z czego żyją biskupi
Transkrypt
z czego żyją biskupi
Co najmniej 3 mln zł na „piuskę”! Z CZEGO ŻYJĄ BISKUPI LUDZIE KONTRA KORPORACJE ZAKONNICA BICI A N TRZĘSIE ATY K O L O S I L O P W NYSĄ Zamrożone zarodki biskupa W przestrzeni publicznej biskupi wściekle, wręcz po sekciarsku, zwalczają zapłodnienie in vitro. Ale prywatnie miewają do tych spraw inny stosunek – na przykład gdy ich partnerki nie mogą zajść w ciążę... str. WWW.FAKTYIMITY.PL Nr 21 (847) 27 MAJA – 9 CZERWCA 2016 r. cena 4,50 zł (w tym 8% VAT) ISSN 1509-460X INDEX 356441 3 str. 7 PiS PRZECIWKO KOBIETOM strona 2 KSIĄDZ NAWRÓCONY nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Fakty i Mity Komentarz naczelnego S Osoby, które chciałyby napisać do redaktora naczelnego „Faktów i Mitów”, mogą to zrobić, kierując korespondencję na adres: bezWOLNY iedząc za kratami, można być wolnym. Od własnych słabości i ograniczeń. Czy ja jestem już wolny? Chyba nie. Ale jestem na dobrej drodze. Siedzę w areszcie, oczekując na sprawiedliwość, ale jej młyny mielą, a właściwie międlą, powoli. Mogę już pisać na zewnątrz, tyle że nie o własnej sprawie, nie o toczącym się śledztwie. Swoją odsiadkę i jej powody oraz finał opiszę ze szczegółami za czas jakiś, być może w książce – politycznym kryminale. Tymczasem – wybaczcie – z mojego obecnego punktu siedzenia mój punkt widzenia nie skłania do twórczości ani politycznej, ani satyrycznej, ani tym bardziej kryminalnej. Tej ostatniej mam tu przesyt. Cela – czy to więzienna, czy też mnisia – sprzyja za to refleksji, kontemplacji, rozmyślaniom i podsumowaniom. W pier wszym okresie (1–1,5 miesiąca) po aresztowaniu miotałem się jak dziki kot w klatce. Chciałem gryźć kraty i strażników, złorzeczyłem tym, którzy mnie pomówili, myślałem o tym, by podciąć sobie żyły i zostać męczennikiem z wyboru. Na znak protestu. Okazuje się bowiem, że nie wystarczy nie krzywdzić innych ludzi, aby cieszyć się wolnością. Trzeba mieć jeszcze oczy z tyłu głowy! Zwłaszcza kiedy jest się byłym księdzem i wydaje – z wielkim sukcesem – antyklerykalny tygodnik. Na półmetku 3-miesięcznego aresztu uszło ze mnie powietrze, opadły emocje, odeszła złość i lęki. Wyciszyłem się, przywykłem do więziennego rytmu. A porównać go można do trybu życia australijskiego leniwca. Przy moim standardowym 4–5-godzinnym śnie, odejmując godzinę na aresztanckie zajęcia i potrzeby fizjologiczne, zostaje mi 17–18 godzin dziennie, które mogę spędzić na więziennym kojo. I tak robię, z przerwami na FAKTY Komisja Europejska oczekuje od polskiego rządu konkretów w sprawie naprawienia relacji z Trybunałem Konstytucyjnym. Jeśli ich nie dostanie, zarządzi dalszą część procedury zmierzającej do przywrócenia w Polsce praworządności. Zamiast tego dostała aroganckie przemówienie Beaty Szydło. Czy należy rozumieć, że Polska bohatersko sama odetnie się od unijnych pieniędzy i zabierze 3 mln swoich emigrantów do ojczyzny? Dziwne rzeczy zapowiadają się w naszym kraju. Najpierw prezydencki minister Szczerski straszy, że jeśli opozycja nie będzie grzeczna, to „prezydent zabierze im zabawki i sam będzie rządził”, a w tym samym czasie szef Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzej Rzepliński wyraża poważne obawy, że PiS przygotowuje prawdopodobnie przewrót polityczny na przełomie lata i jesieni tego roku. Czyżby stan wojenny nam się zapowiadał? PSL wdał się w „negocjacje” z PiS-em w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, zamiast po prostu żądać, aby Kaczyński przestrzegał prawa. Poseł Kosiniak-Kamysz zasugerował na- chodzenie z kąta w kąt. Czytam aż do bólu oczu, piszę, rozmyślam. Niestety, w areszcie łódzkim nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem. Podsumowałem więc już setki razy swoje dotychczasowe życie. Ale robię to wciąż na nowo, i za każdym razem dowiaduję się o sobie czegoś nowego. Do tej pory żyłem na pełny regulator. Natura obdarzyła mnie, a raczej obarczyła, świadomością bezpowrotnie upływającego czasu. Starałem się zawsze wykorzystywać każdą godzinę. Popychać sprawy do przodu. Podejmować nowe wyzwania. Mnóstwo wyzwań. Z jednej strony to dobrze, tak powinno być. Odniosłem sukces. I to nie jeden. Po zrzuceniu sutanny zrobiłem patent i zająłem się produkcją. Kiedy oszukali mnie kon- wet, aby zaprosić do negocjacji... episkopat. Nie bardzo jednak wiadomo, w jakim charakterze. Może jako ekspertów PiS? Komisja smoleńska Antoniego Macierewicza chce zbudować makietę maszyny, która rozbiła się z prezydentem Kaczyńskim i 95 innymi osobami. Ta nowa zabawka Komisji ma kosztować 4 mln zł. Wiadomo, że kłamstwa są kosztowne, ale żebyśmy musieli na smoleńskie mistyfikacje płacić aż tyle? Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała Mateusza Piskorskiego, przewodniczącego prorosyjskiej partii Zmiana. Podobno jest szpiegiem lub „agentem wpływu”, ale jeszcze nie wiadomo czyim (patrz str. 4). Czy to znaczy, że teraz będą masowe aresztowania klerykałów za bycie „agentem wpływu” Watykanu? Tak tylko sobie żartujemy... Prezydent Andrzej Duda podpisał absurdalną ustawę dekomunizacyjną, która ma usunąć z Polski wszelkie ślady po PRL w nazewnictwie ulic i w pomnikach. Cóż, prawicowi nieudacznicy zniszczyli już sporą część przemysłowego dorobku po PRL. Teraz przyszły ulice. Co potem? Zburzą „kamienice” po PRL, czyli wielkie osiedla wybudowane w tamtej epoce? A ludzi pewnie przeniosą z powrotem do czworaków… Roman Kotliński s. Mariana Areszt Śledczy w Łodzi ul. Smutna 21 91-729 Łódź trahenci i pewnej zimy miałem przymusowy urlop – napisałem książkę. Potem drugą i trzecią – same bestsellery. Założyłem ogólnopolski tygodnik, stowarzyszenie, fundację, partię polityczną, ośrodek wypoczynkowy, nauczyłem się grać na pianinie… Ale czy w tej pogoni za wciąż nowymi wrażeniami, wyzwaniami i sukcesami stałem się lepszym człowiekiem? Mądrzejszym, bardziej empatycznym, bliższym swemu wyższemu „Ja”? Raczej nie. Poza tym ucierpiało moje życie osobiste, rodzinne; narobiłem sobie wrogów. Dopiero w więziennym odosobnieniu to zrozumiałem. Potwierdziła to lektura „Archipelagu GUŁag”, którą właśnie czytam – wprost idealna, obowiązkowa dla każdego aresztanta. Autor – Aleksander Sołżenicyn – przesiedział w sowieckich więzieniach i obozach pracy 7 długich lat. W swojej niesamowitej książce dokumencie pisze m.in.: „Mrok czyni człowieka bardziej wrażliwym na światło. Przymusowa bezczynność budzi w nim chęć życia. (…) cisza skłania do głębokiego wczucia się we własne »ja«, do zastanowienia się nad tym, co go otacza, nad własną przeszłością, teraźniejszością i przyszłością”. Żaden inny naród nie wycierpiał tyle w więzieniach i gułagach co Rosjanie. „Wycierpiał”, bo więzienie to cierpienie, które jednak może uszlachetnić. W latach 30. siedziała 1/10 całej rosyjskiej populacji. Czy to znaczy, że Rosjanie ówcześni i ich dzieci są głupsi, gorsi od innych nacji? Bynajmniej. To na ogół szczerzy, otwarci, dobrzy ludzie – bo doświadczeni przez los. Nie bez powodu rosyjskie przysłowie mówi: „Wolność człowieka psuje, niewola – uczy”. Dlaczego tak się dzieje? Ludzie zamknięci na miesiące, lata w czterech ścianach, okratowani, pozbawieni są rodziny, przyjaciół, majątku, pracy, telefonu, komputera, samochodu… Czyli tego wszystkiego, czym i dlaczego żyli, co wydawało im się do życia niezbędne. Ale też ich ograniczało, zamykało na war tości wyższe, duchowe, nieprzemijające. W więzieniu nikt nam nic nie może zabrać, zniszczyć – bo niczego już nie mamy. JONASZ Zawstydzający dla naszego kraju jest raport Amnesty International na temat otwartości różnych społeczeństw wobec ludzi uciekających przed wojną. Polska okazuje się jednym z najmniej gościnnych krajów świata. Jak widać, dziki kapitalizm zabił nawet tę słynną polską gościnność, z której byliśmy kiedyś tacy dumni. Zamiast niej mamy strach, fobie i histerię. Kardynał Stanisław Dziwisz przyjął na specjalnej audiencji delegację Młodzieży Wszechpolskiej. Narodowcy twierdzą, że duchowny „pobłogosławił ich dalszej pracy”, a kuria – że to było tylko „spotkanie kurtuazyjne”. Przypomnijmy, że działacze Młodzieży Wszechpolskiej cierpieli przez lata na skłonność do „zamawiania pięciu piw”. Czyżby Dziwisz wiedział, skąd wieją wiatry historii i „do kogo należy jutro”? Anna Kołakowska, radna PiS z Gdańska słynna z gorliwego katolicyzmu i nienawiści do gejów i lesbijek, domaga się „ogolenia na łyso” posłanki Platformy Obywatelskiej Agnieszki Pomaski. Pomaska zawiniła tym, że nie popiera pisowskich projektów uchwał. A co później – kiedy już wszyscy przeciwnicy PiS będą ogoleni? Pójdą do gazu? Redakcja prawicowej „Rzeczypospolitej” zaatakowała w swoim magazynie… p apieża Franciszka za uleganie „niemieckiej herezji”. Nie chodzi o luteranizm, ale o poglądy wielu biskupów niemieckich, którzy akceptują m.in. rozwody i antykoncepcję. Zabawne jest to, że papieża atakują zawodowi katolicy. Nie boją się, bo wiedzą, że „lewacki mięczak” z Watykanu nic im nie zrobi, a polscy biskupi wesprą. Wszak wszyscy oni należą do jednego Kościoła – sekty dowodzonej przez prymasów: Tadeusza Rydzyka i Jarosława Kaczyńskiego. Polska rozkwita „dobrą zmianą”. „Głos Szczeciński” donosi, że w szkole w Lubczynie dyrekcja sprawdza w piątki, czy przypadkiem dzieci nie przyniosły kanapek z zakazaną przez Kościół w tym dniu wędliną. Jest też przymus dobrowolnej modlitwy. Wszystko dlatego, że publiczną szkołę prowadzi katolicka fundacja. To taki polski wynalazek – szkoła publiczna, ale katolicka. W Austrii zwycięstwo Alexandra Van der Bellena lewicowego kandydata na prezydenta (Zieloni), osiągnięte z wielkim trudem nad kandydatem skrajnej prawicy. Gdyby nie sukces ekologa, Austria byłaby pierwszym krajem UE z prawicowym radykałem u władzy. Oj, zapomnieliśmy! A Kaczyński i Orbàn? GORĄCE TEMATY Fakty i Mity nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. strona 3 Zamrożone potomstwo biskupa W pojemniku z ciekłym azotem umieszczono trójkę dzieci biskupa. Ojciec nie pozwala ich stamtąd uwolnić. Gdy w latach 1989–1993 biskup Janusz K. (52 l.) był jeszcze szeregowym księdzem, wikariuszem i nauczycielem religii w Nowym Wiśniczu (diecezja tarnowska), nawiązał bardzo bliskie kontakty ze swoją uczennicą. Wówczas licealistką. Ordynariusz prawdopodobnie poczuł pismo nosem i wysłał młodego kapłana na studia teologiczne w Innsbrucku (Austria). Po zdobyciu w marcu 1997 roku doktoratu z bioetyki (praca pt. „Rodzaje argumentacji w sporze o badania prenatalne”) K. wrócił do kraju. Dostał posadę wikariusza w Bochni, a równolegle był asystentem na Międzywydziałowym Instytucie Bioetyki Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Przez cały ten czas potajemnie pielęgnował związek z przyjaciółką. Kobieta zaszła w ciążę, ale poroniła. Para zdecydowała się wówczas na zapłodnienie in vitro. Z myślą o tym, że gdy kariera duchownego ustabilizuje się, wezmą ślub cywilny i kobieta spróbuje urodzić. W wyspecjalizowanej klinice pobrano D od pani cztery jajeczka, kapłan dokonał masturbacji i powołano do życia cztery ludzkie embriony. Jeden był wadliwy, więc zostały trzy. Probówki złożono „na jakiś czas”, odpłatnie, w ciekłym azocie. Zgodnie z podpisaną w klinice umową rozmrożenie zarodków celem wszczepienie ich do łona matki mogło nastąpić tylko za obopólną zgodą dawców jajeczek i plemników. Przyszli rodzice przewidywali, że będzie to raczej wcześniej niż później. Aż tu nagle ks. K. wyjechał w 1999 roku na misje do Kazachstanu. Papież Jan Paweł II uczynił go tam administratorem apostolskim Atyrau. Następnie został biskupem, a stosowne święcenia przyjął 23 listopada 2006 r. w Bazylice św. Piotra na Watykanie. 5 lutego 2011 r. Benedykt XVI mianował bpa K. ordynariuszem Karagandy. Czas płynął, partnerce biskupa lat nie ubywało. Kobieta nalegała, żeby podjęli wreszcie decyzję o narodzinach dzieci. Tym bardziej o niedawna była w klasztorze. Teraz jest szefową instytucji publicznej. Gdy „pracuje” w wolną sobotę, wyłącza w firmie monitoring... Z początkiem lutego 2016 roku dyrektorką miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Nysie (woj. opolskie) została 50-letnia Daniela Dybek. Znana także jako siostra Pia ze zgromadzenia boromeuszek. Dybek dostała tę posadę po zwycięstwie w konkursie, w którym nikt oprócz niej nie wystartował. Urząd miejski zapewniał, że Dybek nadaje się idealnie, bo „pełniła już funkcję dyrektora Domu Pomocy Społecznej”. Rzeczony DPS to prywatny ośrodek boromeuszek dla kobiet przewlekle chorych psychicznie. Siostra Pia dowodziła nim od 2006 roku. Zmodernizowała zakonną posiadłość dzięki 2,2 mln zł dofinansowania z kasy publicznej. Traf chciał, że nagle przestała być dyrektorką, gdy nadszedł czas szczegółowych rozliczeń projektu. W 2015 roku działała w Caritasie Diecezji Opolskiej (na etacie i umowach-zleceniach zarobiła w sumie 36,6 tys. zł). Ale chyba nie poznali się tam na jej talentach, bowiem od 1 stycznia 2016 r. konsekrowana niewiasta przeszła na garnuszek powiatowego urzędu pracy. W sobotę 20 lutego około godz. 9 Dybek ze swoją zastępczynią Kamilą Ferdyn pod że za przechowywanie ich w klinice zapłaciła już majątek. K. wił się jak piskorz. Obawiając się skandalu „ze względów osobistych”, złożył rezygnację z roboty w Karagandzie, a papież Franciszek rezygnację przyjął 15 lipca 2014 r. W oficjalnym komunikacie podano, że podstawą tej decyzji był kanon 401 par. 2 Kodeksu prawa kanonicznego („Usilnie prosi się biskupa diecezjalnego, który z powodu choroby lub innej poważnej przyczyny nie może w sposób właściwy wypełniać swojego urzędu, by przedłożył rezygnację z urzędu”). Katolicki biskup – tej godności kościelnej nikt mu nie odebrał – wrócił do Polski, żeby założyć rodzinę. Razem z narzeczoną kupili mieszkanie w dużym mieście i obrączki z wygrawerowanymi imionami. Ale krótko przed zaplanowanym już ślubem niedoszły pan młody zdezerterował. Uciekł z powrotem do Kazachstanu. Kobieta pragnęła urodzić dzieci. Próbowała wyjednać konieczną zgodę byłego narzeczonego na rozmrożenie zarodków, ale on twardo odmawia. „Po wielokrotnych nieudanych próbach porozumienia się z nim w tej sprawie wysłała listy do Watykanu i innych wysokich przełożonych koś- nieobecność personelu OPS zakradły się do obiektu. Elektroniczny system zabezpieczeń drzwi zarejestrował użycie indywidualnego kodu... sprzątaczki. Dyrektorkom towarzyszyły inne niezidentyfikowane osoby, w tym jakiś fachowiec od włamań do komputerów. Żeby nikt nie patrzył im na ręce, w serwerowni wyłączono zasilanie monitoringu wizyjnego. W poniedziałek pracownicy byli nieco zaskoczeni bałaganem w papierach i niedomknię- cielnych. Odbyła też wiele rozmów z ważnymi osobami w Kościele, w tym też ze specjalistami od bioetyki katolickiej. Na ogół wszyscy rozmówcy w mniejszym czy większym stopniu przyznawali jej rację, ale całkowite »zaklinowanie« w kościelnych procedurach trwa nadal. Sprawa jest więc w ustawicznym z awi eszeni u, bez żadnych rozwiązań” – ubolewa na swoim blogu internetowym ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. „Wszyscy znani duchowni w Polsce o tym wiedzą i nic” – podkreśla Isakowicz-Zaleski. W Kazachstanie bp K. nie pełni dziś żadnej oficjalnej funkcji, ale wciąż komputerach. Występują również próby logowania od strony administracyjnej do programów będących na stanie OPS w Nysie” – czytamy w zawiadomieniu Mirosława L. Godzinę później Dybek wręczyła mu papier o częściowej zmianie zakresu obowiązków poprzez zwolnienie go ze sprawowanej od sześciu lat funkcji administratora bezpieczeństwa. Gdy L. pokwitował odbiór tego dokumentu, dostał jeszcze wypowiedzenie umowy o pra- Mniszka i włamywacz tymi szufladami biurek. Dopiero informatyk, będący też w OPS administratorem bezpieczeństwa informacji, zrozumiał, co się stało. Najpierw zameldował dyrektorce ustnie, że włamano się do sieci komputerowej. Poszukując śladów aktywności intruza, zauważył, że dokonywano też wydruków dokumentów z niektórych urządzeń. Zaskoczony brakiem reakcji szefowej około godz. 12.30 złożył oficjalne zawiadomienie na piśmie. „Informuję, że 20 lutego w godzinach 9–15 miały miejsca włamania do 29 komputerów i do serwerowni, gdzie zostały wyłączone urządzenia zabezpieczające. Po analizie logów widoczne są kradzieże kluczy produktów zainstalowanych na cę w OPS. Z zachowaniem trzymiesięcznego okresu wypowiedzenia i zobowiązaniem do rozpoczęcia nazajutrz urlopu wypoczynkowego. A po zakończeniu „normalnego” urlopu miał jeszcze półtora miesiąca nadzwyczajnego. „Zwalniam Pana z obowiązku świadczenia pracy do upływu okresu wypowiedzenia z zachowaniem prawa do wynagrodzenia” – postanowiła wspaniałomyślna dyrektorka. Żeby L. nie siał w firmie fermentu opowieściami o włamaniu, które Dybek interpretowała jako rutynową „kontrolę”. Do tego starannie przygotowaną, bo w piątek 19 lutego zażądała od informatyka „wypożyczenia” klucza do serwerowni celem wykonania duplikatu. W tym pozostaje członkiem tamtejszej Konferencji Episkopatu. Zamieszkał w Astanie, stolicy Kazachstanu, pracuje w wyuczonym zawodzie, nie spadły nań żadne kary kościelne. Swobodnie odprawia msze, spowiada i udziela komunii. „Niszczy się w Polsce ludzkie zarodki, wiele pozostaje w uwłaczającym godności człowieka zamrożeniu, a w konsekwencji narażone są na unicestwienie; nierzadko stają się przedmiotem handlu. W praktyce stosowania metody in vitro dokonuje się też selektywnej aborcji” – grzmią polscy biskupi. Ich kolega K. znalazł się między kościelnym młotem a moralnym kowadłem. A kobieta, żarliwa katoliczka, pozostaje bezdzietna... ANNA TARCZYŃSKA Biskup Janusz K. [email protected] szczególnie chronionym pomieszczeniu znajdował się m.in. wyłącznik monitoringu... Z uzasadnienia wypowiedzenia wręczonego Mirosławowi L. dowiadujemy się, że 22 lutego, prawdopodobnie między godziną 11.30 a 12.30, dyrektorka wydała zarządzenie nr 10/2016 w sprawie reorganizacji OPS, w którym stanowisko specjalisty obsługi systemów informatycznych zostało zlikwidowane pod pozorem „wdrażania nowej koncepcji funkcjonowania Ośrodka”. Niedługo później administratorem bezpieczeństwa został nowo przyjęty do pracy w OPS Szymon B., syn radnego miejskiego Dariusza Bednarza. Ale mniejsza o koneksje. Najważniejszy wydaje się fakt, że w trakcie niby „kontroli” zginęło elektroniczne archiwum – nośnik z wrażliwymi danymi wszystkich byłych i obecnych klientów OPS. Inne szczegóły tej sprawy zachowujemy w dyskrecji, żeby nie utrudniać pracy prokuraturze. Niniejszą publikacją zawiadamiamy śledczych o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Wyręczyliśmy w ten sposób burmistrza Kolbiarza i jego zastępcę Piotra Bobaka, którzy też wiedzą o włamaniu, ale milczą. Z nami dyrektorka rozmawiać nie zechciała – być może organa ścigania czegoś się od niej dowiedzą. MARCIN KOS [email protected] strona 4 Z NOTATNIKA HERETYKA nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Fakty i Mity Polka potrafi Rezonans miłości Jak dziś, w czasach rui i porubstwa, dobieramy się w pary? Helen Fisher jest 71-letnią profesorką antropologii. Bada pary damsko-męskie. Kto z kim i dlaczego. Ostatnio współpracowała z www. match.com – największym portalem randkowym na świecie. Obserwowała umawiających się, a potem wyciągnęła wnioski. Fisher dzieli ludzi na 4 kategorie: badaczy, budowniczych, dyrektorów i negocjatorów. U każdego z tych typów dominuje inny hormon. I tak, kochający rządzić „dyrektor” będzie miał nadwyżkę testosteronu, a „budowniczy”, który lubi stabilizację, żyje z nadmiarem serotoniny. Każdy typ dogada się z innym typem lub typami. I tak dalej, bez wdawania się w szczegóły. Szukając partnera – twierdzi Fisher – najpierw znajdujemy swój ideał biologiczny (chodzi o te hormony), dopiero potem chcemy, żeby „reszta” się zgadzała – wykształcenie, pochodzenie itp. Antropolożka swoje wnioski podpiera rezonansami mózgów kobiecych i męskich. Wracając do heteroseksualnych par, N Fisher obala mity na temat miłości i seksu. Kilka przykładów. Mit pierwszy, popularny wśród kobiet – nie chodzić do łóżka na pierwszej randce. Profesor wybadała, że nasze mózgi mieszczą w sobie trzy mechanizmy związane z dobieraniem się w pary: chuć, romantyczną miłość i przywiązanie. Tyle że nigdy nie wiadomo, w jakiej kolejności wystąpią. W praktyce: możemy się z kimś przyjaźnić 5 lat i nagle... wielkie love! Można też latami umawiać się na niezobowiązujący seks, a potem znienacka zapałać ckliwymi uczuciami. Dla przyszłości związku nie ma znaczenia, od czego zaczniemy. Czyli… nie ma co sobie żałować. Inny stereotyp mówi o tym, że w relacjach damsko-męskich najważniejsze jest pożądanie. Wiadomo – żeby gatunek przetrwał. Zdaniem Fisher romantyczna miłość okazuje się ważniejsza. I boleśniejsza. Popęd asze dzielne służby złapały podobno szpiega – rosyjskiego, chińskiego, irackiego albo irańskiego. Tego jeszcze nie wiadomo… Ponieważ mieszkam w Polsce i jestem polskim dziennikarzem, ten tekst powinien zaczynać się od rytualnych potępień pod adresem partii Zmiana. Bo jak się u nas chce życzliwie napisać o kimś, z kim się samemu nie zgadza, to najpierw trzeba tego kogoś potępić i odciąć się od niego. Albo przynajmniej napisać tak, jak to zrobił komentator „Wyborczej” – że „nie jest to organizacja sympatyczna”. No ale ja tak nie zacznę, bo nie znam się na sympatyczności ludzi polityki. Dla mnie cała polska scena polityczna jest zresztą niesympatyczna, ale mimo to chodzę na wybory, bo jest rzeczą bardziej racjonalną raczej na nie chodzić, niż nie chodzić. Ale ja nie o tym, ja o Zmianie. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w brawurowej akcji ulicznej zatrzymała dr. Mateusza Piskorskiego, politologa i nauczyciela akademickiego, byłego posła, przewodniczącego Zmiany, także dawnego bliskiego współpracownika Andrzej Leppera i Samoobrony. Zmiana to partia trochę lewicowa, trochę nacjonalistyczna, o zdecydowanej orientacji antynatowskiej, z sympatią spoglądająca w stronę Rosji i współpracująca z różnymi rosyjskimi organizacjami. Gdy powstawała, zrobiliśmy wywiad z jednym z jej liderów (10/2015). Piskorskiego zatrzymano na ulicy, po tym jak odwiózł dzieci do szkoły. Zajechano mu drogę i uzbrojeni ludzie wyprowadzili go z samochodu. Zatrzymano nie jest aż tak upierdliwy. Nikt nie idzie skakać z mostu, bo ktoś odmówił mu seksu. Mit kolejny – kobiety są bardziej kochliwe i zaangażowane w tworzenie rodzinnego stadła. Z obserwacji Fisher wynika, że to mężczyźni szybciej się zakochują i wcześniej chcą mieszkać razem. Co więcej, swoją potrzebę bliskości realizują tylko w związkach, a nie jak przeciętna kobieta – dodatkowo z tabunem koleżanek. I bardzo optymistyczna konkluzja. Miłosne uniesienia wcale nie kończą się po 2–3 latach (różnie mówią). Fisher ze skanerem mózgu sprawdzała, jakie obszary w naszej głowie „zapalają się” na widok partnera. To samo, co widziała u świeżo zakochanych nastolatków, zdarzało jej się zobaczyć w głowach emeryckich par z kilkudziesięcioletnim stażem. Może nie za często, ale zawsze. JUSTYNA CIEŚLAK [email protected] go więc tak, jak się zwykle zatrzymuje sprawców napadów na kantory lub innych oczywistych złoczyńców. Użycie takich metod dla zatrzymania polityka, a nie bandziora, to ziobryzm w krystalicznej wręcz postaci. Potem sąd po wielogodzinnym posiedzeniu przyklepał prokuraturze wniosek o aresztowanie. Służby wdarły się do siedziby Zmiany i wyniosły z niej, co tylko się dało, w tym partyjne flagi i banery, a udokumentowano to na zdjęciach. Nie wiedziałem, że partyjne flagi mogą szpiegować albo być narzędziem szpiegowania... Ale widocznie nie znam się na sprawach ściśle tajnych. W mediach rozeszły się od razu wieści, że prorosyjski Piskorski szpiegował dla Putina. A potem, że szpiegował raczej dla Chin lub Iraku. Inni mówią, że to ostatnie to przejęzyczenie, bo Piskorski był w Iranie i to pewnie o Iran chodziło, bo przecież Irak to nasz sojusznik… Nie mam pojęcia, czy Piskorski dla kogoś szpiegował. Zastanawiające jest, co też politolog ma do powiedzenia obcym służbom… Ale napad ABW na siedzibę Zmiany i wynoszenie z niej flag? Trochę to dziwne. Przypomina mi grzebanie w naszych biurkach i komputerach przez CBŚP w lutym tego roku. Raczej wygląda na próbę sparaliżowania działania organizacji niewygodnej dla PiS i proamerykańskiego polskiego establishmentu. A swoją drogą, iluż to polskich polityków i dziennikarzy jeździło na dziwne szkolenia za ocean lub korzystało z pieniędzy zachodnich politycznych fundacji (np. młodzieżówka PiS)! Nikogo jakoś nie oskarżono o „szpiegostwo”. Dlaczego? ADAM CIOCH Rzeczy pospolite Tu zaszła Zmiana [email protected] Myśli niedokończone Kryzys gospodarczy pokazał kilka rzeczy. Po pierwsze, że świat rynkowy, świat kapitalistyczny, wymaga jednak mechanizmów kontrolnych. Bez kontroli ulega deprawacji, poprzez chciwość, wyzysk, egoizm. I stąd tak chwytliwe są hasła Berniego Sandersa w USA. Po drugie, kapitalizm doprowadza (o tym z kolei mówi Jozeph Stiglitz czy Thomas Piketty) do dramatycznych nierówności. Te nierówności stają się zagrożeniem dla samego kapitalizmu. Powiększanie nierówności spowoduje zwiększanie ducha rewolucyjnego, do większych protestów i napięć społecznych, a z drugiej, że poprzez nierówności zagrożone są elementy rozwoju gospodarczego. Ludzi na dole drabiny społecznej nie stać ani na zakupy, ani na leki czy edukację. To jest przestrzeń dla lewicy i miejsce, które powinna zająć. (Aleksander Kwaśniewski) Ta władza szczerzy zęby, ponieważ jej prezes jest człowiekiem o dużym poziomie lęku i nieufności. Boi się, że wszyscy na niego czyhają. (prof. Wiktor Osiatyński, prawnik i socjolog) Uważam, że wybory w 1989 r. wygrała nie „Solidarność”, ale Kościół. (jw.) Sytuacja w Polsce jest nieznośna. Ludzie tak się podzielili, że jeden drugiego już nie rozumie. (prof. Marcin Król, filozof idei) Jeszcze do niedawna uważaliśmy, że faszyzm w Polsce jest niemożliwy, ale on jest. Spał jak przetrwalnik, czekał na swój czas. (Zbigniew Libera, reżyser) W Europie Zachodniej likwidowano zakłady przestarzałe, nierozwojowe. U nas – najnowocześniejszy przemysł: elektroniczny, informatyczny, zbrojeniowy, chemiczny. Gdyby nie dopuszczono do tak masowej likwidacji zakładów przemysłowych, bezrobocie byłoby o 1,5 mln mniejsze, a zarobki o jedną trzecią wyższe. (prof. Andrzej Karpiński, historyk) Andrzej Duda ma taki charakter, że kiedy przyjdzie mu o czymś rozstrzygać, woli komuś ustąpić, nie chce lub nie umie wiązać się odpowiedzialnością. Czy taki ktoś może być prezydentem? Dobrym prezydentem? Nie. (prof. Jan Zimmermann, profesor nauk prawnych z UJ i promotor pracy doktorskiej Andrzeja Dudy, o swoim byłym asystencie) No to prezydent weźmie wam wszystkie zabawki. Wy pójdziecie do domu, a prezydent będzie rządził Polską! Jak tak wolicie, to pan prezydent wam zabierze zabawki i będzie sam rządził i będziecie się cieszyć. Pan prezydent daje wam szansę, żeby wypracować kompromis w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Powinniście być wdzięczni prezydentowi! (Krzysztof Szczerski, szef kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy, do posłów Platformy Obywatelskiej) Przemówienie premier Beaty Szydło było jak przemówienie min. Becka z 1939 roku? Gadka o honorze kosztowała nas 6 mln trupów. Oby tym razem rachunek był niższy. (Radosław Sikorski, były minister spraw zagranicznych) To wystąpienie pani premier jest zagrożeniem dla suwerenności, prowadzicie do wojny domowej. (poseł Władysław Kosiniak-Kamysz, PSL) Trochę się męczyłem jako minister w rządzie Platformy Obywatelskiej. To nieprawda, że nie widziałem zła. Ogromnie żałuję, że Tusk nie miał w sobie rysu Margaret Thatcher. (Jarosław Gowin, wicepremier) Ten, kto gromadzi bogactwo poprzez wyzysk, pracę na czarno, niesprawiedliwe kontrakty, to krwiopijca, który zniewala ludzi. (papież Franciszek) Wybrali: AC, PPr, WSz NA KLĘCZKACH Fakty i Mity nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. AMBASADOR WIERSZOKLETA Znamy nazwisko nowego ambasadora Polski w Watykanie. Szefem tej strategicznej placówki został mianowany Janusz Kotański. Postać dotychczas poza kręgiem czytelników prawicowych pisemek niemalże anonimowa. Kotański pracował w IPN, był także członkiem Honorowego Komitetu Poparcia L echa Kaczyńskiego w wyborach 2005 r. Jest poetą, a przynajmniej tak mu się wydaje. Wydał jakieś trzy tomiki wierszy, ale raczej grafomańskie. Następca Piotra Nowiny-Konopki. Napisał m.in. „Lament na śmierć Anny Walentynowicz”, zawierający „pamiętne” frazy: „Pani Ania w grobie leży, ostatni z polskich rycerzy (…). Kochała Polskę nad życie, czyż to nie brzmi znakomicie”. Papież Franciszek będzie musiał czasem spotykać się z dyplomatą tak marnej jakości. Miejmy nadzieję, że dzięki temu Watykan zerwie z Polską stosunki dyplomatyczne. ŁP POTWORNY WYROK Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie oddalił skargę na odmowną decyzję Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji w sprawie rejestracji Polskiego Kościoła Latającego Potwora Spaghetti. Ministerstwo w 2013 roku uznało, że pastafarianie parodiują religię, nie mogą więc zostać zarejestrowani jako Kościół. To kolejna przegrana bitwa w toczącej się od kilku lat batalii o wpisanie tego wyznania do rejestru. Pastafarianie nie składają broni. „Według nas taka decyzja jest w łagodnych słowach skandaliczna! Raz kolejny w Państwie Polskim dowiedzione zostało, że prawo prawem, ale tak naprawdę liczy się opinia urzędnika, z którą się liczyć trzeba, a polemizować nie ma sensu” – piszą wyznawcy Jego Makaronowatości. Zapowiadają, że będą dochodzić swoich praw w Naczelnym Sądzie Administracyjnym. A jeśli to nie pomoże, napiszą skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. ŁP WARTOŚCI RADNEJ Monika Tera, radna z Piotrkowa Trybunalskiego, politycznie związana jest z prawicą (w 2006 kandydowała z listy Prawicy Rzeczypospolitej Marka Jurka), biznesowo zaś – z seksbiznesem. „Dziennik Łódzki” ustalił, że należąca do radnej firma CentraMedia czerpie zyski z kilku serwisów internetowych o tematyce erotycznej. Ich nazwy w rodzaju „pukaj laski” nie pozostawiają złudzeń. W 2015 r. firma odnotowała 640 tys. złotych dochodu. Monika Tera zaprzecza, jakoby czerpała zyski z katolickiego punktu widzenia wątpliwe moralnie. Twierdzi, że dziennikarze pomylili firmy. Broni radnej „Gazeta Trybunalska”, atakując „Dziennik Łódzki”. „Reprezentują niemieckie media, które są zainteresowane skłócaniem polskiego społeczeństwa. (...) jak długo niemieckie pieski będą wtrącały się w polskie spawy, siały nienawiść i dzieliły społeczeństwo?” – piszą obrońcy Tery, dodając że to „uczciwa, przedsiębiorcza kobieta”. To ostatnie na pewno. ŁP strona 5 Wilanów nie zostały poinformowane o budowie płotu ani nie wydały na nią zgody. Zgodnie z planem zagospodarowania tego terenu nie musiały, bo... płot nie jest wyższy niż 2 metry. Centrum Opatrzności Bożej jest od niedawna współprowadzone przez Ministerstwo Kultury. Musi być więc porządnie zabezpieczone, żeby chamstwo nie właziło z buciorami na salony. ŁP KRZYŻ JAK BUMERANG MĘCZENNICA 21 maja ulicami Gdańska przeszedł Trójmiejski Marsz Równości. Równość ma wrogów, zatem pojawili się także kontrdemonstranci. Swój marsz zorganizowali narodowcy. Byli agresywni, doszło nawet do starć z policją. Nacjonaliści rzucali w funkcjonariuszy butelkami i kamieniami. Zatrzymano pięć osób. Między innymi Marię Kołakowską, córkę radnej PiS, Anny. Obie próbowały zablokować Marsz Równości wespół z pseudopatriotami. Młoda Kołakowska została zatrzymana, bo atakowała policję. Prawica robi z niej bohaterkę i ofiarę środowisk LGBT. Zatrzymaniem córki bojowej radnej zbulwersowany jest minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak. „Sam fakt brutalnego potraktowania przez policję młodej kobiety, choć nic nie wskazywało na to, że jest agresywna, powalenie na ziemię tej pani, skrępowanie, przyciskanie do ziemi, to jest nieakceptowalne wobec kobiety” – komentował, swobodnie traktując fakty. ŁP Ciąg dalszy sprawy gigantycznego krzyża w Koninie („W kółko krzyżyk” – „FiM” 19/2016). Prezydent Józef Nowicki nie odpuszcza, proboszcz również. Podpisano aneks do umowy miasta z parafią. Krzyż nie stanie przed dawnym hotelem Sonata na Zatorzu, ale… przy boisku Szkoły Podstawowej nr 12 na tym osiedlu. Walczy niezmiennie Ruch Miejski Osiedle Konin. To on uniemożliwił wbicie krucyfiksu między blokowiska. „Lokalizacja tylko trochę mniej zła niż przed Sonatą” – twierdzą aktywiści i zachęcają do dalszych protestów. Miasto zapowiada konsultacje społeczne w sprawie krzyża. Spora część mieszkańców uważa, że miejsce krzyża jest przy kościele, a nie w przestrzeni publicznej. Nie godzą się na kolejną chybioną lokalizację. ŁP PORZĄDEK MUSI BYĆ RYDZYK SIĘ ŚWIĘCI Świątynia Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i św. Jana Pawła II w Toruniu została oddana do użytku. To „dzieło” wymyślone przez Tadeusza Rydzyka, a sfinansowane przez jego wielbicieli, jest częścią imperium przedsiębiorczego redemptorysty. Na huczną uroczystość do Torunia przybyli dygnitarze kościelni, państwowi i samorządowi. Odpowiednią rangę imprezie nadała obecność premier Beaty Szydło, Jarosława Kaczyńskiego oraz kilku ministrów. List przysłał prezydent Andrzej Duda. Mszy przewodniczył kard. Zenon Grocholewski z Watykanu. Licznie zgromadzili się przedstawiciele episkopatu. Na 18 maja zaplanowano posiedzenie sejmowej Komisji Finansów, podczas którego posłowie mieli zaopiniować kandydaturę prof. Adama Glapińskiego na prezesa NBP. W związku z poświęceniem kościoła posiedzenie przełożono. Posłowie musieli zachwycać się urokami witraża z podobiznami Rydzyka, Dziwisza, bpa Suskiego i Jana Pawła II. Jakiś tam bank narodowy może poczekać. ŁP OGRODZONA OPATRZNOŚĆ Władze świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie nie ufają zbytnio boskiej opiece. Gigantyczny kościół odgradzają solidnym płotem. Słupki wysokie prawie na 2 metry stoją już wokół budowli. Zapowiadano wprawdzie konsultacje z mieszkańcami w sprawie ogrodzenia, ale do nich nie doszło. Władze dzielnicy Pismem sygnowanym przez wiceburmistrza awła Bobaka Urząd Miejski w Nysie naraził się P klerowi. Księża i sołtysi przeczytali w nim, że odpowiedzialność za bezpieczeństwo na procesjach i porządek po nich ciąży na parafiach i sołectwach. Wiceburmistrz powołał się przy tym na konkordat. „To oburzające!” – grzmi ksiądz Mikołaj Mróz, proboszcz parafii św. Jakuba Apostoła i św. Agnieszki. „Za komuny nikt nie kazał nam pilnować bezpieczeństwa wiernych na procesji ani sprzątać” – dodaje zdenerwowany. Proszę, proszę, nostalgia księdza za PRL – tego jeszcze nie grali. Znając życie, sprzątać i tak będą „chętni” parafianie, których wyznaczy proboszcz. ŁP PAN NA PIŃCZOWIE Sprawami kościelnymi w miasteczku Pińczów w woj. świętokrzyskim rządzi ksiądz Jan Staworzyński, proboszcz w parafii świętego Jana Ewangelisty i jednocześnie dziekan dla okolicznych parafii. W tym roku podniósł stawki pieniężne od dzieci pierwszokomunijnych niemal o 100 proc. (do 6 tys. od całej 25-osobowej grupy, czyli ponad 200 zł od osoby!), co wywołało w parafii protesty. Czy przerodzi się to w większy bunt przeciwko nieszczególnie lubianemu duchownemu? Będziemy pińczowskie sprawy monitorować. MaK strona 6 POLSKA JEST KOBIETĄ Przemoc czy pomoc Od ponad 21 lat działają nieustannie na rzecz równego statusu kobiet i mężczyzn w życiu publicznym oraz w rodzinie. – Kierujemy się przekonaniem, że prawa kobiet są niezbywalną, integralną i niepodzielną częścią fundamentalnych praw człowieka i podstawowych wolności. Przemoc wobec kobiet rozumiemy szeroko. Obejmuje ona nie tylko przemoc fizyczną, psychiczną i seksualną, ale również niemal niedostrzeganą w Polsce, choć nie mniej dolegliwą, czyli przemoc ekonomiczną – deklarują założycielki organizacji, która wspiera kobiety w Warszawie, Wrocławiu, Łodzi, Gdańsku. „Udzieliłyśmy wielu tysięcy porad prawnych i psychologicznych, udzielałyśmy także pomocy socjalnej i praktycznej: w sądach, na policji i w prokuraturach, w poszukiwaniu dachu nad głową i poszukiwaniu pracy. Nasze pracownice i wolontariuszki brały również udział w ryzykownych »akcjach bezpośrednich«, pomagając naszym klientkom w ucieczce od stosującego przemoc partnera lub w odzyskaniu dzieci. Codzienna pomoc była zawsze i jest do dziś jednym z naszych najważniejszych zadań i przekłada się na inne nasze działania tak w sferze legislacyjnej, jak i edukacyjnej” – tak CPK podsumowuje swoją działalność. Dotąd pomoc uzyskiwało nawet 3 tysiące kobiet rocznie. Wszystkie działania, które kobietom dawały siłę na przetrwanie najtrudniejszych chwil, były jak dotąd finansowane między innymi ze środków z Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej Ministerstwa Sprawiedliwości. Aż nadeszła „dobra zmiana”. Winna konwencja? Uzasadnienie odmowy przyznania dotacji jest groteskowe: „(…) z uwagi na jedynie minimalny sposób realizacji zadania po- przez skierowanie oferty pomocy tylko dla kobiet pokrzywdzonych przestępstwem powoduje zawężenie pomocy tylko do określonej grupy pokrzywdzonych, podczas gdy Dysponent Funduszu w IX konkursie ofert szczególną wagę przyłożył do zapewnienia możliwie kompleksowej realizacji pomocy wszystkim pokrzywdzonym przestępstwem” – napisał urzędnik Zbigniewa Ziobry. Tymczasem ponad 90 proc. ofiar przemocy domowej to właśnie kobiety: około 800 tys. doświadcza każdego roku przemocy, nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Fakty i Mity prawicy i Kościoła, właśnie w siedzibie Centrum Praw Kobiet… Widmo likwidacji – Kobiety, ofiary przemocy domowej lub seksualnej, wybierają ośrodki pomocy skierowane wyłącznie do kobiet ze strachu przed powtórną wiktymizacją. Nie chcą być narażone na kontakt z mężczyznami. Bez pieniędzy z ministerstwa pomoc nie będzie możliwa na tak szeroką skalę jak dotychczas, a jest prawdopodobne, że nie będzie możliwa w ogó- „Dobra zmiana” uderza w nieprawomyślne organizacje pozarządowe. Na celowniku znalazło się Centrum Praw Kobiet. Za to, że pomaga… kobietom. a około 150 ginie w wyniku tzw. nieporozumień domowych. Statystyki nie zmieniają się od lat! Tylko co dziesiąta z pokrzywdzonych decyduje się szukać pomocy. Boją się. Jeszcze bardziej niezrozumienia niż znanej już pięści swojego kata. To właśnie dlatego organizacje kobiece z takim zapałem walczyły o to, aby Polska ratyfikowała konwencję Rady Europy o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Walka była trudna, bo środowiska katolickie – wspierane przez prawicowych polityków i wojujących biskupów – nie tylko organizowały modlitwy w całej Polsce i całonocne adoracje Najświętszego Sakramentu, ale też konwencję określały jako feministyczną, niebezpieczną, patologiczną. Opinię społeczną karmiono przekonaniem, że jeśli Sejm powie „tak”, a prezydent podpisze, będziemy musieli przerabiać chłopców na dziewczynki. Albo odwrotnie (por. „FiM” 41/2014). Polskie kobiety podpis prezydenta pod konwencją wywalczyły. Bronisław Komorowski podpisał ją, nie wsłuchując się w głos le. Długo zastanawiałyśmy się, czy tę sprawę nagłaśniać, ale w końcu stało się jasne, że same sobie nie poradzimy – mówi Urszula Nowakowska, szefowa fundacji. Żeby nie zostawić kobiet bez pomocy, w oddziałach CPK terapeuci, psychologowie i prawnicy już od stycznia pracują jako wolontariusze. Brakuje nie tylko na wypłaty, ale też na czynsz za wynajmowane lokale – w Warszawie potrzeba na ten cel najwięcej. Za jeden lokal Centrum płaci ponad 3 tys. zł, za schronisko – 5 tys. zł miesięcznie. W Łodzi sam czynsz to ponad 8 tys. zł rocznie. Jeśli nie uda się pozyskać funduszy, to właśnie łódzki oddział CPK zostanie zamknięty jako pierwszy. Władze miasta starają się temu zapobiec. Wiceprezydent Tomasz Trela zapewnia, że urzędnicy szukają możliwości wsparcia. Ponad 30 tys. zł udało się pozyskać z konkursu ofert Urzędu Miasta Łodzi na prowadzenie specjalistycznego poradnictwa i konsultacji dla członków rodzin osób z problemem alkoholowym oraz mediacji rodzinnych. Pieniędzy wystarczy na 24 godziny porad prawnych, 16 godzin indywidualnych sesji psychologicznych, 14 godzin konsultacji pedagogicznych, 24 godziny dyżuru osób pierwszego kontaktu oraz 6 godzin mediacji rodzinnych miesięcznie. To kropla w morzu potrzeb. Efekt „dobrej zmiany” Kobiety, które korzystają z pomocy ośrodków CPK, są zrozpaczone. Pieniądze ministerstwa były przeznaczane głównie na porady prawne i psychologiczne, ale również na pomoc materialną. W tym dopłaty do wynajmowanych mieszkań dla tych, które uciekły od swoich katów. „Mnie się wydaje, że opcji politycznej, która obecnie rządzi, zależy na tym, żeby to tzw. symboliczne nierozbijanie rodzin polegało również na tym, że ofiary przemocy będą pozostawały razem z katem, że to nie są przypadkowe decyzje” – powiedziała w TOK FM prof. Małgorzata Fuszara. Efekt „dobrej zmiany” jest i taki, że znacząco zmaleje liczba kobiet, którym Centrum będzie w stanie pomóc, a czas oczekiwania na tę pomoc się wydłuży. „Ten rok zapowiada się finansowo na bardzo trudny. Nie dostałyśmy dotacji, na które liczyłyśmy. Zarzucono nam, że pomagamy tylko kobietom i dzieciom, a nie mężczyznom. W związku z tym nasze możliwości pomocy kurczą się. Liczymy, że dzięki waszemu wsparciu będziemy mogły dalej działać i wspierać kobiety i dzieci” – apelują władze fundacji. Pomóc może każdy, przekazując darowiznę albo po prostu dokonując wpłaty na konto CPK (więcej informacji na stronie cpk.org.pl). Urszula Nowakowska, szefowa CPK, postanowiła utworzyć fundusz wsparcia. Chciałaby uniezależnić działalność Centrum od politycznych decyzji. – Prosimy wszystkie osoby życzliwe naszej misji i temu, co robimy, o wsparcie, które pozwoli nam robić dalej to, co robimy, czyli pomagać kobietom doświadczającym przemocy. Takim, które nam zaufały i których nie możemy narażać ich na sytuacje, że będą musiały odejść z kwitkiem lub czekać ponad miesiąc lub dłużej na poradę – mówi. WIKTORIA ZIMIŃSKA [email protected] POLSKA PARAFIALNA Fakty i Mity nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. P apież Franciszek po raz kolejny zgromił kościelnych hierarchów za „narcyzm” i „duszpasterstwo utrzymywania” majątków. Okazją ku temu było otwarcie w Watykanie 69 sesji plenarnej Konferencji Episkopatu Włoch. Polscy biskupi pretensji szefa nie komentują, bo przecież nie im to wygarnął. Ale już niedługo staną z nim oko w oko podczas Światowych Dni Młodzieży. Przygotowaliśmy Franciszkowi ściągawkę... Nazwy podatków, ich wysokość oraz metody egzekucji określa ordynariusz. Wspólne są tylko zasady, że przychody stanowią ścisłą tajemnicę i płatników strzyże się do gołej skóry. Obowiązek utrzymania biskupów z administracją kurialną spoczywa na parafiach (jako osobach prawnych) i duchowieństwie (indywidualnie). Czyli w praktyce na wiernych, bo przecież ksiądz nie jest durniem, żeby płacić biskupowi z prywatnych oszczędności. Istotna uwaga: wszystkie poniższe ilustracje i obliczenia dotyczą wyłącznie podatków parafii i duchownych. Nie uwzględniamy okolicznościowych zrzutek na seminaria duchowne, Katolicki Uniwersytet Lubelski, księży emerytów, Caritas, budownictwo sakralne, misje itp. Nie liczymy też ukrytych w „kopertach” indywidualnych wyrazów wdzięczności dla biskupa za awanse lub przeniesienie na bardziej dochodową placówkę (np. u abp. Sławoja Leszka Głódzia stawki dochodzą podobno do 50 tys. zł), ani „podziękowań” za udaną wizytację kanoniczną (statystycznie w diecezjach 2–10 tys. zł). Pomijamy również „pokropki”, a stałą pozycję w portfelach w postaci „ofiar” związanych z bierzmowaniami omówimy odrębnie. Metropolita wrocławski arcybiskup Józef Kupny wpadł na znakomity pomysł wyegzekwowania od swojego personelu ekstra „pogłównego” z okazji Franciszka. W związku z przyjazdem papieża do... Krakowa Kupny zażądał 1,20 zł od każdej osoby zamieszkałej na terytorium parafii i zarejestrowanej jako katolik. Kuria twierdzi, że chodzi o partycypowanie w kosztach pobytu na Dolnym Śląsku gości ŚDM. Według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego w obszarze 303 parafii archidiecezji mieszka ponad 1,1 mln katolików. Jednorazowy zastrzyk finansowy dla Kupnego pod pretekstem Franciszka wyniesie około 1,3 mln zł. Rutynowo kuria wroc- strona 7 Przelewanie w próżne Każda diecezja posiada własny system finansowania ścisłego kierownictwa. Na jednego „łebka” w piusce przypada średnio 3 mln zł rocznie. Przygotowaliśmy Franciszkowi ściągawkę... ławska zbiera ponadto comiesięczny podatek w wysokości 20 gr od osoby, co daje 2,6 mln zł rocznie, i trzecią część zbiórek z kolędy (około 2 mln zł). Łącznie w 2016 roku arcybiskup wyegzekwuje od podwładnych prawie 6 mln zł. W diecezji kaliskiej dowodzonej przez biskupa Edwarda Janiaka obowiązuje wyrafinowany system danin parafialnych, dekanalnych i osobistych. Bez względu na nazwę wszystkie trafiają do kasy kurii. Parafie (283 placówki) oddają tzw. tacę z pierwszej niedzieli miesiąca (2–3 msze) plus „ofiarę” od każdego wiernego. Stawka jest zmienna i ustalają ją co roku dziekani. Obecnie mieści się ona w granicach 1–1,30 zł od osoby. 3396 tac to co najmniej 1,5 mln zł. Diecezja kaliska liczy sobie ponad 720 tys. katolików. Łatwo policzyć, że z obu tych tytułów kuria inkasuje minimum 2,3 mln zł rocznie. Kurialny przepis na ofiarę dekanalną (raz do roku): „Liczbę wiernych w dekanacie podzielić przez cztery tysiące i pomnożyć przez sumę równorzędną cenie stukilogramowej sztuki żywca (wieprzowego – red.). W ofierze dekanalnej, ustalonej w sposób wyżej podany, poszczególne parafie partycypują proporcjonalnie do liczby wiernych”. Przy aktualnych cenach świnek i liczbie 20 dekanatów wychodzi 1,6 mln zł. Księża wypłacają indywidualnie Janiakowi równowartość od 10 do 14 stypendiów mszalnych (rocznie) i muszą oddać mu w całości tzw. binaty i tryniaty, czyli wziątki za msze ponadnormatywne (standardowo można odprawić jedną dziennie). Na przykład łączna kwota daniny złożonej kurii w 2015 roku przez parafię św. Antoniego w Ostrowie Wlkp. wyniosła 40 tys. zł. Z naszych obliczeń wynika, że ze wszystkich podatków kaliska kuria inkasuje – tylko od proboszczów i wikariuszy – około 8 mln zł. Dochodzi do tego jeszcze „zwyczajowa” trzecia część łupów z kolędy. W archidiecezji poznańskiej (1,48 mln wiernych) każda spośród 411 parafii płaci kurii stały podatek – tak zwane „minimum miesięczne” w wysokości 1,10 zł od 1/3 mieszkańców. Metropolita abp Stanisław Gądecki obliczył, że taki odsetek wiernych uczęszcza do kościoła. W skali roku Gądecki otrzymuje z „minimum” 6,5 mln zł. Dodatkowo w tzw. Wielkim Poście parafie płacą „daninę diecezjalną” w wysokości 1,65 zł od mieszkańca (w 2015 roku obowiązywał mnożnik 1,55 zł), co przekłada się na 2,44 mln zł. Ciekawostka: niektórzy proboszczowie (np. w Starym Bojanowie, Solcu Nowym, Wroniawach) ogłosili z ambon, że stawka daniny wynosi 2,90 zł. Według danych sprzed dwóch lat binaty wzbogacały kurię o 650 tys. zł, zaś wynajem nieruchomości dał 4 mln zł. Razem: 13,7 mln zł rocznie. Charakterystycznym dla archidiecezji poznańskiej dodatkowym przychodem są gigantyczne odszkodowania za stracone w czasach PRL nieruchomości. Na przykład parafia Jana Jerozolimskiego na Malcie dostała 77 mln zł, a parafie w Starymgrodzie i Kobiernie dostały w sumie 5 mln zł. Proboszczowie uspokajają wiernych, że nie przeputają tych pieniędzy, bo niemal w całości muszą je oddać do centrali. Biskup legnicki Zbigniew Kiernikowski zarządził w 2015 r. „reformę finansową” swojej diecezji (244 parafie). Mocą biskupiego dekretu każdy proboszcz musi odprowadzić do kurii podatek w wysokości 5,50 zł rocznie od każdego obywatela zameldowanego na terytorium parafii. Niezależnie od jego wyznania. Obszar diecezji zamieszkuje prawie 850 tys. osób. Roczny dochód kurii z tego tytułu wynosi około 4,6 mln zł. Plus 1/3 kolędy. Jeśli przyjąć, że statystyczna parafia zbierze z kolędy średnio 10 tys. zł, to Kiernikowski ma w sumie na bieżące potrzeby 5,5 mln zł. W wariancie najbardziej oszczędnym... W diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej uchodzącej za jedną z najbiedniejszych (ponad 900 tys. ludności) obowiązuje, podobnie zresztą jak wszędzie, ścisła tajemnica „skarbowa”. Po tym jak przed pięcioma laty nazbyt szczery proboszcz parafii św. Jana Chrzciciela w Trzciance ujawnił „sprawozdanie o stanie duchowym i materialnym”. A w nim aktualne wówczas stawki: „Do Kurii w Koszalinie jest płacone (co miesiąc – red.) po 29 groszy od każdego mieszkańca parafii niezależnie czy chodzi do kościoła czy nie, lub jakiego jest wyznania (...). Oprócz tego do kurii jest odprowadzane 50 proc. tacy z niedzieli, jeżeli w miesiącu wypada 5 niedziel”. „Pogłówne” wzrosło od tego czasu do 40 gr. i zasila kasę kwotą ponad 4,2 mln zł rocznie. Biskup Edward Dajczak ma więc z obu tytułów około 5 mln zł. W archidiecezji warszawskiej (211 parafii i 1,2 mln katolików) obowiązuje podatek zwany „ryczałtem”. Oblicza się go na podstawie średniej frekwencji niedzielnej w kościołach. Przychody ekipy abp. Kazimierza Nycza z tego tytułu wynoszą około 10 mln zł rocznie. Drugie tyle zarabiają na udziałach w rozmaitych spółkach oraz wynajmie lokali i budynków. Według naszych analiz suma płac katechetów będących osobami duchownymi (tylko część z nich pracuje na pełnym etacie) wynosi około 430 mln zł rocznie. Katolicka Agencja Informacyjna sytuuje ten wskaźnik na poziomie 350 mln zł. Księża muszą dzielić się ze swoim biskupem. Tę bezwzględnie egzekwowaną zasadę wprowadzono we wszystkich diecezjach. Niektórzy ordynariusze zadowalają się dziesiątą częścią pensji (np. biskup koszalińsko-kołobrzeski oraz biskup płocki), inni żądają nawet 30 proc. (np. biskup łowicki). „Księża zatrudnieni w szkołach otrzymujący wynagrodzenie z tytułu wykonywanej pracy wpłacają w kasie kurialnej każdego roku jedno miesięczne wynagrodzenie netto” – zarządził biskup łomżyński. Ostrożnie licząc, biskupi zdzierają co roku z księży ponad 40 mln zł „podatku” za nauczanie religii. W 2014 r. we wszystkich diecezjach biskupi udzielili ponad 310 tys. tzw. sakramentów bierzmowania. Sprawdziliśmy wyrywkowo w kilkunastu parafiach, że zwyczajowa składka zbierana przez proboszczów na ofiarę dla szefa wynosiła 30–50 zł od bierzmowanego. W skali kraju biskupi biorą więc za tę usługę około 12,5 mln zł rocznie Precyzyjne obliczenie rocznych dochodów 42 kurii jest niemożliwe, bo żaden ordynariusz nie publikuje danych o finansach. Ujawniają jedynie, że mają zdecydowanie zbyt mało pieniędzy w stosunku do swoich „charytatywnych” zamiarów. Tymczasem tylko z wewnątrzkościelnych podatków i nieformalnych „ofiar” na jednego „łebka” w piusce (wliczając biskupów pomocniczych) przypada minimum 3 mln zł rocznie. Jest za co tańczyć... MARCIN KOS [email protected] strona 8 A TO POLSKA WŁAŚNIE nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Fakty i Mity Kwadratura Koła Grupa mieszkańców wielkopolskiego Koła domaga się odwołania burmistrza. W tle tajemnicze pobicie radnego. Stanisław Maciaszek jest przedstawicielem „dobrej zmiany” na szczeblu lokalnym. Kandydat Prawa i Sprawiedliwości włada w Kole od listopada 2014 roku, kiedy to wygrał z rządzącym dwie poprzednie kadencje Mirosławem Drożdżewskim. Panowie starli się ze sobą w drugiej turze już w roku 2006. Dopiero 2014 rok przyniósł zwycięstwo Maciaszkowi. „Obejmując urząd burmistrza miasta uroczyście ślubuję, że dochowam wierności prawu, powierzony mi urząd sprawować będę tylko dla dobra publicznego i pomyślności mieszkańców miasta. Tak mi dopomóż Bóg” – zaklinał się na początku grudnia 2014 r. nowy burmistrz. Część mieszkańców uważa, że wzywał imienia Pana Boga nadaremno. W styczniu 2016 roku zawiązała się grupa inicjatywna referendum w sprawie odwołania burmistrza Maciaszka. Przedsięwzięcie swoimi nazwiskami firmują: Jacek Klukaczyński, Anna Szelągowska, Jacek Król, Katarzyna Zawadzka, Piotr Nowak, Wojciech Gajewski, Zbigniew Turkowski, Wiesław Kotleszka i Andrzej Sobczak. K Główne zarzuty wobec włodarza to: złe, a nawet tragiczne, gospodarowanie finansami miasta oraz zasobami ludzkimi; zatrudnianie na kluczowych stanowiskach ludzi spoza Koła; brak realnych sukcesów w pozyskiwaniu środków zewnętrznych; niedotrzymywanie obietnic wyborczych; planowanie inwestycji bez wystarczających analiz skutków dla środowiska, mieszkańców i społeczeństwa miasta. Zebrano ponad 2 tys. podpisów, które przedłożono komisarzowi wyborczemu w Koninie. Po weryfikacji termin referendum został wyznaczony na 22 maja. Inicjatorzy rozpoczęli kampanię na rzecz odwołania Stanisława Maciaszka. Burmistrz stwierdził, że zarzuty wobec niego to „szereg pomówień” wysuniętych przez osoby, które chcą przejąć władzę i stanowiska. Do mieszkańców apelował, by 22 maja pozostali w domach. Grupa jego zwolenników zachęcała do tego samego. Miasto podzieliło się na obozy przeciwników i zwolenników burmistrza. Do orędowników referendum należy radny Sebastian Szczesiak, sięża z wielką gorliwością strofują rodziców za obdarowywanie dzieci drogimi prezentami z okazji pierwszej komunii. Jednocześnie sami otwarcie dopominają się o „należne Kościołowi” prezenty komunijne. Podczas gdy dzieci marzą o smartfonach, konsolach, rowerach lub quadach, proboszczowie życzą sobie prezentów komunijnych w postaci modnych w tym roku złotych szat, przemysłowych odkurzaczy, profesjonalnego sprzętu nagłaśniającego czy różnego rodzaju mebli. Tradycyjnie składana parafialna danina pierwszokomunijna zazwyczaj waha się w wysokości 50–100 zł od dziecka. „Z okazji 1050-lecia chrztu Polski zostanie przeprowadzona renowacja naszej chrzcielnicy. Do sfinansowania tych prac dołożą się, jako dar ołtarza, rodzice dzieci przystępujących w tym roku do I Komunii św.” – postanowił proboszcz parafii pw. Ścięcia Świętego Jana Chrzciciela w Poznaniu. W parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Świerzawie do pierwszej komunii w tym roku przystąpiło 35 dzieci. Z okazji tej uroczystości rodzice złożyli ofiarę w wysokości 3400 zł, z czego za sumę 2820 zł zakupiony został specjalny chodnik długości 40 m do kościoła parafialnego. działacz społeczny wybrany z listy Towarzystwa Samorządowego. Na swoim profilu facebookowym namawiał współmieszkańców do głosowania. Prawdopodobnie nie wszystkim ta agitacja się spodobała, bo został pobity w nocy z 14 na 15 maja pod blokiem, w którym mieszka. Twierdzi, że ma to związek z referendum, na co wskazują słowa agresorów. Zdarzenie opisuje następująco: – W nocy z soboty na niedzielę, gdy wracałem ze święta strażaka, zaatakowało mnie trzech napastników. Dość dotkliwie mnie pobili. Jeden mnie unieruchomił, a dwóch okładało po kośRadny Sebastian Szczesiak ciach policzkowych. Robidał” są na porządku dziennym. Ostatli to tak, żebym nie doznał poważnych nio agresja przeniosła się do realnego obrażeń, ale żeby bolało. Krzyczeświata. Półtora miesiąca temu zdewali przy tym, że wybiją mi referenstowano mi samochód. Przed dwoma dum z głowy. Nie jestem wprawdzie tygodniami zerwano z mojego samow grupie referendalnej, ale zachęcachodu naklejkę stowarzyszenia „Małem ludzi, żeby poszli głosować. Od linowa Mamba”, którego jestem predłuższego czasu zwolennicy burmizesem. Nie uważam oczywiście, że strza zachowują się agresywnie. Doto się dzieje z inspiracji pana burmitychczas ograniczało się to do Interstrza. Ale tak jak w Polsce prezes ma netu. Zdążyłem się już przyzwyczaić swoich wyznawców, tak w Kole burdo obelg w sieci. Wyzwiska typu „pe- Parafia św. Wawrzyńca w Regulicach na pierwszą komunię otrzymała trzy złote ornaty. W parafii pw. Świętych Joachima i Anny w Tomicach jako dar ołtarza za udzielenie dzieciom sakramentu rodzice ofiarowali dwa ornaty maryjne, złotą kapę oraz złoty welon. W parafii pw. Świętej Trójcy w Bieździedzy rodzice 22 dzieci pierwszokomunijnych złożyli ofiarę w wysokości 1900 zł, za którą kupiono jako dar ołtarza 5 ornatów, 4 alby, Parafia pw. św. Rodziny w Kozienicach w prezencie od „komunistów” dostała 3 tys. zł na potrzeby kościoła. Parafia pw. NMP w Barcicach od 72 dzieci otrzymała dar ołtarza w kwocie 5 tys. zł na cele inwestycyjno-remontowe. Gromadka 70 „pierwszokomunistów” sprezentowała parafii pw. Trójcy Świętej w Biłgoraju komplet ornatów, kolumnę do nagłośnienia i pieniądze w kwocie 3800 zł. W parafii pw. św. Marii Magdale- Prezent komunijny dla biskupa stułę z logo Roku Miłosierdzia oraz 20 zielonych kapturków dla ministrantów. Proboszcz parafii pw. św. Marii Magdaleny w Brzyskach pochwalił się, że tamtejsze dzieci, które przystąpiły do pierwszej komunii, zakupiły do kościoła nowy solidny odkurzacz przemysłowy. Nowym, wielofunkcyjnym odkurzaczem w prezencie komunijnym rodzice 16 dzieci obdarowały również parafię pw. NMP Śnieżnej w Krzycku Małym. ny w Poroninie 44 dzieci z okazji pierwszej komunii ofiarowało 2 tys. zł, które zostały przeznaczone na ufundowanie dwóch klęczników, dwóch krzeseł do ślubów i dwóch nowych stuł. W parafii pw. św. Józefa Rzemieślnika w Przedbórzu jako komunijny dar rodziców została zakupiona figura MB Fatimskiej. W parafii pw. Niepokalanego Poczęcia NMP w Krakowie rodzice dzieci komunij- mistrz swoich. To przykre, że rozmowę zastępuje przemoc. Jestem zwolennikiem dialogu. Chętnie z każdym porozmawiam, ale bez użycia pięści. Rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Kole potwierdza nam, że radny Szczesiak zgłosił zdarzenie. – W niedzielę rano przyszedł na komendę, aby zgłosić pobicie, które miało miejsce kilka godzin wcześniej. Nie chciał jednak poddać się oględzinom ciała ani rzeczy, nie wyraził także zgody na przesłuchanie. Policjanci podjęli czynności z urzędu. Trwa wyjaśnianie sprawy. Z tego, co wiem, pokrzywdzony został już wezwany na przesłuchanie i złożył wyjaśnienia – mówi Krzysztof Jóźwiak. Sebastian Szczesiak zapewnia, że ma zaświadczenia ze szpitala, które potwierdzają obrażenia. Nie złożył zawiadomienia o przestępstwie, bo wątpi w złapanie dobrze zamaskowanych napastników. Telefon sekretariatu burmistrza Maciaszka milczy. Polityka lokalna – jak widać – nie ustępuje brutalnością tej ogólnokrajowej. Dzielenie Polaków na „lepszy i gorszy sort” przez polityków wyższego szczebla tylko pogłębia podziały. Ryba psuje się od głowy. Szkoda, że przy okazji ucierpiała głowa Sebastiana Szczesiaka. Z ostatniej chwili: burmistrz pozostanie na stanowisku. Głosowało 2408 osób tzn. 13,13 proc. uprawnionych. Aby referendum było ważne, musiałoby zagłosować co najmniej 22,41 proc. mieszkańców Koła. PIOTR CZERWIŃSKI [email protected] nych zrzucili się na dar ołtarza w postaci relikwiarza na relikwie św. Jana Pawła II. Kościół pw. św. Faustyny w Koninie wzbogacił się w relikwiarium, w którym będą wystawione do czci publicznej relikwie św. Faustyny, św. Jana Pawła II i bł. ks. Michała Sopoćki. Parafia pw. NMP w Świdniku za 4 tys. zł pozyskane od rodziców dzieci komunijnych zakupiła bursy liturgiczne, 15 miękkich krzeseł, a resztę przeznaczyła na nowe ławki. Nowy klęcznik „na komunię” dostał kościół pw. św. Marii Magdaleny w Krakowie-Witkowicach, a parafia pw. św. Wita w Rogoźnie – profesjonalny, bezprzewodowy sprzęt nagłaśniający. W parafii pw. św. Maksymiliana Kolbego w Skarszewach w ramach daru dzieci pierwszokomunijnych rodzice częściowo sfinansowali nowe meble do zakrystii, a w parafii pw. MB Fatimskiej w Katowicach zafundowali okno w prezbiterium nowego kościoła. Za to parafia pw. św. Wawrzyńca w Stolcu w podzięce za dar przystąpienia do pierwszej komunii 27 dzieci zażyczyła sobie zafundowania nowego mebla do prezbiterium, jakim jest fotel dla księdza biskupa – tzw. sedilium. I kto tu jest najbardziej łasy na komunijne prezenty? AK ZA KULISAMI POLITYKI Fakty i Mity nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Obrady polskiego parlamentu z farsy zmieniają się w dramat. Większość aktorów tego kiepskiego spektaklu zachowuje się coraz mniej racjonalnie. Marszałek sejmu Marek Kuchciński i marszałek senatu Stanisław Karczewski Sejm kalek „Stuk, puk laską w podłogę – Sejm, Sejm wyraża zgodę” – śpiewał kilkadziesiąt lat temu Maciej Zembaty w piosence pod tytułem, którym nazwano także niniejszy tekst. Słowa utworu przytoczył poseł Piotr Liroy-Marzec podczas dyskusji nad ustawą medialną. „Tak naprawdę to wszystko przypomina mi piosenkę Macieja Zembatego: »Z dniem 3 października ma dekretem prawomocnym w trotuarach i chodnikach być co druga płyta wyższa«. Można i tak, ale wtedy zrobicie z Sejmu parodię” – rzucił do polityków partii rządzącej z mównicy. Jednocześnie ten muzyk-parlamentarzysta opowiada, że Jarosław Kaczyński i Krystyna Pawłowicz zyskują przy bliższym poznaniu. „Byłem w szoku, jeżeli chodzi o dokonania i to, co robi w tej chwili. To kolidowało z obrazem pani Krystyny, który jest pokazywany w mediach. Nie ukrywam, że było to dla mnie dość duże zaskoczenie in plus” – mówi raper o posłance znanej głównie z pyskówek i jedzenia sałatki w Sejmie. Pawłowicz może być symbolem wszystkiego in minus w parlamencie – by pozostać w poetyce Liroya. Gdy Andrzej Lepper stwierdził, że po wejściu Samoobrony do Sejmu w tej izbie Wersalu już nie będzie, nie pomylił się ani o jotę. Sala plenarna przypomina raczej targowisko, na którym wykłócają się przekupki, niż miejsce poważnej dyskusji. Zresztą co to za dyskusja, skoro i tak będzie, jak postanowi „prezes”, główny reżyser przedstawienia pt. obrady Sejmu. Jego sprawczą rolę widać było dosadnie po wygłoszeniu przez Beatę Szydło „informacji rządu w sprawie komunikatu Komisji Europejskiej”. Na słowa Grzegorza Schetyny „Polska się za panią wstydzi. Sprofanowała pani konstytucję tutaj, na oczach całej Polski i całej Europy”, Kaczyński posłom i rządowi dał znak do opuszczenia sali. Jak na ironię, tego samego dnia posłowie PiS przegłosowali uchwałę o suwerenności Polski… „Z dniem 3 października ma dekretem prawomocnym w trotuarach i chodnikach być co druga płyta wyższa” – to idealna ilustracja tych słów „Sejmu kalek”. Z równym skutkiem PiS mógłby ogłosić, że Polska jest najpiękniejszym, najbogatszym i najpotężniejszym krajem na świecie. Co sobie żałować... „Po każdej decyzji Brukseli widzę uśmiechy na waszych twarzach” – wyrzucała opozycji Beata Szydło w histerycznym (choć zwolennicy twierdzą, że historycznym) przemówieniu, będącym reakcją na opinię Komisji Europejskiej o praworządności w Polsce. Warto przy tej okazji przypomnieć, z jaką satysfakcją kolejni ministrowie ogłaszali wyniki „audytu” rządów Platformy Obywatelskiej. Nie krył zadowolenia poseł Kaczyński. Im gorzej, tym lepiej. Trudno nie spostrzec, że motorem napędowym działań polityków obu stron jest chęć dowalenia przeciwnikowi, a nie dobro kraju. Niedawno Kancelaria Sejmu wyznaczyła reguły, według których mają się ubierać dziennikarze odwiedzający gmach na Wiejskiej. Stonowana kolorystyka, brak krótkich spodenek i spódniczek oraz nakryć głowy – takie są zalecenia co do stroju. Tymczasem kultura to nie tylko ubrania. Posłowie prześcigają się w głupich i chamskich wypowiedziach, byle trafić do serwisów informacyjnych. To, co kiedyś było domeną reality show w rodzaju „Big Brothera”, obecnie jest znakiem rozpoznawczym parlamentu. Politycy walczą o widzów z nie mniejszym zacięciem od celebrytów. Tyl- ko czekać na konkursy SMS-owe, w których widzowie oceniać będą, kto komu mocniej dociął, kogo głośniej wybuczano itd. Niestworzone rzeczy dzieją się także w czasie posiedzeń sejmowych komisji. Na komisji zdrowia pojawił się pomysł… klauzuli sumienia dla fizjoterapeutów. W imieniu PiS zaprezentowała go Bernadetta Krynicka. Zgodnie z tym projektem fizjoterapeuta miałby prawo odmówić zabiegu kobiecie z wkładką domaciczną. Wyczuwalny na kilometr absurd tego konceptu sprawił, że nawet politycy partii rządzącej się od niego zdystansowali. Pamiętajmy jednak, że dopiero się rozkręcają. Sondują, jak daleko mogą się posunąć. Przecież już w poprzedniej kadencji senator Stanisław Kogut zapowiadał, że gdy PiS dojdzie do władzy, w uzgodnieniu z episkopatem zmieni prawo dotyczące leczenia niepłodności. Dziś podobnie myślących jak złotousty Kogut jest w parlamencie większość. I rzeczywiście chcą dostosować prawo do wytycznych episkopatu. Stałą częścią sejmowego repertuaru jest kneblowanie opozycji. Wydaje się w tym specjalizować marszałek Marek Kuchciński (pseudonim z czasów hippisowskich – „Członek”). Posłowie opozycyjni zarzucają mu, że prowadzi obrady bardzo stronniczo. Dla parlamentarzystów PiS jest wyrozumiały, dla pozostałych – wręcz odwrotnie. Przekonali się o tym dosadnie dwaj posłowie PO – Michał Szczerba i Tomasz Lenz – na których marszałek nałożył kary finansowe za przekroczenie czasu wystąpień (Lenz – 5 tys. zł, Szczerba – 2,5 tys. zł). Szef klubu PO Sławomir Neumann zapowiada, że Platforma złoży wniosek o odwołanie Kuchcińskiego. Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki uważa, że to „szalony pomysł”, ale członkowie partii opozycyjnych są innego zdania. Urszula Pasławska z PSL uważa, że obecny marszałek jest winien bałaganu, który zapanował w kraju, a który zaczął się właśnie w Sejmie. „Już marszałek sejmu kalek/ uroczyście wszedł na salę/ Strasznie brzęczą mu medale/ lecz się nie przejmuje wcale/ Maca laską krok po krok/u Osiem dioptrii w każdym oku/ Okulary ma schowane/ bo dziś będzie głosowane” – opisywał proroczo Zembaty. Kuchciński widzi to, co chce widzieć przez partyjne okulary. Skrzydła rozwinęła Elżbieta Kruk, znana z tego, że potrafi „coś strona 9 tam, coś tam”. Obecna szefowa sejmowej Komisji Kultury (sic!) nie ustępuje Markowi Kuchcińskiemu. W czasie wysłuchania publicznego na temat „dużej” ustawy medialnej głos zabrała Ewa Stankiewicz ze Stowarzyszenia Solidarni 2010. „Polska jest krajem chrześcijańskim i katolickim. Być może to jest przykre dla niektórych z państwa, potomków – posłużę się tutaj terminem, który usłyszałam od historyka polskiego pochodzenia żydowskiego (syna rodziców, którzy wprowadzali tutaj komunę) – »pełniących obowiązki Polaka«. – Dla potomków »pełniących obowiązki Polaka« to może być trudne do przyjęcia, że Polska jest krajem katolickim. Proponuję wprowadzić zapis o wartościach chrześcijańskich w punkcie dotyczącym misji mediów narodowych” – przekonywała prawicowa reżyserka i działaczka. Protestującym przeciwko tej oburzającej wypowiedzi posłanka Kruk wyłączała mikrofony. „No tak, wyłączyłam mikrofony, ale nie zaproszonym gościom, tylko posłom. Dobrym zwyczajem jest, że głos na wysłuchaniu publicznym zabierają przedstawiciele strony społecznej. I w pewnym momencie, w wyniku wniosku formalnego, posłowie postanowili zrobić sobie, trochę taki huczek na tym wysłuchaniu publicznym i skupić na sobie uwagę. I postanowiłam doprowadzić do powrotu do formuły wysłuchania publicznego, takiej formuły, jaka jest w zwyczaju” – tłumaczyła potem na antenie Radia Zet. Tak wygląda dyskusja w stylu PiS. Nie oznacza to oczywiście, że poprzednicy nie mieli nic na sumieniu. Jednak funkcjonariusze „dobrej zmiany” poczynają sobie coraz śmielej i bezczelniej, nie dbając nawet o pozory. Brak lewicy w parlamencie tylko pogarsza sprawę. Bo kto ma ich hamować? „Chrześcijański i katolicki kraj” z klerykalnym parlamentem nie ma optymistycznych perspektyw. Niestety, nie ma co liczyć na obóz prezydenta. „Pan prezydent wam zabierze zabawki i będzie sam rządził. Teraz daje wam szansę na kompromis, powinniście być wdzięczni” – przestrzega posłów prezydencki minister Krzysztof Szczerski. To jego komentarz do braku porozumienia w sprawie Trybunału Konstytucyjnego. Jedno się zgadza: politycy zachowują się jak dzieci w piaskownicy. A bawią się Polską. ŁUKASZ PIOTROWICZ [email protected] strona 10 POD PARAGRAFEM nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Fakty i Mity Co w prawie piszczy Pobrzękiwanie szabelką Komisja Europejska kontynuuje procedurę ochrony praworządności w Polsce. Wywołało to histeryczną reakcję grupy rządzącej Polską. Padły tradycyjne już zaklęcia o wstawaniu z kolan i zdradzie. Idiotyzmy opowiadane przez wiecznie depresyjną premier budzą wspomnienia o intelektualnych szczytowaniach Gomułki, który również bredził, że krytykujący jego rządy to zdrajcy kraju. Różnica między Gomułką i Szydło jest oczywiście zasadnicza. Przede wszystkim Gomułka rządził samodzielnie. Pani premier wygłosiła 20 maja w Sejmie coś przypominającego pisk ranionej myszy, ale mniej merytorycznego. Zaczęła od upomnienia sejmowej opozycji demokratycznej (nie mam tu na myśli kolaborantów reżimu od Kukiza i Kornela Morawieckiego), że ta ma działać na rzecz suwerenności Polski. Zabrzmiało to zabawnie w ustach osoby, której rząd wysługuje się Watykanowi, a polską konstytucję depcze niczym Pawłowiczówna włosy na nogach. Następnie Szydłowa zarzuciła, że opozycja zabiegała o „rezolucje przeciwko Polsce” w Brukseli. Jest to stały już element propagandowego szlamu wylewającego się z PiS-owców, którzy uparcie głoszą, że działania instytucji europejskich wzywających do poszanowania w Polsce prawa i spra- Z wiedliwości i potępiających „Prawo i Sprawiedliwość” są podejmowane przeciwko Polsce. PiS-owscy żyją bowiem w przekonaniu właściwym Ludwikowi XIV, zgodnie z którym państwo to oni, czyli PiS-owscy. Rzeczywistość jest jednak odmienna: poza PiS-owcami przyspawanymi do koryt i żłobów w Polsce żyje jeszcze ok. 38 milionów ludzi, i to o ich prawa upominają się europejskie instytucje. Należy przy tym wyjaśnić, że wbrew mniemaniom PiS-u instytucjom UE jest doskonale obojętne, czy Polską rządzi ten, czy inny przedstawiciel biało-czerwonego zaścianka – działania te nie są więc wymierzone ani w Polskę, ani też nawet w PiS. Nie jest natomiast obojętne to, czy w Polsce będą działały podstawowe mechanizmy demokratyczne, bo tak się składa, że wstępując do UE, umawialiśmy się, że będziemy ich przestrzegać, a obecne przestępcze skoki na niezawisłość wymiaru sprawiedliwości, prywatność obywateli czy też niezależność mediów są naruszeniem zobowiązań. Polska pod rządami PiS przypomina obecnie męża, który złożył małżeńską przysięgę, a obecnie rypie wszystko, co nie ucieka na drze- bliża się lato, więc trzeba postraszyć ludzi jakimś „zagrożeniem duchowym”. Zadania podjął się Jacek Skrzypacz. Wyobraźcie sobie, jaka nerwowość musi panować w redakcjach katolickich. Do opętania prowadzi już prawie wszystko, ale czytelnicy głodni są nowego swędu szatana. Co teraz? Malowanie paznokci? Gra w kamień, papier, nożyce? Zbieranie znaczków? Jacek Skrzypacz myślał, myślał i wymyślił. Rezultaty swojego śledztwa przedstawił na łamach katolickiego magazynu „Moja Rodzina”. Wziął się za bieganie. To nie znaczy, że zaczął biegać, wręcz przeciwnie – innym odradza. „Miejsce zdrowego rozsądku w sporcie zastępuje ezoteryka i polityka. Rodzice nie mają świadomości, że pod hasłem »bieganie« sprzedaje im się toksyczne treści” – czytamy we wstępie mrożącego krew w żyłach tekstu, wo, głośno przy tym krzycząc o swojej „suwerenności”. W małżeństwach takie zachowanie kończy się rozwodem z winy kretyna i podobnie skończy się to w przypadku Polski, czego należy jej życzyć. Niezależnie bowiem od patriotycznych podnieceń, jakie niektórzy z nas przeżywają, naruszanie przyjętych zobowiązań jest zachowaniem całkowicie nieakceptowalnym. Polska dopuszcza przecież traktat o przystąpieniu Polski do UE podlega wykładni zgodnej z normami zwyczajowego prawa międzynarodowego, w tym tymi, które zapisano w konwencji wiedeńskiej o prawie traktatów. Tam zaś znajdujemy podstawę do wygaśnięcia albo zawieszenia działania umowy międzynarodowej zależnie od przypadku, czyli „wyrzucenia” Polski z UE przez pozostałych członków Unii Przewodniczący KE Jean-Claude Juncker i premier Beata Szydło się właśnie oszustwa i zdrady wobec swoich partnerów w UE i powinno się to dla Polski skończyć sankcjami aż po wykluczenie z UE włącznie. Wbrew pozorom nie jest to niemożliwe. Jakkolwiek traktaty założycielskie UE nie przewidują procedury „wyrzucenia” państwa z UE, to po przecież kto by się spodziewał? A jednak! Nie dajcie sobie wmówić, że w zdrowym ciele zdrowy duch! W ciele biegającym duch może być zupełnie niezdrów. Przez bieganie ludzie opuszczają niedzielną mszę. Łączy się ono z jogą, wege- To idzie młodość! – na przykład w razie dopuszczenia się przez Polskę oszustwa (art. 49 Konwencji wiedeńskiej, który mógłby być zastosowany na tej podstawie, że Polska od początku nie miała zamiaru wykonywać podstawowych zobowiązań wynikających z członkostwa) albo istotnego naruszenia mogą śmieszyć, ale skoro jest popyt, to jest i podaż. Akurat kościelni eksperci wiedzą o tym najlepiej. Autor trochę się broni, że nie atakuje sportu jako całości, ale tylko ten bezbożny. Można przebiec maraton, ale musi być poprzedzony mszą. Każda aktywność ma przybliżać do Boga, a przynajmniej do Kościoła. Zatem bieg dla uczczenia „wyklętych” czy Biegunka myśli tarianizmem (tak, tak, to też zagrożenie!), ezoteryką i Bóg (oraz Skrzypczak) wie, czym jeszcze. Autor rozprawia się z modą na bieganie, którą – za gwiazdami prawicowej publicystyki Dominikiem Zdortem i Rafałem Ziemkiewiczem – nazywa „biegactwem”. Krytykuje kupowanie drogich strojów i gadżetów. Rzeczywiście, krocie przeznaczane na okołosportowe zabawki JPII – jak najbardziej; dla poprawy samopoczucia – niekoniecznie. Być może Jacek Skrzypacz chce pośrednio odeprzeć zarzut, że wielu duchownych charakteryzuje się nadmierną tuszą. Oni po prostu nie mogą biegać, żeby nie kusić losu. Wspomniani wyżej publicyści atakowali bieganie, ale tylko z pobudek politycznych. „Bieganie w takiej postaci, w jakiej funkcjo- traktatu wielostronnego (art. 60 Konwencji wiedeńskiej, który pozostałe państwa członkowskie, albo nawet niektóre spośród tych państw, obligowałby do rozstania się z Polską w związku z tym, że nie wykonuje ona swoich zobowiązań, np. nie wykazuje choćby minimalnej solidarności w sprawie uchodźców). W dalszej części swojego wystąpienia Szydłowa cytowała niejakiego Wyszyńskiego (co ciekawe, nie stalinowskiego prawnika karnistę, lecz kardynała, chociaż stalinowiec byłby w jej przypadku bardziej na miejscu), a także wrzeszczała, że Komisja Europejska ma problem z reputacją. Było to osobliwe, bo to przecież PiS-owska władza łamie prawo i kłamie, a nie Komisja Europejska. Komisji Polacy zawdzięczają drogi i koleje, dopłaty dla rolnictwa i aquaparki, zaś Szydłowej wyłącznie wstyd i obrzydzenie. Szydłowa zarzuciła też, że Komisja podlega naciskom. Ktoś winien tej ciemnocie wyjaśnić, że Komisja jest niezależna w pełnieniu swoich funkcji, czemu służą i przepisy traktatów, i wysokie wynagrodzenia, chroniące przed sprzedajnością. Kiedy widziałem szarżującego w Sejmie p. Leppera, sądziłem, że czegoś gorszego już nie zobaczę. Myliłem się. Nie ma jednak nic gorszego niż idiota wykształcony ponad swoje możliwości intelektualne. JERZY DOLNICKI [email protected] nuje dziś w Polsce i w wielu mediach, jest – wbrew pozorom – nacechowane ideologicznie. To emanacja fajnopolactwa” – pisał w 2014 r. Łukasz Warzecha, któremu przeszkadza także jazda na rowerze, WOŚP, i wszystko, co nie składa należnego hołdu prawicy. Biegacze i rowerzyści (ci zrzeszeni w Masie Krytycznej) korkują miasto, a to Warzesze nie podoba się na tyle, że raczył cyklistów nazwać hołotą. Nie od dziś wiadomo, że wszystkiemu winni są właśnie cykliści (wespół z Żydami i masonami). Skrzypacz wzniósł krytykę aktywności fizycznej na wyższy poziom. No i z głowy. Dziennikarze mediów kościelnych mogą na chwilę odetchnąć, bo udało im się znaleźć wnyki szatana zastawione w tym sezonie. Następny odcinek już wkrótce. Liczę na kreatywność redaktorów oraz ich abstrakcyjne poczucie humoru, którym już nie raz się wykazywali. ŁUKASZ PIOTROWICZ [email protected] POD PARAGRAFEM Fakty i Mity nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. R esort finansów sprawę zna od 2002 roku. Wtedy to na polskim rynku finansiści zaczęli sprzedawać „ubezpieczenia z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym”. Była to ich odpowiedź na wprowadzenie przez rząd Leszka Millera podatku od zysków kapitałowych. Pod tym pojęciem ukrywał się zryczałtowany podatek od oprocentowania lokat bankowych, rachunków bieżących oraz zysków z giełdy. Polisy z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym sprzedawano niezwykle agresywnie. Klientom wmawiano, że są to bardzo atrakcyjne sposoby pomnażania kapitału. Dystrybutorzy wiedzieli jednak, że owe polisy raczej nie przyniosą klientom zysków. Całe ryzyko ubezpieczyciele przerzucili właśnie na klientów. Zatarto w ten sposób granicę pomiędzy polisami a innymi usługami finansowymi. Podobnie jak w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech, Włoszech czy Indiach w procederze tym udział brały banki. Za prowizję od ubezpieczycieli wciskały one swoim klientom pseudolokaty. Dochodziło niekiedy do sytuacji, że ludzi niemających już pieniędzy na regularne wpłaty rat za polisę namawiano do wzięcia kredytu. Spętani umową Gdy klient zrywał umowę przed upływem okresu karencji, który wynosił nawet 15 lat, towarzystwo ubezpieczeniowe w ramach tzw. opłaty likwidacyjnej potrącało do 95 procent zebranych środków. Dochodziły do niej oddzielne świadczenia wykupu oraz opłaty: dystrybucyjna, administracyjna, za zarządzanie, transakcyjna, za transfer, za alokację, za ryzyko. W skrajnych przypadkach ubezpieczyciele od jednej składki potrącali na swoją rzecz aż 11 różnych opłat. Czemu służył taki skomplikowany system? Rzecznik finansowy dr Aleksandra Wiktorow (na zdjęciu) pisze, że „ukryty został w nich mechanizm produktu ubezpieczeniowego stworzonego dla samego produktu, finansującego wysokie prowizje pośredników oraz gwarantującego ubezpieczycielom stały nieprzerwany dochód, bez względu na wynik działania funduszu kapitałowego”. U nas kwitną Polisy z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym pojawiły się w latach 80. XX wieku. W Wielkiej Brytanii sprzedawano je jako zabezpieczenie kredytów hipotecznych. Tam – podobnie jak w Polsce – była to forma ucieczki przed podatkiem. Tamtejsze instytucje nadzorcze po Los pięciu milionów Polaków oszukanych na ponad 56 miliardów złotych przez towarzystwa ubezpieczeniowe nie interesuje Ministerstwa Finansów. W walce o zwrot wyłudzonych pieniędzy pomagają im natomiast sądy. nad regulacjami chroniącymi klientów banków i ubezpieczalni. W takiej sytuacji nie dziwi więc odradzanie się polisolokat na rynku. Regulaminy wielu z nich nadal zawierają zapisy podobne do wcześniej zakazanych. Warto więc przed kupnem takiego ubezpieczenia porównać ogólne warunki umowy z wykazem klauzul nie- Klient nasz sługa kilku latach walki zmusiły firmy ubezpieczeniowe do wycofania ich z oferty. Finansiści zapłacili klientom ponad 120 milionów funtów odszkodowań. Doszły do tego kary sięgające setek tysięcy funtów. Oszukańcze pseudopolisy sprzedawano także we Francji. Tam również dodawano je do kredytów hipotecznych. Przedstawiciele banków wmawiali klientom, że środki zgromadzone w ramach polisy ułatwią spłatę kapitału pożyczki. Rzecz w tym, że konstrukcja ubezpieczenia nie dawała żadnej ochrony zgromadzonych pieniędzy. Sprzedaż takich polis została zakazana w 2003 roku. Dużo wcześniej podobne decyzje podjęły organy nadzoru w Niemczech i Włoszech. W Polsce przez lata większość urzędników twierdziła, że polisy z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym nie stanowią problemu. Innego zdania byli kolejni rzecznicy ubezpieczonych („FiM” 44/2014). Po latach walki w 2014 roku udało im się przekonać ówczesnego szefa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta Adama Jassera do działania. Efektem wielomiesięcznego postępowania były kary w łącz- nej wysokości 50 milionów 414 tysięcy nałożone na 4 firmy (Aegon TU na Życie, Idea Bank, Open Finance, Raiffeisen Bank Polska występujący wcześniej pod nazwą Polbank EFG). Decyzje te spowodowały krótkotrwałe przyhamowanie sprzedaży polisolokat. Przyczyniły się do tego także wydane w latach 2013–2015 kolejne rekomendacje Komisji Nadzoru Finansowego. W ostatniej zaleca ona ubezpieczycielom rezygnację z pobierania od klientów opłat za wcześniejsze wypowiedzenie umowy. I na tym kończą się uprawnienia KNF. Próby ich poszerzenia za każdym razem kończyły się niepowodzeniem. Niechętni zmianom byli kolejni ministrowie finansów. I to oni, a nie – jak głoszą prawicowe media – przewodniczący KNF Andrzej Jakubiak odpowiadają za prawny bałagan. Na konieczność pełnego uregulowania kwestii rozliczeń ubezpieczycieli z ubezpieczonymi wielokrotnie zwracał uwagę Sąd Najwyższy. Urzędnicy resortu finansów pozostali głusi na te apele. Bałagan podtrzymuje Zbigniew Ziobro. Na początku swojego urzędowania rozpędził Komisję Kodyfikacyjną Prawa Cywilnego pracującą dozwolonych, dostępnym na stronie uokik.gov.pl/rejestr/. Sąd nad oszustami W obronie klientów wrobionych w polisy stają sądy, wspomniana rzecznik finansowa dr Aleksandra Wiktorow oraz organizacje społeczne, w tym Stowarzyszenie „Przywiązani do Polisy”. Sądy uznały za niedopuszczalne obciążanie klientów kosztami prowizji pośredników, reklamy polis, zarządzania siecią sprzedaży oraz analiz prawnych przed ich wprowadzeniem na rynek. To sędziowie ukrócili praktykę ubezpieczalni, które domagały się od swoich klientów odszkodowań za rezygnację z polisy. Dobitnie wykazał to Sąd Rejonowy w Brzegu, który w uzasadnieniu wyroku z dnia 16 października 2013 r. (I C 440/13) stwierdził, iż „trudno (…) mówić o szkodzie w postaci utraty planowanych korzyści, kosztów prowizyjnych za czynności agencyjne, czy też poniesienia innych kosztów związanych z obsługą umowy ubezpieczenia w sytuacji, gdy w Ogólnych Warunkach Ubezpieczenia (…) przewidziano możliwość wypowiedzenia w każdym czasie strona 11 i to nawet bez uzasadnienia”. Jeszcze ostrzej o takim zachowaniu wypowiedział się Sąd Okręgowy w Warszawie w nieprawomocnym wyroku z dnia 27 marca 2015 r.: „(…) w istocie więc Ubezpieczyciel przewidział tu dla ubezpieczonego swoistą sankcję za rezygnację z dalszego kontynuowania umowy – bez powiązania jej z realnie poniesionymi wydatkami (…). Tak sformułowane postanowienie narusza dobre obyczaje, gdyż sankcjonuje przejęcie przez ubezpieczyciela ogromnej części wykupionych środków w całkowitym oderwaniu od skali poniesionych przez ten podmiot wydatków”. Sędziowie nie dali się zwieść ubezpieczycielom, którzy dowodzili, że opłata likwidacyjna jest głównym świadczeniem umowy. W wyroku Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia z dnia 20 listopada 2014 r. czytamy, że jest na odwrót, ponieważ „(…) z istoty stosunku ubezpieczenia wynika, że świadczeniem głównym należnym zakładowi ubezpieczeń jest składka. Świadczeniem ubocznym zaś każde związane z przedwczesnym rozwiązaniem umowy”. Sędziowie wsparli także klientów wrobionych w najgorszy typ polisolokat, czyli tzw. umowy Pareto z wykorzystaniem najbardziej ryzykownych instrumentów finansowych. Sąd Okręgowy w Warszawie stwierdził nieważność umowy ubezpieczenia na życie i dożycie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym z uwagi na fakt jej sprzeczności z naturą stosunku ubezpieczeniowego. Sędziowie przeczytali uważnie warunki polisy i znaleźli w nich regulacje świadczące, że ubezpieczyciel arbitralnie ustalał wartości początkową i bieżącą certyfikatów, w które inwestowane były środki wpłacane tytułem składek. Wbrew zapowiedziom nie powiązał także wartości indeksu, według którego wyceniany jest ubezpieczeniowy fundusz kapitałowy, z bieżącą sytuacją na rynkach kapitałowych. Sąd podsumował, że „wartość aktywów netto Funduszy była arbitralnie – w nieznany sposób – ustalana przez Ubezpieczyciela (zgodnie z prawem sąd utajnił dane pozwanej firmy – red.) prowadzącego te Fundusze. Wbrew zapisom w Regulaminach Funduszy, wartości te nie były wyliczane wedle wartości rynkowej, ponieważ jednostki uczestnictwa nie były oferowane na rynku i nie były przedmiotem obrotu. Powód jako ubezpieczony nie miał żadnego wpływu ani nawet żadnej wiedzy o tym, w jaki sposób Ubezpieczyciel tego dokonywał”. Końcowe wywody sądu można nazwać jednym wielkim aktem oskarżenia firmy ubezpieczeniowej. Niestety, prokuratura jak dotąd nie zainteresowała się tymi ustaleniami. MICHAŁ POWOLNY PIOTR CZERWIŃSKI [email protected]; [email protected] strona 12 POLSKA OBYWATELSKA nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Fakty i Mity Gminy pod prasą Helsińska Fundacja Praw Człowieka alarmuje – urzędowe gazetki niby-samorządowe rozpanoszyły się w Polsce i udają wolną i niezależną prasę. To poważne zagrożenie dla wolności słowa na poziomie lokalnym. Fundacja skierowała 11 maja 2016 r. petycję do rzecznika praw obywatelskich dr. Adama Bodnara. Z jej treścią możemy zapoznać się na stronie hfhr.pl/czy-wydawanie-gazet-samorzadowych-jest-zgodne-z-konstytucja-petycja-do-rpo. HFPCz domaga się, aby RPO skierował do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie zgodności z Konstytucją art. 8 prawa prasowego. Przepis ten określa, kto może być wydawcą prasy. Władze samorządowe interpretują go po swojej myśli, ale gdy uchwalano prawo prasowe, samorząd terytorialny jeszcze nie istniał! Bez wątpienia jest on władzą publiczną. A podstawowe zadanie wolnej prasy to kontrola i krytyka społeczna m.in. organów władzy publicznej. Czy samorządowa gazetka może być niezależna od burmistrza, który decyduje o jej wydawaniu? Czy lokalni dziennikarze mogą w niej krytykować lokalną władzę – bez obawy, że zostaną wyrzuceni z pracy? To oczywiście pytania retoryczne. Zauważmy, że w niektórych gminach, zwłaszcza mniejszych, lokalna gazetka często jest jedynym medium. To ona decyduje o tym, jak na lokalne sprawy spoglądają mieszkańcy tej gminy. To jej teksty promują jednych, a osądzają drugich. Te możliwości przydają się zwłaszcza podczas kampanii wyborczych. Ale przecież nie tylko wtedy. Czy można mówić o pełnej demokracji, jeśli władza publiczna ma istotną przewagę nad obywatelami?! Tak ogromną, że jest w stanie narzucić swoją opinię niemal w każdej sprawie? Tak niebezpieczną, że może zachwalać np. burmistrza, choć gdyby była obiektywna, to powinna go krytykować? Prasa zależna od władz samo- rządowych wywiera ogromny nacisk – zwykle negatywny – na obywateli danego obszaru. Lokalna prasa na usługach lokalnej władzy to przecież zła wiadomość dla demokracji! HFPCz w swej petycji podkreśla, że lokalna prasa ma sprzyjać przejrzystości działania władz lokalnych i umożliwiać współuczestnictwo w życiu lokalnej społeczności. Ma także ułatwiać zrozumienie wszelkich aspektów jej funkcjonowania. Ale jej głównym zadaniem ma być przecież społeczna kontrola władzy publicznej. Pal licho, jeśli lokalne media przybierają postać biuletynu informacyjnego. Ale lokalne władze – podkreśla Fundacja – „chcą mieć realny wpływ na to, jak przedstawiona jest lokalna rzeczywistość, jaki jest zakres ewentualnej krytyki, czy wręcz jakie nazwiska przewijają się przez łamy czasopism”. Rzecznik Praw Obywatelskich w liście do ministra spraw wewnętrznych z 9 maja 2016 r. także jest mocno zaniepokojony. „Uzurpowanie przez biuletyny samorządowe roli gazet wiąże się niejednokrotnie z utrudnianiem dostępu do informacji dziennikarzom prasy prywatnej, co jest podważeniem fundamentalnej zasady wolności słowa i prawa dostępu obywateli do informacji publicznej” – zauważa. Podobnie krytycznie oceniła prasową aktywność władz gmin Regionalna Izba Obrachunkowa we Wrocławiu. W swym stanowisku z 7 maja 2014 roku mocno akcentuje, że „wolność prasy gminnej może istnieć tylko w granicach tej treści, która zaspokaja zbiorowe potrzeby mieszkańców. Tego warunku Rzecznik Praw Dziecka przypomina o możliwości eksmisji sprawcy przemocy domowej. Ofiara przemocy może złożyć wniosek na podstawie art. 11a ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. W 2014 roku do sądów wpłynęły tylko 1152 wnioski o eksmisję sprawców przemocy. Coraz więcej samorządów deklaruje, że zamierza w trakcie wywiadów środowiskowych uruchomić kontrolę wydawa- nie spełniają publikacje o charakterze politycznym, tym bardziej jednostronne. Wspólnota samorządowa z natury swej jest różnorodna. Mieszkańcy różnią się między sobą poglądami. Ukazywanie opozycji w negatywnym świetle zaspokaja potrzeby wyłącznie ich przeciwników politycznych. Co więcej, dokonywane jest za pieniądze, które – jako publiczne – są pieniędzmi także tej opozycji. Takie publikacje powodują, że wydawanie gazety przestaje się mieścić w zadaniach własnych gminy”. Mordowanie pluralizmu poglądów w „samorządowej” prasie to wcale nie jedyny grzech lokalnych władz. Często oprócz wychwalania burmistrza czy prezydenta sprzedają powierzchnię reklamową w „swoich” mediach, zabierając możliwość zarobku lokalnym przedsiębiorcom. Czasem też pobierają opłaty od mieszkańców, choć wydawane są za nia przez rodziny wielodzietne pieniędzy z programu 500+. Szczególnie ma to dotyczyć rodzin objętych wsparciem gminnych ośrodków pomocy społecznej. W „rankingu szczęścia” ONZ Polska znalazła się na 57 miejscu spośród 157 państw świata. Najszczęśliwsi ludzie żyją w Danii. W pierwszej dziesiątce są też kolejno: Szwajcaria, Islandia, Norwegia, Finlandia, Kanada, Holandia, Nowa Zelandia, Au- z tego robią. Krytykującym wytaczane są (za gminne pieniądze) sądowe procesy – długie i kosztowne. Problem udających wolna prasę przyprezydenckich gazetek musi wreszcie zostać rozwiązany! Rzecznik Praw Obywatelskich postuluje, by rząd przygotował odpowiednie regulacje prawne i zakazał wydawania prasy przez jednostki samorządu terytorialnego. RPO zaleca też doprecyzować zasady wydawania biuletynów informacyjnych w ten sposób, aby służyły one mieszkańcom, a nie do wychwalania burmistrza czy prezydenta. Wydawcy niezależnych gazet lokalnych oraz lokalni dziennikarze dawno już domagali się zahamowania fatalnego dla demokracji tworzenia lokalnej „prasy dworskiej”. Ich stanowisko wspiera obecnie RPO oraz HFPCz. Popieich pieniądze. Publiczne wydatki na rają je także: Izba Wydawców Pramedia schlebiające lokalnym notabsy, Stowarzyszenie Gazet Lokalnych lom ukrywane są w budżetach… np. oraz uznane autorytety prawnicze. domów kultury. Albo finansuje się Uważają, że działalność wydawni„pisemka dworskie” poprzez pubcza samorządów musi się ograniczać liczne dotacje. Z pieniędzy zabratylko do publikacji biuletynów – i to nych organizacjom pozarządowym! wyłącznie informacyjnych. Nie poNiby „niezależnych” dziennikarzy winno być w nich polityki ani prolokalnych pisemek władza zatrudnia pagowania lokalnych notabli. Nie na ciepłych posadach w urzędzie. powinny być płatne ani też nie poZapewne „urzędowi dziennikarze” winny publikować płatnych reklam będą niezależnie kontrolować poczyczy ogłoszeń. Zaczynają to dostrzenania lokalnej władzy. Tak mocno, gać także mądrzejsi samorządowcy. że zrobi się mdło od słodzenia burNa przykład w 2012 roku Rada Miejmistrzowi albo ślisko od wazeliny… ska w Tłuszczu zakazała wydawania Panoszeniu się takiej „wolnej prazależnej od burmistrza gazety przez sy” na lokalnym rynku medialnym tomiejscowe Centrum Kultury i Sporwarzyszy nader często agresja wobec tu. W uchwale radnych czytamy: tych, którzy odważą się jednak wła„Centrum nie powinno być wydawcą dzę krytykować. Oczywiście nie ma prasy lokalnej, ponieważ gazeta redamowy, by jakakolwiek krytyka pojagowana przez pracowników jednostki wiła się na łamach „samorządowej” organizacyjnej gminy, zależnej od burgazety. Takie praktyki już dawno nemistrza, nie może być gazetą całkowigatywnie ocenił Europejski Trybunał cie niezależną i obiektywną”. Nic doPraw Człowieka (skarga nr 35016/03), dać, nic ująć… ale lokalne władze niewiele sobie Kolumnę redaguje ANDRZEJ KROPEK [email protected] stralia i Szwecja. Ranking uwzględnia m.in. PKB na obywatela, długość życia, poziom bezrobocia, dostęp do opieki medycznej, wysokość korupcji, swobody obywatelskie. Pomimo licznych wyjazdów za granicę jesteśmy jednymi z najmniej mobilnych spośród 27 państw UE. Krajowy adres zamieszkania zmienia zaledwie ok. 1,4 proc. Polaków rocznie. Mniej chętni od nas pod tym względem są Rumuni i Łotysze. Na- sza niechęć do przeprowadzek wynika nie z braku mieszkań na wynajem, ale ze specyfiki polskiego rynku pracy. Ministerstwo Zdrowia szykuje zmiany w dostępie do usług oraz wyrobów medycznych. Oprócz bezpłatnych usług i wyrobów mają też być lepsze wyroby i usługi za dopłatą. Mechanizm dopłat ma być podobny do tego, który obowiązuje w przypadku leków refundowanych. ZAMIAST SPOWIEDZI Fakty i Mity nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Akcja Demokracja Polska ma coraz bardziej rasistowską twarz. Przełamanie tego wizerunku zajmie lata – mówi Bogumił Kolmasiak, publicysta i działacz społeczny. – Premier Beata Szydło zlikwidowała Radę do spraw Przeciwdziałania Dyskryminacji Rasowej, Ksenofobii i Nietolerancji, sugerując, że w Polsce nie ma problemu z rasizmem. – Statystyki pokazują, że od momentu, kiedy PiS doszedł do władzy, to liczba incydentów na tle rasistowskim rośnie. Oczywiście nie uważam, że głównym winowajcą jest rząd. Natomiast takie sygnały jak fakt, że nie chcą podejmować walki z tego typu problemami, świadczy o PiS nienajlepiej. A kłopot jest, chociażby w przekazywaniu środków na pomoc uchodźcom czy w atakach na obcokrajowców przebywających w Polsce dzięki programowi Erasmus (program wymiany studentów – przyp. red.). Rząd nic z tym nie robi, chowa głowę w piasek, przez co skrajna prawica jest coraz silniejsza. – PiS się boi? Przecież nacjonaliści z ONR i innych ugrupowań to tak naprawdę garstka ludzi. To nie jest siła, której partia rządząca miałaby się obawiać. – Ale traktuje ją jak sojusznika. Dla PiS skrajna prawica jest potrzebna, bo wtedy Jarosław Kaczyński może ustawiać się w centrum. Identycznie jest na Węgrzech, gdzie radykalny Fidesz jest niby partią centrową, a za skrajność robi tam Jobbik. Dla PiS i dla PiS-owskich mediów nie ma problemu rasizmu. Teraz na przykład w tygodniku „Do Rzeczy” zapoczątkowano cykl artykułów wychwalających ONR, mówiąc, że nie taki diabeł straszny. Tymczasem w Łodzi bojówki tego ugrupowania wyszły na ulice i szukają obcokrajowców, by ich zastraszyć. Wojewoda łódzki Zbigniew Rau sprawę zbagatelizował. – Nie tylko on. – W PiS jest dużo osób o ONR-owskich poglądach. Jest poseł Stanisław Pięta, Krystyna Pawłowicz, był nieżyjący już Artur Górski. Wielu polityków z tej partii uczestniczyło w Marszach Niepodległości. W Kielcach radny PiS Mirosław Gębski został skazany prawomocnym wyrokiem za skandowanie haseł takich jak: „Dobry gej to martwy gej”. PiS ma zatem problem we własnych szeregach. Kaczyńskiemu to nie przeszkadza. Niedawno mówił, że w Polsce muszą być przepisy dotyczące karania za mowę nienawiści, bo inaczej istnieje zagrożenie dla wolności słowa. Z drugiej strony piętnuje tak zwany „przemysł pogardy”, który rzekomo atakował jego brata i PiS. Więc krytyka Prawa i Sprawiedliwości urosła w Polsce do rangi przestępstwa, a incydenty o charakterze faszystowskim i rasistowskim są bagatelizowane. To bardzo niebezpieczna tendencja. – Kiedyś wstydem było mówienie o swoich rasistowskich poglądach. Dziś jest odwrotnie. Ta zmiana zaszła, kiedy pojawił się temat uchodźców w Polsce. Jak Pan wspomniał, w Łodzi nacjonaliści zorganizowali patrole, choć żaden uchodźca jeszcze się tu nie pojawił. – Badania z czasów, kiedy jeszcze rządziła PO, mówiły, że większość Polaków chciała pomóc osobom poszkodowanym przez wojnę, które szukały w Polsce schronienia. Niestety, kilka miesięcy bardzo agresywnej propagandy – między innymi Telewizji Polskiej, gdzie zrównywano przestępców z ludźmi, którzy naprawdę uciekają przed śmiercią – sprawiły, że w kraju zmieniły się nastroje. Dla wielu Polaków media publiczne wciąż są podstawowym źródłem informacji. Tymczasem pojawiają się tam takie osoby jak Marian Kowalski (były członek ONR, organizator Marszów Niepodległości – red.), który ani moralnie, ani politycznie nic sobą nie reprezentuje. Bardzo łatwo zbija się kapitał na sianiu strachu. Próbowała tego również lewica. Leszkowi Millerowi często zdarzały i zdarzają się homofobiczne wystąpienia. Mówił też o wojnie cywilizacji i bagatelizował sprawę tajnych więzień CIA. Na prawicy zaś Kaczyński straszy kalifatem w Europie. Budowanie poparcia politycznego na strachu, nawet jeśli zagrożenie nie istnieje, nie jest trudne. – Lewicę ostatnio często możemy spotkać na marszach Komitetu Obrony Demokracji. Ale na tych manifestacjach nie ma słowa o nietolerancji, która w Polsce jest coraz wyraźniejsza. Broni się Konstytucji, Lecha Wałęsy, Unii Europejskiej, tylko nie uchodźców, których ojczyzny są codziennie bombardowane. Albo ludzi z karnacją inną niż biała, albo o niekatolickim wyznaniu. – Odbyła się manifestacja „Wrocław wita uchodźców”, gdzie było wiele wspaniałych osób. Był Robert Biedroń, Piotr Szumlewicz i Barbara Nowacka. Są środowiska, które w tej sprawie godnie się zachowują. – Chodzi o strach, a utożsamianie islamu z groźbą wprowadzenia kalifatu jest niesprawiedliwe. Znam wielu muzułmanów, którzy są zwolennikami świeckiego państwa. Niemądre jest też demonizowanie nakrycia głowy kobiety, które ma niby grozić wszystkim Polkom. Znam chodzące w hidżabach dziewczyny, które są feministkami i walczą o prawa kobiet. One Bogumił Kolmasiak (rocznik 1987) – dziennikarz, publicysta, bloger, działacz społeczny. Zawodowo związany z fundacją Akcja Demokracja. Absolwent socjologii (SGGW) i stosunków międzynarodowych (UW). Publikował w „Krytyce Politycznej”, portalu Gazeta.pl, „Zielonym Mieście” i „Zielonych Wiadomościach”. Okazyjnie komentator w TVN24BIŚ i w Radiu Kampus. Wieloletni członek władz Partii Zieloni i Stowarzyszenia Ostra Zieleń, obecnie bezpartyjny. To między innymi Zieloni i partia Razem, która od początku zachowuje się bardzo przyzwoicie. Niestety, Mateusz Kijowski nie podjął tego tematu, co pokazuje, że KOD stał się ugrupowaniem jednego tematu, czyli obroną demokracji w Polsce. Tymczasem z prawdziwą demokracją mamy do czynienia wówczas, kiedy szanujemy wszystkie mniejszości. KOD jest zatem ruchem niekompletnym. – Jak pan sobie wyobraża obronę mniejszości narodowych na marszach KOD, kiedy pojawiają się tam transparenty: „Precz z PiSlamem”? – Wydaje mi się, że to nie było działanie uzgodnione z kierownictwem KOD. Chyba nawet kazano szybko zdjąć ten transparent. – Ale to potwierdza tylko fakt, że w Polsce uchodźców nie chce żadna strona politycznego sporu. nie mają nic wspólnego z domaganiem się jakichkolwiek specjalnych praw. To nie ma nic wspólnego ze zniewalaniem kogokolwiek. One też nie czują się zniewolone. Moja znajoma nosi burkę i działa na rzecz przeciwdziałania radykalizacji młodzieży na przedmieściach Londynu. Chodzi o to, aby nawiązać z tymi ludźmi dialog, aby nie czuli się osaczeni. – W Polsce niektóre środowiska, choć mają tolerancję na sztandarach, dają się ponieść antyimigranckim emocjom. Na przykład Kongres Kobiet, podczas którego uczestniczki założyły na głowy papierowe torby symbolizujące burki. – Nakrycie głowy stało się znakiem rozpoznawczym tej globalnej religii. Wydaje mi się, że feministki z Kongresu Kobiet wyrządziły swo- strona 13 im siostrom muzułmankom ogromną krzywdę. – Jest pan działaczem ruchu Akcja Demokracja. – Właściwie to kampanierem. – Gdyby tematycznie podzielić kampanie, które zorganizowaliście, to najwięcej protestów i pisanych przez Was petycji dotyczy mowy nienawiści. Jakie są efekty działań Akcji Demokracja? – Kiedy Sławomir Jastrzębowski napisał w „Super Expressie”, że manifestanci KOD są gorszym sortem Polaków, że uformował ich komunizm i mają spaczone sumienia, zatęchłe dusze i prostackie umysły, to napisaliśmy petycję do jego przełożonego – Zbigniewa Benbenka. Podpisało się pod nią ponad 3200 osób. Pan Benbenek przyznał nam rację i potwierdził, że Jastrzębowski przekroczył granicę. Wezwał go na rozmowę dyscyplinującą. Kiedy do jednego z płockich liceów zaproszono na wykład członka ONR, natychmiast powiadomiliśmy kuratorium. Z kolei kiedy na stadionie Legii Warszawa pojawił się transparent: „KOD, Nowoczesna, GW, Lis, Olejnik i inne ladacznice – dla was nie będzie gwizdów, będą szubienice”, zwróciliśmy się do sponsorów klubu o zajęcie stanowiska. Jest to świeża sprawa. Na razie współpracę z Legią zerwała telewizja TVN, która emitowała serial na jej setne urodziny. To tylko kilka przykładów. Nasze działania przynoszą efekty, ale jeszcze długa droga przed nami. W czasie rządów PiS nie pracuje nam się łatwo. – A czy próba wpłynięcia na władze szkoły, aby nie zapraszały do siebie ludzi z ONR, nie jest aby ograniczaniem wolności? – Działalność ONR, i ta historyczna, i obecna, pokazuje, że nie. Działacze tego ugrupowania niejednokrotnie to pokazywali. Na przykład paląc we Wrocławiu kukłę Żyda, bijąc ludzi o innych przekonaniach albo organizując patrole nękające obcokrajowców. Szkoła ma chronić młodzież. Nie może być tak, że po takim wykładzie 15- czy 16-letni gej albo lesbijka będą się bali wychodzić na korytarz. Obecność ONR w szkole jest niebezpieczna i niedopuszczalna. Nie jestem natomiast przeciwnikiem polityki w szkole. W Norwegii organizowane są debaty, gdzie młodzież się przygotowuje, uczy argumentacji i ściera w konkretnych tematach, na przykład multikulturowości. Rozmawiał ARIEL KOWALCZYK [email protected] strona 14 PRZEMILCZANA HISTORIA nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Fakty i Mity Chrzest, a co potem… (3) Rebelia i król apostata O pór przeciwko wprowadzeniu nowej religii zaczął przybierać na sile już w schyłkowym okresie rządów Mieszka I. Był krwawo tłumiony. To jednak nie zapobiegało wzrostowi społecznego napięcia, które było wynikiem postępującego ubożenia mieszkańców, zmuszonych do ponoszenia ciężarów budowy oraz utrzymania klasztorów i kościołów. Podobnie krwawo tłumił wszelkie oznaki buntu Bolesław Chrobry. Mimo to za jego panowania miał miejsce najgłośniejszy napad rabunkowy na erem benedyktynów w Kazimierzu Biskupim. Miejscowa ludność erem obrabowała i spaliła, a znajdujących się w nim mnichów – Benedykta z Permu, Jana z Wenecji, dwóch Słowian, Izaaka i Mateusza, oraz miejscowego służącego Krystyna – zamordowała. Bezpośrednią przyczyną napadu były krążące od pewnego czasu informacje o ogromnej ilości srebra zgromadzonego przez mnichów. Na wniosek księcia Bolesława Kościół uznał potem za błogosławionych wszystkie ofiary tego rabunku – łącznie z owym służącym, nie wiadomo nawet, czy już ochrzczonym. Sprawców napadu ukarano śmiercią lub sprzedano w niewolę. Nie było to zdarzenie odosobnione. W drugiej dekadzie rządów Bolesława dochodziło do coraz liczniejszych napadów na placówki kościelne, i to nie tylko z powodów rabunkowych. Rewolty społeczne Podobnie działo się w pierwszych latach panowania Mieszka II. Wkrótce doszło w jego państwie do sytuacji, która musiała wywołać wybuch. Z klasztoru w Rawennie przybył Bezprym, pierworodny syn Chrobrego, i zażądał korony. Inny przyrodni brat Mieszka II – Otto – też wystąpił o własną dzielnicę. Król obu braci wygnał. Bezprym udał się do Kijowa, Otto zaś do cesarza niemieckiego. Porozumieli się i z wojskami ruskimi oraz niemieckimi wkroczyli do Polski. Król uciekł do Czech, gdzie został wykastrowany na rozkaz księcia Udalryka. Władzę w Polsce jako wielki książę przejął wówczas Bezprym. Kiedy wprowadził na polskich zie- więcej, zarówno z władzą, jak i z religią chrześcijańską. Jeszcze inni chcieli własnej samodzielnej władzy na swoim zajętym teraz przez siebie terenie. Wreszcie byli i tacy, którzy walczyli pomiędzy sobą, załatwiając jakieś dawne rodzinne czy osobiste porachunki. Po stronie starego obrządku miach chrześcijaństwo w obrządku bizantyjskim, doszło do niebywałego religijnego chaosu, którego nie mogli pojąć nie tylko nowi chrześcijanie. Dlaczego tego samego Boga mieli teraz czcić w różny sposób? Trzy obrządki – łaciński, słowiański i wschodni – a do tego jeszcze wiara w starych bogów! To już można było uznać za podpalenie lontu pod całym krajem. Tym bardziej że po pół roku panowania Bezprym został otruty, co spowodowało z kolei rugowanie obrządku wschodniego. Bezprym został uznany za wielkiego zdrajcę i przez stulecia nie było go w pocztach władców Polski. Wybuch nastąpił w 1034 roku po skrytobójczej śmierci Mieszka II. Opustoszały tron stał się natychmiast powodem walki królowej Rychezy z pierworodnym Bolesławem, bo matka chciała korony dla młodszego syna – Kazimierza. Zdecydowana większość dworzan poparła jednak w tej rywalizacji księcia Bolesława. Ostatecznie wygnał on z kraju zarówno matkę, jak i młodszego brata i koronował się jako Bolesław II. Kilkumiesięczne zamieszanie spowodowane walką o władzę przeniosło się wkrótce na wewnętrzne walki zwolenników i przeciwników matki lub syna. Pojawiło się wtedy wielu „poronionych książąt” (tak określili ich później kronikarze), którzy usiłowali przy tej okazji przejąć władzę na niewielkimi częściami państwa. Ożyły dawne wspólnoty i interesy plemienne, a to groziło szybkim rozpadem państwa. Rewolty religijne Tym ostrym konfliktom towarzyszyła jeszcze groźniejsza rewolta antychrześcijańska. Skoro upadała centralna władza państwowa, to podobny los musiał stać się udziałem religii narzucanej przez tę władzę. Tym bardziej że polskie chrześcijaństwo było bardzo jeszcze młode, powierzchowne, osłabione dodatkowo ciągłymi walkami o dominację określonego obrządku w obrębie jednego wyznania. Nadal świeża była wśród mieszkańców Polski pamięć o tym, że bogowie pogańscy nigdy nie walczyli ze sobą. Trzeba było teraz skutecznie przebłagać starych bogów oraz namówić ich do powrotu na polskie ziemie. Najlepszym sposobem prowadzącym do tego celu było dogłębne wykorzenienie wszystkich śladów po nowej, coraz powszechniej znienawidzonej religii, zwłaszcza że pozbawionej teraz bezpośredniej opieki państwa i władcy. Podobnie okrutnie jak w tamtych czasach pro- wadzone były wszystkie wojny z najeźdźcami czy liczne podboje sąsiednich ziem, tak samo teraz równie brutalnie walczono z religią chrześcijańską. Kronikarze pisali, że puszczano z dymem kościoły i klasztory. A także o tym, że wyrzynano duchowieństwo obu obrządków oraz tych, którzy stawali w ich obronie. Żeby dawni bogowie zobaczyli, że już definitywnie, raz na zawsze, skończono z nową religią. Okazało się szybko, że można ogień z kościołów przerzucać także na pańskie dwory i posiadłości. Gall Anonim jako pierwszy odnotował w „Kronice polskiej” wydarzenia związane z tą rebelią. Napisał, że „niewolnicy powstali na panów, wyzwoleńcy przeciwko szlachetnie urodzonym, sami się do rządów wynosząc i jednych z nich na odwrót zatrzymali u siebie w niewoli, drugich pozabijali (…). Nadto jeszcze, porzucając wiarę katolicką – czego nie możemy wypowiedzieć bez płaczu i lamentu – podnieśli bunt przeciwko biskupom i kapłanom Bożym i niektórych z nich, jakoby w zaszczytniejszy sposób, mieczem zgładzili, a innych, jakoby rzekomo godnych lichszej śmierci, ukamienowali”. Jedni walczyli ze świecką władzą administracyjną, drudzy z nową religią, trzeci zaś, których było naj- Wobec tak niekontrolowanego już rozlewu krwi trzeba było spróbować zapanować nad tymi uwolnionymi żywiołami i przywrócić w państwie jakikolwiek, w miarę znośny porządek. Należało najpierw dokonać wyboru jednej z walczących grup, opowiedzieć się po jej stronie i wspólnie z nią opanować sytuację w państwie. Król Bolesław II opowiedział się po stronie tych, którzy przywracali starą religię. Nie panował długo. Został skrytobójczo zabity w 1036 lub 1037 roku. Przystępując do rewolty, musiał zaakceptować sposób, w jaki przebiegała. Zapłacił za to skazaniem przez Kościół na zapomnienie i wymazanie z historii Polski. Na szczęście zachowało się kilka zapisów potwierdzających jego panowanie. I tak m.in. w „Kronice Wielkopolskiej” zapisano: „Bolesław zaś, z powodu srogości i potworności występków, zbrodni okrutnych i nieludzkich, których się dopuszczał, źle skończył swe życie, choć odznaczony był koroną królewską, niepoliczony został nawet w liczbie królów i książąt polskich”. Wincenty z Kielczy: „Tymczasem w Polsce panuje król Bolesław, srogi tyran. Nie panował długo, ale nagromadził tyle zbrodni, że śród nich stracił życie”. „Tabula Regnum Poloniae” z 1380 r.: „Jeden waleczny król wymazany został z rzędu panujących”. Po śmierci króla na Polskę napadł czeski książę Brzetysław I. Spustoszył i obrabował cały kraj, pobrał tysiące jeńców świeckich i duchownych, których sprzedawał potem jako niewolników, tłumiąc przy okazji rewoltę. Pominął tylko Mazowsze, gdzie rządził Miecław, były dostojnik na dworze Mieszka II. Król czeski przyłączył do swojego państwa Śląsk i Małopolskę. Polskie królestwo przestało istnieć jako państwo. ANDRZEJ ZIELIŃSKI [email protected] Fakty i Mity nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. HISTORIE W LUDZIACH ZAKLĘTE Na wygnaniu D zień, w którym Niemcy wyr zucili jego książki, zaś polską szkołę zamienili w placówkę Hitlerjugend, uświadomił mu, że jest wojna. To, że już nigdy nie będzie jak dawniej, zrozumiał, kiedy wraz z rodziną trafił na przymusowe roboty do Niemiec. Urodził się w 1927 roku w gminie Grabów (dziś woj. łódzkie). Oprócz Polaków mieszkali tam wówczas Niemcy i Żydzi. Przez lata ta etniczna mieszanina należąca do trzech wyznań – katolickiego, mojżeszowego i ewangelickiego – żyła spokojnie, bez prześladowań. Wyjątek stanowiło kilka drobnych antyżydowskich ekscesów inicjowanych sporadycznie przez faszyzujące grupki wyrostków. To było tuż przed wybuchem wojny. – W kręgu moich najlepszych kolegów był Fredek z rodziny żydowskiej oraz Elke i Wilde pochodzenia niemieckiego. Nikomu z nas nie przychodziło do głowy wypominanie sobie odmienności wyznaniowej, narodowościowej czy klasowej. Dystans zaczął się tworzyć dopiero wtedy, gdy po klęsce naszej armii w bitwie nad Bzurą przyszły do nas wojska niemieckie – opowiada pan Izydor. To właśnie przez jego osadę maszerowała Wielkopolska Brygada Kawalerii wraz z ciągnącymi się za nią oddziałami artylerii i piechoty. Mieszkańcom nakazano ewakuację, a wkrótce rozpoczęła się walka z 30. Niemiecką Dywizją o pobliską Łęczycę. Dwa dni później ta sama armia toczyła bitwę nad Bzurą. Mieszkańcy Grabowa i okolicznych osad zostawili więc domostwa i ruszyli na północ. Wrócili do nich dopiero po kilkunastu dniach, gdy front przesunął się w rejony Łowicza i Sochaczewa. Wówczas w Grabowie stacjonowali już żołnierze niemieccy. Zapędzili wielu przerażonych ludzi do kościoła i synagogi. To mieli być zakładnicy na wypadek, gdyby komuś przyszło do głowy zaatakować jakiegoś żołnierza. – Na rynku urządzili maskaradę, podczas której obcinali brody i pejsy wyciąganym z mieszkań sędziwym Żydom – wspomina pan Izydor. Wkrótce zaczęły się prześladowania także ludności polskiej, a dzieciom polskim i żydowskim zakazano dostępu do edukacji. – Naszą szkołę powszechną zlikwidowano, a w jej ławkach zasiedli nasi dotychczasowi koledzy niemieckiego pochodzenia ubrani w mundurki Hitlerjugend. Polscy funkcjonariusze policji i urzędu gminy zostali zastąpieni folksdojczami. Wysiedlenie Z dnia na dzień zmieniała się rzeczywistość. Kościół i synagogę przekształcono w magazyn zboża, zniknęły przydrożne krzyże i kapliczki. Pozbawiono mieszkańców ich pojazdów, radioodbiorników, a nawet rowerów. Rok później za- bierano nawet męskie okrycia zimowe, które trafiały na front do niemieckich żołnierzy. W sierpniu 1941 roku została wysiedlona rodzina Izydora. – Z histerycznym wrzaskiem: „Alle raus!” w ciągu godziny wypędzili z domów kilka rodzin. Zostawiliśmy wszystko – sprzęt gospodarski i zwierzęta – opowiada pan Izydor. Pamięta, że – przygnębieni i przerażeni – dojechali na rynek. Tam Niemcy spędzili kilkuset młodych Żydów. I tak polsko-żydowska kolumna, część na furmankach, część piechotą, ruszyła w stronę Łęczycy. – Popędzono nas do biura pracy. Koczowaliśmy tam całą noc, a rano pomaszerowaliśmy na stację kolejową, z której pociągiem dojechaliśmy do Łodzi. Tam był obóz przejściowy, gdzie było już sporo wysiedleńców z innych okolic Kraju Warty. Ulokowano nas pokotem w jakiejś wielkiej hali – wspomina. Stąd kilkanaście dni później jego rodzina ruszyła w głąb Niemiec. Po drodze trafili do lagrów. Ludzie byli w panice. Gromkie nawoływania strażników, że prowadzą ich tylko do kąpieli, na niewiele się zdawały. W ogromnym popłochu przeszli w końcu przez łaźnię i ambulatorium. W tym obozie oprócz Polaków byli Francuzi i Jugosłowianie, głównie oficerowie. – W przygnębieniu, ze zdumieniem spoglądali na nas, zapoconych i zdyszanych wygnańców; my z ko- nie siły: – Wieczorem wlokłem się z pola w drewnianych chodakach. Bardzo zmęczony i często przemoczony. Rodzicom także było trudno przystosować się do niemal niewolniczej pracy. Co jakiś czas w okolice przyjeżdżali kolejni wysiedlani Polacy. Przywozili wieści z kraju. I choć nie były one optymistyczne, to kontakt z rodakami był dla nas, wygnańców, duchową strawą – mówi. Mimo wysiłku, jaki wkładali w pracę, ich „właściciel” nigdy nie był zadowolony. Dorkowi, jak zdrobniale nazywali go rodzice, niejden raz się oberwało. W koń- lei patrzyliśmy przerażeni na ich wynędzniałe twarze i zniszczone ubrania oznakowane czerwonymi trójkątami na plecach – opowiada pan Izydor. To – jak się okazało – był obóz przejściowy. Wkrótce ruszyli dalej. Zapamiętał duży dworzec, z którego ciągle odjeżdżały pociągi. On i jego rodzina odjechali stamtąd do wsi Bornshain, na południe od Altenburga, gdzie odtąd mieli pracować w dużym gospodarstwie Horsta Gablera. cu ojciec udał się do miejscowego burmistrza, prosząc o przeniesienie do innego gospodarza. Zgody oczywiście nie dostał. Jego rodzina na własnej skórze odczuła natomiast represje. Zubożał ich jadłospis, ograniczono im kontakt z innymi pracownikami. Wówczas Izydor z zaprzyjaźnionym kolegą zaczęli planować ucieczkę. Nie była to łatwa decyzja. Zewsząd dochodziły słuchy o rozstrzeliwaniu zbiegów. Z drugiej strony pojawiały się co rusz przepowiednie o końcu wojny. Zrezygnowali. Coraz częściej słychać było pomruki nocnych nalotów, które trwały po kilka godzin. Każdy sygnał o zbliżaniu się brytyjskich samolotów budził wśród niewolników ogromną radość. „Nasi lecą!” – krzyczeli ludzie pełni nadziei. Zniewolenie U Gablera pracowało około 20 osób. Oprócz rodziny Izydora było jeszcze czterech innych Polaków. Zamieszkali nad chlewnią. Izydor pracował na równi z dorosłymi, a więc ponad swoje nastolet- strona 15 Zanim nadlecieli, na niebie widać było świetliste słupy reflektorów i słychać salwy dział przeciwlotniczych. – Znajdowaliśmy później na polach szkielety wypalonych bomb świetlnych zwanych lotniczymi świecami oraz ulotki, z których dowiadywaliśmy się o niemieckich klęskach i nieskuteczności oporu. Podczas tych nalotów ginęły też brytyjskie załogi i spadały rażone przez artylerię samoloty. Pewnej nocy naliczyłem pięć trafionych i buchających ogniem bombowców – opowiada pan Izydor. Nadzieja Sytuacja na froncie zmieniała się na niekorzyść Niemców. W połowie 1944 roku oprócz nocnych nalotów brytyjskich doszły dzienne – amerykańskie. Pan Izydor mówi, że zapamiętał ten dzień z niespotykanej dotąd powietrznej scenerii – tuż po wyciu syren usłyszeli warkot wielkiej flotylli bombowców. To były boeingi B-17, tak zwane latające fortece, w grupach po kilkadziesiąt maszyn. Każda ciągnęła za sobą śnieżnobiały warkocz zlodowaciałego powietrza, tworząc tym samym swoisty podniebny szlak. Leciały przez nikogo nie niepokojone, jakby w uroczystej paradzie. Ich cel był gdzieś dalej, na północ w kierunku Lipska. Ten widok podbudował ludzi. Niemal każdy już wierzył, że koniec wojny jest bliski. Z dnia na dzień bombardowania strategicznych niemieckich obiektów były coraz częstsze. – Przeciągły dudniący warkot silników, grzmot detonujących i eksplodujących zbiorników oraz cystern z paliwem zdawał się nie milknąć. Cała okolica spowita była czarnym dymem, a w nocy widać było łunę licznych pożarów. Cuchnący swąd spalenizny było czuć przez kilka dni – opowiada mój rozmówca. Żyli w ciągłym strachu, czy bomby nie spadną na ich wieś, położoną całkiem niedaleko fabryki lotniczej w Gössnitz. Jednocześnie z zapartym tchem śledzili przebieg walk na frontach, na których walczyli polscy żołnierze. Dotarły do nich wieści o powstaniu warszawskim. Wkrótce do Gössnitz przyjechał pociąg z warszawiakami… WIKTORIA ZIMIŃSKA [email protected] Ciąg dalszy losów rodziny pana Izydora – za tydzień w „FiM”. Drodzy Czytelnicy! Jeśli znacie ludzi, których życiorys kryje ciekawą historię, piszcie na [email protected] albo na adres redakcji w Zgierzu z dopiskiem: „Historie w ludziach zaklęte”. strona 16 ZAMIAST SPOWIEDZI 2,5 mln ludzi wyjechało z kraju, 2 mln ludzi zostało eksmitowanych, tysiące popełniło samobójstwo z powodu zadłużenia. Krwawe żniwo. Musimy się organizować, żeby przeżyć. Oczywiście elity mówią, że mamy wybór. Ale jaki? Musimy bronić tego, co jeszcze mamy. Zostaje nam tylko konfrontacja – mówi Antoni Wiesztort z kolektywu Syrena, aktywista, intelektualista aresztowany za… pisanie na murze. nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Fakty i Mity ną, a jej śmierć – moim zdaniem – morderstwem politycznym. Po tym jak znaleziono jej zwłoki, zorganizowaliśmy okupację urzędu Praga-Północ. Pewna starsza pani chodząca o lasce oświadczyła przez mikrofon: „Tyle lat protestowaliśmy, a oni – tj. sprawcy – mogą zrobić z nami wszystko. Musimy zmienić formy protestu. Nadszedł czas, by rzucić laski i wziąć łomy w ręce!”. To był według mnie moment radykalizacji części ruchu lokatorskiego. Zmieniliśmy – Chyba raczej odjechały razem z działaczami lokatorskimi, którzy w Poznaniu spacyfikowali antyterrorystów usiłujących rozpędzić demonstrację solidarnościową z Jolantą Brzeską i Łukaszem Bukowskim. Czym mamy się przejmować? Utratą zatrudnienia w agencji pracy tymczasowej płacącej 5 zł na godzinę? – Agencje pracy tymczasowej to pasożyty żerujące na naszej gospodarce i naszym pocie. Nie dodają tobusowe itp. Syrena postawiła na zdobycie pewnych swobód przez konfrontację. Skomunalizowaliśmy kamienicę, wyrzuciliśmy czyściciela i oddaliśmy dom zwykłym ludziom. Organizujemy społeczność obok i wbrew elitarnemu państwu. Założyliśmy Cafe Kryzys, w której można zjeść za 3 zł. Można tu przyjść, zjeść i zdobyć energię do konfrontacji z władzą. – Ale dlaczego idziecie „na noże”? Krwawe żniwo biznesu – Tygodnik „The Economist” – biblia establishmentu – ogłosił koniec ery korporacji. Prawda czy fałsz? – Raczej półprawda, czyli całe kłamstwo. Przypomina mi to tezę Francisa Fukuyamy, który ogłosił „koniec historii” – po upadku ZSRR świat miał żyć w harmonii bez antagonizmów, żelaznej kurtyny itp. Tymczasem na potrzeby rozwoju przemysłu wojennego znalazł się inny, stary „wróg” – Bliski Wschód i „świat arabski”. Równocześnie większej części świata, w tym Polsce, Bank Światowy i MFW zafundowały ekonomiczną wojnę w formie terapii szokowych i programów dostosowania. Efekt jest taki, że dwa lata temu 80 osób miało majątek większy niż połowa ludzkości, a rok temu – ta liczba zmalała już do 65. Żeby utrzymać takie skandalicznie rosnące nierówności – nawet w bogatej Europie coraz trudniej utrzymać demokrację wolnorynkową – potrzebna jest twarda łapa i represje wobec protestów. Słowem – korpokracja. – Podobno chodzi o walkę z korupcją. W ubiegłym roku chińskie władze ukarały 300 tys. skorumpowanych urzędników. 11 maja bieżącego roku brazylijska prezydent Dilma Roussef została zawieszona właśnie ze względu na zarzuty korupcyjne. Dyrektor stołecznego BGN Marcin Bajko może stracić pracę. – Byłoby świetnie, gdyby jednostkowe przypadki wpływały na statystyki. Przynajmniej w Polsce tak jednak nie jest. Neoliberalne media i think tanki mają znacznie większy wpływ na rzeczywistość niż my. Dla nich każdy nawet minimalny sukces lewicy jawi się jako „koniec epoki”. Tymczasem żyjemy w kraju, w którym od połowy lat 90. wyeksmitowano dwa miliony ludzi. W Polsce nie widać końca korporacji, tylko koniec świata. – Polacy dobrowolnie oddali władzę w ręce korporacji. – Nie zgadzam się z taką tezą, w jakiś sposób powiela ją też Naomi Klein w „Doktrynie Szoku”. Prawda jest taka, że w pierwszej połowie lat 90. w Polsce przetoczyła się największa fala strajków i protestów; druga taka miała miejsce ponad dziesięć lat później. Nie daliśmy się omamić, tylko zostaliśmy spacyfikowani i wyeksportowani masowo za granicę. Kolejne rządy ostatecznie bazowały na zarządzaniu strachem i głodem – Jaruzelski jako pierwszy prezydent III RP zauważył, że lepiej niż gaz łzawiący na robotników działa „bicz bezrobocia”. Tak nie funkcjonuje demokracja, tylko oligarchia, czy korpokracja, od początku lat 90. po dziś dzień. Niedostosowanych do polityki niskich płac i wysokich czynszów albo wyrzuca się z kraju albo wsadza za kratki. Działacz Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów, Łukasz Bukowski od 27 kwietnia odbywa trzymiesięczną karę więzienia za blokadę eksmisji kobiety na wózku inwalidzkim. Po demonstracji solidarnościowej policja wyłapała co bardziej „wystających” i postawiła im kolejne zarzuty. – Ale ludzie nie dali się zastraszyć i demonstrowali pod komisariatem. Media nie pisały o „warchołach” tylko porównały aktywistów do działaczy „Solidarności” walczącej z ZOMO. To przełom. – W sytuacji gdy antyterroryści ścigają ludzi za pisanie haseł na murach, takie konotacje nasuwają się same. – Osoby walczące z systemem albo idą w dyby, czyli do więzienia, albo giną, tak jak Jolanta Brzeska, działaczka Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów. Śmierć Brzeskiej stanowi cezurę współczesnej historii Polski. – Bo Jolanta Brzeska nie była przeciętną starszą panią, tylko najbardziej charyzmatyczną postacią ruchu lokatorskiego, założycielką WSL. Ona była działaczką politycz- strategię i przeszliśmy do ofensywy. Przecież nie możemy stale prosić o mieszkanie i czekać, aż nas spalą. Warszawiacy zaczęli głośno mówić, że kontrakt społeczny, który miał wiązać władze i lud, został w pewnym sensie spalony i pogrzebany razem z Jolantą Brzeską. Nie możemy wiecznie prosić i czekać na zmianę polityki mieszkaniowej W Warszawie jest ponad 40 tys. pustostanów, ponad 6,5 tys. z nich należy do miasta. Władze i biznes bez trudu mogłyby zaspokoić głód mieszkaniowy. Tyle że wtedy nie dałoby się tyle zarobić. Pustostany i kurczący się zasób komunalny to ważny czynnik utrzymania i podwyższania cen mieszkań deweloperskich – nie masz alternatywy, bierzesz kredyt albo imasz się każdej śmieciowej pracy, byle było na czynsz. W kontrze do tej logiki zaczęliśmy odzyskiwać kamienice brutalnie wyczyszczone w ramach reprywatyzacji. Tak powstała Syrena – miejsce będące zapleczem do mieszkania i walki, forma autonomii mieszkaniowej czy kooperatywy anarchistycznej, okupowane centrum społeczne. W ten sposób możemy się odgryźć i wywłaszczyć wywłaszczycieli. Czasy, kiedy bandziory w mundurach albo garniturach mogły z nami robić co chcą, a my nie zareagujemy, zwyczajnie się skończyły. nic do gospodarki, pobierają tylko prowizję od naszej pracy. Agencje i firmy w Polsce nieraz wyobrażają sobie wręcz, że będziemy pracować za darmo – już co trzeci pracodawca w Polsce zalega z wypłatą pensji. Niedawno przyszło do nas siedmiu Ukraińców zatrudnionych w firmie świadczącej usługi w zakresie kompleksowego wykonywania instalacji. Załoga od stycznia przepracowała za darmo w sumie ponad 2 tysiące godzin warte 35 tysięcy złotych. Warto się tymczasem zastanowić, gdzie wypływają pieniądze zagarnięte pracownikom. Z opracowań Klubu Analiz Uniwersytetu Jagiellońskiego wynika, że polskie firmy nielegalnie transferują za granicę minimum 10 mld zł rocznie. To 50 razy więcej niż wynosi budżet na budowę mieszkań. Z tym trzeba walczyć. – Nie wystarczy bojkot konsumencki? To jest siła. Nie można nikogo zmusić do zakupów. – Naprawdę? Osoby tyrające po 16 godzin dziennie, które mają tylko 8–9 godzin wolnych od pracy, muszą kupować. Bojkot konsumencki jest dobry, ale dla przedstawicieli wyższej klasy średniej. Większości społeczeństwa – większości z nas – pozostaje organizować się w miejscu pracy albo stosować samoobniżki czynszów, niepłacenie za bilety au- – A co innego zostaje? W piątek 20 maja kolejna osoba popełniła samobójstwo w dniu eksmisji. Przez 27 lat 2,5 mln ludzi wyjechało z kraju, kolejne 2 mln zostało eksmitowanych, kilkaset tysięcy popełniło samobójstwo z powodu zadłużenia u elit. Biznes zbiera krwawe żniwo. Musimy się organizować żeby przeżyć. Oczywiście elity mówią, że mamy wybór. Ale jaki? Musimy bronić tego, co jeszcze mamy. Zostaje nam tylko skuteczna i przemyślana konfrontacja. Możemy się organizować w ramach kamienicy czy zakładu pracy, grupowo bojkotować zbyt wysokie czynsze i zasiedlać pustostany, włączać się w oddolne związki zawodowe jak Inicjatywa Pracownicza. Tylko w ten sposób wygramy walkę z korpokracją. – Zapominasz o kulturze. To kultura napędza wielki biznes. Kupujesz to, co zobaczysz w telewizorze, i masz takie aspiracje jak gwiazdy ekranu. Opisał to Daniel Bell w słynnej książce „Kulturowe sprzeczności kapitalizmu”. – Gdy ludzie nie mają czasu ani pieniędzy, muszą brać co jest. Słuchać tej muzyki, która leci w radiu. Oglądać te filmy, które są emitowane w telewizji. Na szczęście jest Internet i wolna kultura. Umożliwia ujawnianie afer takich jak Panama Papers czy faktu, że wielkie banki tworzą tajne konta, na których notable ukrywają sprzeniewierzone fortuny. Polskie media o tym zanadto nie piszą, w zamian nazywając nas „roszczeniowcami” czy wręcz „złodziejami”. Jak można się oburzać na ludzi chcących mieć mieszkanie? Zgadzam się, że musimy budować własną kulturę i tworzyć własny język. Jeszcze 20 lat temu często w pewnych sferach mówiliśmy tylko językiem pana; dla przykładu na reprywatyzację mówiło się „restytucja mienia”. Teraz może łatwiej komunikować własną narracją. Rozmawiała MAŁGORZATA BORKOWSKA [email protected] A TO POLSKA WŁAŚNIE Fakty i Mity nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Bez taty... Sądy wciąż odmawiają ojcom praw do ich własnych dzieci. Od wielu lat ojcowie spędzają Dzień Dziecka na ulicy. Manifestują. Tym razem miało być inaczej. Myśleli, że odtrąbią sukces. Że nowe twarze w rządzie to będzie także nowa jakość. Postawili na Kukiz’15, ulegając demagogicznym wystąpieniom jej lidera. Poparli w wyborach, doprowadzili do utworzenia w Sejmie Parlamentarnego Zespołu na rzecz Praw Dzieci do Obojga Rodziców, który pracował nad projektem zmian Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Chodziło im o to, co zawsze – żeby dzieci rozwiedzionych rodziców miały realne możliwości kontaktu zarówno z matką, jak i ojcem (tzw. opieka naprzemienna). Żeby rola taty nie sprowadzała się wyłącznie do wypłacania alimentów. Jednak Kukiz ich rozczarował. Ale po kolei... Obecnie sądy zwykle przyznają opiekę nad dzieckiem matce (ponad 60 proc. spraw rozwodowych). Ojciec ma tylko wyznaczone „widzenia”. Problem w tym, że, jeśli rodzice się nie dogadują, to ojcowie latami nie widzą swoich dzieci. Nie dlatego, że nie chcą, tylko dlatego, że nie chcą tego ich byłe żony lub partnerki. Matki zabierają dzieci i wyprowadzają się do rodzin w odległych miejscowościach, oskarżają byłych mężów o domniemane molestowanie dzieci, zaś oni – im bardziej walczą, tym bardziej są przez sądy ignorowani. W ten sposób wydawałoby się prosta kwestia wspólnego wychowywania dzieci przeradza się w regularną wojnę, w której stawką jest los co najmniej trzech milionów ojców. Od lat nic się nie zmienia. Ojcowie wciąż podkreślają, że alienacja rodzicielska to najbardziej paskudna i koszmarna forma przemocy, jakiej może doświadczyć dziecko. Ale nikt ich nie słucha. „Misją Stowarzyszenia DzielnyTata.pl jest dążenie do wychowywania dzieci przez oboje rodziców w możliwie równym stopniu (…). Sprzeciwiamy się izolowaniu dzieci od rodziców przez drugiego rodzica i sądy. Wspieramy ojców w dążeniach do wychowywania dzieci” – czytamy na stronie organizacji. Każdy ojciec, którego to dopiero spotka, ma wiarę, że uda się sytuację rozwiązać na drodze sądowej. No bo przecież w głowie mu się nie mieści, że w państwie prawa może być inaczej. Szybko okazuje się, że są na przegranej pozycji. – Przychodzi taki moment, że czujesz się zeszmacony, zbity jak pies i wiesz już, że nie masz szans. Policja traktuje cię jak wariata. Im bardziej się starasz, tym jest gorzej. Mam wrażenie, że w wielu przypadkach sąd odpuszcza, bo woli takie status quo – cierpi ojciec, cierpią dzieci, ale sprawa jest skończona i można ją odłożyć na półkę – mówi Michał Miazga ze Społecznego Towarzystwa Wspierania Dzieci i ich Rodzin. I tak przez lata niektórzy z potulnych baranków stali się bulterierami. System ich do tego zmusił. Okazuje się, że uprowadzenie rodzicielskie to jedyny sposób, aby się z dzieckiem zobaczyć, czasami – uchronić przed przemocą. Niektórzy się na to decydują. Są w desperacji, ponieważ kochają swoje dzieci. Michał Fabisiak, prezes stowarzyszenia skupiającego tysiące zdesperowanych ojców, którzy nie mogą wyegzekwować prawa do wychowywania swoich dzieci, opracował „Poradnik okradzionego ojca”. Kontrowersyjny dla postronnych, bo przeczytają w nim m.in.: „Masz zabrać, masz się ukrywać, masz mieć odłożone pieniądze, masz zrezygnować z pracy i znaleźć sobie inną – na czas procesu – aż ograniczą matce prawa”. Media okrzyknęły go przestępcą. Sam Fabisiak mówi, że obnaża w nim metody działań matek: – Rafał, nasz kolega, podjął konkretną decyzję o zabraniu syna do siebie, ukrywał się przez 3 miesiące, w tym czasie ustalił zgodnie z art. 26 kc miejsce zamieszkania przy sobie, ograniczył władzę rodzicielską matce. A później poszli razem do notariusza i ustalili opiekę naprzemienną tydzień w tydzień pod zagrożeniem 500 zł za nieoddanie dziecka – tłumaczy Fabisiak. Adam Grzybowski, założyciel Fundacji „Dla Dobra Dzieci”, mówi, że uprowadzenie rodzicielskie nie jest żadnym rozwiązaniem. Tych, którzy decydują się na taki krok, nie potępia, a nawet rozumie. Wszak walka o własne prawa przed sądami zazwyczaj jest beznadziejna. – Ja prosiłem sąd, żeby zezwolił mi zabrać dzieci na wakacje. To było w czerwcu. Do końca wakacji nie dostałem żadnej odpowiedzi. Podjąłem decyzję, że i tak zabiorę swoje córki nad morze. Później odwiozłem je do domu matki. Tylko tydzień zajęło sądowi wydanie postanowienia o tym, żeby zawiesić mi prawa rodzicielskie za uprowadzenie. Odpowiedzi na wniosek o umożliwienie wyjazdu z córkami nie ma do dziś – mówi. Co więcej – ma w ręku opinię z Instytutu Psychologii i Psychiatrii Sądowej. Wynika z niej jednoznacznie, że żona znęca się nad dziewczynkami zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Mimo to biegli uznali, że to właśnie ona jest w stanie zapewnić dzieciom właściwe warunki rozwoju. Kilka razy zawiadamiał prokuraturę, kiedy córki przychodziły do niego z podbitym okiem. Postępowania były umarzane na etapie dochodzenia. Nadzieja, która pojawiła się wraz z nowym rządem, zgasła. – Mnie się strona 17 ta ustawa nie podoba i już. Ja swoim nazwiskiem firmować jej nie zamierzam. Jeśli pan poseł Skutecki dalej chce współpracować z tym zespołem i ten projekt pchać, to nie będzie przeszkód, tylko niech idzie do klubu PiS, Nowoczesnej albo PO (…). Mnie ten projekt nie dotyczy, pewne kwestie mnie tam drażnią, nie mam zamiaru rozmawiać o tym projekcie – powiedział Paweł Kukiz podczas konferencji prasowej w Sejmie tuż po tym, jak przez media przetoczyły się informacje, jakoby posłom Kukiza doradzali przestępcy. Ojcowie w Polsce tracą wiarę w to, że coś się zmieni. – Adwokat mnie przekonuje, że moje działania są na nic. Mimo że mam w ręku opinię, w której napisano czarno na białym, że dzieci powinny być ze mną. Przychodzę na manifestację Dzielnego Taty, bo taka jest rola ojca, żeby walczyć do końca. Czuję wielką pustkę i niechęć do życia. Wstaję codziennie i nie chce mi się działać. Kontakty z dziećmi realizuję w ośrodku interwencji kryzysowej. Trzy godziny w tygodniu. To nie jest dyskryminacja. To jest zbrodnia – mówi Adam Grzybowski. – Nikt, kto tego nie przeżył, nas nie zrozumie – dodaje. WIKTORIA ZIMIŃSKA [email protected] REKLAMA strona 18 NASZE PORTFELE Karciane sztuczki P osiadacze telefonów „na kartę” nie mają łatwo. Operatorzy agresywnie domagają się doładowań. Kończąc świadczenie usługi, chętnie przywłaszczają sobie pieniądze abonentów. Urząd Komunikacji Elektronicznej (UKE) opublikował kilka dni temu analizę dotyczącą tzw. kart pre-paid. Czyli kart przedpłaconych operatorów telekomunikacyjnych. Analiza dostępna jest na stronie urzędu (uke.gov.pl/analiza-w-sprawie-rozliczania-uslug-pre-paid-19713). Urząd broni posiadaczy telefonów na kartę i punktuje rozmaite sztuczki firm telekomunikacyjnych. Wszystkie prowadzą do jednego. Operatorzy chcą wydusić z nas dla siebie jak najwięcej kasy. Choć w 2009 roku UKE rekomendował zmiany regulaminów firm telekomunikacyjnych, niewiele się zmieniło. Nadal posiadacze telefonów na kartę traktowani są jak łatwy cel do złupienia. W świetle obowiązującego prawa posiadacze telefonów na kartę są jedynie „użytkownikami końcowymi”. Nie mają takich samych praw jak „normalni” abonenci. Urząd nie może zatem wprowadzać regulacji obowiązujących operatorów. Może tylko do nich apelować… Na koniec 2014 r. usługi telefonii mobilnej świadczyło u nas 27 firm. Spośród nich 7 największych miało własną infrastrukturę (linie, kable, maszty itp.). Zarejestrowały one aż 57,8 mln kart SIM. Większość z nich, bo aż 31,2 (54 proc. ogółu) to karty pre- -paid (przedpłacone). Według danych z grudnia 2015 roku statystyczny posiadacz telefonu komórkowego „na umowę” wydawał na połączenia około 62 zł. Posiadacz telefonu „na kartę” – 35 zł. Zwykle są to osoby mniej zamożne, które starają się kontrolować swoje wydatki. Choć abonentów „na kartę” jest więcej – mają mniej praw. Choć są osobami mniej zamożnymi – firmy telekomunikacyjne łupią ich bezlitośnie. Rządzący PiS ustawowo wprowadza obowiązek rejestracji kart pre-paid. Nie zadbał jednak o to, aby chronić najsłabszych abonentów na rynku telekomunikacyjnym. Wobec posiadaczy kart przedpłaconych firmy telekomunikacyjne mają zgodną politykę: wymusić jak najwięcej kasy! Połączenia dla posiadaczy kart pre-paid są droższe. Z drugiej strony nie są oni związani żadną umową lojalnościową i mogą zmienić operatora kiedy zechcą. Aby karta przedpłacona działała, wymaga doładowywania konta. Za tę samą, najniższą opłatę, u jednych operatorów ważność konta przedłuża się zaledwie o kilka dni (np. OPL, T-Mobile), a u innych (P4) – nawet o… 455 dni! Z reguły jednak miesięczna opłata wynosi od około 25 do 49 złotych. Przy takiej opłacie, po upływie miesiąca, konto jest aktywne jeszcze (w zależności od operatora) od 0 do 365 dni (połączenia wychodzące) oraz od 50 do 455 dni (przychodzące). Operatorzy „specjalizują się” w wymuszaniu kolejnych doładowań konta, natrętnie przypominając nam o tym SMS-ami. Po upływie opłaconego okresu karta umożliwia jeszcze odbieranie połączeń przez pewien (krótki) czas. Jeśli nie wykorzystaliśmy swoich pieniędzy na połączenia, stają się one… własnością operatora. Nie ma bowiem żadnej procedury zwrotu niewykorzystanych pieniędzy! Jeśli chcemy je wykorzystać, musimy… znowu dopłacić! Tak oto posiadacze telefonów na kartę są okradani w majestacie prawa! Bardziej cywilizowana jest postawa operatorów w innych krajach UE. Po upływie ważności konta pozostałe na karcie pieniądze zwracają abonentom operatorzy w: Austrii, Chorwacji, Czechach, Słowacji, Norwegii, Niemczech, Turcji oraz we Włoszech. Ale nie w Polsce! Urząd Komunikacji Elektronicznej postuluje trzy istotne zmiany: powszechne wydłużenie okresów ważności kart pre-paid bez względu na wysokość doładowania; zapewnienie możliwości wykonywania połączeń wychodzących w całym okresie aktywności konta (oczywiście, jeśli na koncie są na to środki); wprowadzenie procedur zwrotu niewykorzystanych przez abonentów pieniędzy. Czas najwyższy, aby nienormalną sytuację posiadaczy kart pre-paid dostrzegły polskie władze. Konieczna jest zmiana prawa, aby telekomunikacyjni operatorzy swych karcianych sztuczek nie stosowali przeciwko najuboższym abonentom telefonii komórkowej! Zanim władza dojrzeje do zmian, zachęcamy naszych Czytelników używających kart pre-paid do zapoznania się z analizą UKE. Zachęcamy do zmiany operatora na takiego, który jest najbardziej rzetelny, czyli stosuje wobec nas najmniej „karcianych sztuczek”. nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Fakty i Mity W edług ministra finansów z budżetu państwa ucieka około 60 mld. PIP ostrzega, że brakuje nam około 10 mld z podatków i składek od wynagrodzeń. Bank Światowy szacuje, że w Polsce tzw. luka podatkowa to nawet około 180 mld złotych! Rozliczne obietnice wyborcze PiS po objęciu przez tę formację rządów okazały się dosyć kosztowne. Program 500+ uważamy za inicjatywę dobrą, choć wymagającą jeszcze dopracowania. Nie ulega jednak wątpliwości, że na spełnienie tej i innych, w tym prospołecznych obietnic rząd musi mieć pieniądze. Jak powszechnie wiadomo – rząd sam się wyżywi. Na spełnienie swych obietnic wydaje jednak pieniądze nie swoje, ale nasze – podatników. Wskazane jest zatem, aby każdy płacił za siebie te podatki, do zapłacenia których jest prawnie zobowiązany. I tu, niestety, zaczynają się problemy. Dziura w kasie Minister finansów Paweł Szałamacha poinformował, że według wyliczeń z podatków VAT, CIT oraz akcyzy powinno wpływać do budżetu państwa nawet około 60 mld złotych więcej niż obecnie. Państwowa Inspekcja Pracy obliczyła, że aż około 600 tys. osób pracuje „na czarno”. Skutkiem tego wpływ podatków i składek od wynagrodzeń jest mniejszy o około 10 mld złotych rocznie. Analitycy Banku Światowego oszacowali wielkość tzw. luki podatkowej. To różnica pomiędzy podatkami należnymi a faktycznie zapłaconymi. Według nich luka podatkowa w Polsce sięga kwoty około 180 mld złotych! W 2015 roku państwa Unii Europejskiej z podatków ściągnęły średnio około 45 proc. swojego PKB. W Polsce tylko 39 proc. PKB. To dodatkowa informacja potwierdzająca złą ściągalność podatków. Z analiz fiskalnych wynika, że poszukiwane przez ministra finansów 70 mld zwiększyłoby polski wskaźnik do 43 proc. Ale część przedsiębiorców rwie szaty, że ostrzejsza polityka fiskalna przyczyni się do ich upadku. Tzw. Forum Obywatelskiego Rozwoju Balcerowicza grzmi nawet, że „wywoła to turbulencje”. Ich zdaniem więcej pieniędzy dla rodzin wielodzietnych to zły pomysł. Chcieliby, aby większe pieniądze dostali… przedsiębiorcy! Rząd PiS, którego większość działań oceniamy negatywnie, realizuje jednak kilka inicjatyw prospołecznych. W naszej ocenie zatkanie budżetowej dziury może pomóc najuboższym. Oczywiście tylko wtedy, gdy te dodatkowe pieniądze zostaną przeznaczone na cele społeczne. Kolumnę redaguje ADAM NOWAK [email protected] Według danych Narodowego Banku Polskiego aktywa finansowe (gotówka, depozyty, udziały, akcje itp.) Polaków wynoszą około 1,7 bln złotych. Pod tym względem jesteśmy na 10 miejscu w UE (bez W. Brytanii). Wciąż jednak wyprzedzamy tylko Litwinów, Słowaków i Rumunów. Szykują się zmiany w ustawie o zatrudnieniu. Ministerstwo Rodziny ma podzielać krytyczne uwagi do tzw. profilowania bezrobotnych. Miałyby też zmienić się zasady wsparcia dla przedsiębiorców i oferujących miejsca pracy. Niewykluczone, że urzędy pracy staną się agendami rządowymi. Od 19 maja 2016 r. założenie firmy wymaga posiadania tytułu prawnego (np. umowy najmu) do lokalu, w którym ma ona mieć siedzibę. Rozwiązanie ma utrud- nić powoływanie fikcyjnych firm służących do działalności przestępczej. Ministerstwo Budownictwa i Infrastruktury chce ustawowo uwłaszczyć wszystkich użytkowników wieczystych, właścicieli mieszkań i lokali usługowych w budynkach wielorodzinnych. Zmiany miałyby wejść w życie od 1 stycznia 2017 roku. Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego w 2015 roku Polska wyprzedziła Grecję. Dochód na miesz- kańca wyniósł w Polsce 26 455 dolarów i był wyższy o 6 dol. niż w Grecji. Za dwa lata mamy wyprzedzić Portugalię, która zmaga się obecnie z kryzysem. Ale wciąż będziemy w UE na ósmym miejscu od końca. Do 2021 roku Norwegia przekaże ok. 391,4 mln euro na innowacje, badania i edukację dla mniej zamożnych państw. W ramach Norweskiego Mechanizmu Finansowego pieniądze te otrzyma Polska oraz 14 innych państw. MYŚLĘ, WIĘC JESTEM Fakty i Mity nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. strona 19 Filozofia stosowana D Korporacja na życie emokracja i korporacja w jednym stały domku… Tylko nie wiadomo, kto na górze, a kto na dole… Faktycznie, obie idee – powszechnego udziału obywateli w sprawowaniu władzy oraz koncentrowania produkcji w wielkich przedsiębiorstwach kapitalistycznych – narodziły się w tym samym czasie, w połowie XIX wieku. Ich losy są odtąd nierozerwalnie ze sobą związane. Jako że partie polityczne powstały jednocześnie z wielkim kapitałem, nic dziwnego, że pieniądze i życzenia zaczęły płynąć z biznesu do partii, a w rewanżu z parlamentów wracały doń bardzo korzystne dla kapitalistów ustawy. W wyniku rewolucji 1905 roku oraz rozwoju ruchu robotniczego i socjaldemokracji nastąpiło wprawdzie pewne zrównoważenie interesów i wpływów ludzi pracy i ludzi biznesu, niemniej jednak nigdy nie udało się zapobiec nieuczciwemu, niedemokratycznemu sterowaniu polityką państwa przez wpływowych kapitalistów. Nawet w najbardziej demokratycznych krajach, bogaci mają znacznie więcej do powiedzenia niż biedni. Gdy któreś z państw próbuje być bardziej nieugięte, płaci za to zmniejszeniem dochodów, jako że niezadowolony „kapitał”, czyli wielki biznes, wyprowadza się do innych krajów, gdzie płaci mniejsze podatki i ubezpieczenia pracownicze. Symbioza polityki i korporacji polega również na wspólnej idei, zawartej w słowie „korporacja”, pochodzącym z łacińskiego corpus, czyli ciało. Chodzi o ideę dobrowolnej wspólnoty, która jednoczy się w jedno „ciało” – ciało kolegialne dla wspólnego społecznego celu. Taką korporacją może być wolny związek obywateli powołany dla naprawy państwa, czyli partia polityczna, lecz może nim być również związek obywateli powołany dla wspólnego gospodarowania. Zgodnie z tą XIX-wieczną ideą, nowoczesne społeczeństwo stać się ma „społeczeństwem obywatelskim”, czyli siecią rozmaitych korporacji pracujących na rzecz wspólnej pomyślności, pod kuratelą państwa. Niestety, nie wszyscy obywatele mieli możliwość bądź ochotę, aby „zapisać się” do którejkolwiek korporacji, a interesy rozmaitych zorganizowanych grup okazały się dramatycznie rozbieżne. System korporacjonizmu nie zafunkcjonował, za to partie polityczne i wielkie kartele przemysłowe mają się dobrze (patrzy wyżej). Wielkie przedsiębiorstwa są korporacjami tylko z nazwy. Nawet ich akcjonariusze nie czują się rzeczywistymi wspólnikami, solidarnie współpracującymi na rzecz, powiedzmy, „rozwoju przemysłu i gospodarki narodowej”. Słowo „korporacja” zaklina w sobie utopię społeczeństwa obywatelskiego, które tak naprawdę nigdy nie powstało, a w każdym razie nie objęło sfery gospodarczej. Biznes prowadzi się wciąż dla siebie, a nie dla ogółu. Nie znaczy to jednak, że nic się nie zmienia na lepsze. Pod wpływem krytyki coraz bardziej niezależne od państw, bo funkcjonujące międzynarodowo korporacje zmieniają swój sposób funkcjonowania. Wprawdzie w wielkich przestrzeniach życia, które zagospodarowują i urządzają (czasami wyręczając w tym państwa, gdy na przykład tworzą żłobki i przedszkola), niewiele jest demokracji, bo zwykły pracownik nie ma wiele do gadania, to jednak standardy rosną. Większy jest respekt dla praw pracowniczych, lepsze warunki pracy i lepsze zarobki. Bardziej niż dawniej szanuje się słabszych kontrahentów, bardziej dba o środowisko naturalne. Niektóre korporacje stają się nawet względnie sympatycznymi miejscami. Nic jednak nie dokonało się bez przyczyny. Zmiany zostały wymuszone ciężką pracą działaczy społecznych. Do ideału zaś wciąż bardzo daleko. Widać jednak, że warto dźgać kijem tego korporacyjnego molocha i zmuszać go, by dalej pracował nad sobą i stawał się bardziej ludzki. Skoro w coraz większym stopniu środowiskiem naszego życia stają się systemy technologiczne i organizacyjne znajdujące się pod pieczą wielkich korporacji, a państwa narodowe tracą na znaczeniu, musimy podwoić nasze starania, by korporacje nadal zmieniały się na lepsze. Bo, czy tego chcemy, czy nie, w przewidywalnej przyszłości to one będą urządzać nasz świat. JAN HARTMAN Głos oburzonych M Jakiś nerwowy jestem amy kolejną ofiarę nieludzkiego prawa, które pozwala wyrzucać ludzi niczym śmieci – na ulicę. Facet się zastrzelił podczas eksmisji. Miał wylądować na jakiś czas w hotelu robotniczym, a potem to już prosto na ulicę. Kiedy komorniczka wraz ze ślusarzem, który dopiero co rozwiercił zamki, weszli do środka, człowiek jeszcze żył, ale próba reanimacji nie przyniosła rezultatu. Znam wiele takich przypadków. Pamiętam, jak nasz przyjaciel Janek z Mińska stał na dachu podczas eksmisji i groził, że skoczy. Wtedy towarzysząca komornikowi policjantka powiedziała, że za mało zarabia, żeby takie okropne rzeczy robić. Byli policjanci, którzy odmówili usunięcia naszej blokady. Wyjaśnili, że za te pieniądze „nie będą sobie rąk brudzić”. Był też i gliniarz z małym półtorarocznym synkiem, którego miano eksmitować. Udało nam się to jednak zablokować. W ostatnim czasie naraziliśmy się wielu handlarzom żywym towarem skupującym mieszkania z lokatorami na licytacjach, bo nie dopuściliśmy do wyrzucania ludzi chorych i matek z dziećmi. Zwykle pisaliśmy do sądów. Jeden taki geniusz wisi u mnie na fejsbuku. Niby to pożyczył pod zastaw, ale w akcie notarialnym już jest przejęcie mieszkania. Kobieta spłaciłaby dług, ale nie zdążyła. Wykurzył ją. Zastraszał, ściągał karków itp. numery wyczyniał. Zresztą jak oni wszyscy. I teraz jego kaprawe oblicze straszy na moim profilu. A ludzie wymyślają mu w komentarzach od najgorszych. Znamy takich dobrze, ale na hakera mi nie wygląda, raczej na osiłka. Ten wygląd jednak myli. Bo to prawnik jest i pozbawia ludzi mieszkań za pomocą prawa, którego używa jak neandertalczycy maczugi. Wali prawem na odlew. Kto więc zhakował mi konto na Facebooku? Niektórzy sądzą, że to tajne służby, które uaktywniły się przed szczytem NATO. Dwóch smutnych panów było nawet w Kancelarii i pytali o mnie. A może to jaki szalony korwinowiec lub faszysta, niemogący znieść mojej obecności w sieci? Nie, taki by mi zapuścił wirusa i pousuwał wpisy. Mój haker jest denerwujący, ale działa subtelnie. Zwyczajnie wycina z kontaktów. Manipuluje też przy poczcie na gmailu. Miałem znany powszechnie numer telefonu 668 520 814. Już nie mam. Teraz mój numer to 501 847 585. Miałem konto na FB, przez które można było mnie łapać. Ale już nie mogę się na niego logować. Stopniowo znikam z horyzontu, więc podałem wam numer, pod którym wciąż jestem. [email protected] Mój adres internetowy to [email protected]. Piszcie i dzwońcie. Za dużo ludzi ostatnio znika z różnych powodów. O tym, czy były prawdziwe, dowiemy się później. Dużo później. Antyterroryści w Poznaniu ścigający za napis „uwolnić” na murze więzienia to znak nowych czasów czy nadgorliwość jakiegoś głupca? Pod rządami nowego antyterrorystycznego prawa i wolności będą nieco ograniczone. „Nie będzie w Polsce dobrze, dopóki się nie rozstrzela stu tysięcy łajdaków. – A co, jeśli się tylu nie znajdzie? – To się dobierze z uczciwych” – powiedział kiedyś Franc Fiszer. W kontekście nowych nadzwyczajnych uprawnień władzy to powiedzenie śmieszy mnie nieco mniej. W końcu nie tak trudno zostać jednym z dobieranych. W dniach 7–9 lipca organizujemy konferencję pokojową w Warszawie, która zmierza do zakwestionowania zimnowojennej polityki paktu północnoatlantyckiego, zorientowanej na wyścig zbrojeń i imperialne agresje. Przyjadą do nas goście, jeśli tylko uda im się przekroczyć granice. Będziemy obradować, wykrzykiwać różne hasła, a nawet demonstrować. Więc spodziewam się pewnych utrudnień w mojej działalności politycznej i społecznej. I żeby było jasne, nie winię pana, panie Jarosławie Kaczyński. Wiem, że jeżeli stanie się nam coś złego, to dlatego, że Amerykanie panu każą. A może przesadzam? Pewnie tak. Ostatnio jestem jakiś przewrażliwiony. A może za bardzo przywiązany do fejsbuka? Woody Allen mawiał, że nie rozumie, jak ludzie mogą znosić tortury. On by zaczął mówić, gdyby mu odebrali kartę kredytową… PIOTR IKONOWICZ [email protected] GRUNT TO ZDROWIE nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Fakty i Mity Choć powszechnie znany, nie cieszy się taką popularnością jak inne warzywa. A szkoda, bo seler jest pełen substancji, które wykazują zbawienny wpływ na nasze zdrowie. Zdecydowanie największe korzyści zdrowotne osiągniemy ze spożycia surowego selera. Formą zalecaną najczęściej jest sok. Wchodzi on w skład wielu diet odchudzająco-oczyszczających i został dawno już uznany przez śmietankę amerykańskich gwiazd filmowych obsesyjnie dbających o swój wygląd. Sok można przygotować zarówno z łodyg, jak i bulw selera, jednak zaleca się łączyć go z sokiem z jabłek oraz marchwi. Do przygotowania i spożywania selera w innych postaciach należy zaopatrzyć się w ekologicznie wyhodowane warzywa, ponieważ seler naciowy znalazł się na wysokim miejscu raportu EWG (Environmental Working Group) o żywności skażonej pestycydami. Wybierając seler naciowy, należy zwrócić uwagę na to, by łodygi były twarde, sprężyste i dobrze wybarwione, czyli pozbawione wszelkich przebarwień. Seler korzeniowy natomiast powinien być ciężki, czyli bez dziur w jego strukturze (jak w żółtym serze). Im ściślejszy i bielszy miąższ, tym większa będzie jego wartość odżywcza. Warto też wiedzieć, że seler jest świetnym dodatkiem do potraw dla wszystkich, którzy chcą ograniczyć spożycie soli, ponieważ rekompensuje jej słony smak, a potrawa nie wydaje się jałowa. ZENON ABRACHAMOWICZ strona 20 Seler to nie feler W Polsce wykorzystuje się go najczęściej jako aromatyczną przyprawę do zup. To tak, jakby wykorzystywać ferrari tylko do jeżdżenia pod market na zakupy! Takie marnotrawstwo potencjału selera jest karygodne, biorąc pod uwagę, że doszukano się w nim aż ponad osiemdziesięciu mikro- i makroelementów korzystnie oddziałujących na organizm. Roślina ta przywędrowała do nas z rejonu Morza Śródziemnego. Występowała tam pod postacią naciową i była ceniona przez starożytnych, w tym oczywiście również przez Hipokratesa, za swoje właściwości uspokajające oraz podnoszące sprawność seksualną. Obecnie najpopularniejszymi gatunkami selera są jego postacie bulwowe oraz naciowe. Nie będziemy szczegółowiej wnikać w poszczególne odmiany powyższych. Dla konsumentów tego smacznego warzywa znaczenie ma bowiem wartość odżywcza oraz indeks glikemiczny bulw oraz naci. Dzięki temu można dopasować rodzaj selera oraz spo- sób jego przygotowania do naszych wymagań. I tak, seler korzeniowy zawiera 45 kcal w 100 g; 1,8 g błonnika w 100 g; a jego indeks glikemiczny to 35 w przypadku surowego korzenia i aż 85 w przypadku korzenia gotowanego. Ponieważ gotowana bulwa selera przyczyni się do sporego wyrzutu insuliny, nie jest to dobra forma serwowania tego warzywa dla cukrzyków, jednak jednak ze względu na niską zawartość węglowodanów (9 g) ładunek glikemiczny selera gotowanego wciąż pozostaje na niskim poziomie, bezpiecznym dla diabetyków. Seler naciowy natomiast to tylko 13 kcal w 100 g; 1,6 g błonnika w 100 g; i niziutki indeks glikemiczny – 15. Czyli warzywo idealne zarówno dla diabetyków, jak i osób pragnących pozbyć się kilku kilogramów. Przyjrzyjmy się dokładniej zawartości selera. Znajdziemy w nim dwukrotnie więcej witaminy C niż w cytrusach, witaminy z grupy B (np. PP i kwas foliowy), witaminę A, E, potas, wapń, cynk, N aukowcy z polskiego Instytutu Żywności i Żywienia stwierdzili, że zwiększenie spożycia zdrowych tłuszczów roślinnych zaobserwowane w ciągu ostatnich 25 lat w znaczący sposób przełożyło się na wydłużenie życia Polaków. Swoje wnioski opublikowali na warszawskiej konferencji pt. „Tłuszcze w żywieniu człowieka – w poszukiwaniu prawdy”. Wynika z nich, że chociaż spożycie tłuszczów przez ostatnie 60 lat wzrosło w Polsce aż trzykrotnie – od 11,2 kg rocznie do 32,3 kg, to towarzyszy mu spadek zachorowalności i śmiertelności na choroby układu sercowo-naczyniowego. W latach 1950–2012 zwiększyła się też znacząco długość życia – z 56,1 lat do 72,7 lat w przypadku mężczyzn oraz z 61,7 do 81 lat wśród kobiet. Naukowcy z IŻŻ są przekonani, że duży wpływ na to zjawisko miało włączenie do diety sporej ilości niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych (NNKT) zawartych m.in. w roślinach oraz rybach. Są one nieocenione w utrzymaniu organizmu magnez, żelazo oraz wiele innych czynnych fitoskładników. Dzięki nim seler przyspiesza przemianę materii i pomaga organizmowi pozbyć się szkodliwych toksyn, takich jak kwas moczowy. Dzięki temu jest pomocny w łagodzeniu bólów o podłożu reumatycznym. Jego działanie moczopędne i przeciwzapalne predestynuje go także do suplementacji przez osoby borykające się z kamicą nerkową oraz łagodnymi stanami zapalnymi tego narządu. Seler zapobiega również zastojom żółci sprzyjającym tworzeniu się złogów w pęcherzyku żółciowym. Spora zawartość błonnika usprawnia pracę jelit i zapobiega zaparciom. Jest też boga- w dobrej formie. Nie dość, że dostarczają energii oraz stanowią katalizatory wielu przemian biochemicznych w organizmie, to jeszcze wykazują potężne działanie przeciwzapalne. Stoją na straży zdrowego układu trawiennego, krwionośnego oraz kostno-stawowego. Owe kwasy tłuszczowe są strażnikami prawidłowej gospodarki lipidowej, ty w acetyleny i związki fenolowe, które dezaktywują prostaglandyny odpowiedzialne za wysokie ryzyko choroby nowotworowej. Ponadto seler wykazuje działanie alkalizujące, a przez to pomaga przywrócić równowagę kwasowo-zasadową organizmu. Jest to czynnik niezbędny do zachowania pełni zdrowia. Zwłaszcza obecnie, kiedy nagminne przesadzanie z ilością spożywanego cukru powoduje chorobotwórcze zakwaszenie organizmu. Warzywo to dzięki sporej zawartości potasu oraz substancji o nazwie phthalide oddziałuje korzystnie na układ sercowo-naczyniowy, normalizując ciśnienie krwi oraz zmniejszając produkcję hormonów stresu. ociężałość intelektualna, bezsenność, zła kondycja włosów i skóry – to wszystko konsekwencje braku odpowiedniej ilości NNKT w naszej diecie. Gdzie zatem je znaleźć? Obecnie źródeł tych substancji jest naprawdę sporo. To wszelkie oleje roślinne – rzepakowy, lniany, oliwa z oliwek, tran. Ryby morskie – makrela, śledź, dziko żyjące łososie. Orze- Tłuszcze na zdrowie zapobiegają zmianom miażdżycowym, działają protekcyjnie na wątrobę i drogi żółciowe, wzmacniają układ odpornościowy, a także zapobiegają osteoporozie. Hamują także rozwój tkanek nowotworowych oraz zapobiegają przerzutom. Ich niedobory skutkują przykrymi dolegliwościami. Pojawiają się niedomagania wielonarządowe – upośledzona zostaje czynność serca, wątroby, nerek. Senność, zmęczenie, sztywność stawowa, bóle mięśni, bezsenność, chy włoskie, nasiona słonecznika, sezam, kiełki pszenicy. Pamiętać należy o tym, że korzyści odniesiemy, spożywając wymienione produkty tylko na zimno. Wszelkie podgrzewanie pozbawia bowiem NNKT prozdrowotnego działania. Co więcej, obróbka termiczna powoduje wręcz ich konwersję na substancje szkodliwe dla zdrowia. W ostatnich latach nasila się tendencja wzrostu świadomości konsumentów. Coraz więcej osób unika tzw. izomerów trans – nie- [email protected] nasyconych kwasów tłuszczowych występujących głównie w fast foodach, słodyczach, zupach w proszku i produktach smażonych. Przyczyniają się one w bardzo dużym stopniu do wystąpienia zawału serca i udaru mózgu. Tendencję tę zauważa wielu producentów, którzy podążając za modą na zdrowie, wypuszczają na rynek produkty, w których niezdrowe tłuszcze trans oraz cukier czy też syrop glukozowo-fruktozowy zastępowane są zdrowymi tłuszczami wielonienasyconymi, naturalnymi słodzikami na bazie np. stewii oraz zawierają w swoim składzie orzechy, ziarna sezamu lub daktyle. Jednocześnie naukowcy przestrzegają, aby nie przesadzić z NNKT. Nie powinny stanowić więcej niż 30 proc. dziennego zapotrzebowania na energię. Dolna granica to 20 proc. Tak więc wszystkim, którzy chcą zadbać o zdrowie, zalecam łyżkę tranu zamiast czekoladki. Zaręczam, że wówczas za parę ładnych lat także i Wy przyczynicie się do podwyższenia średniej długości życia obywateli naszego kraju. ZA Źródło: naukawpolsce.pap.pl Fakty i Mity nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. STREFA LAICKIEGO RODZICA Marta i... ciało Na Martę czekał przed cukiernią Tadek z dwoma ojcami. Wujek Adam i wujek Marek, kompletnie zajęci rozmową na temat, „który tort jest lepszy na Dzień Dziecka”, nie zwrócili uwagi na pojawienie Marty z mamą. – Mamusiu, mogę iść kupić sobie bułkę serową? – poprosiła Marta. – Ja też?! – wyrwało się Tadkowi zamiast „dzień dobry”. – Dobrze, mój ty wspaniale wychowany synu – westchnął żartobliwie wujek Marek. – Ale najpierw przywitaj się z ciocią. Po wymianie całusów i drobnych na bułki szybko pobiegli do sklepu i już po chwili wychodzili z niego z zębami zatopionymi w serowe grahamki. Tadek nagle rozdziawił buzię… Pociągnął kuzynkę za rękaw. – Marta, co one robią?! – zagapił się w rząd krzaków różanych na skwerku naprzeciw sklepów. – Lisów tu nie ma, ale zamknij dziób – szkoda bułki serowej – zażartowała Marta. – Ale co one tam robią?! – Tadek nadal nie mógł wyjść z szoku i wskazywał palcem spory tłumek dziewcząt, raźno rwących płatki róż na skwerku. – Zrywają płatki. – No też widzę! – irytował się kuzyn. – Ale po co? Dlaczego niszczą przyrodę?! – Nie widziałeś nigdy procesji Bożego Ciała? – Nie widział – odpowiedział za niego wujek Adam. – Jak wiesz, jesteśmy w Polsce od trzech lat. W tamtym roku zabraliśmy go akurat wtedy do Anglii, bo miałem tam wykłady, a dwa lata temu… sam nie pamiętam. – Co to jest Boże Ciało i dlaczego potrzebne są do tego płatki kwiatów? – To jest taka procesja religijna i dziewczynki w białych sukienkach sypią kwiatki przed księdzem, który coś tam niesie. – Przed księdzem? Kwiatki? I on je depcze?! Marta pomyślała, że gdyby Tadek był biały, to widać by było, że zbladł z oburzenia. – Faktycznie, jak tak popatrzeć na to z zewnątrz, to jest to nie tylko absurdalne, ale i brutalne. Dla przyrody – stwierdziła mama. – Z zewnątrz czego? – zdziwił się Tadek. – Z zewnątrz w sensie, że wyrośliśmy w tej tradycji i nas już nie dziwi. – Ja tam nie wyrosłem – mruknął wujek Marek. – I mnie też wkurza. Wiecie, że we Francji sypało się kiedyś farbowane trociny, czyli ścinki drzewa? – No, to faktycznie, przynajmniej bardziej ekologicznie. – Też nie do końca – ciągnął wujek Marek. – Trociny można wykorzystać jako nawóz organiczny albo spala się je w celu wytwarzania energii, żeby nie zanieczyszczać powietrza spalaniem węgla lub nie tracić drewna. – Ależ ty wiesz różne takie rzeczy, wujku! – zdziwiła się Marta, wydłubując ser z bułki. – Widzisz, w Afryce ludzie radzą sobie jak mogą, wiele osób używa jeszcze wyłącznie tradycyjnych metod uprawiania pola i tak dalej. Inni starają się propagować ekologiczny tryb życia, żeby nie zanieczyszczać przyrody. Ten kontynent i tak już jest zbyt biedny, żeby jeszcze ponosić konsekwencje zanieczyszczania. – Bardzo mądrze to brzmi – dziwiła się nadal Marta. – Ale przecież w Polsce tak samo nie powinno się zrywać płatków kwiatów – drążył Tadek. – Jeszcze na dodatek po to, żeby ludzie po nich deptali! – I to w czasie procesji religijnej – parsknął na boku wujek Adam. – Im ta religia wydaje się ważniejsza od wszystkiego innego – wtrąciła się mama. – Tak, tylko że religia im Ziemi nie odtworzy, jak ją całą zniszczą. – Ludzie niszczą ją nie tylko z powodów religijnych, oczywiście. – Znów zaczął tłumaczyć wujek Marek. – Jednak, po pierwsze, żaden wymyślony bóg nie powinien mieć dla ludzi większej wartości niż ich planeta, dzięki której żyją realnie. Po drugie, zamiast zabierać dzieciom w szkole czas lekcjami oddawania czci bogu na procesjach, lepiej by je uczyć szacunku do przyrody. Bo bez niej zginiemy wszyscy z kretesem, a bez boga jakoś damy sobie radę. Nie przyjdzie on zresztą zasadzić nam nowych róż czy odessać ropę z oceanów. – Skąd jest w oceanie ropa? – dociekała Marta. – Wylewa się ze statków, które przewożą ją, żeby została przerobiona na przykład na benzynę, paliwo lotnicze i inne rzeczy – odparł wujek. – A benzyna też zanieczyszcza – dodał Tadek. – To znaczy? – chciała wiedzieć Marta. – Powietrze jest śmierdzące i pełne ołowiu ze spalin, ołów do- staje się do płuc i ludzie zapadają na różne choroby. Poza tym spaliny robią także dziurę w atmosferze, czyli w warstwie specjalnych gazów nad ziemią, przez którą docierają potem do ludzi szkodliwe promienie słoneczne. – Słońce może być szkodliwe? – zdziwił się Tadek. – Tak, przyroda urządziła to tak, że atmosfera filtruje, czyli zatrzymuje te złe promienie, a dopuszcza głównie dobre. Niestety, przez dziury dostają się także te, które niszczą nam skórę i podwyższają temperaturę planety. Dlatego na przykład lepiej spalać trociny niż węgiel, bo one nie powodują tych dziur. – Ale to chyba nic złego, że na ziemi będzie cieplej, nie? – Owszem, Tadku, coś złego. Albowiem rośliny i zwierzęta mogłyby podwyższenia temperatury nie znieść. I z czasem wyginąć. – Że nie wspomnę o ludziach – dodała mama Marty. – Widzisz, dziś jest bardzo ciepło i już jest wam za gorąco, popijacie ciągle wodę, a i wody na ziemi brakuje w wielu krajach. – Dlatego człowiek powinien szanować przyrodę. Po prostu choćby po to, aby nie zniszczyć swojego ciała! – To fakt – odezwali się chórem Marta i Tadek. – A co mają płatki róż do ciała człowieka? – Tadek lekko zgubił wątek. strona 21 – Człowiek nie może żyć bez roślin. To one pochłaniają szkodliwy dwutlenek węgla, który wydychamy, i dostarczają tlenu. – To przecież zielone rośliny tak robią – Tadek popisał się wiedzą z zakresu środowiska. – A róże nie są zielone? A łodyżki, a liście? – podpowiadała mama. – To, że płatki nie są zielone, nie znaczy, że są bezużyteczne! – tłumaczył dalej wujek. – Chronią środek kwiatu, który zawiera nasionka, z których później wyrosną nowe róże. I chronią pszczółki, które przylatują do kwiatów. – Czyli bez płatków, mogłyby nie wyrosnąć nowe kwiaty i ich liście nie dałyby nam tlenu, tak? – podsumowała Marta w potrzebie skrócenia trochę wiadomości ekologicznych. – A potem nie mielibyśmy czym oddychać, więc nasze ciało by na tym ucierpiało – dokończył za nią Tadek. – Tak… – zamyśliła się Marta, patrząc coraz bardziej krytycznym okiem na jej rówieśnice, radośnie ogałacające róże z barwnych płatków. – To ja mam pomysł! Powinno istnieć święto ludzkiego ciała. Na zdziwione spojrzenia rodziny, dodała: – No tak, jak jest Boże Ciało, to zróbmy „Ludzkie Ciało”. Wyjaśnimy wszystkim… – Już wiem! – wtrącił się Tadek odkrywczo. – Wyjaśnimy, skąd się wzięło ciało człowieka i… – Jak działa i… – przerwała mu dla odmiany zadowolona ze swego pomysłu Marta – i że trzeba szanować przyrodę, żeby było zdrowe! – Procesję też macie zamiar urządzić? – śmiał się wujek Adam. – Tak – odparła Marta z powagą. – Tylko zamiast sypać płatki róż, będziemy te róże sadzić! – Nasze dzieci są bardzo twórcze – uśmiechnęła się z uznaniem zaskoczona mama. – Tak bardzo, że zapomniały zjeść bułek – skwitował wujek. – Nie szkodzi, mamy tort. – Na święto „Ciała Ludzkiego”? – chichotała mama. – Bo zdaje się, że tak się przejęły, że zapomniały już o Dniu Dziecka! AGNIESZKA ABÉMONTI-ŚWIRNIAK [email protected] strona 22 ZE ŚWIATA nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Fakty i Mity Kanada pachnąca dobrocią N a zachodzie kanadyjskiej prowincji Alberta, na północy kraju, płoną lasy. Żywiołu nie daje się wziąć pod kontrolę – eksperci szacują, że pożar będzie trwał miesiące. Na szczęście to tereny słabo zaludnione ze względów klimatycznych. Lecz na terenach objętych pożarami znalazło się miasto Fort McMurray, w którym mieszkają zatrudnieni w tajdze pracownicy przemysłu wydobywczego. Miasto liczące 94 tys. mieszkańców w całości ewakuowano, ludzie uciekali z podręcznym bagażem. Władze Kanady i prowincji Alberta uruchomiły natychmiast pomoc dla uchodźców – każdy otrzymał po 2 tys. na niezbędne wydatki. Z błyskawiczną pomocą dołączył Kanadyjski Czerwony Krzyż. To była największa i najszybsza dystrybucja funduszy w historii tej instytucji. Każdy dorosły otrzymał po 600 dol., a dziecko – 300. Organizacja zebrała już 67 mln dol. Lecz potem nastąpiło coś, co usprawiedliwia poruszenie niniejszego tematu. Przed kilku miesią- N cami w Calgary, kilkaset mil na południe, ulokowano dużą grupę uchodźców z Syrii. Władze kanadyjskie przyjmowały ich bardzo serdecznie i troskliwie, nie było cienia podejrzliwości ani nieufności. Nikt nie próbował niczego wygrywać kartą strachu, rozprawiając o terrorystach i muzułmanach. Obecnie ci uciekinierzy z piekła Bliskiego Wschodu dowiedzieli się, co spotkało mieszkańców Fort McMurray, i momentalnie podjęli decyzję. Naser Nader, Rita Khanchet Kallas i Saima Jamal, uchodźcy z Syrii, utworzyli ugrupowanie samopomocy rodakom – Syrian Refugee Support Group. Teraz postanowili pomóc swym gospodarzom. „Wiem z własnego doświadczenia, jak to jest, gdy trzeba zostawić wszystko, dom, dobytek i społeczność, w której się żyje – mówi Rita. – Niełatwo wszystko utracić. Rozumiemy to lepiej niż ktokolwiek inny w Kanadzie; my przez to przeszliśmy. Ja i moja rodzina pragniemy coś zrobić dla tych ludzi. To społeczeństwo iestosowanie „detoksu”, czyli tzw. odtruwania organizmu, w niektórych kręgach grozi niemal ostracyzmem towarzyskim, a na pewno politowaniem, jeśli nie pogardą bliźnich. U nas może to jeszcze nie to samo, co nieposłanie dzieciaka do pierwszej komunii, ale obciach wielki. Permanentne odtruwanie jest imperatywem dbających o dobre zdrowie i ekologicznie uświadomionych. Odbywa się przez praktykowanie notorycznych głodówek, czasem zalecanych przez guru „medycyny naturalnej” tak często, że organizm dosłownie nie ma czasu się porządnie zatruć. Druga forma odtrutki to nabywanie i stosowanie preparatów mających oczyszczać organizm ze szkodliwych miazmatów. I to jest złota żyła biznesu na całym świecie. Sprzedaż produktów „medycyny naturalnej” to najszybciej rosnący rynek na globie. Mało kto robi takie interesy jak producenci i sprzedawcy preparatów naturalnych. Muszą one mieć historię co najmniej kilkuwieczną, najlepiej jak pochodzą z Chin lub niedostępnych pustyń i gór Ameryki Południowej, choć niezła jest też Syberia. Im więcej tajemniczości, tym lepiej. Lecz szlagierem biznesu detoksykacji są rośliny proste i popularne, zwykłe chwasty, wstyd powiedzieć. W pierwszym rzędzie wymieńmy tu osty bogate w silimaron i mniszek lekarski. Niestety, od pewnego czasu naukowcy coraz bardziej natarczywie brużdżą i psują interes. Najpierw orzekli, że większość witamin jest diabła warta, a „odtrutka” to forma wydawania pomogło nam, gdy przybyliśmy do Kanady. Oferowali nam wszystko. Teraz jest czas, by się odwdzięczyć”. Apel o pomoc umieszczono na facebookowej stronie ugrupowania po arabsku, potem przetłumaczono na angielski. Reakcja była natychmiastowa: nie było Syryjczyka, który odmówiłby pomocy. Trzeba pamiętać: ci ludzie przybyli do Kanady bez żadnego majątku, bez języka, bez dobytku. Apel zachęca, by ofiarować przynajmniej po 5 dolarów. „Wszyscy Syryjczycy mówią: chcę pomóc, jestem gotów pomóc” Zdrów jak wątroba Mody komercyjne przychodzą i odchodzą, lecz ta jest szczególnie trwała i szeroko rozpropagowana. Chodzi o detoks. i wysikiwania pieniędzy. Całkiem sporych, nawiasem mówiąc, bo kto przy zdrowych zmysłach uwierzy w skuteczność taniego preparatu. Teraz objawił się kolejny psuj biznesu i niszczyciel błogich wyobrażeń o dbałości o zdrowie. Doktor Nick Fuller z Uniwersytetu w Sydney wziął pod lupę szczególnie silimaron i mniszek lekarski. Miałyby one mieć zbawienny wpływ na wątrobę. Ten półtorakilogramowy organ, jeden z największych w organizmie, ma za zadanie roz- – twierdzi Saima Jamal. „Pragniemy powiedzieć ludziom, którzy tak się zachowali, wyciągając do nas pomocną rękę, że my także jesteśmy ludźmi – mówi Naser Nader. – Kochamy pokój i szczęście i chcemy tego dla ludzi, którzy ofiarowali nam szczęście, gdy byliśmy w potrzebie”. 5-letni syn Rity, Elie, gdy dowiedział się, co robią rodzice i sąsiedzi, zebrał swoje zabawki i zapakował, by przekazać innym dzieciom, które straciły swoje. W tym samym czasie po południowej stronie granicy kanadyjskiej odprawiane są spektakle furii, kładać tłuszcze, węglowodany i proteiny, by przeistaczać je w substancje użyteczne dla organizmu. To, co niepotrzebne albo szkodliwe, wydalane jest w postaci moczu i kału, a reszta zasila organizm. Wątroba jest także składnicą różnych pożytecznych substancji, np. witamin i minerałów. Dostarcza je organizmowi, kiedy ich potrzebuje. Gdy spada poziom cukru, wątroba aplikuje zastrzyk glikogenu. „Ulegamy złudzeniom, że możemy oczyścić ciało, stosując odtrutki. To kompletna brednia” – tak brzmi diagnoza australijskiego naukowca, która dla wielu będzie trudna do przełknięcia, a ludzi robiących w biznesie może przyprawić o apopleksję. Toksyny, czyli szkodliwe substancje, przenikają do ciała z otoczenia – tłumaczy dr Fuller. – Można tu wymienić tlenek węgla ze spalin czy substancję BPA z plastików używanych w handlu i w gospodarstwie domowym. Także ciężkie metale, jak ołów i rtęć. Wątroba znakomicie poradzi sobie z ich utylizacją, trzeba tylko zapewnić jej godziwe warunki pracy. To znaczy stosować zdrową, zróżnicowaną dietę i nie demolować jej zbyt dużymi i częstymi dawkami alkoholu. Wtedy wszystko jest OK, a głodówki oraz detoksy z użyciem preparatów „medycyny naturalnej” są zbędne. Badania nie wykazały żadnych cudownych właściwości preparatów z silimaronem czy zawierających mniszek lekarski – przynajmniej nie dla wątroby. Niektóre badania wykazały jedynie pozytywny wpływ silimaronu na obniżenie poziomu cholesterolu. Ponadto ułatwia on przyswajanie insuliny i zwalcza stany zapalne. PZ w prymitywnych umysłach rozbudza się strach przed nieznanym, obcym więc wrogim i strasznym. Wykrzywiony nienawiścią Trump na wiecach wrzeszczy, że będzie bronił rodaków przed muzułmanami, ergo terrorystami, których chciał przyjąć Obama. Nie wpuści ani jednego, jak tylko zostanie prezydentem. Jego wielbiciele ryczą z aplauzem i repetują karabiny, by bronić wolności przed islamistami. W Unii Europejskiej, która stara się pomagać, nacjonaliści z prawicy zachowują się podobnie. U nas zachowują się tak rządzący. Depozytariusz narodowego polskiego kołtuństwa, gnom w dożywotnim, czarnym garniturku oraz jego kohorta roztaczają wizję hord, rozsiewających zarazy, dokonujących rzezi katolików i konstruujących bomby dla samobójców-zamachowców. Lud pobożny słucha i się boi, i zaraz wpada we wściekłość. Żadnych uchodźców – wali pięścią prezydent – nikogo nie wpuścimy, a Unia ma nam słać pieniądze. Kuba Podżegacz Lenistwo ogłupia Bycie zajętym, zapracowanym na ogół uważane jest za stan negatywny. Amerykańskie badania nad mózgiem Dallas Lifespan Brain Study dowodzą, że z reguły jest odwrotnie. Intensywna koncentracja na zajęciach związanych z pracą czy nauką owocuje lepszą pracą mózgu. Poprawia się pamięć, zdolność pojmowania, wzbogaca słownik. Dotyczy to szczególnie osób w starszym wieku, kiedy zdolności intelektualne ulegają osłabieniu i wzrasta prawdopodobieństwo demencji. Istotne jest jednak, by stan zaangażowania umysłowego nie był zbyt intensywny, by nie towarzyszyło mu napięcie i nerwowość, bo wtedy zamiast korzyści efektem jest chroniczny stres, który może być groźny dla zdrowia i życia. Ważne jest też, by podczas pracy umysłowej jak najwięcej obcować z innymi, bo izolacja jest jednym z najważniejszych powodów depresji. ST Fakty i Mity nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Pomysłowy duszpasterz Proboszcz organizuje pokaz antychrześcijańskiego filmu. Oczywiście nie w Polsce. W Anglii. Kościół anglikański znany jest z niecodziennych sposobów zdobywania funduszy na swą działalność. Niedawno był krytykowany za udziały jednym z największych parabanków brytyjskich, oferującym niezamożnym Anglikom lichwiarskie pożyczki. Teraz kolejna kontrowersyjna inicjatywa – w jednej z parafii odbędzie się pokaz filmu „Żywot Briana”. Obraz wyprodukowan y p r z ez gr u pę Monty P ythona w 1979 roku wywołał skandal. Satyrycy opowiedzieli w nim historię pomyłki, w wyniku której za Jezusa uznany jest inny noworodek – faktycznie Żyd Brian Cohen – urodzony w tym samym dniu w domu obok. Film zawiera wiele scen, które uznano za bluźniercze. Niektóre kraje zabroniły jego wyświetlania (Irlandia i Norwegia), a w Wielkiej Brytanii oglądać go mogły tylko osoby dorosłe. Mimo to „Żywot” okazał się dużym sukcesem komercyjnym – zajął czwarte miejsce na liście najbardziej kasowych filmów na Wyspach, a w USA zarobił najwięcej ze wszystkich wyświetlanych tam filmów brytyjskich w 1979 r. Ksiądz Christopher Wilson, proboszcz parafii Wszystkich Świętych w mieście Royal Leamington Spa, zdecydował się na zorganizowanie pokazu wspomnianego filmu w celu zebrania środków na remont dachu kościoła – bilet wstępu kosztuje 10 funtów. Po filmie wierni wysłuchają koncertu organowego, podczas którego profesjonalny pianista zagra hity muzyki rozrywkowej, m.in. „Like A Prayer” Madonny, piosenkę także uznawaną za bluźnierczą. Wilson broni po- KOŚCIÓŁ POWSZEDNI PiSkopatowi do poczytania Światowa Organizacja Zdrowia i nowojorski Guttmacher Institute opublikowały 11 maja rezultaty globalnego studium dotyczącego przerywania ciąży. W latach 2010–2014 co roku na świecie wykonywano 56 mln zabiegów aborcji. rywanie ciąży lub dopuszczają je kobietom większą kontrolę nad Liczba nie jest mała, lecz potylko w wypadku zagrożenia życia tym, kiedy i ile chcą mieć dzieci”. kazuje dramatyczny spadek, jaki kobiety, współczynnik aborcji wynoW państwach ubogich liczba abordokonał się w ciągu ostatniego si 37 na 1000 kobiet. W państwach, cji nie maleje, bo nie maleje liczćwierćwiecza. Liczba skrobanek na w których zabieg jest legalny, jest ba niechcianych ciąż, którym kotysiąc kobiet w wieku porodowym ich 34 na 1000. Niezmienny pozobiety nie mogą zapobiec, bo nie spadła z 46 na 27. Istotne zastrzestaje współczynnik aborcji w Afryce, mają jak ani czym. A modlitwy nie żenie: redukcja nastąpiła wyłącznie gdzie na skutek intensywnej agitacji wystarczą. w zamożnych, rozwiniętych kraKościoła katolickiego, szczególnie Studium przynosi bardzo dojach. Największy spadek odnotoza czasów JPII, większość krajów bitną i jednoznaczną wiadomość, wano w krajach Europy Środkowej nie dopuszcza przerywania ciąży w którą powinni się wsłuchać i któi jest to skutek większej dostępnoi nie udostępnia antykoncepcji. rą powinni skrupulatnie przetrawić ści środków antykoncepcyjnych „Rokrocznie wydaje się prawie członkowie polskiego episkopaw ciągu 25 ostatnich lat. 300 mln dolarów na leczenie komtu oraz drużyna Kaczyńskiego, Wszędzie przyczyną jest poplikacji po chałupniczych, niebezktórej episkopat zleca zadania do wszechna dostępność środków piecznych aborcjach” – podkrewykonania. Powinni to uczynić, antykoncepcyjnych. „Powodem śla Bela Ganatera, naukowiec mimo że wieść jest im bardzo nie ponad 80 proc. nieplanowanych ze Światowej Organizacji Zdrowia. w smak. Otóż eksperci stwierdzają, ciąż jest brak dostępności środWarto te dane mieć w pamięci, gdy że nawet najbardziej rygorystyczne ków antykoncepcyjnych – stwierza pewien czas z ambon rozlegnie prawne zakazy aborcji nie zmniejdziła Gilda Sedgh z Guttmacher się głos episkopatu domagający szają liczby wykonywanych zabieInstitute. – Wiele niepożądanych się stanowczo, by rząd położył kres gów przerywania ciąży. Przeciwnie: ciąż kończy się aborcją. Częstsze grzechowi antykoncepcji i zakazał jest ich nieco więcej. W krajach, stosowanie nowoczesnej antykonsprzedaży. PZ które kompletnie delegalizują przecepcji w krajach rozwiniętych daje Duszpasterz mięsorzutny mysłu: „W średniowieczu kościoły były miejscem życia wspólnotowego nie tylko wiernych, mamy zatem nadzieję, że na pokaz filmu i koncert przyjdą także te osoby, które kościoły omijają”. Dodał, że podczas imprezy nie będzie prowadzone nabożeństwo, ale wyraził nadzieję, że jeśli ktoś zauważy różnicę pomiędzy Brianem a prawdziwym Jezusem, będzie to oczekiwany sukces. Nie wszystkim podoba się ta inicjatywa – część wiernych sprzeciwia się emisji filmu w kościele. Jeden z nich stwierdził, że „popiera wolność wypowiedzi i prawo do obejrzenia każdego filmu, ale dlaczego »Żywot Briana« pokazywać w miejscu chrześcijańskiego kultu?”. Inny uznaje, że „muszą być inne drogi do zachęcenia ludzi do uczęszczania do kościoła niż pokazywanie filmu o zdecydowanie antychrześcijańskiej wymowie”. A proboszcz planuje także zorganizowanie baru sprzedającego napoje alkoholowe podczas seansu i koncertu… BRIGT strona 23 Ksiądz przed sądem za notoryczne rzucanie mięsem? To chyba jakiś żart... Ale nie. I to nie byle wikarzyna, tylko pełnotłusty katabas na stanowisku. elementem skoordynowanej akDo nowojorskiego sądu Mancji, której celem było pozbyhattan Supreme Court wpłynął pocie się nauczycieli po 60. zew przeciwko księdzu MichaeloKsiądz dyrektor nawi Reilly’emu, dyrektorowi szkoły zwał ich „chujogłokatolickiej St. Joseph by-the-Sea na wami”, zaś jedneStaten Island w Nowym Jorku. Na go chorego na ławie oskarżonych towarzyszą mu raka chciał zastępcy: wicedyrektor Robert Ri„skopać chard i dziekan Greg Manos. „Siepacze” – mówią o nich oskarżający. Są nimi trzej pracownicy szkoły: Lawrence Boliak, Maureen Smith i Thomas Rodes. Reilly „bez przerwy bluzgał, używał ordynarnego, prymitywnego języka – oskarżają. – Wyraz „pierdolić” był prawie w każdym jego zdaniu”. Kobiety to były „pizdy” albo „suki”; ksiądz dysię wkurzył rektor „nie żałował sobie drastyczna dziekana Manie rasistowskich i homofobicznych nosa, że rzucił się na tyrad”. Mówił, że nauczyciela Afroniego. Chciałem go odciągnąć, złana jebany krawężnik”. Michaamerykanina „wykopie z powrotem pałem za spodenki gimnastyczne. el Dowd, prawnik reprezentujący do dżungli”, administratora określał Od razu zaczęli krzyczeć, że jestem powodów, dodaje: „Małemu tyramianem „tłustego pedzia”. „Obrzydpedofilem. – Nie nazywaliśmy go penowi Reilly’emu wszystko to ucholiwy język i prymitywne komentarze dofilem – zaprzecza Zwilling. dziło na sucho, bo miał poparcie ojca Reilly’ego są obrazą dla praktySpektakl w atmosferze bożearchidiecezji”. kujących katolików – czytamy w akgo miłosierdzia dopiero się rozkręRzecznik archidiecezji Joseph cie oskarżenia. – Zastępcy popieraca. Uczniowie patrzą na to wszystZwilling najpierw odmówił koli, chronili i małpowali jego niegodne ko, a jeden trafnie określił to, co się mentarza, a potem twierdził, że to zachowanie. Ten styl i sposób zadzieje, jako „najlepszą na świecie rewszystko kłamstwo. To zemsta Bochowania był aprobowany i popieklamówkę na rzecz ateizmu i antyreliaka, którego przyłapano, jak zdejrany przez archidiecezję nowojorską klamę Kościoła katolickiego”. Alleluja mował uczniowi spodenki. Brednia – i samego kardynała Timothy’ego Doi po mordzie. PZ odparowuje Boliak. – Były uczeń tak lana”. Małoduszne komentarze były strona 24 OKIEM SCEPTYKA nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Fakty i Mity Niewierzący w Polsce (63) Bezbożna Jasia Małgorzata Fornalska była działaczką komunistyczną, wielokrotnie aresztowaną przez władze sanacyjne. Przez wiele lat pozostawała w nieformalnym związku z Bolesławem Bierutem. Fornalska, posługująca się w działalności konspiracyjnej pseudonimami „Jasia”, „Rita”, „Ewa”, uznawana jest dziś – według prawicowych historyków – za fałszywego bohatera narodowego. Choć jako dumna Polka w czasie okupacji hitlerowskiej oddała swoje życie za ojczyznę, prawicowym historykom naraziła się swoją działalnością komunistyczną oraz związkiem z Bolesławem Bierutem – prezydentem Polski ocenianym negatywnie. Urodziła się 8 czerwca 1902 r. w rodzinie małorolnego chłopa we wsi Fajsławice koło Krasnegostawu. Została wychowana w duchu ateistycznym, bowiem jej rodzice, jako działacze komunistyczni, byli niewierzący. Szkołę powszechną ukończyła w Lublinie, do gimnazjum uczęszczała w Krasnymstawie, skąd po wybuchu I wojny światowej została wraz z rodziną ewakuowana w głąb Rosji – do Carycyna. Po wybuchu Wielkiej Rewolucji Październikowej wstąpiła do polskiej marksistowskiej partii politycz- W nej – Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy. Wespół z tą organizacją dążyła do zwycięstwa internacjonalistycznej rewolucji robotniczej, obalenia ustroju kapitalistycznego, likwidacji państw narodowych oraz wprowadzenia rządów proletariatu. Głosiła ateizm i potrzebę wyzwolenia szerokich rzesz społeczeństwa spod wpływów religii. Od lipca do grudnia 1918 r. służyła w I Carycyńskim Batalionie Komunistycznym, potem była wychowawczynią w domu dziecka w Saratowie, a następnie w Pietrowsku. W latach 1918–1919, już po powrocie do kraju, brała czynny udział w tworzeniu Rad Folwarcznych na Lubelszczyźnie, a po likwidacji Rad organizowała komórki komunistyczne wśród robotników rolnych i chłopów. W 1920 r. przystąpiła do Komunistycznej Partii Robotniczej Polski. Pracowała w Tymczasowym Komitecie Rewolucyjnym Polski, który w zamierzeniu Rosji radzieckiej miał stanowić zaczątek władz iosna w katolickim światku obfituje w wydarzenia specyficzne dla tego wyznania. I bardzo dlań kompromitujące. Rzymski katolicyzm uważa sam siebie nie tylko za wyznanie wyjątkowe, ale właściwie za „jedyne prawdziwe”. W najbardziej skromnej wersji ma się za „pełnię prawdy objawionej”, nawet jeśli innym wyznaniom czy religiom zgadza się przyznać jakiś udział w tejże prawdzie. Ten balon religijnej pychy jest pompowany specyficznymi dla papieskiej religii wierzeniami, które stawiają jakoby katolicyzm ponad innymi, a także są „dowodem” bliskiego obcowania wiernych tego wyznania z samym Bogiem. Te specyficzne katolickie wierzenia skupiają się ze szczególną siłą na wiosnę. Bo to właśnie o tej porze roku są tzw. pierwsze komunie, kwitnie maryjna pobożność (maj), a wielu młodych ludzi przystępuje wówczas do bierzmowania. Dla mnie szczególnie groteskowa jest wiara w zamianę opłatka w ciało Chrystusa, przy czym wielu katolików na- z którą miał dwoje dzieci. Z dokomunistycznych na terenach Poltychczasową żoną jednak nie zeski zajętych przez Armię Czerrwał, a nawet doprowadził do wzawoną w trakcie ofensywy letniej jemnych przyjacielskich stosunków 1920 r. Organizacja ta zapowiadamiędzy Fornalską a nimi. W 1934 r. ła utworzenie Polskiej Socjalistycznej Republiki Rad, a także zbudowanie społeczeństwa bezklasowego, nacjonalizację ziemi oraz rozdział Kościoła od państwa. W 1921 r. Fornalska została aresztowana. Zwolniona po rocznym pobycie w więzieniu – oddała się pracy w „technice” partyjnej w Warszawie. Po kilku miesiącach ponownie została aresztowana i skazana na 4 lata. Wyrok odsiadywała w więzieniu warszawskim. W 1927 r. wzięła udział pod Moskwą w IV Zjeździe KPP, na którym poznała Bolesława Bieruta. Miała wówczas 25 lat i dłuższy od Bieruta staż działacza komunistycznego, choć była od niego o 10 lat młodsza. Bierut zro- Małgorzata Fornalska bił na niej ogromne wraże„Jasia” wróciła do kraju. Pracowała nie. Napisała do swojej matki, że w Wydziale Rolnym KC KPP. Już poznała człowieka tak niezwykłepo roku została aresztowana, lecz go, że nie znajduje słów, by o nim z braku dowodów winy zwolniono opowiedzieć. „Jasia” zakochała ją za kaucją. się w Bierucie, a 15 czerwca 1928 Pracowała w Międzynarodowej r. urodziła się ich córka AleksanOrganizacji Pomocy Rewolucjonidra. Warto nadmienić, że Bierut stom (MOPR). W sierpniu 1936 r. był żonaty z Janiną Górzyńską, wet nie zdaje sobie sprawy, że ich Kościół tę zamianę traktuje najzupełniej dosłownie, i to z całą powagą. To nie jest żaden symbol albo przenośnia! Innymi słowy – katolik dosłownie „przyjmuje Boga do serca”, choć de facto połyka opłatek, który przez przełyk i żołądek, trafia do jelit. I jeszcze dalej… Życie po religii Albo – ewentualnie – to połykanie zabiłoby ich jako świętokradców. Ale nikt jakoś od tego na razie nie umarł. Gdyby brać poważnie katolickie wierzenia, to właśnie ten brak szczególnych skutków zaczarowywania Boga w opłatek można by uznać za coś bardzo dziwnego. No ale skoro wiemy, że jest to tylko monstrualne oszustwo, to bynajmniej się temu nie dziwimy, lecz tylko odnotowujemy Religijna bańka mydlana Co z tego wynika? Właśnie chodzi o to, że zupełnie nic nie wynika. Nie trzeba wielkiej wnikliwości, aby zauważyć, że katolicy nie różnią się jakoś pozytywnie od innych ludzi. Czasem można mieć zresztą wrażenie, że z rozmaitych powodów, głównie kulturowych, jest z katolikami gorzej niż z innymi. A przecież wielu z nich podobno połyka samego Boga! Nosi go w sobie! Gdyby to była prawda, toby dawało połykającym miażdżącą przewagę etyczną nad innymi ludźmi. fakt, na który nikt jakoś nie zwraca uwagi. Ot, taka religijna bańka mydlana. Drugim sposobem zamieszkiwania Boga w katolikach jest „zesłanie Ducha Świętego”. Mieliśmy nawet niedawno takie doroczne święto, co wiele osób uświadomiło sobie dopiero wtedy, gdy odbiło się od zamkniętych drzwi hipermarketów i galerii handlowych. Każdy katolik takie „zesłanie Ducha” przechodzi osobiście z okazji bierzmowania. Kościół wierzy, że biskupi mają szczególną moc ponownie trafiła do więzienia. Na wolność wyszła dopiero we wrześniu 1939 r. W 1940 r. ponownie wyjechała do ZSRR. Działała wśród tamtejszych polskich komunistów i wspólnie z Marcelim Nowotką, Pawłem Finderem oraz Aleksandrem Kowalskim czyniła przygotowania do utworzenia nowej partii komunistycznej w okupowanym kraju. Pogłębiała wiedzę polityczną, a ponadto przechodziła przeszkolenie w zakresie działań dywersyjno-bojowych na tyłach wroga, łączności radiowej i szyfrów, a także skoków spadochronowych. 20 maja 1942 r. zrzucona została do kraju i została jednym z członków KC Polskiej Partii Robotniczej, utworzonej 5 stycznia 1942 r. w Warszawie. PPR wzywała do walki z Niemcami i zawarcia sojuszu ze Związkiem Radzieckim, a w wyzwolonym kraju zapowiadała demokratyzację życia państwowego i ograniczenie roli Kościoła katolickiego jako nieprzejednanego wroga socjalizmu i postępu. Było to dla partii zadanie trudne, bowiem wojna i okupacja i związana z nimi wielka tragedia narodu przyczyniły się raczej do spotęgowania religijności niż do jej osłabienia. 14 listopada 1943 r. została w Warszawie aresztowana i osadzona na Pawiaku. Stamtąd wysyłała grypsy, zdając sobie sprawę, że jej położenie jest beznadziejne. 26 lipca 1944 r. została rozstrzelana w ruinach getta warszawskiego. ARTUR CECUŁA [email protected] wprowadzenia „Ducha” (czyli Boga) do poszczególnych osób. No i na tym „zesłaniu” polega niby bierzmowanie. Większość katolików przyjmuje bierzmowanie we wczesnym wieku nastoletnim. No i co się dzieje z tymi młodymi ludźmi, na których „zstępuje Duch”? Nic. Zupełnie nic. Jak byli w większości obojętni religijnie, tak nadal takimi pozostają. A przecież tacy „napełnieni Duchem” młodzi ludzie powinni się w zdecydowany sposób odróżniać od tych nienapełnionych. Podobnie jest z maryjną religijnością, która skutkuje chyba tylko tym, że katolicy są, o dziwo, bardziej niechętnie nastawieni do emancypacji kobiet niż protestanci lub niewierzący. Podsumowując – wszystkie te katolickie cudowności to jedna wielka mistyfikacja. Ale największą porażką jest to, że niewiele osób ją dostrzega. Setki milionów ludzi dają się uśpić jak niemowlęta. I to jest prawdziwy katolicki cud (nazywam go papieską hipnozą), który wprowadza w ślepy trans niemal całe narody i całe pokolenia. MAREK KRAK [email protected] OKIEM BIBLISTY Fakty i Mity nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. PYTANIA CZYTELNIKÓW strona 25 U źródeł chrystianizmu C hociaż historia pierwotnego chrystianizmu przedstawiona w tym cyklu została tylko w zarysie, to jednak kto uważnie i gruntownie zbada Pisma, ten na pewno nie będzie już miał żadnych wątpliwości, że Jezus nie jest twórcą ani kościoła, ani hierarchii, ani całego szeregu dogmatów, wierzeń, zwyczajów, obrzędów i form znanych nam z różnorodnych wyznań i kościołów. Nieprzypadkowo zatem rozpoczęliśmy ten cykl od kwestii dotyczącej pierwszych dokumentów chrześcijańskich, które powstały w oparciu o tradycję ustną kilkadziesiąt lat po ukrzyżowaniu Jezusa. Pisma te bowiem zawierają nie tylko fakty związane z działalnością Jezusa, ale także świadectwo wiary jego wyznawców, i to w różnych jej stadiach (np. chrystologia Jana). Dokumentami tymi są głównie cztery Ewangelie, które powstały w różnym miejscu i czasie. Warto również zauważyć, że chociaż wspomniane Ewangelie trudno uznać za dokumenty historyczne w ścisłym tego słowa znaczeniu (zawierają niemało sprzeczności), to jednak świadectwo w nich zawarte – uzupełnione o Listy i Dzieje Apostolskie – ukazuje nam zu- C (21) pełnie inny chrystianizm od tego, który zdefiniowany i ukształtowany został w epoce konstantyńskiej. Szerzej pisałem o tym już wcześniej. Tu zaś w tym krótkim podsumowaniu przypomnę jedynie to, co najistotniejsze. Po pierwsze – Jezus był Żydem i, jak wierzono, był prorokiem takim jak Mojżesz (Pwt 18. 15, 18), a także potomkiem Dawida (2 Sm 7. 12–14; Iz 11. 1–2; Ez 34. 23–24; 37. 24; Oz 3. 5). Przekonanie to oparte było głównie na obietnicach zawartych w Biblii hebrajskiej oraz na tym, co głosił Jezus, chociaż on sam rzadko nazywał siebie Mesjaszem. To inni używali tego tytułu lub też nazywali go „Synem Dawida” (Mt 9. 27; 12. 23; 15. 22; 20. 30). On sam zaś najczęściej nazywał siebie „Synem Człowieczym” (Mt 8. 20; 9. 6; 12. 8, 32; 16. 13, 27; 24. 30; 25. 31; 26. 64). Nigdy też nie nazywał siebie Bogiem, gdyż – jak czytamy – „Bóg nie jest człowiekiem (…) ani synem człowieczym” (Lb 23. 19). Innymi słowy, Jezusowy obraz Boga (także apostołów) nie ma nic wspólnego z kościelną dogmatyką, która później zdefiniowała doktrynę Trójjedynego Boga. Po drugie – uczniowie Jezusa, jak i wszyscy Żydzi, żywili powszechną nadzieję, że zapowiedziany „Syn Dawidowy” zy w Krk jest miejsce dla intelektualistów? A jeśli nie, to dlaczego? Zacznijmy od tego, kim jest intelektualista? Według Josefa Piepera to osoba, która osiągnęła „określony stopień wiedzy, wykształcenia” i zajmuje zdystansowany, krytyczny stosunek wobec „tego, co jest”, „panującego systemu”. Na byciu przeciw czemuś zasadza się społeczne zaangażowanie intelektualisty, co oznacza, że w stosunku do instytucji przyjmuje on postawę nonkonformistyczną. Myślę, że większość z nas bez trudu wskażę postać jakiegoś intelektualisty, który zabierał głos w obronie prawa, ludzkiej godności czy osób wyzyskiwanych. Sądzę także, że tak rozumianych intelektualistów dość instynktownie darzymy szacunkiem. Wśród zaangażowanych katolików są tacy, którzy chcieliby, by w Krk tacy intelektualiści pojawiali się jak najczęściej. Pieper utrzymuje jednak, że w Krk jest to niemożliwe, i formułuje trzy powodu takiego stanu rzeczy. Po pierwsze, nie bardzo wiadomo, co miałoby uprawomocniać działalność intelektualisty w Krk. W perspektywie religii trudno bowiem mówić o „zrozumieniu, wiedzy, znajomości”, które mogłyby stanowić podstawę działalności intelektualisty. Tak kluczowe dla wiary sprawy jak Wcielenie, Objawienie, kapłaństwo czy sakramenty (wymieniam „te sprawy” za Pieperem) nie dają się zrozumieć ani na gruncie czysto racjonalnym, ani w ramach „krytycz- rozgromi wrogów i „odbuduje królestwo Izraelowi” (Dz 1. 6). Uczniowie Jezusa wierzyli więc w rychłe spełnienie biblijnych obietnic (por. Jer 23. 5–6; 33. 15–16), tym bardziej że Jezus wyraźnie oznajmił: „Wypełnił się czas i przybliżyło się Królestwo Boże” (Mk 1. 15). Nikt z nich nie wątpił zatem, że mówił on o królestwie podobnym do królestwa Dawida. Ponieważ jednak – jak ujął to w swej Ewangelii Łukasz – Żydzi „nie poznali czasu nawiedzenia swego” (19. 44), Jezus został ukrzyżowany, a Jerozolima i świątynia zostały zburzone. Ukrzyżowanie Jezusa było więc ogromnym wstrząsem dla jego uczniów (Łk 24. 21) i dopiero spotkanie ze zmartwychwstałym Chrystusem spowodowało, że na powrót zaangażowali się oni w misję, do której zostali powołani. Po trzecie – religia żydowska w przesłaniu Jezusa i apostołów była prosta; skupiała się głównie na duchowej odnowie i posłuszeństwu nakazom Tory, szczególnie przykazaniom Dekalogu w jego niezmiennej biblijnej wersji (por. Wj 20. 1–17). „Bo – jak oznajmił Jezus – dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z zakonu, aż nego dystansu” wobec kościelnego przekazu; są wręcz – jak pisze Pieper odwołując się do Nowego Testamentu – ukryte przed „uczonymi”. Po drugie, jeśli chce się korzystać z „życiodajnych dóbr pozostawionych Kościołowi”, nie można się wobec niego dystansować, żyć poza wspólnotą. „W jaki sposób – pyta Pieper – mogę być prawdziwie członkiem tej mistycznej wspólnoty, a zarazem obstawać przy krytycznym dystansowaniu się, byciu nonkonformistą, nie »stowarzyszając się« – i tak dalej?”. wszystko się stanie” (Mt 5. 18, por. Jk 2. 10). Poza tym – podobnie do Jana, syna Zachariasza – uczniowie Jezusa również praktykowali chrzest przez zanurzenie w wodzie. Chrztu udzielano jednak wyłącznie osobom dorosłym. Ponadto obrzędu tego nie traktowano jako sakramentu zjednującego łaskę Boga, lecz jako akt wiary symbolizujący śmierć dla grzechu i powstanie do nowego życia w Chrystusie. Warto także przypomnieć, że pierwsze gminy chrześcijańskie były autonomiczne i zarządzane kolegialnie. Nie znano więc podziału na duchownych i świeckich, hierarchii, prymatu ap. Piotra, sakramentów, kultu świętych, a także ich obrazów i relikwii, etc. Tak było na początku. Ten stan rzeczy uległ jednak zmianie wraz z napływem pogan, bo – jak pisze Geza Vermes – żydowskie dziedzictwo Jezusa najpierw zostało rozmyte, a potem całkowicie przekształcone. „Zmianę uzasadniono wiarą, mającą źródło w późnej Ewangelii Jana, że Duch Święty został posłany przez Jezusa, by przekazać nowe objawienie i udzielić od nowa »całej prawdy« (J 14, 16–17; 16, 13)” („Autentyczna Ewangelia Jezusa”, Kraków 2009, s. 452). BOLESŁAW PARMA [email protected] Piepera sądzę jednak, że jest to oznaka patologicznego charakteru instytucji Kościoła, przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, doktryna kościelna winna być oceniana i rewidowana w perspektywie danych czerpanych z nauki. Myślę tu przy tym zarówno o przyrodoznawstwie, jak i psychologii, seksuologii, archeologii, historii czy narzędziach badawczych stosowanych przez filologów. Jeśli tradycja Kościoła z góry odrzuca rewizję w świetle prawd odkrywanych przez naukowców, świadczy to, że ukonstytuowana jest na fałszu: nie można głosić prawdy, zamykając się na nią. Da się o tym nie mówić tylko wtedy, gdy ustawi się sobie temat tak, jak robi to Pieper. Wcielenie, objawienie czy kapłaństwo da się pewnie w większym czy mniejszym stopniu zamknąć w ramach doktryny, ale nie da się tego zrobić z problemem początku i ewolucji świata, kwestiami seksualności, trudnościami bioetyki itd. Po drugie, czymś nieludzkim jest oczekiwanie, że ktoś w imię odkrytej prawdy będzie krytykował Krk, a jednocześnie wbrew tej prawdzie ślepo się mu podporządkowywał. Oznacza to bowiem, że katolicy mają żyć w rozdwojeniu, jakiejś egzystencjalnej schizofrenii. Oznacza to również, że celem Krk jest kształtowanie osób o osobowości autorytarnej, bezkrytycznie podporządkowanej autorytetom własnej grupy. TOMASZ KOZŁOWSKI Inne chrześcijaństwo(80) Po trzecie, polemika, „bojowe nastroje”, rewolucyjny nacisk, krytyczna wola zmian – to wszystko nie przyniesie skutków w odniesieniu do Krk. Bo też – zdaniem Piepera – Kościół nie potrzebuje intelektualistów, a świętych, czyli tych, którzy jednocześnie potrafią krytykować, ale są ulegli i w pełni podporządkowani kościelnej hierarchii. Na dokładkę są oni także prawdziwymi nonkonformistami, bo sam Krk głosi prawdy źle widziane w „świecie”. Pieper pisze, że krytyka papieża nie wymaga odwagi, za to głoszenie, że potrzebna jest cnota czystości – owszem. Podzielam zdanie Piepera, że w Krk nie ma miejsca dla intelektualistów. Ci, którzy próbują nimi być, dość szybko usuwani bywają z kościelnych szeregów. W odróżnieniu od [email protected] strona 26 CZYTELNICY DO PIÓR nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Fakty i Mity Boga tam nie ma O becnie trwa batalia o zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej. Znamienne jest to, że w tej kwestii najwięcej do powiedzenia mają mężczyźni, a zwłaszcza starzy kawalerowie w kieckach. A przecież to oni najlepiej powinni wiedzieć, że jeden z ojców Krk, św. Augustyn, dobitnie określił, kiedy dusza łączy się z płodem, z zaznaczeniem, że płód dziewczynki otrzymuje duszę kilka tygodni później niż płód chłopca. Lekarze tłumaczą, że płód staje się człowiekiem w momencie wykształcenia się systemu nerwowego, i to jest granica dopuszczalności aborcji. Kościół pozostaje głuchy na te argumenty, a nawet pozwala na kłamliwą propagandę, według której w Polsce zabija się dzieci. Tzw. obrońcy życia pokazują drastyczne, zmanipulowane zdjęcia usuniętych płodów. A tymczasem nie zwraca się uwagi na to, że coraz więcej dzieci znajdujemy na śmietnikach. Nieważne, że matki porzucają swoje niechciane dzieci lub źle je traktują. Bo przecież tu nie chodzi o życie tych dzieci! Tu chodzi o supremację mężczyzn nad kobietami. Niech zachodzą w ciążę – w razie czego, to one poniosą pełną odpowiedzialność, gdy okażą się złymi matkami. Bywa też, że utrzymanie licznej rodziny leży na barkach kobiety. I o to właśnie chodzi! Kobieta nie powinna mieć czasu na myślenie. Od tego jest mężczyzna. Zadziwiające jest to, że kobiety w Europie mają prawo do stanowienia o sobie, ale Polka, choć też Europejka, ma być tych praw pozbawiona – ubezwłasnowolniona w chwili zajścia w ciążę. Najbardziej przykre jest to, że wiele kobiet dało się tak zmanipulować, że działają przeciw sobie, swoim córkom i wnuczkom. Tajemnicą poliszynela jest to, że wiele tych obrończyń życia poczętego dokonuje aborcji po cichu, a nawet niektórzy księża namawiają swoje kochanki do usunięcia płodu. Podziemie aborcyjne ma się tymczasem dobrze i będzie się miało jeszcze lepiej, bo po zaostrzeniu przepisów cena pójdzie w górę. A ty, kobieto, jeśli nie masz pieniędzy, umieraj sobie po pokątnej aborcji dokonanej domowym sposobem. Żal mi tych kobiet, które stracą dziecko przez samoistne poronienie, bo zamiast liczyć na wsparcie w tej traumie, będą musiały tłumaczyć się przed prokuratorem. Bo przecież będą podejrzane o celowe pozbycie się płodu. W Polsce chyba ktoś oszalał! Rację mają ci, którzy nie mogą się nadziwić, że kobiety stanowiące więcej niż połowę społeczeństwa tak W numerze 16 „FiM” opublikowany został artykuł o Grekach w Polsce. W numerze 18 odniosła się do niego osoba podpisana jako „Czytelniczka”. Ze swej strony chciałbym dodać kilka faktów, gdyż artykuł, choć ciekawy, powiela pewne stereotypy, jakie w okresie PRL zostały nam narzucone. Otóż moja żona jest Greczynką z pokolenia urodzonego już w Polsce, natomiast teściowa do Polski nie trafiła z własnej nieprzymuszonej woli. Otóż partyzanci Ellas, jakkolwiek mieli największe zasługi w walce z okupantem niemieckim, to w czasie wojny domowej dopuścili się czegoś, co można by nazwać nawet zbrodnią, przez co stracili poparcie wśród sporej części społeczeństwa. Nie wiem, skąd im ten pomysł wpadł do głowy, ale mogę się jedynie domyślać, że wpływ na to miała działalność doradców z ZSRR. Otóż partyzanci Ellas odbierali rodzinom dzieci w wieku 10–14 lat w celu wysłania ich do krajów socjalistycznych, gdzie miały się wykształcić i wrócić jako już wyszkolone kadry przyszłego komunistycznego rządu. Jeśli rodzina się opierała, rozstrzeliwano któregoś z jej członków, a niekiedy całe rodziny. W trakcie pieszej wędrówki przez góry Albanii dzieci padały jak muchy, będąc dają sobą manipulować, że występują aktywnie o ograniczenie swoich praw. Trudno się dziwić, skoro przez całe wieki Krk wmawiał ludziom, że ksiądz jest zastępcą Jezusa, a kard. Stefan Wyszyński podczas święceń wmawiał młodym kapłanom, że daje im władzę rozkazywa- tak zmieniony – wbrew przestrodze – przez tzw. Ojców Kościoła, by mogli powoływać się nań z korzyścią dla siebie. Opinia, jakoby Pismo św. było trudne w czytaniu, też przyczynia się do niewiedzy. Jakiekolwiek przeciwstawianie się Krk uważane jest za walkę z Bogiem. Jest to ma ani czasu, ani środków, ani siły. Dlatego znamienne jest, że im bardziej religijny kraj, tym większa bieda. I trzeba tu zaznaczyć, że religijność niewiele ma wspólnego z wiarą, a nachalna religijność jest sprzeczna z Biblią i z przesłaniem Jezusa Chrystusa. Jestem głęboko wierzącą oso- nia Bogu, by stawiał się na ołtarzach podczas mszy. Poza tym dopiero niedawno Krk zniósł zakaz posiadania i samodzielnego czytania Pisma św. Oprócz tego dopiero niedawno uporaliśmy się z analfabetyzmem. Ludzie nie znają historii swojej religii. Nie wiedzą także, że dekalog został ogromne nadużycie, ale wielowiekowa indoktrynacja robi swoje. Walka o większą dzietność w rodzinie jest walką o władzę kleru nad nami. Im więcej dzieci, tym większe potrzeby rodziny i tym mniej czasu na myślenie o czymś innym, niż sprawy bytowe. Na poszerzanie wiedzy nie bą i dlatego nie mogę identyfikować się z Krk, bo jest to organizacja religijno-polityczna o wszelkich znamionach sekty, i do tego splamiona jest krwią. Jestem pewna, że BOGA TAM NIE MA!!! Jest to Kościół utworzony przez człowieka – cesarza Konstantyna. Oss Tragedia grecka zmuszone do noszenia amunicji i broni partyzantów. W swoim czasie w telewizji polskiej pokazywany był film pt. „Eleni”, obrazujący taką sytuację. Winni tego procederu nigdy nie zostali ukarani ani napiętnowani. W opisany wcześniej sposób moja teściowa trafiła do Polski wraz z dziećmi, które zdołały wędrówkę przeżyć. Na rzecz przyszłości Grecji została pozbawiona jedynej pamiątki rodzinnej – złotego łańcuszka z medalikiem. Tutaj do pełnoletności wychowywała się w domu dziecka w Policach, aby w końcu trafić do Gdyni. Kiedy małżonka odtworzyła jej wspomniany wcześniej film, nagrany na DVD, popłakała się i nie była w stanie do końca obejrzeć, bo to był jej tragiczny los. Dla tych dzieci, które potem dorosły, mam wielki szacunek, bo w końcu żyły wśród swoich oprawców, nie rozdzierając ran, tylko tworząc małe wspólnoty, które łączył język, kultura, a następne pokolenie, które nie wróciło do kraju przodków, dość mocno się zasymilowało. Daniel Jewasiński Od Autora Szanowny Panie, nie od dziś wiadomo, że wojny domowe bywają niezwykle brutalne, a strony konfliktu nie przebierają w środkach. Właśnie jednym z tragicznych epizodów greckiego konfliktu był problem tamtejszych dzieci. Nawiązując do tych zdarzeń, przytoczył Pan amerykański film „Eleni” z 1985 roku, mający na celu polityczną kompromitację partyzantów Ellas. Trudno do końca opierać się na filmowym dziele Petera Yatesa i przytaczać je jako wiarygodne źródło historyczne, gdyż amerykańskie kino nieraz pokazało, że bliżej mu do science fiction niż faktu. Analizując to zagadnienie, staraliśmy się, jak tylko to możliwe, nie ukazywać problemu w czarno-białych barwach. Jednak z szeroko dostępnej bazy źródłowej traktującej tę tematykę jasno wyłania się w miarę obiektywny obraz tych zdarzeń. Ogólnie rzecz ujmując, zwolennicy Demokratycznej Armii Grecji dysponowali po- parciem greckiej wsi, zaś strona rządowa kontrolowała miasta. Stąd też wojska rządowe dokonywały licznych pacyfikacji wsi, aby zniechęcić ludność do sprzyjania partyzantom. Tutaj też pojawia się niejasna rola kontrowersyjnej greckiej królowej Fryderyki Hanowerskiej (w czasach hitlerowskich członkini Związku Dziewcząt Niemieckich żeńskiego odpowiednika Hitlerjugend). Otóż Pani ta zaczęła organizować sieć sierocińców tzw. paidopoleis (miasta dzieci) dla małych Greków z terenów zagrożonych walkami. W tym zacnym przedsięwzięciu kryło się drugie dno. Dzieci trafiały tam często pod przymusem, odbierane rodzicom siłą, a w ośrodkach tych poddawano je silnej prawicowej indoktrynacji, wychowując na janczarów wiernych panującej juncie. Niestety, zmieniano im również tożsamość, co w przyszłości uniemożliwiało powrót do biologicznej rodziny. W odpowiedzi partyzanci Ellas starali się uchronić dzieci przed dostaniem się do ośrodków prowadzonych przez obóz wroga, stąd też ich rozpaczliwa i często tragiczna ewakuacja z kraju, najczęściej do Albanii lub Bułgarii. Właśnie pierwsze transporty z greckimi uchodźcami, które trafiły do Polski, to były dzieci, dla których utworzono np. specjalistyczny szpital w Dziwnowie. Dopiero później dołączali do nich ich rodzice. Paweł Petryka PRZEMILCZANA HISTORIA Fakty i Mity nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. P rzez całe stulecia połączenie handlu ze świętami katolickimi było charakterystyczne dla całej Polski. Cotygodniowe targi jeszcze w XIX wieku w wielu polskich miejscowościach odbywały się w niedziele, a jarmarki – w święta maryjne i dni odpustów. Wierni przybywający na uroczystości kościelne robili przy okazji zakupy i sprzedawali towary. Ze świątecznego handlu duchowni nierzadko też czerpali zyski, albowiem place targowe przeważnie znajdowały się przy kościołach. Równocześnie od zamierzchłych wieków kler niczym mantrę powtarzał skargi na to, że „więcej ludzi targu niż nabożeństwa pilnuje”. Już biskup Nanker przypominał katolikom w 1331 roku o należytym czczeniu niedzieli i świąt, ubolewając, że niektórzy wierni, zarówno bogaci, jak i ubodzy, nie szanują niedzieli ani świąt, zamiast kościołów odwiedzają wówczas targi i zajmują się handlem. Módl się i handluj Związek kultu religijnego z handlem nie jest przypadkowy. Pogańskie targowiska były nie tylko miejscem handlu, ale także życia religijnego. „Już u ludów pogańskich handel, jako rzecz szczęścia, pozostawał pod opieką bogów, a targowisko uważano za miejsce święte” – tak przed stu laty pisał badacz dziejów osadnictwa i kultury średniowiecznej w Polsce, historyk mediewista Kazimierz Tymieniecki. Potem chrześcijaństwo, rugując dawne pogańskie kulty, patronami handlu uczyniło swoich świętych. Inny polski historyk, Karol Maleczyński, lokowanie parafii w okresie pierwotnej Polski wiązał w dużej mierze z instytucją targu. Z jednej strony instytucji Kościoła chodziło o zaszczepianie wiary katolickiej w miejscach dawnych kultów pogańskich, a z drugiej – o zakładanie świątyń i klasztorów na obszarach o potencjale handlowym. Parafia zlokalizowana w pobliżu targu zapewniała znacznie większy obszar oddziaływania. I vice versa – targi często powstawały tam, gdzie Kościół już istniał, gdyż funkcjonowanie parafii podnosiło miejscowość do rangi centrum ekonomicznego. Współcześnie trudno ustalić, co w konkretnej miejscowości było pierwsze – gromadzący okoliczną ludność targ czy budynek Krk. Targowiska funkcjonowały przy kościołach, do których na niedzielne msze przybywała ludność z okolicy. Ponieważ niedziela i kościelne święta były dniami wolnymi od pracy i od pańszczyzny, konsekwencją tego było prawne usankcjonowanie Walka o handel w niedziele Handel w niedziele, Boże Ciało, Boże Narodzenie, Wszystkich Świętych czy inne święta kościelne? W zamierzchłej przeszłości księża wcale nie byli temu przeciwni. A potem różnie bywało. terminu organizowania targów właśnie w niedziele lub dni, w które Kościół organizował uroczystości ku czci jakiegoś świętego. Połączenie terminu jarmarków i targów z niedzielą lub odpustem – mimo oficjalnego kościelnego nakazu świętowania – wydawało się praktyczne i oczywiste. Powaga niedzieli Dopiero z czasem Kościół zaczął zabiegać o oddzielenie sfery religijnej od działalności handlowej. W statutach synodalnych Mikołaja Trąby i Andrzeja Łaskarza z pierwszej połowy XV wieku znalazły się pod karą interdyktu lub ekskomuniki zakazy „naruszania powagi” kościelnego święta poprzez urządzanie targów w niedziele. Obaj biskupi domagali się, by niedzielne targi tygodniowe zostały przeniesione na inny dzień tygodnia. Mikołaj Trąba dawał na to sześć miesięcy, a Andrzej Łaskarz tylko trzy. Specjalnie nikt się tym nie przejął. I tak wydany na przełomie XVI i XVII wieku dekret dla parafii w Lipnie w archidiakonacie dobrzyńskim stanowił, że mięso i inne produkty do jedzenia wolno sprzedawać rano w niedzielę do czasu, gdy w kościele zadzwonią na mszę. Wtedy należy natychmiast zamknąć wszystkie jatki i kramy, żeby nie przeszkadzać wiernym w słuchaniu mszy. Mieli tego pilnować burmistrz i rajcy, w przeciwnym razie biskup groził im ekskomuniką. Nękanie bezbożnych Zwalczanie handlu niedzielno-świątecznego było walką z wiatrakami. Biskupi wileńscy kolejne listy pasterskie z zakazami handlu w niedziele u święta wydawali w 1637, 1669 i 1718 roku. Biskup krakowski Jerzy Radziwiłł u schyłku XVI wieku wpadł nawet na pomysł egzekwowania nakazu świętowania niedziel, wyznaczając punktatorów, którzy mieli zapisywać nieuczęszczających do kościoła. Listę nieobecnych na mszy winni następnie przekazywać staroście, który zobowiązany był nałożyć na nich karę w wysokości jednego funta na potrzeby kościoła. Zarządzenie najprawdopodobniej nie zdążyło wejść w życie, bowiem biskup Radziwiłł wkrótce rozstał się z tym światem. „Święta nie dlatego są postanowione, żeby ludzie wolnymi będąc od robót ciężkich i grubszych, bawili się bankietami, pijatykami, tańcami, targami, jarmarkami i innymi sposobami świeckimi, ale żeby do Domu Bożego, kiedy nabożeństwo w nim się odprawia, schadzali się” – na synodzie zamojskim w 1720 roku upierali się w tej sprawie biskupi uniccy. W 1768 roku konstytucja sejmowa wprowadziła zakaz handlu niedzielnego, przenosząc targi niedzielne na poniedziałek. W praktyce zakazu niedzielnego targowania nadal ściśle nie przestrzegano. Niedziele i odpusty stanowiły jedyne wolne dni, kiedy lud mógł udać się na targ lub jarmark i zaopatrzyć się w potrzebne mu towary. Proboszczowie w trosce o frekwencję w kościołach ograniczali się do egzekwowania zakazu handlowania w godzinach nabożeństw. Choć tu i ówdzie trafiali się nadgorliwcy. Obraza boska W 1775 roku w Gostyniu w targach organizowanych od XVI wieku tradycyjnie w niedziele i święta tamtejsi księża dopatrzyli się nagle obrazy boskiej i u władz świeckich wyjednali zarządzenie: „(…) targi niedzielne na fundamencie prawa teraźniejszego w żadną niedzielę odprawiać się pod obostrzeniem kary nie mogą, bo te niedzielne jak z należytym uszanowaniem dla zniesionych świąt innych obchodzone być powinny, i w nie żadnych trunków, towarów, zboża, drzewa i wszelkich rzeczy jako się od dnia dzisiejszego przedawać ani kupować nikomu nie godzi, tak pomienione targi niedzielne odkładają się i naznaczone są na poniedziałki i czwartki każdego tygodnia, gdzie uroczystość jaka na przeszkodzie nie będzie”. W roku następnym konsystorz poznański dorzucił kolejne zakazy: „Zakazuje się także wszelkie zgraje, tańce, szynk trunku każdego, ale jak targi na poniedziałki i czwartki dawniej są odłożone, tak też szynki, zgraje i tańce na insze dni powszednie przenoszą się dla uniknienia tak obostrzonej kary”. Ingerencja strona 27 Kościoła w prywatne życie spotkała się ze stanowczym sprzeciwem ludności z Gostynia i okolic. Przeniesione na czwartek targi bojkotowano i po staremu handlowano w niedzielę, niewiele sobie robiąc z nakazów i zakazów. W 1844 roku w Królestwie Polskim po interwencji władz kościelnych na mocy carskiego ukazu odbywające się w miastach i osadach w niedziele targi zostały przeniesione na inne dni. W licznych miejscowościach tradycja i przyzwyczajenie ludności znaczyły więcej niż prawo. Targi często nadal odbywały się w niedziele. W 1854 roku proboszcz spod Tykocina żalił się, że we wsi Kobyliny w niedzielne targi nawet połowa parafian nie przychodzi do kościoła i podobnie jest w okolicznych parafiach. W Ostrowcu w sierpniu 1861 roku wskutek usilnych nalegań księży proboszczów naczelnik powiatu zakazał urządzania targów w niedzielę. Nie na długo jednak, bo już w lutym 1862 roku ksiądz Ignacy Grynfeld w raporcie do biskupa pisał: „Cieszyli się z tego aniołowie w niebie i poczciwi ludzie, bo przez kilka miesięcy nie było targów – następnie mniej gwałcenia świąt, pijaństwa, bijatyk, przekleństwa i rozpusty. Nikt na tem nie stracił, bo lud uwolniony od pańszczyzny szedł do miasta za interesem w poniedziałki lub we czwartki i bywały targi liczne, bez obrazy religii. Ale czart przeklęty nie mógł znieść tej straty, dlatego tyle użył wpływu i przekupstwa Żydów i szynkarzy, że Naczelnik Powiatu wspólnie z burmistrzem na nowo w dniu 13 b.m. na niedzielę targi ogłosili i wprowadzili. Znów lud będzie tam tracił dusze i zdrowie i krwawo zapracowany grosz, a w niedziele kościoły nasze parafialne będą jak dawniej puste. Przejęty boleścią i zgrozą na taką niegodziwość i nie mogąc być obojętnym na tak wielkie zło jako proboszcz najbliższy Ostrowca i jako dziekan dekanatu, w którym to niegodziwe nadużycie ma miejsce, już zrobiłem podanie do Naczelnika Powiatu i wspólnie z miejscowym x. proboszczem wezwałem okolicznych xx. Proboszczów do użycia wszelkich środków dla odwiedzenia ludu od uczęszczania na targi w niedzielę”. Niedzielnego i świątecznego handlu Kościołowi nie udało się skutecznie wykorzenić do czasu odzyskania przez Polskę niepodległości. Nie pomogły ani oficjalne zakazy władz kościelnych i świeckich, ani pomysły sprawdzania obecności na mszach, ani nagonka na Żydów, w rękach których koncentrował się handel, ani zakazująca handlu konstytucja sejmowa, ani nawet carskie ukazy. Życie rządziło się swoimi prawami i zwyczajami, a lud opornie poddawał się kościelnym regulacjom i ograniczaniu wolności. AK strona 28 SZKIEŁKO I OKO LISTY OD CZYTELNIKÓW Ojczyzny prawie nie ma Postanowiłem napisać ten list, aby podzielić się moimi spostrzeżeniami na temat sytuacji polityczno-gospodarczej w naszym kraju. Chociaż należałoby postawić sobie pytanie, czy Polska jest jeszcze krajem. Jeśli przyjąć, że jest to linia na mapie – to tak. Bo jeżeli chodzi o majątek narodowy, który został sprzedany prawie w całości przez katolicką władzę po 1989 roku, to Polski już nie ma. Sprzedanie majątku narodowego jest zbrodnią dokonaną na państwie polskim. Jeśli ktoś powie, że inne kraje robią podobnie, to proszę podać, ile swoich zakładów sprzedały Niemcy, Francja, Szwecja, Norwegia i inni. Obecna „dobra zmiana” też tego problemu nie widzi i na czele z tym watażką koncentruje się za zapewnieniu, aby mógł on rządzić do 91 roku życia, jak to sam powiedział. Poza tym, jak widać z poczynań tych zakłamanych oszołomów PiS-owskich, najważniejszym ich zadaniem jest plucie na PRL i czyhanie na „komunistów”. Oczywiście PRL miała sporo wad, ale Polski nie sprzedała. Wręcz przeciwnie – budowała z rozmachem. Szkoły, szpitale, mieszkania, elektrownie, ciepłownie, mosty, drogi, zakłady chemiczne, zakłady rolno-spożywcze, huty, kopalnie itp. Ponadto dała chłopom ziemię po wojnie i przeprowadziła elektryfikację wsi i – co bardzo ważne – dała ludziom pracę. A Kościół rzymskokatolicki odprawia obecnie tysiące mszy tzw. świętych w intencji ojczyzny. Teraz żadne ich msze nie pomogą, bo ojczyzny prawie że nie ma. Ale Krk tego nie widzi albo widzi i jak zawsze robi owieczkom wodę z mózgu. Jakby Kościołowi na Polsce zależało, to po 1989 r. mógł uderzyć pięścią w stół i powiedzieć do ówczesnej władzy: Co wy, do jasnej cholery, robicie?! Andrzej z Sosnowca Nasze początki Polska nie zaczęła się w 1989 r., jak mówią to solidarnościowcy, ani w 1944 r., jak chcieli tego komuniści, ani w 1918 r., jak piszą socjaliści (piłsudczycy), ani też w 966 r., jak mówią katolicy, lecz około 2500 lat temu. Polska przedchrześcijańska była piękniejsza od obecnej, a pogaństwo religią bardziej narodową niż rzymskie chrześcijaństwo – Światowid też był bardziej polski niż Jezus z Nazaretu. Fenomen Kościoła, który istnieje od ponad 2000 lat, bierze się m.in. stąd, że jest to instytucja niedemokratyczna. Gdyby było inaczej, ona dawno by zniknęła – jak większość systemów demokratycznych na świecie. Czytelnik Ginekologiczne sumienie Lekarze ginekolodzy ze wszystkich szpitali w Rzeszowie oraz całym Podkarpaciu podpisali klauzulę sumienia. To oznacza, że kobiety z tego województwa nie będą mogły legalnie przerywać ciąży z powodu trwałego uszkodzenia czy nieuleczalnej choroby płodu. W ten sposób spadną, jak je nazywają położne, do kasty tzw. położnic letalnych. Będą musiały przez kilka miesięcy czekać, aż rozwijające się w nich dziecko umrze, bowiem nawiedzony lekarz zechciał być jej sumieniem, odmawiając prawa do legalnej aborcji. W taki sposób bez zaostrzania ustawy antyaborcyjnej ziści się scenariusz Kościoła i tzw. obrońców życia nienarodzonych, cokolwiek to oznacza. Muszą oni jednak zdawać sobie sprawę, że w taki sposób doprowadzą do tego, że rodzić się będą dzieci kalekie lub martwe, a mimo to kobiety będą zmuszone donosić je w swoim łonie. Trauma dla takich kobiet będzie olbrzymia, wbrew temu, co prawią ci nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Fakty i Mity nawiedzeni obrońcy życia, że to po aborcji kobieta przeżywa traumę. Lekarze powinni zdawać sobie z tego sprawę, dlatego dziwię się, że poddają się presji klerykalnego zaplecza w swoim gronie, podpisując te idiotyczne klauzule sumienia. Teraz czekam na odwróconą klauzulę sumienia – na przykład strażaków ateistów, którym sumienie nie będzie pozwalało brania udziału w gaszeniu palącego się kościoła. Jak już wprowadzają te idiotyczne klauzule sumienia, to powinny one działać w obie strony, a nie tylko w jedną, religijną. To pokazuje, do jakiej paranoi dochodzimy we wprowadzaniu czegoś, czego skutków nie potrafimy przewidzieć, a potem są tragedie nie tych, którzy to wprowadzają, ale tych, którzy im podlegają, jak te kobiety, którym odmawia się prawa do legalnej aborcji, ponieważ nawiedzony lekarz chce być sumieniem dla innych, samemu go nie posiadając. Józef Frąszczak ternet wraz ze sprzętem, aby być człowiekiem samodzielnym podczas choroby czy niepogody. Przez Internet mógłby zamówić leki czy jedzenie lub opłacić rachunki, czy wreszcie kontaktować się ze światem, szukając wiedzy na różne tematy. Nikt nie pomaga seniorom w ten sposób, chociaż niby odbywają się liczne dyskusje, narady, sesje, bada się podobno potrzeby starszego pokolenia, powstają fundacje, działają różne instytucje zajmujące się seniorami. Wszyscy pochylają się nad nami z troską, inkasując za na różne projekty pieniądze z budżetu miast lub z Unii Europejskiej, ale tak naprawdę nic na lepsze się nie zmienia... Iwona Rajewska Moherowy elektorat Kto podnosi rękę na Kościół, podnosi rękę na państwo. To dzięki „ojcu” Rydzkowi mamy to, co mamy. Słowa te wypowiedziane przez przewodniczącego rządzącej partii zabrzmiały groźnie. Bo kto odważy się zadzierać w władzą? Jestem czytelnikiem tygodnika „Fakty i Mity” od zawsze, czyli od chwili ukazania się pierwszego egzemplarza. Poruszane w nim problemy uświadamiają Czytelnikom, jak postępuje polski elektorat, dzięki któremu ludzie zdobywają szlify poselskie. W artykule „Cyrk odjechał” dwie panie posłanki pokazały, od kogo zależy ich status życiowy. Natomiast pani Anna Sobecka pragnie ukarania posła Pawła Olszewskiego za umieszczenie w serwisie społecznościowym słowa ,,pan” zamiast ,,ojciec” przy nazwisku Tadeusza Rydzyka. Dobrze, że nie zlinczowano człowieka za wypowiadanie tego, co myśli i uważa za stosowne. Gdyby pani poseł oraz jej partyjny szef przeczytali książkę pana Seweryna Mosza „Nie lękajcie się ojca Rydzyka”, może nie byliby tak zbulwersowani. Marian Kozak, Siedlce Głos wkurzonej emerytki Nasze sukcesy Emeryci są coraz bardziej wkurzeni rządami PiS, który zapowiedział, że przyszłoroczna waloryzacja będzie na tym samym poziomie co w marcu tego roku. Armia urzędników z ZUS utrzymywana z naszych podatków w pocie czoła obliczy, że znowu należą się nam grosze lub najwyżej 2–3 złote. Jednorazowy dodatek nie rozwiązał problemów finansowych ubogich emerytów. To była mizerna kroplówka na chwilę, żeby pacjent w marcu nie kopnął znienacka w kalendarz. Dostałam 50 zł, bo przekroczyłam „widełki” o 4–5 zł. Rozmawiałam z wieloma emerytami. Są wkurzeni, czują się dyskryminowani, wykluczeni, bo kolejny rząd, tym razem PiS, nie rozwiązał do tej pory problemu niskich emerytur. Powszechne jest przekonanie, że za mniej niż dwa tysiące złotych netto nie sposób przeżyć w miarę normalnie miesiąca. Zawsze trzeba dokonywać dramatycznych wyborów: albo zakup żywności lub leków albo płacenie rachunków w terminie. Szczególnie trudno żyje się osobom samotnym i po 65 roku życia. Moim zdaniem są dwa wyjścia z sytuacji: albo wreszcie rząd ustawowo zagwarantuje, że najniższa emerytura będzie wynosić dwa tysiące złotych netto, albo rząd przyzna po 500 zł dodatku stałego co miesiąc do emerytur poniżej dwóch tysięcy złotych netto, zwłaszcza osobom po 65 roku życia. Tego chcą emeryci, z którymi rozmawiałam. Twierdzą, że jeżeli PiS znalazł pieniądze na program 500 plus na dziecko, i to nawet dla bogatych rodzin, to nie powinien pomijać ubogich seniorów! W telewizji pewna matka powiedziała, że jak tylko otrzyma 500 plus, to kupi dzieciom… trampolinę! Inni rodzice starają się odebrać swoje dzieci z domów dziecka, bo nagle zapałali miłością nie do nich, ale do kasy. Moim zdaniem emeryci traktowani są przez rząd PiS jako najgorszy sort społeczeństwa. Nie ma takiej grupy społecznej czy zawodowej, która dostaje groszowe podwyżki. A ponadto od lat żadna władza nie przeciwdziała wykluczeniu cyfrowemu wśród ubogich emerytów. Zwykle poprzestaje na szkoleniach komputerowych, ale za co ma biedny senior z niską emeryturą kupić komputer czy laptop, skoro jego dochód nie wystarcza mu na życie? Moim zdaniem samotnie mieszkający emeryt, zwłaszcza po 65 roku życia, powinien otrzymać bezpłatny In- W związku z 25-leciem proklamowania III Rzeczypospolitej Polskiej (1989–2014) dokonuje się różnego rodzaju podsumowań tego okresu. Podkreśla się osiągnięcia w zakresie demokracji i liberalizmu gospodarczego. Rzadko natomiast mówi się o niekorzystnych zmianach w sferze ideologii. O tym traktuje niniejsze. W minionym okresie największe sukcesy odniósł kler. Jednak te sukcesy mogą oznaczać jego nieuchronną klęskę. Wśród tych „ sukcesów” należy odnotować: q wprowadzenie religii do szkół q powieszenie krzyża w Sejmie RP q powstanie wielu obiektów sakralnych (w tym dofinansowanie z budżetu państwa sławetnej świątyni opatrzności) q powstanie Radia Maryja i Telewizji Trwam q rozwinięcie kultu jednostki – papieża Jana Pawła II i prymasa Wyszyńskiego q przemianowanie ATK na Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego q zmiana na stanowisku papieża Franciszka, głoszącego, że Kościół to instytucja ubóstwa q wykrywanie i karanie zjawisk pedofilii wśród księży q ideologiczny terror religijny widoczny szczególnie podczas świąt kościelnych (zwłaszcza Bożego Narodzenia i Wielkanocy) q wprowadzenie Święta Trzech Króli q konflikty na temat rzekomej ideologii gender q podpisanie konkordatu z Watykanem q wprowadzenie zakazu aborcji. W sferze ideologii jest niewiele pozytywów, a w wielu wypadkach, co omówiono wyżej, zanotowano regres. Jedno „państwo wyznaniowe” – komunistyczne – zastąpiono drugim. Czy po upływie następnych 25 lat sytuacja się odmieni? Mam nadzieję, że naród polski otrząśnie się z tych utopii i zbuduje normalne państwo. Czy doczekamy takiego momentu, kiedy w Polsce nie będzie się mówiło: „za panowania komuny”, ale raczej: „za panowania kleru”, wyrażając się o tym okresie w czasie przeszłym?! Eugeniusz Bejgrowicz BEZ DOGMATÓW Fakty i Mity nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Joanna w krainie kaczystów K Polska bieda głosuje iedyś bieda tylko piszczała. Dziś także głosuje. I pozostanie wierna PiS- owi, dopóki będzie dostawać 500 zł na dziecko. To spoiwo łączące partię prezesa tysiąclecia z wyborcami. Dla niej jest szansą utrzymania władzy. Dla nich – otrzymywania nieopodatkowanej kasy. Niekoniecznie na dzieci. Program Rodzina 500+ przyniósł PiS-owi poparcie przede wszystkim wśród rolników, robotników, bezrobotnych, osób z wykształceniem podstawowym, gimnazjalnym i zasadniczym zawodowym oraz rodzin wielodzietnych. W tych grupach na dobrą zmianę zagłosowała połowa uczestniczących w wyborach. Wyraźnie zwiększyła się wyborcza frekwencja. Do urn poszło ponad 545 tys. Polaków więcej niż w 2011 roku. I głosowali dużo uważniej. Kart nieważnych było aż o 286 tys. mniej niż cztery lata wcześniej. Wyjaśnienie jest banalnie proste. Za rządów PO, czyli w latach 2008–2015, odsetek Polaków żyjących w skrajnej biedzie wzrósł z 5 do 7,5 proc. i przybyło 200 tys. niedojadających dzieci. Krajobraz polskiej nędzy w czasie kampanii wyborczej i wyborów 2015 roku był porażający. Poniżej minimum egzystencji, czyli progu biologicznego przetrwania, żyło 2,8 mln osób, w tym 700 tys. dzieci. Co trzynastego obywatela stać było na niewiele więcej niż bardzo skromne jedzenie. Nie miał ani grosza na transport czy kulturę. Z kolei dochody poniżej minimum socjalnego miało 4,6 mln obywateli III RP. 60 proc. najbiedniejszych stanowili mieszkańcy wsi. Bieda w największym stopniu dotyka bezrobotnych, rodziny osób niewykształconych i wielodzietnych. Zazwyczaj te cechy łączą się ze sobą. Skrajnie ubogich jest mniej niż 1 proc. gospodarstw domowych, w których głowa rodziny ukończyła studia wyższe, i aż 18 proc. rodzin, których ży- wiciel ma wykształcenie najwyżej gimnazjalne. Jeszcze bardziej na obniżenie poziomu życia wpływa wysoka dzietność. W biedzie żyje 11 proc. małżeństw z trójką dzieci i 27 proc. małżeństw z czworgiem lub większą liczbą dzieci na utrzymaniu. łeczeństwa. PiS przeciwnie. Nawet wyolbrzymiał dane o biedzie i głodujących dzieciach. Nie tylko trafnie zdiagnozował i podsycał społeczną frustrację, ale obiecał dobrą zmianę, a przede wszystkim konkretne pieniądze. Ze względu na rozkład biedy szczególne znaczenie ma program Rodzina 500+. We d ł u g r z ą d u m a sprzyjać zwiększeniu dzietności Polek, co jest oczywiście bzdurą. Najwięcej dzieci rodzi się w biedzie. To fakt zarówno historyczny, jak i socjologiczny. Korelacja między poziomem życia społeczeństwa i rodziny a dzietnością kobiet jest ujemna. 30 proc. młodych Polaków (do 30 roku życia) w ogóle nie chce mieć dzieci. Jeśli nawet zmienią zdanie, zdecydują się najpewniej na jedno, czyli sztandarowy program PiS ich nie obejmie. Natomiast bez wątpienia pięćsetzłotowy miesięczny dodatek na dziecko poprawi sytuację material- Za rządów PO, czyli w latach 2008–2015, odsetek Polaków żyjących w skrajnej biedzie wzrósł z 5 do 7,5 proc. i przybyło 200 tys. niedojadających dzieci Politycy rządzącej koalicji PO-PSL nie przyjmowali tego do wiadomości. Zachłystując się swoją wspaniałością, ośmiorniczkami, winem, przecinając wstęgi nowych autostrad, otwierając aquaparki, nie zauważali dysproporcji między niewątpliwym rozwojem gospodarczym kraju i pogłębiającą się nędzą części spo- strona 29 ną rodzin wielodzietnych, czyli najbardziej dotkniętych biedą. To jest wręcz nieprawdopodobnie duży zastrzyk finansowy. Są rodziny, które nigdy dotychczas nie widziały takich pieniędzy. Rekordzista będzie otrzymywać 6 tys. zł miesięcznie. Jeśli dotychczas, co bardzo prawdopodobne, był w grupie rodzin żyjących poniżej minimum egzystencji, dysponował kwotą nieprzekraczającą 4900 zł miesięcznie. To oczywiście dobra zmiana, ale nie zmienia, niestety, faktu, że od 1990 roku w Polsce nie ma spójnej polityki socjalnej ani systemu pomocy ludziom w trudnej sytuacji życiowej. Program 500+ jest najwyżej jego protezą. Protezą bardzo sprawną wyborczo, ale nie społecznie. PiS ma tego świadomość, ale polityki społecznej nie zreformuje. Woli rozdawnictwo, które przekłada się na wyborcze głosy. Od 1989 roku polska bieda głodowała. Teraz głosuje. Na PiS. I to jest prawdziwy i jedyny cel programu Rodzina 500+, na który finansowo składa się cała Polska. Prezes tysiąclecia dobrze odrobił lekcję z historii ZSRR. Hasło „Cała władza w ręce PiS” już zrealizował. Teraz modyfikuje kolejny pomysł Lenina. Kaczyzm to władza PiS+500 zł. Prof. JOANNA SENYSZYN senyszyn.blog.onet.pl; senyszyn.eu Jest alternatywa G Strach się bać ksenofobii recja, Wielka Brytania i Niemcy przyjęły falę uchodźców i imigrantów z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki. Polska – ani jednego. Społeczna akceptacja dla przyjmowania imigrantów w Grecji, Anglii i Niemczech jest znacznie wyższa niż w Polsce. Na pytanie: „Czy polski rząd powinien robić więcej na rzecz uchodźców?” tylko 43 proc. naszych rodaków odpowiedziało „tak”. Natomiast na pytanie: „Czy akceptujesz w swoim kraju ludzi uciekających przed wojną i prześladowaniem?” „tak” odpowiedziało tylko 53 proc. Polaków. Od Polaków – na 27 badanych państw – mniej wrażliwi byli tylko Rosjanie, bo „tak” odpowiedziało 35 proc. Pozytywnie w kontekście przyjmowania uchodźców odpowiedziało natomiast 97 proc. Hiszpanów, 96 proc. Niemców, 87 proc. Anglików i 86 proc. Greków. Prawie wszyscy! Takie fakty ujawnia badanie „Refugees Welcome Index”, przeprowadzone przez Amnesty International na próbie 27 tys. osób z 27 krajów. Szokuje to Was? Mnie zaszokowało. Szkoda, że badanie Amnesty nie obejmuje wielu krajów europejskich. W zestawieniu nie ma bowiem Włochów, Czechów, Słowaków czy obywateli krajów bałtyckich, a jeśli zastanawiać się nad przyczyną ta- kiego stanu rzeczy, to porównanie z nimi Polaków pozwoliłoby na ciekawe wnioski. Jednak dostępne porównania i tak są szokujące. Polacy obok Irlandczyków są jednym z tych narodów Europy, które wydały największą emigrację w nowoczesnej historii Europy. W Polsce nie było nigdy ataku terrorystycznego ekstremistów islamskich. W przeszłości bardzo wiele łączyło nas z kulturą islamu. Skąd zatem taka ksenofobiczna i nieempatyczna postawa? Czy tylko dlatego, że obok nas jest tak niewielu przedstawicieli innych kultur i nie mieliśmy okazji ich poznać? Czy dlatego, że nie mieliśmy w związku z powyższym dobrych doświadczeń z imigrantami, a społeczeństwa, które akceptują ich obecność, miały? Bo przecież zdecydowana większość Afrykańczyków i mieszkańców Bliskiego Wschodu, którzy przybyli albo byli wręcz „importowani” do Europy i Ameryki do niewoli lub pracy, świetnie zespoliło się ze społeczeństwami Zachodu i przyniosło zdecydowanie więcej korzyści niż strat i zagrożeń. Myślę, że głównym czynnikiem oporu przed przyjmowaniem przybyszów jest lęk. Lęk podsycany przez narodowo-katolickich polityków i nacjonalistyczne ugrupowania. Lęk wzbudzany informacjami medialnymi o sporadycznych aspołecznych zachowaniach imigrantów żyjących na Zachodzie w – de facto – gettach i o atakach terrorystycznych muzułmańskich ekstremistów. Lęk przed nieznanym. Nie można jednak abstrahować od tego, że znaczna część społeczeństw Afryki i Bliskiego Wschodu ma wrogi stosunek do Ameryki i Europejczyków. Trudno się temu dziwić, bo przecież to Europejczycy i Amerykanie narzucali swoje panowanie w tych regionach. Przejawiali butę. Ustanawiali metodami agenturalnymi lub poprzez wojny wygodnych sobie satrapów. Realizowali wyzysk i utrwalali w Afryce i na Bliskim Wschodzie wrogie sobie postawy. Ideą spajającą tę wrogość stał się radykalny islam. Nic innego nie mogło tak dobrze połączyć wściekłych na Zachód mieszkańców tego regionu świata jak powszechna w tym regionie religia. Dziś nie da się już przejść do porządku dziennego nad faktem, że istnieje coraz bardziej agresywny i groźny terroryzm i terrorystyczna wojna. Jednak nie sposób też nie dostrzec, że większość ludzi, którzy pragną dostać się do Europy, właśnie ucieka przed wojną i ekstremizmem. Nie tylko przed represjami, bombami i kulami, ale także przed skutkiem wojny na tamtych terytoriach: bra- kiem warunków do życia, skrajną i narastającą biedą. A co oprócz lęku przed nieznanym zespala nasz opór przed przyjmowaniem uchodźców? Szczególnie tu – w naszym kraju! To bieżąca polityka podsycająca lęk i postawy ksenofobiczne. Polityka potrzebna prawicy do prowadzenia wojny z liberalnymi i postępowymi lewicowymi nastawieniami znacznej części społeczeństwa. O tym, jak bardzo polityka i polityczna nacjonalistyczna propaganda wywierają wpływ na umysły zacietrzewionych obywateli, niech świadczy fakt, że jeszcze w maju 2014 roku w sondażu Mareco Polska aż 68 proc. badanych popierało przyjmowanie osób uciekających przed prześladowaniami. A przyjmowanie ludzi szukających schronienia przed wojnami i konfliktami zbrojnymi – aż 74 proc. Co się tak nagle w Polsce stało? Dlaczego postawy Polaków tak bardzo różnią się od postawy Greków, Brytyjczyków czy Niemców? Każdy, kto myśli o Polsce fair, niech sam odpowie sobie na to pytanie i wyciągnie wnioski. Ja już je mam. Strach się bać! Ale nie imigrantów, tylko polskich konserwatywnych polityków i ich ksenofobii. ANNA GRODZKA [email protected] strona 30 JAJA Z MIASTA, JAJA ZE WSI Plotki B i rekiny J an Nowicki (77 l.) już nie wystąpi na ekranie. „Super Express” donosi, że aktor walczy z depresją i coraz częściej myśli... o śmierci. Nowicki, który zawsze żył pełnią życia, a swój pierwszy ślub wziął dopiero jako 70-latek, ostatnio wyraźnie posmutniał. Jego była żona, Małgorzata Potocka (63 l.), już kilka lat temu narzekała, że aktor stroni od ludzi. Najszczęśliwszy był, gdy mógł zaszyć się w swoim ukochanym Kowalu na Kujawach, gdzie ma dom. Podobno przez to rozpadło się ich małżeństwo. „Ja już się skończyłem – powiedział ostatnio dzwoniącemu do niego dziennikarzowi „Super Expressu”. – Z pytaniami dotyczącymi grania proszę dzwonić do innych. Mnie to już nie interesuje. Proszę już do mnie nie dzwonić... Zaplanowałem już swój pogrzeb”. S wój pochówek zaplanowała także Karolina KorwinPiotrowska (45 l.). Dziennikarka niedawno wypowiedziała się w temacie chorób i śmierci. Wyznała, że poważnie choruje i – jak trzeba będzie – to sama „zadecyduje, kiedy umrze”. Przedstawiła również plan swojego pogrzebu. „Mam chore serce, więc mnie pewnie strzeli w locie. Byleby nie na ulicy, żeby szybko. Spotkałam się w moim życiu z długą, powolną śmiercią, która odbiera człowiekowi godność. Sama zdecyduję, kiedy to zrobię, nie poddaję się bólowi. Mam playlistę na swój pogrzeb, jest dość hardcorowa. Krzysiek Ibisz będzie wygłaszał mowę. On mi to obiecał” – opowiedziała dziennikarka. eata Kozidrak (56 l.) napisze autobiografię. Ma to być książka, która „pomoże wielu kobietom”. 10 maja do lubelskiego sądu wpłynął pozew rozwodowy, złożony przez piosenkarkę. Kozidrak po 35 latach małżeństwa uznała, że ma dość zaborczego męża, kierującego jej życiem od matury. Na dodatek podobno Andrzej Pietras (62 l.) miał „kłopot z wiernością”. Artystka wyprowadziła się z ich wspólnego domu. Na początek zamieszkała u córki. Z czasem kupiła pod Warszawą willę wartą 2 miliony złotych. Piosenkarka wyznała, że dopiero po 40 latach małżeństwa zrozumiała, iż mąż nie miał racji, wmawiając jej, że sama byłaby nikim. Postanowiła więc napisać książkę, żeby inne kobiety zrozumiały to szybciej. „To będzie mądra książka, która mogłaby pomóc wielu kobietom” – obiecuje Kozidrak. Jakiś czas temu ekolodzy krytykowali też DiCaprio za luksusowe rejsy po Morzu Śródziemnym. S usan Sarandon (69 l.) bawiła ostatnio na Lazurowym Wybrzeżu. Aktorka przyjechała do Cannes świętować jubileusz 25-lecia kultowego filmu „Thelma i Louise”. PROWINCJAŁKI Gwałtowna zmiana pieluchy Do szpitala w Poznaniu trafił 3-miesięczny Sebastian. Dziecko miało połamane nogi, ręce i żebra. Chłopczyka skatował jego 26-letni ojciec Patryk R., który wyjaśnił, że po prostu „zbyt gwałtownie zmienił mu pieluchę”. Sebastian ma jeszcze dwie starsze siostry w wieku 5 i 2 lat. Rodzina mieszka na terenie ogródków działkowych. Ich sąsiedzi twierdzą, że zarówno 22-letnia matka chłopca, jak i Patryk R. nie pracują. Utrzymują się z zasiłków i programu „500 plus”. Tata psychopata W okolicach Moskwina (woj. podlaskie) 36-letni kierowca wpadł do rowu, gdzie samochód dachował, zderzając się z drzewem. Kierujący był zupełnie pijany – wydmuchał ponad 3 promile. Jechał ze swoim 10-letnim synem, który z ciężkim urazem głowy trafił do szpitala. Porąbany A resztowany Paweł Z. z Rudy Śląskiej od kilku lat znęcał się nad swoją matką – szarpał ją, wyzywał i groził śmiercią. Wszystko dlatego, że – jak wyjaśnił 35-latek – kazała mu rąbać drewno. L eonardo DiCaprio (42 l.) poleciał do Nowego Jorku prywatnym odrzutowcem, żeby... odebrać nagrodę za ochronę środowiska! Spragniony pracy Do urzędu pracy w Legnicy przyszedł bezrobotny z siekierą w ręce. Powiedział urzędniczkom, że jeśli do południa nie znajdą mu jakiejś konkretnej roboty, to „rozwali im głowy”. Punktualnie o 12 wrócił. Już bez siekiery, ale za to z młotkiem. Czekali na niego policjanci. Sarandon wzięła udział w panelu poświęconym roli kobiet w przemyśle filmowym. Spytana o plany na emeryturę, wyznała, że chętnie spróbowałaby swoich sił jako… reżyserka filmów porno dla kobiet. 69-letnia aktorka stwierdziła, że większość dostępnej pornografii została stworzona dla mężczyzn i nie nadaje się dla pań. „Ogólnie pornografia jest po prostu brutalna i nie wygląda zachęcająco z kobiecego punktu widzenia” – powiedziała brytyjskiemu „The Times”. Gwiazdor miał ostatnio napięty grafik. Najpierw poleciał na festiwal filmowy do Cannes, aby po kilku dniach wrócić do Nowego Jorku na uroczyste wręczenie nagród przyznawanych za ochronę środowiska. Dzień później znów był w Europie. Latał prywatnym odrzutowcem. Ekolodzy i obrońcy praw zwierząt zauważyli, że podróże Leonarda to hipokryzja: na jeden lot odrzutowiec zużywa ponad 3 tysiące litrów paliwa. Aktor, który apeluje o dbanie o środowisko, w samym 2014 roku wydał na prywatne loty setki tysięcy dolarów, korzystając ze swojego odrzutowca średnio raz w tygodniu. nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Fakty i Mity T om Hanks (59 l.), u którego w 2013 roku zdiagnozowano cukrzycę, przyznał ostatnio, że choruje przez własną głupotę. „Jestem z pokolenia leniwych Amerykanów, którzy imprezują do utraty tchu, by nagle stwierdzić, że źle się czują. Byłem ciężki i leniwy. Oglądaliście mnie w filmach, pamiętacie, jak wyglądałem. Byłem idiotą” – wyznał gwiazdor. Tom Hanks dodał, że wahania wagi, które były efektem przygotowywania się do roli, także przyczyniły się do rozwoju cukrzycy. Gwiazdor odchudzał się drastycznie m.in. do filmu „Filadelfia”. Dziś aktor prowadzi zdrowy styl życia i jest pod stałą obserwacją lekarzy. Pieskie życie W Wałbrzychu do fundacji Na Pomoc Zwierzętom wpłynął donos, że w jednym z mieszkań pies jest przywiązywany do wanny, a jego właściciele chcą, żeby zmarł z głodu. Wolontariusze z fundacji rzeczywiście znaleźli sukę Sabę – siedziała w zamkniętej, ciemnej łazience, we własnych odchodach. Dwa lata temu umarła właścicielka psa, a opiekę nad Sabą przejął mąż kobiety i jego córka. Sukę przywiązywali do wanny, tłumacząc, że jest agresywna. Odebrane zwierzę było wyczerpane, niedożywione i z zanikiem mięśni w tylnych łapach z powodu braku ruchu. Przeznaczenia nie oszukasz! D wudziestolatek z Hrubieszowa (woj. lubelskie) wracał na rowerze z imprezy. Był bardzo pijany, więc wybrał trasę opłotkami, żeby nie natknąć się na policyjny patrol. Długo nie jechał, bo przewrócił się i... wpadł prosto pod koła radiowozu. Rowerzyście nic się nie stało. Wydmuchał ponad 2 promile. Współczesny Pawka Morozow Na komisariat w Sławnie (woj. zachodniopomorskie) przyszedł 9-latek, który zgłosił, że rodzice go biją. Chłopiec nie miał na ciele żadnych obrażeń. Policjanci i pracownicy GOPS-u pojechali z nim do domu. Okazało się, że 9-latkowi nie chciało się odrabiać lekcji. Kiedy rodzice za karę zabronili mu gier komputerowych, ukarał ich policyjnym donosem. Palący problem 12 -latek z gminy Gostyń (woj. wielkopolskie) ukradł i sprzedał dwa rowery. Policjantom powiedział, że pieniędzy potrzebował na zakup... e-papierosa. Kolumnę redaguje JUSTYNA CIEŚLAK [email protected] ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE Fakty i Mity nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. A B C 8 1 D E F G H I J K 28 7 5 25 2 L Humor 1 35 22 33 Przy barze siedzi zapłakany i mocno wstawiony gość. Podchodzi do niego znajomy i pyta: – Co jest, stary? – Żona rozbiła moje nowiutkie autko – tylko na złom się nadaje! – A co z żoną? – A wiesz, że nawet nie wiem… Mąż pojechał na delegację do Paryża i żona poprosiła go o kupienie ekskluzywnej bielizny. Podała rozmiar i kolor. Mąż poszedł do eleganckiego butiku z bielizną, podał rozmiar, wybrał fason, a ekspedientka pyta: 31 17 3 27 13 11 34 18 4 21 23 5 29 14 6 40 7 3 32 38 37 2 16 4 24 26 8 19 39 41 12 9 A B 8 10 1 10 C D E 1 36 35 F 9 G H 6 I 7 5 25 2 20 J 33 15 K L 28 strona 31 – Jaki model miseczek pan sobie życzy? Jabłko, gruszka, kropla wody? Mąż długo myśli, wreszcie mówi: – A macie państwo model „uszy jamnika”? Kontrolna wizyta ciężarnej u ginekologa: – Ojciec będzie przy porodzie? – Nie sądzę, nie przepada za moim mężem. Dyrektor do sekretarki: – Pani Kasiu, podaję się do dymisji. – Mój Boże! – zmartwiła się sekretarka. – A kto przyjdzie na pana miejsce? – Nie wiem, pewnie jakiś idiota. – Znowu! – załamuje ręce sekretarka. 22 30 Określenia słów znajdujących się w tym samym wierszu (lub kolumnie) diagramu zostały oddzielone bombką. 31 Poziomo: 1) bez młotka przybijanie l o blaszce przy17 apaszce 27 l bluzeczka z dokumentem 2) pod nim stopa wody l Bogdan – bluesowy poeta l przez niego korony spadają na ziemię l limuzyna dostojnika . , 13 11 3) błąd dziurze w tej stolicy 1 informatyka 2 3 4l poszły 5 6 w7las l w8 takiej 9 10 11 głucha 12 cisza 13 14l 15 16 17Anka 18 mieszka 19 20 21 22 34 18 4) graniczy z sąsiadem – Czadem l na oku na stoku l pod nią silnik i twarz masz l moda wypośrodkowana 5) złote runo zdobył on l wyspiarz strzelający gola? l trwa jakiś czas ... 6) norweska21 zatoka l znajomości, czyli sposób na schody l niekrótki do spłacenia l puszyste drzewo 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 7) likierek z węgierek l 23 ostre u bratanków l na piersi, lecz nie stanik l siedzi z panem pod platanem 8) jak z niego sypać można l opel sprzedaje te kwiaty na raty l karny go zna 9) koronka pod brodą l Marzec w sejmie l tam są wszyscy sady ptaki 29 14 spokrewnieni l pustoszące 10) przez to się38 przelewa l trzynastka przy zielonym stoliku l w magazynie jest coś 32 na nim l3 tu musisz mieć farta w kartach Pionowo: A) tu za rozgrywka l pretensje wylewane stale 40loda klient płaci l ostateczna 37 2 B) odrobina materii w smole l... Moore – Święty l sprzedaje paliwo z lnem l walki na wodzie C) wartość dodatnia l4 w tej stolicy od lat szariat l ma łeb, 16 do drewna lub do metalu 24 D) biedna, choć ma boga l Zosia, dla kogoś, kto jej nie kocha 26 l miasto 19 z szalika 39 i polityka E) gaz ze zmieszanego grona l wyszedł z formy, lecz nie sportowiec l filmowe zwoje F) drzewa z Atlasu l co ma skin do kopania? l pesymista na lepsze nie liczy 41 G) piłkarskie bajerowanie l nim się podpiszesz po obraniu l dźwięk w potrzasku 12 20 6 H) sknerze go wydawać żal l leżą odłogiem l kręcą się w szkole I) okularnica niedobra l niewierny lubi na boki l upiorna postać 9 J) kłoda rzucona pod nogi l zadaje pytania retoryczne l orzeł albo ... 10 36 K) dziewczę w okularach l firma znana z pokręconych smaków l przystanek kasztanek l chodzisz po nich w poprzek trasy 15 L) poimprezowy ból głowy l zabierz mu fale – nie zagra wcale l spuszcza się za karę l Chaplina dziedzina 30 3 4 5 6 7 8 9 10 Litery z ponumerowanych pól utworzą rozwiązanie – dokończenie rozmowy dwóch kumpli. – Podobno seks jest świetnym sposobem na sen. –- 1 2 23 24 25 3 4 5 6 7 . 26 27 28 29 30 8 9 10 11 31 12 13 14 15 32 33 34 16 17 18 19 20 21 22 35 36 37 38 39 40 41 , ... Rozwiązanie krzyżówki z numeru 19/2016: „Hot dog i sześciopak”. Nagrody otrzymują: Justyna Dudkiewicz z Aleksandrowa Łódzkiego, Milena Werens z Mławy, Piotr Przybyłek z Sosnowca. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na: [email protected] albo pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (Indeks 356441, ISSN 1509-460X); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail: [email protected]; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 72 33; Adres redakcji: 95-100 Zgierz, ul. Łąkowa 2d; e-mail: [email protected], tel. (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. Warunki prenumeraty: 1. Prenumerata redakcyjna – 56 zł za III kwartał 2016 r., 104 zł od III do IV kwartału 2016 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 56 zł za III kwartał 2016 r., 104 zł od III do IV kwartału 2016 r.; b) RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Centrum Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 693 70 00 – czynne w dni robocze w godzinach 7.00–17.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 3. Prenumerata elektroniczna: a) informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl – zakładka PRENUMERATA. Prenumerator upoważnia firmę BŁAJA News Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. b) www.egazety.pl c) www.nexto.pl 4. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hübsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326, http://www.prenumerata.de. 5. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 6. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. strona 32 JAJA JAK BIRETY nr 21 (847) 27.05 – 2.06.2016 r. Fakty i Mity Cuda-wianki Baw się dobrze! N ajedzony i wyspany homo sapiens potrzebuje rozrywki. Niejedną już wymyślił. Skupmy się na przyzwoitszych rozrywkach. Rys. Tomasz Kapuściński q Dzieci biegające z latawcem nie wiedzą pewnie, że to rekwizyt wojenny. Kilkaset lat przed naszą erą Chińczycy brali kawałek szmatki na sznurku, malowali jaskrawymi kolorami i puszczali w stronę nieprzyjaciela – żeby go przestraszyć. W chińskiej armii za ich pomocą przesyłano także tajne komunikaty. Zakodowaną informację przekazywał kolor latawca. q W 1760 roku Belg Joseph Merlin wymyślił coś przypominającego dzisiejsze wrotki – buty z drewnianymi kółkami – i pojechał na bal maskowy. Pierwszy wrotkarz zbyt późno zorientował się, że nie przećwiczył skręcania i hamowania... Według relacji świadków Merlin „wpadł na wielkie lustro, warte ponad 500 funtów, roztrzaskał je w drobny mak i sam poważnie się poranił”. Wynalazek – już z gumowymi amortyzatorami – opatentowano przeszło sto lat później. q John Spilsbury był kartografem. W latach 60. XVIII wieku doszedł do wniosku, że dzieci łatwiej zapamiętają, co gdzie leży, jeśli wymalowaną Anglię podzieli się na mniejsze części, które potem można poskładać. Tak wyszły mu popularne do dziś puzzle. q Pierwszego pluszowego misia wyszykował Morris Michon, właściciel sklepu zabawkarskiego na Brooklynie. A zaczęło się od Theodora Roosevelta. W 1902 roku prezydent uczestniczył w polowaniu i koledzy nagonili mu rannego niedźwiedzia. Roosevelt nie był zainteresowany dobijaniem i ocalił zwierzowi życie. Historia przedostała się do prasy. Powstało na jej temat kilka artykułów, historyjek obrazkowych oraz wspominany pluszak, który otrzymał imię Miś Teddy’ego i stał się popularniejszy niż pan prezydent. q Był grudzień 1913 roku, kiedy A r t h u r Wy n n e , pracownik działu żartów w „New York World”, wymyślił pierwszą krzyżówkę. Liczyła 32 hasła. Kratkowane łamigłówki szybko poznali Europejczycy. Największe wzięcie miały w Anglii, gdzie interweniowało Brytyjskie Stowarzyszenie Optyków w obawie, że ślęczący nad gazetą rodacy będą masowo ślepnąć. q Czarnym czwartkiem ochrzczono 24 października 1929 roku. Tego dnia ceny akcji na nowojorskiej giełdzie gwałtownie spadły, zwiastując wielki światowy kryzys. W tym czasie Duńczyk Ole Kirk Christianes produkował drabiny i ledwo wiązał koniec z końcem. Zrozumiał, że jeśli czegoś nie wymyśli, czeka go rodzinna przeprowadzka pod most. Christianes z resztek drewna, które zostało po drabinach, zrobił dla dzieci klocki. Z wypustkami, dzięki którym można było układać dowolne kształty. Nową firmę nazwał Lego – od duńskiego zwrotu leg godt („baw się dobrze”). JC ŚWIĘTUSZENIE unia Nie pierwsza kom – Test ciążowy proszę. – Jaki? – Negatywny, jeśli można… Pani pyta Jasia: – Odrobiłeś pracę domową? – Tak, nawet przeczytałem całą lekturę i nauczyłem się do sprawdzianu! Pani osłupiała: – Jasiu, ty chyba żartujesz! – Tak, ale to pani zaczęła. – Mamo, mamo, miałem najwyższy wynik na teście! – Świetnie, synu, a jaki to był test? – Na zawartość alkoholu we krwi...