Rolnik szuka banku - Mondial Assistance

Transkrypt

Rolnik szuka banku - Mondial Assistance
Rolnik
szuka banku
Jan A.P. Kaczmarek:
nie pracuję na termin
Spis treści
Krótko i na temat
Tam warto pracować
04
Latanie bezpieczne jak nigdy. Mimo wszystko
Ekspertyza
Wiesław Grzyb: Polskie znaczy dobre
Magnes numeru
Rolnik szuka banku
Dobra moneta
In bank we trust
06
08
12
Zakorkowane pieniądze
Sprawniwpracy.pl
Pracownicy z niepełnosprawnością budują dobry wizerunek
EkoMondial
Co dalej z Bałtykiem?
16
18
Szlaban dla samochodów
Kluski w gębie
Słońce, plaża, kukurydza...
As serwisowy
Mondial Assistance wspiera tygrysy
20
21
Góry górą
Dialogi
Jan A.P. Kaczmarek: Nie pracuję na termin
MA styl
wARTo być kolekcjonerem
Do biegu gotowi, start-up!
Pizza Brain: muzeum do jedzenia
MAGnes Dwumiesięcznik Mondial Assistance 4 (32)/2014
Wydawca:
Mondial Assistance sp. z o.o., ul. Domaniewska 50B, 02-672 Warszawa, 22 522 25 00, [email protected].
Kierownictwo publikacji: Rafał Mrozowski.
Redakcja, koncepcja i realizacja: Content Zone, www.contentzone.pl. Redaktor naczelny: Rafał Modzelewski.
Zespół: Ewa Chmielarz, Krzysztof Kluska, Piotr Kowalski, Krzysztof Ostrowski, Rafał Skórski, Joanna Skutkiewicz, Elżbieta Woźniak.
DTP: Maciej T. Krawczyński.
Magazyn jest drukowany na papierze Cocoon Silk w 100% pochodzącym z recyklingu i mającym certyfikat FSC w drukarni posiadającej certyfikat FSC.
Ilustracja na okładce: iggy1965 / Thinkstock
22
24
27
Szanowni Państwo!
Rafał Skórski w tym numerze sięgnął po rzadko poruszaną kwestię, jaką jest sektor usług bankowych
na polskiej wsi. Jak się okazuje, rolnicy to grupa zaniedbana i niedoszacowana. Bardzo niewiele
banków kieruje do nich swoją ofertę, a przecież w Polsce będącej krajem agrarnym trudno mówić
o niszy. Mówimy o ogromnym niezagospodarowanym obszarze. A można by rzec, że rolnicy w Polsce
to jedni z pionierów gospodarki wolnorynkowej w Polsce. Za PRL Polacy mogli przecież posiadać
własne gospodarstwa, więc patrzyli na swój dorobek jak na własny. Czy właśnie to, że są od pokoleń
samodzielni, sprawia, że też w samodzielny sposób podchodzą do swoich finansów? Wygląda na to,
że do tej pory nie przekonywano zbyt intensywnie tej grupy docelowej do tego, aby korzystała z usług
bankowych. To wyzwanie nie tylko dla finansistów, ale także dla branży assistance.
Serdecznie pozdrawiam
Tomasz Frączek
Prezes Zarządu
Mondial Assistance
3
Krótko i na temat
 120 000 000 000 PLN
Do takiej kwoty wzrosły w ciągu ostatniej dekady wydatki
opłacone kartami. Dziesięć lat temu wynosiła ona 23,6 mld zł.
 15%
Z trzydniowym tygodniem pracy ludzie
mieliby więcej czasu na odpoczynek.
To poprawiłoby ich wydajność i jakość życia.
Jednak przez te trzy dni pracowalibyśmy nie
po 8, lecz po 10–11 godzin.
O tyle spadły akcje Adidasa, drugiego co do wielkości producenta
odzieży sportowej na świecie, gdy opublikował on ostrzeżenie
o wynikach finansowych i poinformował, że przyspieszy likwidację
sklepów w Rosji ze względu na przewidywane spadki wydatków
konsumpcyjnych w tym kraju.
Carlos Slim, meksykański miliarder
Tam warto pracować
4
Grafika: Grasetto / Thinkstock
Kiedy pieniądze nie wystarczają, żeby zatrzymać u siebie
najbardziej wartościowych pracowników, niektóre firmy
popuszczają wodze fantazji. Portal Business Insider
sprawdził najbardziej zwariowane pomysły.
Co powiecie Państwo na miesięczne płatne wakacje,
ze zwrotem kosztów podróży dla pracownika i osoby
towarzyszącej w dowolne miejsce na świecie? Takie
zachęty stosuje amerykański Epic (spółka technologiczna
działająca w branży medycznej). W kierunku benefitów
medycznych, choć dosyć nietypowych, idzie Cisco, które
w swojej kalifornijskiej siedzibie uruchomiło małe spa.
Można tam skorzystać z opieki medycznej, fizjoterapii,
a nawet zabiegów akupunktury. Wszystko to w godzinach
pracy. Linie lotnicze zachęcają tym, na czym znają się
najlepiej. Southwest Airlines dają darmowe bilety nie
tylko dla pracowników i ich rodzin, ale także przyjaciół.
Pomagają też w zdobyciu zniżek na zakwaterowanie
podczas podróży. Czołowy amerykański producent gazu
ziemnego – Chesapeake Energy – zbudował w swoim
biurze ogromne centrum fitness (2 tys. m2!). Znajduje się
tu m.in. basen o wymiarach olimpijskich, boisko do gry
w siatkówkę plażową i ścianka wspinaczkowa. Aktywność
fizyczną promuje wśród swoich pracowników wiele firm.
Siłownie, kręgielnie, pokoje do zabaw i boiska do gry
w koszykówkę to dosyć częste obiekty w topowych
firmach technologicznych Doliny Krzemowej. Zdarzają się
nawet takie rodzynki jak tunel w stylu Indiana Jones.
Wolny piątek dwa razy w miesiącu? Na taki kuszący
pomysł wpadło natomiast WWF, organizując dla swoich
pracowników tzw. Panda Fridays. Biura stoją wtedy puste,
co pozwala zaoszczędzić trochę energii. Dla organizacji
takiej jak WWF nie jest to bez znaczenia.
14,5
10,9
PKB
sport
4,6
46
5,8
5
8
serwisy kobiece
5
2,3
23
serwisy dla mężczyzn
5
2,2
22
rządowe
3,6
1,2
12
religijne
randki
2,4
24
3,6
6,8
pogoda
3
3,5
35
plotki, życie gwiazd
4,8
48
motoryzacja
humor
79%
8,7
10,9
9,5
5,1
5
1
7,2
hazard
4,9
4
9
6,4
6
4
gry online
6
e-sklepy
liczba użytkowników portali tematycznych
liczba bywalców stron erotycznych, którzy
odwiedzają dane portale
12,3
12,8
Ilu użytkowników stron erotycznych odwiedza wybrane
portale tematyczne? (dane w mln)
wyniósł według
wyliczeń z 2013 r.
dług zagraniczny
Polski. Jeszcze dwa
lata temu było to
82 proc.
Źródło: Megapanel PBI/Gemius, marzec 2014
Latanie bezpieczne jak
nigdy. Mimo wszystko
Krótki wpis
Coraz bardziej popularny w Polsce
triathlon zyskuje od przyszłego roku
wymiar międzynarodowy. Gdyńska
impreza nosić będzie miano Herbalife
Ironman Gdynia, co oznacza znaczne
podniesienie prestiżu tych zawodów.
Nad polskim morzem zawodnicy ścigają się na dystansie pół-Ironmana.
To 1/2 całości, która wynosi 3,86 km
pływania, 180,25 km jazdy na rowerze oraz 42,2 km biegu. Ironmana
najlepsi kończą w ponad 8 godzin,
ale są też zawody Double Ironman,
Triple Ironman, w których zawodnicy mierzą się bez snu i przerw.
27 godzin tytanicznego wysiłku. A co
Państwo powiedzą na dystans Triple
Deca Ultratriathlon? Oczywiście można spać, ale to jest 114 km pływania,
5400 km jazdy na rowerze i 1260 km
biegu. Czy to sport, czy już skrajna
patologia?
Kolumnę opracowali: Piotr Kowalski, Rafał Modzelewski, Daniel Trzaskoś / Brandscope
Od dawna znana
prawidłowość mówiąca
o tym, że najbezpieczniejszym
środkiem transportu jest samolot, nie odchodzi do lamusa
pomimo ostatnich tragicznych
wydarzeń. Wręcz przeciwnie
– w ostatnich latach jest coraz
bardziej prawdziwa.
Jak podaje Aviation Safety
Network – 2013 rok był najbezpieczniejszy w historii masowego lotnictwa pasażerskiego.
Zginęło mniej niż 250 osób,
czyli tyle, ile w latach 40.
poprzedniego stulecia, kiedy
lotnictwo pasażerskie dopiero „odrywało się od ziemi”. W najtragiczniejszym roku
– na początku lat 70. – zginęło prawie 10 razy więcej osób niż w 2013.
Ten rok będzie zdecydowanie tragiczniejszy pod względem liczby ofiar, jednak eksperci nie spodziewają się trwałego odwrócenia tendencji spadku
śmiertelnych wypadków w lotnictwie. Do lipca tego roku odnotowano 10 tragicznych zdarzeń, wobec 29 w 2013 r. W zeszłym roku mniej niż 1 na 2 miliony
lotów kończył się poważnym wypadkiem. Tak niskiego współczynnika w przypadku transportu samochodowego być może nigdy nie uda się osiągnąć. Dobrym przykładem na bezpieczeństwo lotniczego ruchu pasażerskiego są Stany
Zjednoczone, gdzie lata się dużo i często. W 2012 r. na amerykańskich autostradach zginęło ponad 33,5 tys. osób, w komercyjnych lotach pasażerskich
życia nie stracił nikt.
Jeśli kogoś to nie przekonuje, informacji o wypadkach wg linii lotniczych
i modeli samolotów może szukać na specjalistycznych stronach, takich jak:
AirSafe.com czy Aviation-safety.net.
W poprzednich latach wśród najbezpieczniejszych linii lotniczych wymieniana
była Malaysia Airlines. Ta sama, która w 2014 r. straciła dwa samoloty.
Rafał Modzelewski
5
Ekspertyza
Polskie
znaczy dobre
Wiesław Grzyb – przedsiębiorca, który z gospodarczo-ekonomicznym powodzeniem od ponad dwudziestu lat prowadzi swoją firmę w jasnej wizji dalszego
rozwoju. Motocykle, skutery i motorowery oraz pojazdy elektryczne to wizja przyszłego rozwoju firmy. Aktualnie firma Arkus & Romet Group, której jest właścicielem i prezesem to lider na rynku jednośladów w Polsce. Producent rowerów,
skuterów i motocykli pod znaną w Polsce i za granicą marką ROMET. Fabryka
Romet Motors jest urzeczywistnieniem tego strategicznego planu Zarządu firmy.
6
Jubilat, Wigry, Flaming... Nazwy, które wielu przywołują na myśl wspomnienia
dzieciństwa, innym czasy PRL-u, a jeszcze innym... początki biznesu.
O biznesowej intuicji oraz walce z postpeerelowskim stereotypami rozmawiamy
z Wiesławem Grzybem, prezesem Arkus & Romet Group.
Przygotowując się do rozmowy w niektórych wywiadach mówi Pan, że
w biznesie kieruje się intuicją. W innych – na to samo pytanie – odpowiada Pan: chłodna kalkulacja. Więc
jak to właściwie jest?
Obie odpowiedzi są właściwe – intuicja
i kalkulacja są równie ważne i muszą iść
w parze. Intuicja jest bardzo ważna, ale
nie można się opierać wyłącznie na niej,
bo właśnie dlatego tak wiele młodych
firm upada. Z kolei na samej tylko kalkulacji też nie można się opierać, bo w biznesie nic nie jest stałe i powtarzalne.
Rynek zmienia się bardzo dynamicznie
i jeśli nie trzymasz ręki na pulsie, jeśli nie
przewidujesz trendów – odpadasz.
Zdarza się Panu, że serce mówi coś
innego od rozumu? Zakup Rometu to
była kalkulacja, czy intuicja?
Przejęcie Rometu zapoczątkowała intuicja, ale poparta solidnymi kalkulacjami.
Liczyła się strategia realizowana krok po
kroku. Wiedziałem, że naturalnym kierunkiem jest eksport – przez wcześniejszych właścicieli temat kompletnie ignorowany. Nie wiedziałem jedynie, który
moment będzie na to najlepszy. Okazało
się, że rynki zagraniczne otworzyły się
praktycznie od razu. Dziś eksport odpowiedzialny jest za ponad 40 proc. sprzedaży. Nasze rowery trafiają na bardzo
wymagające rynki zachodnie, co nas
dodatkowo cieszy. Tam nie sprzedasz
byle czego.
400 000
Foto: Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Podobno przed zakupem mówił Pan,
że będzie zarabiał na sentymencie
Polaków…
Tak. I to się doskonale sprawdziło. Przejęcie marki doskonale znanej Polakom
pozwoliło rozwinąć skrzydła, aczkolwiek
i to wymagało czasu. My przejęliśmy
Rometa jako praktycznie upadłe przedsiębiorstwo. Musieliśmy więc trochę odczekać, by potem, pomału, realizować
nową strategię. Zaczynaliśmy więc od
że to, co zachodnie, na pewno jest dorowerów pospolitych i Polakom świetnie
bre. Ale był to też czas bumu na rowery
znanych – Wigry i Jubilat stanowiły 90
i Polacy nawet niespecjalnie mieli wybór
proc. produkcji. Potem przyszła moda
– zachodnie i tak nie były dostępne.
na rowery górskie i my także zaczęliśmy
I dobrze, bo dzięki temu przekonali się,
za nią podążać. Trzeba przyznać, że jako
że zachodnie wcale nie oznacza lepsze.
przedsiębiorstwo Romet był świetnie
Rowery Romet postrzegane były jako
przygotowany i zorgatanie, więc domyślnie
nizowany. Przekonagorsze, ale i ten mit
liśmy się o tym m.in.
szybko udało się
wchodząc na rynek
obalić. Owe tanie
rowerów rocznie
chiński, co zakład
rowery do tej pory są
sprzedaje Romet
przyjął praktycznie
– za przeproszeniem
bezboleśnie.
– nie do zarżnięcia.
Dziś rowery Romet znajdują się w segmencie premium. Za to inni, nie potrafiąc
Skoro był doskonale zorganizowany,
sprzedać swoich rowerów, dziś schodzą
dlaczego poprzednim właścicielom
na niższe półki, byle utrzymać się na rynsię nie udało, a Panu tak?
ku. Trochę absurdalna sytuacja.
Nie od dziś wiadomo, że jak firma jest
zarządzana przez wszystkich, to nie jest
wcale zarządzana. Do tego dochodziła
Jak już Pan wspomniał, znaczna
kwestia kompletnie rozmydlonej odpoczęść zamówień realizowana jest na
wiedzialności. Przed przejęciem Rometu
rynki zagraniczne. Jak tam postrzebyłem importerem włoskich rowerów
gana jest marka Romet? Czym „kupui największym dilerem Rometu. We
jecie” klienta?
Włoszech górale pojawiły się znacznie
W przypadku eksportu, już nie można liwcześniej niż w Polsce. Wziąłem więc
czyć na sentyment. Umówmy się, mieszjednego, przywiozłem i mówię: patrzcie!
kańcy np. Chin nawet nie wiedzą, gdzie
To będzie hit! Zróbcie coś podobnego.
leży Polska, a nasza historia średnio ich
Nic. Jak głową o beton. Rower pół roku
interesuje. Oni patrzą na jakość i design.
stał, w końcu kazali mi zabrać. Tak więc
Do Chin nie jedzie niska czy średnia
nawet jak ktoś wpadał na dobry pomysł,
półka. Tanich rowerów nie chcą, bo tanie
to właściwie nie było wiadomo, kto ma
sami robią. I tu jest potencjał. Dlatego
go zrealizować, kto podjąć decyzję, kto
do Chin idzie głównie segment premium.
wydać zgodę. Po przejęciu niektórzy
Teraz rozpoczęła się też nasza ekspansja
klienci przychodzili do nas i mówili, że
na rynek indyjski. Tam z kolei na ulicach
są w szoku, bo nagle okazuje się, że
królują proste rowery, więc na sprzedaż
wszystko się da, a wcześniej przez pół
idzie głównie średnia półka.
roku z pomysłami nie potrafili się dobić.
Jak na przestrzeni ostatni lat zmieniała się sprzedaż rowerów marki
Ale to też były czasy zachwytu i zaRomet w Polsce?
patrzenia na Zachód. Czy nie obawialiście się tego, że Romet będzie dla
Gry pracowaliśmy z Rometem, bywało,
Polaków takim reliktem z przeszłości
że kupowaliśmy ponad 60 tys. rowerów
kojarzący się z tym, od czego oni akurocznie. Jeden diler. Teraz sprzedajemy
rat chcieli się odciąć?
ok. 400 tys. rocznie, z czego na eksport
leci ok. 40–45%.
Owszem, społeczeństwo patrzyło na Zachód i faktycznie była taka mentalność,
Piotr Kowalski
7
Magnes numeru
Na palcach jednej ręki można policzyć banki, które mają ofertę dedykowaną
osobom pracującym w sektorze rolnym. Jest to o tyle zaskakujące, że stanowią
one liczną i zwartą grupę zawodową o niemałej sile nabywczej.
Rolnik
szuka banku
8
W jakim banku najczęściej trzyma swoje
oszczędności statystyczny polski rolnik?
Na ten temat brak jest wiarygodnych
danych. Wiadomo jednak, jaki by wybrał, gdyby miał dokonać zmiany. Z badania Agribus zrealizowanego przez
firmę Martin&Jacob wynika, że dla ankietowanych pierwszym wyborem jest
Bank BGŻ. W drugiej kolejności osoby
biorące udział w badaniu zdecydowałyby się na Bank Spółdzielczy. Trzecie
miejsce zarezerwowane jest dla PKO
Banku Polskiego. Preferencje te nie
powinny dziwić, ponieważ wymienione
instytucje od lat kojarzone są z usługami
dedykowanymi mieszkańcom wsi oraz
osobom wykonującym zawód rolnika
lub z otwartością na nich jako klientów.
Większość pozostałych banków nie
chce w ogóle kredytować rolników,
o oferowaniu im produktów spersonalizowanych nie wspominając. Pomocną
dłoń wyciągają do nich jedynie trzy
wspomniane banki oraz Credit Agricole
i BNP Paribas. Najbardziej aktywny na
płaszczyźnie świadczenia usług finansowych dla rolników jest BGŻ. Bank
ten kredytuje nie tylko przedsięwzięcia
agrarne, ale także projekty z zakresu
gospodarki żywnościowej i infrastruktury regionalnej. Z kolei bank PKO BP
przygotował w lipcu całkiem nową ofertę skierowaną bezpośrednio do rolników. W jej ramach proponuje obniżoną
opłatę za prowadzenie rachunku bankowego (z 28 zł do 9 zł za miesiąc), wysokie oprocentowanie na lokatach (PKO
Lokata Dynamiczna, której oprocentowanie w dwunastym miesiącu wynosi
5,2 proc.) oraz kredyty inwestycyjne na
zakup maszyn z okresem spłaty nawet
do 20 lat. Banki spółdzielcze oprócz
oferowania rolnikom m.in. kredytów
inwestycyjnych wspierają też inicjatywy
promujące polskie rolnictwo. Za przykład może posłużyć tu Spółdzielcza
Grupa Bankowa, która w tym roku była
sponsorem Polskiego Kongresu Rolnictwa. – Oferta poszczególnych banków
spółdzielczych może wynikać z potrzeb
lokalnego środowiska, w którym działają. Są one zazwyczaj kojarzone jako
instytucje finansowe, specjalizujące się
w obsłudze małych i średnich przedsiębiorstw oraz rolników i klientów indywi-
lepiej wykształcony, również w kierunku
rolnictwa. Swoje decyzje (także finansowe) często konsultuje z żoną. Dobrze
ocenia swoją sytuację materialną, pieniądze przeznacza na prowadzenie gospodarstwa rolnego oraz życie codzienne,
Zainteresowani odchodzą z kwitkiem
ale przewiduje również wydatki na dobra
Brak oferty dedykowanej rolnikom
luksusowe. Co istotne z punktu widzenia
w portfolio produktów większości banbankowości, polski rolnik zazwyczaj zna
ków jest o tyle zaskakujący, że z Pointernet oraz rozwija wiedzę i umiejętwszechnego Spisu Rolnego wynika, iż
ności w kierunku mediów elektroniczw sektorze rolnym pracuje 4,5 mln osób,
nych. Ponadto czyta prasę branżową,
a przeciętny dochód ich gospodarstw
ogląda specjalistyczne programy
domowych wyniósł w 2013 r. 5 tys. zł
w telewizji, a także interesuje się swoją
(wg GUS). Wydawałoby się więc, że dla
społecznością. Zauważa ogólne trendy
banków jest to idealna grupa klientów.
na rynku, na którym
Tym bardziej że w dudziała, w efekcie
żej mierze tworzący
czego wysnuwa
ją ludzie są coraz
wnioski dla swojebardziej wykształceni
rolników korzysta z kart
go gospodarstwa.
i świadomi trendów
płatniczych
Standardowo
panujących we współw kwestii np. oferty
czesnym świecie.
kredytowej taki świadomy klient dla
Dowodem na słuszność tej tezy są wybanku jest nie do przecenienia. Realia
niki badania Agribus. Na ich podstawie
pokazują, że polski rolnik w tych stanmożna określić profil polskiego rolnika.
dardach się jednak nie mieści…
I tak jak już wspomniano, jest on coraz
dualnych, można powiedzieć zwykłych
ludzi – wyjaśnia Krystyna Majerczyk-Żabówka, prezes zarządu Krajowego
Związku Banków Spółdzielczych.
2%
9
Magnes numeru
Agnieszka Wardak,
dyrektor Departamentu Klientów Małych i Średnich
Przedsiębiorstw PKO Bank Polski
10
który jest charakterystyczny dla dużych
miast. Z analizy Narodowego Banku
Polskiego pt. „Zwyczaje płatnicze Polaków” wynika, że na wsi dostęp do ban-
wych realizowanych zdalnie. Jest on
wynikiem faktu, iż dostęp do bankowości internetowej na obszarach wiejskich nie odbiega już znacznie od tego,
W jakim celu rolnik odwiedza placówkę bankową?
3%
8%
12%
13%
31%
2010
2012
53%
20%
41%
3%
16%
Wypłata gotówki w kasie
Realizacja przelewu
Wypłata gotówki w bankomacie
Inne operacje
Spłata kredytu
14
5
5
Kred
Kredyt inwestycyjny
10
8
12
Kredyt obrotow
obrotowy
7
15
13
14
Pożyczka
4
20
Karta kredytowa
8
Lokata
Kredyt w
rac
w rachunku
bieżącym
29
26
Kredyt preferencyjny
28
Karta płatnicza (bankomatowa)
48
51
61
2012
Kredyt po
pomostowy (finansowanie inwestycji realizowanych
ze środków unijnych)
4
2011
68
72
Z jakich produktów bankowych rolnik najczęściej korzysta (w proc.)?
Rachunek bieżący
„Plastik” mało popularny
Na wsi od pewnego czasu notowany
jest stały wzrost liczby operacji banko-
Rolnicy są ważną grupą klientów z bardzo dużym potencjałem.
Wychodząc naprzeciw ich potrzebom, PKO Bank Polski przygotował specjalną ofertę kredytową przeznaczoną na zakup maszyn rolniczych oraz obniżył cenę za pakiet Biznes Rozwój wraz z bezpłatnymi wpłatami zamkniętymi. Gospodarstwo rolne jest swego rodzaju firmą, która aby się rozwijać, potrzebuje dopasowanych produktów bankowych. Rolnicy, którzy skorzystają
z naszej oferty, mogą liczyć na szeroki wachlarz usług, zarówno w zakresie oferty
depozytowo-transakcyjnej, jak i kredytowej oraz profesjonalną obsługę i doradztwo.
Rachunek oszczędnościowo–rozliczeniowy
Kiedyś kasa, dziś bankomat
Wyniki badania Agribus wskazują także,
jak rolnicy korzystają z usług bankowych.
Głównym kryterium przy wyborze danego
banku jest dogodna lokalizacja jego placówki. Podejmując taką decyzję, niemal
co drugi ankietowany stawiał tę kwestię na
pierwszym miejscu. Dla biorących udział
w badaniu rolników ważne były także miła
i pomocna obsługa, proste procedury oraz
pozytywna opinia o banku. Co ciekawe,
z roku na rok klienci banków pracujący w agrosektorze przywiązują coraz
mniejszą wagę do kryterium znajomości
specyfiki działalności rolniczej. Jeszcze
w 2010 r. jako istotne wskazywało je
27 proc. rolników, dwa lata później już tylko 21 proc. Jeśli już rolnicy oczekują możliwości udzielenia im informacji w kwestiach
stricte agrarnych, to w pierwszej kolejności
chcieliby mieć w banku dostęp do aktualności dotyczących funduszy unijnych. Tak
zadeklarowało 43 proc. osób biorących
udział w badaniu. Dla rolników istotne
są także prognozy dotyczące rozwoju
rynków rolnych, ceny produktów rolnych
oraz informacje o ubezpieczeniach dla
rolników (wszystkie po 27 proc. wskazań).
Informacje te badani chcieliby otrzymywać
bezpośrednio w oddziale (54 proc.) lub
w formie informatora wysyłanego pocztą
(35 proc.). Z badania zrealizowanego przez
firmę Martin&Jacob można także wywnioskować, jak zmieniają się cele odwiedzania
przez rolników placówek bankowych.
Zarówno w 2010 r. jak i w 2012 r. głównym powodem wizyt była wypłata gotówki
w kasie. Jednak odsetek osób postępujących w ten sposób spadł w ciągu dwóch
lat z 53 do 41 proc. W drugiej kolejności
rolnicy udają się do banku, aby gotówkę
wypłacić w bankomacie. Robi tak
31 proc. spośród nich, co oznacza dwuipółkrotny wzrost w stosunku do roku
2010. Spadła natomiast (z 20 do
16 proc.) liczba wizyt w placówkach
w celu dokonania przelewów.
Źródło: Badanie Agribus, zrealizowane przez firmę Martin&Jacob dla Banku BGŻ
5
Inne
5
Kanał telewizji rolniczej TVR
Radio
8
10
Telewizja regionalna
15
Prasa regionalna
15
Wydarzenia lokalne/imprezy plenerowe
26
Prasa branżowa (rolnicza)
31
Telewizja ogólnopolska
Opinia rodziny
Internet/portale branżowe
Dlaczego rolnik wybrał właśnie ten bank? (%)
53
Opinia znajomych
40
40
57
Gdzie rolnik szuka informacji na temat ofert banków? (%)
45
2010
31
17
Szybkość obsługi
19
16
Zakres oferty produktowej
21
Znajomość specyfiki
działalności rolniczej
22
22
Atrakcyjna cena
usług bankowych
26
27
29
Pozytywna opinia o banku
26
26
Proste procedury
25
Dogodna lokalizacja
placówki bankowej
Miła i pomocna obsługa
32
2012
39
Nie potrzebuję żadnych informacji
12
Informacje o agrotechnice
25
Informacje o zarządzania
finansami gospodarstwa
27
Informacje
o ubezpieczeniach dla rolników
27
Ceny produktów rolnych
27
Prognozy dotyczące
rozwoju rynków rolnych
43
Informacje o funduszach unijnych
Foto: simazoran / Thinkstock, VBaloha / Thinkstock.
Jakich informacji rolnik oczekuje od banku? (%)
kowości internetowej przez posiadaczy
kont osobistych/ROR kształtuje się na
poziomie 65 proc. Jest zatem większy
niż w miastach do 20 i 100 tys. mieszkańców (odpowiednio 64 i 62 proc.) oraz
nieznacznie mniejszy niż w miastach
do 500 tys. i powyżej 500 tys. mieszkańców (72 i 74 proc.). Rolnicy w tym
zakresie wypadają jednak blado. Możliwość realizowania operacji bankowych
w sieci ma zaledwie co trzeci z nich, co
oznacza, że wraz z emerytami i rencistami stanowią najbardziej wykluczoną
pod względem dostępu do bankowości
internetowej grupę społeczną. Rolnicy
najrzadziej spośród wszystkich grup
uwzględnionych w badaniu płacą także
kartami. Z analizy NBP wynika, że „plastikowego pieniądza” używa zaledwie
2 proc. osób prowadzących gospodarstwa rolne. Niski poziom transakcji
realizowanych kartami przez rolników
jest zaskakujący w kontekście wysokiego poziomu ich użycia ogólnie wśród
mieszkańców wsi w Polsce. Prawie
jedna trzecia wszystkich operacji tego
typu jest bowiem dokonywana właśnie
przez osoby mieszkające na terenach
wiejskich.
Rafał Skórski
Źródło: Megapanel PBI/Gemius, marzec 2014
11
Dobra moneta
In bank we trust
Polacy darzą banki większym zaufaniem i są w kontaktach z nimi bardziej
samowystarczalni niż mieszkańcy Europy Zachodniej. Takie wnioski płyną
ze Światowego Badania Klientów Banków Detalicznych 2014 zrealizowanego
przez firmę EY.
34%
Polaków zarekomendowałoby
innym swój bank
12
Piotr Frankowski,
starszy menadżer w Grupie Rynków Finansowych EY
O podzielenie się opinią na temat relacji
z bankami firma EY poprosiła klientów
już trzeci raz z rzędu. Bieżąca edycja
Światowego Badania Klientów Banków
Detalicznych, przeprowadzona została
między lipcem a październikiem 2013 r.
Wzięło w niej udział ponad 32 tys. klientów z 43 krajów, w tym z Polski. Okazało się, że choć niewielu Polaków ufa
bankom bardziej niż rok temu, to jest to
i tak wynik lepszy niż w innych krajach
Europy. Odsetek klientów deklarujących
wzrost zaufania do sektora bankowego
w ciągu ostatnich 12 miesięcy wynosi
u nas 14 proc. To więcej niż w Wielkiej
Brytanii (11 proc.), Hiszpanii (8 proc.),
Francji (7 proc.) czy Niemczech (6 proc.).
Średnia w tej kategorii dla wszystkich
państw Europy Zachodniej wynosi
9 proc. – Dane dla Polski są bardzo
podobne do wskaźników notowanych
w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie,
gdzie klienci powoli zapominają o kryzysie finansowym – komentuje Piotr
Popowski, dyrektor w Grupie Rynków
Finansowych w EY. W skali globalnej
branża bankowa cieszy się rosnącym
zaufaniem. W badaniu EY 33 proc. klientów stwierdziło, że w ciągu ostatniego
roku ich zaufanie do sektora bankowego
Jaki odsetek
klientów chętnie
zarekomendowałoby
swój główny bank?
Stany Zjednoczone – 46 proc.
Niemcy – 35 proc.
Polska – 34 proc.
Czechy – 31 proc.
Wielka Brytania – 29 proc.
Europa Zachodnia – 29 proc.
Francja – 28 proc.
Hiszpania – 25 proc.
Spośród ankietowanych, którzy
chętnie zarekomendowaliby swój
bank, 55 proc. klientów w Polsce
i 38 proc. klientów w Europie Zachodniej otworzyło rachunek w ciągu ostatniego roku lub planuje to
zrobić w ciągu najbliższych
12 miesięcy.
Źródło: Światowe Badanie
Klientów Banków Detalicznych 2014 EY
Duży i rosnący udział klientów samowystarczalnych, których
cechuje większa samodzielność w podejmowaniu decyzji
w zakresie wyboru usług bankowych, nie powinna być zaskoczeniem. Klienci banków w Polsce w coraz większym
bowiem stopniu korzystają z nowoczesnych technologii np.
porównywarek internetowych przy podejmowaniu decyzji
o wyborze oferty niż zdają się na doradców bankowych czy pośredników finansowych. Jednocześnie tacy klienci cenią wygodę i prostotę obsługi swoich produktów bankowych. Lubią i korzystają z bankowości online i chcą mieć szeroki dostęp
do sieci bankomatów. Na pewno bankom nie jest łatwo budować lojalność w grupie klientów samowystarczalnych.
wzrosło, a tylko 19 proc., że spadło.
To znaczna poprawa w stosunku do
poprzedniej edycji, w której aż 40 proc.
respondentów deklarowało spadek zaufania do banków. W Polsce mniejszym
zaufaniem darzy je obecnie „zaledwie”
26 proc. badanych. To ponownie sytuuje
nas przed największymi krajami Europy
Zachodniej.
Hołdujemy zasadzie „zrób to sam”
Zachód dystansujemy również pod
względem samowystarczalności w kontaktach z bankami. Ze Światowego
Badania Klientów Banków Detalicznych
wynika, że zasadzie „zrób to sam” hołduje 37 proc. Polaków. Dla porównania,
w Europie Zachodniej klientów zaliczanych do kategorii samowystarczalnych
było średnio o 13 proc. mniej. Jest to
grupa mało lojalna, ale też niezbyt skłonna do otwierania lub zamykania rachunków bankowych. Osoby należące do
tego segmentu klientów zdecydowanie
najbardziej wierzą we własne rozeznanie
rynku. Z raportu EY wynika także, iż
Polacy wskazują ceny, prowizje i opłaty
jako czynniki mające największy wpływ
na decyzję o otwieraniu kont i kupowaniu nowych produktów finansowych. Tak
stwierdziło 44 proc. badanych. Drugim
powodem było nawiązanie kontaktu
z inną instytucją finansową (40 proc.
wskazań). Kwestie finansowe były również najczęstszym powodem zamykania
kont i rezygnacji z produktów finansowych. 27 proc. badanych właśnie ze
względu na stawki i opłaty zrezygnowało
z prowadzenia konta w danym banku.
Drugim najczęstszym wskazaniem była
wygoda posiadania wszystkich usług
w jednym banku (17 proc.), a trzecim
nawiązanie kontaktu z innymi instytucjami finansowymi (15 proc.).
Polak „ambasadorem” swojego banku
Klienci w Polsce chętniej rekomendują
swój bank niż klienci w Europie Zachodniej. Skłonność do tego typu zachowań
w badaniu EY zadeklarowało 34 proc.
ankietowanych. To o 5 proc. więcej niż
wynosi średnia dla klientów banków
z Europy Zachodniej i o 5 proc. mniej niż
w Europie Wschodniej. Ponieważ skłonność do rekomendacji jest pochodną
poziomu zaufania, w Europie Zachodniej
banki mają zdecydowanie mniej „ambasadorów”. Tylko 29 proc. klientów
zachodnich poleciłoby bank znajomym.
Najchętniej zrobiliby to Szwajcarzy
(42 proc.), z kolei najmniej skłonni do
mówienia w superlatywach o swojej instytucji finansowej są mieszkańcy Irlandii
(17 proc.). U naszych południowych
sąsiadów – Czechów – swój bank poleciłoby 31 proc. klientów. Zdecydowanie więcej „ambasadorów” banki mają
w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie.
Ze Światowego Badania Klientów Banków Detalicznych wynika, że w obu tych
krajach swój bank poleciłoby ponad 45
proc. respondentów. Warto podkreślić, że
Polacy są liderami w korzystaniu z bankowości internetowej. Co najmniej raz w tygodniu robi to ponad 80 proc. klientów.
W tej kategorii „w szranki” z nami mogą
stawać tylko Czesi (74 proc.). Jednak
zdecydowana większość Polaków za pośrednictwem kanałów zdalnych wykonuje
tylko proste czynności bankowe, takie jak
zapłata rachunków, sprawdzanie salda
czy przelew środków.
opr. Rafał Skórski
13
Dobra moneta
Zakorkowane
pieniądze
Przez korki w największych polskich miastach tracimy rocznie 3,5 mld zł. Za
tę kwotę można by wybudować cztery stacje metra, postawić dwa nowoczesne
stadiony piłkarskie lub kupić 350 tramwajów.
Najnowsza edycja „Raportu o korkach
w 7 największych miastach Polski”
przygotowanego przez firmę doradczą
Deloitte i serwis Targeo.pl przynosi informacje dotyczące zarówno kosztów, jakie
kierowcy ponoszą w wyniku panujących
na ulicach utrudnień w ruchu, jak i zmian,
jakie w ciągu ostatnich dwóch lat nastąpiły w tym zakresie. I tak obecnie przez
14
korki w największych polskich miastach
kierowcy rocznie tracą 3,5 mld zł, czyli
2,9 tys. zł na statystycznego użytkownika
„czterech kółek”. – W porównaniu z latami 2012 i 2011 zauważyliśmy jednak
poprawę, odpowiednio o prawie 52 mln zł
i ponad 31 mln zł. Zmiana ta jest tym bardziej znacząca, że jeszcze w 2012 r.
w porównaniu z rokiem poprzednim kosz-
ty korków wzrosły o prawie 21 mln zł.
Dodatkowo w analizowanych miastach
systematycznie rośnie liczba kierowców
oraz wynagrodzenia, co podwyższa koszty korków. Okazuje się jednak, że nawet
niewielkie dzienne skrócenie czasu stania
w korkach nabiera makroekonomicznego
znaczenia – mówi Rafał Antczak, członek
zarządu Deloitte Business Consulting.
Warszawiacy płacą najwięcej…
Koszt korków dla statystycznego
mieszkańca-kierowcy, jak wspomniano,
wynosił w ubiegłym roku średnio
2,9 tys. zł rocznie, co stanowiło średnio
70 proc. miesięcznego wynagrodzenia.
Dwa lata wcześniej było to 2811 zł, co
stanowiło 77 proc. miesięcznej pensji.
W ujęciu rocznym nominalnie największe
koszty zatorów drogowych ponoszą
kierowcy w Warszawie (3,5 tys. zł) oraz
Poznaniu i Krakowie (około 3,2 tys.
zł), a najmniejsze w Gdańsku (2,3 tys.
zł), Łodzi i Katowicach (około 2,5 tys.
zł). W ciągu trzech lat nastąpiły jednak
w nominalnych kosztach korków spore
zmiany, gdyż w roku 2013 w porównaniu z rokiem 2011 kierowcy w Gdańsku
zaoszczędzili na korkach najwięcej, bo
Michał Smółkowski,
właściciel firmy Fotokabinka.pl
W samochodzie spędzam bardzo dużo czasu, ponieważ zawodowo jestem związany z branżą motoryzacyjną, a oprócz
tego prowadzę firmę, której specyfika wymaga ciągłych
dojazdów. Korki w Warszawie były, są i będą, choć w wielu
miejscach widać znaczną poprawę w tym zakresie. Moim patentem na ich ominięcie są nieznane wielu kierowcom skróty, które odkryłem dzięki dobrej znajomości
topografii miasta. Nie wszędzie się jednak da dojechać bocznymi drogami, więc
w takiej sytuacji pozostaje cierpliwe czekanie. Często się zastanawiam, ile ciekawych bądź pożytecznych rzeczy mógłbym zrobić w czasie, gdy tkwię w sznurze
poruszających się w ślimaczym tempie samochodów. Podejrzewam jednak, że
takie myśli nie tylko mnie nachodzą.
aż 956 zł, w Warszawie 655 zł, a w Poznaniu 186 zł. Niestety w innych miastach koszty w analogicznym okresie
wzrosły, i to dużo – o 666 zł w Krako-
Czas jazdy w korkach (godz:min)
2011
2012
2013
Warszawa
szczyt poranny
szczyt popołudniowy
SUMA
07:22
06:47
14:09
06:31
06:17
12:48
06:19
05:27
11:46
04:28
05:14
09:42
04:44
05:35
10:19
04:54
05:28
10:22
05:12
06:05
11:17
05:23
05:55
11:18
05:31
06:20
11:51
04:59
05:30
10:29
05:55
05:41
11:36
05:49
06:05
11:54
03:52
04:03
07:55
04:03
04:25
08:28
03:48
04:20
08:08
06:22
06:28
12:50
05:27
06:33
12:00
05:42
06:05
11:47
05:25
06:03
11:28
04:21
04:24
08:45
04:10
04:04
08:14
Łódź
szczyt poranny
szczyt popołudniowy
SUMA
Wrocław
szczyt poranny
szczyt popołudniowy
SUMA
Kraków
szczyt poranny
szczyt popołudniowy
SUMA
Katowice
szczyt poranny
szczyt popołudniowy
SUMA
Poznań
szczyt poranny
szczyt popołudniowy
SUMA
szczyt poranny
szczyt popołudniowy
SUMA
Źródło: Targeo.pl
Gdańsk
…i doświadczają zmian najszybciej
Za podstawę do przygotowania „Raportu o korkach w 7 największych
miastach Polski” posłużyło badanie
Korkometr realizowane przez serwis
Targeo.pl i AutoMapę. Bazując na
rzeczywistych pomiarach prędkości,
dla każdego miasta wyliczono wskaźniki opóźnień pokazujące, o ile korki
wydłużają czas potrzebny kierowcom
na dotarcie do miejsca docelowego.
Efektywny czas spędzony w korkach
w dni robocze w 2013 r. w porównaniu z latami 2011–2012 zmniejszył się
w trzech miastach (Gdańsk, Warszawa
i Poznań), nieznacznie wzrósł w dwóch
(Łódź i Wrocław) i znacząco pogorszył
się w jednym mieście (Kraków). – Zmiany, jakie zaszły w rankingu, są dość
rewolucyjne przede wszystkim dla Warszawy. Kierowca dojeżdżający w stolicy
do pracy 10 km w godzinach szczytu
oszczędza obecnie niemal dwie godziny
miesięcznie w stosunku do czasu, który
tracił w korkach dwa lata temu – przyznaje Rafał Mikołajczak, prezes Indigo,
operatora serwisu Targeo.pl. Dlaczego
w tegorocznym rankingu uwzględnione
zostały akurat te dwa kryteria: czas
stracony w korkach oraz koszt korków dla kierowcy? Rafał Mikołajczak
przyznaje, że odbyło się to w zgodzie
z maksymą, że czas to pieniądz.
Foto: Thinkstock
Miesięcznie
wie, 388 zł w Łodzi, 313 zł we Wrocławiu i 274 zł w Katowicach.
Rafał Skórski
O korkach w ujęciu ekologicznym na str. 19.
15
Sprawniwpracy.pl
Pracownicy
z niepełnosprawnością
budują dobry wizerunek
Zatrudnianie niepełnosprawnych nie tylko
wzmacnia wizerunek pracodawcy, ale ma też
wyraźny wpływ na kulturę organizacyjną i styl
zarządzania w firmie. Tak wynika z badania
przeprowadzonego przez zespół Employer Branding
firmy doradczej HRK.
16
W debatach na temat zatrudniania osób
niepełnosprawnych podkreśla się najczęściej korzyści finansowe, takie jak subwencja do wynagrodzenia, finansowanie
dostosowań stanowiska pracy, obniżenie
wysokości składek płaconych na PFRON.
Jak wynika z badania przeprowadzonego
przez konsultantów zespołu Employer
Branding HRK lista korzyści odnoszonych
przez firmy jest znacznie dłuższa. Zatrudnianie osób niepełnosprawnych podnosi
efektywność procesu rekrutacji, stanowi
okazję do budowania wizerunku dobrego,
troskliwego pracodawcy i wpisuje się
w całościową politykę odpowiedzialności
społecznej. Badanie dowodzi, że niepełnosprawni to bardzo wartościowi pracownicy, którzy znakomicie sprawdzają się
na swoich stanowiskach pracy i osiągają
świetne wyniki, czasem lepsze niż osoby
pełnosprawne. Potwierdzają to także dane
zebrane przez Instytut Pracy i Spraw Socjalnych. Pracodawcy mający pozytywne
doświadczenia w zatrudnianiu osób niepełnosprawnych wskazują, że przy wielu
pracach niepełnosprawność ruchowa nie
stanowi istotnej przeszkody w należytym
wykonywaniu zadań oraz że pracownicy
z niepełnosprawnościami rzeczywiście potrafią być bardziej wydajni niż pracownicy
bez niepełnosprawności. Dla większości
Joanna
Kotzian,
menedżer
zespołu
Employer
Branding
w HRK
pracodawców zatrudniających osoby niepełnosprawne pewne ograniczenia w wykonywaniu przez nie swoich obowiązków
nie mają większego znaczenia, gdyż są
oni w stanie odpowiednio dostosować do
tych ograniczeń organizację pracy.
Sposób na uniknięcie wakatów?
Dzięki zatrudnianiu osób z dysfunkcjami
wiele firm i instytucji może zaspokoić
swoje potrzeby kadrowe. W Max Hamburgerrestauranger (Szwecja) i Sodexo
(Polska) osoby niepełnosprawne intelektualnie bardzo chętnie angażują się
w wykonywanie obowiązków, których,
ze względu na powtarzalność, nie chcą
podejmować osoby pełnosprawne.
Wdrożenie polityki zarządzania niepełnosprawnością pozwala też utrzymać
w firmie wartościowych pracowników,
którzy nabyli niepełnosprawność już
w trakcie zatrudnienia, o czym przekonał się m.in. niemiecki oddział Forda.
Większość badanych przez HRK przedsiębiorstw włącza tematykę zatrudniania
osób niepełnosprawnych do komunikacji
employer brandingowej: informuje o tym
w treści ogłoszeń rekrutacyjnych, na
firmowych stronach i w mediach. Część
z nich bierze też udział w konkursach
pracodawców osób niepełnosprawnych
Przykłady dobrych praktyk w Polsce:
Laboratorium Kosmetyczne Dr Irena Eris
Branża: kosmetyczna
Lokalizacja: Piaseczno
Liczba zatrudnionych: 386
Niepełnosprawni: 36 (10 proc. pracowników)
W zakładzie produkcyjnym Laboratorium w Piasecznie są zatrudnione osoby z różnym stopniem i rodzajem niepełnosprawności:
głuchoniemi, osoby z niepełnosprawnością ruchową, wzrokową i psychiczną.
Początkowo pracowali głównie w dziale produkcji, obecnie są zatrudniani także
w administracji czy na samodzielnych stanowiskach.
(NZOZ Rudek), dzieli się swoimi praktykami z innymi pracodawcami podczas
konferencji (bielski zakład Hutchinsona
czy szwedzki Max Hamburgerrestauranger) oraz nawiązuje współpracę z trzecim
sektorem (Carrefour w Polsce).
Wyższa kultura, lepsze relacje
Dzięki zatrudnianiu niepełnosprawnych
pracodawca zaczyna być postrzegany
jako troskliwy i oferujący stabilne zatrudnienie, co zwiększa jego szanse na pozyskanie kompetentnych kandydatów
i obniża koszty rekrutacji. Zatrudnianie
niepełnosprawnych przekłada się także
na postrzeganie pracodawcy przez pracowników. Badani zgodnie twierdzą, że
duma pracowników z faktu zatrudnienia
u dobrego pracodawcy wpływa na wzrost
zaangażowania i lojalności. Świadectwa
firm i instytucji przebadanych przez konsultantów HRK dowodzą także, że zatrudnianie niepełnosprawnych wzmacnia
kulturę organizacyjną i zmienia na korzyść
relacje w zespole.
Foto: Paul Jantz / Thinkstock
Miejska Biblioteka Publiczna w Katowicach
Sektor publiczny
Lokalizacja: Katowice
Liczba zatrudnionych: 185
Niepełnosprawni: 11 (5,9 proc. pracowników)
Wśród niepełnosprawnych zatrudnionych w MBP
w Katowicach są pracownicy z zaburzeniami mowy,
słuchu, upośledzeniami narządów ruchu, narządu oddechowego oraz jedna osoba
niewidoma. Wszyscy niepełnosprawni pracują na stanowiskach merytorycznych
– bibliotekarzy, pracowników działu gromadzenia zbiorów, kierowników filii itp. Prawie wszyscy to osoby z wyższym wykształceniem.
Widoczna jest zależność pomiędzy
kulturą organizacyjną przedsiębiorstwa i dobrymi praktykami
HR a zatrudnianiem osób niepełnosprawnych. Z jednej strony
otwarta kultura, która promuje
indywidualne podejście do pracownika, sprzyja zatrudnianiu osób
niepełnosprawnych, z drugiej ich
obecność w firmie prowadzi do
wzrostu zaangażowania, poziomu
empatii i lojalności pracowników,
rozwoju przywództwa i integracji
zespołu. W centrum telefonicznym
IKEA w Niemczech zauważono, że
niewidomi lepiej niż pełnosprawni
pamiętają szczegółowe informacje i potrafią udzielić ich „od ręki”,
natomiast w firmie Carrefour Polska głuchoniemi kasjerzy osiągają
często wyższą efektywność niż ich
pełnosprawni koledzy.
Rafał Skórski
Źródło: Broszura pt. „Zatrudniając niepełnosprawnych.
Dobre praktyki pracodawców w Polsce i innych krajach Europy.”
17
EkoMondial
Co dalej z Bałtykiem?
30
lat musi minąć, aby
woda z Bałtyku została
odświeżona tą z oceanu
Czas, kiedy bałtyckie plaże są popularnym miejscem odpoczynku, dobiega
końca z powodu zbliżającej się jesieni. Warto wiedzieć, że morze, nad
którym chętnie odpoczywamy, boryka się z poważnymi problemami. Nad ich
rozwiązaniem czuwa organizacja ekologiczna WWF Polska. Bez naszej pomocy
to jedno z najmniejszych mórz świata czeka dalsza degradacja środowiska.
Bałtyk jest najmłodszym morzem na
naszej planecie. Powstał ponad 10 tys.
lat temu z wód topniejącego lodowca.
Do początku XIX w. Morze Bałtyckie było
bardzo czystym akwenem. Jednak podczas następnych dwóch stuleci zamienił
się on w jedno z najbardziej zanieczyszczonych mórz świata. Jedynym miejscem, gdzie Bałtyk łączy się przez Morze
Północne z Oceanem Atlantyckim, są
wąskie cieśniny duńskie. W związku
z tym wymiana wody w Bałtyku następuje bardzo powoli. Wszystkie wprowadzane do niego substancje pozostają tam
przez ponad ćwierć wieku!
18
Do dzieła!
A co my możemy zrobić? Wybierajmy tych przewoźników promowych,
z których statków ścieki są wylewane
nie prosto do morza, ale zdawane
w oczyszczalniach ścieków w portach.
Jeśli żeglujemy, korzystajmy na jachtach z toalet chemicznych opróżnianych
na lądzie, gdzie zostaną oczyszczone
jak ścieki domowe. W domu warto wybierać środki do zmywarek, które nie
zawierają fosforanów.
Ważną sprawą jest także ratowanie
gatunków zwierząt, które zamieszkują
Bałtyk. Foki lubią odpoczywać na brzegu, ale bardzo często przeszkadza im
w tym nieodpowiedzialne zachowanie
ludzi. Informujmy o każdej obserwacji
foki na plaży, dzwoniąc do Błękitnego Patrolu WWF pod numer telefonu
795 536 009. W Patrolu WWF działają
wolontariusze, którzy zostali przeszkoleni w zakresie udzielenia pierwszej pomocy ssakom morskim. Błękitny Patrol
pomaga także ptakom morskim.
Tym, co możemy jeszcze zrobić dla Bałtyku, jest wybór odpowiednich gatunków ryb. Ryby, które chętnie kupujemy,
będąc nad polskim morzem musimy
wybierać rozważnie, zdając sobie sprawę z faktu, że wiele gatunków jest zagrożonych. Warto mieć przy sobie kieszonkowy poradnik WWF „Jaka ryba na
obiad”, który za darmo można pobrać
ze strony ryby.wwf.pl. Można też wykorzystać WWF Poradnik na komórkę,
dostępny na stronie wwf.pl.
Foto: Päivi Rosqvist / WWF-Finland
„Przejedzone” morze
Największym zagrożeniem dla Bałtyku
jest eutrofizacja. Jej nazwa, którą należy
tłumaczyć dosłownie jako „duża ilość
pożywienia” (od greckich słów eu i tropy), wcale nie oznacza pozytywnego
zjawiska. Morze dotknięte eutrofizacją
jest jak organizm, który nie jest w stanie
strawić spożywanego w nadmiernej
ilości pokarmu i wskutek „przejedzenia”
zamiera. Jej głównym powodem jest
nadmierne nawożenie pól uprawnych
azotanami i fosforanami – wypłukiwane
przez deszcze wpływają do rzek, które
przenoszą je do Bałtyku.
Eutrofizacja jest przyczyną zamykania
kąpielisk. Przesycona środkami chemicznymi woda „zakwita”. Na powierzchni
tworzy się zielony kożuch wytwarzany
przez toksyczne sinice, które powodują
oparzenia skóry.
EkoMondial
Szlaban dla samochodów
Już od ponad 100 lat posiadanie samochodu jest możliwością
ogólnodostępną. Jednak obecnie w miastach poruszanie się samochodem
przestaje być błogosławieństwem, a zaczyna być udręką (patrz str. 14–15).
Cierpią na tym nie tylko kieszenie obywateli, lecz także budżet miasta oraz
środowisko. Czy istnieje sensowne rozwiązanie tego problemu? Wydaje się że tak,
i to niejedno.
Miasta na rowery
Szczególnie atrakcyjnym środkiem na
zmotywowanie mieszkańców do alternatywnej komunikacji jest budowa
mentach miast. Czy można wprowadzić
infrastruktury rowerowej. Polacy coraz
jeszcze dalej idące zakazy? Można!
chętniej przesiadają się na tańsze i ekoMieszkańcy Pekinu twierdzą, że łatwiej
logiczne jednoślady. Pracodawcy chwau nich wygrać w totolotka niż zostać
lą sobie pracowników dojeżdżających
kierowcą samochodu. Tablice rejedo pracy rowerami, gdyż ci – dotlenieni
stracyjne są bowiem losowane i tylko
i zadowoleni – efektywniej wykonują
szczęśliwcy mogą legalnie poruszać się
swoje obowiązki. Nie ma nic lepszego
autami po mieście. Dzięki temu Pekin
niż pracownik, który przyjął porcję nautrzymuje roczny wzrost liczby aut na
turalnych endorfin bezpośrednio przed
poziomie zaledwie 3%.
wejściem do biura!
Na ograniczenie ruchu samochodowego w centrach zdecydowało się już wieEkologia po polsku
le miast na świecie. Jednym z najbarPolskie miasta stopniowo próbują
dziej znamiennych przykładów jest Londorównywać zagranicznym wzorcom.
dyn, w którym wyznaczona jest szeroka
Lublin zapowiada ograniczenie ruchu
strefa płatnego ruchu.
samochodowego
Dzięki tego typu zapiw centrum
som Londyn w 2010 r.
i uprzywilejowanie
zarobił aż 148 milionów
pojazdów transportu
wzrasta rocznie liczba
funtów, które zgodnie
publicznego, pieszych
aut w Pekinie
z zapowiedziami przei rowerzystów.
znaczył na modernizaWarszawa od kilku
cję transportu publicznego.
lat modernizuje miasto w kierunku
Podobne rozwiązania mają miejsce
promowania ruchu rowerowego,
choćby w Szwecji i we Włoszech. Ateny
autobusowego i innych form
i Meksyk wprowadziły z kolei całkowity
komunikacji zbiorowej.
js
zakaz ruchu samochodowego we frag-
3%
Grafika: turbo83 / Thinkstock
Miastu zdecydowanie opłaca się
ograniczyć ruch samochodowy
na rzecz promowania komunikacji
zbiorowej. Oszczędza wówczas
pieniądze przeznaczane na utrzymanie
i remonty dróg; mieszkańcy
wybierają znacznie tańszą, szybszą
i bezpieczniejszą komunikację
miejską. Co więcej, wzrost ruchu
pieszych to także gratka dla handlu.
Dlaczego? Wie o tym każdy, kto choć
raz zrezygnował z zamiaru zrobienia
zakupów z powodu niemożności
zaparkowania w pobliżu. Ponadto
pieszy, poruszając się wolniej niż
kierowca, dostrzega więcej i chętniej
odwiedza sklepy i salony usługowe.
Profity idą jak lawina. Zmniejszenie
liczby samochodów to mniejsze korki,
mniejsze korki to mniejsze zanieczyszczenie powietrza, a to oznacza zdrowszych obywateli i piękniejsze miasto.
19
Kluski w gębie
Słońce, plaża, kukurydza...
Krzysztof Kluska
Lato daaawno za nami, było super i nikt nie powinien narzekać na urlop.
Jednak przyznam, że nie do końca w to wierzę, bo na własne oczy widziałem,
jaką udręką może być dla niektórych wypoczynek. Czy Polacy potrafią
odpoczywać, czy najlepiej wychodzi nam narzekanie?
Mój idol, niezrównany felietonista Wiech,
tegoroczne wakacje podsumowałby jednym zdaniem: „Lato takie więcej przedwojenne, 30 stopni w cieniu” i byłyby to
święte słowa. Na krajową aurę co roku
wszyscy narzekali. Leje, zimno, ciemno,
niefajnie. Lato AD 2014 to wprost zaprzeczenie kilku poprzednich sezonów
urlopowych. Piękna pogoda praktycznie
w całej Polsce. Rodzimi hotelarze, właściciele pensjonatów zacierali ręce i już liczyli wirtualne zyski. Dlaczego wirtualne?
Bo niestety okazało się, że o rodzimego
turystę trzeba powalczyć i to zazwyczaj
ceną. O jakości obsługi powiemy coś
dalej. A w kwestii cen to okazuje się, że
krajowy wczasowicz, szczególnie ten,
który już posmakował zagranicznych
wojaży, jest co najmniej wybredny. Byle
czym już mu się oka nie otworzy. Więc
albo damy naprawdę dobrą cenę, albo
nie zarobimy nic. Tegoroczne oferty
na gruponach czy innych travellistach
mocno walczyły o klienta. Wyjazdy były
do 40 proc. tańsze. Sporo. Ale co robić,
takie czasy. Jeden ze współwczasowiczów sam przyznał, że gdyby nie cena
i prognoza pogody, w życiu nie siedziałby
na mazurskim pomoście i nie uczyłby się
z synem łowić ryb. Pytanie, czy powinna
być 40-proc. promocja, czy cena po obniżce to ta, którą faktycznie powinniśmy
zapłacić, bo faktycznie tyle to jest warte.
Clusive czy nie clusive
Sam troszkę poszperałem w tym roku,
szukając jakiegoś rozsądnego miejsca,
żeby spędzić kilka dni urlopu. Szczerze,
20
ofert od groma, ale jakieś takie bez szału,
bym powiedział. Może faktycznie człowiek
się już przyzwyczaił, że oferta wakacyjna,
żeby przyciągnęła, musi mieć minimum
cztery gwiazdki, do tego sporo zdjęć hotelu. Ten z kolei powinien posiadać przynajmniej kilka basenów, dostęp do morza,
plażę. Wszystko oczywiście w cenie.
Do tego wyżywienie w opcji all inclusive.
Tymczasem w rodzimych kurortach na
takie ekstrasy nie ma co liczyć. Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że życzenie
morza z temperaturą wody powyżej 25
stopni to nie u nas. Jednak na trochę
wygód miałem ochotę. Ale nie wszystko
jest dostępne. Jak już mamy gdzie spać,
to gorzej z jedzeniem. Większość ofert to
śniadanie i maksymalnie obiadokolacja.
OK, mówi się trudno i obiad je się na
mieście. Piwo w barze hotelowym to też
parę złotych. Nie powiem, za to łączność
ze światem była zapewniona. Telewizor
w pokoju rzecz jasna, no i wifi w większości hoteli, jakie rozważałem. Ostatecznie
ten, który wybrałem, miał większość
z wyżej wymienionych wygód, także
mogłem mieć rękę na pulsie tego, co się
w tzw. wielkim świecie dzieje. Cóż, tegoroczne Mazury nie były złe, jednak najlepsze też nie. Ciupagi z napisem Mazury nie
kupiłem, a były, wierzcie lub nie. Jak się
tak wszystko pododaje, to wychodzi, że
oszczędniej byłoby jednak zapłacić kilkaset złotych więcej i…
...pojechać w świat
Policzyłem, pododawałem i wyszło,
że w zależności od opcji zagranica
kosztuje tyle co Polska, a czasami
nawet taniej. Ciekawe, jak i komu to
się opłaca. Przelot tygodniowy, pobyt
w hotelu z wyżywieniem i piciem. U nas
obiad jest usługą ekstra i kosztuje
ekstra. Może czas najwyższy, żeby
stał się ofertą standard. Nie wiem, ale
skoro są oferty wyjazdów na przykład
do Turcji już za 1200 czy 1300 zł...
Co innego taka Grecja. Tam kryzys,
więc znalezienie rozsądnego wyjazdu
poniżej 2500 zł za osobę graniczyło
z cudem. No cóż, kryzys tani nie jest.
U nas kryzysu nie ma, ale tanio też
nie jest. Może właśnie dlatego rodzimi
współwczasowicze jakoś nie wyglądali na szczęśliwych. Chociaż powiem
szczerze, że nie do końca to rozumiem. Jak już gdzieś się wyjeżdża, to
raczej żeby odpocząć, zrelaksować się
i ogólnie odżyć. Zapłaciłem i już, chcę
odpoczywać. Ale to chyba mój naiwny
pomysł. Odpoczynek w polskim wydaniu jakiś taki męczący mi się wydawał.
Jedni, gdyby mogli, to żyliby według
przewodnika. Jak w ciągu każdego
dnia czegoś nie zobaczą, to wyjazd
niezaliczony. Nieważne, że można tu
wrócić za rok. Ich przeciwieństwo to
wczasowicze typu „nic nie jest fajne”.
Taki typ, co jak go nawet atrakcja turystyczna kopnie w zadek, to jej nie zauważy, albo się na nią obrazi. Tylko po
co? Może tak więcej luzu. Tak czy siak
pierwsze od wielu lat wakacje w Polsce
spędziłem i nie żałuję. Gdzie wypadną
następne? Nie wiem, ale będą na
pewno skrupulatnie policzone.
As serwisowy
Mondial Assistance
wspiera tygrysy
WWF przypomina o trudnej sytuacji tygrysów zagrożonych
wyginięciem i wzywa do współpracy na rzecz ich ochrony.
Jedną z firm konsekwentnie wspierających takie działania
jest Mondial Assistance.
W 2010 r. populacja dziko żyjących tygrysów była
szacowana na 3200 osobników. O skali zagrożenia
gatunku mówią liczby: w latach 2000–2014 minimum
1590 tygrysów zostało schwytanych przez kłusowników.
Oznacza to, że raz na dwa tygodnie średnio jeden tygrys
był zabijany na potrzeby nielegalnego handlu.
To jednak dane szacunkowe, bo w wielu krajach brak
wiarygodnych danych. Albo nigdy nie odbywało się tam
liczenie tych zwierząt, albo przeprowadza się je dopiero
teraz. Mondial Assistance uczestniczy w programie
ochrony tygrysa w Malezji. Dzięki zaangażowaniu
w działania prowadzone w kompleksie leśnym BelumTemengor na Półwyspie Malajskim, przy użyciu
specjalistycznego sprzętu jest prowadzony monitoring
i liczenie tygrysów. Szacowanie ich liczebności odbywa
się poprzez identyfikację pasów na ich bokach,
unikalnych dla każdego osobnika, podobnie jak wzór
linii papilarnych u człowieka. Dzięki temu zmniejsza się
prawdopodobieństwo policzenia tego samego zwierzęcia
więcej niż raz.
– Dla naszej firmy dbałość o środowisko jest bardzo istotna,
uczestniczyliśmy już w kilku projektach pod sztandarem WWF,
wspieraliśmy działania na rzecz ograniczania nielegalnego
handlu zagrożonymi gatunkami. Zależy nam również na
uwrażliwianiu na problemy dzikich zwierząt i budowaniu
społecznej świadomości ekologicznej, więc w pomoc
tygrysom angażujemy swoich klientów. Od 29 lipca, kupując
ubezpieczenie na stronie elvia.pl, można przekazać WWF
10 zł na ratowanie tygrysów – mówi Tomasz Frączek,
prezes Mondial Assistance, właściciela sklepu elvia.pl.
Obecnie największym zagrożeniem dla dziko żyjących
tygrysów jest kłusownictwo. Podobnie jak kość słoniowa
czy róg nosorożca, części ciała tygrysa są wykorzystywane
w tradycyjnej medycynie azjatyckiej.
Góry górą
ma w top 10 w żadnym innym kraju.
Kolejne na liście ‘wakacyjne obozy’
oraz ‘zorganizowane wyjazdy i wycieczki’ wzmiankowano 197 tys. razy.
Trzecie ‘podróżowanie z dziećmi’ to
już znacznie mniejsza liczba – 87 tys.
Oprócz tego w top 10 znalazły się:
Foto: gubernat / Thinkstock, neuson11 / Thinkstock
Góry, wakacyjne obozy i zorganizowana turystyka oraz podróżowanie
z dziećmi to najpopularniejsze tematy
poruszane w Polsce na forach turystycznych u progu sezonu. Tak wynika
z globalnego badania. Czego szuka się
w innych krajach?
Badanie zostało przeprowadzone
przez ekspertów Allianz Global
Assistance w czerwcu tego roku
w 11 krajach na całym świecie (m.in.
Polska, Niemcy, Wielka Brytania, Francja, USA, Chiny). W każdym z tych
krajów analizowano popularne fora
internetowe. Do wyszukiwania używano słów: „forum + turystyka”, „forum +
podróże” i „forum + wakacje”.
Nieco zaskakujące może się wydawać
pierwsze miejsce na polskiej liście
kategorii ‘góry‘ – wspominano o niej
prawie 211 tys. razy. Tego tematu nie
‘relacje z podróży’, ‘podróże morskie’,
‘rejsy’, ‘loty’, ‘linie lotnicze’, ‘towarzysz
podróży’, ‘podróże po świecie’, ‘sprzęt
i zdjęcia/video’.
Najpopularniejsze wątki globalnie, ale
także w Europie, to ‘transport lotniczy’,
‘poszukiwanie towarzysza podroży’
i ‘rejsy’. Znaczący udział mają też wątki
związane z kosztami – dyskusje na temat okazyjnych ofert podróży, kempingów czy programów lojalnościowych.
Nieco odmienne oczekiwania mają
Francuzi – tam na pierwszym miejscu
na liście wyszukiwania znajdują się ‘hotele z usługami all-inclusive’. We francuskim top 10 są też ‘praca’, ‘studia’
i ‘życie za granicą’, ‘prace papierkowe
związane z podróżami’ czy ‘rowerowe
wyprawy’. Generalnie wyniki pokazują
ogromną kreatywność i różnice kulturowe pomiędzy Europejczykami, także
w zakresie podróżowania i obaw z nim
związanych.
21
Dialogi
Nie pracuję na termin
22
Jakie więzy łączą go z Chopinem, dlaczego chce kupić 10 tys. egzemplarzy
książki Normana Davisa i co po raz pierwszy zdecydował się zrobić po
„sześćdziesiątce”. O tym wszystkim opowiada laureat Oscara za muzykę do filmu
„Marzyciel” Jan A.P. Kaczmarek.
Co w życiu artysty zmienia Oscar?
Ta nagroda jest jednocześnie błogosławieństwem i przekleństwem. Podobnie
jak każdy sukces ma zarówno budujący
jak i dewastujący wpływ na życie. Oscar,
tak jak Nobel, otwiera mnóstwo drzwi,
przy czym siła oddziaływania obu tych
wyróżnień rośnie wraz z odległością od
miejsca ich przyznawania. W okolicach
Los Angeles jest największe skupisko
laureatów nagrody Nobla. I nikt z nimi
nie chce przeprowadzać wywiadów.
Wszystko przez to, że w tym samym
miejscu jest też najwięcej gwiazdek telewizyjnych. Z nimi z kolei rozmawiać chcą
wszyscy. To nieszczęście jest wynikiem
postępującej cyfryzacji.
W którym miejscu Pan najmocniej doświadczył siły oddziaływania Oscara?
W Japonii. Kiedyś po długiej podróży do
tego kraju, chcąc rozluźnić atmosferę,
powiedziałem półżartem moim gospodarzom, że nie tylko jestem laureatem
Nagrody Akademii Filmowej, ale także
jedynym, wywodzącym się z nieślubnego łoża potomkiem Chopina. Żeby
rzeczy. Gdy jednak w zeszłym roku skończyłem 60 lat, ogłosiłem koniec tej filozofii.
Dziś wolność i autonomia to dla mnie
najwyższa wartość. I obecnie nie chcę
słyszeć ani o terminach, ani o presji.
Mieszka Pan od ćwierć wieku za oceanem. Jak z tej perspektywy oceniana
jest Polska?
Elity amerykańskie darzą ogromnym
szacunkiem polską sztukę. W Hollywood
nasi operatorzy i kompozytorzy cieszą się
od lat niesłabnącym uznaniem. Jednak
świadomość polskiej historii jest tam fatalna. Byliśmy już oskarżani o holocaust,
używano niejednokrotnie określenia
„polskie obozy śmierci”. To się nie bierze
z niczego. Przez wiele lat komunizmu
polskiej narracji za granicą nie było i świat
uczył się historii z wyłączeniem aspektu
polskiego i z pominięciem naszego punktu widzenia. Przez to do obiegu dostało
się wiele fałszywych informacji.
Czy można coś zrobić, aby tę świadomość polskiej historii jakoś zwiększyć?
Moją ambicją jest, aby wyposażyć światowe uczelnie w publikacje dotyczące
polskiej historii. Doskonale do tego celu
nadawałaby się książka Normana Davisa
pt. „Boże igrzysko”. Mam nadzieję, że
niebawem uda mi się spotkać z panem
ministrem Radosławem Sikorskim i omówić z nim możliwość zakupu 10 tys. jej
egzemplarzy i wysłania ich do wspomnianych uczelni. Gdyby to się udało,
każdy amerykański wykładowca czy student mógłby sięgnąć do tej znakomitej
książki.
Jakie są Pana najbliższe plany zawodowe?
Obecnie pracuję nad muzyką do pierwszej w moim życiu gry komputerowej.
Projekt ten jest otoczony tajemnicą, ale
mogę zdradzić, że ścieżkę dźwiękową
będę nagrywał z Londyńską Orkiestrą
Symfoniczną w słynnym studiu Abbey
Road. To sprawia, że całe przedsięwzięcie skalą i rozmachem nie ustępuje większości filmów fabularnych.
Foto: Agencja Gazeta
Jan A.P. Kaczmarek
Laureat Oscara za muzykę do filmu „Marzyciel”
Marca Forstera to dzisiaj jeden z najwybitniejszych w świecie kompozytorów muzyki filmowej. Za życiowy przełom i wstęp do kariery
artystycznej uważa staż w awangardowym
Teatrze Laboratorium Jerzego Grotowskiego
w 1976 r. W 1989 r., po licznych koncertach
w Europie i wydaniu 3 kolejnych albumów,
pozostał na stałe w USA. Pracował dla czołowych amerykańskich teatrów. Skomponował
muzykę m.in. do tak wybitnych tytułów, jak:
„Niewierna” Adriana Lyne’a, „Całkowite zaćmienie”, „Plac Waszyngtona”, „Trzeci cud”
Agnieszki Holland, „Spotkanie” Toma McCarthy’ego, „Aimee i Jaguar” Maxa Farberbocka
czy wreszcie „Marzyciela” Marca Forstera. Jest
członkiem Amerykańskiej Akademii Filmowej,
Europejskiej Akademii Filmowej i Polskiej Akademii Filmowej. Jest także twórcą i dyrektorem
Transatlantyk Festiwal Poznań.
wzmocnić wiarygodność swojego
oświadczenia, zaprezentowałem im profil
twarzy. A oni… rzucili się na kolana. Było
mi potem wstyd, że ich nabrałem.
Czy nie ma Pan czasem wrażenia,
że kultura na całym świecie jest
w defensywie?
Rzeczywiście tak się dzieje, bo zły pieniądz wypiera dobry. Komunizm upadł
i nikt go nie żałuje, ale kapitalizm nie
mając już wroga, zatrzymał się w rozwoju i mocno zdegenerował. Często powtarzam, że jedynym powodem tego, iż
Ameryka po II wojnie światowej zaliczyła
cywilizacyjny skok i znalazła się w okresie prosperity, było istnienie Związku
Radzieckiego. Ze strachu przed widmem
komunizmu dano po prostu pracownikom niesamowite przywileje. Dziś w drastyczny sposób się je ogranicza.
Czyli mając naprzeciw takiego trudnego przeciwnika można zdziałać
więcej?
Można wtedy stworzyć rzeczy wielkie.
Bo jeśli dwie w miarę równoważne siły
się zderzają, to produkty będące pokłosiem tej kolizji są nieraz fenomenalne. To
do dziś stanowi o sile amerykańskiego
kina. W Polsce próbujemy inicjować
takie zderzenia podczas Transatlantyk
Festival Poznań. Po upadku komunizmu
w naszym kraju zapanowała słabość
producencka. Przed 1989 r. opresyjne
państwo było siłą, z którą zderzał się
reżyser. Gdy nastała wolność, nie pojawiła się w jego miejsce żadna nowa siła.
W Stanach Zjednoczonych jest nią np.
studio filmowe czy właśnie producent.
Trudny przeciwnik może być jednak
źródłem nieustannego stresu…
Mierząc się z nim, zmuszamy się do
wzmożonego wysiłku, dlatego do pewnego momentu trzeba się w życiu cieszyć,
że się go ma. On bowiem czyni każdego
z nas lepszym. Jeśli chodzi o stres, to ja
przez wiele lat głosiłem jego pochwałę.
Twierdziłem, że w pracy nie ma nic lepszego jak przymus czy termin. Komponując pod presją, tworzyłem najlepsze
Rafał Skórski
23
MA styl
wARTo być
kolekcjonerem
24
Andy Warhol mawiał,
że „najlepszą sztuką
jest biznes”. Idea
zbliżania obu tych sfer
cechuje społeczeństwa
najwyżej rozwinięte. Czy
my do takowych już się
zaliczamy? Jeśli nawet
jeszcze nie, to jesteśmy
na najlepszej drodze, by
w ich gronie niebawem
się znaleźć.
Piotr Uklański, Wilhelm Sasnal, Magdalena Abakanowicz, Joanna Sarapata to
najbardziej rozpoznawalne za granicą
twarze polskiej sztuki współczesnej. Na
ich wystawy ustawiają się kolejki, a sygnowane ich nazwiskiem prace w swoich zbiorach mają najbardziej znani
kolekcjonerzy. Uklański i Sasnal uznawani są ponadto za najdrożej „sprzedających się” polskich artystów. Z danych
Instytutu Skate’s Art Market Research
wynika, że Piotr Uklański jest jedynym
żyjącym twórcą znad Wisły, któremu
udało się zbyć swoje dzieło za kwotę
przewyższającą milion dolarów. Dziełem tym byli oczywiście „Naziści”, czyli
seria 165 fotosów filmowych zebranych
w jedną kompozycję. Kadry pochodziły
z różnych filmów (polskich i zagranicznych) i przedstawiały portrety aktorów
grających role nazistów. O autorze i fotosach zrobiło się głośno, gdy w 2000 r.
podczas ich prezentacji w warszawskiej
galerii Zachęta Daniel Olbrychski szablą
Kmicica (rekwizytem z filmu „Potop”)
pociął kilka zdjęć, oburzony wykorzystaniem w „Nazistach” jego wizerunku. Kadr
z twarzą aktora pochodził z filmu „Jedni
i drudzy” w reżyserii Claude’a Leloucha.
Olbrychski uszkodził wówczas również
(z upoważnienia zainteresowanych)
podobizny Jana Englerta, Stanisława Mikulskiego oraz Jeana-Paula Belmondo.
Wszystko odbyło się przed telewizyjnymi
kamerami, co wpłynęło na nagłośnienie
całego incydentu. Przesadą byłoby twier-
Wilhelm Sasnal, „Palące dziewczyny” – 1,4 mln zł
dzenie, że publiczny skandal, podobnie
jak w przeszłości Ottonowi Dixowi czy
Georgowi Baselitzowi, również Piotrowi
Uklańskiemu pozwolił się przebić i utorował mu drogę do upragnionego sukcesu.
Jednak niewątpliwie miał on pewien
wpływ na to, że jedna z serii „Nazistów”
(w sumie powstało ich 10) została sprzedana w 2006 r. w londyńskim domu
aukcyjnym Phillips de Pury & Company
za wspomnianą kwotę ponad miliona
dolarów.
Wojciech Fangor, „M8” – 506 tys. zł
Piotr Uklański, „Naziści” – 3 mln zł
25
Stefan Gierowski, „Obraz XCIII” – 470 tys. zł
Charakterystyka rynku
sztuki w Polsce
Źródło: Raport „Rynek sztuki. Sztuka rynku”, Deloitte
26
Biznes dla cierpliwych
Od dekady nie ustaje zagraniczny popyt na prace Wilhelma
Sasnala. Osiągają one jak na
polskie warunki oszałamiające
ceny. Sześć lat temu obraz „Palące dziewczyny” wylicytowano
za kwotę 465 tys. dol. Sasnal za
granicą ma status prawdziwej
gwiazdy. Jest on ceniony do
tego stopnia, że w kontekście
jego nazwiska pojawia się bardzo często komentarz: „najbardziej obiecujący artysta na
świecie”. Swoje miejsce na globalnym rynku sztuki odnalazła
także Joanna Sarapata. Choć
obrazy tej absolwentki paryskiej
Ecole Superieur des Beaux-Arts
nie osiągają takich cen jak dzieła
wspomnianych Uklańskiego
i Sasnala, jednak stały się one
niezwykle popularne wśród koneserów sztuki, których nazwiska znane są niemal w każdym
zakątku globu. Kobiece akty autorstwa urodzonej w Warszawie
malarki wiszą m.in. w domach
Jose Carrerasa, Placido Domingo, Eltona Johna czy Patricii
Picasso. Fanem jej twórczości
był także Michael Jackson, który swego
czasu kupił dwa obrazy. W związku
z tym, że prace najlepszych polskich
artystów w swoich zbiorach chce mieć
coraz więcej kolekcjonerów, rodzimy
rynek sztuki zaczyna nabierać coraz
bardziej profesjonalnego charakteru.
Warto przy tym podkreślić, że wartość
emocjonalna sztuki nadal jest dla tych
drugich najważniejszym motywatorem.
Z raportu „Rynek sztuki. Sztuka rynku”
firmy Deloitte wynika, że 83 proc. biorących udział w badaniu kolekcjonerów
z Europy stwierdziło, iż wartość emocjonalna jest najważniejszym motywem do
nabywania kolejnych dzieł z kręgu sztuki.
W Polsce ten odsetek wyniósł 84 proc.
Rodzimy rynek sztuki według szacunków
wart jest obecnie około 300–350 mln zł,
czyli zaledwie 0,2 proc. łącznej wartości
rynku światowego. W 2012 r. sprzedano
w Polsce dzieła za prawie 61 mln zł. – Inwestowanie w sztukę jest biznesem dla
cierpliwych. Roczna stopa zwrotu z inwestycji na tym rynku, dłuższej niż 15 lat,
wynosi 46,6 proc, natomiast inwestycje
trwające od roku do pięciu lat przyniosły
rocznie zaledwie 0,2 proc. – wyjaśnia
Adam Mariuk, partner w Dziale Doradztwa Podatkowego Deloitte.
Rafał Skórski
Foto: Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta
Niepewność ekonomiczna sprawia, że zapotrzebowanie na inwestycje związane ze
sztuką i przedmiotami kolekcjonerskimi rośnie: połowa ankietowanych w Polsce przez
Deloitte doradców bankowości prywatnej
stwierdziła, że trudne warunki gospodarcze
stanowią podstawową przyczynę, dla której
klienci decydują się włączyć dzieła sztuki do
swojego portfela majątkowego. Większość
pytanych banków ma już w swojej ofercie
usługi związane ze sztuką. W Polsce deklaruje to już blisko dwie trzecie z nich. Najpopularniejsze są usługi związane z obszarem
rozrywki dla klientów, usługi doradcze oraz
usługi wyceny dzieł sztuki.
5 na 8 zapytanych polskich doradców bankowości prywatnej przyznało, że dywersyfikacja
portfela jest co najmniej istotnym powodem
włączenia dzieł sztuki i przedmiotów kolekcjonerskich do tradycyjnego portfela usług zarządzania majątkiem. Dywersyfikacja ważna jest
także dla przepytanych kolekcjonerów,
47 proc. z nich uznało, że to obecnie najważniejszy powód nabywania dzieł sztuki.
Julian Stańczak, „Hazed Yellow” – 218,5 tys. zł
Do biegu gotowi, start-up!
Pizza
Brain:
muzeum
do jedzenia
Cieniutkie ciasto drożdżowe, sos pomidorowy i ciągnąca się mozzarella.
Niby nic wielkiego, a taaaka uciecha. Pasjonaci pizzy z całego świata licznie
nadciągają do Filadelfii. Dlaczego?
Pizza Brain to jedno z kickstarterowych
success story, które owiało Filadelfię,
zwaną nową Silicon Valley dla wszelkich
start-upów, promując się jako pierwsze
muzeum kultury pizzy na świecie.
pizzy w kształcie amerykańskiego statku
kosmicznego czy gadżety z Wojowniczymi Żółwiami Ninja, słynącymi z zamiłowania do drożdżowego ciasta z sosem
pomidorowym i serem. W kolekcji nie
zabrakło też 150 płyt winylowych i 45 albumów, sławiących niezaprzeczalne atuty
włoskiego przysmaku w wielojęzycznych
piosenkach i tekstach. W 2012 r. księga
rekordów Guinnessa uznała zbiór Dwyera
za największy na świecie. Takiego wyróżnienia nie dało się wsadzić do szuflady,
nadszedł czas na poważniejsze kroki.
Inspirowane pizzą
Był maj 2010 r., kiedy artyści Brian
Dwyer i Christopher Powell postanowili
zorganizować dość nietypowy art show
„Give Pizza Chance”. Podczas tego filadelfijskiego eventu pizza stała się muzą
dla 25 artystów, którzy natchnieni jej
niewyszukanym smakiem stworzyli kolekcję
Siła czworga
prac, prezentowaną
Dwyer poznał Joe
następnie w lokalnej
Huntera, mistrza
galerii. Ogromny sukces
sztuki kręcenia placosób wsparło przez
dowcipnego wydarzeków z Południowej
Kickstarter.com nowy
nia sprawił, że Dwyer
Karoliny, kiedy ten
pizzowy biznes
zaczął z fascynacją
nosił się z zamiarem
przyglądać się temu, jaki wpływ na kształotworzenia pizzerii, która animowałaby
towanie społecznych relacji ma nieograkulturę i łączyła pasjonatów pizzy w Staniczony dostęp do pizzy. Zainspirowany
nach Zjednoczonych. Nie miała to być
wnioskami, postanowił zbierać absolutnie
zwykła restauracja z jednorodnym menu,
wszystko, co z tym włoskim delikateale mekka pizzożerców. To idealnie wpasem jest pośrednio lub bezpośrednio
sowało się w sposób myślenia Dwyera,
związane. W ten sposób powstała najktóry w mającej powstać knajpie upatrywiększa na świecie kolekcja pizzowych
wał także przyszłego domu dla pierwszememorabiliów, tych najzwyklejszych, jak
go muzeum pizzy na świecie, powstazabawki, puzzle, komiksy, i tych bardziej
łego na bazie jego nagrodzonej kolekcji.
absurdalnych, jak stalowy nóż do cięcia
Pomysł spodobał się innym ciastowym
326
Nazwa: Pizza Brain
Branża: sztuka, gastronomia
Data założenia: wrzesień 2012
Miejsce powstania: Filadelfia
Produkt: pierwsze muzeum pizzy na
świecie i smakowita pizza
Uzyskane dofinansowanie: 17 000 $
przez crowdfunding na Kickstarter.com
Strona internetowa:
www.pizzabrain.org
fanatykom – biznesmenowi Michaelowi
Carterowi i stolarzowi Ryanowi Andersenowi, którzy zasilili duet pomysłodawców. Brakowało jedynie kapitału, który
pozwoliłby z impetem wystartować na
filadelfijskim rynku gastronomicznym. Tutaj z pomocą przyszła udana kampania
na Kickstarterze, dzięki której biznesowy
kwartet zebrał prawie 17 tysięcy dolarów
od 326 wspierających osób.
7 września 2012 r. Pizza Brain otworzyła
drzwi wyjątkowego miejsca, wiedzionego
konceptem: serwować przepyszne artystyczne placki w przestrzeni muzealnej,
archiwizującej i prezentującej pizzę jako
kulturalną ikonę naszych czasów. Kto by
nie chciał tam wpaść na pizzę?
ech
27
Gadżet numeru
redaguje Inspektor Gadżet
Ryba truskawką pachnąca
Magda Gessler przyznała dyplom
swojemu własnemu obiektowi.
Pani Magdo, serdecznie gratulujemy!
Foto: Rafał Modzelewski
Lubisz gotować, ale nie zawsze
ci to wychodzi? Mamy dla ciebie rozwiązanie, które odmieni
twoje życie kulinarne i sprowadzi
wysublimowaną kuchnię molekularną na twój podniszczony
licznymi próbami stół. Aromafork
to widelec, który różni się od
swoich stalowych braci drobnym sekretem – małą dziurką
skrywającą bibułę nasączoną
jednym z 21 aromatów owoców, orzechów, ziół i przypraw.
Z tym supergadżetem firmy
Molecule-R możesz serwować francuskie serki śmierdziuchy i przekąski
rybne pachnące truskawkami lub najprostszą jajecznicę (do zepsucia
tylko dla asów) o zapachu trufli. Nawet najmniej udany eksperyment
kulinarny z pogranicza żartu i żalu zostanie uratowany przez zestaw
Aromaforków. A ty będziesz mógł dalej żeglować przez gastronomiczne
akweny niepowodzeń.
Cena: 170 PLN
• Redaktorska słitfocia •

Podobne dokumenty