Daniel blog - mdaniel
Transkrypt
Daniel blog - mdaniel
„Daniel” autorstwa blogera mdaniel.blog.pl wersja dla czytelników bloga 02.12.2015 o tym jak.... zresztą sami się domyślicie ;) 1 08.1992 Daniel Dzieciństwo rządzi się swoimi prawami, które dyktuje podwórko. W grupie dzieciaków z sąsiedztwa, jak w każdej innej, pojawia się jakiś lider. Kiedy grupy jeszcze nie ma, lider ją buduje, zaczynając od wyznaczenia roli dla siebie. Mam 5 lat i uwielbiam zabawy na podwórku. Właśnie dostałem od mamy nową skakankę, ale nie zawsze pełni ona swą przeznaczoną role – często służy mi do zabawy w dziki zachód, gdzie spełnia funkcje lassa; no cóż, „Bonanza” to chyba pierwszy serial jaki zobaczyłem w tym szarym pudle stojącym na wysokim, amatorsko zrobionym stoliku z ciemnego drewna… a może nie jest on wcale amatorsko wykonany… Moje podwórko to świetny plac zabaw – jest duże, przegrodzone płotem chroniącym część mieszkalną od kur i psów, które mamy. Jest tu też duża piaskownica, przy której stoi stara Nysa, a naprzeciw niej, pomiędzy jabłonką a orzechem, masa przeróżnych części samochodowych. Mój brat 2 jest mechanikiem z zamiłowania, ale na co dzień „biega” na kopalnie zostawiając w domu żonę i dziecko – mojego kompana do zabawy. Michał urodził się jedenaście miesięcy i kilka dni później ode mnie, dlatego nie trudno jest mi się z nim dogadać i choć nasi rodzice nierzadko się kłócą, my możemy liczyć na swoje towarzystwo. Wracając do mego podwórka. Jest ono raczej ponure – znikoma ilość trawy, krzywo wybudowane drewniane komórki mieszczące przeróżne graty, krzaki i chwasty wyrastające w ogródkach między warzywami. Jednak jakoś nie przeszkadza mi to. Rośnie tu jeszcze dużo wiśni, agrestu i czerwonej porzeczki, a niedawno do tego wszystkiego dołączyła rozbita 1 Syrenka, którą ja i Michał z rodzicami byliśmy na zakupach – no cóż, nie trzeba było zostawiać nas samych w aucie, w końcu jesteśmy mężczyznami i tak samo fascynuje nas motoryzacja. 09.1993 Niedomowe przedszkole i spódnica Każdy z nas czasem czegoś pożąda. Dzieciaki najczęściej słodyczy lub produktów nowinek technologicznych. Chyba, że 1 Syrenka (potocznie) - od marki Syrena polskiej rodziny samochodów produkowanych w latach 1953-1983 3 się zakochają. Przecież dziecięca miłość jest tak silna, wolna od brudnych myśli i obłudy, a jednocześnie pełna zazdrości. Właśnie mija rok od czasów „Bonanzy”, a zabawy z podwórka przenoszą się na plac i budynek przedszkola. Tyle, że ja nie tylko błogo się tu bawię, ale i uczę. Oczywiście Michał chodzi tu ze mną, więc i moja dusza jest spokojna. Pamiętam jednak pierwszy dzień i wiele innych dzieci, które przyszły tu z nami – ich płacz, lament – typowe maminsynki, które zostały przyzwyczajone tylko do spódnicy, a teraz jedyne spódnice towarzyszące m podczas dnia (poza spódniczkami koleżanek z grupy), to spódnice pani wychowawczyni, w tym jednej hetery, która wydawała się być straszną babą Jagą z różnych słyszanych bajek (choć ta tutaj nie ma siwych włosów i pryszcza na nosie). Ja do spódnicy raczej nie byłem przyzwyczajany. Moja mama pracuje na kolei, sprząta, czy „coś tam”, a spódnice przyszywanych cioć i babć, u których wówczas zostawałem pod opieką, nie spełniały raczej tej samej roli co kiecka mamy. Nie o tym chciałem jednak Wam powiedzieć, bowiem pierwszy dzień w przedszkolu, a raczej zerówce był moim pierwszym dniem, w moim jeszcze dość krótkim życiu, w którym poczułem pożądanie. Dwa jasno4 blond kucyki małej dziewczynki o zniewalającym uśmiechu (pomimo przerwy w uzębieniu), ubranej w białą sukienkę w kwiatki wywołały u mnie dreszcze i przyspieszony puls. Pomyślałem – „to spódnica, do której chętnie się przyzwyczaję”. Usiedliśmy wtedy w kręgu, aby każdy powiedział coś o sobie. Jej głos wibrował po moim ciele, wprowadzając je w stan uniesienia. Mój wzrok śledził uważnie każdy ruch jej warg i mimikę ciała, wtedy usłyszałem to piękne imię – Marta – moja, złotowłosa Marta. 10.1993 Czy to już miłość? Złotowłosa i trzy misie? Czemu aż trzy? Powinien być tylko jeden. Jak skupić się na trzech? Przecież można przez to nie dostrzec wszystkich zalet tego jednego – jedynego... Nie jestem brzydki ani gruby, a mama cały czas uczy mnie śmiałości, zabierając ze sobą do obcych ludzi, więc nie miałem trudności ze zdobyciem serca mojej Złotowłosej. Inne dzieciaki mogły tylko pozazdrościć Marcie naszych wspólnych zabaw w 5 dorosłe życie. Wyposażenie naszego przedszkola bardzo temu sprzyja. Kącik ze sklepikiem, domowy i z gabinetem lekarskim… Jednak i ja szybko poczułem smak zazdrości… Rodzice przenieśli go z innego przedszkola – Arek. Zbliżała się zabawa choinkowa, a ja jako nadworny klaun nie miałem większych szans z muszkieterem. I tak zostawiła mnie bez słowa. Nasze wspólne zabawy zamieniała na zabawy z nim, tym razem on udawał jej męża, opiekuna jej dzieci. To on udawał lekarza podczas jej niby choroby. Moje serce biło jeszcze szybciej, a dusza przestała być spokojna. Jednak widząc jej uśmiech i radość nie zamierzam jej tego zabierać. Nie chcę by poczuła pustkę, jaką ja poczułem, ale nie mogłem na to spokojne patrzyć. Nie miałem tu nigdy mało adoratorek, ale jedna szczególnie zwracała na mnie uwagę i teraz miała szansę na sukces, widząc jak cierpię, uknuła wraz ze swoją przyjaciółką, jak mogłaby zyskać moje zainteresowanie, teraz kiedy Marta ma swojego „króliczka” (tak nazywa Arka). Beata – tak ma na imię, kupiła sobie nawet spodnie identyczne z tymi jakie ja nosze, być może za namową właśnie swojej przyjaciółki. Nie wiem czy ona poczuła się w nich bardziej męsko, ale zacząłem się martwić, że mama ubiera mnie w damskie ciuszki, dopóki nie 6 zobaczyłem, że kilku innych chłopców też nosi takie. Widząc jak przebiegłe starają się być te dwie małe żmijki postanowiłem to wykorzystać. Nie jestem mniej inteligentny od nich, a na pewno sprytny, więc wymyśliłem, że zakumpluje się z nimi. Chce by Marta również zaznała smaku zazdrości. Mam nadzieje, że tak właśnie się stanie. Po kilku dniach 2D`Artagnan się wypalił lub mój plan zadziałał. Nie uwierzycie co się stało. Marta przyszła do nie, przeprosiła za to, że mnie zostawiła i zapytała, czy zostanę jej króliczkiem. Poczułem smak zwycięstwa – klaun wygrał starcie z muszkieterem! I co, myślicie, że wybaczyłem jej ten mały romans? To dobrze myślicie! Cóż, lepiej zawczasu nauczyć się jakie skutki może przynieść zdrada i jak bardzo boli, niż uczyć się tego kilkanaście lat później, kiedy być może jest już po ślubie. Nie mniej jednak, wyszło na jaw, że nie jestem święty, drużyna dwóch małych żmijek, na czele z Beatą poczuła się strasznie oszukana i zawiedziona moim występkiem. Hm, może jednak nauczyło je to uważnie obdarzać innych 2 D'Artagnan – jeden z czterech muszkieterów z powieści „czterej muszkieterowie” 7 zaufaniem… 1994/1995 Od nadwornego klauna do gospodarza dworu Każdy dorosły człowiek. Mający poczucie zawodowego spełnienia, chciałby awansować. Nie każdemu się udaje, ale każdy może zbudować w sobie poczucie własnej wartości – większej niż do tej pory. Triumfuje! Dziś jestem już w podstawówce i uczę się co to przyjaźń. Dalej tworzę „króliczą” rodzinę z Martą, ale teraz zamiast łąki, na której możemy pokicać, czekały nas szkolne ławki. Cóż więc mieliśmy począć jeśli nie usiąść obok siebie? Na szczęście i tu dali upust naszemu dzieciństwu organizując zabawę choinkową. Marta tak jak w przedszkolu była księżniczką, a co ja mogłem teraz wymyślić? Wiedziałem, że jakiś mały muszkieter wygra z klaunem, ale nie księciem. Hm, ale co jeśli już jakiś Książę się pojawi – niestety tego nie dało się przewidzieć. Do klasy chodzi ze mną sporo nowych twarzy, nie 8 widzianych wcześniej w przedszkolu, trzeba więc było zaszpanować. Moja mama ze swoją koleżanką nie dostały ode mnie łatwego zadania – spotykały się wieczorami i popisywały swoimi krawieckimi i plastycznymi umiejętnościami, aż w końcu nadszedł ten dzień. Jeszcze tylko ostatnie poprawki i… tak! Dziś jestem królem balu, zdecydowanie tak! Królem! Nie jakimś tam muszkieterem, czy księciem o klaunie nawet nie wspominając, a samym królem – jedynym na tym balu, wzbudzającym nie tylko zachwyt, ale i szacunek „mojego dworu”. Moją postać okrywa iście królewski płaszcz ociekający złotymi dodatkami, a głowę zdobi błyszcząca się korona i do tego najistotniejszy atrybut – symbol mej władzy – berło – drewniana kuchenna pałka do ugniatania ciasta owinięta aluminiową folią. Wiedziałem, że żaden inny bohater, nie odbierze mi dziś mojej Złotowłosej. Jednak chcąc pokazać, iż jestem dobrym władcą pod każdym względem, nie mogłem zawieść serc moich podwładnych. Musiałem więc innym damom poświęcić kilka tańców. Na wszystkie jednak czasu nie starczyło. 9 11.1996 Wymówka Jak sobie pomóc? Wtedy kiedy chce się osiągnąć cel, ale trudno jest znaleźć rozwiązanie? Może trzeba kogoś wdrożyć w temat, albo nie. Absolutnie nie. Jedynie znaleźć wsparcie i dalej dążyć do jego osiągnięcia, mając silne, stabilne zaplecze. Szkoła nie jest jedynym miejscem moich spotkań z Martą, ale daje szansę spotykać się również po lekcjach. O wiele łatwiej było się umówić, podając pretekst wspólnej pracy na plastykę, czy któreś inne przedmioty. Cóż więc mogą począć nasi rodzice, jeśli nie z uśmiechem patrzeć na rozwój naszej przyjaźni? No właśnie nie wiele, bo i po co. Mój tata, który od młodości (jak opowiada) był żigolakiem, pomimo pasania krów, mam wrażenie, że jest wręcz dumny ze swojego syna, w którym dopatruje się swoich genów. Jeśli jednak o przyjaźń chodzi, Marta nie jest jedyną osobą, z którą łączy mnie to uczucie. 10 Blisko nas mieszka Monika, która od dawna kumpluje się z moją Złotowłosą. Szybko stała się również moją najlepszą kompanką do towarzystwa. W szkole zaś dogaduje się bardzo dobrze z pewnym chudym okularnikiem, którego zachowanie często mnie zadziwia. Dzieci w szkole podstawowej często są zmuszani do prowadzenia się za rączki w parach – Maciek – bo o nim mowa, nie wstydzi się tego tak jak ja i często wykorzystujemy nawet przerwy na wspólne spacery i rozmowy o sowich dziecięcych fantazjach i marzeniach. To chłopiec pełen wigoru, humoru, który kiedyś w totalnych wygłupach nie omieszkał mnie również niby niewinnie cmoknąć w policzek. Czasem to się zdarza, później mi to przeszkadzało, lecz teraz mam nowy problem… 1996/1997 Wymówki ciąg dalszy Za każdym razem, gdy spotyka mnie jakaś przykrość, której skutki nie są jeszcze mi do końca znane, a co dopiero przyczyna to lęk potęguje jej odczucie. Dziś miałem mieć klasówkę z matematyki. Jestem raczej 11 pilnym uczniem a moje zachowanie zawsze nauczyciele oceniają na wzorowe, nie są mi więc w głowie jakieś wykręty czy wymówki by uciekać od trudnych zadań. Jednak tej nocy moja mama pomyślała inaczej. W domu śpię razem z nią i misiem, który został mi po starszym bracie. Ból brzucha, który ciężko było mi jednoznacznie określić, a który dokuczał mi tak bardzo, iż całe ciało dostawało dreszczy, a ja zacząłem przez niego strasznie lamentować, został potraktowany przez moją mamę właśnie jako próba wykręcenie się od szkoły. Zostałem nawet za to skarcony, ale kiedy do tych wszystkich objawów doszły jeszcze wymioty, moja mama przestraszyła się i postanowiła z samego rana zabrać do lekarza. Nie cierpię zastrzyków. W przedszkolu często chorowałem na gardło i wybrałem wszystkie możliwe antybiotyki, a to kolejne ukłucie, do którego teoretycznie powinienem przywyknąć, swędziało mnie na tyle, że przestałem już myśleć o tym co spotkało mnie w nocy. Potem, pani doktór polała mnie jakimś zimnym żelem i smyrała, jeżdżąc jakimś laserem po moim ciele. – „Kamienie w tym wieku?! Jeszcze się z tym nie spotkałam.” – powiedziała. To była młoda lekarka, więc może nie powinno dziwić mnie jej zaskoczenie. Nie zdawałem sobie jednak sprawy z powagi 12 sytuacji. Zacząłem regularnie przyjmować leki przeciwbólowe, przeciwzapalne, rozkurczowe, rozpuszczające osad zbierający się na moich nerkach, moczopędne. Częściej też odwiedzałem z mamą różnych lekarzy, teraz leże w szpitalu. Mają zrobić mi tu szczegółowe badania. Nie jest źle – są tu bardzo zabawni ludzie, dzieciaki z pomysłem na zabawę. Pierwszy raz mam również możliwość poznania dzieciaków z poza mojej szkoły i okolicy. Dalej umacnia się moja śmiałość, chociaż dzieciakom i tak z reguły lepiej się dogadać niż dorosłym. Nikt z moich stałych kompanów mnie tu nie odwiedza, ale nie przeszkadza mi to ponieważ nie nudzę się, a po co narażać ich na niezrozumiane widoki. Dziś już opuszczam mury szpitala. Bardzo zżyłem się z tymi ludźmi, jednak szanse spotkania się później są nikle. Wczoraj z racji „zielonej” nocy (nie tylko ja miałem dziś opuścić te mury) postanowiliśmy zrobić sobie żarty podczas snu. Tym samym nie dowierzaliśmy co się dzieje z jednym ze współlokatorów naszego pokoju. Chłopak zaczął drżeć i rzucać się po łóżku, szybko ściągnąłem kolegę, który jak ja jeszcze nie spał i pobiegliśmy do pielęgniarek. Okazało się, że on wcale nie wycinał nam dowcipu. Jego pobyt musiał się przedłużyć – 13 stwierdzono u niego padaczkę. Łzy jego mamy z pewnością nabrałyby ciśnienia, gdyby widziała to co ja w nocy. Poczułem wówczas strach, bałem się, że pierwszy raz zobaczę jak śmierć zabiera kogoś, kto w jakimś stopniu był mi bliski. Bałem się, że w ogóle zobaczę śmierć. Jednak przez ten fakt, łatwiej było mi zrozumieć łzy jego matki. Szybko pomyślałem o sobie… 1997/1998 Bom ja chłopiec, lecz nie kopie Wiele mnie ominęło w szkole. Przez swoją chorobę, przez to co przeżyłem wtedy w szpitalu, byłem nieco przymroczony. Po powrocie do szkoły moja kompania zaczęła się przejmować moim zdrowiem. Maciek zapytał nawet, czy moje zdrowie jest na tyle zagrożone, że mogę kopnąć w kalendarz. Początkowo nie zrozumiałem, przecież nogi mam zdrowe, ale jak tylko wytłumaczył o co chodzi odpowiedziałem, że mogę, ale nie bezpośrednio – jeśli kamień spowoduje zatokowanie ujścia moczu i nie odblokuje się tego na czas może dojść do skażenia organizmu, co w konsekwencji może spowodować śmierć. Jednak można z tym żyć. 14 Kopanie w kalendarz w sensie dosłownym jak i kopanie w ogóle nie jest czymś co mógłbym polubić. To też kiedy przychodzi czas na lekcje w-fu nie cieszę się tak, jak reszta moich rówieśników. Sam fakt, że trzeba się przebrać, rozebrać przed kolegami przerażał mnie. Bałem się poniżenia, wstydzę się, tym bardziej teraz. Bowiem, od kiedy zacząłem brać 12 pigułek dziennie przybrałem znacznie na wadzę. Nic więc dziwnego, że mogę im zazdrościć niezłej sylwetki. A kiedy jeszcze dokucza mi z tego powodu ktoś bliski boli jeszcze bardziej. Postanowiłem coś z tym zrobić. Zacząłem trzymać się diety wskazanej przez lekarzy w związku z moją chorobą. Odmawiam sobie nie tylko przyjemności, ale coraz częściej odmawiam sobie również podstawowych posiłków… 07.1999 Pierwsze takie wakacje Pierwsze razy w życiu człowieka są zawsze ekscytujące. Pierwszy łyk coli, pierwszy lizak, pierwsza szkolna miłość, pierwsza lekcja jakiegoś przedmiotu. Strach, niepewność, ciekawość, radość – wszystko się ze sobą mięsza. 15 Mój tata pracuje chyba w największym zakładzie pracy w Polsce, jakim jest Huta Katowice. Spytał czy nie chciałbym jechać na kolonie, które są organizowane corocznie z myślą o dzieciach pracowników. Oczywiście pomysł mi się spodobał, tym bardziej, że rok wcześniej w dniu wyjazdu na zieloną szkołę zachorowałem na świnkę. Pomimo pewnych wątpliwości i obaw jadę nad morze… Pierwszy raz jestem tak daleko od domu na tak długo, a na dodatek z zupełnie obcymi mi ludźmi. No właśnie, myślałem że szybko uda mi się z nimi nawiązać dobry kontakt, jednak wsadzili mnie do pokoju, w którym jestem najmłodszy. Z resztą w całej grupie jest chyba tylko dwóch chłopaków młodszych ode mnie. Niestety nie jest kolorowo – starsi zawsze lubią się znęcać nad młodszymi. Z resztą kto nie lubi mieć władzy w rękach. No właśnie, opiekuje się nami pani Aleksandra i właściwie nie zauważam by miała w tym jakieś duże doświadczenie – młoda, urodziwa kobieta, miła, ale czasem nawet sprawia wrażenie przestraszonej. W ciągu dnia zabiera nas na plażę, na miasto, celem obkupienia się w zbędne pierdółki, objedzenia się niezdrowymi lodami czy kebabem – tego jednak nie mam ochoty spróbować, bo panuje we mnie 16 przekonanie, że jest to mięso z konia; nie wiem skąd znalazło się w mojej świadomości, ale nie posmakowałem do tej pory tego czegoś czym reszta była wprost zachwycona. U mnie pojawiał się wtedy odruch wymiotny. Nie skąpią nam tu jednak atrakcji. Czy ktoś z Was zna nadmorski chrzest i lizanie musztardy z kolan króla Neptuna? Smak skóry, przyprawionej owym sosem okazał się być jednak całkiem dobry. Nie jestem kanibalem! Boję się wysokości, ale wszedłem na latarnię morską. Od razu, jak ją tylko ujrzałem zaczęła działać dziecięca wyobraźnia o duchach i starym latarniku ją zamieszkującym. A kiedy zobaczyłem z góry morze, którego końca nie widać, pojąłem jak duża musi być planeta, którą zamieszkuje. Wiatr, który szalał na tej wysokości przyprawiał mnie o dreszcze. Słońce, które rzucało światło na całą dobrze widoczną wówczas miejscowość – to wszystko, sprawiło że poczułem, jak gdyby moja świadomość się ulotniła, wymknęła spod kontroli i cały świat stał się obcy… Atrakcjami były również liczne zawody sportowe, w których niechętnie uczestniczyłem, no chyba, że chodziło o biegi – uciekać to ja potrafię. 17 Dziś była akcja. Taka chudzina co to mieszka ze mną w pokoju i niby taki cwaniak został potraktowany przez dwóch kolejnych współlokatorów – mądrali. Teoretycznie oni się tylko bawili, tyle, że ten w pewnej chwili przestał oddychać – jeden z kolesi za mocno klepnął go w plecy. No cóż, rozruszaliśmy trochę gostka i dech mu wrócił, ale nie obyło się bez interwencji pani Oli. Od tamtej pory starsi chłopcy trochę się uspokoili, a ja poznałem koleżkę z mojej małej mieściny (i na dodatek mój imiennik). Na początku był trochę nieśmiały, ale szybko znaleźliśmy wspólny język. Spędzamy ze sobą sporo czasu i nie klepiemy się po plecach w celu odbicia płuc. Jak już wspomniałem, moi współmieszkańcy przez chwilę strachu, jaką sobie napędzili troszkę poprawili swoje zachowanie. Mówię „troszkę”, bo przecież wiadomo, że starszy i silniejszy zawsze będzie chciał zaznaczyć swoją władzę. Dziś ma się odbyć jakaś impreza z ogniskiem, więc trzeba by dobrze wyglądać. Może też w końcu uda mi się przełamać i pójść na wieczorną dyskotekę po tym jak nauczą nas macareny przy ognisku. Jeden z tych moich współmieszkańców postanowił zrobić 18 dla mnie dobry uczynek (ku mojemu zaskoczeniu). Mama przyzwyczaiła czesać mnie układając grzywkę odwrotnie do Hitlera, a dziś na topie jest „cipka”, która on ułożył mi na głowie. Kiełbasa lepiej smakowała, macarena też nie była trudna do opanowania, a fryzura spodobała się także Danielowi. Wbiłem potem na parkiet i choć trochę przeraził mnie tłok skaczących ludzi, zrzucających kalorie po ognisku to macarena się przydała. Niestety, kiedy DJ puścił coś zamulastego drużyna DD (ja I Daniel) opuściliśmy lokal. No cóż, godzina już niezbyt świeża, a należy wziąć kąpiel. Tak więc udaliśmy się do budynku w którym mieszkaliśmy. Prysznice są umieszczone na zewnątrz korytarza, a im więcej jest ich w użyciu tym mniej ciepłej wody. Daniel znalazł rozwiązanie – zaproponował wspólny prysznic. Do tej pory nikt inny, poza moim bratankiem Michałem (jeśli chodzi o rówieśników) nie oglądał mojego siusiaka, pomimo, że w szkole inne chłopaki biegali do szaletu by porównać swoje przyrodzenia. Sprawa tutaj jest jednak o tyle prostsza, że kąpiemy się w gaciach. Kabiny nie mają drzwi a jedynie pelerynkę. Łatwo dałem się namówić i mój imiennik wlazł do mojej kabiny. No cóż, sytuacja, kiedy nie musisz męczyć się i wyginać rąk by 19 umyć sobie plecy jest bardzo komfortowa, szczególnie, że wyręcza cię w tym druga osoba. Można się było przy tym uśmiać. Ponadto przyjaźń buduje się poprzez zaufanie, a to najlepiej zdobyć zachowując wspólną tajemnicę, która właśnie się zrodziła. 08.1998 Koniec laby Już nie raz zdarzyło mi się za czymś tęsknić. Ale teraz tęsknie bardzo. Może nawet nie tyle za czymś co za kimś. Bardzo chciałbym tam wrócić... Minął tydzień odkąd wróciłem z mojej pierwszej nadmorskiej podróży. Są wakacje, więc cóż innego można robić jak tylko bawić się na świeżym powietrzu. Niestety niecała moja kompania jest obecna w miasteczku. Niektórzy jeszcze się urlopują. Na szczęście brat przywiózł Michała od matki. A tak, zapomniałem. Rodzice Michała biorą rozwód i nie mieszkają już ze sobą. Nigdy nie było tam kolorowo. Często krzesła i inne meble fruwały po podwórku. Pewnego razu nawet brat potraktował drzwi pustakiem nie mogąc dostać 20 się do domu po powrocie z pracy, kiedy jego żona upiła się i błogo spała. Kiedy pustak nie pomógł, nietypowe zastosowanie znalazła cegła, dzięki której łatwiej było się dostać przez okno. Tak więc budowaliśmy domki na drzewach, skarpach, roboty z części samochodowych, a w chłodne dni układamy puzzle i klocki lego. Byliśmy też u mojego szkolnego przyjaciela Maćka nacieszyć się grami komputerowymi i filmami na video. Chociaż w domu też nam tego nie brakuje. Zdarza mi się nieraz także być i nocować w obecnym miejscu zamieszkania Michała. Jesteśmy bardzo zżyci ze sobą. Planowaliśmy nawet wspólny biznes podwórkowy – cyrk. Nieźle nam wychodziły przedstawienia – on mógł zaprezentować swoje umiejętności akrobacyjne, fizyczne, a ja z kolei byłem „mistrzem” iluzji i rzeczy niewykonalnych. Wakacje jednak się skończyły i pora wrócić do szarej rzeczywistości. Hm, no właśnie. Teraz zacząłem zastanawiać się po co ta cała szkoła. Od rodziców słyszę, że jeśli chce później dobrze zarabiać to muszę się uczyć, ale czy ja w ogóle chce pracować – oto nikt nie pyta. Nie chce pracować, ale jeśli muszę to chciałbym być strażakiem, albo kierowcą autobusu, tylko dlatego, że można otwierać drzwi guzikiem. Będąc u 21 chrzestnego na Mazurach, przed koloniami, dostałem nawet taki fajny autobus, który teraz, kiedy znów nie ma Michała, stał się dla mnie głównym przedmiotem zabaw. Sprawdzam samotnie jego możliwości w piaskownicy, ale oczywiście nie jest to autobus terenowy. Oczywiście widuje się dalej ze swoją ekipą, w której nastąpiły pewne rotacje, ale przecież nie mieszkam z nimi na jednym podwórku. Nie wiem czemu zawsze po powrocie z wakacji pani w szkole pyta jak było, gdzie byliśmy, co robiliśmy – czy to jakiś przejaw zazdrości, przechwalania się, po co to? A może po to by budzić w nas emocje… Kiedy padło dzisiaj to pytanie zacząłem sobie wspominać te bardziej i mniej radosne chwile i odczuwałem brak – brak tych ludzi, z którymi dobrze spędzało mi się wakacyjne dni, szczególnie Daniela, z którym doświadczyłem czegoś nowego. Teoretycznie miałem jego adres, ale to za daleko by się wybrać samemu, a co powiedzieć mamie? Mogę mieć tylko nadzieję, że jeszcze się spotkamy. 1998/1999 Nowi w zespole Tęsknota się nasila, kiedy w nowym otoczeniu brakuje tej 22 zabawy, nie ma się wsparcia. Tak bardzo chciałoby się żyć inaczej, niż zmuszają do tego okoliczności. Jestem już w piątej klasie podstawówki. Od czasów królowania na zabawach choinkowych wiele się zmieniło. Kiedy przytyłem, stałem się jakby tylko kolegą dla Marty i w zasadzie niewiele osób zwraca na mnie jakąkolwiek uwagę (no może jeszcze poza Maćkiem i Moniką). Marcie z kolei nie przeszkadza brzuch podobnej wielkości do mojego, którego właścicielem jest chłopak, który dołączył do naszej klasy. Zapewne zaślepiła ją jego znajomość angielskiego i fakt, że do tej pory mieszkał z rodzicami w Kanadzie, pomimo że jest Polakiem (i cwaniakiem). Złotowłosa została w naszej ekipie, ale spędza z nami mniej czasu. Z Maćkiem i jego sąsiadką, która również chodzi z nami do klasy, ale nie kolegowaliśmy się do tej pory, założyliśmy zespół muzyczny, którego byłem managerem. Graliśmy na czym się dało i wymyślaliśmy własne utwory. Było to na tyle twórcze przedsięwzięcie, że zapraszając ludzi na pierwszy koncert, chęć wstąpienia do zespołu zgłosiło sporo nowych osób. Spotykaliśmy się na próbach, liczącą dziewięć osób 23 grupą i świetnie się bawiliśmy. Zachorowałem i postanowiłem odwołać występ, ale napaleńcy poradzili sobie beze mnie. Wtedy nastąpił pierwszy konflikt. Kiedy Maciek przyszedł do mnie i opowiedział o fantach jakie dostali od staruszek z okolicy, wystawionych na wycie małych wilków, nie przynosząc mi ani cukierka, zdenerwowałem się, co w konsekwencji doprowadziło do rozpadu zespołu. (jednak manager ma jakąś władzę!) Do naszej klasy wraz z tym pseudo Kanadyjczykiem dołączyło jeszcze kilka innych osób m.in. Przemek, z którym założyliśmy klub „Czarodziejki z Księżyca”. Zbieraliśmy informacje na temat tej bajki z różnych źródeł, a także gadżety z nią związane. Ta produkcja bardzo mną poruszyła i małe znaczenie mają tu fantastyczne potwory. Liczą się wartości jakie autor stara się przekazywać w treści każdego odcinka serialu. W efekcie zmieniło się sporo, głównie otoczenie, w którym przebywam, ale brakuje mi tu tylko Marty i Michała. Z Maćkiem i Przemkiem i jeszcze dwójką innych kolesi często spędzaliśmy czas po szkole na rowerach, ale i to nie trwało długo…. 24 05.1999 Warkocz i grucha.. Z czasem pierwsza miłość odchodzi. Najpierw zrywając bliskość jaka Was łączy, a potem zanikają emocje, które jej towarzyszyły. Wtedy jest miejsce dla drugiej... Iza chodzi do naszej klasy od samego początku. Raz nawet pociągnąłem ją za warkocz w odwecie za moje uszy. Oczywiście poskarżyła się, choć chyba tylko z zawiści. Zawsze była dla mnie po prostu członkinią klasy, nic więcej. Jednak kiedy większość osób z mojego dotychczasowego otoczenia odchodziła ode mnie (w dużej mierze z mojej winy – np. wystawiłem kiedyś Maćka i innych z wyjazdem do Mc Donald`sa) zagadałem z nią no i potoczyło się. Od tej pory, przerwy spędzaliśmy razem, choć nie wszystkie (Maciek też domagał się mojego towarzystwa). Jestem w wieku, kiedy dzieciaki mówią o różnych rzeczach, pomimo że często nie rozumieją ich znaczenia. Zwykle bałem 25 się zebrań z rodzicami, organizowanych w szkole tzw. wywiadówek. Byłem wzorowym uczniem pod względem zachowania i prymusem pod względem nauki. Kiedy raz dostałem ocenę dostateczną z języka polskiego, popłakałem się i dostałem możliwość poprawy. Teraz dalej mam wzorowe zachowanie, ale już nie jestem prymusem w nauce (dostateczny stał się dla mnie bardzo dobrą oceną). Jednak moi rodzice wiedzą jak się uczę (jestem jedną z nielicznych już osób, które wciąż używają dzienniczka szkolnego). Po zebraniach więc, nie musze się obawiać zarzutów w tym względzie, w żadnym innych chyba też. Aczkolwiek zawstydziłem się, kiedy mama kolegi napomniała o czym było to zebranie – nauczycielka powiedziała, że posługujemy się językiem „walić gruchę”. Nigdy takiego zwrotu osobiście nie użyłem, więc nie poczułem się głupio z tego powodu, jednak zawstydziłem się, bo nie wiem co to znaczy. Niestety ci „bardziej cywilizowani: nie uświadomili mnie tego. Spytałem więc nieśmiało, ale jego mama powiedziała mi tylko, że nie muszę wiedzieć. Wtedy dopiero zrobiło mi się głupio. Kwestia pozostała niewyjaśniona, przynajmniej narazie…. 26 07.1999 Morze, nasze morze… Zdarza mi się mieć oczekiwania co do nadchodzących wakacji. Może spotkam tam Daniela? Może znów przeżyjemy fajne momenty. Ciekawe, zakazane... Znów wakacje i znów wybrałem się na kolonie, znów nad morze. Droga długa – pociągiem, męczy. Hm, mama lubi zadbać o to by w podróży nie brakło mi tego co lubię, szczególnie jeśli chodzi o jedzenie, a że lubię pomidory to i dostałem dwa na drogę. Szybko zyskałem przydomek Tomato, szczególnie po tym jak upaćkałem sobie koszulkę jednym z nich. Pseudo wymyślił jeden z dwóch starszych chłopaków, którzy jadą ze mną w przedziale. Ma bardzo ładny uśmiech i modnie wygląda. Ja ponoć mam tylko to pierwsze. Zazdroszczę mu trochę, ale z drugiej strony nie przywiązuje dużej wagi do tego w czym chodzę, chociaż czasem się nad tym zastanawiam. Może pora skończyć z tym, że ubiera mnie mama… W przedziale jedzie też jeszcze jeden młody chłopak, 27 dziewczynka i opiekunka – taka starsza miła babka. Próbowała jakoś rozluźnić napięcie wśród nas i pytała o zainteresowania. Moim bynajmniej nie są już autobusy a rysunek. Od zawsze miałem mały talent do rysowania, który rozwijałem na kółkach plastycznych. Opiekunka dała mi więc kartkę i temat rysunku, zająłem się szkicowaniem pomidora z uwzględnieniem cieni…. Piękna miejscowość. Budynki w których mieszkamy może nie sa rewelacyjne, aczkolwiek ciekawe. Do pokoi wchodzi się bezpośrednio z podwórka, stoją w nich trzy piętrowe łóżka. Jest więc spania dla sześciu osób. Jest tu też toaleta, ale chcąc się wykąpać trzeba wyjść na zewnątrz i przejść na koniec budynku, gdzie znajdują się prysznice (na szczęście ja mam blisko). Znów nie muszę martwić się o to kto mi umyje plecy, bo zupełnym przypadkiem znalazł się tu też Daniel numer dwa. Bardzo się ucieszyłem na jego widok, ale choć jesteśmy w jednej grupie, zamieszkujemy różne pokoje. Każde z moich współmieszkańców charakteryzuje się czymś szczególnym, ale nie będę opowiadał o każdym z osobna. Postanowiłem, jako doświadczony już kolonista, spędzić ten 28 czas dużo efektowniej niż podczas poprzednich wakacji. Moim priorytetowym celem jest zdobycie dziewczyny. Już w pociągu zauważyłem bardzo sympatyczną twarz niejakiej Iwony, z którą miałem wtedy okazję porozmawiać. Byłem podekscytowany tym, że nie wstydzi się ze mną rozmawiać, pomimo mojego wyglądu i swoich „modnych” koleżanek. Tym bardziej chciałem się jej przypodobać. Wiem, że dziewczyny wolą starszych, dlatego też kiedy padło pytanie o wiek dodałem sobie cały rok. Nie zrobiło to na niej wrażenia, a ja nie pomyślałem, że mogą istnieć wyjątki od tej reguły. Ona tak naprawdę jest w moim wieku, a teraz, spotkaliśmy się wracając ze stołówki i opowiadała o jakimś kolesiu w jej wieku. No cóż, odpuściłem sobie. Kolega z pokoju – Piotr – z kolei z moją pomocą zdobył jakąś pannicę z takimi blond loczkami na głowie, a gdy rozstali się na jeden dzień pojawiła mi się w głowie myśl, że może ja przejmę tę wspólną zdobycz dla siebie. Jednak szybko usłyszałem od niej, żebym nawet nie próbował i żebym przekazał Piotrkowi, że mu wybacza. Natomiast drugi kolega – syn piekarza – oświadczył, że jest tu również jego siostra Ela, która chciałaby mnie pozna. Kiedy już wypytałem się o to i owo na jej temat, byłem tak podekscytowany, że postanowiłem 29 się specjalnie przygotować na spotkanie z nią… W związku z zapowiadaną na dziś dyskoteką wybrałem się w czasie wolnym na miasto. Wszyscy kupują jakieś buble na bazarku by pokazać jacy są fajni, więc i ja myślałem, że tak postąpię i czymś zaimponuję np. Eli. Zakupiłem sygnet z wzorem czaszki. Czy się spodoba nie wiem, ale cieszę się, bo mam czym zaszpanować, a do tego chyba będę miał dziewczynę! Z napływem pozytywnych emocji podczas rozmowy z Piotrkiem o naszych sukcesach ten rzucił mnie na łóżko i wykonał kilka „gwałtownych” ruchów. Innymi słowy udawał, że mnie gwałci. No cóż, po kąpieli ubrałem się jak trzeba i czekałem na zapoznanie z Elą. Nie myślałem, że będę musiał tyle czekać. Dyskoteka zaczęła się godzinę temu. W końcu Ela wraz ze swoją koleżanką przyszła pod mój pokój. Jej brat nas zapoznał, a następnie ucięliśmy sobie krótką pogawędkę. Ela nie jest pięknością, ale najważniejsze jest to, że priorytetowy cel moich wakacji został osiągnięty – właśnie podjęliśmy się kolonijnego partnerstwa. Dumny z siebie śmiało ruszyłem na dyskotekę. Tutaj już Ela nie była najważniejsza. 30 Nadmorski klimat mi służy. Jedzenie w stołówce jest dobre, ale kiedy przechodziliśmy z Danielem obok pizzerii, zapach z niej wydobywający się wciągnął nas do środka. Daniel jednak zrezygnował z posiłku, a ja sam jeść nie zamierzałem. Pizzeria ma duże, oszklone i o dziwo czyste wejście. Czyste na tyle, że nie łatwo było zauważyć różnicę pomiędzy wolnym przejściem a szybą. Daniel stojący już na zewnątrz oraz barmanka stojąca za mną mieli niezły ubaw, który sprawiał, że moje ciało drżało jeszcze bardziej niż od samego uderzenia. Chcieliśmy także wypróbować którąś z karuzel nieopodal rozłożonego wesołego miasteczka. Powędrowaliśmy sobie w jej stronę, ale okazała się być zamknięta. Potem spacer na tyle się wydłużył, że spóźniliśmy się na start dyskoteki, na której koniecznie chciałem być obecny. Nie odpuściliśmy, lecz musiałem zwalczyć pewne utrudnienie – w moim pokoju ciemno, drzwi zamknięte, kluczy nie mam. Ponadto ciężko znaleźć, któregoś ze współmieszkańców, a wypadałoby się jeszcze wykąpać. Posiedziałem trochę w pokoju u Daniela, aż zjawił się goniec z kluczami (współmieszkaniec Daniela spotkał mojego). Mogłem więc wziąć ręcznik i poszliśmy się kąpać. Po igraszkach wodą powędrowaliśmy do budynku, w którym 31 odbywają się imprezy. Mamy upatrzony taki jeden kącik, w którym coraz chętniej się poruszaliśmy. No i przez te tańce i machanie rękami zgubiłem gdzieś sygnet. Nie czekałem do końca imprezy. Zwykle, gdy większość sublokatorów zbierała się do naszego pokoju, szedłem razem z nimi. Chociaż panuje już nocna cisza u nas nikt jeszcze nie śpi (no może poza bratem Eli i jeszcze takim młodym piegusem, ale im też raczej nie przeszkadzamy). Zaczęły się rozmowy o męskości i chłopięce wygłupy z tematem seksu. Znalazłem się na łóżku Krzysia z nim obok, wygłupialiśmy się, a później dołączył do nas zazdrosny Aleks, który już wcześniej nie wstydził przebierać się bez majtek. Zmieściliśmy się w trójkę i nawet nie zarwało się pod nami łóżko. Piotrek natomiast baraszkował z bratem Eli, którego wcześniej przebudził. Rozstałem się z Elą po trzech dniach odkąd zaczęliśmy nasze „chodzenie”. Cel osiągnięty więc mogłem sobie już odpuścić. Reszta pobytu upłynęła podobnie i znów trzeba było wracać z nadzieją, że jeszcze gdzieś spotkamy się niebawem z Danielem. 32 1999/2000 To już ostatni dzień w naszej szkole Kiedy w życiu kończy się pewien etap, człowiekowi wydaje się, że staje się bardziej dojrzały, mądrzejszy. Zatem czemu wciąż rozmyśla o tym, czego będzie mu brakować, skoro przed nim nowe doświadczenia? Moja mieścina nie jest wiele zaludniona, jednak ja zamieszkuje jej granice, a Daniel mieszka blisko centrum, wiec szanse na spotkanie wydają się być niewielkie. Poluje jak mogę. Wybrałem się nawet na odpust, który jest rajem dla dzieciaków w naszym wieku (można kupić fajerwerki, kapiszony itd.) i jest blisko centrum. Jest to więc, jakaś szansa na spotkanie z nim, ale tak nie było… To mój ostatni rok w podstawówce. Bardzo zbliżyłem się do Izy. Myślałem, że ona czuje to samo, ale kiedy nadchodził czas komersu i każdy dobierał sobie partnerkę na bal, Iza odmówiła mi. Czy to wstyd? Czy wstydzi się pokazać ze mną w pierwszym tańcu (na więcej nie liczę), czy może chciała 33 nauczyć mnie wytrwałości w zdobywaniu dziewcząt lub samego zdobywania? Ot taka przyjacielska lekcja… No cóż, po wielu nieudanych próbach została mi wolna tylko… Beata – ta sama, która w przedszkolu adorowała mnie kiedy Marta wojowała z tym D`Artagnanem. W końcu nadszedł dzień tej dziwacznej imprezy. Kto widział, żeby dzieciaki z szóstej klasy podstawówki wybierali sobie partnerki na bal i stroili jak snoby z brytyjskich elit arystokracji by bawić się przy muzyce techno? Ach, może dalej ściska mnie żal, że Iza mi odmówiła. Próbowałem z nią zatańczyć, ale nawet tego mi odmówiła, poszedłem więc zadowolić się hamburgerem, który niewątpliwie był pierwszorzędnym daniem na tym przyjęciu i próbowałem swoich sił dalej. No i udało się, po wielu nachalnych próbach Iza zgodziła się ze mną zatańczyć. Tak przynajmniej mi się wydawało, dopóki po kilku obrotach nie zechciało jej się iść do łazienki, z której już nie wróciła. Pozostało mi tylko pocieszać się tym, że brat, który naprawiał komuś „3merola”, ma nim po mnie przyjechać. Impreza skończona i wszyscy na schodach oczekujemy swoich kierowców. No i zonk. Wyobraźcie sobie moją minę i 3 Merol – potoczne określenie samochodu marki Mercedes 34 rechot wszystkich tych cwaniaków, obserwujących mnie wsiadającego do 4NYSY (taki jakby mini bus, najczęściej służący robolom z kanalizacji). Niestety właściciel „merola” musiał go pilnie odebrać i pozostało tylko to. Poczułem się wtedy jak Kopciuszek, który wykorzystał swoje pięć minut i zamiast do karety z dyni wsiadł do zgniłego kabaczka. Odebrałem już świadectwo i przyszła pora na kolejne rozstanie. W końcu teraz rozejdziemy się do różnych szkół, klas. No ale dosyć tych łez… 07.2000 Wybrzeże raz jeszcze Myśląc o tym, że jestem już bardziej dojrzały, bo przecież kończę podstawówkę, wydaje mi się, że wyjazd z młodszymi dzieciakami jest obciachowy... Pora wakacji. Po raz kolejny wybieram się nad morze. Zastanawiam się czy nie jestem już za stary na kolonie, ale są tu też sporo starsi ode mnie. Tym razem jedziemy autobusem. Na liście kolonistów zauważyłem nazwisko koleżanki ze 4 Nysa (Nyska) – polski samochód dostawczy, symbol PRL-u 35 szkoły, która miała iść do tego samego gimnazjum co ja. Jako że nikogo innego poza sobą nie znamy, postanowiliśmy tymczasowo usiąść razem, ale już po pierwszym przystanku na siusiu wolałem siedzieć sam. Wlazła w jakieś gówno i śmierdziało w całym autobusie. Nie chciałem aby centrum tego nieprzyjemnego zapachu znajdowało się koło mnie. Po uciążliwej, wielogodzinnej walce z trasą dotarliśmy na miejsce. Ośrodek znajduje się przy samej plaży, ale luksusów tu nie ma. Znalazłem się w starszej grupie, ale z powodu braku miejsca w pokojach zamieszkałem wraz z jeszcze jednym kolesiem – Guliwerem, nazwanym tak przeze mnie z racji jego tuszy, w pokoju innej grupy z chłopakami, których poznałem w autobusie. Opiekunka jaką nam przydzielono przypomina mi pewną prezenterkę z TV, prowadzącą teleturnieje dla dzieci, ale po stylu jej wypowiedzi można rzec, że przypomina raczej tę nimfomankę z „5Świata według Bundych” - Peggy. Chyba dopadł mnie ten okres, który starsi nazywają buntem młodzieńczym. Wszystko wokół mnie wydaje się być bezsensu, sam też usiłując postawić sobie jakiś cel, kłócę się ze sobą samym wewnątrz. Przez to też nie jestem specjalnie 5 „Świat wg Bundych” - serial komediowy, emitowany w Polsce w latach `90 XX w 36 zadowolony, ze tu przyjechałem. W autobusie ujrzałem pewną dziewczynę, która niewątpliwie wpadła mi w oko. Postanowiłem więc, że to ona będzie moim celem tego pobytu, a dokładnie zdobycie jej serca. Po dniu odpoczynku, zebrałem się więc na podboje. Skradałem się jak mysz, śledziłem jak Sherlock Holmes i tropiłem ślady jak detektyw Monk, aż w końcu nie dość , żę poznałem jej imię – Sonia – to dowiedziałem się również który pokój zamieszkuje i kto jej w nim towarzyszy. Chociaż jej imię bardziej kojarzyło mi się z jakąś małą wielorasową suczką, dalej pozostała w moim centrum zainteresowań… Zanim zaczęto organizować czas między posiłkami, starała się go uprzyjemnić ta nasza opiekunka – Peggy (na imię ma Magda, ale pamiętacie co mówiłem o nimfomance?). w pierwszej kolejności udaliśmy się na plażę, jako że było to pierwsze nasze spotkanie całą grupą zaczęliśmy się lepiej poznawać przy okazji smażąc swoje różnej postury ciała. I tak do obiadu, po którym znów udaliśmy się na plażę. A to dlatego, że Peggy spodobał się jakiś mułowaty ratownik. Pomyślałem wtedy, że spędzimy na tej plaży chyba cały okres tych kolonii 37 do dnia powrotu włącznie. Jednak reszta mojej grupy zaczęła się buntować, a że ten muł musiał czasem iść spełnić jakieś obowiązki, Peggy zgadzała się przespacerować po mieście. No i czego mogłem się tu spodziewać? Wiocha jak każdy nadmorski kurort wypoczynkowy, gokarty, tłumy ludzi, zapach smażonych gofrów i pizzy, lody i masa sklepików z przeróżnymi pierdołami, w których asortyment różnił się głównie ceną. Po całym nijakim dniu, mieliśmy czas na przełamywanie lodów w pokojach, które zamieszkujemy. Wyobraźcie sobie, że przechodzicie przez jakieś drzwi i wchodzicie do przedpokoju, z którego można wejść do obstrupiałej, syfiastej, niezamykanej łazienki z toaletą oraz dwóch również niezamykanych (a nawet bez drzwi) pokoi, z których z kolei można wyjść na jeden wspólny, wąski, długi balkon bez szczególnych widoków (drzewa i przerośnięta trawa). Tak właśnie wygląda to nasze mieszkanko. W sumie ośmiu chłopa. Szybko znalazłem wspólny język z jednym z nich, który sąsiadował ze mną bokiem łóżka. Nawet cały ten fakt zdziwił mnie, ponieważ nie wyglądam najlepiej (zarośnięty grubasek z grzywką na bok, ubrany w szmaty z ciucholandu), a on całkiem przystojny, modnie ubrany i uczesany brunet. Cieszę się, ponieważ 38 znalazłem towarzysza z celem pobytu, podobnym do mojego. Jego wybranka ma na imię Monika. Oczywiście postanowiliśmy sobie wzajemnie pomagać w tych sprawach. Dzięki moim umiejętnościom szpiegowskim szybko dowiedzieliśmy się gdzie ona sypia. Okazało się, że kilka pokoi przed pokojem Sonii (to samo piętro, czyli jedno poniżej naszego). Dzisiaj wieczorem ma się odbyć dyskoteka. A wiecie przecież, że lubię imprezy. To jest dla mnie i Radka (ten od Moniki) wielka szansa. Niespecjalnie umiemy tańczyć, ale to akurat najmniej się liczy. Najważniejsze, że będziemy mogli w końcu wyrwać nasze stokrotki. Kiedy nadszedł ten czas, na dworze było jeszcze widno. Większość kolonistów albo odkładała się jeszcze po kolacji w pokojach, albo szlajają się po mieście w poszukiwaniu fast foodów bo mają wstręt do tego co podają na stołówce (aczkolwiek dla mnie żarcie jest ok!). mimo wszystko, na sali zastaliśmy sporo dziewcząt. Oparliśmy się z obu stron o filar i wypatrujemy naszych stokrotek. Niestety na razie na darmo. Zauważyłem jednak koleżanki z pokoju Sonii. Jako odważny, dorastający mężczyzna podszedłem wiec do jednej z nich i 39 zacząłem wypytywać o Sonię, starając się dowiedzieć czegoś więcej. Trochę się zawiodłem, kiedy usłyszałem, że Sonia nie lubi tańczyć i że nie przyjdzie. Ale nie boli mnie to tak bardzo, postanowiłem troski odłożyć na później. Zawołałem więc Radka, który dalej podpierał słup i wbiliśmy w towarzystwo tych pań, tworząc niewielkie koło. Uczyliśmy się razem tańczyć, początkowo skacząc do góry. Następnie, kiedy zauważyliśmy, że trendy jest machać prawą ręka robiliśmy tak samo. No a jeśli chodzi o Monikę, to też ani śladu. Zawiedzeni wróciliśmy do pokoju i poszliśmy spać z nadzieją na lepsze jutro. Po śniadaniu, w chwili wolnej udałem się do pokoju Sonii, chcąc poderwać ją na cwaniaka, ale chowała się przede mną. Drzwi otworzyła jej koleżanka i powiedziała mi, że chyba nie mam szans. Cóż, już bardziej nachalny być nie chcę. Poza tym czego ja bym chciał – przecież jestem paskudny. Epoka, w której byłem królem i miałem wszystkie panny minęła. Załamany wracam na górę, gdzie na korytarzu kolega z grupy – Bidon, jak go nazwali – wystawia jakieś przedstawienie dla Peggy i kilku pajaców, którzy się z tego śmieją. Cóż, może on znalazł sobie lepszy sposób na spędzenie tych wakacji od 40 wojenek o dziewczynę, by nie musiał cierpieć jak ja. W końcu on też 6Brada Pitta nie przypomina. Co się takiego ze mną stało, że teraz wszystkie dziewczyny uciekają ode mnie, a nie lgną jak kiedyś? Radek próbował mnie pocieszyć i mówił, że nie warto się załamywać i poddawać. Nie ta to inna – powtarzał. Tylko, że jak tu się pokazać, co pokazać, żeby któraś mnie zechciała… Po obiedzie Peggy postanowiła, że pójdziemy na miasto. Po kilku zaledwie dniach odkąd tu jesteśmy nie na rękę było jej opiekować się naszą grupą, w ogóle dziećmi, dlatego postanowiła podzielić nas na mniejsze grupy. Z racji tego, że ona tez musiała należeć do jakiejś wybrała sobie najstarszych i najprzystojniejszych facetów. Może wstydzi się pokazywać z nami, a może w ogóle wstydzi się tego, że jest tu opiekunką grupy kolonijnej. Może przez to ma mniejsze szanse na to, ze spodoba się jakiemuś marynarzowi – dosłownie i w przenośni. No cóż, obracając się w gronie przystojniaków, jedna panna zawsze może wzbudzać zainteresowanie… Tak więc ja, Guliwer, Bidon, Robert (taki niezdarny grubcio) i Szymon (chudy blondyn) tworzyliśmy jedną 6 Brad Pitt – aktor amerykański, znany m.in. z roli w filmie „Pan i Pani Smith” 41 grupę, Peggy była w jednej ze starszymi, i jeszcze jedna, którą tworzyły osoby z jednego pokoju. Niestety został jeszcze jeden najmłodszy chłopczyk, którego musiał ktoś przygarnąć – Pawełek - z rozkazu Peggy przydzielony do nas. Co więc mamy robić przez dwie godziny na tym mieście, jeśli spacerkiem mogliśmy je obejść w pół godziny? Trzeba skorzystać z funduszy, jakie otrzymaliśmy od rodziców i rozrywek jakie są tu oferowane. Bidon z Robertem wybrali się na gokarty, a my idziemy na pizze. Pech chciał, że gdy ją zamawialiśmy, nie zauważyliśmy Peggy flirtującej tu z dwójką przygłupich szesnastolatków, opychających się, jak gdyby nigdy nie widzieli jedzenia. Usiedliśmy wiec z dala od nich. Pomimo że nas zauważyli, żadne z nich w najmniejszy sposób nie zainteresowało się nami. Mieliśmy wiec już temat do rozmowy… Nadszedł wieczór, kolejna dyskoteka. Już słychać dudnienie wieśniackich bitów. Ja i Radek wyruszamy na kolejny podbój. Jeszcze tylko tani dezodorant z kiosku i idziemy… Sonii tu znów nie spotkam, co potwierdziła jej kumpela z pokoju, ale Radek za to ma dziś duże szanse wyrwać Monikę. Z kolei koleżanka tej – Paulina – poinformowała nas, że Monia powinna zaraz tu być. Natomiast ona sama wzbudziła moje 42 zainteresowanie. Jak się dobrze przyjrzeć to jest nawet ładniejsza od Sonii i na dodatek dała się porwać do tańca. Po imprezowym szaleństwie (przyszła godzina 23:0 i wygnali nas do łóżek) dziewczyny zaprosiły nas do siebie –ale odlot! Oczywiście nie odmówiliśmy, jednak trzeba ściemnić, ze wykonujemy polecenia opiekunów. Tak więc poszliśmy grzecznie do pokoju, ogarnęliśmy się, zgasiliśmy światła i… Reszta naszych współlokatorów już dawno śpi, a my po cichutku wymykamy się z pokoju. Trzeba było zejść piętro niżej, jednak wpierw pokonać prawie całą długość korytarza. Prawie nam się tu udało, bo zauważyła nas właśnie jakaś opiekunka, która zamieszkuje pokój razem z Peggy. Opiekunka ta wygląda jak dziewczyny z „Renegata” (taki serial o harleyowcu wyjętym spod prawa wymierzającym sprawiedliwość na własną rękę, gdzie akcja dzieje się w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych). Po naszej zmyślonej odpowiedzi na pytanie dokąd zmierzamy puściła nas, upominając, że jakby co to ona nic nie widziała. Dotarliśmy w końcu na miejsce z wielka radością, że już tu jesteśmy… Następnego dnia było tak samo. Dobrze się dogaduję z Pauliną, ale jakoś nie mam odwagi na nic więcej. Zaczynam się 43 zastanawiać co się stało z tym żigolakiem, którym niewątpliwie kiedyś byłem i dochodzę do wniosku, że straciłem pewność siebie odkąd wyglądam jak niemowlę słonicy afrykańskiej. Pora wziąć się za siebie. A to, że Paulina jest dla mnie miła to chyba zasługa tylko tego, że zadaje się z takim przystojniakiem jak Radek. Wyobraźcie sobie, że nawet na plaży musimy dzielić się na grupy. Czy Peggy w ten sposób uczy nas odwagi, dorosłości? Czy może jest po prostu nieodpowiedzialną zalotną damą? A jak myślicie, komu w opiekę przypadł dziś Pawełek? Oczywiście, że nam. Ten chłopak niewątpliwie posiada swój urok. Jest młody, ładny, a do tego pocieszny. Ktokolwiek na niego nie spojrzy pojawia mu się uśmiech a twarzy. Nie wiem czy to zdrowa reakcja, ale cóż… Pawełek potrafi zająć się sobą, jakkolwiek to brzmi. Cieszy go nawet układanie babek z piasku. Podczas gdy ja z Szymonem graliśmy w karty, odwróciłem na chwilę wzrok w stronę Pawełka, któremu z majtek coś wyszło. Poprosiłem, żeby ukrył to sobie, ale „zawieszając” na chwile swe myśli poczułem swojego rodzaju zazdrość… 44 Nigdy nie przypuszczałem, że zostanę królem dyskotek. A jednak tego wieczoru, kiedy po raz kolejny oddałem się szaleństwu zyskałem rzesze współtancerzy, którzy chętnie tworzyli ze mną koło. A wszystko dodaje mi coraz większej odwagi i pewności siebie. Ostatni dzień szalonego pobytu na tych koloniach. Co stąd zapamiętam? Na pewno oprócz ciągłego imprezowania i cichych spacerów piętro niżej nie zapomnę tego jak Peggy zabrała całą grupę na plażę, a o mnie zapomniała. Otóż, grałem sobie w szachy ze współlokatorem, nie należącym do mojej grupy, Guliwer wyszedł gdzieś wcześniej. Następnie grupa tego chłopaka od szachów wyszła na miasto, no i przez pewien czas zostałem sam. Zaczęło mi to dziwnie przeszkadzać, dlatego też zszedłem piętro niżej gdzie mieszkała też reszta mojej grupy, ale nikogo nie zastałem. Ze zdziwieniem, wracając na górę zahaczyłem o pokój Peggy, gdzie zastałem tylko tę babką z szopą na głowie (tę samą, która pozwoliła mi i Radkowi buszować po nocach). A ona z przerażeniem poleciła mi wrócić do pokoju. Poinformowała mnie, że moja grupa poszła na plażę i że zadzwoni do Peggy. Jednak w tym samym czasie przybiegł po mnie zdyszany Bidon. Ech… 45 Dziś pożegnalna dyskoteka. Zawiedziona Paulina już dawno dała sobie spokój, ale ja wciąż nie uciekałem od zabaw. Ta impreza jednak nie była obfita w radość. No chyba, że przytoczyć fakt, iż uszczęśliwiłem jakąś blondynkę, która wyszeptała ze zmartwienie, że ostatni taniec przesiedzi… 09.2000 Integracja i reintegracja. Kilkukrotnie adaptowałem się już w zbieraninie dzieciaków na koloniach. Zawsze była jakaś trudność, ale zawsze ją przełamywałem, zawierając znajomości na kilka tygodni. Teraz trzeba to zrobić z myślą o tym, że spędzimy ze sobą kilka lat. Jestem już w nowej szkole. O tyle łatwiej jest mi się tu zaadaptować, że większość osób, z którymi do tej pory spędzałem lekcyjny czas również wybrała naukę tutaj. Zaraz po rozpoczęciu roku szkolnego zorganizowano dla nas wycieczkę integracyjną. Jednak co to za integracja, kiedy z całej klasy jedzie tylko pięć osób, a na dodatek wszyscy znają się od dawna? Tym samym ja, Tomek, Maciek, Marta i Monika 46 oraz kilka osób z dwóch pozostałych rówieśniczych klas wybraliśmy się na trzy dni w czeskie góry. Bynajmniej nie po to, żeby po nich chodzić. Większość czasu spędzaliśmy w hotelu, zwiedzając jego zakamarki tylko po to, ażeby zacieśnić nasze wzajemne stosunki. Integrować z nami postanowiła się także nasza wychowawczyni, która oprócz wspólnych tańców popijała także alkohol… Do pokoju, gdzie spaliśmy ja, Maciek i Tomek przyprowadzono nam jeszcze Damiana. Tego samego, który ze mną i Michałem budował roboty kiedy mieliśmy dobre kilka lat mniej. Zawsze wydawał mi się trochę dziki, ale nie do tego stopnia jak wygląda w tej chwili. Może ma jakieś problemy natury rozwojowej, ponieważ wydaje się jakby żył w innym – ale niekoniecznie wirtualnym świecie. No bo odkąd tu jesteśmy on ani razu się nie mył, nie przebrał. Zapach jaki od niego się unosił przypominał zapach zgnilizny… Damian wyszedł gdzieś na chwilę. Jest pora kolacji. Wpadła do nas taka jedna Martyna i przeszukała jego plecak, w którym znalazła mydło, szampon i inne środki higieniczne, w tym dezodorant. Po czym wszedł Damian i zapytany przez nią czemu się nie myje odpowiedział, że ma uczulenie na wodę. O! Nie wiedziałem jak zareagować w tej chwili, ale Maciek podjął 47 drastyczne środki i po prostu wypchnął Damiana na korytarz rzucając za nim ręcznik i krzycząc, że będzie mógł wejść do pokoju jeśli się wykąpie. W tym samym czasie Martyna, chcąc urządzić hece, wylała mu na łóżko jogurt, po czym zmyliśmy się gdzieś na wojaże. Kiedy wróciliśmy później do pokoju Damian spał, a gdy rano zapytaliśmy jak mu się spało odpowiedział, że obrócił materac na drugą stronę. Hecy wielkiej nie było… Opowiadaliśmy sobie z chłopakami o naszych miłostkach. I nie pamiętałem wtedy o żadnej z moich kolonijnych przygód, a tylko o Izie, którą Maciek ostatnimi czasy adorował. Ponieważ nie wiedział o tym, a że ciągle jest moim przyjacielem, powiedział, że odstąpi mi ją. Zamyśliłem się przez chwilę, jednak rzekłem mu, że i tak nie mam szans – mam grzywkę obciętą od gara i zakładam swetry do dresów. Jedyną zmianą, którą zaskoczyłem wszystkich pozytywnie już po powrocie z ostatnich wakacji było to, że diametralnie schudłem i śmiało zacząłem wyrażać własne zdanie, a to jeszcze za mało na zdobycie dziewczyny. W szkole ciągle dokuczają mi z powodu wyglądu, choć jest grupa osób, która pomimo to mnie lubi. To takie same 48 „potworasy” jak ja. Jednak nie chce być ofiarą tego typu ataków i pomimo, że nie umiałem wyraźnie powiedzieć mamie, że coś mi się nie podoba próbowałem delikatnie ją podchodzić, posługując się ludźmi, którzy powtarzali, ze coś jest modne lub nie. Tym samym robiąc zakupy w marketach rozglądamy się teraz również za ciuchami – polary, „normalnie” wyglądające dżinsy po których poznać, że są męskie – to wszystko sprawia, że przestałem być potworasem. Coraz mniej osób wstydzi się ze mną przebywać, a ja nabieram coraz większej śmiałości i pewności siebie w różnych działaniach. Do tego stopnia, że na forum klasy pokłóciłem się z Maćkiem. Już się nie przyjaźnimy. Szukam i znajduje sobie nowych przyjaciół, którzy staja się również moimi nowymi wrogami… Jestem na tyle odważny, że potrafiłem nawet wypowiedzieć głośno swoje krytyczne myśli wobec wychowawczyni i teraz i z nią nie rozmawiam (jedynie „służbowo”) no cóż, kiedy nauczyciel pyta mnie dlaczego mam ocenę z przedmiotu taką, którą sam wystawił, a później pyta mnie dlaczego jej nie poprawiam jak inni, którzy i tak wiadomo, że będą mieli lepszą od mojej… No cóż, tu musiały paść ostre słowa… 49 „Masz, pociągnij sobie…” Takie słowa padły z ust Łukasza, który w szatni bawił się sznurkami od spodni wraz z innymi – „cywilizowanymi” kumplami z klasy (używam słowa cywilizowani, gdyż zwykle nazywano mnie zacofanym). Mnie raczej zawstydzało takie zachowanie, ale z tej racji, że był to Łukasz, ośmieliłem się pociągnąć ten sznureczek. Rumieńce pojawiły mi się na twarzy i szybko uciekłem z miejsca zdarzenia. Nie wiem czy już Wam mówiłem, ale nie lubię lekcji wf-u , a to w zasadzie dlatego, że wstydzę się przebierać przed innymi chłopakami, pomijając fakt, że nie ma dyscypliny sportowej, której znałbym zasady gry, nie mówiąc już o samej umiejętności grania. No cóż, żaden tam ze mnie sportowiec, ani nawet kibic w przeciwieństwie do mojego taty, który o mało nie kopie w piłkę w telewizorze razem z tymi świrusami ganiającymi ją podczas meczy. Fotel zawsze zmienia swoje miejsce po meczu. Jeśli chodzi zaś o mnie, jedyne w czym jestem dobry (chyba z racji na prosty kręgosłup) to mała akrobatyka. W świecach jestem mistrzem! Zazdroszczę Łukaszowi tego, ze wokół niego kręci się tyle osób. Do wszystkich jest otwarty i zna go prawie cała szkoła – z 400 osób! Ja nigdy nie 50 cieszyłem się takim zainteresowaniem, a nie powiem, że nie chce. Wręcz pragnę być na jego miejscu. Dlaczego? … 2001/2002 Pierwszy zawód…? Jak wytłumaczyć komuś coś, co nas dotyczy, ale nie potrafimy się z tym zidentyfikować. Coś, czego nie potrafimy w prosty sposób zdefiniować. Coś, czemu najpierw należałoby przeprowadzić jakieś badania, aby mieć na to szerszy pogląd? Pamiętacie Izę? Tę z piątej klasy podstawówki, tę którą Maciek postanowił mi odstąpić? Otóż, zadała mi ona ciekawe pytanie: „Dlaczego wszyscy przystojni faceci muszą być gejami?”. To pytanie, może nie do końca dobrze przez nią sformułowane, w jakiś sposób dotknęło mnie. Pomyślałem, że zawiodła się kimś, a ja przecież jeszcze nie dałem sobie spokoju z podbojem jej serca. Ciągle mi jednak powtarza, że ona mnie nie chce, że chce bym był jej dobrym przyjacielem. To boli, ale muszę się chyba z tym pogodzić. Odpowiedziałem jej, że geje są zwykle narcyzami, chcą się sobie podobać, więc robią dużo dla swojego wyglądu. 51 Do klasy chodzi ze mną jeszcze trzydzieści innych osób. Nikt tu nie grzeszy urodą, ale wiele z nich stara się zmienić swój wygląd, którego dotąd srogim okiem pilnowali rodzice. No cóż, buntowniczy wiek. I ja w końcu też ściąłem włosy, założyłem spodnie zakupione w markecie i dresową czapkę z daszkiem kupioną nad morzem. No i przy tym wszystkim muszę powiedzieć, że na dwudziestu-kilku chłopaków w klasie, pod względem urody plasuję się gdzieś w czołówce. Toteż pewnie dlatego przestałem być wyrzutkiem. Nawet z lekcjami wf-u przychodziło jakoś łatwiej pomimo mojego braku umiejętności gry w cokolwiek. Jednak to akurat także zasługa mojego czynnego uczestnictwa w życiu szkoły i redagowaniu gazetki szkolnej. Mogę powiedzieć, że mam w tym spore doświadczenie. Jeszcze w podstawówce, wraz z Maćkiem i moją kuzynką redagowaliśmy własną gazetkę, w której w zasadzie nie było wiele do czytania, ale można było podziwiać nasz zapał do takiej pracy. W zeszłym roku byłem nawet redaktorem naczelnym tego szkolnego pisma. Zmieniłem cenę, wprowadziłem stałe działy, konkursy, zrobiłem wiele by gazeta chętniej się sprzedawała, jednak brakowało kogoś, kto nadałby temu pismu wyglądu. Dlatego, że uważałem, iż najlepiej zrobiłbym to ja, w tym roku objąłem 52 stanowisko redaktora technicznego, którego wcześniej nie było w ogóle. Natomiast władze nad pismem oddałem mojemu najlepszemu koledze z ławki, który był w składzie redakcji ze mną od początku. Wiedziałem, że mogę to zrobić bo i tak będę miał wpływ na poważne decyzje związane z gazetą. Co roku w okresie walentynek, dajemy naszym czytelnikom możliwość zamieszczenia życzeń, dzięki temu pismo chętniej się sprzedaje.. była to jedna z form promocji, którymi również postanowiłem się zająć. Sam także zamieściłem takie życzenia do jednej z dziewcząt spotkanych na korytarzu. Znałem nie tylko jej imię, ale i dzięki „wtyczkom” poznałem jej adres i pokusiłem się także o wysłanie kartki do jej domu. Nawet nie wiecie jak było mi głupio kiedy mnie znalazła, podziękowała, powiedziała miłe słowo i to, że szuka dojrzałego chłopaka, a w zasadzie takiego ma. No, ale na szczęście, oprócz zamieszczania życzeń, można też przeczytać te przesłane przez kogoś. Dostałem takie… od kolegi, z którym spędzałem czas na przerwach między lekcjami. Niby wygłup, zresztą miły, jednak żal, że nie podobam się na tyle żadnej dziewczynie ze szkoły by chciała to okazać w taki banalny sposób, ściska za serce. Tata znalazł mi zajęcie bym nie myślał zbyt o samotności. 53 Jestem na tyle młody, że nie powinienem przejmować się takimi rzeczami. A jednak, kiedy patrzę na inne szczęśliwe czy pseudo-szczęśliwe pary w moim wieku, robi się jakoś smutno… Wracając do zajęcia jakie znalazł mi tata, otóż odchodzi on z pracy. Ma przejść na jakiś zasiłek przedemerytalny. Na hucie, gdzie pracuje, szykują się zwolnienia, więc on skorzystał z takiej opcji, jaką daje mu zakład i dostał odprawę, za która zamierzamy przebudować – nie nasz z resztą – dom, w którym mieszkamy. Całe wakacje mi to zajęło, ale z końcem września skończyliśmy. 12.2002 Agnieszka tu nie zamieszka… Zauważyłem, że to z kim się przyjaźnimy, co jakiś czas się zmienia. Nasi najwięksi wrogowie dziś, kiedyś byli naszymi najlepszymi przyjaciółmi. A dzisiejsi przyjaciele, kim będą za kilka lat/miesięcy/tygodni? Ostatnia klasa gimnazjum. Szkoła jakoś nie obchodzi mnie już tak bardzo. Bardziej zależy mi na spotkaniach z przyjaciółmi. W ubiegłym roku 54 szkolnym jakoś za- kumplowałem się z Arkiem – kojarzycie De`Artagnana z przedszkola? To ten sam. Jeździmy razem do kina, chodzimy na wagary. Tylko, że pewnego dnia uśmiechnęła się do mnie pewna Agnieszka z pierwszej klasy. Nie jest wysoka, ale ładna, a jej uśmiech zachwycił mnie do tego stopnia, że postanowiłem zaprosić ją do kina. W tym celu poszedłem nawet do niej do domu, czego nigdy wcześniej nie robiłem. Ona się zgodziła, a ja byłem wniebowzięty do czasu, aż zauważyłem jaki wpływ ma na nią jej „przyjaciółka”. Z kina nic nie wyszło, ale ja postanowiłem dalej walczyć o jej względy. Na pewno nie jestem brzydki, co więcej, perspektywa pracy tak mną poruszyła, że możliwość siedzenia na kasie w pobliskim markecie stała się dla mnie sposobem na spędzanie pozalekcyjnego czasu i pozwalała zaimponować przed rówieśnikami. Pomyślałem też, że mogę pokazać się jako osoba z poczuciem humoru i kiedy nadszedł czas świąt Bożego Narodzenia, ja w przebraniu mikołaja, w towarzystwie śnieżynki – mojej przyjaciółki Moniki, pokonywałem śnieżne zaspy by wręczyć Agnieszce prezent. Poza herbatą i podziękowaniem niczego miłego nie otrzymałem z jej strony. Dobrze chociaż, że dała mi się ogrzać po ciężkiej wędrówce na mroźnym powietrzu. Trzeba było jednak wrócić do domu i 55 przygoda z dziewczyną o pięknym uśmiechu w zasadzie się skończyła (pewnie w opinii jej przyjaciółki byłem za mało dojrzały). Czy dobrze, że tak się stało? 03.2003 Łukasz Kiedy nie jesteś pewien czy to, co czujesz to przyjaźń czy miłość, to nie tylko jest trudno zdefiniować ci emocję, ale co gorsze, trudno będzie ci je zachować w sobie i możesz skrzywdzić drugą osobę. Nie powiedziałem Wam o tym wcześniej, ale ponad pół roku temu, pewnego dnia znalazłem wspólny temat z Łukaszem, tym od sznureczków, tym któremu zazdrościłem dużej popularności wśród rówieśników. Ot tak przyczepił się do mnie, gdy w kiosku przeglądałem jakąś gazetę o grach komputerowych. Kolejnego dnia po szkole zaprosił mnie do siebie. Pomijając me zaskoczenie, jak się wtedy poczułem? Jakby ktoś ofiarował bezdomnemu pałac, zamek, całe królestwo! Starałem się tłumić radość, ale oczywiście przyjąłem zaproszenie. Skąd ta radość? Sam nie wiem, może 56 stąd, ze zostałem w końcu przez niego zauważony. Pech chciał, że tego dnia, gdy wróciłem już do domu przyjechała moja kuzynka, której nie mogłem zostawić samej. Za namową mamy zabrałem ją ze sobą i poszliśmy do Łukasza. Pierwszy raz tam wędrowałem i nie kryłem radości nawet przed kuzynką. Posiedzieliśmy chwilę. Łukasz przegrywał mi płytę z jakąś grą czy coś, i z delikatnym uśmiechem powtarzał, że szkoda, iż nie przyszedłem sam. A ja wówczas zacząłem odczuwać coraz większe, ogarniające mnie ciepło i coraz bardziej żałowałem, że zabrałem ze sobą kuzynkę. Jak tylko wyszliśmy ona zachwycała się nim, jaki to jest przystojny i zabawny, a mnie przepełniała coraz większa zazdrość, ale również nadzieja…. Na co? Może na przyjaźń z nim. Przyjaźń z najpopularniejszym człowiekiem w szkole… Kolejnego dnia również mnie zaprosił, co podrzuciło mi iskrę nadziei, że może nie jestem absolutnym nudziarzem. Co więcej wymieniliśmy się numerem telefonu i od tej pory stałem się jakby przyjacielem, takim szkolnym raczej, a w ogóle… no cóż, smsy jakimi zwykle mnie obsypywał miały treść pytającą np.: „czy mamy jutro jakieś sprawdziany?” albo oznajmiającą, a raczej zapraszającą np.: „bądź u mnie na 16:00”. Zawsze starałem się być punktualny, a ewentualne spóźnienia 57 szczegółowo usprawiedliwiałem, tak jakbym spowiadał się z grzechów. Jego mama raczej mnie lubi. Zawsze uchodziłem za grzecznego, pożądnego i uczciwego chłopaka, to też łatwo wierzyła mi, kiedy broniłem Łukasza za jego występki. Znajdowałem wówczas w swojej głowie jakieś w miarę sensowne, choć niekoniecznie prawdziwe usprawiedliwienie i ona przyjmowała je – wydaje mi się – że z głęboką wiarą. Tak, Łukasz dzięki temu wszystkiemu ma ze mnie wiele pożytku, a czy ja mam coś w zamian? No cóż, nie licząc kilku skopiowanych płyt, jego towarzystwa w wolnym czasie, także w piciu piwa po kryjomu, mam coś jeszcze. Dzięki temu, że zna go prawie cała szkoła i okolica, czuje zę teraz nie jestem odludkiem, a jednym z nich – z ziomali z okolicy. Dzięki niemu poczułem, że moje życie nie musi być nudne. On inspiruje mnie do działań przynoszących zyski, a moje działania z kolei inspirują go do dojrzałego myślenia. Jesteśmy dla siebie poniekąd uzupełnieniem… 04.2003 Wirują światła, tańczy świat 58 Wiek dojrzewania jest trudny, kiedy musimy stoczyć poważną bitwę z otoczeniem, o to, co chcemy osiągnąć. Wątpię w istnienie czegoś takiego jak zdrowa rywalizacja. Dla mnie każda jest upośledzona. Pewnego dnia moja przyjaciółka Monika postanowiła zorganizować imprezę – moja pierwsza domówka. Jej rodzice wyjeżdżali na wesele do rodziny, więc nie było się nad czym długo zastanawiać. Taka okazja rzadko się zdarza. Pojawiło się tam kilka wcześniej zaproszonych osób, a wśród nich, a w zasadzie wśród nas, bo beze mnie też się nie obyło, jedna pełnoletnia osoba, którą jak łatwo się domyślić wykorzystaliśmy do zakupu alkoholu. Oprócz tej pełnoletniej Anki, mnie, Moniki i jej brata, naszej kumpeli Sylwii, pojawił się jeszcze tak zwany Kleszcz, którego zapoznaliśmy kiedyś pijąc piwo na przystanku i Łukasz ze swoim dobrym kolegą Leszkiem. Ten ostatni akurat nie był proszony i kiedy go ujrzałem to oprócz małej złości poczułem się także zazdrosny, ale czy potrzebnie? Mieszaliśmy wszystko najpopularniejsze, począwszy od piwa poprzez wino i wódkę. Do tego nie zajadaliśmy się specjalnie. Alkohol buzował, ale i tak długi czas trzymaliśmy 59 się na nogach, a nawet więcej – tańczyliśmy i wierzcie lub nie, ale nie ważne było kto z kim. Zacząłem tańczyć z Sylwią, później był Leszek i Łukasz, a później przeszliśmy do całowania – nie takiego „buzi buzi”, ale takiego z użyciem języka. Tak, całowałem się z Leszkiem i Łukaszem nie tylko indywidualnie, ale jak się dowiedzieliśmy drugiego dnia, w trójkę jednocześnie. Pewnie było fajnie, tyle, że mało pamiętam. Obudziły mnie krzyki Moniki i Sylwii. Nie wiedząc czemu, leżałem na wersalce w kuchni razem z… psem. Moja głowa znajdowała się w innym świecie, wszystko wokół mnie wirowało i trafiała do mnie tylko część z informacji z zewnątrz. Dziewczyny kazały nam uciekać do domu, bo zbliżają się rodzice. Ciężko było zebrać siły żeby wstać nie mówiąc już o ucieczce. Wtedy Łukasz zaproponował,, żebyśmy szli jeszcze do sklepu po coś procentowego. Spojrzałem na siebie, pomyślałem kilka sekund i odparłem – „Po tym wszystkim co mi zrobiłeś?”. Cokolwiek miało to oznaczać. Zdecydowałem się wracać do domu. Pomijając fakt, że do najbliższego otwartego w niedziele sklepu było ze trzy kilometry nie wyobrażam sobie tej wędrówki w stanie w jakim się znajdowałem byleby coś wypić… 60 Rodzice śpią jak susły. Przynajmniej tak mi się wydaje. Ściągnąłem z siebie brudne ciuchy i nie wiedząc co czynie wsadziłem je do szafy. Na szczęście łóżko było pościelone, to też szybko się na nie rzuciłem by dospać tę noc. Z kuchni dolatuje zapach rosołu – niedziela. Tak potwornego bólu głowy jeszcze nie doświadczyłem. Poduszka staje się moją chwilową miłością. Jednak mama, usłyszawszy moje poruszenie, wparowała do pokoju spiesząc z pomocą. Oczywiście nie przyznaję się do tego wszystkiego co w tej chwili dzieje się z moimi narządami wewnętrznymi, a tym bardziej do specyfików, które wywołały tę przypadłość – kac! Po obiadku udałem się do toalety. Lubię delicje, ale wierzcie lub nie, właśnie znalazłem jedną w gaciach! Pokruszony biszkopt, klejąca się galaretka i czekolada to nie jest apetyczny wygląd, ale sprawdzę raz jeszcze… Tak! To na pewno delicja! Sam jej sobie tam nie włożyłem, chociaż nie pamiętam też bym sam kładł się na łóżko z psem. Kto więc jest temu winien? Większy ból głowy potęgują jeszcze myśli o tym co pamiętam. Wokół Łukasza zawsze było dużo ludzi, a okresowo 61 miewa kolegów, z którymi spotyka się najczęściej. Obecnie jest to Leszek, ten z którym był na tej domówce. Pamiętam, ze razem tańczyliśmy i pamiętam jak całowałem się najpierw z nim a potem z Łukaszem. Dochodzę do wniosku, że ta bliskość bardzo mi się podobała i żałuje, że chwilę później byłem już tak pijany, że nieświadomy niczego co się działo. Teraz pojawia się we mnie pragnienie kolejnego razu, najlepiej na trzeźwo by porównać uczucia towarzyszące tamtej sytuacji… Kolejny dzień. Wracam ze szkoły już bez bólu jaki towarzyszył mi wczoraj. Piękny, słoneczny dzień i rodzice w progu… Nagle pojawiło się przerażenie, bo zapomniałem o tych brudnych ciuchach jakie zostawiłem w szafie. Mama znalazła po zapachu czy przypadkiem – ciężko powiedzieć. Zastanawiam się jaka kara może mnie spotkać. Nigdy wcześniej nie byłem karany przez rodziców (no może poza jednym razem, kiedy dostałem kijem do zasłon przez plecy). Zwykle jestem grzeczny, więc nie było powodów do stosowania kar wobec mnie. Tymczasem teraz padło tylko zdanie – „Jeśli winko ci zabuzowało to trzeba było to od razu zamoczyć, bo teraz ciężko będzie to doprać”. To wszystko. Rozumiecie? Ani słowa więcej w tej sprawie. Zrobiło mi się 62 głupio, nie wiedziałem co powiedzieć. Chyba o to im chodziło. W każdym razie temat został zamknięty. 06.20003 Dicho Rycho i Sanczo Muszkieter Po ciężkim tygodniu lubimy się wyluzować. Udajemy się w miejsce, w którym czujemy się komfortowo. Zbieramy swoją ekipę i staramy się zapomnieć o swoich troskach. W każdy weekend w okolicy rozchodzi się głos muzyki chodnikowej, albo jak ktoś woli disco polo. Mama Marty, tej samej w której byłem zakochany w przedszkolu i trochę dłużej, posiada bar. Aby podnieść swoje zyski organizuje właśnie takie wiejskie potańcówy, zatrudniając weselne kapele. Nie jestem jeszcze pełnoletni (cokolwiek to znaczy), ale nie wyglądam też na gówniarza. Poza tym, znajomość z córką właścicielki sprawia, że mogę napić się tu piwa. Przychodzę więc tutaj z moją paczką, którą też przeszła małe zmiany – teraz należymy do niej ja z Moniką, Marcel – brat Moniki, Anka (ta, najstarsza z nas) i jej brat Rafiki. Wypijamy po piwku i mykamy do parku naprzeciwko, gdzie na huśtawkach i innych 63 dziecięcych zabawkach spędzamy resztę wieczoru, podśpiewując hity grane w barze. Kiedyś przychodziłem tu na piwo z Łukaszem, teraz rzadko się widujemy. Oczywiście jest mi przykro z tego powodu, ale można powiedzieć, że sam sobie jestem winien. Bowiem, kiedy zaczęło przeszkadzać mi jego zainteresowanie znajomością z innymi rówieśnikami, zacząłem przedstawiać swoje zalety jako najwłaściwsze dla osoby, która jest godna przyjaźni z nim. Chyba stawałem się zbyt nachalny. Łukasz jest inteligentną i dobrą osobą, dlatego nie powiedział mi wprost, żebym się odczepił, lecz ograniczył kontakt ze mną. Ja po części pogodziłem się już z tym stanem rzeczy i staram się myśleć o innych sprawach. Z resztą, moja osoba zafascynowała Arka – tego De`Artagnana z przedszkola, z którym w szkole siedzimy teraz w jednej ławce. Na nudnych lekcjach gramy w kółko i krzyżyk albo statki i spędzamy ze sobą przerwy. On teraz jest dla mnie w zastępstwie za Łukasza. Jednak od pewnego czasu między nami również dzieją się dziwne rzeczy… Nauczyciele mylą nas ze sobą – a to babka od polskiego wpisała nam odwrotnie oceny z ostatniej kartkówki, to z kolei pani od PO wpisała mi nieobecność na koszt Arka, który w dzienniku zajmuje jedną pozycję przede mną. Najwyraźniej 64 zbrataliśmy się do takiego stopnia, iż w pewnym sensie (może nawet bardziej dosłownie) staliśmy się jednością. Po szkole również często się widujemy, a to wspólne piwko, po cichu wypite w ulubionym parku, a to wypad do kina na kolejną część ulubionego przez nas obu filmu „Matrix”, należącego do ulubionego przez nas obu gatunku scienceficiton; a wreszcie także wspólne granie na kompie to u mnie to u niego i wzajemne pożyczanie sobie filmów (również erotycznych choć może przypadkowo nagranych) na wychodzących już z mody i użycia kasetach video. Do tego wszystkiego oczywiście dochodzą intymne zwierzenia (chociaż może nie tak bardzo intymne) jak na przykład to, że swędzi go łono, bo wczepił mu się tam kleszcz. Czuje, że znów mam przyjaciela. O wiele łatwiej jest dorastać z kimś z kim dzieli się wiele wspólnych, często „przymuszonych” rzeczy – od szkoły zaczynając a kończąc na ulubionym piwie. No cóż, jednak i gimnazjum się kończy… 65 2003/2004 Sposób na samotność Czasem trzeba nazwać rzeczy po imieniu. Czemu tylko czasem? Bo mogą nazwać cię prostakiem, jeśli będziesz to robił cały czas... No i dobrze. W dupie to mam. Niech mówią co chcą, ja będę mówił tylko wprost. Pierwszy rok w liceum czas zacząć. Na szczęście nie trzeba daleko dojeżdżać bo wybrałem (podobnie jak Arek, Monika i kilku innych dotychczasowych szkolnych znajomych) liceum znajdujące się w tej samej szkole co gimnazjum. Pojawiło się tu jednak wiele nowych, obcych twarzy, które będziemy najprawdopodobniej musieli oglądać przez kolejne trzy lata. Od chwili restrukturyzacji szkolnictwa, w liceum wymyślono klasy profilowe. Nieszczęśliwie się złożyło, ze ja zafascynowany do tej pory działalnością w gazetce szkolnej i innych lokalnych gazetach, postanowiłem się wybrać do klasy humanistycznej, a Arek do klasy o profilu geograficznomatematycznym. O ile wrześniowe przerwy spędzaliśmy jeszcze ze sobą w mniejszym lub większym stopniu, tak teraz już dawno nie mieliśmy okazji ze sobą dłużej porozmawiać. 66 Szczęśliwie dla niego, w jego klasie znalazły się bardziej towarzyskie i komunikatywne osoby. Do mojej klasy przyszły mruki, muminy, maminsynki oraz duże i małe kompleksy, ponadto kilka „gwiazd” i jeden zawias. Została mi tylko Monika i Piotrek – nowy kumpel z ławki i stary kumpel ze szkoły – redaktor naczelny szkolnej gazetki i największy lizodup jakiego do tej pory znałem. W klasie mam ponad 30 osób, ale podzielonych na grupy. Z kimś więc trzeba się trzymać, żeby przetrwać ten etap edukacji, ale poza szkoła….? Po za szkoła stało się nudno. Lekko zasmucony tym faktem starałem się znaleźć jakichś kompanów. Z Maćkiem się nie odzywam - można rzec, że od wieków nie mamy ze sobą już nic wspólnego. Łukasz przeniósł swoje życie w większej części do miasta (choć dalej mieszka gdzie mieszkał uczy się i wolny czas spędza w odległym centrum), a Arek znalazł sobie nowe zajęcia, z Pawłem (koleś z klasy z którym można się powygłupiać) po szkole nie spotykamy się nigdy, a Piotrek zajęty wiecznie lizaniem dupy nie ma czasu. Monika to dziewczyna, ale znamy się od dziecka. Ponadto zawsze łatwiej mi było dogadać się z dziewczynami. W przedszkolu z Martą, w podstawówce z Izą, w gimnazjum oprócz Izy była jeszcze jej koleżanka Milena, później z Sylwią, która również odwiedzała 67 mnie często w domu zasypując swoimi problemami. W gimnazjum walcząc o względy Izy znalazłem jeszcze sojuszniczkę w Justynie. Potem była Basia i Beata (te z przedszkola – papużki nierozłączki), z którymi również czasem zabijałem wspólny czas na spacerach, oraz Bożena, której i ja mogłem się zwierzać, która z czasem również stała mi się bliska. Była jeszcze jedna, z zamiłowaniem do kościoła i do mnie. Kiedyś wybrałem się w sprawie wywiadu na spotkanie do księdza. Jego niestety nie zastałem, chociaż byłem wcześniej umówiony, ale zastałem tam właśnie tę dziewczynę, która wiedząc, że tam będę przyniosła mi zrobiony przez siebie sernik na zimno z truskawkami. Wracając z nim do domu zwierzyłem się z tego Piotrkowi przez telefon, mieliśmy kilka minut dobrej zabawy wspominając równocześnie jej wcześniejsze zaloty. Gdy dotarłem do domu poczęstowałem ciastem rodziców i smakował nawet mojej mamie – mistrzyni ciast (według mnie przynajmniej jest mistrzynią w tej dziedzinie). I tak z tymi wszystkimi dziewczętami jakoś przetrwałem do ostatniej klasy liceum, gdzie dorosłość wydawała się być coraz bliższa. Wraz z wchodzeniem w tę „dorosłość” i zbliżająca się 68 maturą, modą , z która zawsze byłem na bakier i chęcią zmiany postrzegania mojej osoby rosły potrzeby, a co za tym idzie przejawiał się brak pieniędzy. Coś trzeba z tym zrobić. Będąc już w drugiej klasie liceum było kilka osób, które jakiś czasem temu przekroczyły magiczne osiemnaście wiosen, a jedna z nich nawet pracuje. Mnie do tych 18 zim z kolei brakuje jeszcze pół roku, ale po rozmowie z tym kolegą, dowiedziałem się, że mogę już zacząć swoją pierwszą pracę w supermarkecie. Otrzymałem od niego nawet numer do jego koordynatora i zadzwoniłem z zapytaniem o wakaty. Jak się później okazało, zapotrzebowanie na tanią siłę roboczą jest duże i zostałem przyjęty z otwartymi ramionami. Stawka godzinowa niespełna 4 złote na rękę, ale praca nie najgorsza. Bardzo cieszę się z jej zdobycia, jestem dumny, ze dostaje te parę groszy miesięcznie za zajęcia dodatkowe (do pracy biegam bowiem nie tylko w weekendy, ale i zaraz po szkole, czasami nawet zrywając się z ostatnich lekcji). Własna kasa pozwala wejść w posiadanie przeróżnych gadżetów, których reszta mogła mi pozazdrościć. Pierwszy w klasie miałem odtwarzacz mp3 i to nie glejaki, nowe ciuchy itd. Po za tym jestem dumny z tego co robię, to zupełnie nowe doświadczenie, które na pewno czegoś mnie nauczy. 69 W pracy też nie jestem obibokiem, a że wykazuje się sprytem i zwinnością (co czasem samego mnie zadziwia) to i otrzymuje pochwały, luźniejsze zadania i możliwość szkolenia nowych pracowników, za co znów jestem chwalony. Pewnie jesteście ciekawi co też takiego ciekawego robię w tej pracy, a być może nawet się domyślacie. No bo cóż może robić niepełnoletni licealista. Tak – jestem kasjerem w supermarkecie, ale właściwie w ramach przysługujących mi przywilejów rzadko można znaleźć mnie na stanowisku przy kasie. Chodzę sobie po markecie na zasadzie pt. „przynieś, podaj, pozamiataj”. Tak. To nie dziewczyny, ale ta praca pozwoliła mi przetrwać długi czas w samotności. Teraz już nie wiem, zastanawiając się nad tym, czy to nie była samotność z wyboru… Praca z ludźmi zabiła we mnie resztki nieśmiałości, prze co stałem się jeszcze bardziej komunikatywny, otwarty na nowe znajomości i wesoły. Czasem popisywałem się przed innymi kasjerami i kasjerkami i za to (choć myślę, ze nie tylko za to) mnie lubili. W tym supermarkecie znajdują się jeszcze inne sklepy na pasażu, a w jednym z nich, na tzw. wyspie pracuje Adam – teraz wiem, że tak ma na imię, ale do tej pory był tylko dziwnie 70 spoglądającym na mnie, niepozornie wyglądającym chłopakiem, który zawsze w porze swojej przerwy, gdy tylko byłem w pracy, przychodził do mnie na kasę z zakupami. On sprzedaje telefony, a ja zagadałem któregoś dnia coś w temacie i od tej pory przestał być anonimowy. Dlaczego Wam o nim mówię? Jeszcze się tego dowiecie. Nie powiedziałem Wam jeszcze, że chodzę na kurs prawa jazdy. Tym razem finansowany przez tatę, który chcąc cieszyć się razem ze mną, zawsze pomaga w takich sprawach. On nie ma prawka na samochód, a chcąc mieć kierowcę, wolał mniejszą inwestycję niż najęcie kogoś na godziny. Oczywiście kocham swego tatę, mamę też. Monika d pewnego czasu ma chłopaka (z resztą już drugiego). Jej chłopak jest dobrych kilka lat od nas starszy. To prosty czeladnik z renomą w swojej dzielnicy. Aczkolwiek ta renoma nie dotyczy jego czeladniczych umiejętności, a raczej trochę łobuzerskich. Do Moniki, która fakt zawsze miała słabość do patologii, raczej nie pasuje. Tym bardziej, że jest całkiem nie brzydki, a ona można powiedzieć, że jest gruba, albo że lubi chipsy, twarzy też pięknej nie ma, ale jest miła. Ale on chyba się zakochał. A ja? Ja jeszcze nigdy nie miałem dziewczyny. Bardzo chcę to zmienić, ale nie wiem jak się do 71 tego zabrać… 2004/2005 Serio serio Postanowiłem podjąć próbę. Może mi się uda. Do tej pory bałem się odrzucenia, ale nawet jeśli miałoby się tak stać, to przecież trzeba próbować, by w końcu nauczyć się podchodzić do tego odpowiednio. Macie w pracy kogoś, kogo nie lubicie? Z kim może nigdy prywatnie słowa nie zamieniliście, ale jego zachowanie i sposób bycia, cwaniactwo, mądrzenie się tak Wam przeszkadza, że najchętniej byście się go pozbyli? Taki jest właśnie jeden garbaty szczypior z irokezem na głowie i z głosem przepalonego gardła. Na szczęście jest też wiele innych, bardziej przyjemnych ludzi, z którymi można sobie pokpić z takich niewydarzonych mutantów. Jedną z takich osób jest Dagmara – wysoka (oj, jakie ona ma długie nogi), tleniona blondynka ze zgrabną figurą, choć może niezbyt urodziwą twarzą. Dagmara zaczęła mnie chyba podrywać. Z każdym błahym 72 (czasem nawet wyszukanym) problemem dzwoni na moją kasę o poradę. Początkowo mi to schlebiało, ale teraz myślę, że ona chce czegoś więcej ode mnie. Flirtowaliśmy przez jakiś czas (przynajmniej ja nazywam to flirtem), aż pewnego dnia postanowiłem postawić dalszy, odważny krok. Nie mam doświadczenia w randkowaniu, a że zimno zaprosiłem ją do domu. Nie bardzo wiedziałem jak mam zacząć rozmowę, ale wymyśliłem grę w „złote myśli”, która pozwala więcej dowiedzieć się o drugiej osobie - o jej rodzinie i innych rzeczach, które lubi i nie lubi. Na tyle spodobała nam się ta gra, że wymienialiśmy się całymi zdaniami na tej kartce, aż wreszcie zrobiłem chyba…, a może jednak nie najgłupszą, ale jedną z głupich rzeczy, jakie do tej pory zdziałałem. Mianowicie, wyznałem jej miłość, którą z resztą odwzajemniła! Ależ jestem uradowany, mam pierwszą dziewczynę na serio! Pierwszy, poważny związek! Po pracy odprowadzam ją na przystanek, z którego odjeżdża autobus w jej kierunku, a dopiero potem idę na swój. Kiedy przyjeżdża do mnie chodzę po nią na przystanek. Chodzę z nią za rękę. Ciekawe dzieci sąsiada wracające ze szkoły doczepiają się do nas, chcąc obcować z trochę starszymi od siebie – to jest 73 fajne! Wszystko to jest przyjemne, ale czasem drażni mnie, że kiedy chcę jechać do niej, zobaczyć jak mieszka, poznać jej rodzinę, to ona się wykręca tłumacząc chorym ojcem itd. Do mnie przyjeżdża dość często, mimo że jesteśmy parą niewiele ponad miesiąc. 11.2005 Sposób na zimno Wino. Grzane najlepiej. Doskonale poprawia krążenie, przestajemy się trząść, rozluźniamy się, a dodatkowo stajemy się bardziej odważni... Kalendarzowej zimy jeszcze nie ma, ale śnieg i mróz dawno dały o sobie znać. Oboje z Dagmarą wiele nie zarabiamy i nawet na wielkomiejskie rozrywki typu kino nas nie stać. Na szczęście jest jeszcze Monika ze swoim czeladnikiem, który okazał się całkiem wporządku gościem. Często wszyscy razem we czworo zabijamy wolny czas organizując sobie rozrywki samemu. Pewnego wieczora, postanowiliśmy urządzić sobie noc z konsolą do gier. Dziewczyny poszły smażyć frytki z moją mamą, a my ścigaliśmy się samochodami, zjeżdżaliśmy 74 na snowboardzie i takie tam – oczywiście wirtualnie – popijając przy tym piwko (jedno czy dwa, ale nie więcej). Później i dziewczyny próbowały swoich sił w zmaganiach na konsoli. Zrobiło się nieco późno - kilka godzin po północy lub jeśli ktoś woli kilka godzin przed budzikiem. Żeby nie przeszkadzać rodzicom, zaraz po jedzeniu przenieśliśmy imprezę do innego pokoju, w drugiej części podwórka (zaaranżowanego po letniej kuchni). Są tutaj dwa wąskie łóżka, elektryczny grzejnik, no i my – parami, więc jakoś zimno nam jeszcze nie dokucza. Z racji godziny jednak i zmęczenia położyliśmy się spać. Przytulanie się do dziewczyny podczas snu jest równie przyjemne co przytulanie się do mojego misia, odziedziczonego po bracie, który to miś spał ze ,ą odkąd pamiętam. Zabierałem go zawsze w wakacyjne podróże, a i teraz służy mi jako zwierzchnik najskrytszych sekretów, którego co wieczór wkładam pod głowę. Dzisiejszej nocy jednak, zamiast niego wtulam się w piersi swojej dziewczyny. Ciężki jest im wyszeptać trudy minionego dnia, dlatego też szybko zasnąłem… Jeśli już uporaliście się z myślami na temat mojej reakcji to pozwólcie, że będę kontynuował swoją opowieść. Aby Was nie 75 zanudzić pominę kolejne, mało istotne wydarzenia i powiem tylko, że o ile mojej mamie spodobała się otwartość i zaradność Dagmary, tak mój tata, który często oponował abym został księdzem, nie wyraża przesadnej radości z faktu, że jesteśmy razem, twierdząc, ze jest ona brzydka. Wsparciem okazał się być jednak mój brat i kuzynka, którzy z dumą obserwowali akty świadczące o moim dojrzewaniu. Z Dagmarą spędziłem udanego Sylwestra – pierwsze w życiu poza domem. Oczywiście pewnych rzeczy na drugi dzień nie pamiętałem (ale to już nie pierwszy raz), poza tym, że zostałem ocucony szklanka zimnej wody i 7 plaskaczem. Później poszliśmy wraz z moją przyjaciółką do jej domu, gdzie mogliśmy się przespać jeszcze kilka godzin – ja w fotelu, a dziewczyny wygodnie w łóżku. Kiedy teraz o tym wspominam, to te wszystkie rzeczy wywołują uśmiech na mojej twarzy – zabawne, ale takie drobnostki naprawdę mogą sprawiać ludziom radość, choć są oznaką absolutnie beztroskiego życia… Wróćmy jednak do tamtych czasów. Zbliżają się moje urodziny. Nie robię hucznej imprezy bo i nie mam dla kogo, ale Dagmara, Monika i czeladnik będą 7 Plaskacz – potoczne określenie uderzenia w policzek z otwartej dłoni 76 obecni. Tort smakował, jak z resztą wszystkie ciasta pieczone przez moją mamę. Prezenty też o.k.- nie są to co prawda ani Lamborghini Galardo, ani nawet fajna gra komputerowa, ale modny sweter też się przyda, a zielona lampka z Ikei, cóż, czasem załączę wieczorem – może zacznę czytać książki… 02.2006 Siła sieci Wynalazki zawsze sprzyjały ludzkiej ewolucji. Kiedy pierwotni wykrzesali ogień, mogli jeść pieczone mięso. Surowe przecież sprawiało, że robili się jeszcze bardziej dzicy, a pieczone – pieczone, sprzyjało zmniejszeniu brutalności... Jakiś czas temu zainstalowali mi Internet z zawrotną prędkością 128kB/s, ale na długi czas (podkreślam „długi czas”), stał się moim głównym wypełniaczem wolnych chwil, a że Dagmara więcej pracowała tym lepiej się układało. Internet to fascynujące narzędzie. Początkowo w jednej chwili chciałem 77 włączyć wszystkie znane mi portale, aby wypróbować jego działanie w moim domu – nie w szkole, ale u siebie w pokoju! Oczywiście pojawiły się wtedy wątpliwość co do pewnych sytuacji z nim związanych. Szczególnie interesującą mnie kwestią była istota tego, czy poza stałą opłatą muszę ponosić jakieś dodatkowe koszty związane z włączaniem niektórych stron, zwłaszcza tych XXX. Jednak Monika, dysponująca już wcześniej tym narzędziem, rozwiała te wątpliwości, jednocześnie troszkę śmiejąc się ze mnie, ale sex ty chyba jedyne tabu, które jeszcze nie dotyczyło mnie osobiście, a którego fakt dopełniłby burzliwy okres mojego dojrzewania. W końcu, 19 lat minęło. Jakoś nie bardzo przeszkadza mi to, że prawie nie widuje się z Dagą. Internet to dobry zabijacz czasu, a i dzięki niemu można pogawędzić z kimś interesującym, może nawet bardziej niż ona. Rozmowy prowadzone na czacie bywają bardzo wciągające, zwłaszcza gdy ma się po drugiej stronie interesujących rozmówców, mających sporo do powiedzenia w konkretnym temacie. Nie jestem jednak od Internetu uzależniony. Po szkole dalej biegam do pracy, wracam około 21:00 i wtedy włączam kompa na max 2 godziny. Wśród moich rozmówców, któregoś wieczora, pojawił się 78 pewien nieoczekiwany i niechciany, naturalnie zupełnie przypadkiem (choć z punktu widzenia osoby trzeciej może się to wydać nieprawdziwe). Tym rozmówcą był ten garbaty osobnik z pracy, który jakoś negatywnie na mnie działał. Jako niedoświadczony użytkownik sieci, uważałem, że wypada przedstawić się swemu rozmówcy i jakoś zaprezentować aby ułatwić sobie pogawędkę, stąd też zwykłem wysyłać im swoje zdjęcie. Pech chciał, że ten quasimodo mnie rozpoznał, albo też, że akurat musiał na mnie natrafić. Zrobiło mi się ciepło, bynajmniej nie dlatego, że żywiłem go skrywaną sympatią, ale poczułem się zażenowany, że poznaję się z nim i to w taki sposób. Po chwili namysłu postanowiłem kontynuować nasza rozmowę od choćby z obawy, że mógłby on opowiadać o tym zdarzeniu w pracy, a wtedy kilku moich znajomych na pewno wymagałoby wyjaśnień. Myślałem, że w ten sposób udobrucham go jeszcze i zamkniemy temat, ale sprawa wydala się nieco trudniejsza. Dodatkowo jego obecność na tym samym pokoju na czacie trochę mnie intrygowała. Niestety musiałem się z nim umówić na piwo. Dążyłem do tego spotkania zawzięcie, sam nie wiedząc do końca co chcę zrobić. Poszliśmy do dość dużego baru w centrum miasta, skąd wygodnie dostać się jest i w jego i w moim kierunku. Wnętrze 79 było starannie wykonane, ale temperatura dość niska, choć nie było to w tej chwili dużą przeszkodą, bo moja temperatura, podgrzewana całą sytuacją i tak rosła. Zauważyliśmy duży stół do bilarda i chociaż nigdy nie grałem przystałem na jego propozycję z nadzieją, że gra pozwoli zmniejszyć powstałe napięcie. Rozmowa zaczęła się od „dlaczego pracujesz tam gidze ja i co robisz poza tym”, a kończyć się właściwie nie miała zamiaru. Coś we mnie narastało i postać garbatego nosiciela irokeza z chrypką w gardle intrygowała mnie coraz bardziej, na tyle, że w zasadzie zamiast myśleć o tym jak przekonać go do milczenia i spławić, myślałem o tym co tu jeszcze zrobić, byle tylko to spotkanie nie dobiegło jeszcze końca. Niestety, wkrótce rzekome obowiązki go wzywały i musieliśmy się rozstać, ale pojawiła się deklaracja, że dojdzie do kolejnego spotkania, co bardzo mnie ucieszyło. 03.2006 Rozstanie. Tak trudno powiedzieć jest wprost. A przecież nigdy nie miałem z tym problemu. Dlaczego nagle nie chcę kogoś krzywdzić, przecież w ten czy inny sposób i tak to zrobię. 80 Monika i Owca zżyły się z Dagmarą i zdarzało się, że czasem bez mojej wiedzy spotykały się ze sobą na plotach i innych babskich zajęciach (choć i ja lubię czasem poplotkować). Nie wiem czy gadały o mnie wcześniej, ale teraz z pewnością mają temat do rozmowy. Niedługo po walentynkach moja miłość do Internetu, a dokładniej do czatu, lub jeszcze ściślej ujmując – do osób, z którymi mogę Am porozmawiać, okazała się większa niż do Dagmary. Warto wspomnieć, że jakiś czas temu spędziliśmy ze sobą kolejną noc w ciepłym otoczeniu, ale w ubraniach. Nawet nie próbowałem jej macać i to nie dlatego, że uznałem takie zachowanie za niestosowne, ale dlatego, że w ogóle nie odczuwałem takiej potrzeby. Któregoś wieczoru zamiast wysłać jej buziaka na dobranoc, przesłałem kilka zdań głoszących, że nie chce już z nią być. Nie wiem jak się wtedy czuła Dagmara, ale we mnie kotłowało się masę wątpliwości - czy postąpiłem słusznie, co mną kierowało, jak spojrzeć w twarz jej, moim bliskim i co dalej… Jednak decyzja zapadła. 81 04.2006 Owca na rożnie Owce lubią żyć w stadzie. Stado sprawia, że żarcie tej samej trawy cały dzień nie jest takie nudne. W stadzie czujemy się swobodnie, bezpiecznie. Często jednak w stadzie jest jakaś czarna owca... Naprzeciw Moniki mieszka pewna dziewczyna, chyba trzy lata młodsza od nas, zwana Owcą (od nazwiska). Monika zapoznała nas ze sobą kilka lat wcześniej, jeszcze w gimnazjum, na jej urodzinach. Nie wiem czy myślała wówczas, że mogę się jej spodobać i dlatego zabrała mnie ze sobą, czy może strach przed innymi gośćmi, których nie znał ją do tego skłonił, bo chciała mieć w kimś oparcie w tym towarzystwie. Owca to ładna, zgrabna dziewczyna, jednak chyba nie wpadłem jej w oko, chociaż rzekomo wolała starszych. W ogóle odniosłem wtedy wrażenie, że chłopcy póki co jej nie interesują. Jak się później okazało Owca ma zdolności fryzjerskie. Przekonałem się o tym podczas jednego ze spotkań przy grillu, które urządzałem już tradycyjnie u siebie. Moich rodziców 82 akurat nie było tego razu, chociaż nawet wtedy gdy byli nigdy nie mieli nic przeciwko tym imprezom. Wtedy miałem już za długie włosy i przesadziłem z ilością żelu, jak Owca tylko mnie zobaczyła to wyśmiała, ale szybko odnalazła nożyczki i usadowiła mnie na krześle. Byłem pozytywnie zaskoczony efektem, na tyle, że została ono moją osobistą stylistka na kilak kolejnych lat. Czasem z Moniką jeżdżą także ze mną na zakupy i doradzają w wyborze ciuchów. Na wspomnianym już grillu było sporo znajomych (jak na ilość towarzystwa w jakim zazwyczaj się obracałem). Było około ośmiu może dziesięciu osób. Między innymi brat czeladnika, z którym Monika później była – Czesio – młodszy o kilka lat, ładny blondyn o specyficznym spojrzeniu. Wszyscy trochę wypiliśmy i robiliśmy sobie dowcipy m.in. któraś z dziewczyn dzwoniła do mnie, okazując swoje zainteresowanie moją osobą (chociaż do dziś nie jestem do końca przekonany, że to był dowcip bo podczas kiedy rozmawiałem z tą osobą przez telefon miałem w zasięgu swego wzroku wszystkich obecnych na tym grillu i byli oni zajęci czym innym, ale może nie pamiętam…). Intrygowała mnie ta sytuacja i próbując doszukać się kto wykręca ten dowcip towarzystwo miało ze mnie niezły ubaw. 83 Czesio chciał już iść, bo godzina była dość późna jak dla niego, a że był u mnie pierwszy raz ktoś musiał go odprowadzić. Postanowiłem, że będę to ja (z resztą nie miałem wielkiego wyboru, bo reszta nie wykazywała żadnych, nawet najmniejszych chęci). Podczas tej drogi Czesio wydał się być całkiem miłym, przyjemnym towarzyszem, choć nasza rozmowa opierała się w dużej mierze na nieznajomej, która próbowała uwodzić mnie przez telefon. 04.2006 Garbaty anioł Mam wrażenie, że spotkałem w swoim życiu kogoś, kto jest dla mnie uosobieniem wszystkich marzeń, jakie do tej pory miałem. Wypełnia każdą przestrzeń, którą do tej pory określałem mianem potrzeby. Spotykam się z Jurkiem – jego pseudonim artystyczny (tak to nazwijmy) nie jest jego prawdziwym imieniem, ale to póki co nie jest istotne, będzie później. Jego osoba niesłychanie mocno przyciąga moją uwagę od czas poznania się na bilardzie 84 i pociąga mnie na tyle silnie, że ciągle mało jest mi jego towarzystwa. Co takiego robi? Co takiego robimy? Gdybym powiedział: „nic szczególnego” to znaczenie wcześniej wypowiedzianych słów nie miałoby sensu, jeśli jednak powiem, że robimy rzeczy niezwykłe to zdecydowanie przesadzę. Najczęściej spotykamy się w pubach i na spacerach. Jego opowieści o swoim życiu mnie fascynują, ponieważ są związane z rzeczami zupełnie mi obcymi – jak do tej pory, dla mnie były absolutnymi tematami tabu. Do tego jego negatywne podejście do wielu życiowych spraw, nawet samego życia, wymusza we mnie potrzebę uświadamiania mu, że się myli, że świat może być piękny, a życie fantastyczne, że mówiąc co do tej pory robił, a mówiąc jaki ma stosunek do pewnych spraw wzajemnie się wyklucza. Nigdy wcześniej nie czułem tak silnej potrzeby nakręcenia kogoś na pozytywny wizerunek świata i sam dziwie się sobie, gdyż mogąc polegać jedynie na Monice – mojej przyjaciółce, która i tak nie zna tych tajemnic co mój miś, z którym codziennie zasypiam pod głową, powinienem być raczej smutny z samotności! Hm, w zasadzie nie! W końcu spotykam się teraz z Jurkiem i jemu też mogę się zwierzać ze swoich tajemnic, wiec nie jestem już tak bardzo samotny. Obdarzyłem go zaufaniem i jestem może nawet bardziej 85 szczerzy wobec niego niż wobec Moniki, prawie tak samo szczerzy jak wobec miśka. Czy więc Jurek nie powinien być bardziej radosny, skoro może opowiedzieć mi wszystko włącznie z tymi trudnymi dla niego rzeczami i problemami? Otóż on jest dla mnie w tej chwili jedynym przedstawicielem płci męskiej, któremu mogę się zwierzać, a ja dla niego nie. Ja, na jego miejscu, chyba byłbym jeszcze bardziej szczęśliwy niż jestem teraz. Problem w tym, że on nie jest. Jest to na tyle zadziwiające, że jeszcze bardziej mnie intryguje i pociąga jego osoba. Co, do cholery, jest takiego, co sprawia, że człowiek mający kochających rodziców, dach nad głową, jedzenie, ubranie – mimo, że sam zarabia grosiki, modne, na czasie; mimo że ma wielu znajomych jest nieszczęśliwy. Fakt bogaty nie jest, jeździ autobusami i mieszka na drugim piętrze wielkopłytowego bloku, ale ja też nie jestem bogaty, a cieszę się, że żyje! Zaprzyjaźniłem się z Jurkiem, jego rodzice też mnie polubili. 86 05.2006 Żona Nie tak wyobrażałem sobie początek swojego „dorosłego” życia. Sądziłem, że czas po maturze, którą właśnie zdaje, będzie wyglądał zupełnie inaczej. Inaczej go planowałem, a teraz wygląda na to, że te plany na nic się zdały... Pamiętacie Magdę, tę, która zrobiła dla mnie sernik na zimno? Tak się wtedy dziewczyna uparła, że ze stoickim spokojem powtarzała, iż jest przekonana o tym, że kiedyś zostanie moją żoną. Trochę wprawiało mnie to w zażenowanie, ale zwykle traktuje to jako żart, bo też ona nigdy specjalnie nie stara się o moje względy. Czasem tylko wzrusza się podczas moich wypowiedzi na lekcjach religii, czy innych przedmiotach. Najczęściej jednak na religii, bowiem ona, wielka fanatyczka kościoła, a ja z kolei, zaintrygowany tematami poruszanymi przez księdza zawsze jemu na przekór. Uwielbiam się wdawać w dyskusje z księdzem, przekonując go do swoich racji, pomimo, że on stara się dominować w tej rozmowie zaprzeczając im, lub niezupełnej słuszności moich odczuć. 87 argumentując przeciw Może też wystąpienia w szkolnych przedstawieniach, aktywny udział w życiu szkoły, jak np. w gazetce szkolnej i życiu publicznym poza szkołą jak np. udział w gazecie lokalnej itd. są przedmiotami, które powodują, ze Magda rumieni się na mój widok (choć pije tyle soku marchwiowego, ze różna jej pomarańczowo-żółtej twarzy wygląda dość blado). Dobra koleżanka Magdy, moja z resztą też – Beata., z która razem z Dagmarą bawiliśmy się na sylwestrze – też przekonuje mnie o tym, że Magda się mną interesuje, ale ja nie wierząc w to za bardzo dalej traktuje sytuacje jako żart. [Na marginesie – odniosłem wrażenie jakoby Beata opowiadając to, jednocześnie była trochę zazdrosna.] Zaloty Magdy jednak nie podziałały na mnie, a rozkwit przyjaźni z Jurkiem pozwolił coś uświadomić. Toteż w dzień matury, kiedy Magda zauważyła na mojej szyi malinkę – odpuściła, a ja po skończonym egzaminie, udałem się wraz z Jurkiem swoim świeżo nabytym autem w ustronne miejsce by trochę się wyluzować. Chwycił mnie wtedy za krocze, rozsunął rozporek i wyjął penisa i poczułem chwilę później przyjemny chłód, jaki nadawała mu jego buzia. Było nieziemsko! 88 Mam na imię Daniel, mam 19 lat i właśnie przeżyłem swój pierwszy w życiu seks oralny. 89