Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Nocne rozważania w towarzystwie
księżyca
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
Luna
Środek nocy. Dla przysłowiowego zjadacza chleba jest to najpiękniejsza pora, czas
wytchnienia od przyziemnych trosk, codziennej udręki wśród fałszywych znajomych z pracy,
czy problemów natury osobistej. Przysłowiowy zjadacz chleba zanurzony jest teraz w krainie
snu. Delikatnie dryfuje w bezpiecznych objęciach Morfeusza, a w jego myślach panuje
niczym nie zmącony błogostan, nawet skołatane nerwy dają za wygraną i również
odpływają w bezkres, by nie psuć owej cudownej sielanki. Przysłowiowy zjadacz chleba
będzie się cieszył tą chwilą jeszcze jakieś 3 koma 4 godziny. Jakże zazdroszczę owemu
przysłowiowemu zjadaczowi chleba tego wytchnienia, uregulowanego dnia pracy, ciepłego
obiadu na stole, czy chociażby żony u boku, która mimo iż po ślubie jakoby straciła na swej
powabności, nadal pozostaje najukochańszą kobietą, w którą nasz przysłowiowy zjadacz
chleba może się wtulić i poczuć przyjemne ciepło drugiego ciała. Jak bardzo chciałbym
zostać obudzony przez zapłakane dziecko, które dręczą po nocach mary z szafy i
wytłumaczyć mu, że to tylko jego nazbyt wybujała wyobraźnia płata mu figle, zapalić mu
nocną lampkę, która odpędzi wszelkie zło i życzyć dobrej nocy, przysłowiowy zjadacz chleba
sobie nawet nie wyobraża. Nie przypominam przysłowiowego zjadacza chleba. Kimże więc
jestem? Gdybym ja to wiedział. Niby, po kilku butelkach piwa obraz samego siebie zaczyna
mi się niejako rozjaśniać, lecz zawsze, gdy jestem już bliski poznania prawdy coś zakłóca mi
ową piękną chwilę kontemplowania własnych dokonań i życiowych fars. W gruncie rzeczy
moja historia składa się z samych pomyłek, jakże pięknych w swojej głupocie. Przeklęta
praca, powiedzieliby tacy jak ja, współtowarzysze niedoli. Sam tak często mówię, lecz w
duchu przyznaję, że tak naprawdę nie wyobrażam sobie życia bez owego jakże zajmującego
myśli zajęcia. Ileż to trzeba się nagłowić, by sprostać wymaganiom przysłowiowego
zjadacza chleba, by wszyscy byli zadowoleni - On, że znalazł się naiwniak, który bez
mrugnięcia okiem wykonuje polecenia i ja - że dostanę za to należytą wypłatę. Na myśl o
pensji rozpogadzam się momentalnie, bo któż nie lubi mieć trochę grosza w kieszeni.
Postanawiam w najbliższym czasie uskromnić nieco jej zasoby i przeznaczyć na jakiś
szczytny cel. Przed oczami majaczy mi już obraz niepewny, niczym fatamorgana. Ciepła
plaża, gorący piasek, seledynowa woda i skwar. Cisza, z dala od tego przeklętego miasta.
Wakacje. Upragniony już od dawna odpoczynek, tylko jak przekonać Szefa, że bez urlopu
raz na dekadę nie da się prawidłowo funkcjonować, że po tych wszystkich historiach dostaje
się powolnego pomieszania zmysłów? To jest jak niezawodny rodzaj bardzo wyrafinowanej
tortury. Z dnia na dzień poddajesz się coraz bardziej, stajesz się bierny na wszystko, aż w
końcu Twoje szare komórki popełniają zbiorowe samobójstwo, wykonujesz swe zadania
Strona: 1/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
machinalnie, niczym robot zaprogramowany wyłącznie na tę jedną czynność, nie mający
własnego zdania, myśli, czy życia. Najwyżej nastraszę go kodeksem pracownika, albo naślę
na niego jakiś urzędasów...sanepid, czy inna w moim mniemaniu niepotrzebna jednostka
winna być jak najbardziej odpowiednia. Wizja ciepłej plaży staje się jakby wyraźniejsza. Z
owej radości muszę zapalić. Nie powinienem, astma, czy coś, żałosne ludzkie dolegliwości.
Ciągle o tym zapominam, a doktor kazał mi się pilnować. Mimo to wzruszam tylko z
pogardą ramionami, a w moich ustach ląduje miętowy Viceroy. Podpalam go znanym już i
wyuczonym przez lata ruchem, zaciągam się głęboko, nikotyna skutecznie uśmierza mój ból
istnienia i natarczywe niespokojne myśli osoby śmiertelnie znudzonej swoją
bezproduktywną egzystencją. Wydycham papierosowy dym, tworząc zgrabne, chmurzaste
kółeczka. Przystaję i patrzę, jak niespełna rozumu, śmiejąc się cicho z ich pięknego, idealnie
kulistego kształtu. Dym znika poniesiony w przestrzeń przez wiatr, a ja odchodzę, niesiony
owym świeżym podmuchem, nucąc melodię, która wbiła się nachalnie do mej głowy przez
jedną z naiwnych, telewizyjnych reklam. Wyrzucam niedopałek swojego Viceroy'a i
spoglądam w górę. Niebo nocą jest takie piękne. Ma się uczucie wyobcowania, maluczkości
swoich problemów przy ogromie świata, jaki nas otacza. Gwiazdy zdają się patrzeć na mnie
karcąco swymi jaskrawymi ślepiami, jakby chciałby powiedzieć mi, że z dnia na dzień
staczam się w coraz większą intelektualną przepaść. Taka praca – bronię sam siebie - nie
moja wina, że na mej drodze staje tylu głupców. W końcu, chcę, czy nie zaczynam się do
nich upodabniać - jęczę do gwiazd coraz bardziej niepocieszony ich pogardą do mojej osoby.
Spoglądam nieco w prawo i zauważam białawy sierp księżyca, jaśniejący na nieboskłonie,
jak gdyby obsypany został fosforyzującym pyłem. - Witaj brachu - mówię rozpogodzony
ujrzeniem starego druha mych nocnych wędrówek, powiernika tajemnic - jedynej rzeczy,
która nigdy mnie nie zawiodła i zawsze z takim zaciekawieniem wysłuchiwała. Salutuje mu
na pożegnanie, wiedząc, że obaj mamy jeszcze na dziś ciężką misję do wykonania. Życie, to
istna batalia. Ledwo, co wyjdziesz z łona, a już dają ci broń i każą iść na rzeź, bez
jakiegokolwiek przygotowania. Jeśli zginiesz na polu walki, zadepcze cię reszta
bezmyślnego bydła, takiego, jak Ty, zostaniesz zapomniany, będziesz jednym z wielu
egoistycznych bytów, które przeminęły, nie pozostawiając po sobie nic, co dobre, jeżeli
jednak cudem boskim przeżyjesz, nie licz na dużo więcej - obwieszą cię orderami za zasługi,
niczym juczne drzewko i wystawią na kolejną bezmyślna bitwę, jako linię pierwszej obrony,
Jeśli zginiesz w najlepszym razie wrzucą cię do zbiorowej mogiły i napiszą krótkie,
pośmiertne podziękowania za użyteczność Twojej głupoty. Godne podziwu, doprawdy.
Nachmurzam się lekko ową wizją i postanawiam udać się w miejsce mego codziennego
odpoczynku, gdyż nieświadomie zmierzałem do niego całą drogę i oto stanąłem przed nim
twarzą w twarz. Uwielbiam martwe przedmioty. Nie oceniają, nie bredzą zbyt wiele, chyba,
że po nocy spędzonej na opróżnianiu wszystkich możliwych trunków, jakie znajdują się w
barku - wtedy stają się niezwykle uszczypliwe, jakby zapach ekskrementów wlanych w nasz
żołądek działał na nie, niczym wabik. W noc spokojną, jak dzisiejsza są jednak wyjątkowo
miłym towarzystwem i słuchać potrafią, jak nikt inny. Przecieram oczy i przyglądam się
dokładnie staremu druhowi - „Bar pod cmentarzem”. Moja idylla. Budynek o zszarzałej,
odrapanej elewacji i sterczących kikutach czegoś, co kiedyś miało być pewnie dachem
rozwiera przede mną, w powitalnym geście swe wejście, niczym rozochocona kochanka swe
uda, szczerzy zębiska okien w tęsknym uśmiechu i przyjemnym, pożółkłym światłem
przyciąga do wnętrza, okraszonym karafkami pełnymi wyśmienitych trunków i dymem
papierosowym. Na twarzy wykwita mi całkowicie szczery uśmiech i wchodzę do środka,
zadowolony z tak miłego powitania. Ciemna izba. Wnętrze wyściełane chropowatą
powierzchnią w kolorze butelkowej zieleni, podłoga wije się u mych stóp, niczym ogromny
jęzor, wyblakły już od częstego używania. Wszędzie roi się od solidnych, drewnianych
stołów i ław z ciemnego drewna, rozpierzchniętych po pomieszczeniu, niczym owce na
pastwisku. Umeblowanie i całe wnętrze zdaje się robić głęboki wydech wraz z moim
Strona: 2/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
nadejściem, jakby czekało ze zniecierpliwieniem na mój powrót w te strony. Również
wydycham głośno powietrze, czując, jak całe napięcie towarzyszące dniu opuszcza moje
ciało. Głowa staje się dziwnie lekka bez natarczywych myśli. Wtem zauważam swych
towarzyszy conocnych rozmyślań. Typy spod ciemnej gwiazdy - myślę, spoglądając na nich
surowym okiem specjalisty w tej dziedzinie. Cała gromadka, niczym święta trójca zasiada w
samym sercu baru, jakby tylko im tutaj należały się pokłony i brawa za heroiczną pracę.
Przewracam oczami, zastanawiając się ponownie, co ja tu robię, wśród tych osobników z
ego wyższym, niż Mount Everest. Przybieram minę fachowca, wielkiego znawcy tematu i
podchodzę bliżej. Nasza barowa diva - Romuś stoi na krześle i demonstruje swoją kolejną
„mrożącą krew w żyłach historię”. Parskam śmiechem, widząc jego nieudolne starania, by
wyglądać przy tym groźnie. Ów osobnik bowiem stworzony został chyba przez samych
archaniołów. Lico, jak aksamit, barwy porcelanowej, okraszone nieśmiałym rumieńcem,
błękitne oczęta, niczym niebo w najsłoneczniejszy dzień, otoczone wachlarzem długich rzęs,
włosy – istny złoty kielich, kaskada bursztynu, spływająca miękkimi falami na wątłe ramiona.
Ponownie uśmiecham się, bo czy ktoś taki może pracować w naszym zawodzie? Niby, na
pięknych mamy deficyt i to poważny, bo tacy zwykle nie garną się do brudzenia sobie rąk,
ale jak już się taki głupiec znajdzie, to życie ma jak w raju, najwyższa pensja i dodatkowo
napiwki od zadowolonych klientów. Nasza blond Diva właśnie kończy swą komiczną
demonstrację, a ja przenoszę wzrok na Alojzego. W zestawieniu z Romusiem tworzy tak
wielki kontrast, iż co dzień wpadam w bezgraniczny podziw, jak oni to robią, że jeszcze się
nawzajem nie pozabijali. Alojzy to nie byle kto. Wygląd harleyowca, szczena porządnie
zarysowana, prowokująco wysunięta do przodu, oczęta podstarzałego pedofila i postura
potężnej góry lodowej - 200 kilo mięśni. Nie radziłbym z takim zadzierać, ale w naszym
towarzystwie staje się potulny, jak baranek, toteż nie zdziwiła mnie wieść, że w dzieciństwie
pragnął zostać balet mistrzem. Wreszcie pora na zlustrowanie ostatniego członka naszej
ekipy. Esteban. Doprawdy do dziś nie wiem, skąd wzięło się też to imię. Ktoś mówił, że to
kuzyn wujka Ojca Chrzestnego, ale diabli tam wiedzą, ile prawdy w tym siedzi. Niby image
ma, jak ekskluzywny mafiozo. Wysoki, przeraźliwie chudy, wiecznie schowany za czarnym
kapeluszem i markowymi ray-banami, choć nie wydaje mi się, by prawdziwy czarny
charakter zadowolił się szkłami tak pospolitej firmy. Często mam wrażenie, że ten osobnik
śpi w swojej marynarce, bo nie widziałem go nigdy w innym stroju. W zasadzie mało o nim
wiem, gdyż zwykle siedzi z iście morderczą miną i wbija we mnie swe przenikliwe, rybie
oczy, osłonięte czarną powierzchnią okularów słonecznych. Choć jest małomówny wszyscy
czujemy się w jego towarzystwie nadzwyczaj dobrze. Lubię ich za osobowość, za to, że
razem tworzą istny teatr osobliwości. Podchodzę kolejnych kilka kroków, przyglądając się
uważnie każdemu z nich i docierają do mnie strzępki następnej historii Naszego Aniołka.
- ...Wiecie, co ostatnio wyczytałem w brukowcu? Że to najnowszy krzyk mody. Wszystkie
osobistości chciałyby tego w taki sposób. Wiecie, zaciemniana limuzyna, blask fleszy, płacą
za to niesamowitą forsę, a jeżeli jeszcze u boku zjawia się taki przystojniak, jak ja - widzę,
jak Romuś prostuje się, wypinając pierś do przodu w geście samouwielbienia – to dokładają
napiwki i to nie byle jakie. Ostatnia klientka, zobaczywszy mnie, wypisała mi czek na 9000
eurokostuch! - Po tych słowach Romuald pręży się jeszcze wdzięczniej, a Alojzy robi się
czerwony z zawiści. Nie ma się co dziwić biedakowi. Sam może tylko pomarzyć o takiej
fusze. Z taką facjatą, można by pomyśleć, jest stworzony do swojej pracy, ale tym samym
staje się skrajnie pospolitym towarem.
- E tam, Romuś. Słuchaj no, co ja żem ostatnio przeżył, mówię Ci, beka, że boki zrywać mówi średnio artykułowanym bełkotem - No, Romuś, byłem ostatnio w robocie, nie i myślę
sobie, zapowiada się prosta sprawa, prosta jak świński ogon powiadam, 5 patyków powinno
wlecieć, jak nic. Kończę robotę, nieciekawa, więc nie będę się uzewnętrzniał na ten temat,
bo przecie nie o to mi się rozchodzi i słuchaj mnie uważnie, już prawie wszystko skończone,
klient zadowolony, a tu okazuje się Romuś, wiesz co się okazuje? Że palant mnie
Strona: 3/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
najnormalniej w świecie w biały dzień wyrolował! Zrobił mnie na szaro Romuś, normalnie
jak ćwierć inteligenta jakiegoś. Myślał, że mu to na sucho ujdzie? O, nie ze mną te łatki,
szmatki. Ja, to żem chłop porządny a i swój honor mam! Nie dam sobie w kaszę dmuchać,
jak to świętej pamięci Ojczulek mawiał. O nie, więc ja go Romek normalnie łap za szmaty,
jak nie pociągnę w stronę ziemi, jak nie przydzwonię w łeb. No, należało mu się. Wyrolować
mnie chciał! A zapierał się, osioł jeden, bezczelny typ! O, jak on się zapierał! Bramy
Niebieskiej trzymał się, jak tonący brzytwy Romuś, ale ja nie z takimi cwaniaczkami miałem
do czynienia w swojej karierze. Wykrzyczałem mu w twarz, co żem o nim myślę, że cham i
prostak jest, że cudzej harówy docenić nie potrafi, kazałem przynieść moje 5 tysiączków,
plus do tego kolejne 7 za nieprzewidzianą akcję i stracony czas pod groźbą wiecznej
tułaczki w postaci ducha i wiesz, że się naiwniak nabrał? Pobiegł do banku, aż się na nim
kurzyło. Mówię Ci Romuś, kurzyło się, jak za strusiem pędziwiatrem jakimś, a w kwadrans
przybiegł z powrotem zziajany z naręczem świeżej gotóweczki prosto z banku, o jeszcze
ciepłej, Romuś. I co teraz powiesz? Kopara opadła, co? Ja to z każdej, nawet najgorszej
roboty potrafię zyskać dwa razy więcej. Wystarczy takiego delikwenta, targającego się na
własne życie postraszyć wizją problemów technicznych na łączu z Czyśćcem, a od razu
podwajają swoją cenę, byleby tylko jak najszybciej odejść w zaświaty. Ja to Romuś
kompletnie nie wiem, co im się tak na Ziemi nie podoba. Dziewuchy, powiem Ci, jak rusałki,
a i piwo przednie tu mają, nie to co u nas w Podziemiu, że strach wypić to ścierwo, bo nie
wiadomo, cóż tam mogli wrzucić, normalnie żyć, nie umierać Romuś, czaisz bazę? - Alojzy
śmieje się rubasznie, a ja niemal dostaję kociokwiku, wyobrażając sobie go w akcji. Co, jak
co, ale on to potrafi z należytym szacunkiem obejść się z klientem, chociaż są też tacy,
którzy lubią być nieco sponiewierani przed sądem ostatecznym. Ponoć, niektórzy w swoich
cennikach mają specjalną ofertę, dla ludzi poszukujących mocnych wrażeń. Osobiście wolę
nieco bardziej wyrafinowane formy zarobku.
- Nie ma to jak żywot zawodowego Kostucha! - Krzyczę donośnie i wznoszę toast na cześć
wszystkich szubrawców, parających się tym niechlubnym fachem. Nie wiem, dlaczego
Anioły Siódmego Kręgu są do nas tak uprzedzone. Każdy przecież musi jakoś żyć. Może
mają do nas wyrzuty, że przez zwiększoną ilość zawodowych Kostuch mają kryzys w niebie?
Tyle młodych anieli do nakarmienia i wyszkolenia, a rodowitych Archaniołów jak na
lekarstwo, bo biedaki nie wytrzymują presji, jaką wywiera na nich społeczeństwo niebieskie.
Potem przychodzą im do głów absurdalne myśli, jak inkwizycja antykostuchowa, czy
powołanie komisji, która będzie zatwierdzać tylko uzasadnione wnioski o natychmiastową
śmierć. Bogu dzięki, że nie wnieśli tego w życie, bo przynajmniej połowa z nas
zbankrutowałaby, a druga cześć niechybnie dostała obłędu z braku twórczego zajęcia.
Wszyscy Oni warci są swojego Pana. Kiedyś Bóg był naprawdę poważnym, szanowanym
jegomościem, jeszcze pamiętam te piękne czasy, gdy jako młoda Śmierć chadzałem do jego
ogrodów na herbatkę i biłem się z młodym, jak ja wówczas Metatronem, a sam
Wszechmocny siedział wtedy z nami, śmiejąc się z naszych dziecięcych utarczek. To były
czasy. Teraz Wielkiego dopadł kryzys wieku starczego, dosłownie mówiąc trapi go skleroza,
czy inne przekleństwo, schizma spowodowana nudą. Siedzi teraz tylko maluczki,
pokurczony na swym złotym tronie, pijąc cienką herbatkę, spoglądając na losy swojego
królestwa zza grubych szkieł, śmiejąc się, jak dziecko z chaosu, jaki wywołał między Niebem,
a Podziemiem, a standardowo w takich wojnach zawsze cierpi Ziemia i jej mieszkańcy.
Doprawdy, nie wiem, co mu strzeliło do głowy, w której wcale bym się nie zdziwił od dawna
już nie ma mózgu. Może próchnica mu go wyżarła? Trzeba było nie jeść tylu lukrowanych
ciasteczek. Nie dziwię się, że ludzie pragną się jak najszybciej stamtąd zwinąć, odejść do
lepszego świata, do tego, skoro mają tak wysoko rozwinięte usługi świadczące szybką i
bezbolesną śmierć? Sam bym z chęcią przystał na taki układ. Naprawdę, ostatni potop, to
może jeszcze dało się jakoś wytrzymać, fakt faktem, że woda pochłonęła wszystkie centra
handlowe i śmiertelność spowodowana przeciągłą depresją, na jaką zachorowały miliony
Strona: 4/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
fashionistek, przerażonych zatopieniem ich ukochanych sklepów Gucci'ego i Chanell
gwałtownie wzrosła, ale żeby na ludzi nasyłać kosmitów? Na litość! Tak zwana Zielona
Zagłada naprawdę może spowodować trwały uraz psychiczny i wpędzić do grobu nawet
najtwardszych. Gdyby chociaż owi przybysze nie robili badań na żywych istotach, tylko
jakoś porozmawiali...nie Bóg musiał zabawić się na całego. Teraz ten atak człekopodobnych
hybryd, istne wednie. Coś czuję, że wszystko to skończy się wojną Międzygalaktyczną.
- Brachu, cóż trapi Twą śliczną główkę? - Z rozmyślań wyrwał mnie zatroskany głos
Aniołka.
Ach, wiesz. Starzeję się, kryzys wieku średniego nadciąga wielkimi krokami. Zakola mi
się robią, czarne myśli zasnuwają umysł. Co począć, 400 lat to całkiem sporo, jak na ten
fach, normalni dostają psychozy maniakalnej po jakiś 200. Chyba czas iść na emeryturę. Tymi radosnymi słowami zakończyłem wyjątkowo krótką posiadówę w barze. Łyknąłem
kielicha na drogę i odszedłem w dal, podśpiewując niesprecyzowaną melodię. Po drodze
trafiłem na maleńki, lśniący stawek, tak zachęcający swą srebrzystą taflą, migoczącą
odbiciem mego ukochanego druha nocnych rozmyślań. Rażony nagłym impulsem i
zażenowaniem, jakim napawał mnie otaczający mnie świat z ceremonialnym „goodbye,
cruel world” rzuciłem się w jego toń, by na zawsze pozostać głuchym na ten cały burdel,
jaki zapanował na świcie. Szkoda tylko, że Kostuchę nie tak łatwo zabić...
Strona: 5/5
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl

Podobne dokumenty