Nazywam się Maksymilian i dożyłem dwudziestu sześciu

Transkrypt

Nazywam się Maksymilian i dożyłem dwudziestu sześciu
Nazywam się Maksymilian i dożyłem dwudziestu sześciu lat. Nigdy nie interesowałem się tym, co
dzieje na świecie. Byłem zwyczajnym człowiekiem, który robi to, co do niego należy. Pracowałem jako
grafik komputerowy-freelancer. Mieszkałem we Poznaniu, sam, no prawie sam, bo mam jeszcze rybki
w akwarium.
Wieczór dwudziestego Lipca minął jak zwykle: miałem natchnienie, stworzyłem logotyp dla mojego
ważnego klienta, który wdrażał nową markę. W pół do drugiej skooczyłem pracę, zapisałem do pliku z
postanowieniem, że wyślę ją jutro ( a nuż mi się coś odwidzi). Dokooczyłem zawartośd szklanki,
wziąłem szybki prysznic i poszedłem spad.
Zbudziłem się o czwartej, poszedłem napid się wody a potem wysikad. Znowu do łóżka.
Wstałem o dziewiątej, co dziwne, w pełni sił. To się nazywa dobry początek dnia. Poszedłem się
ogarnąd, zrobiłem sobie espresso doppio. Podszedłem do komputera, żeby sprawdzid, czy
przygotowany logotyp dalej wydaje mi się byd dobry. Srogo się zawiodłem: czy ja zawsze, do kurwy
nędzy, muszę mied tak kiepski gust do kolorów jak sobie wypiję? No cóż, najbezpieczniej było
wywoład okienko wzornika kolorów online. No i klops — wzornik nie działa — „check your Internet
connection”. Lekko zdenerwowany idę do okna zaczerpnąd świeżego powietrza.
Mieszkam w mało ruchliwej dzielnicy, a to co zobaczyłem sprawiło, że szczęka mi opadła, dosłownie.
Ogromny korek sięgający do granic mojego wzroku. W mojej głowie pojawiło się jedno, wielkie
„WTF?”. Postanowiłem dowiedzied się , co się dzieje. Ubrałem się szybko i zbiegłem na dół.
Dokonałem szybkiej analizy z kim można porozmawiad i podbiegłem do starego VW Sharana, którego
prowadził mężczyzna z dwójką dzieci. Zapukałem do szyby i zapytałem się: „Panie, co się tu dzieje?”.
W odpowiedzi dostałem arcylakoniczne: „Apokalipsa! uciekaj pan póki możesz.”. W tym samym
czasie ruch posunął się do przodu i gostek ruszył o mało nie miażdżąc mi nogi. I znowu się pomyliłem
co do ludzi. Nie jestem z tych, co łatwo się poddaja więc zacząłem rozgladad się za kolejnym
rozmówcą. Z kamienicy obok wyszedł stary dziadek. Podszedłem do niego, to nic nie kosztowało.
Ja:Dzieo dobry Panu. Co tu się dzieje?
Dziadek:To Pan nie wiesz?
J:Nie, internet wyłączony to skąd mam wiedzied?
D:Nigdy nie wierzyłem w ten cały internet.
J: Przepraszam, że ponaglam, ale czy mógły Pan przejśd do rzeczy?
D:Rosja, Rosja, tfu, jaka kurwa Rosja. Korea, Korea Północna najechała na Polskę!
J: I pan to opowiada z takim spokojem?!!
D: Dzisiaj mija moja osiemdziesiąta siódma wiosna, całe moje życię minęło i tak zginę.
J: Dziękuję za informację.
D: Do zobaczenia w niebie.
Wstrząsnęło mną, moją głowę opanowała jedna myśl: Ja pierdolę. Kurwa, ja pierdolę. Co robid? Co
robid?!. Wbiegłem do domu, wypiłem kieliszek wódki z myślą, że razem z goryczą w ustach pozbędę
się panikarskich myśli i będę wiedział, co robid. I rzeczywiście doznałem jakiegoś pieprzonego
oświecenia. Samochodem nigdzie bym nie dojechał, bo pieprzone ciemne tłumy nie potrafia się
zorganizowad, zachowują się jak jakiś bezmózgi gaz —poruszają się chaotycznie, w losowych
kierunkach. Droga piesza to nie taki głupi pomysł.
Jak to dobrze, że mój bezmózgi, świętej pamięci, ojciec zbierał militaria. A ja tak śmiałem się z tego
plecaczka z nożami i sucharami wojskowymi, który dostałem w postaci spadku. Teraz wydaje mi się to
całkiem fajny pomysł. No i ta pojemnośd, mogę zmieścid tam jeszcze kilka rzeczy.
Zawsze lubiłem towary najwyższej jakości. Żeby kawa wychodziła zawsze idealna kupiłem
kompaktowy filtr do wody najnowszej technologii. Wszyscy zawsze się śmiali, że jestem maniakiem i
przesadzam. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Zalałem 2litrową butelkę krystarlicznie czystą
wodą, a sam oczyszczacz wrzuciłem do plecaka.
Dobrze, że miałem złoto i dolary, dobrze, że nie wierzyłem w Polską gospodarkę. Upchnąłem jeszcze
cała domową apteczkę i parę ubrao. Załadowany plecak do najlżejszych nie należy. Znowu jestem
wdzięczny sobie, bo ostatnie 3 miesiące intensywnie dwiczyłem aerobik. I znowu znajomi się ze mnie
śmiali. Zegarek na rękę, ajfon do kieszeni, wychodzę z mieszkania zamykając je na klucz.
Zastanowiłem się: Na cholerę ja to robię? Przecież z tego miejsca może nawet nic nie zostad.
Ze względu na niechęd do zostawienia cennych rzeczy zarzuciłem plan pójścia na piechotę i wziąłem
rower — Specialized, dałem za niego prawie dziesięd koła. W którą stronę by tu się kierowad? Północ,
południe, wschód, zachód? Podczas poprzedniej wojny Czechy też oberwały, więc południe odpada.
Niemcom nie ufam. To co? Północ? Może uda mi się znaleźd jakiś statek? Może. Najpierw udam się
do Norwegii, a potem na Islandię, gdzie pewnie zginę z powodu wulkanu. Lepsze to niż śmierd z rąk
komunistów.
No to jadę, cel Gdynia, ustawię sobie to na GPS-ie. O ja pierdolę, satelity nie działają! Muszę wrócid
się do domu po atlas. Nawet na tę krótką chwilę roweru nie zostawię na ulicy, na pewno ktoś mi go
ukradnie. Dobra, gotowy do trasy. To tylko 300 kilometrów.
Jadę tak i jadę już od kilku godzin. Co chwile ten sam obrazek, ludzie cisną w stronę Niemców. Debile.
I dobrze, za głupotę się płaci, nie moja wina, że życiem. Gdy zastała mnie noc zajechałem do lasu i
rozbiłem sobie namiot. Niezbyt blisko drogi, niezbyt głęboko w las. Spałem krótko, kilka godzin. O
czwartej nad ranem wyruszyłem w drogę, zostało mi tylko 50 km. Godzinę potem byłem w Gdyni.
Dojechałem w dzielnicę portową i stwierdziłem, że to nie dzieci nauczycieli w czasach szkolnych były
dziedmi szczęścia, ale to ja jestem jednym z nich. Paru wilków morskich pakowało się do statku
rejsowego.
Zagadałem do nich, czy nie mieliby jakiegoś miejsca. Oczywiście, na początku nie mieli. Ale
zieloniutkie dolary to uniwersalny środek perswazji. Chwilę potem odpłynęliśmy, jak się chwilę
potem dowiedziałem, kradzionym statkiem. Podczas rozmowy z kapitanem okazało się, że płyniemy
do Niemiec. Wtedy musiałem coś zrobid, żebyśmy tam jednak nie płynęli. Poczułem się jak podrzędna
dziwka oferując temu „wilkowi morskiemu” od siedmiu boleści mój komunijny łaocuszek, żeby
zmienił kurs.
Rejs dłużył się niemiłosiernie. Z nudów rysowałem sobie kebaby i widelce. Po kilkunastu godzinach
dopłynęliśmy do Karlskrony. Zatrzymałem się w jakimś motelu. Jak to dobrze, że w tej cywilizacji
wszyscy mówią po angielsku, nie to co w Polsce, gdzie jest pełno tumanów z magistrem przed
nazwiskiem, ale nie mówiących w żadnym innym języku niż ojczystym. Rozmawiałem z
recepcjonistką, która przedstawiła mi sytuacje w Europie: Rosja zgadała się z Chinami i Koreą, że
zajmą sobie Europę. Korea zajmuje się Europą środkową, Rosja północną, Chiny robią za „plecy”.
Oczywiście, w zamian za umorzenie długów, USA nie kiwnie palcem. W tamtym momencie,
Koreaoczycy podchodzili pod Wrocław. To jednak nie było najgorsze. Rosja przebija się do Rovaniemi,
w Finlandii. Miałem może dzieo, albo dwa na to, żeby dostad się w bezpieczne miejsce. Jednak
najgorsze było to, że agresorzy używali bomb neutronowych, czyli zabijali żywe organizmy,
zostawiając nienaruszone wszystkie elementy nieożywione.
Kocham wypożyczalnie samochodów. Za $500 mam stare Volvo na cały tydzieo i to z pełnym
bakiem! Celem mojej podróży jest Bergen w Norwegii. Jadąc tędy widzę zupełnie inne nastawienie
niż w Polsce. Ludzie są spokojni o swoją przyszłośd. Zastanawiam się, dlaczego. Może mają schrony
20m pod ziemią? Dojeżdżając na miejsce zauważyłem, że skooczyły mi się pieniądze. Musiałem
poszukad jubilera, żeby sprzedad między innymi obrączki moich rodziców. Czułem się z tego powodu
potwornie. Pocieszenie było takie, że otrzymałem za nie stosunkowo dużo pieniędzy, chociaż, nie
dziwię się, bo tu wszystko jest drogie. Piwo w przeliczeniu na złotówki to jakieś 25zł.
Poszedłem uzupełnid zapasy do supermarketu, przy okazji kupiłem sobie The Sun. Ze smutkiem
odczytałem wiadomośd, że Polska została podbita przez Koreę i tereny mojej byłej ojczyzny noszą
nazwę Ziem Anektowanych Imperium Koreaoskiego Wielkiego Cesarza Kima Dzonga. No trudno,
niech chociaż ja ocalę swoje dupsko.
Za ostatnie pieniądze udało mi się skoczyd na Szetlandy. Zaprzyjaźniłem się z miejscowymi to bardzo
mili ludzie. Opowiedziałem im moją historię, wykazywali zrozumienie. Sytuacja na świecie uległą
stabilizacji: utworzyła się granica: Francja, Wielka Brytania, Włochy i Szwajcaria — ZAIKWC Kima
Dzonga.
Żyłem tam kilkanaście tygodni, pracowałem jako sprzedawca w spożywczaku. Na początku wzięły
mnie wyrzuty sumienia, że nic nie zrobiłem w celu obrony mojej ojczyzny, aby pozbyd się ich
(wyrzutów) zacząłem planowad, tworzyd Plan Zemsty Rzeczpospolitej. Kiedy był gotowy, razem z
transportem towaru do sklepu popłynąłem do Zjednoczonego Królestwa.
Znalazłem się w Szkocji, East Lothian. Celem wprowadzenia w życie mojego planu Zemsty udałem
się do Torness. Rozmawiając z tamtymi ludźmi na temat mojego planu ryzykowałem dożywotnie
więzienie, jednak tamtejsi ludzie byli bardzo wyrozumiali dla mnie i rozmawiając z dyrektorem
ośrodka otrzymałem zapewnienie o otrzymaniu pomocy w postaci towarów. Był bardzo zaskoczony
moim rozwiązaniem i powiedział, że sam nie byłby w stanie wymyśled czegoś takiego. Rozmowa z
kierownikiem ochrony Torness też była bardzo owocna…
Przyjechał po mnie całkiem fajny, czarny Hummer w bananowych skórach, pojechaliśmy do siedziby
MI6 (oczywiście związali mi oczy opaską, żebym nie wiedział, gdzie znajduje się to miejsce).
Wyjaśniono mi, że jeżeli chcę wykonad swój Plan Zemsty to nie mogę pisnąd słowa, że pomogła mi w
tym Wielka Brytania, a także, że zostanie sporządzona kopia Planu Zemsty i może on zostad
wykorzystany przez Zjednoczone Królestwo do dowolnych celów w przyszłości.
Mieszkałem kilka tygodni w Torness, gdzie z pomocą tamtejszych pracowników wykonywaliśmy plan.
Gdy był gotowy, udałem się do chirurga plastycznego, żeby dokonad kilka zmian w moim wyglądzie.
Następnie zostałem wysłany do twierdzy Kim Dzonga jako „Informator Ziem Anektowanych”.
Leciałem krwistoczerwonym Gulfstreamem 650.
Byłem z siebie w pewien sposób dumny, niosąc walizkę z Planem Zemsty na bezpośrednie spotkanie z
Kimem. Była dosyd ciężka, ledwo ją utrzymałem w jednej ręce. W towarzystwie 50 żołnierzy i
Dzonga zasiedliśmy do stołu. Tłumacz kazał pokazad mi, jakie informacje dla Cesarza mam w walizce.
Ze szczerym uśmiechem na twarzy ją otworzyłem. W momencie gdy zawiasy osiągnęły kąt
dziewięddziesięciu stopni zaczęła wydawad dźwięk:
Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród,
Nie damy pogrześć mowy!
Polski my naród, polski lud,
Niestety, nie usłyszałem dalszego fragmentu Roty, bo umarłem. Tak samo jak wszyscy w promieniu
stu kilometrów. Bo kto oprze się stu megatonom?
Junta Koreaoska zadecydowała o przywróceniu niepodległości Polsce dwa tygodnie po tym
wydarzeniu. Wszyscy Polacy na emigracji w UK wrócili do swojej ojczyzny.
Wojna pochłonęła 150 milionów ludzkich istnieo.
Dalej twierdzi się, że fizyk techniczny to wykształcony bezrobotny, który żeby wykorzystad swoją
wiedzę musi zmienid zawód. Ja byłem designerem.

Podobne dokumenty