Artykuł do pobrania. PDF

Transkrypt

Artykuł do pobrania. PDF
Szkoła w Gdańsku-Kokoszkach – spółka z o.o….
Nie ma co ukrywać, że pisanie o tym, co się dzieje wokół otwartej 1 września
nowej szkoły w Gdańsku-Kokoszkach sprawia mi sporo problemów. Żałuję, że Gdańsk,
który jest dla mnie tak ważny, który cenię i za historię, i za część dokonań obecnych,
naruszył pewien system równowagi.
Mówiąc w dużym skrócie problem główny polega na tym, iż Prezydent Gdańska (w
części poza decyzjami Rady Miasta Gdańska), rozpisując konkurs na tzw. operatora
budowanej szkoły (kosztującej dotąd 36 mln zł), nie tylko w mojej ocenie, naruszył pewien
ład – podział obowiązków różnych struktur państwa. Bo przecież argument, że przez ten
„manewr prywatyzacyjny”, odzyskujemy 7 mln zł VAT-u, należy do kręgu kuglarstwa
ekonomicznego nieprzystającego podmiotom państwa polskiego, do których należy gmina Miasto Gdańsk.
W roku, w którym obchodzimy XXV-lecie samorządu terytorialnego w Polsce,
dochodzi, bez szerszej debaty na ten temat, do naruszenia odpowiedzialności za
funkcjonowanie służb publicznych. To miał być pewien filar polski samorządnej, państwa
respektującego zasady społecznej gospodarki rynkowej, ważnej chociażby dla premiera
Tadeusza Mazowieckiego. Ten przykład pokazuje, ze obecnie czasami samorząd ustawia się
w roli księgowego-kasjera, który będzie przekazywał środki (duże) na funkcjonowanie
szkoły, zdejmując z siebie sporą część odpowiedzialności za realizację tego zadania (spółka z
o.o., która wygrała przetarg, tak naprawdę, i nie oszukujmy się, jest nastawiona na zysk).
Stąd jest pytanie, czy o czyjeś prywatne przychody powinno chodzić w przypadku
szkół, szpitali? Przecież to są zadania ze sfery wyższej użyteczności publicznej. Szkoła to nie
sklep, stacja benzynowa, czy linia lotnicza. Uczniowie i nauczyciele to nie przedmioty, organ
prowadzący to nie „operator” (co to w ogóle za język w przypadku szkolnictwa?). Oddawanie
w prywatne ręce tak ważnej dla społeczności lokalnej instytucji, jaką jest szkoła, jest takim
umywaniem rąk. Rodzajem kaprysu, gdy obok prowadzi się zdecydowanie ponad 100 szkół.
To nie my, nie naszych kilkuset urzędników, to będzie prowadził tzw. operator.
I tak od miesięcy trwa spór wokół szkoły w Gdańsku-Kokoszkach. Walczy o to na
drodze sądowej między innymi „Solidarność” oświatowa w Gdańsku, część radnych,
wypowiedział się w odrębnych stanowiskach Zarząd Regionu Gdańskiego i Sekcja Oświaty.
Sprzeciw budzi fakt, iż omija się w ten sposób chociażby art. 61 ustawy o systemie oświaty,
który mówi o uproszczonym trybie komercjalizacji szkół, ale do… 70 uczniów, nie ok. 700,
które uczęszczają do szkoły w Kokoszkach.
Jakby uwag było mało, tenże „operator”, korzystający z tego samego poziomu samej
dotacji, co inne gdańskie szkoły publiczne, wymyśla nazwę szkoły: „Pozytywna Szkoła
Podstawowa”. Czy to znaczy, że inne gdańskie szkoły są „negatywne”? Gdzie są granice
2
także językowego absurdu? Aż dziw bierze, że w tej sprawie nie wypowiedziało się do tej
pory Ministerstwo Edukacji Narodowej, mające bronić jakiegoś podstawowego ładu w
szkolnictwie. Ba, tylko tam też polityka wyprzedza racjonalność, czego dowodzi
wprowadzanie na siłę sześciolatków do szkół (a za rok będzie ich jeszcze więcej). Dobrze, że
przynajmniej Rzecznik Praw Obywatelskich w piśmie do MEN z 17 lipca br. zwrócił uwagę
na patologię tego typu rozwiązań.
Kojarzy się to z klimatem swoistej „falandyzacji” prawa, w której to aurze można
pozwalać sobie na wiele. A ten klimat staje się coraz bardziej wyczuwalny. To przecież też
wstyd, że podczas otwarcia nie poświecono budynku szkoły, ani krzyży tłumacząc, że…
będzie to obiekt świecki. Tym głosicielom nowego ładu polecam lekturę Konstytucji i
preambuły Ustawy o systemie oświaty, gdzie czytamy: „Oświata w Rzeczypospolitej Polskiej
stanowi wspólne dobro całego społeczeństwa (…) - respektując chrześcijański system
wartości - za podstawę przyjmuje uniwersalne zasady etyki”.
Tak się złożyło, że ów „operator” , czyli Zespół Szkół Spółka z o.o. z siedzibą w
Pucku, nosi imię marszałka Macieja Płażyńskiego. Czy takie działania są zgodne z systemem
wartości, które wyznawał zmarły tragicznie w Smoleńsku polski patriota?
Pytań rodzi się więcej. To zła droga, gdy w edukacji poruszamy się na granicy ładu
prawnego, gdy stara się pomijać pewien system wartości, na którym powinna się opierać
także polska szkoła. Zwłaszcza w Gdańsku, gdzie w sierpniu 1980 roku upomniano się o
możliwość afirmacji w Rzeczpospolitej patriotycznego, chrześcijańskiego punktu widzenia.
W rzeczywistości, w której nikt nie umywa rąk od zadań publicznych, nad którymi pieczę mu
powierzono.
A 1 września odbyło się otwarcie. Pewnie uczestnicy byli nastawieni „pozytywnie”.
Rodzice w większości chyba też. Bo i budynek ładny - nowy, na razie nie trzeba płacić
czesnego. Róbmy swoje, zapewne powtarzano, albo i maksymę: „Psy szczekają, karawana
jedzie dalej”?
Tylko czy chodzi w odniesieniu do edukacji o to, kto kogo ogra? Albo coś „ugra”?
Brak solidnego, poprzedzającego decyzje dialogu, doprowadza do sytuacji, którą już opisał
Stanisław Wyspiański w „Weselu”: „Oni i my – my i oni, na wyścigi – kto kogo przegoni!”.
Tylko gdzie tą drogą, której ważnym filarem miał być samorząd terytorialny, prowadzenie
przez niego na wysokim poziomie usług publicznych, dojdziemy?
Wojciech Książek
(wiceminister edukacji narodowej w latach 1997-2001, przewodniczący „Solidarności” oświatowej w
regionie gdańskim)

Podobne dokumenty