Kartka z pamiętnika
Transkrypt
Kartka z pamiętnika
ҡ ᕤ Kategoria II NATALIA SARZYŃSKA Kartka z pamiętnika Sobota, 28 lipca 2008 r. Dzisiaj poznałam bardzo miłego chłopca. Zaczęło się to tak. Jak zawsze rano poszłam po zakupy – musiałam kupić jajka i chleb. Gdy czekałam na swoją kolej, zauważyłam, że przede mną stał rudowłosy chłopiec tego samego wzrostu, co ja. Był ubrany w czarną bluzę i jeansowe spodnie. Na oczach miał tak ciemne okulary, że zastanawiałam się, czy przez nie w ogóle coś widać i po co on je nosi, skoro dzień był raczej pochmurny, ale nic mi nie przyszło do głowy. Kolejka w sklepie posuwała się wolno, zaczęło mi się już nudzić. W pewnej chwili zapytałam tego chłopca, jak ma na imię. Odpowiedział: „Łukasz”, więc też się przedstawiłam. Dowiedziałam się, że ma tyle lat, co ja i po wakacjach też pójdzie do piątej klasy. Teraz przyjechał na wakacje do cioci i nie zna tu nikogo w swoim wieku. Okazało się, że mieszka parę domów stąd, zaczęłam więc planować wspólne zabawy, powiedziałam, że pokażę mu naszą śliczną wioskę i ciekawe miejsca w okolicy. Każdy, kto tu przyjedzie, jest zachwycony urodą naszej miejscowości położonej wśród pól i lasów. Domy wybudowano naokoło jeziora, po którym pływają kaczki, a niekiedy łabędzie. Latem mamy bezpieczne kąpielisko, bo woda nie jest głęboka, a zimą – wspaniałe lodowisko. Łukasz uśmiechał się, ale jednak nie do końca był zadowolony, zachowywał się trochę dziwnie, nie patrzył na mnie, tylko jakoś obok. W pewnym momencie wyszedł ze sklepu. Musiałam się dowiedzieć, o co mu chodzi, więc wybiegłam za nim. Na zewnątrz czekał na niego ładny, zadbany pies, spoglądał na swego pana mądrymi oczyma, po chwili potrącił nosem rękę chłopca, a Łukasz, nie patrząc na zwierzę chwycił za smycz tuż przy obroży i chciał odejść. Wtedy zrozumiałam, że on jest niewidomy… Nie wahałam się ani chwili, szybko podbiegłam do niego i powiedziałam, że mi to wcale nie przeszkadza. Jest przecież miłym chłopcem i dobrze nam się rozmawia. Na jego twarzy znów pojawił się uśmiech. Powiedział, że bardzo by chciał, żebym oprowadziła go po okolicy i opowiedziała o mojej wiosce. Pomyślał jednak, że jeśli się dowiem, że jest niepełnosprawny, nie będę chciała się z nim bawić i wolał sam odejść. Zaczęłam mu tłumaczyć, że nie może odrzucać ludzi dlatego, że sam się boi odrzucenia, po chwili jednak umilkłam (co nieczęsto mi się zdarza). Pomyślałam, że widocznie kiedyś spotkało go już coś takiego. Odprowadziłam Łukasza do domu, długo rozmawialiśmy. Okazało się, że mamy wspólne zainteresowania – oboje uwielbiamy zwierzęta, szczególnie psy, koty i konie. Postanowiliśmy się zaprzyjaźnić. Umówiliśmy się na spacer po okolicy zaraz po obiedzie. Gdy wróciłam do domu, mama zapytała o zakupy, o których ja zupełnie zapomniałam. Śmiała się z mojego roztargnienia, ale zrozumiała, gdy dowiedziała się o jego przyczynie. Lubi moich przyjaciół i cieszy się, że mam ich tak wielu. Po sprawunki musiałam jednak pobiec jeszcze raz. Po drodze spotkałam Łukasza, on też szedł do sklepu, przecież również niczego nie kupił. Zaczęliśmy się śmiać, bo znaleźliśmy jeszcze jedną naszą wspólną cechę – roztargnienie. Długo jeszcze rozmawialiśmy i odprowadzaliśmy się nawzajem po kilka razy. Łukasz stwierdził, że trafiłby już do mojego domu nawet bez Dżekiego (tak nazwał swojego psa - przewodnika). Po powrocie do domu, mama oznajmiła, że robienie zakupów nie jest moją najmocniejszą stroną (zapomniałam o jajkach). Zrobiło się już trochę późno, więc wycieczkę po okolicy z Łukaszem muszę odłożyć na jutro, bo obiecałam pomóc dziś babci w ogródku. To był dziwny dzień, ale również wspaniały, bo znalazłam przyjaciela. HANNA ROSA Emilka Przed kilkoma laty do mojego bloku wprowadziła się młoda rodzina – małżeństwo z córką. Dziewczynka miała na imię Emilka. Podczas wakacji nie miałam, z kim się bawić, pomyślałam więc o tej małej z naprzeciwka. Postanowiłam pójść i zapytać, czy będzie się ze mną bawiła. Zapukałam do drzwi, otworzyła mama Emilki, spytałam o córkę. Ona spojrzała na mnie i powiedziała, że nie wie, czy Emilka będzie dla mnie dobrą towarzyszką zabaw. Nie zrozumiałam. Popatrzyłam zdziwiona. Pani Nowicka powiedziała: „Wejdź i sama zapytaj”. Tak zrobiłam Zdziwiło mnie to, ze Emilka nie odwróciła się, kiedy weszłam. Nie była ciekawa, kto przyszedł. Zdziwiło mnie też, że miała ciemne okulary. W domu chodzi w okularach? Przywitałam się, zapytałam, czy wyjdzie ze mną na spacer. Na co ona odpowiedziała, że chętnie pójdzie, ale informuje mnie, że jest niewidoma i że zdaje sobie sprawę z tego, że mi to może przeszkadzać. Usiadłam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie wiedziałam, jak powinnam się zachować. Przestraszyłam się. Nie wiedziałam, jak to będzie. Czy Emilka będzie normalnie się bawić? Czy będziemy przyjaciółkami na dobre i na złe? Postanowiłam spróbować. Po kilku dniach spędzonych razem z Emilką wiedziałam, że spotkanie z nią to największe szczęście w moim życiu. Czytałam jej codzienne książki, bawiłyśmy się w ciuciubabkę (Emilka zawsze wygrywała), chodziłyśmy na spacery. Moi rodzice pozwolili mi wyjechać z rodziną Nowickich na kilka dni nad jezioro. Emilka mówiła, jak sobie wyobraża okolicę, ja opowiadałam, jak jest w rzeczywistości. Pewnego zimowego dnia usłyszałam od Emilki, że odzyska wzrok. Operacja jest kosztowna i ryzykowna, ale warto spróbować. Za tydzień miałaby być w klinice na wstępnych badaniach. Emilka poprosiła mnie o to, żebym pojechała z nią do Krakowa. Poprosiłam rodziców o zgodę. Wprawdzie niechętnie – ze względu na szkołę, ale zgodzili się, bo wiedzieli, jak bardzo mi na tym zależy i jak bardzo chce tego Emilka. Wczesnym rankiem wyjechaliśmy do Krakowa. Emilka miała kolejne badania. Następnego dnia rano miała być przeprowadzona operacja. Wieczorem pożegnałam się z przyjaciółką, wierzyłam, że wszystko się uda, że Emilka będzie znowu widziała. W hotelu nie mogłam usnąć, bardzo się bałam. Rano pojechaliśmy do szpitala, właśnie moja przyjaciółka była wywożona na salę operacyjną. Ścisnęła mnie za rękę i powiedziała: „Nie martw się, wkrótce się zobaczymy, Haniu!” Operacja trwała kilka godzin, dla mnie jednak była to wieczność. W końcu otworzyły się drzwi. Lekarz powiedział: „Drodzy Państwo, proszę się nie martwić, wszystko poszło po naszej myśli. Jutro okaże się, czy Emilka odzyska wzrok. Proszę odpocząć, ona też jest zmęczona, powinna spać”. Następny dzień był bardzo radosny dla wszystkich. Emilka zobaczyła nas na własne oczy! Dziś wiem, że obecność Emilki w moim życiu to nie przypadek. Od naszego pierwszego spotkania minęło dwanaście lat. Jesteśmy dla siebie jak siostry. Wiem, że mogę na nią liczyć, że jest moją prawdziwą przyjaciółką. Dzięki niej stałam się wrażliwą, czułą kobietą. ALEKSANDRA JONASZ Moja nowa koleżanka Zawsze lubiłam pomagać ludziom, szczególnie słabszym, tym, którzy nie mają tyle sił, aby się bronić. Piękny, słoneczny, jesienny dzień napawał mnie optymizmem i czułam, że wkrótce wydarzy się coś ważnego… Pewnego jesiennego dnia spacerowałam z moją mamą po naszym osiedlu. W pewnej chwili zauważyłam dziewczynkę, która siedziała na ławce. Była smutna i nie biegała jak inne dzieci. Następnego dnia dziewczynka znowu siedziała na tej samej ławce. Pomyślałam sobie, że podejdę do niej i się z nią zapoznam. Usiadłam obok niej i zaproponowałam zabawę w berka. Dziewczynka rozpłakała się. Powiedziała, że jakby tylko mogła chodzić, to na pewno nie siedziałaby na ławce, tylko biegała z innymi dziećmi. Wyznała mi również, że jest niepełnosprawna od urodzenia. Po chwili ciszy zapytałam ją, jak się nazywa. Dziewczynka odparła, iż ma na imię Malwina i okazało się, że jest moją rówieśniczką. Malwinka od niedawna mieszka na moim osiedlu, dlatego nigdy jej nie spotkałam. Siedziałyśmy sobie na ławce, a nowa koleżanka zaczęła mi opowiadać, jak jest jej ciężko. Gdy mama wiezie ją do szkoły, dzieci śmieją się z niej, ponieważ jeździ na wózku inwalidzkim. Na lekcjach dzieci jej dokuczają i nikt nie chce jej pomagać, kiedy ma problem z dotarciem do innej sali. Gdy upadnie jej pióro, czy gumka, musi czekać, aż pani jej poda, bo dzieci nie zwracają na nią uwagi. Poczułam się strasznie… Jak można tak traktować ludzi? Chociaż jest niepełnosprawna, to przecież jest człowiekiem! Ludzie tacy jak Malwina powinni być traktowani tak jak inni zdrowi. Było mi jej bardzo żal. Dziewczynka wypowiedziała bardzo mądre słowa: „Chociaż jestem niepełnosprawna i tak cieszę się życiem”. Bardzo polubiłam Malwinę, bo wywarła na mnie ogromne wrażenie. Była bardzo szczęśliwa, że może z kimś porozmawiać. Zdradziła mi, ze nie ma koleżanek ani kolegów, bo wszyscy ją odtrącają. Zapytała mnie także, czy mogłybyśmy się spotkać i czy chciałabym zostać jej koleżanką. To był dla mnie zaszczyt. Byłam bardzo szczęśliwa, że mogę komuś pomóc i że jestem jej potrzebna. Oczywiście, że się zgodziłam! Z moją nową koleżanką chodziłyśmy do parku, na lody. Rodzice Malwiny nie musieli już się martwić, że ich córka będzie sama, ponieważ zawsze byłam przy niej. Pewnego razu, gdy wybrałyśmy się na spacer do parku, przytrafiła nam się niemiła sytuacja. Zbierałam kasztany i podawałam je Malwinie. Było bardzo miło, miałyśmy już całą reklamówkę. Było przyjemnie do momentu, gdy obok nas przechodziła grupa dziewcząt. Stanęły obok wózka Malwiny, zabrały jej reklamówkę i wysypały wszystkie kasztany na dziewczynkę. Śmiały się prosto w twarz Malwinie, krzycząc: „O, jaka biedna kaleka!” Potem zaczęły się śmiać ze mnie, że zadaję się z taką dziewczyną. Malwina bardzo płakała, a ja całą swoją złość dusiłam w środku, w sercu. Po chwili dziewczyny odeszły, a my płacząc we dwie wróciłyśmy do domu. Byłam bardzo rozczarowana zachowaniem tych bezdusznych osób. Tak się nie zachowują mądrzy ludzie. To było bardzo przykre dla mnie i mojej koleżanki. Ale przyjaźni nic i nikt nie może zniszczyć. Łącząca nas więź jeszcze bardziej się wzmocniła. Malwina wreszcie nie jest sama. Stała się bardziej otwarta i częściej się uśmiecha i lepiej znosi swoje kalectwo. Do dnia dzisiejszego jesteśmy prawdziwymi przyjaciółkami. KATEGORIA III EDYTA ŁAPA Przyjaciel - Czy widzieliście kiedyś ducha? Ja widziałam. Przez bardzo długi czas wmawiałam sobie, że to niemożliwe, że to nieprawda, że takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach… Teraz jednak już wiem. To nie sen, nie moja wyobraźnia. Duchy istnieją i historia, która mi się przytrafiła jest tego dowodem. Nigdy wcześniej nikomu jej nie opowiadałam. Dopiero uczę się o tym wszystkim mówić. Zdarzyło się to dwa lata temu, na początku marca. Była okropna pogoda. Ciężkie chmury od tygodnia wisiały nisko nad miastem. Wciąż padał deszcz ze śniegiem, wiał porywisty, zimny wiatr. Kałuże na ulicach i chodnikach. W taką pogodę mało kto wychodził z domu. Mnie jednak to nie przeszkadzało. Wolałam włóczyć się po mieście, niż słuchać krzyków mamy, kłótni braci, ciągłych pretensji, że wszystko robię nie tak… Tego dnia miałam spotkać się z Piotrkiem - moim najlepszym kolegą. On zawsze miał dla mnie czas. Jemu mogłam się wyżalić, opowiedzieć o kłopotach. Rozumiał mnie i zawsze coś mądrego doradził. Lubiłam jego żarty, którymi potrafił rozbawić mnie do łez. Przy nim wszystko wydawało się łatwe i proste. Miałam dużo szczęścia, że trafiłam na tak wspaniałego chłopaka. Ściemniało się, kiedy dotarłam do parku. Piotrek już na mnie czekał. Siedział skulony na naszej ulubionej ławeczce. Nie wstał, aby się przywitać. Pewnie zmarzł - pomyślałam. Zaczęliśmy rozmawiać. Właściwie to ja przez cały czas mówiłam. Opowiadałam o pechu, który mnie ostatnio prześladował. Wszystko mi szło nie tak - kłopoty w szkole, awantury w domu, nawet z najlepszą koleżanką ciągle się o coś sprzeczałam. Piotrek słuchał w milczeniu. Był jakiś dziwny, przygaszony. Przerwał mi nagle. - Muszę ci coś powiedzieć - wyszeptał. Nie spotkamy się już więcej. Dzisiaj widzimy się ostatni raz. Zaskoczył mnie tym zupełnie. Poczułam się głupio. - A więc to tak, ma mnie już dosyć pomyślałam. Znudziło go moje towarzystwo. A ja myślałam, że jest inny! Przez chwilę nie mogłam wydobyć słowa. Coś dławiło mnie w gardle. W końcu zaczęłam krzyczeć: - Myślałam, że jesteś moim przyjacielem, że mnie choć trochę lubisz, że obchodzą cię moje sprawy! A ty tylko udawałeś! Jesteś taki sam jak inni! - To nie dlatego - popatrzył na mnie jakimś dziwnym wzrokiem - nie wiem, jak ci to powiedzieć. Tak ciężko to wytłumaczyć. Ja umieram, a właściwie to już umarłem - dodał słabym głosem. No, tego było już za dużo. Na żarty mu się zebrało! Zaczęłam wrzeszczeć. Sama nie pamiętam, co mu jeszcze wykrzyczałam. Siedział bez ruchu i dopiero teraz zobaczyłam, że jest bardzo blady i bardzo smutny. Chciałam go szarpnąć za ramię, żeby się ocknął, wytłumaczył. Nie mogłam znieść jego milczenia. Wyciągnęłam rękę i jakie było moje zdziwienie, kiedy moja ręka prześliznęła się przez jego ciało. Uderzyłam dłonią o kant ławki. Poczułam piekący ból. No nie, tego już było za dużo! Odwróciłam się i zaczęłam biec. Łzy spływały mi po policzkach. Nie pamiętam jak dotarłam do domu. Całą noc przepłakałam. Zasnęłam dopiero nad ranem. Zbudziłam się zapuchnięta, z bólem głowy. W domu było cicho jak nigdy. Mama weszła do mojego pokoju. Usiadła na krześle i patrzyła na mnie jakimś dziwnym wzrokiem. - Może nie pójdziesz dzisiaj do szkoły? - zapytała. Mam dla ciebie smutną wiadomość. Opowiedziała mi o tym, że Piotrek wczoraj, późnym popołudniem miał wypadek. Śpieszył się. Przechodził przez jezdnię. Kierowca zauważył go w ostatniej chwili, nie zdążył zahamować. Zmarł w drodze do szpitala. Przeżyłam szok. Więc w parku rozmawiałam z duchem. Zaczęłam wszystko rozumieć. Mój kochany Piotruś. Mój najlepszy przyjaciel. Nie mógł mnie zawieść - przyszedł na umówione spotkanie. A ja się nawet z nim nie pożegnałam. Minęło dwa lata. Nigdy potem nie byłam w parku. Nawet nie wiem, czy stoi jeszcze nasza ławeczka. Często mam wrażenie, że Piotruś jest przy mnie, że czuwa i chroni mnie w różnych sytuacjach. Dzieją się wokół mnie różne dziwne rzeczy, które trudno jest wytłumaczyć. Kiedyś spadł w kuchni z suszarki talerz. Gdy weszłam zobaczyć, co się stało, przypomniałam sobie o nastawionej wodzie na herbatę. Woda już dawno się wygotowała, a czajnik był nagrzany i rozżarzony. Jeszcze chwila i wybuchłby pożar. Dwa razy nie mogłam wyjść z domu na umówione ze znajomymi spotkanie, bo w tajemniczy sposób ginęły mi klucze. Zawsze kładę je w tym samym miejscu. Potem okazywało się, że gdybym była ze znajomymi, miałabym podobnie jak oni, poważne kłopoty. Kiedy jest mi bardzo smutno, przypominają mi się żarty i kawały opowiadane przez Piotrka. Pamiętam je wszystkie, chociaż czasami myślę, że to on szepcze mi je do ucha… Tęsknię za nim bardzo. MONIKA PASZKO Zawsze niech będzie… Co mogłoby być zawsze? Co mogłoby nieprzerwanie krążyć w systemie czasu i przestrzeni? Czy taka rzecz istnieje? Wielcy filozofowie od wieków zastanawiają się nad majestatyczną tajemnicą początku i końca. Czy w ogóle jest coś takiego jak wieczność? Może umysł ludzki, choć tak potężny i nieodgadniony, jest zbyt płytki, by pojąć tę zagadkę sprytnie wymyśloną przez miliardy atomów składających się na istnienie… Ludzie od wieków zadawali sobie pytania dotyczące świata, życia, człowieka… Wydaje się, że rozważania na ten temat, z pozoru błahe, mogą doskonale trafić w sedno sprawy. Proste i oczywiste „zawsze niech będzie miłość”, wypowiedziane nawet przez kilkulatka, zastępuje skomplikowane wykłady na temat sensu ziemskiej egzystencji. Bo ta do końca niezdefiniowana miłość towarzyszy człowiekowi od samego początku. Na miłości opiera się świat, to właśnie ona doprowadza najrozsądniejszych ludzi do szaleństwa i kompletnego obłędu. Zdarza nam się jednak często zapominać o potędze tego uczucia. W codziennej monotonii czy, wręcz przeciwnie, zabieganiu nie dostrzegamy tych najbardziej podstawowych praw spisanych przez wielkość wszechświata. Tak naprawdę wszystko zbudowane jest właśnie na miłości. Jedni pojmują ją jako uwielbienie do drugiego człowieka, inni jako dziecięcą ufność w moc ludzkiego dobra. Każdy człowiek może mieć własną definicję miłości. Co więcej, wszystkie są poprawne. Każdy indywidualny światopogląd wnosi coś dobrego do wieczności, kształtując przyszłość. Jednak po milionach lat ludzkiej egzystencji nadal nie udało się jednoznacznie określić, czym jest miłość. Czy to coś oznacza? Może miłość wcale nie istnieje? Istnieje. Rodzi się codziennie w każdym z nas. Przyjmuje postać przebaczenia, gestu, spojrzenia… Tylko my jesteśmy odpowiedzialni za to, jak wielką rolę odegra w naszym życiu. Jedno jest pewne – dopóki istnieje człowiek, nie zaniknie również miłość. TOMASZ DUDEK Zawsze niech będzie nadzieja Zawsze niech nadzieja będzie w sercach naszych, Czyli w moim, Twoim i Waszych. Niech zawsze będzie nadzieja na szybsze serca bicie, Aby niepełnosprawnych dzieci lepsze było życie – Przecież to ludzie, jak wszyscy czujący, Jak wszyscy – myślący i kochający. Oni w samotności żyją, a chcą być razem z nami, Lecz my im nie dajemy szansy, Choć wszyscy jesteśmy tacy sami! A oni… czy tracą nadzieję? Gdy o nich pomyślisz, to serce topnieje… Lecz serca nasze zimne, czekają na cud… Czy taki jest nasz naród? Czy każdy zamiast serca nosi twardy lód? … Nie od każdego wieje taki chłód. Są tacy, co dają nadzieję, pomagając chorym i ubogim. I Ty nie bądź człowiekiem srogim. Dobrzy ludzie są potrzebni w świecie, Nie trzeba ich długo szukać – wszędzie ich znajdziecie. Pomagajmy innym, nadzieję warto innym dać, Bo Ty także w przyszłości choroby możesz znać… Zawsze niech nadzieja będzie W Polsce, w Europie – wszędzie. KATEGORIA IV MAŁGORZATA SOKOŁOWSKA Zawsze niech będzie … moja Mama Nigdy ale to przenigdy nie będę sama Bo zawsze będzie przy mnie moja kochana Mama Zawsze na moje pytanie odpowie I troszczy się o moje zdrowie Czasami sprawi lanie I krzyknie w słusznej sprawie W Niej mam przyjaciela Bez Niej moje maleńkie serce umiera Jedyna taka na świecie Nie znajdę drugiej takiej na żadnej planecie MONIKA POPIELEC Zawsze niech będzie… Zawsze niech będzie miłość. Miłość jest jak gorący płomień, Który grzeje i z czasem gaśnie. Miłość jest jak dojrzały owoc na drzewie, Który z czasem opada na ziemię. Z miłością nigdy nic nie wiadomo, Jak i gdzie ją spotkasz. I nie wiadomo, czy to wielka miłość, Czy tylko zwykły flirt. Miłość jest jak kwiat róży, Który długo utrzymuje swój wygląd i zapach. Miłość dodaje urody i talentu, Czasem rani lecz także uszczęśliwia każdego z nas. W miłości jest ważne to, aby dwoje ludzi potrafiło się szanować do końca swoich dni. I aby nigdy się nie ranić, Tylko pamiętać o tej drugiej swojej połowie.