystkich wieków
zarówno w Starym jak i Nowym Testamencie, jak tego dowodzi św. Paweł w
swoim liście do Żydów: „A ci wszyscy przez wiarę zaleceni nie doczekali się
obietnicy… Przeto i my… spoglądamy na Jezusa przodownika i ostatecznego
sprawcę wiary” (Żyd. 11 – 12,2).
Wiara stawia nam przed oczy wiekuistą zapłatę, która będzie owocem
cierpień obecnych, jak mówi Apostoł: „Dzisiejsze utrapienie nasze, lekkie i
przemijające, chwałę wiekuistą wagi niezmiernej sprawuje w nas. Jesteśmy
bowiem zapatrzeni nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne: to bowiem,
co widzimy, doczesne jest, a czego nie widzimy — wieczne”. (II Kor. 4, 17 – 18).
Gdy czujemy słabość, wiara nam przypomina, że „Bóg naszą ucieczką i mocą,
75
pomocnikiem w uciskach, które nawiedziły nas bardzo” (Ps. 45, 1). Gdy
jesteśmy smutni, wiara wlewa do duszy naszej pociechę zarówno wśród
ucisków i upokorzeń, jak i przy stracie drogich nam osób. Szczególną pociechą
jest dla nas dogmat o Świętych obcowaniu, że w Chrystusie Panu i w Duchu
Świętym łączymy się wszyscy, żyjący i umarli, w jedną rodzinę.
Wiara wreszcie jest źródłem licznych zasług, szczególnie dzisiaj, kiedy
podlega ona tak licznym napaściom. W wielu bowiem krajach wierzący
narażeni są niestety na różne szyderstwa i prześladowania. Ponieważ wiara jest
jednocześnie i darem miłosierdzia Bożego i dobrowolnym aktem rozumu, przeto
winniśmy się modlić i nie zaniedbywać naszych osobistych wysiłków.
„Przymnóż nam wiary” (Łk. 17, 5), wołali Apostołowie do Pana Jezusa. My
również winniśmy o wiarę prosić i za nią dziękować Panu Bogu jako za jeden z
najcenniejszych darów miłosierdzia jego. Mamy nadto często wzbudzać akty
wiary, unikać niebezpiecznej lektury, wystrzegać się pychy i energicznie
zwalczać pokusy przeciwko wierze przez gruntowne poznanie tego, czego nas
wiara uczy. Czytajmy Ewangelię świętą, oceniajmy wszystko według wiary, a
przede wszystkim żyjmy według zasad wiary i starajmy się szerzyć ją przez
dobry przykład, przez słowo i przez uczynki miłosierdzia.
***
„Prosimy cię, Panie, niech działanie miłosierdzia twego nami kieruje, bo
bez ciebie nie możemy podobać się Tobie” (Kol. niedz. 18 po Ziel. Świątkach).
„Pomnóż w nas wiarę”.
23. MIŁOSIERDZIE BOŻE W CNOCIE NADZIEI
„A Bóg nadziei niech was napełni wszelką
radością i pokojem w wierze” (Rzym 15, 13).
Nadzieja w porządku przyrodzonym oznacza namiętność i uczucie. Jako
namiętność nadzieja jest poruszeniem władzy pożądawczej ku nieobecnemu
dobru zewnętrznemu, które można osiągnąć z pewnym trudem. Jako uczucie jest
to dążność do dobra nieobecnego, mimo przeciwnych trudności w jego
zdobyciu. Nadzieja w porządku przyrodzonym odgrywa wielką rolę w życiu
człowieka, albowiem wspiera go w trudnych przedsięwzięciach, np. rolnika,
76
marynarza itp. Jeszcze większą rolę odgrywa nadzieja nadprzyrodzona, która
wspiera chrześcijanina w trudnościach spotykanych na drodze do zbawienia i
doskonałości. Przedmiotem jej są prawdy objawione przez Boga, a odnoszące
się do życia wiecznego i do środków, jakimi można je osiągnąć. Poznajmy
istotne pierwiastki nadziei i zadanie jej w dziele naszego uświęcenia.
1. Nadzieja jest to cnota Boska, przez którą z ufnością oczekujemy
zbawienia wiecznego i środków ku niemu wiodących. Jest to więc dar
miłosierdzia Bożego, który podnosi dusze nasze, odrywa je od dóbr ziemskich i
zwraca ku niebu. Pragnienie szczęścia jest powszechne. Ale Bóg objawił, że
tylko on może nas uszczęśliwić. Stąd zwracamy się do niego jako do źródła
naszej szczęśliwości spodziewając się, że on z nieskończonego miłosierdzia
swego udzieli nam odpowiedniej pomocy ku temu. Nadzieja tedy jest to
nadprzyrodzona miłość pożądająca Boga, którego poznaliśmy przez wiarę, że
jest dobry i miłosierny, a nadto wszechmocny.
Nadzieja nie opiera się na własnych słabych siłach, które są
niewspółmierne do osiągnięcia dobra najwyższego, lecz na Bogu, jako
wszechmocy i miłosierdziu. Od niego spodziewamy się wszystkich łask
potrzebnych, by zdobyć doskonałość w tym życiu i zbawienie w życiu
przyszłym. Ale łaska żąda współpracy. Stąd w nadziei oprócz miłości
interesownej, to jest szukającej Boga dla naszego szczęścia i ufności w pomoc
Bożą, występuje nowy składnik, jakim jest poryw, czyli wysiłek by dążyć ku
Bogu i korzystać z pomocy, jaką nam daje z miłosierdzia swojego.
A więc przedmiotem nadziei jest Bóg i jego posiadanie przez nas jako
przedmiotu uszczęśliwiającego: Bóg przez nas posiadany i Bóg nas
uszczęśliwiający. Tym samym aktem pożądamy Boga i naszego szczęścia.
Drugorzędnym przedmiotem nadziei teologicznej są inne dobra poza Bogiem,
które mogą być środkami do osiągnięcia szczęśliwości wiecznej. Dlatego w
Modlitwie Pańskiej, która uczy nas o przedmiocie naszej nadziei, prosimy o
królestwo Boże, o odpuszczenie grzechów, o obronę w pokusach, jak również i
o chleb powszedni. A prosimy o to w liczbie mnogiej, albowiem przedmiotem
nadziei mogą być także dobra, jakich spodziewamy się dla drugich.
Pobudką nadziei jest dobroć Boża odnośna, tj. odnosząca się do stworzeń
czyli nieskończone miłosierdzie Boże. Jest to nieskończona jego doskonałość,
dla której Bóg jest godny najwyższego pożądania naszego. Dalszą zaś pobudką
nadziei, dla której spodziewamy się Boga posiąść jako najwyższe nasze dobro
uszczęśliwiające jest ufność w pomoc Bożą, jaką nam obiecał. Pismo Święte
często mówi o tej pomocy odpowiadającej naszej ufności: „Niechaj będzie
miłosierdzie twoje, Panie, nad nami, jakośmy nadzieję mieli w tobie” (Ps. 32,
22). „Mającego nadzieję w Panu, Miłosierdzie ogarnie” (Ps. 31, 10). Stąd
ciągła zachęta w Piśmie Świętym do nadziei w Bogu miłosiernym:
77
„Miłosierdzie moje i obrona moja, wspomożyciel mój i wybawiciel mój, obrońca
mój, i w nim nadzieję położyłem” (Ps. 143, 2).
2. Zadanie cnoty nadziei w dziele naszego uświęcenia jest bardzo wielkie.
Przede wszystkim nadzieja jest przyczyną naszego zbawienia: „Nadzieją
jesteśmy zbawieni” (Rzym 8, 24); „Iż we mnie nadzieję miał, wybawię go;
obronię go, bo poznał imię moje” (Ps. 90, 14). Bóg przeznaczając człowieka do
celu nadprzyrodzonego i obiecując niezbędną pomoc chce, by ludzie do tego
celu dążyli i w jego pomocy pokładali nadzieję. Bez nadziei odpuszczenia
grzechów żaden grzesznik ani nie czyniłby pokuty, ani nie nawróciłby się do
Boga. Podobnie sprawiedliwi bez nadziei pomocy Bożej nie modliliby się i nie
chcieliby zwyciężać pokus ani znosić cierpliwie doświadczeń tego życia.
Dlatego też nadzieja jest tak potrzebna jak wiara, która jest dla nadziei
fundamentem (Żyd. 11, 6).
Nadzieja łączy nas z Bogiem odrywając od dóbr doczesnych. Opierając
się na żywej wierze nadzieja wykazuje, że wszystkie przyjemności zewnętrzne,
urok, bogactwa jak i radości umysłu czy serca nie mają istotnych pierwiastków
radości umysłu czy serca, nie zawierają istotnych pierwiastków szczęścia: —
doskonałości i trwałości. Dają one tylko chwilową przyjemność, a potem
wywołują przesyt i nudę. Pragnienia nasze są zbyt wzniosie, by mogły się
zadowolić dobrami materialnymi, które są tylko środkiem do celu. Rozum nasz
będzie tylko wówczas zadowolony, gdy pozna pierwszą przyczynę
wszechrzeczy, jaką jest Bóg. Otóż nadzieja ukazuje nam Boga, jak się ku nam
skłania, by się nam oddać. Gdy to poznamy, odrywamy się od dóbr doczesnych,
a skłaniamy się ku temu, który trwa na wieki i z którym śmierć nas zjednoczy.
Nadzieja w połączeniu z pokorą nadaje skuteczność naszym modlitwom i
tym samym wyjednywa nam wszystkie łaski, które są dla nas potrzebne.
Koniecznym warunkiem nadziei jest ufność w miłosierdzie Boże, czyli
spodziewanie się pomocy obiecanej nam przez Boga. Nie ma nic bardziej
wzruszającego jak przynaglające zachęty Pisma Świętego do ufności:
„Wiedzcie, iż żaden nie był zawstydzony, który w Panu nadzieję miał. Bo kto
trwał w przykazaniach jego, a był opuszczony? albo kto wzywał go, a wzgardził
nim? Gdyż dobrotliwy i miłosierny jest Bóg i odpuści grzechy w dzień
utrapienia” (Ekl. 2, 11 – 13). Uznanie swojej nędzy i ufność w pomoc Bożą jest
progiem miłosierdzia Bożego, jak wynika z zachowania się Pana Jezusa wobec
setnika, niewiasty Chananejskiej, jawnogrzesznicy, trędowatego itp. Jakże nie
ufać, skoro sam Zbawiciel z całą powagą zapewnia: „Zaprawdę, zaprawdę
powiadam wam: Jeśli o co prosić będziecie Ojca w imię moje, da wam” (Jan 16,
23).
Nadzieja wreszcie jest źródłem owocnej działalności. Budząc w nas
tęsknotę za niebem i posiadaniem Boga rozpala w nas zapał, energię i gorliwość,
78
by osiągnąć pożądane dobro, i podtrzymuje nasze wysiłki w tym kierunku. Jeśli
zapaśnicy dla nabrania sprawności skazują się na uciążliwe ćwiczenia i
dokonują nadludzkich wysiłków, by zdobyć marną nagrodę, — do jakichże
wysiłków pobudzić winna nadzieja zdobycia nagrody nieprzemijającej? „Każdy,
który idzie w zawody, od wszystkiego się powstrzymuje: oni, aby otrzymać
wieniec znikomy, a my — trwały. Ja tedy tak biegnę, nie jakoby na oślep; tak
walczę, nie jakobym wiatr uderzał, ale karcę ciało moje i do posłuchu
przymuszam” (I Kor. 9, 25 – 27). Pewność tryumfu napełnia nas otuchą i siłą, a
tę pewność daje nam Boska cnota nadziei.
Nadzieję wlewa Bóg do duszy naszej razem z łaską uświęcającą.
Otrzymaliśmy ją tedy w czasie chrztu świętego i ona trwa w nas aż po dzień
dzisiejszy, jeżeli nie została zniszczona przez grzechy wprost jej przeciwne,
jakimi są rozpacz lub zuchwalstwo. Ubocznie pozbawia się również nadziei ten,
kto przez grzech niedowiarstwa niszczy jej fundament — wiarę. Inne grzechy
śmiertelne nie usuwają z duszy nadziei, ale bez miłości jest ona bardzo
osłabiona. Bóg ją zostawia w grzeszniku z miłosierdzia swojego, by ona
dopomogła mu do powrotu ze złej drogi. Stąd wynika, że nadzieja jest
najbardziej ludzką cnotą i ostatnią deską ratunku grzesznika. Dlatego symbolem
nadziei jest kotwica. Gdy bowiem grzech wyrzuci z duszy wszystkie inne cnoty,
a pozostanie wiara i nadzieja, tamte również jeszcze będą mogły powrócić.
***
Wlaną przez Boga cnotę nadziei winienem rozwijać i czynić w niej postęp
rozmyślając często o pobudkach, które są jej podwaliną. Największą pobudką
nadziei jest rozważanie o nieskończonym miłosierdziu Bożym: „Zbliżmy się z
ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i dostąpili łaski w
pomocy na czasie” (Żyd. 4, 16). Jakkolwiek uświęcenie nasze jest dziełem
Ducha Świętego, to jednak mam pracować tak, jak gdyby wszystko zależało ode
mnie. Winienem więc unikać tak rozpaczy jak i zbytniej ufności oraz nie
przywiązywać się zbytnio do rzeczy doczesnych. Niech nie zwodzą mnie
przemijające przyjemności i powodzenia, a cierpienia niech nigdy nie będą
przyczyną rozpaczy. Chcę żyć duchem w niebie i często prosić o łaskę
wytrwałości aż do końca.
79
24. MIŁOSIERDZIE BOŻE W CNOCIE MIŁOŚCI BOGA
„A ponad wszystko miejcie miłość, która
jest węzłem doskonałości” (Kol. 3, 14).
Miłość w ogóle jest to dążność duszy ku dobru. Może być ona zmysłowa i
duchowa. Jeżeli dobro jest nadprzyrodzone, poznane przez rozum, to i miłość
staje się nadprzyrodzoną. Miłość Boga to cnota nadprzyrodzona, którą kochamy
Boga ponad wszystko dla niego samego jako nasz cel ostateczny. Jak ufność
promienieje u podstaw miłosierdzia Bożego, tak miłość opromienia jego
szczyty, czyli sprowadza do duszy przeobfitą ilość łask miłosiernych. Dlatego
Apostoł nazywa miłość węzłem, czyli istotą doskonałości i zaleca starać się
przede wszystkim o nią. Wprawdzie Bóg wlewa tę cnotę do duszy na chrzcie
świętym razem z łaską uświęcającą, ale z naszej strony winno być dokonane
dobrowolnie oddanie się Bogu bez zastrzeżeń. Wówczas miłość Boga staje się
prawdziwą przyjaźnią Boga z człowiekiem.
1. Rozróżniamy miłość Boga doskonałą i niedoskonałą. Miłość doskonała
bywa wówczas, gdy miłujemy Boga dla niego samego, dlatego że sam w sobie
jest dobrem najwyższym i godzien miłości nade wszystko. Co należy rozumieć
przez dobro Boże, które miłujemy dla niego samego? Niektórzy sądzą, że
dobroć Boża jest to natura Boża ze wszystkimi swymi doskonałościami. Stąd
wynikałoby, że trzeba poznać wszystkie doskonałości Boże, aby Boga kochać
ponad wszystko. Ale to jest rzeczą niemożliwą w tym życiu. W rzeczywistości
każda doskonałość Boża z osobna rozważana może być przedmiotem miłości
ponad wszystko. Na przykład mądrość Boża poznana przez nas jest
doskonałością godną z naszej strony największej miłości dla niej samej. Ale ze
wszystkich doskonałości Bożych najbardziej ujawnia się miłosierdzie Boże i
doskonałość ta jest najłatwiejsza do poznania przez ludzi: „Wszystkie drogi
Pańskie miłosierdzie i prawda” (Ps. 24, 10). Dlatego poznanie miłosierdzia
Bożego budzi w nas miłość Boga dla niego samego, ponieważ miłosierdzie
zawiera w sobie naturę Bożą i wszystkie inne jej doskonałości. Stąd miłując
miłosierdzie Boże, miłujemy całą naturę Bożą ze wszystkimi doskonałościami,
miłujemy Boga ponad wszystko dla niego samego i osiągamy w ten sposób
doskonałą miłość Boga, która się nazywa miłością teologiczną.
80
Miłość niedoskonała bywa wówczas, gdy miłujemy Boga nie dla niego
samego, lecz ze względu na nas, jako dobro nasze, że jest dobry dla nas. Taka
miłość nazywa się miłością pożądającą i jest podstawą — jak widzieliśmy —
cnoty nadziei. Miłosierdzie Boże przedstawiając nam Boga jako
najlitościwszego Ojca, obudza w nas najpierw miłość pożądającą, z czego przy
zgłębieniu tego miłosierdzia powstaje w nas miłość życzliwości, to jest miłość
życząca dobrze umiłowanemu, miłość doskonała Boga dla niego samego, która
jest istotą naszej doskonałości.
Miłujemy Boga nade wszystko, gdy go cenimy wyżej niż jakiekolwiek
dobro stworzone i przenosimy go ponad wszelkie inne dobro; dlatego gotowi
jesteśmy raczej wszystko stracić niż Boga opuścić. Do doskonałej miłości Boga
potrzeba, aby ona była nade wszystko. Taka miłość mieści się jednak nie w
uczuciu, ale w woli: „Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten jest, który
mnie miłuje” (Jan 14, 21). Miłość uczuciowa nie od woli zależy, zjawia się i
niknie nieraz wbrew woli i pod względem intensywności zależy od
temperamentu i zdolności przeżywania. Nawet najintensywniejsza miłość
uczuciowa nie wyklucza większej miłości rozumowej i w woli. Matka może
kochać swe dziecko miłością intensywnie większą od intensywnej miłości Boga,
a jednocześnie miłować Boga miłością doskonałą ponad wszystko, gdy nawet
dla miłości dziecka nigdy nie zgodzi się obrazić Boga.
Wreszcie mamy miłować Boga jako cel nasz nadprzyrodzony. Kto by
poznał Boga siłami swojej natury jako cel odpowiadający jego naturze,
kochałby Boga miłością naturalną. Lecz Bóg z miłosierdzia swego chciał być
dla nas dobrem nieskończenie wyższym, nam z żadnego tytułu nienależnym.
Dobrem poznanym na ziemi przez wiarę, a w życiu przyszłym przez
bezpośrednie widzenie. By nas przysposobić do tego dobra, upodobnił nas do
siebie przez łaskę uświęcającą, a razem z nią wlał do duszy naszej miłość
nadprzyrodzoną ku sobie. Powstał tedy nowy stosunek między nami a Bogiem;
stosunek dzieci do Ojca, przyjaciela do przyjaciela. Na tym stosunku opiera się
doskonała miłość teologiczna wlana, którą miłujemy Boga jako nasz
nadprzyrodzony cel ostateczny.
2. Tak pojęta miłość Boga stanowi istotę naszej doskonałości, albowiem
uświęca nas ona i formuje w nas wszystkie inne cnoty, nadając każdej
szczególną doskonałość. Św. Paweł głosi tę prawdę w słowach pełnych
podniosłego nastroju: „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym
nie miał, byłbym jako miedź dźwięcząca albo cymbał brzmiący… Miłość
cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie działa obłudnie, nie
nadyma się, nie łaknie czci… Miłość nigdy nie ustaje… Teraz pozostaje wiara,
nadzieja i miłość, te trzy, a z tych największa jest miłość” (I Kor. 13, 1 – 13).
81
Miłość w wyższym stopniu jednoczy duszę z Bogiem i ją przeistacza:
Wpływa na rozum, by myślał o Bogu, — na wolę, by ulegała woli Bożej, — na
uczucia, by do niego lgnęły, — na wszystkie siły nasze, by użyte były w służbie
Bożej. Miłość sprawia, że zdolni jesteśmy do nadludzkich wysiłków, skłaniając
się do naśladowania Boga i do odtwarzania w sobie jego doskonałości, aby
wejść w serdeczniejszą zażyłość z naszym Stwórcą, Odkupicielem i
Uświęcicielem. W ten sposób lepiej pojmujemy Boga i rzeczy jego, bardziej w
nich smakujemy i rozumiemy lepiej jego tajemnice. Nieraz osoby
niewykształcone, ale zapalone miłością Boga znajdują głębsze upodobanie w
prawdach objawionych i lepiej je wprowadzają w życie niż uczeni teologowie.
Jest to skutek chrześcijańskiej miłości Boga.
Miłość Boga pomnaża siły nasze do dobrego, udzielając nam
niezwyciężonej mocy do zwalczania przeszkód i dodając niezwykłej zachęty do
najwznioślejszych aktów cnoty. „Mocna jako śmierć jest miłość” (Pieśń 8, 6),
mówi autor natchniony o miłości naturalnej, a cóż dopiero można powiedzieć o
miłości nadprzyrodzonej, jak to mówi autor Naśladowania: „Miłość to wielka
rzecz, i wielkie ze wszechmiar dobro: tylko ona wszelki ciężar lekkim czyni,
ona wszystkie koleje życia zarówno znosi… Miłość w górę wznosi i poziomymi
rzeczami więzić się nie daje… Nad miłość nie ma nic słodszego, nic
mocniejszego, nic wznioślejszego, nic rozleglejszego, nic wdzięczniejszego,
pilniejszego, nic lepszego w niebie i na ziemi: albowiem miłość od Boga
pochodzi, a wzniesiona nad wszystkie stworzenia, w Bogu tylko nasycić się i
spocząć może” (Naśl. ks. 3, 5).
Miłość wreszcie napełnia duszę wielką radością i rozszerza ją. Radość
bowiem powstaje w nas, gdy posiadamy dobro. Przez miłość Boga posiadamy
dobro największe i dlatego towarzyszy jej radość największa i
niewypowiedziany spokój wewnętrzny. Skoro mamy przeświadczenie, że Bóg
jest w nas i działa w nas oraz troszczy się o nas, wówczas oddajemy się w jego
ręce ze słodką ufnością i dochodzimy do doskonałego pokoju wewnętrznego i
wielkiej pogody ducha. Miłość tedy zarówno sama w sobie jak i w skutkach jest
najbardziej jednoczącą z Bogiem cnotą, która przekształca nas i formuje w nas
inne cnoty. To prawdziwy „węzeł doskonałości”, jak mówi św. Paweł.
***
Jakkolwiek miłość jest darem miłosierdzia Boga, który zaszczepia go w
naszej duszy, to jednak do rozwinięcia tego daru potrzebuje naszego
współdziałania. Wkładem z naszej strony winno być dążenie, by unikać grzechu
— szczególnie grzechu śmiertelnego, który usuwa z naszej duszy miłość. Miłość
grzesznika winna być miłością pokutniczą i ujawniać się w zgadzaniu się z wolą
Bożą. Skoro się grzesznik przekona, że Bóg obsypuje go dobrodziejstwami,
82
pobudzony jest do żalu i wdzięczności i odczuwa miłość niedoskonałą —
pożądając Boga. Potem rozwija się w nim miłość doskonała — życzliwa, tzw.
miłość „życzliwości”: zaczyna pragnąć, by Miłosierdzie Boga było znane i
wielbione po całym świecie. Bóg staje się jego Bogiem, którego zaczyna
naśladować w uczynkach miłosiernych względem bliźnich. „Duchu Święty,
Duchu miłości, który miłującym cię obracasz wszystko na dobre, wlej w serca
nasze niczym niewzruszone uczucie miłości twojej, aby dobrych pragnień, które
z twojego natchnienia w nas powstały, żadne pokusy odmienić nie mogły”.
25. MIŁOSIERDZIE BOŻE W CNOCIE MIŁOŚCI BLIŹNIEGO
„Będziesz miłował bliźniego twego
jako siebie samego” (Mat. 22, 39).
Cnota miłości rozciąga się nie tylko do miłości Boga, lecz także i do
miłości bliźniego. Jest to drugi przedmiot miłości teologicznej. Bóg, w którym
dobroć znajduje się w całej pełni, jest pierwszym przedmiotem tej miłości. Ale
w tej dobroci Boga z jego nieskończonego miłosierdzia uczestniczą inne istoty
rozumne jak aniołowie i święci w niebie, a ludzie na ziemi. Dlatego miłość
nasza poprzez Boga obejmuje i te istoty, ale już jako przedmiot drugorzędny.
Toteż Pan Jezus stawia obok przykazania miłowania Boga nade wszystko i
miłość bliźniego mówiąc: „A drugie (przykazanie) podobne jest temu: Będziesz
miłował bliźniego twego jako siebie samego” Jest to synteza i pełnia
doskonałości.
1. „Jeśliby kto powiedział, że miłuje Boga, a nienawidziłby brata swego,
kłamcą jest. Kto bowiem nie miłuje brata swego, którego widzi, Boga, którego
nie widzi, jakże miłować może? A także przykazanie otrzymaliśmy od Boga, aby
jeśli kto miłuje Boga miłował i brata swego” (I Jan 4, 20 – 21). A więc miłość,
którą miłujemy Boga, obejmuje i bliźniego. Brak zaś miłości bliźniego jest
brakiem miłości Boga. Stąd wynika, że miłość bliźniego jest miłością
teologiczną. Zatem w bliźnim mamy widzieć Boga, który się ujawnia w nim
przez dary przyrodzone i nadprzyrodzone. Ponieważ cnota miłości jest
nadprzyrodzona, przeto jako pobudkę naszej miłości mamy brać przymioty
bliźniego nadprzyrodzone. Kto by miłował bliźniego wyłącznie dla niego
samego, dla jego zalet naturalnych lub dla usług, jakie od niego otrzymuje, ten
nie miałby miłości nadprzyrodzonej.
83
Miłość nadprzyrodzona ma obejmować wszystkich ludzi, nawet
grzeszników i nieprzyjaciół. Grzeszników mamy miłować, nie dla ich grzechów,
które mamy nienawidzieć, lecz dlatego, że i oni mogą otrzymać łaskę, że także
za nich Zbawiciel umarł, że również oni są zdolni nawrócić się i otrzymać
szczęście wieczne. Słowem mamy miłować ich dla Boga. Co do nieprzyjaciół,
nie możemy ich miłować jako nieprzyjaciół naszych, gdyż to byłoby przeciwne
miłości: — miłować zło drugich. Ściśle mówiąc o tyle, o ile mogą dojść do
szczęścia wiecznego, dokąd i my spodziewamy się dojść, są naszymi
przyjaciółmi. I dlatego mamy ich miłować, że i za nich umarł Zbawiciel i
nakazał miłować nieprzyjaciół: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych, dobrze czyńcie
tym, którzy was mają w nienawiści, a módlcie się za prześladujących i
spotwarzających was… Gdybyście bowiem miłowali tych, którzy was miłują, cóż
za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią?” (Mat. 5, 44 – 46).
Słowem mamy miłować dla Chrystusa.
Miłość nadprzyrodzona ma obejmować i nas samych, albowiem miłość
własna ma być miarą miłości bliźniego. My bowiem również przez łaskę
jesteśmy uczestnikami miłosierdzia Bożego i możemy posiąść życie wieczne,
dopóki jesteśmy na tym świecie. Nawet ciało może być przedmiotem takiej
miłości, albowiem i ono po zmartwychwstaniu będzie w pewien sposób
uczestniczyć w szczęściu duszy. Jednak ponad wszystko miłujemy tylko Boga, a
wszystko inne dla Boga. On tylko posiada w całej pełni to, co jest przedmiotem
miłości nadprzyrodzonej.
Szczególniejszą pobudką do nadprzyrodzonej miłości bliźniego jest nauka
o mistycznym ciele Chrystusa. Któż to są te członki mistycznego ciała? Przede
wszystkim ci, którzy otrzymali chrzest święty, wszczepiający nas w Chrystusa,
jak powiada św. Paweł: „W jednym Duchu wszyscy ochrzczeni byliśmy w jedno
ciało, czy to żydzi, czy poganie, wolni czy niewolnicy: i wszyscy jednym Duchem
byliśmy napojeni” (I Kor. 12, 13); „Ochrzczeni jesteśmy w Chrystusie Jezusie, w
śmierci jego ochrzczeni jesteśmy” (Rzym. 6, 3); „wszyscy bowiem jesteście
synami Bożymi przez wiarę w Chrystusa Jezusa” (Gal. 3, 26). To znaczy
wszyscy, którzyśmy ochrzczeni przyjmujemy udział w wewnętrznym
usposobieniu Chrystusa, ale w różnym stopniu: sprawiedliwi złączeni są z nim
przez łaskę uświęcającą, grzesznicy — przez wiarę i nadzieję, święci w niebie
— przez widzenie uszczęśliwiające, niewierni, chociaż nie są żywymi
członkami ciała mistycznego Chrystusa, ale dopóki są na ziemi, powołani są ku
temu, by się nimi stali. Przeto wszyscy jako członki tegoż ciała mamy się
kochać i wspierać jako dopełnienie tejże głowy – Chrystusa.
2. Nadprzyrodzona miłość bliźniego jest tedy jednym ze sposobów
miłości Boga, jak to wynika ze słów Pana Jezusa: „Zaprawdę powiadam wam,
coście uczynili jednemu z tych moich braci najmniejszych, mnieście uczynili”
(Mat. 25, 40). Należy więc w bliźnich widzieć Chrystusa Pana i w ten sposób
84
naszą miłość ku nim czynić nadprzyrodzoną. Przede wszystkim mamy unikać
wad przeciwnych miłości, a więc lekkomyślnych sądów, obmów, potwarzy i
zniewag. Następnie wystrzegać się trzeba wrodzonych antypatii, szczególnie
dobrowolnych, — słów cierpkich, szyderczych i wzgardliwych, a nawet
dowcipów niewłaściwych, — przykrych sporów i dysput upokarzających
bliźniego, — współzawodnictwa, niesnasek, fałszywych donosów, siejących
niezgodę wśród członków rodziny chrześcijańskiej.
Warto często przypominać sobie słowa Apostoła, z jakimi zwraca się do
pierwszych chrześcijan: „Proszę was tedy, ja, więzień w Panu, abyście
postępowali w sposób godny powołania, do którego wezwani jesteście, ze
wszelką pokorą i łagodnością, z cierpliwością znosząc jedni drugich w miłości,
starając się zachować jedność ducha, złączeni węzłem pokoju. Jedno ciało i
jeden duch jako wezwani jesteście do jednej nadziei wezwania waszego. Jeden
Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden Bóg i Ojciec wszystkich, który panuje
nad wszystkimi, działa przez wszystkich i jest we wszystkich nas… byśmy czyniąc
prawdę w miłości wzrastali we wszystko w tym, który jest głową, to jest w
Chrystusie” (Ef. 4, 1 – 16).
Najbardziej trzeba unikać zgorszenia, które innych pociąga ku grzechowi.
Nawet powstrzymywać się trzeba w tym celu od rzeczy obojętnych, które z
powodu okoliczności stać się mogą okazją do złego dla bliźnich naszych.
Dlatego św. Paweł zabrania jeść mięso z ofiar na cześć bałwanów: „I przez to,
żeś ty uświadomiony, zginie słaby brat twój, za którego umarł Chrystus. A tak
grzesząc przeciw braciom i raniąc słabe ich sumienie, grzeszycie przeciw
Chrystusowi. Jeśli przeto pokarm gorszy brata mego, nigdy nie będę pożywał
mięsa, abym snadź nie zgorszył brata mego” (I Kor. 8, 11 – 13).
Nie tylko mamy unikać przewinień, lecz trzeba pracować pozytywnie
ćwicząc się w miłości bliźniego, a więc znosić cierpliwie wady bliźniego,
chętnie przebaczać zniewagi i jak najprędzej pojednać się z nieprzyjaciółmi, jak
powiada Pan Jezus: „Jeśli tedy poniesiesz dar twój do ołtarza, a tam wspomnisz,
że brat twój ma coś przeciw tobie, zostawże tam dar twój przed ołtarzem, a idź
pojednać się pierwej z bratem twoim. A potem przyjdziesz i złożysz dar twój”
(Mat. 5, 23 – 24). Taka miłość bliźniego jest ponad naturalne siły ludzkie: jest
ona darem Ducha Świętego i dlatego możliwa jest tylko w chrześcijaństwie. Bóg
z miłosierdzia swego wiewa ją do duszy razem z łaską uświęcającą, z utratą
której ustępuje z duszy i nadprzyrodzona miłość.
***
„Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, jakom ja
was umiłował, abyście się i wy wzajemnie miłowali” (Jan 13, 34). Nowość
85
polega na tym, że Pan Jezus uprzedza nas swą miłością, przychodzi do nas
pierwszy, nie zrażając się naszą niewiernością i niewdzięcznością i chce nas
uczynić świętymi dla naszego szczęścia. Tak mam i ja miłować wszystkich,
nawet tych, którzy mi źle życzą i czynią, nie oczekując od nich wzajemności.
Mam miłować czynem, by w ten sposób naśladować Pana Jezusa.
26. MIŁOSIERDZIE BOŻE W DARACH DUCHA ŚWIĘTEGO
„Którychkolwiek ożywia Duch Boży,
ci są synami Bożymi” (Rzym. 8, 14).
Razem z łaską uświęcającą Bóg wlewa do duszy nie tylko cnoty
nadprzyrodzone jako władze do nadprzyrodzonego działania, ale nadto i różne
od cnót dary, jako osobne dyspozycje, zwane darami Ducha Świętego. Z
cnotami człowiek działa i zasługuje sobie na niebo w zwyczajnych warunkach.
Natomiast w trudniejszych warunkach, kiedy np. chodzi o heroiczne
przedsięwzięcia i poświęcenia, Duch Święty daje człowiekowi specjalne
oświecenia rozumu i poruszenia woli tak, że się zwykle staje powolnym łasce
oraz ochotnie i bez sprzeciwu idzie za nią. Kościół w modlitwach liturgicznych
błaga o te dary siedmiorakie, których naturę poznamy przez porównanie z
cnotami wlanymi.
1. Dary Ducha Świętego są to nadprzyrodzone dyspozycje, dane przez
Boga, aby człowiek nimi wzmocniony szybko, łatwo i ochotnie dał się poruszać
i kierować natchnieniom Ducha świętego. Te dary są podobne do cnót wlanych
pod tym względem, że jedne i drugie są dziełem miłosierdzia Bożego, jakie
człowiek otrzymuje razem z łaską uświęcającą dla własnego uświęcenia. Ale
między nimi jest trojaka różnica, nie ze względu na pole działania, ale z
odmiennego sposobu działania. Przy cnotach inicjatywa działania pozostaje przy
nas, mamy ją powziąć według wskazówek roztropności. Przy darach inicjatywa
działania należy do Boga, który udziela świętych popędów, niezwykłych
oświeceń i natchnień.
Można powiedzieć, że cnoty są to jakby energie czynne bezpośrednio:
pod ich wpływem czynimy poszukiwania, rozumujemy, pracujemy podobnie,
jak to czynimy przy aktach porządku naturalnego. Natomiast dary Ducha
Świętego wprawiają w ruch władze nasze w taki sposób, że dusza staje się
bardziej bierna niż czynna, chociaż tym władzom wolności nie odejmują. Dary
86
nadają jej giętkości i zdolności przyjmowania łaski działającej i skłaniają do
pójścia za nią ochotnie. Wówczas z małym wysiłkiem i szybko posuwamy się
naprzód, jakbyśmy jechali na żaglówce z wiatrem, pędzącym ją szybko do
brzegu. Przy cnotach musimy pracować raczej sami z pewnym wysiłkiem, jak
pracują ci, co płynąc w łodzi muszą sami wiosłować.
Przy cnotach musimy sami więcej zastanawiać się, rozważać, wybierać
itp., a przy darach kierujemy się natchnieniem Bożym, które przynagla nas
bardzo żywo do tego lub innego czynu, bez żadnego z naszej strony
zastanowienia. Łaska o wiele więcej wpływa na czyn przy darach niż przy
cnotach, a stąd i czynność dokonana pod wpływem darów jest doskonalsza i
bardziej zasługująca. Dzięki darom Ducha Świętego męczennicy ujawniali
nieustraszone męstwo, umierając wygłaszali płomienne mowy, a wyznawcy
wykonywali heroiczne akty cnoty, jak artyści przy lekkim potrąceniu strun harfy
wydobywają z niej przecudną muzykę. Tu bowiem działa Duch Święty i swoim
dotknięciem wprawia w drgania struny duszy ludzkiej.
Wszakże i przy darach dusza zachowuje swoją wolność i okazuje tylko
zdolność przyjmowania natchnień, którym może się oprzeć i w rzeczywistości
się opiera, jak np. prorok Jonasz. Dary tylko nadają giętkość jej władzom, ale
wolności woli nie znoszą. Toteż trzeba tę giętkość pielęgnować, szczególnie na
początku, zanim ona nie dojdzie do pełnego rozwoju. Dlatego Psalmista
przestrzega: „Dziś, jeśli głos jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych,
jak w dzień kuszenia na puszczy, kędy mię kusili ojcowie wasi, doświadczyli mię,
a (przecież) widzieli uczynki moje” (Ps. 94, 8 – 9).
Jakkolwiek dary Ducha Świętego ujawniają się w szczególny sposób przy
czynach heroicznych, to jednak nie tylko do tych czynów są one przeznaczone.
Są to bowiem zwyczajne środki zbawienia, dawane wszystkim sprawiedliwym
razem z łaską uświęcającą. Gdyby były dawane tylko do czynów heroicznych,
wówczas dla wielu sprawiedliwych byłyby one zbyteczne, albowiem czynów
heroicznych przez całe życie nieraz nie mają sposobności wykonywać.
2. Jest siedem darów Ducha Świętego, z których cztery należą do rozumu,
a trzy do woli. „I wynijdzie różdżka z korzenia Jessego, a kwiat z korzenia jego
wyrośnie. I spocznie na nim Duch Pański, duch mądrości i rozumu, duch rady i
mocy, duch umiejętności i bogobojności, i napełni go duch bojaźni Pańskiej”
(Iz. 11, 1 – 3). Dary te mają same w sobie przeogromne znaczenie, albowiem
poddają nas pod bezpośrednie działanie Ducha Świętego, który przebywając w
duszy naszej oświeca nasz rozum swoim światłem, rozpromienia serce miłością
i umacnia wolę, by spełniła dobry uczynek, do którego ją natchnął. Jest to tedy
jedyne możliwe na tym świecie zjednoczenie duszy z Bogiem, które przyczynia
się do szybkiej i wysokiej doskonałości.
87
Niemniej cenne są skutki tych darów w duszy. One sprawiają, że możemy
wykonywać cnoty Boskie i obyczajowe jak najdoskonalej, — one dają
natchnienie do aktów heroicznych, — przez nie możemy dojść do kontemplacji
wlanej, o ile Bóg tego zechce, albowiem giętkość i uległość woli natchnieniom
najbardziej przygotowują duszę do tego stanu mistycznego.
Szczególnie błogi wpływ wywierają dary na cnoty obyczajowe,
podnosząc je do nadprzyrodzonego stopnia i opromieniając je nadprzyrodzoną
miłością. Cnoty obyczajowe za przedmiot swój bezpośredni nie mają Boga, ale
pod wpływem darów skierowują się ku niemu i jednoczą nas z Bogiem.
Roztropność przez dar rady daje nam uczestnictwo w światłości Bożej, —
sprawiedliwość pod wpływem daru umiejętności świadczy innym więcej, niż się
należy, — wstrzemięźliwość przez dar bojaźni staje się zdolna do heroizmu, —
męstwo wreszcie łącząc się z darem męstwa, staje się zdolne do niezwykłej
cierpliwości i wytrwałości w pokonywaniu różnych przeszkód, spotykanych na
drodze do celu.
Jakkolwiek dary Ducha Świętego nie są wyższe od cnót Boskich, przede
wszystkim nie od miłości, która jest najdoskonalszym dobrem
nadprzyrodzonym i —jak już powiedzieliśmy — istotą naszej doskonałości, to
jednak można twierdzić, że dary udoskonalają te cnoty w działaniu. Dar rozumu
czyni wiarę naszą żywszą i bardziej przenikliwą, dając jej poznać ścisłą
harmonię, panującą między dogmatami. Dar mądrości udoskonala działanie
miłości nadprzyrodzonej dając nam upodobanie w Bogu i rzeczach Boskich. Dar
wreszcie pobożności wzmacnia naszą nadzieję, budząc przede wszystkim ufność
w nieskończone miłosierdzie Boże, by nawet w pracy nad udoskonaleniem
własnym polegać więcej na pomocy z góry, niż na własnych słabych siłach. W
ten sposób dary Ducha Świętego pozostają w takim stosunku do cnót Boskich
jak środki do celu. Przydają tym cnotom nowy stopień doskonałości, chociaż
ich, a przede wszystkim miłości, nie przewyższają.
Dary Ducha Świętego nie zawsze ujawniają się w działaniu, bardzo często
pozostają one ukryte bez żadnej świadomości ze strony naszej, chociaż
wpływają na nasze czyny i ich zasługi. Toteż mamy raczej starać się o praktykę
cnót obyczajowych, które udzielają duszy stopniowej giętkości i przygotowują
ją do potrzebnej uległości, by dary mogły działać w całej pełni; one zaś wzrastać
będą razem z łaską uświęcającą i wpływać na powiększenie cnoty, częstokroć
zupełnie bez naszej świadomości. Z czasem dopiero odczujemy w pewnych
chwilach nagłe natchnienie łaski, nad której działaniem nawet długo
zastanawiać się nie będziemy, a natychmiast pójdziemy za nią, jak poszedł
Szaweł w czasie podróży do Damaszku, jak poszedł Augustyn przy czytaniu
ewangelii i jak postąpiło wielu innych świętych.
***
88
Postanawiam przede wszystkim ćwiczyć się w cnotach obyczajowych, by
nabyć odpowiedniej giętkości, przysposabiającej do działania w nas darów, a
więc w roztropności, pokorze, posłuszeństwie, łagodności, czystości itp. Zanim
bowiem kierować się będę boskimi natchnieniami, muszę wpierw postępować
według zasad chrześcijańskiej roztropności. Następnie zwalczać będę w sobie
ducha świata, który jest wręcz przeciwny Duchowi Świętemu, oraz starać się
będę o wewnętrzne skupienie czyli nawyknienie, by często zwracać myśl moją
ku Bogu, przebywającemu nie tylko obok mnie, ale we mnie, i
współdziałającemu w każdej mojej czynności przez swoją łaskę.
27. MIŁOSIERDZIE BOŻE W DARZE MĄDROŚCI
„I wzywałem, a przyszedł na mnie
duch mądrości” (Mądr. 7, 7).
Mądrość jest najwznioślejszym darem Ducha Świętego. Zadaniem tego
daru jest udoskonalać największą cnotę teologiczną: miłość Boga i bliźniego.
Między darami tylko ten jeden nosi imię Boskie, albowiem Boga nazywamy
Mądrością niestworzoną: „Mądrość zbudowała sobie dom” (Przyp. 9, 1), a tym
domem jest ciało Jezusa Chrystusa, w którym zamieszkało Słowo Przedwieczne,
wysługując i nam dar mądrości, nad którym pokrótce się zastanowimy.
1. Mądrość jest darem Ducha Świętego, przez który smakujemy w
rzeczach Bożych, wysoko je cenimy, pogardzając zarazem rzeczami
doczesnymi: „Bo cóż ja mam w niebie albo czegom chciał za ziemi oprócz
ciebie” (Ps. 72, 25). Dar mądrości ujawnia się w podwójnym działaniu: Duch
Święty oświeca przezeń nasz umysł, by widział prawdy wiary w bardzo
wzniosłym świetle, i smakował w nich czyli miał w nich upodobanie oraz
cieszył się z ich poznania. Pod wpływem tego daru umysł czerpie powody do
wiary nie z zastanawiania się nad stworzeniami, ale wzbija się do najwyższych i
najgłębszych przyczyn, rozpatrując jak się one do Boga odnoszą i jak on sam na
nie patrzy i o nich sądzi. Z takiego rozpatrywania rodzi się w umyśle niezwykłe
i wspaniałe światło, w którym widzimy prawdę, a z tego światła spływa wesele i
pociecha na wolę i uczucia nasze, albowiem poznanie wzbudza i porusza
miłość. Stąd dar ten udoskonala także cnotę miłości.
89
Mądrość sądzi o wszystkim w stosunku do miłości, z miłości lub przez
miłość do Boga. Ukochawszy Boga wszystko z nim łączy, co sprawia, że
przedmiot poznania staje się jeszcze bardziej pożądany, nabywa jeszcze więcej
uroku i ze swej strony pomnaża miłość ku Bogu i radowanie się w nim. Na
każdą bowiem rzecz możemy patrzeć z punktu czysto rozumowego lub
uczuciowego, czyli pod wpływem serca. Otóż inaczej patrzymy na jakąś rzecz,
jeżeli ma ona związek z kimś, kogo kochamy Tu też i mądrość sprawia, że
inaczej patrzymy na wszystko z punktu widzenia miłości Boga.
Dar mądrości daje nam możliwość rozpatrywania prawd wiary z
najwyższego stanowiska pozwała radować się z ich piękności i uroku oraz
usuwa z duszy jakiekolwiek wątpliwości. Pobudką do uznania jest wesele i
radość płynąca z takiego poznania. Stąd teologowie zowią dar mądrości
„słodkim poznaniem Boga”, jak powiada Psalmista: „Jak słodkie są
podniebieniu memu słowa twoje, ponad miód ustom moim! Przeto umiłowałem
przykazania twoje nad złoto i nad topaz” (Ps. 118, 103 i 127).
Stąd pochodzi, że dar ten jest najwyższy i najwznioślejszy ze wszystkich,
a wpływ jego rozciąga się na całe życie duchowe. Słodycz bowiem duchowa
odrywa naszą zmysłowość od ziemi, a wówczas dusza przebywa w Bogu i jest
bardzo w jego służbie szczęśliwa jak powiada mędrzec natchniony:
„Przełożyłem ją nad królestwa i stolice, i bogactwa za nic miałem w
porównaniu z nią, a nim do niej przyrównał drogiego kamienia, gdyż wszystko
złoto, do niej przyrównane jest odrobiną piasku, a jako błoto będzie poczytane
srebro obok niej. Nad zdrowie i piękno umiłowałem ją i postanowiłem mieć ją
zamiast światłości, gdyż światło jej nigdy nie zgaśnie” (Mądr. 7, 8 – 10).
2. Pod wpływem tego daru cnota nabywa wdzięku, powabu i piękności
oraz pokonywa wszystkie trudności. Nie czuje się wówczas ciężaru przykazań
Bożych i kościelnych, a rady ewangeliczne stają się wielką radością, jak mówi
Psalmista: „Pieśniami były mi ustawy twoje na miejscu pielgrzymowania mego.
Pamiętałem w nocy na imię twoje, Panie, i strzegłem (chętnie) zakonu twego”
(Ps. 118, 54). Żadna siła nie daje nam takiej władzy nad namiętnościami jak dar
mądrości, który jak gdyby zespala cnoty: „Mądrość, która jest z wysoka, jest
przed wszystkim czysta, potem spokojna, skromna, ustępliwa, dobrym
sprzyjająca, pełna miłosierdzia i owoców dobrych, nie stronnicza i nie obłudna”
(Jak. 3, 17).
Dar mądrości ozłaca nasze ziemskie życie, rozjaśnia jego mroki i sprawia,
że już tu, na ziemi, mimo trudów zaczynamy odczuwać przedsmak nieba.
Szczęście niebieskie polega na bezpośrednim oglądaniu i kochaniu Boga. Dar
mądrości ułatwiając poznanie Boga w miłości sprawia duszy wewnętrzną
radość, która promieniuje na zewnątrz i udziela się otoczeniu. Pozwala on
mówić o Bogu prosto, jasno i przekonywująco. Zazwyczaj słuchacze są pod
90
wielkim wrażeniem nie tyle olśniewającego bogactwa myśli, ile słodyczy,
łagodności, życzliwości, a przede wszystkim miłości Boga i bliźniego,
promieniującej z ust mówiącego. Tego rodzaju mowa działa urokiem i zyskuje
serca ludzi oraz porywa ich wolę.
Właściwym sprawcą duchowego namaszczenia jest Duch Święty, który z
natury swojej jest miłością, a stąd namaszczeniem w samym Bóstwie. Ten dar
posiadali wielcy kaznodzieje i dlatego przemawiali z wielkim skutkiem, jak św.
Jan Chryzostom, św. Augustyn, św. Bernard, św. Franciszek Salezy, św. Antoni,
św. Bonawentura, nasz ks. Skarga Złotousty, arcybiskup Teodorowicz, biskup
Szlagowski… Toteż i dzisiejsi kaznodzieje nie powinni szczędzić wysiłków w
celu proszenia Boga o ten dar, a zwłaszcza powinni pragnąć tego daru przez
wysokie dla niego poważanie i umiłowanie. Salomon może być przykładem, że
cenił ten dar ponad wszystko, prosił o niego i otrzymał: „Tę (mądrość)
umiłowałem i szukałem jej od młodości mojej, i starałem się wziąć ją sobie za
oblubienicę i stałem się miłośnikiem piękności jej” (Mądr. 8, 2), „Jaśniejąca jest
i nigdy nie więdnąca mądrość, i łatwo spostrzegają ją ci, którzy ją miłują, i
znajdują ci, którzy jej szukają” (Mądr. 6, 13).
Do osiągnięcia daru mądrości bardzo przyczynia się z naszej strony cnota
czystości i pokory. Nie ma większej przeszkody dla mądrości jak zmysłowość,
zbytnia ufność w siebie i zarozumiałość. Dlatego trzeba za wszelką cenę usuwać
się od ziemskich uciech i łączyć się z Bogiem w dziecinnej prostocie i pokorze:
„A mądrość gdzie bywa znaleziona?… Nie zna człowiek ceny jej ani bywa
znaleziona w ziemi rozkosznie żyjących. Otchłań mówi: Nie masz jej we mnie, a
morze powiada: Nie masz jej ze mną. Nie daje się złota szczerego za nią, ani
odważa srebra za nabycie jej” (Job 28, 12 – 15). „Człowiek zmysłowy nie
pojmuje tego, co jest z Ducha Bożego i jest dla niego głupstwem” (I Kor. 2, 14).
„W złośliwą duszę nie wnijdzie mądrość ani nie będzie mieszkać w ciele
grzechom poddanym” (Mądr. 1, 4). „Jeśli kto jest maluczki, niechaj przyjdzie do
mnie” (Przyp. 9, 4).
Przede wszystkim zaś trzeba się modlić o dar mądrości, albowiem tylko
Duch Święty może go nam udzielić jak powiada Apostoł: „A jeśli komu zbywa
na mądrości, niech prosi Boga, który bez ociągania się daje wszystkim obficie, a
otrzymają. Ale niech prosi z wiarą i bez powątpienia, kto bowiem wątpi,
podobny jest do fali morskiej poruszanej i miotanej wiatrem” (Jak. 1, 5).
Mędrzec zaś Pański tak się modlił o mądrość: „Boże ojców moich i Panie
miłosierdzia, któryś uczynił wszystko słowem swoim, a w mądrości twej
postanowiłeś człowieka, aby panował nad stworzeniem, któreś ty uczynił, aby
rządził okręgiem ziemi w prawości i sprawiedliwości, a sądy sprawował w
prostocie serca: dajże mi mądrość, stojącą przy stolicy twojej, a nie odrzucaj
mnie od służebników twoich, gdyżem ja jest sługa twój i syn służebnicy twojej,
człowiek słaby i krótkiego życia, niezdolny do zrozumienia sprawiedliwości i
91
prawa… Ześlij ją (mądrość) z świętych niebios twoich i ze stolicy wielkości
twojej, aby ze mną była i ze mną pracowała” (Mądr. 9, 1 – 11).
***
Mam tedy cenić dar mądrości ponad wszystko na świecie, a ceniąc
pragnąć go więcej od zdrowia. Następnie mam się wystrzegać wszelkiej
pożądliwości zmysłowej i unikać najmniejszej okazji ku temu, ćwicząc się w
cnocie pokory, wystrzegając się mówienia o sobie i pomniejszania moich
bliźnich. Przede wszystkim będę codziennie pokornie błagał Boga o mądrość,
odmawiając choćby modlitwę Salomona: „Ześlij, Panie, mądrość ze stolicy
wielkości twojej, abym wiedział, co jest przyjemne tobie; bo ona wszystko wie i
rozumie, i poprowadzi mię w dziełach moich przezornie, i będzie mię strzegła
mocą swoją. I będą przyjemne dzieła moje… A wolę twoją kto pozna, jeśli ty nie
dasz mądrości i nie spuścisz ducha twego świętego z wysokości?” (Mądr. 9, 10 –
18).
28. MIŁOSIERDZIE BOŻE W DARZE ROZUMU
„Jeszcze i wy także nie macie zrozumienia?” (Mat. 15, 16).
Każdy człowiek z natury posiada rozum, ale ten rozum naturalny nie jest
darem Ducha Świętego; jest to bowiem dar w porządku natury i nie należy do
porządku łaski. Rozum naturalny jest to władza duszy, przez którą pojmujemy,
sądzimy, wnioskujemy i rozumujemy. Ten rozum rozwija się, doskonali przez
naukę i ćwiczenia, przez wykształcenie i wychowanie, nabiera przenikliwości,
subtelności i dochodzi często do bardzo wysokiej doskonałości. Ale to jest rzecz
zupełnie różna od daru rozumu, który się nie znajduje w żadnym człowieku, nie
mającym łaski Bożej, albo który miał ją, a potem zeszedł z drogi miłości Boga i
bliźniego.
1. Dar rozumu jest to nadprzyrodzone światło dane sprawiedliwemu
człowiekowi, którym wewnętrznie pojmuje to, co przez Boga jest objawione.
Dar ten pomaga do zgłębienia prawd wiary, — sprawia, że nie widzimy
sprzeczności między rozumem a objawieniem, przeciwnie — widzimy wielką
ich zgodność i harmonię, znajdujemy w otaczających nas rzeczach analogię do
92
nich i uzupełnienie wzajemne. Poznajemy to wszystko o wiele lepiej i głębiej,
niżbyśmy mogli poznać przez własne rozwiązania i studia. Stąd pochodzi, że
często ludzie bez żadnego wykształcenia teologicznego więcej są w wierze
utwierdzeni i oświeceni niż najuczeńsi teologowie.
Dar rozumu ma udoskonalać cnotę teologiczną — wiarę, która sprawia że
niewzruszenie uznajemy za prawdę, co Bóg objawił, i dlatego, że Bóg objawił.
Zrozumienie znaczenia słów objawionych często przekracza nasze naturalne
zdolności, słowa te bowiem nie zawsze są jasne, szczególnie zaś jeśli chodzi o
niektóre tajemnice naszej wiary. Otóż Duch Święty przez dar rozumu udziela
nam tej pomocy, oświeca rozum głębokim i przenikliwym światłem, wskazując
na związek wzajemny pojęć, z których dana prawda się składa, oraz daje
pewność, że dana prawda ma takie a nie inne znaczenie.
Jako akt niedoskonały, dar rozumu czasami nawet poprzedza wiarę, ale
jako dyspozycja trwała następuje po niej, udoskonala ją i pozostaje w duszy
razem z łaską uświęcającą. Jeżeli kto zostaje powołany do wiary, musi mieć
pomoc Ducha Świętego, jak Piotr, który wyznał Bóstwo Pana Jezusa przez
oświecenie z góry otrzymane. Jest to działanie daru rozumu, jak mówi
Zbawiciel: „Każdy, kto usłyszał od Ojca i nauczył się, przychodzi do mnie” (Jan
6, 45). Przyrodzona bystrość i pojętność obok światła wiary i łaski zwykłej nie
wystarcza, by mieć pewność, że dana prawda ma być rozumiana tak, a nie
inaczej. Tu potrzeba daru rozumu jako Boskiego świadectwa, że dana prawda
harmonizuje z innymi prawdami objawionymi i ma takie a nie inne znaczenie.
Dar rozumu daje nam łatwość i pewność zrozumienia Pisma Świętego,
które w wielu miejscach jest dla ludzi niejasne, tak, że nawet Apostołowie go
nie rozumieli. Dopiero Pan Jezus po Zmartwychwstaniu swoim „otworzył im
umysł, aby rozumieli Pisma” (Łuk. 24, 45), udzielając im prawdopodobnie daru
rozumu. Z tego wynika, że dar ten odnosi się nie tylko do wiary, lecz rozciąga
się na wszystko, co ma z nią związek, a mianowicie na uczynki i na życie
praktyczne, o ile ono powoduje się prawdami objawionymi. Pod wpływem tego
daru poznajemy nie tylko objawione prawdy same w sobie, lecz także w jakiej
mierze stają się one prawami naszego postępowania, a więc dokładne
rozumienie istoty, celu i środków życia duchowego, pojęcie praw moralnych,
cnót i obowiązków stanu.
Na wyższym stopniu dar rozumu daje nam oglądać Boga nie przez
pozytywną i bezpośrednią intuicję istoty Bożej, lecz ukazując nam, czym Bóg
nie jest, jak mówi Doktor Anielski. Można dar ten przyrównać do działania
szkła powiększającego, przez które spostrzegamy w jakimś materialnym
przedmiocie rysy i kształty, niedostrzegalne gołym okiem. Na przykład w
zdaniu „Słowo stało się ciałem” zawiera się cała nauka o Wcieleniu, ale bez
daru rozumu nie wszyscy należycie ją pojęli. Dopiero Sobór Nicejski rozwinął
tę naukę, a uzupełnił Symbol Atanazego, uzasadnił zaś św. Tomasz
niewątpliwie pod wpływem daru rozumu (I – II, q. 69, a. 2).
93
2. Dar rozumu potrzebny jest wszystkim chrześcijanom, ale niezbędny
jest przede wszystkim nauczycielom wiary, a więc profesorom, katechetom i
duszpasterzom, a najbardziej kierownikom dusz i tym wszystkim, którzy głoszą
wiarę i bronią jej przed atakami wrogów. Aby prawdę innym podawać, trzeba ją
przede wszystkim samemu dokładnie poznać i nabrać o niej gruntownego
przekonania. Najważniejszą rzeczą zaś przy poznaniu jest utworzenie jasnego i
poprawnego pojęcia o danej prawdzie. Dar ten jest tak wielkim dobrem, że nie
mogą porównać się z nim żadne zdolności wrodzone. Bez tego daru trudno jest
coś większego osiągnąć w udzielaniu nauki chrześcijańskiej. Z tym darem nawet
przy umiarkowanych zdolnościach, jakie miał np. św. Jan – Maria Vianney,
nauczanie będzie bardzo owocne. Ten prosty proboszcz w zapadłej parafii
wiejskiej Ars pod Lionem ściągał na swe kazania wysoko wykształconych
mieszkańców Francji i innych krajów.
Jasność, wyrazistość i prostota w mówieniu o rzeczach Bożych jest
największą zaletą mówcy kościelnego. Nie osiąga się tego jedynie przez
ćwiczenia, ale najbardziej przez głęboką modlitwę. Jest to po prostu punkt
wyjścia, silny grunt, z którego rozum zapuścić się może w przepiękną dziedzinę
wiedzy nadprzyrodzonej. Dar ten potrzebny jest i zwykłym wiernym, by o
tajemnicach wiary mieli jasne i wyraźne pojęcie, co pozwala na
przeciwstawienie się i łatwe wykazanie wszelkich fałszów w tłumaczeniu Pisma
Św. przez heretyków. Kto ma ten dar, ten natychmiast spostrzega fałsz i jakby
instynktownie wykrywa błędnowierstwo, wobec którego doznaje odrazy i
wstrętu. Przykładem tego może być św. Wincenty a Paulo, który mimo obłudy
jansenistów od razu poczuł w nich heretyków i odwrócił się od nich ze
wstrętem. Podobnie św. Klemens Hofbauer posiadał nadzwyczajny dar
spostrzegania prądów przeciwnych wierze, jakie spotykane były w literaturze,
sztuce i naukach.
Dar rozumu odgrywa wielką rolę w modlitwie, a najbardziej w
rozmyślaniach. Aby o danej prawdzie owocnie rozmyślać, trzeba mieć o niej
jasne pojęcie, które potem wywiera wpływ na wolę i na całą praktyczną wiedzę
o zbawieniu. Stajemy się wówczas pogodni i weseli, a zastosowania danej
prawdy w życiu codziennym narzucają się same. Nie ma wówczas żadnych
wahań i wątpliwości. Powstaje w nas pewność, że dany punkt wiary należy
rozumieć tak, a nie inaczej i stosować go w życiu codziennym w ten, a nie inny
sposób. Ta jasność i pewność zaznacza się potem w całym naszym życiu,
regulując bez żadnych trudności nasz stosunek do otoczenia. W ten sposób pod
wpływem tego światła wyrabia się stopniowo prawość, roztropność i stałość w
postępowaniu, co zwykle jest cechą człowieka naprawdę uduchowionego.
Dar tedy rozumu jest pod każdym względem doniosły. Jakkolwiek
otrzymujemy go darmo — jedynie z miłosierdzia Bożego razem z łaską
uświęcającą, mamy jednak obowiązek doskonalić go w nas samych i
94
pielęgnować jak najstaranniej. Najważniejszym usposobieniem ku temu jest
wiara żywa i prosta, przez którą dochodzimy do zrozumienia prawd
nadprzyrodzonych. Wzbudzajmy tedy często akty wiary żywej, jak to czynił
Psalmista, mówiąc: „Daj mi rozum, a nauczę się przykazań twoich” (Ps. 118,
73). Tak czynił św. Anzelm, św. Tomasz z Akwinu, św. Hieronim i inni
Doktorowie Kościoła, którzy posiadali ten dar w wysokim stopniu. Pozwalał on
im jasno i owocnie pisać o głębokich tajemnicach naszej wiary i nauczać ich z
pożytkiem. Dziś dużo mówi się o postępie, o zdobyczach umysłowych w
różnych dziedzinach nauk, ale ten postęp i zdobycze nie zdołały i nie zdołają
choćby jednego błędu dowieść w nauce objawionej. Odwrotnie. Współczesna
nauka potwierdza coraz mocniej prawdziwość Objawienia.
***
Będę się usilnie modlił do Ducha Świętego o dar rozumu, będę
porównywał prawdy poznane jedne z drugimi i starał się zgłębiać je z wielką
pokorą, sercem raczej niż umysłem, jak tego nauczył Chrystus w swojej
przepięknej modlitwie: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, iżeś te
rzeczy zakrył przed mądrymi i przewidującymi, a objawiłeś je maluczkim. Tak,
Ojcze, bo tak się spodobało Tobie” (Mat. 11, 25 – 26). Wreszcie będę się pilnie
ćwiczył w aktach pokory i strzegł cnoty czystości, które ułatwiają rozmyślanie
nad prawdami Bożymi i ich znaczeniem oraz działanie Ducha Świętego przez
dar rozumu.
29. MIŁOSIERDZIE BOŻE W DARZE POBOŻNOŚCI
„Sam Duch daje świadectwo duchowi naszemu,
żeśmy synami Bożymi” (Rzym. 8, 16).
Jak dar mądrości udoskonala cnotę Boską miłości, a dar rozumu — cnotę
Boską wiary, tak dar pobożności ma udoskonalać cnotę Boską nadziei: „Bo nie
otrzymaliście ducha niewoli znów ku bojaźni, ale otrzymaliście ducha
przybrania za synów i w duchu tym wołamy: Abba (Ojcze)!” (Rzym. 8, 15). Z
synowskiego stosunku naszego do Boga wypływa obowiązek miłowania i
wielbienia go, dziękowania za dary, przepraszania za winy i błagania o łaski, co
się nazywa pobożnością.
95
1. Pobożność jednak nie jest najlepszym określeniem istoty tego daru.
Przez ten wyraz bowiem rozumiemy zwykle gotowość do oddawania chwały
Bogu w modlitwie i nabożeństwach czyli to samo prawie, co znaczy cnota
religii. Wprawdzie dar ten skłania nas do oddawania czci Bogu, ale różni się od
religii tym, że Boga czci przede wszystkim jako Ojca, podczas gdy cnota religii
widzi w nim głównie Pana i Stwórcę. Dlatego o wiele trafniejszy byłby wyraz
„pietyzm jak w języku łacińskim — d o n u m p i e t a t i s . Przez ten wyraz
rozumiemy miłość i szacunek, jaki dzieci winni rodzicom. Ponieważ Bóg jest
naszym Ojcem, przeto i względem niego winniśmy żywić uczucie pietyzmu.
Atoli przyjęto nazywać ten dar pobożnością, dlatego będziemy posługiwać się
tym wyrazem rozumiejąc przezeń pietyzm.
Jako pietyzm dar ten udoskonala cnotę teologiczną nadziei (gdy jako
pobożność w ścisłym znaczeniu udoskonalałby raczej sprawiedliwość), rozwija
bowiem w nas trojaki stosunek do Boga: synowski szacunek z bezgraniczną
ufnością, wspaniałomyślną miłość i ochotne posłuszeństwo. Szacunek z
ufnością sprawia, że wielbimy Boga jako najukochańszego Ojca, od którego
spodziewamy się wszystkiego. Wówczas ćwiczenia nasze pojmujemy nie jako
ciężki obowiązek, lecz jako potrzebę duszy, jako ugaszenie jej silnych pragnień.
Wspaniałomyślna miłość skłania nas do poświęceń dla Boga, do samozaparcia
się dla jego chwały: „Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba”. (Jan 8, 29).
Ochotne posłuszeństwo widzi w przykazaniach i radach najmędrszy wyraz
ojcowskiej woli względem nas, a stąd płynie bezgraniczne oddanie się i zaufanie
temu, który wie lepiej, niż my, co nam potrzeba, i który nas czasem doświadcza,
by nas oczyścić i ściślej ze sobą zjednoczyć.
Dar ten skłania nas nie tylko do czci Boga, ale i tego wszystkiego, co
uczestniczy w jego bycie i doskonałościach. A więc kochamy i czcimy
Niepokalaną Dziewicę, wielbiąc w niej miłosierdzie Boże, które uwolniło ją od
grzechu pierworodnego i przysposobiło do godności Bożej Rodzicielki.
Kochamy również Aniołów i świętych jako odblask przymiotów Boskich;
kochamy Kościół, jako Oblubienicę Chrystusa Pana, która wyszła z boku jego z
łaskami oczyszczającymi nas od grzechu (w sakramentach chrztu i pokuty) i
życiodajnymi (W innych sakramentach); kochamy Papieża jako głowę Kościoła,
który jest dla nas zastępcą Pana Jezusa i przedstawicielem jego na ziemi;
kochamy również i prawowitych przełożonych.
Dar ten wreszcie skłania nas do czci nie tylko osób, w jakiś sposób
złączonych z Bogiem, ale i rzeczy, odnoszących się do jego kultu, a więc
nabożeństw i ceremonii kościelnych, Pisma Świętego, miejsc świętych w
Palestynie, relikwii świętych, naczyń i szat liturgicznych itp. Wreszcie należy tu
wszystko, co się tyczy Kościoła; jego powodzenia jak i upokorzenia. Wszystkie
jego sprawy pod wpływem tego daru przyjmujemy za swoje i szczęśliwi
96
jesteśmy, gdy możemy je popierać, współczujemy z jego smutkiem, radujemy
się z jego triumfu i okazujemy dla niego prawdziwą miłość synowską.
2. Dar pobożności w znaczeniu pietyzmu potrzebny jest wszystkim
wiernym, by mogli z radością wypełniać swe obowiązki względem Boga i
przełożonych. Bez tego daru modlitwa byłaby raczej ciężarem niż pociechą,
próby i doświadczenia Opatrzności zdawałyby się być za surowe, jeżeli nie
wręcz okrutne, a przykre otoczenie wywoływałoby raczej zniechęcenie i
utyskiwanie. Natomiast pod wpływem tego daru składamy Bogu hołdy jako
Ojcu, ze słodkim poddaniem się całujemy jego rękę ojcowską, zarówno kiedy
nas pieści, jak i wtedy, gdy doświadcza. Bez tego daru czulibyśmy się bardzo
samotni i opuszczeni.
O wiele więcej dar ten potrzebny jest kapłanom, zakonnikom i osobom
Bogu poświęconym w świecie. Osoby te zobowiązane są do pewnych modlitw
publicznych i codziennych ćwiczeń duchownych, które bez tego daru wydają się
dla wielu nieznośnym jarzmem. Nie sposób bowiem myśleć o Bogu długo, gdy
się go nie miłuje, a dar pobożności wlewa do duszy synowskie przywiązanie ku
Bogu i ufność w jego nieskończone miłosierdzie, pod wpływem którego
modlitwa staje się słodką rozmową z Ojcem miłosierdzia. Wprawdzie ta
rozmowa bywa od czasu do czasu przerywana oschłościami, które przyjmujemy
z cierpliwością, a nawet z pewną radością jako pochodzące od najlepszego Ojca,
dla którego przyjemnie jest i pocierpieć.
„Synaczkowie moi! Oto na nowo w boleści was rodzę, dopóki nie
odtworzy się w was obraz Chrystusa” (Gal. 4, 19), pisze Apostoł nie ukrywając
wielkich przykrości, jakich doznał od Galatów. Znosi je jednak cierpliwie z
dobrocią i łagodnością, okazując ojcowską miłość ku nim jako powierzonym
swej pieczy duszom. W podobnych okolicznościach znajduje się niejeden
przełożony i wychowawca, który tylko pod wpływem daru pobożności zdolny
jest znieść te przykrości od podwładnych i wychowanków oraz innych dusz
opornych, jeśli nie wręcz wrogo nastawionych. Dlatego też przełożeni również
winni cenić wysoko ten dar miłosierdzia Bożego, gorliwie o niego zabiegać i
troskliwie go pielęgnować.
Jednym z najskuteczniejszych sposobów pielęgnowania w sobie daru
pobożności jest często rozważanie nieskończonego miłosierdzia Bożego.
Materiałem ku temu mogą być odpowiednie teksty Pisma Świętego, które
opiewają niezwykłą troskliwość Boga o ludzi w ogóle, a szczególnie troskliwość
o dusze ćwiczące się w doskonałości. Najwięcej znajdziemy takich tekstów w
księdze Psalmów. Toteż odmawiając uważnie Psalmy w Brewiarzu i
wzbudzając odpowiednie do treści uczucia, możemy wybitnie przyczynić się do
pielęgnowania w sobie daru pobożności. Bóg chce być znany i kochany pod
mianem Ojca miłosierdzia (Łuk. 6, 36) szczególnie w Nowym Zakonie, dlatego
97
winniśmy się do niego uciekać z bezgraniczną ufnością. Wówczas ćwiczenia
duchowne, a szczególnie modlitwa publiczna nie będą dla nas ciężarem, ale
będziemy odprawiali je z miłością synowską w celu przypodobania się Bogu.
Drugim sposobem pielęgnowania w sobie daru pobożności jest przemiana
zwykłych czynności na akty religijne. Dzieje się to przez pobudzanie w sobie
czystej intencji ofiarowania na chwałę Bożą każdej czynności, a przede
wszystkim każdego dnia. Św. Augustyn takie daje rady: „Życiem swoim tak
śpiewaj, abyś nigdy nie milczał… chwalisz Boga, gdy odpoczywasz w łóżku, —
chwalisz, gdy śpisz, i kiedyż nie chwalisz?” (In Ps. 146, 2). Św. Tomasz z
Akwinu powiada: „tak długo się modlisz, jak długo całe swe życie skierowujesz
do Boga”. Przez taką intencję całe nasze życie staje się modlitwą, aktem
synowskiej miłości względem Boga i miłości braterskiej względem bliźnich
zgodnie z tym, co powiada Apostoł: „Ćwicz się w pobożności. Cielesne bowiem
ćwiczenie na niewiele się przyda, ale pobożność do wszystkiego jest pożyteczna,
bo ma obietnicę żywota teraźniejszego i przyszłego. Prawda to niezawodna i
wszelkiej wiary godna. Bo dla niej to pracujemy i zelżywość znosimy, gdyż
nadzieję pokładamy w Bogu żywym, który jest Zbawicielem wszystkich ludzi, a
przede wszystkim wiernych” (I Tym. 4, 7 – 10).
***
Duchu Święty, serce moje pragnie tylko dobra: ono jest przedmiotem
wszystkich moich westchnień, mojej nadziei. Nie ustanę płakać i wołać, aż mi
użyczysz tego dobra, jakim ty sam jesteś. Wzmocnij darem pobożności nadzieję
moją i użycz mi błogiego spokoju. Czuję w mym sercu straszny bój dwóch
wrogów, szarpiących się bez przerwy w mym łonie. Niesforne ciało sprzeciwia
się duchowi, który słusznie chce je podporządkować sobie. Przyjdź, a połóż
koniec tej walce, poraź zbuntowane zmysły i namiętności, szczególnie miłość
własną. Spraw, bym w każdej czynności szukał tylko chwały twojej Spraw, by
dusza moja zawsze wznosiła się ponad ziemię, ponad bezustannie panujący tu
zgiełk, a zmierzała tylko do ciebie!
98
30. MIŁOSIERDZIE BOŻE W DARZE RADY
„Rada strzec cię będzie,
a roztropność zachowa cię” (Przyp. 2, 11).
Oprócz darów udoskonalających cnoty Boskie, są jeszcze cztery dary
Ducha Świętego udoskonalające cnoty obyczajowe, a nimi są: dar rady, męstwa,
umiejętności i bojaźni Bożej. Dar rady ma udoskonalać cnotę roztropności, dar
męstwa — cnotę męstwa, dar umiejętności — cnotę sprawiedliwości i wreszcie
dar bojaźni Bożej — cnotę wstrzemięźliwości. Stosunek tych darów do cnót
obyczajowych tym się różni od stosunku darów mądrości, rozumu i pobożności
do cnót Boskich, że te dary nie tylko udoskonalają cnoty obyczajowe, ale je
podnoszą do wyższego rzędu — do nadprzyrodzonego stopnia i opromieniają je
nadprzyrodzoną miłością.
1. Dar rady jest to światło Ducha Świętego, przez które rozum praktyczny
w poszczególnych wypadkach widzi i trafnie sądzi, co w danym wypadku
należy czynić i jakich środków użyć, szczególnie w trudniejszych
okolicznościach życia, np. przy obiorze stanu. Dar ten jest podobny do
kardynalnej cnoty roztropności z tą różnicą, że w cnocie roztropności rozstrzyga
rozum naturalny lub oświecony wiarą, a w darze rady Duch święty wskazuje
nam, co mamy czynić i nakazuje nam to czynić. Szczególniejszą tedy pobudką
jest cześć względem Ducha Świętego i uległość jego natchnieniom. Dar rady
różni się również i sposobem działania, albowiem pobudza często do czynów
pozornie sprzecznych z naturalną roztropnością. Wystarczy wspomnieć sąd
Salomona, wyrok Daniela w sprawie Zuzanny itp.
Kierując się roztropnością zastanawiamy się i pilnie szukamy
odpowiednich środków, by dojść do celu, korzystamy z doświadczenia
własnego i innych ludzi oraz zdobywamy wiedzę obecnie, by móc postępować
rozumnie. Dar rady zaś daje nam zrozumienie w jednej chwili, co czynić mamy.
W ten sposób spełnia się obietnica Pana Jezusa dana Apostołom: „A gdy was
wydawać będą, nie myślcie, jak i co macie mówić, bo onej godziny, co macie
mówić będzie wam dane. Nie wy bowiem jesteście, którzy mówicie, lecz Duch
Ojca waszego, który w was mówi” (Mat. 10, 19). I tak się stało. Gdy bowiem
Piotr Apostoł został uwięziony i otrzymał rozkaz, by nie opowiadał Pana Jezusa,
99
natychmiast dał taką odpowiedź: „Bardziej trzeba słuchać Boga, aniżeli ludzi”
(Dz. 5, 29).
Wielu świętych posiadało taki dar rady, jak np. św. Katarzyna Seneńska,
która nigdy wyższych nauk nie pobierała, a udzielała rozumnych rad książętom,
kardynałom, a nawet samemu papieżowi Grzegorzowi XI, by opuścił Awinion i
powrócił do Rzymu, a jego następcę Urbana VI powstrzymała od zamiaru
ponownego przeniesienia stolicy papieskiej do Awinionu. Z głosem jej liczyła
się cała Italia. Podobnie św. Joanna d’Arc, nie znając się na sztuce wojennej,
kreśli plany kampanii, podziwiane przez najlepszych dowódców, i odnosi
świetne zwycięstwa z małymi względnie siłami.
Dar więc rady udoskonala cnotę roztropności, jak poprzednie dary
mądrości, rozumu i pobożności udoskonalały cnoty Boskie — miłość, wiarę i
nadzieję. Praktyczne światło w tym darze występuje w rozmaitym stopniu.
Czasami Duch Święty daje ten dar dla dobra osobistego, a czasami dla dobra
osób drugich i różnych społeczności. Czasami otrzymujemy go w zwyczajnych
zdarzeniach naszego życia, a czasami w niezwykłych okolicznościach.
Szczególnie ujawnia się on wówczas, gdy chodzi o decyzje niezwykłej wagi w
sprawach dotyczących zbawienia naszej duszy lub tych, którymi trzeba
kierować.
2. Korzyści tego daru rady są nieocenionym dobrem. Dzięki niemu stale
kroczymy drogą zgodną z wolą Bożą, a to jest w życiu rzeczą najważniejszą.
Wszak o to prosimy w naszych codziennych modlitwach, byśmy wolę Bożą
pełnili. Nie tylko mamy wiedzieć, że nasze postępowanie jest dobre, ale przede
wszystkim czy jest ono zgodne z wolą Bożą, czy w tych warunkach, w jakich
jesteśmy, nie przynosi ono komu lub nam samym jakiejś szkody. „Jeśli wnijdzie
mądrość do serca twego, a umiejętność spodoba się duszy twojej, rada strzec cię
będzie, a roztropność zachowa cię, abyś był wyrwan z drogi złej i od człowieka,
który mówi przewrotność” (Przyp. 2, 10 – 12).
Dar rady obdarza nas wielkim pokojem ducha, albowiem wówczas
jesteśmy w stałej zależności od Boga. Pod opieką Ojca miłosierdzia możemy
oczekiwać wszelkich wydarzeń z większym spokojem niż dzieci pod opieką
najczulszej matki. Jest to uczucie spokoju, jakiego świat dać nie może, spokoju
większego niż zaznaje podróżny pod kierownictwem doświadczonego
przewodnika.
Z daru rady korzystać mogą i bliźni. Jest on wielkim dobrodziejstwem dla
przełożonych i kierowników, którzy mają obowiązek kierować podwładnymi i
prowadzić ich dusze drogą Pańską. Bez tego daru wśliźnie się do kierownictwa
dużo względów i błędów ludzkich i może się zdarzyć, że zamiast iść drogą
Boską dusze te skierują się na ścieżki ludzkie. Aby umieć rozwijać u
podwładnych cnoty i tępić błędy, potrzeba pomocy Ducha Świętego, który przez
100
dar rady wskaże, kiedy i jak podwładnego skarcić, a kiedy pochwalić, kiedy
błąd uprzedzić i zapobiec występkom, a kiedy dopuścić, by wychowankowie na
błędzie własnym nauczyli się poprawności. Dar rady bardzo często potrzebny
jest i podwładnym, gdy chodzi o wykonanie pewnych wskazówek i przepisów
przełożonych, albowiem nieraz powstaje wątpliwość, czy wykonać je dosłownie
czy też z pewnym umiarem.
Dar rady wspaniale ujawnia się w Panu Jezusie wśród licznych zasadzek
jego wrogów. Jak mądrze i trafnie odpowiada on na pytanie, czy trzeba płacić
podatek cesarzowi, albo co czynić z niewiastą cudzołożną, lub też czy wolno
uzdrawiać w szabat i w wielu innych jeszcze wypadkach. Podziwiać również
trzeba zachowanie się Pana Jezusa w czasie męki, na sądzie u Annasza i
Kajfasza, a następnie u Piłata i Heroda, jego milczenie, pytania i odpowiedzi, a
najbardziej jego ostatnie słowa na krzyżu. Tu widzimy mądrość Bożą, przykład
wyższego światła, które sądzi i decyduje ponad wszelką mądrość ludzką. Tym
darem odznaczają się i dzisiaj dusze proste bez wykształcenia, ale pełne Ducha
Świętego.
Trudno nieraz pogodzić życie wewnętrzne z pracą apostolską, miłość
chrześcijańską z doskonałą czystością, gołębią prostotę z roztropnością wężową,
gniew święty i oburzenie z łagodnością i wyrozumiałością. Otóż tylko Duch
Święty przez dar rady wleje do duszy szczególniejsze światło, pod którego
wpływem potrafimy pogodzić te pozorne sprzeczności. Ale ze swej strony
winniśmy się przysposobić do otrzymania tego daru. Trzeba przede wszystkim
uznać własną niemoc i często prosić Ducha Świętego o pomoc wołając z
Psalmistą: „Drogi twoje ukaż mi, Panie, a ścieżek twoich naucz mię! Prowadź
mię w prawdzie twojej i naucz mię, boś ty jest Bóg, Zbawiciel mój, i ciebie
oczekiwałem przez wszystek dzień. Wspomnij na miłosierdzie twoje, Panie, i na
zmiłowania twoje, które są od wieku” (Ps. 24, 4 – 6).
Trzeba również być powolnym na głos Ducha Świętego, by o każdej
rzeczy sądzić w świetle Bożym, by nie kierować się wpływem ludzkich
względów, a zawsze iść za najlżejszym tchnieniem łaski. Jeżeli Duch Święty
znajdzie duszę giętką i uległą, przemawia zwykle do niej często, ostrzega ją
przed niebezpieczeństwem i zachęca do dobrego. Ale biada tej, która się
zamknie na głos wołania Bożego i w zaślepieniu swoim sprzeciwia się działaniu
łaski.
***
Będę się zastanawiać przed każdą sprawą i radzić się swego sumienia oraz
prosić Ducha Świętego o radę. Będę się wystrzegał tak zwanej roztropności
cielesnej, która dąży do celów przyziemnych, nie przebierając w środkach. A
101
przede wszystkim będę się strzegł zaufania w sobie i przekonania o niechybnej
słuszności swego sądu i poglądu. Będę również strzec się niepokoju, pośpiechu i
skwapliwości w postanowieniach i decyzjach oraz niecierpliwości i miłości
własnej, a przeciwnie zachowam daleko idącą ostrożność bez opieszałości i
wahania się. Duchu Święty, daj mi ducha rady, który ujawni twe miłosierdzie i
pomoże mi postępować należycie.
31. MIŁOSIERDZIE BOŻE W DARZE MĘSTWA
„A Szczepan, pełen łaski i męstwa,
czynił cuda i znaki wielkie” (Dz. 6, 8).
Męstwo może być czynne i bierne. Męstwo czynne jest to jedna z cnót
kardynalnych i należy do porządku naturalnego. Jest to siła charakteru, która
umacnia duszę w pracy nad osiągnięciem trudnego do zdobycia dobra.
Przedmiotem tej cnoty jest powściąganie trwogi przed trudnościami oraz
miarkowanie śmiałości i zuchwalstwa, by nie działać lekkomyślnie. Akty tej
cnoty sprowadzają się do przedsiębrania i znoszenia rzeczy trudnych, a
ujawniają się w stanowczości, odwadze i wspaniałomyślności oraz w
wytrwałości, by do końca nie ustawać w wysiłkach mimo uporczywości wroga i
ponawianych przezeń napaści. Dar męstwa udoskonala tę cnotę obyczajową i
podnosi ją do porządku nadprzyrodzonego. On sprawia, że dusza wykonywa
wielkie rzeczy i więcej cierpi dla Boga mimo wszelkich przeszkód, spotykanych
na drodze do celu.
1. Dar męstwa jest to stała siła, dana woli przez Ducha Świętego w celu
pokonania przeszkód, powstrzymujących nas od dobrego. Przedmiotem tego
daru są przeszkody przy wypełnianiu dobrego. I pod tym względem dar męstwa
utożsamia się z cnotą tego imienia, a różni się od niej tym, że cnotę nabywamy
własnymi siłami, a daru udziela nam Duch Święty. Cnota męstwa nie usuwa
pewnego wahania i obawy przed przeszkodami, a dar udziela stanowczości,
pewności, radości i nadziei silnej, która prowadzi do wielkich wyników. W
cnocie męstwa pobudką jest stosowność, piękność i słuszność danego uczynku,
— w darze zaś pobudką będzie głębokie wewnętrzne przekonanie, że Duch
Święty jest przy nas i że nas pobudza i umacnia. Wówczas człowiek wznosi się
do wyższej sfery i staje się zdolnym do wyższego dobra.
102
Działać i cierpieć wśród największych trudności za cenę wprost
bohaterskich wysiłków — to są akty daru męstwa. Takimi trudnościami mogą
być: długo trwające pokusy, oschłości ducha, trudności przy modleniu się, nuda
przy wykonywaniu pracy zawodowej, przebywanie w niezdrowym klimacie,
oszczerstwa, prześladowania, niebezpieczeństwa życia, zmęczenie, dolegliwości
fizyczne — i inne przeszkody, z którymi walczymy oraz cierpienia, które przy
tym znosimy. Dar męstwa uzbraja nas i wzmacnia tak, że wszystko
przezwyciężamy odwagą i wytrwałością. Oddziaływa on nie tylko na ducha, ale
i na ciało, które nieraz uzbraja w cudowną siłę, wytrzymałość i odporność.
Przykładem
są
pustelnicy
w
surowości
życia,
misjonarze
w
nieprawdopodobnych wysiłkach i poświęceniach, męczennicy w znoszeniu
niezwykłych tortur.
Liczne przykłady daru męstwa znajdujemy w Starym Testamencie u
takich mężów jak Samson, Gedeon, Dawid, którzy z nadprzyrodzoną mocą
dokonywali czynów bohaterskich, zleconych im od Boga. Tam nie wystarczała
zwykła cnota męstwa i łaska, ale trzeba było szczególniejszego umocnienia
woli, czego dokonywał dar męstwa. Jeszcze w wyższym stopniu ujawniał się i
ujawnia ten dar w Nowym Testamencie wśród pierwszych chrześcijan, u dzieci i
słabych z natury niewiast, jak św. Agnieszki, św. Agaty, św. Cecylii św.
Pankracego, św. Tyburcjusza i innych męczenników za wiarę. W obecnych
czasach również nie brak przykładów bohaterskiego poświęcenia się zakonnic w
szpitalach czy obozach, co można wytłumaczyć tylko tym darem.
W wieku obecnym mamy szczególniejsze trudności w wyznawaniu naszej
wiary, dlatego bardziej jest nam potrzebny dar męstwa. Żadnemu powołaniu nie
zdołamy sprostać bez tego daru. Cierpieć i dobrze cierpieć — to najtrudniejsza
sztuka dla człowieka, albowiem cierpieć jest o wiele trudniej niż pracować i
działać. Gdy pracujemy, jesteśmy czynni w kształtowaniu lub przetwarzaniu
czegoś, co daje nam poczucie siły. Gdy zaś cierpimy, jesteśmy zazwyczaj bierni,
co daje nam poczucie własnej słabości. Mimo to cios zadany musimy
wytrzymać i walki zaprzestać nie możemy. Temu, kto uderza i naciera,
niebezpieczeństwo przedstawia się jako coś grożącego w przyszłości. Ale temu
kto cierpi, wszystko dzieje się w teraźniejszości. W pracy jesteśmy czynni, a w
cierpieniu bierni i dlatego w cierpieniu potrzebujemy więcej siły, by wytrwać.
Tej zaś siły udziela nam Duch Święty przez dar męstwa.
2. Jakże tedy gorąco pragnąć mamy tego daru, potrzebnego zarówno w
życiu duchownym jak i ziemskim. W życiu duchownym najpotrzebniejszą jest
modlitwa, która bez tego daru jest prawie niemożliwa. Mamy bowiem do
pokonania liczne wewnętrzne trudności, pokusy, znudzenia, niechęć, a nieraz
wprost apatię, które to przeszkody o własnych siłach przezwyciężyć trudno.
Dodajmy do tego trudne obowiązki naszego stanu i zawodu, nieprzyjazne
okoliczności, wady bliźnich, niepowodzenia zewnętrzne, sytuacje poważne i
103
groźne do tego stopnia, że nieraz trzeba wybierać między wiernością Bogu a
niebezpieczeństwem utraty pracy. Dziś więc życie w służbie Bogu otoczone jest
niezwykłymi trudnościami i krzyżami, które zdołamy dźwigać tylko przy
pomocy Ducha Świętego, uzbrajającego nas w dar męstwa.
Przez ten dar człowiek otrzymuje klucz wszystkich cnót i wszelkiej
doskonałości. Każda bowiem cnota sama przez się jest piękna, pociągająca i nie
ma powodu, by człowiek jej nie kochał i nie starał się o nią; odstraszają go
jedynie towarzyszące temu trudności. Jeżeli więc jest coś, co te trudności usuwa,
będzie to warunkiem do osiągnięcia wszelkich cnót. Otóż dar męstwa sprawia,
że te trudności pokonujemy i cnoty praktykujemy, a przez to stajemy się wyżsi
ponad wszelkie trudności. Nadto dar ten usuwa lekkomyślność i zbytni
pośpiech, uśmierza nadmierną żywość usposobienia, burzliwość namiętności,
czyni z nas ludzi spokojnych, rozważnych i wytrwałych, a przez to samo
wprowadza do duszy pewien specjalny nastrój, potrzebny do życia cnotliwego.
Najwyższym wzorem męstwa był Pan Jezus. Pracował on mężnie w
Nazarecie przez lat trzydzieści, powściągając chęć ujawnienia wcześniej swego
Bóstwa. Mężnie stanął nad Jordanem i prosił Jana, by mu udzielił chrztu pokuty
na równi z grzesznikami. Mężnie pościł przez dni czterdzieści i zwalczał
potrójne pokusy. Mężnie rozpoczął swoją pracę apostolską potwierdzając swoją
naukę cudami. Mężnie przeciwstawiał się obiorowi na króla przez tłumy, jak
również mężnie znosił zasadzki kapłanów żydowskich i faryzeuszów. Ale
najbardziej okazał swe nieustraszone męstwo, gdy dobrowolnie w Ogrójcu dał
się związać, prowadzić na sąd niesprawiedliwy u Kajfasza, a następnie u Piłata i
Heroda, gdy dźwigał krzyż na górę Kalwaryjską i dał się do niego przybić, gdy
przez trzy godziny konał na krzyżu wśród strasznych szyderstw tłumu i wreszcie
umarł najhaniebniejszą śmiercią. Doskonały przykład męstwa Pana Jezusa
musiał oddziałać na wszystkich późniejszych jego wyznawców, a nieprzyjaciół
jego po dziś dzień zawstydzać i trwogą wielką napełniać. Męstwo Pana Jezusa
w czasie męki było, jest i będzie zawsze dla nas niedościgłym wzorem.
Dar męstwa Bóg daje duszy razem z łaską uświęcającą jedynie z
miłosierdzia swojego tak, że zdobyć go ani zasłużyć sobie nie można. Można i
trzeba go tylko w sobie rozwijać. Przede wszystkim mamy się starać o
wyniszczenie w sobie miłości własnej, zmysłowości i próżności. Umrzeć sobie
same mu — to najlepsze przygotowanie do tego, by stać się nieustraszonym.
Następnie trzeba unikać czysto ludzkiej roztropności, która zwykle boi się
ponieść szkodę doczesną i nie ceni nadprzyrodzonego dobra. Mamy również
bezgranicznie ufać miłosierdziu Bożemu, bowiem ufność ta jest składową
częścią cnoty męstwa, jak mówi św. Tomasz z Akwinu. Pismo Święte w wielu
miejscach poleca tę ufność jako warunek zmiłowania Bożego, a tym samym i
udzielenia daru męstwa: „Którzy się Pana boicie, miejcie nadzieję w nim, a
przyjdzie wam miłosierdzie ku radości” (Ekl. 2, 9). „Niechaj będzie miłosierdzie
twoje, Panie, nad nami, jakośmy nadzieję mieli w tobie” (Ps. 32, 22).
104
***
Chrystus Pan nazwał Ducha Świętego mocą: „Pozostańcie w mieście,
dopóki nie będziecie przyobleczeni mocą z wysokości” (Łuk. 24, 49). Duchu
Święty, Duchu mocy, Oblubienica twoja smutne łzy leje i nigdy nie obsychają
jej źrenice. Wejrzyj jak napełniona jest goryczą i ześlij mężów napełnionych
duchem męstwa, by otarli łzy płynące z jej oczu, by wlali otuchy we wszystkie
jej członki! Daj nam wszystkim tego ducha mocy, byśmy mężnie o Chrystusie
świadczyli w tym życiu i byli gotowi w każdej chwili złożyć Mu siebie w
ofierze.
32. MIŁOSIERDZIE BOŻE W DARZE UMIEJĘTNOŚCI
„Pocieszyciel, Duch Święty… on was
wszystkiego nauczy” (Jan 14, 26).
Umiejętność zdobywamy przez naukę i doświadczenie. Umiejętność, o
której tu mowa, to nie wiedza zdobyta przez ćwiczenie w jakiejś gałęzi nauk
teoretycznych lub praktycznych i nie nabywamy jej pracą umysłową, opartą
nawet na objawieniu, lecz jest to umiejętność świętych, dana przez Ducha
Świętego, która sprawia, iż wydajemy zdrowy sąd o rzeczach stworzonych w
ich stosunku do Boga i odpowiednio do nich się ustosunkowujemy. Dar
umiejętności nie jest to ani ogólne poznanie filozoficzne jakiejkolwiek rzeczy w
ogóle, ani nie są to jakieś wiadomości naukowe w znaczeniu ścisłym i
technicznym, lecz jest to szczególniejsze i nadprzyrodzone światło Ducha
Świętego, ukazujące nam wiarogodność objawienia w świetle dowodów
czerpanych ze świata stworzonego, do którego przez to odpowiednio się
ustosunkowujemy.
1. Św. Tomasz przez dar umiejętności zdaje się rozumieć praktyczny sąd
w działaniu według natchnień Ducha Świętego ( I — 2, q. 68, a. 4), chociaż w
innym miejscu umiejętność odnosi do spekulatywnych darów, udoskonalających
wiarę. Wydaje mi się, że słuszniejsze jest pierwsze zdanie i dlatego dar ten
uważam raczej za udoskonalenie cnoty obyczajowej sprawiedliwości, czyli tej,
105
która skłania wolę naszą do stałego oddawania drugim tego, co się im ściśle
należy.
Sprawiedliwość ma siedzibę w woli, i głównym jej zadaniem jest
regulowanie stosunków z bliźnimi, chociaż obejmuje ona zarazem nasz stosunek
do Boga (cnota religii) jak i do siebie samych. Głównym przedmiotem
sprawiedliwości jest bliźni i pod tym względem podobna jest do miłości
bliźniego z tą tylko różnicą, że miłość teologiczna bliźniego każe nam
upatrywać w nim brata naszego w Jezusie Chrystusie i skłania do oddawania mu
usług, których nie wymaga ścisła sprawiedliwość. Sprawiedliwość tak daleko
nie idzie; ona szanuje tylko przysługujące każdemu prawa, roztacza opiekę nad
prawami maluczkich i pokornych, hamuje wyzysk i niesprawiedliwe zakusy
silnych i w ten sposób wprowadza ład do społeczeństwa. Dzięki
sprawiedliwości w interesach panuje uczciwość, a tam, gdzie jej nie ma,
powstaje anarchia, walka interesów, ucisk słabych przez silnych i triumf
wszelkiego zła.
Rozróżniamy sprawiedliwość prawną, zamienną i rozdzielczą. Pierwsza
obowiązuje nas do uznania wielkich dobrodziejstw, otrzymywanych od
społeczeństwa przez ponoszenie sprawiedliwych ciężarów, które ono na nas
nakłada, i przez oddawanie tych usług, których ono od nas wymaga. Ponieważ
dobro ogółu ważniejsze jest od dobra jednostek, są wypadki, kiedy obywatele
powinni oddać cząstkę swych dóbr lub osobistej swobody, a nawet swe życie
narazić np. w obronie Ojczyzny.
Sprawiedliwość rozdzielcza jest to stała wola przełożonego rozdzielania
wspólnego dobra i ciężarów na podwładnych według ich godności i zasług, oraz
wymierzać nagrody i kary. Przełożony nie winien kierować się lekkomyślnością
i chęcią okazywania komuś szczególnych względów, lecz powinien stosować się
do zasługi i zdolności poszczególnych podwładnych licząc się przy tym z
zasadami słuszności. Wszystkim należy się opieka i pomoc w takim stopniu, aby
prawa i istotne potrzeby każdego obywatela znalazły należną im obronę;
protegowanie jednych i prześladowanie drugich — są to nadużycia
sprzeciwiające się sprawiedliwości rozdzielczej.
Sprawiedliwość zamienna jest to stała wola osoby prywatnej oddawania
drugiej osobie prywatnej tego, co się jej słusznie należy. Ma ona zastosowanie
najczęściej przy sprzedaży i kupnie, ale rozciąga się i na inne stosunki np. pracy
i płacy, dziedzictwa, prawdomówności itp. Jest to sprawiedliwość w
najściślejszym tego słowa znaczeniu i naruszenie jej pociąga za sobą ścisły
obowiązek wynagrodzenia poszkodowanemu, czyli obowiązek restytucji.
Słusznie zaznacza święty Tomasz, że ta sprawiedliwość ma miejsce nie tylko
przy sprzedaży i kupnie, lecz obejmuje wszystkie sześć ostatnich przykazań
Dekalogu.
106
Przede wszystkim trzeba szanować prawa własności w dobrach
doczesnych, które narusza się przez kradzież, oszustwo, zaciąganie długów bez
możności oddania, psucie lub niszczenie pożyczonych rzeczy, nieoddawanie
znalezionych rzeczy itp. Niemniej konieczną rzeczą jest poszanowanie dobrej
sławy i czci bliźniego, a więc należy unikać lekkomyślnych sądów o bliźnich,
powstrzymywać się od obmowy, a tym bardziej od oszczerstwa, plotek,
kłamstwa itp. Jeśli wyrządziło się komuś dobrowolnie szkodę na majątku lub
sławie, wynagrodzenie jest obowiązkiem sprawiedliwości ścisłej. Zapewne nie
łatwa to sprawa, szczególnie odwoływać oszczerstwa. Ale trudność nie jest
powodem, byśmy nie mieli popełnionej niesprawiedliwości naprawiać.
Przeciwnie, im większa była krzywda, tym z większą energią i stałością
winniśmy starać się ją naprawić.
2. Opisana cnota sprawiedliwości jest przyrodzona każdemu człowiekowi,
ale o ileż znakomitsza jest sprawiedliwość chrześcijańska, która jest
uczestnictwem w sprawiedliwości samego Boga. Duch Święty przez dar
umiejętności podnosi ją do porządku nadprzyrodzonego i nadaje jej czynom
wartość zasługi na żywot wieczny. Pod wpływem tego daru sprawiedliwość
przenika do głębi duszy człowieka i staje się niewzruszona i niepodlegająca
żadnemu przekupstwu. Budzi się w duszy nie tylko wstręt dla wszelkich
uczynków niesprawiedliwych, ale nawet dla najmniejszych uchybień przeciwko
sprawiedliwości.
Przedmiotem tego daru jest dziedzina życia praktycznego i odsłania on
nam przyrodzoną piękność i wzniosłość cnót, szczególnie cnoty
sprawiedliwości, uczy poznawać wartość życia, wartość dóbr doczesnych oraz
sprawiedliwego ich użycia. Światłość tego daru doskonali w nas znajomość
samych siebie, bliźnich naszych i ułatwia życie z nimi według zasad
szlachetności naszej natury. Dzięki temu światłu wnikamy w zamiary Boże
względem poszczególnych ludzi i całych narodów, a w dopuszczeniach Bożych
poznajemy wzniosłe cele nieskończonego miłosierdzia Bożego. Dar ten
wskazuje na wzajemny związek zdarzeń pozornie przypadkowych, a w
rzeczywistości planowo kierowanych najmiłosierniejszą Opatrznością ku
odwiecznym celom. Z tym łączy się osobliwsze wnikanie w mechanizm budowy
świata, w jego jednolitość i celowość, w dzieje Kościoła i całej ludzkości.
Słowem w zakres tego daru wchodzi każda wiedza, odnosząca się do natury
stworzonej, a przede wszystkim do natury rozumnej, o ile udzielona nam została
przez szczególne światło Ducha Świętego.
Dar umiejętności wprowadza nas coraz głębiej w tajemnice wiary,
wskazuje na zgodność jej z porządkiem natury niższej, poucza, jak różne
dziedziny prawdy wzajemnie się uzupełniają, tłumaczą i rozjaśniają, jak każdy
stopień wyższy ma już zawiązek swój w niższym, jak niższy istnieje dla
wyższego osiągając w nim swój cel i rozkwit, i jak świat cały łączy się w myśli
107
Bożej w jedną wspaniałą cudowną całość. Dzięki temu darowi najwnikliwszy
badacz przyrody widzi zgodność rezultatów swych badań z nauką objawioną i
zużytkowuje je ku pogłębieniu swojego życia wewnętrznego i zbudowaniu
innych. W ten sposób dar ten udoskonala i podnosi do porządku
nadprzyrodzonego nie tylko cnotę sprawiedliwości, ale wpływa dodatnio i na
inne cnoty, szczególnie na cnotę nadziei budząc bezgraniczną ufność w
nieskończone miłosierdzie Boże.
Bez tego daru człowiek pogrąża się w sprawach ziemskich, przecenia i ubóstwia
pomyślność doczesną, przeciwstawia wiedzę ludzką objawieniu, wynajdując
między nimi pozorne sprzeczności, nie uznaje nieśmiertelności duszy, nie
poznaje celów i zamiarów Bożych względem poszczególnych stworzeń, nie
chce uznać pochodzenia człowieka od Boga ani podobieństwa jego ze Stwórcą,
a tym bardziej nie uznaje przeznaczenia naszego do szczęśliwości wiecznej.
***
Prośmy więc Ducha Świętego o dar umiejętności i rozwijajmy go w sobie
przez gorącą modlitwę w tym przeświadczeniu, że on jest kluczem, abyśmy
mogli wejść do skarbnicy znajomości i miłości Boga i innych do tej skarbnicy
wprowadzić.
Będę patrzył zawsze na stworzenia okiem wiary widząc w nich odblask
pierwszej Przyczyny, która raczyła udzielić im swych doskonałości. Będę
odmawiał sobie rzeczy zbytecznych, a nawet niektórych mi potrzebnych, aby z
tego uczynić ofiarę Stwórcy i wyprosić u jego miłosierdzia dar umiejętności.
33. MIŁOSIERDZIE BOŻE W DARZE BOJAŹNI BOŻEJ
„Korzeniem mądrości jest bać się Pana,
a gałązki jej są długowieczne” (Ekl. 1, 25).
Bojaźń jest to wzruszenie na widok grożącego zła, wywołujące bladość
oblicza, drżenie głosu, powstawanie włosów, nagłe osiwienie, zamieszanie
umysłu, a czasami nawet i śmierć. Jest to bojaźń naturalna, moralnie obojętna,
która staje się złą, jeżeli nakłania nas do przekroczenia przykazań Bożych. Jest
też bojaźń nadprzyrodzona, której przedmiotem jest zło poznane przez wiarę.
Takim złem jest grzech, jako wina i jako kara. Obawa grzechu jako kary
108
pochodzi z miłości własnej, a obawa grzechu jako winy i obrazy Boga pochodzi
z miłości Boga, którego nie chcemy obrażać.
Bojaźń grzechu jako kary wiecznej wykluczająca wszystkie inne pobudki
jest bojaźnią niewolniczą, która do zbawienia nie doprowadzi. Jeżeli zaś łączy
się ona z pobudkami szlachetniejszymi, mającymi związek z miłością Boga,
wówczas nazywamy ją bojaźnią służebną. Nie jest ona wprawdzie
najszlachetniejsza, ale wystarczająca do oderwania woli od grzechu i dlatego
zbawienna. Najskuteczniejszą jest bojaźń grzechu jako winy obrażającej Boga,
godnego nieskończonej miłości. Jest to bojaźń synowska, która w miarę swego
rozwoju usuwa powoli bojaźń służebną i wystrzega się grzechu jedynie z
miłości ku Bogu. „W miłości nie masz bojaźni, ale miłość doskonała wypłasza
bojaźń, bo bojaźń powoduje utrapienie. A kto się lęka, nie jest doskonałym w
miłości” (I Jan 4, 18). Taka bojaźń jest darem Ducha Świętego.
1. Można więc dar bojaźni określić jako dar skłaniający wolę naszą do
synowskiej czci względem Boga, która rodzi się w nas przez poznanie naszej
nicości i nieskończonej wielkości Boga. Dar ten doskonali cnotę obyczajową
wstrzemięźliwości i inne, które wchodzą w jej zakres, jak abstynencję od
napojów, czystość, pokorę itp. „Bojaźń — pisze św. Tomasz — pochodzi z
ograniczoności stworzenia, albowiem jest ono nieskończenie niższe od Boga, a
to pozostanie i w niebie” (2 – 2, q. 19, a. 11). Ten głęboki szacunek ujawnia się
w bezpośrednim stosunku z Bogiem na modlitwie i czynnościach odnoszących
się do jego służby. Przeciwieństwem tego daru jest pewna zarozumiałość i
spoufalenie się, płynące z niedostatecznego zrozumienia swej nicości i nędzy.
Dar bojaźni zawiera w sobie trzy główne akty: poczucie wielkości Boga,
doskonałą skruchę i czujną troskliwość w unikaniu grzesznych okazji. Poczucie
wielkości Boga budzi w nas wstręt największy do najlżejszych nawet grzechów,
obrażających nieskończony Majestat. Zrozumieli to Święci, gdy sobie gorzko
wyrzucali najmniejsze winy w przeświadczeniu, że nigdy nie zdołają
zadośćuczynić za nie i należycie Boga przeprosić. Z poczuciem wielkości Boga
łączy się doskonała skrucha za najmniejszą obrazę oraz szczere pragnienie, by
naprawić ją przez nowe akty ofiary i miłości. Z takiej skruchy wypływa troska o
unikanie okazji do grzechu, jak powiada natchniony autor: „Uciekaj przed
grzechami jako przed wężem, bo jeśli się do nich zbliżysz, ukąszą cię” (Ekl. 21,
2).
Gdziekolwiek jest święta bojaźń, tam jest głęboki wstręt do grzechu, a co
za tym idzie — chęć natychmiastowego oczyszczenia się z niego, jeżeli
sumienie jest niespokojne. Jak trędowaty przy pierwszym ujrzeniu
poczynającego się trądu winien iść natychmiast do lekarza, tak ten, kto ma
bojaźń Bożą, przy najmniejszej zauważonej zmazie grzechu ma się udać do
lekarza duszy po oczyszczenie. Jeśli bowiem idąc w gościnę umywamy ręce,
109
gdy są brudne, jakże możemy stanąć przed Bogiem z brudnym sercem? Dar
bojaźni kładzie straż nie tylko zmysłom, ale i sercu, albowiem istotna złość
grzechu polega na ukrytej wewnątrz żądzy dobrowolnego popełnienia go.
Tak pojęty dar bojaźni nie jest wzniosły jak inne, ale jest podstawą dla
wszystkich innych darów i fundamentem życia wewnętrznego, jak powiada
Pismo Św.: „Święte i straszne jest imię jego, początkiem mądrości jest bojaźń
Pańska” (Ps. 110, 10). Nie należy tego zrozumieć, jakoby bojaźń była źródłem
mądrości, lecz że jest ona tym, od czego się mądrość zaczyna, to jest od czci
Bożej. Trudno wprost zrozumieć w jaki sposób inne dary mogłyby się znaleźć w
duszy bez bojaźni synowskiej, albowiem lekceważenie Boga jest początkiem
zapomnienia o nim i początkiem każdego grzechu, szczególnie grzechów
przeciwnych cnocie wstrzemięźliwości, którą dar bojaźni udoskonala i podnosi
do porządku nadprzyrodzonego.
2. Dar bojaźni strzeże nas od zbytniej poufałości z Bogiem. Pewne osoby
często zapominają o wielkości Boga i nieskończonej odległości, jaka nas dzieli
od niego. Stąd pochodzi niewłaściwa swoboda w zachowaniu się przed
ołtarzem, przy modlitwie, która staje się nawet zgorszeniem dla otaczających.
Wprawdzie Bóg zachęca nas do przyjaźni, lecz pierwszy ku niej krok należy do
niego. My zaś zawsze mamy pamiętać o przestrodze Apostoła: „Ze drżeniem i
bojaźnią o zbawienie wasze się troszczcie” (Fil. 2, 12).
Dar ten potrzebny jest przełożonym, by w stosunku do podwładnych
unikali pogardliwego i dumnego sposobu zachowania się. Bóg jest Ojcem
zarówno przełożonych jak i podwładnych. Przeto z szacunku dla Ojca dzieci
mają wzajemnie się szanować, niezależnie od tego czy kto jest podwładnym czy
przełożonym. Przełożony winien wykonywać swą władzę w sposób skromny
pamiętając, że władzę dzierży od Boga. W ten sposób dar bojaźni wpływa na
cnotę pokory, która również jest fundamentem doskonałości. Jest on nadto
doskonałym lekarstwem na oziębłość, na lenistwo i ociężałość, jak mówi
Psalmista: „Jakże wielkie mnóstwo słodkości twej, Panie, którąś zachował dla
bojących się ciebie” (Ps. 30, 20).
Z darem bojaźni wstępuje do serca zaparcie się siebie, cierpliwość i
umiłowanie krzyża, a nadto błogosławieństwo pokoju, wesele i pociecha, jak
mówi Pismo Św.: „Bojaźń Pańska jest koroną mądrości, daje w pełni pokój i
owoc zbawienny” (Ekl. 1, 22). Ta radość płynie ze świadomości, że oddajemy
Bogu to, cośmy Mu winni, i że stosunek nasz do Niego jest taki, jaki być
powinien. Wreszcie bojaźń wprowadza do duszy naszej ufność w nieskończone
miłosierdzie Boże. Jeżeli bowiem Bóg jest tak wielki, a zarazem tak dobry, że
się zniża do nas, przebywa wśród nas, interesuje się każdym z nas i pragnie
naszego szczęścia, jakże mu nie ufać i nie okazywać wdzięczności za tak
wielkie miłosierdzie! Im bliżej go poznajemy, im ściślejsze z nim nawiązujemy
110
stosunki, tym więcej będziemy go czcić i ufać, że nas nie opuści, choć czasami i
doświadczy.
Z powyższego wynika, że dar bojaźni przede wszystkim potrzebny jest w
naszych czasach. Jesteśmy bowiem skłonni do traktowania Boga na równi z
nami, a często mniemamy, że tylko światu należą się względy, a nie Bogu.
Tymczasem Święci myśleli i postępowali zupełnie inaczej. Niektórzy z nich
(św. Małgorzata) tak byli przejęci poczuciem obecności Boga, że nawet zwykłe
prace wykonywali na kolanach. A jak Pan Jezus był przejęty bojaźnią Ojca,
możemy wnioskować ze słów Apostoła: „On też za życia swego w ciele słał
modlitwy i błagania z wołaniem wielkim i łzami do tego, który mocen był
wybawić go od śmierci” (Żyd. 5, 7). Szczególnie dar ten potrzebny jest tym,
którzy mają obowiązek często się modlić, jak kapłani i zakonnicy, zobowiązani
do codziennych modlitw publicznych. Bez tego daru grozi im
niebezpieczeństwo popełniania wielu błędów i niewłaściwego zachowania się
wobec Boga na modlitwie.
***
Będę często rozmyślał o nieskończonej wielkości Bożej i jego
Miłosierdziu wołając z Psalmistą: „Ciało moje drży przed tobą, boję się sądów
twoich” (Ps. 118, 120). Będę również uprzytamniał sobie wielką obmierzłość
najmniejszego nawet grzechu, jako obrazę nieskończonego majestatu Bożego. A
przy rachunku sumienia będę się więcej troszczył o skruchę doskonałą niż o
drobiazgowe wyszukiwanie swoich przewinień, łącząc się w duchu z
pokutującym Chrystusem. „Ofiarą dla Boga duch skruszony, sercem
skruszonym i uniżonym, Boże, nie wzgardzisz” (Ps. 50, 19).
34. MIŁOSIERDZIE BOŻE W OWOCACH DUCHA ŚWIĘTEGO
„Błogosławiony mąż… będzie jako drzewo
które swój owoc da czasu swego” (Ps. 1. 3).
Psalmista przyrównuje człowieka sprawiedliwego do posadzonego nad
strumieniem drzewa, w którym pniem i sokami jest łaska poświęcająca,
konarami są cnoty wlane i dary Ducha Świętego, rosą, światłem i ciepłem są
łaski uczynkowe, a owocami uczynki zbawienne. Istotnie, łaski, cnoty i dary są
111
to tylko dyspozycje i warunki do życia, które polega na ruchu i czynie. Dopiero
wprawienie w ruch tych dyspozycji może wydać czyn zbawienny. Czyny
zbawienne mogą być czworakiego rodzaju: przygotowawcze, których Bóg żąda,
abyśmy do stanu łaski dojść mogli, — zachowawcze, które polegają na
bronieniu się od zewnętrznych i wewnętrznych nieprzyjaciół, — zasługujące
przez spełnianie przykazań i obowiązków swojego stanu, oraz pomnażające
„wieniec sprawiedliwości, który mi wręczy Pan” (II Tym. 4, 8). We wszystkich
tych uczynkach główny udział bierze, jak już powiedzieliśmy, — Duch Święty,
ale człowiek musi z Nim współdziałać, jak powiada Apostoł: „Według Ducha
postępujcie… a owocem Ducha jest miłość, wesele, pokój, cierpliwość,
uprzejmość, dobroć, wspaniałomyślność, łaskawość, wierność, skromność,
wstrzemięźliwość, czystość” (Gal. 5, 16 i 22).
1. Owoce Ducha Świętego są to akty cnót doprowadzone do pewnej
doskonałości i napełniające duszę świętą radością, Są to więc miłe Bogu
uczynki, które w nas i przez nas bywają spełniane z pomocą Ducha Świętego i
obejmują prawie całe życie chrześcijańskie. Różnią się one od cnót i darów, jak
akt różni się od władzy. Atoli nie wszystkie akty cnót zasługują na miano
owoców, a tylko te, którym przy spełnianiu towarzyszy pewna duchowa
słodycz. Początkowe bowiem akty cnót wymagają nieraz wielkich wysiłków i
towarzyszy im pewnego rodzaju cierpkość, jaką mają niedojrzałe owoce. Z
czasem nabieramy wprawy w wykonywaniu tych aktów, spełniamy je bez
wysiłku i nawet odczuwamy pewne zadowolenie. Dopiero takie akty cnót
nazywają się owocami.
Dlaczego nazywamy te akty cnót owocami Ducha Świętego, jeżeli
wykonujemy je sami? Dlatego, że głównym sprawcą tych uczynków jest Duch
Święty. Łaska jego nie ogranicza jednak wolnej woli, która jest koniecznym
warunkiem do uzyskania zasługi. Ale głównym sprawcą uczynku zasługującego
jest Duch Św. On daje łaskę skuteczną, z którą człowiek winien tylko
współdziałać, i gdybyśmy tej łaski nie mieli, żadnego uczynku zasługującego
nie zdołalibyśmy wykonać, a tym bardziej takiego aktu cnoty, który by można
było nazwać owocem. Atoli ten akt mimo spełnienia go pod wpływem łaski
skutecznej, nie przestaje być czynem naszym spełnionym świadomie i
dobrowolnie i dlatego jest czynem zasługującym. Akty tedy cnót jako owoce,
słusznie nazywają się owocami Ducha Świętego.
Przy każdym dobrym uczynku Bóg okazuje nam nadzwyczajne swe
miłosierdzie dając właśnie tę łaskę, o której wie, że z nią współdziałać
będziemy, a czyni to zupełnie bez interesownie i jedynie dla dobra naszego.
Każda z tych łask skutecznych jest dla nas dobrem tak wielkim, że nigdy sami
wysłużyć jej sobie nie możemy ani się nawet do niej przysposobić o własnych
siłach, jak powiedział Pan Jezus: „Beze mnie nic uczynić nie możecie” (Jan 15,
5). Jeżeli każda łaska skuteczna jest tak wielkim dobrem, o ileż więcej jest nim
112
łaska wytrwania, która zawiera w sobie cały szereg łask skutecznych, które nas
oświecają, nakłaniają ku dobremu i bronią w pokusach tak długo, aż śmierć
położy kres zwycięski tej walce. Wytrwanie tedy, to łaska nad łaskami, to
bezmiar miłosierdzia Bożego.
2. Św. Paweł wylicza dwanaście owoców Ducha Świętego, ale nie
podawał całkowitego ich wykazu. Według św. Tomasza jest to liczba
symboliczna i oznacza wszystkie akty cnót, w których dusza znajduje duchową
pociechę (2 – 2, q. 70, a. 2). Z wyliczonych przez Apostoła dwunastu owoców
trzy pierwsze wyrażają nasz stosunek do Boga: miłość, wesele i pokój. Miłość
jest węzłem naszego połączenia z Bogiem, w którym upatrujemy najwyższą
prawdę, dobro i piękno. Wesele czyli radość powstaje przy posiadaniu dobra
najwyższego; radość jest skutkiem miłości zaspokojonej. Pokój wyraża zgodę z
Bogiem, która jest skutkiem czystego sumienia, dzięki zachowaniu przykazań
Bożych i współpracy z łaską Ducha Świętego.
Następuje potem sześć owoców, wyrażających nasz stosunek z bliźnimi:
cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wspaniałomyślność, łaskawość i wierność.
Cierpliwość może być cnotą i owocem. Jako cnota polega na równodusznym i
spokojnym znoszeniu różnych przykrości, a jako owoc jest przyjemnością,
wypływającą z praktykowania tej cnoty. Uprzejmość jest to grzeczność,
wynikająca z dobrotliwości serca względem bliźnich. Dobroć przysługuje tylko
Bogu, a o dobroci ludzkiej mówimy przez pewne podobieństwo. Owoc dobroci
polega na radości z praktykowania dobrych uczynków. Wspaniałomyślność jako
owoc jest to przyjemność z życzliwego ustosunkowania się do otoczenia, z
życzliwego traktowania braków i błędów bliźnich. Łaskawość jest to tłumienie
w sobie ognia zapalczywości i tlejącej w sercu niechęci do bliźnich. Jako owoc
oznacza zadowolenie z praktykowania łaskawości. Wierność jest to
dotrzymywanie obietnic i prawdomówności — tak, by słowa ważyły tyle, co
przysięga. Przyjemność z praktykowania tej cnoty jest jej owocem.
Ostatnie trzy owoce, wymienione przez Apostoła, ujawniają nasz
stosunek do nas samych, a są nimi: skromność, wstrzemięźliwość i czystość.
Skromność jest to czujna i czuła względność dla bliźnich we wszystkim, co im
się od nas należy. Powstrzymuje nas ona od natrętności i przekroczenia granic
delikatności i szacunku, do których każdy ma prawo. W tym znaczeniu
skromność wyraża stosunek nasz do bliźniego. Ale jest jeszcze inny rodzaj
skromności, który polega na umiarkowanym używaniu rzeczy tego świata tak,
że ścieśniamy siebie w użyciu tego, co jest dozwolone i godziwe, jak mówi
Apostoł: „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko pożyteczne. Wszystko mi wolno,
ale ja się niczemu pod władzę nie poddam” (I Kor. 6, 12). Radość z
praktykowania tego drugiego rodzaju skromności jest owocem Ducha Świętego,
wynikającym z naszego stosunku do siebie samych. Podobnie
wstrzemięźliwość, polegająca na poskromieniu namiętności, i czystość,
113
połączona ze strażą nad zmysłami, praktykowane stale — wywołują
zadowolenie, które jest owocem Ducha Świętego.
Każda dusza, pozostająca w łasce uświęcającej, ma w sobie płodność
duchową, chociaż nie w każdej te wszystkie owoce rodzą się w jednakowej
obfitości i zupełności. Tylko życie Pana Jezusa od początku aż do końca
obfitowało we wszystkie owoce Ducha Świętego w najwyższym stopniu, jak
również życie Najświętszej jego Matki. „Przeszedł, czyniąc dobrze” (Dz. 10,
38), mówi Pismo Święte o Chrystusie wyrażając przez to, że wszystkim ludziom
niósł on zawsze serce pełne miłości. Owoce Ducha świętego sprowadzane są
przez uczynki miłosierdzia, jak tego dowodem jest życie Świętych Pańskich. Co
czynili święci, to i każdy z nas wedle miary sił swoich czynić powinien, a
zbierać będzie obficie owoce Ducha Świętego. W kim zaś są już te owoce, w
tym rośnie coraz większa łatwość w ich pomnażaniu. Ktokolwiek żyje w miłości
Boga i bliźniego, w tego sercu rodzi się pewna łatwość ku czynieniu tego
wszystkiego i nabycia wszystkich tych przymiotów, które się w owych
dwunastu owocach wyrażają. Przez praktykowanie stałe cnót i pielęgnowanie
darów Ducha Świętego dochodzimy do otrzymania tych owoców.
***
Duchu święty, który obrałeś duszę moją za przedmiot oddziaływania
swojego! Jakże nędzny jest to przedmiot i do jak wielkiego celu go powołujesz!
Trudniej wichrowi zerwać liść z gałęzi niż wichrowi pokusy strącić z drogi
cnoty człowieka. Trudniej trzcinie zgiąć się przed huraganem niż woli ludzkiej
przechylić się pod burzą utrapień. Nie tak prędko obłoki zmieniają kształt swój i
miejsce, jak serca człowiecze pod wpływem czy to niedorzecznego smutku, czy
też jeszcze niedorzeczniejszej radości! O Panie, kimże jest człowiek, a kimże ja
jestem! Duchu miłości i miłosierdzia, w kim Ty ogień rozniecisz, ten staje się
natychmiast płomieniem!
Tchnąłeś na Szawła, a stał się on Pawłem — Apostołem narodów. Biegnie
on już szybko, pnie się na szczyty uświęcenia i cierpienia dla imienia Chrystusa
i sam spieszy na spotkanie swych wrogów. W zapale stopa jego nie czuje
znużenia, a bojaźń i zniechęcenie są nieznane dla jego uczuć! Przyjdź, Duchu
miłosierdzia, a moc z góry stanie się i moim udziałem: będę i ja uczestnikiem
słodkich twoich owoców!
114
35. MIŁOSIERDZIE BOŻE W BŁOGOSŁAWIEŃSTWACH
„Błogosławieni…, albowiem ich jest
królestwo niebieskie” (Mat. 5, 3).
Owoce Ducha Świętego są aktami cnót wlanych i ujawniają się bardziej w
czynnym działaniu. Lecz nie na samym tylko czynnym działaniu polega
prawdziwa doskonałość. Pan Jezus był doskonały zawsze, ale nigdy i nigdzie
nie ujawnił tak jasno doskonałości swojej jak w czasie męki, a przede
wszystkim w trzygodzinnym konaniu swoim na krzyżu. Tam była ukrzyżowana
wola jego, a Serce i umysł złączone były najściślej z Ojcem tą ostateczną i
najwyższą więzią, jaką jest ofiara z siebie samego w najstraszniejszych
cierpieniach fizycznych i moralnych aż do chwili śmierci. Tu ujawniła się jego
najwyższa doskonałość nie w działaniu, ale w biernym cierpieniu. Ta
doskonałość bierna jest wyższa od czynnej i ukazuje się w błogosławieństwach.
1. Co to są błogosławieństwa? Błogosławieństwa są to akty, które
wypływają nie z cnót jak owoce, lecz zdają się wypływać raczej z darów.
Można je nazwać owocami, ale całkowicie dojrzałymi, stanowiącymi przedsmak
błogosławionej wieczności. Jest to już ostateczne uwieńczenie dzieła Bożego w
człowieku, całkowite poddanie woli jego, woli Bożej, najdoskonalsze
zjednoczenie stworzenia ze Stwórcą, Odkupicielem i Uświęcicielem, jest to —
jeśli tak powiedzieć można — przebóstwienie duszy.
Błogosławieństwa tedy są to pewne szczególniejsze skutki darów Ducha
Świętego, zadatki szczęśliwości niebieskiej i jej początki w tym życiu. Na nich
polega najwyższa doskonałość, jaką można osiągnąć w tym życiu, najbliższe
podobieństwo do ideału doskonałości, jakim jest dla nas Jezus Chrystus. Dlatego
też te akty nazywają się błogosławieństwami, ponieważ już w bojowaniu
naszym w czasie tego życia czynią duszę błogosławioną; nie tylko usposabiają
do wiecznej szczęśliwości, ale jakby dają przedsmak tej szczęśliwości, jaką Bóg
przygotowuje dla wybranych po śmierci.
Chrystus Pan w kazaniu na górze sprowadza je do ośmiu rodzajów czyli
kształtów doskonałości, w których dusza czuje i smakuje słodkość wiecznej
szczęśliwości. Są to: ubóstwo duchem, cichość, święty smutek, łaknienie i
pragnienie Boga, miłosierdzie, czystość serca, czynienie pokoju między ludźmi i
cierpliwość w prześladowaniu. Jest to wierny obraz Pana Jezusa od Betlejem aż
115
do Kalwarii. Doskonałość zaczyna się w żłóbku, a dosięga swego szczytu na
krzyżu. Na całej tej drodze doskonałości poznajemy miłosierdzie Boże,
któreśmy oglądali w owocach, a które tutaj występuje jeszcze potężniej i jeszcze
skuteczniej.
Błogosławieństwa te nie oznaczają szczęśliwości bezwzględnej i
doskonałej: są to raczej środki, którymi dochodzimy do wiekuistej
szczęśliwości, a środki niezmiernie skuteczne. Kto bowiem z radością żyje w
ubóstwie, — kto naśladuje Chrystusa Pana w cichości, w czystości i w
upokorzeniach największych, — kto umie panować nad sobą do tego stopnia, że
modli się za nieprzyjaciół i miłuje krzyż, — ten naśladuje Pana Jezusa w sposób
doskonały, szybko kroczy naprzód po drogach doskonałości i w biernym
cierpieniu składa z siebie ofiarę, zaznając jednocześnie przedsmaku Królestwa
Bożego w swej duszy.
Gdy mówimy o kimś, że to człowiek cichy albo pokój czyniący,
rozumiemy przez to, że w nim cichość lub miłość pokoju do takiego stopnia
góruje, iż w tym jednym słowie wyraża się cały jego charakter, wybitna cecha i
znamię: sprowadzające do duszy jego szczególniejszą słodkość. Jest to jakby
ostatnie pociągnięcie pędzlem ręką wielkiego mistrza lub uderzenie dłutem,
którymi Duch Święty z nieskończonego swego miłosierdzia kończy w nas i
dopełnia dzieła i wolę swoją najwyższą — dzieło naszego udoskonalenia.
Błogosławieństwa wprawdzie są to akty co do rodzaju swego takie, jakie
spełniamy codziennie, ale różniące się stopniem tak wysokim i dojrzałym, że
charakteryzują całą działalność danej osoby.
2. W podanym przez Pana Jezusa porządku błogosławieństw można
widzieć trzy drogi życia wewnętrznego: oczyszczającą, oświecającą i
jednoczącą. Trzy pierwsze błogosławieństwa przygotowują duszę do łaski na
drodze oczyszczającej. Ponieważ początkiem wszelkiego grzechu jest pycha,
przeto Chrystus zaczyna od zalecenia pokory wewnętrznej, ujawniającej się w
ubóstwie ducha i zewnętrznej — w cichości: „Błogosławieni ubodzy duchem,
albowiem ich jest królestwo niebieskie. Błogosławieni cisi, albowiem oni
posiądą Ziemię” (Mat. 5, 3 – 4). Człowiek wyobraża sobie, że jest kimś, że
wiele posiada. Ale to jest złudzenie. Sam z siebie bowiem jest nędzą i
próżnością. Królestwo Boże posiądzie się dopiero wtedy, gdy się wyzbędzie
tych złudzeń a pozna siebie w prawdzie. Oceni wówczas własną małość, słabość
i zacznie pokutować za grzechy: „Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni
będą pocieszeni” (Mt. 5, 5). Płacz to jest żal za grzechy.
Pokora, cichość i pokuta to początek świętości, ale nie dosyć na
wyrzeczeniu się, trzeba koniecznie jeszcze miłości Boga i bliźniego, o której
mówi następne czwarte błogosławieństwo: „Błogosławieni, którzy łakną i
pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni” (Mt. 5, 6).
116
Sprawiedliwość polega na oddaniu każdemu, co się komu należy. Bogu należy
się cześć i miłość. Dlatego dusze oczyszczone w pokucie pragną Bogu oddawać
cześć i kochać go ponad wszystko. Bóg jest pokarmem duszy w Chrystusie,
którego ciało i krew przyjmuje ona w Eucharystii. Sprawiedliwość wyraża
również nasz stosunek do bliźnich, których prawa nie tylko mamy szanować, ale
nadto kochać ich jak siebie samych, ujawniając tę miłość w uczynkach
miłosiernych. Dlatego zaraz następuje błogosławieństwo piąte: „Błogosławieni
miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt. 5, 7). Miłosierdzie to
sekret, to tajemny sposób, jak wejść w miłość Bożą. Według tego, jak my
postępujemy z bliźnimi, tak z nami postąpi Pan Bóg: „Który nie czyni
miłosierdzia, spotka (go) sąd bez miłosierdzia, a miłosierdzie przewyższa sąd”
(Jak. 2, 13).
Przez miłosierdzie miłość bliźniego wyda swoje owoce i w człowieku
nastąpi wewnętrzna przemiana: oczyści się on z egoizmu, ze zmysłowości i
dopiero wówczas zrozumie szóste błogosławieństwo: „Błogosławieni czystego
serca, albowiem oni Boga oglądać będą” (Mt. 5, 8). Człowiek staje się tutaj już
dzieckiem Bożym, ogląda Ojca w Jego dziełach stworzenia, w nauce
objawionej, łączy się z tym Ojcem w miłości czynnej przez naśladowanie Jego
doskonałości. Na nim spoczywa piętno wszystkich dzieł Bożych, jakimi są
zgoda, jedność, harmonia i pokój. Pokój prawdziwie Boży, którego świat dać
nie nie może. To jest ostatni szczebel błogosławieństw na drodze już
jednoczącej: „Błogosławieni pokój czyniący, albowiem synami Bożymi będą
nazwani” (Mat. 5, 9). Daj nam, Panie, takich synów Twoich, ześlij na nich
Ducha Twego, a odnowisz oblicze ziemi!
Te siedem błogosławieństw są aktami siedmiu darów Ducha Świętego i
całkowicie im odpowiadają: ostatnie błogosławieństwo pokoju jest aktem daru
mądrości udoskonalającej miłość i powiedzieć można — jego owocem. Szóste
błogosławieństwo — czystości serca — odpowiada darowi rozumu, który
udoskonala cnotę wiary. Piąte błogosławieństwo miłosierdzia odpowiada darowi
rady, udoskonalającej roztropność. Czwarte — sprawiedliwości — odpowiada
darowi umiejętności, która udoskonala sprawiedliwość. Trzecie — płaczu i żalu
— jest aktem daru pobożności, udoskonalającej nadzieję. Drugie — cichości —
odpowiada darowi męstwa, które się ujawnia w panowaniu nad sobą. Pierwsze
wreszcie błogosławieństwo — ubóstwa w duchu — jest aktem daru bojaźni
Bożej, która udoskonala cnotę obyczajową wstrzemięźliwości. Cóż za doskonała
harmonia.
Ósme błogosławieństwo: „Błogosławieni, którzy prześladowanie cierpią
dla sprawiedliwości” (Mt. 5, 10) jest pewnym potwierdzeniem i uroczystym
ogłoszeniem wszystkich poprzednich, o ile z ich powodu spotka nas cierpienie,
które będzie przedsmakiem radości niebieskich: „Radujcie się, a weselcie,
albowiem zapłata wasza obfita jest w niebiesiech” (Mt. 5, 12).
117
***
Duchu Święty, jedyny sprawco prawdziwej radości i pokoju, spłyń na
wstrząśnięte dusze nasze, tchnij w nie nie tylko swą łaskę z cnotami, darami i
owocami, lecz zanurz je w Twoich błogosławieństwach, których wprawdzie
jesteśmy niegodni, ale się ich spodziewamy jedynie z miłosierdzia Twojego, bo
cierpimy dla Chrystusa, a on zapewnił radość dla cierpiących.
36. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — MODLITWA
„Zawsze należy się modlić
i nie ustawać” (Łuk. 18, 1).
Modlitwa jest to rozmowa duszy z Bogiem (św. Augustyn). Jest to więc
akt życia duchowego, w którym biorą udział wszystkie władze duszy: rozum, iż
myśli o Bogu i jego dziełach, — pamięć, iż przypomina sobie jego
dobrodziejstwa, — wola, iż czyni odpowiednie postanowienia, — serce
wreszcie, iż napełnia się uczuciami. U chrześcijan modlitwa jest aktem życia
nadprzyrodzonego, w którym czynny udział bierze Duch Święty: „Także i Duch
wspomaga niemoc naszą, gdyż nie wiemy należycie, o co się modlić mamy, ale
sam Duch błaga za nami wzdychaniem niewysłowionym. A ten, który przenika
serca, wie, o co prosi Duch: że według Boga przyczynia się za świętymi”
(Rzym. 8, 26). On też daje modlitwie naszej siłę, polot i słodycz: „Napełniajcie
się Duchem Świętym, wygłaszając psalmy, hymny i pieśni duchowe, nucąc i
śpiewając w sercach waszych Panu” (Ef. 5, 19). Poznajmy tedy, jak modlitwa
jest drogą do miłosierdzia Bożego i jaką rolę spełnia w niej Duch Święty.
1. Bóg w nieskończonym swym miłosierdziu przygotował każdemu z nas
liczne łaski, cnoty wlane, dary, owoce i błogosławieństwa, ale do otrzymania ich
potrzeba z naszej strony modlitwy, w której wyrażamy chęć otrzymania tych
niezliczonych przejawów miłosierdzia Bożego. Wbrew naszej chęci, nawet Bóg
nie udziela łask swoich. Skoro z serca naszego wyrwie się jęk, prośba,
westchnienie i kieruje się ku Wszechmocnemu, wówczas bezzwłocznie wyciąga
się ręka jego ku nam, dźwiga nas, wyrywa z toni, osłania i ratuje. Odwieczny
plan naszego uszczęśliwienia rozwija się i dopełnia przez modlitwę. Dopóki się
nie modlimy, nie padniemy na kolana i nie powiemy w najgłębszym poczuciu
własnej nicości: „Okaż mi, Panie, miłosierdzie Twoje!” (Ps. 84, 8), Bóg zwykle
118
łask swych szczególniejszych nie udziela.
miłosierdziem zachodzi wiekuiste przymierze.
Między
modlitwą
tedy a
Bóg pragnie udzielać nam z darów swoich bardzo hojnie, ale uzależnił
swe łaski od naszej woli, której nie chce krępować, od naszej modlitwy, która
jest jakby kluczem do jego miłosierdzia. Można je przyrównać do fontanny,
tryskającej dla wszystkich zdrojami żywota, ale by z tej fontanny korzystać,
trzeba do niej przybliżyć wiadro kornej i ufnej modlitwy. Rzucić się na kolana
przed Bogiem, uchwycić swe serce i cisnąć do stóp Wszechmocnego, — oto
rzetelne postępowanie z Bogiem, jako z pierwszą Rzeczywistością, od której
wszystko zawisło w czasie i w wieczności. Dlatego Zbawiciel powiedział:
„Zawsze należy się modlić i nie ustawać”. Po czym poznać można, że dusza jest
umarła? — gdy się nie modli. Po czym poznać, że wraca do życia łaski? —
kiedy zaczyna się modlić. Z dwóch łotrów na krzyżu jeden się modli i idzie do
nieba, a drugi bluźni i ginie.
Modlitwa jest konieczna dla wszystkich: grzeszników i sprawiedliwych.
Bez modlitwy grzesznicy nie zerwą kajdan swych zastarzałych nałogów i nie
otrzymają miłosierdzia Bożego. Bez modlitwy sprawiedliwi nie postąpią na
drodze cnoty i nie utrzymają się długo na jej wyżynach, lecz padną niebawem
zwyciężeni pokusą. Najistotniejszym prawem religii jest modlitwa, albowiem
wówczas Bóg zstępuje do człowieka zachowując swą nieskończoność, a
człowiek wznosi się do Boga zachowując swą nicość. Bóg pozostaje zawsze
Panem na tronie, a człowiek pozostaje zawsze stworzeniem u stóp Jego tronu.
Tam miejsce człowieka i tam, klęcząc, nabiera on dopiero prawdziwej wartości i
radości, jak powiedział Zbawiciel: „Proście, a otrzymacie, aby radość wasza
była pełna” (Jan 16, 24).
Jaka powaga tchnie z tych słów Zbawiciela: „Aby radość wasza była
pełna!” Jaki to bezmiar miłosierdzia swojego obiecuje tym, którzy się będą
modlić. Nie tylko otrzymają to, o co proszą, ale jeszcze w tym życiu pełnia
radości będzie ich udziałem. Tę obietnicę Pan Jezus potwierdza czynem.
Przypomnijmy sobie niewiastę chananejską, która z takim natręctwem prosi
Jezusa o uleczenie jej córki. Pan Jezus — zdaje się — nie słucha jej, nie
odpowiada i idzie spokojnie dalej, ale ona wciąż się modli! Jezus jest rozbrojony
i wytrwałością tej poganki jakby zwyciężony: „O niewiasto! Wielka jest wiara
twoja; niechaj ci się stanie, jako chcesz. I uzdrowiona była córka jej onej
godziny” (Mat. 15, 28).
2. Czy tylko się my sami modlimy? Czy tę czynność wykonujemy
własnymi tylko siłami naturalnymi? „Duch wspomaga niemoc naszą… on błaga
za nami wzdychaniem niewysłowionym” (Rzym 8, 26). Jeśli Duch Święty jest
sprawcą naszego uświęcenia, w którym modlitwa tak ważną odgrywa rolę, to
modlitwa ta musi w szczególniejszy sposób od niego zależeć: „Nikt nie może
119
wymówić „Pan Jezus”, jeno w Duchu Świętym” (I Kor. 12, 3). On przede
wszystkim pociąga nas do modlitwy, zapobiegając pierwszej i najszkodliwszej
ułomności naszej, jaką jest niechęć do modlitwy. On ukazuje nam jej
wzniosłość, konieczność i potęgę, wlewając zarazem pewną tęsknotę za nią.
Inaczej mówiąc, on daje ducha modlitwy, który jest jednym z
najkonieczniejszych warunków jej skuteczności. Przyjmujmy takie natchnienie z
wdzięcznością otwierając szeroko swe serce działaniu tego Pocieszyciela.
Duch Święty sprawia nadto, że się dobrze modlimy. On przenika głębię
serc naszych i wie najlepiej, czego nam po trzeba do zbawienia. On podsuwa
nam to właśnie, o co mamy się modlić i co prowadzi nas do doskonałości. On
uczy nas również dobrego sposobu modlitwy napełniając nas pobożnością,
gorliwością, ufnością i wytrwałością. Wystarczy przypomnieć sobie krótko dary
Ducha Świętego, aby zrozumieć, w jak ścisłym związku pozostają one z
modlitwą. W niej te dary najlepiej się rozwijają i najskuteczniej ją wspierają i
udoskonalają. Na doskonałość modlitwy, wpływają szczególnie dary mądrości,
rozumu, pobożności i bojaźni Bożej, które w niej się potęgują i pielęgnują. On
bowiem jest Duchem Ojca i Syna, Duchem miłości, Duchem dziecięctwa
Bożego i wszelkich świętych pragnień.
Wreszcie Duch Święty ułatwia nam modlitwę przez rozmaitość sposobów
modlenia się. Jego dziełem jest modlitwa ustna i myślna, prywatna i publiczna, a
przede wszystkim nabożeństwa kościelne, które przybierają przeróżne formy.
Rok kościelny, ileż to on zawiera w sobie bogactwa w cudowności form,
dostosowanych do tajemnic, których pamiątkę obchodzimy. Wspaniały dramat
rozgrywający się w Wielkim Tygodniu, kończy się triumfalnym zwycięstwem
zmartwychwstałego Chrystusa i wylewem nieskończonego miłosierdzia Bożego,
przede wszystkim w sakramentach chrztu i pokuty, jakich pamiątkę obchodzimy
w Niedzielę Przewodnią. Potem Zielone Świątki z uprzytomnieniem
działalności Ducha Świętego po wszystkie czasy. Następnie inne liczne święta
Pana Jezusa, Matki Boskiej i niektórych Świętych są niby preludium do tych
głównych uroczystości, pełnych uroku wyrazu i rozmaitości. Wszystko to jest
dziełem Ducha Świętego, który przez rozmaitość form czyni modlitwę naszą
miłą i pociągającą.
Oto jak ścisła jest łączność Ducha Świętego z modlitwą, która jest drogą
do miłosierdzia Bożego, a zarazem i sama w skuteczności swojej — dziełem
tegoż miłosierdzia. Mamy przeto dziękować mu, że dał nam tak ważny środek
do otrzymania łask i jednocześnie wspiera nas przy korzystaniu z tego środka.
„Nie mówię wam, że ja będę prosił Ojca za wami, sam bowiem Ojciec miłuje
was, byście wy mnie umiłowali i uwierzyliście, że od Boga wyszedłem” (Jan 16,
26 – 27). Ta miłość w nas jest dziełem Ducha Świętego, a głosu Ducha swego
Ojciec nie może nie słyszeć. Bez modlitwy bylibyśmy podobni do ziemi bez
światła i bez deszczu, a bez daru Ducha Świętego nasza modlitwa byłaby
120
wołaniem bez echa, bez żadnego skutku. Przeto dziękujmy za ten dar i prośmy o
niego przed każdą modlitwą.
***
Błogosławiony, kto się wznosi na skrzydłach modlitwy, bo dosięgnie on
łona Ojca swojego. Dusza jego wyzwoli się z więzów tej ziemi i odzyska
swobodę synów Bożych. Nie będzie on czuł ciężaru swych namiętności, które
wciąż nakłaniają go do upadku. Otrzyma on skrzydła ogniste miłości, która go
uniesie do niebian i połączy głos jego z chórami duchów niebieskich. Duchu
Święty, udziel mi daru modlitwy, niech się wzniosę za Twym natchnieniem
ponad ten padoł płaczu, niech zapomnę o tym smutnym wygnaniu, a przebywam
na modlitwie wyłącznie w twej obecności!
37. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
— PRZEDMIOT MODLITWY
„Bracia, módlcie się za nas” (I Tess. 5, 25).
Modlitwa ma podwójny cel — Boga i duszę. Bogu w modlitwie składamy
hołd i dziękczynienie, a dla człowieka wypraszamy przebaczenie i łaski. Z
punktu widzenia dwojakiego celu rozróżniamy i podwójny przedmiot modlitwy,
z których pierwszy odnosi się do Boga, a drugi do ludzi.
1. Główną prawdę, którą nam Bóg objawił jest to, że wszystko stworzył
dla chwały swojej: „Pan wszystko zdziałał dla samego siebie” (Przyp. 16, 4).
Inaczej Bóg nie byłby Bogiem, gdyby się podporządkował innemu celowi. Stąd
wynika, że chwała Boża jest głównym celem stworzenia i dlatego winna być
głównym celem modlitwy. Prorok w zachwyceniu widzi Aniołów,
wyśpiewujących świętość Boga, którego chwałę wypełnia niebo i ziemia:
„Święty, Święty, Święty Pan, Bóg zastępów! pełna jest wszystka ziemia chwały
jego” (Iz. 6, 3). Podobnie Jan Apostoł widzi wybranych, upadających przed
tronem Boga i śpiewających: „Godzien jesteś, Panie Boże nasz, otrzymać
chwałę i cześć i moc, boś ty stworzył wszystkie rzeczy: z woli twojej istniały i
121
stworzone były” (Obj. 4, 11). Sam Bóg wreszcie zaznacza: „Ja, Pan, to jest imię
moje, chwały mojej nie dam innemu” (Iz. 42, 8).
Każde dzieło sławi swego mistrza. O ileż bardziej człowiek winien sławić
swego Stwórcę: „Jakże wielkie są dzieła twoje, Panie! Wszystko w mądrości
uczynił” (Ps. 103, 24). Oto jest hymn nieskończony, który rozbrzmiewa
ustawicznie w niebie. A gdy Słowo ciałem się stało, człowieczeństwo Pana
Jezusa oddaje chwalę Bogu na modlitwie. W ostatnim zaś dniu życia swego
streszcza Zbawiciel całe swe posłannictwo w tych słowach: „Jam ciebie wsławił
na ziemi, dokonałem dzieła, któreś mi zlecił” (Jan 17, 4). Któż wypowie cześć,
jaką miał Chrystus dla swego Ojca, spełniając w imieniu ludzkości wszystkie
obowiązki uwielbienia, któreśmy spełniać powinni. Ale Chrystus nie odłączył
się od mistycznego ciała swojego, przekazując Kościołowi obowiązek
chwalenia Boga. Toteż każdy z jego członków, idąc za jego natchnieniem,
winien na modlitwie składać przede wszystkim hołd i uwielbienie swojemu
Stwórcy i Panu.
Bóg jest nie tylko naszym najwyższym Panem, którego mamy wielbić, ale
i najlepszym Dobroczyńcą — miłosiernym Ojcem, któremu zawdzięczamy
wszystko, co mamy i czym jesteśmy, zarówno w porządku natury, jak i w
porządku łaski. Dlatego obok uwielbienia mamy ścisły obowiązek dziękować
Bogu za otrzymane łaski. Dziękczynienie tedy jest drugim przedmiotem naszych
modlitw. Toteż Apostoł upomina wszystkich, by składali Bogu dziękczynienie
za łaski: „Za wszystko składajcie dzięki, bo taka jest wola Boża w Chrystusie
Jezusie względem was wszystkich” (I. Tes. 5, 18). Psalmista zaś nakłania do
dziękczynienia w tych słowach: „Błogosław, duszo moja, Panu i nie zapominaj
wszystkich dobrodziejstw jego! Który miłościwie odpuszcza wszystkie
nieprawości twoje, który uzdrawia wszystkie choroby twoje; który odkupuje
żywot twój od zatracenia, który cię koronuje miłosierdziem” (Ps. 102, 2 – 4).
Dlatego Pan Jezus przed męką swoją: „Wziąwszy kielich, dzięki czynił”
(Mat. 26, 27). Dlatego i Oblubienica jego nawołuje nas codziennie w Prefacji,
żebyśmy dziękowali Bogu za wszystkie jego dobrodziejstwa: „Prawdziwie
godną i sprawiedliwą, słuszną i zbawienną jest rzeczą, abyśmy tobie zawsze i
wszędzie dzięki składali”. Kościół podaje nam również wzniosłe hymny
dziękczynienia: „Dzięki ci składamy z powodu wielkiej chwały twojej” (Gloria).
Każdy tedy chrześcijanin ma ścisły obowiązek dziękować Bogu na modlitwie za
powołanie do wiary, za natchnienia, cierpienia, za dobre uczynki, za pomoce
przy ich spełnianiu, za wszystkie dobrodziejstwa przeszłe, teraźniejsze i
przyszłe, za siebie i za innych, którzy o obowiązku wdzięczności zapominają.
„Chodźcie, słuchajcie wszyscy, którzy się Boga boicie, a opowiem, jak wielkie
rzeczy uczynił duszy mojej” (Ps. 65, 16).
122
2. Przedmiotem modlitwy dla nas samych będzie prośba o przebaczenie i
o łaski. Zbyt często obrażamy Pana Boga, a nawet samych darów jego
nadużywamy do grzechu. Jest to wielka niesprawiedliwość, domagająca się
naprawy tak doskonałej, do jakiej tylko jesteśmy zdolni. Nikt jednak z ludzi nie
jest zdolny sam należycie Boga przeprosić. Obrażony bowiem nieskończony
Majestat wymaga nieskończonego zadośćuczynienia, jakiego dokonał Pan
Jezus. Ale z naszej strony winno być pokorne przyznanie się do winy, szczera
skrucha i mężne przyjęcie doświadczeń, jakie spodoba się Bogu na nas zesłać,
dodając do tego ofiarę z siebie samych, w duchu pokuty za grzechy, w
zjednoczeniu z żertwą kalwaryjską. „Grzeszników Bóg nie wysłuchuje” (Jan 9,
31). Dlatego przed każdą modlitwą winniśmy wzbudzić szczerą skruchę za
grzechy, bo nie wiemy, czy one na pewno są odpuszczone.
Zasadniczą przeszkodą do zjednoczenia z Bogiem na modlitwie jest
grzech ciężki, przez który dusza całkowicie od wraca się od Boga. Ten stan
odwrócenia usuwa tylko sakrament pokuty i żal doskonały z zamiarem
spowiedzi. Atoli pozostaje jeszcze kara za odpuszczone grzechy, jakie
popełniliśmy czy to po spowiedzi czy po akcie żalu doskonałego i nowe grzechy
powszednie. Akt miłości na modlitwie wystarczy do zgładzenia grzechów
powszednich, bylebyśmy nie mieli do nich przywiązania. Ten ostatni warunek
jest niezmiernej doniosłości, albowiem decyduje zarówno o odpuszczeniu win
powszednich, jak i o dostąpieniu odpustu oraz o postępie w doskonałości.
Tymczasem jakże wiele dusz popełnia grzechy powszednie rozmyślnie, czyli z
przywiązania do nich i dlatego uniemożliwia sobie postęp, odpuszczenie win
powszednich poza spowiedzią i zyskiwanie odpustów. Dla uniknięcia tego stanu
trzeba się ćwiczyć na modlitwie w doskonałym skruszeniu serca, co ważnym
jest szczególnie dla dusz dążących do wyższej doskonałości.
Wreszcie na modlitwie mamy prosić Boga o nowe łaski, co jest czwartym
zasadniczym przedmiotem modlitwy. Podstawą tej prośby jest nieskończone
miłosierdzie Boże i naglące nasze potrzeby. „Proście, a będzie wam dane;
szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a będzie wam otworzone” (Mat. 7, 7). Mamy
więc pewność podobania się Bogu, gdy przedstawiamy mu nasze prośby.
Zależymy od Boga we wszystkim zarówno w porządku natury, jak i tym
bardziej w porządku łaski. Potrzebujemy światła w rzeczach wiary, — męstwa,
by według niej postępować, — a przede wszystkim stałości i wytrwałości, by się
nie załamać. Bóg wprawdzie przewidział wszystko i wie, czego potrzebujemy,
ale daje wówczas, gdy wola nasza wkracza w plany Boże przez modlitwę. W ten
sposób ustalamy drogi jego, nie zmieniając celu. Gdy się modlimy, Bóg
wykonuje swój plan miłosierdziem, a gdy się nie modlimy, dokonuje go
sprawiedliwością.
Możemy i musimy prosić o miłosierdzie Boże nie tylko dla siebie, ale i
dla innych ludzi, dla Kościoła, Ojczyzny, rodziny naszej itp. Modlitwa — to
najskuteczniejsze apostolstwo. Bóg objawił pewnemu słynnemu mówcy, że
123
nawrócenia, jakich dokonał, nie były dziełem jego talentu wymowy, lecz
skutkiem modłów pewnej osoby, która w czasie jego kazań odmawiała
„Zdrowaśki” w celu uproszenia łaski dla słuchaczy.
Jeżeli chodzi o szczegółowy przedmiot naszych próśb dla nas lub
bliźnich, szczególnie w sprawach doczesnych, winniśmy pamiętać o przestrodze
Apostoła: „Duch wspomaga niemoc naszą, gdyż nie wiemy należycie, o co się
modlić mamy, ale sam Duch błaga za nami wzdychaniem niewysłowionym”
(Rzym. 8, 26). Często prosimy o to co się zgadza z wolą Bożą i co może być dla
nas rzeczą szkodliwą. Dlatego mamy zaufać miłosierdziu Bożemu, a prosząc o
różne dobrodziejstwa, zawsze zgadzać się z wolą Bożą, która jest samym
miłosierdziem.
***
Jakaż to lekkomyślność i powierzchowność w traktowaniu własnego
życia! Stać u źródła ożywiającego napoju, a przez lenistwo nie nachylić się, aby
go zaczerpnąć! Patrzeć, jak tyle osób przez modlitwę uszlachetnia swe serce i
zjednywa sobie obfite łaski doczesne i wieczne, a zarazem samemu stronić od
modlitwy. Będę się tedy modlił chętniej i gorliwiej w przeświadczeniu — że to
jest najistotniejszy mój obowiązek wielbić i dziękować Bogu za dary oraz
przepraszać za grzechy i zadośćczynić za nie, — że modlitwa podnosi duszę ku
niebu i łączy ją Bogiem, — że jest to wóz ognisty, na którym Eliasz został
wzniesiony do nieba, — że modlitwa jest drabiną Jakuba, po której zbliżamy się
do Stwórcy i po której spływają na nas obfite łaski nieskończonego miłosierdzia
Bożego.
38. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — CECHY MODLITWY
„Prosicie, a nie otrzymujecie,
bo źle prosicie” (Jak. 4, 3).
Świat duchowy podobnie jak i fizyczny ma swoje prawa, które musimy
poznać i do nich w życiu duchowym się stosować. Modlitwa, szczególnie
myślna, jako czynność władz duszy, ma również swoje prawa do zachowania,
od których zależy jej skuteczność. Jak już powiedzieliśmy, w modlitwie bierze
czynny udział Duch Święty, przeto przy modleniu się oprócz praw rządzących
124
każdą czynnością duszy, trzeba stosować się do zleceń nadprzyrodzonych,
wskazanych nam przez Chrystusa Pana.
1. Modlitwa jako akt duchowy człowieka winna być odprawiona przy
udziale wszystkich władz duszy, a więc rozumu, woli i serca. „Gdzie dwaj albo
trzej są zgromadzeni w imię moje, tam ja jestem” (Mat. 18, 20). Cóż innego
znaczą i dwaj albo trzej, pyta św. Ambroży, jeżeli nie myśl wolę i serce. Gdy
bowiem dusza zgromadza swe władze w świątyni serca, a ciało poddaje swe
zmysły pod władzę duszy, wówczas zbliża się Duch Święty i jednoczy się z
nami w ciszy i spokoju. Dlatego pierwszym naturalnym warunkiem modlitwy
jest uwaga w ciszy i skupieniu. Modlitwa nieuważna, z dobrowolnym
roztargnieniem, jest wzgardą dla Boga i szkodą dla nas. Gdy więc świadomie
odwracamy uwagę od modlitwy, a skierowujemy ją do innego przedmiotu albo
nie usuwamy przyczyny roztargnienia, po modlitwie odchodzimy z próżnymi
rękami i ściągamy na siebie winę.
„Modlitwa korzącego się przeniknie obłoki” (Ekl. 35, 21). Oto druga
naturalna cecha dobrej modlitwy — pokora. Na tę cechę Pan Jezu zwraca
szczególniejszą uwagę, gdy w przypowieści o modlitwie faryzeusza i celnika
zaznacza: „Ten odszedł do domu swego bardziej usprawiedliwiony niźli tamten.
Albowiem każdy, kto się wywyższa, będzie uniżony, a kto się uniża, wywyższony
będzie” (Łuk. 18, 14). Cały gmach modlitwy opiera się na pokorze: im głębiej
się dusza uniży, tym wyżej ją Bóg podniesie. — „Boże, bądź miłościw mnie
grzesznemu” (Łuk. 18, 13), mówił celnik żałując za grzechy swoje. I oto trzecia
cecha naturalna dobrej modlitwy — żal za grzechy. Wszyscy grzeszni jesteśmy i
nie mamy pewności, czy grzechy są nam odpuszczone, dlatego zawsze na
początku modlitwy wzbudźmy żal za winy, albowiem „grzeszników Bóg nie
wysłuchuje” (Jan 9, 31).
Czwartą cechą naturalną dobrej modlitwy jest odpowiednia postawa
zewnętrzna. Ewangelista mówi o Panu Jezusie, że w Ogrójcu on „upadłszy na
kolana, modlił się” (Ł. 22, 41), dał więc nam przykład, jaką postawę mamy
zachować na rozmowie z Bogiem. Postawa bowiem zewnętrzna jest wyrazem
wewnętrznego uposobienia i zarazem wpływa na nie. Kto nie może klęczeć,
niech się modli stojąco lub siedząco, ale zawsze z należnym Bogu szacunkiem.
Tymczasem dzisiaj ludzie nieraz z większą czcią rozmawiają ze sługą, niż z
Bogiem, bo modląc się drzemią, poziewają, rozglądają się, a jeżeli to czynią
świadomie i dobrowolnie, nie są bez winy.
Piątą cechą naturalną modlitwy jest wytrwałość. „Zawsze należy się
modlić i nie ustawać” (Łuk. 18, 1). Walka w tym życiu trwa bez końca, praca —
bez wytchnienia, dlatego zawsze potrzebujemy pomocy łaski. Jak pisklę w
gnieździe ustawicznym świergotaniem dopomina się pokarmu od matki, tak
dusza ciągłą modlitwą winna prosić Boga o pokarm łaski (Iz. 38, 14).
125
Wytrwałości trzeba szczególnie wtedy, gdy nie zaraz bywamy wysłuchani.
Czasami Bóg doświadcza naszej wytrwałości, czasami źle się modlimy, albo
prosimy o rzecz niestosowną lub źle żyjemy. To są powody bezskuteczności
próśb naszych. Nam może się zdawać, że Bóg nie słyszy, jak Pan Jezus, gdy
zasnął w łodzi, albo że odwraca od nas gniewne oblicze, jak Zbawiciel od
niewiasty chananejskiej. Mimo to zawsze bądźmy wytrwali, a nie doznamy
zawodu.
2. Oprócz tych cech naturalnych modlitwa nasza winna się odznaczać
cechami nadprzyrodzonymi. Przede wszystkim trzeba mieć mocną wiarę.
Chrystus Pan uzdrawiając chorych, zawsze przypisywał ten skutek ich mocnej
wierze. Spośród tłoczącej się koło Pana Jezusa rzeszy wyodrębniają się setnik,
paralityk, ślepy z Jerycha i niewiasta chananejska — ci wszyscy w swą prośbę
wkładają gorącą wiarę w Bóstwo Chrystusa. Na widok ich wiary płomiennej
Pan Jezus mówi: „Wiara twoja ciebie uzdrowiła” Przypomnijmy sobie rzewną
scenę schorzałej niewiasty. Tłumy zewsząd cisną na Mistrza, a on mówi: „Ktoś
mię dotknął”. Wszyscy najbliżsi go dotykali, ale Pan Jezus odczuł dotknięcie z
wiarą silną, która spowodowała uzdrowienie Otóż i na modlitwie winniśmy
mocną wiarą dotknąć Zbawiciela, a ona okaże i nam Boską jego wszechmoc.
Z wiary wypływa ufność, która jest drugim warunkiem nadprzyrodzonym
skuteczności naszych modlitw. Prosząc trzeba mieć przeświadczenie o
nieskończonym miłosierdziu Bożym, że Bóg może i chce nam dać to, o co
prosimy, jeżeli to dla nas będzie rzeczą pożyteczną. Tej ufności żąda wyraźnie
Pan Jezus, gdy mówi: „Wszystko o cokolwiek, modląc się, prosicie, — wierzcie,
że otrzymacie, a stanie się wam” (Mrk 11, 24). Do tej ufności nawołuje Apostoł:
„Zbliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali zmiłowanie i
dostąpili łaski w pomocy na czasie” (Żyd. 4, 16). Ufność tedy jest duszą
modlitwy, jest to konieczny warunek jej skuteczności. Tylko taka modlitwa
przebija niebiosa i wraca stamtąd z błogosławieństwami, podczas gdy bojaźliwa
nie wychodzi nawet z serca, jest oziębła i nie odnosi żadnego skutku.
„Ten lud czci mię wargami swymi, ale serce jego daleko jest ode mnie”
(Iz. 29, 13), uskarża się Bóg przez proroka, wskazując na trzeci konieczny
warunek modlitwy nadprzyrodzonej, jakim jest miłość Boga. Nie polega on na
tkliwości, lecz na gotowości woli wszystko czynić, czego Bóg od nas zażąda. Ta
gotowość może być bez ochoty, a nawet czasami może się łączyć z niechęcią.
Pociechy na modlitwie mogą być czasami darem, ale do istoty jej nie należą.
Św. Teresa nigdy nie odważyła się prosić o pociechy na modlitwie sądząc, że
wystarczy stać przed Bogiem i rozmawiać z nim bez żadnych pociech.
„Jeśli o co prosić będziecie Ojca w imię moje, da wam” (Jan 16, 23). Oto
czwarta cecha modlitwy nadprzyrodzonej, by modlić się w imię tego, „przez
którego wszystko się stało” i od którego „wszelki dar dobry pochodzi”. On jest
126
Pośrednikiem naszym u Boga i za czasów swego życia ziemskiego modlił się za
nami do Ojca. Teraz również tylko przez niego Ojciec przyjmuje nasze prośby.
Gdy się łączymy z Chrystusem na modlitwie, nie my się sami modlimy, ale Pan
Jezus za nami się wstawia i pokazuje Ojcu niebieskiemu rany swoje, które dla
nas wycierpiał. Wówczas Bóg nie może nie wysłuchać próśb naszych.
Modlić się w imię Jezusa to znaczy tak, jak się modlił Pan Jezus. On zaś,
gdy się modlił w Ogrójcu, dodawał: „nie moja, ale twoja wola niech się stanie”
(Łuk. 22, 42). Zgadzanie się z wolą Bożą —to jest piąta cecha modlitwy
nadprzyrodzonej. Wszystkie dobra duszy naszej pragną woli Bożej, albowiem ta
wola Boża — to jest miłosierdzie Boże, która pragnie dla nas tylko samego
dobra. To też prośmy o szczere nawrócenie się do Boga, o wierność łasce, o
pokorę, o miłość, cierpliwość, o dar modlitwy, umartwienia, pokoju i inne
choćby największe łaski duchowe, bo one zgadzają się z wolą Bożą. Jeżeli
chodzi o sprawy doczesne, jak zdrowie, majątek, powodzenie dla siebie i innych
ludzi, można o nie prosić warunkowo, o ile one posłużą na chwałę Bożą i
zbawienie nasze, albowiem sami nie wiemy, co dla nas jest rzeczą
pożyteczniejszą, bogactwo czy ubóstwo, zdrowie czy choroba. Dlatego prosząc
o te dary, dodawajmy zawsze: „Nie moja, ale twoja święta wola niech się
stanie” Pamiętajmy również przy modlitwie i o tych słowach Pisma Św.:
„Lepsza jest modlitwa z postem i jałmużna ze sprawiedliwością, aniżeli
bogactwo z niegodziwością” (Tob. 12, 8).
***
Moja tedy modlitwa winna być aktem ludzkim, a więc uważna, pokorna,
połączona z żalem, w odpowiedniej postawie i wytrwała, a jako czynność
nadprzyrodzona ma być zanoszona z wiarą, ufnością i miłością oraz w imię
Jezusa Chrystusa, i zgodna z wolą Bożą. Duchu Święty, spraw, bym przed
modlitwą przygotował się na wolę Bożą, zapomniał o wszelkich troskach
doczesnych, znalazł odpowiednie miejsce i w skupieniu rozmawiał z Tobą, —
nie zniechęcał się oschłością, a zawsze z żywą wiarą, nadzieją, miłością gorącą i
w imię Pana Jezusa modlił się o te rzeczy, które są zgodne z twoją świętą wolą.
127
39. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
— MODLITWA USTNA I MYŚLNA
„Jezus podniósłszy oczy ku niebu rzekł:
Ojcze… wsław Syna twego” (Jan 17, 1).
Pan Jezus modlił się słowami i myślą, jak również sam przyjmował
oznaki hołdu i czci zewnętrznej przy wjeździe do Jerozolimy — i wewnętrznej,
gdy Magdalena pilnie słuchała jego nauki. Stąd i modlitwa nasza winna być
zewnętrzna i wewnętrzna: mamy się modlić ustami i myślą, jako że składamy
się z ciała i duszy.
1. Modlitwa nazywa się ustną nie dlatego, jakoby w niej myśl nie brała
udziału, ale dlatego, że się ustami wypowiada to, co duch myśli i czuje
wówczas, gdy w myślnej sam duch tylko pracuje. Ustna modlitwa jest potrzebna
i pożyteczna. Sam bowiem rozum wymaga, by człowiek wielbił Stwórcę nie
tylko duchem, ale i ciałem, a więc by na modlitwie zachował odpowiednią
postawę, schylał głowę, zginał kolana oraz wypowiadał słowa modlitwy. Tak
modlił się Zbawiciel i nauczył nas modlitwy najmędrszej, najszczytniejszej i
najskuteczniejszej, którą odmawiamy codziennie. Dlatego i Kościół przepisuje
różne modlitwy, obdarzając je odpustami, by zachęcić wiernych do pilnego i
częstego ich odmawiania.
Modlitwa ustna jest nader pożyteczna, albowiem wywołuje w duszy
odpowiednie usposobienie i pomaga je wznieść do Boga. Śpiewy Psalmów
wyciskały łzy św. Augustynowi i przyczyniły się do jego nawrócenia. „Przetoż
się uweseliło serce moje i rozradował się język mój, nadto i ciało moje w nadziei
odpoczywać będzie” (Ps. 15, 9) Szczególnie gdy dusza jest rozerwana lub
oschła, modlitwa ustna bardzo pomaga do skupienia myśli i rozgrzania serca, a
to w ten sposób, że zwracamy uwagę na znaczenie słów, które wypowiadamy,
wzbudzając przez to uczucia żywej wiary, ufności i miłości. Ten rodzaj
modlitwy jest bardzo wskazany przy różańcu.
Modlitwę ustną należy wypowiadać bez pośpiechu, najlepiej w postawie
klęczącej (gdy rozmyślanie w siedzącej) i nie mówić za dużo modlitw ustnych,
gdyż wówczas odmawia nie ich bywa często niedbałe. Zasadą Świętych jest:
lepiej mniej, ale dobrze. Jak struna nie może być długo naprężona, tak i duch
ludzki nie znosi dłuższego wytężenia, albowiem wówczas wyobraźnia
128
podstawia obrazy niezwiązane z modlitwą, serce ziębnie, a umysł się rozprasza.
Szczególnie należy się wystrzegać bezdusznego recytowania pewnych formułek
z pominięciem nabożeństwa wewnętrznego, a zachować trzeba spokój, jeżeli
czasami wypadnie opuścić ulubione modlitwy.
Najlepiej jest wybierać te modlitwy do ustnego odmawiania, które są
obdarzone odpustami jak krótkie, ale bardzo treściwe akty strzeliste, np. „Okaż
mi, Panie, miłosierdzie twoje!”, „Słodkie Serce Jezusa, bądź moją miłością”!
Trzeba mówić do Boga prosto i szczerze jak dziecko. Można używać książki,
najlepiej jednej, dobrej; pomaga ona do zebrania myśli i rozżarzenia ognia
modlitwy. Lecz gdy dusza się skupi, niech mówi sama w słowach szczerych i
prostych.
Modlitwę ustną trzeba łączyć z rozmyślaniem, np. przy odmawianiu
różańca, albowiem niepamięć na prawdy objawione jest głównym sidłem
szatana i powodem różnych roztargnień. „Spustoszeniem spustoszona jest
wszystka ziemia, bo nie masz, ktoby uważał w sercu” (Jer. 12, 11). Módlmy się
więc myślą, by nie nastąpiły spustoszenia duszy, a odmawiając modlitwy ustne,
nie zaniedbujmy rozważania prawd wiecznych, bez czego nie potrafimy
wytrwać w łasce.
2. Modlitwa myślna jest istotą obcowania z Bogiem. Pan Jezus sam
ustawicznie myślą chwalił Ojca niebieskiego i zalecił nam tak go chwalić:
„Duchem jest Bóg, a ci, którzy go czczą, winni mu cześć oddawać w duchu i
prawdzie” (Jan 4, 24). Modlitwę myślną można określić jako wzniesienie myśli
do Boga dla oddania mu czci należnej i uproszenia rzeczy potrzebnych. Inaczej
nazywa się ona rozmyślaniem. Rozmyślanie w takiej lub innej formie istniało od
początku istnienia człowieka. Księgi Proroków i obyczajowe Starego
Testamentu pełne są rozmyślań. Chrystus Pan odbywał długie rozmyślanie w
Ogrodzie Oliwnym i na Kalwarii, a dzieła Ojców wyraźnie mówią o tego
rodzaju modlitwie. Św. Tomasz bardzo zaleca rozmyślanie jako środek do
poznania siebie i ćwiczenia się w miłości Bożej. W XV wieku ukazują się
dzieła, traktujące o metodzie rozmyślania. Między innymi św. Ignacy Loyola
(1566) wydaje „Ćwiczenia duchowe”, w których umieszcza kilka bardzo
dokładnych metod tego rodzaju modlitwy.
Rozmyślanie odrywa od grzechu i jego przyczyn, albowiem daje poznać
złość grzechu i jego straszne skutki. Ono hartuje wolę naszą i leczy stopniowo z
naszej gnuśności i niestałości, — prowadzi do wykonywania cnót
chrześcijańskich, przygotowuje do zjednoczenia z Bogiem, a nawet do
przekształcenia się w nim. Toteż rozmyślanie jest jednym z najpotrzebniejszych
środków uświęcenia naszego, potrzebnym dla wszystkich chrześcijan, którzy
chcą czynić postępy w doskonałości. Szczególnie jednak ćwiczenie to potrzebne
jest kapłanom i zakonnikom, którym prawo kanoniczne nakazuje codziennie
129
oddawać się modlitwie myślnej, jako jednemu z najpotężniejszych środków do
pielęgnowania życia wewnętrznego (C. 125, 22; c. 595).
Odpowiednio do trzech stanów duszy na drodze oczyszczającej,
oświecającej i jednoczącej, rozróżniamy trzy rodzaje modlitwy myślnej:
rozmyślanie, modlitwę uczuć i kontemplację, która znowu może być nabyta i
wlana. W rozmyślaniu rozpala się dusza ogniem miłości, doskonalą się cnoty,
dlatego nazywamy to ćwiczenie najkrótszą drogą doskonałości. Dobrze jest
odprawiać rozmyślanie według pewnych ustalonych metod. Przede wszystkim
trzeba się należycie do niego przygotować, jak powiada Pismo Św.: „Przed
modlitwą przygotuj duszę twoją, a nie bądź jako człowiek, który Boga kusi”
(Ekl. 18, 23).
Przygotowanie do rozmyślania może być dalsze i bliższe. Dalsze polega
na zwalczaniu wady głównej, wystrzeganiu się dobrowolnego grzechu
powszedniego i na oczyszczeniu się (najlepiej dnia poprzedniego) i obmyśleniu
postanowienia jako owocu, który można z niego odnieść. Dobrze jest zająć się tą
myślą przy udawaniu się na spoczynek i rano przy wstawaniu. Mając już
rozmyślać trzeba obrać odpowiednie miejsce, zająć właściwą postawę
zewnętrzną, uprzytomnić sobie obecność Boga, złożyć Mu należny hołd,
wyznać swoją niegodność w żalu za grzechy i prosić Go o pomoc i światło.
Rozpoczynając właściwe rozmyślanie trzeba nasamprzód w miarę
możności utworzyć w wyobraźni swojej obraz odpowiedni zwany
„uprzytomnieniem sobie miejsca”, a następnie prosić Ducha Świętego o łaskę
szczególną, jaką chcemy otrzymać w tym rozmyślaniu. Samo rozmyślanie
polega na ćwiczeniu pamięci, rozumu, woli i serca, a więc wszystkich władz
duszy. Pamięć winna przypomnieć nam wszystko, co wiemy o danej prawdzie
lub zdarzeniu: kto działa, mówi i czyni, gdzie, kiedy, wśród jakich okoliczności?
Rozum rozważa, co jest w tej prawdzie godnego uwagi, jakie z niej wynikają dla
nas powinności, jakie pobudki skłaniają nas do spełnienia tych powinności, jak
je spełnialiśmy dotychczas i co mamy uczynić na przyszłość? Rozmyślać trzeba
spokojnie, przechodząc od jednego pytania do drugiego, strzegąc się
przeładowania duszy zbyt wielu myślami, które ziębią serce i rozpraszają umysł.
Te rozważanie trzeba uważać tylko jako środek do rozbudzenia
odpowiednich uczuć i postanowień. Zależnie od usposobienia duszy i
przedmiotu rozmyślania uczucia mogą być rozmaite, jak uczucie wiary, ufności,
miłości Boga, uwielbienia jego Majestatu, pokory, żalu, oddania się Panu itp.
Czasem dusza jest rozproszona, niepodatna i trudno zapalić ją ogniem modlitwy.
Trzeba wówczas cierpliwie przedstawiać sobie szereg różnych pobudek, np. jak
to jest dla mnie łatwo, pożytecznie, przyjemnie, stosownie i koniecznie postąpić
w ten właśnie sposób a nie inny — sprzeczny ze wskazaniem Boga. Można
używać również odpowiedniej książki, by ułatwić sobie rozmyślanie. Czasem
dusza od razu jest poruszona, co znaczy, że Bóg chce do niej mówić, i wówczas
należy w skupieniu Go słuchać. Jednak uczuć nie trzeba zbyt rozpraszać, a
130
przeplatać je rozważaniem, bez którego owoc modlitwy byłby zbyt skąpy, bo
nie poznalibyśmy dokładnie swych błędów i potrzeb.
Z rozważań i uczuć winny wypływać postanowienia woli, bez których
rozmyślanie byłoby tylko próżną grą myśli i uczuć. „Pożytek rozmyślania —
mówi św. Teresa — nie polega na tym, że dusza o Bogu myśli, lecz na gorącej
ku niemu miłości, której nabywa się postanowieniem, by dużo dla Boga
cierpieć”. Postanowienia muszą być mocne, szczegółowe, nieliczne, i możliwe
do praktycznego wykonania jeszcze w czasie najbliższym, np. dzisiaj.
Postanowienie, choćby się stało później niepłodne, jest samo w sobie Bogu miłe.
Jeżeli postanowień nie wykonamy, postępujmy jak kowal, który stygnące żelazo
kładzie do ognia z powrotem. Włóżmy swą twardą wolę do ognia modlitwy,
póki nie stanie się ona gorącą i giętką.
Na końcu rozmyślania trzeba zebrać i spleść wszystkie nasze
postanowienia jakby w wiązankę, upokorzyć się, podziękować Bogu za łaski i
prosić o przebaczenie za błędy, wybrać jedno postanowienie, połączyć je z
przedmiotem szczegółowego rachunku sumienia i polecić Najświętszej Pannie
Maryj, wreszcie obrać sobie jakiś akt strzelisty, by go w ciągu dnia powtarzać, i
zakończyć rozmyślanie gorącą rozmową z Bogiem.
***
Łatwiej teoretycznie napisać o rozmyślaniu niż je poprawnie odprawić. Nie
należy zawsze ściśle trzymać się jednej i tej samej metody; można wynaleźć
swoją, ale nigdy rozmyślania nie zaniedbywać. Duchu miłości, przyjdź! Nie jest
już słaby ten, w kim ty rozniecisz ogień!
40. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — MODLITWA UCZUĆ
„Błogosławiony Bóg, który nie odrzucił
modlitwy mojej i miłosierdzia swego ode mnie” (Ps. 65, 20).
Modlitwa myślna może być wieloraka. Wartość jej nie zależy od tego, czy
człowiek dużo myśli, ale od tego, czy i jak miłuje Boga. W miarę jak miłość ku
Bogu wzrasta, a punkt ciężkości przenosi się z rozumu na wolę, modlitwa
myślna staje coraz doskonalsza. Zależnie od wzrostu miłości, teologowie
rozróżniają trzy główne stopnie modlitwy myślnej, stosownie do trzech dróg
131
doskonałości: rozmyślanie (na drodze oczyszczającej), modlitwę uczuć (na
drodze oświecającej) i kontemplację (na drodze jednoczącej). Ponieważ
głównym sprawcą uświęcenia naszego jest Bóg, przeto i postęp w doskonałości,
a tym samym i w modlitwie myślnej zależy głównie od Jego nieskończonego
miłosierdzia. Poznajmy teraz rolę tego miłosierdzia w modlitwie uczuć,
kontemplacji nabytej i wlanej oraz w modlitwie pełnego zjednoczenia.
1. Modlitwa uczuć jest to podniesienie duszy do Boga za pomocą uczuć
serca i aktów woli. Wprawdzie rozważanie nie jest tu zupełnie wykluczone,
szczególnie na początku, ale główną rolę gra tu wola, która się rwie do Boga, by
mu objawić swą miłość i oddać mu się całkowicie. Modlitwa ta inaczej jeszcze
nazywa się skupieniem czynnym i odpowiada drodze oświecającej, kiedy
rozwija się niezwykły żar miłości Boga bez uprzedniej pracy rozumu. Wówczas
samo przypomnienie doskonałości Bożych a szczególnie Miłosierdzia Bożego
wystarczy do rozgrzania woli i wywołania odpowiednich uczuć.
Do modlitwy uczuć nie wolno przechodzić od razu. Na początku trzeba
dłuższy czas praktykować rozmyślanie, dopóki dusza nie zostanie w Bogu
mocno utwierdzona. Nadchodzi wreszcie chwila, w której praca rozumu ustaje,
a przynajmniej odbywa się tak krótko, iż większa część czasu modlitwy schodzi
na wzniesieniu swoich uczuć do Boga. Nie można zbyt wcześnie przejść od
rozmyślania do modlitwy uczuć, byłoby to bowiem nieroztropnie. Nie należy
przejścia tego zbyt odkładać. Trzeba tu iść za poruszeniem łaski Miłosierdzia
Bożego i poradą kierownika sumienia czyli spowiednika.
Do modlitwy uczuć trzeba się przysposobić przez ufność miłosierdziu
Bożemu, a wielką nieufność sobie, pokorę, oczyszczenie serca i umartwienie
woli oraz przez pozbycie się nadmiernego przywiązania do rzeczy doczesnych.
Co cło samych aktów, nie podobna podać ścisłych prawideł, albowiem zależy to
od stanów i usposobienia duszy. Na przykład, jeżeli dusza jest skupiona i
przedstawia sobie Zbawiciela na krzyżu, wówczas czuje uczucia miłości,
wdzięczności, ufności, żalu, współczucia itp. Chciałaby być ukrzyżowana z
Panem i umrzeć dla niego. Pada pod krzyżem, całuje rany, oblewa się łzami,
zbiera krew, chciałaby mieć miłość wszystkich duchów niebieskich, by odpłacić
za miłość nieskończoną i czuje smutek, że nie może tego uczynić tak, jakby
chciała.
Czasami znowu płomienie nie są tak gwałtowne i dusza pokornie
zachowuje się wobec Boga, czyniąc niekiedy akt wiary, ufności, miłości, żalu
lub innej cnoty — spokojnie oddala myśli ziemskie i wpatruje się w Pana Boga
jak w słońce z miłością wielką, wyrzucając sobie dotychczasową nieczułość i
ubolewając, że i teraz nie kocha jeszcze Boga tak, jak powinna. Potem zdaje się
całkowicie na wolę Bożą, zdobywa się na wielką ufność i pokornie prosi Boga,
132
by wypełnił próżnię jej serca, słucha chętnie upomnień Bożych karcących i
przyrzeka poprawę.
Wszystkie uczucia tryskają z serca opanowanego miłością Bożą, dlatego
ćwicząc się w miłości Bożej, ćwiczymy i przedłużamy pobożne uczucia. Miłość
sprawia, że podziwiamy doskonałości Boże, a najbardziej miłosierdzie Boże.
Ponieważ ze wszystkich doskonałości najłatwiej i najprędzej poznajemy
miłosierdzie, będące — jak mówi św. Tomasz — u źródła każdego dzieła
Bożego, przeto poznawanie i wielbienie Boga w jego miłosierdziu najbardziej
sprzyja modlitwie uczuć, albowiem najłatwiej budzi w nas miłość ku Bogu.
Miłość zaś budzi w nas uczucie podziwu i czci dla Majestatu Bożego, a te
uczucia z kolei wywołują wdzięczność, uwielbienie i upodobanie w Bogu. Gdy
przebieramy w myśli dobrodziejstwa, jakie dla nas wyświadczył Pan Jezus,
cierpienia, które za nas ponosił, miłosierdzie, które nam dziś okazuje w
sakramencie pokuty, a miłość w Przenajświętszym Sakramencie, łatwo wówczas
budzą się w nas uczucia wdzięczności, miłości, podziwu i uwielbienia. Czujemy
potrzebę chwalenia i błogosławienia Tego, który się tak nad nami lituje.
2. Owoce modlitwy uczuć są bardzo obfite. Przede wszystkim jest ona
bardzo ł a t w a , albowiem wystarczy rozniecić miłość, by całe godziny
przepędzać na gorącej rozmowie. Nie potrzeba tu głębokiej nauki: dość poznać
miłosierdzie Boże i nędzę własną. Wprawdzie znajomość rzeczy Bożych bardzo
dużo pomaga do rozniecenia miłości, ale trzeba przede wszystkim wielkiej
pokory i prostoty. Uczonym zaś bardzo często brak tych cnót podstawowych i
dlatego modlitwa uczuć przeważnie jest im obca. Natomiast ludzie prości i
kobiety więcej są skłonne do modlitwy uczuć, i ten rodzaj modlitwy rozwija się
u nich samorzutnie.
Obok łatwości, modlitwie uczuć towarzyszy zwykle s k u p i e n i e , a
roztargnienia zdarzają się o wiele rzadziej, niż na rozmyślaniu. Modlitwa ta
bowiem zwykle łączy się z pamięcią na obecność Bożą, a wyobraźnia jest
więcej skrępowana przez wolę, rozgrzaną miłością Boga. Trzeba tylko na
początku całkowicie oddać się Panu Bogu i mieć szczere postanowienie
zjednoczenia się z Nim, mimo jakichkolwiek roztargnień, oschłości i pokus.
Najlepszym środkiem poznania Boga jest doświadczenie na sobie słodyczy jego
miłosiernej miłości. Jak łatwo jest wydać sąd o wartości jakiegoś drzewa, gdy
się skosztuje jego owoców, tak samo łatwo jest ocenić doskonałość przymiotów
Bożych, kiedy się doznaje słodyczy jego miłosierdzia.
Rozważanie prawd Bożych leczy umysł z rany niewiedzy. Natomiast
modlitwa uczuć wzmacnia wolę, zagrzewając ją do czynu i l e c z y z rany
s ł a b o ś c i . Ta modlitwa budzi gorące pragnienie zastosowania się we
wszystkim do woli Bożej, rozszerzenia Jego chwały, rozmawiania z Nim,
umartwienia się, szukania samotności, przyjmowania Komunii świętej, pracy
133
zbawienia dusz itp. Stąd przyczynia się ona do uświęcenia duszy więcej, niż
inne rodzaje modlitw, oraz przygotowuje do kontemplacji i łączy się z darem
łez, darem wielkich pociech, gorących duchowych uniesień, płomiennej miłości,
jak również z wielu innymi jeszcze darami.
W tego rodzaju ćwiczeniach są jednak i pewne niebezpieczeństwa, jeżeli
nie zachowamy zasad przezorności. Przede wszystkim dusze tak się modlące
biorą często własne pragnienia za natchnienie Ducha Świętego i pozostają nieraz
długo w tym z ł u d z e n i u , szczególnie jeżeli nie mają światłego kierownika.
Następnie przez zbyteczne natężenie ulegają one zmęczeniu i
w y c z e r p a n i u , wysilają bowiem głowę i serce, pobudzają się gwałtownie
do aktów i porywów miłości, w której większą rolę gra natura, niż łaska. Nie
zapominajmy, że Miłość Boga znajduje się raczej w woli, niż w sercu. Takie
dusze również często bywają nieumiarkowane w u m a r t w i e n i a c h
zewnętrznych i mają skłonność do z a r o z u m i a ł o ś c i , ujawniając pewną
szorstkość w obcowaniu z ludźmi. Tymczasem Święci nie dowierzają sobie,
uważają się za najgorszych ludzi i dlatego cechuje ich delikatność w obejściu się
z innymi. Zapobiegając jednak niebezpieczeństwom, na jakie przez brak
przezorności narazić się możemy w modlitwie uczuć, odnieść z niej można
bardzo duży pożytek.
***
Będę często uświadamiał sobie, że Bóg w Trójcy Jedyny zamieszkuje we
mnie, że jestem wszczepiony w Jezusa Chrystusa przez łaskę, że w każdej
Komunii Świętej to wszczepienie pogłębia się, ilekroć ją godnie i pobożnie
przyjmuję. „Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł naszym
współczuć słabościom, lecz doświadczonego na podobieństwo nas we wszystkim,
prócz grzechu” (Żyd. 4, 15). Duchu Święty, Ty duszom użyczasz pokornych
myśli, powolnych uczuć, Ty kierujesz usposobieniami ludzi, spraw, bym na
modlitwie nie był nieczuły jak drewno czy głaz, lecz bym kochał Ciebie ponad
wszystko i promieniował miłością bliźniego.
134
41. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
— MODLITWA PROSTOTY
(KONTEMPLACJA NABYTA)
„Chwalcie tedy i noście Boga w ciele waszym” (I Kor. 6, 20).
Rozmyślanie jest rzeczą znakomitą w początkach życia duchowego, na
drodze oczyszczającej. Za wierność w umartwieniu dusza po jakimś czasie
modli się więcej uczuciowo, a jeżeli będzie się ćwiczyła w skupieniu, otrzyma
dar modlitwy myślnej czystszej, którą nazywamy modlitwą prostoty, skupienia
czynnego i kontemplacją nabytą. W tym stanie upraszcza się rozumowanie, akty
woli, uczucie i całe życie człowieka przez pełne miłości patrzenie na Boga, a
bezpośrednio na Pana Jezusa.
1. Modlitwa prostoty zawiera w sobie dwa akty — patrzenia i miłowania.
W porównaniu z rozmyślaniem i modlitwą uczuć można zauważyć tu trojakie
uproszczenie, od czego pochodzi i nazwa „modlitwa prostoty”. Przede
wszystkim upraszcza się tu rozumowanie, które w rozmyślaniu było konieczne.
Skoro dusza już się umocniła w przekonaniach, wystarczy tylko kilka myśli
przywołać, aby z miłością spojrzeć na Boga czy Jego przymioty i trwać w tym
stanie przez cały czas modlitwy. Poznanie prawd i pierwszych zasad przychodzi
już bez trudności, albowiem stają się one dla nas tak pewne i jasne, że z
łatwością i z upodobaniem chwytamy je i dokonywujemy drobiazgowego ich
rozbioru. Np. pojęcie ojca w zastosowaniu do Boga ukazuje się od pierwszego
wejrzenia tak bogate w treść, iż nie możemy się nacieszyć świadomością
przybranych dzieci Bożych.
Dokonywa się podobne uproszczenie w uczuciach. W uprzednim stanie
uczucia były dość liczne, jak miłość, radość, wdzięczność, współczucia, żal za
grzechy, pragnienie poprawy, prośba o łaski itp., które szybko po sobie
następowały. Teraz jedno uczucie trwa dłużej, a choć nie wyraża się w licznych
słowach, daje jednak duszy pociechę, przenika ją i budzi w niej
wspaniałomyślne usposobienie. Wprawdzie po kilku minutach przychodzi
drugie uczucie, ale i następne zajmuje sporo czasu i nie będzie potrzeby
obudzania ich w większej ilości. Wreszcie jedno tylko uczucie zyskuje
przewagę i powraca na kształt uporczywej myśli. Dla jednych to będzie uczucie
synostwa Bożego, dla innych przedmiotem uczucia będzie Męka Pana Jezusa,
135
czy Pan Jezus w Eucharystii itp. — będzie to punkt środkowy, koło którego
krążyć będą nasze uczucia i myśli.
Uproszczenie to rozciąga się potem na całe życie. Przy każdej czynności
czujemy wzrok Boga na sobie, jednoczymy się z nim, patrzymy na niego i
miłujemy go. W modlitwach liturgicznych i ustnych więcej zwracamy uwagę na
obecność Boga w nas, niż na znaczenie słów, które wymawiamy, bo głównie
staramy się okazać mu naszą miłość. Jednym krótkim spojrzeniem poznajemy
nasze winy i bez zwłoki za nie żałujemy. W duchu modlitwy odbywamy
wszystkie nasze prace i zajęcia, z gorącym pragnieniem uwielbienia Boga.
Mówiąc ogólnie — wszystko spełniamy w duchu silnej wiary i gorącej miłości,
jak powiada Apostoł: „wchodzimy w skład domu duchowego, świętego
kapłaństwa dla składania duchowych ofiar miłych Bogu przez Jezusa
Chrystusa” (I Piotr 2, 5).
W ten sposób skupiamy się w duchu, czyli odrywamy swe władze —
wyobraźnię, pamięć, wolę i rozum od rzeczy zewnętrznych, a zwracamy je do
Boga i rzeczy Bożych, zajmujemy się głównie Bogiem w świątyni serca
naszego, bacząc przy tym pilnie na wewnętrzne działanie łaski, by z nią
współpracować, i na poruszenia natury, by je kierować na drogi Boże.
2. Poza miłością Boga nie ma nic piękniejszego i pożyteczniejszego w
życiu duchowym, jak takie skupienie się w modlitwie prostoty. Przede
wszystkim chroni nas ono od grzechów nawet powszednich, bo stoi na straży
zmysłów, skierowanych wolą głównie do Boga. Człowiek zapomina o sobie, a
tym bardziej o stworzeniach, a przynajmniej nie patrzy na nie inaczej, jak tylko
w ich stosunku do Boga, pod wpływem daru rozumu. W ten sposób życie staje
się ciągłym aktem religii, aktem wdzięczności i miłości; zawsze powtarzamy z
Maryją: „Wielbij, duszo moja, Pana”.
Modlitwa prostoty prowadzi duszę do świętości, a poniekąd jest już jej
ujawnieniem. Dusza bowiem spoglądając na Boga, miłuje go miłością żywą i
prawdziwą, jednoczącą i przekształcającą, przyswajając sobie doskonałości
Boże i cnoty Pana Jezusa, a przede wszystkim cnotę miłosierdzia względem
bliźnich. Najdoskonalej bowiem poznaje dusza miłosierdzie Boże, jako
doskonałość najbardziej uderzającą, i czując to miłosierdzie na sobie, stara się je
naśladować stosownie do zalecenia Pana Jezusa: „Bądźcie tedy miłosierni, jako
i Ojciec wasz miłosierny jest” (Łuk. 6, 36).
W tym stanie dusza jasno widzi swą nicość i swoją wielką nędzę z
powodu grzechów dawniejszych, choćby najmniejszych. Mimo to nie smuci się
ponad miarę, ale raduje się, że może przez pokorne wyznanie win swoich
uwielbić nieskończone miłosierdzie Boże. Zamiast wynosić się nad bliźnich
człowiek czuje w sobie wielką pokorę i uważa się za ostatniego z grzeszników,
któremu należy się pogarda. Pamięta, że tylko Bogu należy się cześć i chwała,
136
jemu zaś — zawstydzenie i upokorzenie. Takie usposobienie sprowadza Pana
Jezusa do serca i ułatwia Duchowi Świętemu działania ze wszystkimi swymi
darami. (Tanquerey).
Modlitwa prostoty nie jest bezczynnością, jak sądzą niektórzy, bo chociaż
dusza nie rozumuje, jednak patrzy na Boga, podziwia Go, chwali, miłuje, słucha
i nigdy nie próżnuje. Modlitwa ta nie nuży i nie powoduje natężenia umysłu, o
ile dusza jest do niej przygotowana. W przygotowaniu zaś trzeba nasamprzód
usunąć przeszkody, jakimi są: przywiązanie przesadne do osoby lub rzeczy,
pragnienia
nieporządne,
nieumiarkowana
ciekawość,
wielomówstwo,
nieumartwienie
zmysłów,
folgowanie
własnej wyobraźni,
czytanie
nieużytecznych książek, natłok zajęć zewnętrznych, zbyteczne zajmowanie się
sprawami tego świata, zbyt wielka chęć do życia towarzyskiego, — oraz używać
odpowiednich środków, jakimi są milczenie, samotność, akty strzeliste, straż
nad zmysłami, unikanie pośpiechu, nawiedzanie Przenajświętszego Sakramentu
itp.
W tej modlitwie nie można zalecić żadnej metody. Można przedstawić
sobie jakąś scenę z Ewangelii ogólnie, np. Chrystusa w Ogrójcu, i wpatrywać
się w Niego z miłością. Można również patrzeć na jakiś obraz, np. Pana Jezusa
ustanawiającego sakrament pokuty. Można również przebiegać myślą jakiś tekst
modlitwy, np. Modlitwy Pańskiej i czerpać z niej duchowy posiłek. Na tej
modlitwie bywają również roztargnienia i oschłości, jak na rozmyślaniu i
modlitwie uczuć, które trzeba odpowiednio usuwać, jak zobaczymy dalej, a
teraz wystarczy wspomnieć, że i do modlitwy prostoty potrzebne jest
odpowiednie przygotowanie i zakończenie, które trudno ująć w jakieś stałe
ramy. Ponieważ we wszystkim następuje tu uproszczenie, przeto i
postanowienie bywa tu zwykle to samo: „żyć zawsze pod spojrzeniem Boga,
niczego mu nie odmawiać i czynić wszystko z miłości ku większej jego
chwale”.
Modlitwa prostoty czyli kontemplacja nabyta jest już wysokim stopniem
doskonałości, albowiem dusza jest stale zjednoczona z Bogiem przez pełne
miłości na niego patrzenie i ćwiczenie się w cnotach. Czyni to przy pomocy
darów Ducha Świętego, działających już to w sposób ukryty, już to nawet w
sposób jawny. Jakkolwiek ze strony człowieka winno być należyte
przygotowanie, współpraca, to słusznie można powiedzieć, że jest to dzieło
miłosiernego Boga, który bezinteresownie czyni dusze wybrane uczestniczkami
tak wielkich łask, będących zadatkiem szczęśliwości niebieskiej. Dusza
wpatrzona w Boga miłuje go, objawia swą miłość w szlachetnych porywach,
czasami tylko w aktach woli bez udziału uczuć, a niekiedy znowu przeżywa
czas wielkiej oschłości i próby.
***
137
Duchu Święty! Kto nakreśli sercu granice w chwili, gdy Ty je miłością
swoją nawiedzasz, przenikasz i porywasz? Wówczas unosi się ono, przebywa
niezmierzone przestworza i zanurza się w łonie swojego Boga, swojego Ojca.
Podniecone Boskim bodźcem miłości, przebiega niebiosa i łączy się z chórami
aniołów, biorąc udział w ich wzniosłej adoracji Pana ziemi i niebios. Sięga
otchłani, gdzie oczyszczają się dusze, kojąc ich męki balsamem łez i modłów.
Przebiega ziemię, a słysząc skargi współbraci, odczuwa najlżejsze bóle swych
bliźnich. Otula bratnią tkliwością każdego, a żaden śmiertelnik nie odchodzi bez
pociechy. O jak przestronne jest serce posiadające Ciebie. Ogarnia ono wszystko
na niebie i ziemi!
42. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
— MODLITWA ODPOCZNIENIA
(KONTEMPLACJA WLANA)
„Modlić się będę duchem, modlić się
będę i rozumem” (I Kor. 14, 15).
Gdy dusza przez dłuższe rozmyślania całkowicie oderwie się od świata, a
przez modlitwę uczuć i prostoty dostatecznie wyćwiczy się w cnotach, Bóg z
nieskończonego miłosierdzia swego darzy ją niekiedy szczególniejszą łaską
modlitwy odpocznienia, którą inaczej nazywają kontemplacją wlaną. Jest to
patrzenie proste i długotrwałe na Boga i jego rzeczy, dokonywujące się pod
wpływem darów Ducha Świętego i osobnej łaski uczynkowej, która ogarnia nas
i sprawia, że działamy bardziej biernie niż czynnie.
1. Modlitwa odpocznienia jest to dar miłosierdzia Bożego darmo dany,
którego ani umiejętnością ani wysiłkiem zdobyć nie można. Sam Bóg sprawia,
„że dusza wstępuje ku Niemu ze stopnia na stopień, następnie chwyta ją i
umieszcza jakby w gniazdku, by w nim znalazła odpocznienie” (św. Teresa).
Sam Bóg również obiera chwilę i rodzaj tego stanu, jak i czas jego trwania.
Rozum ujmuje tu prawdę wyższym spojrzeniem pod wpływem darów, a wola
miłuje rzeczy Boże i ma w nich upodobanie. Dusza dobrowolnie daje się
owładnąć i poruszać łasce jak dziecko, które dobrowolnie i radośnie daje się
matce podnosić. Jest ona bierna, bo nie działa z własnej inicjatywy, ale nie
138
bezczynna, albowiem otrzymuje przypływ mocy duchowej, który jej własne siły
niepomiernie wzmacnia i przez nią działa. Dusza poznaje Boga intuicyjnie jako
żyjącą rzeczywistość i daleko bardziej miłuje go ponad wszystko, miłością
teologiczną.
Aby dojść do takiego stanu, trzeba bardzo wielkiej czystości serca.
Dlatego dla oczyszczenia duszy Bóg zsyła na nią przeróżne próby bierne, które
mistycy nazywają „nocą ciemności”. Jest to stan bardzo ciężki i ogromnie
trudny do zniesienia, gdy się odczuwa kontrast ciemności i światła, oschłości i
gorącej miłości, rzeczywistej niemocy i utajonej siły. Jest to początek ciemnej i
oschłej kontemplacji, która skłania duszę do samotności i odpocznienia — tak,
że myśl nie przychyla się do żadnego szczególnego przedmiotu i już go nie
pragnie.
Następuje wielka oschłość nie tylko we władzach zewnętrznych, które są
pozbawione wszelkiej pociechy, ale i wewnętrznych, które już nie są w stanie
nawet rozmyślać. Podobnie wysiłki w praktykowaniu cnót przychodzą z wielką
trudnością i napełniają duszę trwogą. Dusza odczuwa boleśnie potrzebę
ściślejszego zjednoczenia się z Bogiem, wzdycha do niego, a zarazem cierpi
pokusy przeciw wierze, nadziei, czystości, cierpliwości, — znosi pełne cierpień
doświadczenia od ludzi, od przełożonych, a czasami i od kierowników
duchownych. Te wewnętrzne cierpienia potęgują się często przez różne
zewnętrzne kłopoty, choroby, niepowodzenia, straty materialne, a wszystko to w
takim stopniu, iż może wydawać się, że niebo i ziemia sprzysięgły się przeciw
tak doświadczanemu człowiekowi.
Bóg dopuszcza te cierpienia, by dusza poznała swoją nędzę, że sama z
siebie nic uczynić nie może, by zarazem poznała nieskończone miłosierdzie
Boże i zaufała mu bezgranicznie. Tą drogą dusza leczy się z grzechów
głównych, przede wszystkim zaś praktykuje pokorę względem Boga i bliźnich,
— powściągliwość duchową, odrywając się całkowicie od dóbr stworzonych, —
pozbywa się gniewu, lenistwa, zawiści i nabywa cnót przeciwnych. Pod
działaniem tych oschłości i pokus dusza staje się giętką i pokorną, zaczyna
należycie doceniać zalety innych, a w sobie dostrzega najmniejsze nawet wady,
odczuwając potrzebę pracy i wysiłków nad ich usunięciem.
W tym ciężkim stanie dusza winna oddać się Bogu bez zastrzeżeń i zaufać
jego miłosierdziu. Mimo oschłości nie wolno zaniedbywać modlitwy i innych
ćwiczeń duchowych, ale już nie należy wracać do rozmyślań. Co do cnót należy
głównie pielęgnować pokorę, cierpliwość, miłość Boga i bliźniego i ufnie
wszystko polecić Bogu. Czas próby może trwać od dwóch do piętnastu lat z
przerwami. Aż wreszcie Bóg miłosierny zacznie zsyłać pociechy.
2. Taką jest modlitwa odpocznienia oschłego, po której następuje słodkie
odpocznienie, obejmujące trzy stany: skupienia biernego, właściwego
139
odpocznienia i uśpienia władz. Skupienie bierne jest dziełem miłosierdzia
Bożego: nie zdołamy go zdobyć ani pracą rozumu, ani wewnętrznym wysiłkiem.
W tym stanie przybywają duszy jakby inne zmysły, albo raczej uchylając się od
gwaru zewnętrznego, są one jakby niewrażliwe na ich bodźce. Dusza w tym
stanie może zająć się wyłącznie Bogiem. Rozum i wola pogrążają się w Bogu
przez szczególną łaskę Ducha Świętego. Dusza wówczas winna spokojnie
powstrzymać umysł od rozumowania, ale nie pozostawać w bezczynności, lecz
myśleć przede wszystkim o chwale Bożej, a nie o własnych pociechach, i
głównie o tę chwałę się troszczyć, aż nastąpi właściwe odpocznienie.
Na tej modlitwie Bóg ogarnia umysł i wolę człowieka, pozwalając duszy
zakosztować niezmiernie słodkiego spokoju i radości przez odczuwalną
obecność swoją. Pamięć jednak i wyobraźnia pozostają swobodne i nieraz są
źródłem roztargnień. W duszy rodzi się wielka bojaźń, by nie obrazić
czymkolwiek Boga. Rodzi się chęć do pokuty, krzyżów i pogardy u ludzi. Stan
ten otrzymują zwykle dusze, które przez dłuższy czas ćwiczyły się w
rozmyślaniu i przeszły noc ciemności. Niekiedy jednak taki stan uprzedza tę
noc, jeżeli dusze są niewinne, jak np. u dzieci, i oczyszczenia nie potrzebują. Z
początku stan ten trwa niedługo, w przeciągu jednego „Zdrowaś”, potem się
przybliża i powtarza się często. Odpocznienie bywa milczące, modlące się i
działające. W pierwszym wypadku dusza w podziwie Boga tłumi wszelkie
słowa, a wola odpoczywa w cichym zjednoczeniu.
Nieraz dusza, nie mogąc powstrzymać swej miłości, wyjawia ją w gorącej
modlitwie, w słodkiej rozmowie, w wierszach o głębokiej treści, chociaż nie
zawsze w pięknej formie. Bywają nawet wypadki, w których odpocznienie staje
się działające, ponieważ tylko wola znajduje się pod wpływem Boga, a inne
władze zachowują swobodę zajmowania się np. służbą Bożą. Dusza, mimo że
zajęta jest pracą, nie przestaje gorąco miłować Boga, łącząc w sobie czyn z
kontemplacją.
Uśpienie władz jest trzecim stanem modlitwy odpocznienia, w którym
Bóg ogarnia nie tylko wolę, ale i rozum, zajmujący się głównie Bogiem.
Natomiast pamięć z wyobraźnią znajdują się na swobodzie i sprawiają
modlącemu się dużo niepokoju, przeskakując z przedmiotu na przedmiot.
Należy w tym stanie pokornie oddać się w ręce Boga, a gdy odczujemy jego
działanie, trzeba do niego się stosować, postępując za poruszeniem łaski.
Wówczas dusza modlić się powinna bez słów, unikając gwałtownych i
nierozważnych porywów. Wola winna trwać w korzystaniu z udzielonej jej
łaski, jak również i rozum nie powinien czynić nadmiernych wysiłków.
Modlitwa odpocznienia dokonuje się wtedy w wyższej części duszy: nie jest to
stan zupełnie bierny, ale nie można go nabyć przez ćwiczenia. Jest to dzieło
miłosierdzia Bożego, które powołuje doń pewne dusze, aby przygotować je do
pełnego zjednoczenia.
140
***
Wśród gwiazd niebieskich jedne błyszczą jaśniej od drugich, ale te
ciemniejsze w rzeczywistości zawierają w sobie więcej światła, tylko że się
znajdują o wiele dalej od nas i dlatego wydają się mniej jasne. Tak jest i z
duszami w stosunku ich do Boga. Jedne roztaczają dokoła jasność swoją i
prowadzą cały zastęp wybranych. Inne na zewnątrz nie promieniują, ale
wewnątrz są bardzo zjednoczone z Panem i w ciszy napawają się jego
obecnością. Wzrastają one pod ożywczym tchnieniem Ducha Świętego i piją
cicho z tajemnych słodkości Jego. Zstępuje On na nie we dnie i w nocy,
pociesza, wzmacnia, odrywa od ziemi, podaje czasami gorzki kielich, by
unicestwić burzące się namiętności i oderwać od zmysłowych rozkoszy. Duchu
Święty! Przebij świętym mieczem moje złe skłonności, zapraw goryczą
wszystko, co doczesne i zanurz w niebieskiej radości mój rozum i moją wolę.
Duchu miłości, jakżeś przedziwny w Świętych swoich.
43. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
— MODLITWA PEŁNEGO ZJEDNOCZENIA
„A gdy się modlił, zmienił się
wygląd jego oblicza”(Łuk. 9, 29).
Modlitwa pełnego zjednoczenia, to wejrzenie ku Bogu i wznoszenie się na
wyżyny, gdzie dusza nie tylko uczy się cenić łaskę nad wszystko co istnieje na
świecie, ale pod wpływem tej łaski przemienia się wewnętrznie i zaznaje
błogiego spokoju w obecności swego Pana, — to owo ciepłe tchnienie, od
którego serce topnieje nawet w tym zimnym świecie, — to owo usposobienie,
które lgnie do niewidzialnego a nieskończonego dobra. Ogląda go, miłując, i
jednoczy z nim nie tylko swój rozum i wolę, ale nawet wszystkie władze
wewnętrzne, jak wyobraźnię, pamięć, a częściowo i zmysły. Do tego stanu Bóg
w nieskończonym miłosierdziu swoim powołuje tylko niektóre dusze wybrane.
1. Dwie są istotne cechy tego stanu: zawieszenie wszystkich władz duszy
i bezwzględna pewność, że Bóg jest w niej obecny. Wskutek tego taka dusza na
modlitwie już nie doznaje roztargnień, nie męczy się, gdyż wysiłek i dyscyplina
osobista są zbyteczne, oraz zażywa nadzwyczajnej radości. Jest to niezmiernie
141
ścisłe zjednoczenie się duszy z Bogiem, jakby spotkanie duszy z Oblubieńcem,
po którym nastąpią zaślubiny, jak się wyraża św. Teresa. Spotkanie to ujawnia
się w dwojakiej formie —słodkiej i bolesnej. Pierwsze nazywa się
zjednoczeniem ekstatycznym, a drugie — nocą ducha.
Zjednoczenie ekstatyczne polega na zawieszeniu zmysłów zewnętrznych.
Dusza tak się pogrąża w Bogu i podziwia oglądane w nim prawdy, że umysł nie
może się nasycić oglądaniem tego, czego nigdy w życiu jeszcze nie oglądał i co
tak wielkim napełnia go szczęściem. Ten zachwyt udziela się i woli, która
zwraca się ku Panu swemu, jak igła kompasu ku biegunowi, rzucając wszystkie
swe doczesne skłonności i porywając za sobą zmysły. Wskutek tego zmysły
tracą wrażliwość na bodźce zewnętrzne i w swoich czynnościach są zawieszone.
Podziw wzmaga się pod wpływem miłości, a miłość potęguje się pod wpływem
podziwu, co razem jakby znieczula zmysły.
Zawieszenie zmysłów dokonuje się stopniowo i nie dochodzi u
wszystkich do jednakowego stopnia. Następuje pewna nieruchomość, wskutek
której ciało zachowuje to położenie, w jakim zastał je zachwyt. Wzrok zostaje
utkwiony w jakiś punkt niewidzialny i nie spostrzega otaczających przedmiotów
człowieka Słuch również nie działa. Mowa czasem działa i doznający zachwytu
dyktuje nieraz doznawane przeżycia wewnętrzne jak np. św. Katarzyna
Sieneńska. Zmysły wewnętrzne przeważnie bywają zawieszone zupełnie.
Normalnie taki stan sprowadzałby niezwykle osłabienie ciała, ale zachwyt
udziela nawet nowych sił i dopiero w chwili przebudzenia doznaje człowiek
pewnego zmęczenia. Wolność woli jednak pozostaje nietknięta i dusza może
zdobywać zasługi nawet w ekstazie
Ekstaza całkowita trwa zazwyczaj krótko, czasami dochodzi do pół
godziny. Zwykle ekstazę całkowitą poprzedzają stany ekstazy niezupełnej, które
powtarzają się — tak, że całe przeżycie razem może trwać kilka dni. Z ekstazy
dusza budzi się sama, a często bywa zbudzona przez otoczenie. W pierwszym
wypadku dusza czuje się niespokojna, jak gdyby wracała z tamtego świata i
powoli tylko odzyskuje władzę naci swym ciałem. W wypadku zbudzenia np.
przez przełożonych, dusza wraca do i stanu natychmiast i zachowuje się zależnie
od otrzymanego rozkazu. Jeśli rozkaz nie jest wydany ustnie, a tylko w myśli,
wówczas przebudzenie bywa również powolne.
Rozróżniamy ekstazę zwykłą, zachwycenie i porwanie ducha. Zwykła
ekstaza jest to pewnego rodzaju powolne omdlenie, które zadaje duszy dotkliwą
ranę, ale zarazem przyjemną. Boleść powstaje stąd, że dusza odczuwa obecność,
ale tylko chwilowo, wówczas gdy chciałaby tę chwilę przedłużyć, a nie jest w
stanie tego uczynić. Modlący się, już w tym może doznać objawień i wyrzec
słowa pochodzące od Boga. Zachwycenie następuje gwałtownie, tak, że dusza
oprzeć się temu nie może. Mimo doznawanej radości duszę ogarnia przestrach,
ale zaraz rodzi się gorąca i tkliwa miłość do Boga, że on z miłosierdzia swego
daje właśnie takiej nędznej duszy dowody swych względów. Skoro przyjdzie
142
zachwycenie, dusza trwa jakby w stanie upojenia, pragnie czynić pokutę za
grzechy swoje i innych, pragnąc żyć już tylko w Bogu. Dalszym etapem po
zachwyceniu jest porwanie duszy, która zdaje się być oderwana od ciała, czując
jednocześnie jego nieznośny ciężar. Wówczas w jednym momencie następuje
niezwykłe oświecenie umysłu, pod wpływem którego dusza otrzymuje tyle
światła, że potem przez długi czas nie może tych olśnień odtworzyć i
uporządkować (Tanquerey).
2. Nie samych tylko radości doznaje dusza podczas modlitwy
zjednoczenia. Po nich następuje druga noc ciemności, jaką poznaliśmy w
modlitwie odpocznienia, bardziej ciemna jeszcze i w odróżnieniu od tamtej
nazwana „nocą ducha”. Zbawiciel bowiem, pragnąc zaślubić duszę wybraną,
chce ją jeszcze głębiej oczyścić i przygotować, by się pozbyła ostatnich
niedoskonałości, jakie jeszcze w duszy pozostały. Mogą być nimi stałe,
(niewłaściwe przywiązania i pewna słabość umysłu) i doraźne, (próżne
upodobanie w sobie i zbytnia śmiałość wobec Boga). Stałe niedoskonałości są to
jakby korzenie pozostałe w duszy, do których oczyszczenie zmysłów sięgnąć
jeszcze nie mogło, (np. zbyt naturalne przyjaźnie, skłonność do roztargnień na
modlitwie, wylewność duchowa na zewnątrz itp.). Niedoskonałości doraźne
pochodzą z obficie otrzymywanych pociech duchowych, które nieraz sprawiają,
że dusza ulega złudzeniom przyjmując je za rzeczywistość, urojenia — za
proroctwa, co może bardzo wpłynąć na osłabienie bojaźni Bożej, będącej
strażniczką cnót wszystkich.
Lekarstwem na te niedoskonałości są silne oschłości powodujące
ciemność w umyśle oraz pewna boleść i niepokój w uczuciach i woli. Światłość
w tym stanie jest zbyt jasna, by ją znieść mógł słaby i nieczysty rozum, przeto
razi go ona jak chore oczy razi silne i żywe światło, a razi tak silnie, że śmierć
często zdaje się być jedynym wyzwoleniem. Stykają się tu pierwiastek Boski i
ludzki, czyli dusza ze swymi wadami, które trzeba unicestwić, aby potem
zmartwychwstać. Dusza rozumie wreszcie, że jest największą nędzą, że jest niby
zawieszona w powietrzu bez żadnego oparcia, albowiem w części zmysłowej
ma straszną oschłość, a w części umysłowej — straszną ciemność. Wola zaś
czuje się pozbawioną na zawsze wszelkiego szczęścia, albowiem wydaje się jej,
że zupełnie słusznie Bóg ją opuścił na zawsze. Modli się z wielkim trudem i
wydaje się jej, że Pan Bóg wcale jej nie słucha. Czuje czasem skrępowanie
władz tak mocne, że nie może wykonywać swoich zwykłych czynności. Słowem
czuje piekło w sobie, a właściwie czyściec, w którym się oczyszcza, jak żelazo
w tyglu.
Po nocy ducha następuje gorąca miłość ku Bogu, ale tylko w wyższej
części duchowej, bo w zmysłowej pozostaje oschłość. Następnie do umysłu
zaczyna przenikać niezmiernie żywe światło, ukazujące wielkie bogactwo, jakie
dusza oczyszczona ma zdobyć. Powstaje wielka tęsknota za tym bogactwem,
143
która duszę napełnia radością i pewnością, a nawet pewnym bezpieczeństwem,
że sam Bóg ją teraz prowadzi, a zesłane straszne cierpienia zaczyna cenić
więcej, niż pociechy i radości. W końcu dusza nabiera wielkiej mocy do
przebycia największych przeszkód stojących na drodze do zjednoczenia
przekształcającego, czyli duchowych zaślubin.
Wreszcie następuje spokojne i trwałe zjednoczenie duszy z Bogiem, które
zdaje się być ostatnim kresem ludzkiej doskonałości na ziemi. Między Bogiem a
duszą już nie ma tajemnic, zlewają się bowiem dwa życia w jedno, w którym już
nie ma zachwyceń ani ekstaz, a przynajmniej bywa ich bardzo mało. Następuje
spokojny i cichy stan, w jakim znajduje się dwoje oblubieńców. Według św.
Teresy, sam Pan Jezus wprowadza duszę do tego zjednoczenia przez widzenie
wyobrażeniowe i nawet umysłowe Trójcy Świętej, powodujące całkowite
oddanie się Bogu, radość z pragnieniem cierpień oraz zrównoważoną żarliwość
apostolską o uświęcenie dusz, płynącą z wielkiej miłości ku Bogu.
***
Duchu Święty, co jedynie z miłosierdzia Bożego wybierasz pewne dusze i
oblekasz je w dary swoje, którymi zachwyca się niebo i ziemia. Obierasz sobie
taką duszę za oblubienicę, która nie chce znać innego oblubieńca prócz Jezusa.
Światłość niebieska wieńczy jej skronie jak diadem, a gruba chmura ciała i
namiętności powoli w niej maleje, a z czasem znika zupełnie. Na skrzydłach
Twoich uniesiona, zatapia się ona w Bogu, wielbi Go, i napawa się czystym
światłem. Mowa jej jest słodka, gdy wpośród zgromadzony braci przemawia.
Zdaje się objawiać zdumionym oczom nieznane tajemnice. Ale przeprowadzasz
ją przez straszliwe cierpienia, przez oschłości i noce ciemności, które
oczyszczają i przysposabiają do zjednoczenia przekształcającego, do zaślubin
duchowych. Błogosławiony naród, wpośród którego mieszka taka dusza. Duchu
miłości i miłosierdzia! Daj nam takich dusz jak najwięcej!
144
44. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
— OSCHŁOŚCI NA MODLITWIE
„Panie, Boże mój, szuka za tobą dusza moja, która
pragnie ciebie; za tobą tęskni ciało moje; ziemia
wyschła, spragniona; bezwodna” (Ps. 62, 1).
Jak Psalmista tak i dusza czuje się nieraz opuszczona przez Boga, staje się
podobna do pustyni skalistej i bezwodnej. Zdaje się jej, że Bóg odwrócił od niej
twarz swoją i spełnia na niej przekleństwo, rzucone na lud Izraela: „Niechaj
będzie niebo, które nad tobą jest, miedziane, a ziemia, którą depczesz, żelazna”
(Powt. 28, 23). Bo gdy dusza chce się modlić, nie może myśli zebrać ani uczuć
rozniecić i modlitwa staje się dla niej męczarnią. W każdym rodzaju modlitw
bywa taki stan oschłości, dlatego pożyteczną będzie rzeczą poznać go bliżej.
1. Oschłością nazywamy bezpłodność umysłu na modlitwie. Objawia się
ona już to jako mimowolne roztargnienie, już to jako nieodczuwanie skłonności
czy zamiłowania do rzeczy Bożych, a niekiedy jako pewne do nich zniechęcenie
i smutek z istnienia dóbr Bożych. Taki smutek powoduje gnuśność, ospałość i
lenistwo. Oschłości powstają z przyczyn bezpośrednich i pośrednich. Przyczyny
bezpośrednie mogą być pozytywne jako wywołujące oschłości wprost, i
negatywne. Do pierwszych należy natura ludzka, szatan i nasze własne
niedbalstwo. Przyczyną zaś negatywną oschłości może być Bóg, który czasami
pozbawia nas pociechy i skutecznej pomocy, chociaż zawsze udziela nam
pomocy dostatecznej. Widzieliśmy, że w modlitwie prostoty, odpocznienia i
pełnego zjednoczenia oschłości są zjawiskiem zwyczajnym.
Modlitwa jest pracą umysłu i zwykle nie udaje się tym, którzy są chorzy,
albo są tępego umysłu, zmęczeni pracą lub niewyspani. Samo miejsce modlitwy
może również nastręczać dużo roztargnień, uniemożliwiających skupienie
uwagi. Są to przyczyny naturalne, które trzeba usunąć, by pozbyć się oschłości,
a jeśli nie można ich usunąć, trzeba się modlić aktami strzelistymi,
zaczerpniętymi z Pisma Świętego lub ułożonymi przez siebie, a najlepiej
zaopatrzonymi w odpusty.
Drugą przyczyną pozytywną oschłości jest szatan, który może je
spowodować bezpośrednio i pośrednio. Ojcowie Kościoła wspominają o
przeszkodach w modlitwie, doznawanych bezpośrednio od szatana. Jednakże
145
bez specjalnego światła Bożego niemożliwą jest rzeczą stwierdzić bezpośrednie
działanie szatana i dlatego należy się wystrzegać złudzenia i nie przypisywać
bezkrytycznie szatanowi oschłości. Najczęściej działa on pośrednio przez nałogi
nabyte, przez wspomnienia dawniejszych grzechów i przez wzbudzanie
ciekawości względem rzeczy niegodziwych. W tych wypadkach należy
wzbudzać akty pokory, żalu za grzechy i odpowiednio umartwiać zmysły. W
razie bluźnierczych myśli przeciwko Bogu, trzeba zachować spokój, nie trwożyć
się, a tym bardziej nie wdawać się z tymi myślami w dyskusję, lecz spokojnie
modlić się, podobnie jak trzeba spokojnie płynąć pracując wiosłami, gdy wieje
wiatr przeciwny. Nawet gdyby te myśli były bardzo natarczywe i długotrwale,
trzeba mimo to zachować równowagę, nie wpadać w smutek i przygnębienie, bo
te myśli są niezawinione i opierając się im, możemy zyskać zasługę.
Inną przyczyną pozytywną oschłości jest nasze własne niedbalstwo,
pochodzące z życia niereligijnego, ze zbytniej troski o sprawy doczesne,
przystępowania
do
modlitwy
ze
wzburzonymi
namiętnościami,
nieprzygotowania zawczasu punktów rozmyślania, nieczuwania nad wyobraźnią
przed samą modlitwą oraz nieopanowania zmysłów i umysłu w czasie
modlitwy. Życie religijne, wzburzenie namiętności i zbytnia troska o rzeczy
doczesne należą do przyczyn oschłości pośrednich i dalszych. Aby więc dobrze
się modlić, trzeba unikać grzechów nawet powszednich popełnianych z
rozmysłem i czuwać nad czystością sumienia. Nadto przed modlitwą należy
uspokoić swe namiętności zapomnieć o sprawach doczesnych, a przede
wszystkim trzeba unikać zbytecznego gadulstwa, które zupełnie uniemożliwia
skupienie.
Oschłości często pochodzą również od Boga. Czyni to Bóg czasami w
celu ukarania nas za grzechy lenistwa i gnuśności w ćwiczeniach pobożnych,
kiedy indziej — dla powiększenia naszych zasług albo dla wypróbowania naszej
wierności, intencji i stałości, — dla utwierdzenia nas w pokorze i w tym
przeświadczeniu, że bez jego pomocy nie potrafimy się dobrze modlić, albo
znowu — dla większej swojej chwały i upodobania. W pierwszym wypadku
należy się cieszyć, że przez oschłości zadośćuczynimy sprawiedliwości Bożej.
W innych wypadkach trzeba się również cieszyć i zgadzać z wolą Boga, który
chce postępować z nami w sposób, w jaki przez lat osiemnaście postępował ze
św. Teresą od Pana Jezusa, nawiedzaną długo oschłościami.
2. Jakiekolwiek byłyby przyczyny oschłości, nigdy nie wolno z ich
powodu przerywać modlitwy, ani też jej odkładać na później; przeciwnie, trzeba
być jeszcze wierniejszym i bardziej punktualnym w odprawianiu ćwiczeń
pobożnych, przez co zyskamy powiększenie łaski, cnót i darów, panowanie nad
namiętnościami oraz doskonałą pobożność. Kto mimo oschłości wytrwale się
modli, ten wykonuje akty nadzwyczajnej pokory, ćwiczy się w cierpliwości,
okazuje wielką miłość ku Bogu, zgadzanie się z wolą Bożą oraz
146
bezinteresowność w jego służbie. Brak pociech przyczynia się nawet do
owocności modlitwy. Świętym pociechy i słodycze na modlitwie wydawały się
podejrzane i dlatego zwykle nie prosili o nie, a przy doznawaniu ich raczej się
niepokoili.
W czasie oschłości należy się starać przynajmniej na początku modlitwy o
czystą intencję i uwagę. Mimowolne roztargnienia w czasie modlitwy czynią ją
nieskuteczną tylko wówczas, gdy była źle rozpoczęta. W czasie roztargnień
mimowolnych trzeba wzbudzać akty wiary, nadziei i miłości, cierpliwości,
pokory i zgadzania się z wolą Bożą. Prawdziwa bowiem pobożność polega na
gotowości woli do wszystkiego, co się odnosi do służby Bożej. Chrystus Pan w
Ogrójcu cierpiał smutek i obrzydzenie, a mimo to modlił się najlepiej, łączył
bowiem z modlitwą akt najdoskonalszego zgadzania się z wolą Bożą. „Nie moja
ale twoja wola niech się stanie” (Łukasz 22, 42). Tak i nam trzeba modlić się w
czasie oschłości.
Modlitwa bez oschłości jest szczególniejszą łaską, którą Bóg obdarza
tylko pewne dusze wybrane. Do takich należą przede wszystkim dusze
odznaczające się czystością dziewiczą i całkowitą obojętnością na rzeczy
doczesne. Kto miłuje rzeczy doczesne, nie godzien jest napawać się rzeczami
Bożymi. Grzesznicy nawróceni po długiej pokucie dobrowolnej mogą również
dostąpić tej łaski, jak świadczą przykłady niektórych Świętych. Nadto zwykle
nie doznają oschłości na modlitwie ci, którzy cierpliwie znoszą wielkie
prześladowanie niesłuszne, szczególnie niesprawiedliwe uwłaczanie honorowi i
sławie. Wreszcie łaskę tę daje Bóg duszom odznaczającym się cnotami
heroicznymi, szczególnie cnotą miłości Bożej, zaparcia się i obojętności
względem wszystkich stworzeń.
Usunięcie przyczyn oschłości nie zawsze powoduje ich ustanie, albowiem
oprócz środków negatywnych trzeba stosować jeszcze środki pozytywne. Przede
wszystkim należy więc rozpoczynać modlitwę w pewnym oznaczonym czasie, z
zapałem, gorliwością i czystą intencją. W samotności można się modlić głośno i
podniesionymi w górę rękami lub rozpostartymi na kształt krzyża. Unikać
wspomnień rozpraszających, nie pospieszać przy odmawianiu modlitw
publicznych, ale zwracać uwagę na treść hymnów i psalmów, inaczej umysł z
konieczności musi zająć się czym innym, albowiem bezczynny być nie może.
Nie trzeba brać na siebie zbyt dużo obowiązków i unikać przepracowania
ćwicząc się w cnocie pokory, a przede wszystkim w ufności miłosierdziu
Bożemu.
Od oschłości trzeba odróżnić oziębłość, która jest stanem niewierności dla
Boga, w jak wpada dusza z własnej winy i niedbalstwa. Zachowuje ona pozory
pobożności, ale w istocie jej nie ma: nie pragnie doskonałości, zaniedbuje walki
wewnętrzne, jest niestała w postanowieniach, szuka wylewności na zewnątrz z
pobudek miłości własnej, z którą wcale nie walczy. Jest to bardzo groźny stan,
bo nie zważa na przestrogi sumienia, dobrowolnie popełnia mnóstwo grzechów
147
powszednich a czasami nawet i śmiertelne przy zachowaniu pozornych cnót. Do
oziębłych odnoszą się słowa P. Jezusa: „Żeś letni, a ani zimny ani gorący,
pocznę cię wyrzucać z ust moich” (Ob. 3, 16).
***
Duchu Święty, co każdemu z nas dajesz dar modlitwy według potrzeb
duszy, nie jestem godzien mieć pociechy na modlitwie, dlatego proszę o łaskę
wytrwałości, bym modlitwy nigdy nie zaniedbywał, a znosił stan, jaki ty
zechcesz na mnie zesłać. Daj mi tylko łaskę, bym się cieszył, gdy mi ludzie
przysądzą ostatnie miejsce, bym się uniżał bezustannie i od ciebie tylko
wyglądał światła i cnoty.
45. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
— MODLITWA PUBLICZNA
Modlitwa ustna może być prywatna, zanoszona w imieniu
poszczególnych ludzi, i publiczna — w imieniu całego Kościoła. Św. Paweł
zachęca pierwszych chrześcijan, by się łączyli ze sobą nie tylko sercem, lecz
wspólnością głosów w wysławianiu Boga: „Abyście jednomyślnie i jednymi
ustami chwalili Boga i Ojca Pana naszego Jezusa Chrystusa” (Rzym. 15, 6).
Dlatego Kościół nakazuje w wiernym pod grzechem ciężkim w dnie niedzielne i
świąteczne słuchać Mszy św., która jest modlitwą publiczną ponad wszystkie
inne, a kapłanom i zakonnikom nakazuje — codziennie odmawiać tak zwane
„officium”, czyli pacierze kapłańskie i to nie wyłącznie w swoim imieniu, ale w
imieniu całego Kościoła i za wszystkich ludzi. Officium składa się z Psalmów,
wyjątków z Pisma Świętego, pism Ojców Kościoła i modlitw specjalnie w tym
celu ułożonych.
1. Głównym celem modlitwy publicznej jest wychwalanie Boga. Bóg od
wieków miał chwałę w sobie i w tym celu stworzył świat, aby on chwałę
Stwórcy głosił. Słowo Przedwieczne od wieków było odbiciem „jasności
chwały” (Żyd. 1, 3), która urzeczywistniła się w stworzeniu. „Jakże wielmożne
są dzieła twoje, Panie! Wszystkoś w mądrości uczynił” (Ps. 103, 24). Oto hymn
nieskończony, który rozbrzmiewa ustawicznie ku czci Ojca, w którym Bóg ma
upodobanie. Słowo przedwieczne łącząc się z naturą ludzką, dopuściło swoje
148
człowieczeństwo do uczestnictwa w dziele chwalenia Ojca. „Ja żyję dla Ojca”
(Jan 6, 58), mówi Pan Jezus, czyli żyje, by go uwielbiać. Gdy on się modlił, gdy
„spędzał noce na modlitwie” (Ł. 6, 12), rozbrzmiewał ludzki głos Boga.
Odwieczna pieśń chwały przedłużyła się na ziemi na sposób ludzki i przedłużać
się będzie bez końca. W ostatnim dniu życia swego na ziemi streszcza Zbawiciel
swe posłannictwo w tych słowach: „Jam ciebie wsławił na ziemi, dokonałem
dzieła, któreś mi zlecił” (Jan 17, 4).
Chrystus wstępując do nieba zlecił swe posłannictwo Kościołowi, dał mu
władzę uwielbienia Ojca w liturgii, która jest wychwalaniem Boga przez
Chrystusa ustami Kościoła. Apokalipsa przedstawia nam, jak wybrani w niebie
uwielbiają Boski Majestat: „Godzien jesteś, Panie Boże nasz, otrzymać chwałę i
cześć i moc” (Obj, 4, 11). To jest chór Kościoła triumfującego. Tu na ziemi
tworzy się również chór Kościoła wojującego, który ożywia — jak w niebie —
tenże Arcykapłan Jezus Chrystus. Modlitwa publiczna jest to oficjalny głos
Kościoła, złączonego z Chrystusem, a wypowiadany przez sługi jego kapłanów i
zakonników. Kiedy więc odmawiają officium, mają w sobie podwójną
osobowość: indywidualną z mnóstwem nędzy i słabości — i przedstawicieli
mistycznego ciała Pana Jezusa. W tym ostatnim charakterze pełnią oni straż nad
tak licznymi i różnymi interesami całych społeczności i mimo ich
niedoskonałości są miłymi Ojcu niebieskiemu jako przedstawiciele Kościoła.
Bóg znajduje w samym sobie chwałę istotną niezależnie od wszelkiego
stworzenia, ale odkąd one zaczęły istnieć jest rzeczą słuszną i sprawiedliwą, by i
one chwaliły Boga. Kapłani wypełniają obowiązek publicznej modlitwy i
uwielbienia Boga w imieniu wszystkich stworzeń, gdy po każdym Psalmie
powtarzają: „Chwała Ojcu…” Nadto w officium zawierają się hołdy wiary,
nadziei, miłości we wszystkich odmianach: podziwu, upodobania, radości, żalu,
wdzięczności. Pod przewodnictwem Psalmisty robią oni niby przegląd
wszystkich doskonałości, wszakże najczęściej wychwalają nieskończone
miłosierdzie Boże. Sam Bóg poucza i wkłada w usta kapłanów słowa
natchnione, dlatego stają się one bardzo miłe Bogu, a i Pan Jezus tak modlił się,
odmawiając na krzyżu Psalm 21.
Officium jest nie tylko hołdem, ale i rozmową między Stwórcą i
stworzeniem, święty Pius X powiedział: „Czynny udział wiernych w
najświętszych tajemnicach i w publicznej modlitwie Kościoła jest pierwszym i
niezbędnym źródłem, z którego czerpią prawdziwie chrześcijańskiego ducha”.
2. Modlitwa publiczna jest nie tylko sama w sobie środkiem uświęcenia,
lecz daje sposobność do ćwiczenia się w wielu cnotach, upodabniających nas do
Chrystusa. Przede wszystkim modlitwa ta stosuje się do roku liturgicznego i
rozbudza w nas te uczucia, jakich byśmy doznawali patrząc na poszczególne
momenty życia Zbawiciela bezpośrednio: „To rozumiejcie, co i w Chrystusie
149
Jezusie” (Fil. 2, 5). Taka dusza przekształca się stopniowo na obraz Boskiego
ideału, albowiem z tajemnic Chrystusa wychodzi Boska moc, która nas uświęca
w miarę naszej wiary. W officium wszystko jest natchnione przez Ducha
Świętego albo pod jego działaniem tak ułożone, że odmawiający znajduje się
ustawicznie w swerze nadprzyrodzonej.
Ale skuteczność modlitwy publicznej zależy w dużej mierze od
usposobienia odmawiających. Modlitwa jest uprzywilejowanym środkiem
zjednoczenia z Bogiem i uświęcenia, ale pod warunkiem, że wniesiemy i swój
wkład. Przede wszystkim do odmawiania officium trzeba się należycie
przygotować. „Przed modlitwą przygotuj duszę twoją, a nie bądź jako człowiek,
który Boga kusi” (Ekl. 18, 23). Kusić — znaczy tu zaczynać coś, nie
zapewniwszy sobie środków. Miara gorliwości tej modlitwy zależy od
bezpośredniego przygotowania. Jak ambasador utożsamia się z zamiarami i
poglądami swego rządu, tak na officium trzeba się utożsamiać z zamiarami i
intencją Kościoła już na początku modlitwy.
Officium trzeba odmawiać godnie, to znaczy zachować wiernie
ceremoniał, obrzędy, reguły śpiewu, słowem — wszystko, co jest stosowne dla
stojących przed obliczem Króla królów. Jeszcze w Starym Testamencie Mojżesz
podał szczegółowe przepisy kultu, a Kościół czyni podobnie. Nic nie jest małe,
co jest zgodne z upodobaniem Bożym i przepisami Kościoła. Następnie trzeba
odmawiać modlitwę publiczną uważnie, czyli należy zwracać uwagę na słowa,
na znaczenie ich i na Boga. Odmawiający bez uwagi nakazane modlitwy, staje
się młynkiem modlitewnym. Postawa duszy ma być podstawą stworzenia, które
adoruje Stwórcę. Postawa adorująca jest tłem zasadniczym, i na którym
przesuwają się różne odmiany uczuć — miłości, wychwalania, radości,
upodobania, nadziei, gorących pragnień, usilnych próśb itp. Nie więźmy uwagi
na poszczególnych słowach, które są tylko środkiem i skrzydłami do uniesienia
duszy ku Bogu. Tak modlił się Zbawiciel na ziemi.
Wreszcie odmawianiu officium winna towarzyszyć pobożność.
Pobożność jest to najdelikatniejszy kwiat i owoc najczystszej miłości, posunięty
aż do oddania się i poświęcenia osobistego. Nie polega ona na odczuwalnych
pociechach, które nie stanowią istoty pobożności. Być pobożnym to znaczy
przyłożyć się całą duszą, by modlitwę publiczną odprawić dobrze co do
usposobienia, zapału, skupienia, gorliwości, dokładności itp. Kto nie ma silnej
wiary, ten po pewnym czasie będzie niedoceniał modlitwy publicznej i chętnie
będzie korzystał z powodów, by je opuścić. Dusza żywej wiary widzi zawsze w
nim dzieło niezrównanej wielkości i niewyczerpalnej płodności. Jest to rzec
można dzieło nieskończonego miłosierdzia Bożego, że pozwala nam grzesznym
brać udział w tej modlitwie publicznej, jaką wiecznie odmawiają w niebie chóry
anielskie i Święci. Toteż należy do tego dzieła lepiej się przygotować. Na pewno
uniknęlibyśmy sporo roztargnień, gdybyśmy się lepiej przygotowali do
odmawiania officium.
150
***
Duchu Święty, co poświęcasz kapłanów, by razem z Chrystusem
stanowili jedno kapłaństwo i swoje modły łączyli z modlitwą Jego, jaką zanosił
do Ojca w czasie swego życia ziemskiego. Gdy oni modlą się w imieniu
Kościoła, Duch Twojej miłości spływa z warg ich i uświęca ziemię. Wylej moc
swoją na wszystkich, którzy modlitwę publiczną odmawiają! Niechaj zajaśnieją
blaskiem cnót najprzedniejszych, by modlili się godnie, uważnie i pobożnie.
46. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — UFNOŚĆ
„Ale ja ufam w miłosierdzie twoje, rozraduje się
serce moje w zbawieniu twoim” (Ps. 12, 6)
Decydującym czynnikiem w otrzymaniu miłosierdzia Bożego jest ufność,
o której Psalmista mówi, że jest miarą tegoż miłosierdzia: „Niechaj będzie
miłosierdzie twoje, Panie nad nami, jakośmy nadzieję mieli w tobie” (Ps. 32,
22).
1. Ufność jest to spodziewanie się czyjejś pomocy. Nie stanowi ona cnoty
osobnej, lecz jest warunkiem koniecznym cnoty nadziei oraz częścią składową
cnoty męstwa i wielkoduszności. Ponieważ ufność wypływa z wiary, potęguje
nadzieję i miłość, a oprócz tego w ten lub inny sposób wiąże się z cnotami
moralnymi, dlatego można nazwać ją podkładem, na którym cnoty teologiczne
łączą się z moralnymi. Cnoty moralne z naturalnych przekształcają się w
nadprzyrodzone, o ile praktykujemy je z ufnością w pomoc Bożą.
Ufność naturalna — jako spodziewanie się pomocy ludzkiej — jest
wielką dźwignią w życiu człowieka. Przypomnijmy sobie choćby oblężenie
Zbaraża, Chocimia i innych miejsc warownych, kiedy oblężeni wytrzymywali z
heroiczna wytrwałością najstraszniejsze ataki wroga, znosząc przy tym wszelkie
braki, ponieważ spodziewali się odsieczy i wyzwolenia. Ale spodziewanie się
pomocy u ludzi często zawodzi. Natomiast kto Bogu zaufa, ten nigdy nie dozna
zawodu. „Mającego nadzieję w Panu, miłosierdzie ogarnie” (Ps. 31, 10), mówi
Prorok na podstawie objawienia i doświadczenia osobistego, wskazując na
miłosierdzie Boże jako na główną podstawę ufności.
151
Ubogi pasterz Dawid występuje do walki z olbrzymem filistyńskim i
zwycięża go dlatego, że ufał w pomoc Bożą: „Ty idziesz do mnie z mieczem i
oszczepem i z puklerzem, lecz ja idę do ciebie w imię Pana zastępów” (I Król.
17, 45). Tenże Dawid wyrzuca sobie w innych wypadkach zbytnie obawy i brak
zaufania ku Bogu: „Czemużeś smutna, duszo moja, i czemu mię trwożysz? Miej
ufność w Bogu” (Ps. 41, 6). „Przetoż się bać nie będziem, gdy się poruszy
ziemia i przeniosą się góry w serce morza” (Ps. 45, 3). „I przyjdę do ołtarza
Bożego, do Boga, który uwesela młodość moją” (Ps. 42, 4). Tak, młodość to
okres ufności, przeto też ufność duszy w stosunku do Boga nie starzeje się, lecz
wciąż się odmładza.
Stary Testament był tylko figurą Nowego Zakonu. O ileż tedy bardziej niż
Psalmista mamy wyrzucać sobie brak ufności ku Zbawicielowi. Pan Jezus w
najrzewniejszych słowach i obrazach wzywa duszę, by szła za nim drogą
dziecięcej ufności i prostoty. „Jam jest — powiada — dobry Pasterz”, a ten
jeden tytuł powinien obudzać w sercu każdego bezgraniczne zaufanie. W
stosunku do Ojca niebieskiego Pan Jezus podaje siebie za Baranka, złożonego
na całopalenie za grzechy świata, a w stosunku do nas jest to Pasterz dobry: On
zna i miłuje swe owce, karmi je swą nauką i łaską, a nawet oddaje Ciało i Krew
swoją na pokarm.
Innym razem Chrystus zniża się do najpoufalszych obrazów i wyrażeń.
Jest on dla nas jak kokosz, tuląca pod swe skrzydła kurczęta. Widok
dobrowolnych niewierności i błędów grzeszników wyciska z jego oczu łzy i
wywołuje najboleśniejszą skargę jego miłosiernego Serca: „Jeruzalem,
Jeruzalem, które zabijasz proroków i kamieniujesz tych, którzy są do ciebie
posłani…” (Mat. 23, 37). Kiedy indziej do Apostołów zatrwożonych w czasie
burzy powiedział: „Ufajcie, jam jest, nie lękajcie się” (Mrk 6, 50), a do Piotra
tonącego rzekł wyciągnąwszy natychmiast rękę: „Małej wiary, czemuś
zwątpił?” (Mat. 14, 31).
Wreszcie w mowie pożegnalnej, wygłoszonej po ostatniej wieczerzy w
wieczerniku, Pan Jezus po udzieleniu ostatnich zleceń i zapowiedzeniu
Apostołom ucisku na świecie, jaki ich spotka dla imienia jego, wskazuje na
ufność jako na konieczny warunek wytrwania i zjednania sobie pomocy
miłosierdzia Bożego: „Na świecie doznacie ucisku, ale ufajcie, jam zwyciężył
świat” (Jan 16, 33). Jest to ostatnie słowo Zbawiciela przed męką, jakie
zanotował ukochany Apostoł pragnąc przypomnieć wszystkim wiernym po
wszystkie czasy, jak konieczną jest ufność nie zalecona tylko, ale nakazana
przez Zbawiciela.
2. Dlaczego Bóg tak bardzo zaleca ufność? Dlatego, że ona jest hołdem
złożonym miłosierdziu Bożemu. Kto spodziewa się pomocy od Boga, wyznaje,
że on jest wszechmocny i dobry, że może i chce nam tę pomoc okazać, że on
152
jest przede wszystkim miłosierny. Tę cechę Boga mocno podkreśla Zbawiciel,
gdy mówi: „Nikt nie jest dobry, jeno jeden Bóg” (Mrk 10, 18). Mamy Boga
poznawać w prawdzie, albowiem fałszywe poznanie Boga oziębia nasz stosunek
do niego i tamuje łaski miłosierdzia jego. „Rozumiejcie o Panu w dobroci i w
prostocie serca szukajcie go” (Mądr. 1, 1). Oto uczucie, które ma nam
towarzyszyć na samo wspomnienie o Bogu.
Tymczasem jest w nas jakaś chorobliwa skłonność do zapatrywania się na
Boga ze złej strony i mimo ogólnego, mglistego pojęcia o jego miłosierdziu,
wciąż o nim powątpiewamy i oszańcowujemy się przeciw Bogu, jak gdybyśmy
podejrzewali w nim pewien brak miłosierdzia lub uchylali się przed karzącą
prawicą Stwórcy. Wielu ludzi ma względem Boga jakąś drażliwość, która
byłaby śmieszna, gdyby przedmiot nie był zbyt poważny. Obrażają się oni jak
dąsające się dzieci, gdy sądzą, że Bóg gniewa się na nich i nawzajem oni się
gniewają na niego, — że Bóg odwrócił twarz swoją, a więc i oni niegodziwie się
odwracają. — Ludzie zapominają, że zachodzi wielka różnica między duchem
niewolniczej bojaźni Starego Testamentu, a duchem synostwa Nowego
Przymierza, że Bóg patrzy teraz na ludzkość przez rany Syna swojego.
Nasze życie duchowe zależy głównie od pojęć, jakie sobie tworzymy o
Bogu. Są między nami a Bogiem stosunki fundamentalne, wynikające z naszej
natury stworzonej, ale są również stosunki, wynikające z naszej postawy
względem Boga, która zależy od naszych o nim pojęć. Jeżeli wytworzymy sobie
pojęcia fałszywe o Panu Najwyższym, stosunki nasze z nim będą niewłaściwe, a
nasze wysiłki w celu ich naprawienia — bezowocne. Jeżeli mamy o nim pojęcie
niedokładne, w naszym życiu duchownym będzie wiele braków i
niedoskonałości. Jeśli wreszcie jest ono prawdziwe według ludzkich
możliwości, dusza nasza z całą pewnością rozwinie się w świętości i światłości.
A więc pojęcie o Bogu jest kluczem do świętości, albowiem reguluje nasze
postępowanie w stosunku do Boga jak i Boga do nas. Bóg przybrał nas za dzieci
swoje, ale niestety nie postępujemy w praktyce jak dzieci: synostwo Boże bywa
tylko nazwą, a w uczynkach nie okazujemy ufności dziecięcej względem tak
dobrego Ojca.
Skąd pochodzą takie dziwne nieraz rozbieżności i wykoszlawienia w
pojęciach naszych o Bogu? Stąd, że stwarzamy Boga w swej wyobraźni na
obraz i podobieństwo nasze. Idziemy nieraz nawet dalej, bo wzgląd na ludzi
wiąże nas więcej niż wzgląd na Boga. Więcej liczymy się z opinią otoczenia niż
z opinią o nas Pana Boga. Swoje wady i złe skłonności przypisujemy również i
Bogu. Jest to wielkie ubliżenie naszemu Panu, jest to nie tylko obmowa jego, ale
wprost wierutne oszczerstwo rzucane na Tego, który jest samą dobrocią i
samym miłosierdziem.
Oto dlaczego objawienie Boże tak bardzo nawołuje nas do ufności, oto
dlaczego Psalmista w różnych słowach i porównaniach zapewnia nas o
wszechobecności miłosierdzia Bożego, ogarniającego cały wszechświat, i
153
pobudza do bezgranicznej weń ufności, oto dlaczego Pan Jezus w całej
Ewangelii tchnie najtkliwszym miłosierdziem. Zaleca ufność swym Apostołom,
a w ostatnim przemówieniu swoim nakazuje im bezwzględnie ufać miłosierdziu.
Brak bowiem ufności przeszkadza Bogu świadczyć nam dobrodziejstwa, jest
jakby ciemną chmurą, tamującą działanie promieni słonecznych, jakby tamą
uniemożliwiającą dostęp wody ze źródła. Brak ufności płynie z fałszywego
pojęcia o Bogu, które Zbawiciel pragnie z serca naszego usunąć.
***
W gruncie rzeczy brak ufności w miłosierdzie Boże jest owocem miłości
własnej. Ta samolubna i zdradziecka miłość własna to mój pierwszy i ostatni
wróg, sprawca moich powierzchownych i fałszywych sądów i pojęć. Ponieważ
Bóg dopuszczając różnorodne przykrości, nie oszczędza mojej miłości własnej,
ona znowu mszcząc się, nie oszczędza nie tyle nawet już Boga ile człowieka. —
Zraniona miłość własna żąda, by Bóg zaspokajał jej ciekawość, jej próżność, by
zadawał jej zmysłowość. A gdy tego nie otrzymuje, wpada w smutek, odwraca
się od wszystkiego, jest niezadowolona nie tylko z Boga, ale nawet i z siebie.
Oto gdzie jest przyczyna smutku i słabości mojej. Może tego dotychczas nie
spostrzegłem? Teraz widzę, że ratunkiem dla mnie będzie wołanie: „Jezu, ufam
Tobie! Bezgranicznie ufam Tobie, boś dobry i miłosierny!”
47. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
— CECHY DOSKONAŁEJ UFNOŚCI
„Błogosławieni wszyscy, którzy w nim ufają” (Ps. 2, 12).
Nic nie przynosi Boskiej wszechmocy tyle chwały jak to, że Bóg czyni
wszechmocnymi tych, którzy mu ufają. Wszakże by ufność nasza nigdy nie
zawiodła, winna odznacza się odpowiednimi cechami, na które wskazał sam
Król miłosierdzia. Poznajmy je, jakie muszą być one ze względu na Boga i ze
względu na nas.
1. Ze względu na Boga ufność winna być nadprzyrodzona, zupełna,
czysta, mocna i wytrwała. Przede wszystkim ufność winna wypływać z łaski i
154
na Bogu się opierać, czyli winna być nadprzyrodzona. Dzieci małe, nie mogące
jeszcze chodzić, zwykle chwytają się rozmaitych przedmiotów by się utrzymać
na nogach. My zaś w rzeczach nadprzyrodzonych jesteśmy mniej niż dziećmi, a
więc musimy z całej siły bezgranicznie ufać miłosiernemu Zbawicielowi. Taką
ufność miał święty Franciszek, który z wielką pokorą wszystkie sprawy swoje
zwykł był ofiarować miłosierdziu Bożemu i nigdy nie był tak pewny ich
pomyślnego skutku jak wtedy, gdy nie miał znikąd żadnej pomocy. Jeżeli
czasami ludzka roztropność przedstawiała mu, że jakieś przedsięwzięcie zlecone
od Boga jest niewykonalne, wtedy właśnie był pełen ufności i wolny od
wszelkiej obawy. „Prawdziwym przyjacielem — mówi św. Teresa jest tylko
Jezus Chrystus; gdy się na nim opieram, mam taką siłę, że jak mi się zdaje,
mogłabym się oprzeć całemu światu, gdyby przeciwko mnie powstał”.
Ufając Bogu nie wolno zbyt ufać sobie, swoim talentom, swojej
roztropności ani swojej sile, albowiem Bóg wówczas odmówi pomocy i pozwoli
przekonać się z doświadczenia o naszej nieudolności. W sprawach Bożych
winniśmy lękać się siebie i mieć przekonanie, że sami z siebie potrafimy tylko
skrzywić lub nawet zniszczyć zamiary Boże. Ileż to Saulów i dusz królewskich
popadło w żałość, grzech i skończyło ostatecznie w ciemnościach, dzięki
zbytecznej ufności sobie! Ileż Salomonów, dusz cherubinowych i mądrych
uwiędło i poszło w strzępy dlatego, że nie ufali Bogu, tylko swoim zdolnościom.
Naprzeciw upojenia dusz błogosławionych, posiadających dobro nieskończone,
stoi obraz wiecznej nocy i skazanych na nią ciemnych i pysznych duchów,
ufających wyłącznie sobie. To Pan odepchnął od siebie zbezczeszczone
oblubienice przez ich zaufanie sobie, zdruzgotał sprofanowane pychą świątynie.
Ufając Bogu nie opieramy się tylko na środkach ludzkich, bo na tym
świecie największe siły i skarby nie pomogą, jeżeli Bóg sam nie wesprze, nie
umocni, nie pocieszy, nie nauczy, nie strzeże. Trzeba wprawdzie wybrać środki,
które uważamy za konieczne, lecz nie można opierać się wyłącznie na nich, ale
całą ufność należy położyć w Bogu. Ta ufność winna zajmować złoty środek
między tak zwanym kwietyzmem i nadmierną ruchliwością. Zwolennicy tej
ostatniej są w ustawicznym niepokoju, albowiem w działalności swojej opierają
się wyłącznie na sobie. Ufność zaś Bogu pobudza do pilnej pracy w rzeczach
najmniejszych, a zarazem zabezpiecza przed niepokojem nadmiernie ruchliwych
ludzi. Byłoby znowu lenistwem zdać się całkowicie na Boga, bez wierności
swoim obowiązkom.
„Lepiej jest zaufać Panu, niźli ufać człowiekowi” (Ps. 117, 9). Człowiek
bowiem czasem nie zechce, a czasem nie potrafi dopomóc, a wówczas Bóg
usuwa się za karę, że go pomijamy. Można ufać ludziom tylko o tyle, o ile są
narzędziami Boga, np. rodzicom, przełożonym itp. Ufność Bogu ma być mocna
i wytrwała, bez powątpiewań i słabości. Taką ufność miał Abraham, gdy
zamierzał złożyć syna swego w ofierze. Taką ufność mieli męczennicy.
Natomiast Apostołom w czasie burzy brakowało tej cnoty i dlatego Pan Jezus
155
zrobił im wyrzut: „Czemu jesteście bojaźliwi, małej wiary?” (Mat. 8, 26). Mając
mocną ufność należy się wystrzegać małoduszności i zuchwalstwa.
Małoduszność jest najnikczemniejszą z pokus, skoro bowiem stracimy odwagę
postępu w dobrym, prędko wpadniemy w przepaść występków. Zuchwalstwo
znowu naraża na niebezpieczeństwa (np. okazja do grzechu) w nadziei, że Bóg
nas uratuje. Jest to kuszenie Pana Boga, kończące się zwykle tragicznie dla
kuszących.
2. Ze względu na nas ufność winna być połączona z bojaźnią, która jest
skutkiem poznania naszej nędzy. Bez tej bojaźni ufność staje się
zarozumiałością, a bojaźń bez ufności — małodusznością. Bojaźń z ufnością
staje się pokorna i mężna, a ufność z bojaźnią staje się silna i skromna. Aby łódź
żaglowa płynęła, potrzeba wiatru i pewnego ciężaru, któryby ją zanurzał w
wodzie, by się nie wywróciła. Tak i nam trzeba wiatru ufności i ciężaru bojaźni.
Bez ufności wpadamy w oziębłość, a bez bojaźni rozbijamy się o skałę
zarozumiałości. Ufajmy, bo Pan jest wszechmocny a „Miłosierdziu jego nie ma
końca”. Lękajmy się, bo jesteśmy słabi wobec licznych nieprzyjaciół, —
nieświadomi ich niezliczonych zasadzek, — nie wiemy czy jesteśmy w łasce, —
bo mocniejsi od nas upadli, — bo droga do nieba jest trudna, a my jesteśmy
leniwi.
„Początkiem mądrości jest bojaźń Pańska” (Ps. 110, 10), mówi Psalmista,
czyli bojaźń grzechu, który nas odwraca od Boga. Jest bowiem jeszcze bojaźń
ludzka — niewolnicza, kiedy boimy się grzechu jedynie ze względu na karę. To
nie jest już bojaźń Pańska. Jest jeszcze bojaźń służebna, kiedy boimy się
grzechu ze względu na obrazę Boga, który za grzech pozbawia nieba i karze. Z
nią łączy się wiara i ufność, a nawet żal dostateczny w sakramencie pokuty. W
jeszcze innej bojaźni łączy się obawa obrazy Boga z obawą kary. W tej bojaźni
obok wiary i ufności zawiera się początkująca miłość Boga, dlatego nazywa się
ona początkującą. Bojaźń taka jest pożądana, albowiem potęguje czujność,
pomaga roztropności i pokorze oraz prowadzi do umartwienia. Środkiem do jej
nabycia jest modlitwa, rozważanie męki Pana Jezusa i rzeczy ostatecznych,
wierność łaskom Bożym, unikanie okazji do grzechu oraz nabożeństwo do
Najświętszej Panny Maryi.
Trzeci stopień bojaźni nazywa się bojaźnią synowską, a polega na tym, że
dusza lęka się obrazy Bożej jako zasmucającej Ojca niebieskiego, którego kocha
miłością synowską. Taka bojaźń łączy się z żalem doskonałym za grzechy, który
gładzi je nawet poza sakramentem pokuty, jeżeli nie można się wyspowiadać
zaraz. Jest to dar Ducha Świętego, nakłaniający nas do najgłębszej pokory
wobec Boga. Ufność winna się łączyć z którymkolwiek z wymienionych trzech
ostatnich rodzajów bojaźni świętej, ale należy się starać o bojaźń synowską.
Taka bojaźń zapewnia opiekę Bożą, albowiem „Pan kocha się w tych, którzy się
go boją, i w tych, którzy nadzieję mają w miłosierdziu jego” (Ps. 146, 11).
156
Wreszcie ufność ma być połączona z tęsknotą, czyli pragnieniem
oglądania obietnic Bożych i połączenia się z umiłowanym naszym Zbawicielem:
„Pragnę rozstać się z tym życiem, a być z Chrystusem, bo to daleko lepsze” (Fil.
1, 23), pisze Apostoł wyrażając chęć porzucenia tego padołu płaczu. Podobnie
wyraża się Psalmista: „Biada mi, że się pielgrzymowanie moje przedłużyło” (Ps.
119, 5), jakby chciał powiedzieć. Kiedy się to wygnanie moje skończy? Kiedyż
wrócę do ojczyzny mojej? „Kiedyż przyjdę i okażę się przed obliczem Bożym?”
(Ps. 41, 3). Tęsknota za Bogiem winna być zgodna z wolą Bożą, ma być bardzo
pokorna nie tylko w uczuciu, ale i w woli, która ma zagrzewać nas do
ustawicznej pracy i zupełnego ofiarowania się Bogu. Wszakże ufną tęsknotę
trzeba oprzeć na szczerej pokucie za grzechy, bo inaczej byłaby ona złudzeniem.
***
Duchu Święty, daj mi łaskę ufności niezachwianej ze względu na zasługi
Pana Jezusa, a bojaźliwej ze względu na moją słabość. Gdy ubóstwo zakołacze
do mego domu: Jezu, ufam Tobie! Gdy nawiedzi mnie choroba, albo dotknie
kalectwo: Jezu, ufam Tobie! Gdy świat mnie odepchnie i nienawiścią ścigać
będzie: Jezu, ufam Tobie! Gdy czarna potwarz mnie skala i przesyci goryczą:
Jezu, ufam Tobie! Kiedy opuszczą mnie przyjaciele i ranić mnie będą mową i
czynem: Jezu, ufam Tobie! Duchu miłości i miłosierdzia, bądź mi ucieczką,
słodkim pocieszeniem, błogą nadzieją, bym w najtrudniejszych okolicznościach
życia mojego nigdy nie przestawał Ci ufać!
48. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — OWOCE UFNOŚCI
„Mającego nadzieję w Panu,
miłosierdzie ogarnie” (Ps. 31, 10).
Gdy okręt wśród srożącej się burzy utraci maszt, liny i ster, a spienione
fale pędzą go na skały, gdzie mu grozi rozbicie, wówczas strwożeni żeglarze
uciekają się do ostatecznego środka; spuszczają kotwicę, by się okręt zatrzymał i
uchronił od roztrzaskania. Taką kotwicą jest dla nas ufność w pomoc Bożą.
Często dusza, jak statek wśród burzy, traci wszystko, co stanowiło jej siłę,
piękność i wartość: maszt wiary żywej został strzaskany, liny miłości Bożej
porwane, całe mienie — to jest dobre uczynki — wyrzucone i zdaje się już
grozić ostateczne rozbicie. Ale w duszy została jeszcze kotwica ufności, którą
157
zaczepić się ona może o dno miłosierdzia Bożego i zostanie w ten sposób
ocalona. Dlatego już w świecie starożytnym kotwica była symbolem ufności.
1. „Błogosławiony mąż, który ufa Panu i będzie Pan ufaniem jego. I
będzie jako drzewo, które przesadzają nad wodami, które ku wilgoci puszcza
korzenie swoje; a nie będzie się bało, gdy przyjdzie gorąco, i będzie liść jego
zielony, a czasu suchości nie będzie się frasować i nigdy nie przestanie czynić
owocu” (Jer. 17, 7 – 8). Oto owoce ufności, podane przez Ducha Świętego.
Przede wszystkim ufność jest to hołd złożony miłosierdziu Bożemu, które
nawzajem darzy ufającego siłą i męstwem do pokonania największych
trudności. Św. Jan Chryzostom nazywa ufność hełmem, który zasłania duszę
przed pociskami piekła, — puklerzem w czasie pokusy, którą ufający łatwo
zwycięża jednym aktem strzelistym: „Okaż mi, Panie, miłosierdzie twoje” (Ps.
84, 8), — siłą olbrzyma, jak powiada Apostoł: „Wszystko mogę w tym, który
mnie umacnia” (Fil. 4, 13).
Ufność Bogu usuwa wszelki smutek i przygnębienie, a napełnia duszę
wielką radością, nawet w najtrudniejszych warunkach życia. Przykładem tego
może być Apostoł Paweł, który z radością znosił prześladowania ze strony
przeciwników nawołując wszystkich do wesela: „Weselcie się w Panu zawsze,
mówię powtórnie: Weselcie się. Skromność wasza niech będzie znana wszystkim
ludziom: Pan blisko jest. Nie troszczcie się o nic, ale potrzeby wasze Bogu
powierzajcie w każdej modlitwie i dziękczynnej prośbie” (Fil. 4, 4 – 6). A
następnie nawołuje wprost do ufności, jako źródła radości: „Zbliżmy się więc z
ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali zmiłowanie i dostąpili łaski w pomocy
na czasie” (Żyd. 4, 16).
Ufność czyni cuda, bo ma na usługi wszechmoc Bożą. Tak Apostołowie
— Jan i Piotr, ufając Chrystusowi, w imię jego uzdrawiają chromego (Dz. 3, 7),
a św. Grzegorz Cudotwórca w Neocezarei zmienił bieg rzeki i przeniósł górę na
inne miejsce, stosownie do obietnicy Zbawiciela: „Zaprawdę powiadam wam,
gdybyście mieli wiarę jako ziarnko gorczycy, rzeklibyście tej górze: „Przejdź
stąd tam, a przejdzie, i nic nie będzie wam niemożliwym” (Mat. 17, 19).
Wszystkie cuda Mojżesza w Egipcie i na puszczy mają swe źródło w ufności, a
gdy zwątpił przy wyprowadzeniu wody ze skały, woda nie ukazała się od razu,
ale dopiero wtedy, kiedy zaufał bezwzględnie Panu Bogu.
Ufność daje pokój wewnętrzny, jakiego świat dać nie może. Dlatego
Chrystus, ukazując się Apostołom po Zmartwychwstaniu pozdrawia ich
słowami: „Pokój wam!”, albowiem oni bardzo ufali swemu Mistrzowi. Ufność
toruje drogę wszystkim cnotom. Istnieje legenda, jak wszystkie cnoty
postanowiły opuścić ziemię, splamioną licznymi występkami i powrócić do
niebieskiej ojczyzny. Gdy zbliżyły się do bram niebieskich, odźwierny wpuścił
wszystkie z wyjątkiem ufności, aby na ziemi biedni ludzie nie wpadli w rozpacz
158
wśród tylu pokus i cierpień. Wobec tego ufność musiała wrócić, a za nią wróciły
i wszystkie inne cnoty.
Szczególnie ufność pociesza konającego człowieka, któremu w ostatniej
chwili przypominają się wszystkie grzechy całego życia i doprowadzają nawet
do rozpaczy. Toteż trzeba konającym poddawać odpowiednie akty ufności,
albowiem nie każdy może się sam na nie zdobyć, trzeba im wskazać niedaleką
ojczyznę, gdzie Król Miłosierdzia oczekuje z radością ufających jego
miłosierdziu. Ufność zapewnia nagrodę po śmierci, jak tego dowodzą liczne
przykłady Świętych. Szczególnie Dyzmas — umierający łotr na krzyżu obok
Pana Jezusa, zwrócił się do niego z ufnością w ostatnim momencie swego życia
i usłyszał błogie zapewnienie: „Dziś ze mną będziesz w raju”.
2. Ojciec Faber jako główną przyczynę duchowego zastoju dzisiejszych
chrześcijan stawia brak ufności Bogu. Istotnie, dzisiaj ludzie ufają tylko sobie,
swojej mądrości, swoim wynalazkom, swojej sile, a ufność Bogu wegetuje albo
też zupełnie zamiera. Nawet w życiu religijnym więcej opieramy się na
czynnikach przyrodzonych niż na nadprzyrodzonych. Dlatego bezbożnictwo
znajduje zwolenników wśród tych, którzy do niedawna uchodzili za
prawowiernych, — a dlatego również szerzy się sekciarstwo, odszczepieństwo i
w ogóle błędnowierstwo.
„Nieszczęsny człowiek, który ufa człowiekowi i opiera się na śmiertelnym
ciele, a od Pana odstępuje serce jego. Bo będzie jako oset na puszczy i nie ujrzy,
gdy przyjdzie dobre, ale będzie mieszkał w suchości na puszczy, w ziemi słonej,
gdzie nikt nie mieszka” (Jer. 17, 5 – 6). Oto obraz świata dzisiejszego, tak
bardzo ufającego sobie, swojej mądrości, swojej sile i swoim wynalazkom, które
zamiast go uszczęśliwić wywołują u niego obawę samozniszczenia.
Niewątpliwie, wynalazki są rzeczą dobrą i zgodną z wolą Boga, który
powiedział: „Napełniajcie ziemię, a czyńcie ją sobie poddaną” (Rodz. 1, 28),
ale nie wolno ufać wyłącznie swemu rozumowi, zapominając o Stwórcy i
należnej mu czci i ufności.
Niektórzy ludzie znowu patrzą na Boga jak Izraelici, widząc w nim tylko
Pana surowego i sprawiedliwego Sędziego. Żyją w uczuciach niewolniczej
bojaźni i, gdyby nie widzieli kar za grzechy, nie spostrzegliby w nich nic
nieodpowiedniego. Postępują z Bogiem jak by on był bardzo daleko, wobec tego
i Bóg nie zbliża się zbytnio do nich. Nie mają wobec Boga serdeczności, bez
której nie może być ani ufności ani postępu na drodze do Stworzyciela. Inni
patrzą na Boga jako na dobroczyńcę, i w postępowaniu kierują się myślą o
wynagrodzeniu. Taki pogląd jest fałszywy, ale jeśli myśl o odpłacie z
przeważającej stanie się wyłączną, wówczas nie tylko, że brakuje im
szlachetności, ale stosunek ich do Boga nie odpowiada tu duchowi Ewangelii.
Wprawdzie nadzieja nagrody jest cnotą chrześcijańską, ale koniecznym
159
warunkiem jej jest ufność, która powstaje i wzrasta w nas pod wpływem
poznawania Boga jako Ojca miłosierdzia, jak tego nauczał Zbawiciel.
Nieufność ludzi do Boga jest niedorzecznym i bezpodstawnym
nieporozumieniem. Powstaje ona stąd, że nasze ułomności i błędy przenosimy
na Boga i przypisujemy mu to, co widzimy w sobie. Wyobrażamy sobie Boga
zmiennego, kapryśnego jak my, — surowego i zmartwionego jak my itp. Otóż
tak myśląc i postępując wyrządzamy Bogu obelgę, a sobie samym wielką
krzywdę. Gdzie byśmy byli teraz, gdyby ten, co kieruje naszymi losami, był tak
kapryśny, tak mściwy, tak gniewliwy, jak to my sobie nieraz wyobrażamy?!
Przyczyną naszego błędnego pojęcia o Bogu i przypisywanie Mu naszych wad
jest skutkiem naszej własnej słabości i smutku, ustawicznej obawy i niepokoju
wewnętrznego, które panują zresztą prawie na całym świecie.
Ufność tedy można przyrównać do wiszącego z nieba łańcucha, do
którego przyczepiamy nasze dusze. Ręka Boża podnosi ten łańcuch w górę i
porywa tych, którzy się go mocno trzymają. Kto się silnie uchwyci, dostanie się
do nieba, a kto jest zniewieściały i słabo albo wcale się nie chwyta i nie trzyma
mocno, spada haniebnie i nieruchomie w toń przepaści. Chwyćmy się tedy tego
łańcucha w czasie modlitwy, jak ów ślepy z Jerycha, który siedząc przy drodze
usilnie wołał: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się nade mną!”. Ufajmy Bogu w
potrzebach doczesnych i wiecznych, w cierpieniach, niebezpieczeństwach i
opuszczeniach. Ufajmy nawet wówczas, gdy nam się zdaje, że nas Bóg opuścił,
gdy nam odmawia swych pociech, gdy nie wysłuchuje nas, gdy przygniata nas
ciężkim krzyżem. Wówczas trzeba ufać Bogu najwięcej, bo to jest czas próby,
czas doświadczenia, przez które musi przejść każda dusza.
***
Duchu Święty, bądź błogosławiony, gdy rozpraszasz ciemnotę
nieświadomości naszej i odsłaniasz przed zachwyconą duszą naszą świetność
prawd Bożych. Kiedy promykiem ufności rozjaśniasz wzrok nasz zamglony
łzami i rozdzierasz gęste a groźne chmury naszych namiętności, ukazując czyste
i pogodne niebo. Bądź błogosławiony szczególnie wówczas, gdy słodkim
tchnieniem swoim ślesz duszom pociechę, rozpraszasz czarne cienie rozpaczy, a
wlewasz ufność z zasług Pana Jezusa. W utrapieniach i oschłościach duszy —
Jezu, ufam Tobie! W chorobach i niedostatkach, w pociechach i
przeciwnościach — Jezu, ufam Tobie! Kiedy przeraża mnie wielkość grzechów
moich a rozpacz i zwątpienie odbierają siły do walki życia — Jezu, ufam Tobie!
160
49. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — POKUTA
„Jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy
podobnie z g i n i e c i e ” (Łuk. 13, 5).
Pismo Św. Starego jak i Nowego Testamentu żąda bezwzględnie pokuty
od wszystkich grzeszników, jako koniecznego warunku zmiłowania Bożego.
Miłosierdzie Boże nie jest bowiem bezkarnością i żąda szczerego nawrócenia. A
nawrócić się można tylko przez pokutę.
1. Co to jest pokuta? Pokuta w najobszerniejszym znaczeniu jest to wstręt
lub niepodobanie sobie w czymś, np. w starości. W tym znaczeniu pokuta jest
namiętnością, niezależną od naszej woli i nie podlegającą ocenie moralnej.
Pokuta w ścisłym znaczeniu jest to żałość albo cofnięcie zezwolenia na
poprzednie czyny i zmiana zamiarów. Pokuta w jeszcze ściślejszym znaczeniu
jest to żałość i odwołanie złego czynu z powodu złych skutków. Wreszcie
pokuta w teologicznym znaczeniu jest to boleść duszy dla grzechu jako obrazy
Bożej. Stąd św. Tomasz określa pokutę jako „rozumną boleść z powodu
poprzednich grzechów, o ile one są obrazą Boga, z zamiarem ich usunięcia”.
Można też określić pokutę jako cnotę, skłaniającą do naprawienia obrazy
wyrządzonej Bogu przez grzechy.
Obraza Boga jest sama w sobie czymś tak wielkim, że wymaga osobnej
cnoty do wyrównania spowodowanego przez nią nieporządku. Jest nią właśnie
pokuta, która obejmuje jednym aktem wszystkie grzechy, o ile one są obrazą
Boga, i stara się je usunąć w ten sposób, że pobudza człowieka do wywarcia na
sobie samym zemsty w karaniu samego siebie. Aktami tej cnoty są: uznanie
swej winy, żal, mocne postanowienie po prawy i zadośćuczynienie. Tego
rodzaju pokuta była konieczna wszystkim ludziom i każdego czasu do uzyskania
łaski i usprawiedliwienia. Dlatego Pismo Święte powiada: „Jeśli pokutować nie
będziemy, wpadniemy w ręce Pańskie” (Ekl. 2, 22). „Ofiarą dla Boga duch
skruszony, sercem skruszonym i uniżonym, Boże, nie wzgardzisz” (Ps. 50, 19). A
Chrystus Pan jeszcze dobitniej tę prawdę wyraził: „Jeśli pokutować nie
będziecie, wszyscy podobnie zginiecie” (Łuk. 13, 5).
Pokuta jest gatunkiem sprawiedliwości zamiennej, o ile skłania do
oddania Bogu tego, co mu się ściśle należy. Bogu ściśle należy się wyrównanie
obrazy, wyrządzonej przez grzesznika. To wyrównanie odbywa się w pokucie
161
dobrowolnie czynionej przez tego, który ją wyrządził. Atoli wyrównanie obrazy
Bogu wyrządzonej nigdy nie może być doskonałe, albowiem obraza ta jest
nieskończona, a naprawa jej przez pokutę jest zawsze ograniczona. Grzech
usiłuje poddać Boga stworzeniu, a pokuta poddaje stworzenie Bogu. Zresztą
pokutujący oddaje Bogu z dóbr Bożych, należnych mu z wielu innych tytułów.
Dlatego pokuta tylko przez analogię łączy się ze sprawiedliwością zamienną,
albowiem ściśle uiścić się sprawiedliwości nigdy nie potrafi. Pokuta tedy jest
raczej dziełem miłosierdzia Bożego.
Z wymienionych aktów pokuty, pierwszy z nich — uzna nie swej winy —
jest punktem wyjścia. Uznanie winy nie jest rzeczą zbyt trudną, albowiem każdy
grzech zawiera w sobie podwójne przeciwieństwo: przeciwny jest Bogu i
człowiekowi. Grzech przeciwny jest Bogu, albowiem zwalcza jego prawa, —
przeciwny jest człowiekowi, bo pozbawia go szczęśliwości, polegającej na
podobieństwie do Stwórcy. Dlatego Psalmista powiada: „Kto miłuje
nieprawość, ma w nienawiści duszę swoją” (Ps. 10, 6). Skoro ludzie powstają
przeciwko Bogu, gubią siebie samych, rozdzierają siebie w swoim zuchwałym
buncie. Dlatego Prorok rzuca przeciw grzesznikom to przekleństwo: „Miecz ich
niech wnijdzie w serca ich, a łuk ich niech się złamie” (Ps. 36, 15). Czyli miecz
wymierza grzesznik przeciwko sobie samemu, a strzały, skierowane do nieba,
łamią łuk przy pierwszym wysiłku. Grzesznik tedy wymierza karę sam sobie.
O ile Bóg jest święty i sprawiedliwy, o tyle jest przeciwny grzechowi i
żywi do niego wstręt nieskończony, niewysłowiony. Mając miłosierdzie dla
pokutującego grzesznika, z natury swojej grzechem się brzydzi. Nie wolno tedy
ubezpieczać się miłosierdziem Bożym w grzeszeniu, bo czas miłosierdzia jest
ograniczony, a po jego skończeniu rozpocznie się czas srogiej sprawiedliwości.
„Nie mów: miłosierdzie Pańskie wielkie jest, zmiłuje się nad mnóstwem
grzechów moich. Miłosierdzie bowiem i gniew prędko przybliżają się do niego, a
na grzeszników patrzy gniew jego” (Ekl. 5, 6). „Wszelkie dzieło miłosierdzia
uczyni miejsce każdemu, według zasługi uczynków jego i według roztropności
pielgrzymowania jego” (Ekl. 16,15).
2. Drugim aktem pokuty jest żal za grzechy. Jest to akt najważniejszy i
najistotniejszy. Jest to — powiada Sobór Trydencki — żałość duszy i
obrzydzenie grzechu popełnionego z postanowieniem więcej nie grzeszyć. Jest
to więc obrzydzenie złego, któregośmy się dopuścili, oraz postanowienie, co
mamy czynić na przyszłość. Skrucha dopiero stanowi o naszym pojednaniu z
Bogiem. Bez niej nie ma przebaczenia ani szczerego nawrócenia. Jest ona jakby
duszą pokuty, gdy inne akty są tylko jej ciałem. Ona to ściera głowę węża
piekielnego. Bez skruchy nie ma łaski, a więc i nie ma zbawienia. Bóg bowiem
nie może przebaczyć temu, kto trwa w aktualnym przywiązaniu do grzechu, bo
nie może przestać być Bogiem świętości.
162
Do skruchy nie potrzeba uczuciowego rozrzewnienia, a tylko silnej woli,
bo ono nie zawsze od nas zależy. Nie wszyscy mogą czuć boleść i ronić łzy, ale
wszyscy mogą przy łasce Bożej zdobyć się na skruchę woli, potępiającej
nieprawość i przekładającej życie z Bogiem ponad wszystko. Nie potrzeba,
żebyśmy mieli pewność, że nie zgrzeszymy, ale że licząc na pomoc Bożą
obecnie jesteśmy tak usposobieni, że wybierzemy raczej prześladowanie i
nieszczęścia, a nawet śmierć niż jakikolwiek grzech. Najpewniejszym znakiem
skruchy jest silna wola i zmiana obyczajów. Jeżeli z taką samą łatwością
wracamy do dawnych grzechów, słusznie możemy powątpiewać w istnienie żalu
dostatecznego.
W naszej religii mamy dwa dogmaty na pozór nie zgadzające się ze sobą.
Nikt bez specjalnego objawienia nie może być pewny usprawiedliwienia, czyli
że ma odpuszczone grzechy. Drugi dogmat, że kto szczerą czyni pokutę,
otrzymuje odpuszczenie grzechów, a zatem i łaskę i przyjaźń Bożą. Jednak
mimo spowiedzi, całkowitej pewności o odpuszczeniu grzechów mieć nie
możemy, dlatego że nie wiemy, czy nasza skrucha posiadała potrzebne
przymioty, jakie muszą ją koniecznie cechować. A tymi przymiotami jest
powszechność i nadprzyrodzoność. Powszechna skrucha bywa wówczas, gdy
obejmuje wszystkie grzechy, zwłaszcza śmiertelne. Nie chodzi o to, by uczynić
tyle aktów, ileśmy popełnili grzechów, ale byśmy jednym aktem objęli
wszystkie grzechy, szczególnie śmiertelne, żadnego nie wykluczając.
Gdyby kto miał same tylko grzechy powszednie, a nie żałowałby za nie na
spowiedzi, wtedy sakrament pokuty byłby nieważny. Gdyby zaś żałował choć za
jeden grzech powszedni, sakrament byłby ważny. Nadto żal ma być najwyższy,
czyli że człowiek wolałby wszystko stracić niż obrazić Boga. Nie chodzi tu —
jak powiedzieliśmy — o żal uczuciowy, ale o boleść woli po najokropniejszej
stracie Boga. Do żalu ponad wszystko można dojść z trojakiej pobudki, według
trojakiego nieszczęścia, jakie grzech na nas sprowadza: kara piekła, utrata nieba
i obraza Boga. Im ta pobudka wyższa, tym żal doskonalszy. A gdy największe
nieszczęście doczesne mniej nas dotyka niż obraza Pana Boga, wówczas
skrucha dochodzi do najwyższego stopnia.
Żal winien być koniecznie nadprzyrodzony, czyli ma wypływać z
którejkolwiek z trzech wymienionych nadprzyrodzonych pobudek: obawy kary
wiecznej, utraty nieba i obrazy Pana Boga. Ostatnia pobudka jest najdoskonalsza
i żal z niej płynący jest żalem doskonałym, który gładzi grzechy nawet poza
sakramentem pokuty, gdy jest zamiar wyspowiadania się przy pierwszej okazji.
Żal z pobudek obawy piekła i utraty nieba jest mniej doskonały, ale dostateczny
w sakramencie pokuty. Żal jedynie z miłości ku Bogu jest nader trudny i nigdy
nie możemy mieć pewności, czy go mamy. Tu jedynie mamy ufać w
nieskończone miłosierdzie Boże i trzeba prosić Boga o taki żal. „Jeśli mnie
miłujecie, zachowujcie przykazania moje” (Jan 14, 15). To znaczy, że
prawdziwa miłość Boża jest miłością woli i ujawnia się w zachowaniu
163
przykazań Bożych, a nie w uczuciu. Boleść z miłości mieści się również w woli,
gotowej wszystko uczynić byle Boga przeprosić.
***
„Nawróć mię, a nawrócę się: boś ty Pan, Bóg mój” (Jer. 31, 18), tak się
modlił Jeremiasz w imieniu ludu swego: tak mamy się również modlić, prosząc
o łaskę żalu doskonałego za grzechy nasze; szczególnie mamy to czynić przed
spowiedzią. Żal bowiem nadprzyrodzony nie da się wzbudzić własnymi
przyrodzonymi siłami. Trzeba, by na nas wejrzał Pan Jezus jak na Piotra w
podwórzu Kajfasza. Tylko jego łaska może sprawić, że będziemy żałować
dostatecznie, a tym bardziej skutecznie.
50. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — OWOCE POKUTY
„Czyńcież tedy owoce godne pokuty” (Łuk. 3, 8).
Św. Jan Chrzciciel nie zadawala się nawoływaniem słuchaczy do pokuty,
lecz żąda zbawiennych skutków pokuty, które nazywa owocami. Nie każda tedy
pokuta wystarcza do zbawienia, ale tylko pokuta dobra. Nieraz się zdarza, że
pokuta grzesznika tak go niepokoi, jak sama jego nieprawość, dlatego że źle ją
odprawił. Poznajmy teraz trzeci akt pokuty — zadośćuczynienie, które dopiero
uczyni ją zbawienną czyli owocną.
1. Ojcowie Kościoła wymieniają trzy główne owoce pokuty: uchylenie
przyczyny grzechu, naprawienie skutków grzechu i użycie środków
zapobiegawczych przed grzechem. Cechy te według nich stanowią doskonałość
pokuty. Jeżeli te trzy cechy znamionują pokutę, spokój sumienia wspiera się na
niewzruszonych podstawach. Jeżeli zaś choć jednej z nich brakuje, pokuta
będzie niewystarczająca, grzeszna i nieraz zgubna. Uchylenie przyczyny
grzechu jest pierwszym koniecznym owocem pokuty. Właściwie upodobania do
samego grzechu jako grzechu ludzie nie mają, ale kochają przyjemność,
towarzyszącą grzechowi, której Bóg zakazuje. Ludzie chcieliby się zabawiać
bezgrzesznie, ale jest to rzeczą niemożliwą, jeżeli przedmiot grzechu jest
zakazany. Stąd chociaż nienawidzą grzechu, ludzie grzeszą, bo kochają
przyczynę, przedmiot grzechu i przyjemność zrodzoną.
164
Teoretyczna nienawiść grzechu nie jest jeszcze pokutą, nic bowiem
człowieka nie kosztuje. Pokuta prawdziwa polega na czynnym uchyleniu tego,
co jest przyczyną, jak powiada Apostoł: „Aby zniszczone było ciało grzechu…,
abyśmy nadal nie służył grzechowi” (Rzym. 6, 6). Przez prawdziwą pokutę
rozumiemy wyrzeczenie się tysiącznych rzeczy przyjemnych, które są trucizną
duszy. Dowodzimy szczerości pokuty przez uchylenie zgubnych przyjemności,
z których powstaje grzech, a więc np. rozmów przeciwnych miłości,
towarzystwa ludzi lekkomyślnych, widowisk niebezpiecznych, książek
zakazanych, osób rozwiązłych, lenistwa itp. Oto kamień probierczy, na którym
doświadczyć mamy wartości naszej pokuty. Bo czyż to nie jest złośliwość
błagać Boga o zdrowie, a nie usuwać tego, co nas zabija? — niby żałować za
grzechy, a nie chcieć w niczym siebie pokonać?
Nie tylko trzeba usunąć przyczynę grzechu, ale koniecznie należy
naprawić skutki grzechu, czyli wymierzyć sprawiedliwość sobie samemu,
bliźniemu i Panu Bogu. Jan Chrzciciel odróżnia skutki pokuty od samej pokuty
jak owoc od drzewa. Nie tylko poleca żałować za nieprawości, ale wyrzec się
ich na przyszłość i naprawić krzywdy wyrządzone, a więc naprawić skutki
obmowy lub oszczerstwa, uniesienia się gniewem, nienawiści, kradzieży —
przez przywrócenie czci, pokorne przeproszenie, serdeczne pojednanie się,
zwrot rzeczy skradzionej itp. By to uczynić, winien grzesznik czynić wysiłki, na
jakie tylko pokuta szczera i nadprzyrodzona zdobyć się może. Tylko bowiem
nadprzyrodzona pokuta potrafi zmusić niesprawiedliwego posiadacza jakiejś
rzeczy do jej zwrotu. Jest to dzieło wyższe nad naturę ludzką. Taką zmianę
może uskutecznić tylko łaska, „bo owoc światłości polega na wszelkiej dobroci,
sprawiedliwości i prawdzie” (Ef. 5, 9).
Owoce pokuty muszą być dostosowane do grzechu. Nie wystarczy np. za
oszczerstwo zwykła uprzejmość, za obelgi — modlitwa, za kradzież —
jałmużna. Jeśli nie naprawimy przez nas spowodowanej ujmy na czyimś
honorze, pokuta nasza będzie tylko pozorna. Tylko pewna naprawa przywrócić
może pokój duszy. Nawet najsurowsze praktyki jej naprawy nie zastąpią. Nie
wystarczy czynić dobrze przed Bogiem, by go chwalić, ale winniśmy dobrze
czynić przed ludźmi, by ich budować. Zgorszenie jest częścią składową grzechu
i dopóki ono nie zostanie naprawione, choćbyśmy zaprzestali nieprawości,
grzech nie byłby zniszczony całkowicie. Jeśli przez grzech zgorszyliśmy innych
ludzi tak, że oni utracili wiarę, mamy ścisły obowiązek naprawić wyrządzoną im
krzywdę i starać się ich nawrócić. Tak czynili wszyscy szczerze nawróceni do
Boga grzesznicy, którzy ostrością pokuty usiłowali naprawić dane zgorszenie.
2. Szczera pokuta nakazuje jeszcze środki zaradcze przeciw grzechowi na
przyszłość. Jednakże z tych środków jedne odnosić się muszą do przeszłości, by
odpokutować za grzechy, drugie zaś do przyszłości, by się grzechu ustrzec.
Pierwsze są to środki naprawcze, drugie natomiast zaradcze. — Pierwsze
165
zmierzają do wymierzenia sobie sprawiedliwości, jaką kiedyś wymierzyłby Bóg
grzesznikowi nie czyniącemu pokuty, — a drugie zabezpieczają nas przed
upadkiem na przyszłość. Chociaż zbliżamy się często do trybunału pokuty, nie
poprawiamy się, bo nie wymierzamy sobie kary za poprzednie wykroczenia.
Gdybyśmy w trop za grzechem sami siebie karali uprzedzając karanie Boże, nie
byłoby występku, którego byśmy nie wykorzenili.
Karanie siebie winno pochodzić raczej z miłości Boga i pragnienia
naszego udoskonalenia niż z bojaźni kary za winy popełnione. W pierwszych
wiekach chrześcijaństwa Kościół nakładał kanoniczne pokuty, dostosowane do
wielkości winy. Toteż pierwsi chrześcijanie łatwiej przechowywali łaskę chrztu
nieskalaną. Nie można też było wątpić o żalu tych, którzy tę łaskę utracili, gdy
po jednym grzechu śmiertelnym lata całe pościli i oddawali się różnym
ćwiczeniom pokutniczym. Dziś tańszym kosztem chcemy się z Bogiem
pojednać. Stąd nieprawość zuchwale podnosi czoło, a ludzie przytłoczeni
ciężkimi grzechami zuchwale udają pokój. Wszystko to stawia konieczność
pokuty jak na dłoni. Uprzedzajmy pomstę Bożą dobrowolnym umartwieniem,
chwytajmy się środków przeciwnych grzechom: przeciw rozproszeniu —
skupienie, przeciw gadulstwu — milczenie, przeciw zmysłowości — skromność
itp.
Środkiem zaradczym przeciw grzechowi na przyszłość jest zachowanie
niezbędnej ostrożności i unikanie okazji. Jest to najoczywistszy dowód naszego
nawrócenia się do Boga, gdy niczego nie zaniedbujemy, co nas może utrwalić
na drodze sprawiedliwości. Wiemy np. że najskuteczniejszym środkiem
przeciwko pożądliwości jest ustawiczne zajęcie. Otóż uzbrojenie się przeciw
sobie samemu będzie polegać na trzymaniu się przyjętego porządku dnia tak, by
nigdy nie próżnować. Wierząc również, że lekarstwem na ponawiane te same
upadki będzie rachunek szczegółowy i częsta spowiedź, chwyćmy się tego
środka jak deski ratunkowej. To samo trzeba powiedzieć o okazji bliższej, której
należy unikać za wszelką cenę, a jeżeli jest konieczna, użyć należy modlitwy
częstej i pamiętać o obecności Bożej. Gdy chodzi o zdrowie ciała, pilnie
szukamy odpowiednich środków, — czemuż nie używamy ich, gdy chodzi o
rzecz stokroć cenniejszą — o zdrowie duszy?
„Czynić tedy owoce godne pokuty” znaczy usunąć przyczynę grzechu,
naprawić jego skutki i używać środków zapobiegawczych przeciw grzechowi,
jakimi są — ukaranie siebie i unikanie okazji. Odznaczający się tymi cechami
pokuty, będzie miał rękojmię, że jego grzechy będą zgładzone i że otrzyma
łaskę przebaczenia i usprawiedliwienia.
***
166
Duchu Święty, grzech wsiąkł aż do głębi duszy mojej, rozlał się jak
trucizna zjadliwa. Czuję, jak czasami działa w mojej przewrotnej woli wąż
piekielny, jak na terenie mej duszy rozgrywa się walka między Archaniołem
Michałem z hasłem „Któż jak Bóg!” a tym wężem syczącym „Wy sami jesteście
bogami”. Nieraz może ulegałem temu wężowi i zasmucałem Cię, Duchu Święty.
Daj mi teraz łaskę żalu doskonałego, bym odżałował wszystkie moje
wykroczenia i zadośćczynił za nie Bogu i bliźniemu. Daj mi łaskę wytrwałości,
bym nigdy nie narażał się na najmniejszą okazję do grzechu, a za moje
dotychczasowe niewierności szczerze pokutował.
51. DROGA DO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
— KONIECZNOŚĆ POKUTY
„Czyńcie przeto pokutę i nawróćcie się,
aby zostały zgładzone grzechy wasze” (Dz. 3, 19).
Tak wołał Piotr do rzeszy zebranej z okazji uzdrowienia kaleki.
Wypomina im grzechy, a spośród nich największy grzech bogobójstwa i
zapewnia, że Bóg im wszystko daruje pod warunkiem pokuty. Stąd wynika, że
pokuta jest koniecznym warunkiem otrzymania przebaczenia, jak powiedział
Zbawiciel: „Jeśli pokutować nie będziecie, wszyscy zginiecie” (Łuk. 13, 5).
1. Konieczność jakiejś rzeczy może być dwojaka. Albo coś jest rzeczą
konieczną z natury rzeczy, albo coś jest nakazane przez przełożonego. Na
przykład spożywanie pokarmów jest z natury rzeczą konieczną do zachowania
życia, a przyjmowanie w tym celu przepisanego lekarstwa jest rzeczą konieczną
z nakazu lekarza. W pierwszym wypadku jest konieczność przykazania. Są
rzeczy z natury konieczne do zachowania życia wiecznego tak, że nawet
niezawinione ich opuszczenie uniemożliwia zbawienie. Inne znowu rzeczy są
tylko nakazane tak, że jeżeli kto nie użyje ich z przyczyn od siebie niezależnych,
zbawienie otrzymać może.
Według nauki katolickiej pokuta, jako obrzydzenie i naprawienie grzechu,
jest rzeczą konieczną do usprawiedliwienia i zbawienia koniecznością środka
tak, że nawet niezawinione i niedobrowolne opuszczenie pokuty uniemożliwia
grzesznikowi wejście do Królestwa Bożego. Kto bowiem myśli o swych
grzechach, ten obowiązany jest wprost je sobie obrzydzić i w jakiś sposób je
naprawić, chyba że ktoś o swych grzechach nigdy nie myślał i nie był ich
167
świadom. Wówczas wystarczyłby mu doskonały akt miłości Boga, w którym
zawiera się obrzydzenie wszystkiego, co się Panu Bogu nie podoba, a więc i
obrzydzenie grzechów. W każdym razie pokuta do zbawienia jest absolutnie
konieczna koniecznością środka.
Nadto pokuta jest potrzebna i koniecznością przykazania. Jest dogmatem
wiary naszej, że akt pokuty po zaistnieniu grzechu śmiertelnego jest konieczny
do usprawiedliwienia i zbawienia. Dowodzą tego słowa Chrystusa Pana: „Jeśli
pokutować nie będziecie, wszyscy… zginiecie” (Ł. 13, 5). Dopóki bowiem
człowiek nie naprawi grzechu, jest on mu poczytywany, a Bóg znowu nie może
mu go darować, jeżeli człowiek ma w nim upodobanie; jak również nie może się
nad nim litować, jeżeli odrzuca on konieczny warunek litości. Zresztą Bóg nie
może usprawiedliwić człowieka bez zmiany jego woli, a więc jeżeli grzesznik
tego nie chce i dobrowolnie do Boga się nie zwróci.
Dochodzi jeszcze powód przystojności (stosowności) pokuty. Grzesznik
nie może być zbawiony, jeżeli przedtem Bóg mu nie daruje jego grzechów. Lecz
bez pokuty Bóg normalnie grzechów darować nie może. Mądrość Boża nie
dozwala przybierać za przyjaciela tego, który się dobrowolnie od Boga odwrócił
i uparcie trwa w zamiłowaniu do grzechu, gdyż inaczej Bóg sprzyjałby złemu.
Sprawiedliwość żąda naprawy tego, co było zepsute i zabrania odpuszczać
obrazę bez jakiegoś wyrównania. Świętość również nie dozwala łączyć się z
tym, kto jeszcze lgnie do grzechu. Nawet miłosierdzie Boże nie może obdarzyć
litością tego, kto się dobrowolnie i świadomie od niego odwraca i jemu nie ufa.
Dlatego Pan Jezus wprost nakazuje pokutę: „Czyńcie pokutę, albowiem
przybliżyło się królestwo niebieskie” (Mat. 4, 17).
Przykazanie pokuty szczególnie obowiązuje w niebezpieczeństwie
śmierci, poza tym kilkakroć w życiu, a Kościół nakazując Komunię
wielkanocną, tym samym nakazuje i od prawienie sakramentu pokuty.
Przykazanie pokuty może obowiązywać i częściej, gdy na przykład grzesznik
chce przystąpić do innych sakramentów żywych lub je administrować, — gdy
pragnie wykonywać akt innej cnoty, której inaczej wykonać nie potrafi, np. akt
miłości Boga. — Gdy wreszcie przeciwko innym cnotom powstają silne pokusy,
których nie można przezwyciężyć bez aktu pokuty, na przykład pokusy
przeciwko wierze, czystości, miłości itp.
2. Kto jest obowiązany do pokuty? Wszyscy ludzie. Ponieważ wszyscy
ludzie są skłonni do popełnienia grzechu, przeto wszyscy są obowiązani
pokutować. Tylko Pan Jezus jako Syn Boży nie podlegał żadnemu grzechowi, i
dlatego nie miał cnoty pokuty w ścisłym tego słowa znaczeniu. Wszakże
pokutował za grzechy nasze i w naszym zastępstwie, poddając się dobrowolnie
srogiej męce i śmierci krzyżowej. Prawdopodobnie i Matka Najświętsza miała
cnotę pokuty, albowiem była tylko człowiekiem. Jakkolwiek była wolna od
168
wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego, a nawet i uczynkowego nigdy nie
popełniła, ale było to jej przywilejem nie z natury, lecz z łaski przez wzgląd na
zasługi Syna Pana Jezusa. Wolność od grzechu była u niej tylko moralna i
zewnętrzna, dlatego wewnętrznie mogła mieć cnoty pokuty.
Nawet prarodzice nasi — Adam i Ewa — przed upadkiem mieli cnotę
pokuty, albowiem mieli już możliwość zgrzeszenia. Małe dzieci po chrzcie
świętym mają cnotę pokuty w podświadomości swojej. Jakkolwiek bowiem nie
mogą one grzeszyć przed przyjściem do używania rozumu, jednak są w
możliwości grzechu i noszą w sobie jego zarzewie. Tym bardziej pokuta
obowiązuje wszystkich ludzi dorosłych, nie tylko grzeszników, ale i
sprawiedliwych. Każdy bowiem nosi w sobie zarzewie grzechu, przed którym
zabezpieczyć się sam nie potrafi, a winien przez pokutę zabiegać o łaskę. Jeżeli
dotychczas za łaską Bożą grzechu nie popełnił, może go popełnić w każdej
chwili. Dlatego Zbawiciel powiedział bez wyjątku: „Jeśli pokutować nie
będziecie, wszyscy… zginiecie”.
A Święci w niebie, którzy już stanęli przed tronem Wszechmocnego i
otrzymali nagrodę za swe czyny pokutne na ziemi, czy jeszcze mogą mieć
pokutę? W zasadzie pokuta pozostaje nawet u Świętych, chociaż u nich ma inny
zupełnie wyraz. Gdy my na ziemi przez pokutę wyjednywamy sobie
miłosierdzie Boże, otrzymując odpuszczenie grzechów lub zabezpieczenie się
przed nimi na przyszłość, — Święci w niebie czynią dzięki Bogu za otrzymane
już miłosierdzie i odpuszczone grzechy oraz cieszą się niewymownie z
zadośćuczynienia, dokonanego za swego życia ziemskiego. Pokutują dusze w
czyśćcu zostające, uiszczając się sprawiedliwości Bożej z nadzieją, że ich kara
się skończy. Pokutują wreszcie potępieni bez nadziei zakończenia kiedykolwiek
swej pokuty, ponieważ nie pokutowali za życia.
Duchy niebieskie nie mają cnoty pokuty. Wprawdzie mogły one grzeszyć,
a wiele z nich w rzeczywistości zgrzeszyło, ale grzech aniołów, jako mających
doskonałe poznanie Boga, z natury swojej jest nieodpuszczalny, albowiem ich
wola jest niewzruszalna. Po grzechu tedy upadli aniołowie od razu ustalili się w
złym, a inni, którzy nie zgrzeszyli, ustalili się w dobrym i stąd swej pierwszej
woli naturalnie zmienić nie mogą. Przeto tylko Aniołowie wierni mogą śpiewać
pieśń, słyszaną przez Izajasza Proroka: „Święty, Święty, Święty”, albowiem
natura ich odbija świętość Boga. My zaś ludzie grzeszni, a przynajmniej skłonni
wszyscy do grzechu, mamy śpiewać w niebie inną pieśń, jak powiada Pismo
św.: „Miłosierdzie Pańskie na wieki wyśpiewywać będę” (Ps. 88, 2).
Miłosierdzie Boże jest tedy kluczem wszystkiego, co nas spotyka na
ziemi. To jest doskonałość Boża, której ufając, możemy skutecznie pokutować i
w ten tylko sposób dostać się do królestwa Bożego. To jest doskonałość, w
której Bóg jest wielbiony przez Świętych w ciągu całej wieczności i pragnie być
wielbionym jeszcze tutaj na ziemi przez wszystkich ludzi. Jak „światło chwały”,
przez które święci w niebie mogą oglądać i kochać Boga, jest przedłużeniem
169
łaski uświęcającej na ziemi, — tak wychwalanie miłosierdzia Bożego, którym są
zajęci Święci w niebie winno się rozpocząć jeszcze na ziemi, nie tylko
prywatnie i przygodnie, ale również publicznie i powszechnie w liturgii
Kościoła.
***
Duchu Święty, przywróć nam wiosnę życia niebian przez pokutę, zstąp w
serca nasze, owioń je Boskim tchnieniem, byśmy zwlekli z siebie śmiertelne
grzeszne szaty i z miłości ku Tobie przejęli się żalem za grzechy nasze. I znowu
na suchej ziemi róść będą kwiaty cnót, a płodność zasług będzie udziałem
naszym. Ześlij Ducha Twego, a odmienimy się i odnowisz oblicze ziemi!
52. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — KOŚCIÓŁ
„Chrystus umiłował Kościół i wydał
zań samego siebie” (Ef. 5, 25).
Poznane dotychczas miłosierdzie Boże, ujawniające się w niezliczonych
łaskach, darach, owocach i błogosławieństwach Ducha Świętego, wysłużonych
nam przez Pana Jezusa, oraz droga do miłosierdzia Bożego przez modlitwę,
ufność i pokutę, — urzeczywistnia się w Kościele. Kościół jest to Mistyczne
Ciało Jezusa Chrystusa, albowiem Chrystus jest tego twórcą, głową, ostoją i
Zbawcą, z którym się łączą członki tego ciała. Sprawcą tej łączności jest Duch
Święty, który przebywa w Kościele trwale, nieprzerwanie i niezależnie od woli i
współdziałania poszczególnych ludzi.
1. Chrystus przyszedł na ziemię nie tylko dla tych, którzy za jego czasów
mieszkali w Ziemi Świętej, lecz dla wszystkich ludzi i po wszystkie czasy.
Dlatego, kiedy odjął ludziom swoją widzialną obecność, pozostawił im Kościół,
któremu dał swoją naukę, swoją władzę, swój kult, swoje sakramenty, jakby
drugiego siebie. Kościół to Chrystus mistyczny. Nikt nie przychodzi do Ojca jak
tylko przez Chrystusa (J. 14, 6), ale i nikt nie przychodzi do Chrystusa jak tylko
przez Kościół. Nie żyjemy życiem Chrystusa, ani jego Duchem, jak tylko w
łączności z Kościołem. Tę łączność z sobą Chrystus przyrównał do szczepu
winnego: „Jam jest prawdziwy krzew winny, a Ojciec mój jest rolnikiem.
170
Wszelką latorośl, która we mnie nie przynosi owocu, odetnie, a tę, która
przynosi owoc, oczyści, aby więcej owocu przynosiła” (Jan 15, 1 – 2).
Kościół jest społecznością widzialną i nadprzyrodzoną. Nie jest to tylko
związek miłości przeciwstawiający się społeczności prawnej, ale jest
społecznością doskonałą bez przeciwieństwa między niewidzialną misją Ducha
Świętego, a właściwą jurysdykcją, jakiej Chrystus udzielił Pasterzom. Jeśli w
Kościele widzimy coś, co dowodzi słabości natury ludzkiej, to nie należy
przypisywać tego prawnemu jego ustrojowi, lecz raczej opłakania godnej
skłonności poszczególnych ludzi do złego. Ale sam Kościół jest bez zmazy w
sakramentach, w wierze, w prawach, w darach niebieskich i charyzmatach.
Zjednoczenie wiernych z Chrystusem jest ścisłe, przez wewnętrzne tchnienie i
wpływ Ducha Świętego na umysły i dusze nasze. Ujawnia się ono na zewnątrz
przez wiarę, sakramenty święte, ofiarę i przykazania.
Słowo Przedwieczne jeszcze przed początkiem świata objęło nas
nieskończoną myślą swoją i przedwiecznym miłosierdziem, a pragnąc to
miłosierdzie swoje urzeczywistnić przyjęło naturę naszą do jedności osoby,
dzięki czemu w Chrystusie miłuje ciało nasze. To miłosierdzie, jakim Zbawiciel
obejmuje nas od pierwszej chwili swego Wcielenia, przekracza siłę
najzdolniejszych
umysłów
ludzkich.
Dzięki
bowiem
widzeniu
uszczęśliwiającemu, jakie posiadał od pierwszej chwili swego poczęcia, ma on
przed oczyma duszy wszystkie członki ciała mistycznego razem i każdego z nas
osobno. Chrystus jest teraz w nas przez Ducha Świętego, którego nam udziela i
przez którego w nas działa: „Jeśli Chrystus w was przebywa… Duch żyje
wskutek usprawiedliwienia” (Rzym. 8, 10).
Do Kościoła należą wszyscy ochrzczeni i wyznający prawdziwą wiarę, a
więc nie tylko hierarchia (Papież, biskupi z nim złączeni i kapłani), ale wszyscy,
którzy przez chrzest zostali jego członkami i nie byli wyłączeni, ani też sami się
zeń nie wykluczyli. „W jednym Duchu wszyscy ochrzczeni byliśmy w jedno
ciało… i wszyscy jednym Duchem byliśmy napojeni” (I Kor. 12, 13). Łączność
Kościoła z Chrystusem jest nad przyrodzona — ugruntowana na tajemnicach
dostępnych tylko wierze i z nich Kościół czerpie swe życie. Chrystusa bez
Kościoła nie można zrozumieć, jak i Kościoła nie da się rozpatrywać w
oderwaniu od Chrystusa. Kościół jest z nim złączony tak nierozerwalnie, jak
nieoddzielna jest głowa od ciała. Dotknąć Kościoła, czyli dusz ochrzczonych,
znaczy dotknąć samego Chrystusa. „Szawle, czemu mnie prześladujesz?” (Dz.
9, 4) — mówi Chrystus do Szawła, który prześladował chrześcijan.
2. Jeżeli Chrystus jest uosobieniem miłosierdzia Bożego, to Kościół jest
tego miłosierdzia urzeczywistnieniem. Syn Boży z nieskończonego miłosierdzia
złączył się naprzód z ludzką naturą w sposób hipostatyczny, a następnie łączy
się w Kościele z całą ludzką społecznością, którą przemienia w swoje ciało
171
mistyczne. Zadośćuczynienia i zasługi Chrystusa stały się naszymi, albowiem
Bóg ułagodzony przez głowę, zapomina wszystkich zniewag wyrządzonych Mu
przez członki, o ile są one ściśle złączone z głową przez łaskę. Słowo wcielone
odnajduje w Kościele całą ludzkość, która przez nie nawiązuje przyjaźń z
Bogiem. „Sam bowiem Ojciec miłuje was, boście wy mnie umiłowali i
uwierzyliście, że od Boga wyszedłem” (Jan 16, 27).
Jak miłosierny Zbawiciel, tak jego Oblubienica – Kościół, niby
Samarytanin litościwy, wlewa w rany swoich dzieci wino skruchy i pokuty oraz
oliwę ufności, biegnie i prosi, by syn marnotrawny — jednostka lub
społeczeństwo czy naród — powrócili do jedności z Chrystusem, aby skierować
ich na drogę do jednej wspólnej Ojczyzny. Przejrzyjmy tylko Dzieje
Apostolskie, a zobaczymy jak Bóg w sposób cudowny rozszerza Kościół,
utrzymuje go i kieruje nim dla dobra ludzkości, dla dobra poszczególnych
narodów i jednostek. Przejrzyjmy dzieje Kościoła, a przekonamy się jak On
przez wszystkie wieki urzeczywistnia miłosierdzie Boże, jakie zapoczątkował
Pan Jezus za czasów swego życia ziemskiego: dociera swoim wpływem nawet
do tych narodów, które jeszcze do miłosierdzia Bożego przyjść nie zdążyły albo
od niego odpadły.
Działalność miłosierna Kościoła idzie w dwóch kierunkach:
sakramentalno – mistycznym i etyczno – ascetycznym. W Kościele nie może
być świętości bez sakramentów, ani też przystępowania do nich bez dążenia do
doskonałości. Kościół siedmioma sakramentami obejmuje całe życie człowieka i
uświęca wszystkie jego szczyty i niziny: duszę, obciążoną grzechem
pierworodnym i pozbawioną życia Bożego, odradza w sakramencie chrztu
świętego — duszę, zbrukaną grzechami uczynkowymi, obmywa w sakramencie
pokuty, — duszę rozradowaną w Bogu zasila Sakramentem Ołtarza, oraz pasuje
na swego żołnierza w sakramencie bierzmowania, — duszę, jęczącą w jarzmie
cierpienia i wstrząsaną bojaźnią śmierci, wzmacnia w sakramencie Ostatniego
Namaszczenia. Życie społeczne człowieka również bierze Kościół w swą opiekę
błogosławiąc pierwszą komórkę społeczną w sakramencie małżeństwa, a życie
religijne utrzymując i rozszerzając przez sakrament kapłaństwa.
Drugi kierunek działalności Kościoła wyrażają słowa św. Pawła: „Nie
mamy tu miasta trwałego, ale przyszłego szukamy” (Żyd. 13, 14). Żadna prawda
nie leży tak głęboko w sercu wierzącego chrześcijanina, jak pierwsze zdanie
katechizmu: „Żyję po to, by Pana Boga poznać, miłować, służyć mu i dostać się
do nieba.”. Dla niego nie ma głębszej rzeczywistości. Świat dla niego jest tylko
promem, który trzeba będzie niebawem opuścić, by osiągnąć szczęście wieczne.
Stąd wynika dążenie do rozumnej ascezy, której celem jest miłość i tylko
miłość. Uprawianie ascezy, czyli świadome i metodyczne ćwiczenie się w
panowaniu nad sobą, czyni duszę naszą wolną, silną i stanowi istotną część
składową Ewangelii Pana Jezusa. Jest to drugi kierunek działalności Kościoła,
ujawniający się w przykazaniach kościelnych, zmierzających do wyszkolenia
172
woli człowieka. Z tego założenia ascezy jako metodycznego szkolenia woli
należy zapatrywać się na celibat duchowieństwa w kościele i śluby zakonne.
***
„Jeślibym cię zapomniał, Jeruzalem, niech zapomniana będzie prawica
moja! Niechaj przyschnie język mój do podniebienia mego, jeślibym na cię nie
pomniał” (Ps. 136, 5 – 6). Jeżeli tak śpiewał Psalmista o swej ziemskiej stolicy,
o ileż bardziej pamiętać muszę o Kościele, zbudowanym z kamieni żywych i
wybranych, którego głównym kamieniem węgielnym jest sam Jezus Chrystus
(Ef. 2, 20). Jakże chlubić się muszę, że jestem członkiem jego i pozostaję pod
kierunkiem tak wzniosłej Głowy i ożywiony jego Duchem Świętym. Jakiż
posłuch mam okazywać prawom i nakazom Kościoła oraz miłość i szacunek dla
hierarchii. Tu Chrystus objawia siebie w różnych społecznych członkach
swoich.
53. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — CHRZEST
„Jeśli się kto nie odrodzi z wody i Ducha Świętego,
nie może wnijść do królestwa Bożego” (Jan 3, 5).
Sakramenty święte są to widzialne znaki łaski Bożej, są to narzędzia,
przez które miłosierdzie Boże spływa w Kościele na ludzi. Gdyby człowiek nie
miał ciała, byłyby mu podawane dobra duchowe bez osłon zmysłowych.
Ponieważ dusza jest złączona z ciałem, Bóg łaski swoje podaje w znakach
zmysłowych, które się nazywają sakramentami. Wszystkie sakramenty jako
znaki widzialne są elementami prostymi bez życia i składają się z materii i
formy. Dopiero miłosierdzie Boże czyni je narzędziami łask. Mają one jeden
główny cel — upodobnienie nas do Chrystusa przez udzielenie życia
nadprzyrodzonego i przemienienie nas w niego.
1. Chrzest jest narodzeniem się człowieka do życia nad przyrodzonego. W
tej myśli tkwi cała istota chrztu. Przez narodzenie z rodziców człowiek jest
istotą tylko przyrodzoną, dla życia nadprzyrodzonego wcale nie istniejącą: „Co
się narodziło z ciała, ciałem jest” (Jan 3, 6). Ten stan nie jest tylko brakiem
życia nadprzyrodzonego, lecz prawdziwym grzechem przed Bogiem, który
173
powołał wszystkich do nadprzyrodzonego stanu. Jest to grzech pierworodny,
jest to stan odrzucenia i niewoli szatańskiej. W tych warunkach zachodzi
potrzeba duchowego odrodzenia, które się dokonuje w chrzcie świętym. Gładzi
on grzech pierworodny i wszystkie inne, jeżeli były przed chrztem popełnione,
obala panowanie szatana i użycza wyższej natury, wyposażonej we wszystkie
zdolności do życia nadprzyrodzonego, którego udziela przez łaskę uświęcającą.
„Czyńcie pokutę i niechaj każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na
odpuszczenie grzechów waszych, a otrzymacie dar Ducha Św.” (Dz. 2, 38).
Oprócz zgładzenia grzechów chrzest odpuszcza należne za nie kary,
albowiem wciela nas w mękę i śmierć Zbawiciela i przydziela nam jego zasługi.
„Przez chrzest bowiem zostaliśmy razem z nim pogrzebani w śmierć, aby jako
Chrystus zmartwychwstał przez chwałę Ojca, tak t my, byśmy w nowości życia
chodzili” (Rzym. 6, 4). Dolegliwości tego życia jak cierpienia, choroby i śmierć,
nie bywają przez chrzest usunięte, aby upodobnić chrześcijanina do Chrystusa,
dać mu sposobność do zasług i zabezpieczyć bezinteresowność tego sakramentu.
Dolegliwości te po chrzcie nie mają racji kary, lecz są właściwościami natury
ułomnej. Gdyby chrzest znosił dolegliwości życia, wielu przyjmowałoby go nie
dla zyskania łaski, lecz by byli wybawieni od cierpień tego życia.
Pismo Św. nazywa chrzest „obmyciem odrodzenia i odnowienia w Duchu
Świętym” (Tit. 3, 5), „przyobleczeniem się w Chrystusa” (Gal. 3, 27),
„uświęceniem i usprawiedliwieniem w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa” (I
Kor. 6, 11), co wszystko oznacza, że chrzest daje łaskę sakramentalną
odrodzenia. Przez ten sakrament stajemy się członkami ciała mistycznego, jakim
jest Kościół, i razem z łaską uświęcającą otrzymujemy prawo do łask
specjalnych przez całe życie, których zadaniem jest oświecenie umysłu
dotyczące prawd wiary, by je coraz lepiej rozumieć, utrzymać i według nich
postępować. Stąd sakrament chrztu inaczej nazywa się sakramentem wiary i
przed jego przyjęciem liczne prawdy wiary są trudne do zrozumienia dla
neofitów, jak o tym poucza doświadczenie.
Wreszcie chrzest wyciska na duszy charakter sakramentalny. O nim
Ojcowie mówią jako o znaku, „na widok którego drżą szatani, a aniołowie
otaczają posiadającego ten znak jako krewnego i należącego do rodziny Bożej”
(Cyr. Jeroz. 1. 3). Nadto porównują go do znaku wypalonego żelazem na
ramieniu niewolnika, do pieczęci na wosku wyciśniętej pierścieniem, do godła
żołnierskiego, do znaku obrzezania itp. Znak ten jest stały, różni się od łaski,
albowiem tkwi w duszy nawet po jej utracie. Św. Bazyli nazywa chrzest
pieczęcią, którego żadna siła nie złamie, a św. Augustyn nazywa go
„charakterem króla mojego, dlatego owcę, powracającą z herezji do jedności
Kościoła, należy z rany uleczyć, ale charakter chrztu św. w niej uznać”. Toteż
chrztu św. nie wolno powtarzać, albowiem Pan Jezus na zawsze „wycisną na
nas pieczęć i dał zadatek Ducha w serce nasze” (II Kor. 1, 22).
174
2. Jakże wielkie łaski miłosierdzia Bożego spływają na duszę w czasie
chrztu św., przez który stajemy się członkami mistycznego ciała Chrystusowego
i żywą świątynią Ducha Świętego, który zstępuje do duszy ze swymi łaskami i
darami. W tym sakramencie stajemy się członkami Chrystusa Pana, bo w nim
mieszka ten sam Duch, co i w nas. Duch Święty zstępuje na każde dziecko,
przyjmujące chrzest, na każdą chrzcielnicę, jak niegdyś zstąpił na Zbawiciela w
czasie chrztu w Jordanie. Każda dusza ochrzczona wynurza się z wody, pełna
Ducha Świętego, jak Pan Jezus (Łuk. 4, 1). Dlatego najpospolitszym symbolem
pierwszych chrześcijan była ryba, przedstawiająca wynurzających się z wody
chrześcijan. Żywiołem ryby jest woda, a życiodajnym żywiołem chrześcijanina
jest chrzest. Dlatego Tertulian mówi: „Jesteśmy rybkami Chrystusowymi: w
wodzie się rodzimy i tylko w niej przy życiu zostać możemy” (De bapt. c. 1).
Chrzest więc jest urzeczywistnieniem nieskończonego miłosierdzia
Bożego — świetlanym obłokiem łaski, z którego bezustannie rozbrzmiewa głos
Ojca niebieskiego: „Tyś jest syn mój miły, w tobie upodobałem sobie” (Łuk. 3,
22), — czystą promienną tonią morską, z której się wynurzają nieskończone
pokolenia dusz uświęconych, aby niebo zaludnić. Dostąpienie łaski chrztu
należy uważać za największe szczęście, albowiem wówczas otrzymujemy
pierwszą łaskę poświęcającą. Jest to tak doniosłe zdarzenie w życiu człowieka,
że przystałoby uderzyć w dzwony wszystkich Kościołów w chwili, gdy dziecko
chrzest otrzymuje. Rodzi się bowiem obywatel niebieski nie z woli ludzi, lecz z
nieskończonego miłosierdzia Bożego. Nie przychodzimy na świat jako
chrześcijanie, lecz stajemy się nimi z miłosierdzia Bożego. Ono nas rodzi
dobrowolnie, czyni w chrzcie św. dziećmi Bożymi i żywymi członkami
Oblubienicy Chrystusowej — Kościoła.
Jeżeli zwykliśmy obchodzić uroczyście dzień swoich urodzin z rodziców,
to tym bardziej trzeba obchodzić uroczyście dzień swoich urodzin z Boga.
Należałoby przechowywać szatę otrzymaną na chrzcie i świecę, podaną
wówczas przez kapłana, by one zawsze przypominały nam obowiązki
chrześcijańskie. Jest to prawdziwy dzień narodzin naszych, w którym o
trzymaliśmy imię w królestwie Bożym. W tym dniu czyli w rocznicę chrztu św.
należałoby przystępować do sakramentu pokuty i Ołtarza i odnawiać
przyrzeczenia, złożone w imieniu naszym przez rodziców chrzestnych w czasie
chrztu św.. Czym dla Chrystusa Pana był krzyż i grób, tym dla nas winien być
chrzest św.. Na chrzcie otrzymaliśmy życie nadprzyrodzone, należy więc w
nadprzyrodzony sposób żyć, mówić i działać. To oznacza sól, którąśmy na
chrzcie kosztowali, ślina kapłana, którą dotknięto naszych zmysłów powonienia
i słuchu.
Wypada nie tylko, by każdy chrześcijanin obchodził uroczyście rocznicę
swojego chrztu, lecz by w jednym dniu roku kościelnego wszyscy razem
wielbili Boga w miłosierdziu, jakim obdarza nas w tym sakramencie. Takim
dniem jest pierwsza niedziela po Wielkanocy, zwana Przewodnią i Białą. Jest
175
ona oktawą uroczystego chrztu, jakiego w pierwszych wiekach chrześcijaństwa
udzielano zwykle w Wielką Sobotę. Nowoochrzczeni katechumeni otrzymywali
białe szaty na znak niewinności duszy, odzyskanej w tym sakramencie, i
chodzili w nich przez cały tydzień, przygotowując się do Sakramentu Ołtarza,
który przyjmowali w następną niedzielę, kiedy odprowadzono ich uroczyście do
kościoła. Stąd pochodzi nazwa tej niedzieli — Biała i Przewodnia, której liturgia
przypomina łaski miłosierdzia Bożego, spływające na nas w sakramencie chrztu.
***
Chrzest św. był dla mnie pocałunkiem, przez który Bóg przyjął mnie za
przybrane dziecko swoje i wcielił do Kościoła — do królestwa swojego. Odtąd
mam prawo nazywać Boga Ojcem, a Kościół matką moją, ale zarazem mam
obowiązek nosić przykazania jego w sercu swoim i stosować się do nich jak
najwierniej. Kocham ponad wszystko Boga — Ojca mego najmiłosierniejszego,
który bez żadnych z mojej strony zasług podniósł mnie z miłosierdzia swego do
tak wielkiej godności. Kocham również Kościół —Matkę moją, która tak
troskliwie czuwała i czuwa, bym nie odpadł od dziedzictwa, do którego przez
chrzest św. nabrałem prawa. Kocham przede wszystkim Ciebie, Jezu, któryś
założył Kościół i przez Ducha swego ożywiasz Go i w chrzcie świętym
oczyściłeś duszę moją od grzechu pierworodnego.
54. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
— SAKRAMENT POKUTY
„Weźmijcie Ducha Świętego, którym odpuścicie
grzechy, są im odpuszczone” (J. 20 22 – 23).
Św. Hieronim porównuje chrzest do okrętu, na który trzeba wsiąść, by się
dostać z ziemi do nieba. Ale co czynić, gdy ten okręt po drodze się rozbije, gdy
człowiek po chrzcie dopuści się grzechu śmiertelnego i stanie się znowu
nieprzyjacielem Boga, a sługą szatana? Bóg w nieskończonym miłosierdziu
swoim przewidział odpowiedni środek dla takich rozbitków, ustanawiając
sakrament pokuty, nazwany przez tegoż doktora „deską ratunkową” jakiej
biedny rozbitek winien się chwycić oburącz po rozbiciu się okrętu niewinności.
Jest to sakrament miłosierdzia Bożego, nazwany inaczej „znojnym chrztem”.
176
1. Sakrament pokuty został ustanowiony w formie sądu, w którym sam
winowajca winien siebie oskarżać przed Sędzią — Bogiem. Boga zastępuje tu
kapłan. Wyznanie grzechów winno płynąć z serca, przejętego żalem,
przynajmniej dostatecznym, czyli mniej doskonałym, z pobudek obawy nieba i
kary za grzechy. A więc spowiedź nie jest tylko prostym opowiadaniem, ale
samooskarżeniem z poczuciem swojej winy wobec Boga. Razem z żałosnym
wyznaniem winno być mocne postanowienie poprawy i zadośćuczynienia, czyli
usunięcia przyczyny grzechu, naprawienie skutków jego oraz użycia środków
zaradczych przeciw grzechowi na przyszłość. „Ojciec nikogo nie sądzi, lecz
wszelki sąd zdał na Syna, aby wszyscy czcili Syna, jako czczą Ojca” (Jan 5, 22).
Obecnie Chrystus jest Sędzią miłosiernym, w dniu zaś ostatecznym będzie
Sędzią sprawiedliwym. Otóż Ojciec pragnie, byśmy chwałę oddali Synowi w
sakramencie pokuty, albo w razie niemożliwości przystąpienia do spowiedzi
natychmiast, przynajmniej mieli zamiar wyspowiadać się, wzbudzając żal
doskonały. Nie ma takiego grzechu, którego by Bóg w ten sposób nie
przebaczył.
Sakrament ten ma w sobie nieograniczoną moc przebaczania, ale skutki
jego zależą od warunków, jakimi są: rachunek sumienia, żal, mocne
postanowienie poprawy, spowiedź i zadośćuczynienie. W tym sakramencie
nienawiść grzechu, jaką odczuł Pan Jezus w czasie konania w Ogrójcu i na
krzyżu, przechodzi do duszy naszej, by dokonać w niej zniszczenia grzechu.
Skrucha doskonała z natury zadaje śmierć grzechowi, albowiem w chwili żalu
sam Zbawiciel obmywa dusze nasze w Boskiej krwi swojej, lecz w sakramencie
pokuty zasługi Pana Jezusa wynoszą ją nieskończenie i nadają jej wysoką
skuteczność. Choćbyśmy tedy wyznawali same tylko grzechy powszednie,
zawsze krew Chrystusa spływa obficie na dusze nasze, by je ożywić, wzmocnić
przeciw pokusom, dodać im męstwa do walki z grzechem oraz wyniszczyć w
nich korzenie i skutki grzechu. Dusza znajduje w tym sakramencie szczególną
łaskę sakramentalną, jakiej nie dają inne sakramenty, by skutecznie opierać się
pokusom.
W Starym Testamencie do odpuszczenia grzechu konieczna była skrucha
doskonała — z miłości ku Bogu. Taka jednak skrucha jest rzeczą bardzo trudną
dla grzeszników, odwróconych od Boga i zaplątanych w przywiązanie do
grzechu. Nawet sprawiedliwi, obdarzeni cnotą pokuty, mają trudność w
wywołaniu takiego żalu i nigdy nie są pewni absolutnie, że go mają. Stąd ludzie
mogli się bardzo obawiać o skuteczność swojej pokuty, chyba że wyjątkowo
sam Bóg objawiłby komu o przebaczeniu, jak to uczynił Dawidowi przez
Proroka Natana. Otóż w Nowym Testamencie Bóg nie wymaga skruchy
doskonałej, lecz tylko dostatecznej czyli wystarczającej, która byłaby
nadprzyrodzona i powszechna czyli obejmowałaby wszystkie grzechy
śmiertelne. Stąd spowiadający się, świadomi szczerości swojej skruchy, mogą
177
ufać i mieć moralną pewność, że grzechy ich zostają odpuszczone, gdy kapłan w
imieniu Boga wypowiada nad nimi słowa rozgrzeszenia.
W Starym Testamencie za odpuszczone grzechy kara doczesna była
bardzo surowa. Jonasz za nieposłuszeństwo przez trzy dni pozostawał w rybie,
inny Prorok za to samo zostaje rozszarpany przez lwa, a za próżność Dawida
państwo jego nawiedza straszna zaraza i dziesiątkuje ludność. W Nowym
Testamencie kary wieczne są darowane przy sakramentalnym rozgrzeszeniu, a
doczesne — częściowo przez rozgrzeszenie i odprawienie stosunkowo małej
naznaczonej przez kapłana pokuty, a w pozostałej części, jeszcze na tym
świecie, przez odpusty lub inne praktyki pobożne spełnione w duchu pokuty. W
Starym Testamencie Bóg udzielał łaski zależnie od natężenia aktów samego
pokutującego (ex opere operantis), a w Nowym Testamencie łaska spływa
obficie z zasług Chrystusa Pana (ex opere operato), który daje jeszcze osobną
łaskę sakramentalną — jak się rzekło — zabezpieczającą przed ponownymi
upadkami w grzechy wyznane, bylebyśmy tylko nie stawiali przeszkód tej łasce.
2. Sakrament pokuty obok sakramentu chrztu jest dziełem, w którym jak
najbardziej ujawnia się nieskończone miłosierdzie Boże po wszystkie czasy aż
do końca świata. Jest to aplikacja zasług Pana Jezusa do poszczególnych dusz
grzesznych, — jest to urzeczywistnienie odkupienia i usprawiedliwienia dusz
poszczególnych. „Przepaść przepaści przyzywa wśród głosu upustów twoich”
(Ps. 41, 8), mówi Psalmista, wyrażając tę myśl, że przepaść nędzy naszej win
przyzywa przepaść, czyli nieskończoność miłosierdzia Bożego — w
sakramencie pokuty, który gładzi wszystkie grzechy po chrzcie popełnione,
odpuszcza kary wieczne, częściowo doczesne, wlewa albo powiększa łaskę
uświęcającą oraz daje specjalną łaskę sakramentalną, jako prawo do łaski
uczynkowej w przyszłości, w celu uzdrowienia duszy z ran i pozostałości
grzechowych oraz zwalczania pokus i uniknięcia nowych upadków.
Gdy chorujemy fizycznie, leczymy się nieraz przez czas dłuższy z
nakładem kosztów wielkich, poddajemy się bolesnym operacjom, uciążliwej
diecie, przyjmujemy gorzkie lekarstwa i udajemy się do kosztownych
uzdrowisk. Na uzdrowienie zaś duszy Pan Jezus ustanowił sakrament pokuty,
przez który w tak łatwy sposób grzesznik odzyskuje zdrowie ducha a nawet
dawne zasługi. Jest to rzeczywiście sakrament miłosierdzia Bożego, w którym
człowiek przekształca się, na nowo stwarza i odradza wewnętrznie, staje się z
grzesznika dzieckiem Bożym i nową, zupełnie odmienną istotą. Jest to
urzeczywistnienie zapowiedzi Pana Jezusa, że „kto wierzy we mnie… większych
rzeczy (niż ja czynię) dokona” (Jan 14, 12). Łatwiej bowiem, mówi św.
Augustyn, stworzyć najdoskonalszego ducha niż grzesznika, który jest niżej
nicości, usprawiedliwić i uczynić z niego świętego.
178
Ileż to załamanych dusz beznadziejnych grzeszników Pan Jezus podniósł
w tym sakramencie, kojąc ich niespokojne sumienie! Ile rodzin, ile parafii
znalazło w nim spokój i zgodę! Ileż społeczeństw, państw i narodów odrodziło
się w nim wewnętrznie i wyszło z barbarzyństwa na drogę jedynej i prawdziwej
kultury, kultury ducha i prawdziwego postępu! Jest to wielki bezcenny skarb,
zostawiony nam przez Pana Jezusa, skarb prawdziwie błogosławiony, z którego
każdy człowiek dobrej woli może czerpać i korzystać tylekroć, ilekroć tylko
zechce. Jest to ustawiczne rozdawnictwo zasług męki i śmierci Zbawiciela
naszego, — jest to balsam na rany duchowe jego wyznawców.
Świadomość popełnionej winy i wyrzuty sumienia towarzyszące tej
świadomości są dla człowieka największym nieszczęściem, od którego nic i nikt
na świecie uwolnić go nie potrafi. Grzeszne sumienie woła: Jest Bóg, a ja go
obraziłem! Moja wola zbuntowała się przeciwko Jego woli! W tym stanie
człowiek me znajdzie spokoju. Nie pomogą tu rozrywki, ani dalekie podróże,
ani nauka, ani sztuka, ani żadna potęga na świecie! Grzechy odpuścić może
tylko jeden Bóg. Serce nasze czuje to instynktownie. Kto zaś inną drogą pragnie
uwolnić się od grzechu, łudzi tylko samego siebie. — „Odpuszczają ci się
grzechy” (Łuk. 7, 48), rzekł Pan Jezus do Magdaleny. „Człowiecze, odpuszczają
ci się grzechy twoje” (Ł. 5, 20), mówi do paralityka skruszonego, a w tych
słowach odzywa się łaskawe i hojne miłosierdzie Boże.
Władzę odpuszczania grzechów, jaką tylko On sam posiadał, przekazał
Zbawiciel Apostołom i ich następcom — biskupom i kapłanom, aby grzesznicy
po wszystkie czasy mogli powiedzieć: „Bóg mi przebaczył!”. Wieczorem w
dniu Zmartwychwstania ukazał się Pan Jezus Apostołom w wieczerniku, tchnął
na nich i powiedział: „Weźmijcie Ducha Świętego, którym odpuścicie grzechy,
są im odpuszczone, a którym zatrzymacie są im zatrzymane” (Jan 20, 22 – 23).
Kapłan katolicki posiada więc władzę odpuszczania i zatrzymania grzechów
stosownie do tego, jak się przedstawia wyznanie grzechów. Ponieważ w dniu
Zmartwychwstania cała uwaga Kościoła zwrócona jest na uczczenie tej
tajemnicy, więc ewangelię o tym zdarzeniu czyta Kościół dopiero w niedzielę
Przewodnią czyli Białą, która z tego tytułu jest również najodpowiedniejszym
dniem na uwielbienie Boga w miłosierdziu Jego, jakie otrzymujemy w
sakramencie pokuty.
***
Z żalem i ufnością będę się zbliżał do trybunału pokuty. Będę unikał na
spowiedzi szablonu i drobiazgowości, a spowiadał się głównie z przedmiotu
szczegółowego rachunku sumienia, oskarżając siebie z przyczyn i skutków
niewierności, dodając zawsze jakiś grzech z dawnego życia dla wzbudzenia
szczerego żalu.
179
55. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
— SAKRAMENT BIERZMOWANIA
„Chwalcie Pana wszystkie narody, bo utwierdzone
jest nad nami Miłosierdzie jego” (Ps. 116,1).
Psalmista przepowiada, że Bóg nie tylko da miłosierdzie swe ludziom, ale
nadto utwierdzi je nad nami. Tego dokonał Duch Święty, zstępując na
Apostołów w dniu Zielonych Świątek w postaci języków ognistych i
utwierdzając ich w wierze i doskonałościach. Dokonuje on tego utwierdzenia
nad wszystkimi chrześcijanami, którzy po przyjęciu chrztu świętego, względnie
sakramentu pokuty, przystępują do Sakramentu Bierzmowania. Prawdziwie i
rzeczywiście zstępuje na nich Duch Święty, pasuje na swoich rycerzy, wlewa
hart potrzebny do mężnego wyznawania wiary świętej i przezwyciężenia
rozmaitych trudności oraz pobudza do intensywniejszej pracy nad zbawieniem
swojej duszy.
1. Wyraz bierzmowanie pochodzi od staropolskiego wyrazu „bierzmo”, co
oznacza główną belkę, na której utrzymują się inne belki i wiązanie dachowe.
Belka ta inaczej nazywa się tramem. Zastosowano ten wyraz do nazwy
sakramentu, w którym ochrzczony przez włożenie rąk, namaszczenie czoła
krzyżmem i słowa biskupa otrzymuje umocnienie Ducha Świętego do mężnego
wyznawania wiary i życia według jej zasad. Chrystus Pan po Zmartwychwstaniu
obiecał Apostołom zesłać Ducha Świętego, który zstąpił na nich w dniu
Zielonych Świątek. Obietnica ta dotyczyła wszystkich chrześcijan:
(Apostołowie) „wkładali na nich ręce i (oni) otrzymywali Ducha Świętego” (Dz.
8, 17).
Sakrament ten różny jest od chrztu, albowiem udzielają go tylko
Apostołowie poza tym wierni otrzymują w nim inne łaski niż na chrzcie
świętym. Zupełne odrodzenie duszy następowało według pojęcia
najdawniejszych Ojców dopiero przez udzielenie obydwu sakramentów. Ryt
bierzmowania polegał od najdawniejszych czasów na włożeniu rąk i
namaszczeniu olejem świętym — krzyżmem, będącym mieszaniną oliwy i
balsamu. Jak oliwa wnika w namaszczone członki i wzmacnia je, tak łaska
bierzmowania wnika w głąb duszy i usposabia jej władze do nadprzyrodzonego
działania, zwłaszcza do mężnego wyznawania wiary. Jak oliwa daje ciału
180
połysk, tak łaska bierzmowania nadaje duszy blask i oświeca ją. Jak woń
balsamu rozchodzi się dokoła, tak czyny bierzmowanego winny wywierać
dokoła zbawienne skutki. Balsam również goi rany ciała, a łaska bierzmowania
goi rany duszy. Kładzenie rąk oznacza, że Bóg bierze w posiadanie
chrześcijanina, zapewniając mu swą opiekę, udzielenie sił i wzmocnienie. W
lekkim policzku otrzymuje chrześcijanin duchowe pasowanie na rycerza i
upomnienie, że ma być gotów do znoszenia prześladowań. Przygotować
chrześcijanina do boju jest zadaniem przybranych rodziców, którzy mają być
mistrzami i przodownikami bierzmowanego.
Sakrament bierzmowania pomnaża łaskę uświęcającą i daje prawo do łask
uczynkowych, wzmacniających ochrzczonego do mężnego wyznawania wiary
Chrystusowej i bronienia jej. Dlatego święty Piotr zapewnia wszystkich, którzy
się ochrzczą, iż otrzymają Ducha Świętego (Dz. 2, 38) do wyznawania i
głoszenia wiary, według słów Chrystusa Pana: „Otrzymacie moc Ducha
Świętego… i będziecie mi świadkami… aż po krańce ziemi” (Dz. 1, 8). Wreszcie
sakrament ten wyciska na duszy niezatarty charakter czyli pewną duchową
władzę do spełniania pewnych świętych czynności. W bierzmowaniu
chrześcijanin otrzymuje władzę do walki duchowej przeciw nieprzyjaciołom
wiary.
Na chrzcie świętym człowiek otrzymuje życie duchowe i rodzi się na
nowo z Boga, lecz rodzi się przede wszystkim dla siebie, — staje się
dziecięciem Boga i członkiem mistycznego ciała Chrystusowego, by walczyć
głównie za siebie. W sakramencie bierzmowania chrześcijanin zostaje
zaciągnięty do służby publicznej, staje się powołany do walki nie tylko wobec
wewnętrznych wrogów zbawienia, lecz i wobec zewnętrznych prześladowców
swego Kościoła. W tym celu otrzymuje na duszy nową niezmazalną pieczęć i
znamię, różne od tego, jakie otrzymał na chrzcie św. — zapisuje się już nie
tylko jako poddany Chrystusa i Kościoła, lecz nadto jako żołnierz i bojownik, —
nie tylko jako obywatel królestwa Bożego, ale nadto jako jego szermierz i
obrońca. W tym celu chrześcijanin otrzymuje w tym sakramencie specjalną broń
i zbroję duchową jako prawdziwy rycerz Chrystusa.
2. Sakrament bierzmowania utwierdza miłosierdzie Boże nad
ochrzczonym, jak wskazuje na to łacińska nazwa tego sakramentu
„confirmatio”, co znaczy utwierdzenie: jest ono w życiu duchowym tym, czym
dojrzałość w życiu fizycznym. Ta dojrzałość duchowa ujawnia się w posiadaniu
siły wystarczającej do spełniania wszystkich odpowiednich czynności
duchowych. Przyjmując ten sakrament chrześcijanin bierze rozbrat z wiekiem
dziecięcym i może w życiu wewnętrznym powtórzyć z Apostołem: „Gdy byłem
dziecięciem, mówiłem jako dziecię, myślałem jako dziecię. Lecz gdy stałem się
mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce” (I Kor. 13, 11).
181
Ta dojrzałość duchowa przejawia się uderzająco w życiorysach świętych
dziewic. Św. Łucja np. odpowiada wielkorządcy, że nie lęka się jego gróźb i
mąk najstraszniejszych, albowiem Bóg miłosierny jej nie opuści. I rzeczywiście
żadna siła ludzka nie zdołała jej z miejsca ruszyć tak, że musiano na miejscu
wobec trybunału dokonać ścięcia. Znamię chrztu daje nam możność
wyznawania wiary przez przyjmowanie innych sakramentów, a znamię
bierzmowania uzdalnia chrześcijanina do wyznawania i bronienia wiary
stosownie do urzędu i stanu, wobec nieprzyjaciół i prześladowców Kościoła.
Jakże nieskończenie miłosierny jest Bóg, że przez bierzmowanie czyni nas
dojrzałymi i obdarza szczególnymi łaskami, które nie tylko znamionują pełnię
duchowego rozrostu, lecz faktycznie ten rozrost w nas sprawują.
Jeżeli siebie samych lub braci naszych mamy przygotowywać do
przyjęcia tak ważnego sakramentu, mamy to czynić z jak największą
starannością, bo od tego zależy skuteczność tego sakramentu, który — jak i
chrzest — jest niepowtarzalny. Jest to naprawdę dzień Zielonych Świątek, dzień
szczególniejszego miłosierdzia Bożego dla poszczególnej duszy, który spełnia
się tylko raz w życiu. Apostołowie dają nam piękny przykład, przygotowując się
do tego dnia przez dziesięć dni w wieczerniku w wielkim skupieniu. Ci, co już
przyjęli ten sakrament, winni pamiętać, by łaski jego w życiu swoim należycie
zużytkować. Bierzmowanie uczyniło z nas żołnierzy i dało nam możność życia i
działania nie tylko dla nas samych, lecz i dla dobra ogólnego Kościoła oraz dla
pomnożenia królestwa Bożego.
Jaką broń daje nam bierzmowanie? Według świętego Pawła, chrześcijanin
uzbraja się w sposób następujący: przepasany jest prawdą, obleczony w pancerz
sprawiedliwości, zasłonięty tarczą wiary z przyłbicą zbawienia, nogi ma obute w
gotowość ewangelii pokoju, a do ręki bierze miecz ducha (Ef. 6, 14 – 17). Jest to
broń, którą nam daje bierzmowanie do walki duchowej. Są to dary i cnoty
cierpliwości, wytrwałości, nieustraszoności, męstwa i męczeństwa, które z
milionów słabych ludzi uczyniły chwalebnych świadków wiary chrześcijańskiej,
a Kościół okryły sławą nieśmiertelną. To jest prawdziwe utwierdzenie
miłosierdzia Bożego w Kościele i pojedynczych duszach.
***
Odwagi! Jezus miłosierny jest z nami, a przez sakrament bierzmowania
wlewa do duszy naszej moc, z jaką Kościół walczył przez tyle wieków,
odpierając ataki wrogów. Ufność w miłosierdzie Boże jest już zwycięstwem,
które krzepi walczące szeregi chrześcijan, a zarazem jest dowodem
wdzięczności za utwierdzenie nad nami miłosierdzia Bożego w sakramencie
bierzmowania. Jezu, ufam Tobie!
182
56. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
— SAKRAMENT OŁTARZA
„Kto pożywa ciało moje i pije moja krew,
ma żywot w i e c z n y ” (Jan 6, 55).
Jeżeli wszystkie sakramenty św. są urzeczywistnieniem miłosierdzia
Bożego, to Przenajświętszy Sakrament jest jego najwyższym wyrazem. W nim
bowiem Zbawiciel daje nie tylko swoje łaski, ale samego siebie. Ukryty
cudownie w Najświętszym Sakramencie narażonym jest na znoszenie zniewag,
zapomnienie i nieuszanowanie, a nawet na świętokradztwa. Czego się od nas
spodziewał? Wiedział, że odbierać będzie od ludzi obojętność, opuszczenie,
oziębłość, a nawet obelgi, a jednak z miłosierdzia swego zgodził się na to aby
móc ofiarować siebie tym, którzy Go pragną.
1. Eucharystia jest przede wszystkim sakramentem miłości. W nim
objawia się miłość Boga przez ujawnienie nam swojej mądrości, potęgi, dobroci
i miłosierdzia. Jest to ujawnieniem mądrości, że Pan Jezus powrócił do Ojca nie
opuszczając nas, — ukrył blask chwały dając nam sposobność ćwiczenia się w
wierze, ucząc pokory, prostoty i skromności. Jest to ujawnienie potęgi w cudzie
Przeistoczenia na słowo kapłana, w żywej obecności na wszystkich ołtarzach i w
każdej hostii z osobna, jak i w najmniejszej jej cząstce. Jest to ujawnienie
dobroci i miłosierdzia Bożego, że nie tylko Chrystus daje nam swoje łaski, ale
samego siebie, aby pozostawać zawsze z nami i zjednoczyć nas z sobą w celu
przemienienia nas w siebie.
Eucharystia jest również wyrazem miłości względem Kościoła, który
posiada zawsze obecnego Oblubieńca, sprawuje władzę nad jego rzeczywistym
ciałem, przechowuje je i pożywa oraz ustawicznie ofiarowuje Bogu. Eucharystia
jest tak że ujawnieniem miłości względem każdego z członków Kościoła,
których obdarza samym sobą, pragnie być pokarmem ich życia duchowego
przybierając dlatego postać posiłku, aby się do nas zbliżyć, aby wniknąć w
zakątki naszego serca, aby nas wywyższyć, pocieszyć, wzbogacić, dać siebie na
zadatek szczęścia przyszłego. Nawet materialne stworzenie (chleb i wino)
wciąga Zbawiciel w zakres swojej miłości, posługując się nim i czyniąc zeń
część składową swego sakramentalnego istnienia, podnosząc je w Ciele swoim
183
do najwyższej doskonałości. Oto zupełnie nowe ogniwo, łączące świat
materialny z Bogiem.
Eucharystia jest dziełem najwyższej miłości Pana Jezusa jako człowieka,
koroną wszystkich dzieł jego — jakby wielkim systemem słonecznym, w
którym miłość wszystko porusza, dosięga promieniami swymi końca wieków i
sprowadza wszystkie stworzenia na świetlaną drogę, wiodącą do Boga. „A przed
świętym dniem Paschy, Jezus, wiedząc, że nadeszła godzina jego, aby odszedł z
tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, aż do końca
ich umiłował” (J. 13, 1.) Zawsze on z nami zostaje i gotów nas przyjąć na
posłuchanie, zawsze się modli za nami do Ojca niebieskiego, zawsze rozważa
doskonałości jego, wychwala je w imieniu naszym, wielbi, uniża się, — zawsze
dziękuje za nas, błaga o przebaczenie grzechów naszych, zadośćczyni i
wynagradza Mu za nie, — zawsze się ofiarowuje za nas jako Pośrednik i
zasłania nas przed ciosami sprawiedliwości. I gdy jedna półkula ziemska
pogrążona jest we śnie, na drugiej półkuli kapłani trzymają w rękach swoich
ofiarę za grzechy świata. W ten sposób Ojciec niebieski ma przed oczyma
swoimi nieustannego Pośrednika, zasłaniającego świat przed karami
sprawiedliwości.
2. Mówimy o miłości Pana Jezusa w Eucharystii jako człowieka,
albowiem Bóg świadczy nam tu raczej miłosierdzie swoje, gdyż miłość Boga ku
ludziom, jak już zaznaczyliśmy, jest miłosierdziem. Eucharystia jest tedy
potwierdzeniem, treścią i rozszerzeniem tego wszystkiego, co stworzyło
nieskończone miłosierdzie Boże dla ludzi. Przez ten sakrament utrzymuje się
ustawiczny stosunek Boski między niebem, ziemią i czyśćcem. Z jednej strony
Zbawiciel w ofierze Mszy świętej oddaje siebie Ojcu niebieskiemu za ludzkość,
a z drugiej strony Ojciec niebieski daje nam swego Syna w Komunii św., której
skuteczność rozciąga się na żyjących i umarłych. Żyjącym daje moc, pociechę i
radość, a duszom w czyśćcu cierpiącym przez nasze modlitwy niesie ulgę i
osłodę w cierpieniach.
Doświadczenie przekonuje nas o tej prawdzie. Kto daje wytrwałość
męczennikom? Kto daje moc dziewicom po szpitalach i klasztorach? Kto chroni
je w niebezpieczeństwach? Dusza, która widzi, że Bóg oddaje się jej cały,
rozumie, że słuszną jest rzeczą, by mu się także całkowicie oddać. Nabiera ona
świętego zapału, który sprawia, że znajduje szczęście w ofiarach i moc do
przezwyciężenia wszelkich przeszkód. Przenajświętszy Sakrament nie tylko
podnosi duszę nad nią samą, ale zarazem osłabia nieprzyjaciela, bo — jak
mówią Ojcowie Soboru Trydenckiego — zmniejsza ogień namiętności i
uśmierza pożądliwości cielesne. Jakże smutno byłoby nam bez Sakramentu
Ołtarza! W kościołach nic by nie przemawiało do serca; świat byłby
prawdziwym wygnaniem, bo nie byłoby pociechy w cierpieniach, światła wśród
184
ciemności, rady w wątpliwościach. Tymczasem Przenajświętszy Sakrament
zmienia wszystko w radość.
Wobec Pana Jezusa ukrytego w Sakramencie Ołtarza jacyśmy szczęśliwi
pomimo klęsk żywiołowych! Jacyśmy bogaci pomimo nędzy materialnej
wyzierającej zewsząd! Jacyśmy silni i potężni mimo licznych nieprzyjaciół!
Jacyśmy weseli pomimo łez często płynących z oczu naszych! Jakaż to chwała i
wielkość nasza, pomimo poniżenia i pogardzania nami! Bóg czyni nam wielki
zaszczyt zstępując z mieszkania swej chwały, aby nas nawiedzać nie
jednorazowo, ale być ustawicznym towarzyszem naszego pielgrzymowania.
„Jak miłe są przybytki twoje, Panie zastępów! Pożąda i tęskni dusza moja do
przedsieni Pańskich! Serce moje i ciało moje uweseliły się do Boga żywego”
(Ps. 83, 2 – 3).
Święci w niebie cieszą się człowieczeństwem Pana Jezusa, a przecież toż
samo człowieczeństwo pozostaje w Przenajświętszym Sakramencie, — ścielą
się do nóg tego, który ich odkupił i śpiewają pieśń, jaką słyszał Apostoł:
„Godzien jest Baranek, który był zabity, otrzymać władzę i bóstwo, mądrość i
męstwo, cześć, chwałę i błogosławieństwo… Siedzącemu na tronie i Barankowi
błogosławieństwo i cześć, chwała i potęga na wieki wieków” (Obj. 5, 12 – 13).
My tu na ziemi cieszymy się również obecnością tego człowieczeństwa
Chrystusa Pana na naszych ołtarzach, a jakkolwiek oglądamy go bezpośrednio,
to przez wiarę uprzytomniamy sobie wszystkie jego rysy i doskonałości jako
Boga i człowieka, przez niego łączymy się ze świętymi w niebie oraz z duszami,
pozostającymi w czyśćcu pod okiem jego sprawiedliwości.
Miłosierdzie Boże w sakramencie Ołtarza wkłada na nas obowiązek
najwyższej czci i miłości względem niego oraz częstego i godnego łączenia się z
Chrystusem w Komunii św., jak również nawiedzania Go w kościołach naszych
i odpowiedniego w nich zachowywania się.
***
Przed Tobą, Panie Jezu, ukryty pod postacią chleba, przeżywam smutek
Wielkiego Piątku, ciszę grobową Wielkiej Soboty, ale i pieśń radosną
Wielkanocy. Jesteś perłą Kościoła i ozdobą dusz wybranych! Widzę lśniący
blask tej perły na czole każdej duszy wybranej. Ubiegać się będę o ten skarb
najświętszy — o łaskę Przenajświętszego Sakramentu, który będzie perłą i
mojej duszy.
185
57. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
— SAKRAMENT KAPŁAŃSTWA
„Ty jesteś kapłanem na wieki, według
porządku Melchizedechowego”(Ps. 109,4).
Św. Paweł w liście do Żydów wykazuje wielu dowodami, że Pan Jezus
jest kapłanem Nowego Testamentu, a kapłaństwo i ofiary Starego Testamentu
zostały przez Boga zniesione. Chrystus Pan, jako człowiek, stał się kapłanem w
chwili Wcielenia (Żyd. 10, 5 – 7), dokonał swego posłannictwa na krzyżu i
kontynuuje je w niebie, składając ofiarę niekrwawą rękami swoich kapłanów na
ziemi, udzielając wiernym z zasług ofiary krzyżowej i wstawiając się za nami do
Ojca. Zbawiciel przekazał Kościołowi trojaką władzę (nauczycielską, pasterską i
kapłańską), jaką piastował na ziemi, oddając ją w ręce określonych
przedstawicieli: — diakonów, kapłanów i biskupów z Papieżem na czele;
władzę tę otrzymują oni w sakramencie kapłaństwa.
1. Władzę kapłańską wraz z łaską do tej władzy potrzebną dał Chrystus
Apostołom przy Ostatniej Wieczerzy, gdy polecił składać ofiarę Mszy św.: „To
czyńcie na moją pamiątkę” (Łuk. 22, 19), albowiem kapłan i ofiara są pojęciami
korelatywnymi: „Każdy najwyższy kapłan ustanowiony jest dla składania ofiar i
darów” (Żyd. 8, 3). Apostołowie potem wkładali ręce na kandydatów i modlili
się, udzielając im święceń biskupich, kapłańskich i diakonatu: „Wówczas po
odprawieniu postów i modlitw, włożyli na nich (Szawła i Barnabę) ręce i
wyprawili ich” (Dz. 14, 22). „Stawili ich (7 kandydatów na diakonów) przed
Apostołami, a ci, modląc się, włożyli na nich ręce” (Dz. 6, 6). Wszystkie
kościoły, które jeszcze w pierwszych wiekach chrześcijaństwa odpadły od
jedności, mają więc u siebie sakrament kapłaństwa.
Zbawiciel chciał, by Kościół jego był społecznością doskonałą z władzą
na czele. Dlatego powiedział do Apostołów: „Kto was słucha, mnie słucha, a
kto wami gardzi, mną gardzi, a kto mną gardzi, gardzi tym, który mnie posłał”
(Ł. 10, 16) „Cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane i w niebiesiech, a
cokolwiek rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane i w niebiesiech” (Mat. 18,
18). Tylko Apostołowie mają paść baranki (Jan 21, 15), ich czyni fundamentem
Kościoła (Mt. 16, 18), oni bowiem mają Kościołem rządzić pod kierunkiem
Piotra i jego następców (Mt. 18, 17). „Nie zaniedbuj danej ci łaski, której ci
186
udzielono przez proroctwo z włożeniem rąk kapłańskich” (I Tym. 4, 14), mówi
Apostoł do Tymoteusza wskazując na obrządek czyli zewnętrzny znak, jakim
jest wkładanie rąk przy święceniach kapłańskich.
Sakrament kapłaństwa pomnaża łaskę uświęcającą, jest więc
sakramentem żywych. Nadto udziela specjalnej łaski sakramentalnej, która daje
prawo do łaski aktualnej przez całe życie kapłana do godnego spełniania jego
obowiązków: „Napominam ciebie, abyś ożywił na nowo łaskę Bożą udzieloną ci
przez włożenie rąk moich” (II Tym. 1, 6), pisze św. Paweł zaznaczając, że
święcenia sprawują stałą łaskę. O diakonach Pismo św. mówi, że byli pełni
Ducha Świętego (Dz. 6, 3), a więc przyjmujący sakrament kapłaństwa winni być
już w łasce. Wreszcie sakrament kapłan wyciska na duszy charakter
niezmazalny, inny od charakteru chrztu i bierzmowania.
Mimo trzech stopni sakramentalnych kapłaństwa nie ma trzech
sakramentów, a tylko jeden. Święcenia subdiakonatu i cztery święcenia niższe
prawdopodobnie nie są sakramentalne. Jak pełna władza w królu czy
prezydencie i jej cząstkowe uczestnictwo w jego ministrach nie stanowi wiele
władz, ale jedną, tak jedna władza sakramentalna w kapłaństwie i jej cząstkowe
uczestnictwo w innych stopniach nie stanowią wiele sakramentów, ale tylko
jeden. Co się tyczy charakteru kapłaństwa w biskupie, kapłanie i diakonie,
prawdopodobnie różnią się one gatunkowo, albowiem upoważniają do
czynności gatunkowo różnych. „Niektórych ustanowił Bóg w Kościele: najpierw
Apostołów, potem Proroków, po trzecie Nauczycieli, innym dał moc i dary
uzdrawiania, posługiwania, rządzenia, mówienia językami i tłumaczenia mów”
(I Kor. 12, 28).
2. Kapłaństwo jest wielkim miłosierdziem Bożym dla wszystkich ludzi, a
przede wszystkim dla samych kapłanów. Jest to sakrament o charakterze
wybitnie społecznym, ma bowiem na względzie głównie dobro wszystkich
członków Kościoła. Trzy są czynności kapłańskie, z których spływa
miłosierdzie Boże na wszystkich ludzi: ofiara, modlitwa i udzielanie
sakramentów z nauczaniem. Sprawowanie ofiary jest głównym aktem władzy
kapłańskiej, albowiem tu występuje kapłan w całym blasku i majestacie, jako
pośrednik między Bogiem i ludźmi. Przez jego ręce ludzkość zanosi Bogu
najwyższą daninę hołdu, a Bóg zsyła na ludzi swe łaski, jak mówi św. Paweł:
„Albowiem każdy arcykapłan spośród ludzi wzięty, dla ludzi jest postanowion w
tym, co do Boga należy, aby składał dary i ofiary za grzechy” (Żyd. 5, 1). „Tak
niechaj każdy nas uważa za sługi Chrystusa i włodarzy Bożych tajemnic” (I
Kor.4, 1).
Kapłaństwo chrześcijańskie nie jest czym innym, jeno ponowieniem i
dalszym ciągiem kapłaństwa Chrystusa, który jako Bóg – człowiek składa siebie
Bogu w ofierze. Ono tedy czyni obecnym w Kościele Chrystusa Pana, odradza
187
go w sercach ludzkich przez sakramenty św. i łaski z nich wypływające oraz
prowadzi dusze ludzkie do doskonałości. Ta podwójna moc nad mistycznym
Ciałem Chrystusa tworzy pełnię władzy kapłańskiej. Moc kształcenia i
udoskonalenia ludzi wypływa z władzy administrowania sakramentów. Tu
dobroć Boża ukazuje się w najwyższym stopniu, albowiem sakramenty są nie
tylko środkiem pomocniczym do uzyskania różnych dobrodziejstw, lecz przez
nie wierni otrzymują lub powiększają w sobie łaskę uświęcającą oraz otrzymują
szczególniejsze prawo do łask uczynkowych w najrozmaitszych okolicznościach
i sytuacjach życia, zaczynając od kolebki przez chrzest aż do grobu. Przez
kapłaństwo Chrystus Pan jest nadal wśród nas fizycznie obecny i obdarza nas
miłosierdziem, jak za swego życia ziemskiego.
Modlitwa publiczna w imieniu całego Kościoła, jaką kapłani odmawiają
co dzień, jest nie tylko aktem czci, duszą ofiary i służby Bożej, lecz nadto
środkiem do otrzymania łaski Bożej. Jest to złota drabina, po której wznosi się
adoracja i dziękczynienie, a zstępuje nieskończone miłosierdzie Boże. Kościół
wkłada na kapłana obowiązek odmawiania ściśle oznaczonych modlitw według
określonej miary, w oznaczonym czasie i ściśle określonej formie. Są to
pacierze brewiarzowe, których treść zaczerpnięta jest przede wszystkim z Pisma
Świętego. Tu kapłani stają się ustami Kościoła, przez które Oblubienica
Chrystusa zanosi nieustanną, czystą i potężną modlitwę, przenikając niebiosa i
sprowadzając łaski miłosierdzia Bożego na całą ludzkość.
Promieniowaniem władzy kapłańskiej jest nauczanie i władza
błogosławienia. Błogosławić to znaczy wyjednywać łaski boskie dla ciała i
duszy wiernych, dla ich doczesnego i wiecznego dobra. Błogosławić może tylko
ten, kto jest zastępcą i przedstawicielem Boga. Kapłan jest właśnie takim
zastępcą i dlatego błogosławi w takiej rozciągłości, że wierni cisną się do niego,
by otrzymać te błogosławieństwa dla siebie i swoich. Jest to wielkie
miłosierdzie Boże, o którym Kościół wspomina w modlitwach liturgicznych,
odmawianych podczas tych czynności, np. modlitwy nad ciężko chorymi. Czym
byłby nasz Kościół bez sakramentu kapłaństwa?
Jakże wielkie miłosierdzie Boże ujawnia się w kapłaństwie dla
piastujących tę godność! Chrystus Pan wybrał ich sam spośród wiernych, nie dla
ich zasług, lecz jedynie z miłosierdzia swego: „Nie wyście mnie wybrali, alem ja
was wybrał” (J. 15, 16). Uczynił ich zastępcami swymi na ziemi, powiernikami
tajemnic, nauczycielami swej nauki, przedstawicielami swej władzy, jaką jest
głównie władza rozgrzeszania, której udzielił w dniu Zmartwychwstania. Jakiż
to zaszczyt im przynosi i jak wywyższa, że pozwala współdziałać w Boskim
dziele ratowania dusz i przeprowadzać dzieło zbawienia świata. Jest to bezmiar
miłosierdzia Bożego, za które przede wszystkim kapłani mają ustawicznie Bogu
dziękować.
188
***
Boże miłosierny, daj Kościołowi swemu wielu gorliwych i świętych
kapłanów! Wybierz i powołaj ich sam spośród ludu swego, aby żaden
niepowołany między nimi się nie znalazł, a żaden powołany przez ciebie nie
został pominięty! Kształtuj ich sam łaską Ducha Świętego, jak niegdyś
przysposobiłeś przez niego Apostołów! Niech prawdę Twoją i Twoje nakazy
głoszą słowem, przykładem i życiem! Niech pracują w twej winnicy bez
znużenia, oczekując w pokorze wyników swej pracy tylko od Ciebie i nie
szukają niczego prócz Twojej chwały. Wzbudź na nowo w Kościele owego
Ducha, którego wylałeś na Apostołów!
58. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
— SAKRAMENT MAŁŻEŃSTWA
„Małżeństwo jest to tajemnica wielka, a ja mówię
w Chrystusie i w Kościele” (Ef. 5, 32).
Św. Paweł widzi w małżeństwie katolickim symbol związku, jaki istnieje
między Chrystusem a Kościołem. Łączność Chrystusa z Kościołem jest
nadprzyrodzona, przeto i związek małżeński ma być nadprzyrodzony. Zbawiciel
właśnie podniósł naturalny związek mężczyzny i niewiasty do godności
sakramentu, udzielając małżonkom specjalnych łask do spełniania wielkiego
zadania, jakim jest wychowanie nowego pokolenia i okazując przez to ludzkości
wielkie miłosierdzie Boże.
1. Małżeństwo jest to związek naturalny mężczyzny i niewiasty w celu
zrodzenia i wychowania dzieci i dawania sobie w życiu wzajemnej pomocy. Jest
on tak dawny jak ludzkość i stanowi pierwszą naturalną społeczność ludzi, na
której opiera się każde społeczeństwo. Pierwszym i istotnym celem małżeństwa
jest wychowanie młodego pokolenia: „Rośnijcie i mnóżcie się i napełniajcie
ziemię” (Rodz. 1, 28). „Chciałbym tedy, żeby młodsze szły za mąż, dzieci rodziły
i były gospodyniami” (I Tym 5, 14). Stąd wynika, że małżeństwo tego, kto by
ten cel zupełnie wykluczał, byłoby nieważne. Drugim celem małżeństwa jest
pomoc wzajemna małżonków. Atoli ten cel pozostaje w zależności od
pierwszego: chodzi tu mianowicie o pomoc w osiągnięciu celu pierwszego
189
istotnego — wychowania potomstwa. Natura obdarza różne płci różnymi
zdolnościami, które się w małżeństwie wzajemnie uzupełniają.
Każde małżeństwo naturalne jest kontraktem, którego istota polega na
wzajemnej dobrowolnej zgodzie obu stron. Jest to kontrakt najwznioślejszy ze
względu zarówno na osoby zawierające go, jak i na cel. Jest to kontrakt
naturalny i religijny ze względu na Boskie pochodzenie, na cel i symbol przezeń
wyrażony, jakim jest połączenie Słowa Przedwiecznego z naturą ludzką. Jest to
kontrakt religijno – publiczny, albowiem zmierza nie tylko do dobra
zawierających go, ale do dobra całej społeczności ludzkiej. Jest to wreszcie
kontrakt obustronny, wymagający zgody jednej i drugiej strony. Małżeństwo
tedy jest instytucją Boską i ludzką: Boską, ponieważ jej początek, cel, prawa i
dobra pochodzą od Boga, — ludzką, gdyż wykonuje się przez ludzi, którzy
oddają się wzajemnie w tym związku na całe życie.
Chrystus Pan podniósł ten naturalny kontrakt do godności sakramentu tak,
że u chrześcijan nie może być ważnego kontraktu małżeńskiego, który nie byłby
równocześnie sakramentem i na odwrót, jeżeli nie ma sakramentu, nie ma i
kontraktu ważnego. Wzniosły cel małżeństwa nakłada na strony wielkie
obowiązki, które bez łaski Bożej trudno spełniać. Bóg zwykł dawać łaski pod
zewnętrznymi znakami czyli sakramentami, przeto Zbawiciel żąda, by i
małżeństwo było zawarte według pewnych zewnętrznych formuł i wymaga
bezwzględnej jedności i nierozerwalności, jak było na początku: „Co Bóg
złączył, człowiek niech nie rozłącza” (Mat. 196). „Ktokolwiek oddaliłby żonę
swoją, a pojąłby inną, dopuszcza się przeciwko niej cudzołóstwa. I jeśliby żona
opuściła swego męża i wyszła za innego, cudzołoży” (Mrk. 10, 11 – 12).
U wszystkich prawie ludów małżeństwo nosiło charakter święty i religijny
oraz pozostawało pod szczególną opieką bóstwa. Księgi żydowskie, sięgające
do kolebki rodzaju ludzkiego, podkreślają religijny charakter małżeństwa. U
Greków przy ślubach składano ofiary Dianie i Minerwie, a u Rzymian odbywały
się one przy udziale kapłanów i złożeniu ofiar Junonie. Powszechna łączność
religii z aktem małżeństwa nie może być przypadkowa, lecz tkwi w samej
istocie tego związku, dlatego zbytecznie będzie dowodzić świętości tego
związku u chrześcijan, u których sam Bóg jest Twórcą i Prawodawcą
małżeństwa. Wystarczy wspomnieć, że Pan Jezus rozpoczął swoją publiczną
działalność od uświęcenia godów małżeńskich w Kanie Galilejskiej, a w
naukach stwierdza swoją nieomylną powagą, że nie ludzie, ale Bóg łączy
małżonków i zastrzega sobie szczególniejsze do tego związku prawa. Nadto
Zbawiciel podnosi małżeństwo do nadprzyrodzonego porządku i czyni jednym z
siedmiu sakramentów, który daje małżonkom osobne łaski do wychowania
dzieci.
190
2. Przez podniesienie małżeństwa do godności sakramentu Pan Jezus
okazał wielkie miłosierdzie zarówno małżonkom, jak i całej społeczności
ludzkiej. Pożycie wspólne małżonków jest źródłem wielu radości, ale zarazem
wymaga wielu wzajemnych ustępstw, wyrzeczeń i ofiar. Nie same tylko róże
ścielą się pod ich stopami, ale często i ostre ciernie. Otóż sakrament małżeństwa
udziela łask odpowiednich do mężnego kroczenia po tej ciernistej drodze.
Przede wszystkim pomnaża on łaskę uświęcającą, z którą już do tego
sakramentu trzeba przystępować, albowiem jest to sakrament żywych. Przez
pomnożenie łaski uświęcającej sakrament ten udoskonala miłość małżonków, o
której Apostoł powiada: „że cierpliwa jest, łaskawa jest, nie zazdrości, nie
działa obłudnie, nie nadyma się, nie łaknie czci, nie szuka swego, nie wpada w
gniew, nie pamięta urazy” (I Kor. 13, 4 – 5), a więc ułatwia wzajemne
współżycie.
Jeszcze większym miłosierdziem jest ten sakrament dla dzieci, które
małżonkowie mają zrodzić, wychować, wyżywić, wykształcić, a także
umoralnić, by zapewnić im byt doczesny i wieczny. Zadanie to wymaga wielu
poświęceń, ofiar i długiego czasu. Małżonkowie mogą je spełnić należycie tylko
wspólnymi siłami i dlatego muszą aż do śmierci pozostawać z sobą razem, by
wspomagać się wzajemnie i uzupełniać. Stąd przywrócenie temu związkowi
nierozerwalności pierwotnej jest również bezcennym dobrodziejstwem dla
dzieci. Rozwody bowiem są nie tylko nieszczęściem dla stron, szczególnie dla
słabszej niewiasty, ale przede wszystkim są niepowetowaną krzywdą dla dzieci,
które tracą szacunek dla rodziców i nie mają naturalnych warunków
wychowania, jako pozbawione koniecznej opieki ojca i matki. Stąd
przywrócenie nierozerwalności małżeństwa jest bezcennym miłosierdziem Pana
Jezusa dla dzieci.
W tym celu oprócz powiększenia łaski uświęcającej, sakrament
małżeństwa daje specjalną jeszcze łaskę sakramentalną jako prawo do łaski
aktualnej przez całe życie małżonków, do spełniania ich wielkich obowiązków
małżeńskich i rodzicielskich. Stąd wynika, że jeżeli zawierający małżeństwo
pozostają w grzechu ciężkim, łaski tej nie otrzymują, chociaż potem po
usunięciu grzechu ciężkiego w sakramencie pokuty, mogą ją odzyskać.
Sakrament małżeństwa jest także miłosierdziem Bożym dla
społeczeństwa, państwa i całej ludzkości. Społeczeństwo i państwo opierają swe
istnienie na rodzinie, gdyż potrzebują zdrowych i dzielnych obywateli, których
należyte wychowanie możliwe jest tylko pod warunkiem jedności i
nierozerwalności małżeństwa. Przy dopuszczeniu rozwodów, jak wykazuje
doświadczenie, wychowanie bywa bardzo utrudnione: mnożą się zbrodnie i
przestępstwa małoletnich tak, że trzeba utrzymywać liczne domy poprawcze i
więzienia dla młodych przestępców.
Kościół więc, jako stróż prawa naturalnego i Bożego, bez względu na
groźby i represje oraz różne trudności wewnętrzne, zawsze bronił
191
sakramentalnego i nierozerwalnego charakteru małżeństwa i raczej godził się na
odpadnięcie wielu od jedności z sobą, niż na ustępstwa pod tym względem.
Anglia z tego powodu odpada od Kościoła, leje się krew męczeńska, a Klemens
VII nie udziela Henrykowi VIII rozwodu z Katarzyną Aragońską. Nie godzi się
również żaden inny papież na zmianę stanowiska Kościoła w sprawie
nierozerwalności małżeństwa, albowiem jest to prawo natury i prawo Boże,
którego człowiek zmienić nie jest w stanie.
***
Duch święty jako pierwiastek miłości w sakramencie małżeństwa udziela
łask swych nowożeńcom. Dlatego Kościół błogosławiąc ich, wzywa Ducha św.
w hymnie „Veni, Creator Spiritus”. On jest również pierwiastkiem jedności i
zgody w każdym społeczeństwie, a więc i w państwie. Państwo bowiem
pochodzi od Boga, od niego powinno brać moc swoją, jego zastępować w
sprawach doczesnych, jak powiada św. Paweł: „Nie bez powodu miecz nosi:
wszak jest sługą Bożym i mścicielem zagniewanym na tego, który źle czyni.
Przeto z obowiązku bądźcie poddani nie tylko dla kary, ale też w sumieniu”
(Rzym. 13, 4 – 5). Jakąż ogromną odpowiedzialność biorą na siebie ci, którzy
starają się państwo oddzielić od Boga!
Jedynie bowiem pod wpływem Ducha Świętego wytwarza się dobry
stosunek między dziećmi i rodzicami, między poddanymi a władzą.
59. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
— SAKRAMENT OSTATNIEGO NAMASZCZENIA
„(Apostołowie) wielu chorych namaszczali
olejem i uzdrawiali” (Mrk 6, 13).
Przez Wcielenie Słowa Przedwiecznego niektóre przedmioty materialne
dostąpiły wielkiego zaszczytu: nie tylko stykają się z tym, co jest
nadprzyrodzone, lecz stają się narzędziem nadprzyrodzoności. Jak w raju
drzewo żywota miało być środkiem nadprzyrodzonego błogosławieństwa, tak w
chrześcijaństwie woda, wino, chleb i oliwa stają się narzędziem sprawowania
łask Bożych w sakramentach świętych. Z polecenia Pana Jezusa Apostołowie
namaszczali olejem wielu chorych i uzdrawiali ich. Był to charyzmat
192
cudownego leczenia, w którym został zaznaczony sakrament Ostatniego
Namaszczenia.
1. Ostatnie Namaszczenie jest to sakrament, w którym chory przez
namaszczenie olejem świętym i modlitwę kapłana otrzymuje łaskę Boską dla
zbawienia duszy, a czasem odzyskuje i zdrowie ciała. Jest to dopełnienie
sakramentu pokuty, bo usuwa z duszy pozostałości grzechu. O tym
namaszczeniu mówi św. Jakub Apostoł: „Choruje kto między wami? Niech
wezwie kapłanów Kościoła i niechaj się nad nim modlą, namaszczając go olejem
w imię Pańskie. A modlitwa, płynąca z wiary, uzdrowi chorego i jeśliby był w
grzechach, zostaną mu odpuszczone” (Jak. 5, 14 – 15). W słowach tych znajdują
się wszystkie elementy prawdziwego sakramentu: znak widzialny —
namaszczenie i modlitwa, łaska niewidzialna — odpuszczenie grzechów, czyli
uzdrowienie duszy: „a modlitwa wiary uzdrowi chorego i podźwignie go Pan”.
Słowa ewangelisty, przytoczone na wstępie, są typem i figurą tego sakramentu.
Prawdopodobnie Pan Jezus ustanowił ten sakrament po swoim
Zmartwychwstaniu jako uzupełnienie sakramentu pokuty.
Pan Jezus ustanowił odpowiednie środki na każdy czas życia do odparcia
pocisków szatana — nieprzyjaciela duszy. Koniec zaś życia obwarował
najsilniejszą ochroną, albowiem wówczas nieprzyjaciel ten najgwałtowniej
wytęża siły swej przewrotności, by człowieka odwieść od ufności w
miłosierdzie Boże. Nigdy też człowiek nie jest mniej sposobny do opierania się
atakom nieprzyjaciela, jak w chwili śmierci, a to z powodu boleści i osłabiającej
choroby. To też dzieło sakramentów Bożych byłoby niezupełne, gdyby na tę
chwilę, od której wieczność zależy, Bóg nie przygotował osobnej pomocy
sakramentalnej, jaką jest sakrament Ostatniego Namaszczenia.
Namaszczenie odbywa się oliwą, poświęconą w Wielki Czwartek przez
biskupa. Symbolizuje ona skutki tego sakramentu, który udziela łaski, gładzi
grzechy i ich pozostałości, podnosi chorego na duchu, utwierdza w dobrem, a
niekiedy przywraca zdrowie ciała. Sakramentalna łaska Ostatniego
Namaszczenia jest to łaska uświęcająca oraz prawo do poszczególnych łask
aktualnych, potrzebnych do osiągnięcia celu tego sakramentu. Jest to sakrament
żywych, przeto tylko pomnaża łaskę uświęcającą, a wyjątkowo udziela łaski
pierwszej do zgładzenia grzechu ciężkiego, jeżeli ten grzech znajduje się w
duszy przyjmującego, a ten nie stawia przeszkody łasce; odpuszcza więc grzech
ciężki wprost, ale drugorzędnie, gdy ktoś nie może przyjąć sakramentu pokuty,
który jest właściwym środkiem do otrzymania odpuszczenia grzechów ciężkich.
Ostatnie
Namaszczenie
gładzi również
grzechy powszednie
(drugorzędnie) i usuwa pozostałości grzechowe, jakim są w szerszym znaczeniu
kary doczesne, należne za grzechy już odpuszczone, i w ścisłym znaczeniu —
duchowe słabości duszy, a więc przyćmienie i tępota umysłu, osłabienie woli i
193
pewna skłonność do grzechu oraz nałogi nabyte. Co się tyczy kary doczesnej,
sakrament ten gładzi ją więcej lub mniej, zależnie od dyspozycji i pobożności
przyjmującego. Dlatego zaleca się po Ostatnim Namaszczeniu udzielać choremu
odpustu zupełnego oraz modlić się po jego śmierci za jego duszę. Sakrament ten
nadto podnosi chorego na duchu i utwierdza w dobrym, przez wzbudzenie
wielkiej ufności w miłosierdzie Boże i pomoc w zwalczaniu pokus. Skutki te
sprawia nie od razu, ale stopniowo, przeciwdziałając zgubnym działaniom
pozostałości grzechowych. Podobnie przywrócenie czasem do zdrowia
sprowadza tu Bóg nie w sposób cudowny lecz naturalny, przez pobudzenie sił
ukrytych w organizmie i ułatwienie znalezienia odpowiednich środków
leczniczych.
2. Modlitwa, odmawiana przez kapłana przy udzielaniu tego sakramentu,
wskazuje, że Ostatnie Namaszczenie należy do największych dzieł miłosierdzia
Bożego: „Przez to święte namaszczenie i swoje najłaskawsze miłosierdzie, niech
ci odpuści Pan, cokolwiek zgrzeszyłeś wzrokiem, słuchem, powonieniem,
smakiem, dotykaniem i chodzeniem”. Formę tę powtarza kapłan przy każdym
namaszczeniu zmysłów, z odpowiednim wyszczególnieniem namaszczanych
części ciała. Odpowiada ona stanowi chorego, który nie może już sam
przyczynić się do usunięcia pozostałości grzechowych, a tylko wygląda pomocy
od miłosierdzia Bożego, oddając mu się z wielką ufnością. Najmiłosierniejszy
Zbawiciel jako lekarz niebieski pragnie całkowicie uzdrowić duchowo chorego,
usuwając nie tylko grzechy pokuty, ale i pozostałości grzechowe w sakramencie
ostatniego namaszczenia.
Wszelkie nasze poznanie pochodzi od zmysłów, które są również źródłem
poznania grzechowego. Gdzie zaś jest pierwszy początek grzechu, tam winno
być zastosowane i lekarstwo. Dlatego w sakramencie ostatniego namaszczenia
namaszcza się pięć zmysłów. Każdy sakrament sprawuje to wewnętrznie, co
oznacza zewnętrznie. Dlatego z samego znaku zewnętrznego można sądzić o
jego wewnętrznym działaniu, a mianowicie, że w tym sakramencie
namaszczenie oznacza duchowe leczenie i uzdrowienie. Ponieważ cielesne
leczenie może nastąpić tylko w człowieku żyjącym, przeto i duchowe nie może
być stosowane do umarłych. Toteż dusza obciążona grzechem śmiertelnym
winna wprzód się oczyścić w sakramencie pokuty, a w razie niemożności (na
skutek np. utraty mowy) udziela się choremu warunkowo rozgrzeszenia. Stąd
wynika, że tego sakramentu nie wolno udzielać umarłym, niewiernym, małym
dzieciom i pozbawionym od urodzenia rozumu.
„Chociaż sakrament ten nie jest konieczny do zbawienia koniecznością
środka, nikomu jednak nie wolno go zaniedbywać i pilnie należy się troszczyć,
by chorzy go przyjmowali dopóki jeszcze są przytomni” (Kanon 944). Stąd
krewni, bliscy i przyjaciele chorego mają obowiązek pod grzechem ciężkim
troszczyć się o to, aby chory go przyjął a w ostateczności winien postarać się o
194
to każdy chrześcijanin, przede wszystkim jednak duszpasterz. Chorego należy
odpowiednio przysposobić, by ten sakrament przyjął jak najowocniej.
Szczególnie trzeba zwrócić uwagę na intencję, która — jak i w innych
sakramentach — konieczna jest do ważności Namaszczenia. Wystarczy intencja
nawykowa (habitualna), jaka się znajduje u wszystkich, którzy pragną dobrze
żyć i po chrześcijańsku umierać. Schizmatykom i heretykom można by udzielić
namaszczenie tylko po wyrzeczeniu się schizmy czy herezji.
Chorego bardzo często nawiedzają myśli nieufne, lękliwe i podejrzliwe,
czy też Bóg ma względem niego dobre zamiary, czy przebaczy mu tak wielkie i
liczne grzechy, które stają przed jego oczyma i pobudzają do rozpaczy. Na
skutek takich myśli chory często nie może się sam modlić i z trudnością zgadza
się z wolą Bożą; nieraz chorego ogarnia oschłość, niecierpliwość, niechęć
względem otaczających go osób, do których czuje pewien żal i gorycz. Trzeba
tedy często przypominać choremu, że Bóg jest przede wszystkim miłosierny, że
jest najlepszym Ojcem naszym, któremu mamy ufać i do którego mamy się
modlić z największą ufnością. Ponieważ chory nie może się długo modlić,
należy nauczyć go aktów strzelistych, np.: „Okaż mi, Panie, miłosierdzie swoje i
daj nam swoje zbawienie!”, „Niech będzie miłosierdzie Twoje nad nami,
jakośmy nadzieję w Tobie pokładali.” itp.
***
Chwila zgonu jest dla mnie najważniejsza. Dlatego i sakrament
Ostatniego Namaszczenia jest dla mnie jednym z największych dzieł
miłosierdzia Bożego. Nie wiem kiedy, gdzie i w jaki sposób świat ten opuszczę i
czy będę godzien przyjąć owocnie ten sakrament. Będę starał się żyć tak, bym
każdego dnia był gotów go przyjąć. „Okaż mi, Panie, miłosierdzie swoje i daj
mi zbawienie swoje!”
195
60. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO — ODPUSTY
„Cokolwiek rozwiążesz na ziemi,
będzie rozwiązane i w niebiesiech” (Mt. 16, 19).
W tych słowach dał Pan Jezus Kościołowi władzę usuwania wszystkiego,
co przeszkadza wiernym wejść do nieba. Taką przeszkodą są nie tylko grzechy,
ale i kary za grzechy odpuszczone. Kościół może rozwiązywać zarówno od
grzechów, jak i zwalniać od kar. Sposób rozwiązywania stosuje się do węzła.
Węzły, które wymagają wlania łaski, to jest grzechy śmiertelne, mogą być
rozwiązane tylko sakramentalnie. Kary zaś tego nie wymagają i dlatego mogą
być rozwiązane poza sakramentalnie. Wykonywanie władzy odpuszczenia kar
doczesnych jest pozasakramentalne i nosi nazwę odpustów.
1. „Odpust jest to pozasakramentalne ważne u Boga darowanie kary
doczesnej, należnej za grzechy już odpuszczone co do winy, którego Kościół
udziela ze swego skarbca" (Kanon 911). A więc odpust nie jest odpuszczeniem
grzechów ciężkich czy lekkich ani kary wiecznej, a tylko kary doczesnej
należnej za grzechy odpuszczone już przedtem. Jest to więc pod pewnym
względem dopełnienie sakramentu pokuty, w którym bywa odpuszczona część
kary doczesnej. Zwyczajem jednak pozostaje część kary nieodpuszczona. Otóż
Pan Jezus z miłosierdzia swojego dał Kościołowi władzę odpuszczania i reszty
kary pozostałej pozasakramentalnie, co się dokonuje przez odpusty.
Odpust nie jest tylko darowaniem kar kościelnych, jakie w dawnych
czasach Kościół wymierzał publicznie pokutującym grzesznikom, lecz jest to
odpuszczenie ważne również u Boga, czyli że Kościół udzielając odpustów,
zwalnia wiernych od dania Bogu należnego za ich grzechy zadośćuczynienia.
Zresztą Kościół w dawnych czasach nakładając na penitentów surowe pokuty,
czynił to nie ze względu na siebie, ale ze względu na Boga. Gdy więc zwalniał
kogo od dalszej pokuty czyli udzielał odpustu, czynił to w przeświadczeniu, że i
Bóg od niej zwalnia.
Wielkość odpustów niezupełnych mierzy Kościół długością trwania kar,
nakładanych w dawnym Kościele. Na przykład, udzielenie odpustu siedmiu lat
za odmówienie litanii do Serca Pana Jezusa oznacza, że Bóg uwalnia od kary w
czyśćcu, która odpowiada siedmiu latom pokuty kościelnej nakładanej dawniej
za pewne grzechy. Ale nie znaczy to, że ktoś będzie o siedem lat krócej w
196
czyśćcu, albowiem może jeden dzień kary w czyśćcu dorównuje siedmiu latom
dawnej pokuty. Kościół zwalnia w odpustach od kar doczesnych w mierze
znanej tylko najmiłosierniejszemu Zbawicielowi.
Kościół odpuszczając wiernym kary należne za grzechy daje Bogu jakby
rekompensatę ze skarbu swego, stworzonego z zasług Pana Jezusa, Najświętszej
Maryi Panny i Świętych. Czynił to już Apostoł Paweł, gdy wykluczonemu z
Kościoła kazirodcy Koryntianinowi, przez wzgląd na jego żal i gorliwość
pokutną jak i na wstawiennictwo wiernych, darował w imieniu Chrystusa resztę
kary (II Kor. 2, 10), którą był przedtem w imię Chrystusa i jego mocą nałożył (I
Kor. 5, 5). Występują tu wszystkie cechy prawdziwego odpustu: darowanie
listownie kary pokutującemu za wstawiennictwem wiernych, przez wzgląd na
ich zasługi.
Forma odpustów nie zawsze była jednakowa. W pierwszym okresie
biskup zwalniał od nałożonej pokuty na skutek „listów pokoju” wyznawców,
skazanych na śmierć za wiarę kiedy grzesznik gorliwie pokutował, a zwłaszcza
jeżeli sam był w niebezpieczeństwie śmierci. W drugim okresie (w. VII – X)
nową formę stanowiły tak zwane zamiany — wykupy i pielgrzymki do miejsc
świętych. Wspomniane dotąd formy odpustów były dawane poszczególnym
wiernym. Od XI wieku zaczęto głosić odpusty dla wszystkich wiernych, po
spełnieniu przez nich pewnych warunków, np. ofiarowanie pewnej sumy na
dobre cele, wzięcie udziału w wyprawach krzyżowych itp. Była to już forma
zbliżona do dzisiejszej.
Jak dysponowanie skarbem państwa należy do głowy, tak dysponowanie
odpustami należy do Papieża i w zależności od niego — częściowo do
biskupów. Papież ma władzę nieograniczoną: nawet dla umarłych może udzielać
odpustów (C. 913), a wszyscy inni tylko dla żywych. Do ważnego udzielenia
odpustu trzeba słusznej przyczyny, którą może być korzyść Kościoła i chwała
Boża. Warunkiem uzyskania odpustu jest przede wszystkim stan łaski, intencja
uzyskania łask odpustowych i spełnienie przepisanych przez Kościół czynności
lub odmówienia pewnych modlitw. Ponadto do uzyskania odpustu zupełnego
wymaga się wyzbycia przywiązania do wszystkich grzechów lekkich. Stan łaski
konieczny jest przynajmniej przy ostatniej czynności, nałożonej jako warunek.
Najtrudniejszą rzeczą jest wyzbycie się przywiązania do grzechów
powszednich, co — niestety — bywa najpospolitszą przeszkodą do zyskania
odpustu zupełnego.
2. Odpusty bywają zupełne i cząstkowe. Odpust jest to darowanie
wszystkich kar doczesnych, jakie by się należały grzesznikowi za popełnione i
już odpuszczone grzechy. Kto taki odpust uzyska, podobny jest człowiekowi
dorosłemu, który dopiero co chrzest otrzymał. Do odpustów zupełnych należy
odpust jubileuszowy, który się powtarza co dwadzieścia pięć lat, trwa naprzód w
197
Rzymie cały rok, następnie zaś rozszerza się na cały świat przy zachowaniu
pewnych określonych warunków. Następnie należą tu odpusty zupełne za
odmówienie różańca przed Przenajświętszym Sakramentem, za obejście
kanonicznie erygowanej Drogi Krzyżowej, za odmówienie modlitwy po
Komunii św. „Oto ja, o dobry i najsłodszy Jezu”, itp.
Odpust cząstkowy jest to odpuszczenie tylko części kary, należnej za
grzechy popełnione i już odpuszczone. Na przykład, za odmówienie „Przed tak
wielkim Sakramentem…” pięć lat odpustu, a za odmówienie lub odśpiewanie
tegoż wobec Przenajświętszego Sakramentu — 10 lat. Za odmówienie „Anioł
Pański…” 10 lat odpustu za każdy raz. Za odmówienie litanii do Imienia Jezus,
Serca Pana Jezusa, Loretańskiej do N.M. Panny — po 7 lat odpustu. Za
odmówienie litanii do św. Józefa i W.W. Świętych — po 5 lat. Za kwadransowe
rozmyślanie — 5 lat odpustu, za — „Wierzę w Boga…” — 5 lat, za wezwanie
pobożne imienia Maryi — trzysta dni, za „Magnificat” — 3 lata, za nawiedzenie
Przenajświętszego Sakramentu w czasie 40 – sto godzinnego nabożeństwa — 15
lat itp.
Za dusze umarłych udziela Kościół odpustu na sposób prośby, ponieważ
one nie są już pod jurysdykcją Kościoła, lecz całkowicie pod władzą Boga.
Prośbę za umarłych zanosi cały Kościół względnie papież, wierni zaś mają
spełnić tylko przepisane warunki. Stąd pochodzi wielka różnica w skuteczności
prośby poszczególnego chrześcijanina za dusze zmarłych i tejże prośby całego
Kościoła. Na dzień Zaduszny można uzyskać odpust „toties quoties” za dusze
zmarłych, to jest tyle razy, ile razy nawiedzimy kościół i odmówimy pewne
modlitwy w intencji Ojca św.
Wszystkie odpusty są miłosierdzia Bożego. One bowiem ułatwiają
grzesznikowi wypłacenie się sprawiedliwości Bożej za grzechy, za które
czekałyby go najsroższe kary w czyśćcu. Odpusty są również wyrazem wiary i
podtrzymują ufność w dogmat miłosierdzia Bożego, w istnienie czyśćca, w
Świętych obcowanie, w prymat Papieża. Są one również zachętą do cnoty.
Nadzieja otrzymania nie tylko darowania winy, ale i kary, pobudza grzesznika
do porzucenia grzesznego życia, do modlitwy, do żalu i do spowiedzi. Odpusty
wprowadzają człowieka na drogę pobożności i utrzymania go na niej zachęcając
do dawania jałmużny i modlitw, do których przywiązane są odpusty, a więc
podtrzymują ducha pokuty.
Nadużycia, które powstały z okazji odpustów, a zwłaszcza wskutek
chciwości niektórych kwestarzy i kaznodziejów odpustowych, zostały surowo
potępione przez Sobór Trydencki (Sobór ten został zwołany bullą papieską z
dnia 22 maja 1542 roku, ale z przerwami trwał aż do 1563 roku). Ludzie mogą
nadużyć i rzeczy najświętszych, np. Eucharystii, ale te nadużycia nie osłabiają
ich wartości. Nadużycia trzeba usunąć lub zapobiec im na przyszłość, a z samej
rzeczy rozumnie korzystać.
198
***
Zrobię pilny rachunek sumienia, czy nie mam jakiego przywiązania do
któregokolwiek grzechu powszedniego, albowiem to najmniejsze przywiązanie
uniemożliwia uzyskanie odpustów zupełnych, do czego w ciągu dnia mogę mieć
okazję. Będę również wzbudzał co dzień rano intencję uzyskania wszystkich
możliwych odpustów, które ofiaruję za dusze zmarłych. Poza grobem istnieje
świat cierpiący. Są tam bracia moi, którzy już sobie pomóc nie mogą, ale ja im
mogę pomóc przez ofiarowanie odpustów, które z miłosierdzia Bożego tu
zyskać mogę.
61. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
— SAKRAMENTALIA
„Wszystko, co Bóg stworzył, dobre jest,…
modlitwa i słowo Boże uświęcają je” (I Tym. 4, 4 – 5).
Kościół na mocy władzy otrzymanej stosuje poświęcenie rozmaitych
rzeczy oraz błogosławi ludzi w różnych okolicznościach życia. Te poświęcenia i
błogosławieństwa nazywają się sakramentaliami. Ujawniają one również
nieskończone miłosierdzie Boże.
1. Sakramentalia są to rzeczy albo czynności, których Kościół zwykł
używać na podobieństwo sakramentów celem osiągnięcia przez nie na swą
prośbę pewnych skutków, zwłaszcza duchowych (can. 1144). Różne rzeczy
stanowią sakramentalia, np. woda święcona, wino święcone, świece
poświęcone, chleb, sól, szaty kościelne, pokarmy itp. Do sakramentaliów
zaliczają się i różne czynności, jak przeżegnanie się znakiem krzyża świętego
oraz rozmaite ceremonie przy poświęceniach, błogosławieństwach i
egzorcyzmach. Przez poświęcenie rozumie się pewien obrządek kościelny, przez
który osobę lub rzecz przeznacza się na służbę Bogu, np. poświęcenie opata,
kościoła, szat, naczyń itp. Błogosławieństwo jest to obrzęd kościelny, przez
który danej osobie bywają udzielane dobrodziejstwa duchowe lub materialne,
bezpośrednio (np. błogosławieństwo papieskie i biskupie) lub pośrednio przez
użycie pobłogosławionej rzeczy (np. chleba św. Agaty). Przez egzorcyzmy
199
należy rozumieć obrzędy kościelne stosowane nad chorymi i pewnymi rzeczami,
dla zabezpieczenia ich przed wpływem nieprzyjaciela zbawienia.
Twórcą sakramentaliów jest Kościół, a w pierwszym rzędzie Namiestnik
Chrystusa, któremu Zbawiciel w osobie Piotra powierzył tę władzę (C. 1145).
Według tradycji Kościół od najdawniejszych czasów ustanawiał pewne
sakramentalia wzorując się na Panu Jezusie, który błogosławił dzieci, chleb,
wino oraz wypędzał czartów. A więc różnią się sakramentalia od sakramentów
przede wszystkim tym, że gdy wszystkie siedem sakramentów ustanowił
Chrystus, sakramentalia ustanowili Apostołowie i Kościół. Następnie różnią się
one tym, że sakramenty św. działają same przez się, o ile przyjmujący nie stawia
przeszkód (ex opere operato), skuteczność zaś sakramentaliów zależy od
modlitwy Kościoła i usposobienia przyjmującego (ex opere operantis). Kościół
w sakramentaliach zawsze prosi Boga o skutek, a nigdy nie sprawuje go, jak w
sakramentach; z żadnym z sakramentaliów nie łączy się skutek niezawodny,
albowiem tylko Bóg może ustanawiać znaki skuteczne łaski niezawodnej.
Sakramentalia nie udzielają łaski uświęcającej i nie odpuszczają grzechów
ciężkich, a tylko w pewnych warunkach mogą spowodować darowanie
grzechów lekkich, kar doczesnych, lub udzielać łask aktualnych i
błogosławieństwo w rzeczach doczesnych. Odpuszczenie grzechów lekkich
odbywa się przez akt żalu, spowodowany przez sakramentalia, albowiem
wskutek modlitwy Kościoła sakramentalia skłaniają duszę do pokuty, która
polega na obrzydzeniu sobie grzechów wprost lub ubocznie. Odpuszczenie kar
odbywa się przez dołączone często do sakramentaliów odpusty i przez akty
miłości Boga, obudzone na prośbę Kościoła. Udzielenie łask aktualnych przy
użyciu sakramentaliów zależy głównie od modlitwy Kościoła i pobożności tego,
kto sakramentaliów używa. Zaznaczyć trzeba, że użycie sakramentaliów o tyle
jest godziwe, o ile ma na względzie cześć Boga i nie przypisuje się im skutku
innego, aniżeli one mają. Inaczej bowiem mogą się stać niegodziwym
zobobonem i kuszeniem Pana Boga, np. przypisywane pewnej czynności lub
określonej ilości modlitw — jakiegoś specjalnego, nadzwyczajnego skutku.
Prawnym ministrem sakramentaliów jest kapłan, któremu władza
Kościelna udzieliła tego prawa. Podmiotem sakramentaliów są przede
wszystkim katolicy i katechumeni. Można udzielać sakramentaliów i
niekatolikom, jeżeli nie ma wyraźnego zakazu Kościoła, a to w celu udzielenia
im światła wiary i zdrowia ciała. Bez wyraźnego pozwolenia Kościoła (can.
2.375) nie wolno udzielać sakramentaliów ekskomunikowanym i obłożonym
interdyktem osobistym. Co się tyczy egzorcyzmów, upoważniony ku temu
kapłan może stosować je nie tylko do wiernych, lecz także i do niewiernych
niekatolików i ekskomunikowanych (Can. 1152). Skutków sakramentaliów nie
osiąga się bezpośrednio i nieomylnie, ponieważ nieraz brakuje wymaganych
warunków, aby modlitwa Kościoła wywierała nieomylny skutek: mogą
mianowicie powstać przeszkody ze strony człowieka lub rzeczy proszonej.
200
2. Skutki sakramentaliów zależą głównie od miłosierdzia Bożego, o które
Kościół zawsze błaga w modlitwach odmawianych przy udzielaniu
sakramentaliów. Nie sposób jest wymienić tu wszystkie modlitwy, jakie
znajdują się w rytuale i pontyfikale, wystarczy przytoczyć kilka ważniejszych i
częściej używanych, aby się przekonać, że całą skuteczność sakramentaliów
Kościół przypisuje wyłącznie ufności w miłosierdzie Boże. Na przykład przy
poświęceniu wody w dni niedzielne kapłan błaga Boga Ducha Świętego, by z
miłosierdzia swego był obecny i nadał siłę skuteczną błogosławionemu przezeń
żywiołowi. Przy poświęceniu zaś wody w wigilię Trzech Króli wprost przynagla
miłosierdzie Boże, aby spowodowało pożądany skutek: Deus, cuius
misericordiae non est numerus et bonitatis infinitus est thesaurus”: „Boże,
którego miłosierdzie nie ma miary, a dobroć jest skarbem niewyczerpanym…”.
Podobnie przy udzielaniu odpustu zupełnego umierającemu, Kościół tak
się modli: „Boże najłaskawszy, Ojcze miłosierdzia i Panie wszelkiego
pocieszenia, który nie chcesz śmierci żadnego z wierzących i ufających Ci,
wejrzyj łaskawie według wielkiego miłosierdzia swego na sługę twego, który ze
szczerą wiarą i nadzieją chrześcijańską oddaje się Tobie,… aby dusza jego w
godzinę śmierci odnalazła w Tobie sędziego miłosiernego…”. Przy poświęceniu
kościoła biskup raz po raz prosi o łaski miłosierdzia Bożego, aby hojnie
spływało na wiernych, zbierających się w tym nowym miejscu kultu. Specjalnie
zaś w sposób wzruszający błaga miłosierdzie Boże przy poświęceniu ołtarza, w
prefacji: „Udziel nam, pokornie proszącym, miłosierdzia swojego, aby którzy do
tej świątyni wstąpią, wszystkie łaski radośnie wyprosili i za sprawą
nieskończonego miłosierdzia Twego zmiłowaniem twym zawsze się cieszyli”.
Nie można jeszcze pominąć rzewnej modlitwy przy przyjęciu do jedności
Kościoła pokutujących grzeszników: „Boże miłosierny, Boże łaskawy, który
według wielkości miłosierdzia swego gładzisz grzechy pokutujących i łaską
przebaczenia usuwasz winy dawnych występków,… zmiłuj się, Panie, nad ich
westchnieniem, zmiłuj się nad łzami ich i przypuść do pojednania tych, którzy
mają ufność jedynie w nieskończonym miłosierdziu Twoim…”. Podobnie
rzewne
modlitwy
odmawiają
się
przy
przyjęciu
do
jedności
ekskomunikowanych, odstępców, heretyków i schizmatyków. — Byłoby rzeczą
zbyteczną i niemożliwą wymieniać tutaj wszystkie zwroty modlitewne,
znajdujące się w rytuale i pontyfikale do miłosierdzia Bożego, albowiem mają
one miejsce przy udzielaniu każdego ze sakramentaliów. Mówią one wszystkie,
że sakramentalia są dziełem nieskończonego miłosierdzia Bożego.
Jak pożyteczne są sakramentalia okazuje nam nawrócenie Alfonsa
Ratisbonne w 1842 r. w Rzymie. Odwiedził on tu swego przyjaciela młodości,
który już dawniej przeszedł na łono Kościoła. Przy pożegnaniu dał mu ów
przyjaciel na pamiątkę medalik z wizerunkiem Matki Boskiej. Ratisbonne, jako
żyd śmiał się z tego, ale medalik zatrzymał przy sobie. Zwiedzając osobliwości
201
Rzymu przybył także do kościoła św. Andrzeja, gdzie naraz uderzyło go w oczy
cudowne światło. W świetle tym ujrzał cudowną promienną postać, podobną
zupełnie do wizerunku na medaliku. Postać ta uśmiechała się i przyzywała go
ręką ku sobie. Przejęty Ratisbonne upadł na kolana i łzy potoczyły się mu z
oczu. Długo tak klęczał, modląc się żarliwie i zaraz postanowił przyjąć chrzest.
Ochrzczony, poświęcił się służbie Bożej, został misjonarzem i założył zakon
Panien Syjońskich, nawróconych żydówek, które modlą się o nawrócenie
Żydów na wiarę katolicką.
***
Będę cenił sakramentalia. Będę czuwał, by w pokoju nad łóżkiem była
kropielniczka z wodą święconą, którą pobożnie będę się żegnał, kładąc się do
snu i wstając. Będę nosił na sobie poświęcony medalik lub krzyżyk, pobożnie
żegnał się wodą święconą przy wejściu i wyjściu z kościoła. Będę wzywał
miłosierdzia Bożego krótkim aktem strzelistym w każdym niebezpieczeństwie,
czyniąc pobożnie znak krzyża.
62. URZECZYWISTNIENIE MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
— CHARYZMATY
„Każdy ma własny dar od Boga,
jeden tak, a drugi inaczej” (I Kor. 7, 7).
Uzupełnieniem licznych środków, w jakie Pan Jezus zaopatrzył Kościół
dla zbawienia ludzi, są jeszcze tak zwane charyzmaty. Są to nadprzyrodzone siły
i moc szczególnego działania, jakie Bóg daje pewnym osobom dla dobra
drugich, a czasami i dla całego Kościoła. Nazywają się one inaczej „łaski darmo
dane”, albowiem nie można ich nabyć, ani w sposób przyrodzony na nie
zasłużyć, bo wypływają z nieskończonego miłosierdzia Bożego. Celem ich jest
nadprzyrodzona działalność i pod tym względem nie różnią się one od łaski
uświęcającej, ani od innych darów jej towarzyszących. Różnicę między nimi
stanowi cel bezpośredni, albowiem dana osoba otrzymuje je nie dla uświęcenia i
udoskonalenia własnego, ale dla pożytku drugich.
202
1. Święty Paweł wylicza dziewięć takich darów: „Każdemu dostaje się
objaw Ducha dla ogólnego pożytku. I tak jednemu dostaje się przez Ducha
mowa mądrości, a innemu mowa umiejętności, według tegoż Ducha. Jednemu
wiara w tymże Duchu. Jednemu dar czynienia cudów, innemu proroctwo,
innemu rozpoznawanie duchów, innemu rozmaitość języków, a innemu
umiejętność ich tłumaczenia. A wszystko to sprawia jeden i tenże Duch,
udzielając każdemu z osobna jako chce” (I Kor. 12, 7 – 11). Dary te mogą
otrzymać zarówno sprawiedliwi jak i grzeszni, aby działać z ich pomocą.
Inaczej jest z łaską uświęcającą i cnotami, które dlatego są dobrem znacznie
wyższego rzędu, że posiadanie łaski tej i cnót łączy nas bezpośrednio z Bogiem,
gdy dary owe tylko przygotowują ku temu. Dlatego Apostoł powiada:
„Ubiegajcie się o lepsze dary” (I Kor. 12, 31).
Gdy uczniowie wrócili z pierwszej wyprawy apostolskiej i przechwalali
się z otrzymanych darów duchowych, Zbawiciel powiedział, że nie na tym
polega prawdziwe szczęście, lecz na posiadaniu chwały wiekuistej i tego
wszystkiego, co do niej prowadzi (Łuk. 10, 20). Pismo Św. wspomina o
wielkich grzesznikach, którzy chwilowo te dary mieli, jak na przykład Kajfasz,
Balaam, Faraon, czy Nabuchodonozor. Sam Zbawiciel powiedział, że wielu
stanie przed nim mówiąc: „Panie! Panie! Czyśmy to w imię twoje wielu cudów
nie czynili? A wtedy wyznam im: Nigdym was nie znał. Idźcie precz ode mnie
wy, którzy czynicie nieprawość” (Mat. 7, 22 – 23). Charyzmaty więc i łaska
uświęcająca odnoszą się do jednego celu, lecz są różnej natury i wzajemnie od
siebie nie zależą.
Ponieważ kapłaństwo i władza kluczów służą również nie dla dobra
osobistego posiadających, lecz dla dobra wiernych i całego Kościoła, przeto
niektórzy zaliczają je również do charyzmatów. Jednak czynią to niesłusznie,
albowiem są to zwykłe posługi, gdy charyzmaty przeznaczone są do spełniania
w Kościele posług wyjątkowych. Pan Jezus przy Wniebowstąpieniu udzielił
niektórych charyzmatów Apostołom, gdy powiedział: „A tym, którzy uwierzą,
takie cuda towarzyszyć będą: w imię moje będą czarty wyrzucać, nowymi
językami mówić będą, węże będą brać, i choćby coś śmiertelnego pili, szkodzić
im nie będzie; na chorych ręce kłaść będą, a wyzdrowieją” (Mk. 16, 17).
Dar uzdrawiania chorych i działanie cudów oraz władza nad złymi
duchami są właściwie tym samym — o tyle, o ile uzdrawianie dzieje się w
sposób nadprzyrodzony i cudowny. Te dary, ponad wszystkie inne, nadają
obdarzonemu nimi najwyższą powagę, zjednują mu wiarę i zaufanie, ponieważ
sam Bóg swoją wszechmocą pomaga mu i o nim świadczy. Prawdopodobnie
Apostołowie posiadali ten dar nie tylko w sposób przemijający, lecz jako stałą
możność działania w imię Chrystusa Pana. Zapewne posiadał taką władzę i
Mojżesz, gdy wyprowadzał lud Izraelski z Egiptu. Dla pierwszych krzewicieli
wiary, dla ludzi, których powołanie jest wyjątkowe, posiadanie tego daru jest
203
prawie konieczne, ale obecnie używanie tych nadzwyczajnych darów stało się
mniej naglące.
Dar języków okazywał się w tym, że niektórzy chrześcijanie ku
zdumieniu innych modlili się i Boga wielbili w nieznanych im językach tak, że
sami nie byliby w stanie zrozumieć, co mówią, gdyby jednocześnie nie mieli
daru tłumaczenia. Prawdopodobnie taki dar posiadał św. Franciszek Ksawery,
apostoł Indii, Chin i Japonii, który własną ręką ochrzcił ponad 200 000 pogan (†
3. XII. 1552). Bóg wspierał jego pracę niezwykłymi cudami, podczas gdy on
sam wyczerpywał się w nadludzkim trudzie, by jak najwięcej dusz zdobyć
Chrystusowi.
2. Charyzmaty są dziełem szczególniejszego miłosierdzia Bożego.
Sprawcą ich jest Duch Święty. Dzieje Apostolskie wyraźnie jemu przypisują
każdą z poszczególnych działalności tych darów. W dniu Zielonych Świąt
„wszyscy napełnieni byli Duchem Świętym i poczęli mówić różnymi językami,
jako im Duch święty mówić dawał” (Dz. 2, 4). św. Paweł również wyraźnie
mówi, że sprawcą charyzmatów jest Duch Święty: „Są różne dary łaski, lecz
tenże Duch” (I Kor. 12, 4); „A wszystko to sprawia jeden i tenże Duch,
udzielając każdemu z osobna, jako chce” (I Kor. 12, 11). To pochodzenie od
Ducha Świętego jest powodem, dla którego charyzmaty nazwano darami
duchowymi. Podobne dary towarzyszą udzieleniu święceń kapłańskich,
stanowią cenny i obfity w łaski dodatek, przyczyniający się wielce do
wspierania urzędu kapłańskiego i nauczycielskiego, i do pomnożenia dobra
publicznego. Są to więc cenne moce Kościoła znajdujące się pod bezpośrednim
kierunkiem i pieczą Ducha Świętego.
Ile wielkich rzeczy sprawiły charyzmaty dla pomyślności i rozszerzenia
Kościoła, widzimy na Szymonie czarnoksiężniku, na poganach i żydach, którzy
tłumnie nawracali się, widząc wielkie cuda zdziałane przez Apostołów (Dz. 2, 7;
8, 19; 14, 10). Tylko Kościół katolicki posiadał i posiada charyzmatyków,
którzy między innymi są dowodem jego prawdziwości i Boskości. Dary te
zanikają we wszystkich społecznościach religijnych z chwilą, gdy się od
prawdziwego Kościoła oderwą. I dzisiaj są charyzmatycy jak za czasów
apostolskich, z tą tylko różnicą, że dawniej te dary duchowe przejawiały się
znacznie częściej, prawie powszechnie, a dzisiaj wyjątkowo u pewnych osób dla
dobra najbliższego otoczenia, a niekiedy i całego Kościoła. W pierwszych
wiekach chrześcijaństwa chodziło o to, by Kościołowi prawie gwałtem torować
drogę, Apostołowie bowiem byli bardzo słabi i biedni, nie posiadali ani nauki
ani środków materialnych na dalekie podróże, przeto Duch Święty wyposażał
ich w nadprzyrodzone dary. Teraz ten brak w znacznej mierze zastępuje nauka,
szkoła i doświadczenie Kościoła.
204
Chrystus Pan jako człowiek posiadał wszystkie dary Ducha Świętego w
najwyższym stopniu, posiadał więc i charyzmaty, „bo spodobał się (Bogu), aby
przebywała w nim wszelka pełność oraz, aby przezeń wszystko, co jest na ziemi,
czy co jest w niebiesiech, w nim się pojednało, po nastaniu pokoju przez krew
krzyża jego” (Kol. 1, 19 – 20). Mówi o tym i Pius XII: „Jak bowiem głowa
śmiertelnego ciała naszego posiada wszystkie zmysły, gdy tymczasem inne
części ciała naszego mają tylko zmysł dotyku, tak wszelkie cnoty, wszelkie
dary, wszelkie charyzmaty, jakie społeczność chrześcijańska posiada, pełnym
blaskiem jaśnieją w Chrystusie — jej głowie” (Mystici Corporis Christi, 37).
Przeto i charyzmatycy zawdzięczają te dary zasługom Pana Jezusa, na którym
mają się wzorować w głębokiej pokorze i nie chlubić się z otrzymanych darów,
ale z Psalmistą powtarzać: „Nie nam, Panie, nie nam, ale imieniowi twemu daj
chwałę, dla miłosierdzia twego i dla prawdy twojej” (Ps. 113).
***
Panie, pycha wsiąkła do głębi duszy człowieka i rozlała się jak zjadliwa
trucizna w sercu. Wrze ona w przewrotnej woli naszej i nawet dary Boże sobie
przypisuje, pnąc się przeciwko niebu i siląc się wywyższyć ponad wszystkich.
Duchu Święty, co dajesz pokorne myśli, powolne uczucia, wyniszcz we mnie
wszelkie objawy zuchwalstwa i próżności. Spraw, abym życzliwie spoglądał na
pomyślność i wyniesienie bliźnich, bym się radował na widok ich szczęścia i
chwały. Daj, bym upodobał sobie w zapomnieniu, gdy ludzie przysądzą mi
ostatnie miejsce. Daj, bym był ukryty i cichy, jak tego pragnie Zbawiciel, gdy
mówi „Uczcie się ode mnie, żem jest cichy i pokornego serca”.
JEZU UFAM TOBIE!
KONIEC TOMU TRZECIEGO
205
206
LITERATURA:
Adiutus J., Betrachtungsbuch für Priester, Regensburg, 1846.
BIBLE DE JERUSALEM — PARIS 1956.
Bremond H., Histoire du sentiment religieux en France depuis la fin des guerres
de religion jusqu'a nos jours, I, Paris, 1916.
Claparede E., Wychowanie funkcjonalne, przełożyła Ziembińska, W – wa, 1933.
Dąbrowski E. Ks., Święty Paweł, Poznań, Pallotinum, 1950.
Foerster Fr., Wychowanie i samowychowanie, przełożył z niem. J. Kretz –
Mirski, Warszawa, 1919.
Fic O., O P., Jezus Chrystus, Poznań, 1954.
Garrigou — Lagrange R., O. P. Perfection chrétienne et Contemplation, Paris,
1923.
Guibert J., S. J., Études de Théologie Mystique, Toulouse, 1930.
Hessen S., Podstawy Pedagogiki, przełożył A. Zieleńczyk, Warszawa 1931.
Józef z Halbowa, Mikołaj Łęczycki (Lancicius), Leszno, 1841.
Lallemant L., La doctrine spirituelle, Paris 1909.
Lessius L., S. J., De summo bono et a terna beatitudine, Antverpia 1618.
Marmion K., O. S. B., Chrystus w swoich tajemnicach, Kraków, 1925.
Marmion K., O. S. B., Chrystus życiem duszy, Kraków, 1923.
Marmion K., O. S. B., Chrystus wzorem kapłana, Warszawa, 1956.
Meschler M., S. J., Das Leben unseres Herrn Jesu Christi, Freiburg 1890.
Meschler M., T. J., Dar Zielonych Świąt, Kraków, 1924.
Poulain A., Les Grâces d'Oraison, Paris, 1909.
Pourrat P., S. J., La spiritualité chrétienne, I – IV, Paris 1881.
Pirot L. — Clamer A., La sainte Bible, Paris, 1946.
Prohaszka O. Ks., Rozmyślania o Ewangelii, Kraków, 1931.
Ricciotti G., Życie Jezusa Chrystusa, Warszawa, 1950.
Semenenko P., Mistyka, Kraków, 1896.
Simon H. — Prado G., Pra lectiones Biblica , Taurini, 1951.
Sopoćko M. Ks., De Misericordia Dei deque ejusdem festo instituendo —
Varsavia 1947.
Sopoćko M. Ks., Mikołaj Łęczycki o wychowaniu duchowym, Wilno 1935.
Sopoćko M. Ks., Poznajmy Boga w Jego Miłosierdziu, Poznań, 1949.
Sopoćko M. Ks., Idea Miłosierdzia Bożego w liturgii, Poznań, 1937.
Sopoćko M. Ks., O Święto Najmiłosierniejszego Zbawiciela, Poznań, 1947.
Sopoćko M. Ks., Miłosierdzie Boże jedyną nadzieją ludzkości, Londyn, 1949.
Sopoćko M. Ks., Król Miłosierdzia, Poznań, 1949.
207
Sopoćko M. Ks., Miłosierdzie Boga w dziełach Jego, tom I, Londyn, 1959.
Sopoćko M. Ks., Miłosierdzie Boga w dziełach Jego, tom II, Paris, 1961.
Schram D. O. B., Institutiones Theologia Mystica , Parisiis, 1868.
Tanquerey A., Précis cle Theologie Ascetique et Mystique, Paris, 1924.
Tanquerey A., Synopsis Theologia Dogmatica , Roma 1908.
Vermeersch A., Nabożeństwo do Najświętszego Serca Jezusa, Kraków, 1933.
Vernet F., La spiritualité médiévale, Va1entia 1929.
Woroniecki J., O. P., Tajemnica Miłosierdzia Bożego, Poznań, 1947.
NIHIL OBSTAT
Parisiis, d. 8 m. Decembris a. 1961
ALOISIUS MISIAK, S. Th. Mag.
Superior Regionalis S.A.C.
in Gallia
NIHIL OBSTAT
Londini, d. 21 m. Decembris a. 1961
CASIMIRUS SOŁOWIEJ, S. Th. Mag.
Censor Deputatus
IMPRIMATUR
Londini, d. 21 m. Decembris a. 1961
Msgr. LADISLAUS STANISZEWSKI
Vicarius Delegatus pro Polonis
in Anglia et Cambria
208
LISTA SUBSKRYBENTÓW KSIĄŻKI
ANGLIA: AWRZECKA Maria; BARDZIŃSKI Czesław; BARTOSZAK F.;
BIAŁKOWSKA Zofia; BOCKENHEIM T.; BORKOWSKA Apolonia; BRZEZIŃSKA
Władysława; BRZEZIŃSKI Jan; BUDZIAK St.; BUDZYŃSKI Władysław; BUŁA Helena;
CICHY Alojzy; CYBULSKA Wanda; CYRUS Alfons; DUDEK M.; GALANEK Rozalia;
GLIŃSKI Jan; GOŁUŃSKA; JANECZEK Stanisław; JANUCHOWSKI C.; Ks. Jan
JAŻDŻEWSKI; JORDAS J.; JUSZCZAK J.; KALINKA M.; KISIAŁA J.; KLECZKOWSKI
E.; KOSEWSKA M.; KOSZPAL Józef; KUKLA Jan; KUSIŃSKA M.; LESZKIEWICZ
Janina; LEWOSKA M.; LINKOWSKA A.–H.; LIZAKOWSKA M.; ŁOPATA T.;
LUCEWICZ Urszula; MARKOWSKI Andrzej; MIRSKI S.; MROZEK M.; MYDLARZ
Irena; NIECHWIADOWICZ W.; NIEDOPYTALSKI Fr.; OCHNIK Wacława; OJCOWIE
MARIANIE; OWSIŃSKA Franciszka; PARTYKA M.; PAWLUCZYK F.; PIEKARZ
Stefania; PŁATEK Kazimiera; PODGÓRSKA Janina; POTOCKA B.; PRUDOCHLEBOSZ
Maria; RUTKOWSKA Ewa; SIENIAWSKA Maria; SIŁKO Maria; SIWIK Halina; SIWIK J.;
SKOCKA Anna; STANISŁAWCZYK Zofia; STĘPIEŃ Aniela; SUWAŁA Emilia;
SZAFAROWICZ Jadwiga; TOMCZAK A.; TRACHIMOWICZ Irena; TROJAN Władysław;
WAŁDOCH Maria; WILBRANDT Otylia; WÓJCICKI M.; WOŹNIAK M.; WOŹNIAK
Maria; WRÓBLEWSKA Janina; ZAREMBA Z.; ŻURAWIK Paulina;
AUSTRALIA: GWIZDAŁA Krystyna; MAJKUT Tadeusz; MAŹ Tad.;
AUSTRIA: GRZĄDZIEL Juliusz;
BELGIA: Siostra CATHERINE – MICHEL; Siostra SAINTE – MONIQUE;
KOWALSKA Wiktoria; MARCISZAK Stanisława; POLIS Maria; SZKLANECKA Emilia;
WOŹNIAK Włodzimierz;
CHINY: Siostra MARIA – ACHILLA;
DANIA: Siostra M. EGIDIA; DUDEK Maria; SŁABIAK Anna; TRZEPLA
Katarzyna;
FRANCJA: ADAMIK Z.; ALEKSANDRZAK M.; ALLIAS; ARTIMOWICZ W.;
AULAK Ani.; BABIARZ F.; BABULA Stef.; BĄCZKOWSKA Jadwiga; BĄK Małgorzata;
BĄKOWSKA Eleonora; BĄKOWSKI Grzegorz; BAKUM; BANIA Józefa; BARA
Stanisław; BARAN – DELCROIX; BARANOWSKA; BARAŃSKA Anna; BARTKOWIAK
Katarzyna; BATOR Franciszka; BAUMGARTNER; BEDNAREK; BERNARZ Jan;
BIENIEK Jan; BŁASZCZYK Franciszek; BŁAŻKOWSKA Rozalia; BOBNOWSKA Anna;
BOBOLA Maria; BOCZEK Michał; BOGACKA Franciszka; BOHLA Józef; BONNEAU
Marta; BOSSY Jadwiga; BRAULT Zofia; BRELURUE Jan; BRODA Agnieszka; BROLL
Ludwika; BROWARCZYK Wiktoria; BRZEŹIŃSKA Weronika; BUCHLA Agnieszka;
BUKOWSKI Franciszek; BUSÓWNA Maria; CAŁUJEK; CEBULAK Stefania; CEBULSKI
Franciszka; CHAMBERT Odette; CHERAZ Wiktoria; CHILIŃSKI Franciszka; CHMIEL –
MIERZEJEWSKA A.; CHMIEL – SKALECKI P.; CHMIELARZ A.; CHOJNACKA
Agnieszka; CHOLEWKA Władysława; CHUDZIAK Agnieszka; CHUDZIAK Franciszek;
CHYBOWSKA Waleria; CICHOSZ; CICHOSZ; CICHY Jadwiga; CIELEN Helena;
CIEMNIEJEWSKA Maria; CIESIELSKA; CIESIELSKA Franciszka; CIUBA – DIER
Rozalia; COLA Halina; ĆWIKLA Julianna; CYBAL Weronika; CZERNIECKA Marianna;
DALOMIS Alojzy; DEC Maria; DEFRANCQ – WYKA; DEKARSKI Stanisław; DERING
Maria; DIDELOT Helena; DOLECKA Maria; DOMITILLE Maria; DORCZYŃSKI Jadwiga;
DRELICH Stanisław; DROZD Eleonora; DUDEK Stanisław; DURA Józefa; DURACHTA
Władysława; DUREAU Irena; DZIAMSKI Stanisław; DZIEDZIC Jan; DZIUBA Agnieszka;
209
DZIUBICH Marta; DZIURLA Elżbieta; FASULA Anna; FEDEROWICZ Anna;
FLORKOWSKA Aniela; FLYS Stef.; FRAJER Tomasz; Siostra Françoise – DOMINIK;
FRYN Zofia; GABRYELCZYK K.; GAJEK C.; Brat W. GAŁĄZKA; GEMBAROWSKA
B.; GĘŚLAK Maria; GĘŚLAK Michał; GILLER Julian; GITNER Stanisław; GIZA
Wincenty; GLAPA Anna; GOCH Katarzyna; GOCH Mieczysław; GOŁĄB Zofia;
GOLIŃSKI M.; GÓRECKA Stanisława; GORGOL Weronika; GÓRZYŃSKI Katarzyna;
GRACZ Jadwiga; GRAD Maria; GREMLICA Roman; GRUCHOT Władysława; GRYGAS
Karolina; GRYGIEL Stanisław; GRZELAK Katarzyna; GRZEŚKOWIAK Stanisława;
GULIK Józefa; GUSZKIEWICZ Maria; GUZIK Stefania; HABER Maria; HANC Stanisław;
HARAŃCZYK Józefa; HARATYK Jadwiga; HAS Aniela; HENDRYCH Marianna;
HENIGA Kazimiera; HINCMAN S.; HOJŁO Maria; HRYNASZEWSKI Henryk;
IWANOWSKA Zuzanna; JABŁOŃSKI Stefan; JACKOWSKI Franciszek; JAGIEŁA Janina;
JAGUSTYN Marianna; JAKIELA Maria; JAKLICZ; JAKUBOWSKI Józef; JAMKA Maria;
JANKOWSKA Zofia; JANOWSKA Wiktoria; JANUSZEWSKI Piotr; JAREMA Julia;
JĘDRZEJOWSKI F.; JÓZEFAK K.; JUREK M.; JUŚKOWIAK A.; JUŚKOWIAK F.;
JUSZCZAK M.; KACZMAREK P.; KADRZYŃSKI; KADZIOŁKA J.; KAŁUŻA
Franciszek; KAMIŃSKA Antonina; KAMIŃSKI Anna; KAMIONKA Stefania;
KANTORSKI Narcyz; KAPUŚCIŃSKA W.; KARGUL Władysław; KARWATKA Jadwiga;
KARYSZKOWSKA Halina; KASPRZAK Helena; Siostra Katarzyna BOLOŃSKA;
KĘDZIERSKA; KĘDZIERSKA Zofia; KESY Tomasz; KICIŃSKA Kazimiera; KITEL;
KLIMCZAK Anastazja; KLIMEK Marta; KLUBE Maria; KNUTEL Kazimiera; KOBYLT
Leokadia; KOCIEMBA Pe.; KOCOŃ Ma.; KOCOŃ W.; KOMNEK A.; KONIARCZYK
Stanisław; KONIECZNY Maria; KONIECZNY Stanisław; KOPKA Franciszka; KORDEK
Piotr; KOSIŃSKA Maria; KOSMALA; KOSZELA Katarzyna; KOWACZYK Maria;
KOZŁOWSKI Bronisław; KRASOWSKA Józefa; KRAUZEWICZ Ignacy; KRAWCZYK
Gertruda; KRĘCIDŁO Zofia; KRÜGER Franciszka; KRUŻYŃSKA Magdalena; KRYJOM
Czesława; KRZYŻANOWSKA Franciszka; KUBACKA Zofia; KUBICKI W.; KUBIEC
Katarzyna; KUDLA Bronisława; KUKLIŃSKA Janina; KUKULSKA Władysława;
KULAGA Stefania; KULCZYCKA Aniela; KURAŚ Anna; KUREK Stella; KUSAK
Stanisław; KUSIAK Anna; KWILOSZ Antonina; ŁABUDA Anna; LACHWA Agnieszka;
LAĆWIK Elżbieta; LACZOWSKI; ŁATKO Jan; LEGRAND Anna; LIBERA Kajetan;
ŁOJEK Stanisława; LUBINIECKI Michał; ŁUCARZ Anna; ŁUKASIEWICZ Anna;
ŁUKASIEWICZ Zofia; ŁUKAWSKA; ŁYSIKOWSKI Wincenty; MACIASZEK;
MAĆKOWIAK Anna; MAĆKOWIAK Jadwiga; MADEJ Tadeusz; MADRECKI;
MADRECKI Edward; MADZIAŁA; MAJ Piotr; MAJCHERCZYK Ireneusz;
MAJCHERCZYK Magdalena; MAJKOWSKI Aleksander; MAKULSKI Stanisław;
MALCHROWICZ Agnieszka; MANIO; MARCHIEL Antoni; MARCZUK Helena; Siostra
Maria – Franciszka; MARKIEWICZ Tekla; MARKOWSKI Edmund; MARSZAŁEK Ignacy;
MAZAN Maria; MAZIAK Maria; MAZUREK Zofia; MEUNIER; MICEK Józef;
MICHALAK Franciszka; MICHALSKA Agnieszka; MIDA Jan; MIERZEJEWSKA Maria;
MIGDAŁ Jan; MIKOŁAJUK Katarzyna; MIKOLUK; MILOWSKI Stefan; MISIACZYK
Stanisław; MISZCZAK Anna; MOCZARSKA Jadwiga; MOGIŁKA; MO LENDA Joanna;
MOZEJKA Sabina; MROZEK Fr.; MUSIELAK Ignacy; Siostra M. WILHELMINA;
NAGŁY Stanisław; NAPORA Jan; NAWROCKI Teresa; NIEDZIELSKI Piotr;
NIEDŹWIEDŹ Franciszka; NIEMANN Helena; NOWACKI Jan; NOWAK Bronisława;
NOWAK Magdalena; NOWAK Teresa; NOWAK Zofia; NOWAKOWSKA Janina;
NOWICKA Anna; NOWOSIELSKI Kazimierz; NOWOTARSKI Maria; OBACZ Jan;
OBLATKA Maria; OBRZUD Maria; OCHLIŃSKA Maria; OLSZACKI; Ks. Dziekan
Hieronim OLSZEWSKI; OLSZEWSKI Witold; OPIŃSKI Stefania; ORAWIEC Józef; OSIP
R.; OSUCH Katarzyna; OWEDYK; OWSIANNY; OŻAROWSKA C.; PAGNON –
210
SOCHÓWNA Maria; PALUSZAK Maria – Ludwika; PAPLA Franciszek; PARZY; PASEK
Aniela; PASEK S.; PASEK Anna; PASZKOWIAK Marcin; PAWLAK Cecylia; PAWLAK
Katarzyna; PAWLIK Aniela; PERUS Katarzyna; PESZYŃSKA Zofia; PETIT Zofia;
PIĄTKOWSKI Józef; PIETERWAS Antoni; PIKUŁA Weronika; PILAREK Józef; PILCH
Stefania; Siostra Piotra; PIOTROWSKI Maria; PIROG K.; PISZCZEK; PLESS M.;
POCZTAREK Kazimierz; PODGÓRSKI Władysław; PODLASKA Genowefa; POLUS
Antoni; POMAGRZAK; POROSZEWSKA Paulina; Ks. Jan – Marian PORZYCKI; PROC
Justyna; PRYMKA Tomasz; PRZEOR Stanisława; PUDLICKA; PUHLAK Anna; RACHEL
Helena; RACHWAŁ Franciszek; RATAJCZAK Anna; RĘBISZ Julia; REMBACZ
Katarzyna; RINGEVAL M.; ROLKA Wincenty; ROZŁONKOWSKI; RULKA Anna;
RUSIN; RZĄD Łucja; RZENNO Wiktoria; SADŁO Jan; SADŁOCHA Władysława; Siostra
St. Jean – Kanty; SAUGER Dorota; SCHATT Zofia; SERAFIN Maria; Siostry Sercanki;
SICLIER Helena; SIDOROK H.; SKARZYŃSKA Jadwiga; SKOCZYŃSKA Wanda;
SKORA Anna; SKROBAŁA Magdalena; SKRZYDELSKI Jan; SKRZYPCZAK Michalina;
SKUBISZ Katarzyna; SŁOMOWICZ Józef; SMEKTAŁA Walenty; ŚMIEJKOWSKA
Stanisława; SOBCZAK Stanisława; SOBKOWIAK – CHYBKI; SOKOŁOWSKA Maria;
SPACZEK Anna; STACHNIK; STACHOWIAK M; STACHURKA M.; STARY
INŻYNIER; Siostra STANISŁAWA – KOSTKA; STELMASZYK B.; STĘPIEŃ A.;
STOLARCZUK Katarz.; Ks. STOLAREK Konrad, O.M.I.; STOPAJ Wiktoria;
STROŻANOWSKA Maria; STUDNIARZ; STYBEL Aniela; SUCHA Magdalena;
SUPIŃSKA Helena; SURMA; SUTEAU Maria; SUTTER Kazimiera ŚWIATKIEWICZ Jan;
ŚWIATKOWSKA Julia; ŚWIECA Franciszka; ŚWIGOŃ Anna; SZCZEPANEK Marta;
SZCZEPANKOWSKI Katarzyna; SZCZEPAŃSKI Adam; SZCZESIAK Jan; SZCZOT
Marianna; SZEWECZEK Zofia; SZLACHTA Franciszek; SZMAJ Stanisława; SZPERA
Zofia; SZPYTKO Stanisław; SZYBOWICZ St.; SZYDŁOWSKA Franciszka;
SZYDŁOWSKI; SZYMAŃSKA Katarzyna; SZYMENDERA Marianna; TABIN Anna;
TABIN Katarzyna; TARGAŃSKA Rozalia; TARGAŃSKI Leon; TCHERNOFF Łucja;
TOMASZEWSKI Piotr; TOMASZUK Stanisław; TOMKOWIAK Wiktoria; TRAWKA W.;
TYRANOWICZ Tadeusz; ULANOWSKA Maria; URBANIAK Katarzyna; URBANIAK
Stanisława; URBANIK Franciszek; WACHOWICZ Honorata; WAŁECKA Józefa;
WAŁODZKA Bonifacy; WĘGLOWSKA Bronisława; WESOŁEK Janina; WEYMANN
Wincenty; WILK Zofia; WINCENTY Salomea; WINNICKA Julia; WITUKIEWICZ Józef;
WŁODARCZYK Helena; WODKIEWICZ Henryka; WOJCIECHOWSKI K.; WÓJCIK Józef
i Maria; WÓJCIK Katarzyna; WOJEWODA Zofia; WOJNA Stanisława; WOŹNIAK;
WOŹNIAK; WOŹNIAK Sylwester; WOŹNIAK Zofia; WOŹNY Franciszek; WRÓBEL;
WRZESZCZ Wiktoria; ŻABCZYŃSKA Władysława ZACHALSKA Maria – Cecylia;
ZAJĄC Katarzyna; ZAWIERUCHA Józef; Siostra Zbigniewa; ZBIK Maria; Ks. Julian
ZBLEWSKI; ZDZIOBEK Katarzyna; ZIELIŃSKA; ZIELIŃSKA Olympia; ZIĘTA Julianna
ZIMNY Fr.; ZIOBRO Aniela; ŻMUDA Zofia; ŻUGAJ Jakub; ŹURAD Waleria;
HOLANDIA: ŁUKACZYŃSKA Fr.; WINIARSKA W.;
IRAN: DJAVANCHIRI Zofia;
KANADA: BAHRYNOWSKA A.; BOJANOWSKI M.; BOROWSKA Bronisława;
CZARNECKA Irena; GULBINOWICZ Benigna; KOZBUR Anna; MADEJ Tadeusz;
POLIŃSKA Maria; RUDNICKA Czesława; STEFAŃSKA; STROMNIK Małgorzata;
SZPAK Władysław; SZWARC Małgorzata; WÓJCIKOWSKI R.;
NIEMCY: BIENIEK Fr.; GASIEWSKI Paweł; GŁUCHOWSKA Zofia; GOLLER
Leokadia; Góra Jan; GRYN Elżbieta; JANKOWSKI Adalbert; Ks. JEZIORNY Jan; JURAK
Barbara; KONCEWICZ Ant.; KOSIŃSKI A.; KRAS Edward; KRASKI Władysław;
LENARTOWICZ Michał; LIPIEC Karol; MARKOWSKI T.; MŁODZIK Franciszka;
211
OLECHOWICZ Fr.; OLEJARZ Krystyna; SAWICKA Józefa; STEINBORN Genowefa;
SZYDŁOWSKI Antoni; WITESKA Stanisław; ŻOGŁO Anastazja; ŻUREK Zofia;
POLSKA: MISIAK Piotr; PISULLA Jan i Zofia; TREUCHEL Stanisław i Anna;
TREUCHEL Edmund i Krystyna.
SZWAJCARIA: Siostra THERESE – de – MARIE; MAZIOWA Michalina;
POTYRALSKA Jadwiga; Dr. STARK Tadeusz.
SZWECJA: ADAMSKI; Ks. Franciszek BOBROWSKI; CHMIELEWSKA Anna;
CZAJA Tadeusz; GOSTYŃSKA Karolina; JESZKE Zofia; KWAŚNIK Jan; LENKIEWICZ
Helena.
U. S. A.: BRYŃSKA Stella; CHMIELEWSKA Stefania; CLUM Lewis; DISCHER
Zofia; FARBOTKO Józefa; REJ – KRUCZKOWSKA Romana;
WŁOCHY: Ks. Julian CHROŚCIECHOWSKI.
212
SPIS TREŚCI
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
26.
27.
28.
29.
30.
31.
32.
33.
34.
35.
36.
37.
38.
39.
40.
41.
42.
43.
44.
45.
46.
Przedmowa
Miłosierdzie Chrystusa Mistycznego
Przygotowanie na Zesłanie Ducha Świętego
Zesłanie Ducha Świętego
Kim jest Duch Święty?
Stosunek Ducha Świętego do Kościoła Chrystusowego
Duch Święty jest miłością i miłosierdziem
Miłosierdzie Boże w uwolnieniu nas od grzechu
Miłosierdzie nadprzyrodzonego powołania
Miłosierdzie łaski Bożej
Miłosierdzie łaski uczynkowej
Łaska uczynkowa a wolna wola człowieka
Miłosierdzie Boże w rozdawnictwie łask
Miłosierdzie Boże a tajemnica przeznaczenia
Czy jest odrzucenie?
Miłosierdzie Boże w łasce uświęcającej (Usprawiedliwienie)
Miłosierdzie Boże w łasce uświęcającej (Przymioty usprawiedliwienia)
Miłosierdzie Boże w łasce uświęcającej (Natura tej łaski)
Miłosierdzie Boże w łasce uświęcającej (Skutki tej łaski)
Miłosierdzie Boże w łasce uświęcającej (Owoce tej łaski)
Miłosierdzie Boże w łasce uświęcającej (Przedmiot zasługi)
Miłosierdzie Boże w cnotach wlanych
Miłosierdzie Boże w cnocie wiary
Miłosierdzie Boże w cnocie nadziei
Miłosierdzie Boże w cnocie miłości Boga
Miłosierdzie Boże w cnocie miłości bliźniego
Miłosierdzie Boże w darach Ducha Świętego
Miłosierdzie Boże w darze mądrości
Miłosierdzie Boże w darze rozumu
Miłosierdzie Boże w darze pobożności
Miłosierdzie Boże w darze rady
Miłosierdzie Boże w darze męstwa
Miłosierdzie Boże w darze umiejętności
Miłosierdzie Boże w darze bojaźni Bożej
Miłosierdzie Boże w owocach Ducha Świętego
Miłosierdzie Boże w błogosławieństwach
Droga do miłosierdzia Bożego — Modlitwa
Droga do miłosierdzia Bożego — Przedmiot modlitwy
Droga do miłosierdzia Bożego — Cechy modlitwy
Droga do miłosierdzia Bożego — Modlitwa ustna i myślna
Droga do miłosierdzia Bożego — Modlitwa uczuć
Droga do miłosierdzia Bożego — Modlitwa prostoty (kontemplacja nabyta)
Droga do miłosierdzia Bożego — Modlitwa odpocznienia (kontemplacja wlana)
Droga do miłosierdzia Bożego — Modlitwa pełnego zjednoczenia
Droga do miłosierdzia Bożego — Oschłości na modlitwie
Droga do miłosierdzia Bożego — Modlitwa publiczna
Droga do miłosierdzia Bożego — Ufność
213
3
7
10
13
16
19
22
25
28
31
35
38
41
44
47
50
54
57
60
63
67
70
73
76
80
83
86
89
92
95
99
102
105
108
111
115
118
121
124
128
131
135
138
141
145
148
151
47.
48.
49.
50.
51.
52.
53.
54.
55.
56.
57.
58.
59.
60.
61.
62.
Droga do miłosierdzia Bożego — Cechy doskonałej ufności
Droga do miłosierdzia Bożego — Owoce ufności
Droga do miłosierdzia Bożego — Pokuta
Droga do miłosierdzia Bożego — Owoce pokuty
Droga do miłosierdzia Bożego — Konieczność pokuty
Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Kościół
Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Chrzest
Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Sakrament pokuty
Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Sakrament bierzmowania
Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Sakrament Ołtarza
Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Sakrament kapłaństwa
Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Sakrament małżeństwa
Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Sakrament ostatniego namaszczenia
Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Odpusty
Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Sakramentalia
Urzeczywistnienie miłosierdzia Bożego — Charyzmaty
Literatura
Lista subskrybentów
154
157
161
164
167
170
173
176
180
183
186
189
192
196
199
202
207
209
Redaktor książki: Ks. Stefan TREUCHEL, S.A.C. Wszystkie prace wykonano w
zakładach drukarskich: ECOLE TECHNIQUE D’IMPRIMERIE NOTRE FAMILLE.
Kierownik drukarni: Raymond MÜLLER; na linotypach składali: Zbigniew
DELIMATA, Eugeniusz JAKUBOWSKI i Kazim. LADRA; metrampaż: Sylwester
GĄSOWSKI i Tadeusz FOGIEL; tłoczył maszynista: Salvatore GULOTTA oraz
Wiesław MINOTA i Adam ŻYDZIK; prace introligatorskie wykonali: Ireneusz
CHĘCIAK, Henryk MAZUR, Franciszek JOPEK i Jan SCHENKE.
Dépôt légal — 3e trimestre 1962
214

Podobne dokumenty