Daniel blog - mdaniel

Transkrypt

Daniel blog - mdaniel
„Daniel”
autorstwa blogera mdaniel.blog.pl
wersja dla czytelników bloga
02.12.2015
o tym jak.... zresztą sami się domyślicie ;)
1
08.1992 Daniel
Dzieciństwo rządzi się swoimi prawami, które dyktuje
podwórko. W grupie dzieciaków z sąsiedztwa, jak w każdej
innej, pojawia się jakiś lider. Kiedy grupy jeszcze nie ma, lider
ją buduje, zaczynając od wyznaczenia roli dla siebie.
Mam 5 lat i uwielbiam zabawy na podwórku. Właśnie
dostałem od mamy nową skakankę, ale nie zawsze pełni ona
swą przeznaczoną role – często służy mi do zabawy w dziki
zachód, gdzie spełnia funkcje lassa; no cóż, „Bonanza” to
chyba pierwszy serial jaki zobaczyłem w tym szarym pudle
stojącym na wysokim, amatorsko zrobionym stoliku z
ciemnego drewna… a może nie jest on wcale amatorsko
wykonany…
Moje podwórko to świetny plac zabaw – jest duże,
przegrodzone płotem chroniącym część mieszkalną od kur i
psów, które mamy. Jest tu też duża piaskownica, przy której
stoi stara Nysa, a naprzeciw niej, pomiędzy jabłonką a
orzechem, masa przeróżnych części samochodowych. Mój brat
2
jest mechanikiem z zamiłowania, ale na co dzień „biega” na
kopalnie zostawiając w domu żonę i dziecko – mojego
kompana do zabawy. Michał urodził się jedenaście miesięcy i
kilka dni później ode mnie, dlatego nie trudno jest mi się z nim
dogadać i choć nasi rodzice nierzadko się kłócą, my możemy
liczyć na swoje towarzystwo.
Wracając do mego podwórka. Jest ono raczej ponure –
znikoma ilość trawy, krzywo wybudowane drewniane komórki
mieszczące przeróżne graty, krzaki i chwasty wyrastające w
ogródkach między warzywami. Jednak jakoś nie przeszkadza
mi to. Rośnie tu jeszcze dużo wiśni, agrestu i czerwonej
porzeczki, a niedawno do tego wszystkiego dołączyła rozbita
1
Syrenka, którą ja i Michał z rodzicami byliśmy na zakupach –
no cóż, nie trzeba było zostawiać nas samych w aucie, w końcu
jesteśmy mężczyznami i tak samo fascynuje nas motoryzacja.
09.1993 Niedomowe przedszkole i spódnica
Każdy z nas czasem czegoś pożąda. Dzieciaki najczęściej
słodyczy lub produktów nowinek technologicznych. Chyba, że
1 Syrenka (potocznie) - od marki Syrena polskiej rodziny samochodów
produkowanych w latach 1953-1983
3
się zakochają. Przecież dziecięca miłość jest tak silna, wolna
od brudnych myśli i obłudy, a jednocześnie pełna zazdrości.
Właśnie mija rok od czasów „Bonanzy”, a zabawy z
podwórka przenoszą się na plac i budynek przedszkola. Tyle,
że ja nie tylko błogo się tu bawię, ale i uczę. Oczywiście
Michał chodzi tu ze mną, więc i moja dusza jest spokojna.
Pamiętam jednak pierwszy dzień i wiele innych dzieci, które
przyszły tu z nami – ich płacz, lament – typowe maminsynki,
które zostały przyzwyczajone tylko do spódnicy, a teraz jedyne
spódnice towarzyszące m podczas dnia (poza spódniczkami
koleżanek z grupy), to spódnice pani wychowawczyni, w tym
jednej hetery, która wydawała się być straszną babą Jagą z
różnych słyszanych bajek (choć ta tutaj nie ma siwych włosów
i pryszcza na nosie). Ja do spódnicy raczej nie byłem
przyzwyczajany. Moja mama pracuje na kolei, sprząta, czy
„coś tam”, a spódnice przyszywanych cioć i babć, u których
wówczas zostawałem pod opieką, nie spełniały raczej tej samej
roli co kiecka mamy. Nie o tym chciałem jednak Wam
powiedzieć, bowiem pierwszy dzień w przedszkolu, a raczej
zerówce był moim pierwszym dniem, w moim jeszcze dość
krótkim życiu, w którym poczułem pożądanie. Dwa jasno4
blond kucyki małej dziewczynki o zniewalającym uśmiechu
(pomimo przerwy w uzębieniu), ubranej w białą sukienkę w
kwiatki wywołały u mnie dreszcze i przyspieszony puls.
Pomyślałem
–
„to
spódnica,
do
której
chętnie
się
przyzwyczaję”.
Usiedliśmy wtedy w kręgu, aby każdy powiedział coś o
sobie. Jej głos wibrował po moim ciele, wprowadzając je w
stan uniesienia. Mój wzrok śledził uważnie każdy ruch jej warg
i mimikę ciała, wtedy usłyszałem to piękne imię – Marta –
moja, złotowłosa Marta.
10.1993 Czy to już miłość?
Złotowłosa i trzy misie? Czemu aż trzy? Powinien być tylko
jeden. Jak skupić się na trzech? Przecież można przez to nie
dostrzec wszystkich zalet tego jednego – jedynego...
Nie jestem brzydki ani gruby, a mama cały czas uczy mnie
śmiałości, zabierając ze sobą do obcych ludzi, więc nie miałem
trudności ze zdobyciem serca mojej Złotowłosej. Inne dzieciaki
mogły tylko pozazdrościć Marcie naszych wspólnych zabaw w
5
dorosłe życie. Wyposażenie naszego przedszkola bardzo temu
sprzyja. Kącik ze sklepikiem, domowy i z gabinetem
lekarskim… Jednak i ja szybko poczułem smak zazdrości…
Rodzice przenieśli go z innego przedszkola – Arek. Zbliżała
się zabawa choinkowa, a ja jako nadworny klaun nie miałem
większych szans z muszkieterem. I tak zostawiła mnie bez
słowa. Nasze wspólne zabawy zamieniała na zabawy z nim,
tym razem on udawał jej męża, opiekuna jej dzieci. To on
udawał lekarza podczas jej niby choroby.
Moje serce biło jeszcze szybciej, a dusza przestała być
spokojna. Jednak widząc jej uśmiech i radość nie zamierzam
jej tego zabierać. Nie chcę by poczuła pustkę, jaką ja
poczułem, ale nie mogłem na to spokojne patrzyć.
Nie miałem tu nigdy mało adoratorek, ale jedna szczególnie
zwracała na mnie uwagę i teraz miała szansę na sukces, widząc
jak cierpię, uknuła wraz ze swoją przyjaciółką, jak mogłaby
zyskać moje zainteresowanie, teraz kiedy Marta ma swojego
„króliczka” (tak nazywa Arka). Beata – tak ma na imię, kupiła
sobie nawet spodnie identyczne z tymi jakie ja nosze, być
może za namową właśnie swojej przyjaciółki. Nie wiem czy
ona poczuła się w nich bardziej męsko, ale zacząłem się
martwić, że mama ubiera mnie w damskie ciuszki, dopóki nie
6
zobaczyłem, że kilku innych chłopców też nosi takie. Widząc
jak przebiegłe starają się być te dwie małe żmijki
postanowiłem to wykorzystać. Nie jestem mniej inteligentny
od nich, a na pewno sprytny, więc wymyśliłem, że zakumpluje
się z nimi. Chce by Marta również zaznała smaku zazdrości.
Mam nadzieje, że tak właśnie się stanie.
Po kilku dniach 2D`Artagnan się wypalił lub mój plan
zadziałał. Nie uwierzycie co się stało. Marta przyszła do nie,
przeprosiła za to, że mnie zostawiła i zapytała, czy zostanę jej
króliczkiem. Poczułem smak zwycięstwa – klaun wygrał
starcie z muszkieterem! I co, myślicie, że wybaczyłem jej ten
mały romans? To dobrze myślicie! Cóż, lepiej zawczasu
nauczyć się jakie skutki może przynieść zdrada i jak bardzo
boli, niż uczyć się tego kilkanaście lat później, kiedy być może
jest już po ślubie.
Nie mniej jednak, wyszło na jaw, że nie jestem święty,
drużyna dwóch małych żmijek, na czele z Beatą poczuła się
strasznie oszukana i zawiedziona moim występkiem. Hm,
może jednak nauczyło je to uważnie obdarzać innych
2 D'Artagnan – jeden z czterech muszkieterów z powieści „czterej
muszkieterowie”
7
zaufaniem…
1994/1995
Od
nadwornego
klauna
do
gospodarza dworu
Każdy dorosły człowiek. Mający poczucie zawodowego
spełnienia, chciałby awansować. Nie każdemu się udaje, ale
każdy może zbudować w sobie poczucie własnej wartości –
większej niż do tej pory.
Triumfuje! Dziś jestem już w podstawówce i uczę się co to
przyjaźń. Dalej tworzę „króliczą” rodzinę z Martą, ale teraz
zamiast łąki, na której możemy pokicać, czekały nas szkolne
ławki. Cóż więc mieliśmy począć jeśli nie usiąść obok siebie?
Na szczęście i tu dali upust naszemu dzieciństwu organizując
zabawę choinkową. Marta tak jak w przedszkolu była
księżniczką, a co ja mogłem teraz wymyślić? Wiedziałem, że
jakiś mały muszkieter wygra z klaunem, ale nie księciem. Hm,
ale co jeśli już jakiś Książę się pojawi – niestety tego nie dało
się przewidzieć.
Do klasy chodzi ze mną sporo nowych twarzy, nie
8
widzianych wcześniej w przedszkolu, trzeba więc było
zaszpanować. Moja mama ze swoją koleżanką nie dostały ode
mnie łatwego zadania – spotykały się wieczorami i popisywały
swoimi krawieckimi i plastycznymi umiejętnościami, aż w
końcu nadszedł ten dzień. Jeszcze tylko ostatnie poprawki i…
tak! Dziś jestem królem balu, zdecydowanie tak! Królem! Nie
jakimś tam muszkieterem, czy księciem o klaunie nawet nie
wspominając, a samym królem – jedynym na tym balu,
wzbudzającym nie tylko zachwyt, ale i szacunek „mojego
dworu”. Moją postać okrywa iście królewski płaszcz
ociekający złotymi dodatkami, a głowę zdobi błyszcząca się
korona i do tego najistotniejszy atrybut – symbol mej władzy –
berło – drewniana kuchenna pałka do ugniatania ciasta
owinięta aluminiową folią. Wiedziałem, że żaden inny bohater,
nie odbierze mi dziś mojej Złotowłosej. Jednak chcąc pokazać,
iż jestem dobrym władcą pod każdym względem, nie mogłem
zawieść serc moich podwładnych. Musiałem więc innym
damom poświęcić kilka tańców. Na wszystkie jednak czasu nie
starczyło.
9
11.1996 Wymówka
Jak sobie pomóc? Wtedy kiedy chce się osiągnąć cel, ale
trudno jest znaleźć rozwiązanie? Może trzeba kogoś wdrożyć
w temat, albo nie. Absolutnie nie. Jedynie znaleźć wsparcie i
dalej dążyć do jego osiągnięcia, mając silne, stabilne
zaplecze.
Szkoła nie jest jedynym miejscem moich spotkań z Martą,
ale daje szansę spotykać się również po lekcjach. O wiele
łatwiej było się umówić, podając pretekst wspólnej pracy na
plastykę, czy któreś inne przedmioty. Cóż więc mogą począć
nasi rodzice, jeśli nie z uśmiechem patrzeć na rozwój naszej
przyjaźni? No właśnie nie wiele, bo i po co. Mój tata, który od
młodości (jak opowiada) był żigolakiem, pomimo pasania
krów, mam wrażenie, że jest wręcz dumny ze swojego syna, w
którym dopatruje się swoich genów.
Jeśli jednak o przyjaźń chodzi, Marta nie jest jedyną osobą,
z którą łączy mnie to uczucie.
10
Blisko nas mieszka Monika, która od dawna kumpluje się z
moją Złotowłosą. Szybko stała się również moją najlepszą
kompanką do towarzystwa. W szkole zaś dogaduje się bardzo
dobrze z pewnym chudym okularnikiem, którego zachowanie
często mnie zadziwia. Dzieci w szkole podstawowej często są
zmuszani do prowadzenia się za rączki w parach – Maciek – bo
o nim mowa, nie wstydzi się tego tak jak ja i często
wykorzystujemy nawet przerwy na wspólne spacery i rozmowy
o sowich dziecięcych fantazjach i marzeniach. To chłopiec
pełen wigoru, humoru, który kiedyś w totalnych wygłupach nie
omieszkał mnie również niby niewinnie cmoknąć w policzek.
Czasem to się zdarza, później mi to przeszkadzało, lecz teraz
mam nowy problem…
1996/1997 Wymówki ciąg dalszy
Za każdym razem, gdy spotyka mnie jakaś przykrość, której
skutki nie są jeszcze mi do końca znane, a co dopiero
przyczyna to lęk potęguje jej odczucie.
Dziś miałem mieć klasówkę z matematyki. Jestem raczej
11
pilnym uczniem a moje zachowanie zawsze nauczyciele
oceniają na wzorowe, nie są mi więc w głowie jakieś wykręty
czy wymówki by uciekać od trudnych zadań. Jednak tej nocy
moja mama pomyślała inaczej. W domu śpię razem z nią i
misiem, który został mi po starszym bracie. Ból brzucha, który
ciężko było mi jednoznacznie określić, a który dokuczał mi tak
bardzo, iż całe ciało dostawało dreszczy, a ja zacząłem przez
niego strasznie lamentować, został potraktowany przez moją
mamę właśnie jako próba wykręcenie się od szkoły. Zostałem
nawet za to skarcony, ale kiedy do tych wszystkich objawów
doszły jeszcze wymioty, moja mama przestraszyła się i
postanowiła z samego rana zabrać do lekarza.
Nie cierpię zastrzyków. W przedszkolu często chorowałem
na gardło i wybrałem wszystkie możliwe antybiotyki, a to
kolejne
ukłucie,
do
którego
teoretycznie
powinienem
przywyknąć, swędziało mnie na tyle, że przestałem już myśleć
o tym co spotkało mnie w nocy. Potem, pani doktór polała
mnie jakimś zimnym żelem i smyrała, jeżdżąc jakimś laserem
po moim ciele. – „Kamienie w tym wieku?! Jeszcze się z tym
nie spotkałam.” – powiedziała.
To była młoda lekarka, więc może nie powinno dziwić mnie
jej zaskoczenie. Nie zdawałem sobie jednak sprawy z powagi
12
sytuacji. Zacząłem regularnie przyjmować leki przeciwbólowe,
przeciwzapalne, rozkurczowe, rozpuszczające osad zbierający
się na moich nerkach, moczopędne. Częściej też odwiedzałem
z mamą różnych lekarzy, teraz leże w szpitalu. Mają zrobić mi
tu szczegółowe badania. Nie jest źle – są tu bardzo zabawni
ludzie, dzieciaki z pomysłem na zabawę. Pierwszy raz mam
również możliwość poznania dzieciaków z poza mojej szkoły i
okolicy. Dalej umacnia się moja śmiałość, chociaż dzieciakom
i tak z reguły lepiej się dogadać niż dorosłym. Nikt z moich
stałych kompanów mnie tu nie odwiedza, ale nie przeszkadza
mi to ponieważ nie nudzę się, a po co narażać ich na
niezrozumiane widoki.
Dziś już opuszczam mury szpitala. Bardzo zżyłem się z
tymi ludźmi, jednak szanse spotkania się później są nikle.
Wczoraj z racji „zielonej” nocy (nie tylko ja miałem dziś
opuścić te mury) postanowiliśmy zrobić sobie żarty podczas
snu. Tym samym nie dowierzaliśmy co się dzieje z jednym ze
współlokatorów naszego pokoju. Chłopak zaczął drżeć i rzucać
się po łóżku, szybko ściągnąłem kolegę, który jak ja jeszcze nie
spał i pobiegliśmy do pielęgniarek. Okazało się, że on wcale
nie wycinał nam dowcipu. Jego pobyt musiał się przedłużyć –
13
stwierdzono u niego padaczkę. Łzy jego mamy z pewnością
nabrałyby ciśnienia, gdyby widziała to co ja w nocy. Poczułem
wówczas strach, bałem się, że pierwszy raz zobaczę jak śmierć
zabiera kogoś, kto w jakimś stopniu był mi bliski. Bałem się,
że w ogóle zobaczę śmierć. Jednak przez ten fakt, łatwiej było
mi zrozumieć łzy jego matki. Szybko pomyślałem o sobie…
1997/1998 Bom ja chłopiec, lecz nie kopie
Wiele mnie ominęło w szkole. Przez swoją chorobę, przez to
co przeżyłem wtedy w szpitalu, byłem nieco przymroczony.
Po powrocie do szkoły moja kompania zaczęła się
przejmować moim zdrowiem. Maciek zapytał nawet, czy moje
zdrowie jest na tyle zagrożone, że mogę kopnąć w kalendarz.
Początkowo nie zrozumiałem, przecież nogi mam zdrowe, ale
jak tylko wytłumaczył o co chodzi odpowiedziałem, że mogę,
ale nie bezpośrednio – jeśli kamień spowoduje zatokowanie
ujścia moczu i nie odblokuje się tego na czas może dojść do
skażenia organizmu, co w konsekwencji może spowodować
śmierć. Jednak można z tym żyć.
14
Kopanie w kalendarz w sensie dosłownym jak i kopanie w
ogóle nie jest czymś co mógłbym polubić. To też kiedy
przychodzi czas na lekcje w-fu nie cieszę się tak, jak reszta
moich rówieśników. Sam fakt, że trzeba się przebrać, rozebrać
przed kolegami przerażał mnie. Bałem się poniżenia, wstydzę
się, tym bardziej teraz. Bowiem, od kiedy zacząłem brać 12
pigułek dziennie przybrałem znacznie na wadzę. Nic więc
dziwnego, że mogę im zazdrościć niezłej sylwetki. A kiedy
jeszcze dokucza mi z tego powodu ktoś bliski boli jeszcze
bardziej. Postanowiłem coś z tym zrobić. Zacząłem trzymać się
diety wskazanej przez lekarzy w związku z moją chorobą.
Odmawiam sobie nie tylko przyjemności, ale coraz częściej
odmawiam sobie również podstawowych posiłków…
07.1999 Pierwsze takie wakacje
Pierwsze razy w życiu człowieka są zawsze ekscytujące.
Pierwszy łyk coli, pierwszy lizak, pierwsza szkolna miłość,
pierwsza lekcja jakiegoś przedmiotu. Strach, niepewność,
ciekawość, radość – wszystko się ze sobą mięsza.
15
Mój tata pracuje chyba w największym zakładzie pracy w
Polsce, jakim jest Huta Katowice. Spytał czy nie chciałbym
jechać na kolonie, które są organizowane corocznie z myślą o
dzieciach pracowników. Oczywiście pomysł mi się spodobał,
tym bardziej, że rok wcześniej w dniu wyjazdu na zieloną
szkołę
zachorowałem
na
świnkę.
Pomimo
pewnych
wątpliwości i obaw jadę nad morze…
Pierwszy raz jestem tak daleko od domu na tak długo, a na
dodatek z zupełnie obcymi mi ludźmi. No właśnie, myślałem
że szybko uda mi się z nimi nawiązać dobry kontakt, jednak
wsadzili mnie do pokoju, w którym jestem najmłodszy. Z
resztą w całej grupie jest chyba tylko dwóch chłopaków
młodszych ode mnie. Niestety nie jest kolorowo – starsi
zawsze lubią się znęcać nad młodszymi. Z resztą kto nie lubi
mieć władzy w rękach. No właśnie, opiekuje się nami pani
Aleksandra i właściwie nie zauważam by miała w tym jakieś
duże doświadczenie – młoda, urodziwa kobieta, miła, ale
czasem nawet sprawia wrażenie przestraszonej. W ciągu dnia
zabiera nas na plażę, na miasto, celem obkupienia się w zbędne
pierdółki, objedzenia się niezdrowymi lodami czy kebabem –
tego jednak nie mam ochoty spróbować, bo panuje we mnie
16
przekonanie, że jest to mięso z konia; nie wiem skąd znalazło
się w mojej świadomości, ale nie posmakowałem do tej pory
tego czegoś czym reszta była wprost zachwycona. U mnie
pojawiał się wtedy odruch wymiotny.
Nie skąpią nam tu jednak atrakcji. Czy ktoś z Was zna
nadmorski chrzest i lizanie musztardy z kolan króla Neptuna?
Smak skóry, przyprawionej owym sosem okazał się być jednak
całkiem dobry. Nie jestem kanibalem!
Boję się wysokości, ale wszedłem na latarnię morską. Od
razu, jak ją tylko ujrzałem zaczęła działać dziecięca
wyobraźnia o duchach i starym latarniku ją zamieszkującym. A
kiedy zobaczyłem z góry morze, którego końca nie widać,
pojąłem jak duża musi być planeta, którą zamieszkuje. Wiatr,
który szalał na tej wysokości przyprawiał mnie o dreszcze.
Słońce, które rzucało światło na całą dobrze widoczną
wówczas miejscowość – to wszystko, sprawiło że poczułem,
jak gdyby moja świadomość się ulotniła, wymknęła spod
kontroli i cały świat stał się obcy…
Atrakcjami były również liczne zawody sportowe, w
których niechętnie uczestniczyłem, no chyba, że chodziło o
biegi – uciekać to ja potrafię.
17
Dziś była akcja. Taka chudzina co to mieszka ze mną w
pokoju i niby taki cwaniak został potraktowany przez dwóch
kolejnych współlokatorów – mądrali. Teoretycznie oni się
tylko bawili, tyle, że ten w pewnej chwili przestał oddychać –
jeden z kolesi za mocno klepnął go w plecy. No cóż,
rozruszaliśmy trochę gostka i dech mu wrócił, ale nie obyło się
bez interwencji pani Oli.
Od tamtej pory starsi chłopcy trochę się uspokoili, a ja
poznałem koleżkę z mojej małej mieściny (i na dodatek mój
imiennik). Na początku był trochę nieśmiały, ale szybko
znaleźliśmy wspólny język. Spędzamy ze sobą sporo czasu i
nie klepiemy się po plecach w celu odbicia płuc.
Jak już wspomniałem, moi współmieszkańcy przez chwilę
strachu, jaką sobie napędzili troszkę poprawili swoje
zachowanie. Mówię „troszkę”, bo przecież wiadomo, że
starszy i silniejszy zawsze będzie chciał zaznaczyć swoją
władzę. Dziś ma się odbyć jakaś impreza z ogniskiem, więc
trzeba by dobrze wyglądać. Może też w końcu uda mi się
przełamać i pójść na wieczorną dyskotekę po tym jak nauczą
nas macareny przy ognisku.
Jeden z tych moich współmieszkańców postanowił zrobić
18
dla mnie dobry uczynek (ku mojemu zaskoczeniu). Mama
przyzwyczaiła czesać mnie układając grzywkę odwrotnie do
Hitlera, a dziś na topie jest „cipka”, która on ułożył mi na
głowie. Kiełbasa lepiej smakowała, macarena też nie była
trudna do opanowania, a fryzura spodobała się także
Danielowi. Wbiłem potem na parkiet i choć trochę przeraził
mnie tłok skaczących ludzi, zrzucających kalorie po ognisku to
macarena się przydała. Niestety, kiedy DJ puścił coś
zamulastego drużyna DD (ja I Daniel) opuściliśmy lokal. No
cóż, godzina już niezbyt świeża, a należy wziąć kąpiel. Tak
więc udaliśmy się do budynku w którym mieszkaliśmy.
Prysznice są umieszczone na zewnątrz korytarza, a im więcej
jest ich w użyciu tym mniej ciepłej wody. Daniel znalazł
rozwiązanie – zaproponował wspólny prysznic. Do tej pory
nikt inny, poza moim bratankiem Michałem (jeśli chodzi o
rówieśników) nie oglądał mojego siusiaka, pomimo, że w
szkole inne chłopaki biegali do szaletu by porównać swoje
przyrodzenia. Sprawa tutaj jest jednak o tyle prostsza, że
kąpiemy się w gaciach. Kabiny nie mają drzwi a jedynie
pelerynkę. Łatwo dałem się namówić i mój imiennik wlazł do
mojej kabiny.
No cóż, sytuacja, kiedy nie musisz męczyć się i wyginać rąk by
19
umyć sobie plecy jest bardzo komfortowa, szczególnie, że
wyręcza cię w tym druga osoba. Można się było przy tym
uśmiać. Ponadto przyjaźń buduje się poprzez zaufanie, a to
najlepiej zdobyć zachowując wspólną tajemnicę, która właśnie
się zrodziła.
08.1998 Koniec laby
Już nie raz zdarzyło mi się za czymś tęsknić. Ale teraz tęsknie
bardzo. Może nawet nie tyle za czymś co za kimś. Bardzo
chciałbym tam wrócić...
Minął tydzień odkąd wróciłem z mojej pierwszej
nadmorskiej podróży. Są wakacje, więc cóż innego można
robić jak tylko bawić się na świeżym powietrzu. Niestety
niecała moja kompania jest obecna w miasteczku. Niektórzy
jeszcze się urlopują. Na szczęście brat przywiózł Michała od
matki. A tak, zapomniałem. Rodzice Michała biorą rozwód i
nie mieszkają już ze sobą. Nigdy nie było tam kolorowo.
Często krzesła i inne meble fruwały po podwórku. Pewnego
razu nawet brat potraktował drzwi pustakiem nie mogąc dostać
20
się do domu po powrocie z pracy, kiedy jego żona upiła się i
błogo spała. Kiedy pustak nie pomógł, nietypowe zastosowanie
znalazła cegła, dzięki której łatwiej było się dostać przez okno.
Tak więc budowaliśmy domki na drzewach, skarpach,
roboty z części samochodowych, a w chłodne dni układamy
puzzle i klocki lego. Byliśmy też u mojego szkolnego
przyjaciela Maćka nacieszyć się grami komputerowymi i
filmami na video. Chociaż w domu też nam tego nie brakuje.
Zdarza mi się nieraz także być i nocować w obecnym
miejscu zamieszkania Michała. Jesteśmy bardzo zżyci ze sobą.
Planowaliśmy nawet wspólny biznes podwórkowy – cyrk.
Nieźle
nam
wychodziły
przedstawienia
–
on
mógł
zaprezentować swoje umiejętności akrobacyjne, fizyczne, a ja
z kolei byłem „mistrzem” iluzji i rzeczy niewykonalnych.
Wakacje jednak się skończyły i pora wrócić do szarej
rzeczywistości. Hm, no właśnie. Teraz zacząłem zastanawiać
się po co ta cała szkoła. Od rodziców słyszę, że jeśli chce
później dobrze zarabiać to muszę się uczyć, ale czy ja w ogóle
chce pracować – oto nikt nie pyta. Nie chce pracować, ale jeśli
muszę to chciałbym być strażakiem, albo kierowcą autobusu,
tylko dlatego, że można otwierać drzwi guzikiem. Będąc u
21
chrzestnego na Mazurach, przed koloniami, dostałem nawet
taki fajny autobus, który teraz, kiedy znów nie ma Michała, stał
się dla mnie głównym przedmiotem zabaw. Sprawdzam
samotnie jego możliwości w piaskownicy, ale oczywiście nie
jest to autobus terenowy. Oczywiście widuje się dalej ze swoją
ekipą, w której nastąpiły pewne rotacje, ale przecież nie
mieszkam z nimi na jednym podwórku.
Nie wiem czemu zawsze po powrocie z wakacji pani w
szkole pyta jak było, gdzie byliśmy, co robiliśmy – czy to jakiś
przejaw zazdrości, przechwalania się, po co to? A może po to
by budzić w nas emocje… Kiedy padło dzisiaj to pytanie
zacząłem sobie wspominać te bardziej i mniej radosne chwile i
odczuwałem brak – brak tych ludzi, z którymi dobrze spędzało
mi się wakacyjne dni, szczególnie Daniela, z którym
doświadczyłem czegoś nowego. Teoretycznie miałem jego
adres, ale to za daleko by się wybrać samemu, a co powiedzieć
mamie? Mogę mieć tylko nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
1998/1999 Nowi w zespole
Tęsknota się nasila, kiedy w nowym otoczeniu brakuje tej
22
zabawy, nie ma się wsparcia. Tak bardzo chciałoby się żyć
inaczej, niż zmuszają do tego okoliczności.
Jestem już w piątej klasie podstawówki. Od czasów
królowania na zabawach choinkowych wiele się zmieniło.
Kiedy przytyłem, stałem się jakby tylko kolegą dla Marty i w
zasadzie niewiele osób zwraca na mnie jakąkolwiek uwagę (no
może jeszcze poza Maćkiem i Moniką). Marcie z kolei nie
przeszkadza brzuch podobnej wielkości do mojego, którego
właścicielem jest chłopak, który dołączył do naszej klasy.
Zapewne zaślepiła ją jego znajomość angielskiego i fakt, że do
tej pory mieszkał z rodzicami w Kanadzie, pomimo że jest
Polakiem (i cwaniakiem). Złotowłosa została w naszej ekipie,
ale spędza z nami mniej czasu.
Z Maćkiem i jego sąsiadką, która również chodzi z nami do
klasy, ale nie kolegowaliśmy się do tej pory, założyliśmy
zespół muzyczny, którego byłem managerem. Graliśmy na
czym się dało i wymyślaliśmy własne utwory. Było to na tyle
twórcze przedsięwzięcie, że zapraszając ludzi na pierwszy
koncert, chęć wstąpienia do zespołu zgłosiło sporo nowych
osób. Spotykaliśmy się na próbach, liczącą dziewięć osób
23
grupą i świetnie się bawiliśmy. Zachorowałem i postanowiłem
odwołać występ, ale napaleńcy poradzili sobie beze mnie.
Wtedy nastąpił pierwszy konflikt. Kiedy Maciek przyszedł do
mnie i opowiedział o fantach jakie dostali od staruszek z
okolicy, wystawionych na wycie małych wilków, nie
przynosząc mi ani cukierka, zdenerwowałem się, co w
konsekwencji doprowadziło do rozpadu zespołu. (jednak
manager ma jakąś władzę!)
Do naszej klasy wraz z tym pseudo Kanadyjczykiem
dołączyło jeszcze kilka innych osób m.in. Przemek, z którym
założyliśmy klub „Czarodziejki z Księżyca”. Zbieraliśmy
informacje na temat tej bajki z różnych źródeł, a także gadżety
z nią związane. Ta produkcja bardzo mną poruszyła i małe
znaczenie mają tu fantastyczne potwory. Liczą się wartości
jakie autor stara się przekazywać w treści każdego odcinka
serialu.
W efekcie zmieniło się sporo, głównie otoczenie, w którym
przebywam, ale brakuje mi tu tylko Marty i Michała. Z
Maćkiem i Przemkiem i jeszcze dwójką innych kolesi często
spędzaliśmy czas po szkole na rowerach, ale i to nie trwało
długo….
24
05.1999 Warkocz i grucha..
Z czasem pierwsza miłość odchodzi. Najpierw zrywając
bliskość jaka Was łączy, a potem zanikają emocje, które jej
towarzyszyły. Wtedy jest miejsce dla drugiej...
Iza chodzi do naszej klasy od samego początku. Raz nawet
pociągnąłem ją za warkocz w odwecie za moje uszy.
Oczywiście poskarżyła się, choć chyba tylko z zawiści. Zawsze
była dla mnie po prostu członkinią klasy, nic więcej. Jednak
kiedy większość osób z mojego dotychczasowego otoczenia
odchodziła ode mnie (w dużej mierze z mojej winy – np.
wystawiłem kiedyś Maćka i innych z wyjazdem do Mc
Donald`sa) zagadałem z nią no i potoczyło się. Od tej pory,
przerwy spędzaliśmy razem, choć nie wszystkie (Maciek też
domagał się mojego towarzystwa).
Jestem w wieku, kiedy dzieciaki mówią o różnych rzeczach,
pomimo że często nie rozumieją ich znaczenia. Zwykle bałem
25
się zebrań z rodzicami, organizowanych w szkole tzw.
wywiadówek. Byłem wzorowym uczniem pod względem
zachowania i prymusem pod względem nauki. Kiedy raz
dostałem ocenę dostateczną z języka polskiego, popłakałem się
i dostałem możliwość poprawy. Teraz dalej mam wzorowe
zachowanie,
ale
już nie
jestem prymusem w
nauce
(dostateczny stał się dla mnie bardzo dobrą oceną). Jednak moi
rodzice wiedzą jak się uczę (jestem jedną z nielicznych już
osób, które wciąż używają dzienniczka szkolnego). Po
zebraniach więc, nie musze się obawiać zarzutów w tym
względzie,
w
żadnym
innych
chyba
też. Aczkolwiek
zawstydziłem się, kiedy mama kolegi napomniała o czym było
to zebranie – nauczycielka powiedziała, że posługujemy się
językiem „walić gruchę”. Nigdy takiego zwrotu osobiście nie
użyłem, więc nie poczułem się głupio z tego powodu, jednak
zawstydziłem się, bo nie wiem co to znaczy. Niestety ci
„bardziej cywilizowani: nie uświadomili mnie tego. Spytałem
więc nieśmiało, ale jego mama powiedziała mi tylko, że nie
muszę wiedzieć. Wtedy dopiero zrobiło mi się głupio. Kwestia
pozostała niewyjaśniona, przynajmniej narazie….
26
07.1999 Morze, nasze morze…
Zdarza mi się mieć oczekiwania co do nadchodzących
wakacji. Może spotkam tam Daniela? Może znów przeżyjemy
fajne momenty. Ciekawe, zakazane...
Znów wakacje i znów wybrałem się na kolonie, znów nad
morze. Droga długa – pociągiem, męczy. Hm, mama lubi
zadbać o to by w podróży nie brakło mi tego co lubię,
szczególnie jeśli chodzi o jedzenie, a że lubię pomidory to i
dostałem dwa na drogę. Szybko zyskałem przydomek Tomato,
szczególnie po tym jak upaćkałem sobie koszulkę jednym z
nich. Pseudo wymyślił jeden z dwóch starszych chłopaków,
którzy jadą ze mną w przedziale. Ma bardzo ładny uśmiech i
modnie wygląda. Ja ponoć mam tylko to pierwsze.
Zazdroszczę mu trochę, ale z drugiej strony nie przywiązuje
dużej wagi do tego w czym chodzę, chociaż czasem się nad
tym zastanawiam. Może pora skończyć z tym, że ubiera mnie
mama…
W przedziale jedzie też jeszcze jeden młody chłopak,
27
dziewczynka i opiekunka – taka starsza miła babka. Próbowała
jakoś rozluźnić napięcie wśród nas i pytała o zainteresowania.
Moim bynajmniej nie są już autobusy a rysunek. Od zawsze
miałem mały talent do rysowania, który rozwijałem na kółkach
plastycznych. Opiekunka dała mi więc kartkę i temat rysunku,
zająłem się szkicowaniem pomidora z uwzględnieniem
cieni….
Piękna miejscowość. Budynki w których mieszkamy może
nie sa rewelacyjne, aczkolwiek ciekawe. Do pokoi wchodzi się
bezpośrednio z podwórka, stoją w nich trzy piętrowe łóżka.
Jest więc spania dla sześciu osób. Jest tu też toaleta, ale chcąc
się wykąpać trzeba wyjść na zewnątrz i przejść na koniec
budynku, gdzie znajdują się prysznice (na szczęście ja mam
blisko). Znów nie muszę martwić się o to kto mi umyje plecy,
bo zupełnym przypadkiem znalazł się tu też Daniel numer dwa.
Bardzo się ucieszyłem na jego widok, ale choć jesteśmy w
jednej grupie, zamieszkujemy różne pokoje.
Każde z moich współmieszkańców charakteryzuje się
czymś szczególnym, ale nie będę opowiadał o każdym z
osobna.
Postanowiłem, jako doświadczony już kolonista, spędzić ten
28
czas dużo efektowniej niż podczas poprzednich wakacji. Moim
priorytetowym celem jest zdobycie dziewczyny. Już w pociągu
zauważyłem bardzo sympatyczną twarz niejakiej Iwony, z
którą
miałem
wtedy
okazję
porozmawiać.
Byłem
podekscytowany tym, że nie wstydzi się ze mną rozmawiać,
pomimo mojego wyglądu i swoich „modnych” koleżanek. Tym
bardziej chciałem się jej przypodobać. Wiem, że dziewczyny
wolą starszych, dlatego też kiedy padło pytanie o wiek
dodałem sobie cały rok. Nie zrobiło to na niej wrażenia, a ja
nie pomyślałem, że mogą istnieć wyjątki od tej reguły. Ona tak
naprawdę jest w moim wieku, a teraz, spotkaliśmy się wracając
ze stołówki i opowiadała o jakimś kolesiu w jej wieku. No cóż,
odpuściłem sobie.
Kolega z pokoju – Piotr – z kolei z moją pomocą zdobył
jakąś pannicę z takimi blond loczkami na głowie, a gdy rozstali
się na jeden dzień pojawiła mi się w głowie myśl, że może ja
przejmę tę wspólną zdobycz dla siebie. Jednak szybko
usłyszałem od niej, żebym nawet nie próbował i żebym
przekazał Piotrkowi, że mu wybacza. Natomiast drugi kolega –
syn piekarza – oświadczył, że jest tu również jego siostra Ela,
która chciałaby mnie pozna. Kiedy już wypytałem się o to i
owo na jej temat, byłem tak podekscytowany, że postanowiłem
29
się specjalnie przygotować na spotkanie z nią…
W związku z zapowiadaną na dziś dyskoteką wybrałem się
w czasie wolnym na miasto. Wszyscy kupują jakieś buble na
bazarku by pokazać jacy są fajni, więc i ja myślałem, że tak
postąpię i czymś zaimponuję np. Eli. Zakupiłem sygnet z
wzorem czaszki. Czy się spodoba nie wiem, ale cieszę się, bo
mam czym zaszpanować, a do tego chyba będę miał
dziewczynę!
Z napływem pozytywnych emocji podczas rozmowy z
Piotrkiem o naszych sukcesach ten rzucił mnie na łóżko i
wykonał kilka „gwałtownych” ruchów. Innymi słowy udawał,
że mnie gwałci. No cóż, po kąpieli ubrałem się jak trzeba i
czekałem na zapoznanie z Elą. Nie myślałem, że będę musiał
tyle czekać. Dyskoteka zaczęła się godzinę temu. W końcu Ela
wraz ze swoją koleżanką przyszła pod mój pokój. Jej brat nas
zapoznał, a następnie ucięliśmy sobie krótką pogawędkę. Ela
nie jest pięknością, ale najważniejsze jest to, że priorytetowy
cel moich wakacji został osiągnięty – właśnie podjęliśmy się
kolonijnego partnerstwa. Dumny z siebie śmiało ruszyłem na
dyskotekę. Tutaj już Ela nie była najważniejsza.
30
Nadmorski klimat mi służy. Jedzenie w stołówce jest dobre,
ale kiedy przechodziliśmy z Danielem obok pizzerii, zapach z
niej wydobywający się wciągnął nas do środka. Daniel jednak
zrezygnował z posiłku, a ja sam jeść nie zamierzałem. Pizzeria
ma duże, oszklone i o dziwo czyste wejście. Czyste na tyle, że
nie łatwo było zauważyć różnicę pomiędzy wolnym przejściem
a szybą. Daniel stojący już na zewnątrz oraz barmanka stojąca
za mną mieli niezły ubaw, który sprawiał, że moje ciało drżało
jeszcze bardziej niż od samego uderzenia.
Chcieliśmy także wypróbować którąś z karuzel nieopodal
rozłożonego wesołego miasteczka. Powędrowaliśmy sobie w
jej stronę, ale okazała się być zamknięta. Potem spacer na tyle
się wydłużył, że spóźniliśmy się na start dyskoteki, na której
koniecznie chciałem być obecny. Nie odpuściliśmy, lecz
musiałem zwalczyć pewne utrudnienie – w moim pokoju
ciemno, drzwi zamknięte, kluczy nie mam. Ponadto ciężko
znaleźć, któregoś ze współmieszkańców, a wypadałoby się
jeszcze wykąpać.
Posiedziałem trochę w pokoju u Daniela, aż zjawił się
goniec
z
kluczami
(współmieszkaniec
Daniela
spotkał
mojego). Mogłem więc wziąć ręcznik i poszliśmy się kąpać. Po
igraszkach wodą powędrowaliśmy do budynku, w którym
31
odbywają się imprezy. Mamy upatrzony taki jeden kącik, w
którym coraz chętniej się poruszaliśmy. No i przez te tańce i
machanie rękami zgubiłem gdzieś sygnet. Nie czekałem do
końca imprezy. Zwykle, gdy większość sublokatorów zbierała
się do naszego pokoju, szedłem razem z nimi.
Chociaż panuje już nocna cisza u nas nikt jeszcze nie śpi
(no może poza bratem Eli i jeszcze takim młodym piegusem,
ale im też raczej nie przeszkadzamy). Zaczęły się rozmowy o
męskości i chłopięce wygłupy z tematem seksu. Znalazłem się
na łóżku Krzysia z nim obok, wygłupialiśmy się, a później
dołączył do nas zazdrosny Aleks, który już wcześniej nie
wstydził przebierać się bez majtek. Zmieściliśmy się w trójkę i
nawet nie zarwało się pod nami łóżko. Piotrek natomiast
baraszkował z bratem Eli, którego wcześniej przebudził.
Rozstałem się z Elą po trzech dniach odkąd zaczęliśmy
nasze „chodzenie”. Cel osiągnięty więc mogłem sobie już
odpuścić. Reszta pobytu upłynęła podobnie i znów trzeba było
wracać z nadzieją, że jeszcze gdzieś spotkamy się niebawem z
Danielem.
32
1999/2000 To już ostatni dzień w naszej szkole
Kiedy w życiu kończy się pewien etap, człowiekowi wydaje się,
że staje się bardziej dojrzały, mądrzejszy. Zatem czemu wciąż
rozmyśla o tym, czego będzie mu brakować, skoro przed nim
nowe doświadczenia?
Moja mieścina nie jest wiele zaludniona, jednak ja
zamieszkuje jej granice, a Daniel mieszka blisko centrum, wiec
szanse na spotkanie wydają się być niewielkie. Poluje jak
mogę. Wybrałem się nawet na odpust, który jest rajem dla
dzieciaków w naszym wieku (można kupić fajerwerki,
kapiszony itd.) i jest blisko centrum. Jest to więc, jakaś szansa
na spotkanie z nim, ale tak nie było…
To mój ostatni rok w podstawówce. Bardzo zbliżyłem się
do Izy. Myślałem, że ona czuje to samo, ale kiedy nadchodził
czas komersu i każdy dobierał sobie partnerkę na bal, Iza
odmówiła mi. Czy to wstyd? Czy wstydzi się pokazać ze mną
w pierwszym tańcu (na więcej nie liczę), czy może chciała
33
nauczyć mnie wytrwałości w zdobywaniu dziewcząt lub
samego zdobywania? Ot taka przyjacielska lekcja… No cóż,
po wielu nieudanych próbach została mi wolna tylko… Beata –
ta sama, która w przedszkolu adorowała mnie kiedy Marta
wojowała z tym D`Artagnanem.
W końcu nadszedł dzień tej dziwacznej imprezy. Kto
widział, żeby dzieciaki z szóstej klasy podstawówki wybierali
sobie partnerki na bal i stroili jak snoby z brytyjskich elit
arystokracji by bawić się przy muzyce techno? Ach, może dalej
ściska mnie żal, że Iza mi odmówiła.
Próbowałem z nią zatańczyć, ale nawet tego mi odmówiła,
poszedłem
więc
zadowolić
się
hamburgerem,
który
niewątpliwie był pierwszorzędnym daniem na tym przyjęciu i
próbowałem swoich sił dalej. No i udało się, po wielu
nachalnych próbach Iza zgodziła się ze mną zatańczyć. Tak
przynajmniej mi się wydawało, dopóki po kilku obrotach nie
zechciało jej się iść do łazienki, z której już nie wróciła.
Pozostało mi tylko pocieszać się tym, że brat, który naprawiał
komuś „3merola”, ma nim po mnie przyjechać.
Impreza skończona i wszyscy na schodach oczekujemy
swoich kierowców. No i zonk. Wyobraźcie sobie moją minę i
3 Merol – potoczne określenie samochodu marki Mercedes
34
rechot wszystkich tych cwaniaków, obserwujących mnie
wsiadającego do 4NYSY (taki jakby mini bus, najczęściej
służący robolom z kanalizacji). Niestety właściciel „merola”
musiał go pilnie odebrać i pozostało tylko to. Poczułem się
wtedy jak Kopciuszek, który wykorzystał swoje pięć minut i
zamiast do karety z dyni wsiadł do zgniłego kabaczka.
Odebrałem już świadectwo i przyszła pora na kolejne
rozstanie. W końcu teraz rozejdziemy się do różnych szkół,
klas. No ale dosyć tych łez…
07.2000 Wybrzeże raz jeszcze
Myśląc o tym, że jestem już bardziej dojrzały, bo przecież
kończę podstawówkę, wydaje mi się, że wyjazd z młodszymi
dzieciakami jest obciachowy...
Pora wakacji. Po raz kolejny wybieram się nad morze.
Zastanawiam się czy nie jestem już za stary na kolonie, ale są
tu też sporo starsi ode mnie. Tym razem jedziemy autobusem.
Na liście kolonistów zauważyłem nazwisko koleżanki ze
4 Nysa (Nyska) – polski samochód dostawczy, symbol PRL-u
35
szkoły, która miała iść do tego samego gimnazjum co ja. Jako
że nikogo innego poza sobą nie znamy, postanowiliśmy
tymczasowo usiąść razem, ale już po pierwszym przystanku na
siusiu wolałem siedzieć sam. Wlazła w jakieś gówno i
śmierdziało w całym autobusie. Nie chciałem aby centrum tego
nieprzyjemnego zapachu znajdowało się koło mnie.
Po uciążliwej, wielogodzinnej walce z trasą dotarliśmy na
miejsce. Ośrodek znajduje się przy samej plaży, ale luksusów
tu nie ma. Znalazłem się w starszej grupie, ale z powodu braku
miejsca w pokojach zamieszkałem wraz z jeszcze jednym
kolesiem – Guliwerem, nazwanym tak przeze mnie z racji jego
tuszy, w pokoju innej grupy z chłopakami, których poznałem
w autobusie. Opiekunka jaką nam przydzielono przypomina mi
pewną prezenterkę z TV, prowadzącą teleturnieje dla dzieci, ale
po stylu jej wypowiedzi można rzec, że przypomina raczej tę
nimfomankę z „5Świata według Bundych” - Peggy.
Chyba dopadł mnie ten okres, który starsi nazywają buntem
młodzieńczym. Wszystko wokół mnie wydaje się być
bezsensu, sam też usiłując postawić sobie jakiś cel, kłócę się ze
sobą samym wewnątrz. Przez to też nie jestem specjalnie
5 „Świat wg Bundych” - serial komediowy, emitowany w Polsce w latach
`90 XX w
36
zadowolony, ze tu przyjechałem.
W autobusie ujrzałem pewną dziewczynę, która
niewątpliwie wpadła mi w oko. Postanowiłem więc, że to ona
będzie moim celem tego pobytu, a dokładnie zdobycie jej
serca.
Po dniu odpoczynku, zebrałem się więc na podboje. Skradałem
się jak mysz, śledziłem jak Sherlock Holmes i tropiłem ślady
jak detektyw Monk, aż w końcu nie dość , żę poznałem jej imię
– Sonia – to dowiedziałem się również który pokój
zamieszkuje i kto jej w nim towarzyszy. Chociaż jej imię
bardziej kojarzyło mi się z jakąś małą wielorasową suczką,
dalej pozostała w moim centrum zainteresowań…
Zanim zaczęto organizować czas między posiłkami, starała
się go uprzyjemnić ta nasza opiekunka – Peggy (na imię ma
Magda, ale pamiętacie co mówiłem o nimfomance?). w
pierwszej kolejności udaliśmy się na plażę, jako że było to
pierwsze nasze spotkanie całą grupą zaczęliśmy się lepiej
poznawać przy okazji smażąc swoje różnej postury ciała. I tak
do obiadu, po którym znów udaliśmy się na plażę. A to dlatego,
że Peggy spodobał się jakiś mułowaty ratownik. Pomyślałem
wtedy, że spędzimy na tej plaży chyba cały okres tych kolonii
37
do dnia powrotu włącznie. Jednak reszta mojej grupy zaczęła
się buntować, a że ten muł musiał czasem iść spełnić jakieś
obowiązki, Peggy zgadzała się przespacerować po mieście. No
i czego mogłem się tu spodziewać? Wiocha jak każdy
nadmorski kurort wypoczynkowy, gokarty, tłumy ludzi, zapach
smażonych gofrów i pizzy, lody i masa sklepików z
przeróżnymi pierdołami, w których asortyment różnił się
głównie ceną.
Po całym nijakim dniu, mieliśmy czas na przełamywanie
lodów w pokojach, które zamieszkujemy. Wyobraźcie sobie, że
przechodzicie przez jakieś drzwi i wchodzicie do przedpokoju,
z którego można wejść do obstrupiałej, syfiastej, niezamykanej
łazienki z toaletą oraz dwóch również niezamykanych (a nawet
bez drzwi) pokoi, z których z kolei można wyjść na jeden
wspólny, wąski, długi balkon bez szczególnych widoków
(drzewa i przerośnięta trawa). Tak właśnie wygląda to nasze
mieszkanko. W sumie ośmiu chłopa. Szybko znalazłem
wspólny język z jednym z nich, który sąsiadował ze mną
bokiem łóżka. Nawet cały ten fakt zdziwił mnie, ponieważ nie
wyglądam najlepiej (zarośnięty grubasek z grzywką na bok,
ubrany w szmaty z ciucholandu), a on całkiem przystojny,
modnie ubrany i uczesany brunet. Cieszę się, ponieważ
38
znalazłem towarzysza z celem pobytu, podobnym do mojego.
Jego
wybranka
ma
na
imię
Monika.
Oczywiście
postanowiliśmy sobie wzajemnie pomagać w tych sprawach.
Dzięki
moim
umiejętnościom
szpiegowskim
szybko
dowiedzieliśmy się gdzie ona sypia. Okazało się, że kilka
pokoi przed pokojem Sonii (to samo piętro, czyli jedno poniżej
naszego).
Dzisiaj wieczorem ma się odbyć dyskoteka. A wiecie
przecież, że lubię imprezy. To jest dla mnie i Radka (ten od
Moniki) wielka szansa. Niespecjalnie umiemy tańczyć, ale to
akurat najmniej się liczy. Najważniejsze, że będziemy mogli w
końcu wyrwać nasze stokrotki.
Kiedy nadszedł ten czas, na dworze było jeszcze widno.
Większość kolonistów albo odkładała się jeszcze po kolacji w
pokojach, albo szlajają się po mieście w poszukiwaniu fast
foodów bo mają wstręt do tego co podają na stołówce
(aczkolwiek dla mnie żarcie jest ok!). mimo wszystko, na sali
zastaliśmy sporo dziewcząt. Oparliśmy się z obu stron o filar i
wypatrujemy naszych stokrotek. Niestety na razie na darmo.
Zauważyłem jednak koleżanki z pokoju Sonii. Jako odważny,
dorastający mężczyzna podszedłem wiec do jednej z nich i
39
zacząłem wypytywać o Sonię, starając się dowiedzieć czegoś
więcej. Trochę się zawiodłem, kiedy usłyszałem, że Sonia nie
lubi tańczyć i że nie przyjdzie. Ale nie boli mnie to tak bardzo,
postanowiłem troski odłożyć na później. Zawołałem więc
Radka, który dalej podpierał słup i wbiliśmy w towarzystwo
tych pań, tworząc niewielkie koło. Uczyliśmy się razem
tańczyć, początkowo skacząc do góry. Następnie, kiedy
zauważyliśmy, że trendy jest machać prawą ręka robiliśmy tak
samo. No a jeśli chodzi o Monikę, to też ani śladu. Zawiedzeni
wróciliśmy do pokoju i poszliśmy spać z nadzieją na lepsze
jutro.
Po śniadaniu, w chwili wolnej udałem się do pokoju Sonii,
chcąc poderwać ją na cwaniaka, ale chowała się przede mną.
Drzwi otworzyła jej koleżanka i powiedziała mi, że chyba nie
mam szans. Cóż, już bardziej nachalny być nie chcę. Poza tym
czego ja bym chciał – przecież jestem paskudny. Epoka, w
której byłem królem i miałem wszystkie panny minęła.
Załamany wracam na górę, gdzie na korytarzu kolega z grupy
– Bidon, jak go nazwali – wystawia jakieś przedstawienie dla
Peggy i kilku pajaców, którzy się z tego śmieją. Cóż, może on
znalazł sobie lepszy sposób na spędzenie tych wakacji od
40
wojenek o dziewczynę, by nie musiał cierpieć jak ja. W końcu
on też 6Brada Pitta nie przypomina. Co się takiego ze mną
stało, że teraz wszystkie dziewczyny uciekają ode mnie, a nie
lgną jak kiedyś? Radek próbował mnie pocieszyć i mówił, że
nie warto się załamywać i poddawać. Nie ta to inna –
powtarzał. Tylko, że jak tu się pokazać, co pokazać, żeby
któraś mnie zechciała…
Po obiedzie Peggy postanowiła, że pójdziemy na miasto. Po
kilku zaledwie dniach odkąd tu jesteśmy nie na rękę było jej
opiekować się naszą grupą, w ogóle dziećmi, dlatego
postanowiła podzielić nas na mniejsze grupy. Z racji tego, że
ona tez musiała należeć do jakiejś wybrała sobie najstarszych i
najprzystojniejszych facetów. Może wstydzi się pokazywać z
nami, a może w ogóle wstydzi się tego, że jest tu opiekunką
grupy kolonijnej. Może przez to ma mniejsze szanse na to, ze
spodoba się jakiemuś marynarzowi – dosłownie i w przenośni.
No cóż, obracając się w gronie przystojniaków, jedna panna
zawsze może wzbudzać zainteresowanie…
Tak więc ja, Guliwer, Bidon, Robert (taki niezdarny
grubcio) i Szymon (chudy blondyn) tworzyliśmy jedną
6 Brad Pitt – aktor amerykański, znany m.in. z roli w filmie „Pan i Pani
Smith”
41
grupę, Peggy była w jednej ze starszymi, i jeszcze jedna,
którą tworzyły osoby z jednego pokoju. Niestety został
jeszcze jeden najmłodszy chłopczyk, którego musiał ktoś
przygarnąć – Pawełek - z rozkazu Peggy przydzielony do
nas. Co więc mamy robić przez dwie godziny na tym
mieście, jeśli spacerkiem mogliśmy je obejść w pół
godziny? Trzeba skorzystać z funduszy, jakie otrzymaliśmy
od rodziców i rozrywek jakie są tu oferowane. Bidon z
Robertem wybrali się na gokarty, a my idziemy na pizze.
Pech chciał, że gdy ją zamawialiśmy, nie zauważyliśmy
Peggy flirtującej tu z dwójką przygłupich szesnastolatków,
opychających się, jak gdyby nigdy nie widzieli jedzenia.
Usiedliśmy wiec z dala od nich. Pomimo że nas zauważyli,
żadne z nich w najmniejszy sposób nie zainteresowało się
nami. Mieliśmy wiec już temat do rozmowy…
Nadszedł wieczór, kolejna dyskoteka. Już słychać dudnienie
wieśniackich bitów. Ja i Radek wyruszamy na kolejny podbój.
Jeszcze tylko tani dezodorant z kiosku i idziemy… Sonii tu
znów nie spotkam, co potwierdziła jej kumpela z pokoju, ale
Radek za to ma dziś duże szanse wyrwać Monikę. Z kolei
koleżanka tej – Paulina – poinformowała nas, że Monia
powinna zaraz tu być. Natomiast ona sama wzbudziła moje
42
zainteresowanie. Jak się dobrze przyjrzeć to jest nawet
ładniejsza od Sonii i na dodatek dała się porwać do tańca.
Po imprezowym szaleństwie (przyszła godzina 23:0 i
wygnali nas do łóżek) dziewczyny zaprosiły nas do siebie –ale
odlot! Oczywiście nie odmówiliśmy, jednak trzeba ściemnić, ze
wykonujemy polecenia opiekunów. Tak więc poszliśmy
grzecznie do pokoju, ogarnęliśmy się, zgasiliśmy światła i…
Reszta naszych współlokatorów już dawno śpi, a my po
cichutku wymykamy się z pokoju. Trzeba było zejść piętro
niżej, jednak wpierw pokonać prawie całą długość korytarza.
Prawie nam się tu udało, bo zauważyła nas właśnie jakaś
opiekunka, która zamieszkuje pokój razem z Peggy. Opiekunka
ta wygląda jak dziewczyny z „Renegata” (taki serial o
harleyowcu
wyjętym
spod
prawa
wymierzającym
sprawiedliwość na własną rękę, gdzie akcja dzieje się w latach
siedemdziesiątych, osiemdziesiątych). Po naszej zmyślonej
odpowiedzi na pytanie dokąd zmierzamy puściła nas,
upominając, że jakby co to ona nic nie widziała. Dotarliśmy w
końcu na miejsce z wielka radością, że już tu jesteśmy…
Następnego dnia było tak samo. Dobrze się dogaduję z
Pauliną, ale jakoś nie mam odwagi na nic więcej. Zaczynam się
43
zastanawiać
co
się
stało
z
tym
żigolakiem,
którym
niewątpliwie kiedyś byłem i dochodzę do wniosku, że
straciłem pewność siebie odkąd wyglądam jak niemowlę
słonicy afrykańskiej. Pora wziąć się za siebie. A to, że Paulina
jest dla mnie miła to chyba zasługa tylko tego, że zadaje się z
takim przystojniakiem jak Radek.
Wyobraźcie sobie, że nawet na plaży musimy dzielić się na
grupy. Czy Peggy w ten sposób uczy nas odwagi, dorosłości?
Czy może jest po prostu nieodpowiedzialną zalotną damą? A
jak myślicie, komu w opiekę przypadł dziś Pawełek?
Oczywiście, że nam. Ten chłopak niewątpliwie posiada swój
urok. Jest młody, ładny, a do tego pocieszny. Ktokolwiek na
niego nie spojrzy pojawia mu się uśmiech a twarzy. Nie wiem
czy to zdrowa reakcja, ale cóż… Pawełek potrafi zająć się
sobą, jakkolwiek to brzmi. Cieszy go nawet układanie babek z
piasku. Podczas gdy ja z Szymonem graliśmy w karty,
odwróciłem na chwilę wzrok w stronę Pawełka, któremu z
majtek coś wyszło. Poprosiłem, żeby ukrył to sobie, ale
„zawieszając” na chwile swe myśli poczułem swojego rodzaju
zazdrość…
44
Nigdy nie przypuszczałem, że zostanę królem dyskotek. A
jednak tego wieczoru, kiedy po raz kolejny oddałem się
szaleństwu zyskałem rzesze współtancerzy, którzy chętnie
tworzyli ze mną koło. A wszystko dodaje mi coraz większej
odwagi i pewności siebie.
Ostatni dzień szalonego pobytu na tych koloniach. Co stąd
zapamiętam? Na pewno oprócz ciągłego imprezowania i
cichych spacerów piętro niżej nie zapomnę tego jak Peggy
zabrała całą grupę na plażę, a o mnie zapomniała. Otóż, grałem
sobie w szachy ze współlokatorem, nie należącym do mojej
grupy, Guliwer wyszedł gdzieś wcześniej. Następnie grupa
tego chłopaka od szachów wyszła na miasto, no i przez pewien
czas zostałem sam. Zaczęło mi to dziwnie przeszkadzać,
dlatego też zszedłem piętro niżej gdzie mieszkała też reszta
mojej grupy, ale nikogo nie zastałem. Ze zdziwieniem,
wracając na górę zahaczyłem o pokój Peggy, gdzie zastałem
tylko tę babką z szopą na głowie (tę samą, która pozwoliła mi i
Radkowi buszować po nocach). A ona z przerażeniem poleciła
mi wrócić do pokoju. Poinformowała mnie, że moja grupa
poszła na plażę i że zadzwoni do Peggy. Jednak w tym samym
czasie przybiegł po mnie zdyszany Bidon. Ech…
45
Dziś pożegnalna dyskoteka. Zawiedziona Paulina już dawno
dała sobie spokój, ale ja wciąż nie uciekałem od zabaw. Ta
impreza jednak nie była obfita w radość. No chyba, że
przytoczyć fakt, iż uszczęśliwiłem jakąś blondynkę, która
wyszeptała ze zmartwienie, że ostatni taniec przesiedzi…
09.2000 Integracja i reintegracja.
Kilkukrotnie adaptowałem się już w zbieraninie dzieciaków
na koloniach. Zawsze była jakaś trudność, ale zawsze ją
przełamywałem, zawierając znajomości na kilka tygodni.
Teraz trzeba to zrobić z myślą o tym, że spędzimy ze sobą kilka
lat.
Jestem już w nowej szkole. O tyle łatwiej jest mi się tu
zaadaptować, że większość osób, z którymi do tej pory
spędzałem lekcyjny czas również wybrała naukę tutaj.
Zaraz po rozpoczęciu roku szkolnego zorganizowano dla
nas wycieczkę integracyjną. Jednak co to za integracja, kiedy z
całej klasy jedzie tylko pięć osób, a na dodatek wszyscy znają
się od dawna? Tym samym ja, Tomek, Maciek, Marta i Monika
46
oraz kilka osób z dwóch pozostałych rówieśniczych klas
wybraliśmy się na trzy dni w czeskie góry. Bynajmniej nie po
to, żeby po nich chodzić. Większość czasu spędzaliśmy w
hotelu, zwiedzając jego zakamarki tylko po to, ażeby zacieśnić
nasze wzajemne stosunki. Integrować z nami postanowiła się
także nasza wychowawczyni, która oprócz wspólnych tańców
popijała także alkohol…
Do pokoju, gdzie spaliśmy ja, Maciek i Tomek
przyprowadzono nam jeszcze Damiana. Tego samego, który ze
mną i Michałem budował roboty kiedy mieliśmy dobre kilka
lat mniej. Zawsze wydawał mi się trochę dziki, ale nie do tego
stopnia jak wygląda w tej chwili. Może ma jakieś problemy
natury rozwojowej, ponieważ wydaje się jakby żył w innym –
ale niekoniecznie wirtualnym świecie. No bo odkąd tu
jesteśmy on ani razu się nie mył, nie przebrał. Zapach jaki od
niego się unosił przypominał zapach zgnilizny…
Damian wyszedł gdzieś na chwilę. Jest pora kolacji.
Wpadła do nas taka jedna Martyna i przeszukała jego plecak, w
którym znalazła mydło, szampon i inne środki higieniczne, w
tym dezodorant. Po czym wszedł Damian i zapytany przez nią
czemu się nie myje odpowiedział, że ma uczulenie na wodę. O!
Nie wiedziałem jak zareagować w tej chwili, ale Maciek podjął
47
drastyczne środki i po prostu wypchnął Damiana na korytarz
rzucając za nim ręcznik i krzycząc, że będzie mógł wejść do
pokoju jeśli się wykąpie. W tym samym czasie Martyna, chcąc
urządzić hece, wylała mu na łóżko jogurt, po czym zmyliśmy
się gdzieś na wojaże. Kiedy wróciliśmy później do pokoju
Damian spał, a gdy rano zapytaliśmy jak mu się spało
odpowiedział, że obrócił materac na drugą stronę. Hecy
wielkiej nie było…
Opowiadaliśmy sobie z chłopakami o naszych miłostkach. I
nie pamiętałem wtedy o żadnej z moich kolonijnych przygód, a
tylko o Izie, którą Maciek ostatnimi czasy adorował. Ponieważ
nie wiedział o tym, a że ciągle jest moim przyjacielem,
powiedział, że odstąpi mi ją. Zamyśliłem się przez chwilę,
jednak rzekłem mu, że i tak nie mam szans – mam grzywkę
obciętą od gara i zakładam swetry do dresów. Jedyną zmianą,
którą zaskoczyłem wszystkich pozytywnie już po powrocie z
ostatnich wakacji było to, że diametralnie schudłem i śmiało
zacząłem wyrażać własne zdanie, a to jeszcze za mało na
zdobycie dziewczyny.
W szkole ciągle dokuczają mi z powodu wyglądu, choć jest
grupa osób, która pomimo to mnie lubi. To takie same
48
„potworasy” jak ja. Jednak nie chce być ofiarą tego typu
ataków i pomimo, że nie umiałem wyraźnie powiedzieć
mamie, że coś mi się nie podoba próbowałem delikatnie ją
podchodzić, posługując się ludźmi, którzy powtarzali, ze coś
jest modne lub nie. Tym samym robiąc zakupy w marketach
rozglądamy się teraz również za ciuchami – polary,
„normalnie” wyglądające dżinsy po których poznać, że są
męskie – to wszystko sprawia, że przestałem być potworasem.
Coraz mniej osób wstydzi się ze mną przebywać, a ja nabieram
coraz większej śmiałości i pewności siebie w różnych
działaniach. Do tego stopnia, że na forum klasy pokłóciłem się
z Maćkiem. Już się nie przyjaźnimy. Szukam i znajduje sobie
nowych przyjaciół, którzy staja się również moimi nowymi
wrogami… Jestem na tyle odważny, że potrafiłem nawet
wypowiedzieć
głośno
swoje
krytyczne
myśli
wobec
wychowawczyni i teraz i z nią nie rozmawiam (jedynie
„służbowo”) no cóż, kiedy nauczyciel pyta mnie dlaczego mam
ocenę z przedmiotu taką, którą sam wystawił, a później pyta
mnie dlaczego jej nie poprawiam jak inni, którzy i tak
wiadomo, że będą mieli lepszą od mojej… No cóż, tu musiały
paść ostre słowa…
49
„Masz, pociągnij sobie…” Takie słowa padły z ust Łukasza,
który w szatni bawił się sznurkami od spodni wraz z innymi –
„cywilizowanymi”
kumplami
z
klasy
(używam
słowa
cywilizowani, gdyż zwykle nazywano mnie zacofanym). Mnie
raczej zawstydzało takie zachowanie, ale z tej racji, że był to
Łukasz, ośmieliłem się pociągnąć ten sznureczek. Rumieńce
pojawiły mi się na twarzy i szybko uciekłem z miejsca
zdarzenia.
Nie wiem czy już Wam mówiłem, ale nie lubię lekcji wf-u ,
a to w zasadzie dlatego, że wstydzę się przebierać przed
innymi chłopakami, pomijając fakt, że nie ma dyscypliny
sportowej, której znałbym zasady gry, nie mówiąc już o samej
umiejętności grania. No cóż, żaden tam ze mnie sportowiec,
ani nawet kibic w przeciwieństwie do mojego taty, który o
mało nie kopie w piłkę w telewizorze razem z tymi świrusami
ganiającymi ją podczas meczy.
Fotel zawsze zmienia swoje miejsce po meczu. Jeśli chodzi zaś
o mnie, jedyne w czym jestem dobry (chyba z racji na prosty
kręgosłup) to mała akrobatyka. W świecach jestem mistrzem!
Zazdroszczę Łukaszowi tego, ze wokół niego kręci się tyle
osób. Do wszystkich jest otwarty i zna go prawie cała szkoła –
z
400
osób!
Ja
nigdy
nie
50
cieszyłem
się
takim
zainteresowaniem, a nie powiem, że nie chce. Wręcz pragnę
być na jego miejscu. Dlaczego? …
2001/2002 Pierwszy zawód…?
Jak wytłumaczyć komuś coś, co nas dotyczy, ale nie potrafimy
się z tym zidentyfikować. Coś, czego nie potrafimy w prosty
sposób
zdefiniować.
Coś,
czemu
najpierw
należałoby
przeprowadzić jakieś badania, aby mieć na to szerszy pogląd?
Pamiętacie Izę? Tę z piątej klasy podstawówki, tę którą
Maciek postanowił mi odstąpić? Otóż, zadała mi ona ciekawe
pytanie: „Dlaczego wszyscy przystojni faceci muszą być
gejami?”. To pytanie, może nie do końca dobrze przez nią
sformułowane, w jakiś sposób dotknęło mnie. Pomyślałem, że
zawiodła się kimś, a ja przecież jeszcze nie dałem sobie
spokoju z podbojem jej serca. Ciągle mi jednak powtarza, że
ona mnie nie chce, że chce bym był jej dobrym przyjacielem.
To boli, ale muszę się chyba z tym pogodzić. Odpowiedziałem
jej, że geje są zwykle narcyzami, chcą się sobie podobać, więc
robią dużo dla swojego wyglądu.
51
Do klasy chodzi ze mną jeszcze trzydzieści innych osób.
Nikt tu nie grzeszy urodą, ale wiele z nich stara się zmienić
swój wygląd, którego dotąd srogim okiem pilnowali rodzice.
No cóż, buntowniczy wiek. I ja w końcu też ściąłem włosy,
założyłem spodnie zakupione w markecie i dresową czapkę z
daszkiem kupioną nad morzem. No i przy tym wszystkim
muszę powiedzieć, że na dwudziestu-kilku chłopaków w
klasie, pod względem urody plasuję się gdzieś w czołówce.
Toteż pewnie dlatego przestałem być wyrzutkiem. Nawet z
lekcjami wf-u przychodziło jakoś łatwiej pomimo mojego
braku umiejętności gry w cokolwiek. Jednak to akurat także
zasługa mojego czynnego uczestnictwa w życiu szkoły i
redagowaniu gazetki szkolnej. Mogę powiedzieć, że mam w
tym spore doświadczenie. Jeszcze w podstawówce, wraz z
Maćkiem i moją kuzynką redagowaliśmy własną gazetkę, w
której w zasadzie nie było wiele do czytania, ale można było
podziwiać nasz zapał do takiej pracy. W zeszłym roku byłem
nawet
redaktorem
naczelnym
tego
szkolnego
pisma.
Zmieniłem cenę, wprowadziłem stałe działy, konkursy,
zrobiłem wiele by gazeta chętniej się sprzedawała, jednak
brakowało kogoś, kto nadałby temu pismu wyglądu. Dlatego,
że uważałem, iż najlepiej zrobiłbym to ja, w tym roku objąłem
52
stanowisko redaktora technicznego, którego wcześniej nie było
w ogóle. Natomiast władze nad pismem oddałem mojemu
najlepszemu koledze z ławki, który był w składzie redakcji ze
mną od początku. Wiedziałem, że mogę to zrobić bo i tak będę
miał wpływ na poważne decyzje związane z gazetą. Co roku w
okresie walentynek, dajemy naszym czytelnikom możliwość
zamieszczenia życzeń, dzięki temu pismo chętniej się
sprzedaje.. była to jedna z form promocji, którymi również
postanowiłem się zająć. Sam także zamieściłem takie życzenia
do jednej z dziewcząt spotkanych na korytarzu. Znałem nie
tylko jej imię, ale i dzięki „wtyczkom” poznałem jej adres i
pokusiłem się także o wysłanie kartki do jej domu. Nawet nie
wiecie jak było mi głupio kiedy mnie znalazła, podziękowała,
powiedziała miłe słowo i to, że szuka dojrzałego chłopaka, a w
zasadzie
takiego
ma.
No,
ale
na
szczęście,
oprócz
zamieszczania życzeń, można też przeczytać te przesłane przez
kogoś. Dostałem takie… od kolegi, z którym spędzałem czas
na przerwach między lekcjami. Niby wygłup, zresztą miły,
jednak żal, że nie podobam się na tyle żadnej dziewczynie ze
szkoły by chciała to okazać w taki banalny sposób, ściska za
serce.
Tata znalazł mi zajęcie bym nie myślał zbyt o samotności.
53
Jestem na tyle młody, że nie powinienem przejmować się
takimi rzeczami. A jednak, kiedy patrzę na inne szczęśliwe czy
pseudo-szczęśliwe pary w moim wieku, robi się jakoś
smutno… Wracając do zajęcia jakie znalazł mi tata, otóż
odchodzi
on
z
pracy.
Ma
przejść
na
jakiś
zasiłek
przedemerytalny. Na hucie, gdzie pracuje, szykują się
zwolnienia, więc on skorzystał z takiej opcji, jaką daje mu
zakład i dostał odprawę, za która zamierzamy przebudować –
nie nasz z resztą – dom, w którym mieszkamy. Całe wakacje
mi to zajęło, ale z końcem września skończyliśmy.
12.2002 Agnieszka tu nie zamieszka…
Zauważyłem, że to z kim się przyjaźnimy, co jakiś czas się
zmienia. Nasi najwięksi wrogowie dziś, kiedyś byli naszymi
najlepszymi przyjaciółmi. A dzisiejsi przyjaciele, kim będą za
kilka lat/miesięcy/tygodni?
Ostatnia klasa gimnazjum. Szkoła jakoś nie obchodzi mnie
już tak bardzo. Bardziej zależy mi na spotkaniach z
przyjaciółmi.
W
ubiegłym
roku
54
szkolnym
jakoś
za-
kumplowałem się z Arkiem – kojarzycie De`Artagnana z
przedszkola? To ten sam. Jeździmy razem do kina, chodzimy
na wagary. Tylko, że pewnego dnia uśmiechnęła się do mnie
pewna Agnieszka z pierwszej klasy. Nie jest wysoka, ale ładna,
a jej uśmiech zachwycił mnie do tego stopnia, że postanowiłem
zaprosić ją do kina. W tym celu poszedłem nawet do niej do
domu, czego nigdy wcześniej nie robiłem. Ona się zgodziła, a
ja byłem wniebowzięty do czasu, aż zauważyłem jaki wpływ
ma na nią jej „przyjaciółka”. Z kina nic nie wyszło, ale ja
postanowiłem dalej walczyć o jej względy. Na pewno nie
jestem brzydki, co więcej, perspektywa pracy tak mną
poruszyła, że możliwość siedzenia na kasie w pobliskim
markecie stała się dla mnie sposobem na spędzanie
pozalekcyjnego czasu i pozwalała zaimponować przed
rówieśnikami. Pomyślałem też, że mogę pokazać się jako
osoba z poczuciem humoru i kiedy nadszedł czas świąt Bożego
Narodzenia, ja w przebraniu mikołaja, w
towarzystwie
śnieżynki – mojej przyjaciółki Moniki, pokonywałem śnieżne
zaspy by wręczyć Agnieszce prezent. Poza herbatą i
podziękowaniem niczego miłego nie otrzymałem z jej strony.
Dobrze chociaż, że dała mi się ogrzać po ciężkiej wędrówce na
mroźnym powietrzu. Trzeba było jednak wrócić do domu i
55
przygoda z dziewczyną o pięknym uśmiechu w zasadzie się
skończyła (pewnie w opinii jej przyjaciółki byłem za mało
dojrzały). Czy dobrze, że tak się stało?
03.2003 Łukasz
Kiedy nie jesteś pewien czy to, co czujesz to przyjaźń czy
miłość, to nie tylko jest trudno zdefiniować ci emocję, ale co
gorsze, trudno będzie ci je zachować w sobie i możesz
skrzywdzić drugą osobę.
Nie powiedziałem Wam o tym wcześniej, ale ponad pół
roku temu, pewnego dnia znalazłem wspólny temat z
Łukaszem, tym od sznureczków, tym któremu zazdrościłem
dużej popularności wśród rówieśników. Ot tak przyczepił się
do mnie, gdy w kiosku przeglądałem jakąś gazetę o grach
komputerowych. Kolejnego dnia po szkole zaprosił mnie do
siebie. Pomijając me zaskoczenie, jak się wtedy poczułem?
Jakby ktoś ofiarował bezdomnemu pałac, zamek, całe
królestwo! Starałem się tłumić radość, ale oczywiście
przyjąłem zaproszenie. Skąd ta radość? Sam nie wiem, może
56
stąd, ze zostałem w końcu przez niego zauważony. Pech chciał,
że tego dnia, gdy wróciłem już do domu przyjechała moja
kuzynka, której nie mogłem zostawić samej. Za namową mamy
zabrałem ją ze sobą i poszliśmy do Łukasza. Pierwszy raz tam
wędrowałem i nie kryłem radości nawet przed kuzynką.
Posiedzieliśmy chwilę. Łukasz przegrywał mi płytę z jakąś grą
czy coś, i z delikatnym uśmiechem powtarzał, że szkoda, iż nie
przyszedłem sam. A ja wówczas zacząłem odczuwać coraz
większe, ogarniające mnie ciepło i coraz bardziej żałowałem,
że
zabrałem ze sobą kuzynkę. Jak tylko wyszliśmy ona
zachwycała się nim, jaki to jest przystojny i zabawny, a mnie
przepełniała coraz większa zazdrość, ale również nadzieja….
Na
co?
Może
na
przyjaźń
z
nim.
Przyjaźń
z
najpopularniejszym człowiekiem w szkole…
Kolejnego dnia również mnie zaprosił, co podrzuciło mi
iskrę nadziei, że może nie jestem absolutnym nudziarzem. Co
więcej wymieniliśmy się numerem telefonu i od tej pory stałem
się jakby przyjacielem, takim szkolnym raczej, a w ogóle… no
cóż, smsy jakimi zwykle mnie obsypywał miały treść pytającą
np.: „czy mamy jutro jakieś sprawdziany?” albo oznajmiającą,
a raczej zapraszającą np.: „bądź u mnie na 16:00”. Zawsze
starałem się być punktualny, a ewentualne spóźnienia
57
szczegółowo usprawiedliwiałem, tak jakbym spowiadał się z
grzechów.
Jego mama raczej mnie lubi. Zawsze uchodziłem za
grzecznego, pożądnego i uczciwego chłopaka, to też łatwo
wierzyła mi, kiedy broniłem Łukasza za jego występki.
Znajdowałem wówczas w swojej głowie jakieś w miarę
sensowne, choć niekoniecznie prawdziwe usprawiedliwienie i
ona przyjmowała je – wydaje mi się – że z głęboką wiarą. Tak,
Łukasz dzięki temu wszystkiemu ma ze mnie wiele pożytku, a
czy ja mam coś w zamian? No cóż, nie licząc kilku
skopiowanych płyt, jego towarzystwa w wolnym czasie, także
w piciu piwa po kryjomu, mam coś jeszcze. Dzięki temu, że
zna go prawie cała szkoła i okolica, czuje zę teraz nie jestem
odludkiem, a jednym z nich – z ziomali z okolicy. Dzięki
niemu poczułem, że moje życie nie musi być nudne. On
inspiruje mnie do działań przynoszących zyski, a moje
działania z kolei inspirują go do dojrzałego myślenia. Jesteśmy
dla siebie poniekąd uzupełnieniem…
04.2003 Wirują światła, tańczy świat
58
Wiek dojrzewania jest trudny, kiedy musimy stoczyć poważną
bitwę z otoczeniem, o to, co chcemy osiągnąć. Wątpię w
istnienie czegoś takiego jak zdrowa rywalizacja. Dla mnie
każda jest upośledzona.
Pewnego dnia moja przyjaciółka Monika postanowiła
zorganizować imprezę – moja pierwsza domówka. Jej rodzice
wyjeżdżali na wesele do rodziny, więc nie było się nad czym
długo zastanawiać. Taka okazja rzadko się zdarza. Pojawiło się
tam kilka wcześniej zaproszonych osób, a wśród nich, a w
zasadzie wśród nas, bo beze mnie też się nie obyło, jedna
pełnoletnia
osoba,
którą
jak
łatwo
się
domyślić
wykorzystaliśmy do zakupu alkoholu. Oprócz tej pełnoletniej
Anki, mnie, Moniki i jej brata, naszej kumpeli Sylwii, pojawił
się jeszcze tak zwany Kleszcz, którego zapoznaliśmy kiedyś
pijąc piwo na przystanku i Łukasz ze swoim dobrym kolegą
Leszkiem. Ten ostatni akurat nie był proszony i kiedy go
ujrzałem to oprócz małej złości poczułem się także zazdrosny,
ale czy potrzebnie?
Mieszaliśmy wszystko najpopularniejsze, począwszy od
piwa poprzez wino i wódkę. Do tego nie zajadaliśmy się
specjalnie. Alkohol buzował, ale i tak długi czas trzymaliśmy
59
się na nogach, a nawet więcej – tańczyliśmy i wierzcie lub nie,
ale nie ważne było kto z kim. Zacząłem tańczyć z Sylwią,
później był Leszek i Łukasz, a później przeszliśmy do
całowania – nie takiego „buzi buzi”, ale takiego z użyciem
języka. Tak, całowałem się z Leszkiem i Łukaszem nie tylko
indywidualnie, ale jak się dowiedzieliśmy drugiego dnia, w
trójkę jednocześnie. Pewnie było fajnie, tyle, że mało
pamiętam.
Obudziły mnie krzyki Moniki i Sylwii. Nie wiedząc czemu,
leżałem na wersalce w kuchni razem z… psem. Moja głowa
znajdowała się w innym świecie, wszystko wokół mnie
wirowało i trafiała do mnie tylko część z informacji z
zewnątrz. Dziewczyny kazały nam uciekać do domu, bo
zbliżają się rodzice. Ciężko było zebrać siły żeby wstać nie
mówiąc już o ucieczce. Wtedy Łukasz zaproponował,,
żebyśmy szli jeszcze do sklepu po coś procentowego.
Spojrzałem na siebie, pomyślałem kilka sekund i odparłem –
„Po tym wszystkim co mi zrobiłeś?”. Cokolwiek miało to
oznaczać. Zdecydowałem się wracać do domu. Pomijając fakt,
że do najbliższego otwartego w niedziele sklepu było ze trzy
kilometry nie wyobrażam sobie tej wędrówki w stanie w jakim
się znajdowałem byleby coś wypić…
60
Rodzice śpią jak susły. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Ściągnąłem z siebie brudne ciuchy i nie wiedząc co czynie
wsadziłem je do szafy. Na szczęście łóżko było pościelone, to
też szybko się na nie rzuciłem by dospać tę noc.
Z kuchni dolatuje zapach rosołu – niedziela. Tak
potwornego bólu głowy jeszcze nie doświadczyłem. Poduszka
staje się moją chwilową miłością. Jednak mama, usłyszawszy
moje poruszenie, wparowała do pokoju spiesząc z pomocą.
Oczywiście nie przyznaję się do tego wszystkiego co w tej
chwili dzieje się z moimi narządami wewnętrznymi, a tym
bardziej do specyfików, które wywołały tę przypadłość – kac!
Po obiadku udałem się do toalety. Lubię delicje, ale
wierzcie lub nie, właśnie znalazłem jedną w gaciach!
Pokruszony biszkopt, klejąca się galaretka i czekolada to nie
jest apetyczny wygląd, ale sprawdzę raz jeszcze… Tak! To na
pewno delicja! Sam jej sobie tam nie włożyłem, chociaż nie
pamiętam też bym sam kładł się na łóżko z psem. Kto więc jest
temu winien?
Większy ból głowy potęgują jeszcze myśli o tym co
pamiętam. Wokół Łukasza zawsze było dużo ludzi, a okresowo
61
miewa kolegów, z którymi spotyka się najczęściej. Obecnie jest
to Leszek, ten z którym był na tej domówce. Pamiętam, ze
razem tańczyliśmy i pamiętam jak całowałem się najpierw z
nim a potem z Łukaszem. Dochodzę do wniosku, że ta bliskość
bardzo mi się podobała i żałuje, że chwilę później byłem już
tak pijany, że nieświadomy niczego co się działo. Teraz
pojawia się we mnie pragnienie kolejnego razu, najlepiej na
trzeźwo by porównać uczucia towarzyszące tamtej sytuacji…
Kolejny dzień. Wracam ze szkoły już bez bólu jaki
towarzyszył mi wczoraj. Piękny, słoneczny dzień i rodzice w
progu… Nagle pojawiło się przerażenie, bo zapomniałem o
tych brudnych ciuchach jakie zostawiłem w szafie. Mama
znalazła po zapachu czy przypadkiem – ciężko powiedzieć.
Zastanawiam się jaka kara może mnie spotkać. Nigdy
wcześniej nie byłem karany przez rodziców (no może poza
jednym razem, kiedy dostałem kijem do zasłon przez plecy).
Zwykle jestem grzeczny, więc nie było powodów do
stosowania kar wobec mnie. Tymczasem teraz padło tylko
zdanie – „Jeśli winko ci zabuzowało to trzeba było to od razu
zamoczyć, bo teraz ciężko będzie to doprać”. To wszystko.
Rozumiecie? Ani słowa więcej w tej sprawie. Zrobiło mi się
62
głupio, nie wiedziałem co powiedzieć. Chyba o to im chodziło.
W każdym razie temat został zamknięty.
06.20003 Dicho Rycho i Sanczo Muszkieter
Po ciężkim tygodniu lubimy się wyluzować. Udajemy się w
miejsce, w którym czujemy się komfortowo. Zbieramy swoją
ekipę i staramy się zapomnieć o swoich troskach.
W każdy weekend w okolicy rozchodzi się głos muzyki
chodnikowej, albo jak ktoś woli disco polo. Mama Marty, tej
samej w której byłem zakochany w przedszkolu i trochę dłużej,
posiada bar. Aby podnieść swoje zyski organizuje właśnie takie
wiejskie potańcówy, zatrudniając weselne kapele.
Nie jestem jeszcze pełnoletni (cokolwiek to znaczy), ale nie
wyglądam też na gówniarza. Poza tym, znajomość z córką
właścicielki sprawia, że mogę napić się tu piwa. Przychodzę
więc tutaj z moją paczką, którą też przeszła małe zmiany –
teraz należymy do niej ja z Moniką, Marcel – brat Moniki,
Anka (ta, najstarsza z nas) i jej brat Rafiki. Wypijamy po piwku
i mykamy do parku naprzeciwko, gdzie na huśtawkach i innych
63
dziecięcych
zabawkach
spędzamy
resztę
wieczoru,
podśpiewując hity grane w barze. Kiedyś przychodziłem tu na
piwo z Łukaszem, teraz rzadko się widujemy. Oczywiście jest
mi przykro z tego powodu, ale można powiedzieć, że sam
sobie jestem winien. Bowiem, kiedy zaczęło przeszkadzać mi
jego zainteresowanie znajomością z innymi rówieśnikami,
zacząłem przedstawiać swoje zalety jako najwłaściwsze dla
osoby, która jest godna przyjaźni z nim. Chyba stawałem się
zbyt nachalny. Łukasz jest inteligentną i dobrą osobą, dlatego
nie powiedział mi wprost, żebym się odczepił, lecz ograniczył
kontakt ze mną. Ja po części pogodziłem się już z tym stanem
rzeczy i staram się myśleć o innych sprawach. Z resztą, moja
osoba zafascynowała Arka – tego De`Artagnana z przedszkola,
z którym w szkole siedzimy teraz w jednej ławce. Na nudnych
lekcjach gramy w kółko i krzyżyk albo statki i spędzamy ze
sobą przerwy. On teraz jest dla mnie w zastępstwie za Łukasza.
Jednak od pewnego czasu między nami również dzieją się
dziwne rzeczy…
Nauczyciele mylą nas ze sobą – a to babka od polskiego
wpisała nam odwrotnie oceny z ostatniej kartkówki, to z kolei
pani od PO wpisała mi nieobecność na koszt Arka, który w
dzienniku zajmuje jedną pozycję przede mną. Najwyraźniej
64
zbrataliśmy się do takiego stopnia, iż w pewnym sensie (może
nawet bardziej dosłownie) staliśmy się jednością.
Po szkole również często się widujemy, a to wspólne piwko,
po cichu wypite w ulubionym parku, a to wypad do kina na
kolejną część ulubionego przez nas obu filmu „Matrix”,
należącego do ulubionego przez nas obu gatunku scienceficiton; a wreszcie także wspólne granie na kompie to u mnie
to u niego i wzajemne pożyczanie sobie filmów (również
erotycznych
choć
może
przypadkowo
nagranych)
na
wychodzących już z mody i użycia kasetach video. Do tego
wszystkiego oczywiście dochodzą intymne zwierzenia (chociaż
może nie tak bardzo intymne) jak na przykład to, że swędzi go
łono, bo wczepił mu się tam kleszcz.
Czuje, że znów mam przyjaciela. O wiele łatwiej jest
dorastać z kimś z kim dzieli się wiele wspólnych, często
„przymuszonych” rzeczy – od szkoły zaczynając a kończąc na
ulubionym piwie. No cóż, jednak i gimnazjum się kończy…
65
2003/2004 Sposób na samotność
Czasem trzeba nazwać rzeczy po imieniu. Czemu tylko
czasem? Bo mogą nazwać cię prostakiem, jeśli będziesz to
robił cały czas... No i dobrze. W dupie to mam. Niech mówią
co chcą, ja będę mówił tylko wprost.
Pierwszy rok w liceum czas zacząć. Na szczęście nie trzeba
daleko dojeżdżać bo wybrałem (podobnie jak Arek, Monika i
kilku innych dotychczasowych szkolnych znajomych) liceum
znajdujące się w tej samej szkole co gimnazjum. Pojawiło się
tu jednak wiele nowych, obcych twarzy, które będziemy
najprawdopodobniej musieli oglądać przez kolejne trzy lata.
Od chwili restrukturyzacji szkolnictwa, w liceum
wymyślono klasy profilowe. Nieszczęśliwie się złożyło, ze ja
zafascynowany do tej pory działalnością w gazetce szkolnej i
innych lokalnych gazetach, postanowiłem się wybrać do klasy
humanistycznej, a Arek do klasy o profilu geograficznomatematycznym. O ile wrześniowe przerwy spędzaliśmy
jeszcze ze sobą w mniejszym lub większym stopniu, tak teraz
już dawno nie mieliśmy okazji ze sobą dłużej porozmawiać.
66
Szczęśliwie dla niego, w jego klasie znalazły się bardziej
towarzyskie i komunikatywne osoby. Do mojej klasy przyszły
mruki, muminy, maminsynki oraz duże i małe kompleksy,
ponadto kilka „gwiazd” i jeden zawias. Została mi tylko
Monika i Piotrek – nowy kumpel z ławki i stary kumpel ze
szkoły – redaktor naczelny szkolnej gazetki i największy
lizodup jakiego do tej pory znałem. W klasie mam ponad 30
osób, ale podzielonych na grupy. Z kimś więc trzeba się
trzymać, żeby przetrwać ten etap edukacji, ale poza szkoła….?
Po za szkoła stało się nudno. Lekko zasmucony tym faktem
starałem się znaleźć jakichś kompanów. Z Maćkiem się nie
odzywam - można rzec, że od wieków nie mamy ze sobą już
nic wspólnego. Łukasz przeniósł swoje życie w większej części
do miasta (choć dalej mieszka gdzie mieszkał uczy się i wolny
czas spędza w odległym centrum), a Arek znalazł sobie nowe
zajęcia, z Pawłem (koleś z klasy z którym można się
powygłupiać) po szkole nie spotykamy się nigdy, a Piotrek
zajęty wiecznie lizaniem dupy nie ma czasu. Monika to
dziewczyna, ale znamy się od dziecka. Ponadto zawsze łatwiej
mi było dogadać się z dziewczynami. W przedszkolu z Martą,
w podstawówce z Izą, w gimnazjum oprócz Izy była jeszcze jej
koleżanka Milena, później z Sylwią, która również odwiedzała
67
mnie często w domu zasypując swoimi problemami. W
gimnazjum walcząc o względy Izy znalazłem jeszcze
sojuszniczkę w Justynie. Potem była Basia i Beata (te z
przedszkola – papużki nierozłączki), z którymi również czasem
zabijałem wspólny czas na spacerach, oraz Bożena, której i ja
mogłem się zwierzać, która z czasem również stała mi się
bliska. Była jeszcze jedna, z zamiłowaniem do kościoła i do
mnie. Kiedyś wybrałem się w sprawie wywiadu na spotkanie
do księdza. Jego niestety nie zastałem, chociaż byłem
wcześniej umówiony, ale zastałem tam właśnie tę dziewczynę,
która wiedząc, że tam będę przyniosła mi zrobiony przez siebie
sernik na zimno z truskawkami. Wracając z nim do domu
zwierzyłem się z tego Piotrkowi przez telefon, mieliśmy kilka
minut
dobrej
zabawy
wspominając
równocześnie
jej
wcześniejsze zaloty. Gdy dotarłem do domu poczęstowałem
ciastem rodziców i smakował nawet mojej mamie – mistrzyni
ciast (według mnie przynajmniej jest mistrzynią w tej
dziedzinie).
I tak z tymi wszystkimi dziewczętami jakoś przetrwałem do
ostatniej klasy liceum, gdzie dorosłość wydawała się być coraz
bliższa.
Wraz z wchodzeniem w tę „dorosłość” i zbliżająca się
68
maturą, modą , z która zawsze byłem na bakier i chęcią zmiany
postrzegania mojej osoby rosły potrzeby, a co za tym idzie
przejawiał się brak pieniędzy. Coś trzeba z tym zrobić. Będąc
już w drugiej klasie liceum było kilka osób, które jakiś czasem
temu przekroczyły magiczne osiemnaście wiosen, a jedna z
nich nawet pracuje. Mnie do tych 18 zim z kolei brakuje
jeszcze pół roku, ale po rozmowie z tym kolegą, dowiedziałem
się, że mogę już zacząć swoją pierwszą pracę w supermarkecie.
Otrzymałem od niego nawet numer do jego koordynatora i
zadzwoniłem z zapytaniem o wakaty. Jak się później okazało,
zapotrzebowanie na tanią siłę roboczą jest duże i zostałem
przyjęty z otwartymi ramionami. Stawka godzinowa niespełna
4 złote na rękę, ale praca nie najgorsza. Bardzo cieszę się z jej
zdobycia, jestem dumny, ze dostaje te parę groszy miesięcznie
za zajęcia dodatkowe (do pracy biegam bowiem nie tylko w
weekendy, ale i zaraz po szkole, czasami nawet zrywając się z
ostatnich lekcji). Własna kasa pozwala wejść w posiadanie
przeróżnych gadżetów, których reszta mogła mi pozazdrościć.
Pierwszy w klasie miałem odtwarzacz mp3 i to nie glejaki,
nowe ciuchy itd. Po za tym jestem dumny z tego co robię, to
zupełnie nowe doświadczenie, które na pewno czegoś mnie
nauczy.
69
W pracy też nie jestem obibokiem, a że wykazuje się
sprytem i zwinnością (co czasem samego mnie zadziwia) to i
otrzymuje pochwały, luźniejsze zadania i możliwość szkolenia
nowych pracowników, za co znów jestem chwalony. Pewnie
jesteście ciekawi co też takiego ciekawego robię w tej pracy, a
być może nawet się domyślacie. No bo cóż może robić
niepełnoletni
licealista.
Tak
–
jestem
kasjerem
w
supermarkecie, ale właściwie w ramach przysługujących mi
przywilejów rzadko można znaleźć mnie na stanowisku przy
kasie. Chodzę sobie po markecie na zasadzie pt. „przynieś,
podaj, pozamiataj”.
Tak. To nie dziewczyny, ale ta praca pozwoliła mi przetrwać
długi czas w samotności. Teraz już nie wiem, zastanawiając się
nad tym, czy to nie była samotność z wyboru…
Praca z ludźmi zabiła we mnie resztki nieśmiałości, prze co
stałem się jeszcze bardziej komunikatywny, otwarty na nowe
znajomości i wesoły. Czasem popisywałem się przed innymi
kasjerami i kasjerkami i za to (choć myślę, ze nie tylko za to)
mnie lubili.
W tym supermarkecie znajdują się jeszcze inne sklepy na
pasażu, a w jednym z nich, na tzw. wyspie pracuje Adam –
teraz wiem, że tak ma na imię, ale do tej pory był tylko dziwnie
70
spoglądającym
na
mnie,
niepozornie
wyglądającym
chłopakiem, który zawsze w porze swojej przerwy, gdy tylko
byłem w pracy, przychodził do mnie na kasę z zakupami. On
sprzedaje telefony, a ja zagadałem któregoś dnia coś w temacie
i od tej pory przestał być anonimowy. Dlaczego Wam o nim
mówię? Jeszcze się tego dowiecie.
Nie powiedziałem Wam jeszcze, że chodzę na kurs prawa
jazdy. Tym razem finansowany przez tatę, który chcąc cieszyć
się razem ze mną, zawsze pomaga w takich sprawach. On nie
ma prawka na samochód, a
chcąc mieć kierowcę, wolał
mniejszą inwestycję niż najęcie kogoś na godziny. Oczywiście
kocham swego tatę, mamę też.
Monika d pewnego czasu ma chłopaka (z resztą już
drugiego). Jej chłopak jest dobrych kilka lat od nas starszy. To
prosty czeladnik z renomą w swojej dzielnicy. Aczkolwiek ta
renoma nie dotyczy jego czeladniczych umiejętności, a raczej
trochę łobuzerskich. Do Moniki, która fakt zawsze miała
słabość do patologii, raczej nie pasuje. Tym bardziej, że jest
całkiem nie brzydki, a ona można powiedzieć, że jest gruba,
albo że lubi chipsy, twarzy też pięknej nie ma, ale jest miła. Ale
on chyba się zakochał. A ja? Ja jeszcze nigdy nie miałem
dziewczyny. Bardzo chcę to zmienić, ale nie wiem jak się do
71
tego zabrać…
2004/2005 Serio serio
Postanowiłem podjąć próbę. Może mi się uda. Do tej pory
bałem się odrzucenia, ale nawet jeśli miałoby się tak stać, to
przecież trzeba próbować, by w końcu nauczyć się podchodzić
do tego odpowiednio.
Macie w pracy kogoś, kogo nie lubicie? Z kim może nigdy
prywatnie słowa nie zamieniliście, ale jego zachowanie i
sposób
bycia,
cwaniactwo,
mądrzenie
się
tak
Wam
przeszkadza, że najchętniej byście się go pozbyli? Taki jest
właśnie jeden garbaty szczypior z irokezem na głowie i z
głosem przepalonego gardła. Na szczęście jest też wiele
innych, bardziej przyjemnych ludzi, z którymi można sobie
pokpić z takich niewydarzonych mutantów. Jedną z takich osób
jest Dagmara – wysoka (oj, jakie ona ma długie nogi), tleniona
blondynka ze zgrabną figurą, choć może niezbyt urodziwą
twarzą.
Dagmara zaczęła mnie chyba podrywać. Z każdym błahym
72
(czasem nawet wyszukanym) problemem dzwoni na moją kasę
o poradę. Początkowo mi to schlebiało, ale teraz myślę, że ona
chce czegoś więcej ode mnie. Flirtowaliśmy przez jakiś czas
(przynajmniej ja nazywam to flirtem), aż pewnego dnia
postanowiłem postawić dalszy, odważny krok.
Nie mam doświadczenia w randkowaniu, a że zimno
zaprosiłem ją do domu. Nie bardzo wiedziałem jak mam
zacząć rozmowę, ale wymyśliłem grę w „złote myśli”, która
pozwala więcej dowiedzieć się o drugiej osobie - o jej rodzinie
i innych rzeczach, które lubi i nie lubi. Na tyle spodobała nam
się ta gra, że wymienialiśmy się całymi zdaniami na tej kartce,
aż wreszcie zrobiłem chyba…, a może jednak nie najgłupszą,
ale jedną z głupich rzeczy, jakie do tej pory zdziałałem.
Mianowicie,
wyznałem
jej
miłość,
którą
z
resztą
odwzajemniła! Ależ jestem uradowany, mam pierwszą
dziewczynę na serio! Pierwszy, poważny związek!
Po pracy odprowadzam ją na przystanek, z którego odjeżdża
autobus w jej kierunku, a dopiero potem idę na swój. Kiedy
przyjeżdża do mnie chodzę po nią na przystanek. Chodzę z nią
za rękę. Ciekawe dzieci sąsiada wracające ze szkoły doczepiają
się do nas, chcąc obcować z trochę starszymi od siebie – to jest
73
fajne! Wszystko to jest przyjemne, ale czasem drażni mnie, że
kiedy chcę jechać do niej, zobaczyć jak mieszka, poznać jej
rodzinę, to ona się wykręca tłumacząc chorym ojcem itd. Do
mnie przyjeżdża dość często, mimo że jesteśmy parą niewiele
ponad miesiąc.
11.2005 Sposób na zimno
Wino. Grzane najlepiej. Doskonale poprawia krążenie,
przestajemy się trząść, rozluźniamy się, a dodatkowo stajemy
się bardziej odważni...
Kalendarzowej zimy jeszcze nie ma, ale śnieg i mróz dawno
dały o sobie znać. Oboje z Dagmarą wiele nie zarabiamy i
nawet na wielkomiejskie rozrywki typu kino nas nie stać. Na
szczęście jest jeszcze Monika ze swoim czeladnikiem, który
okazał się całkiem wporządku gościem. Często wszyscy razem
we czworo zabijamy wolny czas organizując sobie rozrywki
samemu. Pewnego wieczora, postanowiliśmy urządzić sobie
noc z konsolą do gier. Dziewczyny poszły smażyć frytki z
moją mamą, a my ścigaliśmy się samochodami, zjeżdżaliśmy
74
na snowboardzie i takie tam – oczywiście wirtualnie –
popijając przy tym piwko (jedno czy dwa, ale nie więcej).
Później i dziewczyny próbowały swoich sił w zmaganiach na
konsoli.
Zrobiło się nieco późno - kilka godzin po północy lub jeśli
ktoś woli kilka godzin przed budzikiem. Żeby nie przeszkadzać
rodzicom, zaraz po jedzeniu przenieśliśmy imprezę do innego
pokoju, w drugiej części podwórka (zaaranżowanego po letniej
kuchni). Są tutaj dwa wąskie łóżka, elektryczny grzejnik, no i
my – parami, więc jakoś zimno nam jeszcze nie dokucza. Z
racji godziny jednak i zmęczenia położyliśmy się spać.
Przytulanie się do dziewczyny podczas snu jest równie
przyjemne
co
przytulanie
się
do
mojego
misia,
odziedziczonego po bracie, który to miś spał ze ,ą odkąd
pamiętam. Zabierałem go zawsze w wakacyjne podróże, a i
teraz służy mi jako zwierzchnik najskrytszych sekretów,
którego co wieczór wkładam pod głowę. Dzisiejszej nocy
jednak, zamiast niego wtulam się w piersi swojej dziewczyny.
Ciężki jest im wyszeptać trudy minionego dnia, dlatego też
szybko zasnąłem…
Jeśli już uporaliście się z myślami na temat mojej reakcji to
pozwólcie, że będę kontynuował swoją opowieść. Aby Was nie
75
zanudzić pominę kolejne, mało istotne wydarzenia i powiem
tylko, że o ile mojej mamie spodobała się otwartość i
zaradność Dagmary, tak mój tata, który często oponował abym
został księdzem, nie wyraża przesadnej radości z faktu, że
jesteśmy razem, twierdząc, ze jest ona brzydka. Wsparciem
okazał się być jednak mój brat i kuzynka, którzy z dumą
obserwowali akty świadczące o moim dojrzewaniu.
Z Dagmarą spędziłem udanego Sylwestra – pierwsze w
życiu poza domem. Oczywiście pewnych rzeczy na drugi dzień
nie pamiętałem (ale to już nie pierwszy raz), poza tym, że
zostałem ocucony szklanka zimnej wody i
7
plaskaczem.
Później poszliśmy wraz z moją przyjaciółką do jej domu, gdzie
mogliśmy się przespać jeszcze kilka godzin – ja w fotelu, a
dziewczyny wygodnie w łóżku. Kiedy teraz o tym wspominam,
to te wszystkie rzeczy wywołują uśmiech na mojej twarzy –
zabawne, ale takie drobnostki naprawdę mogą sprawiać
ludziom radość, choć są oznaką absolutnie beztroskiego
życia… Wróćmy jednak do tamtych czasów.
Zbliżają się moje urodziny. Nie robię hucznej imprezy bo i
nie mam dla kogo, ale Dagmara, Monika i czeladnik będą
7 Plaskacz – potoczne określenie uderzenia w policzek z otwartej dłoni
76
obecni.
Tort smakował, jak z resztą wszystkie ciasta pieczone przez
moją mamę. Prezenty też o.k.- nie są to co prawda ani
Lamborghini Galardo, ani nawet fajna gra komputerowa, ale
modny sweter też się przyda, a zielona lampka z Ikei, cóż,
czasem załączę wieczorem – może zacznę czytać książki…
02.2006 Siła sieci
Wynalazki zawsze sprzyjały ludzkiej ewolucji. Kiedy pierwotni
wykrzesali ogień, mogli jeść pieczone mięso. Surowe przecież
sprawiało, że robili się jeszcze bardziej dzicy, a pieczone –
pieczone, sprzyjało zmniejszeniu brutalności...
Jakiś czas temu zainstalowali mi Internet z zawrotną
prędkością 128kB/s, ale na długi czas (podkreślam „długi
czas”), stał się moim głównym wypełniaczem wolnych chwil, a
że Dagmara więcej pracowała tym lepiej się układało. Internet
to fascynujące narzędzie. Początkowo w jednej chwili chciałem
77
włączyć wszystkie znane mi portale, aby wypróbować jego
działanie w moim domu – nie w szkole, ale u siebie w pokoju!
Oczywiście pojawiły się wtedy wątpliwość co do pewnych
sytuacji z nim związanych. Szczególnie interesującą mnie
kwestią była istota tego, czy poza stałą opłatą muszę ponosić
jakieś dodatkowe koszty związane z włączaniem niektórych
stron, zwłaszcza tych XXX. Jednak Monika, dysponująca już
wcześniej
tym
narzędziem,
rozwiała
te
wątpliwości,
jednocześnie troszkę śmiejąc się ze mnie, ale sex ty chyba
jedyne tabu, które jeszcze nie dotyczyło mnie osobiście, a
którego fakt dopełniłby burzliwy okres mojego dojrzewania. W
końcu, 19 lat minęło.
Jakoś nie bardzo przeszkadza mi to, że prawie nie widuje
się z Dagą. Internet to dobry zabijacz czasu, a i dzięki niemu
można pogawędzić z kimś interesującym, może nawet bardziej
niż ona. Rozmowy prowadzone na czacie bywają bardzo
wciągające, zwłaszcza gdy ma się po drugiej stronie
interesujących rozmówców, mających sporo do powiedzenia w
konkretnym
temacie. Nie jestem jednak od Internetu
uzależniony. Po szkole dalej biegam do pracy, wracam około
21:00 i wtedy włączam kompa na max 2 godziny.
Wśród moich rozmówców, któregoś wieczora, pojawił się
78
pewien nieoczekiwany i niechciany, naturalnie zupełnie
przypadkiem (choć z punktu widzenia osoby trzeciej może się
to wydać nieprawdziwe). Tym rozmówcą był ten garbaty
osobnik z pracy, który jakoś negatywnie na mnie działał. Jako
niedoświadczony użytkownik sieci, uważałem, że wypada
przedstawić się swemu rozmówcy i jakoś zaprezentować aby
ułatwić sobie pogawędkę, stąd też zwykłem wysyłać im swoje
zdjęcie. Pech chciał, że ten quasimodo mnie rozpoznał, albo
też, że akurat musiał na mnie natrafić. Zrobiło mi się ciepło,
bynajmniej nie dlatego, że żywiłem go skrywaną sympatią, ale
poczułem się zażenowany, że poznaję się z nim i to w taki
sposób. Po chwili namysłu postanowiłem kontynuować nasza
rozmowę od choćby z obawy, że mógłby on opowiadać o tym
zdarzeniu w pracy, a wtedy kilku moich znajomych na pewno
wymagałoby
wyjaśnień.
Myślałem,
że
w
ten
sposób
udobrucham go jeszcze i zamkniemy temat, ale sprawa wydala
się nieco trudniejsza. Dodatkowo jego obecność na tym samym
pokoju na czacie trochę mnie intrygowała. Niestety musiałem
się z nim umówić na piwo. Dążyłem do tego spotkania
zawzięcie, sam nie wiedząc do końca co chcę zrobić.
Poszliśmy do dość dużego baru w centrum miasta, skąd
wygodnie dostać się jest i w jego i w moim kierunku. Wnętrze
79
było starannie wykonane, ale temperatura dość niska, choć nie
było to w tej chwili dużą przeszkodą, bo moja temperatura,
podgrzewana całą sytuacją i tak rosła. Zauważyliśmy duży stół
do bilarda i chociaż nigdy nie grałem przystałem na jego
propozycję z nadzieją, że gra pozwoli zmniejszyć powstałe
napięcie. Rozmowa zaczęła się od „dlaczego pracujesz tam
gidze ja i co robisz poza tym”, a kończyć się właściwie nie
miała zamiaru. Coś we mnie narastało i postać garbatego
nosiciela irokeza z chrypką w gardle intrygowała mnie coraz
bardziej, na tyle, że w zasadzie zamiast myśleć o tym jak
przekonać go do milczenia i spławić, myślałem o tym co tu
jeszcze zrobić, byle tylko to spotkanie nie dobiegło jeszcze
końca. Niestety, wkrótce rzekome obowiązki go wzywały i
musieliśmy się rozstać, ale pojawiła się deklaracja, że dojdzie
do kolejnego spotkania, co bardzo mnie ucieszyło.
03.2006 Rozstanie.
Tak trudno powiedzieć jest wprost. A przecież nigdy nie
miałem z tym problemu. Dlaczego nagle nie chcę kogoś
krzywdzić, przecież w ten czy inny sposób i tak to zrobię.
80
Monika i Owca zżyły się z Dagmarą i zdarzało się, że
czasem bez mojej wiedzy spotykały się ze sobą na plotach i
innych
babskich
zajęciach
(choć
i
ja
lubię
czasem
poplotkować). Nie wiem czy gadały o mnie wcześniej, ale
teraz z pewnością mają temat do rozmowy. Niedługo po
walentynkach moja miłość do Internetu, a dokładniej do czatu,
lub jeszcze ściślej ujmując – do osób, z którymi mogę Am
porozmawiać, okazała się większa niż do Dagmary. Warto
wspomnieć, że jakiś czas temu spędziliśmy ze sobą kolejną noc
w ciepłym otoczeniu, ale w ubraniach. Nawet nie próbowałem
jej macać i to nie dlatego, że uznałem takie zachowanie za
niestosowne, ale dlatego, że w ogóle nie odczuwałem takiej
potrzeby. Któregoś wieczoru zamiast wysłać jej buziaka na
dobranoc, przesłałem kilka zdań głoszących, że nie chce już z
nią być. Nie wiem jak się wtedy czuła Dagmara, ale we mnie
kotłowało się masę wątpliwości - czy postąpiłem słusznie, co
mną kierowało, jak spojrzeć w twarz jej, moim bliskim i co
dalej… Jednak decyzja zapadła.
81
04.2006 Owca na rożnie
Owce lubią żyć w stadzie. Stado sprawia, że żarcie tej samej
trawy cały dzień nie jest takie nudne. W stadzie czujemy się
swobodnie, bezpiecznie. Często jednak w stadzie jest jakaś
czarna owca...
Naprzeciw Moniki mieszka pewna dziewczyna, chyba trzy
lata młodsza od nas, zwana Owcą (od nazwiska). Monika
zapoznała nas ze sobą kilka lat wcześniej, jeszcze w
gimnazjum, na jej urodzinach. Nie wiem czy myślała wówczas,
że mogę się jej spodobać i dlatego zabrała mnie ze sobą, czy
może strach przed innymi gośćmi, których nie znał ją do tego
skłonił, bo chciała mieć w kimś oparcie w tym towarzystwie.
Owca to ładna, zgrabna dziewczyna, jednak chyba nie
wpadłem jej w oko, chociaż rzekomo wolała starszych. W
ogóle odniosłem wtedy wrażenie, że chłopcy póki co jej nie
interesują.
Jak się później okazało Owca ma zdolności fryzjerskie.
Przekonałem się o tym podczas jednego ze spotkań przy grillu,
które urządzałem już tradycyjnie u siebie. Moich rodziców
82
akurat nie było tego razu, chociaż nawet wtedy gdy byli nigdy
nie mieli nic przeciwko tym imprezom. Wtedy miałem już za
długie włosy i przesadziłem z ilością żelu, jak Owca tylko
mnie zobaczyła to wyśmiała, ale szybko odnalazła nożyczki i
usadowiła mnie na krześle. Byłem pozytywnie zaskoczony
efektem, na tyle, że została ono moją osobistą stylistka na kilak
kolejnych lat. Czasem z Moniką jeżdżą także ze mną na
zakupy i doradzają w wyborze ciuchów.
Na wspomnianym już grillu było sporo znajomych (jak na
ilość towarzystwa w jakim zazwyczaj się obracałem). Było
około ośmiu może dziesięciu osób. Między innymi brat
czeladnika, z którym Monika później była – Czesio – młodszy
o kilka lat, ładny blondyn o specyficznym spojrzeniu.
Wszyscy trochę wypiliśmy i robiliśmy sobie dowcipy m.in.
któraś z dziewczyn dzwoniła do mnie, okazując swoje
zainteresowanie moją osobą (chociaż do dziś nie jestem do
końca przekonany, że to był dowcip bo podczas kiedy
rozmawiałem z tą osobą przez telefon miałem w zasięgu swego
wzroku wszystkich obecnych na tym grillu i byli oni zajęci
czym innym, ale może nie pamiętam…). Intrygowała mnie ta
sytuacja i próbując doszukać się kto wykręca ten dowcip
towarzystwo miało ze mnie niezły ubaw.
83
Czesio chciał już iść, bo godzina była dość późna jak dla
niego, a że był u mnie pierwszy raz ktoś musiał go
odprowadzić. Postanowiłem, że będę to ja (z resztą nie miałem
wielkiego wyboru, bo reszta nie wykazywała żadnych, nawet
najmniejszych chęci). Podczas tej drogi Czesio wydał się być
całkiem miłym, przyjemnym towarzyszem, choć nasza
rozmowa opierała się w dużej mierze na nieznajomej, która
próbowała uwodzić mnie przez telefon.
04.2006 Garbaty anioł
Mam wrażenie, że spotkałem w swoim życiu kogoś, kto jest
dla mnie uosobieniem wszystkich marzeń, jakie do tej pory
miałem. Wypełnia każdą przestrzeń, którą do tej pory
określałem mianem potrzeby.
Spotykam się z Jurkiem – jego pseudonim artystyczny (tak
to nazwijmy) nie jest jego prawdziwym imieniem, ale to póki
co nie jest istotne, będzie później. Jego osoba niesłychanie
mocno przyciąga moją uwagę od czas poznania się na bilardzie
84
i pociąga mnie na tyle silnie, że ciągle mało jest mi jego
towarzystwa. Co takiego robi? Co takiego robimy? Gdybym
powiedział: „nic szczególnego” to znaczenie wcześniej
wypowiedzianych słów nie miałoby sensu, jeśli jednak
powiem, że robimy rzeczy niezwykłe to zdecydowanie
przesadzę. Najczęściej spotykamy się w pubach i na spacerach.
Jego opowieści o swoim życiu mnie fascynują, ponieważ są
związane z rzeczami zupełnie mi obcymi – jak do tej pory, dla
mnie były absolutnymi tematami tabu. Do tego jego negatywne
podejście do wielu życiowych spraw, nawet samego życia,
wymusza we mnie potrzebę uświadamiania mu, że się myli, że
świat może być piękny, a życie fantastyczne, że mówiąc co do
tej pory robił, a mówiąc jaki ma stosunek do pewnych spraw
wzajemnie się wyklucza. Nigdy wcześniej nie czułem tak silnej
potrzeby nakręcenia kogoś na pozytywny wizerunek świata i
sam dziwie się sobie, gdyż mogąc polegać jedynie na Monice –
mojej przyjaciółce, która i tak nie zna tych tajemnic co mój
miś, z którym codziennie zasypiam pod głową, powinienem
być raczej smutny z samotności! Hm, w zasadzie nie! W końcu
spotykam się teraz z Jurkiem i jemu też mogę się zwierzać ze
swoich tajemnic, wiec nie jestem już tak bardzo samotny.
Obdarzyłem go zaufaniem i jestem może nawet bardziej
85
szczerzy wobec niego niż wobec Moniki, prawie tak samo
szczerzy jak wobec miśka. Czy więc Jurek nie powinien być
bardziej radosny, skoro może opowiedzieć mi wszystko
włącznie z tymi trudnymi dla niego rzeczami i problemami?
Otóż on jest dla mnie w tej chwili jedynym przedstawicielem
płci męskiej, któremu mogę się zwierzać, a ja dla niego nie. Ja,
na jego miejscu, chyba byłbym jeszcze bardziej szczęśliwy niż
jestem teraz. Problem w tym, że on nie jest. Jest to na tyle
zadziwiające, że jeszcze bardziej mnie intryguje i pociąga jego
osoba. Co, do cholery, jest takiego, co sprawia, że człowiek
mający kochających rodziców, dach nad głową, jedzenie,
ubranie – mimo, że sam zarabia grosiki, modne, na czasie;
mimo że ma wielu znajomych jest nieszczęśliwy. Fakt bogaty
nie jest, jeździ autobusami i mieszka na drugim piętrze
wielkopłytowego bloku, ale ja też nie jestem bogaty, a cieszę
się, że żyje!
Zaprzyjaźniłem się z Jurkiem, jego rodzice też mnie
polubili.
86
05.2006 Żona
Nie tak wyobrażałem sobie początek swojego „dorosłego”
życia. Sądziłem, że czas po maturze, którą właśnie zdaje,
będzie wyglądał zupełnie inaczej. Inaczej go planowałem, a
teraz wygląda na to, że te plany na nic się zdały...
Pamiętacie Magdę, tę, która zrobiła dla mnie sernik na
zimno? Tak się wtedy dziewczyna uparła, że ze stoickim
spokojem powtarzała, iż jest przekonana o tym, że kiedyś
zostanie moją żoną. Trochę wprawiało mnie to w zażenowanie,
ale zwykle traktuje to jako żart, bo też ona nigdy specjalnie nie
stara się o moje względy. Czasem tylko wzrusza się podczas
moich
wypowiedzi
na
lekcjach
religii,
czy
innych
przedmiotach. Najczęściej jednak na religii, bowiem ona,
wielka fanatyczka kościoła, a ja z kolei, zaintrygowany
tematami poruszanymi przez księdza zawsze jemu na przekór.
Uwielbiam się wdawać w dyskusje z księdzem, przekonując go
do swoich racji, pomimo, że on stara się dominować w tej
rozmowie
zaprzeczając
im,
lub
niezupełnej słuszności moich odczuć.
87
argumentując
przeciw
Może też wystąpienia w szkolnych przedstawieniach,
aktywny udział w życiu szkoły, jak np. w gazetce szkolnej i
życiu publicznym poza szkołą jak np. udział w gazecie lokalnej
itd. są przedmiotami, które powodują, ze Magda rumieni się na
mój widok (choć pije tyle soku marchwiowego, ze różna jej
pomarańczowo-żółtej twarzy wygląda dość blado).
Dobra koleżanka Magdy, moja z resztą też – Beata., z która
razem z Dagmarą bawiliśmy się na sylwestrze – też przekonuje
mnie o tym, że Magda się mną interesuje, ale ja nie wierząc w
to za bardzo dalej traktuje sytuacje jako żart. [Na marginesie –
odniosłem
wrażenie
jakoby
Beata
opowiadając
to,
jednocześnie była trochę zazdrosna.]
Zaloty Magdy jednak nie podziałały na mnie, a rozkwit
przyjaźni z Jurkiem pozwolił coś uświadomić. Toteż w dzień
matury, kiedy Magda zauważyła na mojej szyi malinkę –
odpuściła, a ja po skończonym egzaminie, udałem się wraz z
Jurkiem swoim świeżo nabytym autem w ustronne miejsce by
trochę się wyluzować. Chwycił mnie wtedy za krocze, rozsunął
rozporek i wyjął penisa i poczułem chwilę później przyjemny
chłód, jaki nadawała mu jego buzia. Było nieziemsko!
88
Mam na imię Daniel, mam 19 lat i właśnie przeżyłem swój
pierwszy w życiu seks oralny.
89

Podobne dokumenty