Tradycje ślubne dawnych lat ROZMAITOŚCI
Transkrypt
Tradycje ślubne dawnych lat ROZMAITOŚCI
ROZMAITOŚCI POŚWIĘCENIE KRZYŻA / Kup J es taki krziz nieznany zołdnymu na nasej brynickyj Wojtyli. Juz jak sie ku Kupie moł. Tã to jes takoł legynda, ize snołdli tã niezywego chopa, chtorego wilki napadły. Nie łostało śniego kans, ino bōty skōrzane, we chtorych bōły restki nōg i posarpane chołboty. Po tych bōtach i po cołpie poznali tego chopa. Tã tez potyn sprawiyli tyn krziz. ŚLUBY z tamtych lat CO SŁYCHAĆ? Spotkania Klubu Seniora w gminie Dobrzeń Wielki GAZETKA SENIORA #3/2016 Tradycje ślubne dawnych lat zebrane z opowiadań na spotkaniach w Klubie Seniora cz. 1 W latach 20./30., gdy moja mama wychodziła za mąż, goście weselni bawili się oddzielnie w swoich domach. Goście pana młodego u niego, a pani młodej w jej domu. Niestety nie pamiętam jak to się dokładnie odbywało i gdzie była wtedy para młoda. Wesela organizowano zazwyczaj na jesień, gdy spichlerze wypełniły się zapasami. doskonałe. Kompoty robiono głównie z dyni. Kobiety piekły wcześniej ciasta dla sąsiadów i znajomych. M niej więcej 7 dni przed weselnym przyjęciem w domach pary młodej piekło się kołacz oraz tak zwany hochzeitkuchen. Mówiono, że kto jako pierwszy przywiózł ten wystawny tort weselny swoim przyszłym teściom, ten miał rządzić w małżeństwie. L P T C ata 60./70. to czas, kiedy przyjęcia weselne organizowano w domu panny młodej. Zazwyczaj w poniedziałek, wtorek, środę. Para młoda ze ślubnym orszakiem, orkiestrą chodziła wszędzie pieszo. Obiad i kolacja były organizowane u panny młodej, a przyjęcie weselne na sali. Gdy młodzi szli tańczyć, to do domu przychodzili sąsiedzi na ślubny poczęstunek. Para młoda kończyła wesele o północy, ale goście bawili się dalej. Oczepin wtedy nie było, a na weselne imprezy każdy mógł czuć się zaproszonym. ak jak pamiętam, to wtedy cała wieś żyła najbliższym weselem. Tuż przed ślubem bito świnię na zupę, salceson, krupniok, pasztetową... Mięso było świeże, a potrawy rzed weselem tradycją był polterabend, inaczej „potłuczyny”. Tłukło się porcelanę, na szczęście dla młodej pary. Mieli oni za zadanie ją posprzątać, a jak było czysto, to się im to wysypywało z powrotem. Kiedyś był to symbol ciągłej pracy w małżeństwie. Teraz zrobił się z tego taki trochę „remament piwnicy”, przynosi się pierze, ścinki papieru, przeróżne rzeczy. Przychodzi kto ma ochotę. Pamiętam, że u nas było około 76 osób. Przebraliśmy się, była orkiestra i symboliczny poczęstunek. Wydaje mi się, że to powoli zanika... iąg dalszy w następnym numerze. Pojawi się: mazelonka, druhny i drużbowie oraz wyprolsac/wyprosiny. GALERIA: MOJA MIEJSCOWOŚĆ TO DLA MNIE... : Kup M ieszkam w Kup od urodzenia. Uczęszczałam tu do przedszkola i Szkoły Podstawowej. Po jej ukończeniu poszłam do pracy w Lasach Państwowych i dostałam się do Nadleśnictwa Kup, gdzie pracowałam aż do emerytury. Cieszy mnie, że mieszkam tu całe moje życie otoczona bardzo dobrymi sąsiadami. U rodziłam się w Wielkopolsce. Pod koniec roku 1967 przyjechałam do mojej cioci do Pokoju, a w styczniu 1968 roku zaczęłam pracować na oddziale szpitalnym w Kup. Po pewnym czasie sprowadziłam swoją mamę, która również znalazła zatrudnienie w szpitalu. Po jakimś czasie dołączył jeszcze mój brat, w sumie zaraz jak tylko skończył służbę wojskową. Teraz oboje są pochowani na tutejszym cmentarzu, ale ja mam wokół siebie dobrych i życzliwych ludzi, którzy bardzo mi pomogli w trudnych chwilach. W Kup żyje mi się jak w rodzinie. D o miejscowości Kup przeprowadziłam się w 1990 roku. Znalazałam tu mieszkanie oraz pracę w szpitalu, gdzie zostałam do emerytury. Pierwsze miesiące, lata były trudne, nieraz wizyta w Izbie Leśnej, wyciskały łzy. Po 1990 roku nasza miejscowość zmieniła się na lepsze. Wyremontowano szpital, przedszkole, szkołę. Odnowiono kościół, powstała ścieżka zdrowia z Kup do Dobrzenia Wielkiego. Mamy dwa pawilony spożywcze, lokal gastronomiczny z piękną świetlicą, zrobiono nowe przystanki autobusowe. Dziś mogę powiedzieć, że mam swoje miejsce na ziemi. To tu odnalazłam spokój, ciszę oraz pomoc sąsiedzką w ciężkich chwilach. U rodziłam się w Opolu. Moje młode lata spędziłam w Starych Budkowicach, w Kaniowe miałam z mężem dom. W pewnym momencie pojawił się pomysł wyjechania do Niemiec, lecz ostatecznie osiedliliśmy się szczęśliwie w Kup w 1977 roku. Zatrzymały nas silne więzy rodzinne oraz okazja na zakup domu w pięknym, centralnym miejscu, choć troszkę na uboczu. Bardzo dobrze mi się tu mieszka, mam miłych i serdecznych przyjaciół. W ogrodzie pełnym kwiatów często słucham śpiewu ptaków. Latem jemy rodzinne posiłki w ogrodowej altanie, wspólnie grillujemy i spędzamy czas na świeżym powietrzu z córką, jej mężem, wnukami. Jesteśmy wdzięczni, że jest nam tak dobrze w naszej gminie. HYMN Krościckich seniorów Krościccy seniorzy zawsze uśmiechnięci, jeżdżą na rowerkach choć ich w kościach kręci. ref. Siala la... siala la.. Młodo się czujemy choć swe lata mamy, chorobom i biedzie łatwo się nie damy. ref. Siala la... Jak zagroł muzyka wszyscy tańcujymy, a na codziyń nierołz pod kryką chodziymy. ref. Siala la... tekst: Dorota Gebauer Młodym pomołgomy jak yno umiymy, bo na Ładzy w hajmie londować nie chcymy. ref. Siala la... Łogródki plewniymy, łogórki kisiymy, ale na uciechy zawsze coś snojdziymy. ref. Siala la... Piwko też łykniymy, bo to jest dla ludzi, Krościckim syniorą nigdy się nie nudzi. ref. Siala la... Nadleśnictwo Kup