KMETKO STORY [podpis] Paweł KWAŚNIEWSKI, Marian

Transkrypt

KMETKO STORY [podpis] Paweł KWAŚNIEWSKI, Marian
KMETKO STORY
[podpis] Paweł KWAŚNIEWSKI, Marian MACIEJEWSKI, Marcin RYBAK; współpraca:
Weronika KOSTYRKO, Berlin; Fot. Paweł Kwaśniewski
Gazeta Wyborcza nr 123, wydanie z dnia 28/05/1994 , str. 10
Zastawiał ten sam majątek w czterech różnych bankach. Wszystkie mu wierzyły.
Pomarańczowe litery fosforyzują na monitorze komputera. Powszechny Elektroniczny System
Ewidencji Ludności.
W lewym górnym rogu monitora miga numer dowodu osobistego.
Niżej: numer PESEL, nazwisko, imiona, imiona rodziców, data urodzenia, adres.
Dolna część ekranu przeznaczona na wypisy z rejestru skazanych. Pusta.
Niewiele, jak na Zdzisława Kmetkę - biznesmena winnego wierzycielom setki miliardów złotych,
twórcę jednego z największych w Polsce prywatnych przedsiębiorstw transportowych.
Olszyna, woj. zielonogórskie, 15 maja 1994 r.
Zdzisław Kmetko grafitowym BMW 735i na niemieckich numerach wjeżdża do Polski. Tego dnia
obchodzi swoje 42. urodziny. Podaje paszport.
- Jest pan aresztowany! - słyszy.
Wysiada z samochodu: włosy na jeża, kilkudniowa rudo-siwa szczecina brody. Bary jak framugi i
pięści wielkie jak płyty chodnikowe. Olbrzymi - ponad 190 cm wzrostu.
Wspomina Zdzisław Pisarek, kolega ze studiów, dziś wrocławski poseł BBWR: - Ćwiczył
kulturystykę, dorabiał jako bramkarz w klubach studenckich. Byliśmy na melioracji na Akademii
Rolniczej we Wrocławiu. Powtarzał ostatni rok. Dyplom w 1979 r. Był trochę z boku grupy. Nie
lubił się przemęczać - zaraz po studiach poszedł do SB.
Ten pierwszy raz
Wrocław, 13 stycznia 1982 r.
Miesiąc po wprowadzeniu [stan wojenny] powstaje [Spółdzielcze Zrzesz. Pomocy w Budowie
Domków Jednorodzinnych ,Podwale']. Młodszy chorąży Zdzisław Kmetko wkracza w świat
biznesu. Zostaje prezesem.
Wrocławska ulica Podwale jest kojarzona z dużym, ciężkim budynkiem z czerwonej cegły. To
Wojewódzka Komenda Policji, dawniej WUSW. Większość członków spółdzielni to pracownicy
resortu.
- Kmetko dawał przydziały na materiały budowlane - wspomina Tadeusz W., jeden z członków
"Podwala". - Bez koniaku ani rusz.
Spółdzielnia wybudowała prawie sto jednorodzinnych domków. Przed domkami niewielkie
ogródki, w środku boazeria, w salonie na piętrze kominek. Domki dla "Podwala" projektował
nieżyjący już Afgańczyk Artist Abied. Wcześniej Abied pracował jako architekt na dworze króla
Afganistanu.
Mieszkaniec domku przy ul. Dróżniczej: - Myśmy załatwiali bez koniaku, może dlatego, że na
rencie. Kmetko często mówił, że chce założyć jakiś interes. Myślał głównie o kontraktach na
Zachodzie.
Zapatrzony w Bruce'a
Dawni koledzy Zdzisława Kmetki z wydziału wrocławskiej SB, zwalczającego opozycję, nie są
rozmowni.
Janusz M.: - Gdy pracowałem, on był na szkole. Potem ja poszedłem na szkołę, a on poszedł do
służby. Nic o nim nie potrafię powiedzieć.
Kolega Kmetki, dziś jeden z wysokich funkcjonariuszy Komendy Wojewódzkiej Policji we
Wrocławiu: - Zaledwie chorąży, ale jednocześnie "ktoś". Rzucał się w oczy nie tylko z powodu
postury. Podobno był pupilem ówczesnego szefa SB Błażejewskiego.
Jan W., bezpośredni przełożony Zdzisława Kmetki: - Nie mogę pomóc. Nasze kontakty były
sporadyczne.
W komendzie nad biurkiem Kmetki wisiał cytat z piosenki Franka Kimono o karatece Brusie Lee:
"Kiedy dołożę, reanimacja nawet nie pomoże".
Próba z poręczenia
Wrocław, 20 października 1982 r.
Cywilny fiat 125p z czterema funkcjonariuszami SB zajeżdża drogę tramwajowi nr 13 na ul.
Nowotki (obecnie Krupnicza). Motorniczy Andrzej Wypych, działacz podziemnej [,Solidarność'],
gwałtownie wciska hamulec. Zdenerwowany wyskakuje z wozu i rzuca "wiązkę". Tajniacy jadą za
nim na pętlę. Ustalają jego adres. Następnego dnia rano biorą go w kajdankach na komendę. Biją
we czterech. Pałkami, pięściami, kiedy się przewraca - kopią. Chcą, by wskazywał działaczy
opozycji. Grożą, że zgnije w pudle.
Andrzej Wypych nic nie podpisuje. Składa doniesienie do Prokuratury Wojskowej. Obdukcja
Zakładu Medycyny Sądowej potwierdza obrażenia.
Podczas konfrontacji wskazuje Zdzisława Kmetkę jako tego, który bił pałką.
Kmetko w rozmowie z nami w kwietniu '92: - Ja go nie biłem. Mam ciężką rękę - jakbym go
uderzył, to by mu głowę urwało.
Rok później Kmetko powie "Gazecie" (3 czerwca 1993): - W swoim pokoju słyszałem już nie
krzyk, ale wycie zarzynanego zwierzęcia. Żeby wyprowadzić Wypycha, musiałem stworzyć
wrażenie, że się za niego biorę. Przyłożyłem na pokaz. Był w takim stanie, że nie wiedział, kto mu
pomaga, a kto bije.
15 grudnia 1983 r. Sąd Rejonowy Wrocław-Śródmieście uznał funkcjonariuszy za winnych pobicia
Andrzeja Wypycha. Kolektyw PZPR poręczył. Sąd warunkowo umorzył postępowanie.
Zdzisławowi Kmetce wyznaczono półtora roku próby.
Andrzej Wypych kilka lat temu wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Ma zastrzeżony telefon. Nasz
waszyngtoński korespondent próbował się z nim skontaktować listownie. Bez skutku.
W 1984 r. Zdzisław Kmetko odchodzi z SB.
Kmetko: - Na własną prośbę.
Jeden z ówczesnych szefów SB: - Powiedzmy, że został zwolniony dyscyplinarnie.
Akta personalne są tajne.
Addio, pomidory
Wrocław, 1982 lub 1983 r. (dokładnej daty nie sposób dziś ustalić).
Solidarnościowa legenda głosi: na początku stanu wojennego związkowi udało się wydzierżawić
działkę ogrodniczą przy ul. Gałczyńskiego we Wrocławiu. Poszło na to część z 80 milionów
złotych, które kilka dni przed stanem wojennym Józef Pinior, skarbnik Zarządu Regionu, zdążył
wybrać z konta dolnośląskiej "Solidarności".
Józef Pinior jest w Stanach Zjednoczonych. Nie dowiemy się od niego, jak było.
Wspomina Maria Pinior, żona: - Po prostu mieliśmy trochę związkowych pieniędzy i
postanowiliśmy je zainwestować, by przynosiły dochody dla związku. To było w 82 albo 83 roku.
Kiedy ubecja aresztowała męża, znalazła przy nim akt notarialny i działka przepadła.
Zdzisław Kmetko został ogrodnikiem. W styczniu 1984 r. wydzierżawił od Urzędu Miasta
posolidarnościowe szklarnie przy Gałczyńskiego.
Uprawiał pomidory.
W 1989 r. przestało się opłacać. W maju kontrolerzy z Wydziału Rolnictwa Urzędu Miasta
stwierdzili: ziemia w ugorze, wszędzie chwasty. Cztery miesiące później ci sami kontrolerzy
zobaczyli obydwie szklarnie zamienione na skład materiałów budowlanych i warsztat. Skrawek
ziemi za szklarniami Kmetko wysypał tłuczniem.
- Mam jeszcze te kamyki - Z.J., pracownik wydziału geodezji i gospodarki gruntami wrocławskiego
Urzędu Wojewódzkiego, wyciąga z szafy trzy sztuki. - Widziałem tę zniszczoną ziemię i groza
mnie brała.
W grudniu 1989 r. Urząd Miasta ukarał Kmetkę grzywną za "bezprawne wyłączenie gruntów z
użytkowania rolniczego". Kmetko nie zapłacił. Dziś jest winny Urzędowi ok. 140 mln złotych.
Prawie trzy lata, od 1989 do 1991, Urząd Miasta próbował odebrać działkę Kmetce. Odzyskał ją
dopiero po procesie sądowym.
Od maja 1992 r. ziemię znów dzierżawi ,Solidarność'.
Widok bez zmian: te same chwasty, powybijane szyby, wszędzie gruz. W środku leżą jeszcze
resztki magazynowych zapasów Kmetki: drewniane ramy okienne, gipsowe aplikacje, zardzewiałe
okucia.
Maro: pojawia się i znika
Wrocław, 9 października 1987 r.
Zdzisław Kmetko realizuje swoje marzenie: w sądzie gospodarczym rejestruje pierwszą swoją
firmę - Maro sp. z o.o. Jest jednym z trojga udziałowców. Firma zajmuje się pracami budowlanymi.
W kwietniu 1988 r. Maro podpisuje umowę z Budopolem na prace wykończeniowe w szpitalach na
wrocławskim Brochowie i w Miliczu.
- Szybko rozwiązaliśmy umowę, bo po nich trzeba było robić jeszcze raz - wspomina Jan Janiak,
zastępca dyrektora Budopolu.
W lipcu udziałowcy zaczynają się kłócić.
Wspólnicy Kmetki Wanda Iżyk i Jan Osiński kilkakrotnie próbują zablokować konto spółki.
Bezskutecznie. Wanda Iżyk grozi Kmetce: postępowaniem prokuratorskim, kontrolą Urzędu
Skarbowego i Wydziału Przestępstw Gospodarczych WUSW.
4 sierpnia 1988 roku do sądu gospodarczego wpływa wniosek wspólników o zbadanie
rachunkowości firmy Maro. Informują w nim sąd: "Prezes Zdzisław Kmetko uniemożliwia
wspólnikom zapoznanie się z dokumentami działalności gospodarczej. (...) 4 sierpnia 1988 roku
przeglądając akta udziałowcy stwierdzili, że ich podpisy złożone pod protokołem Zgromadzenia
Wspólników dotyczące wyboru władz spółki zostały sfałszowane".
W grudniu 1988 r. Iżyk i Osiński sprzedają udziały żonie Kmetki [Halina Kmetko]. Po trzech
latach, 2 grudnia 1991 r., Halina i Zdzisław Kmetko zmieniają nazwę firmy Maro na H.A.L.
Zdzisław Kmetko: - W tym czasie byłem królem europalet w Polsce.
W licznych roszadach personalnych udziały i stanowiska w spółce wędrują między żoną, siostrą
Kmetki, nim samym i posłem UD [Henryk]Michalakiem. W końcu prezesem i głównym
udziałowcem zostaje siostra Anna Taborska. 21 września 1993 spółka przyjmuje nazwę [,Keram i
H.A.L. International Logistic' s-ka. Dziś posiada całą "flotę" 34 TIR-ów Kmetki.
Keram: to nie ja, to oni
Wrocław, 5 sierpnia 1988 r.
Halina Kmetko ze wspólnikami podpisuje akt notarialny założenia spółki z o.o. Keram.
- Nazwa jest anagramem słowa Marek, pseudonimu Kmetki z czasów esbecji - twierdzi jeden z
byłych wspólników.
W Sądzie Rejonowym w Radomiu czytaliśmy dokumenty z akt rejestrowych Keramu. Historia
spółki dzieli się na dwa etapy. Pierwszy to niezwykła aktywność kadrowa firmy. Już po miesiącu
wylatuje wiceprezes. Po następnym - prezes. Na jego stanowisko powołany zostaje Zdzisław
Kmetko.
Halina Kmetko odkupuje wszystkie udziały. Zostaje jedynym właścicielem Keramu. Małżeństwo
Kmetko nie ma wspólnoty majątkowej.
2 grudnia 1991 r. Keram przenosi się z Wrocławia do Łękawicy w woj. radomskim. Kupuje upadłe
gospodarstwo rybackie.
Drugi etap to aktywność wierzycieli. W dokumentach są jedynie listy firm i instytucji
poszukujących firmy Keram. Listy słane do Łękawicy wracają do nadawców z dopiskiem "adresat
nieznany".
Liczymy wierzycieli z akt - 15. Wśród nich - przedsiębiorstwa, banki, urzędy z różnych stron kraju.
Od ubiegłego roku wrocławska prokuratura prowadzi postępowanie przeciwko zarządowi Keramu o
"niezgłoszenie w terminie upadłości spółki".
Zdzisław Kmetko: - W kłopoty wpędzili mnie zatrudnieni w firmie koledzy z SB. Oszukali mnie na
półtora miliona dolarów.
Jaguar z drogi
Opowieść M., byłego partnera Kmetki od interesów:
- Bajkopisarz pierwszej wody. Zwalał na współpracowników. Uważał, że są agentami tajnych służb.
A tak naprawdę zawsze sam zajmował się pieniędzmi. Pożyczał i nie oddawał. Kupował i nie płacił.
Kiedyś pojechał do Austrii po należność za towar. Nie przywiózł wiele - wracając kupił jaguara, bo
mu się nagle spodobał. Jest uroczy, kiedy go bankierzy dopadną. Nie ma żadnych problemów mawia - zaraz spłacam. Choleryk, szybko traci nerwy. Jak ma pomysł, to nie wolno się wtrącać.
Robi zebranie całego kierownictwa i obwieszcza nowy "deal". Broń Boże powiedzieć, że w tym
sensu brak. Wtedy - wrzask. A pisma oznacza klauzulami jak w SB - tajne, poufne.
Keram: scanią w żyranta
Wrocław, 1 września 1989 r.
Spółka Keram wynajmuje pomieszczenia w budynku Zakładów Remontowych Energetyki.
Zdzisław Kmetko, prezes Keramu, śle pismo do [Inicjał Stanisław K.], dyrektora wrocławskich
Zakładów Remontowych Energetyki: "Uprzejmie proszę o formalne poręczenie spłaty kredytu
bankowego w Banku Handlowym w Warszawie - najstarszym i największym banku o ponad 200letniej tradycji w naszym kraju."
[W 1990 r. Bank Handlowy miał tylko trochę ponad 100 lat - przyp. aut.]
Pismo dyrektora Zakładów Remontowych do Banku Handlowego z tego samego dnia: "Zakłady
Remontowe Energetyki gwarantują spłatę kredytu zaciągniętego przez P.W. P-U-H Keram na zakup
30 samochodów ciężarowych marki Saab-Scania".
Poręczenie przedsiębiorstwa państwowego muszą podpisać dwie osoby. Dokument sygnowali:
główna księgowa i dyrektor.
Pismo dyrektora Stanisława K. z 27 grudnia 1990 roku do II Oddziału Banku Pekao SA w
Warszawie: "Uprzejmie informujemy, że na poręczeniu dla P.W. P-U-H Keram na zakup 30
samochodów Scania zaistniała pomyłka. Adresatem winien być bank Pekao SA, a nie Bank
Handlowy". Na dokumencie tylko jeden podpis - Stanisława K.
4 stycznia 1991 r. II Oddział Pekao SA udziela kredytu na podstawie poręczenia Zakładów
Remontowych.
Dlaczego Kmetko nie uzyskał kredytu w Banku Handlowym, nie wiadomo. Nie wiadomo, czy
Kmetko w ogóle starał się o ten kredyt. Nie wiadomo też, dlaczego bank Pekao SA przyjął
poręczenie adresowane na inny bank. Ani w Banku Handlowym, ani w Pekao SA nikt nie chce z
nami rozmawiać.
Za 2,5 mln marek Keram kupuje w szwedzkiej fabryce Scania siedem ciężarówek, a nie - jak mówi
umowa kredytu - 20.
- Wykorzystał kredyt niezgodnie z przeznaczeniem - mówi obecny dyrektor Zakładów
Remontowych Marian Herbinger.
W lutym 1991 r. Zakłady udzielają Keramowi kolejnego poręczenia. Tym razem poręczają
gwarancje banku na leasing 15 ciężarówek Scania i 15 amerykańskich naczep Grean Dane.
Wartość kontraktu - 2 779 330 marek i 805 118 dolarów.
Poręczenie ma formę umowy między Keramem a Zakładami. Umowę podpisał dyrektor Stanisław
K. i Krystyna Magoń, nowa główna księgowa.
Krystyna Magoń: - Pierwszy raz w życiu podpisywałam taką umowę. Dyrektor poprosił mnie do
gabinetu i pokazał dokument. Była przy tym poprzednia księgowa. Zapewniła, że umowa niczym
zakładowi nie grozi. Przekonywali, że transakcja jest korzystna - dostaniemy prowizję, Keram
przeszkoli w Szwecji naszych kierowców. Taki zapis był w umowie. Podpisałam. Dyrektor
poprosił, żebym zachowała to w tajemnicy. Umowę schował do sejfu. Nie wiedziałam, że pięć
miesięcy wcześniej nasz zakład poręczył już Kmetce inny kredyt.
Zakłady Remontowe: sprawców brak
Nowy dyrektor Marian Herbinger: - O poręczeniach dyrekcja i Rada Pracownicza dowiedziały się
przypadkiem rok poźniej. W lutym 1992 r. w związku z poręczeniami bank zażądał od Zakładów
Remontowych sprawozdania finansowego za 1991 r.
Dziewięć dni poźniej [inicjał Stanisław K.] zostaje zwolniony ze stanowiska. Okazuje się, że wraz z
księgową poręczył także weksel wystawiony przez firmę Keram.
Weksel to pisemne zobowiązanie wystawcy do zapłacenia określonej sumy pieniędzy. Poręczyciel
weksla podpisuje się na nim na znak, że gotów jest zapłacić wymienioną sumę zamiast wystawcy.
W tym wypadku chodziło o 2 793 330 marek i 805 118 dolarów.
Księgowa Krystyna Magoń: - Mój podpis został sfałszowany.
Z ekspertyzy kryminalistycznej Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu: "Na podstawie
przeprowadzonych badań porównawczych stwierdza się, że kwestionowane nieczytelne podpisy nie
są autentycznymi podpisami Krystyny Magoń".
Krystyna Magoń: - Podczas śledztwa pani prokurator wezwała mnie na konfrontację z Kmetką i
byłym dyrektorem K. W żywe oczy wmawiali, że podpisałam.
Prokurator Prokuratury Rejonowej Wrocław-Krzyki Ewa Owsik: - Umorzyłam sprawę ze względu
na brak sprawcy.
W ubiegłym roku warszawski II Oddział Pekao SA zaczyna egzekwować poręczenie Zakładów
Remontowych Energetyki. W przeliczeniu na dzisiejsze kursy walut Kmetko jest winny ok. 80
miliardów złotych. Wartość Zakładów szacuje się na 50 mld.
Prokuratura zarzuca Stanisławowi K. niegospodarność.
Opinia biegłego rewidenta powołanego przez prokuraturę:
"Dyrektor Stanisław K. nie konsultował sprawy z Radą Pracowniczą Zakładów Remontowych, do
czego był zobowiązany przepisami".
Stanisław K.: - Nie uzgadniałem, bo dla mnie to zwykła decyzja operacyjna. Keram wyglądał na
dobrą i solidną firmę.
Rzeczywiście. Po zwolnieniu z Zakładów Remontowych Energetyki Stanisław K. zostaje
dyrektorem generalnym u Kmetki. Później jest w jego firmach: udziałowcem, członkiem zarządu,
prokurentem, członkiem Rady Nadzorczej.
Marian Herbinger, obecny dyrektor Zakładów: - Ponieważ Kmetko nie oddał pieniędzy, bank
zwrócił się do poręczyciela, czyli do nas. W listopadzie ubiegłego roku komornik zabrał nam 7 mld
zł. Grozi nam bankructwo, a mieliśmy być w Programie Powszechnej Prywatyzacji. Procesujemy
się z bankiem - uważamy, że wszystkie gwarancje są nieważne.
Zatkał mi usta, zatkał mi nos
Wrocław, marzec 1990 r.
Opowieść [inicjał Anna C.], 30-letniej pracownicy prywatnej firmy wrocławskiej: - Było to w
marcu 1990 roku. Mój szef na prośbę swego znajomego prosił mnie, abym w charakterze tłumacza
uczestniczyła w kolacji Kmetki z przedstawicielem jakiejś firmy austriackiej szyjącej rękawice
robocze. Spotkanie przedłużało się. Mimo wypitej wódki Kmetko odwiózł mnie do domu. Przed
bramą odpięłam już pasy, otworzyłam drzwi i wystawiłam nogi na zewnątrz, kiedy wsadził mi rękę
pod spódnicę. Zaczęłam krzyczeć, szarpać się. Zatkał mi usta. Rękę ma wielką, więc równocześnie
zakrył nią nos. Zaczęłam się dusić. Pomyślałam tylko o dziecku...
Łza płynie po policzku. Zapala papierosa.
- Waliłam w klakson, bo miałam wolną rękę. Zaczął mnie wyzywać od kurew i szmat. Wyrwałam
się i upadłam na beton. Zdecydowałam się pójść na komendę Wrocław-Krzyki przy ul. Jaworowej.
Policjant mnie wysłuchał, ale niczego nie spisał. Zgłosiłam też wydarzenie do prokuratora i
poszłam do lekarza, zwłaszcza że źle się czułam. Bolał mnie kark, bo Kmetko przegiął mnie mocno
do tyłu. Byłam zdruzgotana psychicznie, bałam się wyjść z domu.
Zatelefonował do mnie policjant, który przedstawił się jako porucznik B. Zapytał, czy mam
świadków. B. nie był z Jaworowej, więc zorientowałam się, że jest znajomym Kmetki i chce, bym
wycofała oskarżenie. Powiedziałam, że nie dam się zastraszyć. Stwierdziłam, że skoro nie poniesie
żadnej kary za swój czyn, powinnam podać go do sądu z powództwa cywilnego. Za tłumaczenie
zapłacił dopiero po interwencji adwokata.
Papieros.
- Rozprawa ciągnęła się ponad rok, bo poczta zwracała zawiadomienia z adnotacją "adresat
nieznany". Sąd wydał zaocznie wyrok na moją korzyść.
Kerambis: jak przekręcić wspólnika
Warszawa, 22 czerwca 1990 r.
Narodziny [,Kerambis' f-ma] - trzeciej z kolei firmy Kmetki. Zaczyna działalność jako SuchardaBamet. Zakładają ją Zbigniew Sucharda ze Stanów Zjednoczonych i Kazimierz Bania z Warszawy.
Zbigniew Sucharda: - Kmetkę polecił mi jeden ze znajomych. To, co mówił, trzymało się kupy.
M., były współpracownik: - Kmetko tak zauroczył Suchardę, że ten pożyczył mu od razu trochę
pieniędzy na kupno udziałów swojej własnej firmy.
Kmetko znów zostaje prezesem. Zauważyliśmy, że we wszystkich firmach używa tej samej,
uniwersalnej pieczątki: PREZES - mgr inż. Zdzisław Kmetko.
18 listopada 1991 r. wspólnicy decydują o podniesieniu kapitału zakładowego do kwoty 2 497 360
000 zł. Większość tej sumy obejmuje Zdzisław Kmetko. Staje się głównym udziałowcem firmy.
Od 17 marca 1992 r. [,Sucharda-Bamet' f-ma] ma nowy zarząd. Prezesem jest nadal Kmetko, a na
zastępcę wprowadza swojego człowieka - posła UD Henryka Michalaka.
9 kwietnia 1992 r. kapitał spółki znów zostaje podniesiony: 17 670 000 000 zł. Wszystkie nowe
udziały obejmuje Kmetko.
Zbigniew Sucharda: - Kmetko przekonywał mnie, że musi podnieść kapitał, bo planuje duży
kontrakt ze Scanią i firma musi być bardziej wiarygodna. Tak bardzo mu wierzyłem.
Prawdopodobnie do dziś nie wpłacił tych pieniędzy. Nagle zorientowałem się, że jestem out.
5 marca 1993 wiceprezesem spółki zostaje [inicjał Stanisław K.]
Tego samego dnia Kmetko większość udziałów sprzedaje żonie [Halina Kmetko] .
Zbigniew Sucharda: - Kmetko nie dopuszczał mnie do żadnych działań spółki. Złożyłem w sądzie
pismo z wnioskiem o zwołanie nadzwyczajnego zgromadzenia wspólników. Do dziś nie dostałem
odpowiedzi.
Pismo Zbigniewa [Sucharda] z 3 czerwca 1993 r: "W dniu 5 maja 1993 r. udałem się osobiście do
Wrocławia z radcą prawnym i doradcą finansowym, aby zapoznać się z dokumentami spółki,
głównie z bilansem za rok 1992. Niestety, nie okazano mi żadnych dokumentów, wręcz wyproszono
z siedziby spółki, obiecując, że zostanę powiadomiony o terminie zgromadzenia wspólników. Do
chwili obecnej zaproszenia na zgromadzenie nie otrzymałem".
Zbigniew Sucharda sprzedał swoje udziały biznesmenowi Z.
Z.: - Pan Sucharda ostrzegał mnie przed Kmetką. Miałem nadzieję, że kiedyś skończy się bezprawie
i bezhołowie. Całe szczęście nie zainwestowałem w tę firmę wielkich pieniędzy, zaledwie 800
milionów.
Rozmawiamy z nim w malutkim mieszkanku w centrum Warszawy. Za oknem widać budowę
wieżowca, finansowaną przez Fortrade Finance. Z. nawet nie wie, że ten holding robił interesy z
jego spółką.
Z. - Pojechałem do Wrocławia na zapowiedziane Walne Zgromadzenie Wspólników Kerambisu.
Wjechałem do bazy spółki w Kiełczowie. Przed biurowcem jacyś faceci. Mówią, że nie ma żadnego
zebrania. Grozili pobiciem. Nie ryzykowałem, miałem nowego chevroleta.
Zbigniew Sucharda: - Chcę zapomnieć o Wrocławiu.
Sac-Met: martwa dusza
Warszawa, 3 sierpnia 1991 r.
Zanim Kmetko wykolegował Suchardę, ubili razem jeszcze jeden interes: [,Sac-Met' s-ka].
Wnoszą po 50 proc. udziałów. Wiceprezesem zostaje Anna Taborska, siostra Kmetki.
Zbigniew Sucharda: - Na szczęście spółka nie zaczęła działać.
Sac-Mat jest dziś zadłużony w ZUS na ponad 180 milionów złotych.
Sucharda: - Jak to, przecież firma nikogo nie zatrudniała.
Z brygadą na prezesa
Wrocław, 18 października 1993 r.
Pierwszy na komendę dociera Marek Rządkowski, prywatny detektyw, szef firmy Reflex. Na
zlecenie kilku banków szuka majątku Kmetki po całym kraju. Dziesięć minut później wpada
Kmetko. Obaj składają doniesienia.
Rządkowski: - Miałem chronić komornika przy zajmowaniu BMW Kmetki, ale ten natarł na mnie z
furią. Po ostrzeżeniu strzeliłem w powietrze. To go nie zatrzymało. Pięściami rozbił mi samochód.
Kmetko: - Napadło mnie ośmiu mężczyzn. To był zamach, strzelano do mnie, chcieli mnie zabić.
Kobieta siedząca w samochodzie doznała szoku.
Rządkowski: - Nie wiem, skąd on wytrzasnął tę kobietę. Zanim dojechał na policję, był sam. To
jego stały numer - obrona przez atak. Złożył doniesienie o napaści i prokuratura musi się tym
zajmować. To samo robi wobec [urzędy skarbowe], [urzędy celne], UOP, [policja]. Uniemożliwia
postępowanie przeciwko sobie. A ja się boję - kiedy obok staje samochód z otwartą szybą, sięgam
po broń. Zastanawiam się, czy to już.
Ludzie związani z Kmetką też mają stracha. Nie chcą podawać nazwisk, wolą milczeć.
- Rzucił się na mnie z nożem - mówi T.L., niemiecki przedsiębiorca. - Kiedyś w [Katowicech]
skończyło się na mordobiciu. Wcale mi nie zależy na aresztowaniu Kmetki. Chcę odzyskać kasę.
T.L. odnaleźliśmy w Niemczech; nie chce podać swego nazwiska i adresu, boi się, że nie odzyska
pieniędzy. Mówi, że na interesach z Kmetką stracił 100 tys. marek.
[inicjał Zbigniew N.], poborca skarbowy dzielnicy Wrocław-Krzyki: - Kmetko wszedł do pokoju,
chwycił mnie za klapy, aż puściły guziki koszuli. Groził, że wynajmie ludzi. Że utłuką mnie, gdy on
będzie w Szwajcarii.
Przed sądem Kmetko tłumaczy, że poborcę szarpał jako osobę prywatną, a nie jako urzędnika. Sąd
Rejonowy warunkowo umarza postępowanie na rok. Za karę Kmetko ma wpłacić 2 mln grzywny na
cel społeczny.
Sąd wybiera fundację "Nie jestem sam".
Najbardziej boi się inny komornik T.S. Nie rozmawia przez telefon w obawie przed podsłuchem.
Kiedy ma zajmować TIR-y Kmetki, zabiera brygadę antyterrorystyczną. Fragment akcji jest
zarejestrowany na taśmie wideo, do której udało nam się dotrzeć:
Kmetko do komornika: - Ty sk...., nie masz prawa zabierać samochodów. Bierzesz łapówki.
Kmetko do kamery: - Proszę państwa, chcą mnie zastraszyć. Wszyscy biorą łapówki.
Wymienia nazwiska szefów wrocławskiej delegatury UOP.
Nie pomaga brygada w kamizelkach - komornik się wycofuje.
Wywiad środowiskowy sporządzony 23 lutego 1993 r. dla sądu przez dzielnicowego K.S.:
"Zdzisław Kmetko jest osobą traktującą organy administracji państwowej - w szerokim tego słowa
znaczeniu - w sposób szczególnie lekceważący i ignorancki; przykładem tego może być fakt
doprowadzenia wyżej wymienionego na przesłuchanie do prokuratury, kiedy to po przybyciu
funkcjonariuszy policji do jego miejsca zamieszkania opiniowany ostentacyjnie rozebrał się i
poszedł się kąpać...".
Many, many
Monachium, 1 października 1992 r.
Transakcja życia. Zdzisław Kmetko i jego firma Kerambis biorą w leasing 50 ciągników
siodłowych MAN, dziesięć chłodni i 45 naczep Schmitz o wartości ponad 18 milionów marek.
Kmetko chce więcej - marzy o jeszcze 200 ciężarówkach.
Na podstawie poręczeń polskich banków gwarancji udzielają Kmetce znane zagraniczne instytucje
finansowe.
Wydział projektów specjalnych firmy MAN w Monachium. Rozmawiamy z jego szefem Antonem
Schwarzem. - Kmetko dwa lata za mną chodził. Najpierw chciał kupić, potem założyć jakieś joint
venture. Opowiadał, że jest wielkim biznesmenem. Na targach w Poznaniu opowiadał, że kontrakt
ma już w kieszeni. Byłem z nim w Londynie, gdzie miał przedstawić mi jakichś greckich
bankierów. Na spotkaniu zjawił się z ludźmi z innego banku. Niepoważne. Powiedziałem: Mr.
Kmetko, biznesu nie będzie.
Transakcję sfinansował znany międzynarodowy holding Fortrade Finance. W imieniu producentów
poręczały ją Deutsche Bank i Bayerische Vereinsbank.
Kmetko dostaje 2 062 500 marek [kredyty] dewizowego z [Powszechny Bank Gospodarczy SA w
Łódź] oraz gwarancję na sumę 4 894 065 marek z tego samego źródła.
- Kerambis miał gwarancje łódzkiego banku, więc nie widzieliśmy potrzeby sprawdzania
wiarygodności firmy - mówi Paweł Słaby z Fortrade Leasing, oddział w [Katowicech]. - Poza tym
Niemcy zobowiązali się odkupić od nas jako właściciela używane samochody, gdyby firma Kmetki
nie płaciła.
Anton Schwarz: - Do mnie zgłosił się Fortrade i tylko z nimi prowadziłem ostateczne rozmowy.
Fortrade'u nie sprawdzałem.
Pokazuje polską gazetę: - Zajmuje 13. miejsce wśród zagranicznych inwestorów w waszym kraju.
1 października 1992 r. Kerambis podpisuje umowę z MAN-em, Schmitzem i Fortrade Finance.
Leasing ma trwać cztery lata. Kontrakt zakłada, że po spłacie rat firma Kmetki przejmie tabor na
własność.
Ciężarówki wjeżdżają do Polski w kwietniu 1993 r.
- W Niemczech to był kontrakt roku - wspomina Paweł Słaby. - Przedstawiano go jako wzór
sposobu finansowania kontraktów z Europą Wschodnią.
Kmetko: - Zdjęcia naszych TIR-ów obiegły całą europejską prasę.
Na zdjęciu w "Transaktuell", specjalistycznym periodyku transportowców - uśmiechnięci Schwarz i
Kmetko. W tekście zachwyty nad kontraktem i perspektywami współpracy.
Kerambis: niecelne cło
Wrocław, 29 kwietnia 1993 r.
[Urzędy Celne] robi odprawę ostateczną TIR-ów. Nalicza 42 mld zł cła. Kmetko woli odprawę
czasową. Wtedy cło nie wchodzi w grę. Wystarczy zabezpieczenie. A takie Kerambis ma. Weksel na
340 miliardów złotych poręczony przez Sac-Met, martwą firmę Kmetki.
- Ta forma odprawy była niemożliwa - twierdzi Stanisław Michajluk, zastępca dyrektora Urzędu
Celnego we Wrocławiu. - Kerambis wziął co prawda ciężarówki w leasing, ale po spłacie TIR-y
miały zostać w kraju.
Kmetko odwołuje się do GUC. Nie czeka na odpowiedź. Po dwóch miesiącach wywozi ciężarówki
z kraju.
Ustaliliśmy, że Kmetko usiłował je zarejestrować w Niemczech. Władze jednak odmawiają.
Samochody przeznaczone na rynek wschodnioeuropejski nie odpowiadają zachodnim normom.
W lipcu samochody parkują w bazie Kerambisu w Ilsede koło Hanoweru. Kilka miesięcy wcześniej
Kmetko kupił tu za 300 tys. marek grunt budowlany.
Wilfried Thoene, urzędnik magistratu Ilsede: - Zgodziliśmy się sprzedać ziemię, bo obiecywał
budowę wielkiej bazy. Nasze miasteczko potrzebuje inwestycji. Mamy duże bezrobocie.
Baza Kerambisu to szczere pole. Brodzimy po kolana w trawie.
Kmetko nie płaci pierwszej raty leasingu - miliona marek. Do nowo zarejestrowanej w pobliskim
Peine spółki [,K und K' s-ka] Kmetko wnosi ciężarówki jako swoje, chociaż nie należą do niego,
lecz do Fortrade Finance. Fortrade nakazuje zwrot pojazdów.
- Zgodnie z wyrokiem sądu w Hildesheim komornik zabrał Kmetce kluczyki od wszystkich wozów
- opowiada Paweł Słaby z Fortrade. - Po zajęciu przez komornika wozy były strzeżone przez
niemiecką agencję ochrony 24 godziny na dobę. Na noc wpuszczaliśmy do kabin zarząd
Kerambisu. Nie mieli gdzie spać. Straciliśmy 1,5 mln marek. Tę kwotę powinniśmy teraz dostać od
Powszechnego Banku Gospodarczego w Łodzi - gwaranta kontraktu.
Anton Schwarz z MAN-a: - Jak się dowiedziałem, że TIR-y stoją czwarty miesiąc, miałem
pewność, że wrócą do nas. I wróciły. Zgodnie z kontraktem odkupiliśmy je od firmy Fortrade za 70
proc. wartości.
Prezes na czworakach
Majątek Łękawica, woj. radomskie, 15 sierpnia 1990 r.
- Do [przetargi] stanęło trzech - mówi Henryk Strzelczyk, sekretarz gminy Grabów nad Pilicą. Cena wywoławcza 466 mln. Kmetko dał 750 mln i kupił.
Majątek Łękawica to 64 hektary pól, lasów i stawów. Dawna własność hrabiego Zamoyskiego. Po
wojnie - Państwowe Gospodarstwo Rybackie. Potem dwór poszedł z dymem, a z 15 stawów został
jeden. W lecie 1990 r. wprowadza się Kmetko i melduje na stałe.
Przed chałupą błotniste wyboje.
Maria Śpiewak, mieszkanka połowy czworaka: - Kmetko mieszka w drugiej części. Raz był, klucze
dał. Teraz tam dzieci zabawki trzymają, a mąż motor.
Te pół czworaka to także siedziba Keramu - w sekretariacie kurka proso dziobie. Wedle studni
parking ciężarowej "floty". Pusto.
- Telefon wójt zabrał - mówi Śpiewak - bo prezes abonamentów nie płacił. Obiecywał, że wybuduje
kurort: baseny, kempingi, sauna. Całą wieś zatrudni. Mąż czekał dwa lata. Wreszcie dostał robotę w
stolicy.
Marię Śpiewak nikt nie zdziwi: - Bankowcy przyjeżdżali zająć czworak, klienci szukali transportu,
a tajniacy w dzieciowych zabawkach. Teraz już tylko na hrabiego czekam.
Ke-Met: spółka bez wsadu
Wrocław, 22 kwietnia 1991 r.
Zdzisław Kmetko i firma Femet z Austrii zakładają spółkę Ke-Met. 30 czerwca firma Keram wnosi
do spółki 25 ciężarówek i 19 naczep, dwa samochody osobowe oraz towary handlowe wartości
ponad 5,6 mld zł. Majątek Keramu staje się nieosiągalny dla wierzycieli.
W lipcu 1993 r. wrocławski Urząd Kontroli Skarbowej ustala, że firma Ke-Met bezprawnie
korzysta z ulgi podatkowej i celnej, jaka należy się firmom joint venture. Austriacki partner nigdy
nie wpłacił swoich udziałów. Urząd Kontroli Skarbowej oblicza, że powinien zapłacić ponad 4,2
mld zł cła i podatku.
Do raportu
Postanowiliśmy zbadać, czego może oficjalnie dowiedzieć się biznesmen, który chciałby robić
interesy z Kmetką. W renomowanej wywiadowni gospodarczej zamówiliśmy raport o firmach
[,Kerambis' f-ma] i austriackim partnerze Kmetki - Femet Handelsgesellschaft m.b.H z Salzburga.
O Kerambisie właściwie nie wiadomo nic. Większość danych nieaktualna. Raport podaje, że firma
posiada dziesięć oddziałów. Z naszych ustaleń wynika, że ma tylko jeden, zarejestrowany w Ilsede
koło Hanoweru. Obecnie i on należy do firmy [,Keram i H.A.L.' f-ma] Inne oddziały, np. w
Dortmundzie czy Kolonii, Kmetko podaje jako istniejące tylko na podstawie wystąpień o
rejestrację. Z dokumentów wynika, że miasta wydały odmowne decyzje.
W raporcie wywiadowni brak danych finansowych. Ocena ogólna: - brak wglądu w sprawy
wewnętrzne firmy.
Austriackiemu Femetowi przyznano w międzynarodowej skali oceny finansowej firmy (od 1 do
600 - im mniej, tym lepiej) tylko 500 pkt. Pracownica wywiadowni interpretuje: - Średniaki to ok.
300 punktów.
Spółka zajmuje się handlem metalami i złomem. W raporcie wywiadowni nie ma ani słowa o
udziałach w Polsce.
Kmetko: nieudany deal
Mówi Waldemar Bogdanowicz, były wojewoda łódzki:
- W listopadzie 1992 roku przyszedł do mnie ówczesny poseł UD pan Henryk Michalak, wspólnik
Kmetki. Byli zainteresowani ulokowaniem w Łodzi gigantycznej bazy transportowej.
Zaproponowałem teren likwidowanego PKS-u. Poseł Michalak nalegał na szybkie decyzje. Był
natarczywy, powoływał się na znajomości. Sprawdziłem ich i zerwałem rozmowy.
"Gazeta Wyborcza" (3 czerwca 93) pytała, czy wojewoda brzydzi się pieniędzmi byłego esbeka.
- Wyszło na moje - Waldemar Bogdanowicz się uśmiecha.
Codro: majątek za majątek
Radom, 27 lutego 1992 r.
Kmetko powołuje spółkę akcyjną [Korporacja Drogowa Codro]. Akcjonariusze: Zdzisław Kmetko
oraz dwie jego firmy [,Maro' f-ma i [,Ke-Met' s-ka, poseł Henryk Michalak i Wojciech Sałyga,
który jako wójt gminy Grabów nad Pilicą sprzedał Kmetce posiadłość Zamoyskiego.
Wojciech Sałyga, były wójt, zostaje wiceprezesem.
Spółka ma się zajmować handlem długami oraz "realizacją polityki finansowej podmiotów
gospodarczych reprezentowanych przez akcjonariuszy i ich finansowaniem".
Rok później prezesem zostaje Anna Taborska, siostra Kmetki.
Kilka dni wcześniej akcjonariusze podnoszą kapitał akcyjny do 234 mld 560 mln zł. Największym
udziałowcem staje się spółka Kerambis, która - na papierze - wnosi 101 mld 970 mln w aporcie,
czyli nie gotówką, lecz w majątku. Ke-Met i H.A.L. (dawne Maro) - również na papierze - wniosły
aporty wartości 22 i 94 miliardów złotych. Po tych aportach nigdzie nie ma żadnego śladu.
Kilka tygodni później zgromadzenie wspólników Codro uchyla decyzje o podniesieniu kapitału
akcyjnego i o wniesieniu aportów.
Kapitał akcyjny spada do pierwotnych 50 mld zł.
Prawdopodobnie aportami miały być ciężarówki MAN i naczepy Schmitz. Kmetko nie mógłby
udowodnić, że ciężarówki należą do jego firm.
Wiesław Strzelczyk, sekretarz gminy Grabów nad Pilicą: - Jakoś w maju 1993 r. przyszedł do mnie
Kmetko z prośbą o zarezerwowanie dla niego numerów rejestracyjnych dla 93 pojazdów - 50
ciężarówek i 43 naczep. Chciał, żebym podpisał mu dokument z wyszczególnieniem wszystkich
numerów i informacją, że są zarezerwowane dla jego pojazdów. Odmówiłem, bo muszę zobaczyć
dokumenty wozu.
23 lutego 1994 r. CODRO SA kupuje od Kmetki wszystkie jego nieruchomości. Czworaki hrabiego
poszły za 10 mld.
Na garnuszku żony
Nikt nie wie dokładnie, ile Kmetko ma długów. Lista wierzycieli: firmy państwowe i prywatne,
ZUS i budżet państwa, banki i zwykli ludzie.
Według naszych szacunków (na podstawie informacji od komorników i dokumentów sądowych)
jest winien około pół biliona złotych.
Nie wiadomo, dlaczego tak wiele banków tak łatwo uwierzyło w przedstawiane im zabezpieczenia.
Banki, do których zwracaliśmy się po odpowiedź, nie chciały jej udzielić.
W czterech różnych bankach Kmetko zastawiał ten sam majątek.
Zabezpieczył kredyt z [Wielkopolski Bank Kredytowy SA] - Oddział w Kępnie 72 hektarami pod
Ełkiem o wartości 3,1 mln dolarów. Specjalista wycenił je na ok. 70 mln zł.
Zbigniew Sucharda, były wspólnik: - Naczelniczka od kredytów w [Powszechny Bank
Gospodarczy SA] w Łodzi nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego leasingowane przez Kmetkę
ciężarówki przyjęli jako zastaw kredytu.
Oficjalnie Zdzisław Kmetko jest biedakiem. Utrzymuje go żona - wyłączna właścicielka rodzinnego
majątku.
Zniszczony przez Polskę
Hanower, 20 maja 1994
Zdzisław Kmetko w piśmie do komornika I rewiru w Oleśnicy:
"Informuję, że od 1.11.93 mieszkam na stałe w Niemczech i jestem obywatelem tego kraju...
Właściwym organem egzekucyjnym jest sąd niemiecki".
Segment na przedmieściach Hanoweru, pod adresem wskazanym przez Kmetkę. Otwiera Waldemar
Rolbiecki, dyrektor spółki K und K i przedstawiciel Keram i H.A.L. w Niemczech. Z żoną i
małżeństwem Kmetków jest zameldowany w wynajętym na firmę mieszkaniu.
- Tu jesteśmy czyści - zapewnia bardzo zdenerwowany. Wie już o aresztowaniu prezesa.
Państwo Rolbieccy są w RFN osiem lat. Wcześniej mieszkali w małym miasteczku pod Kassel.
Trudno było, pan Waldemar robił to tu, to tam. Przez znajomych poznali szefa. Teraz są
przedstawicielami dużej i świetnie prosperującej firmy transportowej.
- Kmetko to kochany człowiek. Tyle zrobił dobrego dla ludzi, tyle miał planów - mówi Ewa
Rolbiecka. - Jego aresztowanie to spisek państwa bezprawia. Nie dano mu szansy na spłacenie
długów. To Polska go niszczyła. Tu odpoczywał. Z nami był zawsze szczery. Wyjdzie za kaucją?
- Czy wiecie, że w kraju oficjalnie podawał się za Niemca? - pytamy. Berlińska korespondentka
"Gazety" ustaliła jednak, że Kmetko zameldował się pod Hanowerem na podstawie polskiego
paszportu. Żaden urząd nie wie nic o niemieckim obywatelstwie Kmetki.
Cisza. Potem Rolbiecka zdecydowanie: - Należy mu się choćby za to, że tu działał. Władze
niemieckie go cenią.
Dzień przed zatrzymaniem Kmetki, 14 maja 1994 r., w szpitalu w Zgierzu umiera Henryk
Michalak, wieloletni współpracownik Zdzisława Kmetki. Dwa tygodnie wcześniej został ciężko
pobity w biurze swojej firmy.
W zeszłym tygodniu prokurator wojewódzki w Łodzi tymczasowo aresztował Zdzisława Kmetkę.
Na razie zarzuca mu wyłudzenie dwóch kredytów: z [Agrobank SA] i z Powszechnego Banku
Gospodarczego.
Aresztowany napisał trzydziestostronicową skargę. Utrzymuje, że w czasie zatrzymania na granicy
zginęło mu z samochodu 100 tys. dolarów.
Paweł KWAŚNIEWSKI, Marian MACIEJEWSKI, Marcin RYBAK; współpraca: Weronika
KOSTYRKO, Berlin; Fot. Paweł Kwaśniewski
RP-DGW
Tekst pochodzi z Internetowego Archiwum Gazety Wyborczej. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez odrębnej zgody Wydawcy zabronione.
© Archiwum GW 1998,2002,2004

Podobne dokumenty