Zmierzch „liberalnej demokracji” w systemie podatkowym: to już nie

Transkrypt

Zmierzch „liberalnej demokracji” w systemie podatkowym: to już nie
instytut studiów podatkowych
http://ksiegowosc.infor.pl/wiadomosci/748715,Zmierzch-liberalnej-demokracji-w-systemie-podatkowym-to-juz-nie-potrwa-dlugo.html
Zmierzch „liberalnej demokracji” w systemie
podatkowym: to już nie potrwa długo
Ostatnia aktualizacja: 2016-11-15
Chcąc odgadnąć perspektywę ewolucji polskiego systemu podatkowego w najbliższych latach, postawię dość radykalną,
pozornie absurdalną tezę: najważniejszym wyznacznikiem tej ewolucji jest… przegrana Hilary Clinton w wyborach
prezydenckich w USA. Absurd? Tylko pozorny: podatki są istotą demokracji, obserwacja ich eliminacji pozwala w istotnym
stopniu ocenić również kondycję tego ustroju.
Państwa niedemokratyczne (monarchie, despotie, dyktatury wojskowe, itp.) nie rządzą przy pomocy podatków, posługując się przymusem
bezpośrednim, a poparcie „ludu”, który oczywiście musi jednocześnie kochać i bać się takiej władzy, zdobywa się m.in. poprzez ograniczenie lub
eliminację bezpośrednich obciążeń podatkowych.
Demokracja znaczona jest fiskalizmem, despotie – nie. Jest to znana, jeszcze z osiemnastowiecza teza wielkiego myśliciela, autora działa o „Duchu
Zmierzch „liberalnej demokracji” w
systemie podatkowym: to już nie potrwa
długo
Praw”. Jego autor nie przewidział jednak, że może powstać tzw. liberalna demokracja, czyli połączenie procedur demokratycznych z trwale, ustrojowo
nieefektywnym systemem podatkowym. Dlaczego tak się stało?
Przyczyny tego pozornego fenomenu są powszechnie znane, dlatego przedstawię je w punktach:
1) „urynkowienie” systemu podatkowego na dwóch szczeblach: rządowym i prywatnym („rynek podatkowy”). Na szczeblu pierwszym – polega
on na tym, że można „załatwić” sobie ustawę lub konkretne przepisy, które pozwalają legalnie uchylać się od opodatkowania. Na szczeblu
prywatnym powstał krajowy, a zwłaszcza międzynarodowy biznes podatkowy, który zapewnia, za sowitą opłatą, tzw. optymalizację obciążeń
podatkowych. Podatki stały się więc towarem („rynki podatkowe”), którego istotą jest sprzedaż i zakup eliminacji ciężarów fiskalnych, ale
jest to towar drogi, dla większości obywateli niedostępny;
2) ścisły alians części mediów z „rynkiem podatkowym”: wszystkie patologie systemu podatkowego przedstawiane są w mediach jako jego
sukcesy i osiągnięcia. Fałsz ten jest powszechny i widoczny, jednocześnie eliminując rzetelną debatę publiczną na ten temat. Tu „czwarta
władza” utraciła swoją władzę, żyjąc w doskonałych relacjach z „rynkami podatkowymi”;
3) całkowite zafałszowanie efektywności inwestycji i innowacyjności: większe korzyści uzyskuje się inwestując na „rynkach podatkowych”. Tu
też pojawia się najwięcej innowacji dających krociowe zarobki najlepszym specjalistom. Istotna część (większość?) „wynalazków” inżynierii
finansowej oraz informatycznej powstało w związku z usługami optymalizacji podatkowej i… pozornymi lub fasadowymi działaniami władzy
mającymi na celu jej zwalczanie;
4) nieefektywność systemu podatkowego, będącego oczywistym skutkiem tych procesów, stała się okazją do nadmiernego, sztucznego rozwoju
tzw. rynków finansowych, które zajęły się finansowaniem strukturalnego deficytu budżetowego oraz stale rosnącego długu publicznego.
Dzięki temu politycy uwierzyli, że można wygodnie rządzić degradując system podatkowy (najgorsze źródło popularności), mając w dodatku
poparcie „instytucji finansowych”, co jest przedstawiane jako dowód rozsądku i profesjonalizmu władzy. Powstała wyjątkowo bałamutna
zbitka: za dobre rządy uchodzą te, które mają poparcie tych rynków, a te popierają przede wszystkim tych polityków, którzy demolują
system podatkowy dając innym „rynkom” zarobić (przykłady są powszechnie znane, zwłaszcza w ciągu ostatnich ośmiu lat);
5) degradacja , a częściowo samoeliminacja środowisk opiniotwóczych i naukowych, które nauczyły się dobrze żyć „przy” rynkach podatkowych.
Niezależnymi ekspertami, którzy (jakoby) obiektywnie oceniają ewolucję tego systemu, są często osoby pozostające w konflikcie interesów,
gdzie zarobek oferowany przez „rynki podatkowe” ma dominujące lub rozstrzygające znaczenie;
6) słabość, a w zasadzie wygodnictwo wymiaru sprawiedliwości, który przystosował się do nowej rzeczywistości, aprobuje istniejące stan rzeczy,
a często nie stroni od kontaktów z „rynkami podatkowymi”.
Oczywiście większość obywateli żyjących w państwach „liberalnej demokracji” nie ma szansy być w roli beneficjentów tego systemu: on jest dla „elit”,
które już przyjęły za pewnik, że im należą się przywileje podatkowe. Wybierając Donalda Trumpa głosowano przede wszystkim przeciw Hilary Clinton,
Materia³y prasowe
instytut studiów podatkowych
która uosobiła istniejące status quo. Podobnie było w Polsce w zeszłym roku: „liberalną demokrację” z jej wszystkimi atrakcjami dla elit, reprezentował
tandem PO-PSL. Również podatkowa „twórczość” Unii Europejskiej jest dobrym przykładem funkcjonowania owej demokracji, ale o tym innym razem.
Sądzę, że „dorobek” liberalnej demokracji został odrzucony za oceanem i w Polsce. Zwolennicy owej demokracji będą się bronić i robią to w Polsce: ma
on jeszcze bardzo silną pozycję. Przede wszystkim ma pieniądze i to duże. Zachował wpływy, zwłaszcza w aparacie państwowym, w tym zwłaszcza w
organach administracji rządowej. Teraz jego strategia przeczekania złych czasów polega na ciągłym ataku medialnym na rządzących polityków oraz
obronie posiadanych wpływów w administracji rządowej i samorządowej oraz wymiarze sprawiedliwości. Wszelkie próby naprawy systemu
podatkowego, a przede wszystkim ograniczenie wszechwładzy „rynków podatkowych”, będą wyśmiewane jako „głupie” i „szkodliwe”. Na naszym
podwórku jak dotąd raczej się to udaje, mimo że nowy rząd za chwilę będzie obchodził swój pierwszy rok pracy. Duże „zasługi” położył tu poprzedni
minister finansów, który nie wyrugował wpływów „rynków podatkowych”. Jako że główni aktorzy tego rynku mają swoje centrale za oceanem, nikt nie
brał pod uwagę, że i tam wyborcy zawiodą pokładane w nich zaufanie i wybiorą przeciwników liberalnej demokracji. Stało się jednak inaczej, stąd
powszechny lament w „opiniotwóczych”, czyli również powiązanych z „rynkami podatkowymi”, mediach.
Mimo że Donald Trump kiepsko nadaje się na przeciwnika „rynków podatkowych”, bo ponoć od lat był ich beneficjentem, ale jego zwycięstwo jest
buntem uczciwych podatników przeciwko beneficjentom obecnego sytemu. Czy mają szanse przez to wyeliminować przynajmniej niektóre podatkowe
cechy „liberalnej demokracji”? Sądzę, że tak, bo obrońcy mają „dużo za uszami”, nie słyną z odwagi, a przede wszystkim nie doceniają przeciwnika.
Tam zbuntowały się „białe śmiecie”: u nas „naiwni” przeciwko „cwaniakom”. Najważniejszym sygnałem będzie eliminacja związków między władzą a
„rynkami podatkowymi”. Powoli to następuje, choć zbyt powoli. Słabnąca rola organów Unii Europejskiej w tzw. harmonizacji podatków, jest już faktem,
który będzie sprzyjał naprawie systemu. Obywatele mają więc jakąś szansę.
Witold Modzelewski
Profesor Uniwersytetu Warszawskiego
Instytut Studiów Podatkowych
Materia³y prasowe