tutaj - Proliteracja

Transkrypt

tutaj - Proliteracja
Z
miłością jest jak ze Świętym Mikołajem”,
twierdzi Jasińska, „nawet wątpiący z niepoko­
jem czekają na prezent”. Idąc tokiem rozumo­
wania pisarki, pozostaje oczywiste pytanie: czy
tylko grzeczne dzieci otrzymują metaforyczny
prezent? Miłość wydaje się być najbardziej po­
pularnym motywem i toposem w twórczości artystycznej. Gdzie
nie spojrzymy, tam pojawia się to uczucie – miłosne wątki
między głównymi bohaterami na kartach powieści, miłosne
igraszki na ekranach, sercowe problemy i radości wyśpiewy­
wane w akompaniamencie gitar. Ba!, nawet na murach znaleźć
możemy wyznania miłosne – albo więcej, na bilboardach nie­
którzy panowie decydują się zadać kobiecie swojego życia zna­
mienne: „Wyjdziesz za mnie?”. I coś w tej miłości musi być,
skoro tak się nią od wieków zajmujemy.
To, jak wiele ona ma twarzy i na jak wiele sposobów można
ją interpretować, udowodnił Janusz Radek. Rozmowę o moty­
wach i toposach, reporterskiej piosence, (nie)podjętych tema­
tach i miłości możecie przeczytać w tym numerze. A numer
wokół miłości, jak łatwo się domyślić, będzie krążył. Jak stwo­
rzyć dobry romans? Jakie pary miłosne w literaturze chcieliby­
śmy widzieć? Jaką miłością jest miłość do pisania? Miłosny
temat bez dna, choć postaraliśmy się w jakimś stopniu tego dna
dotknąć.
Zainspirowana porównaniem Jasińskiej – a porównania,
jak wiadomo, mają tą uroczą właściwość, że na upartego znaj­
dzie się punkt wspólny nawet dla popularnego piernika i wia­
traka – ciekawa jestem, do czego byście Wy porównali miłość?
Piszcie na [email protected]. Najciekawsze porównania
opublikujemy.
DB

Wywiad
Literatura jest formą image’u
– wywiad z Januszem Radkiem
Dagmara Bator
4
Miłość w operze
Magdalena Wolska
8
Felietony i eseje
Swatką być
Paulina Anna Peycka
11
Serce przebite piórem
Paulina Anna Peycka
14
Przeklęte uczucie
Daniel Czepiński
18
Karty zapisane uczuciami
Daniel Czepiński
16
Zmieniając człowieka
Daniel Czepiński
20
Jak napisać dobry romans
Paulina Anna Peycka
22
Śmiertelni Nieśmiertelni
Magdalena Wolska
25
Poradniki
Recenzje
Dobry omen
Paulina Anna Peycka
27
ul. Mikołajska 2 31­027 Kraków
Redaktorzy
Daniel Czepiński (DCZ)
[email protected]
Paulina Anna Peycka (PAP)
[email protected]
Magdalena Wolska (MW)
[email protected]
[email protected]
Redaktor naczelny
Dagmara Bator (DB)
[email protected]
Wydawca
Dagmara Bator,
ul. Mikołajska 2
31­027 Kraków
©Kraków, 23 października 201 2 r.
www.proliteracja.pl
Korekta
Paulina Anna Peycka
Projekt okładki
Agnieszka Rogało
Skład
Marta Głuszek
www.facebook.com/Proliteracja
Wywiad
Literatura jest formą image’u
Najpierw rozmawiamy w garderobie po jego
koncercie w Żorach, później przenosimy się do
lokalu mojego znajomego. „O czym piszą młodzi
ludzie?”, pyta. Różnie, odpowiadam. Miłości,
problemach, poszukiwaniach. Że ciężko to dzisiaj
określić, ale współcześnie dąży się do szokowania –
szokowania formą, szokowania treścią. O tym,
o czym nie piszą młodzi ludzie, o miłości i bliskości,
masie i geniuszu, o literackim image’u i słownej
„bezzębności” – Janusz Radek.
© Dagmara Bator
4
Wywiad
D.B.: „Od 10 lat nikt nie napisał mi
dobrego tekstu”, powiedziałeś,
„więc pisze je sam”. Co w pisaniu
tekstów piosenek
jest najtrudniejsze?
J.R.: Piosenka to nic trudnego, gdy się
używa zwykłych szablonów o miłości, o wal­
ce, buncie czy nieustającej imprezie. Schody
zaczynają się wtedy, gdy w prosty sposób
trzeba skomentować teraźniejszość. Pomy­
ślałem, że jestem już wystarczająco dorosły,
aby to, co mnie cieszy bądź trapi, opisać
własnym tekstem piosenki.
Aby uniknąć okropnego szablonowego
bazgrania, wystarczy mieć konkretny pomysł
na temat tekstu. Można wprost opisać swoje
emocje lub użyć takiej przenośni, która
w sposób pośredni zawierać będzie ważne
dla nas przesłanie.
Krótko mówiąc – musisz wiedzieć, cze­
go chcesz i po co to robisz.
Główną tematyką Twoich
tekstów jest miłość.
Miłość i jej bogata paleta barw zawiera
całą namiętność Świata. Jej różnorodność
pozwala opisać wszystkie ludzkie typy i za­
chowania. Zająć się można samym sobą,
dwojgiem i trojgiem, aż po całą ludzkość. Pi­
sząc o miłości, piszesz o największym pra­
gnieniu, dzięki któremu ludzie wchodzą ze
sobą w relacje, od często bardzo intymnych
i wzniosłych, po brutalne i ostateczne.
Naprawdę jest o czym pisać i opowiadać.
Jeśli młodzi ludzie będą
chcieli pisać o miłości,
o co mogą się oprzeć?
Nie sądzę, żeby miłość miała jakieś ka­
tegorie, choćby wiekowe. Ona jest albo jej
nie ma i staje się bądź nie, przyczyna ludz­
kiego działania lub stanu ducha. Trzeba się
opierać i ufać jedynie swojej namiętności.
Można opisywać całą fizyczność i cielesność
kochania, a jednocześnie wpisać w samą
miłość choćby gotowość człowieka do zain­
teresowania się kimś innym, odmiennym;
dostrzegania w nim piękna lub uczucia
odrazy.
Odbieranie drugiego człowieka jest już
formą miłości, którą trzeba opisać .
Chciałbyś, żeby młodzi
ludzie pisali o starzeniu.
O czymś jeszcze?
Chciałbym usłyszeć wszystko to, co ma
związek z młodością. Mogę określić moje
oczekiwania terminami lekko kulinarnymi
– apetyt na przeżywanie, wściekła żarłocz­
ność, pochłanianie smaków uczuć, sączenie
rozmaitości.
5
Chcę usłyszeć prawdziwy bunt i miaż­
dżącą krytykę skostniałych układów, a nie
stek wulgaryzmów , które nazywa się sub­
kulturowym przekazem.
Chcę dowiedzieć się, jak ludzie młodzi
chcą (jeżeli chcą) przeżyć teraźniejszość i czy
są w stanie się do niej odnieść.
Poczuć drwinę i szacunek dla upływają­
cego czasu, który tylko młodość może zigno­
rować lub dostrzec w wyjątkowy sposób.
Chcę zobaczyć młodość, a nie naślado­
wanie starych pierdziochów, którym młodzi
dla przypodobania się wchodzą w…
W Twoich tekstach często
pojawiają się trzy motywy ­
wśród nich są łzy. Często łzy
u mężczyzn postrzegane są
jako ich słabość, a nawet
więcej, ich wada. Czy teksty
miały być tego zaprzeczeniem?
Mężczyzna też człowiek, a kobiety dzisiaj
noszą spodnie. Wszyscy na równi jesteśmy
ludźmi. Płaczący facet są niczym szczegól­
nym, a ostro nastawione do życia kobiety to
normalka.
Często stereotypy damsko­męskie celo­
wo przekręcam lub nadinterpretuję, by
uzyskać lekkość tekstu i groteskowy cha­
rakter postaci. Łzy dla mnie mają znaczenie
Wywiad
oczyszczania się, zmycia plamy, której jest
się przyczyną.
Płacz pojawia się często
w połączeniu z pisaniem.
To tęsknota za pewnymi archetypami,
czasem wręcz komicznymi. Sięganie po nie
z premedytacją.
Następny częsty motyw ­ statek.
Pływanie, żeglowanie, wiatr
i cała otoczka żeglarska.
Marynarze, amanci minionej epoki, fa­
ceci z klasą w moich tekstach są bardzo po­
trzebni. Ich ustami komentuje to, co się
dzieje w teraźniejszości.
Poza tym to są jakieś takie metafory
związane z namiętnością. „Napięte żagle”,
„wiatr, który dmie, dmie i rozpycha”, pędzi
ten lodołamacz, który lodołamaczem swym
sięga biegunów”… To jest taka „piosenkowa
erotyka”. Chodzi o pewien dystans, dowcip,
który nie jest bezpośredni, a jednocześnie
jest też świadomy i budzący zmysły.
Kolejną rzeczą, którą
mnie zdziwiło, były dłonie.
W tekstach rzadko kiedy
pojawiają się usta, które
bardziej stereotypowo dotyczą
namiętności, ale za to często
pojawiają się dłonie.
Dłonie w moim rozumieniu mają pierw­
szeństwo w dotyku i dzięki temu mogą ja­
ko pierwsze przekazać ludzką namiętność,
choćby w samym powitaniu.
Kiedyś, poprzez mojego kolegę, pozna­
łem koleżankę jego córki. Siedzieliśmy przy
stole. Zachwycałem się, w jaki sposób je,
w jaki sposób podaje cukier, w jaki sposób
się żegna. Okazało się, że to była tancerka
flamenco. Każdy gest, każdy jej ruch rąk był
po prostu przepiękny. W jakiś sposób prze­
żywałem z nią to – fascynowały mnie jej ru­
chy dłoni.
Od czasu do czasu przypominam sobie,
że dłonie wiele mogą. Kiedy śpiewam, też
dużo ruszam dłońmi. To mi pomaga. Do­
grywam coś, buduję jakąś postać.
Nie zawsze piosenki mają
swoich „bohaterów”, ale
zawsze ­ przynajmniej
teoretycznie ­ powinny
mieć temat. Tematy te są
podejmowane w różny
sposób, w zależności od
gatunku. Ty zaś uważasz,
że obecnie piosenki
reporterskie nie mają racji bytu.
Dla mnie reporterskie piosenki to pio­
senki w kręgu rock n’rolla, które są miałkie
6
– jakby ktoś gryzł bez zębów. Jakby chciał
dotknąć jakiejś rzeczy, ale boi się, żeby nie
podrażnić za bardzo ludzi. Pisze więc tylko
tyle, żeby pokazać się jako człowiek poszu­
kujący. Obecnie te piosenki nie mają kłów
w ogóle, nie gryzą, nie szarpią. Niby się
buntują, ale ich twórcy tylko czekają na te­
lefon, który umożliwi im występ w talent
show.
Rock n’roll jest domeną ludzi starych –
a starzy ludzie się nie buntują. Zaś młodzi
ludzie tylko zaznaczają jakieś tematy. To
taki półkrzyk mówiący „zrobiłbym wiele, ale
mi się nie chce”.
Jeśli chodzi o piosenkę reporterską –
czyli taką, jaką tworzył na przykład Janer­
ka, która prezentowała wnikliwie spojrzenie
na temat otaczającego świata – obecnie nikt
do takiego komentarza nie jest zdolny. To,
że ktoś przekonuje mnie o czymś, co do­
skonale wiem, nie jest niczym, co pchnie do
przodu muzykę czy moje myślenie.
Sądzisz, że tekst może być
dobrym produktem?
Drażni mnie taka sztukateria życia,
która polega na tym, że pewien gatunek li­
teracki jest noszony jak torebka. Do ubio­
ru, filozofii życiowej, stylu życia dobierasz
sobie literaturę. Nie traktujesz jej jako do­
Wywiad
bro intelektualne, jako sztukę – ale jako
przekaz, który ciebie w jakiś sposób od­
zwierciedla.
Twierdzisz, że literatura
jest formą image’u.
Dokładnie – uważam, że teraz w dużej
mierze literatura stała się formą image’u,
pewnej mody, galanterii. Niektórzy modow­
cy mówią, że najważniejsze są dodatki – to
właśnie taki dodatek. Dobrze jest przeczytać
wiersz, najlepiej jakiegoś modnego autora.
Ludzie teraz sięgają często po książki
proste, które mówią o oczywistościach, ba­
nałach, ideałach. Zamykają się w puszce,
izolują od tego, co brudne, nieczyste, co
może tworzyć napięcie. Nie można takich
ludzi podrażniać – nie można mówić, że
jest brud, zło, nieszczęście, bo oni tego nie
widzą; nie chcą widzieć. Rekompensują
dostrzeganie ludzi tymi właśnie czytanymi
ideałami. Jeśli przeczytają, że główny bo­
hater otaczał miłością innych ludzi, to
uważają, że oni również otaczają miłością
innych ludzi. Ale zamykają się w tej litera­
turze, która dla nich jest ich substytutem
interesowania się ludźmi.
Spójrzmy na to z drugiej
strony, ze strony piszącego.
Współcześnie istnieje wiele
form umożliwiających
tworzenie i prezentowanie
tworów innym – jak na
przykład blogi. Co sądzisz
na temat blogów?
Ich pisanie to w dużej mierze brak po­
kory. Nie uważam, że każdy powinien pisać,
śpiewać, że każdy powinien być artystą – co
nie znaczy, oczywiście, że każdy nie powi­
nien demonstrować swojej duchowości.
Blogi poza tym są za młode, żeby można je
było teraz zweryfikować.
Natomiast takie uzewnętrznianie, spraw­
dzanie swojej duchowości, wrażliwości, pi­
sząc do nieznajomego grona – samo takie
obnażanie jest zastanawiające.
Niemal wszyscy, którzy piszą, chcą tra­
fić do masy. Opierają się o masę. Marzą
o największej poczytalności. Głównym po­
wodem jest ta ekscytacja, że mogą dotrzeć
do miliona, pięciu milionów ludzi. To po­
woduje, że to, co piszesz, nie jest wolne od
prawdziwej chęci wypowiedzi, ale jest ska­
7
żone chęcią dotarcia do jak największej
ilości czytelników.
To w takim razie – jak
w dzisiejszym świecie
stać się „geniuszem”?
Nie da się.
„Nie da się”?
Dzisiejszy świat nie jest dla geniuszy.
Jeśli powszechność stała się wartością, to
umiejętność przestaje nią być. Umiejętność
nie ma nic wspólnego z powszechnością.
Umiejętność jest elitarna. Zasada demo­
kracji i powszechności powoduje, że na ge­
niusza nie ma miejsca.
Użyję tego słowa, ale: jaka
może być tego „alternatywa”?
Nie wiem, nie jestem Jezusem
Chrystusem.
Ale jesteś Judaszem (Janusz
Radek gra Judasza w „Jesus
Christ Superstar” – red.).
(śmiech) Zdecydowanie wolę grać tę
postać niż Jezusa Chrystusa.
Rozmowę przeprowadziła
Dagmara Bator
Felietony i eseje
Miłość w operze
Opera jest chyba najbardziej spektakularną
formą sztuki, jaką dotąd wymyślono. Opiera
się na syntezie literatury (libretto), muzyki,
gry aktorskiej, inscenizacji i niekiedy
choreografii. Pisano je głównie dla króli
i innych możnowładców, których było na nią
stać. Jednak niezależnie od okazji, z jakiej
opera powstała, tematem, który sprzedawał
się najlepiej, jak z resztą zostało do dziś, była
miłość.
N
ie wszyscy wiedzą, że za
pięknymi nazwami i miłą dla
ucha muzyką ukryta jest
opowieść pełna gwałtowno­
ści, dramatyzmu, fascynacji
i często – tragedii. Inspiracją do powstania
libretta i całej opery nierzadko były gotowe
dramaty wystawiane wcześniej w teatrach,
jednak to, które z emocji będą bardziej wy­
eksponowane lub jak zostaną zinterpretowa­
ne, zależy od reżysera konkretnej aranżacji.
Chciałam się tutaj skupić na samej przedsta­
wianej historii; historii, którą warto znać
przed zobaczeniem przedstawienia. Ktoś
mógłby powiedzieć, że przecież bez sensu iść
do kina na film, którego fabułę się zna, a na­
wet się wie, kto kogo zabił (pod warunkiem,
że takie morderstwa występują). Do opery
podchodzi się jednak inaczej, zapoznanie się
z jej tematem nie przeszkadza, a z pewnością
ułatwia odbiór.
Carmen
Zacznijmy od cyganki Carmen, tytułowej
famme fatale, która rozkochiwała w sobie
mężczyzn, a gdy jej się znudzili zbytnią ule­
głością – wymieniała. Pracowała jako robot­
nica w fabryce papierosów, gdzie w czasie
8
Felietony i eseje
zmiany warty przypadkiem poznaje sier­
żanta Don Jose. Jako jedyny z obecnych
żołnierzy okazuje jej obojętność, dlatego
postanawia go skokietować. W niedługim
czasie zauroczony mężczyzna okazuje się
bardzo przydatny – kiedy Carmen wpada
w tarapaty i ma zostać aresztowana, męż­
czyzna pomaga jej w ucieczce, za co sam zo­
staje skazany.
Jednak to nie koniec nieszczęść, które
przytrafiły się mężczyźnie z powodu awan­
turniczej kobiety. Po wyjściu z więzienia
Don Jose dezerteruje, by wyruszyć razem
z ukochaną i bandą przemytników na wy­
prawę. W międzyczasie pojawia się również
konkurent w postaci słynnego torreadora
Escamilla.
Cała historia kończy się dość tragicznie.
Podczas walki byków, po której wygraniu
Carmen i Escamillo mają być razem, zjawia
się Don Jose i prosi dziewczynę, by do nie­
go wróciła. Zrujnowany w akcie rozpaczy
zabija ukochaną, kiedy słyszy odmowę.
Madame Buterfly
W tej historii zmienia się przede wszyst­
kim ofiara uczuć. Tym razem akcja dzieje
się w Japonii, kiedy na dłuższy czas zatrzy­
muje się w porcie okręt amerykańskiej ma­
rynarki
wojennej.
Młody
porucznik
Pinkerton urozmaica sobie oczekiwanie na
rozkaz dalszej podróży i poza podziwianiem
uroków kraju postanawia poznać również
uroki tutejszych dziewczyn. Umawia się
z młodziutką gejszą Cio­Cio­San, zwaną
także Butterfly i, zgodnie z miejscowym
zwyczajem, zawiera z nią ślub na 999 lat.
Dla Butterfly ślub z Amerykaninem oznacza
zerwanie z własną wiarą i społeczeństwem,
na co jednak zakochana dziewczyna się go­
dzi. Szczęście nie trwało długo, wkrótce po
nocy poślubnej Pinkerton odjeżdża przyrze­
kając, że na pewno powróci.
Mijają trzy lata, Butterfly wraz z syn­
kiem żyją w niedostatku, jednak dziewczyna
każdej wiosny czeka na powrót męża. Mimo
pogardy społeczeństwa i przekleństwa ro­
dziny, z powodu jej niezwykłej urody inte­
resuje się nią bogaty książę Yamadori.
Wszyscy naokoło próbują jej wytłumaczyć,
że amerykański porucznik nie wróci, a pro­
pozycja księcia jest najlepszym, co mogło ją
w życiu spotkać, mimo to oburzona Cio­
Cio­San odrzuca jego konkury, odpowiada­
jąc, że przecież jest już mężatką.
W końcu nadchodzi czas, gdy zjawia się
Pinkerton, jednak Cio­Cio­San nie tak sobie
9
wyobrażała jego powrót. Porucznik, dowia­
dując się o dziecku, które spłodził, przyby­
wa wraz ze swoją amerykańską narzeczoną,
by wziąć je pod opiekę. Kiedy Butterfly zro­
zumiała całą sytuację, żegna się z synem,
a sama popełnia samobójstwo.
Aida
Tym razem mamy do czynienia z miło­
ścią odwzajemnioną, co wcale nie czyni jej
łatwiejszą ani zwieńczoną zakończeniem
pozbawionym śmierci.
W tej opowieści przenosimy się do sta­
rożytnego Egiptu. Aida jest etiopską nie­
wolnicą, a jej ukochany, Radames, dowódcą
wojsk egipskich, który odniósł sukces, zabi­
jając rodaków Aidy. Dodatkowo sprawa się
komplikuje: Amneris, córka Faraona, rów­
nież zakochana jest w młodym dowódcy,
któremu sam Faraon ofiarował jej rękę. Że­
by jeszcze było śmieszniej, okazuje się, że
Aida wcale nie jest zwykłą niewolnicą, tylko
córką etiopskiego przywódcy, który po
ostatniej zwycięskiej bitwie dostaje się do
egipskiej niewoli.
Akcja rozwiązuje się, kiedy Radames
staje przed wyborem miłości lub obowiąz­
ku, gdyż Aida prosi go o wypuszczenie jej
Felietony i eseje
ojca oraz pozostałych jeńców wojennych.
Chłopak z całą świadomością wybiera mi­
łość i z godnością przyjmuje naznaczoną
mu karę śmierci. Zgodnie ze zwyczajem,
zdrajcy są żywcem zamurowywani w gro­
bowcu, co też spotyka dzielnego dowódcę.
Aida jednak nie pozostawia ukochanego,
wkradając się wcześniej do grobowca, by
zginąć razem z Radamesem.
Poszkodowaną jest również córka Fara­
ona, która opłakuje dowódcę nad jego gro­
bem, nie wiedząc, że spędza swoje ostatnie
chwile z Aidą.
Traviata
Historia jest nieco inna od pozostałych,
być może ze względu na to, że akcja roz­
grywa się we współczesnych czasach jej
autora, a na dodatek w mieście rozpusty –
Paryżu. Opera powstała na podstawie dra­
matu Aleksandra Dumasa „Dama kamelio­
wa”, którą z kolei zainspirowana prawdziwą
historią.
Violetta jest gwiazdą najmodniejszego
kabaretu i dzięki zainteresowaniu bogatych
mężczyzn oraz zaradności zdobywa małą
fortunę. Wydaje się być panią życia i kochać
wolność ponad wszystko, jednak jej świato­
pogląd się burzy, gdy poznaje Alfreda, mło­
dego chłopaka, który wyrwał się z prowincji
i przyjechał do Paryża studiować. W tym
świecie jego szczere uczucie do Violetty wy­
daje się być groteskowe i naiwne, jednak
zdołał rozpalić serce dziewczyny.
Oboje uciekają przed miastem próżności
do luksusowej willi Violetty, jednak na wy­
stawnym życiu traci majątek. Na dodatek
przybywa do niej ojciec Alfreda, początko­
wo przekonany że żyją za pieniądze syna
i rujnuje się dla kobiety lekkich obyczajów.
Prosi Violettę, by rzuciła Alfreda dla dobra
jego córki – ich związek popsułby reputację
rodziny, więc narzeczony mógłby zmienić
zdanie co do ożenku. Oczywiście, w tym wy­
padku także chodzi o pieniądze, gdyż kon­
kurent córki jest bogaty.
Violetta poddaje się namowom i zosta­
wia ukochanego, pisząc do niego list, że
chce wrócić do poprzedniego życia. Alfred,
wściekły, przyjeżdża do Paryża, głównie aby
się zemścić. Wygrywa w karty z jej protego­
10
wanym, by na oczach wszystkich rzucić
pieniądze w twarz kobiety, mówiąc, że
płaci za jej towarzystwo tak jak wszyscy
poprzedni.
U Violetty ujawnia się choroba, przez
którą dziewczyna dogorywa w nędzy. Kiedy
ojciec Alfreda doznaje ataku wyrzutów su­
mienia i wyznaje synowi całą prawdę,
przyjeżdżają do Paryża, lecz tylko by to­
warzyszyć Violeccie w ostatnich chwilach
życia.
Wszystkie te motywy są nam dosyć zna­
ne – zabawa miłością, miłość wzgardzona,
miłość kontra pieniądze czy też przeszkody
losu – zarówno we współczesnej twórczości,
jak i w życiu. Opowieści można odczytywać
różnie: albo jako pochwałę prawdziwego
uczucia, albo jako ostrzeżenie. Pomimo że
uczucie między dwojgiem ludzi jest znane
od zarania dziejów, nadal nie potrafimy
odczytać jego prawdziwego znaczenia czy
wartości i wciąż nie umiemy sobie z nim
poradzić. Mimo wszystko dotyczy naj­
skrytszych marzeń i pragnień ludzi, dlate­
go zajmuje ważne miejsce w sztuce
i w sercu.
MW

Felietony i eseje
Swatką być
Znacie to uczucie, kiedy czytacie
fantastyczną powieść lub cykl,
zachwycacie się i emocjonujecie,
przywiązujecie do bohaterów,
wyrabiacie o nich opinie… po czym
wszystko legnie w gruzach, gdyż
autor nie popisał się na polu łączenia
bohaterów w pary?
© Dagmara Bator
11
D
Felietony i eseje
rogi Autorze Mojej Ukocha­
nej Powieści!
Na wstępie tego listu chcia­
łabym podkreślić, jak bardzo
spodobało mi się Twoje
dzieło. Jestem jednak głęboko rozczarowana
i niezadowolona z jednego powodu: jak mo­
głeś sprawić, aby Iks i Igrek zostali parą?!”
Z pewnością niejeden z Was miał szczerą
ochotę napisać podobny list raz lub dwa. Na
szczęście autorzy powieści nie są jedynymi
istotami obdarzonymi wyobraźnią. Tkwi
ona w każdym z nas, dzięki czemu fani mogą
„poprawić” romantyczne (i nie tylko) wizje
idoli za pomocą twórczości fan fiction. Z ko­
lei to, jak niejeden blogger wie, jest
zjawiskiem bardzo powszechnym, a im po­
pularniejsza powieść czy cykl, tym więcej
fan fiction znajdziemy.
Seria pani Rowling o Harrym Potterze
zdaje się królować jako źródło różnorakich
alternatywnych paringów, od spodziewa­
nych po te najmniej oczekiwane. Rozwija­
nie losów Jamesa Pottera i Lily Evans to
jedno, lecz znaleźć możemy całą gamę in­
nych historii, wśród których częstymi
obiektami są Hermiona Granger w parze
z Draconem Malfoyem (tzw. Dramione) czy
Syriusz Black w parze z damą X (często
© Dagmara Bator
12
Felietony i eseje
nieistniejącą w kanonie). Tylko odrobinę
w tyle stoją pary Hermiona i profesor Sna­
pe, Hermiona i Harry, Harry i Ginny oraz…
Harry i Draco! A później jeszcze wiele, wiele
innych. Ciekawa jest swoistego rodzaju jed­
nomyślność twórców fan fiction co do
atrakcyjności pewnych postaci i pewnych
par w porównaniu do innych. W całej serii
napotykamy całe tabuny postaci oraz liczne
związki, mniej lub bardziej przelotne, a jed­
nak rozwinięcie losów oryginalnej pary Her­
miony i Rona jest spotykane rzadko, zaś fan
fiction z, przykładowo, profesor McGonagall
i jakimś adoratorem – niemal w ogóle.
Zaraz za Harrym Potterem rzesze twór­
ców opowiadań fan fiction zebrała seria
„Zmierz” Stephenie Meyer. Tu nie znajdzie­
my nadto zadziwiających pomysłów. Jako iż
większość takich opowiadań jest tworzona
przez dziewczęta, które czują silną przyna­
leżność do jednego z fanowskich odłamów,
tj. „Team Edward” lub „Team Jacob”, na
postać Belli nie natrafimy często, zaś
Edward albo Jacob otrzymują nowy obiekt
westchnień w postaci wymyślonej przez au­
torkę bohaterki. Zapoczątkowana przez
„Zmierzch” fala mody na wampiryzm wsze­
laki pociągnęła za sobą także tabuny fan fic­
tion dotyczących popularnych seriali
„Pamiętników wampirów” oraz „Czystej
krwi”. Jako iż sama nie znam tych kanonów
ani nie czytałam żadnych opowiadań fa­
nowskich do nich nawiązujących, mogę się
jedynie podzielić obserwacjami pośrendni­
mi, z drugiej ręki. A te są bardzo podobne
do obserwacji ze „Zmierzchu”: zauroczone
postaciami męskimi autorki podstawiają
własne postaci damskie do głównych ról.
Sporo ciekawych par tworzą autorzy fan
fiction opartych na trylogii „Władca Pier­
ścieni” Tolkiena. Popularnością niewątpli­
wie cieszy się postać Legolasa, który waha
się pomiędzy czarowaniem nowych u Tol­
kiena niewiast a rozwijaniem sugerowanej
w kanonie miłości do Gimliego; dość liczne
są także historie krążące wokół Aragorna
i Eowiny. Jednak najbardziej, hmm… oso­
bliwym zjawiskiem, jakie miałam „przyjem­
ność” spotkać w świecie tolkienowskich fan
fiction, jest angielski twór pt. „Celebrian”.
Jak można się domyślić, ów tekst opowiada
historię Celebrian, żony Elronda, jednak
w tej wersji daleko jej do uwodzenia wła­
snego męża. Zdradzę li i wyłącznie tyle, iż
u boku (i nie tylko) Celebrian spotkamy
istoty mniej od elfów dostojne i piękne, zaś
13
całość zdecydowanie nie jest lekturą dla
osób poniżej osiemnastego roku życia.
Oczywiście, opowiadań fan fiction, w któ­
rych autorzy zamieniają się w swatki i tworzą
własne romantyczne historie jest o wiele,
wiele, wiele więcej. Popularne stają się twory
bazujące na trylogii „Igrzysk śmierci”, filmu
„Avengers”, cyklu „Pieśni lodu i ognia”,
wszelakich seriali anime jak np. „Naruto” czy
„Bleach”… A to nadal tylko wierzchołek góry
lodowej. Pobieżne przejrzene działu fan fic­
tion do samych tylko książek na popularnym
forum FanFiction.net uświadomiło mnie, iż
znaleźć można nawet teksty stworzone na
podstawie trylogi „Milenium” czy… Biblii!
Nie pytajcie mnie jednak, co się tam znajduje.
Nie oszukujmy się, dopóki ludzie będą
mieli możliwość pisania, dopóty napotykać
będziemy twórczość fanowską we wszel­
kich jej odmianach. W końcu nie dość, że
obdarzeni jesteśmy wyobraźnią, to jeszcze
nie po to tyle przeżyliśmy z naszymi ulu­
bionymi bohaterami, by na końcu pozwolić
autorowi wszystko zepsuć i połączyć ich
z najmniej według nas odpowiednimi posta­
ciami. A odrobina fantazji jeszcze nikomu
nie zaszkodziła.
PAP

Felietony i eseje
Serce przebite piórem
Serce przebite strzałą to znany nam
symbol miłości. Stwórzmy jednak
nowe, bardziej odpowiadające symbole
dla miłości do pasji. Pisarze, przebijmy
nasze (metaforyczne) serca piórami!
© Dagmara Bator
14
O
Felietony i eseje
soby piszące, które (jeszcze)
nie doczekały się wydania
i uznania, często są pytane,
dlaczego akurat to, dlacze­
go właśnie tworzenie prozy
lub poezji? Nasze fantazje możemy w końcu
przenosić do rzeczywistości na tyle różnych
sposobów, a pisanie wydaje się być mniej
popularnym w porównaniu do, na przykład,
muzyki czy rysunku. Z pewnością jest także
mniej medialne w czasach, kiedy co drugi
kanał telewizyjny posiada własny program
poświęcony „talentom”, a który dziwnym tra­
fem przyciąga tylko te talenty, które można
pokazać na scenie. Powracając jednak do rze­
czy, jakiej odpowiedzi osoby piszące udzielają
najczęściej? Ponieważ to lubią, kochają wręcz.
Pójdźmy zatem o krok dalej: dlaczego my,
dzierżący pióro i klawiaturę, kochamy pisać?
Jedną z najczęstszych odpowiedzi na to
pytanie prawdopodobnie byłaby wolność,
tak ta odczuwana podczas tworzenia, jak i ta
względem samego tworzenia. Pisząc, może­
my stworzyć wszystko: nowe krainy, cieka­
wych ludzi, stworzenia, sytuacje, wszystko.
A to wszystko za pomocą narzędzia danego
nam już w dzieciństwie: słów. Słowa, nasza
wyobraźnia oraz cokolwiek czym i na czym
moglibyśmy pisać wystarczy, aby tworzyć
mógł każdy i aby przenieść do rzeczywisto­
ści to, co dotąd zamykaliśmy w umysłach.
Wielu czuje również, jakby spisując kolejne
historie, opisując ludzi oraz miejsca, prze­
nosili się do tej krainy, zostawiając szarą
rzeczywistość daleko w tyle. Akt tworzenia
daje nam poczucie wolności, ponieważ
dzięki niemu możemy być gdzie i z kim tyl­
ko zapragniemy, nawet jeśli ciało pozostaje
na tym samym chwiejącym się krześle.
Z kolei inni kochają pisać, ponieważ po­
zwala im to codzienność przeżyć. Tak, prze­
żyć, nie od niej uciec. Pamiętniki skrywają
sekrety autorów, nie zawsze mówią nam
jednak, jak często pomogły owym autorom
znosić codzienne trudy ze spokojem i siłą.
Gdyby nie ich pisanie, ile osób załamałoby
się, gdyż tłumiłyby w sobie zbyt wiele emo­
cji? A powieści i poezja? Ich tworzenie nie
musi być ucieczką do świata wyobraźni,
może także być pomocą, aby nasza własna
codzienność stała się ciekawsza, kolorow­
sza. Co z tego, że opisany przez nas kot są­
15
siadów jest zielony, a na dodatek w błękitne
paski? Kto nas zgani za ubarwianie własne­
go życia w spisanych starannie wersach
i akapitach? Lub też odwrotnie: komu bę­
dzie przeszkadzać, jeśli w zaciszu czterech
ścian wysypiemy życie szkolnej piękności
trudnościami na kartach naszej powieści?
Nic z tego, nikt nas nie zgani i nikomu nie
będzie przeszkadzać (pod warunkiem za­
chowania owej powieści dla siebie lub
upewnienia się, iż zainteresowana piękność
nie dowie się, iż to o niej mowa).
Kochamy pisać, gdyż w ten czy inny
sposób nas to uszczęśliwia. Satysfakcja ze
stworzenia kawałka tekstu jest taka sama,
jak z samodzielnego stworzenia czegokol­
wiek innego (ciasta, bluzki, piosenki). Po
wypisaniu wszystkich negatywnych emocji
czujemy ulgę, opisując radosny rozdział
z życia naszych bohaterów, cieszymy się ra­
zem z nimi, bez względu na to, czy od rze­
czywistości uciekamy czy ją ulepszamy –
oddawanie się pasji pisania poprawia nam
humor i dodaje skrzydeł.
I właśnie dlatego przebijamy nasze
serca metaforycznym piórem.
PAP

Felietony i eseje
Karty
zapisane
uczuciami
Moja Najdroższa!, Najukochańszy! Miły mój!,
zaczynają się listy miłosne. Na przestrzeni epok
zwroty te zmieniały się, jak i zmieniali się
bohaterowie literaccy i historyczni, którzy listy
miłosne pisali. A jak jest dziś? Czy w epoce
komputerów, SMS­ów i e­maili zdarza nam się
jeszcze sięgnąć po papier, pióro i napisać list
miłosny? I jaka jest różnica?
©Yin Zhi
16
J
Felietony i eseje
akiś czas temu wpadło mi w ręce
kieszonkowe wydanie „Listów mi­
łosnych” Julii de Lespinasse, „Mu­
zy Encyklopedii”, jak ją nazywano.
Ten mały (dosłownie i w przeno­
śni) wybór listów pisanych do hra­
biego de Guibert skłonił mnie do drobnej
refleksji i postawienia sobie pytania, czy
w epoce komputerów ludziom zdarza się
jeszcze pisać listy, nie te zwykłe, a listy
miłosne.
Listy miłosne zarówno w literaturze jak
i życiu codziennym dawnych epok pojawiały
się co najmniej często. Były wyrazem uczuć,
namiętności, dopełnieniem intryg i spisków,
tłem zdrad małżeńskich i wyrazem wierno­
ści. Odnajdziemy w nich erotyzm, pożąda­
nie, a niekiedy nawet i lubieżność.
W bogatej historii literatury mamy więc
liczne przykłady sztuki epistolarnej nasyco­
nej uczuciami. Dostarczają nam ich nie tyl­
ko bohaterowie literaccy, ale też sami
twórcy.
Wśród tych pierwszych z pewnością
przychodzi na myśl rudowłosa Ania Shir­
ley, która podczas pobytu w Szumiących
Topolach koresponduje z Gilbertem. To li­
sty pisane codziennością: codziennymi wy­
darzeniami i chęcią dzielenia się każdą
drobną chwilą, codzienną miłością i tęskno­
tą. Jest też Werter i jego list do Lotty, może
nie sticte miłosny, jednak z pewnością prze­
pełniony głębokim uczuciem.
Jeśli zaś mowa o bohaterach literackich,
to chyba jeszcze więcej listów pozostawili
po sobie ich twórcy. Zasypuje nas wręcz ich
miłosna korespondencja. Gustaw Flaubert,
Zygmunt Krasińki, Oscar Wilde, Franz Kaf­
ka czy Charles Bukowski przekazują nam
pełną gamę uczuć i charakterów w swoich
listach – od adorowania (tak było z kontak­
tami Wilde’a z Alfredem Douglasem), przez
sprośności w korespondencji z Lindą King
(tak, tak, Drodzy Czytelnicy, to oczywiście
Bukowski), po namiętność i pożądanie
(Kafka i Flaubert mieli ich, jak się zdaje,
nieprzeprane pokłady).
Prześledziwszy więc pokrótce niektóre
obszary występowania listów miłosnych
(piszę tak, jakby to były jakieś niezwykłe
ptaki, występujące tylko na określonym te­
renie… ale może coś w tym jest, w końcu
list miłosny występuje tylko tam, gdzie są
uczucia, a to nie jest znowuż aż tak powsze­
dni obszar, jak by się mogło wydawać), nie
mogę odmówić sobie pytania: co dziś stało
17
się z listami miłosnymi? Czy człowiek stra­
cił już wszelką wrażliwość i romantyzm?
Pamiętam czas, kiedy sam pisałem li­
sty miłosne – płomienne, codzienne… To
było niezwykłe doświadczenie. Zanurze­
nie w uczuciach, muskanie papieru pió­
rem, przelewanie myśli w atramentowe
linijki. Pisanie z myślą o tej jednej osobie,
litera po literze.
Wyobrażacie sobie e­mail miłosny? Już
samo połączenie wyrazów nie brzmi tak
romantycznie. Poza tym co romantycznego
jest w wysłaniu listu w internetowy labi­
rynt? Jak może równać się to z wyczekiwa­
niem i zaglądaniem do skrzynki z drżeniem
serca czy z delikatnym uśmiechem na twa­
rzy przy podawaniu listu z rąk do rąk,
z błyskiem w oku na widok zaadresowanej
ręcznie koperty, listu pisanego dłonią uko­
chanej osoby?
Czy naprawdę nie dostrzegamy dziś
już przewagi romantyzmu na użytkowo­
ścią? A może jest jeszcze wiele osób, któ­
rym zdarza się „popełnić” list miłosny?
Czy w dobie rosnącego społeczeństwa
technicznego stać nas jeszcze na nutę ro­
mantyzmu?
Mnie tak. A Was?
DCZ

Felietony i eseje
Przeklęte uczucie
Świat ich nie rozumiał i trudno się temu
dziwić. Ich styl życia był inny. Ich
twórczość była inna. Ich miłość też była
inna. Baudelaire i Rimbaud – francuscy
poeci przeklęci. Odrzuceni, niezrozumiani
i częstokroć wcale niepragnący
zrozumienia. Wyklęci przez społeczeństwo.
Wyklęci przez samych siebie. A ich uczucie?
18
© Daniel Czepliński
F
Felietony i eseje
rancuskich poetów przeklętych
nie zawsze omawia się w liceum.
To tak zwane treści rozszerzają­
ce, a szkoda (dobór listy lektur
w szkołach to osobna sprawa,
więc się pohamuję i nie będę tutaj rozwijał),
bo to temat bardzo ciekawy zwłaszcza pod
względem biografii tychże twórców… i ich
związków. Ja miałem to szczęście, że mnie
to nie minęło. Arthur Rimbaud, Paul Verla­
ine, Charlesa Baudelaire, Stéphane Mallar­
mé. My pozostańmy jednak przy dwóch
pierwszych i ich wspomnianej już wcześniej
relacji.
Pamiętam, że kiedy skończyliśmy oma­
wiać ten temat, pojawiły się głosy, że nie tyl­
ko ich twórczość była przeklęta, ale przede
wszystkim ich uczucie. I bynajmniej nie dla­
tego, że byli homoseksualistami (dla Rim­
bauda był to pierwszy związek tego typu…
zapewne chociażby ze względu na jego
wiek), ale na wszystko inne.
Ale, ale, po kolei. Zaczęło się niewinne –
od wymiany korespondencji, której począ­
tek datuje się na 1871. Verlaine’a pochłonę­
ła ta kiełkująca wówczas znajomość
z siedemnastoletnim Arthurem. Opuścił żo­
nę, Matyldę Mauté, i związał się z młodym
poetą. To był romans pełen fascynacji, alko­
holu, narkotyków, zazdrości… i przemocy.
Jedno napędzało drugie, czyniąc z ich
związku bitwę charakterów pełną zranień ­
nie tylko duchowych, bo dwa lata później
Verlain oddał do Arthura dwa strzały, ra­
niąc go w nadgarstek. Był to więc romans
bardzo burzliwy (jego klimat świetnie od­
daje film „Całkowite zaćmienie” Agnieszki
Holland), ale czy przeklęty?
Jeżeli ktoś wierzy w to, że dobro lub
krzywda wyrządzona innym wraca do nas,
to z pewnością na Verlaine’a spadła klątwa.
Zdrada żony, a wcześniej także wyładowy­
wanie na niej agresji czy styl życia, jaki pro­
wadził, mogły sprowokować los. Nie potrafię
powiedzieć, czy było to przeklęte uczucie.
Z pewnością było wyniszczające, a każdy
kolejny czyn sprowadzał na poetów kłopoty
i konsekwencje (mocno odbiło się to na
Paulu, który został skazany na zakład karny
w efekcie postrzelenia swego kochanka).
I jeszcze ich poglądy na świat, a nade
wszystko patrzenie Rimbauda na miłość.
W filmie Holland z jego ust padają słowa:
„Miłość nie istnieje. Istnieje troska o same­
go siebie, samozadowolenie, pycha, egoizm,
ale nie miłość”. Choć mówił o miłości hete­
roseksualnej, trudno nie pomyśleć, że po­
gląd ten musiał mieć wpływ na jego
19
postrzeganie miłości w ogóle. Jeśli istotnie
tak ją widział, nie mógł do końca poddać się
uczuciu do Verlaine’a – przecież w pełni
w nie nie wierzył.
Uczucie Verlaine’a i Rimbauda było kre­
owane przez nich i niezależnie od tego jacy
by nie byli, to od ich woli zależało, w jakim
kierunku ono pójdzie. Jeśli było uczuciem
przeklętym, to tylko dlatego, iż uczynili je
przeklętym.
Czy byli w nim szczęśliwi? Spalali się.
Dwa zbyt silne charaktery, zbyt destrukcyj­
ne, zbyt genialne. Czy mogli współistnieć?
Może gdyby odrzucili narkotyki, alkohol?
Pozostawili nagie uczucie? Bez woalki z dy­
mów i zielonej poświaty światła przenikają­
cego przez absynt…
Nie mówię, że cała „otoczka” nie miała
żadnego wpływu na ich uczucie: skandale,
bieda, odrzucenie przez społeczeństwo.
Jednakże to nie ona była czynnikiem de­
cydującym. Gdyby tak było, przezwycięży­
liby to. Moim zdaniem, ich przekleństwo
stanowili oni sami. Nie potrafili odrzucić
wyniszczającego trybu życia, a ten przy­
lgnął do nich i wyniszczał nie tylko orga­
nizmy, ale charaktery oraz związek. Sami
byli temu winni, sami podjęli decyzję.
DCZ

Felietony i eseje
Zmieniając człowieka
Dwoje młodych ludzi jak dwa odmienne
światy. Brzmi standardowo, nieprawdaż?
Typowy romans oparty na kontraście
charakterów? Być może. Ale czy na
pewno? Przecież najlepsze historie pisze
życie… a ta mogłaby się zdarzyć
naprawdę. Co się stanie, gdy on pokocha,
a ona jest śmiertelnie chora? I do jakiego
stopnia miłość może zmienić człowieka?
© Dagmara Bator
20
M
Felietony i eseje
yślę, że jest małe prawdo­
podobieństwo, by komuś
nigdy nie obił się o uszy
tytuł
filmu
„Szkoła
uczuć”.Oczywiście zakła­
dając, że w ogóle choć trochę interesuje się
szeroko pojętą kulturą, a w tym kinem.
Adam Shankman nakręcił go na podstawie
książki Nicholasa Sparksa pod tytułem „Je­
sienna miłość” (swoją drogą zawsze zadzi­
wia mnie tłumaczenie zagranicznych tytułów
na język polski: co powiecie na oryginalne
„A Walk to Remember”?).
Landon Carter i Jamie Sullivan – dwa
odmienne światy. Ona jest córką pastora,
religijną, pełną dobroci i marzeń, która do­
brze się uczy. Jeszcze nie wie, jak wiele na­
uczy Landona. On jest jej przeciwieństwem.
Nie wie, dokąd zmierza. Zresztą, chyba nie
musi, skoro i tak całe życie zaplanował mu
ojciec­kongresmen (w filmie ma się to nieco
inaczej – dociekliwych zachęcam, by sami
porównali książkę i film), którego nigdy nie
ma obok. Żyje z dnia na dzień, od imprezy
do imprezy, podchodząc do życia… niepo­
ważnie, lekko mówiąc. Ale nie to jest naj­
ważniejsze.
Mnie w książce i w filmie uderzają dwie
rzeczy. Pierwszą – filmową – są słowa Dolly
Parton, które odkryłem pewnego wieczoru,
oglądając „Szkołę uczuć” przed wyjazdem
w góry. Nie wiedziałem wówczas, dlaczego,
ale czułem wtedy, że to właśnie ten film po­
winienem obejrzeć. I dowiedziałem się.
„Dowiedz się, kim jesteś i pozostań sobą”.
To było moje przesłanie i motto mojego
górskiego wyjazdu. Od tamtej pory co jakiś
czas staram się przypominać sobie, kim je­
stem. Przypominać, by pozostać sobą.
I wydaje mi się, że również Landon (za­
pewne znacznie bardziej ode mnie) musiał
dowiedzieć się, kim jest. Jamie mu w tym
pomogła. To jest ta druga rzecz, która ude­
rza mnie zarówno w filmie, jak i w książce.
To, w jak niezwykły sposób pojawiające się
uczucie do Jamie wydobywa z Landona, co
w nim najlepsze. To, jak Jamie uczy go być
naprawdę sobą.
Zmieniła go, ale nie w negatywnym sen­
sie. Ona po prostu zdjęła z jego twarzy ma­
skę, którą nosił przed całym światem.
Maskę obojętności, kpiny, czasem gniewu.
Maskę popularności. Ilekroć oglądam ten
film czy czytam „Jesienną miłość”, zachwy­
ca mnie, jak stopniowo Landon się zmienia,
pokazuje coraz więcej dobrych stron.
A zaczęło się balem, na który Landon
nie miał z kim iść. Na szczęście na balu się
21
nie skończyło i kontynuowali znajomość.
Z czasem ich relacja zaczęła zmieniać chło­
paka – próby dramatu, godziny spędzone
w sierocińcu, czy akcja ze skarbonkami, by
kupić sierotom prezenty na święta. Wszyst­
ko to sprawia, że chłopak łagodnieje, staje
się wrażliwszy – z każdą chwilą, każdą roz­
mową. Z czasem Landon i Jamie, zbliżają
się do siebie, chłopak jest w stanie wiele dla
niej zrobić..
Jamie odmienia całe jego życie. Więc,
kiedy Landon dowiaduje się o jej chorobie,
chce odmienić jej życie. Spełnić jej marze­
nia. Uczucie do dziewczyny dodaje mu sił
do działania, choć jest mu ciężko. Każdy
kto choć raz stracił bliską osobę wie, jak to
jest patrzeć na jej stopniowe przejście na
drugą stronę. Piękne jest to, że Landon
chce uczynić ostatnie dni Jamie jej naj­
piękniejszymi.
Nie wiem, czy zwróciliście uwagę też na
inną rzecz. Na Pismo Święte Jamie. To jak
stopniowo dziewczyna pomaga Landonowi
odnaleźć Boga, jak zbliża go do niego i daje
w nim oparcie, które będzie mu tak po­
trzebne. Pomyślcie o tym… I – co uderza
mnie w filmie – jak ten dar dziewczyny po­
maga Landonowi zmienić z czasem relację
z jej ojcem, pastorem.
DCZ

Poradniki
Jak napisać dobry romans?
Chcesz stworzyć romans, ale nie
wiesz, jak się do tego zabrać? Masz
głowę pełną historii miłosnych, lecz
głowisz się, czy cokolwiek z nich
będzie? Poszukujesz wskazówek,
które naprowadzą Cię na dobrą
drogę powieści miłosnych? Trzy
„tak” to znak, że poniższy poradnik
jest właśnie dla Ciebie!
22
© Dagmara Bator
W
Poradniki
brew powszechnie krą­
żącej o romansach opi­
nii, ich pisanie nie jest
błahostką, którą można
potraktować lekko. Nie,
nie, stworzenie dobrego romansu to nie­
malże sztuka. To proces opierający się na
starannym planowaniu i dbaniu o szczegó­
ły. Bardzo podobnie jak tworzenie innych
powieści, ale z tym szczególnym naciskiem
na miłość.
Zasiadając do stworzenia romansu, nale­
ży się przede wszystkim zastanowić nad tym,
jaki on ma być. Harlequiny nie bez powodu
dzielą się na dziesiątki rodzajów; sugerują,
aby i twórca miłosnych historii zastanowił
się, jakąż to odmianę tego uczucia chce nam
przedstawić. Romans na ostrym dyżurze,
mezalians biznesowego bogacza z kelnerką,
egzotyczni szejkowie chwytający zachodnie
piękności w miłosne sidła, płomień uczuć na
tle morderstwa, mdlejące z onieśmielenia
panny w historycznym ujęciu, a może odro­
bina fantazji w pozaziemskich realiach
wśród magicznych stworzeń? Wszystko ma
znaczenie, a miłość miłości nierówna!
Odkrywszy już tło swej powieści, mo­
żesz, Autorze, z czystym sumieniem pozna­
wać gwiazdy wieczoru, Romea i Julię, czy
też Krzysztofa i Hankę. Nie bójmy się tego
powiedzieć na głos: w każdym mężczyźnie
i w każdej kobiecie odnajdziemy cechy ste­
reorypowe dla danych płci, zatem czemu ich
unikać? Któż chciałby czytać o romansie,
w którym mężczyzna ani razu nie przejmie
sterów i nie przyprze swej wybranki do
ściany, by ją namiętnie całować? I jakkol­
wiek silna nasza główna bohaterka by nie
była, nie zapominajmy, iż jest jedynie ludz­
ką kobietą – oczywiście, iż łaknie odwza­
jemnionego uczucia i marzy o bajkowym
zakończeniu w białej sukience i welonie,
nawet jeśli sama przed sobą się do tego nie
przyzna. Czerp ze stereotypów, w końcu
kontrast pomiędzy mężczyzną a kobietą
czyni romans tak smakowicie atrakcyjnym.
Dobry romans to taki, który utrzyma
Czytelniczkę w napięciu, przy którego lek­
turze zaciśnie mocno palce na książce i bę­
dzie gorączkowo brnąć naprzód, by mieć
pewność, iż wszystko zakończy się dobrze.
Innymi słowy: przeszkody. Każdy związek
na jakieś napotyka, a im trudniejsze są dla
zakochanych do pokonania, tym silniej
przykujemy Czytelniczki do lektury. Być
może Hanka obiecana jest innemu albo ro­
dzina Krzysztofa wyraża stanowczy sprze­
ciw (klasyk!)? Rodziny, dzieci, kryminalne
23
zagadki, zagrożenie dla życia, pieniądze…
Autorze, ogranicza Cię wyłącznie sumienie,
zatem popuść wodze wyobraźni i pozwól
sobie na złośliwość wobec bohaterów.
Zaś skoro przy przeszkodach jesteśmy,
wspomnijmy także o jednym z najważniej­
szych elementów: budowaniu napięcia po­
przez niewinne dręczenie Czytelnika. Niech
romans się rozwija, a miłość kwitnie, jed­
nak powoli. Odkładaj scenę pierwszego
pocałunku tak długo, jak tylko zdołasz,
a gdy już do niej dojdziesz – nie spiesz się
z kolejnym krokiem na ścieżce uczuć.
Oczywistym jest, iż miłosne wyznania pa­
dają na samym końcu, nieprawdaż? Aby
jeszcze bardziej przeciągnąć każdą upojną
chwilę, zadbaj nie tylko o długie przerwy
pomiędzy nimi, ale także o ich celebrowa­
nie za pomocą obszernych, pobudzających
wyobraźnię opisów. Pozwól Czytelniczce
posmakować ambrozji z książkowego kieli­
cha przyjemności, daj jej poznać, jak cu­
downy
moment
przeżywają
właśnie
Krzysztof i Hanka, a dopiero wtedy go za­
bierz i każ biedaczce czekać na więcej. Pa­
miętasz, co powiedziałam o złośliwości?
Twoja autorska złośliwość to narzędzie,
dzięki któremu zdobędziesz całą uwagę oraz
serce swojej Czytelniczki.
Poradniki
Przemyślałeś już wszystkie powyższe
aspekty, drogi Autorze? Wspaniale! Wresz­
cie możesz dopracować resztę fabuły.
W końcu większość układanki już masz,
wiesz gdzie, kiedy, między kim, co stoi na
przeszkodzie… Pomiędzy ukradkowymi
spojrzeniami, gorącymi pocałunkami i jesz­
cze gorętszymi scenami erotycznymi (jeśli
takie planujesz – ich brak również może
stanowić słodki sposób na dręczenie Czy­
telniczek) reszta to, w gruncie rzeczy, do­
pinanie guzików. Przedstawianie postaci,
obszerne opisy uczuć bohaterów względem
siebie nawzajem oraz dziejących się mię­
dzy nimi rzeczy, może jakiś wątek pobocz­
ny, dużo pisania i voila! Oto cały Twój
romans.
A skoro napomknęłam o wątku pobocz­
nym, pamiętaj, aby nie był przekompliko­
wany. Knuj i komplikuj w miłości, podczas
gdy wątek poboczny będzie wyłącznie chwilą
na złapanie oddechu przed kolenym wybu­
chem uczuć oraz owego wybuchu opóźnia­
czem. Nie daj Bóg, byś się, Autorze, zapędził
i stworzył tak fascynujący wątek poboczny,
że odwracałby uwagę od miłości! Ma być
dopracowany, ale nie dominujący. Nawet
wszelkie zagadki kryminalne, choć same
w sobie wymagające uwagi, niech służą
zbliżeniu pary do siebie i nie przyćmiewają
zakochanych blaskiem rodem z Sherlocka
Holmesa. Wtedy należałoby zadać sobie py­
tanie, czy rzeczywiście chcesz stworzyć
historię miłosną.
24
Na końcu zaś nie zapomnij, aby romans
był w stu procentach Twój. Miłość miłości
nierówna, ale przydaża się niemal każdemu
– wyróżnij tę konkretną z tłumu za pomocą
własnego stylu. Wznoś się na poetyckie wy­
żyny lub przedstawiaj wszystko takim, ja­
kim jest, lub stwórz mieszankę obydwu,
lecz pod żadnym pozorem nie pozwól sobie
na nijakość. Nawet nie będąc Dostojewskim
świata romansów, możesz zapisać swą po­
wieść w pamięci Czytelniczek czymś więcej
niż tylko zapierającymi dech w piersiach
wydarzeniami. Na przykład soczystym opi­
sem albo zgrabnymi metaforami.
A teraz idź i użyj swej magii, by zamie­
nić literackie pióro w strzałę Amora!
PAP

Recenzje
Śmiertelni niesmiertelni
Są książki, które opowiadają piękne
historie. Są też takie, które poruszają
autentycznością. I takie, które trwale
zostawiają ślad w czytelniku. To
wszystko i jeszcze więcej można
powiedzieć o „Śmiertelnych
nieśmiertelnych”, książce, która jest
zwyczajnie opowieścią o prawdziwej
miłości.
© Dagmara Bator
25
K
Recenzje
en Wilber jest cenionym
myślicielem, filozofem oraz
czołowym
psychologiem
transcendentnym na świe­
cie i napisał wiele książek ze
swojej dziedziny, jednak książka, którą pra­
gnę przedstawić, jest bardzo wyjątkowa.
We wszystkich innych pozycjach autor
przedstawia swoje cenne przemyślenia i teo­
rie, które wiele wnoszą do świata nauki.
W „Śmiertelnych nieśmiertelnych” możemy
zaobserwować, jak niezwykle uduchowiona
i inteligentna osoba (a właściwie dwie nie­
zwykle uduchowione i inteligentne osoby)
wprowadzają swoje filozofie do prawdziwe­
go życia. Okazuje się, że w starciu z rzeczy­
wistością teoria nie zawsze musi przegrywać.
Jak już wcześniej wspomniałam, książka
jest opowieścią o miłości – o miłości dwojga
wielkich ludzi, ale też o miłości do życia
i świata. Ken spotkał Treyę i pokochali się
„od pierwszego dotyku”, jak zwykli mawiać.
Trzy miesiące później byli już małżeństwem.
Początek opowieści wyjęty niczym z taniego
romansu, jednak nie trwał on zbyt długo –
przed wyjazdem na miesiąc miodowy do­
wiadują się o chorobie Treyi. Wtedy nawet
nie podejrzewają, że będzie im towarzyszyć
już do końca. Rak gra tutaj pierwsze skrzyp­
ce. Można przyjrzeć się, jak silni ludzi radzą
sobie z chorobą, jak czasem sobie nie radzą;
jakie problemy ma chory, a jakie osoba
wspierająca; jak zrozumieć chorobę i – chy­
ba przede wszystkim – jak tę wiedzę dobrze
wykorzystać. Na naszych oczach dokonuje
się w Treyi przemiana i rozwój osobowości,
odnalezienie kobiecości oraz rozstrzygnię­
cie wielkiego dylematu: być czy działać.
Książka jest przeplatana relacjami i od­
czuciami Kena z fragmentami z pamiętnika
Treyi, przez co możemy obserwować sytu­
ację z obu stron, nabierając niejakiego dy­
stansu i obiektywizmu. W ich związku
dzięki chorobie było jak na huśtawce: unie­
26
sienia non stop przeplatały się z poważnymi
kryzysami woli.
Poruszany jest również temat ducho­
wości w przekroju różnych wyznań. Ukaza­
ny został brak ścisłego związku pomiędzy
mistycyzmem a religią. Książka zawiera ca­
ły rozdział na temat rozwoju człowieka
i dochodzeniu do oświecenia, jednak sam
autor zaznacza, że jest tylko dodatkiem
i spokojnie można ten rozdział opuścić bez
straty dla całej opowieści.
„Śmiertelni nieśmiertelni” to oda do mi­
łości, która pokonuje wszystko. Treya swoim
życiem odmieniła wielu ludzi i dzięki tej
książce – nadal to robi. Niektórzy uważają,
że śmierć oznacza przegraną w walce z ra­
kiem, pomimo tego jej śmierć była wielką
wygraną, zarówno nad śmiercią, jak i nad
życiem. Gorąco polecam tę książkę, gdyż
należy ona do lektur, które „niosą światło”,
a jego w życiu nigdy za dużo.
MW
Recenzje
Dobry omen
„[…] Crowley pierwszy by tak twierdził,
większość demonów nie była z gruntu zła.[…]
A prawdę powiedziawszy, niektóre anioły też nie
były ideałami cnoty […].”
© Dagmara Bator
27
N
Recenzje
apisany w Księdze Objawie­
nia Armageddon wcale nie
jest tylko bajką. To rzeczy­
wisty plan, który już wkrótce
zostanie wcielony w życie.
Z tym że, jak się okazuje, nie tylko ludziom
koniec świata jest nie na rękę. Pewna nie­
ludzko osobliwa para przyjaciół, którzy
oficjalnie działają po przeciwnych stro­
nach, także nie chciałaby końca świata,
który oznaczałby dla nich koniec dość wy­
godnego i pełnego przyjemności życia na
Ziemi. Jednak, z powodu odgórnych planów,
a jeszcze bardziej z powodu niefortunnych
pomyłek najmniej związanych ze wszystkim
osób, Argameddon nastąpi – i to w najbliższą
sobotę zaraz po kolacji, jak przepowiedziała
Agnes Nutter, jedyna wiedźma która miała
o przewidywaniu przyszłości jakiekolwiek po­
jęcie. Chyba że stanie się cud.
Znani i lubiani panowie Neil Gaiman
i Terry Pratchett połączyli literackie siły, zaś
ich efektem jest właśnie powieść „Dobry
omen”, wciągająca i zabawna lektura, która
pokazuje nam, że w gruncie rzeczy nie mu­
simy się końca świata bać.
Prawdopodobnie największą zaletą książ­
ki jest jej niewymuszony komizm oparty
głównie na humorze sytuacyjnym. Chociaż
znajdziemy w „Dobrym omenie” przykłady
„typowego” angielskiego humoru, są to poje­
dyncze przypadki; zdecydowana większość
żartów przekracza granice kulturowe, a za­
pewne także i pokoleniowe, i bawi każdego,
kto po książkę sięgnie. Dowcipne dialogi, za­
bawne wydarzenia, bohaterowie w owe wy­
darzenia zaplątani – trudno nie odnaleźć
w książce choćby jednej rzeczy, która do­
prowadziłaby nas do śmiechu.
Z kolei dzięki lekkiemu pióru obu auto­
rów – którzy, zapytani, zgodnie przyznają,
iż powieść nie jest niczyja bardziej tylko ich
wspólna i kropka – strony mkną pod palca­
mi. Humor bez wątpienia pomaga, jednak
nie umniejsza on roli stylu oraz wartkiej fa­
buły. Prawdę mówiąc, te czynniki komple­
mentują sobie nawzajem: zabawność
powieści sprawia, iż czytelnik nie ma jakiej­
kolwiek pewności, czy jego podejrzenia co
do dalszych wydarzeń są słuszne, pochłania
28
zatem kolejne zgrabnie napisane akapity,
by się wszystkiego dowiedzieć.
Z trudem przychodzi mi zarzucenie
książce czegokolwiek. Jeśli ktoś oczekuje
powieści „wielkich lotów” oraz chciałby od­
naleźć w niej „głębię”, a być może nawet
„sens egzystencji”, wszystko to biorąc
śmiertelnie poważnie, z pewnością czeka go
rozczarowanie. „Dobry omen” zdaje się sam
siebie nie traktować poważnie, a jedyną
„głębię” i jedyny „sens egzystencji”, jaki tam
odnajdziemy, to że życie jest dziwne, acz
z pewnością atrakcyjniesze dla tych, którzy
nie muszą martwić się śmiercią (choć ponoć
czternasty wiek był raczej nudny), oraz że
Niebo i Piekło być może są w konflikcie, ale
ich podwładni już niekoniecznie. No i że
Armageddon nie musi być taki straszny, jak
go malują.
Moim zdaniem książka jest zdecydowanie
godna uwagi i wierzę, iż umili czas każdemu,
kto po nią sięgnie. A chyba szczególnie po­
winni ją przeczytać ci, którzy boją się nad­
chodzącego końca świata. Ot, aby wyśmiali
swój strach.
PAP


Podobne dokumenty