Czesław Miłosz Wiara Wiara jest wtedy, kiedy ktoś zobaczy
Transkrypt
Czesław Miłosz Wiara Wiara jest wtedy, kiedy ktoś zobaczy
Czesław Miłosz Wiara Miłość Wiara jest wtedy, kiedy ktoś zobaczy Listek na wodzie albo kroplę rosy I wie, że one są - bo są konieczne. Choćby się oczy zamknęło, marzyło, Na świecie będzie tylko to, co było, A liść uniosą dalej wody rzeczne. Wiara jest także, jeżeli ktoś zrani Nogę kamieniem i wie, że kamienie Są po to, żeby nogi nam raniły. Patrzcie, jak drzewo rzuca długie cienie, I nasz, i kwiatów cień pada na ziemię: Co nie ma cienia, istnieć nie ma siły. Nadzieja Nadzieja bywa, jeżeli ktoś wierzy, Że ziemia nie jest snem, lecz żywym ciałem, I że wzrok, dotyk ani słuch nie kłamie. A wszystkie rzeczy, które tutaj znałem, Są niby ogród, kiedy stoisz w bramie. Wejść tam nie można. Ale jest na pewno. Gdybyśmy lepiej i mądrzej patrzyli, Jeszcze kwiat nowy i gwiazdę niejedną W ogrodzie świata byśmy zobaczyli. Niektórzy mówią, że nas oko łudzi I że nic nie ma, tylko się wydaje, Ale ci właśnie nie mają nadziei. Myślą, że kiedy człowiek się odwróci, Cały świat za nim zaraz być przestaje, Jakby porwały go ręce złodziei. Miłość to znaczy popatrzeć na siebie, Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy, Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu. A kto tak patrzy, choć sam o tym nie wie, Ze zmartwień różnych swoje serce leczy, Ptak mu i drzewo mówią: przyjacielu. Wtedy i siebie, i rzeczy chce użyć, Żeby stanęły w wypełnienia łunie. To nic, że czasem nie wie, czemu służyć: Nie ten najlepiej służy, kto rozumie. KTÓRY SKRZYWDZIŁEŚ Który skrzywdziłeś człowieka prostego Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając, Gromadę błaznów koło siebie mając Na pomieszanie dobrego i złego, Choćby przed tobą wszyscy się skłonili Cnotę i mądrość tobie przypisując, Złote medale na twoją cześć kując, Radzi że jeszcze jeden dzień przeżyli, Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta Możesz go zabić - narodzi się nowy. Spisane będą czyny i rozmowy. Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta. Washington D.C., 1950 Wisława Szymborska Nic dwa razy Nic dwa raz się nie zdarza i nie zdarzy. Z tej przyczyny zrodziliśmy sie bez wprawy i pomrzemy bez rutyny. Choćbyśmy uczniami byli najtępszymi w szkole świata nie będziemy repetować żadnej zimy ani lata. Żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch tych samych nocy, dwóch tych samych pocałunków, dwóch jednakich spojrzeń w oczy. udany cebula twor. W jednej po prostu druga, w większej mniejsza zawarta, a w następnej kolejna, czyli trzecia i czwarta. Dośrodkowa fuga. Echo złożone w chór. Cebula, to ja rozumiem: najnadobniejszy brzuch świata. Sam sie aureolami na własną chwałę oplata. W nas - tłuszcze, nerwy, żyły, śluzy i sekretności. I jest nam odmówiony idiotyzm doskonałości. Kot w pustym mieszkaniu Wczoraj, kiedy twoje imię ktoś wymówił przy mnie głośno, tak mi byo, jakby róża przez otwarte wpadła okno. Dziś, kiedy jesteśmy razem, odwróciłam twarz ku ścianie. Róża ? Jak wygląda róża? Czy to kwiat ? A może kamień ? Czemu ty się, zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem ? Jesteś - a więc musisz minąć. Miniesz - a więc to jest piękne. Uśmiechnięci, współobjęci spróbujemy szkać zgody, choć różnimy się od siebie jak dwie krople czystej wody. Cebula Umrzeć - tego nie robi się kotu. Bo co ma począć kot w pustym mieszkaniu. Wdrapywać się na ściany. Ocierać między meblami. Nic niby tu nie zmienione, a jednak pozamieniane. Niby nie przesunięte, a jednak porozsuwane. I wieczorami lampa już nie świeci. Słychać kroki na schodach, ale to nie te. Ręka, co kładzie rybę na talerzyk, także nie ta, co kładła. Coś się tu nie zaczyna w swojej zwykłej porze. Coś się tu nie odbywa jak powinno. Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma. Co innego cebula. Ona nie ma wnętrzności. Jest sobą na wskroś cebulą, do stopnia cebuliczności. Cebulasta na zewnątrz, cebulowa do rdzenia, mogłaby wejrzeć w siebie cebula bez przerażenia. Do wszystkich szaf się zajrzało. Przez półki przebiegło. Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło. Nawet złamało zakaz i rozrzuciło papiery. Co więcej jest do zrobienia. Spać i czekać. W nas obczyzna i dzikość ledwie skórą przykryta, inferno w nas interny, anatomia gwałtowna, a w cebuli cebula, nie pokrętne jelita. Ona wielekroć naga, do głębi itympodobna. Niech no on tylko wróci, niech no się pokaże. Już on się dowie, że tak z kotem nie można. Będzie się szło w jego stronę jakby się wcale nie chciało, pomalutku, na bardzo obrażonych łapach. Byt niesprzeczny cebula, I żadnych skoków pisków na początek. Agnieszka Osiecka Tylko nie pal! Tańczyć chcesz, no to idź. No to idź, powodzenia. Chcesz tam pić? Możesz pić. Możesz pić. Do widzenia Gniewać się? Ale skąd, to mnie nie znasz. Możesz nasz cały dom dać na kiermasz. Rób co chcesz, mów co chcesz, tylko nie pal! Całuj, grzesz, baw się, ciesz, tylko nie pal! Wracaj w deszcz, proszki bierz, tylko nie pal! Papieros to zguba i tuba tych sił, co szczują i knują, by Polak źle żył, oj żył, oj żył. Chciałbyś mieć siedem żon, siedem żon. No to świetnie. Możesz nie wracać aż, aż gdzieś przed kwietniem. Masz już dość moich min, już kasuję. Masz już dość moich łez, nic nie czuję... Rób co chcesz, mów co chcesz, tylko nie pal! Całuj, grzesz, baw się, ciesz, tylko nie pal! Wracaj w deszcz, proszki bierz, tylko nie pal! Czy nosisz kimono, kufajkę czy frak, papieros wykończy cię, chłopcze, i tak, i tak, i tak... Chciałbyś gdzieś kupić sad, kupić sad, no więc zrób to. Chciałbyś wtem zbawić świat, zmienić świat, no to jutro. Rad byś w mur głową bić, powodzenia! Chciałbyś wyjść, byle wyjść, do widzenia! Rób co chcesz, mów co chcesz, tylko nie pal! Całuj, grzesz, baw się, ciesz, tylko nie pal! Wracaj w deszcz, proszki bierz, tylko nie pal! Papieros to zguba i tuba tych sił, co szczują i knują, by Polak źle żył, oj żył, oj żył. Niech żyje bal Życie, kochanie, trwa tyle co taniec, fandango, bolero, bibop, manna, hosanna, różaniec i taniec, i jazda, i basta, i stop. Bal to najdłuższy, na jaki nas proszą, nie grają na bis, chociaż żal, zanim więc serca upadłość ogłoszą na bal, marsz na bal! Szalejcie aorty, gdy idę na korty, roboto, ty w rękach się pal, miasta nieczułe, mijajcie jak porty, bo życie, bo życie to bal. Bufet, jak bufet, jest zaopatrzony, zależy, czy tu, czy gdzieś tam, tańcz, póki żyjesz, i śmiej się do żony, i pij zdrowie dam... Niech żyje bal, bo to życie to bal jest nad bale, niech żyje bal, drugi raz nie zaproszą nas wcale, orkiestra gra, jeszcze tańczą i drzwi są otwarte, dzień wart jest dnia i to życie zachodu jest warte Chłopo-robotnik i boa-grzechotnik z niebytu wynurza się fal, widzi swą mamę i tatę, i żonkę i rusza, wyrusza - na bal. Sucha kostucha, ta Miss Wykidajło wyłączy nam prąd w środku dnia, pchajmy więc taczki obłędu jak Byron, bo raz mamy bal! Niech żyje bal, bo to życie to bal jest nad bale, niech żyje bal, drugi raz nie zaproszą nas wcale, orkiestra gra, jeszcze tańczą i drzwi są otwarte, dzień wart jest dnia i to życie zachodu jest warte! Leopold Staff Kochać i tracić... Kochać i tracić, pragnąć i żałować, Padać boleśnie i znów się podnosić, Krzyczeć tęsknocie „precz” i błagać „prowadź”! Oto jest życie: nic, a jakże dosyć... Zbiegać za jednym klejnotem pustynie, Iść w toń za perłą o cudu urodzie, Ażeby po nas zostały jedynie Ślady na piasku i kręgi na wodzie. Bruno Jasieński But w butonierce Zmarnowałem podeszwy w całodziennych spieszeniach, Teraz jestem słoneczny, siebiepewny i rad. Idę młody, genialny, trzymam ręce w kieszeniach, Stawiam kroki milowe, zamaszyste, jak świat. Nie zatrzymam się nigdzie na rozstajach, na wiorstach, Bo mnie niesie coś wiecznie, motorycznie i przed. Mijam strachy na wróble w eleganckich windhorstach, Wszystkim kłaniam się grzecznie i poprawiam im pled. W parkocieniu krokietni — jakiś meeting panieński. Dyskutują o sztuce, objawiając swój traf. One jeszcze nie wiedzą, że gdy nastał Jasieński, Bezpowrotnie umarli i Tetmajer i Staff. One jeszcze nie wiedzą, one jeszcze nie wierzą. Poezyjność, futuryzm — niewiadoma i X. Chodźmy biegać, panienki, niech się główki oświeżą — Będzie lepiej smakować poobiedni jour-fixe. Przeleciało gdzieś auto w białych kłębach benzyny, Zafurkotał na wietrze trzepocący się szal. Pojechała mi bajka poza góry doliny nic jakoś mi nie żal, a powinno być żal... Tak mi dobrze, tak mojo, aż rechoce się serce. Same nogi mnie niosą gdzieś — i po co mi, gdzie? Idę młody, genialny, niosę BUT W BUTONIERCE, Tym co za mną nie zdążą echopowiem: — Adieu! — Różewicz Tadeusz Jak dobrze Jak dobrze Moge zbierac jagody w lesie myslalem nie ma lasu i jagod. Jak dobrze Moge lezec w cieniu drzewa myslalem drzewa juz nie daja cienia. Jak dobrze Jestem z toba tak mi serce bije myslalem czlowiek nie ma serca. List do ludożerców Kochani ludożercy nie patrzcie wilkiem na człowieka który pyta o wolne miejsce w przedziale kolejowym zrozumicie inni ludzie też mają dwie nogi i siedzenie Kochani ludożercy poczekajcie chwilę nie depczcie słabszych nie zgrzytajcie zębami zrozumcie ludzi jest dużo będzie jeszcze więcej więc posuńcie się trochę ustąpcie Kochani ludożercy nie wykupujcie wszystkich świec sznurowadeł i makaraonu Nie mówcie odwrócenie tyłem: ja mnie mój moje mój żołądek, mój włos mój odcisk moje spodnie moja żona moje dzieci moje zdanie Kochani ludożercy nie zjadajmy się Dobrze bo nie zmartwychwstaniemy Naprawdę Herbert Zbigniew Przesłanie Pana Cogito Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę idź wyprostowany wśród tych co na kolanach wśród odwróconych plecami i obalonych w proch ocalałeś nie po to aby żyć masz mało czasu trzeba dać świadectwo bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę a kornik napisze twój uładzony życiorys i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie strzeź się jednak dumy niepotrzebnej oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz powtarzaj: zostałem powołany - czyż nie było lepszych strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy światło na murze splendor nieba one nie potrzebują twego ciepłego oddechu są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy czuwaj - kiedy światło na górach daje znak - wstań i idź dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów Bądź wierny Idź Słowacki Grób Agamemnona Andrzej Poniedzielski Kontrolowany antyfeminizm Szczeknij z boleści i przeklinaj syna, Lecz wiedz - że ręka przekleństw wyciągnięta Nade mną - zwinie się w łęk jak gadzina, I z ramion ci się odkruszy zeschnięta, I w proch ją czarne szatany rozchwycą; Bo nie masz władzy przekląć - Niewolnico! Gdyby kobietę - abstrakcyjnie przewiesić przez trzepaka ramę i tak dokładnie i solidnie to zrobić co z dywanem, Białoszewski Wywód Jestem u jestem sobie jestem głupi co mam robić a co mam robić jak nie wiedzieć a co ja wiem co ja jestem wiem że jestem taki jak jestem może niegłupi ale to może tylko dlatego że wiem że każdy dla siebie jest najważniejszy bo jak się na siebie nie godzi to i tak taki jest się jaki jest to uleciałyby razem z wiatrem: obłuda, fałsz i pruderia, zarozumialstwo i obżarstwo, pycha, egoizm, kokieteria, te wszystkie - "Czemu tyle palisz" i wszystkie - "Znowu tyle piłeś" te wszystkie - "Odłóż gazetę" "I znowu masła nie kupiłeś", te spazmy, furie, te migreny, te wszystkie - "Ach" i "Och", "Mój Boże, jakaż ja jestem nieszczęśliwa", "Cóż ja na siebie włożę" i ta niedobroć, brak zrozumienia i dusza nieliryczna, i ten despotyzm, brak litości, pustość, oziębłość niejednokrotnie erotyczna. Gdyby to wszystko, gnane wiatrem, jak kurz i pył, gdzieś uleciało, to tylko to, co miłe, dobre nienaruszone by zostało. Więc pracowitość, mądrość, dobroć, czułość i nieszarzyzna, i przedsiębiorczość, i subtelność, czyli po prostu – Mężczyzna! Julian Tuwim Mus Jeszcze nie mówisz, ale już wiesz, Że bez pardonu mnie rzucisz. Podrzesz mi życie, jak listy drzesz, Surowo mówiąc, że "musisz". Zapłaczesz - śmieszna! - dumna i zła, Jakby Ci żal było czego, Lecz w ślubne łoże swe będziesz szła Z tryumfem musu głupiego. I z musu przeklniesz przeszłości cień, I z musu wspomnienia zdusisz, Aż przyjdzie - z musu - ogromny dzień, Gdy ujrzysz, że kochać mnie musisz... Mnie! Mnie! Mnie! Słyszysz? I tylko mnie! Nerwowca, z długami, z plamą!! Mnie! Mnie! Nudziarza, co męczył Cię I wiecznie mówił to samo!! Mnie, obłąkańca, który Twój próg Witał, jak próg u świątyni, Który Ci krzyczał, żeś Cud, żeś Bóg, Że miłość - świętą Cię czyni. Mnie! Mnie! Któremu noce i dnie Kaprysem bezmyślnym trułaś! Duszę katując, mordując mnie, Męki mej strasznej nie czułaś. Kwiaty polskie fragm. pieniądze Nocą - tylko w kasach kolejowych Beznamiętnie Ciurkające, Zaspane, A szulerniach gejzerem gorączkowym, A w burdelach - nieodżałowane, Na dancingach - syczące szampanem, Wytrysnęły z brzaskiem dnia - kipiące, Zapienione, robaczywe pieniądze. Z portmonetek, szuflad, kieszeni Do kieszeni, szuflad, portmonetek, Za chleb, za tramwaj, za gazetę, Za lekarstwo, za szpinak, za siennik, Do kas i z kas, Za wóz i przewóz, Do miasteczka z miasteczka, Do województw z województw, Za mleko, za gaz, Za zwierzęta, za las, Do banków, straganów, sklepików i kas I z kas, i z banków, straganów, sklepików, Do kelnerów, lekarzy, oficerów, rzeźników I znów do lekarzy, rzeźników, kelnerów, Od zdunów, monterów, do stolarzy, szoferów, Za kurs, za stół, za golenie, za drut, Za sól, za ząb, za cegłę, za but, Od ślusarza do księdza, od księdza do szklarza, Od szklarza do szewca i znów do ślusarza, I znów I znów I jeszcze raz, Za bilet, za nóż, za wodę, za gaz, Za armatę, musztardę, podkowę, protekcję, Za ślub, za grób, za schab, za lekcję, Za klej, za klamkę, za klops, za kliszę, Za papier, na którym te wiersze piszę, Za pióro, atrament, za czcionki, za druk, Za bombę, za śledzia, za radio, za bruk, I poecie - za dar, za nazwisko, za czas, I wszystkim za wszystko, z kieszeni do kas I z kas do kieszeni, na wszystkie strony, Rozdrobnione na grosze, spęczniałe w miliony, Labiryntem i mrowiem, kołowrotem splątanym, Chaosem kierunków i linii pijanych, Buchające i schnące, znikające, rosnące Zakrążyły diabelsko robaczywe pieniądze. Stanisław Barańczak Tłumaczenie Nash Reflections on Ice-Breaking Candy Is dandy; But liquor Is quicker. Refleksje na temat przełamywania lodów przy nawiązywaniu stosunków towarzyskich. 1. Kawa Się nadawa, Lecz gorzała Szybciej działa. 2. Herbata Też zbrata; Ale martini Szybciej to czyni. 3. Kakao Też by działało; Ale jest szybszy program: Sto gram. 4. Sok z pomarańczy Jest tańszy; Lecz dolać wódki – Są skutki. 5. Cocktaile mleczne Są bezskuteczne; Ale wóda Czyni cuda. 6. Butla Perriera Wciąż jest bariera; Łyk Bloody Mary – Nie ma bariery. 7. Melba z bananem – Podejściem wyszukanem; Sto gram z grzybkiem – Szybkiem. 8. Po toniku – Brak wyniku; Po ginie – Rezerwa ginie. 9. Tort podany na tacy Jest cacy; Whisky wlana do wnętrza – Jest prędsza. 10. Sodowa woda To też metoda; Lecz prędzej do celu dotrzem Scotchem. 11. Banany w mazagranie – Niebanalne zagranie; Lecz sukces towarzyski Zapewnia prosta whisky. 12. Sok grejpfrutowy Jest zdrowy, Zmieszany z ginem daje większy plus: Luz.