Zwyczajny obserwator Z Jean-Markiem Caraccim

Transkrypt

Zwyczajny obserwator Z Jean-Markiem Caraccim
Zwyczajny obserwator
Z Jean-Markiem Caraccim
rozmawia Agata Mendrychowska
Agata Mendrychowska: We wstępie do CV, które mi przesłałeś, jest mowa o tym, że jesteś
samoukiem, swoje umiejętności zdobywałeś już jako nastolatek, pomagając w ciemni bratu,
który również interesował się fotografią, jednak aż do 2005 roku Twoja kariera nie była związana ze sztuką. W jaki sposób odkryłeś, że chcesz być artystą?
Jean-Marc Caracci: No cóż, muszę przyznać, że nie uważam siebie za artystę. Po prostu mam
własne spojrzenie na otaczający mnie świat jak zwyczajny obserwator albo w pewnym sensie
jak biolog, który bada życie wewnątrz komórki. Jak wiesz, główne tematy moich zdjęć to człowiek i ulica… być może dlatego, że sam próbuję zrozumieć, kim jestem i gdzie właściwie znajduje się moje miejsce w naszym miejskim świecie. Człowiek stał się tematem mojej fotografii
w czasie obowiązkowej służby wojskowej, podczas której przez dziewięć miesięcy byłem fotografem regimentu.
A.M.: Na Twojej stronie internetowej można zobaczyć różne cykle fotografii, na przykład cykl
z Polski (1993), którą fotografowałeś świeżo po przemianach ustrojowych. Podczas robienia
tych zdjęć podchodzisz dość blisko do fotografowanych osób. Wiele z tych zdjęć to portrety.
Z kolei w Twoim największym projekcie Homo Urbanus Europeanus, prezentowanym podczas
aktualnej wystawy w Atlasie Sztuki, fotografujesz ludzi z odległości 15-25 metrów, 28-milimetrowym obiektywem. Jaki był tego zamysł?
J.M.C.: Od kilkunastu lat fotografowanie ludzi na ulicy bez ich zgody może zostać odebrane jako nadużycie, coś niezgodnego z prawem w niemal wszystkich krajach… przynajmniej
w całej Europie. Wobec tego, w 2007 roku, kiedy myślałem o tym nowym, dużym cyklu (po
tym jak straciłem pracę, z której się utrzymywałem), musiałem pamiętać o tej przeszkodzie.
Tak naprawdę właśnie wróciłem wtedy z piętnastodniowego pobytu w Chicago, gdzie zafascynowała mnie możliwość uchwycenia mieszkańców tego miasta w ich olbrzymim miejskim
wszechświecie… Mam na myśli fotografowanie ich niczym mrówek wśród ogromnych budynków. Ten pewnego rodzaju dystans, który zawsze był obecny w mojej fotografii, uświadomił mi,
jak interesujące i piękne jest pokazanie tych ludzi w ich (naszych) miastach, naszych miejskich
krajobrazach. Nagle, jeśli uda mi się uchwycić pojedynczą osobę poza tłumem, jeśli uda mi
się wyodrębnić ją na tle miasta, miasto nie wygląda już tak obco… bo staje się coraz bardziej,
można powiedzieć, zwyczajne. Wygląda wręcz jak miejsce, w którym czujemy się przyjemnie,
miejsce, w którym możemy wziąć oddech, miejsce, z którego stworzenia jesteśmy dumni. Lubię
miasto, lubię chodzić jego ulicami, a cykl Homo Urbanus Europeanus był pewnego rodzaju wyzwaniem: pokazać piękno miasta, w którym większość z nas widzi tylko brzydotę.
A.M.: W czasie przygotowywania wystawy odniosłam wrażenie, że zwracasz uwagę na kilka
aspektów: żeby osoba na zdjęciu była widoczna, żeby uwaga na zdjęciu skupiała się na postaci,
żeby zdjęcie było spójne z resztą cyklu. Jakie ujęcia wybierasz do swojego portfolio spośród
pewnie wielu zdjęć, które robisz w każdym mieście?
J.M.C.: W tym cyklu chciałem uchwycić takie scenerie, gdzie tylko jedna postać (rzadko dwie
lub więcej) współgra z otoczeniem miasta. A więc tak jak powiedziałaś, czasem zrobiłem kilkanaście zdjęć w tym samym miejscu (które wybrałem ze względu na czystość kadru i idealne
światło), czekając na przechodzące samotnie osoby i fotografując każdą z nich… do czasu aż
umieściłem piękną i dynamiczną sylwetkę w odpowiednim miejscu kadru. Większość takich
zdjęć wybrałem do oficjalnego portfolio cyklu Homo Urbanus Europeanus. Jednak w tym samym
portfolio umieściłem też zdjęcia trochę innego typu (nie tak czyste, nie tak zrównoważone, bez
odpowiedniego oświetlenia) ze względu na humor, który wyrażają.
A.M.: W jaki sposób planujesz pracę i co oznacza dla Ciebie wspomniana czystość kadru?
J.M.C.: Kiedy przyjeżdżam do miasta, niczego o nim nie wiem… To znaczy niczego poza częścią
2
turystyczną. Tak więc moja praca polega po pierwsze na przeglądzie ulic w poszukiwaniu „czystego” miejskiego tła (chodzi mi o miejsce bez samochodów, rowerów, drzew, reklam… chociaż
może się zdarzyć dobre zdjęcie, na którym jest samochód, drzewo, rower albo jakaś reklama).
Potem zapisuję w notesie te miejsca, żeby przyjść tam znowu przy lepszym świetle… ponieważ
bardzo rzadko zdarza się, że słońce jest na właściwej pozycji, kiedy odkryję interesujący plan.
Później ciągle wracam do tych miejsc… aż uda mi się zrobić TO zdjęcie. Chociaż muszę powiedzieć, że często wyjeżdżam pełen frustracji, bo nie złożyło się, żeby światło i postać były
tam, gdzie oczekiwałem.
A.M.: Na wspomnianych przez Ciebie zdjęciach z Chicago pokazujesz miasto i jego mieszkańców na dwa sposoby: w kolorze oraz w czerni i bieli. Dlaczego w następnym projekcie zdecydowałeś się fotografować w czerni i bieli?
J.M.C.: Mówiąc o moich zdjęciach zrobionych w Chicago, odwołujesz się do zupełnie innego
sposobu pracy. Kolorowe ujęcia, które robiłem w Chicago, nie do końca były związane z twórczym poszukiwaniem, ale z czymś, co się określa jako fotografia ilustracyjna. W mojej pracy twórczej rzeczywiście wyżej cenię czerń i biel… Z jednego, prostego powodu, bo ją uwielbiam. To ma coś wspólnego z rodzajem mojej wrażliwości. Po prostu pociąga mnie czarno-biała
twórczość.
A.M.: A dlaczego wybrałeś Europę jako miejsce realizacji projektu, a nie USA albo Azję, gdzie
też już wcześniej fotografowałeś?
J.M.C.: Właściwym pytaniem byłoby: dlaczego Europa, zamiast samej Francji?... Dlaczego
robić przegląd całej Europy, podczas gdy mogłem zrobić podobny cykl zdjęć we wszystkich
dużych miastach Francji?... Tak naprawdę, kiedy myślałem o dużym projekcie (moim pierwszym
naprawdę dużym projekcie od czasu gdy zacząłem fotografować), szukałem tematu łączącego
go w całość. A więc bardzo szybko, myśląc o słowie „jedność” (ang. unity, przyp. tłum.) przyszło
mi do głowy słowo „związek” (ang. union, przyp. tłum.), potem „Europa” i naturalnie „Unia Europejska”.
A.M.: Jednak nie wszystkie zdjęcia pochodzą z państw Unii Europejskiej…
J.M.C.: Zwróć proszę uwagę, że cykl Homo Urbanus Europeanus jest nie tylko konceptualną
pracą, ale ma również swój wymiar polityczny. Jestem proeuropejski a tworzenie tego cyklu jest
również okazją, żeby to powiedzieć. Wszystkie europejskie kraje są lub mogą zostać włączone
do cyklu, bez względu na to, czy należą do Unii Europejskiej, czy jeszcze nie… to pewien sposób
na powiedzenie, że wszyscy jesteśmy Europejczykami i jesteśmy z tego dumni. Tak naprawdę
z tego powodu wiele Przedstawicielstw czy Delegatur Komisji Europejskiej nabyło prawa do
zorganizowania wystawy Homo Urbanus Europeanus… z tego samego powodu ten cykl został
wybrany do wystawy Pilzno 2015, Europejska Stolica Kultury (w marcu-kwietniu 2015 roku).
A.M.: Na większości zdjęć projektu Homo Urbanus Europeanus pokazujesz miejsca, które nie
wyglądają na atrakcje turystyczne. Omijasz je podczas fotografowania?
J.M.C.: Jak się domyślasz, uchwycenie samotnej postaci na tle wielkiego miasta, w miejscu
odwiedzanym przez turystów jest prawie niemożliwe. A więc tak, zdecydowanie unikałem zatłoczonych miejsc turystycznych… chociaż czasem traktowałem to jako rodzaj osobistego wyzwania i próbowałem (tak powstało na przykład zdjęcie z okolic Bazyliki Św. Piotra na Watykanie,
albo to zrobione w Złotych Tarasach w Warszawie). Jednak w rzeczywistości to techniczne
ograniczenie (mam na myśli konieczność omijania miejsc turystycznych) było wprost idealne
do tego, co zamierzałem zrobić: fotografować europejskie stolice w jednakowy sposób, bez
przedstawiania widocznych cech kulturowych czy społecznych. Tak, żeby ludzie patrząc na
mój cykl HUE mogli powiedzieć: „rzeczywiście rozpoznaję Europę”… i nigdy (lub prawie nigdy)
3
„rozpoznaję Oslo, Belgrad albo Tallin”.
A.M.: Czy dlatego nadałeś projektowi tytuł w języku łacińskim?
J.M.C.: Tytuł cyklu jest po łacinie, po prostu dlatego, że chciałem, żeby każdy na całym świecie mógł go zrozumieć.
A.M.: „Nienawidzę podróży i podróżników”. Co oznacza dla Ciebie ten cytat, który umieściłeś
jak motto na swojej stronie internetowej?
J.M.C.: Jak pewnie wiesz, autorem tego zdania jest Claude Lévy-Strauss… właściwie to pierwsze zdanie jego słynnej książki Smutek tropików. Najpierw podobał mi się w tych słowach po
prostu humor, jeśli wziąć pod uwagę ile podróży i odkryć miał w swoim życiu Lévy-Strauss.
Później znalazłem własne znaczenie tych słów, odnosząc je do siebie samego, mógłbym je
przetłumaczyć jako: Nienawidzę wyjazdów turystycznych i nienawidzę turystów. No cóż,
ujmując to w lepszy sposób: nie rozumiem turystów. Popatrz, jakie to ma znaczenie: wsiąść
do samolotu, odbyć czasem bardzo długi lot, żeby tylko naprawdę zobaczyć egipskie piramidy,
Wieżę Eiffla albo Koloseum… jeśli możesz to wszystko zobaczyć w telewizji, w Internecie i tak
dalej?... Podróżowanie, w moim odczuciu, oznacza spotkanie… spotkanie z innymi ludźmi, innymi kulturami, innymi sposobami życia… wszystko, czego tak naprawdę nie możesz robić w pobliżu Koloseum, Wieży Eiffla czy piramid.
A.M.: Czy korzystałeś z jakiegoś stypendium lub pomocy instytucji kultury, żeby zdobyć środki na te wszystkie podróże?
J.M.C.: Jedyna pomoc finansowa jaką miałem (i będę miał), pochodzi ze sprzedaży limitowanej
serii odbitek. Jednak zrobiłem i nadal kontynuuję cykl HUE sam, z bardzo niskim budżetem.
A więc sekret tkwi w tym, żeby rezerwować najtańsze podróże (samolotem lub autobusem)
i nigdy nie spać w hotelach. To dlatego największą częścią mojej pracy, można powiedzieć
tytaniczną pracą, było znalezienie i przekonanie ludzi w każdej stolicy, żeby mi dali nocleg. To
wiązało się z przeszukiwaniem sieci, pisaniem i odpowiadaniem na maile i tak dalej. Jednak
ostatecznie mogę przyznać, że spanie w domach nieznajomych ludzi jest zdecydowanie najlepszym sposobem na podróżowanie… To znaczy najlepszym sposobem na spotkanie z ludźmi
i lokalną kulturą. Także na przyszłość, nawet gdybym miał większy budżet, myślę, że nadal
prosiłbym ludzi o to, żebym mógł się u nich zatrzymać.
A.M.: Tym razem, w czasie wizyty w Polsce, oprócz Łodzi, miejsca ekspozycji, masz zamiar
odwiedzić Kraków, a także powtórnie, Warszawę. Czy będziesz fotografował w tych miastach?
Czy projekt zbliża się już ku końcowi, skoro ponownie odwiedzasz niektóre miejsca?
J.M.C.: Po pierwsze zauważ, że fotografuję wyłącznie stolice i wezmę pod uwagę zamknięcie cyklu HUE, kiedy wejdą w jego skład wszystkie stolice europejskie. Zeszłego lata (2014)
fotografowałem cztery kolejne stolice: Sarajewo, Podgoricę, Prisztinę i Skopje. A tego lata
chciałbym sfotografować Tbilisi, Erywań, Kiszyniów… i znowu sfotografować Bukareszt (jak
zeszłego lata Belgrad, Zagrzeb i Lublanę), bo nie wykonałem tam dobrej roboty w 2009 roku ze
względu na złą pogodę, a co za tym idzie nieodpowiednie światło.
A.M.: Sam jesteś z pochodzenia Włochem, Sycylijczykiem, urodziłeś się w Tunezji, ale od
dziecka mieszkasz we Francji. Kim jest dla Ciebie Homo Urbanus Europeanus? Czy to każdy, kto
mieszka w którejś z europejskich stolic?
J.M.C.: Właśnie tak.
A.M.: Czy chciałbyś, żeby widzowie, którzy przyjdą na wystawę, identyfikowali się z postaciami na zdjęciach?
J.M.C.: Nie jestem aż tak wymagający. Zawsze mam nadzieję, że widzowie docenią moją
pracę… to wszystko. Każdy wie (przynajmniej artyści), że kiedy fotografia, obraz, rzeźba znaj-
4
dzie się w galerii, kiedy film znajdzie się w kinie, książka w księgarni, to one nie należą już do
artysty.
A.M.: Chcę Cię zapytać też o coś, co mnie interesuje, kiedy patrzę na Twoje zdjęcia, na przykład
te z postaciami przekraczającymi wyraźną granicę światła i cienia. Czy podczas robienia zdjęć
lub później, kiedy je wybierasz, ważne jest dla Ciebie, żeby zdjęcie zawierało jakąś metaforę,
podświadome treści?
J.M.C.: Dziękuję Ci za obserwacje na temat mojego cyklu, ale obawiam się, że nie wybierałem
scenerii zdjęć ze względu na jakiekolwiek treści metaforyczne. Oczywiście, możliwe, że są w nich
jakieś podświadome znaczenia, ale moim zamysłem było po prostu zrobienie czystego i zrównoważonego kompozycyjnie zdjęcia.
A.M.: Chodzi mi też o Twoje inspiracje malarstwem…
J.M.C.: Sam nie maluję, nie mam do tego talentu. Jednak mogę powiedzieć, że Edward Hopper jest artystą, który był dla mnie szczególną inspiracją w cyklu HUE… nawet podświadomie.
Odnośnie innych dziedzin sztuki, kilka lat temu napisałem powieść… ale jeszcze nie została
opublikowana. A przy okazji, czy mówiłem Ci, że planuję opublikować album Homo Urbanus
Europeanus? książkę, w której znajdzie się trzydzieści pięć krótkich tekstów napisanych specjalnie w tym celu przez trzydziestu pięciu europejskich pisarzy… tylu ile państw odwiedzonych
przeze mnie w ramach cyklu. Polskim pisarzem, który będzie miał swój wkład do albumu, będzie
Mariusz Szczygieł.
Tłumaczenie: Agata Mendrychowska
Internetowe portfolio Jean-Marca Caracciego dotyczące projektu Homo Urbanus Europeanus
znajduje się po adresem: http://homo.urbanus.free.fr/portfolio
5

Podobne dokumenty