Pobierz tekst

Transkrypt

Pobierz tekst
Zachować ciało na wieki
Anna Miodyńska, Julia Miodyńska
My, mieszkańcy biosfery, żyjemy, korzystając z dobrodziejstw litosfery, atmosfery i hydrosfery. Po
śmierci oddajemy ciało tym sferom: jedni rozpuszczają się bez śladu, inni stają się budulcem dla
gór i kanionów. Na przekór przyrodniczej oczywistości, nakazującej zgodę na taki porządek rzeczy,
zatrzymanie samego ciała lub jego wiernego obrazu po śmierci daje nam, ludziom, pewien rodzaj
satysfakcji: spojrzenie na zdjęcie drogiego zmarłego pociesza w żałobie; dotknięcie relikwii świętego utwierdza w wierze wyznawcę. Ma tę moc także maska pośmiertna wybitnego człowieka czy
– jakże tragiczna namiastka ciała – nieśmiertelnik po poległym. Jest satysfakcja zbieracza skamieniałości, gdy natrafi na wyjątkowo piękny okaz ciała przechowanego dla niego przez setki milionów
lat, oraz satysfakcja egiptologa znajdującego nienaruszony grobowiec. A rodzice przechowujący
mleczne zęby i kosmyki niemowlęcych włosów, bo, choć dzieci mają się dobrze, to przecież umarło
ich dzieciństwo? Muzea, kolekcje i domowe szuflady są pełne śladów dawno minionej cielesności.
Amonit (głowonóg) Perisphinctes (Dichotomosphinctes) crotalinus Siemiradzki
Muzeum Geologiczne Instytutu Nauk Geologicznych PAN
Amonit. Fosylizacja
Oto pięknie zachowana skamieniałość: amonit z rodzaju Perisphinctnes, żyjący w górnej jurze
(161–145 mln lat temu). Ten okaz to holotyp, czyli paleontologiczna piękność, wzór dla wszystkich
naukowców i kolekcjonerów. Mogą oni określić przynależność gatunkową znalezionego amonita
poprzez porównanie go z tym właśnie okazem. Nasz osobnik miał wyjątkowe szczęście, że coś
z niego do dzisiejszych czasów dotrwało. Zawdzięcza to fosylizacji, czyli szeregowi zjawisk fizycznych i chemicznych, które musiały zaistnieć, abyśmy cieszyli oczy widokiem tego wymarłego zwierzęcia. Muszla musiała zostać przysypana lekkim i porowatym osadem (wapiennym lub piaszczystym) i przeleżeć w tym „grobie” dłuższy czas. Ile szczęścia było potrzebne, by przetrwać tam ruchy
tektoniczne i nieubłaganą erozję!
A i tak ta piękna forma ma niewiele wspólnego z ciałem naszego amonita. To ośródka, artystyczny
odlew, który stworzył nie człowiek, lecz sama natura. Aragonitowa muszla rozpuściła się, leżąc pod
pierzyną osadu. Puste miejsce po niej wypełnił węglan wapnia wytrącony z przenikającej przez piasek zmineralizowanej wody. Jest to więc swojego rodzaju pośmiertna maska, dalekie wspomnienie
żywego organizmu.
Zęby ichtiosaura, 3 sztuki
Muzeum Geologiczne WGGiOS AGH
Ichtiozaur. Zostały trzy zęby
W średniowieczu ziemię uważano za istotę ożywioną na podobieństwo olbrzymiego zwierzęcia:
poprzecinaną żyłami kruszców, z wewnętrznym ogniskiem, które ożywiało jego soki. Rodziła ona
nie tylko rośliny, ale też minerały i kruszce. Nasza planeta rodzi dla nas także pamiątki minionych
epok geologicznych. Zęby (ryb, gadów, ssaków), jako dość odporne na utlenianie, często są jedyną
pozostałością po zwierzęciu. Ziemia zachowała je dla nas jak sentymentalna mama mleczaki swoich
pociech, a my gromadzimy i przekazujemy je dalej – naszym dzieciom i wnukom. Nie są to unikatowe okazy – zęby dinozaurów znajdziemy w wielu kolekcjach.
Jak jednak dopasować ząb do właściciela? Jak z kilku kostek odtworzyć zwierzę? To sztuka rekonstrukcji paleontologicznych: wokół zębów wyrasta paszcza, potem reszta stworzenia zwanego rybim
jaszczurem: dwumetrowego drapieżnika żywiącego się rybami, zamieszkującego oceany sprzed
prawie 200 mln lat. A tam, gdzie kończą się wiedza i umiejętności paleontologów, wkraczają producenci kultury masowej. Na drodze od niepozornej kostki do dinozaura z Parku Jurajskiego więcej
www.muzea.malopolska.pl
jest wyobraźni i inwencji filmowców niż nauki. Ale czy wojna secesyjna wyglądała jak w Przeminęło
z wiatrem?
Halit z wrostkami organicznymi (trawa)
Muzeum Geologiczne WGGiOS AGH
Trawa. Uwięzienie w krysztale soli
„Wszelkie ciało jest jak trawa i wszelka chwała człowieka jako kwiat trawy” – powiada św. Piotr (1
Piotr 1: 24). Oto więc symbol kruchości, najbardziej ulotna i nietrwała z roślin. A tu – niespodzianka! Źdźbło sprzed 15 milionów lat (miocen) zamknięte w krysztale soli kamiennej. Wiatr przywiał je
z lądu nad ciepłą morską zatokę, która stawała się coraz płytsza z powodu ciągłego podnoszenia
się jej dna. Ruch ten był związany z wypiętrzaniem się niedalekich Karpat. Woda intensywnie parowała, wytrącając sól – w ten sposób powstały złoża w Bochni i Wieliczce (dziś ten proces naśladują
uczniowie na lekcjach przyrody, odparowując wodę z roztworu soli kuchennej). Proces krystalizacji
zamknął kruche źdźbło w solnym krysztale tak szybko, że nie zdążyło zwietrzeć. Jest więc skromna
trawa dużo trwalsza niż niejeden człowiek i jego przemijająca chwała.
Benetyt (roślina kopalna) „Cycadeoidea Niedzwiedzki Rac.”
Muzeum Geologiczne Instytutu Nauk Geologicznych PAN
Benetyt (roślina kopalna) „Cycadeoidea Polonica Wallisch”
Muzeum Geologiczne Instytutu Nauk Geologicznych PAN
Drzewo. Sylifikacja
Spójrzmy na solidny pień drzewa przypominającego dzisiejszą araukarię. Iglasty olbrzym pochodzi
z lasów rosnących u schyłku ery karbonu (ok. 300 mln lat temu): ciepłych, wilgotnych, zamieszkanych przez ważki o półmetrowej rozpiętości skrzydeł oraz dwa razy większe stawonogi. Zachował
się dzięki zjawisku sylifikacji (skrzemienienia), czyli specyficznemu procesowi wietrzenia, w którym
cząsteczki celulozy zostają zastąpione przez cząsteczki kwasu krzemowego. Skrzemieniałe drewno
jest efektowne (bywa ozdobą kolekcji skamieniałości, czasem służy do wyrobu biżuterii) i pouczające (krzemionka, z której się składa, zachowała wewnętrzną strukturę tej dawno wymarłej rośliny).
Kartonaż z mumii Aset-iri-khet-es
Muzeum Archeologiczne w Krakowie
Kobieta. Mumifikacja
W starożytnym Egipcie rytuał balsamowania mógł trwać nawet 70 dni. Potrzebowano do niego
dużej ilości natronu: soli o właściwościach odtłuszczających i odwadniających, zbieranej na brzegach słonych jezior. Balsamiści usuwali mózg i trzewia które, wysuszone natronem i nasycone żywicą, składali w wazach – kanopach – lub ponownie w ciele nieboszczyka. Nigdy jednak nie usuwano
serca – to siedlisko życia musiało pozostać na swoim miejscu. Następny etap to wysuszanie ciała
natronem poprzez wypychanie jamy brzusznej woreczkami z tą solą oraz hojne posypywanie nią
ciała z zewnątrz. Gdy po wielu dniach sól wyciągała wodę z tkanek, następował etap namaszczania
skóry, by zachowała elastyczność. Na koniec owijano ciało bandażami. Wszystko, co stykało się ze
zmarłym (ubranie, tampony z bawełny, resztki soli), zostawało pogrzebane w innym miejscu jako
nieczyste, ale i naznaczone jego obecnością. Ten czasochłonny i kosztowny rytuał nie służył wyłącznie zachowaniu nieboszczyka przed rozkładem, jak współcześnie, gdy balsamuje się niektórych
przywódców. Chodziło o coś znacznie ważniejszego: mumifikacja czyniła zmarłego bogiem, łączyła
go z nieśmiertelnym Ozyrysem. Według wierzeń balsamistów te wyschnięte szczątki są więc bytem
nadprzyrodzonym...
www.muzea.malopolska.pl
Słój apteczny na czaszkę ludzką spreparowaną
Muzeum Farmacji Collegium Medicum UJ w Krakowie
Kości ludzkie. Destylat
Niewielki ładny słoiczek zawiera, zgodnie ze zdobiącym go napisem, spreparowaną czaszkę ludzką.
Stan skupienia (półpłynny), w jakim czaszka trafiła do naczynia, zawdzięczamy procesowi destylacji
w alembiku zwanym także retortą. Urządzenie to jest proste, lecz mocno działa na wyobraźnię:
dzięki niemu, w drodze destylacji właśnie, rzeczy zwyczajne przemieniają się w substancje szlachetne. Znamy przecież niezwykłe przeobrażenie zboża w spirytus. Alembików używano już w starożytności, a w XVII wieku umiano świetnie destylować różne substancje, także ciała stałe. Produkty tego
procesu uznawano za – używając dzisiejszych sformułowań – suplementy diety.
Podreperować zdrowie można było na przykład dzięki leczniczym składnikom kości zawartym
w oleistej cieczy otrzymanej z destylacji pokruszonej ludzkiej czaszki. Cały proces pozyskiwania
tego specyfiku, wliczając odparowywanie destylatu na łaźni grzejnej (czyli podgrzewanie naczynia
ciepłą wodą), trwał kilka miesięcy. Martwy człowiek – zapewne wyrzutek społeczny – stawał się więc
substancją wzmacniającą ciała żywych, którzy mogli sobie na ten luksus pozwolić.
Relikwiarz ręki św. Stanisława
Muzeum Archidiecezjalne im. Kardynała Karola Wojtyły w Krakowie
Kości ludzkie. Relikwiarz
Ciała ludzi zmarłych w opinii świętości często przez wiele wieków nie ulegają rozkładowi, co rozważa się w kategoriach cudu. Kości świętego i grzesznika są jednak równie trwałe. To one stanowią najczęściej spotykane relikwie I stopnia, do których zalicza się fragmenty ciał świętych. Dzieli
się je na bardzo drobne, często ledwo dostrzegalne w relikwiarzach kawałki. Podział relikwii nie
umniejsza jednak ich mocy, która nie należy przecież do fizycznego porządku świata. Chronione
w relikwiarzach (także przez procesami wietrzenia) otaczają opieką wiernych i dodają duchowych sił.
Bywa, że za ich pośrednictwem wyznawcy zostają uzdrowieni, jednak natura tego uzdrowienia jest
od tego, w które wierzyli XVIII-wieczni konsumenci destylatu z ludzkiej czaszki, zupełnie inna.
Portret fajumski
Muzeum Archeologiczne w Krakowie
Twarze zmarłych jak żywe. Portrety
Podboje Aleksandra Macedońskiego zwiększyły mobilność ludzi tamtych czasów; przemieszczali
się żołnierze, kupcy, uchodźcy... To dzięki Aleksandrowi wielu Greków i Macedończyków trafiło do
Egiptu, gdzie przejęło od miejscowych zwyczaj balsamowania zwłok. Początkowo zabalsamowanemu nieboszczykowi nakładano na twarz gipsową maskę, którą z czasem zastąpił wizerunek zmarłego malowany na desce.
Są to portrety młodzieńcze i pełne życia. Tak mało kojarzą się ze śmiercią, że mogłyby wisieć
w greckich salonach z początku naszej ery. Niewykluczone, że wisiały, i dopiero po śmierci przedstawionej na nim osoby krewni zdejmowali portret ze ściany, żeby złożyć go z zabalsamowanymi
zwłokami do grobu. Dlaczego nie woleli zachować podobizny drogiej osoby w rodzinie? Może
istotna była wartość rytualna tego gestu: młode, pełne życie oblicze miało służyć zmarłemu w zaświatach?
Portret trumienny młodej kobiety
Muzeum Narodowe w Krakowie
XVII- i XVIII-wieczne portrety trumienne były ważnym elementem barokowych rytuałów pogrzebowych. Wiernie oddane, czasem wręcz z defektami urody, oblicze nieboszczyka patrzyło na żałobników podczas wielodniowych uroczystości żałobnych. Malowane na blasze, w kształcie sześcio- lub
ośmioboku, były elementem trumny, ale po pogrzebie zwykle znajdowały miejsce na ścianie krypty
www.muzea.malopolska.pl
lub kościoła w towarzystwie innych twarzy tego rodu. Gdy odbywało się nabożeństwo za duszę
zmarłego, portret pojawiał się na katafalku, reprezentując zarówno jego ciało, jak i duszę. U schyłku
XIX wieku ze swojego cmentarnego wygnania portrety wróciły do siedzib rodowych, uzupełniając
galerie przodków. Oczywiście, o ile ich rody przetrwały...
Maska pośmiertna Karola Szymanowskiego
Muzeum Narodowe w Krakowie
Maski pośmiertne wydają się związane z ciałem mocniej niż portrety. Tworzono je w chwilę po zgonie, nakładając na twarz zmarłego gips lub wosk. Zatrzymywały ten jedyny w swoim rodzaju moment, gdy dusza opuszcza ciało, powstawały jakby na granicy światów: żywych i umarłych. Wydaje
się, że proces tworzenia takiej maski narusza majestat śmierci przez traktowanie zmarłego przedmiotowo. Równocześnie maska pośmiertna jest przecież wyrazem szczególnego szacunku – wykonuje się ją osobie szczególnie zasłużonej, jakby dla zatrzymania jej wśród społeczności, której była
chlubą. Maski spoczną w muzeach, często będących wcześniej mieszkaniami wybitnych zmarłych.
Będą tam reprezentować gospodarza, lecz nie żywego, jak na portretach fajumskich i trumiennych,
ale już martwego. Zwiedzających wprawia to w zakłopotanie, bo dzieło wielkiego człowieka pozostaje żywe, tymczasem jego gipsowe oczy już na nas nie patrzą...
Nieśmiertelnik Kazimierza Piotrowskiego z powstania warszawskiego
Muzeum Armii Krajowej im. gen. Emila Fieldorfa „Nila” w Krakowie
Brak ciała. Nieśmiertelnik żołnierski
Losem walczących na wojnach bywa śmierć z dala od bliskich i pochówek w obcych stronach. Wtedy krewni pozostają z poczuciem podwójnej straty – braku bliskiego człowieka i braku jego zwłok.
W wielu kulturach niemożność pochowania zmarłego sprawiała, że szukano substytutów jego ciała:
w Serbii do grobu składano ubranie, gdzie indziej był to woskowy krzyżyk, kamyk lub portret. Znamy też praktykę wznoszenia pustych grobowców zwanych cenotafami. W tym symbolicznym obszarze ma też swoje miejsce nieśmiertelnik.
Historia tych blaszek, zawierających podstawowe dane o żołnierzu, sięga amerykańskiej wojny
secesyjnej. W różnych armiach różnie projektuje się ich kształty. Najczęściej są to medaliki z perforacją do przełamania na pół lub dwa oddzielne, identyczne kawałki metalu. Oddziały zbierające
ciała żołnierzy na polu walki zabierają połowę nieśmiertelnika, by potem z honorami przekazać ją
rodzinie. Druga zostaje przy poległym w celu późniejszej identyfikacji.
W latach 90. XX wieku armia amerykańska rozpoczęła na masową skalę pobieranie materiału genetycznego żołnierzy i deponowanie go w banku DNA. Próbki te przejęły funkcję informacyjną
nieśmiertelników.
Bibliografia:
K. Bauerlen, G. Lichter, Leksykon przyrodniczy. Skamieniałości, przeł. J. Kaźmierczak, Warszawa 1997.
G. Vigarello, Historia zdrowia i choroby, przeł. M. Szymańska, Warszawa 2011.
L.-V. Thomas, Trup. Od biologii do antropologii, przeł. K. Kocjan, Łódź 1991.
A. Wieczorkiewicz, Muzeum ludzkich ciał, Gdańsk 2000.
M. Vovelle, Śmierć w cywilizacji Zachodu. Od roku 1300 po współczesność, przeł. T. Swoboda i in., Gdańsk
2004.
Anna Miodyńska – geolog, absolwentka Wydziału Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu Jagiellońskiego. Długoletni pracownik górnictwa naftowego. Obecnie pracuje w Małopolskim Instytucie
Kultury.
Julia Miodyńska – absolwentka kulturoznawstwa i dziennikarstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Wkrótce będzie bronić pracę magisterską na kierunku elektroniczne przetwarzanie informacji.
www.muzea.malopolska.pl